Wiersze Tadusz Różewicz


tytuł: "Wiersze"
autor: Tadeusz Różewicz

Kolebka 474 Liryki lozańskie 475 Prześwietlenia 476 Sen Jana 477 Kamieniołom 478 Oczekują na obcego 479 Końbysięuśmiał 480 Ewa 482
* * * (Morze w nocy...) 483
* * * (Ciało moje...) 484
* * * (Para starych ludzi...) 485
Leda 486
W nieznanej mowie 487
Nic 488
Strumień 489
Pisklęta 490
Przenikanie 491
Wiersz pisany o świcie 492
Szkic do erotyku współczesnego 493
Za przewodnikiem 495
Otwierały się drzwi 498
Motyle 499
Od jakiegoś czasu 503
Na motywach meksykańskich 504
Kapitulacja 506 Poemat patetyczny 507 Korekta 508 W teatrze cieni 509
* * * idrae się miękko...) 510
Nowy wiersz 511
Opowiadanie o starych kobietach 512
Larwa 515
Streszczenie 517
Dialog 519
Kurtyny w moich sztukach 521
Melies 523
Frans Hals 525
Wyjście 526
Zamknąłem 528
Wiedza 530
Na odejście poety i pociągu osobowego 531
Zabiegi 532

619


Dziatwa 383
Erotyk z końca XIX wieku 385
Szpagat 337
Erotyk nad Gobi 388
O tej samej porze 391
Fragmenty dwudziestolecia 396
Głos anonima 398
Pisałem 399
Głos anonima
Et in Arcadia ego 402
(.Wędrówka dusz 402
2, Blocco per notę 413
3. Defilada 421
Z dziennika żołnierza 424
Nic w płaszczu Prospera
Kto jest poetą 434
O pewnych właściwościach tak zwanej poezji 435
Karmienie Pegaza 437
* * *(W katedrze...) 438
Nic w płaszczu Prospera 440
O tej samej porze 441
Biel 442 W róży 444 Mija mnie 446
Opowiadanie dydaktyczne 447 I. Nauka cierpliwości 447 II. Sny 448
III. Początek 452
IV. Spotkanie z Franciszkiem 454
V. Prawa i obowiązki 455
Twarz trzecia
Z życiorysu 458
Acheron w samo południe 459
Śmiech 467
* * * (Asyż gniazdo...) 468
Talent 469
Pierwsze jest ukryte 470
* * * (O świcie światło...) 471
Drzwi 472
618

Koncert życzeń 323
Białe groszki 324
Strach 325
Żart patetyczny 326
Szaleniec zrównoważony 328
Życzliwość 330
Pomniki 331
Dopełnienie 332
Płytko prędzej 334
Śmierć 335
Ptak 336
Drobne ogłoszenia liryczne 337
Perswazja 338
Jest tak ukryty 339
Nieznany list 342
Nowe porównania 343
Obcy człowiek 344
Wizja i równanie
Wizja i równanie 346
Aniołki jeszcze nie skończone 348
Grzeczność nie jest nauką łatwą 349
Szachownica 350
Wigilia w obcym mieście 351
Pod murem 356
Mgła 358
Zielona róża
Walka z aniołem 360
"Bocca delia verita" 362
Zielona róża 364
Kasa pancerna 368
W świetle dziennym 370
Grająca szafa z placu Pigalle 372
Grób Dantego w Rawennie 374
Do serca 375
Propozycja druga 376
Ślepa kiszka 378
* * * (Ziemie rzucali na trumnę...) 379
Mars 380 Domek 381 Zdjęcie ciężaru 382

617


W środku życia 262 Rehabilitacja pośmiertna 265
Formy
Formy
Formy 268
Nie mam odwagi 269
Niejasny wiersz 270
Hiob 1957 277
Rozwarte 278
Rozebrany 279
Ciało 280
W pośpiechu 281
Jestem realistą 282
List do ludożerców 283
Spotkanie 285
Ostrzeżenie 286
Oparł głowę na dłoni 288
Spojrzenia
Nienasycony 290
Hycle 292
Obojętność 293
Noga 294
Nie nadaje się do życia 295
Czerwone pieczęcie 296
Banan 297
Wspomnienie z roku 1929 298
Cyganie 299
Spojrzenia 300
Komentarz 305
Rozmowa z księciem
* * * (Kto mi związał ręce...) 314
Uzasadnienie 315
Powrót 316
Można 317
Wyjście 318
Kara 319
Nowy człowiek 320
Możliwe 321
Czarne na białym 322
616






Przygoda Don Kiszota z La Manczy !38
Sen i przebudzenie 141
Piosenka 144
Spojrzenie po chorobie 145
Obraz 146
Wspomnienie dzieciństwa 149
Świadek 150
Był styczeń 151
Śmierć mieszczańska 153
Stara chłopka idzie brzegiem morza 154
Pragnienie 158
Równina
Pierwsza miłość 160
W związku z pewnym wydarzeniem 164 Z uśmiechu uczynili potwora 167 Równina 168
Srebrny kłos
Nad wyraz Drzewo 182 Pogoda 183 Próbuje 184 Moje usta 185 Miłość 1944 187 Kogo tu nie ma 188 Żebraczka z Odensee 189 Ojciec 191 Towarzystwo 192 * * * (Czym są wiersze...) 194 Ciemne źródła 195 I. Tron 195 II. pbrączka 196
III. Świat jest wielki 198
IV. Herszlik stolarz 199
Nad wyraz 201
Syn marnotrawny 202
Srebrny kłos
Rozmowa na rynku w Birczy 207 Stary kirkut w Lesku 209 Bystrzyca Kłodzka 211

Chwila 212
Malarka w Starym Sączu 213
Udaio się 214
Spojrzała na słońce 215
Kamienni bracia 216
Gotyk 1954 218
Stałem na stoku góry 219
Poemat otwarty
Poemat otwarty 224
1. Łuk 224
2. Roztargnieni śpieszący się 224
3. Wspomnienie pierwsze 225
4. Mur 226
5. Wspomnienie drugie 226
6. Co było ukryte 227
7. Ludzie ludzie 228
8. Rozwiązane ręce 229
9. Głos 229

10. To się złożyć nie może 230
11. Czekam 232
12. Głupi żart 233
13. Może to nie był dom 234
14. Siedząc przy stole 234
* * * (Poruszamy się...) 235
Zasłony
Zasłony 236
Prędzej 239
Osttoga TA\
Chleb 242
Ciało 243
Krzyczałem w nocy 244
Drewno 245
Kryształowe wnętrzne brudnego człowieka 246
Życzenia 251 Złote góry 252 Kopytka 253 Kąciki 254 Chaskiel 256 Zostawcie nas 258 Słowo 259'



614

615

pięć poematów
Wyznanie 92 Ballada o karabinie 93 Warkoczyk 95 Rzeź chłopców 96 Nowe słońce 97 Karnawał 1949 maskarada 98 Skrzydła i ręce 99 Widzenie i trwoga spryciarza 100 , Głowa w próżni 102 Elegia prowincjonalna 103 I. Przebudzenie 103 II. Anioł w drewnianej koszuli 103
III. Czerwony dywan 104
IV. Rozmowy 106
V. Ucieczka 106
VI. Ulica kota w worku 107 Scylla i Charybda 109 L Gniazdo 109 II. Nic nowego pod słońcem 109
III. W rodzinnych zatokach 110
IV. Do taktu 111
Głosy 112
Czas który idzie
Wodzę oczami 116
W ciszy tak drogo okupionej 117
O maleństwie piosenka 120
Powrót do lasu 122
Obietnica 123
Troskliwość robotnicza o wspólne 124
Szedłem Nowym Śiatem 125 .
Wodospad 126
Dunafóldvar 127
Nie śmiem 129
Wiersze i obrazy
Poetyka 132 Yenderan 134
I. Głos najemnego żołnierza 134
II. Yenderan miasteczko które zniknę!o z mapy Malajów 135 III. Yenderan miasteczko 136
613

Powrót 43
Kopiec 44
Księżyc świeci 45
Plemnik w spodniach 46
Oni 47
Domek z kart 48
Drzewo z żalu 49
Muszla 50
Jatki 52
Ale kto zobaczy 53
Zabawa w konie 54
Zaraz skoczę szefie 55
Pokoje hotelowe 57
Gipsowa stopa 59
Gałązka oliwna 61
I. Twarze z gazet 61
II. Oczami które zaszły krwią 61
III. Człowiek który przeszedł 62
IV. Będzie żył w jasności 63
Jak dobrze 65
Uśmiechy
Włosek poety 68 Anioł mieszczański 69 Dytyramb na cześć teściowej 70 Jesienne prace 72 Widzenie 73 Sznur 74 Przemiany 75 Grzechy 76 Czarny autobus 78 Odwiedziny dziadka 79 Ciepło 81
* * * (Oto człowiek...) 82 Białko 83 Zły syn 85 Która to klasa 86 Z muzeum notatki 87 I. "Szał" 87 II. Pantofelek 87
III. Rama 88
Circe 89
612

611

* *

Spis treści



oblicze ojczyzny
ojczyzna to kraj dzieciństwa
miejsce urodzenia
to jest ta mała najbliższa
ojczyzna
miasto miasteczko wieś ulica dom podwórko pierwsza miłość las na horyzoncie groby
w dzieciństwie poznaje się kwiaty zioła zboża zwierzęta pola łąki słowa owoce
ojczyzna się śmieje
na początku ojczyzna
jest blisko
na wyciągnięcie ręki
dopiero później rośnie
krwawi
boli

Niepokój
Maska 6
Róża 7
Lament 8
Matka powieszonych 10
Dola !1
Bursztynowy ptaszek 12
Marzycie! 13
Dwa wyroki 14
Ocalony 15
Uczeń czarnoksiężnika 17
Żywi umierali 18
Martwy owoc 20
Pożegnanie 21
Z nctaieic 22
jesienny wiersz 23
Deszcz wiosenny 25
Kiedy odchodzisz 26
Wieczność mieszczańska 27
Rachunek 29
Oczyszczenie 30
Termopiie polskie 31
Gwiazoa żywa 33
Czerwona rękawiczka
Widzę szalonych 36 Wyobraźnia kamienna 37 Odwiedziny 39 Kasztan 40 Obcy 41 Ściana 42



610

S^^

609

* *
krzyknąłem na Nią przed dziesięciu laty
odeszła
w pantoflach z czarnego
błyszczącego papieru
"nie tłumacz się - powiedziała - nie trzeba"
krzyknąłem na Nią w pustym szpitalnym korytarzu
był lipiec upał łuszczyła się farba olejna na ścianach
pachniały lipy
w miejskim pokrytym kopciem
parku
ja bezbożny
chciałem dla niej wypłakać kiedy konając odpychała zdyszana puste i straszne zaświaty wróciła na mgnienie oka

do siebie na wieś chciałem dla niej wyżebrać w ostatniej godzinie kawałek łąki drzewo chmurę ptaka
widzę jej stopy drobne w dużych papierowych trumiennych pantoflach siedziałem miedzy stołem i trumną bezbożny chciałem cudu w przemysłowym zdyszanym mieście w drugiej połowie XX wieku
ta rzecz płacze wyjęta ze mnie na światło



608

39-

Niepokój

607

Bez tytułu
Noc
W ogromniejącej czerni
w nicości
zmarszczka
ust
wypluwa pestkę
przeżutych
strawionych słów
wargi powleczone szminką szept
weź
weź na sen
weź na sen wieczny
oały świat zbiegnie się w twarz
wyrówna wygładzi góry wejdą w doliny przeklęte problemy rozwiążą się lekko
jak wstążka błękitna we włosach Maryli
szept grzech

wielki grzech trwoga i drżenie jak morze Śmierć zamieni życie
w mały
śmieszny guziczek
odpadniesz od świata
jak od ubrania
na listku
przepłyniesz przez ocean
na listku
do szyby przyklejonym
na łódeczce
karzełek
Charon Hanswurst
ze śmiesznie zmarszczoną buzią
przewiezie Cię na drugi brzeg
odpływasz
śmiech drwiący huczy dokoła i śmierć ze śmiechu umiera

606

605

anemiczne słońce
rozpływa się
w chmurek egzemie
chłopczyk gapowaty
gacek z dużymi uszami
trzyma w brudnych
łapkach
papierową trąbkę
i anioł wielki
jak sen
w czerwonych sandałach
dmie w złotą trąbę
maski aktorzy
dziewczyny
embriony
na sąd
homunkulusy
donosiciele
stręczyciele
upiorki potworki
białe robaki
na sąd na sąd
pieski w kołderkach
impotenci
wspaniali schizofrenicy
białe frygidy
na sąd
na śmietnik na kwietnik za mur na klomb wzywa Was ciepły głos papierowych trąb
604

' ,ylkO bóg
uchodzi
llCiera się
rebrnym bokiem
o mur
broczy
zaciera mgłą
cyrk Wojtkiewicza

603

pijane prostytutki na dworcu seplenią szepcą mistrzu mistrzu
the mystic Rosę die mystische Rosę

Witolda Wojtkiewicza Sąd
ostateczny



602

JConie na biegunach
kwiaty śnięte
marionetki
klowni
umarłe lalki
w śmiertelnych koszulach
w białych czapkach
w kapturach
posypane popielcowym popiołem
cukrem pudrem
jak torty
z cukierni ciast trujących powleczone
wesołym różowym lukrem
aktorzy larwy
emeryci
jak czarne splątane
nici
z osnowy wyprute
splątane niepotrzebne
czekają na śmietniku
kwietniku
na sąd ostateczny
Cyrk Wojtkiewicza
w szkiełku błyska z martwych wstaje

601

wreszcie 17 listopada 1972 roku
jako 70-letnia staruszka
zadaje sobie śmierć
anty-estetyczną
popełnia z mężem samobójstwo
w zamkniętym samochodzie
z podłączoną do wnętrza
rurą wydechową
dusi się gazami spalinowymi
jakby w ostatnim jeszcze geście
anty-Rilkowska
- piszą gazety - zadaje sobie śmierć
odpychającą okrutną obrzydliwą
Grób w Raron
(mit dem beruhmten Rosenspruch)
zosta) zrujnowany
kości Poety wyrzucono
na śmietnik
poczciwy proboszcz nie zwrócił uwagi na to miejsce wiecznego spoczynku doczesnych szczątków
z oburzeniem "pisały gazety" o tych biednych kościach na śmietniku
Różo, o czysta sprzeczności, rozkoszy, Nie jesteś niczyim snem pod tylu Powiekami.

Róża
To tylko
przypadkowe
draśnięcie
może we śnie w drodze przez nieuwagę
to nic
już nie boli
otwiera się
w środku
nocy
czerwona powoli
rozkwita do żywego
mięsa słowa
mięsożerna czarna
Isenheimer Altar
eksplozja boga
słońca
żółta Grunewald
w twardym rzeczowym
świetle
dnia
odpływa nocy czarna kra
i wóz ognisty
w zadymionym niebie

600

599

Appendix dopisany przez "sarno życie"
Gesang ist Dasein Śpiew to istnienie
ponieważ patrzył w sprawy wieczne porzucił żonę i córkę
córeczkę Ruth owoc stosunku z Clarą Westhoff słowo stało się ciałem nasienie dzieckiem krew z krwi kość z kości
Nie napiszę już żadnego listu
Po co mam komuś mówić
że się zmieniam
jeżeli się zmieniam
to przecie i tak nie pozostanę
tym kim byłem
tak mówił Maltę
lecz jego Sobowtór słał listy
"Yerehrte, liebe Baronesse"
Chciał podrzucić swoją jedyną córeczkę

rvstokratycznej przyjaciółce jjle ta odmówiła
yj 2łebi na ławce stoi
"jefknięty kosz pełen róż
po prawej lew
po lewej jednorożec
^obierce są tu Abelone
Gobeliny
\V zamyśleniu wybiera
barwę następnego goździka
Tóchterchen Ruth
zamiast bawić się
z jednorożcem
doiła krowy
zamiast karmić lwa
karmiła świnie
w prawdziwym chlewie
(nie na gobelinie
z Musee de Cluny)
Ruth była przeciwieństwem
swego słynnego Rodzica
pracowała w oborze
jakby chciała przypomnieć ojcu
o gnoju i mierzwie
jakby chciała przetrząsnąć
słynne metafory i róże
jakby chciała je sprowadzić
z nieba na ziemię
jakby chciała poniżyć
zbyt wysokie ambicje
roztrzaskać
kryształowa kulę
wybrała życie "proste" w chłopskiej chałupie

598

,uelena Leopoldowa Staffowa patrzona św. sakramentami zmarła jn 14 III 1957 r. Nabożeństwo żałobne pdbędzie się w kościele św. Karola Borom. na powiązkach w sobotę dn. 16 bm. o
godz. 12.15
po którym nastąpi wyprowadzenie zwłok na cmentarz miejscowy do grobu
rodzinnego o czym zawiadamiają mąż, siostra, siostrzenica i rodzina
Deklamowali podle nie opłacało im się jak mówili - uczyć się roli na jeden raz. Potem było przyjęcie w Sejmie, wydane przez Marszałka Kowalskiego, dużo wina wódki i kwiatów z których kilka - tulipana i coś żółtego przyniosłem żonie (o, spóźniona, zimowa miłości!) Jak zobaczysz Wilka Macha powiedz że żyję bardzo dziwacznie...
Krynica l luty 1974 roku
co ten tam robi pod ziemią
on przez cały czas nas podgląda i obserwuje
jak wygląda ta piękna zielona trawka
od strony korzeni

597

oddalili się syn Giorgio i brat James Joyce był opętany uczuciami rodzinnymi
Składa ręce jak do modlitwy
długopis między palcami
jak laska wsadzona
w szprychy koła
pisze
przerywa słyszy różne głosy
przyszła poczta z l lutego 1949 list od Tadeusza Borowskiego
pisze na maszynie bo mi łatwiej "pióro mi zalewa" z radiowego kursu nici Trochę czasu pochłonął nam również dobry staruszek - Leopold Staff któremu dawano ordery kwiaty deklamacje i pieniądze przy świadkach posadzono go na scenie teatru polskiego w takim wyplatanym foteliku na babcie... Staff drżącą ręką chował koperty do kieszeni. Tuwim który to obserwował ze stołu prezydialnego obliczył że Staff zarobi na swoim jubileuszu około miliona złotych. Kiedy zaczęliśmy się śmiać Tuwim podniósł brwi ze zdziwieniem "Czego się śmiejecie - powiedział - przecież to poważna sprawa" Na tymże poranku w teatrze aktorzy deklamowali ohydnie dobrane wiersze Staffa
nie odpowiedziałem jeszcze Borowskiemu na ten list
Tadeusz popełnił samobójstwo Tuwim podniósł brwi ze zdziwieniem Tuwim Staff
596

zdejmuje okulary tfidzi na stole książkę Ot\vartą w przypadkowym miejscu żlepa kiszka! Nerka! powiedział jo siebie. Nie o ślepą kiszkę tu chodzi ani o nerkę...
praskowia Fiodorowna odprowadzała
ich, posłyszała hałas i weszła.
Co ci jest?
Nic"...
odkłada książkę
bierze do ręki kopertę
adresuje kopertę
odkłada kopertę
przymyka oczy
otwiera oczy
odkłada długopis
słyszy głosy które
go wzywają
wstaje od stołu
patrzy przez okno myśli
Erinnerung an James Joyce
córka Lucia lat 25
w domu obłąkanych
na wiadomość o śmierci ojca mówi
co ten idiota robi tam pod ziemią
pewnie przez cały czas obserwuje
i podgląda nas od spodu
erinnerung an James Joyce
córka Lucia uciekła w obłęd
co ten tam pod ziemią teraz robi
żona Nora która wytrwała z nim do końca
zwierza się Teraz wszystko stało się
'akie nudne jak długo był z nami
zawsze działo się coś "nowego"

595

Sobowtór
Stoi z opuszczoną głową robi trzy kroki zamyka drzwi na klucz podnosi z podłogi książkę czytaną w nocy "wielu cierpiało na epilepsję i ci szczekali jak psy miasteczko liczyło czterdziestu nieszczęsnych szczekaczy" składa książkę spogląda w okno szeregi domów mieszkań okien opuszcza głowę siada przy stole bierze do ręki długopis myśli
wyjadę muszę wyjechać pisze
obrazy odpadają
od myśli
jak mięso od kości
żeby dobrać się do rdzenia
do szpiku
trzeba zmiażdżyć kość
myśli
to nie to
nie tak
opiera dłonie na krawędzi stołu
594

593

patrzą na pióro grzebień
na szkła
na mistyczne już ciało
wiernej towarzyszki życia
na rękopis nie skończonego
wiersza
rodzilem diabla
na pustyni
włóki się po piasku
rodziłem go odbytem
: niebytu \\~\lazil
ze mnie
stękając twardziel
żóltoczarny lśniący
ciężki nudny
powleczony śluzem
przemienil się
ir nalane krwią oko
cialo wychodzące z mojego
dala
opuszczające mnie
pustoszące
przemieniające
mnie w nic
w czarną dziurę
zoile którzy przechodzą
przez ten pokój
odczytują rękopis
nie skończonego
wiersza
z niesmakiem
ten sztuczny patos
te wydzieliny
ta żółć ta krew ta woda

ekshibicjonizm '^ruszają ramionami ^puszczają warsztat poety który odebrał sobie



592

38 _ Niepokój

591

1974
ironicznie i ginie
za rogiem ulicy w kosmosie
a ja młodszy od siebie
o dwadzieścia siedem lat
idę
na ulicę Krupniczą
po drodze kupuję
herbatę cukier
bułki i serdelki
w domu czeka na mnie
zadanie:
Stworzyć poezję po Oświęcimiu.

jClatka
ptaki które przelatują ' przez ten pokój zmieniają się w ciszę
wiersze
przechodzą w rzeczy ciemne fizyczne dosłowne można je wiązać u szyi
Odwiedza mnie tu mój sobowtór dwój ni k der Doppelganger
natrząsa się ze mnie
w moim przenicowanym
płaszczu wierszu
pęka ze śmiechu
to ten - myślę - p którym mówią
K krzyczy tak jak ja ale z umiarem
że wypróżnia się
tak jak ja
ale kulturalniej
że płacze tak jak ja ale piękniej
ludzie którzy przechodzą Przez ten pokój mówią ciszej ukradkiem dotykają mebli grzbietów przeczytanych książek

590

589

Widziałem cudowne monstrum
Umarły żywy ciągle rodzi złoto
W sezonie ogórkowym na łamach prasy kolorowej obok węża morskiego wyłaniał się często Pablo Picasso
Monstrum z prehistorii sztuki
żył żerował żartował w brzuchu świata na jarmarkach
Przed ćwierć wiekiem wyłonił się w Krakowie na ulicy Karmelickiej w samo południe
najpierw łysa wielka głowa w głowie czarne płonące oczy na grzbiecie miał serdak góralski w ręce ciupagę
588


1

toczyli go przechodnie którzy się gromadzą
o miejsca katastrofy albo przy budce z Plwem
ego pociemniałych w słońcu rak wyleciał biały gołąb niewiarygodnie czysty przeźroczysty sztukmistrz
iyl w wielu domach zamkach otoczony zmarłymi żywymi żonami reprodukował produkował dzieci obrazy
sto
dwieście
trzysta
milion dolarów
w Pyskowicach i Gliwicach
malarze pokojowi zaczęli
malować mieszkania w pikasy
zamiast "nie bądź taki Tycjan"
mówiono "nie bądź taki pikaso"
potem przyszła wiadomość że zmarł że toczą się toczą jakieś procesy spadkowe umarły poruszył się ze ścian prywatnych galerii salonów sztuki muzeów banków kaplic osypują się obrazy
rosną w cenę
On brzemienny nekropol sztuki róża wiatrów rodzi złote dukaty uśmiecha się do mnie

ósł w sobie "^ystkich zebranych

7,ożv J
la dłonie zgórku Wenery

kiedy mężczyźni
-tarcy i młodzieńcy
l białych kołnierzykach | krawatach
ff napięciu ziewając
z kieliszkiem w dłoni
z uśmiechem
spłynęli
po długich szczupłych palcach l zakończonych ? rubinowymi srebrnymi
pazurkami
kiedy spłynęli
do yestibulum vaginae
kobietę pokrył
obłok światła
pękła czerwień wargowa
w ciszę wpadła
rozdzierająca ostra
muzyka
zapłonęły światła
kobieta oddalała się
na mgnienie otwierając
płaszcz
zmęczona uśmiechnięta
z twarzą między nogami
znikała za ciężka kotarą

587

w czerwonym świetle
rozbierała się
jasnowłosa
wysoka
kobieta zdejmowała
rozchylała
przeźroczystą szatę
jej uda świeciły fosforycznym
światłem
palcami dotykała
ust
powoli rozchylała
wargi
w obłoku światła
dłonie złożyła
na łonie
toczyła dłonie
od stóp do gardła
wzdłuż
oddawała się sobie
oddawała się przedmiotom
muzyce
światłu
które spadało na nią
prostopadłe czerwone
niebieskie złote
ogarniała
otaczała
zamykała
niewidzialnego ptaka
białego łabędzia
rubor laborium
strumień światła wpadał w otwartą twarz w usta
586

585

jak bańka mydlana
w której wirowało
niebo
pękał pod naporem
naszych instynktów
otwierał się
przenikaliśmy
w krajobraz
w mięso ludzkie
w ciała zwierząt
barw
smaków
zapachów
wargi rozchylały się
ukazywały
do raju wskoczył mały jak iskra diabeł
i surowy bóg ojciec w binoklach powiedział betrachten wir unseren Leib als Tempel Gottes denn wir nicht entweihen diirfen
jaje świata zamknęło się opancerzyło tęgopokrywe wrogie kaleczące do krwi
nasienie zostało zakopane nagość ukryta

c,alo rosło
do bólu
coraz dotkliwsze
zwarły się argi wstydliwe
Mons pubis
tej nocy zbliżała się
wojna
było to w podrzędnym
lokalu rozrywkowym
w wesołej dzielnicy portowego miasta
tytuły w gazetach rosły z godziny na godzinę rozkazy zostały wydane okręty dwóch supermocarstw płynęły naprzeciwko
strip-tease a la Paris biała twarz wykrojone w niej oczy usta
kobieta
oddawała się
na tej sali
wszystkim \
tytuły w gazetach rosły zbliżała się zagłada muzyka mechaniczna rozdzierała

584

583

w ciemnej ciepłej
wydłużającej się piwnicy
narządy płciowe łączy się w wyobraźni z rodnymi częściami zwierząt ptaków owadów z zalążkami roślin
przez wybite
na światło okienko
na naszych oczach
łączyły się w powietrzu motyle
w wilgotnych trawach ropuchy czarownice
odbywały się hałaśliwe
psie wesela
kary ogier
wspinał się
tańczył
spadał na klacz
giętki phallus
wyłaniał się z czarnego futerału
ruchliwy jak ogień
rżenie napełniało niebo
rozsadzało małe drżące ciała
sinoczerwony płomień
kołysał się nad ziemią
obraz grzmiał
wzbijał się w powietrze
nasze usta były suche
spalone
udami ściskaliśmy
obłe grzbiety galopujących zwierząt
traciliśmy oddech

_, Usta wargi
^ielkie ciężkie białe toczone wznoszące się
piersi Lks-Bomby
w czarnym rozchylonym
futrze
wargi
duże
warsi małe słodkie życie
regio
okolica kraina
eranica
strona nieba
regio femoris
regio orbitalis
regio oralis
okolica ustna
w okolicy ustnej
wyróżniamy czerwień wargową
rubor labiorum
5. Ovo
świat jaje
pełne
światła
mrowiliśmy się jak czarne plemniki uderzaliśmy
w nieprzeniknioną Wonkę
zamknięty rozrastał się
Zezował

582

581

kamienne żółwie w klepsydrze pustyni ośmioramienny tłusty owalny uśmiechnięty bóg jego pieszczoty są ustokrotnione mówią o tym wniebowzięte twarze ziemianek
dalej dalej
ten sam
ale w innej postaci
dosiada kobiety
jak konia
na sposób zwierzęcy
nasienie w nią miota
zielony miękki raj
ściele się dokoła
dalej ręce nogi
uda
na ramionach
jak białe skrzydła
wzniesione nad głową
gdzie ziemia
tam niebo w białkach
odwrócone
wywrócone
w podłużnych
nieruchomych oczach
na phallus wbita
jak na rożen
w otwartych ustach
obejmuje
zaciska wargą
boga
580

śmiertełna
związane w węzeł bez twarzy
ciała
dalej
łączą Sl?
stojąc
jak nagie kolumny
Za czarną jedwabistą wodą
pod przeźroczystą powierzchnią
raju
dyszy i płonie
świat potępionych
lecą
jak liście
wąskie srebrne
ciała kobiet
spadają w ogień
wśród uśmiechniętych lwów
zmrużonych tygrysów
wśród puszystych lisów i wilków
wśród róż i rajskich ptaków
las phallusów wstaje
do nieba
księżyc i słońce toczą płomienne głowy po łagodnych panieńskich wzniesieniach
Vestibulum vaginae - powrót
dojrzewające ciała ukrywały się przed groźnym okiem brodatego boga ojca

579

Regio
1. Yestibulum yaginae
w ciemnej cieplej szorstkiej wydłużającej się piwnicy
wymoszczonej duszną wilgocią gniły wiosną ziemniaki
puszczały ze ślepych oczek mleczne kiełki
pachniało zbutwiałą słomą słodką zgnilizną
tutaj odbywały się
wtajemniczenia
misteria
dzieci
jedynych mieszkańców nieba
na ziemi
tu
natura odsłaniała tajemnicę pici

odsłaniała okolicę łona
n
słodycz podpływała
ciemna gęsta
ciepła
piwnica
tutaj niewinni
jak ptaki psy
owady
szukaliśmy gorączkowo
owego wejścia
przeczuwanego
zamkniętego
przez zaciśnięte
wargi
rima pudendi
naśladując podpatrzone ruchy zwierząt oślepieni przeczuciem wypełzaliśmy i nory na słońce
dzień łowił nas
w swoją klarowną źrenice
wracaliśmy do światła
przedsionek
pochwy
zamykał się
um
Templ
Świątynia boga miłości w Kara Korum

578

577

Yrśacka elegia
dla Yasco Popy
Idziemy aleją parku
ubywa nas z każdym słowem
krokiem liściem
umierając rozmawiamy pogodnie o przeszłości o poezji
są poeci którzy odbierają sobie życie inni piszą do śmierci
ja odbieram sobie poezję żeby widzieć jaśniej
Kiedy wybije godzina Nowej Poezji? spróbuje odpowiedzieć Tobie sobie
Kiedy ostatni poeta będzie pierwszym poetą a pierwszy ostatnim kiedy zły wiersz będzie dobrym wierszem a dobry wiersz będzie złym wierszem wtedy wybije godzina nowej poezji
uśmiechasz się bracie nudzi Cię moja pusta kostyczna retoryka
576

rhodźmy na obiad lubi? fasolową zupę
Kobieta która nie jest już kobietą mija nas uśmiecha się bezkrwistymi wargami do siebie . . .
usłyszała z mojej przepowiedni ostatnie słowa
1975 r.
Niepokó
17 _

575

Godzina karmienia

Miasto wyłania z dymów i mgieł gruby odwłok powleczony neonami
wygasa
prostytutki
wykonują mechaniczne
ruchy
z twarzą daleką i martwą
głosy
parzących się
dorosłych osobników
trwożą
dzieci
za parawanem
tygrys bóg zamknięty w żelaznej klatce w ZOO mruży żółte ślepia
jeszcze nie przyszła godzina karmienia godzina otwarcia tygrys bóg drzemie wśród własnych odchodów

florą oglądałem przez brudną szybę vv poczekalni
urzałem
twarzą
w twarz
słaby
odwróciłem się od mojej słabości
odwróciłem się od złudzeń
na piaskach
moich słów
ktoś nakreślił znak
ryby
i odszedł
1969

574

573

Poezja ma zdrowe rumieńce
Pisze list
przerywa
drze papier
wrzuca do tekturowego pudła
leżą tam podarte wezwania
listy które otrzymuje
na które odpisał nie odpisał
zaproszenie na wiosnę poetycką na jesień na zimę na różę na pióro na konkurs piękności jednego wiersza jednego tomu na zabawę debiutantek
przypomina sobie jedząc kaszankę z kapustą że poezja umarła
czyta zaproszenie uśmiecha się pogodnie % wrzuca do kosza
bierze ze stołu kartkę
czyta szkic wiersza ,,
drze
robi z papieru kulę
kulkę kuleczkę
wrzuca do kosza

"hyla się nad
wygrzebuje składa
Łha się
a poezJ1 tarło metafor 50 rumieni się żyje
" śnieg pisze dalej list >ie nic nowego
hałem przyjadę wstąpię się zobaczymy u mnie mc
TUJ? się różnie raz lepiej
tz gorzej deszcz błoto mgła
Larzystwo takie sobie
.jjnowna i droga pani przepraszam
\e tak długo nie odpisywałem
totem chory jeszcze teraz mam watę
w głowie przepraszam za styl
irudno mi złożyć zdanie
rano budzę się jak pod ziemią
pyta pani czy pisać wiersze
czyta wkłada kartkę do koperty
zakleja odkleja
drze wrzuca do kosza
i tak będzie pisała
pięć koszy
wypełnionych słowem słowo się stało papierem urodzaj na poetów urodzaj na słowa
poezja ma zdrowe rumieńce

572

571

* *

ło się wiersze Córy na doł
Z WL' St
nd PraWL-' Strny CWe-!
7vwano żadnych znaków
ie u -*
'<**

Coś złego mi się stanie? *rf>'> "'
nic mi się nie stanie przeżyję to wszystko
ile razy człowiek współczesny może utracić godność
no więc tak
zaraz jak się ta cała
historia przez małe h
skończy
zabiorę się do roboty
co? tak
jeszcze raz zabiorę się do roboty
tak! będę się uczył chińskiego
czy warto
oczywiście
wielki patriota
poeta Lu-jou
żył w okresie
1125-1210
kiedy Mongołowie podbijali
Chiny
napisał
9300 wierszy
w tym czasie w Chinach
570

569

Elegia na śmierć czternastoletniego chłopca
W kabinie telefonicznej w migotaniu świateł wielkiego hotelu zimą roku 1957
usłyszałem zmieniony głos
przyjaciela
"stało się coś strasznego"
potem była cisza
"nie przychodź do nas"
głos łamał się kruszył osypywał
czarna słuchawka
taii
w uchwycie dłoni '''
rozgrzewała się
znieruchomiała
jak żywe stworzenie
powiesiłem ją
widziałem
tarczę z cyframi sznur
automat
rzecz samą w sobie
drzwi obrotowe lśniąc i iskrząc

W
pociłem do siebie
, okno widziałem '. czynszowego domu
fzarną szczecinę anten
na dachach
po godzinie usłyszałem głos
znajomej
wczoraj powiesił się czternastoletni syn twojego przyjaciela kiedy rodzice wrócili do domu
zobaczyli w łazience wisielca swoje dziecko
ludzie mówią
że chłopiec kochał się
nieszczęśliwie
w pięknej dojrzałej
kobiecie"
Opadały mgły w świetle dziennym życie chłopca wynurzało się powoli
biały
Przeźroczysty szczyt
2 czarnym olbrzymim
w'okiem śmierci Pogrążonym Banałach Wlelkiego

568

567

j l lipca

1968. Deszcz



Z czarnych łapek *:. karakułowych obwisły worek na zbiegającej się figurze kobiecej
ruchliwa twarzyczka
ugnieciona
z wysuszonej skóry
pleśni pudru
inkrustowana
złotymi koronkami
szlachetnymi kamieniami
idzie podskakując
jak ptaszysko
z przetrąconym skrzydłem
dwie nóżki dwa piszczele
deszcz
niespokojne migotanie diamentów

VTIM-'

Sjio deszczu rośnie gęstnieje \d domem nad polem nad lasem
ien sam widok co w roku 1967 tylko na miejscu gdzie byt łubin płowieje żyto
deszcz dziobie gęsto
blaszany parapet okna
ten sam widok
tylko bez białego
owczarka
Bari został zabity
i odarty ze skóry
jego buda została rozebrana
miejsce zarosło trawą
a byt taki wierny .
posłuszny
łakomy wdzięczny
za każdy kęs
ochłap
ta[j się umiał cieszyć
tak witać tak w oczy patrzeć

566

565

* *

forba



Rawennę dziś widziałem
we śnie
w okrągłym niebie
białe baranki
na zielonej łące
światło płynęło przeze mnie złociste
lacrima Christi

tiłk długo szukałem
odp0wiedniego przedmiotu
porównania
Od chwili kiedy weszła
wyciągając do mnie rękę
nimęio pół roku
przecież twarz tej starej damy to zamknięta torba z krokodyla skóry
siatka zmarszczek
zbiegająca się w rogach
rozbiegajaca się
usta
jak zamek błyskawiczny
dwa rzędy białych zębów
otwarta
cala
damska
torba z której sypią się
kobiece drobiazgi spojrzenia
?ly uśmiechy

564

563

Decybele

stole słonecznik
-jażka otwarta 'przypadkowym miejscu
drucken wir etwas aus"

żelazne uderzenia wozów tramwajowych w jezdnię stukanie młotka na klatce schodowej
po przebudzeniu
korowód nazwisk twarzy powtarzany raz jeszcze
płaskie spłaszczone dźwięki jeden za drugim zrzucane metalowe karty
pojemniki na śmieci
jak blaszane kości
olbrzyma
obijają się o siebie
z brzękiem
syczenie przeciągłe wysysanie odpadków wypróżnianie pojemników dyszenie motorów
pod oknem na trzepaku
małe dziewczynki w niebieskich
i czerwonych majtkach
wywijają kozły
piszczą
562

561

(l

Kwiecień 1955 rok

z nich powiada - wno nieboszczyk odsyła"
owrocie do domu się kocem



Spóźniona wiosna zimna oszroniała pełna gawronów z czarnym chrustem w dziobie

./o

(Woje v;rt6~

niepokój w skrzydłach
za oknem czerwone mury pokryte sadzą płonące okna fabryk bielma szpitali
o słońcu nawet nie śni się na wystawie Delikatesów rozsypane cytryny
dzień bez atrakcji
na ulicy
mizerny człeczyna
pcha wózek ze wspaniałą
dekoracyjną
trumną
dwaj młodzieńcy
na ten widok wybuchają
śmiechem

560

36 ~ N'iepnkój

559

jeszcze rok
potem zacznie się XX wiek
urodzi się syn
pierworodny
oprawca
nowotwór
ale na to trzeba jeszcze czekać
znaleziony
w roku 1940
nieznany głodomór
deklamował w malignie
mamrotał , v
"na miękkim puchu białego posłania promienna cała od słońca pozłoty Danae Zeusa spragniona pieszczoty z osłon swe ciało dziewicze odsłania"
1967-I96H

^ spojeniach murów
rosn?
tanl gdzie są
złożone
tam gdzie się łączą
tam gdzie są sklepione
tam wnikam
przez wiatr rozrzucone
ślepe nasienie
w pęknięciach w ciszy cierpliwie się pienię czekam aż padną mury i powrócą w ziemię
wtedy okryję twarze i imiona

*',(?

557

Koniec

Przerwa-Tetmajer



to początek
twarz zaciśnięta gruzłowata zawiązana
skręcona w jeden
supeł
węzeł ze sznura
z postronka
powoli
zaczęła się rozwiązywać
rozluźniać
opadać
w ciszy
zwisła
zapadła się wklęsła
w strach poniżenie w ostateczną klęskę w nic
196 S

.g stycznia 1940 roku
okupowanej przez hitlerowców Warszawie znaleziono na ulicy bezdomnego nędzarza umarł nie odzyskawszy przytomności
ale na to trzeba czekać
cierpliwie i długo
potwory pogrążone są jesszcze
w śnie
w mózgu
ta kropla krwi
pulsująca
w tajemniczym wnętrzu
przyszłości
tkanka
która ulegnie degeneracji
Munchen 1899
Kazimierz Przerwa-TetrrLajer ogląda w Nowej Pinakołece -Wyspę umarłych" 'udzie odpływają jak mgły 1 ^ki na jezioro Idą odpocząć

556

555

myślę o małym bogu krwawiącym w białych chustach dzieciństwa
0 cierniu który rozdziera
nasze oczy usta
teraz
1 w godzinie śmierci

Twarz

ta sama



554

twarz poety otwarta pełna ciszy
twarz ta sama i zupełnie inna
ze ściany patrzy na mnie maska
twardym
pustym
okiem

553

otwierałaś wargi spojrzałem za siebie



od strony lasu
zbliżali się
w rozpiętych płaszczach
żołnierze

nie
nie

wierzę od przebudzenia
zaśnięcia



552

nie wierzę od brzegu do brzegu
mojego życia
nie wierzę tak otwarcie
olcho ko
jak głęboko wierzyła
moja matka
nie wierzę jedząc chleb pijąc wodę kochając ciało
nie wierzę
w jego świątyniach
kapłanach znakach
nie wierzę na ulicy miasta
w polu w deszczu
powietrzu
zlocie zwiastowania
czytam jego przypowieści Proste jak kłos pszenicy ' m>ślę o bogu ktorv się nie śmiał

551

Jesienne

Kiedy pada deszcz
leżę płasko rozległe daleko
we mgle
mokre gałązki
tarniny
czuję rozpięte pod skórą
grębe kolczaste
czarne
włoskowatość naczyń krwionośnych łodyg roślin
krew idzie do góry rdza
żółć śniedź
i zabarwia równinę
na krawędzi niecki węglowej oracz z koniem tworzy obraz sielski rozległy zapomniany

gie łoże miała miłość wojenna
snopek słomy zgrzebną płachtę
troche księżyca
chrapanie obcych ludzi
zmordowanych
jak pociągowe korne
nasze ręce rozłączyły się przed dwudziestu laty wiec skąd to światło na białych tarninach na białku przymkniętego oka
czarny pociąg towarowy grzmiał na widnokręgu
drobne fale
na kałużach wody
zmarszczki wiatru
twje suche ciepłe dłonie kruche kostki

550

549

a uderza w okno
m stoi ta matka natura
niklowe lśnienia na dnie szklanki czarne fusy herbaciane Szklanka blaszana łyżeczka wilgotna brązowe źdźbła herbaciane
futerał do okularów
niebieski
kalendarzyk kieszonkowy
z białymi cyframi
1970
Mucha na pudełku (zapałek) czyści przeźroczyste skrzydełka
srebrzystoszary
chiński termos dziwaczne znaki
litery
mała martwa natura pomniejsza ucisza leczy usypia
mucha uderza miarowo w szybę kropla drąży kamień
na blaszanym talerzu
grzyby
brązowe ciepłe kapelusze
szorstkie korzenie
osypane ziemią
mała martwa
natura oświetlona do połowy
druga część w cieniu


noszem
fSo .
i,óry zWiza się
(do
Posłowie do poematu
powoli ostrożnie
trzeba zdejmować słowa
rozbierać obraz z obrazu
kształty z barw
obrazy z uczuć
aż do rdzenia
do jeżyka cierpienia
do śmierci
Są wiersze
wewnętrzne
i wiersze zewnętrzne
są wiersze skończone uchwytne
wyrzucone
na powierzchnię
przez wiedzę rutynę
jasne kryształowe
promienne
Jak światło
' są inne
Ptynne senne
ciemne






547

Na powierzchni poematu i w środku

palcem



Biały pagórek soli na szklanym spodku ślady palców wgłębienia cienie iskry kryształów
Biała sól
na spodeczku
wgłębienia po palcach
cienie
iskrzenie (światła)
sól
na spodeczku ślady po palcach światła cienie iskrzenie (ziaren)
na popielniczce (popielate) wystygłe zimne grudki popiołu żółtobiały zgnieciony skręcony (pomarszczony) niedopałek ślad po wargach
na popielniczce grudki szarego popiołu wygaszone (bez światła)

udki ostygłe
gfmedopałek Jgmeciony palcem ślad szminki
Słoik z dżemem
różowa bryła
z ciemnym wilgotnym
wnętrzem
brzegi przeźroczyste
po brzegach
ciemne ziarenka
wilgotna słodka
bryła w zielonym słoiku
plamki światła
ciemne i jasne ziarenka
Na białym
porcelanowym talerzyku obok porowatej cytryny jajko
d*a pomidory powleczone MPietą czerwoną skórką ra białym talerzyku gładkie (blade) jajko '
cytryna dwa
przeźroczystym wnętrzem
czerwone pomidory
Jzklanka po herbacie ^klance łyżeczka

546

545

Domowe ćwiczenia na temat aniołów

ne anioły
.::f otwarte okna kostnicy v?rowie oczy
[ ptasie szkielety
k nadające samoloty .> *uct,y na płucach padłych żołnierzy $ ^runy jesiennego deszczu $ s za usta z odlotem ptaków



Anioły strącone
są podobne
do płatków sadzy
do liczydeł
do gołąbków nadziewanych
czarnym ryżem
są też podobne do gradu
pomalowanego na czerwono
do niebieskiego ognia
z żółtym językiem
anioły strącone
są podobne
do mrówek
do księżyców które wciskają się
za zielone paznokcie umarłych
anioły w raju
są podobne do wewnętrznej strony uda
niedojrzałej dziewczynki
są jak gwiazdy
świecą w miejscach wstydliwych
są czyste jak trójkąty i koła
mają w środku
ciszę

dłoniach kobiety
,ozbawione pępka oiszą na maszynach do szycia długie poematy w formie białego żagla
ich ciała można szczepić na pniu oliwki
śpią na suficie
spadają kropla po kropli
1964- I96H



544

" ~ Niepokój

543

najokrutniej szy miesiąc w moim życiu bale wizyty toalety perfumy tańce zmysły
chowam przed sobą
sznur
życie zaciska się
jak pętla
Spróbuje jeszcze raz chcę się zmienić będę pogodny będę lepszy
nie
to jest niemożliwe
przy wieczornej herbacie
wzajemne oskarżenia
gniew zapach z ust kłamstwo
próbuję pisać nie mogę
chowam przed sobą ten postronek
jestem starym zmęczonym człowiekiem
cały dzień tęskniłem
do odrobiny ciepła czułości
chcę jak małe dziecko
przytulić się do matki
moja stara zmęczona dusza
tęskni do miłości ziemskiej
nie do boskiej zimnej
niebieskiej
tęsknię do matki

nie pamiętam
7Vwvm trupem "

542

541


nasiąka giewem ŻÓłdą
ust
Z kroniki życia Lwa Tołstoja

Lata kryzysu
We śnie
kocha mnie Żona
wszystko staje się jasne lekkie we mnie dokoła
potem przebudzenie
rzeczywistości
ślepe uderzenia
raz koło razu
jestem skazany na życie
które jest upadkiem
tylko dzieci przebijają ściany naszego więzienia ptasimi głosami
przy herbacie ordynarna kłótnia z Żoną oko za oko ząb za ząb

, mu oswojona śmierć * eńcami życia bezwstydnymi iru 7 Hnia na dzień rośn'e ^
,.oje serce jak ciężko M m lichym robakiem
m pyłem na sandałach Schodzącego Boga
zbędny pragn? śmierci
Panie uwolnij mnie rozwiąż moje związki
żvcie poniża mnie pragnę śmierci jestem padliną na jasnej polanie
odkryłem w sobie
ranę
wstydliwą ropiejącą
zdrowie kwitnące pożądanie
przeprowadzka do Moskwy w domu obłąkanych Wąkani "urządzają się"
n'e myślą o duszy w salonach me myślą o zmartwychwstaniu C2y ja jeden pozostałem Pfzy zdrowych zmysłach

540

539

Wspomnienie snu z roku 1963

v.szystki

mi rysami


do mnie światło
mrźy11" Promienny uśmiech "ozpalał się

Śnił mi się Lew Tołstoj
leżał w łóżku ogromny jak słońce w grzywie zmierzwionych kudłów
lew
widziałem jego
głowę
twarz ze złotej falującej blachy
po której spływało
nieprzerwanie światło
nagle zgasł
poczerniał
a skóra jego rąk i twarzy
była szorstka
spękana
jak kora dębu
zadałem mu pytanie "co czynić"
"nic" odpowiedział
538



Moja poezja

{legio
1969

niczego nie tłumaczy niczego nie wyjaśnia niczego się nie wyrzeka nie ogarnia sobą całości nie spełnia nadziei
nie stwarza nowych reguł gry nie bierze udziału w zabawie ma miejsce zakreślone które musi wypełnić
jeśli nie jest mową ezoteryczną jeśli nie mówi oryginalnie jeśli nie zadziwia widocznie tak trzeba
jest posłuszna własnej konieczności
własnym możliwościom
i ograniczeniom
przegrywa sama ze sobą
nie wchodzi na miejsce innej i nie może być przez inną zastąpiona otwarta dla wszystkich pozbawiona tajemnicy
ma wiele zadań
którym nigdy nie podoła
1965
536

535

Powstanie nowego poematu

i? w agonu
Przez wody



Przez noc
pędzą dwa poematy
wyrzucone
naprzeciw
kształty tych poematów nowoczesne precyzyjne wnętrza oświetlone wygodne awangardowe
wpadają na siebie ślepe
rozgromienie obrazów pękanie zaciśnięcie zmiażdżenie przenikanie konanie form przerywa linie zgniata oddechy wyłamuje słowa wytapia rysy
zderzenie nowy poemat poemat trzeci

nowotwór , "adkowo uśmiechnięty
utajony zygotowany
rozrostu.

534

533

Zabiegi

, a wróżka z małego ekranu IP ; ze słodkim uśmiechem dobranoc państwu



Nasze ciała
to stworzenia praktyczne
mają dusze nieśmiertelne
ale
kiedy zajdzie potrzeba
żyją długo i szczęśliwie
bez duszy
jedz
jedz owoce
jedz biały ser
Ciało chodzi na zabiegi
ciało zabiega
o dobre samopoczucie ciała
nie denerwuj się
chodź na spacery
używaj ruchu oddychaj
głęboko
pod ziemią nie ma głębokiego oddechu
Ciała rodziców mówią do ciał dzieci jedz to będziesz duże będziesz silne jedz jedz będziesz śliczne tłuściutkie

dobranoc
dobranoc
dobranocka
życie jest wieczne
proaram trwa wiecznie
ambicją naszą jest _
ejście do podziemi z uśmiechem
jak z jajkiem w ryju

532



Wiedza

^a odejście poety pociągu osobowego
' "ni Lisowskiemu



Nic nigdy nie zostanie wytłumaczone nic wyrównane nic wynagrodzone
nic nigdy
czas niczego nie uleczy rany nie zabliźnią się słowo nie wejdzie na miejsce słowa
groby nie zarosną trawą
umarli umrą
i nie zmartwychwstaną
świat się nie skończy
poezja powlecze się
dalej
w stronę Arkadii
albo w stronę drugą

Nie wie
:aki będzie jego ostatni wiersz
Jaki będzie pierwszy dzień na świecie bez poezji
pewnie będzie padał deszcz
w teatrze będą grali Szekspira
na obiad będzie zupa pomidorowa
albo na obiad będzie rosół z makaronem w teatrze będą grali Szekspira będzie padał deszcz
muzy nie dały mu gwarancji
że z ostatnim tchnieniem
wypowie coś budującego
jasnego
więcej światła i tak dalej
prawdopodobnie
odejdzie
tak
jak odchodzi opóźniony
pociąg osobowy
1 Radomska do Paryża
Przez Zebrzydowice



530

1967

529

Zamknąłem

motyle

Cię żebyś
Italię
, .rigOZll ai^/ł-iw^^wj. ŁŁ.ir
i
i umarłeś w zeszłym tygodniu
? Ltałeś pogrzebany

y !'">'-
,:ień 1967 r.

Zamknąłem dłoń zacisnąłem zatrzymałem cienie
przez ręce przelatują przez palce przeciekają
jeszcze piją jeszcze mówią zimne płomienie
ciągle przychodzą listy "się streiten in der Kuche iiber eine gestohlene Wurst und stóren mich" pisał 16.3.1913 roku Franz Kafka w miłosnym liście do Felice Bauer
dzwonię do umarłych otwierają zamykają otwarte drzwi
w opuszczonych columbariach wygrzewają się
528

34,

Niepokój

527

Wyjście
Słabi żyjemy
w zamkniętym kręgu
twarzy
słów nazwisk
inni nas określają
klasyfikują
przyszpilają
wiemy że trzeba rozbić przekroczyć fałszywe koło odejść
ale zostajemy
Rimbaud w Adenie
w roku 1880
zamówił szereg książek
między innymi
był tam "Ślusarz doskonały"
"Mały stolarz"
lub coś w tym rodzaju
podręczniki
wypalania cegły wytapiania szkła
świec
górnictwa
spawania metali
murarstwa
kanalizacji

ten rzeczywiście
10 ji odszedl
!< i D
rał pieniądze zb powrót do domu śmieci poezji
założyć _
ziwą solidną rodzinę
oć się
Lchowamu syna
.;tóry miał być oczywiście
owym wspaniałym człowiekiem)
cViał też uregulować
swój stosunek do służby wojskowej
i tak dalej
i tak dalej
to pięknie
ale powiedzcie co ma robić
Rimbaud
który ma
pięćdziesiąt sześćdziesiąt
osiemdziesiąt lat
jakie książki zamówić gdzie wyjechać co spalić co opuścić

526

525

jego rozmowy
z dziećmi
jak demonstrował
stare i nowe zabawki
pociągał za sznurki
pajace
nakręcał samochody i lokomotywy
rozkazywał ołowianym żołnierzom
żałuję że nie mogłem
w roku 1938
zrobić wywiadu z Meliesem
Czy pan chodzi do kina

Hals
Hals żebrak życiorys pogrążony w ciemnościach
gmaty iskanie
w domu noclegowym
za rogiem
albo pod ścianą
nigdy in trono
jak Rubens Yelaząuez Van Eyck
podejrzany
odzyskuje swą godność w jednym spojrzeniu
w portrecie

524

523

jeszcze po zakończeniu
przedstawienia
lepią się do nóg
szeleszczą
piszczą
1967
522

iluzjonisto
dyrektor teatru "Robert Houdin"
Urodził się w roku 1861 umarł w roku 1938
nakręcił 400 filmów
krótkometrażowych
między innymi
w roku 1898
Pancernik Maine
następnie
Proces Dreyfusa
Joanna d'Arc
Faust
Wieki cywilizacji
zapomniano o nim
resztę życia
spędził w małym sklepie
i zabawkami
przypomniano sobie o nim
interesuje
ten długi okres miedzy ostatnim filmem i śmiercią kres spędzony w sklepie z zabawkami

521

sałaty laurowego listka natrząsał się dobrodusznie
Trzymał nas na dłoni zostawił na piasku i zaczął wchodzić w morze z otwartymi żyłami

w moich



1966
520

sztukach
nie podnoszą się i nie opadają nie zasłaniają nie odsłaniają
rdzewieją
2niją chrzęszczą
rozdzierają
ta pierwsza żelazna druga szmata trzecia papierowa
odpadają
kawał za kawałem
na głowy
widzów
aktorów
kurtyny
w moich sztukach
zwisają
na scenie
"a widowni
w garderobie

519

3 lipca 1962 roku
jeszcze jeden człowiek na ziemi
dowiaduje się
o istnieniu angielskiego dramaturga
pada deszcz słychać śmiech
za ścianą myszkuje mysz
w lasach siwy mech
pęcznieje jak topielec
pytanie
które sobie zadał
Królewicz Duński
przemilczałem
to zbyt okrutny i prostacki żart
dła współczesnego człowieka
1963

pialog
Ha brzegu czarnego morza
ozfflawiałem z rosyjskim poetą
" poezji o Gogolu
Szekspirze
Stalinie o strachu
wiatr rozwiewał przy ustach
nasze słowa
zachodziło słońce
zalało czerwono
krwią
wodę powietrze ziemię



518

Szekspir morze
dźwigał na swoim grzbiecie
ładowane ziarnem statki
Mówiliśmy o kryzysie liryki powieści dramatu
Szekspir zapładniał Europę grzebał umarłych toczył wojny
Śmiał się od ucha do ucha Pytał głosem "biednego Tomka" 0 smak zjedzonego łajna

l Streszczenie
patrzę w okno
deszcz w ciemnych koronach
drzew nisko złote
łubiny
opowiadam mojemu synowi Hamleta
mówię o duchu który o szczurze za kotarą poczciwym gadule ojcu obłąkanej
myślę o gładkich jak mleko udach
królowej Matki
o tajemnicy
którą ujrzał
dojrzewający syn
rodziła się i gniła
w nim miłość
którą trzeba było otruć
którą trzeba było odciąć
więc ciął mieczem na ślepo
którą trzeba było odgryźć
więc gryzł
którą trzeba było utopić jak ślepe
szczenię
więc skazał na śmierć
niewinną dziewczynę
udzielam niejasnych informacji
0 życiu Szekspira

517

Warszawą i Hamburgiem
rozkładam się
coraz szybciej okazalej
ogłuszony słucham
równocześnie muzyki wszystkich epok
wszystkich dźwięków oślepiony oglądam
równocześnie obrazy wszystkich szkół
ja martwy stwarzam
w pośpiechu
nowe formy
które wpadają na siebie
i zmiażdżone tworzą nowy kształt
ja martwy
nie kocham milczenia
cenię jadło i napoje
przywiązuję wagę
do rozkładu zajęć
żyję pełnią życia
jestem tak żywy
że nie mogę sobie wyobrazić
śmierci drugiej
ja martwy
tak bardzo zajęty
piszę ciągle
choć wiem że odchodzi się
zawsze
z fragmentem
z fragmentem całości
całości
czego
czy jestem larwą nowego
1962-1963
516

515

umierają na krzyżach zdobywają kosmos
stare kobiety wychodzą o świcie do miasta kupują mleko chleb mięso przyprawiają zupę otwierają okna
tylko głupcy śmieją się ze starych kobiet-' brzydkich kobiet złych kobiet
bo to są piękne kobiety
dobre kobiety
stare kobiety
są jajem
są tajemnicą bez tajemnicy
są kulą która się toczy
stare kobiety są mumiami świętych kotów
są małymi pomarszczonymi wysychającymi źródłami owocami albo tłustymi owalnymi buddami
. kiedy umierają z oka wypływa łza
i łączy się
na ustach z uśmiechem młodej dziewczyny
1963

jestem martwy nlLdy nie byłem
akfprzywiązany do życia
zczeki moje tak się zwarły
"a ciepłych gardziołkach
na przegubach
"a pulsach na źródle
moje palce
zakrzywiły się
zacisnęły
w ciepłych
w ciepłym
jestem martwy
a nigdy jeszcze
nie mówiłem tyle
o przyszłości
o przyszłości która idzie
o przyszłości bez której życie jest
podobno niemożliwe
a przecież przywykłem
Ja stygnący
Pokochałem ruch
Pragnę ruchu przenoszę się
z miejsca na miejsce rozpięty
Paryżem i Pekinem
m i Moskwą

514

eis

Opowiadanie
o starych kobietach

rolę nikczemną i śmieszną uderza siekier4

kobiety są ^ł czalne
się pobłażliwie

Lubię stare kobiety brzydkie kobiety złe kobiety
są solą ziemi
nie brzydzą się ludzkimi odpadkami
znają odwrotną stronę
medalu
miłości
wiary
przychodzą i odchodzą dyktatorzy błaznują mają ręce splamione krwią ludzkich istot
stare kobiety wstają o świcie kupują mięso owoce chleb sprzątają gotują stoją na ulicy z założonymi rękami milczą
stare kobiety są nieśmiertelne
Hamlet miota się w sieci

iera bóg
'J re kobiety wstają jak co dzień '"wicie kupują chleb wino rybę umiera cywilizacja _ "[are kobiety wstają o świcie otwierają okna _ _ usuwają nieczystości limiera człowiek stare kobiety myją zwłoki ąrzebią umarłych sadzą kwiaty na grobach
lubię stare kobiety brzydkie kobiety złe kobiety
wierzą w życie wieczne
są solą ziemi
kora drzewa
są pokornymi oczami zwierząt
tchórzostwo i bohaterstwo
wielkość i małość
*idzą w wymiarach właściwych
zbliżonych do wymagań
!Ch
ania powszedniego
gln^Pod Termopil;
synowie odkrywają Amerykę
ami

512

511

* *

wiersz



drze się miękko jak gazetowy papier byle jak nierówno
próby sklejenia nie dają wyników
rozdziera się wzdłuż od krtani aż po odbyt
udarto mu część z drugiej strony aby był równiejszy i nagle tamta strona okazała się dłuższa opadał
rozłaził się w rękach przy kręgosłupie zostało jeszcze trochę
zostały resztki języka ale butwienie obejmowało podniebienie
wkładano mu w usta wlepiano "filozofię" sprzątano usuwano papierową papkę

Buda sif syn co ty rblsz pyta
ja
ja nic nie robię
odpowiadam
i słysz? w sobie nudny głos
ktoś przyjdzie
zetrze was
z powierzchni ziemi
gadającą pleśń
zakrywam przed nim
pustą twarz
poprawiam
nowy
niepotrzebny wiersz

510

60S

Korekta

teatrze

cieni



Śmierć nie poprawi
w zwrotce ani jednej linijki
to nie korektorka
to nie życzliwa pani
redaktorka
zła metafora jest nieśmiertelna
kiepski poeta który umarł jest kiepskim zmarłym poetą
nudziarz po śmierci nudzi głupiec zza grobu jeszcze głupstwa gada

i światem mną i przedmiotem
', odległości
miedzy rzeczownikiem i przymiotnikiem
próbuje się wydobyć poezja
musi wytworzyć
sobie takie narzędzia
ukształtować takie formy
aby zaczepić o mnie
i słowo
jak o dwa brzegi
które oddalają się
bez przerwy
rozdzierana próbuje jeszcze raz zbliżyć porównać Połączyć Zdobywać się na Powierzchnię
dchodze



508

'UJ

507

Kapitulacja
Dla H. M. E.

at patetyczny



na wszystkich moich wieżach snach na słowach na milczeniu powiewają białe flagi
na mojej nienawiści na mojej miłości na poezji zatknięte białe flagi
na wszystkich murach krajobrazach na przeszłości i przyszłości wywiesiłem białe flagi
na twarzach
na imionach
na wzniesieniach i upadkach
powiewają białe flagi
ze wszystkich moich okien spływają białe flagi
we wszystkich rękach trzymam białe flagi
1966

i własne twarze
"eta żywcem pogrzebany
i jak podziemna rzeka
flechowuje w sobie
:arze imiona
nadzieję
ojczyznę
Poeta okłamany
słyszy głosy
słyszy swój głos
rozgląda się
jak człowiek w nocy
obudzony
Lecz kłamstwo poety kst wielojęzyczne ! ogromne jak wieża Babel
lest monstrualne 1 ni umiera
<'&57

506

505

Na motywach meksykańskich
J. Zychowi

- ciał



Widziałem zabawkę meksykańską
dla dzieci makabryczną laleczkę
drżącego
srebrnego
kościotrupa
na niewidzialnej nitce
Szkielet ruchliwy roztrzęsiony roześmiany jak pajacyk z mojego dzieciństwa
widziałem maskę śmierci w kolorowych kwiatach jak bukiet ślubny na łonie panny młodej
widziałem śmierć z bibułki i słomki zatrzęsienie czaszek z cukru i czekolady
wszystko wesołe dookoła lekkie roztańczone jak na maskaradzie wśród zimnych ogni i wybuchów petard przechadza się prawdziwa śmierć
504

V*

503

na łąkach na ostach w ogrodach
pawie oczy żałobniki żeglarze
modraczki
Czarny Apollo
zmrocznik pazik rusałka admirał
motyle oglądane w dzieciństwie rozkładają skrzydła w słońcu w nocy
1967

jakiegoś czasu
nd kilku lat
roces umierania poezji fest przyspieszony
zauważyłem
ze nowe wiersze
Haszane w tygodnikach
"jegają rozkładowi
\v ciągu dwóch trzech godzin
umarli poeci
odchodzą szybciej
żywi
wyrzucają ze siebie
w pośpiechu
nowe książki
jakby chcieli zapchać papierem
dziurę

502

501

w dużej galerii
rozciągało się we śnie złociste
ciało
miedzy twarzami turystów
płynęła z dłonią na ciemnej delcie
Wenus
przebudzona przez Tycjana
pod granitową kolumnadą
zjawiły się
kobiety
młode
promienne
w balowych sukniach
w nieziemskich kreacjach
opierały dłoń
z migdałowymi
srebrnymi
paznokciami
o szarą kolumnę
wznosiły się do góry ramiona
wskakiwały na kamienne schody
przeginały się odrzucały głowę
nieruchomiały
powtarzały ten sam gest
uśmiechały się
podnosiły twarz do nieba
oczy miały namalowane
gwieździste
wielkie
nikt ich nie zaczepił
nie dotykał
nie mówiły
nie pociły się
słuchały uważnie
wrzeszczącego
grubasa w rozpiętej koszuli

raz odpychała
eranitową kolumnę -
v mam w oczach twój wdzięk " %-ze hiacynt różowy... *i.v UJ , swych włosach nosiłaś ten kwiat, *' S wśród nich po kryjomu ;Vu dziewczyny w świeżej wiośnie lat koncha jej sromu"
;nna w kostiumie koloru banana kołysała błyszczącą czerwoną torebką Doglądała w dal na zielone wzgórza na żółte Arno
leszcze raz odchylała twarz jeszcze raz wchodziła w światło jeszcze raz
powtarzano wszystko od początku
poprawiają włosy unoszą ramiona
pachy wygolone "sta uchylone
śmiało
^stawione
nogi

500

499

Otwierały się drzwi

Otwierały się drzwi Prospero szedł przede mną bez płaszcza i laski na ławkach pod afiszami siedzieli emerytowani przewodnicy ksiądz nauczyciel policjant między nimi mój Anioł Stróż
był szczupłą dziewczyną białe włosy spływały na plecy na młode ramiona niebieska szata okrywała tajemnicę płci
aniele boży stróżu mój powiedziałem podchodząc blisko do jej twarzy oczu ust
młody Szwed roześmiał się
1967

deszcz padał padał desze/
orter opowiadał o Florencji j^ra wynurzała się z wody
" Florencji z błota mułu pokrytej plamami ropy
perlą ,
perlą miast mówił
pięć tysięcy samochodów
uniosły wściekle fale Arno
dziesięć tysięcy samochodów
zostało pogrzebane w btócie
fale wymiotły
ze sklepów
klejnoty obrazy
zegary
manuskrypty mapy
we Florencji tyłem ostatni raz * czerwcu roku 1964
nad płytkim mętnym żółtym w psie oko Arno Piłem wino
Przez twoje oczy przechodziły bure chmury

498

497

ta pięta najpiękniejsza
wyraz bólu
proszę z tej strony tutaj lepiej widać
wyraz twarzy matki
ten instrument nazywa się
w tej sali zasiadł sąd tutaj w ten otwór
szparę można było wrzucać donosy
proszę dalej za nami następna grupa
kwiaty pokrywają kapelusiki
zbrojownia
miecze działa pancerze tarcze
sztylety przyłbice zbroje kule rusznice
nagła cisza wybuchy śmiechu
przewodnik przymrużył
słodkie oko
szepce sepleni
grupa otacza go ciasno
krąg
prawie galopem przebiegli
wzdłuż
na lewo Bosch Inferno
na prawo Bellini Pięta
na lewo Bosch Paradiso
na prawo
na lewo
w szafie wśród wojennego oręża
wisi pokryty rdzą pas
w pasie dwa otworki
okrągły opatrzony kolcami
i podłużny
kolce zagięte do wewnątrz
pas zamknięty na kłódkę
rycerz udający się na wyprawę
zabierał klucz ze sobą
siwowłose pochylają się czule
do ucha mężów
przewodnik przymyka oczy
gestykuluje dzieci próbują

blć
zęby wyplek,
stoją złożonymi pod
opuszczonym! na
*S! poruszają się
*arg L śmiechu cisza
*-'bU Tristan Izold złotowłosa
z oc otwOrem
Pas C",o zbroje armaty kusze kule kibice rusznice pancerze koncerze
Ule na to
"ikt nie zwraca uwagi
1961



496

- Niepokój

Za Przew

odnikiem



Prędzej jeść pić czytać żyć
kochać prędzej
dalej j^hac .leaec _
więcej szybciej mowie
szybciej żegnać odchodzić zostawiać
Lcej słuchać patrzeć
oglądać dotykać wąchać
oglądać posiadać smakować
kochać być tu i tam
i gdzie jeszcze
śmiać się głośniej pchać
biec oddychać
Szybciej
więcej
prędzej dalej wyżej niżej głębiej
szybciej szerzej żyć
jeść pisać spać
kochać
żyć dłużej
W Pallazzo Ducale tłok za przewodnikiem
pędzi stadko
dobrze utrzymane staruszki
panowie w szelkach wycierają
czoła chusteczkami kwiaty we włosach
Sdzie mogą przysiadają
lecz przewodnik pędzi ptaszki we włosach
z ust jego płynie potok nazwisk
dat anegdot piękna

495

jest opis pragnienia
popiołu
pustyni
wywołuje fatamorganę
obłoki i drzewa wchodzą
w lustro
Brak głód
nieobecność
ciała
jest opisem miłości
jest erotykiem współczesnym
lalo 1963
494

493

Wiersz pisany o świcie

do erotyku Współczesnego



Piszę ten wiersz w szarości miękkiej w ciszy bez światła jak w rosnącej kuli pleśni
papier bezbarwny pod moją ręką bezdrzewny bezkresny rozwidnia się
umarli są
przeźroczyści widzę przez nich wielkie miasta Usta stół książkę dzban żółty kwiat słyszę śmiech zanikają
to znów gęstnieją zarastają świat
26.7.1965 r

A przecież biel
najlepiej opisać szarością
ptaka kamieniem
słoneczniki
w grudniu
dawne erotyki bywały opisami ciała opisywały to i owo na przykład rzęsy
a przecież czerwień powinno opisywać się szarością słońce deszczem maki w listopadzie usta nocą
najplastyczniejszym
opisem chleba
jest opis głodu
jest w nim
wilgotny porowaty ośrodek
c'ep(e wnętrze
słoneczniki w nocy
P'si brzuch uda Kybele



492

5yroczystym opisem

491

Pisklęta

przenikanie



Szelest
spadają krople rosy
skaza na ciszy
na gładkiej
niemiłosiernej powierzchni
zaczyna się
falowanie pękanie
niebieskie
piski piskląt
przelot czarnych jaskółek
otwarte
żarłoczne żółtodzioby
biały pomiot
różowieje
w promieniach
wschodzącego słońca

inika przez życie
jak światło przez pajęczynę wiszącą w drzwiach otwartego pokoju
konający wyprowadzał się długo krzycząc szukając wybiegów układał się
śmierć zjadła rysy kolejnych twarzy nałożone na kość

490

489

Nic

W nocy
słowo
nic
rozrasta się krzewi
gwałtownie
w dzień traci swą żarłoczność
wślizguje się w życie jak nóż w mięso

; :at)0
* ogrodowej altanie
i ruchliwe Roszone jak wilga
strumień . .
nlOSl w ciepłej pianie
gałązki
listki
płatki kwiatu
białego motyla
chcę zatrzymać ten strumień
rzucam drzewo wyrąbane z dzieciństwa zabawki ptaki twarze
stawiam zaporę
Pękającą
w oczach

488

487

Leda

Oieznanej mowie



Leda z mocnymi
ramionami
udami
Leda przyciskała do siebie gibkie ciało ptaka
z odrzuconą głową
z tajemniczym uśmiechem
nieobecna
uchodziła
zostałem
od niej oderwany
odepchnięty
z moich warg z mojego języka płynęła krew

Sprzedawała owoce
ja słowa były _ 'jla mnie zamknięte
^kazałem
granat
i" poprosiłem
aby go otwarła
dojrzałe wnętrze krwawiło w słońcu
w ustach
zalśnił wilgotny uśmiech
wypełniony
zębami jeżykiem
stówami
o nieznanym smaku

1965
486


485

* * *

Ciało moje
to czterdziestoletnie
zwierzę domowe
napełnia zgiełkiem
otwiera
daje niejasne znaki
wiosną
i o zmierzchu kłębią się
we mnie ciężkie
białe ptaki
z okrągłymi ślepymi
piersiami
krzyczą biją skrzydłem

para
-tarych ludzi
stąpa ostrożnie krucho
i pian
wyskakuje
naga lśniąca
cala
bez rąk i głowy
bogini miłości
czarna
pestka
w różowym
mięsistym arbuzie
życia
mężczyzna i kobieta zanurzają powoli wytarte przezroczyste skóry w morzu
wychodząc na brzeg Dymają się jeszcze *a ręce

484

483

Ewa

*



Wychodzisz
z moich oczu rozebrana
szorstkie
muszle kolan
z różowym środkiem
otwierają się
w nocy
białe skrzydło
pachwina anioła
zamyka się powoli
i słona rosa miłości
pokrywa
skórę

Morze w nocy łamało siebie
hucząc roztrzaskiwało
kadłub
o nikłe betonowe
falochrony
o zachodzie
pomrukując
wyciągało się wzdłuż plaż
pogodzone
powlekało się
purpurą
drżało jeszcze gniewne
pod skórą fal
migotało
Gagra 1965

482

481

Końbysięuśmiał

ości
'

będzie jednak
sensu oraz
humanistycznych

Torturowanie rzeczy nie ma przyszłości katowanie maszyn do szycia traktorów pralek telewizorów
w dzieciństwie widziałem bitego konia który płakał
poeci którzy przyjdą
po moim najdłuższym
i szczęśliwym życiu
- skarcony przez Optymistę
wystrzegam się w wierszach
trywialnego
słowa śmierć -
a więc poeci którzy przyjdą nie zobaczą zdziczałego furmana który katuje konia
choć mogą zostać
zaskoczeni
widokiem kierowcy
który bije i kopie samochód
w maskę

480

Spokój

479

Kamieniołom

kują na obcego



Kamieniołom katedry
milczał
wewnątrz
zawieszony na zworniku
kopalny bóg
świecił
białymi żebrami
na dnie
przylepione śliną
do opoki
modliły się
dziwaczne metafizyczne
ssaki


Nasze nasze
małe
duże
chcemy okryć "kryć w gnieździe
rozbijają otoczenie nasze życie jak skorupkę
ich ciała
rosną
milczą
dojrzewają i odchodzą
zastawiamy sidła myślimy przebiegle może uda się zatrzymać
ale one
nauczyły się już
roówić kochać
Przechodzą przez nasz dom
Jak Przez poczekalnię
f drżąc czekają M obcego

478


477

fc*

Prześwietlenia

Sen

Jana



poruszam się w sobie
większym
w tym ciemnym krajobrazie
ukryty jest obraz
drugi
dzieciństwo
pole białe puste
otwarte bardzo
daleko cicho
tam pojawia się
światło
dwa czarne oblicza i sen
1967

Sercu Mistrza
widział siebie z twarzą Judasza
całował boskie oblicze
drzewo było okryte liściem i kwiatami owoc w ukryciu dojrzewał i spadał
Przebudzony
ujrzał że miłość i nienawiść
są jak ręka lewa
która bez ruchu
spoczywa
na łonie



476

1962

475

Kolebka

T

.ryki lozańskie



Ziemia
kolebka pełna popiołów
pełna grobów jak plaster miodu grób koło grobu płytko pogrzebani
od życia oderwani jak usta

bez ramion
b wiary
ta
poet
nad Wodą wielką martwą czystą czeka na przyjście szarlatana
poezja
jak otwarta rana
ostatnie krwi płynienie
znieruchomiały obraz świata

474

473

Drzwi

Śr0dku




W ciemnym pokoju na stole stoi kieliszek czerwonego wina
przez otwarte drzwi widzę krajobraz dzieciństwa kuchnię z niebieskim czajnikiem serce Jezusa w cierniowej koronie przeźroczysty cień matki
w okrągłej ciszy pianie koguta
pierwszy grzech
białe ziarenko w zielonym
owocu miękkie
gorzkawe
pierwszy diabeł różowy poruszający półkulami pod jedwabną suknią w groszki
uchylają się
w oświetlonym krajobrazie
trzecie drzwi
a za nimi we mgle
w głębi
472

*<**
**

471

Pierwsze jest ukryte

światło
pierwsze drzewo
nie pamiętam ani nazwy ani krajobrazu w którym rosło
nie pamiętam
czy poznałem
to drzewo okiem
uchem
czy było szumem
zapachem kolorem
czy zjawiło się w słońcu
czy w śniegu
pierwsze zwierzę
nie pamiętam jego głosu ciepła kształtu
wszystkie zwierzęta mają swoje nazwy
tylko to pierwsze jest ukryte nieznane
1965

Obicie
ue węglem twarz
j matki
Rozpala pod blachą ognisko domowe
irzask szczypki
zapach zrębu żywiczny
płomień szerzy się
i huczy
w oknie widzę niebo
w niebie słońce
dokoła stoją wasze twarze
ich rysy
nie będą już powtórzone
1*1

470

469

* *

Asyż gniazdo na spękanej skale białe ptasie jaje
niosłem
ten krajobraz
różowiejący
do mojego
miasta
nie doniosłem
trzeciego dnia twój uśmiech zaczął się psuć oddałem Cię ziemi
spływa rzeka zapomnienia na oczy usta na twoje stopy obute w papierowe pantofle

siedziałem pod murem zamkniętymi
7 twarzą
;vróconą do słońca
z zaciśniętymi w jedną pieść
rękami
tt dzieciństwie sielskim
anielskim diabelskim
dawałem żebrakom
grosiki
kromki chleba
oni pokazywali kikuty
puste rękawy
otwarte japy
strupy
odginasz palec za palcem dwie puste dłonie wywracasz wnętrzności odwijasz powieki nic
k|edy podważono mi z?by otwarto usta Pd jeżykiem
Wieziono czarny
grosz y

468

467

nikt
czekał na obu brzegach
idę w głębinę
kołuję
płynę pod powierzchnią
tu więcej życia cieplej
wyskakuję
mam język rozdarty
ten hak to nie żart
to nie igraszka
wykuta ze słów
próbuję się zatrzymać chcę wypluć przynętę mogę to uczynić razem z wnętrznościami
wtedy pojmuję jeszcze raz że moim zadaniem jest zgoda
odzyskuję swobodę
lekkość
włos
lina wydłuża się
w nieskończoność odpływam
razem z moim czasem
1967

ch
była tak długo zamknięta
W mej
"tak tak długo milczał aż klatka otwarła się rdzewiejąc w ciszy
cisza tak długo trwała aż za czarnymi prętami rozległ się śmiech

466

um

465

Ojciec "wpadał" po pierwszym w panamce z laską wygolony pachnący przywoził gazety Muchę Ikaca Express Przewodnik Katolicki cukierki miętowe i wafle
sreberko cynfolię składało się starannie na wykupienie Murzynka z pogańskiej niewoli
nie było nas był las
nikt tu nie słyszał o Hitlerze
wuj Anton wspominał wojnę rosyjsko-japońską
w komodach i skrzyniach
leżały zapomniane ruble
w guziki grało się
kopiejkami
z dwugłowym orłem
krajem rządził Dziadek
otaczała go płaszczem swej opieki
Królowa Korony Polskiej
wieś dusiła się
od nadmiaru rąk
dławiła się
gniewem
W Częstochowie potępiano bezbożny komunizm i ateizm nie widzieliśmy nigdy

di'*
C-^ec opowiadał historię
JMacochu i jego kochance
0 ! a arala na skrzypcach
fmiała włosy do ziemi
/skiem rzucała Konopacka
fcusociński walczył o laur z Nunr
potem usłyszeliśmy
nazwisko
Hitlera
umarł Dziadek
leaoniści generała Franco
walczyli pod sztandarami
Chrystusa króla
potem zaczęło się
potem rosło gwałtownie
w eterze
na ekranach
w tytułach gazet
w myślach
w oczach
dzieciństwo zanurzało się
Płynąłem długo
1 zamkniętymi ustami
zawróciłem
Nikt u
czekał
przy ujściu

464



który na mnie czekał rósł
z zamkniętymi ustami
wracałem do źródła
woda była czysta żywa
płynąłem zaciskającym się
jak gardło korytem
w siebie
to ja byłem źródłem
chciałem
wypłynąć za siebie
wrócić dalej głębiej
dawniej
rzeka była przeźroczysta płytka płytsza nikła znikła
Nie było nas był las nie będzie nas będzie las jechało się autobusem potem końmi w półkoszkach polnymi drogami duktami
las był lasem Bóg Bogiem Diabeł Diabłem jabłko jabłkiem łąka łąką góra górą

,."<, doliną Jo1 da prawdą pra%o drzewem Jrz vo kłamstwem
-isza cisza
zeka
er
śmiercią
zvcie
życiem
O0d blachą paliło się Myszkami i chrustem 0 świcie zbierało się grzyby kozaki prawdziwki maślaki zieleniatki czerwone kurki na blasze piekło się kartoflane placki
Jadźka robiła żytnie kluski
"bociany" na mleku
woda w Warcie była czysta
żywa
młyn dudnił pod białym księżycem stary Marczak wbijał ość w nieruchome czarne
grzbiety ryb
spało się w stodole na sianie
albo na wysokich wypchanych słomą
siennikach
w nocy opowiadaliśmy sobie
Przygody Jacka Teksasa i Harry Pielą
Toma Miksa Pata i Pataszona
Arsena Łupina

462

461


zaraz będzie kino Bajka i zakład pogrzebowy chodzę dwadzieścia lat tymi ulicami
mleczne szyby proste litery wieńce karawany trumny trumienki trumienki?
to chyba żart jakiegoś optymisty
idąc wzdłuż tych murów
kończyłem
czterdziesty piąty rok życia
serce moje biło normalnie była godzina dwunasta kiedy stanąłem nad brzegiem kanału
w strunach deszczu na czarnym błocie rozkładały skrzydła bielinki i żałobniki
we wodzie tłustej czarnej pląsały nimfy igrały jednorożce falowały białe wieloryby oddychały różowe gąbki płuc widać było serce żołądek i macicę
w restauracji III kategorii pryszczaty wyrostek ogryzał paznokcie


atat
oa szybie muchy
pańskiego wiankach
d odjazdem do Ameryki"
^TfertSJpesłodzoną herbatę
^ zimna cielęanę
J' SwmPne stworzonka
skromny uśmiech rozciągał powoli jego różowe małe wargi
i tamtego świata dochodził mnie zapach kaszanki z kapustą flaczków fasolowej zupy.
leciały zeszłoroczne śniegi
Płynąłem
Przed siebie bystro
1 otwartymi ustami
zawróciłem
Porażony obrazem

460

w samo południe
e si? dobrym zdrowiem odwiedziłem brzegi Acheronu
cZedłem chyba pół godziny
^ kierunku dworca kolejowego
minąłem piekarni?
urząd pocztowy
obok budki z piwem
stali mężczyźni
w przybrudzonych koszulach
spłynęły zeszłoroczne śniegi
gazety były białe
pozbawione liter i tytułów
czy pan lubi śpiew uliczny
- zwrócił się do mnie nagle
jakiś nieznajomy -
ja bardzo lubię kiedy ktoś śpiewa
przy dźwiękach katarynki
w chłodny ciemny i wilgotny wieczór
jesienny
Katarynka?
jesienny wieczór?
to był jakiś student
Łachman Pszoniak może Raskolnikow
ejka Władek Karbowicz

459

Z życiorysu
rok urodzenia miejsce urodzenia Radomsko 1921
tak
na tej kartce
ze szkolnego zeszytu syna
mieści się mój życiorys
zostało jeszcze trochę miejsca
zostało kilka białych plam
tylko dwa zdania wykreśliłem ale jedno dopisałem po pewnym czasie dorzucę parę słów
pytasz o ważniejsze ' wydarzenia daty z mojego życia spytaj o to innych
mój życiorys kończył się
już kilka razy
raz lepiej raz gorzej
196 S
458

,968

trzecia

się wyplątać z tych zdań nie "^zystko przepisać raz jeszcze

prawa

obowiązki



niej kiedy nie wiem _
ei myślałem ze mam prawo obowiązek ec na oracza atrz patrz słuchaj pniu [kar spada
jkar tonie syn marzenia porzuć pług porzuć ziemię otwórz oczy tam Ikar tonie
albo ten pastuch tyłem odwrócony do dramatu skrzydeł słońca lotu upadku
mówiłem ślepcy
Lecz teraz kiedy teraz nie wiem
wiem że oracz winien orać ziemię
pasterz pilnować trzody
przygoda Ikara nie jest ich przygodą
(tm)si się tak skończyć
1 nie ma w tym nic
wstrząsającego
Piękny statek płynie dalej
do Portu przeznaczenia

455

ciekawe
z czego cieszą się dziennikarze i dlatego malarze protestują Das Spiel mit den Móglichkeiten
IV
Spotkanie z Franciszkiem
Bezpieczną i nudną przygodą
stała się poezja
pracuję teraz
nad poematem
"Spotkanie na Piazza S. Marco"
Na Piazza S. Marco
spotkałem Franka
wstydził się wypchanych na kolanach spodni
był głodny łysiał udawał anioła
.chciał się ukryć między gołębiami
kołnierz marynarki podniósł do góry
czy to prawda Franek
prawda Tadziu
potem pyta mnie najczystszą włoszczyzną
nie z tej ziemi
a che ora parę ii piroscafo per Capri
Franek ty jesteś aniołem
Tadziu co tu robisz
Frynek ty jesteś aniołem
Tadziu przysięgam Bogu
nie mogę się wyplątać
chleb mam ze sobą owinięty w gazetę
smalec w garnuszku
tylko tych sznurków nie mogę rozwiązać
Franek czemu się tak dręczysz
zabijesz się tymi myślami
454

śch wydarzeń

453

dzieła godnego t*h wielkich czasów
wśród tych śmierci i śmieci
stworzył piękno
dał próbę nowej całości
Burri
jeszcze raz przypominam elementy obrazu jego ś
wielkie połatane worki na czarnym ^
sieci plus życie Burriego
dziury różnej wielkości powiązane sznurkami
nićmi Burriego pięć zmysłów
kawałki brudnych koszul
szlafroków worki gips
zgrzebne płótno
w które ktoś wycierał pędzel i ręce
mosiężna tabliczka
Gift. of. G. Dawid Thompson 1957
Dalej rozkład rozwój nowotworów Burriego
drzwi starej szafy wyniesionej z pożaru
dykta fornir deski osmolone pokryte grubo
ptasim pomiotem białym ziemia Burriego
inny obraz na czerwonym rozdarte prześcieradło
chusteczka damska
wszystko w czerwieni głód i ogień Burriego
tęga dziewczyna w koronkowej bluzce śmieje się pogodnie
oglądając śmietniki Burriego
inny obraz z kawałków metali milczenie i rdza Burriego
Dalej wiszą nieruchomi prawie już piękni
Romiti Spazzapan Sadun
Musie premia Unesco Consagra
Poverelli Leoncillo Vedova Dorazio
Corpora Fabri Afro Lardera
III
Początek
Kończy się jakaś epoka
zaczyna się
nowa epoka i artyści czują się chwilami


okazuje się
asem
epoka już się skończyła
ę zaczęła *
nl l
ai to zauważyli inni zauważyli
nie
robl, Więc to , owo ; tak dalej . . lo końcu tamtej epoki fna'początku nowej epoki
nie tylko artyści
coś się skończyło
nic się nie chce zacząć
może się już zaczęło
w roku 1957 byłem świadkiem dw<
Paryż wiosna
na wystawie Mondriana
realistyczne drzewo
przechodziło w abstrakcyjne
umierało i rodziło
nową propozycję
ale to dawne dzieje
gazety przyniosły fotografię
szympansicy Betsy
która maluje faszystowskie obrazy
podają że małpa sprzedaje
obrazy z dużym powodzeniem
Jeden z nich osiągnął cenę
350 tysięcy franków
Podobno malarze protestują
caia historia dzieje się w Ameryce

452

lCrć>la dozorcy w szarych uniformach >ldzaobrazów _ '""* , dobiega śpiew ptaka
i rzeźby murzyńskie # P1"' z pseudoklasycznymi wychodzę p*1^ 5,>i sali Landuyt dr na płótno wn?trznści rfini^6 ?1 jajniki krew
v nudzą się
doZH7inie dziesiątej wychodzę -'realistycznych pośladkach
"^owei kobiety
każdy z tych pośladków pokazany oddzielnie mógłby uchodzić rzeźbę bezprzedmiotową -.tońce składa pocałunek EENDRACHT MAAKT MACHT
bliski mojemu sercu
śmietnik wielkomiejski
poeta śmietników jest bliżej prawdy
niż poeta chmur
śmietniki są pełne życia
niespodzianek
pytasz Andrzeju o XXX Biennale
widziałem tam zorganizowane
śmietniki Burriego
podarte worki szmaty
damska garderoba sznurki papier
Burri
głodny w obozie jenieckim układał ze śmieci nowy świat

451

myśleli że są demonami ruchu
w piekle wielkiego miasta
Automobile e Rumore
ich automobile oglądane
w Musee du Cinema
wywołują salwy śmiechu
ich samolot przypomina
skrzyżowanie drabiny z aniołem
Parole in Liberia rok 1915
Marinetti Balia Boccioni
Cavalli Correnti Mattoli
Guerre Belle Leger Lourdbimbim
Mort aux Bosches traac craac croc tatatata
rok 1919 Esplosione Simultaneita
verdi tam tumb isonzo
paak piing
potem
dadamax ernst
von minimax dada max
selbst konstruiertes maschinen
fur fruchtlose bestaubung
weiblicher saugnapfe zu beginn
der wechseljahre u. dergl. fruchtlose
verrichtungen
tak
bawiąc się przechodzili
do historii sztuki
Jean Huizinga mówi w "Homo ludens"
dziecko które się bawi nie przejawia infantylizmu
pawilon Królestwa Belgii
napis
EENDRACHT MAAKT MACHT
na spiżowym pośladku kobiety
oddanej realistycznie blask słońca
dama ta pochodzi z końca XIX wieku
zdaje się że Kongo było wtedy prywatną własnością
450

rożna'
>ny

jerny ten sznurek przez dłuższy czas rosół z makaronem
o pogodzie garnitury trochę już znoszone am realistyczne pewna znajoma kobieta irzemieniać się w moich ramionach

ko * , j 't> leskie oczy i jasne włosy
"" obrzmiałe
nienawiść
? w mJe ramiona ii- realnym został konfidentem
1^" J
zginał P0"0"110 na mocy wyroku prawie v^szystkie moje sny v s^on^ truowane na zasadach tradycyjnej dramaturgii
z Andrzejem W.

to znaczmy mówię do siebie bo on r:marl tragicznie ta mała jamka w twarzy wejście do podziemi otwarło się trzeciego dnia
ślepy kriecie
ten zloty pas w dymie to Wenecja
niebo pochmurne różowy koral Palazzo Ducale
Andrzejd chcesz się ogrzać
budowałeś w nocy zamek na lodzie
ślady kr- wina palcach
przyleciały tutaj na południe
opowenj ci
Motc
0 xxx Biennale di Yenezia
ce Rumore rokl912

29-

449

z oczami małej Czu-Lin
miała w warkoczach zielone wstążeczki
widziałem go z dołu
był podobny do życia poety
i podobny do życia urzędnika
i podobny do niczego
widziałem go raz jeszcze z lotu ptaka
z okienka
samolotu
mur ten nie dzielił
niczego nie bronił ciągnął się
był czas że kobiety rodziły małe
i wielkie więzienia
klatki w których biło serce
morze wielkie brzęczące okowy
wyrzuca ze siebie trupy
z różowymi piętami
ten mur udziela lekcji poglądowej ludziom pozbawionym wyobraźni o tym co to jest wyobraźnia rzeczywistości
Kiedy zapytano mnie
jaki jest ten mur
odpowiedziałem z uśmiechem
jest długi nie widziałem jego początku
ani końca
a potem dodałem jest bardzo długi
II
Sny
Sny moje są pospolite
mój bezbarwny sąsiad podaje mi paczkę
owiniętą w gazetę przewiązaną sznurkiem
448

^powiadanie dydaktyczne
/ec:vsiawowi Porębskiemu
palika cierpliwości
Chiński mur
dotknąłem go palcami obu rąk
środkiem tego krajobrazu jest śpiew ptaka
środkiem tego miasta jest uśmiech kobiety
krajobraz rozpada się
miasto odpada jak mięso od kości
zostaje uśmiech
chiński mur
wspinałem się na jego grzbiet
jak na grzbiet śpiącego boga
widziałem go na własne oczy
bez początku i końca
był czas że kobiety rodziły niewolników
uwięzionych od stóp do głowy
rodziły pułapki na myszy
morze jest
w'elkie niebieskie okowy które spadły
wspominam ten mur od rana pada deszcz pada tak długo o chińskim murze
e
447

Mija mnie
Prosiłaś
napisz mi o sobie
o sobie jakim
po przebudzeniu
w pociągu
o sobie we śnie
w Sienie
na złotym tle
w nocy błękicie
Guidoriccio da Fogliano
mija mnie
dostojny
szlachetny
z celem wytkniętym
tak jasno
jak miecz
446

445

W róży
z Rubensa
>*anyj im jadem


Rubens złota
pszczoła
w otwartej róży
pokrywający mleczną drogę Pan
tarło złota krwi pereł atłasów ciał ognia piór barok ust ud rubin
fanfary na cześć życia
Satyr zapładniający białą różę rzeki płynące mlekiem i miodem
i nagle ten obraz podskórny podziemny ociekający ropą pęknięty
gnijący
śliski
zwisający
lecący przez żywe ręce
trup
ze strupem krwi
444



Biel
Biały baranek
uciekł schował się w szafie
beczy
z chorągiewką wbitą w oko
krew tryska
z rozdartego pyszczka
czarnymi płynie rzekami
związali baranka udusili baranka ze skóry obłupili kości mu policzyli zęby mu wybili wrzucili do dołu kloacznego baranka nie narodzonego
oszukali baranka opluli baranka skazali baranka powiesili baranka pogardą okryli śmiechem przebili kłamstwem nakarmili
baranka białego który gładził grzechy tego świata
442

ekcyjnym stole. ' trojony zielenią P^iany nadzieją "to siedzą kupki nieczystości f Jjałych pióropuszach
k;.,
441


Nic w płaszczu Prospera

O tej

samej porze



Kaliban niewolnik nauczony ludzkiej mowy czeka
z pyskiem w gnoju z nogami w raju obwąchuje człowieka czeka
nic nadchodzi
nic w czarodziejskim płaszczu
Prospera
nic z ulic i ust
z ambon i wież
nic z głośników
mówi do niczego
o niczym
nie płodzi nic nic wychowuje nic nic czeka na nic nic grozi nic skazuje nic ułaskawia
7962

samej porze hale Luwru
5ą puste
0 tej samej porze
wielkie hale
krwawią w świetle elektrycznym
górą mięsa
monstrualny kadawer
poruszył się
w otwartym brzuchu
w zgiełku
grzebie kolec światła
1 otworem w twarzy parują
wnętrzności
O tej samej porze miedzy obrazami nie ma oczu nikt nie przeżywa nie odbiera piękna tylko Gioconda uśmiecha się tajemniczo i pracowicie

440

439


* *



się



W katedrze w róży w ołowiu twój kark biały odrąbany od ciemności
kiedy podnosiłaś twarz usta podważone zębami krwawiły
świeciły
w tamtym boku
wargi rozchylone
szept podpływa przenika do muszli ucha wilgotny ciepły z twojego wnętrza
poruszenie języka
usta otwierają się cięcie toporem
od nocy
wzdłuż ciała
do białego kręgosłupa
rana
budzi się ślepe w ślepym
438

palce

437

i nie ma poezji
w człowieku gorącym
w letnim
w letnim może żyć
rozwijać się
sączy się z pęknięcia ze skazy

Pegaza
Staffa



436

Urodził się źrebaczek
ślepy .
we krwi .
ze zwiniętymi skrzydłami
stanął nad nim język ognia
zaczęła się nauka latania
na szczudłach
na sztywnych drewnianych
skrzydłach
zmęczonego karmi kobieta
podaje mu na dłoni kostki cukru
białą
czarną
różową
1 ukrywa przed nim
do czasu
stówa
Fryderyka Chrystiana Hebbla poezJa jest samobójstwem
1962



Kto jest poetą

r

O P1

właściwościach j poezji



poetą jest ten który pisze wiersze i ten który wierszy nie pisze
poetą jest ten który zrzuca więzy i ten który więzy sobie nakłada
poetą jest ten który wierzy i ten który uwierzyć nie może
poetą jest ten który kłamał ł ten którego okłamano
ten który upadł
i ten który się podnosi
poetą jest ten który odchodzi i ten który odejść nie może


poezja traci moc fuż po północy roche zmęczenia odmienia ją do niepoznama zamienia w garść słów pozbawionych życia w coś monstrualnego jak kwiat z papieru jak miłość z mięsa
poezja traci wzrok
0 północy
lub w samo południe po obiedzie
poezji nie ma przy narodzinach
1 przy śmierci
nie ma poezji 0 godzinie 22 d"ia l maja 1961 roku

n'e ma
poezji
w człowieku zimnym

434

ic w płaszczu Prospera
1963

kwitną jaśminy i bzy
przed białym gmachem muzeum
widzę ogrodnika
układającego w piękne desenie
klomb i widzę niedaleko
młode pary spacerujące
i widzę księżyc
oraz czarną jak świerk
wieżę jasnogórską
Z rana samego pogoda piękna
toteż jak zwykle pełno
gości żelaznych w powietrzu
nad nami się unosiło
na froncie cisza
1960-1961
Poemat ten osnuty jest na fragmentach dziennika. Dziennik te prowadził w latach 1914-1917 Józef F., który służył w armii rosyjskiej jako sanitariusz. W pewnych wypadkach zachowałem pisownię i składnie oryginału.
432

pokrewieństwo z lazurem niebieskim
, łatwo zlatują
tak &(r) pdół płaczu i opuszczają go na ten/j.eci widzę zawsze dusze j małych skrzydlatych stworzonek * P -n a przecież lekkich amorków
te dusze i *!aS"'!iliwego huku surm wojennych
A stld3/<" j
martwe
na ziemi?
iziś pokazać chcę jeszcze jedną trwawą mić łączącą tych co nie wojują z armiami ścierającymi się na froncie
27 maja
od rana do południa bez przerwy
pełno skowronków latających w powietrzu
i szumiących swoimi potężnymi maszynami
hukiem i rykiem
budzą nas ze snu i wyrywają
grad odłamków leci na ziemię
gdzie kto może chowa głowę
chociaż już nieraz słyszało się
z ust oficerów
iż nawozu tego im wystarczy
to znaczy ludzi
W nocy byłem dyżurnym
na punkcie opatrunkowym
myśl błądzi nagle spostrzegam
Przed sobą częstochowskie Aleje
pegam je myś]ą
o wie czy te stare kasztany
nie pokryły sie już kwieciem
we ogniska
431

Wstałem wczas rano
zrobiłem sobie i naszym psom sanitarnym
spacer po łąkach
dzień cały był również wspaniały
prałem bieliznę i suszyłem
następnie w Arcaby grałem
wieczorem a nawet już w nocy
prawdopodobnie Cepelin szedł
gdyż słyszeliśmy szum maszyny
Dzień ten był słotny
cały dzień deszcz padał
na froncie cisza
zaledwie kilka wystrzałów armatnich
i na tem kończę opis
dnia dzisiejszego
i ostatniego tego miesiąca
14 styczeń
zawieja śnieżna
kopaliśmy drogi w zaspach śnieżnych
17-go ta sama robota
w śniegu
następnie tonęliśmy prawie w śniegu
chodząc do lasu po drzewo
w dzień ten odwiedził nas
żelazny skowronek nieprzyjaciela
Zastanawiam myśli swoje
nad stworzeniem latającym
nad głowami naszemi w powietrzu
myślę o ptakach
gdyż te stworzenia są niewinne
dalekie od spraw ludzkich
a jednak one właśnie
w szczęku mieczów
spadają mnrtwe na ziemię
dzieci
to słowo przychodzi na usta moje
430

rzeZnaszPnktPrzeszło ^ uset żołnierza zatrutego gazami aSlT"- ""rinbno otrute zostało
tysięcy
z l0 straszna śmierć 1V/ człowiek jest zupełnie przytomny
vstko w człowieku zdrowe 'nrócz płuc które są jadem spalone
i oczu na które zaniewidzi grającemu płynie wielka piana z ust "zermeje cały
"spuszczamy tlen w poduszki gumowe z których dajemy powietrze do oddychania tym biedakom \ch Boże co za Barbarzyństwo i cóż wam ci ludzie winni których tak niszczycie marnujecie i ze świata zgładzacie
Tego dnia była piękna pogoda
noc z siódmego na ósmy była cudowna
chociaż już mroźna
księżyc otoczony blaskiem gwiazd
nocą słychać było armatnie salwy
dzień ten był bardzo piękny
toteż i osy żelazne
nie zapomniały o nas
' byty zasypane gradem kuł
1 kulemiotów
taka maszyna w minutę wypluwa
f sześćset kuł
doprawdy jaki togradku]
ieci w powietrze
trafić
trafić jeżeli
?a;'łyjW! 12 kilometrów na godzinę ^czął deszcz padać ce z grzmotem
429

bez przerwy latają
l sierpnia 1916 roku
i któż się mógł spodziewać
takiej długiej wojny
na którą całe wieki czekano
i pokolenia jedno drugiemu
powtarzało że przyjdzie wojna Europejska
i przyszła
i ciągnie się już dwa lata
i Bóg wie jak jeszcze długo
będzie trwała
ile krwi się wylało
ile ciał w ziemię się obraca
Wieczór dość przyjemny mały wiaterek podchodzący z zachodu pokładliśmy się spać zasnąłem
0 godzinie pierwszej w nocy
przez telefon dano nam znać
iżbyśmy zakładali sobie maski
na usta i nos
oraz okulary na oczy
porobiono wielkie ogniska z dymem
1 w tym dymie myśmy siedzieli
tak to szkaradnie wyglądało
jak żyję takiej maskarady
nie widziałem
3 sierpnia 1916 roku
Gdy zaczęło świtać
pokazały się pojedyncze partie
a następnie całymi sznurami
i nareszcie jednym pasmem
bez przerwy do rana i od rana
do wieczora i dalej
liczby jeszcze objąć nie można
428


427

iż byłem gdzieś u księdza
na plebanii częstowany jabłkami
następnie jechałem gdzieś
pociągiem nad którym
widziałem
jak Cepelin pływał
24 maja 1916 roku
dnia tego od rana do świtu
pełno ptaków żelaznych się zleciało
tak z naszej strony
jak i ze strony przeciwnika
trzeba było głowy chować
od kawałków żelaza
Na froncie cisza
Tak moja Droga
dochodzi dwa lata
jak się z Tobą rozstałem
i na tyle listów żadnej odpowiedzi
od Ciebie nie mam
mieliśmy pięciu ranionych
sześciu chorych
i jeden pogrzeb
który odbył się honorowo
z orkiestrą i śpiewem
słowem ładnie
bo i w trumnie teraz chowają
Na froncie cisza
Kilka ptaków żelaznych jak zwykle pływało sobie nad głowami naszymi od południa deszcz zaczai padać i padał dalej

miał odczyt się zabezpieczeniu z maskami jcym gazom niaski swoje
na oczy czjowiek szkaradnie
tak wchodziliśmy do namiotu na ten cel
'"'Dotowanego L*łaśnie puszczano O'w trujący gaz
Jest w naszym oddziale
,edna siostra Miłosierdzia
dość przystojna
w|OSy czarne długie
oczy czarne brwi rzęsiste
twarz biała rączka mała
nóżka mała w czarnej
ażurowej pończosze
toteż nic dziwnego
iż Elektryzowała wszystkich
Dzisiaj na froncie cisza
tak i zostaliśmy na tem miejscu
miejscowość ta niegdyś cudowna była
o czym świadczą te pnie
te nieliczne już drzewa
drogi krzyżowe
młyn ogromny
ta rzeka która swemi srebrnemi falami
uPi?ksza cała okolicę
-' lipca na froncie spokój i cisza
le skowronki żelazne rano i wieczór

426



Z dziennika żołnierza
Wycofywaliśmy się czarni od dymu i sadzy palono domy i zboża na pniu
Czarne snopy dymu
stały za nami i przed nami
łamano meble tłuczono porcelanę deptano książki i obrazy wywlekano wszystko z piwnic rabowano rogi jelenie wiszące na ścianach koronki i bieliznę damską wstążki do kapeluszy żołnierze targali suknie damskie
W ogrodzie niszczyli drzewa i niedojrzałe owoce wywracali ule i rozbijali je
Niszczono lasy największe i najpiękniejsze
Na pozycji trochę ucichło Przez pierwsze dwa dni mieliśmy robotę bez wytchnienia pochowaliśmy umarłych
424

żywych c, lud,e
_
ak tanin bez nóg
* sLanie opisać
co oglądam
trzeci"1 dniu odpoczywamy
przyszła wiadomość ^iSym odstępowaniu
I nami został ogień
rUtrze tak gorące
\ oddychać było ciężko Płonęły domy i zboże na pniu
\y powietrzu latają maszyny stalowe które częstują nas .jajkami" tych ryczących gadów zawsze pełno
II czerwca odpoczynek
lesie zbieramy poziomki
Dalej ucieczka do Szarowoli
tu opatrzyliśmy rannych
z kolega Śliwińskim
wykopaliśmy grób
' pochowaliśmy
innego zmarłego żołnierza
oraz jedną rękę i jedną nogę
-'go cały dzień cisza
23 to ogromnie nudno i tęskno
mialem sen w nocy




siedzą jeden przy drugim
w hełmach stalowych siedzą szeregami
w słońcu błyszczą bronie
samochód za samochodem jedzie
i wszystkie są jednakowe
w jednakowych samochodach
siedzą jednakowi żołnierze
nie widać ich twarzy
samochód za samochodem
huk motorów białe opony
ktoś nieznany to nakręcił
wszystko porusza się sprawnie
wieżyczka czołgu rozwarta
sztandar powiewa na wietrze
czołgi są ciężkie ogromne
lufy armat ciemne milczące
błyszczą pręty anten radiowych
czołg za czołgiem grzechoce
samochody pancerne
kolczaste od karabinów maszynowych
i sprzężonych działek
w niebie świeci helikopter
łagodny łuk zataczają
samochody pancerne i czołgi
potem jadą wozy czerwone
wóz czerwony za czerwonym wozem
wszystkie dobrze nakręcone
potem działa pontony i ciągniki
cieszą się dzieci i dziewczęta
a nawet ludzie poważni
którzy byli w piekle
a potem piękni żołnierze lekko biegną piękni żołnierze płyną pióra na wietrze czarne białe czerwone biegną pióra lecą żołnierze ktoś nakręcił pojazdy i ludzi

JllV-'*'- c t Ł
kolorowe wojsko
fi^n'e>rnrpira
fef*vLstry i tańczą żołnierze
& nrzecież nie będzie zabijał
*'-tliSrz w czołgu
tfr> żj-nv iak anioł
Dl*r^ l'
m?d>'_sil "wzgórza wstępuje w niebo 'czerwień pompejańska k otwarte płuca przeźroczysta zatoką
"Pfht im Besitz de Paradieses zu sein d hat von den nórdlichen Landem Sen sehr traurigen Begriff; Sempre neve, case di legno, eranignoranza...
Immer Schnee, holzerne Hauser, grosse Unwissenheit..."
Opowiedz mi o włoskiej podróży
Nie wstydzę się płakałem w tym kraju
piękno dotknęło mnie
byłem znów dzieckiem
w łonie tego kraju
płakałem
nie wstydzę się
Próbowałem wrócić do raju

422

ada

g

orkiestry , do mnie dochodzi

piasku
* ' po ciałach fon11 -md odeszły które s11* kuk|y z potwornymi głowami
l,|brzy'm!e bez2lośnie od ucha do ucha
zbyt piękna dla mnie który i Pannamjeszkańcem małego miasteczka północy 'ef^ okrakiem na ichtiosaurze 1 l aliska w moim kraju maja małe czarne zaklejone gipsem okrutne uśmiechy

3 Defilada
Albergo Fiore
zbudził mnie włakiciel
dzień dobry panu
Kowalczyk jestem
po wojnie zostałem w Napoli
generał mówi do mnie
(to było przed wojna w Łodzi)
sierżancie napijcie się z nami
jestem na slu/bie panie generale
ja was zapraszam mówi generał
dzisiaj u nas defilada y się pan wybiera lak dzisiaj obejrzę defiladę jutro Pompei i Wc/uwiusz tó?kuję panie Kowalczyk
'ida samochody
* samochodach siedzą żołnierze

421

w nocy otwarłem okno
złota gwiazda trzeciej kategorii
padał deszcz
to nazwa mojego hotelu
Notturno sul Canal Grandę
w papierowej torbie płynę
kanałem mniej reprezentacyjnym
przez okno zamiast świateł i serpentyn
wyfrunęły śmieci
lecą opadają płyną
nikt tutaj nie śpiewa
świateł jest mało wonie mniej wytworne
wczoraj płakałem
było tak pięknie
a może się śmiałem
upiory moje spały
w Torcello widziałem piękne piekło
na ścianach bazyliki
kupiłem dwa morskie koniki
pachną solą i wodorostami
przynoszą szczęście
więc jestem szczęśliwy
Bazylika Świętego Marka
dziewczyna okrywa ramiona
głowę czarną koronką
ta druga w spodniach
stoi potępiona przez straż
u wrót świątyni
naczynie nieczyste
za sprawka szatana
w tych czerwonych pantalonach '-
opiętych na pokuszenie
Wenecja płonie deszcz Tintoretto złoto
420

419

mnie to nie dziwi
widziałem różne rzeczy
ale wróćmy do mej włoskiej podróży
21 maja o godzinie 12-tej
byłem w Termach Caracalli
słońce
roztopiło mnie i wyssało
słońce na mojej głowie
nade mną w niebie
tezą ceglane mamuty
pod murami kwitną maki
mury śpiewają
gniazda jaskółek
rudy kot jak kość
patrzy turkusowym okiem
w trawach czerwone maki
pod bosą stopą chłodne
gładkie kamyki w cieniu
rzędy krzeseł jak w teatrze
kolumny filary kapitele
z gipsu i dykty
tu w nocy odbywają się przedstawienia
olbrzymi samolot przeleciał
kot pobiegł swoją drogą
znów przeszły te kobiety
widziałem je w katakumbach
Catacombe di S. Callisto
w katakumbach było dość wesoło
restauracja świętego Kaliksta
znajduje się naprzeciwko
ceny są wysokie punkt jest dobry
ta kobieta w czarnej sukni
jest jak wąż
ze skóry amerykańskiej albo angielskiej
błyskawica wzdłuż grzbietu
wąż jest zapięty na zatrzask
zobaczyć jak zmienia skórę
kelnerzy jak bielinki

, dokoła stolika skrzydła
znów można zejść
c0
pogodny
S ziemią brak słońca ^mam sobie wyłupic oko Sóre mnie gorszy od godziny Lecież to wina fe, cudnej gadziny ije ryb? na stoliku lecz ona jest widocznie poganką oczywiście nie ryba przechodzi obok bukiet z pięciu zmysłów mam w tej chwili sto zmysłów wszystkie bodźce bodą mnie to istne byki
kelnerzy z czerwonymi serwetkami biegają dokoła szpikują mnie cyframi broczę winem nade mną w słońcu stoją ich języki ociekające śliną
Dnia 22 czerwca 1960 roku
wysiadłem na dwocu kolejowym
w Wenecji
,-In Yenedig kennt mich vielleicht
nur ein Mensch, und der wird
mir nicht gleich begegnen"
tu gwiazda
była mym mieszkaniem
gwiazda nad czarnym kanałem

418

ie
w nocy

ostatnie życzenie odpowiedział za mnie H szafflPana
^ ńc\\ się do ^iany
c>d*r tawjeniu z wydarzeniami historycznymi
' Z"ze politycznym czy wojskowym wydaje się błahe...
ówiF.. ...-' poczekalni można czytać C0 najwyżej gazety"
Napisać rozprawę '0 tożsamości w nowej poezji
rzeczywistość
jest wypełniona
rzeczywistością
przez pęknięcia w rzeczywistości
może przeniknąć wyobraźnia
,.w nas zaś powstaje złuda wyobraźni
przez którą czasem chwytamy się
podobieństwa rzeczy jako rzeczy samych
jak to widać u śpiących i obłąkanych"
Nie zostawić ani jednego miejsca ani jednego białego pola dla wyobraźni
Malarz S. D.
na konferencji prasowej
wychodzi z olbrzymiego jaja
a'bo ukazuje się we fraku
pokrytym osiemdziesięcioma ośmioma
pliszkami każdy z nich jest napełniony
''kierem miętowym
w Jednym znajduje się zdechła mucha

27-1

iepokój

417

od szumu głowa pękła
21 maja o godz. 12-ej
byłem w Termach Caracalli
przepraszam za chaos
ale świat wyszedł z chaosu
niech to wszystko samo się stwarza
w ruchu
czy myślałaś
że wrócę zupełnie odmieniony
nie trzeba udawać
ile piękna przypada
na głowę jednego człowieka
na kuli ziemskiej
ile prawdy na jedną głowę
mięso trawi mięso
kryzys współczesnej cywilizacji
trwa tak długo
lecz podejrzewam że nie ma kryzysu
jestem mięsożerny
czy pan życzy nogę czy pierś
czy podać tatara
jesteśmy przedmurzem
proszę tatara najazdy tatarskie
kwiat rycerstwa zginął
tatara przyprawić
pan życzy życzę tatara
Et in Arcadia ego
pan też udaje don Kichota
te wiatraki bez skrzydeł
to zwykłe szalety
proszę podejść bliżej
pan mnie łapie za słowo
ile mięsa ile prawdy
przypada na jedną głowę
co spada
416

415

gość uśmiecha się do parówek das ist schón mówi do parówek
Japończyk wysypał na dłoń pastylki jak ziarenka ryżu Hindus z bródćj pogrążony w medytacji przechodzi mimo
W muzeum watykańskim
Sobieski pod Wiedniem
przewodnik objaśnia siwe Amerykanki
że to król polski który właśnie
pod Wiedniem pobił Turków
i uwolnił stolice Austrii
Wejście na kopułę
Eingang żur Kuppel
Ingresso alla Cupola
przewodnicy kopuluja pośpiesznie
z pięknem w oczach turystów
rodzą się z tego
znudzone potwory
uśmiechnięte żyrafy
zdejmują pantofle
z płonących nóg
Spotkałem wczoraj znajomego z Warszawy to było piękne jak "przypadkowe spotkanie na stole sekcyjnym maszyny do szycia z parasolem"
ta pięta ta pięta ta pięta
Pięta di Michel Angelo
czy ta pięta ta pięta ta pięta
to oryginał z oryginalnego marmuru
ależ naturalnie v,v

#.] fantastisch er fliegt odnosi do Boga Ojca Sykstyńskiej
Ktoś pr
k,oś
zyszedł
bilem
wątek
z"u f
Syk'styńskieJ Kaplicy ,aki ruch gwar większy jak na dworcu kolejowym podziwia się Michała Anioła Sad Ostateczny czy to piękno nie wiem jak wyrazić ten wstrząs musiałtm głowę położyć na oparciu ławki
w Sykstyńskiej Kaplicy widziałem niewidomego trzymała go za rękę jego żona Ewa jego oko
objaśniała mu szeptem Sad ostateczny Stworzenie Świata Stworzenie Adama Wygnanie z Raju On podniósł twarz do góry glosy spadały
na Jego - w ciemność wzięte
oczy r
a Ja wielooki wielouchy
ivSrty "f wszystkie stroy Eg? glosy ' ba-y
na
Ja piękna

414

413

włochate głowy ślepych małp
małe banany odarte ze skórki
cytrynowe cytryny z czarnymi listkami
iskra światła pryska po szkle
po niklach po kolorach soków
bryły lodu na lodzie otwarte ostrygi
iskra światła w plasterku cytryny
światło topi się w lodzie
topi się bez przerwy
ludzie płacą wyciągają ręce
biorą do siatek do gazet
rybki jak otwarte nożyki
tuńczyki granatowe ze słojami drzewa
głowę śpiącej meduzy nogi ośmiornicy
flaki leżą na lodzie
na zielonych liściach
jak padłe jagnięta
cynobrowe wątroby
serca i ozory
i dziwaczne ryby
z głowami jak czerwone młoty
jak jeże niebieskie
płaskie, jak talerze
ze złocistej skóry
iskra czarna ikra
w elektrycznym świetle
ptaszki tyle ptaszków
tyle ptaszków na drucie
który przebija umilkłe gardziołka
który przechodzi przez otwarte dziobki
Jest północ czas wracać
odrzutowiec przekłuwa niebo nad zatoką
w anielskich włosach świateł
przchodzą Angielki
w ich białych szyjach śmieją się
gołębie zasnęły słodko
u stóp bohatera
412

. teł toczą się po morzu s oi z rękami w kieszeni
pościeli
dziecka jn z CZarnymi oczami
śwl tyni
*P' ,Q ie gazetą
ok uhczce serce Jezusa _ ,
w girlandzie żarówek zamknął
w futerale
usiadł przy stoliku _
kelnerzy obrusy składają
żagle
nad zatoką gwiazdy i palmy jutro słońce wybuchnie nad miastem
jutro defilada
2. Blocco per notę
Noc w Albergo Fiore NAPOLI
Przeglądam notatki
16deń
teraźniejszy
Port
lotniczy

. malutkie że dwie dusze ik .iuZ się na końcu języka -^ l dziewk.

na nią nie rzuca kamieniem "vpędzona z raju
tkanego w XVI wieku

j} przed rajem rozkoszy i miecz płomienisty i obrotny ..^"rzężeniu drogi drzewa żywota
znajdujemy się u końca pewnej epoki muzyk ginie podobnie jak zginął poeta' poeta który zginął myśli kobieta jest jak kwiat odłóż to piękne stare porównanie na bok
kwiat który się śmieje kwiat który się boi kwiat z kwiatem we włosach kwiat który się sprzedaje kwiat który przychodzi i odchodzi kobieta jest jak kobieta kwiat jest jak kwiat słowo stało się ciałem ciało wypeinia noc d brzegu do brzegu noc nie ma brzegów kbieta jest jak kwiat d)oż to piękne stafe porównanie na bok
-chów

4II

automaty nie będą potępione automaty mogą się zepsuć wędrują dusze w deszczu wychodzą z młodych ciał wchodzą w ciała gwiazd na wielkich afiszach to wszystko są dekoracje raju dekoracje piekła
kościół jest jeszcze otwarty
ołtarze są oświetlone
w ołtarzu za szkłem leży błogosławiony
kościotrup w liturgicznych szatach
w rękawiczkach pantoflach kości
w fioletowych pończochach kości
twarz pozłacana
przy klęcznikach skarbonki
przed ołtarzami skarbonki
przy wejściu i wyjściu skarbonki
na chleb świętego Antoniego
na beatyfikację sługi bożego
na świece dla Dzieciątka
na światło dla Serca Jezusa
wielka staroświecka kłódka
na ścianie koloru wątroby napis
SS Messe per le Anime del Purgatorio
ciała są zbawione
ciała należą do świata zwierząt
ciała są niewinne
duch znalazł schronienie
w Banco di Santo Spirito
i osamotnione ciała
wędrują po wielkim mieście
pod bielmem nieba
pod czarnym niebem
pod cytryną słońca
ciała są zawsze niewinne
a dusze coraz mniejsze
410

409

przez okna widać dachy
i ściany i okna w ścianach
i płaskie dachy w niebie
blachę nieba niebieszczącą się
białą zmętniała
brzęk i huk motorów
co oni tam robią
wiercą dziurę skroś ziemi
przez ten dom
a jeśli tego miasta nie ma za ścianą
jeśli go tam nie ma
jest tylko upał w pustce
wrzask cuchnące ryby
maszyny świdry łupiące
skorupę betonu pękanie
krzyki śpiew słów nadmiar słów
barokowe kościoły słów
pył szuranie papierów
a jeśli go tam nie ma
tylko wir kłąb pędzący
w zgiełku rozpalony do białości
kula wybuchająca gasnąca
szklana czarodziejska kula
a w środku ten kretyn z olbrzymią głową
pod zamkniętą katedrą
z głową z której sączy się ślina
dzwon huczący zawieszony na pajęczynie
to miasto spada
zbudził się przestraszony
w lustrze była noc
zamknął drzwi za sobą
nad ulicą stało czarne niebo w niebie gwiazdy neony splątane pomnik był ciemny wszystkie pojazdy

niego
eznanego bohatera >ok ,,vczne mioty i świdry Pnell"i K betonową skorupę ^ "lać wyrzucał świecący pyl
to spływały
nowych ścianach nieba f t światła leżały kobiety *rne i błyszczące jak fok, ;,isle wielkookie czerwone 4,ecace czerwone i srebrne 'l^ly z wielkimi brzuchami * jedwabiu miękko żołnierza za rękę prowadzi karlica i buzią jak rajskie jabłuszko odgryza się koleżankom które' czarne jedwabne rozdęte od światła do światła stoją balony na uwięzi spadają gwiazdy gwiazdy z wargami rozchylonymi
grająca szafę otaczają młodzi
grająca szafa plącze drży
grająca szafa śmieje się i śpiewa
grająca szafa wypełniona
muzyką głosem
dusze wędrują
1 mlod>'ch ciał wychodzą
* f J;!ce s*fy wchodzą te dusze niewinne < grzechu nie znają n z"ają pokuty
mat>' są niewinne U'm^- znają ne

408

407

jak zebra u wodopoju
dwa łoża w lustrze patrzy na
swoją twarz w lustrze przymyka
oczy lampa pod sufitem
w lustrach lampy i twarze
na niklowych prętach kolorowe
ręczniki lustro nad umywalnią
w szufladzie gazety po gościu
który wyjechał dziś
przed godziną szpilka do włosów
to była kobieta
strumień
wody letniej wody chłodniejącej wody spływa z szumem po jego otwartych dłoniach przekręca klucz
w szafie wieszaki kołyszą się w pachnącej obcą istotą szafie brzęczą wieszaki po zdjętych sukniach drewniane metalowe ramiona
położył się zamknął oczy
leży przykryty białym prześcieradłem
myśli osypują się
pęka nić którą go łączy
pęka nić która wiąże
obrazy i słowa
nie wiesz co ze mną zrobić
czekaj tylko się rozpakuję
zamknij oczy chcę się przebrać
nie możesz oczu zamknąć
co za głupie żarty
przywiozłam list od Franka
co to jest ananas ty jesteś ananas
mówiłeś że mnie weźmiesz ze sobą
ale wyjechałeś tak niespodziewanie

tej dziurze zabitej deskami
Vie wiem czy jeszcze żyję
" widzę co pan tutaj robi koSdawno na jak długo :Z>-.Vchać w Warszawie "V to jest stypendium J misi? zdawało C5-je pan schował przed nami ^ród tych rzeźb z marmuru cudowne obrazy
jesteśmy w Wenecji razem nie mogę uwierzyć pocałuj mnie Pan jest Polakiem
wypijmy
jestem sam na świecie
budzi się wystraszony
ten pokój w jakim domu
ten dom w jakim mieście
to odbicie w jakim lustrze
to miasto
czy ono tam jest jeszcze
za ścianą
mówi do siebie
gdzie jest Neapol
to Jest Neapol
tak' jest Neapol
masz twój Neapol

406

sztywnym lakierowanym Jfbanany wygięte czarnymi plamami
księżyce
JV , światła w skórze nosorożca 1 Dresami pesteczek w ustach 1 k tej słowy leżała druga głowa Iowa na "słowie i głowa przy głowie Limida głów wznosiła się dP0'zbielałego nieba ślepe ełowy kokosowych orzechów pokryte brunatnym włosem rozłupane z śliną w białym wnętrzu wyszczerbiony brzeg kamiennego naczynia wygasłego wulkanu
ciemna góra nad przeźroczystą zatoką poruszyła się i przyszła do niego przyszła do jego stóp zatoka zatoczyła łuk on był nieruchomy
to był ten dom
w tym domu był ten pensjonat
trzeciej kategorii
uniosła go winda
krata z żelaznych gałęzi
siwa kobieta
Prowadzi go korytarzem
otwiera drzwi uśmiecha się
*skazuje na dwa łoża
ączone ze sobą
daJ'e mu klucz
Us(tm)echa się wycho^

405

uderzyło go słońce
ulica wyludniała się
wycierał dłonią twarz
wycierał ręce chusteczką
chusteczka pachniała
skórką pomarańczową
szedł prosto
doszedł do jakiegoś placu
na placu stał pomnik
drugi leżał na ławce
z gazetą na twarzy
drugi pomnik
w kolorowych skarpetkach
buciki stały pod ławką
głowa nieznanego bohatera
na cokole ociekała
siwym ptasim pomiotem
miał szablę i ostrogę
ten trzeci pod pomnikiem
co karmił gołębie
był bez szabli
na nodze miał but z ciężkim
obcasem
kopyto
ulice zbiegały się i rozbiegały w mgnieniu oka stał związany pytał o nazwę wskazywano mu wiele ulic wskazywano mu kierunek ludzie uśmiechali się śpieszyli śpieszyli byli uprzejmi dwie dziewczyny dwoma językami lizały pagórki lodów ciepłymi językami lizały białe i różowe lody
404



"
^ -
*alizk? r im odbierali
"
Et in Arcadia ego
"Und wie mań sagt, dass einer. dem ein Gespenst erschienen, nicht wieder froh wird, so konnte mań umgekehrt von ihm sagen, dass er nie ganz ungliicklich wer-den konnte, weil er sich immer wieder nach Neapel dachte".
Goethe
1. Wędrówka dusz

li do nieg chłPcy kolorowe paski
palmy
rubinową wargą uszami
d niego
mu do ręki kartoniki bileciki



karty
Było południe
na ulicy bez nazwy
uderzyło go słońce
szedł ulicą wyludnioną
zerwał się wiatr
pędził śmieci papiery
szurały szeleściły
skóry ludzkie niedopałki
skórki owoców południowych
gniją aksamitne
wargi otwierają się
afisze mają piękne białe zęby
zaludniło się
olbrzymi dom obok tego domu drugi olbrzymi dom w cieniu markizy czerwony stolik przy białym stoliku śpi unosi się wielki brzuch z odciętą głową złożoną między ramiona
pod stopą rozpalona płyta

nazwami hoteli
szli obok szli za nim
szli przed nim
powtarzali nazwy
wykrzykiwali wymawiali rękami
siowa podnosili do góry
rfce składali i rozkładali ręce
mężczyzna w białej koszuli
zrobił znak krzyża
opuszczali go przymykali oczy błyskali białkami śpiewali zostało za nim dwóch admirałów jeden paź królowej
to był wspaniały teatr
została za nim
Stazione Centrale Napoli
cisza
zatrzymał się w cieniu drzewa
nie tu nie było drzewa
zatrzymał się
w cieniu samochodu ciężarowego
C)eń odjechał

402

1961

anonima

399

Głos anomima
pisa

Tak długo kształtowałem
siebie
na kształt i podobieństwo
niczego
formowałem to oblicze
na kształt i podobieństwo
wszystkiego
wreszcie zacierają się rysy
moje słowa
nie dziwią się sobie

dae albo niemy ~ działem obok siebie _
4ZV zachodziły mi łzami piałem już bardzo długo nagle spostrzegłem ze nie mam w ręku pióra

398

je które z pań zechcą 3 ifl _. - u mnie wszelkie wzory. zatflÓtv roślinne stylizowane
\io'y ^
tutu7.Sz nas nosi w sobie zaródź ^3ŻJh warunków współżycia
Dla urzeczywistnienia najwyższej Potęgi j trzeba, by
ideowy,
7 ^polską Młodą dusze nowy
ciec
" ideowe tworzywo... _
r tworzywo. Młodzi, stać się musi
pionem waszych sumień, tak,
ie przeciwności Was nie złamią
l nje strwożą, ale sprawią, że wysoko
poniesiecie sztandar szczytnej
Waszej idei.
Romantyk, wybitnie przystojny szatyn,
kawaler, wykształcony i inteligentny,
poznańczyk, idealny materiał na
męża. religijny, poślubi prawdziwą
miłością młodą przystojną
idealistkę. Ewentualny majątek
mile widziany.
W obliczu życia dla panien ku rozwadze Ale czy myśl zaprzątnięta naszym zewnętrznym wyglądem zdolna jest Potem do oderwania się od ziemi, kiedy od kształtu nosa i koloru włosów lak trudno jej się oderwać? e tak nje wyjaławia myśli i serca
Zna troska wy^d ^wnętrzny. a wie Patrzeć w odbicie mej twarzy w lustrze, mej dusz ę Się przyg^dać Prawdziwemu obliczu

397

Fragmenty z dwudziestolecia
Co cię czeka w roku 1939
Said Foady Warszawa
Rok 1939 pozostaje pod wpływem
planety Mars,
który zagraża zarówno światu,
jako też egzystencji
poszczególnych jednostek.
Złote serce, pogodny, domator, w stopniu służbowym, lat 33, ożeni się z panną posiadającą mały kapitał. Kto poda silne ramię maleńkiej, biednej, udręczonej życiem, tęskniącej do miłości prawdziwie szlachetnego człowieka Zakopane pensjonat "Liberałów" pod zarządem właścicielki tylko dla chrześcijan. Duży ogród basen kąpielowy, bieżąca woda gorąca i zimna. Pięcioraczki Kanadyjskie myją się mydłem "Palmolive". Rotmistrz Sulima obudził się nagle i otworzył szeroko oczy. Leżał w pidżamie na pluszowej otomanie w małym, gustownie urządzonym numerze hotelowym. Które z pań mogą młodej panience pożyczyć 10 zł na opłacenie nauki kroju i szycia,
396



zegar słoneczny w letnim parku
stoi
noc I-Hon-Jen
płyną ryby złote
ryby welony
pije zieloną cierpką herbatę z białym kwiatem jaśminu
o tej samej porze
waza jak kropla krwi
wschodzi
wiruje
świeci rośnie
spada
gaśnie
na palcu dziewczyny
w chińskim cyrku
o tej samej porze
w żółtym pyle huczą motory
o tej samej porze
woły i konie ciągną ciężarowe wozy
o tej samej porze w pyle który gryzie ciągną wozy mężczyźni i kobiety w niebieskich drelichach
o tej samej porze na żółtej ogromnej rzece na grzbiecie fali żagiel samotnej łodzi

nkr?t uchodzi _ asz . nic tym ludziom
0 tej samej porze
idziemy białych maseczkach na ustach
uśmiechów
dwa małe ślepe słonie
wśród chińskiej porcelany
1&-1960

394

L6L

kłania się
mówi
nie obudzi go porcelany
przeźroczysty dzwoneczek
ani huk przenoszonych
z miejsca na miejsce
gór
ani imiona kwiatów broda smoka łapa tygrysa żółty żuraw cień na oknie czerwone wargi sen kwiatów
gardłowe głosy
bulgot w ciemności
na filcowych podeszwach
niosą wielkie ciężary
i biegną lekko szybko ptak
ja z tym małym ciężarem
z jedną myślą
idę ciężko i niechętnie
na dno snu
w letnim parku cesarskim
I-Ho-Jen
liść lotosu na wodzie
forma cesarstwa przeminęła
cesarz smok cesarzowa pawica
płyną ryby złote
ryby welony
zegar słoneczny noc
tysiąc poematów napisano w fabryce lokomotyw na starych gazetach czarnym tuszem
392

vvnialowano poezję do fcian
n Pr vieszona na konstrukcjach
?ad maszynami
,sza się lekko ^jedwabnych chustach l kolorowych szarfach
"od chmurą stado czarnych ptaków
jakie to ptaki
w oknie gałęzie drzew
jakie to drzewo
na podłodze
u nóg łoża splecione
niebieskie smoki
walczą bez wytchnienia
gdy oczy zamykam
i otwieram
stara twarz chłopa
jego stara twarz
jest przygotowana
na przyjęcie mojego uśmiechu
jest w niej uśmiech
ukryty
tak głęboko
zaorany
czeka
trzeba go przywołać
uśmiech ukryty
w tej zmarszczce
* bruzdach
te.i twarzy
która Jest już ziemią
świao słońca naF*łnia dolinę

391

samej porze
O tej
jak do grzechotki
nagle
pod opuszczonym rogiem czoła
zapłonęło krwawe oko
rogacza
ja wysiadam
powiedział na wysokości
pięciu kilometrów
lecz ona pokazywała
paluszkiem światełka w dole
i sepleniła
śmiech pomylonego
wypełnił kadłub
samolotu
profesor archeologii
owinął głowę w gazetę
jego kolega łapał
w uchu urojoną muchę
tymczasem człowiek
któremu przewróciło się
w głowie
pił herbatę
1960


r
eciałem ie
tysięcy kilometrów ałem od domu ra mnie nakarmili mnie jak dzieciątko
dz,esięć tysięcy kilometrów odleciałem od domu leciałem w gwiazdach lira brzęcząca powietrze miedzy strunami
tak daleko przeleciała pusta gniewna skłócona
nie wypełniły jej smoki
lwy złote orły ośmiornice
pagody
świątynia nieba
perta
gdy pusty leci tak daleko
martwy leci wśród gwiazd
1 nic go nie przebudzi
ani nazwy obcych miast
ani świtu zimne syreny
me dotkną go języki ognia
s(ojące nad polami
n śpi z grzecznym
uśmiechem na ustach

390

389

ntetycznego makaronu
wlókna
Erotyk nad Gobi
Gobi bez drzewa
bez kropli wody
rzeki odrąbane
od źródła i ujścia
koryta rzek
urny pełne popiołu
po żywej wodzie
Gobi bielma soli
dziesięć kilometrów
pod twoimi nóżkami
pod pantofelkami z krokodyla
Gobi jest okrutna
czerwona cegła
wyjęta z ognia
gołą dłonią
pani
w szarym kapelusiku
z wilgotnym okiem sarny (oswojonej)
poprawia sobie
wargi i włosy
koloru cynamonu
wiezie swoje młode ciało
do swego
męża który buduje od roku
wśród gadów płazów tygrysów
motyli kolibrów i słoni

;ZtU'
"3JeJ *szybkością dźwięku ^do niego ^ gąpoSmadkTna filiżance
tt1Srvch brzęczy samolot w,k'szczota w słoneczniku f zSrnym środkiem 1 .swą piękną sk,
to wszystko
jest teraz zmęczone w szarym
kostiumie
Gobi
jest w dole
dziesięć tysięcy metrów
pod małą nóżką
W samolocie leciał wariat pod opieką żony dostał pomieszania zmysłów na tle Ho było piękne Jak Otello
nego jedwabiu dzieliło ich dziesięć tysięcy kilometrów na tu on tam eraz uśmiechała się do n'ego słodko

388



noga na drabinie nóżka
całuję rączki
miedzy nogami fortepianu stoją gorsety abażury sztuczne kwiaty gwiazdy wypchane orły sokoły fałszywe gotyckie katedry

gat




XII 1959
386

na stalowej Unie _ ^zdzieranie końmi
biały
szpagat
rozciąganie miedzy oczami
mężczyzn
i kobiet
od oka do oka
napięty
różowy
odbicie
nagle otwarcie zamkniecie w świetle reflektorów
płaszczyzny ud spokojne rozległe Wale zimne zwarte



Słońce świeci deszczyk pada
czarownica się podkrada
życie jest jak łąka
po łące skacze czarny minister
jak zielony pasikonik
szef wywiadu puszcza latawca
szef bezpieczeństwa
z Jasiem i Małgosią
plecie wianki
z niezapominajek
minister Goebbels otruł swoje małe nie pytał czy chcą umierać w betonowej norze
w trawie piszczy jakiś poeta mówią dzieci poważne i smutne wy się panowie bawicie a nam chodzi o życie

vk z końca XIX wieku
Noel dwie albo cztery na ge
na pl
Nogi na ramionach _ Jlogi wyrzucone w powietrze Nogi uciekające Noga zgięta \V kolanie Kankankankankankan
Bucik za szybą czerwony
pantofelek złoty
but na nodze lakierowany
wąs podkręcony
morę ferarum
kolano lwica
pończocha rozpięta
między palcami ręki
gdybym był młodszy dziewczyno
na udzie podwiązka
wąsy zakręcone do góry
broda binda matrona
noga założona na nogę
nogi skrzyżowane
rąbek sukni dzieweczka
drżające wąsy czarne
noga w wannie
noża na drzewie

384

383

Zdjęcie ciężaru


Przyszedł do was i mówi
nie jesteście odpowiedzialni ani za świat ani za koniec świata zdjęto wam z ramion ciężar jesteście jak ptaki i dzieci bawcie się
i bawią się
zapominają
że poezja współczesna
to walka o oddech
1959


Tpraz Tera z
podbiegają dzieci
kwiecia
wszyscy się uśmiechają ;,zyscy dzieci kochają
ten człowiek z pyskiem lisa pochyla się nad dziewczynką podnosi ją do góry
czy podnosi ją w zębach czy przegryza gardziołko podnosi aniołka na rękach a ręce ma w rękawiczkach podnosi wysoko dziewczynkę
czy z pyska lisa krew się leje 10 uśmiech się sączy dyktator kocha dzieci dzieci stoją na trybunie kolorowe jak laleczki
emu dorośli nie są jak dzieci
^rosli to są złe dzieci
Irzefaa karać dorosłych
kl?czą w kącie na grochu przepisują sto razy r? Myślę wiec jestem

382
Propozycja druga
Utwór
skończony
trzeba złamać
a kiedy się zrośnie
jeszcze raz łamać
w miejscach gdzie styka się z rzeczywistością
usunąć elementy łączące
przypadkowe
które pochodzą z wyobraźni
pozostałe powiązać
milczeniem
lub zostawić rozwiązane
po skończeniu
utworu
usunąć fundament
na którym się opiera
- ponieważ fundamenty
ograniczają ruch -
wtedy konstrukcja
uniesie się
i będzie
przez chwilę leciała
nad rzeczywistością
z którą wreszcie
się zderzy
zderzenie
będzie początkiem życia
utworu nowego
który jest obcy rzeczywistości
376

za
p^alca
; sam ulega przekształceniu

Grób Dantego w Rawennie

po serca



Dante
Tu nic nie ma
Przecież tu pusto
Wycieczka zielone okulary
czerwone oczy niebieskie wargi
pomarańczowe włosy
głowy na miękko
w głowach piękno
Chodźmy dalej
Proszę kolejno
Tam nic nie ma
Zaglądają przez dziurkę
Dantis poetae sepulcrum
Inwalida bez nogi
który siedzi w kąciku
mówi zawstydzony
To wszystko
tu nic więcej nie ma
Stalowe łańcuchy
Spiżowy wieniec
Virtuti et Honori

Widziałem
specjalistę kucharza
wkładał rękę
do pyska
i przez tchawicę
wpychał ją do wnętrza
owcy
i tam w żywym
chwytał serce
zaciskał palce
na sercu
wyrywał serce
jednym szarpnięciem
tak
to był specjalista
1959

a iv

374

375

W świetle dziennym

Jeszcze inni
siedzą w ciemności
wygodnie
z cukierkiem w sobie
czekają
na dramat lub komedię
na białym prześcieradle
kobiety z oczami
które otwierają się i zamykają
z ustami w których
roją się białe zęby
rozbierają się
na oczach zebranych
z otwartych ciał płynie krew razem z muzyką i dialogiem
wszystko tu jest
zabawne wstrząsające
ciekawsze
piękniejsze
niż w świecie realnym
zmalałym nagle
pozbawionym smaku
Kiedy bohater dusi lub pokrywa

ssane
rozchylonymi ustami 'twarze zwrócone iałego Płótna ,re wydziela ze siebie fosforyczny blask
W świetle dziennym
mała i bezbarwna
jest prawdziwa łza
brzydko wygląda
prawdziwa kobieta
co idzie pod murem
i plącze
ma nos zaczerwieniony
rzęsy bez barwy
sklejone
pończochę na lewej nodze
skręconą



370

371

Kasa pancerna
Kasa pancerna
ściana kasy gładka
polerowana
dwie piersi
u lewego boku ręka
dwa
otworki oczy
szpara usta
dwie dziurki
w nosie
wargi między
wargami ząbki
otwór większy
jeżyk
dwa olworki
osłonięte muszelkami
uszy
paznokcie na nodze
nos na twarzy
z prawego boku ręka
kasa pancerna
gładka
z włosami
tu i tam
z włoskami
z włosami na głowie
z pęczkiem włosów
pod pacha
368

pomalowany farbą białe p.ersi słania ręką oczy
przy
m ,
cudny jest ten zachód rześliczne jest morze kładzie się na boku nad morzem na piasku

369

II
Jest we mnie
jest coś takiego
Nie nie mogę
opisać
coś jest we mnie
coś czego nie było
i rośnie
nie to nie rośnie
podchodzi do gardła Nie
podchodzi to jest nieruchome
to mnie wypełnia Nie
nie wiem dokładnie
dobrze że zapominam
ale co to jest
mów po ludzku
czy to jest miłość
nie to nie jest strach
czy to jest nienawiść
idea jak to jest puste
Nie to nie jest idea
to jest już prawie wszędzie
czy to się do ciebie skrada
czy idzie otwarcie
czy to milczy czy jest wymowne
czy to jest daleko krzyczy
0 jeszcze jest daleko
tak tak
to jest jeszcze bardzo daleko prawda powiedz mi że to jest jeszcze daleko ale co powiedz co to jest już we mnie tu i tu
1 tam
ale tego nie było we mnie wiem że nie było

wiem że nie było
a teraz to jest już w tobie
podchodzi ci do gardła
nic nie czujesz
powiedz mi prędko
jakie to jest w tobie
czarne czy białe
niewidome czy słońce
nieme czy woła
nic nie mówisz
powiedz mi że to jest daleko
Nie
mówisz że uciekniesz
nic nie mówisz
powiedz
nie możesz mówić
nie nie boję się bo nigdy
tego nie widziałem
może nie widziałem
może się przeniesiemy
dobrze zaraz
na inne miejsce
zobaczysz że wszystko
będzie dobrze Nie
mówisz że nie ma innego
miejsca że nie można się przenieść
nic nie mówisz
mówię że nic jest w nas
'W-/900



366

367

Zielona róża
róży kwiatek wyszyła zielono..."
Wielkie miasta
rosną
przeludnione
wyludniają się
przypływ
i odpływ
ławice ludzi
tak blisko obok
jedno przy drugim
że widać rozkład
z urywków słów
tu i tam
rozrzuconych
można sobie wyobrazić wnętrze
ale w roju
bez matki
zaczynamy żyć coraz samotniej
odległość od człowieka do
rośnie pod neonami
w przeludnionych miastach
ocierając się o siebie do krwi
żyjemy jak na wyspie
zamieszkanej przez nieliczne istoty
zostajemy z garstką najbliższych
ale i oni odchodzą
364

tażde w swoją stronę ra ze sobą
bHkurzacze kiepskie obrazy kobiety dziec, Rotory lodówki pewien zasób wiadomości popioły pseudonimy jakieś resztki estetyki
wiary .
COŚ w rodzaju boga
coś w rodzaju miłości
jeszcze inni
odchodzą do swoich jaskiń
z mięsem w zębach
słabsi zostają
przy barach stolikach
jeszcze słabsi
opierają się na cieniach słów
ale te słowa są tak przejrzyste
że widać przez nie śmierć
nic
odchodzimy
ociągając się zamknięci
i nikt nie przyznaje się że odchodzi
lepiej nie robić zamieszania
więc wszyscy żyją wiecznie
pamiętacie
byliśmy otwarci
w czasach największego ucisku
cudze cierpienie i cudza radość
łatwo przenikały do naszego wnętrza
wasze życie biegło do mnie
ze wszystkich stron
teraz okrywają nas pancerze
tylko przez pęknięcia
w twarzach ,,,ta; ,
mżna zobaczyć

3o5

"Bocca delia verita"

pjanów nauczycieli artystów
usta prawdy twór w kamiennym kręgu
czarny j?zyk C0 wyskoczył z ust jeszonego

Usta prawdy
otwór w kamiennym kręgu
otwór w pustce
kamień który otacza ciszę gładką krawędzią
kamień z ustami prawdy cieknie z nich milczenie powietrze ślina krew
wypluwa zęby
w otwór polerowany i gładki
dziewczyna kipiąca śmiechem
od stóp
na czarnej szpilce
do głowy
srebrnej cynamonowej
i niebieskiej
w usta prawdy
wkłada rękę
białą ciepłą
nie odpadła ręka
niewinnego kłamstwa
śmieszki
nie było tam polityków

362

363

lica z aniołem

pod mu
"JtfSekokształtna fwybitym. na światło oczami



^ '
n H

ijcrzydeł rósł ijapiał zanucił | wilgotne p dotykały ijoczu ust iJiśmy na ziemi jjz gazet ijetniku gdzie ijrew i żółć wymieszana i:em słów
izydeł rósł to skrzydła
u do ucha ogromne t
i stronach głowy t|chmur gy nasze pokryły
*
ijmnie wreszcie
t|iivał olśnił oślinił
b i gawędząc
(jistycznie
w niebo poezji go za nogę mój śmietnik

361

Mgła

Bielona róża
1961

Kobieta, która idzie obok, mówi: "Wszystko jest tut nieprawdziwe, nawet przyroda". Przed chwilą siedzieć śmy na ławce. Grzałem rękę w kieszeni jej płaszcza & wielu zasłonami ukryte było jej ciało; ciało - jedyn prawdziwa rzecz w tym mieście. Teraz mgła schowała w sobie wzgórze z zamkiem i pomnik z szarego kamienia Wielkie nieporuszone kłamstwo stoi nad miastem i rzeka. To miasto pełne czarnych, złotych i zielonych wież zamknięte we wnętrzu kamiennego kolosa. W tym wnętrzu rodzą się dzieci i poezje. W tym martwym wnętrzu rozlegają się okrzyki i pieśni.
Ten niedźwiadek sprawił prawdziwą radość małemu chłopcu, jeszcze teraz śmieją mu się oczy. To tylko pozornie zabawki są tutaj zabawkami, człowiek człowiekiem, miłość miłością. Rzeka pod kamiennymi mostami zatrzymała się i zastygła. Szmaragdowe główki kaczorów świecą. W mieście tym nawet kłamstwo nie jest prawdziwym kłamstwem. Kłamstwo zamienia się w prawdę, a ludzie mają opuszczone oczy. Miedzy prawdą i kłamstwem zapanowała tu zgoda. Mają one jedno oblicze. Wino w tym mieście ma smak wina, kwiaty są kwiatami, nasienie wytryska z mężczyzn we wnętrzu kobiet. Trójkąty i koła zachowały swoje kształty.
358

Pod murem
Przy drzwiach mojego domu zobaczyłem zdechłą ke. Widać zmarzła w czasie tych wielkich mrozów. Vjur nowego domu czerwony i szorstki był ogromny nad nastroszoną myszką. Jednak mam jeszcze wyobraźnie. Wydaje mi się, że mur nad myszką rośnie. Ciekawe, czemu właśnie ja ją musiałem zobaczyć, przecież była taka mała, szara, dobrze zamaskowana. Czy mój wzrok specjalnie ostro widzi małe umarłe stworzenia, śmieci, odpadki? Nie widzę wielkich świateł, a widzę zdechłe myszki pod rosnącymi murami. Może dlatego że urodziłem się w małej mieścinie i do dwudziestego piątego roku życia nie widziałem szerokiego świata. Nie trzeba chodzić ze spuszczoną głową. Potem wyjechałem.
W lekkim, musującym powietrzu rozbierałem ten mur. W wesołym, pachnącym powietrzu, które śpiewało. W łuku światła rozbierałem ten mur lepiony z umarłymi. Nosili ze mną przez tyle lat żelazo, ogień i krew. Teraz rozbieram ten mur. Krew znów wróciła do żył, płynęła pod pięknymi skórami, była na ustach kobiet. Nigdy nie nosiłem tak lekkich kamieni. Rozbierałem mur gorączkowo, coraz szybiej i szybciej.
Za murem leżały złociste i oranżowe owoce południa, niebieskie i stalowe ryby z różowymi skrzelami świeciły w rękach sprzedawców. Dłonie i języki Murzynów, białka i zęby. Nagle.
Czy to miasto zostało postawione dla mnie i czekało dwadzieścia lat? Są tu anioły, chodzą na igłach i obracaj?
356

e w ustach językami. Zapominam o sobie. Tutaj mię-y korzeniami tego ogromnego drzewa budujemy nowe niazdo, uwite bez jednej gałązki, bez potrzeby trwania. ^jad czarną wodą pod kamiennymi mostami znów bije staroświecko wykrojone czerwone serce. Ah, ąuelle folie!
357

Aut 201
stał płaski i ża_ światem małyc]j |ei|tych z innej

kn|,l\\ j/!jrols pomaszerowali dalej'
kap I i U i Wszedłem na korytarz. oczysttó^ Liw miedzy szeregami ,M.Wzwiach tabliczki ze j|l, Korytarz jest pusty. ||?'Wa- Słychać donośne ||, Sff)tów, może Egipcjan.
i
spada osobno. i czerwone ij butelką w ręce. Na
Wię?||M({biśikien jest zasłonięta. ipai wieczerzę wigilijną.

ki. Klęczały gipsowe pokryte pyłem bydlęta, pasterze ^ lzeło .
pr)Z/}s*awiony Jest przy Pmocy malowideł rozwój ich zaM* przemysłowego.
DJJ. r^sza uroczysta i pięciu biskupów złotych i fioleto-wyc}, Opiewa i modli się w dymie kadzideł, świetle żół-tyt(l ś\wiec i białych lamp.
Kilka ć>sob stoi w zimnym kamiennym wnętrzu. To gipsowe ^jigciątko dziś się narodziło i dziś umarło. Za mało jesi tu oddechów, żeby je ogrzać i powołać do życia.


(dii stronę bramy zam-|, aiidał białe rękawiczki łv i| orijnetu. Nad dachami $\ .UMJffi jedną bramę i sta-fflOMpzoną nad portalem. ,w ii wciśnięta mała am-
liitsl l'bocznej nawie stała wyciągało ręce do
355

Boże! Przecież nie dla siebie pracuję nad swoją
pracuje dla innych. Na stoliku lampa. Pod ściana i'***'*
Dwa jbardzo wygodne fotele. Nawet zupełne nic v
zagłębi się w takim fotelu, zaczyna nabierać znać "^
i wagi. enia
W pokoju jest cicho. Przez zamglone i poorane myczkami wody okno widać kawałek nieba z cienm^ krzyżem anteny telewizyjnej. Dom, którego teraz nie "? dać, ma sześć pięter, betonowe podwórko. Jeszcze wczo '" na balkonach stały zielone drzewka ze spętanymi gałaaj karni. Z kranu kapała woda. Umyłem twarz i powiedzia łem patrząc w lustro... Już nie pamiętam, co powiedziałem.
Zbiegłem po schodach na dół. Portier uśmiechnął się do mnie: - Poczty dla pana nie ma.
Stary malarz
Przed południem. Ruch w mieście był jeszcze duży. Ludzie biegali albo stali. Stali zapatrzeni w helikopter z ciasta i czekolady, w torty, kiełbasy, butelki, butelki, buty, biustonosze i majtki, przezroczyste nocne koszule, zegarki i fałszywą albo prawdziwą biżuterię. Miasto zostało dla mnie zamknięte. Zwodzone mosty podniesiono. Jak cicho. Spojrzałem w okno. Było czterdzieści pięć minut po piętnastej. Usłyszałem spadającą kroplę wody. Krople spadały nieprzerwanie od godziny. Słyszy się jednak tylko kilka. W wielkiej ścianie zapalały się światła. Widać było cienie dzieci i drzewek. Wczoraj pomyślałem z ulgą o galerii obrazów. Wskoczyłem w czerwony tramwaj i pojechałem na wzgórze. Jest tam olbrzymi szary zamek z biało-złotą chorągwią na szczycie. Jest tam katedra z dwoma czarnymi kwiatonarni na dwóch wieżach. Na tym samym wzgórzu jest mu-

i galeria obrazów. Jak to dobrze, że będę mógł Zi;eUsć w tego zielonego Van Gogha, przebitego zimnym
szli
Monarchowie,
Ciasto bYło zbyt rtJchliwe. Mężczyźni z pudełeczkami : nialeńkimi drzewkami pod pachą. Kobiety wchodziły do iraniwaju z gałązkami jemioły. Dzisiaj listki były złocone. 7byt długo wpatrywałem się w lakierek z lewej nogi. cóż w nim było? A jednak stałem przed olbrzymią szy-za którą po sn^gu szu do stajenki Trzej Królowie
butami, pantoflami i kalosza-
, -
flj w stronę gdzie świeciła gwiazda, zawieszona na srebrnym drucie. To dobrze, że tam w chłodnej galerii, przerobionej ze stajnj arcyksiecia, zamknięte są te obra-zy W przedsionku wjsj autoportret malarza w stroju wizytowym. Ogromny, \y czarnym tużurku mojego dziadka, z paletą w ręce, stoi na(j białymi domkami, nad zielonymi drzewkami, nad okrętem przybranym w pstre chorągiewki.
Obok otwiera ścianę niewielka niebieskawa uliczka zbudowana przez pewneg0 alkoholika z Paryża. Można wejść. Tam dalej na postuąencje rozwaiona bryła kobiety bez głowy. Nogi i ręce rozcjarte; rozchylone sromowe wargi. A dalej jest zielone uoie Van Gogha. Światło. Tramwaj jechał przez most. Rz^a pod mostem stała czarna i przesuwały się po niej stebrne pjany. \v szarości majaczyły inne mosty i wyspy. "Pójdę do obrazów i posiedzę z nimi" - myślałem. Brodaty malarz w źle skrojonym tużurku nie miał dzisiaj treścią do zwiedzających. Właśnie do małego Drzedsionka wkroczyło trzech mężczyzn. Ubrani byli \ paita z futrzanymi kołnierzami. Pilśniowe kapelusze ^dobne do aksamitnych grzybów mieli naciśnięte głęboko na czo}a przez pjersj przewieszone pasy futerałów aparatów fotograficznych. Twarze ich były szerokie, otwlrte j szczere. Głosy tubalne. Jeden z nich wyciągnął ramie w kierunku malarza i machnął sio tjPrem- Jeg tub"ny głos ledwie się zmieścił w przed--To jest malarstwo!1



352

353

Szachownica

w obcym mieście



Uliczka "U Radnice" oświetlona gazowymi latarniami b ła o tej porze pusta i podobna do dekoracji teatralne' Czy za tymi okienkami, za tymi fasadami są naprawd mieszkania pełne prawdziwych ludzi? O -tej porze wszy! stkie okna były wygaszone lub zakryte wiekami okien nic, bramy były zatrzaśnięte. Tam jednak, w tych makietach, żyli prawdziwi ludzie. Tacy jak ojciec, jak Milena jak robotnicy, z którymi spotykał się na ulicach. Ci ludzie brali do ręki towar, drewno, glinę, kamień i nadawali mu kształt. Brali do ręki dziecko, człowieka, i kształtowali go według własnego wzoru. Prawdziwi ludzie, a więc tacy, którzy wiedzą, po co żyją. Byli związani z sobą i tworzyli całość. Odbywała się między nimi ciągła wymiana. Wymieniali rzeczy i wartości, których wzajemnie potrzebowali. Byli sobie potrzebni. Wykonywali swoje czynności z wielką powagą. Ciągle podkreślali swoją obecność. Zachowywali się tak, aby nikt nie wątpił, że są obecni. Przystawali do siebie tak szczelnie jak czarne i białe pola szachownicy. Byli niezastąpieni. Wykonywali każdą czynność z wiarą, że cała budowa opiera się na ich barkach. Szanowali swoje ciała. Żyli w harmonii ze swoimi ciałami, które odwdzięczały się zdrowiem. Jaka złość ogarnęła tych ludzi, kiedy dowiedzieli się, że syn jednego z nich jest inny! Syn kupca bławatnego, urzędnik bankowy F. K. był punktualny, pracowity, skromny. Był wzorowym urzędnikiem. Starał się. Niestety, był skazany i stracony. Nie mógł zdobyć się na ten największy wysiłek i nie wszedł do środka. Nie związał się prawdziwymi ludźmi. Stał z boku. Wprawdzie wykonywał czynności podobne do innych, ale w każdej chwili mógł odejść.
1958

Sędziowie i oskarżeni
W dzień poprzedzający Wigilię ludzie kupowali karpie. Ma ulicy, obok hotelu, stały wielkie drewniane kadzie. Niebieskie światło neonu schodziło w szklistą wodę. Granatowe grzbiety ryb, otwarte pyski z żółtą wargą. Sprzedawca wyjmował wielką rybę i tasakiem miażdżył głowę. Słychać było suche chrupnięcie, płaskie klaskanie ogona i ryba zaświeciwszy bokiem wpadła do torby. Przy kadziach stało sporo ludzi, którzy nie kupowali ryb, tylko przyglądali się i słuchali trzasku łamanych kostek. Kobiety, dzieci. Na ich twarzach malowało się... Nie wiem, co się "malowało". Była pustka. Pustka napięta. Stałem razem z ludźmi. W gromadzie grzały się nasze ciała, ale jednocześnie podpatrywałem innych i nawet sądziłem. Choć nazajutrz jadłem smażonego karpia i nikt nie złożył w moje ręce prawa sądzenia. Jedynym pocieszeniem było dla mnie to, że wszyscy jesteśmy sędziami.
2 Wigilia
W2'ś jest Wigilia 1957 roku. Jest teraz godzina piętnasta.
^ hotelu cicho. Lustro. W tym lustrze oglądam swoją
arz rano i wieczorem. Czasem robię różne miny. Mój



350

351

Wizja i równanie
Wizja i równanie

qtko się skończyło. Dokoła poruszali się ludzie, po-WSZ lv się rzeczy. Biegły krajobrazy. Siedział z opusz-rUSZavrni rękami. Kadłub bez nóg. Z twarzą świętego CZYiiotv P}akał Jak dziecko * Prosił> abY niebo oddało ' noai. Przecież musi iść dalej.

Widział głupią i zatroskaną twarzyczkę siostry. Pochylai się nad nim'. Biedna Izabela mówiła, że miał przed śmie^ cią cudowne wizje, że widział marmurowe anioły, ame tystowe świątynie, krajobrazy i kwiaty niewypowiedzianej piękności.
Nie miał cudownych widzeń. To tylko był ten oficer w operetkowym mundurze. Ozdobiony, obwieszony, brzękający błyszczący oficer. Pasy, klapki, szarfy, sznury, wstęgi, frędzle, pagony, guziki, medale, ostrogi, wąsiki. To był ostatni fantom.
Uśmiechnął się. Roześmiał. Teraz leżał spocony i myślał, jak bez pomocy cudzych rąk przewrócić się na drugi bok. Podróż na korytarz już mu się nie uda. Łóżko zostało ustawione bardzo niezręcznie. Nie mógł wyglądać przez okno. Przed oczami miał ścianę. Leżąc pisał listy do matki i siostry. Pisał, że już nauczył się chodzić o szczudle, ale że nie może wejść sam na schody. Pomagają mu w tyrn ludzie: wnoszą go i znoszą. Pisał, że kazał sobie zrobić nogę z bardzo lekkiego drewna, lakierowaną i wyściełaną. Ta doskonale wykonana noga kosztowała pięćdziesiąt franków.
Przestrzeń rodząca przestrzeń. Kraje, morza. Wielbłądy, słonie, tygrysy, hieny. Chciałby leżeć głową przy oknie, żeby zobaczyć szpitalne podwórko. Kamienne z jedną czarną akacją. Padał deszcz. Myślał o tym, że nie będzie] już miał syna. Nie będzie miał żony. Złote kajdany, które f dźwigał jak katorżnik, ważyły dwadzieścia kilo. Czter-[ dzieści tysięcy franków. Dwadzieścia kilo złota. Chcii na tym zbudować swoje uporządkowane życie. Doffl

346

347

Obcy człowiek

To obcy człowiek czego chce o kogo pyta to nieznajomy pewnie zbłądził albo się omylił mówi że nas szuka lecz nie zna nazwiska kogo pan szuka taki tu nie mieszka to jakiś pijak może pomylony uparcie twierdzi że właśnie nas szuka lecz my go nie znamy kto to jest
Nie mogę wejść do waszego domu mieszkania mówicie
że mnie nie znacie że jestem obcy patrzycie zdziwieni trochę przestraszeni
Właśnie was szukam
w tym ogromnym mieście
co rośnie
344

ja tej hezludnej Jfe omyWem się wy J.esteście ludzie moi bliźni
czv mogę zostać z wami jeden dzień noc estem człowiekiem nie jestem obcy patrzycie na mnie przez judasza nie zdejmując łańcuchów przez drzwi zatrzaśnięte
jestem zmęczony
chce usiąść przy waszym stole
znamy się przecież
od narodzenia Chrystusa
jestem bardzo zmęczony
muszę wam opowiedzieć
o sobie o was
chce wam powiedzieć
że nie ma tajemnicy
nie czekajcie

345

Nieznany list

porównania



Ale Jezus schylił się i pisał palcem na ziemi potem znowu schylił się i pisał na piasku
Matko są tak ciemni i prości że muszę pokazywać cuda robię takie śmieszne i niepotrzebne rzeczy ale ty rozumiesz i wybaczysz synowi zamieniam wodę w wino wskrzeszam umarłych chodzę po morzu
oni są jak dzieci trzeba im ciągle pokazywać coś nowego wyobraź sobie
Kiedy zbliżyli się do niego zasłonił i wymazał litery na wieki

Do czego porównasz
dzień
czy do nocy
do czego porównasz
jabłko
czy do królestwa
do czego porównasz
ciało
w nocy
ciszę
między ustami
między
do czego porównasz oko
rękę w ciemności
prawą do lewej
zęby język wargi
pocałunek
do czego porównasz
biodro
włosy
palce u ręki
oddech
milczenie
poezję
w świetle dnia
w nocy



342

343

wchodzi w głos który za drzwiami wymienia niewyraźnie twoje imię i nazwisko a może nawet zupełnie inne imię i inne nazwisko
gnieździ się chętnie
w zamkniętych
pomieszczeniach
w kopertach kartotekach
w biletach kolejowych
wezwaniach i ogłoszeniach
jest cierpliwy wytrwały
zaciska się dookoła
kiedy nie możesz oddychać
wtedy wypuszcza cię
z rąk
tak bo on ma ręce
możesz odetchnąć
możesz porozmawiać
z dzieckiem
a kiedy dziecko
bierze cię za rękę
i myślisz że wyjdziesz
on cię zatrzymuje
tego dnia posłużył się wezwaniem
kartka przeleżała
kilka dni
z innymi papierami
w biały dzień w domu pełnym ludzi życzliwych i dobrych przed obiadem rzucił się na mnie
340

następowały uderzenia vv brzuch
i jeszcze raz w głowę yyło żebym zawołał otworzył drzwi ale traciłem oddech i mowę
kiedy wypuścił mnie z rąk spadałem

341






Perswazja

Jest tak .ukryty



Nie bój się
to jest twój pokój
o widzisz stół a tu szafa
jabłuszko na stole
boisz się mebli
głuptasku
ten pan już nie przyjdzie
Ty boisz się krzesła
starej gazety pióra
przesadzasz
dziwaczysz
chcesz się wyróżnić
Uśmiechnij się ten pan już nie przyjdzie spójrz nam w oczy nie kryj się po kątach nie stój pod ścianą przecież nikt ci nie każe stać pod ścianą
odezwij się
zima 1958

jest tak ukryty że ledwie barwi przedmioty
ludzi krajobrazy
w pewnej chwili (jakiej nie wiem) zaczyna się zbiegać w jedno w jedną rzecz jedno miejsce jedną twarz
trzeba odróżniać
ten pierwszy
prymitywny
posługuje się
plutonami egzekucyjnymi
znakami i mundurami
napada armie narody stada
ale ten drugi
'aki delikatny
ukryty przypomina trochę
miłość
trochę zabawy dzieci



338

339






Ptak

Drobne ogłoszenia liryczne



Ten człowiek z zamkniętymi oczami został wrzucony w ogień za chwilę strawi go życie jego przeźroczysta skóra przez którą widać ptaka będzie wisiała między stolikami tych dwóch kawiarni
pod słońcem i gwiazdami

Pełne godności
dyskretne
5ą dzikie zwierzęta
śmiertelnie zranione okaleczone uchodzą kryją się w miejsca nieznane i umierają
natomiast różni
liryczni faceci
ogłaszają się w gazecie
że umierają
jęczą biorą pieniądze
umierają wiele razy
potem siedzą w kawiarniach
plotkują
zalewają się żółcią
zderzają się
prawie miedzianymi czołami nad stolikami brzęk zgiełk
?ony gestem patetycznym
1 Pozbawionym uroku
Pokazują komu trzeba
gladiatorów zaplątanych
W P^owinie własnego mózen uśmiechnięci słodko kwS"o twi SWOJe potrzeby



336

337

Płytko prędzej

Pragnę powiedział
niestety duszy nie ma dusza wyszła roześmiała się młoda kelnerka była tak zbudowana że można z nią było stworzyć bez duszy nowego człowieka
ależ ona ma
zadek sklepiony piękniej
niż
kopuła tej słynnej
katedry - pomyślał -
cudowne naczynie
chwilowo zamknięte
dusze zostały widocznie rozebrane
przez poprzednie pokolenia
i teraz trzeba żyć
jak kto może
płytko
prędzej

Ściana okno za drzwiami głosik dziecka
za oknem ulica
tramwaj
wchodzi król Herod
diabeł śmierć
daję królowi złotówkę
i wyrzucam całe towarzystwo
za drzwi
śmierć jest prawdziwa ogląda się i grozi mi palcem



334

335

Życzliwość

po



Ziemia poruszała się ruszała się jak wielki kret to byli żywcem pogrzebani
słucham
twoich słów wspomnień
patrzę na brzuch
twojej kobiety
w którym poruszyło się
dziecko
urwani ze stryczka uśmiechamy się do siebie życzliwie i ciepło

Nasze pomniki 'SA dwuznaczne mają kształt dołu
nasze pomniki mają kształt Izy
nasze pomniki
budował pod ziemią
kret
nasze pomniki
mają kształt dymu
idą prosto do nieba
19SS

\

330

331

zrównoważony

te;

kawiarence

..powietrze Tną stoliku nie drgnęła szklanka

Wm Vca

) \





kawy





okiem

IV! ?*
V f(tm)\ ,
fch lub białych

.- .
llkl

\

świętym

329

Żart patetyczny

mówił do wszystkich 7V mnie me czytają słuchają me znają potrzebują mnie me potrzebują ja ich potrzebuj?

Nie do potomnych
przecież nie ma sensu
być może to będą potwory
wysoka komisja
ostrzega wyraźnie
mocarstwa
trony i sztaby
że przyjdą potwory
bez mózgu
więc nie do potomnych ale do tych którzy w tej właśnie chwili rozmnażają się z zamkniętymi oczami
nie do potomnych kieruję te słowa
Mówię do polityków którzy mnie nie czytają mówię do biskupów którzy mnie nie czytają mówię do generałów którzy mnie nie czytają mówię do tzw. "prostych ludzi" którzy mnie nie czytają

326

327

Białe groszki

Strach



20 sierpnia wyszła z domu i nie powróciła
osiemdziesięcioletnia staruszka chora na zanik pamięci ubrana w granatową sukienkę w białe groszki
ktokolwiek wiedziałby o losie zaginionej proszony jest

Wasz strach jest wielki
metafizyczny
mój mały urzędnik
z teczką
z kartoteką
z ankieta
kiedy się urodziłem
z czego się utrzymuję
czego nie zrobiłem
w co nie wierzę
co tutaj robię
kiedy przestanę udawać
gdzie się udam
potem



324

325

Czarne na białym

jConcert życzeń
Opowiadanie babuni z kraju chrześcijańskiego



Widziałem wielką żółtą rzekę
z białymi żaglami
z dymami okrętów
przeźroczyste gaje bambusowe
jeziora i pagody
smoki złote niebieskie
purpurowe
widziałem jeźdźców lecących
z rozwiniętym sztandarem
ryżowe pola zielone
kipiące pola bawełny
widziałem krajobrazy
rosnące ogromne
czarne
na białym
ziarnku ryżu
na płatku kości
słoniowej
płatku śniegu niknącym
stary człowiek
który ten świat
stworzył
żyje
ma uczniów
którym przekazuje
swą tajemnicę
ludzką i nieludzką

Chodzę po domu na czworakach na palcach chowam się po kątach udaję starą salopkę miotełkę do zamiatania
nie rzucam się w oczy w ten sposób uśmiecham się do wszystkich nawet do klamki słucham kroków
kiedyś wsadziłam palec do garnuszka
z miodem
odezwały się głosy trąb
sąd ostateczny
mdli mnie
z miłości
przedmioty mają zęby i pazury
ta szafa co stoi otwarta
to mamusia wasza i babcia
to krzesło
które przestawiają z kąta w kąt
to też babcia
Kochanej mamuni i babuni w dniu sto pierwszych urodzin dwustu lat życia życzą syn synowe i wnuki



322

323






Nowy człowiek

Nowy człowiek
to ten tam
tak to ta
rura kanalizacyjna
przepuszcza przez siebie
wszystko

Chodzę tak długo tymi ulicami tak długo krążę między domami dworcami barami tak długo chodzę pod ścianami bo myślę że zgubię siebie
między różnymi nazwiskami drobnymi ogłoszeniami ideami szyldami
może na ławce
albo w wagonie
albo w poczekalni
podrzucę tego
noworodka
w pudełku po kapeluszach
i ucieknę
tu był drogowskaz



320

21 _

Niepokój

321

Wyjście

jCara



Jestem
uparty
i uległy w tym uporze
jak wosk
tak tylko mogę
odcisnąć świat

już dziś
w tej chwili
żvcie bez wiary jest wyrokiem
przedmioty stają się bogami
ciało staje się bogiem
jest to bóg bezwzględny i ślepy swego wyznawcę połyka trawi j wydala



318

319






Powrót

Są miedzy moimi utworami takie
z którymi nie mogę się pogodzić
przechodzą lata
nie mogę się z nimi pogodzić
i nie mogę się ich wyrzec
są złe ale są moje
ja je urodziłem
żyją z dala ode mnie
obojętne martwe
ale przyjdzie chwila kiedy wszystkie
zbiegną się do mnie
te udane i te nieudane
kalekie i doskonałe
wyśmiane i odrzucone
zbiegną się w jedno

pamiętam że dawniej poeci pisali "poezje" można jeszcze pisać wiersze przez wiele wiele lat można też robić wiele innych rzeczy





316

317

***

Uzasadnienie
J.P-



Kto mi związał ręce stawiam znaki na drodze
ten oznacza ptaka
ten niebo
ten oznacza ptaka
bez nieba
bez skrzydeł
bez oka
to nie są ręce złożone do lotu

Rzecz
zdarzenie
dopiero izolowane
odcięte zamknięte
staje się jasne
ostre
wyraźne i zbliżone
nie do "prawdy"
lecz do siebie
zaczyna żyć
w formie pierwotnej
a raczej bez formy
gdyż forma
jest tym co zostało
wyrzucone na zewnątrz
wiem
że nic nie chce być porównane do niczego aby się objawić wyrazić mocniej lub piękniej
1958



314

315

Zastaję go zawsze w tym miejscu gdzie go zostawiW Jest cierpliwy, leniwy, sztuczny, ograniczony, posłus?nv wymyślony; nic nie robi. Sprawia na mnie wrażenie liżowanego człowieka lub przedmiotu. Oczywiście nie do niego żalu, bo to jestem tylko i zawsze ja. bohater potrafi przez kilka lat powtarzać jedno albo (W zdania. W tym czasie ludzie oddają legitymacje, gadają cudzymi głosami, przyprawiają sobie nowe światopoglądy' tworzą nowe szkoły poetyckie i nowe kryteria estetyczne tymczasem mój "bohater" mówi: "Ja wiem, że ty się nje zmienisz. A może się zmienisz".

Rozmowa z księciem
1960

8. Rola
Nie mam siły się dźwignąć. Gram z uśmiechem swoją role w tym podrzędnym prowincjonalnym teatrze. Budka suflera została rozebrana. Komedianci poplątali rolę. Przeraża mnie ta góra słów. Jak tu wygrzebać trochę prawdy i ciepła. A może trzeba zamknąć oczy, opuścić ręce i czekać. Czekać, aż przyjdzie ślepiec i zada cios. Ten rakarz zamienił się we fryzjera. Ten hycel łapie teraz motyle, składa znaczki pocztowe. Zamknąłeś oczy zmęczony. Tymczasem oni zamienili rolę. Teraz stoisz z otwartymi ustami, mrugasz oczami i nie możesz si? odezwać. Głupcze. Głuptasku, przecież łatwiej jest żyć bez wiary niż bez golenia. Kończę. Ten świat, który tu próbowałem złożyć, nie jest wygodny ani wesoły. Wszystko jest równie prymitywne, jak pojęcie zła i dobra. Moje opowiadanie jest próbą złowienia i związania bohatera bez twarzy, bez wieku i bez zawodu. Każdy z was może dopisać początek lub koniec do tego opowiadania. Każdy z was może wejść w środek. Każdy z was może mi przerwać w pół słowa, może mnie wyśmiać Przez ten zgiełk idziemy wszyscy do ciszy, do wyjaśnienia.
31:

5. Jest w tym
Jest w tym coś cudownego, że moje opowiadanie mogę zaczynać wiele razy, że nie potrzebuję nawiązywać do poprzednio napisanych rozdziałów; że mogą występować inni, ciągle nowi bohaterowie, że opisuję skutki, których przyczyny dopiero powstają. Zaczęte dialogi mogą być doprowadzone do polowy, pytania pozostają bez odpowiedzi. Odpowiedzi dotyczą pytań jeszcze nie zadanych. Mogą tu występować opisy drzew albo opisy wozów tramwajowych. Dopiero teraz odczuwam lekkość, chęć prowadzenia tej rzeczy, chęć dalszego tworzenia. Można tu będzie wykorzystać różne notatki. Najpierw będzie się wydawało, że jest to zupełnie przypadkowa zbieranina obrazów, myśli, słów, aż w pewnej szczęśliwej chwili to wszystko zbiegnie się do środka. Błyśnie przed oczami przypadkowego przechodnia. Złote miasto.

W czasie tego przedstawienia krytycy, którzy przeżyli
potop razem z pewnymi gatunkami ryb i wodorostów
siedzą znów w fotelach.
Kobiety mają w uszach i na piersiach diamenty, złoto
spoglądają zalotnie na mężczyzn, pochylają głowy
wtedy na karku świeci delikatna sierść
Włosy na głowach mają ułożone przez fryzjerów
są to włosy czarne, czerwone, złote, srebrne, zielone
i fioletowe
A więc nie tylko krytycy ale i fryzjerzy przeżyli
Nie przechowuje się brylantów w odbytnicy
nie łyka się pereł, złota nie zaszywa się pod skórą
włosów nie goli się zardzewiałą maszynką
W środku tego przedstawienia zostanę przebudzony
\\rzesien 1950 - rok ir operze



6. Zostanę przebudzony
Zostanę przebudzony. Wiem. Z |ych głosów łagodnych
i dobrych, z tych uśmiechów, dyskusji o kryzysie poezji.
W tej kawiarni, gdzie dziesięciu inteligentnych durni i trzy
idiotki opluwają się wzajemnie aforyzmami i dowcipami.
W tej kawiarni gdzie nie jestem. Zostanę przebudzony.
Wiem.
Na drodze do domu, na drodze, po której idę.
Na środku tej drogi zostanę przebudzony.
W czasie tego przedstawienia, które odbywa się od po-
czątku do końca.
Kurtyna opada
Na kurtynie tłuste muzy wyhodowane w XIX trzymają instrumenty, przedmioty, symbole

7. Tylko cisza
Tylko cisza pozwoli mi na uporządkowanie obrazów. Tak, muszę bowiem doprowadzić moje opowiadanie do miejsca, gdzie może się skończyć. Skończyć lub zacząć. Cóż z tego, że jest nudne? Czy mam pokazywać jakieś modne sztuczki? Czy mam przemawiać głosem zboczeńca, pijaka, łobuza albo anioła? Nie będę sobie ułatwiał pracy ani wam lektury, życzliwi czytelnicy. Daję wam to, co każdy z was może dać mnie. Nie wymagajmy od siebie rzeczy interesujących. Często literaci opowiadają ciekawie o bohaterze swojego dzieła. "Stwarzam - mówią - bohatera, a on zaczyna żyć samodzielnie. Co będzie robił, me wiem. On zaczyna mnie prowadzić, ja tylko zapisuję jego dzieje. Czasem zadziwia mnie różnymi niespodzianka-"J11; Żyje swoim życiem, często zmienia plan mojego dzieła"... Szczęśliwy jest twórca takiego samodzielnego onatera. Ja jestem w gorszym położeniu. Mój bohater ^'e chce się do niczego mieszać. Nie sprawia mi nie-Podzianek. Siedzi i czeka. A nawet nie siedzi i nie czeka.



310

311






materiał, surowiec ukryty jest w twórcy jak w Ukryty jest w tym człowieku, co siedzi przy stole trzy w ścianę, w okno. Ale nie otwierajmy go, nie dajmy do wnętrza.

_ Nie wolno - mówię do chłopców - nie wolno teraz
wchodzić. Jak skończę, przyjdę do was.
Siadam do stołu, żeby tworzyć poezję. Tworzyć poezję?

Oczekiwanie
4. Rusz się

Czekałem. Dla mnie przedstawiał wartość wypalonej za pałki. Ale oczekiwałem go. Całą moją istotę wypełnia^ jego osoba. Rosła. Mogłem jeszcze myśleć o wielu sprawach. Po pewnym czasie wszystkie te sprawy zaczęły mnie opuszczać. Jego nieobecność była coraz wyraźniej-sza. Zacząłem wyglądać przez okno, nasłuchiwałem kroków, zrywałem się z miejsca. Moje rany zabliźniały się Cała przyszłość znikła. Byłem wyłącznie stworzony i przystosowany do tego, aby czekać na mało ważnego człowieka. Inni ludzie, których widziałem na ulicy, udawali chwilami tego oczekiwanego. Oczekiwanie zaczęło mnie pustoszyć. Tylko jego przyjście mogło dać sens mojemu życiu. Moje całe życie, wszystkie radości i cierpienia zanikały. On tylko był drogą i celem. Kiedy czekam, wszystko inne traci znaczenie. Niepokój mój rósł i oczekiwany nieważny człowiek zmienił się w coś ogromnego, wisiał nade mną jak sklepienie niebieskie. Ziernia była pusta. Uczucie oczekiwania, niepokoju rosło, rozpinało mnie na sobie, przebijało. Znów przeszedł inny człowiek. Jeśli on nie przyjdzie teraz... Ale czekałem na niego jeszcze jakiś czas. Już bez tego napięcia. Myślałem o innych sprawach. Nieobecny zaczął się zmniejszać. Odchodzi). Odegrał swoją rolę. Maskarada się skończy. Był to nieważny, obojętny człowiek. Tylko oczekiwany stawał si? większy, ogromny. Kiedy przestałem go oczekiwać, stał sif znów niepotrzebny. Jak my wszyscy. Mieliśmy z nim omówić jakąś drobną sprawę. Wyobrażam sobie, jak sif czeka na kogoś, kto ma dla nas większe znaczenie.
308

dnia rano:
RUSZ się. Rusz się i zacznij. Tylko zacznij, a wszystko pójdzie dobrze. Nie chcesz zaczynać, szukasz wykrętów. Ale zacznij pisać. Ociągasz się, zwlekasz. Mówisz sobie: Nie mam nic do powiedzenia". Ale to nie jest prawda. Musisz przełamać niechęć. Wczoraj planowałem napisać opowiadanie o partyzantce. Ale opowiadanie stało się czymś nieznośnym. Wyruszam w dalszą drogę. Muszę siebie przekonać, że to, co robię, nie jest fikcją. To jest tworzenie. Nie zrobię kroku, dopóki się nie przekonam, że to, co robię, jest prawdziwe. Cała liturgia opowiadania. To, że bohater wszedł na schody, a potem schodził ze schodów, opowiadanie o tym, że się przy tym wchodzeniu spocił... nie ma sensu. Mówię nie o tym... Ważne jest to, aby zgodzić się na siebie. Na swoją pustkę i zmęczenie. Zgodzić się. .W przeciwnym razie wszystko jest w życiu rozdarciem. Nie można żyć i pracować bez wyrażenia zgody. Nie mogę tego lepiej wyjaśnić. Niech tak zostanie.
Urządź się tak, żeby na nic nie czekać. Nic nie planuj, na nikogo nie czekaj. Tylko wtedy coś zrobisz. Wejdziesz do środka. Do wnętrza. Do środka, który jest zamknięty dla tych, którzy planują, działają i oczekują. Bądź cierpliwy. Nie odwracaj się. Oto mamy bohatera, którego czynności nas nie interesują. Ponieważ spisy-wame życia, różnych zdarzeń i wypadków jest pracą nudną i n;e nastręcza większych trudności, postanowi-em tworzyć z innego materiału.

309

2. Złote miasto
Był marzec 1956 roku. Rano spadł gęsty śnieg i spłynąj brudną wodą. Miasto oblepione błotem, bezbarwne, sypją. ce starymi tynkami, pełne sadzy i dymu. Wśród białych płatków śniegu lecą czarne. Niebo nad oknami walało się jak szmata. Była może godzina piąta po południu. Podniosłem głowę i spojrzałem w okno. Czarne i czerwone mury zdrapanych domów, słupy telegraficzne i struny drutów były złote. Okopcony komin piekarni był rubinowy. Trzy gołębie na niebie były białe. Strumień złota spadł na puste ogródki działkowe i dwa martwe badyle zaświeciły jak promienie. Nad dachami stała szmaragdowa wieża kościoła. Na chodnikach i jezdni leżały złociste blachy wody. Z nieba na ziemię zstępowało złote miasto.
Minął rok. Był marzec. Rano spadł śnieg. Gwiazda stała na niebie w samo południe. Kładłem się spać w dzień. Każdy przedmiot od rana drwił ze mnie: że nie jestem Kolumbem. Że jestem fabrykantem kału. Kładłem się coraz szybciej. Czytałem do snu felietony cotygodniowych filozofów. Czterech na jednej stronie. Rozwiązywali wszystko na ziemi i niebie.
Zima mijała. Wiosna, lato, jesień. Nim się rozejrzałem: przekwitły kwiaty. Syreny fabryczne zimowymi głosami śpiewały w niebie. Psy lizały swoje rany. Wszystkie rany były od rana otwarte. Dwa psy parzyły się w miejscu, gdzie stał pomnik. Kominiarze czyścili pomniki wszystkich obywateli bez względu na zasługi, pochodzenie i przeszłość. Doszło do tego, że każdy obywatel miał swój pomnik.
I ty kładziesz się spać? Lekkomyślny. Zamkniesz oczy, a tymczasem oni mogą zmienić dekorację. Obudzisz się obcy. Nie bój się. Jest prawdziwy świat. Na szorstkich gałązkach leży śnieg. Czujesz pod łokciami stół. Ludzie żyją. Słyszysz za oknami kroki. To przechodzi stary człowiek. Chodź, możesz wszystko sprawdzić. Możesz dotknąć.

przeżyłem tylko dzięki temu. iż istniały stoły, źdźbła trawy- krople deszczu- To w świecie ducha, w tym fikcyjnym, wieloznacznym świecie wykuto miecz, który przebił bok dobrego, obojętnego stworzenia: Natury. Jeszcze teraz możesz włożyć palce w ranę.
za pióro jak za gałąź drzewa, krzemień, ogień.
3 pracownia
Nie pozwalam wchodzić do mojej "pracowni" dzieciom. Ci dwaj chłopcy są wysłannikami życia. Tego życia, które nic nie chce wiedzieć o mojej przeszłości i przyszłości. To dobrze, że chłopcy nie widzą, jak próbuję zbudować, stworzyć z niczego ten gmach. Siedzę z opuszczonymi rękami, z zamkniętymi oczami. Nic nie rozumiem, nic nie wiem, ale próbuję budować. Życie ma różnych posłańców. Można ich przepędzić. Najtrudniej jest się obronić przed dziećmi. One też nie wiedzą. Stoją za drzwiami i naradzają się. Słyszę szepty. Skrobanie w drzwi. Po chwili porusza się klamka. Pytają: "Czy już można? Czy już nie pracujesz?" Co mam im odpowiedzieć? Czego tak szukam o zmroku. Czego szukam tak gorączkowo w stosach papieru, na półkach z książkami. Jaka książka, jaki podręcznik jest mi tak bardzo potrzebny. Szukam. Nie mogę oddychać. Jestem niecierpliwy, zły. Co mam odpowiedzieć chłopcom? Już sama moja pracownia jest podejrzana. Jak jest urządzona? Co się w niej dzieje, kiedy drzwi są zamknięte? Nie ma tu ani materiału, ani narzędzi. Kiedy dziecko wchodzi do warsztatu szewca, stolarza, krawca, fotografa, do gabinetu dentysty, do pracowni zegarmistrza... ile tam narzędzi, każde jest na swoim miejscu, ma swoje przeznaczenie, wartość.
Ale pokój, w którym "tworzy się poezję" to nieciekawy Pokój. Książki. Trochę byle jakich mebli. Gazety. Jakieś drobiazgi. Tu się robi poezje. Z czego? Jak? Widocznie



306

307

szatnią poczekalnią garderobą magazynem
do głowy tej włożono wpakowano wsadzono wbito
imperatyw imitację imperializm import imprezę
sjonizm
imperium impotencję ineksprymable Inflanty infułę
inkasenta inspektora obok tego znalazł się Humbold,
humbug huryska husaria huzia hybryda hymen hym
idiom idiosynkrazja idiota idylla
6. Koniec defilady
Zagadałem się. Tymczasem defilada trwa. Idzie znajoma dobra Pani z gwizdkiem. Prowadzi milion dziewczynek Za nimi kroczy sto tysięcy filozofów. Za filozofami maszeruje dwóch strażników. Za strażnikami idzie sto tysięcy arcybiskupów. Jest młodzież, która klaszcze w ręce i wydaje radosne okrzyki.
Pani gwiżdże. Dziewczynki maszerują. Trzymają w ramionach milion lalek, które mówią "tata, mama". Moja buda została ozdobiona zielonymi gałązkami.
listopad 1957

^cmentarz
1. Zima
lak to się stało, że przeżyłem. Czy przez tamte lata chleb i woda miały ten smak co dawniej, czy w drzewach płynęły soki? Woda, chleb, owoce karmiły widocznie moje ciało pozbawione wiary. Moje ręce posługiwały się przedmiotami, dotykały ciał i włosów, dawały i odbierały rozkosz. Znajomii i przyjaciele byli prawie tacy sami jak przedtem. Trzeba było bardzo uważnie ich oglądać, aby zauważyć te małe skazy i pęknięcia. Czasem otwierali się i wtedy wypływała z nich ciemna rzeka. Rozmawialiśmy o kamieniach, rybach, kobietach, o sztuce, o polityce... O przeszłości. Tylko o przyszłości nie było mowy. O przyszłości pisano w gazetach i mówiono na zebraniach. Gdybym sobie powiedział, że jestem zwierzęciem... Byłem jednak człowiekiem. O tym się nie zapomina. Może przetrwałem dzięki temu, że nauczyłem się pewnych gestów i słów. Do mojego ciała wprowadzałem płyny i ciepłe potrawy. Moje oczy karmiły się kolorami, język smakami, słyszałem dźwięki, rozróżniałem wonie. Nie mogłem znaleźć pożywienia dla wiary. Rano wstawałem zupełnie pusty i gotowy na przyjęcie każdej prawdy. Ciało moje żyło. Wypowiadałem wiele słów. Dorzucałem moje słowa do piramidy słów, którą wznosił cały naród. Byłem pusty i gotowy na przyjęcie każdej prawdy, ale mijały godziny, dni, lata. Przychodził wieczór, noc. Nic mi się nie objawiło, żaden głos nie odzywał się we mnie ani nie dochodził z zewnątrz. Tak przeżyłem zimę.



304

l

20 - Niepokój

305

chleby i bułki robione z tektury i papieru. Atrapy Sa podobne do prawdziwych chlebów. Dla ludzi, którzy sje śpieszą, są nieuważni lub krótkowzroczni, atrapy są prawdziwymi chlebami. Głodni wyciągają ręce po chleby i d0. piero wtedy przekonują się, że te chleby nie karmią W kawiarni za wielkimi szybami siedzą ludzie. Są prawdziwi. Nawet najwięksi znawcy człowieka. Kapłani j Wywiadowcy, nie mają zastrzeżeń. Tych ludzi można ożenić, oszukać, wybadać, pogrzebać. Są prawdziwi. Głowy i paznokcie kobiet są malowane, jednak są to żywi prawdziwi ludzie. Nawet sztuczne rozmowy nie powinny mylić obserwatora. To są prawdziwi, żywi ludzie. Siedzą na krzesłach wypchani swoim doświadczeniem, światopoglądem, wykształceniem. Czekają na przyszłość, trawią teraźniejszość. Mówią. Słowa ich są prawdziwe. Wszystko jest prawdziwe. Kelnerka, z białym fartuszkiem pod brzuchem, z ustami namalowanymi pod nosem, jest prawdziwa. Ciastko jest prawdziwe. Prawdziwa jest woda sodowa w butelce. Prawdziwa jest butelka. Prawdziwe są szklanki, pieniądze, odbicia w lustrach, torebki, nogi, nosy i sedes w toalecie. Można się poruszać pewnie w tym prawdziwym świecie. Można tego wszystkiego dotykać Można wąchać, przestawiać, przenosić, przerabiać.
4. Wycieczka
Miasto brzęczy i świeci nad czarnym kanałem jak elektryczna pszczoła. Niebieska Iskra. W sobotę wieczorem otwierają się drzwi. Lekkomyślni wychodzą ze siebie. Odlatują. W białych pióropuszach brzęcząc ostrogami dowodzą sobie. Ciała wydzielają wielkość, dobroć, szlachetność, prawdę. Potem drzwi są zamknięte. Gości wyrzuca się.
Na podłodze między niedopałkami i dropsami śpią nie zrealizowane możliwości: głowy Napoleonów, Arcymi-strzów, Kapłanów, Tatusiów. Na ścianach białą kredą wy-

rysowali chłopcy promienne figury geometryczne, bezwstydne słońca. Tajemnica płci. Slogany. Inwektywy polityczne.
Czy będziemy razem płakać
Jakże mogą mnie prosić o współpracę. Oni na dwóch nogach. Współpraca? Czy będziemy razem płakać, czy będziemy razem milczeć, czy będziemy razem szczekać, gryźć? Wiersze? Wszystkie wiersze już zostały napisane. Moja sytuacja jest odmienna, choć nie wyjątkowa. Chodzę na czworakach. Zamiast tworzyć nową grupę, zamiast zasiadać i siedzieć w kolegium, siedzę w budzie z ogryzioną kością w pysku.
Cieszę się, że mam uszy, zęby, oczy. Przez wiele lat rozmawiałem ze ścianą. Teraz schowałem się do budy. Zbyt łatwo, lekko wchodzi we mnie pierwszy z brzegu błazen, blagier, głupiec. Wchodzi, rozpiera się, wygaduje to i owo. Ustawia sobie we mnie krzesło, fotel, zasiada w nim i udaje spowiednika, sędziego. Funduje sobie małą czarną. Rozgląda się po moim wnętrzu.
Skrzeczy, dowcipkuje, namawia, grozi, liczy, pluje. Jestem stworzony z materiału łatwoprzepuszczalnego. Jestem odkryty i bezbronny. Każde czarne słowo dociera do środka, do rdzenia. Kiedy wejdzie we mnie, rozrasta się. Przed potopem pisałem różne wiersze, podania, prośby, laurki, sztuki. Z resztek słów, jakie mi zostały, skreśliłem ten mały portrecik, który przekazuję ludziom żywym.
To jest głowa domu głowa cukru głowa świata ta głowa była długo prawą ręką lewą nogą ta biedna głowa była
ta głowa była stołkiem skorupką siedzeniem skrzynią amboną trybuną katalogiem kadzielnicą przetakiem sitkiem sidłem siecią



302

303

kupowanie kwiatów
to wszystko
i sto innych czynności
i sto tysięcy innych czynności
To wszystko jest składanie które się złożyć nie może
11. Czekam

C0 znaczy ta ryba
ewno coś złego mnie spotka ?eraz czekam tylko ' złe wiadomości
[ucham kroków na schodach Łkania do drzwi patrz? na jego usta biorę do ręki list otwieram drzwi naszego domu i zawsze czekam na złą wiadomość



Jak ten czas się dłuży jak nam się dłuży ten czas

12. Głupi żart



Już późno położę się czy coś mówiłeś nic nie mówiłem zdawało mi się
Jeszcze jest czas powiedzcie sobie wszystko co układaliście od rana od wielu lat
Widziałam we śnie ogromną rybę
najpierw poruszyła się woda
potem ciemny grzbiet
ryba płynęła szybko
z czerwoną od krwi głową
wywróciła się
zaświeciła jasnym brzuchem
krwawymi skrzelami
jak wachlarzami
poruszała szybko na piasku
co znaczy ten sen

Pamiętasz ten stary kawał ten głupi żart
"mam w domu nowy mebel"
tu postawimy łóżko tam postawimy stół tu postawimy lustro tam szafę
zawieś zasłonki w oknach tu będzie mój kąt
oddaj mi łóżko weź sobie stół ty mi oddaj młodość daj mi krzesło weź sobie światło zabieraj wszystko
Pamiętasz ten głupi żart
'mam w domu nowy mebel żonę"



232

233



od roślin i zwierząt może ich zabić słowo uśmiech spojrzenie
10. To się złożyć nie może
Wstawanie rano
kładzenie się do łóżek
wybieranie z jadłospisu
przymierzanie rękawiczek
całowanie się
rodzenie dzieci
spacerowanie
granie w karty
granie na patefonie
picie wódki
picie czarnej kawy
smarowanie
szczotkowanie
masowanie
ozdabianie
noszenie waty w ramionach
noszenie pierścionków
noszenie wąsów
oglądanie się w lustrze
mruganie
robienie min
robienie kariery
robienie tego i owego
To jest umieranie
oglądanie się
za pośladkami kobiet
klaskanie i mlaskanie

powiadanie dowcipów Jana otoczenia Lżenie wątroby nczu zębów włosów ; wszystkich organów ulaskanie psów kibicowanie
podziwianie sztucznych ogni ziewanie mówienie ciągłe szybkie mówienie i': szydercze uśmiechy udawanie
czytanie dzienników oglądanie obrazów kupowanie orzechowej sypialni noszenie zegarka noszenie wąsików noszenie kapelusza nadymanie się i płaszczenie wchodzenie wychodzenie wypełnianie kłamanie
To jest umieranie
oglądanie słonia oglądanie małp wspominanie opowiadanie snów oczekiwanie
zdejmowanie kapelusza granie na trąbce smykanie oczu marszczenie czoła Pokazywanie kolan malowanie rzęs



230

231

7. Ludzie ludzie

, Rozwiązane ręce
o-



Co było ukryte jest odkryte
dajemy przedstawienie dla dorosłych i dzieci żołnierzy i studentów gospodyń domowych
dokoła stoją ludzie przyglądają się mówią śmieją się kiwają głowami
Ty przyprawiłeś sobie rogi kły i pazury ja język długi i ostry ty bijesz się w piersi połykasz noże rwiesz łańcuchy łamiesz moje serce
stajemy na głowach chodzimy na rękach kobieta ze złotym sercem mężczyzna z oczami dziecka kobieta i mężczyzna w jednej osobie
ludzie ludzie cuda w tej budzie w tej naszej budzie
ludzie ludzie
zlitujcie się
rzućcie kruszynkę miłości
228

ona umarła Ciąłbym ręce rozwiązane
L0 zwiążą' ten urzędnik
czarnym podniszczonym garniturku
podpisaliśmy tego dnia w obecności dwóch świadków C0 powiedzieliśmy potwierdzili C0 powiedział ten urzędnik
życzę wam szczęścia drzwi się zamknęły
gdyby ona umarła miałbym ręce rozwiązane
9. Głos
Kaleczą się i dręczą milczeniem i słowami jakby mieli przed sobą jeszcze jedno życie
czynią tak
jakby zapomnieli
że ich ciała
są skłonne do śmierci
że wnętrze człowieka
łatwo ulega zniszczeniu
bezwzględni dla siebie są słabsi

229

i przebijał szczura
raz koło razu
we wschodzącym słońcu
4. Mur
Przez ten mur który budowaliśmy razem z dnia na dzień dorzucając słowo do milczenia przez ten mur przebić się nie możemy



"lamami żółci czerwonymi paznokciami
Twój biały kapelusik który strącił wiatr
leci . .,
toczy się ścieżką miedzy tarninami ty gonisz za nim śmiejesz się i krzyczysz
Ty ciągle biegniesz chwytam cię w ramiona
6. Co było ukryte



zamurowani własnymi rękami umieramy z pragnienia słyszymy jak obok porusza się to drugie słyszymy westchnienia wzywamy pomocy nawet łzy uciekają w głąb naszych ciał
5. Wspomnienie drugie
Jesień
Stała w oknie
z zimnym niebieskim okiem
z rękami pokrytymi
226

Co było ukryte
jest odkryte
wchodziliśmy w siebie
jak się wchodzi
w ziemię powietrze
ogień wodę
ciała nasze drżały
oczy nasze były zamknięte
Kiedyś spałeś w ciepłym brzuchu nocy z wystudzonymi ustami zwinięty w kłębek mówiłam do serca cicho cicho głupie gdzie chcesz wyskoczyć
on tu zostanie
na zawsze
nie przebudzi się

227

Poemat otwarty
1. Łuk
Z nocy jak z pochwy wyciągnięty bicz
ciecpie żądze zwierząt z zamkniętymi oczami gnany uderzeniami krwi pędzony jak stado stratowany
otwiera się moje ciało
wyskakują zwierzęta obwąchują milczkiem noc
grzbiet pierwszej kochanki wyginający się złoty łuk w ciemności napięty znieruchomiał
2. Roztargnieni śpieszący się
Jak my się kaleczymy roztargnieni śpieszący się
224

k my się kaleczymy
J^jemnie okrutni
J Skupienm czujni _
omylni w zadawaniu ciosu
wbijamy w siebie ostrza ostrzone przez dzień i noc leżymy * ciemności z małymi zamkniętymi ustami z lodu
leżymy koło zapomnianych ciał
a każde z nas mówi osobno
jaka męka
i po co to wszystko
mówimy w sobie
poruszając wargami
3. Wspomnienie pierwsze
Ona spoczywa obok coraz słabsza starzejąca się bez podpory w sobie bez podpory z zewnątrz odsłonięta cała pełna blizn po rozkoszy pełna blizn po ranach po miłości po dzieciach Patrząc na nią on wspomina dzieciństwo: sąsiada co chwytał szczury do żelaznej łapki
Przychodził
ze stalowym szpikulcem
b - Niepokój

225

gj
pP^

poemat otwarty
\Vierszezlat 1955-1957

Wieczorem
siedziałem w izbie człowieka
którego ujrzałem
pierwszy raz
w słonecznej dolinie
był tam jedną z mrówek
spoglądałem na jego krzątaninę
z łagodnym uśmiechem
z uśmiechem którego nie mogłem wytłumaczyć
sobie sam
a on maleńki
włóczył za sobą
odwłok cienia

taczała mnie jego teraźniejszość wielkimi i małymi troskami 7_ radością srebrną jak kłos żyta
obraz widziany ze stoku góry otaczał mnie i rósł

teraz zbliżała się do mnie
przeszłość tego człowieka
dzieciństwo i młodość
młodość w kopalniach
w okopach wojny światowej
zbliżały się jego usta
twarz po której chodziły
światła i cienie
słońce Italii
śniegi Alp
wspomnienia ognistych kobiet południa
zbliżała się teraźniejszość
przyszłość
teraz otaczało mnie
jego szare długie
splątane i mocne
jak korzenie drzewa
życie
Otwarło się przede mną
jego serce
w którym ukryci byli
polegli na wojnie
synowie

220

221

Gotyk 1954

Stałem n a stoku góry



Żebra umarłego Boga
sklepione
nad słowami
wierzących
ślepo
Bóg
jeż niebieski
nabity na tysiąc iglic wież
katedr banków
ocieka krwią
ludzi
nie własną
z worem złota u szyi ciągną go na swoje dno skazani

Stałem na sto ku góry u moich stóp leżała dolina
jak na dnie gorejącego słonecznika
maleńkie domki i kominy fabryczne konie traktory samochody pociągi jak ziarenka ludzie na polach i drogach jak mrówki
z łagodnym uśmiechem
obserwowałem
życie tego małego światka
kiedy zacząłem schodzić
zwiększały się domy i fabryki
rosły drzewa zwierzęta
rośli ludzie
zbliżałem się
widziałem twarze ludzi
ruchy rąk
widziałem oczy i usta
kolor oczu i kształt ust
rysy twarzy
zbliżałem się
słyszałem słowa i barwę słów



218

219

Kamienni bracia
"Liegen und Ruhen in einer Gruft Unter diesem Stein" mówią gotyckie ostre jak miecze litery
W katedrze świętego Jakuba w Nysie
Dwaj bracia marmurowi mali chłopcy Johannes i Friedrich umarli w kwietniu i maju przed trzema wiekami
nieruchomi stoją
w murowanej wnęce
i trzymają się za zimne ręce
Huk był straszny gdy zapadło się miasto
0 północy wyły syreny
było jasno
1 czerwono
jakby wszystką krew
wytoczono
na puste ulice
Spadły dzwony

- pękniętej dzwonnicy rzy katedrze świętego Jakuba p rca w ziemię uderzyły w piwnicach dusiły się dzieci stary rynek jak węgiel się żarzył gorzko dymił zgasł
Johannes miał dziesięć lat a Friedrich cztery umarli w kwietniu i maju mówią gotyckie ostre jak miecze litery patrzą mali bracia jak dokoła zmienia się wielki świat



216

2! 7






Udało się

Spojrzała

w słońce



Janek ma rok
chodzi na czworakach
pewnego dnia
patrzę
a on
stoi na dwóch nóżkach
"No - myślę z ulgą - znów się udała ta sztuczka naszej starej ludzkości"

Ka rynku gdzie święty Florian
jewa drewniany strumień wody na czerwony grzebień ognia pod srebrnym obłoczkiem w świetle dnia stoi dziewczynka j uśmiecha się do siebie pięknie jak anioł którego nikt nie widział cieszy się ze słońca i ciepła i nuci piosenkę
nagle w moich oczach
w oczach obcego przechodnia
który przeżył wojnę
ciemność przebija
światło i radość
skroś słońca widzę
czarny kanał
jamę wilgotną cuchnącą
na dnie
małą żydowską dziewczynkę
która w dniu wyzwolenia
wyszła z zamknięcia
PO wielu latach
spojrzała w słońce
wyciągnęła przed siebie ręce oślepła



214

215

Chwila

w Starym Sączu



Topole jak winogrona na starym srebrze pochmurnego nieba
może tu zostanę
naprawdę
co mi potrzeba
tutaj jest dziewczyna
która przeszła
i ruchem najpiękniejszym
w tej chwili
na ziemi i niebie
włosy odgarnęła
spłynęły ze światłem
na strome ramiona
górą dymią
w popiele nieba
zostanę tutaj
naprawdę
nic mi nie trzeba
Cienie na ścianach głuchych kamieniczek i jasny cień na balkonie
znów bije serce co umarło w obcej jak gwiazda Weronie

Szara tęcza uliczek "iewidomi mijamy toczymy głowy okrągłe
dalej
szybciej głośniej
Ona
odkrywa
barwę smutku i radości
barwę ciszy
barwę tęsknoty
kiedy skłoni głowę przez jej czarne włosy odlatują ptaki

M n



212

213

dębów
opłakany przez deszcze
zapada w czas
w ciszę

Bystrzyca Kłodzka

1914
bystrą rzeką miasteczko jak kolorowe schody
koralowy
biały
niebieski
biegniesz oczami
po stopniach do nieba
żółte młyny chrobocą nad zieloną wodą piana drzew spływa w doliny w słońcu i księżycu pracują białe w środku młyny
przed zachodem spłonęło jasno miasteczko i zgasło
1954

210

211






na wozach zielonych chłopiec
rozciąga harmonie z iskrami srebrnymi od słońca do ziemi

Stary

kirkut w Lesku

jesień 1954
pod kołami wojennych wozów
legły
długim gościńcem
cmentarze
tam
łagodne westchnienia ziemi
góry Słone
cicho
w niebo odpływają
tu
pod obłokami
pod koronami dębów
zarył się w ziemie
zjeżył
czarnym ścierniskiem
nagrobnych kamieni
kirkut
T- pogromu grobów
ocalony
pod obłokami
horę biegną
1 barwią się w milczeniu
Pd zielonymi koronami

208

- Niepokój

209

już ich nie widzę oni mnie nie widzą ja idę szybciej i dalej i dalej
wracać nie trzeba
1955

grebrny kłos
n0zmowa na rynku w Birczy

w miasteczku w zatopionym
W gospodzie słychać brzęk muchy
^Opowiedz coś
o tym Rzymie
Wenecji
jakaż ona
z wody złota
z kości słoniowej
kościół
świętego Marka
a może tylko ci się śniło
przemyj oczy
w szklniącym Sanie"
Cicho
Zadudniły
na mostku konie
zagrzmiały po kamieniach obręcze
pierwszy wóz
z czerwonym sztandarem
2a nim drugi trzeci
leci

206

207

Małgosia
biała jak owoc otwarty otwarła starka szpetna i obwisła
nikt nie wie
że wróciłem
jeszcze czas
ucieknę
nikt nie będzie wiedział
że byłem tu i nie byłem
ten ptak w klatce
nad drzwiami
tak jak sztuczny śpiewa
ja tam w świecie
noce przepłakałem
myślałem
każdy dom
wyciągnie ramiona
gałązka każda
ptak kamień
wyjdą na powitanie
nie wejdę
do tego domu
wszystko tu stare
brudne małe
starsze brudniejsze
i mniejsze ode mnie
a ja myślałem
że wracam do gniazda
do gwiazdy
to była moja
najjaśniejsza gwiazda
w wędrówce przez noc
popiół
ogień świata

zniknąć
nie pozna wiedźma okno patrzy
"rzeź
vślałem że moje miejsce * na mnie czekało teraz widzę _ _ 'je miałem miejsca myślałem puste miejsce p0 mnie tu zostało
ale życie
jak woda
uż je wypełniło
jestem jak kamień
ciśnięty w głębinę
jestem na dnie
tak jestem
jakby mnie nie było
którzy
przezornie
na miejscu zostali
i wkoło siebie
zabiegali skrzętnie
myślą
że przy tym stole
są niezastąpieni
myślą
że nawet słońce
kiedy wschodzi
pyta o nich
to ja odszedłem
a oni zostali
ta w tej oberży
"Pod białym łabędziem"



204

205






Syn marnotrawny
(z obrazu Hieronima Boscha)
Między zamknięciem
i otwarciem drzwi
w gospodzie
"Pod białym łabędziem"
miedzy otwarciem
i zamknięciem drzwi
co się stało
tyle wiosen
zim tyle jesieni odleciało
miedzy zamknięciem i otwarciem drzwi ujrzałem życie z wilczą szczęką ryj świński pod kapturem mnicha
otwarty brzuch świata widziałem wojnę na ziemi i niebie ludzi na krzyżach którzy nie zbawiali berło i jabłko które zgniło w dłoni
widziałem koniec i początek świata między zamknięciem i otwarciem drzwi

w gospodzie
pod białym łabędziem" Widziałem ziemię C0 przez deszcz leź i krwi świeciła
trupim światłem stvgnącego ciała wypiłem kufel piwa
pod białym łabędziem" inarne tu piwo letnia popłuczyna rzuciłem ostatnią wytartą monetę długo się dziewka przyglądała czy nie fałszywa i mojej twarzy pilnie się przyjrzała wyszedłem nikt mnie nie poznał nikt moich rysów zatartych nie przejrzał
ten chłop za rogiem karczmy tyłem odwrócony to mój przyjaciel
w tym wielkim koszu nie niosę gościńca skórka mi kocia szczęścia nie przyniosła nikt mnie nie wita i nikt nie poznaje świat ten dokoła
jest pełen beze mnie drzwi za mną zamknęła

L OO '



202

203

do przyścianka unosił się nade mną rozkrzyżowany czarny i skrzeczał
moje małe serce stanęło ale on mnie pogłaskał po głowie i odleciał
Ludzie mówili
"Dobrze takiemu na świecie
nic go już nie obchodzi"
1955

wyraz
Co ty robisz wyszły z ciemności Czemu nie chcesz w pełnym świetle żyć
Wojna się we mnie otwiera
powieka
miliona rozpadłych lic
Co tam składasz co dźwigasz krwią umazany
Składam słowa dźwigam swój czas
Już tak długo
twa bezsłoneczna praca
trwa
Nad wyraz ciężka
do wypowiedzenia
jest jedna łza Mi>

ma ,

200

201

III
Świat jest wielki
Zabrakło miejsca dla tego dziecka wiec je
ze siebie wyrwała i ze świata zgładziła
Chodziła w koszuli po podwórku chodziła boso po igle mrozu chodziła tańczyła chodziła sama po świecie
Drzewka otulone w słomiane kołderki spały ptaki w ciepłe kraje odleciały świat jest wielki
Ona płakała śpiewała
kilka słów
"Mam diabła mam diabełka
mam takiego diabełka
tu"
palcem na płaską pierś
pokazywała
i cichutko śmiała się łkała
chodziła boso po kuli ziemskiej
chodziła tańczyła
po naszym małym podwórku
Ludzie mówili
"Czy takiej źle na świecie
O niczym już nie myśli"

IV
jjerszlik stolarz
gardzo się bałem przejścia miedzy ślepymi ścianami domów
Tu fruwał Herszlik stolarz pomylony
Przykręcała się śruba podatkowa
przykręcała się mocniej przyciskała okrutnie świeciła
To był dobry człowiek stolarz Herszlik sprzedawał meble na raty pracował od świtu do nocy umarła żona zostawiła mu sześcioro dzieci a jak umierała to nic nie mówiła tylko patrzyła
Przykręcała się śruba mocniej i mocniej aż spod niej wyleciał ptak człowiek beztroski pozbawiony ciężaru i zmysłów
Szedłem w białym ubranku kiedy on wleciał



J 98

199

gruchał
wybuchał śmiech
szalony śmiech
szalony
przecięty
rozpadał się opadał
drgał
Kiedy zbliżaliśmy się do jej krzesła tronu matka mówiła "Zostawcie ją dzieci niech sobie siedzi biedna"
siedziała
ze słodkim nieruchomym okiem
zapalała się i gasła
wychodziła
z naszego mieszkania
z małej ciemnej kuchni
z naszego życia
II Obrączka
Przychodziła do kościoła w białym welonie niosła śmiecie i kwiaty na łonie
Kłania się słania czerpie dłonią szuka po ziemi szuka na niebie

w oczach ludzi kogoś woła i prosi przygarnia do siebie
szuka narzeczonego który ją oszukał i ulotnił się niebieski ptak
Wyciąga rękę
do Pana Boga Ifj
do drzew do koni
do kanonika
wyciąga rękę
do ptaków i dzieci
do wody kwiatów
obłoków i śmieci
kto weźmie
małą rączkę
kto weźmie
białą rączkę
i założy obrączkę
Pocałunki od ust
odejmowała
i dokoła rozdawała
za nią biegły dzieci
i ziemią rzucały
Ona w uśmiechu
pięknie rozkwitała
bo na palcu obrączkę miała
taką jasną jak słońce
taką wielką jak słońce
Ludzie nic nie mówili głowami kiwali przechodzili

tlw
"n-;1-.



196

197

* * *

Ciemne źródła



Czym są te wiersze pełne cienia
wśród szaroskórych buków białych brzóz
czym są te wiersze
gasną jak wspomnienia nigdy nie oglądanych południowych mórz z książek Conrada
Czym są te wiersze
zimy drzewa lata
tą drogą przeszła
Maria
bez nazwiska
Tak będzie szła do końca świata pełna zdumienia i goryczy

I Tron
Szła
w kapeluszu
lecącym
jak ogon rajskiego ptaka
w
światłach
obwieszona klejnotami fałszywymi szkiełkami pobrzękując złotymi i srebrnymi łańcuchami
spętana
czasem wchodziła
do naszego mieszkania
do kuchni
siedziała ze zgaszonym okiem
jakby zapatrzona
w swoje wnętrze
bez dna
na zawsze zamknięte
nagle odrzucała głowę w białym gołębiu szyi



194

195






Towarzystwo

a przecież obaj ludzie
biedni ludzie
a ja trzeci
do towarzystwa.



Ten staruszek
z kapką u nosa
z klapkami nauszników
został wystawiony
na ulicę
przez złe dzieci
powinien żebrać
ale milczy
tylko dłoń wyciągnięta
nieśmiało zaniemówiła
cztery dziury
na pięciu palcach
czarnej rękawiczki
szare oczy zarastają śmiercią jak martwe myszki jeszcze w listopadzie były rozbiegane żywe
nie jest to żaden "senior" ani nestor ani Lew Tołstoj
tamten słońce to myszka tamten dąb to pietruszka
192

Niepokój

193






Kobieta powoli wyciągała rękę kiedy nadszedł pierwszy przechodzień schowała ją zawstydzona
Stała tak w iskrach mrozu stała i drżała
jak dziewczynka z zapałkami i nie miała jednej zapałeczki żebrała dla synka
Czekała w kamiennym Odensee z wyciągniętą ręką aż zimny pieniążek sparzył jej dłoń
W drewnianym kufrze w pustej izbie spał Hans Chrystian i śniły mu się bajki

Ojciec
Idzie przez moje serce
stary ojciec
jsfie oszczędzał w życiu
nie składał
ziarnka do ziarnka
nie kupił sobie domku
ani złotego zegarka
jakoś nie zebrała się miarka
Żył jak ptak
śpiewająco
z dnia na dzień
ale
powiedzcie czy może
tak żyć niższy urzędnik
przez wiele lat
Idzie przez moje serce
ojciec
w starym kapeluszu
pogwizduje
wesołą piosenkę
I wierzy święcie
że pójdzie do nieba
1954



190

191

Kogo tu nie ma

J

aczka z Odensee

Pamięci Zbyszka mojego małego ucznia

Kto utonął kogo tu nie ma
Kto tak strasznie krzyczy kto milczy
Kto nie ma ust
Co to jest co się wynurza jak okropnie rośnie to małe ciało
taki ruch tyle słów kogo tu nie ma to on
ten dobry chłopiec zamienił się w rzecz co milcząca wychodzi z wody i rozdziera matkę
1955

Ta oknem piękna zima świeci jak diament
YV mrocznej izbie na zimnej blasze stoją puste garnki
Matka otuliła synka
w szmaty
i ułożyła w drewnianym kufrze
Nie zamknęła izby
Nie wszedłby do niej
najbiedniejszy złodziej
nawet mysz szara
w zielonym promieniu księżyca
nie znajdzie tu kruszyny
Mały Hans Chrystian zasnął
Zamykano bramy
sytych domów
których sienie
o beczkowych sklepieniach
pełne były gęstych zapachów
gotowanego jadła
Białe wystawy sklepów Patrzyły jak oko ślepca



188

189

Dniu mój
brylancie najpiękniejszy w świecie
domie złoty
błękitny wielorybie
łzo w moich oczach
0 niezbyt jasne myśli
kiedy stoję z rękami w kieszeniach
1 patrzę przez szare pręty deszczu
za którymi zazłocił się klon
Moje usta które mówiły prawdę kłamały powtarzały twierdziły zaprzeczały żebrały krzyczały szeptały płakały śmiały się
Moje usta układające się dokoła wypowiedzianych niezliczonych słów

ść 1944
Madzy bezbronni z ustami na ustach z otwartymi szeroko oczami
nasłuchując
płynęliśmy przez morze leź i krwi



186

187






Próbuje

usta



Czasem poezja przypomina rączkę niemowlęcia chciałaby uchwycić wszystko
Rączka zanurzona we wszechświecie próbuje się zamknąć
Próbuje objąć
owoc
jego kształt doskonały
lecz jest słaba
otwarta
i owoc wypada
coraz cięższy większy

Kończy się ten dzień gończy się kolacją czyszczeniem zębów pocałunkiem ułożeniem rzeczy
więc to był jeden dzień z tych najcenniejszych dni które nigdy nie wracają
Co mnie spotkało
Przeszedł minął od rana do nocy podobny do zeszłego
Dniu mój
jedyny
co ja zrobiłem
co ja zrobiłem
A może tak trzeba wychodzić rano PO południu wracać Powtarzać kilka ruchów układać wiele rzeczy



184

185

Nad wyraz
Drzewo

pog

oda



Byli szczęśliwi dawniejsi poeci Świat był jak drzewo a oni jak dzieci
Cóż ci powieszę na gałęzi drzewa na które spadła żelazna ulewa
Byli szczęśliwi dawniejsi poeci dokoła drzewa tańczyli jak dzieci
Cóż ci powieszę na gałęzi drzewa które spłonęło które nie zaśpiewa
Byli szczęśliwi dawniejsi poeci pod liściem dębu śpiewali jak dzieci
A nasze drzewo w nocy zaskrzypiało I zwisło na nim pogardzone ciało

Wykopany jakby w słońcu w suchym świecącym piachu
Nad dołem stal człowiek
Krzewy i zioła były nagrzane
i ptaki milczały dokoła
w dusznym bukiecie zapachów
W dole bawiły się dzieci dół pienił się zgiełkiem kipiał śmiechem strumyk piasku spływał na dno
Człowiek który stał nad dołem uśmiechnął się i omijając grzędy kwitnących grobów wyszedł na drogę
jechały drabiniaste wozy
pełne syczących kłosów
a on szedł przed siebie
Pogodny
znikał na widnokresie



182

183

m
Srebrny kłos
z lat 1954-1955

nie będzie lasów i majowych łąk
Jakie kwiaty będą tam rosły
jakie drzewa
jakie motyle będą fruwały
jakie ptaki będą gniazda słały
Można zakopać pod ziemię
żelazo beton głaz
konstrukcje fabryk
martwych miast
ale nie można przenieść mórz i gór
i wschodów słońca
i biegu zmiennych chmur
Pod ziemią
nie będzie sadów
gdzie w lipcową noc po burzy
biegną chłopcy
przez mrowie czarnych
mokrych traw

Wyc,4gamy do was ramiona ychodzimy wam na spotkanie
M'e ma w nas PodstePu ' ie schodźcie pod ziemię przyjaciele
195*

Nie przenoście życia waszego
pod ziemię
Przyjaciele
Nie dajcie sobie wmówić
przerażenia i nienawiści
Jakże długą drogę
przeszedł wasz kraj
od ludzkiej pieśni
Walta Whitmana
do bełkotu Ezry Pounda
który ukryty jest
przed gniewem narodu
w domu obłąkanych
uwieńczony laurem
w domu obłąkanych
jakże długa i ciemna droga
a na końcu jej stoi
Ezra Pound zdrajca

178

179






Z kręgu naftowej lampki w taką noc został wyprowadzony młody człowiek w lnianej koszuli który nie dokończył wieczerzy
Jego żona otwarła usta
i dotknęła ręką gardła
bo do izby weszło trzech obcych
i wyprowadzili młodego
prosząc aby wskazał im drogę
Stało się to na zewnątrz
Kiedy wywołany wyciągnął rękę
aby wskazać kierunek
jeden z trzech
strzelił mu miedzy oczy
w jasne czoło
Upadł w błoto
i leżał tam rozkrzyżowany
a ludzie którzy go zabili
odeszli w ciemność
Niebo czarne usta
płukało deszczami
i matka z ciemną twarzą
głowę syna złożyła na łonie
na sercu przebitym mieczami
wśród pól
gdzie na drogach
drewniane krzyże
klęczą w błocie
w małej polskiej wsi
kiedy huczy wiatr
i czarne łubiny złocą się w deszczu
Nie słyszeli tego strzału
i nie widzieli tej śmierci
Morgan i Rockefeller
Krupp Cloy i Thyssen.
176

VI
jest we mnie noc lipcowa w sadzie
Iciedy się zrywa wiatr i deszcz ustaje
Zielona okiennica
stuka w ścianę
Biegniemy w środku nocy
do ogrodu
ja i mój zmarły brat
Przez mokre trawy
biegniemy pod drzewa
Widzę usta które śmiech otacza
i rękę co trzyma owoc
rozgryziony
Czuję smak deszczu
i wiatru
i księżycowa zastyga polewa
na ciemnym dzbanie ziemi
Po latach noc nadchodzi
noc okupacji
noc straszna noc długa
widzę brata
schodzi do podziemi
ginie.
VII
W kraju czterdziestu ośmiu gwiazd
planują budowę podziemnych miast
chcą życie
zepchnąć pod ziemię
przed promieniami wodorowych słońc
Lecz
pod ziemią
'2 - Niepokój

177






Przechowałem w sobie
uderzenia jej serca
milczenie oczu
ciepło i barwę ust
ucisk wnętrzności
uda pierzchające
w cieniu miłości
kształt głowy
i rudy zmrok opadających włosów
i małe słońce uśmiechu
Przeszła jak przechodzą chmury
lecz od czego pada ten długi niezmierzony
cień
IV
Ja w domu swoim w dziesięć lat po wojnie gdy nocą słyszę kroki wiersz przerywam mam chwilę strachu ciągle idą po mnie od lat piętnastu idą w nocy po mnie słyszę ich oddech ciepły i cuchnący tchnienie padliny na majowej łące
to skrzypią buty i czarne rzemienie Odkładam pióro i oddech wstrzymuję
Ja człowiek
cyfrą na rzeź piętnowany
174

ja jeden z wielu
pot ocieram z czoła
2dy nocą słyszę kroki
f zamykam oczy
które widziały nazbyt wiele
O ciało ludzkie najpiękniejszy prochu.
W polskiej wsi
śpiącej
pod warkoczem jesiennych deszczów
którą widziano od lat wielu
przez jasny opłatek zbożnych pól
przez tęczę ludowych pasiaków
W małej polskiej wsi
0 której nigdy nie słyszeli
Morgan i Dupont
Krupp i Thyssen
W wiosce tak małej
że jej nazwa
jest umieszczona tylko
na sztabowych mapach Wehrmachtii^
W jesienną noc gdy huczy wiatr
1 czarne łubiny złocą się w deszczu
i kałuże wody są martwymi oczami nieba
w taką noc został wyprowadzony
z izby
której podłoga była ubita
stopami wielu pokoleń
z izby w której obraz
z bizantyjską twarzą Matki
ciemny nad suchymi wiankami ziół
milczał i milczał

175

potem w świetle lamp elektrycznych
widzę trawę
wygryzioną do korzenia
i słyszę głos nieludzki
W świetle dnia leży przy drutach
kobieta
z rozwartymi palcami
z których wypadł kawałek chleba
W milczeniu reflektorów widzę plac pusty pokryty bielą wapna Nocą słyszeli ludzie furgony którymi wywożono umarłych
Tak wyglądała zagłada obozu jeńców radzieckich w jednym z naszych miast
Nie odciąłem się od nich wbrew pozorom Nie ja ich trzymam ale oni mnie zaciskają Zamordowani Sprawiedliwi trzymają mnie w rozwartych dłoniach
I nie odchodzę
uległy
ich bezbronności.
III
Przez ulicę Żabią przez polskie miasto idzie Róża idzie w bieli piór
172

nie zabawa karnawałowa
^ r-re długo będzie unosił wiatr
ieSZ^ , i
'ierze z pościeli judzie którzy odeszli
vfie odcisną kształtu swego ciała
Da trawie majowych łąk
na fali która drży
nad szafranowymi płetwami ryb
nie odcisną kształtu
svvego ciała na sianie
kiedy przez puste klepisko
przelatują z piskiem czarne błyskawice
jaskółek
Nie odcisną kształtu swego ciała na żadnej pościeli
Przez ulicę Żabią
w Polsce
idzie Róża
idzie przez bruki nierówne
koło domów z gwiazdami
których okna zabite deskami
idzie przez dom boży
w którym dzikie koty
znalazły legowisko
Idzie wśród piór świecących
w ten czarny dzień
idzie przez wasze miasta neutralni Szwedzi
przez wasze domy teatry świątynie
idzie przez wasze wsie neutralni Szwajcarzy
przez wasze miasteczka
czyste jak łza
Przeszła jak przechodzą chmury PO niebie po ziemi bez śladu

173

Och jak kiełkuje
jak rośnie we mnie
milczące ziarno
umarłych owoców
idzie do światła
przebija ślepą glinę
mojego ciała
przełamuje zdrewniały język
Są w nim słowa
dziesięciu młodych poetów
którzy zginęli w Warszawie
oni nie zobaczą
jak zrastają się żebra
katedry świętego Jana
jak rośnie najmłodsza katedra
w Europie
jeszcze wilgotny
gotycki kwiat
pod pochmurnym niebem
ojczyzny
Jest w nim szept
młodych dziewczyn
które nie będą tańczyły
w majową noc
pod koronami drzew
dziewczyn
których drobne kości
i małe czaszki milczą w ziemi.
II
"Poeta mówi, że za Orfeuszem
szły drzewa, morskie fale i kamienie.
W nocy leżę
170

, twarzą w ciemności ciężar twojej głowy 1 sercu czuję ciężar góry lodowej ptaka co odleci
. kto za mną idzie
r^jkt nie odpowiada pytam z lękiem raz wtóry g.to za mną idzie słyszę Jaka cisza dzwoni czy mieszkam w wielkim dzwonie bez serca pytam po raz trzeci kto za mną idzie
Słyszę łzy
które płyną w nocy z oczu zamkniętych I nie uśniemy
Wszystkie obrazy które widziałem
krajobrazy w których żyłem
opuszczają mnie
zostaję z tym jednym
sam
w świetle lamp elektrycznych
widzę ludzi w szynelach
koloru ziemi
trzymają w rękach miski blaszanki
menażki garnki
wielu stoi
z opuszczonymi rękami
stoją jeden przy drugim
stłoczeni na placu za miastem
owinięci kolczastym drutem
milczą przez wiele nocy i dni

171

Równina

trzeba chodzić i latami

brązami które widziałem jLjobrazami które opuściłem 7 ręką gestapowca na twarzy brata
wszystkimi twarzami umarłych ! twarzami żywych
których oczodoły były jak pierścienie '-'o si? oprawą czernią niewidomą bo wyłupiono z nich drogie kamienie"

Tylko w szorstkich objęciach
rzeczywistości
bije serce
i strumień krwi
jak słońce
płynie przez zielone drzewo
mojego życia
Ciasno w piersiach własnych
otworzę się
jak równina
przychylna ruchowi i zmienności
niech mnie napełni
Ocean życia
Zbyt długo pasłem się na łąkach
waszych cmentarzy Umarli
odwróćcie się ode mnie
to jest sprawa między żywymi
białorunne baranki
drżące jak gałązka ze światła ze snu
niech was połknie czarna rzeka
gipsowe baranki
z zamkniętymi łagodnie pyszczkami
Ocean życia 168

Ocean życia
Więc trzeba chodzić z wszystkimi owocami
wszystkimi
barwami owoców
słowami
które nie zostały wypowiedziane
z czarnymi drzewami
na śniegu
z nocami
które będą
i z tą jedną która jest
Uczeni mówią że wszystkie wypowiedziane słowa trwają w eterze
zachowały się w oceanie powietrza ze swym ciepłem barwą smakiem na zawsze
Ale we mnie zebrały się obrazy
niewypowiedziane
którym nie nadano kształtu
barwy znaczenia
Ludzie z ustami zaklejonymi gipsem

169

Umarł na truciznę
którą zostawił w jego wnętrzu
gnijący świat
Pochylajmy się nad wszystkim Nie zostawiajmy ludzi sam na sam z ich pustką
Jesteśmy odpowiedzialni za kształt każdego człowieka
Jeśli zapomnimy o tym nasza poezja będzie godną pogardy gadaniną.
1953

uśmiechu uczynili potwora
\latka przyciska do serca potwora
Twarz obraną z ludzkiej twarzy spalone mięso oczy bez powiek
Chciałaby go wepchnąć
w siebie
aby nie chodził
pod słońcem i gwiazdami
Potwór polizany jęzorem napalmu
Ścigać ludobójców którzy ze światła uczynili potwora
Którzy z pocałunku uczynili potwora którzy z uśmiechu uczynili potwora.



166

167

W związku z pewnym wydarzenie^
(Wiersz polemiczny)
(Wiers7 nnlemirzrw^ **
I
Oto dom czynszowy z czerwonych cegieł Z trzeciego piętra wypadł człowiek leży na płytach trotuaru jego twarz przykryto gazetą
Mówią
kochanka wypchnęła go przez okno
mówią
rzucić ją chciał
Dwaj młodzieńcy z piękną falą na głowie bawią się znakomicie: "lotnika udawał fruwać chciał"
Ludzie stoją nad
trupem
który zakończony jest żółtymi półbutami
brudna
cyklistówka przy nodze
Mówią
dzieci miał
ja bym nie chłopa ale dziewkę
co szczęście rodzinne rozbija
tasakiem porąbała
164

T
pvva okna na trzecim piętrze
jgdno zabite dyktą
tam "żyli ze sobą"
jjjjęso starzejące się
teraz leży na kontuarze ulicy
owinięte w papier
L0 z tym zrobisz poeto
i tym co wypadło przez okno
nudnego domu
Dzień był powszedni
południe
lipiec 1952 rok.
II
My którzy rozprawiamy o tradycji i nowatorstwie
0 wersyfikacji i naśladownictwie
my którzy piszemy wiersze
rymowane wolne białe
którzy jesteśmy uczeni w piśmie którzy opiewamy
1 śpiewamy jak ptaki
którzy z pieśnią na ustach
idziemy w dal
zwróćmy uwagę na martwego
Dlaczego nie daliśmy mu nowych uczuć nowych obrazów nowych oczu nowych ust
Jeśli był oporny trzeba go było porwać

165

gdy zbliżała się śmierć nie miłość
Płonące powietrze zdario z niej suknie
leżała na polu
naga
w dymie i krwi
moje opuszczone ręce
ręce które nie dotknęły
jej ciała żywego
moje podniesione oczy
Morderca unosił się wysrebrzony już lśniący jak igła szyjąca niebo nierealny
Leżała rozebrana
przez powietrze ryczące i ogień
leżała pod skośnym
żółknącym słońcem
w środku dymiącego widnokręgu
w środku pierwszego dnia
wojny
nogi wyciągnięte
wzdłuż bruzd nieskończonych
jak martwe białe jagnięta.

IV
ŁZO osiemnastoletniego
pod niebem
na ziemi _
L spadająca w ten dzień
przez wszystkie czasy
vrzez planety i gwiazdy
Izo drążąca niebo i ziemię
spadająca
na stolice kapitalistycznych krajów
na wieczne miasto Rzym
Izo lecąca
przez ciemność nocy
przez lazurowe wybrzeża
przez pomarańczowe gaje
Izo spadająca
na włosy zakochanych
kiedy łączą się ze sobą
jak wody nieznanych rzek
Morderca unosił się wysrebrzony lśniący bez imienia serca twarzy
Lecz ja rozpoznałem na zawsze tych którzy go wysłali aby zabił Marię.

III

Ziemio
o jeden oddech lżejsza
martwa pusta.
162

163

Pierwsza miłość

atowym płaszczyku tarczą

, ..ie w majowym słońcu ld/ omieniach deszczu * ieświeca przez moją pa fk przez rzekę dymu
z roku na rok z do zniknięcia.

Miałem szesnaście lat szedłem przez park oparłem czoło o pień drzewa płakałem
Nikt mi krzywdy nie zrobił w parku była cisza skąd ten płacz
Nikt mnie o to nie pytał nikomu nie powiedziałem
Biegłem do domu krzyczałem jestem głodny głodny a byłem zakochany
Śmiechem dom wypełniłem
nikt mnie nie pytał ;, ;
dlaczego się śmieję
Widziałem Marię widziałem Marię
Widzę Marię Idzie do szkoły
160

II
Miałem osiemnaście lat Biegłem polem w żółtym świetle wrześniowego słońca kiedy nadleciały samoloty upadłem
0 przygniatający obrazie
mechanicznego nieba
wargą dotykałem ziemi
Miałem osiemnaście lat
kiedy zobaczyłem pierwszy raz
rozebraną Marię
Nie wypowiem nigdy jej trwogi
ostatniego oddechu wtłoczonego w płuca
1 drżenia nie wypowiem
Płaczu życia młodego
drżenia ciała dziewczęcego
" - Niepokój

161

liii

Pragnienie
Pamięci Tadeusza Borowskiego

z lat 1953-1954

Chciałbym dziś mówić tak ba rwnje i jasno by dzieci biegły do mnie jak <\,Q par)cu co w słońcu stoi i światło ma sobie
Chciałbym dziś mówić tak ci^ , j prosto by starzy ludzie czuli się -ł-

Chciałbym tak mówić aby przez łzy dotarły do blasku

sjovva

Chciałbym dziś mówić spokój j cjcho by ludzie mogli ze mną odpo^ 7vvvać śmiać się i płakać i milczeć i śpiewać
Chciałbym dziś mówić gniewy- j Sl]rowo by odnaleźli zgubione marzenj Skrzydło co kiedyś wytrysło
Chciałbym nie mówić
lecz czynić słowami
aby słów moich dotknęli rekak,:
i J ' l*
ludzie
158


przez grudy grady przez deszcz i słońce kamienie i trawy przez chmury i ziemię przez bramy z tarczami przez kamienne kościoły
pół wieku szła do morza ogromnego aż ją na brzeg wyniosła nowa władza robotniczo-chłop ska
Morze wstępuje w niebo w niebie wodzie mewa krzyczy śmieszka biała kolebeczka na fali

dzi co po szumnej fali Ie czerwoną rzucali chwytali plidzieli starą kobietę l- białej chustce na głowie
Yiiała oczy przymknięte
jej twarz
lśniła w świetle
;ak kwiat po deszczu
powiło morze ogromne
To nie morze mówiło niemowa to otwarły się oczy kobiety drgnęły usta

Stara chłopka
idzie brzegiem morza
podnosi muszlę
słucha
uśmiecha się
do nieba do morza
do siebie
Taka muszla leżała
na komodzie
wśród kwiatów z bibułki
między obrazkami świętych
i kryształową kulą
w której sypał wiecznie
niebieski śnieg
Starsi mówili
w muszli jest zamknięte morze
i oczy błyszczały dzieciom

156

157

Stara chłopka idzie brzegiem morza
Idzie brzegiem morza w białej czystej chustce
fala biegnie do niej młoda i gwarna jak łąka przez którą leciała na spotkanie
Stara chłopka idzie brzegiem morza
jeszcze jest w niej zmęczenie i drżenie
jeszcze pełna jest zgiełku podróży
sztucznych świateł gorączkowych ruchów dymów nad stolikami nocnego zaduchu zamkniętych przedziałów zimnego wołania megafonów wzdłuż drżących peronów
Przyjechała tu o świcie
Na srebrnych wydmach w ostrych trawach w różowych światłach nieznane drżały kwiaty

Idzie
na piasku odciska ślad stopy
pierwsza
jcobieta z tej podgórskiej wioski
idzie brzegiem morskim
fala ślad unosi na piasku zostawia muszle
z jasnym wnętrzem ziół morskich gnijące łodygi krople bursztynu zgaszone
Idzie
brzegiem morza
pochyla się
bierze garść wody
zanurza twarz
czuje na wargach morze
jak łzę
W białej chustce
związanej pod brodą
z trzewikami przez ramię
- tak chodzi na jarmark do miasta
oszczędzając skórę zelówek -
idzie
Ty'e lat szła
Przez ziemię i wodę



154

155

Ogromną masę martwych ciał wywalił z siebie mroźny wschód w styczniową noc

Śmierć mieszczańska

n

Był styczeń rok czterdziesty piąty
I w huku dział
jak liść
tak drżał nasz dom
I w świetle dnia do domu mego
przyszli żołnierze
z Kraju Rad
Zostali krótko r. a kwaterze
śpiewali pieśni
czyścili broń
pomagali matce
mówili do niej: Matko
mówili: nie płacz matko
nie trzeba
Mijają lata ciągle widzę jej uśmiech przez łzy

Nie jest to śmierć nagła
Nie jest to śmierć żołnierza który uderzony pięścią pocisku pada z odwróconą w niebo twarzą
I nie jest to śmierć starego chłopa który wraca do wnętrza ziemi spokojnie jak do swego domu
Któregoś dnia jest to jeden z wielu dni podobnych do siebie jak dwie krople wody w pełnym świetle albo w środku nocy zaczyna się konanie
Nie jest to śmierć nagła
Kiedy przestajesz z dnia na dzień nienawidzić i kochać kiedy odkryjesz złoty srodze zaczyna się konanie

' L

152

153

\


Świadek

aył styczeń



Ty wiesz że jestem ale nie wchodź nagle do mego pokoju
mogłabyś zobaczyć jak milczę nad białą kartą
Czy można pisać
o miłości
słysząc krzyki
zamordowanych i pohańbionych
czy można pisać
0 śmierci
patrząc na twarzyczki dzieci
Nie wchodź nagle do mego pokoju
Zobaczysz niemego
1 skrępowanego
świadka miłości
którą zwycięża śmierć

Byl styczeń rok czterdziesty piąty y/ rowach leżeli martwi żołnierze martwi pokryci szkliwe-m lodu j szara zieleń ich mund urów znaczona była czarną Icrwią
Żywych i martwych
wyrzucił w nocy
ze swego wnętrza
mroźny wschód
na klamrach pasów napis
wił się
Gott mit uns
Świt wyszedł z nocy okrwawiony
Żandarm
co matkę bił po twarzy 'eżał bez twarzy 2 głową jak orzech
czołg zmiętą w kolanie zgiętą-tak
od śmierci uciec cfticiał



150

151

opowiedziałem ten obraz
czarno-biały
powstawał słowo za słowem
bez barw i bez muzyki:
Oddziały Chińskiej Armii Ludowej idą naprzód w Tybecie Marsz odbywa się na wysokości przeszło czterech tysięcy metrów nad poziomem morza przez góry pokryte śniegiem przez liczne rwące strumienie wśród burz i śnieżnych zawiei
Mówiłem dalej
III
Owoc zatrzepotał o liście i uderzył w ziemię
Światło budziło barwy i głosy
obejmowało
twarze milczących
Ramiona ich były splecione
oczy otwarte
może widzieli obraz daleki
rosnący
obraz nadziei wyznanie wiary podniesienie marzeń

Wspomnienie dzieciństwa
^ świetle dnia
byl wesoły jak ptak
między jasnymi mieczami słońca
które nabiegły krwią
2ółty latawiec błyskał
w przewalającym się dymie
jak oko smoka
Chłopiec wierzył że jest ptakiem leciał przez zielone łąki i krzyczał
W nocy ściga mnie jego szybki oddech
Stół na którym opieram głowę jest jak pień ściętego drzewa

l



148

149

powiedziałem -
dom ciepło
drzwi uszczelnione
.
wiary i nadziei rawdy i świętości
Obraz
Kornelowi Filipowiczowi
Ciemne milczące trawy leżą na dnie martwego światła
Jabłonie świecące w słońcu ognistymi barwami wygasły
Owoc zatrzepotał o liście i uderzył w ziemię w noc
Jesteś ze mną ramiona nasze dotykają siebie szukają ciepła w ciemności Twoja szeroka twarz pragnąca odpowiedzi spokojna twarz pracującej kobiety z małymi ustami dziecka
Owoc zatrzepotał o liście i uderzył o ziemię
146

D
ierpienia i pół przyjaźni
ozsądku poczwarka ambicji
P Ci P0' ,.
Marzenia jak ptaki {,ez skrzydeł spadają
Tu uczyniła gwałtowny ruch jakby chciała zakryć mi usta
II
Mówiłem dalej
Ta góra okryta śniegiem
nie wstąpiła w niebo nad nami
jej szczyt kieł lodu
nie zaświecił
wśród wygasłych jabłoni
Nie upadły w chmury kamienne wodospady nie wyskoczyły tygrysy
0 zębach białych jak szron
ze skały nie wybiegły
pregowane słońcem potoki
1 z wnętrza nieba
nie wypłynął orzeł
Ja który nie wierzę w poetyckie wizje

147



Piosenka

Spojrzenie po chorobie



Wyszedłeś z matki razem z krwią czarnym łożyskiem bólu
W świetle się topią listki drzew i ptak wywodzi tryle
W zielonej smudze sen swój śnisz nad tobą białe motyle

Trwoniąc zarys uśmiechu zbliżała się bladła
Spojrzały na nią oczy z Oiowiu zwierciadła
Oczy tamtej dziewczyny co biegła przez ogród
I wstążkę rozwiązaną zapomniała w trawie
Po dzikiej pełnej słońca i śmiechu zabawie



1<44

niepokój

145

przez śniegi łąkj i lasy
W świetle się toją w ciemności gii

,zv nie fkamiz "ud srebrny



Jaśnieją guzy u czarnej bluzy w kredowym ko,ie cygański książę "Państwo wielmożn rzućcie do czapki srebrny pieniążek"

,
Z pieniążkiem \# dłoni w sto karych kc^nj po nocy jazda jazda po gwiaztyach Po tej zabawie ^Ola na stawie koła
Oczy przeciera piąstką brązowy dziecko cygańskie Całe niebiosa drżące jak rosa leżą na trawie potrącisz spadnie
Świt
się podkradnie
Świt
O Boże wielki żono

142

143

III
Ludzie się śmieją
i przechodzą dalej
mają warsztaty domy i rodziny
Czas- na wieczerzę
dymią już kominy
1941-1951

i przebudzenie
w'""'!



140

l Cyganami z Cyganami
szeroką drogą
Dzwonią dzwoneczki
-kaczą dzwoneczki
księżyc jak czapka
lisia
to znów jak kita
ruda pomyka
bokiem
Cyganka tęcza
wkoło w obręczach
miedzianym świeci warkoczem
i niedźwiedzica
skacze jak świeca
czarna
Dzieci cygańskie
i psy kosmate
z czerwonym okiem
płyną niesione
wioslem miesiąca
I wozy białe
'rapią płachtami
oślepłe krążą
Okręty białe'
*Wte na skałę
deszcze płyną
kłosy płyną '

141

Przygoda Don Kiszota z La
(fragment)

*? p
JU'! r

kurzu skaczą bałwany
aterze owce barany
'



I
Wyjechał na błonia zielone zielone za lasów czarna koronką stoi czerwone sionko na niebie rosną góry na górach olbrzymy mówią ludzie: powietrzne młyny

. ostrogę rumakowi
Jiiebo się wzbijam
|. niebo strzelam dębem
Lskaji! opryszki
{Możliwe gołębie
., ja jadę jadę
"a dębie zielonym
Dalej dalej
CHÓR:
Patrzcie szkapa brzuch wlecze po ziemi
mówmy modlitwy za zdychającymi



II
DON KI SZOT:
Dalej dalej
Z chrzęstem się walą
na mnie szkielety
szumią szepcą oczerety
kobiety mleczno-różowe mnie wabią
Madonno słodka módl się za nami
CHÓR:
Rycerz ugania za prosiętami
DON K1SZOT:
Widzę
kosmate brody zarośnięte twarze
na dobrych ludzi dybią /hrodniarze
138

DON K.ISZOT:
Idą idą
pęka ziemia
walą się na mnie czarne
chmury wielkoludy
Skoczę
uderzę
koncerzem Jezus Maryja Dulcynea
CHÓR:
Patrzcie jak głupek
dostał skrzydłem w głowę
i szkapa jego mocno potłuczona
0 już się podniósł
1 na nogach stoi
a'e się trzyma końskiego ogona

139-

widzę miasteczko na powietrzu ze skręconymi od żaru drogami ze ściekami w których bulgoce brudna woda
na nią dzieci puszczają okręty odpływające z białymi żaglami Yenderan zniknął z powierzchni ziemi
Widzę jak się unosi
nad spaloną ziemią
w drżących językach powietrza
Yenderan
Dymy stoją nad domkami
nad ubogimi radościami
nad rzeką słów
księżyc widzę
i zakochanych którzy
dzielą się ciepłem
a karmią ustami
Drzewa gałązki liście
i srebrne żyłki na każdym liściu
Yenderan oddycha
oddycha i żyje
Ten liść poczerniał
zwija się od żaru
spod liścia z szumem
wyfrunął ptak
w popiele chłopcy
piszą jedno słowo
które rozkrada wiatr
III. Yenderan miasteczko
Yenderan zniknął
z powierzchni ziemi
Yenderan
czy to nazwa rośliny
136

hlask światła
a'A-icym lisc'U n d'ran czy to imię V TO biedaka którego
111 -zukają rodzice Snderan czy to nazwa
rku wędrownego v przybija do brzegu Beczka i znika o świcie "nderan czy to ptak k,óry przysiadł na gałęzi
Yenderan czy to liść
Yenderan czy to imię biedaka,
czv to nazwa wędrownego cyrku
Czv skrzydło przelotnego ptaka
Yenderan zniknął
z powierzchni ziemi
Yenderan
czy to strumień
który uciekł w skałę
czy motyl jednodniowy
czy dziewczyna co biegła
wśród drzew
czy to uśmiech czy łza
Yenderan Yenderan
czy to światło czy cień
Zasadzili ucięte głowy
w kauczukowych lasach
czarne głowy
milczące usta
Zasadzili ucięte głowy
w kopalniach cyny
milczące usta
Zasadzili ucięte głowy
na postrach wolności
O niej mówi to milczenie
l

137

Yenderan

ni;isz
sZ



karabin czyszczę bagnet t z rudych plam



I. Głos najemnego żołnierza
Zabiłem człowieka
Wbiłem bagnet w krtań
łopatką otworzyłem czoło
granat rozdarł go na ćwierci
z mięsa białe wystrzeliły kości
zabiłem kolorowego
zabiłem kobietę
zabrałem jej ciepło
znane wam ciepło
miłości i ciała
Kauczuk i cynk
to strategiczne surowce
przysłała mnie tutaj firma
Harrison and Crossfield
i Rubber Agency
i Thomas Berlow
Słucham rozkazu
nie czuję nie myślę
zabiję
W nocy i w dzień
śniącego i przy pracy
zabiję młodego który kwitnie
nie wyda owocu
zabiję jego ojca i matkę
Słucham rozkazu
maszeruję
134

,. Yenderan miasteczko ore zniknelo z mapy Malajów
Ludzie bez dachu
nad glNU! .
pairzy na siebie
.pustoszonymi oczami
Yenderan zniknął
7 powierzchni ziemi
poczerniało słońce
H kauczukowych lasach
Yenderan zniknął
i powierzchni ziemi
Ucięte głowy rosną
w kauczukowych lasach
Nie ujrzysz dymów
co stały nad miastem
Miasto roznieśli
najemni żołnierze
zniknelo miasto
z ubogą radością
z domami z bydłem
z tysiącem drobnostek
Yenderan zniknął
i powierzchni ziemi
Z niewielka szkolą
i sklepem ptasznika
z dziwacznym szyldem
i krzykiem żebraka
Yenderan zniknął
z powierzchni ziemi
Widzę miasteczko na powietrzu
narysowane czystymi liniami

i 35

Poetyka

siałem
sU
ch
Czysty jest śpiew poety
który służy dobrej sprawie
On omija cmentarzyska słów i obrazów Rozgania szkoły rekwizyty dotyka serc i rzeczy pisze wiersze proste
Rozpadają się słowa
którym odjęto miłość
bez niej nasza pieśń
jest jak brzęk owadów
jak barwa woskowych owoców
jak wrzask mosiężnych blach
jak krzyki pijanego
jak milczenie przedmiotów

Iekkie
gSjakjedwab kr!ale jak kolana dziewczyn be'zt"roskie jak glosy ptaków myślałem y posłuszne
rzybiegają na każde wezwanie że można układać z nich obrazy których wieloznaczność kryje w sobie bogactwo
Były w moim życiu
słowa pożegnania
j słowa nienawiści
a potem słowa miłości
a potem widziałem
wydra pane
na więziennym murze
słowa nadziei
Wszystkie one były
jednoznaczne
nie było między nimi
porównania ani przenośni
peryfrazy ani hiperboli
Ale miały w sobie moc sądzenia
i moc wzrostu
i miały moc tworzenia

Pieśń bez miłości jest martwa odwróci się od niej lud obojętny i surowy

132

133






\Viersze i obrazy
z lat 1951-1952

Ktoś dłonią daje komuś znaki Pod niebem ciemne krzyczą ptaki
I statek drży
Tutaj - przez Dunaj - szli żołnierze Był grudzień rok czterdziesty czwarty
Gwardyjski pułk forsował rzekę - i choć się woda nie otwarła - Na drugi przeszedł brzeg
Czytam imiona i nazwiska Złocistych liter szereg długi Rosyjski alfabet
W Dunaju płynie mężnych krew Węgierska chłopka pacierz mówi Kiedy przechodzi obok drogą Patrząc na tamten brzeg

e śmiem
Spustoszony
przez
śmiech i słowa
pobity przez
male uczucia i rzeczy
przez pół miłości
j pół nienawiści
tam gdzie trzeba krzyczeć
mówię szeptem
Znacie ten głos
łamie się w suchej krtani
jak trzcina
stare wiersze opadają ze mnie
o nowych nie śmiem jeszcze marzyć
o nowej poezji
którą
można przeczuć
w chwili szczęśliwej



128

Niepokój

129

Wodospad

Dlma

foldvar



Tu woda się oddziera od kamiennego loża spada ze zgiełkiem i kaleczy ściany
I białe piany
jak wielkie motyle
płyną lecąc
Kamienie leżą w plamach słońca jak opuszczone czarne stoły
Drzewo otwarło skalę
jak muszlę z ostrą krawędzią
i ptaki śpiewają

Chmury nad miastem idą sine Dunaj przewozi ich odbicie
;sja płaskiej górze kościół świeci D\\ie złote wieże w słońcu stoją
Wiatr niesie popiół w swym oddechu l gwiazda wody cicho gaśnie
już góra czarne ma oblicze W jej łonie ginie świateł miecz
Po ostrzu krew zachodu spływa W cierpliwej fali się obmywa
Ostatnim błyskiem barwy studzi Dotyka ziemi drzew i ludzi
Kobieta w czarnych sukniach siedzi Druga w różowych skrzydłach chusty Ma twarz jak zima Białą czysta

W powietrzu co się mgłą powleka Syreny słychać zimny gwizd
Tłum gwarny co na brzegu czeka Już się poruszył niespokojnie

126

127

~ i ,. ,, , . . ,, c/edłem Nowym Światem
Troskliwość robotnicza o wspólne ^

Dawniej
kiedy wielka elektrownię w Banhidzie
mieli w kieszeni Anglicy
zdarzało się: Robotnik widzi
poniewiera się jakaś część maszyny
leży na ziemi kabel wiązka drutu
na deszczu w śmieciach
Wzruszył ramionami
poszedł dalej
Potknie się o co nawet nie spojrzy kopnie ze złością - Niech rdza zeżre i co mnie do tego -
A teraz
niech zobaczy na dziedzińcu
śrubkę byle jaką
kawałek metalu
podniesie obejrzy
rękawem obetrze
głową pokiwa
Niech zobaczy leży coś na drodze to się schyli jakby dziecko upadło na ziemię...
124

Szedłem _
Iłowym Światem
leciał śnieg śnieg kołował
domy stały białe
złociste
jakbyś w ich licach
słońce rozpuścił
Obok mur
surowy
wczoraj odrósł od ziemi
pachnie cierpko gorzkawo
nie porównasz
tego zapachu
do zioła ni kwiatu

125






Powrót do lasu

Obietnica



Kiedy zamknę oczy to słyszę Głos ptaka skrzyp sosen Lasu płytką ciszę Zmąconą naszym śmiechem
Widzę las gdzie z wami Zbierałem jagody Ciało wtenczas było ruchliwe I młode jak wody
Wracaliśmy do domu Z czarnymi ustami Bose nogi jak skrzydła Świeciły uciekając w kurzu
Już dom widać Dym
Na niebie pełznący cierpliwie
I matkę w oknie
Z dłonią nad oczami

ja to odejmę przeszłości
ja człowiek pobity w tej wojnie
jak drzewo i trawa
ja wyziębiony
jak podziemia kościołów
ja dół pełen wspomnień
a jedne leżą na drugich
Stworzę dla was obraz nowy pożywny i pełen ciepła
Wy nie znacie naszej śmierci nie kryjecie pod korą ciemnych korytarzy wy z twarzami w słońcu dzieci moje
Dla was milczę w środku majowego pola Za ręce się trzymamy trawa kłuje nasze stopy kwiaty jasnym patrzą okiem
Ja to odejmę przeszłości



122

123

*st>'d
Tak, c ' s"a '
O maleństwie piosenka

* r?kawy
wielki
i groźny bohater sławny



To maleńkie jest
jak pączek
co na martwą ziemię
spadł
- trzęsie listkiem młody wiatr -
i rozkwita
światłem rączek w szary świat
Szedł bury żołnierz jak chmura
pochylił się
nad łupiną
kolebką
i uśmiecha się
i patrzy
na dziecko
- a w żołnierzu czarna jest krew
nastroszony jastrząb to brew
czarne lata i twarz czarna od prochu
jak kamienna płyta zamknięta
tu ukryta jest wojna i gniew i szaleństwo i miłość i śmierć
Stoi tutaj jak skała ogromny i jak obłok miękki i siwy Nad kolebką płacze szczęśliwy

k drży listek mały wierzbowy U\ się trzęsie żołnierz ogromny
radziecki
płowy
lew



120

121






nie śmieją się
Ludzie którzy oddychają pod ziemią
milczą
Nadchodzi czas
Rośliny których korzenie i kwiaty
rozwijają się pod ziemią
do słońca zaczną lecieć
W ciszy tak drogo okupionej
słychać piosenkę więźnia
"Padają trawy pod kosą, można je ogniem wypalić
ale kto mocen jest rozkazać ziemi wiosennej
Ziemio! Nie wolno ci rodzić zieleni
i nie noś na sobie bujnych traw"

:est w naszym domu dszy żona się śmieje * śmiech wypełnia ciszę S drogo okupioną
jCoroną
złotych włosów błyska
rek? przyciska do pieri Słyszę jej głos pwa serca teraz biją we mnie"
Słyszę jej głos Słyszę jej śmiech Szczęśliwy śmiech w tej ciszy.

III
W ciszy tak drogo okupionej
w mieście fabrycznym leży cmentarz
Czerwony mały cmentarz
w środku czarnego miasta
nagrobki z prostych desek
nad każdym stoi gwiazda
W ciszy tak drogo okupionej
słychać śmiech dzieci które biegną
mijają cmentarz biegną dalej
Słychać najczulsze każde słowo
i szept i oddech
W ciszy tak drogo okupionej
IV
Śnieg kołował nad czarnym miastem leży na hałdach senny biały ptak

118

119

Wodzę oczami

ciszy tak drogo okupionej



Płyną chmury nad domem w którym życie moje schodzi
czarne warcząc przewalają się nad ziemią jasne przemijają jakby ich nie było
Wrastam w życie coraz głębiej i szerzej nietrwały wodzę oczami za chmurami i mocniej kocham ziemię deptaną ludzkimi stopami

Śnieg kołował nad czarnym miastem leży na hałdach senny biały ptak Cisza jest w naszym domu w ciszy żona się śmieje jej śmiech wypełnia ciszę
Koroną złotych włosów błyska przyciska rękę do piersi Jej śmiech wypełnia ciszę tak drogo okupioną

W Hiszpanii w Grecji w domach prostych ludzi mieszka milczenie w biednych domach mieszka śmierć Odszedł od nich śmiech
Bo ludzie którzy czekają
ludzie którzy przywarli uchem do ziemi
ludzie którzy śpią z otwartym okiem

116

117

wznoszą oczy do nieba wzruszają ramionami
a są to stworzenia które
mają po dwa języki
dwa oblicza
i sztuczne wnętrzności
kręcą się dokoła na kręgosłupach
obracają płaskie twarze na kręgosłupach
wieje wiatr wieje wiatr
przyciskam powieki
piszczą mają oczy rozbiegane miękkimi pyskami dotykają mojego serca
1948

który idzie
z roku 1950

114

K
^

L'?^-

Głosy
Było tyle słów obojętnych
i ostrych
i na twarzach tylko grymas
Dzień
teraz trudniej nam przeżyć niż naszym rodzicom przerażenie i rozdarcie chłeptanie życia gorączkowe
strąceni niedojrzali z otwartymi ustami ociekamy krwią
I nie było pory rozkwitania.
Było rozdarcie nienawiść niechęć wzajemna i grymas był zaułek ślepy i płaskie twarze murów dziobate od salwy

. |ani z bydlęcych wagonów
razam,
^ roybk5V łapy psów
łapy PSÓW lapvPsoW
Ja wiem nie trzeba tak ja wiem ja wiem
kiedy przyjaciel wyciągnie rękę zasłaniam głowę jak przed ciosem zasłaniam się przed ludzkim gestem zasłaniam się przed odruchem czułości.
III
"Suche nasze głosy
kiedy szemramy
cicho i naiwnie
jak wiatr w wyschniętej trawie
lub szczurze łapki w rupieciach
naszych pustych piwnic..."
Poeci którzy wymierzyli swe życie łyżeczką od kawy
są jak ubranka ptaków
po dwa
albo futrzane ubranka zwierząt
które lśnią
i spływa po nich woda
kiedy zamykają drzwi tam wewnątrz jak gipsowe figury ze słodkimi uśmiechami idiotów mówią "prawda? co to jest prawda?"



112

8 ^ Niepokój

113

żują gumę żują gumę
wypluwają
małe republiki małych dyktatorów
generałów żółtych i kawowych
flagi z cyframi i gwiazdami
ogonami pawia i palmą
Białe mrówki
włażąc jedna na drugą
zbudowały stupiętrowy kopiec
z igliwia żelbetonowego
z białych kosteczek lśniących
w słońcu "miłuj bliźniego"
Mrówkolew w cylindrze
mrówkolew z cygarem w zębach
wyciera nos w sztandar
Yietnamu
Terrorystyczny zamach z rozbitych czerepów wycieka nafta rurociągi między Haifą I Lydda mają czkawkę
Tylko niemowlęta uśmiechają się pobłażliwie i łykają pigułki firmy "Nic nowego pod słońcem".
III. W rodzinnych zatokach
Skośne pachwiny syren
śpiewają słodko
w rodzinnych zatokach
Weteran stuka protezą którą drąży czarny kornik niepokoju

hedzie zalewał tego
deskl
ż nlacki żony
\s eładzą drewnianą nóżkę męża f "ach dzwoni
planowymi ząbkami Sop.ec piękny jak lalka) lv zamczystej skrzyni na której gołąbki amorki i serca tworzą miłą atmosferę zaufania itd.
tylko księżyc
trzepie się
za szybą
jak zloty karp
z rozplatanym brzuchem
Na stole leży "Ekspres" z nagłówkiem "Nieboszczyk w czerwonej galarecie dziecko utopione w klozecie!"
(i to się może zdarzyć
w domku weterana który wrócił)
IV. Do taktu
Jest wiatr i deszcz
i dwoje ludzi odchodzi
w ten deszcz
i nikt nie wie
jak bardzo się kochają
Kadłubek z wmontowanymi w usta organkami przytupuje do taktu lewą ręką.



110

111

skrojonych bardzo źle
nie podnoszą oczu do nieba
Bo to jest ślepa uliczka uliczka jak szklana kula bo to jest uliczka bez rąk
Tylko ślepiec zręcznie wymija mur tu tam tu
Tam małe pociągi ryczą jak stalowe cielęta do matki przestrzeni
Konduktor przykłada
dwa palce do daszka domku
w którym mieszkają zabawki
chłopiec w niebieskich skarpetkach siedzi z rozchylonymi ustami
wskazuje i nazywa po imieniu pyta dlaczego dlaczego.


lla i
Scy
Charybda
l Gniazdo
Słomkę z powietrza
piórko z lotu
grudkę ziemi
skrzętnie składa
wiąże mości
ptaszek
drobną nóżką
stąpa po nieskończoności.
II. Nic nowego pod słońcem

Oto ciała białych mrówek które mają potężne żuchwy i pracują nimi od urodzin do śmierci
pożerają beton żelazo złoto guano bawełnę kauczuk brom morza cieśniny zatoki małe floty archipelagi koralowe i zimne białe antarktydy słodkie jak porcja lodów

108

l

109


IV. Rozmowy
Moja ciotka mówi
chciałabym być mała jak "robaczek'
i siedzieć w szparce
mówi panu Jezusowi rosną włosy
pan Jezus mruga panu Jezusowi
rosną paznokcie w kaplicy
temu srebrnemu panu Jezusowi
i mówi
już mi bliżej do nieba jak do ziemi
na trumnę nawet nie będzie
wszystko zechlał i poszedł
z tą dziwa
a niech mnie owiną w gazetę
i tak pochowają
V. Ucieczka
Chmury z włochatymi gębulami w trawach wałęsają się tu wiatry ze spiczastymi pyskami węszą jak psy
ale kto odgadnie że uciekam kiedy biorę bilet od kasjera który ma twarz za kratą kto odgadnie że uciekam
kiedy podchodzę w poczekalni do stolika czy można i brzydkie dziewczyny ściskają kolanami suknie
106

urzędniczyna który
uje w sądownictwie trzydzieści pięć lat Prawj m; "jak człowiek pomyśli o gwiazdach |fmu się nic nie chce"
l kurczy się
; dotyka czołem szyby.
yj Ulica kota w worku
30 to jest uliczka bez rąk i nóg uliczka bez głowy
\V dzień rozmawiamy tkliwie
z drzewami które się karmią światłem
ale w nocy zostawiamy drzewa
na pastwę deszczu który jest
monotonny
Bo to jest ślepa uliczka uliczka jak szklana kula bo to jest uliczka bez rąk
Chłop tu raz wjechał
z furką drzewa zabłądził ot tak
dzieci mówiły z wielką powagą koń
mówiły z uśmiechem koń koń najmniejszy spytał mamusiu dlaczego koń
Bo to jest uliczka bez rąk ' nóg uliczka bez głowy
Dorośli na niej pogrzebani w ziemi po szyję w ubraniach

107

chłopcy wiodą gwiazdę chłopcy wiodą gwiazdę z kolcem wbitym miedzy ogromny pień powietrza dokoła chłopcy i dziewczęta ich gesty są jak niezamierzone ciosy ich ruchy kaleczą przestrzeń
anioł w drewnianej koszuli który ma słodkie kolana ciche wzniesienia źródła oczy między białymi owieczkami które mają różowe pyszczki
anioł w drewnianej koszuli jest kwadratowy.

to ja który poznałem awdLznałem złą tajemnicę
rozwieszoną między
a moim obliczem
je ma tu miłości ani wyobraźni nie ma czułości ani zwątpienia nie ma przeszłości ani przyszłości nie ma żalu
żyWi i umarli
są jak pudełka tekturowe
jak piramida z drewnianych klocków
żona jest jak ręka lewa
albo sufit albo gwiazda



III. Czerwony dywan
Jakże chce mi się śmiać z tych którzy nie widzieli czerwonego dywanika nad moim łóżkiem a mówią życie życie
którzy nie odkryli tajemnicy
zielonego pączka
ukrytego w uśmiechu żony
która wchodzi i staje przede mną
bezradna
jak ręce pełne kwiatów
oto kultury i cywilizacje
tak doskonałe i piękne jak koła
w które jesteście wpisani
104

wspomnienie o przyjacielu
jest tak bezbarwne
jak wspomnienie o
lasce która zginęła w poczekalni
węch słuch smak wzrok i
martwe ptaki z rozdziawionymi dziobami
odlatujące
Jakże chce mi się śmiać z tych którzy nie widzieli czerwonego dywanika nad moim łóżkiem a mówią życie życie
oto dywan samolot
który unosi się nad wodami
oto sąd ostateczny :
staniecie przed nim
' zdacie rachunek
2e wszystkich zmysłów.






Głowa w próżni

ia prowincjonalna



Jeżeli myślisz że jesteś piękną głową osadzoną na szczycie
jeżeli myślisz że jesteś obrotną głową nieruchomego kadłuba który grzęźnie w ziemi krwi i bydlęcym gnoju
Jeżeli myślisz że krążysz po czystych okręgach intelektu dokąd z dołu dochodzi tylko pomruk zgiełk i mlaskanie masy
jeżeli tak myślisz
to jesteś głową
która kołysze się lekko
w wyludnionym powietrzu
jesteś głową
która zostanie zdjęta
i odrzucona.

j przebudzenie
przebudzony nagle nie wiesz kim jesteś dopiero stajesz się dochodzisz do siebie i oto widzisz że nie jesteś w drodze Mim dokładnie odczytasz widok umowny za oknem wiesz wszystko.
II. Anioł w drewnianej koszuli
Poborowi na drewnianych koniach poborowi z zielonymi kuferkami z kuflami które mają odstające uszy i sumiaste białe piany dziewczyny na łabędziach i poborowi na srogich lwach
wymalowani pięknie poborowi
z kuferkami -
w których słodkie białe placki
dziewczyny w drewnianych sukniach 1 białymi kolanami z łopatkami sterczącymi jak skrzydełka dziobią ciasto



102

103

Widzenie i trwoga spryciarza
Robotnicy którzy idą na nocną zmianę robotnicy którzy idą
Słyszę ich krok pod oknem
Oni mają takie opuszczone ręce
i wloką za sobą nogi
bo ja jestem kulą u ich nóg
bo ja jestem
i dźwigają własne ciała jak wory
a usta mają zatrzaśnięte
Patrzę na nich przez szybę jak na blaszane figury z jarmarcznej strzelnicy
Kimkolwiek jestem
poetą ze złamanym sercem
czy nieuczciwym aptekarzem
czy człowiekiem który się wygodnie urządził
oni przejdą po mnie
oni przejdą
miarowym krokiem
oni z gwiazdą czerwoną w głowie
a ja zostanę r
w szczelinie wielkiego miasta

"toczony wieńcem ludzi Hórzy świecą brodami
Trzeba się bvło jakoś urządzić w tej całej historii myślałem że można tak myślałem że można myślałem mogę się zamknąć
miałem przecież klucz i drzwi
miałem przecież
w zamknięciu mówiłem
fo wszystko jedno
tak na pewno tak
Myślałem że można żyć bez wiary
i jeść przez czterdzieści lat rosół z makaronem
stukać do drzwi zdejmować kapelusz
sprawdzić czy zapięte
zamykać i otwierać
Mój świat jest teraz jak puszka po konserwach Oto co zamyka i otwiera mój klucz.



100

101

Karnawał 1949 Maskarada
Leopoldowi Staffowi

Skrzydła i ręce



Ze szpilą światła w głowie tańczy tłum serpentyną powiązany błyskają lśniące ostrza śmiechu i otwierają rany
Patrzcie jak skaczą
a na twarzach
maski z ustami szerokimi
pilnują mnie
i mego cienia
oczami rozwartymi
Albo przeszyją słówkiem skośnym
serce jak worek
źle związany
tam na dnie słońce się ukryło
miedzy złotymi papugami
I rany są
tych nie ujrzycie
prostym to ludziom zwierzyć mogę
że serce boli tak jak życie
i półzwierzęciem jest półbogiem
Ze szpilą światła w głowie tańczy tłum serpentyną powiązany fruwają lśniące płatki śmiechu i zasypują rany.

Kiedy odchodzę dalej nie zatrzymuj mnie to jest droga w światło
ręce ze wszystkich stron
ruchliwe ręce
rozpraszają mnie i roznoszą
i zaczyna się tropienie i zaczyna się gra świateł i rąk I są cienie
Na białych obłokach
cienie rąk i skrzydeł
choć nie ma między nami aniołów.

99

Rzeź chłopców

słońce



Dzieci wołały: "Mamusiu! ja przecież byłem grzeczny!" Ciemno! Ciemno!
Widzicie ich Idą na dno Widzicie małe stopy poszli na dno Czy widzicie ten ślad drobne nóżki tu i tam
W kieszeniach pełno sznurków i kamyków i małe koniki z drutu
Wielka równina zamknięta
jak figura geometryczna
i drzewo z czarnego dymu
pionowe
martwe drzewo
bez gwiazdy w koronie.
Muzeum - O.mifdm, 194S

Słysz? chrobotanie Xo ta staruszka drapie pazurkami po ścianie i kaszle jak zwierzątko
Więc idę do niej
siadam przy okrągłym stole
a ona wywołuje duchy
ze spodeczka popija herbaf?
drobnymi jak ptak łykami
Na etażerce panowie
z bródkami
Jenseits von Gut und Bose"
ostatnia ćwierć XIX wieku
Potrząsa suchą główką i opowiada o Wenecji Florencji o słońcu Italii
Ja jestem baronówna z domu
To jest koniec świata
teraz nowe gwiazdy wymyślili i słońca
- mówi -
i oczy jej zachodzą łzami.



- Niepokój

97

Trzeba ich zabijać wojna nie skończona trzeba ich zabijać w Grecji i w Hiszpanii w Chinach Indonezji i nawet pod ziemią
Albo przyjdą tutaj i dom nasz podpalą i wyrąbią drzewa i serce przebiją.

\Varkoczyk
Kiedy już wszystkie kobiety z transportu ogolono czterech robotników miotłami zrobionymi z lipy zamiatało i gromadziło włosy
Pod czystymi szybami
leżą sztywne włosy uduszonych
w komorach gazowych
w tych włosach są szpilki
i kościane grzebienie
Nie prześwietla ich światło nie rozdziela wiatr nie dotyka ich dłoń ani deszcz ani usta
W wielkich skrzyniach
kł?bią się suche włosy
uduszonych
i szary warkoczyk
mysi ogonek ze wstążeczką
* który pociągają w szkole
"'^grzeczni chłopcy.



94

95

Wyznanie

o karabinie



Zamiast tylu głów
chciałem im przyprawić jedną
piękną jak kościelna wieża
Chciałem dać
jedno oblicze
szarej masie
która
świeci pod ulewą potu
Szedłem pisałem
aby zaludnić
białe miejsca na mapie
wyobraźni I tu zderzyłem się
z żywymi ludźmi
z ich oczu czasem płynęły łzy
a w piersiach
zaciskało się i rozwierało serce
tylko głowa była niema
i naga jak młot
nie znaleźliśmy wspólnego języka
Teraz uczę się mówić od początku.
1949

Synku synku mój gołąbku czemu krzyczysz w nocy Synku synku serce moje co się tobie stało
Matko matko byli tutaj w domu serce twe przebili głowę mi ucięli dom nasz podpalili
Matko
gdzie jest mój karabin
Synku synku co ci się przyśniło wojna już skończona dom nasz stoi biały w sadzie kwitną drzewa
Synku synku mój gołąbku co się tobie stało
Matko Matko gdzie jest mój karabin słyszałem ich kroki widziałem ich twarze Pochowane w mroku



92

93






unoszą
w krainę krągła
i rozległa niżej
Ważą dzielą dają każdemu tyle ile się należy
Z jatki wybiegają:
jegomość w kapeluszu
ze świńskim ryjem
panna z wolim okiem
staruszek z miękką senną wargą
paniusia z krowim ozorem
nieznany z mózgiem w starej gazecie
Pod ścianą noga za nogą noga za nogą wlecze się długi ogon
1954

pięć poematów
\Vierszez lat 1948-1949

90

nie siedział
stoi przy stole
przy którym Molier nie pracował
jest tu pantofelek
madame de Pompadour
jak srebrna łupina
niedbale rzucony
właścicielka
jeszcze się nie zbudziła
Kapelusz cesarza
jego tabakierka okulary
oraz spodnie
których autentyczność
i sędziwy wiek
sprawdziły ciche mole
spoczywają w pokoju wiecznym
arytkicli. 1955
3 Rama
"Miło wam tu babciu
tak siedzieć
wśród pięknych obrazów"
Babcia
wzrusza ramionami
"Miło miło!
palą marnie
a tu siedź cały dzień
z tego zimna człowiek fioletowy jak wątroba"
. 1955
Warszawa - M

przed tanią jatką
na czarnym błocie
ogon
kurczy się skręca
pęcznieje syczy
\V drzwiach zasadzony
rośnie
czeladnik rzeźnicki
Wchodzą:
zaradny jegomość w kapeluszu
panna pozbawiona wyrazu
paniusia wyszczekana
staruszek z łatką
kilku szarych prostych obywateli
kilka prostych kobiet
jeden obywatel złożony i krzywy
Tam w środku: łagodnie kołyszą piersiami nad błyszczącymi wagami czarodziejki
Dziewczyna w białych szatach jak anioł z czerwonym toporem
Kiedy się odwróci tyłem Plecy bez skrzydeł

Która to klasa

muzeum notatki



Jadą drugą klasą i wrzucają
w czerwone otwory ust czekoladki pomarańcze wypadają słowa
"ludzie są okropni wyobraź sobie jadę wczoraj moja złota"
Dokoła siedzą ludzie
"ludzie są straszni po trupach idą wiadomo stado moja droga"
Dokoła siedzą ludzie one gadają dziobkami się dotykają rączkami żegnają machają słodko się uśmiechają
ich sąd o ludziach jest zimny i plugawy jak rzeźnicki topór

..Szał"
..Szał"
ślepy ogier żądzy
wali się w przepaść
z alabastrowym ciałem kobiety
Złoto i smoła j dym i ogień i rubin
l dwaj żołnierze
mrugają do siebie ; przewodniczka objaśnia
,.to jest
symbolizm realistyczny
w warunkach kapitalistycznych"
słychać rżenie czarnego konia jedziemy dalej
2 Pantofelek

Są muzea w których krzesło co na nim Szekspir

86

87

chory zgrzytając zębami
prosi
niech siostra zamknie okno
1956

l

Zły syn

Patrzę przez okno
w różowych kwiatkach
na dworze koty mokną i moja stara matka czerpie żółta wodę rękami świętej
w oknie stoi jej młode źle uśmiechnięte
w i

84

85

* * *

Białko



Oto człowiek
wypchany przez innych ludzi
kiedy odejdą zostanie kukła
mówią o nim Mądry i każde jego słowo zamienia się w przysłowie
dorabiają do jego teraźniejszości przeszłość wielką i barwną jak ogon pawia jak tył pawiana
retuszują fotografie
montują magiczne fotomontaże
przycinają mu uszy
przyprawiają brodę i wąsy
wypychają ramiona
z człowieka średniego
robią
wielkiego
i tak wypchanego dźwigają
na cudzych ramionach
on wierzy w swoje istnienie
i zaczyna działać
1956

Chorego głaszczą po głowie jak dobrego psa
przemawiają do niego jak do dziecka dotykają jego ciała wymieniają porozumiewawcze spojrzenia
Chory wszystko słyszy widzi rozumie znosi
nie ugryzie w rękę jest tak dobrze ułożony że wierzy w anioła
łyka surowe jajko w noc księżycową podobną do białka
pod otwartym oknem kwitną przeźroczyste jaśminy
młoda pielęgniarka ma dwie piersi
dwie ręce cztery nogi kiedy się odwraca tyłem



82

83

dziadek zaczyna
"o tym gospodarzu
co nie ma chałupy..."
potem młodość wspomina
wieś rodzinną
różne kraje
o tym że był w Petersburgu
na Syberii w jurtach żył
z Kirgizami kumys pił
że miał zostać organistą
o duchach pannach mężatkach
0 księżych gospodyniach
co pulchne i białe jak gołąbki same leciały do gąbki
Dziadek siódmy krzyżyk dźwiga
nie dźwiga ale wywija
tym krzyżykiem jak laseczką
mówi
"jakoś tę taczkę żywota
powolutku człowiek pcha"
Potem znów w łóżeczko stuka
bierze na ręce wnuka
coś tam mruczy
coś tam kuka
w szare oczka go całuje
dym z komina pokazuje
za oknem
Potem zbiera się do drogi wszyscy dziadka całujemy
1 na święta zapraszamy
Mówi żona
"Jaś dziadkowi już coś powie jakieś pierwsze ludzkie słówko"
Jaś w poduszce kiwa główką...
1954

gece można też ogrzać
i o garnuszek
w którym jest gorąca kawa
jeśli na świecie
jest już tak zimno
tak zimno patrzą
ludzie
nawet
rodzone dzieci
od przebudzenia
mówią głosami z blachy i rdzy
syczą i brzęczą



80

' - Niepokój

81

Czarny autobus

Odwiedziny dziadka
''"" Staruszkowi poświęcam



Ten czarny autobus
jest inny niż stado czerwonych
kipiących jak garnek
na blasze
W środku jeden pasażer cierpliwy i podłużny w drewnianym płaszczu zapięty na ostatni gwóźdź wysiądze na ostatnim przystanku
Do tego autobusu nikt się nie pcha po trupach wprost przeciwnie
Pomalujmy wszystkie autobusy
na czarno z białym paseczkiem
Ich melancholijny wygląd
skłoni ludzi
do wzajemnej życzliwości
przy wsiadaniu
i przy wysiadaniu

Przyjechał do nas ojciec
Żono - mówię - wyciągnij kieliszki
Staruszek zmarzł na kość
A cóż jest wart
kościany dziadek?
Dziadek zaciera ręce
coś tam zaczyna o pogodzie
"nie trzeba moja duszko
nie jestem głodny"
na palcach podchodzi do łóżka
w łóżku długa poduszka
w długiej poduszce wnuk
stuk stuk stuk stuk
Janek szare oczki otwiera
coś tam piszczy może wita
Na stole zaświeciła okowita
"oko wita" mówi dziadek
i do stołu siada
Jeden drugi trzeci
jakieś ciepło się rozchodzi
jakaś lodu bryłka taje
trzy po trzy się baje
dziadek mówi
.,koń ma cztery nogi"
potem mówi
..cztery kąty a piec piąty"
PO piątym piosenkę



78

79

Grzechy

mi pokazywał język ale "rzęchy mocno żałuję raw?"



W konfesjonale siedział kanonik z wielką twarzą z białego sera z fioletową stułą na szyi przeżegnałem się i zacząłem "Ja grzeszny... ostatni raz u spowiedzi byłem obraziłem Pana Boga następującymi grzechami:
Jadłem w piątek skwarki
z łakomstwa
ee...
nie chciało mi się wstać
rano do szkoły z lenistwa
napisałem brzydki wyraz
na płocie
yyy---
oglądałem obrazek
w grubej książce tatusia
eee...
w czasie mszy myślałem
0 białych myszkach
które miał mi dać tatuś
na imieniny
nie mówiłem dwa razy pacierza zjadłem torbę cukierków
1 mnie zemdliło
wyzywałem kolegę

c),ichałem stukania 55 gębowe drzewo konfesjonału się Pięcia w piersi
,a)owałem szorstki złoty Czyżyk na fioletowej stulę
Odchodziłem
i odpuszczały mi się
grzechy
1954



76

77

Sznur

przemiany



Pociąg pośpiesznie ciął
odcinał krajobraz za krajobrazem
Zdyszana zbliżała się
gwiazda ust
otwarta
do dna
do czarnego nieba
do podniebienia nocy
do jeżyka ognia
Oto jestem oto jestem oto jestem
Mam na szyi powróz ukręcony z tęsknoty miłości Naszyjnik cnót gdyby pękł gdyby spadł
Uniosę się w próżnię
O dobra Miłości kulo u nóg ziemio rodząca ślepa
Trzymając się miła za ręce pleciemy czarodziejski sznur.

Mój synek wchodzi do pokoju i mówi ^Ty jesteś sępem ja jestem myszką"
Odkładam książkę
wyrastają mi skrzydła i szpony
ich groźne cienie biegają po ścianach Jestem sępem a on myszką
"Jesteś wilkiem ja jestem kózką" Krążę dokoła stołu i jestem wilkiem Szyby w oknach błyskają jak kły w ciemności
A on ucieka do matki
bezpieczny
z głową schowaną w ciepło sukni
1953



74

75

Jesienne prace

Jesień
Teraz nicuję obrazy jak jesionkę na chłodnym żółtym blacie stołu
Ten obraz wytarty
pod światło świta
lecz nic przez niego nie widać
Tamten
jak oberwana kieszeń
od biedy coś uniesie
Ów jak stary kołnierzyk
z królika (tej foki ubogich ludzi)
ni ziębi ni grzeje
Inny jak sito
do czerpania wody
z głębokiej studni
Kopiec słów
grzebie w nich jak kura pazurem
(Trafi się ślepemu ziarno)
powiedzą tu i ówdzie
"Ten pisze lwim pazurem"

Tu nie jestem
tu urzęduję osiem godzin
a przez resztę dnia
jestem mężem ojcem głową rodziny
tak słodki jak głowa cukru
Za miastem
nie kroczę ale pląsam
obywatele ja pląsam
przetarłem niebo
jak binokle
Jestem jasnowidzem
Widzę macie twarze obywatele ręce nogi serca W podaniach podajecie nam często wasze wątroby
Przez szybę w okienku obraz zamazany tutaj jasny jak słońce jesteście ludźmi - fakt jak ja! jak ja!



72

73

Dytyramb na cześć teściowej

robi konfitury i kisi kapustę Jesie nadnie śnieg zaskrzypi mróz Kiedy SP znąjdzie dla wnuka w komodzie JabłusZ Chmura groźna i mroczna



Morze atramentu wypisali poeci-Opiewając miłość do dziewczęcia Które jest czasem jak gęś A czasem jak cielę majowe
Były spowijane jedwabiem słów
Żony własne i żony cudze
Lecz żaden rymopis nie wyśpiewał
Pochwały tej która jest matką dziewczyny
Teściowej
To ona zrodziła naszą jutrzenkę
0 synowie Apollina
Ona jej strzegła jak źrenicy oka
Ona piastuje owoce Naszej miłości szalonej Wstaje w nocy cierpliwa Przewija przewija przewija
Ona kaczkę upiecze z jabłkami
1 zrobi faszerowanego karpia
Ona kalesony upierze
Skarpetki wyceruje i guzik
Utwierdzi przy koszuli
Na wiosnę pilnuje malowania izb Trzepie dywany wietrzy materace Rozliczne nieskończone są jej małe prace

mknie po jej twarzy
P1-boskie niebo swe oblicze chmurzy Orzcie na jej siwe włosy *P dv włos to jeden dzień jedna łza jedna jesień jedna wiosna
Ona czujnie patrzy
P lnuie by nie zgasł płomień domowego ogniska
Kiedy trzeba miotłą odpędzi nocne ćmy
Ona oko i ucho domu
Stoi na straży szlachetnych praw i obowiązków
Kroi pieluszki dla nienarodzonego
jest wysłańcem praktycznego życia
Za wszystkie głupie żarciki
Rzezańców z pisemek humorystycznych
Za dowcipy zięciów
Którzy piją ("nasze kawalerskie")
Przeproście teściową
Starą kobietę która wyciąga ręce
Aby się ogrzać przy ognisku domowym
Pokłońcie się do samej ziemi Głupie konie rżące na dźwięk Tego szanownego imienia I powiedzcie ludzkim głosem "Chodź matko do nas"



70

71

Włosek poety

Anioł mieszczański

:1^P



Poeta to na pewno ktoś Słuchajcie głosu poety Choćby ten głos był cienki jak włos Jak jeden włos Julietty
Jeśli się zerwie włosek ten to nasza nudna kula upadnie w ciemność Czy ja wiem albo się zbłąka w chmurach
Słyszycie Czasem wisi coś na jednym włosku wisi Dziś włoskiem tym poety głos Słyszycie
Ktoś tam słyszy
1954

płakał anioł w bufecie przy ulicy Krupniczej, anioł w berecie,
że mu ktoś z dłoń? miecz ognisty wytrącił, że język mu się plącze,
że zapomniał Kochanoviusa
i Szarzyńskiego Sępa.
Stało się wkoło tępo i szaro,
tylko milczenie było złote jak iluminacja w księdze, a pieczęć czerwona z krwi.
Park Jordana to ogród oliwny, a kulawy dozorca, szatan dobry i dziwny, żółtym kciukiem strąca łzę.
Anioł szedł i padały róże, otwierały się rany i niebiosa, rosa opadała drogocenna...



68

69

^śmiechy
Wiersze z lat 1945-1956

wbrew ciemności błyskającej złotymi kłami wbrew burzy która pożerała ściany i fundamenty tak że poeci zaczynali budowę "od dymu z komina"
A jak nam się urodzi ten chłopiec to mu powiem: tu jest światło tu ciemność tu jest prawda tu fałsz tu strona lewa tu prawa
I będzie żył w jasności.

Jak dobrze
Jak dobrze Mogę zbierać
jagody w lesie
myślałem
nie ma lasu i jagód.
Jak dobrze Mogę leżeć w cieniu drzewa myślałem drzewa już nie dają cienia.
Jak dobrze Jestem z tobą tak mi serce bije myślałem człowiek nie ma serca.



64

Niepokój

65

czeka na zwiastowanie pod drzewem wiadomości dobrego i złego
no i przyszedłem
na świat
pierworodny
z otwartymi ustami
z oczami które zaszły krwią
oto matka Nosi łzę nosi łzę
i pyta dokąd idziesz
oto ja wykrzywiony błazen
nagi jak łza Nie wiem
matka Poranione stopy
i mózg zaciśnięty jak piąstka
niemowlęcia
pochyla się nad kubłem
w którym stoją papierowe kwiaty
albo ozory i nerki
cieląt i jagniąt ofiarnych
oto ja W magicznej skrzyni
przebity stu ostrzami
widzę niebo
jak wywrócony spodek
z gołąbkiem i zieloną gałązką.
III. Człowiekowi który przeszedł
Jestem w ciąży mówisz
będę miał syna mówię
i cieszymy się jak czerwonym
jabłkiem które upadło
w środek
szarego powszedniego

wkoło To niemożliwe w tramwaju cię potrącają w ogonku złoszczą się zwyczajnie
poczekaj podnieś głowę chyba niebo moszczą zlegniesz łagodna w kruche i złote słomiane słoneczka
oczywiście na ziemi mówią nic nowego pod słońcem i milicjant spisuje protokół : człowiekowi który przeszedł w poprzek ulicę.
IV. Będzie żył w jasności
A jak nam się urodzi
ten chłopiec
to mu powiem
że świat jest dobry i piękny
nauczę go słów
które są dla nas takie dziwaczne
jak nerineje turitelle amonity
opowiem mu o miłości nadziei
i braterstwie
opowiem mu o Mahatmie człowieku który został wniebowzięty jako kosmyk wonnego dymu
0 naszych tkaczach górnikach
1 drobnych urzędnikach
którzy budowali dom
1


62

63

chodź prędzej musisz wycisnąć
ślad swej stopy na tym świecie
chodź ze mną
chodź prędzej jest rosa
na trawie i szkło ostre
z rozbitej butelki
musisz się skaleczyć
do krwi i krzyknąć
abym nie chodził
po świecie samotny jak
gipsowa stopa po okrągłym
stoliku jegomościa
z ospowatą twarzą
z wystrzępionymi nogawkami.

l

Gałązka oliwna
I. Twarze z gazet
l
Wspomnienia jak figurki
z żółtego wosku
rozrzucone po lasach i polach
albo ciśnięte byle jak
z rozwartymi na przeszłość oczami
z nogami rozchylonymi
z ciemnych trójkątów

Krążę w ślepej ulicy na której przechodnie mają tylko plecy chcę podejść uśmiechnąć się wyciągam rękę krzyczę obracają się do mnie: mają twarze wycięte z gazet rozmiękłe od łez rozdarte.
II. Oczami które zaszły krwią
W rodzinnym albumie: matka w jasnej sukni

60

61

prosimy o szklankę herbaty żyjemy nadzieją jego powrotu
łatwiej nam iść przez kosmos z tym obcym wyrostkiem w lakierkach.

gipsowa stopa

Lekarze mówili że byłaś jedną nogą na tamtym świecie oglądam ją przerażony przecież masz taką małą stopę taka stopa jest strasznie zagubiona w świecie udzie są same ślepe uliczki i rosną lasy białych lasek
miałaś stopę różową i ciepłą jak zwierzątko i pięta była do tupnięcia w ziemię a teraz twoja stopa jest jak odlew z gipsu na stoliku przy którym załgany jegomość z ospowatą twarzą sprzedaje balsamy cudowne na odciski
znam jego tajemnicę to on odrąbał nogi tej dziewczynie która sprzedaje na rogu bukieciki on ją wepchnął pod pociąg a teraz ze złym uśmiechem wystawia stopę umarłej córki pod parasolem pstrym jak bukiet
chodź ze mną do ogrodu musisz biegać po ścieżkach

58

59

Szef się zmarszczył i powiada: ty byku ty byku
no no szefie rozepnijcie kołnierz
taki tam i byk
siądźcie szefie
zaraz nam Mamusia mleko przyniesie
i rogaliki z masłem
wiecie jestem maminsynek
poczekajcie panie szefie
tylko sobie nóżki odkręcę
bo cholernie ciężkie choć ulepszone
nowoczesne
a skrzypią skrzypią
zaraz skoczę szefie zaraz skoczę do gardła z krzykiem Mamo Mamo.

pokoje hotelowe
Pokoje hotelowe dotknięcia zimnych obcych dłoni
można tak wędrować z kąta w kąt w poszukiwaniu miłości i wiary
ocierać się o meble rysować na szybie kwiaty zwierzęta i znaki zwierzenia uczuć zbyt tkliwych niemęskich które rozpływają się we łzach
wtedy alarmujemy żywych za naciśnięciem guzika wyskakuje chłopak z pryszczami na twarzy niechętny i gnuśny
wzrusza nas nadmiernie wciągamy go chciwie w rozmowę
napełnieni łaską miłości
fflożemy głosić nowe prawdy
ale ze zdławionym gardłem
z wstydliwością człowieka współczesnego



56

57

Zabawa w konie

skoczę szefie



Kanarek żółty
jak cytryna
w drucianym koszyka
babcia w czepku
złowiona
w siatkę zmarszczek?
ojciec z czołem ukrytym w chmurze dymu
chłopcy rżą
rozpuszczają grzywy na wiatr
biją kopytem
w niecierpliwą ziemię
matka chwyciła wspaniałego rumaka w białych szelkach i całuje kwaśną mordkę; pełną szczawiu.

pan szef powiedział: skoczcie no chłopaki zaskrzypieli chłopcy z rumianymi buziami zaskrzypieli drewnianymi nóżkami.
Pan szef wziął się pod boki i powiada: biegiem mąarsż
jakże to panie szefie błoto po kolana ą tu nawet i kolan nie ma tylko gładkie ładne klocki i noc jest deszcz jabłonie w deszczu w stodołach siano suche jak świerszczyk.
Szef pęcznieje siny szef np no siądźcie sobie szefie w sianie "nogi" fajne białe jak droga mleczna i jak niebo pachną oborą
jakże przecież psa
z kulawą nogą nie wypędza siei
w taką pogodę
a tu nawet jabłka nie ma
w kolanie strzaskane
okrągłe i białe jabłuszko.



54-

55






Jatki

Ale kto zobaczy...



Różowe ideały poćwiartowane wiszą w jatkach
W sklepach sprzedają maski błaznów pstre pośmiertne zdjęte z naszych twarzy którzy żyjemy którzy przeżyliśmy zapatrzeni w oczodół wojny.

Ale kto zobaczy moją matkę
w sinym kitlu w białym szpitalu
która trzęsie się
którą sztywnieje
z drewnianym uśmiechem
z białymi dziąsłami
Która wierzyła przez pięćdziesiąt lat a teraz płacze i mówi: "nie wiem... nie wiem"
jej twarz jest jak wielka mętna łza
żółte ręce składa jak przestraszona
dziewczynka
a wargi ma granatowe
ale kto zobaczy moją matkę zaszczute zwierzątko z wytrzeszczonym okiem
ten
ach chciałbym ją nosić na sercu i karmić słodyczą.


52
53

Muszla

Szukałem ratunku w różową muszlę szeptałem ze nie chcę wracać prosiłem błagałem.

Obliczając pieniądze - czy starczy
na powrót do domu
(a w domu brzęk talerzy
i głosy skrzypiące
i woda w kuble
z żółciowym kamieniem
zmiana koszuli w sobotę
w niedzielę deser i znajomi
podlotki ze spiczastymi kolanami)
już sezon minął
taniej jest deszcz pada
chodzę po plaży
mijam kadłuby opuszczonych kabin
Morze jest wielkie
Rozumiem ludzi którzy biczowali fale
ostatnią noc spędziłem na krześle przy stole jak na wygnaniu twardym i bezludnym
ukołysany między
morzem i białymi jak noc
udami dziewczyny
która tylko przyniosła herbatę
50


Domek z kart

Drzewo z żalu



Moja dziewczyna dom zbudowała z kart kolorowych
moja dziewczyna nuci piosenkę o białych różach
chciałem ją kochać w oczy zaglądać czyste niebieskie
pomordowani
z krzywym uśmiechem
zachichotali
na moich dłoniach czerwone plamy czerwone plamy
na białych różach na białych ścianach czerwone plamy
mojej dziewczynie dom rozwalają pomordowani
karty rozdają z gnijącą twarzą pomordowani.

Rośnie cały dzień drzewo z żalu drzewo z deszczu j mgły słów i milczenia
w stalowe żebro mostu
uderzył
pociąg pośpieszny
j We wnęce którą zostawił inżynier dla biednych czekam swego odejścia
l mój żal wznosi się i opada l jedna łza rozpuściła i ten świat z żelaza | betonu i złota
l
i To ty jesteś koroną
l drzewa które rośnie I we mnie od rana [do nocy.



48

4 - Niepokój

49






Plemnik w spodniach

Oni



Z czarnymi idą chorągwiami jelita mają kolorowe
Lapiduch w łódce lamowanej żywym srebrem płynie przez morze głów
ICare konie z czerwonym nozdrzem dostojnie ronią kule łajna
Trąby skręcają się z bólu mosiężne wielkie ślimaki.
Nieboszczyk uśmiecha się sztucznie jaskier z żółtej bibułki
Oto plemnik w spodniach i lakierkach zmarł po krótkich lecz ciężkich cierpieniach.

Dzień powszedni jest piękny poczyna się w białym rozchyleniu
usta naprzemianległe i gorzkie pożerają osad nocy i snu
twarze obce i ślepe jak szczenięta otwierają oczy otwierają oczy
odejmują sobie od ust słowa i uśmiechy
karmią się nawzajem językami ptaków
tłumią okrzyki
na widok rzeczy oczywistych
ach sionce kwiat pierś
i szary dzień powszedni jest dla nich cudowny jak różowy słoń.

47

Kopiec

śwec



Usypali nad nim kopiec
z przyjazdów i odjazdów
z czasu i przestrzeni
z ludzi rzeczy zdarzeń
masła kawy gazet
z zielonych pluszowych albumów
bromu kwiatów
i sztucznego śmiechu
Prawie wszyscy się zjechali na stole liść miedziany leży tu popiół sypią
Matka rozgrzebuje kopiec i wydobywa młodą głowę z jasnego promienia z pachnącymi tytoniem szerokimi ustami
to On
po którego nie wybiega się
przed dom
który nie zasnął w malinach
który nie przyjedzie jutro
Matka żywcem pogrzebana w powietrzu przy stole porusza niemrawo palcami.

Księżyc świeci pusta ulica księżyc świeci cz}0wiek ucieka
księżyc świeci człowiek upadł człowiek zgasł księżyc świeci
księżyc świeci pusta ulica twarz umarłego kałuża wody.



44

45






Ściana

powrót



Odwróciła twarz do ściany
Przecież mnie kocha
dlaczego odwróciła się ode mnie
więc takim ruchem głowy można odwrócić się od świata na którym ćwierkają wróble i młodzi ludzie chodzą w krzyczących krawatach
Ona jest teraz sama
w obliczu martwej ściany
i tak już zostanie
zostanie pod ścianą ogromniejącą skręcona i mała z zaciśniętą pięścią
a ja siedzę
z kamiennymi nogami
i nie porywam jej z tego miejsca
nie unoszę
lżejszej jak westchnienie.

Nagle otworzy się okno j matka mnie zawoła już czas wracać
rozstąpi się ściana
wejdę do nieba w zabłoconych butach
usiądę przy stole i opryskliwie będę odpowiadał na pytania
nic mi nie jest dajcie
rai spokój. Z głową w dłoniach
tak siedzę i siedzę. Jakże im
opowiem o tej długiej
i splątanej drodze.
Tu w niebie matki robią zielone szaliki na drutach
brzęczą muchy
ojciec drzemie pod piecem po sześciu dniach pracy.
Nie - przecież nie mogę im powiedzieć że człowiek człowiekowi skacze do gardła.



42

43

Kasztan

Obcy



Najsmutniej jest wyjechać
z domu jesiennym rankiem
gdy nic nie wróży rychłego powrotu
Kasztan przed domem zasadzony przez ojca rośnie w naszych oczach
matka jest mała
i można ją nosić na rękach
na półce stoją słoiki
w których konfitury
jak boginie ze słodkimi ustami
zachowały smak
wiecznej młodości
wojsko w rogu szuflady już
do końca świata będzie ołowiane
a Bóg wszechmocny który mieszał gorycz do słodyczy wisi na ścianie bezradny i źle namalowany
Dzieciństwo jest jak zatarte oblicze na złotej monecie która dźwieczy czysto.

Deszcz jest samotny
tak po tej wojnie
ze wszystkim
ech pełno odpadków
Matka od której odcięli mnie po urodzeniu jest jak kamień.
Wyszedłem z niej to ona - obca kobieta niesie ubogi pęczek marchwi i tak sobie chodzimy każde w swoja stronę.
Oczy mam pełne leź
i wykrzywione usta
na ludzi patrzę z daleka
nie mogę się dźwignąć z ziemi do nieba
deszcz jest samotny i czysty opada i wznosi się wyżej.



40

41

Rozenberg nie zobaczy nigdy
wysp Oceanu Wielkiego
w kloace go dopadli Ukraińcy
skonał uduszony kalem
nie zdołacie wyobrazić sobie
śmierci Rozenberga w miasteczku
koło Piotrkowa w Polsce
piękne cudzoziemki z obnażonymi
białymi piersiami
panie z dworu św. Jakuba
(czytałem o tym dworze w "Echu").
Jakiż obraz ubogi widzę
wyspa palma i tygrys
wymieniam resztę
dla mnie wyobrażalnych elementów
egzotycznego świata:
wieloryb perła Murzyn
wicekról Indii słoń ośmiornica
figa (raczej owoc figi)
struś i gitary hawajskie.
Tak tak i to już wszystko.
Rozglądam się po pokoju na stole stoi biały dzban i nagle zaczynam myśleć
0 księżycu ale nie zdradzę
tych myśli nikomu
a przecież pół życia zeszło (u nas przeciętna lat 50)
1 te kraje wyspy morza
są jak małe księżyce
nierzeczywiste martwe.
Więc leżę spokojnie obok kobiety z grubym złotym warkoczem ja który znam tylko jeden smak egzotyczny smak cynamonu szary człowiek z wyobraźnią małą kamienną i nieubłaganą.

Odwiedziny
Nie mogłem jej poznać kiedy tu wszedłem dobrze że te kwiaty można tak długo układać w niezręcznym wazonie
_.Nie patrz tak na mnie"
powiedziała
gładzę szorstką dłonią
przycięte włosy
"obcięli mi włosy - mówi
patrz co ze mnie zrobili"
teraz znów zaczyna pulsować to źródełko z błękitu pod przeźroczystą skórą szyi tak zawsze kiedy połyka łzy
czemu ona tak patrzy myślę
no muszę iść
mówię trochę za głośno
i wychodzę ze ściśniętym gardłem.



38

39

Widzę szalonych

\Vyobraznia kamienna



Widzę szalonych którzy chodzili po morzu wierzyli do końca i poszli na dno
teraz jeszcze przechylają moją łódź niepewną
odtrącam te sztywne dłonie okrutnie żywy
odtrącam rok za rokiem.

Leży przy mnie
z grubym złotym warkoczem
ma sen że dzban rozbiła
albo znalazła klucze
albo rozdarła suknię
a ja znam smak cynamonu
znam tylko smak cynamonu
lecz marzę o egzotycznych krajach
gdzie są cynamonowe drzewa
gdzie są drzewa sandałowe
i tu już biedna moja głowa
biedna głowa. Z dwóch filmów
i książek kilku
układam bezbarwny krajobraz
(nie śmiejcie się cudzoziemcy
zwłaszcza piękne panie z magazynów
francuskich i amerykańskich):



36

Palma albo dwie palmy
i okrągła wysepka
ach niełatwo jest ułożyć
obraz piękny niezwykły
więc tygrysa dodaję
który jest podobny do kota
i dwa ananasy
ananasy widziałem przed wojną
w sklepie Rozenberga

Czerwona rękawiczka
Wiersze z lat 1947-1948

zbierajcie każdą kroplę krwi która nie będzie policzona.
Cyjanek sypie na pęknięte usta biały słodki śnieg.

Gwiazda żywa

Jakie dni mnie oplatają
miękkie pachnące
jak brody kupców asyryjskich
tyle dni tyle dni
misternie ułożonych
jakie noce mnie połykają ciemne jak przewód pokarmowy wymoszczone śluzową błoną z różu tyle nocy tyle nocy w brzuchu wieloryba
Przyszedł mój przyjaciel
z dziurą w czole
i obdarł brody misterne
rozpruł brzuch rozkoszy
wyciągnął ze mnie
wiotki kręgosłup płaza
i wszczepił nowy biały mlecz
jak gwiazdę z żywego srebra.

32

.' - Niepokój

Oczyszczenie

Termopile polskie



Nie wstydźcie się łez
nie wstydźcie się łez młodzi poeci.
Zachwycajcie się księżycem
nocą księżycową
czystą miłością i pieniem słowika.
Nie bójcie się wniebowzięcia sięgajcie po gwiazdę porównujcie oczy do gwiazd.
Wzruszajcie się pierwiosnkiem pomarańczowym motylem wschodem i zachodem słońca.
Sypcie groch łagodnym gołębiom
obserwujcie z uśmiechem
psy kwiaty nosorożce i lokomotywy.
Rozmawiajcie o ideałach deklamujcie odę do młodości ufajcie obcemu przechodniowi.
Naiwni uwierzycie w piękno wzruszeni uwierzycie w człowieka.
Nie wstydźcie się łez
nie wstydźcie się łez młodzi poeci.

Te głowy ciosane łopatą
jak meduzy z purpurowym rdzeniem
pomykają
w płytkiej nocy w pamięci.
Płaskie mury obrastały
mózgami
kipiały prute salwami arterie
przebite na ciemność oczy
usta na ukos.
Twarze matek notowały: Młody skopany rozkraczony z sinym kroczem krzyczy
partyzant dźwiga flaki niebieskie rozwalony na polu chwały poległ
miedzianowłosy Żyd
z sześcioramienną gwiazdą w oczach
zwisł
kurierka z zielonym okiem w brzuchu wyskoczyła z pociągu



30

31

Myszy tną ostrymi drobnymi ząbkami gazety kalendarze i książl^

Rachunek

Cztery panie w różowych
pończochach
zielony kapelusik
z czerwonym piórkiem
cztery panie dzióbią ciasteczko
ciasteczko bardzo grzeszne
w taki listopadowy narodowy dzień
pan rozdyma się i pęcznieje
świetny kogut w złotym grzebieniu
na kelnera pieje płacić
wschodzi wielkie światło
na srebrnych
konarach żyrandoli
bujają niebieskie ptaki.
Ja były partyzant
przyszedłem porównać
i wypić (nie jestem Savonarolą)
jednak: ta rewolucja
łagodna jak szyja łabędzia.
Gardła ciemno oświeconych
napełnione likierami
barwią się jak neony.
Polegli na polu chwały
niepokalani i młodzi
tak mi was strasznie żal
tak strasznie żal.
Jodełka jak gwiazda zielona
wschodzi na mogiłach.
Cztery panie dzióbią ciasteczko
różowe ciasteczko bardzo grzeszne.
1046

28

29

Kiedy odchodzisz

Wieczność mieszczańska



O świcie kiedy odchodzisz
twoje kształty wyłuskane z nocy
są jak skrzypce jasne
brzozowe biodra
wygięte
wyprężone struny
jeszcze drżące.
Powleczony osnuty
twoim dotykiem
pokrowcem z pieszczot
słodkim
nie zasnę.
Rozwarte szerzej powieki dzień napełnia biały jak białko oka i czysty.

l
Wieczory z błota i nudy jesiennej czarne wieczory haftowane w złote motyle opadające z ramion konarów umarłych skrzypów i paproci miga mika elektrycznych świateł na powierzchni ziemi domy spiętrzone magazyny ludzi:
Panny pokwitające
Matki z wydętym brzuchem
i niebieską żmiją żylaków
na białych łydkach
ciepłe wymię strzyka mlekiem
i oseski wiszą jak różowe
szczęście u
jutro niedziela
mówi emerytowany listonosz
i ściąga skarpetki
z płaskich stóp
chłopiec
gra na sinym flecie
ma smukłe palce
i migdałowe niebieskie
teraz słodsze oczy.



26

27

ognisty miecz rzeczywistości głową w niebieskim kaszkiecie dotyka dna.
"Życie ucieka czemu tu siedzisz życie złamane szczęście stracone" Kochanka syczy róża niegasnąca.

Deszcz wiosenny
W siatce deszczu.
Dorożkarze w melonikach
mają czkawkę
konie kiwają łbami '
mają oczy wielkie
jak bizantyjscy święci
wilgotne jak łza.
Dziewczyny na rogach ulic
sprzedają
rumiane jak małe księżyce bułeczki
słodkie jak usta cukierki
śnieguliczki w dłoniach
ciepłych i białych.
Tramwaj iskry lazurowe nieci.
Pijany strząsa pomarańczowe światła z latarni smutnej jak cyprys. W oknie czesze liliowe włosy córka artysty.
Kropla deszczu oprawiona w światło opalizuje.



24

25

Z notatek

Jesienny wiersz



Sufit:
anioł płaski i biały
złożył skrzydła.
W oknie:
zielone członki kaktusów
obnażone.
Ksiądz:
trzydzieści trzy guziczki zapięte; ostatni oczko tłuszczu w niebieskim rosole.
Cisza: lokomotywa z pluszu.
Lokomotywa: czarny nosorożec chrupiący diamenty.
Noc: usta otwarte
Prostytutka: noc ma wnętrzności uróżowane.
Słońce: stenotypistki mają nogi i piersi.
Miłość: śliskie jedwabie skręcone.

Lato umiera gasną róże
syczą róże w deszczach rzęsistych.
Lato umiera wiersze są smutne smutne są włosy poety czarne włosy jak skrzydło kruka jak skrzydło martwych blasków opuszczone.
Ach gdzież są fale łagodne
pierścionki światła
zaręczynowe
na każdy paluszek
dla białej kochanki.
Jej dłoń rozjarzona do błękitu szuka ciepłego jeszcze serca. Pogodzeni patrzą na brzemienne nudne niebo doznają zawrotu głowy
już anioł stróż
w zamieci słomy i papierków
wymachuje ostrzegawczo
wystrzępioną kometą
z rozpuszczonym warkoczem deszczów
potem kładzie
między lekkomyślnych jak puch



22

23

Martwy owoc

pożegnanie



Są gruszki złote na talerzu kwiaty i dwie dziewczyny młode
Na stole fotografia chłopca jasny i sztywny w czarnym kepi
Dziewczyny mają miękkie wargi dziewczyny mają słodkie oczy
Przez pokój idzie biedna matka poprawia fotografię płacze
Gasną na stole złote słońca i martwy owoc jej żywota.

Myślała
że świat jest smutny
dokoła
że kwiaty są smutne i deszcz
że smutek się zagnieździł
w szorstkiej wełnie
pachnącej rezedą
że smutne są głosy
odjeżdżających
że smutny jest
wesoły dorożkarz
który pali z bicza
myślała
niebo i ziemia
smucą się nad miarę
a
to kręciły się koła
szybsze i dalsze
Szerokie bezbrzeżne.



20

21

Żywi umierali
Zamurowani żywi umierali czarne muchy składały jaja w mięsie ludzkim. Z dnia na dzień ulice brukowali obrzękłymi głowami.
Ojciec Aron
miał brodę z pleśni i mchu
a głowę z białego światła
które gasło drżąc
nim skonał jadł z dłoni
więdnącymi wargami
i otwierał turkusowe oczy.
W malej izbie puchły ciała.
Salcia sprzedawała jabłka srebrne pachnące sadem u wylotu bramy która była z błękitu.
Między bełkotem i rudą plwociną miedzy liszajem ściany i trupem przechodnia z okrutnym okiem miedzy kamieniem
18

i wyciem obłąkanej stała Salcia w czerwonej sukni a barwy nasiąkały jadami i jabłko gniło w dłoniach śniadych. Z zapachu wykręcał się biały czerw. Jabłka więdły jabłka gniły umierała matka.
Nikt już jabłek do getta nie nosił nikt już jabłek w getcie nie kupował Z dnia na dzień ciała spadały w dół.

19

niech jeszcze raz nazwie rzeczy i pojęcia niech oddzieli światło od ciemności.
Mam dwadzieścia cztery lata
ocalałem
prowadzony na rzeź.

Uczeń czarnoksiężnika

Po co otwarłem oczy
Zalewa mnie świat kształtów i barw
fala za falą
kształt za kształtem
barwa za barwą
wydany na łup
jadowitych zieleni
zimnych błękitów
intensywnych żółtych słońc
jaskrawych czerwonych homarów
jestem nienasycony.
Po co otwarłem uszy
napełniły mnie harmonie żywe
echa głosów umarłych
nawet łza tnie ze zgrzytem twarz
jak diament szkło
i cisza naciągnięta jak skóra
na bębnach wojennych grzmi
nieszczęsny słyszę jak trawa rośnie.
Po co rozwiązałem język utraciłem milczenie złote gaduła nie powiem nic nowego pod słońcem Otwarty na wskroś nie znam zaklęcia nie zamknę się w sobie sam.

16

2 - Niepokój

17

Dwa wyroki

Ocalony



Widzę uśmiech
zdjęty z jego białej twarzy
pod murem.
Zwiastun śmierci Nieznajomy
schylił głowę
niżej.
Widzę
śmieszny posąg boleści
w przydeptanych pantoflach
przy kuchni
małą krzywą
figurkę
skamieniałej matki.

Mam dwadzieścia cztery lata
ocalałem
prowadzony na rzeź.
To są nazwy puste i jednoznaczne: człowiek i zwierzę miłość i nienawiść wróg i przyjaciel ciemność i światło.
Człowieka tak się zabija jak zwierzę
widziałem:
furgony porąbanych ludzi
którzy nie zostaną zbawieni.
Pojęcia są tylko wyrazami: cnota i występek prawda i kłamstwo piękno i brzydota męstwo i tchórzostwo.
l Jednako waży cnota i występek l widziałem:
j człowieka który był jeden l występny i cnotliwy.
l Szukam nauczyciela i mistrza
l niech przywróci mi wzrok słuch i mowę



14

15

Bursztynowy ptaszek

l Marzyciel



Jesień
ptaszek bursztynowy
przejrzysty
z gałązki na gałązkę
nosi kroplę złota.
Jesień
ptaszek rubinowy
świetlisty
z gałązki na gałązkę
nosi kroplę krwi.
Jesień
ptaszek lazurowy
umiera
z gałązki na gałązkę
kropla deszczu spada.

Ogrodnik pochylony nad ślepym ziarnem wywiódł z światła gorejący krzew i umieścił go w źrenicy jak w pierścieniu
ogrodnik w ciemnych okularach
pochylony tak nisko
nie widział żarłocznej
chmury ptaków
każdy z rubinowym okiem
unosił w dziobie ziarno
nim wzeszło
ogrodnik śmieszny ogrodnik czuwa nad swym marzeniem bezowocnym.



12

13

Matka powieszonych

Dola
Pamięci kaprala "Smukłego"



Ociera się o szorstką skórę tłumu.
Tu
po ulicy chodzi
matka powieszonych
czarna
srebrną głowę niesie
w dłoniach
ach jaka ciężka bryła
wypełniona nocą
rozsadzona światłem
pomylona krąży
i śpiewa i śpiewa
w butach z krzywym obcasem
z jałowym łonem
zwiędłą piersią
pomylona syrena wyje
do obrzękłego nad miastem księżyca
ołowianymi stopami stąpa
po betonie ulic
matka powieszonych
z księżycem u szyi
idzie na dno
ociera się o szorstką łuskę tłumu.

Leżał nagi partyzant śpiewały ptaki i mrówki wędrowały po woskowych dłoniach
zakazali żandarmi pod karą pogrzebać niech tak gnije ścierwo bandyty
ziemia ojczysta uległa poruszona jasną głowę przygarnęła i wklęsła
leżał pod lasem cicho jakby pił z źródełka wodę pochylony nad swoją dolą dołem.



10

11

Lament
Zwracam się do was kapłani nauczyciele sędziowie artyści szewcy lekarze referenci i do ciebie mój ojcze Wysłuchajcie mnie.
Nie jestem młody
niech was smukłość mego ciała
nie zwodzi
ani tkliwa biel szyi
ani jasność otwartego czoła
ani puch nad słodką wargą
ni śmiech cherubin ski
ni krok elastyczny
nie jestem młody
niech was moja niewinność
nie wzrusza
ani moja czystość
ani moja słabość
kruchość i prostota
mam lat dwadzieścia jestem mordercą jestem narzędziem tak ślepym jak miecz w dłoni kata
zamordowałem człowieka i czerwonymi palcami gładziłem białe piersi kobiet.

Okaleczony nie widziałem
ani nieba ani róży
ptaka gniazda drzewa
świętego Franciszka
Achillesa i Hektora
Przez sześć lat
buchał z nozdrza opar krwi
Nie wierzę w przemianę wody w wino
nie wierzę w grzechów odpuszczenie
nie wierzę w ciała zmartwychwstanie.
U!.,' ';.Af

Maska

Róża



Oglądam film o karnawale weneckim
gdzie olbrzymie kukły z potwornymi głowami
śmieją się bezgłośnie od ucha do ucha
i panna zbyt piękna dla mnie który
jestem mieszkańcem małego miasteczka północy
jedzie okrakiem na ichtiosaurze.
Wykopaliska w moim kraju mają małe czarne głowy zaklejone gipsem okrutne uśmiechy ale i u nas wiruje pstra karuzela i dziewczyna w czarnych pończochach wabi słonia dwa lwy niebieskie z malinowym jęzorem i łapie w locie obrączkę ślubną.
Ciała nasze krnąbrne i nieskore do żałoby nasze podniebienia smakują leguminę popraw papierowe wstęgi i wieńce pochyl się tak: biodro niech dotyka biodra twoje uda są żywe uciekajmy uciekajmy.

Róża to kwiat
albo imię umarłej dziewczyny
Różę w ciepłej dłoni można złożyć albo w czarnej ziemi
Czerwona róża krzyczy złotowłosa odeszła w milczeniu
Krew uciekła z bladego płatka kształt opuścił suknie dziewczyny
Ogrodnik troskliwie krzew pielęgnuje ocalony ojciec szaleje
Pięć lat mija od Twej śmierci kwiat miłości który jest bez cierni
Dzisiaj róża rozkwitła w ogrodzie pamięć żywych umarła i wiara.

1946

Ilustrację na okładce projektował
Stanisław Kortyka
Układ typograficzny
Jan Bokiewicz
Zdjęcie Autora wykonał
Jan Bortkiewicz

Niepokój
Wiersze z lat 1945-1946

(c)Co/m-fc/H hy Tadeusz Rozewie:. WroelaK 1980
ISBN 83-04-00198-5
Zakład Narodowy im. Ossolińskich - Wydawnictwo.
Wrocław 1980.
Nakład: 10000 + 300 egz.
Objętość: ark. wyd. 19,80, ark. druk. 38,75.
Papier offset, kl. III, 70 g, 92x114.
Oddano do składania 20 VI 1979.
Skład wykonano na urządzeniach Monophoto 600.
Podpisano do druku 28 II 1980.
Druk ukończono w marcu 1980.
Wrocławska Drukarnia Naukowa
im. St. Kulczyńskiego-
Żarn. 921/79. T-16. Cena zł 100.-

Tadeusz Różewicz Niepokój

Kolekcja Polskiej Literatury Współczesnej

Zakład Narodowy imienia Ossolińskich Wydawnictwo 1980



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Analiza wiersza Tadeusza Różewicza pt Ocalony
Interpretacja wiersza ,,Warkoczyk T Różewicz
Różewicz Wiersze
Różewicz Wiersze i poematy
Analiza wiersza Różewicza Ocalony
Lermontow wiersze, poezja konspekty
Wacław Potocki Ogród, ale nieplewiony i inne wiersze
Wiersze Miłosne 2
=== WIERSZYKI OKOLICZNOSCIOWE === ?zdomni

więcej podobnych podstron