Polityzacja kultury
Poniedziałek, 7 maja 2007
Integracja z Europą to najlepszy z możliwych kierunków, który może wybrać Serbia.
Pytaniem jest jednak, czy większość obywateli też tego chce.
W 2001 roku w Polsce ukazała się jedna z najlepszych książek poświęcona przyczynom
konfliktów na terenie byłej Jugosławii. Polityka symboli , bo o niej mowa, przeniosła
przeciętnego Polaka w świat mitów, pojęć i kultury, narodów bałkańskich narodów. Jej autor,
serbski etnolog i analityk Ivan olović, prezentuje nam kolejną część swoich analiz w książce
Bałkany terror kultury , w której przedstawia sytuację polityczną i kulturową tych państw,
w głównej mierze po 1995 roku. W obu książkach analizuje sposoby na manipulowanie
społeczeństwem przez polityków, którzy umiejętnie wykorzystywali i jak się okazuje nadal
wykorzystują kulturę do swoich politycznych celów.
Jak sam wspomina stopień doktora etnologii zawdzięcza przypadkowi. Zafascynowany
książką Mitologie francuskiego badacza Rolanda Barthesa, w której autor analizował
społeczeństwo francuskie na przykładzie jego pięćdziesięciu współczesnych mitów,
postanowił bliżej przyjrzeć się podobnym tematom występującym na terenie swojej ojczyzny.
Będąc młodym tłumaczem i naukowcem poświęciłem się odkrywaniu wpływu tradycyjnej
kultury i folkloru na czasy terazniejsze i jej wykorzystywaniu przez polityków wspomina
Ivan olović.
W Pana książkach centralne miejsce zajmuje kwestia folkloru narodów bałkańskich,
który był, i jak wynika z Pana esejów, nadal jest wykorzystany przez tamtejszych
polityków.
Ivan olović: Tematowi wpływu folkloru na politykę i wykorzystania go przez polityków
poświęciłem książkę pod tytułem Burdel Żołnierzy ( Bordel Ratnika"). Pisałem na ten
temat w czasie wojen na Bałkanach w latach 90. i dlatego nadałem jej podtytuł Folklor,
polityka i wojna . Ten tytuł to aluzja do Burdelu muz , zbioru erotycznych wierszy
francuskich pisarzy, przygotowanego i przetłumaczonego przez Danilo Kiaa. Podobnie było z
Dziką literaturą , której nadałem nazwę, mając w pamięci dzieło Clauda Levi - Straussa
Dzika myśl . Polityczne pieśni, slogany czy przemowy, pisane bądz wspierające się
tradycyjnym serbskim dziesięciozgłoskowcem, to była dla tamtych czasów norma. Taka
forma sugeruje, że ten, kto jej używa przesiąknięty jest duszą narodu i spełnia tylko jego
wolę. Tę strategię wielu wykorzystywało po to, by w latach 90. narzucić swoje polityczne
projekty, włączając w to plany wojenne i wojenną propagandę.
Bałkańscy politycy zbijali swój kapitał wykorzystując nie tylko folklor, ale mity,
symbole i historię, czyli to, co składa się na kulturę danej społeczności.
Gdy pisałem tę książkę, Jugosławia rozpadała się nie tylko na poziomie politycznym, ale i
kulturowym. Królowała idea, żeby także wspólną kulturę i tradycję rozbić wedle klucza
narodowego na poszczególne republiki. Ten polityczny nacjonalizm legitymizował się za
pomocą kulturowego nacjonalizmu. Tamtejsze elity pracowały nad tym, by skonstruować, a
raczej zrekonstruować świadomość narodową opartą na idei, że każdy z tych narodów ma
swoją niezależną, autonomiczną kulturę, włączając w nią język czy folklor. Był to temat,
któremu poświęciłem się i w następnej mojej książce, której treść poszerzyłem też i o aspekty
politycznego symbolizmu i czegoś, co można by nazwać polityczną religią. Te teksty
zebrałem pózniej w książce pod tytułem Polityka symboli , która ukazała się także w Polsce.
Jaka była sytuacja Serbów w krajach byłej Jugosławii przed wybuchem wojny? Ile było
prawdy w twierdzeniach serbskich polityków, że ich rodakom dzieje się krzywda?
W mojej pracy badawczej zajmowałem się przede wszystkim dyskursem propagandowym i
on nie za bardzo związany był z rzeczywistą sytuacją występującą na tych terenach. Są to
sprawy, które ja oczywiście wiem, ale nie na tyle, by jako kompetentny badacz o tym mówić.
Pewne jest to, że podczas rozpadu Jugosławii i wzbierania nacjonalizmów, wszystkie narody,
które na danym terenie były mniejszością odczuły, wielkie ciśnienie ze strony narodów
dominujących, które patrzyły na nie jak na obce ciała. Możemy być też pewni, że ci ludzie
żyli w bardzo ciężkiej sytuacji, gdyż zagrożona była ich egzystencja na tym terenie, nie mogli
oni bowiem włączyć się do modelu społeczeństwa projektowanego przez kierowników
nowych państw. Miały się one bowiem stać etnonacjonalistycznymi wspólnotami jednego
narodu, który skupia się wokół wspólnych, jednorodnych, etnicznych i kulturowych
wartościach. Sama koncepcja nowych państw zwiększała niepewność ludzi, którzy nie byli na
tzw. swoim terytorium i którzy w ten czy w inny sposób byli przekonywani , by wrócili do
swoich domów . Konsekwencją tego, że dobrowolnie nie chcieli porzucić swoich domostw
była wojna i czystki etniczne.
Często specjaliści w dziedzinie stosunków międzynarodowych zadają sobie pytanie czy
Europa i USA mogły powstrzymać wybuch wojny lub szybciej doprowadzić do
podpisania pokoju.
Czy mogły ją powstrzymać?& Kto to teraz może wiedzieć? My, którzy żyliśmy w tych
krajach baliśmy się wojny, uważaliśmy, że do niej nie dojdzie i oczekiwaliśmy, że sami
mieszkańcy Jugosławii i odpowiedzialni ludzie do niej nie dopuszczą. Wierzyliśmy, że
organizacje międzynarodowe nie pozwolą na przelew krwi. Czy mogły zrobić coś więcej?
Pewne jest, że historia nie toczy się według jednej wcześniej nakreślonej linii, nie wierzę w
fatalizm czy przeznaczenie, zawsze są bowiem alternatywy, zawsze możemy wybrać inne
rozwiązanie. Ale czy można było, czy nie można było, to już gdybologia. Możemy tylko
żałować, że stało się to przy pomocy wojny, a nie w spokojniejszy sposób, jak miało to
miejsce w ZSRR czy Czechosłowacji. No, ale my, niestety, potwierdziliśmy stereotypy o
Bałkanach, że jest to region, po którym można spodziewać się siłowych rozwiązań i
politycznych problemów.
Czy po doświadczeniach z wojen w byłej Jugosławii, Europa i USA są lepiej
przygotowane do przeciwdziałania tego typu konfliktom?
O to trzeba by spytać przedstawicieli instytucji międzynarodowych i państw, które dbają o
przestrzeganie pokoju, czy z bałkańskich wojen wynieśli jakąś naukę na przyszłość. Czy
patrząc z perspektywy tego, co teraz wiedzą, mogli się zachować inaczej. My możemy
obserwować co Europa, jej instytucje, państwa i organizacje robią teraz. Nie mogę jednak
jednoznacznie powiedzieć, że ci politycy, którzy kierują ich polityką wykorzystują
doświadczenie z lat 90.
Jak czuł się Pan podczas bombardowania Jugosławii przez siły NATO w 1999 roku?
Czy była to jedyna możliwość, by powstrzymać politykę prowadzoną przez Miloaevicia
w Kosowie?
Ja te bombardowania przeżyłem jako logiczne następstwo jego polityki i to on ponosi
największą odpowiedzialność za to, że przez trzy miesiące siedzieliśmy pod bombami .
Oczywiście, powiedzieć, że zgadzam się na to, żeby mnie bombardowali, tego nikt nie powie
(śmiech). Zawsze jednak starałem się wszystko tłumaczyć racjonalnie i z zimną krwią. Tak
samo moi przyjaciele z Nowego Sadu, którzy rozumieli użycie siły, by przerwać sytuację w
Kosowie w 1999 roku i skończyć rządy Miloaevicia, nie mogli pojąć czemu niszczono ich
mosty i zaakceptować sytuacji, w której się znalezli. Kiedy zacznie się wojna i kiedy zacznie
się przemoc, sprawy zaczynają płynąć nowym torem. Wojna bez krwi, śmierci, konfliktu i
chaosu nie istnieje. Na szczęście jakoś udało nam się z tego wyjść. Zdarzyło się, że po tym
bombardowaniu byłem z żoną na pewnej konferencji w Grecji. Gdy już znalezliśmy się w
hotelu, w pewnym momencie przestraszył nas warkot silników samolotów z pobliskiego
lotniska i była to ostatnia rzecz, którą chcieliśmy słyszeć.
Pana książki poświęcone są regionowi, o którym istnieje wiele różnorodnych
stereotypów.
Są dwa warianty jednego, najpowszechniejszego stereotypu. W pierwszym, Bałkany są tzw.
beczką prochu, czyli regionem, po którym możemy oczekiwać przemocy, gdzie jest
wystarczająco dużo przykładów prymitywizmu i innych znaków świadczących o tym, że jest
to niewystarczająco cywilizowana ziemia, z brakami w zakresie kultury. Bułgarski historyk
Maria Todorowa, najlepiej zanalizował stereotypy o tym regionie. W swojej książce
Imagining the Balkan s wzoruje się na metodzie analizy wcześniej zastosowanej przez
Edwarda Saida w Orientalizmie . Maria Todorowa doszła do wniosku, że stereotypy
dotyczące Bałkanów nie przypominają tych o Oriencie, gdyż jest on przedstawiony jako coś
całkowicie różniącego się od zachodniej kultury. Bałkany są zaś tym samym co Europa, ale
nie dokończyły tak jak ona swojego rozwoju. Są więc niedokończonym, niedorozwiniętym
terytorium, przestrzenią, gdzie cywilizacja nie ukształtowała się do końca, gdzie kultura nie
stała się tym, czym stać się powinna. Jest to więc teren, który na pierwszy rzut oka nie różni
się od Europy, lecz występujące tu braki w kulturze, mogą w wielu sytuacjach okazać się
fatalnymi dla narodów zamieszkujących to terytorium. Bałkańskie elity przejmują ten
stereotyp, ale po to, by oskarżyć o bałkanizm swoich sąsiadów, gdyż Bałkanami w żadnym
bądz razie nie jesteśmy my. Taka percepcja przechodzi z północy na południe i tak dla
Słoweńców Bałkany zaczynają się w Chorwacji, dla Chorwatów w Serbii, a dla Serbów w
Kosowie, w Bośni czy Macedonii itd. Jednym ze sloganów HDZ (Chorwacka Partia
Demokratyczna)w czasie pierwszych wyborów było Wybierz Tudzmana, a nie Bałkany .
Moja koleżanka przywołała w swojej książce i drugi przykład obrazujący tę tendencję. Kino,
do którego chodziła w swojej młodości, kiedyś nazywało się Bałkany, a teraz zostało
przemianowane na Europę.
Jest Pan zagorzałym krytykiem polityki nacjonalistycznej, tak rozpowszechnionej w
krajach byłej Jugosławii. Czym ta myśl polityczna różni się od tej znanej na Zachodzie?
Nacjonalizm jako myśl polityczna wywodzi się z europejskiej tradycji, która w samej Europie
rożnie się manifestuje. Specjaliści lubią dzielić nacjonalizm na dwa modele: francuski
polityczny i niemiecki - etniczny, kulturowy. Można skorzystać z tego podziału, by
zanalizować funkcjonowanie nacjonalizmu w pojedynczych historycznych momentach i w
krajach. W Europie Wschodniej nacjonalizm rozwija się w łączności z ideą, że naród jest
jedną kulturową wspólnotą. W Europie Zachodniej do głosu raczej dochodzi idea, że naród
jest politycznym związkiem ludzi, którzy żyją na jednym terytorium i na pierwszym planie
nie pojawiają się kwestie religijne, etniczne czy kulturowe. Modelem pożądanym jest
francuski republikanizm. My na Bałkanach, zbudowaliśmy ideę narodu, opartą, jeśli nie w
największym stopniu na rasie czy krwi, to z największym naciskiem na kulturową wspólnotę,
często opartą o język. Jest to więc ni mniej ni więcej tylko etnonacjonalizm.
Pana najnowsza książka to zbiór esejów, stanowiących jakby kontynuację wydanej w
Polsce w 2002 roku Polityki symboli . Teraz polscy czytelnicy będą mieli możliwość
zapoznania się z Bałkanami - terrorem kultury .
Wymyśliłem taki tytuł dla mojej książki mając na względzie ten stereotyp, o którym
wcześniej rozmawialiśmy, według którego na Bałkanach jest za mało kultury. Poddałem w
wątpliwość to twierdzenie i wysnułem tezę, że to, co się dzieje na Bałkanach spowodowane
jest nadwyżką kultury. Chodzi mianowicie o nadmierne mówienie o kulturze i nadawanie jej
nowych znaczeń. Wiele rzeczy jest tłumaczonych tym, że robi się je w imię kultury,
włączając w to i wojnę. W tej książce jest jeden rozdział pod tytułem "W imię kultury" i tam
przedstawiłem jak w latach 90. pewne operacje wojenne i konflikty były tłumaczone tym, że
są prowadzone w imieniu kultury, zarówno narodowej, jak i uniwersalnej, która jest
zagrożona. Mówiono tak, by legitymizować te operacje. Żołnierze i politycy zakochani w
kulturze europejskiej zdecydowali, że wszyscy ci, którzy nie są na odpowiednim europejskim
poziomie zostaną albo wyeliminowani, albo będą zwalczani, albo zostaną nauczeni rozsądku.
Jednym z kluczowych elementów budowania lub odbudowywania swojej tożsamości
narodowej, na interesującym nas terenie, jest problem języka, który zdaje się być
jednym z głównych wyznaczników etnicznych.
Język w kluczu nacjonalistycznej ideologii jest miejscem, w którym obecny jest duch narodu.
Jak wyraził się o nim pewien poeta, jest skarbnicą, w której ukryta jest nasza tożsamość.
Język to jedna ze świętości nacjonalizmu i przypomina polityczną religię. Dlatego trzeba go
zazdrośnie strzec, a mówić o nim można tylko z bogobojnym szacunkiem. Tak samo należy
traktować tych, którzy mają dar, by w języku odnajdywać tożsamość narodu. To są kapłani
języka poeci. Tłumaczy to też, dlaczego na Bałkanach często bardzo ważne miejsce zajmuje
język, literatura i ludzie ją reprezentujący. Nie jest bynajmniej przypadkiem, że wielu spośród
nich często zajmowało polityczne stanowiska, nie rezygnując przy tym z pisarstwa. Taka
właśnie polityka, która afirmuje narodowe wartości jest w tym przypadku jakby
rozszerzeniem poezji i literatury.
Często konflikty na Bałkanach ocenia się przez pryzmat różnorodności religii. Język
religijny wszedł na stałe do tamtejszej propagandy i polityki, a duchowni
niejednokrotnie wypowiadali się w kwestiach politycznych.
Jeśli chodzi o polityzację kultury, to niewiele się zmieniło od czasów Miloaevicia. Politycy
ciągle szerzą nacjonalistyczne hasła i w ten sam sposób określają znaczenie i rolę, jaką
powinna mieć kultura. Miloaević był zdolnym politykiem, oczywiście, jeśli nie będziemy
liczyć tego jak skończył (śmiech) i na początku swojej politycznej kariery zrozumiał, że
największą popularność zdobędzie, jeśli przedstawi siebie jako obrońcę serbskiej kultury i
serbskiego pisma. Pózniej zaś przepowiadał, że jak tylko odejdzie, to nieprzyjaciele naszego
narodu nas zaatakują i odbiorą nam naszą duszę, naszą tożsamość, naszą literaturę i nasz
język. Był więc jednym z tych, którzy doskonale opanowali tego typu retorykę. Można
powiedzieć, że zdecydowana większość polityków posługiwała się podobnym językiem i
sloganami. Istnieje oczywiście część politycznej, kulturowej opinii publicznej, która nie
uczestniczyła w tym procesie, starała się go krytykować i racjonalnie prezentować inne
polityczne strategie, które tworzyłyby dla Serbii alternatywę wolną od nacjonalizmu. My,
powołując do życia belgradzki Krąg, nazwaliśmy ten program Drugą Serbią .
Bułgaria i Rumunia to nowi członkowie Unii Europejskiej. Czy to coś zmieni dla
pozostałych państw na Bałkanach, które pozostają poza tymi strukturami?
Oczywiście, że wejście tych dwóch państw zmieni sytuację na samych Bałkanach. Teraz
bowiem Serbia, Bośnia, Macedonia czy Albania stają się jednymi z niewielkiej grupy państw,
które nie są członkami UE. Nie wspomniałem o Chorwacji, gdyż jest ona oficjalnym
kandydatem na członka tej organizacji, więc można oczekiwać, że ten proces w pewnym
momencie będzie doprowadzony do końca. Nie zajmuję się tymi sprawami zawodowo, ale
wiem, że w Chorwacji dużo osób boi się, że proces integracji zostanie zahamowany, że w UE
zaczynają dominować idee, mające na celu przyłączenie do Unii wszystkich tych państw
razem. Chorwaccy politycy boją się, że ich kraj będzie musiał poczekać na te pozostałe i
wejść do Europy, o zgrozo, z Bałkanami.
Niedawno Europie przybyło nowe państwo Czarnogóra.
To jest logiczny rezultat rozpadu Jugosławii. Czarnogóra była jedną z jej republik i miała
swoją państwowość, tak jak i inni członkowie tej federacji. Ten proces, który zaczął się
odłączeniem Słowenii, zakończył się niepodległością Czarnogóry, na szczęście tym razem
skończyło się bez wybuchu wojny. Podobne procesy trwają i w Kosowie, które już de facto
odłączyło się od Serbii. Ona nie sprawuje na tym terytorium żadnej władzy. Jest to na razie
tzw. niepodległość z warunkami. W Sandżaku, część mieszkańców - muzułmanów
uważających się za Boanjaków (muzułmanie bośniaccy) chce autonomii. Jest to proces, który
ma swoją logikę i swoją dynamikę, z jednej strony jest to proces polityczny, z drugiej zaś
kontynuacja pewnej idei, związanej z marzeniami o tym optymalnym terytorium, które będzie
tylko nasze. Jest to nacjonalistyczna fantazja, mroczny obiekt pożądania, erotyczne marzenie
nacjonalizmu niemożliwe do zrealizowania, że nadejdzie dzień, kiedy każdy będzie na
swoim.
Nie można rozmawiać o Bałkanach, a już na pewno o Serbii, jeśli nie padnie choć jedno
pytanie o Kosowo i jego przyszłość. Jakie jest według Pana najlepsze rozwiązanie tego
problemu?
Ja w ogóle chciałbym, żeby istniało coś takiego, jak najlepsze rozwiązania i chciałbym takie
znać, by móc je zastosować w Kosowie. Tamtejszą sytuację znają już chyba wszyscy, pytanie
dotyczy tego, jaki status dostanie to terytorium. Martti Ahtissari proponuje by ten region
dostał tzw. nadzorowaną niezależność, a mieszkańcy Kosowa chcą mieć całkowitą
niezależność. Ja myślę, że ta nadzorowana niepodległość samemu pojęciu niepodległości
zabiera jego podstawowe znacznie, gdyż niepodległość, która jest nadzorowana, ciężko
nazwać niepodległością. Oczywiste jest to, że organizacje międzynarodowe nie będą mogły
dać kosowskim Albańczykom pełnej suwerenności. Są bowiem najprawdopodobniej zdania,
że w tym regionie nie ma instrumentów, które będą zdolne zrealizować tę suwerenność.
Kosowo jest więc skazane na to, by być jednym z terytoriów pod międzynarodowym
nadzorem, takim, jak na przykład jest Bośnia, w której ostatnie zdanie w najważniejszych
kwestiach należy do przedstawiciela organizacji międzynarodowych. Jak widać na
przykładzie tego kraju, taki proces może trwać długo. Możliwe, że dopiero po przyłączeniu
całego tego terenu do UE stosunki pomiędzy tymi krajami i narodami mają szansę się
zmienić. Może wtedy pojawią się nowe rozwiązania, gdyż teraz naprawdę dobrego
rozwiązania nie widać.
A co proponowałby Pan serbskim władzom?
Myślę, że integracja z Europą to najlepszy z możliwych kierunków, który może wybrać
Serbia. Pytaniem jest jednak, czy większość obywateli też tego chce. Władza Serbii i
większość partii popiera integrację, ale słychać także i obawy, że wejście do Europy byłoby
dla tego kraju fatalnym rozwiązaniem, że więcej byśmy stracili niż zyskali, że utracimy swoją
tożsamość i zalety sytuacji, w której jako państwo izolowane i trzymające się na uboczu
możemy stać się nową Szwajcarią czy Norwegią. To zaś daje nam szansę na pozyskanie
partnerów wśród mocarstw spoza UE i że nie musimy się tak oglądać na Europę, są przecież
jeszcze Rosja czy Chiny. Są to alternatywne strategie, według których Serbia, jako jeden z
nielicznych europejskich krajów, mógłaby stać się państwem samowystarczalny. Jeden ze
sloganów, który najlepiej wyraża to spojrzenie przypisuje się pewnemu publicyście, który
powiedział: Serbia do Europy Tak! Ale, Europa w Serbii nie daj Boże! Moi koledzy
antropolodzy uważają to za logiczną konsekwencję zbliżania się do Europy. Wzmagają się
wtedy głosy populistycznych przeciwników integracji. Niedawno rozmawiałem z pewnymi
Polakami i powiedziałem im, że sytuacja ta przypomina mi branie ślubu przy jednoczesnej
chęci zachowania dziewictwa (śmiech).
Ivan olović urodził się w 1938 roku w Belgradzie, studiował literaturę i romanistykę, był
przeciwnikiem Miloaevicia i prowadzonych przez niego wojen, założycielem Stowarzyszenia
Niezależnych Intelektualistów Belgradzki Krąg (1992) i wiceprzewodniczącym niezależnego
Forum Pisarzy. Laureat Nagrody im. Herdera przyznawanej wybitnych humanistom z Europy
Środkowej, obecnie jest pracownikiem Instytutu Etnologii Serbskiej Akademii Nauk i
prowadzi Wydawnictwo XX wieku.
Rozmawiał Petar Petrović.
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
oświadczenie przedstawicieli świata polityki, kultury, mediów, popierające Lecha Wałęsę12 Zagraniczna polityka kulturalna PolskiPolityka kulturalna Pudelsi9 Polityka kulturalna UE192 Rozporz dzenie Ministra Polityki Spo?znej w sprawie rodzinnego wywiadu rodowiskowegowygrac kulture wywiad z robertem tekielim lampaKultura politycznaśmierć w kontekstach kulturowych, społecznych i politycznychCODN Cendrowski Wywiadowka z promocji zdrowia i kultury fizycznejCO TO JEST KULTURA POLITYCZNA1243415410 kultura politycznaPlanowanie przestrzenne a politykawięcej podobnych podstron