P Szubarczyk Pojednanie czy pomieszanie


Piotr Szubarczyk: "Pojednanie" czy "pomieszanie"?
Piątek, 19 Luty 2010 01:04
W Polsce jest wiele pomników i tablic upamiętniających Niemców - "niewinne ofiary wojny".
Wyróżniają się na tle polskich - zgrzebnych, zaniedbanych, w większości jeszcze
peerelowskich, często o wątpliwej treści wynikającej nie tyle z potrzeby upamiętnienia wojennej
historii Narodu Polskiego, ile z niegdysiejszych "zadań pracy propagandowej" komunistów
Niemieckie upamiętnienia znajdują się nie tylko na Opolszczyznie, gdzie budzą szczególne
wątpliwości z powodu stosowania niemieckiej symboliki militarnej. We Fromborku, na zieleńcu
między wzgórzem katedralnym a Zalewem Wiślanym, stoi głaz z tablicą pamiątkową
poświęconą Niemcom, którzy w panicznej ucieczce przed nadciągającymi wojskami sowieckimi
gotowi byli raczej utopić się w morzu niż dostać się w ręce bolszewików. Całe rodziny
niemieckie ginęły zatem w styczniu i w lutym 1945 r. w lodowatych wodach Zalewu Wiślanego,
pędząc na zachód jak na złamanie karku po tafli lodowej. Mimo 20 stopni mrozu nie
wytrzymywała ona sowieckich bombardowań i morze pochłaniało niemieckich uciekinierów,
razem z ich końmi, furmankami i tobołkami. Sowieci mścili się za zdradę, niedotrzymanie przez
niewdzięcznego sojusznika ustaleń paktu Ribbentrop - Mołotow, za atak na ich państwo, za
traktowanie sowieckich jeńców jak bydło, za okrutne pacyfikacje rosyjskich wsi pomagających
sowieckim partyzantom. Powodów nie brakowało, a litości nie było, bo każdy coś w tej wojnie
widział i wycierpiał.
Wydawałoby się, że te sprawy powinniśmy pozostawić po latach do wyjaśnienia samym
Niemcom i Rosjanom, ale nie - "szlachetni" Polacy nie dali się wyprzedzić i postawili we
Fromborku pomnik z napisem: "450.000 mieszkańców Prus Wschodnich przeżyło exodus
przez Zalew i Mierzeję, pędzeni przez okrutną wojnę.
Wielu utonęło, inni zginęli w lodzie i śniegu. Ich ofiary wzywają nas do porozumienia i pokoju".
Okazuje się, że to nie Sowieci gnali Niemców po Zalewie, ale "okrutna wojna". Verstanden?
Sowieci nie, bo Niemcy w ogóle bardzo nie lubią wytykania Rosji - prawnej następczyni
Związku Sowieckiego - czegokolwiek z przeszłości, nawet zagłodzenia na śmierć w niewoli
ponad 95 tysięcy żołnierzy Friedriecha von Paulusa. Do tego stopnia nie lubią burzyć spokoju
Rosji, że współpracownicy Eriki Steinbach podali swego czasu, że 8,5 mln Niemców zostało
wyrzuconych z własnych domów - pod koniec wojny i po wojnie - przez... Polaków! Bo z
"Polaken" rzecz się ma inaczej niż "z naszymi rosyjskimi przyjaciółmi". Tu można walić, ile
wlezie. Więc walą.
Scenariusz niemieckich ewakuacji na zachód był pod koniec wojny zawsze taki sam: władze
niemieckie ogłaszały kolejne miasta "festungami" (twierdzami), żołnierze sowieccy "zachęcani"
do odwagi przez szklankę wódki i enkawudzistów z automatami strzelającymi im w razie
potrzeby w plecy przewalali się gęstą masą trupów przez te "festungi". Decyzje o ewakuacji
władze niemieckie podejmowały zawsze za pózno, wywołując totalny bałagan, blokadę dróg
ucieczki i tragedię tysięcy niemieckich rodzin. Na spokojniejsze, wcześniejsze wyjazdy nie
wyrażano zgody, by "nie siać paniki". Z kolei, gdy padał spózniony już rozkaz o ewakuacji, nie
można go było nie posłuchać. W Grabowie na Pomorzu Gdańskim esesmani spalili żywcem w
1 / 4
Piotr Szubarczyk: "Pojednanie" czy "pomieszanie"?
Piątek, 19 Luty 2010 01:04
betonowej piwnicy kilka polskich rodzin (ponad 20 kobiet i dzieci), które nie usłuchały polecenia
o ewakuacji.
"Spotkanie Polaków i Niemców pod pomnikiem we Fromborku było krokiem na drodze
porozumienia między obydwoma narodami" - napisano we fromborskiej gazecie lokalnej. A ja
zawsze myślałem, że porozumienie między narodami polskim i niemieckim buduje się poprzez
wielokrotne, wspólne potępienie zbrodniczego systemu, który naród niemiecki, niestety, poparł
w latach 30., a który potem doprowadził Polskę i same Niemcy na krawędz zagłady.
"Tragedie morskie"
Na hasło "tragedie morskie" nasza wiedza i wyobraznia przywołują od razu obraz "Titanica",
brytyjskiego transatlantyckiego parowca pasażerskiego, zbudowanego w roku 1912 jako
"najbezpieczniejszy statek świata", który zatonął w pierwszym rejsie, po zderzeniu z górą
lodową na północnym Atlantyku. Morze pochłonęło wówczas 1503 pasażerów - ofiar
największej morskiej katastrofy w historii.
Tak sądziliśmy do niedawna. Teraz okazuje się, że do kategorii "tragedii" czy "katastrof"
morskich trzeba także włączyć niemieckie okręty wojenne, zatopione przez sowieckie torpedy,
razem ze sprzętem wojennym oraz kilkoma tysiącami niemieckich żołnierzy, oficerów, załóg
niemieckich łodzi podwodnych i funkcjonariuszy NSDAP z rodzinami. Będziemy ich czcić i
opłakiwać jako "ofiary tragedii morskiej".
"Wilhelm Gustloff", "Goya" i "Steuben"
W ostatnich miesiącach wojny doszło na Bałtyku do kilku spektakularnych ataków sowieckich
samolotów i łodzi podwodnych na niemieckie okręty wojenne, które zostały zatopione przy
użyciu torped. Po latach zatopienie tych jednostek Kriegsmarine - uzbrojonych i przewożących
żołnierzy oraz załogi niemieckich okrętów podwodnych - "sprzedaje się" naiwnym, w ramach
"niemieckiej polityki historycznej" jako "największe katastrofy morskie w dziejach" i porównuje
się je z tragedią "Titanica"! W Polsce ta naiwność osiągnęła właśnie swoje apogeum. Po
latach "rozmiękczania" Polaków (m.in. liczne publikacje w trójmiejskiej mutacji "Gazety
Wyborczej" oraz "wirtualny pomnik tragedii 'Wilhelma Gustloffa'") doszło do wmurowania w
Gdyni tablicy pamiątkowej z napisami polskimi i niemieckimi: "Ku pamięci ofiar zatopionych
statków 'Wilhelm Gustloff', 'Steuben' i 'Goya'" - niemieckich statków wojennych.
MS "Wilhelm Gustloff" był przed wojną statkiem quasi-pasażerskim do zadań specjalnych. To
flagowy okręt hitlerowskiej organizacji Kraft durch Freude (Siła przez radość) zbudowanej
przez jednego z najbliższych ludzi Hitlera - Roberta Leya. Okrętowi nadano imię na cześć
nazistowskiej kreatury, zastrzelonej przez zdesperowanego żydowskiego studenta w roku 1936
w Szwajcarii. Po wybuchu wojny "Wilhelm Gustloff" służył jako "pływające koszary" dla załóg
zbrodniczych u-bootów atakujących na morzu zarówno jednostki wojskowe, jak i cywilne.
30 stycznia 1945 r. "Wilhelm Gustloff" wypłynął z portu w Gdyni z ponad tysiącem niemieckich
żołnierzy i z nieustaloną (ze względu na panujący chaos) liczbą przerażonych uciekinierów,
którym władze niemieckie wcześniej uniemożliwiły ewakuację. Było tam wiele niemieckich
kobiet i dzieci, liczonych w tysiącach... Gdyby Niemcy mieli choć trochę wyobrazni i litości dla
swoich uciekinierów, to zdemontowaliby działa na pokładzie, zdjęliby siatki maskujące i
wymalowali znak Czerwonego Krzyża. Tymczasem statek płynął jako okręt wojenny. 30
stycznia napotkał na swojej drodze na wysokości Aeby sowiecką łódz podwodną S-13, której
kapitan bez wahania wystrzelił torpedy. Niemiecki transportowiec zatonął, a przybyłe na
miejsce inne niemieckie okręty uratowały zaledwie 838 osób (niekiedy podaje się, że 1100),
2 / 4
Piotr Szubarczyk: "Pojednanie" czy "pomieszanie"?
Piątek, 19 Luty 2010 01:04
czyli około 10 proc. wszystkich pasażerów.
Dowódcą sowieckiej łodzi był kpt. Aleksandr Marinesko, o którym Niemcy piszą teraz, że "już
uprzednio okrył się niesławą i gwałtownie musiał się wykazać skutecznością i oddaniem, po
serii pijackich, ocierających się o dezercję wybryków". Skąd oni to wiedzą?! Otóż, przede
wszystkim wiedzą, że nie można oskarżać en bloc Sowietów o zbrodnię na "Wilhelmie
Gustloffie", bo nie ma sensu niweczyć doskonałych obecnie relacji niemiecko-rosyjskich jakimiś
trupami z przeszłości. Niemcy doskonale wiedzą, że Rosjanie nie tolerują jakichkolwiek uwag
pod adresem Związku Sowieckiego i jego "bohaterskiej armii" w czasie ostatniej wojny. Wiedzą
też, że warto wykorzystać takie wydarzenia, jak zatopienie "Wilhelma Gustloffa" do forsowania
tezy, że II wojna światowa była dla narodu niemieckiego taką samą tragedią jak dla narodów,
które Niemcy zaatakowali, a może nawet większą, więc trzeba Niemcom - bitym i wypędzanym
- współczuć. Kapitan Marinesko, pijak i "prawie dezerter", to bardzo wygodne obejście
ewentualnych pretensji Rosjan, jak powszechnie bowiem wiadomo, inni oficerowie sowieccy
nie pili...
Niewątpliwa tragedia kobiet i dzieci na "Wilhelmie Gustloffie" obciąża też niemieckiego, a nie
tylko sowieckiego dowódcę.
MS "Steuben" służył od 1945 r. w Kriegsmarine, przeznaczony był do ewakuacji Niemców z
Prus Wschodnich. 9 lutego 1945 r. wypłynął z Pilawy, kierując się do portu w Kilonii. Miał na
pokładzie około 4300 osób, z tego połowę stanowił Wehrmacht. Następnego dnia po wyjściu z
portu trafiły go sowieckie torpedy z M-13. Marinesko jeszcze nie wiedział, że właśnie zasłużył
sobie na tytuł Bohatera Związku Sowieckiego - choć przyznano mu go dopiero pośmiertnie.
"Steuben" poszedł na dno, Niemcom udało się uratować tylko około 600 ludzi.
MS "Goya" był także okrętem Kriegsmarine. 16 kwietnia 1945 r. opuścił Hel i obrał kurs na
Kopenhagę. Tak samo jak "Wilhelm Gustloff" i "Steuben" oznakowany był jak normalny okręt
wojenny. Został najpierw zaatakowany przez sowieckie bombowce, a potem przez dwie
torpedy z sowieckiej łodzi podwodnej L-3. Uratowano 165 osób. Utonęło około 6 tysięcy
pasażerów, wojskowych i uchodzców niemieckich.
Zabijać do końca
W ostatnich latach Niemcy opłakują "niepotrzebne ofiary" alianckich bombardowań Drezna czy
wymienionych trzech statków. Sugerują, że to była czysta zemsta, że to nie miało już wpływu
na losy wojny. Wtórują im liczni polscy pożyteczni idioci, którzy nie wiedzą lub nie chcą
wiedzieć, że w tej wojnie Niemcy zabijali do samego końca, a dywanowe naloty alianckie czy
ataki na transportowce wojskowe nie były "zbrodniami na ludności cywilnej", lecz sposobem na
ostateczne złamanie wroga i zaoszczędzenie krwi własnych żołnierzy. Wszyscy ci, którzy
opłakują tak rzewnie, ze względów "humanitarnych" i "ogólnoludzkich", pasażerów "Wilhelma
Gustloffa", niech zostawią trochę łez i współczucia na przykład dla 6500 więzniów niemieckich
obozów koncentracyjnych, umieszczonych na pokładzie niemieckiego liniowca SS "Cap
Arcona" w porcie Neustadt, wystawionego celowo pod hitlerowską banderą, a nie pod białą
flagą, by został on zbombardowany przez brytyjskie rakiety. Brytyjczycy zaatakowali okręt,
sądząc, że bierze on dalej udział w wojnie. Zginęło ponad 5 tysięcy więzniów. Do tych, którzy
resztkami sił starali się dopłynąć do brzegu, Niemcy (także cywile) strzelali jak do kaczek,
zabijając ponad 500 osób. Pozostałych uratowali brytyjscy żołnierze, zaalarmowani strzałami.
To był 3 maja 1945 roku! Za kilka dni kończyła się wojna...
Ganz egal...
3 / 4
Piotr Szubarczyk: "Pojednanie" czy "pomieszanie"?
Piątek, 19 Luty 2010 01:04
Mijają lata, wojna wydaje się odleglejsza. Jej polskie ofiary coraz bardziej irytują "obywateli
świata", których liczba u nas ostatnio wzrasta. Wzmaga się fascynacja niemczyzną i głupia,
bezmyślna wiara w to, że jeśli będziemy Niemcom dogadzać i przytakiwać, to w końcu
zostaniemy ich przyjaciółmi. Nic podobnego. Niemcy pogardzają tymi, którzy nie szanują
samych siebie. Pogardzają ludzmi słabymi. Jeśli zaś chodzi o arogancję, to raczej nie mają
żadnych zahamowań. W ostatnich latach bardzo konsekwentnie prowadzą swoją "politykę
historyczną". W ogólnych zarysach jest ona bardzo prosta: w czasie II wojny światowej
najwięcej ucierpieli Żydzi zabijani przez nazistów (nie Niemców, lecz nazistów) oraz ich
pomocników z różnych krajów, m.in. Polaków. Niemcy są takimi samymi ofiarami wojny, jak
inne narody, ponieważ zostali oszukani przez nazistów... Pamiątkowa tablica ofiar niemieckich
statków wojennych w polskim mieście Gdyni ufundowana przez "mniejszość niemiecką w
Gdyni" (!) jest ważnym krokiem w realizacji tej, jakże prostej, polityki.
Co dalej? Propozycję następnej tablicy złożył na portalu internetowym prezentującym
"wirtualny pomnik ofiar 'Wilhelma Gustloffa'" jeden z poirytowanych polskich internautów:
"Pamięci załogi okrętu Kriegsmarine 'Wilhelm Gustloff' i ewakuowanych na jego pokładzie
tysięcy niemieckich marynarzy i żołnierzy, których nie zabiły wcześniej bezlitosne alianckie
torpedy i bomby; uciekających hitlerowskiej administracji, działaczy NSDAP, członków
Selbstschutzu, funkcjonariuszy Policji, Gestapo oraz ich rodzin, zatopionych w lodowatych
wodach Bałtyku - współczujący Idioten aus Polen"...
Piotr Szubarczyk: "Pojednanie" czy "pomieszanie"?
Za: http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20100213&typ=my&id=my71.txt
4 / 4


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
DeNosky Kathie Zaskakujące dziedzictwo 02 Zemsta czy pojednanie
Czy istnieją podziemne światy
Heller Czy fizyka jest nauką humanistyczną
Rzym 5 w 12,14 CZY WIERZYSZ EWOLUCJI
Chlopiec czy dziewczynka
SZKLANE CZY WĘGLOWE WŁÓKNA W KOMPOZYTACH POLIMEROWYCH
Goralu czy ci nie zal txt
03 poeta czy malarzidB67
RELIGIA W CZASIE CZY POZA N
Czy obraz narodu i społeczeństwa polskiego w twórczości ~A19
Wspólny projekt czy wspólne
ustalenie czy jest wypadek
Chcesz czy nie Stachursky

więcej podobnych podstron