próba interpretacji


"Proces"
próba interpretacji

W utworze Franza Kafki została przedstawiona koncepcja: "Jedermana" -szarego
człowieka, człowieka, którym mógłby być każdy. Traktuje on o znaczeniu
jednostki w ogromie ludzi, jego znaczeniu w historii. Utwór ten skłania do
przemyśleń. Historia bohatera "Procesu" to tragiczny obraz bezsensownej walki
samotnego, zwykłego człowieka z machiną biurokracji. Tutaj można zauważyć
problem, który jest problemem uniwersalnym. Utwór przekazuje w prosty choć nie
bezpośredni sposób fakt, że często, nawet bardzo często, ludzka cywilizacja,
kultura, system rządów stworzony przez człowieka nie spełniają funkcji do
jakich zostały powołane. Nie służą one człowiekowi, a wręcz "pożerają" go.
Zamiast być pomocą, stają się "kulą u nogi". Choć wszystko co człowiek tworzy
ma być mu pomocne, to jednak w jakiś straszliwy, niemal karykaturalny sposób
przepoczwarza się to w twór, który występuje przeciw niemu, by w końcu go
zniszczyć. Postać Józefa K., symbolizuje człowieka nieprzystosowanego i
zagubionego we współczesnym świecie, pozbawionego własnej indywidualności i
osobowości. Ukazuje się nam jako trybik w wielkiej, zbiurokratyzowanej
maszynie. Jego życie nie posiada, żadnych wyższych celów i ambicji. Każdy dzień
jest szary, pozbawiony przyjemności. Brak w nim dążeń i marzeń, nie tylko tych
wielkich, lecz nawet tych małych, które często stają się motorem życia
człowieka.
Zaproponowana interpretacja sądu jako Boga, którego wyroki są ostateczne,
surowe, często nie zrozumiałe nie trafia do mnie. Uważam, że jakkolwiek
interpretowana osoba Boga nie może być porównana do tak przecież przyziemnej
kwestii jak ustanowienie praw. Prawa Boskie są uniwersalne, ponadczasowe,
surowe a jednak sprawiedliwe. Nawet Bóg ukazany w Starym Testamencie, który
wystawia Hioba czy Abrahama na próbę nie robi tego dla jakiegoś swojego
widzimisie. Jest surowym ojcem, dlatego wymaga od swoich dzieci całkowitego
posłuszeństwa i zaufania. Jego wyroki nie są bezsensowne. Ich celem jest
udowodnienie oddania i poświęcenia jego dzieci. Są nieodgadnione, zgodzę się z
tym. Przecież nie jesteśmy wstanie pojąć Jego wszechmocy i potęgi. Dlatego nie
możemy oceniać tych prób w kategoriach dobra i zła, sensowności czy absurdu.
Nie jesteśmy w stanie sądzić Boga! W Księdze Hioba, naszą niemoc wobec wyroków
boskich, ukazuje fragment: "(...) zwracam się z płaczem do Boga, by rozsądził
spór człowieka z Bogiem, jakby człowieka z człowiekiem". Kimże jesteśmy wobec
jego potęgi? Kto nam dał prawo do wypowiadana sądów o Stwórcy? Poza tym
przypowieści te, zarówno ta o Abrahamie jak przypowieść o Hiobie, mają za
zadanie ukazanie ludziom sprawiedliwości boskiej. Bóg nie karze niewinnych,
przebacza grzesznikom, a wiernych i oddanych nagradza.
Moim zdaniem o wiele lepszą interpretacją jest przyrównanie sądu do ustroju
totalitarnego. Ustroju, w którym sprawuje on rolę wszechmocnego,
wszechwiedzącego, wszechobecnego władcy. Nie liczącego się z ludzkim życiem,
nie posiadającego zasad moralnych. Kierującego się w swoim postępowaniu, nikomu
nieznaną strategią. Bez konkretnego celu ani zamiaru. Pomimo, że za życia
autora nie istniało jeszcze pojęcie ustroju totalitarnego, świat Józefa K. jest
bardzo podobny do świata znanego nam z lekcji historii. Autor odczuł tylko
namiastkę tego systemu. Zetknął się z ogromnie zbiurokratyzowanym ustrojem
Austro-Węgier na przełomie XIX i XX wieku, w którym prawa dotyczyły prawie
wszystkich dziedzin życia. Nakładane odgórnie ograniczenia, zakazy i nakazy w
znacznym stopniu ograniczały wolność osobistą obywateli. Pierwsze skojarzenie,
które się mi nasunęło podczas czytania tej lektury, to podobieństwo do porządku
zaprowadzonego w Związku Radzieckim czy to za czasów Józefa Stalina, czy też w
czasach bardziej nam współczesnych. Również faszyzm stworzył w okresie swojego
największego rozkwitu wiele ustrojów totalitarnych, częstokroć bardziej
okrutnych od ustroju prezentowanego przez komunizm. Zastanówmy się nad sytuacją
ówczesnego zwykłego, szarego człowieka. W swoim życiu często napotyka na
problemy jakże podobne do przedstawionych w "Procesie". Na co dzień można było
na własnej skórze przekonać się o wszechmocy organów sprawiedliwości. Ludzie
przepełnieni niepewnością, obawami i lękiem nie wiedzieli komu można było
zaufać, a kto mógł donieść na nich władzom. Kafka nie podaje nam powodu
aresztowania Józefa K. Nie podaje nawet detali dotyczących prawnej strony
przebiegu procesu. Są one nie istotne. To samo stanowiło w tamtych czasach
codzienność i choć nie wiemy wielu faktów, które niestety zostały skutecznie
zatuszowane przez ówczesne władze, możemy z łatwością się domyśleć, iż
podobnych sytuacji jak z Józefem K. było wiele. Wystarczyło minimalne
podejrzenie o posiadanie choć trochę odmiennych poglądów politycznych, a nie
było już nadziei na pozytywne zakończenie "sprawy". Józef K. już po rozpoczęciu
swojego procesu wielokrotnie podejrzewa swoich współpracowników, głównie
wicedyrektora w banku, o przeglądanie jego akt i spraw finansowych, którymi się
zajmował. Wielekroć powtarza, że ma wrażenie, iż akta znikają, są
przeszukiwane, w poszukiwaniu... tylko czego? Dowodów winy? Jako, że nie wiemy
o co został oskarżony, ani realiów społeczno-politycznych, w których żyje,
możemy tylko snuć domysły co do kierunku tych poszukiwań. Przypomina mi to
sytuację, w której człowiek osaczony przez otoczenie, zdradzony przez
wszystkich, nie posiadający żadnego oparcia, wystawiany jest na próbę. Wszyscy
tylko oczekują na jego potknięcie, na błąd, który zaważy o jego dalszych
losach. Józef K. nie jest ukazany jako człowiek zły. Jego sylwetka nie została
nawet przedstawiona jako osoby o charakterze buntownika. Dąży on raczej do
ugody. Nie stara się zmienić i dopasować otaczającego go świata do siebie
samego, lecz podporządkowuje się z góry narzuconym normom. Na początku nie
wierzy w to, iż został aresztowany. Traktuje cały ten proceder raczej jako
dowcip zgotowany mu przez kolegów z pracy. Ma nadzieję, że jeśli tylko
zignoruje zaistniałą sytuację, to wszystko z czasem wróci do normy. Jednak
dzieje się odwrotnie. Wkrótce uświadamia sobie, że wszystko to jest realne.
Stara się dopasować, nie pogarszając w ten sposób swoich, dotychczas dobrych,
warunków. Nie walczy z systemem. Najbardziej smutny wydaje się tu fatalizm jego
losów. Wyrok tak w zasadzie zapadł już przed rozpoczęciem procesu. Bohater nie
jest wstanie wyrwać się ze śmiertelnego uścisku sądu. Jest on obecny wszędzie.
W domu, pracy, wszędzie dokądkolwiek się uda, nawet w kościele. Sąd i urzędy
jak pajęczyna osaczają Józefa K. Gdy uświadamia swoją bezsilność wobec
"sprawiedliwości" poddaje się ostatecznie losowi. Najlepiej jest to widoczne na
ostatnich kartach powieści, kiedy to Józef K., jak przysłowiowy baranek,
prowadzony jest na rzeź. Nawet wtedy nie opiera się. Cała ta scena przesączona
jest ponurymi, budzącymi grozę fragmentami. Panowie, którzy przyszli do jego
mieszkania, "(...)w żakietach, tłuści i bladzi, w mocno nasadzonych na głowę
cylindrach" nie wypowiadają nawet, osławionego skądinąd, zdania "Pan pójdzie z
nami". Józef K. wie w jakim celu przyszli. "Mimo że wizyta nie była
zapowiedziana, siedział również czarno ubrany... w pozycji, w jakiej czeka się
na gości". Nie stawia oporu, gdy wyprowadzają go za miasto, gdy wchodzą do
kamieniołomu, nawet wtedy, gdy "na gardle jego spoczęły ręce jednego z
panów...", pozwala aby "(...) drugi tymczasem wepchnął nóż w serce i dwa razy w
nim obrócił". Jego wina nigdy nie została udowodniona. Nawet nigdy nie
przedstawiono zarzutów i aktu oskarżenia. Jedyną winą Józefa K., wyzutego ze
swojej indywidualności, bo nawet pozbawionego nazwiska była jego egzystencja i
godność, której go na końcu, stopniowo się pozbawia. Ten absurdalny świat może
się wydać groźny dla normalnego człowieka, posługującego się w swoim pojmowaniu
świata zasadami logiki. A jednak czy nie przypomina nam świata wykreowanego
przez systemy totalitarne, których tak wiele pojawiło się w ciągu dwudziestego
wieku? W swoim absurdzie traktuje jednak o zniewoleniu człowieka. Czy mało nam
na to przykładów zaczerpniętych z życia, z realnego świata?
Wydaje mi się, że reakcją jaką powinien wywołać ten utwór, jest reakcja
współczucia, może także strachu. Przypomina on ten najważniejszy i niestety
zapominany fakt, że najważniejszą wartością jest właśnie człowiek, to on
otrzymał Ziemię w posiadanie i to ona ma mu służyć, nie on jej. Należy
pamiętać, że twórca zawsze jest ważniejszy od tworu. Człowiek nie powinien być
ograniczony przez to co sam stworzył.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
proces próba interpretacji
Próba interpretacji wiersza Marii Jasnorzewskiej Pawlik~6FA
Różne interpretacje tytułu powieści Granica
Lubelska Próba Przed Maturą Marzec 2015 GR B Poziom Rozszerzony
komunikacja interpersonalna
Interpretacja słów Hiuzungi
Skala makiawelizmu normy, interpretacja
Aristotle On Interpretation
Kompleksowa interpretacja pomiarów magnetycznych i elektrooporowych nad intruzjami diabazów w Miękin
Analiza i interpretacja badań laboratoryjnych

więcej podobnych podstron