16 (19)



















Anne McCaffrey    
  Jeźdźcy Smoków

   
. 16 .    










Naprzód, obrót
Krew i łzy
Leć w pomiędzy
Hufcu pstry
W górę wzleć
I spadaj w dół
Jeźdźcom smoków tylko trzeba
By przed Nićmi bronić nieba
   F'lar zbiegał przejściem ku skalnemu
występowi. Teraz dopiero zbierać będą korzyści płynące z nudnych, długich lotów
patrolowych ponad wszystkimi posiadłościami i pustkowiami Pernu. Przed oczyma
widział już dokładnie Nerat. Potrafił dostrzec kwiaty pnączy, które były bodaj
najbardziej charakterystyczną cechą lasów tropikalnych o t porze roku. Ich
kwiaty koloru kości słoniowej jarzyły się w pierwszych promieniach słońca jak
smocze oczy.
   Podniecony Mnementh unosił się niespokojnie ponad skalnym
występem. F'lar wskoczył na jego kark.
   Weyr roił się już od różnokolorowych skrzydeł, rozbrzmiewał
okrzykami i komendami. Atmosfera była wprawdzie napięta, jednak F'lar nie
wyczuwał paniki w tym uporządkowanym rozgardiaszu. Jeźdźcy wylatywali na swych
smokach z otworów w ścianach krateru. Kobiety pędziły na złamanie karku z jednej
jaskini niższej do drugiej. Dzieci, które bawiły się nad jeziorem wysłano, aby
nazbierały drewna na ognisko. Pary weyrzątek, pod dowództwem starego C'gana,
ustawiły się w szeregu przed swoimi barakami. F'lar spojrzał z dumą w górę ku
szczytowi, gdzie unosiły się zwarte formacje poszczególnych skrzydeł. W jednym z
nich rozpoznał brunatnego Cantha wraz z F'norem na grzbiecie. Wkrótce całe
skrzydło zniknęło w pomiędzy.
   Polecił Mnementhowi, aby nabrał wysokości. Wiatr był zimny
i nieco wilgotny. Czyżby późny śnieg? Jeśli miałby w ogóle spaść, to najlepiej
właśnie teraz.
   Po jego lewej stronie unosiły się w powietrzu skrzydła
R'gula i T'bora, a po prawej T'suma i D'nola. Zauważył, że wszystkie smoki są
mocno objuczone workami. Przekazał Mnementhowi obraz lasu tropikalnego w Nerat,
na chwilę przed świtem, z jarzącymi się kwiatami pnączy, falami morza
uderzającymi o skały Wysokiej Rafy...
   Poczuł palące zimno pomiędzy i naraz ogarnęły go
wątpliwości. Czy pragnąc uprzedzić Nici w Nerat nie postąpił przypadkiem
nieroztropnie? Równie dobrze mógł wysłać ich wszystkich na śmierć pomiędzy
czasami?
   Nagle wszyscy znaleźli się w półmroku zwiastującym
nadejście dnia. Z lasu unosił się świeży zapach południowych owoców. Poczuli
także ciepło, i to było przerażające. F'lar uniósł na moment wzrok ku północy.
Złowrogo pulsująca Czerwona Gwiazda opromieniała świt.
   Jeźdźcy wreszcie uświadomili sobie, co się stało. Zaczęli
pokrzykiwać ku sobie ze zdziwieniem. Mnementh poinformował F'lara, że smoki są
lekko zaskoczone podnieceniem swych jeźdźców.
   - Posłuchajcie mnie, jeźdźcy smoków - zawołał ochryple, aż
z wysiłku wyszły mu żyły na czole. Chciał, aby wszyscy go usłyszeli. Poczekał
chwilę, aż ludzie zgromadzą się wokół niego tak blisko, jak to tylko możliwe.
Powiedział Mnementhowi, aby przekazywał jego słowa wszystkim smokom. Następnie
wyjaśnił wszystkim jeźdźcom, czego dokonali i w jaki sposób. Jeźdźcy milczeli,
ale ponad poruszającymi się skrzydłami wymieniali nerwowe spojrzenia.
   Zwięźle wydał rozkaz, by utworzyli w powietrzu
trójwymiarową szachownicę z zachowaniem odległości pięciu skrzydeł smoka zarówno
w pionie, jaki w poziomie.
   Na horyzoncie tymczasem pokazało się słońce.
   Nici, niczym gęstniejąca mgiełka, opadały ukośnie od strony
morza - ciche, piękne, niosące śmierć. Szebrnoszare, wędrujące przez przestrzeń
kosmiczną zarodniki, podczas przechodzenia przez gorącą atmosferę Pernu
przemieniały się z twardych zamarzniętych kulek w grube włókna. Wyrzucane ze
swej jałowej planety w kierunku Pernu, opadały morderczym deszczem, który
poszukiwał zachłannie niezbędnej mu do rozwoju organicznej materii. Jedna
zaledwie Nić, która upadła na żyzną glebę, potrafiła zmienić duży obszar w
bezużyteczny czarny pył. Nici zakopywały się bowiem głęboko pod powierzchnię, a
następnie błyskawicznie rozmnażały się w ciepłej glebie.
   Południowy kontynent Pernu był już wyjałowiony do cna.
Prawdziwymi pasożytami Pernu były Nici, a nie jeźdźcy. Stłumiony ryk wydobył się
z gardeł osiemdziesięciu ludzi i smoków. Przeszył poranne powietrze ponad
zielonymi wzgórzami Nerat - tak, jakby Nici miały usłyszeć to wyzwanie, zadumał
się F'lar.
   Wszystkie smoki zwróciły swe trójkątne głowy ku jeźdźcom,
żądając smoczego kamienia. Potężne szczęki z chrzęstem miażdżyły pierwsze
kawałki. Smoki szybko je połykały i domagały się wciąż większych jego ilości.
Kwasy żołądkowe bestii rozkładały kamień, wytwarzając trującą fosfinę. Miotany
przez smoki gaz zamieniał się w powietrzu w strumień ognia, który spalał Nici
jeszcze w powietrzu lub niszczył te, które spadły na ziemię.
   Instynkt smoków sprawił, że były już gotowe zanim pierwsze
Nici zaczęły opadać ponad brzegami Neratu.
   Podziw F'lara dla jego spiżowego towarzysza rósł w miarę
walki. Młócąc powietrze potężnymi uderzeniami, Mnementh wzbił się na spotkanie
pędzącego w dół zagrożenia. Duszące, unoszone wiatrem wyziewy uderzyły F'lara
prosto w twarz.
   Władca Weyr wpadł zatem na pomysł, aby przykucnąć nisko po
osłoniętej stronie spiżowego karku. Smok zaskowyczał nagle, gdy Nić uderzyła go
znienacka w czubek skrzydła. Błyskawicznie wskoczyli w zimne pomiędzy. Zmrożona
Nić odpadła. W mgnieniu oka byli z powrotem, by zmierzyć się z nadlatującymi
wciąż Nićmi. Wokół siebie F'lar widział smoki, które wskakiwały i wyskakiwały z
pomiędzy, nurkowały lub nabierały wysokości ziejąc wciąż ogniem. Podczas ataku,
gdy przesuwali się w poprzek Neratu, F'lar zauważył, że nieprzypadkowo wszystkie
smoki stosują podobną technikę. Instynktownie dostosowały się do sposobu
opadania Nici. W przeciwieństwie do tego, czego dowiedział się studiując
kroniki, Nici opadały wiązkami. Nie opadały jak deszcz, ciągłymi, nieprzerwanymi
strumieniami, ale jak śnieżna zamieć, gromadząc się nagle raz tu, raz tam, wyżej
i niżej. Nigdy nie opadały w sposób ciągły, pomimo że tak właśnie sugerowała ich
nazwa. Było coś urzekającego w tej walce na śmierć i życie.
   Spostrzegasz wiązkę ponad sobą. Twój smok, zionąc ogniem,
wznosi się. Odczuwasz wtedy ogromną radość widząc, jak skupisko zostaje
doszczętnie spalone. Niekiedy wiązka opada pomiędzy dwoma smokami. Jeden z nich
sygnalizuje wtedy, że rusza w pogoń i nurkując, tryska ogniem i pali Nici. Drugi
w tym czasie go ubezpiecza.
   Jeżdźcy smoków stopniowo przesuwali się ponad kusząco
zielonymi lasami tropikalnymi; F'lar starał się nie myśleć, co może zrobić z tą
żyzną ziemią jedna żywa Nić, która zdoła się w nią zaryć. Po bitwie musi wysłać
patrol, który przeleci nisko ponad ziemią, sprawdzając ją metr po metrze. Jedna
Nić potrafi zgasić oczy wszystkich, świecących kolorem kości słoniowej kwiatów
malowniczych pnączy.
   Na lewej flance, jakiś smok boleśnie zaskowyczał i skoczył
błyskawicznie w pomiędzy, zanim F'lar zdołał go rozpoznać. Słyszał wokół także
jęki bólu, zarówno ludzi jak i smoków. Starał się tego nie słyszeć i
skoncentrować, tak jak to robią smoki, na "tu-i-teraz". Czy Mnementh będzie
długo pamiętał te wstrząsające krzyki? F'lar miał nadzieję, że zdoła o nich
wkrótce zapomnieć.
   F'lar poczuł się nagle zbyteczny. To przecież smoki toczyły
tę bitwę. Pobudzał wprawdzie swą bestię do walki, uspokajał ją, gdy została
poparzona przez Nici, ale wszystko zależało od jej instynktu i szybkości...
   Gorący promień przeszył policzek F'lara, wgryzając się jak
kwas także w jego ramię... Z ust F'lara wyrwał się okrzyk zdziwienia i bólu.
Mnementh zabrał go natychmiast w kojące pomiędzy. Ręce jeźdźca, jak oszalałe,
mocowały się z Nićmi. Czuł, jak Nici kruszą się i rozpadają w przeraźliwym
zimnie pomiędzy. Z odrazą klepnął palącą ranę. Gdy ponownie pojawili się w
wilgotnym powietrzu Neratu, piekący ból zdawał się być lżejszy. Mnementh
zamruczał uspokajająco, a potem zionąc ogniem zanurkował ku wiązce.
   F'lar był zdziwiony, że tak bardzo przejmuje się sobą.
Pospiesznie zbadał, czy na ramieniu jego wierzchowca nie ma śladów wskazujących
na zranienie.
   Wskoczyłem bardzo szybko, przekazał mu Mnementh i skręcił w
bok, uskakując przed skupiskiem Nici. Jakiś brunatny smok rzucił się za nim i
spalił je na popiół. F'lar stracił poczucie czasu. Upłynęła chwila albo minęły
setki godzin.
   Gdy spojrzał w dół, ze zdziwieniem zobaczył oświetlone
słońcem morze. Nici wpadały teraz nieszkodliwie w słoną wodę. Nerat, ze swym
skalistym, skręcającym ku zachodowi końcem półwyspu, znalazł się po jego prawej
stronie.
   F'lar czuł ból we wszystkich mięśniach. W podnieceniu
szaleńczej bitwy zapomniał o krwawych szramach na policzku i ramieniu. Teraz,
gdy Mnementh szybował wolno, rany mocno mu dokuczały.
   Wznieśli się ku górze i kiedy osiągnęli pożądaną wysokość,
zawiśli nieruchomo. Nie było nigdzie widać Nici. Pod nimi krążyły smoki
poszukujące jakichkolwiek śladów zarycia się. Przeszukiwały dokładnie
przewrócone drzewa i zniszczoną roślinność.
   - Wracamy do Weyr - rozkazał Mnementhowi z. ciężkim
westchnieniem ulgi. W momencie gdy spiżowy smok przekazywał rozkaz innym smokom,
sami znajdowali się już w pomiędzy. Był tak zmęczony, że nie przekazał smokowi
nawet obrazu potrzebnego do powrotu. Liczył, że instynkt Mnementha sprowadzi ich
bezpiecznie do domu przez czas i przestrzeń.


następny   








Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Czynniki towarzyszące rozpoczęciu współżycia płciowego u licealistów w wieku 16 19 lat model log l
Gutek1 6 9 13 16 19
przeciwienstwa str 16 19 gawlik
16 (19)
KPC Wykład (16) 19 02 2013
16 05 2012 19 47 0220
TI 99 08 19 B M pl(1)

więcej podobnych podstron