Co Kościół ma (majątek Kościoła katolickiego)
Polityka - 2010-10-02
Cezary Łazarewicz
Co Kościół ma
Kościół katolicki w Polsce jest wielkim posiadaczem, z
pewnością największym właścicielem gruntów (nie licząc Skarbu Państwa).
Dokładnie nie wiadomo, co Kościół ma, bo nie musi majątku ujawniać.
Wiadomo, że ma coraz więcej. Właśnie, pod zarzutem oszustwa, aresztowano
Marka P., który przysporzył Kościołowi wielu ziemskich dóbr.
Biskup Tadeusz Pieronek, sekretarz generalny episkopatu, już na początku
lat 90. wezwał hierarchów do ujawnienia stanu posiadania. Był jednym z pierwszych,
którzy domagali się pełnej przejrzystości finansów, tłumacząc, że Kościół
nie ma powodu czegokolwiek ukrywać. "Trzeba zrozumieć - tłumaczył - że
jeśli coś jest jawne, to jest lepsze niż wtedy, kiedy nie jest jawne". Po
20-letniej walce biskup przyznaje, że lansowana przez niego polityka poniosła
klęskę.
- Nie udało się, bo ludzie nie lubią ujawniać dochodów i chwalić
się tym, co mają - mówi biskup Pieronek. - Transparentność jest
ideałem, do którego trzeba dążyć w Kościele, i dopóki tego się
nie zrobi, nie będzie spokoju. Trzeba szukać więc takich rozwiązań, które
wszyscy zaakceptują.
Do tego czasu zdani jesteśmy na informacje, które Kościół sam przekaże.
Są one bardzo skromne, bo wszystko, co dotyczy pieniędzy, majątków i zarobków,
jest tajne. Gdy 10 lat temu zapytano o budżet polskiego Kościoła ks.
Jana Droba, ekonoma Konferencji Episkopatu Polski, bezradnie rozłożył ręce i powiedział:
"Kościół nie jest w stanie tego policzyć".
Korzenie dzisiejszej materialnej potęgi Kościoła tkwią w przyjętej
w maju 1989 r., tuż przed upadkiem PRL, ustawie o stosunku państwa
do Kościoła katolickiego. To jeden z najdłużej przygotowywanych aktów
prawnych w Polsce. Prace rozpoczęły się pod koniec 1980 r. Prof.
Michał Pietrzak, specjalista prawa wyznaniowego, który brał w nich udział,
mówi, że im władza była słabsza, tym łatwiej hierarchom było przypierać
ją do muru i żądać zadośćuczynienia za mienie utracone w czasach
stalinowskich. Zakończenie prac legislacyjnych nieprzypadkowo zbiegło się w czasie
z obradami Okrągłego Stołu, ponownym zalegalizowaniem Solidarności i przygotowaniami
do czerwcowych wyborów 1989 r. - Na doszlifowanie ustawy zabrakło
nam ze trzech miesięcy - mówi Aleksander Merker, ówczesny dyrektor
generalny Urzędu do spraw Wyznań. - Ale władza naciskała, by uchwalić
ją szybko, bo chciała mieć argument w wyborach kontraktowych.
Prace nad projektem były niejawne i uczestniczyli w nich tylko
przedstawiciele Kościoła i władz komunistycznych. Wszystkie zapisy
dotyczące spraw majątkowych, zaproponowane przez hierarchię kościelną,
zostały wprowadzone do ustawy wiosną 1989 r. A im bliżej wyborów,
tym strona rządowa była bardziej uległa. - Ustępstwa wynikały z przesłanek
politycznych, a nie prawnych - potwierdza dziś dr Paweł
Borecki z Katedry Prawa Wyznaniowego UW.
Ustawa, uchwalona ostatecznie przez Sejm PRL 17 maja 1989 r., była przełomowa
jak na warunki socjalizmu typu radzieckiego. Gwarantowała zwrot zagrabionych
majątków, dawała prawo handlu ziemią i budynkami, przyznawała ulgi
podatkowe i celne, a także gwarantowała duchowieństwu ubezpieczenie
społeczne, finansowane ze Skarbu Państwa. Kościół uzyskał prawo do zakładania
własnych stacji radiowych i telewizyjnych, prawo do posiadania organizacji
Caritas; państwo zostało zobowiązane do finansowania uczelni katolickich i dotowania
rozmaitych instytucji katolickich.
Kluczowa okazała się formuła tzw. postępowania regulacyjnego. Oznaczała
ona, że jeśli chodzi o zagrabiony w latach 50. majątek,
sprawiedliwość przywracać będzie nie niezawisły sąd, lecz specjalnie powołana
Komisja Majątkowa. Wymyślił to Aleksander Merker, bo - jak tłumaczy -
powierzenie skomplikowanych spraw majątkowych setkom sędziów powiatowych
uniemożliwiłoby ich szybkie załatwienie. - Chodziło o to, by
kierować się zdrowym rozsądkiem, a nie literą prawa - mówi.
Przedwojenne zyski
W przededniu II wojny światowej Kościół był ekonomiczną potęgą.
To zresztą paradoks, że wiemy więcej o nieruchomościach i finansach
Kościoła katolickiego w II Rzeczpospolitej niż obecnie. Wiemy, ile miał
ziemi, ile szkół, internatów, sierocińców, przedszkoli i szpitali.
Jawny był wówczas nakład prasy katolickiej z podziałem na dzienniki,
czasopisma diecezjalne i Akcji Katolickiej. (Dotacja roczna na utrzymanie
duchowieństwa i wydatków religijnych wynosiła w 1939 r. 20 mln
zł).
W ciągu 21 lat istnienia II Rzeczpospolitej Kościół zwiększył
dwukrotnie swój stan posiadania z 218 tys. ha w 1919 r. do
400 tys. ha w 1939 r. Tuż przed wojną co dziesiąty hektar
ziemi uprawnej w kraju należał właśnie do Kościoła. Domagał się on
kolejnych 404 tys. ha jako rekompensaty majątku skonfiskowanego przez
zaborców. Przed wojną uznawano te roszczenia za umiarkowane; z rachunków
biskupów wynikało bowiem, że tylko w zaborze pruskim stracili oni 785 tys.
ha.
Starania hierarchów często kończyły się sukcesem. Jedną z ostatnich
przedwojennych zdobyczy było 12 tys. ha ziem pounickich wraz z kościołami
i kaplicami, które po długich pertraktacjach przypadły katolikom w 1938 r.
jako rekompensata za majątek przejęty przez Rosjan w XIX w. (Po stłumieniu
w 1864 r. powstania styczniowego hierarchowie oszacowali skonfiskowany
majątek na ok. 400 mln rubli w złocie).
Niektóre ówczesne roszczenia sięgały nawet czasów Jana Kazimierza. Na
przykład zakon warszawskich wizytek aż do wybuchu wojny walczył o zwrot
13 ha przy Krakowskim Przedmieściu w Warszawie, udowadniając, że działki
te zgromadzenie otrzymało od króla w 1668 r.
Jedynym realnym zagrożeniem dla ziemskiej potęgi Kościoła była groźba
zapowiadanej przez ówczesne państwo reformy rolnej. Podpisany w 1925 r.
konkordat przewidywał nawet, że rząd wykupi część majątków kościelnych
na cele reformy, ale przez kolejne 14 lat zapis ten pozostawał martwy.
Hierarchom udało się obronić swoje włości, a reformę prowadzono
kosztem gruntów mniejszości religijnych, głównie prawosławnych.
Powojenne straty
Po II wojnie światowej Kościół utracił ponad połowę posiadanej ziemi i zabudowań.
Stało się to z powodu zmiany granic Polski. Gros majątków duchownych
znajdowało się za Bugiem, na Kresach Rzeczpospolitej, a więc na ziemiach
po 1945 r. przejętych przez Związek Radziecki.
Z archiwalnych dokumentów Ministerstwa Rolnictwa i Reformy Rolnej
z 1945 r. wynika, że w granicach Polski Ludowej pozostało ok. 7 tys.
katolickich gospodarstw o łącznej powierzchni ok. 170 tys. ha.
Przez pierwsze powojenne lata ten majątek był bezpieczny. Nawet reforma rolna
PKWN z 1944 r., która pożarła dobra polskich magnatów, nie dotknęła
gospodarstw duchowieństwa. Utracili oni wtedy jedynie lasy, które
znacjonalizowano.
Prawdziwe represje spadły na Kościół pod koniec lat 40. W 1948 r.
państwo przejęło zakonne szpitale (nie odbierając jednak zakonom prawa ich własności),
dwa lata później prowadzone przez Caritas domy dziecka, żłobki, przedszkola
i przytułki. W 1950 r. Sejm przyjął ustawę o przejęciu
przez państwo dóbr martwej ręki (określenie to ma swoje źródło w zwyczaju
przekazywania gruntów Kościołom w zapisach testamentowych, czemu zwykle
towarzyszył zakaz sprzedaży ziemi - grunty więc były niejako martwe w obrocie).
Nacjonalizacji miały podlegać gospodarstwa proboszczów, ale mogli oni
zachować po 50 ha. W województwach poznańskim, pomorskim oraz śląskim
władza była bardziej liberalna i wyznaczyła ten limit na 100 ha.
Kościół nigdy nie przedstawił wiarygodnego bilansu swoich ówczesnych
strat. W katolickich publikacjach podawana jest nawet liczba 155 tys.
ha, ale z zachowanych dokumentów wynika, że państwo przejęło 89 tys.
ha. Nie jest więc prawdą, że w czasach stalinowskich duchowni stracili
całą ziemię. W ich rękach pozostawać musiało co najmniej 38 tys. ha,
skoro za taki obszar jeszcze w 1965 r. płacili podatki gruntowe.
Wiadomo też, że część gruntów zdążyli sprzedać albo przepisać na
prywatne osoby. To był dość skuteczny sposób ukrywania majątków w czasach
represji.
Komuniści tłumaczyli, że zabierają ziemię, by stworzyć Fundusz Kościelny.
Zyski z przejętych gruntów miały być przeznaczone m.in. na pomoc
lekarską dla księży i odbudowę kościołów. W praktyce pomoc ta
trafiała tylko do niektórych duchownych - tych z Kół Księży w Zrzeszeniu
Katolików Caritas, którzy byli lojalni wobec PRL.
Gierkowa szczodrość
Choć trudno w to dziś uwierzyć, ale już od 1970 r. Kościół
zaczął odtwarzać i pomnażać majątek. Gdy tylko Edward Gierek został I sekretarzem
PZPR, ofiarował katolikom nieruchomości, które Kościół użytkował na
Ziemiach Odzyskanych. W ten sposób stał się on właścicielem 4800 świątyń,
1500 innych budynków i 900 ha gruntów rolnych, które przed wojną w większości
należały do ewangelików. Nie wyceniono wartości tej darowizny. Dwa lata później
rząd przekazał na własność dodatkowe 662 obiekty (kościoły, klasztory,
plebanie, budynki parafialne i cmentarze).
Za Gierka zliberalizowane zostały przepisy dotyczące budowy nowych świątyń;
wcześniej wszystkie zezwolenia były dość ściśle reglamentowane. Prawda, że
władza obrzydzała takie inicjatywy na wszelkie sposoby - nie pozwalała
kupować gruntów pod budowę, nie przydzielała materiałów budowlanych i rozbierała
wzniesione bez zezwolenia budynki. Tym niemniej polityka liberalizacji
doprowadziła do tego, że w pierwszej pięciolatce lat 70. wybudowano 538
świątyń, czyli więcej niż przez ćwierć wieku od zakończenia wojny.
Rekord ten został pobity w latach 1982-85, gdy państwo wydało
pozwolenia na zbudowanie 1376 kościołów.
Według prof. Michała Pietrzaka, znaczne dochody - oprócz składek
wiernych - przynosiły w PRL wpływy z opłaty cmentarnej. Kościół
pozostawał wciąż w tej dziedzinie monopolistą, mając w swej gestii
trzy czwarte wszystkich cmentarzy w Polsce (w 1970 r. zarządzał 6531
cmentarzami).
Od 1974 r. komuniści zezwolili parafiom i zakonom na prowadzenie
działalności gospodarczej "w celach religijnych". Działalność ta
była ściśle kontrolowana przez państwo, ale po uzyskaniu pozwolenia można
było prowadzić wydawnictwo, zakład poligraficzny, produkować dewocjonalia, a nawet
zakładać hotele. Wyznaniowe osoby prawne zaczęto traktować jako organizacje
non profit, płacące podatki jedynie od prowadzonej działalności
gospodarczej. Podatki przestały być formą represjonowania Kościoła.
Uznanie win, przyznanie fal
1989 r. w publicystyce katolickiej przedstawiany jest jako moment
uznania win przez państwo. Ustawa o stosunku państwa do Kościoła
katolickiego z maja 1989 r. określana jest jako deklaracja woli
naprawienia krzywd.
W ramach naprawy krzywd państwo zwróciło Kościołowi około 200 zakładów
charytatywnych i opiekuńczych należących do Caritasu i rozpoczęło
oddawanie zagrabionych w latach 50. majątków.
Gestem dobrej woli był zapis, że wszystko, co w 1989 r. pozostawało
we władaniu Kościoła, przechodzi na jego własność. Dzięki temu katolicy
przejęli 100 cerkwi prawosławnych, zajętych w 1945 r., zanim
jeszcze upomnieli się o nie prawosławni. W ten sam sposób przeszły
na własność katolików zbory protestanckie na Warmii i Mazurach, przejęte
w latach 70.
Trudno nazwać rekompensatą uprawnienia do zakładania rozgłośni radiowych
i telewizyjnych, kiedy jeszcze takiego prawa nie miały ani inne Kościoły,
ani komercyjni nadawcy. Już w listopadzie 1991 r. diecezje dostały
pozwolenie na prowadzenie 11 rozgłośni radiowych, a trzy lata później
było ich 104. W 1997 r. Kościół otrzymał pierwszą koncesję na
prowadzenie telewizji Niepokalanów. Korzysta przy tym ze statusu nadawcy społecznego,
czyli jest zwolniony z opłat koncesyjnych. Samo Radio Maryja zaoszczędziło
na tym około 7 mln zł.
Dziś Polskę oplata najgęstsza sieć rozgłośni katolickich w Europie.
Działa 38 rozgłośni diecezjalnych, ogólnopolskie Radio Maryja nadaje ze
117 nadajników, a Porozumienie Programowe Radia Plus jest słyszalne w 9
miastach. (Dla porównania: radio Tok FM uzyskało koncesję tylko na 10
nadajników i nadaje swój program w 10 miastach). Oprócz tego nadają
zakonne stacje: franciszkański Niepokalanów i paulińska Jasna Góra. Ile
to warte? Samą sieć Radia Maryja specjaliści wyceniają na 240 mln zł.
Jedyną ogólnopolską telewizją katolicką jest Trwam, należąca do
fundacji Lux Veritatis. Próby przekształcenia Telewizji Niepokalanów w ogólnopolski
kanał, mimo wsparcia finansowego takich państwowych molochów jak KGHM, Orlen
czy PSE, zakończyły się finansową katastrofą.
Zastrzyk rekompensacyjny
Znaczny zastrzyk finansowy wzmocnił Kościół w 1991 r. wraz z nowelizacją
ustawy o stosunku państwa do Kościoła. Dopisano do niej art. 70a, co
rozszerzyło możliwość rewindykacji dóbr martwej ręki na ziemiach
zachodnich i północnych przez parafie katolickie, chociaż przecież w latach
50. nie można było im nic odebrać, ponieważ tego majątku nie posiadały. Tłumaczono
więc, że jest to rekompensata za nieruchomości na terenach wcielonych do Związku
Radzieckiego.
Ponadto ustawa zobowiązywała Agencję Własności Rolnej Skarbu Państwa do
przekazania Kościołowi gruntów rolnych. Każdy dom zakonny otrzymał 5 ha
gruntów, parafie po 15 ha, diecezje i seminaria po 50 ha. Żeby stać się
właścicielem, wystarczyło tylko zgłosić się do wojewody. W ten sposób
w ręce Kościoła trafiło kolejne kilkadziesiąt tysięcy hektarów. W samej
tylko diecezji szczecińsko-kamieńskiej parafiom przypadło ponad 4 tys.
ha gruntów. Według Czesława Janika ze stowarzyszenia Neutrum, w wyniku
realizacji tego zapisu państwo oddało 37 tys. ha gruntów z Państwowego
Funduszu Ziemi i Agencji Skarbu Państwa.
Przepisy były dość mętne, co proboszczowie skrzętnie wykorzystywali. Na
przykład na Dolnym Śląsku niektóre parafie dorabiały sobie na obrocie ziemią,
wielokrotnie występując o przyznanie im ustawowych 15 ha. Gdy je
otrzymywały, sprzedawały i ponownie upominały się o swoje.
Na inny koncept wpadła kuria diecezjalna w Elblągu, która z seminarium,
Caritasem i 50 parafiami utworzyła konsorcjum do wspólnego przejęcia
645-hektarowego PGR Fiszewo. Ten swoisty holding stał się właścicielem całego
PGR wraz z budynkami, za które dopłacił około 1 mln zł. To samo
konsorcjum otrzymało 213-hektarowy PGR Rejsyty. W województwie elbląskim
z tytułu art. 70a Kościół otrzymał ponad 2 tys. ha gruntów.
Początek lat 90. to czas finansowego uprzywilejowania Kościoła
katolickiego. Jednym z przykładów kapitulacji państwa w tej
dziedzinie jest historia wsparcia dla KUL. Gdy w czerwcu 1991 r. Sejm
przyjął ustawę o finansowaniu tej uczelni z budżetu państwa,
decyzję uzasadniano tym, że PRL pozbawił szkołę źródeł dochodu, odbierając
7 tys. ha gruntów Fundacji Potulickich. Następnie zwrócono KUL cały majątek
Fundacji Potulickich, dodając jeszcze tysiąc hektarów ekstra, by - jak tłumaczono
- nie dzielić dawnego PGR.
Komisyjna maszynka
Największe jednak kontrowersje wywoływała działalność Komisji Majątkowej,
która przez ostatnie 20 lat zwracała Kościołowi zagrabione przez PRL majątki.
Niedawne aresztowanie Marka P., byłego oficera SB, reprezentującego
interesy wielu zakonów i parafii, pokazuje, że członkowie Komisji mogli
być korumpowani. Był on kluczową osobą, prowadzącą w imieniu Kościoła
rewindykację ziemi. Dzięki niemu majątki odzyskali m.in. krakowscy cystersi,
elżbietanki z Poznania i Towarzystwo św. Brata Alberta. P. okazał
się tak skuteczny w swoich działaniach, że polecano jego usługi
kolejnym zgromadzeniom, towarzystwom i klasztorom.
Działając w pokoiku przy ulicy Domaniewskiej w Warszawie, Komisja
Majątkowa decydowała o losie nieruchomości wartych miliardy złotych. Do
kwietnia 2010 r. przekazała Kościołowi 60 tys. ha gruntów i przyznała
107 mln zł odszkodowań; oddała 490 nieruchomości, w tym: 9
przeszkoli, 8 szkół podstawowych, 18 ponadpodstawowych, 8 domów dziecka, 10
domów pomocy społecznej, 19 szpitali, 15 przychodni zdrowia, 3 muzea, 2
teatry, 2 biblioteki, budynek izby skarbowej, archiwum, prokuratury, sądu
rejonowego, operetki, dworzec PKS i browar.
Przez lata Komisja pracowała jak maszynka. Z czasem zrezygnowano z takich
zajmujących czas procedur jak przesłuchanie świadków, biegłych, dokonanie
oględzin czy uczestnictwo w ekspertyzach. Samorządy często dowiadywały
się z gazet, że grunt, którym zarządzały, trafił do klasztoru X lub
kościoła Y.
Przez pierwsze 10 lat Komisja orzekała zwrot hektar za hektar, ale w 2001 r.
Komisja Wspólna Rządu i Episkopatu ustaliła bardziej korzystny dla Kościoła
przelicznik. Teraz wycenia się wartość utraconego gruntu i oddaje się
parafiom i zakonom ziemię o podobnej wartości. To bardzo korzystny
przelicznik, bo ziemie zabrane przed półwiekiem często włączono w granice
miast i ich cena wzrosła wielokrotnie.
Już kilka lat temu III RP oddała z nawiązką Kościołowi to, co
zrabowała mu PRL - uważa Czesław Janik, prezes stowarzyszenia Neutrum, który
obliczył, że oddano tej ziemi 97 tys. ha (60 tys. ha przez
Komisję Majątkową i 37 tys. ha przez wojewodów z tytułu
artykułu 70a). - Kościół jest jedynym podmiotem, wobec którego
przeprowadzono w Polsce reprywatyzację - mówi dr Borecki. -
Nikogo innego w ten sposób państwo nie potraktowało.
Generalnie jednak nie sposób dziś ustalić, ile ziemi posiada Kościół
katolicki, bo oprócz państwa obdarowywały go samorządy. Nigdy nie ujawnili
tego hierarchowie katoliccy, a wszystkie instytucje państwowe zasłaniają
się albo tajemnicą, albo brakiem danych. Główny Urząd Statystyczny
twierdzi, że nie może ze swoich zasobów wydzielić gospodarstw parafii, gdyż
traktowane są one jak wszystkie inne gospodarstwa rolników indywidualnych.
Ministerstwo Rolnictwa, które posiada listę wszystkich beneficjentów
korzystających z dopłat unijnych, nie jest w stanie zsumować areału
dóbr kościelnych. Dlaczego? Bo we wnioskach o dopłaty proboszczowie,
zamiast nazw parafii, wpisują nazwiska własne lub osób przez siebie upoważnionych.
By dowiedzieć się, jakie dopłaty dostają, trzeba by najpierw poznać
nazwiska 10 tys. proboszczów (lub ich pełnomocników), wyszukać ich na
liście beneficjentów i zsumować dochody.
Według ostrożnych szacunków Czesława Janika, katolickie osoby prawne
posiadają obecnie co najmniej 160 tys. ha gruntów w Polsce.
Nawet najniższe unijne dopłaty zapewniają z tego tytułu wpływy około
80 mln zł rocznie. Dlaczego to tak pilnie strzeżona tajemnica? - W Polsce
idea taniego Kościoła jest wciąż żywa i ciągle pada na podatny grunt -
tłumaczy dr Paweł Borecki. - Hierarchowie boją się
antyklerykalizmu wyrosłego na podłożu finansowym.
Imperium z datków i wydatków
Według Konferencji Episkopatu Polski, 36,6 mln obywateli to katolicy.
Należą oni do 10 114 parafii, w których pracuje 28 546 księży (oprócz
nich jest 23 304 siostry zakonne i 1522 braci zakonnych). W Polsce
jest 133 biskupów i 14 418 katechetów.
Kościół dzieli się na 45 jednostek terytorialnych (metropolie, diecezje
obrządków łacińskiego i bizantyńskiego, ordynariat polowy). Na jedną
parafię przypada statystycznie 2,62 księdza, a na jednego księdza 1283
katolików.
Kościół katolicki prowadzi 1240 przedszkoli i szkół podstawowych, w których
uczy się 133 tys. uczniów. Ma 417 szkół średnich (83 tys. uczniów)
oraz 69 szkół wyższych i uniwersytetów (ponad 100 tys. studentów).
Do Kościoła należą ponadto: 33 szpitale, 244 ambulatoria, 267 domów starców
i opieki, 538 sierocińców, 1820 poradni rodzinnych, 1462 wychowawcze
ośrodki specjalne oraz 287 innych instytucji charytatywnych lub wychowawczych.
W Polsce jest 17 533 świątynie katolickie, a każdego roku
budowanych jest tysiąc nowych. Koszt budowy jednego kościoła to około 15 mln
zł i odpowiada wydatkom na budowę 30 domów jednorodzinnych. Na pytanie,
z czego utrzymuje się to imperium, hierarchowie często odpowiadają, że
z datków wiernych. Ale nie do końca jest to prawda.
Parafie, które muszą się samofinansować, odprowadzają daninę na
utrzymanie diecezji. Oprócz parafii specjalny podatek na rzecz kurii
diecezjalnej płacą wszyscy księża. Do tego dochodzą dotacje państwowe na
ochronę zabytków i zyski z diecezjalnych wydawnictw lub rozgłośni.
W Gdańsku proboszczowie muszą odprowadzać na rzecz kurii część
zysków z dzierżawy anten telefonii komórkowej na wieżach kościelnych.
W Warszawie natomiast urzędnicy archidiecezji zarabiają na wynajmie
biurowców, a sztandarowym przykładem jest wybudowany za 24 mln dol.
Roma Office Center, wyświęcony 10 lat temu przez prymasa Glempa. Stojący przy
ul. Nowogrodzkiej budynek o powierzchni prawie 12 tys. m kw. został
wzniesiony na działce, którą archidiecezja otrzymała od miasta. Oprócz biur
znajdują się tam sklepy, restauracje i punkty usługowe.
Dr Borecki twierdzi, że dochody z dzierżawy nieruchomości stanowią
coraz większe źródło wpływów Kościoła, zwłaszcza w dużych
miastach, gdzie z niedzielnych mszy ubywa wiernych.
Jednak od lat największego wsparcia udziela katolikom budżet państwa. Według
byłego senatora SLD Ryszarda Jarzembowskiego, każdego roku państwo na cele
związane z działalnością Kościoła katolickiego wydaje co najmniej 5
mld zł. (Według prof. Pietrzaka, koszty te wynoszą 1 mld zł). W tej
kwocie mieszczą się zwolnienia celne, ulgi, dopłaty do uczelni, utrzymywanie
wykładowców w seminariach oraz wypłaty dla 14 tys. katechetów. Do
tego dochodzą pensje 131 kapelanów wojskowych, 19 policyjnych, 16 ze straży
pożarnej, 10 ze straży granicznej i 3 z BOR. Najwięcej kapelanów
pracuje w szpitalach. Ilu? Tego resort zdrowia nie wie. Prawdopodobnie
jeden kapelan przypada na każdy z 1400 szpitali.
W 2006 r. Ministerstwo Finansów poinformowało, że na bezpośrednie
finansowanie kościołów zaplanowało w budżecie państwa 272 mln zł.
Najważniejsze wydatki państwa to Fundusz Kościelny, z którego opłacane
są głównie ubezpieczenia społeczne księży i zakonnic. W roku
ubiegłym kosztowało to podatników 95 mln zł.
Sześć lat temu senatorowie SLD podjęli nieśmiałe próby zlikwidowania
Funduszu Kościelnego. Podczas konferencji w Senacie eksperci zwracali uwagę
na paradoks jego dalszego funkcjonowania. Bo jeśli fundusz powstał w latach 50.
i był finansowany z odebranych Kościołowi majątków, to z chwilą
ich zwrócenia państwo powinno również zlikwidować fundusz.
Odzyskać Odzyskane
W Komisji Majątkowej do rozstrzygnięcia pozostało około 150 spraw
spośród 3063 złożonych wniosków. Chodzi przeważnie o grunty na
Ziemiach Odzyskanych, które należały kiedyś do III Rzeszy. Już na początku
lat 90. kilkadziesiąt parafii tam usytuowanych domagało się zwrotu ziemi, która
należała przed wojną do niemieckich proboszczów. Wojewodowie jednak
konsekwentnie odrzucali te roszczenia, tłumacząc, że na podstawie niemieckich
zapisów nie można wywodzić dla siebie prawa własności, bo polskie osoby
prawne nie są następcami osób niemieckich.
Jednym z większych sukcesów Kościoła była kapitulacja państwa w tej
sprawie. W marcu 2006 r. wicepremier Ludwik Dorn i biskup Stanisław
Wielgus podpisali porozumienie, na mocy którego rząd przyznał Kościołowi
prawo do przejęcia poniemieckich majątków. To porozumienie otwiera drogę
kilkudziesięciu parafiom i zgromadzeniom, które przed laty złożyły w Komisji
Majątkowej wnioski w takich sprawach.
Kościół zabiega jednak, by tę sprawę załatwić kompleksowo i uznać,
że polski Kościół katolicki jest następcą prawnym Kościoła katolickiego
III Rzeszy na terenach Ziem Odzyskanych. Biskupom zasiadającym w Komisji
Wspólnej rządu i episkopatu nie udało się jeszcze tego pomysłu
przeforsować. - Strona kościelna uważała, że Kościół nie jest ani
polski, ani niemiecki, tylko powszechny i ponadnarodowy - mówi
mecenas Krzysztof Wąsowski, który przez wiele lat reprezentował katolików w Komisji
Majątkowej i też forsował rozwiązanie kompleksowe.
W każdym razie parafialne gospodarstwa na Ziemiach Odzyskanych to już
ostatnie majątki, o jakie upomni się wkrótce Kościół. Niemieccy
katolicy w Prusach i na Pomorzu byli przed wojną biedni i w mniejszości,
a to znaczy, że majątków do przejęcia jest relatywnie niewiele.
Królestwo z tego świata
Po aresztowaniu pełnomocnika zakonów Marka P. pojawiły się
przypuszczenia, że może teraz dojść do operacji przeciwnej: odzyskiwania majątku
przez państwo od Kościoła, a samorządy wystąpią o odszkodowania.
Ale Kościół nie musi niczego się obawiać. Nawet jeśli okaże się, że
decyzje podejmowali skorumpowani urzędnicy na podstawie fałszywych wycen gruntów,
nie ma możliwości odebrania mu ziemi. Taką gwarancję Kościół otrzymał w ustawie
z 1989 r., zawierającej paragraf o ostateczności orzeczeń
Komisji Majątkowej.
Zasadę tę kwestionuje wniosek SLD, oczekujący od dwóch lat na
rozpatrzenie w Trybunale Konstytucyjnym. Jeśli Trybunał przyzna lewicy
rację, to nie zmieni reguły, że prawo nie działa wstecz. A ewentualne
odszkodowania samorządom, poszkodowanym przez Marka P., wypłaci Skarb Państwa.
Polski Kościół pozostanie potężnym królestwem całkiem z tego świata.
Cezary Łazarewicz
współpraca Karina Osiecka, Natalia Bugalska
Państwo w państwie
Kościoły i kaplice 17 533
Grunty ok. 160 tys. ha
(od 1989 r. Kościół zwiększył swój stan posiadania o ok. 120 tys.
ha)
Przedszkola i szkoły podstawowe 1240
Szkoły średnie 417
Szkoły wyższe i uniwersytety 69
Szpitale 33
Ambulatoria 244
Domy opieki 267
Sierocińce 538
Katolickie oficyny wydawnicze 120
Gazety i czasopisma 300 tytułów
Rozgłośnie radiowe 50
w tym: 1 ogólnopolskie radio Maryja
38 rozgłośni diecezjalnych
9 rozgłośni Radia Plus
2 zakonne stacje radiowe w Niepokalanowie i Jasnej Górze
1 ogólnopolska telewizja Trwam
Kościół w liczbach
Księża 28 546
Zakonnice 23 304
Biskupi 133
Księża katecheci 14 418
Parafie 10 114
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
Rozowa rekawiczka O tym jak to co przezywamy ma wplyw na to jacy jestesmy rozrekTo sie lubi co sie maco pitera ma pod sufitemco szkoła ma do zaoferowania pierwszoklasistomCO ZYSKUJE SAMOBÓJCA (Słowa mistyków Kościoła św )Kościół Hillsong Świat ma się dobrze w kościele!Co drugi rencista w ZUS wciąż ma rentę na stałewięcej podobnych podstron