podroz na wschod











Marek TABOR (Cezary Michalski) - PODRÓŻ NA WSCHÓD JAKO DRANG NACH OSTEN











Marek TABOR (Cezary Michalski)

 

PODRÓŻ NA WSCHÓD JAKO DRANG NACH OSTEN

 

Tekst ten powstał dla i dzięki Kati
Tabor. Nie biorę za poniższy tekst żadnej metafizycznej odpowiedzialności.

 

Kiedy w 1871 roku po zwycięskiej wojnie z Francją Otto von
Bismarck został kanclerzem zjednoczonych Niemiec, widział je przede wszystkim
jako wielkie mocarstwo europejskie. W zamian za zgodę
Anglii na kontynentalną dominację Niemiec rząd Bismarcka wykazuje ostentacyjny
brak zainteresowania walką o kolonie.

 

FRYDERYK WILHELM II, WYZNAWCA ISLAMU

 

Bismarckowski realizm zostaje jednak odrzucony w 1890 roku
po koronacji Wilhelma II na cesarza Niemiec. To w pierwszych latach jego
panowania wchodzi w modę pojęcie niemieckiej Weltpolitik,
slogan upowszechniany przez Ligę Pangermańską i Niemieckie Towarzystwo
Kolonialne. Trójka ludzi rządzących Cesarstwem: nowy kanclerz Blow, doradca
wojskowy cesarza, admirał von Tirpitz i sam monarcha,
marzą o nadaniu ekspansji Niemiec zasięgu globalnego. Chcą także wesprzeć ową
imperialną ekspansję nową ideologią pangermanizmu, której tworzeniem
zajmuje się Liga Pangermańska, licząca przed pierwszą wojną światową 35
tysięcy członków i skupiająca zarówno poczciwe zawodowe korporacje, jak też
rozmaite niemieckie towarzystwa teozoficzne, loże masonerii niemieckiej i bractwa
różokrzyżowe. Mimo że w zasadzie oficjalną ideologią
Ligi Pangermańskiej jest ideologia państwotwórcza skupiona na interesach
Cesarstwa, to pośród działaczy ruchu krążą już idee o charakterze
jednoznacznie rasistowskim. Nakładem Ligi wydane zostaje dzieło hrabiego Gobineau O nierówności ras ludzkich oraz większość
książek Houstona - Stewarta Chamberlaina, które w
przyszłości zainspirują autora Mein Kampf.

W ostatnich latach przed wybuchem pierwszej wojny światowej politycy
niemieccy zaczynają się interesować antyzachodnią siłą islamu. W Turcji i
Iraku agenci Wilhelmowskiego wywiadu nawiązują
kontakty z polityczno-religijnymi bractwami muzułmańskimi. Wilhelm II marzy o
wykorzystaniu mitu Mahdiego, ukrytego imama, mesjasza islamu,
który ma pojawić się na końcu czasów i odbudować państwo kalifów.
Niemieccy handlowcy rozpuszczają w Iraku plotki, jakoby dynastia Hohenzollernów
wywodziła się od Mahometa, a sam cesarz niemiecki po swej podróży na Bliski
Wschód przyjmuje tytuł Hadj (pielgrzym), przyznawany
w zasadzie tylko odwiedzającym święte miejsca wyznawcom proroka.

 

REPUBLIKA WEIMARSKA

 

Marzeniom o ekspansji imperialnej Niemiec kładzie kres klęska w
1918 roku. Po Wilhelmowskich Niemczech pozostaje
pustka, która przyciąga ku sobie demony przeszłości i przyszłości: nadzieje,
mity, utopie. Pangermanizm przytłoczony wcześniej ciężarem realnego państwa
niemieckiego, podporządkowany jego politycznym interesom, uwalnia się i
rozwija w tysiącach pangermańskich towarzystw i narodowych loży. Niemcy
poszukują poczucia realności i wspólnoty, odgrzewając germańskie mity, zajmując
się między innymi buddyzmem i magią. Z drugiej strony pojawiają się utopie
przyszłości. Przyszłości, gdyż przywłaszczyły sobie słowo "postęp"
tak jak ruch pangermański przywłaszczył sobie słowo "tradycja". W całych
Niemczech wybuchają dziesiątki rewolt, tłumionych lewicowych rewolucji. W 1920
nastąpi też nieudany prawicowy pucz Kappa, pucz
nostalgicznych żołnierzy Świętego Cesarstwa Niemieckiego. Demokracja, która
zdławi te eksplozje mitów przeszłości i utopii przyszłości, uśmierci fałszywe
nadzieje, będzie miała zbrukane ręce. Republika Weimarska nie zostanie nigdy
uznana przez Niemców za ich własne państwo, pozostając synonimem klęski i
zdrady. Do zniszczenia weimarskich Niemiec przyczynią się także zachodnie
demokracje starające się osłabić to kolejne, jak sądzili francuscy politycy,
wcielenie niemieckiej witalności. Nie myślę tu oczywiście o paranoicznej
interpretacji marksistowskiej historiografii, według której Hitler był
zbuntowaną marionetką mitycznego wielkiego kapitału. Mam na myśli proste
następstwo faktów obciążające krótkowzroczność zwycięzców pierwszej wojny
światowej.

W 1922 roku produkcja przemysłowa Niemiec osiągnęła poziom z 1913,
jest to rezultat, o którym zwycięska, ale wyniszczona wojną Francja mogła tylko
marzyć. Bezrobocie w Niemczech jest niewielkie, inflacja całkowicie kontrolowana
przez rząd i banki. Republika zdrajców z listopada 1918, jak będzie
nazywał weimarskich polityków Hitler, miała wówczas największe szansę stać się
silnym i demokratycznym państwem. Pod koniec 1922 roku zostają zerwane
rokowania pomiędzy Niemcami, Francją i Anglią, dotyczące odszkodowań wojennych.
Premier Francji Poincar
twierdząc, że Niemcy świadomie zwlekają z wypłacaniem wyznaczonych w Traktacie
Wersalskim sum, rozkazuje armii francuskiej zajęcie Zagłębia Ruhry,
największego ośrodka wydobywczego i przemysłowego Niemiec. W pierwszych dniach
stycznia 1923 roku oddziały francuskie i belgijskie wkraczają do Zagłębia
Ruhry. Kanclerz Republiki Weimarskiej Cuno, usiłując
złagodzić oburzenie Niemców, miotając się pomiędzy oczekiwaniami swego narodu,
uważającego weimarczyków za marionetki w rękach zwycięzców, a groźbami Francji,
decyduje się w końcu wezwać do biernego oporu, co prowadzi do zatrzymania
wydobycia węgla i produkcji przemysłowej w Zagłębiu Ruhry, ale także do
paraliżu całej gospodarki niemieckiej. Do września 1923 roku, kiedy to
następca Cuno, kanclerz Stresemann,
zakończy "wojnę o Ruhrę", gospodarka niemiecka poniesie większe straty niż
w latach pierwszej wojny światowej. Dolar, który w lipcu 1922 wart jest jeszcze
493 marki, w styczniu 1923 wymieniany jest za 17 792 marki, a we wrześniu za 98
milionów 860 tys. marek. Rekord inflacji pada piętnastego listopada 1923,
kiedy jednego dolara można kupić za 4 200 miliardów marek. To tego dnia
kanclerz Stresemann powie w Reichstagu: Panowie,
marka jest martwa. Pod koniec 1923 roku siła nabywcza przeciętnej pensji
wynosi jedną piątą jej wartości z 1914. Cała niemiecka klasa średnia zostaje spauperyzowana.
Dawni cesarscy urzędnicy, rentierzy, stają się proletariuszami. Niemcy znowu
czują nienawiść do zachodnich demokracji i pogardzają bezsilnym rządem
Republiki Weimarskiej.

NSDAP - partia Adolfa Hitlera z marginesowej grupki nacjonalistów
stanie się znaczącą siłą polityczną. Liczba członków NSDAP pomiędzy styczniem
a październikiem 1923 wzrośnie z kilkuset do 30 tysięcy. Klęska zorganizowanego
przez nazistów 8 listopada 1923 puczu monachijskiego nie zahamuje już rozwoju
partii, zmitologizuje jedynie postać jej przywódcy Hitlera - męczennika sprawy
niemieckiej niepodległości.

W 1924 roku rządowi Stresemanna udaje
się ustabilizować markę. Do Niemiec zaczyna napływać amerykański kapitał,
dzięki któremu odbudowywana jest niemiecka gospodarka. Po raz drugi Republika
Weimarska zostanie zdestabilizowana w 1929, po
pięciu latach względnej prosperity ekonomicznej. Wielki Kryzys, który w USA,
Wielkiej Brytanii czy Francji odegrał rolę rynkowego regulatora, okaże się
śmiertelnym ciosem dla niemieckiej demokracji. Pomiędzy rokiem 1929 a 1933 liczba
bezrobotnych wzrasta w Niemczech z jednego do sześciu milionów, a NSDAP z
jednej z trzech największych partii niemieckich (obok SPD i KPD) stanie się
jedynym wyrazicielem narodowej i antykapitalistycznej rewolucji, i w
konsekwencji partią rządzącą.

 

SIEDEMDZIESIĘCIU DWÓCH
KTÓRZY RZĄDZĄ ŚWIATEM

 

24 VI 1922 zamachowiec ze skrajnie prawicowej organizacji Święta
Vehma nawiązującej nazwą do działającego w
średniowiecznej Rzeszy niemieckiej kapturowego sądu ludowego, zabija Walthera Rathenau, ministra spraw zagranicznych weimarskich Niemiec,
jednego z sygnatariuszy Traktatu Wersalskiego. Umierający Rathenau
powie do swojej kochanki i współpracowniczki Irmy Staub
słynne zdanie, które stanie się później obiektem wielu sprzecznych komentarzy.
Umierający minister powie: To siedemdziesięciu dwóch rządzi tym światem.

Walther Rathenau zastąpił w czasie
pierwszej wojny światowej swego ojca Ephraima alias
Emila Rathenow na czele największego niemieckiego
koncernu elektrycznego. U progu swej kariery politycznej minister opublikował
kilka książek. W jednej z nich zatytułowanej Rzeczy przyszłe kreślił
wizję zjednoczonej Europy opartej na przyjaźni i współpracy francusko-niemieckiej.
W innej zatytułowanej Słuchaj Izraelu Rathenau
zamieścił aluzję do tajemniczej organizacji Siedemdziesięciu Dwóch, która,
działając jako tajne sprzysiężenie, ma zamiar rozbudzić pangermańskie ambicje
Niemców i pogrążyć Europę w nowym konflikcie. Zagadka słów wypowiedzianych
przez konającego Rathenau nie została nigdy
rozwiązana, może jednak próby wyjaśnienia znaczenia liczby 72 pozwolą nam
ukazać tradycję, którą znali i do której odwoływali się przeciwnicy Walthera Rathenau.

Każdy mit ma podwójne znaczenie, każda mitologia ma dualistyczną
wykładnię, której sprzeczności daremnie usiłują rozwikłać ortodoksyjni i
heterodoksyjni interpretatorzy. Jednym z przykładów takiego dualizmu jest
homonimiczna tożsamość istniejąca pomiędzy imionami dwóch postaci odgrywających
w dwóch różnych tradycjach religijnych przeciwstawne role. Na przykład
zbieżność imion pomiędzy egipskim bogiem Setem i wzmiankowanym w Genezis trzecim z synów Adama - Setem, który według
legendy o świętym Graalu wyniósł z Raju szmaragd
upadły z czoła Lucyfera, szmaragd, z którego miał być wyrzeźbiony święty
puchar służący Chrystusowi w czasie Ostatniej Wieczerzy. Do gralicznego pucharu św. Józef z Arymatei zebrał później
krew i wodę spływającą z boku ukrzyżowanego Mesjasza. Po hebrajsku imię Set ma
dwa przeciwstawne znaczenia: oznaczać może zarówno fundament, jak też tumult
i ruinę. Bo też o ile biblijny Set rodzi się po to, by zastąpić
zabitego przez Kaina Abla, to bóg Set pełni w mitologii egipskiej właśnie
funkcję Kaina, zabijając swego brata - króla Egiptu, Ozyrysa, po to, by przejąć
władzę nad - geograficznie i symbolicznie rozumianym - królestwem Egiptu. Szkarłatny
osioł reprezentujący Seta, boga z głową osła, w egipskich
"satanistycznych" misteriach, stanie się pierwowzorem szkarłatnej bestii z
Apokalipsy św. Jana. Najwybitniejszy francuski badacz tradycji
ezoterycznej, Rn Guenon,
przeciwstawiając tradycje inicjacji tradycjom kontrinicjacji,
wspominał o 72. najwyższych wtajemniczonych,
którzy patronowali europejskim lożom masońskim i odpowiadać mogli, w
zależności od charakteru loży, tyleż 72.
sprawiedliwym, dzięki którym istnieje świat,
co 72. przyjaciołom
egipskiego Seta, którzy wraz z nim przygotowali bratobójczy mord.

Grecy nazywali Seta Tyfonem i to za ich
pośrednictwem trafił on do tradycji europejskiej pod postacią smoka - jednego
z przedstawień zbuntowanego Archanioła w tradycji chrześcijańskiej.

Jednak do symboliki smoka odwoływać się będą w Europie nie tylko
przeciwnicy, ale też najbardziej, jak by się mogło zdawać, ortodoksyjni obrońcy
chrześcijańskiej wiary. Zygmunt Luksemburczyk - król Węgier od 1387,
cesarz Niemiec od 1411 do 1437 - zakłada w okresie swego panowania Zakon Smoka.
Był to zakon rycerski zorganizowany na podobieństwo templariuszy, Rycerzy
Świętej Marii Panny i tym podobnych. On także miał służyć obronie chrześcijaństwa
przed islamem, przed Turkami podbijającymi wówczas Bałkany. Jak wszystkie
jednak zakony przedmurza, pogranicza, Zakon Smoka będzie nie tylko
zwalczał, ale również poddawał się wpływom swego przeciwnika.
Doktryna Zakonu Smoka czerpała z ezoterycznej tradycji
chrześcijańskiej, ale można było w niej także znaleźć elementy doktryny sekty
sufickiej Bekaszti powstałej
w XIV wieku w Anatolii. Specyfika tej sekty, lokującej się zawsze na subtelnej
granicy dzielącej ortodoksyjny islam od jego licznych herezji, polegała przede
wszystkim na zastosowaniu przez wyznawców Bekaszti
religii do celów politycznych, a nawet militarnych. Założona przez Hadżi
Bektasz - derwisza żyjącego w czasach panowania
sułtana Murada I (1360 - 1389), a więc na krótko
przed powołaniem inspirowanego jej nauczaniem chrześcijańskiego Zakonu
Smoka, sekta Bekaszti zajęła się przede wszystkim
wychowaniem i inicjowaniem członków muzułmańskiego zakonu rycerskiego Yani Szeri (Nowe Oddziały) znanego
w Europie pod nazwą janczarów. Legenda głosi, że założyciel Bekaszti błogosławił ciała poległych wojowników islamskich,
pozwalając ich duszom znaleźć miejsce w raju. Jest faktem historycznym, że
przez pięć wieków janczarzy będą wychowankami i często członkami sekty Bekaszti, która dzięki swoim
związkom z elitą sił zbrojnych zdobędzie ogromne wpływy na dworze w
Konstantynopolu. Wpływy te osłabną dopiero po roku 1822, gdy ówczesny sułtan,
pragnąc unowocześnić swoją armię, dokonuje rzezi janczarów i Bekaszti, zastępując ich instruktorami wojskowymi
sprowadzonymi z Europy, co doprowadzi do szybkiej modernizacji armii, a później
do równie szybkiego upadku Imperium Ottomańskiego.

Bekaszti rozwijali islamski odpowiednik
kabały, naukę 29 liter,
która znajdowała zastosowanie we wróżbiarstwie i pomagała w podejmowaniu
politycznych decyzji na dworach tureckiego imperium. W czasach nowożytnych
sekcie Bekaszti przypisywano rozpowszechnienie
tradycji Mahdiego - ukrytego imama. W tradycję Mahdiego wpisany był silny
motyw antyżydowski. Mesjasz islamu miał odrodzić państwo kalifów między innymi
poprzez
zniszczenie narodu żydowskiego.

Wpływy ezoteryczne - politycznego nauczania Bekaszti
znajdujemy w jedynym zachowanym dokumencie związanym z chrześcijańskim Zakonem
Smoka. Dokument ów, o nie potwierdzonej zresztą
autentyczności, to odnaleziona w XVII wieku w jednej z bibliotek weneckich Biblia
Zakonu Smoka, nazywana także podręcznikiem świętej magii Abramelina. Abramelin (tzn.
ojciec piasku) Mag miał, podobnie jak egipski Set, rządzić wraz z 72. dostojnikami pustynnym królestwem. Warto tu zacytować
fragment owej Biblii, fragment niepokojący, jeśli weźmiemy pod uwagę
fakt, że oficjalnie miała ona inicjować rycerzy katolickiego monarchy: Egipski
ojciec piasków tak mówi do swego ucznia: Cień nie będzie mógł uczynić nic
przeciw tobie, bo staniesz się panem cienia, wejdziesz w łańcuch cieni, które
zaludniają wieczność. Nie przekazuj tej wiedzy nikomu poza tymi, którzy noszą
piętno, tymi, których spojrzenie umie stawić czoła
mrokom bez drżenia, tymi, których serce jest dosyć silne, by znieść bezmiar i
nie upaść pod tym brzemieniem... Po tobie przyjdą inni i przejmą płomień, by
nieść go dalej przez światy w imię Pana Najwyższego, nosiciela świętego
kamienia. [Czyżby fragment ten mówił nie o świętym kamieniu z Mekki, ale o
szmaragdzie z czoła Lucyfera?] Niech ciekawość nie pcha cię ku poznaniu
przyczyn tego wszystkiego, przynajmniej dopóki twe serce nie będzie dość
twarde, by przyjąć nieskończone życie w jego najszerszych granicach. Wówczas pojmiesz, iż jesteśmy tak źli, że nasza sekta stała się nie
do zniesienia nie tylko dla całego rodzaju ludzkiego, ale także dla bogów
czczonych przez ludzi.

Następcą Zygmunta Luksemburczyka na czele Zakonu Smoka będzie
rumuński bohater narodowy Władysław IV,
który uwolni co prawda Rumunię na jakiś
czas spod tureckiego panowania, ale uczyni to takimi metodami, że do historii
przejdzie pod dwoma przydomkami: Wbijacza
na pal i Draculi (tzn. syna smoka).

 

ZMIERZCH ZŁOTEJ JUTRZENKI

 

W nowożytnej Europie, w wiktoriańskiej Anglii, pośród dziesiątków
tajnych konfraternii zajmujących się magią, polityką,
ulepszaniem świata, samokształceniem albo tylko robieniem w konia przyjaciół z
arystokratycznego towarzystwa - pośród tych wszystkich grupek przyjmujących
dumne nazwy masonerii regularnych, nieregularnych, towarzystw różokrzyżowych i iluminatów pojawi się bractwo
hermetyczne Golden Dawn
(Złota Jutrzenka). Jako swego inicjacyjnego podręcznika będzie ono
używać dokumentu o nie potwierdzonej autentyczności, księgi Abramelina Maga. Nawiązująca bezpośrednio do Zakonu
Smoka Golden Dawn
została założona w 1887 roku w Londynie i gromadziła inicjowanych wyższych
stopni brytyjskiej masonerii oraz towarzystw różokrzyżowych.
Jej cesarzem wewnętrznym był w interesującym nas okresie, to znaczy w
pierwszych dekadach XX wieku, Samuel L. Mathers
(zięć Bergsona i propagator Golden Dawn we Francji). Inny mistrz Golden
Dawn - Aleister
Crowley - neopoganin z
przekonań, rasista mówiący o wychowywaniu przez GD przyszłego wodza
odrodzonego "białego ludu" - udał się do Niemiec, gdzie nawiązał bliskie
kontakty z przyszłą szarą eminencją Trzeciej Rzeszy, Karlem Haushoferem, oraz z założycielem pangermańskiej loży Thule, baronem Sebottendorffem.
Sebottendorff, Niemiec z tureckim obywatelstwem,
zwrócił na siebie uwagę Crowleya, gdyż twierdził, że
został zainicjowany przez sektę Bekaszti, z której
inspiracji powstała księga Abramelina używana przez
bractwo Crowleya jako podręcznik magii rytualnej.
Baron Sebottendorff był podobno zaproszony przez Crowleya do siedziby loży w Anglii i "inicjowany" w
jej program rasowego odrodzenia "białego ludu". Golden
Dawn, która w momencie powstania deklarowała
pragnienia pogłębiania praktyki rytualnej, będzie się staczała pod koniec
swego istnienia w mniej lub bardziej zawoalowany satanizm. Jeden z
ostatnich Wielkich Mistrzów Golden Dawn, irlandzki poeta Yeats
(laureat literackiej nagrody Nobla) będzie przewodniczył operetkowym zebraniom
loży ubrany w czarną maskę, przybrawszy imię Brata Demona.

 

TRZECH Z SIEDEMDZIESIĘCIU DWÓCH

 

Agent wywiadu francuskiego publikujący w brukowej prasie pod
pseudonimem Teddy Legrand fragmenty swoich raportów
opatrzone sensacyjnymi tytułami, pisał w połowie lat dwudziestych o Niemczech
weimarskich jako o kraju czarnoksiężników za 25 marek. Legrand, który
kilka lat później zginie w tajemniczych okolicznościach, wspominał w swoich
artykułach o dwóch pokrywających się ze sobą kręgach "wtajemniczonych",
odgrywających dużą rolę w życiu politycznym Niemiec. Pierwszym z nich miało
być liczące 72. członków bractwo Zielonego
Smoka (zielony smok jest w alchemicznej symbolice opiekunem niższej
sfery astralnej, patronem świętej krwi i strażnikiem jej czystości). Drugi
krąg to Loża Świetlista bardziej znana pod nazwą Towarzystwa Vril, o którego wpływach będzie jeszcze opowiadał
doktor Willy Ley (jeden z
inspiratorów niemieckich badań nad bronią rakietową) po swej ucieczce z Niemiec
w 1933 roku. Nazwa owego towarzystwa jest zapożyczona z książki francuskiego
pisarza i ezoteryka Jacolliot, który za
rządów Napoleona III był konsulem Francji w Kalkucie. Jacolliot
terminem "vril" określa energię duchową, którą
posiada każdy człowiek, lecz nie potrafi z niej świadomie korzystać. Panami vrilu będą dopiero przyszli nadludzie, rasa panów jak ich
nazywa Jacolliot, piszący w swojej książce: Panowie
wyjdą z podziemia, a my musimy ich rozpoznać i zjednoczyć się z nimi albo
staniemy się ich niewolnikami.

Do obu kręgów towarzysko - ezoterycznych należały trzy postacie
związane z rozwojem ruchu nazistowskiego. Pierwsza z nich i najbardziej znana
to astrolog Hitlera Erik Jan Hanussen (naprawdę
nazywający się Hermann Steinschneider). Ów jeden z
najsłynniejszych astrologów niemieckich staje się doradcą kierownictwa NSDAP w
czasie kilku lat poprzedzających dojście Hitlera do władzy. W grudniu 1932 roku
pozujący na Nostradamusa Hanussen
obiecuje załamanemu kolejną klęską wyborczą swej partii Hitlerowi objęcie
władzy w ciągu kilku miesięcy, jeśli ten wejdzie w posiadanie mandragory
znalezionej na podwórku rzeźni w mieście rodzinnym Hanussena
- Obersalzberg, w czasie pełni księżyca. Po tej
przepowiedni Hanussen wyjeżdża z Berlina, a wróciwszy
1 I 1933 ofiaruje ziele mandragory Hitlerowi. 30 I 1933 politycy weimarscy
proponują Hitlerowi objęcie urzędu kanclerskiego. Hanussen
nie będzie jednak umiał korzystać z pozycji jaką
zdobył sobie wśród dygnitarzy rządzącej partii. Ostatnie publiczne wystąpienie Hanussena ma miejsce 26 II 1933 roku w należącym do niego
Pałacu Okultystycznym w Berlinie. Słynny astrolog, korzystając prawdopodobnie
z partyjnych przecieków, w obecności berlińskiej elity towarzyskiej wpada w
wieszczy trans i "przepowiada" pożar Reichstagu, pożar, który następnej
nocy rzeczywiście niszczy budynek niemieckiego parlamentu. 7 IV 1933 roku
policja odnajduje w jednym z hangarów niedaleko Berlina podziurawione kulami
ciało Hanussena. O wiele poważniejszą postacią był
Węgier o nazwisku Trebitsch - Lincoln. Z innymi członkami bractwa Zielonego
Smoka łączyło Trebitscha zamiłowanie do kultury
Wschodu. Legenda, jaką sam o sobie rozsiewał, głosiła, że został zainicjowany
przez jedną z heterodoksyjnych sekt tybetańskiego buddyzmu. Faktem jest, że Trebitsch spędził większość swego życia na Dalekim
Wschodzie, współpracując z japońskim wywiadem. W 1938 przebywając na terytorium
Chin okupowanym przez Japończyków, publikuje on dwa manifesty do narodu
chińskiego, wzywając Chińczyków, by w imię Buddy powstali przeciw
Europejczykom. Trebitsch publikuje też list
otwarty do Czang Kaj Szeka, oskarżając go o zdradę wyższej cywilizacji Azji na
rzecz Anglików. W jednym ze swych przeznaczonych dla nazistów memoriałów Trebitsch utożsamił Podróż na Wschód, mit
różokrzyżowców z germańskim Drang nach
Osten, pisząc: Przyszłość Niemiec jest na
Wschodzie. Niemcy są wielkim wschodnim duchowym i geograficznym mocarstwem
jutra, mózgiem ogromnego kontynentu który cierpi, Euroazji.

Karl Haushofer, członek Towarzystwa Vril,
inicjowany loży Zielonego Smoka, był w czasie pierwszej wojny światowej
niemieckim generałem. Jako przyjaciel generała Ludendorffa
(uczestnika puczu monachijskiego) wraz z nim, dzięki pośrednictwu loży Thule, poznał Hitlera. W latach dwudziestych Haushofer był wykładowcą geopolityki na uniwersytecie w
Monachium. Jego najzdolniejszym uczniem i asystentem był Rudolf Hess, na którego Haushofer miał
wpływ nie mniejszy niż Hitler. To za sugestią Haushofera
Hess odbył w 1940 roku tajemniczą podróż do Anglii
zakończoną aresztowaniem. Haushofer miał powiedzieć Hessowi, że widział go we śnie lecącego do Anglii. Misja
Hessa miała na celu przekonanie pozostających na
Wyspach Brytyjskich członków Golden
Dawn (których wpływy na politykę angielską
Haushofer i Hess zdecydowanie
przeceniali), do tego by Anglia wraz z Niemcami wzięła udział w podboju Azji
i w wielkim dziele odrodzenia rasy aryjskiej. Haushofer
przed pierwszą wojną światową spędził kilka lat w Japonii jako wysłannik Wilhelmowskich Niemiec. To on jako pierwszy zainteresował
Hitlera Dalekim Wschodem i obok Trebitscha-Lincolna
był jednym z twórców idei polityczno-militarnej osi Berlin-Tokio. Karl Haushofer popełnił harakiri w 1946 roku po otrzymaniu
wiadomości, że jego syn został ścięty w berlińskim więzieniu Moabit, w 1944
roku, za udział w nieudanym zamachu na Hitlera.

 

TOWARZYSTWO THULE

 

Założyciel Towarzystwa Thule, którego
nazwa pojawia się we wszystkich opracowaniach historycznych dotyczących
Republiki Weimarskiej, baron Sebottendorff nie
nazywał się naprawdę Sebottendorff i nie był baronem.
Jego prawdziwe nazwisko brzmiało Adam Alfred Rudolf Glauer.
Urodził się 9 XI 1875 roku jako syn niemieckiego maszynisty kolejowego. W
młodości Glauer był robotnikiem, zmieniał często
miejsce pracy, by w końcu zaciągnąć się do marynarki handlowej i wyruszyć na
poszukiwanie przygód. W czasie swoich podróży odwiedził USA, Australię i
Afrykę, po czym osiadł na stałe w Turcji, gdzie rozpoczęła się jego prawdziwa
kariera - oficjalna: handlowca i polityka oraz mniej oficjalna członka niemieckich
towarzystw różokrzyżowych, które śladem swego
mitycznego patrona, Kristiana Rozenkreutza,
będą szukać związków z islamem i zakładać loże w większych miastach cesarstwa ottomańskiego. W 1911 roku Sebottendorff
otrzymuje, za swoje bliżej nie określone zasługi,
honorowe obywatelstwo tureckie. W tym okresie został ponoć mistrzem Zakonu różokrzyżowego, a także, jak to sugerowały pogłoski,
które on sam potwierdził dopiero w 1924 roku, miał być inicjowany przez jedno z
muzułmańskich bractw religijnych. Baron, zajmujący wysokie stanowiska w armii
tureckiej i mile widziany na ottomańskim dworze,
pracował w tym czasie dla wywiadu Wilhelmowskich
Niemiec i finansował badania naukowe nad nowymi typami broni prowadzone przez
niemiecką armię. Przed wybuchem pierwszej wojny światowej wraca do Niemiec,
gdzie zdobywa wkrótce sławę doskonałego astrologa. W 1917 roku baron oficjalnie
wstępuje do Zakonu Germańskiego - stworzonej w 1912 roku struktury
centralizującej wszelkie loże i zakony niemieckiej masonerii. Rok później,
1 I 1918, w Monachium, z udziałem Sebottendorffa oraz
najwyższych inicjowanych Zakonu Germańskiego zostaje powołane do życia Towarzystwo
Thule, pomyślane początkowo jako bawarska loża Zakonu
Germańskiego, później dzięki osobowości Sebottendorffa
przekształcające się prawdopodobnie w wewnętrzny krąg kierujący zakonem.

Pod koniec 1918 roku loża Thule liczyła
1500 członków i podporządkowała sobie cały bawarski ruch pangermanistyczny:
Unię Młota (chodzi o młot germańskiego boga Odyna), Towarzystwo
Mędrców, Towarzystwo Heraldyczne i Badań Genealogicznych. Coś jednak
różniło Thule od wszystkich grup pangermanistycznych,
o których z pogardą wspominał później Hitler w Mein
Kamp: Charakterystyczne dla tych kreatur było to, że
marzyli o dawnych bohaterach germańskich, o mrokach prehistorii, o kamiennych
toporach i zbrojach, podczas gdy w rzeczywistości byli najgorszymi tchórzami,
jakich można sobie wyobrazić. Bo ci, którzy wymachiwali we wszystkie strony
drewnianymi szablami pieczołowicie kopiowanymi z dawnych wzorów, którzy kryli
swoje głowy stylizowaną skórą niedźwiedzia zwieńczoną rogami byka, oni wszyscy
atakowali tylko bronią ducha i zmykali natychmiast, jak tylko pojawiła się
jakaś komunistyczna pałka.

Tymczasem towarzysze z loży Thule nie
bali się komunistycznych pałek i kontynuując tradycje niemieckich
różokrzyżowców (w XVII wieku inspirujących spiski przeciw katolickiemu
cesarstwu) oraz Iluminowanych Bawarskich kreujących w XVIII wieku utopijną
wizję idealnego państwa niemieckiego, zajęli się polityką i kształtowaniem
historii, początkowo na śmieszną bawarsko-monachijską skalę. Głównym
składnikiem politycznego programu loży Thule był
pangermanizm. Inicjacja członka loży symbolizowała powrotną podróż
zagubionego Aryjczyka do świętej siedziby niemieckiej. Thule
była antychrześcijańska i przede wszystkim antysemicka. W czasie zebrania
loży 9 XI 1918 Sebottendorff ogłosił początek rozstrzygającej
wojny przeciwko rasie żydowskiej i powtórzył, z zamiarem wprowadzenia ich w
życie, słowa z deklaracji Zakonu Germańskiego z 1912 roku: Wiemy, że Żyd
jest naszym śmiertelnym wrogiem. Od dzisiaj chcemy działać w konsekwencji tej
wiedzy.

Każdy neofita, zanim został dopuszczony do wewnętrznego kręgu
loży, musiał przedstawić swoją fotografię, którą analizował następnie sam baron
Sebottendorff obdarzony zdolnością wykrywania "krwi
żydowskiej". Konieczność przedstawiania certyfikatu czystości rasowej
do trzeciego pokolenia zostanie przejęta od Thule
przez SS (wielu późniejszych oficerów należało w tym okresie do loży). Na liście
wtajemniczonych loży znajdowały się między innymi nazwiska Rudolfa
Hessa, Alfreda Rozenberga, ministra rolnictwa
Trzeciej Rzeszy Darre, Hansa Franka i oczywiście
Adolfa Hitlera.

Na początku listopada 1918 roku, wobec zupełnej militarnej klęski
Niemiec, w wielu regionach dawnego cesarstwa wybucha rewolucja. 7 XI 1918 w
Bawarii obalona zostaje dynastia Wittelsbachów i
władzę przejmuje koalicja socjaldemokratów i skrajnej lewicy. Konstytuuje się
rząd kierowany przez Kurta Eisnera, redaktora
socjalistycznej gazety monachijskiej. Dwa dni później Sebottendorff
ogłasza początek antyżydowskiej krucjaty loży Thule,
podkreślając, że Eisner i wielu członków jego rządu
jest żydowskiego pochodzenia. Tego samego dnia Thule
organizuje swoją zbrojną milicję - Kampfbund. Już
4 XII 1918 komando członków Kampfbundu próbuje porwać
Eisnera, ale operacja kończy się katastrofą.
Uczestnicy zamachu zostają aresztowani, a policja podczas rewizji w siedzibie
loży, w hotelu Cztery Pory Roku odkrywa skład broni. Sebottendorff
opuszcza Monachium 22 XII, oficjalnie mając zamiar uczestniczyć w organizowanym
przez Zakon Germański w Berlinie święcie zimowego przesilenia słonecznego. Ma
on tam okazję być świadkiem zarówno komunistycznej rewolty Spartakusowców, jak
też jej stłumienia przez Freikorps, antykomunistyczne
oddziały ochotnicze. Po powrocie do Bawarii baron zmienia Kampfbund w szerszą strukturę bawarskiego Freikorpsu, werbującego swoich członków także spoza
środowisk lóż pangermańskich, głównie spośród zdemobilizowanych żołnierzy
dawnej cesarskiej armii. 6 IV 1919 dotychczasowi koalicyjni sprzymierzeńcy
socjalisty Eisnera - komuniści - obalają rząd w Monachium,
proklamując powstanie Bawarskiej Republiki Rad. Eisner
ginie, a pozostali członkowie socjaldemokratycznego rządu uciekają do Bambergu,
gdzie zostaje powołany koalicyjny gabinet Hoffmanna. Do Bambergu udaje się
wkrótce także Sebottendorff, który proponuje zbiegłym
ministrom pomoc loży w odbiciu Monachium.

Kilkusetosobowy Freikorps
zorganizowany przez Thule zostaje uznany oficjalnie
za armię demokratycznej republiki bawarskiej. 29 IV trzystu pięćdziesięciu ochotników
wyrusza na Monachium, które zostaje odbite po krwawych, trwających przez
tydzień walkach. W nocy z 26 na 27 kwietnia komunistyczna milicja aresztuje
jako zakładników siedmiu członków loży Thule
pozostających w Monachium. Zostaną oni rozstrzelani przez komunistów pod murem
jednego z monachijskich gimnazjów wkrótce po rozpoczęciu przez Freikorps ataku na miasto.

W czerwcu 1919 Sebottendorff opuścił
Monachium oskarżony, z inspiracji władz Bawarii bojących się wzrostu wpływów
loży, o przywłaszczenie tytułu szlacheckiego. Swym następcą Sebottendorff
mianował adwokata Hansa Dahna, a po nim Johannesa Heringa. Kontakty Sebottendorffa
z lożą pozostawały jednak nadal bardzo ścisłe. W liście Heringa
do przebywającego wówczas w Stambule barona, datowanym na początek 1924 roku,
znalazła się poufna informacja, że po nieudanym puczu monachijskim
członkowie NSDAP, uprzedzając decyzję o delegalizacji partii, stali się
ponownie członkami loży. Po wyjeździe z Monachium Sebottendorff
założył w 1920 roku ogólnoniemieckie pismo Astrologische Rundschau.
Pismo to zamieszczało między innymi horoskopy państw, którymi to
horoskopami przywódcy Trzeciej Rzeszy będą się posługiwać (ze zmiennym
szczęściem) do roku 1945. W 1923 baron wyjechał do Turcji. Wykonywał tam
rozmaite zlecenia rządu Kemala Atatrka, stając się między innymi konsulem
Turcji w Meksyku. W 1933 roku wraca na krótko do Niemiec, gdzie wydaje broszurę
Zanim przyszedł Hitler, w której stwierdza dość niejasno, że zasiał
to, co Hitler zebrał. Cały nakład broszury zostaje na rozkaz Hitlera
zniszczony, a jej autor aresztowany i odesłany do Turcji. Ślad po Sebottendorffie urywa się w maju 1945. Według krążących
plotek miał on rzucić się do Bosforu na wieść o śmierci Hitlera.

Kilka miesięcy po wyjeździe barona Sebottendorffa do Turcji w 1923 roku, nakładem
"Monachijskiej Księgarni Teozoficznej" ukazuje się jego książka nosząca
tytuł Praktyka operatywna Franc-Masonerii
Tureckiej. Zawiera ona wyjaśnienie misji Sebottendorffa
i założonych przez niego instytucji. Jak twierdzi autor, tekst jego traktatu
był już gotowy w 1914, ale wówczas, po swym powrocie do Europy, baron nie
znalazł żadnej struktury, żadnej "szkoły" gotowej go przyjąć. We wstępie Sebottendorff
pisze: Jedno odkrycie pogania drugie. Właśnie wczoraj dowiedziałem się, że
zdołano rozbić atom azotu. Oto śmiertelny cios dla filozofii materialistycznej,
dla doktryny fałszywego monizmu. Czytelnikowi może się wydawać, że odkrył
w Sebottendorffie jednego z tych niedokształconych
humanistów, którym najprostsze odkrycia z dziedziny nauk ścisłych dostarczają
materiału do fałszywych uogólnień. Tymczasem Sebottendorff
wydaje się mieć o chemii wiedzę głębszą niż to sugeruje swoim czytelnikom. Ów
pozorny amator entuzjasta w 1912 roku finansował i nadzorował badania naukowe prowadzone
dla potrzeb armii niemieckiej, które doprowadziły do wyprodukowania przez
Niemcy gazów bojowych.

W swym para-alchemicznym traktacie baron opisuje ćwiczenia medytacyjne
oparte na powtarzaniu kilku sylab podczas pewnych określonych faz cyklu księżycowego.
Owa technika medytacyjna ma pozwolić na zintegrowanie z własnym ciałem energii
kosmicznej. Celem długiego cyklu ćwiczeń jest wyzwolenie ciała astralnego
(dostrzeżenie świetlistej zieleni). Mason staje się wówczas "synem
klucza". Klucz oznacza tu fazę rozwiązania, rozpadu. Rozpadowi podlega
fizyczne ciało medytującego, a konsoliduje się jego ciało
subtelne, jak nazywa je Sebottendorff
- ciało boskie.

Terminologia używana przez Sebottendorffa
jest dość eklektyczna. Znajdujemy w niej pojęcia wzięte ze starych niemieckich
traktatów alchemicznych, z masońskiego żargonu, oraz te stosowane w opisach
wschodnich ćwiczeń medytacyjnych. Traktatu Sebottendorffa
nie wyróżnia powoływanie się na tradycję różokrzyżowców. Niemniej baron może
się pochwalić powtórzeniem we własnej biografii geograficznej przynajmniej
trasy inicjacyjnej wędrówki patrona różokrzyżowców Kristiana
Rozenkreutza - podróży na Wschód. Tekst traktatu
przepojony jest fascynacją islamem. Sebottendorff
twierdzi, że w czasie pobytu w Turcji był inicjowany przez wspomniane przez nas
już wcześniej sufickie bractwo Bekaszti.
Miał on przyjąć od przywódców bractwa specjalną misję:

Bekaszti przygotowują wodzów duchowych Islamu...
W obronie przed oskarżeniem o zdradę główną jaką
miałoby być opublikowanie tej książki, deklaruję, że również niniejszy tekst
został napisany na żądanie przywódców bractwa. Obiekt mojej misji jest
następujący: organizacja niewiernych chce podporządkować sobie świat
cywilizowany. Instytucje religijne są tak głęboko zinfiltrowane
i osłabione, że nie mogą się zjednoczyć i stawić oporu. Jeżeli na Zachodzie nie
pojawi się duchowy wódz, chaos może pociągnąć w otchłań wszystko. W tym
niebezpieczeństwie bracia muzułmanie przypomnieli sobie, że był czas, kiedy w
Europie znano Wysoką Wiedzę i że ratunek leży tylko w odrodzeniu tej tradycji.

Ideą inspiratorów Sebottendorffa miało
być stworzenie w Europie zakonu rasowo - religijnego, zakonu inicjowanych
wojowników skupionych wokół swego ubóstwionego przewodnika. Taki zakon byłby
zdolny zrealizować alchemiczne Wielkie Dzieło rozumiane przez Sebottendorffa jako kontrolowana mutacja biologiczna
polegająca na oczyszczeniu krwi rasy aryjskiej.

Abd al Wahid
- specjalista od gnostyckiej tradycji w islamie, napisał w zbiorze artykułów
poświęconych pamięci Rn Guenona, że
bractwa inicjacyjne islamu, będące kiedyś prawowiernymi centrami koranicznego
nauczania, stały się pod wpływem politycznych napięć nowożytności, a także w
wyniku świadomego oddziaływania sił, do których Abd al Wahid czyni jedynie rozmaite
niejasne aluzje, mniej lub bardziej świadomym instrumentem odwróconej
krucjaty korzystającej z islamskich odpowiedników czarnej magii. Pada
także w tym kontekście nazwa Bekasztich.

Adolf Hitler okazał się zupełnie niespodziewanie najwłaściwszym
kandydatem Thule na przywódcę antychrześcijańskiej kontrinicjacji. Asendansem
astrologicznym Hitlera była Waga. Thule to nie tylko
oznaczenie centrum hiperborejskiej cywilizacji, z której wywodzić się
mieli Ariowie. W sanskrycie znak zodiaku "Waga" nazywa się właśnie
"Tulą". Pod znakiem astrologicznym Wagi znajduje się rodzinny kraj
Hitlera oraz Tybet, do którego w latach trzydziestych będą wyruszać
organizowane przez SS ekspedycje naukowe. Zodiakalnemu znakowi Wagi
odpowiada planeta Wenus i to tylko w jednym ze swych aspektów - jako związana z
elementem powietrza "Wenus lucyferyczna". Lucyfer (niosący światło) jest
symbolizowany przez planetę Wenus z powodu jej specyficznego, zielonkawego
światła (zielonkawego jak szmaragd spadły z czoła Lucyfera).

 

PIERWSI ANTYFASZYŚCI

 

Pod koniec 1921 roku najwybitniejszy antropozof
niemiecki, Rudolf Steiner, rzuca klątwę na nieznanego
przywódcę kilkusetosobowej bawarskiej partii nacjonalistycznej - Adolfa
Hitlera. Steiner
nazywa Hitlera niemieckim wcieleniem Arymana. Krótko potem SA zaczyna w całych
Niemczech "polowanie" na uczniów Steinera. Z
kolei steineryści rozpowszechniają, jako pierwsza
chyba organizacja w Niemczech, antynazistowskie ulotki, sformułowane
co prawda w dosyć szczególnym żargonie i skierowane przede wszystkim do
niemieckich środowisk ezoterycznych.

W 1922 roku bojówka SA dokonuje na terenie Szwajcarii zamachu na Goetheanum - steinerowskie
centrum badawczo-pedagogiczne w Dornach. SAmani
niszczą budynek i palą całe archiwum Steinera, który
umiera kilka miesięcy później.

 

CZARNY ZAKON SS

 

- Wie pan, ufundowałem własny zakon - oświadczył Adolf
Hitler w czasie jednej z rozmów z Hermannem Rauschningiem.
Organizacją, która odgrywała tę rolę w strukturach Trzeciej Rzeszy, były
sformowane w 1923 roku Oddziały Ochrony. Początkowo Schutzstaffeln
dublowały funkcje SA, stanowiąc jeszcze jedną milicję partyjną. SS szybko
jednak zastąpiła SA, posuwając się aż do fizycznej likwidacji jej szefa Rhma w czasie "nocy
długich noży". O ile SA bardzo długo pozostawała w łonie ruchu
narodowo-socjalistycznego nosicielem idei rewolucji społecznej (Rhm lubił nazywać
się jedynym prawdziwym socjalistą w partii), to funkcją SS było raczej przeprowadzenie
rewolucji kulturalnej.

Człowiekiem, który uczynił z SS czarny zakon - ideologiczny
kręgosłup systemu, był Heinrich Himmler (Reichsfhrer SS od 6 I 1929). To on okazał się
rzeczywistym wykonawcą zamierzeń przedstawionych w ezoterycznym traktacie
barona Sebottendorffa. Himmler dostarczył też
Trzeciej Rzeszy jej zakon rycerski, który podobnie jak janczarzy będzie zakonem
wielonarodowościowym. Pod koniec drugiej wojny światowej w jednostkach
bojowych SS służyło (podobnie jak w oddziałach janczarów) więcej
przedstawicieli obcych nacji (Francuzów, Ukraińców, Bałtów, Ramandów
itp.) niż Niemców.

Himmler był z wykształcenia agronomem. W czasie studiów
specjalizował się w hodowli drobiu. Z młodzieńczych zainteresowań zostały mu
zamiłowania wychowawcze, a także najzupełniej poważne przekonanie, że w swoim
poprzednim wcieleniu był niemieckim monarchą, Henrykiem zwanym Ptasznikiem.

Jak pisze o nim Juliusz Evola w książce
Faszyzm
widziany z prawa: Hitler nazywał Himmlera swoim Ignacym Loyolą,
a jeśli chodzi o stopień depersonalizacji, ten jegomość w drucianych okularach
bił na głowę wszystkie inne postacie nazistowskiego aeropagu.

Himmler, który dorastał pod wielkim wpływem wuja jezuity, okaże
się kolejnym z twórców antykatolickich sprzysiężeń niemieckich, którzy inspirowali
się własną, fałszywą wizją zakonu jezuitów. Johann Valentin Andreae (1586 - 1654), niemiecki erudyta, autor
łacińskich komedii, mistyfikator i prawdziwy, jak się zdaje, autor Biblii
różokrzyżowców zaprojektowane przez siebie stowarzyszenie różokrzyżowców
widział jako protestancki odpowiednik demonicznego i spiskującego zakonu jezuickiego. Podobnie rzecz się miała z wychowankiem
jezuickiego kolegium w Ingolstadt w Bawarii, Adamem
Weishauptem, który w 1776 roku powołał do życia stowarzyszenie
Iluminowanych Bawarskich, będące w jego zamyśle parodią zarówno zakonu
jezuickiego, jak też lóż masońskich (do których
należeli rodzice większości "iluminowanych"). Owa wzajemna niebezpieczna
fascynacja pomiędzy niemieckimi ruchami masonicznymi
a zakonem jezuitów została zauważona przez Tomasza Manna, który w Czarodziejskiej
górze dwoma wychowawcami młodego Niemca Hansa Castorpa
uczynił konkurujących ze sobą; jezuitę Naphtę i
masona Settembriniego.

SS było organizacją liczną i silnie zhierarchizowaną. Tylko
najbardziej wewnętrzny krąg wtajemniczonych przechodził właściwą mistyczno-ideologiczną
inicjację w zamkach SS. Dopiero po owej inicjacji można było otrzymać
nominacje na najwyższe stanowiska. Przyszli rycerze-zakonnicy byli
wybierani spośród najzdolniejszych członków nazistowskich organizacji
młodzieżowych. Informacje o przebiegu ćwiczeń "inicjacyjnych" oparte są
jedynie na plotkach, nie zachowały się żadne opisy, a większość "inicjowanych"
zginęła lub została stracona pod koniec wojny. Cztery stopnie wtajemniczenia
osiągało się w czterech kolejnych zamkach SS. Pierwszy etap nauki obejmujący wstęp
do teorii ras i podstawy ideologii trwał jeden rok, drugi etap, w czasie którego koncentrowano się na podnoszeniu
sprawności fizycznej także rok, etap obejmujący sztuki walki i podstawy
polityki - osiemnaście miesięcy. Ostatni etap nauki, polegający na
przyswojeniu SS mistyki "rasy i przestrzeni życiowej", trwał
również osiemnaście miesięcy i odbywał się w Marienburgu
(Malborku), dawnej stolicy zakonu krzyżackiego.

Od pierwszych dni nauki trwały próby fizycznej i moralnej
wytrzymałości inicjowanych. Do ćwiczeń fizycznych należała na przykład walka z psami bojowymi. Kandydat do
przyszłych godności miał przez 12 minut gołymi rękami walczyć z atakującymi go
psami i, jeśli wierzyć pogłoskom, zdarzało się, że to psy odstępowały
przerażone dzikością człowieka. Próba czołgów polegała na tym, że rząd
pojazdów na gąsienicach zbliżał się do uczniów ze ściśle odmierzoną
prędkością. Każdy z nich miał saperkę i 80 sekund na to, by wykopać płaski
okop, w którym mógł się ukryć i przeczekać ich przejazd. Próba kończyła się
śmiercią dla l % uczestników, a uciekinierów rozstrzeliwano na miejscu. Próba
granatu, o której wspomina wielu historyków, odbywała się w bunkrze, za
betonową przegrodą chroniącą "komisję egzaminacyjną". Jeden z członków
komisji wręczał uczniowi, ubranemu w żelazny hełm, granat, który uczeń po
odbezpieczeniu umieszczał na szczycie hełmu. Jeśli granat eksplodował na
hełmie, zdający wychodził z próby ogłuszony, ale zwycięski. Jeśli spadał i
wybuchał pod nogami ucznia, kandydat zostawał kaleką, a SS było zobowiązane
wypłacać mu dożywotnią pensję. Odrzucenie lub kopnięcie spadającego granatu
równało się usunięciu z szeregów SS. Zupełnie innego rodzaju odporność
sprawdzała próba kota, w czasie której kandydat
za pomocą trzymanego w prawym ręku lancetu miał wyjąć oczy trzymanego w lewej
ręce żywego kota. Miało się to odbyć bez uśmiercania zwierzęcia i bez
uszkodzenia jego oczu. Ta ostatnia próba, będąca przykładem sadyzmu, była
odpowiednikiem prób, jakie przechodzili członkowie ludobójczych sekt afrykańskich,
Ludzi-Panter. Dewizą wychowawczą zanotowaną w annałach SS była, zapewne
nie bez inspiracji Sebottendorffa i jego uczniów z Thule, dewiza pedagogiczna sekty Bekaszti: Bądź między rękami swego wodza jak trup
w rękach tego, który go obmywa. Trzeba dodać, że śmiertelność
inicjowanych uczniów SS, wliczając w to samobójstwa, wynosiła w ciągu
pierwszego roku prób 37 %.

Młodzi SSmani mieli także swoją
pornografię w postaci numerów periodyku Ostara
wydawanego przez pseudocystersa Lanza von Liebenfelsa.
Zamieszczane w tym piśmie bardzo odważne ryciny przedstawiały Aryjki uwodzone
bądź gwałcone przez grupy podludzi, najczęściej o
semickich rysach.

Himmler uważał się za kontynuatora antykatolickiej tradycji
katarów i rycerzy św. Graala. W zamku Werwelsburg
koło Paderborm w Westfalii co
roku odbywał się tydzień ćwiczeń duchowych pod kierownictwem samego Reischfhrera SS. W
sali głównej zamku stał okrągły stół podzielony na dwanaście części
odpowiadających dwunastu znakom zodiaku, przy którym siadało dwunastu
generałów SS uważających się w takich momentach za prawowitych następców
rycerzy króla Artura. Seanse medytacyjne odbywały się przy wtórze głośnej
muzyki z Wagnerowskich oper.

Innym problemem zajmującym Himmlera do ostatnich dni wojny był
brak na okrągłym stole w zamku w Werwelsburg gralicznego pucharu, którego poszukiwaniem zajmowały
się od roku 1930 wyspecjalizowane służby SS. Z dziedziną aktywności SS, którą
można by nazwać poszukiwaniem św. Graala, łączy
się osoba Otto Rahna, nazistowskiego
specjalisty od historii kataryzmu. Rahn także przeszedł przez krąg zewnętrzny loży Thule. Był członkiem teozoficznych towarzystw niemieckich
i jednego z zakonów niemieckich różokrzyżowców. Wędrówkę po rozmaitych
środowiskach ezoterycznych zakończył jako członek NSDAP i SS, współpracownik Ahnenerbe, instytutu badawczego pracującego
pod patronatem Himmlera. Pod koniec lat dwudziestych Otto Rahn
udał się na południe Francji, gdzie prowadził kilkuletnie badania
archeologiczne i studia nad historią kataryzmu,
których owocem są dwie książki: Krucjata przeciw Gradom i Dwór
Lucyfera. Rahn był żarliwym obrońcą kultury
katarskiej i w swoich książkach atakował Kościół katolicki za likwidację tego ogniska
żywej wiary. Co równie istotne, to właśnie Otto Rahn powiązał kataryzm z tradycją
graliczną, a zamek Monsalvat
z legendy o św. Graalu, gdzie miało się znajdować
źródło pierwotnej wiedzy, a także miał być przechowywany szmaragdowy puchar,
utożsamiał on z zamkiem Montsgure
- duchową stolicą katarów. Rahn
zainspirował Himmlera do zakrojonych na szeroką skalę badań weryfikujących dwie
legendy, według których ów mityczny klejnot średniowiecznego rycerstwa miał
zostać bądź to ukryty w okolicach Montsgure, bądź też wyniesiony w czasie
oblężenia zamku przez jednego z "doskonałych" i ukryty w Pirenejach lub w
jednym z klasztorów w Hiszpanii. W 1940 roku już po
oficjalnej egzekucji Otto Rahna, Himmler, któremu
towarzyszył kapitan Alquen (dawny członek loży Thule) i generał SS Karl Wolf, którego adiutantem był
kiedyś Rahn, złożył nieoficjalną wizytę na południu
Hiszpanii. Niemiecka delegacja odwiedziła między innymi klasztor benedyktynów
na górze Montserrat, wymieniany przez Otto Rahna jako jedno z możliwych miejsc przechowywania gralicznego pucharu. Himmler spędził długie godziny w
bibliotece klasztoru, szukając jakichkolwiek wzmianek o obecności katarów w
Montserrat. Minister bezpieczeństwa Rzeszy wypytywał również benedyktynów o
znane im przekazy ustne wiążące legendę graliczną z
terenami, na których ufundowany został w średniowieczu ich klasztor.

Jeśli chodzi o Ottona Rahna, to istnieją co najmniej dwie wersje jego dalszych losów po
roku 1939. Jedna z nich głosi, że pod koniec tego roku Rahn
został stracony przez ścięcie, z rozkazu swoich przełożonych - byłych uczniów.
Istotnie w teczce personalnej wyższego oficera Otto Rahna
znajduje się list z 28 lutego 1939 zaadresowany przez niego do Himmlera i
zawierający prośbę o wykreślenie z rejestru członków SS, prośbę, której
przyczyny mogą zostać wyjaśnione wyłącznie osobiście samemu Reischfhrerowi. Teczka
personalna Rahna nie zawiera ważnego dokumentu
dołączanego obowiązkowo do teczek personalnych "inicjowanych" członków SS,
certyfikatu czystości rasowej. Nie zawiera go z oczywistego powodu. Otto Rahn był jednym z nielicznych członków SS pochodzenia
żydowskiego. Jego matka nazywała się Klara Hamburger i była córką pary
niemieckich Żydów - Szymona Hamburgera i Lei Kukier.
Ów fakt mogący istotnie spowodować egzekucję Rahna
był jednak znany jego przełożonym już od kilku lat, od chwili
kiedy wstępował on do SS. Stąd bierze się podejrzenie, że pogłoska o
nagłej niełasce i zgładzeniu Otto Rahna była
zorganizowaną przez wywiad SS mistyfikacją, dzięki której nowe wcielenie Otto Rahna mogło bez odium dygnitarza SS kontynuować swoje
poszukiwania i infiltrować środowiska ezoteryczne często wrogie Trzeciej
Rzeszy. Ową hipotezę potwierdza fakt, że w rok po domniemanej egzekucji Otto Rahna pojawia się w archiwach SS postać niejakiego Rudolfa Rahna, wykonującego także bezpośrednie polecenia zastępcy
Himmlera, generała SS, Wolffa. W 1941 roku Rudolf pojawia się w Syrii w
momencie, kiedy wywiad SS próbuje przygotować wraz z miejscowymi ugrupowaniami
islamskimi rewoltę przeciwko Anglikom w Iraku. Rudolf Rahn,
wyjątkowo dobrze orientujący się w zagadnieniach islamu, nawiązuje wówczas
ścisłe kontakty z bractwami muzułmańskimi, między innymi z pozostałościami sufickiego bractwa Bekaszti. Jest
to epoka, w której związani z bractwami muzułmańskimi imamowie włączali do
swoich modlitw inwokację Niech będzie pochwalony Allach w niebie i Hitler
Jego sługa na ziemi utożsamiając Hitlera z postacią długo oczekiwanego
mesjasza Mahdiego, który przecież także miał dać się rozpoznać poprzez
swoją nienawiść do narodu żydowskiego. Rudolf Rahn w
czasie pobytu w Syrii kontaktuje się z członkami francuskich towarzystw
ezoterycznych i paramasonicznych. W rozmowach ze
swymi przyjaciółmi z tego okresu wspomina, że miał brata o imieniu Otto, który
zmarł w wieku trzech lat. Nazwisko Otto Rahna pojawia
się jeszcze raz w odnalezionych przez aliantów zapiskach skarbnika SS, który w
roku 1944 odnotowuje wypłacenie niejakiemu Otto Rahnowi
nieżyjącemu jakoby od 5 lat, niebagatelnej jak na owe czasy sumy 5 481
marek.

 

SZARA EMINENCJA CZARNEGO ZAKONU

 

Heinrich Himmler nie był intelektualistą. Wskazują na to fragmenty jego
ezoterycznych przemówień, będących "próbką" New Age'owego
stylu, która mogłaby wyjść spod pióra jakiegoś byłego kontestatora gardzącego
nauczaniem
oficjalnych instytucji zachodniej cywilizacji i zgłębiającego na przykład
tajniki magii Kahunów. Neopoganizm
Himmlera jest bełkotem. Można jednak przypuszczać, że ktoś, kto dostarczał
materiału do owego bełkotu i eksperymentował bawiąc się w tworzenie nowego
Kościoła i jego obrzędowości, był człowiekiem o dużo głębszej wiedzy. Ślady
owego inspiratora prowadzą do instytucji, którą można by nazwać mózgiem SS. W
owej instytucji tworzono ideologię SS i pracowano nad specyficzną, duchową Wunderwaffe. Deutsches Ahnenerbe - Niemieckie Dziedzictwo - Towarzystwo Studiów
nad Historią Ducha, pojawia się w podręcznikowych chronologiach w 1935
roku, kiedy to Himmler uczynił z niego oficjalny instytut badawczy finansowany
z funduszy SS i afiliowany w jego szeregi. Naprawdę jednak Ahnenerbe
została założona w 1933 roku jako instytucja niezależna od ruchu
nazistowskiego. Jej twórcą był Friedrich Hielscher,
którego należy podejrzewać o rzeczywiste inspirowanie zabawy w czarny zakon, w nowy kościół nawiązujący do
ezoterycznej tradycji. Hielscher mający w latach 20. okazję otrzeć się o lożę Thule,
kierował pracami Ahnenerbe w okresie prenazistowskim, by po 1935 roku zadowolić się skromnym
stanowiskiem szefa jej sekcji ezoterycznej, zajmującej się doktrynami
ezoterycznymi i badaniem wpływów magii na zachowania ludzkie. W latach
1933 - 35 Hielscher nawiązał szereg kontaktów z
filozofami i religioznawcami, których nie można by posądzać o jakiekolwiek
sympatie wobec nazizmu. Tak na przykład żydowski filozof Martin Buber był w
tym okresie współpracownikiem Ahnenerbe w zakresie
badań judaistycznych. W 1935 z inspiracji holenderskiego profesora Hermana Wirtha, pangermanisty i członka NSDAP od 1925 roku, Himmier czyni Ahnenerbe
oficjalną instytucją Rzeszy. Jeśli wspomnieliśmy o tej organizacji jako o
twórczyni duchowej Wunderwaffe SS, nie ma w tym
żadnej przesady. Himmier, a nawet Hitler, wiązali z
badaniami Ahnenerbe nadzieje daleko większe niż z
jakimkolwiek programem zbrojeniowym. Trzecia Rzesza wydała na badania Ahnenerbe więcej pieniędzy niż USA na wyprodukowanie bomby
atomowej. Oficjalny wykaz przedmiotów zainteresowania tej organizacji może
sprawiać paranoidalne wrażenie. Wybierając losowo cztery tematy sprawozdań z
jej obficie finansowanych badań znajdziemy pośród nich między innymi:

Teczka nr 6 - Obecność i wpływy różokrzyżowców. Teczka nr 7
- Symbolika ukrycia legendarnej harfy z Ulsteru. Teczka nr 8 - Symbolika
gotyckich katedr. Teczka nr 9 - Tajemne znaczenie wysokich kapeluszy z Eton. Wybór
tematów może robić wrażenie paranoi, ale niekoniecznie musi nią być. Po
pierwsze przegląd pełnej listy dowodzi, że zainteresowanie Ahnenerbe koncentrowało się wokół praktycznego
zastosowania magii w polityce, w kierowaniu jednostkami i społeczeństwami. Dla
nie przekonanych drugie wyjaśnienie: pamiętajmy, że
jesteśmy w kręgu zabawy polegającej na kreowaniu alternatywnego świata poprzez
tworzenie alternatywnej wiedzy. Być może jedynym świadomym uczestnikiem tej
zabawy był Hielscher. Zabawa ta kosztowała życie
milionów ofiar, ale czyż nie stawała się przez to bardziej fascynująca? A
zestaw "teczek" opracowanych dla potrzeb drobiarza
z wykształcenia, Heinricha Himmlera? - Hielscher
zachowywał się jak alchemicy na dworach renesansowych monarchów, obiecujący im
złoto i władzę, by mieć fundusze na prowadzenie swoich prawdziwych prac nad
przemianą ołowiu w złoto, czyli nad duchową przemianą w nadczłowieka. W
styczniu 1939 roku szefowie Ahnenerbe: profesor Wst (wykładający
sanskryt na uniwersytecie monachijskim) i Bruno Galke
(osobisty adiutant Himmlera) zostają włączeni do wąskiego sztabu SS. Od tej
pory wpływy Ahnenerbe i jej możliwości "badawcze"
stają się nieograniczone. Sesje medytacyjne przed posiedzeniami sztabu SS
prowadzone są przez urzędników - kapłanów Ahnenerbe.
Są oni także odpowiedzialni za budowę pomników ku chwale narodu niemieckiego i
jego historii (podwładni Hielschera kierują np. budową monumentalnego pomnika młodzieży hitlerowskiej
na wyspie Rugii). Urzędnicy Ahnenerbe zestawili listę
obiektów historycznych istotnych dla duchowej ciągłości narodu niemieckiego,
które znalazły się pod wyłączną kontrolą tej instytucji. Kuriozalny
jest fakt, że na liście owych monumentów istotnych dla ciągłości duchowej
narodu niemieckiego Hielscher umieścił... synagogę żydowską w Pradze, pochodzącą z XIII wieku i
związaną z legendą sztucznego człowieka ożywionego technikami gematrii - Golema. Oficjalnym szefem Ahnenerbe
w ostatnich latach II wojny światowej, a właściwie łącznikiem między Hielscherem a Himmlerem, jest pułkownik SS Wolfram Sievers, najbliższy przyjaciel i ulubiony uczeń Hielschera. To pod nadzorem Sieversa
Ahnenerbe będzie kierować "medycznymi"
doświadczeniami w Dachau, i to osobiście Sievers
nadzorować będzie wymordowanie 750 tysięcy Cyganów, realizując jeden z pomysłów
opracowanych w biurach Ahnenerbe z inspiracji, jak
twierdzono, sekt hinduistycznych, które w zamian za współpracę z ezoterykami
z SS miały zażądać ostatecznego zniszczenia ludu, mającego się niegdyś
sprzeniewierzyć zaleceniom religijnych przywódców Ariów.

Hielscher był przyjacielem innego członka loży Thule, Karla Haushofera, o którym
była już tu mowa. Był on również przyjacielem znanego pisarza niemieckiego
Ernsta Jngera.
To z dziennika Ernsta Jngera,
pisanego w zajętym przez Niemców Paryżu, pochodzi najbardziej chyba
interesująca wzmianka dotycząca Rudolfa Hielschera.

14 X 43 - Wieczorem wizyta Bogo. [Pseudonim Hielschera
w dzienniku; Jnger
z obawy przed dawnymi przyjaciółmi zastępował pseudonimami nazwiska wszystkich
postaci z elity nazistowskiej.] W epoce tak ubogiej w postacie i siły
oryginalne objawia mi się on jako jeden z moich znajomych, nad którym
rozmyślałem najwięcej, nie dochodząc do żadnych wyraźnych sądów. Wierzyłem
dawniej, że wszedł on w historię naszej epoki jako jedna z osobistości mało
znanych, ale cechujących się nadzwyczajną subtelnością umysłu. Dzisiaj myślę,
że odegrał dużo większą rolę. Wielu, jeśli nie większość młodych
intelektualistów z pokolenia, które dojrzało po ostatniej wojnie, znajduje się
pod jego wpływem i często przeszło przez jego szkołę... potwierdził
mi podejrzenie, jakie żywiłem od dość dawna, mianowicie to, że założył
kościół. Powiedział mi, że teraz znajduje się poza dogmatyką i posunął się
bardzo daleko w liturgii. Zademonstrował mi serię pieśni i cykl świąt "roku
pogańskiego", który zawiera całą konstelację bogów, kolorów, zwierząt,
potraw, kamieni i roślin. Dowiedziałem się, że poświęcenie światła celebruje
się drugiego lutego... mogłem skonstatować u Bogo fundamentalną zmianę charakterystyczną dla całej
naszej elity. Angażuje się on w domenę metafizyki z całym bagażem myśli
ukształtowanej przez racjonalizm. To uderzyło mnie już u Spenglera...
Można by rzec z grubsza, że XIX wiek był wiekiem racjonalizmu, a XX jest
wiekiem kultów. Kniebolo [Hitler] także tym
żyje, stąd totalna niezdolność umysłów liberalnych do dostrzeżenia choćby
samego miejsca, w którym on się znajduje.

Hielscher pojawił się raz jeszcze jako postać
historyczna w czasie procesu norymberskiego, na który zgłosił się jako świadek
obrony w sprawie Sieversa. Odmówił jednak odpowiedzi
na wszelkie pytania dotyczące sekty ezoterycznej Ahnenerbe.
Sievers został skazany w Norymberdze na śmierć przez
powieszenie. Jego ostatnim życzeniem było zezwoleniu mu na odprawienie
modłów według rytu Ahnenerbe. Modły owe odprawił
z nim na osobności właśnie Hielscher, który
towarzyszył mu także w momencie wykonania wyroku
śmierci, by potem zniknąć nie niepokojony nigdy przez sądy tropiące dawnych
dygnitarzy Trzeciej Rzeszy.

 

PODRÓŻ NA WSCHÓD

 

Jednym z najbardziej tajemniczych rozdziałów prac Ahnenerbe były organizowane przez nią podróże badawcze na
Daleki Wschód. Stosunkowo najlepiej znana jest wyprawa do Tybetu, która
rozpoczęła się tuż przed wybuchem II wojny światowej. Ekspedycja SS
wyruszyła na Wschód śladami siedemdziesięciu dwóch najwyższych inicjowanych
tradycji różokrzyżowej, którzy mieli opuścić Niemcy w
epoce wojen religijnych i udać się do Tybetu, skąd podobno po dziś dzień
kierują losami świata. I znowu, poza najbardziej nieprawdopodobnymi
baśniami krążącymi wśród "dobrze poinformowanych", głoszącymi, że SSmani nawiązali kontakt z mitycznym, żyjącym w ukrytej
tybetańskiej krainie Agharcie "królem świata"
(określanym przez chrześcijan dużo bardziej przyziemną nazwą "księcia tego
świata"), informacje
potwierdzone
jakimikolwiek dokumentami są nadzwyczaj skąpe. Wiadomo, że ekspedycja
była kierowana przez Standartenfhrera SS Schaefera, jednego
z szefów Ahnenerbe, a w jej
skład wchodziła grupa uczonych Ahnenerbe,
specjalistów od buddyzmu tantrycznego, oraz kilku
oficerów SS. Zmikrofilmowane wzmianki o wyprawie, jakie znaleziono po wojnie
pośród ocalałych dokumentów SS, znajdują się w waszyngtońskim archiwum
narodowym. Mówi się w nich o odnalezieniu w Tybecie kamienia sprzed tysięcy lat
z wyrytą na nim swastyką oraz o przywiezieniu podpisanego podobno przez Dalaj Lamę traktatu o przyjaźni z Trzecią Rzeszą,
uznającego Hitlera za duchowego przywódcę rasy aryjskiej. O ile faktem jest
spotkanie delegacji Ahnenerbe z Dalaj
Lamą, to nie potwierdzono nigdzie istnienia owego dokumentu i można przypuszczać, że list Dalaj
Lamy miał charakter wyłącznie grzecznościowy. Najbardziej interesująca jest
jednak wzmianka o tym, jakoby właściwym celem ekspedycji, celem zrealizowanym, miało
być dostarczenie do Niemiec informacji o tantrycznym
rytuale inicjacyjnym Kalaczakry. Faktem jest, że
wiadomości o istnieniu owego rytu pojawiają się na Zachodzie dopiero po
wyprawie Schaefera. Tantra Kalaczakry
jest rytuałem inicjacyjnym dosyć wyjątkowym w tradycji buddyzmu
tybetańskiego. Pozwala on wojownikowi uczestniczącemu w ostatecznym,
apokaliptycznym boju z siłami zła, zmartwychwstać w mitycznej krainie Shamballi. Zastanawiające jest, że owa najwyższa
inicjacja jest zarazem jedyną inicjacją tantryczną,
której obiektem może być nie tylko buddysta, a wyznawca jakiejkolwiek innej
religii. Tantra Kalaczakry jest inicjacją
zapewniającą nieśmiertelność wojownikom biorącym udział w "świętej
wojnie", nawet jeśli są oni zupełnie nie przygotowanymi
religijnie profanami. Pełni ona taką samą funkcję jak rytuały aplikowane
umierającym Yani Szeri
przez ich duchowych instruktorów z sekty Bekaszti. Po
tradycji gralicznej i islamskiej wydaje się ona
naturalnym obiektem zainteresowań mistrzów neopogańskiego
czarnego zakonu rycerskiego, pragnących skompletować i ujednolicić tradycje
spirytualne wojowników - mistyków wszystkich kultur. Owe rytuały były
przeznaczone dla Himmlera i wykorzystane przez niego w pracach nad dogmatyką i
liturgią nowego zakonu rycerskiego. Trudno powiedzieć, na ile poważnie
traktował owe poszukiwania sam ich inspirator, Hielscher,
choć to ich owoce pozwoliły mu stworzyć rytuał przeznaczony dla umierających
rycerzy-zakonników SS, rytuał, który odprawił (nigdy nie dowiemy się z jakim stopniem powagi) wobec oczekującego na egzekucję
Sieversa.

 

OBSCURUM
PER OBSCURIUS, IGNOTUM PER IGNOTIUS

 

Fakty wybrane z powodzi faktów, nie sprawdzone
z nie sprawdzonego, ścieżki gubiące się w aluzjach. To wszystko, co znalazłem i
to wszystko, co można znaleźć i przedstawić, chyba że
chce się przejść granicę prawdopodobieństwa i napisać jeszcze jedną książkę o
UFO albo o Bormanie - wilkołaku. Wyliczyłem tradycje,
do których ci ludzie czynili świadome aluzje, które ożywiali lub pastiszowali.
Czy w nie wierzyli? Hitler, Himmler, Goering - wierzyli tak jak pruscy elektorzy,
czy niemieccy cesarze czekający na swoje złoto. Ale w co
wierzyli naprawdę ludzie tacy jak Rudolf Hielscher, KarI Haushofer, baron von Sebottendorff albo tajemniczy inspiratorzy z Golden Dawn? Czy byli bawiącymi się
estetami, czy wysłannikami Lucyfera kierowanymi wibracjami siedmiu białych
wież z satanistycznej kontrtradycji Bliskiego
Wschodu, o których pisał po swym nawróceniu się na islam Rn
Guenon? A może byli obłąkani? Czy któraś z tych
możliwości wyklucza zresztą pozostałe? Syn Karla Haushofera
Albrecht napisał przed egzekucją w berlińskim Moabicie:

 

Do mego ojca przeznaczenie powiedziało

Od ciebie zależy czy demon

Jeszcze raz powróci do swego więzienia.

Mój ojciec złamał pieczęć

Nie poczuł oddechu Złego

Uwolnił demona na świat.

 

Czy młody Haushofer próbował wyrazić
poetyckim językiem swe przekonanie o fałszywym politycznym zaangażowaniu ojca?
A może jednak miał na myśli konkretnego Złego, pana "lewej" gnozy, tego,
który daje siłę, tego, którego trzeba zwyciężyć i podporządkować sobie, jeśli
chce się dopełnić alchemicznego Wielkiego Dzieła. Jeśli tak, jeśli miał on na
myśli Lucyfera, jeśli jego ojciec, Hielscher i Sebottendorff rzeczywiście bawili się w czarną magię i w
budowanie nowej religii, nowej cywilizacji, która przezwyciężyłaby chrześcijański
"obskurancki" podział na dobro i zło, to trzeba przyznać, że ich faustowskie
doświadczenie po raz kolejny skończyło się klęską. I nie sądzę, by deus ex
machina, który ratuje bohatera dramatu Goethego, przyszedł w chwili ostatniej
duchowej śmierci do Hielschera, Haushofera
i Sebottendorffa, by im powiedzieć Szukaliście,
będziecie odkupieni.

 

Marek TABOR

 

Fragment przygotowywanej do druku książki pt.
Ezoteryczne źródła nazizmu.

 

brulion nr 17/18

str.
54 - 73



bruLion - wybór tekstów









Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
09 Kontrowersje doktrynalne na wschodzie 3
NASA planuje podróż na Marsa z nową rakietą
Obchody 71 rocznicy pierwszej masowej zsyłki Polaków na Wschód
Krall Na wschód od Arbatu
tydzień na wschodzie 13 2010
08 KONTROWERSJE DOKTRYNALNE NA WSCHODZIE 2
08 KONTROWERSJE DOKTRYNALNE NA WSCHODZIE 2

więcej podobnych podstron