Strona ramki
Moja droga do szczęścia
Leszek Żądło
Od wielu lat zajmuję się dość dziwnymi z punktu widzenia
zwykłych ludzi sprawami. To parapsychologia i nowoczesna psychoterapia - pomoc
psychologiczna. Właściwie łączę jedno z drugim, co daje niezwykłe rezultaty.
Uczę ludzi pozytywnego myślenia, spełniania życzeń i rozwiązywania problemów,
które wydają się w ogóle nie do rozwiązania - np. samouzdrawiania w przypadkach,
kiedy ani medycyna, ani nawet bioenergoterapeuci nie dają sobie rady. To daje mi
niewątpliwą satysfakcję.
To, czym się zajmuję, adresowane jest do ludzi
inteligentnych, którzy swego światopoglądu nie ograniczają do materializmu, a
którzy wierzą w istnienie sił duchowych. Takim ludziom te sposoby działają. I to
jak! Dzięki odpowiednim ćwiczeniom uruchamiają oni moc kreacji i po pewnym
czasie realizują swoje marzenia w łatwy i prosty sposób. A udaje im się to
szczególnie łatwo, gdy mają świetne i niepowtarzalne pomysły, bo te właśnie są
najcenniejsze.
Ale
zaczynałem z intencjami bycia jak najbardziej normalnym zjadaczem chleba. W
dzieciństwie byłem całkiem "normalny". Z wyjątkiem tego, że ze swoimi kolegami
nie piłem i nie paliłem. Po prostu nie miałem takich skłonności. Ochota na
papierosy pojawiła się u mnie w wieku sześciu lat. Obserwowałem ojca, kiedy
palił i wydawało mi się to takie szalenie poważne, dorosłe, fajne, więc chciałem
spróbować. Ale jak stwierdziłem, że mi nie wychodzi, to rzuciłem papierosy na
zawsze. I byłem konsekwentny.
Jak każdy młody człowiek, chciałem być szczęśliwy. Źródeł
szczęścia upatrywałem w tym, w czym większość doświadczonych ludzi.
Postanowiłem, że skończę studia, zbuduję dom i ożenię się. To wydawało mi się
pełną gwarancją szczęśliwego, udanego życia.
W realizacji wyszło trochę inaczej: ożeniłem się,
skończyłem studia pedagogiczne i wybudowałem dom. W efekcie, zamiast
upragnionego szczęścia, w moim życiu rozpanoszyły się nerwica i zmęczenie. Przez
kilka lat prowadzenia intensywnego życia moje zdrowie poważnie podupadło.
Zaczęło się wyraźnie pogarszać, odkąd podjąłem pracę, która miała być
satysfakcjonująca i raczej taką była.
Po serii eksperymentów z medycyną konwencjonalną
zorientowałem się, że te metody nie są mi w stanie pomóc na więcej, niż na dwa -
trzy tygodnie. Zniechęciłem się więc i zacząłem szukać czegoś innego.
Na szczęście, trafiło się tak, że w moim otoczeniu było
kilka osób, które miały doświadczenia z medycyną niekonwencjonalną i dość
szerokie zainteresowania. Doradzały mi one, żeby spróbować tych sposobów, które
w ich przypadkach okazały się skuteczne. Tak też uczyniłem, ale nie ograniczałem
się do tego, co mi sugerowano. Zacząłem wiele czytać na temat radiestezji,
pozytywnego myślenia i różnych niekonwencjonalnych metod uzdrawiania. O
literaturę tego tematu było wówczas o wiele trudniej niż obecnie, ale
przekonałem się, że "dla chcącego, nic trudnego".
Wiele z niekonwencjonalnych sposobów bardzo mi pomogło.
Odtąd też czułem coś, co można by nazwać wewnętrznym prowadzeniem. Wszystkim
zaniepokojonym wyjaśniam, że ten "wewnętrzny głos" czy raczej wewnętrzne,
intuicyjne przeczucie, prowadziło mnie w dobrym kierunku. A to znaczy, że
spotykałem się z coraz skuteczniejszymi metodami pomagania sobie i z ludźmi,
którzy mogli mi udzielić kompetentnej pomocy.
Wiele z metod, które poznałem i których dobroczynnego
działania doświadczyłem na sobie, budzi sprzeciw oficjalnej medycyny czy
psychoterapii. A jednak pod względem skuteczności naukowe metody nie mogą się z
nimi równać. Tak przynajmniej jest w naszym kraju, ponieważ w innych krajach od
wielu już lat dopuszcza się współpracę medycyny i psychoterapii z
uzdrowicielami, szamanami oraz ze specjalistami naturalnej medycyny i wspólnie
prowadzi badania.
Oprócz czytania o tym, co w moim przypadku okazało się
skuteczne, zacząłem się spotykać z ludźmi, którzy interesowali się tymi samymi
tematami i uważnie ich obserwowałem. Wstąpiłem do Stowarzyszenia
Psychotronicznego, gdzie miałem możność poznać wielu wybitnych specjalistów, ale
też i ludzi odbiegających od normy psychicznej. Ze spotkań z nimi wyciągałem
wnioski i szybko się uczyłem.
Widząc, jak trudno o dobrą literaturę tematu zacząłem pisać
książki. Potem przystąpiłem do prowadzenia bardziej profesjonalnych zajęć
związanych z zaawansowanym wspieraniem autopsychoterapii.
Dlaczego postawiłem na autopsychoterapię?
Otóż wiele razy przekonałem się, że o jakości naszego
życia, o naszym zdrowiu, o sukcesach i porażkach, decyduje nasze nastawienie do
siebie i do życia. Nauczyłem się zmieniać to, co się da zmienić i akceptować to,
czego zmienić nie można. Nauczyłem się doceniać i lubić to, co okazuje się
konieczne i niezbędne. Zauważyłem, że z takim nastawieniem żyje się łatwiej i
przyjemniej.
Kilka lat po rozpoczęciu
medytacji w wyniku jej systematycznego stosowania doszedłem do stanu wspaniałego
samopoczucia. Medytowałem wiele godzin dziennie, czytałem mnóstwo wspaniałej
uduchowionej literatury i to wszystko wpłynęło na poprawę mojego samopoczucia.
Było ono prawie idealne. Naturalne dla mnie były stany nieustającego szczęścia,
wręcz ekstazy duchowej. Osiągałem je w bardzo łatwy sposób - oddychając
rebirthingowo. Miałem pewność, że jestem oświecony, lub bliski całkowitego
oświecenia. W tej pewności utrzymywały mnie dowody na to, że nie muszę wiele
robić, a wszystko dobrze wychodzi itd. Dzięki Bogu w tym okresie czasu
przeczytałem o dwu ważnych sprawach, które pomogły mi wrócić do rzeczywistości.
Pierwsza mądra myśl brzmiała:
człowiek oświecony ma całkowicie rozluźniony kręgosłup (brak napięć w
okolicy kręgosłupa), a mój był dość napięty. Nie wywoływało to jednak u mnie
bólu. Byłem tak szczęśliwy, że w ogóle go nie zauważałem.
Druga ważna sprawa, o której
przeczytałem, to możliwość badania etapów rozwoju duchowego. Nauczyłem się tego
i po zbadaniu kilku różnych osób zbadałem sam siebie. Byłem bardzo zdziwiony,
że mój etap rozwoju duchowego był aż tak niski. To jednak mnie nie
zniechęciło, a wręcz przeciwnie, zainspirowało do dalszej pracy nad sobą. No bo
jeśli aż tyle osiągnąłem dochodząc do takiego etapu rozwoju, to co będzie potem?
Zacząłem też zauważać, że nie
wszystko wychodzi mi tak, jakbym chciał, czy tak jak powinno wychodzić
oświeconej istocie. To był powód, żeby zweryfikować swą praktykę.
Dalsze wydarzenia potoczyły się
tak, jakby kierowała nimi potężna inteligentna siła. I tak zapewne było.
Najmilej wspominam okres, kiedy
byłem zafascynowany tym, co może zrobić człowiek i jakie ma możliwości.
Okazywało się, że wiele z nich odkryłem u siebie i mogłem stosować. Lubiłem
różne sztuczki związane z radiestezją, jasnowidzeniem, analizą psychometryczną.
A to akurat bardzo podobało się ludziom, z którymi często przebywałem. W ten oto
sposób mogłem zaimponować młodzieży, podczas gdy inny pedagodzy mieli trudności
w znalezieniu wspólnego języka z wychowankami.
Oczywiście nie wszystkim się
podobało to, co robiłem, bowiem do szkoły, w której pracowałem, uczęszczała
spora grupa Świadków Jehowy. Muszę przyznać, że mimo wszystko nie patrzyli na
mnie jak na wcielonego Szatana. Na wszelki jednak wypadek trzymali się z dala
ode mnie. Panował między nami cichy pakt o nieagresji. A kiedy sprawy u
niektórych z nich toczyły się "nie tak", to nie wahali się przyjść do mnie po
pomoc. Wyraźnie jednak zaznaczali, żebym pewnych rzeczy z nimi nie robił. I OK.
To oczywiście było bardzo
przyjemne, dawało mi poczucie, że umiem to, o czym mogłem przeczytać w kilku
książkach na tematy parapsychologiczne bądź jogiczne. Od tego czasu mam wielkie
trudności w rozumieniu ludzi, którzy poddają w wątpliwość możliwości
uruchamiania zjawisk paranormalnych. Nawet nie próbuję ich rozumieć, bo ile razy
można słuchać, że ktoś uważa coś za niemożliwe, podczas gdy dla ciebie to jest
oczywiste, bo sam to robisz? Wygląda to mniej więcej tak: ja coś robię, a
przychodzi do mnie człowiek i próbuje mnie przekonać, że tego, co robię, nikt
nie może zrobić. I żąda przy tym, żebym zrozumiał jego racje. Bo on na pewno zna
prawdę!!! Przecież tyle czasu poświęcił, by ją zrozumieć. Rozchodzimy się
oczywiście bez porozumienia, bo on chciał tylko potwierdzenia, że jego pogląd
jest słuszny. Fakty go nie interesują, bo w nie nie wierzy, a sprawdzać nie
będzie, bo też nie wierzy. Pozostaje mu przekonanie, że to ja oszukuję.
I co byś takiemu zrobił?
Kiedy nauczyłem się
przebaczać, tacy ludzie znikli z "mojego" świata. Przestali mnie nawiedzać,
ponieważ i ja przestałem mieć ochotę na ich nawracanie. Ostatnio jednak próbują
wtrącać swoje trzy grosze korzystając z anonimowości przy komentarzach na
stronie internetowej. Pewnie znajdują takich, których ich argumenty przekonują.
To, czego się nauczyłem podczas
różnych parapsychicznych eksperymentów, przydaje mi się nadal. Dzięki temu mogę
diagnozować za pomocą jasnowidzenia, bądź metodą radiestezyjną. To przydaje się
szczególnie wtedy, gdy podczas sesji regresingu trafia się klient, który nie
jest w pełni przytomny i nie zdaje sobie sprawy z tego, co właśnie robi. Te
umiejętności przydają mi się również w innych sytuacjach, na przykład wtedy, gdy
trzeba zidentyfikować jakiegoś ducha podającego się za Mistrza Duchowego.
Wiele razy na początku zadawano mi pytanie: "skoro to
wszystko jest takie łatwe i takie skuteczne, to dlaczego większość ludzi tego
nie stosuje, dlaczego jest takie nieznane?"
Dziś mogę udzielić na to pytanie nieco innej odpowiedzi,
niż wówczas: To, co dobre, nie musi być znane. Znane jest to, co się najgłośniej
reklamuje.
Lubię obalać mity naszego myślenia. Tym bardziej, że
myślenie mityczne prowadzi do pomieszania umysłowego, a to z kolei do
podejmowania błędnych decyzji i działań. Moje pierwsze książki: Poradnik
rozwoju duchowego i Tajemne moce umysłu pomagają
w rozpoznaniu wielu mitów, do których jesteśmy głęboko przywiązani, pomagają też
w rozprawieniu się z nimi.
Pisanie książek cieszy mnie a przy okazji jest źródłem
dochodu. To dlatego nadal dzielę się w ten sposób swą wiedzą. To, czego
doświadczam dzięki medytacjom i rozszerzaniu świadomości jest dla mnie coraz
ciekawsze, choć postronnym obserwatorom może się wydawać nudne. To dla mnie jest
zupełnie bez znaczenia, ponieważ szczęśliwy jestem dla siebie, a nie po to, by
udowadniać innym, że to jest możliwe.
Friko.pl - Darmowe serwery WWWFriko_stopka.style.display = 'none';
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
Revolutionary Road (Droga do szczęścia)Droga do szczescia Osiem blogoslawienstwDroga do szczęścia Revolutionary Road (2009) cd 1650 Neels Betty Droga do szczęścia Zaręczyny po angielskuDroga do szczęścia Revolutionary Road (2009) cd 2Moja droga do kościoła katolickiegowięcej podobnych podstron