Droga do szczescia Osiem blogoslawienstw


ż
BRAT EFRAIM
DROGA DO SZCZĘŚCIA
Osiem Błogosławieństw
Przełożyła Magdalena Krzeptowska
Wydawnictwo: "w drodze"
Poznań 2002

Książka ta została napisana na podstawie konferencji brata Efraima, zarejestrowanych na kasetach audio i video w Maria MultiMedia, F-35750 Iffendic. Celowo utrzymany został styl mówiony, aby wiernie oddać treść.

Jedno Twoje spojrzenie czyni mnie szczęśliwą, żyję miłością.
Święta Teresa od Dzieciątka Jezus i Świętego Oblicza
Szczęśliwi ubodzy w duchu, albowiem ich jest królestwo niebieskie. Szczęśliwi, którzy się smucą, albowiem oni będą pocieszeni. Szczęśliwi łagodni, albowiem odziedziczą ziemię. Szczęśliwi, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem będą nasyceni. Szczęśliwi miłosierni, albowiem dostąpią miłosierdzia. Szczęśliwi czystego serca, albowiem będą oglądać Boga. Szczęśliwi, którzy doprowadzają do pokoju, albowiem nazwani będą synami Bożymi. Szczęśliwi, którzy cierpią prześladowanie za sprawiedliwość, albowiem ich jest królestwo niebieskie. Szczęśliwi jesteście, jeśli z mojego powodu lżą was i prześladują, i kłamliwie przypisują wam wszelkie zło. Cieszcie się i radujcie, bo czeka was sowita zapłata w niebie. Tak bowiem prześladowali proroków, którzy żyli przed wami*.
Mt 5,3-12


Spis treści
WPROWADZENIE
1. ZĘŚLIWI UBODZY W DUCHU
2. ZĘŚLIWI ŁAGODNI
3. ZĘŚLIWI, KTÓRZY SIĘ SMUCĄ
4. ZĘŚLIWI, KTÓRZY ŁAKNĄ I PRAGNĄ SPRAWIEDLIWOŚCI
5. ZĘŚLIWI MIŁOSIERNI
6. ZĘŚLIWI CZYSTEGO SERCA
7. ZĘŚLIWI, KTÓRZY DOPROWADZAJĄ DO POKOJU
8. ZĘŚLIWI, KTÓRZY CIERPIĄ PRZEŚLADOWANIA ZA SPRAWIEDLIWOŚĆ
9. OSŁAWIEŃSTWA MARYI
10. BŁOGOSŁAWIEŃSTWA JÓZEFA
11. OGLĄDANIE BOGA
DODATEK

Wprowadzenie

Błogosławieństwa - wzorem podobieństwa do Boga
Na kartach tej książki poruszać będziemy samo sedno nauczania Jezusa. Gdybym miał zachować tylko jeden fragment z Biblii, byłyby to z pewnością Błogosławieństwa, kulminacyjny punkt Kazania na Górze. Jest w nich zawarte całe nauczanie Jezusa, podobnie jak cały zamysł Boga koncentruje się w jednym zdaniu z Ewangelii według św. Jana: "Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne" (J 3,16).
Podczas gdy u św. Jana jest to Boża obietnica obdarowania ludzi szczęściem, u św. Mateusza jest to deklaracja praw człowieka do szczęścia. Powołanie chrześcijańskie - wbrew opiniom, że nasza religia jest religią cierpienia, naznaczoną wszechobecnym symbolem krzyża - to przede wszystkim powołanie do szczęścia.
Szczęśliwi! Jezus rozpoczyna nauczanie, spoglądając na tłumy, patrząc na swoich uczniów. Wchodzi na górę i woła: błogosławieni, szczęśliwi! To jest pierwsze i powiedziałbym najważniejsze słowo nauczania Jezusa. Jesteśmy stworzeni przede wszystkim dla szczęścia Boga. Bóg nas stworzył do szczęścia, stworzył nas w raju. Widział, że wszystko, co uczynił, było dobre i pragnie, żeby jego stworzenie było szczęśliwe. Jego szczęście jest naszym szczęściem. Jego szczęściem jest widzieć nas szczęśliwymi.
Droga błogosławieństw, ta droga szczęścia, jest drogą doskonałości. Szczęście jest dla nas najważniejsze. Powrócimy jeszcze do znaczenia tego słowa. Jeśli żyjemy tylko słowem "szczęście" (szczęście po hebrajsku asheri, po grecku makarios), posiadamy wszystko, absolutnie wszystko. Mamy Boga żyjącego w nas. To właśnie żyjący w nas Bóg pozwala nam zrozumieć, że Błogosławieństwa, (według Tradycji jest ich siedem, ósme to rodzaj podsumowania) są wzorem podobieństwa do Boga, ponieważ można powiedzieć, że ostatecznie szczęśliwy jest tylko Bóg.
Bóg był szczęśliwy zanim człowiek porzucił stan szczęśliwości, tej bliskości z Nim. Szczęście Boga dopiero wówczas będzie mogło na nowo stać się pełne, gdy wszyscy ludzie, których wzywa do zbawienia, będą ocaleni. Na razie Bóg nie może odpocząć, tak jak odpoczął siódmego dnia. Bóg trwa w oczekiwaniu Szabatu, trwa w oczekiwaniu na nasze szczęście, Bóg czeka na nasz raj. Również Jezus mówi do nas w imieniu swego Ojca. Przybył zapowiedzieć nam nową drogę, która rozpoczyna się od tego prostego słowa: "Szczęśliwy!". Przekazuje nam ją od Ojca i mówi o niej w Kazaniu na Górze, w tej mowie ewangelicznej, która jest streszczeniem całej Jego nauki.
Mówi nam także: "Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski" (Mt 5,48). Nie powiedział: "Bądźcie doskonali, jak ja jestem doskonały". Jakiego rodzaju jest ta ojcowska doskonałość, w czym różni się od doskonałości Syna? Myślenie, że Jezus jest człowiekiem, jakiego przedtem nigdy nie było, człowiekiem doskonałym, wzorem, który powinniśmy naśladować, aby dojść do doskonałości, jest błędem, ponieważ paradoksalnie, doskonałość nie oznacza bycia doskonałym. W etymologicznym sensie tego słowa coś jest doskonałe wówczas, gdy jest dziełem skończonym. To Duch Święty prowadzi nas do wymiaru człowieka dokonanego, dojrzałego w Chrystusie. Być dojrzałym w Chrystusie oznacza zmierzać w stronę duchowego dziecięctwa. Doskonałością Chrystusa jest wypełnienie aż do końca woli Ojca, jak to zapowiada w Ogrodzie Oliwnym; doskonałość Chrystus odnajduje w swoim synostwie.
Bycie doskonałym oznacza dla nas dojście do pełni w przeznaczonym nam stanie. Musimy być doskonali tak, jak Bóg Ojciec. Sam Jezus to powiedział: "Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski". Ojcowie Kościoła mówią, że Bóg stał się człowiekiem, aby człowiek mógł stać się Bogiem. Dlatego właśnie drogę do szczęścia nazywam także drogą do podobieństwa. W tych siedmiu, czy też ośmiu zdaniach, w tych siedmiu, ośmiu wezwaniach Chrystusa: "Szczęśliwi!" odnajdziemy opis tego, czego doświadcza nasz Ojciec, który jest w niebie. Weźmy jeden przykład: aby być ubogim, trzeba być bogatym. Powiedziałbym, że my mamy do ofiarowania tylko nasze ubóstwo. Ale Jezus, aby przybliżyć się do nas, "istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie" (Flp 2,6-7), lub bardziej jeszcze dosłownie "opustoszył" samego siebie, tak jak się opróżnia kieszenie, jak się opróżnia portfel. Opustoszył się, zubożył swoje bóstwo, życie w Trójcy Świętej - "nie skorzystał ze sposobności, aby być na równi z Bogiem". Bóg stał się ubogim w Jezusie w sposób zupełnie szalony. Jeżeli książęta poślubiają pasterki, to Bóg poślubia proch, którym jesteśmy my. To jest szaleństwo Jego miłości, która jest miłością ojcowską. A zatem to, co Bóg zrobił dla nas, musimy czynić dla Niego i dla innych, a jeśli to czynimy, jesteśmy najszczęśliwsi.
Jest to droga najkrótsza, najłatwiejsza, a jednocześnie najbardziej stroma. Droga urwista i najwęższa, to znaczy najbardziej męcząca i wywołująca największy niepokój. "Jakże ciasna jest brama i wąska droga, która prowadzi do życia" (Mt 7,14). Ale Jezus mówi nam: "Ja jestem drogą, prawdą i życiem" (J 14,6), drogą ku szczęściu, drogą prowadzącą do Życia. Jest w tych słowach, w tym stwierdzeniu Jezusa, prawdziwy wzrost, wznoszenie się.
Mówi nam jeszcze: "Ja przyszedłem po to, aby [owce] miały życie, i miały je w obfitości" (J 10,10). "To wam powiedziałem, aby radość moja w was była i aby radość wasza była pełna" (J 15,11). Inaczej mówiąc, naszym horyzontem, tym, ku czemu zmierzamy, jest pełnia życia, jest pełnia szczęścia, pełnia poznania, że wszystko, co Bóg uczynił, jest dobre. Otóż w tym tekście z pierwszego rozdziału Księgi Rodzaju termin "dobre" oznacza zarazem dobro, piękno i szczęście. To bardzo ważne. Bóg widział, że to było dobre. Oczywiście, mógł stworzyć tylko coś pięknego, ale widział, że wszystko, co uczynił: światło, ciała niebieskie, zwierzęta, rośliny - to wszystko służyło szczęściu. Małżeństwo oczekujące narodzin dziecka czasem już siedem, osiem miesięcy przed jego narodzeniem kupuje łóżeczko, potem pościel, następnie kaftaniki, ubranka, a na koniec zabawki, czekając z niecierpliwością przyjścia na świat swojego potomstwa. Bóg uczynił to dla człowieka i dlatego właśnie mógł przechadzać się po Ogrodzie Eden i bawił się razem z człowiekiem, z Adamem.
Co wieczór Adam i Ewa spacerowali i napawali się pięknem stworzenia, w doskonałej harmonii ze Stwórcą. Zostaliśmy wezwani do takiej pełni życia. Im bardziej zbliżamy się do Pana, tym bardziej wydaje nam się, że się cofamy, to normalne. Tak samo też im jesteśmy spokojniejsi, w harmonii ze wszystkim, co nas otacza, tym szczęśliwsi w samej głębi nas samych. "Kosztujemy" jak bardzo Pan jest piękny, jak Pan jest dobry, przekonujemy się, że jest naszym jedynym szczęściem. "Skosztujcie i zobaczcie, jak dobry jest Pan, szczęśliwy człowiek, który się do Niego ucieka" (Ps 34,9).
Oto dlaczego Jezus mówi: "Ja jestem drogą". A jaka jest droga Syna do Ojca?

Krzyż
"A Ja, gdy zostanę nad ziemię wywyższony, przyciągnę wszystkich do siebie" (J 12,32). Słowa, które są echem słów proroka: "I skłoni on serce ojców ku synom, a serca synów ku ich ojcom" (Ml 3,24). Inaczej mówiąc, nie istnieje inna droga, jak droga krzyża.
Powiedzieliśmy, że szczęście jest boskiej natury. To pierwsze słowo: "szczęśliwi", które rozpoczyna Błogosławieństwa, po grecku brzmi makarios. Makarios stało się także tytułem: "Beatitude" - Jego Świątobliwość. Tytuł ten był dawniej zarezerwowany dla królów i bogów greckich, ale teraz rozszerzył się na duchowieństwo - patriarchów i metropolitów kościołów Wschodnich. Odnajdujemy go także w świecie łacińskim, bardzo bliskim światu greckiemu i wzorującym się na nim. Stosowało się go wówczas, gdy królowie byli adoptowani przez bogów i czczeni jako bogowie żyjący na ziemi. Zastrzeżono zatem to zaszczytne określenie szczęśliwych, jedynie dla bogów Olimpu i królów.
Pomimo, że tekst Mateusza został napisany po aramejsku, określenie makarios nie zostało użyte przez przypadek. Jak powiedzieliśmy, szczęście jest boskim atrybutem. Bóg sam w sobie jest szczęściem. Bóg jest Miłością, a jedynie miłość może zawierać w sobie wszystko. Apostoł mówi, że: "Miłość jest spoiwem doskonałości" (Kol 3,14). Coś jest doskonałe, kiedy wszystkie elementy są na swoim miejscu, spokojnie, w harmonii jedne z drugimi, jak Miasto Święte widziane przez psalmistę: "Jeruzalem, wzniesione jako miasto o gęstej i zwartej zabudowie" (Ps 122,3). Oto dlaczego Jeruzalem jest miastem, zza którego murów widać pokój.
Wydaje się nam oczywiste, że szczęście nie istnieje poza Bogiem, że można je osiągnąć tylko przez udział w życiu Bożym. "Ja jestem drogą", drogą krzyża, która nas zaprowadzi ku wyrzeczeniom, ku cierpieniom. Ale tajemnicą szczęścia jest przemiana wszystkich cierpień w radość. W radość! Widziałem Martę Robin, jedną z najbardziej cierpiących osób na świecie - ona właśnie była samą radością. I nawet jej płacz i krwawe łzy współczucia, które wylewała każdej nocy, pełne miłości wznosiły się ku Bogu.
To także jest szczęście i Błogosławieństwa mówią o tym: "Szczęśliwi, którzy płaczą!" Szczęście tego, który płacze! Mówi się, że szczęśliwi czasu nie liczą. Nie bardzo w to wierzę. Ludzie, którzy dostępują boskiego szczęścia, zaczynają dopiero odmierzać swój czas i każde wydarzenie z ich życia tak ich prowadzi, aby Bóg mógł współdziałać we wszystkim z tymi, którzy Go miłują (por. Rz 8,28), aby przyczyniali się do szczęścia. Przekonaliśmy się, że droga krzyża jest drogą miłości, drogą wyjścia z siebie, aby przylgnąć do Prawdy. Prawda nie jest jakimś pojęciem. To, cojest prawdą w danym momencie, w innej chwili już prawdą nie jest. To, co od wieków jest prawdą po jednej stronie Alp, jest kłamstwem z drugiej strony. Prawdy, do których dochodzimy, nawet na płaszczyźnie nauki, są relatywne. Ale Prawda jest Osobą, to jest Osoba! Często powtarzam, że prawda nie znosi liczby mnogiej. Powiedzenie komuś od siebie kilku słów prawdy jest błędną postawą, która może zaboleć. Nie istnieje "kilka słów prawdy", bowiem jest tylko jedna prawda, i nie jest to jakaś idea, ani pojęcie, nie jest to także fakt posiadania racji w tej czy tamtej sytuacji. Prawda to Jezus. Piłat zada Synowi Człowieczemu pytanie: "Cóż to jest prawda?" (J 18,38)- Widzimy, że prawda nie zawsze da się wyrazić, ponieważ Jezus zamilkł "zdając się na tego, który sądzi sprawiedliwie" (por. Ps 9,8; 72,2). Jezus to Amen; prawdę, wierność i amen określa się po hebrajsku niemal tym samym słowem. Wspólny rdzeń oznacza: zgadzać się. Kiedy mówimy amen, wyrażamy zgodę, mówimy: zgadzam się. Jezus to Amen. Według Apokalipsy jest Tym, który zgodził się całkowicie z wolą swego Ojca i przylgnął do Jego Osoby, ponieważ Go kocha. Prawda polega na całkowitym i wiernym uznaniu Boga, na przylgnięciu do Tego, który jest Prawdą we wszystkim, a którego nie zawsze możemy wyrazić poprzez pojęcia, czy też opierając się na naszym rozumie.
Zatem obieram drogę krzyża i przywieram do Boga, który jest "drogą, prawdą i życiem". Zgadzam się z Bogiem do tego stopnia, że nie ma we mnie już innej woli, jak tylko Jego wola, a Jego Serce staje się moim sercem. Wówczas delektuję się rozkoszą wszystkich świętych. Rozkoszuję się największym szczęściem, którego nic nie może odebrać. Nawet poddany największym cierpieniom - będę szczęśliwy, jak to dobrze wyraziła św. Teresa Lisieux. Każde zło godząc we mnie, staje się dobrem. Oszczerstwo czyni mnie coraz bardziej podobnym do Jezusa i Teresa z Avili mogła powiedzieć: "Cierpieć albo umrzeć". Brak cierpienia był dla niej gorszy niż śmierć, ponieważ każde cierpienie ostatecznie zwrócone ku Bogu staje się szczęściem. Trzeba zrozumieć, że krzyż jest kluczem tej drogi. Aby zmierzać ku szczęściu, nie ma innej drogi, jak właśnie droga krzyża. Właśnie dlatego Bóg musi nas pociągnąć ku sobie przez chwilę dla naszego dobra.
Czasami przychodzą do mnie ludzie żarliwi religijnie i mówią: "Nie czuję już Boga, jestem zniechęcony do życia". Cieszę się wtedy i mówię sobie: Świetnie! Są już w Bożych rękach, Bóg wysłuchał ich, odkąd powiedzieli: "Panie, chciałbym pełnić Twoją wolę, bądź wola Twoja, a nie moja", lub "ofiarowuję się Tobie". Czyni się akty ofiarne miłosierdziu Bożemu, naprawdę się tego pragnie, lecz kiedy już Bóg zaczyna działać, wydaje się, że zamiast wzrostu spotyka nas upadek. Dzieje się tak właśnie dlatego, że jest to droga krzyża. I wiem, że im noc będzie ciemniejsza i gwałtowniejsza, jak to mówi św. Jan od Krzyża, tym większy będzie także stopień uczestnictwa w Bożej miłości. Będziecie mieli wówczas braci i siostry promieniejących cały czas radością! Rozpromienionych prawdziwym szczęściem. Psalmista pisze: "Któż nam ukaże szczęście"? (Ps 4,7). A w następnym wersecie: "Wznieś ponad nami, o Panie, światłość Twojego oblicza". Inaczej mówiąc: "Święte Oblicze". Dzieciątko Jezus i Święte Oblicze - powracamy wciąż do naszej św. Teresy z Lisieux, do tego utożsamienia z drogą dziecięctwa, która wiedzie do krzyża, ale w tak całkowitym oddaniu i zawierzeniu, że w najbardziej dręczącym momencie odczuwa się już przeobfitą miłość i światłość.

Pochwała Psalmów
Drogę krzyża, drogę miłości Bóg przygotował nam od samego początku i dlatego jest czymś naturalnym, że w Objawieniu, w ekonomii Starego Testamentu znajdywaliśmy także drogę ku szczęściu. Księga Psalmów w sposób tak bardzo poetycki streszcza drogę szczęścia, że może być skierowana do najprostszego umysłu. Nie trzeba być uczonym, odbyć długich studiów biblijnych, aby móc czytać Księgę Psalmów szczerym sercem. Po hebrajsku nie mówi się "psalm", ponieważ istnieje wiele rodzajów psalmów w zależności od tego, czy towarzyszą im instrumenty muzyczne, zależnie od liczby osób, które śpiewają, w zależności od ich rodzaju. Nie, Księga Psalmów nazywa się Sefer Tehilim, to znaczy "księga pochwał" i wszystko, co jest w niej napisane, nawet "grzech mój mam zawsze przed sobą", jest wychwalaniem. Podobnie najgwałtowniejsze skargi w cierpieniu są także pieśniami pochwalnymi. Księga Psalmów jest księgą radości, doskonałej radości. A przypominacie sobie doskonałą radość Poverello (Biedaczyny), naszego drogiego Franciszka z Asyżu, tę doskonałą radość, której doznał w chwili, kiedy po ludzku radość nie była już możliwa? To właśnie wówczas objawia się, wyrywa mu się z piersi Boża radość, wybucha jak zalążek, radość z obecności Boga w nas, radość z obecności Boga w sercu Biedaczyny z Asyżu. Powinniśmy koniecznie modlić się psalmami. Powiedziałbym, że każde ludzkie doświadczenie jest streszczone w psalmach. Przypominam sobie, że narkomani, którzy rzeczywiście zeszli na samo dno piekła, po przeczytaniu Księgi Psalmów mówili: "Mój stan jest opisany, to co dane mi było przeżyć, to, co przeżywam teraz, jest zawarte w psalmach". Jest to księga w najwyższym stopniu natchniona, a jakie jest pierwsze słowo Księgi Psalmów? Ha-cherai, co oznacza "błogosławiony", "szczęśliwy". Hacherai ha ish asher, inaczej mówiąc: szczęśliwy człowiek, który postępuje rozsądnie, "który nie idzie za radą występnych, nie wchodzi na drogę grzeszników i nie siada w kręgu szyderców, lecz ma upodobanie w Prawie Pana, nad Jego Prawem rozmyśla dniem i nocą" (Ps 1,1-2). "Dniem i nocą" - odnajdujemy w wezwaniu Jezusa "Czuwajcie" (Mk 13,33). To Prawo jest jego rozkoszą (por. Ps 119,174) i "nad Jego Prawem rozmyśla dniem i nocą. Jest on jak drzewo", a jest to drzewo krzyża, "zasadzone nad płynącą wodą, a liście jego nie więdną" (Ps 1,2-3). Rozkwita. Bezbożnym nie wiedzie się tak samo. Pobożni to ci, którzy kochają Boga. Pobożność jest darem Ducha Świętego, który skłania nas, abyśmy odnaleźli naszą radość w Bogu. Równocześnie trudno jest ćwiczyć się w pobożności bez pomocy Ducha Świętego - trwamy na modlitwie, próbujemy czytać, próbujemy mówić Zdrowaś Maryjo, a potem ogarnia nas nuda, zawsze pod koniec nasze myśli są gdzie indziej - podczas gdy przecież Duch Święty, który w nas żyje, który wzdycha i modli się w nas jest prawdziwą radością. Radością wszystkich świętych z przebywania w Sercu Jezusa!
W Księdze Psalmów znajdujemy wyrażenie tej tajemnicy szczęścia. Słowo "szczęście" w języku hebrajskim wyrasta z rdzenia, który oznacza ruch, co znaczy z kolei, że szczęście jest ruchem ku miłości. Nie ma szczęścia statycznego, nie ma stanu szczęśliwości. Istnieje tylko jedno uczestnictwo w miłości, która nieustannie jest w ruchu. Miłość, która przebacza, miłość, która obdarowuje miłością, która przyjmuje miłość, która przekazuje ją nieustannie; miłość jest w nieustannym ruchu, w działaniu, jak możemy to przeczytać w Hymnie o miłości, w 13 rozdziale 1 Listu do Koryntian, który aby opisać miłość, posługuje się w tekście oryginalnym tylko czasownikami.
Drogą miłości jest żydowska etyka, prawdziwa moralność, i nie ma innej moralności. Moralność żydowska to jest taki sposób postępowania (alakha po hebrajsku), aby nie upaść lub raczej, aby upadać możliwie jak najrzadziej, a zwłaszcza, żeby nasze upadki nie czyniły złego ani innym, ani nam samym. Jedyna rzecz, która sprzeciwia się szczęściu - to my sami. Bóg pragnie naszego szczęścia! Diabeł nie ma władzy, aby przeszkodzić naszemu szczęściu. Diabeł może tylko oprzeć się na słabościach, na przyzwoleniu, które mu dajemy. Pełnym i jedynym przyzwoleniem, jedynym grzechem, z którego wypływają wszystkie grzechy, tak jak z Miłości wypływa wszelkie dobro, jest właśnie grzech pychy. Pychy! Tak jak w pryzmacie czarne światło pychy rozszczepia się na wszystkie grzechy. Wszystkie nasze grzechy pochodzą z pychy, która jest grzechem anioła. Bóg, aby stworzyć człowieka, zgromadził swych aniołów i powiedział do nich: "Oto, co uczynię". A aniołowie odpowiedzieli: "Jak? To my jesteśmy doskonałymi stworzeniami, a Ty stworzysz byt niedoskonały, zdolny do tego, aby Cię zdradził! Stworzysz istotę rozumną, aby rywalizowała z Tobą!? Istotę zdolną do wątpliwości?". Na szczęście dobrzy aniołowie powiedzieli: "Nie, trzeba stworzyć człowieka, ponieważ człowiek będzie zdolny do miłości". A zatem grzechem Szatana, który gardził Bogiem, który lekceważył drogi Boże był grzech pychy. A my chcielibyśmy wypróbować wszystkie rodzaje dróg, ponieważ pogardzamy zaproponowaną nam drogą, nie chcemy nią iść. Nie chcemy drogi krzyża. Nie chcemy drogi dziecięctwa, nie chcemy drogi cierpienia. Zauważmy, że z chwilą gdy opróżniło się kościoły z posągów i obrazów, opróżniliśmy je ze wszystkich dziecinnych wyobrażeń, z cierpienia i krzyża. Jest to prawdziwe odbicie naszej zranionej psychiki, która z powodu pychy chciałaby uwolnić się od jedynych środków wiodących do szczęścia.
Nauczymy się więc, przy pomocy ośmiu Błogosławieństw, uzdrawiać się z tej pychy, porzucając po prostu samych siebie, aby przylgnąć do Ojca i upodobnić się do Niego.


Rozdział I
Szczęśliwi ubodzy w duchu

Pierwsze Błogosławieństwo wydaje się paradoksalne dla ludzkiego rozumu. Tymczasem to ono właśnie ma nas wprowadzić do mądrości Bożej. Mądrości Boga, będącej Jego myślą, Jego sposobem patrzenia, Jego sposobem bycia. Mądrość więc podobna jest do miłości. A miłość jest kluczem do królestwa. Paradoks jest następujący: mówiliśmy, że szczęśliwość była stanem króla, który w pełni włada swym królestwem, swymi zasobami i bogactwami. Otóż Jezus nam mówi: "Szczęśliwi ubodzy". To jest więcej niż paradoks, to tak, jakby Jezus powiedział: "Ubodzy są bogaci, ponieważ królestwo niebieskie jest dla nich". Musimy oczywiście zdefiniować ten rodzaj ubóstwa. Tego ubóstwa dla królestwa. A zdefiniowawszy, musimy do niego dążyć, wiedząc, że Błogosławieństwa wieńczą nasze życie niejako nagroda, lecz jako owoc naszego udziału w życiu Bożym.

Kapłani, prorocy i królowie
Błogosławieństwa są zawarte już w chrzcie świętym, i wtedy też jesteśmy uroczyście ogłoszeni kapłanami, prorokami i królami. Ale kapłanami szczególnego kapłaństwa i królami w sposób szczególny, możemy powiedzieć królami na wzór Jezusa, który żyjąc wśród nas, ukazał swojąkrólewskość, czyniąc się najbiedniejszym, pozwalając się ukrzyżować na potępieńczym drzewie krzyża. Królewskość Chrystusa jest z innego świata, jak to Jezus powiedział Piłatowi: "Królestwo moje nie jest z tego świata. Gdyby królestwo moje było z tego świata, słudzy moi biliby się, abym nie został wydany Żydom. Teraz zaś królestwo moje nie jest stąd" (J 18,36). Jezus jest przede wszystkim Chrystusem Królem, to znaczy królem serc, królem tego widzialnego i niewidzialnego zarazem królestwa. Musimy odwzajemnić Jezusowi tę królewskość, kształtując nasze serce na wzór Jego serca. To właśnie królując w naszych sercach, wprowadzając królestwo niebieskie do naszych serc, Jezus jest prawdziwym Chrystusem Królem. To Błogosławieństwo ukazuje nam więc, że musimy uczestniczyć w królewskości Chrystusa. Ponieważ na ikonach lub na obrazach Chrystus Król wyobrażany jest w pełnej chwale, w całym swym majestacie, z trudem łączymy słowo ubóstwo z tym dostojeństwem. Zrozumiemy je być może łatwiej za pomocą słowa "prorok". Przez chrzest jesteśmy ogołoceni z dawnego człowieka i ten stary człowiek jest pogrzebany z Chrystusem. "Bo wy wszyscy, którzy zostaliście ochrzczeni w Chrystusie, przyoblekliście siew Chrystusa" (Ga 3,27). Porzucamy cielesną powłokę, aby przyoblec się w Chrystusa i stajemy się zatem razem z Nim królami i kapłanami. Kapłanami, aby ofiarować samych siebie. To jest właśnie istotny kształt ubóstwa. Kapłan, podobnie jak prorok jest ubogi, to znaczy, że nie posiada nic z siebie samego. Chrystus powiedział: "Ofiary ani daru nie chciałeś, ale Mi utworzyłeś ciało; (...) Wtedy rzekłem: Oto idę" (Hbr 10,5-7), to znaczy, że Chrystus przychodząc na świat, przedstawia się jako kapłan, który ofiarowuje samego siebie, a zatem Maryja jest pierwszym ołtarzem ofiarnym. Maryja Panna jest pierwszym ołtarzem. I nasze życie samo w sobie jest ofiarą, nasza dusza jest darem, który musimy złożyć w ofierze. Powiedziałbym, że każdy ochrzczony, będąc kapłanem ma taki obowiązek i jest do tego wezwany. Nasze szczęście jest w ofierze. Szczęście jest w darze. Mówi się, że więcej szczęścia jest z dawania, niż z brania i Ewangelia w Kazaniu na Górze temu nie przeczy. Przeciwnie, rozwinie ten aforyzm, który streszcza tak dobrze życie Chrystusa pośród nas, Tego, który zaznał na ziemi tak mało chwały, ale oddał się nam sam. Nasze szczęście jest w tym darze. Całe posługiwanie kapłańskie jest czynieniem ofiary, to znaczy składaniem ofiary za siebie i ofiarowaniem samego siebie. Mówi się, że kapłan jest zarazem ofiarnikiem, ofiarą i ołtarzem.
W księdze Izajasza prorok jest nazwany ubogim - anaw. Mówi się, a szczególnie w ostatnich czasach o anawim, ubogich w Panu. To ci ubodzy tworzyli w Starym Przymierzu, można by powiedzieć, pewien rodzaj zakonu. Istnieli ubodzy, wspólnoty ubogich, nazywane szkołami prorockimi, które odpowiadałyby temu, jak żyją dziś mnisi. Mnisi pierwszych czasów byli istotami eschatologicznymi, charyzmatycznymi. Zasięgało się rady mnichów, ojców, mówiąc im: "Ojcze, daj mi słowo", to znaczy "mów do mnie słowami Pana". Ojciec musiał pouczyć słowami mądrości, które skierowane były bezpośrednio do osoby. Odnajdujemy to dziś w grupach Odnowy w Duchu Świętym, gdzie niektórzy posiadają dar wiedzy, który jak sądzę, jest jednym z darów najbardziej ogałacających, który czyni nas najbiedniejszymi wśród ludzi. Jest to charyzmat dawania słów wiedzy, przepowiadania uzdrowień, przekazywania proroctw, które odsłaniają grzechy lub łaski, które Bóg właśnie objawia. Ci wszyscy, którzy jak ojciec Tardif praktykują ten rodzaj daru, świadczą o nim. Jest to dar trudny do zniesienia, dar, który ogałaca i dźwiganie go wymaga wielkiego wysiłku. Mówi się, że trzeba umrzeć dla siebie, nie bać się już ośmieszenia, wyzbyć się lęku o swą reputację - aby stać się rzecznikiem Boga, aby przekazywać Słowo Boże. Ponieważ Słowo Boże jest ogniem! Słowo Boże, to, co po hebrajsku nazywa się davar, jest napełnione Duchem Świętym, przepełnione Ruah, Słowo Ojca jest Słowem i Duchem. Słowo życia jest Słowem palącym, które pali wewnątrz i z zewnątrz. Ubogi, o którym mówi Stary Testament, nie jest kimś, kto nie posiada żadnych środków, aby sobie coś kupić. Pojęcie ubóstwa jest mimo wszystko bardzo względne w zależności od cywilizacji. Nie zapominajmy, że bogactwo było uważane za oznakę błogosławieństwa. Ta myśl jest jeszcze żywa wśród protestantów amerykańskich, którzy nadal, opierając się na Starym Testamencie, uważają, że bogactwo jest błogosławieństwem. Bóg obdarza długim życiem, ponieważ was kocha; starość i bogactwo są dowodami na to, że Bóg was kocha. Weźmy przykład z księgi Hioba. Mówi się "biedny jak Hiob", ale też można by powiedzieć "bogaty jak Hiob", ponieważ Hiob odzyskał o wiele więcej, niż utracił w swojej przygodzie z pochłaniającym ogniem Bożej Obecności. To także jest ubóstwo profetyczne. Zapowiada ono to, co miłość Boga uczyni dla człowieka, zapowiada, że sam Bóg stanie się ubogim, aby połączyć się z człowiekiem w jego nędzy. Człowiek jest umiłowanym Boga. Bóg nie może znieść rozłąki z człowiekiem. Jednakże człowiek jest wolny. I trzeba sobie uświadomić, że nawet jeśli są ludzie poszukujący Boga, to przede wszystkim Bóg nas szuka, Bóg nas oczekuje. Mamy z Nim spotkanie w ubóstwie, uznając, że jesteśmy ubodzy.

Ubóstwo jest piękne
Tak jak piorunochron przyciąga pioruny, ubóstwo przyciąga Ducha Świętego. Oto dlaczego jest powiedziane: "Szczęśliwi ubodzy". To ubóstwo kogoś, kto został ogołocony. Poznaje się własne ubóstwo dopiero po przejściu Ducha Świętego. Albowiem ubóstwo nie jest nędzą. Nędza jest brzydka, a ubóstwo jest piękne. Nędza jest upadkiem, poniżeniem. Ubóstwo jest jakimś uproszczeniem, oczyszczeniem, które ma nam przywrócić nasz pierwotny stan, podobnie jakby się wydobyło ze skały dzieło sztuki: im bardziej się ją obrabia, im bardziej ciosa kamień, tym bardziej nadaje mu się lekkości, tym bardziej odsłania się jego docelowy kształt. Jakieś dziecko powiedziało do Camille Claudel: "Skąd wiedziałaś, że to ciało, ta osoba jest wewnątrz kamienia?". Bóg postrzega nas jako swoje ukochane dzieci, tak jak matka, a dla matki każde niemowlę jest piękne. I widzi nas takimi, jakimi możemy być, takimi, jakimi pragnie nas Jego miłość, Bóg nas widzi przyobleczonych w chwałę, Bóg nas widzi przyozdobionych jak Chrystus w swej chwale, "pierworodny między wielu braćmi" (Rz 8,29), dzielący się swą królewską godnością. A aby dzielić Jego królewskość, trzeba dzielić Jego drogę ubóstwa.

Ubóstwo warunkiem miłości
Poza cywilizacją judeochrześcijańską ubogi spotyka się z powszechnym uznaniem. Kiedy mówi się po arabsku, że ktoś jest al maskin, co znaczy ubogi, jest to wyraz szacunku. W Indiach ubogiego nazywa się fakir. Oznacza to kogoś, kto wszystko stracił i kto ogołacając się dobrowolnie ze wszystkiego, co ludzkie, wkracza w przestrzeń, w której będzie królem i będzie korzystać z władzy należącej się jedynie tym, którzy są ubodzy. Ale fakir to ktoś, kto zatrzymał się w drodze. Mędrcy mówią, że jest taki moment, w którym wszystko straciliśmy, w którym wchodzimy w inny wymiar, w którym nagle stajemy się bogaci, ale na nowo trzeba będzie wyrzec się swych możliwości i władzy, aby nadal iść drogą wiodącą do Boga. Nie za bardzo lubię robić porównania z Indiami, ponieważ na ogół nie mówi się o rzeczywistościach, które są porównywalne, lecz w tym szczególnym przypadku dotyczącym ubóstwa można porównywać. Myślę, że istotnie, gdy wchodzi się do świata duchowego, kiedy już straciło się wiele rzeczy i kiedy poświęca się światu duchowemu, wówczas samym szczytem ubóstwa jest wyrzeczenie się duchowego bogactwa. Ponieważ owo bogactwo duchowe może prowadzić do pychy. Pycha oczywiście istnieje na rozmaitych poziomach, lecz pycha, która jest grzechem diabła jest z pewnością pychą duchową. Diabeł był urzeczony swym własnym pięknem. Ale korzyści diabła, który jest biedny jak Hiob, nie są materialne: chce sprawić, tak jak w kuszeniu Jezusa na pustyni lub tak jak było w historii Fausta, aby niektórzy uwierzyli, że jeśli będą mu służyć, jeśli się nim posłużą, obsypie ich dobrami materialnymi, a więc zapewni im szczęście. Diabeł jednak nie jest naiwny, wie bardzo dobrze, że dobra materialne, żądza ciała, kobiet, pieniądza, władzy etc. nie przynoszą szczęścia. Diabeł wie, że szczęście jest wartością duchową, że jest stanem łaski, co oznacza "być w łasce Bożej", uczestniczyć w Jego bóstwie. Ale diabeł tego nie rozumie i w tym właśnie tkwi przyczyna jego buntu. Dlaczego Bóg stworzył człowieka i dlaczego stworzył go tak słabym, tak biednym, tak omylnym? Ponieważ człowiek jest partnerem Boga w miłości, musi być także omylny. Diabeł jest zbuntowany i, jak powiedziałem, urzeczony swym własnym pięknem. Diabelski narcyzm nie pojmuje, że aniołowie ostatecznie ustępują człowiekowi, który jest ubogi.
Widzimy, że to ubóstwo istnieje w Bogu od początku, że to ubóstwo jest warunkiem miłości, że nie można kochać kogoś, będąc bogatym w samym sobie. Powiedziałbym, że ubóstwo, o którym mówimy, znajduje się już w Trójcy Świętej, w której każda Osoba pozbawia się nieustannie siebie samej i w tym akcie pozbawiania wchodzi w posiadanie bogactwa. Mówi się, że Bóg kocha się całą wieczność, ale nie tak jak może kochać się diabeł, to znaczy w sposób narcystyczny. Bóg będąc w Trzech Osobach, trwa w nieustannej miłości. Otóż miłość jest darem, wywłaszczeniem i zarazem używaniem bogactwa, korzystaniem z całkowitego szczęścia. Jednocześnie istnieje pełnia i nieustanna ofiara, całkowity i totalny dar z siebie w łonie Trójcy. Jezus przyszedł na ziemię, aby nam pokazać, jak kocha Bóg, jak kocha się wewnątrz Trójcy. Kocha się, zubożając. Jezus przyszedł w ubóstwie, to znaczy w całkowitym darze z siebie samego, wyrzekając się tego, kim jest. A to wyrzeczenie się jest wyrzeczeniem z miłości. Jezus nam udowadnia, że wszelkie dobro pochodzi z tego wyrzeczenia się miłości.

Stopnie ubóstwa
Istnieją więc rozmaite stopnie ubóstwa. Myślę, że ważne jest, aby je rozróżnić. W regule Wspólnoty Błogosławieństw jest taki punkt, który budzi wątpliwości wśród niektórych członków, a dotyczy właśnie wyrzekania się swych dóbr duchowych. Wyrzekamy się w ubóstwie nawet naszych duchowych korzyści dla dobra bliźniego, a także dla większej chwały Bożej. Dlaczego?
Można w ubóstwie oddać nadmiar. Oddaję z nadmiaru i to jest dobre. Jeśli narody tak zwane bogate oddawałyby z tego, co im zbywa, nie byłoby już więcej głodu na świecie. Można by nakarmić wszystkich ludzi samą tylko zawartością śmietników bogatego świata. To jest właśnie nadmiar, to już jest dużo i musimy sobie zadać pytanie: czy dajemy z tego, co nam zbywa? Wiemy dobrze, że dawanie sprawia wielką radość. Oczywiście musi to być zrobione w tajemnicy. Ponieważ miłość wymaga tajemnicy. Kto próbuje rozpoznać w swym życiu to, co jest nadmiarem i oddaje go, ten, jak mówi Jezus, otrzymuje swoją nagrodę już na tym świecie, a kto nie robi tego w ukryciu, otrzymuje już swoją zapłatę w pseudo-ubóstwie. To nie jest masochizm, nie jest się ubogim, dla samego ubóstwa. To nie jest także estetyzm. U wielu ludzi natomiast można zauważyć pewien pociąg do ubóstwa, które nie jest prawdziwym ubóstwem, ani też ubóstwem ofiarnym. Są ludzie, którzy chcą cieszyć się ubóstwem samym w sobie i to jest estetyzm. Chcą odgrywać "świętych Franciszków". Mówią sobie: wycofam się ze świata, zamknę w odosobnieniu w dobrze odnowionej pustelni, będę się ubierać jak biedak.
O wiele więcej będzie kosztować udawanie biednego, niż bycie biednym! Jeśli ofiarują wam piękny samochód, nic to was nie kosztuje. Ale jeśli będziecie musieli kupić nawet najtańszy samochód, będzie was to kosztowało drożej, niż dostanie w prezencie samochodu, który robi wrażenie bardziej luksusowego, ale który już ma dziesięć lat. Trzeba bardzo uważać i myślę, że fałszywa bieda zakrywa prawdziwe ubóstwo. W zgromadzeniach, w instytutach doskonałości często próbowano przedstawiać obraz ewangelicznego ubóstwa. To ubóstwo jest całkiem inne. To nie ubogi strój jest oznaką ubóstwa! Powtarzam, że prawdziwe ubóstwo jest piękne. Jak miłość, jak dzieci, które się kocha, mogłyby być brzydkie? Boże ubóstwo, to ubóstwo Chrystusa, jest nieskończenie piękne i nie należy go mylić z tym substytutem ubóstwa.

Ubóstwo ofiarą miłości
Rozważanie tego Błogosławieństwa pomaga nam zrozumieć prawdziwą naturę ubóstwa, które jest ofiarą wypływającą z miłości. A zatem mogę oddać nadmiar, ale czyniąc z niego ofiarę płynącą z miłości. Często dajemy z nadmiaru, który jednak tak naprawdę nie jest nadmiarem. Nadmiar oznacza w rzeczywistości coś, co nie jest niezbędne dla naszego życia. Wszystkie ubrania, których już nie założę, oddaję biednym. A więc w następnej kolejności będę mógł dawać z czegoś, co jest konieczne do życia. Potem - i to jest już bardzo trudne - będę mógł ofiarować mój post. Postowi musi towarzyszyć gest dawania z tego, co potrzebne, to znaczy z tego, co służy naszemu życiu. Poszczenie, zachowywanie postu nie ma sensu, jeśli pojmujemy go wyłącznie jako ćwiczenie się w ascezie. Post jest dzieleniem, wyrzeczeniem, które jest miłe Bogu. Pościć, to znaczy dawać: dziś nie jem i odczuwam jakby naruszenie mojego życia fizycznego, jestem głodny, ale robię to, aby dowieść mojej miłości dla tych, którzy głodują. Jeśli poszczę, odłożę pieniądze, a te pieniądze, które posłużyłyby mi na jedzenie, które pozwoliłyby mi zapłacić w restauracji etc, dam głodnym. Oddawanie z nadmiaru i z tego, co konieczne jest niestety rzadkością, nie czynimy tego często. Powiedziałbym, że w ubóstwie jesteśmy wciąż na najniższym, najbardziej ludzkim poziomie, a nie najbardziej Boskim. A to nie ma już nic wspólnego z zgrzebnym okryciem przepasanym sznurem i wygodną chatką w lesie.

Jeśli chcesz być doskonały...
Jezus powie do bogatego młodzieńca: "Jeśli chcesz być doskonały (...)" (Mt 19,21). Otóż wiemy, że doskonałość jest to stan istoty doskonałej, to znaczy istoty, która ma postać Chrystusa. Wszyscy jesteśmy do tego wezwani. Nasze życie polega na tym, aby mieć postać Chrystusa. "Jeśli chcesz być doskonały, idź, sprzedaj co posiadasz, potem przyjdź i chodź za Mną". Wyrzec się wszystkiego - oto doskonałość. Być może was to zdziwi, ale myślę, że doskonałość jest dopiero punktem wyjścia, to znaczy, że będąc doskonałymi, jesteśmy w stanie, w jakim powinniśmy być. Poczynając od tej doskonałości, rozpoczyna się prawdziwie miłosna przygoda z Bogiem, w której będziemy dawać, jak to zrobił św. Paweł. Nie tylko odda wszystko, ale będzie jeszcze pracował, nie szczędząc cierpienia swemu ciału, aby dać to, co duchowe. Poza swą pracą ewangelizacyjną będzie pracował, aby innym dostarczyć duchowego pokarmu, jak św. Julian Ubogi, który pomagał ludziom przekraczać rzekę i który nie tylko dawał im schronienie, ale też ich żywił. Brał coś z samego siebie, jak pelikan. W tym bardzo starożytnym symbolu eucharystycznym, pelikan bierze ze swego ciała, aby nim nakarmić młode. To znaczy, że trzeba zacząć kochać w taki sposób, by wszyscy ludzie byli jakby naszymi dziećmi, a my byśmy byli dla nich jak matka. Wiemy, że matka jest zdolna do poświęceń. Wiemy, że matka jest zdolna odmówić sobie wszystkiego, aż do ostatniej kropli krwi. Myślę, że oddanie krwi na transfuzję dla kogoś innego ma wielkie znaczenie. Nie powinien to już być wyjątkowy gest, powinno się to stać sposobem bycia. Trzeba dawać z siebie samego. Ofiarowywać swój czas, ten czas, o którym mówimy, że jest nam potrzebny do bycia sobą. Nie usiłować już nawet być sobą samym, nie dążyć do własnego rozwoju, nie chcieć się udoskonalać. Nie myśleć już o własnej doskonałości. Dawać swoje ciało, swój czas, jak ci wszyscy święci, którzy pojechali pielęgnować chorych na trąd, wiedząc, że oddając się im całkowicie, sami być może staną się trędowaci. Ale jest jeszcze o wiele więcej: oddać swe życie, to znaczy oddać to, co Bóg nam daje, wyrzec się nawet tego, co Bóg nam daje, zrezygnować z naszego życia Bożego.
Dam tu bardzo prosty przykład: Proboszcza z Ars, którego nazywa się ubogim. Ubogi i święty Proboszcz z Ars. Przekroczył wszystkie te dziedziny, wyrwał sobie nawet zęby, aby je sprzedać i za uzyskane z nich pieniądze kupić ornamenty dla swego kościoła i jedzenie dla sierot. Można prześledzić całe życie Proboszcza z Ars i zobaczyć jakie są te różne fazy i stopnie ubóstwa. To właśnie oznacza brać z samego siebie. Proboszcz z Ars rzeczywiście znalazł swoje szczęście; swoją szczęśliwość w kontemplacji. Otrzymał dar kontemplacji od najwcześniejszych lat. Kiedy mieszkał na wsi, zrobił niewielką figurkę Matki Bożej, którą umieścił na drzewie i modlił się. Już wówczas wiedział co znaczyło "dostrzec Boga i być przez Niego dostrzeżonym", czym był ten spokój ducha, który jest błogosławieństwem, to szczęście życia kontemplacyjnego, to skierowanie szczerego spojrzenia na Boga i bycie otoczonym przez pełne miłości spojrzenie Ojca. A odnalezienie szczęścia oznacza więcej niż ubranie, więcej niż pożywienie. A jednak Proboszcz z Ars był w piekle. Jak to powiedział Cesbron, święci idą do piekła. Naturalnym środowiskiem świętego nie jest niebo, to nastąpi dopiero po paruzji. Naturalnym środowiskiem świętego jest piekło, jest przepowiadanie w piekle. Próbuje w ten sposób iść za samym Chrystusem, Chrystusem, który ogołocił się ze swej boskiej natury. Rezygnując z dóbr duchowych, naśladujemy Chrystusa i nigdy nie będziemy mogli być tak ubodzy jak Chrystus, ponieważ nigdy nie byliśmy tak bogaci jak On.

Ubodzy jak Bóg
Ubóstwo jest boskie. Ubóstwo posiada boski charakter, ponieważ jedynie Bóg może się ogołocić z samego siebie. My możemy wyrzec się tylko rzeczy o boskim charakterze, cech boskich, którymi Bóg nas obdarował, wiedząc, że z pewnością im więcej się daje, tym więcej się otrzymuje i że naszym wielkim błędem jest brak ufności. W tym także widzimy niezwykłość i niepowtarzalność św. Tereski. Jedynie poprzez wiarę, zaufanie Bogu możemy być ubodzy, wiedząc i wierząc, że Bóg nie może nas zawieść, wierząc w Jego Miłość, wierząc, że jeśli dajemy - otrzymujemy. I nawet jeśli dajemy rzeczy materialne, Bóg nam je zwróci. Jezus nam to przyrzekł, zobowiązał się przez przysięgę: "Nikt nie opuszcza domu, braci, sióstr, matki, ojca, dzieci lub pól z powodu Mnie i z powodu Ewangelii, żeby nie otrzymał stokroć więcej teraz, w tym czasie, domów, braci, sióstr, matek, dzieci i pól, wśród prześladowań, a życia wiecznego w czasie przyszłym" (Mk 10,29-30). I wprawdzie inne Błogosławieństwo dotyczy prześladowanych, lecz z pewnością można je porównywać. Jest ono jak głos, który rozbrzmiewa ponad tym pierwszym Błogosławieństwem, które ostatecznie wszystkie je scala. W życiu proroczym, w którym człowiek coraz bardziej upodabnia się do Boga, współuczestniczy w tym samym niewidzialnym królestwie i jednocześnie ogałaca się poprzez miłość, coraz bardziej przypominamy najbardziej Zakochanego jaki istniał w historii.
Teresa z Avili w tych wspaniałych i zwięzłych słowach zaświadcza o swoim mistycznym doświadczeniu bogactwa ubogich:
Niech nic cię nie trapi,
Niech cię nic nie przeraża,
Wszystko przemija, Bóg pozostaje.
Cierpliwość wszystko zdobędzie.
Kto jest w Bogu, niczego mu nie brakuje.
Sam Bóg wystarczy.
Bóg wystarczy temu, kto poprzez ogałacające doświadczenie ciemności nocy, polegające na nadmiarze światła, na oślepiającym wpływie Ducha, zyskał świadomość, że Bóg jest wszystkim. Chrystus staje się dla tej duszy "wszystkim we wszystkich" i kto w Nim przebywa posiada bogactwo, zgodnie z którym jest napisane: "Tajemnica ta, ukryta od wieków i pokoleń, została teraz objawiona Jego świętym, którym Bóg zechciał oznajmić, jakie jest bogactwo chwały tej tajemnicy pośród pogan. Jest nią Chrystus pośród was - nadzieja chwały" (Kol 1,26-27).
Kto ma Boga, ma wszystko. Niczego mu nie brakuje. Znajdujemy w tych słowach Teresy z Avili echo Psalmu 23: "Pan jest moim pasterzem, nie brak mi niczego". Człowiek zmagający się z Duchem ma głód świętości. Błogosławiony głód, który znajduje swe pożywienie w zadatku królestwa, przy stole, który nakryła mądrość. Ale jaki głód odczuwa człowiek obojętny religijnie, jaki jest ten brak, który odczuwa w swych członkach, w swym sercu, w swej duszy, ten brak, który go dręczy, psuje jego przyjemności i jego radości?

Pożądanie i pycha
Podstawowy brak został przedstawiony w opowiadaniu z Księgi Rodzaju. Adamowi przed upadkiem niczego nie brakowało, Bóg mu wystarczał, kobieta mu wystarczała, świat mu wystarczał. Ale wąż wprowadza niepokój: brakuje ci czegoś, tej wiedzy, którą Bóg rezerwuje dla siebie, jeśli ją posiądziesz, staniesz się kimś o wiele większym, niż jesteś teraz, będziesz równy Ojcu. Niepokój nie dotyczy seksualności, jak myślał Freud w swoim micie o pierwotnym ludzie, ale bytu i władzy. Długo byłem surowy wobec pysznych, aż do chwili, w której zyskałem świadomość, że pycha znajdowała swe korzenie w poczuciu braku. Pozbawiono mnie jakiejś części mojej istoty, a zatem mojej władzy. Wówczas nieświadomie wymyślam ją sobie, wydzieram ją światu wyobraźni. Opisują tu paranoika, który drzemie w każdym. Kiedy ta cecha osobowości nabierze charakteru zdecydowanie patologicznego, osoba szalona uważa się za kogoś bardzo ważnego, szaleniec podaje się za Napoleona lub Chrystusa, nigdy za kogoś pokornego lub skromnego. Taka osoba była na ogół gnębiona w dzieciństwie przez ojca i wychowawców, którzy odebrali jej potencjalną możliwość stania się kimś cenionym. Do rany grzechu pierworodnego doszło zranienie z dzieciństwa. Albowiem nie oszukujmy się, każdy człowiek podlegający upadkowi podziela podejrzenie, które miał Adam: a jeśli Bóg odebrał mi moją chwałę, aby sam mógł panować, a jeśli pozbawił mnie mojego terytorium, abym był mu posłuszny! Im więcej człowiek to roztrząsa wyłącznie w świetle swej racji i im bardziej podejrzewa Boga, tym bardziej wątpi i buntuje się. Ten bunt przenosi na każdy ziemski autorytet, co tłumaczy przyczyny rewolucji i wojen.
Kiedy ewangelista mówi o pysze życia, czyni aluzję do tej powszechnej paranoi, którą jest bunt przeciwko Bogu. "Napisałem do was, dzieci, że znacie Ojca, napisałem do was, ojcowie, że poznaliście Tego, który jest od początku, napisałem do was, młodzi, że jesteście mocni i że nauka Boża trwa w was, a zwyciężyliście Złego. Nie miłujcie świata ani tego, co jest na świecie. Jeśli ktoś miłuje świat, nie ma w nim miłości Ojca. Wszystko bowiem, co jest na świecie, a więc: pożądliwość ciała, pożądliwość oczu i pycha tego życia nie pochodzi od Ojca, lecz od świata. Świat zaś przemija, a z nim jego pożądliwość; kto zaś wypełnia wolę Bożą, ten trwa na wieki" (1 J 2,14-17). Święty Jan ukazuje rozmaite postacie niedającego się uśmierzyć braku i głodu, które zamieszkują człowieka i które nazywa pożądaniem i pychą.
Pożądanie jest zawiedzione za każdym razem, kiedy posiądzie obiekt swoich pragnień, znajduje sobie wówczas cel trudniejszy do zdobycia, i tak to poszukiwanie nie ma końca. Dotyczy to zarówno pieniędzy, jak i seksualności. Bogaci mają mentalność biedaków, rzadko dzielą się i dają, opanowani lękiem przed brakiem. Natomiast seksualność, gdy jest oderwana od prawdziwej miłości, która nasyca i przywraca spokój, szuka w każdym doświadczeniu coraz więcej doznań i przyjemności, nigdy nie osiągnąwszy satysfakcji. Erotyzm staje się uczuciową eskalacją, która zniekształca zdolność kochania i prowadzi w zgubną przepaść.
Maryję Pannę, wolną od grzechu pierworodnego, można nazywać Samą Pokorą. Ona jedna może korzystać z mocy swej pokory i mówić od siebie, a raczej od Boga: "Wejrzał na uniżenie swojej służebnicy". Jej niepokalane poczęcie nie uczyni z niej jakiejś nieziemskiej istoty, ale człowieka wiary. Wiary bez cienia wątpliwości i podejrzeń. Maryja jest niewinna, co etymologicznie oznacza, że nie szkodzi, że nikomu nie czyni zła, a zwłaszcza, że nie czyni krzywdy sobie samej, że nie zniekształca w sobie Bożego podobieństwa.
Z Maryją możemy powiedzieć, że ubóstwo w Duchu leczy wszystkie choroby duszy, zawiera wszystkie cnoty konieczne do jej uleczenia. Dlatego właśnie św. Franciszek nazywał Maryję Poverella, Ubożuchna.

Brak podniesiony do rangi potrzeby
Pochylimy się teraz nad podstawowymi bólami duszy i ukażemy w jaki sposób wynikają one z odrzucenia duchowego ubóstwa.
Siedem grzechów głównych ma swoje korzenie w głodzie, będącym w swej istocie brakiem podniesionym do rangi potrzeby. Ta potrzeba narzuca się po trochu jako życiowa konieczność i popycha człowieka do popełniania czynów przymusowych. Otóż życiowa konieczność zadawala się niezbędnymi rzeczami. Zwierzęta rzadko doznają przesytu, szukają tego, co jest im potrzebne i wystarczające do wyżywienia. Człowiek upadły nie zadowala się tym, co jest mu potrzebne do utrzymania i wyżywienia, jest opanowany przez nienasycony głód, nie zadowoli się rozmnażaniem, odda się praktykom przeciwnym naturze, ubóstwi ciało i rozbudzi swe zmysły, nie zadowoli się jedzeniem i piciem, będzie się upijał, będzie pił, nie mając pragnienia i popadnie w chorobę wskutek nadmiaru jedzenia. Pieniądze nie służą mu tylko jako środek wymiany, uczyni z nich boga, będzie dla nich zabijał, będzie je gromadził.
Destrukcyjny i autodestrukcyjny gniew opiera się także na lęku przed brakiem. Popadamy w gniew, gdy czujemy się zagrożeni na naszym terytorium. O kimś, kto spowodował nasz gniew, mówimy: posunął się za daleko. W czym za daleko? Otóż na naszym terytorium stworzył sobie przestrzeń życiową i zawładnął wartościami, które uważamy za naszą własność. Gniew się nie pojawia i nie nasila, jeśli nie czujemy się zagrożeni. Podczas kłótni, podziału, tracimy spokój, unosimy się i stajemy się agresywni, kiedy tylko czujemy się zagrożeni w swoich przekonaniach lub w przekonaniach, które sobie przypisujemy, i wówczas bronimy ich.
To samo dotyczy zazdrości, która podobnie jak gniew doprowadza do obłędu i do wyniszczenia. Pragnę tego, co mogłoby być moje, lub tego, co jak sądzę, powinno do mnie należeć i czuję się ograbiony przez realnego lub wymyślonego rywala. Rozumiemy wobec tego, że oderwanie się od tego obiektu zainteresowań przynosi uspokojenie, chwilowe wyciszenie, stopniowe ograniczenie tego, co św. Tomasz z Akwinu nazywa porywczym i pożądliwym. Wstyd także opiera się na głęboko ukrytym poczuciu braku. Nie posiadam w sobie tego, co konieczne, aby odpowiadać jakiemuś prawu.
Pomyślmy o ogarnięciu duszy Adama przez wstyd, od chwili, gdy dowiedział się o prawie, któremu nie sprostał.

Szaleństwo w Chrystusie
Przeciwieństwem duchowego ubóstwa nie jest bogactwo, ponieważ jest ono tego typu skarbem, który jest bardzo ciężki do uniesienia i który ogołaca bardziej niż nędza, jeśli ten, kto go posiada, rozporządza nim jak dobry ojciec rodziny, a jak się to mówi w języku prawnym, w odpowiedzialnej trosce o dobro innych. Przeciwieństwo ubóstwa w Duchu nosi nazwę wygody i wygodnego urządzenia się. Są to dwie pułapki, których nigdy dość się nie wystrzegamy, a które stanowią przyczynę upadku dla "instytutów doskonałości". Paradoksalnie, sposoby życia, które powinny zapewnić warunki poszukiwania życia naznaczonego przez rady ewangeliczne, proponują wygodę, która szybko staje się zgubna dla Błogosławieństwa ubogich w duchu.
Urządzić się oznacza dosłownie znajdować się pośrodku, w tym niewłaściwym środku, który upodobali sobie niezdecydowani w Duchu. Z Błogosławieństwem ubogich jest związane posiadanie Królestwa, co - aby pozostać wiernym Ewangelii - dopuszcza pewną gwałtowność i czujność. To środowisko, ten środek, w którym człowiek obojętny religijnie pragnie żyć, mieści się pomiędzy ciepłem i zimnem, tam gdzie panuje letniość. Otóż Słowo Boże staje się gwałtowne, aby nam zakazać tej łagodności: "Znam twoje czyny, że ani zimny, ani gorący nie jesteś. Obyś był zimny albo gorący! A tak, skoro jesteś letni i ani gorący, ani zimny, chcę cię wyrzucić z mych ust. Ty bowiem mówisz: "Jestem bogaty", i "wzbogaciłem się", i "niczego mi nie potrzeba", a nie wiesz, że to ty jesteś nieszczęsny i godzien litości, i biedny, i ślepy, i nagi. Radzę ci nabyć u mnie złota w ogniu oczyszczonego, abyś się wzbogacił, i białe szaty, abyś się przyodział, i by nie ujawniła się haniebna twa nagość, oraz balsamu do namaszczenia twych oczu, byś widział. Ja wszystkich, których kocham, karcę i ćwiczę. Bądź więc gorliwy i nawróć się!" (Ap 3,15-19).
Prorok nie znosi letniości, ponieważ wie, że ściąga na siebie zgubę, oczekuje kary, która przywróci mu spokój, a jeśli nie nadejdzie, sprowokuje ją przez postawę pozwalającą mu uświadomić sobie własną nędzę, nagość i duchową ślepotę. Stan zakonny w swej istocie nie jest niczym innym, jak postawą błogosławionej prowokacji wobec łaski. Ojcowie udawali się na pustynię, aby tam wyzywać piekło, bowiem brak walki oznacza śmierć duszy przez oziębienie. Tak samo lepiej jest być po stronie wojujących ateistów, którzy będą sądzeni według tego, co otrzymali, niż grzeszyć lenistwem, przyzwyczajeniem i ustępstwem wobec ducha świata. Chrześcijanie z Kościoła w Efezie i Laodycei nie są złymi chrześcijanami, lecz są chrześcijanami oziębłymi: "Ale mam przeciw tobie to, że odstąpiłeś od twej pierwotnej miłości" (Ap 2,4).
Święty Franciszek woli w oczach świata uchodzić raczej za szaleńca, niż zgodzić się na ustępstwa. Jego gwałtowność zrodzi się ze świadomości, że on także ma swoją słabość, swoją wręcz kobiecą skłonność do wygód, do mieszczańskiego komfortu. Wszystko albo nic, kiedy kocha się namiętnie Chrystusa; nie flirtuje się z Miłością, która oddała się całkowicie, aż do przelania krwi. Chrześcijański Wschód ma swoich "jurodiwych", tych szaleńców dla Chrystusa, przyjmujących dosłownie radę Jezusa, który mówi, że trzeba stracić swą duszę, aby ją odnaleźć, i jeszcze zdanie św. Pawła, który zaleca, aby ten, kto uważa się za mędrca, stał się szaleńcem. Szaleńcy w Chrystusie ze świętej Rusi byli prawdziwymi spadkobiercami anawim ze Starego Przymierza, proroków, pierwszych mnichów i świętych, takich jak św. Franciszek z Asyżu lub Filip Neri. Chrześcijaństwo nie może żyć bez tych mnichów i pustelników, którzy w oczach świata są szaleńcami. Noszenie mniszego habitu, z którego duchowieństwo niektórych krajów zrezygnowało, ryzykując własną zgubę, związane jest dziś z tym błogosławionym szaleństwem. Owi szaleńcy są prorockim przypominaniem wszystkim chrześcijanom, że ich powołaniem jest szaleństwo krzyża, miłość aż do końca, miłość gwałtowna, miłość aż do rozdarcia.
Święty Serafin z Sarowa uprzedza nas, że dwa powołania wymagają bardzo jasnego i specyficznego Bożego wezwania: to jest szaleństwo w Chrystusie i życie pustelnicze. Należy dobrze zrozumieć, że nie wszyscy chrześcijanie są wezwani do takich ostatecznych postaw, ale wszyscy powinni szukać w swym życiu cząstki owego szaleństwa. Wszyscy powinni nieustannie stawiać pod znakiem zapytania swą sytuację: czy są urządzeni, czy są uśpieni w duchowym lub materialnym komforcie, uniemożliwiającym życie Błogosławieństwami, które, przypomnijmy, są drogą, ruchem, nieustannym postępem i przekroczeniem siebie samego?


Rozdział II
Szczęśliwi łagodni

Siłą i łagodnością
Przystępujemy do drugiego punktu tej reguły życia, tego wzoru szczęścia, którym są właśnie Błogosławieństwa. Są one także zobowiązaniem Boga, pewnego rodzaju kontraktem, umową szczęścia, bowiem Bóg zaślubia stworzenie, obiecując mu szczęście. Zobaczymy, jak w różnych okolicznościach naszego życia, oczywiście oddanego Bogu, pow inniśmy uczyć się żyć szczęściem. Chrześcijanie z definicji powinni być ludźmi szczęśliwymi, ludźmi, którzy doświadczają szczęścia. W drugim Błogosławieństwie napisane jest: "Szczęśliwi łagodni, albowiem odziedziczą ziemię". Szczęście łagodnych! Gdzie zatem są owi łagodni chrześcijanie? Obecnie najbardziej brakuje nam, katolikom, tych właśnie dwóch cech, tych dwóch cnót, dwóch łask, którymi są łagodność i radość. Naszym relacjom brakuje łagodności. W naszej Wspólnocie Błogosławieństw, składającej się z około tysiąca osób, jest być może czworo lub pięcioro braci i sióstr, którzy otrzymali łaskę łagodności. Myślę, że dopóki się jej nie otrzyma, nie wiadomo nawet, o co chodzi. Inni reagują jeszcze zgodnie z postawą człowieka "letniego", obojętnego religijnie, który dotknięty do żywego z powodu najmniejszej rzeczy broni się i wszystko odrzuca. Jak zatem możemy zachowywać przykazanie Jezusa: "Jeśli cię kto uderzy w jeden policzek, nadstaw mu i drugi" (Łk 6,29)? Może to uczynić człowiek wyćwiczony metodami Dalekiego Wschodu albo ktoś, w kim jest nadprzyrodzoność, która nazywa się łagodnością, pozwalająca w naturalny sposób nadstawić drugi policzek. Zwykle kiedy jesteśmy wewnętrznie pobudzeni, nie reagujemy z łagodnością, ale raczej z agresją, z ironią. Tymczasem działając z łagodnością, znajdujemy szczęście.
A zatem szczęście, radość i łagodność!
Mówimy, że odczuwamy bardzo drastycznie brak łagodności, że wspólnota chrześcijańska powinna się składać z ludzi łagodnych, uczniów Tego, który powiedział: "Uczcie się ode mnie, bo jestem cichy i pokornego serca" (Mt 11,29). Uczcie się ode mnie: jesteśmy naśladowcami Chrystusa, a Jezus kładł większy nacisk na ten punkt niż na inne i oczywiście dał nam przykład. Jeśli jesteśmy wezwani do dawania świadectwa, nie możemy świadczyć słowem, jeśli nasze życie samo w sobie nie jest głoszeniem; więcej nawet - jeśli nasze spojrzenie, nasza twarz, nasz uśmiech nie są głoszeniem. Jeśli cała nasza postawa nie jest przepowiadaniem, nasze słowa nie będą miały żadnej mocy. Nawrócenie łotra na krzyżu nie nastąpiło pod wpływem słowa Chrystusa. Łotr całkowicie zmienił życie, wszedł do królestwa niebieskiego, tak jak było powiedziane w pierwszym Błogosławieństwie, dzięki spojrzeniu Jezusa, dzięki niewyobrażalnej łagodności w niewyobrażalnym cierpieniu. Boskie życie Jezusa dopełnione jego człowieczeństwem sprawiło, że Jego łagodność nawróciła łotra.
Dlatego właśnie musimy ze wszystkich naszych sił poszukiwać tej łagodności. Trzeba jej szukać z zapałem i gwałtownością. "Królestwo niebieskie doznaje gwałtu i ludzie gwałtowni zdobywają je" (Mt 11,12). To oznacza, że musimy wykorzystać wszystkie istniejące w nas siły i możliwości, abyśmy byli w stanie przyjąć dar łagodności, który przede wszystkim jest cechą upodabniającą do Chrystusa.

Aby radość Jezusa była w nas
Chcąc upodobnić się do Chrystusa, powinniśmy również posiadać Błogosławieństwo radości. Dzieląc uczucia - których doświadczał Jezus Chrystus na ziemi i które ma, będąc w niebie - stajemy się w naszym ciele, w naszym sercu drugim Chrystusem. Chrześcijanie odczuwają wiele kompleksów, gdy mówią o szczęściu. Często myślą, że nie mają prawa być radośni, ponieważ wokół jest tak dużo ludzi cierpiących. Ale inni cierpią właśnie dlatego, z powodu sytuacji w jakiej znajduje się świat! Łagodni posiądą ziemię. W tej sytuacji, w jakiej znajduje się dziś świat, powinniśmy promieniować widzialnym szczęściem. Nie można jednak promieniować szczęściem, jeśli nie ma się w sobie wewnętrznego ognia, tak jak promieniujący ciepłem piec.
Chrystus raduje się w nas mówiąc: "Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom" (Mt 11,25). Powtarzam to jeszcze raz: Błogosławieństwa, ten wzorzec podobieństwa do Ojca, ukazują nam, jak iść do Ojca małymi krokami, drogą prostoty, ubóstwa, łagodności, tą pewną drogą, którą pozostawiła nam święta Teresa od Dzieciątka Jezus, aż do ufnego oddania się w ramiona Ojca. Relacja syn - Ojciec jest relacją nasyconą radością. Ojciec syna marnotrawnego przygotował ucztę, zanim jeszcze nawet uściskał go w ramionach. Radujcie się, radujcie się ze mną! Cała nasza historia, łącznie z Męką Chrystusa jest tajemnicą uścisku. Powiedziałbym, że Męka Chrystusa jest tajemnicą radosną. Ten uścisk może być bolesny, ale jest to uścisk błogosławiony. Jezus podczas Męki dał wyraz swemu szczęściu, odczuł radość, mógł powiedzieć do łotra: "Dziś będziesz ze Mną w raju" (Łk 23,43). Chrystus jest drzewem, widzi owoce i raduje się z nich, nie zważając na ich cenę. Oto w czym już wyraża się Jego cichość i pokora serca. Chrześcijanin jest oczywiście naznaczony przez krzyż, przez Mękę, przez cierpienie Maryi, przez cierpienie Chrystusa, przez cierpienie ludzkości. Myślę, że należałoby zatrzymać się tutaj i zastanowić - nie dostrzegać tylko momentu bólu i cierpienia, nie widzieć tylko przebicia włócznią, ponieważ ono jest przeszyciem miłości. Dlatego radość jest silniejsza niż cierpienie, jest niewyobrażalnym szczęściem. Otwarte Serce Jezusa nazywamy: "Rozkoszą wszystkich świętych". Nie jest to jakaś fotografia, utrwalenie konkretnego momentu, w którym ludzie byli tak bardzo źli, zdolni nawet przebić tego, który przybył, aby ich zbawić. Przeciwnie, musimy odczytywać te zdarzenia w sposób jak najbardziej pozytywny. Postrzegać krzyż jako łoże miłości, na którym Chrystus rozciąga ramiona i obejmuje swój krzyż, ponieważ krzyż jest także słowem Ojca, który mówi: "Kocham was, aż do oddania za was życia". Mówi się, że Chrystus jest Ofiarą, ultima Verba, ostatnim Słowem Bożym skierowanym do ludzkości, odtąd Słowo zamilkło. Dlatego właśnie adorujemy krzyż. Nie czcimy narzędzia tortury. Czcimy znak krzyża, który oczywiście jest takim narzędziem, ale przede wszystkim jest słowem, w którym Bóg Ojciec przez swojego Syna mówi: "Kocham was, aż do oddania za was życia". To stwierdzenie jest tak mocne, że prawie nie do zniesienia. Nie do zniesienia ze szczęścia.

Droga do Serca Ojca
W Kazaniu na Górze Jezus chce nas nauczyć, jak być maluczkim wobec przekraczającej nas tajemnicy, jak ją przyjąć, jak dostąpić szczęścia Bożej miłości, w której On, jak ojciec z przypowieści, widzi nas przychodzących z daleka. Z daleka cieszy się i proponuje nam tę drogę, prowadzącą aż do Jego Serca. Może być to tylko droga łagodności, ponieważ On był łagodny. Nasza droga może być jedynie drogą łagodności, miłości, drogą błogosławieństwa i szczęścia. Jesteśmy wezwani do tego szczęścia, które jest w Trójcy, w wymianie miłości, zachodzącej pomiędzy Ojcem, Synem i Duchem Świętym. Jesteśmy wezwani do tego szczęścia jedności. Ci, którzy się kochają, wiedzą, że istnieją rzadkie, uprzywilejowane momenty, w których czujemy się zjednoczeni duchowo, intelektualnie, a nawet fizycznie. Takie chwile są bardzo rzadkie w życiu ludzkim, ale jesteśmy wezwani do tego intymnego zjednoczenia z Bogiem, Ojcem, Synem i Duchem Świętym.

Włóż szaty weselne
Oto jeden z najważniejszych warunków, aby dostąpić tej zażyłości, do której Bóg nas zaprasza. Mówi nam: "Widziałem Cię nadchodzącego z daleka, teraz przyszedłeś, aby zasiąść do stołu. Możesz być tym, kim chcesz, możesz być głęboko poraniony przez włóczęgę, rozwiązłe życie, twą młodość. Musisz zrobić tylko jedno: po prostu włóż szaty weselne". Prosi nas jedynie o założenie szaty weselnej. Tylko ci, którzy odmówią, nie wezmą udziału w uczcie. Założenie szaty weselnej oznacza przyobleczenie człowieczeństwa Chrystusa, który jest cichy i pokornego serca. Tę cichość odnajdujemy, czytając Stary Testament. Określona jest terminem anaw, z którym spotkaliśmy się już przy okazji pierwszego Błogosławieństwa. Anaw znaczy ubogi. Anawim to ci, których nazywano ubogimi Pana, ubogimi Adonai. Byli to prorocy, ludzie ubodzy, ponieważ byli "opętani" Duchem Bożym. Nie mieli nic, tak bardzo byli ogołoceni przez Ducha Bożego. Był to rodzaj "bosonogich", przypominający szaleńców w Chrystusie z Rusi, proroków ogołoconych ze wszystkiego. Bowiem życie proroków nie polega tylko na ogołoceniu zewnętrznym, ale przede wszystkim na ogołoceniu wewnętrznym. Wszyscy prorocy przeżyli krzyż. Przypomnijmy sobie Eliasza, Jeremiasza, Ezechiela. Zostali postawieni w sytuacjach, w których musieli oddać się całkowicie, oddać się aż do końca, ogołocić się z samych siebie, aby stać się rzecznikami słowa Bożego. Aby nieść Słowo Boże trzeba być ogołoconym, trzeba całkowicie zrezygnować ze swego własnego zdania lub co najmniej wyrzec się mówienia czegoś od siebie samego.

Łagodność i ubóstwo
Ubóstwo i łagodność łączą się ze sobą. Najważniejsze, abyśmy zrozumieli, że łagodność jest jedną z form ubóstwa. Łagodność, o której mówimy - i musimy wyrażać się jasno - nie jest uległością i słabością charakteru, nie jest biernością, ani też brakiem negatywnych cech; nie polega na braku gwałtowności. Można odnaleźć dużo siły, a nawet prawie gwałtowności u proroków, którzy są łagodni, a nawet u samego Chrystusa, cichego i pokornego serca. Wypędzenie kupców ze świątyni, sprawia wrażenie czynu gwałtownego. Łagodność jest czymś innym. Wcale nie jest przeciwieństwem gwałtowności i siły, jest natomiast formą ubóstwa.
W Biblii jest wspaniałe, być może mało znane, zdanie na temat Mojżesza, będące prawie zapowiedzią Błogosławieństwa, o którym mówimy. W Księdze Liczb czytamy: "Mojżesz zaś był człowiekiem bardzo skromnym, najskromniejszym ze wszystkich ludzi, jacy żyli na ziemi" (Lb 12,3). I to właśnie on miał zdobyć Ziemię Obiecaną! "Szczęśliwi łagodni, albowiem odziedziczą ziemię". Tylko ktoś łagodny może dziedziczyć ziemię. W rzeczywistości Mojżesz często wpadał w złość, ale tylko raz dopuścił się aktu przemocy, na skutek którego nie wszedł do Ziemi Świętej. Zabił Egipcjanina, który był wrogiem. Zabił, aby wyzwolić swój naród. Mojżesz nie miał więc prawa wejść do Ziemi Obiecanej. Wstąpił na górę Nebo, z której widział Ziemię Obiecaną i w tym momencie, jak mówi Pismo, umarł, a Bóg zabrał go w uścisku.

Odziedziczą ziemię
Czym jest ta ziemia? Pierwsze Błogosławieństwo mówi, że królestwo niebieskie należy do ubogich. Trzeba sobie wyraźnie powiedzieć, że królestwo niebieskie przybliżyło się, że pewna jego część jest już na ziemi i że to my mamy ją objawiać. Święci objawiają, że królestwo niebieskie jest już na ziemi, tu, gdzie wszyscy widzą tylko problemy, tylko brzydotę i podłość. Święci żyją w szczęśliwości i przekazują szczęście, przywracają panowanie człowieka nad światem zwierzęcym i roślinnym. Dlatego właśnie widzi się świętych rozkazujących na przykład wilkom. Święci rozkazują stworzonemu światu, ponieważ przywracają tę władzę. Kiedy się mówi, że odziedziczymy ziemię, oznacza to, iż będzie nam zwrócone wszystko, co straciliśmy na skutek jakiegoś szczególnego grzechu. Zobaczymy, jaki jest ten szczególny grzech. Kiedy Bóg mówi, że oddaje nam wszystko stokrotnie, a nawet nieskończenie więcej, obiecuje nam ziemię i również niebo, ukazując, że nie ma pomiędzy nimi różnicy. Jest to sprawa niezwykle ważna.
Jeśli nie dostrzegam Boga w codzienności, jeśli nie dostrzegam Go w przyrodzie, jeśli nie dostrzegam Boga w swoim bracie, jeśli nie widzę Go prawie twarzą w twarz w Hostii, oznacza to, że jestem ślepy, że jest przede mną jakaś zasłona. Ponieważ królestwo Boże przybliżyło się i jest wśród nas. Mówi się, że Niebieskie Jeruzalem jest ponad ziemskim Jeruzalem, dokładnie ponad, na tyle blisko, że wystarczy bardzo niewiele, jeden rozstrzygający moment, aby dwa stały się jednym. Bóg nie jest od nas nieskończenie daleko, nie jest na Księżycu, ani na Marsie, ani też poza systemem słonecznym. Nie chowa się w czarnej dziurze. On jest tu, jak jest powiedziane o Jerusalem w midraszach. Niebieskie Jeruzalem jest dokładnie ponad ziemskim. Nie mówcie: "Jeruzalem ziemskie jest potworne, niech nadejdzie jak najprędzej niebieskie Jeruzalem, cierpimy tu i teraz na tym świecie, ale na szczęście jest świat, który nadejdzie". Jest to źle rozumiane chrześcijaństwo. Nie! Musimy uprzedzać to szczęście.
Wzór podobieństwa do Boga, podobieństwa do Syna i do Ojca zobowiązuje nas do szczęścia.

Zwalczyć i uleczyć pychę
Przeciwieństwem łagodności w konkretnym przypadku Adama i Ewy jest pycha. Powtórzmy to, pycha jest grzechem diabła. Diabeł nie zgrzeszył łakomstwem, wiedział, że owoc był dobry. Diabeł zgrzeszył pychą, uważał się za lepszego od człowieka. Gardził Bogiem za to, że stworzył istotę tak delikatną, omylną, a pomimo to doskonałą, doskonałego Adama, który pozostał wrażliwy, delikatny, a przede wszystkim wolny ze względu na miłość, ponieważ został stworzony przez mądrość Bożej miłości. Tym, co przede wszystkim nie pozwala nam być łagodnymi, to pycha, która jest duchową postacią przemocy. Tak, zdarzają się chwile gwałtowności, tak jak gwałtowność Jezusa w świątyni, która nie jest niszcząca. Zdarza się przemoc, która jest przemocą miłości. Zdarza się taka gwałtowność, jaką Bóg musiał podziwiać u schodzącego z góry Synaj Mojżesza, "który był człowiekiem bardzo skromnym, najskromniejszym ze wszystkich ludzi, jacy żyli na ziemi". Chwilę po rozmowie z Bogiem, ukrytym w ogniu i w dymie, Mojżesz ujrzał lud oddający cześć złotemu cielcowi. Rzucił wówczas i potłukł tablice Świadectwa, które w rzeczywistości przedstawiały przymierze między Bogiem a ludźmi. Mojżesz powiedział sobie: "To niemożliwe, z powodu człowieka, człowiek i Bóg nigdy nie będą mogli się zrozumieć". Właśnie to ukazuje nam, że musimy się zmienić pod wpływem tego wzoru przymierza i podobieństwa. My chrześcijanie, musimy wypowiedzieć sobie walkę, prowadzić bezlitosną wojnę przeciwko pysze, ponieważ zaraża ona wszystkie sfery naszego życia. Reagujemy zawsze, ponieważ czujemy się zagrożeni. A czujemy się zagrożeni, bowiem mamy czego bronić. Musimy bronić rzeczy zewnętrznych, a także musimy bronić swego obrazu i tego, czym jesteśmy. Bywa, że u ludzi bardziej zranionych ta rana graniczy z chorobą umysłową. Wtedy odkrywa się wyolbrzymione i patologiczne poczucie własnej wyższości, ogromną pychę. Można spotkać istoty rozdarte, ludzi żyjących na śmietnikach, którzy patrzą na innych z nienawiścią, pychą i dumą. Pychą wynikającą z tego, kim się jest. Święty Paweł nazywa to pychą życia. Jak można wyleczyć się z pychy? Trzeba ją zwalczyć. Ale jak zwalczyć? Jaką bronią? Musimy upodobnić się do Tego, który jest przeciwieństwem szatana, do tego, który jest pokorny. Uczymy się od Boga, który jest pokorny. On, który stworzył niebo i ziemię, sprawca wszystkich rzeczy, jest naszym pokornym sługą, jest nawet naszym niewolnikiem, kiedy umywa nogi świętemu Piotrowi. Ten, który jest Bogiem, czyni gest niewolnika. Duchowe ubóstwo, prawdziwe ubóstwo jest drogą cichości. Ten, który był Bogiem, który był Panem "nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi" (Flp 2, 6-7). Termin ogołocenie jest bardzo piękny. Dziś się go całkowicie porzuciło, ponieważ wszyscy chcą się kształtować, odnajdywać swoją osobowość, rozwijać się. Bóg ogołocił samego siebie, przyjmując los człowieka, lecz Bóg zszedł jeszcze niżej niż człowiek. Bóg zstąpił do piekła. Upokorzył się jeszcze bardziej. Francuski czasownik humilier - upokorzyć się, pochodzący od łacińskiego słowa humus, oznacza, inaczej mówiąc: położyć się na ziemi, położyć się twarzą w prochu ziemi. Jezus zstąpił do piekieł, aby szukać losu człowieka, aby szukać w piekle Adama. I jeśli chcemy być łagodni, musimy Go naśladować, musimy pozwolić Duchowi Świętemu, aby doprowadził nas do ubóstwa.
Jest tylko jedno Błogosławieństwo, tak jak jest jedno światło, którego promienie załamują się na siedem kolorów, ale ostatecznie łączą się, stając się znowu białym światłem. Można by prawie powiedzieć, że drugie Błogosławieństwo jest odbiciem pierwszego, że łagodność i ubóstwo są tym samym i obydwa stanowią warunek szczęścia. Jedynego szczęścia.

Jak owce między wilki
Tak więc owo ubóstwo może być tylko zubożeniem pochodzącym od Boga. Kiedy mówimy do Ducha Świętego jak małe dzieci: "Zrób ze mną, co zechcesz", kiedy odmawiamy tę prostą modlitwę św. Franciszka lub modlitwę ojca Karola de Foucauld, kiedy modlimy się słowami świętej Tereski - wówczas Bóg bierze nas za słowo. Oto jak stajemy się łagodni. Podczas swej Męki Jezus przeszedł próbę łagodności i usiłował wzbudzić to uczucie w sercu tych, którzy Go bili, mówiąc im: "Dlaczego mnie bijesz?". Podczas swej Męki Jezus pragnął wskrzesić w sercu człowieka łagodność, pierwotną pokorę w obliczu Stwórcy. Ta łagodność stoi w całkowitej sprzeczności z tym, co dzieje się wokół. Słowa Jezusa na krzyżu są samą łagodnością, nie wykorzystuje tego, kim jest. Mówi: "Zastępy aniołów mogłyby przybyć mnie uwolnić, ale ja oddaję się wam z miłości" (por. J 18,36).
Łagodność jest więc także oddaniem się innym, bez obrony. "Oto ja was posyłam jak owce między wilki" (Mt 10,16). Jest wiarą, że będąc bezbronnymi, odniesiemy zwycięstwo i że królestwo niebieskie objawi się. Jezus podczas swej Męki właśnie to uczynił. Bito Go, opluwano, przybito gwoździami, podawano ocet do picia, traktowano Boga gorzej niż bandytę, a On mówi: "Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią" (Łk 23,34). Łagodność jest niewiarygodną siłą. Łagodność Chrystusa sprawi, że setnik, człowiek reprezentujący świat pogański, zawoła: "Istotnie, ten człowiek był Synem Bożym" (Mk 15,39). Nie powiedział tego apostoł, ale żołnierz, którego zawodem jest przemoc. Ponieważ Syn Boży i Ojciec mają tę samą naturę, setnik może powiedzieć, że Jezus był prawdziwie Bogiem.

Nawrócić na łagodność
Tylko Bóg jest łagodny, tak jak tylko Bóg jest ubogi. A ta łagodność, której szukamy, jest uczestnictwem w życiu Bożym, uczestnictwem w Bożej łagodności. Najbardziej łagodni święci mieli często najgorszy z temperamentów - na przykład święty Franciszek Salezy, święty Bernard, których nazywano "słodkimi doktorami", czyli takimi, których usta sączyły słodycz i łagodność. Pisma świętego Franciszka Salezego są niekiedy nadmiernie przesłodzone. Mówi w nich o miodzie, o konfiturach, o pszczołach, o cukierkach. Jest łagodny i delikatny wobec każdego, co widzimy w jego korespondencji. Ma słodycz i łagodność Chrystusa, która sprawia, że nikt nie czuje się atakowany. To bardzo piękne, ale św. Franciszek Salezy był kimś niezwykle impulsywnym, porywczym. Zrozumiał jednak, że nie mógłby być człowiekiem Bożym, księdzem, biskupem, gdyby pozostał porywczy, gdyby się unosił gniewem, gdyby łatwo wpadał w złość i był drażliwy. Gdy gorszy się, jednego z tych małych" choćby jednym słowem, choćby jedną uwagą, brakiem gotowości lub brakiem łagodności, Ewangelia mówi, że "temu lepiej byłoby kamień młyński uwiązać u szyi i wrzucić go w morze" (Mk 9,42). Więc święty Franciszek Salezy, będący osobą porywczą, nawróci się, przemieni wszystkie drzemiące w nim siły, będzie się ćwiczył w łagodności.
Chciałbym bardzo, żebyście czytając, podjęli decyzję waszego nawrócenia na łagodność, decyzję przyjęcia łagodności Chrystusa. Przede wszystkim rozumiejąc, jak bardzo Jezus jest łagodny wobec was, lecz także przygotowując wasze serca, walcząc przeciw tej namiętności, którą jest niecierpliwość, gniew, a także gorycz, powodująca wiele grzechów. Przeciwieństwem słodyczy jest gorycz! Przeciwieństwem słodkiego jest gorzki. A zgorzkniały to ten, który nie przestaje myśleć o otrzymanych ciosach. Podczas gdy prawdziwy ubogi, którego dosięgają ciosy, mówi: "to nie mnie biją". Może co najwyżej, jak zrobił w takim przypadku święty Franciszek z Asyżu, czuć w sobie cierpiącego Chrystusa i płakać tymi łzami, które są zawsze jednocześnie łzami szczęścia i bólu nad bitym Chrystusem. Święty Franciszek w chwili, kiedy cierpiał najbardziej, tuż przed śmiercią powiedział: "Ktoś cierpi". Oto cały Biedaczyna z Asyżu, to już nawet nie on cierpi. Jest wywłaszczony ze swego ciała, swego "brata osła". Ktoś cierpi! Musimy w zwykły i naprawdę praktyczny sposób uczyć się zdobywać tę łagodność. I ucieszymy się za każdym razem, kiedy będziemy atakowani. Potrafię na przykład przewidzieć moją reakcję, gdy ktoś mnie wyprzedzi samochodem i zajedzie mi drogę. Powiedziano, że ten, kto gniewa się na swego brata, już go zabił (por. Mt 5,22). W rzeczywistości, jeśli ktoś zajedzie mi drogę, reaguję tak gwałtownie, że aż mnie to dziwi. I wydaje mi się, że można się pobić - co zdarza się bardzo często - i że można się nawet pozabijać za jakiś samochodowy grzeszek. We wspólnotach religijnych dość łatwo o gorzką reakcję na polecenie przełożonego. Rozgoryczenie jest żółcią, która zatruwa nasze życie. Jeśli jednak reagujemy z łagodnością, jesteśmy jak uderzany dzwon i wydajemy ton Chrystusa, a możemy go wydać tylko wówczas, gdy jesteśmy uderzani. Jest to oczywiście męczeństwo. Męczennicy krwi są prawdziwie świadkami łagodności Chrystusa, są oni drugim Chrystusem i wyrażają tę samą łagodność. Trzeba dobrze zrozumieć, że dla nas, chrześcijan, cichość powinna się wyrażać w zwykły, codzienny sposób. Za każdym razem, kiedy wyrzekamy się naszej obrony, rezygnujemy z naszej zemsty, za każdym razem, kiedy okazujemy łagodność, jest to niewątpliwie cząstka Ziemi Obiecanej, którą już się cieszymy.

Łagodność dowodem świętości
Długo zastanawiałem się nad oznakami świętości. Kościół mówi nam oczywiście o heroicznosci cnót ogólnie, myślę jednak, że niezbitym dowodem świętości jest taka łagodność, którą właśnie zdefiniowaliśmy. Długo myślałem, że stopień zaangażowania w modlitwę stanowi niezawodny znak bliskości z Bogiem. Ale podobnymi do Chrystusa stajemy się jedynie przez przeobrażające zjednoczenie, jedność woli. Można znać bardzo dobrze wzniosłe etapy modlitwy lub modlić się kilka godzin dziennie, nie osiągając jednak takich "wyżyn", w których dusza zapala się miłością do swych wrogów i kocha bliźniego miłością Chrystusa. Jedynie łagodność, która jest miłością nieprzyjaciół, która odpłaca dobrem za zło, jest gwarancją i dowodem świętości. Święta Teresa od Dzieciątka Jezus poznała wlanie miłości inaczej niż w żmudnej modlitwie. Tymczasem jej milczenie w upokorzeniach lub wstrzymanie się przed powiedzeniem jakiejś dowcipnej myśli, która mogłaby zranić siostrę, jej współczująca miłość dla kryminalisty Pranziniego, czynią z niej świętą najbardziej ze wszystkich podobną do Chrystusa.
Jean-Jacques Olier w krótkim rozdziale "Pietas Seminarii" (poświęconym pobożności wychowanków seminarium) bardzo pomógł mi w rozumieniu Błogosławieństwa łagodnych. Czyni on z łagodności szczyt życia chrześcijańskiego, ale także najrzadszą z cnót. Nie należy jednak uważać jej za niedostępną i zastrzeżoną dla najbardziej chronionych przed grzechem, ponieważ łagodność staje się także, po wielkich cierpieniach i oczyszczeniach, udziałem największych grzeszników. Błogosławieństwa stanowią w rzeczywistości bramę do jakiegoś jedynego i wyjątkowego miasta. Aby do niego wejść, wybieramy którąś z bram, ale potem, przebywając w sercu miasta, znamy już wszystkie bramy, które do niego prowadzą. Proponuję zamyślić się nad tym wspaniałym tekstem Oliera:
Cnota łagodności jest spełnieniem chrześcijanina. Ponieważ zakłada w nim unicestwienie wszelkiej własności i śmierć każdej korzyści: w taki sposób, że ani pogarda go nie drażni, ani utrata dóbr i spokoju życia nie odciąga go od łagodności.
"Niech zniknie spośród was wszelka gorycz, uniesienie, gniew, wrzaskliwość, znieważanie - wraz z wszelką złością" (Ef 4,31) - mówi święty Paweł. Otóż dzieje się to przez Pana Naszego Jezusa Chrystusa; ponieważ jeśli nosimy w głębi duszy pełnię Jego bóstwa, wchłania On w swoim miłosierdziu naszą miłość własną, która jest przyczyną gniewu. W ten sposób naszą duszę napełnia pokój i łagodność; i nawet w przypadkach, gdy wydaje nam się, że nasz interes ucierpiał, nie odczuwamy przykrości ani goryczy.
Miłość własna wzburza się cała i rozpala, kiedy zamierza się wyrwać jej z rąk to, co do niej należy. Dlatego właśnie jeśli chce się wprowadzić duszę w radość prawdziwej łagodności trzeba, aby cała głębia miłości własnej, która powiększa się i zwraca ku stworzeniu, została zatopiona w Bogu.
Tak jak jest wiele rodzajów pokory, tak jest wiele rodzajów łagodności. Ale prawdziwa, głęboka i doskonała jest łagodność serca, o której nasz Pan mówi w Ewangelii, kiedy wypowiada te słowa: "Uczcie się ode mnie, bo jestem cichy i pokornego serca". Otóż łagodność ta musi być tak bardzo w nas zakorzeniona, że nic nie zdoła jej poruszyć.
Taką łagodność zyskujemy jedynie przez uczestnictwo w łagodności Boga. Jest On łagodnością ze swej natury i gdy pragnie uczynić człowieka uczestnikiem swej natury, zamieszkuje w nim tak bardzo, że człowiek nie ma już nic z ciała ani z samego siebie, ale jest cały zatopiony w Bogu, w Jego bycie, w Jego życiu, w Jego istocie, w Jego przymiotach. Wszystko, czego dokonuje, czyni w cichości i pomimo że działa z gorliwością, to zawsze z łagodnością, z tego powodu, że gorycz i uraza nie ma już w nim udziału i tak jak w nim, nie może też mieć udziału w Bogu.
Ciało i dawny człowiek mają swą sfałszowaną gorliwość i choć może wydać się podobna do gorliwości nowego człowieka, jest od niej "w gruncie rzeczy całkiem inna, ponieważ jedna jest zawsze w łagodności, a druga zawsze w goryczy i urazie.
Jedną z oznak służących rozróżnieniu gorliwości ciała i tej pochodzącej od Ducha Świętego jest to, że prawdziwą gorliwość Bożą rozpala w nas troska o interes bliźniego, a fałszywa gorliwość dawnego człowieka jest zawsze wzbudzona przez nasz własny interes, i to właśnie nazywa się gniewem, który jest żądzą, skłonnością i porywem zaciętości, aby zachować lub dochodzić tego, co do nas należy.
Prawdziwą łagodność spotyka się prawie zawsze tylko w duszach niewinnych, w których Jezus Chrystus przebywał nieprzerwanie od czasu ich świętej odnowy i w których wzrastał w zakresie wszystkich swoich przymiotów.
Jeśli chodzi o skruszonych i pokutujących, rzadko można w nich znaleźć prawdziwą łagodność. Grzech pozbawiwszy ich bezmiaru doskonałości i sprawiwszy, że zapanowało w nich bezładne zainteresowanie tysiącem rzeczy, których nawyk ukształtował się i nabrał mocy z żywotnością i zapałem, muszą pracować z wielkim trudem i siłą, aby jedne po drugich zniszczyć wszystkie te złe przyzwyczajenia ciała, stworzyć cnoty przeciwne, odmienne i naprawić w ten sposób przez Jezusa Chrystusa to, co zatracili. A ponieważ potrzeba na to dużo czasu i długotrwałych umartwień, tylko nieliczni są wytrwali i starają się nabywać cnoty z tą wielką wiernością, która jest konieczna, aby odzyskać ich utracony chrzest i aby powrócić do pełni dróg Bożych w Jezusie Chrystusie.
Istnieją dwie całkiem różne drogi, na których Bóg przekazuje ludziom swe cnoty. Na pierwszej drodze przekazuje je poprzez akt swej dobroci i hojności, nie wymagając żadnej pracy od swego stworzenia. Na drugiej drodze stworzenie musi pracować i Bóg udziela cnót dopiero po gwałtownych wysiłkach oraz w następstwie długotrwałej wierności. Pierwszą drogę można by nazwać drogą wylania, a drugą - drogą nabywania. Pierwsza jest rzadka w Kościele i udziela się jedynie niewinnym (chyba, że Bóg miałby jakieś szczególne zamiary wobec duszy). Druga jest prawie równie rzadka, ponieważ jest niewielu, którzy trwają w tej długotrwałej wierności.
Wylanie jest łagodne i każdy chciałby posiąść cnoty jak również inne dary Ducha Świętego na tej drodze. Ale nabywanie jest trudne i nikt go nie chce. Mimo to, ta właśnie droga jest dla wszystkich grzeszników i dla całego Kościoła. Droga wylania jest dla niewinnych i dla nielicznych na ziemi.
Niewinni wzrastają w Jezusie Chrystusie, każda ich cnota wzrasta, ponieważ posiadają w swych duszach Jezusa Chrystusa, a On je przyozdabia, osłania, przenika swymi cnotami poprzez nieustanny dar i przywilej swojej obecności. Przeobraża je i tak zmienia, że już nie są sobą, lecz Nim żyjącym i panującym w nich, ogarniającym i dopełniającym ich istotę. A ponieważ jest On samą doskonałością i cały przemieniony w Boga poprzez całkowite zamieszkanie Boga w sobie, czyni to samo duszom, w których przebywa; doskonali je i przemienia całkowicie w siebie.
Otóż, ponieważ niewielu jest ludzi, w których Jezus Chrystus tego dokonuje i w których nie pozostawia ani odrobiny interesowności, będącej źródłem goryczy i gniewu burzącego się z powodu swego wyrachowania, stąd niewiele jest dusz doskonale łagodnych.


Rozdział III
Szczęśliwi, którzy się smucą

Szczęście we łzach
Przystąpimy teraz do omówienia trzeciego Błogosławieństwa: "Szczęśliwi, którzy się smucą, albowiem oni będą pocieszeni". Już w samej wymowie tego Błogosławieństwa pojawia się pewien paradoks, który należy odnotować: szczęście tych, którzy się smucą, którzy płaczą. Słowo "smutek" określa tu płacz, lament (na przykład po śmierci pierworodnego syna lub kiedy opłakujemy ukochaną istotę, która właśnie umarła). Zawodzi się, płacze, a także współuczestniczy we łzach tych, którzy kochają tę samą zmarłą osobę. Jest to obraz wielkiego smutku. Często możemy zobaczyć, zwłaszcza na Wschodzie, kobiety, a nawet mężczyzn, którzy nie powstrzymują łez. Na Zachodzie istnieje w tym względzie duża powściągliwość. Współczucie we łzach jest czymś strasznym, jeśli jest się kimś z zewnątrz. Od wewnątrz wygląda to inaczej. Psychologia podkreśla dziś konieczność życia w żałobie, przeżywania jej w pełni, wyrażania jej całą swoją istotą. Przeżywanie żałoby odgrywa bardzo oczyszczającą i zdrową rolę. Daje możliwość wyjścia z bólu, wyzwolenia ze smutku, który się odczuwa. W wielu cywilizacjach odwiedza się osoby dotknięte cierpieniem, płacze się wraz z nimi, pomaga się im wylewać łzy. W naszej cywilizacji mamy w tym względzie ogromną lukę, ponieważ zasadą postępowania jest chęć przeżywania wszystkiego w sobie, chęć kontrolowania się i powstrzymywania od płaczu. Nauczono nas nie płakać. Nauczono nas nie pokazywać naszego smutku, a wiemy bardzo dobrze, że psychologicznie smutek, uczucie, które pozostaje wewnątrz nas, jest destrukcyjny, jak jakiś rodzaj raka. W wielu zresztą przypadkach stwierdza się, że rak jest rezultatem zachowanej urazy, jakiegoś wewnętrznego, głębokiego bólu, tak bardzo intymnego, że przechowywanego tylko dla siebie, a to bestia, która niszczy.
Teraz więc można już zrozumieć, że ów paradoks w wyrażeniu: szczęście tych, którzy płaczą, nie jest aż tak paradoksalny, jak się wydawał. Myślę, że ten, kto płacze, doznaje ulgi. Jego ból wyraża się, rozpływa się we łzach. Ważne jest, aby odnaleźć drogę łez. Jest to prawda na płaszczyźnie psychologicznej, na płaszczyźnie ludzkiej, ale także na płaszczyźnie duchowej. Wschód chrześcijański, podobnie jak chrześcijański Zachód w swej tradycji, w swoich mistykach, w swoich wielkich duchownych nie może wyobrazić sobie chrześcijańskiej duchowości, życia w Chrystusie bez łez, bez tego, co nazywa się darem łez, żalem serca. Dziś odrzuca się tę "płaczliwą" duchowość. Chciano zapomnieć Mękę, która była tymczasem tak pięknie wyrażana w ciągu dziejów. Teraz, w XXI wieku powinniśmy być na tyle dojrzali, aby pojąć ból, aby zbliżyć się do cierpienia, rozważać znaczenie Męki Chrystusa, jak to nam objawiają Pisma, zarówno w opowiadaniach ewangelicznych, jak również u świętego Pawła, który dużo mówi o łzach i cierpieniu. A my przeciwnie, przejawiamy całkowitą niedojrzałość w stosunku do cierpienia. Powiedziałbym, że chrześcijaństwo nie neguje rzeczywistości bólu, rzeczywistości cierpienia, nie usiłuje go usunąć. Wielu nam współczesnych zwraca się w stronę duchowości tworzącej to, co dotychczas w tradycji nosiło piękną nazwę - la sophro-nie, co oznacza wewnętrzny pokój, wewnętrzne szczęście, które odnajdujemy naturalnie zawarte w Błogosławieństwach. Tę sophronie próbuje się osiągnąć za pomocą sofrologie, to znaczy nauki dotyczącej dobrego samopoczucia i zadowolenia, która całkowicie usuwa cierpienie, przecinając bodziec nerwowy między jakimś organem, a mózgiem, który pobiera sygnał alarmowy. Dzieje się to także na poziomie serca. Nasze serce wysyła do mózgu wszystkie rodzaje sygnałów, które powiadamiają myśli i rozum o tym, co je otacza. Nasze serce niekiedy ściska się bądź przez współczucie, bądź przez miłość. Myślę także, że chrześcijanin jest zawsze zakochany w Bogu, w człowieku, w stworzeniu. To ktoś niezwykle wrażliwy, ktoś, kto akceptuje cierpienie. Ale temu cierpieniu sens nadaje Męka Chrystusa, przemieniając je i przeobrażając. Wówczas zaczyna się rozumieć, że najwięksi przyjaciele Boga umiłowali cierpienie. Teresa z Avili powiedziała: "Cierpieć albo umrzeć". Dla niej życie nie ma sensu, życie nie ma smaku bez cierpienia. Niektórzy chcą żyć jak mnisi buddyjscy, a buddyzm tybetański odnosi dziś niezwykły sukces. Widzi się wiele znanych osobistości, które przechodzą na buddyzm. Wszyscy biegną zobaczyć film na temat Buddy, na temat reinkarnacji itd., jakby chcieli wymknąć się cierpieniu nie do zniesienia. Dentyści mówią, że ludzie coraz gorzej znoszą ból i że muszą stosować coraz silniejsze środki znieczulające. Ale jednocześnie usuwa się sygnał, wysyłany przez ząb i organizm, sygnał który powinien kierować zabiegami. Bez tych licznych sygnałów, którymi są rozmaite cierpienia nie można kierować się w życiu duchowym, nie można kierować się w życiu uczuciowym, nie można kierować się we wzroście ku dojrzałości duchowej, ludzkiej, psychologicznej, uczuciowej. Jeśli uda mi się zobaczyć cierpiące dziecko, i nie doznam bólu w sobie samym, jeśli nauczyłem się kontrolować moje cierpienie w ten sposób, że widząc bliźniego, nie ma już we mnie bólu, kim jestem? Jestem na antypodach chrześcijaństwa.
Sygnał łez
Wszyscy otrzymujemy dar łez. Już Ojcowie Kościoła mówili, że Abraham zdobył Ziemię Obiecaną dzięki swoim łzom. Rzeczywiście Abraham kupił symbolicznie grób swej żony, pierwszy skrawek Ziemi Obiecanej, tego kraju obiecanego przez Boga. Ten pierwszy skrawek to pieczara Macpela, w której Abraham wyleje swoje łzy, odprawi żałobę i będzie opłakiwał Sarę. Ziemia Obiecana jest nabyta przez łzy, podobnie jak niebo jest dla nas nabyte przez cierpienie i łzy Jezusa. Pomyślmy o Jezusie płaczącym, gdy spogląda na Jerozolimę: "Jeruzalem, Jeruzalem! (...) Ile razy chciałem zgromadzić twoje dzieci, jak ptak swoje pisklęta gromadzi pod skrzydła, a nie chcieliście" (Mt 23,37). Ponieważ to człowiek jest z Bogiem w konflikcie będącym źródłem wszystkich jego cierpień, to człowiek doznaje cierpienia od chwili tego zerwania. Musimy przeżyć dramat rozdarcia, aby móc się pojednać. Jak małżonkowie, którzy się rozstali, którzy się wzajemnie zranili, a którzy przeżywają pojednanie tym większe, im więcej cierpieli. A ich cierpienie, powtarzam to, jest wyrazem i sygnałem alarmowym tego, że coś ich rozdziela - są bowiem jednym ciałem, jak mówi Pismo - w swojej rodzinie, w dzieciach. Jeśli nie dostrzegają tego cierpienia, jeśli nie płaczą, pojednanie nie jest możliwe. Jezus nabył dla nas niebo przez cierpienie. Bardzo trudno to zrozumieć, ale możemy mimo wszystko to odczuć, ponieważ właśnie my jesteśmy zdolni do płaczu, do łez naprawiających. Jesteśmy zdolni do łez, które poruszają innych i które pozwalają im uświadomić sobie ból, który nawzajem sobie wyrządzamy.
Jezus przez swą przelaną krew, przez cierpienie, przez łzy nabył nam Ziemię Obiecaną i pocieszenie. "Szczęśliwi, którzy się smucą". To odwrócenie rzeczy, szczęście we łzach, szczęście w cierpieniu jest już samo w sobie piękne. To jest taka przemiana, takie objawienie, taka nasza chrześcijańska tożsamość, że można by się tutaj zatrzymać! Nie ma ani jednego wielkiego świętego, ani jednego przyjaciela Boga, ani jednej z tych ikon szczęścia, którymi ostatecznie są święci, bez tego bardzo silnego współczucia we łzach, bez tego współcierpienia z Chrystusem, bez tego współcierpienia z Bogiem.

Dar łez
"Szczęśliwi, którzy się smucą, albowiem będą pocieszeni". Docieramy do drugiego członu tej propozycji, tego oświadczenia, tej obietnicy szczęścia. "Albowiem będą pocieszeni". Ojcowie Kościoła mówili: łzy chronią, łzy pracują. Łzy oczyszczają, a jednocześnie działają. Łzy obmywają nas i jest to dar, o który trzeba prosić. A kto mówi dar, mówi Duch Święty. Duch Święty jest przez Jezusa nazwany także Parakletem, co oznacza równocześnie pocieszyciela i obrońcę. "Ja zaś będę prosił Ojca, a innego Pocieszyciela da wam, aby z wami był na zawsze - Ducha Prawdy" (J 14,16). W tym zadaniu jest coś pięknego: mówi nam ono, że sam Jezus jest pocieszycielem i obrońcą. Mamy tu dokładnie termin grecki w stronie biernej: "Albowiem będą pocieszeni, albowiem będą obronieni". Łzy przyciągają Ducha Świętego i to On nas broni. A przed czym nas broni? Nie broni nas przed Bogiem, to oczywiste! Duch Święty nie procesuje się. Nie mówimy tu o mitologii greckiej, gdzie jakiś bóg występuje w obronie człowieka wobec innego bóstwa, które go oskarżało. Niestety dokonano kiedyś tego podziału w Trójcy Świętej, gdzie jedna Osoba wywierała presję na inną, aby nas bronić. Nie! Broni nas oczywiście przed naszym oskarżycielem, przed szatanem. A ten, który płacze, zamiast być w sytuacji słabości, znajduje się na pozycji siły. Jest chroniony przez swoje łzy. "Szczęśliwi, którzy płaczą!" Jakie szczęście posiada ten, który może wylewać łzy, ponieważ przyciąga on do siebie swego Obrońcę. Jego słabość staje się jego siłą. Jesteśmy w duchu ewangelicznym.
Jak już powiedziałem, te łzy są darem Ducha, ale przede wszystkim oczywiste jest, że są to łzy człowieka. Łzy są najpierw łzami nad naszym własnym cierpieniem, nad cierpieniem, które dostrzegamy. Od chwili jednak, gdy nauczymy się już ofiarowywać nasze cierpienie, ono przestaje być nasze, powiedziałbym, że wtedy płaczemy już nad cierpieniem Boga. Zaczynamy odczuwać, że to Boga powinniśmy pocieszać, że to Boga musimy wziąć w ramiona. Czujemy ten ruch, tę zmianę. Jak powiedziałem, Błogosławieństwa są wzorem podobieństwa do Ojca.
Na pierwszym miejscu jest cierpienie Ojca, cierpienie Syna i cierpienie Ducha Świętego. Ojciec płacze w nas. Syn płacze w nas albo my płaczemy z Synem. Duch Święty płacze w nas i jest cała skala bardzo różnorodnych łez, która bierze początek od tych zwykłych łez z wody. Następnie są łzy, które możemy wylewać z powodu jakiegoś cierpienia doznawanego w naszym sercu. Są krwawe łzy, które Jezus wyleje podczas swej agonii. To jest inny poziom uczestnictwa w życiu Bożym, w życiu Boga. Możemy także doświadczyć łez Ducha Świętego, które są łzami ognia. Święty Jan mówi w swym pierwszym liście (1 J 5,7-8), że są trzy świadectwa, a więc trzy męczeństwa: świadectwo wody - chrztu, a także świadectwo łez i krwi, świadectwo Męki Syna, które oczywiście wyraża cierpienie Ojca; i jest pocieszenie, to poruszenie łez Ducha Świętego, które są darami, które sąjęzykami ognia. Trzy świadectwa zbiegają się i prowadzą do wspólnego celu, ponieważ jest to ta sama rzeczywistość, w osobie Chrystusa, w osobie Ducha i w osobie Ojca. To jest ogień Ducha, to znaczy ogień Miłości, która przeszywa Serce Syna, dając świadectwo krwi i wody na krzyżu. Świadectwo największej miłości: otwarte Serce. Wówczas także otwiera się-jak to prorokował Symeon - Serce Maryi. A my możemy mieć udział we łzach Maryi.
Ojcowie Kościoła mówili, że nie powinno się przystępować do komunii świętej bez wylania łez i że prawdziwą materią sakramentu pojednania są łzy skruchy. Nie powinno się osiągnąć pojednania bez odczucia skruchy, bez równoczesnego wylania łez nad naszymi grzechami: łez z wody, które zmywają nasze grzechy, krwawych łez wewnątrz nas samych, które, oznaczają, że nasze serce krwawi na widok bólu, który przez nasze grzechy sprawiliśmy Bogu, ludziom i stworzeniu, a także bez wylania łez ognia, oznaczających, że już w płaczu doznajemy pocieszenia. Szczęście, szczęście tego, który płacze, on już jest pocieszony!

Łzy, uczestnictwo w cierpieniu Boga
Powiedziałbym, że łzy są niezbędne dla życia chrześcijańskiego. Ciekawe, że wciąż jest tak mało daru łez w Odnowie Charyzmatycznej. Myślę, że dlatego Odnowa Charyzmatyczna musi stać się odnową mistyczną, odnową współczucia, odnową złączoną z Maryją, z Tą, która płacze, z naszą Mater Lacrimosa, Mater Dolorosa, Maryją u stóp krzyża, pierwszą ze wszystkich stworzeń, która naprawdę uczestniczy w cierpieniu Boga, w cierpieniu Ojca.
Nie wchodząc w wyjaśnienia teologiczne, przyjmijmy po prostu, że niemożliwe jest, aby Bóg nie zdecydował się na cierpienie. Bóg nie musi cierpieć, ale w swej dobroci postanowił cierpieć z człowiekiem, który stał się przyczyną swego cierpienia przez grzech pierworodny. Bóg cierpi, ponieważ Bóg jest Miłością i ponieważ, jak to ogłosił święty Franciszek jest "Miłością niekochaną". Źródłem wszystkich łez świętego Franciszka jest właśnie ta rzeczywistość, że Miłość jest niekochana! Święty Franciszek odczuwał miłość Boga, Boga żebrzącego, Boga bardzo ubogiego. Dotykamy tu wzoru podobieństwa: Bóg bardzo ubogi, który żebrze miłości człowieka. Bóg czyni się bardzo małym, Bóg czyni się bardzo ubogim i mówi do człowieka: wlej tylko kroplę miłości w usta tego najmniejszego, wlej odrobinę wody, "wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili" (Mt 25,40). Święty Franciszek dogłębnie odczuje to cierpienie - podobnie jak wielu innych świętych - wypłacze swoje oczy, stanie się niewidomy. Myślę także o Marcie Robin, która każdej nocy wylewała krwawe łzy, uczestnicząc w cierpieniu Boga. Święty Franciszek nie mogąc już nic więcej zrobić, wołał: "Miłość jest niekochana". Tego samego doświadczy Jezus w czasie swej agonii, mówiąc sobie: czyż miłość, którą wyraziłem całym swym życiem, zostanie ostatecznie przyjęta przez ludzi? W tym właśnie momencie szatan będzie usiłował Mu pokazać, że Jego miłość nie zostanie przyjęta, że Jego poświęcenie dla tylu mężczyzn i kobiet będzie daremne. Będzie to wielkim lękiem Boga, jak gdyby ogień boskiej natury został pogrążony w wodzie. Jakież cierpienie! Jakby rozpalony metal kurczył się w wodzie. To jest właśnie obraz cierpienia Boga, konania Jezusa w Getsemani. Miłość jest niekochana. Przyjaciel Boga przeżywa ten dramat wewnętrznie i powiedziałbym, że otrzymuje swoje pocieszenie przez łzy. Łzy są łagodne, łzy przyciągają Zesłanie Ducha ognia, łzy ściągają na świat Zesłanie Ducha krwawych łez. A dzielić los Boga, to także stać się podobnymi pocieszycielami. Mesjasz - Menahem jak mówi Talmud i pisarze żydowscy, to imię, które po hebrajsku znaczy "Pocieszyciel". Mesjasz jest oczekiwany jako pocieszyciel. Przychodzi mi także na myśl święty Dominik, który spędzał noce na stopniach ołtarza, wołając: "Miłosierdzia, co stanie się z grzesznikami?" Wzywał Miłosierdzia, to znaczy Miłości, Miłości nieskończonej, Miłości matczynej; Miłosierdzia! co stanie się z ludźmi, jeśli Cię nie przyjmą, jeśli nie zgodzą się być kochani przez Miłość? Jedynym wyjściem z tego dramatu są właśnie łzy.
Chciałbym przytoczyć tu komentarz znanego rabina Rachi, żyjącego w czasach świętego Bernarda, na temat Księgi Rodzaju 35,19 i 48,7, gdzie jest napisane, że "Rachela umarła i została pochowana przy drodze do Efrata", to znaczy na drodze do Betlejem.
Jakub mówiąc Józefowi o jej śmierci, powiedział: Wiem, że w swym sercu czynisz mi zarzut, że ją tam pochowałem. Ale wiedz, że zrobiłem to na polecenie Boga - widzicie, co Bóg przygotowuje - ażeby mogła nieść pomoc swym dzieciom, w chwili gdy Nabuhodonozor uprowadzi ich do Babilonu i gdy będą przechodzili tamtędy na drogę wygnania (por. 2 Krl 25,8). Wówczas Rachela wyjdzie ze swego grobu, będzie tam płakała i z płaczem błagała dla nich Bożego miłosierdzia. Tak jak jest powiedziane: "W Rama daje się słyszeć lament i gorzki płacz. Rachel opłakuje swoich synów, nie daje się pocieszyć, bo już ich nie ma. Tak, mówi Pan: Powstrzymaj głos twój od lamentu, a oczy twoje od łez, bo jest nagroda za twoje trudy - wyrocznia Pana - powrócą oni z kraju nieprzyjaciela. Jest nadzieja dla twego potomstwa, wrócą synowie w swe granice" (Jr 31,15-17).
Widzimy więc łzy Racheli, która nie chce być pocieszona, tak jak święci. Uczestniczymy, musimy uczestniczyć wraz ze świętymi w tym Bożym cierpieniu dla ludzkości, w tym cierpieniu, które jest wewnętrznym cierpieniem Trójcy od chwili upadku. Pragniemy tylko tego cierpienia Boga, nie chcemy niczego innego. A Bóg mówi: twoje łzy będą ich nagrodą. Twoje dzieci powrócą, zostaną sprowadzone z wygnania, wygnania z serca, z dalekiego wygnania z Serca Boga.
O święty Patriarcho, przez udrękę jakiej doznawałeś, widząc Słowo Boże narodzone w stajni, pośród tak wielkiego ubóstwa, w chłodzie, nagości, słysząc Go płaczącego z zimna, proszę cię, abym mógł otrzymać prawdziwy ból moich grzechów, które były przyczyną łez Jezusa. Przez pocieszenie, którego następnie doznałeś, przyglądając się Jezusowi w żłobku, tak pięknemu i tak zachwycającemu, że twoje serce zaczęło płonąć żarliwą miłością ku łaskawemu i kochającemu Bogu, uproś mi łaskę kochania równie wielką miłością na ziemi, ażeby ją posiadać pewnego dnia w niebie. Święty Józefie, przeniknij nasze serca skruchą i uczyń je bardziej wrażliwe na słodycz Jezusa.
(Święty Alfons de Liguori) Którzy we łzach sieją, żąć będą w radości (Ps 126,5).
Błogosławiony Bóg i Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa, Ojciec miłosierdzia i Bóg wszelkiej pociechy, Ten, który nas pociesza w każdym naszym ucisku, byśmy sami mogli pocieszać tych, co są w jakimkolwiek ucisku, tą pociechą, której doznajemy od Boga (2 Kor 1,3-4).

Bóg, który płacze
"Oznajmisz im to słowo: Oczy moje wylewają łzy dzień i noc bez przerwy, bo wielki upadek dotknie Dziewicę, Córę mojego ludu, klęska bardzo wielka" (Jr 14,17).
Gdy zagrożona jest relacja między Bogiem a człowiekiem, Biblia nie obawia się antropomorfizmów. Widzimy więc Boga, który płacze. Czyż nie jest to wylanie miłości, wylanie Ducha, wylanie czułości i miłosierdzia? Łzy i krew są oznaką wylania miłości i miłosnego bólu, wylania z serca, które się otwiera. Wcielenie będzie więc naznaczone przez to podwójne wylanie krwi i łez, sięgające szczytu w Ogrodzie Oliwnym, gdzie Bóg-Człowiek wylewa krwawe łzy. Jezus płacze także nad Jeruzalem, nad świątynią, a potem jeszcze nad ciałem Łazarza, świątynią Ducha Świętego, które przez grzech pierworodny musi ulec zepsuciu.
Moglibyśmy powiedzieć, że poprzez łzy człowiek łączy się z Bogiem w Jego współczuciu. Toteż Magdalena zdaje sobie sprawę z uprzywilejowanego miejsca w otoczeniu Jezusa. Stanie się zresztą, uprzedzając Apostołów, pierwszym świadkiem Zmartwychwstania. "I stanąwszy z tyłu u Jego stóp, płacząc, zaczęła łzami oblewać Jego stopy i włosami swej głowy je wycierała. Potem całowała Jego stopy i namaszczała je olejkiem" (Łk 7,38). Jezus wskazuje na nią jako na wzór przyjęcia jego człowieczeństwa: "Potem zwróciwszy się w stronę kobiety, rzekł do Szymona: Widzisz tę kobietę? Wszedłem do twego domu, a nie podałeś Mi wody do nóg; ona zaś łzami oblała Mi stopy i otarła je swymi włosami" (Łk 7,44).
Maria Magdalena jest figurą intymnej relacji obmytej we łzach. Tyle spotkań w Starym Testamencie jest naznaczonych przez wylanie łez, które obmywają skazy dawnych relacji i doprowadzają do zgody zwaśnionych braci przez wybaczenie wszystkich win, łącznie z chęcią zbrodni. Jest to przypadek Ezawa i Jakuba: "Ezaw pośpieszył mu na spotkanie i objąwszy go za szyję, ucałował go; i rozpłakali się obaj" (Rdz 33,4). Józef mówił do swoich braci: "I nagle urwał, bo ogarnęło go tak wielkie wzruszenie na widok brata, że aż łzy nabiegły mu do oczu. Odszedł więc do swego pokoju i tam się rozpłakał" (Rdz 43,30). "Wybuchnąwszy głośnym płaczem, tak że aż usłyszeli Egipcjanie oraz dworzanie faraona, rzekł do swych braci: "Ja jestem Józef! Czy ojciec mój jeszcze żyje?" "Ale bracia nie byli w stanie mu odpowiedzieć, gdyż na jego widok ogarnął ich strach" (Rdz 45,2-3). Jest to także przypadek Jakuba i Józefa: "Józef kazał zaprząc do swego wozu i wyjechał na spotkanie Izraela, ojca swego, do Goszen. Kiedy zobaczył go, rzucił mu się na szyję i długo płakał na jego szyi" (Rdz 46,29).
Jednak bez cienia wątpliwości to właśnie Dawid zasługuje jeszcze bardziej niż Maria Magdalena na tytuł piewcy łez. Rozmiłowany w Bogu dużo płakał i jego łzy mają coś z łez Chrystusowych. Istotnie Król-Mesjasz będzie opłakiwał śmierć swoich najgorszych wrogów, jak śmierć przyjaciół w sposób, który poruszy jego bliskich, zarzucających mu dość niesprawiedliwie, że kocha tych, którzy go nienawidzą, a nienawidzi swych przyjaciół. Po przekroczeniu Cedronu Dawid, pozwalając się obrażać, wchodzi na Górę Oliwną, wylewając obficie łzy nad Jeruzalem. Przytoczmy wspaniałe fragmenty, które pozwolą wzrosnąć Dawidowi w naszych oczach, dadzą zapowiedź cierpiącego Sługi i ilustrację słów Jezusa, który pragnie, by dużo przebaczono temu, kto bardzo umiłował.
"Dawid tymczasem wstępował na Górę Oliwną. Wchodził na nią, płacząc i z nakrytą głową. Szedł boso. Również wszyscy ludzie, którzy mu towarzyszyli, nakryli swe głowy i wstępując na górę, płakali" (2 Sm 15,30).
"Gdy odszedł chłopiec, podniósł się Dawid od strony południa, padł twarzą na ziemię i trzykroć oddał głęboki pokłon. Nawzajem się ucałowali i płakali nad sobą. Dawid nawet głośno szlochał" (1 Sm 20,41).
"Zaledwie przestał mówić, nadeszli synowie królewscy. I głośno się rozpłakali. Również król i wszyscy jego słudzy bardzo głośno płakali" (2 Sm 13,36).
"Król zadrżał. Udał się do górnego pomieszczenia bramy i płakał. Chodząc, tak mówił: "Synu mój, Absalomie! Absalomie, synu mój, synu mój! Obym ja umarł zamiast ciebie! Absalomie, mój synu, mój synu!" Joabowi zaś doniesiono: "Król płacze. Rozpacza z powodu Absaloma". Tak więc zwycięstwo przemieniło się w tym dniu w żałobę dla całego ludu. Posłyszał bowiem lud w tym dniu wiadomość: "Król martwi się z powodu swego syna". Tego dnia lud [zbrojny] zbliżał się niepostrzeżenie do miasta, usiłując ukradkiem wejść do niego, tak jak ukradkiem wchodzi wojsko hańbą okryte, dlatego że uciekło z placu boju" (2 Sm 19,1-4).
"Dawid, schwyciwszy swe szaty, rozdarł je. Tak też uczynili wszyscy mężowie, którzy z nim byli. Potem lamentowali i płakali, i pościli aż do wieczora, z tego powodu, że padł od miecza Saul, a także syn jego, Jonatan, i z powodu ludu Pańskiego i domu Izraela" (2 Sm 1,11-12).


Rozdział IV
Szczęśliwi, którzy łakną I PRAGNĄ SPRAWIEDLIWOŚCI

Sprawiedliwość według Bożego Serca
To Błogosławieństwo jest na ogół źle rozumiane, ponieważ z powodu naszego własnego grzechu mamy fałszywe pojęcie sprawiedliwości. Czym jest sprawiedliwość? My, ludzie Zachodu, z chwilą gdy prawo rzymskie zostało nałożone na ideę biblijną i zniekształciło ją, czyniąc z niej regułę prawną, nie rozumiemy już terminologii Prawa, które powinniśmy zawsze, bez tłumaczenia nazywać Torą. Pojęcie sprawiedliwości odarte ze swej teologicznej treści, stało się bardzo ludzkie, także dla wielu chrześcijan.
Na przykład, gdy w Biblii mówi się o sędzi, takim jak Gedeon, lub jak Debora, dotyczy to tych, którzy rządzili ludem przed Saulem. Zanim tak jak w innych krajach nastał król, byli sędziowie. Sądzić oznaczało sprawować władzę. Kto mówi władza, mówi królestwo, królestwo na ziemi, na obraz królestwa, które jest w niebie, królestwa niebieskiego, które musi przyjść na ziemię, tak jak jest powiedziane: "Oto bowiem królestwo Boże pośród was jest" (Łk 17,21).
Bóg próbował za pośrednictwem sędziów i królów, wśród których Dawid jest wyjątkowym wzorem, przygotować nadejście królestwa między nas. Stąd sprawiedliwość przejawiająca się w ramach tej władzy nie ma nic wspólnego ze sprawiedliwością, która ma przewiązane oczy i trzyma wagę w ręku. Mówi się, że sprawiedliwość jest ślepa, mówi się także za łacińskim przysłowiem dur a lex, sed lex, że prawo jest twarde, ale to jest prawo. Mówi się jeszcze "nieugięty, twardy jak prawo". Myślę, że trzeba dobrze zrozumieć i dobrze uchwycić to, co sprawiedliwość ludzka ma ludzkiego, aby zrozumieć to, czym może być sprawiedliwość według Bożego Serca.
Rozważmy wyrażenie: "oddać sprawiedliwość". Kiedy wyrządzona jest komuś jakaś krzywda, oddaje mu się sprawiedliwość. Dziś sądzić - oznacza skazywać, podczas gdy w sensie biblijnym królowie Izraela, sędziowie, siadywali u bram miasta, gdzie musieli oddawać sprawiedliwość. Maluczcy, ubodzy, ci, którzy byli ograbieni, odwoływali się do króla, apelowali do tego, który był przedstawicielem Boga. Pamiętacie sąd Salomona (1Kr 3, 16-28). Sprawiedliwość Salomona jest ściśle związana z jego mądrością, która pochodzi od Boga. Wyrokiem Salomona nie będzie właściwie rozcięcie dziecka na dwoje, ale wzbudzenie w sercu prawdziwej matki uczuć szlachetnej miłości, które pozwolą jej raczej oddać swe dziecko, niż widzieć je martwym. To oznacza oddać sprawiedliwość. Oddać ubogiemu, temu, który zwykle jest skrzywdzony to, co do niego należy, to, co mu przypada w udziale. Święty Ludwik, siedząc pod dębem, także zapisał się w tej pięknej tradycji: przyjmował wszystkich, którzy przychodzili, wszystkich, którzy zostali skrzywdzeni przez swych panów, nadużywających swoich praw i możliwości. Królowie Izraela siadali w bramach Jeruzalem, aby niestrudzenie słuchać tych, którzy doznawali krzywd i nie mieli dość władzy, aby bronić swych praw.

Sprawiedliwy, święty
Zauważamy więc, że istnieje jakiś rozdźwięk między tym, co jest sprawiedliwością ludzką, a sprawiedliwością, która pochodziłaby z natchnienia Bożego i która miałaby na względzie ustanowienie królewskiej władzy, panowania Boga w sercach wszystkich ludzi. Co więcej, w naszej chrześcijańskiej terminologii mówimy o sprawiedliwości, dodając do niej określenie "społeczna". Od kiedy mówi się o sprawiedliwości, istnieje skłonność do nadużywania języka, to znaczy, że bierze się owoc za całe drzewo. Sprawiedliwość społeczna oddaje sprawiedliwość, oddaje temu, kto jest ograbiony z tego, co do niego należy. Jest ona owocem sprawiedliwości. Zadośćuczynić wdowie, sierocie, uciśnionemu, to wszystko jest owocem, który musi pochodzić z drzewa prawdziwej sprawiedliwości.
Te rozważania pozwolą nam najlepiej wyłuskać prawdziwe znaczenie sprawiedliwości.
W języku hebrajskim, według źródła tsedaka, można by wyrazić sprawiedliwość przez dokładność, odpowiedniość lub jeszcze lepiej przez dopasowanie. Kto to jest sprawiedliwy?
We wszystkich fragmentach Biblii, w których poruszony jest temat sprawiedliwego, można by zgodnie z aktualnym językiem chrześcijańskim, wyrazić słowo "sprawiedliwy" przez "święty". Jest powiedziane na przykład o świętym Józefie: "Józef był człowiekiem sprawiedliwym". Nie oznacza to, że był sprawiedliwy, tak jak rozumiemy to teraz, ani na przykład, że był sprawiedliwy wobec Maryi. Nie, przeciwnie. Józef nie zdaje się na sprawiedliwość, ale na miłość. Sprawiedliwy oznacza święty. Można by przetłumaczyć: "Józef był człowiekiem świętym", lub "to był święty człowiek". I za każdym razem, kiedy chodzi o sprawiedliwość, można ją wyrazić przez świętość. Aby jednak dochować wierności Staremu Testamentowi, żydowskiej myśli, tej pedagogii, którą Bóg prowadził wobec swego ludu, a w konsekwencji wobec nas, trzeba powiedzieć, że jedynie Bóg jest święty. Aniołowie uroczyście ogłaszają: "Święty, Święty, Święty, Pan Bóg zastępów! Pełne są niebiosa i ziemia Jego chwały!" Ogłaszamy świętość Boga w modlitwie eucharystycznej, w całej liturgii eucharystycznej. Na Wschodzie, w liturgii świętego Jana Chryzostoma, w chwili, gdy wystawia się Najświętszy Sakrament, rozlega się śpiew: "Rzeczy święte są dla świętych", a inny głos odpowiada: "Jedyny Święty, jedyny Pan nasz Jezus Chrystus". Inaczej mówiąc, tylko Bóg jest święty. Jedynie święty jest Ojciec, jedynie święty jest Syn, jedynie święty jest Duch. Stąd dla człowieka być świętym, oznacza uczestniczyć w życiu Bożym. Uważam, że to właśnie trzeba dobrze zrozumieć. Tak jak żelazo jest żelazem, a ogień jest ogniem. Święty Jan od Krzyża ukazuje nam to w ten sposób: żelazo zanurzone w ogniu samo staje się jak ogień, przybiera naturę ognia, ale pozostaje żelazem. Nigdy nie zachodzi połączenie, całkowite rozpuszczenie się, ale następuje dopasowanie, oczyszczenie. Zwróćmy przy okazji uwagę, że błąd Lutra opiera się w dużej mierze na niezrozumieniu żydowskiego pojęcia sprawiedliwości.

Święty, oddzielony
Święty oznacza także oddzielony. Jest to pojęcie bardzo ważne dla zrozumienia tego Błogosławieństwa. Bóg jest oddzielony od człowieka. Bez chęci, bez łaknienia i pragnienia żelazo pozostanie zimne, a ogień pozostanie ogniem. Dwie natury nie mogą się pomieszać. Łączą się w kenozie Boga, która jest Wcieleniem Słowa. Tylko Chrystus, który jest Bogiem posiada boską i ludzką naturę. Jak mówią to Ojcowie Kościoła: "Bóg stał się człowiekiem, żeby człowiek mógł stać się Bogiem", to znaczy, ażeby nasza natura cielesna i grzeszna pogrążyła się w Boskim ogniu, w boskiej miłości, w bóstwie. To, co nie jest święte, zanurza się w tym, co święte. Dzięki absolutnie cudownej wymianie, która odnawia się w Eucharystii, chleb, który ofiarujemy, chleb niedoli, który nasi ojcowie wyrabiali w pośpiechu (jak to mówi Haggada Paschalna), ten chleb poprzez cudowną przemianę staje się godnym podziwu Ciałem Boga. Oto dlaczego w liturgii wschodniej woła się: "Rzeczy święte są dla świętych. Jedyny Święty! Jedynie Bóg jest Święty!"
Za każdym razem, kiedy słyszymy słowo "sprawiedliwy", możemy sobie powiedzieć, że oznacza ono "dopasowany" do Boga. Józef był człowiekiem sprawiedliwym, człowiekiem dopasowanym do Boga. Człowiekiem tak bardzo dopasowanym do Boga, jak dwie monety są dopasowane jedna do drugiej, tak, że jedna ma kształt drugiej. I kiedy widzi się sprawiedliwego, widzi się Boga! Widzisz swojego brata, widzisz Boga. Jeśli ten brat jest dopasowany do Boga, staje się - jak powiedzieliby jeszcze mieszkańcy Wschodu - ikoną świętości Boga. Lecz gdyby się powiedziało jakiemuś świętemu, największemu świętemu żyjącemu obecnie na ziemi: "Jesteś święty", wyda okrzyk: "Jak to? Chcesz mnie potępić, jestem tylko grzechem!". Święty ma świadomość, że jest całkowicie oddzielony od Boga. Można by powiedzieć Proboszczowi z Ars, Marcie Robin, wszystkim świętym, których znamy, których znaliśmy - ja znałem kilku żyjących świętych: "Jesteście święci", a oni by nam odpowiedzieli: "Postradaliście zmysły! Nie znacie mnie, jestem największym grzesznikiem, jakiego ziemia kiedykolwiek nosiła".

Łaknienie i pragnienie Boga
Zatem wraz ze świadomością świętości Boga jest świadomość tego, co nas od Boga oddziela. Patrząc na to z drugiej strony, można by powiedzieć, że Bóg ma świadomość tego, co Go od nas oddziela i w tym tkwi Jego cierpienie. Jezus cierpiący na krzyżu mówi nam: "Bóg jest Miłością, Bóg was kocha, ja was kocham, z miłości do was gotowjestem umrzeć, kocham was aż do przelania krwi, z miłości do was pozwolę przebić mój bok, z miłości do was pozwolę się opluwać, z miłości do was pokornie pozwolę się lżyć i będę milczał, wystawiając moją twarz na uderzenia. Kocham was, ja, który jestem Królem całego kosmosu, świata stworzonego i przedwiecznego, ja, przez którego wszystkie rzeczy zostały stworzone, kocham was aż do przyjęcia na głowę korony cierniowej, z miłości do was pozwoliłem, aby ze mnie szydzono krzykami: Oto wasz Król, kocham was aż do tego stopnia, aż do spotkania się z całkowitą obojętnością tych, którzy szli za mną i uciekli w chwili ciemności. Pozostał Jan, który widzi rzeczy tylko sercem i nie rozumie do końca, co się dzieje, pozostała Maryja, pozostała Maria Magdalena, ta kobieta szalona z miłości. Na szczęście są oni u stóp krzyża. Ale cały świat, dla którego umieram jest wielką pustką, wielką próżnią, jest całkowitym zaprzeczeniem świętości". I Jezus zawoła z krzyża: "Pragnę! Pragnę!". Pragnienie Boga jest tym głębsze, że "źródło" wody, człowiek, tak bardzo oddalił się od Niego. I dlatego Jezus woła: "Pragnę!, pragnę waszego człowieczeństwa, pragnę was biedni grzesznicy". Bóg oczekuje odpowiedzi, która brzmi: "Pragnę Ciebie!". Błogosławieni, którzy łakną i pragną boskości! Pragnienie Boga już jest szczęściem.

Szczęście pragnienia, pragnienie szczęścia
Powtarzamy to wciąż, że Błogosławieństwa są drogą do podobieństwa do Boga. Wiemy, że Bóg jest bardzo złakniony, wiemy, że Bóg jest bardzo spragniony i w siedmiu ostatnich słowach, które nam pozostawił, mówi: "Pragnę!" Siedem ostatnich słów. Bóg mówi nam, że jest spragniony w swej istocie. Trójca jest samym pragnieniem, Miłość i pragnienie są podobne, są zjednoczone. Miłość jest zawsze wyjściem, wychodzeniem z siebie. Nie chęcią, aby brać, ale pragnieniem, by nas obdarować. Aby dobrze zrozumieć pragnienie, trzeba dostrzec jak ono w nas działa. My, istoty ludzkie, w naszym człowieczeństwie, kiedy kochamy, pragniemy. Ktoś powiedział, że mężczyzna kocha to, czego pożąda, podczas gdy kobieta pragnie tego, co kocha. To straszne uświadomić sobie, że mężczyzna pokocha kobietę, ponieważ kierował nim odruch brania, bo jest piękna, bo jest taka, czy inna, a czasami dlatego, że pragnie jej ktoś inny, w naśladowczym pragnieniu. Pragnienie brania - a powiedziałbym, że w ludzkiej miłości głód kogoś jest pragnieniem brania - zamyka się na pustce. Uścisk nie obejmuje niczego. Jest to ważne stwierdzenie faktu porażki miłości, gdy pozostaje ona tylko ludzka. Jesteśmy dziećmi Boga i musimy kochać w sposób Boski. Jeśli pragniemy brać, sprowadzać do siebie, sprowadzimy tylko pustkę, drugi człowiek pozostanie zawsze obcym; w ten sposób skazujemy się na szukanie zawsze kogoś innego, kto będzie mógł coś nam dać. Kiedy rozmawia się z małżeństwami, mówią często: "On lub ona nie daje mi tego, czego potrzebuję". Podczas gdy chodzi o dawanie, wciąż o dawanie i o znajdowanie zadowolenia, swego szczęścia w odruchu dawania, w tym pragnieniu, które nie jest przywłaszczeniem, ale oddaniem się. Hans Urs von Balthasar mówi o kenozie, w której Bóg ogołaca się, w której Bóg daje się w Jezusie Chrystusie. Z kolei Jezus ukaże się we Wcieleniu i ogołoci samego siebie, jak to opiewa święty Paweł w pięknym hymnie z listu do Filipian (Flp 2,7). Ogołocił samego siebie, przyjąwszy los człowieka, postać sługi posłusznego woli Ojca. Jezus powie: "Moim pokarmem jest wypełnić wolę Tego, który Mnie posłał" (J 4,34). "Mam pokarm, którego wy nie znacie, gdyż waszym pokarmem jest branie i jedzenie, podczas gdy moim pokarmem jest wypełnianie woli Ojca, to znaczy dawanie, zawsze dawanie siebie". Ojciec daje się Synowi, Syn daje się Duchowi, Duch daje się Ojcu! Ruchem miłości w Trójcy jest zawsze dawanie się, nigdy nie biorąc, a mimo to Osoby w Trójcy Świętej są zawsze napełnione, ponieważ Inny także chce się tylko dawać. To jest nasze szczęście. Dopóki nie zrozumiemy drogi świętości Bożej, samej istoty Boga, który jedyny jest święty, nie możemy poznać prawdziwego szczęścia. Szczęście jest w pragnieniu, a pragnienie szczęścia wprowadza nas na tę drogę, w ten ruch miłości.

Coraz większy głód
Jest inny pokarm, który musimy nauczyć się spożywać, inny pokarm, którego musimy nauczyć się pragnąć. Zawsze robi na mnie wielkie wrażenie odnawiane codziennie doświadczenie Eucharystii. Zaledwie przyjęliśmy Komunię Świętą, Chleb aniołów, Ciało samego Chrystusa, mówimy: "Przyjdź Panie Jezu!" Nasycenie Bogiem stwarza jeszcze większy głód. Nasza droga na ziemi prowadzi nas w stronę horyzontu, który się odsuwa. Nigdy tam nie dotarliśmy, będziemy tam dopiero w widzeniu twarzą w twarz. Dopiero w niebie będziemy prawdziwie nasyceni. Nasza ziemska droga jest dopiero początkiem. W każdej Eucharystii nabieramy sił, aby pragnąć więcej, nabieramy sił, aby pójść choć troszkę dalej. Jak to mówi tekst z księgi Mądrości: "Którzy mnie spożywają, nadal łaknąć będą, a którzy mnie piją, nadal będą pragnąć" (Syr 24,21). Błogosławiony Henryk Suzo włączył go do poematu: "Ci, którzy Cię spożywają, nadal łaknąć będą, ci którzy Cię piją, nadal będą pragnąć, wiedząc tylko to, że pragną Jezusa, którego kochają". A święty Paweł poróżni się pewnego dnia z pierwszymi chrześcijanami, mówiąc im: jak to, już jesteście nasyceni? To straszne! To śmierć, upadek, stoczenie się! Nigdy nie możemy być zaspokojonymi chrześcijanami! Musimy zawsze pragnąć, ponieważ Bóg obdarowuje nas według naszego łaknienia, odwzajemnia nam według naszego pragnienia. Chcę oglądać Boga! Święty Jan od Krzyża wołał: "Zniszcz, zedrzyj zasłonę tego słodkiego spotkania". Pragnienie przywołuje pragnienie, łaknienie wywołuje głód. Każde chwilowe nasycenie przynosi coraz lepsze wyobrażenie Boga. Ale to wyobrażenie, będąc całkowicie względne, powiększa tylko nasze pragnienie widzenia i odsłaniania jeszcze więcej. Jest to droga, rozwój w świętości, w dopasowaniu do Boga. Błogosławieni ci, którzy łakną i pragną dopasować się do Boga, pragną stać się świętymi, jak On jest święty, ponieważ będą nasyceni. Ale nie raz na zawsze!
To straszne widzieć w jakiejś wspólnocie chrześcijańskiej, że tak niewielu odczuwa głód Boga. Tymczasem modlą się codziennie, uczestniczą we mszy świętej każdego dnia! A w moim własnym życiu, zdaje sobie z tego sprawę, całe lata mogły mijać bez głodu i pragnienia. "Oto nadejdą dni - wyrocznia Pana Boga - gdy ześlę głód na ziemię, nie głód chleba ani pragnienie wody, lecz głód słuchania słów Pańskich" (Am 8,11), Logos, Słowa. Największym nieszczęściem jest być nasyconym. Największym nieszczęściem jest być tak znieczulonym, lub upojonym i przejedzonym pokarmami, które nie nasycają, fałszywymi pokarmami świata, które tak nam niszczą i wypaczają smak prawdy i świętości, że nie pragniemy więcej, że nie czujemy już głodu. Oczywiście, zawsze mamy nadzieję, że będziemy całkowicie nasyceni, wciąż spodziewamy się pocałunku Boga, wciąż liczymy na uścisk jego obecności. Ale wiemy, że na tej ziemi będziemy mieli tylko przedsmak tego i dlatego właśnie święci oczekują chwili swych narodzin dla nieba, jako najpiękniejszej. Święty Jan od Krzyża powie: "Ryba wyciągnięta z wody pociesza się przynajmniej tym, że umrze". Podczas gdy my, którzy mamy głód i pragnienie Ciebie, jesteśmy pomiędzy powietrzem i wodą. Mamy swoje środowisko i jednocześnie jesteśmy z niego wyrwani. Ta udręka czyni z nas istoty niezwykle żywotne, istoty, które mogą działać bez lęku, ponieważ dar Ducha Świętego, towarzyszący temu Błogosławieństwu, to dar siły. Ten dar sprawia, że wychodzimy naprzeciw męczeństwu, że idziemy na spotkanie sytuacji, których po ludzku nie moglibyśmy podjąć. Dar siły powoduje wysłuchanie próśb, przyciąga działanie Boga. Bóg nie może działać z wyżyn nieba jak Jowisz. Jesteśmy w błędzie, zastanawiając się czasami, dlaczego Bóg pozwala sobie na to lub na tamto, podczas gdy to my pozwalamy, żeby to czy owo nadeszło, ponieważ nie mamy siły. Ile jest ludzi na ziemi? Iloma sługami, mogącymi zmienić oblicze świata Bóg dysponuje? I jeśli oblicze świata pozostaje niezmienione, to dlatego, że nie mamy łaknienia i pragnienia sprawiedliwości, nie mamy łaknienia i pragnienia świętości. Prawie wszyscy święci to mówili. Oblicze Kościoła zmieniłoby się całkowicie, jeśli byłoby dziesięciu Proboszczów z Ars, dziesięciu ludzi tak szalonych jak on, równie złaknionych i spragnionych Boga, którzy mogliby odeprzeć szatana i nawrócić ludzi. Z pewnością, do zaprowadzenia królestwa Bożego pośród nas najbardziej nam brakuje daru siły, który, dopóki jesteśmy na ziemi, jest chwilowym nasyceniem.

Nawlekać perły na łańcuszek sprawiedliwości
"Na to On rzekł do nich: "O nierozumni, jak nieskore są wasze serca do wierzenia we wszystko, co powiedzieli prorocy! Czyż Mesjasz nie miał tego cierpieć, aby wejść do swej chwały?" I zaczynając od Mojżesza, poprzez wszystkich proroków, wykładał im, co we wszystkich Pismach odnosiło się do Niego" (Łk 24,25-27).
Ewangeliczne opowiadanie o uczniach idących do Emaus daje nam piękny przykład egzegezy żydowskiej. Istnieje wiele metod wyjaśniania Pisma. Jedna z nich polega na opracowaniu tematu przez cytowanie różnych ksiąg, aby zwrócić na nie uwagę. Ta metoda nazywa się nawlekaniem pereł. Przypomnijmy, że Biblia jest utworzona z Tory lub Prawa Mojżeszowego, na które składa się pięć pierwszych ksiąg; Proroków - czterech "wielkich" i dwunastu ostatnich oraz Pism poetyckich, które połączono na nowo w czasach ewangelicznych pod ogólną nazwą Psalmów. Dodamy dwie "księgi": Ewangelie i Pisma apostolskie.
Bóg jest ostatecznie jedynym sędzią od którego pochodzi władza sądownicza. "W sądzeniu unikajcie stronniczości, wysłuchujcie małego i wielkiego, nie lękajcie się nikogo, gdyż jest to sąd Boży. Gdyby wam sprawa wydawała się za trudna, mnie ją przedstawcie, abym ją wysłuchał" (Pwt 1,17).
Księga Przysłów zaleca człowiekowi: "Rządź uczciwie i usta swe otwórz, sądź uciemiężonych i biednych" (Prz 31,9). Ale jedynie Bóg może sądzić w całej sprawiedliwości i dlatego właśnie Chrystus nie buntował się przeciw sprawiedliwości ludzkiej: "On, gdy Mu złorzeczono, nie złorzeczył, gdy cierpiał, nie groził, ale zdawał się na Tego, który sądzi sprawiedliwie" (1 P 2,23).
Sprawiedliwość jest także podstawą świętości człowieka, którą Bóg pomnaża, kiedy widzi jego dobrą wolę i prawość. "Wszakże jeśli to jest człowiek ubogi, nie położysz się spać [nakryty] tym zastawem, lecz zwrócisz mu zastaw przed zachodem słońca, aby mógł spać pod swym płaszczem, błogosławiąc tobie, a Pan, Bóg twój, policzy ci to za dobry czyn" (Pwt 24,12-13).
"Uznano mu to za czyn sprawiedliwy z pokolenia na pokolenie, na zawsze" (Ps 106,31).
"Nie będą mu policzone żadne grzechy, jakie popełnił, lecz będzie żył dzięki sprawiedliwości, z jaką postępował" (Ez 18,22).
"Jeżeli bowiem Abraham został usprawiedliwiony dzięki uczynkom, ma powód do chlubienia się, ale nie przed Bogiem. Bo cóż mówi Pismo? Uwierzył Bogu i zostało mu to poczytane za sprawiedliwość (por. Rdz 15,6). Otóż temu, który pracuje, poczytuje się zapłatę nie tytułem łaski, lecz należności. Temu jednak, który nie wykonuje pracy, a wierzy w Tego, co usprawiedliwia grzesznika, wiarę jego liczy się za tytuł do usprawiedliwienia, zgodnie z pochwałą, jaką Dawid wypowiada o człowieku, którego Bóg usprawiedliwia niezależnie od uczynków: Błogosławieni ci, których nieprawości zostały odpuszczone i których grzechy zostały zakryte. Błogosławiony mąż, któremu Pan nie liczy grzechu (por. Ps 32,1-2)" (Rz 4,2-8).
Mesjasz jest Słońcem sprawiedliwości, jak nazywa Go liturgia bożonarodzeniowa. Sprawiedliwość jest imieniem Boga, sprawiedliwość nie jest ślepa, przeciwnie, jest często połączona ze światłem: "Światło wschodzi dla sprawiedliwego i radość dla ludzi prawego serca" (Ps 97,11). Jedynym sprawiedliwym jest Chrystus.
"A dla was, czczących moje imię, wzejdzie słońce sprawiedliwości i uzdrowienie w jego skrzydłach. Wyjdziecie [swobodnie] i będziecie podskakiwać jak tuczone cielęta" (Ml 3,20).
"W owych dniach i w owym czasie wzbudzę Dawidowi potomstwo sprawiedliwe; będzie wymierzać prawo i sprawiedliwość na ziemi. W owych dniach Juda dostąpi zbawienia, a Jerozolima będzie trwać bezpiecznie. To zaś jest imię, którym ją będą nazywać: Pan naszą sprawiedliwością" (Jr 33,15-16).
"Trzciny zgniecionej nie złamie ani knota tlejącego nie dogasi, aż zwycięsko sąd przeprowadzi" (Mt 12,20).
" On zaś, gdy przyjdzie, przekona świat o grzechu, o sprawiedliwości i o sądzie" (J 16,8).
"W niej bowiem objawia się sprawiedliwość Boża, która od wiary wychodzi i ku wierze prowadzi, jak jest napisane: a sprawiedliwy żyć będzie dzięki wierze" (Rz 1,17).
Chrześcijanie są także powołani, by stać się drugim Chrystusem, ich powołanie stanie się zatem sprawiedliwością Bożą: "On to dla nas grzechem uczynił Tego, który nie znał grzechu, abyśmy się stali w Nim sprawiedliwością Bożą" (2 Kor 5,21).
W tej tęczy Błogosławieństw sprawiedliwość znajduje się pośród innych cnót, jak ubóstwo, cichość, miłosierdzie, pokora, pokój; i jak kolory tęczy, cnoty te przechodzą łagodnie jedna w drugą, na wzór jedynego światła promieniującego tysiącem odcieni.
"Łaskawość i wierność spotkają się z sobą, ucałują się sprawiedliwość i pokój" (Ps 85,11).
"Rządzi pokornymi w sprawiedliwości, ubogich wiedzie swą drogą" (Ps 25,9).
"I poślubię cię sobie na wieki, poślubię przez sprawiedliwość i prawo, przez miłość i miłosierdzie" (Oz 2,21).
"Dziełem sprawiedliwości będzie pokój, a owocem prawa - wieczyste bezpieczeństwo" (Iz 32,17).
"Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze, obłudnicy, bo dajecie dziesięcinę z mięty, kopru i kminku, lecz zaniedbaliście to, co ważniejsze jest w Prawie: sprawiedliwość, miłosierdzie i wiarę. To zaś należało czynić, a tamtego nie zaniedbywać" (Mt 23,23).
A oto wspaniała zapowiedź hymnu miłości: "Ten, kto postępuje sprawiedliwie i kto mówi uczciwie, kto odrzuca zyski bezprawne, kto się wzbrania dłońmi przed wzięciem podarku, kto zatyka uszy, by o krwi nie słuchać, kto zamyka oczy, by na zło nie patrzeć - ten będzie mieszkał na wysokościach, twierdze na skałach będą jego schronieniem; dostarczą mu chleba, wody mu nie zbraknie" (Iz 33,15-16).
Sprawiedliwość stanie się sprawiedliwością społeczną tylko wówczas, kiedy towarzyszyć jej będzie miłosierdzie: "Czyż nie jest raczej postem, który Ja wybieram: rozerwać kajdany zła, rozwiązać więzy niewoli, wypuścić na wolność uciśnionych i wszelkie jarzmo połamać; dzielić swój chleb z głodnym, do domu wprowadzić biednych tułaczy, nagiego, którego ujrzysz, przyodziać i nie odwrócić się od współziomków. Wtedy twoje światło wzejdzie jak zorza i szybko rozkwitnie twe zdrowie. Sprawiedliwość twoja poprzedzać cię będzie, chwała Pańska iść będzie za tobą" (Iz 58,6-8).
Rozumiemy teraz jak bardzo mylił się jansenizm, przeciwstawiając sobie sprawiedliwość i miłosierdzie, zatruwając dusze niepokojem, z którego Chrystus nas uwolnił. Święta Teresa z Lisieux liczyła wyłącznie na miłosierdzie Boże, które jest prawdziwą Bożą sprawiedliwością.


Rozdział V
Szczęśliwi miłosierni

Kochać całym sobą
Będziemy teraz rozważać Błogosławieństwo, które zdaje się wyróżniać wśród innych, choć powiedzieliśmy, że wszystkie Błogosławieństwa mogłyby odnaleźć się w pierwszym: "Szczęśliwi ubodzy w duchu, albowiem ich jest królestwo niebieskie". Otóż mówimy tu o miłości i moglibyśmy zadać sobie pytanie, jaki jest bezpośredni związek między miłosierdziem a ubóstwem, między miłością miłosierną a ubóstwem. Jeśli naprawdę znalibyśmy Boga, gdybyśmy wiedzieli jaką miłością jesteśmy kochani, to powiązanie byłoby dla nas oczywiste. Gdy tylko wypowiadamy słowa tego błogosławieństwa, zauważamy, że dla nas miłość i ubóstwo nie są wyrażeniami z tego samego równania.
"Szczęśliwi miłosierni, albowiem miłosierdzia dostąpią". Wolałbym powiedzieć: będą objęci miłosierdziem, ponieważ nagroda jest w samym czynie. Wiemy, że miłość jest obiegiem, ruchem, że miłość Boska nie jest statyczna, nie można jej zamknąć w klatce, ani jej unieruchomić, bowiem nie można zatrzymać chwili, tych momentów miłości, uniesienia miłości. Mówi się zazwyczaj, że miłość ludzka nie trwa długo, szczęście miłości trwa tylko chwilę, a smutek miłości trwa całe życie, tak jak w piosence. Rana, którą przechowuję w sercu, pozostaje na zawsze, podczas gdy chwila, w której miłość zaspokaja, ta chwila przemija, jak wszystkie uprzywilejowane momenty, pierwsze lata, pierwsze miesiące spotkania, czas narzeczenstwa. Potem jest miłość mądra. Idzie na kompromis, przyzwyczajamy się jedni do drugich, upodobniamy się do siebie, ale nie jest to już ta miłość, której jakość uczyniła z nas, powiedziałbym bogów. Wszyscy zakochani są bardzo blisko Boga. Ci wszyscy, którzy przeżywają miłość w sposób bardzo mocny, nawet z punktu widzenia czysto ludzkiego, zdają sobie sprawę, że ich istota jest powiększona, że stają się zdolni kochać wszystko, kochać tych, którzy ich otaczają, są zdolni do wspaniałomyślności. Kiedy się kocha i czuje się kochanym, dostrzega się, że nawet w istotach najbardziej odrażających jest miłość. Wówczas taki człowiek staje się wyjątkowo wyrozumiały, mówi sobie: jeśli ten ktoś jest tym, kim jest teraz, to dlatego, że brakowało mu miłości, a ja jestem szczęśliwy, jestem najszczęśliwszy, znam to szczęście, ponieważ kocham i jestem kochany.

Poruszenie miłości
Dlaczego miłość nie trwa długo? W rzeczywistości trwa tylko miłość Boga. Musimy odkryć naturę miłości, naturę samego Boga. Musimy poznać jak kocha Bóg, aby móc pozostać w miłości. Mamy już klucz w samym wypowiedzeniu tego Błogosławieństwa, w stwierdzeniu, że nagroda jest związana z samym czynem. Dotyczy to zresztą wszystkich Błogosławieństw. Na przykład, w pierwszym Błogosławieństwie widzimy już, że dwa terminy ubóstwo i miłość tworzą dobry związek: "Błogosławieni, którzy pozwalają się ogołocić przez Ducha, albowiem do nich należy królestwo niebieskie". W tym właśnie akcie ogołocenia na krzyżu, ogołocenia miłości, w tym ubóstwie miłości, Chrystus objawia się jako Król ukoronowany na krzyżu, Król miłości, Król serc, Król ziemi, Król w sercu Trójcy.
Tak więc stwierdzenie "szczęśliwi miłosierni" dotyczy tych, którzy czynią miłosierdzie. Szczęście pełniących miłosierdzie, oni będą objęci miłosierdziem lub raczej już dostępują miłosierdzia. Wchodzimy, uczestniczymy w "ruchu" miłości. Możemy się porównać do fletu, który pozwala się przenikać przez wdmuchiwane z zewnątrz powietrze. Aby wydać z siebie melodię, flet wypuszcza powietrze przez otwory. Bez tego wdmuchiwanego powietrza, które następnie wydostaje się przez niezatkane otwory, flet jest tylko pałeczką, lub kawałkiem plastiku i nie ma żadnego innego znaczenia. Przeznaczeniem fletu jest melodia, jest piękno muzyki. Jesteśmy stworzeni na podobieństwo Boże. Bóg jest Miłością. Bóg nie ma miłości. Bóg nie odczuwa miłości. Miłość nie jest Bożą cechą, jest Jego bytem. Mówi się bardziej filozoficznie, że jest Jego istotą. Bóg jest Miłością. Miłość jest ruchem, wiemy to poprzez kontemplację tajemnicy trynitarnej. Bóg jest Jeden i Bóg jest Trójcą, ale Trzy Osoby mają tę samą naturę. Jest to wielka tajemnica, że Jeden równa się Trzem, która przestaje być tajemnicą, kiedy wchodzi się w Boską kontemplację. To, że Bóg nie jest sam, staje się pewnością. Mówi się w teologii: Bóg kocha samego siebie. Bóg kocha się, ponieważ jest w trzech Osobach. W przeciwnym razie, jakim egoistą byłby Bóg, który kochałby siebie samego i który przed stworzeniem człowieka kocha się przez całą wieczność! Nie, On nie jest sam, jest w trzech Osobach. I pomiędzy tymi trzema Osobami istnieje ruch analogiczny do tego dmuchnięcia powietrza we flet, ruch podobny do wiatru, do Ducha zatem - Ruah po hebrajsku. To jest cyrkulacja. Miłość jest muzyką, harmonią, pięknem tego obiegu między trzema Osobami Trójcy. Wiemy, że Syn ogołocił samego siebie. Mówi nam o tym Pismo: "On to, istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobnym do ludzi. A w zewnętrznej postaci uznany za człowieka, uniżył samego siebie, stając się posłusznym aż do śmierci - i to śmierci krzyżowej" (Flp 2,6-8). Uniżył się, ogołocił samego siebie, można by powiedzieć tak jak wspomniany flet. Ogołocił się ze swej Bożej substancji, stawszy się podobnym do ludzi. Inaczej mówiąc, całe życie Jezusa jest jednym ruchem miłości. I widzimy, że ten ruch miłości polega zasadniczo na ogołacaniu siebie. Jedynie poświęcając się, tworzy się melodię, zostaje się istotą Bożą. Celem naszego życia jest przemiana człowieczeństwa w Boskość, Bóg przyjął nasze człowieczeństwo w Osobie Chrystusa, abyśmy przyjęli Jego Bóstwo, abyśmy weszli w Jego Bóstwo. Otóż Bóg jest Miłością, a miłość jest nieustannym dawaniem siebie bez reszty. I zaledwie zostaje dana, od razu jest dopełniona. To właśnie wschodni teologowie nazywają kenozą w łonie samej Trójcy. W łonie samego Boga jest stały ruch daru z siebie samego innym. Ojciec kocha Syna miłością doskonałą. Ojciec daje się, mówi się, że Ojciec stale rodzi Syna. Jest to bardzo piękne, kiedy wejdzie się w tajemnicę. Bóg daje się cały czas. Bóg się ogołaca. Jest taka chwila, w której Bóg jest "pusty", można by powiedzieć - moment pozorny, ponieważ on nie trwa, bowiem pustka jest natychmiast wypełniona przez ruch miłości Ducha. Zakochani nigdy nie są we dwójkę, jest ich trzech. Jest coś, co ich stwarza, coś, co jest na zewnątrz ich samych. Tylko Bóg istnieje naprawdę, tylko Bóg jest pełnią bytu. Widzimy zatem, że ta pełnia bytu jest w doskonałej miłości, w miłości będącej poza Nim samym, w miłości, która znajduje swe szczęście, dając się. To właśnie dając - otrzymujemy, umierając w sobie samym - rodzimy się do życia wiecznego, stajemy się istotą Boską.

Bóg zstępuje
Porównajmy następujące określenia: Bóg jest miłosierny, Bóg jest miłością. Jedno z pierwszych objawień Bożej miłości znajduje się w Księdze Powtórzonego Prawa (4, 3), kiedy Mojżesz pyta Boga, kim On jest, pyta o Jego imię, na kogo ma się powołać przed ludem, pyta o imię Boga, którego nie widzi, tego Boga, który jest Światłem, Boga, który jest w krzaku gorejącym, krzaku, który się nie spala. I Bóg mu odpowiada: Ehie asher Ehie, "JESTEM, KTÓRY JESTEM". Ehie asher Ehie wyraża jednocześnie "Będę z tobą" i "JESTEM posłał mnie do was" (Wj 3,14). Bóg ujawni swoje imię oznaczające, że jest miłosierny (Pwt 4,31): usłyszałem wołania mojego ludu i postanowiłem wyjść z siebie. Zatem wychodzę, kocham mój lud, będę z nim, nie opuszczę was. Jestem Tym, który Jest i Tym, który Jest z wami. Tym, który wychodzi z siebie samego, aby być z wami, z ludem. Bóg jest miłosierny.
Francuska etymologia słowa miłosierny - misericordieux jest bardzo ciekawa: misere to niedola, a coeur - serce. Miłosierdzie, to niedola serca, to znaczy ubóstwo serca. Serce, które stale się daje, jest ubogie. Istnieje analogiczne określenie łacińskie - condescendere - zstępować do, zniżyć się do kogoś, które niestety w języku francuskim przybrało zły wydźwięk. Bóg mówi: Jestem miłosierny, co oznacza "będę z wami". Ale ponieważ Bóg jest w niebie, a my jesteśmy na ziemi, można powiedzieć inaczej: zstąpię i pozostanę pośród mojego ludu, będę z wami szedł, będę jako słup obłoku podczas dnia i jako słup ognia podczas nocy. Jest to już zapowiedź przyjścia Syna, który idzie na czele ludu, "Będę pośród was", Emmanuel. To jest imię Mesjasza! Jest to zatem Bóg zstępujący. Święty Franciszek Salezy użył określenia la condescendance - łaskawość, które powtarzam, zyskało z czasem po francusku negatywny wydźwięk. Obecnie condescendre oznacza patrzeć z góry, wywyższać się, a ktoś condescendant- łaskawy, to człowiek wyniosły, który raczy pochylić się w stronę kogoś mniejszego od siebie lub uważa go za mniejszego od siebie. Podczas gdy w terminologii świętego Franciszka Salezego, jednego z wielkich pisarzy, wielkich apostołów Bożej miłości, jest to bardzo piękne określenie. Powinno się przeczytać jego Traktat o Bożej Miłości, który jest szczytem, arcydziełem.
A zatem, aby wytłumaczyć miłosierdzie, można mówić o łaskawości, to znaczy o zstąpieniu do ludzi. Bóg jest łaskawy, to znaczy, że Bóg zstępuje, aby być cum, aby być z nami. Całe Wcielenie będzie łaskawością Boga. Bóg zstąpi, Bóg się uniży. Dołączamy w ten sposób do innych Błogosławieństw. Szczęśliwi, błogosławieni cisi, pokorni, ubodzy, anawim, to znaczy ubodzy w Duchu, ogołoceni przez Ducha, oni są wezwani do zstąpienia. Ten ruch spotykamy u świętego Franciszka z Asyżu, gdy miłość popchnie go do ucałowania trędowatego. Miłosierdzie jest nierozdzielne z nędzą. Można by powiedzieć, że miłosierdzie odruchowo reaguje na nędzę i niedolę. Bóg ma do nich nieodparty pociąg. Im bardziej Bóg widzi niedolę swego ludu, tym bardziej go kocha i tym bardziej objawia się Jego miłosierdzie. Jego miłosierdzie jest nieskończone. Można by powiedzieć, że grzech jest praktycznie nieskończony, ale jest taki moment, w którym zdecydowanie należałoby go powstrzymać. Grzech nie jest więc aż tak nieskończony. Dlatego trzeba, aby miłosierdzie Boże było nieskończone. Właśnie w to miłosierdzie tak bardzo wierzyła święta Teresa z Lisieux, ona, która wraz z siostrą Faustyną jest wielką apostołką miłosierdzia w naszych czasach, ponieważ właśnie teraz ludzka niedola osiągnęła wyjątkowy poziom. I zamiast mówić sobie, że człowiek jest zły z powodu nędzy i aby wszystko oczyścić nie pozostaje nic innego, jak zesłać morze ognia, tak jak potop za czasów Noego, święta Tereska odpowie: "Gdybym popełniła wszystkie grzechy świata, wszystkie możliwe zniewagi Boga, zachowałabym zawsze tę samą ufność", ponieważ wiem, jak to powiedział święty Paweł, wiem w kim pokładam ufność, wiem w kogo wierzę. Uwierzyłam w Boga miłosiernego, w Boga, który kocha moją niedolę, który kocha we mnie wszystko, aż do mojej nędzy. Bóg nas kocha, Bóg ma jakby odruchową reakcję na nędzę. Swym nieskończonym miłosierdziem otula nędzę świata. Widzimy to w przepięknej przypowieści o synu marnotrawnym. Syn będzie musiał stracić wszystko, upaść na samo dno, aby miłosierdzie Ojca, Ojca wszelkich łask, objawiło się w całym swym pięknie, w całym swym blasku, we wszystkich swych wymiarach, oto Miłość Boga, która jest wyższa niż niebo, głębsza niż odchłań, głębsza niż piekło, szersza niż wszystko, co możemy sobie wyobrazić. Bóg się objawia - to nadzwyczajny pomysł Jego miłości. Im większa jest niedola, tym bardziej wyraża się Jego miłosierdzie. Jesteśmy poruszeni, ponieważ nasze poczucie sprawiedliwości w żaden sposób nie oddaje sprawiedliwości Bożej.
Sprawiedliwość Boża jest Jego świętością, to znaczy, że Bóg jest sprawiedliwy, ponieważ jest podobny do siebie samego, jest taki sam wczoraj, dziś i jutro. To oznacza, że jest miłosierny. Z biegiem czasu coraz bardziej będziemy brali udział w objawianiu Jego nieskończonego miłosierdzia. Im dalej się posuwamy, tym coraz bardziej jest to czas miłosierdzia. Musimy być sami synami Bożymi, to znaczy, że sami musimy czynić miłosierdzie w sposób niestrudzony, sami musimy mieć odruchową reakcję na nędzę i niedolę. Dopóki nie kochamy nędzarza, kogoś nieszczęśliwego, tego, który żyje w nędzy, nie jesteśmy synami Bożymi.
W Magnificat Maryja wyśpiewa uniżoną postawę Boga ubogiego z miłości, kiedy zawoła: "Wejrzał na uniżenie swojej służebnicy". To wyrażenie ma w sobie coś rewolucyjnego: wyobrazić sobie najwyższego Boga pochylonego nad swym stworzeniem, nad swą najmniejszą córką, która urzekła go swym pięknem.
Dochodzimy tu do niezwykle interesującej sprzeczności, bowiem istnieje sprzeczność w słowach: Ojciec miłosierdzia. Zobaczymy, co oznacza miłosierdzie po hebrajsku. Ale przedtem trzeba dobrze zrozumieć ten ruch zstępowania, ten ruch łaskawości oraz czułości i powrócić do innego wyrażenia, którego jako pierwszy użył prorok Joel (2, 13): "Bóg bowiem jest litościwy i miłosierny".

Bóg jest litościwy i miłosierny
Litość jest podobnie jak łaskawość nazwą miłości do tego stopnia źle stosowaną współcześnie przez ludzi, że nadaje się tylko do odrzucenia. Zwróćmy przy okazji uwagę, jak źle rozumiane jest dziś pojęcie miłości chrześcijańskiej - caritas - słowo odkryte przez chrześcijaństwo dla wyrażania miłości. Dziś caritas kojarzy się z działalnością charytatywną i oznacza przeważnie wrzucenie drobnych pieniędzy do żebraczej miski, a nie oddanie z tego, co niezbędne, konieczne do życia. Podczas gdy miłość, caritas oddaje się całkowicie. Wielka miłość, jaką Jezus nas umiłował, jest miłością aż do całkowitej ofiary, dokonanej na krzyżu.
"Bóg jest litościwy i miłosierny". Można jeszcze zrozumieć czym jest miłość miłosierna, ale co to jest litość Boga? Dziś mówi się: "Zlitowałem się nad kimś", co oznacza: "Jestem silny, a ty jesteś ubogi i ja, jako silny, lituję się nad słabym". Ależ nie! Bóg uczynił się słabym! W słowie litość jest także ruch zstępujący, płynące łzy. Litość zawiera w sobie płacz. Litość pociąga za sobą poryw serca, który sprawia, że serce się otwiera. Miłość miłosierna i litość: serce czułe, serce wrażliwe, płyną łzy i całujemy tego, dla którego czujemy Bożą litość, będącą cechą Bożej miłości. Znamy dobrze greckie określenie litości eleoussa, które wymawiamy podczas mszy świętej w formule ,Kyrie Eleison", a które tłumaczymy: "Panie, zmiłuj się", podczas gdy znaczy ono: "Panie, napełnij nas Twoją miłością". Jaka szkoda! Niepokoi mnie to także trochę w Modlitwie Jezusowej, modlitwie Wschodu, w której cały czas powtarzamy: "Zmiłuj się nad nami grzesznymi", podczas gdy zwrot ten oznacza: "Napełnij nas Twoją miłością", Eleison, Twoją miłością, którajest pocieszeniem. Eleoussa jest pocieszeniem we łzach, jest odczuciem płaczu Boga, płaczu Ojca nad naszym sercem, nad naszą biedną, grzeszną istotą. To jest właśnie litość Boga. Myślę, że trzeba odnowić nie słowa, nie można bowiem wciąż wymyślać na nowo, ale naszą zdolność ich rozumienia. I kiedy podczas mszy mówimy: "Panie zmiłuj się", wejdźmy w położenie małego dziecka, które narobiło głupstw nie do naprawienia, ale którego Ojciec wie, że grzech daleko przekracza dziecko. Miłość - czułość i litość, łaskawość i miłosierdzie - jest nieskończenie większa niż wina i łączy nas z Ojcem. Dostrzeżmy Boga, który płacze nad nami i powiedzmy Mu: "Daj nam odczuć Twą miłość, Boże litościwy i miłosierny, nieskory do gniewu i pełen miłości".

Łono Ojca
Dochodzimy do terminu "miłosierdzie" po hebrajsku - rahamin, który oznacza zarazem miłosierdzie i łono kobiety. To miejsce jest niezwykle wrażliwe i właśnie tu znajduje się "tabernakulum" życia, to tu życie się ulokuje w chwili zapłodnienia i tu będzie wzrastać.
A więc co to jest miłosierdzie, dlaczego Bóg jest nazwany Ojcem miłosierdzia? Mówimy często - Ojciec miłosierdzia, ale trzeba zwrócić uwagę, że miłosierdzie po hebrajsku jest zawsze w liczbie mnogiej. I jest to liczba mnoga o wielkim natężeniu. Tak samo nie mówi się oblicze Boga, ale oblicza Boga, ponieważ nie można Bogu spojrzeć w twarz, nie można wzrokiem ogarnąć Jego oblicza. Jego oblicze jest wielkie, a więc oblicze będzie zawsze w liczbie mnogiej. Podobnie łono matki jest w liczbie mnogiej.
A zatem Bóg Ojciec ma łono matki. Może się to wydawać trochę rażące, ale zrozumiemy to bardzo dobrze.
Czym jest owo miłosierdzie? Dlaczego łono matki? Istnieje oczywiście wiele rodzajów miłości, których możemy doświadczać na płaszczyźnie ludzkiej. Jest miłość rozumna, miłość oparta na wierności, miłość, która wypływa w dużej mierze z rozsądku, z panowania nad sobą. Rozsądek dyktuje obowiązek kochania swojej rodziny, kochania dzieci. Nie zawsze robi się to dlatego, że tak się czuję, ale dlatego, że się to wie. Jest to trochę miłość z rozsądku, ale istnieje poza tym miłość płynąca z serca. I wydaje się, że miłość płynąca z serca to wszystko, że wystarczy kochać z całego swego serca. Ale tu znowu, kiedy po hebrajsku mówi się: "Będziesz miłował Pana, Boga twojego, z całego swego serca" (Pwt 6,5), tworzy się praktycznie nowe słowo, powtarzając jedną literę. To nie jest lev, ale levav, co oznacza "serce, które bije". Serce ze swoimi dobrymi i złymi skłonnościami, ze wszystkim, co w nas jest. Trzeba kochać Boga z tym wszystkim, co w nas jest. Istnieje również miłość silniejsza od serca, miłość, która jest silniejsza niż rozum. To jest miłość wnętrza, miłość łona, płynąca z samej głębi. Ta miłość wypływa z nieodpartego uczucia, jest to miłość, która sprawia, że matka rzuci się w płomienie, aby ratować swoje dziecko. Matka nie powie sobie: mam jeszcze czworo czy pięcioro innych dzieci, które mnie potrzebują. Jeśli jakaś matka widzi jedno ze swoich dzieci w płomieniach, skacze w ogień. To jest silniejsze od jej głowy, która mogłaby rozumować, podpowiadając: nie, to nie jest rozsądne. To silniejsze niż jej serce, silniejsze niż jej życie. Jest to odruch, można by powiedzieć, który pochodzi z wnętrza i bierze się z faktu, że to dziecko nosiła w łonie, że jest z nim związana i że jest to miłość nierozumna, nieopierająca się na rozsądku. Można zrobić porównanie z przypowieścią o zagubionej owcy. Owca się gubi, pasterz zostawia dziewięćdziesiąt dziewięć innych owiec. Oto historia, która wydaje się nie mieć sensu! Zostawia dziewięćdziesiąt dziewięć owiec, które mogą być zaatakowane przez wilki, niedźwiedzie lub lwy, żyjące jeszcze wówczas w Izraelu, aby szukać jednej zagubionej owcy! Dlaczego? Ponieważ jest to silniejsze od niego. Powiedziałbym bardziej dobitnie: miłość jest silniejsza od Boga. W ten sposób można to rozumieć. Mówi się o miłosierdziu i sprawiedliwości, ale miłosierdzie jest sprawiedliwością Boga. Można by powiedzieć, że to umiłowanie miłosierdzia całkowicie ogarnęło Boga. Jest silniejsze od Jego poczucia sprawiedliwości w sensie sprawiedliwości ludzkiej. Jego miłosierdzie jest silniejsze od gniewu, Jego miłosierdzie jest silniejsze od wszystkiego. Musimy wiedzieć, że nasz Ojciec jest miłosierny. Ojciec, który nas kocha swoim instynktem macierzyńskim - używamy tu oczywiście tylko porównań. Przywodzi nam to na myśl piękne zdanie wypowiedziane przez Boga: "Jak kogoś pociesza własna matka, tak Ja was pocieszać będę" (Iz 66,13). Oto dlaczego Maryja jest najpiękniejszym "pomysłem" Jego miłości. Można by powiedzieć, że Maryja jest łonem Boga. Maryja jest nazwana Matką miłosierdzia. Jest wcieleniem, przejawem doskonałej miłości Boga. Bardzo często pobożne obrazy nam szkodzą. Ale Ojcowie Kościoła mówią, że pod płaszczem Maryi chowają się potwory, ludzie, których nikt nie chciałby kochać. Ona jest schronieniem i ucieczką największych grzeszników, ponieważ jest miłosierdziem samego Boga. A Ona mieszka pośród nas. Objawia się coraz bardziej w naszych czasach. Z Maryją, świętą Tereską, siostrą Faustyną mamy wszystko. Bóg posuwa się tak daleko, tak bardzo daleko, aby nam objawić swoje miłosierdzie! A Maryja płacze w Medjugorje, tak jak płakała w la Salette. Płacze łzami czułości i litości z polecenia Ojca, aby wyrazić czułość, litość, miłość, łaskawość i miłosierdzie Boga. Łono Maryi jest jej centralnym miejscem, miłosiernym miejscem wcielonego miłosierdzia, samej miłości. Myślę, że właśnie żyjąc w łonie Maryi, schronieni pod płaszczem miłosierdzia, uczymy się poznawać Ojca. Trudno ludziom uwierzyć, że poznając Maryję, poznamy Boga Ojca. A jednak właśnie to wykazałem. Bóg jest miłosierny i jak to mówi ojciec Kolbe, powierzył Maryi Pannie całą dziedzinę miłosierdzia. Aby zagłębić się w to Błogosławieństwo musimy modlić się do Maryi i poznać prawdziwe oblicze Ojca, który nie jest sędzią. Sądzenie pozostawił Synowi, a Syn umarł z miłości. Nie mamy się już czego lękać. Bądźmy ubodzy, kochając w sposób całkowity, prosząc Boga i Maryję, żeby żyli w nas, aby wlali w nas tę miłość silniejszą od nas samych, miłość, dla której stale wyrzekamy się samych siebie.
Ojciec Daniel Ange opowiadał mi anegdotę na temat króla Baudouina. Pewnego wieczoru Daniel Ange życzył mu dobrej nocy w ramionach Maryi, a król odpowiedział: "Nie, w jej łonie będzie mi wygodniej".


Rozdział VI
Szczęśliwi czystego serca

Czystość, brak winy
"Szczęśliwi czystego serca, albowiem będą oglądać Boga". Oto być może najtrudniejsze do zrozumienia dla nas Błogosławieństwo, a być może równie trudne do wcielenia w życie.
Najtrudniejsze do zrozumienia, ponieważ pojęcie czystości serca było w czasach Jezusa całkiem odmienne, niż obecnie. Dziś powiedziałoby się, że czystość jest przede wszystkim brakiem winy. Podczas spowiedzi, na przykład, ludzie wyznają grzechy nieczystości, które są zawsze wykroczeniami dziedziny seksualnej i tak je traktują, jak gdyby naruszyli jakieś tabu i zakazy. Uważają, że to naruszenie całkowicie splamiło ich serce i w konsekwencji wciągnęło w grzech śmiertelny, inaczej mówiąc, nie są już zdolni oglądać Boga, wejść z Nim w relację, ponieważ stali się nieczyści. Trzeba zatem zrobić pierwsze wyjaśnienie i zapamiętać je dla życia duchowego: to jest pułapka, w którą szatan może nas łatwo wtrącić i doprowadzić do zwątpienia w samych siebie, do powiedzenia sobie: jesteśmy nieczyści, nie możemy zatem zbliżać się do Eucharystii, która jest sakramentem uzdrowienia, podobnie jak sakrament Pojednania. Eucharystia oświeca, oczyszcza nasze serca i nade wszystko nie należy odsuwać się od niej z powodu poczucia winy. Poczucie winy nie jest grzechem; ten pierwszy element jest bardzo ważny. Zatrzymamy się na nim i rozważymy.

Nieczystość pychy
Oczywiście nieczystość może istnieć na płaszczyźnie moralnej, ale istnieje wiele rodzajów innych nieczystości, które są co najmniej równie ważne i bez wątpienia o wiele ważniejsze. Taka jest pycha. Pycha nie pozwala nam żyć w Bogu, przeszkadza nam wyrazić zgodę na to, aby Bóg w nas zamieszkał, uniemożliwia nam życie pierwszym, podstawowym błogosławieństwem: "Szczęśliwi ubodzy w duchu, albowiem ich jest królestwo niebieskie" i w nich przebywa sam Król nieba. Taka obwiniająca koncepcja nie pozwala nam dostrzec, gdzie rzeczywiście znajduje się grzech, bowiem zobaczenie grzechu jest już pierwszym etapem ku uzdrowieniu. Jeśli postrzega się grzech jako chwast, który poddaje się działaniu wiatru, wystawia się na słońce, odsłania się przed Bogiem w sakramentach, ten chwast uschnie aż do swych korzeni. Dopóki jednak żyjemy z poczuciem winy, żyjemy nie w sferze duchowej, lecz w sferze psychologicznej i w chwili, gdy próbujemy się uwolnić od poczucia winy, nie widzimy już grzechu. Jest to bardzo istotne, bowiem uniemożliwiamy przebaczeniu dokonania w nas przemiany. A zatem uniemożliwiamy, by wstąpiło w nas życie Boże. Można by powiedzieć: błogosławiona wina, błogosławione wykroczenie, które nas doprowadza do stanu grzesznika. I jak to wyraził ojciec Bro: Bóg potrzebuje grzeszników, Bóg szuka grzeszników, Bóg szuka ludzi, w których mógłby pełnić swoje miłosierdzie. Widzieliśmy to w innym Błogosławieństwie. Ponieważ ojciec pozwolił synowi marnotrawnemu iść aż do końca, aż do stoczenia się na samo dno, pozbawienia się nawet tego, co jadły świnie, które pasał, możemy powiedzieć w sposób paradoksalny: błogosławiona wina. Lecz nigdy nie będziemy mogli powiedzieć: błogosławiona nieczystość. A szatan sprawia, że wierzymy, iż zamiast grzechów, które rodzą poczucie winy i pragnienie powrotu do Boga, popełniliśmy nieczystości, to znaczy, że nie potrafimy już pozwolić Bogu zbliżyć się do nas, stawiamy się w jakiś sposób poza prawem. Wiele osób przychodząc do mnie, zaczyna rozmowę, mówiąc: nie jestem w porządku wobec Boga. O jaki porządek chodzi: czy chodzi o zasadę postępowania, czy chodzi o złagodzenie poczucia win, aby móc dalej żyć, żyć z Bogiem, zachowując pewien dystans, czy chodzi raczej o rozpoznanie swego grzechu, ukorzenie się? "Szczęśliwi, którzy się smucą, albowiem będą pocieszeni". Pocieszenie, czyli Duch Święty, przychodzi do nich i żyją. Nie mylmy nigdy nieczystości i grzechu, poczucia winy i grzechu.

Nieczystość rytualna
Oskarżano moralność judeochrześcijańską, a właśnie o nią nam tu chodzi, o wzbudzanie u ludzi poczucia winy. Dzieje się tak dlatego, że nie rozumie się czym jest moralność judeochrześcijańska. Sięgniemy tu aż do korzeni moralności żydowskiej, etyki żydowskiej, do tego, co nazywamy halakha, to znaczy sposób postępowania. Jezus wyjdzie od prawa żydowskiego, powie, że ten jest wielki w królestwie niebieskim, kto wypełnia i uczy wypełniać choćby najmniejsze przykazanie prawa (por. Mt 5,19). Jezus nie przyszedł znieść prawa, ale wypełnić je w swojej Osobie (por. Mt 5,17), wypełnić je w życiu, które z niego wypływa, które obficie wychodzi z Jego Serca. Rzeczywiście, jeśli spoglądamy na Ewangelie, widzimy, że pojęcia czystości i nieczystości są takie same jak w Starym Testamencie, że Jezus dalej uważa za nieczyste to, co Mojżesz ogłosił nieczystym. I uważa za czyste to, co Mojżesz uznał za czyste. Może przykład dotyczący Maryi jest jednym z najbardziej uderzających. Mówimy o oczyszczeniu Maryi, Maryi, która cała jest czysta, cała niepokalana. Widzimy zatem, że nie chodzi o jakąś nieczystość, która dotyczyłaby sfery moralnej, o jakieś wykroczenie przeciw prawu. Jeśli Maryja idzie do świątyni, aby poddać się oczyszczeniu, to znaczy, że chodzi o nieczystość innego rodzaju, która z pewnością nie jest nieczystością z dziedziny winy. Weźmy inny przykład: trędowaci. Jezus uzdrawia trędowatych i mówi im: jesteście czyści, możecie iść do świątyni i wypełnić to, co Mojżesz nakazał dla waszego oczyszczenia, a to posłuży za świadectwo dla kapłanów (por. Łk 17,11-18). Widzimy także, że nawet podczas sądu nad Jezusem Żydzi nie weszli do Rzymian, aby nie ściągnąć na siebie nieczystości, która nie pozwalałaby im świętować Paschy. Podobnie nie można było dotknąć ani zająć się zmarłymi w czasie, kiedy trzeba było iść do świątyni lub odprawiać modlitwy.
O jaką zatem nieczystość chodzi? Wyjdę od przykładu z konkretnego życia, który dotyczy nieczystości rytualnej u kobiet. Kobiety podczas menstruacji są traktowane jako nieczyste i bardzo pobożni żydzi nigdy nie podadzą ręki kobiecie, jeśli nie wiedzą, czy jest ona w okresie czystości, czy nieczystości. Ci, którzy oglądają reklamy w telewizji, a pośród nich te dotyczące tematu krwawień miesięcznych, gdzie prezentują zawsze kobietę, która jest samym życiem, bardzo zadowoloną z życia, z uprawiania sportu, kąpania się eta, dziwią się: Jak to, dlaczego kobieta, która ma miesiączkę, jest nieczysta? W rzeczywistości czystość rytualna, taka, o jakiej naucza prawo mojżeszowe, jest głęboko powiązana z życiem. To znaczy, że kiedy kobieta nie jest zapłodniona, jest nieczysta. Nieczystość rytualna trwa nadal poza okresem miesiączek i kobieta będzie musiała wziąć mikive, czyli całkowitą kąpiel rytualną, zanurzyć się zupełnie, tak, że ani jeden włos nie może wystawać z wody. Dopiero wówczas będzie mogła odzyskać swego męża i mieć z nim stosunek, ale stosunek, który prowadzi do poczęcia, do życia. Można by powiedzieć, że miesiączki są dowodem, iż poczęcie się nie powiodło, że nasienie mężczyzny nie zapłodniło jajeczka. Chodzi tu o jakąś śmierć, małą śmierć i kobiety dobrze wiedzą, że dla psychiki - mężczyźni w konsekwencji wiedzą o tym także -jest to czas trudny. Następuje upływ krwi, który wskazuje, że poczęcie nie nastąpiło. Podobnie u mężczyzn, całe wylane nasienie czyni go nieczystym. Nie chodzi tu o potępienie moralne, jak gdyby prawo, które Bóg w nas umieścił, prawo fizyczne, prowadzące nas zawsze do szukania życia, prawo pragnienia i pożądania było nieczyste samo w sobie. Nie, nieczystość ma miejsce wówczas, kiedy nasienie mężczyzny, które ma przekazywać życie, nie może do niego doprowadzić. Niezależnie od tego, czy wytrysk nastąpił, czy nie, trzeba wziąć mikive, trzeba się oczyścić, aby przywrócić się do stanu dawania życia. A kobieta musi się oczyścić, aby przyjąć życie i je przekazać, udzielić. Tak samo w przypadku trądu. Pojęcie trądu można rozszerzyć na każdą podejrzaną plamę na murach, chorobę kamienia, ponieważ wszystko, co zmierza ku destrukcji, jest uważane za nieczyste.

Czystość jest poszanowaniem życia
Dość łatwo się zgodzić z tymi wszystkimi przypadkami, lecz można zadać sobie pytanie: czym są przepisy dotyczące pokarmów. W czasach narodzin Kościoła ma miejsce następujące widzenie Piotra: widzi obrus, opadający ku ziemi, nakryty nieczystymi rzeczami, zwierzętami, które Bóg nakazał mu zjeść. Dla Piotra jest to niemożliwe, ale będzie zmuszony to zmienić, aby móc stać się apostołem tych, którzy nie znają tego prawa i przyjąć inny rodzaj czystości. Ta czystość nie będzie już rytualna (por. Dz 10,11-16), ale zgodna z prawem, które jest odtąd wpisane w nasze serca i zawsze prowadzi do życia. Dla żydów istnieje to, co jest kasher i to, co nie jest kasher. Są rzeczy, które można jeść i takie, których spożywać nie wolno. Prawo kashrout opiera się na tej samej zasadzie życia, ponieważ jest napisane: "Nie będziecie spożywać żadnej padliny. (...) Nie będziesz gotował koźlęcia w mleku jego matki", (por. Pwt 14,21). Inaczej mówiąc, każde połączenie mleka i krwi staje się nieczyste. Jest to stopniowe wychowywanie. U naszych przyjaciół, praktykujących żydów, większość przepisów prawa nie jest wcale jarzmem. Przeciwnie, jest to coś bardzo wyzwalającego, co pozwala na bogatsze życie, pod warunkiem oczywiście stosowania wszystkich tych przepisów w miłości Boga i poprzez miłość Boga. A zatem każde mieszanie będzie w szerszym znaczeniu zakazane. Są rzeczy, na przykład hybrydyzacja, których nie można robić, które są naruszeniem życia, igraniem z życiem, które mogą prowadzić do potworności. Toteż manipulacje genetyczne są zakazane przez prawo mojżeszowe całe wieki wcześniej, zanim człowiek zaczął bawić się w ucznia czarnoksiężnika. Poszanowanie życia, szacunek dla zwierząt i taki stosunek do pokarmów, prowadzi do praktycznie wegetariańskiej diety. Nie musimy zabijać. Powiedziałbym jako anegdotę, że na przykład ryba, która została złowiona na haczyk, a nie w sieć, jest nieczysta. Ponieważ haczyk sprawia rybie cierpienie. To jest szacunek dla życia, a nawet szacunek dla śmierci. Aby jakieś mięso było kashere, trzeba, aby ubój był rytualny, a rzeźnikami byli rabini. Ostrze noża, którym zwierzę ma zostać zabite musi być naostrzone, aby podciąć gardło jednym ruchem, tak, aby zwierzę nie cierpiało i trzeba z niego spuścić całą krew. Jeśli nie, mięso jest nieczyste. Z tych praw wynika szacunek dla życia, który powoduje, że ostatecznie jest takie poszanowanie życia, iż nie zabija się dużo. Oczyszczenie odbywa się zawsze przez wypuszczenie krwi.

Przymierze, a nie mieszanie
Musimy zrozumieć, że czystość jest poszanowaniem życia, które zakazuje nam wszelkiego mieszania, każdego połączenia krwi i mięsa, krwi i mleka, nasion między sobą. Istnieje cały traktat Talmudu poświęcony temu tematowi, który ukazuje nam, że czystość jest brakiem mieszania. Ojciec Regimbal powiedział kiedyś zdanie, które bardzo lubię: "Lud Przymierza jest ludem bez żadnej domieszki". Judaizm zabrania łączyć ze sobą dwa kruszce. Nie można robić stopów złota, zmniejszać jego próby. To samo dotyczy chrześcijan, lud Nowego Przymierza jest ludem bez żadnej domieszki, to znaczy: żadnych kompromisów! Serce czyste będzie sercem złączonym tylko z Bogiem, z nikim innym. Jest to serce, które odmówi mieszania się z duchem świata. Ale kto znajdzie serce czyste? Wydaje się to niemożliwe. Kilka razy rozmawiałem ze spowiednikami o pojęciu czystości serca i najstarsi mówili, że nie ma ludzi, którzy mieliby czyste serce. Serce człowieka nie jest czyste. Nikt nie ma czystego serca. Z definicji, serce człowieka, serce syna Adama, serce kogoś, kto nosi w sobie grzech pierworodny, zawsze będzie mieszać dobre ziarno i chwast, zawsze będzie łączyć miłość całkowicie bezinteresowną, która pochodzi od Boga i która się daje, z miłością, która bierze. Dziecko bierze, to jego odruch. Zanim nauczy się dawać, zanim będzie umiało ofiarowywać, zanim nauczy się dzielić, co jest owocem wychowania, dziecko umie brać. A zatem serce czyste nie istnieje, ale posiadamy mnóstwo obietnic. "Z ciała ich usunę serce kamienne, a dam im serce cielesne" (Ez 11,19), to znaczy serca czułe, serca, które umieją kochać. I jak zwykle wracamy do pierwszego Błogosławieństwa: błogosławieni ogołoceni przez Ducha, błogosławieni ubodzy w duchu, błogosławieni ci, którzy zostali całkowicie wypaleni przez Ducha Świętego i w których jest już tylko jedyna miłość, która jest miłością Chrystusa. Święty Paweł będzie mógł powiedzieć: "Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus" (Ga 2,20). Od tej chwili można mówić o czystym sercu, o sercu bez żadnej domieszki. To serce, które bije w mojej piersi nie jest już moje, lecz jest to Serce Jezusa. I tylko Serce Jezusa jest zdolne oglądać Boga. W tym Błogosławieństwie nie należy nigdy oddzielać dwóch członów. "Szczęśliwi czystego serca, albowiem będą oglądać Boga". W rzeczywistości jednak Pismo nie może być sprzeczne: "Żaden człowiek nie może oglądać mojego oblicza i pozostać przy życiu" (Wj 33,20). Wszyscy ludzie widzą Boga w chwili śmierci, ale nie można oglądać Boga i pozostać przy życiu. Dlatego tylko Bóg żyjący w nas, może oglądać Boga. Tylko Chrystus żyjący w nas, może widzieć Ojca, takim jaki jest, oglądać Ojca bez zasłony.

Już jesteście czyści
Oto czym jest czystość serca, serca bez domieszki, serca bez domieszki cielesnej w znaczeniu psychologicznym, bez egoizmu. Oto czym jest czyste serce. A Jezus w geście umywania nóg ukaże nam, że poprzez Jego przykład możemy przejść od czystości rytualnej, która jest wychowaniem - i nikt tego nie może odrzucić - do prawdziwej czystości, która jest czystością życia Bożego, życia duchowego, życia mistycznego, w którym to już nie my żyjemy, lecz Bóg, który żyje w nas. W którym to już nie my patrzymy, lecz Bóg poprzez nas patrzy na innych. Jezus będzie uczył tego swoich uczniów. Powie im: "I wy jesteście czyści, ale nie wszyscy" (J 13,10). Nie, nie wszyscy, ponieważ był Judasz. A dlatego jesteście już czyści, bo umyłem wam nogi. Jeśli umyjecie nogi, nie potrzebujecie już umywać reszty, to znaczy, że umycie nóg jest rytuałem oczyszczającym, tak jak rytuał oczyszczenia rąk, netilatyadayim, i rytuał, o którym mówiliśmy, mikive, oczyszczenia całego ciała. Nie potrzebujecie już tego oczyszczenia całego ciała jeśli wypełnicie to przykazanie, które jest przykazaniem miłości. Wówczas jesteście całkowicie czyści. To miłość oczyszcza, to życie Boże w nas samych nas oczyszcza.

Kochać w sposób czysty jak Maryja
Od początku kładłem nacisk na pojęcie życia, śmierci, oczyszczenia i czystości. Napisane jest w Prologu świętego Jana, że "życie było światłością ludzi" (J 1,4), a po hebrajsku taher, czysty, oznacza jednocześnie pełen blasku, jasny. Ta czystość i jasność charakteryzowała Maryję, najpiękniejszą ze wszystkich kobiet. Maryja była piękna, ponieważ była czysta, ponieważ była bez "domieszki". Często opatrznie rozumie się przywilej Niepokalanego Poczęcia Maryi. Bóg uczynił Niepokalanie Poczętą nie po to, aby była istotą czystą w rytualnym znaczeniu tego słowa, nie chciał uczynić istoty niezdolnej do grzechu. W tym momencie można by się zgodzić z rozumowaniem świętego Bernarda, kiedy mówił, że aby Maryja była Niepokalanie Poczęta, jej matka musiałaby być oczyszczona z grzechu, i tak, wznosząc się od matki do matki, dochodzimy do grzechu pierworodnego. Nie trzeba by było zatem grzechu pierworodnego, aby Bóg mógł przyjąć naszą ludzką naturę. Nie. W rzeczywistości przez Niepokalane Poczęcie Bóg stworzył nową istotę, zdolną kochać w sposób czysty, w sposób całkowity, w sposób bezinteresowny. Istotę niezdolną do powrotu w samą siebie, lecz widzącą tylko Boga, widzącą tylko Jego Syna, widzącą tylko Józefa w Świętej Rodzinie, istotę, która widzi tylko zbawienie świata, która nie żyje już dla siebie. Oto gdzie jest czystość Maryi, w czym jest Ona cała czysta, cała niepokalana. Oto w czym jest ona tak piękna. Oto dlaczego jej oczy widzą Boga, dlaczego jej oczy widzą Ojca, zanurzają się w spojrzeniu Ojca, zatapiają się w Sercu Ojca, pogrążają w planie miłości Ojca do swego stworzenia. Zatem to Błogosławieństwo, a będziemy powracać do niego nieustannie, odnosi się na pierwszym miejscu oczywiście do Maryi, jak zresztą wszystkie Błogosławieństwa. Jest Ona jakby prototypem nowej ludzkości, jest naszą Matką. To Ona musi nas nauczyć prawdziwej czystości, która jest niezwykłą miłością życia, życia Bożego, życia, które Bóg stworzył i którego pragnie dla szczęścia człowieka.


Rozdział VII
Szczęśliwi, którzy DOPROWADZAJĄ DO POKOJU

Pokój świata i pokój Boży
To bardzo piękne Błogosławieństwo jest po pierwszym odczytaniu dość trudne do zrozumienia i byśmy mogli zgłębić jego znaczenie, wymaga pewnego wprowadzenia. "Szczęśliwi, którzy doprowadzają do pokoju, albowiem nazwani będą synami Bożymi". Przyjrzymy się każdemu słowu i jego znaczeniu.
Co to jest pokój? Dziś mówi się bardzo dużo o pokoju. Świat mówi o pokoju. Konferencje na temat pokoju odbywają się prawie wszędzie. Mówi się o pokoju albo o wojnie w jakimś zakątku świata. Otóż Jezus powiedział: "Pokój zostawiam wam, pokój mój daję wam. Nie tak jak daje świat, Ja wam daję" (J 14, 27). Maryja w Medjugorje sama nadała sobie imię Pani Pokoju, Królowej Pokoju, tak jak Mesjasz w proroctwach Starego Testamentu jest nazwany Sar shalom, co oznacza Książę Pokoju.
Możemy już przewidzieć, że są dwa rodzaje pokoju; jest pokój według świata i pokój, który pochodzi od Boga. Jednak obydwa nie mają ze sobą prawie nic wspólnego. Na konferencjach pokojowych próbuje się osiągnąć układy terytorialne, dojść do porozumień między grupami etnicznymi, jak w Rwandzie, między wielkimi a małymi, miedzy Tutsi i Hutu, między różnymi religiami, między różnymi politykami, między Irlandią Północną a Irlandią Południową - a wojna trwa i pokój nie następuje. Osobiście zdałem sobie sprawę i wiedzą to też ci wszyscy, którzy żyli w krajach objętych wojną, że pokój jest innej natury. Pokój jest sprawą ducha. Podobnie zresztą jak wojna.
Przypominam sobie, co czasami odczuwałem rano, mieszkając tuż obok murów Jerozolimy. Nasz dom stał pod najwyższym murem Starego Miasta. W czasie Jutrzni można było wyczuć w powietrzu obecność szatana. To działo się nagle, tak jak w chwili, gdy nadciągają chmury, niebo staje się czarne i wiadomo, że będzie padać.

Walka duchowa
Bywają dni, kiedy budzimy się, przeczuwając jakąś złą obecność, trzeba zatem prowadzić duchową walkę.
Możemy już wyciągnąć wniosek, że pokój się osiąga, pokój się tworzy, że jest on przedmiotem działania i tworzenia. Jest to duchowa walka. Mówi się: jeśli chcesz pokoju, szykuj się do wojny. To powiedzenie jest uzasadnione, zwłaszcza na płaszczyźnie duchowej, ale makiawelizm w polityce to błąd, bo wywieranie nacisku lub tworzenie odstraszającej siły to nic dobrego. To prawda - musimy wypowiedzieć wojnę złu i siłom zła. Wkrótce po tym, gdy odczułem obecność zła, porównywalnego do czarnych chmur zbierających się nad miastem, które nazywa się Yerushalaim - "to, które widzi pokój", dzieci zaczęły rzucać kamieniami w żołnierzy. W bardzo krótkim czasie konflikt się zaognił, opadły zasłony w oknach sklepowych na muzułmańskich bazarach, wydobyto noże i u schyłku dnia byli zabici. Natychmiast odbiło się to w strefie Gazy, w tych wszystkich zapalnych miejscach, gdzie panuje nędza i wrogość. Nie dociekam oczywiście, gdzie znajduje się źródło "infekcji", lecz w tych ogniskach zapalnych choroba pojawiła się nagle i była jak gangrena obejmująca całe ciało, ze wszystkimi następstwami na płaszczyźnie międzynarodowej. Wynikało to z pewnego rodzaju przymusu, z pewnego rodzaju demonicznego ucisku. We wszystkich krajach objętych wojną odczuwa się bardzo dobrze, że ludzie, którzy w gruncie rzeczy są tylko dziećmi, nagle stają się jakby zabawkami manipulowanymi przez szatana. Talmud mówi, że pokój rozpoczyna się w małżeństwie, między mężczyzną i kobietą, między Sarą i Abrahamem. Wystarczy, że jakiś szaleniec, który być może pokłócił się tego dnia z żoną, jest w złym humorze, jest nękany przez jakiś niepokój, jakąś obsesję, decyduje nagle o wojnie, która pociągnie za sobą dziesiątki tysięcy ofiar. Wszystko to odbywa się w strasznych warunkach, w których ludzie się duszą, umierają z głodu, z pragnienia, ze strachu przed śmiercionośnym arsenałem, przed straszliwymi narzędziami śmierci. Widzimy zatem, że przyczyn tego wszystkiego należy szukać na płaszczyźnie duchowej.
Jeśli chcemy mówić o wojnie i pokoju, postarajmy się poszukać ich duchowego podłoża. Zdajemy sobie sprawę, że w niedawnym konflikcie w byłej Jugosławii chodziło o sprawy natury duchowej. Odnosimy podobne wrażenie, rozważając minione wojny, które są nam jednak dość bliskie, bowiem możemy jeszcze dokonać ich analizy. Widzimy, że w średniowieczu, w czasie wojny stuletniej, aby zapanował pokój i aby powstrzymać wielką nędzę Królestwa Francji, Bóg powołał wieśniaczkę, której powierzył misję - Joannę d'Arc, Dziewicę Orleańską.

Wodą i ogniem
Pokój się zdobywa. Pokój stanowi przedmiot pracy, ale w jaki sposób, a przede wszystkim, jaka jest natura pokoju? Słowo pokój po hebrajsku brzmi: skalom. Po arabsku salam. Obydwa mają ten sam rdzeń. Litery, które się na nie składają to: shin, lamed i mem. Tradycja hebrajska, łącząca językoznawstwo i inne współczesne nauki humanistyczne, przekazuje nam, że znaczenie słowa tkwi w jego rdzeniu, w jego spółgłoskach. A rdzeń jest często złożony z trzech liter. Tutaj pierwszą literą jest shin. Shin jest w rzeczywistości ideogramem, jak hieroglify egipskie. Napotykamy go dużo wcześniej, zanim został napisany, przedstawionego jako trzy zęby piły (słowo shin znaczy także ząb), ale oznacza przede wszystkim ogień. Jest to pierwsza litera Pieśni nad pieśniami, przeliterowanie pierwszego wersetu Pieśni nad pieśniami, kantyku ognia, shir hashirim asher li Shlomo. Znajdujemy także te trzy litery w pierwszym wersecie. Trochę dalej, w imieniu Shula-mite (Sulamitka), jest właśnie rdzeń shalom (Pnp 7,1). Mamy tu zatem ogień; można go prawie zobaczyć z trzema płomieniami i trzema iskrami powyżej.
Z drugiej strony mamy literę mem, jest to litera matki, imma. Ojciec jest abba, lecz mem matki jest literą, która oznacza jednocześnie matkę i wodę, maim. Rozumiemy związek między wodą a matką, ponieważ matka ma wody płodowe. Mem jest literą zamkniętą z małym otwarciem, wyobrażającym łono matki, które może wydać na świat dziecko. A imię Maryi brzmi po hebrajsku Miryam. W jej imieniu są dwie litery m, a yam oznacza ocean, morze. Myślę, że to także nie jest przypadek, ponieważ Miryam oznacza ocean, wielką ilość zapachu, perfum, mirry. Umiłowanie i zgłębianie liter alfabetu hebrajskiego jest bardzo ważne. Aby rozpocząć naukę ośmioletnich dzieci, matka robi litery z ciasta, smaruje je miodem i dziecko uczy się liter, zjadając je i przekonując się, że są pyszne. Osobiście, kiedy tylko otworzę Biblię po hebrajsku, doznaję wielkiej przyjemności, czuję się jak muzyk przed partyturą, zadziwiony nieskończoną ilością połączeń nut, które tworzą nieskończoną i nieograniczenie różnorodną ilość melodii.
W słowie shalom mamy zatem wodę i ogień. W środku litera lamed oznacza wagę. Ta litera przypomina dźwignię wagi, na której można by zawiesić dwie szalki. Waga równoważy. Możemy powiedzieć na podstawie ideogramów słowa shalom, że pokój jest równowagą miedzy przeciwieństwami, między wodą a ogniem. Ale uwaga, pokój nie jest zniesieniem przeciwieństw, pokój nie jest wygaśnięciem wrogości, pokój nie oznacza sprowadzenia wszystkiego do tego samego poziomu. Pokój to równowaga między wysokością a niskością, pomiędzy szerokością a głębokością, między wodą a ogniem. Komentarze biblijne mówią, że są aniołowie, będący sługami wody, a inni aniołowie, jak Serafini, są aniołami ognia, aniołami gorejącymi, których imię pochodzi od czasownika palić. I nie powinni chodzić razem. Anioł Gabriel na przykład jest w tradycji aniołem wody. To właśnie on zaniesie Maryi nowinę o jej macierzyństwie. Ale z kolei Serafin przynosi rozżarzony węgiel, którym dotknął ust proroka Izajasza, aby je oczyścić.

"Pokój mój daję wam"
"Bóg uczynił pokój w niebie" - głosi jedna z najstarszych modlitw, nad którą możemy trochę porozmyślać, ponieważ tłumaczy i ukazuje nam dobrze, co to jest pokój. Ta modlitwa stanowi część Kaddisch, pierwowzoru modlitwy "Ojcze nasz", chociaż w modlitwie "Ojcze nasz" nie znajdujemy wyraźnego odniesienia do pokoju. Osse shalom bimromav, ouyasse shalom aleinou ve al koi Israel, ve imrou amen. Osse shalom - Ten, który czyni pokój - Bóg pierwszy jest nazwany czyniącym pokój, inaczej mówiąc, twórcą pokoju. Bim-romav - na wysokościach, a zatem Ten, który jest twórcą pokoju na wysokościach; yasse shalom aleinou ve al kollsrael - czyni także pokój na ziemi i w całym Izraelu; ve imrou amen - i mówimy amen.
Naród izraelski prosi Boga o pokój, jako o rzeczywistość nadprzyrodzoną, która zstępuje z wysoka. W modlitwie "Ojcze nasz" mamy porównanie do tej prośby: "Bądź wola Twoja, jako w niebie, tak i na ziemi", która jest logicznym następstwem prośby "Przyjdź królestwo Twoje". Tak więc wiemy, że jest to królestwo pokoju.
A zatem, jaka jest natura pokoju? Wspomnieliśmy już o pokoju świata. Gdyby zaczepić ludzi na ulicy i zapytać, czym jest dla nich pokój, jestem przekonany, że nawet w środowisku chrześcijan wszyscy odpowiedzieliby w sposób negatywny, używając zdań zawierających jakąś negację, to znaczy, że pokój byłby brakiem elementów szkodliwych, brakiem wojny. Kraj żyjący w pokoju to taki, w którym nie ma wojny.
I kiedy w języku potocznym mówi się: daj mi spokój, znaczy to: idź stąd, ulotnij się, zostaw mnie w spokoju, zostaw mnie samego. Pokój jest brakiem szkodliwości. Taki jest właśnie pokój świata. Ale kiedy widzimy, że jakieś państwo jest w stanie pokoju - obecnie mamy to szczęście, że żyjemy w kraju, w którym panuje pokój - zdajemy sobie sprawę, że wewnątrz tego kraju są straszne plagi i klęski. Ludzie żyjący w niektórych krajach objętych wojną mówią nam: nie zazdrościmy wam, ponieważ wiemy, że toczycie inne walki, które są o wiele gorsze od wojny, toczycie walki nawet wewnątrz rodziny. Wewnątrz waszych rodzin jest wojna między ojcem a synem, między rodzicami a dziećmi, między samymi rodzicami. Żyjecie w stanie wojny o wiele gorszej niż my. My ostatecznie jesteśmy połączeni między sobą, ponieważ musimy wspólnie stawić czoło groźbom śmierci.
Także w rodzinie uważa się, że pokój jest brakiem konfliktów i rozłamów w jej łonie. Aby utrzymać ten pokój, rodzina zamknie się w sobie na świat zewnętrzny, na obcych, odsunie się od ludzi, wyrządzając tym samym zło i sobie, i im. Otóż biblijne pojęcie pokoju jest zupełnie inne, nie opiera się na braku i nieobecności, lecz na obecności. "Pokój mój daję wam" oznacza: daję się wam, jestem z wami w pełni. Te trzy identyczne litery oznaczają zarazem pokój i pełnię, całość, obfitość. Ani ovedyom shalem: pracuję cały dzień.

Przebywać w obecności Boga
Kiedy konstytuujące mnie elementy będą współistniały w harmonii, zagości we mnie pokój. Dlatego nie muszę wykluczać czegoś z siebie samego, nawet jeśli istnieją we mnie same przeciwieństwa i z trudem przeżywam współistnienie we mnie sprzeczności, odmiennych interesów, pragnień ciała, pragnień serca, pragnień umysłu, najniższych popędów i najbardziej wzniosłych dążeń. To wszystko może we mnie istnieć tylko wówczas, jeśli Bóg jest obecny. Wszyscy w jakimś momencie doświadczamy Bożej obecności, ale nie żyjemy tym na co dzień. Jedynie będąc w obecności Bożej, możemy dążyć do pokoju, jak mówi Apostoł. Ten, który ustanowił pokój w niebie, zaprowadzi także pokój w nas. Gdy jednak podczas modlitwy klękamy przed Najświętszym Sakramentem, nasze myśli i ciało nie są spokojne. Kręcimy się we wszystkie strony, w pewnym momencie mamy ochotę przeczytać coś z Pisma Świętego lub pomyśleć o tym, co się robiło w ciągu dnia, a w końcu trudno nam wytrzymać w jednej pozycji i chcemy wstać. Lecz kiedy ktoś jest naprawdę zatopiony w modlitwie, nie porusza się, trwa w pokoju. Symbolem pokoju w Izraelu jest człowiek siedzący pod drzewem figowym, jak Natanael, który jest w harmonii ze wszystkimi częściami swojego ciała, swojej istoty, w której umysł, wyobraźnia, pamięć, ciało, energia, nie zwalczają się. Cała istota jest ogarnięta Bożą obecnością, która sprawia, że pomiędzy rozmaitymi elementami osoby panuje harmonia. Kiedy Bóg jest we mnie obecny, kiedy zdaję sobie sprawę z Jego obecności i poddaję się jej, czuję nagle, że nic we mnie nie jest moim wrogiem. To jest pokój. Jestem w zgodzie z sobą samym, moje sumienie niczego mi nie wyrzuca. Są chwile, gdy nasze sumienie jest wzburzone, w których niczego już nie wiemy. Wówczas modląc się na różańcu, stopniowo wstępuje w nas pokój i możemy doświadczyć obecności Maryi, Dzieciątka Jezus. Wystarczy tylko spojrzenie Małego Jezusa, które sprawia, że żyjemy w pełni, jesteśmy pełnią, całością. Przeciwieństwem pełni, całości jest rozproszenie. W rozproszeniu żyję tak, jakby każda część mnie była gdzie indziej.
Zyskaj pokój, a tysiące wokół ciebie...
, Bóg pragnie także, aby pokój ogarnął wszystkich, którzy są obok mnie, moją rodzinę. Pokój jest godzeniem przeciwieństw w sposób całkowicie nadprzyrodzony. Pokój w rodzinie nie polega na tym, że mężczyzna i kobieta myślą to samo, są tym samym. Jest to ważna postawa na płaszczyźnie psychologicznej. Są małżeństwa, które łączą się tak bardzo, że obydwoje tracą swą tożsamość lub jedno z dwojga poddaje się osobowości drugiego. Nie. Bóg stworzył kobietę, przyprowadził ją do mężczyzny i postawił naprzeciw niego, po hebrajsku negued. I jak to mówi Jacąues Brel o kochankach, którzy już długo są ze sobą: "ależ to jest zawsze czuła wojna" i "czyż dla kochanków życie w pokoju nie jest najgorszą pułapką?". Musimy zrozumieć: życie w pokoju według świata oznacza, że nie ma nic, że nie ma wyzwania do pójścia dalej, do doskonalenia życia, do przekraczania siebie. Pokój musi istnieć wśród sprzeczności, pomiędzy całkowitą odmiennością. Dla mężczyzny kobieta jest kimś całkiem innym, tak jak ogólnie dla ludzkości Bóg jest Całkiem Inny, tak jak są także dwie natury, Boska i ludzka, pozornie sprzeczne, a pojednane w Osobie Chrystusa, Księcia Pokoju.
Chrystus jest Księciem Pokoju, który uosabia i urzeczywistnia ten niezwykły pokój między niebem a ziemią, między ludzkością a boskością. Mówi się, że podczas Szabatu odczuwa się pokój przy stole, pokój z dziećmi, odczuwa się harmonię z pokarmem, a nawet ze zwierzętami. Wszystko jest przyjemne i spokojne. Pokój ten rozszerza się na sąsiednie domy, ogarnia miasto. Ogarnia wszystko, aż po krańce świata. Święty Serafin mówił: "Zyskaj pokój, a tysiące wokół ciebie będą w pokoju". Święty Augustyn wyraził prawie to samo mówiąc, że jego serce będzie niespokojne, dopóki nie spocznie w Bożym pokoju. Bóg jest pokojem, spocząć w Bogu - taka jest stawka walki, w której przeciwstawiamy się niespokojnemu człowiekowi, żyjącemu w nas.

Zjednoczenie serc
Można by nawet powiedzieć, że pokój jest boskim atrybutem lub bardziej teologicznie, że pokój jest boską hipostazą, pokój jest obecnością, która nas jednoczy. Dążenie do pokoju, modlitwa o pokój w państwie, jak to jest napisane w psalmie: "Proście o pokój dla Jeruzalem" (Ps 122, 6), modlitwa do Matki Bożej, Królowej Pokoju, aby zapanował pokój na świecie, oznacza prośbę o zwycięstwo serc, o zjednoczenie serc przez obecność Boga, przez tak potężną i silnie działającą obecność, która jednoczy sprzeczności. Obecność, która jednoczy to, co nie może istnieć razem. W Ewangeliach opętany jest osobą najbardziej nieposkromioną, a zły duch rzuca nim raz do wody, to znowu do ognia (por. Mk 5), w przeciwieństwa. Uzdrowienie będzie polegało na spowodowaniu współistnienia wody i ognia.
Jak w sposób biblijny jest opisany pokój? Wilk zamieszka wraz z jagnięciem, to znaczy dwa zwierzęta całkiem przeciwne. Wilk ma ogromną paszczę, jagnię nie ma nic na swoją obronę, ani pazurów, ani kopyt, ani rogów, ani zębów, nic, tylko swe runo. I dalej pokój jest opisany następująco: małe dziecko włoży swą rękę do kryjówki żmii i nie zostanie ukąszone (por. Iz 11,8). Nieład wszedł na świat przez człowieka, przez Adama, wszystkie elementy zaczęły się rozsypywać. Zaprowadzać pokój oznacza przywrócić obecność Boga, aby wszystkie elementy współistniały w pokoju. Pokój nie jest czynnikiem redukującym, wprost przeciwnie. Musimy tworzyć pokój, zyskując pokój w nas, jak to powiedział święty Serafin. Człowiek, który pozwoli się ogarnąć przez Boga, jest człowiekiem opanowanym i spokojnym, to ktoś, kto przekazuje pokój innym. Twórca pokoju nie może być gwałtowny, musi być kimś świętym. Są osoby demoniczne, które gdziekolwiek się znajdą, wszędzie wprowadzają niepokój, bowiem przekazują przeciwieństwo pokoju, przekazują wojnę, wewnętrzną sprzeczność, rozkład i niezgodę. Zaledwie się pojawili, już wszyscy wokół nich się kłócą.

Poszukujcie pokoju i dążcie do niego
Wy, twórcy pokoju, staniecie się podobni do Boga, staniecie się synami Boga, to znaczy tej samej natury co Bóg, który wprowadza panowanie pokoju. Można by powiedzieć, że odnajdujemy to Błogosławieństwo w "Ojcze nasz", kiedy mówimy: "Bądź wola Twoja, jako w niebie, tak i na ziemi". Twoją wolą jest właśnie ta jedność. Pragniemy odnaleźć na ziemi pokój między wszystkimi elementami, taki pokój, jaki uczyniłeś w niebie. Panowanie pokoju może nadejść jedynie od nas samych. Pokój całego świata zaczyna się od nas. Bądźmy zapamiętałymi poszukiwaczami pokoju. "Starajmy się więc o to, co służy sprawie pokoju i wzajemnemu zbudowaniu" mówi Apostoł Paweł (Rz 14, 19). Niech nic was nigdy nie niepokoi, mówi Jezus i dodaje: "Wchodząc do domu, przywitajcie go pozdrowieniem. Jeśli dom na to zasługuje, niech zstąpi na niego pokój wasz; jeśli zaś nie zasługuje, niech pokój wasz powróci do was!" (Mt 10,12-13). Ten fragment może wydawać się dziwny, jeśli nie zdamy sobie sprawy, że pokój nie jest czymś, co się podpisuje, jakimś stanem nie-wojny. Pokój jest wyrazem obecności Boga. Gdy gdzieś przybywacie, jeśli was dobrze przyjmują, natychmiast obecność Boga, który jest w was, ogarnie ludzi, ale jeśli wam odmówią gościny, obecność Boga powróci do was i pozostaniecie w pokoju. "Pokój mój daję wam" mówi Jezus. Poszukujcie pokoju poprzez sakramenty, przez Eucharystię, przez sakrament pojednania, który nam przywraca pokój. "Spadła Nań chłosta zbawienna dla nas, a w Jego ranach jest nasze zdrowie" (Iz 53, 5). Będąc prawdziwie synami Bożymi, żyjąc naprawdę na podobieństwo Jezusa, będziemy dążyć do pokoju, będziemy go zdobywać, ażeby inni wokół nas także go osiągnęli.

Pokój, owoc łagodności i pokory
Na zakończenie chciałbym przytoczyć przepiękny midrasz. Zapytano pewnego rabina, co to znaczy być synem. Rabin odpowiadając, dał taki przykład: Pewien książę czuł się skrzywdzony, że nie jest królem, że panuje jego ojciec i że to panowanie jest zbyt długie. Książę spotkał się z królem i mówi: "Chciałbym się dowiedzieć, co to znaczy być królem". A król mu odpowiada: "Być królem oznacza to. I włożył na swą głowę koronę, a na ramiona szkarłatny płaszcz". Żydzi opowiadając tę parabolę, nie wiedzą dokładnie, co wyrażają, mówiąc o ciężarze władzy królewskiej i o jej insygniach, bowiem być synem króla, do którego należy pokój -jest to znaczenie imienia Salomon, Shlomo - to przyjąć na swą głowę koronę cierniową, to włożyć na swe barki purpurowy płaszcz, pochłaniający jakby całą przemoc i niepokoje świata.
Wprowadzam was na drogę, na której trzeba dużo rozmyślać, aby zrozumieć, że synami Boga są nazwani twórcy pokoju, ci, którzy są źródłem zgody. Tak jak w sklepieniu harmonia jest osiągnięta dzięki kamieniowi węgielnemu i jest rezultatem sił, które do niej dążą. "On jest kamieniem, odrzuconym przez was, budujących, tym, który stał się głowicą węgła" (Dz 4, 11). Powracamy tu znowu do pierwszego Błogosławieństwa. Tylko prawdziwie ubogi w duchu może wprowadzać pokój, może być twórcą pokoju, tylko ktoś łagodny, czyli taki, który nie odpłaca za doznawane zło, ale przeciwnie odwzajemnia się łagodnością, spokojem i pokorą. Tylko wówczas inni mogą odnaleźć pokój.


Rozdział VIII
Szczęśliwi, którzy cierpią prześladowania za sprawiedliwość

To Błogosławieństwo może wydawać się równie paradoksalne jak trzecie: "Szczęśliwi, którzy się smucą, albowiem będą pocieszeni", w którym smutkowi towarzyszyło natychmiast pocieszenie. Zrozumieliśmy dobrze, że łzy przyciągają Ducha Świętego i kiedy ogarnia nas smutek, możemy jednocześnie odczuć radość, ponieważ to Bóg dopuszcza cierpienie, które drąży w nas pewien rodzaj pustki, jakiś brak, który jest jakby pompą ssącą, brak, który pragnie i wchłania Bożą obecność. Odbywa się to jednak zupełnie inaczej w Błogosławieństwie prześladowanych dla sprawiedliwości.

Nadejście królestwa
Najpierw trzeba dobrze sobie zdać sprawę, że zgodnie z tradycją Ojców Kościoła, jest siedem Błogosławieństw, a my wyliczając je, przyzwyczailiśmy się uważać, że jest ich osiem, każde zdanie zaczynając od słowa "Szczęśliwi". Rzeczywiście, tradycja uważa, że jest siedem Błogosławieństw, a ósme jest potwierdzeniem, wnioskiem. Otóż Tradycja zawsze porównywała Błogosławieństwa i dary Ducha Świętego. Kazanie na Górze, to życie w Duchu Świętym, a zatem w duchu siedmiu darów, siedmiu postaci, siedmiu sposobów przejawiania się Ducha Świętego, udzielającego się temu, kto przyjmuje to życie i czyniącego go w pełni szczęśliwym. A tymczasem w tym ostatnim Błogosławieństwie nie ma powiązania z którymś z darów Ducha Świętego. Już gdzie indziej Jezus stwierdził, że prześladowanie jest związane z nadejściem Królestwa. Jest to stwierdzenie, które może nas napełnić radością i pocieszyć. Jeśli nie ma prześladowania, oznacza to, że nadejście Królestwa jest opóźnione. Lecz czym silniejsze prześladowanie, im bardziej siły zła przeciwstawiają się Bogu, im bardziej są rozszalałe, tym lepiej także wiemy, że Królestwo jest u naszych drzwi, jak nam to powiedział Jezus: "A gdy się to dziać zacznie, nabierzcie ducha i podnieście głowy, ponieważ zbliża się wasze odkupienie" (Łk 21,28).
"Szczęśliwi, którzy cierpią prześladowanie za sprawiedliwość, albowiem ich jest królestwo niebieskie. Szczęśliwi jesteście, jeśli z mojego powodu lżą was i prześladują i kłamliwie przypisują wam wszelkie zło. Cieszcie się i radujcie" - największy paradoks - "bo czeka was sowita zapłata w niebie. Tak bowiem prześladowali proroków, którzy żyli przed wami" (Mt 5,10-12).

Oddzielenie
Błogosławieni prześladowani dla sprawiedliwości: omawiając Błogosławieństwo łaknących i spragnionych, poznaliśmy już biblijne znaczenie sprawiedliwości. Rozważmy je za pomocą synonimu, którym jest świętość. Mamy dokładną wskazówkę, ponieważ świętość oznacza po hebrajsku, od rdzenia kadash, oddzielenie, odłączenie. Tylko Bóg jest święty, tylko do Boga należy świętość, a człowiek, który żyje w Bogu stanie się sprawiedliwy, dopasuje się do świętości Boga. Zatem to Bóg jest w nas święty i nie ma wśród ludzi nikogo sprawiedliwego, nikogo świętego. Jeśli jednak żyjemy sprawiedliwością Boga, jeśli żyjemy Jego świętością, jeśli Jego świętość zaczyna nas ogarniać, wówczas współuczestniczymy w boskich cechach świętości. Bóg jest zupełnie inny, Bóg jest Całkiem Inny. W Starym Przymierzu będzie nauczał naród, jak się oddzielić, jak być ludem oddzielonym. Być oddzielonym, aby przyciągnąć innych ludzi. Oddzielonym - zarówno na płaszczyźnie społecznej, jak również duchowej, a także na płaszczyźnie obyczajów. Prawo Izraela stosuje pewien rodzaj dyskryminacji, ale w bardzo pozytywnym sensie: możesz jeść to, a nie tamto; to jest czyste, tamto nieczyste; nie będziesz się łączył z innymi narodami, nie będziesz ich poślubiał, nie będziesz mieszał swojej krwi z krwią cudzoziemca. Jesteś oddzielony, ponieważ jesteś synem Bożym, masz tę samą naturę, co Bóg - wcielenie w Boskość będzie oczywiście naprawdę możliwe tylko w Jezusie Chrystusie - lecz istnieje całe wychowanie narodu w Starym Przymierzu, które, wydaje mi się, trwa dalej wraz z Kościołem. Jeśli ożenisz się z cudzoziemką, sprawi ona, że zapomnisz o swoim powołaniu do odmienności. Uczyni tak, abyś stał się podobnym do wszystkich innych ludzi na ziemi, którzy tworzą sobie bogów, którzy mają właściwe naturze ludzkiej poszukiwanie boskości, którzy mają pragnienie Boga i którzy figurom uczynionym własnymi rękoma będą przypisywać swoją psychikę, a w końcu oddawać cześć boską samym sobie. Jest to przeciwieństwo Całkiem Innego. Oni mają jakiegoś boga, w którym ostatecznie odnajdują samych siebie.

Uznać odmienność, odłączenie
Otóż począwszy od Księgi Rodzaju zadaniem kobiety w małżeństwie jest być pewnego rodzaju podporą, skłonić mężczyznę do tego, aby się odróżniał, aby znalazł swoją tożsamość i ostatecznie, aby odnalazł potrzebny dystans z Bogiem. Ten dystans umożliwia dialog. A to jest niezwykle trudne, a nawet niemożliwe dla natury ludzkiej. Nasza zraniona natura poszukuje zawsze przeciwieństwa świętości, szuka zawsze połączenia. Mężczyźni na przykład szukają kobiet, które stanowią z nimi jedno. To wielkie nieporozumienie. Nie uznajemy tego, kto może nas poddać krytyce, tego, kto jest inny, cudzoziemca, odrzucamy tego, kto nas nie przypomina. To właśnie dlatego wykluczamy chorych, wykluczamy ludzi, którzy są brzydcy, którzy są odmienni. To właśnie dlatego wykluczamy obłąkanych, podczas gdy w bardziej tolerancyjnych społeczeństwach, umysłowo chory odgrywa ważną rolę. Nie godzimy się, aby ktoś inny narzucał nam obraz tego, kim moglibyśmy się stać. Jest to strach przed byciem innym. A więc dochodzimy w ten sposób do wyciągnięcia wniosku z tego Błogosławieństwa: obłąkani będą prześladowani. Chorzy będą prześladowani. Teraz jeszcze chorzy na aids. Wszyscy boją się, jak w czasach dżumy, trądu w średniowieczu, boją się tych ludzi, którzy nam ukazują, kim moglibyśmy się stać, uświadamiają to, czym całe społeczeństwo się staje przez tę straszną chorobę. A my prześladujemy, odrzucamy, nie chcemy widzieć.
Otóż wybraństwo Boże oddziela naród, aby móc ogłosić pewnego dnia powołanie każdego człowieka do zespolenia z Bogiem, zjednoczenia takiego, jak w Trójcy, w której są trzy zupełnie odrębne Osoby w jednym Bogu. Ponieważ Bóg jest miłością, jest błogosławieństwem miłości, prawdziwe szczęście, prawdziwą miłość można mieć tylko w odłączeniu. A największa miłość będzie w całkowitym odłączeniu, aż do końca. Już w Księdze Rodzaju widzimy, że Bóg stwarza każdą rzecz przez odłączanie, rozdzielanie. Z czegoś bezładnego, zmieszanego wydobywa jakąś rzeczywistość, wyciągając i rozdzielając. Praktycznie każdego dnia stwarzania jest jakieś zasadnicze i całkowite rozłączenie. Na przykład woda: Bóg oddziela "wody pod sklepieniem, od wód ponad sklepieniem" (Rdz 1,7). Nazywa wody ponad sklepieniem niebem, po hebrajsku shamaim, to znaczy wody, które są tam, a wody, które są pod sklepieniem nazywa morzem, maim, to znaczy woda, która jest tutaj. Bóg działa, pracuje przez rozdzielanie. To właśnie przez rozdzielenie nas stwarza, uczy nas stawać się Bogiem. A człowiek musi panować nad całym stworzeniem, sprawiając, żeby rzeczy odmienne były w harmonii, a zatem, żeby mogły współistnieć.
Pokój nie jest niczym innym, jak współistnieniem przeciwieństw. Po hebrajsku shalom, w swym rdzeniu daje nam definicję pokoju, jak to widzieliśmy przy okazji Błogosławieństwa pokój czyniących; jest to współistnienie wody i ognia, to znaczy elementów przeciwnych. I wszędzie, zarówno na płaszczyźnie politycznej i niestety w Kościele, i w naszych wspólnotach, wszędzie, gdzie jest człowiek, nie akceptuje się różnic, nie uznaje się tego, co jest nam przeciwne. Otóż obrazem nadejścia Królestwa między nas jest wilk, który mieszka z jagnięciem. To nie jest zniknięcie wilka, ani przemiana wilka w jagnię. Te dwa elementy przeciwne muszą współistnieć razem. A niebo byłoby czymś najgorszym, gdybyśmy wyobrazili je sobie zapełnione identycznymi, całkiem podobnymi osobami. Może wzbudzać lęk i niepokoić wizja nieba, w którym byłyby miriady tego, co dziś nazywamy klonami, to znaczy tej absolutnie diabelskiej rzeczy, do której dochodzi się poprzez manipulacje genetyczne, mogąc powielić jakiegoś osobnika, który byłby całkowicie podobny do innego, wydzierając osobie jej niepowtarzalność. To wzbudza najgorszy niepokój, a z tworzonych w ten sposób ludzi, można by uczynić tylko całą armię niewolników. Jest to coś absolutnie diabelskiego. Człowiek jest stworzony do odmienności. Wymiana miłości, powiedziałbym ubóstwienia człowieka, może istnieć tylko w odmienności. I można powiedzieć, że ponieważ Bóg kocha ludzkość, podtrzymuje różnice. Nie ma dwóch podobnych istot, dwóch podobnych odcisków palców! Ileż jest linii papilarnych na kciukach, odbijanych na kartach identyfikacyjnych, wśród miliardów ludzi od początku czasów, aż do końca świata? Bóg nie uczynił dwa razy takich samych linii na kciuku. To nadzwyczajne i wyjątkowe!

Duch Święty daje nam naszą tożsamość
Mamy zatem świadomość naszej tożsamości. Musimy być różni. A tej inności nie dajemy sobie sami. Nasza odmienność pochodzi właśnie od Ducha Świętego, od Błogosławieństw. Jeśli chcemy być chrześcijanami, trzeba uznać, że istnieje duch świata, nie świata jako takiego, ponieważ jest wyraźnie napisane, że Bóg "tak umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał" (J 3, 16). Ale jeśli mówi się o świecie w języku biblijnym, w Nowym Testamencie, to chodzi mianowicie o świat jako planetę Ziemię i o wszystkie istoty, które są na nim, a zatem Bóg kocha świat i my także musimy go kochać i oddawać mu nasze życie, jak nasz Ojciec. Ale określenie świat jest także używane, aby mówić o duchu świata, a szatan jest nazwany księciem tego świata.
Inaczej mówiąc są dwa duchy, które się sobie przeciwstawiają. Co robi duch świata? Weźmy na przykład dziedzinę mody. Odbieramy córkę ze szkoły. Jest w wieku dorastania, w którym młodzież stara się wyróżniać, w którym poszukuje swojej tożsamości. Często wstydzi się rozmawiać o Bogu, ponieważ próbuje dostosować się do ducha świata. I co widzimy przy wyjściu z liceum? Widzimy chłopców i dziewczęta, wszystkich ubranych na tę samą modłę: obszerny sweter, za długie rękawy zakrywające dłonie, dżinsy, prawie wszyscy w butach jednej marki - aby być jak najbardziej światowi. Światowość dochodzi aż do tego. Obecnie duch świata nie jest tym samym, czym był w moim pokoleniu, ponieważ nasze szkoły nie były koedukacyjne, podczas gdy dziś chłopcy i dziewczęta chodzą do szkoły wszyscy razem i różnica zanika. Dochodzi nawet aż do zanegowania różnicy płci. To jest właśnie ta ideologia, która pochodzi od szatana.
Nie będę tu mówił o polityce, ale trzeba koniecznie powiedzieć, że niektórzy myśliciele, związani z nurtem politycznym lewicy, chcieliby nas przekonać, że nie ma różnicy między mężczyzną a kobietą. Czynię aluzję do pani Badinter, do jej osławionych książek XY tożsamość mężczyzny i do drugiej, L 'un est l'autre, w której autorka mówi: "Jeden jest drugim". To znaczy: mężczyzna jest kobietą, kobieta jest mężczyzną. Nie ma już zatem powodu, aby istniała ta odwieczna wewnętrzna sprzeczność miedzy mężczyzną i kobietą, ta sprzeczność jakby dwu kamieni, które pocierane o siebie iskrzą i rozniecają ogień, a więc światło, a więc ciepło. Nie, niech kobiety radzą sobie same i mężczyźni między sobą! Widzimy, że właśnie do tego dochodzi, a zatem nie ma już zdolności i mocy życia, nie ma już tej zbawiennej odmienności i różnicy.

Aby przyciągnąć ludzi ku Bogu
Bóg chce dla nas odmienności. Naród wybrany zawsze pytał Boga: dlaczego my, dlaczego nas wybrałeś, dlaczego chcesz, abyśmy byli różni od innych narodów? (por. Pwt 7). Sam naród żydowski, w tym, co nazwano Haskala - czyli oświecenie, i tak jak w epoce Oświecenia, kładzie nacisk na oświecenie rozumu - próbował upodobnić się do wszystkich narodów na ziemi, mówiąc: jesteśmy równie inteligentni, jak inne narody, zatem zamiast się modlić i studiować tylko Talmud, zaczniemy myśleć. Zapomnieli więc, że Bóg prosił ich przede wszystkim o modlitwę, aby byli ludem na Jego chwałę, aby byli ludem świętym, aby byli ludem kapłańskim. Podobnie wzywa nas Jezus, podobnie mówi nam Nowy Testament: "Wy zaś jesteście narodem świętym" (1 P 2,9), to znaczy narodem oddzielonym, królewskim kapłaństwem. Nasza wielkość, nasza godność, nasza szlachetność wynika z naszego odłączenia, tego niezbędnego zróżnicowania, które musi przyciągać ludzi ku Bogu. Kiedy naród żydowski zabrał się do myślenia, wówczas wydał Freuda, Marksa. Nie krytykuję i nie oceniam ani jednego, ani drugiego. Freud przybliżył nam temat ludzkiej świadomości. Nie nawołuję też do antyintelektualizmu, wprost przeciwnie. Ale w społeczeństwie każdy ma swą rolę do spełnienia. Oczywiście ksiądz może studiować, ale niech nie zapomina, studiując, że jest kapłanem! Niech nie zapomina o swoim kapłaństwie, niech nie zapomina o swej odmienności. Po II Soborze Watykańskim, który jest wszakże wspaniały w swych tekstach, wielu ludzi Kościoła, chcąc upodobnić się do innych, dało się wodzić światu za nos i zaczęli usuwać takie rzeczy, jak na przykład symbole dotyczące ubioru. A w tym podobieństwie wszystko się zatraca! Księża zaczynają się żenić, a wielka część ludu Bożego jest dziesiątkowana przez wroga.

Nieodzowne prześladowanie
Od zarania historii widzimy, że człowiek i Bóg są różni i że Bóg oczekuje od człowieka przestrzegania tej odmienności. Jest jednak wielki upadek, bunt aniołów: powiedz Bogu "nie", stań się Nim, bądź inny, nie bądź mu posłuszny. Oczywiście, trudno jest być narodem wybranym i jak to już powiedzieliśmy wcześniej, często powtarzał on Bogu, że mógł wybrać inny. I właśnie dlatego, że lud Izraela ma skłonność do zapominania o swojej odmienności lub po prostu chce o niej zapomnieć - podobnie jak Kościół - nieustannie poddaje się światu, dostosowuje się do niego. Wtedy właśnie Bóg posyła proroków. Prorok, powtórzmy to, jest figurą ubogiego, zapowiedzią Chrystusa, jest człowiekiem zrodzonym z Ducha, tak jak Jezus jest poczęty z Ducha Świętego. Człowiek zrodzony z Ducha jest na pewno prześladowany. W Dziejach Apostolskich Szczepan mówi: "Któregoż z proroków nie prześladowali wasi ojcowie? Pozabijali nawet tych, którzy przepowiadali przyjście Sprawiedliwego. A wyście zdradzili Go teraz i zamordowali" (Dz 7,52). Tak jak w ciele występuje zjawisko odrzucenia, kiedy robi się przeszczep - lub gdy odprysk szkła przypadkowo wrośnie w skórę i ciało reaguje, aby usunąć z organizmu to, co jest mu obce, tak świat ma możność wyeliminowania, odrzucenia i usunięcia Boga. Oczywiście ateizm jest stary jak świat. Ale odrzucając Boga, potwierdza się, że Bóg istnieje. To właśnie dlatego nie ma prawdziwego ateizmu. Bluźniąc, potwierdza się istnienie Tego, przeciw któremu się złorzeczy. Kiedy szatan przemawia dziś przez opętanych, tak jak podczas publicznej służby Jezusa, o czym mówią Ewangelie, wyznaje, że Bóg jest Bogiem, a Jezus jest jego Synem, który przyszedł, aby, jak mówi szatan, nas zgubić. Musimy zatem ocenić to zjawisko odrzucenia jako całkiem normalne, a nawet więcej, musimy uznać, że jest ono niezbędne. Czym lek jest silniejszy, tym lepiej organizm będzie reagować, podobnie im prześladowanie jest większe, tym bardziej urzeczywistnia się Odkupienie świata. Świat już jest ocalony. Jak powiedział nam Jezus: "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: jam zwyciężył świat" (J 16, 33). Zwycięstwo jest osiągnięte, ale to do nas, do Ciała Chrystusa, należy urzeczywistnianie tego zwycięstwa. I nieuchronnie musimy cierpieć na świecie. Jest to wielki charyzmat męczenników. Już od pierwszych wieków Kościoła twierdzono, że krew męczenników jest posiewem wiary.
Zjawisko odrzucenia w życiu duchowym może pochodzić od ludzi lub wprost od szatana, lecz często szatan działa przez ludzi. To nie jest obłęd, chrześcijanie nie są paranoikami, ale właśnie w prześladowaniu potwierdzają swą misję urzeczywistniania zbawienia świata, doprowadzenia jak największej ilości mężczyzn i kobiet do Odkupienia, do życia Bożego, do zaakceptowania tej fundamentalnej i zasadniczej odmienności, która sprawia, że są prawdziwie ludźmi i żyją jako partnerzy Boga. Jest to naprawdę bardzo ważne.

Wy nie jesteście ze świata
A zatem musimy się uważać za świadków tej pracy. Inaczej mówiąc, oczekuje się od nas modlitwy za tych, którzy nas prześladują, mamy kochać naszych prześladowców, tak jak Jezus kochał, aż do oddania swego życia za tych, którzy zadali mu śmierć. Nie jesteśmy bowiem oddzieleni, aby pozostać odłączeni, ale aby przyciągać innych. Przytoczę raz jeszcze obraz przeszczepu: na przykład w wątrobie ogarniętej marskością metoda polega na przeszczepieniu małego kawałka zdrowej wątroby, aby to, co jest zdrowe pokonało to, co chore i złe.
Trzeba bardzo uważać na tę osławioną obecność w świecie. Tak, trzeba być obecnym w świecie. Trzeba być w świecie. "Nie proszę, abyś ich zabrał ze świata, ale byś ich ustrzegł od złego" (J 17,15). Musimy być pośród świata jak zaczyn w cieście, jak światło, które świeci w ciemnościach. Musimy być pośród świata, ale nie musimy być ze świata. A Jezus już to stwierdził i obiecał tym, którzy się "oddzielą": "Zaprawdę, powiadam wam: Nikt nie opuszcza domu, braci, sióstr, matki, ojca, dzieci lub pól z powodu Mnie i z powodu Ewangelii, żeby nie otrzymał stokroć więcej teraz, w tym czasie, domów, braci, sióstr, matek, dzieci lub pól, wśród prześladowań, a życia wiecznego w czasie przyszłym" (Mk 10,29-30). Jezus umieszcza to słowo na liście, jak gdyby to było największe dobro z możliwych: prześladowania na tym świecie i Królestwo w życiu wiecznym.

Prześladowanie jest głoszeniem
To zdanie z Ewangelii świętego Marka jest całkowicie analogiczne z podsumowaniem, z wnioskiem Błogosławieństwa, które właśnie omawiamy. Czeka nas "dodatkowe" prześladowanie, będące dowodem na to, że należymy do Boga, prześladowanie, które jest głoszeniem, przepowiadaniem. Bowiem męczennik nie jest niczym innym, jak głoszeniem, świadectwem prawdy. Pamiętamy prześladowanie Szczepana, pierwszego męczennika, które bardzo naznaczy świętego Pawła. Widział niebo otwarte, to było prawdziwe głoszenie. I na przestrzeni historii, męczennicy-chrześcijanie doprowadzali do szaleństwa swych prześladowców, tak bardzo dzielnie cierpieli, to znaczy, tak bardzo byli przepełnieni Duchem Świętym. Zawsze uważano prześladowanie za szczególny dar, ale Ojcowie zgodnie twierdzą, że męczeństwo krwi jest łatwiejsze. Istnieje męczeństwo o wiele trudniejsze - męczeństwo serca, to męczeństwo z miłości do Boga oczywiście, ale zwłaszcza z miłości do ludzi. Ludzi, którzy są już odkupieni, których Bóg chce doprowadzić do zbawienia. Jezus zapłacił cenę, a my przyjmując w milczeniu oszczerstwa, godząc się na bicie, na prześladowanie z powodu imienia Jezusa, reagując łagodnością, świadczymy też o innym Błogosławieństwie, które omawialiśmy wcześniej. Bierny opór jest tą siłą miłości, która obraca się przeciwko nam i która sprawia nam ból, sprawia nam cierpienie, dostarczając jednocześnie radości, tak jak w męczeństwie krwi, w którym widzi się świętych z uśmiechem na ustach, szczęśliwych i śpiewających, ponieważ cali są przepełnieni Duchem Świętym. Kiedy cierpimy dla imienia Jezusa, jest w nas radość. "Trwajcie w radości i wesołości... tak właśnie prześladowali waszych ojców proroków". Rozradowanie z tego, iż wiemy, że należymy do ludu Bożego, że jesteśmy synami proroków. Radość, ponieważ właśnie w tej walce, w tym cierpieniu, które będzie trwało aż do naszego ostatniego tchnienia, Duch przychodzi do nas, aby w nas wzbudzić radość. Tak, radość w przeciwności. "Nie należymy do odstępców" jak to powie święty Paweł (por. Hbr 10, 39). Ten, kto opiera się na Chrystusie, jest jeszcze silniejszy. Od chwili gdy niespodziewanie pojawiają się niepowodzenia i przykrości, rozwija swoją tożsamość, swe Boskie podobieństwo. Trwa w radości i wesołości.
Musimy zdawać sobie sprawę z naszej odmienności. Traktujmy odmienność jako zadanie. Rozradujmy się, ćwiczmy się w miłości do naszych nieprzyjaciół, cieszmy się z ich napaści i wiedzmy, że we wszystkim jesteśmy kimś więcej niż zwycięzcami w Jezusie Chrystusie.


Rozdział IX
Błogosławieństwa Maryi

We Wspólnocie Błogosławieństw każdego ranka przywołujemy Maryję, ofiarowując Jej siebie, a modlitwa - ofiarowanie, która została ułożona w dwudziestą rocznicę powstania Wspólnoty, rozpoczyna się od tytułu nadanego Maryi: Maryja, Matka siedmiu Błogosławieństw i siedmiu darów Ducha Świętego.

Maryja, Matką siedmiu Błogosławieństw i siedmiu darów Ducha
Najpierw przywołujemy Maryję jako Matkę. Co to ma oznaczać? Matka jest naturalnie kimś zdolnym do dawania życia, życia fizycznego, ale także życia psychicznego i duchowego. Wiemy, coraz więcej na temat życia prenatalnego. Wiemy, że dziecko już w łonie matki odczuwa zarówno jej szczęście, jak też jej lęki i niepokój. Wiemy, że dziedziczymy niektóre lęki, jeśli matka w czasie ciąży pije, pali etc... będzie to miało wpływ na dziecko. Skłonności do cierpienia, lub przeciwnie - do pewnego rodzaju dzielności, pochodzą już z łona matki. Maryja jest Matką żyjących. Maryja jest Matką Chrystusa, a my jesteśmy Jego Ciałem. Jest w Maryi jakaś brzemienność. Nazwaliśmy ją gdzie indziej "Maryją, miejscem odrodzenia". Pamiętamy rozmowę z Nikodemem, który mówi: "Jakżesz może się człowiek narodzić, będąc starcem? Czyż może powtórnie wejść do łona swej matki i narodzić się?" (J 3,4). Nie chodzi o powrót do łona. Ale to, co nie jest, po ludzku biorąc, możliwe, jest możliwe dla Boga. Bóg dał nam Matkę i możemy przebywać w łonie naszej Matki, Maryi Panny. Święty Ludwik Maria Grignion de Montfort powie, że Maryja zachowała w sobie postać Chrystusa, w znaczeniu wzoru, doskonałą postawę człowieka doskonałego, jak nazwie Go święty Paweł. Postawę ("miarę wielkości według Pełni Chrystusa" Ef 4,13) i podobieństwo. Zostaliśmy stworzeni na obraz i podobieństwo Boże. W tych dwóch słowach mieści się obraz płaski jak zdjęcie, lecz istnieje także wyobrażenie tego podobieństwa, które zawiera w sobie inne wymiary, jak posąg: wysokość i głębokość. Zostaliśmy stworzeni na ten właśnie kształt Boga, nie licząc oczywiście grzechu, który nas zniekształca. A Maryja Panna jest Matką Kościoła i naszą Matką, ponieważ nas przemienia, ponieważ nas przeobraża. Bardzo szczęśliwie święty Ludwik Maria Grignion de Montfort nawoływał do pójścia tą przepiękną drogą, "małą" drogą, jak droga świętej Teresy z Lisieux: żyjąc w Maryi, tak jak Jezus żył w Maryi, możemy być przemienieni, nawet tego nie dostrzegając, bez wielkich wysiłków, bowiem sami jesteśmy niezdolni, aby się zmienić, nawet przy największych wyrzeczeniach. Możemy być przemienieni na wzór Jej Syna, z Jego cechami, Jego cnotami, z Jego wielkością i głębią. A więc nazywamy Maryję Matką siedmiu Błogosławieństw i siedmiu darów Ducha Świętego. Siedmiu Błogosławieństw, ponieważ Ona sama jest w najwyższym stopniu Błogosławiona. Pod wpływem Ducha Świętego oznajmi to podczas tego niezwykłego spotkania ze swą krewną Elżbietą. Nie będziemy tu komentować ewangelicznej sceny nawiedzenia, ale jest ona tak bardzo przejmująca! Maryja wyśpiewuje swój Magnificat, Duch Święty porusza dzieciątko w łonie Elżbiety, tak jak sam poruszył się w łonie Maryi. Na dźwięk głosu Maryi następuje wylanie Ducha Świętego na jej krewną Elżbietę, to wylanie miłości i miłosierdzia. Jest to moment absolutnie wyjątkowy, zapowiedź królestwa niebieskiego, a także zapowiedź roli Maryi. Maryja drży pod wpływem Ducha Świętego, jej ciało porusza się, a Ona powie Bogu, że "wejrzał na uniżenie służebnicy swojej" - drugie Błogosławieństwo. "Oto bowiem błogosławić mnie będą odtąd wszystkie pokolenia" (Łk 1,48). W książce Marie Intime wykazałem, w jaki sposób Magnificat był rodzajem połączenia tekstów Pisma, Maryja jest Matką Słowa, Słowa, które także jest Pismem. W Magnificat zaskakującą ilość razy powołuje się Ona na Pisma. Jedno słowo z Magnificat odsyła do wielu fragmentów Starego Testamentu. Nie ma tam niczego, co pochodzi od Maryi, niczego, co pochodzi od niej samej, ponieważ jest Ona pokorną i ubogą służebnicą. Maryja przekazuje nam absolutnie niezwykłą interpretację Pism, a ponieważ jest prawdziwie pokorna, może powiedzieć, że Bóg wejrzał na uniżenie swojej służebnicy. To są Błogosławieństwa przemienione w czyn, w słowa, które sama Maryja odnosi do siebie. "Oto bowiem błogosławić mnie będą odtąd wszystkie pokolenia". Błogosławiona Maryja Panna! Można by powiedzieć, że jest ona wcieleniem Błogosławieństwa. A ci, którzy są w Maryi, którzy żyją w Maryi, którzy pozwalają się nosić w jej łonie, ukształtować, wydać na świat, kształcić, wychowywać przez swą Matkę, Matkę każdego z nas, bo Matkę każdego członka Mistycznego Ciała, ci wszyscy mogą tylko wzrastać w duchu Błogosławieństw.

Błogosławiona uboga Panna Maryja
Jak już powiedzieliśmy: każde Błogosławieństwo jest cudem. Wszystkie streszczają się w pierwszym, w Błogosławieństwie ubogich dla Ducha, przez Ducha. A Maryja prowadzi nas do doskonałości. Otóż doskonałość, szczęśliwość, jak to widzieliśmy we wprowadzeniu, jest wzorem podobieństwa do Ojca. "Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski" (Mt 5, 48), "Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz niebieski jest miłosierny". Przypominamy sobie Błogosławieństwo miłosiernych. Maryja jest tą, która żyje w sposób doskonały i nie istnieje doskonałość poza tym arcydziełem stworzenia, którym jest Maryja Panna. Ona pomaga nam się przemieniać, pomaga nam żyć ubóstwem, wcielać w życie każde z Błogosławieństw w sposób doskonały, ponieważ sami z siebie jesteśmy całkowicie niezdolni otrzymać w sposób całkowity Ducha Świętego. Jeśli chcę być miłosierny, tak jak mój Ojciec jest miłosierny - widzieliśmy, że miłosierdzie oznacza łono - a Słowo Boże w tym przypadku jest nieugięte, mogę tego niekiedy dokonać. Są chwile w moim życiu, w których Duch Święty porusza się we mnie, poddaje torturom moje wnętrze, w których Duch Święty rani moje serce. W tych właśnie momentach doświadczę wielkiego miłosierdzia dla ludzi. Zdarza się nawet, że dane mi będzie odczuć miłosierdzie dla całego świata, dla całej ludzkości, dla stworzenia, dla wszystkiego, co Bóg uczynił i zobaczyć rzeczy z nieskończoną czułością. Lecz zdaję sobie sprawę, że nie jestem stale miłosierny. Na szczęście jest droga, mała droga, droga dziecięctwa, małości, która wiedzie przez Maryję. Przyjmij Maryję do siebie, a ona też weźmie cię do siebie, weźmie cię w siebie, ukształtuje cię. Oto wielka i ważna formacja, która jest nam potrzebna. Oczywiście, konieczna jest formacja intelektualna, ale rozwój duchowy odbywa się w szkole Maryi. I widzimy, że Ona sama, jeszcze zanim Jezus wypowiedział Błogosławieństwa, żyła duchem Błogosławieństw.

Błogosławiona, która uwierzyła
Co się wydarza w Zwiastowaniu? Maryja wierzy słowom Anioła, nie wątpi w nie ani przez moment, nie żąda dowodów, ani poświadczenia autentyczności, a jej krewna Elżbieta będzie mogła powiedzieć: "Błogosławiona [jesteś], która uwierzyła, że spełnią się słowa powiedziane Jej od Pana" (Łk 1, 45). Ona tylko uwierzyła, to znaczy zgodziła się, przystąpiła całkowicie do Bożego planu dotyczącego ludzkości. Błogosławiona, która uwierzyła. Począwszy od tego, wszystko jest możliwe, doskonałość jest możliwa. Wiara Maryi jest bezgraniczna. Całkowicie zgodziła się na Boży plan. Dzięki Niepokalanemu Poczęciu w pełni do niego przylgnęła. Wydaje się nam, że jej Niepokalane Poczęcie jest przywilejem i często myślimy, że ten przywilej stawia Maryję poza stworzeniem. Nie. Myślimy także, że Niepokalane Poczęcie służyło tylko temu, aby Maryja była bez grzechu. Mogłoby to przeciwstawiać się samemu Wcieleniu, ponieważ Jezus narodził się, aby przyjąć nasze grzeszne ciało. Święty Bernard zwróci uwagę, że jeśli naprawdę Maryja musiała być wolna od grzechu, aby stać się "naczyniem", które przyjmie Boga, a zatem aby mogła począć Jezusa, także jej rodzice musieliby być bez grzechu, aby począć ją bezgrzeszną. I dziadkowie podobnie. Na tym stwierdzeniu oparli się przeciwnicy dogmatu o Niepokalanym Poczęciu. Nie chodzi o to. Celem niepokalanego poczęcia było stworzenie istoty zdolnej do miłości, to znaczy nie zranionej skutkami grzechu, które czynią nas niezdolnymi do miłości, bez wnikania w siebie. Od najwcześniejszego dzieciństwa niemowlęta domagają się skierowania na nie całej uwagi, od kołyski stosują uczuciowy szantaż w stosunku do rodziców, doświadczają uczucia opuszczenia, źródła przyszłych win. Chcą zagarnąć dla siebie całe uczucie, płaczą i krzyczą, wiedzą, czy matka jest przy nich i się nimi zajmuje, czy nie. A później wzrastając, chcą odebrać to, co mają inni, czyli to, czego jak uważają, zostały pozbawione, a to już jest zazdrość. Dzieci są takie, ponieważ taka jest istota ludzka. Zawsze chcemy tego, co mają inni, podczas gdy być może sami mamy więcej od nich.
Maryja Panna dzięki przywilejowi Niepokalanego Poczęcia jest zdolna do miłości w sposób doskonały. Otóż miłość doskonała jest samym ubóstwem, bowiem nie bierze się nic dla siebie, nie zachowuje się nic dla siebie, nie przewiduje się posiadania niczego w przyszłości. W ostateczności, nie myśli się nawet o swoim zbawieniu. Maryja widzi tylko Ojca. Jest przede wszystkim Oblubienicą Ojca, jak to powiedział Jean-Jacques Olier, jest urzeczona Ojcem, widzi i kocha tylko Jego.

Błogosławiona Matka miłosierdzia
"Bądźcie doskonali, jak doskonały jest wasz Ojciec; bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny". "Szczęśliwi miłosierni, albowiem dostąpią miłosierdzia". Radością napawa fakt, że w tym Błogosławieństwie, które, jak zresztą wszystkie inne, odnosi się do Maryi, miłosierdzie nie obejmuje tylko Jej samej. Błogosławiona Maryja Panna, błogosławiona Miłosierna, zyskała miłosierdzie, otrzymuje miłosierdzie dla innych, dla świata. Jest to niezwykły Boży fortel! Maryja jest Matką miłosierdzia. Pamiętacie, co mówiliśmy na temat miłosierdzia i łona Boga. Można powiedzieć, że Maryja "jest" łonem Boga, jest miłością ustanowioną "naczyniem" życia. "Szczęśliwi, którzy znaleźli się w łonie, oni będą zrodzeni". Ojciec nie może posiadać łona, ponieważ łono należy do matki. A więc Bóg "wymyśla" istotę, którą kocha, tę najmniejszą, aby była Matką miłosierdzia, Matką miłosiernych. Maryja - pokorna Oblubienica Ojca, pokorna Oblubienica Ducha - stanie się zatem łonem, w którym Ojciec pozwoli, aby przez Ducha Świętego, w zaślubinach Dziewicy z Duchem Świętym, w tym sekretnym uścisku, w cieniu Ducha Świętego, mogła nas na nowo począć, narodzić nas na nowo, jeśli powiemy "tak", jak ona powiedziała "tak", jeśli uwierzymy, tak jak ona uwierzyła. Niektórzy sprowadzają Maryję do wiary i mają rację, ponieważ trzeba widzieć wszystko, co wynika z tego "tak" wiary. Błogosławiona, która uwierzyła, bowiem stanie się ona łonem, tym miejscem, w którym narodzi nas na nowo i nauczy nas miłosierdzia. Jest nazwana Matką miłosierdzia, Matką łask naszego Boga.

Błogosławiona łagodna Panna Maryja
W tym uścisku staje się całkiem uboga. Już jest uboga, ale staje się jeszcze bardziej uboga. W cieniu Ducha Świętego Maryja jest całkowicie ogołocona. Widzieliśmy to także w Błogosławieństwie ubóstwa: "Szczęśliwi ubodzy w Duchu". Maryja jest uboga tak jak prorocy. Maryja jest Królową Proroków. Maryja jest uboga w Duchu, jest ogołocona całkowicie ze swojego człowieczeństwa. Właśnie dlatego jest taka piękna, taka prosta, tak nieskończenie pokorna. Wiemy, że jest to pokora, która przeciwstawia się pysze, że pycha jest grzechem szatana i że stąd, gdzie jest Maryja, szatan musi uciec.
Jest tak pokorna, jak on jest pyszny. Tyle tylko, że ona jest istotą z ciała, podczas gdy szatan jest czystym duchem. Ona staje się Królową Aniołów, umieszczona ponad Aniołami, i jest to zwycięstwo ludzkiej natury. Bóg odnosi zwycięstwo w ludzkiej naturze nie przez siłę lub moc, lecz dzięki łagodności, słodyczy i pokorze. Słodycz jest przeciwieństwem goryczy. Maryja jest Samą Słodyczą i łagodnością. Udowodni to całym swoim życiem. Szatan będzie walczył przeciwko niej. Aby prześladować Maryję, książę tego świata będzie podburzał królów świata, tak jak Heroda. A Ona będzie reagować z łagodnością, błogosławiąc tych, którzy ją prześladują. W cichości pójdzie za Józefem do Egiptu. Można powiedzieć, że Maryja jest pokorną Królową Boga i że jest Królową świata. "Szczęśliwi łagodni, albowiem odziedziczą ziemię". Ponieważ Maryja była pokorna, Bóg daruje jej ziemię, jest królową wszechświata. Bóg przeciwstawia się pysznym, a wywyższa pokornych. Te porównania między Magnificat a Błogosławieństwami są absolutnie wspaniałe. Trzeba nad nimi rozmyślać, znaleźć ich wspólne brzmienie. Pełna łagodności Maryja mogłaby powiedzieć sobie: "Jestem Niepokalanym Poczęciem, jestem Matką Zbawiciela, króluję. Córką Dawida, Matką Króla Mesjasza, króluję". Istotnie, Maryja już króluje, ale poprzez ducha Błogosławieństw, jednocząc się z Męką swojego Syna. Króluje poprzez jego Serce, od chwili w której to Serce zostało przebite. Jan Paweł II mówi, że miecz przebił Serce Maryi w chwili, gdy usłyszała słowa z krzyża: "Oto syn Twój", oto ten jest Twoim synem, już nie ja, ale teraz cała ludzkość, święty Jan i ci wszyscy, których Ojciec kocha i których Ja kochałem wielką miłością, aż do śmierci za nich. Przebite Serce Jezusa i przebite Serce Maryi jednoczą się w tym momencie, a my wiemy, że królewskość pochodzi tylko z ich Serc, tylko z Najświętszego Serca Jezusa i Niepokalanego Serca Maryi. Jaki cud! A ponieważ Maryja jest naszą matką, możemy wraz z nią stać się cisi i łagodni.

Błogosławiona Niewiasta prześladowana dla nas
Maryja była prześladowana i stale jest prześladowana przez szatana, który wypowiada jej bezlitosną wojnę, jak to widzimy w Apokalipsie. Szatan chce pożreć jej dziecię. Jesteśmy całkowicie w decydującym momencie tej ostatecznej walki, która właśnie szaleje -jak niedawno powiedział Jan Paweł II. Szatan chce pożreć dziecko Niewiasty, a to dziecko - to my. Możemy schronić się tylko w łonie Maryi, pod jej płaszczem, pod jej opieką. Tak, otaczają ją gwiazdy. Jest obleczona w słońce, księżyc pod jej stopami, Bóg ją wywyższył, ponieważ się uniżyła, ponieważ była pokorna, ponieważ była łagodna, czuła i kochająca, ponieważ jest także najbardziej dotknięta cierpieniem i najbardziej pocieszana, najbardziej napełniona Duchem Świętym, bo nie było podobnego bólu do jej cierpienia, jak to śpiewamy w Stabat Mater. Mówiło się o Marcie Robin, że nie ma nikogo na świecie, kto by po Maryi tak bardzo cierpiał jak ona. I kiedy usłyszałem to po raz pierwszy, zastanawiałem się w czym Maryja cierpiała aż tak bardzo. Im lepiej zna się Maryję, tym lepiej poznaje się Jej cierpienie, tym lepiej się wie, że cierpiała, że cierpi i że nieustannie płacze u stóp Krzyża, jak to czyni w Medjugorie, przyciągając swymi łzami na świat Zesłanie Ducha Świętego Miłości.

Błogosławiona Maryja złakniona i spragniona świętości dla swoich dzieci
Błogosławieni zasmuceni i złaknieni świętości. Ona jest przepełniona świętością, ale dla nas, dla swoich dzieci, łaknie i pragnie sprawiedliwości, Tsedaka, świętości. A ten, kto się powierzy Maryi, kto żyje w niej, robi milowe kroki w świętości, nawet tego nie zauważając, ponieważ jednocześnie otrzymuje pokorę, łagodność i czułość. Błogosławieni miłosierni. Ona jest Matką miłosierdzia i są w niej wszystkie obietnice związane z Błogosławieństwami.

Błogosławiona najczystsza
Błogosławione czyste serca! Dzięki jej Niepokalanemu Poczęciu, nie ma serca czystszego od jej serca. Inni zobaczą Boga, Maryja widzi Boga. My także jesteśmy przez nią wprowadzeni w widzenie Boga, ukazuje nam swojego Syna, ukazuje nam Ojca, przekazuje nam Ducha Świętego.

Błogosławiona Królowa Pokoju i Pojednania
Zwróćmy uwagę, jak odnosi się do Maryi ostatnie Błogosławieństwo: błogosławieni, którzy wprowadzają pokój, ci, którzy czynią pokój. Jednym z ostatnich tytułów, o jaki Maryja się dopominała, jest: Królowa Pokoju. Maryja godzi sprzeczności nie tylko w świecie, ale i w naszych sercach, bo to zaczyna się od nas. Rozpoczyna się walka między ciałem, sercem, duchem, uczuciami. Człowiek sam sobie jest wrogiem. Maryja nazwała się Królową Pokoju i Pojednania, ponieważ w rzeczywistości godzi nas ona z nami samymi, doprowadza nas do zgody z innymi, pragnie pojednać ludzi z Bogiem, chce pogodzić narody między sobą. Maryja jest Matką harmonii pomiędzy różnymi elementami stworzenia.

W szkole Maryi
"Uboga w Duchu" - Maryja jest taka od chwili swego poczęcia, jej duchowe bogactwo będzie stale ogołacało jej ludzką naturę, niekiedy nawet bardzo gwałtownie, tak jak podczas Męki Jezusa, przez przebicie Serca mieczem boleści, przepowiedziane przez Symeona. Święty Franciszek nazwie ją swą Ubożuchną (Poverella). Może się wydawać, że jej królewskość naraża na przyćmienie aspekt ubóstwa, lecz nie zapominajmy, że ukoronowana w niebie Maryja na ogół objawia się jako całkiem młoda dziewczyna, a nie jako jakaś koronowana matrona, podobna do starożytnych bogiń opiekuńczych. Pojawia się z pustymi rękoma i otwartymi ramionami, bezbronna, mająca - na wzór Estery - piękno i czystość jako swój jedyny oręż.
Cicha, najłagodniejsza ze wszystkich stworzeń; ponieważ Matka Zbawiciela jest do niego podobna, dowodzi swej łagodności nie odgrażając się, widzi swoje Dziecko bite i milczy, zjednoczona z łagodnością swojego Syna, który przebacza oprawcom.
Zasmucona - czyż jest ból porównywalny z jej bólem? Pobożność zachowuje w pamięci siedem boleści Maryi, lecz można by mówić o bólu trwającym stale i niezmiennie, który nie kończy się u stóp krzyża, ponieważ trwa dalej przez współczucie. Maryja nie ustaje w płaczu nad ludzkością, nad Ciałem mistycznym swojego Syna, które trzyma w ramionach.
W objawieniach, zwłaszcza w tych najnowszych, moglibyśmy powiedzieć, że od czasu la Salette, Maryja często płacze, czasami nawet krwawymi łzami.
Złakniona i spragniona sprawiedliwości: Wniebowzięcie ukazuje do jakiego stopnia Maryja spragniona była królestwa Bożego i jego sprawiedliwości. Wszystko zostało ofiarowane Tej, która o nic nie prosiła dla samej siebie. W słowach "Oto ja służebnica Pańska, nich mi się stanie według słowa Twego" jaśnieje światło Jej sprawiedliwości, sprawiedliwości tak bardzo dopasowanej do Boga, że święty Jan od Krzyża nazwie ją jednością woli. Maryja okaże się służebnicą, niewolnicą Boga, tak jak jej Syn, który przyjął postać sługi, niewolnika (doulos po grecku).
Miłosierna: któż może być bardziej miłosierny od tej, która jest Matką miłosierdzia? Łonem wybranym przez Boga jako wyraz Jego głębokiej matczynej miłości. Maryja staje się Samym Miłosierdziem, ponieważ świadczy o miłosierdziu Boga objawionym we wcieleniu Słowa, przepowiada panowanie miłosierdzia: "Jego miłosierdzie z pokolenia na pokolenie nad tymi, którzy się go boją". Jest ona ostatnim schronieniem i ucieczką grzeszników, ich stałym obrońcą wobec Stwórcy. Święty Maksymilian Maria Kolbe stwierdza, że cały porządek miłosierdzia jej był powierzony.
Czyste Serce, niepokalane Serce Maryi. Serce wyraża całą jej osobę. Maryja jest tylko sercem i to sercem, które tylko potrafi kochać, sercem, które nie poznało i nigdy nie pozna podziału. Była także pierwszym stworzeniem na ziemi, które ujrzało Boga twarzą w twarz w tajemnicy Narodzenia. W niebie jest pierwszą, która raduje się doskonałym widzeniem Boga twarzą w twarz i komunią serc. W niej zostało ukształtowane nowe serce, zdolne stać się mieszkaniem Ducha Świętego i w ten sposób, w tym sanktuarium zdolna jest widzieć Boga oczyma wiary, nadziei i miłości.
Ta, która wprowadza pokój, ponieważ jest córką Boga Ojca i matką Księcia Pokoju. Matka rodziny, małej Trójcy na ziemi, wszędzie gdzie jest wzywana, zaprowadza panowanie pokoju, przewyższającego każdy umysł. W poczuciu bezpieczeństwa, które zapewnia, jednoczy cudownie z Tym, który nam przywraca pokój. Tytuł Maryi: Królowa Pokoju, został dodany do istniejącej od wieków Litanii Loretańskiej przez papieża Benedykta XV w 1917 roku, na początku XX wieku, wieku wojen.
W Magnificat, napełniona Duchem Maryja Panna jest prorokiem i zapowiada, że wszystkie pokolenia zwać ją będą błogosławioną. To wyrażenie nie jest nowe. Pojawia się wielokrotnie w Biblii, aby podkreślić wyjątkową łaskę. Nowością jest natomiast uniwersalność tego tytułu błogosławionej.
Spotykamy ten tytuł w związku z Leą, nałożnicą Jakuba. Bóg napełni ją wyjątkową łaską, obdarzając potomstwem, którego odmówił Racheli. Dziecko będzie nosiło imię Aser, to znaczy szczęśliwy. "A gdy Zilpa, niewolnica Lei, urodziła Jakubowi drugiego syna. Lea powiedziała: "Na szczęście! Bo kobiety będą mnie zwały szczęśliwą". Dała więc mu imię Aser" (Rdz 30,12-13).
Następnie tytuł ten opiewa kobietę doskonałą, Eshet Hail, silną, która dzięki swojej cnocie przezwycięża wszystkie trudności życia i daje w ten sposób szczęście swojej rodzinie: "Powstają synowie, aby ją wysławiać, i mąż jej, by ją uwielbiać" (Prz 31,28).
Pieśń nad pieśniami opisuje mistyczną oblubienicę, Całą nieskalaną, w której nie ma żadnej skazy: "Jedyna jest moja gołąbka, moja nieskalana, jedyna dla swej matki, wybranka swej rodzicielki. Podziwiają ją dziewczęta i zwą ją szczęśliwą, królowe i nałożnice ją wysławiają" (Pnp 6,9).
Wobec wymagającego piękna Błogosławieństw powierzamy się teraz najczystszej, najłagodniejszej, najczulszej, najmiłosierniejszej, najcichszej Maryi Pannie, prosząc ją, aby pomogła nam żyć Błogosławieństwami. Powierzamy się Tej, która żyła także tymi słowami Jezusa: "Moją matką i moimi braćmi są ci, którzy słuchają słowa Bożego i wypełniają je" (Łk 8,21). Ona jest Matką Słowa. Przechowywała wszystkie słowa Jezusa w swoim sercu i je przekazywała. "Kto je wypełnia i uczy wypełniać, ten będzie wielki w królestwie niebieskim" (Mt 5,19). Maryja daje nam Biblię. Jest błogosławiona także dlatego, że uczy nas w konkretny sposób żyć prawem Bożym i umieszczać je w naszych sercach, jak to robi w Medjugorie. Tak, jakaż jest wielka i wspaniała! I jest największa w niebie, ponieważ dalej uczy nas Słowa Bożego.


Rozdział X
Błogosławieństwa Józefa

Odnaleźć obraz Ojca
Uczniowie mówią do Jezusa: "Panie, pokaż nam Ojca, a to nam wystarczy" (J 14, 8). Nie będziemy się zatrzymywać na pierwszej części tego zdania "Pokaż nam Ojca", ale skupimy się nad perykopą, która mówi: "A to nam wystarczy". Inaczej mówiąc: spraw, byśmy dostrzegli i rozpoznali Boga jako Ojca.
Jak wyobrazić sobie niewidzialnego Ojca? Teologia mówi, że Ojciec jest niewidzialny. Tymczasem Jezus mówi: "Filipie, tak długo jestem z wami, a jeszcze Mnie nie poznałeś? Kto Mnie widzi, widzi także i Ojca" (J 14, 9). Syn jest obrazem Ojca, niekoniecznie w rysach fizycznych, lecz w tym, co jest czułością, miłosierdziem. Nasze pokolenie skarży się z powodu braku postaci Ojca, nasze pokolenie cierpi na skutek licznych wewnętrznych zaburzeń i wewnętrznego rozbicia. Nasze pokolenie cierpi z powodu problemu tożsamości. Większość ludzi, których się spotyka, nie wiedzą dokładnie, kim naprawdę są. Wśród narodów Wschodu jest się zawsze czyimś synem: ben. Ben Hur, na przykład oznacza syna Hura. Zawsze jest się czyimś synem, zawsze jest się czyimś potomkiem. Na Wschodzie ojciec stanie się prawdziwie mężczyzną, otrzyma imię dopiero wówczas, kiedy ma syna. Kiedy słyszy się o: abbou po arabsku, jak Abbou Daoud: ojciec Dawida, oznacza to, że ten człowiek się zrealizował, że jest naprawdę uznany, ponieważ ma syna. Jest to bardzo ważne, stąd konieczność posiadania potomstwa i to oczywiście potomstwa płci męskiej. Można by powiedzieć, że Bóg jest prawdziwie Bogiem tylko dlatego, że jest Ojcem. Teologia mówi nam, że jest Ojcem, ponieważ stale rodzi. Ojciec stale rodzi Syna. Jest Ojcem także dlatego, że poprzez Syna nabył wielką ilość synów i że rodząc nas dla wieczności, do życia, Bóg jest prawdziwie Ojcem. Musimy zobaczyć Ojca. Nie można się obyć bez tego poznania, bez oglądania Ojca.

Odtworzyć w pamięci obraz Ojca
To prawda, że Stary Testament ukazuje nam Boga, który jest niewidzialny, Boga, którego Mojżesz widzi tylko z tyłu. Ale można by powiedzieć, że pozostało wiele śladów i że krok po kroku wyłania się obraz. W Starym Testamencie bardzo często słyszymy wyrażenie: "Słuchaj Izraelu" (Pwt 6,4). Droga reedukacji ku dziecięctwu wiedzie poprzez słuchanie: "Słuchaj Izraelu, Pan jest naszym Bogiem... Będziesz miłował Pana Boga Twego". Wszystko zaczyna się od słuchania. Można powiedzieć, że małe dziecko w łonie matki poznaje i kształtuje się najpierw przez zmysł słuchu. Zaczyna się to o wiele wcześniej, niż się nam wydaje. Oficjalnie i naukowo mówiąc, dziecko zaczyna słyszeć miedzy piątym, a szóstym miesiącem, ale wiadomo, że istnieje inne słyszenie poprzez drganie, które zaczyna się bardzo wcześnie, ogólne odczuwanie dźwięków, które przez matkę przenikają do płodu. Dziecko słyszy najpierw głos i wszystkie dźwięki muzyki, wszystkie drgania życia. To słyszenie zaczyna kształtować jego umysł, kształtować to, kim będzie później, a rozwój dziecka będzie polegał na przejściu od słuchania do widzenia. Widzenia we wszystkich wymiarach, które nastąpi dopiero po urodzeniu. Powiedziałbym jednak, że widzi się tak, jak się pamięta. Dziecko nosi w sobie obrazy, jest spadkobiercą wszystkich rodzajów obrazów, pamięci genetycznej, pamięci tego, co przeżyła matka. Nie można jeszcze sprecyzować natury tej pamięci z punktu widzenia badań biologicznych, ale wiemy to, pamiętamy rzeczy, które wydarzyły się zanim zdolni byliśmy myśleć, nawet przed naszym poczęciem. Pamiętamy Boga. Otóż Bóg jest w celebrowaniu, w pamięci, która jest tak ważna w narodzie żydowskim: "To czyńcie na moją pamiątkę". Nasze życie jest celebrowaniem, w którym przypominamy sobie to, co jest Bogiem, wyobrażenie, które mieliśmy o Bogu i o tym, co uczynił w historii. Co uczynił i co uczyni. Stąd to wyrażenie żydowskich myślicieli: pamięta się o przyszłości. W celebrowaniu przypominamy sobie nasze stawanie się, wzrastanie w Bogu.

Obraz Ojca w Starym Testamencie
A zatem, na początku jest Ojciec i na końcu będzie Ojciec, który odnajdzie swoje dzieci. A my przypominamy sobie Ojca. Ten obraz Ojca jest wszędzie w Starym Testamencie, choć co prawda w sposób częściowy. Mojżesz jest obrazem Syna wyzwoliciela, ale jednocześnie jest to obraz Ojca, Ojca narodu. Podobnie Abraham, który także jest nazwany "ojcem licznego potomstwa". Imię Abrahama zawiera słowo av, to znaczy ojciec: Av raham, ojciec licznego potomstwa. Widzimy jednak, że wszystkie te postacie są bardziej lub mniej doskonałe. Otóż jest w Starym Testamencie postać, która dosięga szczytu, a która jest być może najmniej znana, o wiele mniej znana niż Dawid. Jest to patriarcha Józef. Dawid jest figurą Syna, figurą chrystologiczną, obliczem samego Bożego upodobania, wyróżniającej miłości Boga, miłości, która wybiera. Dawid jest synem, który pragnie żyć w całkowitej zależności od Boga, w zależności miłosnej, płomiennej i gwałtownej w sensie uczucia.

Święty Józef, obraz Ojca w Nowym Testamencie
W Nowym Testamencie, obliczem najbardziej przypominającym Ojca jest oczywiście Józef, oblubieniec Maryi Panny, oblubieniec Królowej Nieba. Święty Bernard nie zawaha się nazwać go "Ojcem Boga". Nie można było tego mówić oczywiście w pierwszych wiekach chrześcijaństwa, ponieważ trzeba było absolutnie wykazać i udowodnić dziewicze narodzenie Jezusa. Apokryfy przedstawiają Józefa, który jest zniekształceniem obrazu Ojca, to znaczy Ojca jako biednego starca stojącego na uboczu, całkowicie niewinnego i "niegroźnego" dla młodej Maryi Panny. A ikony wierne tradycji pierwszych wieków, właściwie nigdy nie przedstawiały świętego Józefa ani Świętej Rodziny, będącej tymczasem ikoną Trójcy. Dopiero XVII wiek będzie mówił o nich w bardzo piękny sposób. Berulle, Olier, wszystkie te wielkie postacie, wszyscy święci XVII wieku nazwą Święta Rodzinę "Małą Trójcą na ziemi". W tej Małej Trójcy łatwo jest dostrzec, że Maryja jest oblubienicą Ducha Świętego, że była osłonięta przez jego cień, aby Chrystus został poczęty w niej z Ducha Świętego. Widzimy dobrze relację Ducha Świętego z Dziewicą Maryją, Syna z Synem i świętym Józefem, który jest obrazem niewidzialnego na ziemi Ojca. A Ojciec ten milczy.

Obrazy łagodności Ojca
Pismo Święte mówi bardzo niewiele na temat świętego Józefa, musimy go odkrywać, odgadywać jego cechy, lecz trzeba zawsze objaśniać Pismo przez Pismo. Istnieje wyjątkowa łączność między świętym Józefem i patriarchą Józefem. Najpiękniejsze jest właśnie to, że Błogosławieństwa odnoszą się także do Józefa ze Starego Testamentu, w którym niezwykle rzadko pojawiają się osoby łagodne. W osobowości Dawida można napotkać niedociągnięcia w łagodności i miłosierdziu, chociaż zostały ukazane też cechy niezwykłego miłosierdzia. To prawda, że nie dokonał zemsty na Saulu, ale czy to dzięki łagodności, czy to przez szacunek dla tego Boga, którego kocha tak bardzo? Dlaczego oszczędził Saula? Ponieważ jest on pomazańcem Wiekuistego. Ale jednocześnie Dawid to postać niezwykle krwawa i okrutna. Jest wojownikiem, sangwinikiem. Wiemy także, że będzie zarzucać Mojżeszowi zabicie Egipcjanina, jako wyjątkowo poważny grzech. Żydowska Pascha jest naznaczona przez śmierć pierworodnych. Jest jakiś brak łagodności, tej łagodności, o której mówiliśmy za świętym Franciszkiem Salezym, że jest dokonaniem, spełnieniem chrześcijańskim. Ale istnieje postać, w której nie znajdujemy żadnej przemocy i gwałtowności, a która tymczasem ratuje naród izraelski, ocala ród, a zatem ratuje obietnicę - to ten, którego nazywamy patriarchą Józefem. Jest łagodny od czasów swojego dzieciństwa, syn oddzielony, syn, który wzbudzi zazdrość żądną mordu, bowiem jeśli łagodność i powściągliwość są owocami Ducha Świętego, zazdrość jest owocem ciała w najwyższym stopniu. Zazdrościć, to pożądać tego, co ma inny, podczas gdy Maryja pragnie jedynie Bożego dobra i tak jak Chrystus pragnie tylko wypełniać wolę Ojca.
Widzimy, że przybrany ojciec Jezusa, ten "ojciec Boga", jest jak starotestamentalny Józef samą łagodnością i cichością, samym pragnieniem pełnienia woli Boga. On nie toczy sporów, lub prawie nie, pomimo że jest człowiekiem silnym. Należy wyobrazić sobie Józefa jako kogoś bardzo męskiego. Uważa się zawsze, że łagodność u mężczyzny ma w sobie coś pretensjonalnego, lecz o łagodności nie świadczy broda i jasne włosy, błękitne oczy i trochę zniewieściałe cechy, które można zauważyć w "hollywoodzkich" wyobrażeniach Chrystusa. Nie, święty Józef jest nazwany człowiekiem, mężczyzną. Każde słowo w Pismach na temat świętego Józefa ma znaczenie. Powiedziano: był "człowiekiem sprawiedliwym", to bardzo ważne. Jest nazwany przez Pismo "człowiekiem" i jest nazwany "sprawiedliwym", a zatem Błogosławieństwo złaknionych i spragnionych sprawiedliwości odnosi się do niego. Widzieliśmy, że o bardzo niewielu ludziach powiedziano, że byli sprawiedliwi, to znaczy święci, dopasowani do Boga Ojca. A święty Józef jest właśnie takim człowiekiem. Święci, rozważając tajemnicę Józefa i Świętej Rodziny, powiedzą nam, że dla wychowania małego Jezusa, oddzielonego od Ojca niebieskiego, potrzebny był żywy obraz Ojca niebieskiego na ziemi. Widzimy, że w swoim publicznym życiu przez chwilę Jezus izoluje się, musi się odnaleźć w swej wizji uszczęśliwiającej, musi odnaleźć owo "twarzą w twarz" z Ojcem, musi zobaczyć Ojca. Aby zobaczyć Ojca, musi odwrócić się od ciężaru człowieczeństwa, który dźwiga, od tych wszystkich zniekształconych twarzy, które napotyka. Jakby chciał "ponownie zaczerpnąć" z obrazu Ojca. Uważam za bardzo słuszne stwierdzenie, że Jezus nie mógł żyć, nie widząc Ojca i że właśnie święty Józef, sprawiedliwy Józef, był tym obrazem bardzo dopasowanym do Ojca. W Józefie Jezus widział Ojca. "Szczęśliwi, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem będą nasyceni". Widzimy silnego mężczyznę, człowieka nasyconego Bogiem. Widzieliśmy także, że siła i łagodność idą zawsze w parze. Łagodność, cichość jest siłą skierowaną ku dobru, nie jest niemocą, a najłagodniejsi w historii są często ludźmi, którzy mają najsilniejszy temperament.

Na podobieństwo Ojca, który płacze i czyni miłosierdzie
Śledząc historię patriarchy Józefa, widzimy, że jest on łagodny, całe jego dzieciństwo jest bardzo spokojne, jak tych wszystkich, którzy są wybrani przez Boga, jakim był być może w dzieciństwie Dawid, mały pastuszek, chociaż walczył procą z dzikimi zwierzętami. Ale patriarcha Józef, z powodu tego wybrania, będzie znienawidzony, wzbudzi zazdrość swoich braci i zostanie sprzedany, tak jak Jezus został sprzedany przez Judasza. Z powodu wspaniałej szaty zawistni bracia chcieli go zamordować, zniszczyć plan Boży. To samo ostatecznie można znaleźć w życiu Józefa i Jezusa; chciano zabić Jezusa, zanim nastała Jego godzina, zanim mógłby nam pomóc dokonać naszego przejścia, poprowadzić nas do Ziemi Obiecanej, wyprowadzić nas z kraju niewoli. Otóż widzimy, że bracia są o krok od zabicia Józefa, który ma uratować cały naród Izraela i potomstwo Jakuba. Na szczęście jeden z nich powie: "Nie zabijajmy... Sprzedajmy go" (Rdz 37,27). Bardzo piękny jest ten chrystologiczny obraz - Józef wpadł do studni, w której przebywa, jak Jonasz we wnętrznościach ryby, bez słowa sprzeciwu wobec swoich braci. Przeciwnie, kiedy spotka się z nimi ponownie, będzie to spotkanie we łzach i odnajdziemy Błogosławieństwo łez: "Szczęśliwi, którzy się smucą". Jest to z pewnością jeden z bardziej wzruszających fragmentów Starego Testamentu, ponieważ ukazuje nam właśnie postawę ojca, który skrywa twarz, aby płakać. Ojciec - to jest antropomorfizm, wiem, ale musimy posługiwać się ludzkim językiem, bo Bóg sam stał się człowiekiem, stał się ludzki; a zatem, Ojciec płakał, kiedy Adam odwrócił się od niego i nie zaufał mu lub, aby powiedzieć współczesnym językiem psychoanalizy, kiedy syn chciał zabić Ojca, uwolnić się od niego, aby wziąć to, co do niego należy, podczas gdy hojny ojciec mówi do syna marnotrawnego: wszystko co moje, twoje jest, całe królestwo do ciebie należy. Miłosierdzie tego, kto został odrzucony! Jesteśmy w samym centrum ducha Błogosławieństw. Podobieństwo do Ojca!
Stajemy się podobni do naszego Ojca i pocieszamy Serce Boga, kiedy niezrozumiani w miłości, niezrozumiani w naszej miłości, odrzuceni w naszej miłości, płaczemy z nieskończoną czułością nad tymi, którzy nas odrzucają. Oto prawdziwa ikona Ojca, oto Błogosławieństwo łez, oto oczyszczenie przez ogień, przez łzy, gdy nie płaczemy już nad sobą, lecz gdy płaczemy, tak jak święty Franciszek, który woła: "Miłość nie jest kochana". Święty Franciszek nigdy nie powie: ja nie jestem kochany. Nie. Jako doskonały obraz Syna, jako żyjący Krucyfiks, żywa miłość Ojca do ludzi, powie: Ojciec musiał odejść, milczący Ojciec musiał się wycofać. Bóg zachowuje milczenie, Bóg nie może nic więcej powiedzieć, skoro wy-znawszy swą miłość, spotkał się z odmową. Człowiek odpowiedział: nie kocham cię, pragnę tylko tego, co masz, jestem o ciebie zazdrosny. Właśnie taka zazdrość Heroda spowoduje, że święty Józef, przemierzając wielką pustynię, będzie musiał uciekać z Dzieciątkiem do Egiptu, tak jak przedtem inny Józef poszedł do Egiptu, oby ocalić naród. Chleb, zboże, rozmnożenie żywności. To wszystko jest przewidziane w ucieczce przed zazdrością. Miłość zawsze zwycięża. Powiedziałbym jednak, że Bóg szuka ikon swej miłości, ponieważ tym, kogo człowiek, a zwłaszcza dzisiejszy człowiek nie może uznać, jest Ojciec. Jak pojednać się z Ojcem? Patrząc od strony psychologicznej, każdy naturalny ojciec nosi w sobie coś z buntu naszego wspólnego ojca Adama, buntu naszych ojców przeciwko Ojcu. I każdy ojciec przekazuje nam to zniekształcenie. Musimy odrodzić się z wody i ducha, musimy odrodzić się z nieba, aby być uzdrowieni, aby stać się uzdrowicielami naszych braci i sióstr, uzdrowicielami świata i pocieszać Serce Ojca. Błogosławieństwa wprowadzają nas w podobieństwo do Ojca, a doskonałość nie jest doskonałością na wzór grecki. Doskonałość jest w miłosierdziu, w podobieństwie do zranionego serca, do serca, które wciąż jest ranione przez niedzielenie się miłością; serca, które się chowa, milczące, które płacze w milczeniu i nie chce się narzucać. A gdy zrozumiemy, że właśnie taki jest Ten Ojciec, którego objawił nam Syn, można wówczas mówić o cierpieniu Boga, chociaż teologowie tego nie uznają. Bóg oczywiście jest niezmienny, ale włączył się w naszą historię. Ojciec który się skrywa, który ukrywa swój ból, aby go nam nie narzucać. Kiedy odkryjemy to cierpienie, wołamy jak święty Franciszek: "Miłość jest nie kochana". I święty Franciszek płacze. Dar łez, łez, które wypaliły jego oczy, z powodu niedzielenia się miłością. Tę zażyłość z Ojcem odnajdujemy u wszystkich wielkich przyjaciół Boga. Ten, kto jest naprawdę podobny do Ojca, kto żyje Błogosławieństwami, może tylko płakać, może tylko doświadczać tego bólu niedzielenia się miłością. Jak łagodny był Bóg! Jak łagodny jest Ojciec!
Te obrazy dwóch Józefów są samą łagodnością i cichością, to są prawdziwe wizerunki Ojca. Ojciec jest łagodny, Ojciec się nie mści, Ojciec oczekuje powrotu syna marnotrawnego. A Duch Święty przyciąga serca. Jak to powiedział prorok, dziełem Zesłania Ducha Świętego jest doprowadzenie serc dzieci ku Ojcu. Wszystkie owoce Ducha, którymi są łagodność, cierpliwość, wytrwałość, wielkoduszność, są jak gwiazdy, które rozświetlają ten tak zwięzły tekst poświęcony Błogosławieństwom. Wielkoduszności zazna się tylko wówczas, gdy ma się wrogów. Jest się wielkodusznym tylko wówczas, gdy się wybacza temu, kto chciał nas skrzywdzić, temu, kto chciał nas zabić, tak jak Dawid przebaczył swojemu synowi, który chciał go zabić. Wybaczył Absalomowi, najgorszemu z synów, wcieleniu pychy, buntu przeciwko ojcu, ucieleśnieniu zbrodni, w znaczeniu słowa najbardziej freudowskim, ponieważ zawładnął nałożnicami swego ojca w jawnej i strasznej profanacji. Kiedy Dawid dowiaduje się o śmierci Absaloma, płacze na Górze Oliwnej, tak jak płakał Jezus: "Ile razy chciałem zgromadzić twoje dzieci, jak ptak swoje pisklęta zbiera pod skrzydła, a nie chcieliście" (Mt 23,37). Łzy Boga. Łzy Ojca. Łzy błyszczące i ciche, wylewane nad człowiekiem, gdy jest on nieprzyjacielem Boga!
W opowiadaniach o męczennikach odnajdujemy ten szczyt łagodności, który zawiera się w słowach Chrystusa: "Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią" (Łk 23,24). Mówi się tak, aby wybaczyć dziecku, które jeszcze nie osiągnęło wieku rozumnego i robi głupstwa lub które mówi obraźliwe słowa pod adresem matki. A matka staje się jego obrońcą, na wzór Maryi, mówiąc do ojca, który chce dziecko ukarać: "On jeszcze nie wie, co zrobił". Bierze go w obronę, aby nie musiał odpowiadać przed sprawiedliwością, co byłoby normalne i aby miłosierdzie zwyciężyło. Bóg jest dla nas właśnie taką matką.
A my wiemy, że otrzymaliśmy ducha Błogosławieństw, że jesteśmy dziećmi naszego Ojca, gdy życzymy dobrze tym, którzy nam źle czynią, kiedy jesteśmy przepełnieni miłością i kiedy płaczemy miłosiernie nad tymi, którzy nam zadali ból, zwłaszcza nad tymi, którzy nie odpowiedzieli na naszą miłość, nad tymi, którzy wyszydzili naszą miłość. A zatem, jeśli się nam to udaje, jeśli tym żyjemy na co dzień, jesteśmy prawdziwie dziećmi naszego Ojca i prawdziwymi twórcami pokoju. Uczestniczymy naprawdę w boskim ojcostwie, sami przed sobą świadczymy o boskim ojcostwie.
Łzy Józefa, łzy Dawida, łzy Jezusa! Szczęśliwi, którzy płaczą, przyciągają oni na ziemię Zesłanie Ducha Świętego, sami są pocieszeni! Największe dobro, jakie można sobie samemu uczynić, to kochać nieprzyjaciół. Największą krzywdę, jaką można sobie samemu wyrządzić, to pozwolić się prowadzić myślom zazdrości, myślom zemsty.
Ten, którego bracia chcieli zabić, jest uratowany i uwolniony przez swych braci. Józef, który jest mężny, nie walczy z Herodem, tylko na jakiś czas uchodzi do Egiptu. Widzimy jak Bóg przekazywał wiadomości przez sen patriarsze Józefowi, aby uratować naród i jak we śnie nawiedził Józefa, aby uratować Dzieciątko.
Zbieżności są niezwykłe. Jest jeden fragment na temat patriarchy Józefa, który liturgia odnosi także do świętego Józefa: "Ustanowił go tam rządcą wszystkich swoich dóbr". Tylko miłosierni, tylko łagodni otrzymają ziemię. Tylko ci ludzie zubożeni przez Ducha Świętego odziedziczą królestwo. Dzisiejszy świat naprawdę potrzebuje ojców. Sam Duch Święty jest nazwany "Ojcem ubogich". Istnieje adopcja przez Ducha Świętego. Kiedy Duch spotyka ubogiego, usynawia go i daje mu to wszystko, co ojciec może dać swemu dziecku. Dla mnie, najważniejszą przypowieścią Nowego Testamentu jest bezsprzecznie przypowieść o synu marnotrawnym, w której jest nam objawione całe piękno i sama natura miłości Ojca.


Rozdział XI
Oglądanie Boga

Pilna konieczność królestwa
Rozważyliśmy właśnie Błogosławieństwa i nie należałoby sądzić, że są one jakimś wyborem w naszym chrześcijańskim życiu. Stanowią bowiem jego kwintesencję i istotę. W Błogosławieństwach zawiera się nasza istota i nasze postępowanie chrześcijańskie, nie mamy wyboru: możemy być doskonali lub nie być. Możemy być podobni do Boga na ziemi lub być niczym. "Skoro jesteś letni i ani gorący, ani zimny, chcę cię wyrzucić z mych ust" (Ap 3,16). Ci, którzy są zimni, którzy nie znają Boga, będą z tego sądzeni. Ale znajomość Boga i Jego dróg skłania nas do kochania Go aż do tego stopnia, że poznanie i miłość staną się dokładnie tym samym. Jest taki fragment Ewangelii, który zawsze wywołuje we mnie drżenie: "Przecież jadaliśmy i piliśmy z Tobą, i na ulicach naszych nauczałeś". Ale Jezus wam odpowie: "Powiadam wam, nie wiem, skąd jesteście. Odstąpcie ode mnie wszyscy dopuszczający się niesprawiedliwości". Faryzeusze zapytali go: "Panie, czy tylko nieliczni będą zbawieni?" Odpowiedział im: "Usiłujcie wejść przez ciasne drzwi (do królestwa niebieskiego)" (Łk 13,23-27). Życie zgodnie z Błogosławieństwami wydaje się nam niemal niedostępnym ideałem, więc moglibyśmy także zadać sobie pytanie, czy mało jest ludzi, którzy są do niego wezwani. Jezus nie udziela na nie odpowiedzi, ale mówi: "Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski" (Mt 5,48), co powtórzmy, oznacza także: "Bądźcie miłosierni, jak sam Bóg jest miłosierny" i nie zadawajcie sobie takich pytań, ale starajcie się ze wszystkich sił wejść do królestwa niebieskiego. Trzeba tam wejść od razu. Jeśli nie wejdziemy natychmiast, będzie za późno. Jezus nie mówi, że nie zasiądziemy za stołem w królestwie, mówi natomiast, że w określonym momencie zostaną zamknięte drzwi i istotnie wtedy będzie za późno. Mówi także, że pośród tych, którzy będą zasiadać w królestwie wokół stołu weselnego Baranka, pierwsi, będą ostatnimi, a ostatni, pierwszymi (por. Mt 19,30; 20,16; Mk 10,31; Łk 13,30). Inaczej mówiąc: będą tam tacy, którzy zajmą miejsce koło Oblubieńca, siedzący na zaszczytnych miejscach i inni, którzy będą na samym końcu stołu. Oczywiście, ten obraz ma nas zachęcić. Osobiście nie interesuje mnie siedzenie oddalone nawet o dwa lub trzy miejsca od Oblubieńca. Miejsce, które się znajduje tuż obok Oblubieńca, jest miejscem dla Oblubienicy, a moja dusza pragnie Boga, cała moja istota chce kochać Boga w taki sposób, że będzie z nim zjednoczona na wieczność. To także od nas zależy, nie osiągnięcie doskonałości - gdyż jest to dar, prezent - lecz przynajmniej dołożenie starań by wejść do królestwa Bożego.

Pierwsze miejsce lub nic
Pierwsze Błogosławieństwo ukazuje nam, że królestwo niebieskie bezwarunkowo należy do ubogich. Myślę, że ubóstwo jest absolutnie nieodzowne. Ubóstwo jest ogołoceniem przez Ducha, pragnieniem Ducha, który sprawia, że zatracamy to wszystko, co jest nadmierne, co nie jest konieczne do prawdziwego życia, do tego życia miłości, w którym żyjemy przez miłość do Boga, aby stać się ikonami Jego miłości. Aby oglądać Boga, ubóstwo jest absolutnie niezbędne. Mamy wszyscy wielkie pragnienia, chwilami żalimy się i mówimy Bogu: pragnę Cię zobaczyć. Ten okrzyk: pragnę widzieć Boga, wyraził także psalm 42, 3: "Kiedyż więc dojdę i ujrzę oblicze Boże?".
Straciliśmy przyjaźń Boga, odwracając się od Niego, jak mówi modlitwa eucharystyczna. W Adamie utraciliśmy przyjaźń Boga, odwracając się od Jego oblicza. Bóg się nie zmienia, Bóg jest niezmienny, Bóg jest wciąż taki sam. To człowiek się zmienia, człowiek odwrócił się od Boga, został więc wypędzony z raju. Ostatecznie jesteśmy wygnańcami, którzy jęczą i wzdychają na tym padole łez i mamy tylko jedno jedyne pragnienie: odnaleźć podobieństwo, a więc obraz. Dziś widzimy "jakby w zwierciadle", mówi Apostoł, lecz wówczas, kiedy Bóg się objawi, ujrzymy Go twarzą w twarz. Myślę, jak to powiedziałem przy okazji przypowieści o królestwie niebieskim, że będzie istniała zależność pomiędzy obrazem, który mieliśmy na ziemi, a wizją, którą będziemy mieli w niebie. Święta Teresa z Lisieux pytana przez swą siostrę na temat pełni, mówi, że w niebie wszyscy dostąpią Bożej pełni, ale będą mniejsze i większe szklanki wypełnione wodą, wszystkie jednak będą pełne aż po brzegi.
Pilna konieczność miłości musi nas doprowadzić do odnalezienia oblicza Boga, Jego bliskości, tej przyjaźni, tej miłości. Bowiem poza miłością nie ma niczego, wszystko przemija z wyjątkiem miłości, jak mówi święty Paweł w 13. rozdziale Pierwszego listu do Koryntian. Wówczas będzie już tylko miłość, nie będzie już żadnych wad, braków, zniekształceń w zwierciadle. Chcę prawdziwie widzieć, pragnę zobaczyć Go takim, jaki jest, nie chcę Go oglądać z daleka. "Dostawka" w niebie mnie nie interesuje.
Dziecięca droga świętej Teresy z Lisieux uczy mnie, że jako dziecko mogę prosić o wszystko, mogę oczekiwać wszystkiego od mojego Ojca. Pragnę więc pierwszego miejsca lub niczego. Być może w niebie będzie tylko pierwsze miejsce, tak jak będzie tylko jedno ciało. Ale obraz ciała ukazuje nam dodatkowo, że będziemy mogli być albo członkami oddalonymi od głowy, albo wraz z Maryją będziemy tuż obok głowy, będziemy szyją ciała, przez którą przechodzi oddech i bodźce nerwowe, i krew, i wszystko, co jest niezbędne do życia.

Zabiegać o własne zbawienie z bojaźnią i drżeniem
A zatem już w tym życiu trzeba zwracać większą uwagę na chwałę Bożą i, na ile to tylko jest możliwe, musimy ją zobaczyć w naszym ciele i w naszym sercu. Być może jest to obraz wychowawczy, nie wiem, ale czuję, że musimy wziąć na serio to, co dotyczy naszego zbawienia. Święty Paweł mówi: "Zabiegajcie o własne zbawienie z bojaźnią i drżeniem" (Flp 2,12). Nie można traktować zbawienia lekkomyślnie i nadużywać miłosierdzia. Wprost przeciwnie. Miłosierdzie jest skurczem miłości, ponieważ, jak mówiliśmy, jest ono tym samym, co łono kobiety, rodzące poprzez skurcze i niepokoje miłości, o których mówią mistycy. Musimy z bojaźnią i drżeniem rozważać to, co dotyczy naszego zbawienia. Tak, musimy widzieć Boga już w tym życiu. Można by powiedzieć, że jedno z centralnych Błogosławieństw w tym wzniosłym poemacie to: "Szczęśliwi czystego serca, albowiem będą oglądać Boga". Błogosławieństwa zawierają w sobie obietnicę oglądania Boga. Święty Jan od Krzyża mówi prawie to samo. Mówi, że wszyscy mamy jedno pragnienie. Porównuje duszę do ptaka, a przez "duszę" chce wyrazić człowieka duchowego (dawniej mówiło się dusza, dziś nie oddziela się już ciała od duszy i ducha i uważam, że to bardzo dobrze). Obraz nie jest nowy. Psalmy także porównują duszę do ptaka, który chce latać, który może latać, który zdolny jest wznosić się ku niebu, ponieważ Bóg dał mu skrzydła, stworzone do latania. Ale święty Jan od Krzyża mówi też, że jesteśmy uwięzionym ptakiem i że każdy z nas ma jakby kulę u nogi. To prawda. Czystość serca - to mieć pragnienie bez żadnej "domieszki", a ponieważ wszystkie Błogosławieństwa są objaśnieniami pierwszego, to znaczy, że serce bez domieszki jest sercem ubogim, sercem, które pozwoliło się ogołocić. Nasze przywiązania są właśnie ową kulą u nogi. Święty Jan od Krzyża mówi, że może to być przywiązanie do osoby, które jest silniejsze niż miłość do Boga, ale może to być także przywiązanie do swej klasztornej celi, do swego pokoju, do jakiejś książki, nawet do najmniejszej rzeczy. Przypominam sobie pewną anegdotę, opowiedzianą przez matkę przełożoną o jednej bardzo świątobliwej siostrze, która nie mogła umrzeć. Wszyscy wiedzieli, że na klasztornym strychu przechowywała kufer. Nie było w nim ani złota, ani pieniędzy, ale siostra wkładała tam rozmaite znajdowane drobiazgi, małe skarby, które gromadzą dzieci, te wszystkie nabierające znaczenia rzeczy, które nazywa się ukrytymi skarbami. Słowo Boże mówi nam: "Bo gdzie jest twój skarb, tam będzie i serce twoje" (Mt 6,21). Nikt nie może należeć do dwóch panów. Kiedy zaczyna służyć dwom panom, po trochu przywiązuje się do jednego z nich, a nienawidzi drugiego. I oto ta zakonnica, która tymczasem poświęciła całe swoje życie Bogu, miała na strychu wielkie "skarby" i chodziła od czasu do czasu je oglądać. Wszyscy o tym wiedzieli, bo nie można niczego ukryć w życiu wspólnotowym, ale ona myślała, że jest to tylko jej tajemnica. I zdarzyło się, że znalazła się w szpitalu i nie mogła umrzeć! Lekarze zastanawiali się, a matka przełożona codziennie ją odwiedzała. Pewnego dnia siostra powitała ją, mówiąc: "Stało się, oddałam mój skarb". I umarła. A "dusza nasza jak ptak się wyrwała z sidła ptaszników, sidło się porwało, a my jesteśmy wolni" (por. Ps 124, 7). Jej dusza wzbiła się ku swemu Oblubieńcowi, ku Temu, któremu oddała życie. Nie wyszła za mąż, nie miała dzieci, a jednak całe jej życie było przytrzymywane przez jakąś nić. Święty Jan od Krzyża mówi, że "Nie ma znaczenia, czy ptak będzie na cienkiej, czy grubej uwięzi, dopóki nie będzie ona całkowicie zerwana, nie będzie w stanie latać" (MC 1, 11,4). Spotykamy często ludzi, "młodych bogaczy", którzy nie mogą iść za Bogiem, ponieważ są zbyt przywiązani do przyjemności, do ambicji, do różnych rzeczy i mówią nam, że to, czym my żyjemy i co przeżywamy, jest piękne, ale oni by tak nie mogli. "Gdy to usłyszał, mocno się zasmucił, gdyż był bardzo bogaty" (Łk 18,23). Nie należy jednak sądzić, że ci, którzy idą za Chrystusem, dobrzy chrześcijanie, nie mają żadnych przywiązań. Święty Jan od Krzyża mówi, że nawet niewidzialna nić przytrzymuje ptaka, tak jak gruby sznur. Jestem przekonany, źe nie możemy zwlekać. Już teraz, i to możliwie jak najwcześniej musimy zacząć działać. "Szczęśliwi ubodzy w duchu, albowiem ich jest królestwo niebieskie", jest już w nich. W innych Błogosławieństwach obietnice są w czasie przyszłym, podczas gdy w błogosławieństwie ubogich obietnica jest w czasie teraźniejszym. Otóż dla bardzo wielu ludzi ten czas teraźniejszy staje się przyszłością, ponieważ wzbraniamy się przed doskonałym ubóstwem.

Wybierz swoje królestwo
Dostąpiłem łaski spotkania Matki Teresy. To prawda, że w kontakcie ze świętymi otrzymujemy łaski. Spotkałem wielu świętych w życiu i za każdym razem była to wyjątkowa łaska i oglądanie Boga. Widzenie, które oczyszcza. Ponieważ, jeśli czystość serca pozwala nam widzieć Boga, to oglądanie Boga z pewnością oczyszcza nasze serce. Jedno jest powiązane z drugim. Im bardziej staramy się widzieć Boga, tym bardziej nasze serce się oczyszcza, to znaczy tym bardziej nasze serce, nasze oczy uczynione, aby widzieć niewidzialne, odrywają się, uwalniają, a więc doprowadzają się do ubóstwa. To, co widziałem w Matce Teresie, to całkowite ubóstwo. Zrozumiałem. A to zrozumienie jest siłą, aby samemu iść jeszcze dalej, przekraczać siebie.
Myślę, że wystarczy widzieć zdjęcia Matki Teresy, aby to zrozumieć. Ona już nic nie ma, a jednocześnie ma wszystko. Królestwo niebieskie należy do niej. W życiu Wspólnoty doświadczyłem również tego, że musimy wybierać swoje królestwo, musimy wybierać jakąś logikę: albo logika królestwa, albo logika świata. Jeżeli żyje się według logiki królestwa, jest się wówczas w świecie nadprzyrodzonym, można całkowicie zdać się na Opatrzność, zarówno na płaszczyźnie materialnej, jak i na płaszczyźnie duchowej. Nie można oczekiwać rzeczy królestwa, pokładając jednocześnie nadzieję w rzeczach ziemskich, pracując na wzór świata, wykorzystując środki świata. "Starajcie się wejść do królestwa niebieskiego". Ono jest już tu i teraz. Królestwo niebieskie jest w was. Logika królestwa to życie pierwszym Błogosławieństwem. Wiem dobrze, że nie wybiera się swego ubóstwa. Osobiście zawsze pragnąłbym ubóstwa na sposób prawie piękny, na wzór ubóstwa świętego Franciszka i Matki Teresy. Ale nie wybiera się swego ubóstwa, ponieważ to Duch Święty ogołaca i w odpowiedniej chwili wskazuje nam to, co trzeba dać, co trzeba poświęcić, aby przeżywać naszą ofiarę, aby przeżywać nasze życie jako działanie łaski, jako Eucharystię, aby nasze życie stało się celebrowaniem, nieustanną liturgią, w tej wizji królestwa, w tej spójności królestwa.
Matka Teresa jest dla mnie osobą żyjącą w całkowitej zgodzie z samą sobą i w harmonii ze światem. Ona jest jedyna i wyjątkowa. O świętym Franciszku mówiło się, że jest zarazem samą chorobą i samym zdrowiem. Święty jest zawsze chory, a równocześnie ma w sobie boską energię i boskie życie, które nie jest już jego życiem. "Teraz już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus" (Ga 2,20). To życie sprawia, że jest zdolny do wszystkiego, że może wszystko. To samo można powiedzieć o ubóstwie. Ten, który już nic nie ma, który już nie posiada niczego, który już nawet nie jest właścicielem swego życia ani swojej świętości, taki człowiek już się więcej nie uskarża, bowiem posiada świętość Chrystusa, Zmartwychwstałego, Przemienionego, Tego, który jest w niebie. Posiada wszystkie bogactwa królestwa. Sam Jezus nam to mówi: "Zaprawdę, powiadam wam: Nikt nie opuszcza domu lub żony, braci, rodziców lub dzieci dla królestwa Bożego, żeby nie otrzymał daleko więcej [jeszcze] w tym czasie, a w wieku przyszłym - życia wiecznego" (Łk 18,29-30). Daleko więcej - zarówno na płaszczyźnie przyjaźni, miłości, ogromnej rodziny, a także ziemię i domy, ale też i prześladowania, które są pieczęcią podobieństwa do Syna. Te wszystkie prześladowania są, jak to widzieliśmy w duchu Błogosławieństw, absolutnie konieczne, aby przyciągnąć pocieszenie Ducha Świętego, aby dziecko mogło być "noszone na biodrach i na kolanach (...) pieszczone" (Iz 66,12-13), jak to mówi prorok Izajasz, aby obfitowało pocieszenie w Ciele Chrystusa. Matka Teresa jest najmniejszą, najdrobniejszą kobietą: kiedy ja siedzę, a ona stoi, nasze spojrzenia są na tym samym poziomie, a ja i tak jestem niższy od innych. Jest bardzo niska, zawsze zgięta i pochylona. Wszyscy są wyżsi od niej, a ona na dodatek jest pochylona! W tym pochyleniu, oddaniu się jest coś Boskiego. Powiedziała, że jeśli życie nie jest przeżyte dla innych, nie warto żyć. Już w tym znajdujemy całkowite ubóstwo - żyć tylko dla innych, być zawsze pochylonym, tak jak Bóg się pochyla. Mówiliśmy już o tym przy okazji tego, co nazwałem zstępowaniem Boga, Boga, który zstępuje do nas, Boga, który jest pochylony. Tak jak Ojciec na wielu siedemnastowiecznych obrazach, a nawet wielu ikonach bardziej lub mniej ortodoksyjnych, na których Bóg jest pochylony ku tajemnicy Wcielenia, w stronę tajemnicy Męki, w stronę wielkich tajemnic zbawienia.
Tak więc Matka Teresa jest najmniejsza i zarazem wielka; ona nie ma miary. Po spotkaniu, które odbyło się w Watykanie, widziałem ją przechodzącą przez dziedziniec, prowadzący na Synod Biskupów. To niesamowite, widzieć tę drobniutką kobietę przechodzącą przez plac i pomyśleć, że wszystko zostawiła, że wszystko porzuciła, że żyje w całkowitym i zupełnym ubóstwie i że wielcy tego świata pochylają się i słuchają jej. Bowiem sam Ojciec Święty, który na swój sposób żyje ubóstwem, który w wielkiej mierze przeżywa to ogołocenie przez cierpienie, pochyli się nad nią i spyta: Matko, co Matka powie na to, co Matka sądzi na ten temat? I książęta Kościoła, kardynałowie, biskupi będą słuchać nie tylko kobiety, lecz najmniejszej kobiety, kogoś, kto niczego już nie posiada, kto wszystko pozostawił, kto prawdziwie ucieleśnił Błogosławieństwa, a zatem kogoś, kto jest ikoną Ojca, Syna i Ducha Świętego, kto tak bardzo jest podobny do Boga, że jego oddziaływanie jest przeogromne! Powiedziane jest, że królestwoniebieskie można porównać do najmniejszego, prawie niewidzialnego ziarenka, pyłku prawie, jakim jest ziarno gorczycy. A kiedy to ziarno wzejdzie, stanie się drzewem, dosięgającym nieba, a jego gałęzie będą się rozpościerać, dając schronienie aniołom, gnieżdżąc ptaki niebieskie w swych gałęziach.

" Wspomnij na mnie, gdy przyjdziesz do swego królestwa"
Taki jest człowiek, który przyjmuje prostą drogę, całkiem prostą, tę drogę pojednania, która daje pokój. "Szczęśliwi, którzy doprowadzają do pokoju, albowiem nazwani będą synami Bożymi", ponieważ sam Bóg ustanowił harmonię, pogodzenie przeciwieństw, ognia i wody, dzięki wszystkim ludziom, którzy czynią pokój. Dobrze jest widzieć takie twarze. Są dla nas wezwaniem, abyśmy żyli Błogosławieństwami, abyśmy sami stali się twórcami pokoju, tymi ubogimi według Ducha, tymi ogołoconymi prorokami, żyjącymi wszystkimi rodzajami ubóstwa. W naszych czasach nie trzeba szukać dobrowolnego ubóstwa, ponieważ dzisiaj ludzie rodzą się ubodzy, a życie tak szybko ich ogołaca, że jeśli tylko zgodzą się na to ubóstwo i oddadzą je całkowicie Bogu, sami staną się ikonami. Ileż mogą nauczyć nas ludzie, którzy przeszli przez narkomanię, prostytucję! Czyż Jezus nam tego nie powiedział: "Nierządnice wchodzą przed wami do królestwa niebieskiego" (Mt 21,31)? Jak bardzo wyprzedził nas dobry łotr, ponieważ widząc Jezusa ubogiego, Jezusa nagiego, Jezusa ubiczowanego, Jezusa wzgardzonego, Jezusa cierniem ukoronowanego, Jezusa umęczonego, powiedział: "Jezu, wspomnij na mnie, gdy przyjdziesz do swego królestwa" (Łk 23,42). W tym absolutnym i całkowitym ubóstwie, w tym ogołoceniu fizycznym, moralnym, duchowym, zobaczył obraz Boga, rozpoznał obraz Boga, który z bogatego uczynił się ubogim. Zobaczył królestwo, uwierzył i zapragnął tego królestwa.
A zatem jeśli na końcu naszego rozważania na temat Błogosławieństw przeczuliśmy, odgadliśmy coś z tego, co Bóg nam obiecuje, możemy powiedzieć: "Jezu, wspomnij na mnie, gdy przyjdziesz do swego królestwa".


Dodatek

Cytaty ze Starego Testamentu dotyczące szczęścia
Rdz 30,13 -Lea powiedziała: "Na szczęście! Bo kobiety będą mnie zwały szczęśliwą". Dała więc mu imię Aser.
Pwt 33,29 - Izraełu, tyś szczęśłiwy, któż tobie podobny? Narodzie, zbawiony przez Pana, Obrońca twój tobie pomaga, błogosławi zwycięski twój miecz. Wrogowie słabną przed tobą, ty zaś wyniosłość ich depczesz.
1 Krl 10,8; 2 Krn 9,7 - Szczęśliwe twoje żony, szczęśliwi twoi słudzy! Oni stałe znajdują się przed twoim obłiczem i wsłuchują się w twoją mądrość!
Hi 5,17 - Oto szczęśliwy mąż, którego Bóg poprawia, więc nie odrzucaj nagan Wszechmocnego.
Ps 1,1 - Szczęśliwy mąż, który nie idzie za radą występnych, nie wchodzi na drogę grzeszników i nie siada w kręgu szyderców.
Ps 2,11-12 - Służcie Panu z bojaźnią i Jego stopy z drżeniem całujcie, bo zapłonie gniewem ipoginiecie w drodze, gdyż gniew Jego prędko wybucha. Szczęśliwi wszyscy, co w Nim szukają ucieczki.
Ps 29,11 - Niech Pan da siłę swojemu ludowi, niech Pan błogosławi swój lud, darząc go pokojem.
Ps 32,1 - Szczęśliwy ten, komu została odpuszczona nieprawość, którego grzech został puszczony w niepamięć.
Ps 32,2 - Szczęśliwy człowiek, któremu Pan nie poczytuje winy, w którego duszy nie kryje się podstęp.
Ps 33,12 - Szczęśliwy lud, którego Bogiem jest Pan - naród, który On wybrał na dziedzictwo dla siebie.
Ps 34,9 - Skosztujcie i zobaczcie, jak dobry jest Pan, szczęśliwy człowiek, który się do Niego ucieka.
Ps 40,5 - Szczęśliwy mąż, który złożył swą nadzieję w Panu, a nie idzie za pyszałkami i za zwolennikami kłamstwa.
Ps 41,3 -Pan go ustrzeże, zachowa przy życiu, uczyni szczęśliwym na ziemi i nie wyda go wściekłości jego wrogów.
Ps 65,5 - Szczęśliwy, kogo wybierasz i przygarniasz, mieszka on w Twoich pałacach. Niech nas nasycą dobra Twego domu, świętość Twojego przybytku!
Ps 68,7 - Bóg przygotowuje dom dla opuszczonych, a jeńców prowadzi wśród pieśni; na ziemi zeschłej zostają tylko oporni.
Ps 72,17 - Imię jego trwa na wieki; jak długo świeci słońce, niech wzrasta jego imię! Niech się wzajemnie nim błogosławią! Niech wszystkie narody ziemi życzą mu szczęścia!
Ps 73,12 - Tacy to są grzesznicy i zawsze beztroscy gromadzą bogactwo.
Ps 84,5 - Szczęśliwi, którzy mieszkają w domu Twoim,, Panie, nieustannie Cię wychwalają.
Ps 84,6 - Szczęśliwi, których moc jest w Tobie, a Twoje ścieżki są w ich sercu.
Ps 84,13 - Panie Zastępów, szczęśliwy człowiek, który ufa Tobie!
Ps 89,16 - Szczęśliwy lud, co umie się radować, chodzi, o Panie, w świetle Twego oblicza.
Ps 94,12 - Szczęśliwy mąż, którego Ty wychowujesz, o Panie, i prawem Twoim pouczasz.
Ps 106,3 -Szczęśliwi, którzy strzegą przykazań, w każdym czasie czynią to, co sprawiedliwe.
Ps 112,1 -Alleluja. Szczęśliwy mąż, który się boi Pana i wielkie upodobanie ma w Jego przykazaniach.
Ps 112,5 - Dobrze się wiedzie mężowi, który lituje się i pożycza, postępuje w swych sprawach uczciwie.
Ps 119,1 - Szczęśliwi, których droga nieskalana, którzy postępują według Prawa Pańskiego.
Ps 119,2 - Szczęśliwi, którzy zachowują Jego upomnienia, całym sercem Go szukają.
Ps 127,5 - Szczęśliwy mąż, który napełnił nimi swój kołczan. Nie zawstydzi się, gdy będzie rozprawiał z nieprzyjaciółmi w bramie.
Ps 128,1 - Szczęśliwy, kto boi się Pana i kto chodzi Jego drogami!
Ps 128,2 -Bo z pracy rąk swoich na pewno będziesz pożywał, będziesz szczęśliwy i dobrze będzie ci się wiodło.
Ps 137,8 - Córo Babilonu, niszczycielko, szczęśliwy, kto ci odpłaci za zło, jakie nam wyrządziłaś!
Ps 137,9 - Szczęśliwy, kto schwyci i rozbije o skałę twoje dzieci.
Ps 144,15 -Szczęśliwy lud, któremu tak się wiedzie, szczęśliwy lud, którego Bogiem jest Pan.
Ps 146,5 -Szczęśliwy, komu pomocą jest Bóg Jakuba, kto ma nadzieję w Panu, Bogu swoim.
Prz 3,13 - Szczęśliwy, kto mądrość osiągnął, mąż, który nabył rozwagi.
Prz 3,18 - To drzewo życia dla tych, co jej strzegą, kto się jej
trzyma - szczęśliwy.
Prz 8,32 - Więc teraz, synowie, słuchajcie mnie, błogosławieni ci, co dróg moich strzegą.
Prz 8,32 - Błogosławiony ten, kto mnie słucha, kto co dzień u drzwi moich czeka, by czuwać u progu mej bramy.
Prz 14,21 - Kto bliźnim gardzi, popełnia grzech, błogosławiony, kto lituje się nad uciśnionym.
Prz 16,20 - Dobro znajdzie, kto zważa na słowo, kto Panu zaufał, jest szczęśliwy.
Prz 20,7 - Prawy żyje w swej nieskazitelności, błogosławione po nim są dzieci.
Prz 28,14 - Szczęśliwy mąż, który stale żywi w bojaźni; kto serce czyni upartym - wpadnie w nieszczęście.
Prz 29,18 - Gdy nie ma widzenia [proroczego], naród się psuje; szczęśliwy, kto Prawa przestrzega.
Prz 31,28 - Powstają synowie, aby ją wysławiać, i mąż jej aby ją uwielbiać.
Koh 4,2 - Więc za szczęśliwszych uznałem martwych, którzy dawno już zmarli, od żyjących, których życie jeszcze trwa.
Koh 4,3 - Za szczęśliwszego zaś od jednych i drugich uznałem tego, co jeszcze wcale nie istnieje ani nie widział spraw niegodziwych, jakie się dzieją pod słońcem.
Iz 30,18 - Lecz Pan czeka, by wam okazać łaskę, i dlatego stoi, by się zlitować nad wami, bo Pan jest sprawiedliwym Bogiem. Szczęśliwi wszyscy, którzy Jemu ufają!
Iz 32,20 - Szczęśliwi! Wy siać będziecie nad każdą wodą, puszczając wolno woły i osły.
Iz 56,2 - Błogosławiony człowiek, który tak czyni, i syn człowieczy, który się stosuje do tego, czuwając, by nie pogwałcić szabatu, i pilnując swej ręki, by się nie dopuściła żadnego zła.
Dn 12,12 - Szczęśliwy ten, który dotrwa i doczeka tysiąca trzystu trzydziestu pięciu dni.
Ml 3,12 - / wszystkie narody nazywać was będą szczęśliwymi, gdyż będziecie krajem [Bożego] upodobania, mówi Pan Zastępów.

Lektura Księgi Powtórzonego Prawa wykazuje, że celem Prawa jest szczęście człowieka:
Pwt 4,40 - Strzeż Jego praw i nakazów, które ja dziś polecam tobie wypełniać; by dobrze ci się wiodło i twym synom po tobie; byś przedłużył swe dni na ziemi, którą na zawsze daje ci Pan, Bóg twój.
Pwt 5,16 - Czcij swego ojca i swoją matkę, jak ci nakazał Pan, Bóg twój, abyś długo żył i aby ci się dobrze powodziło na ziemi, którą ci daje Pan, Bóg twój.
Pwt 5,29 - Oby zawsze mieli w sercu tę samą bojażń przede Mną i zachowywali zawsze wszystkie moje przykazania po wszystkie dni, aby się dobrze powodziło im i synom ich na wieki.
Pwt 5,33 -Idźcie dokładnie drogą wyznaczoną wam przez Pana, Boga waszego, byście mogli żyć, by dobrze wam się wiodło i byście długo przebywali na ziemi, którą macie posiąść.
Pwt 6,3 - Słuchaj, Izraełu, i pilnie tego przestrzegaj, aby ci się dobrze powodziło i abyś się bardzo rozmnożył, jak ci przyrzekł Pan, Bóg ojców twoich, że ci da ziemię opływającą w mleko i miód.
Pwt 6,18 - Czyń, co jest prawe i dobre w oczach Pana, aby ci się dobrze powodziło i abyś wreszcie wziął w posiadanie piękną ziemię, którą poprzysiągł Pan przodkom twoim.
Pwt 6,24 - Wtedy rozkazał nam Pan wykonywać wszystkie te prawa, bać się Pana, Boga naszego, aby zawsze dobrze nam się wiodło i aby nas zachował przy życiu, jak to dziś czyni.
Pwt 10,12-13 -A teraz, Izraelu, czego żąda od ciebie Pan, Bóg twój? Tylko tego, byś się bał Pana, Boga swojego, chodził wszystkimi Jego drogami, miłował Go, służył Panu, Bogu twemu, z całego swojego serca i z całej swej duszy, strzegł poleceń Pana i Jego praw, które ja ci podaję dzisiaj dla twego dobra.
Pwt 12,25 - Nie spożyjeszjej, aby ci się dobrze działo i synom twoim po tobie za to, że uczyniłeś, co słuszne jest w oczach Pana.
Pwt 12,28 -Pilnie słuchaj i przestrzegaj tego wszystkiego, co ja ci dziś nakazuję, aby dobrze było tobie i twemu potomstwu na wieki za to, że będziesz czynił to, co dobre i prawe w oczach Pana, Boga twego.
Pwt 19,13 - Nie ulituje się nad nim twoje oko, lecz usuniesz spośród Izraela krew niewinnie przelaną, by cisie dobrze powodziło.
Pwt 22,7 - Matkę zostawisz w spokoju, a pisklęta możesz zabrać; aby ci się dobrze powodziło i abyś długo żył.
Pwt 33,29 - Izraelu, tyś szczęśliwy, któż tobie podobny? Narodzie, zbawiony przez Pana, Obrońca twój tobie pomaga, błogosławi zwycięski twój miecz. Wrogowie słabną przed tobą, ty zaś wyniosłość ich depczesz.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Revolutionary Road (Droga do szczęścia)
moja droga do szczescia
Droga do szczęścia Revolutionary Road (2009) cd 1
650 Neels Betty Droga do szczęścia Zaręczyny po angielsku
Droga do szczęścia Revolutionary Road (2009) cd 2
Thaumasyt – Część 1 Droga do powszechnie przyjętego zrozumienia
Twoja droga do sukcesu
osiem błogosławieństw

więcej podobnych podstron