Wallace STEVENS
Gallant Château
Czy to coś złego, gdy wchodzi się do pokoju
I zastaje puste łóżko?
Mogło być gorzej: rozpaczliwe włosy,
Gorzkie oczy, zimne i obce dłonie.
Mogła być książka i światło
Padające na bezlitosny wers lub dwa.
Mogła być bezkresna samotność
Wiatru w firankach.
Bezlitosny wers? To te kilka słów.
Niech sobie brzmią i brzmią.
Tak jest dobrze. Puste łóżko,
Firanki sztywne, eleganckie, nieruchome.
Przełożył Jacek Gutorow
Czytelnik
Całą noc siedziałem i czytałem książkę,
Siedziałem i czytałem, jakby w książce
Z mrocznymi stronami.
Była jesień, spadające gwiazdy
Zakryły wysuszone kształty, które
Przycupnęły w świetle księżyca.
Czytałem bez zapalonej lampy,
Jakiś głos mamrotał: "Wszystko
Powróci kiedyś do zimna,
Nawet aromatyczny muszkatel,
Melony, cynobrowe gruszki
W bezlistnym ogrodzie".
Na mrocznych stronach nie było druku
Z wyjątkiem śladu płonących gwiazd
Na mroźnym niebie.
Przełożył Jacek Gutorow
O poezji nowoczesnej
Poemat umysłu w akcie odnajdywania
Tego, co będzie odpowiednie. Kiedyś nie musiał
Szukać: scena była przygotowana; poemat powtarzał
Wcześniej napisany scenariusz.
Potem cały teatr zamieniono
Na coś innego. Jego przeszłość odeszła do lamusa.
Musi być żywy, musi opanować mowę konkretnego miejsca.
Musi stawić czoło mężczyznom tego czasu i wyjść na spotkanie
Kobietom tego czasu. Musi myśleć o wojnie
I odnajdywać to, co będzie odpowiednie. Musi
Budować nową scenę. Musi stanąć na tej scenie
I, jak zdesperowany aktor, powoli
I z uwagą wypowiadać słowa, które już w uchu,
Najdelikatniejszym uchu umysłu, powtarzają
Dokładnie to, co samo usłyszeć. Na ten dźwięk
Niewidoczna publiczność zaczyna słuchać,
Nie sztuki, ale samej siebie, wyrażonej
W uczuciu jakby dwojga ludzi, jakby dwóch
Uczuć zlewających się w jedno. Aktor jest
Metafizykiem w ciemności, szarpie
Instrument, szarpie obojętną strunę, która wydaje
Dźwięki wpadające czasem w zgoła czyste tony,
Obejmujące cały umysł, poniżej którego zejść nie potrafi,
Poza który nie chce wykroczyć.
Musi
Być odnajdywaniem zadowolenia, może
Być o mężczyźnie na łyżwach, tańczącej kobiecie, kobiecie,
Która czesze włosy. Poemat jako akt umysłu.
Przełożył Jacek Gutorow
Pałac z maleństwami
Już za bramami z szeregiem wykutych serafinów
Niewierzący kroczył w świetle księżyca
I patrzył na mury pełne księżycowych zmaz.
Żółte światło ślizgało się po nieruchomych fasadach
Lub obracało bez końca na wieżyczkach,
A on wyobrażał sobie, że ktoś mruczy i śpi.
Szedł tak sam w księżycowej poświacie,
A każde ślepe okno przerywało
Samotność i myśli przechodzące przez głowę:
Skuszone snami o pierwszym ptasim locie,
Maleństwa mogły się poddać kołysaniu nocy
W komnacie rozjarzonej światłami.
Lecz jego nie chciała utulić noc; w ciemnym umyśle
Wirowały i podchodziły skrzydła czarnych ptaków,
Zamieniając samotność w torturę.
Szedł sam w świetle księżyca,
Z chłodną niewiarą w sercu.
Kapelusz z szerokim rondem zasłaniał mu oczy.
Przełożył Jacek Gutorow
Ponowna deklaracja romansu
Noc nie wie nic o śpiewach nocy.
Jest tym, czym jest, jak ja jestem, jaki jestem:
I dostrzegając to, najlepiej dostrzegam siebie
I ciebie. Tylko my dwoje możemy się wymieniać
Sobą nawzajem, dając sobie samych siebie.
Tylko my dwoje jesteśmy jednym, nie ty i noc,
Nie noc i ja, ale ty i ja, sami,
Tak bardzo sami, tak głęboko sami dla siebie,
Tak daleko od przypadkowych samotności,
Że noc jest tylko dekoracją dla nas, którzy
Jesteśmy doskonale wierni naszym osobnym jaźniom,
W bladym świetle, które rzucamy na siebie nawzajem.
Przełożył Jacek Gutorow
Tatuaż
Światło jest jak pająk.
Pełza po wodzie.
Pełza po konturach śniegu.
Wchodzi ci pod powieki
I rozpina pajęczyny -
Dwie pajęczyny.
Pajęczyny twoich oczu
Są przymocowane
Do ciała i kości
Jak do traw lub powały.
Nerwy twoich oczu
Na powierzchni wody
I po konturach śniegu.
Przełożył Jacek Gutorow