Hans Hellmut Kirst Wyprzedaż bohaterów


Kierst Hans Hellmut - Wyprzedaż Bohaterów

tytuł oryginału: „AL'SVLRKAL'P DER HELDEN”

Przełożył JERZY GUTOWSKI

tekst wklepał: yxpodols@interia.pl

korekta: dunder@poczta.fm

WYDAWNICTWO - BELLONA

Okładkę' i stronę tytułów,} projektował - MICHAÓ MARYNIAK

Redaktor - ANDRZEJ BOGUSÓAWSKI

Redaktor techniczny - JADWIGA KAZNóWSKA

Korektor - ZOFIa BANASIAK

Copyright for the Polish edition by Wydawnictwo Bellona, Warszawa 1991

ISBN 83-11-07920-X A.kź“

* * *

Przysłowie łacińskie; „Najwyższe racje są największą niesprawiedliwością”.

Z wielkoniemieckiej tradycji ludowej: „Upajaj

się wojną, pokój bowiem będzie straszny”.

Przysłowie łacińskie: „Orać będziemy lisami,

doić zaŁ capy”.

Ów człowiek, któremu udało się rozpędzić

towarzystwo wspaniałych bohaterów Wielkiej

Rzeszy, znalazł się 2Q4ipca 1944 roku

w tajnym obozie szkoleniowym Kampfental

w pobliżu Hólzbach. Mowa tu o starszym

szeregowcu piechoty Sebastianie Singerze,

który okazał się myszą w polowym mundurze.

^ Ź'

1. POCZonTEK KOńCA

- Kogo tam znowu diabli przynieśli? - rozległ się do-

nośny. władczy głos. przywodzący na myŁl koszary. - Akurat kogoŁ takiego jak ty Jeszcze nam tu brakuje;

Wywołany w ten sposób człowiek powlókł po zakurzonym dzie-dzińcu dworcowym w Hólzbach SWÓJ ekwipunek wojskowy. Zamru-gał oczyma porażony stojącym w zenicie słońcem i dostrzegł star-szego kaprala rozpartego wygodnie na Łredniotonażowej ciężarówce okrytej płachtą namiotową. Było to krępe chłopisko o czerwonej twarzy i napiętym spojrzeniu.

- Nie sądzisz chyba, że przyjechałeŁ tu na urlop?

Uwaga ta dotyczyła walizy przybysza, starszego szeregowca, który pojął natychmiast, o co chodzi, zabrał ją bowiem ze sobą oprócz plecaka i chlebaka. Odstawił teraz walizę i zbity nieco z tro-pu wykonał coŁ. co wyglądało na oddanie honorów wojskowych.

- Co to było. człowieku?.' - wykrzyknął starszy kapral niebez-piecznie rozbawiony. - Chcesz, abym się wyrzygał?

- Bynajmniej, panie starszy kapralu - zapewnił starszy szerego-wiec, starając się ochoczo przystosować do sytuacji. Podczas służby w czasie wojny zawsze mu się to w pewnym stopniu udawało. Również teraz usiłował zaprezentować się jako subordynowany pod-komendny.

Próbował upewnić się co do tego także starszy kapral;

- CałoŁć od początku jeszcze raz? Tylko tak jak należy! Z po-wrotem do dworca biegiem marsz!

Starszy szeregowiec ruszył żwawo i na dworcu, w obskurnym pomieszczeniu, przy kasach, postawił cały swój bagaż, wypuszczając go z rąk wprost na podłogę. Następnie, z twarzą pozbawioną wyra-zu niczym członek chóru chłopięcego, wygładził pomięty mundur - i ponownie ogarnęło go słonce, tym razem Jednak zgodnie z wy-mogami dziedzińca koszarowego.

Zatrzymał się przed starszym kapralem w odległoŁci około pię-ciu metrów i spróbował strzelić obcasami. Zabiegając o poprawną, sportową postawę, zaprezentował oczekiwane przez starszego kap-rala oddanie honorów wojskowych. Wypadło to wprawdzie nieco dziwacznie, Łwiadczyło jednak o dobrych chęciach. Podobnego mnie-mania był widocznie starszy kapral, wylegujący się w dalszym ciągu gnuŁnie na ciężarówce. Jako wytrawny szkoleniowiec nie chciał na samym wstępie poprzestać wyłącznie na tym.

- Padnij! - zakomenderował.

Starszy szeregowiec ociągał się chwilę, co było doŁć trudne do rozpoznania, po czym z wytrenowaną szybkoŁcią wykonał rozkaz.

- No proszę - stwierdził zadowolony starszy kapral. - Dlaczego nie od razu tak, człowieku? ZafcoiłOtuj sobie, że to także tu obowią-zuje! Powstań!

Starszy szeregowiec podniósł się, nie za wolno co prawda, ale i bez zbytniego poŁpiechu. W końcu uczył się niegdyŁ przepisanej regulaminem musztry na placu koszarowym. A więc: prawa noga zgięta, lewa wyprostowana, górna częŁć ciała podparta obiema ręka-mi. Dopiero wtedy człowiek się podnosi.

Starszy kapral przyglądał się temu okiem znawcy. Zaobserwo-wał. że szeregowiec trochę zbyt niedbałym ruchem otrzepał kurz ze swego munduru. Lecz gotów na rozkazy stał oto przed nim, więc starszy kapral postanowił potraktować go życzliwiej.

- Skąd przybywasz? I jak sądzisz, gdzie wylądowałeŁ?

- Starszy szeregowiec Singer. Odkomenderowany do obozu

Wehrmachtu w Kampfental.

- Na kurs szkoleniowy? To przyczołgałeŁ się zbyt wczeŁnie, następny turnus rozpoczyna się tu dopiero za dziesięć dni.

- Zostałem przydzielony do stałego personelu, panie starszy kapralu.

CoŁ takiego! A z czyjej to łaski i z jakiego powodu?

- Nie wiem, panie starszy kapralu. Mój rozkaz wyjazdu brzmi:

Hólzbach, obóz Wehrmachtu Kampfental.

- Skąd przyjeżdżasz?

Szpital wojskowy Monachium-Południe.

Starszy szeregowiec Singer przeleżał tam szeŁć tygodni po po-strzale płuc. Dostało mu się na froncie wschodnim, w czasie walk ulicznych w Warszawie.

i SSSS^.0^,^^

\ ^^s^^s^^

` ^ofc0^ ^ c^ŚŚŚ ^ ^cznle1 „ nas

Ź” ^y K e f0”” ^Ź-„”bawaSo K1'6-„ „”ź”” P.?knv

^^S^^SSs^

^ ^^s^-^g s^---

^ ^s^^s^^^

„ypucowane na ` i p”sŹ `Podlić 7 oirrn y „'””dur. wyelan ^^P^”:^^^.,.^,?'/^^^^ kanS:

^. ^Sr'^^^n^^”” ^Sw^ -by!

^ź5^^5^?As

“-%^?^^^S'^S

S^^f-

r-ss^i^-s-s

S::^T^S^^^^

^'ŹX^^?^3^^^ Ś.„

;^^^?^^^^

^S?^5?^--

^Ź^ra) stał „ Ź ^rtonow. - Te

^, k^ Ju2 w -^0^ , ^^

1 szeregowiec zaczął t krowie, -_ ^.

czął ^^^c karton za lc.rt

a ^^^”em. Było jch

pięćdziesiąt, i to niezbyt ciężkich. Zawierały butelki. Każdy, jak się później okazało, po szeŁć.

- Chłopie, tempo! - zagrzewał go krzykiem do czynu starszy kapral.

Singer ciężko dyszał, ogarnął go niemal szał pracy. Twarz lŁniła mu od potu, ręce drżały: to dawały o sobie znać otrzymane rany.

Starszy kapral przysiadł się tymczasem do kolejarza. Byli wielce rozbawieni. - I to ma być młodzież'.' Z czymŁ takim zamierza się wygrać wojnę?

Singer, skończywszy załadunek pięćdziesięciu kartonów, oparł | się. ciężko dysząc, o Łcianę. Zauważył stamtąd, jak starszy kapral ? rozciął scyzorykiem jeden z kartonów. Pojawiły się w nim butelki szampana marki „Henkel Trocken”. Gerner wydobył z kartonu trzy. Dwie wręczył wyraźnie uradowanemu z tego kolejarzowi z mile dla ucha brzmiącym zdaniem: - Dla ciebie, kolego!

Trzecią butelkę wcisnął do ręki Singerowi wraz ze słowami przestrogi: - Jedno powinieneŁ sobie wbić do głowy, że u nas po-stępuje się bardzo po ludzku. AbyŁ nigdy w to nie wątpił. Zachowuj się więc odpowiednio! Trzymaj zawsze pięknie język za zębami, żeby nikt ci nie obił pyska.

Singer mógł teraz przycupnąć na wozie pomiędzy kartonami. Poza kurzem nie widział stąd nic. Kurz wzbijał się wysoko ponad zmaltretowaną przez wyboje drogą.

Po pewnym czasie ciężarówka zahamowała tak gwałtownie, że Singer omalże nie upadł. Zajechali pod .południową bramę obozu.

Starszy szeregowiec ogarnął swoje pakunki i zeskoczył z platfor-my. podczas gdy starszy kapral Gerner. nie rzuciwszy nawet na niego okiem, poturkotał dalej z ładunkiem szampana.

Singer poczuł się nieco zagubiony. Po paru chwilach rozejrzał się. Wokół rozciągał się drut kolczasty wpleciony gęsto w solidne rusztowanie z drewna. Spojrzał na toporną bramę, stojącą teraz otworem.

Zatrzymał się odruchowo, ponieważ zbliżali się właŁnie ku nie-mu dwaj żołnierze. Mieli opaski na rękawach, co Łwiadczyło praw-dopodobnie o przynależnoŁci do swego rodzaju policji obozowej.

- Dokumenty! - zażądał jeden z nich.

Singer wręczył mu swój rozkaz wyjazdu, nie wzbudził on jednak żadnego zainteresowania.

- Do kontroli - powiedział drugi wskazując budynek stojący na prawo od bramy. Wyglądało na to. że od strony organizacyjnej wszystko tu gra.

10

^ ^i^y^J budów;, u/ ,

. , a a- ŹŹ”ź “'”” Ź-**'.”SE~

^SS^^^y...

lo^ w- `” Jeszcze Ź^ Ź ,„Ks,eg, p,5..'»te e^.„.

^^^CT -Ź-.. ^ „;r””0' “^80 a-

S^-^S:^^^

^c^^ ^.a,o s, p„ , apol”at'a “^S^

, :^s^^te-

Źm- ^S^^S^^^- Ta “-“a

Sy^^”s^s-p^^

:&^^::::so^^

‚“ui -stss^^ ?- - „

^^%2s?^s:::r

S2cle ca^ resztę.

Ii

Gdy tak pełzał po podłodze, zauważył przed sobą cieri. Podniósł głowę i w padającym z naprzeciwka Łwietle dojrzał z trudem przysa-dzistego człowieka w mundurze porucznika piechoty, ozdobionym paroma baretkami.

- Porucznik Wagner - powiedział oficer całkiem nieregulamino-wym tonem. - Należę do sztabu komendanta, pana pułkownika von Verweisera. Zostałem tam przydzielony Jako oficer łącznikowy; ofi-cjalne oznakowanie: jeden C, a więc odpowiadam również za bez-pieczeństwo. porządek, kontrwywiad.

Zdumiało to Singera. Oficer przedstawia się starszemu szerego-wcowi?

- Panie poruczniku - spytał - czy te fakty mogą mieć dla mnie znaczenie? Czy będę miał co nieco do czynienia z bezpieczeństwem, porządkiem bądź kontrwywiadem?

- Wszyscy tu mamy z tym do czynienia. Singer. Pan zaŁ musi się skłaniać do tego. co ja pod tym rozumiem. Wtedy, sądzę, będzie tu panu szło jak z płatka.

- O ile mi wiadomo, panie poruczniku, zakres działania je-den C obejmuje również funkcję NSFO. czyli oficera do spraw narodowosocjalistycznych. A może się mylę'.'

- W żadnym wypadku. Singer. Porucznik Wagner z trudem

zdołał ukryć zdziwienie, w jakie wprawił go poziom wiedzy tego starszego szeregowca. Wydaje się. że jest pan doŁć dobrze zorien-towany.

- Tak sobie, coŁ mi wpadło w ucho - odparł wymijająco Sin-ger.

Pomimo wszystko Wagner czuł się zobligowany do udzielenia bliższych wyjaŁnień:

- Jeżeli działam tu także jako NSFO. to jedynie w ramach

przydzielanych mi automatycznie zadań, które traktuję wyłącznie jako pracę dodatkową, właŁnie pracę! Proszę, by przyjął pan to do wiadomoŁci.

- Tak jest. panie poruczniku?

Porucznik Wagner nadal występował w roli życzliwego przeło-żonego: - Jest pan zatem odkomenderowany do nas i bardzo liczę na to, że szybko zorientuje się pan, jaki ta praca ma sens. Chodzi tu o obowiązki wyjątkowego rodzaju. Najpierw jednak, zamiast przy-sięgi. niech pan podpisze to oŁwiadczenie.

Otworzył cienką teczkę z aktami, wyjął z niej jedną kartkę i przed wręczeniem owej kartki szeregowcowi potrzymał ją w pal-cach jak chorągiewkę. - Niech pan to przeczyta dokładnie. Singer,

przed sobą cień. Podniósł

tle dojrzał z trudem przysa-

dka piechoty, ozdobionym

cer całkiem nieregulamino-

nta, pana pułkownika von

ko oficer łącznikowy; ofi-

owiadam również za bez-

via się starszemu szerego-

wy mogą mieć dla mnie

lenia z bezpieczeństwem,

a, Singer. Pan zaŁ musi |

n. Wtedy, sądzę, będzie

u, zakres działania Je-

żyli oficera do spraw

Źnik Wagner z trudem

poziom wiedzy tego

n doŁć dobrze zorien-

`parł wymijająco Sin-

?wany do udzielenia

Jedynie w ramach

traktuję wyłącznie

r przyjął pan to do

życzliwego przeło-

nas i bardzo liczę

la sens. Chodzi tu

lak, zamiast przy-

l

bej Jedną kartkę

rzymał J'ą w pal-

Okładnie. Singer,

i zada ewentualnie niezbędne pytania, tylko bez niepotrzebnego ga-dulstwa.' Następnie podpisze pan ten Łwistek.

OŁwiadczenie to. ..złożone dobrowolnie zamiast przysięgi”. brzmiało:

..Ja - tu następowały: nazwisko, stopień wojskowy. data i miej-sce urodzenia - przyjmuję niniejszym do wiadomoŁci, dokładnie o tym pouczony, że w specjalnym obozie szkoleniowym Wehrmach-tu, służącym celom obronnym, zwanym w urzędowym skrócie WMSAV. w Kampfental koło Hólzbach. do którego zostałem przy-dzielony. rozkazy dowództwa winny być bezwarunkowo traktowane jako »tajne rozkazyź”.

Starszy szeregowiec zdumiał się ponownie. Ponieważ od lat obe-znany był z regułami gry Wehrmachtu. domyŁlał się już. że wpako-wano go do kotła pod wysokim ciŁnieniem. ..Tajne rozkazy” stano-wiły po okreŁleniach ..tajne” i ..Łcisłe tajne” trzeci, najwyższy sto-pień biurokratycznej machiny wojskowej. Kierowano go do tej poi-}', i to na ogół dzień w dzień, do pełnienia służby tylko w zasięgu działania dowódców armii lub grup armii.

Porucznik Wagner ciągnął dalej SWÓJ prawdopodobnie rutyno-wy wywód:

- Podpisane przez pana oŁwiadczenie zobowiązuje do absolut-nego milczenia o tym wszystkim, z czym pan się tu zetknie lub do czego będzie pan miał wgląd. O tym. co się tu dzieje, nie wolno informować nikogo z zewnątrz, wykluczone są również jakiekolwiek napomknienia. Tak zadecydował nasz Fiihrer mając na myŁli dobro Rzeszy. Wciągnięcie się do tej pracy bez zastrzeżeń to oczywisty obowiązek.' Jasne. Singer?

- Absolutnie, panie poruczniku zapewnił natychmiast starszy szeregowiec i chcąc dać wyraz autentycznego zaangażowania, powie-dział: - Proszę mi pozwolić na pytanie całkiem teoretyczne. Co by się stało, gdyby ktoŁ nie chciał lub nie był w stanie się do tej pracy wciągnąć?

Wagner odchylił się do tyłu. obrzucając Singera badawczym spojrzeniem, na podobieństwo snajpera, który bierze na muszkę trudny cel.

- A może siebie pan ma na myŁli?

Starszy szeregowiec odparł niezwłocznie:

- Ja oczywiŁcie chcę współdziałać? J naturalnie podpiszę to. Zapytałem jedynie, by móc lepiej zorientować się w sytuacji.

- A zatem. Singer. mogę panu takiej odpowiedzi udzielić. - Po-rucznik Wagner, uznając widocznie, że ten nowicjusz jest już zdecy-13

dowany złożyć podpis, przybrał znowu postawę niezłomnego władcy. - Po pierwsze: Jeżeli z chwilą podpisania tego oŁwiadczenia uległby pan pokusie robienia głupstw, mogłoby to mieć daleko idące następ-stwa i zależnie od okolicznoŁci, w Jakich ten czyn byłby popełniony, mógłby on być uznany za zdradę stanu lub zdradę ojczyzny. A na tym chyba by panu nie zależało? `f

- A po drugie. JeŁli wolno spytać? ^

- Gdyby pan raczył odmówić złożenia wymaganego podpisu, » załatwiamy to całkiem prosto. Co to oznacza w praktyce? Zostaje pan stąd wydalony i odesłany na front. A wtedy ląduje pan w ciągu dwudziestu czterech godzin w najgęstszym gównie.

Na czymŁ takim ani przez chwilę nie mogło Singerowi zależeć, Więc podpisał oŁwiadczenie. Porucznik Wagner przybliżył dokument do twarzy. Jego oczy sprawiały wrażenie, iż jest przekonany, że wszystko jest znowu w najlepszym porządku. Rzekł od niechcenia:

- To podpisane przez pana oŁwiadczenie zostanie włączone do akt personalnych; rozkaz wyjazdu, Singer, musi być najpierw pod-dany dokładnemu zbadaniu. Na razie niech pan się tu zatrzyma i czeka na następne polecenie. Przydział funkcji w obozie nastąpi później. Tymczasem proszę cierpliwie znieŁć naszego ..podwójnego” doktora Kónigsbergera. Do nas nie mają wstępu chorzy ani choćby zagrożeni jakąkolwiek chorobą.

Można powiedzieć, że równoczeŁnie chwycili za klamkę u drzwi;

porucznik przekroczył próg krokiem marszowym, kapitan lekarz natomiast wszedł do pokoju całkiem zwyczajnie. Był to niewysoki, niemalże delikatny mężczyzna. Trzymał w ręku fiszkę ze swojej kartoteki. Jego okulary o grubych szkłach zdawały się spełniać jedno tylko zadanie - ukrywanie oczu.

- RozgoŁćmy się - zaproponował siadając pierwszy za biur-

kiem. - Niech pan przyciągnie walizkę i siądzie na niej. Nie lubię, gdy ktoŁ patrzy na mnie z góry.

Brzmienie jego głosu wręcz fatalnie odbiegało od wojskowego tonu, podobnie jak sposób poruszania się. Mogło to być oczywiŁcie zamierzone, by zyskać zaufanie pacjenta.

Kónigsberger zdjął okulary i zmierzył wzrokiem starszego szere-gowca, mrugając przy tym swoimi mądrymi oczyma.

- Niech pana nie peszy moja tu obecnoŁć - powiedział na

wstępie. - Przebywam w tym obozie wyłącznie jako lekarz. - I ku zaskoczeniu Singera dodał: - Jeżeli ma pan jakieŁ pytanie, chętnie na nie odpowiem, oczywiŁcie w miarę moich możliwoŁci.

Singerowi cisnęło się do głowy wiele pytań, jednak powstrzymy-14

`stawę niepomnego władcy.

tego oŁwiadczenia uległby

mieć daleko idące następ-

en czyn byłby popełniony,

ib zdradę ojczyzny. A na

ia wymaganego podpisu,

cza w praktyce? Zostaje

rtedy ląduje pan w ciągu

gównie.

logio Singerowi zależeć.

ner przybliżył dokument

iż Jest przekonany, że

i. Rzeki od niechcenia:

e zostanie włączone do

lusi być najpierw pod-

1 pan się tu zatrzyma

ikcji w obozie nastąpi

laszego „podwójnego”

`pu chorzy ani choćby

iii za klamkę u drzwi;

wym, kapitan lekarz

ie. Był to niewysoki,

`ku fiszkę ze swojej

ify się spełniać jedno

; pierwszy za biur-

na niej. Nie lubię,

iło od wojskowego

> to być oczywiŁcie

!m starszego szere-

fma.

,- powiedział na

KO lekarz. - I ku

łytanie, chętnie na

j)Łci.

tiak powstrzymy-

io

wał się z ich wypowiedzeniem. Jedynego pytania nie mógł sobie wszakże odmówić:

- Panie doktorze, nazywa się tu pana podwójnym doktorem, co to znaczy?

Kónigsberger chętnie pospieszył z wyjaŁnieniem może dlatego. żeby zyskać na czasie, by przybrać właŁciwa postawę wobec nieocze-kiwanie przybyłego starszego szeregowca:

- Zrobiłem dwa doktoraty, jeden po drugim.

Kónigsberger. wywodzący się z Bambergu, bardzo długo studio-wał. Tak długo, jak to tylko było możliwe, zahaczając o więcej niźli połowę wojennych lat. Został doktorem medycyny i do tego psycho-logiem, a ponadto otrzymał tytuł doktora filozofii. Wtedy powołano go do wojska, szybko awansował i ostatecznie dostał przydział do tej elitarnej jednostki.

- A dlaczego pan się tu znalazł. Singer?

Zabrzmiało to tak. jakby lekarzem powodowało wyłącznie życz-liwe zainteresowanie, mogłoby to jednak równie dobrze być pytanie podchwytliwe. Ponieważ Singer wylądował tu na swego rodzaju polu minowym, postanowił od tej pory brać ten aspekt pod uwagę. Na wszelki wypadek odparł wymijająco:

- Nie wiem. panie doktorze, dlaczego. Wypisano mnie ze szpi-tala Monachium-Południe i rozkazem marszowym skierowano bez-poŁrednio do Hólzbach-Kampfental.

Doktor przyjął z uŁmiechem to wyjaŁnienie, stwarzając pozory pełnego zrozumienia.

- ZażądaliŁmy historii pańskiej choroby, ale jeszcze do nas nie dotarła. Pierwsza uzyskana telefonicznie informacja brzmiała jedy-nie: Niegroźny, prawie już zaleczony postrzał płuc. Nic poza tym.

Sebastian Singer postanowił już doŁć dawno niczemu się w cza-sie trwania tej wojny nie dziwić. Tym razem jednak odczuł niepokój wywołany niezwykłym zainteresowaniem jego osobą. Przewidując nieprzyjemne komplikacje, spojrzał na lekarza nieco poirytowany.

- Niech się pan niczym z góry nie przejmuje, mój drogi, to są zwykłe, rutynowe czynnoŁci. Radziłbym panu tak na to spojrzeć:

wylądował pan tu jak w zamku rycerskim Graala, którego progów nikt nie może przekroczyć przed uprzednim zbadaniem serca i nerek. A do tego potrzebny jest lekarz, albowiem obowiązuje u nas zasada:

w zdrowym ciele zdrowy duch? Może się panu wydać nonsensem, lecz u nas stanowi to wiążącą instrukcję.

Singer pojął, że doktorowi Kónigsbergerowi można zadawać

tylko pytania rzeczowe, jeŁli się chce uniknąć jakichkolwiek nieporo-zumień.

- Czy ma pan skłonnoŁci homoseksualne, Singer?

- Nic mi o tym nie wiadomo, panie doktorze, więc chyba nie mam.

Rola. jaką doktor Kónigsberger musiał odegrać, na pewno była mu nie w smak i napawała go prawdopodobnie wręcz wstrętem. Chcąc widocznie mieć to wszystko szybko z głowy zadał pytanie następne:

- A zatem wyraźna skłonnoŁć biseksualna?

- Również nie, panie doktorze. Muszę tu użyć słowa ,,niestety”. Kónigsberger zareagował przychylnym uŁmiechem.

- Nie jest pan zatem żonaty? Czy jest pan zakochany? Lub

może łączy pana jakiŁ inny zobowiązujący stosunek z istotą płci odmiennej?

- Nie,

- Czy w pańskiej rodzinie występowały okreŁlonego rodzaju choroby? Zakaźne? Dziedziczne?

- Psychiczni czy coŁ w tym sensie? Nie. jak do tej pory nie. Starszy szeregowiec pozwolił sobie teraz n'1 wzmiankę, którą. jak sądził, mógł uczynić wobec tego ,,podwójnego” doktora:

- Znam przypadkowo historię mojej choroby, którą pan zażą-dał ze szpitala.

- Jak do tego doszło? CoŁ takiego jest przecież surowo za-bronione!

- Całkiem zwyczajna transakcja zamienna pomiędzy żołnierza-mi służby sanitarnej a wybitnymi znawcami w dziedzinie szpitalni-ctwa. Aktualne koszta takiej transakcji to dziesięć papierosów lub , tabliczka czekolady: może również wchodzić w rachubę butelka wi-na. W każdym razie wiem jedno, że w moich aktach chorobowych nie ma nic poza opisem niegroźnego postrzału płuc i leczenia tegoż.

- Nie sądzi pan chyba, że jest pan w stanie coŁ przede mną zataić? To tylko pierwsza rozmowa informacyjna. W ciągu następ-nych dni przebadam pana dokładnie. Byłoby więc dla pana pożąda-ne, aby właŁnie teraz był pan ze mną całkowicie szczery.

- Jeżeli mówi pan o szczeroŁci, to przypuszczam, że dotyczyć ma ona pana jako lekarza, czy też może ma pan coŁ innego na myŁli?

Kapitan lekarz rozeŁmiał się. jakby nieco znużony pytaniami Singera.

- Przypadł mi pan do gustu, Singer, a to chyba dlatego, że nie

16

ić jakichkolwiek meporo-

Ine, Singer?

oktorze, więc chyba nie

odegrać, na pewno była

lobnie wręcz wstrętem.

z głowy zadał pytanie

na'?

użyć słowa „niestety”.

„miechem.

pan zakochany? Lub

tosunek z istota płci

okreŁlonego rodzaju

ak do te) pory nie,

0 wzmiankę, którą,

sgo” doktora:

5y, którą pan zażą-

rzecież surowo za-

omiędzy żołnierza-

ziedzinie szpitaJni-

ić papierosów lub

diubę butelka wi-

pch chorobowych

` i leczenia tegoż.

cos przede mną

W ciągu następ-

IIa pana pożąda-

tzczery.

am, że dotyczyć

coŁ innego na

tony pytaniami

dlatego, że nie

Jawi mi się pan jako służalczy, tuzinkowy człowieczek, przynajmniej nie w kontaktach ze mną. Na pytanie, czy zdołał mnie pan czymŁ rozŁmieszyć, odpowiedziałbym krótko: nie. Dajmy spokój tym in-dagacjom, mój drogi.

- Postaram się.

- Czego nie chcę słyszeć, tego również nie słyszę. No. jak na pierwszą rozmowę to już doŁć.

Wstał z krzesła: komendant na niego czekał.

- Proszę się teraz udać do starszego sierżanta Schulza; urzęduje w baraku administracyjnym dla stałego personelu obozu. Przypusz-czalnie takiego faceta jak pan przyjmie z wielkim zainteresowaniem.

Specjalny obóz szkoleniowy Wehrmachtu. służący celom obron-nym, zwany w skrócie WMSAV. położony na uboczu Kampfentalu, już z racji otaczającego go jeziora i lasów stanowił miejsce dobrze osłonięte przed ludzkim wzrokiem.

W centrum obozu znajdował się tak zwany zameczek myŁliwski Kampfental - budowla w kształcie zamku, o grubych murach, ma-łych oknach i jakby wklęsłych pomieszczeniach. W Łrodku jednakże, prawie niezauważalna z zewnątrz, mieŁciła się wspaniale zaprojek-towana sala bankietowa z dwoma tarasami jednym z widokiem na jezioro, drugim zaŁ ukierunkowanym na obóz.

CałoŁć wraz ze stajniami i dawnym domem dla czeladzi była w czasie pierwszej wojny Łwiatowej wykorzystywana dla potrzeb urzędu planowania wojskowego. Już wówczas musiano postawić kil-ka dodatkowych baraków służących przechowywaniu akt.

W latach 1919-1923 teren ten wprost odstraszał, na co przymy-kały oczy różnorakie władze, z których żadna nie czuła się kom-petentna. by przedsięwziąć jakieŁ kroki zaradcze.

Nielegalny korpus ochotniczy ..Siidland”. noszący także nazwę Niemieckie Orły, tu się uformował i wyszkolił, wkrótce jednak uległ rozwiązaniu. Związek ten nigdy nie został użyty w formie zwartej jednostki, lecz jedynie jako kilka grup wypadowych, które zapusz-czały się w pobliże Norymberg!', w głąb terytorium, gdzie obowiązy-wała samoczynnie ustanowiona sprawiedliwoŁć narodu niemieckiego.

Od 1925 roku pojawili się w Kampfentalu skauci, przekształ-cając obóz w schronisko młodzieżowe wyposażone w boiska spor-towe i płace do gier. W 1933 roku sytuacja w obozie zmieniła się radykalni^A-^^ciągu kilku miesięcy ów szczelnie zabudowany teren stal się niejalCCT zakładem konkurencyjnym wobec obozu koncen-Wypr7fl^a^ bohuiei^y `^ . i-t^,

17

traconego w Dachau. Odnowiono z rozmachem zameczek myŁliw-ski, przeznaczając go na siedzibę kierownictwa obozu koncentracyj-nego, rozbudowano stajnie, w których miały się mieŁcić kwatery strażników obozowych, a także postawiono kolejne baraki dla przy-wożonych tu więźniów. CałoŁć ogrodzono solidnymi zasiekami z drutu kolczastego.

Gdy nieco później zastępca Fiihrera Rudolf Hess dokonywał inspekcji obozu, był głęboko poruszony widokiem niemieckich gór oraz cudownego niemieckiego lasu i z właŁciwą sobie ŁwiadomoŁcią wagi pełnionej przezeń misji oŁwiadczył uroczyŁcie:

- To wręcz niemożliwe, ludzie, towarzysze! Panuje tu najczyst-sza ŁwieżoŁć lata. a ta okolica w żadnym wypadku nie nadaje się, by przebywali w niej zdecydowani wrogowie naszego narodu!

W ten oto sposób już w 1936 roku przekształcono Kampfental ;

w obóz szkoleniowy dla męskiego i żeńskiego kierownictwa Służby .:

Pracy, z wielkim rozmachem go odnowiwszy. Wybudowano ogrom-ną kantynę, w której można było zarówno wyŁwietlać filmy, jak i organizować Łwiatopoglądowe wieczory szkoleniowe, a także we-sołe potańcówki pod koniec tygodnia i z okazji Łwiąt wielkonie-mieckich.

W 1939 roku, po wybuchu drugiej wojny Łwiatowej, w obozie ulokował się Wehrmacht. Kampfental służył teraz rannym frontow-com jako obiekt wypoczynkowo-rekonwalescencyjny. Funkcje pielę-gniarek pełniły niemieckie kobiety i młode dziewczyny.

W pełni lata 1942 roku pojawił się w obozie podpułkownik von Verweiser, awansowany niebawem na pułkownika, odznaczony or-derem „Pour la Merite”. Wyposażony we wszystkie możliwe pełno-mocnictwa dowódcy korpusu armii, których udzieliło mu naczelne dowództwo Wehrmachtu, prawdopodobnie w wyniku bezpoŁrednie-go polecenia Fiihrera, tenże podpułkownik stwierdził autorytatyw-nie; ,,Przejmuję Kampfental!”

W krótkim czasie rozkazał uporządkować teren, przystosowując go do nowych zadań. Polegało to na rozbudowie bądź przebudowie obiektów starych oraz postawieniu odpowiednio dużych nowych. Kampfental opanowały kolumny budowlane na podobieństwo wyro-jonych pszczół.

W dniu pierwszym maja 1943 roku nastąpiło uroczyste otwarcie gotowego już obiektu. I tak powstał tu nie mający precedensu na obszarze Wielkich Niemiec nadzwyczajny, precyzyjnie funkcjonujący krąg obrony.

Generał pułkownik Wedell, którego wkrótce awansowano do

18

Źm zameczek myŁli w-

obozu koncentracyj-

się mieŁcić kwatery

yne baraki dla przy-

;olidnymi zasiekami

»lf Hess dokonywał

;m niemieckich gór

sobie ŁwiadomoŁcią

cię:

Panuje tu najczyst-

1 nie nadaje się, by

o narodu!

Źfcono Kampfenta)

Źrownictwa Służby

cudowano ogrom-

Wtlać fiimy, jak

owe, a także we-

swiąt wielkonie-

itowej, w obozie

Źannym frontow-

`Ź Funkcje pielę-

yny.

^pułkownik von

odznaczony or-

możliwe pełno-

to mu naczelne

» bezpoŁrednie-

ił autorytatyw-

irzystosowując

z przebudowie

pych nowych.

feristwo wyro-

^ste otwarcie

recedensu na

linkcjonujący

nsowano do

stopnia feldmarszałka, mógł po dokonaniu pierwszej inspekcji zako-munikować Fuhrerowi: „Jest to jedyna w swoim rodzaju instytucja odpowiadająca całkowicie naszym dążeniom!”

Ów położony nad jeziorem zameczek myŁliwski Kampfental,

sprawiający ongiŁ nieco ponure wrażenie, zabłysnął teraz lŁniącą bielą. Futryny okien i drzwi pomalowano, nadając im odcień cie-płego brązu. Rozbudowane w kierunku południa i jeziora otwarte tarasy sprawiły, że budowla ta otrzymała nazwę ,,Małego Sans-souci”.

Okazałymi stopniami tarasu piął się teraz spiesznie pod górę, stawiając długie kroki, kapitan lekarz Kónigsberger, co przysparzało mu nieco kłopotu z zachowaniem równowagi. Dotarł w końcu do pokoju służbowego adiutanta dowódcy. A był nim kapitan Tausch-muller - niewysoki, krępej budowy mężczyzna, zazwyczaj bardzo poważny, przybierający niekiedy uroczystą minę, zawsze jednak wiel-ce czujny.

Przebywał właŁnie u niego porucznik Wagner. - No, nareszcie

- powiedział, ledwie dysząc z oburzenia. Znowu nadarzyła mu się okazja, by zganić tego medyka za brak żołnierskiej postawy. Medyk był wprawdzie w stopniu kapitana, jednak ów porucznik, aczkol-wiek nie przychodziło mu to łatwo, potrafił się i z tym problemem uporać.

Kapitan Tauschmuller starał się jak zawsze być rzeczowy. - Pan komendant właŁnie nas oczekuje - powiedział.

Wagner zaŁ. nie zamierzając tracić szansy, dodał uszczypliwie:

- A pan, doktorze, musiał się znowu spóźnić.

Kónigsberger czupurnie mu się odwzajemnił: - W przeciwień-stwie do niektórych mam zwyczaj przestrzegać porządku i postępo-wać skrupulatnie, a to wymaga czasu.

- Jestem zmuszony prosić was, moi panowie - kapitan Tausch-muller podniósł ręce w błagalnym geŁcie - byŁcie w obecnoŁci pana komendanta nie demonstrowali różnicy w waszych poglądach i nie rozstrzygali, kto ma rację. Taka jest moja rada. Jeden z was musiał-by wówczas opuŁcić pole walki, a dokąd miałby się potem udać, czy panowie zdają sobie z tego sprawę?

Zacietrzewione koguty umilkły. Nie sprawiało to trudnoŁci ani Wagnerowi, ani Kónigsbergerowi, ponieważ w istocie rzeczy żaden z nich nie dążył do wykorzystania pozycji drugiego. A poza tym musieli skupić uwagę na osobie adiutanta, który dodał na zakoń-czenie:

- Zakładam, że wiecie panowie, o co mi chodzi.

Nie wiedzieli, starali się jednak nie dać tego po sobie poznać,

19

zwłaszcza że i tak -działo się tu wszystko według ustalonego z góry schematu: pułkownik przedstawia na wstępie swój pogląd, a potem pyta o zdanie swoich współpracowników, będąc przy tym absolutnie pewny ich całkowitej aprobaty. Niczego innego nie można się było spodziewać.

Gabinet pułkownika von Verweisera znajdował się na pierw-

szym piętrze pałacyku. Zajmował trzy dawne pokoje, których Łciany działowe wyburzono. LŁniący czystoŁcią, wypolerowany parkiet po-krywały dywany perskie, Łciany zdobiły obrazy o tematyce myŁliw-skiej.

Za masywnym biurkiem w stylu baroku bawarskiego siedział j komendant w pełnej krasie swego majestatu i niezbywalnej suweren-noŁci. Twarz o ostrych rysach i ustawicznie badawczy wzrok upodo-bniały go do górskiego orła.

Miał na sobie nieskazitelnie czysty, starannie wyprasowany mundur, na którym nie połyskiwały żadne ordery ni odznaczenia. aczkolwiek, jak powszechnie było wiadomo, miał ich bez liku. I to nie tylko Krzyż Żelazny I klasy, którym został dwukrotnie udekoro-wany już w czasie pierwszej wojny Łwiatowej, kiedy to przyznano mu również najwyższy z wszystkich orderów ,.Pour le Merite”. Wi-docznie jednak nie przywiązywał do nich aż takiej wagi, by je stale nosić, czynił to tylko przy szczególnych okazjach.

Pułkownik wyznawał po prostu życiową dewizę wielkiego Pru-saka Moitkego: ..Bardziej znaczyć niż błyszczeć!” I tegoż oczekiwał od wchodzących właŁnie kolegów oficerów, których wiernoŁci i po-słuszeństwa wydawał się być zawsze pewny. Gestem głowy nakazał im zatrzymanie się w pobliżu drzwi, gdzie jak zawsze czekali skwap-liwie na jego zarządzenia,

Przewertował dostarczone mu dokumenty, co wymagało okreŁ-

lonego czasu, po czym uniósłszy głowę wyrzekł:

- A więc przydzielono nam jakiegoŁ Singera, starszego szerego-wca. Rzecz doprawdy zadziwiająca, nie uważacie, panowie?

CoŁ takiego zdarzało się tu niezmiernie rzadko. W końcu ko-mendant obozu miał wszelkie możliwe uprawnienia, w tym przywilej samodzielnego dobierania współpracowników, bez względu na to, kim by był delikwent i skąd przybywał - z jednostki frontowej. formacji krajowych bądź rekrutowałby się spoŁród kursantów obozu Kampfental.

- Skąd przybywa ten człowiek?

- Ze szpitala w Monachium - zaraportował adiutant. - Stam-tąd go nam przysłano.

20

- Z czyjego polecenia?

- Zwierzchniej wobec nas grupy armii, panie pułkowniku, tak jak zdołałem się zorientować.

- Co panu, panie kapitanie Tauschmuller, nie sprawiło zbytnich trudnoŁci.

Komendant dbał o swoich oficerów sztabowych. Gdy był z nich zadowolony, zwracał się do nich per pan, wymieniając stopień służ-bowy i nazwisko. Kiedy pomijał słowo pan, miało to posmak lekkiej nagany. Kiedy jednak używał tylko samego nazwiska, zawierała się już w tym groźba. Dzisiaj wszystko potoczyło się pomyŁlnie.

OŁmielam się - ciągnął Tauschmuller - zwrócić uwagę pana

pułkownika, że nie jest istotne, iż tego Singera skierowano tu z pole-cenia grupy armii. W ubiegłym półroczu był już jeden bądź dwa takie przypadki. Jak mi się wydaje, istotne tu jest to, że odkomen-derowanie starszego szeregowca nastąpiło w wyniku bezpoŁredniego rozkazu sztabu pana feldmarszałka Wedella, ŁciŁlej mówiąc, na roz-kaz pana pułkownika Schlumbergera.

CoŁ takiego, pomyŁlał ze zdziwieniem porucznik Wagner, tego wydarzenia w żadnym razie nie można rozpatrywać jako sprawy całkiem zwyczajnej.

Co miał na myŁli pod okreŁleniem ,,w żadnym razie” i ..sprawy całkiej zwyczajnej”, nie trzeba specjalnie wyjaŁniać. Był to dowód, jak bardzo pragnie się Wagner ustrzec przed działającym w myŁl wszelkich prawideł pułkownikiem. W rzeczy samej nie wszystkie skierowania odpowiadały ŁciŁle wojskowym koniecznoŁciom. Różne były ich przyczyny, często natury osobistej, prywatnej, a te właŁnie, zdaniem Wagnera, odegrały tu główną rolę.

- Tego Singera - rzekł Wagner w przekonaniu, że musi o tym wspomnieć - przewąchałem co nieco. Taki sobie mało znaczący chłopak, jednak niegłupi, co to, to nie, właŁnie dlatego cieszył się, że znalazł się tutaj, a nie ponownie w jednostce frontowej. Moim zda-niem ze względów bezpieczeństwa trzeba go mieć stale na oku.

Pułkownik von Verweiser skinął głową na znak zgody. A pań-ska opinia, panie doktorze Kónigsberger?

- Nie jest całkowicie zgodna ze zdaniem porucznika Wagnera;

Łmiem utrzymywać, że mam już pewne podstawy, by wyrazić kon-kretny pogląd na temat starszego szeregowca Singera. Można by wiele mówić, lecz ujmując rzecz krótko, jest raczej inteligentny, na co wskazują niektóre jego wypowiedzi.

- Ależ, doktorze, będziemy go właŁciwie urabiać - zapewnił

21

S7 ^ s^ -to.^, - ^.

„*,ei.^ ^ ^”ak by,o , ro'°dy są awlc me-

-^S^^S?^-01” sobre -

^^^”u^^ -` - -

^s^^^'^Ś

Ź-„-n^urnbereer- - r» i- r `ozmo'wę pryp

=ss^“sr?:-s.*s.-K Ź

ŹŹ Źsrs-^-ss.ss.“'-„^“'—„^

;^~s^a,,^S^^^^^

^^umberger: - Tak kręgowca Sm.

s-y”;; Ź s-“a-s.}ź3? SÓ.-K

-“.'it;;;? Ź; ŹŹ-».. ,„.' “Ź”'Ź”-:

“”. a'^”5'-?.””””” `Źs's-`;Ź,,;„”- -Ź1 ;

-, `—woby się tn ;» s^^stw, nas yac l ^”schniuJier, ęt `”^^ rozwiązać u t ., t

Ś Ś Ź-^r^^^^^^^^ `

i

^Ino doprowadzić dn .

^^^^^Ź^^^

zameldował-` p- tor ^”'g.sberger z wł. Ź Ź

`

^lasSaS^^

. A fc-S?J'T^'°'ź” ~ “'”'”^ 6° P”” w?c

-^St^-^^^ ^

^”””Ź^ ^”^nL0 ^„epae, ^'ź^.SIdrs2el'° sm^

Konlgsbereerow,Ź n ^^”^wany'.' osc zd ^^o cztowie-

^Ffe^^^a^^-„—

^Ź^e? ^”'^ P- ^^”SoT” -“lŹa'o “-

ww- ewowa1-konw^^ ^

Gd\ st'irszv

^'”eJdowania się ^^ego\\']ec ^bastian Sinper .

polv'10^ od brany no S2,ego slerzant^ ^ barT^0^'”1^ P”'ecen,e oboz. ^kt mu w tv^ nloweJ ^ graty „”Ź”””'^^^”ym

, owa „'^ p^eo^-^ ^^ógł- na c° z es,” ^ ^^ Przez

fa P'?c metrów szprT doi<^dnle przez s.,”4 cale „le „czyf

^sywne pod?oże e osc1 i b^ po^yt.^0^0602”.^^^^

„”s^:”^'-`0^^^^”!

p^^^??^^^^Ś^

S^^^.^^^^!?^^

felafckie. J- Iłm lerenem polyst.^g10””,'1””ie z boi.,-,. .^ Prawej „ronić „i. „'”'E Jezioro kamp-„-„ŹŹ” ŹŹmŹŹŹŹ;s<ŹssLa”-ŹEL.Źs

23

zamieszkane, ponieważ należały do resortu szkolenia, następny zaŁ kurs specjalny o szczególnym znaczeniu rozpoczynał się dopiero za dziesięć dni.

Nieliczni żołnierze, których Singer napotykał po drodze, nie mieli prawdopodobnie chęci zwracać na niego uwagi. Singer odkrył również kilka żeńskich przedstawicielek sił zbrojnych, tak zwanych pomocnic sztabowych, w pancerzu swoistego rodzaju mundurów. Z zaciekawieniem zmierzyły go wzrokiem, szybko jednak skierowały oczy w inną stronę, jak gdyby nie było im wolno nawet spojrzeć na

mężczyznę.

Singer dotarł wreszcie do drugiego rejonu obozu, nie sprawiają-cego wrażenia takiej pustki. Na lewo od głównej drogi, przed bwi^-kiem o kształcie kaplicy, siedzyalo ^ v-w-vx YAV-a z cudzoziemska wval^A&w^i<A\ vo\3\e\. óoŁć niekompletnie ubranycK-, yc^-ące słońce skłaniało bowiem rac?,^ Ao wo. Po prawej stronie stały kolejne. &-5>\e\yeznie wyglądające baraki, których urodę podkreŁlały jeszcze ogródki przedzielone brzozowymi płotkami, pełne kwia-tów, %swx' ozdobnych krzewów. A z lewa, w ..sl^^,-`.-^!-^^ jeziorze i w pobliżu lasu s.taA-A- `^A^-NYa przypominająca zamek.

W tej częŁci obozu kampfentalskiego wszystko było podporząd-kowane surowemu regulaminowi. Roiło się tu od tablic nakazują-cych, zakazujących i objaŁniających w rodzaju: „Zakaz wstępu”, „Wstęp wyłącznie po uprzednim zame/dowaniu”. „Obszar zamknie-` ty”. Dochodziły do tego rozliczne tablice wskazujące kierunek Jazdy, drogowskazy, oznaczenia taktyczne. Jedynie komuŁ, kto nie ma ochoty czytać, mogłoby się wydawać, że zbłądził i zszedł z właŁ-ciwego kursu.

Singer skwapliwie przestrzegał udzielanych mu wskazówek; Sta-ły personel - Główna administracja - Kancelaria.

Pod tą ostatnią, jakże niewinnie brzmiącą nazwą występowała instytucja uosabiająca prawdziwą sztukę przestrzegania porządku w zakresie wojskowoŁci, o czym Singer miał się już wkrótce prze-konać. A zatem w kancelarii rezydował starszy sierżant, zwany po-pularnie szefem kompanii.

Szefowie kompanii ^gnnw”' !

ńy ndv -; Ź; Ź l -„[ Jialiuwią kręgosłup każdej armii; nawet wte-uf, gOy się ich nazywa „przedłużonym kręgosłupem”. Są to najczęŁ-ciej fachowcy otrzaskani z pracą oddziałów, z wszelKilIll Wojskowy mi brudami i Łciekami, d09t050WuJący się do wszystkich wyobraĄaJ-nyCJ] / niewyobrażalnych sytuacJi. możliwoŁci lub niemożnoŁci żoł-nierskiego życia. Każdy z szefów, by wyjŁć na swoje, musiał być

24

szkolenia, następny zaŁ

`poczynał się dopiero za

wtykał po drodze, nie

`o uwagi. Singer odkrył

Źbrojnych. tak zwanych

;o rodzaju mundurów.

`bko jednak skierowały

3lno nawet spojrzeć na

obozu, nie sprawiaią-

e) drogi, przed budyn-

kilka z cudzoziemska

anych; prażące słonce

stronie stały kolejne.

? podkreŁlały jeszcze

pełne kwiatów oraz

-`Jeziorze i w pobliżu

:ko było podporząd-

od tablic nakazuja-

`Ź' „Zakaz wstępu”,

, „Obszar zamknię-

ace kierunek jazdy,

)muŁ, kto nie ma

ił i zszedł z właŁ-

1 wskazówek: Sta-

zw^ występowała

:egania porządku

uź wkrótce prze-

rzant, zwany po-

nnii; nawet wte-

„. Są to najczęŁ-

Skimi wojskowy-

kich wyobrażai-

lemożnoŁci żoł-

^e, musiał być

szefem doŁwiadczonym, dlatego, chcąc nie chcąc, trzeba ich było darzyć szacunkiem.

Urzędujący w tym obozie starszy sierżant sztabowy nosił po-spolite nazwisko Schulz. Miał trzydzieŁci jeden lat i jego zdaniem już od dawna powinien być oficerem. Tego, że tak się nie stało, nie traktował jednak wcale jako zniewagi, przedkładał bowiem nade wszystko zachowanie własnego stylu życia.

Ów Schulz przybierał pozę człowieka rozważnego, pobłażliwego, . pełnego wyrozumiałoŁci. Od dłuższego już czasu nic i nikt nie wy-warł na nim większego wrażenia. Kiedy chciał, to potrafił ryknąć, jakby tuzin lwów ryknęło naraz, bywał jednak również inny. gdy znajdował inne wyjŁcie z sytuacji.

Gdy zjawił się u niego Singer, siedział rozwalony na krzeŁle, położywszy nogi, co prawda tylko w skarpetkach, na biurku. W le-wej ręce trzymał otwartą butelkę piwa, w prawej zaŁ napełnioną do połowy szklankę. Śmiejąc się szyderczo, powiedział:

- Wszystkiego dobrego!

Pomimo to starszy szeregowiec Singer poczuł się niepewnie. Zatrzymał się regulaminowo jak rekrut na dziedzińcu koszar, zupeł-nie jakby nie miał za sobą prawie pięciu krwawych, usianych trupa-mi lat wojny. Odłożył swój pakunek, przyjął postawę zasadniczą i wycharczał jak automat:

- Starszy szeregowiec Singer melduje się na rozkaz!

Starszy sierżant sztabowy Schulz zmienił tylko nieznacznie po-zycję, by mieć możnoŁć wykonania skąpych wprawdzie, lecz właŁ-ciwych w danym momencie gestów.

- JesteŁ walecznym chłopakiem, co? I takim pozostań. Najważ-niejsza rzecz to miarkuj! I to trafnie. Bo trafnoŁć to jest to, za czym ja tu obstaję. Gdyby coŁ kiedyŁ było dla ciebie niejasne, pytaj mnie bez skrępowania. ZrozumiałeŁ?

- Tak jest, panie starszy sierżancie sztabowy!

- Twoje dokumenty znajdują się na razie u porucznika Wag-

nera, potem trafią do mnie. Podejmę wtedy decyzję, od czego za-czniemy. - I całkowicie zmieniając temat zapytał: - Umiesz grać w skata?

- Umiem, panie starszy sierżancie.

- Ale mam nadzieję, że grasz nie tylko w jednofenigowego?

- Odpowiada mi każda zaproponowana stawka - zapewnił

grzecznie Singer, wyczuwając instynktownie, że może już dać sobie spokój z powtarzanym jak w kołowrotku zwrotem ,,panie starszy sierżancie sztabowy”.

25

- No dobrze, chłopie, spróbujemy może zaraz z rana. A jak u ciebie z kobietami? Tam w Monachium pewnie łażą po ulicach. co? Pytam cię jak mężczyzna mężczyznę, czy mógłbyŁ mi dostarczyć odpowiednich adresów?

Mógłbym, i chętnie to zrobię. JeŁli pan sobie życzy.

- Coraz bardziej mi się podobasz. Singer.

- Cała przyjemnoŁć po mojej stronie, panie starszy sierżancie sztabowy - zapewnił bez żenady Sebastian. - Czemu jednak, pozwoli pan. że zapytam, tak panu na tym zależy? JeŁli idzie o te sprawy, ma pan tu przecież do wyboru, do koloru: dorodne pomocnice sztabowe i ponętne cudzoziemki. Wymarzona sytuacja!

- Wyglądasz na całkiem łebskiego chłopaczka. Singer powie- {-dział starszy sierżant sztabowy z pobłażliwie znudzonym uŁmiechem.—Widocznie jeszcze nie wiesz, w co tutaj wdepnąłeŁ. U nas wszystko do najdrobniejszych szczegółów przebiega w myŁl władczych poglą- Ź dów naszego komendanta. ,

- Czy dotyczy to również, że tak powiem, życia płciowego?

- JesteŁmy instytucją ważną, działającą dla celów wojennych. jeŁli wręcz nie rozstrzygającą o losach wojny. Nic nie może umknąć naszej uwagi, myŁlimy o wszystkim. Do naszego wyposażenia należy także burdel pierwsza klasa. Chcąc go odwiedzić, musimy pamiętać. by nikt inny nas nie przyuważył. - Miał tu widocznie siebie na myŁli. - Tyczy się to również ciebie.

- A co się dzieje z innymi przebywającymi tu paniami?

- To są. mój drogi, tak zwane niemieckie kobiety, jak powiada nasz komendant. Mężczyzna, który zadałby się z nimi. naraziłby się na daleko idące konsekwencje, gdyby go ktoŁ przydybał lub złożył na niego donos. Nie radzę nikomu podejmować takiego ryzyka. Lecz oczywiŁcie każdy mężczyzna chce żyć, jak na mężczyznę przy-stało.

A ów burdel nie daje takich możliwoŁci?

- Facet, który się tam pokaże, zostaje natychmiast zarejestro-wany. Porucznik Wagner zarządził, by mu raz w tygodniu przed-kładać listę odwiedzających burdel, z wyszczególnieniem wszystkich danych, jak: nazwisko, stopień wojskowy, data, godzina, poniesione koszty. Ponadto jeszcze liczba zużytych prezerwatyw, ich gatunku oraz czy ze względów sanitarnych dokonano spryskania Łrodkami dezynfekcyjnymi.

- W takiej sytuacji niejednemu odechce się tej zabawy.

- Dlatego właŁnie ten lokal rozrywkowy przeznaczony jest

przede wszystkim dla szkolących się tu żołnierzy doborowych. Moim

26

ludziom zakazałem surowo wstępu do burdelu. Swoje potrzeby mo-gą łaskawie zaspokajać w Monachium, podczas urlopów weeken-dowych. I z tej przyczyny są potrzebne godne zaufania adresy. Dysponując nimi. mógłbyŁ sobie zyskać wielu przyjaciół.

Sebastian Singer zrozumiał bez trudu, jakie to natrętne myŁli osaczają starszego sierżanta sztabowego Schuiza, a więc: by pograć sobie w skata, popieprzyć jędrne babki, nażreć się i popić do woli. Może niekoniecznie w tej kolejnoŁci, jednak chyba żadna wyżej .wymieniona czynnoŁć nie może być pominięta. Owe myŁli prze-platały się ze sobą - jedna przywoływała drugą.

Zadzwonił telefon, Schulz podniósł słuchawkę. Na drugim koń-cu przewodu mówił z budynku sztabu kapitan Tauschmuller, adiu-tant komendanta i zarazem dowódca kompanii sztabowej: - U pana przebywa sztarszy szeregowiec Singer. Proponuję przydzielić tego człowieka do grupy kasynowej starszego kaprala Gernera. Widzi pan jakieŁ przeszkody?

Przeszkód oczywiŁcie nie było; tego rodzaju propozycja stanowi-ła rozkaz. Starszy sierżant sztabowy Schulz nie zdradził się najmniej-szym gestem, jak boleŁnie odczuł pominięcie swojej osoby, kiedy to najpierw poinformowano go, a dopiero potem zapytano na odczep-nego o przeszkody. Ten Singer zaczyna mu już grać na nerwach. Zapewnił jednak:

- Jestem tego samego zdania, panie kapitanie.

Po przeprowadzeniu tej rozmowy Schulz, nie odstępując od

właŁciwego sobie, niedbałego sposobu bycia, zakomunikował Sin-gerowi:

- W porozumieniu z dowódcą naszej kompanii przydzielam cię do kasyna oficerskiego. Jest to swojego rodzaju wyróżnienie, którego ci jednak nie zazdroszczę. GdybyŁ mnie mimo to zawiódł, to cię zniszczę?

W drodze do kasyna musiał jeszcze Singer przekroczyć bramę wmontowaną w ogrodzenie z drutu kolczastego. Pełnił tu wartę jakby nieobecny duchem żandarm o surowym spojrzeniu.

- Ręce ponad głowę i oprzeć się o framugę bramy! - całkiem serio rozkazał ten człowiek. - Stanąć w rozkroku i gębę na kłódkę?

Singer został fachowo i gruntownie zrewidowany, nie wyłącza-jąc krocza, gdzie poczuł silny uchwyt. Po tych czynnoŁciach byczys-to. wyraźnie zadowolone z siebie, stwierdziło:

- JesteŁ czysty, droga wolna? Do kogo idziesz? - Singer wymie-nił nazwisko Gemera. - Prosto, główny budynek, potem małymi drzwiami na prawo obok tarasu.

27

Starszy szeregowiec zastał tam swego znajomka z dworca kole- j jowego Hólzbach, starszego kaprala Gernera.

- A więc znowu się widzimy - powiedział ten wyraźnie urado-wany.

- Tak jest, panie starszy kapralu - potwierdził Singer z osten-tacyjnie manifestowaną uniżonoŁcią.

- Padnij! - rozkazał starszy kapral.

Singer usłuchał natychmiast.

- Powstań! Padnij! Powstań!

Singer oblał się potem.

- MoglibyŁmy to jeszcze ciągnąć całymi godzinami, gdyby ci na tym zależało. Ale chyba nie, prawda? Nie jesteŁ głupim szczenia-kiem, wyczułeŁ już zapewne, skąd wieje wiatr. Nie pragniesz chyba bez wytchnienia stawać na bacznoŁć, czerpać gówna z szamba, czoł-gać się na czworakach szorując podłogi? Nie musisz tego robić, o nie, jeŁli będziesz prawidłowo oceniał sytuację.

Starszy szeregowiec milczał wyczekująco, pogodzony całkowicie z losem. Po czym usłyszał z ust starszego kaprala pozornie beztrosko brzmiące pytanie:

- Czy zdążyłeŁ już wytrąbić butelkę szampana, którą ci dałem?

- Niestety nie, panie starszy kapralu. Zarekwirowała ją nasza policja obozowa.

- MogłeŁ bąknąć, że tę flachę masz ode mnie.

- Mogłem i nie mogłem, panie starszy kapralu. PomyŁlałem

sobie, że nie byłoby to po pańskiej myŁli.

Gerner uznał te słowa za akces przyjaźni ze strony Singera.

- Wspaniale, kolego! Tak powinno być. Rzecz jasna, dostarczę ci w formie rekompensaty nawet dwie butelki.

- Dziękuję, panie starszy kapralu.

- Będziesz miał wiele okazji, by mi dziękować. ZostałeŁ mi przydzielony niby gęŁ na Boże Narodzenie. Ale możesz się w tym kasynie okazać Łwietnym kumplem. To zależy od ciebie.

- Nie uŁmiecha mi się rola pieczonej gęsi, panie starszy kap-ralu. Co mam tutaj robić?

- Dokładnie to, czego od crebie zażądam! Najpierw ubierzesz się stosownie do wymogów kasyna. Potem zapoznam cię z tym całym kramem, abyŁ już od dziŁ wieczór mógł przystąpić do akcji.

Singer udał się do sąsiedniego pomieszczenia, zastawionego re-gałami. Od podłogi aż po sufit przechowywano tu obrusy, serwety, bieliznę poŁcielową, wszystko to białe jak Łnieg. PoŁrodku magazy-nu, na stosie kołder, przycupnęła dobrze odżywiona istota o przyjaz-28

najomica z dworca kołe-

Źa.

:iał ten wyraźnie urado-

.yierdził Singer z osten-

odzinami, gdyby ci na

steŁ głupim szczenia-

Nie pragniesz chyba

5wna z szamba, czoł-

Ź musisz tego robić,

Je.

ogodzony całkowicie

l pozornie beztrosko

na, którą ci dałem?

kwirowała ją nasza

nie.

praJu. PomyŁlałem

strony Singera.

Źz jasna, dostarcz?

vać. ZostałeŁ mi

loźesz się w tym

ciebie.

nie starszy kap-

(pierw ubierzesz

nam cię z tym

stąpić do akcji.

ustawionego re-

`brusy, serwety,

rodku magazy-

tota o przyjaz-

nym, chłopięcym spojrzeniu, tuląca w ramionach, niby dziecko, bu-telkę wódki.

Był to kapral Eugen Priewitt. Wprawdzie jego obecny stopień służbowy niewiele znaczył, bo przed paroma dniami był jeszcze sierżantem, jutro mógł zostać szeregowcem, następnie zaŁ od razu starszym sierżantem. Decydował o tym sam komendant. A był on zawsze skory przejawiać swoją moc w karaniu dla przykładu, i ze szczególnym upodobaniem karał właŁnie Eugena Priewitta. Eugen był jedynym, długoletnim ordynansem pułkownika von Verweisera. Ź zwano go jego ..pozornym cieniem”. On był tym. który od Łwitu do nocy dbał, by komendantowi dobrze się wiodło.

Ponadto Priewitt czuwał jeszcze nad organizacją kasyna. W pra-ktyce oznaczało to rejestrowanie wszystkich jego zasobów i kontrolę zapasów magazynowych z fantastycznie zaopatrzoną piwnicą win włącznie.

Specyficzną rolę tego Priewitta Singer wyczuł niemal instynk-townie. Świadczyła o niej niezwykła aparycja, nienaganny mundur oraz powiew czystoŁci, wzmocniony drogim płynem po goleniu. Ma-jąc to na względzie Singer dziarsko oŁwiadczył:

- Starszy szeregowiec Singer melduje się na rozkaz, panie kap-ralu;

- Zostaw te głupoty, kolego! - Eugen Priewitt gestem ręki wyraził swoją dezaprobatę. - Wszyscy jedziemy przecież na tym samym okazałym wózku. - Sprawiał przy tym wrażenie, jakby chciał powiedzieć: wózku, który na pewno się roztrzaska. Tych słów oczy-wiŁcie nie wyrzekł. Zamiast nich wyraził taki oto pogląd: - Po co mamy wciąż strzelać obcasami? Wobec tych. którzy przykładają do tego wagę, zgoda, lecz ja do nich się nie zaliczam. Kiedy jesteŁmy sami, mów do mnie po prostu Eugen.

- W porządku, Eugen, ja mam na imię Sebastian. Co dalej?

- Przede wszystkim, Sebastian, muszę cię przyoblec w strój personelu kasyna. - Eugen okiem znawcy zlustrował starszego szere-gowca. - Średni rozmiar - stwierdził. - Nie będzie problemu.

Podniósł się ze stosu kołder, trzymając nadal w ręku butelkę wódki, i odciągnął zasłonę z tylnego regału. Zagłębiając się z wy-czuciem w wypchaną odzieżą półkę, podał Singerowi lŁniąco białą, lnianą marynarkę, następnie ciemne spodnie o ostro zaprasowanych kantach, parę czarnych lakierek i parę Łnieżnobiałych rękawiczek z prawdziwej skóry.

- Wspaniale - skonstatował ze zdziwieniem Singer. - W tych duchach będę się czuł jak kelner w Grand Hotelu.

29

- ByŁ się tak czul, Sebastianie, potrzebny jeszcze będzie pewie drobiazg. - Eugen na podobieństwo psa obwąchał go z bliska. - Ni powiem, że Łmierdzisz, wręcz przeciwnie. Nie jest to jednak zapacl zgodny z wymogami kasyna.

- A jak trzeba tu pachnieć. Eugen?

- Nie pachnieć wcale, a jeżeli już, to czystoŁcią mydła do prą. nią. Musisz się zatem najpierw dokładnie wymyć pod prysznicem. w czym ci chętnie pomogę. Dopiero potem możesz przyodziać kel' nerski strój. - Eugen Priewitt objął ramieniem Sebastiana Singera przyciągnął go do siebie i powiedział: - Podobasz mi się, chłopcze, możesz zamieszkać razem ze mną. Chodź.

Życiorys Sebastiana Singera.

czyli buntownik mimo woli

Urodziłem się w Beriinie-Charlottenburgu, przy (Jh)andstrasse. podwó-rze od tyłu, w dniu l maja 1922 roku jako piąte z szeŁciorga dzieci. Ojciec był robotnikiem-metalowcem w fabryce Siemensa i pracował przy budowie lokomotyw. Matka zajmowała się domem, dorabiając niekiedy w firmach wyspecjalizowanych w sprzątaniu mieszkań. W do-mu zalatywało proletariacką biedą.

Było to pierwsze doznanie Sebastiana. Jedna toaleta na każdym i piętrze, bieżąca woda obok w korytarzu. Osiem osób w trzech j ciasnych pomieszczeniach. Życie rodziny ogniskowało się w kuchni, ;

pełniącej zarazem rolę jadalni i pokoju dziennego. W sypialni dzieci stały dwa łóżka, jedno dła dwóch chłopców, drugie dla dziewczynek. Najmłodsze dziecko w rodzinie, dopóki było niemowlęciem, leżało w koszu na bieliznę, stojącym w trzecim pomieszczeniu, alkowie z wąskim oknem u góry, w której znajdowało się także łóżko rodzi-ców.

Na porządku dziennym były wrzaski, bijatyki, wyrywanie sobie z rąk odzieży, ustawianie się w kolejce do toalety, mycie się w mied-nicy, siusianie do wiadra w kuchni, używanego również jako kubeł do polewania. Mama Singerowa miała zwyczaj kończyć zwady w sposób stanowczy. Wkraczała w sam Łrodek walczącej sfory, chłoszcząc każdego z osobna, nigdy jednak nie używała w tym celu żadnego twardego przedmiotu. Sebastianowi prawie zawsze udawało się uniknąć interwencji matki, ponieważ nauczył się w porę rozpoz-nawać, na co się zanosi.

30

Ojciec, mały. zwinny mężczyzna o pomarszczonej, zatroskanej twarzy, przypominającej mordkę jamnika, bardzo rzadko przebywał w kręgu rodzinnym. Zdarzało się to zazwyczaj podczas niedzielnych obiadów, kiedy to podawano do stołu nawet mięso, mianowicie pieczeń rzymską, siekane płucka lub nóżki wieprzowe z kwaszoną kapustą, a dlatego działo się to raz w tygodniu, że ojciec ciężko pracował, by wyżywić i przyodziać swoje stadko, i prawie zawsze był poza domem, gdyż jako członek Socjalistycznej Partii Niemiec od-dawał się z zapałem pracy społecznej.

- Wszystko to - próbował pewnej niedzieli wyjaŁnić przy obie-dzie swojej rodzinie - robię z myŁlą o naszej i waszej przyszłoŁci. Chyba zresztą tak szybko tego nie zrozumiecie, może z wyjątkiem Sebastiana. Ja - prawił dalej - nie ogarniam już tego. co się u nas dzieje. Wiem tylko, że Łwiat zszedł na psy.

W 1928 roku rozpocząłem naukę w szkole powszechnej, do której byfem przydzielony z racji mieszkania w naszym okręgu. Ukończyłem ją w 1936 roku. Wiosną 1933 zmarł mój Ojciec, co w urzędowym orzeczeniu nazwano wypadkiem drogowym.

Nauczyciele Sebastiana, czujący się zarazem jego wychowaw-cami, od razu zwrócili na niego uwagę. Uczył się wyŁmienicie wszy-stkiego tego, co w niego wpajano. Jeden z nauczycieli powiedział:

bardzo roztropny chłopaczek! Drugi wszakże nie .omieszkał dodać:

ma zadatki na prowokatora. Zdarzyło się bowiem, iż podczas lekcji historii, utrzymanej w tonacji patriotycznej, Sebastian zadał pytanie. które wzbudziło w nauczycielu nieufnoŁć. A oto jego treŁć: koniec wielkiej wojny - miał na myŁli wojnę Łwiatową, która zyskała póź-niej miano pierwszej - był właŁciwie doŁć nietypowy. Po Łmierci milionów żołnierzy, ofiar tej wojny, cesarz udał się do Holandii. a jego marszałkowie i generałowie przeszli na emeryturę. Jeden zaŁ z nich, wielki sternik tej rzezi, feldmarszałek von Hindenburg został prezydentem republiki. Dlaczego?

Pytanie to spotkało się z najwyższą dezaprobatą, uznano, że jest to zniesławienie pamięci poległych bohaterów, a nawet obelga dla głowy państwa. Dyrektor szkoły wezwał ojca zagrożonego ucznia i oŁwiadczył kategorycznie: czemuŁ takiemu nie wolno pobłażać!

Pogląd ten zaakceptował myŁlący kategoriami tolerancyjnego demokraty ojciec Singera i zapewnił dyrektora, że przemówi synowi do rozsądku. Był on nie tylko socjaldemokratą, lecz również pa-triotą. A porządek musi być.

31

„Ź”^d” ^r””^-` Ś iw,.,

?^S]?-sS^-1^

zh się Łwiadkowie t^”^ ^^^a.iacym narS nym 1 ^^^a

^^^ip^^^s^s

^.^^ “^”^-^^

^ss^^^^,^0-^.

^^^s.^”^^^^^”'- ^^'IT

2”^ p.s^IM^”cale ^ ^”^^ s

‚ ;a „“' iranien, . ^,'”11^ c0 “”8<iyi O|de”- f„?° “ŹŹs ^ “'”Źl.

;' Ś-»”^^s-sŚ ^^'s,^

s^sss^^s^----

i^-^Ę^S^

^a S,ngerowa by^ nr. Ź Jeg0 Łwladec-

- Jak moefcŁ m, Porażona i za^^.t .

c,ez n ^f2 „'-„Źo PO^?0 ^c^'”- w1 ^.' w»,s„,.,. Ź

Sg?:-^:-^

^^ssgss

3 roku ojciec Singera do-

lieprzypadkowo. Pojazdu

> tropionym i zaszczuwa-

naród elcmentoin. Znale-

1, nie byli jednak skłonni

Źć. Przybyła wkrótce na

stosowne: wypadek dro-

ypadku drogowego. A po-

o wskutek Jego nieuwagi,

we. Mo)a starsza siostra

żona miejscowego szefa

wo. podczas gdy matka

ec fabryce. W J 936 roku

va lata później musiałem

się Sebastianowi wiel-

ne w jego aktach. Na

ynku, kiedy to w ce-

`anki. Wezwano mat-

rodziny, i dyrektor

)pniu zagrożony, i to

` obyczajowo-moraJ-

cję na jego swiadec-

i od syna wyjaŁnień;

Sebastian - ja prze-

`zynce też nie. Ona

`stu ciekaw.

in nie wstydzi się

się wstydzić? Było

zym magnes. Gdy

Siemensa, dufnie

m samodzielnym.

zna powódź, po-

zwolił sobie na poczynienie wielu propozycji ułatwiających pracę, a nawet na projekt nowego planu zatrudnienia. Oburzony tym kie-rownik wydziału wezwał go do siebie.

- Co pan sobie wyobraża, człowieku! Zabiera się pan do spraw przysługujących raczej memu stanowisku. Jest pan zatrudniony jako uczeń i nic poza tym. Proszę zachowywać się odpowiednio!

Ów kierownik z pewnoŁcią wielce się ucieszył, gdy niebawem mógł pozbyć się tego wŁcibskiego chłopaka, cedując go na rzecz Służby Pracy Rzeszy. Singer trafił do jednostki na północnym Po-morzu pracującej przy osuszaniu bagien.

I znowu pogrążył się. jak w dzieciństwie, w zaduchu egzystencji. gnilnych woniach, smrodzie wychodków. Nastawieni patriotycznie, pr2ymusowo pracujący tu robotnicy brnęli po kolana w bagnistej, bulgocącej wodzie, unosząc twarze opryskane mułem, a z ich ust wydobywał się wymuszony rozkazem Łpiew.

Śpiewy z towarzyszeniem akordeonu i gitary rozbrzmiewały

Źrównież wieczorami przy płonącym ognisku obozowym. Niekiedy imprezy te uŁwietniały swą obecnoŁcią dziewczęta z sąsiedniego, kobiecego obozu Służby Pracy, zwane dziewojami, zaŁ ich przywód-czyni, niewiasta przy koŁci, manifestowała postawę obojętną, także wobec Singera. który wpadł jej wkrótce w oko.

Sebastian był mężczyzną, do którego lgnęły nie tylko kłopoty, także kobiety. Trudno było dociec, na czym polegał jego urok. Nie był ani okazałej postawy, ani też nie odznaczał się szczególną męską urodą. Jedna z jego wielbicielek pomyŁlała: jakież on ma czułe spojrzenie, inna zaŁ sądząc, że trafiła w sedno, rzekła: ,,Ma piękne rpce i wiele sobie po nich można obiecywać.”

Przywódczyni Służby Pracy wyznała mu bez owijania w baweł-na: „Podobasz mi się. czy ja ci również?” Sebastian potwierdził, wobec czego zaopiekowała się nim bez reszty - on zresztą też. A zatem przeżył ten okres bardzo dobrze.

Ź W 1939 roku. bezpoŁrednio po ukończeniu Służby Pracy, zostałem wcielony do Wehrmachtu. W 1940 awansowano mnie do stopnia star-szego szeregowca, którym Jestem do dziŁ. Podczas kampanii francuskiej służyłem w jednostce piechoty, którą nie za często kierowano na pierw-szą linię. W końcu zatrudniono mnie przy dowództwie. W roku 1944 znalazłem się na froncie wschodnim, gdzie wkrótce zostałem ranny.

Singera nic nie odstraszało, nie cofał się przed niczym. Nie awsze jednak podczas szkolenia rekrutów, kiedy to trzeba było odwalać ,,paskudną robotę”, miał pogodny wyraz twarzy. Lecz gdy

33

okolicznoŁci tego wymagały, stawał się szybko posłusznym

nym podkomendnym, dzięki czemu zaoszczędził sobie niejednej zg zoty.

Po kampanii francuskiej, która, jak wiadomo, była jednym pa' mem sukcesów, znalazł się Singer w miasteczku Dreux pod Paryż' I tu całkiem nieoczekiwanie ujawniły się pewne jego talenty.

Przydzielono go do komendantury, gdzie niebawem udało

się powołać do życia coŁ w rodzaju biura turystycznego, w ;

hasła: „ Upajaj się wspaniałą Francją, póki nie jest za późno!” S cjalizował się więc w wyjazdach do Paryża, w dokonywaniu tai zakupów oraz w szwendaniu się po mieŁcie, przy czym nie omij restauracji i burdeli. Komendant miasteczka w stopniu major, a szef Singera, otrzymał dzięki temu pochwałę z dowództwa korpus armii za wzorową opiekę nad oddziałami. I oczywiŁcie chętnie ju teraz korzystał z fachowej pomocy swego starszego szeregowca.

Sebastian odnotował jeszcze jeden, całkiem osobisty sukces, Niezmiernie atrakcyjna dziewczyna prowadząca konferansjerkę w te' atrze ABC w Paryżu, zwana Lilo, poczuła chęć nawiązania z nim bliższej znajomoŁci, kiedy to w imieniu swego komendanta wręczył jej wiązankę kwiatów, przeznaczoną zapewne dla występującej tara piosenkarki Edith Piaf. którą tenże komendant był absolutnie za-?^ chwycony. ;

Stosunki między Lilo a Sebastianem układały się dobrze dopó-ty, dopóki nie zaczął zalecać się do niej jego komendant. Liloi odprawiła go z kwitkiem. Oburzyło to komendanta, który zdążył8 tymczasem awansować do stopnia podpułkownika.

Singer - powiedział do oddanego mu rzekomo bez reszty

starszego szeregowca - czyżby stawiał mi pan przeszkody w zdoby-ciu tej francuskiej lafiryndy? Nigdy bym pana nie podejrzewał o taką niewdzięcznoŁć.

Skutki tego oburzenia nie dały na siebie długo czekać. Singera odesłano w kierunku frontu wschodniego. Wylądował w batalionie piechoty przeznaczonym do walk ulicznych w Warszawie. I wkrótce podczas pierwszej akcji został ciężko ranny, a stało się to w momen-cie, gdy wyskakiwał z ciężarówki.

W ten sposób znalazł się w szpitalu wojskowym koło Mona-

chium. Zetknął się tam z również rannym podporucznikiem Kers-tenem, z którym grywał później w szachy. Za jego poŁrednictwem poznał Barbarę Wedell. Mając szybki refleks, ocenił ten fakt jedno-znacznie: koŁci rozstrzygające o jego życiu zostały rzucone.

34

Był wieczór 20 lipca, kiedy to starszy szeregowiec Singer przy-stąpił do pracy w kasynie zamkowym Kampfental. Przedtem po dokładnej ablucji Eugen Priewitt ubrał Sebastiana w leżący na nim jak ulał kelnerski strój. Gdy starszy szeregowiec był już gotowy do podjęcia służby, starszy kapral Gerner przedłożył mu jego pierwsze

zadanie:

- Otwierać i zamykać drzwi w sposób nienaganny, jednak bez

przesadnego żołnierskiego drylu.

Dwuskrzydłowe drzwi z kryształowego szkła, oprawnego w dre-wno hebanowe, wiodły z hallu do sali bankietowej. Temu. kto je przekraczał, rzucały się w oczy długie, białym adamaszkiem pokryte stoły, porcelanowe talerze, srebrne sztućce, kryształowe kielichy. Po-nad tym wszystkim lŁnił żyrandol.

Zebrali się tu w szybkim tempie oficerowie sztabu. Pierwszy `wkroczył do sali adiutant komendanta i dowódca kompanii sztabo-wej kapitan Tauschmuller. Gdy tylko minął drzwi, które pilny odźwierny Singer otworzył przed nim, powitał go starszy kapral kasynowy Gerner. towarzyszący mu potem do stołu. Tauschmuller obrzucił salę bacznym spojrzeniem znawcy, co okazało się chyba zbędne, ponieważ wszystko było zgodne z wysokimi wymaganiami pułkownika von Verweisera. Kapitan skinął aprobująco głową.

Pochylił głowę ponownie, gdy musiał wysłuchać płynących z ra-dia kilku wprost nieprawdopodobnych wiadomoŁci. Donoszono O rzekomym zamachu na Adolfa Hitlera. Na twarzy kapitana od-malował się sceptycyzm.

Ten sam grymas wykrzywił mu twarz, gdy porucznika Wagnera zaatakował niemal kapitan lekarz Kónigsberger. Doktor był zresztą jedynym człowiekiem, na którego Singer zwrócił uwagę i któremu ukłonił się z uŁmiechem, po czym niezwłocznie pospieszył, by ot-worzyć drzwi przed Wagnerem. Kónigsberger i Wagner podeszli do odbiornika, pilnie nadsłuchując; jeden z oburzeniem potrząsał głową. oblicze drugiego wyrażało rzeczowe podejŁcie do sprawy.

„... dzięki OpatrznoŁci... Fuhrer doznał jedynie kilku zadrapań i ran tłuczonych... jednak w kwaterze Fuhrera... naprawdę godne

pożałowania ofiary...”

- Świństwo! - krzyknął Wagner. - Darujmy sobie dalsze szcze-góły. Dowiemy się o nich i tak drogą urzędową w ciągu najbliższych godzin. Mam doŁć tego kwękania!

- Czyżby pan uważał to za wrogą propagandę, panie porucz-

niku? - Kónigsberger wskazał prowokacyjnie na gdakający odbior-nik. - Nadaje przecież ten program rozgłoŁnia Rzeszy. Powinien się pan zastanowić.

35

Wagner milczą? zagniewany, kapitan Tauschmulier zaŁ zapat się w pustkę. Lekarz przecisnął się bliżej odbiornika, chociaż wsk| tek tego umknęła mu okazja oglądania jak co wieczór - ceremora wejŁcia do sali ..wielkich” tego obozu. Strata co prawda była mewia łka. aczkolwiek obserwacja tego wkroczenia sprawiała mu zawsa przyjemnoŁć. A więc ukazali się. idąc jeden obok drugiego, kierów nicy podstawowej produkcji specjalnego obozu szkoleniowego Weh< machtu projektanci i wykonawcy prowadzonego tu ..specjalneg wyszkolenia w zakresie obrony”: majorowie Kastor i Pollandt. Piei wszy. okrąglutki, o malującej się na twarzy filozoficznej zadumii drugi, chudy jak tyczka, którego postawa Łwiadczyła, że jest przepc jony duchem walki: obaj byli oczywiŁcie w pełni Łwiadomi swojeg znaczenia w obozie.

BezpoŁrednio za nimi, niczym tragarz noszący miecz i tarcz kroczył po bohatersku, na wzór gladiatora, porucznik Lahrmani tyleż potężny, co małomówny. Z pewnoŁcią najwierniejszy spoŁrć wiernych. Potrafił wdrażać wypracowane przez Kastora i Pollandta teorie szkolenia do twardej, zbliżonej do warunków frontowych prą ktyki.

Ten trójkowy zaprzęg dołączył do grupy zgromadzonej wokół popularnego odbiornika radiowego, nastawionego na pełny regu-lator.

Jako następna pojawiła się na tej scenie postać kobiety o wło-sach barwy słomy - niewiasta krępej budowy, wysportowana, usiłu-i-jaca godnie się prezentować. Jej to bez chwili namysłu zaofiarował | swe usługi kapitan Tauschmulier, gdy tylko starszy kapral Gerner zwrócił jego uwagę na pojawienie się damy.

Ową damą była pani Klarfeld. odpowiedzialna za trzy tuziny przydzielonych do obozu pomocnic sztabowych. Komendant trak-tował ja z najwyższym szacunkiem i rycerskoŁcią - była to przecież w końcu Erika hrabina von Klarfeld. mimo że obstawała przy tym, by nie używać przysługującego jej tytułu.

Tauschmulier pospieszył ku niej i ucałowawszy dłoń damy, po-czął się jej uważnie przyglądać. Ubrana była w długą do ziemi. zapiętą pod szyję, popielato-czarną suknię z jedwabiu, uwydatniającą dyskretnie jej kobiece wdzięki.

Kapitan poprowadził dwornie panią Klarfeld do aparatu radio-wego. z którego płynęły właŁnie słowa: ,,Fuhrer i kanclerz Rzeszy Adolf Hitler będzie przemawiał do narodu niemieckiego.'”

Usłyszawszy to pani Klarfeld wykrzyknęła z przejęciem:

- Mój Boże. nasz Fuhrer ma jeszcze siłę. by przemawiać! Ten

36

człowiek wszystko przetrwa i zawsze zachowa godna naŁladowania postawę!

Nikt jej nie zaprzeczy}.

Odźwierny Singer konotował to wszystko w myŁlach z coraz

większym zainteresowaniem. Eugen Priewitt podbiegł ku niemu. skrzętnie go informując:

- Sebastian, otwórz teraz szeroko obydwa skrzydła drzwi, ko-mendant się zbliża!

I oto nadszedł pułkownik Viktor von Yerweiser. Salę bankieto-wą przemierzył równym krokiem. zachowując majestatyczny wyraz twarzy wodza. Wszyscy obecni zwrócili się w jego stronę, jak gdyby usłyszeli nagle dźwięki fanfar. A za nimi wrzeszczał nadal głos

z radia wielkoniemieckicj Rzeszy, wdzierający się natrętnie w tę pełną dostojeństwa ciszę.

- Wyłączyć! - fuknął przezornie porucznik Wagner.

- Nastawić głoŁniej! zarządził pułkownik.

Mówiąc to miał przypuszczalnie na myŁli uwielbianego przez siebie Fryderyka II, króla Prus. zwanego Wielkim. Fryderyk, gdy wjeżdżał konno do Berlina, na widok swojej karykatury - obojętnie, czy wyobrażała go przy piciu kaw')', czy uprawie ziemniaków - roz-kazywał władczym tonem: ..Zawiesić niżej!”

Aparat radiowy, nastawiony skwapliwie przez kapitana lekarza na pełny regulator, rozbrzmiewał w całej sali:

„...klika składająca się z niepewnych elementów... w żadnym wypadku nie mogąca się utożsamiać z niemieckimi oficerami... zde-generowani duchowo, zarażeni marksistowsko-sowiecką propagan-dą... jeżeli nie wręcz przez nią przekupieni, opłacani... nadaremnie!”

- No, to nie jest źle - stwierdził komendant z kamienną twarzą. - Przystąpmy teraz, szanowna pani i szanowni panowie, do dzieła.

Proszę do stołu. - Po chwili dorzucił: - Tym razem jednak bez muzyki na deser.

Co miałoby oznaczać to ..dzieło”, stanowiło jeszcze dla Singera

zagadkę. Na każdym kroku zaskakiwały go różne rzeczy i kresu tych niespodzianek nie było widać.

- Pozwoli łaskawa pani - powiedział pułkownik skłoniwszy się .po dżentelmerisku w stronę damy.

Pani Klarfeld wsparła dłoń na jego z lekka zgiętym ramieniu. po czym poprowadził ją do stołu. Pozostali podążyli za nimi.

Stałe miejsce komendanta znajdowało się u czoła długiego stołu. obstawionego ciężkimi, o skórzanych obiciach krzesłami. Pani Klar-feld była uprawniona do zajmowania miejsca po prawej stronie

37'

pułkownika, kapitan Tauschmuller zaŁ. Jako człowiek godny zaufa nią - po lewej. Pozostali członkowie sztabu zasiadali do stołu wed ług z góry ustalonego porządku. Nic w zasięgu władzy pułkownik von Verweisera nie mogło być dziełem przypadku.

- Zupa.' - rozkazał pułkownik.

Dwaj obsługujący kasyno zareagowali niezwłocznie. Jeden niós Już srebrna tacę. na której stała waza z miŁnieńskiej porcelany Drugi manipulował wypolerowaną do połysku srebrną chochlą. Ser wowali wprawnymi ruchami, niczym zawodowi kelnerzy, pozostaje cały czas pod czujnym okiem starszego kaprala Gernera.

Tymczasem Singer zajął stanowisko przy drzwiach prowadzą

cych do kuchni. Widział stąd całe to dostojne towarzystwo jak na dłoni. Rzuciło mu się w oczy. że pułkownik nie jest obsługiwany jako pierwszy, tylko jako ostatni. Uznawał widać zasadę, zgodnie z którą pan domu musi okazywać wobec swoich goŁci najdalej idącą uprzejmoŁć. Wkrótce jednak Singer uŁwiadomił sobie, że kryją się za tym czysto praktyczne względy. Ponieważ nikt przed komendantem nie mógł rozpocząć jedzenia, potrawa mu podana była jeszcze gorą-ca. podczas gdy innym jedzenie zdążyło JUŻ nieco wystygnąć.

Nalewali w milczeniu zupę - krem jarzynowy z lanymi kluskami

- pachnącą, pożywną, o bardzo apetycznym wyglądzie. Mało było

jednak czasu, by się nią rozkoszować.

Pułkownik von Yerweiser po zdegustowaniu zupy odsunął talerz

od siebie.

Był to sygnał, ł wszyscy niezwłocznie poszli za jego przykładem. Starszy kapral Gerner rzucił personelowi rozkaz: - Sprzątać.' Komendant miał zwyczaj między zupą a pieczystym wtrącać

kilka rzeczowych uwag. Zwrócił się najpierw do Wagnera:

- Chętnie poznałbym pański pogląd na ostatnie wydarzenia. Wagner jako mierpretator idei narodowosocjalistycznej poczuł się w swoim żywiole.

- ..Tempus edax reru!” - wykrzyknął. - To po łacinie, a sens tego jest taki: czas niszczy materię. - Po czym trysnął potokiem stów rodem z broszurek szkoleniowych i informatorów partyjnych. - Każ-dy człowiek ma wrogów; - stwierdził z głębokim przekonaniem.

- Nawet ci najszlachetniejsi.' Nasz Fuhrer.' Jm kto wyżej się wespnie. tym czyhają na niego większe zasadzki. Świadczy o tym przykład Zygfryda, tego wyjątkowego, wielkoniemieckiego bohatera sag. Jemu także bruździły zdradzieckie, żądne niszczenia karły. I w końcu zamordowały te wŁciekłe psy ową niemiecką, Łwietlaną postać. CoŁ

38

człowiek godny zaufa-|

zasiadali do stołu wed-|

gu władzy pułkownikal

?adku.

Źzwłocznie. Jeden niósł

liŁnicriskiej porcelany.

srebrna chochią. Ser-

i kelnerzy, pozostając

ila Gernera.

drzwiach prowadzą-

towarzystwo jak na

„ie jest obsługiwany

idąc zasadę, zgodnie

l goŁci najdalej idącą

sobie, że kryją się za

przed komendantem

la była jeszcze gorą-

co wystygnąć.

/ z lanymi kluskami

`gładzie. Mało było

zupy odsunął talerz

a Jego przykładem.

zkaz: Sprzątać!

ieczystym wtrącać

Wagnera:

tnie wydarzenia.

`aiistycznej poczuł

TO łacinie, a sens

ąl potokiem słów

myjnych. Każ-

n przekonaniem.

`yżej się wespnie,

o tym przykład

ha tera sag. Jemu

rły. I w końcu

aną postać. CoŁ

podobnego próbowano uczynić z naszym ukochanym Fuhrerem.

OczywiŁcie nadaremnie.

Pułkownik skłonił nieznacznie głowę, z którego to gestu nie wynikało, że podziela ten pogląd. Kapitan Tauschmuller utkwił py-tający wzrok w komendancie. Majorowie Kastor i Pollandt spog-lądali przed siebie z zadumą. Pani Klarfeld promieniała zachwytem. co sprawiało widoczną radoŁć bohaterskiemu porucznikowi Lahr-mannowi, wynoszącemu ją zawsze pod niebiosa.

Kapitan lekarz Kónigsberger przyczaił się na podobieństwo cza-tującego krokodyla.

- Tak czy owak rozpoczął swą mowę - wyżsi oficerowie

niemieccy obrócili się przeciwko Fuhrerowi, przeciwko swemu na-czelnemu dowódcy!

Wersję tę Wagner kategorycznie odrzucił, wierzył bowiem nie-zbicie, że pułkownik podzieli jego opinię. Widocznie, doktorze Kónigsberger. nie potrafi pan objąć umysłem pewnych historycznych okolicznoŁci i zachodzących pomiędzy nimi związków. A więc radzę panu, by się pan daremnie nie trudził. Pozwolę sobie nieco szerzej rzecz naŁwietlić. - Tu pokrzepił się łykiem wina frankońskiego, które obok sektu należało do przednich trunków kasyna.

Jego wiedza o najnowszej historii Niemiec przedstawiała się. ujmując sprawę w punktach, następująco:

1. Nim jeszcze Fiihrer przejął władzę w swoje ręce, niektórzy notoryczni krzykacze sądzili, że uda im się do tego nie dopuŁcić. Należał do nich także Strasser. kierownik organizacyjny partii. Zo-stał załatwiony.

2. W 1934 roku niejaki Róhm. szef sztabu SA, próbował doko-nać puczu. Cieszył się opinią szczerze oddanego Fiihrerowi towarzy-sza; okazał się nie tylko człowiekiem chorobliwie ambitnym, lecz również zdemoralizowanym do cna homoseksualistą. W związku z tym został osądzony i zlikwidowany przez rozstrzelanie.

3. Z kolei okazało się, że w najwyższych kręgach Wehrmachtu panuje nieprawdopodobne wręcz zdziczenie obyczajów. Należy tu wspomnieć o generale pułkowniku von Fritschu, który według Wagnera - został zdemaskowany jako szuler. W końcu feldmar-szałek, pierwszy noszący ten tytuł w Wielkich Niemczech, nazwis-kiem Blomberg, zadał się z prostytutką i na dobitkę jeszcze się z nią ożenił.

Pani Klarfeld zdała sobie jasno sprawę z tego. ku czemu te wywody zmierzają. Z godnoŁcią i uroczyŁcie oŁwiadczyła:

- Czego jeszcze należy oczekiwać od naszego czcigodnego, uko-39

chanego Fuhrer^ -r

rownież to, co zas.ł g() „^”ow-cie że Ź l

-.ea^^^S-^^0 “””ŚŚŚŚŚ^

Ź

`.

.|f„, „adzieJ-e że n- y w S^sie - p„ .pdnle doktorze-^ ł P'- -ednio”^ ^uc2est”'^ pan ^ Pana tan. n^ ^t^ {

l

l „ 7 2d-°n Jednak na\ P^ow- Ź

B1 rera -^S.K-`1110^ ..w,te, „”'”'POPTO-

B K^ ^ M.^^-^PaT^^^o^.e - .,„^.

^'mam obow,a,k„ „. „”'”'J „”trera-`

^-^-p^^^S—ŚŚŚ !

s^^-y0^^^'??^^ Ź

^^s&s^sS^^ “

leh- ^^e„, P^^^P^- ;

: jego nadczłowieczeristwo

y ć!

.ieckiej kobiety! - zawołał

vznieŁć kielich na jej czeŁć,

liając sobie, że ten przywi-

Źi, a zarazem pełnym apro-

`ej przepojonej heroizmem

azywać. Niebawem jednak

Kónigsbergera:

trafiają się zamachowcy,

1 tym jednak wypadku nie

i udział w zamachu, byli

akcji brali udział zbun-

;nia Fiihrera.

anie doktorze? - zapytał

Ź5ana tam nie było, i mam

ni bezpoŁrednio, ani po-

lych o tym zdradzieckim

łchopnych domysłów!

icego się z lekka pułkow-

dnak na tym nie poprze-

Kwaterę Główną Fiih-

tam obowiązują surowe

; dokonuje. Tylko nieli-

mogą wchodzić w skład

dowódcy Wehrmachtu.

ndantem. aż zatkało ze

skrzętnie zakonotował

lie doktorze - wykrzyk-

Źrze Głównej Fuhrera?

lu na to pytanie.

ik von Verweiser. Miał

spektaklu. W każdym

`,o sztabu udzielić na-

doktor Kónigsberger

i i na żądanie profeso-

Źzebywał przez tydzień

w maju tego roku w Kwaterze Głównej ..Wilcza Jama”. W tym czasie opracowywał ekspertyzę, której treŁć ze zrozumiałych wzglę-dów podlega najŁciŁlejszej tajemnicy. Po drugie: o tym, co się dzisiaj wydarzyło, miałem już okazję rozmawiać przez telefon z moim przy-jacielem i kolegą Wedellem. - Kim byt Wedell. nie musiał tego mówić. Był on nie tylko feldmarszałkiem i dowódcą grupy armii. lecz także inicjatorem założenia specjalnego obozu szkoleniowego i jego patronem. I feldmarszałek zapewnił mnie: Fiihrer żyje! Również ten zamach okazał się całkowitym niewypałem. PrzyszłoŁć pokaże, jakie to będzie miało następstwa.

- OpatrznoŁć! - stwierdziła z zapałem uszczęŁliwiona pani Klar-feld.

Prawie wszyscy obecni skinęli aprobująco głową. Tylko czło-wiek przejęty największą obawą chciał w jakiŁ sposób zademon-strować swoje stanowisko.

Wagner powiedział: - Fiihrer jest jeden i jest wszystkim dla nas, skoro jest, to i my jesteŁmy!

Pragmatyczni majorowie Kastor i Pollandt poszeptali coŁ mię-dzy sobą, po czym długi Pollandt zapytał:

- Czy mamy tu działać tak jak do tej pory?

Komendant przytaknął. Nasza instytucja pozostaje nie zmie-niona! A teraz pieczyste!

Podczas serwowania prosięcia pułkownik orzekł:

- Nic w życiu łatwo nie przychodzi. Gdyby było inaczej, nasza egzystencja nie miałaby sensu.

Przebieg wydarzeń numer jeden

Po wyeliminowaniu niemieckiego korpusu afrykańskiego alianci mogli już wylądować we Włoszech. OŁ Rzym-Berlin była zagrożona. gdyż faszyzm włoski wykazywał objawy załamania. Mussolini został internowany przez ludzi, którzy okreŁlali się jako wierni królowi patrioci. Wkrótce uwolniła go specjalna jednostka spadochroniarzy SS, a w kilka miesięcy później został rozstrzelany przez swoich rodaków i powieszony głową do dołu.

Stalin mianował siebie ..marszałkiem Związku Sowieckiego” -z pewnoŁcią z tamtejszego punktu widzenia były po temu konkret-ne powody. Jego armie rozpoczęły natarcie przeciw dywizjom nie-mieckim i szerokim frontem spychały je na zachód, osiągając polskie terytorium. W Warszawie resztki pozostałych Żydów w getcie oraz

41

waleczni Polacy odważyli się rozpocząć powstanie, dysponując bar-f dzo prymitywną bronią, jak własnoręcznie wykonane pistolety, gra”) naty ręczne i karabiny. Po wielotygodniowych, zaciekłych i krwa-J wych walkach powstanie upadło. Warszawa przemieniła się w jednaj kupę gruzów. W sumie zginęło czterdzieŁci tysięcy Polaków i pol-| skich Żydów*, i

Zjednoczone siły alianckie - Amerykanie. Brytyjczycy i Fran-| cuzi pod dowództwem generała armii Eisenhowera - przeprowadziły) udany desant w Normandii, który był rozstrzygający dla losówj wojny. Ten według sformułowania Rommla - ,,najdłuższy dzierij wojny” spowodował w ciągu tygodnia największe bodaj straty j w rozpętanym przez Hitlera piekle. Kiedy stało się jasne, że inwazja j całkowicie się powiodła, marsz na Niemcy mógł się rozpocząć rów-j nież od zachodu. |

W tym samym czasie powstał w Niemczech fantastycznie barw-1 ny Hlm o baronie kłamcy pt. ..Munchhausen”, z Hansem Albersem l w roli tytułowej, według scenariusza niejakiego Neunera, pod któ-rym to pseudonimem krył się poeta Erich Kastner.

Amerykańscy astronomowie zarejestrowali tysiące zmian

w układach gwiezdnych.

Emigrant Beckmann namalował obraz, który nie wywołał żad-

nego oddźwięku, zatytuowany ..Martwa natura z zielonym szkłem”;

Jean Paul Sartre napisał dzieło ..Przy drzwiach zamkniętych”; Ri-chard Strauss skomponował swoją, nie dającą się z niczym porów-nać ..Danae”.

PierŁcień wokół Niemiec coraz bardziej się zacieŁniał.

Oddziały sowieckie dotarły do Wisły, do Warszawy, gdzie po-czątkowo przybrały jakby postawę wyczekującą. Zajęły już jednak Rumunię, Bułgarię i Węgry. Tito, partyzant nad partyzanty, wkro-czył do Belgradu. Na południu siły zbrojne aliantów przystąpiły we Włoszech do ofensywy, na Zachodzie zaŁ skierowały uderzenie na Paryż. Strassburg i Akwizgran.

Na tle tej sytuacji doszło do wydarzeń w dniu 20 lipca 1944 roku.

* Pomyłka autora: powstanie w getcie (194.3) połączył z powstaniem warszaw-skim (1944) (przyp. tłum.)

ć powstanie, dysponując bar-

znie wykonane pistolety, gra-

jniowych. zaciekłych i krwa-

zawa przemieniła się w Jedną

aeŁci tysięcy Polaków i poł-

ykanie, Brytyjczycy i Fran-

isenhowera - przeprowadziły i

`ł rozstrzygający dla losów

ommla ..najdłuższy dzieli j

a największe bodaj straty

y stało się jasne, że inwazja

;y mógł się rozpocząć rów-

2. IMADAREMMA PRÓBA

ODWRÓCENIA SYTUACJI

mczech fantastycznie barw-

Jsen“. z Hansem Albersem

akiego Neunera, pod kró-

li Kastner.

;strowali tysiące zmian ;

z-, który nie wywołał żad-

itura z zielonym szkłem”;

wiach zamkniętych”; Ri-

iącą się z niczym porów-

y się zacieŁniał.

do Warszawy, gdzie po-

njącą. Zajęły już jednak

t nad partyzanty, wkro-

aliantów przystąpiły we

.kierowały uderzenie na

w dniu 20 lipca 1944

czy( z powstaniem warszaw-

Nazajutrz z samego rana starszy szeregowiec Sebastian

Singer stawił się po raz pierwszy w charakterze ordynansa u kapita-na lekarza Kónigsbergera. Odbyło się to zgodnie z planem. Powia-domił go o tym uprzednio starszy kapral Gerner.

- Jeżeli nie ma innych rozkazów - powiedział kapral - obowią-zuje tu następujący regulamin: pobudka o szóstej rano dla kaprali i drużyn na terenie całego obozu. Trzy minuty później starszy sier-żant nie życzy sobie oglądać w łóżku żadnego gołego dupska. Kapu-jesz?

- A co z dupskami oficerów, panie starszy kapralu?

Gerner skwitował ten ciężki dowcip lekkim uŁmiechem.

- Panowie oficerowie - odparł - muszą być na swoich po-

sterunkach o ósmej rano. Odpowiadają za to ich ordynansi, a więc ty odpowiadasz za doktora.

- A jeżeli on nie zechce?

- Zechce! W zasięgu władzy pana pułkownika każdy musi

chcieć. Jeżeli wypadłoby coŁ nie tak. musisz mu pomóc, taktownie, ze zrozumieniem, lecz skutecznie. A jak ci to nie wypali, to jesteŁ do kitu, i licz się z tym, że możesz wylecieć. Jasne?

Singer przyjął do wiadomoŁci również i to. Udał się następnie do swego kolegi Priewitta będącego ,,cieniem” komendanta, by za-sięgnąć jego rady. Wskazówki Priewitta mogłyby mieć jednak fatalne skutki, gdyby Singer stosując się do nich, traktował tak samo dok-tora Kónigsbergera jak Priewitt pułkownika von Verweisera.

Pokoje oficerów sztabowych znajdowały się w bocznym skrzydle na parterze. Każdy lokal składał się z małego przedpokoju, toalety

43

i pokoju dziennego pełniącego też funkcję sypialni, w której st. szafa, biurko i szerokie łóżko.

Singer zapukał do drzwi oznaczonych tabliczką z nazwiskie Kónigsberger. Dwukrotnie. Po czym nacisnął klamkę i uchylił nieco, by w myŁl zaleceń Eugena Priewitta zawołać w głąb pokój

- Dzień dobry, panie doktorze! Siódma godzina, piękny mami dziŁ dzień!

W odpowiedzi usłyszał zrzędliwe postękiwanie i płynące z głęb krtani słowa: Ach. daj mi spokój...! Dokładnie takiej reakc;

Singer się spodziewał.

Wszedł do pokoju, rozsuną! zasłony i otworzył okno. Poko

zalały jaskrawe promienie słońca. Lekarz, ubrany w czarny szlafrol wstał ociężale. Na jego twarzy błyszczał pot. Macał się po głowii rozmasowując okolice skroni.

Prawdopodobnie jęknął trochę za dużo w nocy wypiłen

- I ja nie byłbym od tego, panie doktorze wypalił Singer. - Nie wiem, niestety, gdzie tu tryskają życiodajne źródła. Dobrze by mi zrobiła woda z lodem.

- Odkręcę kurek i poczekam, aż strumień się ochłodzi. Podob-no woda tu jest wspaniała. A gdy będzie się pan ochładzał, przygo-tuję stosowne do pańskiego stanu Łniadanie.

Singer pognał do obszernej, wyłożonej glazurą kuchni kasyno-wej. przy której Łcianach stały wypełnione wszelakim sprzętem rega-ły. Punktem centralnym tej kuchni był potężny, opalany drewnem, l wielofunkcyjny piec. służący do gotowania, smażenia i pieczenia. ;

Rano sprawował tu rządy trzeci spoŁród kucharzy kampfentalskich. ,

Kucharz numer jeden był specjalistą najwyższej klasy ongiŁ szef kuchni ,,Czarnego Kozła” w Wiesbaden. Numer drugi, zarazem najstarszy stopniem, przybył z hotelu ,,Cztery Pory Roku”, którego właŁcicielem był monachijski noblista gastronomiczny Walterspiele. Ci dwaj byli szczególnie odpowiedzialni za dania ekstra, serwowane między posiłkami. O Łniadanie jednak troszczył się trzeci. Był z za-wodu cukiernikiem - w Londynie w lokalu ..Dorchester” szkolił się swego czasu w sztuce przyrządzania Łniadań. Te trzy gwiazdy sztuki kulinarnej znalazły się tu dzięki rozlicznym koneksjom kapitana Tauschmullera. Pomimo niskich stopni wojskowych pracowali skwa-pliwie i z zapałem. L'znali widocznie, że lepiej mieszać łyżką w garn-ku niż wlec się z karabinem przez to całe wojenne gnojowisko. Nie przywiązywali więc wagi do drobiazgów i chętnie wszystkim szli na rękę. właŁnie po to. by inni odwzajemniali im się tym samym. Podobnie widać pomyŁlał sobie kucharz od Łniadań, gdy zjawił się

44

ŹJ'ę sypialni, w której stała

:h tabliczką z nazwiskiem

;isnął klamkę i uchylił j(

a zawołać w głąb pokoju:

na godzina, piękny mamy

^kiwanie i płynące z głębi

Dokładnie takiej reakcji

i otworzył okno. Pokój,

brany w czarny szlafrok,]

3t. Macał się po głowie,j

l dużo w nocy wypiłem-j

eterze - wypalił Singel

iodajne źródła. 3

eri się ochłodzi. Podob-j

pan ochładzał, przygo-|

glazurą kuchni kasyno-,

zelakim sprzętem rega-1

Źny. opalany drewnem,

smażenia i pieczenia.

larzy kampfentalskich. ]

wyższej klasy ongiŁ |

Numer drugi, zarazem

Pory Roku”, którego

omiczny Walterspiele.

lia ekstra, serwowane ,

Źł się trzeci. Był z za-

Źorchester” szkolił się

e trzy gwiazdy sztuki

koneksjom kapitana

`ych pracowali skwa-

lieszać łyżką w garn-

ine gnojowisko. Nie

ie wszystkim szli na

m się tym samym.

idari, gdy zjawił się

ego ten nowy. starszy szeregowiec Singer. który zawołał ocho-I'-` -Śniadanie dla pana doktora, możliwie pożywne! Na dużej ^Sacy, oczywiŁcie srebrnej. Jasne'.'

F - Śniadanie dla panów oficerów - pouczył go uprzejmie ku-charz - podawane jest w małej sali jadalnej o każdej porze między

siódmą a ósmą rano. Może się tam pofatygować również twój le-karz.

- Między siódma a ósmą! Pan doktor zażyczył sobie tym ra-

zem, by Łniadanie przyniesiono mu do pokoju.

- U nas się tego nie praktykuje. Jedyny wyjątek stanowi ko-mendant.

- No dobrze, nie praktykuje się. ale nic jest przecież zakazane. nieprawdaż^

- Nie bezwzględnie, wyraźnego zakazu nie ma.

, Specjalista od Łniadań znał się nie tylko na międzynarodowym hotelarstwie, lecz. jak widać, doskonale się orientował w obozowych układach. Dlatego też był zręcznym lawirantem w dogadzaniu po-szczególnym podniebieniom. Nie można jednak łamać ustalonych zasad - dodał.

- Bzdura, dajmy temu spokój, kolego, bo kawa nam wystygnie! Stawiaj Łniadanie na tacy. tak jak dla pana pułkownika!

Tak też się stało. Lecz na wszelki wypadek kucharz dorzucił pnezornie:

- No pięknie, skoro tak usilnie przy tym obstajesz. Ale na twoja odpowiedzialnoŁć!

Singer udał się ze swoim łupem do pokoju doktora. Składały się nań: trzy zapiekane bułeczki, trzy jajka sadzone na wędzonym bocz-ku, duży kawałek masła oraz ćwierć litra Łwieżego mleka. Ponadto dwie filiżanki prawdziwej, aromatycznej kawy, dlatego takiej wy-Łmienitej. że wzmocniono j'ą, za zgodą Priewitta. kawą z osobistego przydziału komendanta.

To królewskie Łniadanie nastawiło Kónigsbergera życzliwie:

zdążył się tymczasem nieco odŁwieżyć i ogolić. Pochłonął szybko gorącą kawę, która od razu dodała mu animuszu.

- Niech pan usiądzie gdziekolwiek bądź zaprosił Singera. -`Choćby na moim łóżku. - Siedząc przy biurku wcinał jajka i wę-dzonkę. - Istnieją chwile, kiedy ten Łwiat wydaje się jeszcze do

zniesienia, nawet tu. Dobre Łniadanie ma na człowieka zbawienny wpływ, pobudza go do czynu.

- Nawet po wczorajszym, panie doktorze?

45

- Nie wracajmy do tego, mój drogi. Tak będzie dla nas lepij Żyjemy tu jakby na innej planecie, i to całkiem nieźle, powiedzil bym, doŁć bezpiecznie. I ten cały dwudziesty lipca niewiele tu zm( ni. Wkrótce pójdzie w niepamięć; wielu mamy tu takich, któr chętnie zapomną o tej dacie.

- Czy to znaczy, że jest im wszystko jedno?

- Dam panu dobrą radę, niech pan tu nigdy nie próbuje

stępować w roli prowokatora. Dla mnie to nie ma znaczenia, ale;

strony innych mogłoby panu grozić niebezpieczeństwo. Gdyby prz szła panu na to ochota, powinien pan sobie przypomnieć pouczeń porucznika Wagnera. Ma on gruby słownik łaciński, którego zwro po częŁci zna na pamięć i chętnie je przytacza. Na przykład: ,,Car diem”. co oznacza ,,wykorzystuj chwilę”.

- Skoro pan uważa, panie doktorze, że można się tu jakj

urządzić, to będę się zachowywał jak należy, m^

- To już brzmi lepiej. Singer. Uczy się pan niezmiernie szybky^ Niech pan nastawi się najpierw na poznanie tutejszych realiów, a d v tego są potrzebne pewne dane, więc do dzieła. s

- Mój przełożony, starszy kapral Gerner urządza zwykle dw Ź IB razy w tygodniu dla podległego mu personelu swego rodzaju ćwiczę z nią na dziedzińcu koszar. Taki cyrk ma się odbyć dzisiaj o dziesiątej

- Ćwiczenia te są po myŁli komendanta. Pułkownik jest raso s wym żołnierzem. Do tego rodzaju pokazów przykłada szczególn wagę, dotyczy to również personelu kasyna. Chciałby, aby ci za- ` | Łciełacze łóżek, szorowacze podłóg i nosiciele jadła nie obroŁli przed-j wczeŁnie w tłuszcz i nie zrobiły się z nich safanduły. Gerner pojął toJ -w mig. ? g

- OsobiŁcie wolałbym w takich imprezach nie uczestniczycJ I mam nadzieję, panie doktorze, że znajdę u pana zrozumienie. (

To królewskie Łniadanie, jak domniemywał Kónigsberger, miało c widocznie swoją cenę. Po chwili namysłu powiedział: \

- Singer. mój drogi, chce mnie pan wyraźnie wciągnąć w służ- c bowe sprawy kompanii sztabowej. Te ćwiczenia naszej kasynowej i drużyny to przedsięwzięcie wielce pożyteczne; wymyŁlił je starszy kapral Gerner, zaŁ kapitan Tauschmiiller, składając swój podpis, r nadał im moc obowiązującą; starszy sierżant sztabowy umieŁcił ten v punkt w planie zajęć. Czyżby pan nie chciał brać w tym udziału? Może liczy pan na to, że uznam pana jako niezdolnego do ćwi- r czeri?

- Niezupełnie, panie doktorze. Wystarczy, jeŁli pan stwierdzi, że musi mnie pan najpierw dokładnie zbadać, ponieważ dopiero co c

46

(szedłem ze szpitala. Dzięki temu zyskałbym na czasie. Czy dałoby | to załatwić?

; - Zrobione! - rozstrzygnął doktor, dziwiąc się sam sobie, że idjął taką decyzję. - Wynika z tego. że. używając terminologii weckiej, jest pan psem dobrze ułożonym. Singer. przynajmniej |<prawia pan takie wrażenie. Ja lubię psy. zwłaszcza gdy są ochocze [i przebiegłe. Jednak w tej zmotoryzowanej wojnie mogą one łatwo | dostać się pod koła.

Owo Łwięto koszarowego dziedzińca dla personelu kasyna od-bywało się co wtorek i czwartek, począwszy od dziesiątej rano. Trwało od półtorej do dwóch godzin. Starszy kapral Gerner tłuma-czył bez ustanku podległym sobie ludziom, że gdzie im tam jeszcze

do prawdziwych żołnierzy i że bezpoŁrednim ich szefem jest wła-Łnie on.

Kazał pozłazić się dwom tuzinom byków kasynowych, ordynan-sów i porządkowych, mianowicie: żywieniowcom, Łcielącym łóżka ! oficerskie, ważniakom z zakładu oczyszczania, kretom i baranom z oddziału rolnego i wreszcie tak zwanemu burdel-tacie.

Ćwiczenia odbywały się na przedpolu zameczku kampfental-

skiego, które mógł ogarniać spojrzeniem pan pułkownik.

Na ten spektakl Łciągali zainteresowani nim goŁcie. Niemal re-gularnie zjawiał się tu w charakterze eksperta porucznik Wagner. Kapitan Tauschmuller czynił to raczej od okazji do okazji. Starszy sierżant personelu obozowego Schulz bywał na tym przedstawieniu prawie zawsze, by móc nasycić wzrok pogardzanymi przez siebie. a teraz w pocie czoła i w znoju czołgającymi się ofermami z kasyna.

Dzisiejsze igrzyska rozpoczęły się od tego. że starszy kapral Gerner dokonał szczegółowego przeglądu stojącej przed nim groma-dy: ludzie ubrani byli w niby to żołnierskie, pstrokate panterki, w plecakach mieli balast w postaci czterech cegieł, przy pasach po dwie ładownice oraz broń boczną. Do tego karabin wzór 1898,

Rozległ się rozkaz: - Padnij!

Przywarli do ziemi, podciągając się nieco do przodu, i czekali na dalsze rozkazy. Wszyscy. Z jednym wyjątkiem: starszy szerego-wiec Singer pozostał w pozycji stojącej.

Gerner obrzucił go pełnym zdumienia spojrzeniem. Jakby włas-nym oczom nie wierzył.

- Co to ma znaczyć, człowieku?

Singer stał jak wkopany w ziemię. Gerner zbliżył się do niego długimi krokami.

47

- Czy spadłeŁ z księżyca, ty dupo wołowa?.'

- Chciałbym zameldować, panie starszy kapralu wycharc

Singer na modłę wojskowa - że Jestem zwolniony ze służby zew trznej.

- Kto ci, łamago. naopowiad^^ takich pijackich bredni?

- Zarządzenie pana kapitana Ukarzą po uprzednim przebad

niu mojeJ osoby, j

Gerner podszed! do Singera jeszcze bliżej i stanął z nim twaa w twarz, - Chcesz mi robić wstręt), ty bezczelny gówniarzu? Mr Ty—mnie'.'

- W żadnym wypadku, panie starszy kapralu!

- Wszystko na to wskazuje, parszywy łapserdaku. Łwiński

miocie! Już raz mi dziŁ podpadłeŁ, i to fatalnie! ZłamałeŁ regular kasyna. Niestety nie było mnie przy tym. bo dałbym ci solidnie wiwatu! A teraz znowu wykręcasz mi taki numer? Zastanów się i tym, wredny szczeniaku!

- Postępuję w myŁl orzeczenia kapitana lekarza, panie star kapralu.

Rozmowa toczyła się ponad głowami leżących żołnierzy,

wielkiej zresztą ich uciesze. Jeden wesoło zachichotał, drugi z saty fakcją puŁcił potężnego bąka. A starszy szeregowiec Singer ciągle nrf przejawiał chęci wykonania rozkazu, j

- Czy mogę odmaszerować? zapytał. - Biorę za to pełna

odpowiedzialnoŁć, panie starszy kapralu...

To. co powiedział, nie odbiegało wprawdzie od powszechnie! stosowanego tu w nagłych wypadkach ceremoniału, w konkretne)' jednak sytuacji zabrzmiało jak wyzwanie.

Gerner usiłował zachować spokojny wyraz twarzy, co mu się poniekąd udało. - Nie sądzę, ty szczylu, byŁ zdołał mi się wymknąć! - Był pewien, że nikt mu się tu nie wymknie. A już z pewnoŁcią nic na stałe. - Odmaszerować? W żadnym wypadku, to w ogóle nie wchodzi w rachubę! JesteŁ przydzielony od zaraz do pożałowania godnej grupy nowicjuszy. Czego powinieneŁ się wstydzić!

Singer ani się spostrzegł, kiedy znalazł się w grupie nowicjuszy. Składała się ona właŁciwie z trzech ludzi: dwóch szefów kuchni i cukiernika. Skoro tak. to obowiązywała ich zasada: równe prawa dia wszystkich. Ponieważ brakowało im podstawowej wiedzy woj-skowej, traktowano ich jak fuksów, ale zgodnie z intencją komen-danta otaczani byli specjalną troską.

Odpowiedzialny za to był kapral Priewitt. On zaŁ rozpuszczał swoich podopiecznych ponad miarę, traktując ćwiczenia drugoplano-48

)lowa?!

7-y kapralu wycharcz!

Łniony ze służby zewn|

pijackich bredni'.'

w uprzednim przebac

ej i stanął z nim twar

zelny gówniarzu? Mnij

:apralu!

^apserdaku, Łwiński

iie; ZłamałeŁ regular

1 dałbym ci solidnie .

mer? Zastanów się na

lekarza, panie star

eżących żołnierzy,

lichota!, drugi z sat .

owiec Singer ciągle ni

- Biorę za to pełn(

Ździe od powszechna

oniału. w konkretne)

z twarzy, co mu się

ołał mi się wymknąć!

i już z pewnoŁcią nie

iku, to w ogóle w

raz do pożałowania

? wstydzić!

v grupie nowicjuszy.

róch szefów kuchni

asada: równe prawa

iwowej wiedzy woj-

? z intencją komen-

pn zaŁ rozpuszczał

leżenia drugoplano-

o, albowiem wyznawał pogląd, że wiedza podstawowa winna mani-|fcstować się przede wszystkim układnym sposobem bycia. Tym ra-fc|Bm usiadł ze swymi ludźmi na ławce w parku, by przećwiczyć ( r nimi rozkładanie i składanie karabinka 98 k.

Do tej niewielkiej grupki dołączył zgodnie z rozkazem starszy aeregowiec Singer. Priewitt przyzwalająco skinął głową.

- Według mnie. kolego, powinieneŁ, ćwicząc maskowanie, dać Bura w krzaki i tam sobie kimnąć. .. ` Oferta była nie do odrzucenia.

Tymczasem starszy kapral Gerncr. postępując w myŁl zasady:

dyscyplina przede wszystkim, rozpoczął ze swymi ludźmi spektakl

- ćwiczeń najbardziej uciążliwych. RozwŁcieczony na Singera miotał brutalne rozkazy, acz zgodne z regulaminem koszar. Zapluwając się,

Źwywrzaskiwał je niemal jednym tchem.

Przydzielone mu kasynowe szaraki musiały się czołgać, pod-pierając się łokciami z karabinem trzymanym w poprzek, podrywać się do skoku, przechodzić z szybkiego biegu do pełnego krycia i znowu się czołgać. Gerner wymęczył ludzi bezlitoŁnie, wyciskając z nich ostatnie poty. Z podziwu godną wytrwałoŁcią wlekli się oni przez plac. Trzech załamało się, jeden spoŁród nich nadawał się już tylko do szpitala. Zabrała go jedna z dwóch stojących w gotowoŁci na poboczu sanitarek.

Starszy sierżant sztabowy Schulz zbliżył się do Gernera i powie-dział:

- Kapitalny pokaz, kolego, ale nie masz miny zbyt zadowolo-nej, czy coŁ ci tu Łmierdzi?

- Singer. ten cholerny szczeniak! - wyrzucił z siebie starszy kapral ze wzburzeniem, podczas gdy jego sfora wlokła się na ostat-nich nogach w kierunku jeziora. - Stanął mi sztorcem. Zaledwie minęło pół dnia, a już dwa razy próbował mi się przeciwstawić.

- Nie przypuszczałem, że taki z niego frajer. - Schulz. jak widać, był dobrym psychologiem i potrafił wyciągać właŁciwe wnio-ski. - Taki typ jak on nie uznaje synekury. Nie opanował jeszcze naszych reguł gry.

- Odnoszę paskudne wrażenie, że ktoŁ chce nas tu zrobić na szaro!

- Ależ skąd, Gerner. W końcu mamy u nas specjalistę od

węszenia, który wolałby stąd nie wylecieć.

- Pamiętaj jeszcze o jednym, Schulz. Ten cholerny skurczybyk

4 Wyprzeda? hoh;iterov.

49

próbował ukryć się za plecami lekarza. Niewykluczone, że oni c< kombinują.

Starszy sierżant sztabowy Schulz chciał się dowiedzieć więc szczegółów o tym podanym do pokoju Łniadaniu i słuchał Gerne:

z wciąż rosnącym zainteresowaniem. Tymczasem jego ludzie dowl kli się do brzegu jeziora, gdzie, nie obserwowani już przez nikogo, wycieńczeni do cna. chciwie chwytali powietrze w płuca.

Gdy Gerner skończył swoją opowieŁć. Schulz pomyŁlał: jeżel było tak naprawdę, to trzeba, nie zwlekając, dać im pierwsze poważ ne ostrzeżenie. Już ja się o to postaram lub każę innym, by sii postarali. Te swoje myŁli wyłożył kapralowi poufnym tonem:

- Rozmowa o tym z kapitanem Tauschmiillerem niewiele by!

dała. gdyż zgodnie ze swoją naturą całą rzecz by dokładnie zagmat-wał. Miałaby natomiast sens rozmowa na ten temat z porucznikiem Wagnerem, który ma coŁ przeciwko lekarzowi. I jest w końcu za tego Singera odpowiedzialny. Takie służbowe napomknienie Wag-nerowi o sprawie, niekoniecznie w formie meldunku, mogłoby cał-kowicie wystarczyć. - Po chwili dorzucił: - Robię to na ogół niechęt-nie, ale jak trzeba, to trzeba.

To. co się potem wydarzyło, rzuca znamienne Łwiatło na puł-kownika von Verweisera.

Zaraz po następnym, wspólnie zjedzonym obiedzie komendant odchylił się na oparcie krzesła i lustrował wzrokiem kolejno wszys-tkich biesiadników, z pominięciem jedynie pani Klarfeld. Zatrzymał spojrzenie na doktorze Kónigsbergerze - długie, badawcze, przenik-liwe. Gdy dostrzegł niepokój na twarzy doktora, przez jego oblicze przemknął wyraz zadowolenia.

Przezorny kapitan zarządził natychmiast:

- Niech obsługa opuŁci niezwłocznie salę!

Podobne sytuacje zdarzały się tu często. Starszy kapral Gerner, który spodziewał się takiego rozkazu, zgromadził kelnerów w ku-chni. z ordynansem komendanta Priewittem włącznie, gdzie wszyscy zajęli się jedzeniem.

I dopiero teraz rozpoczął komendant jeden ze swoich słynnych występów. Jego głos dźwięczał niemal łagodnie, pobrzmiewały w nim jednak nuty zdecydowanie ironiczne:

- Doktorze Kónigsberger, czyżby to było możliwe, że ostatnio zrodziły się w panu ambicje, by korzystać z przywilejów przysługują-cych tylko mnie?

Doktor był wyraźnie speszony. - Proponuję, panie pułkowniku, by uznał to pan za żart.

50

Niewykluczone, że oni coŁ;

i'dł się dowiedzieć więcejl

adaniu i słucha? Gerneraj

zasem jego Judzie dowie-;

`owani JUŻ przez nikogo,!

etrze w płuca.

Schulz pomyŁlał: jeżelij

dać im pierwsze poważ”,

`ub każę innym, by się

i poufnym tonem:

:hmullerem niewiele by i

z by dokładnie zagmat-

n temat z porucznikiem

>wi. I jest w końcu za

/e napomknienie Wag-

eldunku, mogłoby cał-

)bię to na ogół niechęt-

lienne Łwiatło na puł-

Źi obiedzie komendant

Źokiem kolejno wszys-

li Klarfeld. Zatrzymał

e, badawcze, przenik-

ra, przez jego oblicze

arszy kapral Gerner,

iził kelnerów w ku-

leznie. gdzie wszyscy

ze swoich słynnych

Źobrzmiewały w nim

lożliwe, że ostatnio

klejów przysługują-

panie pułkowniku

Było to poważne uchybienie z jego strony.

Komendant poczuł się dotknięty do żywego. -

żarty mnie się trzymają, Kónigsberger?

Czy pan uważa.

- Nawet mi to nie przyszło do głowy, panie pułkowniku

Łpieszył z zapewnieniem doktor.

po-

Wtedy wkroczył do akcji kapitan Tauschmuller:

.. - Trzeba by raczej przyjąć, że to pana, doktorze, trzymają się Żarty. Bo jakżeż inaczej można tłumaczyć próbę przywłaszczenia sobie przywilejów Łniadaniowych naszego pana komendanta?

Kónigsberger zaczął pojmować, o co chodzi. - Ani się tego nie domagałem, ani nie przywłaszczałem sobie żadnych przywilejów. Tak jakoŁ wypadło. Mój nowy ordynans, starszy szeregowiec Singcr, przyniósł mi po prostu to Łniadanie.

- Z własnej inicjatywy? Gdyby tak było istotnie, to należałoby uznać go winnym. Czy pan się ze mną zgadza?

- To wszystko wynika chyba z nieporozumienia. Singer nie ma

jeszcze rozeznania w naszym Łrodowisku. Niewykluczone, że mnie źle zrozumiał.

; - Czy też chciał źle zrozumieć. Czy może nakłoniono go, by źle zrozumiał? - Porucznik Wagner włączył się do rozmowy w przeko-„ naniu, że sprawi tym komendantowi przyjemnoŁć. - W końcu musi

ktoŁ za to ponieŁć odpowiedzialnoŁć. Jeżeli nie pan, to właŁnie ten starszy szeregowiec.

- Sądzę, że ani jeden, ani drugi. - Kapitan Tauschmuller i tym razem zademonstrował swą umiejętnoŁć łagodzenia wszelkich kon-fliktów. Zdawał sobie przecież sprawę: ten Kónigsberger coŁ tam znaczył i był ciągle jeszcze potrzebny. A ów Singer został tu przy-dzielony bezpoŁrednim rozkazem z grupy armii i nie można by go było tak szybko stąd się pozbyć. - Nie sposób wykluczyć, że zaszła

tu pomyłka. Prawdopodobnie ktoŁ wykorzystał okazję, by błędnie Singera poinformować.

- Ale kto? - Pułkownik spojrzał z uznaniem na swojego adiu-tanta. Należało przypuszczać, że ci dwaj uzgodnili uprzednio swoje stanowiska, co już się nieraz zdarzało.

- Może kapral Priewitt. panie pułkowniku? Popełnił błąd, z pe-wnoŁcią nieumyŁlnie, nie można przecież przesądzać, że działał w złej wierze.

Komendant polecił więc sprowadzić Eugena Priewitta. Ten sta-nął przed nim z nieruchomą twarzą wiernego służbisty, tylko cień uŁmiechu błysnął w jego oczach. Wynikało z tego. że od czasu do czasu przychodziło mu tu grać rolę doŁć niesamowitą.

51

Doktor usiłował coŁ powiedzieć, lecz kapitan Tauschmuller ni pozwolił mu dojŁć do głosu. Wiedział bowiem, jak potoczyłyby si wydarzenia.

Z tym Łniadaniem, panie Priewitt - zapytał kapitan

wpuŁcił pan Singera w maliny, co9

Być może - odparł kapral prostodusznie.

Majorowie Kastor i Pollandt skinęli ze zrozumieniem głów

a porucznik Lahrmann. ów wzór walecznoŁci, uczynił to z jeszc większym zapałem. Pani Klarfeld nie obejmowała umysłem tęgi wszystkiego, co się tu działo. Wagner natomiast, ów strażnik idei) narodowosocjalistycznej, rozeŁmiał się z pełną pogardy satysfakcją:' no, znaleźliŁmy winowajcę! `

Kapralu Priewitt - powiedział z powagą pułkownik podob-| na rzecz nigdy się tu nie zdarzyła. Wskutek lekkomyŁlnego postępo-wania zakłócił pan cały istniejący tu porządek. Nie mogę puŁcić tego płazem, ponieważ gdy rozpoczyna się zakłócanie porządku, kończy się to na ogół jego zburzeniem. Czy pan zdaje sobie z tego sprawę?

- Tak jest, panie pułkowniku - odrzekł Priewitt z rozbrajającą szczeroŁcią.

- Skoro poczuwa się pan do winy i uznaje swój błąd. muszę wyciągnąć z tego okreŁlone wnioski i zgodnie z regulaminem zde-gradować pana do stopnia starszego szeregowca.

Od tego już momentu starszy szeregowiec Priewitt zasalutował. wykonał w tył zwrot i odmaszerował. nie przejawiając oznak naj-mniejszego wzburzenia.

Porucznik Wagner wykorzystał natychmiast nadarzającą się

okazję, by posłużyć się znów cytatem z łaciny:

- Suum cuique! - wykrzyknął. - Każdemu to, co się mu należy!

- Deser! - zarządził pułkownik.

Podano szarlotkę wiedeńską prosto z piekarnika, z kremem

waniliowym. Jedynie lekarz nie przejawiał ochoty, by skosztować tego specjału.

Sebastian Singer, który skrycie obserwował to widowisko w sali bankietowej przez lekko uchylone drzwi kuchenne, podążył za Euge-nem Priewittem do pomieszczenia w suterenie, gdzie były kapral zaproponował mu swego czasu zajęcie wolnego łóżka. Priewitt stanął przy umywalce i zaczął siusiać.

- Ogromnie żałuję. Eugen. że tak się stało - zapewnił go pół-głosem Singer.

- Nie dramatyzuj, Sebastianie - powiedział uspokajająco Prie-witt. - Wiele się jeszcze tutaj nauczysz.

<?

itan Tauschmuller nid

i, jak potoczyłyby sij

`apytał kapitan

zrozumieniem głową

uczynił to z jeszcz<

)wała umysłem tegri

ist, ów strażnik idę'

pogardy satysfakcja

pułkownik - podob

comyŁlncgo postępo-j

„lie mogę puŁcić tegoj

^e porządku, kończył

.obie z tego sprawki

ewitt z rozbrajająca

e SWÓJ błąd. muszę

z regulaminem zde-

1-. .

newitt zasalutował,

awiając oznak naj-

st nadarzającą się

>, co się mu należy!

arnika, z kremem

ty, by skosztować

) widowisko w sali

, podążył za Euge-

gdzie były kapral

:ka. Priewitt staną!'

zapewnił go pół-

ispokajająco Prie-

Byle nie twoim kosztem.

Nie pleć głupstw, człowieku rzekł Eugen dobrotliwie. Nie rozporka i dla wygody zdjął spodnie. - Nie orientujesz się w tym wszystkim, w tych naszych stosuneczkach. Wiesz. Eugen. z natury skłonny jestem do uciech. Ale to stawienie zainscenizowane przez komendanta i jego kompanów mi nie pasuje.

Zaraz ci wyjaŁnię. Sebastianie. Chodź tu i zajrzyj do mojej FgiEafy. I co ty na to? Wisiały w niej trzy mundury: jeden z dystynk-^juni sierżanta, drugi kaprala i trzeci starszego szeregowca. - Raz .Wkhdam jeden - oznajmił Priewitt - innym razem drugi lub trzeci. ~” zależnoŁci od potrzeby, okolicznoŁci bądź kaprysu.

,- Te ciągłe zmiany nie wywierają na tobie żadnego wrażenia?

- Na tym właŁnie, mój drogi, polega moja szczególna rola. Eugen podrapał się po obnażonej piersi i Łciągnął kalesony. - Puł-kownik von Verweiser upatrzył sobie mnie jako swego rodzaju kozła trfhmego, jako obiekt demonstrowania swojej władczoŁci, a zarazem wielkodusznoŁci i dobroci. Zależnie od sytuacji.

- Może więc wyczyniać z tobą wszystko, na co mu przyjdzie [' ochota?

` - Nie tylko ze mną. To. co stosuje wobec mnie. stanowi sygnał .: dla innych podwładnych, że gdy zajdzie potrzeba, postąpi z nimi tak samo.

- I tak łatwo z tym się godzisz?

- Co to znaczy ,,godzisz się”, Sebastianie? MÓJ Viktor von Verweiser to liczący się człowiek. Wiem dobrze, jaki jest i czego chce/znam go przecież od wielu lat. Ogólnie rzecz biorąc, decyduje on nie tylko o awansach i degradacjach, lecz także o skali wymagań, o przeniesieniach i skierowaniach do akcji, jednym słowem, jest panem życia i Łmierci. Są to jednak pozory.

- Czyżby? zapytał z zaciekawieniem Singer. - Czyżby był człowiekiem o podwójnym obliczu?

h - Pozwól. Sebastianie, że już nie będę się na ten temat wypo-wiadał. W każdym razie, jeŁli chodzi o mnie. to wszystko jest w po-rządku. Jestem i pozostanę nadal oddanym ordynansem komendan-ta i jako taki nie bez wpływu na bieg wydarzeń.

- Bez względu na stopień służbowy?

- Mam w nosie stopień! - zapewnił buńczucznie Priewitt.

-Obojętne, jaki włożę mundur, żołd i tak pobieram sierżanta. I od-powiednio do tego jestem traktowany - powiedział z dostojeństwem Eugen, goły już teraz, różowiutki jak prosię. - Zorganizowałem dla

53

nas butelkę burgunda, rocznik tysiąc dziewięćset trzydzieŁci tr najlepszego z prywatnych zasobów pana pułkownika. Z tą flacB pójdziemy najpierw pod prysznic. Co będzie dalej, to się okaże. |

Tegoż popołudnia wtoczyła się do obozu w Kampfental wylj

dowana po brzegi, nakryta plandeką ciężarówka marki „Henschej i główną ulicą dojechała pod samą komendanturę. Przekracza wszystkie bramy przez nikogo nie zatrzymywana. |

Porucznik Lahrmann, powiadomiony o tym przez główną wa

townię, czekał właŁnie na nią na największym tarasie. Ciężarówll zatrzymała się z piskiem opon i wyskoczył z niej krępy, pokryj warstwą kurzu, ubrany w mundur maskujący człowiek, który da człapał się do Lahrmanna.

- Starszy sierżant Heinz - zameldował się przybyły. - Wróciłei z zaopatrzeniem.

Porucznik podał mu po koleżeńsku dłoń i zapytał: - Wszystka dobrze poszło?

Starszy sierżant obrzucił krótkim, pełnym zdziwienia spojrzę niem tego ubranego podług wymogów kasyna kawalera Krzyża Ry cerskiego, tak jakby chciał powiedzieć: ,,Co za głupie pytanie” Odpowiedź jego jednak brzmiała bardziej układnie:

- Dobrze, panie poruczniku.

Porucznik skinął głową, podszedł do ciężarówki i wdrapał się ni nią, nie zważając na swój mundur galowy, który przed pójŁciem ni obiad będzie musiał zmienić. Odchylił plandekę i dokonał przeglądu zawartoŁci skrzyń, kartonów i worków. Niebawem ręce miał tłuste ^ od oliwy i aż czarne od kurzu, jego mundur zaŁ nadawał się już tylko do pralni. .

- Świetnie się spisałeŁ, Heinz - powiedział z uznaniem porucz-nik. j ,. ,, . 1

- -Prawie podwójna iloŁć tego, co zapotrzebowaliŁmy, panie po- i

ruczniku! - odparł nie bez dumy starszy sierżant. Był człowiekiem ;

zdolnym, asem wŁród obozowych kursantów. - Wystawa? - zapytał.

- Jak zwykle. 4 Na tego rodzaju wystawie, która nie po raz pierwszy odbywała j l się na głównym tarasie, prezentowano zdobyczne egzemplarze. Lu-dzie sierżanta sztabowego Schulza właŁnie się stawili i doglądani przez Lahrmanna i Heinza przystąpili do wyładunku ciężarówki E l i rozpakowywania jej zawartoŁci. Oczom obecnych ukazały się:

broń. amunicja i wszelkiego typu sprzęt wojskowy, jak; szybko- `

54 ` Ź

:iewięćset trzydzieŁci tr

pułkownika. Z tą flac^

!zie dalej, to się okaże. <

ozu w Kampfenta] wyj

-ówka marki „Hensche)

icndanturę. Przekraczał

ywana. ;

tym przez główną wai

Źym tarasie. Ciężarówl(

t z niej krępy, pokryli

icy człowiek, który dc

ię przybyły. - Wróciło

i i zapytał: - Wszystł

`m zdziwienia spójrz

kawalera Krzyża R]

) za głupie pytanie'”

tadnie:

„ówki i wdrapał się

`ry przed pójŁciem

Ź i dokonał przegiął

wem ręce miał tłuj

zaŁ nadawał się jt

z uznaniem porucs

owaliŁmy, panie po,

nt. Był człowiekiem

Wystawa? - zapytał.

pierwszy odbywała

e egzemplarze. Lu-

itawjli i doglądani

idunku ciężarówki

nych ukazały się:

owy, jak: szybko-

działka przeciwpancerne, moździerze i miny, pistolety ma-

`, granaty ręczne oraz specjalnego typu karabiny. Z wyjąt-paru angielskich egzemplarzy cała reszta była produkcji amery-ciej.

-Ź”Doprowadzono ją do porządku i odpowiednio rozmieszczono. tfótce pojawili się jak zawsze nierozłączni majorowie Kastor J^llandt, obejrzeli pobieżnie całą wystawę, skinęli z podziwem mmi i takie ich ogarnęło zdumienie, że aż zabrakło im słów. ty Kastor, pozorując obojętnoŁć, chciał zarazem dowiedzieć się Heinza, skąd on to wszystko ma.

- Z trzech korpusów armii znajdujących się w pobliżu wroga Zachodzie.

- MiałeŁ jakieŁ trudnoŁci?

- Przy tego rodzaju pełnomocnictwach żadnych; z jednym wy-em, ale wystarczył telefon pułkownika Schlumbergera z dowódz-grupy armii, by rozwiać wątpliwoŁci tych frontowych biuro-itów. Majorowie wykazali zainteresowanie szczegółami technicznymi

o zbioru broni. Brali do ręki pistolety maszynowe i karabiny oceniali ze spokojem ich użytecznoŁć: mechanizm ładowania, funk-nalnoŁć broni przy strzelaniu i jej zdolnoŁć do szybkiego otwarcia

lia. Po chwili Pollandt stwierdził:

- Od strony technicznej na najwyższym poziomie, jednak do dennego użytku na froncie zbyt delikatna, Rosjanie są pod tym lędem lepsi.

Na tę wystawę przybyli również zainteresowani nią nie mniej, (cy teraz na uboczu sierżant sztabowy Schulz i starszy kapral aer. Patrząc na ten potężny arsenał sierżant powiedział:

- Będziemy musieli rozbudować nasze muzeum i przydzielić mu

jjeszcze jedno pomieszczenie.

i- Mówiąc o muzeum sierżant miał na myŁli obozowy magazyn fcroni, który wymagał właŁnie dodatkowej, obszernej powierzchni. W magazynie numer jeden znajdowała się niemiecka broń, w maga-*^ynie numer dwa - sowiecka.

- Nie bardzo wiem, co sądzić o tej zdobyczy - powiedział

[pener. - Niektóre pukawki, choć są prawie nowe, noszą już Łlady

rdzy.

- Dupo wołowa - zareplikował ostro starszy sierżant Heinz. i- Gdzie ty masz oczy? To, co uważasz za rdzę, to są przecież Łlady krwi.

Zanim Gerner zdołał ochłonąć z osłupienia, pojawił się puł-kownik von Verweiser w towarzystwie swojego adiutanta kapitana

55

Tauschmullera. za którym podążał Priewitt, obecnie jako star szeregowiec. Pułkownik krótko pozdrowił obecnych, którzy pi rwali się szybko, by oddać mu honory wojskowe, po czym rozpc przegląd eksponowanego materiału.

Potrzebował na to sporo czasu. Przypatrywał się z uwagą

dej sztuce, od czasu do czasu biorąc którąŁ do ręki. Zwrócił J następnie do starszego sierżanta: `

- Wspaniałe osiągnięcie, Heinz! Jestem z pana bardzo zadoł( lony. - Porucznikowi Lahrmannowi zaŁ udzielił takiej wskazów

- Niech się pan postara, mój drogi, by przed rozpoczęciem nast( nego kursu każda bron była w pełni sprawna.

- Czy wskutek tego nasze metody szkoleniowe, panie pułkfl niku. ulegną zmianie? - zapytał jeden z majorów.

- O ewentualnych zmianach, moi panowie - oŁwiadczył |

kownik z władczą miną - powiadomię was we właŁciwym czasie. już dziŁ mogę panów zapewnić, że następny kurs będzie najważr szy ze wszystkich dotychczasowych.

Nazajutrz starszy szeregowiec Sebastian Singer położył się leżance w głównym pomieszczeniu baraku szpitalnego. Doktor ( nigsberger, badając go. kazał mu zakaszlać, a potem nabrać głębok powietrza w płuca i wypuŁcić. Po chwili, Łmiejąc się, powiedziahj

- No tak, mój kochany, okazem wojaka to pan nie jest, w

jako Łredniej jakoŁci mięso armatnie mogę pana zakwalifikować, j

- Czy chce pan przez to powiedzieć, panie doktorze, że jeste całkiem zdrowy? Bo wcale się taki zdrowy nie czuję!

- Ach, proszę pana, dzisiaj człowieka w pełni zdrowego

Łwiecą szukać. Lecz nie stwierdzam u pana żadnej specjalnej dole liwoŁci.

- A moja rana?

- Jest już prawie wyleczona. - Kónigsberger zbadał dokładniej ug;

szwy pooperacyjne. - Dobra rzeźnicza robota, nie mogę uznać, że padł pan ofiarą chirurga. - Podszedł do bocznych drzwi, otworzył je na i zawołał: Proszę mi przynieŁć kartę Singera, panno Mauerland! ]ac

- I zajął się ponownie swoim nagim pacjentem, do

Uszu Singera dobiegł delikatny szmer kroków i wnet ujrzał kę przed sobą pełną gracji, wrażającą się w pamięć pięknoŁć o twarzy Madonny, ubraną w nieco za duży na nią fartuch lekarski. PrzynieŁ- pł;

ła duży opatrunek i położyła go na podbrzuszu nagiego pacjenta, Mi tam gdzie został zraniony, przykrywając tym samym miejsce wstyd- Jes liwe. Po czym dumnie i z wdziękiem wyniosła się. P&

56

Kto to był? - Singer uniósł się i odprowadził dziewczynę

iem. - Tu jedna niespodzianka goni drugą!

%- Proszę się uspokoić, mój drogi - zalecił łagodnie lekarz. fcyba że chce mi pan' koniecznie zademonstrować, jaki to z pana |tek!

- Nie, nie chcę. - Singer znowu się położył. - Prawdę mówiąc, |e doktorze, na widok tej dziewczyny nawet człowiekowi tak |kodowanemu przez wojnę jak ja krew zaczyna szybciej krążyć ^bch. WłaŁnie ona mogłaby mnie uzdrowić. B;- Niech pan się o to lepiej nie stara, Singer - ostrzegł go |igsberger.

- Czy muszę tu przestrzegać przestarzałych zasad? - zapytał fcisobliwie starszy szeregowiec. - Może nawet pańskich? »i- Proszę zaoszczędzić sobie i mnie tego typu sugestii - zganił |era lekarz. - Panna Melania Mauerland została mi przydzielona D siła pomocnicza, należy jednak do tych trzech tuzinów pomoc-sztabowych podległych bezpoŁrednio naszej pani Klarfeld. |&wny nadzór nad tymi damami zastrzegł sobie sam komendant. w Nad wszystkimi?

; - Bez wyjątku! Nikt nie ma do nich dostępu ani one nie mogą i z nikim zadawać!

A co by się stało, gdyby jednak...?

Naturalnie, próbowano tu kilkakroć `naruszyć tę zasadę; ale e sprawa wyszła na jaw i kończyło się to natychmiastowym niem i przeniesieniem. Dotychczas przyłapano, że tak powiem, Bgorącym uczynku jednego oficera, dwóch sierżantów oraz trzech prali i niemal tejże nocy wysłano ich na front. I wszelki słuch s nich zaginął.

- Nie przywiązuje się tu, jak widać, zbytniej wagi do sfery

- Ależ'przywiązuje się, Singer, o ile w grę wchodzą uczucia triotyczne. A co się tyczy zaspokajania tak zwanych niskich, łudz-ił instynktów, to pomyŁlano i o tym. Dlatego urządziliŁmy tu m publiczny pierwszej kategorii, nad którym powierzono mi opie-i sanitarną.

- Kiedy słucham pana, panie doktorze, to wszelkie troski od-`ają ode mnie. Lecz ani odrobinę nie czuję się przez to zdrowszy. za mnie zawroty głowy, miewam rozstrój żołądka i do tego ze zaburzenia słuchu. Może się zdarzyć, że nie będę słyszał, co l do mnie mówi.

t! - CoŁ podobnego - powiedział lekarz znowu pogodnym tonem.

57

- Obserwuję u pana całkiem dla mnie nowe objawy, które dadzą j w pełni ocenić, jeŁli wystąpią we właŁciwym momencie. Odnotowj to zatem jako defekt. CoŁ jeszcze?

- W tej kwestii - powiedział Singer leżąc jak długi na kozel przepojony jakąŁ radosną nadzieją - nic konkretnego nie przycha mi do głowy.

- No to dobrze - stwierdził doktor. Zdążył tymczasem przejn kartę chorobową starszego szeregowca. - Ostatnio przeŁwietlał j sobie płuca przed trzema tygodniami; uznaję za konieczne zru ponowne zdjęcie za tydzień, najdalej za dwa. Do tego czasu jedli może pan pełnić przy mnie funkcję ordynansa, niezależnie od p skich normalnych zajęć w kasynie. Zrozumiano?

Singer zrozumiał. Zerwał się z kozetki i włożył ubranie.

- A więc - powiedział - będę się starał tutaj zaaklimatyzow czyli godzić się z tym, z czym można się godzić. Także z fakt który wydarzył się dwudziestego lipca?

Kónigsberger zareagował nadspodziewanie ostro:

- Znowu pan z tym zaczyna! Te wypadki mogły się róv

dobrze rozegrać przedwczoraj jak i przed tygodniem. Należą one innego Łwiata niż ten, w którym my żyjemy. Nie dotyczą ani K miejsca, ani tych oficerów, ani ich komendanta.

- Czy ta myŁl narodziła się w panu ostatniej nocy? - pozw( sze sobie zadać takie pytanie Singer. - Przecież tak niedawno, w trafc ^Y dyskusji z porucznikiem Wagnerem w kasynie, sens pańskiej wyp P^ wiedzi był całkiem inny, panie doktorze...

- Ależ, chłopie! - Kónigsberger z trudem usiłował się opai wać, jednak głos mu drżał ze zdenerwowania. - Porucznik Wagu może mnie nie znosić, podobnie jak ja jego. Uważa mnie tu wręcz zbędny mebel, a ja odwzajemniam mu się tym samym. I to było wszystko, co miałbym w tej sprawie do powiedzenia.

Singer nadal pytał z uporem:

- Nie ma pan zatem nic do dodania na temat wydarzeń, kto

doprowadziły do zamachu na Hitlera?

- Daj mi pan spokój! - Podenerwowanie doktora przejawia * w się również w drżeniu rąk; złożył je gwałtownie, jakby do modlitw

- Nasze społeczeństwo nadaje się do leczenia sanatoryjnego. Je Ź ura owładnięte zarazą, która się coraz bardziej rozprzestrzenia, j ^a

- A czy musimy się tak łatwo z tym godzić? J w c

- Na miłoŁć boską, Singer, chyba nie chce pan przez to powŃ P01' dzieć, że zamierza działać w tym kierunku! Tego w ogóle nie słyszł P^ łem! Wykluczam też ewentualnoŁć, że pańska wypowiedź wynikli

58

ve objawy, które dadzą \

m momencie. Odnotow

;żąc jak długi na koza

mkretnego nie przycho

lążył tymczasem przejf|

Dstatnio przeŁwietlał

laję za konieczne zn

a. Do tego czasu jei

nsa, niezależnie od

liano?

i włożył ubranie.

` tutaj zaaklimatyzo<

`odzie. Także z fat

ej inspiracji.' A więc proszę uważać: chętnie przyjmę do wiado-i) pańskie oŁwiadczenie, że od czasu do czasu cierpi pan na dżne zaburzenia słuchu.

- W wiadomej materii zatem niczego od pana nie mogę oczeki—Żadnej bezpoŁredniej pomocy nie będę mógł panu udzielić, alkiego rodzaju współdziałanie jest absolutnie wykluczone! Co yźej postaram się służyć panu czasem konstruktywną radą.

- A jaką daje mi pan teraz, na drogę?

- Niech się pan rozejrzy dokoła. Ale uważnie! Proszę starać się Mąć wszystko wnikliwym spojrzeniem, zanim przyjdzie panu do

-y jakiŁ bzdurny pomysł. Powinien pan ponadto udać się do OJ Klarfeld i wręczyć jej opracowany przeze mnie schemat or-izacyjny. Jej ocena tego schematu byłaby dla mnie niezwykle łesująca, jak również pańska opinia, Singer, o tej damie. Czy jest i skłonny to uczynić?

- Czemu nie - powiedział Singer, wciąż jeszcze niczego złego s, podejrzewając.

itniej nocy?

k niedawno, w tr

;, sens pańskiej

`mat wydarzeń,

Po południu tego dnia, zaraz po godzinie piętnastej, starszy ligowiec Sebastian Singer udał się do baraku pomocnic sztabcf-;h, w którym mieŁciło się również archiwum. Barak ów stał po Swej stronie głównej ulicy, na wysokoŁci pałacyku, i ogrodzony parkanem z drutu kolczastego. Wchodziło się do niego przez cżoną bramę.

Stosownie do zarządzeń obozowych wkroczenie na ten specjalny n dozwolone było tylko za okazaniem przepustki, podpisanej zednio przez jednego z szeŁciu upoważnionych do tego oficerów abu Verweisera. Dotyczyła ona jednak wyłącznie pory dziennej, to t od siódmej rano do dwudziestej pierwszej. W wyjątkowych wy-ttach zezwoleń udzielał sam komendant. Pani Klarfeld miała Są swobodę poruszania się po tym terenie, zarówno we dnie jak s W nocy.

jf Sebastian Singer nie miał żadnych problemów z przekroczeniem gramy, gdyż trzymał w ręku przepustkę podpisaną przez lekarza. rartownik wskazał mu palcem barak. Pani Klarfeld zajmowała ^W częŁci frontowej tego baraku lokal składający się z następujących |lB(Beszczeri: przedpokoju, pokoju dziennego, służącego zarazem do U9Cy, i sypialni; był Łwietnie urządzony, lŁniący czystoŁcią, zadbany. jn- Erika Klarfeld, osoba bardzo wrażliwa na kolory, siedziała za

59

biurkiem w dobrze uszytym, popielatym kostiumie i obrzuciła pa bysza nie pozbawionym zaciekawienia wzrokiem. Singer usiadłJ jednym z dwóch, przeznaczonych dla interesantów foteli. Pani Kł feld wskazała na stojący przed nią pękaty dzbanek, mówiąc: j

- Ja wolę herbatę, zwłaszcza indyjską, z odrobiną rumu. Najj się pan ze mną filiżankę? j

Singer nie był wprawdzie wielkim amatorem herbaty, j

z uprzejmym podziękowaniem przyjął zaproszenie. Skosztował j czek z cieniutkiej jak papier Filiżanki z chińskiej porcelany i aż zatkało z wrażenia. Proporcje bowiem tego napoju były wręcz wrotne.

- Zakładam, panie Singer. że przychodzi pan tu. aby się pr mną wytłumaczyć.

- Nie wiem, z jakiego powodu miałbym to uczynić, łasl<

pani - tę formę zwracania się do niej wbił mu do głowy doli Kónigsberger - ale skoro pani tak uważa, to oczywiŁcie będę tłumaczyć. Czy mogę spytać, z czego?

- Jednej z moich pomocnic sztabowych - powiedziała pi

Klarfeld obrzucając go surowym spojrzeniem - zaprezentował pan całkowicie obnażony. Zachowanie wysoce niestosowne!

- Nie wynikło to z mojej inicjatywy, łaskawa pani; a sytuaq przedstawiała się następująco: pan doktor Kónigsberger badał mr właŁnie, gdy panna Mauerland, przywołana przez lekarza, weszła gabinetu.

Niech pan sobie daruje tego rodzaju wykręty, przynajmn.,

wobec mnie. - Pani Klarfeld pociągnęła łyczek alkoholowej herbat - Mógłby pan przysłonić te swoje nagoŁci, gdy moja Melania prą kroczyła próg pokoju. Chustką lub choćby ręką. A pan tego n zrobił!

Starszy szeregowiec Singer włożył wiele wysiłku, by wŁród tyd wyrzutów wyłowić cel, jaki przyŁwiecał pani Klarfeld, ale nadarem nie. Zdołał tylko zarejestrować w myŁlach okreŁlenie „moja Mew nią”, nie mogąc jednak sobie uzmysłowić, co by to miało oznaczaj By zyskać nieco na czasie, poprosił o następną filiżankę herbaty.'

W końcu rzekł nie owijając w bawełnę:

- Skłonny jestem przypuszczać, że panna Melania cieszy si( szczególnymi względami łaskawej pani.

Pani Klarfeld upiła nieco herbaty, lubując się wyraźnie jej sma-kiem i jakby ignorując obecnoŁć Singera.

- Odrzucam myŁl, że posądza mnie pan... o osobiste skłonnoŁci do jednej z moich pomocnic sztabowych.

- Ależ w żadnym razie, łaskawa pani - zapewnił Singer spon-60

>stiumie i obrzuciła pr

Źokiem. Singer usiadł

santów foteli. Pani Kl;

dzbanek, mówiąc:

z odrobiną rumu. Nap

amatorem herbaty, (

roszenie. Skosztował

ńskiej porcelany i aż

) napoju były wręcz

zi pan tu. aby się pr

/ch powiedziała

em - zaprezentował

oce niestosowne!

askawa pani; a sytua

Óónigsberger badał m

przez lekarza, weszła <

i wykręty, przynajmn

:ek alkoholowej herba

gdy moja Melania pn

/ ręką, A pan tego l

wysiłku, by wŁród ty

Klarfeld, ale nadarei

okreŁlenie „moja Me

3 by to miało oznaca

?pną filiżankę herbat;

nna Melania cieszy :

ąc się wyraźnie jej srr

... o osobiste skłonne

- zapewnił Singer sf.

nie. - Zdążyłem już zauważyć, proszę mi wybaczyć tego rodza-icksję, że jest pani uosobieniem kobiecoŁci zniewalającej każ-mężczyznę.

- Czyżby rzeczywiŁcie odniósł pan takie wrażenie? zapytała m Klarfeld przyjemnie poruszona. - Nie przypuszczam jednak. y wyciągnął pan z tego zbyt pochopne wnioski. i,,- Uczyniłbym to. łaskawa pani, z wielką satysfakcją - odważył [powiedzieć Singer jednak aż tak zuchwały nie jestem. Proszę tem o wybaczenie, że te słowa tak łatwo przeszły mi przez gardło.

- Zabrzmiało to bardzo ciepło, proszę pana! Erika Klarfeld widoczny sposób czulą się pochlebiona. I oczywiŁcie ma pan iqę, jestem także kobietą. Lecz taką, która ma do wypełnienia lecjalne zadania.

- Dotyczy to również panny Mauerland?

- Ta dziewczyna - oŁwiadczyła niemal uroczyŁcie - jest jedną |i trzech tuzinów moich podopiecznych: jest wszakże dla mnie wzo-|jcm pięknej, niewinnej, niezwykle wartoŁciowej, prawdziwie niemiec-Uej młodej kobiety. Stworzona do wyższych celów, co mężczyźni (pbie najbardziej w kobiecie cenią. A więc, Singer, wara od Melanii! . Ponieważ starszy szeregowiec nigdy nie miał zamiaru wiązać się | jakąŁ pomocnicą sztabową, odpowiedział bez wahania: Tak jest. Źskawa pani! - Po czym wstał, lekko się zachwiawszy, rum zrobił jtjwoje, natomiast po pani Klarfeld nic absolutnie nie było widać. j Przekartkowała, Łmiejąc się, schemat organizacyjny kapitana Ijtkarza, który Singer jej przedłożył. - Zapoznam się z tym dokład-j|iej. - UŁmiechnęła się do niego i dodała: Jeżeli pan chce, to jutro |fab pojutrze, po uprzednim zameldowaniu, może mnie pan ponow-icie odwiedzić. Porozmawiamy wówczas także o tak starannie przy-llptowanym przez pańskiego doktora schemacie. A teraz niech pan | już idzie.

Co też Sebastian Singer z wielką niechęcią uczynił.

Przebieg wydarzeń numer dwa

Zamach na Hitlera 20 lipca 1944 roku był wydarzeniem, które-go skutkiem mogło być szybkie zakończenie wojny będącej jednym peanem wzajemnego unicestwiania się. Nie był to pierwszy zamach aa Hitlera, na pewno jednak najważniejszy i najbardziej spektaku-larny.

,,, Pułkownik hrabia von Stauffenberg, wielokrotnie w czasie woj-61

ny raniony oficer s/tabu generalnego, został wezwany do Kwaten Głównej Fuhrera w celu omówienia sytuacji. Miał przy sobie tęcza z wmontowaną bombą, którą umieŁcił pod biurkiem Hitlera. Ek plozja nastąpiła z dokładnoŁcią co do minuty - kilka osób zginę bądź zostało rannych. Hitler jednak przeżył, można powiedzieć. wyszedł z tego obronną ręką.

Od tego momentu zaczął działać potężny, precyzyjnie skonstr owany aparat ucisku Hitlera, koordynowany przez Himmlera. c ganizowany przez Główny Urząd Bezpieczeństwa Rzeszy, ..chronił ny” w majestacie prawa arbitralnymi ustawami przez sąd ludów pod przewodnictwem Rolanda Freislera. Wydano mnóstwo wyrt ków skazujących; pewną liczbę kolejnych czystek wykonywano d miejscu - morderstwa w imię dobra państwa były na porządt dziennym. ..Tę całą podstępną zgraję - mówił Hitler - trzeba w pienić do cna!” Nadarzała się po temu ostatnia, wielce sprzyjają okazja.

Znalazło wówczas Łmierć około pięciu tysięcy ludzi, zwłaszc schwytani już socjaliŁci, jak też podejrzani o wrogie nastawienie i Rzeszy urzędnicy oraz wojskowi, którym udowodniono winę. LiczB zabitych oficerów wynosiła co najmniej siedemset osób. Wielu męi czyzn torturowano, poniżano i upokarzano. A potem, zakładając in na szyje struny od fortepianu, wieszano ich na rzeźnicżych hakach by jak najdłużej i w jak największych męczarniach konali. Sceny t( filmowano: Hitler życzył sobie oglądać to ich żałosne zdychanie.

Wkrótce po wydarzeniach dwudziestego lipca niszczycielska wojna przybrała gigantyczne wręcz rozmiary. Podczas kolejnycl dziewięciu miesięcy podwoiła się liczba strat w stosunku do całe pięcioletniej orgii na polach bitew; liczba zabitych,,,zniszczeń ora zmiecionych z powierzchni ziemi miast. Wojna totalna osiągnę apogeum.

Późnym wieczorem jednego z następnych dni. po bezbłędnymi asystowaniu podczas serwowania kolacji, składającej się ze smażo-, nych pstrągów, dziczyzny z czerwoną kapustą i sernika, Sebastian Singer udał się do ..domu uciechy”.

Burdel ten. funkcjonujący oficjalnie zgodnie z rozkazem komen-danta. znajdujący się na lewo. poniżej kasyna, podlegał w sensie, służbowym kapitanowi Tauschmullerowi jako dowódcy kompanii' sztabu; nad nieosłabianiem w wyniku jego istnienia zdolnoŁci obron-nej żołnierzy czuwał porucznik Wagner: odpowiedzialny za stan

62

ny był kapitan lekarz Kónigsberger. Przybytek ten nieprzypa-nazwano „burdelem kaplicznym”.

f/Według wiarygodnych danych budynek ów wzniesiono około

95 roku, przeznaczając go początkowo na kaplicę pod wezwaniem Mytego Huberta, patrona myŁliwych. Nie trwało jednak długo. ttnieniono całkowicie przeznaczenie tego budynku - przerobiono > na stajnię wraz z magazynem. Pod koniec pierwszej wojny Łwia-Hij miedziany dach i dzwony z małej wieży przetopiono na ar-Później dawna kaplica przeobraziła się w Łwietlicę, w której »ywały się zebrania, potańcówki, służyła również jako miejsce itegowe. Trwało tak, póki nie przybył do tej miejscowoŁci puł-wiik von Verweiser. ObwieŁcił on: ..Szkoleni przez nas żołnierze ntowi mają prawo wymagać od nas pełnej opieki”. Zgodnie z je-i wolą przebudowano ten obiekt, nadając mu charakter hotelowy. >osażając go w salon, poczekalnię i przedpokoje. Wchodziło się i tylnym wejŁciem, przez dawną zakrystię.

Urzędował w tym budynku kompetentny w tej branży ..organ

idzający”, zwany potocznie burdel-tatą. Był nim kapral Haus-;r, niski, roztaczający wokół pogodną atmosferę, zawsze niechem na ustach. Działał w myŁl starodawnych prawideł, choć dopiero czterdzieŁci pięć lat.

- Nie jesteŁ zapisany - powiedział do Singera przeglądając leżą-. przed nim listę - tym samym nie mogę cię przyjąć. Chyba że cię wcisnę. Jeżeli obstajesz przy swoim. »fie, nie obstaję - zapewnił go po przyjacielsku nieoczekiwany {9 grzybytku. - Jestem tutaj, można powiedzieć, służbowo. pnia kapSRipa^ lekarza, któremu obecnie ordynansuję. ,'del-tata Hausleitner obrzucił przybysza zalęknionym spoj-ń. Z natury był podejrzliwy, zwłaszcza wobec tych, którzy nie li się tu, by korzystać z uciech tego domu.

- Ostatnio lekarz zaczyna mnie kontrolować, czyżby teraz przy gej pomocy?

- Życzy sobie spisu znajdujących się u ciebie leków - uspokoił ^Starszy szeregowiec - a także wszystkich preparatów zapobiegaw-ych i terapeutycznych.

- Ale dlaczego? Czy mi nie ufa? Chce mnie na czymŁ przyła-te- Masz powód do obawy, Hausleitner? fc. Burdel-tatą zamierzał właŁnie odeprzeć to podejrzenie, gdy ra-^w ramię zjawili się w wybielonej zakrystii starszy sierżant szta-63

bowy Schulz i starszy kapral Gerner, Obydwaj byli pod gaze” jeden rzucił na stół banknot, drugi postawił butelkę sektu. co b del-tata skrzętnie zdeponował. Dopiero wówczas zauważyli Singel

- Kogo my tu widzimy?!

- Czy jego także przyparło? - chciał wiedzieć Gerner.

- Ludzka rzecz - zauważył wspaniałomyŁlnie starszy sierżai

- Nie mam mu tego za złe. Nie jesteŁmy znowu tacy.

Burdel-tata wykazał pełną gotowoŁć służbową, wręczając prz byłym dwa klucze oraz dwie paczuszki wielkoŁci pudełka zapale zawierające prawdopodobnie Łrodki zapobiegawcze.

- Tak jak sobie panowie życzyli: numer trzy i siedem. Gotów do wizyty!

Gerner chwycił klucze i prezerwatywy, którymi podzielił a z Schulzem. Po czym stanął przed Singerem twarzą w twarz.

- Ty oczywiŁcie nas tutaj nie widziałeŁ, jasne? j

- Nie widziałem? i

- Tak, nie widziałeŁ! - rzucił kategorycznie starszy sierżai sztabowy Schulz. - A już na pewno nie przy tej robocie. A moi chciałbyŁ spróbować nam zaszkodzić? Ty? Mnie? - Było to jeg pytanie standardowe.

- Nie będzie chciał! - Tego Gerner był pewien. A do bur'

del-taty Hausleitnera powiedział protekcjonalnie, wskazując Singen palcem: - Jemu możesz dać numer pięć, co z pewnoŁcią skieruje jegc myŁli w inną stronę. Niech będzie na mój koszt. Przy następna okazji zrewanżujesz mi się, Singer.

- A mnie podczas partyjki skata - dorzucił wesoło Schulz. Oferta ta wywołała wybuch tłumionego Łmiechu. Burdel-tat)

znał przyczynę. Singer nie.

Następnie starszy sierżant i kapral, wyposażeni w Łrodk

ochronne i klucze do trójki i siódemki - tu Polka, tam Węgierki

- udali się krokiem zdecydowanym do wnętrza kaplicy będącej tera burdelem. Zarządzający domem uciechy i pełnomocnik kapitana le karzą zostali sami. Dłuższy czas panowało między nimi milczenie. W końcu Singer zadał uprzejmym tonem wielce ryzykowne pytanie:'

- Co to miało znaczyć? Czy tu nie dzieje się wszystko wedhij ŁciŁle ustalonych zasad, odnotowanych dokładnie na piŁmie i obo-wiązujących każdego bez wyjątku?

Procedura przyznawania przydziału znana była jak obóz dłu^ i szeroki. Najpierw zgłoszenie się. możliwie dwa lub trzy dni wczeŁ-niej, ponieważ napór chętnych był duży. może z wyjątkiem dwóch tygodni między kursami. Potem imienna rejestracja kandydata

enie, że nadaje się do korzystania z burdelu. Wreszcie

ny wpis do kartoteki - czerwone karty dla stałego personelu, ` dla jednostek szkolących się - uprawniający do okreŁlonego trwania rozrywki.

-Ś Nie wdepnij czasem w gówno - ostrzegł przezornie bur-

Dlaczego ja? To, co robią tamci, obciąża przecież ciebie,

- Nie gadaj! Postępuję dokładnie w myŁl zarządzeń.

1 w jakimŁ sensie sprowokowany do tego wyjawił pewne szcze-y. Normalny czas trwania rozrywki dla żołnierzy: jedna godzina;

tZt: trzydzieŁci marek. Od tej sumy potrąca się: dziesięć marek zymuje użytkowniczka...

- Doprawdy? Dostaje na rękę?

- Nie, nie na rękę. Dziesięć marek za numer lub za godzinę ukazywane jest rachmistrzowi. A ten prowadzi dla każdej dziew—y odrębne konto.

- Kto coŁ takiego wymyŁlił?

- Mówią o tym przepisy dotyczące użytkowania i wyceny, a ja ! do nich stosuję.

- No dobrze. Niemal wyŁmienicie. A więc dziewczyna otrzymu-k dziesięć marek za godzinę. Co z pozostałymi dwudziestoma?

- Dziesięć zostaje na miejscu do mojej dyspozycji, przeznaczam a Łrodki czystoŁci i higienę: codziennie Łwieża poŁciel, bielizna, (tanie pokoi i pomieszczeń z prysznicami. Ze wszystkiego mogę i dokładnie wyliczyć.

- Ale pozostaje jeszcze dziesięć marek?

- Rachmistrz przekazuje je do kasy kompanii. A tam wszystko da jak w zegarku! Singer zaczął intensywnie obliczać sobie w myŁlach. Pokrótce

2 ujmując: burdel-tata jest przedsiębiorcą na wielką skalę! Jedna

swczyna dostarcza mu przy co najmniej oŁmiogodzinnej pracy l J|OCnej dwieŁcie czterdzieŁci marek. Należy to przemnożyć przez IHwnaŁcie, bo tyle dam się tu znajduje. Obrót zatem w ciągu zaled-|:p6 trzech miesięcy wynosi ćwierć miliona marek. |4i/ - Nic dziwnego więc - powiedział - że niektórzy ludzie, tacy

: Schulz i Gerner, mogą zabawiać się bezpłatnie i bez rejestracji,

l dodatku tak długo, jak zechcą.

,3*. - Zostaw to, Singer! - wykrzyknął Hausleitner. - Jeżeli się nie jlltpokoisz, to nie wątpię, że sprawa będzie miała następujący prze-S- Wyprzedaż bohaterów

65

bieg: zanim wykończysz tych obydwu superbyków, oni rozduszą i jak robaka. I mnie przy okazji.

- Nawet jeŁli będziemy działać wspólnie? Jeżeli obaj zgodi będziemy twierdzili to samo...

- No i co z tego, bracie? Że tu przyszli? Na kontrolę, powie pewno Schulz, a Gerner to potwierdzi. OŁwiadczą po prostu, że pewnego czasu podejrzewają mnie o coŁ. I w sobie właŁciwy spos to udowodnią. Mój drogi, to są pełnokrwiste wojskowe ogiery! i den z nas nie jest w stanie im nabruździć.

Trafiło to w końcu Singerowi do przekonania, aczkolwiek z t;

dem. Ciągle jeszcze nie mógł się rozeznać w obowiązujących regułach gry. Natomiast burdel-tata, jak się wydawało, był w materii doskonale zorientowany.

- Jak mam zatem postąpić według ciebie? - zapytał Singer. |

- Przyjąć po prostu ich ofertę. Czyli pójŁć do dziewczyny nuR^ mer pięć. A to jest oferta nie do pogardzenia, nie powinieneŁ jCHf odrzucić, f _

- Kim jest ta dziewczyna numer pięć? ^

- O ile mi wiadomo, jedna z najlepszych, ale zarazem, ja „g słyszałem, jest to osoba o doŁć trudnym charakterze, g

- WypróbowałeŁ ją? .a

- Ja? - Burdel-tata wyszczerzył zęby na podobieństwo gnorm f - Mój drogi, ja jestem niemal impotentem, w takim zakładzie nic n innego nie pozostaje. Jeżeli byŁ musiał noc w noc tutaj Łlęczeć; i prowadzić taki interes, to cała chęć do tej roboty by ci odeszła, i ni< `(c tylko do tej roboty. Niekiedy, bracie, czuję się tu tak, jakbym b^ ` o największą dupą na ziemi, jakbym wylądował na najbardziej Łmier-dzącym końcu Łwiata. g]

- Wyobrażam sobie - rzucił Singer. - Pogadajmy teraz jednak o tym numerze pięć, który mi zaoferował Gerner. Co to za dziew- n” czynka? U;

- Prawdopodobnie rosyjska Żydówka. JeŁli ktoŁ jej przypadnie do gustu, a mam wrażenie, że jesteŁ w jej typie, to taki ktoŁ może f c< być pewien, że przeżyje z nią pełnię szczęŁcia. JeŁli jednak facet się w jej nie spodoba, co się niestety zdarza doŁć często, fo dziewczyna robi się zimna jak lód, co graniczy niemal z sabotażem. Klient jest p< wŁciekły i wnosi zażalenie albo nie posiada się z zachwytu! Nic poŁredniego. Dlatego nie zatrudniam jej za często i przeznaczam dla K specjalnych goŁci, szczególnie wrażliwych, do których ciebie zali- pi czam. Ale ci nie zazdroszczę. No więc? Czy mam cię z nią zapoznać? y/',

- OczywiŁcie. Chętnie sobie z nią porozmawiam.

66

i

ivu superbyków, oni rozduszą i

ić wspólnie? Jeżeli obaj zgodl

. przyszli? Na kontrolę, powie

dzi. OŁwiadczą po prostu, że j

> coŁ. I w sobie właŁciwy spc tnokrwiste wojskowe ogiery! bruździć.

o przekonania, aczkolwiek z

rozeznać w obowiązujących

a, jak się wydawało, był w

dług ciebie? - zapytał Singer3

Czyli pójŁć do dziewczyny l

pogardzenia, nie powinieneŁ;

najlepszych, ale zarazem,

dnym charakterze.

zęby na podobieństwo gnoa

;ntem, w takim zakładzie nic i

usiał noc w noc tutaj Łlęc2

lo tej roboty by ci odeszła, i,

e, czuję się tu tak, jakbym

wylądował na najbardziej Łc

[ger. - Pogadajmy teraz jec

rował Gerner. Co to za d2

ówka. JeŁli ktoŁ jej przypa

w jej typie, to taki ktoŁ r

szczęŁcia. JeŁli jednak facet*!

za doŁć często, fo dziewczy

liemal z sabotażem. Klient j|

posiada się z zachwytu! l

jej za często i przeznaczam

wych, do których ciebie

? Czy mam cię z nią zapoz

ią porozmawiam.

Porozmawiasz? - Gnom burdelowy znowu wyszczerzył zęby.

mu nie, można w burdelu i porozmawiać. Ale z tym będziesz rodnoŁci, bo Anna mówi tylko po rosyjsku. Znasz trochę ten

A jak ty się z nią porozumiewasz?

W razie potrzeby na migi. Ona chwyta, jest inteligentna. Gdy k w rozmowie z moją skomplikowaną Anną trafiają się jakieŁ t słowa, to wzywam Nataszę, tłumaczkę obozową.

Czy nie mógłbyŁ jej teraz wezwać? - zapytał Singer.

Ależ, człowieku - obruszył się kapral Hausleitner - chcesz &ich postawić na nogi? Te psy obozowe po przeżyciach z ko-ni, oszołomieni alkoholem i utrudzeni patrolowaniem... Jeżeli

ogóle nie mają wszystkiego doŁć...

fcW „muzeum”, oddział drugi - zbiory Związku Sowieckiego

Kpraebywał tej nocy starszy sierżant Heinz, który wrócił niedawno Dtu zachodniego. Przyglądał się w skupieniu poukładanej tam fezy ze stanu uzbrojenia USA. Broń ta wywierała na nim szny wpływ. Towarzyszył mu tam starszy sierżant Kainz, poma-mu w opróżnianiu butelki burbona także należącej do łupu. l wskazał na swą zdobycz z ledwie maskowanym zachwytem.

- Popatrz kolego, czy to nie jest wspaniałe?!

Kainz, mały i przysadzisty, dzięki czemu zyskał sobie przezwis-` „buldog”, był podobnie jak Heinz odznaczony Krzyżem Żelaz-|l I klasy. |» - To są rzeczywiŁcie niepowtarzalne eksponaty - przytaknął

pliwie.

<Ź Szkoda, że będą tu leżały, służąc celom szkoleniowym, za-: być użyte w walce. Reprezentują najnowoczeŁniejszą technikę

tjenia. Powinny się dostać we właŁciwe ręce.

- I tak też się stało, jesteŁ przecież w końcu uznanym fachow-l w tej dziedzinie. I twój porucznik Lahrmann doskonale o tym

rt - Czy doprawdy wie? - zapytał starszy sierżant Heinz z nutą „'jardy w głosie.

W istocie rzeczy miał możnoŁć przekonać o tym swojego kolegę `a; działał bez pudła, z równą tamtemu determinacją: nie prze-żadnemu wrogowi - w razie koniecznoŁci siekł ogniem ze tkich luf, albowiem dobry wróg to martwy wróg! l,.- No tak - powiedział starszy sierżant Kainz - również mój

67

szef - miał na myŁli Wagnera ma ostatnio niejakie wątpliwa w tej kwestii. - Po czym dorzucił dyskrecjonalnie: - Na podstaJ obserwacji wysnuł wniosek, że twój Lahrmann nie jest człowieka dostatecznie stanowczym, j

- Może ma i rację - zgodził się przezornie miłoŁnik brq

- Lahrmann był kiedyŁ bohaterem, i to jakim! Ale teraz szkoli tyj sportowców - przygotowując ich, zgodnie ze wskazówkami maju do walk końcowych - nie zaŁ gotowych na wszystko frontów żołnierzy. Zawsze mu kładłem do głowy: bron jest po to, by strz ła, by służyła walce człowieka przeciwko człowiekowi! I do cz doszedłem? Do teoretycznego przelewania z pustego w próżne, j

Starszy sierżant Heinz chwycił granat ręczny i podniósł go i monstracyjnie do góry. - NajnowoczeŁniejszy amerykański wyna zek. jeszcze w fazie próbnej. !

Kainz nic szczególnego w tym ręcznym, normalnego formai

granacie obronnym nie dostrzegł poza swoistym pierŁcieniem ostn gawczym w czerwonym kolorze.

- Co cię tak w nim zachwyca?

Heinz bez komentarza wyciągnął zawleczkę - dodatkowa dźv

gienka zabezpieczająca odskoczyła z trzaskiem: granat ręczny stał i już ostry; normalnie po trzech sekundach nastąpiłaby detonacji Kamz, któremu ten obiekt Heinz podetknął niemal pod nos, aż skulił i odruchowo spojrzał w stronę otwartego okna. Heinz i uczynił jednak żadnego gestu, by to wybuchowe cacko cisnąć zewnątrz.

Upłynęły trzy sekundy i jeszcze kilka, Kainzowi ze strachu ( zrosił czoło. Wybuch nie nastąpił, a Heinz rozeŁmiał się figlarnif

- W przeciwieństwie do produkowanych u nas granatów r(

nych - wyjaŁnił ze znawstwem - w tym nowym wynalazku detona ładunku wybuchowego nie następuje automatycznie po wyciągnie zawleczki za pomocą zapalnika czasowego z opóźniaczem procho wym, lecz przy użyciu zapalnika kwasowego, który reaguje dopiero| przy uderzeniu. Czy to nie jest fantastyczne? j

- Można by to tak okreŁlić - wydusił z siebie Kainz ciężko! dysząc, z mokrą od potu twarzą. |

- Jest to kapitalna bron do walki bezpoŁredniej dla ludzi z wy-j czuciem i o mocnych nerwach - ciągnął starszy sierżant z rosnącym upojeniem. Jeżeli go się nie użyje, można granat ponownie zabez-pieczyć. - OpuŁcił dźwigienkę i wetknął zawleczkę.

Poruszony do głębi Kainz kiwnął głową i wzmocnił się solidnym łykiem amerykańskiej whisky. Nie miał prawdopodobnie pojęcia,

68

(l słowami skwitować len pokaz. Czekał więc na wyjaŁnienie,

|l niebawem nastąpiło.

fe Widzisz zatem, mój drogi, że ta wojna staje się coraz bardziej sująca! Otwierają się przed nią wciąż nowe możliwoŁci, szcze-; jeżeli idzie o technikę. I trzeba ją poznać oraz zastosować iktyce! Ale kto z tej wydelikaconej instruktorskiej ferajny jest f0 zdolny? Najwyższy czas, by pojawił się tu wreszcie ktoŁ, kto zagadnienie właŁciwie ustawił.

Nie minął kwadrans od telefonu Hausleitnera, a pojawiła się ` (Ilu burdelu wezwana przez niego tłumaczka Natasza. osoba 10 zdyscyplinowana, ubrana w szarozieloną, płócienną sukienkę, metą w talii szerokim, skórzanym paskiem. Na jej gładkiej iy zaznaczały się wyraźnie koŁci policzkowe, miała wąskie usta ^ ae oczy. co czyniło ją bardzo interesującą.

^.,- Czego pan sobie życzy ode mnie, panie Hausleitner? - zapyta-łem prawie że nieprzychylnym, który brzmiał konkretnie i rze—Ja nic - odparł burdel-tata. - To mój kolega Singer pilnie pebuje pani pomocy jako tłumaczki. Chce porozmawiać z Anną.

- Do takich rozmów - oŁwiadczyła stanowczo Natasza - nie

tm zobowiązana. - A pomyŁlała z pewnoŁcią: szczególnie do nów między dziewczętami z burdelu a ich klientami. - Takie mowy tutaj się nie zdarzają.

-Ja się do tego nie wtrącam zrobił unik Hausleitner. Po-nna pani jednak wiedzieć. Nataszo. że Singer jest nowym or-lansem kapitana lekarza Kónigsbergera. Przyszedł tutaj na jego scenie.

Ta informacja zainteresowała Nataszę. Spojrzała na starszego l-egowca z większą uwagą.

- Słyszałam już o panu. Co mogę dla pana zrobić?

- Umożliwić mi rozmowę z Anną.

(....-Czemu nie - odparła nieoczekiwanie. - No to chodźmy.

Weszli do wnętrza dawnej kaplicy. Z okrągłej sali prowadziły i poszczególnych pokoi drzwi, na których połyskiwały duże, złoco-! cyfry. Przekroczyli próg pokoju numer pięć.

Na szerokim łóżku siedziała skulona rzadkiej urody dziewczyna (w białej, płóciennej koszuli. W twarzy jej dominowały wielkie oczy |o,|ytającym, pełnym trwogi spojrzeniu. To była Anna. j y( .Natasza usiadła przy niej i bardzo spokojnie, stłumionym gło-69

sem zaczęła coŁ do niej mówić po rosyjsku. Singer stał w

drzwi.

- Czego chce się pan od Anny dowiedzieć? - zapytała t

ka.

- Interesuje mnie, w jaki sposób pani się tutaj znalazła.

- To nie wchodzi w grę, czegoŁ takiego nie przetłun

- oznajmiła Natasza kategorycznie.

Singer nie dał się jednak zbić z tropu.

- Czy zadaniem tłumaczki nie jest przełożenie wszystkiego, się ją prosi?

- W normalnym trybie tak.

- A co w moim pytaniu jest nienormalnego, panno Nata

- Proszę nie nazywać mnie panną! - zażądała energicznie

mączka. - Nikt się tak tu do mnie nie zwraca, nie życzę sobie t( nie jest to także przyjęte. Taki zwrot wobec mnie ma ironie pogardliwą wymowę. Pana nie chciałabym jednak o to posądź

- W porządku, Nataszo. - Singera zaczęła bawić ta rozmc

jak również wyraźne zainteresowanie Anny jego osobą. - Chciałb powtórzyć: co w moim pytaniu było niezwykłego?

- Sam fakt. że pan je zadał. Dlaczego stawia pan pytania, które równie dobrze mógłby panu odpowiedzieć pański lęka Niech pan się zwróci do niego, a mnie i Anny proszę już więcej i nękać.

- Czy często podczas nadprogramowych zajęć udziela pani

kich odmownych odpowiedzi?

- Od czasu do czasu. A jeżeli już, to mają one jednoznac

wymowę.

- Nie jest to tu takie bezpieczne.

- Wiem o tym. Wiem także i to, że mój pobyt tutaj nie

trwał w nieskończonoŁć. - Zabrzmiało to tak, jakby jej dni w ty obozie były policzone. - KiedyŁ będę musiała odejŁć. Ale nie wyob rażam sobie, by pan mógł się do tego przyczynić.

Singer potraktował to jako komplement; to by się zgadzało.

- Bądź co bądź - zauważył - wchodzą tu w grę różne drobin fortele, jakie prawdopodobnie stosują niektórzy tłumacze; uprosz-czenia, przestawienia, zmiany, rzeczy prawie nieuchwytne. |

Natasza przyjęła jego słowa z wyraźnym zadowoleniem. Przeka-` zała Annie w ich ojczystym języku treŁć utarczki słownej z Singerem.:

I Anna uŁmiechnęła się do Sebastiana.

Dowiedział się teraz bliższych szczegółów: Natasza była zatrud-niona w tym obozie już od dwóch lat. Jej głównym zadaniem była s^

70

u. Singer stał w poi

zięć? - zapytała tłun

się tutaj znalazła.

ikiego nie przetłunc

łożenie wszystkiego,

alnego, panno Nat

zażądała energicznie

ica, nie życzę sobie fa

bęc mnie ma ironia

jednak o to posądź

;zęła bawić ta rozmo

jego osobą. - Chciałl

/ykłego?

stawia pan pytania,!

wiedzieć pański leki(

my proszę już więcej j

;h zajęć udziela pani1

mają one jednoznac

5j pobyt tutaj nie

ak, jakby jej dni w

ła odejŁć. Ale nie \

yczynić.

it; to by się zgad2

. tu w grę różne drol)

tórzy tłumacze; uprc

e nieuchwytne.

l zadowoleniem. Prą

czki słownej z Singer

w: Natasza była zat

głównym zadaniem

»W szkolących się tutaj jednostkach specjalnych, gdzie uczyła Źwowych zwrotów w języku rosyjskim, mających praktyczne Kiwanie w zwalczaniu partyzantów.

t,<}dybym na pani miejscu miał do czynienia z naszymi zwycię-1 bohaterami - powiedział Singer ze swadą to z całą rozkoszą |och bujał w kwestii językowej.

l- Miałam taką pokusę - wyznała szczerze Natasza - i mało trwało, a zastosowałabym tą metodę. Lecz w porę się spostrzeg-pze w obozie co najmniej jedna osoba zna dobrze, jeŁli nie dobrze, język rosyjski. A mianowicie major Kastor, instruk-nostek szkoleniowych, choć nigdy się przede mną z tym nie ił i rozmawia ze mną tylko po niemiecku. y Sprawa przybiera coraz bardziej tajemniczy obrót - oznajmił V. Czul, że powinien się już wycofać z tej zaskakującej go |pwy, póki jest to jeszcze możliwe. Toteż przezornie zmienił te-Jak zdołałem się zorientować, Nataszo, wszyscy troje, pani, , i ja, jesteŁmy mniej więcej w tym samym wieku. Pani, podob-tk i ja, urodziła się na początku lat dwudziestych. Fakt ten iej nas łączy niż wspominanie naszej młodoŁci, jak, gdzie |jdch warunkach tę naszą młodoŁć przeżywaliŁmy. Czy uznaje ! ya. słuszne to przetłumaczyć?

„Natasza przytaknęła i zaprosiła Singera, by usiadł przy nich na [U. Chętnie to uczynił, ponieważ wyczuł, że jest tutaj mile widzia-y- v nim zresztą też zrodziła się sympatia do dziewcząt.

`Życiorys Yiktora von Verweisera.

Uczyli zobowiązanie do wielkoŁci

i

|r?Urodzi}em się w 1895 roku, dnia 21 marca, w Pósenitz na Pomorzu, |y»W majątku moich rodziców, należały do nich także Kleinpósenitz ^ i.Grosspósenitz. Ojciec - Waldemar von Verweiser, uczestnik koronacji y^.Ctsarza w Wersalu w roku 1871, po zwycięstwie Niemiec nad Francją. Źu,. Matka - Hermina von Verveiser, z domu baronówna von Bernitz. p”,, Prusy Wschodnie; zaprzyjaźniona z rodziną von Hindenburgów. Byłem ł drugim spoŁród trzech synów, którzy przychodzili na Łwiat w krótkich ,.- odstępach czasu. Mój starszy brat, zgodnie z tradycją, był przewidziany V”So przejęcia dziedzictwa po ojcu; ja obrałem karierę wojskową; mój f^flriodszy brat został duchownym.

fiOd wczesnego dzieciństwa ŁciŁle uregulowany i surowo prze-„Śny zakres obowiązków. Nad wychowaniem i wykształceniem

71

czuwali: angielska guwernantka i nauczycie] domowy, Frai

O zachowanie niemieckiego ducha i odpowiednią postawę dbał biŁcie ojciec pospołu ze swoją małżonką. „Nasi synowie - zwykł mawiać - muszą być przygotowani, by sprostać wielkiej, wspai przyszłoŁci - jesteŁmy im to winni!”

Tej przyszłoŁci podporządkowane było dokładnie wszystko

gorystycznie przestrzegany program dnia. W zimie wstawanie o mej rano, w lecie o szóstej. Potem: mycie się, czyszczenie żel przegląd uszu. ,,Dyscyplina przede wszystkim - mawiał ojciec. -ko dzięki niej można sprostać wszelkim wymogom naszej egzy cji”.

W domu tym istniały także kobiety, które starały się ulżyć żelazną ręką trzymanych chłopców - zwłaszcza Viktora, który ładny, wysmukły, silny, dumny i grzeczny. Matka brała go ch w ramiona i przytulała jego twarz do swojej. ..Ty jesteŁ najle - zapewniała go szeptem. A kucharka przyrządzała mu zawsze nie specjalne dania, to, co najbardziej lubił. ..Umiesz docenić i rzeczy, prawdziwy smakosz z ciebie!” - chwaliła go. Ang guwernantka posuwała się jeszcze dalej w swoich pocieszycie!' poczynaniach; kładła się przy chłopcu na łóżku, a on się do przytulał.

Tego rodzaju zabiegi nie mogły się podobać jego wymagają

mu ojcu, aczkolwiek nie znał on z pewnoŁcią wszystkich szczegół! Na wszelki wypadek pouczał on swego syna stanowczym tonf ..Strzeż się sieci zastawianych przez kobiety! Próbuj je omijać! zanim się rozeznasz w zamiarach kobiet, już cię te sieci ogarną. I do tego. by zasłużyć sobie na miano mężczyzny i być nim w każd okolicznoŁciach!”

Jego czcigodny ojciec zabierał go na polowania z nagonka

a gdy zasadzał się na sarny, wchodzili razem na ambonę. Udzielał wi także ojciec swojemu dobrze zapowiadającemu się synowi lekcji jaz-dy konnej. DoŁć wczeŁnie zagrała w chłopcu rycerska krew i otrzy- ł ^ mał na własnoŁć pierwszego konia, klacz wabiącą się Erika, wspa- sta niałego wierzchowca o lŁniącej sierŁci. r sn1

gd

ad

W 1905 roku, mając dziesięć lat, zostałem przyjęty do szkoły kadetów w Poczdamie. Podlegała ona bezpoŁrednio Jego WysokoŁci cesarzowi Wilhelmowi II, który dążył do tego, by wywodziła się stamtąd elita oficerska, co mu się niezawodnie udawało. Adeptami tego zakładu byli późniejsi generałowie rozstrzygający o losach bitew, kawalerowie naj-72

ch odznaczeń. Tam poznałem kolegę, który został moim do-

nnym przyjacielem.

grupa młodych ludzi, uważających się niemal za spiskow-

lj Viktora von Verweisera nie irytowała, ani też nie wywierała l wrażenia. Do zajęcia takiej postawy przygotował go Jego .Wszystkie zabiegi, jakim musiał się poddać, wzmagające tęży-cha i ciała, wykonywał Viktor, dzięki swojej energii i wy-ci, brawurowo.

Jde ćwiczenia wychowawcze jak: ograniczanie snu lub pokar-yprzebywanie przez całą noc pod gołym niebem, zanurzanie ` w lodowatej wodzie tudzież inne, szczegółowo przemyŁlane ly, akceptował on jako nie dającą się uniknąć koniecznoŁć. awał zasadę: „Jak trzeba, to trzeba, tylko kobiety narzekają.'” wał się do tych przymusowych ćwiczeń wiedząc, że w przyszło-ni będzie tego wymagał od innych.

^'flył jednym z najlepszych na swoim roczniku, jeŁli wręcz nie jpszym. Tylko jeden wŁród tej elitarnej grupy mógł się z nim lać pod względem osiąganych tak wysokich wyników. Z nim tor stawał mężnie do zawodów, które jednak zawsze przebiegały co zacieŁniło między nimi więzy koleżeństwa.

Tym kolegą, a później przyjacielem był Herbert Wedell, o jeden ! starszy od Viktora. Aczkolwiek Herbert nie miał tytułu szla-;go, którym chlubili się prawie wszyscy wŁród tej elity, nie isUo mu to jednak żadnej ujmy, gdyż jego ojciec, prezes sądu lowerze, został wkrótce ministrem sprawiedliwoŁci w gabinecie am. WieŁć o tym rozniosła się szybko. Ogromne również nie miał fakt, że dziadek Herberta, pułkownik Heinrich We-1, był prawą, a nawet i lewą ręką legendarnego pruskiego feldmar-ka von Moltkego. Zwycięstwa, które przeszły do historii, były t w jakiejŁ mierze i jego udziałem.

`Fakt ten zrównał całkiem pod względem urodzenia Viktora

ferberta. A więc los sprawił, że ci dwaj się odnaleźli. Ich łóżka y obok siebie, całymi godzinami rozmawiali ze sobą szeptem. rewizje przyszłoŁci. Stali również razem, pięknie się prezentując. „ cesarz podczas wizytacji ich rocznika wypowiedział pod ich słowa: ..Zawsze do przodu!”

`W 1914 roku zostaliŁmy zobowiązani do rozpoczęcia wielkiej, niemiec-jJS-tiej, narodowej wojny obronnej. Rosjanie wtargnęli do Prus Wschod-^ nich; jednak nasz Hindenburg rozgromił ich i zmusił do ucieczki, do

73

czego my, mój przyjaciel Wedell i ja, przyczyniliŁmy się w niei znowu małym stopniu. Potem doszło do bitew we Francji - Ver Douaumont; my byliŁmy tam również. Duch bojowy nas nie opus;

nawet gdy Brytyjczycy i Amerykanie, z ich przewagą w sprzęcie w nym, wkroczyli do akcji. Jednak w polu byliŁmy niepokonani!

Dwaj serdeczni przyjaciele, Viktor i Herbert, nadal Łwiecili kładem. Początkowo jako najmłodsi dowódcy kompanii w tym| mym pułku. WłaŁnie w bitwie pod Tannenbergiem postarali się oJ by Rosjanie, którzy tam wtargnęli, uciekali z ich ojczyzny jak zaj| Ówczesny dowódca sił zbrojnych feldmarszałek Paul von Hina burg przywołał do siebie obydwu przyjaciół i ze słowami „zawszef przodu” udekorował ich osobiŁcie Żelaznym Krzyżem. I to od Krzyżem I klasy. Był to jeden z najszczęŁliwszych dni w ich z który na zawsze pozostał im w pamięci.

Potem obydwaj zadowoleni z siebie porucznicy, których awa( do stopnia kapitana był już tylko kwestią czasu, przybyli na fro zachodni. W bitwie o Douaumont, a bitwa ta pochłonęła po ob dwu stronach dziesięć tysięcy zabitych, udało się von Verweisero i jego żołnierzom wziąć szturmem po zaciekłych walkach trudny ( zdobycia boczny bastion.

Za ten genialny żołnierski wyczyn otrzymał bezpoŁrednio z i swojego cesarza najwyższe odznaczenie: order ,,Pour le Merite” li sy wojskowej.

Jego przyjaciel Herbert objął go. - Jeżeli komuŁ to się należę to tylko tobie, Viktorze.

A jego przyjaciel Viktor zapewnił go z całym przekonaniem ^a^ - Również i na ciebie przyjdzie kolej.

I rzeczywiŁcie tak się stało - aczkolwiek jeszcze trochę trzebi poc3 było nsf to poczekać. Tymczasem ich Niemcy stanęły w obliczu znacznej przewagi technicznej wroga, chociaż sama przewaga z pew- ^om noŁcią by nie wystarczyła - co do tego obaj przyjaciele nie mieli | n^ ° wątpliwoŁci - aby ich ukochaną ojczyznę rzucić na kolana, j na I

Kiedy w roku 1918 pewni ,,przedstawiciele narodu”, w rzeczywistoŁci; trzy* zaŁ jego zdrajcy, uznali tę wojnę za przegrana, wróciłem do moich stron ojczystych, mianowicie do Pósenitz na Pomorzu. W czasie mojej UCp nieobecnoŁci umarł ojciec, serce jego nie wytrzymało; mój starszy brat w.za zarządzał naszymi dobrami, które należały jeszcze do matki. A ona Źe^ zachowała wobec mnie pełną godnoŁci i spokoju postawę, właŁciwa niemieckim kobietom.

74

Ina matka Viktora, Hermina von Yerweiser, nie zmieniła

jak zawsze dumna, pewna siebie i po pruska stanowcza.

jiierdecznie swego powracającego z pola walki do domu uko-|p syna i odprowadziła go do Jego pokoju, w którym nic nie (zmianie. Jedynie na komodzie obok portretu matki stało kilka Biografii oprawionych w srebrne ramki. Nie brakowało także lU ze Łwieżymi kwiatami.

> ile sam powrót do domu był radosny, o tyle inne sprawy tak omie się nie przedstawiały. Starszy brat Viktora Waldemar ttł wrażenie człowieka mrukliwego i nękanego niepokojem. interesy szły kiepsko. Pożyczka na cele wojenne, którą ,,stary”, |l(dec, z właŁciwą sobie patriotyczną wielkodusznoŁcią podpisał, (Cała się już tylko do kosza. Na domiar złego nastawieni rady-f robotnicy rolni wtykali wszędzie swoje głupie pyski. W dodat-Ecze Waldemar zdążył się ożenić - ciemna, o zmysłowej uro-»i pasujących do tej urody oczach dziewczyna.

Twój brat, żeniąc się z nią, popełnił mezalians - oznajmiła l Yiktorowi. Przed snem odwiedzała ukochanego syna i podob-k w jego dzieciństwie siadała na łóżku, by mu powiedzieć loc. - Ta pani wywodzi się z nieciekawego Łrodowiska. Jej t pracują w prowincjonalnej operze, ojciec jest dyrygentem, Łpiewaczką. Tak zwani artyŁci, i tak też wychowali córkę. awdy nieszczęŁliwy wybór. - Spojrzała synowi w oczy. - Jestem l, mój chłopcze, że ty nigdy nie popełnisz tak fatalnego błędu. ffSasz o wiele wyższe wymagania.

Viktor zaŁ zapewnił ją uroczyŁcie: - Ożenię się albo z kobietą | jak ty, albo w ogóle się nie ożenię.

W podzięce za te słowa Hermina obdarzyła go macierzyńskim ahmkiem w czoło.

Następnego wieczoru, zaraz po kolacji, rodzina zasiadła przy Diuku w niezbyt szczęŁliwie dobranym składzie - Waldemar z żo-oraz matka z Yiktorem. Starszy brat chciał poznać plany Viktora t|)i2yszłosc.

,; - Co zamierzasz robić? Sądzę, że jedna osoba tu wystarczy, by (mać pieczę nad naszymi dobrami. A tą osobą jestem ja! Jego żona uŁmiechnęła się do Viktora - a był to uŁmiech' pełen jineniknionej, wiele mówiącej zmysłowoŁci. Viktor obdarzył ją

Źmian przyjaznym spojrzeniem. Zaraz jednak odwrócił wzrok od Ucobiety ku wyraźnemu zadowoleniu matki. Odpowiedział bratu:

r- Znam się co nieco na koniach; mógłbym je tutaj hodować.

- Wykluczone! - odparował Waldemar. - Takiego eksperymen-

75

tu nie wytrzyma nasz majątek, który tylko dzięki mnie jeszcze s rozpadł. A czy ty, Viktorze. nie jesteŁ przede wszystkim żołnie

- Nie w tych czasach, mój bracie, nie w tej Republice,

pozwala, by w najobrzydliwszy sposób kalano niemiecką brać l tową.

Matka oŁwiadczyła: - Ponieważ mam tu w końcu jeszcze c(

powiedzenia, przyjmijcie do wiadomoŁci, że będzie tak, jak mój Viktor życzy.

I tak też się stało. Viktor von Verweiser otrzymał do sv

dyspozycji zrujnowaną stajnię, stojącą na obrzeżu zabudowań d4 skich, i łąkę wielkoŁci około jednego hektara. Rozpoczął hodq dysponując trzema klaczami i jednym ogierem. Po niespełna cztefl latach miał już ponad dziewięć koni doŁć dobrej krwi. z których ( spełniały wymagania koni wyŁcigowych. Hodowla Verwcisera t wijała się pomyŁlnie, uzyskując dobrą notę wŁród ludzi zaangażoi nych w wyŁcigi konne. Viktor był znowu kimŁ!

W tym samym czasie jego kolega i przyjaciel Herbert We

prowadził swego rodzaju prywatną działalnoŁć naukową, opublil wał szkice o strategii pod wiele mówiącym tytułem: ..Wojna sta nikiem pokoju”. Wkrótce potem wstąpił do Reichswehry. owq osobliwego, zróżnicowanego związku obronnego, który oficjalnie l stał utworzony jedynie z udziałem stu tysięcy ludzi; bez - jak wół czas sądzono „ samolotów, czołgów, ciężkiej artylerii. Ówczea dowódca Reichswehry generał pułkownik von Seekt uznał w pc( szczególne kwalifikacje Wedella. przyjmując go do swego sztabu.'

Von Seekt był człowiekiem przewidującym, nie doceniał jedna fenomenu Hitlera. Ogólnie biorąc, nikt w tych dniach nie traktów poważnie tego dobosza i ratlerka.

maj

Obydwaj przyjaciele podtrzymywali zwyczaj spotykania się co niki pewien czas. I tak Viktor zapraszał Herberta do swego rodzinnego ple< majątku, by zaznał rozkoszy polowania, jazdy na szlachetnyd

wierzchowcach i sielankowego nastroju podczas wieczerzy. A Her-j swe bert. Łwieżo mianowany generał major, prowadził Viktora wraz zje-|- prz go matką na operę w Berlinie lub na kolację do Horchera. Towarzy-1 O < szyła im małżonka Wedella. pani wykształcona, milcząca i zamknie put ta w sobie. We

- Ty masz tę samą klasę co ja oŁwiadczyła z przekonaniem mis matka Viktora. I pomyŁlała zarazem: ona jest do mnie podobna!' vor - A przyjaciel mego syna jest ciebie godzien - wyrzekła, się

76

MJ939 roku, gdy rozpoczęła się następna wojna, której nie sposób » uniknąć. musiałem zrezygnować ze swojej stajni wyŁcigowej, po-raź wszystkie międzynarodowe powiązania zostały z dnia na dzień lane. Mój przyjaciel Wedell zaapelował do mnie. także w imieniu koniemieckiego Wehrmachtu. abym wypełnił swój patriotyczny wiązek. Nie wahałem się ani przez sekundę.

ktor von Verweiser na rozkaz Kwatery Głównej Fuhrera,

ej przebywał generał Wedell jako doradca, otrzymał stopień mika i powierzono mu dowództwo pułku piechoty. Wkrótce |ł pierwsze znaczące sukcesy: miał na swoim koncie zdobycie dzielnicy Warszawy. Przeniesiony potem do Francji działał nie na odcinku Calais w trakcie spychania do Kanału znaj-;h się tam jednostek brytyjskich. Otrzymał Krzyż Żelazny i był bardzo bliski Krzyża Rycerskiego - w każdym razie

i się już posiadaniem odznaczenia ..Pour le Merite”. Fiihrer biŁcie napisanym liŁcie wyraził mu podziękowanie i uznanie. Vedell awansował w tym czasie do stopnia generała pułkow-|i objął stanowisko dowódcy armii. Hitler uważał go za nieus-Źego „pożeracza żelaza” i niezawodnego towarzysza w marszu te do przodu. Wedell posiadał umiejętnoŁć utwierdzania swego |era w przekonaniu, że z największego dołka niepowodzeń moż-K wydostać na najwyższe szczyty zwycięstwa. ..ZmobilizowaliŁ-tszystko powiedział Hitler do Wedella - co tylko dało się Wizować! Jeżeli ktoŁ nada temu właŁciwy bieg, to jedynie pan. ymał pan wszelkie możliwe pełnomocnictwa”. Wedell awanso-do stopnia feldmarszałka i został dowódcą grupy armii.

`Do zadań, jakie Wedell miał wypełnić, należała również misja, powierzył pułkownikowi von Verweiserowi, utworzenia nie sej precedensu jednostki specjalnej, szkolącej elitarnych bojow-1 przygotowywanych do zwalczania hord partyzanckich na za-l niemieckich linii frontu.

Ź'”Pułkownik von Verweiser dokonał szczegółowego przeglądu |ego pułku, dobierając ludzi najzdolniejszych i pewnych i za-Ź{gając ich zgodnie z dewizą: ,, pójdę przez ogień i wodę!” llszych ludzi, spełniających te wysokie wymagania, postarał się iwnik Schlumberger. współpracujący ŁciŁle z feldmarszałkiem sllem. Hasło brzmiało: ..Wszystko albo nic! Żadnych kompro-»!” W ten sposób stworzono zalążek tej swoistej grupy, którą l Verweiser Łciągnął do Kampfentalu. A poŁród niej znajdowała |Makże Erika hrabina von Klarfeld. Przypominała mu w jakiŁ

77

sposób jego ukochaną matkę. Aczkolwiek oboje żywili do się zdecydowaną sympatię, ich wzajemny stosunek pozostał platonie Pewnego dnia Viktor miał okazję wyłożyć jej swój punkt widz na te sprawy:

- Obdarzam panią największym szacunkiem, Eriko, mam

pani szczery podziw. Jednak była już pani raz mężatką, więc mogłaby pani być dla mnie taką żoną, jaką moja matka była mego ojca. Toteż musimy, łaskawa pani, poprzestać na tym, co je Wielkie zadanie, jakie mamy wspólnie do spełnienia, winno im pierwszeństwo przed naszym życiem prywatnym.

1^

W tę wygwieżdżoną noc pełni lata szli ramię w ramię, w gm wspólnej bytnoŁci w burdelu jeszcze bardziej ze sobą zbratani, stź »w\ szy sierżant sztabowy i podległy mu starszy kapral, w kierunł^ Ali] baraku sztabu, by tam strzelić sobie jeszcze po piwku, f tak

- Czy możesz mi, bracie, wytłumaczyć - chciał się dowiedzitj Ź Schulz od Gernera - dlaczego w kasynie jest taka moc gatunkó» (ak win i szampana, a u nas ciągle tylko to samo piwo i te same wódkiK gda Nie można by tego zmienić? Zawsze jestem za odmianą, obojętnej czy dotyczy bab, czy chlania. | „^g

- Da się zrobić! - zapewnił go Gerner. - Z głównego magazyni -^ grupy armii będzie można bez większego trudu skombinować piiz- -„ nera, dortmundera i angielskiego brunnena z Elbląga. Jaki gatunek r' ci odpowiada?

- Wszystkie - zażartował Schulz. - Nie chodzi mi o jakieŁ _ ;

przednie piwo stosowne do pory dnia. - Jego możliwoŁci spożycia1 „ alkoholu były ogromne. - Moja dewiza brzmi: Pij, co się da, i tali r długo, jak możesz! - Pociągnął solidny łyk z butelki i zapytał ze j rac smętkiem: - Czy trąbimy jeszcze, damy radę? fc ^

- Dlaczego mielibyŁmy nie dać? - odparł Gerner. - Skoro wszy- f' P02 stko tak się ładnie układa. Czy może dzisiejszy wieczór nie był; zro klawy? Twój numer trzy znowu na pewno pokazał ekstraklasę.

Starszy sierżant sztabowy skinął potakująco głową, otworzył Sin, następną butelkę piwa i nie odejmując jej od ust, wypił od razu całą „ wbi zawartoŁć flaszki. Taka sztuczka wymagała długoletniego ćwiczenia. pov

- Mogę jeszcze wypić sporą iloŁć - stwierdził zadowolony z się- fac< bie. - Nie mąci mi to trzeźwej oceny wydarzeń. Wysiusiam się i znowu jestem dobry. A ten Singer coŁ za dużo sobie pozwala! jąć

- Mnie też wydaje się podejrzany - oznajmił Gerner. - Ta wie' wprost niewiarygodna umiejętnoŁć przystosowywania się, którą prze- zby

78

każdym kroku, musi budzić wątpliwoŁci. - Pociągnął łyk

|i beknął z wyraźną przyjemnoŁcią. - No i co począć z tym n szeregowcem? Czy gdy uzna to za wskazane, nie uszyje itów? Musimy się z tym liczyć, ty także. Schulz. nie ulega

ŹŹCzy dotarło do ciebie - zapytał starszy sierżant sztabowy - co (-tata Hausleitner podszepnął mi na odchodnym? ierner wzruszył z politowaniem ramionami. - Straszna z niego ga, czasami jednak się przydaje.

Ź Ten kretyn coŁ mi Łmierdzi, poszedł do numeru piątego, ale Ih, tylko w towarzystwie Nataszy. tego wycwanionego babska, (`którym ostrzegał mnie major Kastor. I co z tego wynikło9 f nie popieprzył dziewczyny, ale gadał z nią, ciągle o coŁ ją , właŁnie ją. To jest bardzo skomplikowane, a wszystkie skom-lane sprawy są w jakiŁ sposób niebezpieczne! Dlaczego on się chował?

erner nie znalazł na to żadnej odpowiedzi. - A może to jest l kurwa na gadkę? - wyraził przypuszczenie. - CoŁ takiego się

|ta bardziej starszemu sierżantowi sztabowemu szumiało w gło-|tymjego myŁli stawały się jaŁniejsze. - Musimy się zabezpieczyć |d tym Singerem, gdyby chciał nas przyprzeć do muru. Możliwe mi, że tego szczeniaka podpuŁcił lekarz, by utrzeć nam nosa. Wmy w porę położyć temu kres.

.- Czyżby znowu przyszedł ci do głowy jakiŁ genialny pomysł? Ipytai Gerner tonem pełnym podziwu.

`Schulz ze Łmiechem zaczął mu. jak zazwyczaj, tłumaczyć swoje fc: - Wiesz przecież, że wszyscy odwiedzający dom uciechy muszą [wciągnięci do rejestru. I dzisiejszej nocy do tej kartoteki burdelu )li)iŁmy się wpisać. Nie było to po naszej myŁli, co jest rzeczą miała, ale nie dało się tego uniknąć. Kapujesz, Gerner? Kapitalne! - powiedział z uznaniem kapral. - I wobec tego r jest jedynym klientem, który bez rejestracji poszedł w tany. f surowym zarządzeniom. Na coŁ takiego nikt się tutaj nie Eył, stało się to po raz pierwszy. W ten sposób przygwoździmy i skutecznie go załatwimy!

Nie ma poŁpiechu - rzekł starszy sierżant sztabowy, chwyta-iruchowo następną butelkę piwa. - Musimy postarać się zebrać y obciążającego go materiału. Potem zobaczy się. Ale nie należy przeciągać sprawy.

79

Gerner skinął potakująco głową. - Ty już sobie z tym p

dzisz!

- Ten smarkacz Singer ma z pewnoŁcią wielu protektorów.

tylko kapitana lekarza, który me za wiele tu znaczy. Ma pi dopodobnie także takich opiekunów, co siedzą w sztabie gi armii, diabli zresztą wiedzą gdzie. Nie będzie łatwo wyłączyć l przebiegłego typa. Ale musimy choć próbować go unieszkodliw

- Najlepiej byłoby go przenieŁć do jednostki szkoleniowej -wiedział Gerner z zastanowieniem. - Kiedy dostanie się tam skrzydełka starszego sierżanta Heinza, to usiądzie wreszcie na duj MógłbyŁ to załatwić?

- Czy kiedykolwiek nie załatwiłem czegoŁ, czego chciate

- zapytał, popijając piwo. starszy sierżant sztabowy Schulz.

- Ty już sobie z tym

oŁcią wielu protektorów.

wiele tu znaczy. Ma pr

co siedzą w sztabie gi

będzie łatwo wyłączyć

róbować go unieszkodliw

jednostki szkoleniowej - ]

ŹCiedy dostanie się tam p

o usiądzie wreszcie na duf

m czegoŁ, czego chcia

ant sztabowy Schulz.

3. ROZPOZNANIE

ZAGRAŻAJŃCYCH

Trzy dni przed pierwszym sierpnia 1944 roku zaczęli się

do obozu w Kampfental uczestnicy kolejnego kursu szkole-

Ź>. Oczekiwał ich przemyŁlany w najdrobniejszych szczegółach, Butepszany i coraz bardziej wyrafinowany mechanizm szkolenia. Bce wykwalifikowani eksperci byli w pogotowiu.

SpoŁród jednostek frontowych wybrano stu czterdziestu wyróż-||cych się ludzi, przybyło ich jednak około stu dwudziestu, ponie-Hiczba kandydatów została okrojona wskutek wypadku bohater-Łmierci, odniesionych ran. chorób, trudnoŁci transportowych yłkowo wydanych rozkazów. Setka jednak, która ten szeŁcio-niowy kurs ukończyła - byli to wspaniale wyćwiczeni, nieu-8ni żołnierze, przygotowani do walki wręcz.

Podczas pierwszych trzech dni w całej południowej częŁci obozu miało jak w gigantycznym ulu, nad którym, w myŁl wysokich nogów organizacyjnych komendanta, sprawowali absolutną wła-: majorowie Kastor i Pollandt. - Te pierwsze dni - mawiali oni ( rozstrzygające dla późniejszych szeŁciu tygodni intensywnego otenia.

Ponieważ uczestnicy kursu przybywali koleją, początek tej gry istor - Pollandt”, jak to powszechnie okreŁlano, uzależniony był, ktycznie biorąc, od kolejowego rozkładu jazdy. O dwunastej południe na dworcu kolei wąskotorowej Hólzbach zatrzymywał pociąg osobowo-towarowy jadący z Monachium. Przyjeżdżali i uczestnicy kursu.

Wkraczały wtedy do akcji ..byki szkoleniowe Lahrmanna”,

`adzając w czyn wymyŁlone z precyzją plany szkoleniowe Kas-Pollandta.

bohaterów

Wyglądało to następująco: na dworcu w Hólzbach spotj

przybyszów ..komitet powitalny” składający się z sierżanta o tul nym głosie, dwóch rezolutnych kaprali pielęgnujących przedwojri tradycje dziedzińca koszarowego i pięciu trzymających stale gęb{ kłódkę starszych szeregowców. Hasła ich brzmiały: Wziąć ekw nek! Rzędem marsz, kierunek plac przed dworcem! Jak będzie zwalniać, żeby się nażreć, to poszturchamy was w tyłki!

Na placu przed dworcem stał na rozkraczonych szeroko i s

wnych nogach porucznik Lahrmann. a po obu jego stronach tk niczym słupy soli dwaj kaprale.

- W trojszeregu zbiórka! - rozkazał Lahrmann. Stado bob

rów uformowało się posłusznie, a on ciągnął dalej: - Witam ` chłopy! Nie mówię ..żołnierze”, bo dopiero tutaj się nimi stanie Jestem oficerem odpowiedzialnym za szkolenie. Zaczynajmy więc( razu!

Porucznik z budzącym respekt Krzyżem Żelaznym wskazał l

tablicę szkolną, którą obok niego ustawiono. Znajdował się na n szkic terenu w skali jeden do stu.

- Tu jest punkt A. ten oto dworzec kolejowy. Tam punkt

brama wejŁciowa do naszego obozu. A teraz, chłopy, biegiem mai w tamtym kierunku! - Wsiadłszy do swojego mercedesa-łazika jęci za nimi, odpowiednio ich ponaglając.

Gdy uczestnicy kursu dotarli do bramy południowej, byli mok rży od potu i pokaszliwali, przebyli bowiem wraz ze swymi klamo tami ponad trzy kilometry w doŁć szybkim tempie; czekał tam nal nich sierżant, który był wypisz wymaluj jak tamten krzykacz nal dworcu. (

- Sformować szereg, chłopy! Każdy poda nazwisko i jednostka | i otrzyma kartę obiegową z dokładną datą przybycia. Potem od-marsz w kierunku hali gimnastycznej z całym ekwipunkiem. Wszy-stkie dokumenty trzymać w pogotowiu. Marsz, marsz! s1?

Następny postój: hala gimnastyczna. Stały w niej jeden za dni- sta gim cztery przylegające do siebie stoły. Siedzieli za nimi oficerowie uz1 o rezolutnym wyglądzie, każdemu z nich usługiwał sprawnie kaprals lub dwaj równie dobrze się spisujący starsi szeregowcy. `

Przy pierwszym stole, obok którego musiało przemaszerować na początku to zszokowane szkoleniowe stado, zajmował miejsce, 8111 z twarzą wyrażającą pewnoŁć siebie, a zarazem znużenie rutyną, m1' porucznik Wagner. Rozkazywał każdemu po kolei z niezmąconą wa wytrwałoŁcią: ` r01

- Proszę rozłożyć na podłodze cały swój ekwipunek. Rozebrać nlc

82

a. Trzymać w ręku tylko dokumenty marszowe. No i prze-

|ię do przodu. Klamoty zabierzecie później, gdy je przejrzę. , drugim stołem, zgodnie z rozkazem, urzędował doktor bcrger, który miał dokonywać wstępnych medycznych usta-trzymującym się przed nim, całkowicie gołym mężczyznom

l jedno jedyne rutynowe pytanie:

l Cierpi pan na chorobę, która w jakiŁ sposób mogłaby utrud-»ykonywanie nakładanych na pana coraz cięższych obowiąz-l takie pytanie, zgodnie z oczekiwaniami, odpowiedź była

przecząca.

połączonych stołach trzecim i czwartym siedzieli majoro-

istor i Pollandt z wyłożonymi przed nimi różnorakimi listami. usze, ciągle jeszcze nadzy, podawali nazwisko, stopień woj-i jednostkę, przedstawiając SWOJC dokumenty marszowe. ino przy tym uwagę na ich postawę, wymowę i sylwetkę,

czując znaczenie do pierwszego wrażenia. Obydwaj majorowie lii pytania jednoczeŁnie.

^ŹZlustrowawszy badawczym spojrzeniem ludzi, listy i dokumenty

IBowe, Kastor i Pollandt z właŁciwą im złudną pewnoŁcią siebie |(nywali wyboru.

Chodziło tu raptem o przeprowadzenie wstępnego podziału na IR grupy, A i B. Uczestnicy kursu żywili błędne przekonanie, że |f.podział służy tylko celom zakwaterowania.

^ÓSinger, który kręcił się po hali gimnastycznej, by każdej chwili ^i,pomocą kapitanowi lekarzowi, nie orientował się w całej tej cedurze, patrzył na to wszystko jak wół na malowane wrota. Po zakończeniu owej defilady uczestnicy kursu mogli wreszcie nać po swoje manele i ekwipunek. Skupili się w grupach A i B,

y sierżant sztabowy Schulz przejął nad nimi opiekę i zaprowa-i kwatery.

swój ekwipunek. Rozebr

. Pierwszy dzień przyjazdu kursantów był w porównaniu z dru-B względnie spokojny, gdyż główny napór nowicjuszy miał właŁnie ysce drugiego dnia. Wieczorem starszy szeregowiec Singer poda-ikawę w hali gimnastycznej nieco już znużonym czterem ofice-B-oczywiŁcie za przyzwoleniem starszego kaprala Gernera. Przy-rfduży termos z mocną, prawdziwą kawą, pochodzącą z zapasów

83

pułkownika, co stanowiło jak gdyby pozdrowienie od niego. T cztery filiżanki i spodeczki. `

- Mała przerwa! zarządził jeden z majorów.

Nastał przyjemny kwadrans. Goii nowicjusze mogli usiąŁć

podłodze, a niektórzy z nich podłożyli sobie pod siedzenie s< dokumenty marszowe. |

Gdy gorąca kawa parowała w filiżankach oficerów. Sin

zwrócił się do doktora Kónigsbergera:

- Czy może mi pan wyjaŁnić, co się tu właŁciwie dzieje?

- Pan prawdopodobnie tego nie pojmie - wyraził przypusz

nie Kónigsberger z pełnym zrozumienia uŁmiechem. - Ja poć kowo też tego nie pojmowałem, mój drogi. Minęły miesiące, zaź się zorientowałem, że prawie wszystko, co się tutaj odbywa, wpra' człowieka w osłupienie. Nasi majorowie dzielą tu pomiędzy sk. każdą rzecz, nawet taką. która jest niepodzielna.

- Ale co to ma na celu? - Singer wyraźnie za wiele soi.

pozwalał.

- Cel jest przejrzysty! To, co nasi majorowie sobie uknuli, kro ko rzecz ujmując, wygląda tak: przed rozpoczęciem szkolenia twór dwie grupy, oznaczając je literami A i B, co ma charakter całkr neutralny. Ale już wkrótce grupy przyjmą nazwę pierwsza i dru z czego wynikają pewne przewartoŁciowania i podziały.

- I wtedy próbuje się - Singer uznał za wskazane, by to powii. dzieć - nastawić jednych przeciwko drugim, tak?

- Mniej więcej się zgadza - potwierdził lekarz. - Kolegów teg( samego pułku rozdziela się. czyniąc z nich już tylko HkcyjnycL przyjaciół; lepsi trafiają zazwyczaj do grupy docelowej numer dwa.j A ponieważ ludzie z numeru dwa dążą do tego, by za wszelką cem stać się ludźmi numer jeden, można się liczyć ze wszystkimi gwai-1 townymi poczynaniami z ich strony. ! Diabelski pomysł - zauważył Singer.

- Psychologicznie jest to uzasadnione, wkalkulowane zręcznie w ludzkie postawy - przyznał lekarz. - I zakładam, że skutków takich poczynań nie da się uniknąć. Toteż należy zachować jak najdalej idącą ostrożnoŁć.

Ciągle jeszcze trwała przerwa na kawę. Przeciągała się nieco;

serwowany napój był ciemnobrązowy i smakował wyŁmienicie. Na-wet porucznik Wagner był odprężony i sprawiał całkiem ludzkie wrażenie. Majorowie, pijąc kawę, przerzucali nieustannie leżące przed nimi dokumenty.

Zjawiła się nagle, początkowo przez nikogo nie zauważona,

drowienie od niego. Ta

majorów.

awicjusze mogli usiąŁć^

sobie pod siedzenie sv

mankach oficerów, Sit

tu właŁciwie dzieje?

lie - wyraził przypusa

uŁmiechem. - Ja poci

`. Minęły miesiące, zaq

ię tutaj odbywa, wprai

Izielą tu pomiędzy się

izielna.

wyraźnie za wiele

rowie sobie uknuli,

zżęciem szkolenia twe

Źo ma charakter całt

nazwę pierwsza i dr

a i podziały.

wskazane, by to pow

:, tak'?

lekarz. - Kolegów te

h już tylko fikcyjny

docelowej numer „

;go. by za wszelką

yć ze wszystkimi

wkalkulowane zręc

zakładam, że skutk

należy zachować

Przeciągała się nie

ował wyŁmienicie. F

awiał całkiem luA

ali nieustannie leź

kogo nie zauważ

Natasza i podeszła do doktora Kónigsbergera. Ominęła

siedzącego przy nim starszego szeregowca Singera. Spoj-

iko wielkimi oczami na lekarza i powiedziała szeptem:

Colejne samobójstwo.

nigsberger odsunął od siebie nie dopitą filiżankę kawy.

iże! - wykrzyknął przerażony. CoŁ podobnego!

;Czy mógłby pan pójŁć ze mną? zapytała Natasza.

Nie mogę się stąd oddalać - powiedział lekarz ze szczerym waniem. - Może ta próba samobójstwa nie zakończyła się E Łmiercią...? Za co ja jako lekarz... Zakończyła się powiedziała Natasza - ona nie żyje.

K. Wkrótce będę wolny oznajmił Kónigsberger i przyjdę do yNataszo, by zbadać ten pożałowania godny przypadek. Niech Ina razie nikomu o tym nie mówi.

|i- Takie właŁnie otrzymałam polecenie. A więc czekam na pana. F^- Tymczasem chciałbym pani zaproponować towarzystwo star-) szeregowca Singera. Nie musi się pani oczywiŁcie na to godzić. Natasza jednak się zgodziła, skłaniając skromnie, w milczeniu f. Wyszła, a Singer podążył za nią. Nie oglądała się na niego. l'musiał się trochę wysilić, by dotrzymać jej kroku. CGdy szli w milczeniu ulicą obozową, zatopioną w blaskach Plcego się słońca, w kierunku burdelu, Natasza zapytała w pew-l^iwiłi:

lŚ Dlaczego nie zadał mi pan tak oczywistego pytania: kim jest R»oba?

|W” Po co? Kogo ja tutaj w końcu znam! Nie mam właŁciwie

ia, co się tu dzieje. A z dziewcząt lub kobiet tu zatrudnionych dotychczas tylko cztery: panią, Nataszo, madame Klarfeld. l jej pannę Melanię i wreszcie Annę. | „ No to zna pan także tę zmarłą. Anna! ^Sebastian zamilkł, głęboko poruszony.

A potem zobaczył ją leżącą na łóżku: skromnie ubrana, wy-

drwiona spazmatycznie. Z piętnem Łmierci na twarzy, Łwiadczą-I o ostatnim, wydanym przez Annę okrzyku twarzy, która |riele straciła ze swej urody. ` - Jak to się mogło stać?

- Anna otruła się - powiedziała Natasza. Zażyła nadmierną iż lekarstw. I niech pan mnie nie pyta, w jaki sposób je zdobyła. mina się zajmować całkiem czymŁ innym.

l'- Wiem, co pani ma na myŁli - rzekł Singer. Ale co ją do i skłoniło? - W oczach zabłysły mu łzy, był wewnętrznie rozbity, poczucia bezradnoŁci. - Kto ponosi za to winę?

85

Przebieg wydarzeń numer trzy

Po owym 20 lipca 1944 roku ta najbardziej totalna z nis;

skich wojen osiągnęła apogeum. Ludzie, których już niewiele od Łmierci, próbowali zabrać ze sobą do krainy umarłych jak więcej innych istot. „Nie ma pardonu...” „Spalona ziemia... „ trzymać się za wszelką cenę...”

Miasta, teraz już tylko niemieckie, były „wyskrobywane z

py”, równane z ziemią - jak swego czasu Coventry w Anglii, ki< to wskazano drogę do stosowania tego rodzaju metod. Ludzie gil masowo nie tylko na froncie, lecz także na jego zapleczu - j mieszkali w pobliżu fabryk, węzłów kolejowych i drogowych lub obszarach o gęstym zaludnieniu. Umierali pod gruzami zburzon;

domów, trafieni napalmem płonęli jak pochodnie lub byli róż;

pywani odłamkami bomb.

Z dawnych myŁliwych przemienili się w spłoszoną zwie

- nie mogli pojąć, co się tutaj z nimi stało. Dlatego pusze w obieg coraz więcej nawołujących do przetrwania haseł w iŁ germańsko-wielkoniemieckim duchu: ,,Z najgorszej próby wyjdziei jeszcze silniejsi!” ,,Tchórz nie ma prawa do życia!” „Kto się pod< jest zgubiony!”

Realizowano te hasła. Sądy doraźne, a także regularni sędzioi wojskowi spełniali gorliwie swój ,,Łwięty obowiązek” - po tysi. kroć. Również liczba wyroków Łmierci stanowiła absolutny ręko) w historii wojny.

W tym samym czasie Camus pisał swojego „Kaligulę” - sztu! o burzycielu powołanym do unicestwienia Łwiata. Jego rodak Giratt.1 doux zakończył ..Wariatkę z Chaillot” - akcję tej powieŁci umieŁci w kloace ludzkiego byUi. ` /krotce do wielkich umarłych tego konaj wojny dołączyli Saint-cxupery, Max Halbe, Isolda Kurz, Kandinski,j Maillol i Mondrian, jak również Romain Rolland, który niestrudze-j nie dążył do francusko-niemieckiego porozumienia. Wydawało się, że epoka dobiega końca, l

Wielkie umieranie - na polach bitew lub podczas nocnych bom-bardowań, w więzieniach bądź obozach - wydawało się wówczas ludziom czymŁ naturalnym, i tak było w istocie. Kto jeszcze żył, musiał wiele się natrudzić, żeby przeżyć. O tych zaŁ, którzy umierali Łmiercią gwałtowną, nie było ani wzmianek w prasie, ani klepsydr, ani nekrologów, często nie zawiadamiano nawet najbliższej rodziny.

Rommel, niegdyŁ najulubieńszy generał Hitlera, został przez tegoż Hitlera zmuszony do samobójstwa. Samobójstwo popełnili

86

arszałek von Kluge oraz generałowie Wagner i von Tres-

t kilku innych wraz z nimi lub po nich. Również Rudolf

(id, SPD, został w tych czasach czystki „załatwiony” - czło-lóry w 1933 roku wygłosił w Reichstagu najodważniejszą [ w sedno mowę przeciwko Hitlerowi. A w obozie koncen-Buchenwald zamordowano wtedy, też w ramach akcji

inia”, niejakiego Ernsta Thalmanna, trzymającego ongiŁ

B KPD w Republice Weimarskiej.

teyscy oni wiedzieli: tę wojnę, w gruncie rzeczy bezsensowną rclkie wojny na Łwiecie, Niemcy ostatecznie przegrały. Inni iii o tym także, nie wypowiadali się jednak na ten temat;

fny tego były rozliczne. Masa nie mająca rozeznania współ-l nadal z tą machiną - niestety, trzeba przyznać, uczciwie f na zasadzie owczego pędu, otumaniona hasłami patriotycz-Bstowskimi,

||Wieczorem trzeciego i zarazem ostatniego dnia przyjazdu nowi-Jt doszło ponownie - kiedy już wszelkie przygotowania do roz-|tia kursu rankiem w dniu l sierpnia 1944 zostały zakończone 1-wielkiego, uroczystego wieczoru w kasynie.

iKałe obrusy, biała porcelana, białe Łwiece i - zgodnie z ża-leniem Gernera - cały personel obsługujący kasyno w białych, iych marynarkach i białych rękawiczkach.

ln-pkazja po temu była szczególna: trzydzieste urodziny porucz-1'Lahrmanna. Sztywny jak zawsze, ale z lekka podekscytowany |< pewno przepełniony wdzięcznoŁcią, usiadł po prawej stronie Ićwnika, którego obdarzał prawdziwym szacunkiem. Obok niego [Klarfeld, na którą patrzył z uwielbienie^. Wokół przyjacielskie Be jego kolegów oficerów.

/'Na wyraźne życzenie solenizanta podano pieczeń wieprzową po toawarsku, z knedlami. Przed daniem głównym zupa z węgorza pana koperkiem, na deser szarlotka z bitą Łmietaną. Wszyscy ID dzielnie wcinali to żarcie dla ludzi najcięższej pracy. Przez to otwarte, dwuskrzydłowe drzwi dobiegała z sąsiedniego po-1 muzyka. W tym elitarnym obozie, zarządzanym przez pułkow-l von Verweisera, przykładano wszak wielką wagę do prawdziwej nry. Było ponadto wiadome, że komendant faktycznie czyta iki. Na przykład Woltera, co czynił także jego uwielbiany wzo-, Fryderyk Wielki, niepowtarzalny król Prus. I tak jak Fryderyk l on muzykę.

87

Kapitanowi Tauschmullerowi, człowiekowi zawsze prawic!

reagującemu, udało się Łciągnąć do obozu, dzięki jego licznym l ksjom, renomowany kwartet smyczkowy Kunkego: także styl w tym czasie pianistę o nazwisku Weinheber.

- Macie panowie wolny wybór - powiedział kapitan, -l

znaczy: albo zgodzicie się u nas grać. albo...

Więc zagrali. I tak było im wolno dwie do trzech godzin d nie ćwiczyć: w pozostałym czasie zatrudniano ich dodatkowo ważnie w szpitalu, magazynie prowiantowym lub w wydziale rolnj Wieczorami jednak musieli muzykować. Kiedy nie koncerto^ w kasynie, to wysyłano ich. co zdarzało się doŁć często, do sąa| nich jednostek, komendantur, szpitali.

Z biegiem czasu ten zespół artystyczny, powiększając swą| czebnosć, osiągnął rangę orkiestry kameralnej, kierownictwo j jednak było ze sobą skłócone. Kunke. założyciel kwartetu smy( kowego. i Weinhaber. znany wielkoniemiecki pianista, staczali | sobą konkurencyjne boje. Przy czym jeden zarzucał drugiemu bri talentu.

Porucznik Wagner, odpowiedzialny za ideologię narodowcu

cjalistyczna. w tym także za niemiecką sztukę, starał się im jedn wytłumaczyć:

- Absolutna harmonia, ludzie! Bo w przeciwnym wypadku l

dziecię mieli szansę muzykować solo. i to na najróżniejszych odci kach frontu.

Więc nie mając innego wyboru zdecydowali się na tę harmon Musieli zresztą nader często chować swoje ambicje do klesze I tak, gdy chcieli wykonać koncert Handla lub symfonię Haydna, domagano się zazwyczaj Mozarta „Eine kleine Nachtmusik”. A tym razem odrzucono nawet propozycję ,.Tariców węgierskich” Brahmsa. Wielokrotnie też żądano od nich, by na owo uroczyste trzydziesto- i 9Ót';

szpi

lecie Lahrmanna, wielce zasłużonego żołnierza, całkowite jednak ze- , ro. jeŁli chodzi o muzykę, grali melodie Johanna Straussa. Przede . . wszystkim walce. ,,

Melodie wpływały dobrze zarówno na trawienie, jak i na ogólną atmosferę. Pułkownik spojrzał tęsknie przed siebie. Pani Klarfeld Ź rozeŁmiała się - a Lahrmann sądził, że rozeŁmiała się do niego, c 1,1 dając tym wyraz swego niewątpliwie rosnącego zainteresowania. Ka-` stor i Pollandt, pochyleni ku sobie, coŁ szeptali, niczym przepojeni , szlachetnym duchem walki bliźniacy. Wagner obserwował bacznie i Kónigsbergera, a Kónigsberger Wagnera. Tauschmuller natomiast „u „ czuwał nad wszystkimi. ,

88

wi zawsze prawidłowo

ięki jego licznym kone*

nkego: także słynnego

iedział kapitan. - To

o trzech godzin dzień-

ich dodatkowo prze-

ib w wydziale rolnym.

idy nie koncertował}

oŁć często, do sąsied-

powiększając swą li'

lej, kierownictwo jej

Źciel kwartetu smycz-

pianista, staczali ze

zucał drugiemu brak

sologię narodowoŁć-

starał się im jednak

iwnym wypadku bę-

ijróżniejszych odcin-

się na tę harmonię.

mbicje do kieszeni.

i symfonię Haydna,

fachtmusik”. A tym

perskich” Brahmsa.

oczy s te trzydziesto-,

ałkowite jednak ze-

la Straussa. Przede

nie, jak i na ogólną

łbie. Pani KIarfeld

iiała się do niego,

interesowania. Ka-

niczym przepojeni

bserwował bacznie

hmuller natomiast

- OczywiŁcie - stwierdził komendant zwracając się w stronę majorów - wszystko przebiega zgodnie z planem.

- Jak najbardziej, panie pułkowniku - odpowiedzieli jednogłoŁ-nie. - Także ten kurs gwarantuje dobre wyniki.

- Może macie, moi panowie, jakieŁ trudnoŁci'.'

- Najmniejszych, panie pułkowniku.

- Żadnych szczególnych problemów?

Majorowie wymienili spojrzenia, a Pollandt rzekł na to:

- W sferze znajomoŁci przez kursantów języków obcych, panie pułkowniku...

- Świetne spostrzeżenie, moi panowie! uznał komendant. wprawiając tym w podziw resztę zebranych. Popatrzył na majorów jak na prawdziwe woły robocze. I pomyŁlał, że należałoby ich jesz-cze przez jakiŁ czas w tej roli pozostawić. - Rad jestem, że ledwie zdążę coŁ pomyŁleć, panowie w lot to chwytają, przynajmniej w głó-wnych zarysach. Dlatego wszystko przebiega tu tak bezbłędnie.

- Trzeba by jeszcze wspomnieć - zameldował kapitan lekarz stojący za Singerem - że w czasie wolnym od pracy doszło ponownie do pożałowania godnego wypadku.

Kapitan Tauschmuller wypalił natychmiast:

- Ten problem w ogóle nie dotyczy pana komendanta, jest to całkowicie odrębna dziedzina. Zakładam, że odpowiedni meldunek znajdzie się jutro rano na moim biurku. I wtedy rozpatrzymy spra-wę.

- Mimo wszystko - Kónigsberger usiłował być nieustępliwy

^ jest to już drugie samobójstwo dziewczynki z burdelu w ciągu ostatnich dwóch tygodni.

- A więc na pańskim odcinku, doktorze! - próbował go przy-szpilić porucznik Wagner. - Za który pan osobiŁcie odpowiada! O ile jestem dobrze poinformowany, ta zwariowana obca koza zmar-ła wskutek przedawkowania Łrodków nasennych. Toteż musimy za-dać sobie pytanie: jak to się stało, że ta osoba miała dostęp do tego rodzaju medykamentów, i to w takiej iloŁci? No i co pan na to. panie doktorze?

- Ależ, moi panowie! - wykrzyknęła z oburzeniem pani Klar-ftld. - JesteŁmy tu przecież po to, by Łwiętować urodziny!

- W tym właŁnie celu zebraliŁmy się tutaj! potwierdził puł-kownik von Verweiser z właŁciwym sobie dostojeństwem. Ujął dłoń „łaskawej pani” i złożył na niej szarmancki pocałunek. - Jeżeli chcesz wiedzieć, co ci wypada uczynić - zacytował w miarę prawid-łowo - zapytaj o to szlachciankę. - Bystrym spojrzeniem obrzucił

89

siedzących wokół oficerów, żadnego nie pomijając. Wkrótce wzrok w kapitanie lekarzu i powiedział cedząc słowa: - Wszysti właŁciwym czasie.

- Tak jest! - zawtórował mu porucznik Wagner,

lente, mawiali starzy Rzymianie, spiesz się powoli!

Wprawdzie zdaniem pułkownika ten okrzyk nie był konie

trafiał jednak w sedno. Toteż von Verweiser z umiarkowaniem s nił głowę. I mówił dalej ze zwykłym sobie chłodnym spoko - Mamy tu we zwyczaju przyjmować wszystko do wiadomoŁci nie chować w zanadrzu. Pan Kónigsberger jest zobowiązany! przeprowadzenia dokładnego badania z uwzględnieniem najdrobi^ szych szczegółów. ;'

- Tak jest, panie pułkowniku - odpowiedział krótko lekafl

- Jak również - dodał komendant - do wyŁwietlenia sprał

skąd pochodzą te zażyte bezprawnie leki.

Dla wszystkich stało się oczywiste, że była to pułapka zastaw na na kapitana lekarza.

- A teraz - zarządził koi»endant - szampana!

Wniesiono uroczyŁcie kubełki z lodem, w których tkwiły

ki, owinięte białymi, adamaszkowymi serwetkami, oraz ki

z czeskiego kryształu. Szampan był marki „Pommery”, przysług cej tylko słynnym dowódcom, ministrom i marszałkowi Rzeszy, jednak podawano go także stojącym na czele tej elitarnej jednos szkoleniowej.

Kapitan Tauschmuller, który sprawował zwierzchnoŁć nad l

synem, czuł się odpowiedzialny za cały ceremoniał dopóty, dop< pułkownik nie przejął pałeczki. Zwrócił się więc szeptem do Łwiętuj} cego urodziny Lahrmanna:

- Musisz teraz wygłosić mowę dziękczynną, tak wypada!

Znany z trudnoŁci w wysławianiu się porucznik wstał, w pr

ręce trzymał napełniony kielich, i z nieruchomą twarzą bohati

wygłosił następującą mowę:

- Na ręce wielce szanownego pana pułkownika - dziękuje

Wielce szanownej łaskawej pani - dziękuję! Szanownym panom ko- fc legom - dziękuję! bi

Obecni wymienili między sobą pełne wyrozumiałoŁci uŁmiechy, ja wstali i podnieŁli kielichy, a potem Wagner zaintonował: ! -Niech żyje nam, ha

niech żyje nam,

niech żyje, żyje, żyje nam! za

Wszyscy zjednoczyli się w tym Łpiewie; krąg sprzysiężonych, Si:

90

ględnieniem najdrol

yła to pułapka zastan

niniej tu, w kasynie. Priewitt mrugnął do Singera. A starszy iemer pozwolił sobie nawet przyłączyć się do Łpiewu. łyknął sobie przed chwilą w kuchni szampana pod wie-

|A teraz - zadecydował komendant - najulubieńsza melodia

Ź nowo narodzonego: „Walc cesarski”!

Km zabrzmiała muzyka, Wagner zdążył jeszcze oznajmić swe-

Źiadowi przy stole:

|Gdyby Johann Strauss żył w naszych niepowtarzalnych cza-

k pewnoŁcią nazwałby ten utwór ..Walcem Fuhrera”!

fconigsbergera zafrapowala ta wypowiedź.

»Ciekawe, kogo by dzisiaj Johann Strauss uznał za ..nietope-nak te jego powtarzające się stale dwuznaczniki nie spotkały razem z oddźwiękiem - jeŁli się nie weźmie pod uwagę l. Wszyscy wsłuchali się w tony walca. Ponieważ porucznik nn spojrzał z uwielbieniem na panią Klarfeld, ta zaŁ od-mu uŁmiechem, nie przypadło to niektórym do gustu.

vie; krąg sprzysiężon)

pnego ranka, z uderzeniem dziesiątej, rozpoczęła się na

Iprzed kasynem tak zwana parada powitalna nowo przybyłych Uników kursu. Ceremoniał, do którego pułkownik von Yerwei-(rzykładał dużą wagę.

Jorucznik Lahrmann, któremu pourodzinowe zmęczenie nie da-jfię w ogóle we znaki, prowadził oddział, w czym pomagali mu nie starszy sierżant Heinz i pozostali wykładowcy. Ustawione [szeregu grupy A i B czekały w pełnej gotowoŁci na rozkazy. f charakterze zwiastunów wyszli z zameczku kampfentalskiego a Tauschmuller i porucznik Wagner. Jednym rzutem oka zlu-lli oddział i odeszli na stronę. Oznaczało to: droga wolna dla tdanta.

Ten ukazał się niebawem - szedł lekko kołyszącym się krokiem rferzysty, pełen godnoŁci, nieskazitelny, ogarniający wszystko (Kczym spojrzeniem. Miał na piersi, co stały personel odnotował rzecz niezwykłą, najwyższy ze swoich rozlicznych orderów tour le Merite”, który nadawał pułkownikowi niebywałego, bo-tridego blasku.

Ź Z obydwu jego stron, utrzymując odstęp jednego kroku, podą-I obaj majorowie. Za nimi zaŁ pospieszał niezastąpiony Priewitt. przyglądał się temu bacznie przez okno kasyna, za jego

91

przykładem czynili to samo starszy sierżant sztabowy Schuiz, sta kapra) kasynowy Gerner oraz Kainz, sierżant od spraw bezpiec stwa.

Lahrmann zameldował pułkownikowi ostatnio przybyłą g;

bohaterów, ubranych w mundury polowe, ze stalowymi hełmamif głowach, Jednak jeszcze bez broni. Von Verweiser lekkim skinień podziękował za meldunek, po czym Lahrmann wydał rozkaz:

- Pierwszy szereg trzy kroki do przodu wystąp! Trzeci szi trzy kroki do tyłu'

Wypadło to. w wyniku wielokrotnego ćwiczenia, absolutnie' błędnie.

Wtedy pułkownik przeszedł przed frontem swoich żołnien

Stawał bez słowa przed każdym, wpatrując się w niego pytający prusko-królewskim wzrokiem. Gdyby znalazł się tutaj malarz M(^ żel, z pewnoŁcią by go chętnie namalował.

Stosownie do instrukcji porucznika Lahrmanna każdy z a

nierzy składał lakoniczny meldunek, podając to, co najważniejsi stopień służbowy, nazwisko, wiek, jednostka, odznaczenia, uda w walkach. Przybywali oni z Norwegii i Danii, z otoczonej WŁ szawy. z resztek opłaconych ciężkimi stratami Wehrmachtu obsza na Bałkanach i we Włoszech i prosto z frontu zachodniego, zna dującego się jeszcze na terenie francuskim. Każdy szczycił się ogron nym doŁwiadczeniem wojennym, a wielu z nich miało na swe koncie co najmniej jedną ranę.

Pułkownik von Verweiser przypatrywał się im z wyraźnym

dowoleniem. Miał przed sobą dzielnych, nieulękłych bojownikót którym, jak niegdyŁ jemu pod Douaumont. wojna sprawiła dobi łaźnię.

Zatrzymał się przed dwiema grupami kursantów i po raz pień' szy czystym, ciepło brzmiącym tonem wygłosił do nich przemówię nie:

Witam was, koledzy. WyróżniliŁcie się w walce na wszystkie! frontach. Stoicie tu przed kolejną próbą wykazania swoich umiejęt| nosci. Jako prawdziwi żołnierze uporacie się także i z tym zadanien

Spojrzeli na niego wiernopoddariczo, jak na surowego, acz spr;

wiedliwego i zawsze troskliwego ojca.

Majorowie mrugnęli do siebie. W kasynie starszy sierżant szta-| bowy Schuiz zacierał z zadowoleniem ręce. Podobnie zareagowali Gerner. A Singer zaczął obserwować starszego sierżanta od sprawr bezpieczeństwa Kainza, który ze wzrokiem utkwionym w swoim | klocowatym koledze Heinzu powiedział głosem stłumionym, ale wy-j raźnie: ł w t]

92 ?

y sierżant sztabowy Schulz, sta

inz, sierżant od spraw bezpk

Źwnikowi ostatnio przybyłą

polowe, ze stalowymi hełmami j

Von Verweiser lekkim skinień

`m Lahrinann wydał rozkaz:

do przodu wystąp! Trzeci są

rolnego ćwiczenia, absolutnie l

przed frontem swoich żołnie

opatrując się w niego pytając

`by znalazł się tutaj malarz M|

malował. ,

cznika Lahrmanna każdy z l

`k, podając to, co najważnieN

, jednostka, odznaczenia, uc

wegii i Danii, z otoczonej ^

ni stratami Wehrmachtu obs

3sto z frontu zachodniego, ;

uskim. Każdy szczycił się ogi

i wiciu 7. nich miało na sv

patrywał się im z wyraźnym `

ŹInych. nieulękłych bojownilf

uaumont. wojna sprawiła d(

ipami kursantów i po raz pk

;m wygłosił do nich przemótj

iliŁcie się w walce na wszyst

róbą wykazania swoich um'

racie się także i z tym zadar

Źiczo. jak na surowego, acz ;

:a.

W kasynie starszy sierżant

em ręce. Podobnie zareagc

ić starszego sierżanta od sp

wzrokiem utkwionym w swe

ciał głosem stłumionym, ale

widać, w Kampfentalu wszystko po staremu.

ndant zakończył to swoje krótkie przemówienie słowami:

aęki szkoleniu, koledzy, w którym tutaj weźmiecie udział. rsię wykwalifikowanymi karatekami, specjalistami od walki asze dotychczasowe stopnie służbowe nie maja tu żadnego , możecie równie dobrze dowodzić, jak i być podwładnymi. iszczę wiedzieć, że jestem uprawniony awansować was po

iu kursu, jeżeli na to zasłużycie. A więc naprzód do boju.

było wszystko, co miał do powiedzenia.

szeregowiec Sebastian Smger uzgodnił z tłumaczką Na-

nin rozmowy. Odbyła się w burdelu, w pomieszczeniu daw-

rstii, gdy burdel-tata Hausleitner chętnie się ulotnił.

laczego - zaczął Singer bez żadnego wstępu - Anna ode-

obie życie?

pzemu pan pyta o to mnie? Niech się pan z tym zwróci do

l kapitana lekarza. On wie.

Nie zapytałem go o to. Prawdopodobnie by mnie okłamał,

thciałem jemu i sobie zaoszczędzić. Chyba mnie pani rozu-

JDlaczego miałabym rozumieć? - Natasza stała się nagle

, Jakby chciała tym zamanifestować swoje uczucia. - Życzy „'zatem wiedzieć, jak to się stało, że taka osoba jak Anna l się życia. Czyżby pana zdaniem nie chciała się zabić? _, czy później, a z pewnoŁcią nie potrwa to zbyt długo. Hpod uwagę i taką ewentualnoŁć. Wydaje się to panu niedo-

: Mówiąc szczerze, Nataszo, owszem. Nie mieŁci mi się w gło-teby w takiej sytuacji trzeba było aż umierać. Htasza popatrzyła na niego tymi swoimi wielkimi oczyma. fe Anna była prawdopodobnie innego zdania, nie widziała sen-jldalej żyć, była już na samym dnie i straciła wszelką nadzieję. 1'chyba ponoszę częŁć winy za jej Łmierć, za mało się nią Brałam. I niewykluczone, panie Singer, że i pan nie jest bez („Ponieważ Anna darzyła pana szczególną sympatią i może da w panu ostatnią deskę ratunku. A pan na to nie zarea-

- Pani Nataszo! Winni, współwinni, obciążeni winą jesteŁmy tu y! Jednak udowodnić tego nie sposób, nawet gdyby, jak l wypadku, chciano rozstrzygnąć sprawę na wyższym szczeblu.

93

- Co to mnie obchodzi! - odparowała.

- Niech pani spokojnie rozważy - powiedział z narr

- a gdyby tak winę za Łmierć Anny przypisano lekarzowi?

- Ale jemu nic nie można zarzucić! - powiedziała z przeko niem Natasza.

- Doprawdy nic? - rzucił Singer dając tym co nieco do n

lenia. - Do tego samobójstwa przyczyniły się Łrodki, które powiał znajdować się w wyłącznej dyspozycji kapitana lekarza. Dlate) obciąża go odpowiedzialnoŁć za niewłaŁciwe ich użycie, a skutki te) są wiadome. Tak, Nataszo. wygląda teraz nasza sytuacja.

Natasza wskazała na masywną szafę, w której ongiŁ mogły b przechowywane ornaty.

- Takie leki trzymano również w tej szafie. Obok Łrodkol

zapobiegawczych proszki na żołądek i łagodne tabletki nasenne.|

- A może nasz Hausleitner - zapytał Singer sugestywnie - | wodowany fałszywie pojętą miłoŁcią bliźniego pozostawił dziewc nie niebezpieczne leki? W Łmiertelnej dawce?

- Obawiam się, że pan mnie źle zrozumiał, i bardzo mi przyki z tego powodu. Wysunęłam tylko kilka hipotez pod rozwagę, a żadna z nich nie stanowiła umotywowanego podejrzenia. Poniew) nie byłoby to dla mnie z korzyŁcią. Dla pana przypuszczalnie t nie.

- No dobrze - powiedział Singer. - Tego Hausleitnera pani li) i poważa. Ale tego swojego Kónigsbergera ceni pani także...

- Pan kapitan lekarz nie jest, jak pan raczył zauważyć, „moi Kónigsbergerem” - rzuciła szorstko Natasza. - Próbowałam jedyni) dać panu do zrozumienia, że znalazłoby się jeszcze inne rozwiązanie tor

Był już pewny, że zrozumiała go właŁciwie. Przytaknął jej i po ; WS2 wiedział: wi

- W porządku, postaramy się to wyjaŁnić. (Co Przywołał Hausleitnera, który niezwłocznie zjawił się w pomie łyd szczeniu; prawdopodobnie czatował pod drzwiami. Usiłował wręc dar sprawiać wrażenie poruszonego, lecz nic z tego nie wyszło, bo b} starym, znużonym, zrezygnowanym człowiekiem. Spoglądał na nid;

jak pies kłusujący na zapleczu podwórza. ^

- To, co wydarzyło się z Anną - powiedział Singer - jest po! prostu obrzydliwe, nie ponosisz jednak za to winy.. gnę

Hausleitner zainteresował się na moment tym stwierdzeniem i, pochylając się w stronę Singera, rzekł: jesz

- Co tutaj nie jest obrzydliwe? Ja jednak zawsze jestem niewin-ny. taki się już urodziłem.

94 l

l

powiedział z namy

)isano lekarzowi?

powiedziała z przeł

: tym co nieco do'

ę Łrodki, które po»

witana lekarza. Dli

ich użycie, a skutki

nasza sytuacja.

której ongiŁ mógł;

szafie. Obok sra Inę tabletki nasen:

nger sugestywnie Ź

o pozostawił dzw

i

ał, i bardzo mi pn

otez pod rozwaga

podejrzenia. Poni

na przypuszczalni”

Hausleitnera palt

eni pani także...

;zył zauważyć, „r

- Próbowałam je< zcze inne rozwiąż ;. Przytaknął jej

ć.

s zjawił się w

iami. Usiłował

o nie wyszło, l

n. Spoglądał na

ział Singer - jes

winy..

:ym stwierdzenie

iwsze jestem nie

„ ` zajął się szafą. Próbował otworzyć zamknięte drzwi: po-inic z tego nie wyszło. Wtedy z całych sił rozerwał podwój-„~, aż się zamek wyłamał. Nieco zziajany spojrzał na swoje

właŁnie! - wyrzekł. - Hausleitner, dokonano u ciebie

.Podwędzono ci leki. Nie zorientowałeŁ się od razu, no bo , skoro bez przerwy ktoŁ cię potrzebuje. Teraz już wiesz! ?-spytał osłupiały ze zdumienia Hausleitner, spoglądając ? wzrokiem, jakby oczekiwał od niej wsparcia.

uznał za właŁciwe ciągnąć dalej tę grę. ażeby ograniczyć

im wątpliwoŁci burdel-taty.

już powiedziałem, Hausleitner. w żadnym wypadku nie

oja wina. Ty oczywiŁcie, kolego, wypełniałeŁ zawsze tylko ważek. Jednak wobec przemocy, którą ilustruje włamanie, iwiŁcie bezsilny, mimo że zastosowałeŁ wszelkie niezbędne ŹróżnoŁci. Znajdą się na to Łwiadkowie, do których pewno czyć kapitana lekarza. W każdym razie zrobi się wszystko. ażna było niczym cię obciążyć.

Y naprawdę nie znaleźliby na mnie żadnego haczyka? - za-

okrotnie sprawdzany burdel-tata, obrzucając Nataszę tym

Źpełnym ufnoŁci spojrzeniem. Gdy niedwuznacznie skinęła

owiedział: - No dobrze, tak to właŁnie wyglądało. Potwier-ki tym pociągnięciom, godnym wytrawnego szachisty, dok-^sberger był na razie górą. Ów sfingowany incydent wraz ze ai rzekomymi szczegółami przedstawił Hausleitner doktoro-cjalnym meldunku; po czym wspólnie z Singerem biedził się erger nad sporządzeniem raportu, pełnego patosu i wznios-», który to raport skierował drogą służbową na ręce komen-cownik skwitował sprawę krótko:

^ie jest to całkowicie przekonujące, ale można zaakceptować.

ly to ważkie słowa, miały swoją moc.

`powiedziany oczywiŁcie szeptem komentarz porucznika Wa-

) .brzmiał:

^Wygląda na to, że znowu ten medyk wyŁliznął nam się z rąk, i tym razem. Jednak całkiem nam nie umknie.

95

Później Singer chciał się dowiedzieć od Nataszy:

- Co tu się właŁciwie dzieje? Dlaczego ten Hausleitner słu pani we wszystkim? Czyżby pani za wiele o nim wiedziała? Lubi może on wie cos niecoŁ o pani? Czy może próbuje wystąpić tu w r tajemniczego zwiastuna Łmierci, za pani przyzwoleniem, a może l wet z pani poparciem? I co ma wspólnego Kónigsberger z towarzystwem grabarzy? Czy jest ich przypadkową ofiarą, czy v założycielem'.'

Czy jedna z wymienionych tu przez pana sugestii okaże

słuszna czy też nie. co by z tego wynikło, gdyby pan pokusił o rozważenie tego zajŁcia w myŁl maksymy waszego Fiihrera i czelnego dowódcy Wehrmachtu: ..Dla niemieckiego człowieka ma rzeczy niemożliwych”?

- Należy do tego dodać, że ów niemiecki człowiek może

przez to strasznie oŁmieszyć.

- Niewykluczone. Ale również oŁmieszanie się może prowa

do Łmierci.

Tegoż popołudnia porucznik Lahrmann demonstrował jedną i

swoich najbardziej wartoŁciowych cech - niezłomne poczucie ot wiązku, przylegające ŁciŁle do niemieckiego, żołnierskiego przy ` wia: ..Jak wódka, to wódka, jak służba, to służba”.

Chętny do działania i oszczędny w słowach, taki właŁnie

rzucał krótkie, zwięzłe rozkazy. Wystarczały jednak całkowicie kom szkoleniowym, którzy wprowadzali je w czyn.

Lahrmann zarządził: - Program według listy ćwiczeń!

I jego stu dwudziestu kursantów ruszyło do przodu, by wz

udział w olimpijskim konkursie kwalifikacyjnym w dziesięciobc W ciągu następnych trzech dni przebywali prawie wyłącznie na pli sportowym lub w hali gimnastycznej. Lahrmann stawał zawsze i dy w szerokim rozkroku na posterunku obserwacyjnym, wykor tując w tym celu skrzynię lub taboret, jakby chciał zamanifestov jestem na górze, nic nie ujdzie mojej uwagi!

Ćwiczenia odbywały się, z uwzględnieniem podziału na grup cieb szkoleniowe, w następujących dyscyplinach sportowych: skok w da by skok wzwyż, bieg na sto metrów, podnoszenie ciężarów, podciągani ciała na wysokoŁć drążka. Pomiędzy poszczególnymi ćwiczeniam <jo ;

grupa w nich nie uczestnicząca musiała wykonać długodystansowi nie bieg torem żużlowym wokół placu sportowego. Tylko dwóch spft Łród testowanej w ten sposób zgrai bohaterów załamało się zara nale

96

^ dnia. co porucznik Lahnnan uznał za przekonujący do-

kondycji szkolonych przez siebie ludzi.

Źż. podział na grupy ćwiczeniowe A i B. a zatem pierwsza

,'awdził się ponownie i prowadził do pożądanej, hezpar-

onkurencji pomiędzy obydwiema grupami. Zaznaczyło się

tóe wyraźnie w zawodach pomiędzy drużynami, jak: prze-

By, piłka ręczna, piłka nożna, boks. zapasy. Powoli w\-

się taka sytuacja, że drużyny grupy A były obsadzone

`słabszymi ludźmi, choć nosiły wiele mówiący numer jeden. t ci z grupy B. oznaczeni numerem dwa. byli automatycz-ne sklasyfikowani, czego absolutnie nie chcieli przyjąć do d.

i razem sprawdziła się wielokrotnie wypróbowana koncep-

ra - Pollandta: całkowite opanowanie sytuacji przez doko-

cznego podziału. Ci podzieleni ludzie dawali wspaniały

Iki, gotowi byli rozerwać się na strzępy. Co było zgodne

itatecznego zwycięstwa. Fakt. że tym razem jednak do

liczeń zakradł się fatalny błąd. długo jeszcze pozostawał

l Rlarł i o l'n t-J l'i nii--* ł-\-1l-^ l,->d^ ^ L-11 T t i

Ź samego wieczoru starszy szeregowiec Singer zjawił się

sierżanta sztabowego Schulza. Pod zobowiązującym we-

ryło się zaproszenie przekazane dyskretnie przez starszego tGernera.

i się więc obydwaj do kancelarii kompanii sztabowej.

panował wyjątkowy porządek. Na stole leżała nowiutka

;. Za stołem siedział Schulz i szerokim, życzliwym gestem `tał swoich goŁci. Na taborecie po jego prawej stronie stała liwa. Jedną butelkę rzucił Gernerowi. druga Singerowi. ;nie je złapali; trzecia należała do niego. Dopiero wtedy ji usiąŁć. Na początku starszy sierżant sztabowy powie-ezornoŁcią stosowaną tutaj zazwyczaj:

lerdzam, Singer, dla porządku, że w żadnym wypadku

nie przywołałem. JesteŁ tu z własnej, nieprzymuszonej woli. mnie spędzić czas. Zgadza się'?

k najbardziej, panie sierżancie. Pan kapral Gerner dał mi nienia, że brakuje wam na wieczór trzeciego do skata, a ja m nic przeciwko temu. aby do was doskoczyć. ?stko było jasne, łącznie z formą zwracania się. W końcu > to do tradycyjnych przywilejów przełożonych, by w pou-

kż bohaterów 7 /

fałym obcowaniu z podwładnymi mówić im

ulegało dla przełożonych wątpliwoŁci, że owi

przy form i c pan.

per ty. przy czymf

podwładni pozosl

- Hołdujemy tu zasadzie koleżeństwa oznajmił Schulz.

my w skata. I na ogół po dziesiataku. Jasne'.'

Dla Smgera było natomiast Jasne, ze jest to czyste szaler i gdyby miał pecha, mógłby w krótkim czasie przegrać około| marek. Jednak nie przerazi) się tym. Jasne powiedział.

Rozpoczęto grę sztywno, bez towarzyszących zazwyczaj

wi przechwałek, ograniczając się do podawania niezbędnych danj) Nie zapisywano punktów, ponieważ po każdej rozgrywce wypłai gotówkę. Po niespełna godzinie Singer wygrał około stu marek pełnemu troski zdziwieniu Schuiza.

Muszę sz\hko się odlać powiedział starszy kapral

- Ty chyba też. Smgcr. nie'.'

Starszy sierżant sztabow.y skwitował to niedbałym gestem

Potem chwycił ze złoŁcią następna butelkę piwa już szósta.

Gdy Gerner i Singer. stojąc obok siebie na dworze, sius'

kapral odezwał się:

Dzieciaku. cz\s t\ spadł z księz\ca' Próbujesz oszukać

go starszego sierżanta sztabowego'.'

Co też panu przyszło do głow\'.' oburzył się Singer.

wało się kied\s w skata i Jestem w tym dobry. Nie jest to zabronione, a może jest.'

Zastanów się. człowieku.' wykrzykną) z zacietrzewienif

Gerner. JesteŁ tylko skromnym starszym szeregowcem, a Schli' )est starszym sierżanlem sztabowym.' Więc on zawsze musi być tt lepszy. Pod każdym względem. Również w skacie.

To jest niewątpliwie argument podjął Singer spoglądaj

w niebo klor\ trafi) mi do przekonania.

Gerner wraz z idac\m przed nim Singerem ruszyli w stroi mann kancelarii. Sch':Iz oczekiwał ich z niecierpliwoŁcią. rem ` .

\\ ciągu następn}!-)! duoch. trzech godzin wygrywał starsi umozll sierżant sztabowy, ale mimo to nosił ciągle zadrę w sercu. Óączni zwanyi wyłuskał od Smgei.i dwieŁcie marek, ten zaŁ wkrótce odzyskał stc dzie w przy czvm ostaleczn\ biians zysków i strat równał się zeru. ,* łn

Schulz ze strapiona mina rzucił karty na stół. No. koniec IH Łciła sii dzisiaj! Rewanż. Singer. za parę dni? się tak W każdej oliwili, panie starszy sierżancie. sztabo\

Singer wyszedł, oddawszy w miarę regulaminowo wymagam W

im per ty. przy cz)

owi podwładni póz

oznajmił Schulz.

asnc?

jest to czyste szale

czasie przegrać ok(

:yszących zazwyczaj l

,'ania niezbędnych di

żdcj rozgrywce wypl

^rał około stu marek

`ai stars/y kapral

:o niedbałym gestem!

ę piwa już szóstą,]

iebie na dworze, si)

Próbujesz oszukać

)burzył się Singer. -j

dobry. Nie jest to f

»kną) z zacietrzewił

n szeregowcem, a S

on zawsze musi by

v skacie.

odjął Singer spogl

ngerem ruszyli w

liwoŁcią.

godzin wygrywał

; zadrę w sercu, l

as wkrótce odzyska

t równał się zeru.

na stół. No, koniki

ancic.

cgulaminowo wyr

sgskowe. Starszy sierżant sztabowy i starszy kapral spoj-

cbie porozumiewawczo, z mgiełka zadumy w oczach.

sz przecież - powiedział Schulz i wyglądało na to. że sam St w to wierzyć - iż Łwietnie znam się na ludziach. Co l sensie zgodne było z prawdą. - A przy skacie, mój drogi. .każdego na wylot, można by rzec. aż do bebechów! TO tak twierdzisz, to na pewno masz rację. ` zauważyłeŁ - wysapał ze wzburzeniem starszy sierżant

((próbował zrobić? Mnie położyć na obie łopatki! Mnie!

meku, wypisz, wymaluj moimi metodami! Ten starszy

; coŁ za dużo sobie pozwala. Jeżeli tu ktoŁ da komuŁ do

tym kimŁ będę ja!

/ kapral Gerner zachował mimo to powagę. W końcu

; każdego zrobić na szaro, jeżeli przyjdzie ei na to ochota. o Singera - powiedział starszy sierżant, któremu już się ać język - wziąłem właŁnie profilaktycznie na warsztat adnie, jak to JB tylko potrafię, przejrzałem jego doku-

` wyszperać, kto go tu skierował?

ibli wiedzą, dlaczego ten typ wylądował akurat u nas! Być zaspany lubieżnik-kancelista coŁ pokręcił. Udało mi się leźć w dokumentach Singera punkt, który mógłby zainte-iszych majorów.

to wystarczy, by się go pozbyć? zapytał Gerner.

ciem możliwe. - Schulz miał wówczas nadzieję, że tak się

`stanie.

` dobrze przemyŁlany podział pracy w obrębie grup szkole-

I funkcjonował znakomicie. Podczas gdy porucznik Lahr-

iezmiennie trwał na stanowisku z taŁmą mierniczą, stope-tbelą wyników „ by wyrobić sobie pobieżny jeszcze pogląd mający wstępną klasyfikację, majorowie przebywali w tak r centrum planowania. Pomocnice sztabowe kręciły się wszę-)kót.

itytucja ta - ..Wstęp tylko za specjalnym zezwoleniem” - mie-! w podzielonym na trzy częŁci baraku, w którym znajdowało że archiwum powierzone pani Klarfeld i jej pomocnicom

` samym Łrodku budynku: strefa właŁciwego planowania. Na

99

Łcianach mapy i plany: pomiędzy nimi kilka pustych jeszcze na stogach maszyny do pisania i różnorodne aparaty.

Trzecie z tych pomieszczeń pozostawało do wyłącznej (

cji majorów. Przy dwóch, o nietypowych rozmiarach, stojącyc siebie biurkach, na których leżały stosy wykazów, specyfikacji)! sanych kartek, notatników i broszur, siedzieli pogn)żeni w róża Kastor i Pollandt. <

- Każda uwaga, jaką pułkownik wypowiedział w kasynie

czas urodzin Lahrmanna, brzmiała doŁć jednoznacznie.

- Prawdopodobnie rozważa się problem rozszerzenia za

szkolenia, wprowadzenia dodatkowych zajęć, na których będą! wiane doŁwiadczenia z frontu wschodniego w porównaniu do M gów frontu zachodniego. Przemawia za tym również transporty rykariskiej broni. Trzeba JUŻ teraz rozpocząć, by być przygotow na zmianę sytuacji w przyszłoŁci.

- Jeżeli wynikną z tego jakieŁ trudnoŁci personalnej natu nie my będziemy je rozwiązywać, lecz komendant.

W takiej sytuacji niezbędna była rozmowa ze starszym

wcem Singerem. który już od pewnej chwili na nią czekał.

Wezwano go i pozwolono mu usiąŁć na krzeŁle, przed tron

dwóch połączonych biurek. Majorowie zlustrowali go pobić

i wymienili między sobą spojrzenia.

Singer usłyszał pytanie:

- Z pana akt wynika, że brał pan udział w walkach ulicz

w Warszawie.

- Zgadza się. panie majorze - potwierdził Singer.

- Skoro brał pan tam udział w akcji - ciągnął Kastor

zdołał pan zgromadzić sporo ciekawych doŁwiadczeń. Czy dlati odkomenderowano pana tutaj jako swego rodzaju eksperta?

- Jako eksperta? Od czego panie majorze?

- Od techniki i taktyki walk ulicznych oczywiŁcie.

- A gdybym istotnie był tym ekspertem, to czego by się tu p mnie spodziewano?

Wtrącił się teraz do rozmowy Pollandt, który zaprotestow» przeciwko stawianiu takich pytań:

- Proszę ograniczać się do normalnych odpowiedzi na zadawa. ne panu normalne pytania.

Singer zareagował roztropnie, postanowił zrobić z siebie głupka i be

100

ka pustych jeszcze

xine aparaty.

ało do wyłącznej dy

Źozmiarach. stojącycll

ykazów. specyfikacji

sieli pogrążeni w rori

powiedział w kasyni<

jednoznacznie.

blem rozszerzenia zi

jęć. na których będą

3 w porównaniu do 1

/m również transport

:ąć. by być przygotCMl

oŁci personalnej natu

amendant.

Źnowa ze starszym

wili na nią czekał.

na krzeŁle, przed fre

zlustrowali go poi

dział w walkach ulic

ierdził Singer.

cji - ciągnął Kastor'

doŁwiadczeń. Czy d'

o rodzaju eksperta?

ajorze?

/ch oczywiŁcie.

tem, to czego by się

andt, który zaprote

ch odpowiedzi na

owił zrobić z siebie

tgo, co się wówczas w Warszawie działo, nic absolutnie

latem.

erowano tam jednak pana do akcji, panie starszy szerego-

ttego interesują nas doŁwiadczenia, jakie nabvł pan w trak-alk.

wielka tu ze mnie będzie pociecha - zapewnił Singer.

wtedy w jednostce piechoty na obszarze wschodniej Pol-

[go dnia załadowano nas na szczelnie zakrytą plandeką

kę i zawieziono do Warszawy. Gdy tylko wysiadłem z cięża-

Bliono mnie. Ani się spostrzegłem, jak JUŻ leżałem na ziemi |krwią i natychmiast mnie odtransportowano. Więcej JUŻ nic ; przypominam.

l pewno był pan do tej akcji specjalnie przygotowywany?

ic z tych rzeczy! Służyłem krótko w tej jednostce, skierowa-Ź do akcji i zostałem ranny. Gdy odzyskałem przytomnoŁć. Ijuż w szpitalu polowym. Gdy tylko stan mego zdrowia na to

przewieziono mnie na dalsze leczenie do Monachium.

i wylądowałem tutaj, l to wszystko, co mogę na ten temat

ić.

fcjorowie spojrzeli na siebie znacząco. Po czym Kastor powie-IPotwierdza to w jakimŁ stopniu nasze poglądy. Mlandt zaŁ dodał: - Musimy włączyć to do akt w formie

tej; kto wie. do czego to się jeszcze może przydać.

Źgerowi wydano polecenie, by w ciągu dwudziestu czterech

t przedłożył na piŁmie dokładny raport służbowy o tym. co

(chwilą opowiedział, umieszczając w nim dane uwzględniające o, czas i miejsce zdarzenia. Potem pozwolono mu się odmel-Eyciorys Hermanna Tauschmullera. Byli szansa człowieka roztropnego

tUrodziłem się 15 stycznia 1915 roku w Aalen (Szwabia). Mój ojciec |Hanrich był kierownikiem działu produkcji fabryki drobnych wyrobów `metalowych: ożeniony z Henriettą Klein ze Stuttgartu. Byłem najstar-(źy spoŁród trojga dzieci. MłodoŁć spędziłem w zaciszu ojcowskiego |domu.

|Młodzieńcze lata upłynęły Hermannowi w zasadzie spokojnie sko. Był dobrym synem, grzecznym, pilnym uczniem o miłym

101

sposobie bycia. Rodzina Tauschmullerów mieszkała we wli

wolno stojącym domku na peryferiach mufsta. z małym ogró

kwietnym od frontu i warzywnikiem z drzewami i krzewami o wymi od tyłu. Jego ojciec Heinrich zarabiał stosunkowo d cieszył się uznaniem dyrektora fabryki, który bardzo sobie ceni fachowoŁć, i

Hermann. będąc bystrym chłopcem, wytropił niebawem

czynę tego uznania. Ojciec. zwany potocznie w fabryce „na inżynierem”, był urodzonym wynalazca i planista. Dzięki rozlid patentom oraz opracowanej przez niego technologii produkcji i myŁlom racjonalizatorskim przedsiębiorstwo zaoszczędziło setl sięcy marek. Jeżeli wręcz nie parę milionów, co znajdowało ócz cię odbicie w ogromnych zyskach płynących do kieszeni włascii

Pewnego pięknego wieczoru ciekawy .Łwiata chłopiec zask

ojca pytaniem:

- Czy ty aby czasem nie za wiele z siebie dajesz?

Dlatego Łwietnie nam się powodzi powiedział ojciec.

Do tej pory uważał swego Hermanna. który nigdy się ta

warcie nie wypowiadał, za chłopca jeszcze naiwnego.

OJCU przysługiwał przywilej zasiadania wraz z rodzina, po niedzielnego nabożeństwa tuż za właŁcicielem fabryki, jego i córka. Ta ostatnia była gruba i małomówna, jednak ów kament wyrównywał w oczach Hermanna fakt. że była jed dzieckiem potężnego fabrykanta.

Co roku w wieczór wigilijny dyrektor fabryki miał zv

odwiedzać rodzinę Tauschmullerów. a za nim wnoszono wielk od bielizny, pełen paczek i paczuszek. Obdarowywał wszy wspaniałomyŁlnie, po czym zostawał jeszcze u swego ulubic oddanego mu współpracownika, by wypalić cygaro i wypić l;

wina.

Podziękuj, mój synu polecono Hermannowi.

A na to był przygotowany. Recytował wiersz, własnego /

czaj autorstwa. Opiewał w nim dobroć przynoszącego dary. i obdarowanych, istotę chrzeŁcijańskiej wspólnoty.

WłaŁciciel fabryki był zachwycony i wykrzyknął z prze

niem:

Z tego tak obiccuJ<icego chłopca, mój drogi, powinie

bvć dumnv. Musimy so zatrzymać.' Posłać do gimnazjum: na

fabryki!

102

25 roku uczęszczałem do gimnazjum w Stuttgarcie. Mieszkałem Ijej babki ze strony matki. woJenneJ wdow\. Na każdy weekend kem przyjeżdżać do rodziców: spędzałem w domu także wakacje fc. W 1933 roku zdałem maturę z odznaczeniem.

hlież w gimnazjum Hermann Tauschmuller okazał się wzo-

„zniem, co znajdowało wyraz w Łwietnych stopniach. Nau-

ysoko cenili jego pilnoŁć i umiejętnoŁć przystosowywania

` nikomu się nie narzucał ani nic wŁcibiał nosa gdzie nie rdził głupimi uczniowskimi kawałami, a także odmawiał politycznych dyskusjach.

[as uroczystoŁci rozdania matur Hermann Tauschmuller

iko prymus wygłosić mowę w imieniu abiturientów. Roz-

( od słów:

tańczyliŁmy się tego. czego nasi nauczyciele od nas wymaga-> im się nas przekonać, że zdobywamy wiedzę, by wykorzys-` przyszłoŁci. A la przyszłoŁć będzie niemiecka! ŹŁciciel fabryki, który s.o niad\ nie stracił z pola widzenia. Eiał:

Ponieważ tyle już zainwestowaliŁmy w tego dzielnego mlo-

, chcemy go u nas zatrzymać. Nie musimy więc szukać żad-

|dy. Zatrudnimy go w naszej fabryce. JesteŁmy przecież waż-| celów zbrojeniowych zakładem. Jeżeli uznamy, że jest nam `” nie będzie go łatwo stad wyłuskać.

więc Hermann stawił się w biurze dyrekcji fabryki drob-

/robów metalowych w Aalen. Oficjalnie pracował jako uczeń [Sprzedaży, podlegał jednak bezpoŁrednio dyrektorowi. Spra-|t0 wrażenie, że dyrektor chce sobie wychować następcę, czy-sń pracownika stale sobie podległego.

nnann Tauschmuller wykazywał na tym etapie duże zdolno-

nizacyjne. UproŁcił system zarządzania, dzięki czemu stal się Iziej przejrzysty i działał bardziej sprawnie, wprowadził no-ic metody księgowania i zaproponował zakup maszyn do A trzeba zaznaczyć, że Hermann miał raptem dwadzieŁcia

i Wielce uzdolniony młodzieniec! obwieŁcił z zachwytem wła-i fabryki. - Działa tylko trochę zbyt pochopnie. fcnnann był ..wielce uzdolniony” także w innej dziedzinie. l się mianowicie interesować córką fabrykanta, która stała się nieco milsza. Dziewczyna wydawała się temu przychyl-103

na. Niebawem ujrzano ich płynących łodzią. u doŁć skąpym

dziewku. Wyglądało na to. że sprawa zaręczyn Jest przesąd?

Tak dalcJ być nie może.' - wykrzykną} wzburzony wł;

fabryki. Siedział naprzeciwko ojca Hermanna: spotkali sięf butelce wina. Tego nie braliŁmy pod uwagę.' Moja córka f ZBJSĆ w ciążę i co potem?

Odpowiedź na to padła następująca:

Młodzieniec musi się jeszcze sprawdzić.

W 19^7 roku zgłosiłem .się na ochotniku do Wehrmachtu.

służyć Ojczyźnie, Mając maturę zostałem automatycznie zakhisyf m jako kandydat na oficera. Po ukończeniu szkoh wojskowej,,' b) fen) wŁród moich rówie.snikoM jedn\m / nąilepszyeii. w 1940 roku stopień podporucznika.

Tauschmuller pokonywa) skutecznie wszelkie związane ze sil trudnoŁci. Był nieprzeciętnie zdolnym żołnierzem, układnym komendnym i rokującym duże nadzieje oficerem. W Jego doku tach znalazła się wiele mówiąca wzmianka: ..Wszechstronna prz nosć”.

Jako podporucznik zjawił się niebawem w Aalen. by odwie

nie tylko swoich rodziców, lecz również właŁciciela fabryki, l był pełen uznania dla szybkiej, uwieńczonej sukcesem kariery manna. Ociągał się jednak z wyrażeniem zgody na to. by jego została panią Tauschmułierowcj. Powiedział do Hermanna:

Pokaż teraz, chłopcze, na cię rzeczywiŁcie stać.' Wte

będę miał nic przeciwko temu. byŁ zostai moim zięciem.

Hermann Tauschmulłer robił co mógł. aby sprostać tym

gom. Ponieważ znał się na technice zarządzania, dostał przydział l komendantury Kolonii, a niedługo potem zatrudniono go w jeda stkach zaopatrzeniowych obszaru Norymberg!'. W końcu wy lądów Jako były pracownik ważnego dla celów wojennych zakładu, w O' wnym Urzędzie Uzbrojenia w Berlinie, już w stopniu porucznik'

Niebawem fabryka w Aalen zaczęła otrzymywać zwiększę

zamówienia związane z uzbrojeniem. Zamówienia te gwarantów fabryce nie tylko pełne zatrudnienie na kilka lat. lecz także niewyof rażalny wręcz rozwój: i to dzięki znacznym państwowym subweł cjom.

Odtąd Hermann był przyjmowany w Aalen z otwartymi rami(

nami. Mógł pojąć za żonę córkę dyrektora i z błogosław ieristweal bożym spłodzić z mą dziecko. W zakładzie odbyła .się wielka uroczyJ stoŁć z udziałem miejscowych notabli, szefa i wyższego oficera z ol>| . .., wodowej komendy obrony w Stuttgarcie. Ojcu Hermanna powierzo-` m

104 \

łodzią, w doŁć skąpym j

zaręc/yn jest przesądź

.rzyknął u/burzony wła

lei-manna: spotkali siei

)d uwagę! Moja córka

tnika do Wehrmachtu,

m automatyc/nie zaklasyfL

liczeniu Ź>zkoh wojskowej,;,

Inym / najlepszych. uzys

e wszelkie związane ze a

żołnierzem, układnymi

oficerem. W jego doki

ka: ..Wszechstronna pr

wem w Aalen. by odw

;ż właŁciciela fabryki,

`onej sukcesem kariery

i zgody na to. by jego c

iział do Hermanna: i

„oczywiŁcie stać! Wted)

tal moim zięciem.

`gł. aby sprostać tym v

ądzania. dostał przydz

m zatrudniono go w j

ibergi. W końcu wyląc

wojennych zakładu, w

już w stopniu poruczi

Źła otrzymywać zwiękl

imówienia te gwarantc

ilka lat. lecz także nieź

nym państwowym suh

/ Aalen z otwartymi n

ora i z błogosławieni

ie odbyła się wielka ur

;fa i wyższego oficera

Ojcu Hermanna po<

ko zastępcy dyrektora, czemu jednak nie towarzyszyły

s apanaże.

sem różni konkurenci tego przedsiębiorstwa, widząc, że

w zamówieniach, nie siedzieli z założonymi rękami.

niesienie o nadużyciach w urzędzie, przywilejach i temu

i przestępstwach. Pismo skierowano do głownodowodzą-

|, a jego biuro przesłało je natychmiast dalej, do włas-

i danym terenie dowódcy armii, generała pułkownika We-

l z kolei upoważnił jednego ze swoich najbardziej zaufa-

ólpracowników. podpułkownika Schlumbergera. do bez-

;o wyjaŁnienia tej sprawy.

ich pan wypełni zadanie do końca! Albo wsadzi pan tego

nflllera za kratki, albo też zmusi do odwrotu konkurencje. Tnych zysków wojennych fabrykantów. dnie z oczekiwaniami przełożonego Schlumberger działał ry-mie i precyzyjnie. Przestudiował cały materiał tyczący bada-itii: akta. notatki, zamówienia, zarządzenia, instrukcje. Nie ` w końcu Tauschmullera i powiedział mu:

Wydaje się. że pan bardzo zręcznie manipulował tymi zamo-

m. I choć jestem osobiŁcie niemal pewny, że nie zdołał pan W czystych rąk. to jednak niczego nie można panu udowod-Iwięc, jak to się pięknie mówi. może się pan czuć oczyszczony Rtów. Lecz odtąd będę miał pana stale na oku.

ŹJak to mam rozumieć, panie podpułkowniku, jeŁli wolno spy-hlumberger bacznie Tauschmullera obserwował; dziwił się. ze ić było po nim najmniejszej emocji ni Łladu uczucia ulgi. .Można powiedzieć - rzekł że jest pan w pewnym sensie leniem roztropnoŁci. Posiadł pan umiejętnoŁć zabezpieczania wszystkich stron podziwu godnymi metodami. W pewnych IloŁciach mogłoby się to okazać bardzo użyteczne. Jestem , że jeszcze pan o mnie usłyszy.

1942 roku. już jako kapitan, otrzymałem przydział do specjalnej Bostki szkoleniowej pana pułkownika von Verweisera - zostałem D adiutantem, a zarazem dowódcą kompanii sztabowej. W osobie Hltfkownika dostrzegałem nie tylko wielkiego bohatera pierwszej wojny ^Światowej, lecz także kompetentnego stratega naszych czasów. Dało 10 początek swoistej harmonii, jaka zapanowała pomiędzy nami.

i Zanim pułkownik von Verweiser w pełni zaakceptował Tausch-11Ś przebadał go na wskroŁ. Kapitan, opierając się jedynie na

105

krótkich uwagach komendanta, opracowywał zasadnicze

nadając im formę ostateczna, co mu .się niewątpliwie udawa tem naszkicowane w zarysie koncepcje stawały się da!ekosi{! planami również to opanow al bezbłędnie. Dalej: po jednej y wskazówce zaprojektował kompleks metod zabezpieczających że to zadanie wykonał bez większego wysiłku. Na zakończeni kownik stwierdził:

Należy pan do grona moich ludzi.' A więc do di

i ufnoŁć za ufnoŁć!

Rozumieli się Łwietnie, prawie w pół słowa. Jedno

dłonią, jedno spojrzenie wystarczało, by kapitan wiedział, cz od niego oczekuje. A często wiedział to już z góry. Stanowilil noŁć. jak gdyby od lat byli ze sobą zgrani, s

Sprawa się skomplikowała i nabrała doŁć niebezpiecznego!

Tauschmiillera posmaku dopiero wtedy, gdy komendantka poma sztabowych. Erika Klarfeld. przejawiła zainteresowanie jego os( początkowo z właŁciwa kobietom ostrożnoŁcią, a potem dążąc l poŁrednio do celu. czemu Hermann w pewnym sensie wychc naprzeciw. Docierało do niego z rożnych stron, że tę damę i pułk nika von Yerweisera łączy jakiŁ dziw ny. doŁć niejasny stosunek t też łączył ich w przeszłoŁci. Obligowało to Hermanna do jak najd posuniętej rozwagi.

Doszło do tego. że któregoŁ dnia pułkownik oznajmił w cz

oczy swojemu kapitanowi:

- Pańskie próby zbliżenia się do pewnej osoby. Tauschmiilt nie uszły mojej uwagi, tak jak prawie nic nie uchodzi. I powij panu: co się tyczy mnie. to na gruncie prywatnym może pan roi wszystko, co nie jest zakazane. Ale gdyby pana na czymŁ przyła| no. przysporzyłoby to panu komplikacji.

Kapitan niezbyt zrozumiał, co pułkownik miał na myŁli, i sp rżał na niego bezradnie. Yerweiser wypowiedział się więc ba przejrzyŁcie:

- Widzi pan. Tauschmuller. zaliczam się do mężczyzn, kt

obce są te niskie, męskie zachcianki, jednak rozumiem je. W skim wypadku, mój drogi, dochodzi jeszcze fakt. że jest mi p pod każdym względem niezbędny. J jestem pewien, że zawsze na panu absolutnie polegać, i tak też być powinno.

Hermann Tauschmuller wysnuł z tego wniosek, że w sp

pani Klarfeld pułkownik dał mu wolną rękę. f tu się pomylił.

106

swoją bieliznę - poprosił Singer kapitana

Skarpetki, kalesony, podkoszulki, a także

- Niech mi pan da

;arza w jego kwaterze.

Źał zasadnicze rozkaz

wątpliwie udawało. Pi

rały się dalekosiężnyn

Dalej: po jednej jedyni

ubezpieczających tal

u. Na zakończenie pu

A więc do dzida!

słowa. Jedno skinier

3itan wiedział, czego ^

ż z góry. Stanowili je

ustki i piżamy.

bronił się Kónigsberger.

panie doktorze powie-

pomeważ jutro albo pojutrze

Ź i Ź- J, „IA,,.

- Nie chciałbym tym pana obarczać

- Cała przyjemnoŁć po mojej stronie, panie doktorze powie-dział Singer z błyskiem w oku ponieważ jutro albo pojutrze wybieram się w podroż z kolegą Priewittem. A on jedzie do głów-nego urzędu odzieżowego mieszczącego się w Pullach koło Mona-Khium. by zużytą bieliznę pana pułkownika wymienić na nową: jego.

Źoją przy okazji, a także pańską.

stwierdził Kónigsberger.

zwykłego lekarza jak

zauważył

sprawy le-

- Jest pan diabelnie zaradny. Singer stwierdził K( Może nawet za bardzo, jeŁli idzie o takiego zwykłego . l to tu! W tym rozszalałym kotle czarownic'.

- Wybrał mnie pan w końcu na swojego ordynansa dobrodusznie starszy szeregowiec. A to zobowiązuje. t, - Panu zawdzięczam także, że nie rozdmuchano

arstw

.oŁć niebezpiecznego dl

komendantka pomocni

iteresowanie jego osobi

icią, a potem dążąc be;

;wnym sensie wychodź

on. że tę damę i pulkow-B

Nie mnie. to przede wszystkim zasługa Nataszy.

Cudowna istota powiedział w skupieniu Kónigsberger.

- ^..J ......... Jest nie tylko niesłychanie atrakcyjna, lecz także

ić niejasny stosunek bąd»;;- Nie uważa pan'.'

lerinanna do jak najdalak - OczywiŁcie

.ownik oznajmił w cztef

nej osoby. TauschmiilleŃi

: nie uchodzi. I powiei

walnym może pan rot

pana na czymŁ przyłar

nik miał na myŁli, i spoj-1

viedział się więc bardzie

bardzo wartoŁciowa i należy o nią dbać.

- Człowieku, czyżby wystawiał mnie pan na pokuszenie? Chyba

isiępan orientuje, że nie mogę sobie tu na wiele pozwalać, nie w tej

> firmie!

. Ź-- ----- , .s. - Zależy jak na to spojrzeć. panie doktorze. Nie musi pan od

watnym może pan robNB<razu urządzać z la panną igraszek, którym patronuje Hausleitner. pana na czymŁ przyłapa^ Można by było na przykład sobie wyobrazić, że pobiera pan u Na-Ź^ taszy lekcje rosyjskiego, i kto wie. czy to by się panu nie przydało.

I co dalej'.'

Pańskie zainteresowanie na pewno by Nataszę ucieszyło, cze-go życzę jej z całego serca, obracając się bowiem wŁród pomocnic sztabowych z jednej strony, a dziewcząt z domu uciechy z drugiej. Ś..; ...o ,,-,i„; n<;imoTniona i zagubiona. Zresztą Natasza najwyraż-trzeba dodać, niech to pana „

się do mężczyzn, któr

ak rozumiem je. W pad

:e fakt. że jest mi pan

[ pewien, że zawsze mo

: powinno.

o wniosek, że w sprav

ekę. I tu się pomylił.

musi się czuć osamotniona i zagumoiiii. 1.1^^, ^^ . ,..„...-.—niej żywi dla pana szacunek i trzeba dodać, niech to pana nie

y szokuje, ogromny.

- Tak pan sądzi1.'1

- Jestem tego niemal pewny, panie doktorze.

-- No dobrze, dobrze, mój drogi, przemyŁlę sobie ten problem.

- A na razie powiedział Singer czy może mi pan wyjaŁnić.

co się tu właŁciwie szykuje1.'

107

Będzie się tu udoskonalać, wypróbowywać i stosować w pi

tyce nowe metody walki przeciwko tak zwanym dzikim hordom zapleczu niemieckiej armii, w zasięgu działań rosyjsko-polskich, i re to hordy operują w trudnym terenie, atakując z lasów, baj i szuwarów.

- Nie traktuje pan chyba tego poważnie? Przecież to jest nit tarda po obiedzie.'

Singer próbował uzasadnić swój pogląd następującymi ar)

meritami: nie istnieje już żadne zakażone przez partyzantów zapla ani w Rosji, ani w Polsce.' Niewiele JUŻ Sowietom brakuje;

przekroczenia niemieckiej granicy wschodniej.

- Czy nikt tego tutaj nie przyjmuje do wiadomoŁci?

- Pewnych ludzi pan tu nie docenia, wie pan. kogo mam,

myŁli. Pierwotnie założono ten obóz po to. by szkolić i specjai ćwiczyć w nim ludzi przeznaczonych do zwalczania partyzantc I osiągano zdecydowanie dobre wyniki. Jednak po jakimŁ cza pułkownik i jego majorowie zaczęli zmieniać system szkolenia, k dąć nacisk na walkę wręcz, człowiek przeciwko człowiekowi w wa o ulice, place i domy.

- I wszystko po to. by ta bombastyczna organizacja mo.

dalej egzystować bez zakłóceń? Organizacja, która w gruncie rżą straciła wszelki sens. a mimo to funkcjonuje nadal?

- Wszyscy z niej wszakże żyjemy. Singer. i niech pan weźr pod uwagę, że pan również. J to całkiem nieźle. Żyjemy'.' Czyim kosztem?

- Czyż każdy człowiek nie żyje kosztem drugiego? Czyż nie często przewaga jednego przynosi szkodę drugim? SzczęŁcie jed osoby jest nieszczęŁciem innych. Takie to już jest to nasze niesp wiedliwe życie, i wiecznie się tłumaczymy: przecież wszystko to iu ka rzecz! A każda wojna jest absolutną bzdurą!

Singer sortował nadal kalesony. - Tu niektóre poczynania -) wiedział - zakrawają na kompletną niedorzecznoŁć, ale jak w isto sprawa wygląda?

wywać i stosować

wanym dzikim hor

łań rosyjsko-polskic

atakując z lasów,

Źme”” Przecież to jest,

gląd następującymi

>rzez partyzantów zaj

`uż Sowietom brakli

niej.

do wiadomoŁci?

, wie pan. kogo

:o. by szkolić i sr

zwalczania partym

Jednak po jakimŁ

iać system szkolenia

wko człowiekowi w

yczna organizacja

i. która w gruncie

uje nadal?

iger. i niech pan

nieźle.

m drugiego? Czyż

drugim? SzczęŁcie

uż jest to nasze nici

rzecież wszystko to i

?durą! ;

iektóre poczynania i

ŹcznoŁć. ale jak w a

ŻEROWANIE NA TRAGEDII

Ź Ponieważ w obozie kampfentalskim wszystko przebiegało

kmierzeri pułkownika von Verweisera. mógł on wreszcie

.”więcej czasu swoim koniom. Codziennie rano przed Łnia-

ibywał przejażdżkę trójką rasowych rumaków. Jednego

icniąjąc codziennie kolejnoŁć, dosiadał pułkownik, na dru-ł starszy kapral o nazwisku Wonnegut. którego twarz )Łć wiele się od końskiej nie różniły. Trzeciego wierzchow-zi) kapral na ląży.

is tych wczesnoporannych przejażdżek wŁród łąk i lasów

ł komendantowi jego osobisty ordynans Priewitt. Ponie-

t się niezdolny do jazdy konnej, korzystał z roweru. Gdy

. przecinał pola na przełaj. Priewitt mógł jechać normalną j warunkiem jednak, że znajdował się w polu widzenia a i na odległoŁć jego głosu.

ritt - bez względu na to. w jakim aktualnie był stopniu.

erżanta zawsze miał zagwarantowane - powiedział kiedyŁ

l koledze i przyjacielowi Singerowi:

|ój stary - tak nazywał pułkownika - jest człowiekiem ab-

^wyjątkowym! To jeden z tych wielkich! Podobnie wyob-

M)ie naszego Fiihrera Adolfa Hitlera.

ęprawdy? - Singer przepadał za takimi rozmowami. I jak

wyobrażasz?

Ź WaŁnie że jest jak nasz komendant! Bo komendant także

yy się o Niemcy, jest zawsze gotowy do akcji, nawet we Łnie. nieruchomo, na wznak, ręce ma jak w postawie na bacznoŁć. i i rozmyŁla. No i o czym. jak sądzisz?

109

-- O ojczyźnie, swojej misji, wypełnianiu obowiązków. O

innym mógłby rozmyŁlać tak znaczący człowiek? On nawet i

książki: Clausewitza. Hólderlina. Kania i coŁ tam jeszcze. N zna nawet na pamięć. I cytuje je, tak jakby sam je napisał. na to powiesz'?

- Dużo powiem - odparł Singer. - Czy on także czyta

Kampr' Hitlera i inne podobne dzieła, by uszczęŁliwiać kogc wartymi w nich maksymami'.'

Pncwitt musiał się nad tym poważnie zastanowić.

Nie - powiedział w końcu i sam się zdziwił, że wymknąlai

się taka informacja. Ale kiedy tak o tym rozmyŁlam, przychoi mi do głowy taka rzecz: co się tyczy Hitlera, to faktycznie pulkfl nik zachowuje się bardzo dziwnie. Rzadko wymienia jego nazwisl a jeżeli już o nim mówi. nie używa okreŁlenia Fuhrer, tylko nodowodzący. Pułkownik myŁli po żołniersku.

- Człowieku, to jest niebywale interesujące! Nie chce

wymawiać nazwiska Fuhrera'.' fidn

Tego nie powiedziałem bronił się Priewitt nieco przestraa ny. - Nie wkładaj mi w usta słów. tym bardziej takich! Komenda fty l nie paple bez końca o Fiihrerze. jak inni tutaj, wyraża się o nimi \ pon samo oszczędnie jak o Bogu. star

Smger zbył jego słowa milczeniem. Był jak zawsze subordyn dzie wanym i pilnym pracownikiem kasyna. Z równa pilnoŁcią obsłuj wał doktora Kónigsbergera. Nadal też grywał w skata ze starsza dwa sierżantem sztabowym, starając się usilnie, by jego partner wygijj pan wał. choćby niewielką kwotę. Po/a tym był rad. że kapitan Tausd| i, w miiller nic zwracał na niciio uwagi, co stanowiło swego rodzajl ręce dobrodziejstwo. A co ważniejsze, nie czynił również tego porucza( Wagner, ten oficer od kształtowania poglądów. { i we na i niar

Sebastian Singer mając wiele wolnego czasu, zapragnął, powo ucz< dowany ciekawoŁcią, odbywać długie spacery po obozie: od kasyn mia do kantyny, od baraku pomocnic sztabowych do terenów gospodar' dzie stwa rolnego: a bywało, że jeszcze dalej, w kierunku południowymi więc w stronę, gdzie odbywały się ćwiczenia, gdzie uczestniczących w kur' Hei:

się żołnierzy elitarnych bezlitoŁnie szlifowano.

Porucznik Lahrmann miał zwyczaj, nawet kilkakrotnie w ciągi dnia, dokonywać specjalnego przeglądu. Przysługiwał mu przywilej dan korzystania o każdej porze z łazika marki ..Mercedes-Benz”. Dys- - N ponował ponadto kierowcą. I stojąc zazwyczaj wyprostowany w wo- żar^

e. w którym przednia szyba opuszczona był;] n;i maskę, jeździł po lym terenie. Im więcej jego kierowcy udało się \\7niecic kurzu, tym ększą porucznikowi Lahrmannowi sprawiały przyjemnoŁć te krót-: przejażdżki.

W tych dniach głównym celem Lahrmanna były znajdujące się IM południu strzelnice. Tam oczekiwali go ludzi-` z obydwu grup. Ipferwszej i drugiej, w otoczeniu byków szkoleniowych. | Lahrmann wszedł na stół. by uzyskać lepsza perspektywę, i roz-Ikazał:

- Ostra amunicja'

Amunicję wydano.

Lahrmann ciągnął dalej:

- A teraz wyobraźcie sobie, koledzy, że nie macie przed sobą l strzelniczych, tylko hordy wrogich partyzantów, którzy musza unicestwieni! A więc do ataku! Każdy strzał ma być celny! I tak biegła tu godzina za godziną, dzień za dniem, Z kilkoma BMmianumi tarcz i różnymi odległoŁciami strzelania do celu. l. W tym samym czasie odbywał się w hali gimnastycznej ..specjal-|fty kurs walki wręcz”. Kierował nim starszy sierżant Heinz. któremu 1-pomagali dwaj kaprale oraz trze] wytypowani przez niego osobiŁcie (starsi szeregowcy. Za każdym razem szkoliło się na tym kursie tylko l-dziesięciu kandydatów na bohaterów.

j' - CzujnoŁć, prędkoŁć, zdecydowanie! domagał się wysoki na (-ilwa metry Heinz. ćhłopisko silne jak tur. a zarazem zwinne jak | pantera, wysokiej klasy sportowiec, w pełnym umundurowaniu |i,w ciężkich butach marszowych. Zimna krew. czujny wzrok, silne

\^

|' Przy Łcianie stały manekiny o ruchomych kończynach wzrost

` i waga normalnego człowieka w rosyjskich mundurach. Przed nimi l na macie rozŁcielonej na podłodze przycupnął starszy sierżant osła-; niany przez specjalnie dobraną sforę naprzeciw niego dziesięciu l uczestników kursu biorących udział w pierwszych ćwiczeniach, które | miały trwać trzy godziny. Pu południu stawała do ćwiczeń następna Hlziesiątka i tak to trwało przez szeŁć dni w tygodniu. Praktycznie | więc w ciągu tygodnia wszyscy kursanci przechodzili przez ręce |Heinza. by nie rzec: dostawali się w jego łapy.

[ Z początku wyglądało to doŁć niewinnie, prawic rozrywkowe. , - Każdy bojownik ma przeciwnika Heinz używał swoich stan-jldardowych sformułowań a przeciwnicy muszą być załatwieni. [-Nie powiedział ..zabici”, gdyż byłoby to sprzeczne z wojskowym | żargonem. - Ale jak doprowadzić do tego. by skutecznie wykitowali?

Powierzeni jego opiece żołnierze dowiadywali się, na cz

ga ta .sztuka nie na hałaŁliwej walce, bezsensownym tr

amunicji, zarozumiałych próbach zostawiania spalonej ziemi, akcji najbardziej subtelnej: starciu się człowieka z człowiekie

Bron palna powoduje hałas wyjaŁniał tonem niemi

ceważącym starszy sierżant Heinz. - Może obudzić wszystkii Najważniejsze to działać sprawnie, niemal bezszelestnie. W' przeciwnika, podejŁć go i wykończyć. Możliwie bez szumu.

Podczas te) paplaniny starszy sierżant wyciągnął niespoc

nie nóż z lewego rękawa i obracając się szybko dokoła rzuć w jeden z umundurowanych manekinów. Nóż utkwił poŁrodku) si.' Kursanci obserwowali tę błyskawiczna, wyŁmienicie dzona akcję z otwartymi ustami.

Przede wszystkim trening - powiedział Heinz. - `

tez nauczycie. W każdym razie o bagnetach możecie za

prymitywne przyrządy nadają się co najwyżej do otwierania serw. Także u nas będziemy się wkrótce posługiwać takimi ładn^ drobiazgami.

Pouczono ich następnie, że ten nóż. pochodzący ze zdobyczn zapasów, należał do wyposażenia amerykańskich jednostek eli(( nych.

Oni noszą tę bron w okolicach karku; Dlaczego? Bo je

nadzwyczaj praktyczne. Zwłaszcza kiedy jest się zmuszonym nieŁć ręce do góry. I to jest moment, by zająć postawę do r Wszystkie dalsze działania to tylko kwestia sekund.

Potem przystąpiono do ćwiczeń. Rzucali nożami, wypróbon

wali skutecznej metody kopania w krocze i jak gwałtownym poi' wanicm nogi odpierać atak napastnika. Dusili, używając w tym i sporządzonych przez siebie drucianych pętli bądź chwytem od głowy nieprzyjaciela.

W miarę możliwoŁci zatkaj mu przy tym gębę'

Przecinanie tchawicy było zadaniem ćwiczonym tutaj wielokro tnie.

Gdy pod koniec trzygodzinnych ćwiczeń przybył na

porucznik Lahrmann. ujrzał promieniejącego szczęŁciem

sierżanta, zadowolone twarze instruktorów i ledwie żywą ze zmęcze-| nią gromadkę bohaterów. Jeden żołnierz krwawił niczym zarzynana' Łwinia z rany otrzymanej w szyję, drugi wił się z bólu na podłodze hali z powodu zwichniętej nogi. inny z kolei opłakiwał swoje skale- Js' czone jądra, ze C'o to ma znacz\c.' zapytał z troską Lahrmann. Odprowa-wiadywali się, na cz)

;. bezsensownym trw(

/iania spalonej ziemi, l

:złowieka z człowieki<

wjaŁniał tonem nienu

loże obudzić wszystka

mai bezszelestnie. W)

YIożliwie bez szumu.

iiit wyciągnął niespc

ę szybko dokoła rzi

. Nóż utkwił poŁród

`na. wyŁmienicie prz

edział Heinz. - Wy

;tach możecie zapomr

ajwyżej do otwierania j

; posługiwać takimi ła

pochodzący ze zdoby(

rykańskich jednostek

karku! Dlaczego? Bo j

y jest się zmuszonym

by zająć postawę do

estia sekund.

.zucali nożami, wyprć

ze i jak gwałtownym

Dusili, używając w t)

pętli bądź chwytem (

przy tym gębę!

i ćwiczonym tutaj wiet

viczeń przybył na in

jącego szczęŁciem st.

5w i ledwie żywą ze s

`. krwawił niczym żar

wił się z bólu na p(

kolei opłakiwał swoje

roską Lahrmann. Odp

ego sierżanta Heinza na bok. - Człowieku—ostrzegł

dbywa się szkolenie, nic prowadzimy tu wojny.

„no z drugim jest ŁciŁle sprzężone, panie poruczniku.

By Heinz włożył wiele trudu, by pohamować złoŁć wobec

umienia dla ich bojowej postawy. Takie biadolenie jest

nie na miejscu.

e mnie pan pouczać. Heinz? spytał Lahrmann ostro.

,_y sierżant nie byłby od tego. Zamilkł jednak, przeżuł to ^Mianowicie: przez takie gówniane kasynowe cackanie się

wygramy! Muszą tu wreszcie nastać inni ludzie!

___ kolacja w kasynie podano kurczaki po flamandzku

k się ku końcowi. Zespól muzyczny zakończył występ menue-

onieważ pułkownik nic zażyczył sobie numeru na bis ani też ał chęci rozegrania partii szachów. jak również nie zamie-)sić jednego ze swych budujących monologów, można było ór uznać za zakończony.

cndant podniósł się. skłonił głowę z właŁciwym sobie `po-

1 wyższoŁci i udał się do swoich apartamentów na górze.

(Wyprzedzał go. otwierając przed mm wszystkie drzwi.

tym momencie służba kasyna miała już wolne. Muzycy pako-

l^poŁpiechu swoje instrumenty i wymykali się chyłkiem. Pani i i panowie oficerowie, wymieniwszy między sobą ukłony. lH się do swoich kwater.

n jednak przystąpiono do sprzątania, starszy kapral Ger-

> szeŁciu pomagierów oraz dwaj kucharze spożyli posiłek

kasynowej. Posiłek ten nie składał się jednak z resztek

lecz obejmował również rozmaite, bardzo smaczne dania

le. Tym razem sznycel po wiedeński! i smażona kiełbasa po Źersku. I naturalnie piwo.

t-Kto dobrze pracuje - powiedział swoim zwyczajem Gerner

Winien także dobrze jeŁć. Spojrzał przy tym na Singera. - Ale kpod tym warunkiem!

liJOtko przed północą panował już w kasynie absolutny ład. P3emer był wielce zadowolony i postawił swoim ludziom po n piwie na łebka i po jednym dobrym holenderskim cygarze ze

`cznych zapasów.

ebastian Singel- ruszył przed siebie, by odprężyć się w aurze

113

letniej, księżycowej nocy. Nic chciało mu się spać czuł dziwiająco rzeŁko.

Usiadł n'i ławce stojącej pomiędzy zameczkiem kampfentalsk a kwatera pomocnic sztabowych. Siedział tak pogrążony w zadurr spoglądał na księżyc, palił cygaro i popijał piwo. To umierają a może JUŻ przedwczeŁnie umarłe lato 1944 roku. ostatnie wielkoniemicckiej epoce, szczególnie w ciągu nocy kładło ;

sercu nieznoŁnym ciężarem.

Również obóz zdawał się być pogrążony w jakimŁ odurzając

Łnie. Sebastian nie patrzył już na księżyc, wzrok jego powędrow w stronę kasyna, zauważył bowiem zbliżająca się stamtąd jak niewyraźną postać. Niemalże się tego spodziewał.

Gdy ta nocna mara w przewiewnym stroju i lekkich pantofla przemknęła koło ławki Singera. ten zawołał uprzejmie:

- Dobry wieczór lub może dobranoc.' krę Postać stanęła, jak gdyby natrafiła na jakąŁ przeszkodę. Po czym padło pytanie: „Ź pot

- Kim pan jest. czy to aby nie Singer'? w l

- W rzeczy samej, łaskawa pani. - Singer wypowiedział ową kurtuazyjna formułę, gdyż lak. lak przeczuwa), miał przed sob^ cyg panią Klarfeld. Stała nieruchomo, jak zamieniona w słup soli. zun

- Czy pan tu na mnie czatował?

- Ależ skąd. łaskawa pani! - broni! się Singer. - Usiadłem tutaj drz całkiem przypadkowo; nie mogę. a właŁciwie nie chce mi się jeszcze d/it spać. Nie czekałem na nikogo, kos

A jednak pan mnie zauważył. - Pani Klarfeld. w zwiewnym

stroju, w czymŁ w rodzaju płaszcza kąpielowego, postąpiła ku Sin-gerowi i zatrzymała się tuż obok. - Zauważył pan z pewnoŁcią wił' także, skąd idę. I co pan o tym sądzi?

Można by to rożnie tłumaczyć. - Singer zaciągnął się swoim piei sumatryjskim cygarem, które jasno się rozżarzyło. - Odbywa pani na wią przykład nocny spacer i to wszystko. Albo też wraca pani od czło-wieka. na którym pani zalc/\ i u którego znajduje pani zrozumienie, j uch

A zatem nie wie pan nic. nic konkretnego - stwierdziła z ulgą `:

pani Klarfeld. nim

Może należ}, łaskawa pani. taki przyjąć punkt widzenia: na-wet gdybym się czegoŁ domyŁlał, nie musiałbym przecież zaraz ahsi o tym wiedzieć.

Co to ma znaczyć'.' Wykalkulowana uprzejmoŁć z pana stro-

ny. Singer? - Cedząc słowa dorzuciła: - Panie Singer. `

- A czy nie byłoby to pożądane? - zapytał starszy szeregowiec 7n^

114

tnie zbity z tropu. C/y nic warto. hysmy się wzaJeiimn-

1 JeŁli idzie o mnie. jestem gotów. l tego samego oc/eki-

I pani: zrozumienia. Nie dotyc/y to tylko mnie. Są inni.

^go zrozumienia pilnie potrzebują.

-larfeld zaczęła poimowae specyfikę tej sytuacji.

; Singer - powiedziała wygląda pan na e/-lo\vieka o wy-

[Walifikacjach. co c/ęsto podkreŁla nas/ doktor Ki,'1,';^.-`-iałabym \v to uwier/.yc. Mogę'.'

h pani spróbuje dorad/ii Smger.

fdopodobnic nie po/ostaje mi nic innego. Lecz \vidac

(tie. że cala się sprę/yia niech pan sobie nie po/wala na ulisowe gierki wobec mnie'. Nie pr/\ paniijac\eh tn sto-.iip-torych układach, jakie mam. E jestem w końcu idiota, łaskawa pani. Chciałbym to pod-

zyczyć pani /.ara/em dobrej noc\.

fKlarfeld skłoniła mu się w Łwietle ksie/\ca. /.anim /dolał

`”ć zawarty przed chwila pakt. i poda/yla s/\hkim krokiem

u baraku pomocnic s/tabowych.

r zapalił zapałkę i usiłował ro/.żar/\e ponownie c/ubek

.jprowadzal w/rokiem Klarfeldowa. uŁmiechając się wyro-

;ŚwiadoiTi jednak, /e tracie c/uinosci mu me wolno.

H»ania Klarteld e/ekala właŁnie w jasno oŁwietlonych

yej kwatery Melania Mauerland. ięi najwa/niejs/a i najbai-|ana współpracowiiica, Slal>i u wejŁcia `.v c/er\\oncł jak ro/:i

(ocncj.

nerwowana wykr/yknela tonem peln\m wyr/utu:

k>. jesteŁ nares/cic' C'/ekalam i'..i ciebie, b.ird/o się `^;ii'l-^pokój się. Melanio', l nie podnoŁ głosu, `u/ nie po ra/ f cię o to proszę. PowinnaŁ /ro/umiec. /c mam pewne /obo-

L które mus/ę \\\pelme. i to właŁnie o takie; por/^

|d których w nas/\ch wielkich e/asach nikt nie ma prawa się

l

|ęly się i wes/l\ do Łrodka barakii. Dr/wi /;imknel\' -.ic /.i

liebawem pogasl\ tam równie/ ws/\stkie swi.nla.

bastian Singer odniósł, pr/e/ clT,\ile `\”a/eme. /e ogamel\ go

ae cicnmosci.

lewa/ stai's/\ s/eregowiee Smger wcia/ \'s \'/ m,- .'dc/uwal LliL W dawnej /akrwii. doŁć słabo

oŁwietlonej, zastał burdcl-tatę Hausleitnera. Ale również i Na Obydwoje spojrzeli na niego - burdel-tata z niepokojem, Ni nieco zdziwiona. Nie czekając na zaproszenie Singer usiadł. Po li przerwał panujące milczenie:

- Nie przypuszczam. Nataszo. by czuła się pani dobrze Wi

otoczeniu. A mimo to przebywa tu pani doŁć często. Dlaczeg

- Bo Natasza jest tutaj potrzebna poŁpieszył z wyjaŁnię Hausleitner. - I to prawie nieustannie, dlatego że zna języki. Al tylko dlatego.

- Co to znaczy nie tylko dlatego?

Natasza milczała, nadal pozostawiając Hausieitnerowi ud

nie odpowiedzi.

Człowieku powiedział on kolego, ty nic masz zieloi

pojęcia, co się tu naprawdę dzieje!

- Zwykły dom rozpusty.

- Nawet wzorowy, dzięki mojemu zmysłowi organizacyjiK

Czasami jednak przez te moje podopieczne mam istny mętlik w wie; najczęŁciej chodzi o wykonana robotę. Molestują mnie. a które nawet rzygają, i bez Nataszy jestem zupełnie bezradny.

Problem, który nurtuje pana Hausleitnera wyjaŁniła 7.1

mą Natasza spoglądając Singerowi prosto w oczy - przedstawia następująco: po ostatnim samobójstwie odebrano tej instytucji ws stkie medykamenty. W wyniku tego radykalnego pociągnięcia t kuje także niezbędnych tutaj Łrodków uspokajających i nasenna

- Stosowano wtedy takie dawki, które mogły spowodo'

Łmierć'.'

- Sprawiało to wrażenie - oznajmił Hausleitner szeptem nie uroczystym - wymuszonego, choć oczekiwanego z utęsknieniem „i statecznego rozwiązania”. Czyż można żyć w tych czasach pełnyi cierpienia? Człowiek się wprost dusi!

Po tej spowiedzi Hausleitnera Singer oniemiał ze zdumienia. Spojrzał z niedowierzaniem na tego nietypowego burdcl-tatę i pono-wnie stwierdził w duchu: on nie tylko błagalnym wzrokiem patrzy na Nataszę. Wreszcie powiedział:

Wygląda na to, Hausleitner. że wypiłeŁ sobie ponad miarę, Wyplatasz straszne bzdury. Gdyby coŁ z tych rzeczy dotarło do uszu porucznika Wagnera, mogłoby lo dla ciebie źle się skończyć.

Nie plotę z;idn\ch h/dur i \u';iL' nii' lestem pijany. Bur-del-tata podniósł się z miej.sc.i. \\'!\)A' ic dziewczęta, jak umierają jedna po drugiej, bo |iiż nie mo;-`,i illii/^i /\c. Śmierć czai się tu

nikt nie chce jej dostrzec. A ja ją widzę, w każdym

ner sztywnym krokiem oddalił się. Natasza i Singcr

|Ui go wzrokiem.

(Źostatnio często jest taki? chciał się dowiedzieć starszy

pC. - Nie zdaje sobie sprawy, w jakie może popaŁć tara-

f

yie spróbuje pan go jakoŁ ochronić lub wpłynie na to. by

m sam, a mianowicie pr/.y pomocy pana kapitana lekarza.

|<końcu także psychologiem i wydaje się. że byłby skłonny

, na rękę.

^szeregowiec zareagował na to całkiem rozsądnym pyta-

;go. Nataszo. nie powie mu pani o tym sama?

vaż nie mam po temu żadnej okazji. Po prostu nie

nawiązać z lekarzem żadnego kontaktu.

; on tylko na to czeka!

a spojrzała na Smgera zarówno z niedowierzaniem, jak

n zadowolenia w oczach.

»aego sam do mnie nie podejdzie'.'

|i obawia się prawdopodobnie, ze mogłaby go pani odtrącić. NZa podniosła się wyraźnie skonfundowana i powiedziała:

(szę się już pożegnać. Jutro, a ŁciŁlej mówiąc dzisiaj - spoj-fctgar Łcienny za mniej więcej szeŁć godzin mam pierwszą leskiego z nowymi kursantami. Tej lekcji pan i pański | nie powinniŁcie opuŁcić. Jej treŁć okaże się na pewno dla

Źrdzo pouczająca.

i

(ŹŹtych pierwszych godzin lekcyjnych wymagał omówienia

B gronie wyższego szczebla. Rozmowa na ten temat od-

lię w pokoju służbowym komendanta. Oprócz pułkownika

BWeisera brali w niej tylko udział majorowie Kastor i Pol-` tym razem bez Priewiua. a także bez. Tauschmullera. |nendant pierwszy zabrał głos. zastrzegając się na wstępie:

|Hoi panowie, to. co chcę wam powiedzieć, jest w najwyższym ['poufne. Zwracajcie panowie uwagę na każdy szczegół, ale Ź^wcie o tym nikomu, nawet w formie aluzji. tOczywiŁcie. panie pułkowniku - zapewnili obydwaj. 1-ponieważ zakładam, że panowie jesteŁcie \\ Manie na pod-branych przez was statystycznych i mmch danych przewi-dzieć pewne zależnoŁci pomiędzy nimi. chętnie wysłucham

opinii na ten temat.

Majorowie i tym razem się przekonali, że komendant w

swoim współpracownikom nic pofolguje. Kastor i Pollandt wy li porozumiewawcze spojrzenia, po czym Pollandt przystąpił do rowania sprawy: ;Ź

- ZaczęliŁmy jak zwykle od zgromadzenia wszystkich isto

faktów dotyczących nowych uczestników kursu, przeŁwietiiliŁ i poddaliŁmy szczegółowej analizie. Okazało się. że w porów z poprzednimi kursami niezwykle wysoki procent uczestników język angielski. Około trzydziestu procent opanowało ten języl zna powiedzieć, dobrze bądź bardzo dobrze. Co oczywiŁcie, pułkowniku, może być dziełem przypadku.

Niewykluczone potwierdzi) ze znawstwem von Verw

- Jakie płyną stad dla nas wnioski, panie pułkowniku?

- Żadne. Na razie żadne. Zakładam jednak, że panów

trafia sporządzić plan perspektywiczny. Dotychczas udoskonal metody walki i wprowadzaliŁmy je do szkolenia, mając głów myŁli rosyjskich i polskich partyzantów, może jednak wył( koniecznoŁć rozszerzenia programów szkoleniowych dia żo elitarnych, którzy mogliby być skutecznie wykorzystani prą amerykańskim formacjom. W związku z tym mogą powstać s ne jednostki. Ale to już jest sprawa dowództwa, tajna. Nic temat nie powinno przenikać na zewnątrz!

- Co praktycznie oznacza, panie pułkowniku: jeŁli idzie

nę czysto formalną, to działamy po dawnemu, w końcu nie n się z tym kryć.

- Prawidłowy osąd. moi panowie! Wyrazy uznania. Dop

podejmę dalszych kroków, oficjalnie panowie o niczym nie \

Po tej rozmowie miała się odbyć pierwsza lekcja rosyj

Przeznaczono na to halę gimnastyczną, dla wszystkich uczcs kursu w liczbie stu dwudziestu.

Major Kastor wprowadzał swoją doborową owczarnię

nierze. rozglądając się czujnie, przynosili ze sobą krzesła, trz je regulaminowo pod lewym ramieniem. Obok niego stała czeniu Natasza. Podszedł do niej kapitan lekarz, pozdrowił mię majora i uŁmiechnął się do tłumaczki.

Czy pozwoli pan. panie majorze, że będę w tej lekcji

niczyi? zapytał lekarz. To niejako zbliży mnie z grupą, a pi

l l,S

;tme wysłucham was

v komendant w niczy

stor i Pollandt wymiei

landt przystąpił do refa

lia wszystkich istotny!

.irsu. przeŁwietliliŁmy

) się. że w porównań

rocent uczestników a

lanowato ten .język, m

;. Co oczywiŁcie, par

vstwem von Verweiser.|

mię pułkowniku'.'

ednak. że panowie p

`chczas udoskonalaliŁr

lenia, mając głównie i

noże jednak wyłoni !

eniowyeh dla żolnier

wykorzystani przeciwk

l mogą powstać specjd

ztwa. tajna. Nic na te

vniku: jeŁli idzie o str

u. w końcu nie musir

.zy uznania. Dopóki r

c o niczym nie wiedza

vsza lekcja rosyjskiego,

wszystkich uczestnikó'

rową owczarnię żo

sobą krzesła, trzymają

)ok niego stała w mil-

karz. pozdrowił uprze}

lędę w tej lekcji uczest

inic z grupa, a ponadto

vi mi w jakimŁ stopniu zapoznanie się z tymi specjalnymi

słodami walki, tak wysoko ocenianymi przez komendanta.

Kastor porozumiał się z Pollandtem. który stał milcząco na >czu kartkując listy uczestników. Obydwu proŁba doktora schle-ta, aczkolwiek przypuszczali, ze będzie potem próbował się do 1! przyczepie. W sumie bvli jednak radzi, Łwiadczyło to bowiem lo tym, że wreszcie i Kónigsberger dąży do zacieŁnienia kontaktów |ź obrębie sztabu.

| . OczywiŁcie, samo przez się zrozumiale, chętnie tu pana widzi-(Źy, drogi doktorze rzekł Kastor. - Niech nam pan powie po Bkcji, na co bardzo liczymy, czy pan wyniósł z niej jakieŁ korzyŁci. l to nie tylko jako lekarz, lecz także jako oficer, bo jest pan nim

Kónigsberger podziękował im uprzejmie. Obrócił się w stronę |cekajacego nań Singera. po czym obaj weszli do hali gimnastycznej. Usiedli tam na zwiniętej w rulon macie. Pierwsze, co wprawiło ich h» podziw, to zdyscyplinowane milczenie uczestników, którzy spo-jglądali wzrokiem prowadzonego na rzeź bydła. ;ŹŹŹ Na czele tej gromady stał w szerokim rozkroku starszy sierżant Hcinz, patrząc na kursantów z zadowoleniem. Potem krzyknął:

r - Nadchodzą panowie majorowie! Powstać! Zachować ciszę! ;Wlewo patrz! - Sztywnym krokiem podszedł do Kastora i Pollandta ( wyskandował: Melduję pełną gotowoŁć kursantów do nadzwy-czajnej lekcji!

Majorowie zasalutowali krótko, rzucając tylko: Spocznij! Sia-dajcie! - Kursanci wykonali rozkaz wyćwiczonymi, odmierzonymi ruchami. Zgodnie z regulaminem usiedli prosto, z rękami złożonymi na udach. Odwracanie się do tyłu. pochylanie do przodu czy też zakładanie nogi na nogę było surowo zabronione.

Kastor i Pollandt zlustrowali swoją bohaterską sforę, jeden w drugiego, chłop w chłopa. Zajęło im to więcej czasu niż zwykle. Chodziło o to. by ludzie przekonali się. że ogląda się ich dokładnie, co sprzyjać będzie niewątpliwie ich właŁciwemu podejŁciu do wyko-nywanych zadań.

Siedząc w pewnym oddaleniu. Kónigsberger powiedział do Sin-gera stłumionym głosem:

- Nie widzę Lahrmanna.

Zajmuje się w tym czasie czymŁ innym wyjaŁnił starszy

szeregowiec lekarzowi. - Myszkuje w kwaterach kursantów. Czego porucznik Lahrmann chce się tam doszukać, nie mam pojęcia, trud-no mi to sobie wyobrazić.

Z kolei wkroczył do akcji major Kastor. który podobnie jak

119

Pollandt wystąpił nieco do przodu. Skupiła się na nim powszec uwaga. Można było usłyszeć przelatująca muchę.

- Żołnierze - zaczął - to szkolenie, jak JUŻ wam wielokroti wyjaŁniano, ma charakter tajny i nic z tego. co się tu dzieje, i może przeniknąć na zewnątrz. Z tej też przyczyny nie możecie s[ rządząc żadnych notatek! Czego się tu nauczycie, musi pozos tylko w waszym mózgu i sercu.

Zapadło aprobujące milczenie. Przedstawiono potem zebrań

tłumaczkę Nataszę.

- Działa na nasze polecenie i stosuje się do naszych wyty< nych, z tego też powodu zasługuje na pełny szacunek, O co tu chodzi, żołnierze: jest to pierwsza lekcja dominujących ongiŁ językó obcych. - Major miał tu na myŁli rosyjski. - Chodzi tu o nauczenitB się podstawowych zwrotów, które są niezbędne dla skutecznego pro wadzenia walki, zatem każdy musi je opanować! Włóżcie w to cal} SWÓJ wysiłek, kto tego nie zrozumie, nie ma tu czego szukać! Pierw-szy zwrot, którego trzeba się nauczyć - ciągnął major - to: Ręce do góry!

Ów zwrot przetłumaczyła na rosyjski Natasza, której nie po-zwolono usiąŁć, powoli, wyraźnie, poprawnie. Słuchacze ryknęli za nią chórem, sylaba po sylabie, słowo po słowie, wielokrotnie, za każdym razem z taką samą starannoŁcią.

- Nie wiem - powiedział na stronie kapitan lekarz do starszego szeregowca - do czego to może być potrzebne. Czy to rzeczywiŁcie ma jakieŁ praktyczne znaczenie?

- Ma pan co do tego wątpliwoŁci? - zapytał Singer. przejawia-jąc wyraźne zainteresowanie.

- No. właŁciwie nie wiem, czy możemy ze sobą rozmawiać na ten temat. Nie mam przecież żadnego doŁwiadczenia frontowego.

Tymczasem podano dalsze zwroty tyczące się walki, które były tłumaczone i wypowiadane chórem po rosyjsku. I tak brzmiał i dud-| nił ten wojenny okrzyk wydobywający się z piersi zgromadzonych tul bohaterów: ..Pod Łcianę!” lub: ..JesteŁcie otoczeni!” A także: ..Kto' się poruszy, kulka w łeb!”

Podczas tych głoŁno wypowiadanych kwestii Kónigsberger

i Singer mogli swobodnie ze sobą rozmawiać.

- Dla Nataszy - zauważył lekarz - musi to być wysoce nie-

przyjemne, jeŁli wręcz nie napawające przerażeniem. Dlaczego wdała. się w coŁ takiego?

Singer starał się nie okazać zdziwienia tym pytaniem.

120

nim powszechn

- Natasza nie miała żadnego wyboru - zareplikował. - Nie

może po prostu odmawiać wykonania takich bądź innych poleceń.

vam wielokrotr

się tu dzieje, r

nie możecie sp

e. musi pozosta

potem zebranyi

i naszych wytyc;

;unek. O co tutl

ych ongiŁ języków)

dzi tu o nauczeni

i skutecznego pro

Włóżcie w to cah

ego szukać! Pier

.ajor - to: Ręce

- Czuję się wystawiony na próbę - powiedział kapitan lekar/.

- Nataszy należy współczuć.

- To o wiele za mało! Pan powinien próbować zrobić coŁ

więcej, by przyjŁć JCJ /. pomocą, wydaje się. że Natasza tylko na to czeka.

- - Ponieważ nie należę do jej Łwiata, nigdy mnie nie zaakcep-tuje, takie mam przeŁwiadczenie.

- Kto wie. czy nie z gruntu fałszywe! Niech pan wyjdzie jej naprzeciw, porozmawia z nią. Bo Nalasza mogłaby panu to i owo wyjaŁnić, co pan by chciał i powinien wiedzieć. Niech się pan przed tym nie wzdraga.

W tym czasie ćwiczono dalsze komendy w języku rosyjskim:

„Rzuć broń!”. ..Ręce na karki”. ..Kolejno wystąp!”

Singer powiedział do Kónigsbergera z nutą drwiny:

- WłaŁciwie można by się tu zastanowić nad całkiem innymi zwrotami, bardziej na czasie. Na przykład: ..Czy masz papierosa. >za. której „le^W kolego, ja mam chleb”. Lub; ..Nigdy nie byłem nazistą!” I możliwie z uzupełnieniem: ..Mój ojciec był wyznawcą Marksa”. I temu podo-bnymi w tym duchu. Ze znajomoŁcią takich zwrotów kilku ludziom udałoby się przeżyć.

uchacze ryknęli

e. wielokrotnie,

lekarz do starszeg(

Czy to rzeczywiŁci

Kapitan lekarz machnął ręką ze znużeniem i rezygnacją.

- Mój drogi, niech pan wreszcie przestanie odgrywać rolę swoi-stego kusiciela. Nie jestem w końcu Faustem, a pan nie jest Mefis-.ł Singer. przejawia? tem. Nie ma pan żadnych innych zainteresowań?

- OczywiŁcie, że mam. panie doktorze! Marzyłbym na przykład o spędzeniu najbliższego weekendu w Monachium.

sobą rozmawiać na

;zenia frontowego.

ię walki, które bytj|

I tak brzmiał i dudi

ii zgromadzonych to

;ni!” A także; „Kt

westii Kónigsbergi

to być wysoce nii

iem. Dlaczego wdał

- Co by pan tam robił'? Zabawiłby się pan?

- CoŁ koło tego. Odwiedziłbym kilku przyjaciół. Dałby mi pan taką możliwoŁć'.'

- Z przyjemnoŁcią -Ź powiedział Kónigsberger bez wahania.

-Zwolnię nawet pana na dwa dni. Bo zaczyna mi już pan grać na nerwach, podobnie jak inni tutaj.

Kiedy wreszcie ten męski chór zakończył swój koncert, lekarz wstał, czuł się jak ogłuszony. Major Kastor ruszył prosto ku niemu. Całkowicie przekonany o skutecznoŁci podjętej akcji zapytał z dumą w glosie:

- No, mój drogi, i co pan na to powie?

I Kónigsberger powiedział dokładnie to, co czuł. a zabrzmiało n pytaniem, to ^der wzniosłe:

121

Jestem wręcz oszołomiony. panie majorze.'

Zostało to przyjęte lako lfW(\-\'p\wvCTA.

-- ^'A^ze metody. nieprawdaż, są jedyne w sucum rodzaju^

I takie w )s!odc b\'h'.

Zanim udało się Singcrowi urwać do Monachium, musiał ^H||j stawić u porucznika Wagnera. I to mianowicie w Jego biurze pomf^fij^e niczym znajdującym się w baraku zarządu. WłaŁciwe biuro poruil^ nika. solidnie urządzone, mieŁciło się w zameczku kampfentalskf^os w bezpoŁrednie) bliskoŁci apartamentów komendanta, Źl.

Biuro pomocnicze, wąski pokój do przesłuchań, było sk^^Jl^zy umeblowane: stół. krzesło, przed stołem taboret. Na przedniej sof nie, w odróżnieniu od innych, pustych, wisiała czterobarwna fT kor produkcja popularnego obrazu pędzla niejakiego E.\nera. przedsf wiająca Fuhrera. Z dalszej perspektywy spoglądał Adolf Hitler boje pan wo i władczo, niczym Mona Lisa w męskim wydaniu, o barwie stalf nięt

Pod tym portretem siedział porucznik Wagner, o imieniu WCK ner; popularnie zwany We-we. UŁmiechnął się do Singera i poproŁ™ go. by usiadł. Przerzucał z miną ważniaka leżące przed nim papierw ^udz

- Jakkolwiek by na to patrzeć. Singer. nasze życiorysy wykazu ` y/^\] ją pewne podobieństwo. Obaj wywodzimy się z doŁć prostego, acz godnego szacunku Łrodowiska. Stanowimy fundament naszego naro „^j du. A to, jak sądzę, łączy ludzi.

- Całkiem możliwe, panie poruczniku. ^

Skoro tak jest. to nie może h\ć inaczę;.' Według porzekadła . l naszego Fuhrera: ..Powiedz mi. skąd przychodzisz, a powiem ci, do .-kogo należysz.'”' A pan. Singer. należy do nas' ,(,.

- Jeżeli pan tak twierdzi, to widocznie tak jest. .' Wagner skinął głową. - Jak wynika z przedłożonych mi doku- s0 -mentów. wczeŁnie stracił pan ojca. zginął w wypadku drogowym. 7as Wielokrotnie i jednoznacznie zostało stwierdzone, że był on członie”! kiem myŁlącym zarówno socjalistycznie. Jak i narodowi)' A więc: P°S”-narodowy socJalista.' Co z pewnoŁcią poczytał pan sobie jako wyty-czną w życiu. lv

W pewnym sensie tak. panie poruczniku. Starszy szerego- w oa wiec skulił się nieco, jakby szykował się do skoku.

- To nasze życie wykrzyknął Wagner płomiennie musi być rozegrane po mistrzowsku.' Ze stanowczoŁcią! Zgodnie z ..nervus- stawa rerum”, czyli siłą napędową wszechrzeczy.' Poprzedniego wieczoru co mi Wagner wygłosił ten sam cytat w kasynie, z większym, jak sądził, się n

`LU3lLl/.llt;lLi^u-i.\<>->^. ..Ś.-

ol'n.131^ aż Źoiuo/r.i\\ ?'/”^m 01 r/.n'\\i^ Ź^u/o?id/,iqniu .^i'is;

ŹitbuKJOioi fTOlod ai.Y^zspy \\ ?is ni.\\riozJd r-ioi^op o3;

Źod riusfftoiu 32 `niłirij ?r';bz.nsop ?iu ruzoiu oiu `i3oip\, (,^3ff\\n nidn^s lurin ^iu\\op „>OIA\ iu.<Z3'^ Źi.\\oui ari

znC żis LU.<I o iż3ius .<uz30.io(zs3/ oo r/poqoqo sru znf1

Ź.i?ui5VŃ\ oiur.\\op.\o?p/ (.\/??/.idr/ i0n?io>i ,\/siiiulnu `Ź

^nadii og3is3i-zpn.\\p u3z.n”p.<.\\ sn/^pod 7r.i,\,\\ p-ip 0111(1 oż3f -n-itiuzanJod anu-id `IIS.MU vu ?iuqopodop,\\iud ued.

Z3q .\UKppo isof 9i.\\iuds [?i'>[pi,\\ i fou/sn[s fazsru Hiot

LUAMOpOJEU aiI^39tLU?IU lll.MUOpri.^S IS?1' /31UMOJ <Z3 Z LU.\tllU l aiOJ3.1l(0 LLl.MllOp/ ?/^Vl r Źt^U/.^ApOLU .\/p3lAV ,]

fi3sou,\\ad `i. uo isol' 01 Źir/.ir'»i3[ iwudr;^ OSS/SRU kL^k\

-MfgS^OdBZ SY^KlZp 30LU .\q Ź31Jł';.\\lO .\ZSn I ,\Z^O 331U1 `ir

3.\q ,\Luisni/\i Ź'\v,\ Ź/r.in/ siu/aoiuo^^iu `lao.ip loui Źurd 3U ,n5(im.

Ź;<UBZJf3pod 31SU3S SUIl^Rf ;\\ ISOf J05J3qsglUO^ J0l))0p.

;ifn'.\\n l?/svi.i :łsln o/oui oiu DIIU l ^

31ZBJ [SMO^UO^ ,\\ 31S ;\U.l3lhph'!U-/ Z,\p^ ŹIliq3ZJlOd UH

------------^ Ś^.^-^nAu-Lo-^ ^i_nzEj QQ'^Tdo(y3 nurd z Jf

-gfeiso o nm;u JV,:\\UY^^, ^.-..-_

`oizpois o5 iu?u?iui\\ ,\r;/.in”pi nnmLlr^ I|SAUI ru l

ipi^suvd fsair/a.MOp 3iui/p?i/p .\\ ?/ „-ITOUIS Źoi vu rp ^,'>ri.\ds oi o ziu3i ;

`oiuizpsizp fsi^pf .\\ 3iv `n^iuzanJod 3iuRd `^fi TOBJd__

Ź311UJOJ f?U,\\.<HLU.\Jd ^Rl .\\ 91U ZOP ^fAMl(9Z30.

_-3z?ocL^z^?i.\\od\.\\ n.i?z?7s ni omp”'f??ds r|\7”łoisnz ainf

----^-------- ---*.^ Ź^ --L-iAJNCui A j)

d'”'-„ „ir -ŹŹ

siu'in^osqB ^s .\p^żod ?ZSRU zł”!,\\3iuod `SRMOORJ'

feqos 3Z ZR.I?! ,\iu?izp9q Z?IOJ_ Źui?i^?i\\oi/.-> ui,<UT!)n LUAiurs IUAI i `JOBUIS ŹoiurJnnz oioiu urd lAqop7 Ź^ ---S.K.^pS iB.\\piiżfRZ ;nzs.\z.ir.\\oJ_ Źo5oio^ `sisojd ozj

`-Ś------`—Ś3^,^_ ^-.;Qtit»OJd _Bte-lll.<LUPS IU.M V.U ni ;\lU?lZp3l” „l^OJp fOLU `OlZTiJ U.lApZBl( ,

Jakkolwiek byŁmy na to patrzyli, musimy po koleżeńsku go pn tym uchronić. Jest to nasza powinnoŁć. Także wobec niego.

Przekonujący wywód myŁlowy, panie poruczniku rzucił S

gcr ochoczo. - Ale co się Jednak stanie, jeŁli uznam, ze absolut nie dorosłem do tego zadania'.1 i

To nie wchodzi w rachubę powiedział Wagner z nuta wf

szóŁci w glosie ponieważ pan wie. ze nie może pan zająć tafc' postawy. Nie może pan. skoro pan chce przeżyć w naszym Łrodow ku. Bo przecież pan. pan w szczególnoŁci, potrafi korzystać z bli ków życia, czemu pan chyba nie zaprzeczy.

Wyglądało na to. że starszy szeregowiec już się dłużej nie wal Ujął wyciągniętą ku niemu w geŁcie zmowy dłoń porucznika. Sąd' by można, że bez skrupułów.

Życiorys Wernera Wagnera.

czyli działalnoŁć zgodna z przekonaniami

Urodziłem się 21 sierpnia 1920 roku w Kalk koio Kolonii jako' Willeeo Wugnera. pracownika gazowni miejskiej, i jego małżonki Ve niki. również tam zatrudnionej. Bytem ich pierwszym i jedynym dzi kiem.

MłodoŁć pod znakiem radoŁci. Rodzice, tworząc piękna, h

monijną wspólnotę, hołdowali Łpiewowi chóralnemu, występu także jako soliŁci. Poznali się podczas Jednej z prób chóru, pobi wkrótce i spłodzili Wernera. Czynnie działali w karnawale i rac biernie w koŁciele. Nie mieli prawie żadnych problemów, lubili ż tować i weselić się. niekiedy również wypić, i zawsze sprawiało im radoŁć.

Mały Wcrner musiał w czasie karnawału spędzać samotnie w

nocy w trzypokojowym mieszkaniu rodziców, odczuwając przy t potężny lęk. którego jednak jako ..niemiecki chłopiec” nie ważył okazywać. Za każdym razem jego rodzice, wychodząc z domu. ż nali się z nim szczególnie czule, co dodawało mu odwagi: ojc w mundurze gwardyjskim. który osobiŁcie konserwował: ma' w stroju markietanki. wystrzałowo uszminkowana. zawsze maj;

przy sobie pełną manierkę. Z niej to przy tej okazji otrzymyi Werner spory łyk wódki - wypróbowany Łrodek nasenny.

W tej rodzinie nie zajmowano się polityką.

- Jako pracownik komunalny zaznaczał kategorycznie ojc

124

- niemal na stanowisku kierowniczym, trzymam się od tego z dale-ka. Robię, i to względnie dobrze, co do mnie należy. Wszystko inne guzik mnie obchodzi.

W 1926 roku zacząłem chodzie do szkoły; miałem przy tym szczęŁcie. że nauczycielem historii, geografii i niemieckiego byt niejaki Hans Peter Kem, nasz późniejszy zastępca gauleitera. Zabiegał o to. bym się dostał do gimnazjum. Musiałem je jednak, po dwóch lalach siedzenia w pier-wszej klasie, opuŁcić, co zawdzięczam radykalno-lewicowym nauczycie-lom, którzy się do mnie z powodów politycznych uprzedzili. Potem uczęszczałem do szkoły handlowej, kończąc edukację na szkole wyższej tego typu.

Młody Werner jako uczeń miał zainteresowania jednokierun-

kowe, był jednak bardzo zdolny. Przynajmniej taką mial o nim opinię nauczyciel Kem. który był oficerem frontowym i cechował go żarliwy patriotyzm. Werner dużo czytał: podczas przerw międzylek-cyjnych. a nawet w nocy. trzymając latarkę pod kołdrą. Lubił nade wszystko historię: powieŁci rycerskie, opisy bitew i biografie wielkich ludzi. Kem wiedział o jego zainteresowaniach męskimi, bojowymi cnotami i wskazał mu prawidłową drogę. ,.W tobie, mój chłopcze. tkwią wielkie możliwoŁci, które powinniŁmy rozwijać”.

„Narodowy Kem”, jak koledzy nazywali tego pedagoga-pa-

triotę, podniósł wyróżnianego przez siebie ucznia do rangi prymusa. Wemer nosił za nim zeszyty szkolne i książki, ale również prywatnie `Kem roztaczał nad chłopcem opiekę. OczywiŁcie czysto duchową

\y- nawet kiedy czasem przytulał go do siebie czy poklepywał go fartobliwie po tyłku. Zwracał jego uwagę na książki Beumelburga

U Zóberleina. a także Hitlera ..Mein Kampf.

- Musisz to przeczytać, takie książki kształcą i rozwijają! Po intensywnym wstawiennictwie swojego szacownego nauczy-ciela Kerna Werner wstąpił do gimnazjum, które ciągle jeszcze albo już znowu nosiło zaszczytne imię cesarza Wilhelma. Taką samą nazwę nadano instytutom prawie we wszystkich częŁciach kraju ku zadowoleniu hołdujących tradycji Niemców. Lecz piękne nadzieje okazały się złudne - przynajmniej w wypadku Wernera. Jeden z tak zwanych wychowawców, którzy znaleźli się tam raczej przez pomył-kę, więc jeden z nich. kiedy Werner po pewnym czasie zgłosił się do niego, ocenił jego wiedzę w sposób druzgocący. Prawdopodobnie ten wielce godny nauczyciel był Żydem, a przynajmniej pól-Żydem.

- Wygląda na to, że systematycznie mącono ci w głowie! - wy-125

krzyknął. Ty albo u owić nie jesteŁ w stanie myŁleć, alb n.! nc/ono cię lew. Zairnowałcs się Napoleonem. ;i nie masz zie go poięcia o Rewolucji Francuskiej. PołknąłeŁ tieumelburga, alf `mijki nie przeczytałeŁ z Ludwiga Renna. Ten Hitler ci zaimpont a / nazwiskiem Karo) Marks w ogolę się nie zetknąłeŁ!

Werner był kompletnie rozbity. Głębokie przekonanie, żel

czy właŁciwa droga, zostało skwitowane Łmiechem i kpina.

To są po prostu buńczuczne poglądy dnia wczorajszego!

Wówczas Werner Wagner pozwolił sobie na stwierdzenie: -

z dnia wczorajszego powinni się dopiero wykazać! Tym sań jego los w gimnazjum zosta! przypieczętowany.

\\\da)ono go ze szko)\ ../ porodu niemożnoŁci konstruktj/ ,'iego m\ sienią”. Ale również z racji niedostatecznych ocen z fiz^ „iia(emat\ki i facnn właŁnie łaciny! która polubił i przysłon w i_»m .jęz\ku |uz uowczas polral'ił cMowac. Nie doceniony. Poa tafa mu lyiko szkoła handlowa, a potem wyższa handlowa uczeln By! t\m nadz\^ycza[ zmart\\iony. jednak go to nie załamało. Zav wiedział, czego clicial )ak twierdzi) później.

\\ iecie l1)^ roku wstąpiłem Jo Hnlerjugend. Przyjclo mnie / kolc/ensk;! Ź.crticL/iioscitL .In/ zm'Ki e/iiMiilcn) iiatl prdgriiinein e/nrki)\'> ()(cz\zniiin\cłi pcci katen') ai'l\sl\eznv'm bądź politvczno-» elio\\;iźez\m. ur(vin;iie;in\eli e/ytaniem (nigmentcm z ..Wiei \\ .\icme\”. _'(i/ie /naj(-iou;i)', się rn/ne e\(;ity Fiiln-era. Mogłem u krotce spodziewać inianoHania mnie scharfiihrerem.

Oddawał się tęi pracy dla OJczyzny z całym poŁwięceniem. I j zeii zaniedbywał prz\ tym szkołę i koŁciół (o wiedział w końcu, i ^esi ważniejsze.

Oiciec wychodzi! mu naprzeciw, wykazując zrozumienie dlal działalnoŁci syna. |

/nasz moia wielkiidiisznosć. mój chłopcze. Daję ci jak naj-| dalei n!;ic:i ^Aohodę. pod warunkiem, że nie złamiesz zasad przy-| z\\oi!iisci i moralnoŁci. Przcsirzeg.iiac icl). nie będziesz postępou';il( zbyt pocinipnic. gd\ ci narodowi `.ocialisci zahior;! się do dzieła. Nic `Źaczci nie wskazuic na to. ze len iwoj Hitler będzie miał cos przeciw-ko naszemu Lti'na'.\alo\\ i. a l.ikze przeciwko koŁciołowi.

l przeciw ko Łpiewom chóralnym uzupełniła z przekonaniem matka.

7'olerowali wiec icgo postępowanie z cala wiclkoduszno.sci.i. 0'cicc )”'oz\\o)i) mu na kupno munduru w państwowej wytwórni

lic myŁleć, albo nie

a nie mas/ zielone-

leumelburga. ale ani

tlcr ci zaimponował,

wetknąłeŁ!

) rżę konanie. że kro-

icm i kpina.

„lia wczorajszego!

ŹJ. stwierdzenie: Ci

i/ać! Tym samym

iżnosci konstruktyw-

:/nych ocen / fi/yki,

polubił i przysłowia

ie doceniony. Pozos-

LI handlowa uczelnia.

nie załamało. Zawsze

id. Przyjęto mnie tam

n nad programem wie-

m bądź polityczno-wy-

igmeniów 7 ..Wierzę

y Fiihrcra. Mogłem się

hrerem.

n poŁwięceniem. I je-

wiedział w końcu, ca

ijac zrozumienie dla

c/.e. Daję ci jak naj-

/.łamies/. zasad przy-

hęd/ies/. postępował

ora się do dzieła. Nic

J/.ie miał cos przeciw-

kosciolo\\i.

dnita z przekonaniem

ala wielkodusznoŁcuj.

państwowej wytwórni

odzieży w Monachium, a matka utrzymywała go w należytym po-rządku. Werner miał zgrabna i miłą sylwetkę. Dumny uganiał się ze swoją Hitlerjugend po lasach i polach, uczestniczył w sprawnoŁ-ciowych ćwiczeniach obronnych, a nawet próbach prowokowania socjalistycznych bojówek. Idąc za przykładem innych używał takich niegodnych sformułowań jak: ..Nie naróbcie czasem w portki, dzieci! Nie po to są koloru brązowego!”

A w dniu przejęcia władzy przez jego ukochanego Fuhrera.

który został powołany na urząd kanclerza Rzeszy 30 stycznia 1933 roku, przemaszerował przez Kolonię i kilka okolicznych miejscowo-Łci pochód z płonącymi pochodniami; nie taki znowu liczny, ale jednak rzucający się w oczy. I Werner oczywiŁcie w nim uczestniczył. Jego rodzice także. Postanowili wziąć przykład ze swego wspaniałe-go chłopca i nie stać zbyt długo na uboczu. Ojciec w marcu 1933 roku wstąpił do NSDAP. matka zaŁ dołączyła do narodowosocjalis-tycznej organizacji kobiet. Dzięki aktywnoŁci syna w H J przyjęto ich tam skwapliwie. Wzmagająca się ciągle działalnoŁć Wernera jako organizatora i fachowca od prelekcji - tych ostatnich podbudowa-nych wielkonicmieckim bagażem myŁli zwracała na niego coraz większą uwagę. Mało tego: powołano go na wyższy szczebel.

Przywódca młodzieży Rzeszy Baldur von Schirach osobiŁcie

zaprosił go do siebie do Berlina, by mu oznajmić nader poufną nowinę:

- Ty, kolego, jesteŁ jednym z najlepszych! Wróżę ci wielką przyszłoŁć, mam nawet zamiar przyjąć cię co mego sztabu. Zanim jednak to nastąpi, czeka cię specjalna próba. Musisz zostać oficerem Wehrmachtu. by. że tak powiem, rozpalić tam płomień naszych idei. ,cojest wręcz niezbędne. Czy jesteŁ na to przygotowany? Możesz być pewien, że będziemy wszelkie kłody usuwa.: spod twoich nóg.

W 1937 roku zgłosiłem się na ochotnika do Wehrmachtu. by spełnić swój służbowy obowiązek. Przyjęto mnie bez zastrzeżeń Jako wypróbo-wanego działacza Hitlerjugend. wyposażonego w odpowiednie reko-mendacje partyjne, i zgodnie z moimi oczekiwaniami przewidziano do kariery oficerskiej.

Pierwszy rok szkolenia nic należał bynajmniej do przyjemnych. Wemer godził się z tym. mając przed oczami wielki cel. Zachowywał się wzorowo, czym zyskał sobie uznanie, a nawet pochwałę: ..Wy-próbowany działacz Hitlerjugend nic zabiega, by upiec sobie przy

127

okazji własna pieczeń'” Nic nie stało na przeszkodzie, by awanscn na starszego kaprala.

W 1938 roku sprawdził się także Werner jako instruktor. J wsze chętny do wszelkiej akcji, przy tym ujmująco skromny pomi:

nadzwyczajnych osiągnięć” - zanotowano w jego aktach. ..Je:

będzie tak dalej postępował...”

I postępował tak dalej. Odkomenderowano Wernera na dwu-

miesięczny kurs dla podchorążych, który ukończył z wyróznienieni Po dobrych wynikach uzyskiwanych w szkole wojennej błyskotliwi kariera oficerska nie ulegała dla niego wątpliwoŁci.

Tymczasem nastał rok 1939. Rzekomo narzucona wielkiemu

narodowi niemieckiemu patriotyczna wojna obronna groziła wybu-chem. Wszyscy żołnierze zostali dokładnie przebadani pod kątem pełnej przydatnoŁci wojennej. Również podchorąży Werner Wagner musiał się poddać tym badaniom.

Pewien kapitan lekarz o nazwisku Beraer wyraził następujący pogląd:

- Kim pan chce zostać, oficerem? Niezbyt pan się do tego

nadaje, bo ma pan skłonnoŁci do płaskostopia.

Werner był oburzony. On i płaskostopie! Takiej uwłaczającej godnoŁci opinii nie mógł puŁcić płazem. Wykorzystując swe stosunki z przywódcą młodzieży niemieckiej, a także z szacownym nauczycie-lem Kemem, który tymczasem został powołany na stanowisko za-stępcy gauleitera. Werner wszczął energiczną akcję. Skutki nie dały na siebie długo czekać.

Kapitan lekarz Berger, ten uprawiający podstępny sabotaż me-dyk. otrzymał od swego przełożonego majora lekarza ostrą naganę:

- Niech pan łaskawie nie stosuje takich zbędnych, nadgorliwych chwytów. SkłonnoŁć do płaskostopia, o czym przecież powinien pan wiedzieć, może być skorygowana. Jeżeli zatem ten Wagner jest prze-widziany na oficera, to musi nim zostać.

I tak się też stało. W czasie trwania kampanii w Polsce ukoń-czył z dobrym wynikiem szkołę wojenną. Już jako porucznik i do-wódca plutonu w kompanii piechoty brał udział w ..spacerowej kampanii” we Francji. Jego ludzie zapłacili obfitą daninę krwi - on zaŁ został odznaczony Krzyżem Żelaznym II klasy, i

Podczas suto zakrapianego wieczoru w gronie oficerów, któryl zakończył się ożywioną, manifestowaną gestami rąk dyskusją. Wer-j ner miał to nieszczęŁcie, że otrzymany wtedy cios unieruchomił mu! na pewien czas lewe ramię, za co otrzymał jako ranny srebrne odznaczenie.

128

n czas pełnił funkcję, można by rzec. oficera łącz-

dowodzącym wojskami rezerwowymi w Berlinie, na

pomiędzy partią a Wehrmachtem. Stamtąd przydzie-

BOStki pułkownika von Verweisera.

mik przeglądał jego akta personalne bardzo długo

„czym przywołał go do siebie i oŁwiadczył:

iHinie to obchodzi, czy jest pan narodowym socjalistą.

Źę tu przyda. Rzecz najważniejsza: jest pan wysoko

O oficerem i można na panu polegać. A dla mnie to

»wl

„””.ący weekend - koniec sierpnia 1944 roku - starszy

r otrzymał urlop, co zdarzało się na ogół ludziom

l. Złożyły się na to dwie przyczyny.

...eld poprosiła kapitana lekarza o kilka medykamen-

, oczywiŁcie dał, zaznaczając jednak uprzejmie, że zapa-

UŻ prawie na wyczerpaniu. Byłoby zatem wskazane,

berger, wysłać odpowiedniego człowieka, na przykład

[onachium, aby tam. wyposażony we właŁciwy wykaz,

lyjaźnionego z kapitanem lekarza brakujące leki. Pani

komendowała sprawę kapitanowi Tauschmullerowi,

idomo, zawsze polegał na jej zdaniu. Singer zaŁ po-

>, by mu starszy sierżant sztabowy Schulz nie zrobił

hi. Szef podczas rozegranego w nocy skata zagarnął

,, co wyzwoliło w nim typową męską reakcję:

zamierzasz? Popieprzyć w Monachium piękne dziew-

czemu nie! Najważniejsze, żebyŁ przywiózł kilka do-

r.

ssób otrzymał Singer kartę urlopową, wystawioną na

>ty godzina jedenasta zero zero do niedzieli godzina

varta zero zero. MiejscowoŁć docelowa - Monachium.

Hólzbach do Monachium zawsze przepełnionym i wlo-

idągiem trwała prawie dwie godziny. Dworzec Główny

m był uszkodzony, ale jeszcze funkcjonował. Dopiero

później bombardowanie obróciło go w ruinę.

oczekiwano. Wyszła po niego na dworzec młoda, pięk-

a o wielkich, spoglądających z zaciekawieniem oczach

i zuchwale zadartym nosku. Bez żadnego skrępowania dób

niego i. rozpromieniona, objęła go czule.

- Cudownie, że JesteŁ. Barbaro.'

- Cudownie, że przyjechałeŁ. Sebastianie!

Przeciętny, sympatyczny starszy szeregowiec objął na

atrakcyjną dziewczynę - wojenna codziennoŁć. Mimo to b

niezwykłego w tym spotkaniu.

Barbara studiowała wówczas w Monachium częŁciowo

teatru, częŁciowo prawo. Mieszkała u ciotki przy Leopold

która to ulica nie była Jeszcze zbombardowana. Ciotka już (X na przestała zaprzątać sobie głowę siostrzenicą, tym niezwykle wolnym stworzeniem.

Barbara była Jedyną i ukochaną córką feldmarszałka W

Aczkolwiek stale podkreŁlała, że ów fakt me ma żadnego zna zwłaszcza w jej życiu prywatnym, w istocie rzeczy jednak nie się całkowicie wyzwolić spod przemożnego wpływu ojca.

Nawiasem mówiąc zdarzało się. że wcale tego nie pr

Poza tym była młodą, namiętną dziewczyną, która kochała i być kochana.

Przypadek sprawił, że przed kilku tygodniami poznała

tiana. Była umówiona ze swoim przyjacielem, podporucznikie stenem. bardzo przystojnym, udekorowanym licznymi odznc mi oficerem, o nieco jednak skomplikowanym charakterze. w jego towarzystwie rozkoszować się letnim koncertem w Ny burgu; serenadami Haydna. Mozarta. Rossmiego. Kersten nie przyszedł, a na jego miejscu usadowił się Sebastian Singe to się zaczęło.

- Co robimy dalej? zapytał Sebastian jeszcze na dw

- To, na co masz ochotę! A na co masz ochotę, jestem \

sobie wyobrazić.

Singer poczuł przyjemny dreszcz.

Okazało się niebawem, że Barbara, aczkolwiek z ocią

była tym razem skłonna wykorzystać pozycję swego ojca.

wszystkim zwróciła się z proŁbą do najbliższego współprac ojca, pułkownika sztabu generalnego Schlumbergera. Był on przewidziany do awansu na generała majora.

Tenże Schlumberger darzył Barbarę niemal ojcowskin

ciem, jeżeli wręcz nie czuł do niej całkiem męskiego pocią szczęŁliwy, kiedy mógł spełnić jakieŁ jej życzenie lub proŁbę i tym razem zaaranżował wszystko dla Barbary i jej goŁć wciąż jeszcze było możliwe na tym okazałym przyczółku we

130

warna dobiegła

: objął na peronk

Mimo to było coŁ

częŁciowo historia

-zy Leopoldstrassc.1 Ciotka już od daw /m niezwykle samo

marszałka Wedella

żadnego znaczenia

`y jednak nie mog

ywu ojca.

tego nie pragnęl

`ra kochała i chcia

ami poznała Seba

idporucznikiem Ke

;znymi odznaczeni.

charakterze. Chcia

icertem w Nympha

sgo. Kersten jedr

:bastian Singer. I l

sszcze na dworcu.

;hotę. jestem w stać

alwiek z ociąganie

Ź swego ojca. Przt

:go współpracownil

rgera. Był on wlaŁl;

nal ojcowskim uc

leskiego pociągu.

lie lub proŁbę. Ta

ary i jej goŁcia -

przyczółku wojenna

- wczesną kolację w restauracji Walterspiela. potem operę Pan-1, stwową - „Wesele Figara” - z miejscami w dawnej \oż\' królewskiei, | obecnie loży Fuhrera. Telefoniczną rezerwację pokoju w renomowa-I. nym hotelu Schattenhamela w pobliżu dworca, Prielmayerstrasse 3. l1 zatatwit pułkownik Schlumberger z ramienia grupy armii osobiŁcie. ;' - Proszę o pokój dwuosobowy na nazwisko Singer.

- Czy to jeden z panów ze sztabu feldmarszałka? - spytał JE-recepcjonista uprzejmym tonem. t - - Starszy szeregowiec powiedział Schlumberger rozbawiony.

- Czy ma pan coŁ przeciwko temu?

;Ź < Recepcjonista wywodził się ze szkoły swojego mistrza Michaela i Schattenhamela. Widział w tym hotelu Hitlera i Kreuzberga. Róhma

i Filchnera, Trenkera i Schachta. a także Goerdelera. Teraz zaŁ i - starszy szeregowiec! Nareszcie coŁ nowego.

- Pokój dwuosobowy będzie z pewnoŁcią zarezerwowany

- przyrzekł nie mniej rozbawiony. - Jak dla samego pana feld-r marszałka.

Sebastian i Barbara spędzili w hotelu cudowną, pełną czułoŁci i noc. Wyczerpani miłoŁcią przespali Łniadanie, budząc się dopiero i. około południa.

t.” Sebastian milczał, znać jednak było po nim, że rozpierało go `Ź nczęŁcie. Podobnie reagowała Barbara. W jej ramionach udało się y Sebastianowi zapomnieć o wojnie.

-i;' - U nas w obozie - rzekł - mamy takiego porucznika, który | łypie łacińskimi przysłowiami jak z rękawa. Na moim miejscu na bHewno by powiedział: ..Omnia vincit amor”, miłoŁć wszystko zwy-cięży.

i, Barbara zaŁmiała się wesoło. - Tylko że nawet taka miłoŁć jak nasza nie może trwać bez przerwy. Czasami trzeba pomyŁleć i o je-dzeniu. - Spojrzała na zegarek leżący na nocnym stoliku. - Musimy lilię powoli szykować do obiadu. Poprosiłam podporucznika Ker-jiłtena, by nam towarzyszył. - Obserwowała bacznie Sebastiana. |- Chyba nie masz mi tego za złe?

fe - Dlaczego miałbym mieć za złe? - spokojnie zareagował pewny JjSacbie Singer. - Zawdzięczam mu przecież to, żeŁmy się odnaleźli. |Jez względu na wszystko zawsze chętnie się z nim spotykam. To Rliezwykły człowiek.

|| - Czasem zadaję sobie pytanie - wpadła mu w słowo Barbara pijaki ty właŁciwie jesteŁ: uosobieniem tolerancji czy też człowiekiem ||||romme wyrachowanym? ptc - Dokładnie to samo pytanie - odparł Sebastian - często sam

131

sobie zadaję. Nigdy jednak w odniesieniu do ciebie. Jestem ( człowiekiem bezwzględnym, zachłannym. właŁnie dlatego, że ( cham.

Podporucznik Konstantin Kersten czekał na nich w są

stauracyjnej hotelu Schattenhamela. przy pięknym stole przeza nym dla specjalnych goŁci, zarezerwowanym tym razem przez ( noszącą wiele mówiące nazwisko Wedell. Kwiaty w wazonie i p ce Łwiece ozdabiały ten Łwiątecznie nakryty stół.

Na podporuczniku - Niemiecki Krzyż v.' złocie na piersi, o' Krzyż Rycerski - musiało to wywrzeć wrażenie. Wstał, uŁmie się do obojga, ucałował na przywitanie dłoń Barbary, po przyjacielskim gestem objął Sebastiana.

- No, jesteŁcie wreszcie!

Usiedli przy stole.

- Pozwoliłem sobie powiedział Kersten - chcąc skrócił oczekiwania, wybrać i zamówić dla nas obiad. Najpierw po zupę mięsną po bawarsku. potem sznycel wiedeński z zapiek:

kartoflami. Nad deserem zastanowimy się razem. Co wy na

Podporucznik Kersten miał to już widać we krwi: zaws

podejmował decyzje - obojętnie Jakie i gdzie, na froncie, w ;

rach czy w restauracji.

- Nie wyglądasz.. Konstantinie. na zadowolonego - stwi<

Barbara. - Czy z tej przyczyny, że jestem z Sebastianem?

- Dziewczyno, taka myŁl nie powinna ci w ogóle przy

głowy! Wiem przecież, co oznacza przyjaźń. - Do Sebastiai powiedział: - A może ty, kolego, próbujesz wzbudzić w nasze barze takie wątpliwoŁci?

Singer przyjął z uŁmiechem ten niedbale wypowiedziany d'

- To prawda, Konstantinie. że jesteŁmy ze sobą jakoŁ z

jaźnieni, i stopień służbowy czy odznaczenia nie odgrywają t Pragnąłbym, by, o ile to możliwe, trwało tak nadal.

- No dobrze, dobrze, przepraszam was obydwoje! A

tyczy, Sebastianie, twojego sformułowania, że ..jesteŁmy ze jakoŁ zaprzyjaźnieni”, to moim zdaniem nie jest ono prec' JesteŁmy przyjaciółmi! A prawdę rzekłszy, również i Barba w tym swój udział. MyŁlę, że stanowimy dobraną trójkę.

- Ja też tak sądzę. Konstantinie. - Barbara uchwyciła jeg' rękę oraz prawą Sebastiana. Sprawiała wrażenie niebywale za lonej i zażyczyła sobie szampana. - Na koszt taty. feldmars

132

- A więc na koszt państwa skonstatował Singer z lekką ironią losie.

- To w ogóle nie wchodzi w rachubę zaprotestował Kersten mowczo. - Tę butelkę ja stawiam'. Nie dajmy się wziąć na lep. nie zwólmy sobie fundować. Nawet przez dowódcę grupy armii. |- Słowa te zabrzmiały przekonująco i godnie.

Sebastian spojrzał badawczo na Konstantina. - Barbara miała »yba rację, że w zbyt dobrym humorze to ty nie jesteŁ. Co się tobą dzieje'?

- Ta miernota lekarz naczelny szpitala polowego nieustannie e mi szyki'. - Wydawało się. że Kersten dotknął wreszcie tematu. y pochłaniał go bez reszty. Było to jak przerwanie tamy. i-Znasz, Sebastianie, tego potulnego, przypochlebnego typa. co z ta-Nam zapałem pakuje ludzi do łóżek, ględzi o chorobach i kolek-itjonuje rekonwalescentów. Udało ci się przed nim umknąć. f - A tobie nie pozwala biegać, co'? W pewnym sensie zrozumia-le, jesteŁ jego sławnym pacjentem.

Ź Kersten wyraźnie spoważniał. - Powiedziałem temu łapiducho-(ŹJeżeli natychmiast nie napisze, że jestem już zdrowy i zdolny do lalki, to będę zmuszony uznać to za sabotaż wymierzony przeciwko aszej gotowoŁci bojowej!

Na Singerze wywarło to pewne wrażenie, więc milczał, Barbara zaŁ rzekła krótko:

, - Może \ jest tó problem. - `Wzwosló. kAdtch. w geŁcie toastu. ,- Mimo wszystko, gdyby mój wielce szanowny pan ojciec móg\ to usłyszeć, byłby na pewno bardzo rad.

Przepili do siebie. Gdy odstawili kielichy, Singer ponownie na-wiązał do tematu:

- A jak zareagował komendant szpitala na te twoje pogróżki?

- Ten facet to typowy asekurant i dlatego w mojej sprawie skrzyknął zaraz kilku szarlatanów swego pokroju. Zebrała się taka niby komisja lekarska. I ci półbogowie w bieli jednogłoŁnie oŁwiad-czyli, że jeszcze przez dłuższy czas nie mogą mnie wypuŁcić ze ppitala.

- Może i mają rację, Konstantinie. przecież byłeŁ o wiele ciężej ranny niż ja.

- Ten człowiek dał wówczas do zrozumienia, że powinienem

fcyć jeszcze raz poddany testom psychicznym. Istna bzdura! Nie wiem, co miał na myŁli, w każdym razie ja tych jego wywodów nie przyjąłem do wiadomoŁci.

Singer poniekąd rozumiał, co się mogło pod tym kryć. bvł

133

wszak ordynansem kapitana lekarza Kónigsbergera. Jawnie)

bohaterowi Kerstenowi. który miał tak wysokie odznaczenis niem jego stanu ducha. Sebastian nie u/.nal jednak za stoso mu o tym powiedzieć.

- Chcą cię jeszcze przez parę tygodni zatrzymać w tej i

budzie.

- A ja. nie zważając na nic. wymknę im się z rąk - Ź

bojowo, całkowicie przekonany o swojej racji podporucznik I - Wytknąłem temu szpitalnemu bykowi, że dokonując w moj^ wie tego spędu medyków, odciągnął ich od o wiele ważnil zadania, jakim jest opieka nad ciężko rannymi. To marnotra czasu, nadużycie władzy i uchybienie służbowe, za które pocią przed trybunał wojenny.

- Wspaniale! - powiedziała Barbara ze Łmiechem i sp

najpierw na Sebastiana, a potem na Konstantina. - ZostałeŁ;

jak zwykł był mawiać ze znawstwem mój szanowny p;

zmuszony do ryczenia, jak gdyby cię zarzynano!

- I to widocznie według wszelkich reguł sztuki! - d

znajomoŁcią rzeczy Singer. - Teraz ten przywódca medyc

będzie tylko marzył, by się ciebie czym prędzej pozbyć. Niełatw to jednak przyjdzie, bo związał sobie ręce powołaną przez komisją. Nie pozostanie mu więc nic innego, jak jeszcze parę Ź wytrzymać w twoim towarzystwie.

Kersten machnął ręką z dezaprobatą. - Postaram się ji

wykorzystując własne metody, by jak najrychlej stąd odmaszero

- A dokąd to. Konstantinie?

- OczywiŁcie, że na front. A gdzież by indziej? Znasz

Sebastianie, jak chyba mało kto. Ty nie twierdzisz tylko, że rozumiesz, ty rozumiesz mnie naprawdę!

koleż

Zawiązała się ta osobliwa przyjaźń przed zaledwie kilku tygfl zaskc niami w szpitalu polowym Monachium-Południe, gdzie ich obyA 1 dowieziono jako ciężko rannych, umieszczono jednak w odrębnyi kując oddziałach, wskutek czego byli pod opieką różnych lekarzy, Pe| stroje nego dnia podczas spaceru spotkali się w ogrodzie, j nieci:

Stały tam liczne stoły kamienne z szachownicami na blatad i figurami do gry. odpornymi na warunki atmosferyczne. Singi rżąc' przeszedł obok stołu, przy którym stał podporucznik Kersten medj. Pewi tując nad rozgrywką, przy

134

Źoi^

ożo->(iu 3i3si.\\.\z30 `n>izo.\\ TO oż3umu urói u^iods <

-.<Jż ,\\o(ois ipAUU3iaiE->i op 3is 3fefnJ3ił( `3izpt^ uiai

-v,p Ź3iqos /<3Siiq ^.f uiAuirnidzs 3izpOJżo A\ i^r^OJ;

Źv\

-żt!I30d 0ż9UIP1U3ż” 0ż9-l Z Ś1S (;<ZS313n Ź9IUA\I39ZJd Ź

-Źp.u o^nsdod siu niudois iu.\zsr9iuuifBu M 03 `Ź'(niAA1

-S.\Zn „3IUZ3t;\\f^S.\(q ^aSuig (T!Jż3ZOJ MOq3RZS ilUBÓ `

Ź3IUO(p 31UZ33pJ9S 3iqOS I^USt^

9IU BJ3żUIS 3t.\\l3Sf{.\\ 03 `.M J9d og31U Op ĄIS (B3WI

od uai ,\q `i.\\03;\\oż9J3zs noiszsJfis (f.\\ouodojdK Źiiiaa

-3,\\OSIUI3.l I?[IU.\.\\ \Wi3 ~/.V,W f.loglIlS Z3ZJd i<J31Z3 `1 3UTJż.\.\\ .\-I91ZO ;.\3R(`nd^lSfU (.\q ->(IU.<M l(3^UJBd \\

-SBun.\\p o^ Ź.<i{3Y'zs .\\ i(iuż 3zs.\\fz i Źi”»[zfeiS5[ feqos Azp

-.\J3?T'dS 9U!Ods.\\ lp-!.\\.\qp0 ŹIU3ZRJ \\p'5f „R3AVOż3J3ZS .

-;\ZJT'.\\OI pteipo (B^nzs usis.ia^ ^Bupaf „e^ois B^iuzgi 3UT'pBi.”Aod.\.\\ ru iar!.\\n COT!J.\\Z aiu ^sSuig 3z `5is ( „lT'Jq roiu s,<pż?iu ^Rf - :3p”'iuinzoJz si.\\p3i (pnziop;

-Z3.\^m31KLU 31UT;.\\Op.\39pZ UV,d KLU 3Z `0ż31 Z ?Bpl^.l

-Ź?l3piui u,\z3.\.\\ .\ot'['nuodaii - Źnu.iz'B(`zniu3 U3{3d (A

ŹT'(\Z30?[Sl';Z T!3.\\OS3J3ZS 0ż3ZSJBIS )[Bq

fU3iSJ3->[ f-^iuzsnJodpod pb->(ł-;3-a Źt'q3ZJiod fefoAS i

(BISniU 32 Źog3'lB(p O^ISAZSM y -CZOp^/A (BIU3IU `031(1

-\zs ^(Rizp - 3iqos {i.\\msozod J3żuis uu<'d [3ud5lSBq

`1

oż3i3iużteiso ibf^iidiuo^ z3q t o.\\'ir{ z 3^zs3p 3IS*

3Z `AJOZOd 3l^T”l T.U.M .\Z.ld {T'ZJl'.\\'lS Ź3UJBd 3ZSAJ31((

{T'Jż,\.\\ ^luzan-iodpod .\q `oi vu \v,]'s\7.id 39iA\o3aM( Źf>[ui,\\t33z^d oż3.\\s Jngy Epiq tp3q3 ^|

-B-IUT!^\Z.\J 0ż3UB.\\OJT'l'>(3pZ ł-!U (`3I2pJT'q ŹEplOl(SJ(lB-t| ^pr!l3;\.\\ 3IU U31SJ3->I U91 :3lUZ3l.\\f>lsA{q 3iqOS (^S^ Źl3SOlu[3ZJdn (3UiriUO(3U3MU(n( (HK

r.u^ .,(- u„^ ..a^T'7 - :I”ld3lS.\\ 033UpFZ Z3q O*,

-feqOSO Og3f 3IUr!.\\OS3J3-lUir!Z 3C>l.\.\\Z3IU {EZB^A

Ź31S (IMBl

(,'is3(` 3i.\\iasR(.\\ uvd LUI'>I ŹŹŹLU,\z3iu ni u^d.

Wywołało to u podporucznika Kerstena gwałtowną

i wykrzyknął na cały głos tonem nie znoszącym sprzeciwu:i

- Co to za Łwiństwo.' Kolega na wózku, pozostawiony s

sobie, nie ma przy nim pielęgniarza.' Gdzie włóczy się ten )

Wkrótce pojawił się wypłoszony lekarz wojskowy, jeden

tuzinów zatrudnionych w tym szpitalu.

- Ależ panie podporuczniku zwrócił się do niego

- o co tyle hałasu'.” Nie rozumie pan sytuacji. Brakuje nai sonelu pielęgniarskiego...

- Ale ofiar wojennych nie brakuje! - odszczeknął mu z'

łoŁcią podporucznik. Ci koledzy nadstawiali karku i tyłli bacząc na obowiązujący czas służby. Takiej postawy nale oczekiwać i od tych szwendających się z kąta w kąt byków $ nych. Czy wyraziłem się doŁć precyzyjnie?

Lekarz skłonił się bez słowa. Siedzący na wózku ranny sp

na podporucznika bardzie; z podziwem niż z wdzięcznoŁcią; z i takim zetknął się po raz pierwszy.' W istocie rzeczy był pełen że pielęgniarz, który nadbiegł właŁnie kłusem, wyładuje na nini( niej swą wŁciekłoŁć, i

Sebastian Singer nie wówczas, ale dopiero po jakimŁ a

poznał bezkompromisowe bohaterstwo tego podporucznika, z l rym zadzierzgnął przyjaźń. Kersten był człowiekiem, który prze stawiał się zdecydowanie wszystkiemu, co uznawał za niejasne,' pliwe i nieuczciwe. Zaczynał Singera fascynować.

Podczas następnej partii szachów zadał mu pytanie: - W sv czasie uczyniłeŁ wzmiankę, która mnie ustawicznie nurtuje. Pow działeŁ wtedy: ..Przypomina mi pan...” kogo?

- Czy coŁ takiego powiedziałem?

- PorównałeŁ mnie. jeŁli dobrze zrozumiałem, do swoji

brata.

-- Nie mam żadnego brata - oŁwiadczył Kersten z pos(

miną. - Już nie mam. Miałem brata, którego bardzo kochałem. jego przedwczesna Łmierć... Nie chcę o tym mówić!

Singer przychylił się do życzenia podporucznika i nie wracał jig do tego tematu. W dalszym ciągu grali razem w szachy, spacerowaf po ogrodzie, spożywali wspólnie posiłki. Óączyła ich przyjaźń, ufał sobie wzajemnie także w sprawach prywatnych i bardzo osobistyclu jednak Konstantin nie wspomniał już nigdy o swoim zmarłym bra-f cię. `

- No to jeszcze jedną partyjkę! Lecz tym razem, jeżeli pozwo-lisz, zagramy nie o zwycięstwo, stawką będzie nagroda.

136

- Co proponujesz. Sebastianie?

Kowna reakcji

rzeciwu: i

iwiony samenr

się ten kretyn”!!

/. jeden z trze

lO niego lęka

akuje nam p<

lał mu z wŁciek

,rku i tyłka, ni

tawy należalob

\\. byków szpila

cu ranny spojr

cznoŁcią: z czy

był pełen obaw

|< - O ile mi wiadomo, jesteŁ dzisiejszej niedzieli umówiony na Ikoncert z Barbarą Wedell.

|j - Niestety! A dlatego niestety, że nie przepadam za muzyką. pzyczy mi koło ucha i nie dociera do mnie. Uważam to za absolutną (ttratę czasu. Czy jesteŁ zainteresowany Barbara'? ]: - Znam ją tylko ze zdjęć, które mi pokazywałeŁ, i z twoich ptpowiadań. Bardzo chętnie jednak bym ją poznał. | Ź Nic nie stoi na przeszkodzie, mój przyjacielu powiedział bez j.nrahania Kersten. - Zagramy, a kto przegra, będzie Barbarze towa-|nyszyl na koncercie Bacha i tych różnych innych. | Tę partię Singer przegrał z przyjemnoŁcią. I' I lak doszło do owego pamiętnego spotkania, które dało po-|czątek niezwykłemu układowi. Barbara i Sebastian przypadli sobie (.wzajemnie do gustu, a ich wspólny przyjaciel Kersten nic miał nic tlprzeciwko temu.

.' Ponieważ Kersten, zaraz po odwadze, zaliczał przyjaźń do naj-iduje na nim póif `większych męskich cnot. przyjaźń znaczyła dla niego o wiele więcej

niż miłoŁć, którą stawiał na dalszym miejscu.

po jakimŁ czasu Ź

Klucznika, z kto

;m, który przeciw-

ii za niejasne, wal-

Przebieg wydarzeń numer cztery

Inwazje aliantów następowały po sobie jedna za drugą zarów-lytanie: - W swoin no na południu jak i na zachodzie. A jednoczeŁnie na wschodzie nie nurtuje. Powie- oddziały sowieckie coraz bardziej zbliżały się ku granicy Wiełko-niemieckiej Rzeszy, celem zaŁ ich były Prusy Wschodnie. Desperac-kie niemieckie kontrofensywy zaczęły wnet ponosić fiasko. Coraz

talem, do swojego

Kersten z posępna

irdzo kochałem. Alt

częŁciej Hitler rzucał hasło dowódcom wojsk: ..Naprzód, żołnierze -musimy się cofać'.”

Rzym uznano za miasto otwarte dzięki czemu ocalono bez-

cenne dzieła sztuki przed barbarzyńskim zniszczeniem. O klasztor

Monte Cassino toczyły się. niczym zapasy klasycznych wojowników. nika i nie wracał już ostatnie walki pozycyjne i walki wręcz; klasztor został ostrzelany.

zbombardowany, zmasakrowany. Koło Arnhem i Nimwegen miały miejsce desanty aliantów, zarówno brawurowo, jak i umiejętnie prze-prowadzone. w których wyniku obydwie strony poniosły niebywałe wprost straty. Działania te doprowadziły jednak do zdobycia Ant-werpii i w ostatecznym rachunku do oswobodzenia całej Belgii i Ho-landii.

szachy, spacerował

:a ich przyjaźń, ufali

i bardzo osobistych,

swoim zmarłym bra-

razem, jeżeli pozwo-

; nagroda.

Wydarzenia, które przez wielkomemiecką propagandę były po-

137

mniejszane i tuszowane. I tak wierzącym jeszcze w ostateczne cięstwo bojownikom wbijano do głowy: ..To. co ma miejsce j wschodzie, jest dziełem pozbawionych hamulców moralnych p ludzi: puszczone samopas hordy azjatyckie.' W dodatku, nie p strzegając dyscypliny, zabijają się w końcu wzajemnie”. Albo ..Dotychczasowe wydarzenia na zachodzie bazują na czysto mata nej. finansowej przewadze, co nic wytrzymuje próby czasu. Żołnii o nie mają natury bojowników, są osobnikami moralnie wykolej nymi przez murzyński jazz. coca-colę i żydowskie wytwory H woodu. Są zdania, że jeżeli się ma pieniądze, wszystko można ł osiągnąć co jest błędem, za który przyjdzie im drogo zapła

I informacja: ..L' nas natomiast panuje wolny duch. a siła i jest twórcza!”

Co pod tym należało rozumieć, stało się wkrótce jasne: istr tajnej Wunderwaffe.' A ta. jak przebąkiwano, miałaby rozstrzygn o losach wojny dzięki zastosowaniu dalekonosnych rakiet.

W tym samym czasie pracowano w Ameryce nad bombą

mowa.

Ostatnie godziny urlopu Singera dobiegały końca. Bar

i Konstantin odprowadzali Sebastiana na dworzec: jego pociąg już podstawiony. Stojącą na peronie trójkę przyjaciół czekało s;

ne pożegnanie.

- Jeszcze tylko siedem minut do odjazdu - stwierdził podpc cznik Kersten. - Skoczę tymczasem do kiosku, by ci kupić j;

lekturę w podróży ..Vólkischer Beobachter”.

Wdzięczni za takt przyjaciela, który dał im te kilka mi

niezakłóconego sam na sam. spojrzeli na niego z czułoŁcią.

- Były to wspaniałe, szczęŁliwe i niezapomniane chwile powie-dział cicho Sebastian. - Nie będziesz chyba miała z tego tytułu jakichŁ przykroŁci'?

- JeŁli idzie o mojego ojca, to niczym się nie przejmuj. Jest';

całkowicie pochłonięty wojną i nie ma czasu się zajmować prywat-nym życiem córki. SWOJO ojcowskie powinnoŁci, że tak powiem, scedował na pułkownika Schlumbergera. który zachowuje się wobec' mnie jak wspaniałomyŁlny brat i jest szczęŁliwy, gdy może spełnić. każde moje życzenie.

- Każde, Barbaro?

- Przy jego uprawnieniach, które praktycznie pokrywają się,

138

raprawnieniami mojego ojca. Łmiało można powiedzieć, że nie ma

p mego TTSCT.N umożliw ych, Co ci kż.y na sercu'?

t - Konsianlin - powiedział Singer z 7.aAviwą, - Dobrze by bvło.

Źdyby udało się go jak najdłużej przy nas zatrzymać. Chyba' też

B tego zdania'?

l~T'ak.~ p<JCw7c-/'t/^/. - AJt- on ^st uosobieniem bohaterstwa

IJCZym innym nie myŁli jak tylko o \\\^r.dz-tc na /ront. T^je^

llznika nie sposób zatrzymać.

^Nie na długo, co to to nie. Czy jednak droga okrężna nie

iy wskazana^ ,

„ŹDroga okrężna0 Zahaczająca o ten obóz KaWptentalsK.1,

(-Ty mnie tam przecież ulokowałaŁ. Barbaro, więc jego także

ŹbyŁ, prawda?

|- Czemu nie. żeby naszego przyjaciela zatrzymać przy nas. Ale

|| się o tym Konstantin dowiedział, naraziłbyŁ się mu. Nasz ptantin jest nie tylko twoim przyjacielem, to urodzony bohater. P mimo to obstajesz przy swoim, wydam odpowiednie zarządze-Kersten ze stosem gazet i czasopism dla Sebastiana dołączył do rfla minutę przed odjazdem pociągu w kierunku Hólzbach. Ob-Mę po przyjacielsku, po czym Sebastian obdarzył Barbarę na

Ifnanie długim, miłosnym pocałunkiem.

(ŹSinger wsiadł do pociągu, wsunął się do zatłoczonego przedziału

|tez skrzynie, kartony, worki i tłumoczki dotarł do okna. by „ ^~i przyjaciołom.

Źaktycznie pokrywają się ]

5. DALSZE POSTĘPY

KIERUNEK W DÓÓ

Jeszcze tej nocy do szpitala wojskowego Monachia

łudnie nadszedł dalekopis z grupy armii feldmarszałka Wedella pisany przez szefa sztabu pułkownika Schlumbergera. Zaopatl był w adnotację: ..Pilne. Do natychmiastowego wykonania”. :

TreŁć dalekopisu była następująca:

..Znajdujący się na oddziale Ha podporucznik Konstantinl

ten zostaje w trybie natychmiastowym odkomenderowany do c Kampfental koło Hólzbach. Musi być na miejscu w ciągu dwu tu czterech godzin. Zameldować się u pułkownika von Verweiź

Major lekarz, poruszony tą wiadomoŁcią, ledwo zdołał u

ogromne uczucie, ulgi. Powiedział na wszelki wypadek w obeci jednego z przewidzianych na jego następcę asystentów i siostry | łożonej:

- Temu podporucznikowi Kerstenowi niewiele można było j

pomocą testów udowodnić: ani że całkowicie wyzdrowiał, ani też| sposób było wykluczyć, że u podstaw jego ekstrawaganckiego chowania nie leży defekt psychiczny. Nie ma jednak rady. pierwsz stwo mają decyzje natury wojennej. Jak rozkaz, to rozkaz! Zwłi cza gdy pochodzi z tak wysokiego szczebla.

Następnego dnia elitarny obóz w Kampfental zamierzał szca gólnie dobitnie umotywować potrzebę swego istnienia, no l

Pierwsze większe ćwiczenie, zaplanowane przez majorów Kas na r tora i Pollandta. miało za zadanie: wytropienie i zlikwidowani! cią, partyzantów.

A wyglądało to tak: porucznik Lahrmann rozkazał swoim dób-` war

140

go Monachium-Pi

załka Wedella, po<

:rgera. Zaopatrzon

wykonania”.

lik Konstantin Kers

iderowany do obo'i

;u w ciągu dwudzie

ika von Yerweisera

ledwo zdołał ukry

wypadek w obecnoa

.tentów i siostry prze

wiele można było za

/yzdrowiał. ani też nk

ikstrawaganckiego za'

idnak rady. pierwszen

tiz, to rozkaz! Zwlaa-

ifental zamierzał szcze-

i istnienia.

e przez majorów Kas-

pienie i zlikwidowanit

m rozkazał swoim dob-

rze wytrenowanym instruktorom pod dowództwem starszego sier-żanta Heinza rozciągnąć się w tyralierę w północnej częŁci lasu. Te. można powiedzieć, otrzaskane z terenem wygi kampfentalskie po-przebierały się w ubiory partyzanckie z elementami sowieckiego umundurowania, które przechowywano w obozie w specjalnym po-mieszczeniu. Do tego rosyjska broń z zasobów zdobycznych, jednak bez ostrej amunicji.

- A więc możemy zaczynać'. - wykrzyknął starszy sierżant za-dowolony z tej akcji.

Lahrmann ostrzegł go przezornie: - Tylko bez żadnych eks-

cesów, Heinz!

Zachowanie niezłomnosci jest bezwzględnie konieczne, panie poruczniku. Zawsze. Nieprawdaż?

Podczas gdy instruktorzy, tak wesoło ponaglani przez starszego sierżanta, zajęli ..podstawę wyjŁciową”. Lahrmann zgromadził kur-santów na obrzeżu północnej częŁci lasu. Po czym oznajmił krótko:

- Co to są partyzanci i jaką taktykę stosują na zapleczu, oma-wialiŁmy na wielu wykładach. Była to teoria. A leraz. będzie prak-tyka! W tej częŁci lasu. którą mamy przed sobą. przypuszczalnie w kierunku północno-wschodnim znajduje się kilku z tej bandy. Waszym zadaniem jest ich wytropić i bezszelestnie załatwić. Nie dostaniecie do tego ostrej amunicji. Pozostaje więc tylko walka wręcz przy zaangażowaniu całej siły fizycznej. Jeżeli ktoŁ da się przewrócić na wznak lub w podobny sposób wykaże swoją słaboŁć. „zostanie wyeliminowany.

Z kolei porucznik Lahrmann podzielił kursantów w grupach

ćwiczebnych pierwszej i drugiej na trzy zespoły w każdej grupie.

- No to zaczynamy, w odstępach czasu co szeŁćdziesiąt minut!

Oznaczało to w praktyce co najmniej szeŁć godzin tego specjal-nego ćwiczenia, które kursantom nie na wiele się zdało wobec zdo-bytych w lej wojnie całkiem innych doŁwiadczeń bojowych, l tak opieszale, bez krzty fantazji wkraczali kolejno do lasu. Przeżyli tam szok - owo starannie zaplanowane, z wyrafinowaniem przygotowane ćwiczenie przyniosło zamierzony efekt.

Nowicjuszy w tej walce, skoro tylko zagłębili się w las. napada-no błyskawicznie. Przebrani za partyzantów instruktorze rzucali się na nich z drzew, wyskakiwali zza krzaków i szarpali ich z wŁciekłoŁ-cią, bili i spychali kopniakami do przygotowanych uprzednio dołów.

Zespół szkoleniowy nie miał żadnych szans w starciu z rutyno-wanymi, mocnymi w nogach instruktorami, którym ta akcja spra-141

wiała piekielna radoŁć, wiedzieli bowiem, że otrzymają za to skrzynki piwa i karton papierosów.

Wynik końcowy tego zbliżonego do realiów testu na nil

toŁć: dwa niewielkie zadrapania na ciele instruktorów, trzet lekko do Łrednio ciężko rannych i dwóch w stanie ciężkim stronie kursantów. Co porucznik Lahrmann skwitował słowa) Czy musiało do tego dojŁć. Heinz'.'

- Nie dało rady inaczej - odparł starszy sierżant z zacieka i poczuł się uprawniony do przytoczenia swego ulubionego poi dzonka. że to przecież nie przedszkole. Opanował się jednak i (Xj| dział rzeczowo: Mamy tu w końcu kapitana lekarza Kónigl' gera. niech pokaże, co potrafi.

Tegoż dnia starszy szeregowiec Singer odebrał telefon z Mi chium w pokoju kapitana lekarza. Dzwonił jego przyjaciel podp cznik Kersten. który. Jak się wydawało, był nastroJony wyb agresywnie.

- Nie wiem. Sebastianie, komu mam zawdzięczać ten Łi

dzący placek! Na pewno jedno z was. ty albo Barbara, Łciąga stąd i muszę się czym prędzej zabierać. Pokażę wam przy okaz znaczy przyjaźń!

O czym ty właŁciwie mówisz. Konstantinic? zapytał z

nym zdziwieniem Singer. - Jaki Łmierdzący placek masz na n Wybór ich jest duży i powiększa się z każdym dniem.

Zostałem odkomenderowany do waszego obozu w Kam

tal!

- No, to serdecznie cię powitamy! - wykrzyknął Singer.

jest właŁciwy plac zabaw dla bohaterów, szczególnie twojego kroju. ZadeinonstruJesz tu, na co cię stać.

- Przestań ględzić. człowieku! Niczego więcej nie pragną

tylko znaleźć się na froncie, a tymczasem gdzie ja trafiłem! Na zasrany koniec Łwiata!

- Może być także interesujący, pod warunkiem, że się za i tam nie tkwi.

Bądź co bądź. ty też jesteŁ w owym obozie. Przyjadę f

giem w południe, wyjdziesz po mnie na dworzec, Sebastianie

- Będę się starał, ale nic nie mogę obiecywać. Trwająca

wojna ma swoje prawa.

142

trzymają za to tr

nkiem. ze się za długo |

^ J tej rozmowie starszy szeregowiec Singer udał się do starszego

Kila kasynowego Gernera.

1^ Jak słyszałem - rzekł - ma do nas przybyć nowy oficer.

W podporucznik Kersten. A u nas każdy ordynans ma przydział itwóch oficerów, z wyjątkiem Priewitta. który jest przypisany (Eznie pułkownikowi, zatem brakuje mi jednego, bo mam pod łka tylko kapitana lekarza. Może przejąłbym tego nowego? ^ Jeszcze jeden oficer, tu. u nas? zapytał ze zdziwieniem

Ber. - Nic mi o tym nie wiadomo.

: Starszy kapral Gerner zadzwonił niezwłocznie do starszego sier-fta sztabowego Schulza: Czy słyszałeŁ coŁ o tym. że czekamy na

wy nabytek, podporucznika o nazwisku Kersten'.'

- Wiem, jakże mógłbym nie wiedzieć. Nadszedł dalekopis, któ-jo treŁci kapitan Tauschmiiller z. powodu nawału zajęć nie podał acze do wiadomoŁci. Ale skąd ty o tym wiesz'.' . - Od tego Łmierdziela Singera. Dziwi cię to'?

- A skąd on o tym wie”

Ź - Nie mam pojęcia.

>Ź - To bądź łaskaw go o to zapytać!

I Gemer nie zwlekając zapytał. WyjaŁnienie, jakiego mu Singer

udzielił, brzmiało przekonywająco: gdy będąc ranny przebywał W szpitalu Monachium-Południe. poznał tam paru kolegów i jeden t nich mu powiedział, że podporucznik Kersten dostał przydział do obozu w Kampfental. Gerner przekazał Schulzowi odpowiedź Sin-yra.

- Brzmi to wiarygodnie - sztwierdził starszy sierżant sztabowy.

- Byłoby pożądane i zgodne z zasadami kapitana Tauschmul-

kra przydzielić od razu nowemu oficerowi ordynansa. Wydaje się. że Sbger jest właŁciwym kandydatem, a przy tym nie brakuje mu

przebiegłoŁci.

- Ale kto to jest ten podporucznik Kersten?

- Nie mam pojęcia, Schulz. Singer twierdzi, że też. nie wie. Czemu więc my sami nie mielibyŁmy się tego dowiedzieć, skoro

twoim zdaniem...

i - Dobra jest. Gerner! Zawsze chętnie idę ci na rękę. Niech

zatem twój starszy szeregowiec zajmie się tym nowym.

Porucznik Lahrmann zarządził kolejne ćwiczenie, oznajmiając

zgromadzonym kursantom:

. - Niedawno przećwiczyliŁmy po raz pierwszy zwalczanie par-tyzantów. Dzisiaj ciągniemy dalej na południowym poligonie. Znaj-143

^^^s??^^^-^

?p^^^,^,^^

^^^^rte”^^^”!

S-^^'^^^^%|

:Ś»..„„. Ź-i

S^SJSs^sa-t

S^sS-^sS^^

„SS-SKlS^^^

=s^SS^%^

^S^^S^

.- „ŹŚŚŹ^tes^s

Pewne^

ser zagadncj

- Zami Tak Jeszc;

l” ^>pr/e<J.i/ ho

nktach tarcze strzelr

poruszane i można i

kazywały oraz zmienia

nać położenie, żarów)

/warty wrażenie, z zad

ilej: - Otrzymacie: pi<

la każdy pistolet masz

To bez wątpienia hojfl

iżnia was do trwonien

inic. Będziecie się grup

z was musi być zaws

nak na swoich kolegów

:c dziurę w dupie, będzi

`o tym ostrzeżeniu doda

odbędzie się w kantyn*

`czywiŁcie dla tych kole

skwitowany przez wszy-|

eli się. niektórzy naderj

liechu zabrakło. Zaczęlij

Ź niejedna niespodziank

żołnierzom, była jeszcze

ć pełną ufnoŁci odwagę,

rer i naczelny dowódca

nić matki, żony i dzieci

)nymi żydostwem typami

którzy z kręgu Hitlera

EepaŁci.

l ostrzał Londynu, gdzie,

frla od frontu, alianckie

|V|. zostały wkrótce za-

;, wobec których obrona

Systemy posłużyły po la-

Rosjanom. do podboju

niszczenie, strach i pani-

cze nastawiona na wiel-

He niemiecka propaganda. Całe dzielnice Londynu zostały obróco-tW perzynę, ludzie ginęli jak muchy, a morale tych kretyńskich Źntów poważnie się załamało. RzeczywistoŁć przedstawiała się jed-li nieco inaczej: wprawdzie te bezzałogowe maszyny latające o na-dzie odrzutowym osiągnęły początkowo efekt psychologiczny - ta-licznie w Londynie ten czy inny kompleks domów legł w gruzach Idporo ludzi poniosło Łmierć. Lecz zawsze spokojnie reagujący An-(Bcy uporali się z tym. b' Trzeba było teraz zapłacić za największy błąd Hitlera, za naj-iBtóalniejsze posunięcie w jego życiu - co zresztą później podkreŁlali lnie tylko historycy: zaznaczający się już od początku jego wŁciekły. |flcpy, a w końcu krwiożerczy antysemityzm wygnał z kraju nie tylko IpBtriotów i zasłużonych frontowców pochodzenia żydowskiego, ftcz | także Łmietankę niemieckich pisarzy, lekarzy i uczonych o Łwiatowej

1'ltawie - od Stefana Zweiga do Alberta Einsteina.

Wcale niemała liczba ich aryjskich współpracowników i przyja-ciół podążyła za nimi na emigrację. Ameryka przyjęła tę wypędzoną europejską inteligencję, zapewniła jej wspaniałe warunki pracy po-lecając majsterkować przy bombie atomowej, która w porównaniu z V^ była czymŁ o wiele więcej niż niewinną zabawką służącą dzie-ciom do gry w wojnę.

Wyłania się z tego najbardziej drażliwy z wszystkich proble-mów: Co by się stało, gdyby Hitler z takim zacietrzewieniem i wŁcie-kłoŁcią nie wypędzał niemieckich Żydów, nie przeŁladował ich, a w końcu nie doprowadził do wyniszczenia? Co by się wydarzyło. gdyby zapewnił im odpowiednie miejsce w swoim narodowym im-perium? Czy wtedy żydowscy oficerowie i żołnierze pomaszerowaliby za nim? Czy elita żydowskich lekarzy opiekowałaby się jego wojs-kiem? Czy żydowscy poeci opiewaliby go?

A przede wszystkim: Czy ci naukowcy skonstruowaliby także

dla niego bombę atomową? Skutek tego byłby taki. że Europa i większa częŁć pozostałego Łwiata stałaby się z całą pewnoŁcią

Wielkoniemiecka...

A więc - nie skonstruowali dla niego tej bomby.

Pewnego pięknego, jesiennego poranka pułkownik von Yerwei-scr zagadnął podczas Łniadania kapitana Tauschmullera:

- Zamierzam dzisiaj zaznać rozkoszy polowania.

- Tak jest, panie pułkowniku. Normalne czy w wielkim stylu?

- Jeszcze nie wiem, mój drogi - odparł komendant z zadumą.

145

- Na jesień przypada szczyt sezonu myŁliwskiego, okaże sięji czy łowisku poŁwięcę tylko parę godzin, czy też dzień lub (

Zanosiło się zatem, jak to w lot pojął Tauschmuller, na p nie w wielkim stylu, które wymagało zaangażowania pokaźnej personelu towarzyszącego: naganiaczy, obsługi do rozbijania tów. tragarzy strzelb myŁliwskich, drużyny ubezpieczającej 01 charzy.

-- Czy wymarsz o godzinie dwunastej w południe?

Dwie godziny później - zarządził komendant. Ozna<

że dopiero po obiedzie w kasynie. - Niech pan się łaskawie za( czy o sprawny przebieg akcji.

Tauschmuller przystąpił do działania - jak zwykł był to

czynić - z właŁciwą sobie precyzją. Zorganizował dwunastu li rozdzielając pomiędzy nich poszczególne zadania. Eugenowi Prif towi przypadł jak zwykle obowiązek noszenia broni myŁliwskiej) pułkownika.

Do tak sformowanej drużyny łowieckiej przydzielono nastę

uzbrojonych w pistolety maszynowe pięciu żołnierzy bezpie< stwa, podlegających porucznikowi Wagnerowi, teraz zaŁ mają stanowić ochronę komendanta, a także pełnić funkcję nagani;

Ponadto czterech ludzi do transportu, którzy ciągnęli specjał skonstruowany wózek, załadowany namiotem sztabowym pułkc nika. łóżkami polowymi i mnóstwem wełnianych koców, jak namiotami dla reszty Łwity. O odpowiednią strawę dla ciała miał troszczyć jeden z trzech kucharzy.

Starszemu kapralowi kasynowemu Gernerowi polecono tym

żem dowodzić drużyną łowiecką. Jednak pozwolił sobie wyrazi organizatorowi polowania, kapitanowi Tauschmullerowi, niektór swoje wątpliwoŁci:

- Chciałbym zapytać, czy jestem uprawniony do opuszczenia) powierzonego mi odcinka pracy i czy wchodzi tu w grę tylko parę' godzin?

- Niech pan tak na to spojrzy - wyjaŁnił mu niezwłocznie

Tauschmuller. Kasyno to pan komendant! Jeżeli przez jakiŁ czas nie zamierza on tam przebywać, to każdy, kto należy łub chce należeć do kasyna, powinien dążyć do tego. by znaleźć się w bezpo-Łredniej bliskoŁci komendanta. To odkomenderowanie jest dla pana wyróżnieniem! Jasne?

- Tak jest. panie kapitanie - powiedział Gerner, stając zarazem wobec problemu, kto mógłby go zastąpić w kasynie w czasie jego nieobecnoŁci.

146

Sprawiało mu to niejaką trudnoŁć, ponieważ w najwyższym

stopniu nie lubił, gdy ktoŁ „szarogęsił się w jego kasynie”.

^o. okaże się jednak,

eż dzień lub dwa.

;hmuller, na polowa-

`ania pokaźnej liczby.

do rozbijania namio-

zpieczającej oraz ku-1;

lołudnie?

idant. Oznaczało to,

się łaskawie zatrosz-

k zwykł był to już

wał dwunastu ludzi,

t. Eugenowi Priewit-

Źoni myŁliwskiej jego

wydzielono następnie

ałnierzy bezpieczeń-

teraz zaŁ mających

funkcję naganiaczy..

Priewitt, który byłby z pewnoŁcią idealnym zastępcą, powiedział tylko:

- Musisz kogoŁ uczynić odpowiedzialnym, by w tym czasie nic się nie wydarzyło, za co dostałbyŁ później w koŁć. Wiem już nawet, kogo.

Gerner odgadł natychmiast, kogo Priewitt miał na myŁli. A za-tem przywołał Singera i wręczył mu w obecnoŁci Łwiadka, Priewitta, olbrzymi pęk kluczy.

- Tylko uważaj, żeby tu wszystko' przebiegało tak jak dotych-.czas, dokładnie tak samo, co do joty. I nie strzel mi tu żadnej gafy, nawet najmniejszej! Bo ciężko tego pożałujesz.

- Będzie, jak należy! - zapewnił starszy szeregowiec, z trudem okrywając radoŁć. - A więc życzę miłego spędzenia czasu! - powie-dział, mrugnąwszy porozumiewawczo do swojego kumpla Priewitta. po czym wyniósł się cichaczem, by udać się na dworzec w Hólzbach po swego przyjaciela Kerstena.

Punktualnie o godzinie czternastej stał przed zameczkiem kamp-fentalskim przygotowany do jazdy ulubiony wierzchowiec pana ko-ciągnęli specjalnie B Bendanta - tańczący z wdziękiem jabłkowity rumak o imieniu Bal-sztabowym pułkow-i Ań”.

- Drużyna łowiecka w pełnej gotowoŁci! - zameldował Gerner pułkownikowi, który wsiadł na konia i skłonił się uprzejmie w stronę kaprala i jego ludzi.

/ch koców, jak też

A-ę dla ciała miał się !

vi polecono tym ra-

wolił sobie wyrazić;

mullerowi, niektóre,

?ny do opuszczenia ;

tu w grę tylko parę

I wtedy trzej trębacze zagrali na rogach myŁliwskich bardzo melodyjny hejnał ,,Ruszamy na polowanie”.

Kapitan Tauschmuller, salutując, wykrzyknął: - Pozwalam so-bie życzyć „Darz Bór”, panie pułkowniku!

- Z myŁliwską podzięką, mój drogi! - I komendant ruszył, a za niin jego spieszona gromadka.

Kapitan spojrzał z ulgą za oddalającą się w kierunku lasu północnego grupą myŁliwych. Udało mu się wreszcie na krótki okres wyjŁć z cienia von Verweisera.

lił mu niezwłocznie

żeli przez jakiŁ czas

to należy lub chce -

`naleźć się w bezpo-

wanie jest dla pana,

„ner, stając zarazem j

synie w czasie jegoj

Pociąg południowy, którym podporucznik Konstantin Kersten | przybył do Hólzbach, miał, pomimo czasu wojennego, tylko niewiel-; kie opóźnienie. Kersten rzucił na peron swój bagaż, coŁ w rodzaju worka żeglarskiego, wysiadł z wagonu i zaczął się rozglądać za Singerem. Ten zaŁ stał oparty o słupek przy wejŁciu na dworzec

147

i uŁmiechał się sarkastycznie, spoglądając w kierunku

nika. Starszy szeregowiec nie uczynił najmniejszego ruchu, byi z pomoce dźwigającemu bagaż koledze. Orientował się w Ź czego podporucznik oczekiwał, a czego sobie me życzył.

No, jesteŁ wreszcie, ty nicponiu.1 - zawołał z wisielczą

cia ów szczodrze udekorowany medalami podporucznik.

nie. że cię widzę.

Podali sobie ręce.

-- Witam cię serdecznie, ty mój bohaterze? - Singer wska stojącą przed dworcem limuzynę w kolorach maskujących. państwowa kareta dla oficerów.

Podporucznik skłonił głowę, rozejrzał się wkoło, jak gdyby) dokonać opisu pola bitwy.

- Co to za miejscowoŁć? JakaŁ odmiana raju? Albo coŁ wJ

dzaju kurortu? Ani Łladu wojny! Gdzie Ja właŁciwie wylądowafc

- Tam. gdzie mi już powiedziałeŁ przez telefon; na zasran końcu Łwiata. Niewątpliwie pozłacanym.

- Wygląda na to. że się tu Łwietnie czujesz. Akurat ty! Post;

mi się to wyjaŁnić.

Zrobi się. przyjacielu. - Singer zaproponował, by wpadli i gospody ..Pod Starą Pocztą” w Hólzbach. `Tam nas mile podejn i będziemy mogli spokojnie sobie pogadać, o czym tylko zechcą

Dotarli do gospody, gdzie ich uprzejmie powitano i ulokowan w bocznym pokoju, serwując na początek po kuflu piwa. Kerste powąchał je. łyknął trochę i zauważył ze wzburzeniem:

- Nie do wiary! Podczas gdy nasi koledzy muszą pić wszelkł lurę, u was podają prawdziwe piwo, które smakuje jak przed woji^.|

- To jest. przyjacielu, dopiero mała próbka tego. co cię tu jeszcze czeka.

Jakby na zawołanie zjawił się osobiŁcie szef gospody i podał im zawiesisty, przyprawiony Łmietaną, zrobiony z pełnowartoŁciowego mięsa gulasz na trzech chłopa.

Kersten wystartował pierwszy, skosztował jadła - w równym stopniu zachwycony, co oburzony. Po czym przywołał szefa, usłuż-1 nie czekającego opodal.

- Co się tutaj dzieje, człowieku? Nasi koledzy na frontach gło-dują, w szpitalach są karmieni jak psy, a w tej stajni można si? solidnie nażreć! Czy do tej pory nie słyszano tu o wojnie? W piątym roku jej trwania?

- Robimy tu, panie podporuczniku, co można zapewnił z za-pałem szef gospody, - Z myŁlą o naszych żołnierzach.

148

kierunku podporucz' To jest po prostu oburzające! - wykrzyknął Kersten. Nie

iszego ruchu, by przyjŁó przeszkodziło mu to wcale pochłonąć chciwie wszystkiego, co miał

na talerzu. W gruncie rzeczy jednak nie smakowało mu to zanadto, co widać było po jego twarzy.

Źientowai się w końcu,

ie nie życzył, i

A'ołał z wisielczą rados-

^dporucznik. - Cudów-

- Daj sobie z tym wreszcie spokój - odezwał się Singer przyja-cielskim tonem.

Wiedział, co tak poruszyło podporucznika. Miał predyspozycje na bohatera i obawiał się, że tu. z dala od frontu, pozostając na uboczu, nie będzie miał okazji tego swojego bohaterstwa zamanifes-tować.

ze! - Singer wskazał na

;h maskujących. - Oto

? wkoło, jak gdyby mial

la raju? Albo coŁ w ro-

>vłaŁciwie wylądowałem?

;z telefon: na zasranym

jesz. Akurat ty! Postaraj.

oponował, by wpadli do

„Tam nas mile podejmą

o czym tylko zechcesz,

e powitano i ulokowano

po kuflu piwa. Kersten

wzburzeniem:

ledzy muszą pić wszelką

makuje jak przed wojną.

próbka tego, co cię tu

; szef gospody i podał im

ny z pełnowartoŁciowego

owal jadła w równym

m przywołał szefa, usłuż-

koledzy na frontach gio-

a w tej stajni można się

10 tu o wojnie? W piątym

o można - zapewnił z za-

i żołnierzach.

- Nie masz powodu spuszczać nosa na kwintę - pocieszał go Singer. - Przecież wojna się jeszcze nie skończyła. Potraktuj pobyt w tych opłotkach jako krótką przerwę w podróży. Przy czym żywię nadzieję, że nie wkroczysz tak szybko w ten swój bohaterski etap.

Późnym popołudniem zakończyły się w południowej częŁci poli-gonu ćwiczenia z zastosowaniem ostrej amunicji. Według tego, co głosił porucznik Lahrmann - z dobrym skutkiem, aczkolwiek nie-stety byli ranni.

Tym dwóm rannym jeszcze jakoŁ się udało, jeden z nich otrzy-mał postrzał w poŁladek, drugiego pocisk drasnął w ramię. W szpita-lu zajął się nimi troskliwie doktor K-ónigsberger wraz z Melanią. Była tam także Natasza, która od niedawna udzielała kapitanowi lekarzowi lekcji języka rosyjskiego, teraz zaŁ z powodu przybycia pacjentów musiała ją przerwać. Zjawił się również w szpitalu porucz-nik Lahrmann. Wyglądało na to, że niesie wiązankę kwiatów; w rze-czywistoŁci była to przemyŁlnie udrapowana bibułką butelka wódki, którą obecny klucznik Singer dał do dyspozycji porucznikowi z za-sobów kasyna. Nie była to zwykła wódka, lecz przedni, dwunastole-tni francuski koniak.

- Jak się czują moi drodzy ranni koledzy? - zapytał Lahrmann trzymając w ręku butelkę. - Przyszedłem tutaj, by dać im coŁ na wzmocnienie, bo w pełni zasłużyli sobie na to.

- Żadnego alkoholu dla powierzonych mej opiece pacjentów! - oznajmił surowo kapitan lekarz.

- Skoro tak - powiedział nie speszony porucznik - to niech pan sam się pokrzepi, wraz z paniami. - Miał tu na myŁli Melanię i Nataszę, do których uŁmiechnął się życzliwie.

Kapitan lekarz odebrał to jako jawną prowokację i zareagował nadzwyczaj ostro:

149

- Zadaję sobie pytanie, panie Lahrmann. jak pan pojmuji ja odpowiedzialnoŁć: dwóch rannych w wyniku jednego jed ćwiczenia pod pańskim dowództwem!

Porucznik machnął lekceważąco ręką. - Ach- mój dro^1!

torze, pan się na tym nie zna. Abstrahując od tego, że uboK nad tym, co się stało, wchodzą tu w grę o wiele wyższe wari A w te sprawy, drogi panie, nic powinien pan się wtrącać.

- Gdyby pan raczył wziąć pod uwagę moją opinię, panie l

mann, to powiedziałbym panu również, że nie widzę żadnego ;

w tego typu ćwiczeniach.

Co się z panem ostatnio dzieje'.'! - W głosie porucznika \ czuwało się ostrzegawcze tony. - Współpracuje pan z nami z^ daniem bądź co bądź dwa lata. lecząc niejeden taki wypadek. I nagle sądzi pan. że sprawa podlega dyskusji? KiedyŁ trzeba zacząć o tym mówić.

Lahrmann był zaskoczony - uważał jednak, że zdoła przelań w Kónigsbergerzc ten jego niebywały upór. lecz rzut oka na siedź z tyłu panie wystarczył mu. Prawdopodobnie uwielbiały one kapi na lekarza, a ten chciał im teraz zaimponować. Lahrmann oznaj< mu więc autorytatywnie: „

- Na pańskim miejscu, panie Kónigsberger. byłbym ostrożnnj szy przy doborze słów, bo ktoŁ mógłby z tego wysnuć fałs:

wnioski. KtoŁ z pańskiego bliskiego otoczenia.

Na co kapitan lekarz prawie uroczyŁcie oŁwiadczył:

- Nie zgadzam się. by czyniono jakieŁ różnice pomiędzy moinl współpracownikami bądź współpracownicami co do ich wiarygodne Łci.

Podzielam ten pogląd - wtrąciła pomocnica sztabowa Met;

nią z przekonaniem. Jest to przede wszystkim punkt widzenia pairil Klarfeld. więc powinien być respektowany. |

- No, dobrze, dobrze uciął rozmowę Lahrmann.—Możnai

przecież powiedzieć, co się myŁli, j

OczywiŁcie potwierdził doktor Kónigsberger - ja też jestem do tego zobowiązany.

Lahrmann oddalił się, nie omieszkał przy tym zabrać butelki ) wódki. Obrzucił smętnym spojrzeniem obydwie panie, choć w więk-szym stopniu dotyczyło ono Melanii niż Nataszy. Z całą ŁwiadomoŁ-cią objął nim także kapitana lekarza. Chciał go ukarać okazaniem mu pogardy; czuł się do tego powołany.

150

,n pojmuje swo-

dnego jedynego

mój drogi dok-

o, że ubolewam

yyższe wartoŁci.

wtrącać.

nie. panie Lahr-

ę żadnego sensu

porucznika wy-

.n z nami z od-

wypadek. I teraz

zdoła przełamać

t oka na siedzące

biały one kapita-

hrmann oznajmił

yłbym ostrożniej-

wysnuć fałszywe

adczył:

Ź pomiędzy moimi

o ich wiarygodno-

a sztabowa Mela-

inkt widzenia pani

irmann. Można

ger - ja też jestem

ym zabrać butelki

anie, choć w więk-

Z całą ŁwiadomoŁ-

ukarać okazaniem

W trzech punktach obozu kampfcntalskiego miały miejsce wy-darzenia, które najpierw wywołały zdumienie, a potem doprowadziły do alarmu. Prowokował je nowo przybyły podporucznik Konstantin Kersten. Towarzyszył mu starszy szeregowiec Singer. trzymający się jak zawsze w miarę możnoŁci na uboczu.

Pierwszy punkt: barak dowództwa kompanii sztabowej. Przeby-wał tam starszy sierżant sztabowy Schulz. gotów na przyjęcie nowe-go oficera.

Nie wyobrażając sobie, z kim będzie miał do czynienia, zamel-dował służbiŁcie:

- Serdecznie u nas witamy, panie podporuczniku. Jestem do pana dyspozycji. Musi pan tylko powiedzieć, czego pan sobie życzy. oczekuje, żąda...

Kersten na to tonem równie zdziwionym, co upominającym:

- To jest po prostu prymitywna poufałoŁć! Czy jestem tu wita-ny .czy nie. przez pana lub kogokolwiek innego, doprawdy mało mnie to wzrusza! I co to ma znaczyć, że jest pan do mojej dys-pozycji? Rozumie się to samo przez się, z uwagi na nasze stopnie służbowe. A jeŁli chce pan wiedzieć, czego tu oczekuję: tego. co jest podczas wojny rzeczą zwykłą, nic ponadto'. Zrozumiano. Schulz?

- Tak jest. panie podporuczniku! - powiedział starszy sierżant sztabowy, z trudem nad sobą panując.

Drugi punkt: Znajdujące się w baraku dowództwa pomieszcze-nie służbowe porucznika Wagnera, oficera łącznikowego, odpowie-dzialnego za bezpieczeństwo, wywiad i wychowanie narodowo-socjalistyczne.

- Witamy, panie kolego! - powiedział tenże, czyniąc przyjaciel-ski, zapraszający gest.

Kersten: - Nie przykładam wagi do tego, czy ktoŁ mnie wita, czy nie. Przybyłem tu z największą niechęcią. Zabiegałem tylko, by mnie odkomenderowano na front, liczyłem na to i odpowiednio się do tego przygotowałem. I właŁnie tutaj musiałem trafić!

- Bądź co bądź do instytucji, która pełni dla wojny ważką rolę. Wkrótce się pan o tym przekona i łaskawie przyjmie ten fakt do wiadomoŁci, jestem prawie pewien, panie kolego. Przedtem jednak chciałbym pana prosić, by zapoznał się pan z naszą klauzulą o za-chowaniu tajemnicy i podpisał ją.

Wręczył Kerstenowi dokument. Podporucznik wziął go. prze-

czytał. Z rosBącym zdziwieniem i dezaprobatą. Sprawiał wrażenie, jakby własnym oczom nie wierzył.

Po czym powiedział: - Nie.

151

- Jak to nie?

Kersten z uporem: Takich wypocin nie myŁlę podpisy

to obelga dla oficera.' W końcu on sam wic. co to jest obc zachowania tajemnicy.

Nalegam jednak, żeby pan podpisał ten dokument.

- Ach. człowieku, kolego, panie kolego, doskonale się ori< że pan mi nie może wydawać rozkazów. Uprawniony jest d( wyłącznie mój bezpoŁredni przełożony. Jeżeli otrzymałbym od, tego typu rozkaz, wykonałbym go, wszakże pod warunkiei odpowiedzialnoŁć za to przejmie on. Czego pan zrobić nie jest' nie. Czy wyraziłem się dostatecznie jasno'.'

- DoŁć jasno przyznał Wagner z nuta pogróżki w głc

Trzeci punkt: barak szpitala obozowego. Podporucznik Ke

udał się tam. by poddać się badaniu okreŁlającemu stan jego ;

wia. Również tu towarzyszył mu Singer.

. Doktor Kónigsberger. sprawujący opiekę medyczną: -

chcemy tu pana trochę dokładniej zbadać, panie podporucz

Proszę się rozebrać.

- To całkiem zbędne. Czuję się dobrze powiedział Ker

jakby strzelając z pistoletu.

Kónigsberger cierpliwie: Takie jest pańskie mniemanie, [ podporuczniku, i chętnie się do niego przychylę, gdy okaże prawdziwe. Ale dopiero po zbadaniu pana.

- Niech pan nie próbuje, panie doktorze - rzekł Kersten ostn gawczym tonem wmawiać mi jakiekolwiek choroby. Pańscy koi dzy tylko na to czekają, by potwierdzić ich diagnozę. Czuję ;

absolutnie zdolny do pójŁcia na front. JeŁli chce mnie pan podd testowi, może pan ze mną wyczyniać, co pan uzna za stosowne, t-tylko w tym wypadku.'

- Dlaczego chce pan być koniecznie uznany za zdolnego

walk frontowych? Ja jedynie mam zbadać pana pod kątem pariskif tu przydatnoŁci.

- A tego właŁnie wcale sobie nie życzę! Nawet na krótki, przej-| Łciowy okres! |

- Prawdopodobnie nie docenia pan możliwoŁci, jakie się tu przed panem otwierają. Nasz przyjaciel Singer może potwierdzić mój pogląd.

- OczywiŁcie oznajmił stojący z tyłu Sebastian.

Kersten nastawił uszu. Stał się teraz bardzo czujny. - Pan go [ nazywa ..naszym przyjacielem Singerem”? Akurat jego? ` Kónigsberger: I nie bez racji, jak sądzę. Óączą nas niemal

!<;-`

się podpisywać! Jest

) to jest obowiązek

dokument.

,konale się orientuję,

wniony jest do tego

rzymalbym od niego

pod warunkiem, że

zrobić nie jest w sta-

pogróżki w glosie.

`odporucznik Kersten

>;emu stan jego zdro-

ę medyczną: - No,

lanie podporuczniku.

- powiedział Kersten,

skie mniemanie, panie

/chylę, gdy okaże się

- rzeki Kersten ostrze-

choroby. Pańscy kole-

:h diagnozę. Czuję się

chce mnie pan poddać

uzna za stosowne. Ale

iznany za zdolnego do

ma pod kątem pańskiej

Nawet na krótki, przej-

możliwoŁci, jakie się tu

[er może potwierdzić mól

l Sebastian.

)ardzo czujny. Pan go

Akurat jego?

sądzę. Óączą nas niemal

przyjacielskie więzy i powinno to być również pana udziałem. Mog-laby z tego wyniknąć interesująca konstelacja.

Podporucznik zaŁmiał się, pozostał jednak nadal nieufny.

- Gdzie ja się właŁciwie dostałem'? Czy do obozu szkoleniowego. mającego dla wojny rozstrzygające znaczenie, czy do wylęgarni przy-jacielskich uczuć? W obydwu wypadkach jest to zdecydowanie sprze-czne z celem, do którego dążę. Ostatnia rzecz, o Jakiej marzę!

Jak na zawołanie weszła kołyszącym się krokiem pomocnica

kapitana lekarza. Melania Mauerland. Zauważywszy Konstantina Kerstena obrzuciła go uważnym spojrzeniem, stanęła jak w ziemię wryta i lekko się zarumieniła.

Podporucznik zareagował podobnie. Jego także zamurowało

i nie mógł oderwać wzroku od tego tworu natury. Doznał nie znanego mu dotąd uczucia szczęŁcia i zaczerwienił się jak uczniak.

To. co się tu wydarzyło, okreŁlają biegli w tych sprawach Fran-cuzi jako ..coup de foudre”. Trudno to dokładnie przetłumaczyć, ale oznacza mniej więcej: piorun z jasnego nieba, przenikająca wszystko ulewa uczuć!

Ani Melania, ani Kersten nie wypowiedzieli słowa, wpatrywali' się tylko w siebie nieustannie.

Kapitan lekarz dał znak Singerowi i obaj dyskretnie się ulotnili. ]ak dalej sprawy się potoczyły, wyobrażali sobie, natomiast następ-stwa tego spotkania były wręcz me do przewidzenia,

Kapitan Tauschmuller. który liczył na to. że w czasie nieobec-noŁci komendanta będzie miał kilka godzin wytchnienia, zaniepokoił się z lekka po otrzymaniu nieco alarmistycznych raportów od Wag-nera i Schulza, dotyczących przybycia tego nowego oficera, zwłasz-cza że jego odkomenderowanie do obozu kampfentalskiego nie było tak zupełnie jasne. Kapitan wiedział prawie wszystko, co planował pułkownik; teraz stało się oczywiste, że w kwestii tej pojawiły się pewne elementy tajemniczoŁci. Kierując się względami taktycznymi udał się do obydwu majorów, by przedstawić im rzecz całą przed powzięciem przez siebie decyzji.

Kastor i Pollandt przyjęli Tauschmullera nad wyraz uprzejmie. aczkolwiek dali mu delikatnie do zrozumienia, że są bardzo, ale to bardzo zajęci, dla niego jednak, rzecz oczywista, mogą pracę od-łożyć. Stosunek tych oficerów do kapitana był doŁć nietypowy, bo pomimo że majorowie byli starsi od niego stopniem, przystawali jednak na układ pewnej zależnoŁci, mając na względzie jego pozycję jako adiutanta von Yerweisera.

Ponieważ tak się rzecz przedstawiała. Tauschmuller mógł sobie

153

zaoszczędzić zbędnych ceregieli. - Przybył do nas niejaki podf. nik Kersten. Czy wiedzą panowie, kto go popiera i dlaczego?;!

- Nie wiemy - odparł K-astor. i

Pollandt dorzucił jednak roztropnie: - Być może przeniesi to ma związek z planowaną rozbudową naszych stanowisk ofi skich. z owymi tajnymi pociągnięciami, które będą nas dotyc W czym pan z pewnoŁcią jest zorientowany.

- OczywiŁcie! - zapewnił durnie Tauschmuller. aczkolwiek,' mu o tym nie było wiadomo. Uznał jednak, że należy zachoi daleko idącą ostrożnoŁć. - Wezmę tego nowego oficera pod lupę.^ też radzę panom uczynić, choćby podczas kolacji w kasynie ofig skim.

- Zrobi się! - potwierdzili ze zrozumieniem majorowie.

Po czym Tauschmuller udał się do swego biura sztabów

w zameczku kampfentalskim i kazał poprosić do siebie podpór nika Kerstena. Akta personalne tegoż, które właŁnie przyniesie leżały przed nim na biurku. Lektura ich tylko wzmogła jego obaw

Gdy ujrzał wchodzącego podporucznika, ocenił go następują otwarte spojrzenie, zwinne ruchy, niedbała mowa. w której przeb ły ostre nuty. Dynamiczny zestaw męskiej krzepy.

- Przybył pan do Hólzbach około południa - stwierdził rżę wo kapitan - a do naszego obozu zawitał pan znacznie później. to jedynie stwierdzenie, nie zarzut. Dajemy każdemu z nasz współpracowników pełną swobodę poruszania się. Takie są zaleci naszego pana pułkownika, które ja zawsze popieram.

- To pięknie - powiedział Kersten. - Może dałoby się tojes;

rozszerzyć.

Jednak dalsze rozwodzenie się na ten temat uznał kapiti

Tauschmuller za zbędne. Wciąż jeszcze z chłodną uprzejmoŁcią ciągi nął swoją myŁl: Doszło do moich uszu. że paskudnie się pan| zachował wobec naszego starszego sierżanta sztabowego Schulza.Ó Mogę na to przymknąć oczy. aczkolwiek tego nie pochwalam. Dalej, ^ zachował się pan w sposób niedopuszczalny wobec porucznika Wag-nera. To już jest poważne uchybienie. Prawdopodobnie nie docenia , pan swojej pozycji, co może się tu okazać niebezpieczne. Liczę tylko , na to, że stało się to w wyniku jakiegoŁ nieporozumienia. ws

- Być może, panie kapitanie. Bo mam taki charakter, że zawsze gram w otwarte karty. Jestem frontowcem, nieokrzesanym frontów- a? cem, jak to się mówi. z

- Ale teraz znajduje się pan tu, u nas! - stwierdził Tauschmiillet t0 z nutą życzliwego ostrzeżenia. - OkolicznoŁć, którą w przyszłoŁci! pil powinien pan brać pod uwagę. ; o

154

- Zastosuję się. O ile to będzie w mojej mocy.

Kapitan przeglądał akta personalne podporucznika Konstantina K.erslena z niejakim podziwem. Ten oficer to rzeczywiŁcie urodzony bojownik, bohater udekorowany najwyższymi odznaczeniami. Postać zwycięzcy!

- Pana nieprzeciętne czyny bojowe w polu, mój drogi, zyskają na pewno aplauz naszego pana pułkownika, który sam zalicza się do wysoko udekorowanych bohaterów pierwszej wojny Łwiatowej.

- Tak, wiadomo mi o tym, panie kapitanie, l osobiste zetknię-cie się z panem von Yerweiserem poczytam sobie za największy zaszczyt.

Podczas dalszego przeglądania papierów Tauschmi.iller odkrył fakt, który wydał mu się wręcz niesamowity. Ten podporucznik `doprowadził do tego. że postawiono przed sądem wojennym pod zarzutem tchórzostwa w obliczu nieprzyjaciela jego dawnego dowód-` cę, pułkownika Fillbringera.

- I wdał się pan w taki bigos, Kerslen. jak sprawa Fillbringera'?

- Przecież musiałem! l znajdzie pan jeszcze więcej takich wypa-dków, kiedy to zadziałałem podobnie, skoro okolicznoŁci tego wy-magały.

- Lepiej będzie - doradził przezornie kapitan gdy tego rodza-ju wyczynów pan tutaj zaniecha. Niech pan nigdy nie próbuje takich sztuczek w zasięgu władzy naszego komendanta, bo połamie pan sobie na tym zęby. gwarantuję panu!

Jadłospis tego wieczoru w kasynie ustalił pod nieobecnoŁć polu-jącego pułkownika von Yerweisera kapitan Tauschmuller. Zadecydo-wał, że będzie to smażona wątróbka po berlińsku. Przedtem jako zupę - krem grzybowy, potem legumina. Ustalając taki zestaw. kierował się tym, co tylko jemu było wiadome, by zaserwować pani Klarfeld jej ulubione potrawy.

Było to rzeczą oczywistą, że kapitan Tauschmuller. adiutant komendanta i dowódca kompanii sztabowej, przejmował podczas wspólnych kolacji rolę pana pułkownika.

Do tego posiłku, za nomową klucznika Singera, podano jako aperitii kir - mieszankę cassis, francuskiego likieru porzeczkowego. Z białym wytrawnym winem. Wszyscy obecni byli zdania, że jest to doskonały trunek. Choć zawierał doŁć wysoki procent alkoholu. pito się go niczym orzeźwiającą lemoniadę. Skrzętnie zabiegano o dolewkę.

155

Ponieważ miejsce komendanta było puste, kapitan Tauschn

uważał, że nie tylko pełni rolę jego zastępcy, lecz stanowi także< z siedzącą obok niego panią Klarfeld centrum zainteresofll w tym towarzystwie. Obydwoje pogrążeni byli w wyraźnie przy skiej rozmowie.

Przy prawym, dłuższym boku dużego stołu zasiedli jak z

majorowie. PrzynieŁli ze sobą. co było nie do pomyŁlenia w obecnoŁci pana pułkownika, rozmaite materiały: rozkłady tabele wyników, zastawienia drużyn, które studiowali bez 2 pomiędzy poszczególnymi daniami. Naprzeciw nich - niczym Łledzące się nawzajem kocury siedzieli Wagner i doktor Koń berger.

Brakowało przy stole porucznika Lahrmanna. ponieważ mu

dotrzymywać towarzystwa swoim ludziom w trakcie koleżeńskii wieczoru przy piwie. Rzecz zrozumiała! Jednak z trudem ukryw;

zainteresowanie biesiadujących wzbudzał ów nowo przybyły p porucznik Kersten. Usiadł przy końcu stołu i wyglądał w tym dób rowym gronie wręcz egzotycznie. Nie był ubrany stosownie i wymogów kasyna - spodnie wetknięte w buty, kołnierzyk moc przepocony. W dodatku nie jadł normalnie, ale łapczywie ws;

stko połykał. W każdym razie brakowało mu dobrych manier. Kapri tan Tauschmuller pomyŁlał z niejaką zgrozą o tym. jak pułkownii von Verweiser zareaguje na zachowanie tego nieokrzesanego Kers-] tena. i

Jeden z majorów zagadnął podporucznika, stawiając na pozórj nieistotne pytanie: - Czy zna pan angielski? !

- Znam wszystko - odparł Kersten, żwawo żując - co powinie-nem znać.

Na co Tauschmuller, pragnąc się dowiedzieć: - A wie pan,

dlaczego pan się tu znalazł?

- Tego nie wiem. - Kersten delektował się dosłownie wszy-

stkim, co przed nim postawiono, i pił wino jak wodę. Sprawiał wrażenie wŁciekle rozbawionego. Być może korzystam z najwyższej protekcji.

- Feldmarszałka? dopytywał się w dalszym ciągu Tauschmul-

ler.

- Takowego w ogóle nie znam, znam natomiast jego córkę

Barbarę. Mogłoby to niejedno wyjaŁnić.

Tego samego zdania byli współbiesiadnicy, kwitując wypowiedź Kerstena pełnym zrozumienia Łmiechem. Napięcie minęło i przy zmianie nastroju wieczór zapowiadał się całkiem przyjemnie.

156

Singer spowodował, że wszelkie źródła piwniczne popłynęły ob-ficie. Szampana serwowano niczym wodę mineralną - z oczywistym skutkiem.

W tym samym czasie odbywał się w kantynie pierwszy wielki wieczór koleżeński przy piwie, z udziałem uczestników kursu i ich instruktorów, tworzących teraz zwarty, solidarny krąg.

- Koledzy! krzyczał z zapałem porucznik Lahrmann. UnieŁ-cie swoje tyłki, a potem szkło w górę! Pijemy za naszego czcigod-nego Fiihrera. naszą ukochaną ojczyznę, za pewne, ostateczne zwy-cięstwo, w imię którego musimy tu zaciskać pasa! ; Ź Wszyscy powstali jak jeden mąż. Trzymając w dłoniach napel-i nione szklanice wznieŁli je ku swemu porucznikowi, spojrzeli na [ mego poprzez złociste piwo. po czym wypili.

- A teraz, koledzy - powiedział porucznik, gdy ponownie speł-nił toast za Hitlera, kraj rodzinny i zwycięski powrót do domu -.przechodzimy do przyjemniejszej częŁci naszego wieczoru.

Ulokowana w tylnej częŁci sali jadalnej, można by rzec. domo-I wa orkiestra kameralna zaintonowała teraz, zgodnie z poleceniem. | wesoło brzmiące melodie. Zagrano prawie wszystko, co najlepsze, ze lateoru pieŁni niemieckich. PieŁni ze stron rodzinnych sławiące pięk-\%0 wędrówek, czasem także te o żłopaniu. a również o uczuciach, ||iyslawiano zmierzchy wieczorne i brzaski poranków. Zebrani pod-Mwytywali piosenki, rycząc coraz to głoŁniej, proporcjonalnie do | iloŁci wypitego piwa. \

|t'. W nagrodę za to zaangażowanie porucznik Lahrmann zarządził. | by podano na talerzach smażoną kiełbasa, po trzy kawałki na łebka. j1Do tego salaterkę z kiszoną kapustą, słoik pikantnej musztardy (i stosy kromek chleba. - Smacznego, chłopcy! wykrzyknął. [ Pałaszowali zawzięcie, popijając obficie piwem. Orkiestra kame-jialna, która właŁnie zagrała melodię z ..Wolnego strzelca”, ledwo nogla zagłuszyć cmokanie i chłeptanie.

v- Biesiadnicy otrzymali potem jeszcze po dwa piwa na gębę. V końcu wszystko tu było dokładnie zaplanowane i wykonywane losie według zaleceń; nabyte doŁwiadczenie wskazywało, że obfite Bicie i cztery litry piwa na łebka wystarczą, by zapewnić spokojny Ka po burzliwym dniu. i- Spojrzawszy na zegarek porucznik Lahrmann zakomunikował:

i' .- Tak, chłopcy, to byłoby tyle na dzisiaj! Wielce udany wieczór (żeński, którym z pewnoŁcią radowaliŁmy się wszyscy. Podobne

157

^S^w-a,”.”..

:?.sy.,^-.7::.5'?sC

^ ` cmso J^01” ^^^Ui^^pB?32^ `^ouiuoi;^

„”””””””^^sSSp^

Ś»_- `”vauMod w^'^-`

te^-^^ls-„ -^^

--1”?-` „^pJeq oJnprfA- 1 „Bas/n -.

lwŚŚŚŚ^^^^ w:\^^^

Ź' ł^o^ ...... Ź^S ^oq^pI^l/(d,BZ ^f^.^^o ^ 63[u

^do ŹLu.sY1^ ;'t'?J^IS ^^^^„r

)rluod ^'OMS ^ ^^”””^^^ f^sozS

^^^u^, Źpu?flu21s^^^

is9IU M ŹMoq^ ^ Blu 3tu l^N -(ds oy, . ^””TOnz

ł'^^ ^ud^isp.;4.2 ^”^o-iozs^ i^- „^^SM ^u,zpog

s^ias^iss?

ŹŚ „s;,.Ź”ŹssssŹ'^Ź”

^ŹISOJdMlup^^. ` ^^J. -

~ n „„.” 2310^ Ź^M ,., ,.,._ ,^ .

3ZS03f20J I (fo^O^ ^H U BpMRJd 03 Ź|i^H-u^SB?( op 5frMip ^^^1 Ź0[um ;?(Q - `jHi^^HŹA\->OU ; ^ll^^H J ?fOM20J - jl^^HŹ.fo.mzpd OJsidop ^ Źli^^B3 `PSOUUIOl/feJd ;; `IH^B U TOd BUZ ;3|u il^HiBzapod OJinf B 1 ^IH^HŹl teSOJJ - Ź m^H^^ro - fHHŹ.UIOJIS Ź `fJll^Ht? Źl'p-.'/p i..i).p ^JM^H ^ cfRtuRds^ - n^^fM^'^3 - f»ŚŚŚŚ?SJB1S 3Z3ZS3f 1 J^^^BfB7 Pisozod `^l^^fl^3X1^ -IW<,ouBriunz „--- iKffi^K- ^

u- „S3r -^^U ^ .

będą zgodne z

-i wprost: podoi

.i chóralnie.

ędzie okazja wie

Źał ton rozkazują

[ylko wstać i róże

stępny kwadrans;

/. W niespełna {

t się poruszyć! Zn

iach. W sali jadalń

> znajdował się t<

la może jakieŁ żyć

hwalił go Lahrman

pana. Niech pan t

`liwe uznanie z mp

sunęli cały ten chla

ie. ostro i bezwzglęi

się upić aż do utra

ężczyzną, okazuje l

i

jdę JUŻ. życząc dobl

lie minęła. Wpadnę l

iczekują.

? czekano. Po spoż^

tórym klucznik Sing

l kuchenny jak i goi

lami, a tylko niektól

;, pogrążeni oczywiŁl

luschmuller i pani Kil

i głosem, uprzejmej l

idy od jednej grupy

`Ź: drugiej z napełnionym właŁnie kielichem w dłoni. Wyglądał jak ` przysadzisty, ciekawski pies myŁliwski, który stale węszy za czymŁ

wokoło.

W tym czasie kapitan lekarz K.ónigsberger przerzucał wielko-niemiecki organ prasowy ..Yólkischer Bcobachter”. zachowując przy ; `tym nieruchome oblicze. Porucznik Wagner obserwował go bacznie. | ;wcale się tym nie krępując, do momentu, aż usłyszał mruknięcie. ( które zabrzmiało jak ..hm”.

- Panie doktorze zareagował natychmiast porucznik czy

l mógłbym spytać, co miał pan na myŁli, wydając to podejrzane

l inrrknięcie?

| Ź Rozmowy ucichły jak nożem uciął. Z lekką irytacją spoglądali

| wszyscy na Wagnera i już nie tak niefrasobliwie na Kónigsbergera.

j Lekarz pozwolił sobie na rozważny ruch głową.

J. - O czym pan mówi. panie Wagner? Nie wydaje mi się, bym zamruczał, a do tego jeszcze jakoŁ podejrzanie; nie uczyniłem tego w ciągu ostatniego kwadransa, a już z pewnoŁcią nie tyczyło to

|-pana. Słowa te zabrzmiały uprzejmie, niemniej znowu podziałały jak

j (prowokacja.

j - Wybaczy pan. doktorze, ale słuch mam wyŁmienity. Usłysza-| fcm wyraźnie, jak wymówił pan ..hm”, ze zdecydowanie pogardliwą

| intonacją. I to podczas lektury komunikatu Wehrmachtu na pierw-I Bej stronie.

|„ - To by się nawet zgadzało - przyznał K.ónigsberger ku po-|lłszechnemu zdziwieniu obecnych. - Jednak w żadnym razie, jak pan

|i ingeruje, panie Wagner, w głosie moim nie było pogardliwej nuty.

|'Chyba raczej nuta niepokoju.

J; - Co takiego, co takiego0 - złapał go natychmiast za słowo

llporucznik. - Podczas czytania komunikatu Wehrmachtu z Kwatery

I^Hównej Fuhrera odczuwa pan niepokój?

|,” - OczywiŁcie, ogarnia mnie pewien niepokój, a pana nie, panie

|'Wagner? Mam tu na myŁli to stałe cofanie się.

- Nazywa to pan cofaniem się. człowieku'? Skąd pan wziął ten nin? Chodzi tylko o prostowanie frontu, o wielkie, strategicznie `ne i uprzednio szczegółowo zaplanowane rozstrzygnięcia. Radzę anu tak na to spojrzeć: zgodnie z dobrze obmyŁlonym planem czyniliŁmy z naszej twierdzy, której na imię Niemcy, najbardziej ibszemy teren wypadowy, skąd, atakując nieprzyjaciela, przysparza-ły mu gigantycznych strat. Teraz ciągniemy znowu za nasze wały, |pozwalając resztce przeciwników przypuŁcić szturm, w którego efek-|de ostatecznie się wykrwawią.

159

C/y )'est to pański pogląd, że tuk powiem, urzędowy?-j

prowokacyjnie Kónigsberger. Źj Tymc/.asem Pollandt szeptał cos / Kastorem. Nie chcielif dopodobnie dopuŁcić, by prysł dobry nastrój tego wieczoru. I zdobył się na w miarę spokojny ton:

- Nasz kapitan lekarz jest wprawdzie również oficera można jednak zakładać, że jest on w stanic myŁleć kateg strategii wojskowej.

- Dlatego musi dołożyć starań w tym kierunku - doma

porucznik Wagner. A przynajmniej czynić to bardziej inten? niż dotychczas, co w końcu byłoby po myŁli naszego pana koi danta. Nie można wdawać się w negatywne spekulacje, lecz dąż) poznania prawdy pozytywnej.

Kónigsberger zdobył się na Łmiech, który nawet zabn

w miarę wesoło. - Sądzi pan, panie Wagner, że istotnie pan wi jest po myŁli pana pułkownika? Lub co należy rozumieć pod ciem pozytywu? Lub też co oznacza prawda? Prawda, szano pani i moi panowie, prawda, traktując rzecz filozoficznie, jest ( ciem bodaj najbardziej zagadkowym, jakie kiedykolwiek stwór ludzka myŁl. A chcąc widocznie Wagnera jeszcze bardziej grążyć. pozwolił sobie na dalszą prowokację: - Ignoramus et norabimus! Co mniej więcej znaczy: ..Nie wiemy i nie będzie wiedzieć”.

Porucznik Wagner oblał się rumieńcem oburzenia. Z trud

szukał w myŁli słów. co u niego było wręcz rzadkoŁcią. I wówc;

ku pełnemu zaskoczeniu wszystkich, włączył się do dyskusji nowy oficer:

To przecież gówno! Przepraszam panią, ale trzeba to okreŁla dosadnie. Paplaniną nie posuniemy się do przodu. Liczą się tyłka czyny. JeŁli ktoŁ nie jest zdeklarowanym Niemcem, to precz z nimi JeŁli komuŁ rodzą się w głowie nie dające się udowodnić podejrzenia, to precz z nim.'

- Proszę się łaskawie nie mieszać do spraw, podporucznik! Kersten - zganił go Wagner - których nie może pan zrozumieć, nit znając okreŁlonych układów w naszym obozie.

- Czego pan chce, Wagner - odburknął Kersten. - Przecież

w zasadzie jestem całkowicie po pańskiej stronie. Nie ma rzeczy! połowicznych, albo tak. albo tak! Nic poŁrodku. Dlatego właŁnie nadstawiamy karku na froncie.

- Z satysfakcją to słyszę, Kersten - odrzekł Wagner.

160

n. urzędowy'? spytał

em. Nie chcieli praw-

tego wieczoru. Kastor

również oficerem, me

ie myŁleć kategoriami

ierunku domagał się

;o bai-d/iej intensywnie

naszego pana komen-

>ekulacje. lecz dążyć do

Hory nawet zabrzmiał

że istotnie pan wie, co

:ży rozumieć pod poję-

ia? Prawda, szanowna

filozoficznie, jest poję-

kiedykolwiek stworzyła

ra jeszcze hardziej po-

ję: Ignoramus et ig-

wiemy i nie będziemy

n oburzenia. Z trudem

rzadkoŁcią. I wówczas,

`vi się do dyskusji ten

ią, ale trzeba to okreŁlić

przodu. Liczą się tylko

iemcem. to precz z nim!

; udowodnić podejrzenia,

r spraw, podporuczniku

może pan zrozumieć, nie

ozie.

:nąl Kersten. - Przecież

stronie. Nie ma rzec?

iŁrodku. Dlatego właŁni

xirzekł Wagner.

- Jednakże wtrącił zręcznie kapitan Tauschmuller wszystko w swoim czasie.

Majorowie skwitowali tę wypowiedz krótkim, aprobującym

Łmiechem. Wstali z miejsc oŁwiadczając, że chcą w sąsiednim pokoju przygotować się do wielkie), Łwiątecznej rozgrywki szachowej. Naj-pierw jednak zarządzili, by podano tam butelkę burgunda, drugą zaŁ, aby trzymano w rezerwie a klucznik Singer zapewnił, że tak się stanie.

Wydawało się. że takie rozwiązanie przypadło do gustu kapita-nowi Tauschmullerowi. Zerknął na panią Klarfeld i oznajmił: - Za-mierzam się wycofać. Po czym zapytał, czy może jej towarzyszyć.

-Tylko do progu kwater), jeŁli łaskawa pani pozwoli.

W kasynie pozostali: Wagner. Kónigsberger i podporucznik

Kersten.

Kapitan lekarz podniósł się. Nie przypuszczam, żeby zależało

-panom jeszcze na moim tow arzystwie. Zwłaszcza że mam pod opie-ką kilku waszych zwolenników, pacjentów fatalnie poturbowanych.

- Pojął pan chyba wreszcie, co pan narobił! wrzasnął Wagner.

- Zadał pan dotkliw y cios naszej jedynej w swoim rodzaju wspólno-cie kasynowej! Czy poczuwa się pan choć do odpowiedzialnoŁci?

- Nie można jednoznacznie ustalić, kto ponosi za to odpowie-dzialnoŁć. Ale mimo wszystko zgadzam się: jeden z nas dwóch!

- Niech pan nie próbuje wmawiać mi winy. ostrzegam pana!

I proszę łaskawie nie pleŁć takich straszliwych bzdur! O tych potur-bowanych! JesteŁmy w przedszkolu czy prowadzimy wojnę Łwiato-wą? Nagle wzbrania się pan przed uczestniczeniem w tym, czego dokonywał pan bądź co bądź przez wiele lat'? Niechże pan powie otwarcie!

- RzeczywiŁcie - wtrącił się do rozmowy podporucznik Kersten

-powinien pan całkiem otwarcie wypowiedzieć się. panie kapitanie lekarzu, szczerze, po męsku! Cóż. proszę pana. znaczy paru ran-nych? W jednej jedynej akcji widziałem tuziny, setki zakatrupionych kolegów!

- Tak to JUŻ Jest na \\o]nie potwierdził Wagner / ogromną powagą. I niech pan wreszcie zrozumie i uzna SWÓJ błąd. Bez zastrzeżeń.

- Ależ proszę panów. cóż znaczą te frazesy'? żywo zareagował Kónigsberger. Mam chyba prawo zakładać, że panowie nie biorą mnie za idiotę? - Wypowiedziawszy te słowa oddalił się.

Wagner spojrzał na Kerstena. pełen radosnej nadziei, i stwier-dził: - Nadajemy, szanowny kolego, na fali o tej samej długoŁci!

II Wypr/L-il.i/ hiili.ik.ii.A

161

Podporucznik nic na to nie odpowiedział. Wagner

Szampana! - którego Singer podał niezwłocznie.

Życiorys Wolfganga Kónigsbergera,

czyli nieobliczalnoŁć tak zwanych zbiegów okolicznej

Urodzony czwartego grudnia 1915 roku w Bambergu. Ojciec, 4^^^^Ś-Theodor, doktor weterynarii. Leczył małe oraz domowe iwe^^^^fy Matka Agnes asystowała mężowi, prowadzać zarazem dom. Koń urodziła się w 1916 roku.

Tam. w pobliżu placu katedralnego, w małym, siedemn

wiecznym domu z pruskiego muru, rzec by można, w polu widzd sławnego bamberskiego rycerza wszystko wydawało się bardzo id liczne, szczególnie późnym popołudniem i wczesnym wieczorem, l ciec recytował wtedy wiersze lub specjalnie chętnie czytał na g książki E.T.A. Hoffmanna. który przez pewien czas mieszkał ta,' w tym romantycznym mieŁcie. Matka grała na fortepianie, a nieb wem też siostra Konstanze. która zamierzała zostać pianistką.

Wprawdzie ojciec. Ernst Theodor, wykonując swój zawód, i

był zbyt szczęŁliwy. Nadzwyczaj kochał zwierzęta, chciał im pomi nie mógł jednak spokojiuc przyglądać się ich cierpieniom, nie n wiać o Łmierci. Gdy jeden z pacjentów skonał pod jego ręką, pr wiele dni nie wypowiedział ani słowa. Domową czeredę ojca stan wiły: jamnik o trzech nogach, trzy porzucone, przybłąkane koty,l chomik, dwie papużki faliste oraz trzy króliki. [

Niezapomniany był kruczoczarny kocur Pluto o jedwabiŁcie!. lŁniącej sierŁci. Zapisała go ojcu w testamencie wdowa po przed-j cprde wczeŁnie zmarłym właŁcicielu browaru. Spadek obejmował jeszcze „\y. dwa obrazy Spitzwega oraz dostatnią, dozgonną rentę dla kocura. Ź „. ł dzięki niej żyło się ojcu dobrze, a rodzinie przy okazji też niezłe. Y(

Ojciec kolekcjonował obrazy, a czynił to y. umiarkowaną pasją zas - oprócz obydwu obrazów Spitzwega miał trzy Leibla, jeden Pauli Modersohn-Becker i nawet dwa J.M.W. Turnera: ..Alpy” oraz ..We- odpo nccia wielki kanał”.

Przeznaczał na lo zii.iLzną częŁć swoich honorariów, co nie wy-woływało u żony żadnych sprzeciwów. Czuła bowiem, że w ten ^ow sposób jej rodzina zyska zabezpieczenie na wypadek kryzysu, które-go ojciec się spodziewał, j

W połowie 1917 roku Ernst Theodor Kónigsberger został jako lekarz weterynarii powołany do służby wojskowej; państwo i cesarz

162

ch zbiegów okolicznoŁ

Iłinogli dłużej z niego rezygnować. Przybył na front zachodni Hiną) podczas pierwszej akcji, gdy pod gradem pocisków opa-lał poranionego przez odłamki granatu jucznego konia. Umiera-k^jak doniesiono, próbow ał ostatnim wysiłkiem objąć zwierzę koń-t życie wraz z nim.

Początek szkoły 1921 rok. Gimnazjum 1925. W 1928 roku umarła moja siostra Konstan/e na nieuleczalna wówczas chorobę krwi. W 1930 roku matka była wielokrotnie operowana na guzy podbrzusza. Matura w 1932 roku. BezpoŁrednio po me] rozpoczęcie studiów medy-I' cznych na uniwersytecie w Monachium.

^

f Utalentowana muzycznie siostra Konstanze. która mając jede-HŚcie lat dała swój pierwszy koncert, uzyskując jako cudowne dziec-|o nagrodę, umarła całkiem nagle, w ciągu kilku godzin. Wkrótce |otem matka załamała się i musiała się poddać kilku operacjom. fyli zmuszeni sprzedać po jednym z obrazów Leibla i Spitzwega. t Stanąwszy oko w oko wobec tych wydarzeń. Wolfgang poczuł K zagubiony i bezradny. Nie byłby nigdy w stanie dojŁć do siebie, |(dyby nie podał mu ręki żydowski profesor Jacob Lewin. Był on :.aoczątkowo zatrudniony jako naczelny internista kliniki uniwersyte-,iluej w Berlinie, pod naciskiem jednak wiadomych wydarzeń został l piuszony do rezygnacji z tego stanowiska. Będąc w pewnym sensie l^yklęty Łciągnął do rodzinnego Bambergu. w którym okazjonalnie |praktykował jako lekarz. Zajmował skromne mieszkanko w pobliżu l KoŁcioła Świętego Michała, stojącego na górze o tej samej co koŁciół | Nazwie, a przewyższającej o trzydzieŁci metrów górę katedralną.

Jacob Lewin i Ernst Theodor Kónigsberger byli od młodoŁci Serdecznymi przyjaciółmi. Wież Jacoba z Ernstem Theodorcm rzuto-wała na ich rodziny. Bywało, że Lewin mocno to podkreŁlał. Zjawiał się zawsze wtedy, kiedy go potrzebowano, i pod pewnym względem zastępował chłopcu nawet ojca. Wolfgang bardzo go kochał.

Gdy Jacob Lewin pytał go. kim pragnąłby zostać. Wolfgang

odpowiadał bez wahania: Lekarzem! Jakżeby inaczej!

- Bardzo dobrze, mój chłopcze. Umożliwimy ci to.

I tak też. się stało. Profesor Lewin przeznaczył ze swych zaso-bów znaczną kwotę na finansowanie studiów Wolfganga.

W 1936 roku otrzymałem tytut doktora medycyny. Potem, jak zwykle to się działo, powołano mnie na dwa lala do służby obronnej. Obrałem

karierę oficera sanitarnego.

Do obowiązków w trakcie tej ..służby” należało pr

stkim to. że musiał ze względów higienicznych kontrolować ne opróżnianie latryn, ..uzdrawiać” męskie genitalia po o stosunkach i wyławiać kolegów, którzy zachorowali na rz kłując potem ich poŁladki penicylina. To wszystko dopro mnie do rozpaczy oŁwiadczył swemu przybranemu ojcu.

Zaniepokojeni jego słowami matka i Lewin usiedli nap

niego. I choć matka bardzo jeszcze cierpiała, zdobyła się na u zachęty w stosunku do syna. Profesor zaŁ powiedział:

- Choroby, mój chłopcze, są zawsze i wszędzie. Nie moa

jednak nigdy pogodzić z tym faktem. Ale może chciałbyŁ roz^ następne studia? Na czasie wydaje mi się psychologia, daje sz perspektywy.

- Mogą mi na to nie zezwolić.

- Zostaw ten kłopot mnie. mój chłopcze! Znam kogoŁ

wowego. na wysokim stanowisku. Był ze mną zaprzyjaźniony i i ba nadal chce utrzymać tę przyjaźń. Możliwe, że nie ma im wyboru po tym wszystkim, czego się od niego dowiedziałem. Prt dopodobnie jest to ostatnia sprawa, którą mogę jeszcze dla de załatwić.

RzeczywiŁcie ostatnia. Lewin przeprowadził stosunkowo kr ką rozmowę telefoniczną z Berlinem, po której oznajmił:

- Sprawa twoich kolejnych studiów wygląda pomyŁlnie, a g

by wystąpiły jakieŁ trudnoŁci i nie wiedziałbyŁ, co dalej poć? możesz się zwrócić, z powołaniem się na mnie, do generalne lekarza, doktora Petera Bauvais z naczelnego dowództwa wojs lądowych. Zapamiętaj to nazwisko, nie zapisuję ci go i nie ro mawiaj o tym z nikim.

W parę dni potem Jacob Lewin, niemiecki Żyd. został aresz-1 towany przez gestapo, przesłuchiwano go i maltretowano. Następnie,! pobitego, odtransportowano do kacetu, gdzie, jak przekazali wiado-| moŁć. nie wyrzekł już ani słowa. Nikt nie wiedział, kiedy, gdzie| i w jaki sposób zmarł. |

W 1939 roku zacząłem studiować ponownie, już jako przynależący do| Wehrmachtu. Psychologię, z ukierunkowaniem: psychologiczne prowa-dzenie wojny. Moim nauczycielem akademickim i drugim promotorem E JCGna pracy doktorskiej był profesor doktor Gerhard Kramer z uniwersytetu i kłócę berlińskiego. W 1940 roku zmarła moja matka. Doktoryzowałem się przel po raz wtóry w 1942 roku. zagrc

164

Profesor Kramer był to niski, niezwykle ruchliwy mężczyzna. krążący w czasie wykładów pomiędzy gęsto zapisaną tablicą a swymi nielicznymi słuchaczami. Niewielka ich liczba wahała się od dwu-nastu do osiemnastu osób nie budziła w nim najmniejszej nawet irytacji.

- Jest to elitarna dziedzina wiedzy, której zdumiewającą przy-szłoŁć rzadko kto zdoła ogarnąć rozumem. Dyscyplina nie mająca nic wspólnego z wątpliwymi teoriami Freuda, bazującymi na funk-cjach podbrzusza. podczas gdy ja specjalizuję się w reakcjach rozu-mu. Udało mi się zresztą w moich publikacjach, z którymi się jeszcze szczegółowo zapoznamy, doprowadzić tego wiedeńskiego mąciciela dusz ad absurdum.

Było to przypuszczalnie nieodzowne credo tego. kto zamierzał być wykładowcą.

Co najmniej raz w tygodniu musieli studenci wysłuchiwać mowy programowe) tego małego człowieczka, a wielkiego profesora.

- Oczekuję od panów bardziej intensywnego wkładu pracy nad zgłębianiem przedstawianej przeze mnie materii. Odbiegania od te-matu lub tym podobnych rzeczy pod żadnym pozorem nie będę tolerował. Kto zatem nie potrafi przystosować się do tego bez za-strzeżeń, musi wyfrunąć.

A właŁnie taki los zdawał się zagrażać Kónigsbergerowi. Pod-czas jednego z tych wykładów poznał cudzoziemkę, studentkę medy-cyny, Japonkę imieniem Misha. Znalazła się na uniwersytecie w ra-mach wymiany studentów opartej na ..osi” Berlin-Tokio. Wolfgang lubił ją, a jego przychylnoŁć nie pozostawała bez echa.

Pomagał Mishi w nauce, a także w udoskonalaniu języka nie-mieckiego. Spędzili razem wiele wieczorów, również niejedną noc. W końcu z^utliaKzkali nawet razem.

Fakt ten z ..kręgu niemoralnoŁci wobec obcych rasowo” nie mógł długo uchodzić bezkarnie i doniesiono o nim odpowiedniemu blokowemu, który z kolei powiadomił gestapo. W związku z tym dwóch gestapowców”2łożyło wizytę profesorowi Kramerowi i udzieli-ło mu surowego ostrzeżenia. Profesor natomiast dobrał się do swego studenta Kónigsbergera,

- Nie chcę w ogóle wdawać się w bliższe szczegóły, muszę

jednak niestety stwierdzić, że ten przypadek może spowodować za-kłócenia w naszej pełnej koncentracji pracy. Ta dziewczyna z Japonii przebywa u nas po to, by studiować, nie zaŁ. by być przedmiotem zagrożenia obyczajowego. Musi pan. panie Kónigsberger. tak szyb-165

ko. jak to tylko jest możliwe, zerwać z nią. W przeciv

nasze drogi się rozejdą.

Zwrócił się więc Woltgang Kónigsberger po raz pierws

ny do owego człowieka, którego nazwisko podał mu na;

przed Łmiercią Jacob Lewin. Odszukał generalnego lekarza! Bauvais, który przyjął go bez żadnych ceregieli, ponieważ otl o nim wiadomoŁć. Gdy Kónigsberger przedstawił mu swoją { doktor Bauvais powiedział:

Pańskie studia, mój drogi, mają pierwszeństwo, zwłas;

wyraźnie żądają tego okreŁlone koła. Będzie je pan kontynuow młodą Japonkę odeŁlemy do jej ojczyzny. Czy coŁ jeszcze, K berger?

Zrozumiawszy, że niczego więcej nie może tu oczekiwać,)

rzekł odmeldowuJącvm się tonem: - Rozkaz, panie lekarzu geM ny!

Potem Bauvais przybrał nagle brzmiącą po ludzku intoiu

- Miał pan orędownika, który cieszył się moim szczególnym pc żaniem. W najbardziej mrocznych chwilach mego życia użyczy}} zdecydowanej pomocy, nic w zamian nie żądając. Aż do tego mentu. Pomogę panu. będę się starał usuwać piętrzące się p panem ewentualne trudnoŁci.

Zanim Kónigsberger zdołał podziękować, generalny lekarz;

się znowu nad wyraz rzeczowy. - To byłoby prawie wszystko. kończy pan studia następnym doktoratem. Później postaram się, l właŁciwie pana wykorzystano.

Po odbyciu studiów psychologicznych podwójny doktor Kónig berger. jako lekarz i specjalista od psychologicznego prowadzeń wojny, został odkomenderowany do specjalnego obozu szkoleniowe-I go pułkownika von Verweisera w Kampfental.

W kabinie szóstej mieszczącego się w kaplicy burdelu siedział na taborecie Hausleitner. burdel-tata. Na szerokim, rozgrzebanym łóż-ku leżała ciemnowłosa polska pięknoŁć w wieku niespełna dwudzies-tu lat.

- Pomóż mi, proszę.' - skamlała wstrząsana spazmami. - Nie... mogę... już... dłużej! - Były to niemieckie słowa z tych nielicznych dwóch, może trzech tuzinów, jakich nauczyła się Sonia podczas rocznego pobytu w burdelu.

Hausleitner podał jej swoją nalaną, pomarszczoną dłoń, której uchwyciła się niczym pijany plota. - Pomóż mi - błagała.

166

W przeciwnym razie';

po raz pierwszy i jedy-

podał mu na krótko

ralnego lekarza Petera

leli, ponieważ otrzymał

tawił mu swoją proŁbę,.

vszenstwo, zwłaszcza że

je pan kontynuował! T(

`zy cos jeszcze. Kónigs-

noże tu oczekiwać, wy-

`. panie lekarzu general-

ną po ludzku intonację:

loim szczególnym powa-

i mego życia użyczył mi

:ądając. Aż do tego mo-

iwać piętrzące się przed

/ać, generalny lekarz stal

iby prawie wszystko. Za-

Później postaram się, by

podwójny doktor Kónigs-

lologicznego prowadzenia

ilnego obozu szkoleniowe-

`ental.

kaplicy burdelu siedział na

;rokim. rozgrzebanym łóż-

wieku niespełna dwudzies-

rząsana spazmami. - Nie...

ie słowa z tych nielicznych

auczyła się Sonia podczas

pomarszczoną dłoń, której

)móż mi - błagała.

Sonia była załamana po trzecim w ciągu tej nocy kliencie, pluła krwią i przyzywała Hausleitnera. by przyszedł zobaczyć, w jakim Stanie znajduje się już od tygodni.

- Dziewczyno powiedział burdel-tata uspokój się. połóż się spać, spróbuj zapomnieć o wszystkim. - Był pewien, że go zro-zumiała. słowo po słowie. - Mnie również, ogarnia niekiedy uczucie. że jestem u kresu beznadziejnego wyczerpania. Jednak trwamy tu i wy potrzebujecie mnie. Gdy patrzę na którąŁ z was, nierzadko sobie myŁlę: ta mogłaby być moją córką. I domagacie się ode mnie. bym był dla was jak ojciec, od którego oczekuje się zdecydowanej pomocy, ba. nawet JCJ żąda'. To mnie pewnego dnia wykończy.

- Mi...ło..,sier...dzia - wypowiedziała Sonia z największym tru-dem.

I było to słowo, które nigdy przedtem nie dotarło do Łwiado-moŁci tego pełnego ojcowskich uczuć człowieka. Hausleitner wyraź-nie się przestraszył, gdy pojął, że musi podjąć decyzję, a miłosierdzie było tu jednoznaczne ze Łmiercią.

- Pomocy! - jęczała Sonia. - Błagam...

- Tu, Soniu, stoi szklanka wody - powiedział na to Hausleitner niemal uroczyŁcie, jak gdyby sprawował jakiŁ wysoki urząd. Podał jej szklankę wody. - A tu. moje dziecko, są tabletki nasenne.

- Wręczył jej pełną fiolkę. - Weź dwie, najwyżej trzy.

- Dziękuję powiedziała próbując go objąć.

Obejmowała z czułoŁcią człowieka, który niósł jej Łmierć. On nie wzbraniał się przed tym. Czynił tak. bo tak czynić musiał. Nie mógł inaczej.

Tej nocy porucznik Lahrmann zetknął się po raz pierwszy w ka-synie z podporucznikiem Kerstenem. Wagner przedstawił ich sobie. Wydawało się, że obydwa Krzyże Rycerskie sypnęły iskrami.

Wymienili uŁcisk dłoni, zachowując się przy tym jak koń wy-Łcigowy i pies myŁliwski spoglądali na siebie z pewną dozą nieuf-noŁci.

- W\tam\ w n'Asz\m ^come - `powe<\7\'A\ LaYYTW&WA, - CTNTO i'AT(neY7;A `p'A\\ `;,\e \.u 7.'^mo\\ ŹAC”!

- `Nie mam pojęcia - odrzekł mająca }W. w czub\e KersYen.

- To się dopiero okaże.

Bardzo nieopanowany młodzieniaszek, pomyŁlał Lahrmann.

Ten chłop jest pijany! I coŁ takiego w kasynie pułkownika von Yerweisera!

167

Spotkanie to wnet się zakończyło, kiedy to Kersten,

obracajcie ociężałym 7. przepicia językiem, powiedział głoŁno zegnanie: Chyba pójdę JUŻ kimnąc. Na dzisiaj mi wystarczył

Popatrzyli za odchodzącym Lahrmann niemile porusza

Wagner, zachowując przyjemny wyraz twarzy. Ten ostatni pot dział:

Kcrstcn mp^'^^^^ (K& nas całkiem przydatl

nawet jeżeli jeszcze w ogóle nie nie umie. W każdym razie trzebujcmy tu takich, którzy Jeszcze oolrufj^ ^WWff&t'. (/d zna 7.a^X W^fV r%n ze inne sAhnwczkę. kolebo” - Chętnie! Z panem zawsze.

J-trKrrffzawofanie pojawił się starszy ->2^rcgoiviec Anger z 6utf ką szampanii i dwiema szklankami.

- Wzorowo wykonane, chłopie! - pochwalił go Wagner. - Mo

że mi pan jeszcze jedna butlę obłożyć lodem, najlepiej od razu dwicl

Obydwaj porucznicy przepijali do siebie. - Rozumiemy się, nifrj prawdaż? stwierdził Wagner. - Ponieważ wciąż zdajemy sobie| sprawę, do czego to zmierza, j

- MiałeŁ jakieŁ przykroŁci? - zapytał domyŁlnie Lahrmann. )

Skądże, mnie nie da się tak łatwo wywieźć na taczkach!)

A pomimo to jeden istotnie próbował. Odpokutuje za to!

Po czym, jakby pragnąc sobie ulżyć, wyciągnął mauzera kaliber! 6.35, którego zawsze nosił przy sobie, i cisnął go na stół. Nie wywarło to na La h rm a n nic szczególnego wrażenia: przywykł do całkiem innego kalibru.

- Od czego są przeszkody? zadał retoryczne pytanie Wagner, Od tego. by je usuwać!

- Pogląd ten z pewnoŁcią podzieliłby pan komendant - orzekł z wyczuciem Lahrmann. - Ale jakie to przeszkody, jeżeli wolno spytać, ma pan na myŁli?

Chodzi o to. by wyłączyć obce. wrogo do nas nastawione

elementy. Przez tych ludzi moglibyŁmy Łwiadomie narazić na szwank ostateczne zwycięstwo. Nic od takich wymykających się spod kon-troli. maskujących się humanizmem pleciug. tych romantycznych j szarlatanów, uzdrowicieli ducha i naprawiających Łwiat idiotów! Oni l ciągle jeszcze nie pojęli znaków czasu i wcale nie mają tego zamiaru.

Tymczasem stało się jasne, o jakie ..przeszkody” chodziło. Lahrmann skinął potakująco głową; jemu też kapitan lekarz, po-dwójny doktor Kónigsberger, wydawał się jakiŁ niewyraźny.

Ostatnio usiłował nawet krytykować nasze niezawodne, wielo-krotnie wypróbowane metody szkoleniowe - powiedział z oburze-168

ere.sowiec Singer z but

toryczne pytanie Wagnen|

P

mhnnann. - Nie ogarnia wyobraźnią efektu końcowego, do

|o dążymy w toku ćwiczeń, i czepia się nieuchronnych w takiej (^ wypadków, l to całkiem bez żenady, w obecnoŁci zatrud-fch w obozie kobiet, które tylko na to czekają!

- Opowiedz mi o tym. kolego!

<ie było to jedynie poufne zwierzenie pomiędzy ludźmi o tych

ch przekonaniach było to coŁ więcej, oferta intymnej, serdecz-rzyjaźni. Lahrmann. chcąc się przypochlebic Wagnerowi, z ros-ił zapałem opowiadał o zastanawiającym wydarzeniu w szpita-1 Ź;. - Czy nie uważasz, kolego, że to oburzające?

Ii.” - Mówiąc między nami. Heinrichu - Wagner tym razem zwró-l.się już do Lahrmanna po imieniu odbieram to jeszcze gorzej:

|DU człowiekowi bowiem wyraźnie brakuje prawdziwe), wielkonie-ckiej ŁwiadomoŁci.

- Masz absolutną rację. Werner.

- Otóż to, jesteŁ, mój drogi Heinrichu. dobrym, niezawodnym

ega, a teraz także przyjacielem. Wskazal na mauzera. który _li na stole. - Jest twój. jeżeli sobie tego życzysz. Dobry, prawie

|k fabrycznie nowy.

|t. - Dziękuję. Wernerze! Lahrmann wyciągnął spontanicznie

|rój własny pistolet, ciężką, wysoce skuteczną ręczną broń palną falibru 9 milimetrów. Wypróbowany na froncie, przeze mnie oso-(„biŁcie! Tuż przed otrzymaniem Krzyża Rycerskiego załatwiłem nim

l CO najmniej pól tuzina nieprzyjaciół.

l' - Dziękuję. Heinrichu powiedział Werner Wagngr.

ł - Wypijmy więc za zwycięstwo i naszą przyjaźń!

Po czym gotów na każde skinienie Singer pospieszył z następną

butelką szampana. Nie skończyło się na niej.

Następnego ranka pierwszym oficerem, który przybył do kasy-na, był podporucznik Kersten. Nie znać po nim było trudów obżar-stwa i opilstwa poprzedniej nocy. Był rzeŁki i sprawiał wrażenie wyspanego. Natknął się na Singera. który sprawował właŁnie rządy

jako zastępca kaprala kasynowego.

- No - zapytał Kersten - dostanę coŁ ciekawego do zjedzenia'.'

- PełnowartoŁciowe Łniadanie w każdej iloŁci.

„ Dawaj je zaraz!

Usiadł czekając z napięciem, podczas gdy starszy szeregowiec

169

nakrywał do stołu. Kersten jadł tak. jak gdyby przez tydzień:

miał w ustach.

Singer przyglądał mu się z uwagą. - Wygląda na to. że ap

nie straciłeŁ. Jeszcze nie.

- Przypomina mi to - powiedział podporucznik żując i

glądaiąc na obfite i pożywne Łniadanie—racje nadzwyczajne { dzielane frontowcom przed najcięższym zadaniem. A normalnie/ liŁmy tylko konserwy i opróżniali butelki z wódką. Tu jest wszył pierwszorzędne, pytam Jednak. Jakich wyników należałoby siei tym spodziewać9

- Jeszcze się przekonasz. Konstantinie.

- A czym ja się tu będę zajmował'.'

- O tym zadecyduje sam komendant. Ale ponieważ jest na r

nieobecny, radziłbym ci się najpierw rozejrzeć.

- A od czego twoim zdaniem trzeba zacząć?

- Od ..muzeum”, magazynu broni, podległego starszemu

żantowi Heinzowi. które prawdopodobnie ci się spodoba.

I rzeczywiŁcie się spodobało. Kersten odnalazł Heinza w pobliaf magazynu broni, gdy ten na głównej ulicy obozu uprawiał w poje. dynkę intensywnej gimnastykę poranna. Zaimponowało to podporu-ł cznikowi Kerstenowi. Ź

- Od Jutra, starszy sierżancie - powiedział - przyłączam się dój pana. j

- Wedle rozkazu, bardzo chętnie, panie podporuczniku!!

- oznajmił z zadowoleniem Heinz. - A czego teraz pan podporucz-j nik życzy sobie ode mnie'? l

- Niech mi pan pokaże składowaną tu bron. [

Specjalista od broni Heinz z wyraźną dumą zaprowadził pod-porucznika do swojego królestwa.

Dział pierwszy: arsenał wielkoniemiecki - zapełnione po brzegi regały wszelką standardową, będącą w użyciu bronią, do tego ułożo-na w skrzyniach amunicja. Kersten bez słowa skinął głową. Teraz dział drugi: zbiór rosyjsko-sowiecki - także bogato tu reprezentowa-ny. prawie komplet.

- Dobrze znane - stwierdził lakonicznie Kersten.

Potem dział trzeci - dopiero co zdobyta najnowoczeŁniejsza amerykańska bron. którą Heinz niedawno rozładował i był w trakcie Jej sortowania, oznaczania i przygotowywania do ekspozycji. I tu Kersten oniemiał z zachwytu.

170

przez tydzień nic l

da na to. że apet

ponieważ jest na razrj

ział - przyłączam się do

, - Co to takiego?

wykrzyknął.

ŚŹ^wany i zaczął się jej z bliska przypa-

Łci'. - zawołał ze -„Ź””n-ioŁcią

wykonania i stosi

|- Co to laMi-g^..

t/Dopadł do broni zafascynowany i zac/ąi aiy ^_, _

ÓŚ Tn są autentyczne nowoŁci'. - zawołał ze znajomoŁcią -;., „ŹvVnnania i stosunkowo prosta bardziej dla znawców,

`-Ź'-.^7.

To są autcinwt-..^ -

y. - Rzuca się w oczy perfekcja

Btrukcja. Mniej nadająca się dla tępaków. barazicj um .....

Ź.Starszy sierżant Heinz skinął potakująco głową. Ów podporucz-tiSpodobal mu się. był to ten sam typ człowieka co on - namiętny

)snik broni.

- Czy pan już te wszystkie typy wypróbował?

- Jeszcze nie. panie podporuczniku.

- Musi pan jak najszybciej nadrobić te zaległoŁci, sierżancie

am ze mną.

Niebawem rozpętali na terenie strzelnicy południe prawdziwą

alaninę, która obydwu upajała. Co pociągnęło za sobą pewne

llBtępstwa.

„i

i < Nazajutrz późnym popołudniem pułkownik von Yerweiser po-nrócil z wyprawy łowieckiej. On na przedzie na swoim rumaku hldurze, za nim pieszo jego Łwita na czele ze starszym kapralem Oemerem, który czul. że uczynił znaczny krok, by uzyskać awans na tierżanta. Przed zameczkiem kampfentalskim wyłożono na tarasie .tak zwany rozkład: dwie sarny, dzika, trzy zające. Leżały tam ze-Btywniale; było to nędzne naŁladownictwo licznych ..ostatecznych rozwiązań” tej wielkiej epoki. Kapitan lekarz stał w oknie kasyna.

Ź w chcąc się pozbawić tego widowiska, tuż obok niego starszy ceregowiec Singer. Obaj spostrzegli kapitana Tauschmullera; podą-żał właŁnie w kierunku komendanta.

; - Darz Bór. panie pułkowniku - powiedział. - Nic specjalnego

` a( tu nie wydarzyło.

- Z myŁliwską podzięką, mój drogi'. - odparł z godnoŁcią puł-kownik von Yerweiser. - Tak też się spodziewałem.

- Pokaźny rozkład, panie pułkowniku.

- SzczęŁcie nam dopisało'. A szczęŁcie nie opuszcza tytko wy-trawnych myŁliwych. ; Singer w tym czasie szepnął Kónigsbergerowi: - O ile się orien-I tuję, jest chyba teraz czas ochronny obowiązujący wszystkich my-Łliwych.

- Nie jego jednak - powiedział kapitan lekarz; zabrzmiało to

tak, jak gdyby głoŁno sobie pomyŁlał. - Dla naszego pana pułkow-nika każda reguła jest wiążąca, lecz pod warunkiem, że ią uzna lub

171

sam ustali. Co się zaŁ tyczy jego pasji łowieckiej, sprawa całkowicie jasna. Trzeba tu uwzględniać wiele czynników.

Jedno było pewne: w wyniku polowania kuchnia k

zyskała znaczne zapasy żywnoŁci i okazję do wydania o każde} tuzina wyszukanych, uroczystych przyjęć. Przedtem jednak ! i Kónigsberger mieli szansę podziwiać Priewitta. Stał spokojl zapleczu: mógł już znowu pracować na dalszy awans, poniewa na sobie ponownie mundur kaprala po swojej ostatniej degr Podstawa: wspaniała opieka nad komendantem w nadzwyczaj okolicznoŁciach.

SuwerennoŁć pułkownika von Yerweisera była w sposób i

wisty niczym nie zachwiana. Także teraz, kiedy to kapitan Tai miiller zameldował mu:

Dwaj panowie z Abwehry przybyli do nas. podpułko'

i podporucznik, i wyrazili życzenie porozmawiania z panem putl nikiem.

Komendant demonstracyjnie pożegnał się ze swoim koniem

durem, klepiąc go po grzbiecie, po czym zwrócił się znów do k, tana:

Jeżeli ci panowie maja taka potrzebę, niech przyjdą.

Pozwoliłem sobie, panie pułkowniku, skierować tych goŁci'i Hólzbach. gdzie w gospodzie ..Pod Starą Pocztą” mają być dol obsłużeni. Tam czekają na wiadomoŁć; cierpliwie, w przyjemnej m o s forze.

Wspaniale, mój drogi pochwalił go komendant. T(

TaLischmuller był faktycznie nieoceniony. Najpierw zamierza' wziąć kąpiel, potem coŁ przekąsić, kawałek Łwieżej, usmażonej na) maŁle wątroby sarniej; niech pan powiadomi kuchnię. Potem mogą ci panowie tu się zjawić. `

JeŁli idzie o obydwu oficerów Abwehry. sekcja Monachium, to| jeden z nich. podpułkownik Wassermann, był typowym urzędnikiem w mundurze, gładko uczesany, przyczajony, profesjonalnie nieufny, Towarzyszący mu podporucznik, którego nazwiska nikt nie znał, co chyba było konieczne, reprezentował sobą piorunującą mieszankę zdeklarowanego kryminalisty i gorliwego psa policyjnego.

Pułkownik von Yerweiser przyjął czekających nań w jego gabi-necie goŁci z demonstracyjną pobłażliwoŁcią. Za nim tkwił Łwieżo { upieczony kapral Priewitt. nieruchomo, wyraźnie napięty, tak jakby trzymał w pogotowiu pistolet maszynowy. Obok pułkownika stał s zawsze skupiony Tauschmiiller. Bardziej z tyłu ulokował się porucz-;kiej. sprawa nie ` czynników.

a kuchnia kasynoy

ydania o każdej por

sedtem jednak Sing

tta. Stal spokojnie l

awans, ponieważ ima

Źj ostatniej degradacji.

;m w nadzwyczajnych

i była w sposób oczy-

dy to kapitan Tausch*

10 nas. podpułkownik

iania z panem pułków-

Ź ze swoim koniem Bal-

Źócił się znów do kapi-

. niech przyjdą.

skierować tych goŁci'do

>cztą” mają być dobrze

>liwie. w przyjemnej at-

go komendant.

Najpierw zamierzam

Łwieżej, usmażonej na

11 kuchnię. Potem mogą

S ttk Wagner, który swoje uczestnictwo w

jliczególny dowód zaufania.

W spojrzeniu pułkownika

co mogę dla—ŹŹŹŹŹ „”

tCJ

rozmowie odbierał jako

ów

was

wroaosci. A zatem, moi

nie było

uczynić'1

.u - zaczął podpułkownik Wassermann

;d/iba znajdow ata

My, panie pułkowniku

wywiadu wojsk lądowych, którego sic

-JesteŁmy z

| lic w Berlinie, a teraz, w

i aono ją do Monachium. Ta

]S1S tau>^ł< _>»,>.. .-..

wyniku uwarunkowań wojennych, przeme-

placówka podlega mnie. l liczę na to,

- .,...Ź ,,,V,^ ,^,.^^.Q^.

nas jako partnerów

aonu J4 uu m^>.^„...-

Banowny panie pułkowniku, że zaakceptuje pan

von Yerweiser uŁmiechnął się powŁciągliwie. Panów

ikceptować? Po tvm wszystkim, co się stało0 Czy nie jest godne podziwu, że tego typu placówka jeszcze w ogóle istnieje'? - Spojrzał

rozmowy.

Yiktor

przy tym zachęcająco na porucznika Wagnera.

Ten zaŁ, jak należało oczekiwać, zareagował natychmiast: Je-Kli mogę wyrazić swoją opinię, jest to towarzystwo nie budzące aufania; wypowiadam się jako przekonany, narodowosocjalistyczny. Stojący na straży ideologii oficer. Nie budzące zaufania co najmniej od czasu tych zadziwiających wydarzeń z dwudziestego lipca. Rola szefa Abwehry. admirała Canansa, była wówczas w najwyższym Stopniu podejrzana. A pułkownikowi Osterowi, jego prawej ręce. udowodniono nawet zdradę stanu. Jak może pan jeszcze liczyć na

aufanie do waszej placówki?

- Będziemy się teraz starali je odzyskać zapewnił podpułkow-nik. - Dlatego właŁnie tu jesteŁmy.

- No to pięknie, panie kolego, niech pan o to zabiega. W miarę

możnoŁci jak najbardziej realnie, rzeczowo i w stu procentach prze-konująco, po wojskowemu.

Jak każdy rozsądny przełożony również podpułkownik Wasser-miał swoją tubę. Był nią towarzyszący mu podporucznik.

mann

UlUIILt I..,»-

który przystąpił do referowania sprawy:

- Nasz specjalny oddział piąty, kontrola radiowa i rozszyfrowy-wanie, zdołał w ostatnich tygodniach przechwycić wiele podejrza-nych meldunków radiowych, które jeden z nas jednoznacznie roz-szyfrował, a były nadawane kodem rosyjskim. Meldunki te przesyła-no o okreŁlonej porze na czterech, najwyżej pięciu różnych często-tliwoŁciach. NamierzyliŁmy to nadawanie i ustaliliŁmy lokalizację. choć nie znamy jeszcze dokładnego punktu przekazywania meldun-ków.

, sekcja Monachium, to

ył typowym urzędnikiem

, profesjonalnie nieufny.

izwiska nikt nie znał, co

, piorunującą mieszankę

>sa policyjnego.

Hjących nań w jego gabi-

aą. Za nim tkwił Łwieżo

raźnie napięty, tak jakby

. Obok pułkownika stał

tyłu ulokował się porucz-!

l Na to zagajenie pułkownik zareagował demonstracyjnym spo-kojem, jednak jego znaczący uŁmieszek Łwiadczył o nieustępliwoŁci.

173

- Nie dopuszczam nawet myŁli powiedział zwracając'

podpułkownika - że ktoŁ mógłby przypuszczać, iż właŁnie ni terenie znajduje się... |

- Ale dlaczego od razu tak. szanowny panie pułkowniku?

replikował Wasserinann. - Nigdy bym sobie na to nie pozwól razie proszę, by pan przyjął do wiadomoŁci, że ta szpieg radiostacja znajduje się. według naszych namiarów, na ol Hólzbach. S

Pułkownik uŁmiechnął się znowu, tym razem jednak bal

wynioŁle niż poprzednio, i zdał się na swego kapitana Tausch lera. by ten bliżej naŁwietlił sprawę, i

Kapitan przystąpił do rzeczy: - Na tym obszarze, mam na l Hólzbach i okolice, nie tylko my przebywamy, panie podpułlri niku, o czym wasza placówka powinna właŁciwie wiedzieć. Znaj< się tu jeszcze komendantura, szpital dla ciężko rannych oraz o Służby Pracy z przydzielonymi doń jeńcami wojennymi. Nastę' przeniesiona tu z Elbląga stacja doŁwiadczalna marynarki; ( zakład uwodorniania, w którym pozyskuje się benzynę z w^_ Wreszcie nawet jednostka SS. pomyŁlana jako rezerwa Fuhrera^ Obersalzbergu. Zatem parę tysięcy ludzi oprócz nas. ,'

Podpułkownik z uznaniem kiwnął kapitanowi głowa, po czy

bezzwłocznie zwrócił się do pułkownika: - ObecnoŁć tych jednosl i ich miejsca postoju są nam doskonale znane. Pozwolę sobie jedni zauważyć, szanowny panie pułkowniku, że żadna z tych placów na tym obszarze nie ma tak ogromnego znaczenia jak pańska. Ź

Von Verw'eiserowi pochlebiło to stwierdzenie, jednak i tym ra' żem zachował on chłodną rezerwę, tym bardziej że nie dopuszcza nawet myŁli, by podobne podejrzenia dotyczyły jego terenu.

- Nigdy, zapamiętajcie to sobie, panowie! Nawet najmniejszych aluzji w tym kierunku'

Tych wypowiedzianych tonem pogróżki słów nie mógł podpuł-

kownik Wassermann. szef Abwehry Południe, pominąć milczeniem;

nie był w stanie pojąć, że ten pułkownik reprezentuje sobą nie tylko potęgę słonia, ale także ma pamięć tego zwierzęcia. Dopiero parę tygodni później ujawnił się ów fakt. kiedy pułkownik doprowadził do tego. że tę niewygodną, narzucającą się natrętnie placówkę roz-wiązano, a wszystkich tropicieli wysłano na front.

Teraz jednak sprawy biegły jeszcze swoim torem.

- Powodzenia, moi panowie! - zawołał komendant, gdy już

zbierali się do odejŁcia. - Mam nadzieję, że jeŁli spotkamy się kiedyŁ. to w przyjemniejszych okolicznoŁciach.

l zwracając się do

`. właŁnie na moim

pułkowniku?! - za-

o nie pozwolił! Na

że ta szpiegowska

;irow. na obszarze

;m jednak bardziej

ipitana Tauschmul-

;arze. mam na myŁli

panie podpułkow-

; wiedzieć. Znajduje

rannych oraz obóz

cennymi. Następnie

la marynarki: dalej

ę benzynę z węgla.

rezerwa Fuhrera dla

z. nas.

owi głowa, po czym

cnoŁć tych jednostek

Pozwolę sobie jednak

ina z tych placówek

żenią jak pańska.

nie. jednak i tym ra-

niej że nie dopuszczał

`ły jego terenu.

Nawet najmniejszych

Iow nie mógł podpul-

, pominąć milczeniem;

szentuje sobą nie tylko

ierzęcia. Dopiero parę

ułkownik doprowadził

atrętnie placówkę roz-

front.

im torem.

ł komendant, gdy już

sli spotkamy się kiedyŁ.

szperacze już wyszli, powiedział pułkownik do swojego

kapitana: -- Obrzydliwa historia, za kogo oni mnie mają?

- WłaŁnie - skwitował to krótko Tauschmuller, mając przy tym na myŁli podporucznika Kerstena, i aż ciarki przeszły mu po ple-cach.

6. TO, CO NIEUNIKNIONE,

ZAZNACZA SIĘ

CORAZ WYRAĄNIEJ

Pierwsze spotkanie pułkownika von Yerweisera z

porucznikiem Kcrstenem odbyło się tego samego wieczoru pode kolacji w kasynie oficerskim. Kapitan Tauschmiiller poinfórmov dokładnie komendanta o wszystkich wydarzeniach związany z osoba nowo przybyłego i przygotował go oględnie na to. że manii ry podporucznika przy stole pozostawiają wiele do życzenia. `

Podczas kolacji ten bogato dekorowany młodzieniec pozwoH

sobie całkowicie nie przestrzegać wymaganych v, kasynie obyczajówJJ żarł bez opamiętania, komentując gwarą bez żenady poszczególntj dnnia: „Cz^os tllkj^o mc Wlr^em jeszcze zżadne]'menażki”7u6:| ..Dobre żarło podnosi nastrój w oddziale, wzmacnia morale. Taki

zawsze powinno być!” , .g^,

Takie zachowanie odebrało początkowo apetyt biesiadującym, J którzy znad swoich pełnych talerzy spoglądali z napięciem na ko-mendanta. Jednak jego reakcja była ogromnie zaskakująca, gdyż P0^ potrząsnął on tylko swoją mądrą głową, wykazując tym pełnię zro- - P zumienia. ŹŹ aute

Powiedział dyskretnie do Tauschmułlera. co siedzący bliżej mo-gli usłyszeć; gję n

Co za nadużywanie własnych zdolnoŁci! Oto mamy bohatera, you Ale jak on się zachowuje? Jak bezwolna, frontowa Łwinia. ^ „,

Po jedzeniu pułkownik poŁwięcił swój czas podporucznikowi Kcrstenowi. proponując mu partię szachów. W czasie gry szybko się zorientował, że jego partner nie ma pojęcia o wyrafinowanej strategii i finezyjnej taktyce - w każdej sytuacji zachowywał się jak praw- j. „^J' dziwy zawadiaka.

gabi

OkolicznoŁć tę próbował komendant wykorzystać, w związku le2^' z czym oficerowie jego sztabu skrzętnie nastawili uszu. nieć

176 i:

ONE,

EJ

Yerweisera z pod-

20 wieczoru podczas

nuller poinformował

Źzeniach związanych

dnie na to. że manie-

le do życzenia.

młodzieniec pozwolił

w kasynie obyczajów,

żenady poszczególne

żadnej menażki” lub:

zmacnia morale. Tak

apetyt biesiadującym,

li z napięciem na ko-

nie zaskakująca, gdyż

azując tym pełnię zro-

co siedzący bliżej mo-

i! Oto mamy bohatera.

ontowa Łwinia.

czas podporucznikowi

W czasie gry szybko się

wyrafinowanej strategii

howywał się jak praw-

/ykorzystać, w związku

Źitawili uszu.

- Dotychczas, drogi chłopcze, wykonywał pan wzorowo swoje żołnierskie obowiązki. Czy sądzi pan. że na tym koniec'.'

- OczywiŁcie, że nie. panie pułkowniku! Brakuje mi jeszcze w końcu paru odznaczeń, przy czym nie aspiruję JUŻ do pańskiego „Pour le Merite”.

-- Wie pan o tym. Kersten?

- Znam wszystkie fazy. w najdrobniejszych szczegółach, pań-skiego legendarnego ataku na Douaumont. Wspaniała akcja, Łwiecą-ca przykładem każdemu żołnierzowi. Wszelką wojnę cechuje przej-rzystoŁć wynikająca z żołnierskiego czynu, tej jednak grozi zagubie-nie się w niezliczonych, drugorzędnych wątkach.

Yiktor von Yerweiser zadał sobie wiele trudu, by nie okazać po sobie, jak go te słowa zachwyciły.

- Być może. mój drogi Kersten, że odbierze pan to prawidłowo. Jednak samo zdeklarowane bohaterstwo nie wystarcza, by osiągnąć pełnię żołnierskich cnót.

- A co jeszcze się na to składa, panie pułkowniku'.' zapytał Kersten czekając z napięciem na odpowiedz.

- Wiele rzeczy, nieco niezawisłoŁci, godnoŁci osobistej, opano-wania, dążenie do wyższych wartoŁci duchowych i wewnętrznego. ustabilizowanego ładu. Czy jest pan w stanie sobie wyobrazić. Ker-sten, co należy przez to rozumieć'?

- Nie. panie pułkowniku - odpowiedział podporucznik zarów-no z szacunkiem jak i z pewnym zmieszaniem.

- Spróbuję zatem to panu wyjaŁnić, bo od tego przecież tu jestem.

- Niech mnie pan uprzejmie uŁwiadomi, panie pułkowniku, jak powinienem postępować, by uczynić zadoŁć pańskim wymaganiom - powiedział Kersten pełen wdzięcznoŁci dla tego cieszącego się autentycznym poważaniem wielkiego bohatera wielkiej wojny.

Ku ogólnemu zdziwieniu i całkowicie nieoczekiwanie wywiązał się między nimi swego rodaku stosunek ojcowsko-synowski. Yiktor von Yerweiser przyjął niejako Konstantina Kerstena pod swoje opie-kuńcze skrzydła.

Później, jeszcze tej samej nocy. komendant odbył w swoim

gabinecie poufną rozmowę, w której uczestniczyli tylko obydwaj majorowie, Kastor i Pollandt. Powiedział im prosto z mostu:

-- Wszystkich kursantów ze znajomoŁcią języka angielskiego na-leży skoncentrować, nie podając im jednak przyczyny tego posu-nięcia.

Wyprzeda/ bohaterom

177

Kastor i Pollandt skłonili głowy, jak gdyby przejrzeli

mysi.

Ludzie ci wchodzą w skład grup A i B. a z czasem w;

naszego szkolenia utworzymy z nich zdolną do walk fronti

grupę specjalna C, w której będą testowani pod kątem ich b przydatnoŁci. Proszę, niech panowie opracują odpowiednie tywy. Grupę C proszę podporządkować podporucznikowi Ker \vi. ponieważ liczę, że powinno to dać efekt.

Wielce obiecujący oficer - zauważył jeden z majorów.!

drugi uznał za niewskazane i przedwczesne, ponieważ nie przy nigdy korzyŁci wyrywanie się z oceną wobec komendanta.

Pułkownik uŁmiechnął się jednak w zamyŁleniu.

- Wielce - wyrzucił z siebie - ale też okropnie zdziczały, -l czym zwierzył się obydwu majorom, że zamierza osobiŁcie zająć ( tym przerażająco zaniedbanym młodzieńcem i dać mu podst) prusko-żołnierskiej filozofii. Następnie zwrócić się do kapit Tauschmullera, by ten zrobił mu mały wykład na temat korzyst, z kasyna i panujących w nim obyczajów. Z kolei poprosi pa Klarfeld. aby udzieliła Kerstenowi paru lekcji dotyczących fon towarzyskich. - I liczę także na was. moi panowie. Podporuczri Kersten jest typowym wytworem frontu, to oficer bez właŁciwej temu stanowi wykształcenia. Ma prawdopodobnie luki w dziedzina! historii wojen. Wzbogaćcie, panowie, jego wiedzę za pomocą przy-spieszonego kursu, jesteŁcie przecież ekspertami.

Kastor i Pollandt. którzy byli również ekspertami w maskowa-j niu swoich prawdziwych poglądów, skłonili się bez słowa, co rnogło| być poczytane za zgodę.

Następnego dnia porucznik Wagner, odpowiedzialny za zdrowe-1 go ducha czasu, urzędował jak zazwyczaj w swoim gabinecie, prze-rzucając sterty prywatnej korespondencji uczestników kursu, l

Pomagali mu w tym dwaj zaufani kaprale bezpieczeństwa, oso-1 biŁcie przez niego wyszukani, stuprocentowi członkowie partii. Jeden | z nich otwierał i sortował listy, podczas gdy drugi przygotowywał | notatki do akt personalnych. [

Wagner działał sprawnie w tym interesie, który służył również l temu. by komendant miał jasny obraz nastrojów i poglądów ludzi. Porucznik wyszukiwał i gromadził uwagi, opinie, poglądy, które wydawały mu się interesujące i wartoŁciowe, posługując się następu-jącym schematem: mm'

178 `

A. Uwagi dotyczące akt osobistych.

)rzejr7-eli cały za-

czasem w ramach

walk frontowych

.ątem ich bojowej

.powiędnie dyrek-

mikowi Kersteno-

i z majorów. Co

,vaż me przynosiło

„nendanta.

niu.

ne zdziczały. - Po

osobiŁcie zająć się

dać mu podstawy

się do kapitana

temat korzystania

olei poprosi panią

dotyczących form

iwie. Podporucznik

ser bez właŁciwego

e luki w dziedzinie

ę za pomocą przy-

;rtami w maskowa-

`ez slowa. co mogło

Wypowiedzi Łwiadczące o słaboŁci, zwątpieniu, o lęku piszącego list były przepisywane, a następnie, według właŁciwoŁci, wędrowały w formie notatek służbowych do majorów Kastora i Pollandta,

B. Opinie dotyczące obecnej sytuacji wojennej, stanu państwa, ducha bojowego znajdujących się tutaj oddziałów elitarnych. Dzieliły się one na trzy kategorie. Po pierwsze: poglądy pozytywno-opty-mistyczne: te wyraźnie przeważały. Po drugie: niejasne, powątpiewa-jące; te występowały od czasu do czasu. Po trzecie: negatyw-no-pesymistyczne. które jednoznacznie dawały się zakwalifikować do rubryki o nazwie niewiedza lub głupota; te trafiały się nadzwyczaj rzadko,

C. Totalnie negujące, defetystyczne sformułowania, Łwiadczące już niemal o zdradzie stanu. Tych ostatnich poszukiwano szczególnie starannie.

Porucznik Wagner trafił tym razem, jak rzadko kiedy, na sfor-mułowanie pasujące do schematu C. W liŁcie jednego z kursantów natknął się na zdanie, które mu na krótką chwilę odjęło mowę.

To, co przeczytał, brzmiało: ..... po prostu chorobliwie ambitny starszy szeregowiec, który próbuje się teraz zemŁcić na całej ludzko-Łci za to. że opanowana w pewnym sensie przez cymbałów armia nie awansowała go w porę do stopnia oficera. Wskutek czego musiał nabrać słusznego skądinąd przekonania, że przez całe życie nie bę-dzie nikim innym jak tylko malarzem pokojowym”.

To. że autor tego tekstu miał na myŁli zawsze wysoce poważa-nego Fiihrera nad Fuhrerami Adolfa Hitlera, było rzeczą bezsporną. Porucznik Wagner wezwał do siebie autora listu, człowieka, który dopuŁcił się tak niesłychanego czynu, i kazał mu najpierw stać minu-tę bez ruchu. Lustrował go badawczo, z rosnącą pogardą. Miał przed sobą wyrażającego się nader uczenie starszego szeregowca o nazwisku Sommer. który najwyraźniej czuł się niepewnie.

iedzialny za zdrowe-

aim gabinecie, prze-

ników kursu.

bezpieczeństwa, oso-

mkowie partii. Jeden

Irugi przygotowywał

który służył również

>w i poglądów ludzi.

linie, poglądy, które

(sługując się następu-

Oficer od przestrzegania zasad stuknął palcem w list. - Czy zdajesz sobie sprawę, coŁ ty nabroił?

Starszy szeregowiec zapewnił szybko, że zaszło widocznie jakieŁ nieporozumienie. - Zawsze byłem zdania, że nasz Fuhrer to bezprzy-kładny geniusz. A że odpowiednie słowa nie spłynęły mi na papier. bardzo tego żałuję.

- Starszy szeregowcu Sommer - powiedział Wagner przybiera-jąc coraz ostrzejszy ton - wszystko, co tyczy naszego Fuhrera. głównodowodzącego Wehrmachlu, jest kryształowo czyste, bez naj-mniejszej skazy. Kto sobie tego nie uŁwiadamia, kto nie jest gotów

179

do niestrudzonego zgłębiania osoby Fiihrera oraz jego prób i utożsamiania się z nimi, ten ma nie po kolei w głowie.

Porucznik Wagner zawlókł swoją speszoną ofiarę do k;

Tauschmullera. przedkładając mu jako dowód zakwestionowan

- Bezprzykładne Łwiństwo, które powinno być surowo uki

Kapitan odciągnął na bok porucznika. Czy nie moŻB

zakończyć tej sprawy dyskretnie?

Wagner oczekiwał tego pytania i odpowiedział na nie zde

wanie przecząco: - To wydarzenie, panie kapitanie, należy potl tować z wyczuciem skutków, jakie za sobą niesie, musi być Ń przykładem odstraszającym innych. WłaŁnie teraz, gdy nowy dopiero się rozpoczął, trzeba o nim zasygnalizować! Jestem pe' że będzie to całkowicie po myŁli pana komendanta.

Kapitan Tauschmuller powstrzymał się od wypowiedzenia

gi. która cisnęła mu się na usta: ..JeŁli ktoŁ JUŻ z góry oŁmielaj twierdzić, że wie. co będzie po myŁli von Yerweisera...” Dlata skwitował to krótko:

A więc dobrze, zgoda na pańską propozycję. Miało

oznaczać w podtekŁcie: ..Na pana odpowiedzialnoŁć”.

Pułkownik von Yerweiser zajmował się w swoim gabinecie

kształcaniem podporucznika Kerstena. - Zakładam, mój drogi, zź| pan wie. kto to jest Clausewitz? j

- Mniej więcej, panie pułkowniku. Staropruski generał, któryl napisał podobno całą stertę dzieł. Nie należy to w żadnym razie dół zadań oficera. [

Tę ostatnią wzmiankę puŁcił von Verweiser mimo uszu. ponie-| waz on także z właŁciwą sobie dokładnoŁcią pisał od lat dzieło na | temat studiów naukowo-wojskowych. - Niech pan zawsze zważa, mój chłopcze, na rozmaite powiązania. ` Na jakie mianowicie?

No. weźmy na przykład mnie i moją rodzinę. Kilku moich l

przodków było pruskimi oficerami, ja rozpocząłem karierę w cesar-skich Niemczech i teraz jak pan służę w Wehrmachcie.

- A więc służy pan Fuhrerowi!

- Żołnierz służy, proszę zwrócić uwagę na różnicę, nie dane-mu ustrojowi czy głowie państwa, lecz racjonalnej idei tegoż pań-stwa, której sensowna kompozycja ma między innymi za zadanie ochronę życia naszego narodu oraz utrzymanie pozycji ojczyzny na zewnątrz.

ISO

\\ y U*-` „ Ó-- . |

,17. `z góry oŁmiela si(

mnie pułkowniku.

^^ir^.Ke^..^^^^

- Bohaterskie cwii, n E ^ ^,i„„ MU. „°-.adcKnB

^ ^”s^^^ - Ś'

5<„,i,A», opane n-.. ^ „„„„szona uległoŁć,? „to- dobrre - P”^03'11 KCTSlle” H^ ^w z „”Ź'”Ź'

.^”^i^

T^^S^^^,^^ OCKkuję

^^SFS ^”-^c^^

^^-^^

,dźianę. po””'1'” `P””” . proiAc)ona -ŹŹ'”%., tó.e- ^ -PY1^:?”^^^. P0^””””

^-^”^'S.'^ ^^T^N^^” pros'

„A^^S^.K^^ ^ Ź zamKrM 60

^^^^: ^ spo,^ ^ ^^-.

IB Komendant obrzucił ^ ^ wydarzeniach

omszowe rę^iczki^ ^ ^ ^,^0 TSchtu wydało gene-

, TauschnwUer ^edz1^ dowództwo Wehrmdchtu - ^.

^d^stego lipca „d ^,o,e salutowane^w Jo^ ^^^

^^^^odn:^^^ rękld0 wysokosc1

pozdrowieniem, to jes ^ ^ ^^^ p^.

S52S5S^^

nicod-

Toodn^sil Je do góry

degancKi H(Na...^^Ś

mmi, podnosił je do góry.

- A zatem - powiedział - skoro nasz Wagner uważa za

zowne tu przyjŁć, no to niech przyjdzie.

ostrym spojrzeniem zlustrował von Yerweiser starsze-

„—„- „rwnrowadził porucznik Wagner.

`którego P^ypro

go strzelca Sommera.

181

i z nieruchomą twarzą jął przerzucać przedłożone mu dokr

zaznajamiając się szybko z ich treŁcią. Skinął w końcu głową nę swego niezawodnego kapitana Tauschmullera, który, jak r oczekiwać, wypowiedział się na ten temat: ^

- Istnieje kilka rozwiązań. Można by takich bzdur nie (l

mować po prostu do wiadomoŁci, co byłoby wyjŁciem raczej

blematycznym, ponieważ w pewnym sensie nadano już sprawie' Można by także wytoczyć temu człowiekowi proces, stawiają przed sądem wojennym. ^

Pułkownik von Yerweiser, dysponując okreŁlonymi kompa

cjami, mógłby bez problemu powołać sąd wojenny i mianować jego przewodniczącym. Takie jednak dramatyczne pociągnie o czym wiedział kapitan Tauschmuller. pułkownik ze wzgardą;

odrzucił. Wolał on bowiem, by wszelkie spory były rozstrzyg) w sposób dyskretny. Uważał, że jakiekolwiek inne metody wpro dzają tylko przedwczesny zamęt. s

Dlatego Tauschmuller wskazał jeszcze jedno wyjŁcie: - Moż by wymóc na starszym szeregowcu Sommerze. biorąc pod uwa jego dotychczasową nieskazitelnoŁć, by odwołał swoje poglądy i oL. zał skruchę. Musiałby to. rzecz jasna, przedłożyć na piŁmie. ;

- Jestem gotów to zrobić - zapewnił natychmiast autor list

- Potwierdzę chętnie w każdej formie, jakiej panowie sobie życzą,;

się pomyliłem. Mój Boże. dodam jeszcze: taki błąd każdemu i przytrafi! 1

- Każdemu?! - fuknął na niego porucznik Wagner. - Jest te najokropniejsze okreŁlenie, jakie kiedykolwiek słyszałem! Prosta cka obelga pod adresem naszego Fiihrera! I myŁlisz, ty donosicielu, że każdemu może się to przytrafić? A więc każdemu spoŁród na-szych dzielnych żołnierzy? Ten właŁnie przypadek aż się prosi, by postawić go przed sądem wojennym i wszcząć odpowiednie postępo-wanie!

Na co pułkownik von Verweiser z oznakami wielkiego zaintere-sowania zwrócił się do siedzącego z tyłu podporucznika Kerstena:

- A jaki jest pański pogląd na tę sprawę, mój drogi? Sąd wojenny czy skierowanie na front?

Sąd wojenny—odparł podporucznik z absolutnym przeko-

naniem.

- A to dlaczego?

Skierowanie na front stanowi wyróżnienie. A taki ktoŁ

- wskazał na Sommera - o takiej wątpliwej postawie na wyróżnienie nie zasługuje.

snę mu dokumenty,

końcu głową w stro-

., który, jak należało

ich bzdur nie przyj-

wy j Łcierń raczej pro-

ino już sprawie bieg.

proces, stawiając go

reŁlonymi kompeten-

enny i mianować się

ityczne pociągnięcie,

wnik ze wzgardą by

ry były rozstrzygane

nne metody wprowa-

no wyjŁcie: - Można

e, biorąc pod uwagę

swoje poglądy i oka-

>żyć na piŁmie.

tychmiast autor listu.

mowie sobie życzą, że

ki błąd każdemu się

ik Wagner. - Jest to

:k słyszałem! Prosta-

lyŁlisz, ty donosicielu,

każdemu spoŁród na-

adek aż się prosi, by

odpowiednie postępo-

imi wielkiego zaintere-

dporucznika Kerstena:

oj drogi? Sąd wojenny

z absolutnym przeko-

iżnienie. A taki ktoŁ

ostawie na wyróżnienie

- Bardzo słusznie! - Zachwycony Wagner objął po przyjaciel-sku Kerstena.

Wszyscy czekali potem na rozstrzygnięcie problemu przez ko-mendanta. który dopiero po dobrej chwili spokojnie i rzeczowo oznajmił:

- Z otwartymi ramionami przyjmujemy każdego, kto do nas

chce należeć. Ten człowiek jednak nie chce, dlatego zmuszeni jesteŁ-my się od niego odciąć.

Tym samym starszy szeregowiec Sommer został potępiony, taka bowiem opinia oznaczała: odtransportowanie na front, kierunek wschód.

Takie wydalenia z obozu, które zdarzały się od czasu do czasu. egzekwował porucznik Lahrmann. Hasło: ..Wniebowstąpienie”.

Najpierw przeprowadzano rozmowę telefoniczną z grupą armii. Tamtejsza placówka pułkownika Schlumbergera - urzędowe ogniwo pomiędzy feldmarszałkiem Wedellem a pułkownikiem von Yerweise-rem - okazywała zawsze dużą przychylnoŁć w tej mierze. Szczególnie ostatnio.

Z pułkownikiem Schlumbergerem wszystko poszło gładko,

w końcu wiedział on, że na froncie wschodnim liczy się każdy człowiek. Codziennie wyruszały w tamtym kierunku pociągi. Z Dworca Głównego w Monachium, najczęŁciej pociąg we wczes-nych godzinach porannych osiągający coraz to szybciej punkty docelowe. Pozostawiano zawsze miejsce dla dosiadających towarzy-szy podróży.

Takie akcje napawały porucznika Lahrmanna entuzjazmem

z całkiem okreŁlonych powodów. Dawały mu okazję zaspokajania własnych namiętnoŁci do jazdy wyŁcigowej. Tylko wtedy mógł w pełni korzystać z przydzielonego mu pojazdu specjalnego, najuko-chańszego terenowego mercedesa.

Lahrmann dobrze wiedział, że powierzenie mu tego wozu na

zasadzie wyłącznoŁci stanowiło szczególne wyróżnienie. RzeczywiŁcie nim było. Pułkownik von Yerweiser. który miał możnoŁć poznawa-nia na wylot swoich ludzi, niczym badający pod mikroskopem drobnoustroje, wykrył owo szczególne zamiłowanie Lahrmanna do bardzo szybkich pojazdów. Porucznik oczywiŁcie nie tylko dlatego obdarzał ogromną czcią swojego komendanta, ze szczerą wdzięcz-noŁcią mu ulegając.

W każdym razie do najpiękniejszych godzin Lahrmannowego

żywota należały te spędzane za kółkiem, kiedy to mógł upajać się

183

prędkoŁcią: no i teraz gnał wŁród późnej nocy na Dworzec

w Monachium. Z powodu zaciemniających przesłon reflektc,

cały na jezdnię wąski snop Łwiatła, porucznik jednak miał i niczym ryŁ. a jego refleks podczas szybkiej jazdy był wręcz styczny.

Siedzący obok niego kierowca, a ŁciŁlej mówiąc, opiekun'

był trupioblady. Nie lepiej czuli się siedzący z tyłu. Byli to: sil bezpieczeństwa, odkomenderowany przez Wagnera, i właŁniej lekkomyŁlny autor listu, starszy szeregowiec Sommer.

Potem, na Dworcu Głównym w Monachium, przekazań

kompetentnemu w sprawie najbliższego transportu na wschód rowi. Misja została wypełniona.

Tej nocy starszy szeregowiec Singer po zakończeniu s'

w kasynie przyniósł podporucznikowi Kerstenowi coŁ mocniej na sen. Zastał przyjaciela nad stosem książek.

- No. jak ci leci. ty prusko-cesarsko-wielkoniemiecki akrol myŁlowy'.'

Nie mogę już patrzeć na tę mierzwę! wykrzyknął Ker

bardzo zdegustowany. - Czuję się tu całkiem zbędny.

Singer przysiadł obok niego. - Czego ci jeszcze potrzeba, c wieku'? Pułkownik dba osobiŁcie o twoją dalszą edukację, wyży nie masz wyŁmienite, możesz pić więcej, niż dajesz radę. i od sami rana masz szansę brać do galopu przydzieloną ci grupę specjalną

Kersten zamknął z trzaskiem leżącą przed nim książkę. - CoŁ Łmierdzi, tylko nie wiem jeszcze co.

- Nie udało ci się na razie z Melanią Mauerland? - Singa[ próbował go delikatnie wysondować. - Czy o to chodzi albo też...?'

- Ona mnie unika. Dlaczego? Nie chce czy też nie może?

- Na pewno by chciała zauważył starszy szeregowiec - alc| w tym towarzystwie obowiązują absolutnie wiążące reguły. |

Sram na nie, człowieku, wygląda na to, że wciąż wystawia

mnie na próbę.

Singer chętnie tego słuchał, niczego po sobie jednak nie okazu-jąc. Ta Łliczna Melania, jak prawie wszystkie pomocnice sztabowe, jest doŁć dobrze strzeżona. Również przez panią Klarfeld, Afe i ta dama ma swoje słabostki, które trzeba tylko poznać. Jakie'.' zapytał z zaciekawieniem Kersten.

-- Także ona musi i chce czasem wyjechać. I stanie się to chyba w najbliższych dniach. Wtedy mógłbyŁ się dobrać do Melanii. Może.

184

A czy nie byłoby to zbyt prostackie? W końcu bardzo szanuję mię Mauerland.

- Jakkolwiek byŁ to zwał. Konstantinie. ja ci się chętnie po-o odpowiednią okazję. Ale o resztę martw się już sam.

To, co lego ran\a poruczrnY. LaYiTrtYarm. przeze po v\'Tn TÓOCWTO nsporcie. było także udziałem towarzyszących mu osób zarówno ikcjonariusza bezpieczeństwa, jak też mechanika samochodowego. cdy to w drodze powrotnej do obozu w Kampfental porucznik Ńdził wyŁcigi z czasem i. można powiedzieć, również ze sobą i ze oim własnym cieniem.

Jego dotychczasowy rekord na dystansie około stu dwudziestu ometrów, jaki uzyskał jadąc zakurzonymi, krętymi drogami pol-mi oraz przez wsie o skomplikowanej zabudowie, wynosił 85 nut. Osiągany bez względu na wszelkie możliwe straty, takie jak ejechane psy. staranowane sarny, rozdarte kury.

Podczas tej błyskawicznej jazdy we mgle poranka udało się irmannowi pobić swój własny rekord. O pełne cztery minuty! Był igo niewypowiedzianie dumny, tak że nie spojrzał nawet na swych dych jak kreda towarzyszy podróży, których podczas jazdy trawił CTtelny lęk. Miał ŁwiadomoŁć, że się sprawdził, potwierdził włas-możliwoŁci.

Nie przeszkadzało mu to naturalnie, by z tym większym zapa-t wcielić się natychmiast w rolę oficera odpowiedzialnego za prak-zne szkolenie zwalczających partyzantów bojowników. Około imej przybył do obozu, a już o ósmej stał wyprostowany jak ma przed uczestnikami kursu.

- A teraz, chłopy, nie zasłaniać się zmęczeniem! wykrzyknął. kusimy odgrywać dalej ten spektakl! - co było pomyŁlane jako żart.

Następnego pogodnego dnia. późną jesienią owego 1944 roku. iż po obiedzie opuŁciła na kilka godzin obóz kampfentalski nie-Ika grupa specjalna wyposażona w specjalne rozkazy. Nie znisz-ny jeszcze przez wojnę krajobraz. Górnej Bawarii, pozłacany teraz łającymi nań promieniami słońca, nadawał tej podróży służbowej rakter przyjemnej wycieczki.

Kierownik owej wyprawy, kapitan lekarz, doktor Kónigsbergcr. Ź początkowo zuchwały pomysł, by poprosić o przydzielenie na

185

tę podróż samochodu służbowego porucznika Lahrmanna.

rzucił, jak było do przewidzenia, podobnie ..bezsensowne q

- Wypraszam sobie taką bezczelnoŁć, panie doktorze!

-- Pozwoli pan zauważyć - powiedział kapitan lekarz

zasadniczym - że to auto. panie Lahrmann, nie jest pańską f na własnoŁcią. A prócz tego zechce pan wziąć pod uwagę fJ w tę podróż udaje się również pani Klarfeld.

- Po pierwsze: jeŁli chodzi o mercedesa, to jest to pojazd bowy przydzielony do mojej wyłącznej dyspozycji i komendant! biŁcie powierzył go mojej opiece. Po drugie: niech łaskawa:! tylko powie, kiedy i gdzie życzyłaby sobie pojechać, a ja z) oddam wóz do jej dyspozycji. Po trzecie: panu zaŁ w zad wypadku swego wozu nie powierzę, co nie znaczy, że mam) osobiŁcie przeciwko pańskiej osobie; mam natomiast pewne ot co do pańskiej umiejętnoŁci prowadzenia samochodu i znajon silnika.

- Może zwrócimy się do pana pułkownika, by rozstrz)

sprawę?

I rzeczywiŁcie usiłowali to zrobić. Przez kapitana Tausch lera, ponieważ nie mogli pominąć tego ogniwa poŁredniego. ` załatwił ich równie uprzejmie, co odmownie, zarazem jednak ` soce dyplomatycznie: - W żadnym wypadku otwarte auto nie na< się dla pani Klarfeld. Jesienne wieczory bywają bardzo chło( Proponuję więc: daję jej do dyspozycji moją limuzynę wraz z rowcą.

- Dziękuję, panie kapitanie - powiedział Lahrmann promieniŃ' jąć radoŁcią. - Dziękuję jak najuprzejmiej! - A mówiąc to pomyŁli jestem wobec niego zobowiązany. Wkrótce będę miał okazję d tego dowód.

Grupa podróżnych składała się z czterech osób: kapitan lekan Kónigsberger, pani Klarfeld, tłumaczka Natasza. kierowca Bauml gartner. [

Po dwóch kontrolach i okazaniu rozkazu wyjazdu wyjechali| poza bramę obozu. Kapitan lekarz, rozluźniony, rozsiadł się na tylnym siedzeniu, - Mamy przed sobą dwa cele - oznajmił swoim towarzyszom podróży.

Pani Klarfeld, która siedziała obok niego, zdziwiła się. - WłaŁ-ciwie znane mi jest tylko jedno miejsce docelowe, panie doktorze, zakład uwodorniania koło Isaraubach.

- Tam, wielce szanowna pani, powinniŁmy być dopiero na po-czątku wieczornej zmiany, to jest po godzinie osiemnastej, jeŁli chce-my dobrze wypełnić zadanie. Przedtem jednak zboczymy nieco z tra-186

ahrmanna. Ten od-

:sensowne żądanie”.

s doktorze!

pilan lekarz tonem

jest pańską prywat-

pod uwagę fakt, że

jest to pojazd służ-

ki i komendant oso-

niech łaskawa pani

ijechać. a ja z kolei

anu zaŁ w żadnym

`naczy. że mam coŁ

?miast pewne obawy

ochodu i znajomoŁci

ika, by rozstrzygnąl

kapitana Tauschmul-

łva poŁredniego. Ten

zarazem jednak wy-

warte auto nie nadaje

vają bardzo chłodne.

limuzynę wraz z kie-

Lahrmann promienie-

. mówiąc to pomyŁlał:

Ź»ędę miał okazję dać

i osób: kapitan lekarz

isza, kierowca Baum-

izu wyjazdu wyjechali

liony, rozsiadł się na

cele - oznajmił swoim

3, zdziwiła się. - WłaŁ-

płowe, panie doktorze,

my być dopiero na po-

osiemnastej, jeŁli chce-

t zboczymy nieco z tra-

sy, na co zresztą, proszę się nie niepokoić, marny oficjalne zezwo-lenie.

- Ależ panie doktorze - zapewniła go wpadając mu w słowo

- ja panu całkowicie ufam. i to pod każdym względem.

Nie było w tym żadnej przesady. Pani Klarfeld niezwykle ceniła kapitana lekarza. Kilka razy gruntownie ją badał, udzielał dyskret-nych porad w drażliwych przypadkach, szczodrze zaopatrywał w pierwszorzędne lekarstwa, o które tu było coraz trudniej.

- Udamy się najpierw do Garmisch, do znajdującego się tam Instytutu Medycyny Wojskowej. Studiowałem niegdyŁ z jego szefem;

dzisiaj łączy nas coŁ w rodzaju przyjaźni. Mam tam zmagazynowane pierwszorzędne leki. z których chętnie bym uszczknął coŁ dla nas, a także dla pani.

- Jeżeli uważa pan to za właŁciwe, drogi doktorze, to ja jestem za tym.

- Szykuje nam się, jak widać, piękny dzień, o ile to w naszych czasach jest jeszcze możliwe. Poza tym jest z nami Natasza - siedzia-ła na przednim siedzeniu, obok kierowcy - damy jej możnoŁć obej-rzenia pięknych krajobrazów, w które Górna Bawaria tak obfituje.

- Dziękuję - powiedziała powŁciągliwie Natasza, a pani Klar-feld uŁmiechnęła się ze zrozumieniem.

Życiorys Eriki Klarfeld,

czyli wątpliwoŁci nękające kobiety

Urodziłam się 19 sierpnia 1912 roku jako druga spoŁród trzech córek właŁciciela drukarni i wydawcy Ericha Marunke i jego małżonki Elf-riedy. Moja matka, będąc jeszcze Elfriedą Odenwald, opublikowała zbiorek wierszy lirycznych ,,Ponad wodami”. Zmarła w 1915 roku podczas porodu trzeciego dziecka.

Ojciec Erich Maria Marunke, który przybrał pseudonim artys-tyczny ..Maria”, wkrótce po 1918 roku przeistoczył się z egzaltowa-nego pięknoducha w człowieka przepojonego wolnoŁciowymi ideała-mi. Jego niegdysiejszy zapał wojenny szybko wygasł, przemieniając się w skłonnoŁć do głoszenia humanitarnych haseł; stał się ..miłują-cym ludzkoŁć oskarżycielem”. Był znawcą i odkrywcą, skutecznym tropicielem mijającego czasu. Motto ojca Marunkego: „Nie możemy na nic przymykać oczu!”

Publikacje jego wydawnictwa na początku lat dwudziestych

187

miały na celu ukazywanie współczesnej epoki i zawierały

cjonalnego ładunku wyznania. Nie przynosiło to praw

korzyŁci finansowych, ponieważ płacił za wszystko to, czego l nie wydał.

I tak ukazała się książka ..Ofiara niejakiej sprawiedlił

mówiąca o jego przeżyciach w ciężkim więzieniu: bojownik ko ochotniczego obwieszcza o swoich bohaterskich czynach; p Republiki Weimarskiej podaje do wiadomoŁci ..Ostrzeżenia”. Maria Marunke zabłysnął jako zadziwiający wizjoner w wydaw przez siebie czasopiŁmie literackim ..Brzask Poranka”: był [ dziwym mistrzem: nie tylko tu. lecz także tam; albo tylko tu, nie tam; lub jednak ewentualnie, być może...

Ojciec Eriki był zwracającym na siebie uwagę wydawcą, a'

dobrze widzianą, wzbudzającą respekt osobistoŁcią. Będąc właŁc lem wydajnego imperium drukarskiego mógł prowadzić otw dom. który po Łmierci żony przejęła pod swoje skrzydła jego sio Irenę, bardzo do niego przywiązana. Powstał w ten sposób oŁro licznie nawiedzany przez tak zwane wyższe sfery towarzyskie okol Lipska i Drezna. !

Jego najstarsza córka Gertrudę Marion pracowała w wydawa

twie ojca, mianowicie w dziale produkcji i sprzedaży, zgodnie z l bytym w drodze praktyki doŁwiadczeniem. Najmłodsza, Annelid Malwine, wykazywała odziedziczone po matce duże zdolnoŁci arty tyczne; przyczyniła się do wzbogacenia ojcowskiego planu wyda niczego o kolejny tom wierszy.

Erika Margot, jak wszystkie siostry nazwana dwojgiem imic opiekowała się swoim ukochanym ojcem w sensie bytowym. Sł;

mu łóżko, zaopatrywała go w przybory toaletowe, dbała o je ubrania, obuwie i bieliznę. Zdarzało się także, że przepełniona tro kliwoŁcią czuwała przy jego łóżku, gdy wskutek nadmiernego zm czenia nie mógł zasnąć.

Nie było to mile widziane przez wiodącą prym w domu Irene,| siostrę Ericha Marunke. Jej niezadowolenie znalazło wkrótce wyraz| w oŁwiadczeniu: ..Ona albo ja!”

- Postaramy się znaleźć jakieŁ rozwiązanie obiecał jej Ma- kawi runke. R0^

- Ale możliwie szybko i skutecznie! - poprosiła go. wier:

Jako całkiem młoda dziewczyna, w 1930 roku, zakochałam się w bar-dzo ówczeŁnie cenionym, wiele publikującym poecie lirycznym. Jórgu Thomasie Reinerze. Stało się to bezpoŁrednio po ukazaniu się tomu

jego wierszy, zatytułowanego ..Ku żarzącemu się słońcu”. Wydanego przez mego OJCU. Książka, którą prasa uhonorowała mianem wydarze-nia naszego stulecia.

Ów Jórg Thomas Reiner był rzeczywiŁcie największym odkry-

ciem drukarza i wydawcy Ericha Marii Marunke. Nie wahał się przed wspieraniem poety wszelkimi możliwymi Łrodkami. Sprzyjał więc, działając również w interesie swojej prowadzącej mu dom siostry Irenę, kontaktowi córki Eriki Margot z tym wielce obiecują-cym młodzieńcem, któremu okazywał zainteresowanie nawet Ger-hard Hauptmann. a poŁrednio i w sposób wyważony również Tho-mas Mann.

Jednak zaręczyny okazały się wkrótce fatalną pomyłką. Poeta ów zaprzestał odtąd tworzyć, chcąc jedynie rozkoszować się pełnią życia, i to w sposób niczym me zakłócony. Erika. wówczas także jeszcze Margot. cierpiała nad tym niewypowiedzianie, aczkolwiek niezbyt dtugo. W końcu orzekła:

- On wciąż mówi i mówi. to bezprzykładna paplanina'. A da-le]: - Wlewa w siebie jak w dzban, prawie się me myje i cuchnie niczym kozioł!

A więc wzdragała się przed nim. co okazało się pierwszą, lecz nie ostatnią w jej życiu barierą. Następna, zasadnicza, pojawiła się później, w Kampfental. do której istnienia przyczynił się Yiktor von Yerweiser.

Wówczas jednak Erika Margot uciekła po prostu z Lipska do Drezna. Przyjęła ją lam z czułoŁcią jedyna siostra jej matki, żona dyrygenta orkiestry. Rozpoczął się dla Eriki ciekawy okres przeżyć artystycznych: uczęszczała na koncerty, do opery, teatrów i muzeów. Wszystko to jednakże nie mogło zadowolić jej na dłuższą metę;

istoty tak niespokojnej, jaką była.

Następnym przystankiem w jej życiu stal się Berlin. Mieszkała tam jej szkolna koleżanka studiująca teatrologię. Erika zamieszkała u niej. Stanowiły nierozłączną parę: bywały na licznych przyjęciach w pracowniach artystów, uczestniczyły we wnikliwych dyskusjach kawiarnianych, nie przepuŁciły żadnej wystawy ni premiery filmu. Również i te doznania uznała wkrótce Erika Margot za błahe i po-wierzchowne.

Wtedy właŁnie zetknęła się - a było to na pewnej prasowej gali - z człowiekiem, który przyciągnął ją ku sobie niczym magnes. Odpłaciła mu wzajemnoŁcią. Owym mężczyzną był sławny pilot sa-molotu bojowego hrabia Klarfeld. który od wczesnej młodoŁci służył

}W

w najbardziej elitarnym pułku lotnictwa myŁliwskiego, mają^ swym koncie duże sukcesy, a dowodzonym przez barona von j hofena.

Obecnie hrabia Klarfeld uprawiał akrobatykę powietrzn

zdroŁni koledzy uważali tego lotnika po prostu za clowna. W< Eriki jednak hrabia był bohaterem wyjętym jak z obrazka. Blo o niebieskich oczach, szerokich barach, wąskich biodrach i nych ruchach pewnego siebie zwycięzcy.

To był mąż dla niej! Ona zaŁ - żoną dla niego.

20 lipca 1937 roku wyszłam w Berlinie za maź za Eberharda hr von Klarfelda będącego wówczas majorem LuflwatTe. Świadka naszym Łlubie byli zarówno dawni jak i nowi koledzy z lotnie Hermann Góring. na krótko przed nominacja na marszałka Rz Ernst Udet pełniący funkcję generalnego inspektora. W 1939 rokn początku kampanii polskiej, mój mąż został strącony nad War;

w czasie swojej pierwszej akcji; samolot stanął w płomieniach, spłonął.

Bądź co bądź te dwa poprzedzające Łmierć męża lata

wspaniałe! Przyjęcia u Ftihrera. coroczne bankiety u Góringa w rinhall dla pilotów samolotów bojowych, wakacje na Sylcie, w gronie przyjaciół, galowe wieczory w państwowej operze i teai Jakże to wszystko było cudowne i jak dobrze się zapowiadało!

A oto jeden z punktów kulminacyjnych: uroczyŁcie obchodzi pierwsza rocznica ich Łlubu połączona z awansem Eberharda v Klarfelda do stopnia pułkownika. Hrabiemu powierzono w t) czasie pracę związaną z rozwojem i wypróbowywaniem najbarda nowoczesnych samolotów myŁliwskich i bojowych. Góring oddał d dyspozycji młodej pary przestronny dom wiejski z przyległym dc równie dużym ogrodem nad jeziorem Wannsee, przekazania z obiektu dokonał Udet. Nie był to dom rzucający się specjalnie w oczy, niemniej solidnie wykonany. Obsługę stanowili: kucharka, pokojówka i ogrodnik.

- PowinniŁcie się tu naprawdę dobrze czuć. i to, rzec można, na koszt państwa - oznajmił Góring. - Poprzedni właŁciciel tego domu wolał go opuŁcić, udając się za granicę.

Doborowe towarzystwo! Zawsze Udet z przyjaciółmi i przyja-ciółkami; również hrabia Helldorf, prezydent policji w Berlinie, za-zwyczaj z ówczesną ,,towarzyszką życia”, aktorką filmową, blondyn-ką o miłej buzi. Wreszcie nawet sam Góring z żoną, Emmy Son

190

ann; z wdziękiem słonia wypowiedział pod adresem Eriki słowa (mania:

- Jest pani typową niemiecką kobietą. „Należy pani do nas'. A potem ta Łmierć, bohaterska Łmierć jej męża. Ldet zjawił się biŁcie, by wyrazić jej swoje ubolewanie:

- Mój przyjaciel Eberhard był jednym z naszych najlepszych. lastąpiony, niezapomniany'.

„fe Marszałek Rzeszy wystosował do niej pismo odręczne; podobnie ihrer. Ich treŁć zamieszczono w „Yólkischer Beobachter”. We Bystkich wspomnieniach poŁmiertnych powtarzały się sformułow a-V. „Wychodząc naprzeciw zwycięstwu... zawsze gotów złożyć nie-lowną ofiarę... dla dobra Rzeszy... pozostanie na zawsze w naszej nieci... przez swą bohaterską Łmierć zachęca nas do spełniania zych obowiązków i powinnoŁci!”

Wobec powszechnej opinii, że to wydarzenie symbolizuje praw-ie niemiecki los, należało zająć wobec niej odpowiednio godną awę. Do czego Erika była przygotowana.

Po Łmierci mojego ukochanego męża zgłosiłam się na początku 1940 roku do dyspozycji wielkoniemieckiego Wehrmachtu. z zamiarem dzia-łania. Nie było ono daremne.

Erika opuŁciła willę nad jeziorem Wannsee. przekazując ją po-roie do dyspozycji państwa.

Starała się odtąd unikać Luftwaffe. Czyniła starania, by przyję-li do wojsk lądowych. Umożliwił jej to oficer sztabu generalnego. ły ongiŁ bywał w ich domu. Ów znajomy o nazwisku Schlumber-|, człowiek ogromnie uprzejmy, o wyszukanych manierach i za-Be gotowy do niesienia pomocy, zatrudnił ją w obrębie grupy im, za której organizację był odpowiedzialny.

Erikę Klarfeld przydzielano początkowo do różnych jednostek:

komendanturach, magazynach zaopatrzeniowych, grupach szkole-twych. W takim układzie ujawniły się jej szczególne, bardzo IłBBchstronne uzdolnienia: angażowała się bez reszty, umiała zawsze Ktawić na swoim, była niezwykle pilna i skuteczna w działaniu. ^polecenia Schlumbergera została przywódczynią wszystkich po-Knic sztabowych, które skierowano do pierwszorzędnego obiektu. Bm był specjalny obóz szkoleniowy Wehrmachtu dla celów obron-(h w Kampfental. Przybyła tam w pełni lata 1942 roku i zetknęła l z pułkownikiem von Yerweiserem, którego uwagę wkrótce na „; zwróciła. Sądziła, że poznała kogoŁ, kto jest jej przeznaczony.

191

osamotniona znakomitoŁć. On też zdawał się skłonny poŁfl

je] - w miarę swoich możliwoŁci. W rozstrzygającym jednak l cię Jego starania okazały się żałoŁnie bezsensowne.

Przyjął to z godnoŁcią władcy podobnie zachowała się ii

Nie powinniŁmy do niczego się zmuszać, łaskawa pani.(

my pogodzie się z tym. co nieuchronne, przyjmując właŁciwą,) rową postawę.

O tym zajŁciu, stanowiącym ponowna ..barierę” w życiu'

nigdy JUŻ odtąd nie wspominano. Pułkownik poŁwięcił się z sw^im wielkim, doniosłym zadaniom, przy których wypełniania magał mu bez zastrzeżeń zawsze niezawodny Priewitt. Erika szli pocieszenia w pracy, a przelotnie u pomocnicy sztabowej Md Mauerland.

Do czasu, aż zdała sobie sprawę, co może dla niej zna

Hermann Tauschmuller. W rzeczywistoŁci żaden bohater, obdara jednak duża inteligencją, sensowny człowiek, uosabiający cieki zestaw cech jej dawnego, niestety nie zawładniętego przez nią na czonego-pięknoducha oraz wierzącego w zwycięstwo, bohaterskitj jej małżonka.

I z nim właŁnie się zadała.

W magazynach zaopatrzenia obozu, położonych na zapk

kasyna, pomiędzy kuchnią a piwnicą, miotał się podenerwcw starszy kapral Gerner.

Miał za sobą nader uciążliwe, a zarazem bardzo ciekawe dvi dni polowania, ponadto spotkanie w cztery oczy z przyjacieleii starszym sierżantem sztabowym Schułzem, które odbyło się na koi to oczekiwanego przezeń awansu. Dopiero teraz Gerner znalazł CZŃ by skontrolować zapasy kasyna, a zwłaszcze stan napojów. RezulU tej kontroli był wręcz wstrząsający.

Rykiem przywołał Singera. Ten zjawił się natychmiast, jak gdy-by tylko na to czekał. - Życzy pan sobie czegoŁ, panie kapralu' - zapytał dobrodusznie.

- Brakuje tu. człowieku, dziesięć butelek szampana! - wrzasnął Gerner doskonale wyćwiczonym tonem koszarowym. - Dziesięć bu-telek! I to z najlepszych roczników! Kto je sprzątnął? Pewnie ty, ty potworze!

- Całkiem po prostu je wydałem, panie kapralu - powiedział' przyjaźnie Singer. Panowie oficerowi zażądali, a ja przyniosłem butelki. To byłoby wszystko, co mam do powiedzenia.

192

(,: - Czy ty spadłeŁ z księżyca, draniu? Nie twierdzisz chyba, ty

|iwintuchu, że nie znasz obowiązujących tu reguł?'. O szampanie

l^ecyduje wyłącznie komendant! A teraz z jego osobistych zasobów

| dobrze, jeŁli została połowa. Kiedy panowie oficerowie żądają szam-jpma, podaje im się sekt.

| - Człowiek do końca życia się uczy, panie kapralu.

l - Dobrze już ciebie przejrzałem, ty złoŁliwa małpo. Wykorzys-|teŁ moją nieobecnoŁć, by upiec własną pieczeń za moimi plecami.

JAtym samym wtrąciłeŁ się w moje sprawy! Jest to wyzwanie, które-IJO nie zamierzam puŁcić płazem!

f- Pozostali pomocnicy w kasynie przysłuchiwali się temu z zacie-||»wieniem. Było oczywiste, że Singer jest załatwiony.

j v Tymczasem przy kłusował do nich Eugen Priewitt, naonczas już

l-bpral. - Nie tak głoŁno, koledzy! Pan pułkownik udał się właŁnie

t|ttw pełni zasłużoną popołudniową drzemkę. Przy jego wrażliwoŁci

| te ryki będą mu przeszkadzać, a skutków nikomu bym nie życzył!

|;;< - Przecież ja wcale nie ryczę - zapewnił Singer. - Siedzę cicho

|{lk mysz pod miotłą.

| Ź - Podły lizus - stwierdził pogardliwie Gerner.

|, Eugen uniósł ręce w błagalnym geŁcie. - Chłopaki, nie dener-|vujde się niepotrzebnie. Bądźcie łaskawi tym się nie przejmować!

|jU nas już tak jest, że wszystko wygląda całkiem inaczej.

j., - Priewitt, dlaczego się wtrącasz? - zapytał Gerner. - Czy może

|t&uje się tu coŁ przeciwko mnie?

Eugen zaprzeczył szerokim ruchem ręki. - Nie chodzi tu o cie-!-stwierdził przekonująco. - Nieważne są również opinie innych la. - Miał na myŁli Gernera bądź Singera. - Miarodajny jest kosam komendant. Czy wyrazi aprobatę? Wyrazi. A on zarządził, t mniejszym przekazuję: uroczysty posiłek dla uczczenia odwiedzin wnej damy.

- Co ty mówisz?! - Gerner spojrzał z niedowierzaniem. - Dama t naszej rzeczywistoŁci? Jeszcze jedna, obok pani Klarfeld?

- Jeżeli można dorzucić kilka uwag - powiedział Priewitt nie |Sl»ażając na pytanie Gernera. - PowinieneŁ uruchomić prawie wszy-ko, co mamy pod ręką.

- Czego tylko tamci zażądają, będzie spełnione - zapewnił Ger-8T. - Pewne trudnoŁci mogą być jedynie z szampanem.

- Lepiej, by ich nie było, kolego - doradził Priewitt. - Pułkow-wyraźnie rozkazał: najlepsze z najlepszych! Jeżeli moje zapasy szampana nie wystarczą, to tylko wskutek bałaganu, jakiego narobił twój zdeklarowany przyjaciel

Ił - Wyprzedaż bohaterów

193

Singer, którego mi tu wtryniłeŁ. Faktycznie splądrował

zapasy, a uczynił to szczególnie dokładnie w kącie korne

Dostawa zaŁ będzie dopiero w następnym tygodniu.

Priewitt zaŁmiał się szyderczo. - Singer nie jest moit

naszym zdeklarowanym przyjacielem. I wcale ci go nie wtr

sam go sobie wybrałeŁ. Co mnie zresztą obchodzą twoje prol

- Ten nędzny i podły Łwintuch Singer nawarzył mi piwa.'

bywała bezczelnoŁć! - Starszy kapral tym bardziej się zirytov obwiniony starszy szeregowiec stał. Łmiejąc się, obok niego. teraz zrobię, człowieku?

- Postąpimy tak samo jak podczas sylwestra, kiedy

szampana. SerwowaliŁmy go po prostu tylko pułkownikowi,

pozostałych był sekt. którym napełnialiŁmy puste butelki po panie. Panowie się nie spostrzegli, a może nie chcieli się spc I taką samą lipę odstawimy dzisiaj.

- To jest wyjŁcie - skonstatował z ulgą Gerner.

- A właŁciwie to o jaką damę chodzi? - zapytał z zainteres niem Singer.

- Stul, chłopie, tę swoją wscibską gębę! - ofuknął go

kapral. - Takie pytania ja zadaję osobiŁcie. A więc. Priewitt, jest?

- Pani Tauschmuller odrzekł Priewitt. - Całkiem prawidłem małżonka naszego poważanego dowódcy kompanii sztabowej.

- A w jaki sposób przybędzie do nas? Czego chce, cze^

szuka i czego się spodziewa?

- Pani Tauschmuller udaje się do Partenkirchen. by objąć

szefostwo szpitala polowego. Zapytała uprzejmie, czy mogłab u nas zatrzymać. Na co pan pułkownik odpowiedział, że był dla niego zaszczyt. A następnie zarządził wydanie bankietu.

- Dla jakiejŁ tam pani Tauschmuller?

- Chłopie, co za głupie pytanie! Ona wywodzi się z najlep kręgów towarzyskich, jest córką fabrykanta czy coŁ w tym sensie, a w dodatku jeszcze małżonką naszego kapitana, który jest ręką komendanta.

- A pani Klarfeld, jak ona na to zareaguje?

- Nie powinno to cię obchodzić, Gerner! Zatroszcz się lepiej o swoją stajnię. Poza tym pani Klarfeld wyjechała służbowo i wróci prawdopodobnie dopiero przed północą. Do tego czasu wszystko musi grać. Jasne?

- Zrobi się - zapewnił starszy kapral, w stronę zaŁ Singera l v\.^

194

ądrował najlepsze

ącie komendanta.

niu.

; jest moim, lecz

go nie wtryniłem,

ą twoje problemy!

rzył mi piwa. Nie-

;j się zirytował, że

)ok niego. Co ja

Źa, kiedy zabrakło

łkownikowi, a dla

Ź butelki po szam-

icieli się spostrzec.

mer.

tai z zainteresowa-

ofuknął go starszy

ęc. Priewitt, kto to

likiem prawidłowo:

nii sztabowej.

;go chce. czego tu

:hen. by objąć tam

s, czy mogłaby się

edział, że byłby to

>ie bankietu.

[zi się z najlepszych

coŁ w tym sensie,

i, który jest prawą

Zatroszcz się lepiej

ta służbowo i wróci

sgo czasu wszystko

stronę zaŁ Singera

micił szorstko: Na co tu c/ckas/. człowieku” Nie chcesz się chyba włączyć do naszej rozmowy'? Do roboty, podsluchiwaczu jeden, i że-byŁ mi się starannie przykładał!

Tegoż popołudnia w obozie kampfentalskim nasilały się przygo-towania do tego. co wkrótce przybrało nazwę ..wielkiego cyrku”.

Do akcji przystąpili pospołu podporucznik Kersten i starszy sierżant Heinz. którzy, jak było do przewidzenia, rozumieli się wspa-niale. bez zbędnych słów.

Na otwartym terenie, pomiędzy placem sportowym a strzelnicą, kazali kursantom z grupy C zbudować z worków z piaskiem zaporę w kształcie koła. o Łrednicy około trzech metrów. Worki te ułożono na wysokoŁć człowieka, tak /e twór len wykazywał pewne podobień-stwo do otwartej u góry koszki pszczelarskiej.

- Co to ma być? zapytał starszy sierżant sztabowy Schulz, który w mysi hasła: ..Nic tu nie może ujŁć mojej uwagi”, inspek-cjonował teren.

- Zobaczysz poinformował go raczej mgliŁcie starszy sierżant Heinz. A wtedy /alka cię ze zdumienia.

Informacja, która Schulzowi bardzo popsuła humor. CzegoŁ

takiego nie spodziewał się po nim - właŁnie po nim. po Heinzu! Żądał przejrzystej odpowiedzi, a zbyto go czcza gadaniną. Urażony wycofał się na nieco stad odległy posterunek obserwacyjny.

Kersten i Heinz sądzili, że mogą go zignorować, musieli w koń-cu sprawować nadzór nad praca grupy, która, podzielona na trzy podgrupy, krzątała się właŁnie wokół kolistej zapory z worków, kopała w ziemi kryjówki, tworzyła nasypy osłonowe, zakładała wil-cze doły.

- Czy wystarczy ten zapas granatów ręcznych? - zapytał prze-zornie podporucznik swojego starszego sierżanta. - Na jedno ćwicze-nie potrzeba co najmniej dwadzieŁcia pięć sztuk, a to jeszcze razy cztery.

- Mamy dokładnie podwójną liczbę, panie podporuczniku - za-pewnił Heinz z miną zarozumiałego zaopatrzeniowca. - Urządzimy tu fajerwerk, z góry już się na to cieszę!

- Ja również odrzekł Kersten.

Po około dwugodzinnej jeździe podróżni - Kónigsberger, pani Klarfeld. Natasza oraz kierowca - przybyli do położonej w pobliżu

195

Garmisch. a przeniesionej z Berlina do Górnej Bawarii place” badawczej zajmującej się medycyną wojenną. Przy nieodzowi w tym miejscu szlabanie stało dwóch wartowników wyposażor w pistolety maszynowe.

Wstęp tylko za specjalnym zezwoleniem Kwatery Gl<y

Fuhrera! - wykrzyknął dowódca warty w stopniu kaprala.

- Chyba że kierownik tej instytucji, generał lekarz proff doktor Meller, udzieli stosownego pozwolenia - powiedział kapM lekarz, l

- Zgadza się! Ma pan je? :

- Wystarczy, jak pan zamelduje panu generałowi lekarzo

o moim przybyciu. Nazywam się Kónigsberger.

Dowódca warty chwycił za słuchawkę telefonu, a wkrótce p

tem pojazd wraz z pasażerami przekroczył barierę. Przed główn) budynkiem oczekiwał ich osobiŁcie generał lekarz Meller. który powitanie rozwarł ramiona, oznajmiając przybyłym, iż są jego l dzo mile widzianymi goŁćmi. Po czym uŁciskał Kónigsbergera b^> cego ongiŁ najulubieńszym jego słuchaczem; patrząc na towarzys podróży kapitana lekarza wykrzyknął z zachwytem:

- Kogóż to widzimy! Co za nieoczekiwany blask w moim m

dycznym przybytku! JednoczeŁnie Juno i Wenus! RozŁwietla to l doŁcią moje stare oczy. rozpłomienia ledwo tlące się uczucia! S(-decznie. serdecznie witam!

Wyprawił kierowcę do kuchni, z góry przewidując, czego mi najbardziej potrzeba. GoŁci zaŁ zaprowadził do przytulnie urządzo-nego pokoju sąsiadującego z jego gabinetem.

RozgoŁćcie się państwo, bardzo proszę! Mogę zaproponować

kawę etiopską. Otrzymuję w prezencie po pół funta od mojeg» włoskiego kolegi, odwzajemniając mu się za każdym razem litrem czystego spirytusu. Generał lekarz powiedział to przymrużając filuternie oko, jego rumiana, okrągła twarz kojarzyła się z obliczeni mistrza sztuki kulinarnej, który zarządza dobrze prosperującym, du-żym zakładem gastronomicznym. Usadowił Nataszę i panią Klarfeld w obydwu narożnikach obszernej kanapy, a sam rozparł się wygod-nie pomiędzy nimi. - Pozwolą panie, że się przysiądę, tak niewiele pozostało mi już przyjemnoŁci. - Urocze kobiety skłoniły z roz-bawieniem głową. Wówczas Meller. westchnąwszy, rzekł z uŁmie-chem: - Chyba jednak, mój drogi Kónigsberger, nie przybył pan tu jedynie po to. by mi sprawić radoŁć widokiem tych pięknych pań. Czym mógłbym się panu zrewanżować?

- Jak zwykle, panie generale. JakimiŁ lekarstwami, których n

j Bawarii placówki

Przy nieodzownym

ków wyposażonych

Kwatery Głównej

liu kaprala.

rał lekarz profesor

powiedział kapitan

nerałowi lekarzowi

Dnu, a wkrótce po-

rę. Przed głównym

Źz Meller. który na

ym, iż są jego bar-

.ónigsbergera będą-

ząc na towarzyszki

tem:

blask w moim me-

! RozŁwietla to ra-

:e się uczucia! Ser-

widując, czego mu

przytulnie urządzo-

[ogę zaproponować

funta od mojego

idym razem litrem

ł to przymrużając

żyła się z obliczem

prosperującym, du-

że i panią Klarfeld

rozparł się wygod-

`siądę, tak niewiele

;ty skłoniły z roz-

zy. rzekł z uŁmie-

nie przybył pan tu

ych pięknych pan.

twami, których nie

mogę dostać, a którymi pan prawdopodobnie dysponuje. Kónigs-berger wyciągnął listę i wręczył ją Mellerowi. ten zaŁ przejrzał ją szybko, jednak w miarę wnikliwie. Skłoniwszy głowę rzekł:

- Niech mi panie wybacza. I wezwał pr/e/ telefon jednego ze swoich asystentów. - Panie kolego, proszę zarządzie, by przygotowa-no wymienione tu leki. Dziękuję panu. Asystent oddalił się.

Od tej chwili generał lekarz mógł się bez reszty poŁwięcić goŁ-ciom, a przede wszystkim paniom. Szybko minęły dwie godziny. Gawędzono i Łmiano się. rozmawiano o miłoŁci i radoŁciach, jakie ona z sobą niesie. UszczęŁliwiony i wdzięczny Meller objął na pożeg-nanie obydwie niewiasty.

- Cóż to za mężczyzna! - zauważyła z podziwem pani Klarfeld.

- Co za niezwykły człowiek stwierdziła Natasza. gdy wsiadali do czekającego na nich samochodu.

Generał lekarz odciągnął nieco na bok Kónigsbergera. W trak-cie tych szczęŁliwych dwóch godzin mówili o Bogu i Łwiecie, o duszy i ciele, o radosnej r/ec/ywistoŁci i ludzkich niedolach. Nie padło jednak słowo o klęskach tej egzystencji Ź ani o wojnie, ani o Hit-lerze.

Teraz jednak, dopiero w ostatnich minutach tego spotkania. generał lekarz powiedział do Kónigsbergera: - Stoimy u progu ab-solutnej klęski. Tak naprawdę to nie chcieliŁmy tego. pomimo to jesteŁmy za to odpowiedzialni bądź współodpowiedzialni.

- Podobnie się na to zapatruję, panie profesorze. Nie pozostaje nam obecnie nic innego jak tylko nadstawić karku.

- Mimo wszystko, mój drogi, nawet w takiej sytuacji istnieją pewne możliwoŁci umknięcia ciosu. Gdy nadejdzie pora. ze po pro-stu nie będzie pan wiedział, co z sobą począć, proszę przyjeżdżać tutaj. Może pan zabrać ze sobą te panie.

- Byłoby to dla pana bardzo uciążliwe!

- Niech pan mnie raczy docenić, mój drogi. WłaŁnie się zabez-pieczyłem. Skoro tylko nastąpi totalne, nieuniknione załamanie, wy-kprzystamy znajdujący się tu szpital zakaźny o jedynej w swoim rodzaju specyfice. Jest wypełniony po brzegi ogromnie aktywnymi zarazkami. Z czymŁ takim nie oŁmieli się zetknąć żaden nieprzyja-ciel, a już na pewno nie Amerykanie. Oni wręcz panicznie boją się zakaźnych chorób i będą z daleka omijać mój instytut. Kto zaŁ znajdzie się w nim. na przykład pan i te panie, może spać spokojnie pod taką osłoną.

- Czy pan to sobie z góry zaplanował?

- Od kilku miesięcy kładę w naszych badaniach nacisk na te-197

matykę chorób o charakterze epidemicznym, gromadząc w

odpowiednia liczbę pacjentów: na razie mam ich prawie trzy w dwóch wyodrębnionych barakach. Kiedy za kilka tygodnij miesięcy dojdzie do tak zwanego wyzwolenia, będę mógł wyka ponad setka zakaźnie chorych, wymagających intensywnej

- Rozumiem. Trzeba zatem ciężko zachorować, by z

takiego lekarza jak pan móc z pewnej doza gwarancji pr;

wszystko.

Wróci pan tu niebawem. Kónigsberger?

- Życzę zdrowia, panie profesorze. - Kapitan lekarz poż(

się. niezmiernie poruszony ta rozmowa, nie mogąc powstrzyma od wyznania: Nie wiedziałem dotychczas, wręcz me wyobraź;

sobie, jakiej to rangi miałem nauczyciela...

Przebieg wydarzeń numer szeŁć

Uleganie złudzeniom bądź oszukiwanie samego siebie to zjawa ka charakterystyczne dla każdej fazy końcowej bohaterskich czasów Każde pojawiające się w historii użyteczne pierwowzory, niekied) także te wywołujące grozę, są odgrzebywane, podchwytywali i w pełni wykorzystywane. Hitler i jego ludzie naprawdę nie byj| małostkowi, kiedy chodziło o wykazanie postawy niewzruszonych j bojowników; rodacy, żołnierze i zwolennicy partii, uzbrojeni w hasto| o niezwyciężonoŁci. Ideolog partii hitlerowskiej Rosenberg i jemui podobni odpowiednio wtedy interpretowali historię Łwiata. ^

ł tak porównywał się Hitler, co czynił już uprzednio, nigdy | jednak w sposób tak wyrazisty, do króla pruskiego Fryderyka II, | zwanego Wielkim, Król podczas wojny siedmioletniej znajdował si^ i w podobnej do jego sytuacji. A wytrwałoŁć tego wspaniałego monar-chy, jak głosił Hitler, należało teraz gorliwie naŁladować.

Przecież tenże wielki Fryderyk doznał pożałowania godnych strat, miał na swoim koncie przegrane bitwy, musiał znosić cierpliwie rzekomo definitywne klęski, by w ostatecznym rachunku cieszyć się pełnym chwały zwycięstwem, które weszło do historii. Z takim właŁ-nie podejŁciem zgadzał się Fuhrcr całkowicie: nigdy nie wypuszczać broni z ręki na pięć minut przed dwunastą. Uczynić to raczej pięć minut po.

OczywiŁcie, trzeba mieć energię i wytrwałoŁć, i pokładać ufnoŁć w Bogu! A na Pana Boga Hitler się chętnie powoływał, nie wyjaŁ-198

mając nigdy, jakiego rodzaju boga miał na mysh. Ponieważ, szczęŁcie Sprzyja tylko zdolnym, pozostawało zastrzec sobie miano geniusza. który mógł dokonać prawdziwych cudów.

l ów Fuhrer był przekonany, że jest geniuszem takim jak Fryderyk Wielki.

Gdy zaŁ ten najbardziej pruski z wszystkich królów zdawał się zbliżać do końca swych czynów militarnych, zmarł w porę przed obiema zaciekle zwalczającymi go, wojowniczymi kobietami. Może me tyle zwalczany był przez Marię Teresę, cesarzową Austrii, co przez Elżbietę, cesarzową Rosji, której następca był kompletnym ignorantem w sprawach wojskowych i posługiwał się armią, jakby składała się z manekinów, podziwiając i sławiąc przy tym wielkiego Fryderyka. Wycofał później swoją armię wcale nie z terenu działań wojennych, ale przeciwnie, postawił ją do dyspozycji króla prus-kiego.

Hitler uznał, że właŁnie tak należy teraz interpretować historię Łwiata. Powinno się czekać, odczekać, a potem wykorzystać od-powiedni moment. \V oczach Hitlera jawił się taki oto wielce obiecu-jący układ'.

\) Stalin był starym, zacietrzewionym, znienawidzonym powsze-chnie człowiekiem, który jak dzikus kazał wymordować swoich do-mniemanych przeciwników i miał niezwykłe trudnoŁci z generałami. laurem politycznym i napierającymi nań następcami.

2) U Roosevelta. po raz trzeci wybranego prezydenta USA.

spodziewano się ponownego udaru mózgu. Mnożyli się jego przeciw-nicy. Małeżal do nich również generał MacArthur. dowodzący na Dalekim Wschodzie, bezpardonowa, ambitna sztuka, człowiek, który sam chętnie zostałby prezydentem.

3) Churchill był wykolejeńcem. bez ustanku żłopiącym whisky. który więcej kimał, niż urzędował.

4) Uparty piewca francuski generał de Gaulle był w rzeczy samej nikim innym jak sztywno kroczącą marionetką, traktowaną przez aliantów z pobłażaniem.

5) Tilo i jego wspólnicy to czający się karierowicze, którzy próbowali upiec swoją własną pieczeń, bazując na aktualnych moż-nych, stanowiących podporę ich władzy.

Tak oto widziano te sprawy i nadawano im szumny rozgłos.

W ten sposób Hitler i jego paladyn! dodawali odwagi narodowi. Kto

199

ŹfSUZOU ['Ź[(id 3Z33UI qn[ 9A\

ŹouipJ Az^od `3uz3AzriLu ,<Joz33iM ijrr q3i'»[Ri `ilzc^o q3AuiflbiJO SBZO

Źpod 01 9IS afaiZp 3Z Bq.\q:» `AZ.191iqOZ L(3I^1S,\ZS.^ 01 .\Z3.\10p `SUOIU

ŹOJq^z ni isaf tq^AA\oqzrqsT?zod ŹA\O”I^RIUO>[ q;)Aisiqoso siuBA^AzfeiMBu `niL<MoqB:izs ruit?3iuoouiod Źiuifu z 3iuf.\\03qo `siso{ż A\ luapz LUI>[

ŹI31M Z B(BIZp3IA\Od - n?(IUZ3nJOdpod MW.d ŹAZ33Z-I q0,<l Z 31^ -^3ZJ3iT'M?( rsf A\ oizpsiMpo feiuBd iUAq{żooi 9zoiu qn”[ (Ja3T?ds tu nisoJd od Xui3izprod azoiu y (,nfo?{ods .\\ oBiMfuizoJod AiusAqi[ż

ŹOUI 9IZpż :TI]S9M?[ ^BUpSf 9(B1SOZO(J jRIUSZpfeZJRZ ?1 9IZp3ZS^\

ŹBUPd Z91UMOJ feZ3A10Q `3t^9Z-IłS3ZJd OIUp5]żZA\

`Źz^ rq3ZJi q3,<JO}5[ `BiuszpfezJBZ n} Rrnzt?L\\oqo - `3so{RiiunzoJA,\\ o atesoid Aq5[Bf ŹIIURZOO IIU.<UI';MIO o>[o.iazs ogaiu ł?u RjRz.ifods

^,9lZpO>[ZSOZJd RU [01S 0^ -

ŹŚSOUI 3IU 3\V ŹOI3SI,\\AZ30

(;,LURS PU IURS BUUI 3Z IUfd :).<q

3ZOIU 3I3ZS3JM 9Z Ź1?]T!J BIU9Z3RUZ lURd B[p PLU 3IU AZJ - `.<l^IU?(10p ft(5[9[ Z I AUOIAMZpZ {T'l,<dBZ - ^OUAZ3A\3[Zp Ź:»;<Z3t!UZ RIU 01 0^ -` Źpii.n^AJ^n

Op 3IU AUIBIU 9IU Źl'RZ3AMZ 1S9[' ni [^(RJ_ ;31.IR.\\10 -)A”q RZSniU [A\Z.Ip

^ - Źoż qfMOLUBqod - USISJO^ aiupd `?iqo.i 3111 0801 SZSOJJ -Źoru^uiBZ or Aq `i.\\ZJp op 5is (P.\\ `ŹOJ9I51S - `t”'lpo{ R”>[zpzr'r?z.id 3IU oi i'!ulo\\ r.^v_L Źo.nnl' ?[zp^q oo „SIM

`01^ ŹAIUBIU 3IU AUI 01 - 0{OS9A\ {BIZp9[.\\od - nsBZ3 3[3I.\\ l.\q7

l `3iusoz3.\\ rz ŁqooJi l:;qAq^

aZ3ZS3f ISOf - 31SO{3 \\ feA\J3Z?J l?{gRll Z R{riZp3[MOd - 01 r”s;

Źuiiufisuo->i `niuaiuii od ?IMOLU lufd nu azoui 01 9[ożo M v -B3[ij fef 9IUZ39pJ3S (feUSpS^ - jOLIURd l;UpO?IOZO ŹOAMSOUt\ -pŁgoui 03 -n^iuzanJodpod aiuBd Ź3zpi\\ BURd aż Ź9is azsaiJ -ifellIBS 01 I `riA\OUZ felURd ÓUR^AlOds 3I3ZS9J/\\ -

Źnaioiu n'»( R{3oiqA.\\ feiosopRJ 7 ŹpuF'[-i3nBi\

BBpI^ qBMAq9ZJd V,UV^3[ BUB]ldB^ og3U.'»9q03[U 3ZJniq /\\

Źifzf^o rgi-ipn >->i3snd9ZJd

KXp 9IU V `S^flRrAZJdS RS I3SOUZ^q010 OZ ŹRJOguiS pO 5foT'UJJOJUl

ropazJdn AZSMRU.IAZJIO ŹiuAu(fiidzs n>iRJRq A\ 3is {iA\Rfz USISJS-^ luzoiuodpod q3.<A\oiupn{odod q3Buizpoż qo,\uzod M mup oż3_^

(AZĄlI3A.\\Z

l - ŚMBlSOd feur,.\\OpA33pZ „feuUJOjZSIU RU OŚ 3B1S 3Z Ź3IUBUO-`(3ZJd

q^3feu 9izp^qopz `qf[UM3dBz `qooppo ,<zszn{p KU 9is oizp^qopz

3 będzie najgłębsze

mą postawę - ten

wych podporucznik

`mawszy uprzednio

łające. A nie chciał

>rzebywała Melania

;zniku. Co mogę dla

serdecznie jej rękę.

;niu. Konstantin.

glosie - jest jeszcze

ÓO my nie mamy. Kto

dżka łódką. - Skiero-

pohamowala go. - Te

?.aj. nie mamy nic do

lal zdziwiony i z lekka

fakt, że wreszcie może

oczami, jakby prosząc

lia. których trzeba bez-

na.

inak kwestia', gdzie mo-

pójdziemy po prostu na

;ić w jej kwaterze?

ku - powiedziała z wiel-

amocnicami sztabowymi,

użbowych, jest tu zabro-

/ba że dzieje się to pod-

muzyczne, pokazy filmo-

- Naprawdę? - spytał z niedowierzaniem Kersten. - Kto wymy-Łlił takie reguły klasztoru żeńskiego^

- To rozkaz pana komendanta.

Odpowiedź nie zadowoliła podporucznika, jak zresztą należało się spodziewać, lecz sprawiła, że z lekka agresywnym tonem powię-dnął: - Czy komendant rzeczywiŁcie wierzy, że wszystko tutaj moż-na tak po prostu ująć w reguły, które on osobiŁcie uważa za słuszne? Nawet uczucia? A te przecież żywimy do siebie. Melanio, chyba się me mylę?

- Być może - przyznała, by wnet odważnie dodać; - Ja również pragnęłabym takiego prawdziwego spotkania. Ale nie mam pojęcia. w jaki sposób dałoby się to zrobić. MoglibyŁmy na przykład zacząć od pisania listów.

- Czyżby potrzebna nam była sieć kurierska? - Kersten był niepomiernie zdumiony i utkwił w Melanii pytający wzrok. - To zwykła strata czasu!

Przeciw temu poglądowi Melania nie zaoponowała.

Parę minut po siedemnastej przybyła samochodem służbowym

do obozu w Kampfenlal pani Tauschmullcr wraz z szoferem.

jej małżonek, kapitan piechoty, dowódca kompanii sztabowej, przede wszystkim zaŁ adiutant komendanta, od bez mała pól godzi-ny czekał na żonę przy bramie południowej obozu. Podszedł do samochodu, otworzył przednie drzwi i zawołał; Witam z całego serca'.

Pomógł żonie wysiąŁć, podając jej obydwie ręce. po czym przy-ciągnął ją do siebie i uŁciskał. No. jesteŁ nareszcie, moja kochana!

Objęli się, nie nazbyt czule, zachowując pozory uprzejmej ser-decznoŁci. Znajdowali się przecież w miejscu publicznym. Zaraz po-tem żona zapytała; Czy aby przybywam w porę? I dodała szybko; - Nie chciałabym zakłócać toku twoich czynnoŁci służbo-wych.

- Czas dla nas musi się zawsze znaleźć, moja ty ukochana. uwielbiana żono! A będę mógł nim dysponować dzięki wielkodusz-noŁci pana pułkownika.

W minionym roku widzieli się tylko raz. l to w niezbyt korzy-stnych okolicznoŁciach - w Prusach Wschodnich. Pani Tauschmuller była siostrą przełożoną w szpitalu koło Królewca. Kapitan wykorzy-stał podróż służbową do Berlina, robiąc trzydniowy odskok do Prus -znowu dzięki łaskawemu przyzwoleniu komendanta. Troszczył się

201

, Źt;l:)SOlU3LpB[ZS fe'»([9lA\ 5[Bl 039f BURAU3JBZ30 ISOjdM

_ B{,<q J3[[niuq3snBJ^ ^d - in?[iuA\o5[(nd aiuBd Źź(h)(ŁizQ -Źla^ILUKd C3UZd31ZpM 3A\ LlróLU 9ZSA\nZ 00 Źr>[ILIA\03l'Ud{OdSA\ 0ż3UpOMEZ3IU ŹOgSUBppO ILU OM05(lt'fXM 0ż3(OLU R>[UOZ(BLU lUBd ISSf

ŹasopBJ ILU fefBiMB-ids iuBd Auizp9iA\po - `t'iosouz33pJ3s B3fe(hLu[h z im?pu3u.io>[ (iu,\\odRz iui'd n.\\i';ł[sn{ ŹRU.\\OURZS `azpfe^s z9[v -Ź10d0f>( SIłjKr nUEd B(IMEJds fel3SOU33qO ffOMS LUAq

ŹApż `n)(iu,\\o)({nd siuBd AUMOUEZS `oJ>[XzJd ozpJpq ILU .\qojAg -ŹBLI03.\A\qORZ

PU l^l ŹI^l[nl-UL^^SnRi, `”^d `n?(SJ9[B.\\B^ Od `SIUZOASB^ - (BMO{B3n I 9IS ntU ll1!^30^ `3iq91S Op {feUżt;I3AZJd `^?(5J feMBJd raf (t?fn `>([UA\05({nj

Ź j9[3BL[3 faZSRU („01 M LLIBlIMOd fef f3J3S r ^039(BO Z 3Z ŹlUEd 1[0.\\ZO<J - ŹAUiqR-IL( Op J9I]nLUL(3Snf^ tUfd OA\lSU3iq Iiod M'0?0^ ^'z^o Ź\\ ^ 0{I3nZJ 3BpIM nLUSf J - jlUBd B.^B^SB^ `BUMOUBZS A03S B'^0-1? V(OIU I Z010 - `ROJ)( AZJł ŹB.Ykp LUIU n->[ pldtUSOd SpUSLUOLU

03 ^^i^f-^odpo .\\ Aq `sis 3;\zi[qz LUO>(UOZ(RLU ns(`OA\pAqo {I[O.\\ZOJ

^ Ź. Ź9ILUBpZ30<j M pnOSSUES n.-)R{Rd q313pOq3S qOAUZJ19U.\\9Z l?U ŹJ `łfe {PlMBfod Ap3 `o33I>[(OI^\ E^AJSpAJj [SALU BU 0{IZpO.\\AZJd SIUTdDS linź ŹB^3!' `-I9810-`^-`^ UOA -101>[IŃ >[IUAW((nd {AZ30J)(A\ 010 I `J3UJ39 [ :, ^RASUJ :9]BJdR>[ 91JBM AOfelUpd I[SOJA.\\ q3E(pAZJ?(S q31 nMpAqO (ifflMl^y^ B `IMZJp SMOIpOJS `3I>[[9I.\\ 0?(OJ3ZS 3lS A^JB.YilO SfZO.\\OŃ\

`fl^^l^K -OSZJlSOdS OS a.^^^KlOpZ BJBd BOBZpOq3pRU LUIUR7 Ź31UZ3IA\R>[SA{q {feU>[IUZ 3tZRJ LUAp

`^^^ŹBI A\ `f!o.\q.\ZJd q3i ?R.\\,\.HRd.\.\\ Aq ŹŁro^n.usui {BLUAZJIO 9iuz30piA\

ŹUl^ ŹBUIA\O[.I(J l[.\Z3KqOZ ŹA\OSRJR1 q3A'UA\0{3 Op 3lS I[RZI[qZ Apr) J, ;pS3Z3 BfOA\l f U 31Z3n 3BpAA\ fHirZ 13MBU PLU :r933[A\ LU3IA\Oj `3BlIA\Od 3I3SiqOSO 313 3IUżT?Jj -^J[nUiq3SnPJ_ [IU.\\?dRZ AU[l'!ZJRlA\od3lU 3IUin(OSqB lS3f UO -ŹGpiMO(Z3 Auzsnpo>([3iA\ 3.\q isnai OJ_ - `R(Bizp3[.\\od - 3iUB>[iods

iIBU (IMl[ZOLUn 9Z ŹI.\\0'>lIU.\\0->[(nd BUZ33IZp.\\ OZpJfq LU3lS3f -ŹDsoupo? r;isiOA\s R{B.\\oq.-»33 ^[pup3r 3iqo `T”>[U3

jffiSfSZJlSO 9q30.11 qflLU AZJRAM ASAJ Źl31SIZpRSAZJd f3IZpJBq 3IU3Z

lB(mA\RJds ip[3J-iR['>l iuT?d op - AAUuds SRZ3q3.\iop 3iqos {BA\T;pz

|089Z3 Z `OA\lSU3[qOpOd f3f 3U\V}Vj `3.\\0{S A\ LLI3q3nqO U.IAZ3IU |U Og 0{AZJ3pn LUAZ3 ,\ZJd `BI3SOA\I[>['1 Z 3UOZ EU {BZJfodS ml i<ZJd S31S31' n.\\OUZ .\p'S ŹZBJ31 BZ3ZSB(.\\Z `3l3IU3ILUSAŃ\ -t Ź0331>[S

ŹgduiB)) n'>(Z33aiRz ii>(unJ9i->( .\\ fe.\\ozoqo v,3i\r\ i[Bzt;pod ;\p3i?{

Źuqosn^ wp.d Rpizp3iMod - 9ZJqop 9is zssfnzo suMadRz -

R: ŹR>[IU.\\03BJd(OdS.\\ 039ZS

Źu oSsfoMS Rq3np i O(RI.”) o ZBJOI „[P,! oiuqopod - 3ZSA\BZ uo

la swojego najbliż-

pani Tauschmuller,

leczku kampfentał-

i jesteŁ przy mnie.

uderzyło go nagle,

;ństwo. z czego nie

Źfeld'. Sprawiała wrą-

trochę ostrzejsze niż

że umożliwił nam to

^duszny człowiek.

pewnił Tauschmuller.

;ej: ma nawet zamiar

»aczyh Priewitta, który

ich przybycia. W każ-

;hodząca para zdołała

rodkowe drzwi, a przy

rórtę kaprale: Priewitt

ir von Yerweiser. Jego

:lkiego. gdy pojawiał się

i w Poczdamie.

się. by w odpowiednim

i. - Otóż i moja droga,

zuciło się w oczy podo-

^ozwoli pani. że z całego

ągnął do siebie, pochylił

. Pani Tauschmuller była

- Ja również dziękuję panu pułkownikowi za tyle łaskawoŁci -powiedział wzruszony kapitan.

- Moi drodzy państwo'. To rzecz jak najbardziej oczywista. Czyż nie głoszono już w germańskich pieŁniach Eddy. ogromnie przemyŁlnych podaniach ludowych naszego narodu, że ..przyjaciele naszych przyjaciół są naszymi przyjaciółmi”'?

Nie zgadzało się to w pełni z oryginalnym tekstem, niemniej zabrzmiało pięknie.

Pułkownik szarmancko podał ramię pani siostrze przełożonej. aby towarzyszyć jej do dużej sali zameczku kampfentalskiego. Tam oŁwiadczył: Proszę czuć się u nas jak u siebie w domu. łaskawa pani. W kwaterze pani męża kazałem przygotować wszystko, co możliwe, by zapewnić pani wygodę. Dzisiaj wieczorem będę miał zaszczyt oczekiwać pani w kasynie, gdzie odbędzie się kolacja uroz-maicona muzyka.

Rozkaz wyjazdu będącego w podróży kapitana lekarza Kónigs-bergera głosił, że ma wystarać się o dziewczęta do burdelu w miejsce tych, które zeszły z tego Łwiata. Usługi w tym względzie zaoferowała fabryka uwodorniania w Isaraubach.

Kierownikiem tej ważnej dla celów wojennych placówki był

slwmfuhrer SS o nazwisku Breitenbach. który wykazywał zawsze przychylnoŁć i deklarował gotowoŁć do usług podczas bytnoŁci w obozie kampfentalskim. gdzie wraz ze swoją drużyną piłkarską był co dwa miesiące zapraszany na ..przyjacielskie rozgrywki” z miej-scową drużyną, formowaną każdorazowo spoŁród kursantów. Nieza-pomniane wówczas były jego wizyty w kasynie; pamiętano tam jeszcze, jak powinno się czcić zwycięstwa.

- Jestem oczywiŁcie skłonny znowu panu odstąpić kilka z tych moich niewiele wartych kotek. Breitenbach był absolutnie przeko-nany, że jest wielkim panem z krwi i koŁci. - Te obce rasowo kobiety to zupełne niezdary! Podobno krzepki, chłopski, słowiański materiał'. W rzeczywistoŁci jednak te kwiatuszki to lenie, nie po-zwalają moim robotnikom skupić się na pracy, pod każdym wzglę-dem nadwerężają dyscyplinę. JeŁli o mnie chodzi, może je pan sobie zabrać, a na ich miejsce, zgodnie z obietnicą waszej placówki, otrzy-mam względnie silnych jeńców wojennych.

Sturmfuhrer SS Breitenbach był znany z takich wypowiedzi

-przynajmniej Klarfcldowej i Kónigsbergerowi. Brzmiały one. zwła-szcza w uszach Kónigsbergera, jak precyzyjnie wyważona, ohydna

203

prowokacja. Kapitan lekarz zaniechał Jednak ^^maw01^

jakichkolwiek zarzutów - podobnie zresztą pam Klarfeld. Poh bvio poleceniem! Natasza stała obok w kompletnym ostup^

` Ten sturmfuhrer SS byl. i.A pw^mm^ s-^ o soW ^

ez.\ov<ieKiem dużego formatu. Obejmował swym władaniem dwa( ny baraków zasiedlonych przez prawie dwa tysiące robotŃ Wraz ze swoimi dwustu ludźmi panował nad nimi bez trudu, j ród nich właŁnie rekrutowało się około trzydziestu dobrze wysd nych. wyborowych piłkarzy. Występy goŁcinne, jakie dawał żel drużyna na obszarze wojskowym Górnej Bawarii, dostarczali wiele mocnych przeżyć.

Breilenbtich mieszka} za barakami i pomieszczeniami fabr

nymi w wywłaszczonej wilh' byłego przedsiębiorcy. Stała ona zboczu pagórka, skąd roztaczał się wspaniały widok na okc Anbach. Wszystkie pokoje były wyłożone wschodnimi dywanami, Łcianach wisiały kosztowne malowidła. Przepych, który prawdoi dobnie przez nikogo nie był podziwiany.

- Proszę się rozgoŁcić powiedział Breitenbach czyniąc r zapraszający gest. - Aczkolwiek nie aspiruję do tego. by konkr wać z waszym wspaniałym kasynem w Kampfental. jednakże b mógł coŁ niecoŁ państwu zaoferować. Co zatem by sobie paris życzyli?

- Zdajemy się w tej kwestii całkowicie na pana - powieda

uprzejmie kapitan lekarz. - Przedtem jednak chciałbym pana pros o zezwolenie, by nasza współpracownica - miał na myŁli Natarł

- mogła się trochę rozejrzeć w barakach zamieszkanych przez żeris^ załogę fabryki.

- Ależ oczywiŁcie!

Kapitan lekarz z zatroskaniem i ogromną delikatnoŁcią zwrócił | się do Nataszy: - Czy mógłbym prosić, by nam pani pomogła | wypełnić naszą misję? - Dostrzegł w jej oczach aprobatę; wiedziała, | że tym razem chodziło o wyszukanie od trzech do pięciu pań. [

Natasza wyszła. Pozostałym zaproponowano krymski sekt.

Wspaniała zdobycz! Dotarła do nas w skrzyniach. Daje si^] całkiem dobrze żłopać. idzie jak woda mineralna. Jeżeli wasz pan pułkownik potrzebowałby dla swego kasyna...

- Niewykluczone powiedział Kónigsberger.—Ale czy jednak tego rodzaju pokrzepienie nie jest panu bardziej potrzebne?

- Zgadza się - potwierdził z wdzięcznoŁcią Breitenbach.

-- Szczególnie teraz, nieprawdaż, kiedy stawia się wszystko na jedną kartę. Na naszą wielkoniemiecką kartę! Która musi być stanowczo

204

. . ,„ nas. CWe -n. ź oc»* ^l

^^g^-^”^^'

^'^S^ŚŚŚŚŚŚ ^&»

^^Ą^^^^^ ^

^^5-;^:.^^”” slra

dzień, jak „lw nieodzowne0 , Łmierdzieć. ^^ uważa pan ^ we ^^,et znaJdujen^

^S?^^S^^^^^

s,ę w Łrodku ^lemlec,lolto z cudzoziemca^ ^ ^^,^,em

5aroy naiS^^A 1 k;^^^0 calklem zwy”

nrflCY naiC^.1;'5-` J , i,^ti7VStOW l Ź'^P 6

(` Sw spolecznych, ^'^”^^/^o, zobaczymy...

*r==-`>'?3 -.- - s,”!?;.';”?

„S^Ó'-„” „s-ss „-Ź”””

E&SS^^^^^^^^^

_ Wybrałam cztery przystąpiono

WW- naidujacym się w wiUi ^^^ode i pomimo

- \v biurze ^du]'t.J „terech dziewcząt, „y y atrakcyjnie.

»” ^'^SdS?^ ^^'.^^S^nie b,d^

^^'^^^ ^^'Sa^^^SyS

&SeS^^^^^^^^^ ^z- „Źe

Óy^-^0^*”1”””'”1”

- A zatem w porządku, panie sturmfuhrerze oŁwiadcza

tan lekarz. - Niech pan łaskawie przekaże te cztery osoby:

jednostce. Możliwie od razu jutro.

- Będzie załatwione natychmiast! zapewni) sturmfuhf

- Rad jestem, że mogłem być pomocny panu. pańskiej pis

i szanownemu panu komendantowi. Proszę jeszcze przekaz

moje najbardziej uniżone ukłony i powiedzieć, że JUŻ z góry się cieszę na następne ..przyjacielskie rozgrywki piłkarskie”. ;,

- OczywiŁcie, przekażę - obiecał kapitan lekarz.

Wsiedli do samochodu, kierowca ruszył / miejsca.

Fiihrer SS pomachał im ręka na pożegnanie, oni się jednaki

obejrzeli, i Gdy już mieli za sobą to wspaniale urządzone piekło i znal

się znowu na wolnej przestrzeni, pani Klarfeld zapytała:

- Co teraz robimy? Przyznam się. że najchętniej bym gd

odpoczęła, odprężyła się. pozbyła się tych koszmarnych wrażeń.j|

- Ja również oznajmiła Natasza.

- Skoro tak panie uważają, proponuję odwiedzie gospodę „P Starą Pocztą” w Hólzbach. JesteŁmy tam mile widziani o kaa porze z racji korzystnych układów istniejących pomiędzy nas? obozem a właŁcicielem knajpy. Dlaczego me mielibyŁmy tego wyk, rzystać? A więc zgoda, i

Było to po myŁli wszystkich.

Podczas wytwornej kolacji pani Tauschmuller zasiadła po pr wej stronie komendanta, co nie stanowiło problemu, ponieważ pa Klarfeld, której przysługiwało to miejsce, była na szczęŁcie nieobec-na. Kapitan, będąc prawą ręką komendanta, usiadł jak zwykle po jego lewej stronie.

--hmuller zasiadła po pr

Atmosfera była odŁwiętna i rozluźniona, również z powodu nie-obecnoŁci kapitana lekarza, co dało porucznikowi Wagnerowi okazję do zabłyŁnięcia. Już na początku sięgnął do zbiorku swoich łaciń-skich przysłów: ,.Pax est tranquillitas ordines”. co w przybliżeniu oznaczało: ..Pokój to stan spoczynku każdego ładu”. A ład panuje wŁród nas!

Tego rodzaju sentencje kwitowano tu zawsze przyzwalającym skinieniem głowy, czynili to także majorowie Kastor i PolJandt. aczkolwiek ostatnio z lekką pobłażliwoŁcią. Nic to do dyskusji nie wnosiło, mogło tylko co poniektórym imponować wypowiedzi pułkownika były oczywiŁcie poza wszelką krytyką. Ten jednak był dzisiaj zamknięty w sobie niczym Łlimak w pancerzu.

Ś^^SiSS^^

Wpadał^ .tańsze P0”^',-noŁcie od cz^arw ^ , obo-

i ^owan0 ^ ^d Haydn”Źa T ^ auegre^- ^d^ n^^

tozpocz?^ w- Kp, „polowame . . ^g ^TOC^lo,,^,e ..Dziadka l ^omi „^^e-rano dwukrot^ ^ ^„^o Uarnrę.

rSBsS-^^3^

^S^s^^^

l ^^^ow\e^

| )uż udah do ^ ^teresuiąca ii - odbvv^a ^ę nie mnie.i ^^ ^.

o niespełna ^^ ^alezący do v^ ^ilo ^1? ^ ^ otrzy-

handel ^^^”-^.0 bólzbacher_Uo^ ^^ ^ ^ u^a ^^.

OTwal obóz w P1, ^o)U. ^ ^.Yzne jak tez lnnt- „,adzo-

^ ^^^ ^azJo^^rolne20un^ ^owycb

!-..„,,^in^-^^^,e?o .20SPOQa,eeo tyP^ stos?nkc?^eraŹ

hodzące 7 o0 ^^.lązai^ lt- y.apitana Tausc yoniesbergei-^^^^^^^

*Ź ^,1°^- ;Su”^”-„ ^uT^^-^10-`-

- ^w^-^ NaslepnlE `

zapasów, zv>auc

5żOJp M 3AzsriJAA\ Aq „3is HfAuapod feoou{od pszJd O^IOJ^ Apr)

Ź3.\\0pn( SIpOpUI 9Ił(SJBMBq {BJż3pO A.IO'f'1 `flSAZ.IlA3 AJ^IS BJ3ZS Z3Zjd

l /;uqsAZJd (D[SAZ znqdr AUIOżO `3'iyqo i 3UZ3T?uis o{Aq siuszpaf

ł „R3A\OJ31^ l ^Z3mun{l 3IUSE(M

3 5is i]iMRfod oq `izpsiMod.^M rau^Mi^szoosiu A\OUZ y[vi aiu 5(9iM(05[

^l 1 -Z3B „r9.')fefnS3J3'tUI fal {0?(OM ifsn^sAp (feuiMZOJ 31U J3żJ3qSżIUO”>}

d ŹSBidŁiod oż3i EU

ŹZOU1 3IU 3IURA\Op-<33p7 ^T;pMT'Jd Ź3fnq30)(T;Z niSOJd Od 3IS ^3I.\\0(Z3

ŹiqfM niu3i'>(isAzs.\\ J0'>(3z.id PU iu,\z.') `riuf^BU oż3Z3 op `3so(im

5lS IZpfeZJ tU.IB/APJd ILUf>[Br - 05(pPZJ J3pEU 3IS r3f 0{RZJBpZ 03 „l3SOq -BIS f333iq0ł( ISndn OfefEp C(IU.lfeuZO - OI3IM 3ZJqOp ZR;\\3IUOj

^pg3Z3Blp 01 V -

Źpnz3n

n[fZpOJ 0ż31 V,\p AUOJ1S f3COLU Z 3IU31UinZOJZ 3Znp VU 3.<Z3t( UBd 3ZOU1

Ol ouii^\ - Źi[3.<.\\oqT'izs aiuoomod iu.\Z3pOM,\ZJd r3iqT!izp3i.\\odpo

\\01 M 3feZpOq3.\\ B{^3Z.lpO - -133J3qSżIUQ')l 91UT?d `0.\\ISOUI^ -(,'RIU3Z3ZJ1ST'Z S3I5[T?f

BBd AqP{TlU.I AZJ jn>[pnd,\A\ ,\\ :31UZ^JA,\\ lU3{BIZp3L\\Od B `lUfd BMB^ ŹCT} `{BMOS3J31UI BtU 3IS 3I3SIMAZ33ZJ LU,\q-<pż `n'>(pBd.<M ^ --. Ź^BIZp3lMod l3^Mn f3l'OLU Ol3SlA\AZ30 OfZSR 3IU ,<ZST'1^[\[ feqOSO red 31UBMOS3J31U1EZ 5lS 33t'ff3fÓUZ^ - Źfel3SO(EJnod t'Z3IUU13rT”l Z BP 5lS E(3Uq33IUISn EJ01>[Op `>(0q0 3t'rBpT'lS :ppjJl'l'^ W.d ^{ZS3pT3U IU BZ Zni `3(OIS .<ZJd 3IS (IA\Rfod AZSAU3ld ZJf5(3l UT'lldP^

ŹR^IZp \C{\ 3UZ310d T!A\p Z^JO l^Rld 3Ur.\\OJfd3JdA,\\

0(ZO)[ BZOJOd :iaH->lS./AI(SAlU 11UB3JOJ1 HUAUZ31( 3UOiqOpZO Ź:BlJ^ZBOq (q 3UOZO(\A\ AUEI3ż Źkl3'sO\V,W\0 Z 3SO'>(S(31S 3iqOS ,\\ 0{AZ3fe( `OII^S OZJlSIUlJnq lU3l”0-^Ód 3UBMZ ŹOIU3Z3ZS3HUOd IUI 3UO(3IZpAZJj

Ź333J 3AlUn Rq.<q3 AqO{BZ3]PU ^RUp3f UI31p3ZJj i3Y!UAZ3

<UI3ZOLU - ZJB'!>l3( UyildB^ OZ30q30 (llufRUZO - 331A\ y -Ź ŹJ31'>(mEqO AUlE.\\AJd 31SU3S m^U.\\3d ,\\ ElU EZ3Jd V} OlpRUOd V ŹlU.<UZ33{ods niU3I.\\RlSPU O U13l>[3I.\\0{Z3 Z3I33ZJd t83f ^3ZJO-l5[Op ŹO^M133ZJd S03 33101 lUAqB(BIlU 033Z3fia -^,T'^Z3BLUn(l I

[U3p[ 3foB]0'>( l(AZOdS lUIBU Z 31UlodSA\ ,\q `niU3'l 0'>[A\I33ZJd 3IU llired 31Zp3q 3IU /;Z3 :IUT'd TA\B>[S^ Ź3IUt?lAd OUp3f 3Z3ZS3f -Ź313SIA\AZ30 Z3(V -ŹJ3g

BMO^ 91lul3ZJdn (RlAdRZ - ,',IUI?d („3,\\T”>1SB{ 01 TpTilMOdpO -Źniu3-iłi Z3q qn^ atA:\\oi(iuf;\\

Bn( Z ^'5(10[JBZS J3S3p Oł[Bf Źfisndl'!?( feUOZSBM^ Z `nł(S]3SS^ Od AU

^Ś^^^^'^^

S „fS^: ^^a-„ Źwg” 5” „^

^„^^cK^^ ^„„esku...'.

Ź^ ^So.^ ZŚŚ'” lednak

l ŹwwłKur1 . Tźuschn,u»er s,»rszy

P, ^ -`Ź ^^^ ^Ń^^^e^

is^^s^;

^=^Sis2Ss

sS-^sss^^

SSST;;. „;?L. „.... .-S^.KS'

.-.A-ssass^”^^^^^^^

^;;':”'-s'rSSS5.=

%ffgl,^^:=S

1

kobietą i W.2 J starszą siostrą_ ^ ^ka pr

sS^S^^-s3Ś”

1 mną „aw.ą^l ^^ek. ,09

niego stówa -

Singera setnie to ubawiło. - I pani naprawdę w to wierzy?! istotnie nie ma pani pojęcia, co ta szanowna dama zazwyczaj i” „ po północy wyrabia w zameczku kampfentalskim?

Wypełnia swoje zadania, ona tam przecież pracuje!

- Można to i tak nazwać. Mówiąc jednak bez ogródek.

niewinny aniołeczku, ta dama utrzymuje stosunki miłosne z kap nem Tauschmullerem.

Wykluczone! To absolutnie niemożliwe! W żadnym wyp

nie z nim! On nie jest jej godny. Poza tym ma żonę.

Singer musiał się z całej siły opanować, by nie parsknąć są chem. Ach. moja szanowna panienko, czy jest godny czy też l wolny czy nie. wiadomo kto. niech pani pozbędzie się złudzeńfl

Czy dlatego wysłał Erikę w podróż służbową, by móc swo”

dnie goŁcić swoją żonę?

- No. nareszcie! - pochwalił ją Singer. - Zaczyna pani w

ciwie rozumować. Podróż pani Klarfeld była jednak zaplanowi zanim pani Tauschmuller. całkiem niespodziewanie, tu przybyła.)

W głowie Melanii powstał potworny chaos. - To wszystko ja okropnie zagmatwane.

- WyjaŁnienie się znajdzie, a wtedy otworzy się przed szansa podjęcia pewnej właŁciwej decyzji. Jakiej?

- Musiałoby się to stać jeszcze dzisiaj w nocy. Melanio! fosą waż jutro przed południem prawowita pani Tauschmuller odjeżdaj

Po czym Singer przedstawił Melanii szczegółowo swój plan. - ~ jest pani zdecydowana wziąć udział w tej grze? Melania przytaknęła.

Gdy podróżni znaleźli się wewnątrz kampfentalskiego obozi a była to prawie dokładnie północ, pani Klarfeld rozkazała kieron cy: - Proszę się tu zatrzymać! - Zwracając się zaŁ do kapita lekarza dorzuciła: - Zakładam, panie doktorze, że chciałby ]:

towarzyszyć naszej tłumaczce do jej kwatery, oczywiŁcie tylko bramy.

Kónigsberger odparł na to: - Niewykluczone, łaskawa pam,| Przede wszystkim jednak zamierzałem panią... |

- Zbyteczne, mój drogi! Niech pan zajmie się Nataszą. Kierow-( ca mnie odwiezie. (

Kapitan lekarz i Nataszą wysiedli i pożegnali się z panią Klar-`l-id. Ta podała obydwojgu rękę. tłumaczce nawet pierwszej.

iwdę w to wierzy? Czy

iama zazwyczaj dobrze

Iskim?

zecież pracuje!

ak bez ogródek, mój ty

sunki miłosne z kapita-

le! W żadnym wypadku

i ma żonę.

, by nie parsknąć Łmie-

/ jest godny czy też nie,

ozbędzie się złudzeń!

:użbową. by móc swobo-

r. - Zaczyna pani włas-

na jednak zaplanowana,

.ziewanie, tu przybyła.

haos. - To wszystko jest

otworzy się przed panią

w nocy. Melanio! Ponie-

„li Tauschmuller odjeżdża.

:egółowo swój plan. - Czy

czym powiedziała wesoło do Kónigsbergera. będąc pod uskrzydlają-cym wpływem spożytego alkoholu:

Dziękuję panu za ten wielce interesujący dzień! Działa pan z pożytkiem, a zatem słusznie!

Spojrzeli za oddalającym się pojazdem. Kapitan lekarz powie-dział: No. nasza wielka dama zademonstrowała wręcz ludzkie odruchy.

- Pani Khirfeld powiedziała Nataszą - sprawia teraz wrażenie naprawdę szczęŁliwej. I stąd ta jej wspaniałomyŁlnoŁć.

Sądzę, że znam przyczynę. Spróbuję to pani wyjaŁnić. Nata-szo. A może jest pani za bardzo zmęczona?

- Raczej wciąż podenerwowana.

- W pewnym sensie i ja także. Może zapalimy papierosa'?

Nataszą uŁmiechnęła się. Ale gdzie'? Tu. na tej obozowe! ulicy nikt nie ma prawa przebywać po północy. Do mojego baraku me może pan wejŁć. A do pana kwatery w zamku ja z kolei nie chcę. A już tym bardziej tam. gdzie mieŁci się kaplica. Nawet z panem tam nie wejdę.

Wytworzył się swoisty nastrój, który sprzyjał dalszym propozy-cjom. Istnieje jeszcze inna możliwoŁć. Nataszo powiedział kapi-tan lekarz. - Nasz szpital obozowy, moja dyżurka. I tak muszę tam wpaŁć, by zgodnie z regulaminem dokonać przeglądu spraw, jakie się nagromadziły, l całkiem możliwe, że będę przy tym potrzebował pani obecnoŁci jako tłumaczki. Mogę więc prosić, by się pani zgo-dziła mi towarzyszyć?

Zgodziła się. Chętnie. Przystała na to. że wziął ją za rękę. nie obejmując jej jednak.

: kampfentalskiego obozu,

Klarfeld rozkazała kierow-

cając się zaŁ do kapitana

doktorze, że chciałby pan

atery, oczywiŁcie tylko do

wykluczone, łaskawa pani.

łanią...

zajmie się Nataszą. Kierow-

pożegnali się z panią Klar-

aaczce nawet pierwszej. Po

Gdy Enka Klarfeld dotarła do swojej kwatery, sprawiała wraże-nie lekko podchmielonej, nie była jednak zmęczona, a już w żadnym razie wyczerpana. Oczekiwała ją Melania Mauerland.

No. wreszcie jesteŁ. Erikol Zabrzmiało to nieco agresywnie. ale wynikało prawdopodobnie z obawy o panią Klarfeld. a może tylko z prostej ciekawoŁci.

Czy z moiego powodu nie poszlas spać? To przecież, całkiem zbędne. - Erika usiadła przed toaletką, na której roiło się od roz-maitych kosmetyków, i zaczęła się sobie przyglądać. Melanio. dlaczego na mnie czekałaŁ?

Mam ci przekazać pewną wiadomoŁć, Eriko. DomyŁlasz się

chyba, od kogo'1

211

Któż inny mógłby jej przyjŁć do głowy? Tylko kapitan Tai

muller. A c/ego życzy on sobie ode mnie? zapytała.

- Żeb\Ł go odwiedziła.

Teraz?”

Widocznie pora nie gra roli. Jak tylko wrócisz, masz do

iŁć. To sprawa pilna.

Naprawdę tak powiedział'? - zapytała pani Klarfeld i oczy rozbłysły.

Kazał ci to przekazać. Rozmawiałam przez telefon z

gerem.

Następnego dnia powiedziała: prawdopodobnie z Singi

/ cała pewnoŁcią nic mogę tego stwierdzić.

- W każdym razie oczekuje cię, Eriko. Bez względu na god:

No to pięknie! - Pani Klarfeld sprawiała wrażenie o'

gotowej do poniesienia wszelkiej ofiary. Rozebrała się i znik:

w łazience.

Niebawem pojawiła się przed Melanią tak jak j'ą Pan

stworzAl. Bądź taka dobra i uczesz mnie poprosiła. - Gładko tyłu. Nie powinno to sprawiać wrażenia nieładu, wręcz przeciwni Upnij mi włosy tak, jak będziesz uważała za stosowne.

Erika wmasowała w twarz pachnący krem i wtarła za uszai

kilka kropel francuskich perfum. Wstała, włożyła różowy pł. kąpielowy, narzucając nań. ze względu na nocny chłód, pł myŁliwski z zielonego lodenu.

- MÓJ Boże wyznała - jakże jestem szczęŁliwa!

- Życzę ci tego z całego serca - zapewniła Melania.

Mam nadzieję, że nic ci się nie pomyliło.

Erika Klarfeld udała się do zameczku kampfentalskiego prawie godzinę po północy. Posterunki, salutując, przepuszczały ją wszędzie.

Osiągnąwszy zameczek Erika weszła do długiego korytarza, do którego przylegały pokoje zamieszkane przez oficerów. Znała do-kładnie tę drogę orientowała się więc także w ciemnoŁci. Po cichu otworzyła drzwi do pokoju kapitana Tauschmullera. weszła do po-grążonego w mroku pomieszczenia, zamknęła drzwi za sobą, zrzuciła płaszcz myŁliwski, wyŁliznęła się z płaszcza kąpielowego. Po czym podbiegła do łóżka swojego Hermanna.

Jestem, mój ukochany!

Tauschmuller. wyrwany ze słodkiego snu, całkowicie zaskoczo-ny. uniósł się do pozycji siedzącej. Obok niego, w małżeńskim łożu, wychyliła się. zapalając Łwiatło, całkiem naga posiać.

Kto to jest? - padło pytanie. - Czego ta pani tu szuka?

212

..o kapitan Tausch-

zapytała.

`cisz. masz do niego

i Klarfeld i oczy jej

Źrzeź telefon z Sin-

iobnie z Singerem;

względu na godzinę.

iała wrażenie osoby

Źbrała się i zniknęła

ak jak ją Pan Bóg

prosiła. - Gładko, do

iu. wręcz przeciwnie.

stosowne.

n i wtarła za uszami

ażyła różowy płaszcz

nocny chłód, płaszcz

`częshwa!

lita Melania.

lilo.

mpfentalskiego prawie

opuszczały ją wszędzie.

długiego korytarza, do

z oficerów. Znała do-

w ciemnoŁci. Po cichu

mullera. weszła do po-

drzwi za sobą, zrzuciła

kąpielowego. Po czym

iu, całkowicie zaskoczo-

ego. w i”na\żensV.iTn \oż.u.

».^a postać.

^zego ta pani tu szuY^.

- Zlustrowała z oburzeniem pełną gotowoŁci goliznę Eriki. - Ty Łwintucho!

- Pomyłka! przekonywał zdesperowany kapitan. To musi

być jakaŁ pomyłka'.

Oburzenie Eriki przekroczyło wszelkie granice. Decydując się na postawę archanioła, ofiary wypędzonej z raju. wskazała palcem na-ga, ttustawą kobietę obok Tauschmullera. Z jakiej racji ta osoba tu się pęta?

Na co kapitan, zachowując wykwintny styl kasynowy, pozwolił sobie całkiem nieoczekiwanie na nadzwyczajną prezentację: Za-proponowałbym. bv panie się poznały: moja żona. hrabina von Klarfeld,

A więc to pani skonstatowała pani Tauschmuller usiłując w tej sytuacji zachować godnoŁć. - Skoro już pani wie, hrabino, kim jestem, zechce pani uznać moje niewątpliwe prawo do pobytu tutaj. Ponadto musi pani łaskawie wyjaŁnić przyczynę, dla której zjawia się pani w takim stroju w pokoju mojego męża.

Klarfeldowa spojrzała pytająco na swojego kapitana. Ten zaŁ zareagował w sposób doŁć gwałtowny: Tak jak już powiedziałem! Pomyłka! Nic innego, tylko pomyłka! Z pewnoŁcią, hrabino, pani to potwierdzi, prawda?

Erika popatrzyła na kapitana ze zdumieniem, nic dowierzając jeszcze własnym uszom, a następnie z bezgraniczną pogardą. - Pięk-nie! - rzekła. - To też była widocznie pomyłka! Nic innego, tylko pomyłka!

Nie raczywszy uhonorować spojrzeniem obojga nagich Tausch-mullerów. wyszła majestatycznym krokiem, trzaskając drzwiami z całych sil.

- No widzisz powiedział kapitan do żony po tej gwałtownej scenie. - Nic się za tym nie kryło. Przypadek. Trochę więcej zaufa-nia, moja droga...

- Zaufania? Po czymŁ takim. Hermann? zapytała sceptycznie pani Tauschmuller. - Wolałabym, żebyŁ postawił sprawę całkiem uczciwie. Tego od ciebie oczekuję.

- Ma się rozumieć, moja droga. Pozwól, że ci wyjaŁnię...

Absolutna uczciwoŁć, jak powiedziałam. Obstaję przy tym.

Gdyby jednak nie było cię na nią stać, będę zmuszona prosić pana pułkownika o wyŁwietlenie tego przypadku. I to zaraz jutro, przed południem. Do tego czasu jednak... przyjmij do wiadomoŁci, że mas-/. opuŁcić to loże'. Weź poŁciel, a także jeden czy dwa koce i przeŁpij się w łazience. Dopóki ta sprawa nie zostanie całkowicie załatwiona. I^TOC T. moim życzeniem, słowem się do ciebie nie odezwę.

7. CORAZ GROĄNIEJSZE

WŃTPLIWOŚCI

Następnego ranka komendant zażyczył sobie wyjątki

spożyć Łniadanie wraz z oficerami swojego sztabu, ponieważ uro sta kolacja ubiegłego wieczoru uniemożliwiła omówienie bieżąi spraw obozowych. Należało odrobić tę zaległoŁć. Początek: pi tualnie o godzinie 7. 30.

Majorowie Kastor i Pollandt pojawili się niosąc cienkie. ( wone teczki zawierające harmonogramy zajęć służbowych, za niiaj postępowali porucznicy Wagner i Lahrmann. wyraźnie rozbawieni} zasłyszanym incydentem, o którym nie wszyscy jeszcze wiedzieli. Brakowało pani Klarfeld jej obecnoŁć nie była wszakże konieczna;

brakowało także kapitana lekarza, który dobrze wyciągał nogi, by przybyć w porę. Kcrsten natomiast stawił się punktualnie.

Z wybiciem pół do ósmej zjawił się - właŁciwie zupełnie nieocze-^ kiwanie - kapitan Tauschmuller. Wywołało to pewną sensację, po-nieważ miał zezwolenie na przebywanie z małżonką. Skromnie, po koleżeńsku skinąwszy głową, służbisty adiutant z malującą się na (warzy powagą udał się na swoje stałe miejsce. [

Zanim zdołano sformułować kilka cisnących się na usta pytań pod jego adresem, pojawił się pułkownik von Verweiser - jak zwykle w trzy minuty po zarządzonym przez siebie terminie spotkania. Priewitt otworzył przed nim drzwi. Wszyscy obecni wstali, zachowu-jąc za swymi krzesłami należytą postawę.

Komendant, czyniąc gest pozdrowienia, machnął swoją prawą rękawicą. Po czym usiadł, a oficerowie poszli za jego przykładem. Zapytał przyjaźnie kapitana Tauschmullera: - A co pan tu robi, mój drogi?

214

- Uznałem swoją tu obecnoŁć za niezbędną, panie pułkowniku. W głosie Tauschmullera zabrzmiała uroczysta nuta.

Von Yerweiser zwietrzył zaraz coŁ złego, wykazał jednak goto-woŁć zrozumienia sprawy, nadając spojrzeniu stalowy błysk. - Ja nie mam nic przeciw temu i wydałem dostatecznie wyraźną dyspozycję. by panu i jego małżonce podano specjalne Łniadanie w jego pokoju.

- Jestem za to niezmiernie wdzięczny, panie pułkowniku! Nie-stety jednak doszło do incydentu, z którego wynikną niechybnie pewne przykroŁci.

Pułkownik zareagował natychmiast. - Wszyscy poza oficerami

- polecił przezornie swojemu Priewittowi - winni bezzwłocznie opuŁ-cić salę! - Co też. wnet nastąpiło.

Teraz komendant zwrócił się do Tauschmullera: - Nie zakła-dam. drogi kapitanie, że życzy pan sobie rozmowy w cztery oczy. Byłoby to niezbyt stosowne. Po pierwsze dlatego, że przed moimi oficerami nie mam żadnych tajemnic, po drugie zaŁ, jak wiem z do-Łwiadczenia. wieŁci o przykrych incydentach i tak rozchodzą się błyskawicznie. Spróbujmy zatem całą sprawę tak szybko, jak to będzie możliwe, uporządkować.

Kapitan Tauschmuller wyczuł, że musi w sposób dobitny przed-stawić sytuację, jaka zaistniała. - Podczas ubiegłej nocy - zaczął

- gdy spaliŁmy z żoną w moim pokoju, zjawiła się w nim pani Klarfeld całkiem skąpo przyodziana. Zupełnie niezwykłe, ogromnie przykre, pożałowania godne zajŁcie, za które jednak nie ponoszę żadnej winy. Moja szanowna małżonka obstaje oczywiŁcie przy tym. by sprawa została całkowicie wyjaŁniona.

Pułkownik, rozejrzawszy się po gronie swoich oficerów, powie-dział: - Chodzi tu najwyraźniej o powikłania międzyludzkie, które nie mają bezpoŁredniego związku z powinnoŁciami służbowymi, wy-magają jednak zaopiniowania przez nasz sztab. Dlatego przywiązuję wagę do bezzwłocznego, pełnego i przekonującego wyjaŁnienia tego incydentu. Nie może on rzucać cienia na naszą opinię, toteż oczekuję od panów jednoznacznych i pozytywnych rezultatów waszego działa-nia, na które daję panom łaskawie doŁć czasu, powiedzmy, całą godzinę. Po jej upływie powrócimy do sprawy.

Prowadzący kurs majorowie porozumieli się szybko co do tego, . w czasie narady oficerów sztabowych, by podporucznikowi Kers-tenowi powierzyć opiekę nad szkoleniem. - Najlepiej by było, gdyby

215

EU {AZJlfdod (11910 J ŹBZUI3{4 Aq^Z 3IUSOpBJ 0ż33feZJ3Z3ZS UI3IU3ZJ

ŹIbds AzsA\ionzJqo >(iuz3nJodpod ^izpJ3iA\is vy[.\\vc\v,z is3f OJ_ q -q3nqAA\

- AqE(S {idfelSBU IUAJ01?[ M `AJOdBZ LU3I5(SRld Z MOCJOM Z f3UTA\01

[ -|Bizs>[n JOAMO A^stu^o A\ afefByBJi `MOJiaai np3is3[zp i3sop3[po z (p

; ŹI1ZJ I pUn->[3S q:»OA\p O^O^O (f5|3Z3pO Ź55[Z39;A\BZ 9]żrU (BMJAM UI310J 3(1 `pl^l Op I?[ĄJ Z :)B3nZJ9ZJd {feZOBZ AJ015[ „AUZSŻJ 1BUBJż Xuq3Z31.\\? `,<U

ŹofoJqzn aiu 3iqos orpod IMOZUOH IAYOIURZJSIS nmazsJRis {BZK^

ŹŚfh.USUOUiapBZ UIfM ZBJfZ OŻIM B „3I33IA\ 91 \^ - `I]3[IU 3IU 3IUZ

ŹBJA/\\ - ^o{E[zp 3izpóq sis iBini os ^oafod znf 3i3Biu `o(\[ - `izpn[ q3[

ŹOMS (K{OMAZJd 5|lUZ3nJOdpOd q3B)nUILU n]SRUi3ld Od 3IUpR{5)OQ .' ŹI-5(lJOd M 31S BJS3Z 3IU SXJ01->[ I->(0d `nSBZS 3IUA{dn 3[1 l,<lUXz^Bq07 j3BUAZ3T?Z AUI3ZOOI LU31RZ V -ŹLU3[UB}3[LUrd(?Z Z 3fe(hz `3A\0{3 0>[[.<1 {lUOj^jS U3^

^ZUpH `3A\010ż 0>[1SAZSA\ AZ^

Ź3fA\OZSB(fd (fezaRZ I 31S {AZS3t3n ZUI3(4

ŹŹ>[3pBiqOpOd ,<{BOI I->[T!^ Źf)[UAZS Z 3>|dnUł”>( IMOIUBZ BIS niU3ZSJBlS (f pod 5[IUZ3nJOdpOJ „>(3I3q 3IS01S KU I[p3[SAZJd LU3Z B3H Z Z^JA\ U31S.I3->I `ZB^ZOJ B(BA\AUO?[XM 3 T?dnJż ApS SRZ3pOj Van .J1 Ź)nUIlU 3pSBU13ld O) BU 3fr:a `0ż31U (0>(OA\ IU3U3J3] I lU3(3IZp

f^] Z 31S 3I3(BUZOdB7 - ŹUI3I5(SBld Z I)jJOM RU pZf>(S.\\ U31SJ3-^ S^^te.lOtp I[3IZp3IMOdpO - n'>[IUZ3nJOdpOd 3IUT?d ŹAJqOp U3IZQ -^ ^H Ź{feU^AZJ5(AA\ jA3dO{q3 ŹAJqOp U3IZQ -Ut^l^R `UIJOJ Op IżT;.\\ (3ZSr3IUUlfeu BpjAZJd 3IU ZBM3lUOd `31S T'IUBMOp[3UI {BżBIUAA\ 3IU q3,<JO'l'>( p0 l3MOCoq Adn.lż IZpnj niS3IZp,<ZJl I.U.<UJBS UJAI 3fefmiA\ `1>[3J U.I3133IU OAA\ 0ż (IA\OJpZOd U31S.I3-){ ŹOZ3.\\BM3IUJnZOJOd 0ż3IU V,U {BZJfodS ftl[ `ZUI3H 1UT'ZJ3IS AZSJB1S 03 {BMI>[3Z30 3IZpg Ź3 AdnJ3 Op {p3ZS

I)d R `II3Z3[.\\:> ż3iq3ZJd SBZO U3IA\3d Z3ZJd {RA\OA\J3SqQ

ŹMOdO^O U3J31 BU U13ZUt3{4 IU31

IUAZSJB1S 3Z 31S Bpn 3 RdnJf) jq3R'>[{,\} P,U (dBlSAA\ 10d Uli Zf

id 013J01 `ł';q3ZJ'i Ź>[nf .\\oirdo{q3 AiuiuogoJ Źg i y ^drug 31

[lUpnJl^ - :{BIZp3IA\od `I[BJdE){ nilUp3IS I M01UBZJ3IS q33ZJl

uisui 3qzn{s UJBI q3A3feiu(3d op i uoipns m 3is {fpfi

iIUAST;-)} M MOJ33IJO BIU3ZJfodS 3UOIMIZpZ VU 3feZ3T!q 3IU Ź^ b[dEUB5( (feUIMO l I5JUAZS J31SB[d AqnJż 3IU AZp3lUl (AZO(M `P,q aOH 3lA\p UI3{SBUI 3IUfo)(OdS (BMOJBUJSOd `tl]fpp0 ^T?Up3r 3tS U9)SJ3^ OZ30q30 (?[3Z.IAA\ - ;3ZJOfeUJ 3[UBd `lS3f ^[V]_ -inJ3u.inu

^SnJlSAM 3IU r3IUm(BUAZJd `lU31JOdS 3IS E{3fBZ BpBUIOJż B-)

ystruga żadnego

Kersten. Zanim

wie kromki chle-

kanapkę serwet-

v kasynie.

^bę instruktorów,

Zatrudnimy teraz

torem przeszkód,

; starszym sierżan-

;:zeń, a potem po-

rżanl Heinz. który

zdrowi! go wyciąg-

,i grupy bojowej C,

waż nie przykładał

powiedzieli chórem.

ipoznajcie się z tym

^tnaŁcie minut.

K.ersten wraz z Hein-

)odał starszemu sier-

Źbiadek.

staniem.

:iy, ile upłynie czasu,

ucznik przywołał swo-

będzie działo? - Wyra-

am zademonstruję.

)dać sobie nie uzbrojo-

serzucać z ręki do ręki.

iło dwóch sekund i rzu-

okrągły otwór uksztal-

którym nastąpił słaby

icznik obrzuciwszy spoj-

;a. Potem popatrzył na

ludzi mających doŁć głupie miny. - A teraz całoŁć jeszcze raz. tylko już na ostro!

Starszy sierżant wręczył mu uzbrojony granat ręczny. I zaczęło się tak samo: Kersten wyszarpnął zawleczkę; odczekał i rzucił gra-nat. Znowu dokładnie w sam Łrodek stożkowato uformowanej ko-szki. Tam granat eksplodował z głuchym trzaskiem, a odłamki utkwiły w workach.

Kilku ludzi przycupnęło przezornie, rozglądając się za rowami osłonowymi - dwóch spoŁród nich tam się schroniło. WiększoŁć jednak poczuła się zobligowana pójŁć za przykładem podporucznika. Ten zaŁ stał wyprostowany; obok niego starszy sierżant.

- PojęliŁcie zadanie'? - zapytał Kersten. - W przeciwnym razie przećwiczymy rzut granatami ręcznymi spoza rowów osłonowych, co jest po prostu gównianą fraszką. Zrobimy to dokładnie. O kryciu się nie ma mowy. Działamy wokół tego obiektu i ruszamy w okreŁlony punkt. Jasne?

- Tak jest. panie podporuczniku - potwierdzili żołnierze nic złego jeszcze nie przeczuwający.

- Rozpoczniemy rzuty z odległoŁci od pięciu do siedmiu me-trów, po czym będziemy bardzo szybko powiększać ten dystans. Może się wprawdzie zdarzyć, że granat nie trafi we właŁciwie zabez-pieczony otwór i wyląduje na workach z piaskiem albo przed nimi lub za nimi. l co wtedy?

WłaŁnie, i co wtedy - powinna teraz zapytać Kerstena grupa C.

- Wtedy - wyjaŁnił im rozkosznym tonem - gra idzie o ułamki sekund, kiedy to wymagana jest od was najwyższa zdolnoŁć reago-wania. Dopiero wówczas trzeba szukać osłony, dopiero wówczas, jeżeli mogę was o to prosić! Przewidziałem w lej mierze sporo elementów zabezpieczających. A teraz powinniŁmy tylko ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć!

Starszy sierżant sztabowy Schulz, zaciekawiony, lecz zarazem pełen niedowierzania wobec podporucznika, który nim poniewierał z byle przyczyny, zjawił się wkrótce jako obserwator. Z rosnącym niepokojem Łledził, co się tu rozgrywa. - To już nie jest szkolenie - wymamrotał—on po prostu hoduje kandydatów na nieboszczy-ków. CzegoŁ takiego komendant nie będzie tolerował.

217

Życiorys Paula Schulza,

czyli gotowoŁć do utrzymania się na powierzchni

Urodziłem się w wieczór wigilijny 1914 roku w Hohenstein w . Wschodnich. Ojciec mój byt rybakiem, matka wraz 7 moimi czte starszymi braćmi pracowała od zarania na naszym gospodarstwie,

Trudne, graniczące z biedą lata młodoŁci. Będąc najmłods

i najmniejszym w rodzinie Paul pełnił zawsze rolę służącego s< braci, donaszał po nich ubrania, a także pomagał ojcu. Mi czyŁcić wszystkim buty, słać łóżka, szorować miski i nocniki. Nil dv uczęszczał do szkoły. Okazał się dobry z rachunków, był też widziany na lekcjach religii.

Gdy ukończył dziesięć lat, musiał intensywniej niż dotych uczestniczyć w pracach przy gospodarstwie. Nauczył się reperoł sieci, zbierać drewno dla wędzarni, czyŁcić łodzie. Od czasu do cz udawał się z matką na targ. gdy miała do sprzedania żółtozt uwędzone ryby. Chętnie jej w tym pomagał, rozwijając w soi zmysł kupiecki. Matka bardzo go kochała i wtykała czasami swej mu ..małemu”, jak go nazywała przez całe życic, słodowe i miod< cukierki.

Uczęszczając do szkoły Paul doszedł do wniosku, że ich

podarstwo rodzinne nie jest rentowne. Harowali dzień i noc i z dem zgromadzili rzeczy najpotrzebniejsze. Matka miała bodaj ji niedzielny przyodziewek, ojciec jedno czarne ubranie, a każdy z ci po dwie koszule. Paul dysponował nawet ponad szeŁcioma kc lami, znoszonymi dokumentnie przez braci.

- Ponieważ wyraźnie drepczemy w miejscu - powiedział

nego razu przy wieczerzy, na którą składała się zupa - nigdy nii się nie dorobimy. CoŁ tu jest nie w porządku!

- Otwieraj gębę tylko do jedzenia! - zbeształ go ojciec.

W 1925 roku. gdy Paul ukończył podstawówkę, rybaka i j(

żonę odwiedził kierownik szkoły. Macie państwo mądrego syi I choć często opuszczał lekcje, wbrew zarządzeniom policji, opam wał jednak bardzo dobrze w mowie i w piŁmie język niemiecl szczególnie zaŁ wyróżniał się w rachunkach, podobnie można powił dzieć o religii. PowinniŁcie go państwo kształcić na kupca.

- Panie kierowniku - rzekł na to z dumą stary Schulz - mój ojciec był rybakiem, ojciec ojca też i wszyscy jego synowie. ,,

Paul jednak nie zamierzał godzić się na takie życie, życie ubo-giego rybaka. Sarkał wygłaszając uŁwiadamiające mowy. - Haruje-218

., ,0 dźa„»^ . ^ ^^^S

^^^S^^^^ ŚŚŚŚ-

^s^.^^ ^^w-S-f

` - ^' .s-v°; ^v^'1 t^°A°t””!ec;„,”w^^ w w

»' 6° „”W ^ct'Ź'T”L ,S' ae P01'4' ao sź°)°l tón\-

ZDIN'-- ^.c IUIOJ

-y6^-^^

^ ^edlu. ^nle - Yz

Według W”11- ., o pv7.viec'e .Ź,,„.nosci ducn--^s^s^--

S^^^^sS?

...» s-SS^SSfc^ Ź;' „Ź Ź

i'*?^.”';:Ź;'”..ŹrJ.s-^ss”-

ts%-,?%.”'^^^

| Hlko ^^”.'”Ź'””rointoc te”3:. sw.erAal- `Ź6 j „

^ŚŚŚ ^ „l”' ll;^^^^^^^^^ ^

-^f^ . ^1^^^^^^-^^^^”^;

Ź^5^%^-2^^

^^^^,v^^^^^^r^

zar^e^ ,^^ ^^„„e. l ^one l\osc'. ^oianco^^^odrfo ^^ŹadiaAo^J^^.ad-p^r^-^”605^

l”~ Ź ^A V.' P”-„ Av rtOt-„- -, yaWB-

S^^3-- -

„oryewal `c11

Jego sprawy sercowe nie wyróżniały się niczym szczegfl”

Kiedy coŁ mu się przytrafiło, przejawiał, jak sądził, zdrową, i krzepę: energicznie wkroczyć i szybko ugasić namiętnoŁć. Ni Gretę wydmuchał koło pomnika bohaterów: Paulę załatwił n pleczu lokalu, w którym odbywały się tańce; Hilda wyłożyła n przed drzwiami swego domu. Miał w końcu ważniejsze sprał głowie... ;

W 1937 roku Paul Schulz awansował do stopnia sierżanta

coraz bliższy osiągnięcia celu.

Wkrótce po jego awansie batalion potrzebował starszego'

żanta sztabowego, a więc sierżanta-szefa zwanego matką komp Paul zdał z odznaczeniem stosowne egzaminy, solidnie się do przygotowawszy. !

W 1938 roku otrzymałem awans do stopnia starszego sierżanta;' wierzeniem mi funkcji starszego sierżanta sztabowego. Na ręka mojego munduru błyszczały dwie srebrne tasiemki. Moje osiąg strzeleckie uprawniały mnie także do noszenia tak zwanej małpiej' t.iwki. czyli srehrnei nlecinnki ywisaiacei miedzy rumienieni » u\m\

sierżantów sztabowych Wehrmachtu. w 3 kompanii l pułku piec a więc tam. gdzie służyłem dotychczas.

Paul zaszedł wysoko i jak zawsze powtarzał: wyłącznie d

stałej gotowoŁci do działania. Sprawował opiekę i nadzór nad p( rzonymi sobie ludźmi niczym dwa tuziny wytresowanych, czuj owczarków. Zjawiał się tam, gdzie go nie oczekiwano; rygorysty badał najdrobniejsze wykroczenia, energicznie i z inwencją prowadzał kontrole wŁród dekowników, znając na wylot szti każdego z nich.

Najważniejsze jednak swoje osiągnięcia zawdzięczał luk

w wiedzy różnych oficerów. Takimi w jego kompanii byli podp( cznik i porucznik odpowiedzialni za ćwiczenia bojowe. W prakl ograniczali się oni do nadzoru, podczas gdy właŁciwe ćwicz prowadzili sierżanci i kaprale. Z wszelkimi wątpliwoŁciami zwr się do Schulza; gdy składali sprawozdania, to tylko jemu. `:

Starszy sierżant sztabowy Paul Schulz szybko doszedł do wni ku. że zarówno jego pierwszy dowódca kompanii, jak też prą' wszyscy następni nie opanowali regulaminu ani kodeksu kar dys plinarnych. nie mówiąc o trybie obiegu dokumentów. Dowódcą! kompanii był kapitan o nazwisku Federlein. o sposobie bycia ma

kina, pan możny i łaskawy. Bardziej interesował się życiem \v kasy-nie niż duchem, jaki panował w koszarach. Ponadto, a prawdopodo-bnie właŁnie dlatego, był człowiekiem mającym rozległe układy, któ-re pewnego dnia zaczęły przynosić profit również jemu. starszemu

sierżantowi sztabowemu Paulowi Schułzowi.

Kapitan Federlein zwykł był mawiać do Schulza: - Zawsze, gdy

powstaje jakiŁ problem, pan bierze to na siebie, mój drogi, na panu mogę polegać. - I rzeczywiŁcie mógł. Starszy sierżant sztabowy zała-twiał wszystko w sposób najprostszy. Sporządzał harmonogramy zajęć według swego uznania, wyznaczał kary i wydawał karty urlo-powe, przedkładał propozycje co do awansów i przeniesień. Ta kom-pania była w rzeczy samej jego kompanią, podobnie zresztą jak każda inna. do której został przydzielony jako starszy sierżant szta-bowy.

Wkrótce potem kapitana Federleina awansowano do stopnia

majora, mianując go dowódcą batalionu, z przytoczeniem następują-cego uzasadnienia; dowodził kompanią we wzorowym stylu; dzięki

niemu stała się najlepsza w całym pułku.

, W czasie odbywającej się w kasynie uroczystoŁci z tytułu otrzy-mania awansu Federlein nie zapomniał o swoim Schulzu. Kazał przez gońca wręczyć mu butelkę wyborowego wina mozelskiego z własnoręcznym napisem na etykiecie; ..We wdzięcznym uznaniu

Pańskich zasług”.

Wczesnym latem 1939 roku przygotowywano się na całego do

następnej wojny Łwiatowej, zaplanowanej przez wielkoniemieckich strategów według wytycznych ich Fuhrera. Stosownie do tego stan osobowy Wehrmachtu zwiększył się w ciągu kilku miesięcy trzykrot-ne, a nawet czterokrotnie. Kompanie przeradzały się w bataliony. bataliony zaŁ w pułki. A więc zaistniało bardzo duże zapotrzebowa-nie na starszych sierżantów sztabowych. Schulz uznał, że w efekcie musi to doprowadzić do znacznej inflacji wymagań stawianych tym

wpływowym w kompaniach ludziom.

Odszukał ,,swojego” majora, który stał się nim dzięki niemu.

ażeby mu przedstawić dręczące go wątpliwoŁci. Federlein przyjął go niezwykle serdecznie, zareagował nań nader pozytywnie. - Mój drogi Schulz, może pan. jeżeli zechce, zostać oficerem, z pana wybitnymi zdolnoŁciami organizacyjnymi zawsze mógłbym pana poprzeć'. Nie chce pan? No dobrze, ma pan widocznie swoje powody. W każdym razie powinien pan zająć taką pozycję, która odpowiadałaby pań-skim szczególnym uzdolnieniom. Pozwoli pan. że osobiŁcie tego do-pilnuję. Ź

221

W sierpniu 1939 roku zostałem jako starszy sierżant sztabowy dzielony do szkoły wojsk lądowych koło Wiesbaden. Komendanl był pułkownik von Brandeisen. późniejszy generał, który zginął sji. W jednostce tej służyłem około trzech lat. zachowując te_

Po szeŁciu miesiącach służby w tej szkole wezwał Schul”

siebie komendant, pułkownik von Brandeisen zawadiaka. ;

wujący się niezmiernie głoŁno, nie pozbawiony poczucia hum(

- Zarekomendował mnie pana major Federlein. Wie pan,

to jest? Nie tylko jakaŁ tam malowana znakomitoŁć kasynowa, także mój zięć. Mimo wszystko ma wspaniały gust. co potwier dokonany przez niego wybór mojej córki. A oprócz tego rzeczy cię zna się na ludziach. Pan jest tego dowodem, bo z pana faktyc;

dobry, bardzo dobry człowiek. Mam nadzieję, że pozostanie tutaj. Schulz!

Nie wszystko przychodziło mu tu łatwo, nie w tej ciepła

gdzie spekulowano przy wypróbowywaniu zdolnoŁci. Podchorążo. chcieli na ogół za wszelką cenę zostać oficerami. Wobec tego setki ich trzy razy do roku przechodziły przez magiel, czyli przez dwana> cię przeglądów pod okiem oficerów, wykładowców taktyki i szefół inspekcji. Dbano też o to. by kandydaci osiągali wyniki stosowne dfl' prestiżu oficera.

Kompania kadrowa pod coraz bardziej skutecznym kierowni-

ctwem starszego sierżanta sztabowego Schulza troszczyła się o inne sprawy, czysto marginalnej natury. Dzięki talentowi organizacyjne-mu Schulza kandydaci na oficerów byli dobrze, a co najmniej wy-starczająco zaprowiantowani. szczodrze umundurowani i stosunko-wo wygodnie zakwaterowani. Komendanci zmieniali się po puł-kowniku Brandeisenie nastał pułkownik Bauer. potem pułkownik Andersen. Schulz jednak pozostawał; wydawało się. że chce ich wszystkich przetrzymać, zachowując niedbałą postawę. Po pewnych, szczególnie udanych, a kierowanych przez niego zajęciach zapropo-nowano mu ponownie, że jeżeli sobie życzy, może w każdej chwili zostać oficerem. Paul Schulz jednak i tym razem odmówił, grzecznie, a zarazem z pozorną skromnoŁcią. - To nie jest konieczne, panie pułkowniku. Czuję się bardzo dobrze na zajmowanym przeze mnie stanowisku.

KtóregoŁ dnia, a było to na początku 1942 roku. zjawił się w szkole wojsk lądowych podpułkownik Schlumberger. Zachowywał się nadzwyczaj uprzejmie, manifestując wyraźnie swoją wszem wobec

przychylnoŁć. W rzeczywistoŁci jednak był to, jak orzekł Paul Schulz, wytrawny i zaciekły węszycie!, który przed laty po raz pierw-szy przysporzył mu nieco trosk. A więc pewnego wieczoru tenże Schlumberger zażądał od starszego sierżanta sztabowego, by udał się z nim na mały spacer. Podczas rozmowy w kasynie zwrócił mi na pana uwagę mój kolega, pułkownik Federlein, pański dawny dowód-ca kompanii. Wspomina pan go jeszcze?

- OczywiŁcie - zapewnił Schulz domyŁlając się. o co chodzi.

- On w każdym razie - kontynuował Schlumbereer - utrzy-

muje, że jest pan człowiekiem niezwykle użytecznym, nadającym się do wszechstronnego wykorzystania. Podzielam teraz tę jego opinię. Miałbym więc dla pana propozycję: chciałbym widzieć pana na tym samym stanowisku, mającym jednak o wiele większe znaczenie. a mianowicie w jednostce specjalnej. I to od zaraz.

I tak Paul Schulz udał się do specjalnego obozu szkoleniowego

Wehrmachtu w Kampfental. gdzie stanęły przed nim całkiem nowe zadania.

W kasynie pod nieobecnoŁć komendanta obradowali oficerowie sztabowi.

- O ile się nie mylę - rozpoczął major Kastor. ..myŁliciel”

-pan komendant oczekuje od nas wyczerpującego i przekonywające-go wyjaŁnienia tamtego nocnego incydentu, który się wydarzył, i wy-loazania go z pamięci ogółu.

J - Najpierw jednak - oznajmił major Pollandt. ..praktyk” - po-|lBniuŁmy wyraźnie stwierdzić, co następuje: Nasz drogi kapitan pHuschmuller, któremu mamy tyle do zawdzięczenia, może liczyć na

Nisza bezgraniczną solidarnoŁć. Zrobimy dla niego wszystko, co się Miko da.

|< - Tak jest! - wrzasnął z nagła porucznik Lahrmann, bez ocią-ŹBlia się poparł go Wagner, pozostali również. Kónigsberger zaŁ Klat:

11 - Musimy się znowu przystosować do sytuacji.

fe—Dziękuję, panowie koledzy! - Kapitan Tauschmuller obrzucił

tranych wyraźnie wzruszonym spojrzeniem.

t]; Major Kastor nawiązał ponownie do meritum sprawy: J;;.':

ibby wyglądać przekonywające wyjaŁnienie tego incydentu? C.'7:

pan przedstawić swój pogląd na temat tego wydarzeń:;.. er.';

mię?

W tej kwestii, panie majorze, ze względu na cha:'::':” 2” .-`:-:.

nie bardzo mogę się wypowiedzieć. Wypadki potoczyły się tak ko. w sposób tak zaskakujący... i nie mam zielonego pojęcia, j tego doszło. Może zapytalibyŁcie o to, panowie, moją żonę lub Klarfcld'?

- Pańską szanowną małżonkę - zareplikował Pollandt -1

byŁmy wyłączyć z tej rozgrywki, ponieważ pan pułkownik wy sobie nie życzy, by była niepokojona. Aby jednak, jak to my, tycy, mawiamy, skutecznie przebadać teren, trzeba przeprowi delikatną rozmowę z naszą panią Klarfeld.

- Jestem gotowy - zaofiarował swe usługi Kastor - odb;

rozmowę, ba, uważam to za wręcz konieczne.

Wszyscy obecni przystali na tę propozycję i major udał si$ baraku pomocnic sztabowych.

W kasynie rozmowy ucichły, nikt nie chciał przedwczeŁnie

wypowiadać, zajmować wiążące stanowisko. Oficerowie w skupk napawali się smakiem kawy bądź herbaty. Po upływie niespełna godziny powrócił major Kastor oznajmiając: - Prosiłem naszą kawą panią o ustosunkowanie się do tego incydentu. Lecz oŁwiadczyła stanowczo, że w żadnym wypadku nie ma żarn wypowiadać się na ten temat. Uważa, że uwłaczałoby to jej g<x Łci. tak powiedziała.

- To kiepsko - orzekli zgodnie prawie wszyscy.

Odmiennego zdania był Kastor. - Mam w tej kwestii i

pogląd, moi panowie koledzy! Skoro nasza pani Klarfeld mil obojętne, z jakich pobudek, może to oznaczać, że daje nam, wył, nie nam,wolną rękę, byŁmy tę aferę odpowiednio wyjaŁnili.

Podziwu godna osoba wyrzekł z entuzjazmem Lahrma

Na innych również wywarło to wrażenie, nawet na Kónigsbergerze, który tak się wypowiedział:

- Można by chyba zaryzykować twierdzenie, że wchodzi tu;

w grę Łmiesznie prosta pomyłka. Oczywista i łatwa do wyjaŁnienia zamiana pokoi. Pani Klarfeld pomyliła po prostu drzwi.

Kapitan Tauschmuller sapnął z ulgą. - Podobnie myŁlałem i ja, A to wyjaŁniałoby właŁciwie wszystko.

- Nie całkiem - sprzeciwił się Kastor. - Teraz należałoby jesz-cze wykazać, kto kryje się za tą pomyłką.

- Chętnie wziąłbym na siebie tego rodzaju przewinę - zaofiaro-wał się natychmiast kapitan lekarz. - Stawiam się bez wahania do państwa dyspozycji.

- Dziękuję panu, drogi kolego! - wyrzekł wzruszony Tausch-muller.

224 ! 15 w

:zyiy się tak szyb-

ko pojęcia, jak do

)ją żonę lub panią

Pollandt - woleli-

iłkownik wyraźnie

<., jak to my, tak-

;ba przeprowadzić

Pastor - odbyć tę

major udał się do

[ przedwczeŁnie się

srowie w skupieniu

ływie niespełna pól

Prosiłem naszą las-

cydenlu. Lecz ona

u nie ma zamiaru

ałoby to jej godno-

zyscy.

w tej kwestii inny

mi Klarfeld milczy,

:e daje nam, wyłącz-

nio wyjaŁnili.

zjazmem Lahrmann.

; na Kónigsbergerze,

Łnie, że wchodzi tu

atwa do wyjaŁnienia

)stu drzwi.

iobnie myŁlałem i ja.

„eraz należałoby jesz-

przewinę - zaofiaro”

i się bez wahania do'

.ł wzruszony Tausch-

- Tak powinno być! - odezwał się na cały głos porucznik

Lahrmann. - JesteŁmy wielce zobowiązani wobec naszej szanownej pani Klarfeld i naszego drogiego kapitana. Tak właŁnie, jak to doskonale sformułował nasz ukochany Fuhrer: Wszyscy za jednego, jeden za wszystkich!

- Cudowna rzecz oznajmił kapitan lekarz, a mało brakowało, by powiedział: „cudaczna rzecz”. - W każdym razie, jak rzekłem, jestem zawsze skłonny włączyć się do sprawy, doceniając znaczenie więzi oficerskiej, jaka nas łączy. Niestety, w tym konkretnym wypad-ku nic się nie da zrobić. Z całkiem prostej przyczyny. Moja kwatera znajduje się doŁć daleko od pokoju naszego kapitana, wskutek czego sugestia, że pomylono drzwi, nie będzie brzmiała wiarygodnie. Wed-ług mnie zatem mogłoby wchodzić w rachubę tylko pomieszczenie bezpoŁrednio graniczące z pokojem pana kapitana.

Było jasne, jaki pokój miał na myŁli. Oczy wszystkich zwróciły się więc na porucznika Lahrmanna.

- Nie jestem wprawdzie pewien - powiedział kapitan lekarz - czy możemy naszego drogiego porucznika, mimo zgłoszonej przez niego gotowoŁci do ofiar, ubrać w coŁ takiego...

- Co znaczy ubrać?! - wykrzyknął podochocony Wagner, - Jest to po prostu rycersko-koleżeńskie Łwiadczenie pomocy w celu za-chowania harmonii w naszym oficerskim gronie. W każdym razie ja poczytałbym to sobie za zaszczyt. - By rzecz całą spuentować, sięgnął do zasobu swoich aforyzmów, wygłaszając wymyŁlone przez siebie hasło: - Cui honorem, honorem!

- Cóż to za łacina - pozwolił sobie Kónigsberger na sarkastycz-ną uwagę. - Powinna odpowiadać takiemu tłumaczeniu: ..Honor, komu honor przystoi”.

Wagner wytrzeszczył złowrogo oczy na doktora, albowiem ten ukradł mu puentę. Obydwaj majorowie zachowali się powŁciągliwie, co wynikało z ich doŁwiadczenia życiowego.

- Drogi poruczniku - powiedział niebawem Tauschmuller - nie mogę i nie Łmiem niczego panu doradzać. Byłbym jednak panu bardzo wdzięczny, wręcz niezmiernie zobowiązany...

- Panie kapitanie - odpowiedział porucznik Lahrmann z niemal wodzowską godnoŁcią - nie zapominam o swoich zobowiązaniach i gdy tylko uznam, że istnieją, spełniam je, takie już mam obyczaje.

I rzeczywiŁcie był taki. Koledzy z uznaniem uŁcisnęli mu rękę. I tym razem także się wydawało, że wszystko tu przebiega sprawnie.

Podczas gdy oficerowie sztabu obradowali, w „cyrku Kerstena” doszło do tak zwanego zejŁcia, czyli Łmiertelnego wypadku.

15 Wyprzedaż hoh.neroy.

225

- Świństwo! - wykrzyknął wzburzony podporucznik Ke

- Czy mam tu do czynienia z samymi tępakami albo coŁ w^

sensie? j

W połowie ćwiczeń z użyciem ostrych granatów ręcznych j|

z owej początkującej grupy bohaterów - nazywał się Grimni, kapralem - wskutek nieuwagi, a prawdopodobnie jednak dlategi sobie przysnął, wykazał brak gotowoŁci bojowej. Odbity rykosa od worków z piaskiem granat ręczny wpadł do rowu osłonw

- a ten idiota fałszywie zareagował i rzucił się właŁnie do tego n

- Nie sprostał stawianym tu wymaganiom - skomentował i solutnym spokojem podporucznik Kersten. - Odsuńcie go na i przykryjcie płachtą namiotową. Ćwiczenie toczy się dalej.

Po upływie terminu, który pułkownik von Yerweiser wyzn

swoim oficerom, znalazł się ponownie wŁród nich w dużej sali na.

- A zatem, panowie koledzy, co zamierzacie mi zaproponc

Słucham!

Zazwyczaj major Pollandt czuł się powołany do przemaw

w imieniu grona oficerskiego. - Ta drażliwa i bardzo trudna sp jest następstwem, jak zorientowaliŁmy się, zwykłej pomyłki, idi< nego zbiegu okolicznoŁci, wiążącego się z pomyleniem drzwi.

- Doprawdy? - zapytał uradowany komendant.

- Osoba, panie pułkowniku, którą czynimy odpowiedział

tę pomyłkę, została ujawniona. ŚciŁlej mówiąc: człowiek ó męsku nam o tym oznajmił, dobrowolnie i z godną uznania sz< Łcią. Zainteresowany przyznał, że był umówiony z panią Kle która z powodu panujących ciemnoŁci pomyliła drzwi, a drz\ siednie prowadziły do pokoju kapitana Tauschmullera...

- Kim jest ten człowiek? - przerwał komendant.

- To ja, panie pułkowniku - zameldował się porucznik

mann. - Potwierdzam, co zostało powiedziane.

- Bez zastrzeżeń?

- W całej rozciągłoŁci!

- No pięknie, to brzmi przekonująco - stwierdził von V

ser. - Nie oznacza to oczywiŁcie, że pochwalam tego rodzą cydenty. Niewątpliwie zawsze można liczyć na moją wyrozum dla ludzkich uczuć, przy czym naturalnie oczekuję od każde;

zawsze będzie gotów do poniesienia konsekwencji swojego po wania.

226

icznik Kersten.

Ibo coŁ w tym

ręcznych jeden

się Grimm, byl

inak dlatego, że

[bity rykoszetem

>wu osłonowego

[e do tego rowu.

omentował z ab-

ińcie go na bok

się dalej.

Zrobił dobrze wyreżyserowaną pauzę, rozejrzał się dokoła. Lahrmann siedział z dumnie wyprostowanym torsem, czuł się boha-terem dnia, Tauschmuller sprawiał wrażenie niebywale odprężonego, Wagner zaŁ kiwał potakująco głową. Kastor, Pollandt i Kónigsber-ger robili miny Łwiadczące o głębokiej zadumie.

Pułkownik rozeŁmiał się, czując, że został właŁciwie zrozumia-ny. Następnie pod adresem swoich niezawodnych współpracowni-ków wypowiedział słowa podziękowania i uznania, a do kapitana Tauschmullera, któremu w sposób widoczny z trudem przychodziło skupić myŁli po upajającym go odprężeniu, rzekł: - Niech pan poprosi do mnie szanowną panią małżonkę, z którą przeprowadzę wyjaŁniającą chyba wszystko rozmowę. Potem odbędzie się wspólny obiad, kiedy to cała sprawa zostanie definitywnie zakończona.

weiser wyznaczył

/ dużej sali kasy-

>i zaproponować?

do przemawiania

zo trudna sprawa

pomyłki, idiotycz-

;niem drzwi.

mt.

)dpowiedzialną za

człowiek ów po

ą uznania szczero-

z panią Klarfeld,

irzwi, a drzwi są-

iillera...

dant.

ę porucznik Lahr-

lerdził von Yerwei-

(i tego rodzaju in-

loją wyrozumiałoŁć

uje od każdego, że

ji swojego postępo-

- Czy gniewasz się na mnie? - zapytała Melania Mauerland

panią Klarfeld.

- Dlaczegóż miałabym się gniewać? - zadała Erika retoryczne pytanie. - W pewnym sensie powinnam być ci nawet wdzięczna, że pomogłaŁ mi przejrzeć na oczy. co było bardzo wskazane. Jednakże metody, jakimi się posłużono, były obrzydliwe. Jest mi też ogromnie przykro, że to właŁnie ty intrygowałaŁ przeciwko mnie.

- Eriko, daj spokój...

- Nie robię ci wyrzutów. Melanio! Przede wszystkim dzięki tobie poznałam prawdę, do której, gdyby nie ty. nie miałabym dostępu.

- Jaką prawdę, Eriko?

- Nawet dwie! Był niegdyŁ Hermann Tauschmuller. którego

kochałam i który odwzajemniał moją miłoŁć. Jednak w sytuacji decydującej wyparł się mnie. No i ty, Melanio. Wierzyłam w twoją szczerą przyjaźń. Dlaczego dałaŁ się wciągnąć w tę brudną grę?

- Może dlatego, że ja również kocham.

- Bzdura, Melanio! Nie masz zielonego pojęcia, co to znaczy miłoŁć.

- A właŁnie że mam, ponieważ kocham podporucznika Kers-

tena, tylko oboje nie wiemy, gdzie można by się spotkać!

Pani Klarfeld osłupiała z wrażenia, szybko jednak doszła do równowagi i powiedziała zdecydowanym głosem: - Poproszę kapita-na lekarza, by do mnie przyszedł. Chcę, by tu wreszcie powstały przejrzyste układy. - A co się tyczy tego podporucznika Kerstena. to wybij go sobie z tej swojej pięknej główki. On nie jest ciebie godny.

227

Na krótko przed obiadem pułkownik von Verweiser popro

swego gabinetu panią Tauschmuller. Towarzyszył jej mąż. P nik wyszedł im życzliwie naprzeciw.

- PomyŁlałem sobie, łaskawa pani, że mogłyby Ją zainter

będące w mojej dyspozycji pomieszczenia, a przy okazji chcia' pani może ze mną pogawędzić, tak całkiem prywatnie.

- Czuję się bardzo zaszczycona, szanowny panie pułkowi

- odrzekła z łekka powŁciągliwym tonem pani Tauschmuller.

Pułkownik zaprowadził swoich goŁci do narożnika gabii

w pobliże dużego okna, gdzie zasiedli w głębokich, skórzanych fdf lach.

- Pozwalam sobie mniemać, moja wielce szanowna, droga

- powiedział von Verweiser - że pani mi ufa.

- Ależ oczywiŁcie, panie pułkowniku. Całkowicie.

- Cieszy mnie to. łaskawa pani. - I uŁmiechnął się do niejJJ Odwzajemniła mu uŁmiech. Odnosiło się wrażenie, jakby sami w tym pokoju. Kapitan przyjął to z całą wyrozumiałoŁcią, bowiem dobrze swego komendanta i wiedział, że działa w sp( głęboko przemyŁlany.

- Dowiedziałem się niestety o bardzo przykrym incydencie, miał miejsce ostatniej nocy - powiedział pułkownik. - A ponie sprawuję władzę na tym terenie i nic tutaj nie może ujŁć moj^j uwagi, toteż i o tym fakcie mnie poinformowano. Sama informacjaj nie wystarczała mi, oczywiŁcie, dlatego też nakazałem zbadanie spra-| wy, a uzyskane wyniki, szanowna, łaskawa pani, powinny ją zainte-resować. `

- Niewątpliwie, panie pułkowniku.

- U podłoża tej nocnej przygody, najzacniejsza pani, leży z cala | pewnoŁcią całkiem zwyczajna pomyłka. Pani Klarfeld nie zamierzała j bynajmniej odwiedzić pani małżonka, nic podobnego, ona po prostu | pomyliła drzwi. Zamierzała, jak mi zaręczono, odwiedzić porucznika | Lahrmanna mieszkającego w sąsiednim pokoju.

- Czy zostało to udowodnione?

Viktor von Verweiser wstał z miejsca. - Jeżeli ja panią zapew-niam, łaskawa pani, to spodziewam się, że nie będzie pani miała żadnych wątpliwoŁci.

- OczywiŁcie, że nie, panie pułkowniku! na<

- Cieszę się, szanowna pani, że udało mi się panią przekonać fro o niewinnoŁci jej męża. Mogę zatem prosić, by uczyniła mi pani - l zaszczyt i zgodziła się towarzyszyć mi przy obiedzie? ka:

228

/eiser poprosił do

jej mąż. Pułkow-

/ ją zainteresować

` okazji chciałaby

/atnie.

panie pułkowniku

„auschmuller.

irożnika gabinetu,

i, skórzanych fote-

nowna, droga pani

wicie.

;hnął się do niej.

rażenie, jakby byli

/rozumiałoŁcią, znal

że działa w sposób

rym incydencie, jaki

ivnik. - A ponieważ

lie może ujŁć mojej

10. Sama informacja

załem zbadanie spra-

i, powinny ją zainte-

ejsza pani, leży z cala

larfeld nie zamierzala

bnego, ona po prostu

`odwiedzić porucznika

iU.

Jeżeli ja panią zapew-

nię będzie pani miała

ni się panią przekonać

, by uczyniła mi pani

obiedzie?

Pani Tauschmuller była wprost zachwycona. Chwyciła pojed-

nawczym gestem ręce swego męża, który z wdzięcznoŁcią spojrzał na komendanta. Ten zaŁ odpowiedział mu skinieniem głowy.

Przebieg wydarzeń numer siedem

Niewątpliwie postanowiono dochować wiernoŁci Fiihrerowi, na-rodowi i ojczyźnie, co w trudnych czasach nabrało szczególnego znaczenia. Kiedy to granice Rzeszy były w najwyższym stopniu zagrożone, niemieckie wojska wypierane z Bałkanów, Finlandia ogłosiła zawieszenie broni ze Związkiem Sowieckim, Włochy musia-no spisać na straty, a we Francji Ruch Oporu stawał się coraz bardziej agresywny.

Wielki, pozytywny zwrot w tej wojnie miał dopiero nastąpić. Nikt nie powinien zginąć nadaremnie!

Nawet wtedy artyŁci wmawiali sobie, że muszą wzmóc aktyw-

noŁć, liczyli prawdopodobnie na to, że ludzie uŁwiadomią sobie, iż Łwiat sztuki jest mimo wszystko niezniszczalny. Podczas gdy miliony wokół nich zdychały, oni pisali, komponowali, malowali. WiększoŁć ich dzieł poszła na marne.

Szczególną aktywnoŁcią wykazał się film. W nastawionych na ostateczne zwycięstwo Niemczech udało się Helmutowi Kautnerowi stworzyć przepojony poezją obraz ..Pod mostami”. W Ameryce Hitchcock pokazał swój dreszczowiec „Zdarzyło się to z samego rana”. A w Anglii dał o sobie po raz pierwszy znać Laurence Olivier w „Henryku V” Szekspira. Rzecz jasna naukowcy nie wypoczywali

- zaapelowano do nich, by dali z siebie maksimum wysiłku. W owych dniach udało się Brytyjczykom skonstruować silniki od-rzutowe umożliwiające wystrzeliwanie pocisków o zasięgu oŁmiuset kilometrów. Stanowiło to wyzwanie dla Niemców do zwiększenia pułapu wystrzeliwanych rakiet V2 do wysokoŁci 175 kilometrów, aby można było podczas ataków na Londyn sterować nimi bardziej skutecznie. Niejakiemu W. Baade udała się pierwsza operacja, dzięki której uchronił niemowlę od Łmierci z uduszenia - po uprzednich osiemdziesięciu próbach dokonanych na psach.

Zgromadzeni na jednej z pustyń Ameryki naukowcy różnych

nacji, w tym wielu emigrantów niemieckich, przystąpili do rozszy-frowania tajemnic związanych z konstrukcją bomby atomowej

- broni zdolnej zetrzeć z powierzchni ziemi całe miasto wraz z set-kami tysięcy jego mieszkańców. Kilku spoŁród tych ,,ojców bomby

229

atomowej” wzdragało się początkowo przed wprowadzeniem

cji tej straszliwej broni. Ulegli oni jednak wobec argumentu:

mamy inny wybór, jeżeli chcemy zakończyć tę straszliwą w

Ludzie ci jednakowoż nie zdołali przewidzieć - a dziesięć lat t też z trudem dotarło to do ich ŁwiadomoŁci - wydarzeń, k koszmarne skutki wykluczały masowe użycie tej broni, choć krotne jej zastosowanie doprowadziło do Łmierci milionów is) Decyzja o tym straszliwym przedsięwzięciu narodziła się w nie kim gronie osób, w kręgu tak zwanych przekonanych. W wy tego zginęły miliony.

Od zarania historii nie odnotowano tak niesłychanej zbn

jak ta oznaczona kryptonimem .,Ostateczne rozwiązanie kwestii^ dowskiej”. Zaplanowana i wykonana przez Niemców - i odp dzialnoŁć za to spoczywa na niemieckim narodzie.

W czasie ..audiencji” małżeńskiej pary Tauschmullerów u

mendanta porucznik Lahrmann, powodowany właŁciwym sobie

czuciem odpowiedzialnoŁci, zapragnął przyjrzeć się przez chwilę s im jednostkom szkoleniowym. Wypatrzył go starszy sierżant szta' wy Schulz. wyraźnie na niego czatujący.

- Jeden zabity w pańskim pionie, panie poruczniku.

- Niemożliwe! CoŁ takiego tu się nie zdarza!

- A jednak, u porucznika Kerstena.

Lahrmann, wielce wzburzony, uniósł do góry wzrok i kazali Schulzowi podać szczegóły. Był w widoczny sposób nimi wstrząŁ-nięty. nie chciał jednak wdawać się w dyskusję z tym człowiekiem nie podległym mu bezpoŁrednio, i do tego podoficerem. |

Zapoznawszy się z najważniejszymi, przekazanymi mu w formie j meldunku,detalami dotyczącymi wypadku, pospieszył do majorów| Kastora i Pollandta, by natychmiast poinformować ich o tym wyda-| rżeniu. Jak było do przewidzenia, wywarło to na nich piorunujące wrażenie i od razu wezwali do siebie podporucznika Kerstena, który wnet przybył. Wykonane przez niego ,,niemieckie pozdrowienie” rozładowało nieco sytuację. Jedyna przyjemna rzecz w tej całej his-torii.

- Czy to prawda, Kersten - zapytał ostrym tonem porucznik - że podczas przeprowadzanych przez pana ćwiczeń z ostrymi grana-tami ręcznymi...

- I owszem - odparł tenże z lapidarną opieszałoŁcią. - Gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą!

230

wadzeniem do ak-

argumentu: „Czyż

straszliwą wojnę?'

dziesięć lat późnią

wydarzeń, których

broni, choć dwu-

i milionów istnień.

dzila się w niewiel-

nanych. W wyniku

lieslychanej zbrodni

wiązanie kwestii ży-

mców - i odpowie-

Izie,

- Ale przecież nie trzeba od razu produkować umarlaków!

- Jest wojna. A w czasie wojny cóż może być bardziej nie-

uchronnego i oczywistego?

- Będzie pan za to odpowiadał, Kersten!

- Proszę bardzo - odparł zachowując niewzruszony wyraz twa-rzy.

- Również przed panem komendantem!

- A dlaczegóż by nie! Jest przecież frontowcem i powinien to zrozumieć.

- A jeżeli nie zrozumie?

Wykaże wtedy niezrozumienie dla najbardziej nowoczesnych

metod prowadzenia wojny, w co jednak nie wierzę.

uschmullerów u ko-

wlaŁciwym sobie po-

się przez chwilę swo-

irszy sierżant sztabo-

poruczniku.

góry wzrok i kazał

sposób nimi wstrząs-

yę z tym człowiekiem

odoficerem.

mazanymi mu w formie

lospieszyl do majorów

lować ich o tym wyda-

.0 na nich piorunujące

icznika Kerstena, który

mieckie pozdrowienie”

la rzecz w tej całej his-

strym tonem porucznik

wiczeń z ostrymi grana-

^ opieszałoŁcią. - Gdzie

W zarządzonym przez komendanta wspólnym obiedzie uczest-

niczyli wszyscy oficerowie należący do sztabu. Podporucznik Kersten wykazywał absolutną obojętnoŁć wobec rosnącego zainteresowania jego osobą. Z niecierpliwoŁcią czekał na jedzenie. - Jadło i trunek

- głosił wszem wobec - trzyma w karbach żołądek i całe ciało. Niebawem się przekonamy, czy i tym razem będzie można się poży-wić.

Kapitan lekarz usprawiedliwił nieobecnoŁć pani Kłarfełd.

- PrzejŁciowa niedyspozycja w postaci lekkiej grypy. Chora prosi o wyrozumiałoŁć.

- Kwiaty dla pani - zadecydował wielkodusznie pułkownik von Yerweiser. - W moim imieniu! Nasza zdeklarowana gotowoŁć, by zawsze być wyrozumiałym, jest naprawdę wielka, jeżeli wręcz nie bezgraniczna. A teraz zupa!

Priewitt i Singer wnieŁli na salę zupę z prawdziwków zaprawio-ną Łmietaną. Spożywano ją w skupieniu. Starszy kapral Gerner kiwnął z uznaniem głową w stronę pierwszego szefa kuchni, co ten przyjął z radoŁcią, ponieważ gest ten mógł oznaczać zwolnienie z następnej musztry. Podczas drugiego, nie mniej smakowitego da-nia, składającego się z dziczyzny, czerwonej kapusty i knedli, puł-kownik von Yerweiser skierował wzrok bezpoŁrednio na porucznika Lahrmanna, a w spojrzeniu tym zawierała się surowoŁć połączona z ojcowskim pobłażaniem, i powiedział:

- Gratuluję, mój drogi! Ucieszyła mnie pańska męska decyzja Łwiadcząca o oficerskim zrozumieniu tego, co się wydarzyło.

- Rad słyszę te słowa, panie pułkowniku - zapewnił porucznik. nie mając najmniejszego pojęcia, ku czemu to wszystko zmierza.

23 ł

- Nie spodziewałem się od pana innej odpowiedzi. Nie

piłem również w pańskie zdecydowanie, by nie poprzestać na p wicznym załatwieniu sprawy. Jest pan zatem gotów? ;

- Całkowicie, panie pułkowniku!

- Pańska gotowoŁć, mój drogi Lahrmann. utwierdza ni

w przekonaniu, że pana i panią Klarfeld łączą bardzo bliskie, wy ce intymne stosunki. Czy odpowiada to prawdzie?

- Skoro pan tak mówi. panie pułkowniku, to widocznie

jest.

- Stwierdzam zatem - zrekapitulował von Yerweiser - że `

i nasza pani Klarfeld jesteŁcie prawie zakochani. Oczekuję więc pana, że wyciągnie pan z tego faktu właŁciwe wnioski.

Co to oznaczało, stało się teraz jasne nawet dla Lahrmar

oficjalne zaręczyny, jeżeli nie od razu Łlub. Był pod silnym wr;

niem rysującej się perspektywy i nie okazywał najmniejszego p gnębienia z tego powodu; w końcu od dłuższego już czasu uwiel Erikę Klarfeld. Uosabiała ona w jego oczach kwintesencję nien kiej kobiecoŁci.

- OczywiŁcie, panie pułkowniku - przytaknął porucznik. -

daję sobie jednak pytanie, co powie na to pani Kłarfełd.

- To już pańska sprawa stwierdził komendant. - Zakłac

że przy pańskich zdolnoŁciach, którymi niejednokrotnie wykażą pan w różnych sytuacjach życiowych, i tym razem znajdzie sposób, by pokonać i tę barierę. Pana koledzy przyjdą pani pewno z pomocą, służąc radą i nie tylko radą. Nieprawdaż, ka;

nie Tauschmuller?

- Pomożemy - potwierdził bez żenady kapitan spogiądająi

twarzach obecnych. - Mam rację, koledzy? - Prawie wszyscy kiv potakująco głową.

Jedynie podporucznik Kersten wydał z pełnego jak zwykle

ka kilka pomruków, które zrozumiał tylko siedzący obok r

kapitan lekarz: - Ale heca, ale heca! Żeby z powodu paru nuiru związać się na całe życie?

Komendant obrzucił z nagła wzrokiem koniec stołu. - Czy

się stało. Kersten?

Ponieważ zapytany ciągle jeszcze, na swoje szczęŁcie, żuł, powiedział za niego kapitan lekarz: - Pan podporucznik wido< jeszcze nie pojął wszystkich tutejszych układów.

- CoŁ w tym sensie - mruknął Kersten.

Obecni spojrzeli na niego z niechęcią. Jednak pułkownik

Verweiser okazał daleko idącą wyrozumiałoŁć. - Mój drogi chłc

232

viedzi. Nie wąt-

irzestać na polo-

utwierdza mnie

Izo bliskie, wyso-

>

10 widocznie tak

;rweiser - że pan

oczekuję więc od

lioski.

dla Lahrmanna:

od silnym wraże-

jmniejszego przy-

LIŻ czasu uwielbia}

ntesencję niemiec-

porucznik. - Za-

Klarfeld.

iant. - Zakładam,

rotnie wykazał się

żem znajdzie pan

przyjdą panu na

ieprawdaż, kapita-

:an spoglądając po

vie wszyscy kiwnęli

go jak zwykle pys-

;dzący obok niego

odu paru numerów

ec stołu. - Czy coŁ

szczęŁcie, żuł, od-

lorucznik widocznie

nak pułkownik von

MÓJ drogi chłopcze

- powiedział - niech pan sobie przyswoi coŁ niecoŁ z tego. co zawsze będę w pana wpajać. Z młodymi końmi trzeba postępować ostro-żnie, w myŁl starej zasady hodowlanej. ZrozumiałeŁ, Kersten? - Staram się. panie pułkowniku.

- No i jak się łaskawa pani czuje? zapytał Kónigsberger Erikę Klarfeld. Odwiedził ją tym razem w charakterze lekarza. - Jak szanowne zdrówko?

- Nie za bardzo, właŁciwie bez zmian, panie doktorze. - Erika sprawiała wrażenie zobojętniałej na wszystko. Siedziała w fotelu stojącym przy oknie, przerzucając stronice jakiejŁ książki.

Jak się Kónigsberger zorientował, był to drugi tom ..MyŁli i wspomnień” księcia Bismarcka.

- Co za niezwykła lektura! Czyżby łaskawa pani próbowała

dopatrzyć się pewnych różnic pomiędzy Bismarckiem a obecnym kanclerzem Rzeszy?

Erika Klarfeld pominęła pytanie milczeniem. Potraktowała

Kónigsbergera z chłodną rezerwą. - Do czego pan zmierza?

- Melania powiadomiła mnie, że nie miałaby pani nic przeciw-ko mojej wizycie. A zatem stawiłem się jako lekarz; muszę stwier-dzić, że nie jest pani w najlepszej kondycji. Przyniosłem lekarstwa. A oprócz tego zawsze sprawia mi przyjemnoŁć rozmowa z panią.

- A tym razem na jaki temat, doktorze'?

Kónigsberger przesunął krzesło, ustawiając je tuż obok fotela Klarfeldowej. Usiadł, ujął jej prawą dłoń i odnalazł tętno. - Przy-spieszone, no i nieregularne.

- Nie powinno to pana zbytnio dziwić, doktorze Kónigsberger. Prawdopodobnie sądzi pan. że zdoła mnie przejrzeć. Tego jednak nikt nie zdoła. Jestem całkowicie zdecydowana nigdy więcej nie dopuszczać do sytuacji, które mogłyby wytrącić mnie tak bardzo z równowagi.

- Czy domyŁla się pani. z. czym przyszedłem?

- Jak zwykle; wiem. że pan mi o tym powie. Dlatego tak

chętnie pan mnie odwiedził.

- Czy jest pani wiadomo - kapitan lekarz przeszedł na bardziej bezpoŁredni ton - że porucznik Lahrmann został zobowiązany do ubiegania się o pani rękę?

Klarfeldowa, wbrew oczekiwaniom, nie zapytała, kto go do

tego zobowiązał. - A więc jeszcze i to - powiedziała pogardliwie. - Już wystarczy, na co sobie pozwala ten rzekomo wspaniały, wiel-233

koduszny człowiek! Wszystko konotuje w pamięci, jest mŁciwy' i podstępny, zwłaszcza kiedy rzecz tyczy jego osobiŁcie, kiedy obraża jego tak zwane bohaterskie uczucia. Kto je kiedykolwiek faktycznie lub pozornie zrani, ma w nim wroga na całe życie.

- Nie omylę się, jeżeli wyrażę przypuszczenie, że ma pani na myŁli pana von Verweisera?

Domysł, którego Erika nie podchwyciła.

- Jak zachowywał się kapitan Tauschmuller? W jaki sposób na to zareagował0

- Czego się pani po nim spodziewa? Znalazł się w tak specyfi-! cznej sytuacji, w obecnoŁci swojej żony i w cieniu swojego komen-;

danta! Chętnie by się chyba skrył w mysiej dziurze...

- Dla mnie w każdym razie - powiedziała chłodno Erika Klar-feld - on umarł! Wyparł się mnie i mojej miłoŁci, przez co całkowicie stracił mój szacunek. Może pan to przekazać jemu lub właŁciwie jego komendantowi. Zarazem czuję się ogromnie wzruszona, przejęta do głębi, a także zaszczycona faktem, że tak niezawodny, wysoce ceniony człowiek i oficer jak pan Lahrmann stara się o moją rękę. Nie widzę najmniejszego powodu, by mu odmówić.

Kapitan lekarz Kónigsberger przytoczyłby niemal pod przysięga kilka zarzutów pod adresem pani Klarfeld. Ta jej decyzja niczego wprawdzie nie zmieniała, zwłaszcza w zaistniałej sytuacji, fakt jed-nak pozostaje faktem, że w ciągu jednego dnia przestawiła się z jed-nego mężczyzny na drugiego.

- Pańską misję, panie doktorze - stwierdziła Erika Klarfeld - można uznać za uwieńczoną pełnym sukcesem. Jestem panu bar-dzo wdzięczna za pańskie przychylne zainteresowanie. Gdybym mo-gła coŁ dla pana uczynić, proszę powiadomić mnie o tym.

- Przychylając się do pani sugestii, nadmieniam, że bardzo chę-tnie zatrudniłbym u siebie w szpitalu pannę Melanię Mauerland. Ku mojemu wielkiemu zadowoleniu pomagała już nam: jest bardzo zrę-czna i ma do tej pracy smykałkę. Czy byłaby pani skłonna przystać na moją propozycję?

- Dlaczego nie. Ale pod warunkiem, że nie będzie pan próbo-wał swatać Melanii z tym podporucznikiem Kerstenem, proszę mi to przyrzec.

Kónigsberger nie wypowiedział się na ten temat, oŁwiadczył jedynie: - Ja również nie darzę zbytnią sympatią tego nadzianego dynamitem człowieka, zbzikowanego na punkcie frontu, ale co bę-dzie, jeżeli Melania go kocha?

- Melania jest zagubiona, ma na razie kompletny chaos w gło-leci, jest mŁciwy

Łcie, kiedy obraża

.olwiek faktycznie

;ie.

e. że ma pani na

W jaki sposób na

: się w tak specyfi-

lu swojego komen-

.u-ze...

hlodno Erika Klar-

przez co całkowicie

jemu lub właŁciwie

wzruszona, przejęta

niezawodny, wysoce

ira się o moją rękę.

awić.

ńemal pod przysięgą

. jej decyzja niczego

ej sytuacji, fakt jed-

przestawita się z jed-

dziła Erika Klarfeld

m. Jestem panu bar-

)wanie. Gdybym mo-

mnie o tym.

;niam, że bardzo chę-

ilanię Mauerland. Ku

nam: jest bardzo zrę-

pani skłonna przystać

nie będzie pan próbo-

erstenem, proszę mi to

ten temat, oŁwiadczył

.patią tego nadzianego

k cię frontu, ale co bę-

.ompletny chaos w gło-

wie. Dlatego musiałby pan ją otoczyć troskliwą opieką. Czy może mi pan to obiecać?

Złożenie takiej obietnicy byłoby - zdaniem kapitana lekarza

- posunięciem doŁć naiwnym.

Tegoż popołudnia stawili się u komendanta obydwaj majoro-

wie, by go szczegółowo poinformować o ,.przypadku Kerstena”. Pułkownik z kamienną twarzą wysłuchał oficerów. - Dziękuję, moi panowie - powiedział, gdy oni skończyli. - PrzyŁlijcie mi tu Kers-tena, natychmiast!

Zbesztam go - i słusznie mu się to należy!

Majorowie wyszli, zjawił się podporucznik Kersten i stanął przed swoim komendantem, trwając w lej pozycji niczym nie dający się zbić z tropu bohater.

Pułkownik, zanim zadał pytanie, obrzucił go długim, badaw-czym spojrzeniem. - No i co pan na to. mój chłopcze?

- Na co, panie pułkowniku?

- Na to, że jeden z pańskich ludzi gryzie ziemię! Czy było to bezwzględnie konieczne?

- Absolutnie konieczne, panie pułkowniku!

- A to dlaczego, pańskim zdaniem. Konstantinie? Niech pan spróbuje bliżej mi to wyjaŁnić.

- Prosta sprawa, panie pułkowniku. Na podstawie własnego, bogatego doŁwiadczenia frontowego wiem. że o wiele lepiej jest poŁwięcić na ćwiczeniach dwóch lub trzech ludzi niż później, na froncie,miały by iŁć do piachu trzy lub cztery tuziny! Mnóstwo tych niedostatecznie wyszkolonych, tchórzem podszytych ludzi widziałem martwych przed sobą, za sobą, obok siebie!

- Intensywne szkolenie, Kersten, również to surowe i zdecydo-wane, nie musi od razu prowadzić do Łmierci.

- Gdzie drwa rąbią, lam wióry lecą, panie pułkowniku! Jestem o tym absolutnie przekonany.

- A jeżeli powiem, że jest pan w błędzie, Kersten. to co wtedy?

- Wtedy, panie pułkowniku, będzie to dla mnie oznaczało, że jeden z nas się myli.

Von Yerweiser zamilkł, odchylając się w zamyŁleniu na oparcie fotela. Przemówił dopiero po dłuższym czasie, cedząc powoli słowa:

- Mogę jedynie udzielić panu dobrej rady. Kersten, niech pan to sobie jeszcze gruntownie przemyŁli. Staram się wprawdzie zrozumieć pańskie poglądy, tu jednak obowiązują wyłącznie moje. Tak to się przedstawia.

235

Tego dnia wczesnym wieczorem starszy szeregowiec Singer od-wiedził w szpitalu kapitana lekarza. Doktor Kónigsberger zdawał si{ być mocno przejęty stosem papierów, w rzeczywistoŁci jednak uwag{ jego pochłaniała Natasza i oddana mu do wyłącznej dyspozycji pomocnica sztabowa Melania.

- Wygląda na to. że bardzo panu przeszkadzam! - wykrzyknął wesoło Sebastian pod adresem lekarza. - Od dłuższego czasu próbu-ję się z panem zobaczyć, ale tym razem szczególnie mi na tym zależy.

- Ma pan pecha, Singer - powiedział Kónigsberger. - Odtwa-rzamy właŁnie historię chorób.

Starszy szeregowiec usiadł nie czekając na zaproszenie. - Może mógłbym w czymŁ pomóc?

- W jakiż to sposób?

- Tymczasem zostawię pana samego z Natasza, panie doktorze. I będę się starał w sąsiednim pokoju wyjaŁnić co nieco pannie Mauerland.

- Co mianowicie?

- Ogólnie mówiąc to, co dotyczy Boga i Łwiata, a w szczegól-noŁci podporucznika Kerstena. Czy interesuje to panią, Melanio?

- OczywiŁcie - odparła bez wahania.

Kónigsberger skłonił głowę z poważną miną. - Sęk w tym,

Singer, że nie powinien pan tu przebywać, nie ma pan tu czego szukać!

- A dlaczegóż to, panie kapitanie, sprawuję w końcu nad pa-nem opiekę?

- Proszę nie rozciągać zbytnio tej opieki, nie włączać w to spraw prywatnych. - Po czym zwrócił się do Melanii: - Niech mu pani nie pozwala nic sobie narzucać.

- Nikomu na to nie pozwalam, panie doktorze.

- Chciałbym w to wierzyć, panno Mauerland. - Kónigsberger kiwnął głową w jej stronę i spojrzał na Nataszę, która przez cały czas nie odezwała się ani słowem.

Melania i Sebastian udali się do sąsiedniego pokoju. Sebastian włączył wszystkie Łwiatła i zanim usiadł wraz z Mauerlandówna pomiędzy szafkami na lekarstwa, wypróbował system zaciemnienia,

- A więc zna pan bliżej podporucznika Kerstena? - zapytała Melania z wyraźnym zainteresowaniem.

- W pewnym sensie - potwierdził Singer. - Reagujemy podob-nie na okreŁlone zdarzenia. Poza tym mówimy sobie na ty, co jednak niewiele znaczy.

236

;regowiec Singer od-

ńgsberger zdawał się

`istoŁci jednak uwagę

wyłącznej dyspozycji

idzam! - wykrzyknął

uższego czasu próbu-

;zególnie mi na tym

migsberger. - Odtwa-

i zaproszenie. - Może

itaszą, panie doktorze.

lŁnić co nieco pannie

i Łwiata, a w szczegól-

je to panią, Melanio?

, miną. - Sęk w tym,

nie ma pan tu czego

iwuję w końcu nad pa-

lieki, nie włączać w to

lo Melanii: - Niech mu

doktorze.

.uerland. - Kónigsberger

lataszę. która przez cały

dniego pokoju. Sebastian

wraz z Mauerlandówną

wał system zaciemnienia.

ika Kerstena? - zapytała

iger. - Reagujemy podob-

mówimy sobie na ty. co

- Co to za człowiek ten Konstantin?

- Przede wszystkim jest typem bohatera. Z tym musi się pani pogodzić, Melanio. Ale nie jest to znowu takie złe, przypuszczam bowiem, że jest zdolny do wielkich uczuć, choć nie okazuje tego po sobie oczywiŁcie, przynajmniej nie od razu. Chciałby się o pani jak najwięcej dowiedzieć, możliwie wszystko.

Melania zapytała, tym razem z widocznym niepokojem: - A co pan mu o mnie naopowiadał?

- To. co wiedziałem lub przypuszczałem, że wiem. - Singer rozeŁmiał się. - Powiedziałem mu. że jest pani szczególną dziew-czyną. nader powŁciągliwą i pełną obaw, zamkniętą w sobie. To tyle. A potem nakładłem mu do głowy, że opinia rozpowszechniana o pa-ni i pewnej damie jest całkowicie nieuzasadniona.

- Wiem, że krążą tego rodzaju oszczerstwa.

- A o kim nie krążą w tym wytwornym kłębowisku żmij?! Tu

masowo rozpryskiwano truciznę. Rozpuszcza się plotki, snuje podej-rzenia. Takie gadki powinna pani puszczać mimo uszu.

- Również te. które dotyczą podporucznika Kerstena?

- Zakładam. Melanio, że dotarła do pani fama, jakoby pod-

porucznika Kerstena łączyło coŁ z córką feldmarszałka Wedella.

- Owszem. I zupełnie się tego po nim nie spodziewałam!

- Ale to nie jest prawda, ponieważ Barbara Wedell jest już właŁciwie zajęta. Mianowicie przeze mnie.

Melania odetchnęła z ulgą. - Mogę zatem bez obawy wyjŁć

Kerstenowi naprzeciw”

- Może pani, Melanio, lecz to już wyłącznie pani sprawa. Kon-stantin jest pod pewnym względem co najmniej tak samo wrażliwy jak pani. I w tym właŁnie widzę szczególną szansę dla was obojga.

Z kolei podporucznik Kersten. któremu Singer dal znać telefo-nicznie, przybył do szpitalnego baraku, natykając się od razu na kapitana lekarza i Nataszę.

- Czy aby nie przeszkadzam^ - zapytał z nie spotykaną u niego uprzejmoŁcią.

- Nic podobnego - zapewnił go Kónigsberger. - Jeżeli potrze-buje pan pomocy lekarskiej, jestem do pańskiej dyspozycji o każdej porze. - Poprosił Nataszę, by udała się do sąsiedniego pokoju. - No. co panu dolega?

- Przyszedłem tu właŁciwie w sprawie osobistej - wydusił z sie-237

bie Kersten. - Zamierzałem uciąć sobie pogawędkę z panną Mauer land.

- Tu, w służbowym pomieszczeniu? Wykluczone, panie pod-

poruczniku,

- A Singer to może? Jakże to tak?

Kónigsberger zorientował się, że Kersten jest dobrze poinfor-mowany. - Pański przyjaciel Singer może tu przebywać, ponieważ ja należę do tych osób. którymi on się opiekuje.

- To Łwietnie się składa.' powiedział podporucznik z miłym uŁmiechem. - On także opiekuje się mną, a więc mam prawo tu przebywać. Gdybym przy okazji spotkał również pannę Mauerland, byłby to wspaniały zbieg okolicznoŁci!

- Niech pan zbytnio nie upraszcza sprawy, panie Kersten. Pan-na Mauerland jest bardzo zajęta.

- Bez przerwy pracuje?

- WłaŁnie kończy.

Cudownie, odprowadzę ją na kwaterę.

- To zbyteczne, panie podporuczniku. KtoŁ inny zaopiekuje się nią. Zadecydowała o tym pani Klarfeld.

Teraz już Kersten wyszedł z siebie. - Co to właŁciwie za towa-rzystwo?! Klasztor plus zakład hodowli bohaterów? Człowieku, to sytuacja całkowicie nienormalna!

- Dogłębnie przemyŁlane zarządzenia pana komendanta!

- oznajmił kapitan lekarz. - Powinien był pan postawić sprawę jasno najpóźniej do dzisiejszego południa. Według obowiązujących nas zasad moralnych może pan, jeżeli uzna to za konieczne, przyjŁć do panny Mauerland jedynie wówczas, gdy Melania, rzecz jasna, wyra-ziwszy na to zgodę, oŁwiadczy, że jest pan jej narzeczonym.

KtoŁ tu szwankuje na umyŁle! - stwierdził zdecydowanym

tonem, z brutalną szczeroŁcią,podporucznik Kersten. - Czy komen-dant upiera się. by gromadzić tu wdowy po bohaterach? I do tego jeszcze z moją pomocą? Chłopie, to jest skierowane pod fałszywym adresem!

Po kilku dniach nastał słoneczny, lecz już prawdziwie chłodny poranek.

- Takiej właŁnie pogody potrzeba moim ludziom - oznajmił

Breitenbach. sturmfuhrer SS z fabryki uwodorniania, po przybyciu wraz ze swoją drużyną piłkarską do obozu w Kampfental. Jechał

238

z panną Mauer-

`one. panie pod-

t dobrze poinfor-

/wać, ponieważ ja

orucznik z miłym

Źc mam prawo tu

pannę Mauerland,

anie Kersten. Pan-

inny zaopiekuje się

właŁciwie za towa-

rów? Człowieku, to

pana komendanta!

)stawić sprawę jasno

obowiązujących nas

onieczne, przyjŁć do

a, rzecz jasna, wyra-

narzeczonym.

rdził zdecydowanym

;rsten. - Czy komen-

ohaterach? I do tego

wane pod fałszywym

t prawdziwie chłodny

i ludziom - oznajmił

irniania, po przybyciu

w Kampfental. Jechał

terenowym mercedesem, takim, jaki miał Lahrmann. Za nim toczyła się z trudem ciężarówka marki „Henschel”.

Przy południowej bramie obozu serdecznie go powitał, ..w imie-niu pana pułkownika”, kapitan Tauschmuller. - Czy zaczynamy grę od razu, by później mieć więcej czasu na przyjemnoŁci, czy też pańscy ludzie muszą nieco odpocząć?

- JesteŁmy zawsze gotowi do akcji! - zapewnił z zapałem przy-były. - Moi ludzie palą się wprost do walki, chcą wziąć odwet za porażkę podczas ostatniego meczu.

- Podczas ostatnich trzech - sprostował uprzejmie kapitan.

- Życzymy wam w końcu zwycięstwa.

Sturmfuhrer SS Breitenbach kazał drużynie wysiąŁć z ciężarówki

- jedenastu graczom plus czterem rezerwowym. W pełnym umun-durowaniu pobiegł przed swymi piłkarzami, przyodzianymi w czarne kostiumy treningowe, w kierunku dobrze mu znanego placu spor-towego. Tam nakazał ludziom poćwiczyć na rozgrzewkę. Wkrótce napłynęli kibice, zajmując na drewnianych lawach wyznaczone im miejsca. Stały personel obozu, prowadzony przez starszego sierżanta sztabowego Schulza, po prawej; kursanci z powplatanymi wŁród nich instruktorami ŁcieŁnili się po lewej stronie. Dla pomocnic szta-bowych, na których czele kroczyła dumnie pani Klarfeld, zarezer-wowano najlepsze pierwsze miejsca, Łrodkowe.

Nastrój panował dobry, pogodny - dominowała atmosfera

oczekiwania. Jeszcze większe zapanowało podniecenie, gdy porucz-nik Lahrmann, również w pełnym umundurowaniu, z dyndającym na szyi Krzyżem Rycerskim, wpadł na czele swoich biało ubranych ludzi na boisko. Aplauzom nie było końca.

Ucichły nagle z chwilą pojawienia się pułkownika von Yerwei-sera. Po lewej stronie komendanta kapitan Tauschmiiller, bezpo-Łrednio za nim jego Priewitt, obydwaj majorowie i kapitan lekarz;

prócz tego podporucznik Kersten, którego Krzyż Rycerski konku-rował blaskiem z Niemieckim Krzyżem w Złocie. Kroczył za nimi z powagą porucznik Wagner wraz ze swym oŁmioosobowym, silnie uzbrojonym personelem bezpieczeństwa niczym straż przyboczna Fiihrera.

Fotel dla komendanta ustawiono przed pierwszym rzędem

drewnianych ław. Po jego lewej stronie zarezerwowano krzesło dla kapitana Tauschmullera. Do zajęcia miejsca na krzeŁle po prawej stronie zaprosił pułkownik panią Klarfeld, która siedziała wraz z po-mocnicami sztabowymi.

- Czy mógłbym prosić łaskawą panią, by zechciała usiąŁć obok

239

mnie? - zapytał. - Po mojej prawej stronie! To miejsce słus;

pani należy. - Bez wahania uczyniła zadoŁć Jego proŁbie.

Następnie obaj trenerzy, sturmfuhrer Breitenbach i po;

Lahrmann, udali się przed oblicze komendanta, sprężyŁcie zasal) wali meldując gotowoŁć swoich drużyn do rozgrywki. Pułko' podał im rękę, najpierw goŁciowi, potem Lahrmannowi.

- Niech zwyciężą lepsi! - oznajmił.

Gra mogła się więc rozpocząć. Zaproszony z komendanl

w Hólzbach sędzia arbiter, oczywiŁcie w stopniu oficera, zagwiz Obydwie drużyny przystąpiły od razu ostro do walki, chcąc połóż przeciwnika na obie łopatki. Po dziesięciu minutach Breitenba musiał wymienić ciężko poturbowanego lewoskrzydłowego, szybki go jak strzała. Po niefortunnym faulu. dokonanym przez wspani:

go Łrodkowego pomocnika, sanitariusze odtransportowali lewoski dłowego na noszach do szpitala, a kapitan lekarz pobiegł za ] rączo.

- W ten sposób nic nie zdziałacie - odezwał się przyjazny głot tuż obok trenera jednostki SS.

Wzrok trenera przeniósł się z boiska na mówiącego te słowa, którym okazał się starszy szeregowiec Sebastian Singer. Sprawiał wrażenie zainteresowanego grą, aktywnego kibica.

- Czy pozwoli pan. sturmfuhrerze. na udzielenie panu pewnej wskazówki? - spytał Singer bez cienia poufałoŁci.

- W związku z tym meczem? -- zapytał zdumiony Breitenbach.

- Tym razem wreszcie zwyciężymy. - Był o tym przekonany, ponie-waż drużyna, którą dopuŁcił do gry, została wzmocniona kilkoma czołowymi zawodnikami, niesłychanie długo trenowała i była na-prawdę w dobrej formie.

- Z całą pewnoŁcią przegracie - powiedział z troską w głosie starszy szeregowiec. - Ponieważ prawdopodobnie nic rozpoznał pan taktyki, jaką się tu stosuje. A jest ona zupełnie prosta: całkowite wyeliminowanie z gry tych wszystkich, którzy mogliby się okazać niebezpieczni. Zasada, która dominuje tu w każdej dziedzinie.

- Co pan chce przez to powiedzieć? - Głos sturmfuhrera przy-brał gniewny ton.—Czy zamierza mnie pan sprowokować?

- Pozwoliłem sobie tylko udzielić panu rady.

- Prawdopodobnie bardzo podstępnej - powiedział ze złoŁcią oficer SS.

Tym samym więc sugestie Singera napotkały ostry sprzeciw

- na pozostałe trzydzieŁci minut pierwszej połowy meczu. W tym czasie jednak drużyna SS poniosła właŁnie druzgocącą klęskę; wle-240

r o miejsce słusznie się

jego proŁbie.

Źeitenbach i porucznik

ta, sprężyŁcie zasaluto-

rozgrywki. Pułkownik

ihrmannowi.

izony z komendantury

-miu oficera, zagwizdał,

lo walki, chcąc położyć

minutach Breitenbach

^skrzydłowego, szybkie-

nanym przez wspaniałe-

ansportowali lewoskrzy-

lekarz pobiegł za nim

ezwał się przyjazny głos

na mówiącego te słowa,

)astian Singer. Sprawiał

kibica.

udzielenie panu pewnej

ifałoŁci.

ii zdumiony Breitenbach.

» tym przekonany, ponie-

iła wzmocniona kilkoma

go trenowała i była na-

`iedział z troską w głosie

dobnie nie rozpoznał pan

:upełnie prosta: całkowite

tórzy mogliby się okazać

w każdej dziedzinie.

- Głos sturmfuhrera przy-

pan sprowokować?

inu rady.

sj - powiedział ze złoŁcią

napotkały ostry sprzeciw

:ej połowy meczu. W tym

ile druzgocącą klęskę; wle-

piono jej dwa gole - zwinny jak żmija prawy obrońca drużyny został kontuzjowany i kulejąc opuŁcił boisko, a tuż przed gwizdkiem zapo-wiadającym przerwę bramkarz tej drużyny musiał po raz trzeci wy-ciągać piłkę z siatki.

Podczas przerwy pułkownik, bardzo zadowolony z oczywistego wyniku trzy do zera. skinął znacząco głową w stronę porucznika Lahrmanna. ZaŁ do pani Klarfeld powiedział: - Wspaniały człowiek! Jeden z najlepszych oficerów, z jakimi kiedykolwiek przyszło mi się zetknąć. Jak on tu wraz z naszymi ludźmi walczy, wręcz- brawurowo! Można tylko pogratulować, łaskawa pani!

- Dziękuję, panie pułkowniku - odparła z rezerwą pani Klar-feld.

Tymczasem Lahrmann zgromadził całą drużynę wokół siebie.

- Znacie się na rzeczy! - wykrzyknął zachęcająco. - Tylko w ten sposób, chłopy! Zwycięstwo mamy prawie w kieszeni!

W tym samym czasie Breitenbach próbował zagrzać do walki

swoich: Musicie w końcu wziąć się w karby! Zwyciężymy, musimy zwyciężyć! W przeciwnym razie zniszczę was!

Jego zawodnicy sprawiali wrażenie całkowicie bezradnych, nie wiedzieli po prostu, w jaki sposób można jeszcze przechylić szalę zwycięstwa w tym meczu na swoją stronę. Trener miał podobne odczucia, dopóki nie natknął się znowu na dopiero co poznanego starszego szeregowca, który kręcił się w pobliżu niego.

- No. jakież to błędy popełniliŁmy” - zapytał go teraz sturm-fuhrer SS, wyduszając z siebie te słowa nie pozbawione nuty przy-chylnoŁci dla Singera. I dlaczego właŁciwie trzyma pan z nami?

- To nie ma żadnego znaczenia. Zastanowił mnie tylko fakt, że pańska drużyna straciła w wyniku kontuzji najlepszych ludzi i wtedy łatwo przejechano się po niej. Taką taktykę powinien pan również zastosować.

- Kogo ma pan na myŁli?

- Po pierwsze, niebezpiecznego strzelca, zaciekłego Łrodkowego napastnika drużyny obozowej, a zarazem byłego piłkarza kadry na-rodowej. Następnie prawego pomocnika, który jest prawdziwym spe-cjalistą od niespodziewanych fauli. Wreszcie twardego jak stal lewe-go obrońcę, którego zadaniem jest nic tyle krycie napastników, co ich uziemianie.

Sturmfuhrer SS pojął ideę podsuwaną mu przez tego starszego szeregowca. Nie zwlekając polecił swoim ludziom, by tych trzech zawodników wyeliminowali z gry.

16 W\pr/edaż bohaterom

241

. Rezultat był zdumiewający. W drugiej połowie meczu goŁcie uganiali się po boisku, siekąc skutecznie niczym drwale upatrzonych przeciwników, po czym przystąpili do polowania na gole. W siedem-dziesiątej minucie osiągnęli oczekiwany przez nich remis trzy do trzech, a na minutę przed końcem gry strzelili rozstrzygającego, zwycięskiego gola.

Trzej gracze jedenastki obozowej musieli opatrywać rany

w szpitalu. Krzątał się wokół nich Kónigsberger.

W czasie wydanej w kasynie na zakończenie uczty pułkownik filozofował: „Tym razem szczęŁcie odwróciło się od nas!” Nie dodał jednak: ,,Zwyciężyli lepsi”. Chodziło w końcu przecież o jeden tylko mecz.

Zgodnie z wydanymi zarządzeniami podjęto szczodrze zawod-

ników w kantynie podoficerskiej, za co uczyniono odpowiedzialnym sierżanta sztabowego Schulza. Ogryziono koŁci kilku tuzinom pie-czonych kurczaków, otwarto trzy beczki specjalnego piwa z Hólz-bach.

W kasynie oficerskim natomiast było tym razem skromniej,

albowiem wiedziano, że sturmfuhrer SS Breitenbach nie przykłada zbytniej wagi do jedzenia. Uszykowano coŁ w rodzaju zimnego bufe-tu: pieczeń wieprzowa pokrojona w plastry, grube kawałki kiełbasy kasselskiej, do tego rozmaite gatunki wędlin, jak kaszanka i wątro-bianka, pyszne salcesony, biały i brunszwicki. Napoje według gustu.

Starano się znosić ze spokojem nieoczekiwane, bulwersujące wręcz zwycięstwo drużyny przeciwnika. Nie wspominano więcej o nim, pałaszując zawzięcie, jak gdyby pułkownik wydał rozkaz do takiego właŁnie działania. Sytuację wykorzystał porucznik Wagner, by poszczycić się swoją łaciną: „Sunt omnia rerum!” - wykrzyknął. Co mniej więcej oznaczało: „Każda rzecz rodzi się z marzeń”.

- No a w tym wypadku? - zapytał wielce zaciekawiony pod-

porucznik Kersten.

- Wielkie marzenie, to z cyklu marzeń Rzeszy Niemieckiej

- wyjaŁnił z zapałem Wagner - należy zawsze uznawać za istotne, jeżeli wyrażają je ci, którzy mogą się poszczycić twórczą wyobraźnią, jak choćby nasz Fiihrer. Odnosząc to do naszej rzeczywistoŁci, ma-rzenie owo tak się powinno tłumaczyć: Nieważne jest w gruncie rzeczy, kto zwycięża, decydujący natomiast jest fakt, że ten ktoŁ należy do nas. Zwycięża wtedy również z nami, dla nas!

- Jakież to prawdziwe - przytaknął sturmfuhrer z fabryki uwo-dorniania. - WłaŁnie dopiero teraz nastały dla naszej broniącej się zaciekle wspólnoty prawdziwie wielkie chwile. ZnaleźliŁmy się bo-242

; meczu goŁcie

ile upatrzonych

gole. W siedem-

remis trzy do

ozstrzygającego,

opatrywać rany

uczty pułkownik

l nas'.” Nie dodał

.ńeż o jeden tylko

szczodrze zawod-

odpowiedzialnym

-ilku tuzinom pie-

ego piwa z Hólz-

razem skromniej,

>ach nie przykłada

.zaju zimnego bufe-

)e kawałki kiełbasy

; kaszanka i wątro-

Ópoje według gustu.

wane, bulwersujące

wspominano więcej

ńk wydal rozkaz do

porucznik Wagner,

rum'.” - wykrzyknął.

`i się z marzeń”.

e zaciekawiony pod-

Rzeszy Niemieckiej

; uznawać za istotne,

; twórczą wyobraźnią,

;ej rzeczywistoŁci, ma-

ważne jest w gruncie

jest fakt, że ten ktoŁ

nni, dla nas!

nfuhrer z fabryki uwo-

lla naszej broniącej się

le. ZnaleźliŁmy się bo-

wiem w decydującym punkcie zwrotnym naszego rozwoju historycz-nego.

- Pod jakim względem? - zapytał Łledzący z uwagą jego myŁli von Yerweiser. .

- Sprawa jest absolutnie jasna, panie pułkowniku - oŁwiadczył esesman. Był wyraźnie zadowolony z tego, że dysponując dobrymi informacjami mógł je zarazem przekazać w formie koleżeńskiej.

- Nasz Fuhrer zabrał się do ostatecznego rozwiązania, mianowicie do totalnego!

Co pod tym należało rozumieć, me interesowało prawie nikogo albo też nikt nie chciał się tym interesować. Obydwaj majorowie taktycznie się od tego odcięli, kapitan Tauschmuller zaŁ zdawał się czekać na dalszy rozwój wydarzeń. Kapitan lekarz był wyraźnie apatyczny, co mu się ostatnio często zdarzało. Lahrmann wpakował do ust kawał mięsa - wyglądało na to, że chce w ten sposób zdławić klęskę swoją i swojej drużyny. A podporucznik Kersten marzył na jawie o stojącej przed nim pełnej misie. Wydusił z siebie tylko jedno słowo przypominające swym brzmieniem wyraz „gówno”.

Jedynie w oczach komendanta połyskiwała czujnoŁć. Z nadzieją skierował je w stronę Wagnera. Porucznik oczywiŁcie odebrał to jako znak przyzwolenia na zademonstrowanie swojej, niemałej zresz-tą, wiedzy politycznej.

- Można przyjąć, że w sprawie okreŁlonej jako ostateczne roz-wiązanie chodzi o konsekwentne, a zarazem bezwzględnie konieczne przedsięwzięcie na przestrzeni całej historii Niemiec. Podczas ŁciŁle poufnego omawiania tej sprawy na wysokich szczeblach partyjnych, w którym miałem możnoŁć uczestniczyć, oŁwiadczono: to ostateczne rozwiązanie oznacza, że jest to ostatnia ze wszystkich przeprowadza-nych akcji!

- Otóż to! - potwierdził sturmfuhrer SS Breitenbach. - Idzie tu o bezwzględne usunięcie elementów o chorobliwej mentalnoŁci, do-tkniętych zarazą, zagrożonych egzystencjalnie. A zatem o Żydów. Przede wszystkim o nich! I tego Łmiecia, co się oprócz nich jeszcze nagromadziło.

- No, nareszcie! - wykrzyknął Wagner płonąc z zachwytu.

- Najwyższy czas! Po prostu nie można już dłużej od nas wymagać, byŁmy tuczyli tę zarazę!

- Czy to ostateczne rozwiązanie znajduje się dopiero w stadium planowania, czy może sprawa zaszła już dalej? - spytał pułkownik.

- Istnieje odpowiedni rozkaz Adolfa Hitlera, przekazał go nam reichsfiihrer SS - wyjaŁnił Breitenbach. - Te szczury są teraz tępione

243

bezlitoŁnie i w sposób zdecydowany. Rzecz tyczy w tym wypadku ..tajnych spraw natury państwowej”, które muszą być odpowiednio traktowane, z zachowaniem szczególnej dyskrecji. Nie ma chyba | potrzeby, abym w tym tak doborowym gronie prosił o zachowanie' tajemnicy.

- Nasz Fiihrer jest wspaniały z tą swoją niezrównaną, absolut-ną stanowczoŁcią! - wykrzyknął entuzjastycznie Wagner. - Wypijmy więc po jednym!

Pułkownik, czując się zobligowany, wzniósł kielich. - Za nasze niepowtarzalne, jedyne Niemcy! powiedział głoŁno, a po chwili dodał: - Mimo wszystko!

Następnie to wysoce uŁwiadomione i w pełni już syte grono rozpierzchło się. ulotniło z kasyna. Ludzie chcieli porozmawiać, wy-siusiać się, pospacerować na Łwieżym powietrzu w celu lepszego trawienia. Dla uczczenia goŁcia z SS przewidziano jeszcze pożegnal-ny posiłek o północy, połączony z koncertem serenad w wykonaniu orkiestry; kawior pod musujące wino krymskie; do tego kilka skrzyń tego wina w formie przyjacielskiego podarunku.

Pułkownik wraz z kapitanem Tauschmullerem odłączył się od towarzystwa. W znajdującym się obok pomieszczeniu usługiwał im Priewitt.

Głęboko zadumany pułkownik powiedział: - Ostateczne roz-

wiązanie w tak ogromnej skali? Miliony ludzi? Osobiste zarządzenie Fiihrera? Wręcz niedorzeczna fantazja!

- W gruncie rzeczy nas to nie dotyczy - rzekł kapitan - w naj-mniejszym nawet stopniu. W żadnym wypadku nie będziemy w tym uczestniczyli, mamy inne, całkiem precyzyjne zadania.

- W istocie - przytaknął z uznaniem pułkownik. - Ten nasz Łwiat pozostanie nienaruszalny. Kaci, jak zwykło się mawiać, należą do Łwity króla! My natomiast jesteŁmy żołnierzami! JesteŁmy i chce-my być nimi zawsze!

Milczeli chwilę pogrążeni we własnych myŁlach, po czym puł-kownik bardzo powoli i tonem poufałym oznajmił: - Kto rzeczy-wiŁcie przysparza mi teraz zmartwień, to ten podporucznik Kersten.

- Zrozumiałe - powiedział adiutant. - Jest osobnikiem wywołu-jącym niepokój, to ogromnie uparty człowiek.

- Gdyby przyszło co do czego, mój drogi, to wydam odpowied-nie polecenia, tak czy owak. Napawa mnie jednak troską sprzecz-noŁć, którą on uosabia. Natura prawdziwego bohatera, a zarazem nie uznający żadnych wyższych wartoŁci. Gdyby nie udało mi się go

244

prz&konać, uzmysłowić mu jego obowiązki jako człowieka i oficera. mogłyby z tego wyniknąć fatalne następstwa.

- A czyż Lahrmann nie był na początku podobny do niego?

A jaki wspaniały kompan z niego wyrósł! Wszystko dzięki pańskim metodom wychowawczym, panie pułkowniku.

Komendant pokręcił przecząco głową. - Lahrmann to zupełnie coŁ innego, to bohater z przekonania. Kerstena natomiast cechuje zwierzęcy wręcz instynkt walki prowadzący do samounicestwienia.

- A więc, postępując konsekwentnie, będziemy zmuszeni go

„odstąpić”?

- Za nasze

po chwili

- Podejmę jeszcze ostatnią próbę; będąc człowiekiem honoru winienem bezwzględnie to uczynić.

W tym czasie obydwaj majorowie, niezbyt skoncentrowani, roz-poczęli partię szachów. Enesdeapowiec Wagner i esesman Breiten-bach dokonali poufnej wymiany doŁwiadczeń i w nader konstruk-tywnej rozmowie zajęli się stroną praktyczną ostatecznego rozwiąza-nia.

- Zatem, kolego, trzeba postawić wszystko na jedną kartę, żad-nej litoŁci! Albo oni, albo my!

Kapitan lekarz skierował się w stronę szpitala, powodowany nie tylko troską o ofiary meczu.

Kersten rozglądał się za Singerem, który zdawał się go oczeki-wać.

- Nadarza się wspaniała okazja - powiedział z naciskiem star-szy szeregowiec. Ź - Gdzie mogę ją zastać?

- W szpitalu. Ale uważaj, żebyŁ się nie napatoczył na kapitana lekarza, wywęsz najpierw, czy coŁ nie wisi w powietrzu. A kiedy już przydybiesz Melanię samą, to nie zapominaj, z kim masz do czynie-nia. Melania w porównaniu z krzepką Barbarą to delikatny kwiatu-szek!

- Też mi coŁ - powiedział Kersten z lekka podchmielony - ko-bieta jest kobietą, a mężczyzna mężczyzną.

- Zdaje się, że rzeczywiŁcie przywiązujesz wagę do podobnych banałów.

W gabinecie zabiegowym szpitala podporucznik Kersten zastał Melanię samą - porządkowała właŁnie lekarstwa. Spojrzała na Ker-245

stena takim wzrokiem, jakby przez całe życie nic innego nie rób tylko na niego czekała, j

- Cieszę się, że pana widzę - rzekła na powitanie.

Zbliżył się do niej ze zrozumiałą poufałoŁcią, chcąc ją pocałf wać. .1

Melania jednak cofnęła się. - Wypraszam sobie - powiedzie chłodno. - To nie ze mną. Niech pan nie usiłuje traktować mnieji swoją własnoŁć. Ostrzegam pana przed tym, Konstantinie. Pozostał wierna swoim zasadom! Nie stanowię łatwego łupu. Dla nikog również i dla pana!

Kerstenowi udało się wepchnąć Mauerlandównę pomiędzy dv

szafki z lekarstwami. - Chodź, dziewczyno, nie wygłupiaj s W końcu przecież się lubimy!

Melania odepchnęła go z zaskakującą energią, co zagroziło K( stenowi utratą równowagi. - Tak łatwo panu to nie przyjdzie, pai podporuczniku! - zawołała. - Co pan sobie wyobraża, jak p myŁli, z kim ma pan do czynienia?

Ze zdumiewającą zapalczywoŁcią wypchnęła go na dwór. Ke

ten był całkiem zbity z tropu i wŁciekły do ostatnich granic. - A mi się przydarzyło!

W biurze baraku szpitalnego zasiedli naprzeciw siebie Nata i kapitan lekarz - spoglądali sobie w oczy przeciągle i głęboko. R ich, widocznie przypadkowo, spotkały się poŁrodku biurka.

- Nie bardzo wiem, od czego zacząć - powiedział Kónigst

ger. - Sądzę jednak, że naprawdę dobrze się rozumiemy, mam rac

- Przyznaję, że wiele pan dla mnie znaczy - oznajmiła Nata;

- Czy jednak to, co ewentualnie mogłoby nas połączyć, ma jakil wiek sens? W dodatku jest to bardzo niebezpieczne.

- A co w tych czasach ma sens? I co nie jest niebezpiecz

W istocie liczy się tylko to, Nataszo, że się lubimy.

Odsunęła delikatnie jego rękę. - Niech pan nie zapomina,

jestem Rosjanką. A na domiar złego Żydówką.

- Absolutnie mi to nie przeszkadza, Nataszo, zdążyłaŁ to

chyba zauważyć. Interesuje mnie natomiast całkiem inna kwes jak przypuszczasz, czy w twoich aktach personalnych jest Ze o twoim żydowskim pochodzeniu?

- Być może, nie wiem. Ale dlaczego zaprzątasz sobie tym j we?

246

c innego nie robiła,

awilanie.

ią, chcąc ją pocalo-

sobie - powiedziała

; traktować mnie jak

nstantinie. Pozostanę

) łupu. Dla nikogo,

ównę pomiędzy dwie

, nie wygłupiaj się.

^ią, co zagroziło Ker-

o nie przyjdzie, panie

; wyobraża, jak pan

:ła go na dwór. K.ers-

tatnich granic. - A to

Zanim się spostrzegli, zaczęli, w sposób całkiem naturalny, mó-wić sobie per ty.

- Mam swoje powody, nie pytaj o nie, bardzo cię proszę. Jeżeli jednak taka adnotacja istnieje w twoich aktach, musimy bezzwłocz-nie postarać się ją zlikwidować. Ta rzecz nie da się tak łatwo udowodnić.

- Jaka rzecz^ - dopytywała się z uporem.

Kónigsberger nie zamierzał już dłużej ukrywać tego przed nią. - Fuhrer wydał rozkaz tyczący ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej. Czv masz pojecie, co to oznacza?

- Nie!

- Oznacza to barbarzyńskie, radykalne wykończenie ludzi, bru-talną eksterminację. O całkowitym zasięgu.

- Czy ona obejmie i mnie?

- Ciebie można by łatwo przed tym uchronić. Nataszo. Chciał-bym zapewnić ci bezpieczeństwo. Przy mnie!

W upojeniu miłosnym, podczas tej najwspanialszej nocy w ich życiu, zapomnieli o szaroŁci tego Łwiata.

przeciw siebie Natasza

;ciągle i głęboko. Ręce

Łrodku biurka.

powiedział Kónigsber-

ozumiemy, mam rację?

y - oznajmiła Natasza.

» połączyć, ma jakikol-

Epieczne.

nie jest niebezpieczne?

lubimy.

pan nie zapomina, że

vką.

ataszo, zdążyłaŁ to już

. całkiem inna kwestia:

personalnych jest zapis

iprzątasz sobie tym gło-

W burdelu mieszczącym się w dawnej kaplicy zamkowej pano-

wał niesłychany ruch, ponieważ starszy sierżant sztabowy Schulz udostępnił, stosownie do wskazówek, bezpłatne jego odwiedziny dru-żynie piłkarskiej SS. Gdy ci zwycięscy bohaterowie piłki nażarli się do woli i porządnie pochlali. wpadli tam hurmem, wielce napaleni.

U burdel-taty Hausleitnera to nagłe i bezładne wtargnięcie wy-wołało zrozumiałe niezadowolenie, zdołał jednak opanować szturm tej hordy. Organizacja powierzonego mu ,.domu wolnych chwil” funkcjonowała bez zarzutu.

Tymczasem starszy szeregowiec Singer wmieszał się pomiędzy zawodników przegranej tym razem drużyny obozu kampfentalskie-go.

Zatopieni w ponurych rozmyŁlaniach wlepili wzrok w gęste

opary kantyny podoficerskiej. Wystawiono im tam do dyspozycji dowolną iloŁć piwa. które im jednak nie smakowało.

Singer zaczął ich pocieszać: - Gra sama w sobie była wspaniała, koledzy! Jeżeli mimo to przegraliŁcie, to z pewnoŁcią niezasłużenie.

Skinęli potakująco głowami. - Te Łwintuchy w drugiej połowie bardziej pomiatały nami, niż grały - stwierdził z oburzeniem kapitan drużyny.

- I za to się ich jeszcze wynagradza! - dorzucił rozmyŁlnie

247

Singer. - Grasują teraz w burdelu, który do nas przecież należy. Jakim prawem?

Oburzenie narastało. - Niebywała bezczelnoŁć!

- Nie możemy na to pozwolić!

- Chodzi po prostu o nasz honor!

- Zaradźcie coŁ na to! Inaczej te byki z SS gotowi są nas uznać nie tylko za pokonanych iapserdaków. lecz także za obwisłe kutasy! A tacy chyba nie jesteŁcie albo prawdopodobnie nie jesteŁcie!

Powstali jak jeden mąż. Złączeni tą samą ideą pobiegli kłusem do burdelu.

Burdel-tata Hausleitner zagrodził im drogę. - Ten numer nie przejdzie, koledzy! Tu odbywa się wszystko wedle ustalonego po-rządku.

- Naszego porządku! - oŁwiadczyli.

Odepchnęli burdel-tatę na bok. wyrżnął głową o framugę drzwi i osunął się ogłuszony na podłogę. Przeskoczyli przez niego i zaczęli szturmować sypialniane koje. by porachować się z drużyną przeciw-nika.

Rozległy się przenikliwe krzyki niewieŁcie, fruwały pięŁci, łamały się łóżka. Półnagie dziewczęta uciekły w najodleglejszy kąt przemie-nionej w burdel kaplicy. Walka toczyła się dalej z nieprzejednaną zaciekłoŁcią. W efekcie obraz jak po bitwie i wielu rannych.

- O mój Boże! wykrzyknął, pojawiwszy się nagle, udręczony burdel-tata Hausleitner. - Istny koniec Łwiata! - Po czym, jakby dla uwypuklenia ostatniej frazy, dodał: - Przewidywałem, że tak się stanie. Należało się tego spodziewać. Nikt się już niczego i nikogo nie boi!

Potraktowany tak ostro przez Melanię Mauerland, lekko wzbu-rzony porucznik Kersten odbył dłuższy spacer nocny po obozie, by punktualnie stawić się ponownie w kasynie oficerskim, w którym zapowiedziano o północy ,,przyjacielski posiłek”.

Oprócz kawioru i krymskiego szampana podano sytną zupę

grochową na wędzonce i tłustej metce. Do tego było piwo: ciemne, jasne, wysokoprocentowe i pilzneriskie, wedle życzenia. Nikt nie zwracał uwagi na rzępolone w sąsiednim pokoju serenady.

Nikogo nie miało zabraknąć. NieobecnoŁć kapitana lekarza Kó-nigsbergera była całkowicie usprawiedliwiona, ze względu na duży napływ pacjentów do szpitala. Braku pani Klarfeld nie odczuwano.} Po prawej ręce pułkownika zasiadł tym razem sturmfuhrer SS.

248

%cież należy.

są nas uznać

iwisłe kutasy!

jesteŁcie!

)biegli kłusem

en numer nie

stalonego po-

Framugę drzwi

niego i zaczęli

iżyną przeciw-

pięŁci, łamały

/ kąt przemie-

lieprzejednaną

i rannych.

^le, udręczony

:ym, jakby dla

-n, że tak się

zego i nikogo

l, lekko wzbu-

po obozie, by

im. w którym

10 sytną zupę

piwo: ciemne,

nią. Nikt nie

;nady.

la lekarza Kó-

^lędu na duży

ie odczuwano.!

fuhrer SS.

Podporucznik Kersten. który wyraźnie chciał wyładować na

kimŁ swą wŁciekłoŁć, stał się niezwykle agresywny. Zaatakował poru-cznika Lahrmanna, przypisując mu winę za przegrany mecz.

- Absolutny niewypał! - stwierdził.

Jak można się było spodziewać, Lahrmann obruszył się: - Co pan przez to rozumie?

Pułkownik von Verweiser z ogromnym zainteresowaniem Łledził tę wymianę poglądów. Spozierał przy tym po przyjacielsku, a zara-zem z cieniem oczekiwania w oczach, na Kerslena.

Podporucznik zauważył ten wzrok, lecz nie powstrzymało go to przed dalszymi atakami na porucznika Lahrmanna: - Nasza drużyna miała właŁciwie zwycięstwo w kieszeni, ale zaprzepaszczono wszelkie szansę, a także nie zastosowano odpowiedniego zabezpie-czenia. Brak] w organizacji rozgrywki. Następnie pozwolił sobie . jeszcze na zadanie pytania sturmfuhrerowi SS: - A może pan uważa, że pańscy ludzie są lepszymi piłkarzami?

- Nigdy tak nie twierdziłem - powiedział mocno zdziwiony

Breitenbach. Był w końcu skromnym, prostolinijnym człowiekiem.

Nie mógł pojąć intencji podporucznika. - Ale mimo wszystko wy-graliŁmy - oŁwiadczył.

- Tego rodzaju próby interpretacji są zupełnie nonsensowne!

- Lahrmann usiłował się bronić przed ostrym zarzutem K-erstena.

- Moi ludzie zrobili wszystko, co tylko było możliwe. Jednak tym razem zabrakło nam szczęŁcia.

- Mecz puszczony samopas - upierał się Kersten. - Zaangażo-wał pan, kolego Lahrmann, trzech renomowanych napastników. Zo-stawił pan ich jednak na otwartym polu, bez ubezpieczenia i osłony.

I właŁnie to uchybia wszelkim regułom naszej sztuki wojennej. Czy pan tego nie dostrzega?

- Absurd! - wykrzyknął Lahrmann. Na jakiej podstawie pan tak twierdzi?

- Na podstawie tak istotnej w naszych czasach znajomoŁci stra-tegii wojennej, kiedy to trzeba rozpoznać tych najlepszych, najważ-niejszych w walce, by móc im potem utorować drogę. Nie ma rzeczy bardziej zasadniczej.

Pułkownik skłonił głowę z aprobatą, ponieważ usłyszał już to, co chciał usłyszeć, i powstał z miejsca. - Mam jeszcze coŁ niecoŁ do załatwienia. Panowie wybaczą. - I opuŁcił salę, a wraz z nim Tauschmiiller i Priewitt. - Tak też przypuszczałem - zwrócił się do nich; sprawiał teraz wrażenie zmęczonego, starego człowieka.

l

8. ODBYWA SfĘ OSTATNI

FAJERWERK

Wesele porucznika Heinricha Lahrmanna - urodzonego

w 19)4 roku w Wiesbaden, kawalera Krzyża Rycerskiego jak też innych znaczących orderów i odznaczeń, przewidzianego do awansu na kapitana, z owdowiałą w czasie wojny Eriką hrabiną Klarfeld z domu Marunke, urodzoną w 1912 roku w Lipsku, pomocnica sztabową w stopniu majora, również wielokrotnie odznaczaną, mie-dzy innymi Krzyżami Zasługi Wojennej II i I klasy - powinno być, stosownie do życzenia komendanta, a to życzenie równało się roz-kazowi, .Jedynym swego rodzaju wydarzeniem, które na zawsze zostanie w pamięci wszystkich uczestników”.

Pułkownik von Verweiser był na tyle rozważny, by powierzyć opiekę nad organizacją imprezy kapitanowi Tauschmullerowi. - OczywiŁcie, mój drogi, będzie pan czuwał nad wszystkim, wtedy nic nie nawali, pozostanie pan jednak na dalszym planie. Niech pan zwraca uwagę na moich oficerów, zwłaszcza na kapitana lekarza i na podporucznika. Resztę czasu poŁwięci pan przede wszystkim swojej szanownej małżonce, którą poproszę, by towarzyszyła mi przy stole.

- Dziękuję, panie pułkowniku - powiedział z ulgą w głosie kapitan.

Miałby się więc troszczyć o własną żonę, oficerów sztabu, o oprawę muzyczną, a ponadto o kuchnię i piwnicę, o godny, wywierający wrażenie aspekt kulinarny tej imprezy. Wspomagaliby go kuchmistrze, starszy kapral Gerner oraz jego niezawodna druży-na z Priewittem i Singerem na czele. Po dokonaniu przeglądów zapasów w magazynie uznał je za w pełni zadowalające.

Podczas tego weselnego Łwięta, które zyskało niejako urzędową

250

pieczęć, należało przede wszystkim uwypuklić jego „niemieckoŁć w sensie duchowo-kulturalnym”. Kompetentny w tej dziedzinie był porucznik Wagner - przynajmniej sprawiał wrażenie, że jest od-powiednio przygotowany. Przedłożony przez niego, szeroko zakrojo-ny plan wyglądał następująco:

1. Stały personel obozu, by móc w pewnym sensie uczestniczyć duchowo w uroczystoŁciach, otrzymuje dzień wolny. Po południu wyŁwietlanie filmów, później wieczór przy piwie z muzyką i Łpiewem

chóralnym - pieŁni niemieckie - w hali gimnastycznej. Odpowiedzial-ny: sierżant sztabowy Schulz.

2. Szkolone jednostki, grupy A, B i C, podejmą wspólne, zor-ganizowane spacery po najbliższej okolicy. Późnym popołudniem marsz rozpoznawczy; punkt docelowy - gospoda „Pod Starą Po-cztą”, Hólzbach. Tam wieczór koleżeński. Organizacja: starszy sier-żant Heinz; odpowiedzialni za nadzór: majorowie Kastor i Pollandt;

ubezpieczenie: grupa Wagnera.

3. Personel instruktorski, podległy bezpoŁrednio porucznikowi Lahrmannowi - w składzie jeden starszy sierżant, trzech sierżantów, dziewięciu kaprali, dwudziestu siedmiu w stopniu szeregowca - weź-mie bezpoŁredni udział w weselu. Raz tworząc szpaler, potem uczest-nicząc w chórze - z jednoczesnym upoważnieniem do złożenia osobi-stych gratulacji swemu przełożonemu, a obecnie oblubieńcowi. Wed-le uznania; bezpłatne odwiedziny - w miarę wolnego czasu - dawnej kaplicy.

- Bardzo dobrze, Wagner, wprost wspaniale! - pochwalił go

kapitan Tauschmuller. - Plan z pewnoŁcią przypadnie pułkownikowi do gustu. Oby tak dalej! Ale co dalej?

- Termin Łlubu - ciągnął Wagner - został ustalony przez pana

komendanta na godzinę jedenastą. Najpierw odbędzie się ceremonia koŁcielna w obrządku ewangelickim.

- Czy coŁ się panu nie podoba, Wagner? Czy są jakieŁ za-

strzeżenia?

- Bynajmniej, panie kapitanie, podoba mi się wszystko, co jest zgodne z życzeniem pana komendanta.

- Nie jest to zgodne z jego życzeniem, uważa to jedynie za

pożądane. Stosownie do pragnień pani K-larfeld.

Które należy chyba brać pod uwagę - dodał z lekkim oporem Wagner. - A skoro nie jest to akurat w duchu wyraźnie wielko-niemieckim, trzeba zaznaczyć, że wybrany w tym celu kapelan mo-nachijski, pastor Niedermayer, przynależny do grupy armii, jest zde-klarowanym niemieckim chrzeŁcijaninem.

251

- Prócz tego, o ile wiem, jest podobno z natury wesoły. N^ pan się nim solidnie zaopiekuje, oczywiŁcie także urzędnikiem sta cywilnego z Hólzbach. Wszystko powinno przebiegać niezwykle f strojowe; jest pan za to odpowiedzialny. A nie ulega dla nas kwed że pod tym względem możemy całkowicie na panu polegać.

- Będę robił, co tylko w mojej mocy, panie kapitanie - zape nił Wagner.

- No, pięknie, a zatem wszystko przebiega na razie gład)

A może są jakieŁ problemy?

- Tylko w jednej sprawie - powiedział Wagner nawiązując

osoby Kerstena. - Ów podporucznik, przewidziany w ceremo

zaŁlubin jako drużba pana młodego, zdaje się od tego odżegnyw używa przy tym ordynarnych sformułowań w rodzaju „Łmierdzi gówno”.

- Dawać go tu.' - zarządził zdecydowanie Tauschmuller.

Po chwili zjawił się podporucznik Kersten z szyderczym uŁir szkiem na ustach i wyrazem radosnej przekory. Zapytany, dlacz< stwarza komplikacje, odpowiedział: - Bo to jest Łmierdzące gów;

- Fakt, że ma pan o ceremonii zaŁlubin takie zdanie, przyjął właŁnie z ubolewaniem do wiadomoŁci. Odmawiając w niej jedi swojego udziału, postąpił pan w sposób nie przemyŁlany.

- A dlaczegóż to, panie kapitanie?

- Z trzech rzeczy, podporuczniku Kersten, powinien pan sc zdawać sprawę. Pierwsza to życzenie komendanta, by uroczystoŁf przebiegała w atmosferze pełnej godnoŁci; czyżby pan zamierza w jakiŁ sposób zakłócić? Po drugie, mówię to poufnie, stanowi porucznika Lahrmanna jako oficera do spraw szkoleniowych bę< niebawem wolne. I na następcę przewidziany jest pan.

- Nie pociąga mnie to.' - zapewnił Kersten, aczkolwiek z p nym wahaniem. - A czego dotyczy punkt trzeci?

Kapitan uŁmiechnął się do podporucznika, owego mocn

w pysku uparciucha, co spierał się ze wszystkimi ząb za ;

- Drobnostka, mój drogi, mogłaby jednak pana zainteresować. towarzyszącą panu druhnę narzeczonej przewidziana jest pa Mauerland.

- Wobec tego podejmuję się tej roli! - zmienił zdanie Kers Gdy tylko Wagner uzyskał odpowiednie informacje od kapit Tauschmullera, poczuł się upoważniony do działania. Poprosił k tana lekarza, by ten przejął opiekę nad duchownym i urzędnik stanu cywilnego. Doktor Kónigsberger chętnie przystał na to i sv

252

z natury wesoły. Niech

.akże urzędnikiem stanu

rzebiegać niezwykle na-

ie ulega dla nas kwestii,

la panu polegać.

anie kapitanie - zapew-

:biega na razie gładko.

Wagner nawiązując do

ewidziany w ceremonii

ię od tego odżegnywać,

w rodzaju „Łmierdzące

nie Tauschmiiller.

en z szyderczym uŁmie-

>ry. Zapytany, dlaczego

jest Łmierdzące gówno!

takie zdanie, przyjąłem

nawiając w niej jednak

„przemyŁlany.

en, powinien pan sobie

.anta, by uroczystoŁć ta

zyzby pan zamierzał ją

to poufnie, stanowisko

v szkoleniowych będzie

y jest pan.

iten, aczkolwiek z pew-

rzeci?

nika, owego mocnego

szystkimi ząb za ząb.

lana zainteresować. Na

zewidziana jest panna

`mienił zdanie Kersten.

informacje od kapitana

zlatania. Poprosił kapi-

tiownym i urzędnikiem

; przystał na to i swoje

zadanie, jak się później okazało, wypełnił wzorowo, przede wszyst-kim dzięki dwom butelkom szampańskiego wina.

Plan organizacyjny porucznika Wagnera, który opracował zary-wając noc, zawierał detale godne wręcz planistów sztabu generalnego

i stanowił, w jego własnych oczach, niezbity dowód wielkich umiejęt-noŁci strategicznych.

CzęŁć pierwsza: Przygotowania. Od godziny ósmej obcinanie gałęzi jodłowych oraz ich układanie przez starszego sierżanta sztabo-wego Schulza i będących w jego dyspozycji ludzi w odpowiednie |< kupki. O godzinie dziewiątej czterdzieŁci pięć przystąpienie do ukła-dania gałęzi na drodze wiodącej od kwatery pomocnic sztabowych do głównego wejŁcia kasyna. Zakończenie pracy o godzinie dziesiątej piętnaŁcie. Pojawienie się żołnierzy drużyny instruktorskiej, mających tworzyć szpaler, w mundurach polowych, stalowych hełmach i pod

bronią, pod dowództwem porucznika Wagnera, o godzinie dziesiątej dwadzieŁcia.

Orkiestra kameralna. Podział na rodzaje. Na wolnym powie-

trzu: myŁliwski kwartet na rogi; w kasynie: sekstet smyczkowy z to-warzyszeniem fortepianu; chór obozowy, możliwie w poszerzonym składzie, na zapleczu. Zaintonowanie tam melodii z ,,Wolnego strzel-ca” do słów ,,Wijemy ci panieński wianek” włącznie.

CzęŁć druga: Początek właŁciwej ceremonii. Godzina dziesiąta trzydzieŁci: wyznaczony drużba pana młodego, podporucznik Kers-ten, udaje się do porucznika Lahrmanna. Obaj w galowych mun-durach, z kompletem orderów i odznaczeń, kroczą w kierunku głów-nego wejŁcia do kasyna, a o godzinie dziesiątej czterdzieŁci pięć meldują się u pułkownika von Verweisera. Razem z komendantem, krok za nim, udają się do kwatery panny młodej, by o godzinie dziesiątej pięćdziesiąt zabrać ją stamtąd. Towarzyszy jej w charak-terze druhny panna Mauerland. A wszystko się odbywa w milczą-co-uroczystej atmosferze.

O godzinie dziesiątej pięćdziesiąt pięć narzeczona, prowadzona pod rękę przez pana pułkownika, udaje się do kasyna. BezpoŁrednio za nią kroczy narzeczony ze swym drużbą oraz druhna. Tworzący szpaler żołnierze prezentują broń, płynie melodia z koncertu czwar-tego Mozarta w wykonaniu kwartetu na rogi, następnie rozbrzmie-wa chór obozowy. Żołnierze bezpieczeństwa, podlegli Wagnerowi.

oddadzą siedem salw z działek przeciwlotniczych w odstępach co pięć sekund.

Godzina jedenasta: przybycie do głównej sali kasyna. Tam kon-strukcja na kształt ołtarza: wielki, białym obrusem nakryty stół

253

obramowany drzewkami laurowymi. Na stole Łwiece. U jego

skórzane fotele, na których zasiądą główni aktorzy: poŁrodku) kownik von Verweiser, po jego prawej stronie panna młoda,) lewej pan młody. Potem obydwaj Łwiadkowie zaŁlubin, majort Kastor i Pollandt; następnie kapitan Tauschmuller z małżonką ( podporucznik Kersten i panna Mauerland. Pozostałe osoby -< dalszym planie.

CzęŁć trzecia: zaŁlubiny.

Muzycy intonują Bacha. Przezornie uprzedzeni przez Wagu

by w czasie trwania ceremonii ograniczali swe muzyczne zap Wszelako okazało się, że uroczystoŁć zaŁlubin chcieli przemi w koncert. W przerwie pomiędzy dwiema jego częŁciami odezwa władczo komendant, przystrojony na tę Łwiąteczną okazję w J la Merite” i inne odznaczenia z obydwu wojen Łwiatowych. -) zaczynać! - oznajmił.

Na co ochoczo przystąpił do akcji kapelan Niedermayer z

nachium - widać było po nim opiekę kapitana lekarza. Stanął c wiernymi wypowiadając znamienne słowa:

- Życie żonierskie to koleżeństwo! Zaprzysiężona współ wobec losu. Ponieważ Niemcy będą żyć również wtedy, gdy dosięgnie Łmierć! - Lub: - JesteŁ żołnierzem, więc zapamiętaj:

życie i twoje serce nie należą już tylko do ciebie. Bóg w s' łaskawoŁci wypowiedział słowa: Nie obawiaj się! Jestem przy t

- Albo jeszcze inaczej: - Niemcy są powołane przez Boga. b nowo ukształtować Europę. Fiihrer wzywa lud i wszyscy przyb ją! I oto, moi drodzy narzeczeni, stoicie przede mną jako jed

Tego rodzaju frazesy, okreŁlane jako chrzeŁcijańskie, temi pelanowi, jak to się mówi, same w głowie się nie zalęgły. Zacze je z wypowiedzi kilku swoich zwierzchników, zamieszczę

- w dosłownym brzmieniu - w oficjalnej ewangelickiej bros frontowej pod tytułem ..Cnoty chrzeŁcijańskich żołnierzy”.

Gdy przebrnięto przez tę uroczystoŁć, pułkownik żarz

uprzedzając muzyków zamierzających przystąpić do drugiej < koncertu: - A teraz pan urzędnik stanu cywilnego!

Ten przystąpił niezwłocznie do wypełnienia swego obowi

A ponieważ zdawał sobie sprawę, że sedno tkwi w zwięzłoŁci, nie zwlekając zapytał bez ogródek:

- Heinrichu Lahrmann, czy jest pan gotów tę oto Erikę hr

Klarfeld za małżonkę swoją pojąć? - Potem z tym samym pyt;

zwrócił się do niej. Obydwoje odpowiedzieli: - Tak!

Erika nie omieszkała przy tej okazji obrzucić Tauschm

254

przelotnym, oskarżającym spojrzeniem. On jednak zdawał się tego

nie zauważać, objął czule swoją żonę, ta zaŁ demonstracyjnie przytu-liła się do niego.

Melania Mauerland poczerwieniała jak indyk - nie ze względu na odbywającą się ceremonię, lecz na siedzącego obok podporucz-nika Kerstena, który usiłował położyć rękę na jej udzie.

- Od tej chwili uznaję was - kończył dziarski urzędnik stanu cywilnego - w imieniu Fiihrera i Wielkoniemieckiej Rzeszy za męża

i żonę.' Moje najserdeczniejsze gratulacje, panie Lahrmann, pani Lahrmann.

Pułkownik skwitował to pełnym zrozumienia uŁmiechem.

- A zatem - wykrzyknął - można rozpocząć wielkie przyjęcie!

Życiorys Heinricha Lahrmanna,

czyli cierpliwoŁć człowieka skromnego

Nazwisko: Lahrmann, Heinrich. Urodzony: 1914 rok, 20 kwietnia w Wiesbaden-Biebrich. Ojciec: Heinrich, funkcjonariusz policji krymi-nalnej. Matka: Helenę, z Henricich, zajmująca się domem oraz pracują-ca kilka godzin dziennie w Zarządzie Uzdrowiska. Rodzeństwo: młod-szy brat Heinz.

Od zarania dzieciństwa Heinrich Lahrmann umiał się cieszyć wszystkim, co go otaczało. Ojciec piastował godne stanowisko, mat-ka była pełna dobroci, brat odnosił się zawsze do niego bardzo serdecznie. Czyste, zadbane, przytulne, trzypokojowe mieszkanie nad brzegiem Renu, pierwszorzędny, domowy wikt, intymne wieczory w miłym kręgu rodzinnym. Ojciec przerzucał wówczas gazety, wy-szukując w nich ze szczególnym upodobaniem wiadomoŁci policyj-nych, które komentował zawsze rzeczowo, starając się traktować sprawy z ludzką wyrozumiałoŁcią. Heinrich rozwiązywał krzyżówki, podczas gdy jego brat Heinz, który chciał zostać architektem, ryso-wał domy. Matka natomiast, cerując skarpetki, uŁmiechała się do nich.

W 1924 roku ojciec w trakcie pełnienia obowiązków służbowych został zastrzelony, gdy usiłował zatrzymać przy Domu Zdrojowym

poszukiwanego listem gończym politycznego przestępcę, uczestnika mordu kapturowego. Przestępca uciekał. W chwili gdy Lahrmann

oddawał strzał ostrzegawczy, Łcigany strzelił do niego, opróżniając cały magazynek, i zabił go na miejscu.

Koledzy z policji złożyli się nie tylko na wspaniały wieniec, ale 255

i na pokaźną zapomogę dla wdowy po poległym. Przedstawić

ministra spraw wewnętrznych zwrócił się osobiŁcie do trójki osią conych: .,poruszony do głębi”, ..wyrazy szczerego współczucia - Zginął na posterunku jak żołnierz na polu walki. Może pani t z niego dumna! Po czym zakomunikował dyskrecjonalnie. ze v stara się o odpowiednio wysoką emeryturę.

W 1926 roku. w czasie trwania szkolnej wycieczki, zmarł je brat Heinz.

Zwiedził liczne pałace i zamki, w czym dopomogła mu mat

kosztem finansowych wyrzeczeń. W drodze powrotnej autobus a rzył się z pociągiem towarowym na nie strzeżonym przejeździe, i lans tego straszliwego wypadku to pięciu zabitych, dziewięciu cięż i dwunastu lżej rannych.

Nad grobem ukochanego brata Heinrich zalał się łzami. Ma) przytuliła go od siebie. - Nie płacz, mój chłopcze, twój ojciec poft działby z pewnoŁcią: ,,Mężczyzna nigdy nie płacze.'”

A mężczyzną. Bóg mu Łwiadkiem, chciał być - przez całe sw życie.

W 1928 roku utonęła jego matka, w gorącym kąpielisku p

Leibnitzstrasse. gdzie wchodziła w skład personelu nadzorcze Gdy pewna gruba, wielka kobieta skoczyła beztrosko do wody i częła wołać o pomoc, matka bez chwili namysłu rzuciła się basenu. W panicznym lęku uczepiła się ta osoba pani Lahnna uniemożliwiając jej wykonanie jakiegokolwiek ruchu i wciągając { wodę - w ten sposób matka utonęła. Na jej pogrzebie Heinrich mógł już zapłakać.

Ciotka, siostra matki, wdowa po poległym na wojnie, zaopie wała się Heinrichem, przeprowadzając się do mieszkania La mannów.

- Jestem teraz - oznajmiła - całą twoją rodziną.

1924 rok: szkoła podstawowa w Bicbrich. Od roku 1930 gimnaz w Wiesbaden. Uczęszczał do niego do czasu tak zwanej małej mat Zaproponowano mu dalsze kształcenie aż do matury, nie zapewni jednak jego finansowania.

Uczeń Heinrich Lałirmann okazał się, co potwierdzały j

Łwiadectwa, niemal wszechstronnie uzdolniony. Był, jak orzekali go nauczyciele, chłopcem nadzwyczaj poważnym, powŁciągliw o nieskomplikowanej naturze, zawsze wychodzącym ludziom nap ciw.

256

głym. Przedstawiciel

scie do trójki osiero-

;rego współczucia...”

`Źalki. Może pani być

skrecjonalnie. że wy-

,vycieczki, zmarł jego

opomogla mu matka

wrotncj autobus zde-

onym przejeździe. Bi-

ych. dziewięciu ciężko

`alał się Izami. Matka

Źze, twój ojciec powie-

iłacze!”

Ź>yć - przez całe swoje

Źącym kąpielisku przy

Źrsonelu nadzorczego.

ztrosko do wody i za-

.mysłu rzuciła się do

sobą pani Lahrmann,

ruchu i wciągając pod

?ogrzebie Heinrich nie

i na wojnie, zaopieko-

do mieszkania Lahr-

d roku 1930 gimnazjum

ak zwanej małej matury.

matury, nie zapewniając

co potwierdzały jego

,'. Był. jak orzekali je-

`nym. powŁciągliwym,

ŹŃcym ludziom naprze-

Czasami aż zanadto wychodził naprzeciw. W następnych latach przejawiło się to w trojaki sposób: sformułowania, wyliczenia i tłu-maczenia Heinricha Lahrmanna pojawiały się w wypracowaniach innych uczniów.

Czy to ty inkwizytorskim tonem pytali nauczyciele - Łcią-gasz od nich. czy też oni od ciebie? Winien prawdopodobnie jest ten ostatni, chcielibyŁmy to jednak usłyszeć z jego ust.

Chłopiec odmówił odpowiedzi. Wolał być w grupie podejrza-

nych o Łciąganie. Jego prostolinijny charakter nie zezwalał na rato-wanie własnej skóry kosztem kolegów. Byłoby to wbrew jego natu-rze. W każdej sytuacji starał się być lojalny.

Tę samą postawę zachowywał w życiu prywatnym; ciotka nie

tylko się nim opiekowała, lecz całkowicie zawładnęła siostrzeńcem. Bywało, że nocą kładła .się przy nim, przytulając się- do niego - cnciała mu rzekomo w ten sposób zapewnić ochronę.

- Musisz wiedzieć, kochany Heinrichu, że chcę tylko twego dobra - zapewniała go.

Znosił to cierpliwie, jak to on, zdany na jej łaskę. Pragnął ciepła, poczucia bezpieczeństwa i marzył o tym, by odzyskać cudow-ną rodzinną więź zapamiętaną z dzieciństwa.

Początkowo nadaremnie, ponieważ w stosunku do dziewcząt

i kobiet, z którymi się stykał, żywił zawsze podŁwiadomą obawę, że staną się one podobne do ciotki przejawiającej wobec niego władcze instynkty. Tylko jedna, którą spotkał o wiele później, nie budziła w nim tego typu lęków, a była to Erika Klarfeld.

1937 - Wehrmacht. Ochotnik przez dwa lata. 1939, wraz z rozpoczę-ciem wojny przedłużenie służby wojskowej. Wiosna 1939 - podchorąży. Jesień 1939 - podporucznik. Uczestnik kampanii w Polsce, we Francji i w Rosji.

Heinrich Lahrmann. który stracił wszystko, co ukochał, zaczął traktować wojsko jak własną rodzinę, dom ojczysty. Innymi słowy gotów był uważać swojego przełożonego za namiastkę ojca: człowie-ka surowego, lecz zarazem życzliwego i sprawiedliwego. A skoro tego pragnął, dostrzegał także to. co się za tym kryło.

Heinrich zyskał wkrótce opinię ..dobrego, porządnego, nieza-wodnego Lahrmanna”. któremu prawie wszystko można zawierzyć, nie tylko żołnierzy i sprzęt wojenny. Mógł więc niejednokrotnie towarzyszyć żonie swojego dowódcy kompanii i jej przyjaciółce pod-czas spektakli teatralnych oraz odprowadzać je stamtąd do domu.

257

Był nieczuły na wszelkie tego typu pokusy, jakie przy tej i podobnych okazjach sypały się na niego.

- Lahrmann - jak oceniali jego przełożeni - jest Łwiatłym;

nierzem, który zawsze chce być niezawodny. Należy dawać mvi temu szansę. Jest tego godzien!

W czasie kampanii w Polsce brał udział wraz ze swoim plB

nem w zdobywaniu szturmem miejscowoŁci Mława. Dowódca f

kompanii, który przespał tę akcję z nie mającymi nic przeciw temu kobietami, będącymi łupem wojennym, a któremu jednak u ło się pojawić na polu walki w chwili zwycięstwa - otrzymał Kr Żelazny I klasy. Był on na tyle rozsądny, by rzeczywistemu bohi rowi obiecać:

- Ja - powiedział akcentując mocno to słowo - osobiŁcie

stawię wniosek o nadanie panu, mój najdzielniejszy, Krzyża Że nego Drugiej Klasy.

Lahrmann przyjął te słowa zarówno ze zmieszaniem

i z wdzięcznoŁcią - wiedział bowiem, że Krzyż ma już przyzna

Podczas kampanii francuskiej podporucznik Lahrmann przy

nil się, z właŁciwym sobie samozaparciem, do popędzenia Br) czyków w stronę Kanału. Jego dowódca batalionu otrzymał z;

Krzyż Rycerski, Lahrmann zaŁ mógł tym razem liczyć na K

Żelazny I klasy. Generał dywizji przypiął mu osobiŁcie ten Krzy;

piersi, uŁcisnął dłoń i powiedział:

- Oficerowie tacy jak pan są chlubą naszego wojska, oby

dalej!

Podczas zimy roku 1941/42. gdy wielkoniemiecki Wehrm

wciąż Jeszcze wierzył, że uda mu się rozbić armie sowiecko-rosyj;

Lahrmann, awansowany właŁnie do stopnia porucznika i dow< kompanii, przedarł się z resztką swych ludzi w kierunku Tuły. I łamał pierŁcień obrony w rzekomo właŁciwym punkcie, co r później okazało się omyłką: w gruncie rzeczy wystarczyłoby t dokonanie pewnego wyłomu w tym pierŁcieniu. Mimo wszy uznano pochopnie tę akcję jako rozstrzygającą o losach bitwy -raktował ją tak również Fiihrer. I o to właŁnie chodziło.

W następstwie tego mianowano Lahrmanna w uznaniu

błyskotliwych pociągnięć taktycznych dowódcą pułku i przedsta no do dekoracji Krzyżem Rycerskim. Należało to oczywiŁcie uc W prowizorycznym kasynie, znajdującym się w pobliżu frontu, płynął strumieniami zdobyczny szampan krymski.

O późnej godzinie przydarzyła się temu, zwanemu pułko

kiem, ,,bohaterowi spod Tuły” pewna niezwykła, żołniersko-m

258

sy, jakie przy tej i innych

łożeni - jest Łwiatłym żoł-

lny. Należy dawać mu po

ział wraz ze swoim pluto-

ici Mława. Dowódca jego

mającymi nic przeciwko

m, a któremu jednak uda-

/cięstwa - otrzymał Krzyż

by rzeczywistemu bohate-

to słowo - osobiŁcie po-

Izielnięjszy. Krzyża Żelaz-.

no ze zmieszaniem jak

Krzyż ma już przyznany.

icznik Lahrmann przyczy-

i, do popędzenia Brytyj-

batalionu otrzymał za to

i razem liczyć na Krzyż

iii osobiŁcie ten Krzyż do

naszego wojska, oby tak

Ikoniemiecki Wehrmacht

armie sowiecko-rosyjskie,

a porucznika i dowódcy

:i w kierunku Tuły. Prze-

iwym punkcie, co nieco

`czy wystarczyłoby tylko

scieniu. Mimo wszystko

^cą o losach bitwy - pot-

łaŁnie chodziło.

Źmanna w uznaniu jego

dcą pułku i przedstawio-

no to oczywiŁcie uczcić.

ię w pobliżu frontu, po-

„ymski.

nu, zwanemu pułkowni-

wykła, żołniersko-mę^ka

przygoda. Pijany w trupa odbezpieczył granat ręczny i z radosną miną machał nim złowróżbnie w kierunku przemykających pod osło-nę oficerów swojego sztabu. Nie odrzucił jednak w porę granatu. Wybuchł mu w ręku i ciężko go zranił*.

W wyniku czego porucznik Lahrmann otrzymał obiecany Krzyż Rycerski.

Wręczył mu go pewien generał, których teraz było już na pę-czki. zawieszając odznaczenie na szyi przebywającego w szpitalu wojskowym porucznika. Lahrmann był przed Tulą wielokrotnie ran-ny - przestrzał barku, odłamek granatu w lewej nodze, zranienie jąder. Już jako kawalera Krzyża Rycerskiego traktowano go z nie-zwykłą troskliwoŁcią, co w pewnym sensie dało pozytywne skutki, umożliwiając mu powrót do służby.

Przysługiwał mu potem dłuższy urlop zdrowotny. Spędził go w Wiesbaden. w szacownym hotelu ..Pod Czarnym Kozłem”, nie zaŁ w mieszkaniu swoich zmarłych rodziców, w którym w dalszym ciągu panoszyła się ta Jego ciotka. Unikał jej jdk zarazy. Wiele godzin spędził przy grobie rodzinnym swojej niezapomnianej trójki Lahr-mannów: ojca. matki i brata.

W końcu przydzielono mu dalsze zadania. Jego rozkaz wyjazdu brzmiał: Kampfental koło Hólzhach. Miał się tam stawić w specjal-nej placówce o najwyższym stopniu utajnienia, co poczytał sobie za szczególny zaszczyt. Zameldował się u kapitana Tauschmiillera. Na rozkazie wyjazdu widniał podpis: Schlumberger.

I tam zaczęły się spełniać marzenia jego życia.

Przed rozpoczęciem zarządzonej ..wielkiej uroczystoŁci” goŁcie udali się na taras zameczku kampfentalskiego. by pooddychać Łwie-żym powietrzem. Óagodne promienie zimowego słońca pojawiły się jak na zamówienie.

Ponownie przystąpili do akcji hejnaliŁci myŁliwscy, zaprezen-tował się chór oraz rozpoczęło się składanie pierwszych gratulacji. W imieniu stałego personelu obozu wystąpił sierżant sztabowy Schulz z koszem wypełnionym butelkami wina.

- Dużo szczęŁcia, zdrowia i pomyŁlnoŁci!

Po czym starszy sierżant Heinz w imieniu instruktorów przeka-zał oblubieńcom miedzioryt przedstawiający Hólzbach oraz wyhaf-tfum.)

* Przedstuwiona przez iiLitom sytuacju M.yduje się m;ilo prawdopodobn;! (przvp.

259

towaną flagę wojenną R/es/y na wzór ..Mein Kampf” Hitlera, oprai wioną w skórę, z napisem: ..Naszemu Porucznikowi z uwielbienien i oddaniem”. Przedstawicielka pomocnic sztabowych Melanii Mauerland złożyła gratulacje, wręczając młodej małżonce ogromny bukiet kwiatów.

Rozbawiło to bez miary Kerstena. - Można pęknąć ze Łmiechirf Cała ta impreza, zważywszy tocząca się wojnę, jest czymŁ zgoh nienormalnym!

Stojący obok kapitan lekarz starał się go pohamować. - A co pana zdaniem, podporuczniku Kersten. jest normalne? To. prqr| czym pan obstaje'.' Czy aby nie przebrał pan miary, panie pod-,' poruczniku? Ponadto obawiam się. że pańskie nienaturalne zachowa-nie się nie zaimponuje zbytnio pannie Mauerland.

A potem nastąpił kulminacyjny punkt gratulacji podczas tej dworskiej uroczystoŁci. Starszy kapral kasynowy Gerner wniósł na ciemnoniebieskiej, aksamitnej poduszce błyszczące srebrem klucze.

Dla szanownej młodeJ pan oznajmił całkowicie na nowo urządzony apartament na pierwszym piętrze zamku, wyposażony we wszystko, co niezbędne, z inicjatywy pana pułkownika. Lahrmann przejął klucze i wŁród powszechnego aplauzu przekazał j'e żonie, która zaczerwieniła się nieznacznie.

W tym samym czasie krzątano się energicznie w kasynie pod kierunkiem Priewitta i Singera usiłowano w pobliżu miejsca, gdzie zmajdował się zaimprowizowany ołtarz, ustawić w podkowę wy-kwintnie przybrane stoły.

O zestawie dari mającej nastąpić uczty decydow-ały uprzednio nawiązane kontakty. Odpowiedzialny szef kuchni uruchomił je za poŁrednictwem kapitana Tauschmullcra. Stacjonującej w Mona-chium jednostce zaopatrzeniowej Luftwaffe udało się przywieźć im Łwieże homary z Holandii oraz łososie z Norwegii. Zaprzyjaźniony gastronom, pracujący dla dowództwa SS na szczeblu Rzeszy w Mo-nachium. zdołał jeszcze teraz postawić do ich dyspozycji całe funty rosyjskiego kawioru.

Pozostałe przyprawy i produkty pochodziły z obozowego gos-podarstwa rolnego, dziczyzna zaŁ od komendanta. Mistrzowie ku-chni wyczarowali z tego wszystkiego jedyne w swoim rodzaju galowe przyjęcie składające się z siedmiu dari. Podczas trwającej trzy godzi-ny uczty rzępoliła sobie swobodnie orkiestra kameralna, ulokowana jak zwykle w przylegającym do sali pomieszczeniu.

A więc, szanowny panie doktorze zagadnął Singer. dolewa-

jąc kapitanowi lekarzowi szampana - jak się tu czujemy?

260

Campf” Hitlera, opra-

likowi z uwielbieniem

sztabowych Melania

:j małżonce ogromny

a pęknąć ze Łmiechu!

nę. jest czymŁ zgoła

pohamować. - A co

normalne? To. przy

i miary, panie pod-

ienaturalne zachowa-

and.

ratulacji podczas tej

/y Gerner wniósł na

Źące srebrem klucze.

całkowicie na nowo

nku. wyposażony we

)wnika. Lahrmann

przekazał je żonie,

znie w kasynie pod

abliżii miejsca, gdzie

ić w podkowę wy-

lewały uprzednio

mi uruchomił je za

onującej w Mona-

ło się przywieźć im

`gii. Zaprzyjaźniony

eblu Rzeszy w Mo-

^spozycji całe funty

z obozowego gos-

.ta. Mistrzowie ku-

;)im rodzaju galowe

-wającej trzy godzi-leralna. ulokowana lin.

rai Singer, dolewa-

czujemy?

- Jak na całkiem innej planecie.

Było to zupełnie zrozumiale. Ta ..inna planeta” znajdowała się w samym Łrodku Niemiec, których wygłodniała, zbombardowana ludnoŁć otrzymywała na kartki żywnoŁciowe: 10 gramów tłuszczu dziennie. 50 gramów mięsa lub kiełbasy. 200 gramów chleba do tego warzywa i ziemniaki, o ile takowe w ogolę były. Do tego nieco tytoniu; od dłuższego czasu żadnej kawy ani alkoholu, a jeżeli JUŻ. to w bardzo małych iloŁciach. Nawet żołnierze odczuwali obecnie głód.

Singer z butelka szampana w ręce podszedł z kolei do pod-

porucznika Kerstena. A ty. chłopie, co o tym sądzisz?

Czuję się jak zahipnotyzowany odparł ten w zamyŁleniu.

- Lecz jak ktoŁ. kto w każdej chwili może się obudzić. I co wtedy. mój drogi?

Ano właŁnie, co wtedy'1

Tego nie wiem. Sebastianie. Jedno tylko nie ulega JUŻ dla mnie wątpliwoŁci: dzieje się tu Łwiństwo na wielką skalę. Od tego wszystkiego rzygać mi się chce!

- Żółć cię zalewa. tak'.” zapytał Singer i szepnął mu na ucho:

-Czy czasem nie dlatego, że coŁ ci nie wychodzi z tą twoją Melanią?

A może mi JUŻ na tym nie zależy, człowieku! wysapał

wzburzony Kerstcn. Wygląda na to. że Melania jest tu całkowicie uziemiona. Prawdopodobnie kompletnie się nie wyznaje w dam-sko-męskich sprawach!

Wspaniały, niezapomniany dzień stwierdził pułkownik pod-

czas deseru i uŁmiechnął się dwornie, z uznaniem, do siedzących obok niego pań: pani Lahrmann po prawe) ręce. pani Tauschmuller po lewej. Panie jako żony wielce zasłużonych i wypróbowanych oficerów musicie mieć ŁwiadomoŁć wzajemnej więzi. Dały panie tego dowód. Pani. pani Tauschmuller. zajmując czołową pozycję w na-szych szpitalach wojskowych, pani zaŁ. pani Lahrmann. kierując naszymi pomocnicami sztabowymi. Orientują się panie doskonale, ile taka praca wymaga wyrzeczeń.

Bardzo słusznie! wykrzyknął z przekonaniem kapitan. Był jedyny, który wiedział, do czego komendant zmierza.

Również porucznik Wagner, powodowany intuicją, chciał wes-przeć pułkownika: Cóż może być bardziej zrozumiałe i godne pochwały w tych naszych wielkich czasach niż wyrzeczenia! Tej swojej konstatacji nie mógł ubarwić nowym łacińskim przysłowiem. ponieważ przygotowania do wesela uniemożliwiły mu nauczenie się go na pamięć.

Następnie zabrał głos kapitan lekarz, wyraźnie podniecony spo-261

żytym alkoholem: - Sapiente felicitas. to po łacinie, a ozn;

mądroŁć jest szczęŁciem.

Nie znalazło to oddźwięku. GoŁcie weselni odebrali te sł( jako lapsus. Wagnera bardzo rozzłoŁciło owo ordynarne wtargrii kapitana w jego domenę. Ostrzegawczo, prawie z groźbą spojrzał! doktora, jakby chciał powiedzieć: pomówimy jeszcze o tym, i niezadługo!

Pukownik zachowywał nadal władczą postawę. - Istnieją okn lone prawidła, których należy przestrzegać. I tak. szanowna ps Tauschmuller. musi się pani wkrótce znowu rozstać z ukochana mężem, by móc wywiązać się ze swoich obowiązków służbowydd Niewykluczone, że nadarzy się niebawem okazja do ponownych panj odwiedzin. Obowiązuje nas niestety niepisane, lecz surowo przestrze-j gane prawo, według którego małżonkowie nie mogą pracować rażeni w tej samej placówce. ,

Nawet Lahrmann zdołał pojąć, co to oznacza. Położył rękę na ramieniu Łwieżo poŁlubionej małżonki, po czym zwrócił się do ko-mendanta: - Chciałbym zapytać, panie pułkowniku, jakie konsek-wencje pociągnie za sobą ta pańska wzmianka?

Do uszu porucznika Kerstena nic z tej rozmowy nie docierało;

był zwrócony ku siedzącej obok niego Melanii. Bez żenady zapytał ją wprost: - Czy czasem nie musi pani wyjŁć za swoją potrzebą? Chętnie bym pani towarzyszył.

Melania wlepiła w niego przerażone oczy. - Jak pan w ogóle Łmie czynić mi tak sproŁną propozycję?! I do tego w obecnej sytua-cji!

- Ależ sytuacja jest wysoce sprzyjająca - zapewnił Konstantin. - JeŁli teraz zwiejemy, nikomu to nie podpadnie, wszyscy są upor-czywie wsłuchani w to bajdurzenie komendanta.

- Jak pan to nazwał, panie Kersten? - Spojrzała na niego

z osłupieniem, ŚŚ Tu przecież chodzi o Erikę, moją przyjaciółkę, o jej przyszłoŁć. Czy pan tego nie pojmuje?

- Nie interesuje mnie to, Melanio. Dla mnie nasza wspólna przyszłoŁć jest o wiele ważniejsza.

Była to z jego strony całkiem rozsądna propozycja, którą sobie dokładnie przemyŁlał, lecz ona jej nie pojęła. Na ile się dało, od-sunęła się od niego ze swoim krzesłem. Podporucznik Kersten miał na to tylko takie okreŁlenie: „głupia g꣔.

262

o po łacinie, a oznacza:

weselni odebrali te słowa

wo ordynarne wtargnięcie

Źawie z groźbą spojrzał na

vimy jeszcze o tym, i to

postawę, - Istnieją okreŁ-

ić. I tak. szanowna pani

wu rozstać z ukochanym

obowiązków służbowych.

ikazja do ponownych pani

.ne, lecz surowo przestrze-

nie mogą pracować razem

oznacza. Położył rękę na

czym zwrócił się do ko-

ułkowniku, jakie konsek-

ianka?

y rozmowy nie docierało;

Źlanii. Bez żenady zapytał

wyjŁć za swoją potrzebą?

oczy. - Jak pan w ogóle

do tego w obecnej sytua-

a - zapewnił Konstantin.

padnie, wszyscy są upor-

idanta.

i? - Spojrzała na niego

Erikę, moją przyjaciółkę,

\e'

~)\'d mnie nasza wspólna

a propozycja, którą sobie

ęła. Na ile się dało, od-

idporucznik Kersten miał

- Powiedział pan ,,konsekwencje”? Ależ, mój drogi, poczciwy Lahrmann - w głosie komendanta zabrzmiał koleżeński, nie po-zbawiony jednak protekcjonalnoŁci ton - aż tak źle to nie wygląda. Możemy spokojnie jeszcze z tym zaczekać, każdy na swoim odcinku.

Był to męski żart, nie u wszystkich jednak wywołał Łmiech.

- UroczystoŁci te wszakże, dla uczczenia pana i pańskiej mał-żonki, nie dobiegły jeszcze końca. Poczynając od jutra rana wkracza-cie w tak zwany miodowy miesiąc, trwający pełne siedem dni, rzecz zrozumiała, na koszt państwa. Niech pan zorganizuje piękną podróż w góry lub nad Kónigssee pojazdem służbowym, swoim ukochanym mercedesem. A potem zobaczymy.

- Szanowny panie pułkowniku, jesteŁmy przepełnieni wdzięcz-noŁcią dla pana, nie mogę jednak tak po prostu zostawić na lodzie moich instruktorów i kursu szkoleniowego.

- Może pan, drogi Lahrmann. spokojnie to uczynić. Podporu-cznik Kersten zastąpi pana. Prawda, K-ersten”?

- Tak jest, panie pułkowniku - potwierdził wprawdzie zapyta-ny, choć w jego głosie nie zabrzmiała nuta entuzjazmu.

- Dobrze - powiedział rzeczowym tonem pułkownik von Ver-

weiser. - Proponuję teraz przerwę do około godziny dwudziestej. Potem nastąpi druga częŁć uroczystoŁci: kolacja przy zapalonych Łwiecach oraz tańce. Do wyznaczonej pory proszę państwa o roz-porządzanie czasem według upodobania.

Okazało się, że sporo jest różnych możliwoŁci, które właŁnie wyliczył Wagner: jazda wierzchem po okolicy na osiodłanych już koniach, spacery nad jezioro, przejażdżki łodziami, oglądanie pro-gramu filmowego w hali gimnastycznej, na który z tej okazji za-proponowano obrazy: ,,Traumulusa” z Emilem Janningsem i „Zorzy porannej” z Rudolfem Forsterem.

- Ja zaŁ - oŁwiadczył komendant - załatwię w tym czasie

ważne dokumenty. Życzyłbym sobie również porozmawiać z pod-porucznikiem Kerstenem, lecz nie jest to aż tak pilne. Na razie rozgoŁćmy się.

Zameczek kampfentalski sprawiał wnet wrażenie pogrążonego w przyjemnej, poobiedniej drzemce. Świeżo upieczona para małżeń-ska odprawiała prawdopodobnie popołudniową noc poŁlubną.

Zanim Tauschmiiller, nie bez pewnego wysiłku, zdecydował się poŁwięcić czas żonie, wydał podporucznikowi Kerstenowi polecenie:

- Niech pan tu zaczeka, aż wezwie pana pan pułkownik za poŁred-nictwem Priewitta.

Kónigsberger udał się do szpitala, gdzie czekała nań Natasza.

263

Jtgo pomocnica Melania ruszyła szybko za nim, nie obdarzył Kerstena nawet spojrzeniem. Podporucznik obrzucił J'ą męskimi sującym wzrokiem.

Singer zbliżył się do niego i zapytał: - Może po łyczku ca| zimnego po tych okropnoŁciach obiadowych?

Podporucznik podziękował. - Podczas rozmowy z komend

tem muszę mieć jasny umysł.

- Jak sobie życzysz - zgodził się Singer. - Ale bądź piekie ostrożny w trakcie jej trwania, Konstantinie, w okreŁlonej sytu lepiej z nim nie zadzierać.

- Ze mną również.

Majorowie Kastor i Pollandt pracowali w tym czasie w sw

biurze nad dziełem o podstawowym znaczeniu: ,,Podręcznik

zwalczania partyzantów” - przewodnik omawiający ćwiczenia t

nowe.

Pułkownik Viktor von Verweiser wezwał do siebie podpór

nika Kerstena. - Odniosłem niestety wrażenie. Konstantinie, że c się pan u nas nieszczególnie, A może się mylę?

- Nie - odrzekł lapidarnie podporucznik.

- A dlaczegóż to. mój chłopcze? - zapytał pułkownik to

pełnym wyrozumiałoŁci.

- Ponieważ niektóre rzeczy bardzo mi się tu nie podot

panie pułkowniku.

Viktor von Verweiser zastanowił się chwilę, czy w ogóle

sens kontynuować tę rozmowę.

- A zatem, Kersten. konkretnie, co tutaj panu nie odpowi,

- Na przykład formy towarzyskie. Sposób wyrażania się, ol tnę, czy rozmowa toczy się pomiędzy podwładnymi a przełożeń podczas szkolenia czy w kasynie, jest jak na mój gust zbyt gładk mało kategoryczny, zupełnie, jakby nie było wojny.

- W końcu wojna to nie wszystko, mój drogi. - Pułko'

rozeŁmiał się z ojcowskim pobłażaniem. - Wasze pokolenie wyi pomiędzy wojnami. Poza mną żaden z dotychczasowych pana ;

łożonych nie miał widocznie czasu panu wyjaŁnić, co znaczy żołnierzem i dochować wiernoŁci żołnierskiej tradycji. I ciągle je mam nadzieję, że moje wysiłki nie będą nadaremne. - Zamilkł zornie. dając w ten sposób Kerstenowi czas do namysłu. - / jeszcze się panu nie podoba?

- Program szkolenia. Uważam go częŁciowo za przestał

264

za nim, nie obdarzywszy

k obrzucił yą męskim, tak-

- Może po łyczku czegoŁ

ych'?

is rozmowy z komendan-

ger. - Ale bądź piekielnie

nie. w okreŁlonej sytuacji

iii w tym czasie w swoim

aczeniu: .,Podręcznik do

-nawiający ćwiczenia tere-

wał do siebie podporucz-

lie', Konstantinie, że czuje

mylę?

mik.

:apytał pułkownik tonem

mi się tu nie podobają,

chwilę, czy w ogóle jest

taj panu nie odpowiada?

sób wyrażania się. oboję-

`ładnymi a przełożonymi,

. mój gust zbyt gładki, za

ło wojny.

mój drogi. - Pułkownik

kVasze pokolenie wyrosło

(`chczasowych pana prze-

wyjaŁnić. co znaczy być

j tradycji. I ciągle jeszcze

laremne. - Zamilkł prze-

as do namysłu. - A co

t-Łciowo za przestarzały,

zupełnie niewystarczający, jeŁli nie wręcz bez sensu. Ponieważ wymy-Łlili go wiadomi teoretycy przy biurkach, brakuje mu surowych reguł, niezbędnych przy zastosowaniu w praktyce.

- Załóżmy - powiedział pułkownik wychodząc mu jak gdyby

naprzeciw - że nie byłbym od tego, by dać panu okazję do wprowa-dzenia pewnych zmian.

- Po mojej myŁli'? - zapytał szybko Kersten. - Według moich wymogów?

Pułkownik miał wyraźnie doŁć tych bezczelnych pretensji, nie od razu jednak wyszedł na tyle z siebie, by je szorstko odrzucić. Mimo wszystko jego głos stał się nieco ostrzejszy, co Kersten przyjął ze spokojem.

- Po pańskiej myŁli, podporuczniku? Nie tak szybko, co nagle. to po diable, jak to u nas powiadają. JeŁli ktoŁ może tu stawiać warunki, to tylko ja. - Chrząknął. - Ciekawi mnie jednakże, jakby to wyglądało w szczegółach.

- Konsekwentne przestawienie szkolenia w kierunku pełnej sy-mulacji, tak jak to ma miejsce na froncie, z uwzględnieniem wszel-kich form zaciętoŁci walki. Zorganizowane przeze mnie ćwiczenie z granatami ręcznymi jest tego małym przykładem. Czy mogę zatem kontynuować wysiłki w tym kierunku? Mam właŁnie coŁ niecoŁ na widoku.

- Lecz niekoniecznie tak od razu. Kersten. Popieram każdą próbę wiodącą do umocnienia dyscypliny, podniesienia gotowoŁci bojowej od strony psychicznej oraz rozszerzenia programu szkole-niowego. Jednak nie kosztem wielce ryzykownej, w gruncie rzeczy nie mającej żadnego sensu zabawy z ludzkim życiem. Powinien pan to wziąć pod -uwagę.

- Nie mogę. panie pułkowniku. To. co wiem z własnego do-

Łwiadczenia i co stale powtarzam: o wiele lepiej jest stracić dwóch. trzech ludzi w toku ostrych, zbliżonych do realiów walki ćwiczeń. niż żeby przy następnym zetknięciu się z frontem legły ich za jednym zamachem dwa tuziny. Widziałem dorodnych, przyzwoitych ludzi leżących pokotem, a będących ofiarami rozpieszczania podczas ćwi-czeń.

Pułkownik stał jak skamieniały, przymknąwszy oczy. - Nie

- powiedział szeptem, jakby do siebie - nie rozumiemy się. - Spoj-rzał po chwili na Kerstena przenikliwym wzrokiem, chcąc mieć w końcu jasny obraz. - Ponieważ odrzucam pańskie interesujące wywody, bo z mojego punktu widzenia muszę je odrzucić, zapytuję

265

pana. podporuczniku Kersten, jakie wnioski zamierza pan z Ź wyciągnąć?

- Te absolutnie nieodzowne, panie pułkowniku.

- Czy daje pan tym samym do zrozumienia, że byłby

gotów wystąpić nawet przeciwko mnie. gdyby pańskim zdaniem to niezbędne?

- Tak.

Bezmiernie zawiedziony pułkownik von Verweiser jeszcze i

razem opanował pragnienie, by wydać rozkaz odmaszerowania p( porucznikowi, i postanowił zadać mu ostatnie, wyjaŁniające ws;

ko pytanie:

- Sądzi pan. że byłoby to zgodne z pańskim sumieniem?

- Jestem o tym przekonany, panie pułkowniku.

- Wobec tego - oŁwiadczył komendant z iŁcie klasyczną, pnffi' ko-żołnierską manierą - musiałby pan rzeczywiŁcie tak postąpić. Sumienie bowiem jest czymŁ, czego nikt nikomu nie może i nie ma.' prawa odebrać. Tym bardziej ja.

Było to definitywne pożegnanie Viktora von Verweisera z wiel-kim marzeniem, które nie zostało spełnione. Pozwolił Konstantinowi Kerstenowi pozostać przy swoich poglądach.

Pułkownik zwrócił się do Priewitta: - Marzę o błyskawicznie osiodłanym Baldurze. - Na swoim ulubionym koniu udał się w kie-runku północnym, pogrążając się w zaciszu lasu.

Eugen Priewitt był do głębi poruszony i przejawiał niepohamo-wane wzburzenie. Pobiegł natychmiast do Singera.

- Co, na litoŁć boską, narozrabiał ten gagatek Kersten u moje-go pułkownika? Verweiser miał łzy w oczach!

- Jak mówisz? - zapytał z niedowierzaniem Singer. - Ózy

w oczach? Nie mogę wprost w to uwierzyć.

- Ty go nie znasz, a właŁciwie to nikt go tu nie zna. Może tylko ja. CoŁ takiego nie stało się bez powodu.

- Nigdy bym nie przypuszczał - powiedział Singer - że jest w ogóle zdolny do jakichkolwiek uczuć. Niebywałe!

- Nie emocjonuj się, Singer, To ci tylko powiem: za tę niesamo-witą zniewagę mojego pułkownika mogę tego twojego zasranego przyjaciela rozłożyć na obie łopatki! Poszczuję na niego wszystkich, od Tauschmullera poprzez Wagnera aż do Schulza. A gdyby to nie pomogło, sam mu skoczę do gardła. Nigdy bowiem do tej pory nie widziałem, żeby mój Viktor von Verweiser był w takim nastroju.

266

zamierza pan z tego

owniku.

mienia, że byłby pan

pańskim zdaniem było

^erweiser jeszcze i tym

odmaszerowania pod-

`, wyjaŁniające wszyst-

iskim sumieniem?

)wniku.

iŁcie klasyczną, prus-

ywiŁcie tak postąpić.

nu nie może i nie ma

on Verweisera z wiel-

)zwolił Konstantinowi

[arze o błyskawicznie

koniu udał się w kie-

isu.

rzejawiał niepohamo-

gera.

atek Kersten u moje-

niem Singer. - Ózy

;o tu nie zna. Może

u.

siał Singer - że jest

ywałe!

wiem: za tę niesamo-

) twojego zasranego

na niego wszystkich,

-iłża. A gdyby to nie

viem do tej pory nie

Ź w takim nastroju.

Singer szczerze się zaniepokoił. - Zanim coŁ przedsięweźmiesz. Eugen, pozwól, że porozmawiam najpierw z Kerstenem, może uda mi się coŁ załatwić.

Nazajutrz około godziny szesnastej pojawili się ponownie przy południowej bramie obozu w K-ampfental dwaj oficerowie Abwehry, tym razem w towarzystwie szeŁciu ludzi z oddziału specjalnego. w wojskowych mundurach.

Wagner, pod którego rozkazami znajdowała się. można by rzec. „żelazna warta”, został o tym natychmiast powiadomiony i podszedł niezwłocznie do porucznika wymieniając z nim niemieckie pozdro-wienie. Wszystko wskazywało na to. że ich wizyta była zapowiedzia-na.

Dowódca grupy polecił towarzyszącemu mu oficerowi, by udzie-lił odpowiednich wyjaŁnień. Ten. głosem odczytującego komunikat meteorologiczny, wyrecytował:

- Nasze sugestie, które parę dni temu przedstawiliŁmy, okazały się zdumiewająco trafne. PrzechwyciliŁmy kolejne radiogramy i roz-szyfrowaliŁmy je. Podejrzenie, że nadawane są z tego obozu, zamie-niło się niemal w pewnoŁć.

- Świństwo! - wykrzyknął oburzony Wagner. - Jeszcze nam

tylko tego tutaj brakowało. Jest pan pewien?

- Absolutnie. ZacieŁniliŁmy w ostatnich dniach krąg nasłuchu wokół obozu kampfentalskiego. chcąc dokładnie umiejscowić radio-stację. Wczoraj w nocy i dzisiaj w południe udało nam się złapać dalsze radiogramy. Według naszych namiarów musi ona się znaj-dować na terenie obozu, w samym jego Łrodku, na lewo od głównej ulicy.

- Ta Łwińska banda głos Wagnera zabrzmiał wŁciekłoŁcią

i zdecydowanie oskarżycielsko - działa zatem na obszarze baraku cudzoziemskich robotnic, kaplicy, w której znajduje się burdel, oraz szpitala.

- Załatwimy ich!

- JeŁli o mnie chodzi, jestem jak najbardziej za! Niestety jednak nie mam uprawnień, by na terenie naszego obozu zezwolić panom na czynnoŁci z tym związane.

- To niech się pan o te uprawnienia postara, kolego. Liczy się każda sekunda!

Wagner przywarł od razu do telefonu. Nie zastał pułkownika. który wyjechał na konną przejażdżkę. Nie zastał również kapitana

267

Tauschmullera. gdyż ten udał się wraz. z żona na spacer nad jezio nic wiadomo dokładnie, w jakim kierunku. Następnie zadzwonił' obydwu majorów, którzy uznali się za niekompetentnych.

Po czym sprawa wróciła do ..Czarnego Piotrusia”, porucznilaj Wagnera, a ten uwierzył, że nadchodzi jego wielka godzina. J A więc. moi panowie, możemy zacząć podkurzać to gniazdo”) os! powiedział z werwa porucznik do oficerów Abwehry. ;

Zna pan tutaj ludzi, panie kolego. C'z\ orientuje się pan, kto mógłby dopuŁcie się takiego dranstwa? Opierając się na doŁwiad* czeniu sądzę, że wchodzi tu w grę osoba inteligentna, znająca języki, ktoŁ. kto może swobodnie się poruszać w obrębie obozu.

No jasne. Naradza. nasza tłumaczka, której ani przez chwila nie darzyłem zaufaniem.

Idziemy więc w odwiedziny zadecydował z zadowoleniem

dowódca grupy.

Wagner poprowadził oficerów Abwehry wraz z ich tropicielami do baraku cudzoziemskich robotnic, gdzie bez trudu weszli przez zamknięte drzwi do pokoju Natasz\.

Niezwłocznie i z wielką wprawa przeszukali pomieszczenie, szafi? oraz łóżko, potem wyrwali deski ze Łcian i podłogi, odnajdując częŁci łatwo dającego się złożyć, zasilanego baterią aparatu radio-wego wysokiej klasy. Był nastawiony na znaną Abwehrze częstot-liwoŁć. stosowaną przez sowieckich agentów.

Wspaniale! stwierdził uradowany dowódca grupy. - Brak

nam tylko jeszcze damy. Gdzie według pana. drogi kolego, znaj-` dziemy tę Łwinię?

W szpitalu wyraził przypuszczenie Wagner. Ta wredna

sowieciara przebywa tam ostatnio z upodobaniem. Wcale nietrudno zgadnąć dlaczego.

Wagner szedł pierwszy, za nim podążali dwaj oficerowie Ab-wehry i szeŁciu ich ludzi. Wmaszerowali do szpitala i bez pukania weszli do gabinetu kapitana lekarza, który wraz z Nataszą prze-glądał jakieŁ akta.

To ona! wykrzyknął Wagner i wskazał palcem tłumaczkę.

Doktor Kónigsberger był wyraźnie niezadowolony. Ależ. moi panowie, nie tak ostro! WpadliŁcie tutaj jak bomba, bez uprzedniego zameldowania się. Pomimo to chciałbym wiedzieć, czym mogę pa-nom służyć.

- Niczym! - Tym razem dorwał się do głosu podporucznik

Abwehry: jego szef przyjął postawę wyczekującą. Najpierw zamie-rzamy zająć się wyłącznie tą damą.

268

na spacer nad jezioro,

astępnie zadzwonił do

mpetentnych.

^otrusia”. porucznika

wielka godzina.

podkurzać to gniazdo

rów Abwehry.

orientuje się pan. kto

-ając się na doŁwiad-

;entna. znająca języki,

irębie obozu.

lórej ani przez chwilę

;)wal z zadowoleniem

Źraz z ich tropicielami

`z trudu weszli przez

i pomieszczenie, szafę

Źpodłogi, odnajdując

aterią aparatu radio-

lą Abwehrze częstot-

ródca grupy. Brak

, drogi kolego, znaj-`

`agncr. Ta wredna

em. Wcale nietrudno

dwaj oficerowie Ab-

`pitala i bez pukania

Źraz z Nataszą prze-

li palcem tłumaczkę.

iwolony. Ależ. moi

nba. bez uprzedniego

?ieć. czym mogę pa-

głosu podporucznik

.i. Najpierw zamie-

Kapitan lekarz zasłonił sobą Nataszę. Jakim prawem, pano-wie?

Niech pan nie stawia przeszkód, człowieku! ostrzegł go Wagner. Proszę tego me robić! Panika Nataszą zostanie aresz-towana.

Na jakiej podstawie?

Wywiadowca z Abwehry rozeŁmiał się. zarazem ze zdziwieniem i pogarda. W pokoju tej osoby znaleziono i zabezpieczono kom-plet aparatury nadawczej.

Jeżeli cos się u kogoŁ znajdzie powiedział Kónigsberger wcale to nie Łwiadcz}, że ten ktoŁ jest od razu tego czegoŁ użytkownikiem bądź właŁcicielem. Trzeba to dopiero w sposób prze-konujący udowodnić!

Co ma znaczyć, panie doktorze, ta fatalna próba oczyszczenia z zarzutów'? Obarcza się pan w ten sposób współodpowiedzialnoŁcią. czy pan tego nie pojmuje0

Nataszą wysunęła -»ię przed Kómgsbergera. Nie trudźcie się dalej, panowie - oŁwiadczyła mocnym głosem, z odcieniem dumy.

- To o mnie chodzi. Wyłącznie o mnie. Przyznaję się.

Cos takiego! powiedział z rozbawieniem oficer Abwelir\.

-Ta mała. wredna sowicciara przyznała się jednak! Wyprowadzić ja!

Nataszą została aresztowana. Zależało jej na tym. by nikt jej nie dot\kał. Szła wyprostowana, nie patrząc na nikogo, nie spojrzawszy nawet na kapitana lekarza: co tego ostatniego zabolało.

Teraz dowódca grupy skupił całą uwagę na lekarzu. Wielką radoŁć by mi sprawiło, a mam po temu pewna motywację, aresz-towanie również pana. panie kapitanie! A może byłby pan skłonny dołączyć do nas. przekazać nam trochę informacji'.' Pańska gotowoŁć w tym względzie mogłaby się okazać dla pana bardzo korzystna.

Czemu nie powiedział Kónigsberger. wyraźnie idąc im na

rękę. Jeżeli tylko komendant się zgodzi...

To nie jest konieczne.

- Obstaję jednak przy tym! Kónigsberger spojrzał pytająco na Wagnera. A może pan jest innego zdania?

Mimo wszystko zgoda powinna być oŁwiadczył Wagner.

- Chodzi tu przecież o oficera naszego sztabu. - Obawiając się dalszego wałkowania sprawy, przyjął chętnie taki właŁnie punkt widzenia. Komendant musi bezwzględnie powiedzieć nam. co o tym sądzi.

- No to do dzieła! oznajmił dowódca grupy. W końcu znal

269

on przecież pułkownika von Verweisera i nie wątpił. że lepiej z nią nic zadzierać.

Rozmowa odbyła się w gabinecie pułkownika, który dopiero co wrócił z przejażdżki konnej. Dokładnie o wszystkim poinfonnw wany. z właŁciwa sobie wyrozumiałoŁcią, jak gdyby nic szczególnego się nie wydarzyło, siedział pułkownik za swoim biurkiem.

Czego ja się tu dowiaduję? rozpoczął zatrważająco łagodnie, nie zauważając jakby przyprowadzonego przez Abwehrę kapitana lekarza. Czy rzeczywiŁcie podjęli panowie działania na podległym mi terenie? Nie pytając mnie przedtem o zdanie? Nie przeprowadzi-wszy ze mną w odpowiednim czasie rozmowy na ten temat?

Porucznik Abwehry przedłożył SWOJO racje. Wszczęcie tej akcji było konieczne i należało ja szybko przeprowadzić, ponieważ groziło duże niebezpieczeństwo dalszego przekazywania tajnych informacji. Dlatego mieliŁmy bardzo mało czasu do dyspozycji. Ponadto byliŁ-my pewni, że działamy w pańskim interesie, panie pułkowniku.

- Co leży w moim interesie - rzekł von Verweiser lodowatym tonem - tego panowie nie mogą wiedzieć, a zatem i komentować. Pozwolę jednakże panom udzielić mi wyjaŁnień.

Zrelacjonowano mu szczegółowo przebieg akcji, jak doszło do dokładnego ustalenia miejsca szpiegowskiego nadajnika, poinformo-wano o wpadce sowieckiej agentki Nataszy. która zresztą całkowicie przyznała się do winy.

Sprawa przejrzysta.

- No tak, no dobrze; coŁ takiego może się przydarzyć zawsze i wszędzie - stwierdził komendant z właŁciwą sobie szczeroŁcią, zupełnie nie poruszony tym. co zaszło. Co ma z tym jednak wspólnego kapitan lekarz Kónigsberger?

- W przechwyconych i odczytanych przez nas szyfrach zamiesz-czono szczegółowe dane o postanowieniu, które było objęte najŁciŁ-lejszą tajemnicą: ,,Ostateczne rozwiązanie”. W związku z czym nasu-wa się pytanie: od kogo mogła się Natasza dowiedzieć o tym przed-sięwzięciu? Kto przekazał jej te informacje? Z tego. co dotychczas wiemy, należy uznać pana doktora Kónigsbergera za osobę najbar-dziej podejrzaną.

- Jest to tylko przypuszczenie - zaprotestował kapitan lekarz, starając się nadać swoim słowom stanowczy ton które uważam za absurd i zdecydowanie odrzucam.

- Byłbym, nie po raz pierwszy zresztą, niezmiernie zawiedziony, gdyby jednak okazało się ono trafne powiedział pułkownik z za-myŁloną miną.

270

wątpił, że lepiej z nim

`nika. który dopiero co

wszystkim poinformo-

gdyby nic szczególnego

)in”i biurkiem.

zatrważająco łagodnie,

zez Abwehrę kapitana

lz?ałania na podległym

nie? Nie przeprowadzi-

/y na ten temat?

e. Wszczęcie tej akcji

idzie, ponieważ groziło

iia tajnych informacji.

pozycji. Ponadto byliŁ-

panie pułkowniku.

Verweiser lodowatym

zatem i komentować.

leń.

g, akcji, jak doszło do

nadajnika, poinformo-

tóra zresztą całkowicie

się przydarzyć zawsze

wą sobie szczeroŁcią,

?o ma 7. tym jednak

nas szyfrach zamiesz-

re było objęte najŁciŁ-

związku z czym nasu-

wiedzieć o tym przed-

r tego. co dotychczas

gera za osobę najbar-

tował kapitan lekarz,

m - które uważam za

zmiernie zawiedziony,

iział pułkownik z za-

- Moim zdaniem wszelkie wątpliwoŁci są prawie że wykluczone.

- Wagner całkiem bez żenady sformułował to ciężkie oskarżenie.

- Pragnę jedynie przypomnieć, że szczegóły dotyczące kwestii ,,o-statecznego rozwiązania” były dyskutowane w kasynie w niewielkim,

absolutnie godnym zaufania gronie osób. Kapitan lekarz należał do tego grona.

- Kilku innych również - próbował bronić się Kónigsberger.

- Jednak wyłącznie pan - wypomniał zjadliwie Wagner - pozo-stawał w bliskich kontaktach z Nataszą, co można łatwo udowod-nić. Z tą osobą łączyły pana zażyłe stosunki i chyba nawet przespał się pan z nią. Traktując rzecz po ludzku, nie miałbym panu tego za złe, wyjaŁnia to jednak prawie wszystko.

- Czy to prawda. Kónigsberger? - surowym tonem spytał puł-kownik.

- No tak - zaczął kapitan lekarz - łączyły nas pewne stosunki wynikające z wzajemnej sympatii, w ludzkim, duchowym znaczeniu tego słowa. - Kónigsberger był bliski wyznania, że kocha Nataszę.

- Jeżeli tak to wygląda - rozstrzygnął komendant - to z wiel-kim ubolewaniem muszę stwierdzić, że nie mogę już dłużej otaczać pana opieką.

- Ależ ja, daję na to słowo honoru, panie pułkowniku, nie przekazywałem wrogowi żadnych tajnych materiałów!

- Może to odpowiada prawdzie, a może i nie. W każdym razie musi pan tę sprawę osobiŁcie wyjaŁnić i oczyŁcić się z podejrzeń.

Dopóki te zarzuty nie zostaną usunięte, nie mogę traktować pana jako oficera mojego sztabu.

Kapitana lekarza wyprowadzono.

Singer, poszukując pilnie Kerstena, dopadł go wreszcie. Pod-porucznik był w zbrojowni, gdzie wraz ze starszym sierżantem Hein-zem przycupnęli na skrzyniach z amunicją. Pomiędzy nimi stała prawie pełna butelka żytniówki.

- Niech żyje walka! - wykrzyknął Kersten do Singera. - Lub może odeszła wam do niej ochota?

Heinz zdążył już doŁć dobrze poznać Singera i, rzec można, przyzwyczaił się niemal do stałej obecnoŁci tego przyjaciela pod-porucznika. - Wypijesz jednego z nami, Sebastianie?

- Następnym razem, panie starszy sierżancie. - Tu Singer spoj-rzał na Kerstena. - Należę do tych, którzy pragną zachować trzeźwy umysł, a wygląda na to, że będzie bardzo potrzebny.

271

- Chyba lepiej się wyniosę - zaproponował Heinz i powstał z miejsca.

- Niech pan weźmie ze sobą tę butelkę, mój drogi powiedział podporucznik z koleżeńską życzliwoŁcią w głosie. - Przywiozłem ją w końcu dla pana. O resztę, jak powiedzieliŁmy, nie musi się pan martwic, postawimy i tak na swoim. Tak albo siak!

Po wyjŁciu Heinza Singer usiadł. - Konstantinie. powiedz, na miłoŁć boską, coŁ ty nawyrabiał z pułkownikiem? Był całkowicie wytrącony z równowagi, jak mi się zwierzył wzburzony Priewitt.

- Drobiazg! Wygarnąłem mu tylko całą prawdę, i to wszystko.

- Ach mój Boże. to była ostatnia rzecz, na jaką mogłeŁ sobie w stosunku do niego pozwolić!

Kersten uczynił ręką dezaprobujący gest.

- Czy wiesz. Konstantinie. co się przytrafiło kapitanowi leka-rzowi Kónigsbergerowi?

- Okazał się podejrzany. Jeżeli jest niewinny, prawda wyjdzie na jaw. A jeżeli winny, to przyjdzie skrócić go o głowę. Prowadzimy przecież wojnę. Wciąż jeszcze nie kapujesz?

- Ani słowa żalu z powodu lekarza. Konstantinie?

- A cóż to, jestem duszpasterzem czy kimŁ w tym rodzaju?

- A jakbyŁ zareagował, gdybym i ja w jakiŁ sposób w tym

uczestniczył?

Pytanie zaskoczyło Kerstena. na krótko jednak. - A może ucze-stniczyłeŁ?

- Powiedziałem: ..gdybym”.

- Wtedy i twoja głowa byłaby zagrożona. A jak sobie to inaczej wyobrażasz, człowieku'?

Dla Sebastiana miało to jednoznaczną wymowę. Kto na dro-dze, ten nieprzyjaciel. Kto stoi na linii strzału, trzeba usunąć go jak przeszkodę. A Natasza jest po prostu drańską agentką.

- Nie czepiaj się Nataszy. Wszyscy znają jej nieustępliwy cha-rakter. a mnie to niezwykle imponuje.

- Brawo, Konstantinie! - Singer przyjrzał się z uwagą przyjacie-lowi z okresu szpitalnego. - Znam w każdym razie ludzi, którzy dzielnie idą na pewną Łmierć, nie wyrzekłszy słowa. Wiem. co o tym myŁlisz, jest to wyłącznie twoja sprawa. Ale pozwól także innym myŁleć inaczej!

- Co to znaczy ,,myŁleć inaczej”? Wszystko jest jasne jak słoń-ce. Prowadzimy wojnę, mamy przeciwników, hasło zaŁ brzmi: ,.Albo my, albo oni!” Trzeciego wyjŁcia nie ma!

- Czy próbowałeŁ to również wpoić pułkownikowi?

272

rał Heinz i powstał

5j drogi powiedział

ile. - Przywiozłem ją

ny. nie musi się pan

3 siak'.

lantinie. powiedz, na

dem? Był całkowicie

wzburzony Priewitt.

rawdę. i to wszystko.

na jaką mogłeŁ sobie

ifiło kapitanowi leka-

inny, prawda wyjdzie

o głowę. Prowadzimy

instantinie?

imŁ w tym rodzaju?

Ź jakiŁ sposób w tym

idnak. - A może ucze-

. A jak sobie to inaczej

ymowę. - Kto na dro-

i. trzeba usunąć go jak

ką agentką.

ią jej nieustępliwy cha-

.ł się z uwagą przyjacie-

ym razie ludzi, którzy

słowa. Wiem. co o tym

.e pozwól także innym

stko jest jasne jak sioń-

hasło zaŁ brzmi: ..Albo

.iłkownikowi?

- CoŁ w tym sensie. Sebastianie. PowinieneŁ rozejrzeć się doko-ła. - Wskazał wymownym gestem na półkę pełną broni i amunicji.

- Najwspanialszy materiał! Zachodzi jednak obawa, że pokryje się tu kurzem. A tymczasem to iŁcie babskie szkolenie...'

- Nie trafia ci do przekonania.

- Budzi we mnie wstręt. Czuję się po prostu zmuszony do tego. by solidnie przewietrzyć to rzekomo elitarne towarzystwo wojow-ników. w które wpadłem.

- Spodziewałem się to od ciebie usłyszeć, ponieważ leży to w twoim charakterze. Jak jednak zamierzasz urzeczywistnić ten za-mysł?

- Gdy tylko sporządzę oficjalny raport o wszelkich rozpozna-nych przeze mnie anomaliach, zaraz go przekażę dalej drogą służ-bową. Mam przecież w końcu doŁwiadczenie. Na moich raportach, służących zawsze jako niezbędne podkładki w procesach prowadzo-nych przez sądy wojenne, niejeden połamał już sobie swe potężne zęby.

Nie bądź taki pewny, chłopie, tym razem mogłoby to do-

prowadzić do wybuchu pocisku w lufie! - ostrzegł przewidująco Singer. - Nie zdajesz sobie chyba dokładnie sprawy, nie pojmujesz. w co tu wdepnąłeŁ.

A w co mianowicie. Sebastianie? W gigantycznie groteskowe, zasrane towarzystwo, które chce przeżyć! I dlatego zamierzam dać tu poniektórym potężnego kopniaka w dupę.

- Człowieku, zachowaj umiar! Już sam komendant to potęga, a ponadto cieszy się on przyjaźnią feldmarszałka, a nawet sam Hitler zdaje się go doceniać. Do tego dochodzą wytrawni taktycy Kastor i Pollandt. następnie zawsze układny dyplomata dla ubogich Tauschmuller. no i wreszcie ten wŁciekły pies Wagner. W7 jaki spo-sób chcesz dać w koŁć tej sforze?

- Wykorzystując mój dar przekonywania oznajmił podporu-

cznik Kersten. - Odkrywając nagą prawdę; przy czym oczywiŁcie liczę na twoją czynną pomoc. Sebastianie.

- Tak też sobie myŁlałem stwierdził Singer sarkastycznie.

- Tylko, na litoŁć boską, nie lekceważ możliwoŁci tych ludzi. Załat-wili panią Klarfeld. perfidnie potraktowali swojego kolegę Lahrman-na. łatwo się pozbyli kapitana lekarza, który zaczął im doskwierać. To ma swoją wymowę, człowieku! Również, ciebie załatwią bez skru-pułów. Także i mnie.

- Damy sobie z tym radę! W moim przekonaniu sprawa jest

pewna.

1S W\pi-2ed.t/ hohaieroy.

273

-- Heroiczne stwierdzenie - powiedział Singer. - Ale zbytni po-`| spiech byłby tu niewskazany. Nie powinieneŁ nic przedsiębrać. Koń-1 stantinie. nie zabezpieczywszy się uprzednio, o ile to w ogóle jest s możliwe. Pojawia się wszakże pewna szansa. `

- Do czego zmierzasz?

- Musimy jasno sobie uŁwiadomić, że nie wolno nam wpaŁć.

Czy chcesz, czy nie chcesz, fakt pozostaje faktem, że obaj nie wylą-dowaliŁmy tu przypadkowo - oŁwiadczył dobitnie Singer. - Skiero-wanie nas do tego wspaniałego ludzkiego zbiorowiska było w pew-nym sensie wysterowane; jeŁli chodzi o mnie, wyraziłem zgodę; ty zaŁ przybyłeŁ tu w wyniku moich namów oraz starań Barbary Wedell/

- No, skoro tak. to pozdrów ode mnie tę twoją feldmarszał-kównę! Nie powinna była jednak tego robić.

- Ale to zrobiła i wciągnęła do tej afery zaufanego człowieka swego ojca. pułkownika w sztabie generalnym Schlumbergera. Z te-go. co dowiedziałem się o nim, wysnułem wniosek, że byłoby wysoce niepożądane pominięcie go, a postawienie pułkownika przed faktem dokonanym stanowiłoby wręcz fatalny błąd. Nie możesz mieć po-nadto urazy do Barbary, która uważa cię za dobrego, prawdziwego przyjaciela.

- Co proponujesz, Sebastianie?

- Szczerą rozmowę z pułkownikiem Schlumbergerem, taką,

o jaką ci chodzi.

- Czy twoim zdaniem można z tym zaczekać?

- W żadnym razie, Konstantinie. Uważam, że otwarta, bezpo-Łrednia rozmowa z pułkownikiem Schlumbergerem jest niezbędna. I to zaraz jutro lub pojutrze.

- Wobec tego, jeżeli już, to najpóźniej jutro - zadecydował Kersten.

- Poproszę Barbarę, która z pewnoŁcią nam w tym pomoże.

- Zgoda - powiedział Kersten. - Ale się tu zakotłuje!

Pomimo zaistniałych wydarzeń wystawna kolacja w rzęsiŁcie oŁwietlonym Łwiecami kasynie odbyła się. WŁród uczestników tej biesiady wyczuwało się zaniepokojenie, pułkownik postarał się jed-nak. aby tego rodzaju błahostki nie mąciły nastroju.

Jak Hitler, którego on wprawdzie nigdy nie nazwał ,,swoim Fuhrerem”. pułkownik von Verweiser upodobał sobie długie mono-logi przy stole.

Komendant zaczął tymi słowy: - Nikt nie może zdjąć z siebie

274

. - Ale zbytni po-

arzedsiębrać, Kon-

ie to w ogóle jest

rolno nam wpaŁć.

ż*e obaj nie wylą-

Ź Singer. - Skiero-

yiska było w pew-

/raziłem zgodę; ty

z starań Barbary

;woją feldmarszał-

ifanego człowieka

ilumbergera. Z te-

zę byłoby wysoce

Mka przed faktem

możesz mieć po-

ego. prawdziwego

-nbergerem, taką,

e otwarta, bezpo-

y\ jest niezbędna.

o - zadecydował

w tym pomoże.

zakotłuje!

>lacja w rzęsiŁcie

l uczestników tej

postarał się jed-

)ju.

Ź nazwał „swoim

bie długie mono-

>że zdjąć z siebie

nałożonych nań obowiązków: a tym bardziej nikt z nas. Przynaj-mniej nie znam nikogo, kto kiedykolwiek próbowałby to uczynić. Nie doradzałbym tego nikomu. Należymy do zaangażowanej, nie-mieckiej. wielkoniemieckiej wspólnoty. Wypijmy z tej okazji.

Wypili.

Następnie pułkownik ciągnął, po zjedzeniu zupy z żółwia: - Na-leżymy do niebywale silnego narodu, wyćwiczonego w dawaniu jak i w braniu, zahartowanego przez wspaniałą, dwutysięczną, niemiec-ko-germariską historię. Musimy się jednak wciąż na nowo spraw-dzać. przyszło nam bowiem żyć w niedoskonałym Łwiecie, w którym w każdej chwili może nastąpić coŁ przez nas nieoczekiwanego lub budzącego nasze wątpliwoŁci. Nie powinno to nikogo z nas za-skoczyć. W myŁl powiedzenia: ,,NieszczęŁcia hartują człowieka”. Lecz najpierw, moi drodzy, życzę wam dobrego, przynoszącego po-żytek apetytu.

Następnie przed pieczystym: - JesteŁmy o każdej porze zobo-wiązani do zachowania i pomnażania naszego historycznego dziedzi-ctwa. Należenie do nas to zarazem zaszczyt i obowiązek, czego jednak niektórzy, z racji ułomnoŁci swego charakteru, nie są w sta-nie zrozumieć. Musimy się zatem od nich odciąć. Chorych kończyn należy się pozbyć.

Dla wszystkich obecnych stało się jasne, że była to aluzja do doktora Kónigsbergera. Doktor, co teraz już nie pozostawiało dla nikogo żadnych wątpliwoŁci, nie był ich godzien. Majorowie kiwnęli głowami niczym chińskie lalki reklamowe na wystawach sklepów. Tauschmuller spojrzał z zadumą na swoją żonę, którą pułkownik emablował, co kapitanowi bardzo było na rękę. Nowożeńcy Lahr-mannowie odsunęli się jakby w cień. nie zwracając na siebie niczyjej uwagi.

Wagner rozejrzał się z wŁciekłoŁcią dokoła, utkwiwszy wzrok w podporuczniku K-erstenie. Ten jednak, siedząc na końcu stołu, myŁlał tylko o tym, co by tu jeszcze z tego, co było najbliżej, wrzucić na ruszt - chciał się prawdopodobnie wzmocnić przed cze-kającą go przeprawą. Melania Mauerland. która się nie zjawiła, przestała go już obchodzić.

Przed deserem komendant powiedział: - W obecnej sytuacji, w której rozstrzyga się nasz byt, musimy przede wszystkim poczu-wać się do obowiązku respektowania klasycznie pruskich wartoŁci wielkiego Fryderyka: porządku, dyscypliny, niezawisłego spokoju. Do tego niemiecka wiernoŁć Bogu i patriotyzm. Dzięki tym wartoŁ-ciom wszelkie katastrofy stają się nieistotne.

275

- ..Per aspera ad astra!”—wykrzyknął uskrzydlony WagneB To po łacinie, a w wolnym przekładzie oznacza: ..Stromymi Łciea karni do gwiazd!” `

Kapitan lekarz Kónigsberger wtrącił Kersten cytowa

niedawno inną sentencję starego Rzymianina: ..Sapere aude!” C( mniej więcej oznacza: ..Miej odwagę być mądrym”.

Była to wypowiedź, którą pominięto milczeniem. Nikt z obec nych nie uznał za stosowne zaprzątać sobie głowy tego rodzaji niewydarzonym lapsusem - wymienieniem nazwiska, którego wymię niać nie wolno. Nikt nawet nie obdarzył Kerstena wyrozumiałyn uŁmiechem.

W zaistniałej sytuacji pułkownik przystąpił do czegoŁ w rodzaji kończącej apostrofy: - Mamy już za sobą niezapomniany dzieli spędzony w koleżeńskiej atmosferze i w wytwornym towarzystwu Teraz nadchodzi moment pożegnania. Najpierw z panią, droga par Tauschmuller. która musi powrócić do pracy w szpitalu. Następni zegnamy naszą kochaną parę małżeńską Lahrmannów. Będą jej te warzyszyły nasze życzenia w czasie ich krótkiej, niestety, podróż poŁlubnej. Niech im się dobrze wiedzie. A teraz, moje szanown panie i drodzy koledzy, udajemy się na taras, by podziwiać fajerwer nad jeziorem.

To zapowiedziane bardzo na czasie widowisko odbyło się dziel jednostce szkoleniowej operującej pociskami smugowymi. Ze zna dującej się na jeziorze łodzi wystrzeliwano w niebo kolorowe rakiet sygnalne. Towarzyszyły temu wystrzały z moździerzy. Następn;

uniósł się w górę oŁwietlony tajemniczo balon. W czasie jego wę< rowki wzwyż chwyciła go nagle smuga reflektora. Dokładnie pię naŁcie sekund później przystąpiła do akcji lekka artyleria przeciwlo nicza. wystrzeliwując pociski małego kalibru, które rozerwały bale na strzępy. Po czym: szokująca ciemnoŁć.

- Po prostu niebywałe! - orzekli jednogłoŁnie zebrani. - Z n czym nieporównywalne!

- Podobnie jak stan naszego wyszkolenia - powiedział pułko\ nik - a ten jest obecnie bardzo wysoki.

Kersten odezwał się oczywiŁcie: - Siła rakiet jest dobra, a lepsza byłaby siła pocisków! - Co znowu, rzecz jasna, obecni pon-nęli milczeniem.

Po tym widowisku wszyscy udali się ponownie do miłeg

tchnącego przytulnoŁcią kasyna.

276

ikrzydlony Wagner.

a: ..Stromymi Łcież-

Kersten cytował

..Sapere aude!” Co

/m”.

Źniem. Nikt z obec-

;łowy tego rodzaju

,ka. którego wymie-

tena wyrozumiałym

lo czegoŁ w rodzaju

Źzapomniany dzień,

mym towarzystwie.

z panią, droga pani

szpitalu. Następnie

mnów. Będą jej to-

l,, niestety, podróży

aż. moje szanowne

podziwiać fajerwerki

:o odbyło się dzięki

ugowymi. Ze znaj-

10 kolorowe rakiety

:dzierzy. Następnie

»V czasie jego węd-

-a. Dokładnie pięt-irtyleria przeciwlot-re rozerwały balon

.ie zebrani. Z ni-

powiedział pułkow-

iet jest dobra, ale

asna, obecni pomi-

.ownie do miłego,

Na ostatnią szklaneczkę! wykrzyknął pułkownik. - Mogą

być nawet dwie lub trzy. ale beze mnie. Wzniósł w górę praw.i dłoń. pozdrawiając zebranych, i machnął skórzaną rękawiczką. Wy-szedł, poprzedzany przez troskliwego Priewitta, który jako jedyny znal prawdziwe oblicze swojego Viktora von Verweisera.

Pozostałe w kasynie grono poczuło się od razu swobodniej

- nawet Kersten. Zapanowała niepohamowana wręcz wesołoŁć, a za-pasy piwniczne okazały się niewyczerpane.

Tej nocy panowała w burdelu absolutna cisza, mimo to paliły się tam oczywiŁcie wszystkie Łwiatła, migoczące przez nieszczelne. wbrew zarządzeniu, zasłony zaciemniające. Co w oczach wartownika Łwiadczyło o rozrzutnoŁci, jak też stanowiło wykroczenie.

Wartownik wszedł do budynku, aby dokonać przeglądu.

W przedsionku nie było nikogo, podobnie jak w głównym pomiesz-czeniu. a wszędzie paliły się wszystkie Łwiatła. ..Wydało mi się to

- jak zamieŁcił później w protokole - nader podejrzane. Dlatego ruszyłem dalej, uważając to za swój obowiązek. Miałem jakieŁ złe przeczucia!” Jak się niebawem okazało, były one całkiem usprawied-liwione.

Kiedy wartownik - z pistoletem maszynowym w pogotowiu

- kopnięciem nogi otworzył drzwi, oczom jego ukazała się umiar-kowanie przyodziana prostytutka, która leżała na łóżku z wykrzy-wioną twarzą zabrudzoną wymiocinami. ..Śmierdziało jak w polowej latrynie w pełni lata”.

Wartownik przemógł się, postąpił kilka kroków do przodu

i szturchnął dziewczynę lufą pistoletu. - Ale się zaprawiłaŁ, mała!

- Nie zareagowała jednak. Już nie żyła.

Po znalezieniu jeszcze następnych trzech zwłok wartownik po-stanowił nie czynić dalszych poszukiwań na własną rękę, lecz zamel-dować o tym swemu bezpoŁredniemu przełożonemu.

Dowódca warty w stopniu sierżanta, dobrze ułożony przez po-rucznika Wagnera funkcjonariusz bezpieczeństwa, zaalarmował na-tychmiast telefonicznie swego z kolei szefa.

Wagner wydał rozkaz; - Zabezpieczyć miejsce przestępstwa! Ni-komu ani słowa, żadnej wzmianki o tym, co zaszło. Gęba na kłódkę, oczy otwarte na wszystko. Zaraz przyjdę.

Porucznik przybiegł po niespełna dziesięciu minutach - w szla-froku. butach, w narzuconym na ramiona płaszczu - i zarządził:

277

Sierżant z dwoma ludźmi za mną, odbezpieczyć broń, lecz palce z dala od spustu! Strzelać tylko na mój wyraźny rozkaz!

Wagner ciężkim krokiem postępował na przedzie, jego skórzany płaszcz skrzypiał, idący za nim funkcjonariusz ziajał ze zmęczenia;

któryŁ z nich puŁcił solidnego bąka.

Porucznik znalazł łącznie dwanaŁcie trupów, to jest tyle. ile wynosiła żeńska obsada tego rozrywkowego przedsiębiorstwa. Po chwili Wagner ryknął: - Gdzie jest Hausleitner?

Towarzyszący mu ludzie zawtórowali: - Hausleitner. gdzie jes-teŁ? Zamelduj się natychmiast! - Mogąc wydać z siebie głos. odczuli wyraźną ulgę.

- Szukajcie tego człowieka, przywleczcie go tutaj! - rozkazał porucznik.

Szukali i znaleźli, ale nie musieli go przywlekać przed oblicze Wagnera. Burdel-tata leżał jakby wciŁnięty w tylny narożnik owego piedestału, na którym ongiŁ był ustawiony ołtarz, a gdzie obecnie znajdowało się coŁ w rodzaju baru. Kapral nie żył - zwłoki numer trzynaŁcie. Wagner spojrzał na nie z odrazą. ` - Podwójny posterunek przed drzwiami; dwa podwójne poste-runki krążą wokół budynku, dwa dalsze pilnują szpitala. Bez mojego wyraźnego rozkazu nie może nikt tam i tutaj ani wejŁć, ani stamtąd wyjŁć. Jest pan za to odpowiedzialny, sierżancie.

Po wypowiedzeniu przez sierżanta ,,tak jest, panie poruczniku” i przystąpieniu przez tegoż do wykonywania poleceń Wagner udał się, teraz już sam, do burdelu, do baru urządzonego na dawnym i ołtarzu kaplicy. Tu, rzuciwszy szybko okiem na butelki, pozwolił sobie najpierw na pełną szklankę wódki. Wypił ją do dna i poczuł się rzeŁko niczym pies otrząsający się z wody po kąpieli.

Chwycił następnie za słuchawkę telefonu polowego, uzyskując natychmiast połączenie. - Tu Wagner! - wykrzyknął z mocą. - Pro-szę mnie natychmiast połączyć z kapitanem Tauschmullerem. Spra-wa jest pilna!

Po siedmiu sekundach zabrzmiał w słuchawce znużony głos

Tauschmullera - znajdującego się prawdopodobnie w łożu małżeń-skim - nie wyczuwało się jednak w tym głosie cienia pretensji. Jak zawsze przykładał dużą wagę do swej dyspozycyjnoŁci. - Gdzie się tym razem pali. mój drogi?

- Śmierdzi, panie kapitanie, i to mocno Łmierdzi! TrzynaŁcie trupów! - Wagner z satysfakcją dostarczył Tauschmullerowi silną dawkę przeżyć zawartą w rozmowie trwającej zaledwie parę sekund. Przypuszczalnie - podsumował wierny partii porucznik - chodzi tu

o masowe przedawkowanie zagrażających życiu leków. Co ozna-czało: katastrofa raczej w zasięgu działania kapitana Kónigsbergera. Tauschmuller zareagował na tę wypowiedź z całkowitym spoko-jem. - Sądzi pan, że uda się panu dojŁć do sedna sprawy, mój drogi? Jestem tego pewien, panie kapitanie!

- Świetnie. Wagner, znowu się pan zasłuży! Niech pan niczego nie przeoczy, wszystko musi być nienagannie wyjaŁnione. Proszę Łciągnąć bezwarunkowo lekarza! Mógłby tu wchodzić w grę porucz-nik lekarz Kramer z komendantury w Hólzbach. Ma on wobec nas. to znaczy wobec komendanta, poważne zobowiązania i przewidziany jest nawet na następcę Kónigsbergera.

- Dziękuję za wskazówki, panie kapitanie. Wszystko będzie załatwione, pod gwarancją!

Porucznik lekarz Kramer. aczkolwiek został w Hólzbach wy-

rwany ze snu, zgłosił natychmiast gotowoŁć współpracy. Po niespeł-na trzydziestu minutach zjawił się w obozie kampfentalskim. gdzie Wagner serdecznie go powitał, ..w imieniu pana komendanta”.

- A jaka mnie tu czeka robota, panie poruczniku?

- Niech pan wszystkiemu się przypatrzy, możliwie najdokład-niej. Proszę działać bez poŁpiechu. Oczekujemy rzetelnej, przekonu-jącej ekspertyzy, której wynik tak mogę sobie w przybliżeniu wyob-razić: przyczyną tych bezbłędnie dokonanych samobójstw była kra-dzież bądź przekazanie denatom Łmiertelnych medykamentów. Niech pan czyni zatem swoją powinnoŁć!

Sprawa potoczyła się zgodnie z oczekiwaniami. Porucznik le-karz dokonał oględzin zwłok, po czym stwierdził: - Oczywistą i wy-łączną przyczyną Łmierci było przedawkowanie Łrodków nasennych. które mogą być zaordynowane tylko przez lekarza, a więc otrzyma-ne na receptę.

- Zatem Kónigsberger - stwierdził wzburzony Wagner. - Zno-wu on!

- Dalej udało się ustalić, że: najpierw zmarły kobiety, mniej więcej w tym samym czasie, co przemawia jednoznacznie za podjętą wspólnie, dobrowolną decyzją. Śmierć mężczyzny nastąpiła dopiero w niecałą godzinę później. We wszystkich trzynastu przypadkach brak jest wskazań co do użycia siły z zewnątrz.

- Mamy tu do czynienia z oczywistym, powszechnie znanym

błędem w sztuce! - powiedział Wagner z namysłem. - Możliwe, że chodzi tu również o zdrajców narodu i hołotę szpiegowską. Chcieli uniknąć sprawiedliwej kary.

279

- W każdym razie mus/ę stwierdzić, że były to samobójstwa doskonałe.

- Zrobił pan. mój drogi, kawał dobrej roboty - oŁwiadczył z uznaniem Wagner. Jestem pewien, panie doktorze, że komendant chciałby osobiŁcie wyrazić panu wdzięcznoŁć i uznanie. Cieszę się niezmiernie, panie poruczniku.

- Tymczasem na polecenie kapitana Tauschmullera przygoto-

wano dla pana wygodną kwaterę w kasynie, ze szklaneczką czegoŁ mocniejszego do poduszki. Jutro wrócimy do sprawy.

Nazajutrz przed południem kapitan Tauschmuller wraz z poru-cznikiem Wagnerem i porucznikiem lekarzem Kramerem udali się do pułkownika von Yerweisera. by mu złożyć sprawozdanie. Komen-dant przyjął ich. prawdopodobnie już wszeŁniej powiadomiony o sprawie, w swoim ogromnym gabinecie. I także tym razem powie-dział zza biurka z pełną godnoŁci miną. aczkolwiek wypadło to niezwykle blado: Słucham'

Wagner referował: - Wzmiankowany kapral Hausleitner był

wczoraj późnym wieczorem, jak ustalono, u starszego sierżanta szta-bowego Schulza, by jak zwykle przedłożyć mu tygodniowy wykaz goŁci oraz rozliczenia finansowe. Wypili przy tej okazji po dwie butelki piwa. Hausleitner. jak twierdził Schulz. sprawiał wrażenie silnie wzburzonego, a nawet zszokowanego, cytuję dosłownie: „Oni nas wszystkich wykończą, co do jednego!” Ta wypowiedź jest za-protokołowana.

- A jak pan ją ocenia?

- Aresztowanie tłumaczki i kapitana lekarza wywołało coŁ

w rodzaju paniki. Tej podstępnej osobie, jaką jest Natasza. udało się prawdopodobnie stworzyć sieć szpiegowską o większym zasięgu, przy czym wykorzystywała prostytutki do zbierania wiadomoŁci, te zaŁ nie wahały się przypuszczalnie podpytywać swoich klientów.

- Mów dalej, Wagner - zachęcił go pułkownik.

- Nad dziewczynami z burdelu sprawował nadzór Hausleitner, który widocznie miał z nimi jakieŁ konszachty. Dołączył do tego jeszcze kapitan lekarz, który łajdaczył się z tą podstępną agentką Natasza. co stwarzało jej również możliwoŁć wyciągania od niego informacji. Po ich aresztowaniu pod adresem większoŁci tej hołoty padło unicestwiające oskarżenie. I chcieli uniknąć kary. Przez po-zbawienie się życia.

y\\ to samobójstwa

aboty - oŁwiadczył

torze, że komendant

uznanie.

,:hmullera przygoto-

Ź szklaneczką czegoŁ

iprawy.

mtiller wraz z poru-

Źamerem udali się do

Źawozdanie. Komen-

iniej powiadomiony

`.e tym razem powie-

(olwiek wypadło to

)ral Hausleitner był

Źszego sierżanta szta-

i tygodniowy wykaz

tej okazji po dwie

t, sprawiał wrażenie

tuję dosłownie: „Oni

. wypowiedź jest za-

carza wywołało coŁ

Źst Natasza. udało się

) większym zasięgu,

ranią wiadomoŁci, te

5 swoich klientów.

ownik.

l nadzór Hausleitner,

y. Dołączył do tego

^ podstępną agentką

wyciągania od niego

większoŁci tej hołoty

nnąć kary. Przez po-

- To wyjaŁnia prawie wszystko - powiedział kapitan Tausch-iniiller.

- Zwłaszcza że - to porucznik lekarz Kramer wyniki moich badań nie stoją z tym w sprzecznoŁci.

Wagner, reasumując: - Istnieje jeszcze jedna prawidłowoŁć! Po-twierdzają to ci nędzni samobójcy, którzy chcieli w ten sposób uchylić się od odpowiedzialnoŁci. I dodał z pogardą: - Musieli

sobie uŁwiadomić, że nie mają innego wyboru jak tylko Łmierć, taką lub inną.

Pułkownik skłonił głowę jakby w zadumie. Nic lepszego nie można sobie wyobrazić. - MyŁlał niewątpliwie o sobie i stworzonym przez siebie systemie organizacyjnym. - Zło w sposób magiczny

pociąga za sobą destrukcję. Ale i ona musi być unicestwiona. Tak też stanie się i tym razem.

Przebieg wydarzeń numer osiem

W owym ostatnim roku drugiej wojny Łwiatowej wygaszono

w teatrach Europy prawie wszystkie Łwiatła. Nie urządzano wystaw, ukazywały się tylko nieliczne książki. Opery i orkiestry symfoniczne nie mogły już więcej występować. ArtyŁci uprawiający różne dziedzi-ny sztuki skazani byli na wegetację. Niektórzy wstąpili do służby czynnej, inni pomocniczej. Muzea i biblioteki opróżniono, o ile bomby nie obróciły ich w perzynę. Niepowtarzalne dzieła sztuki zostały zniszczone, niezliczone koŁcioły i zamki zbombardowane, bezcenne, prywatne zbiory przepadły.

Nagrodę Nobla w dziedzinie fizyki otrzymał niejaki Rabi

z USA; w uznaniu jego prac dotyczących badań nad jądrem atomo-wym. W dziedzinie chemii nagrodę tę uzyskał Otto Hahn, Niemiec, za pierwsze udowodnienie istnienia neutronów przy rozszczepieniu jąder uranu. Amerykański astrofizyk Jordan reprezentował pogląd, że ten Łwiat powstał przed około dziesięciu milionów lat: rodzą się stale nowe gwiazdy zwane supernowe, których blask dociera do nas z prędkoŁcią Łwiatła.

Generał de Gaulle wkroczył do Paryża: oddziały alianckie były na tyle uprzejme, że dały mu pierwszeństwo. Utworzył on tam pierwszy francuski rząd. W tym czasie opowiedziały się za pozos-tawaniem w stanie wojny z Niemcami: Liberia, Rumunia. Węgry, a nawet San Marino. Hiszpania frankistowska wstrzymała ważne

dostawy wojenne do Niemiec, aby dzięki temu otrzymać od Amery-kanów ropę.

281

Z9ZJĆ UlAl O AUBA\OLU.IOJUIOd `J3nniUq3SnB_L UBlld^ Ź0^qAZS 3IU

-BA\3IZpOdSpBU 3pOżZ (T'UIAZ.110 Ź0ż3A\Oqzrt(S HZOM 3IU3pIZpAZJd O (IS

-Oidod u3iSJ3->{ ->[iuz3nJodpod ui3iupnpdod uiAuzod T?iup zoż3^

Ź0ż3UqOpOd SOż3Z3 13p3A\OlOUpO 3IU T'1EIA\S fIJOlSIH

ŹAi3i;>[XJq UIAZ3IU q3Au

-0]fds `q3AliqT'Z `q3,<UBA\OZBżBZ `q3i<UOIA\^MJ5(^A\ ^O^UEMOJ^BSBUIZ

iizpn( A\OUOI]IUI nps3zs feqz3i[ Łfo^npoJd feu(BzozsndXzJd X{3U5|uiT7

-I3J3IUJS p(XJqEJ feJBd feupd ^{XzSnJ 3310Jł[Ń\ Ź?(3lfeZ30d ./(UÓUOJ”>[S

OJ3idop `u3ZJttpAM FOMZOJ Azs]Bp 3żBA\n pod 3feJOiq `01 {Xq y

ŹX33ISXl I^13S `33felS/(l M 0{ZS 03 - /AOUOdSUBJl SBZ3pod

oqir u^q3n{S3ZJd 3p'>[fJi M .<uoz3uo'>i/(A\ 3/;q `niuT'5(zs3im UJXUSE(M 3A\ qn( ,<3i[n BU ^iiqod OBISOZ 3zoui 3Z `m/d z 3/(z3i( 3is {Bisniu .^.RWŃ

SBZ3MOŃ\ ŹBUUIOJż0 ^l I B{.<q El `HOEIUB^IZp q3/tZ31UpOJqZ q3I>[]3ZSA\ ^ZJd ..qZ3I] 3IUBMOZSni3J” 33S(3HU 3ZSMBZ 33k[VW .<ZSAVXZB.\\Z

ŹM01S

-i(Bns)[3souioq z3iUMOJ `MOisi]BuiuiAJ5( `A\ouBż^3 `q3Xuz3Aii]od A\O'>(

-IUA\I33ZJd `U3XuU3fOM A\03U3f q3,<UJOdO `A\03UI3IZOZpn3 l.[3^UpOżX,\\

-3IU 3Z->[B-l Z3S] `MOpX7 3IUZBAY3ZJJ `!Zpn( /./.^^S ŻqZ3Il fe3fe(T?ZEJ3ZJd q3^Uf/(3^JłU33U05( q3BZOqO A\ _J33IUIT'd Z OUBZBUL<A\” nł(OJ ^6^ TIudJ3IS l Op 0^[,<1 `A3XJ01Siq !US3Z3{OdSA\ r3IUZOd I(BA\Bpod ^^f

-lfoB13ż3A\ _J3ZJnZ3ZS” 0ż3f I(I3felU 3IU I MOUB]d q3I>((3IA\ niU3ZJOA\l M Xp31M niU Aqi^ZpiqZS3ZJd 3IU - niBMJ3Z3J nfeZpOJ M SOS 3XZJO.'A1S „feZBJlS pod 3BUI^ZJ1 I 3fMOJT'd3SpO q3I 3rnqOJd 3Z `OUEZ3ZSndXzJj

-A\0p^7 (Zpl,\\BU3IU J31HH 9Z `tBIZp3IM fel3SOUM3d Z 1T'IMS AjRJ

Ź3M1(ZOUI3IU („3Z3T'J 01 0{./(q 3(V `^3

-UI3I{\[ 3I?1]3IA^ ^ 3feZJ3IM `ifZBlUBJ 3ZpOA\ (T'Z3ZSnd 3Z Bq,<q3 - T?'>[3IM

-0{Z3 0ż3U[BUJJOU IUZT?JqO,<A\ M 3IS /({l3S3im 3IU EIU3ZJT'p,<A\ S^fWK^

-3ZJJ `3Bl5dZOJ OJ3idop 3IS 0{EIUI 0(?[3ld 3ZSMqZSPJlsfT'U Ź>[BUp3f

Ź(BtUJS 3IU 3IS 1?[IU q33Z3UJ3IN 3IUinJ n5( 3IS q3,<3felAq3 q3Al M

oż3JOi>[ z `dpMop oy[\^i znf oi (Ag ^jguiJor) 3is IUBA\AZBU 3iu 01 -feUZJ13IMOd U3ZJlS3ZJd feZSBU 3AZSnJBU 3IS (AZBA\Od 10(OUIBS I5[S]3I3

-ŹBfAZJd3IU 5(3IM(0'5(Xp3I'?[ AqApO” :0'lBMO'>[(PZSXd 3IZpJ3IA\l 3IS (I[3IUJSO żUUOQ AZS3Zy 5(3{T!ZSJBUI 01 .<p3I5( `AS^Z3 31 A^3UILU OUMT3Q

Ź33IZplA\3ZJd 0(,<q OA\1B{ 33IUO-){

-AqZ3I] f31 3SŻZ3 felJBA\Z3 ZIU r333IA\ 3IU A^pEISOd ST?Z A3m3I\[ Ź33

-A\I(SAai ^/.$t7 B{T?ILU Bł[3UBI(r BUOJlg ŹILUTUAZSBUI ^89^ q3A3fe(huodSAp `MOUT”i(.<J3lUV [żR.\\3ZJd r3UZ3BUZ 33q0,\\ `A\03A\OqiUOq q3Ił(33ILU3IU 60Z °'\\^ 3Z3ZS3C 0(T'jriZp ÓUIUpOq3BZ 3I3UOJJ ÓUAURMZ ?[^1 V^

starszego szeregowca Singera. oddal mu do dyspozycji swojego wy-chuchanego opla, dodając zarazem: - Życzę pomyŁlnej podróży!

Podporucznik Kersten bez zbędnych stów, co nie było dla niego typowe, popędził w kierunku Monachium. Sebastian Singer rozparł się wygodnie na tylnym siedzeniu.

Celem w Monachium był ciągle jeszcze funkcjonujący na peł-nych obrotach hotel ..Schottenhamel”, leżący w bezpoŁrednim sąsie-dztwie Dworca Głównego. Kersten zaparkował samochód Tausch-mullera tuż przy głównym wejŁciu, zajmując bez żenady i bez niczy-jego sprzeciwu połowę chodnika.

W hallu hotelu przywitała ich Barbara Wedell. W spontanicz-nym odruchu przypadła do Sebastiana Singera. tego starszego szere-gowca w mundurze, i objęła go z czułoŁcią. Później po przyjacielsku objęła również Kerstena.

- Wszystko jest przygotowane - powiedziała.—Mamy zapew-nioną dobrą kolację, na którą przybędzie także on. - Miała na myŁli pułkownika Schlumbergera.

Zaprowadziła swoich goŁci do sali restauracyjnej, gdzie w pra-wym rogu na końcu był zarezerwowany stolik na cztery osoby. z pewnoŁcią na polecenie dowództwa grupy armii. Jeszcze teraz. w tych końcowych miesiącach wojny, właŁciciel hotelu Michael Schottenhamel przykładał dużą wagę do godnego traktowania swo-ich goŁci: białe obrusy, lniane serwetki, szlachetna porcelana, srebrne sztućce. I wreszcie czerwona róża w smukłym, kryształowym wazo-nie. - Dla pani przy tym stoliku - powiedział dyskretnie starszy kelner. Po czvm podał im wino frankońskie z Kitzinger, rocznik 1939.

- JesteŁmy goŁćmi - rzekła wesoło Barbara - mojego czcigod-nego ojca. - Tu mrugnęła porozumiewawczo, nawiązując tym do osoby feldmarszałka Wedella.

O właŁciwej porze pojawił się pułkownik Schlumberger. Wysoki, postawny mężczyzna, w ciemnym, eleganckim cywilnym ubraniu;

jego głos brzmiał nadspodziewanie łagodnie. Najpierw obrzucił spoj-rzeniem Barbarę. Wyciągnęła ku niemu obydwie ręce, a on ujął je ojcowskim gestem.

Dopiero po chwili spojrzał na pozostałych goŁci przy stoliku. którzy zostali mu przedstawieni. Skłonił się im lekko, okazując jed-nak pewne zainteresowanie.

- Jestem tu dla panów wyłącznie panem Schlumbergerem - po-wiedział, gdy już zajął miejsce. - Proszę się zatem do mnie zwracać nie wymieniając stopnia służbowego, traktować mnie jako osobę

283

całkiem prywatną, przybyłą w te progi jedynie dla Barbary. I tylko taka odpowiedź wchodzi w grę. gdyby ktoŁ kiedykolwiek zadał panom w tej kwestii pytanie.

Kersten i Singer wymienili porozumiewawcze spojrzenia

a więc zwykły wielkoniemiecki asekurantyzm. nawet tu. Na razie jednak zajęli się wątróbką cielęcą z rusztu. Kerstenowi porcja ta wydała się za mała - bez skrępowania zażądał dokładki i otrzymał ją natychmiast.

Zaraz potem Schlumberger dat do zrozumienia, że chce przy-stąpić do rzeczy. - Zgodnie z tym, czego dowiedziałem się od naszej szanownej Barbary, chcieli mi panowie - w tym miejscu spojrzał pytająco na Kerstena i Singera - przekazać kilka informacji, które mogłyby mieć dla mnie pewne znaczenie. A więc o co chodzi?

- O bezprzykładny chlew! - powiedział Kersten ze złoŁliwą satysfakcją.

- Powoli, mój drogi - ostrzegł Schlumberger, dając tym do zrozumienia, że dysponuje danymi dotyczącymi stosunków panują-cych w podległych mu placówkach. Młodzi ludzie mogli się wnet przekonać o jego zdumiewającej wręcz skrupulatnoŁci. - O ile mi wiadomo, panie podporuczniku, to jest pan specjalistą w pewnej dziedzinie: sieje pan wszędzie zamęt, który co najmniej dwóch pań-skich przełożonych wpędził w chorobę.

- Byli na nią podatni - stwierdził Kersten z niezachwianym spokojem.

Schlumberger zwrócił się z kolei do Singera: - JeŁli chodzi o pana. to jak na razie ma pan pod tym względem czystą kartę. Czy chciałby pan koniecznie, żeby była zapisana?

- Ja tu właŁciwie towarzyszę tylko przyjacielowi, panie pułkow-niku. pardon, panie Schlumberger. Ale gdyby okazało się konieczne, jestem gotów to wszystko potwierdzić. Albowiem jako zwykły star-szy szeregowiec roszczę sobie prawo do tego. by mieć pełny pogląd na te wydarzenia.

Schlumberger skłonił potakująco głową. Miał oto przed sobą jednego zdeklarowanego zawadiakę i drugiego, co to potrafi to i owo usłyszeć, - A czego to się panowie doszukali?

Kersten czuł się upoważniony do zabrania głosu jako pierwszy:

- W pańskim bezpoŁrednim polu działania, panie Schlumberger, a więc w obrębie grupy armii, istnieje jednostka o nader wątpliwej wartoŁci, stosująca całkowicie przestarzałe metody szkolenia, która traci tylko na próżno czas. Kupa darmozjadów przyciągająca ku

284

sobie niczym magnes wszelkiego rodzaju niepewne elementy, co do-prowadziło w efekcie aż do grupowego samobójstwa.

- Nie tak ostro, panie podporuczniku przestrzegł go Schlum-berger. - Należy pan do grona najbardziej udekorowanych żołnierzy w naszym Wehrmachcie. dlatego może pan zawsze liczyć na niejako} wspaniałomyŁlnoŁć z naszej strony. Próbuje pan jednak przenosić żywcem swoje wyobrażenia frontowe na inne obszary działania na-szej armii.

- Tak, próbuję, bo mi na tym bardzo zależy.

Schlumberger spojrzał na Barbarę pytająco. Jakby chciał powie-dzieć: czy musisz ode mnie. właŁnie ode mnie czegoŁ takiego wyma-gać'? RozeŁmiała się tylko.

Wiesz przecież rzekła do owego pułkownika w cywilu że mężczyźni zawsze bujają w obłokach. Marzą im się boskie wzorce, dokonywanie nieprawdopodobnie bohaterskich czynów. Dotyczy to prawie wszystkich... z wyjątkiem tych dwóch. Mówię na podstawie własnego doŁwiadczenia. Opłaca się ich wysłuchać, może właŁnie tobie. Sprowokowany tą wypowiedzią Singer włączył się niby od niechcenia: - Panuje tam niezmienna zasada: nic się nie wydarzyło. co nie miało prawa się wydarzyć! Czego nie chce się usłyszeć, tego się nie słyszy.

- Skończmy z tą mową! -- powiedział Schlumberger. - Proszę o wypowiedzi nie zabarwione emocją i nie oparte na lekkomyŁlnych podejrzeniach! Najważniejsze jest to. czy mogą panowie przedstawić przekonujące dowody.

- W każdej chwili - zapewnił podporucznik. Przygotowałem właŁnie analizę paru szczegółów, zawarłszy ją na bitych trzech stro-nach maszynopisu.

Czy mógłbym je przejrzeć?

Ależ oczywiŁcie. Konstantin Kersten wyjął z kieszeni mary-narki kilka arkuszy stosunkowo gęsto zapisanego papieru. - Znaj-^dzie pan tu sporo niezbitych dowodów.

Gdy podawano kawę i koniak, Schlumberger czytał pobieżnie pismo. Kosztowało go niemało trudu, by i tu zademonstrować opa-nowanie. nauczył się tej sztuki w trakcie licznych utarczek w sztabie generalnym. Na jego twarzy malował się absolutny spokój: gorzej było z rękami.

- Zakładam, że jesteŁcie panowie w pełni Łwiadomi, iż podane przez was informacje zostaną jak najdokładniej sprawdzone. Jeżeli okaże się, że spoŁród wymienionych tu punktów choćby jeden nie odpowiada prawdzie, zostaną panowie postawieni przed sądem wo-285

jennym. Z powodu fałszywych obwinień i lekkomyŁlnych posądzeń głęboko poważanych oficerów o całkowicie dotąd nieposzlakowanej opinii.

- Podporucznik Kersten - powiedział Singer z żalem w głosie - pragnie, jak się zdaje, zaryzykować.

- Zgadza się - potwierdził Konstantin.

- Dajcie mi panowie czas - rzekł z kolei Schlumberger - na poczynienie stosownych wyjaŁnień.

- Dobrze. - To słowo padło po krótkim wahaniu. - Pod wa-

runkiem jednak, że nie będzie się zbytnio zwlekać z załatwieniem tej sprawy.

- Nic z tych rzeczy! - zapewnił Schlumberger. - Jeszcze dziŁ w nocy przetrawię ten materiał. Być może. jeŁli uzyskam również informacje od Abwehry i innych komórek, będę zmuszony powiado-mić o tym osobiŁcie pana feldmarszałka. Proszę się liczyć z tym. że jutro w godzinach południowych złożę oficjalną wizytę w obozie kampfentalskim. Obydwaj panowie powinniŁcie być wówczas przy-gotowani do złożenia ewentualnych wyjaŁnień. Rozumiemy się?

Singer spojrzał na Kerstena. Ten przytaknął. Barbara powie-działa:

- Pomimo to możemy sobie pozwolić na szklaneczkę sektu.

- Czemu nie! - odrzekł Sebastian i wszyscy rozeŁmieli się ser-decznie. - Każda szklanka sektu może być ostatnią.

yŁlnych posądzeń

nieposzlakowanej

z żalem w głosie

9. RAŻŃCO KRWAWY FINAÓ

chlumberger - na

i

ihaniu. - Pod wa-

z załatwieniem tej

ser. - Jeszcze dziŁ

uzyskam również

muszony powiado-

się liczyć z tym. że

ą wizytę w obozie

być wówczas przy-

R.ozumiemy się?

ął. Barbara powie-

izklaneczkę sektu.

y rozeŁmieli się ser-

atnią.

Następnego dnia przybył w porze obiadowej do obozu

w Kampfental pułkownik sztabu generalnego Schlumberger. Ponie-waż jego oficjalna wizyta została zaanonsowana przez grupę armii, przy głównej bramie obozu oczekiwał dostojnego goŁcia kapitan Tauschmuller. Po powitaniu adiutant zaprowadził go do pułkownika von Yerweisera.

Na dużym, odkrytym tarasie zameczku pułkownik kroczył ra-

doŁnie ku niemu. - Witamy, drogi Schlumberger! Cieszę się, że wreszcie znowu pana widzę! Jak się czujemy, wielce szanowny kole-go?

- Tak jak się można czuć w tych czasach.

Przywitali się mocnym uŁciskiem dłoni.

- Co spowodowało, że mam zaszczyt goŁcić pana?

- To wizyta wyłącznie rutynowa, cykliczna, orientacyjna.

- Mogę chyba zakładać, że działa pan w porozumieniu z moim przyjacielem i kolegą feldmarszałkiem Wedellem?

- OczywiŁcie! Winienem zresztą przekazać od niego serdeczne dla pana pozdrowienia.

- Dziękuję - odrzekł komendant obozu wyraźnie zadowolony. Tkwiące w nim przeŁwiadczenie o własnej suwerennoŁci powstrzymy-wało go przed stawianiem dalszych pytań. - PozwoliliŁmy sobie poczekać na pana z obiadem. Cieszyłbym się niezmiernie, gdyby mógł pan w nim uczestniczyć, nadarzyłaby się bowiem okazja przed-stawienia panu tych oficerów spoŁród mojego sztabu, których pan jeszcze nie zna.

Wszystko rozpoczęło się nadzwyczaj kurtuazyjnie.

BezpoŁrednio po wręcz tendencyjnie skromnym, jak na stosunki

287

3111 Q - Ź!f3T'lUJOJUI OM1SOULU X.”»fel'RJ31A\ł7Z (BU91BUI /qRIUPdSAŃ -:Ruriidi?”»( niu3[OA\opfz n?[ {fizpaiMod LUAZO od Ź9iuA\oiun.i3 ar {R;\\oipnis3ZJd ^iu.\\o?nn(j `apoisi .\\ LUBI .\{,\g

ŹauMoyziuRgJO AUE(d ZTUO 039i>[S(T':tU9Jdi.uT')( nzoqo Airó;d su

-pe^op ^is felhpftHiz ^zpfes ?|R[' `uiAJOl^ A\ Źm9uiqE3 BURd po -ŹJ3[[nLuipsnr:^ URi[dB>[ (Ri.<dBz - ^^w

-A\o^(nd siuRd `Łfo>jadsui pfezaodzoJ UBd Aq(Ri3q3 033Z3 po -Źf3ld3[ UI,<1

-f3pq.<zs LUI `BqznJp aiu Rqzn(s - :oi3i)(uozp3i.\\od (pnzJ J3Uż^\\

„bA\OpfiqO 3MJ3ZJd Z31UMO.I I]AZOUO)]RZ nqr'lZS Ogsf 3IMOJ

-soyo [[RISOZOJ Ź(iiRppo ais LU3MBq3iu t n>[su3Z9[0?[ od óis niu (iuo(?|s J3SI3MJ3Ń UOA ^iUA\o^(i-i,j `9iaif3ZJdn jK.'AO'>(5[zpod -i3^J3quin;q3S

Źnpoq:>qo o'39i>[supd sfzapod {,<ZSAZJ

-BAOI nuBd aizp^q l.VkOlU^[qoJd q3./(M03sr3iiu q3ił[is,\zs,\\ BSMBUZ SIULU od ,<zsd3(ffu ŹJ3[iniuqasnRJ_ uriidp')} ŹofnsgJSiui p.w.d 03 Źoi vu oi3t>[0 onzJ `B{o?(0p 9is AZJfazoJ up.d q39i^ Ź:)T;MALUAZ-HBZ Fsznjp p.w.d ^pźq

91U - J9S13AU3Ń UOA >[[UMOł[(nd ;IZpJ9IA\łS I30Jp (OIU Ź01 0\ -ŹJOl AUZ30q BU ŚMTJds 3BMOJ3I^ 31S {EMRpZ AJ01>[ ŹRJ3żJ3qiUn(q3S o33) 35[AJOpJ feUf;\\OUIJT?J,<.\\ niUSZOplU M (BIMtZpOd U31SJ3”»{ >[[UZ3nJOdpOd 0?[[AJ_

-feż]n fe)(Br3IU Z 01 I]3r.<ZJd 3IA\OJ331JO 3IMOLUZOJ AZJd IU03qO

ŹSBZ3q3A10p ZIU lUSIUBpfZ UIAZSf9IUZRA\ 3[3IA\ O Z q01 3IURZt?IA\Od `MOJS.^ lp.<UOI.V\B5SOd 31U9ZJ9ZS20J 3U2.-»??U^ ,^'lZO/E? PUZO}^ `AUKHUZ

aidfeisBU fe^oiu nzoqo 0331 sz.iru^n.us M aż Ź^,<z^n^'i(AA^ łjfupar RUZOUJ SIN ŹIIÓUJB ,<dnJ3 i';iURA\ouR[d oizfj fo.\\o>[if'z3od .\\ ^is sfnpfeuz i

31ŻIU3AZ.HSZOJ 3Z3ZS3f ISOf Oł[lSAZS.\\ OIU `[żOJp ['001 `0.\\0]lMqJ -ŹUT3Vdf”'\

uiSJodn z (R30[RU - (,n?(iUA\o>[{nd siurd ŹLUOIT';'?} LUt?(i'r pój -Ź10SOA\I[ZOLU I ,\\05(

-POJS iC.iAZOdsAp .\\ ni q.-).<3t'p9q op 03 pp[3od ii3iA\9d ?iqos 3iqoJAA\ Xq - J3i?J9qLun[qoż t;aT;,\\zoJ z (Rizpsi.^od oł o izpoq3 -Ź3IUAZ1 0331 9IS [Zp03 0111 nUI?lURS niU3(„ ?Z Ź^RfcZRAYn `fUPlldf^

oSsMS URiAd q3[NRi RiuT?iA\nis op (AZinAz.id iu9i.\\oq u3_L `iurpu9uio>[

0ż3f IAZ-IAZ o53\ aiOOS Nrf ŹNRl ni.WOfPRO-inZ .I?l[nLUU3S-nFI URlldBM -Ź?f-)RU;JOJUI 3UM?d SIUAp?!' m OR>[SAZn LUAq{EI3q3

`A\oiodo{^ ?iqos .”'iqo.i ?[U .\qoso loCou.i npoMod / OZSOJJ -ŹJ?si3.\uo\ UOA ?(iu.\\o'>((nd pu.\\sdvz -

wraził życzenie

machtu.

sklej dyspozycji

sobie kłopotów.

nie pułkowniku?

tego życzył jego

uth pytań swego

; tego czynić.

ilumberger by

dyspozycji Łrod-

lalegał z uporem

:cze rozstrzygnięte

grupy armii. Nie

)zu mogą nastąpić

stawionych celów,

niż dotychczas.

o z niejaką ulgą.

;niu wyrafinowaną

ierować sprawę na

on Yerweiser - nie

;y się dokoła, rzuci

nuller. najlepszy po

, będzie panu towa-

wnik von Yerweiser

alil. Pozostali ofice-

)biadową.

drużba, im szybciej.

keję. panie pułkow-

znajdują się dokład-

arganizacyjne.

Źal je gruntownie, po

) informacji. - O nic

nie pytając, zabrał plany /c sobą. Możemy teraz przespacerować się po obozie, od strony północnej ku południowej - oŁwiadczył.

Pierwszy postój: stajnia koło zameczku kampfentalskiego.

w której obecnie stało dziewięć koni. Opiekun stajni Wonnegut otrzymał do pomocy stajennego. Oprócz tego przewidziano stanowi-sko odpowiedzialnego za paszę dla koni. obsadzone przez kaprala.

Schlumberger: To naprawdę wywiera wrażenie.

Tauschmuller: I Łwiadczy o dalekowzrocznosci naszego ko-mendanta. ponieważ, chodzi tu o pełnowartoŁciowe sztuki hodow-lane. posłuszne zwierzęta, które jeszcze można by wykorzystać do posług w wojsku. Nasz pułkownik ustrzegł je jednak przed tym.

Drugi postoi: zakład rolniczy wyposażony w grzędy i szklarnie. w oborę ze stanem dwunastu okazałych krów mlecznych, w chlew. gdzie w przegrodach pochrząkiwały dwa tuziny Łwiń. Swobody zaży-wała para kóz i niezliczone masy drobiu. Zakład obsługiwało dwu-nastu ludzi.

Tauschmuller: Próbujemy stosować daleko idącą samowystar-czalnoŁć. by odciążyć nas/..; zniszczoną gospodarkę. Ponadto więk-i/oŁć wyprodukowanego mleka dostarczamy okolicznym szpitalom wojskowym.

Trzeci postój: kantyna. w której z wielkim zapałem i wytrwało-`-ciit orkiestra kameralna c\\ic/.\ia właŁnie utwory Brahrnsa i Schu-manna. nie zważając w najmniejszym stopniu na pojawienie się oniemiałego pułkownika Schli.mhergera i jego towarzysza.

Tauschmi.iller Pro-zc t;ik na to spojrzeć, panie pułkowniku:

c/ujemy się zobowiązani do wychodzenia naprzeciw niemieckiej kul-turze i z tego względu ŁmignęliŁmy do nas pierwszorzędnych muzy-ków. umożliwiając im tym samym zachowanie właŁciwego poziomu.

Czwarty postój: burdel. \\ istocie kompleks bez znaczenia, tylko dla porządku odszukany na planie. Schlumberger zaczai się powoli domyŁlać sedna tego grzcz<;\'.iska. zachował jednak niewzruszoną cierpliwoŁć, do jakiej pr/^.^kl w sztabie generalnym. Dokładnie wysłuchiwał relacji kapmria. ziając się coraz bardziej powŁciągliwy w zadawaniu pytań.

Tauschmuller: Było r/^zą nieodzowną utworzenie tej instytu-cji spędzania wolnego c/::” L! przez niższych stopniem wojskowych. ponieważ w najbliższej oko!i^\ nie istniały po temu stosowne moż-liwoŁci. Niestety, instytucja !a .!.: sprawdziła się w pełni, dlatego ją rozwiązaliŁmy.

Pułkownik „..}, `.' T , „ŹŹ.Ź,,,/.ii leraz ręką na ładne baraki. położone n'/,1!, v ,'i.;m. .» ^/esci obozu, i zapytał:

- A tam co się znajduje'.'

- Kwatery kursantów.' Są wyposażone w bieżąca wodę. doba

ogrzewanie, dużą liczbę pryszniców i toaiet. Czy chce -,'ę pan o tym przekonać, panie pułkowniku?

- Nie. wystarczą mi pańskie słowa.

- Nasze jednostki szkoleniowe—mówił z coraz większym zapa-łem Tauschmuller - sprawdziły się fantastycznie' Prowadzimy obec-nie trzynasty kurs. Stosujemy me tylko stale ulepszane metody walh' wręcz, trenując ludzi, by osiągnęli najwyższą sprawnoŁć fizyczna lecz studiujemy także psychologię prowadzenia wojny. Nasi majo-rowie posiedli tę wiedzę w sposób perfekcyjny.

- Nie mam żadnych zastrzeżeń.

-- Czy życzy pan sobie, panie pułkowniku, wizytować godzina lekcyjną? Rzut oka na nasze plany szkoleniowe z pewnoŁcią wywarł-by na panu wrażenie.

- Ja już jestem pod silnym wrażeniem, kapitanie. - Dopełniała miary również ŁwiadomoŁć, że ów Tauschmuller chciał go omotać, usidlić jak pająk muchę. Zadziwiająco się rozwinął od czasu ich ostatniego spotkania sprzed prawie dwóch lat.

Chętnie zapoznam pana. panie pułkowniku, z innymi ;eszcze obiektami w naszym obozie. Na przykład z godn\m obejrzenia cen-trum sportowym, w którego skład wchodzi hala gimnastyczna wyko-rzystywana do różnorodnych celów: odbywają się tam ceremonie z okazji Łwiąt, szkolenia narodowosocjalistyczne. wyŁwietlane są fil-my. Proszę mi tylko powiedzieć, panie pułkowniku, jakie są pana życzenia.

Chcę bez zakłóceń przeprowadzić rozmowę telefoniczną.

Schlumberger mógł swobodnie zatelefonować z drugiego pokoju służbowego Tauschmullera w baraku dowodzenia, dokąd kapitan zaprowadził pułkownika i dyskretnie się oddalił.

Potem udał się niezwłocznie do centrali telefonicznej, znajdują-cej' się dwa pokoje dalej, by podsłuchać rozmowę, która go bardzo interesowała. Świadomy odpowiedzialnoŁci, którą był w stanie wziąć na siebie.

Schlumberger zażądał błyskawicznego połączenia z grupą armii, prosząc o rozmowę z feldmarszałkiem Wedeilem. który zgłosił się po paru sekundach.

Feldmarszałek: - No nareszcie, mój drogi.' Więc jak to tam wygląda?

290

v bieżąca wodę. dobre

?zy chce `Źic pan o tym

coraz większym zapa-

nie! Prowadzimy obec-

[lepszane metody walki

ą sprawnoŁć fizyczną,

lia wojny. Nasi majo-

Pułkownik: - Prawie dokładnie tak. jak było do przewidzenia.

- Czy oznacza to - zapytał Wedell po krótkim namyŁle - że uważa pan za konieczne, abym osobiŁcie tam przybył?

- Wobec istniejących okolicznoŁci byłoby to bardzo pożądane. panie feldmarszałku. Trzeba tu dokonać rozważnego uporządkowa-nia okreŁlonych szczegółów, ażeby sprawę w porę załatwić.

Jeżeli tak to wygląda - zadecydował Wedell - to przyjadę. Opieram się jak zawsze na pańskiej ocenie. A więc ten Kerstcn! No

dobrze, niech pan zgłosi moje przybycie pułkownikowi von Ver-weiserowi!

.u. wizytować godzinę

e z pewnoŁcią wywarł-

apitanie. Dopełniała

Her chciał go omotać,

ozwinął od czasu ich

t.

niku. ?. innymi jeszcze

)dnym obejrzenia cen-

a gimnastyczna wyko-

ja się tam ceremonie

ne. wyŁwietlane są fil-

Źwniku. jakie są pana

lowę telefoniczną.

/ać z drugiego pokoju

`enia. dokąd kapitan

lit.

Źlefonicznej. znajdują-

)wę. która go bardzo

Źrą był w stanie wziąć

czenia z grupą armii,

i. który zgłosił się po

l\\ Więc jak to tam

Życiorys Konstantina Kerstena.

czyli nieugiętoŁć urodzonego bohatera

Urodzony? No jasne, czyż mogłoby być inaczej'.' Gdzie? W Norymber-dze. Kiedy? W 1923 roku. Kiedy dokładnie, to nieistotne. A więc dobrze, skoro takie dane są niezbędne - właŁnie l Maja. w dniu Święta Pracy obchodzonego także i dzisiaj. Ojciec? Miałem ojca. niewątpliwie.

Kim lub czym on był - kogo to może interesować? W końcu ważny Jest produkt finalny!

Ojciec Konstantina był dyrektorem państwowego zakładu dla umysłowo chorych, a jego żona Kathe była pomocnicą i prawą ręką

męża. Opiekę nad chorymi traktowali jako swoje posłannictwo i od-dawali się mu bez reszty.

Synowi, jedynemu ich dziecku, skąpili od najwczeŁniejszych jego

lat należnej chłopcu troskliwoŁci, która bardzo by ich absorbowała, a efekt i tak byłby niewielki.

Ponieważ mieszkanie służbowe znajdowało się w obrębie murów tego zamkniętego zakładu, Konstantin mógł. jak się wyraził, poznać

dokładnie ten ,,przybytek pomylericów”. Pewnego dnia powiedział do rodziców:

- W co wy się tu wdaliŁcie? W opiekę nad kreaturami, które rozrzucają wokół własne gówno, rzygowiną smarują potrawy? Nie mają najmniejszego prawa do egzystencji!

- My, mój synu - próbował mu tłumaczyć ojciec - mamy do

spełnienia humanitarną misję, w którą wierzymy. Staramy się. by tym chorym psychicznie, ludziom o chorych duszach, pomóc znosie

ich ciężki los. Po to żyjemy, twoja matka i ja. I z tego żyjemy, i to ivcale nieźle, a ty przy nas!

291

W 1932 roku doszło w tym zakładzie do czegoŁ \v rodzaju

rewolty. Wskutek rzekomo gorszego niż do tej pory wyżywienia pewna grupa pacjentów zaczęła awanturować się i miotać w jadalni. rozmontowywać sprzęty, dewastować umywalnie i ustępy. Z przera-żającym rykiem, wywijając powyrywanymi nogami krzeseł i stołów. obłąkani ruszyli na pielęgniarzy. Zanim /dolała przybyć zaalarmo-wana policja i straż ogniowa, udało <ic tej szaleiącei w zakładzie grupie Jofrwc do prywatnych pomiL-./c/en d\ rekloni. klór\. cał-kowicie Straciwszy panowanie nać/ .si ?».,^;,. /.n../;)} pr/ebakiw;ic

o wycofaniu się tylnym wyjŁciem.

Na takie dictum liczący wówczas niespełna dziesięć lat chłopiec. Konstantin, poczuł się upoważniony do przejęcia inicjatywy we włas-ne ręce. Zatrzymał speszonych pielęgniarzy próbujących ratować się ucieczka do domu dyrektora. Do gaŁnic' wykrzyknął. Podląc/ył wąż do hydrantu, uruchomił go. kierując silny strumień wody na atakujących obłąkańców. Z chwilą przystąpienia pielęgniarzy do tej akcji, szaleńcy, pod wpływem strumieni wody. zaczęli się cofać. Z nieustępliwymi rozprawili się pielęgniarze, odzyskawszy już od-wagę.

- Rewolta ta - jak zapewnił później dyrektora zakładu wysoki rangą urzędnik ministerstwa zakończyła się sukcesem dzięki pań-skiej zdecydowanej postawie. Wyrażam panu za to moje głębokie uznanie.

Dyrektor Kersten wziął wieczorem w ramiona swojego syna

Konstantina i przygarnął go z wdzięcznoŁcią do piersi. SprawiłeŁ mi wielką radoŁć, mój drogi chłopcze, postępuj tak nadal.

Czy wczeŁnie zainteresowałem się panu. zai-^nuilyini \v niej podzicila-mi” Całkowicie zbędne pytanie. OC/\\VIM:IC. ze lak! Ojciec mój nie stawiał mi w tym najmniejszych przeszkód. W okresie, gdy b\leiTi uczniem, wszystko układało się u nas w domu JUŻ zupełnie normalnie. a może nie za bardzo?

Jednak w tych zagmatwanych czasach, gdy zaczęły działać nie-spokojne duchy, o prawdziwej normalnoŁci nie mogło być mowy, Zrozumiał to młody Konstantin. W jego szkole wykładali nauczycie-le o liberalnych poglądach, których lek'-\\',.>/\> .'ano” i'; „. mniemaniu tchórzliwy, cofający się przed w^elkir” pr'^ei\'. i”' element. Ale byli też- i tacy, do klor\>-h czul ^\I-`;”.';IJ Ź ;1 starych frontowców, myŁlących kategoriami narodów, mi, wier/a-cych niewzruszenie w rozbłyŁnięcie niemieckiej zorzy. W szkole było

:02

też paru nauczycieli o poglądach socjalistycznych lub pacyfistycz-nych. Ci. jego zdaniem, zasługiwali na wyeliminowanie.

Konstantin wstąpił wkrótce do Hitlerjugend, gdzie ujawniły się jego szczególne umiejętnoŁci. Okazał się niezmordowanym piechu-rem, wytrwałym biegaczem, zdolnym do wszelkich wyczynów spor-towcem. Niebawem powierzono mu zadanie „wyszkolenia się w obronie”.

Konstantin Kersten nie przejawiał najmniejszych oporów przed zjawianiem się na lekcjach w pełnym umundurowaniu swojej or-ganizacji. Wykorzystywał też każdą nadarzającą się okazję, by zada-wać wszystkim nauczycielom naiwne pytanie: Czy popierają w spo-sób jednoznaczny obowiązujący obecnie Łwiatopogląd0 Niektórzy wykręcali się od bezpoŁredniej odpowiedzi, przyjmując neutralną postawę. Inni zapewniali, że zawsze byli jego wyznawcami. Tylko niejaki Birnbaum zdecydował się odrzucić ..tego rodzaju głupotę”:

- Wy. młodzieńcy, macie po prostu pstro w głowie! Nie orientujecie się absolutnie, co tu jest grane! Opamiętajcie się, dzieci!

Birnbaum stał się odtąd zdecydowanym wrogiem Konstantina. Chłopak udzielał kolegom wskazówek: - Musimy ukarać tego czło-wieka niewykonywaniem jego poleceń i zachowywać demonstracyjne milczenie. Wprowadzono to w czyn, a skutki okazały się strasz-liwe.

Ów nauczyciel prowadził lekcje nie znajdując wŁród uczniów żadnego oddźwięku, był przez nich z ukrycia szpiegowany, dyrektor szkoły uważał go za człowieka, który zawiódł na całej linii, i od-powiednio do tego go traktował, koledzy ostentacyjnie go unikali

w konsekwencji Birnbaum popełnił samobójstwo. Powiesił się w sali gimnastycznej na linie służącej do wspinania.

Komentarz Konstantina Kerstena: - Nie ma co żałować tego

niedojdy!

Od 1937 roku. tak jak należało, służba wojskowa. W 1939 podchorąży. następnie podporucznik. Godna uwagi wzmianka: gdy uczęszczałem do szkoły wojskowej koło Berlina, uzyskujcie oczywiŁcie pomyŁlne wyniki. moim ówczesnym szefem inspekcji był kapitan o nazwisku Pollandt. wykładowcą zaŁ taktyki - kapitan Kastor. Kiedy w kilka lat później zetknąłem się z nimi ponownie w obozie kampfcntalskim, żaden z nich mnie s-obic nie przypominał. Ja jednak nigdy ich nie zapomniałem.

Konstantin Kersten zabłysnął już wkrótce talentem wojskowym. Bywało, że widząc wokół popełniane stale pomyłki, ucinał im łeb. podobnie jak to czynił za młodu.

293

W czasie kampanii polskiej 1939 roku rzucił się na dwóch

kaprali, z których jeden usiłował zgwałcić schwytaną przez siebie dziewczynę. Konstantin zbił obydwu na kwaŁne jabłko i oddał pod sąd wojenny, który skazał ich na służbę w batalionie karnym.

W 1940 roku, bezpoŁrednio po kampanii francuskiej, oskarżył Kersten swojego dowódcę kompanii o grabież i udział w podejrza-nych interesach. Również i ten przeszedł, jak się wówczas mówiło, ..przez łaźnię”. Został zdegradowany.

W roku 1941, w Rosji, Kersten postawił zarzut swojemu do-

wódcy batalionu ,,kompletnego niewywiązywania się z obowiązku”, a nawet ,,tchórzostwa w obliczu nieprzyjaciela”. Także tego spotkała kara.

To - a i nieco więcej - mógł osiągnąć ów podporucznik Kers-ten. ponieważ był nadzwyczaj sprytnym i skutecznie działającym dowódcą oddziału szturmowego, sprawdzającym się w najbardziej niebezpiecznych sytuacjach. Przełożeni wprost intuicyjnie kierowali go do akcji tak często, jak to tylko było możliwe, albowiem wiedzie-li, że wykona gorliwie powierzone mu zadanie. Ponadto Kerstenowi dopisywało szczęŁcie i zawsze miał możnoŁć zrobić kawał dobrej roboty.

Wielkie możliwoŁci otworzyły się przed Konstantinem dopiero wtedy, gdy zaczął się specjalizować w rosyjskiej broni pancernej. Przystąpił do rozpoznania słabych punktów w rozbitych czołgach. Skonstruował miny i ładunki wybuchowe do zwalczania czołgów, poruszane na płozach za pomocą lin stalowych. W tym wypadku zmajstrował rodzaj miotacza min zamiast koktajlu Mołotowa.

Po zaliczeniu pierwszego czołgu otrzymał Krzyż Żelazny II kla-sy, po trzecim - takiż Krzyż I klasy. Z kolei, gdy pewnego popołud-nia udało mu się w ciągu dwóch godzin puŁcić z dymem trzy takie potwory, był pewny, że uzyska Niemiecki Krzyż w Złocie. Było to upragnione przez wszystkich odznaczenie, przyznawane za odwagę i za wyjątkowo zaangażowaną postawę.

Krzyż Rycerski należał mu się za upolowanie ponad tuzina

czołgów. Cieszył się z tego szczególnie wtedy, gdy widział zazdrosne spojrzenia przełożonych, nie czuł się jednak w pełni usatysfakcjono-wany.

Krzyż Rycerski miał jeszcze wyższe stopnie: z LiŁćmi Dębowymi i z LiŁćmi Dębowymi i Mieczami, i z LiŁćmi Dębowymi. Mieczami i Brylantami - i Kersten chciał je bezwarunkowo zdobyć!

W drodze do tego celu przeszkodziły mu nie do uniknięcia

wręcz przerwy w akcji bojowej, spowodowane ranami, jakie odnosił.

W ciągu dwóch lat został ranny czterokrotnie, mniej lub bardziej ciężko, za co uhonorowano go odznaczeniami w srebrze i złocie.

Lekarze ze szczególną troskliwoŁcią traktowali owego ,,bohatera narodowego”. Tak też było w roku 1944. kiedy to został przywiezio-ny jako ciężko ranny do szpitala wojskowego Monachium-Południe.

Będąc rekonwalescentem poznał w Monachium Barbarę Wedell

i ta dziewczyna bardzo mu się spodobała. W szpitalu natomiast zetknął się z Sebastianem Singerem. w którym zapragnął mieć przy-jaciela. bodaj jedynego w swoim życiu. I właŁnie ci obydwoje prze-rzucili go do obozu kampfentalskiego. jego, który niczego więcej nie pragnął jak tylko znaleźć się na froncie. Była to rzecz nie do daro-wania.

Herbert Wedell. feldmarszałek, któremu powierzono dowódz-

two grupy armii, zjawił się w obozie Kampfental tego samego dnia w godzinach wieczornych. Czterech solidnie uzbrojonych żandar-mów polowych na motocyklach BMW eskortowało jego czarnego mercedesa. Kawalkada ta przejechała bez zatrzymania przez szeroko otwartą główną bramę, kierując się bezpoŁrednio do mieszczącego się w zameczku kasyna.

Pułkownik von Yerweiser wyszedł naprzeciw swojemu przyjacie-lowi i koledze Wedellowi, by go serdecznie uŁciskać. - Cieszę się. że cię widzę. Herbercie!

Wzajemnie. Viktorze!

Podejdź bliżej - poprosił pułkownik feldmarszałka. - Czuj się u mnie jak u siebie w domu. Posiłek jest przygotowany.

- Dziękuję ci. Na początek jednak, jeżeli, Viktorze, pozwolisz, tak zwana praca. Dopiero potem zasłużona rozrywka.

RozeŁmieli się. jak gdyby chodziło o wspaniały kawał, i udali się do zameczku kampfentalskiego.

W przestronnym gabinecie komendanta odbyła się konferencja w Łcisłym gronie, w której oprócz wspomnianych przyjaciół uczest-niczył tylko pułkownik Schlumberger i kapitan Tauschmuller. Usie-dli kręgiem przy oknie.

Na cokolwiek się tu zanosi, Herbercie, cieszę się. że do nas przybyłeŁ.

Bardzo to miłe z twojej strony, Viktorze.

Następnie pułkownik von Yerweiser wypalił bez ogródek:

295

GdybyŁ był zdania. Wedell. że jako komendant tego obozu w jaki-kolwiek sposób cię zawiodłem, to proszę o wysłanie mnie na front.

- Nie przyjechaliŁmy tu w żadnym wypadku po to wtrącił się natychmiast zaniepokojony Schlumberger - by wnosić jakieŁ oskar-żenia bądź kierować zarzuty pod adresem administracji obozu. Ob-chodzi nas raczej to. co w tym obozie szkoleniowym wypróbowano, wdrożono i czego nauczono się. by można to było zastosować w praktyce.

- W jakim sensie, panie pulłkowniku Schlumberger'1 zapytał wyczulony jak zawsze na wszystko Tauschmuller.

- WyjaŁniając rzecz najważniejszą - powiedział feldmarszałek tonem przywołującym do porządku chciałbym na wstępie z nacis-kiem podkreŁlić: mój drogi przyjaciel i szanowny kolega Viktor von Verweiser objął funkcje w tym obozie na moje osobiste życzenie. Ciesząc się moim najgłębszym zaufaniem, którym obdarzam go na-dal.

- Dziękuję ci, Herbercie.

- To całkiem oczywiste. Viktorze.

Jasne jest. pomyŁlał z ulgą Tauschmuller. że koŁci zo.staly rzuco-ne. Nic gorszego nie mogło się JUŻ stać ponad to. czego obawiał się na podstawie podsłuchanej rozmowy.

- Czeka nas teraz - wtrącił mimochodem Schlumberger widząc przyzwalający gest von Wedella koniecznoŁć okreŁlenia finalnej fazy tej wojn\. W rozstrzYgającej chwili chodzi o to. by zmobilizo-wać wszystko, co się jeszcze jako tako kołacze. ..Wojna totalna wymaga totalnego zaangażowania”, powiedział Fuhrer.

-- Nie ulega wątpliwoŁci - przytaknął von Verweiser.

Co oznacza w praktyce kontynuował pułkownik Schlum-

berger jak najszybsze wytropienie znajdujących się jeszcze rezerw ludzkich i wysłanie ich na front.

Czv dlatego tu przybyłeŁ'1 zapytał von Verweiser Wedella.

Wyłącznie \\ tym celu zapewni! tenże.

Pułkownik spojrzał wymoknie na swojego kapitana, który

uŁmiechnął się uszczęŁliwiony, nie znajdując w słowach feldmarszał-ka cienia spodziewanej nagany z powodu nieprawdlowoŁci w obozie. Wielki strateg Wedell oczywiŁcie dokładnie wiedział, w czym tkwi sedno sprawy: tr/eba pomijać drobiazgi, gdy ma się na względzie

Tylko ^iJbie. Vik!or/e. L|\\J/

J:\./.i.\\vm. iri.idn/m v. sens

it tego obozu w jaki-

iłanie mnie na front.

;u po to - wtrącił się

wnosić jakieŁ oskar-

inistracji obozu. Ob-

)wym wypróbowano,

to było zastosować

lumbergcr? zapytał

Her.

iedział feldmarszałek

n na wstępie z nacis-

Źly kolega Yiktor von

>je osobiste życzenie.

ym obdarzam go na-

e koŁci zostały rzuco-

to, czego obawiał się

Schlumberger widząc

ić okreŁlenia finalnej

i o to. by zmobilizo-

.cze. ..Wojna totalna

ł Fiihrer.

l Verweiser.

l pułkownik Schlum-

/ch się jeszcze rezerw

n Verweiser Wedella.

ego kapitana, który

słowach feldmarszał-

awdłowoŁci w obozie.

iedziat. \v cz>m tkwi

ma się na względzie

styl!

:i^_ <1- iipor;iiii;.i `ic

;V)nym pro bici nern.

Czy istnieją już wiążące wytyczne, na ktor\c'n podstawie moż-na by właŁciwie żołnierzy wykorzystać?

Feldmarszałek skinął potakująco głowa, po czym pułkownik Schlumberger przystąpił do komentowania sprawy:

- W obrębie działania grupy armii istnieje duża liczba jednostek szkoleniowych, oddziałów zaopatrzeniowych, aparatów zarządzania. szpitali polowych wyposażonych w liczny personel i tak dalej, i tak dalej. Niestety częŁć z nich wykonuje ustawicznie jałową pracę, zbyt wielu ludzi zapewniło sobie różne synekury, kierując się nieżołnier-ską chęcią przetrwania. Óącznie w tych placówkach przebywa parę tysięcy osób i zamiast być na froncie, spoczywa całkiem legalnie na laurach. Trzeba by te laury przetrzepać.

- Jest to zadanie, które przypuszczalnie bardzo by ci odpowia-dało. drogi przyjacielu von Verweiser. albowiem ty umiesz przewidy-wać. I o ile ciebie znam. podejmiesz się tego.

- Z czym jednak powiedział pułkownik, który zwęszył już coŁ w tym porannym powietrzu musiałyby się wiązać pełnomocnictwa o bardzo szerokim zasięgu.

- Omówiłem to właŁnie szczegółowo z Fuhrerem - oŁwiadczył feldmarszałek. Ponieważ chodziłoby tu o wprowadzenie do akcji. a więc wysłanie na front możliwie jak największej liczby osób uda-remniających obronę ojczyzny i notorycznych synekurantów. musia-łaby ta akcja przebiegać bardzo sprawnie i mieć szczelną osłonę. Jest to zadanie dla generała, jak mi wiążąco oŁwiadczył Hitler. Będzie on bezpoŁrednio podlegał Kwaterze Głównej Fiihrera i w miarę moż-liwoŁci zapewni mu się pomoc mojej placówki. PowiedziałeŁ: dla generała?

- Tak. Viktorze. Zostaniesz do tego stopnia niezwłocznie awan-sowany. jeżeli my. to jest Fiihrer i ja. będziemy mogli w pełni liczyć na twoje współdziałanie.

- Nie widzę powodu do żadnych wahań z mojej strony. Byłem zawsze gotowy wypełniać swoje obowiązki i powinnoŁci, co mi nie-kiedy. muszę przyznać, nie przychodziło zbyt łatwo: niektórzy z na-szych oficerów nie są już tacy. jakimi byli ongiŁ.

- Komu to mówisz! - rzekł Wedell. - Czy jednak może to nam przeszkodzić w kroczeniu obraną przez nas drogą?

- Zawsze mogą się wyłonić jakieŁ trudnoŁci, będziemy je więc usuwać wspólnie - obiecał pułkownik Schlumberger.

Do których niewątpliwie trzeba zaliczyć pewne zdarzenie

z naszego najbliższego otoczenia - powiedział znacząco kapitan Tauschmuller.

297

- Przypuszczalnie - odezwał się Schlumberger z kamienny

spokojem - czyni pan aluzję pod adresem podporucznika Kerstt i starszego szeregowca Singera. Proszę jednak zrozumieć, że ci di nie stanowią problemu, przynajmniej dla nas.

- Tych bohaterów jednak - wyraził życzenie feldmarszałek, dąć najwyraźniej w dobrym humorze - chciałbym koniecznie zobaczyć.

Najpierw pojawił się podporucznik Kersten, zachowując posta-J we na bacznoŁć. Gdy dano mu do zrozumienia, że może z niejj zrezygnować, ustawił się w lekkim rozkroku. Wyglądał tak, jakbyj był zdecydowany skoczyć na każde siodło, byleby koń przedstawiali jakąŁ wartoŁć, i

Feldmarszałek zlustrował z zainteresowaniem tego szczodra | udekorowanego młodzieńca, uŁmiechając się z pełnym pobłażliwoŁci j zdziwieniem. Pułkownik von Verweiser zaŁ przybrał smutny wyraz j twarzy nie tylko dlatego, że był Łwiadom osobliwej roli podporucz-1 nika w przebiegu wiadomych zdarzeń. Schlumberger natomiast za- j błysnął talentem właŁciwego reagowania w tej grożącej wybuchem, ;

drażliwej sytuacji.

- Drogi podporuczniku Kersten - powiedział uprzejmie ten

sztabowiec - zainteresuje pana z pewnoŁcią fakt, że obóz w Karnp-fental przestanie pełnić dotychczasową rolę, i to niezwłocznie, w cią-gu kilku dni. Oznacza to w praktyce zawieszenie od zaraz całej działalnoŁci szkoleniowej.

- Przyjemnie mi o tym słyszeć, panie pułkowniku.

- Tym samym oczywiŁcie staje się nieaktualne przewidziane dla pana stanowisko oficera szkoleniowego na miejsce porucznika Lahr-manna.

- Sprawa całkowicie bez znaczenia!

- O ile mi wiadomo, mój drogi Kersten, niczego pan tak nie pragnie jak skierowania na front.

- Zgadza się! - potwierdził podporucznik.

- Pan feldmarszałek spełni pańskie życzenie. Otrzyma pan nie tylko funkcję dowódczą na froncie, lecz dodatkowo jeszcze dobrze wyszkoloną jednostkę bojową, bezpoŁrednio panu podległą i prze-znaczoną do akcji specjalnych. Sądzę, Kersten, że jest to po pańskiej myŁli.

Podporucznik dosłownie promieniał ze szczęŁcia. - Tylko na to

298

Źrger z kamiennym

lorucznika Kerstena

ozumieć, że ci dwaj

e feldmarszałek, bę-

lym koniecznie dziŁ

, zachowując posta-

lia, że może z niej

Wyglądał tak, jakby

?y koń przedstawiał

iem tego szczodrze

ełnym pobłażliwoŁci

/brał smutny wyraz

wej roli podporucz-

erger natomiast za-

grożącej wybuchem,

iział uprzejmie ten

:, że obóz w Kamp-

niezwłocznie, w cią-

enie od zaraz całej

:owniku.

Inę przewidziane dla

se porucznika Lahr-

niczego pan tak nie

e. Otrzyma pan nie

:owo jeszcze dobrze

nu podległą i prze-

e jest to po pańskiej

gŁcia. - Tylko na to

czekałem, panie pułkowniku. Czy mogę spyiac. ^ pa'1 :o w ćz w praktyce?

Wyruszy pan niezwłocznie na front wrą/ z; znacz-ia \K?'X

uczestników obecnego kursu szkoleniowego, do `.„Źgo weźmie `-`,;? jeszcze kilku instruktorów oraz większoŁć stałego ncrsonelu oho/”.i, Z tym dobrze wyekwipowanym oddziałem bojowym /3?r.Ó\du'e -.;c pan na froncie wschodnim u generała Werneni. ,<”:or\ otr/y^ia” rozkaz wystawienia dywizji intcrwencyjneJ. by mo-^.' o r; `”Źyc kr.z-dorazowo użyta na krytycznych odcinkach frontu. Ocro,', ;;.'.i `o zapewne pańskiej odważnej naturze.

- Stokrotne dzięki! - potwierdził Liszczęsliwio,ry nodpi.-r', `:.'Ź `,”-, Kersten.

Oddalił się wynioŁle, wielce rad. miał bowiem `.-Źla/ otwarta drogę do zdobycia wyższego stopnia Krzyża Ryccrsk-i.'.”.

- Voila. bohater! -- Wedell z uznaniem skłonił giow; v» .<'.:'ur-ku Schlumbergera. - A teraz proszę następna historyJKi;.

Sebastian Singer stawił się natychmiast. Pułkownik Ź.Ź-)”; .”.---weiser i kapitan Tauschmuller popatrzyli na niego lodowatym wz-o-kiem, jednak Schlumberger mrugnął z tajemnicza mina do slarŹ,/-Ó;ÓŹ^:Ź szeregowca.

Zupełnie nieoczekiwanie zabrał głos feldmarszałek: Ni^ch p..r. podejdzie bliżej. Singer. jeszcze bliżej! KomuŁ takiemu jak pan chciałbym możliwie dokładnie się przyjrzeć.

Uczynił to także Wedell. lustrując pilnie starszego sz.;Ź^;Źpo.Ź, \i. który w miarę patrzenia nań wywoływał w feldmarszałku z\c2iiwe zdumienie. - Niezwykłe - powiedział po chwili zupełnie inaczej sobie pana wyobrażałem, znam pana przecież z kilku tbtograf.i i mnóstwa opowiadań, jakich musiałem wysłuchać. Wie pan praw-dopodobnie. od kogo?

Singer milczał po dżentelmeńsku. W żadnym wypadku nie starał się wywołać wrażenia, ze wie, o kim i o czym mówi feldmarszałcK. Taki sposób zachowania się przypadł Wedellowi do gustu. Odchylił się z uŁmiechem na oparcie fotela i powiedział do Schlumbergera:

- A zatem rozwiązanie drugie, jak ustalono?

Pułkownik przyjął to z wyraźną ulgą. Bez chwili zwłoki zwrócił się do Singera: - Ponieważ jest pan mądrym i sprytnym młodzień-cem, zdaje pan sobie chyba sprawę, mój drogi, że nikomu tu specjal-nie nie zależy, by pan dłużej pozostawał w Kampfentalu.

- Czego niezmiernie żałuję, to tego mianowicie, że moje wybit-ne zdolnoŁci nie są tu w pełni doceniane - rzekł Singer.

- No, pięknie! - Schlumberger ucieszył się w głębi duszy. /Ź.

299

von Verweiser musiał przełknąć tę doŁć impertynencką wypowiedź owego o niskim stopniu żołnierza. Tauschmuller zaŁ, sposobiąc się w imieniu swojego pułkownika do ostrego zareagowania na słowa Singera, spojrzał na Schlumbergera ostrzegawczo. Ten z dużym za-dowoleniem stwierdził w myŁlach, że feldmarszałek zdaje się być w skrytoŁci ducha niezwykle rozbawiony wytworzoną sytuacją.

Pułkownik sztabu generalnego ciągnął dalej: - Chciałbym. Sin-ger. zatrzymać się na tym. że przejawia pan niezwykłą chęć do współpracy. Cieszy nas to. I dlatego dajemy panu do wyboru. Może pan dołączyć do swego przyjaciela Kerstena. który obejmuje dowó-dztwo oddziału frontowego w myŁl hasła: im więcej nieprzyjaciół, tym więcej sławy!

- A ta druga możliwoŁć, panie pułkowniku?

- Przejdzie pan do mnie. A dlaczego, proszę się domyŁlić. Co do pańskiej przydatnoŁci w moim bezpoŁrednim otoczeniu, to jeszcze zobaczymy. Zrozumiano, Singer?

Dla Sebastiana propozycja ta oznaczała jedno: po prostu nieco większa szansa na przeżycie. Nie był bohaterem, lecz również nie był głupcem, powiedział przeto: - Zgoda, panie pułkowniku.

Tym samym najważniejsze JUŻ minęło, atmosfera rozładowała się, a Priewitt zaserwował szampana.

- JesteŁmy w zasadzie zgodni. Viktorze - stwierdził z zadowole-niem feldmarszałek.

- Czy Fiihrer, Herbercie, zaakceptuje twój wybór?

- Ty, drogi Viktorze, zgodnie z moim życzeniem figurujesz na liŁcie, która w pierwszej kolejnoŁci zostanie przedłożona Fiihrerowi. Uprawniono mnie do zaproponowania ci tego stanowiska. Co też uczyniłem, ty zaŁ wyraziłeŁ zgodę.

- Tak jest, Herbercie.

- Zatelefonujmy zatem do Hitlera.

Połączenie z Kwaterą Główną Fuhrera w Wilczej Jamie uzys-

kano w ciągu kilku minut. Feldmarszałek raportował naczelnemu dowódcy wielkoniemieckiego Wehrmachtu:

- Zgodnie z przewidywaniem, mein Fiihrer, możemy przy osta-tecznym regulowaniu stosunków w pełni liczyć na pułkownika von Yerweisera.

- Dobrze, bardzo dobrze. Niech pan go da do aparatu. - Szor-stkim, sugestywnym tonem Adolf Hitler powiedział do pułkownika:

- Panu, Verweiser, będzie powierzone historyczne, wielkie zadanie,

300

o rozstrzygającym dla wojny znaczeniu. Jestem przekonany, że spro-sta pan wszystkim stawianym przed panem wymaganiom. Od zaraz podlega pan osobiŁcie mnie. PrzynależnoŁć organizacyjna: grupa ar-mii feldmarszałka Wedella. Czy rozumiemy się. panie von Verweiser?

- Absolutnie, mein Fuhrer!

- Dobrze, Liczę więc na rychłe, przekonujące meldunki o wyni-kach. Najpierw jednak awansuję pana do stopnia generała majora. Moje gratulacje!

Na tym zakończyła się ta rozmowa. Dawny pułkownik, a obec-nie Łwieżo upieczony generał spojrzał na swego przyjaciela i kolegę Wedella z wdzięcznoŁcią wprawdzie, choć wcale nie czuł się pewnie i nie był całkiem szczęŁliwy.

- Gratuluję ci generała! - wykrzyknął Wedell, który był na podsłuchu. - ZasłużyłeŁ na ten awans jak nikt inny. a jestem pewien. że okażesz się godny tego wyróżnienia.

- Dołożę wszelkich starań. Herbercie.

- Przystępuję więc niezwłocznie do sporządzania planu akcji, o której zostaniesz powiadomiony i dołączysz do tych prac w Mona-chium. Zastanów się nad tym wszystkim, czas nagli.

Gdy feldmarszałek Wedell wraz z pułkownikiem Schlumberge-

rem i starszym szeregowcem Singerem, który błyskawicznie zwinął swoje manatki, opuŁcili obóz w Kampfental, Viktor von Verweiser zwołał natychmiast oficerów swojego sztabu. OczywiŁcie bez pod-porucznika Kerstena.

Podporucznika zabrakło w tym gronie, ponieważ zgodnie z roz-kazem opracowywał wraz ze starszym sierżantem sztabowym Schul-zem wykazy transportowe oraz dokumenty wymarszu dla uczest-ników kursu. Nadto rozkaz opiewał, by przyłączyło się do tej akcji dwie trzecie personelu szkoleniowego; Kersten zaŁ obstawał przy tym. by zabrać ze sobą wszystkich podoficerów i szeregowców z dłuższą praktyką szkoleniową. Odrzucał każde zastrzeżenie wysu-wane przez sierżanta, kwitując je ostrą uwagą:

- Bez zbędnej gadaniny, Schulz, działam na polecenie feldmar-szałka!

W kasynie von Verweiser obwieszczał ze skromnie akcentowaną godnoŁcią: - Moi panowie, chciałbym panom oznajmić, że dzisiaj wieczorem zostałem osobiŁcie przez Ftihrera awansowany do stopnia generała.

Po ogólnie zamanifestowanej radoŁci major Kastor złożył naj-serdeczniejsze życzenia w imieniu oficerów sztabu, kończąc wypo-wiedź słowami:

301

- Jeża j'u'.' ko:~'irs lo ->:e nii^c^i^o. :':Ź ;ia `T.-WIO pani;. panie generale'

Cien.ei-ai von Ye-we-ser pod/ękow.i z do^Ojens-wc-T i k;'.za) podać szamoana ze swych osobis:vch zasooow.

Po spe^iTeirii »oas'i! vo-i Ye-weise” powiedział do oficerów:

- Za laknn au.”-!scm powi^u nos, „i,'-: vt: daisze. N.!Jp;er\v szef^ wen-: JCCO v.^pohri'co\\n'.cy. Ż\::^-\ pr.^-Ci^/ \:' cw-a^-i ^\jytko-wyc'i. stawajacyc!- pr/ed `i;”n: !U”JA\\VC/; „c /acan”i. Ro/'.i:a/'acJe

op'acic.

w Acoryir ^rzmiasa d.rna. - ^'o :'o/kaza; Źic.s/: !'r;-:-cr. bt-u/iu speł-nioni.” Pc\\icii b\' o^Mrcj ;.?.'-; n;'”..

^Jr”iLa' \o'i \\'i\,€'-Ź€!' `!Ź Ź:' `ii^nui'1^..1'. Vv Ź.vy;ii\i: pciro/i.iiniciiia z moii^ n”/\”ac^e'e'^' ` k o e1;!.. f ^diTiari/.ukicm Wędziłem Fiihrer Źro/ka/aL a/c')'. „.Ź;'i ob'.'-/-: „.!Ź/>Ź -.Lii cg/y^ro^ac v, L.oiyclicza.sowyn v,'\dai'iii.

Ccpe^a' `”o/k^is/o^^i1 -ii'; „o s'via os!L'J'cr.:c;^ .-.v»oich oficerów. / <':cryL'h k^k'.; wyglądało n bardzo zalroskasiuh. Jedynie kapitan Tt'us;'i”i[.'i!cr /i\i:”””o\\i.' on.!.'o\','any wyra/ twar/”. \\ied/ia) w ko”-L-ii. „ co toczyk' -;ie `.'Źa.

„Aa-c”' Po\”:”-^ . t”o”o/'v'T'iavvs/y się \vzroku.'m / Kastorem. za-pyta! Jc/cSi LO””/'C /'-`.Ź-/^nraifni. panie generale. nio\'.ił pan o roz-wiazL'1'L'.' obozu pod xi';'r' ;ego dotychc/asowc; iunkcji?

Zgadza s ę. ^T:^ c:'oi:'; odpowiedzią! z u/nanieiTi \'on Ver-\\'eiser °o'”'ac'to. „ano\\'i.-. po\\iem na \\'stępie rzecz najważnicjs/a:

przykład;'.”; diaża \\'ag';' w tego. ażeby panowie, wszyscy bez wyjąt-ku. „lOzosT.li po z'n'a:”ie funkcji naszej placówki moimi wypróbowa-py-ni od .-.'. \\ ^p” „:-L..'o\\ilŹ!]kami.

„”o tych sowach obecni odetchnęli z ulga. wyzwoliły one jednak pt':-.gnien:e i':^:”,^1.;!'!'..^':;; ,','ego działania. Co mamy robić, panie ge:'cra:e1

Zf.ioga /nc.wL; „Lr-kcjonowała bezbłędnie,

Wy-azme zado.ioiGs-.y von Yerweiscr przekazał prerogatywy do dalsz.go Liziaia”) i. Aapiianowi Tauschmullerowi.

Sk'-`ro'v\”.”””-` do na..-.zego generała polecenie Fuhrera głosi rzek; i^r'it:T; o\ tolainie przeczesać zaplecze w ojczyźnie i wciehc do >,aiezac>.eSi ocidzii-iow wszystkie dotychczas niecelowo bać/ wręc/: zbedr-: zatrrdnionc osoby.

„id nev\.'u> pani'-, panie

doi':”;';'^'.^”-`”” i kc.za'

o v/.

wied/i;'.' cło oncc-ow

da l s/e. NaJp:ci-\\ s/et'.

Ź;*Ź n- ;;/a'ai;.l ><>v!a;ko-

/acan:'i. Ro/'.v;;;/:ac `e

j/i. l ic .]io^.!'(.).”>y s.i,'

aj-cnjcp'. z.; Ac;c>;f Hit-

./ f-i';':'cr. bco/i^ `;'H;ł-

ŹAyniM poro/umicnia

;m Wędziłem Fuhrer

c ^ ^oiychc/a-sowyn

^”n .<ivoich oficerów.

nym. Jedynie kapir^n

r/'. `.Med/ia} w ko”-

:!L”Ti / Kastorem. za-

wile. ;no\\it pan o ro/-

`cj iunkcji?

Ź u/nanicm von Vcr-

1 rzec/ i'iaj'.\'a7nicJs/a:

. „.szyscy be/ wyjat-

i t-noimi wypróbowa-

/'yzwoliły one jednak”

mamy robić, panie

- W jaki sposób to przeprowadzić pod względem organizacyj-nym? - pragnął dowiedzieć się jeden z majorów.

- Pan generał - ciągnął Tauschmuller - naszkicował program narady. Szczegółowe opracowanie pozostawia panom.

Program ten, stanowiący bodziec do działania, przewidywał w ogólnych zarysach, co następuje;

1. Majorowie Kastor i Pollandt. wspomagani przez stały per-sonel obozowy i pomocnice sztabowe, zarejestrują najpierw wszyst-kie placówki wojskowe, mające zostać ,,przeczesane”, wraz z dokład-nym ich stanem osobowym.

2. W fazie zwalniania ludzi liczbę etatów ustala się na pięć-dziesiąt procent. Stan personelu badanych jednostek zmniejszy się zatem o połowę. Wybór powinien mieć charakter zarówno rygorys-tyczny, jak i konsekwentny - bez brania pod uwagę sprzeciwów ze strony którychkolwiek komendantów, miejscowych dowódców bądź innych dowódców jednostek. W razie znaczniejszych trudnoŁci poro-zumiewać się z generałem.

3. Bazą wyjŁciową operacji pozostaje obóz w Kampfental. Bę-dzie zainstalowana centrala dla zbierania i gromadzenia informacji - telefony będą tam czynne przez całą dobę. Odpowiedzialny: kapi-tan Tauschmuller. Oddziałem bezpieczeństwa i transportu zajmie się porucznik Wagner.

Natasza nie przeżyła piątej nocy przesłuchań. Pomimo okru-tnych tortur, stosowanych przez ludzi Abwehry, nie przekazała żad-nych danych, żadnych nazwisk. Patrzyła jedynie z ogromną pogardą na swoich dręczycieli i milczała - do końca.

W akcie zgonu wypisano: Łmierć w wyniku udaru serca.

izał prerogatywy do

enie Fiihrera głosi

A ojc/y/nie i wcielić

is niecelo\\o bać/

Kapitana lekarza doktora Kónigsbergera odwiedził w jego spe-cjalnej celi znajomy lekarz zaopatrzony w oficjalne polecenie oceny pod kątem medycznym stanu tego więźnia. BezpoŁrednio po tym powiedział ów kolega do pełniącego dyżur oficera:

- Nie wygląda to za dobrze! Kónigsberger ma tylko wysoką

gorączkę, lecz pewne oznaki wskazują jednoznacznie na to, że naba-wił się choroby zakaźnej. Wobec zagrożenia infekcją należy unikać

303

bezpoŁredniego z nim kontaktu. Zażądam karetki pogotowia, która odtransportuje go do szpitala zakaźnego w pobliżu Garmisch. I tak też się stało.

Podporucznik Kersien uporał się JUŻ z przypadająca na niego częŁcią pracy organ i za cv J n ej i zarzucił papierami starszego sierżanta sztabowego Schulza oraz jeso personel kancelaryjny, co szef przyjąl z pomrukiwaniem. Już niebawem po/noc. Schulz. w ciągu dwóch, trzech godzin chcę widzieć wszystioe listy transportowe wraz z od-powiednimi rozkazami wymarszu, na czysto, do podpisu. Niech się pan weźmie w garŁć, człowieku, i proszę nie zasłaniać się zmęcze-niem .'

Niebawem podporucznik Kersten udał się wraz ze starszym sier-żantem Heinzem na nocna przechadzkę droga wiodąca przez obóz.

- No. popatrz pan. Heinz. dokonaliŁmy tego.'

- Najwyższy czas - odpur! ten z zadowoleniem.

Kerstcn zabrał ze sobą butelkę \\hisky. By) to podarunek od Sebastiana na pożegnanie, ostatni ukłon w stronę przyjaciela - Sin-ger przyniósł tę flaszkę do pokoju Kerstena. Teraz Heinz z Kers-tcnem łyknęli z tej butelki po solidnym łyku.

- Zabiorę stąd. Heinz. co tylko się da: ludzi, bron. materia}! Najważniejsze jednak dla mnie jest to: czy pan pójdzie ze mną? O to właŁnie chciałem prosić, panie podporuczniku.

W siedzibie dowódcy grupy armii, mieszczące; się obecnie

w doŁć obszernym zamku barokowym na północ od Monachium,

pułkownik Schlumberger wyznaczył osobiŁcie kwaterę starszemu sze-regowcowi Singerowi. Znajdowała się ona w bezpoŁredniej bliskoŁci jego pomieszczeń, na mansardzie sprawiającej wrażenie składnicy skrzyń i różnych papierzysków. Na podłodze leża) materac oraz kilka kocy.

- To prawie komfort - zauważył z przekąsem Singer.

- Mimo wszystko nie znajduje się JUŻ pan w obozie kamprental-skim. mój drogi, jak również nie na (roncie. A jeżeli wziąłem pana pod swoje skrzydła, to przede wszystkim dlatego, by nie popełnił pan dalszych głupstw. I nie ze względu na pannę Wedell. którą ja - tu krótko zakaszlał serdecznie po ojcowsku polubiłem. Nic się tu jednak nie może dziać bez mojego przyzwolenia.

304

tki pogotowia, która

>bliżu Garmisch.

zy padająca na niego

ii starszego sierżanta

ryjny. co szef przyjął

lulz. w ciągu dwóch,

sportowe wraz z od-

o podpisu. Niech się

zasłaniać się zmęcze-

vraz ze starszym sier-

wiodącą przez obóz.

:ego'

leniem.

!ył to podarunek od

me przyjaciela - Sin-

Teraz Heinz z Kers-

udzi. broń. materiał!

n pójdzie ze mną?

dporuc/niku.

szczacej się obecnie

noc od Monachium.

vaterę starszemu sze-

ŹzpoŁredniej bliskoŁci

wrażenie składnicy

leżai materac oraz

asem Singel”.

v obozie kampfental-

jcżcli wziąłem pana

sgo. by nie popełnił

me Wedell. którą ja

polubiłem. Nic się tu

- Z pewnoŁcią docenia pan postawę naszej Barbary. Ani razu nie zapytała, co pan lub ja zamierzaliŁmy, zawsze robiła, co chciała.

Możliwe. Singer. że już teraz wolałaby się nie kreować na upartą, młodą damę. Szczególnie w sytuacji, kiedy powierzyłem pa-nu takie zadanie.

- A w jaki sposób zamierza mnie pan zatrudnić?

Zorganizuję biuro łącznoŁci z l\m towarzystwem zbieraczy

bohaterów w K.ampfental. Potrzebuję do tego oficera sztabu i około szeŁciu współpracowników. A pan. Singer. będzie przynależał do tego grona, jako. że tak powiem, znawca od wewnątrz tamtejszych stosunków. Co pan na to':'

Singer nic na to nie odpowiedział, i nic dlatego, że owa zapo-wiedź odjęła mu mowę. Nie. kazała mu zamilknąć wyłącznie dławią-ca go podejrzliwoŁć.

Przebieg wydarzeń numer dziewięć

To. czego spodziewali się ludzie spod znaku 20 lipca 1944 roku i czemu chcieli zapobiec, nastąpiło: zniszczenie Europy, upadek Nie-miec.

Cale regiony zostały zrównane z ziemią, miasta zamienione w sterty gruzów. NieszczęŁcie, ból i nędza błąkających się poŁród tego wszystkiego ludzi nie miały sobie równych. Nie potrafili wprost pojąć, jaką im wyrządzono krzywdę. Pragnęli skórek od chleba. wodnistej zupy. bili się o garstkę ziemniaków.

Sowiecki marszałek Żuków zdobył Berlin. Amerykanie i Brytyj-czycy zatrzymali się nad Óabą. Himmler. zanim popełnił samobój-stwo. próbował nadaremnie ..rokowań pokojowych”. Hitler Łcigał Góringa i nakazał go aresztować z powodu ..zdrady stanu”.

Potem jednak Fuhrer i kanclerz Rzeszy kazał oblać się benzyną i podpalić wraz z poŁlubioną w przeddzień Evą Braun. Za jego przykładem poszedł Goebbels razem z rodziną - żoną i szeŁciorgiem dzieci. Po prostu jeszcze większy stos trupów.

Ostrożnie szacując, na polach bitew n\ch drugiej wojn\ Łwiato-wej poległo około 24.4 miliona żołnierzy; prawdopodobnie gdzieŁ pomiędzy frontami zginęło 25 milionów osób cywilnych. Ten strasz-liwy bilans jest jednak niepełny, ponieważ odkąd istnieją wojny, tak czy owak księgowi są w nich pomijani.

W każdym razie wojna ta mogła kosztować życie stu milionów ludzi.

305

Bezprzykładna katastrofa! Prawie jednak nikt w Niemczech nie spodziewał się, że ktokolwiek uzna ją za taką. I najczęŁciej brak było poczucia wstydu.

Lecz meandry losu prowadzące do klęski były coraz bardziej wyczuwalne.

Wskutek zbierającej żniwo Łmierci, jak mawiali żołnierze.

Nazajutrz po południu von Yerweiser w mundurze generała

przyjął w kasynie swoich współpracowników.

Priewitt przy pomocy wykwalifikowanego krawca dołożył w cią-gu nocy wszelkich starań, by została przyszyta czerwona patka na kołnierzu, wyłogi na kurtce i lampasy na spodniach. Sam otrzymał drugą gwiazdkę i był teraz starszym sierżantem.

Po zjedzeniu angielskiego Łniadania generał von Verweiser po-wiedział, jak to zwykł był czynić będąc jeszcze pułkownikiem:

- A teraz, moi panowie, słucham!

K-astor wyjaŁnił: - Zgodnie ze wskazówkami zastanawialiŁmy się nad koniecznym i skutecznym podziałem pracy. Wydaje się nam sensowne, by major Pollandt specjalizował się w kwestiach komen-dantur i szpitali, ja natomiast w dziedzinie składów zaprowiantowa-nia, magazynów materiałowych i obozów szkoleniowych. W jedno-stkach tych, w sektorze do spraw osobowych, wciąż jeszcze obowią-zują pewne schematy. Będzie można stamtąd pozyskać masę ludzi.

- Nawet ponad pięćdziesiąt procent! - Kapitan Tauschmuller też sobie w ciągu ubiegłej nocy co nieco przemyŁlał. - Tego rodzaju placówki opierają się przy wykonywaniu zadań na doŁwiadczeniach z okresu kampanii w Polsce i we Francji.

- Mogę temu tylko przyklasnąć! - zapewnił Wagner, starając się zarazem nawiązać do praktyki. - Te typy wyraźnie się rozbucha-ły, chcą widocznie zdobyć dodatkowe zaprowiantowanie. MyŁlą tyl-ko o tym, by przeżyć... w sposób możliwie przyjemny.

- Dlatego proponujemy zastosowanie -naszej metody - powie-dział major Pollandt - która przedstawia się następująco:

1. Odwiedzając konkretną placówkę, zamieszczoną w planie ge-neralnym, zażądamy najpierw pełnej listy osób. .

2. Potem wyłożymy szefowi tej placówki, czego oczekujemy od niego, mianowicie zmniejszenia personelu o połowę, dając mu zara-zem okazję do poczynienia stosownych propozycji.

3. Ponieważ należy założyć, iż będzie on usiłował wcisnąć nam towar wybrakowany, zażądamy, by umożliwił nam dokonanie prze-306

w Niemczech nie

jczęŁciej brak było

/ły coraz bardziej

lali żołnierze.

lundurze generała

wca dołożył w cią-

zerwona patka na

.ch. Sam otrzymał

/on Yerweiser po-

niłkownikiem:

ii zastanawialiŁmy

/. Wydaje się nam

kwestiach komen-

w zaprowiantowa-

[iowych. W jedno-

ąż jeszcze obowią-

;yskać masę ludzi.

itan Tauschmuller

ał. - Tego rodzaju

a doŁwiadczeniach

Wagner, starając

iźnie się rozbucha-

awanie. MyŁlą tyl-

jemny.

metody - powie-

itępująco:

;zoną w planie ge-

;go oczekujemy od

/ę, dając mu zara-

;ji.

ował wcisnąć nam

n dokonanie prze-

g.aou całego pcr'oneii-1 Pr/y rżymy sii wówczas bl.że osooon'.. któ-;'vcl'. szef .'.am r,,c pr^eds-awii

WspaniaiC to pr/emyŁ ciiscic. T!OI panów,e ^ wypowiedział z uznaniem gcncrai.

\h\ nadać tcm.. stoso',\'na fc.-mę wtracu Wagner swiad-c/aca. /c w 7ad]iv;n ra/ic rac ma `/. .Źlams /artów. proponuje, by obie Ji-upy panów majorów ta.K hyty mniej więc';] zorgani/owane. w sa-mochod/ic osobowyir' J.owod/acy of.ccr pius it.cznik i kierowca ora/ jeden / moich lnd/i wyposażę.n' w odbiorniK radiowa'. Pojazd len będzie eskortowany pr/c/ `azbrojonych w pisiolety i-nas/ynowe cwoch żotnier/y bezpieczeństwa na inoioeyklacri.

Wygiada to interesuiaco,

\\ ten sposób mogtaby hvc w każiiC] chw.li nawiązana iacz-nosc rad.ow;. z nasza baza, W razie njeoezpieczenstwa będę utrzy-mywai w stanie gotowoŁć: ooiowe, zmotoryzov\'anv i uzbrojony \\ bron ciężka oddział .riterwencymy. Mógłby o.i również towarzy-szyć panu generałowi, gdyby zaistniała koniecznoŁć jego tam przyby-cia.

Sknienie:','. głowy von Yerweiscr wyrazi', /gode. po czvm spo'-rzał na Tauschn',ul',era. który oznajmił:

Centralne stanowisko dowodzenia ta akcia. k.ora kieruję, bę-dzie niebawem w pełni gotowe. Konieczny sprzęt bojowy, taki jak bron. poiazdy i odbiornik', radiowe są lub będ;! zamówione. Obecnie sporządza się specjaine legitymacje.

Prócz tego - powiccział zadowolony generał robimy dobry

początek. WyŁlemy `”.a l roń; w 014211 dwóch dni okoio dwastu dob-rze wyszkolonych zotn.erzy. i3ędzie nim; dowód/ił podporaczr.iK Kersten.

Czy otrzyma on wszystk'ch iuazi. jakicn zażaua';' - zapytano przezornie komendanta.

- Tych. na których wyrażę z^odę. Jednak w żadnym wypadku

nikogo z grupy C. Otrzyma ona specjalny rozkaz wymarszu, którego szczegóły ujmę jeszcze w rozkazie.

Czy to wiąże się. panie generale, ze znajomoŁcią ;ęzyków

obcych'.' ^ zapytał jeden z majorów.

O to. moi panowie, nic martwcie się. Również wtedy, gdy

-łanów poproszę, byŁcie wyszukali i przekazali do dyspozycj; przede wszystkim ludzi o tego rodzaju Jn”ne)ęi.noŁciach. Zostaną on; przy-dzieleni do grupy C i przewidziani oo ewentualnych zadań spe-cjalnych o wysokim stopniu tajnoŁci.

Wiedział, co mówi. l oczekiwał, ze jego współpracownicy nie

307

będą mu na ten temat zadawali więcej pytań. Co chciano osiągnąć, stosując tego typu metody, stało się widoczne w czasie tak zwanej ofensywy w Ardenach - od 26 grudnia 1944 roku do 16 stycznia 1945: przełamanie frontu przez wielkoniemieckie jednostki specjalne, w których skład wchodzili komandosi biegle mówiący po angielsku i żołnierze w mundurach amerykańskich wyposażeni w odpowiednią broń zdobyczną. Wynik zaskoczenia był imponujący, jednak radoŁć trwała doŁć krótko.

- W każdym razie, moi panowie, wyobrażam sobie, że pierwszy rzut dostarczanych przez nas doborowych żołnierzy będzie stanowił pewien wzorzec, do którego stale powinniŁmy dążyć. Co moim zda-niem w praktyce oznacza: na początek liczba ta winna wynosić stu ludzi dziennie.

- Rzecz do załatwienia! - zapewnili majorowie.

Generał von Yerweiser wstał: starszy sierżant Priewitt, stojący za nim niczym statua, odsunął mu krzesło.

- Zobaczymy się więc ponownie wieczorem rzekł generał.

- Liczę na dalsze, konstruktywne propozycje ze strony panów.

Kolacja w porównaniu z tym, co tu niegdyŁ podawano, była

iŁcie spartańska: zupa grochowa na wędzonce oraz golonka bez koŁci. Napój - tylko po butelce wina frankońskiego na głowę.

- A teraz słucham - wyrzekł powtórnie generał.

- Koordynujące stanowisko centralne - relacjonował kapitan Tauschmuller - jest tymczasowo zainstalowane w hali gimnastycznej i może doŁć dobrze funkcjonować. Znajduje się tam wydział kierują-cy akcją, grupa zajmująca się planowaniem, stanowisko łącznoŁci i ludzie obsługujący te urządzenia. Wszystko pod moim osobistym kierownictwem. Także żołnierze wybrani spoŁród podlegających star-szemu sierżantowi sztabowemu Schulzowi; jednak obsługa spoczy-wać będzie w znacznej mierze na barkach pomocnic sztabowych,' Mam nadzieję, że zda to egzamin.

- Czyżby miał pan wątpliwoŁci? - spytał dociekliwie generał.

- W pewnym sensie tak - oznajmił Tauschmuller. - Powierzy-łem bowiem pannie Mauerland dowodzenie wszystkimi pomocnicami sztabowymi, zgodnie z jej stopniem służbowym i funkcją zastępczyni pani Lahrmann-Klarfeld. Panna Mauerland jednak, z tego, co już zdołałem ustalić, sprawia żałosne wrażenie osoby bardzo niezdecydo-wanej. Może to ulec zmianie. A jeżeli nie ulegnie, będzie to oznacza-ło. że nie dorosła do tego zadania.

308

Wagner, Łwiadomy stanu rzeczy, rozeŁmiał się lekceważąco. - Przecież ona nie zalicza się do prawdziwie niemieckich kobiet! Słyszałem, że nie ma pojęcia, co to znaczy akcja w pełnym tego słowa znaczeniu.

Uwagę tę pominięto milczeniem. Milczeli nawet majorowie, któ-rzy prawdopodobnie znowu chcieli zgodnie przedłożyć pewną propo-zycję.

- Z opracowanych dotychczas harmonogramów wynika, że na

każdego z nas przypada wykonanie co najmniej jednej akcji dzien-nie. Ponieważ dojazdy zajmują dużo czasu, należałoby tak wytyczyć trasę dla danej grupy, by odpowiednie placówki nie leżały w zbytnim od siebie oddaleniu, co umożliwiłoby obsłużenie dwóch w ciągu dnia.

- Dobrze by było - powiedział zachęcająco generał.

- Mogą z tego co prawda wyniknąć - dorzucił Wagner - pewne trudnoŁci transportowe. Należy założyć, że nie wszyscy pozyskani ludzie będą mogli udać się od razu na front. Byłoby może zatem sensowne urządzić u nas coŁ w rodzaju punktu zbornego. Z tych żołnierzy na pewno da się sformować zdolne do boju jednostki.

- Czy zaopiekowałby się pan nimi. Wagner0

- OczywiŁcie, bardzo chętnie, przynajmniej od strony ideologi-cznej. Co skutecznie wzbudziłoby w nich zapał do walki.

- Brzmi to całkiem nieźle.

Należała mu się ta pochwała. Była to woda na jego młyn.

- Trzeba by także przyjąć - ciągnął Wagner - że podczas naszej akcji stan osobowy danej placówki nie tylko zmniejszyłby się o poło-wę. lecz i sama placówka jako w pełni nieprzydatna musiałaby ulec całkowitemu rozwiązaniu.

- Jak pan to sobie, kolego Wagner, wyobraża?

- A więc magazyny z prowiantem są rozproszone, w pewnym

oddaleniu znajdują się składy amunicji i temu podobne. Wszystko to powinno leżeć blisko siebie. Personel będzie dyspozycyjny, zapasy przejmie.ny my.

„ Kapitalnie. Wagner! Taka pochwała w ustach von Ver-

weisera była niezwykłą rzadkoŁcią i upoważniała do nadziei na awans. W istocie ta nadzieja w niedługim czasie się spełniła.

- Istotnie godne jest to uwagi - przytaknął kapitan Tausch-muller, poczuł się jednak zobowiązany do ostrożnego sformułowania własnych przemyŁleń. - Ale sądzę, że tego rodzaju rozszerzenie za-kresu działań przy obecnej organizacji naszego obozu nastręczyłoby mnóstwo r.rudnoŁci. Bardzo by to nas mogło zdekoncentrować.

309

Wy^^;ct.i'ohy ,;<i” .i/. /Ź'_' dążymy do powieszenia stanu naszego per-.'> ori cl i; u o w'(.' d c,'c:! o.

„i'c zLi,'”.-; „<;c zbędne. mój orosi stwierdził von Yerweiser. M.-i ny pr.^ec-.cz .iwego rodzaju rezerwę, po która w razie czego n”i07cmy sięgnąć. Mam tu na myŁli naszego porucznika Lahrmanna;

ten oficer ^'ic.oK.-oimc wykazał się Jak'o zdo/ny praktyk wojskowy. i7 ,cyt ta tiiKZc ,c;io żona. która do te] pory znakomicie się orien-towaia. w jaki sposób wprowadzić do akcji powierzone Jej pomoc-nice sztabowe.

Wszyscy ohecn. skłonili głowy, jak gdyby zaakceptowali te'ii genialny poi^ys,'. ; szybkę postarali się zapomnieć, że przed kilkoma dniami sfo;-rnii;o\\cino stanowczo pogiad zupełnie inny w kwestii wykor/ysianici owe; na”} nui^criskiej \\' tej samej placówce. A wyni-kało to z tego, ic mezwykie czas;' wymagają niezwykłych Łrodków.

- Ale c. dwoje, panie !;cneralc. inaia jeszcze przed sobą trzy dni / UK zwanego mioaowego miesiąca powiedział kapitan. - Czy możemy ich w;cc /'atrzymac'.'

`”eraz będą ;Jtaj potrzebni.

Prawie doKtadme o północy zebrała się wokół odkrytego tarasu kasyna pierwsza dwusetka wyprawianych na front żołnierzy. Na biegnącej Łrodkiem obo/u i.liCy staio z wyłączonymi silnikami dzie-sięć ciężarówek marki ..Henscncl”. a także stary, doŁć sfatygowany mercedes przydzielony podporucznikowi Kerstenowi. Ze względu na zagrożenie boiroardowaniem me paliły się żadne Łwiatła, Łwiecił tylko Księżyc, iworzac upiorną scenerię.

Wtecv w otoczeń;;.! swoich maiorów. stąpając równym, uroczys-tym krokiem, pojawi:,' się na tarasie generał von Yerweiser. Z,a nim:

TauschiTiuiler. Wagner. Pnewitt.

PoGporuczmk Kersten wydał komendę: - BacznoŁć! Na. prawo

patrz! - ?o czym postąpił w stronę von Verweisera.—Melduję posłusznie, panie genera:e. oddział bojowy gotowy do wymarszu!

Dz.ękJJę. panie podporuczni.<u. - Z kolei von Yerweiser

zwrócił się do żołnierzy: Żołnierze! wykrzyknął. - OtrzymaliŁcie tutaj twarde i szeroko zaKrojone przeszkolenie bojowe i sprawdziliŁ-cie się; Umożliwi wam ono przeciwstawienie się wszelkim burzom dziejowym. Niebezpieczeństwo czyha tylko na źle wyszkolonych. niedoŁwiadczonych, partaczy, kunktatorów i niedowiarków. A wy się do nich nie zaliczacie.

Generał w dalszym ciągu: - Żołnierze, nastały ciężkie czasy,

310

naszego per-

n Yerweiser.

` razie czego

Lahrmanna;

`k wojskowy.

cię się orien-

ie jej pomoc-

;eptowali te'n

>rzed kilkoma

ny w kwestii

»vvce. A wyni-

ych Łrodków.

sobą trzy dni

ipitan. Czy

krytego tarasu

żołnierzy. Na

silnikami dzie-

>ć sfatygowany

Ze względu na

Łwiatła, Łwiecił

vnym. uroczys-

veiser. Za nim:

oŁć! Na. prawo

sra. - Melduję

do wymarszu!

von Yerweiser

- OtrzymaliŁcie /e i sprawdziliŁ-szelkini burzom

wyszkolonych.

iviarków. A wy

y ciężkie czasy.

bezlitosne. Przypadły nam w udziale. Wiemy tylko jedno, że obecnie gra idzie o wszystko, o obronę kraju Łwiata zachodniego, naszego wielkoniemieckiego narodu, ukochanych stron ojczystych. I obronę tę winniŁmy naszym matkom, żonom i dzieciom.

I kończąc: - Żołnierze! Musimy spełniać ten nasz przeklęty obowiązek, tę naszą powinnoŁć. Będziemy ponosić wszelkie, niewy-obrażalne wręcz ofiary, jakich się od nas wymaga. Od was i ode mnie! Będziemy kroczyć niezmiennie tą naszą drogą również wte-dy, gdy zaznamy niedostatku i zajdzie potrzeba złożenia najwyższej ofiary. A zatem, żołnierze, nie możemy już dłużej zwlekać! Powo-dzenia!

- BacznoŁć! - wykrzyknął podporucznik do swoich ludzi. - Do pojazdów marsz! - Następnie podniósł rękę gestem pozdrowienia w kierunku generała i właŁnie zamierzał udać się do swojego wozu.

- Jeszcze słówko, Kersten - powiedział von Yerweiser.

Podporucznik podszedł do niego, stanął przed nim na bacznoŁć i spojrzał generałowi prosto w oczy.

- Kersten. mój drogi, czy naprawdę jest pan już teraz zadowo-lony?

- Całkowicie i bez reszty, panie generale! - zapewnił podporu-cznik z całą szczeroŁcią.

- Chciałem, Konstantinie, coŁ dla pana zrobić i chciałbym zro-bić jeszcze więcej. W o wiele ważniejszej sprawie! Może pewnego dnia pojmie pan, co mnie podczas naszego zetknięcia się poruszyło.

- Cokolwiek by to było, panie generale, jest dobrze, jak jest. Dziękuję panu za zaufanie, za skierowanie mnie na front. Będę robił, co tylko potrafię, by okazać się godnym tego zaszczytnego wyróżnienia.

Generał wyciągnął ku niemu prawą rękę. którą ten ujął z całą mocą. Popatrzyli na siebie przez dobrych kilka sekund, generał: jak ojciec na syna, obydwaj: jak bohater na bohatera.

Potem Kersten udał się spiesznie do swoich ludzi, von Yerweiser zaŁ podążył do swego gabinetu, usiadł przy biurku, wsparł głowę obydwiema rękoma i pogrążony w myŁlach wlepił wzrok w skórzaną podkładkę do pisania.

Priewitt przyniósł szampana. Von Yerweiser wzniósł pierwszy kielich ku niebu, przybrawszy postawę zasadniczą, i wypił go jednym haustem.

Po czym wyznał swojemu wiernemu Priewittowi: - To wszystko, mój drogi, wymaga od nas najwyższej umiejętnoŁci panowania nad sobą.

311

Priewitt i nalał szam

i\ powiedział po oliwili zauważyłeŁ chyba,

;zas nie wypowiedziałem pod adresem naczel-

Viktor. wygłaszając mowę pożegnalna do wymaszerowujacego na front oddziału, ani razu nie wspomniał nawet o Fuhrerze.

- Ostatnio jednak odnoszę niekiedy fatalne wrażenie, że ten człowiek nie zdaje już sobie sprawy, czym rzeczywiŁcie dysponuje w swoim Wehrmachcie. Wygląda na to. że jest nawet gotów do nadmiernego wykorzystywania najlepszych oficerów, chciałby ich rozpalić do białoŁci, wywołać w nich cos w rodzaju upojenia Łmier-cią. Podobnie rzecz się ma z tym wspaniałym Kerstenem. który mógłby być moim synem. I to skłania mnie do głębokiej zadumy.

Priewitt miał zwyczaj pomijać milczeniem takie wypowiedzi. Zawdzięczał temu owa jedyna w swoim rodzaju, nietypowa, niezależ-na pozycję.

Następnego wieczoru von Verweiser podjął w kasynie malżon-że zareagowaliŁcie tak szybko na moje wezwanie. OtrzymaliŁmy tym-czasem niezwykle ważne zadania. Będziemy je wykonywali w wy-Jedli prawic w milczeniu, bez żadnej przyjemnoŁci. Tym bardziej odczuwali brak muzyki towarzyszącej zazwyczaj posiłkom. Muzycy z orkiestry kameralnej udawali się właŁnie na front.

Podczas deseru generał pochylił się konfidencjonalnie w stronę pani Lahrmann-Klarteld. Bardzo by mi było przyjemnie, wielce szanowna pani. gdybym mógł znowu na panią liczyć. Jedynie pani potrafi zarządzać skutecznie naszymi pomocnicami sztabowymi. Pa-ni zastępczyni, panna Mauerland. mówiąc szczerze, nic daje sobie

) starszy sierżant

`parł się w fotelu

)letniego powier-

iiuważyłeŁ chyba.

l adresem naczel-

Lijącego jego po-

mówiło. że jego

zerowującego na

^ihrerze.

wrażenie, że ten

wiŁcie dysponuje

lawet gotów do

iw. chciałby ich

i upojenia smier-

Lerstenem. który

ębokiej zadumy.

kie wypowiedzi.

;ypowa. niezależ-

kasvnie matżon-

deczna.

powitanie. Ja.

mównic oglądać!

l. Dziękuję więc.

rzymaliŁrny tym-

konywali w wy-

laszej wspólnoty

Źezygnować.

ci. Tym bardziej

siłkom. Muzycy

t.

)nalnie w stronę

zyjemnie. wielce

yć. Jedynie pani

sztabowymi. Pa-

, nic daje sobie

z tym rady. JeŁli chodzi o kwalifikacY. :-:;c i;or.'wnu!e ona pani. nawet w przybliżenia.

^ Jeżeli mogę panu służyć rada. pa;-;K- A-`e:'a;e. panna Mauer-land powinna być niezwłocznie pr/\i;/]J.i Ź:.! ... `ak;e;kolwiek inneJ jednostki.

Załatwione, łaskawa pani. .les/cz; chwiic ze sobą poszeptali. ^ Spełnię chętnie każde pani życ/en;e. ;e/J! „.ik.' hędę mógł liezvć na owocne współdziałanie z pani S!!'O!'P.. (.'/v `”ii,'Ź'_'! h\'n cos jeszcze dla pani uczynić'.'

- Chodzi o drobiazg, panie generale. Chciałabym prosić, by oszczędzono mi bezpoŁredniego ko:'!t;i:'.;;; ,: pe'--, na osoba, na której bardzo się zawiodłam.

Viktor von Ycrweiser zdawa} snbi,; `.p;-;iv.e. że Erika ma na myŁli kapitana Tauschmiiiiera.

- Pani. inoja droga, będzie nc/v;\isi-;e piKiiegala bezpoŁrednio mnie zapewnił ja. ^ Służbowych konl.ir Ź,..”.\ / wiadoma osoba nie da się wprawdzie uniknąć. po^t;'.:';;;Ti się `.'-.inak OÓiraniczyć je do minimum.

- Dziękuję, panie generale pow;-:.!/!; !,! Frika. obrzucając Tauschmiiiiera ukradkowym spo; rżeniem.

Gdy pokonano i tę przeszkoJe. \on \'.;-Ź.>.,:;^,'r. już rozluźniony. zwrócił się do porucznika LLihm-ianna:

- Na panu mogłem zawsze polegać. Ohecrie czeka pana jednak akcja wymagająca największego poŁwiecenia. Będzie pan przez wiele dni w drodze, będzie się pan często styka) z drażliwymi problemami. które wymagają ogromnej siły Jucha. \Li;-;; nad/ieje. że pan temu podoła! Czy pan również żywi taka nadzieję'.'

- Jak najbardziej, panie generale! zapewnił Lahrmann w bo-hatersko-naiwny sposób.

Tak więc prawic wszystko zo-Maio Liohr/e zaaranżowane.

W kwaterze głównej feldmarszałka WoJe^k; v\ydziai specjalny:

akcja nadzwyczajna starszy szeregom i^ ^::^_^;' z;,:;nowal się na-pływającymi prawie codziennie z c.^.ri.'! o, \-\\ei meldunkami o uzyskanych wynikach. Brzmiai\ o.-.e .'. r,:_/: w-^jianiale. wywołując u Singera narastający wciąż niepokoi.

Gdy więc pewnego wieczoru przedkw1 pnskownikowi Schlum-

bergerowi meldunek o wykonaniu w \ sianie szeŁćdziesięciu żołnie-rzy na front, umieszczenie czterdziestu w obozie przejŁciowym, roz-313

-3JOBZ nued fe^Bf `Tp^zszJd ASUT?ZS auMsdBZ ued pnzJpo 3i^[ -ŹŹŹ3(hd3isod 3is imiu z 3iupz3Z3q v[T3i oż3Z3

-B(p `sfefod teSoui 3iu AZJO!?! `q3fs^pnJq q3Aus3zazs3iu `q3Auoz3qz3iu q3^ o 3(SAiuod siqos Apż 3\v „uo-us qoi?[isAzsA\ aż pEAUpzJiso UIAI AzJd 3is iiu aizpMzJd sz `n?(iuA\o?[{nd aiuBd `suozan^^MSi^ -^0?(SlA\OUtUS 3UUIOJ-5[S 3UA\3d ni Sfefez I Ż1J3JO fefoUI

BU 3Bis,<ZJd ^uuo{5[s ued i<q{Xq Xz3 ŹSfniu9Z3Jd3J i5(Bf `pte[Sod ued t]9izpod auMsd^z \ -3Aq miu azoiu .<pzB)( aiu ^qAq3 Ź3[oprd UIAI EU

felSI]flJ31BUI UII^pIM UIIUIBISO ISSf `J9żUIS `Ufd V `^1SI]T'3pI `I3SO?[Zpn] BlSIOEfAZJd `B1EIA\S BZ3BIA\BJdEU 3BA\Bpn ifoEniAs nfBZpOJ 0ż91 M Aq

`nsuas ogszsfsiumrBu ^fupaf BUI 31^ `O?[ZJOż 01 iuiZJq :iu3iu3Z3uo?[

-BZ rsC LUI5(]31M p9ZJd ŹŹŹ.^ufoM IUp3ZSA\od U3IZp Bpfe{ż.<A\ y[P,^ -`ibuv,:i3\oi foi^surd ?[3in)[s^\\ `Ap3{q SIIIBS

31 3(B1S fefBIUpdod I `I.fo^B Op IA\010ż fes 3IMOJ31T?qOq 13 Z^J3ł ^ \\\0p

-ż{q nui3i?(zpn( npAz q3Aofefezt?JżBz i qoA3fetaBJ3ZJd f9izpJrqfeu `BIU

-aiupOMOpn op q3AA\[(zom ait?i ais ouozozsndoQ `afeuJBgrz Łis sfBp O^IIAI oo `O^ISAZSAY BiuJfgBZ MO{ndnJ-?(s q3Aupfz z3q AJOI?[ `niusp^i

-nUI3U^IZp9IA\Odp03IU [A\0->[9tA\0{Z3 SIUfpBZ ^IS BZJ3IA\Od Apż `SfolZp SlS )(BJ, Ź9UBUZ 9IUq33ZSMOd lS9f ^{AZJ^p^ 11IE1 91S 03 `OJ_ ^n^IUMO?]

-pd 3IUBd >og^I>[S[B^U^JdLUB5I nzoq0 .<Z3A1 Z33ZJ IISSf 13A\BN -Ź^szoui oi?[ sis fniBJ” :qsBq

[SAUI A\ `;)BA\OSUriSAp 3IS 3BMOqOJd 3U33 fe->[[3ZSA\ BZ AZ3;BU BIU3Z3

-ZSIUZ I1żJO f9) p0 `pZS A\ TpBdM AUOZ3I3AA\Z .^'ÓV^ `LU3JOin'5(9Zż3 mAUBż^qn3lU 5lS SfPlS B3Z3pAA\Z AU(fniU9A\3 Ź0'5(1SAZSM BIUB{q3M 9JiOY\ ŹlU9{'5(9ld 9IZ^J r9M03UO-5( A\ łS9f `J9żUIS `T'ufoA\ BpZ^-)} -^OIZpfJBZ feJBIUI feUpBZ nui91 9IS Bp 9IU 9Z `n5(lUA\05((nd 9IUrd `UBd BZPA\fl -ŹAp^{żBZ BIU9IS9IU 3Żq3 `IUq3ZJ9IA\Od T'U 5lS BIUT?UIAZJin Op OSOUZfep UISZBJ^Z E `SSOUpEJ

-odsiu izpn; 3fnzAJ3ił[BJEq3 aiSBza iu,<i ^ `msi^pBdn fefBZBJżBz `I[OA\

OSsf p0 ĄIS fefelUZ3^Z9IUn `B?13IA\O^Z3 I]OJ1U05[ fSU^UJJOU pods 5lS fefe5(AUIAA\ l”(SIA\Bfz 3UqOpOJ ŹXufOM 9IZBJ fSIUlBlSO A\ ŻIS 0{^ZJBpAZJd 3ZSA\BZ 0ż3I^Bł SO^ ŹpSOA\0{pIA\BJd r3Uin(OSqf UI3pE}i(XzJd 05[(A1 f9UIBS AZ33ZJ M ISSf - 0ż3U(BJ9U9ż nqBlZS ?[IUMO'>[{nd fel3SOA\lIZB(q

-Od Z {IUSBfAA\ - [żOJp fOlU ŹUI3A\PT'UBA\ T'IS3J5(0 UTSd 03 `OJ, -ŹJ3żuis 3żBA\zOJ pod nui ppod -

^OAIOBUBM 3UZ3A1UBżIż 3ISU3S OlXuA\3d M Oł !S3r 3IU AZ^ -

iOJOdg - :{->[3ZJpO

`nAMZpOd 0ż3UA\3d Z3q 3IU 30q3 `3IU13q331U V7[”>[3\ Z Ź>[IUA\0'>[{nj

^izptes Lu.<ł o uvd

03 - :lSOJdA\ Og ^lAdBZ - fIUBZpfeZJBZ 5[3A\03Bld qOOA\p 3IUBZfelA\

wprost: - Co

ego podziwu,

ie wariactwo?

wyjaŁnił z po-

rzeczy samej

ikiego zawsze

iska wymykają

]ą się od jego

ije ludzi niepo-

wierzchni. chęć

ię temu żadną

piekłem, które

; nieubłaganym

tej orgii znisz-

isować, w myŁl

iego, panie puł-

e znane. Tak się

powiedzialnemu.

izystko, co tylko

L do udowodnie-

LI ludzkiemu blę-

opełniają stale te

d wielkim jej za-

nniejszego sensu,

wiata, przyjaciela

;lkim materialistą

zapewne podziela

onny przystać na

3?

fjdzie mi się przy

e pomyŁlę o tych

mogą pojąć, dla-

, jaką panu zaofe-

rowałem. A więc poniesie pan łaskawie okreŁlone konsekwencje i skończy z występowaniem w roli interpretatora i tłumacza snów. w roli znawcy i wyznawcy. Niech pan zmyje tę szminkę jak najszyb-ciej. człowieku. My, a pan nie mniej ode mnie, nie mamy w tym totalnie rozpętanym piekle innego wyboru niż przebrnąć przez to coraz wyżej piętrzące się błoto, by nas do reszty nie zapaskudziło. A może ma pan inny sposób pozwalający nam na ominięcie tego bagna, z wykluczeniem oczywiŁcie samobójstwa?

Sebastian Singer musiał przyznać, że nie znajduje na to od-powiedzi.

Dokładnie i zgodnie z wymogami sztabowymi przygotowywane

akcje przez elitę kampfentalską dały wyniki przewyższające osiąg-nięcia ..konkurencji”.

W północnych i wschodnich skrawkach Wielkich Niemiec ope-

rował bowiem generał von Unruh. zwany przez wychwytywanych żołnierzy obrony terytorialnej ..bohaterem”, mając wyznaczone takie samo zadanie jak generał von Yerweiser działający na południu i zachodzie. Było to całkiem trafne okreŁlenie, które oczywiŁcie uradowało von Yerweisera.

Podczas gdy von Unruh prowadził akcję osobiŁcie, w otoczeniu małej grupki ludzi, to generał von Verweiser rozgrywał ją posługując się swoim całym, doskonale zgranym aparatem. Tylko w nielicznych wypadkach brał w niej sam udział, kiedy to dowódcy wyższego szczebla chcieli z uporem postawić na swoim. Za każdym razem kończyło się to zdecydowanym sukcesem generała - czuło się jakby rękę samego boga wojny!

Zupełnie inaczej rzecz się miała z oficerami sztabu von Ver-weisera. z których każdy spełniał bez reszty pokładane w nim na-dzieje. I tak majorowie opracowali program ..nieustającej akcji”. który wraz z. Lahrmannem skutecznie wprowadzali w życie. W myŁl strategii pruskiej armii: maszerować oddzielnie walczyć wspólnie. Tu: zabijać!

W ten sposób udało się im. przy odpowiednim zaangażowaniu się w sprawę, odwiedzić w ciągu zaledwie jednego dnia ..trzy placów-ki jedną po drugiej”. Dzięki organizacji von Yerweisera można było co tydzień odstawiać na front pięciuset pozbawionych dotąd tej możliwoŁci żołnierzy. Zatem w ciągu miesiąca liczba ta znacznie się powiększyła i wynosiła dwa tysiące ludzi. Można było z tego wy-stawiać nowe dywizje.

Nieco ponad potowa ..ujętych” była na bieżąco transportowana do pociągu. Resztę przewożono do obozu zbiorczego w Kampfental,

315

gdzie delikwenci dostawali się w ręce porucznika Wagnera. Ten reprezentował sobą wysoką klasę, w pełni się sprawdziwszy jako oficer liniowy; wystawiał jednostki bojowe piechoty w sile kompanii, starając się o najlepsze ich uzbrojenie, nie zaniedbując zarazem wy-posażenia ducha wspomaganego cytatami z łaciny jak też z wypo-wiedzi Fuhrera. W ten sposób przygotowani przez niego do akcji ludzie znosili to wszystko z niewysłowioną prostodusznoŁcią.

Stan materiałów, przede wszystkim zaprowiantowania. ale także uzbrojenia i amunicji, zwiększał się nieustannie w obozie kamp-fentalskim w wyniku rozwiązywania całych placówek wraz z ich administracją i przekazywania obozowi posiadanych przez nie za-pasów.

Również park samochodowy obozu w Kampfental zwiększył się wydatnie, co pociągało za sobą koniecznoŁć wykonania większego zbiornika na benzynę na dawnym boisku piłki nożnej. Pojazdy, które otrzymali kampfentalczycy ze względu na zadania zwiadowcze, zabezpieczające, przeprowadzanie inspekcji, zapewnianie łącznoŁci i transportu - były fabrycznie nowe.

Wszystko to stało się możliwe dzięki wyraźnemu rozkazowi

Fiihrera: ..Żądania tej placówki należy traktować jako moje. Muszą być realizowane jak najszybciej i w pierwszej kolejnoŁci”.

Generał von Yerweiser mógł zatem zameldować feldmarszałko-wi Wedellowi o fenomenalnych wynikach. Feldmarszałek wyraził mu swoje uznanie w serdecznych słowach, choć w jego głosie pobrzmie-wało zmęczenie. - Poinformuję o tym Fuhrera.

Co też się stało. Fuhrer osobiŁcie zatelefonował do Yerweisera:

- Tak trzymać, drogi generale! Dobrze pan służy narodowi i ojczyź-nie. Pan i pańscy ludzie mogą liczyć na moją wdzięcznoŁć.

I nie były to słowa rzucone na wiatr. Obydwaj majorowie

zostali awansowani do stopnia podpułkownika. Kapitana Tausch-mullera można było odtąd tytułować majorem. Również porucznik Wagner ucieszył się z wyższego stopnia służbowego: kapitana. Lahr-mann zresztą także. Starszy sierżant sztabowy Schulz otrzymał Wo-jenny Krzyż Zasługi I klasy z Mieczami. Gernerowi przypadł w udziale bez Mieczy, można mu było jednak pogratulować awansu na sierżanta. Należy ponadto dodać: pułkownik Schlumberger otrzy-mał stopień generała. Przez chwilę miał pokusę, by wystąpić z wnio-skiem o awans na kaprala dl.i si^rsA-^o s/crcgowca Singera. Ale jej nie uległ.

W Kampfentalu odhylci ^- .' .. , .i\\ansow wielka uroczys-316

ka Wagnera. Ten

sprawdziwszy jako

[y w sile kompanii,

bujać zarazem wy-

ly jak też z wypo-

Źzez niego do akcji

,todusznoŁcią.

.ntowania, ale także

e w obozie kamp-

acówek wraz z ich

mych przez nie za-

pfental zwiększył się

wykonania większego

tki nożnej. Pojazdy,

zadania zwiadowcze.

apewnianie łącznoŁci

`yrażnemu rozkazowi

`ać jako moje. Muszą

kolejnoŁci”.

dować feldmarszałko-

marszałek wyraził mu

jego glosie pobrzmie-

wa.

mowal do Yerweisera:

.iży narodowi i ojczyż-

ją wdzięcznoŁć,

Obydwaj majorowie

ika. Kapitana Tausch-

m. Również porucznik

owego: kapitana. Lahr-

y Schulz otrzymał Wo-

i. Gernerowi przypadł

k pogratulować awansu

nik Schlumberger otrzy-

Jsę. by wystąpić z wnio-

regowca Singera. Ale jej

wansów wielka uroczys-

toŁć w kasynie. Jednak prawie nikt nie był z tej okazji zadowolony ani tym bardziej szczęŁliwy.

Jedynie Łwieżo upieczony kapitan Wagner czuł się jak zwykle w swoim żywiole. - ..Moritur et ridet” - wypowiedział - zwykli byli mawiać starzy Rzymianie, co w tłumaczeniu znaczy: „Umieraj ze Łmiechem!” Z pewnoŁcią demonstrowali w ten sposób swój heroizm i radoŁć życia! Mimo wszystko.

Końcowy przebieg wydarzeń

W kilka tygodni później wojna ta oficjalnie się zakończyła. W miarę upływu czasu przerażająco zmieniał się jej obraz, odbijający się niczym w krzywym zwierciadle, dominujący nad tymi, którzy ją prowadzili.

Feldmarszałek Wedell nie mógł przeżyć totalnego załamania się Wielkoniemieckiej Rzeszy, końca swego żołnierskiego życia, upadku powierzonych mu armii - szukał Łmierci. Zastrzelił się z pistoletu służbowego. Fuhrer wydał instrukcję, by w jego obecnoŁci nigdy odtąd nie wymieniać nazwiska tego człowieka.

Podporucznik Kersten padł w walce zaraz podczas pierwszej akcji na coraz bardziej kruszącym się froncie wschodnim. SpoŁród gradu pocisków jeden ugodził go w brzuch. Pomimo to zagrzewał jeszcze do walki swoich ludzi: - Naprzód, naprzód, żołnierze! - Prze-czołgali się obok niego w kierunku wroga, a on kategorycznie od-mawiał jakiejkolwiek pomocy. Konał w cierpieniach parę godzin.

Starszy sierżant Heinz zakończył swój zdeklarowanie żołnierski żywot w bezpoŁredniej bliskoŁci podporucznika. Rozszarpał go gra-nat. zniekształcając ciało sierżanta nie do poznania.

SpoŁród dwustu ludzi podporucznika, wybornie przeszkolonych w obozie kampfentalskim, pozostało przy życiu po tym pierwszym ataku niewiele ponad pięćdziesięciu. Zrażeni niepowodzeniem próbo-wali się wycofać. SpoŁród tej reszty zdołało przeżyć nieco ponad dwa tuziny. Niektórzy z nich po dłuższym już czasie uwierzyli, że może to być powód do dumy: powtarzano sobie z ust do ust rozpowszechniane przez nich opowieŁci o przeżyciach frontowych.

..Chory” kapitan lekarz, doktor Kónigsberger w ciągu jednej nocy wyzdrowiał. W szpitalu zakaźnym generała lekarza - jego nauczyciela darzącego go ojcowskim uczuciem - do którego Kónigs-bergera przywieziono, pracował ofiarnie, oddając się bez reszty swo-im pacjentom. Nabawił się jednak przy tym ciężkiej choroby zakaż-317

nej. Zmarł dokładnie w tyir. dniu. v. którym ogłoszono onci.Jnie kapitulację wieiKonienueckiego Wenrmachtu 9 maj;, 1^45 roku.

Major Tauschmiiller na kilka d.ii przed wkroczeniem Amery-kanów przekazał obóz kampfeni-alski kapitanowi L. a.h nn a'-.nowi z rozkazem bronienia go. OŁwiadczył on. ze na speciaine poicecnie pana generała musi udać się na front. W rzeczywistoŁci ,cdnak pojechał do owego szpitaia wojsKOwego. w którym iego żona pełniła funkcję siostry przełożonej. Tam /rzucił mundur ; odgrywał rolę pielęgniarza.

Kapitan Lahrmann domagał się od żony EriKi. z ^lomu Marun-ke, wdowy po hrabim Klarfeldzie. by schroiTia s.ę \v ukims bez-piecznym miejscu. Ulegając namowom męża odnalazta obecny adres pani Tauschmuller. która przyjęła ja z wyrozumiałoŁcią osłabiona jednak lekką rezerwa. Wspólnie, a można powieaz.ec harmonijnie przeżyły one zakończenie wojny.

W kilka lat później, w roku Wh. zmarła pani Tauschmuller;

Łmiercią naturalną, choć przyczyna zgoni.. nigdy w peim me zosta-ła wyjaŁniona. Po okresie żałoby wdowiec po mci i spadkobierca, były major, ożenił się ponownie, a mianowicie z Enka. Już ;ako dyrektor i właŁciciel rozwijającej się ciągle fabryki drobnych wy-robów metalowych, które wkrótce staiy się towarem bardzo po-szukiwanym.

Ślub odbył się bez komplikacji. lonieuL.z Erika już od dawna była wdową. Heinrich Lahrmann bowiem rzeczywiŁcie próbował zgodnie z rozkazem obronić obóz v. Kampfentak. przed ;iacicraJacy-mi przy użyciu czołgów Amerykanami. S;a'. wówczas z hn-nia w rę-ku przy głównej bramie, mając za sobą z lewa i prawa garstkę żołnierzy uzbrojonych w karabiny maszynowe. Zdoła; po iiohatersku wykrzyknąć: - Tylko po moim trupie. Śmierć dosięgła go szybko.

Starszy szeregowiec Singcr zdołał wycofać się w porę wespół z Barbarą Wedell. Udali się do siost/y ,e; ojca. wiaŁcicieiki okazałe-go domu w pobliżu Schonsau.

Początkowo Singer działał ;u w charaKierze administrator;- ao-mu. ogrodnika i kierowcy. Zamieszkał w tymże uomu oficer amery-kańskiej armii okupacyjnej i wszystkici-i m.eszkańcow wziął pod lu-pę; upodobał sobie Smgera. tez darzącego go sympatie;.. którego ojciec został zamordowany przez nazistow. a którego narzeczone] nie można było w żadnym wypadku obciążać wmą za prawdopodobne występki bądź przestepsiwa je] ojca. dowódcy Si.iicrowsKicn wojsk, człowieka szukającego oczyszczenia w s;”,'.,c;'ci samobójcze'. Na siu-318

bie tych dwojga młodych Amerykanin nie odmówił sobie przyjemno-Łci wystąpienia w roli Łwiadka.

Melania Mauerland nie pozostawiła po sobie prawie żadnych Łladów. Podobno w 1950 roku umarła na raka.

Von Verweiser, zawsze dobry strateg, wycofał się w samą porę. Wylądował razem z Priewittem u siostry swojej ukochanej matki, która w południowo-zachodniej częŁci tej resztki Niemiec posiadała majątek ziemski. Przyjęła go jak najserdeczniej, co z pewnoŁcią należy przypisać również temu, że przyjazd swój poprzedził swego rodzaju awangardą w postaci dziesięciu rasowych koni hodowla-nych, w momencie gdy obóz kampfentalski musiał zmienić swoją funkcję.

Stajnia wyŁcigowa, założona w majątku przez Viktora von Ver-weisera, zaczęła szybko przynosić sukcesy, a ponadto wpływy dewi-zowe. Co hodowca koni musiał skwitować z prawdziwym aplauzem.

- Konie - powiedział - to najlepsi ludzie, najszlachetniejsi oficero-wie.

Kilka lat później, kiedy nastawieni patriotycznie żołnierze wy-czuli, że klimat powojenny ulega zmianie, zwrócili się do wielkiego generała z nowymi żądaniami o charakterze narodowym. Poproszo-no go, by zabrał głos na zebraniach stowarzyszeń żołnierzy, wetera-nów i obrońców ojczyzny. Związek Wypędzonych chciał zapewnić sobie jego udział w swoich spotkaniach. Co najmniej trzech wydaw-ców usiłowało go skłonić do napisania wspomnień. Proponowany tytuł: „Nie ma to jak być żołnierzem”. A w dodatku - przeciwko Hitlerowi; i tak już było stale.

Von Verweiser odrzucał jednak stanowczo wszystkie te propo-zycje. - OŁmieliłem się poŁwięcić ojczyźnie wszystkie moje siły po to, by się przekonać, że moja ofiara była bez sensu. Taka rzecz może człowiekowi raz na zawsze zamknąć usta.

Byli podpułkownicy Kastor i Pollandt doŁć krótko przebywali w amerykańskiej niewoli. Ulokowano ich w dawnych koszarach strzelców alpejskich w Garmisch. gdzie zyskali przychylnoŁć prowa-dzących przesłuchania oficerów CIC* - dlatego mianowicie, że wy-kazali wielką gotowoŁć do współpracy. Sporządzony przez nich pier-wszy ..memoriał” spotkał się z ogromnym zainteresowaniem i zawę-drował nawet do Kwatery Głównej Armii Amerykańskiej we Frank-furcie, gdzie orzeczono, że zawiera mnóstwo informacji. Óączyło się to z najnowszym rozwojem sytuacji, z której wynikała wzmagająca

* CIC - Counter-Intelligence Center OŁrodek Kontrwywiadu (przyp. tłum.). 319

się coraz bardziej nieufnoŁć Amerykanów do Sowietów. A we wszy-stkich kwestiach, jakie się z tym wiązały, byli oni fachowcami.

Jako tak zwani wolni współpracownicy działali na rzecz amery-kańskich okupantów i za swoje zasługi w porównaniu z ówczes-n\mi w\nagrodzeniami w Niemczech Zachodnich byli sowicie opłacani. \V końcu Kastor zdecydował się na uniwersytet i w okreŁ-lonym czasie został profesorem niemieckiej filozofii klasycznej w Tii-binaen. Doceniał Kanta. Herdera i Hegla. odrzucał Nietzschego. Heideggera i Jaspersa. Pollandta pociągała hardziej praktyka, został więc dyrektorem fabryki samochodów ciężarowych w Essen, która w kilka lat później zaczęła również produkować czołgi.

O pozostałych współtwórcach tych dramatycznych wydarzeń nic specjalnie ciekawego nie da się powiedzieć. Były starszy kapral Ger-ner. króiko przed zakończeniem wojny awansowany do stopnia sier-żanta. próbował zaczepić się w Monachium jako właŁciciel nocnego lokalu, sutener. sprzedawca automatów klozetowych, handlarz, wód-ka. a nawet ia'.s0 kucharz. Wszystko to raczej bez. efektu: kilka razy splajtował i wskutek absolutnej błahostki popadł w konflikt z pra-wem. W końcu wylądował w charakterze szefa smażalni kurcząt i restauracji. Tam wreszcie poczuł się całkiem nieźle.

B\l\ stai'sz\ sierżant sztabowy Schulz zajmował się początkowo sprzedażą uzyw.i.uch pojazdów samochodowych, nieprzydatnych już dla Wehrmachlu. Później objął przedstawicielstwo firmy samochodo-wej na okręg R.osenheim. Tam rozpoczął od garażu naprawczego. w którym prowadził również sprzedaż, oraz. od stacji benzynowej. Jednak JUŻ po kilku latach stał się posiadaczem dużego warsztatu jak też dwóch s-.acji' benzynowych, położonych przy autostradzie Monachium Salzbure i zatrudniał ponad pięćdziesiąt osób. Pracow-ników swoich, według całkowicie wiarygodnych informacji, solidnie pędził do roboty.

Schlumberger. awansowany ostatnio do stopnia generała majo-ra. nie próbował w najmniejszej bodaj mierze stronić od tak zwanej rzeczywistoŁci owych czasów. Został wzięty do niewoli i spędził prawie dwa lata w brytyjskim obozie specjalnym na południe od Londynu. Tam. z właŁciwa sobie skłonnoŁcią do pcrfekcjonizmu. nauczył się języka angielskiego i studiował literaturę prawnicza.

Po zwolnieniu z obozu udał się do siostry, której maż. tak jak przedtem, był właŁcicielem dobrze prosperującej fabryki papieru ko-ło Wuppertalu. Otrzymana od nich pomoc finansowa umożliwiła generałowi wstąpienie na uniwersytet. Mając czterdziestkę osiągnął tytuł doktora praw. Z odznaczeniem.

320

Doktor nauk prawniczych Schlumbergcr rozpoczął. nie odno-

sząc specjalnych sukcesów. praktykę adwokacka. Wyspecjalizował się \\ pro\vad/eniu spraw dol\czac\c!' właŁciwie wymierzanej od-powiedzialnoŁci ora/ roszczeń rcpa;'ac\'n\ch osób przeŁladowanych

politycznie.

l dlatego też nie zawahał się zastosować do otrzymanego wkrót-ce wezwania: nowo powstała Bundesweh-a potraktowała je jako pilne potrzebowała Schlumbcrgera. Przyjęio go `.o sztabu ówczes-nego ministerstwa obrony i był tam zatrudniony przez wiele lat;

także przy kolejnych szefach. Wysoko ceniony jako pierwszorzędny fachowiec i człowiek dążący zaws/e do kompromisu. Przewidziano dla niego stanowisko ..pierwszego żołnierza” te; republik', czyli ge-neralnego inspektora.

Wagner, dawny z krwi i koŁci nazista. kapitar piechoty, był na

tyle mądry, że na samym początku zniknął u'k kamfora, posługując się fałszywymi dokumentami. Zatrzymywał ssę \v małych wsiach na głuchej prowincji koło Wcilheim. W jedne; wiosce był pisarzem gminnym, w innej mierniczym, w końcu nawet drogomistrzem. Ob-racał się w Łrodowisku władz lokalnych, bywał u proboszcza, powa-żał go także właŁciciel miejscowego browaru.

Wtedy właŁnie oprócz tych wszystkich zajęć zaczął się Wagner parać dziennikarstwem w jednej z licencjonowanych przez Amery-kanów monachijskiej gazecie. Napisał kilka felietonów, w których zabłysnął jako wspaniały stylista, oŁmieszając w nich w sposób prze-konujący dawne zamierzenia niejakiego Goebbclsa i Griindgensa. Ostrym piórem atakował także Sóderbauma. Zarę Leander. Ruh-manna, nie zapominając również o Riefenstahlu.

Jego wielka godzina w tej nowo powstałej Republice Federalnej

Niemiec wybiła dopiero wtedy, gdy zaczęto z zapałem debatować nad kwestią ponownego uzbrojenia. Wagner zaatakował wtedy tych autorów, którzy w swoich artykułach i książkach próbowali ostrze-gać naznaczonych dwiema wojnami Łwiatowymi Niemców przed po-nowną militaryz-acją - prezentowali oni w nich swoje własne do-Łwiadczenia. Wykończył ich z całą bezwzględnoŁcią! W pełnych jadu i zionących nienawiŁcią felietonach przedstawiał przeciwników nowe-go systemu obronnego kraju: l. Wspomagali Hitlera w wojnie napa-stniczej. 2, Są zdecydowanie obciążeni jako byli członkowie Hitler-jugend. jako kierujący ruchem nazistowskim, nawet jako oficerowie do spraw politycznych. 3. Są ni mniej, ni więcej, tylko pałającymi

zemstą paskarzami wojennymi.

Pewna licząca się partia zwróciła uwagę na tego jednoznacznie

321

politycznie zaangażowanego autora tych artykułów. Umożliwiła mu znalezienie się na dobrym miejscu listy krajowej, a w konsekwencji zasiadanie w Bundestagu.

Wkrótce Wagner stal się najbardziej wpływowym członkiem

owej Wysokiej Izby. Działał w okreŁlonych komisjach, uchodził za człowieka nie stwarzającego żadnych problemów, wytrawnego eks-perta w dziedzinie obrony kraju - został zastępcą przewodniczącego swojej frakcji parlamentarnej.

Wagner głosił zasadę: - JesteŁmy zawsze pełni ufnoŁci, wskutek czego popełniamy ciężkie błędy. Nasz naród musiał zwalczyć w sobie tego typu niebezpieczne nawyki. Należy to już jednak do przeszłoŁci. WyciągnęliŁmy z niej naukę. Wiemy teraz, co to jest prawdziwa demokracja. I gotowi jesteŁmy jej bronić!

Wciąż jeszcze istniał w Monachium hotel ..Schottenhamel”. Zo-stał zbombardowany, odbudował go jednak ojciec, Michael. wraz z synami, aby w kilka lat później, w ramach spekulacji działkami budowlanymi, zgłosić gotowoŁć do rozbiórki gmachu; po paru na-stępnych latach budynek został rzeczywiŁcie rozebrany. I tam właŁ-nie spotkali się na ostatniej wspólnej kolacji w owym hotelu - generał Bundeswehry Schlumberger z Sebastianem Singerem i jego małżonką Barbarą.

- Czy nie dokonaliŁmy w tym czasie wielkiego dzieła? - zapytał Singer po serdecznym powitaniu.

Dotyczyło to oczywiŁcie tego republikańsko-federalnego sztabo-wca, ale również Singera. Bowiem dawny starszy szeregowiec, dzięki poczynionym w porę zabiegom, pieniądzom żony, jej aprobacie, dobrym układom i osobistemu sprytowi, wszedł w posiadanie nie-wielkiej firmy budowlanej w Monachium. Firmę tę konsekwentnie i zgodnie z istniejącą koniunkturą rozbudowywał.

Sebastian Singer mógł odtąd kazać się tytułować dyrektorem, a nawet generalnym dyrektorem, nie przykładał jednak do tego żadnej wagi. Był również w tym czasie członkiem rady nadzorczej dużego banku i fabryki silników - z pierwszej instytucji czerpał kredyty, drugą zbudował angażując do tego własną firmę.

Innymi słowy trzymał się zasady: unikać popularnoŁci.

Generał Schlumberger podzielał ten jego pogląd. On również nie przyjął zaoferowanego mu stanowiska generalnego inspektora Bundeswehry. Chociaż kanclerz federalny podczas rozmowy w cztery oczy nalegał na niego usilnie, by podjął się tego zadania.

322

/. Umożliwiła mu

a w konsekwencji

/owym członkiem

sjach. uchodził za

wytrawnego eks-

przewodniczącego

i ufnoŁci, wskutek

ł zwalczyć w sobie

lak do przeszłoŁci.

[o jest prawdziwa

Źhottenhamel”. Zo-

iec. Michael. wraz

)ekulacji działkami

achu; po paru na-

brany. I tam właŁ-

li w owym hotelu

em Singerem i jego

2:0 dzieła? - zapytał

federalnego sztabo-

szeregowiec. dzięki

any, jej aprobacie,

l w posiadanie nie-

ę tę konsekwentnie

ał.

iłować dyrektorem.

ał jednak do tego

;m rady nadzorczej

;j instytucji czerpał

asną firmę.

lopularnoŁci.

togląd. On również

eralnego inspektora

is rozmowy w cztery

^o zadania.

\\ K a/c:'} n wypadku nchanie się na pierwszy plan graniczy niema; / .””-i-ioia. Człowiek wydałby się w ten sposób na łup nie-/!:'./(„':}'.;'! i;!a”iiac/\ opinii publ'c/1'icj ora/, `.'ożnych mędrków, poli-`.ykje-ow Źy-tyiryc1'] i goniących za sensacja dziennikarzy, komen-tatorom i repo^erow. na łup `.Lici/' związanych wspólnymi interesami eela-ni. Chcę być kmii `,-iozostaJacym na uboczu. a zarazem mają-cy” „;-(vi”.\'i; dnze \\'ph\\\ \v l\m kraju. Ws/y^tko inne się nie -`> P: a'-`.i

\a ;'.Ź B;i””^.i'. oi.lc/'.\.'!;i się /e s^ięlnMn uŁmiechem: Po cóż ,/ `\;L. `i1..'!””; ŹŹkri.').””!'!:'^^. moi `Jrog' przyjacielu? Muszę przyznać, że ;; „^/^'TI':'^ ^.'r `o / o^roinnym /dui-nicniem. by nic powiedzieć, że `A”...'.:/ / !'K/”-!';I” c/”;.'ri ^mLp.kiciTi. \\' końcu pr/ecie/ wy obaj należy-^Ź.Ź; L;O .;.-^.. .<'.uivy prawic \vs/\s'.ko pr/e/y'i i przejrzeli. MilczeliŁcie je'.1'1.!'-. \\c'a./ na `..”Ź temat. pr/ynaJinnic' `”a forum, publicznym. Czy :^'.; chc'c!i `Ź^'.cic \\'.'.s/\i-'i przeżyć udostępnić, ze tak powiem, szero-`\”r: nu.^o^”.' i-`!\ibo\<ać JC, na nic nie zważając, rozpowszechnić na `Ź'.nku w\da.\n.e/\m?

DBJ spokój, droga Barbaro! Obecny dyrektor generalny

(„im hud.””.'.aneJ ..Singer-I-loch-Tiet” ro/eŁmiat się. z lekka roz-baw ion\. (id\bvsm\ to \\'asnie my wprowadzi!! w czyn, bardzo by m pomogio r.^szemu pr/yaeielowi Schlumhergerowi; był przecież r.;;zistowskim generaiem. A JeŁli o mnie choc.zi. bez wysiłku można by mi było Ź-!d(„,.\odn'c. /e Źes'em mężem córk; jednego z asystentów dokonuiace^o „/e/ Hrdera. Zres/ta chętnie b\m na to poszedł. Ale me mogłoby `>'(, to uka/.a.c w żadnej gazecie.

Mieioe:c u/ podoTi.ie dobre wymówki.

Ode mn.u zac/at powŁciągliwe generał Schlumberger

wymagano nie-a./. b\”; swo'ir zwyczajem wypowiedział się zgod-nie / prawda opar*:.! o liczne ogniwa gorzkich doŁwiadczeń. Sebas-tian ma Jednak i^estety rac-.ę. Tamten czas wycisnai na nas obydwu okrutne piętno. Zi.imkn.L „”.am usia aż do bólu. Ponieważ należymy do tych ostatnich, którzy tumta epokę przeżywali i przeżyli, zalicza-my' się tym sam}, `v, do przeszłoŁci.

Podobni r.ŹŹ'n sw.adkow.e `.e' epoki zaczną wymierać - powie-dział ponuro Singe”. To, co przeżyliŁmy, to. co musieliŁmy prze-/yć. powinno we]S!:'- do ristori. i\ oceny tych wydarzeń uczeni winni ookonać dopiero po `^'acn.

Czy owa oeera będzie budzić wątpliwoŁci'?

Niekonieczr.ie. `^Iko wtedy, gdyby ci historycy próbowali wymieniać Hitlera Ź Napoleona Źedn\m tchem. Ci obaj twierdzili, że s:' niekwestionowany n”'.' genirszam:. którz\ padli ofiara intryg ota-323

czającej ich miernoty, zdradzeni przez krótkowzrocznych wojsko-wych, opuszczeni przez małoduszny naród.

- To, co tu zostało zapoczątkowane, Barbaro, to proces

wszechogarniającego, totalnego zapominania! - Schlumberger chwy-cił rękę Barbary, jakby szukając w niej wsparcia, i kontynuował:

- Dlatego istnieje niebezpieczeństwo, że ci, którzy po nas nastaną, popełnią dokładnie te same błędy co niegdyŁ my. Wygląda na to. że tylko nieliczni wyciągnęli jakieŁ wnioski z tego. co myŁmy musieli doŁwiadczyć.

- Czy to sprawa przesądzona?

owzrocznych wojsko-

Barbaro. to proces

- Schlumberger chwy-

ircia, i kontynuował:

órzy po nas nastaną,

ly. Wygląda na to, że

o, co myŁmy musieli

Spis treŁci

1. Początek końca ...........................

Życiorys Sebastiana Singera. czyli buntownik mimo woli . . . .

Przebieg wydarzeń numer jeden ...................

2. Nadaremna próba odwrócenia sytuacji ...............

Przebieg wydarzeń numer dwa ...................

Życiorys Yiktora von Yerweisera. czyji zobowiązanie do wielkoŁci

3. Rozpoznanie zagrażających .....................

Przebieg wydarzeń numer trzy ...................

Życiorys Hermanna Tauschmiillera. czyli szansa człowieka roztrop-nego ...................................

4. Żerowanie na tragedii ........................

Życiorys Wernera Wagnera, czyli działalnoŁć zgodna z przeko-naniami ................................

Przebieg wydarzeń numer cztery ..................

5. Dalsze postępy - kierunek w dó\ ..................

Przebieg wydarzeń numer pięć ...................

Życiorys Wolfganga Kónigsbergera. czyli nieobliczalnoŁć tak zwa-nych zbiegów okolicznoŁci ......................

6. To. co nieuniknione, zaznacza się coraz wyraźniej ........

Życiorys Eriki Klarfeld. czyli wątpliwoŁci nękające kobiety . . .

Przebieg wydarzeń numer szeŁć ...................

7. Coraz groźniejsze wątpliwoŁci ....................

Życiorys Paula Schulza. czyli gotowoŁć do utrzymania się na po-wierzchni ................................

Przebieg wydarzeń numer siedem ..............

325

8. Odbywa się ostatni fajerwerk .................... 250

Życiorys Heinricha Lahrmanna. czyli cierpliwoŁć człowieka skrom-nego .................................. 255

Pr/ebieg wydarzeń numer osiem .................. 281

9. Rażąco krwawy nnał .................. ...... 287

Życiorys Konstantina Kerstena. czyli nieugiętoŁć urodzonego bo-hatera ................................. 291

Przebieg wydarzeń numer dziewięć ................. 305

Końcowy przebieg wydarzeń .................... 317

.”” `Ź; ;!

........... 250

; człowieka skrom-

........... 255

........... 281

.......... 287

Łć urodzonego bo-

,....,...,. 291

........... 3U5

........... 317

:9t `iin'Z `-.-`pt”! ^ ŹŹ'.Ź.i.irin.io >'v.'^sio\\ :1iua

! ^Ź.'.\r.^\\\ `.l |f,(i| 1'AM'ZS.H”\\

Ź”.:<'[;^{! .^\:^]!.l.\\l'n\\\



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Hans Hellmut Kirst Morderstwo manipulowane
Hans Hellmut Kirst Pies i jego pan
Hans Hellmut Kirst Cykl 08 (3) Niebezpieczny tryumf końcowy żołnierza Ascha
Hans Hellmut Kirst Cykl 08 (2) Osobliwe przygody wojenne żołnierza Ascha
Hans Hellmut Kirst ?bryka oficerów
Hans Hellmut Kirst - Rok 1945 - koniec 01 - Chaos upadku, Hans Helmut Kirst
Hans Hellmut Kirst Noc generalow
Hans Hellmut Kirst
Hans Hellmut Kirst Opowiesc o przyjacielu
Hans Hellmut Kirst Awanturnicza rewolta bombardiera Ascha
Hans Hellmut Kirst Pies i jego pan
Hans Hellmut Kirst Pies i jego pan
HANS HELLMUT KIRST Pies i jego pan
Hans Hellmut Kirst Opowiesc o przyjacielu
Hans Hellmut Kirst Deutschland deine Ostpreussen

więcej podobnych podstron