Tom Clancy 辦ret tom 3



Tom Clancy

Dekret

Tom trzeci

42
Predator i ofiara

CIA mia艂a oczywi艣cie w艂asne laboratorium fotograficzne. Film nakr臋cony przez Domingo Chaveza z okna samolotu zosta艂 opisany niemal dok艂adnie tak jak w normalnym cywilnym zak艂adzie, a potem wywo艂any przy u偶yciu standardowego ekwipunku. Jednak w tym momencie zako艅czy艂y si臋 dzia艂ania rutynowe. Gruboziarnisty film ASA-120 da艂 bardzo marny obraz, kt贸rego w 偶aden spos贸b nie mo偶na by艂o przekaza膰 ludziom z si贸dmego pi臋tra. Pracownicy laboratorium dobrze wiedzieli o redukcjach personelu, a w tej profesji, podobnie jak w ka偶dej innej, ten najpewniej unika艂 zwolnienia, kto okazywa艂 si臋 niezast膮piony. Dlatego rolka wywo艂anego filmu zosta艂a poddana obr贸bce komputerowej. Ka偶dej klatce wystarczy艂o po艣wi臋ci膰 trzy minuty, aby zdj臋cia sta艂y si臋 tak wyra藕ne, jak gdyby wykona艂 je wysokiej klasy specjalista w atelier przy u偶yciu Hasselblada. Nie min臋艂a godzina od dostarczenia filmu, a gotowe ju偶 by艂y b艂yszcz膮ce zdj臋cia formatu 8x10, na kt贸rych wida膰 by艂o ajatollaha Mahmuda Had偶i Darjaeiego opuszczaj膮cego samolot, uchwycony tak wyra藕nie, jak gdyby chodzi艂o o wizerunek do prospektu reklamowego linii lotniczych. Umieszczony w kopercie film pow臋drowa艂 do specjalnego archiwum. Same zdj臋cia zachowane zosta艂y w formie cyfrowej, wszystkie za艣 ich dane identyfikacyjne — dzie艅 i godzina wykonania, miejsce, fotograf, temat — zasili艂y odpowiednie bazy danych, dost臋pne dla ewentualnych zainteresowanych. Laborant od dawna przesta艂 si臋 dziwi膰 temu, co widnia艂o na wywo艂ywanych zdj臋ciach, chocia偶 czasami powszechnie znane postacie utrwalone by艂y w pozycjach nigdy nie ogl膮danych w wiadomo艣ciach TV. Jednak nie ten; z tego, co s艂ysza艂, Darjaei nie interesowa艂 si臋 ani dziewczynami, ani ch艂opakami, za potwierdzenie czego mo偶na by艂o uzna膰 surowy wyraz jego twarzy. Trudno mu by艂o natomiast odm贸wi膰 gustu, je艣li chodzi o samoloty... Ten wygl膮da艂 na G-IV. Ciekawe, litery i cyfry na stateczniku pionowym przypomina艂y kod szwajcarski, chocia偶...

Zdj臋cia pow臋drowa艂y na g贸r臋, ale jeden zestaw zosta艂 od艂o偶ony do zupe艂nie odmiennej analizy. Dok艂adnie przyjrz膮 im si臋 lekarze. Niekt贸re choroby daj膮 charakterystyczne zewn臋trzne symptomy, a Firma zawsze interesowa艂a si臋 zdrowiem przyw贸dc贸w pa艅stw.

* * *

— Sekretarz stanu Adler wylatuje dzi艣 rano do Pekinu — oznajmi艂 dziennikarzom Ryan. Arnie nieustannie powtarza艂, 偶e jakkolwiek nieprzyjemne mog膮 by膰 te publiczne wyst膮pienia, politycznie ma wielkie znaczenie to, aby telewizja pokazywa艂a go w trakcie pe艂nienia prezydenckich funkcji, gdy偶 to oznacza艂o bardziej skuteczne dzia艂anie. Jack przypomina艂 sobie konsekwentnie egzekwowan膮 opini臋 matki, 偶e dentyst臋 odwiedza膰 trzeba dwa razy do roku, a tak偶e l臋k, jaki zapach gabinetu budzi艂 w dzieciach. Teraz podobnie zaczyna艂 nienawidzi膰 atmosfery tego pomieszczenia. 艢ciany by艂y porysowane, niekt贸re okna przecieka艂y, a w og贸le ta cz臋艣膰 Zachodniego Skrzyd艂a Bia艂ego Domu by艂a r贸wnie schludna i zadbana, jak szatnia w liceum, czego widzowie nie mogli spostrzec na podstawie obrazu telewizyjnego. Chocia偶 st膮d by艂o blisko do jego gabinetu, ma艂o kto troszczy艂 si臋 o solidne posprz膮tanie sali konferencyjnej. Wsp贸艂pracownicy prezydenta utrzymywali, 偶e dziennikarze sami s膮 takimi niechlujami, 偶e nie ma to wi臋kszego znaczenia. Wygl膮da艂o zreszt膮, 偶e istotnie im to nie przeszkadza.

— Czy dowiemy si臋 czego艣 wi臋cej o niedawnym incydencie z Airbusem?

— Ustalono ostateczn膮 liczb臋 ofiar. Odnaleziono zapis danych...

— Czy uzyskamy dost臋p do czarnej skrzynki?

Dlaczego „czarn膮” nazywaj膮 skrzynk臋, kt贸ra jest naprawd臋 pomara艅czowa? — zastanawia艂 si臋 Jack, chocia偶 przypuszcza艂, 偶e nigdy nie znajdzie sensownej odpowiedzi na to pytanie.

— Poprosili艣my o to, a rz膮d Republiki Chi艅skiej zadeklarowa艂 gotowo艣膰 pe艂nej wsp贸艂pracy. Nie by艂o to konieczne, gdy偶 samolot zarejestrowany jest w Stanach Zjednoczonych, a wyprodukowany zosta艂 w Europie, doceniamy jednak ch臋ci i dobr膮 wol臋. Mog臋 doda膰, i偶 偶ycie 偶adnego z Amerykan贸w, kt贸rzy prze偶yli katastrof臋 nie jest zagro偶one, chocia偶 niekt贸re z obra偶e艅 s膮 powa偶ne.

— Kto zestrzeli艂 samolot? — spyta艂 inny z reporter贸w.

— Nadal analizujemy dane i...

— Panie prezydencie, w pobli偶u miejsca incydentu znajdowa艂y si臋 dwie jednostki typu Aegis Marynarki, wi臋c powinien pan do艣膰 dobrze si臋 orientowa膰, co tam zasz艂o.

Facet odrobi艂 prac臋 domow膮.

— Nie chcia艂bym nic wi臋cej m贸wi膰 na ten temat. Sekretarz Adler postawi spraw臋 incydentu podczas rozm贸w z obydwiema stronami. Przede wszystkim chcemy by膰 pewni, 偶e nie b臋dzie ju偶 dalszych ofiar.

— Panie prezydencie, chcia艂bym powr贸ci膰 do mojego pytania. Musi pan wiedzie膰 wi臋cej, ni偶 nam pan m贸wi. W efekcie tego tragicznego wydarzenia zgin臋艂o czternastu obywateli ameryka艅skich i nar贸d ma prawo otrzyma膰 informacje.

Okropne by艂o to, 偶e facet mia艂 racj臋, a jeszcze gorsze to, 偶e Ryan musia艂 robi膰 uniki.

— Nie wiemy jeszcze dok艂adnie, co si臋 naprawd臋 wydarzy艂o. Do czasu, gdy b臋d臋 dysponowa艂 tak膮 wiedz膮, nie wolno mi zajmowa膰 偶adnego jednoznacznego stanowiska.

Z filozoficznego punktu widzenia, mia艂 racj臋. Wiedzia艂, kto odpali艂 rakiet臋, nie wiedzia艂 jednak, dlaczego. Wczoraj s艂usznie na to zwr贸ci艂 uwag臋 Adler, doradzaj膮c dalsze utrzymywanie tajemnicy.

— Sekretarz stanu Adler powr贸ci艂 wczoraj z jakiej艣 podr贸偶y. Dlaczego jej cel trzymany jest w tajemnicy?

Plumber dr膮偶y艂 kwesti臋 podniesion膮 poprzedniego dnia. Zabij臋 w ko艅cu Arnie'ego za to, 偶e mnie nieustannie tak wystawia.

— John, sekretarz przeprowadza艂 bardzo wa偶ne konsultacje i to wszystko, co mog臋 powiedzie膰 na ten temat.

— Czy by艂 na Bliskim Wschodzie?

— Nast臋pne pytanie, prosz臋?

— Panie prezydencie, Pentagon oznajmi艂, 偶e lotniskowiec „Eisenhower” skierowa艂 si臋 na Morze Po艂udniowochi艅skie. Czy to pan wyda艂 rozkaz?

— Tak. Uwa偶amy, 偶e sytuacja wymaga bacznej uwagi z naszej strony, gdy偶 z regionem tym wi膮偶膮 si臋 nasze 偶ywotne interesy. Podkre艣lam, 偶e nie zajmujemy stanowiska w tocz膮cym si臋 konflikcie, a chcemy jedynie chroni膰 swe interesy.

— Czy nasz lotniskowiec znajdzie si臋 tam, aby och艂odzi膰 atmosfer臋, czy te偶 j膮 podgrza膰?

— To chyba oczywiste, 偶e nie chcemy zaognia膰 sytuacji, lecz j膮 polepszy膰. Dla obu stron korzystne b臋dzie cofni臋cie si臋 o krok i zastanowienie nad swymi posuni臋ciami. Zgin臋li ludzie, a w ich liczbie znale藕li si臋 Amerykanie. To sprawia, 偶e nie mo偶emy pozosta膰 jedynie biernymi obserwatorami. Obowi膮zkiem rz膮du i si艂 zbrojnych jest ochrona ameryka艅skich interes贸w i obrona 偶ycia ameryka艅skich obywateli. Nasze jednostki, kt贸re zd膮偶aj膮 w tamt膮 stron臋, b臋d膮 obserwowa艂y zdarzenia i przeprowadza艂y rutynowe zaj臋cia szkoleniowe. To wszystko.

* * *

呕eng Han San spojrza艂 na zegarek i uzna艂, 偶e to dobry koniec pracowitego dnia: patrze膰 jak ameryka艅ski prezydent robi dok艂adnie to, czego si臋 po nim spodziewa艂. Chiny wype艂ni艂y przyrzeczenie dane temu barbarzy艅cy Darjaeiemu. Na Oceanie Indyjskim po raz pierwszy od dwudziestu lat nie by艂o ameryka艅skiego lotniskowca. Ameryka艅ski minister spraw zagranicznych wyleci z Waszyngtonu za jakie艣 dwie godziny. Osiemna艣cie godzin podr贸偶y do Pekinu, potem wymiana frazes贸w, ale troch臋 innych od tych oczekiwanych. Zobaczymy, do jakich ust臋pstw uda si臋 zmusi膰 Ameryk臋 i to marionetkowe pa艅stewko tajwa艅skie. Mo偶e do kilku ca艂kiem sporych, skoro Stany Zjednoczone b臋d膮 musia艂y zwr贸ci膰 twarz w inn膮 stron臋...

* * *

Adler by艂 u siebie w gabinecie. Spakowane torby znalaz艂y si臋 ju偶 w samochodzie, kt贸rym uda si臋 do Bia艂ego Domu, sk膮d helikopter zabierze go do bazy Andrews, gdy tylko po偶egna si臋 z prezydentem i wyg艂osi kr贸tkie o艣wiadczenie, r贸wnie beztre艣ciowe jak p艂atki owsiane. Nieco dramatyczny wyjazd dobrze b臋dzie wygl膮da艂 na ekranach telewizyjnych, jego podr贸偶y przyda znamion powagi, a je艣li nawet spowoduje kilka wi臋cej zmarszczek na garniturze, na pok艂adzie samolotu b臋dzie czeka艂o tak偶e i 偶elazko.

— Co wiemy? — spyta艂 podsekretarza stanu Rutledge'a.

— Pocisk zosta艂 wystrzelony przez samolot ChRL, co wyra藕nie wynika z ta艣m dostarczonych przez Marynark臋. Nie wiemy, dlaczego tak si臋 sta艂o, ale admira艂 Jackson jest przekonany, 偶e nie m贸g艂 to by膰 przypadek.

— Jak posz艂o w Teheranie? — spyta艂 jeden z asystent贸w.

— Trudno powiedzie膰 — odpar艂 Adler. — Swoje obserwacje spisa艂em podczas lotu i przes艂a艂em faksem.

Tak偶e Adler znajdowa艂 si臋 pod presj膮 czasu i nie mia艂 chwili, by d艂u偶ej zastanowi膰 si臋 nad swym spotkaniem z Darjaeim.

— Musimy si臋 z nimi zapozna膰, je艣li mamy by膰 w czym艣 przydatni przy opracowywaniu SOW — powiedzia艂 Rutledge.

Ten dokument by艂 mu bardzo potrzebny. Przy jego u偶yciu Ed Kealty b臋dzie m贸g艂 wykaza膰, 偶e Ryan ci膮gle stosowa艂 stare sztuczki tajniackie, a w dodatku wci膮ga艂 w to Scotta Adlera. Gdzie艣 tutaj kry艂 si臋 klucz do skompromitowania Ryana. Robi艂 sprytne uniki, zr臋cznie ripostowa艂, wszystko zapewne dzi臋ki trenerskiej opiece Arnie'ego van Damma, ale po wczorajszej gafie w sprawie Chin zatrz膮s艂 si臋 ca艂y budynek. Podobnie jak wielu ludzi z Departamentu Stanu, Rutledge wola艂by odpu艣ci膰 Tajwan i nawi膮za膰 normalne stosunki z najm艂odszym supermocarstwem 艣wiatowym.

— Cliff, nie wszystko naraz.

Powr贸cili do kwestii chi艅skiej. Wszyscy uznali, 偶e na kilka dni problemy zwi膮zane ze ZRI schodz膮 na drugi plan.

— Czy Bia艂y Dom chcia艂by co艣 zmieni膰 w dotychczasowej chi艅skiej polityce? — spyta艂 Rutledge.

Adler pokr臋ci艂 g艂ow膮.

— Nie, prezydent jest z pewno艣ci膮 bardziej praktykiem ni偶 dyplomat膮; rzeczywi艣cie, nie powinien by艂 nazywa膰 Chinami Republiki Chi艅skiej, z drugiej jednak strony, mo偶e da艂o to troch臋 do my艣lenia tym facetom w Pekinie, wi臋c nie jestem pewien, czy to by艂o takie najgorsze. Musz膮 zrozumie膰, 偶e nie mo偶na bezkarnie zabija膰 Amerykan贸w. Przekroczyli pewn膮 granic臋 i musz臋 im dok艂adnie uzmys艂owi膰, 偶e my t臋 granic臋 traktujemy bardzo powa偶nie.

— Zawsze b臋d膮 jakie艣 wypadki — mrukn膮艂 kto艣.

— Marynarka powiada, 偶e nie by艂 to wypadek.

— Panie sekretarzu — obruszy艂 si臋 Rutledge. — Po jakiego diab艂a Chi艅czycy mieliby to robi膰?

— To w艂a艣nie musimy ustali膰. Admira艂 Jackson bardzo dobrze skomentowa艂 t臋 sytuacj臋. Je艣li jeste艣 policjantem i masz przed sob膮 uzbrojonego bandziora, to czy b臋dziesz strzela艂 do starszej pani na ko艅cu ulicy?

— To by potwierdza艂o tez臋 o wypadku — obstawa艂 przy swoim Rutledge.

— Cliff, s膮 wypadki i wypadki. Tutaj zgin臋li Amerykanie i nie wiem, czy trzeba komukolwiek w tym pokoju przypomina膰, 偶e naszym obowi膮zkiem jest potraktowa膰 t臋 spraw臋 jak najpowa偶niej.

By艂a to reprymenda, kt贸rej si臋 nie spodziewali. Swoj膮 drog膮, co dzia艂o si臋 z Adlerem? Zadaniem Departamentu Stanu by艂o zabiega膰 o pok贸j, 艂agodzi膰 konflikty, w kt贸rych ludzie mogli gin膮膰 tysi膮cami, a wypadki by艂y tylko wypadkami. Owszem, czasami tragicznymi, ale r贸wnie niemo偶liwymi do ca艂kowitego unikni臋cia jak rak czy zawa艂 serca. Pa艅stwo nie mog艂o koncentrowa膰 si臋 na drobiazgach.

* * *

— Dzi臋kuj臋, panie prezydencie.

Ryan opu艣ci艂 podium, raz jeszcze wymkn膮wszy si臋 dziennikarskim mackom. Spojrza艂 na zegarek. Niech to diabli. Znowu nie uda艂o si臋 wyprawi膰 dzieci do szko艂y ani poca艂owa膰 Cathy na po偶egnanie. Ciekawe, gdzie w konstytucji by艂o zapisane, 偶e prezydent USA, z chwil膮 obj臋cia swego urz臋du, przestaje by膰 normalnym cz艂owiekiem?

W gabinecie przejrza艂 dzienny rozk艂ad zaj臋膰. Za godzin臋 zjawi si臋 Adler przed wyjazdem do Chin. O dziesi膮tej Winston, aby przedyskutowa膰 zmiany w znajduj膮cym si臋 przez ulic臋 Departamencie Skarbu. O jedenastej om贸wienie z Arnie'em i Callie wyst膮pie艅 w przysz艂ym tygodniu. Obiad z Tonym Bretano. A po obiedzie z kim to spotkanie? Dru偶yna Mighty Ducks? Ryan pokr臋ci艂 g艂ow膮. Zdobyli Puchar Stanleya, okazja do wsp贸lnej fotografii. Hmmm. Jack u艣miechn膮艂 si臋 pod nosem. To powinien za艂atwi膰 Ed Foley, kt贸ry by艂 fanatykiem hokeja...

* * *

— Sp贸藕ni艂e艣 si臋 — powiedzia艂 Don Russell, kiedy Pat O'Day pomaga艂 wysi膮艣膰 Megan.

Inspektor FBI przeszed艂 obok niego, poda艂 Megan p艂aszczyk i kocyk, potem si臋 odwr贸ci艂.

— W nocy by艂a awaria 艣wiat艂a i budzik si臋 zresetowa艂.

— Dzie艅 pe艂en zaj臋膰?

Pat pokr臋ci艂 g艂ow膮.

— Biurowa robota. Musz臋 zamkn膮膰 kilka spraw, wiesz, jak to jest.

Obydwaj wiedzieli. Najcz臋艣ciej chodzi艂o o sporz膮dzanie i komentowanie raport贸w, zaj臋cia czysto urz臋dnicze, kt贸re w przypadku delikatnych spraw musieli wykonywa膰 zaufani agenci.

— S艂ysza艂em, 偶e chcia艂by艣 si臋 spr贸bowa膰 — powiedzia艂 Russell.

— Podobno jeste艣 dobry.

— Chyba rzeczywi艣cie niez艂y — przyzna艂 agent.

— Ja te偶 staram si臋 trafia膰 w tarcz臋.

— Lubisz SigSauera?

Agent FBI pokr臋ci艂 g艂ow膮.

— Smith 1076.

— Dziesi臋膰 milimetr贸w.

— Robi wi臋ksze dziury — zauwa偶y艂 O'Day.

— M贸wi膮c szczerze, dziewi膮tka zawsze mi wystarcza艂a — powiedzia艂 Russell i obaj si臋 roze艣mieli.

— Robimy zak艂ad? — spyta艂 agent FBI.

— Ostatni raz zak艂ada艂em si臋 w liceum. Trzeba ustali膰 stawk臋.

— Co艣 powa偶nego — podsun膮艂 O'Day.

— Skrzynka Samuela Adamsa? — rzuci艂 Russell.

— To brzmi powa偶nie — zgodzi艂 si臋 inspektor.

— Co powiesz na Beltsville? — By艂a to strzelnica Akademii Tajnych S艂u偶b. — Na wolnym powietrzu. Pod dachem to zawsze troch臋 sztuczne.

— Klasyczne zawody strzeleckie?

— Nie robi艂em tego od lat. Moi szefowie wol膮 figurki.

— Jutro?

Dobra rozrywka sobotnia.

— Troch臋 kr贸tki termin. Musz臋 sprawdzi膰, dam ci zna膰 po po艂udniu.

— Umowa stoi, Don. I niech wygra lepszy.

Podali sobie d艂onie.

— Z pewno艣ci膮 wygra lepszy, Pat.

Obaj wiedzieli, kto oka偶e si臋 lepszy, chocia偶 jeden z nich musia艂 si臋 myli膰. Obaj wiedzieli tak偶e, 偶e tego drugiego chcieliby mie膰 jako ubezpieczenie i 偶e piwo po zawodach b臋dzie dobrze smakowa膰, niezale偶nie od wyniku.

* * *

Dost臋pne na rynku cywilnym karabiny nie mog艂y strzela膰 ogniem ci膮g艂ym. Sprawny rusznikarz potrafi艂by temu zaradzi膰, ale u艣piony agent nie posiada艂 takich umiej臋tno艣ci. Gwiazdor i jego ludzie nie bardzo si臋 tym przej臋li. Byli strzelcami wyborowymi i wiedzieli, 偶e je艣li nie masz naprzeciw ca艂ej armii, z broni maszynowej wa偶ne s膮 trzy pierwsze pociski z serii, potem dziurawisz niebo zamiast przeciwnika, kt贸ry w tym czasie mo偶e trafi膰 w ciebie. Nie b臋dzie czasu ani miejsca na nast臋pn膮 seri臋, ale byli obeznani z broni膮, chi艅sk膮 wersj膮 rosyjskiego Ka艂asznikowa. Naboje po艣rednie kalibru 7,62 mm, po trzydzie艣ci w jednym magazynku. Po艂膮czyli je po dwa, owijaj膮c ta艣m膮, dla sprawdzenia kilkakrotnie wk艂adaj膮c i wyjmuj膮c z gniazda magazynku. Kiedy upewnili si臋 co do broni, zaj臋li si臋 sam膮 akcj膮. Ka偶dy zna艂 swoje miejsce i swoje zadanie. Ka偶dy wiedzia艂 te偶, na jakie niebezpiecze艅stwo si臋 nara偶a, ale nad tym wiele nie my艣leli. Gwiazdor widzia艂, 偶e nie bardzo si臋 zastanawiaj膮 nad charakterem zadania. Przez lata funkcjonowania w ruchu terrorystycznym do tego stopnia wygas艂y w nich ludzkie uczucia, 偶e, chocia偶 dla wi臋kszo艣ci by艂a to pierwsza prawdziwa akcja, my艣leli tylko o tym, jak si臋 w niej spisz膮. Jak wypadnie ona sama, to by艂o ju偶 mniej istotne.

* * *

— Porusz膮 bardzo wiele temat贸w — powiedzia艂 Adler.

— Tak my艣lisz? — spyta艂 Jack.

— Id臋 o zak艂ad. Klauzula najwy偶szego uprzywilejowania, prawa autorskie, co tylko zechcesz.

Prezydent si臋 skrzywi艂. Wydawa艂o mu si臋 obrzydliwe to, 偶e problem ochrony praw autorskich Barbary Streisand i jej ostatniej p艂yty, mo偶e by膰 traktowany na r贸wni z rozmy艣lnym mordowaniem ludzi, ale...

— Tak, tak, Jack. Oni inaczej podchodz膮 do tych spraw ni偶 my.

— Czytasz w moich my艣lach?

— Nie zapominaj, 偶e jestem dyplomat膮. My艣lisz, 偶e zwa偶am tylko na to, co ludzie m贸wi膮 g艂o艣no? Uwierz mi, w ten spos贸b nigdy niczego nie wynegocjowaliby艣my. To jak d艂uga rozgrywka karciana przy niskich stawkach; nudna, a zarazem wymagaj膮ca ci膮g艂ej uwagi.

— My艣la艂em o tych, kt贸rzy zgin臋li...

— Tak偶e i ja o nich my艣l臋 — zapewni艂 sekretarz stanu. — Nie mo偶na jednak tylko na tym si臋 skoncentrowa膰, gdy偶 dla ludzi Wschodu jest to oznak膮 s艂abo艣ci, ale z pewno艣ci膮 nie zapomn臋 o tym aspekcie ca艂ej sprawy.

Ryan si臋 obruszy艂.

— Powiedz mi, Scott, dlaczego to my mamy zawsze respektowa膰 swoisto艣膰 ich kultury, a nie odwrotnie? — spyta艂.

— Taka zawsze by艂a postawa Departamentu Stanu.

— To nie jest 偶adna odpowied藕 — upiera艂 si臋 Jack.

— Je艣li zbyt mocno b臋dziemy podnosi膰 spraw臋 zabitych, panie prezydencie, staniemy si臋 swego rodzaju zak艂adnikami. Druga strona nabierze wtedy pewno艣ci, 偶e wystarczy zagrozi膰 偶yciu kilku ludzi, 偶eby wywrze膰 na nas presj臋. W ten spos贸b zdobywaj膮 nad nami przewag臋.

— Je艣li im na to pozwolimy. Jeste艣my potrzebni Chi艅czykom tak jak oni nam, a nawet bardziej, je艣li pami臋ta膰 o ich ujemnym bilansie handlowym. Morderstwo to ostry argument, ale my tak偶e potrafimy gra膰 ostro. Zawsze si臋 zastanawia艂em, dlaczego nigdy tego nie robimy.

Sekretarz stanu poprawi艂 okulary.

— Zasadniczo zgadzam si臋, sir, ale wymaga to starannego namys艂u, a na to nie mamy w tej chwili czasu. M贸wi pan o zasadniczej zmianie w polityce ameryka艅skiej. Nie strzela si臋 z biodra przy tak powa偶nej sprawie.

— Jak wr贸cisz, trzeba b臋dzie podczas weekendu spotka膰 si臋 z kilkoma osobami i zobaczy膰, jakie s膮 inne mo偶liwo艣ci. To, co robimy, nie podoba mi si臋 z przyczyn moralnych, ale tak偶e dlatego, 偶e w ten spos贸b stajemy si臋 nieco za bardzo przewidywalni.

— Dlaczego?

— Bardzo dobrze, kiedy przestrzega si臋 regu艂 gry, ale tylko wtedy, je艣li przestrzegaj膮 ich wszyscy gracze. Stajemy si臋 艂atwym orzechem do zgryzienia, kiedy trzymamy si臋 znanych wszystkim regu艂, kt贸re jednak nie obowi膮zuj膮 innych. Z drugiej strony, je艣li w odpowiedzi na naruszenie zasad, post膮pimy podobnie, wtedy druga strona ma nad czym my艣le膰. Zgoda, trzeba by膰 przewidywalnym dla przyjaci贸艂, ale je艣li chodzi o wrog贸w, pewni powinni by膰 tylko tego, 偶e je艣li z nami zadr膮, sko艅czy si臋 to dla nich 藕le. Jak 藕le, to w艂a艣nie rzecz, o kt贸rej my jedynie powinni艣my decydowa膰.

— Ca艂kiem s艂usznie, panie prezydencie. Bardzo dobry temat na weekendow膮 rozmow臋 w Camp David. — Umilkli, gdy偶 do l膮dowiska podchodzi艂 艣mig艂owiec. — Czas ju偶 na mnie. Ma pan gotowe o艣wiadczenie.

— Mhm. Dramatyczne jak prognoza pogody w s艂oneczny dzie艅.

— Na tym w艂a艣nie polega ta gra — pokiwa艂 g艂ow膮 Adler, my艣l膮c zarazem, ze tej 艣piewki Jack do艣膰 si臋 ju偶 chyba nas艂ucha艂, nic wi臋c dziwnego, 偶e denerwuje si臋 na sam膮 przygrywk臋.

— Gdyby oni nie zmieniali regu艂, tak偶e i ja bym si臋 ich trzyma艂. Kiedy rzuca si臋 pi艂k臋 facetowi z dobrym uderzeniem, gra zaraz si臋 robi ciekawsza.

Mam nadziej臋, my艣la艂 sekretarz w drodze do helikoptera, 偶e nie zawiod臋 jego nadziei i oka偶臋 si臋 facetem z dobrym uderzeniem.

* * *

Pi臋tna艣cie minut p贸藕niej Ryan patrzy艂, jak 艣mig艂owiec wzbija si臋 w powietrze. U艣cisn膮艂 przed kamerami r臋k臋 Adlerowi, wyg艂osi艂 przed kamerami kr贸tkie o艣wiadczenie, patrzy艂 w kamery wzrokiem powa偶nym i nieust臋pliwym. Na 偶ywo nadawa艂a to by膰 mo偶e C-SPAN, ale chyba nikt wi臋cej. W dzie艅 kiedy niewiele by艂o informacji — a taki najcz臋艣ciej by艂 pi膮tek w Waszyngtonie — wydarzeniu by膰 mo偶e zostanie po艣wi臋cone p贸艂torej minuty w kt贸rych艣 z wieczornych wiadomo艣ci. Raczej jednak nie. Pi膮tek by艂 dniem podsumowania wydarze艅 ca艂ego tygodnia, zainteresowania si臋 jak膮艣 osob膮 i jej poczynaniami, je艣li uda艂o si臋 to rozd膮膰 do postaci samodzielnej wiadomo艣ci.

— Panie prezydencie!

Jack odwr贸ci艂 si臋 i zobaczy艂 Kupca (tak ochrzci艂a go Tajna S艂u偶ba), sekretarza skarbu, kt贸ry zjawi艂 si臋 kilka minut przed um贸wion膮 por膮.

— Cze艣膰, George.

— Wiesz, ten tunel, kt贸ry idzie ode mnie do Bia艂ego Domu...

— No, co z nim?

— Zajrza艂em dzisiaj rano, straszny ba艂agan. Masz co艣 przeciwko temu, 偶eby tam posprz膮ta膰? — spyta艂 Winston.

— George, to sprawa Tajnej S艂u偶by, a ty mo偶esz im wyda膰 polecenie, zapomnia艂e艣?

— Nie, ale tunel ko艅czy si臋 u ciebie, wi臋c wola艂em zapyta膰. Dobra, zajm臋 si臋 tym. Po偶yteczne rozwi膮zanie, na przyk艂ad kiedy pada.

— Jak projekt ustawy podatkowej? — spyta艂 Jack, podchodz膮c do drzwi, kt贸re otworzy艂 przed nim agent. Takie zdarzenia ci膮gle wprawia艂y go w zak艂opotanie; s膮 rzeczy, kt贸re cz艂owiek powinien robi膰 sam.

— W nast臋pnym tygodniu b臋dziemy mieli gotowy model komputerowy. Tym razem wszystko musi by膰 naprawd臋 dopracowane bez zarzutu. Podatek proporcjonalny do dochod贸w, l偶ejszy dla biednych, uczciwy wobec bogatych, a poza tym zagoni艂em swoich ludzi do maksymalnych oszcz臋dno艣ci na administracji. Bo偶e, Jack, jak ja niewiele o tym wiedzia艂em.

— O czym?

Min臋li r贸g korytarza i skr臋cili do Gabinetu Owalnego.

— My艣la艂em, 偶e jestem jedynym facetem, kt贸ry wywala fors臋 na to, 偶eby obej艣膰 przepisy podatkowe. A tymczasem wszyscy tak robi膮, to ogromny przemys艂. Kupa ludzi straci zaj臋cie...

— A ja mam si臋 z tego cieszy膰, tak?

— Ka偶dy bez trudu znajdzie uczciw膮 prac臋, z wyj膮tkiem mo偶e prawnik贸w. A my zaoszcz臋dzimy podatnikom par臋 miliard贸w dolar贸w, daj膮c im formularz podatkowy, kt贸ry wype艂ni dzieciak z czwartej klasy. Panie prezydencie, rz膮dowi nie zale偶y przecie偶 na tym, 偶eby ludzie musieli sobie wynajmowa膰 rachmistrz贸w, prawda?

Ryan poleci艂 sekretarce, aby wezwa艂a Arnie'ego. Potrzebowa艂 kilku politycznych porad, je艣li chodzi o wprowadzenie w 偶ycie planu George'a.

* * *

— Tak, generale?

— Prosi艂 pan o informacje na temat grupy „Eisenhowera” — powiedzia艂 Jackson, podszed艂 do wielkiej mapy 艣ciennej i zerkn膮艂 na pasek papieru. — S膮 tutaj, maj膮 dobr膮 szybko艣膰. — Znienacka w kieszeni Robby'ego zaterkota艂 pager. Wyj膮艂 go, spojrza艂 na numer i zdumiony uni贸s艂 brwi. — Przepraszam, czy mog臋?

— Oczywi艣cie.

Sekretarz Bretano wskaza艂 telefon w drugim ko艅cu pokoju. Jackson wystuka艂 pi臋ciocyfrowy numer.

— J-3, s艂ucham. Co? A gdzie s膮? W takim razie trzeba ich znale藕膰, nieprawda偶, komandorze? W艂a艣nie. — Robby od艂o偶y艂 s艂uchawk臋. — To Dow贸dztwo Operacji Morskich. Narodowe Biuro Rozpoznania informuje, 偶e znikn臋艂a gdzie艣 flota indyjska, to znaczy, m贸wi膮c 艣ci艣lej, dwa lotniskowce z eskort膮.

— Co to ma znaczy膰, admirale?

Jackson powr贸ci艂 do mapy i przeci膮gn膮艂 d艂oni膮 po niebieskiej p艂achcie na zach贸d od subkontynentu.

— Min臋艂o trzydzie艣ci sze艣膰 godzin od czasu, gdy ostatni raz je widzieli艣my. Powiedzmy, trzy godziny na opuszczenie portu i uformowanie szyku... Dwadzie艣cia w臋z艂贸w razy trzydzie艣ci trzy, to daje sze艣膰set sze艣膰dziesi膮t mil morskich, czyli ponad tysi膮c kilometr贸w. Po艂owa odleg艂o艣ci od macierzystego portu do Zatoki Ade艅skiej. — Odwr贸ci艂 si臋. — Panie sekretarzu, u nabrze偶y nie ma dw贸ch lotniskowc贸w, dziewi臋ciu okr臋t贸w os艂ony oraz grupy tankowc贸w. Brak tankowc贸w oznacza, 偶e planuj膮 d艂u偶szy rejs. Wywiad nie uprzedza艂 nas o 偶adnym takim wydarzeniu.

Jak zwykle, doda艂 w duchu.

— Gdzie konkretnie s膮?

— W tym w艂a艣nie problem. Nie wiemy. W Diego Garcia stacjonuje kilka P-3 Orion, dwa wylec膮 na rekonesans. Wydamy odpowiednie polecenia zwiadowi satelitarnemu. Trzeba powiadomi膰 o wszystkim Departament Stanu, mo偶e ambasada czego艣 si臋 dowie.

— Dobrze. Za kilka minut powiadomi臋 prezydenta. Czy mamy si臋 czego obawia膰?

— By膰 mo偶e chodzi jedynie o rejs testowy po zako艅czeniu remontu? Jak pan pami臋ta, sprawili艣my im niedawno spore lanie.

— W ka偶dym razie jedyne dwa lotniskowce na Oceanie Indyjskim nie nale偶膮 do nas, tak?

— Tak, sir.

A nasz najbli偶szy lotniskowiec zmierza w przeciwnym kierunku. Dobrze 偶e przynajmniej sekretarz obrony zaczyna si臋 niepokoi膰, pomy艣la艂 Jackson.

* * *

Adler wsiad艂 do dawnego Air Force One, starej, ale solidnej wersji czcigodnego 707-320B. Jego delegacja sk艂ada艂a si臋 z o艣miu os贸b; obs艂ugiwa艂o ich pi臋ciu steward贸w Si艂 Powietrznych. Spojrza艂 na zegarek, oceni艂 program lotu — paliwo mieli uzupe艂ni膰 w bazie Elmendorf na Alasce — i postanowi艂, 偶e zdrzemnie si臋 troch臋 podczas drugiego etapu. Szkoda, pomy艣la艂, 偶e rz膮d, w przeciwie艅stwie do linii lotniczych, nie honoruje liczby wylatanych kilometr贸w. Wtedy ju偶 do ko艅ca 偶ycia m贸g艂by podr贸偶owa膰 za darmo. Na razie zacz膮艂 przegl膮da膰 notatki z Teheranu. Przymkn膮艂 oczy, usi艂uj膮c przypomnie膰 sobie ka偶dy szczeg贸艂 i ka偶de wydarzenie, kt贸re nast膮pi艂o od przylotu do Mehrabadu do chwili wyjazdu. Co kilka minut otwiera艂 oczy, powraca艂 do zapisk贸w i robi艂 uzupe艂niaj膮ce komentarze. Przy odrobinie szcz臋艣cia zd膮偶y przepisa膰 je na maszynie i wys艂a膰 faksem do Waszyngtonu.

* * *

— Ding, mo偶e otwiera si臋 przed tob膮 droga jeszcze innej kariery — powiedzia艂a Mary Pat, badaj膮c zdj臋cie przez szk艂o powi臋kszaj膮ce. — Wygl膮da jak okaz zdrowia.

— S膮dzisz, 偶e skurwysy艅stwo dobrze wp艂ywa na d艂ugowieczno艣膰? — spyta艂 Clark.

— Musia艂 pracowa膰 dla pana, panie C — za偶artowa艂 Chavez.

— I pomy艣le膰, 偶e mo偶e b臋d臋 musia艂 znosi膰 takie uwagi przez nast臋pne trzydzie艣ci lat.

— Ale jakich 艣licznych wnuk贸w si臋 dochowasz, Jefe. I na dodatek dwuj臋zycznych.

— Wracamy do roboty, dobrze? — ofukn臋艂a ich Foley.

Pi膮tek jeszcze si臋 nie sko艅czy艂.

* * *

To 偶adna przyjemno艣膰 rozchorowa膰 si臋 w samolocie. Mo偶e zjad艂 jakie艣 艣wi艅stwo, a mo偶e co艣 z艂apa艂 na targach komputerowych w San Francisco, tyle ludzi tam si臋 t艂oczy艂o. By艂 do艣wiadczonym podr贸偶nikiem i nigdzie nie rusza艂 si臋 bez „podr臋cznej apteczki”. Obok maszynki do golenia znalaz艂 pastylki Tylenolu. Popi艂 dwie szklaneczk膮 wina i uzna艂, 偶e trzeba spr贸bowa膰 si臋 zdrzemn膮膰. Je艣li b臋dzie mia艂 szcz臋艣cie, to polepszy mu si臋 do l膮dowania w Newark. Z pewno艣ci膮 nie chcia艂by w takim stanie jecha膰 do domu samochodem. Opu艣ci艂 oparcie fotela, zgasi艂 艣wiat艂o i zamkn膮艂 oczy.

* * *

Nadesz艂a pora. Wynaj臋te samochody wyjecha艂y z farmy. Ka偶dy kierowca zna艂 drog臋 na miejsce akcji i tras臋 odwrotu. W samochodach nie by艂o 偶adnych map ani notatek; jedynym dokumentem zwi膮zanym z operacj膮 by艂y zdj臋cia ofiary. Je艣li ktokolwiek z nich mia艂 jakie艣 w膮tpliwo艣ci co do moralnego aspektu porwania ma艂ego dziecka, nie dali tego po sobie pozna膰. Bro艅, na艂adowana i zabezpieczona, spoczywa艂a na wszelki wypadek na pod艂odze, przykryta kocami. Wszyscy w garniturach i pod krawatami, tak 偶e mijaj膮cy ich w wozie patrolowym policjanci zobaczyliby tylko trzech eleganckich m臋偶czyzn, zapewne biznesmen贸w, w szykownych samochodach. Cz艂onkowie grupy uwa偶ali to za 艣mieszne. S膮dzili, 偶e tylko pr贸偶no艣膰 ka偶e Gwiazdorowi przywi膮zywa膰 tak wielk膮 wag臋 do wygl膮du zewn臋trznego.

* * *

Price przygl膮da艂a si臋 przyjazdowi dru偶yny Mighty Ducks z niema艂ym rozbawieniem, chocia偶 nieraz ju偶 przecie偶 widzia艂a, jak najpowa偶niejsi i najznakomitsi ludzie po znalezieniu si臋 w tym miejscu, zachowywali si臋 jak dzieci. To, co dla niej i koleg贸w by艂o tylko dekoracj膮 i scenariuszem, dla innych by艂o atrybutami najwy偶szej w艂adzy. Musia艂a te偶 przyzna膰 si臋 sama przed sob膮, 偶e to tamci mieli racj臋, a nie ona. Po odpowiedniej liczbie powt贸rek wszystko mo偶e spowszednie膰, podczas gdy nowy go艣膰, kt贸ry na ka偶d膮 rzecz spogl膮da 艣wie偶ym okiem, wiele mo偶e widzie膰 wyra藕niej. Rang臋 tej wizyty dodatkowo z pewno艣ci膮 podnios艂o w oczach zawodnik贸w to, 偶e pod czujnym spojrzeniem mundurowej jednostki Tajnej S艂u偶by musieli przej艣膰 przez bramk臋 wykrywacza metali. Mieli okazj臋 szybko rozejrze膰 si臋 po Bia艂ym Domu, gdy偶 przeci膮ga艂o si臋 spotkanie prezydenta z sekretarzem obrony. Hokei艣ci z upominkami dla prezydenta w r臋kach — kijami, kr膮偶kami, bluz膮 z jego nazwiskiem (przynie艣li je dla wszystkich cz艂onk贸w rodziny) — st艂oczyli si臋 przy Wschodnim Wej艣ciu, by potem rozgl膮da膰 si臋 na lewo i prawo po dekoracjach na bia艂ych 艣cianach, i najwyra藕niej to, co dla Andrei by艂o normalnym miejscem pracy, dla nich jawi艂o si臋 jako co艣 niezwyk艂ego i wspania艂ego. Jak偶e偶 wszystko zale偶y od punktu widzenia, pomy艣la艂a, podchodz膮c do Jeffa Ramana.

— Pojad臋 obejrze膰, jak zorganizowana jest ochrona Foremki.

— S艂ysza艂em, 偶e Don troch臋 narzeka艂. Co艣 powa偶nego w Bia艂ym Domu?

Pokr臋ci艂a g艂ow膮.

— Szef nie ma 偶adnych specjalnych plan贸w. Callie Weston troch臋 si臋 sp贸藕ni. Wymieniali jej licznik. Poza tym wszystko jak zwykle.

— I bardzo dobrze — pokiwa艂 g艂ow膮 Raman.

— Tutaj Price — powiedzia艂a do mikrofonu. — Dajcie mi woln膮 drog臋 do Foremki.

— Zrozumia艂em — pad艂a odpowied藕 ze stanowiska dowodzenia.

Szefowa Oddzia艂u opu艣ci艂a Bia艂y Dom drzwiami, przez kt贸re wesz艂a dru偶yna Mighty Ducks, i skr臋ci艂a w lewo do swego Forda Crown Victoria. Samoch贸d wygl膮da艂 zupe艂nie zwyczajnie, ale by艂 to tylko poz贸r. Pod mask膮 znajdowa艂 si臋 najpot臋偶niejszy z silnik贸w produkowanych seryjnie przez Forda. Na desce rozdzielczej umieszczono dwa telefony kom贸rkowe oraz par臋 zabezpieczonych przed pods艂uchem aparat贸w radiowych. Opony mia艂y stalowe wzmocnienia, tak 偶e nawet w przypadku przebicia, w贸z m贸g艂 jecha膰 dalej. Jak inni cz艂onkowie Tajnej S艂u偶by odby艂a w Beltsville specjalny kurs prowadzania samochodu, kt贸ry wszyscy zreszt膮 uwielbiali. W torebce, obok zapasowej pary klips贸w, szminki i kart kredytowych, spoczywa艂 SigSauer 9 mm.

Price wygl膮da艂a bardzo zwyczajnie. Nie by艂a tak urodziwa jak Helen D'Agostino... Ci臋偶ko westchn臋艂a na samo wspomnienie. Andrea i Daga by艂y bliskimi przyjaci贸艂kami. Tamta pomog艂a jej doj艣膰 do siebie po rozwodzie, pozna艂a j膮 z kilkoma ch艂opakami. Dobra przyjaci贸艂ka, dobra agentka, wraz z reszt膮 poleg艂a tamtego wieczoru na Wzg贸rzu. Daga — nikt nie nazywa艂 jej Helen — zosta艂a obdarzona nader zmys艂owymi rysami 艣r贸dziemnomorskimi, kt贸re okaza艂y si臋 znakomitym kamufla偶em. Wydawa艂o si臋, 偶e mog艂a by膰 wszystkim — asystentk膮 prezydenta, sekretark膮, mo偶e kochank膮 — tylko nie cz艂onkiem Oddzia艂u. Andrea mia艂a wygl膮d o wiele bardziej pospolity, wprowadzi艂a wi臋c ciemne okulary, na kt贸re przystali tak偶e pozostali cz艂onkowie Tajnej S艂u偶by. Konkretna, rzeczowa i bez z艂udze艅; mo偶e tylko odrobin臋 bardziej przenikliwa? Kiedy艣 wyg艂oszono o niej tak膮 opini臋, kiedy kobiety w Tajnej S艂u偶bie by艂y jeszcze nowo艣ci膮. System oswoi艂 si臋 ju偶 z t膮 nowink膮 i teraz Andrea by艂a traktowana przez koleg贸w jak kumpel i to do tego stopnia, 偶e 艣mia艂a si臋 z ich dowcip贸w i czasami dorzuca艂a swoje. Wiedzia艂a, 偶e nominacj臋 tamtego wieczoru na szefa Oddzia艂u zawdzi臋cza Ryanowi. Wyda艂 telefoniczne polecenie, gdy偶 podoba艂o mu si臋 jej zachowanie. Gdyby nie jego decyzja, nigdy nie awansowa艂aby tak szybko. Oczywi艣cie, mia艂a instynkt. Jasne, dobrze zna艂a personel. Tak, naprawd臋 lubi艂a swoj膮 prac臋. By艂a jednak za m艂oda na to stanowisko, a na dodatek — kobieta. Ale wydawa艂o si臋, 偶e prezydent si臋 tym nie przejmuje. Nie dlatego j膮 wybra艂, 偶e by艂a kobiet膮 i mog艂o to dobrze wygl膮da膰 w oczach opinii publicznej. Wybra艂 j膮, poniewa偶 wykona艂a zadanie w bardzo trudnych okoliczno艣ciach. A poniewa偶 zrobi艂a to dobrze, zyska艂a sobie zaufanie Miecznika. Nawet zasi臋ga艂 jej rady w r贸偶nych sprawach, a to nie by艂o cz臋sto spotykane. By艂a niezam臋偶na, bezdzietna i tak ju偶 mia艂o chyba zosta膰 na zawsze.

Andrea Price nie nale偶a艂a bynajmniej do tych, kt贸re szukaj膮 ucieczki przed swoj膮 kobieco艣ci膮 w karierze zawodowej. Pragn臋艂a jednego i drugiego, ale nie bardzo mog艂a sobie z tym poradzi膰. Praca by艂a wa偶na (trudno jej by艂o wyobrazi膰 sobie co艣, co mia艂oby wi臋ksze znaczenie dla kraju), ale poch艂ania艂a tyle czasu, 偶e Andrea nie mia艂a nawet okazji pomy艣le膰 o tym, czego jej brak: m臋偶czyzny, z kt贸rym dzieli艂aby 艂贸偶ko, d藕wi臋cznego g艂osiku, kt贸ry wo艂a艂by: „Mamusiu”.

— Nie jeste艣my tak do ko艅ca wyzwolone, prawda? — rzuci艂a pod adresem samochodowej szyby. Ale pensj臋 dostawa艂a nie za to, aby by膰 wyzwolon膮; dostawa艂a j膮 za ochron臋 Pierwszej Rodziny kraju. 呕ycie osobiste mia艂o rozgrywa膰 si臋 w prywatnym czasie, tyle 偶e s艂u偶ba nie zostawia艂a miejsca ani na jedno, ani na drugie.

* * *

Inspektor O'Day znalaz艂 si臋 ju偶 na autostradzie nr 50. Pi膮tek by艂 najpi臋kniejszym ze wszystkich dni tygodnia. Przed sob膮 mia艂 kilkadziesi膮t godzin wolnych od pracy; na siedzeniu obok le偶a艂 s艂u偶bowy garnitur i krawat, za艣 on sam odziany by艂 znowu w sk贸rzan膮 kurtk臋 lotnicz膮 i czapk臋 baseballow膮 Johna Deene'a, bez kt贸rych nie wyobra偶a艂 sobie gry w golfa czy wyjazdu na polowanie. Tego weekendu mia艂 wiele rzeczy do zrobienia wok贸艂 domu. Spor膮 pomoc膮 b臋dzie Megan. W przeciwie艅stwie do Pata, lubi艂a to robi膰. Mo偶e to instynkt, a mo偶e bardzo chcia艂a dopom贸c ojcu. W ka偶dym razie tworzyli nieroz艂膮czn膮 par臋, a w domu opuszcza艂a go tylko po to, aby po艂o偶y膰 si臋 spa膰, zawsze jednak wcze艣niej zarzuca艂a mu ma艂e r膮czki na szyj臋 i obdarza艂a czu艂ym poca艂unkiem.

— Ale ze mnie twardziel — powiedzia艂 O'Day i u艣miechn膮艂 si臋 pod nosem.

* * *

Russell czu艂 si臋 tak, jak gdyby zosta艂 ju偶 dziadkiem: tyle dzieciarni dooko艂a. Maluchy znajdowa艂y si臋 teraz na zewn膮trz; wszystkie w kurteczkach, przynajmniej po艂owa w kapturach na艂o偶onych na g艂owy, gdy偶 z jakiego艣 powodu bardzo im to odpowiada艂o, Zabawa sz艂a na ca艂ego. Foremka bawi艂a si臋 w piaskownicy z bardzo podobn膮 do niej c贸rk膮 O'Daya oraz dzieckiem Walker贸w, sympatycznym ch艂opaczkiem tej wied藕my, kt贸ra je藕dzi艂a Volvo. Na zewn膮trz pe艂ni艂 s艂u偶b臋 tak偶e agent Hilton. O dziwo, na odkrytym powietrzu mogli si臋 bardziej rozlu藕ni膰. Boisko znajdowa艂o si臋 po p贸艂nocnej stronie budynku Giant Steps, a po drugiej stronie ulicy zajmowa艂a stanowisko grupa ubezpieczaj膮ca. Trzeci cz艂onek ich zespo艂u, kobieta, znajdowa艂a si臋 w budynku przy telefonie. Siedzia艂a zwykle w pokoju na zapleczu, gdzie umieszczono monitory telewizyjne. Dzieci zna艂y j膮 jako pann臋 Anne.

Za ma艂o nas, my艣la艂 Russell, nawet wtedy, kiedy przygl膮da艂 si臋 niewinnej zabawie dzieci. Nie mo偶na wykluczy膰 mo偶liwo艣ci, 偶e kto艣 nadjedzie Ritchie Highway i ostrzela teren. Pr贸ba nam贸wienia Ryan贸w, aby nie wysy艂ali c贸rki do tego przedszkola, by艂a z g贸ry skazana na niepowodzenie. Pragn臋li, oczywi艣cie, aby by艂a normaln膮 dziewczynk膮, nie r贸偶ni膮c膮 si臋 od innych dzieci, ale...

Ale wszystko by艂o jednak dosy膰 zwariowane. Przes艂ank膮 ca艂ego 偶ycia zawodowego Russella by艂o za艂o偶enie, 偶e s膮 ludzie, kt贸rzy nienawidz膮 prezydenta i jego najbli偶szego otoczenia. Niekt贸rzy z nich byli szale艅cami, ale nie wszyscy. Studiowa艂 ich psychologi臋; musia艂 tak robi膰, gdy偶 dzi臋ki temu wiedzia艂, czego si臋 strzec, ale wcale lepiej ich nie rozumia艂. Chodzi艂o przecie偶 o dzieci. A z tego, co wiedzia艂, nawet cholerna mafia zostawia艂a dzieci w spokoju.

Czasami zazdro艣ci艂 agentom FBI tego, 偶e z mocy ustawy zajmowali si臋 aktami kidnapingu. Uratowanie dziecka i pojmanie takiego przest臋pcy musia艂o by膰 czym艣 wspania艂ym, chocia偶 czasami zastanawia艂 si臋, ile wysi艂ku potrzeba, aby zostawi膰 zbira przy 偶yciu, nie posy艂aj膮c go przed oblicze Najwy偶szego, kt贸ry odczyta艂by mu jego prawa. U艣miechn膮艂 si臋 na sam膮 t臋 my艣l. Mo偶e jednak lepiej, 偶e jest tak jak jest. Kidnaperzy prze偶ywali w wi臋zieniu ci臋偶kie chwile. Nawet najbardziej zatwardziali bandyci nie mogli znie艣膰 tych, kt贸rzy krzywdzili dzieci, tak 偶e ci w ramach ameryka艅skiego systemu penitencjarnego musieli zdoby膰 now膮 dla nich umiej臋tno艣膰: jak prze偶y膰.

— Russell? Tu stanowisko dowodzenia — us艂ysza艂 w s艂uchawce.

— Russell, s艂ucham.

— Price, tak jak chcia艂e艣, jedzie tutaj — z domu naprzeciwko poinformowa艂 agent Norm Jeffers. — M贸wi, 偶e b臋dzie za czterdzie艣ci minut.

— Dobra. Dzi臋kuj臋.

— Widz臋, 偶e ch艂opak Walker贸w rozwija talenty in偶ynierskie — ci膮gn膮艂 Jeffers.

— Na to wygl膮da. P贸藕niej przyjdzie mo偶e kolej na most — zgodzi艂 si臋 Don.

Kathie Ryan i Megan O'Day z zachwytem patrzy艂y, jak ch艂opak ko艅czy drugie pi臋tro swojego piaskowego zamku.

* * *

— Panie prezydencie — powiedzia艂 kapitan dru偶yny — mam nadziej臋, 偶e to si臋 panu spodoba.

Ryan u艣miechn膮艂 si臋 szeroko i zaprezentowa艂 bluz臋 przed kamerami. Zawodnicy skupili si臋 wok贸艂 niego do zdj臋cia.

— Dyrektor CIA jest wielkim kibicem hokeja — powiedzia艂 Jack.

— Tak? — spyta艂 Bob Albertsen. By艂 bardzo agresywnym obro艅c膮 o wadze stu dwudziestu kilogram贸w, kt贸ry sia艂 pop艂och w lidze ze wzgl臋du na gr臋 przy bandzie, teraz jednak by艂 艂agodny jak baranek.

— Ma ch艂opaka, kt贸ry jest bardzo dobry. Gra艂 w lidze dzieci臋cej w Rosji.

— To mo偶e rzeczywi艣cie czego艣 si臋 tam nauczy艂. Do jakiej szko艂y chodzi?

— Nie wiem, do jakiego chc膮 go pos艂a膰 koled偶u. M贸wili chyba, 偶e Eddie chce zosta膰 in偶ynierem.

O rany, jakie to przyjemne, pomy艣la艂 Jack, przynajmniej przez chwil臋 porozmawia膰 normalnie z normalnymi lud藕mi.

— Niech mu pan poradzi, 偶eby wys艂ali ch艂opaka do Rensselaer. To dobra techniczna szko艂a w Albany.

— Dlaczego tam?

— Te cholerne g艂膮by od kilku lat z rz臋du zdobywaj膮 mistrzostwo szk贸艂 wy偶szych. Ja chodzi艂em do Minnesoty i dowalili nam dwa razy. Niech pan da mi na niego namiary, a ja ju偶 dopilnuj臋, 偶eby dosta艂 nasze koszulki z podpisami. Wy艣lemy, oczywi艣cie, tak偶e ojcu.

— Nie zapomn臋 — obieca艂 Ryan.

Odleg艂y o dwa metry agent Raman pokr臋ci艂 tylko g艂ow膮, s艂ysz膮c t臋 rozmow臋.

* * *

O'Day zajecha艂 pod przedszkole w momencie, kiedy dzieci bocznym wej艣ciem wraca艂y do budynku, aby si臋 umy膰. Wiedzia艂 z do艣wiadczenia, 偶e to skomplikowane przedsi臋wzi臋cie. Zaparkowa艂 swoj膮 p贸艂ci臋偶ar贸wk臋 zaraz po czwartej. Przygl膮da艂 si臋, jak agenci Tajnej S艂u偶by zajmuj膮 stanowiska. Agent Russell pojawi艂 si臋 w drzwiach wej艣ciowych, gdy偶 by艂o to jego sta艂e miejsce, kiedy dzieci znajdowa艂y si臋 w 艣rodku.

— To co, jeste艣my um贸wieni na jutro?

Russell pokr臋ci艂 g艂ow膮.

— Nie da rady. Od jutra za dwa tygodnie, o drugiej po po艂udniu. B臋dziesz mia艂 czas, 偶eby potrenowa膰.

— A tobie si臋 to nie przyda? — zapyta艂 O'Day, przeciskaj膮c si臋 w drzwiach.

Zobaczy艂, jak Megan, nie spostrzeg艂szy go, znika w 艂azience. To fajnie, pomy艣la艂. Usiad艂 przy drzwiach, 偶eby j膮 zaskoczy膰, kiedy b臋dzie wychodzi艂a.

* * *

Tak偶e i Gwiazdor zaj膮艂 stanowisko na p贸艂nocno-wschodnim parkingu. Zda艂 sobie spraw臋 z tego, 偶e ga艂臋zie drzew zaczynaj膮 si臋 zape艂nia膰 li艣膰mi, ale w tej chwili zupe艂nie go to nie interesowa艂o. Nie zauwa偶y艂 niczego niezwyk艂ego i od tej chwili wszystko spoczywa艂o w r臋kach Allacha. Pomy艣la艂, 偶e u偶ywa imienia boskiego w zwi膮zku z czynem zdecydowanie bezbo偶nym. W tym momencie na p贸艂noc od budynku przedszkola wykr臋ci艂 w prawo samoch贸d numer 1. Pojedzie w d贸艂 ulicy, a potem zawr贸ci. Samochodem numer 2 by艂 bia艂y Lincoln Town Car, dok艂adna kopia wozu, kt贸rego w艂a艣ciciele mieli tutaj dziecko. Obydwoje rodzice byli lekarzami, o czym 偶aden z terroryst贸w nie wiedzia艂. Zaraz potem podjecha艂 czerwony Chrysler, bli藕niaczo podobny do tego, kt贸rym je藕dzi艂a 偶ona urz臋dnika bankowego. Gwiazdor patrzy艂, jak oba samochody zaj臋艂y na parkingu miejsca obok siebie, mo偶liwie jak najbli偶ej autostrady.

* * *

Price wkr贸tce tu b臋dzie. Russell przygl膮da艂 si臋 zaje偶d偶aj膮cym samochodom, my艣l膮c jednocze艣nie o argumentach, kt贸re przedstawi szefowej Oddzia艂u. Promienie zachodz膮cego s艂o艅ca odbija艂y si臋 w szybach woz贸w, ledwie pozwalaj膮c mu dostrzec sylwetki kierowc贸w. Oba samochody zjawi艂y si臋 troch臋 wcze艣niej, ale w ko艅cu by艂 pi膮tek...

Numery rejestracyjne...?

Zmru偶y艂 lekko oczy i przekrzywi艂 g艂ow臋, zastanawiaj膮c si臋, dlaczego wcze艣niej...

* * *

Kto艣 inny jednak to zrobi艂. Jeffers podni贸s艂 lornetk臋, przygl膮daj膮c si臋 samochodom, co nale偶a艂o do jego rutynowych obowi膮zk贸w. Nawet nie wiedzia艂 o tym, 偶e ma fotograficzn膮 pami臋膰. Zapami臋tywanie numer贸w by艂o dla niego czym艣 tak naturalnym jak oddychanie. My艣la艂, 偶e ka偶dy to potrafi.

Zaraz, zaraz, co艣 jest nie tak...

— Poderwa艂 do ust mikrofon.

— Russell, to nie nasze auta!

Prawie zd膮偶y艂.

* * *

Zgodnym p艂ynnym ruchem obydwaj kierowcy otworzyli drzwiczki samochod贸w, wystawili nogi, jednocze艣nie podrywaj膮c z przednich foteli Ka艂asznikowy. Z ty艂u ka偶dego wozu wyskoczy艂o po dw贸ch m臋偶czyzn, tak偶e uzbrojonych.

* * *

Prawa r臋ka Russella pomkn臋艂a w d贸艂 i do ty艂u, po pistolet, podczas gdy lewa uruchomi艂a mikrofon umocowany pod szyj膮.

— Bro艅!

Wewn膮trz budynku inspektor O'Day us艂ysza艂 co艣, ale nie by艂 pewien, co, obr贸cony za艣 w inn膮 stron臋 nie m贸g艂 zobaczy膰, jak agentka Marcella Hilton odwraca si臋 od dziecka, kt贸re w艂a艣nie j膮 o co艣 pyta艂o, a w jej r臋ku pojawia si臋 pistolet.

„Bro艅!” To najprostsze z mo偶liwych hase艂. W nast臋pnej chwili to samo s艂owo rozbrzmia艂o w s艂uchawce, wykrzykni臋te przez Norma Jeffersa na stanowisku dowodzenia. Ciemnosk贸ry agent nacisn膮艂 jeszcze inny guzik, uruchamiaj膮c po艂膮czenie z Waszyngtonem.

— Burza! Burza! Burza!

* * *

Jak wi臋kszo艣膰 policjant贸w, agent Don Russell nigdy nie strzela艂 do innego cz艂owieka, ale lata treningu sprawi艂y, 偶e ka偶dy jego ruch by艂 r贸wnie nieomylny jak si艂a ci臋偶ko艣ci. Najpierw zobaczy艂 uniesionego Ka艂asznikowa z charakterystycznym kszta艂tem rury gazowej nad luf膮. W tym momencie, jak gdyby pod dzia艂aniem prze艂膮cznika, z czujnego ochroniarza zmieni艂 si臋 w system sterowania broni膮 paln膮. SigSauer by艂 ju偶 wydobyty, a lewa d艂o艅 bieg艂a ku prawej, aby ustabilizowa膰 chwyt broni. Ca艂y tu艂贸w opad艂 jednocze艣nie na lewe kolano, zmniejszaj膮c w ten spos贸b pole trafienia i zapewniaj膮c wi臋ksz膮 stabilno艣膰. Umys艂 Russella zarejestrowa艂 ch艂odno, 偶e facet z Ka艂asznikowem wystrzeli pierwszy, ale celuje za wysoko. Sta艂o si臋 tak istotnie z trzema pociskami, kt贸re przelecia艂y nad jego g艂ow膮 i g艂o艣nym staccato rozerwa艂y framug臋 drzwi. Jednocze艣nie pokryta trytem muszka pistoletu na艂o偶y艂a si臋 na twarz. Russell 艣ci膮gn膮艂 spust i z pi臋tnastu metr贸w trafi艂 przeciwnika w lewe oko.

* * *

Instynkt inspektora O'Daya zacz膮艂 w艂a艣nie reagowa膰 w chwili, kiedy Megan wynurzy艂a si臋 z 艂azienki, walcz膮c z zatrzaskami kombinezonu. W tym samym momencie, agentka znana dzieciom jako panna Anne wypad艂a z pokoju na zaplecze z pistoletem w z艂膮czonych d艂oniach.

— Jezu! — zd膮偶y艂 wykrztusi膰 inspektor FBI, gdy panna Anne przemkn臋艂a nad nim niczym futbolista NFL, rzucaj膮c go na 艣cian臋.

* * *

Po drugiej stronie ulicy dw贸ch agent贸w wyskoczy艂o przed frontowe drzwi rezydencji z pistoletami maszynowymi Uzi w r臋kach, podczas gdy w 艣rodku Jeffers zajmowa艂 si臋 艂膮czno艣ci膮. Zd膮偶y艂 ju偶 przes艂a膰 do centrali sygna艂 alarmowy, a nast臋pnie uruchomi艂 bezpo艣rednie po艂膮czenie z komend膮 stanowej policji Maryland na Rowe Boulevard w Annapolis. Zapanowa艂 zgie艂k i zamieszanie, ale agenci byli znakomicie wyszkoleni. Zadaniem Jeffersa by艂o przekazanie alarmowych meldunk贸w, potem mia艂 ubezpiecza膰 dw贸ch pozosta艂ych cz艂onk贸w swojej grupy, kt贸rzy gnali ju偶 przez trawnik...

...ale nigdy go nie pokonali. Z odleg艂o艣ci pi臋膰dziesi臋ciu metr贸w strzelcy z pierwszego wozu po艂o偶yli ich pojedynczymi strza艂ami. Jeffers widzia艂, jak padaj膮, kiedy ko艅czy艂 przekazywa膰 informacj臋 policji stanowej. Nie by艂o czasu na szok. Uzyska艂 potwierdzenie odbioru, chwyci艂 karabin M-16 i skoczy艂 do drzwi.

* * *

Russell przesun膮艂 pistolet w lewo. B艂臋dem drugiego z napastnik贸w by艂o to, 偶e wci膮偶 sta艂, by zapewni膰 sobie przegl膮d sytuacji. Dwa pociski, jeden tu偶 za drugim, roznios艂y jego g艂ow臋 niczym melon. Agent nie my艣la艂, nie czu艂, a jedynie zwraca艂 si臋 ku kolejnym celom tak szybko, jak m贸g艂 je zidentyfikowa膰. Pociski nieprzyjaci贸艂 nadal pru艂y nad jego g艂ow膮. Us艂ysza艂 krzyk, umys艂 poinformowa艂, 偶e to Marcella Hilton; co艣 ci臋偶kiego zwali艂o si臋 agentowi na plecy i przewr贸ci艂o go na ziemi臋. To musia艂a by膰 Marcella i w艂a艣nie jej cia艂o le偶a艂o na jego nogach. Kiedy si臋 przeturla艂 na bok, zobaczy艂, 偶e w jego kierunku biegnie czterech m臋偶czyzn; mia艂 ich dok艂adnie na linii strza艂u. Pierwsza kula trafi艂a jednego z nich w serce. Oczy m臋偶czyzny rozszerzy艂y si臋 w szoku, a nast臋pny pocisk rozerwa艂 mu twarz. Wszystko toczy艂o si臋 jak w jakim艣 艣nie; bro艅 idealnie spe艂nia艂a zadania kolejno przed ni膮 stawiane. K膮tem oka zarejestrowa艂 ruch po lewej stronie — grupa ubezpieczaj膮ca nacieraj膮cych, nie, to samoch贸d jecha艂 przez boisko, ale nie Suburban, jaki艣 inny. Nie zd膮偶y艂 jeszcze przenie艣膰 lufy na nast臋pn膮 sylwetk臋, gdy ta zwali艂a si臋 na ziemi臋, rzucona do ty艂u trzema strza艂ami Anne Pemberton, kt贸ra znalaz艂a si臋 w drzwiach za jego plecami. Pozosta艂o dw贸ch — tylko dw贸ch, mieli szans臋 — ale w tym momencie Anne, trafiona w pier艣, run臋艂a na ziemi臋, i Russell wiedzia艂, 偶e zosta艂 jako jedyna przeszkoda pomi臋dzy Foremk膮 a tymi skurwielami.

Przetoczy艂 si臋 w prawo, umykaj膮c przed pociskami, kt贸re rozora艂y ziemi臋 po jego lewej stronie, a wystrzelone w tym czasie dwa pociski chybi艂y celu. Zamek pistoletu pozosta艂 w tylnym po艂o偶eniu — magazynek SigSauera by艂 ju偶 pusty. B艂yskawicznym ruchem zamieni艂 go na pe艂ny, ale w u艂amku chwili, kiedy to trwa艂o, poczu艂 uderzenie w po艣ladek, kt贸re targn臋艂o cia艂em niczym kopniak. P贸艂 sekundy p贸藕niej druga kula ugodzi艂a go w lewy bark, dr膮偶膮c ran臋 przez ca艂e cia艂o i wychodz膮c praw膮 nog膮. Wystrzeli艂 jeszcze raz, ale mi臋艣nie nie ca艂kiem go s艂ucha艂y, nie uni贸s艂 wi臋c lufy dostatecznie wysoko i trafi艂 przeciwnika w kolano, zanim seria pocisk贸w cisn臋艂a go twarz膮 w piach.

* * *

W tej samej chwili, gdy O'Day usi艂owa艂 si臋 podnie艣膰, w drzwiach stan臋艂o dw贸ch m臋偶czyzn uzbrojonych w Ka艂asznikowy. Obrzuci艂 wzrokiem pomieszczenie, pe艂ne umilk艂ych w przera偶eniu dzieci. Cisza trwa艂a przez moment, ale niemal natychmiast rozdar艂y j膮 przenikliwe piski. Noga jednego z m臋偶czyzn krwawi艂a; przygryza艂 z臋by z b贸lu i w艣ciek艂o艣ci.

* * *

Na zewn膮trz trzech m臋偶czyzn z samochodu numer l usi艂owa艂o oceni膰 dotychczasowe efekty ataku. Zobaczyli czterech swoich zabitych, mieli ju偶 jednak spok贸j z grup膮 os艂aniaj膮c膮...

...i na ziemi臋 run膮艂 ten z nich, kt贸ry sta艂 przy tylnych prawych drzwiczkach. Pozosta艂ych dw贸ch odwr贸ci艂o si臋 i zobaczy艂o przed sob膮 czarnosk贸rego m臋偶czyzn臋 w bia艂ej koszuli i z M-16 w r臋kach.

— Zdychaj, gnido!

W pami臋ci Normana Jeffersa nie mia艂o zachowa膰 si臋 wspomnienie s艂贸w, z jakimi trzema pociskami odstrzeli艂 g艂ow臋 drugiemu z m臋偶czyzn. Trzeci z grupy, kt贸ra zabi艂a dw贸ch towarzyszy Jeffersa, schroni艂 si臋 za mask臋 samochodu, ten jednak, stoj膮cy teraz na 艣rodku boiska, dawa艂 os艂on臋 tylko z jednej strony.

— No, Charlie, wystaw troch臋 g艂贸wk臋 — wymrucza艂 przez zaci艣ni臋te z臋by Jeffers...

...i rzeczywi艣cie przeciwnik poderwa艂 si臋 z broni膮 na wysoko艣ci oczu, ale nie by艂 dostatecznie szybki. Z oczyma szeroko rozwartymi i nieruchomymi jak u sowy, agent zobaczy艂, jak krew rozpryskuje si臋 w powietrzu, a trafiony wr贸g znika za samochodem.

— Norm!!!

Ko艂o niego znalaz艂a si臋 z broni膮 w d艂oniach Paula Michaels ze sklepu 7-Eleven, w kt贸rym tego popo艂udnia pe艂ni艂a dy偶ur. Oboje przykl臋kn臋li za samochodem, kt贸rego pasa偶er贸w Jeffers przed chwil膮 zastrzeli艂. Ci臋偶ko dyszeli, serca im 艂omota艂y.

— Wiesz ilu?

— Co najmniej jeden dosta艂 si臋 do 艣rodka...

— Dw贸ch. Widzia艂am dw贸ch, jeden kula艂. O, Bo偶e! Don, Anne, Marcella...

— Daj spok贸j, Paula! W 艣rodku s膮 dzieciaki! Kurwa ma膰!

* * *

Wszystko spieprzyli, pomy艣la艂 Gwiazdor. Niech to cholera! Przecie偶 m贸wi艂 im, 偶e w domu po p贸艂nocnej stronie jest trzech ludzi Tajnej S艂u偶by. Dlaczego nie poczekali, 偶eby zastrzeli膰 trzeciego? Gdyby tak zrobili, ju偶 teraz mieliby dzieciaka! Pokr臋ci艂 g艂ow膮. Od samego pocz膮tku mia艂 w膮tpliwo艣ci, czy akcja si臋 powiedzie. Ostrzega艂 Badrajna, z t膮 te偶 my艣l膮 dobra艂 sobie ludzi. Teraz pozostawa艂o mu ju偶 tylko czeka膰, ale na co? Czy zastrzel膮 szczeniar臋? Takie dostali polecenie, gdyby porwanie okaza艂o si臋 niemo偶liwe. Mog膮 jednak zgin膮膰, zanim wype艂ni膮 zadanie.

* * *

Price pozosta艂o do przedszkola Giant Steps dziesi臋膰 kilometr贸w, kiedy przez radio dotar艂 do niej sygna艂 alarmowy. W dwie sekundy p贸藕niej peda艂 gazu wci艣ni臋ty by艂 do oporu, a w贸z gna艂 艣rodkiem drogi przy akompaniamencie syreny i migaj膮cego 艣wiat艂a. Skr臋caj膮c na p贸艂noc w Ritchie Highway, zobaczy艂a samochody blokuj膮ce ulic臋. B艂yskawicznie zjecha艂a w lewo na pas zieleni; w贸z lekko si臋 ze艣lizgiwa艂 po pochy艂ym zboczu. Na miejsce dotar艂a na kilka sekund przed oliwkowo-czarnym radiowozem policji stanowej.

— Price, to ty?

— Kto pyta?

— Norm Jeffers. Dw贸ch dosta艂o si臋 chyba do 艣rodka. Pi臋cioro naszych za艂atwionych. Za mn膮 jest Michaels. Po艣l臋 j膮, 偶eby kry艂a ty艂y.

— Za sekund臋 b臋d臋 przy was.

— Uwa偶aj, Andrea — ostrzeg艂 Jeffers.

* * *

O'Day potrz膮sn膮艂 g艂ow膮. W uszach mu dzwoni艂o, potylica bola艂a od uderzenia w 艣cian臋. Swoim cia艂em oddziela艂 c贸rk臋 od dw贸ch terroryst贸w, kt贸rzy omiatali ruchami luf pomieszczenie pe艂ne rozkrzyczanych dzieci. Pani Daggett sta艂a pomi臋dzy napastnikami a „jej” dzie膰mi, instynktownie wyci膮gaj膮c przed siebie otwarte d艂onie. Dooko艂a wszystkie maluchy kuli艂y si臋, wo艂aj膮c mam臋. O dziwo, nikt nie wzywa艂 taty, przemkn臋艂o przez my艣l O'Dayowi. Wiele spodenek pokry艂o si臋 mokrymi plamami.

* * *

— Panie prezydencie? — wykrztusi艂 Raman, wciskaj膮c s艂uchawk臋 do ucha. Co, do cholery?

* * *

W St. Mary's przekazane przez radio has艂o „Burza” podzia艂a艂o na grupy Cie艅 i Pi艂karz niczym uderzenie pioruna. Agenci, kt贸rzy znajdowali si臋 pod klasami, gdzie odbywa艂y si臋 lekcje Ryan贸w, wpadli do 艣rodka z wydobyt膮 broni膮, aby wywlec swych protegowanych na korytarz. Cz艂onkowie Oddzia艂u nie odpowiadali na 偶adne pytania — dzia艂ali zgodnie z opracowanym i prze膰wiczonym wcze艣niej planem. Wcisn臋li swych podopiecznych do tego samego Chevroleta Suburban, kt贸ry pojecha艂 jednak nie w kierunku autostrady, lecz poprzez boisko ku budynkowi magazynowemu. Do szko艂y prowadzi艂a tylko jedna droga, a zamachowcy mogli ju偶 j膮 zablokowa膰, przebrani za nie wiadomo kogo. W Waszyngtonie wystartowa艂 艣mig艂owiec, kt贸rego zadaniem by艂o przetransportowanie dzieci prezydenta. Drugi Suburban zaj膮艂 pozycj臋 po艣rodku boiska. Klasa, kt贸ra mia艂a w艂a艣nie lekcj臋 wychowania fizycznego, znikn臋艂a w szkole, agenci za艣 schronili si臋 za pokrytym kewlarem wozem i wypatrywali mo偶liwych zagro偶e艅.

* * *

— Cathy!

Profesor Ryan spojrza艂a zdumiona od biurka. Roy nigdy dot膮d tak si臋 do niej nie zwraca艂, nigdy te偶 w jej obecno艣ci nie wydobywa艂 pistoletu, znaj膮c jej niech臋膰 do broni. Zareagowa艂a instynktownie; jej twarz zrobi艂a si臋 艣nie偶nobia艂a.

— Jack czy...?

— Nie wiem nic wi臋cej. Prosz臋 ze mn膮, szybko.

— Nie! Nie! Znowu?!

Altman otoczy艂 ramieniem Chirurga, aby wyprowadzi膰 j膮 na korytarz, gdzie czeka艂o ju偶 czterech agent贸w z broni膮 gotow膮 do strza艂u i ze z艂owrogimi twarzami. Ochrona szpitala usun臋艂a si臋 z drogi, podczas gdy na zewn膮trz budynek otoczy艂a policja miejska z Baltimore. Funkcjonariusze rozgl膮dali si臋 po ulicy, by wygl膮da膰 mo偶liwych zagro偶e艅, i nie patrzy膰 na matk臋, kt贸rej dziecko znalaz艂o si臋 w 艣miertelnym niebezpiecze艅stwie.

* * *

Ryan opar艂 si臋 o 艣cian臋 gabinetu, przygryz艂 wargi i spu艣ci艂 wzrok.

— Co wiadomo, Jeff?

— Dw贸ch terroryst贸w jest w budynku, sir. Don Russell nie 偶yje, podobnie jak czw贸rka innych agent贸w. Ca艂y teren otoczony. Nasi ludzie zrobi膮 wszystko, co w ich mocy.

Raman dotkn膮艂 lekko ramienia prezydenta.

— Dlaczego moje dzieci, Jeff? Przecie偶 to o mnie chodzi. Kiedy ludzi ogarnia szale艅stwo, powinni uderza膰 we mnie. Dlaczego podnosz膮 r臋k臋 na dzieci, powiedz mi?

— To obrzydliwy czyn, panie prezydencie, ohydny w oczach Boga i ludzi — powiedzia艂 Raman w chwili, gdy do Gabinetu Owalnego wchodzi艂o trzech nast臋pnych agent贸w.

Co ja w艂a艣ciwie robi臋, zapyta艂 w duchu spiskowiec. Dlaczego to powiedzia艂em?

* * *

Porozumiewali si臋 w j臋zyku, kt贸rego nie rozumia艂. O'Day pozosta艂 na pod艂odze; trzyma艂 w ramionach swoj膮 c贸rk臋 i usi艂owa艂 wygl膮da膰 r贸wnie niepozornie jak ona. M贸j Bo偶e, tyle lat 膰wicze艅, ale nigdy sytuacji, gdy znajdowa艂 si臋 wewn膮trz, a nie zewn膮trz zagro偶onego terenu. Gdyby by艂 na zewn膮trz, dobrze wiedzia艂by, co robi膰. Bez trudu m贸g艂 odgadn膮膰, co tam si臋 mo偶e dzia膰. Prawdopodobnie jacy艣 ludzie z Tajnej S艂u偶by pozostali przy 偶yciu; na pewno pozostali. Kto艣 trzy lub cztery razy wystrzeli艂 z M-16; O'Day dobrze zna艂 d藕wi臋k tej broni. W 艣rodku nie pojawi艂 si臋 偶aden wi臋cej terrorysta. Po艂膮czy艂 oba fakty: na zewn膮trz musieli by膰 nasi. Otocz膮 ca艂y teren kordonem, aby nie wpu艣ci膰 ani nie wypu艣ci膰 nikogo podejrzanego. Potem wezw膮, kogo? Tajna S艂u偶ba mia艂a w艂asn膮 formacj臋 antyterrorystyczn膮, ale na pewno na miejscu znajdzie si臋 tak偶e oddzia艂 odbijania zak艂adnik贸w FBI, kt贸ry zostanie dostarczony tutaj helikopterem. Jak na zawo艂anie, nad budynkiem rozleg艂 si臋 warkot 艣mig艂owca.

* * *

— Tu Traper Trzy, jeste艣my nad wami. Kto dowodzi?

— Tu agent Price, Tajna S艂u偶ba Stan贸w Zjednoczonych. Jak d艂ugo mo偶ecie by膰 na miejscu akcji? — spyta艂a przez radio policyjne.

— Mamy paliwa na dziewi臋膰dziesi膮t minut, potem zmieni nas drugi 艣mig艂owiec. Agentko Price, widz臋 jak膮艣 osob臋, chyba kobiet臋, schowan膮 po zachodniej stronie za pniem usch艂ego drzewa. Czy to kto艣 od was?

— Michael, tu Price. Daj znak helikopterowi.

— Macha do nas — poinformowa艂 Traper Trzy.

— W porz膮dku, to nasza, kryje tylne wyj艣cie.

— Rozumiem. Poza tym 偶adnego ruchu wok贸艂 budynku; nikogo w promieniu stu metr贸w. Obserwujemy z g贸ry i czekamy na rozkazy.

— Dobrze. Bez odbioru.

* * *

VH-60 piechoty morskiej wyl膮dowa艂 na boisku. Ledwie Sally i Ma艂y Jack zostali energicznie umieszczeni na pok艂adzie, pu艂kownik Goodman wzbi艂 si臋 w powietrze i wzi膮艂 kurs na wsch贸d, nad wod臋. Przed chwil膮 otrzyma艂 meldunek Stra偶y Przybrze偶nej, 偶e w pobli偶u nie ma 偶adnych nie zidentyfikowanych jednostek. Black Hawk osi膮gn膮艂 zamierzony pu艂ap i pomkn膮艂 nad wod膮. Po lewej Goodman dostrzeg艂 policyjny helikopter francuskiej produkcji, kt贸ry wisia艂 w powietrzu o kilka kilometr贸w na p贸艂noc od Annapolis. Nietrudno by艂o zgadn膮膰, jakie ma zadanie, a oczyma wyobra藕ni pu艂kownik zobaczy艂 kilka oddzia艂贸w zwiadu piechoty morskiej, kt贸re l膮duj膮 na miejscu akcji. S艂ysza艂 kiedy艣, 偶e przest臋pcy, kt贸rzy porywaj膮 dzieci, otrzymuj膮 potem w wi臋zieniu tward膮 szko艂臋, ale nawet w po艂owie nie mog艂oby to dor贸wna膰 temu, co zrobiliby marines, gdyby mieli po temu okazj臋. Na tym marzenia si臋 urwa艂y. Pilot nawet nie zerkn膮艂 przez rami臋, jak ma si臋 dw贸jka dzieciak贸w. Mia艂 prowadzi膰 maszyn臋; to by艂o jego zadanie. Musia艂 ufa膰, 偶e inni r贸wnie skrupulatnie wype艂ni膮 swoje obowi膮zki.

* * *

Stali teraz ko艂o okna. Ranny opiera艂 si臋 on 艣cian臋 — chyba dosta艂 w kolano, pomy艣la艂 O'Day, dobrze — drugi ostro偶nie wygl膮da艂 na zewn膮trz. Nietrudno by艂o odgadn膮膰, co mog膮 widzie膰. Syreny oznajmia艂y przybycie kolejnych woz贸w policyjnych; ca艂y teren zosta艂 ju偶 zapewne otoczony. Pani Daggett i jej trzy kole偶anki zebra艂y dzieci w k膮cie, podczas gdy zamachowcy szybko przerzucali si臋 s艂owami. Nie藕le, pomy艣la艂 O'Day, nie s膮 tacy dobrzy. Jeden z napastnik贸w przesun膮艂 wzrokiem po pokoju, ale...

Drugi si臋gn膮艂 do kieszeni koszuli i wydoby艂 z niej fotografi臋. Powiedzia艂 co艣 w niezrozumia艂ym j臋zyku, a wtedy jego kamrat opu艣ci艂 偶aluzje w oknach. Cholera. Teraz strzelcy wyborowi byli bezradni. Terrory艣ci zorientowali si臋, 偶e mog膮 zosta膰 trafieni z zewn膮trz, skoro 偶adne dziecko nie by艂o na tyle wysokie, aby si臋gn膮膰 parapetu.

M臋偶czyzna z fotografi膮 podszed艂 do zbitej w k膮cie gromadki i wskaza艂 d艂oni膮.

— Ta.

O dziwo, wydawa艂o si臋, 偶e dopiero teraz dostrzegli O'Daya. Ranny zamruga艂 oczyma i wycelowa艂 w niego Ka艂asznikowa. Inspektor oderwa艂 r臋ce od c贸rki i uni贸s艂 je w g贸r臋.

— Dosy膰 ju偶 pad艂o ofiar — powiedzia艂 i nie musia艂 si臋 bardzo stara膰, aby g艂os by艂 dr偶膮cy. Pope艂ni艂em b艂膮d, sadzaj膮c tak Megan, pomy艣la艂. Ten bandzior mo偶e strzeli膰 w ni膮, 偶eby trafi膰 mnie. Nagle poczu艂 skurcz md艂o艣ci. Powoli, ostro偶nie uni贸s艂 dziewczynk臋 w powietrze i umie艣ci艂 po swojej lewej stronie.

— Nie! — powiedzia艂a rozpaczliwie Marlene Daggett.

— Dawaj j膮 tutaj! — powt贸rzy艂 terrorysta.

Pos艂uchaj ich, b艂aga艂 kierowniczk臋 przedszkola w my艣lach O'Day. Pozostaw sprzeciw na lepsz膮 okazj臋. Teraz nie b臋dzie z niego 偶adnego po偶ytku.

Kobieta nie mog艂a jednak us艂ysze膰 jego my艣li.

— Szybciej!!!

— Nieee!

Z odleg艂o艣ci metra terrorysta strzeli艂 pani Daggett w pier艣.

* * *

— Co to by艂o? — zapyta艂a ostro Price.

Ritchie Highway nadje偶d偶a艂y ambulanse, kt贸rych pulsuj膮cy sygna艂 wyra藕nie r贸偶ni艂 si臋 od monotonnego zawodzenia syren policyjnych. W dole po lewej, policja stanowa blokowa艂a dojazd do zagro偶onego miejsca. R臋ce nerwowo zaciska艂y si臋 na r臋koje艣ciach rewolwer贸w; funkcjonariusze woleliby teraz by膰 w miejscu, gdzie rozgrywa艂 si臋 dramat. Ich pe艂ne irytacji zachowanie nie usz艂o uwadze zdumionych kierowc贸w.

Ci, kt贸rzy znajdowali si臋 w bezpo艣rednim s膮siedztwie przedszkola Giant Steps, us艂yszeli ponowny wybuch przera偶onych pisk贸w dzieci臋cych, ale mogli tylko zgadywa膰, co sta艂o si臋 ich przyczyn膮.

* * *

Kiedy siedzia艂 tak jak teraz, sk贸rzana kurtka podje偶d偶a艂a do g贸ry. O'Day wiedzia艂, 偶e z ty艂u wida膰 kabur臋 jego pistoletu. Nigdy dot膮d nie ogl膮da艂 z bliska morderstwa. Prowadzi艂 艣ledztwa w ich sprawie, ale widzie膰 jak ginie kobieta, kt贸ra zajmowa艂a si臋 dzie膰mi... Jego twarz pe艂na by艂a autentycznego przera偶enia, jak twarz ka偶dego cz艂owieka, kt贸ry patrzy, jak kto艣 niewinny zostaje znienacka zabity. M贸g艂 zrobi膰 tylko jedno.

Spojrza艂 znowu na nieruchome cia艂o Marlene Daggett i po偶a艂owa艂, 偶e nie mo偶e jej zapewni膰, i偶 jej mordercy nie opuszcz膮 偶ywi tego budynku.

Zakrawa艂o na cud, ale 偶adne z dzieci nie zosta艂o dotychczas ranne. Wszystkie pociski szybowa艂y wysoko i O'Day zda艂 sobie spraw臋 z tego, 偶e gdyby Anne go nie przewr贸ci艂a, najprawdopodobniej le偶a艂by teraz obok swojej c贸rki martwy. 艢cian臋 podziurawi艂y pociski, kt贸re przelecia艂y na wysoko艣ci torsu inspektora. Zerkn膮艂 w d贸艂 i zobaczy艂, 偶e r臋ce mu si臋 trz臋s膮. Dobrze wiedzia艂y, co powinny zrobi膰. Zna艂y swe zadanie i nie rozumia艂y, dlaczego go nie wykonuj膮, dlaczego kontroluj膮cy je umys艂 nie daje na to pozwolenia. Musia艂y si臋 jednak uzbroi膰 w cierpliwo艣膰. Na razie g艂贸wn膮 prac臋 wykonywa艂 umys艂.

Terrorysta postawi艂 Katie Ryan na nogi jednym szarpni臋ciem; dziewczynka krzykn臋艂a z b贸lu, gdy wykr臋ci艂 jej r臋k臋. O'Dayowi przypomnia艂 si臋 jego pierwszy zwierzchnik, kt贸ry prowadzi艂 spraw臋 kidnapingu. Dom DiNapoli, wielki, twardy facet, p艂aka艂, zwracaj膮c dziecko rodzicom, a do swoich ludzi powiedzia艂:

— Pami臋tajcie, wszystkie dzieci s膮 nasze.

R贸wnie dobrze mogliby wzi膮膰 Megan, kt贸ra siedzia艂a tak blisko. Ledwie przez g艂ow臋 przemkn臋艂a mu ta my艣l, gdy facet, kt贸ry trzyma艂 Foremk臋, raz jeszcze spojrza艂 na zdj臋cie, a potem na Pata O'Daya.

— Co艣 ty za jeden? — warkn膮艂.

Jego towarzysz j臋kn膮艂 z b贸lu.

— A o co chodzi? — zdenerwowanym g艂osem odpowiedzia艂 pytaniem na pytanie inspektor.

Udawaj wystraszonego g艂upka.

— Czyje to dziecko? — spyta艂 terrorysta i wskaza艂 Megan.

— Moje. Nie wiem, czyja jest tamta — sk艂ama艂 inspektor.

— To c贸rka prezydenta?

— A sk膮d mam wiedzie膰? Zwykle 偶ona odbiera Megan, nie ja. R贸bcie, co macie robi膰 i spieprzajcie st膮d, dobra?

— Ej, wy w 艣rodku — zagrzmia艂 z zewn膮trz kobiecy g艂os. — Tutaj Tajna S艂u偶ba Stan贸w Zjednoczonych. Rozkazuj臋 wam wyj艣膰. Przynajmniej ocalicie 偶ycie. Nie mo偶ecie si臋 wydosta膰. Wyjd藕cie tak, 偶eby艣my widzieli, 偶e nie macie broni, a nic wam si臋 nie stanie.

— Dobra rada, bracie — powiedzia艂 Pat. — Nie wypuszcz膮 was st膮d.

— Co to za g贸wniara? C贸rka waszego prezydenta, Ryana, tak? W takim razie nie o艣miel膮 si臋 do nas strzela膰! — warkn膮艂 terrorysta. M贸wi艂 ca艂kiem dobrze po angielsku, odnotowa艂 O'Day i zapyta艂:

— A co z innymi dzieciakami? Chodzi wam tylko o t膮 jedn膮, to czemu nie pu艣cicie reszty, co?

Porywacz mia艂 racj臋. Na zewn膮trz nikt nie b臋dzie chcia艂 strzela膰 do jednego z napastnik贸w, w obawie, 偶e drugi zosta艂 w 艣rodku, I faktycznie sta艂 teraz, mierz膮c w pier艣 Pata. Co gorsza, byli na tyle sprytni, 偶e nigdy nie zbli偶ali si臋 do siebie na wi臋cej ni偶 dwa metry. Strzela膰 do nich trzeba by艂o oddzielnie.

Najbardziej przerazi艂 O'Daya spok贸j, z jakim m臋偶czyzna zastrzeli艂 Marlene Daggett. Bez 偶adnego wahania, z rozmys艂em. Trudno by艂o przewidzie膰 zachowanie terroryst贸w. Mo偶na by艂o z nimi rozmawia膰, aby ich uspokoi膰, odwr贸ci膰 ich uwag臋, ale naprawd臋 istnia艂 tylko jeden spos贸b post臋powania z lud藕mi tego pokroju.

— Jak wypu艣cimy dzieciaki, dadz膮 nam auto?

— Jasne! Ja chc臋 tylko wieczorem spokojnie posiedzie膰 w domu z ma艂膮, dobra?

— Dobra. Sied藕 tam, gdzie siedzisz.

— Klawo.

O'Day poprawi艂 si臋 i przy tej okazji zbli偶y艂 d艂onie do suwaka zamka. Kiedy go rozsunie, po艂y kurtki opadn膮 i zakryj膮 bro艅.

— Uwaga — rozbrzmia艂 ponownie kobiecy g艂os. — Chcemy z wami porozmawia膰.

* * *

Cathy Ryan do艂膮czy艂a do dzieci w helikopterze. Twarze agent贸w by艂o grobowo powa偶ne. Mija艂 pierwszy szok Sally i Jacka juniora, kt贸rzy zacz臋li szlocha膰, szukaj膮c pociechy u matki, podczas gdy Black Hawk znowu poderwa艂 si臋 do lotu i polecia艂 na po艂udniowy zach贸d od Waszyngtonu, eskortowany przez drugi 艣mig艂owiec. Zrozumia艂a, 偶e pilot oddala si臋 od miejsca, gdzie znajdowa艂a si臋 Katie.

* * *

— W 艣rodku jest O'Day — powiedzia艂 Jeffers.

— Jeste艣 pewien, Norm?

— Na parkingu stoi jego w贸z i widzia艂em, jak wchodzi艂 do 艣rodka, zanim si臋 wszystko zacz臋艂o.

— Cholera! — zakl臋艂a Price. — To dla niego pewnie by艂 przeznaczony ten strza艂, kt贸ry us艂yszeli艣my.

— Te偶 tak my艣l臋 — ponuro pokiwa艂 g艂ow膮 Jeffers.

* * *

Prezydent znajdowa艂 si臋 w Sali Sytuacyjnej, najlepszym miejscu do 艣ledzenia rozwoju wydarze艅. Nie m贸g艂 znie艣膰 widoku swojego gabinetu, a nie by艂 prezydentem na tyle, aby udawa膰, 偶e...

— Jack?

Do prezydenta podszed艂 Robby Jackson. U艣cisn臋li si臋.

— By艂e艣 ju偶 w tym pomieszczeniu, pami臋tasz? Wtedy posz艂o dobrze, teraz te偶 si臋 uda.

— Rozpracowujemy numery rejestracyjne woz贸w na parkingu. Wszystkie wynaj臋te — powiedzia艂 agent Raman, wciskaj膮cy s艂uchawk臋 w ucho. — Mo偶e uda si臋 ich zidentyfikowa膰.

* * *

Na ile mog膮 by膰 inteligentni? — zastanawia艂 si臋 O'Day. Musieliby by膰 kompletnymi durniami, 偶eby wierzy膰, 偶e uda im si臋 z tego wykaraska膰... Ale je艣li nie mieli na nic nadziei... wtedy nie mieli nic do stracenia, a zabicie cz艂owieka nie by艂o dla nich 偶adnym problemem. Raz ju偶 tak si臋 zdarzy艂o, w Izraelu, przypomnia艂 sobie Pat. Nie pami臋ta艂 nazwisk, ani dok艂adnej daty, wiedzia艂 jednak, 偶e para terroryst贸w uwi臋zi艂a grupk臋 dzieci, kt贸r膮 ostrzela艂a z odleg艂o艣ci pi臋ciu metr贸w, zanim komandosi zd膮偶yli...

Uczy艂 si臋 rozwi膮za艅 taktycznych na ka偶d膮 sytuacj臋 i by艂by tego pewien jeszcze dwadzie艣cia minut temu, ale teraz... kiedy obok mia艂 jedyn膮 c贸rk臋...

Wszystkie dzieci s膮 nasze, rozbrzmia艂 mu w uszach g艂os Dona.

Terrorysta, stoj膮cy na lewo od rannego towarzysza, trzyma艂 Katie Ryan za przedrami臋, a w prawej d艂oni 艣ciska艂 Ka艂asznikowa. Gdyby by艂 to rewolwer lub pistolet, przytkn膮艂by go do g艂owy swojej ofiary, ale karabin by艂 na to za d艂ugi. Dziewczynka teraz ju偶 tylko pochlipywa艂a i, wyczerpana poprzednimi krzykami, s艂ania艂a si臋 niemal na nogach. Powolnym ruchem inspektor O'Day opu艣ci艂 r臋k臋 i rozsun膮艂 suwak.

Dw贸jka zamachowc贸w znowu zacz臋艂a po艣piesznie wyrzuca膰 z siebie niezrozumia艂e zdania. Ranny by艂 w coraz gorszym stanie. Najpierw dzia艂a艂a przede wszystkim adrenalina, teraz napi臋cie odrobin臋 zel偶a艂o i os艂ab艂y mechanizmy blokuj膮ce dot膮d uczucie b贸lu. M贸wi艂 teraz co艣, ale O'Day nie m贸g艂 zrozumie膰, co. Drugi gniewnie odpowiedzia艂, wskazuj膮c z irytacj膮 drzwi. Najgorsza b臋dzie chwila decyzji. Mog膮 zacz膮膰 strzela膰 do dzieci. Na odg艂os strza艂贸w najprawdopodobniej nast膮pi atak z zewn膮trz. Uda im si臋 mo偶e uratowa膰 niekt贸re z maluch贸w.

W my艣lach nazwa艂 ich Rannym i Zdrowym. Byli podnieceni, ale niezdecydowani, chcieli 偶y膰, zaczyna艂o jednak do nich dociera膰, 偶e to si臋 nie uda...

— Ej, wy — zawo艂a艂 Pat i poruszy艂 podniesionymi d艂o艅mi, aby odci膮gn膮膰 ich uwag臋 od rozpi臋tego zamka. — Mog臋 co艣 powiedzie膰?

— Co? — warkn膮艂 Zdrowy, podczas gdy Ranny spojrza艂 na O'Daya.

— Te dzieci tutaj... I tak trudno wam wszystkie je upilnowa膰, nie? — spyta艂 i wzruszeniem ramion usi艂owa艂 wesprze膰 sw膮 sugesti臋. — A jak bym tak wyszed艂 za swoj膮 dziewczynk膮 i paroma innymi?

I znowu o偶ywiona wymiana zda艅. Rannemu ta propozycja si臋 spodoba艂a, albo tak przynajmniej wygl膮da艂o to dla O'Daya.

— Uwaga, tu Tajna S艂u偶ba! — rozleg艂o si臋 z megafonu, a O'Dayowi wydawa艂o si臋, 偶e rozpoznaje g艂os Price. Zdrowy spogl膮da艂 w kierunku drzwi, a wychylenie cia艂a sugerowa艂o, 偶e chce do nich podej艣膰. Aby to zrobi膰, musia艂by przej艣膰 obok Rannego.

— Ej, to co, dacie nam wyj艣膰? — spyta艂 b艂agalnym g艂osem O'Day. — Mo偶e ich nam贸wi臋, 偶eby dali wam samoch贸d albo co innego.

Zdrowy kiwn膮艂 Ka艂asznikowem w kierunku inspektora.

— Wstawaj! — rozkaza艂.

— Dobra, dobra, tylko spokojnie.

O'Day podni贸s艂 si臋 powoli, trzymaj膮c r臋ce daleko od cia艂a. Czy zobacz膮 kabur臋, kiedy si臋 odwr贸ci? Ludzie z Oddzia艂u natychmiast j膮 dostrzegli, kiedy zjawi艂 si臋 pierwszy raz w przedszkolu, a gdyby teraz co艣 spartaczy艂, Megan... Nie m贸g艂 si臋 odwr贸ci膰, po prostu nie m贸g艂.

— Id藕 i powiedz im, 偶eby dali nam samoch贸d, bo inaczej zastrzelimy t臋 g贸wniar臋 i ca艂膮 reszt臋.

— Ale moj膮 wezm臋 ze sob膮, dobrze?

— Nie! — warkn膮艂 Ranny.

Zdrowy powiedzia艂 co艣 do swojego wsp贸lnika, luf臋 trzymaj膮c skierowan膮 do pod艂ogi, podczas gdy tamten mierzy艂 w pier艣 O'Daya.

— Co macie do stracenia?

Mo偶na by艂o pomy艣le膰, 偶e Zdrowy powiedzia艂 to samo do drugiego z terroryst贸w, a nast臋pnie szarpn膮艂 Katie Ryan za rami臋. Dziewczynka krzykn臋艂a z b贸lu, kiedy, popychaj膮c j膮 przed sob膮, m臋偶czyzna ruszy艂 przez pok贸j, przy czym zas艂oni艂 w ten spos贸b swoim cia艂em Rannego. O'Day musia艂 czeka膰 dwadzie艣cia minut, aby nadesz艂a taka chwila, a wykorzysta膰 j膮 trzeba by艂o w ci膮gu u艂amka sekundy.

Ruchy agenta FBI by艂y r贸wnie p艂ynne i precyzyjne jak Dona Kussella. Kiedy prawa r臋k膮 pomkn臋艂a pod kurtk臋 i wyrwa艂a z zanadrza pistolet, cia艂o opada艂o jednocze艣nie do przykl臋ku. W chwili, kiedy Zdrowy ods艂oni艂 cel, Smith 1076 wyplu艂 z siebie dwa pociski, kt贸re Rannego zamieni艂y w Trupa. Oczy Zdrowego zrobi艂y si臋 okr膮g艂e ze zdumienia, podczas gdy dzieci znowu wybuchn臋艂y krzykiem.

— Poddaj si臋! — wrzasn膮艂 O'Day.

Zdrowy instynktownie szarpn膮艂 Katie Ryan za r臋k臋 i jednocze艣nie poderwa艂 bro艅, tak jakby trzyma艂 w niej bro艅 kr贸tk膮, tyle 偶e Ka艂asznikow by艂 za ci臋偶ki na taki manewr. O'Day chcia艂 wzi膮膰 terroryst臋 偶ywcem, ale nie m贸g艂 ryzykowa膰. Prawy palec wskazuj膮cy raz za razem nacisn膮艂 na spust. M臋偶czyzna run膮艂 na twarz, na bia艂ej 艣cianie przedszkola Giant Steps pozosta艂y czerwone bryzgi.

Inspektor O'Day rzuci艂 si臋 przez pok贸j i kopn膮艂 najpierw jeden, a potem drugi karabin jak najdalej od martwych r膮k posiadaczy. Dopiero teraz serce znowu zacz臋艂o bi膰, a przynajmniej tak si臋 wydawa艂o, gdy偶 jeszcze przed chwil膮 w piersiach czu艂 pr贸偶ni臋. Na kr贸tk膮 chwil臋 opu艣ci艂y go si艂y, ale zaraz si臋 zmobilizowa艂 i ukl臋kn膮艂 obok Katie Ryan, kt贸ra dla Tajnych S艂u偶b by艂a Foremk膮, a dla ludzi, kt贸rych przed chwil膮 zabi艂 — tylko celem.

— Wszystko w porz膮dku, kochanie? — spyta艂. Nic nie odpowiedzia艂a, trzyma艂a si臋 tylko za r臋k臋 i szlocha艂a, nigdzie jednak nie by艂o wida膰 krwi. — Chod藕 — powiedzia艂 艂agodnie i otoczy艂 ramieniem dziewczynk臋, kt贸r膮 na zawsze ju偶 b臋dzie po cz臋艣ci jego c贸rk膮. Potem uj膮艂 d艂o艅 swojej Megan i podszed艂 do drzwi.

* * *

— Strza艂y w przedszkolu! — rozleg艂o si臋 z g艂o艣nika zamontowanego na blacie. Ryan zesztywnia艂; reszta os贸b zebranych w sali pochyli艂a si臋 w napi臋ciu.

— Brzmi jak pistolet. Czy mieli pistolety? — spyta艂 kto艣 na tym samym kanale.

— Do diab艂a! Patrz tylko!

— Kto to jest?!

— Wychodz膮! Wychodz膮! — zawo艂a艂 kto艣.

— Nie strzela膰! — krzykn臋艂a przez megafon Price.

Lufy dalej mierzy艂y w drzwi, ale palce odrobink臋 si臋 rozlu藕ni艂y.

— O Bo偶e!

Jeffers zerwa艂 si臋 na r贸wne nogi i pogna艂 do wej艣cia.

— Obaj terrory艣ci nie 偶yj膮, tak偶e pani Daggett — oznajmi艂 O'Day. — Wszystko w porz膮dku, Norm. Wszystko w porz膮dku.

— Daj, mo偶e ja...

— Nie!!! — krzykn臋艂a przera藕liwie Katie Ryan.

Jeffers musia艂 si臋 odsun膮膰. Pat spojrza艂 w d贸艂 i zobaczy艂 zakrwawione ubrania trojga agent贸w z konkurencyjnej firmy. W ciele Dona Russella by艂o co najmniej dziesi臋膰 pocisk贸w, obok le偶a艂 pusty magazynek. Dalej znajdowa艂y si臋 zw艂oki czterech bandyt贸w. Przechodz膮c obok, zarejestrowa艂, 偶e dw贸ch zosta艂o trafionych prosto w g艂owy. Zatrzyma艂 si臋 obok swojej p贸艂ci臋偶ar贸wki. Kolana lekko pod nim dr偶a艂y; nie wypuszczaj膮c r膮k dziewczynek, przysiad艂 na zderzaku. Zbli偶y艂a si臋 do nich jedna z agentek. Pat, nie przygl膮daj膮c si臋 jej w艂a艣ciwie, wydoby艂 Smitha z kabury i poda艂 kobiecie.

— Jeste艣 ranny? — spyta艂a Andrea Price.

Pokr臋ci艂 g艂ow膮; dopiero po chwili uda艂o mu si臋 przem贸wi膰.

— Za chwil臋 mog臋 dosta膰 dr偶膮czki. Inspektor spojrza艂 na swoje dwie dziewczynki.

Policjant wzi膮艂 na r臋ce Katie Ryan, ale Megan nie da艂a si臋 oderwa膰 od ojca. Ten przygarn膮艂 do siebie c贸rk臋 i dopiero teraz poczu艂, 偶e z oczu p艂yn膮 mu 艂zy.

— Foremka jest bezpieczna — us艂ysza艂 g艂os Price. — Foremka jest bezpieczna i ca艂a!

Andrea rozejrza艂a si臋. Posi艂ki Tajnej S艂u偶by nie dotar艂y jeszcze na miejsce, gdzie roi艂o si臋 od funkcjonariuszy stanowej policji Marylandu w koszulach khaki. Dziesi臋ciu z nich otoczy艂o Katie, jak gdyby mieli j膮 broni膰 przed lwami.

Zjawi艂 si臋 Jeffers. O'Day nigdy przedtem nie doceni艂 w pe艂ni tego, jak zwalnia si臋 up艂yw czasu w takich chwilach. Kiedy podni贸s艂 wzrok, zobaczy艂 pozosta艂e dzieci wyprowadzane bocznymi drzwiami przedszkola. Dooko艂a zaroi艂o si臋 od lekarzy, kt贸rzy przede wszystkim zaj臋li si臋 maluchami.

— Masz.

Czarnosk贸ry agent poda艂 mu chusteczk臋.

— Dzi臋ki, Norm. — O'Day otar艂 oczy i nos, a potem wsta艂. — Przepraszam, ch艂opaki.

— Nie wyg艂upiaj si臋, Pat, zrobi艂e艣...

— By艂oby lepiej, gdybym tego drugiego wzi膮艂 偶ywcem, ale nie mog艂em ryzykowa膰. — Uda艂o mu si臋 wsta膰, bez wypuszczania r臋ki Megan. — Niech to szlag — doda艂 i pokr臋ci艂 g艂ow膮.

— Zbierajmy si臋 st膮d — rzek艂a Price. — Potem przyjdzie czas na dok艂adne sprawozdania.

— Pi膰 mi si臋 chce — mrukn膮艂 O'Day. Znowu pokr臋ci艂 g艂ow膮. — Nigdy nie spodziewa艂em si臋 czego艣 takiego, Andrea. Dzieciaki dooko艂a. Tak by膰 nie powinno, prawda?

Dlaczego dr偶y mi g艂os? — pomy艣la艂 inspektor.

— Chod藕, Pat. 艢wietnie si臋 spisa艂e艣.

— Chwileczk臋.

Inspektor FBI przetar艂 twarz wielkimi d艂o艅mi, g艂臋boko odetchn膮艂, a potem rozejrza艂 si臋 dooko艂a. Chryste, ale jatka. Trzy trupy po tej stronie boiska. Pewnie za艂atwi艂 ich Jeffers ze swojego M-16. Nie藕le. Ale by艂o jeszcze co艣. Przy ka偶dym z samochod贸w napastnik贸w le偶a艂o jedno cia艂o, oba trafione w g艂ow臋. Podobnie wygl膮da艂y inne zw艂oki, jeden pocisk w pier艣, drugi w g艂ow臋. Nie by艂 pewien, kto trafi艂 czwartego z napastnik贸w. Pewnie jedna z dziewczyn. Wiedzia艂, 偶e balistycy bezb艂臋dnie ustal膮, kt贸ra. O'Day podszed艂 do drzwi wej艣ciowych, gdzie le偶a艂o cia艂o agenta Dona Russella. Tutaj okr臋ci艂 si臋 i oceni艂 teren przed sob膮. Nieraz ju偶 by艂 na miejscu przest臋pstwa; potrafi艂 rozpoznawa膰 znaki, odtworzy膰 to, co si臋 dzia艂o. 呕adnego ostrze偶enia, co najwy偶ej podejrzenie w ostatnim u艂amku sekundy, nic wi臋cej, a potem stajesz naprzeciw sze艣ciu uzbrojonych przeciwnik贸w i k艂adziesz trupem trzech. Inspektor O'Day ukl膮k艂 obok martwego cia艂a. Poda艂 Price Siga wyci膮gni臋tego z r臋ki Russella, a potem d艂ug膮 chwil臋 trzyma艂 j膮 w swojej d艂oni.

— Do zobaczenia, mistrzu — szepn膮艂 O'Day i wyprostowa艂 si臋.

43
Odwr贸t

Najbli偶szym dogodnym l膮dowiskiem dla helikoptera piechoty morskiej by艂a Akademia Marynarki; jednak pojawi艂by si臋 k艂opot z personelem Tajnej S艂u偶by, kt贸ry mia艂 przej膮膰 opiek臋 nad Foremk膮. Andrea Price, najwy偶szy stopniem funkcjonariusz na miejscu przest臋pstwa, a zarazem dow贸dca Oddzia艂u, musia艂a zosta膰 w Giant Steps, tak wi臋c oddzia艂 agent贸w skierowany zosta艂 do Akademii, gdzie przej膮艂 Katie z r膮k marines. Dlatego te偶 pierwsz膮 grup膮 federalnych funkcjonariuszy, kt贸rzy znale藕li si臋 na terenie przedszkola, byli agenci FBI z niewielkiej kom贸rki w Annapolis, filii sekcji terenowej z siedzib膮 w Baltimore. Wszystkie polecenia otrzymali od Price, ale na razie ich obowi膮zki by艂y raczej ma艂o skomplikowane.

O'Day przeszed艂 przez ulic臋 do domu, gdzie Norm Jeffers urz膮dzi艂 lokalne stanowisko dowodzenia, a b臋d膮ca w艂a艣cicielk膮 staruszka dosz艂a ju偶 do siebie na tyle, aby pocz臋stowa膰 go kaw膮. Ruszy艂y szpule magnetofonu i inspektor opowiedzia艂 o ca艂ym zdarzeniu, troszcz膮c si臋 nie tyle o klarowno艣膰 narracji, ile o rejestracj臋 mo偶liwie wszystkich spostrze偶e艅, co by艂o najlepszym sposobem. Potem specjali艣ci uwa偶nie przes艂uchaj膮 materia艂 i zaczn膮 go zam臋cza膰 dodatkowymi pytaniami. Z miejsca, gdzie siedzia艂, O'Day widzia艂 przez okno ambulanse; za艂ogi czeka艂y, a偶 b臋d膮 mog艂y zacz膮膰 uprz膮ta膰 zw艂oki, kt贸rych stan i u艂o偶enie musia艂 wcze艣niej zosta膰 utrwalone przez fotograf贸w z dochodzeni贸wki.

* * *

Nikt nie wiedzia艂, 偶e miejscu zaj艣cia przygl膮da si臋 tak偶e Gwiazdor, ukryty w kilkusetosobowym t艂umie uczni贸w i nauczycieli pobliskiego koled偶u, a tak偶e przypadkowych gapi贸w. Zobaczy艂 ju偶 zreszt膮 wystarczaj膮co wiele, przez parking poszed艂 wi臋c do swojego auta, by Ritchie Highway ruszy膰 na p贸艂noc.

— Da艂em mu szans臋 — m贸wi艂 O'Day. — Kaza艂em rzuci膰 bro艅. Wrzasn膮艂em tak g艂o艣no, 偶e powinni艣cie us艂ysze膰 na zewn膮trz. Ale on zacz膮艂 podnosi膰 Ka艂asznikowa, a ja nie mog艂em ryzykowa膰, rozumiecie.

R臋ce ju偶 mu nie dr偶a艂y. Pierwszy szok min膮艂; na kolejny pora dopiero przyjdzie.

— Masz jakie艣 przypuszczenia, kim byli? — spyta艂a Price, kiedy O'Day sko艅czy艂 spontaniczn膮 opowie艣膰.

— M贸wili w jakim艣 obcym j臋zyku, ale nie wiem, w jakim. Wiem tylko tyle, 偶e nie by艂 to niemiecki ani rosyjski. Nie potrafi艂em wychwyci膰 偶adnego znajomego wyrazu. Angielszczyzn臋 mieli niez艂膮, wyuczon膮, ale nie potrafi艂bym okre艣li膰 wymowy. Morze 艢r贸dziemne, ewentualnie Bliski Wsch贸d, mo偶e jeszcze jaki艣 inny region arabski. 呕adnych emocji. Zastrzeli艂 pani膮 Daggett bez mrugni臋cia okiem, ca艂kowita bezwzgl臋dno艣膰, chocia偶 nie, to nie tak. Facet by艂 spi臋ty, ale ani chwili wahania. Bum — i po niej. Nic nie mog艂em zrobi膰; ten drugi celowa艂 we mnie, a poza tym sta艂o si臋 to tak szybko...

— Pat! — Andrea uj臋te jego d艂o艅. — Jeste艣 cholernym bohaterem.

* * *

Helikopter wyl膮dowa艂 obok po艂udniowego wej艣cia do Bia艂ego Domu. Dooko艂a wida膰 by艂o uzbrojonych agent贸w; Ryan rzuci艂 si臋 do maszyny, a chocia偶 wirnik kr臋ci艂 si臋 jeszcze, nikt go nie powstrzymywa艂. Pilot z piechoty morskiej w zielonym kombinezonie odsun膮艂 drzwi i wysiad艂; za nim pokazali si臋 agenci, kt贸rzy przekazali Foremk臋 w r臋ce ojca.

Ko艂ysz膮c w ramionach c贸rk臋, Jack poszed艂 w stron臋 po艂udniowego wej艣cia, podczas gdy reszta rodziny czeka艂a na niego w ukryciu. Kamery i aparaty fotograficzne zarejestrowa艂y t臋 chwil臋, aczkolwiek nikt z reporter贸w nie zosta艂 dopuszczony do prezydenta bli偶ej ni偶 na pi臋膰dziesi膮t metr贸w. Cz艂onkowie Tajnej S艂u偶by, po raz pierwszy za pami臋ci dziennikarzy zajmuj膮cych si臋 Bia艂ym Domem, wygl膮dali naprawd臋 gro藕nie.

— Mamusiu! — Katie przekr臋ci艂a si臋 w r臋kach ojca, szukaj膮c matki, kt贸ra natychmiast wzi臋te j膮 w obj臋cia. Sally i Ma艂y John cisn臋li si臋 obok i ojciec na chwil臋 zosta艂 sam. Nie na d艂ugo jednak.

— Jak si臋 czujesz? — spyta艂 艣ciszonym g艂osem Arnie van Damm.

— Chyba ju偶 lepiej. — Twarz Ryana nadal by艂a blada, ale porusza艂 si臋 ca艂kiem sprawnie. — Czy wiemy co艣 wi臋cej?

— Pos艂uchaj, po pierwsze, zabierzemy st膮d was wszystkich. Do Camp David, zgoda? Tam b臋dziecie mogli si臋 uspokoi膰. Miejsce absolutnie bezpieczne.

Ryan przez moment si臋 zastanowi艂. Jego rodzina w og贸le jeszcze nie by艂a w Camp David, on odwiedzi艂 rezydencj臋 raptem dwa razy, ostatnio owego straszliwego styczniowego dnia kilka lat temu.

— Arnie, nie mamy ubra艅 na zmian臋 i...

— Zajmiemy si臋 wszystkim — zapewni艂 szef personelu.

Prezydent pokiwa艂 g艂ow膮.

— Dobrze. Jed藕my tam. Szybko.

Cathy z dzie膰mi posz艂a na g贸r臋, a Jack dwie minuty p贸藕niej pojawi艂 si臋 w Sali Sytuacyjnej, gdzie teraz panowa艂 ju偶 znacznie lepszy nastr贸j. Min膮艂 pierwszy szok i trwoga, pozosta艂a zawzi臋to艣膰.

— Dobrze — powiedzia艂 spokojnym g艂osem Ryan. — Co wiadomo?

— Czy to pan, panie prezydencie? — przem贸wi艂 z g艂o艣nika Dan Murray.

— Tak, Dan, m贸w — poleci艂 Miecznik.

— Mieli艣my w 艣rodku jednego z moich ludzi, zna go pan, Pat O'Day, jeden z moich inspektor贸w. Jego c贸rka — zdaje si臋, ma na imi臋 Megan — chodzi do tego samego przedszkola. Uda艂o mu si臋 zastrzeli膰 obu terroryst贸w. Tajna S艂u偶ba zlikwidowa艂a reszt臋; w sumie dziewi臋ciu. Zgin臋艂o pi臋ciu agent贸w Andrei, opr贸cz tego pani Daggett. Chwali膰 Boga, 偶adnemu dziecku nie sta艂a si臋 krzywda. Price przes艂uchuje teraz Pata. Na miejscu mam dziesi臋ciu agent贸w FBI, kt贸rzy zajmuj膮 si臋 艣ledztwem, w drodze jest ekipa dochodzeniowa z Tajnej S艂u偶by.

— Kto prowadzi 艣ledztwo? — zapyta艂 Ryan.

— Nak艂adaj膮 si臋 dwa uprawnienia kompetencyjne. Atak na ciebie i na cz艂onk贸w twojej rodziny podlega Tajnej S艂u偶bie; terrory艣ci to nasza dzia艂ka. Daj臋 im pierwsze艅stwo i zapewni臋 wszelk膮 potrzebn膮 pomoc — obieca艂 Murray. — Przyrzekam, 偶e nie b臋dzie 偶adnych przepychanek. Zawiadomi艂em ju偶 Departament Sprawiedliwo艣ci. Martin wyznaczy prokuratora, kt贸ry b臋dzie koordynowa艂 艣ledztwo. Jack...?

Dyrektor FBI zawiesi艂 g艂os.

— Tak?

— Ca艂a twoja rodzina musi si臋 z tego otrz膮sn膮膰. Zajmiemy si臋 wszystkim. Wiem, 偶e jeste艣 prezydentem, ale przez nast臋pny dzie艅 lub dwa b膮d藕 tylko m臋偶em i ojcem.

— To dobra rada, Jack — zauwa偶y艂 admira艂 Jackson.

— Jeff? — zwr贸ci艂 si臋 Ryan do agenta Ramana. Wszyscy jego przyjaciele powtarzali to samo; najpewniej mieli racj臋.

— S艂ucham, panie prezydencie.

— Zorganizuj nam przelot do Camp David,

— Tak, panie prezydencie.

Raman wyszed艂 z Sali Sytuacyjnej.

— Robby, a mo偶e i ty przylecia艂by艣 z Sissy? By艂oby nam bardzo mi艂o.

— Jasne.

— W porz膮dku, Dan — powiedzia艂 Ryan do mikrofonu. — Wynosimy si臋 do Camp David. Informuj mnie o wszystkim.

— Oczywi艣cie — przyrzek艂 dyrektor FBI.

* * *

Us艂yszeli o wszystkim w radio. Brown i Holbrook jechali na p贸艂noc szos膮 287, kt贸ra mia艂a ich wyprowadzi膰 na mi臋dzystanow膮 autostrad臋 90. Betoniarka wlok艂a si臋 jak 偶贸艂w, nawet ze sw膮 wielobiegow膮 przek艂adni膮. Rozp臋dza艂a si臋 bardzo powoli i r贸wnie wolno hamowa艂a. Mieli nadziej臋, 偶e na autostradzie jazda b臋dzie odrobin臋 p艂ynniejsza. Dobrze, 偶e mieli przynajmniej porz膮dne radio.

— Cholera! — zakl膮艂 Brown i podg艂osni艂 odbiornik.

— Dzieci! — Holbrook pokr臋ci艂 g艂ow膮. — Musimy si臋 upewni膰, 偶e 偶adnych dzieciak贸w nie b臋dzie w pobli偶u, Ernie.

— My艣l臋, 偶e to si臋 da zrobi膰. Zak艂adaj膮c, 偶e uda nam si臋 doprowadzi膰 tam ten z艂om.

— Jak my艣lisz, ile to zabierze?

— Pi臋膰 dni — odpar艂 po chwili namys艂u Brown.

* * *

Badrajn z ulg膮 stwierdzi艂, 偶e Darjaei spokojnie przyj膮艂 wiadomo艣膰, zw艂aszcza 偶e spiker wspomnia艂 o 艣mierci wszystkich zamachowc贸w.

— Prosz臋 mi wybaczy膰 te s艂owa, ale ostrzega艂em...

— Wiem. Pami臋tam — przerwa艂 Mahmud Had偶i. — Ta akcja nie by艂a tak naprawd臋 niezb臋dna, je艣li tylko zapewniona zostanie tajno艣膰 wykonania.

Z tymi s艂owami duchowny spojrza艂 na swojego go艣cia.

— Wszyscy mieli fa艂szywe dokumenty. Z tego co wiem, nikt z nich nie by艂 odnotowany w archiwach policyjnych jakiegokolwiek kraju na 艣wiecie. 呕aden z nich nie mia艂 powi膮za艅 z nami. Gdyby kt贸rego艣 schwytano 偶ywcem, istnia艂aby mo偶liwo艣膰 dekonspiracji, o czym przestrzega艂em, ale chyba uda艂o si臋 tego unikn膮膰.

Ajalatollah pokiwa艂 g艂ow膮 i wyg艂osi艂 po艣miertne epitafium:

— Tak. Byli wierni.

Wierni czemu? — spyta艂 sam siebie Badrajn. Przyw贸dcy polityczni o jawnie religijnym nastawieniu nie byli rzadko艣ci膮 w tej cz臋艣ci 艣wiata, ale m臋cz膮ce stawa艂o si臋 wys艂uchiwanie tych samych fraz. Teraz ca艂a dziewi膮tka mia艂a rzekomo znale藕膰 si臋 w raju. Badrajn zastanawia艂 si臋, czy Darjaei faktycznie w to wierzy. Chyba tak. Jego pewno艣膰 siebie by艂a tak wielka, i偶 czu艂 w sobie g艂os samego Boga, albo przynajmniej powtarza艂 to tak cz臋sto, i偶 w ko艅cu w to uwierzy艂. Ali wiedzia艂, 偶e nie tak trudno doj艣膰 do stanu, w kt贸rym, niezale偶nie od tego, z jakich motyw贸w obstaje si臋 za jakim艣 prze艣wiadczeniem — dla politycznej korzy艣ci, osobistej zemsty, z zazdro艣ci — wystarczy tylko powtarza膰 je dostatecznie cz臋sto, by sta艂o si臋 w ko艅cu aktem wiary o tre艣ci r贸wnie czystej jak s艂owa Proroka. Darjaei liczy艂 sobie teraz siedemdziesi膮t dwa lata, a jego pe艂ne wyrzecze艅 偶ycie by艂o podr贸偶膮 rozpocz臋t膮 w latach m艂odzie艅czych, a bez reszty podporz膮dkowan膮 艣wi臋temu celowi. Podr贸偶膮 rozpocz臋t膮 dawno temu, a teraz dobiegaj膮c膮 kresu. Cel widoczny by艂 tak wyra藕nie, 偶e mog艂o si臋 zdarzy膰, i偶 si臋 o nim zapomni. Oto pu艂apka, w kt贸r膮 wpada艂o wielu takich ludzi. Badrajn by艂 pewien, 偶e w tej dziedzinie on jest m膮drzejszy. Dla niego chodzi艂o po prostu o korzy艣膰 — 偶adnych iluzji, 偶adnej hipokryzji.

— A druga sprawa? — spyta艂 Darjaei, gdy zm贸wi艂 ju偶 modlitw臋 za dusze zmar艂ych.

— Co艣 wi臋cej mo偶e b臋dziemy ju偶 wiedzie膰 w poniedzia艂ek, a z pewno艣ci膮 w 艣rod臋 — odpar艂 Ali.

— Dyskrecja?

— Absolutna.

Tutaj Badrajn by艂 ca艂kowicie pewien swego. Wys艂annicy powr贸cili bezpiecznie i poinformowali o 艣cis艂ym wype艂nieniu zada艅. Jedyne materialne 艣lady, kt贸re zostawili — puste opakowania — zostan膮 wyzbierane i usuni臋te jako odpadki. Zaraza wybuchnie, ale nic nie b臋dzie wskazywa艂o na to, dlaczego. A wtedy nieudane porwanie, kt贸re dzisiaj wydawa艂o si臋 pora偶k膮, wcale ni膮 nie b臋dzie. Ten Ryan, oddychaj膮cy teraz z ulg膮, 偶e odzyska艂 c贸rk臋, jest cz艂owiekiem os艂abionym, podobnie jak os艂abionym krajem by艂a Ameryka — Darjaei za艣 mia艂 plan. I to plan dobry, a udzia艂 w nim odmieni 偶ycie Badrajna raz na zawsze. Jego dzia艂alno艣膰 jako mi臋dzynarodowego terrorysty przejdzie do historii. Uzyska zapewne jakie艣 stanowisko w rozbudowuj膮cym si臋 rz膮dzie ZRI, sprawy wewn臋trzne albo wywiad, b臋dzie mia艂 wygodny gabinet i sowit膮 pensj臋, nareszcie wi臋c zakosztuje spokoju i bezpiecze艅stwa. Darjaei mia艂 wymarzony cel i mo偶e go zrealizuje. Cel Badrajna le偶a艂 o wiele bli偶ej i niewiele ju偶 by艂o trzeba do jego urzeczywistnienia. Aby go zrealizowa膰, zgin臋艂o dziewi臋ciu ludzi. Na tym polega艂 ich pech.

Czy za sw贸j akt po艣wi臋cenia rzeczywi艣cie pow臋drowali do raju? By膰 mo偶e Allach naprawd臋 by艂 mi艂o艣ciwy i wybacza艂 ka偶dy czyn pope艂niony w jego imieniu. By膰 mo偶e. Ale czy mia艂o to jakiekolwiek znaczenie?

* * *

Chcieli, 偶eby wyjazd wygl膮da艂 jak najbardziej normalnie. Dzieci przebra艂y si臋. Spakowane baga偶e zostan膮 dostarczone nast臋pnym lotem. Podj臋to o wiele ostrzejsze ni偶 zwykle 艣rodki bezpiecze艅stwa. Na dachu Departamentu Skarbu na wschodzie i Old Executive Office na zachodzie agenci Tajnej S艂u偶by, kt贸rzy zwykle kl臋czeli, teraz stali wyprostowani, a obok ka偶dego z nich znajdowa艂 si臋 strzelec wyborowy. Przy po艂udniowej bramie o艣miu agent贸w dok艂adnie obserwowa艂o przechodni贸w i ludzi, kt贸rzy znale藕li si臋 tutaj po us艂yszeniu gro藕nych wiadomo艣ci. Wi臋kszo艣膰 przygna艂a tutaj pewnie troska, mo偶e chcieli si臋 pomodli膰 za rodzin臋 Ryan贸w, agenci natomiast wypatrywali tych, kt贸rzy mieliby inne intencje, ale nie dostrzegli niczego niepokoj膮cego.

Jack zapi膮艂 pasy, to samo zrobi艂a reszta jego rodziny. Zawy艂y silniki, a nad ich g艂owami zacz膮艂 obraca膰 si臋 wirnik no艣ny. Wewn膮trz znajdowa艂 si臋 agent Raman z jeszcze jednym ochroniarzem oraz pilot z piechoty morskiej. Helikopter VH-3 zadygota艂 i wzni贸s艂 si臋 do g贸ry, gwa艂townie zyskuj膮c wysoko艣膰 w podmuchu zachodniego wiatru. Najpierw polecia艂 na zach贸d, potem na po艂udnie, a nast臋pnie na p贸艂nocny zach贸d; kr臋ty kurs mia艂 zmyli膰 ewentualnego zamachowca, kt贸ry czyha艂by na dole z rakiet膮 przeciwlotnicz膮. Widoczno艣膰 by艂a tak dobra, i偶 osoba taka zosta艂aby zapewne natychmiast zauwa偶ona — potrzeba przynajmniej kilku sekund, by celnie odpali膰 rakiet臋, za艣 Marine One wyposa偶ony by艂 w najnowsz膮 odmian臋 systemu t艂umienia emisji promieni podczerwonych Black Hole, nie艂atwo wi臋c by艂o go zestrzeli膰. Pilot — tak偶e i tym razem by艂 to pu艂kownik Hank Goodman — doskonale wiedzia艂 o tym wszystkim.

W wyt艂umionej kabinie pasa偶erskiej panowa艂a cisza. Prezydent Ryan zatopi艂 si臋 w swoich my艣lach, jego 偶ona — w swoich. Dzieci wygl膮da艂y przez okna, gdy偶 lot helikopterem jest jedn膮 z najwi臋kszych atrakcji dost臋pnych cz艂owiekowi. Nawet ma艂a Katie wychyli艂a si臋 w pasach, 偶eby patrze膰 w d贸艂 i czar widoku na chwil臋 przyg艂uszy艂 dramatyczne wspomnienia popo艂udnia. Widz膮c to, Jack pomy艣la艂, 偶e szybkie przenoszenie si臋 dzieci臋cej uwagi z jednego obiektu na drugi by艂o w r贸wnym stopniu b艂ogos艂awie艅stwem, jak i przekle艅stwem. Cathy z twarz膮 oz艂ocon膮 promieniami zachodz膮cego s艂o艅ca pogr膮偶y艂a si臋 w ponurej zadumie. Wieczorna rozmowa nie b臋dzie naj艂atwiejsza.

W贸z Tajnej S艂u偶by zabra艂 Cecili臋 Jackson z ich domu w Fort Myers. Admira艂 wraz z 偶on膮 wsiedli do lec膮cego w drugiej kolejno艣ci VH-60, na kt贸rego pok艂adzie znalaz艂a si臋 reszta toreb i ci臋偶szy baga偶 Ryan贸w. Nie utrwali艂y tego 偶adne aparaty fotoreporter贸w. Prezydent i Pierwsza Rodzina znikn臋li, wraz z nimi kamery telewizyjne, podczas gdy m臋drcy z okienka TV uk艂adali komentarze do wieczornych wiadomo艣ci, usi艂uj膮c okre艣li膰 g艂臋bsze znaczenie dzisiejszych wydarze艅 i wyci膮gn膮膰 wnioski na d艂ugo przez federalnymi urz臋dnikami, kt贸rzy dopiero teraz zezwolili na zabranie czternastu cia艂 z miejsca zdarzenia. Migaj膮ce 艣wiat艂a policyjne dodawa艂y wi臋kszego dramatyzmu scenie, gdy ekipy telewizyjne na 偶ywo przekazywa艂y obraz, jedna — dok艂adnie z miejsca, sk膮d Gwiazdor ogl膮da艂 fiasko swojej operacji.

By艂, oczywi艣cie, przygotowany na t臋 okoliczno艣膰. Pojecha艂 na p贸艂noc Ritchie Highway — nie by艂o 偶adnych zak艂贸ce艅 w ruchu i tylko policja nadal blokowa艂a drogi dojazdowe do Giant Steps — a na lotnisku mi臋dzynarodowym Baltimore-Waszyngton mia艂 jeszcze do艣膰 czasu, 偶eby zwr贸ci膰 wypo偶yczony samoch贸d i z艂apa膰 767 British Airways na Heathrow. Tym razem nie lecia艂 pierwsz膮 klas膮, gdy偶 w samolocie by艂a jedynie Business Class. Nie u艣miecha艂 si臋. Mia艂 wprawdzie nadziej臋, 偶e porwanie si臋 uda, aczkolwiek od samego pocz膮tku zak艂ada艂 r贸wnie偶 jego pora偶k臋. Dla Gwiazdora misja nie zako艅czy艂a si臋 kl臋sk膮. 呕y艂 i raz jeszcze uda艂o mu si臋 umkn膮膰. Oto wzbija艂 si臋 w powietrze, ju偶 nied艂ugo znajdzie si臋 w innym kraju i tam zniknie, chocia偶 ameryka艅ska policja stawa艂a na g艂owie, aby ustali膰, czy by艂 jeszcze jaki艣 uczestnik zbrodniczego spisku. Postanowi艂 wychyli膰 kilka lampek wina, aby 艂atwiej zasn膮膰 po dniu pe艂nym napi臋膰. U艣miechn膮艂 si臋 dopiero na my艣l, 偶e to niezgodne z zasadami jego religii. Ale czy zgodny by艂 z nimi jakikolwiek aspekt jego 偶ycia?

* * *

Zmierzch zapad艂 szybko. Kiedy zacz臋li okr膮偶a膰 Camp David, ziemia pokry艂a si臋 ju偶 falistym cieniem, przetkanym nieruchomymi 艣wiat艂ami dom贸w i ruchomymi punkcikami samochodowych reflektor贸w. Helikopter opuszcza艂 si臋 powoli, by z mi臋kkim gwizdem usi膮艣膰 na l膮dowisku, na kt贸rym l艣ni艂y tylko wytyczaj膮ce je lampy. Kiedy otworzy艂y si臋 drzwi, Raman i towarzysz膮cy mu agent wyskoczyli jako pierwsi. Prezydent odpi膮艂 pasy, podni贸s艂 si臋 i stan膮艂 za plecami pilota, lekko poklepuj膮c go po barku.

— Dzi臋kuj臋, pu艂kowniku.

— Ma pan wielu przyjaci贸艂, panie prezydencie. Jeste艣my tutaj na ka偶de pa艅skie wezwanie — zwr贸ci艂 si臋 Goodman do swego naczelnego dow贸dcy.

Jack skin膮艂 g艂ow膮, zszed艂 po schodkach i w p贸艂mroku zobaczy艂 sylwetki strzelc贸w wyborowych w polowych mundurach piechoty morskiej.

— Witamy w Camp David, sir — powita艂 go dow贸dca w stopniu kapitana.

Jack odwr贸ci艂 si臋, aby pom贸c 偶onie. Sally sprowadzi艂a po schodkach Katie. Ostatni pokaza艂 si臋 Ma艂y Jack. Ryan znienacka zda艂 sobie spraw臋 z tego, 偶e syn przer贸s艂 ju偶 matk臋. Trzeba by艂o pomy艣le膰 o zmianie przydomka.

Cathy rozejrza艂a si臋 nerwowo dooko艂a, co spostrzeg艂 natychmiast kapitan.

— Prosz臋 pani, w okolicy jest sze艣膰dziesi臋ciu marines.

Nie musia艂 dodawa膰, po co. Nie musia艂 m贸wi膰, jak wszyscy s膮 czujni.

— Gdzie? — spyta艂 Ma艂y John, kt贸ry niczego nie m贸g艂 dostrzec w p贸艂mroku.

— Spr贸buj tego.

Kapitan poda艂 ch艂opakowi swoje gogle noktowizyjne PVS-7. Pi艂karz podni贸s艂 je do oczu.

— Ekstra!

Wyci膮gn膮艂 r臋k臋 w kierunku tego, co zobaczy艂, a kiedy opu艣ci艂 gogle, marines znowu znikn臋li.

— 艢wietnie nadaj膮 si臋 do polowania na jelenie, a poza tym cz臋sto granice terenu przekracza nied藕wied藕, kt贸rego nazywamy Yogi.

Kapitan piechoty morskiej Lany Overton pogratulowa艂 sobie w duchu, 偶e uda艂o mu si臋 uspokoi膰 go艣ci, i poprowadzi艂 ich do Hummwie, kt贸re mia艂y ich zawie藕膰 na miejsce. Potem doda艂, 偶e Yogi nosi obro偶臋 z mininadajnikiem radiowym, aby nie zaskoczy艂 nikogo, a zw艂aszcza marine z na艂adowanym karabinem.

Budynki w Camp David robi膮 wra偶enie farmerskich i chocia偶 daleko im do luksusu Bia艂ego Domu, to przecie偶 zasadnie mo偶na by je okre艣li膰 jako podmiejskie schronienie milionera z Aspen. W rzeczywisto艣ci ta siedziba prezydencka znana jest oficjalnie jako Aspen Cottage, utrzymywana przez baz臋 Marynarki w Thurmont w stanie Maryland, a chroniona przez starannie dobran膮 kompani臋 piechoty morskiej. To najbardziej ustronna i zarazem bezpieczna siedziba, jak膮 mo偶na znale藕膰 w promieniu dwustu kilometr贸w od Waszyngtonu. Budynku prezydenckiego pilnowali marines, wewn膮trz odprowadzili ich do sypialni marynarze. Na zewn膮trz sta艂o jeszcze dwana艣cie domk贸w, a im bli偶ej kto艣 znajdowa艂 si臋 centrum, tym znaczniejsz膮 by艂 osob膮.

— Co b臋dzie na kolacj臋? — spyta艂 Jack junior.

— Niemal wszystko, czego mo偶na sobie za偶yczy膰 — odpowiedzia艂 g艂贸wny steward piechoty morskiej.

Jack zerkn膮艂 na Cathy, a ta skin臋艂a g艂ow膮; niech b臋dzie to wiecz贸r pod has艂em: „Czego dusza zapragnie”. Prezydent zdj膮艂 marynark臋 i krawat, a steward natychmiast rzuci艂 si臋, aby je odebra膰.

— Jedzenie jest tu zawsze znakomite — oznajmi艂.

— To prawda — potwierdzi艂 jego szef. — Mamy umow臋 z miejscowymi farmerami. Wszystko 艣wie偶e. Czy mog臋 poda膰 co艣 do picia? — spyta艂 z nadziej膮.

— To chyba niez艂y pomys艂. Cathy?

— Mo偶e bia艂e wino? — powiedzia艂a, a w g艂osie jej nareszcie nie s艂ycha膰 by艂o skrajnego napi臋cia.

— Mamy znakomity wyb贸r, prosz臋 pani. Je艣li chodzi o krajowe, to mo偶e Chardonnay Chateau Ste. Michelle. Rocznik 1991, znakomity dla tego gatunku.

— Jest pan ochmistrzem? — spyta艂 Ryan.

— Tak, panie prezydencie. Troszczy艂em si臋 o admira艂贸w, ale teraz awansowa艂em i, je艣li wolno mi to powiedzie膰 o sobie, nie藕le znam swoje wina.

Ryan podni贸s艂 dwa palce; ochmistrz skin膮艂 g艂ow膮 i wyszed艂.

— To jakie艣 szale艅stwo — powiedzia艂a Cathy, kiedy drzwi si臋 zamkn臋艂y.

— Tylko nie narzekaj, prosz臋.

Podczas kiedy czekali na wino, dwoje starszych pociech zam贸wi艂o pizz臋, Katie zdecydowa艂a si臋 na burgera i frytki. Od l膮dowiska dolecia艂 ich warkot nast臋pnego 艣mig艂owca. Cathy ma racj臋, pomy艣la艂 Jack. To szale艅stwo.

W drzwiach pojawi艂 si臋 ochmistrz z dwiema butelkami i srebrzystym wiaderkiem. Za nim inny ze steward贸w ni贸s艂 kieliszki.

— Chodzi艂o mi o dwie lampki.

— Tak, panie prezydencie, ale przylecia艂 w艂a艣nie admira艂 Jackson z ma艂偶onk膮, a pani Jackson tak偶e lubi dobre bia艂e wino.

Odkorkowa艂 butelk臋 i nala艂 odrobin臋 Chirurgowi, kt贸ra po chwili skin臋艂a z aprobat膮 g艂ow膮.

— Czy偶 nie pi臋kny bukiet?

Nape艂ni艂 do ko艅ca kieliszek Cathy, a potem drugi, kt贸ry poda艂 prezydentowi. Po chwili ulotni艂 si臋.

— Wiele razy s艂ysza艂em, 偶e Marynarka ma takich w艂a艣nie facet贸w, ale nigdy w to nie wierzy艂em.

— Och, Jack! — nie wytrzyma艂a Cathy i odwr贸ci艂a si臋.

Ca艂a tr贸jka dzieci ogl膮da艂a telewizj臋, siedz膮c na pod艂odze, w艂膮cznie z Sally, kt贸ra zazwyczaj chcia艂a uchodzi膰 za m艂od膮 dam臋. Dla nich powr贸ci艂a przyjazna, domowa atmosfera, podczas gdy rodzice robili to, o co zawsze zabiegaj膮 rodzice: starali si臋 na tyle oswoi膰 z now膮 rzeczywisto艣ci膮, aby os艂oni膰 potomstwo przed zagro偶eniami.

W oknach po lewej przesun臋艂y si臋 艣wiat艂a HMMWV. Robby i Sissy najpierw z pewno艣ci膮 rozlokuj膮 si臋 w swojej kwaterze, przebior膮, a dopiero potem zjawi膮 si臋 tutaj, pomy艣la艂 Jack. Odwr贸ci艂 si臋 i otoczy艂 ramieniem plecy 偶ony.

— Ju偶 w porz膮dku, kochanie.

Cathy pokr臋ci艂a g艂ow膮.

— Nie, Jack. Nigdy ju偶 nic nie b臋dzie w porz膮dku. Roy powiedzia艂 mi, 偶e do ko艅ca 偶ycia b臋dziemy mie膰 ochron臋 osobist膮. Wsz臋dzie, dok膮d si臋 udamy, b臋dziemy potrzebowa膰 ochrony. Zawsze.

Upi艂a 艂yk wina, nie tyle z gniewem, co z rezygnacj膮, nie tyle ze zdumieniem, co ze zrozumieniem czego艣, co przekracza艂o wszelkie jej dotychczasowe wyobra偶enia. Uroki w艂adzy by艂y cz臋sto tak poci膮gaj膮ce. Lot 艣mig艂owcem do pracy. Ludzie, kt贸rzy zajm膮 si臋 ubraniami, przypilnuj膮 dzieci, wystarczy si臋gn膮膰 po telefon, aby mie膰 dowolne jedzenie, wsz臋dzie eskorta, nigdzie nie trzeba czeka膰 w kolejce.

A cena? Cholernie wyg贸rowana. W ka偶dej niemal chwili kto艣 mo偶e usi艂owa膰 zabi膰 twoje dziecko. Nie spos贸b przed tym uciec. Zupe艂nie jakby rozpoznano u niej raka piersi, jajnik贸w czy jakiego艣 innego organu. Jakkolwiek brzmia艂oby to przera偶aj膮co, konieczno艣膰 by艂a konieczno艣ci膮. P艂acz nic nie da, chocia偶 Chirurg wiedzia艂a, 偶e nieraz go jeszcze zazna. Krzyczenie na Jacka nic nie da, a poza tym, po pierwsze, nie le偶a艂o w jej charakterze, po drugie — Jack w niczym nie zawini艂. Pozostawa艂o jedynie skuli膰 si臋 po ciosie, jak pacjenci u Hopkinsa, kiedy s艂yszeli, 偶e musz膮 si臋 skontaktowa膰 z oddzia艂em onkologii. Doprawdy, prosz臋 si臋 nie denerwowa膰. To najlepsi specjali艣ci, czasy si臋 zmieni艂y, a oni naprawd臋 z wieloma rzeczami potrafi膮 sobie poradzi膰. Jej koledzy z onkologii rzeczywi艣cie nale偶eli do najlepszych. I w艂a艣nie otrzymali 艣liczny, nowy budynek. Ale czy naprawd臋 chcia艂aby si臋 tam uda膰?

Oni r贸wnie偶 mieli 艣liczny dom, znakomit膮 s艂u偶b臋, w kt贸rej liczbie znale藕li si臋 te偶 koneserzy win. Ale kto naprawd臋 chce tam zamieszka膰?

* * *

Tak wielu agent贸w zosta艂o oddelegowanych do dochodzenia, 偶e nie wiedzieli jeszcze, kto czym ma si臋 zaj膮膰. Nie mieli wystarczaj膮cej ilo艣ci podstawowych informacji, kt贸re mog艂yby stanowi膰 punkt wyj艣cia, ale to szybko si臋 zmienia艂o. Sfotografowano twarze wszystkich zabitych terroryst贸w — z wyj膮tkiem dw贸ch zastrzelonych z M-16 Norma Jeffersa, u tych nie by艂o co fotografowa膰 — i zdj臋to im odciski palc贸w. Pobrano pr贸bki krwi, aby z nich okre艣li膰 zapis DNA, co mog艂o si臋 okaza膰 po偶yteczne, gdyby to偶samo艣膰 przysz艂o ustala膰 na podstawie wi臋z贸w pokrewie艅stwa. Na razie trzeba by艂o ograniczy膰 si臋 do zdj臋膰, kt贸re w pierwszej kolejno艣ci przekazano Mossadowi. Wszyscy przypuszczali, 偶e zamachowcy byli z Bliskiego Wschodu, a w tym przypadku najlepszymi danymi dysponowali Izraelczycy. Pierwszy kontakt nawi膮za艂a CIA, w 艣lad za ni膮 FBI; osobist膮 pomoc natychmiast zadeklarowa艂 genera艂 Avi ben Jakob.

Wszystkie cia艂a przewieziono do Annapolis, aby tam przeprowadzi膰 sekcj臋. Tego wymaga艂o prawo, nawet w przypadku 艣mierci spowodowanej przez przyczyn臋 tak oczywist膮 jak trz臋sienie ziemi. Badania mia艂y mi臋dzy innymi ustali膰 stan organizm贸w przed 艣mierci膮, za艣 analizy morfologiczno-toksykologiczne pozwol膮 stwierdzi膰, czy terrory艣ci znajdowali si臋 pod wp艂ywem narkotyk贸w.

Badaniem odzie偶y zaj臋艂y si臋 laboratoria FBI w Waszyngtonie. Najpierw ustalono marki producent贸w, aby okre艣li膰 kraj, z kt贸rego pochodzi艂y. To i og贸lny stan ubra艅 pozwol膮 okre艣li膰, kiedy zosta艂y nabyte, co w pewnych sytuacjach mo偶e okaza膰 si臋 wa偶ne. Ponadto specjali艣ci przez ca艂y pi膮tkowy wiecz贸r zbierali przy u偶yciu specjalnej ta艣my klej膮cej pojedyncze w艂贸kna, a zw艂aszcza py艂ki ro艣lin, niekt贸re bowiem z nich rosn膮 tylko w 艣ci艣le okre艣lonych regionach 艣wiata. Na wyniki takich bada艅 trzeba niekiedy czeka膰 ca艂ymi tygodniami, ale w podobnej sprawie jak ta nie liczy艂y si臋 偶adne ograniczenia. FBI dysponowa艂o szerokim gronem specjalist贸w z najr贸偶niejszych dziedzin.

Numery rejestracyjne samochod贸w zosta艂y przekazane do rejestru, zanim jeszcze O'Day odda艂 swoje strza艂y, i agenci 艣l臋czeli ju偶 nad klawiaturami komputer贸w, sprawdzaj膮c dane.

W Giant Steps przes艂uchano wszystkich doros艂ych, kt贸rzy mogli mie膰 co艣 do powiedzenia. W wi臋kszo艣ci tylko potwierdzili obserwacje O'Daya. Niekt贸re szczeg贸艂y, wprawdzie rozczarowuj膮ce, nie by艂y jednak zaskoczeniem. 呕adna z wychowawczy艅 nie rozpozna艂a j臋zyka, kt贸rego u偶ywali terrory艣ci. Dzieci wypytywano o wiele delikatniej, zawsze w towarzystwie rodzic贸w. W dw贸ch przypadkach pochodzili oni z Bliskiego Wschodu, ale nadzieja, 偶e mo偶e dzieci wychwyci艂y jakie艣 znajome s艂owa, okaza艂a si臋 p艂onna.

Zebrano wszystkie sztuki broni, a numery seryjne skonfrontowano z komputerowymi bazami danych. Bez trudu ustalono dat臋 produkcji, a ksi臋gi wytw贸rc贸w doprowadzi艂y najpierw do hurtowni, a potem do konkretnych sklep贸w. Bro艅 okaza艂a si臋 stara, z czym nie zgadza艂 si臋 stan luf i mechanizm贸w zamkowych, niemal zupe艂nie nie zu偶ytych. Informacje te zosta艂y przekazane, zanim jeszcze zidentyfikowano osob臋 nabywcy.

* * *

— Cholera, jaka szkoda, 偶e nie ma tu Billa — powiedzia艂 na g艂os Murray, po raz pierwszy w swej karierze czuj膮c, 偶e sprawa go przerasta. Wok贸艂 sto艂u zasiedli szefowie wydzia艂贸w. Od samego pocz膮tku by艂o oczywiste, 偶e 艣ledztwo poprowadzi wsp贸lnie kryminalny i kontrwywiad, wspomagane, jak zwykle, przez laboratorium. Sytuacja zmienia艂a si臋 tak szybko, 偶e nie by艂o nawet przedstawiciela Tajnej S艂u偶by.

— Wnioski?

— Dan, ktokolwiek kupi艂 t臋 bro艅, przebywa艂 w kraju ju偶 od dawna — powiedzia艂 szef kontrwywiadu.

— 艢pioch — zgodzi艂 si臋 Murray.

— Pat nie rozpozna艂 j臋zyka, co raczej wyklucza Europ臋. Wszystko wskazuje na Bliski Wsch贸d — odezwa艂 si臋 kierownik kryminalnego. Nie by艂o to mo偶e wnioskowanie zas艂uguj膮ce na wywiadowczego Nobla, ale tak偶e FBI musia艂o sobie jako艣 radzi膰 w sytuacji niedostatku informacji. — No, powiedzmy, 偶e wykluczamy zachodni膮 i p贸艂nocn膮 Europ臋, gdy偶 trzeba jednak uwzgl臋dni膰 kraje ba艂ka艅skie.

Siedz膮cy za sto艂em pokiwali g艂owami.

— Ile lat maj膮 te Ka艂asznikowy? — zapyta艂 dyrektor.

— Jedena艣cie. Kupiono je na d艂ugo przed zaostrzeniem przepis贸w — poinformowa艂 wydzia艂 kryminalny. — S膮 zupe艂nie dziewicze, nie u偶ywane, a偶 do dzi艣, Dan.

— Kto艣 zorganizowa艂 siatk臋, o kt贸rej nie mieli艣my najmniejszego poj臋cia. Kto艣 naprawd臋 cierpliwy. Kimkolwiek oka偶e si臋 nabywca, b臋dzie mia艂, jestem pewien, pi臋knie sfa艂szowane dowody identyfikacyjne, a sam dawno ju偶 wyjecha艂 ze Stan贸w. Pi臋kna robota wywiadowcza, Dan — powiedzia艂 przedstawiciel kontrwywiadu, wyra偶aj膮c na g艂os to, co reszta my艣la艂a po cichu. — Mamy do czynienia z zawodowcami.

— Troch臋 za wiele w tym spekulacji — zaprotestowa艂 dyrektor.

— Dan, kiedy ostatni raz si臋 pomyli艂em? — spyta艂 jego zast臋pca.

— Dawno. M贸w dalej.

— Mo偶e Labom uda si臋 uzyska膰 co艣 warto艣ciowego — m贸wi膮cy kiwn膮艂 g艂ow膮 w kierunku zast臋pcy dyrektora FBI, odpowiedzialnego za prac臋 laboratorium — ale nawet wtedy nie b臋dziemy mieli niczego, co mog艂oby si臋 osta膰 w s膮dzie, chyba 偶e uda nam si臋 przyskrzyni膰 nabywc臋 broni, albo jak膮艣 inn膮 osob臋 zamieszan膮 w t臋 spraw臋.

— Rejestry lot贸w i paszporty — oznajmi艂 zwi臋藕le szef kryminalnego. — Na pocz膮tek z ostatnich dw贸ch tygodni. Zwr贸ci膰 uwag臋 na wielokrotne podr贸偶e. Kto艣 musia艂 zrobi膰 rozpoznanie, bez w膮tpienia po tym, jak Ryan zosta艂 prezydentem. Ale, powtarzam, to na pocz膮tek.

Wszyscy zdawali sobie spraw臋, 偶e chodzi o sprawdzenie milion贸w list pasa偶er贸w. Na tym jednak polega艂a mi臋dzy innymi praca policyjna.

— Cholera, wola艂bym, 偶eby艣 si臋 myli艂 z tym, 偶e to 艣pioch — powiedzia艂 Murray po chwili namys艂u.

— Ja tak偶e wola艂bym, Dan — odrzek艂 kierownik sekcji kontrwywiadu — ale si臋 nie myl臋. Potrzeba nam b臋dzie troch臋 czasu, 偶eby zidentyfikowa膰 jego dom, miejsce spotka艅, wypyta膰 s膮siad贸w, dotrze膰 do dokument贸w zakupu czy wynajmu domu z jego na pewno fa艂szywymi danymi personalnymi. Facet musia艂 ju偶 wyby膰, ale nie to jest najgorsze. 呕y艂 tutaj co najmniej jedena艣cie lat. Zarabia艂, czego艣 si臋 nauczy艂, a jednak przez ca艂y ten czas wierzy艂 w swoj膮 misj臋 na tyle silnie, by pom贸c w tej akcji. Tyle czasu tutaj sp臋dzonego nie przeszkodzi艂o mu pom贸c w zamachu na dziecko.

— Obawiam si臋, 偶e s膮 jeszcze inni — powiedzia艂 pos臋pnie Murray.

— Ja te偶 tak s膮dz臋.

* * *

— Czy mog臋 pa艅stwu pokaza膰 drog臋?

— Widzia艂em ju偶 pana wcze艣niej, ale...

— Agent Raman, sir.

Admira艂 wyci膮gn膮艂 r臋k臋.

— Robby Jackson.

— Wiem, panie admirale.

Spacer by艂by jeszcze przyjemniejszy, gdyby nie natarczywa obecno艣膰 uzbrojonych ludzi. W ch艂odnym i przejrzystym powietrzu g贸rskim migota艂y nad g艂owami gwiazdy.

— Jak on sobie radzi? — spyta艂 Robby agenta.

— Ma za sob膮 ci臋偶ki dzie艅. Zgin臋li 艣wietni ludzie.

— Tak偶e paru sukinsyn贸w.

Jackson na zawsze ju偶 pozostanie pilotem my艣liwca, dla kt贸rego istniej膮 straty w艂asne i straty nieprzyjaciela. Skr臋cili w kierunku siedziby prezydenta.

Robby'ego i Sissy zaskoczy艂a normalno艣膰 sceny powitania. Mniej chodzi艂o o rodzic贸w — choroba Cecilii przyzwyczai艂a obydwoje do nieokazywania cierpie艅 — bardziej o dzieci. Najbardziej straszliwe zdarzenia, je艣li ko艅czy艂y si臋 w obj臋ciach rodzic贸w, znika艂y z pami臋ci. Pozostan膮 jednak nocne zmory, kt贸re powraca膰 b臋d膮 przez ca艂e tygodnie, a mo偶e miesi膮ce, a偶 wspomnienia wyblakn膮 do reszty. Jak zwykle, wymieniono u艣ciski, jak zwykle kobiety mia艂y swoje sprawy, a m臋偶czy藕ni swoje. Robby wzi膮艂 lampk臋 wina i wyszed艂 z Jackiem na zewn膮trz.

— Jak z tob膮?

Moc膮 niepisanej umowy, na ten czas Jack przestawa艂 by膰 prezydentem.

— Prze偶y艂em szok, ale to musi min膮膰. Wszystko jakby si臋 powt贸rzy艂o. Sukinsyny nie uderz膮 we mnie. O, nie, wybieraj膮 znacznie wra偶liwsze miejsce. Tch贸rzliwe bydlaki! — powiedzia艂 z pasj膮.

Jackson posmakowa艂 wina. W tej chwili niezbyt wiele mia艂 do powiedzenia, ale bardzo szybko si臋 to zmieni.

— Jestem tutaj pierwszy raz — oznajmi艂, 偶eby co艣 powiedzie膰.

— Kiedy ja by艂em tutaj pierwszy raz... Uwierzysz, 偶e odprawili艣my pogrzeb? By艂 rosyjskim pu艂kownikiem, a naszym agentem w ich ministerstwie obrony. Wspania艂y 偶o艂nierz, trzykrotny Bohater Zwi膮zku Radzieckiego. Kryptonim Kardyna艂 z Kremla. Pochowali艣my go w mundurze, ze wszystkimi medalami. To by艂o wtedy, kiedy wyci膮gn臋li艣my Gierasimowa.

— Szefa KGB. Wi臋c to prawda?

— Tak — kiwn膮艂 g艂ow膮 Ryan. — Wiesz te偶 o Kolumbii i o okr臋cie podwodnym. Jak to wyniucha艂a ta cholerna prasa?!

Robby o ma艂o nie roze艣mia艂 si臋 w g艂os, ale sko艅czy艂o si臋 na chichocie.

— I pomy艣le膰, 偶e ja uwa偶a艂em swoj膮 karier臋 w lotnictwie Marynarki za obfituj膮c膮 w wydarzenia.

— Sam sobie j膮 wybra艂e艣 — zauwa偶y艂 Jack.

— Z tob膮 by艂o nie inaczej, przyjacielu.

— Tak uwa偶asz? — Ryan wszed艂 do 艣rodka i powr贸ci艂 z nape艂nionym kieliszkiem oraz goglami noktowizyjnymi. W艂膮czy艂 je i spojrza艂 doko艂a. — Nie decydowa艂em si臋 na to, 偶e mojej rodziny pilnowa膰 b臋dzie kompania marines. Tam jest ich trzech, w kamizelkach kuloodpornych, he艂mach, z karabinami... A dlaczego? Poniewa偶 s膮 na 艣wiecie ludzie, kt贸rzy chc膮 nas zabi膰. A dlaczego? Poniewa偶...

— Poczekaj, ja ci powiem. Poniewa偶 jeste艣 lepszy od nich, Jack. Walczysz o sprawy, kt贸re s膮 s艂uszne. Poniewa偶 masz charakter i nie uciekasz przed byle g贸wnem. I dlatego nie chc臋 tego ju偶 s艂ysze膰. 呕adnego hamletyzowania. Znam ci臋 dobrze. Jestem pilotem, gdy偶 tak postanowi艂em. Ty jeste艣, kim jeste艣, gdy偶 r贸wnie偶 tak postanowi艂e艣. I nikt nie oczekiwa艂, 偶e b臋dzie 艂atwo. Mam racj臋?

— Ale...

— 呕adnych „ale”, panie prezydencie. S膮 ludzie, kt贸rzy ci臋 nienawidz膮? W porz膮dku. Pomy艣l, jak ich wykry膰, a potem daj zna膰 tym ch艂opakom z piechoty morskiej, a ci si臋 ju偶 wszystkim zajm膮. I dobrze wiesz, co powiedz膮. Tak, niekt贸rzy ci臋 nienawidz膮, ale wielu ci臋 szanuje. I powiem ci co艣: nie ma w tym kraju cz艂owieka w mundurze, kt贸ry nie pragn膮艂by zatrze膰 na miazg臋 ka偶dego, kto si臋 porywa na ciebie i na twoj膮 rodzin臋. I nie chodzi o urz膮d prezydenta, lecz o to kim jeste艣.

A kim ja jestem? — zapyta艂 w duchu Miecznik. Znowu da艂a o sobie zna膰 jedna z jego s艂abo艣ci.

— Chod藕 — powiedzia艂 Jack i poci膮gn膮艂 przyjaciela w kierunku, gdzie dostrzeg艂 kr贸tki b艂ysk p艂omienia zapalniczki. Trzydzie艣ci sekund p贸藕niej przy naro偶niku nast臋pnego domku trafi艂 na kucharza z piechoty morskiej, kt贸ry z lubo艣ci膮 zaci膮ga艂 si臋 papierosem. Prezydent uzna艂, 偶e ma艂a pro艣ba nie przyniesie ujmy jego stanowisku.

— Dobry wiecz贸r.

— O, Jezu! — wykrzykn膮艂 偶o艂nierz, ciskaj膮c papierosa w traw臋 i prostuj膮c si臋 na baczno艣膰. — To znaczy, dobry wiecz贸r, panie prezydencie!

— Pierwsze — pud艂o, drugie — racja. Macie mo偶e na zbyciu papierosa? — spyta艂 Ryan bez najmniejszego za偶enowania, jak zauwa偶y艂 Jackson.

— Ju偶 si臋 robi, panie prezydencie — z werw膮 odpowiedzia艂 kucharz, pocz臋stowa艂 Jacka i poda艂 mu ogie艅.

— Marynarzu, je艣li Pierwsza Dama zobaczy podobn膮 scen臋, z pewno艣ci膮 ka偶e was rozstrzela膰 — ostrzeg艂 Robby.

— Admira艂 Jackson! — Kucharz znowu si臋 wypr臋偶y艂.

— Piechota morska, je艣li sobie dobrze przypominam, s艂ucha moich rozkaz贸w, a nie Pierwszej Damy. Jak tam kolacja?

— Ko艅czymy przygotowywa膰 pizz臋 dla pana dzieci. Sam j膮 upiek臋. B臋dzie smakowa艂a!

— Spocznij. Dzi臋kuj臋 za papierosa.

— Nie ma za co, sir.

Jack poda艂 r臋k臋 marynarzowi i zawr贸ci艂 wraz z Jacksonem.

— Potrzebowa艂em tego — przyzna艂 z niejakim wstydem i g艂臋boko zaci膮gn膮艂 si臋 dymem.

— Gdybym mia艂 takie miejsce jak to, cz臋sto bym z niego korzysta艂 — powiedzia艂 Jackson. — Czasami, kiedy si臋 stanie na pomo艣cie nad pok艂adem startowym, widzisz doko艂a tylko ocean i gwiazdy. Proste przyjemno艣ci s膮 najlepsze.

— Nie do ko艅ca. Patrzysz na morze, gwiazdy, ale wszystko dalej siedzi w tobie i nie mo偶esz si臋 od tego oderwa膰.

— Racja — zgodzi艂 si臋 admira艂. — My艣li si臋 odrobin臋 艂atwiej, napi臋cie odrobin臋 maleje, ale k艂opoty pozostaj膮.

Tak jak teraz, doda艂 w my艣lach.

— Tony poinformowa艂, 偶e gdzie艣 nam znikn膮艂 spory kawa艂 marynarki Indii.

— Dwa lotniskowce z eskort膮 i jednostkami zaopatrzenia. Szukamy ich.

— A je艣li te sprawy si臋 wi膮偶膮? — spyta艂 Ryan.

— Kt贸re?

— Chi艅czycy szykuj膮 k艂opoty w jednym miejscu, w innym znikaj膮 okr臋ty indyjskie i jeszcze mnie przydarza si臋 co艣 takiego. Czy mo偶e to ju偶 mania prze艣ladowcza?

— Raczej mania. Hindusi pewnie wyp艂yn臋li dlatego, 偶e sko艅czyli remont, a poza tym chcieli nam pokaza膰, 偶e nie dali艣my im znowu takiego strasznego 艂upnia. Je艣li chodzi o Chi艅czyk贸w, takie rzeczy zdarza艂y si臋 ju偶 wcze艣niej, bez 偶adnych dalszych konsekwencji. Szczeg贸lnie, 偶e b臋dzie tam Mike Dubro. Znam Mike'a, ma naprawd臋 ostrych ch艂opak贸w i ci si臋 dobrze rozejrz膮. Ta sprawa z Katie? Za wcze艣nie, 偶eby powiedzie膰 co艣 jednoznacznie, a poza tym to nie moja specjalno艣膰. Od tego masz Murraya i ca艂膮 reszt臋. Najwa偶niejsze jest w ko艅cu to, 偶e im si臋 nie uda艂o. Masz swoj膮 rodzin臋 tutaj, spokojnie ogl膮da telewizj臋 i du偶o czasu b臋dzie musia艂o up艂yn膮膰, zanim kto艣 raz jeszcze spr贸buje si臋 porwa膰 na takie barbarzy艅stwo.

* * *

Dla wielu os贸b na ca艂ym 艣wiecie zapowiada艂a si臋 bezsenna noc. W Tel Awiwie, gdzie by艂a czwarta nad ranem, Avi ben Jakob zwo艂a艂 najlepszych ekspert贸w od spraw terroryzmu. Wsp贸lnie obejrzeli zdj臋cia nades艂ane z Waszyngtonu i por贸wnali je z w艂asnymi fotografiami, gromadzonymi przez ca艂e lata, a robionymi w Libanie i w innych miejscach. Najwi臋kszy problem polega艂 na tym, 偶e na wi臋kszo艣ci z nich widnieli brodaci m臋偶czy藕ni — broda to najprostszy spos贸b na zmian臋 wizerunku m臋偶czyzny — a najcz臋艣ciej by艂y one kiepskiej jako艣ci. Zdj臋cia ameryka艅skie te偶 pozostawia艂y sporo do 偶yczenia.

— Jakie艣 skojarzenia? — spyta艂 dyrektor Mossadu.

Wszystkie oczy zwr贸ci艂y si臋 na, czterdziestoletni膮 mniej wi臋cej, kobiet臋 o nazwisku Sarah Peled. Za plecami nazywano j膮 wied藕m膮. Posiada艂a nadzwyczajny dar rozpoznawania ludzi na fotografiach i mia艂a racj臋 w po艂owie przypadk贸w, w kt贸rych inni funkcjonariusze wywiadu bezradnie rozk艂adali r臋ce.

— Ten. — Popchn臋艂a dwa zdj臋cia na 艣rodek sto艂u. — Z pewno艣ci膮 si臋 zgadzaj膮.

Ben Jakob przyjrza艂 si臋 obu fotografiom i nie znalaz艂 na nich nic, co potwierdza艂oby opini臋 kobiety. Na jego ponawiane pytania, na czym si臋 opiera, Sarah odpowiada艂a, 偶e u ludzi niezmienne s膮 oczy, Avi spojrza艂 wi臋c raz jeszcze na fotografie, ale oczy by艂y tylko oczyma. Odwr贸ci艂 fotografi臋 izraelsk膮. Informacja na tylnej stronie podawa艂a, 偶e dwudziestoletni w贸wczas m臋偶czyzna, o nieznanym nazwisku, podejrzany by艂 o przynale偶no艣膰 do Hezbollahu. Sfotografowany zosta艂 sze艣膰 lat wcze艣niej.

— A inni, Sarah?

— Nie, tylko ten.

— Na ile jeste艣 tego pewna? — spyta艂 jeden z oficer贸w kontrwywiadu, kt贸ry tak偶e nie m贸g艂 dostrzec 偶adnego podobie艅stwa mi臋dzy dwoma wizerunkami.

— Na sto procent, Benny. Powiedzia艂am: „na pewno”, prawda?

Sarah bywa艂a k膮艣liwa, szczeg贸lnie wobec tych, kt贸rzy o czwartej nad ranem pow膮tpiewali w jej zdolno艣ci.

— Jak daleko idziemy? — spyta艂 inny z obecnych.

— Ryan jest przyjacielem naszego kraju i prezydentem Stan贸w Zjednoczonych. Zrobimy wszystko, co mo偶liwe. Uruchomi膰 wszystkie kontakty w Libanie, Syrii, Iraku, Iranie, wsz臋dzie.

* * *

— 艢winie!

Bondarienko przeci膮gn膮艂 r臋k膮 po w艂osach. Krawat dawno poszed艂 w k膮t. Zegarek informowa艂, 偶e jest ju偶 sobota.

— Racja — zgodzi艂 si臋 Go艂owko.

— Tajna operacja, „mokra”, jak to wy okre艣lacie — powiedzia艂 genera艂.

— Mokra i partacka — mrukn膮艂 szyderczo szef SWR. — Ale tym razem Iwan Emmetowicz mia艂 szcz臋艣cie, towarzyszu generale.

— Mo偶e — wzruszy艂 ramionami Gienadij Josefowicz.

— Uwa偶acie, 偶e nie?

— Terrory艣ci zlekcewa偶yli ochron臋 przedszkola. Pami臋tajcie, 偶e mia艂em ostatnio okazj臋 poprzygl膮da膰 si臋 armii ameryka艅skiej. Jest wyszkolona jak 偶adna inna na 艣wiecie, a bezpo艣rednia ochrona prezydencka to musz膮 by膰 prawdziwe asy. Dlaczego ludzie tak cz臋sto nie doceniaj膮 Amerykan贸w? — powiedzia艂 w zamy艣leniu Bondarienko.

S艂uszne pytanie, pomy艣la艂 Siergiej Niko艂ajewicz, i g艂ow膮 da艂 szefowi operacyjnemu znak, aby m贸wi艂 dalej.

— Amerykanom cz臋sto brakuje politycznego ukierunkowania, ale to nie to samo co niekompetencja. Wiecie, kogo oni przypominaj膮? Gro藕nego psa, trzymanego na kr贸tkim 艂a艅cuchu. A poniewa偶 nie mo偶e zerwa膰 tego 艂a艅cucha, wi臋c ludzie wyobra偶aj膮 sobie, 偶e nie trzeba si臋 go ba膰. Tymczasem w zasi臋gu 艂a艅cucha jest niepokonany, a ten — jak to 艂a艅cuch — mo偶e si臋 zerwa膰. Wy lepiej znacie Ryana.

— Tak — potwierdzi艂 Go艂owko.

— Te historie w prasie, to wszystko prawda?

— Najprawdziwsza.

— Powiem wam co艣, Sergieju Niko艂ajewiczu. Skoro uwa偶acie, 偶e to znakomity przeciwnik, kt贸ry ma jeszcze na 艂a艅cuchu gro藕nego brytana, to stara艂bym si臋 za bardzo go nie dra偶ni膰. Porwa膰 dziecko? Jego dziecko?

Genera艂 pokr臋ci艂 g艂ow膮.

Celna uwaga, pomy艣la艂 Go艂owko. Obaj byli ju偶 bardzo zm臋czeni, ale ci膮gle jasno potrafili oceni膰 sytuacj臋. Od wielu godzin czyta艂 nap艂ywaj膮ce nie przerwanym potokiem informacje z Waszyngtonu, rosyjskiej ambasady i ameryka艅skich medi贸w. Wszystkie m贸wi艂y, 偶e Iwan Emmetowicz... Ciekawe, 偶e od samego pocz膮tku nazywa艂 Ryana na rosyjsk膮 mod艂臋, a w przypadku Go艂owki by艂 to niew膮tpliwie komplement.

— My艣licie o tym samym, co ja? — spyta艂 genera艂, wpatruj膮c si臋 w twarz swojego rozm贸wcy.

— Kto艣 na co艣 liczy艂...

— I si臋 przeliczy艂. Warto ustali膰, kto za tym stoi. Uwa偶am, gaspadin priedsiedatiel, 偶e systematyczne uderzanie w ameryka艅skie interesy i wszelkie pr贸by os艂abienia Ameryki na d艂u偶sz膮 met臋 godz膮 tak偶e w nasze interesy. Dlaczego Chiny tak w艂a艣nie si臋 zachowa艂y? Dlaczego zmusi艂y Amerykan贸w, 偶eby zabrali swoj膮 flot臋 z Oceanu Indyjskiego? A teraz jeszcze to? Si艂y ameryka艅skie zosta艂y rozci膮gni臋te i w tym w艂a艣nie momencie przychodzi dotkliwy cios wymierzony bezpo艣rednio w przyw贸dc臋 USA. To nie mo偶e by膰 przypadek. Pytanie brzmi teraz, czy stoimy z boku i tylko przygl膮damy si臋, czy....

— Nie mo偶emy nic zrobi膰, a po tych ostatnich rewelacjach prasy ameryka艅skiej...

— Panie przewodnicz膮cy — przerwa艂 Bondarienko. — Przez siedemdziesi膮t lat w naszym kraju ideologi臋 miesza艂o si臋 z realiami, co okaza艂o si臋 prawdziwym nieszcz臋艣ciem dla narodu. Mamy do czynienia z obiektywn膮 sytuacj膮 — ci膮gn膮艂, u偶ywaj膮c frazy ukochanej przez radzieckich wojskowych, co by艂o mo偶e reakcj膮 na trzy pokolenia politycznego nadzoru. — Ja widz臋 tutaj zarys skoordynowanej i przemy艣lanej akcji, ale obarczonej fatalnym b艂臋dem lekcewa偶enia ameryka艅skiego prezydenta. Czy zgadzacie si臋 ze mn膮?

Go艂owko zastanawia艂 si臋 przez kilka chwil; by膰 mo偶e Bondarienko mia艂 s艂uszno艣膰, ale czy Amerykanie potrafili dostrzec to samo? O wiele trudniej rozpozna膰 sytuacj臋 od wewn膮trz ni偶 od zewn膮trz. Skoordynowana akcja?

— Tak. Sam pope艂ni艂em ten b艂膮d. Wygl膮d Ryana 艂atwo mo偶e zwie艣膰 niezbyt uwa偶nego obserwatora.

— Podczas mojej wizyty w Stanach genera艂 Diggs opowiada艂 mi o tym, jak terrory艣ci irlandzcy napadli na dom Ryana. Chwyci艂 za bro艅 i bez wahania stan膮艂 w obronie swoich bliskich. Z tego, co m贸wicie, wynika, 偶e jest dobrym oficerem wywiadu. Jedyn膮 jego wad膮, je艣li uzna膰 j膮 za tak膮, jest to, i偶 nie ma do艣wiadczenia w polityce, a politykierzy zawsze uznaj膮 to za s艂abo艣膰. Mo偶e zreszt膮 maj膮 racj臋. W ka偶dym razie, je艣li jest to wroga akcja, z rozmys艂em wymierzona w Stany Zjednoczone, ta polityczna s艂abo艣膰 staje si臋 wa偶niejsza od wszystkich mo偶liwych zalet.

— Wi臋c?

— Wi臋c trzeba mu pom贸c. Lepiej by膰 po stronie zwyci臋zcy, a je艣li pozostaniemy bezczynni, 艂atwo mo偶emy si臋 znale藕膰 w jednym obozie z przegranymi. Nikt przecie偶 nie zaatakuje Ameryki frontalnie.

Genera艂 prawie si臋 nie myli艂.

44
Wyl臋g

Ryan zbudzi艂 si臋 o 艣wicie, nie wiedz膮c, dlaczego. Cisza. Zupe艂nie jak w domu nad zatok膮 Chesapeake. Ws艂ucha艂 si臋, oczekuj膮c szumu pojazd贸w na szosie, ale cisza by艂a niezm膮cona. Nie艂atwo rozsta膰 si臋 z 艂贸偶kiem. Cathy uzna艂a, 偶e t臋 noc Katie powinna sp臋dzi膰 z nimi i teraz le偶a艂a w r贸偶owej pi偶amce, tak anielska jak potrafi膮 by膰 tylko ma艂e dzieci. Z u艣miechem na twarzy wsta艂 i poszed艂 do 艂azienki. W garderobie naci膮gn膮艂 sweter, w艂o偶y艂 lu藕ne spodnie i tenis贸wki, a potem wyszed艂 na zewn膮trz.

Rze艣kie powietrze, drzewa ze 艣ladami szronu, czyste niebo. Pi臋knie. Tak, Robby mia艂 racj臋. Niez艂e miejsce na wypoczynek. Pozwala艂o na wszystko spojrze膰 z pewnego dystansu, kt贸ry teraz bardzo by艂 mu potrzebny.

— Dzie艅 dobry, sir — powita艂 go kapitan Overton.

— Ci臋偶ka s艂u偶ba?

— Raczej odpowiedzialna, panie prezydencie. My zajmujemy si臋 ochron膮, Marynarka wszystkimi innymi sprawami. Czysty podzia艂 pracy. Nawet ludzie z Tajnej S艂u偶by mog膮 tutaj sobie pozwoli膰 na drzemk臋.

Ryan rozejrza艂 si臋. Tu偶 za domem dostrzeg艂 dw贸ch uzbrojonych marines, trzech nast臋pnych w odleg艂o艣ci pi臋膰dziesi臋ciu metr贸w. A przecie偶 byli to tylko ci na widoku.

— 呕yczy pan sobie czego艣, panie prezydencie?

— Na pocz膮tek przyda艂aby si臋 kawa.

— Baczno艣膰! — krzykn膮艂 kapitan, gdy wchodzili do kuchennego baraku, czy jakkolwiek marines nazywali to pomieszczenie.

— No, no — powiedzia艂 Jack. — S膮dzi艂em, 偶e to prezydenckie ustronie, a nie ob贸z rekrucki.

Usiad艂 przy stole u偶ywanym przez personel. Kawa pojawi艂a si臋 jak za machni臋ciem czarodziejskiej r贸偶d偶ki i wcale nie by艂 to jeszcze koniec dziw贸w.

— Dzie艅 dobry, panie prezydencie.

— Andrea! Kiedy si臋 tu zjawi艂a艣?

— Ko艂o drugiej, przylecia艂am helikopterem.

— Przespa艂a艣 si臋 troch臋?

— Cztery godziny.

Ryan wypi艂 spory 艂yk. Marynarska kawa to jednak marynarska kawa.

— Jakie艣 nowiny?

— Wyznaczono grup臋 do prowadzenia 艣ledztwa, ka偶dy wie, co do niego nale偶y.

Wr臋czy艂a Jackowi raport, kt贸ry b臋dzie m贸g艂 przeczyta膰 przed porann膮 gazet膮. Spraw膮 zajmowa艂y si臋 wsp贸lnie policja okr臋gu Arundel i stanu Maryland, Tajna S艂u偶ba, FBI, Biuro do spraw Alkoholu, Tytoniu i Broni Palnej, oraz wszystkie inne agencje wywiadowcze. Sprawdzano to偶samo艣膰 terroryst贸w, ale zbadane dot膮d dokumenty nie nale偶a艂y do 偶adnej istniej膮cej osoby. Zosta艂y sfa艂szowane, najprawdopodobniej w Europie. Trudno si臋 dziwi膰. Ka偶dy w miar臋 kompetentny przest臋pca by艂 w stanie podrobi膰 europejski paszport. A co dopiero m贸wi膰 o organizacji terrorystycznej.

— Co z agentami, kt贸rzy polegli?

Westchnienie i wzruszenie ramion.

— Wszyscy mieli rodziny.

— Chcia艂bym si臋 z nimi spotka膰. Jak my艣lisz, ze wszystkimi razem czy oddzielnie?

— To zale偶y od pana, panie prezydencie.

— To twoi ludzie, Andrea, pomy艣l, jak to zorganizowa膰. Zawdzi臋czam im 偶ycie c贸rki i zrobi臋 teraz dla nich wszystko, co b臋d臋 m贸g艂 — oznajmi艂 Ryan, pami臋taj膮c dlaczego znalaz艂 si臋 w tym ustronnym i spokojnym miejscu. — Mam nadziej臋, 偶e pomy艣lano ju偶 o opiece nad rodzinami. Chc臋 mie膰 o tym szczeg贸艂owy raport, dobrze?

— Tak, sir.

— Odkryto co艣 wa偶nego?

— Raczej nie. Pewne jest, 偶e z臋b贸w nie leczyli w Ameryce.

Ryan przekartkowa艂 raport.

— Jedena艣cie lat?

— Tak, sir.

— To powa偶na operacja. Raczej prowadzona przez jaki艣 kraj ni偶 pojedyncze osoby.

— Bardzo prawdopodobne.

— Sk膮d wzi臋li potrzebne na to 艣rodki? — my艣la艂 g艂o艣no Ryan, co przypomnia艂o Andrei, 偶e prezydent by艂 wcze艣niej oficerem wywiadu.

Wszed艂 agent Raman i zaj膮艂 miejsce przy stole. S艂ysza艂 ostatnie s艂owa; teraz wymieni艂 z Andre膮 porozumiewawcze spojrzenia.

Zadzwoni艂 telefon. Kapitan Overton poderwa艂 si臋 i chwyci艂 s艂uchawk臋.

— S艂ucham. — Po chwili zwr贸ci艂 si臋 do Jacka: — Panie prezydencie, to pani Foley z CIA.

Ryan podszed艂 do aparatu.

— S艂ucham, Mary Pat.

— Kilka minut temu mieli艣my rozmow臋 z Moskw膮. Nasz przyjaciel Go艂owko pyta, czy mo偶e w czym艣 pom贸c. Proponuj臋 odpowiedzie膰: „Tak”.

— Zgoda. Co艣 jeszcze?

— Avi ben Jakob chcia艂by p贸藕niej z panem rozmawia膰. Osobi艣cie — doda艂a.

— Mo偶e za godzin臋, najpierw musz臋 si臋 do ko艅ca rozbudzi膰.

— Tak jest, sir... Jack?

— S艂ucham, Mary Pat?

— Dzi臋kuj臋 Bogu, 偶e tak si臋 sko艅czy艂o z Katie. — Pierwsze zdanie wypowiedzia艂a matka, m贸wi膮ca do ojca. Drugie ju偶 tylko kr贸lowa szpieg贸w. — Je艣li tylko zdob臋dziemy jaki艣 trop, ju偶 go nie stracimy.

— Wiem, 偶e jeste艣cie najlepsi — us艂ysza艂a Foley. — Tutaj na razie wszystko w porz膮dku.

— Ja i Ed jeste艣my ca艂y dzie艅 pod telefonem.

Od艂o偶y艂a s艂uchawk臋.

— Jak z nim? — spyta艂 swoj膮 szefow膮 Clark.

— Da sobie rad臋, John.

* * *

Chavez potar艂 nie ogolony podbr贸dek. Ca艂a tr贸jka w towarzystwie kilku jeszcze os贸b sp臋dzi艂a noc na analizowaniu informacji, jakie CIA mia艂a na temat grup terrorystycznych.

— Tego nie mo偶na tak zostawi膰. To akt wojny.

W jego g艂osie nie wyczuwa艂o si臋 teraz 偶adnego obcego akcentu, jak zawsze, kiedy Ding by艂 na tyle powa偶ny, i偶 edukacja bra艂a g贸r臋 nad latynoameryka艅skim pochodzeniem.

— Wiemy ma艂o, a w艂a艣ciwie nic — pokr臋ci艂a g艂ow膮 z rozgoryczeniem Mary Pat.

— Szkoda, 偶e chocia偶 jednego nie uda艂o mu si臋 dosta膰 偶ywcem.

Ku zdziwieniu pozosta艂ych uwag臋 t臋 wyg艂osi艂 Clark.

— Zdaje si臋, 偶e O'Day nie mia艂 wiele czasu na to, 偶eby na艂o偶y膰 kt贸remu艣 kajdanki — zauwa偶y艂 Ding.

— To racja — mrukn膮艂 Clark i raz jeszcze przejrza艂 zdj臋cia z Giant Steps, dostarczone przed p贸艂noc膮 z FBI. Kilka lat temu pracowa艂 na Bliskim Wschodzie i liczono na to, 偶e uda mu si臋 rozpozna膰 kt贸r膮艣 z twarzy, ale nic z tego nie wysz艂o. Zorientowa艂 si臋 jednak, i偶 facet z FBI strzela艂 jak on w najlepszej formie. Mieli szcz臋艣cie, 偶e by艂 tam na miejscu i wykorzysta艂 szans臋, kiedy ta si臋 pojawi艂a.

— Kto艣 tutaj liczy na wielk膮 pul臋 — powiedzia艂 John.

— Fakt — zgodzi艂a si臋 odruchowo Mary Pat, ale ju偶 w nast臋pnej chwili wszyscy zamy艣lili si臋 nad tymi s艂owami.

Chodzi艂o przede wszystkim o to, na co liczy艂 ten, kto rzuci艂 ko艣ci. Dziewi臋ciu terroryst贸w by艂o z g贸ry skazanych na zag艂ad臋, jak ci fanatycy Hezbollah, kt贸rzy przechadzaj膮 si臋 ulicami Izraela w ubraniach od Du Ponta; tak 偶artowano sobie w CIA, aczkolwiek materia艂 wybuchowy najpewniej pochodzi艂 z zak艂ad贸w Škody gdzie艣 na terenie dawnej Czechos艂owacji. „Bomba nie ca艂kiem inteligentna” brzmia艂o inne z powiedze艅. Czy naprawd臋 zamachowcy s膮dzili, 偶e uda im si臋 z tego wyj艣膰 ca艂o? Problem z wi臋kszo艣ci膮 fanatyk贸w polega艂 na tym, 偶e nie bardzo troszczyli si臋 o rachunek szans... Mo偶e w og贸le nie zale偶a艂o im na 偶yciu?

Ale byli jeszcze ci, kt贸rzy ich wysy艂ali. Ta misja r贸偶ni艂a si臋 od innych. Zwykle terrory艣ci che艂pili si臋 swoim czynem, chocia偶by najbardziej odra偶aj膮cym, teraz wi臋c pi臋tnast膮 ju偶 godzin臋 w CIA i w innych agencjach oczekiwano na komunikat, ale skoro dot膮d nie zosta艂 og艂oszony, to w og贸le ju偶 si臋 nie pojawi. Je艣li pomys艂odawcy nie pochwalili si臋, najwyra藕niej nie zale偶a艂o im na rozg艂osie. Terrory艣ci najcz臋艣ciej obwieszczali autorstwo swoich wyczyn贸w, ale nie zawsze doceniali zdolno艣膰 policji do samodzielnego jego ustalenia.

Lepiej powinny sobie z tego faktu zdawa膰 spraw臋 pa艅stwa. Zgoda, zamachowcy nie mieli przy sobie nic, co mog艂oby zdradzi膰 miejsce ich pochodzenia, albo tak mog艂oby si臋 przynajmniej wydawa膰. Dla Mary Pat by艂y to jednak iluzje, FBI by艂o dobre, dobre na tyle, 偶e Tajna S艂u偶ba pozostawi艂a mu zebranie wszystkich materia艂贸w rzeczowych. Inicjatorzy zamachu musieli liczy膰 si臋 z tym, 偶e ich wsp贸艂uczestnictwo zostanie ostatecznie ujawnione. A mimo to si臋 zdecydowali. Je艣li to rozumowanie jest s艂uszne, to...

— Cz臋艣膰 wi臋kszej operacji? — mrukn膮艂 Clark.

— Mo偶liwe — kiwn臋艂a g艂ow膮 Mary Pat.

— W takim razie to musi by膰 co艣 naprawd臋 du偶ego — doda艂 Chavez. — Mo偶e dlatego odezwali si臋 Rosjanie.

— Co艣 tak... tak du偶ego, 偶e nawet je艣li si臋 po艂apiemy, nie b臋dzie to ju偶 mia艂o 偶adnego znaczenia.

— To musia艂aby by膰 naprawd臋 wielka sprawa — wycedzi艂 Clark. — Jaka?

— Jaka艣 trwa艂a zmiana, kt贸rej nie mogliby艣my ju偶 odwr贸ci膰? — podrzuci艂 Domingo. Lata sp臋dzone na George Mason University nie posz艂y na marne.

Foley zapragn臋艂a mie膰 teraz u boku m臋偶a, ale Ed w tym samym czasie konferowa艂 z Murrayem.

* * *

Wiosenne soboty s膮 cz臋sto dniami pe艂nymi nudnych, ale po偶ytecznych zaj臋膰, w ponad dwustu domach niewiele jednak tej soboty zrobiono. Nie uprawiano ogr贸dk贸w, nie myto samochod贸w. Zlekcewa偶ono weekendowe wyprzeda偶e. Puszki z farb膮 zostawiono nietkni臋te. Nie chodzi艂o bynajmniej o realizuj膮cych pilne zlecenia pracownik贸w agencji rz膮dowych ani te偶 o dziennikarzy przygotowuj膮cych nie cierpi膮cy zw艂oki reporta偶. Grypa dotkn臋艂a przede wszystkim m臋偶czyzn. Trzydziestu z nich zosta艂o w pokojach hotelowych. Cz臋艣膰 innych usi艂owa艂a mimo wszystko pracowa膰, w nowych miastach prezentuj膮c towary, za kt贸rych promocj臋 im p艂acono. Ocierali spotnia艂e twarze, dmuchali w chusteczki i marzyli o tym, 偶eby aspiryna czy Tylenol wreszcie zadzia艂a艂y. Z tej grupy wi臋kszo艣膰 powr贸ci艂a do hoteli i zamkn臋艂a si臋 w swoich pokojach. Po co nara偶a膰 innych na zara偶enie? Nikt nie szuka艂 pomocy u lekarza. Zawsze na przedwio艣niu szerzy si臋 grypa i, wcze艣niej czy p贸藕niej, ka偶dego dopadnie. W ko艅cu to 偶adna powa偶na choroba, prawda?

* * *

Bez trudu mo偶na by艂o przewidzie膰, jak zostan膮 przedstawione w telewizji wydarzenia w Giant Steps. Uj臋cia z odleg艂o艣ci pi臋膰dziesi臋ciu metr贸w, te same s艂owa powtarzane przez korespondent贸w oraz „ekspert贸w” od terroryzmu. Jedna z sieci si臋gn臋艂a a偶 do zamachu na Abrahama Lincolna, g艂贸wnie z tej przyczyny, 偶e tego dnia bardzo niewiele dzia艂o si臋 na 艣wiecie. Wsz臋dzie robiono niedwuznaczne aluzje do Bliskiego Wschodu, chocia偶 wszystkie instytucje zwi膮zane z ochron膮 bezpiecze艅stwa kraju i jego obywateli odm贸wi艂y jakichkolwiek komentarzy. Jedynym wyj膮tkiem by艂y informacje o bohaterskiej postawie inspektora FBI oraz agent贸w Tajnej S艂u偶by, kt贸rzy oddali 偶ycie w obronie ma艂ej Katie Ryan. W kontekstach pojawia艂y si臋 takie s艂owa jak „heroizm”, „po艣wi臋cenie”, „determinacja” i „dramatyczny fina艂”.

Przyczyn膮 niepowodzenia musia艂 by膰 jaki艣 drobiazg, tego Badrajn by艂 pewien, ale szczeg贸艂贸w dowie si臋 dopiero wtedy, gdy Gwiazdor powr贸ci do Teheranu via Londyn, Bruksel臋 i Wiede艅, korzystaj膮c za ka偶dym razem z innych dokument贸w.

— Prezydent Ryan wraz z rodzin膮 znajduje si臋 teraz w Prezydenckim Ustroniu — ko艅czy艂 reporter — gdzie w spokojnym Camp David, na p贸艂nocy stanu Maryland, wszyscy spr贸buj膮 odzyska膰 r贸wnowag臋 po tym okropnym wydarzeniu. Tu Mike...

— Ustronie? — powt贸rzy艂 Darjaei.

— R贸wnie dobrze mo偶na by powiedzie膰: „miejsce ucieczki” — powiedzia艂 Badrajn, wiedzia艂 bowiem, 偶e te s艂owa spodobaj膮 si臋 jego zwierzchnikowi.

— Je艣li s膮dzi, 偶e gdziekolwiek uda mu si臋 schroni膰 przede mn膮, to si臋 bardzo myli — pokiwa艂 g艂ow膮 ajatollah z ponurym u艣miechem na twarzy; nastr贸j chwili wzi膮艂 g贸r臋 nad skryto艣ci膮.

Badrajn nie zareagowa艂 na t臋 rewelacj臋. Kiedy uzmys艂owi艂 sobie znaczenie tych s艂贸w, wpatrywa艂 si臋 w ekran, a nie w swego gospodarza i bez trudu przysz艂o mu ukry膰 my艣li. A wi臋c nie by艂o prawie 偶adnego ryzyka: Mahmud Had偶i mia艂 spos贸b na u艣miercenie prezydenta USA w ka偶dej chwili i wszystko by艂o przygotowane. Naprawd臋 taka mo偶liwo艣膰 istnia艂a. Tak, z pewno艣ci膮 Darjaei potrafi艂 osi膮gn膮膰 wszystko.

* * *

SIM bardzo utrudni艂 偶ycie OpFor. Nie do ko艅ca, ale jednak. Pu艂kownik Hamm i jego Czarny Ko艅 wygrali wprawdzie, ale to, co rok wcze艣niej by艂oby Wiktori膮 o rozmiarach kosmicznych, teraz okaza艂o si臋 nieznacznym zwyci臋stwem. O przebiegu walk decydowa艂a informacja. To by艂a lekcja nieustannie powtarzana w Narodowym O艣rodku Szkoleniowym: znajd藕 nieprzyjaciela, zanim on znajdzie ciebie. Rozpoznanie. Rozpoznanie. Rozpoznanie. SIM, obs艂ugiwany nawet przez na p贸艂 kompetentnych ludzi, przekazywa艂 wszystkim informacj臋 w takim tempie, i偶 偶o艂nierze zmieniali kierunek przemieszczania si臋, zanim jeszcze nadesz艂y rozkazy. Ten fakt niemal udaremni艂 manewr OpFor, godny najlepszych dni Erwina Rommla i, patrz膮c teraz na odtwarzany na wielkim ekranie w Sali Gwiezdnych Wojen przebieg 膰wicze艅, Hamm widzia艂, 偶e gdyby jedna z kompanii czo艂g贸w Niebieskich przesun臋艂a si臋 o pi臋膰 minut szybciej, przegra艂by tak偶e i t臋 potyczk臋. NOS straci艂by racj臋 bytu, gdyby Niebiescy zacz臋li regularnie wygrywa膰.

— Pi臋kne posuni臋cie, Hamm — przyzna艂 pu艂kownik Gwardii Narodowej z Karoliny i poda艂 mu cygaro. — Jutro jednak przetrzepiemy wam ty艂ki.

Normalnie Hamm za艣mia艂by si臋 tylko i powiedzia艂: „Jasna sprawa, spr贸bujcie”, teraz jednak wiedzia艂, 偶e przechwa艂ka sukinsyna mo偶e si臋 spe艂ni膰, a to bardzo by utrudni艂o 偶ycie Hammowi. Dow贸dca 11. pu艂ku kawalerii pancernej musi zacz膮膰 zastanawia膰 si臋 nad tym, w jaki spos贸b oszuka膰 SIM. My艣la艂 ju偶 o tym przedtem i niezobowi膮zuj膮co omawia艂 przy piwie ten problem ze swymi oficerami operacyjnymi, na razie jednak ustalili jedynie tyle, 偶e sprawa nie by艂aby prosta, by膰 mo偶e wymaga艂aby u偶ycia jakich艣 atrap... jak kiedy艣 robi艂 Rommel.

— Jak na Gwardi臋 Narodow膮 jest pan niez艂y — oznajmi艂. Nigdy jeszcze nie pochwali艂 nikogo z tej formacji i w og贸le bardzo rzadko wypowiada艂 takie s艂owa pod czyimkolwiek adresem. Je艣li pomin膮膰 b艂膮d w rozmieszczeniu si艂, plan Niebieskich by艂 pi臋knie obmy艣lony.

— Dzi臋kuj臋, pu艂kowniku. SIM sta艂 si臋 nieprzyjemn膮 niespodziank膮, prawda?

— Mo偶na tak powiedzie膰.

— Moi ludzie s膮 nim zachwyceni. Wielu przychodzi w wolnym czasie, 偶eby po膰wiczy膰 na symulatorach. M贸wi膮c szczerze, jestem zaskoczony, 偶e tym razem nam si臋 nie uda艂o.

— Za blisko podci膮gn膮艂 pan odwody. S膮dzi艂 pan, 偶e wie ju偶, jak je wykorzysta膰, a tymczasem ja swoim kontratakiem zmusi艂em was do zmiany szyku.

Nie by艂a to 偶adna rewelacja. G艂贸wny rozjemca i obserwator 膰wicze艅 dok艂adnie to samo powiedzia艂 skruszonemu dow贸dcy kompanii czo艂g贸w.

— Zapami臋tam t臋 lekcj臋. S艂ysza艂 pan nowiny?

— Tak, z艂e wie艣ci szybko si臋 rozchodz膮.

— Cholera, ma艂e dzieci. Chyba odznacz膮 tych z Tajnej S艂u偶by?

— My艣l臋, 偶e i bez odznacze艅 co艣 uzyskali. 艁atwo sobie wyobrazi膰 gorsz膮 艣mier膰.

I to by艂o wszystko. Pi臋cioro agent贸w zgin臋艂o podczas pe艂nienia obowi膮zk贸w. Mo偶e pope艂nili jeden b艂膮d czy drugi, ale czasami pojawiaj膮 si臋 sytuacje, w kt贸rych nie ma wyboru. Wiedzieli o tym wszyscy 偶o艂nierze.

— M臋偶nym duszom niech B贸g pozwoli spoczywa膰 w pokoju. Zabrzmia艂o to jak cytat z Roberta Edwarda Lee i uruchomi艂o jak膮艣 klapk臋 w umy艣le Hamma.

— A jak to w艂a艣ciwie jest z wami? Co pan robi w cywilnym 偶yciu?

Facet mia艂 ponad pi臋膰dziesi膮tk臋, sporo jak na dow贸dc臋 brygady, nawet w Gwardii.

— Jestem profesorem historii wojskowo艣ci na Uniwersytecie Karoliny P贸艂nocnej. Jak to jest z nami? W 1991 roku nasza brygada mia艂a by膰 zmiennikiem dla 24. Zmechanizowanej. Przyjechali艣my tutaj na trening i dostali艣my strasznie w dup臋. W rezultacie zostali艣my w kraju. By艂em wtedy zast臋pc膮 dow贸dcy batalionu. Bardzo chcieli艣my jecha膰. Tradycja naszego pu艂ku si臋ga czas贸w walk z Anglikami. Przez dziesi臋膰 lat czekali艣my, 偶eby wr贸ci膰 tutaj, a aparatura SIM 艂adnie wyr贸wna艂a szans臋. — By艂 wysokim, szczup艂ym m臋偶czyzn膮 i g贸rowa艂 wzrokiem nad swoim zawodowym odpowiednikiem. — A my t臋 szans臋 chcemy wykorzysta膰. Znam teori臋, studiuj臋 j膮 od ponad trzydziestu lat, a moi ludzie nie dadz膮 si臋 wyrzyna膰 jak mi臋so armatnie, jasne?

W podnieconym g艂osie Nicholasa Eddingtona pobrzmiewa艂a teraz gwara karoli艅ska.

— Szczeg贸lnie nie dadz膮 si臋 wyrzyna膰 Jankesom?

— W艂a艣nie!

Przez chwil臋 panowa艂a cisza, a potem obaj wybuchn臋li 艣miechem. Jako nauczyciel, Eddington potrafi艂 przybra膰 dramatyczn膮 poz臋. Teraz doda艂 spokojniej.

— Wiem, 偶e gdyby艣my nie mieli SIM-u, roznie艣liby艣cie nas w puch...

— Niez艂e urz膮dzenie, co?

— Prawie zr贸wna艂o nas z wami, a wy jeste艣cie najlepsi i wszyscy o tym wiedz膮.

By艂 to gest pokojowy, kt贸rego nie nale偶a艂o odrzuca膰.

— O tej porze, kiedy ma si臋 ochot臋 na piwo, nie tak 艂atwo je dosta膰 w klubie. Je艣li pan nie odm贸wi, mam par臋 puszek w domu.

— Niech pan prowadzi, pu艂kowniku Hamm.

— W czym si臋 pan specjalizuje? — spyta艂 Hamm w drodze do samochodu.

— Prac臋 doktorsk膮 pisa艂em o walce manewrowej Nathana Bedforda Forresta[1].

— Ach, tak? Zawsze podziwia艂em Bedforda.

— Mia艂 tylko kilka dni, ale naprawd臋 dobrych. Pod Gettysburgiem m贸g艂 wygra膰 wojn臋.

— Karabiny Spencera da艂y mu techniczn膮 przewag臋, o czym cz臋sto si臋 zapomina — oznajmi艂 Hamm.

— Nie zaszkodzi艂o to, 偶e wybra艂 lepszy teren, a Spencery jeszcze pomog艂y. Najwa偶niejsze jednak, 偶e pami臋ta艂 o swoim zasadniczym celu — odpar艂 Eddington.

— W przeciwie艅stwie do Stuarta[2].

Jeb mia艂 najwyra藕niej kiepski dzie艅.

Hamm otworzy艂 przed koleg膮 drzwiczki do samochodu. Dopiero za kilka godzin mieli si臋 zacz膮膰 przygotowywa膰 do nast臋pnych 膰wicze艅, a Hamm powa偶nie interesowa艂 si臋 histori膮, szczeg贸lnie kawalerii. Zapowiada艂o si臋 interesuj膮ce 艣niadanie: piwo, jajecznica i wojna secesyjna.

* * *

Wpadli na siebie na parkingu 7-Eleven, kt贸re robi艂o teraz znakomity interes na kawie i p膮czkach.

— Cze艣膰, John — powiedzia艂 Holtzman, spogl膮daj膮c przez ulic臋 na miejsce, w kt贸rym rozegra艂 si臋 dramat.

— Cze艣膰, Bob.

Plumber kiwn膮艂 g艂ow膮 na powitanie.

Wsz臋dzie pe艂no by艂o kamer telewizyjnych i filmowych.

— Wcze艣nie si臋 pojawi艂e艣, jak na sobot臋, podobnie ch艂opcy z TV — zauwa偶y艂 z u艣miechem dziennikarz „Post”.

— To straszne. — Plumber mia艂 ju偶 kilkoro wnucz膮t. — Co艣 podobnego wydarzy艂o si臋 w Ma'alot w Izraelu, kt贸ry to by艂, chyba 1975, co?

Wszystkie te ataki terrorystyczne zaczyna艂y si臋 zlewa膰. Tak偶e i Holtzman nie by艂 pewien.

— Chyba tak, ale kaza艂em u siebie sprawdzi膰 w archiwum.

— Kiedy atakuj膮, jest o czym pisa膰, ale lepiej by艂oby bez nich.

Z terenu przedszkola znikn臋艂y cia艂a; przeprowadzono ju偶, jak przypuszczali, sekcj臋 zw艂ok. Wsz臋dzie jednak wida膰 by艂o wozy policyjne i ekspert贸w od balistyki, kt贸rzy przy u偶yciu ta艣m i manekin贸w wypo偶yczonych z pobliskiego domu handlowego usi艂owali odtworzy膰 ka偶dy szczeg贸艂 wydarze艅. Czarnosk贸rym m臋偶czyzn膮 w kurtce Tajnej S艂u偶by okaza艂 si臋 jeden z bohater贸w, Norm Jefferson, kt贸ry pokazywa艂 w艂a艣nie, jak wyskoczy艂 z domu po drugiej stronie ulicy. Wewn膮trz budynku przedszkola znajdowa艂 si臋 inspektor O'Day; para agent贸w odgrywa艂a terroryst贸w. Inny le偶a艂 przed drzwiami frontowymi, uzbrojony w czerwon膮 plastikow膮 imitacj臋 pistoletu. W 艣ledztwie kryminalnym pr贸ba kostiumowa zawsze nast臋powa艂a po premierze.

— Nazywa艂 si臋 Don Russell? — spyta艂 Plumber.

— Jeden z najstarszych w Tajnej S艂u偶bie — potwierdzi艂 Holtzman.

— Cholera jasna. — Plumber pokr臋ci艂 g艂ow膮. — Zupe艂nie jak na filmie; Horacjusz broni膮cy mostu. „Bohater” to s艂owo, kt贸rego niecz臋sto u偶ywamy, co?

— Niecz臋sto, bo nawet nie bardzo wypada wierzy膰, 偶e jest jeszcze co艣 takiego. Ka偶dy dzia艂a w swoim interesie, a nasza robota polega mi臋dzy innymi na tym, 偶eby go wykry膰. — Holtzman dopi艂 kaw臋 i cisn膮艂 plastikowy kubek do pojemnika na 艣mieci. — A tutaj, wyobra藕 tylko sobie, kto艣 po艣wi臋ca 偶ycie w obronie cudzych dzieci.

Zdarzali si臋 reporterzy, kt贸rzy si臋gali do j臋zyka western贸w. „Strzelanina na Dzieci臋cym Rancho” brzmia艂 tytu艂 jednego z reporta偶y telewizyjnych, kt贸rego autor zdoby艂 tego dnia nagrod臋 za najgorszy smak, redakcja otrzyma艂a kilkaset gniewnych telefon贸w, a w艂a艣ciciel stacji stwierdzi艂, 偶e jej ogl膮dalno艣膰 gwa艂townie si臋 zmniejszy艂a. Bob Holtzman zauwa偶y艂, 偶e jedn膮 z os贸b najostrzej reaguj膮cych na tego typu wybryki by艂 Plumber, kt贸ry s膮dzi艂, 偶e w dziennikarstwie nie wszystko jest jednak dozwolone.

— Jakie艣 wiadomo艣ci o Ryanie? — spyta艂 John.

— Tylko komunikat prasowy napisany przez Callie Weston, a przekazany przez Arnie'ego. Trudno mie膰 do prezydenta pretensj臋, 偶e wraz z rodzin膮 usun膮艂 si臋 na ubocze. Potrzebna mu chwila spokoju, John.

— Popatrz, Bob, a mnie si臋 wydawa艂o...

— Tak, wiem. Wpuszczono mnie w maliny. Elizabeth Elliot podsun臋艂a mi historyjk臋 o Ryanie, kiedy by艂 jeszcze szefem CIA. — Holtzman spojrza艂 starszemu koledze w oczy. — Wszystko okaza艂o si臋 艂garstwem i osobi艣cie go za to przeprosi艂em. Wiesz, jak z tym naprawd臋 by艂o?

— Nie.

— Chodzi艂o o misj臋 w Kolumbii. By艂 tam, to prawda. W trakcie operacji zgin臋艂o kilka os贸b, a jedn膮 by艂 sier偶ant Si艂 Powietrznych. Ryan zatroszczy艂 si臋 o jego rodzin臋. Z w艂asnych pieni臋dzy pokrywa dzieciakom studia.

— Nic o tym nie napisa艂e艣 — zauwa偶y艂 z wyrzutem reporter TV.

— Kiedy o wszystkim si臋 dowiedzia艂em, temat by艂 ju偶 przestarza艂y. Niewart pierwszej strony.

Ostatnie s艂owa by艂y charakterystyczne. To redaktorzy dziennik贸w i program贸w informacyjnych decydowali, co przedstawi膰 publiczno艣ci, a czego nie przedstawia膰, dokonuj膮c za艣 takiego wyboru sterowali przep艂ywem informacji i kszta艂towali wiedz臋 spo艂ecze艅stwa o 艣wiecie. Mogli w ten spos贸b wykreowa膰 i zniszczy膰 ka偶dego, nie ka偶de bowiem zdarzenie, zw艂aszcza polityczne, wydawa艂o si臋 dostatecznie ciekawe, aby po艣wi臋ca膰 mu uwag臋.

— Mo偶e nies艂usznie.

Holtzman wzruszy艂 ramionami.

— Mo偶e i nie, ale — podobnie jak sam Ryan — nie przypuszcza艂em, 偶e zostanie prezydentem. Post膮pi艂 szlachetnie nie tylko w tej sprawie. John, z t膮 kolumbijsk膮 histori膮 艂膮czy si臋 wiele spraw, kt贸re nigdy nie ujrz膮 艣wiat艂a dziennego. Wiem chyba wszystko, ale nie mog臋 tego opublikowa膰. Zaszkodzi艂oby to krajowi, a nikomu nie pomog艂o.

— Bob, co takiego zrobi艂 Ryan?

— Zapobieg艂 konfliktowi na skal臋 艣wiatow膮. Zadba艂 te偶 o to, 偶eby winny zosta艂 ukarany.

— Jim Cutter? — podsun膮艂 nie posiadaj膮cy si臋 z ciekawo艣ci Plumber.

— Nie, w jego przypadku to naprawd臋 by艂o samob贸jstwo. Ten facet z FBI, kt贸ry przed chwil膮 pokaza艂 po drugiej stronie ulicy, jak potrafi strzela膰, O'Day...

— No, co z nim?

— 艢ledzi艂 Cuttera i na w艂asny oczy widzia艂, jak tamten rzuci艂 si臋 pod autobus.

— Jeste艣 pewien?

— Absolutnie. Ryan nie ma poj臋cia, 偶e wiem o wszystkim. Sprawdza艂em u kilku wiarygodnych 藕r贸de艂 i wszystkie informacje pasuj膮 do siebie. Albo to wszystko prawda, albo najprzebieglejsze k艂amstwo, jakie 艣wiat widzia艂. John, wiesz kogo teraz mamy w Bia艂ym Domu?

— No?

— Uczciwego faceta. Nie „stosunkowo”, „na tle innych”, nie takiego, kt贸rego jeszcze nie uda艂o si臋 na niczym z艂apa膰. Uczciwego w tym najprawdziwszym sensie: nigdy w 偶yciu nie zrobi艂 偶adnego 艣wi艅stwa.

— W takim razie to dzieciak zagubiony w lesie — mrukn膮艂 Plumber.

— Mo偶e i tak, ale kto powiedzia艂, 偶e mamy by膰 wilkami? Co艣 jest nie w porz膮dku. Naszym obowi膮zkiem jest szuka膰 kr臋taczy, ale robili艣my to od tak dawna i z tak dobrym skutkiem, 偶e ca艂kiem ju偶 zapomnieli艣my, 偶e nie ca艂a administracja sk艂ada si臋 z oszust贸w. — Holtzman znowu spojrza艂 na koleg臋. — Rywalizujemy ze sob膮, 偶eby wysma偶y膰 jak najlepsz膮 histori臋, ale w ten spos贸b sami grz臋藕niemy w b艂ocie. S艂uchaj, John, czy nie powinni艣my co艣 z tym zrobi膰?

— Chyba wiem, o co ci chodzi, ale odpowied藕 brzmi: „Nie”.

— W tych czasach relatywizmu warto艣ci, dobrze jest natrafi膰 na jakie艣 absolutne przekonania, panie Plumber, nawet je艣li nikt si臋 o nich nie dowie — powiedzia艂 Holtzman, chc膮c zirytowa膰 rozm贸wc臋.

— Niez艂y jeste艣, Bob. Nawet bardzo dobry, ale mnie nie sprowokujesz.

Tak czy owak, komentator u艣miechn膮艂 si臋, gdy偶 pr贸ba by艂a niez艂ej klasy. W osobie Holtzmana od偶ywa艂y czasy, kt贸re Plumber wspomina艂 z czu艂o艣ci膮. — A je艣li potrafi臋 wykaza膰, 偶e mam racj臋?

— To dlaczego nie napisa艂e艣 artyku艂u? — spyta艂 zaczepnie Plumber. — 呕aden prawdziwy dziennikarz nie zrezygnowa艂by z takiej gratki.

— Powiedzia艂em, 偶e nie mog臋 opublikowa膰. Nigdy nie twierdzi艂em, 偶e nie napisa艂em — sprostowa艂 Bob.

— Mia艂by艣 si臋 z pyszna, gdyby tw贸j szef dowiedzia艂 si臋, 偶e chowasz pod korcem co艣 takiego.

— I co z tego? Nie ma takich rzeczy, kt贸rych nie zrobi艂e艣, chocia偶 nic nie sta艂o temu na przeszkodzie?

Plumber uchyli艂 si臋 od odpowiedzi.

— M贸wi艂e艣 o dowodach.

— Dow贸d znajduje si臋 trzydzie艣ci minut drogi st膮d. Ale ta historia nie mo偶e ujrze膰 艣wiat艂a dziennego.

— Dlaczego mia艂bym ci wierzy膰?

— A dlaczego ja mia艂bym uwierzy膰 tobie? Co si臋 dla nas liczy przede wszystkim? Dobry temat, mam racj臋? A co z krajem, co z lud藕mi? Gdzie ko艅czy si臋 odpowiedzialno艣膰 zawodowa, a zaczyna obywatelska? Zostawi艂em ten temat w spokoju, gdy偶 rodzina tamtego sier偶anta straci艂a ojca. Rz膮d nie m贸g艂 si臋 oficjalnie przyzna膰 do niczego, wi臋c Jack Ryan uzna艂, 偶e osobi艣cie musi zatroszczy膰 si臋 o sprawiedliwo艣膰. Zrobi艂 to z w艂asnych pieni臋dzy i nie chcia艂, by ktokolwiek si臋 o tym dowiedzia艂. Wi臋c jak mia艂em post膮pi膰? Skierowa膰 reflektory na rodzin臋? W imi臋 czego, John? 呕eby wypu艣ci膰 w 艣wiat histori臋, kt贸ra zaszkodzi krajowi i ludziom, kt贸rzy do艣膰 si臋 ju偶 wycierpieli? Jest tyle innych spraw, kt贸rymi mo偶emy si臋 zaj膮膰. Ale jedno musz臋 ci powiedzie膰 John: skrzywdzi艂e艣 niewinnego cz艂owieka, a tw贸j kumpel potakiwa艂 temu z u艣miechem na twarzy. I mamy obowi膮zek co艣 z tym zrobi膰.

— To dlaczego o tym w艂a艣nie nie napiszesz?

Holtzman poczeka艂 kilka chwil z odpowiedzi膮.

— Bo chc臋 da膰 ci szans臋 naprawienia tego. Tak偶e si臋 w to wpakowa艂e艣. Ale musz臋 mie膰 twoje s艂owo, John.

Chodzi艂o o co艣 wi臋cej. Dla Plumbera by艂a to kwestia podw贸jnego wyzwania zawodowego. Po pierwsze, ubieg艂 go kolega z NBC, przedstawiciel m艂odszej generacji, dla kt贸rej problem dziennikarstwa sprowadza艂 si臋 do wygl膮du przed kamer膮. Po drugie, zosta艂 wystrychni臋ty na dudka przez Eda Kealty'ego, by膰 mo偶e zosta艂 wykorzystany do tego, aby skrzywdzi膰 niewinnego cz艂owieka. Musia艂 przynajmniej sprawdzi膰. Inaczej trudno mu b臋dzie spojrze膰 w lustro.

Komentator TV wyj膮艂 Holtzmanowi z r臋ki ma艂y magnetofon i wcisn膮艂 guzik nagrywania.

— M贸wi John Plumber, jest sobota, si贸dma pi臋膰dziesi膮t rano; jeste艣my oddzieleni ulic膮 od przedszkola Giant Steps. Wraz z Robertem Holtzmanem mam zaraz uda膰 si臋 st膮d w nie znane mi miejsce. Da艂em mu s艂owo, 偶e wszystko, czego si臋 tam dowiemy, pozostanie tylko pomi臋dzy nami dwoma. To nagranie jest trwa艂ym 艣wiadectwem mojej obietnicy. John Plumber, NBC News. — Wy艂膮czy艂 magnetofon, ale natychmiast znowu go uruchomi艂. — Je艣li s艂owa Boba nie potwierdz膮 si臋, nasza umowa jest niewa偶na.

— W porz膮dku — zgodzi艂 si臋 Holtzman, wydoby艂 kaset臋, umie艣ci艂 j膮 w pude艂ku i schowa艂 do kieszeni. Deklaracja Plumbera nie mia艂a 偶adnej warto艣ci prawnej. Nawet gdyby uzna膰, 偶e zawarta zosta艂a mi臋dzy nimi umowa, najpewniej okaza艂aby si臋 niezgodna z pierwsz膮 poprawk膮 do konstytucji, by艂a jednak s艂owem, kt贸re pad艂o mi臋dzy m臋偶czyznami, a obaj wiedzieli, 偶e nawet we wsp贸艂czesnym 艣wiecie musi istnie膰 co艣, na czym mo偶na polega膰. W drodze do samochodu Boba, Plumber z艂apa艂 szefa kamerzyst贸w.

— B臋dziemy z powrotem za jak膮艣 godzin臋.

* * *

Predator kr膮偶y艂 na wysoko艣ci niemal trzech tysi臋cy metr贸w. Oficerowie Sztormu i Palmy okre艣lili dla wygody trzy korpusy armii ZRI po prostu rzymskimi cyframi I, II, III. Wywiadowczy pojazd znajdowa艂 si臋 teraz nad Korpusem I, na kt贸ry z艂o偶y艂y si臋 pancerna dywizja irackiej Gwardii Republika艅skiej oraz jej odpowiedniczka ira艅ska, nosz膮ca dumn膮 nazw臋 „Nie艣miertelni” na wz贸r osobistej gwardii Kserksesa. Rozlokowanie si艂 by艂o tradycyjne, tr贸jk膮tne, z dwiema formacjami z przodu i jedn膮, stanowi膮c膮 odw贸d, z ty艂u. Obie dywizje posuwa艂y si臋 r贸wnolegle, ale ich front by艂 zdumiewaj膮co w膮ski, pokrywaj膮c ledwie trzydzie艣ci kilometr贸w z pi臋ciokilometrow膮 luk膮.

膯wiczenia by艂y ostre. Co kilka kilometr贸w cele, wykonane ze sklejki makiety czo艂g贸w. Kiedy pojawia艂y si臋 w wizjerach, natychmiast do nich strzelano. Predator nie m贸g艂 ustali膰 precyzji strza艂贸w, niemniej wi臋kszo艣膰 celi zosta艂a zniszczona po przej艣ciu pierwszej linii atakuj膮cych pojazd贸w, kt贸rymi by艂y g艂贸wnie ci臋偶kie czo艂gi T-72 i T-80, powsta艂e w wielkich zak艂adach Czelabi艅ska. Piechota przewo偶ona by艂a transporterami BWP. Tak偶e taktyka obowi膮zywa艂a radziecka, co wida膰 by艂o po sposobie przemieszczania si臋 oddzia艂贸w. Mniejsze jednostki poddane by艂y ostrej dyscyplinie, du偶e formacje porusza艂y si臋 z geometryczn膮 precyzj膮, niczym gigantyczne 偶niwiarki na pszenicznych polach Kansas.

— Przecie偶 ja to widzia艂em na filmie! — wykrzykn膮艂 starszy sier偶ant sztabowy w kuwejckiej stacji zwiadu elektronicznego.

— Jak to? — spyta艂 major Sabah.

— Rosjanie filmowali swoje manewry.

— Jak by艣cie por贸wnali jednych i drugich?

Oto w艂a艣ciwe pytanie, pomy艣la艂 podoficer.

— Niewiele si臋 r贸偶ni膮, panie majorze. — Sier偶ant wskaza艂 na d贸艂 ekranu, — Widzi pan tutaj? Dow贸dca kompanii zadba艂 o r贸wne odst臋py i przerwy. Przedtem Predator znajdowa艂 si臋 nad batalionem rozpoznania i tam tak偶e wszystko by艂o jak z podr臋cznika. Czyta艂 pan mo偶e co艣 o radzieckiej taktyce, panie majorze?

— Tylko o tym, co przej臋li Irakijczycy — wyzna艂 oficer kuwejcki.

— Prawie to samo. Szybkie i mocne uderzenia, wprost na nieprzyjaciela, nie mo偶na da膰 mu czasu na otrz膮艣ni臋cie si臋. I 艣cis艂a, wr臋cz matematyczna dyscyplina.

— A stopie艅 wyszkolenia?

— Ca艂kiem niez艂y, panie majorze.

* * *

— Elliot nakaza艂a obserwacj臋 Ryana — powiedzia艂 Holtzman, wprowadzaj膮c auto na parking przed sklepem.

— Kaza艂a komu艣 za nim chodzi膰?

— Liz go nienawidzi艂a. Z pocz膮tku nie wiedzia艂em, ale potem si臋 zorientowa艂em, 偶e to sprawa czysto osobista. Naprawd臋 uwzi臋艂a si臋 na Ryana i to jeszcze zanim wybrano Boba Fowlera. W ka偶dym razie rozpu艣ci艂a plotk臋, kt贸ra mia艂a zabole膰 jego rodzin臋. Mi艂e, nie?

Na Plumberze nie zrobi艂o to specjalnego wra偶enia.

— Waszyngton i tyle.

— Dobra, ale jak nazwa膰 wykorzystywanie danych zarezerwowanych dla rz膮du do osobistej zemsty? Waszyngton Waszyngtonem, ale to po prostu niezgodne z prawem.

Holtzman wy艂膮czy艂 silnik i da艂 zna膰 Plumberowi, 偶eby wysiad艂.

W 艣rodku zastali malutk膮 w艂a艣cicielk臋, oraz gromadk臋 amerazjatyckich dzieci, kt贸re w sobotni poranek rozk艂ada艂y towary na p贸艂ki.

— Dzie艅 dobry — powiedzia艂a Carol Zimmer. Pozna艂a Holtzmana, kt贸ry wcze艣niej kupowa艂 tu chleb oraz mleko, 偶eby przyjrze膰 si臋 personelowi. Nie mia艂a poj臋cia, 偶e jest reporterem, natychmiast jednak rozpozna艂a Johna Plumbera.

— Pan jest z telewizji! — powiedzia艂a, wskazuj膮c go palcem.

— Tak — potwierdzi艂 komentator z uprzejmym u艣miechem. Najstarszy syn — plakietka informowa艂a, 偶e ma na imi臋 Laurence — zbli偶y艂 si臋 do nich z min膮 zdecydowanie nieprzyjazn膮.

— Czy mog臋 w czym艣 pom贸c, sir?

M贸wi艂 czyst膮 ameryka艅sk膮 angielszczyzn膮; w oczach czai艂a si臋 podejrzliwo艣膰.

— Chcia艂bym porozmawia膰, je艣li pa艅stwo zechcecie — oznajmi艂 grzecznie Plumber.

— O czym, sir?

— Zna pan prezydenta, prawda?

— Automat do kawy jest tam, sir. P膮czki le偶膮 na tacy.

Ch艂opak odwr贸ci艂 si臋. Wzrost i kolor oczu wzi膮艂 po ojcu, pomy艣la艂 Plumber. Zna膰 po nim tak偶e by艂o wykszta艂cenie.

— Prosz臋 poczeka膰!

Laurence odwr贸ci艂 si臋 znowu.

— O co chodzi? Mamy tu wiele pracy. Przepraszam.

— Lany, nie b膮d藕 niegrzeczny.

— Mamo, przecie偶 m贸wi艂em ci, co on narobi艂, prawda?

Kiedy wzrok Laurence powr贸ci艂 do dziennikarzy, wystarczy艂 za ca艂膮 opowie艣膰. Plumber nie pami臋ta艂 ju偶, kiedy ostatni raz poczu艂 si臋 tak nieswojo.

— Prosz臋 mi wybaczy膰 — powiedzia艂 — ale chcia艂em tylko porozmawia膰. Nie ma tu 偶adnych kamer.

— Chodzisz do szko艂y medycznej, Laurence? — spyta艂 Holtzman.

— Sk膮d pan to wie? Kim pan jest?

— Laurence! — zaprotestowa艂a matka.

— Chc臋 tylko porozmawia膰, nic wi臋cej, prosz臋. — Plumber uni贸s艂 r臋ce. — 呕adnych kamer, 偶adnego nagrywania. 呕adne s艂owo nie zostanie wykorzystane.

— Jasne. I pewnie zar臋czy pan s艂owem honoru?

— Laurence!

— Mamo, pozw贸l, 偶e ja to za艂atwi臋 — ostro powiedzia艂 ch艂opak, ale zaraz doda艂 przepraszaj膮cym tonem: — Wybacz, ale nie wiesz, o co w tym wszystkim chodzi.

— Chcia艂bym si臋 tylko dowiedzie膰...

— Dobrze wiem, co pan zrobi艂, panie Plumber! Nikt panu jeszcze tego nie powiedzia艂? Kiedy pluje pan na prezydenta, pluje pan tak偶e na mojego ojca! A teraz niech pan kupuje, czego panu potrzeba, i zbiera si臋 st膮d.

Po raz kolejny zobaczyli przed sob膮 plecy ch艂opaka.

— Ale ja nie wiedzia艂em! — zaprotestowa艂 John. — Je艣li post膮pi艂em 藕le, to dlaczego mi pan o tym nie opowie? Przyrzekam, ma pan moje s艂owo, 偶e nie zrobi臋 niczego, co mog艂oby zaszkodzi膰 panu czy pa艅skiej rodzinie. Ale je艣li pope艂ni艂em jaki艣 b艂膮d, prosz臋 mi to wykaza膰.

— A dlaczego tak pan naskakiwa艂 na pana Ryana? — spyta艂a Carol Zimmer. — To bardzo dobry cz艂owiek. Opiekuje si臋 nami i...

— Mamo, prosz臋, daj spok贸j, przecie偶 ich to zupe艂nie nie interesuje.

Holtzman poczu艂, 偶e musi si臋 w艂膮czy膰.

— Laurence, nazywam si臋 Bob Holtzman, pracuj臋 w „Washington Post”. Od kilku lat wiem wszystko o waszej rodzinie, ale nie zrobi艂em z tego 偶adnego u偶ytku, gdy偶 nie chcia艂em zak艂贸ca膰 wam prywatno艣ci. Wiem, co robi dla was prezydent Ryan. Chc臋, 偶eby tak偶e John dowiedzia艂 si臋 o tym, chocia偶 偶aden z nas nie upowszechni tych informacji. Gdybym chcia艂, mog艂em to zrobi膰 sam.

— Jak mog臋 wam zaufa膰? — spyta艂 gniewnie Laurence Zimmer. — Przecie偶 jeste艣cie dziennikarzami!

By艂o w tym s艂owie tyle urazy i zjadliwo艣ci, 偶e Plumber odczu艂 niemal fizyczny b贸l. Czy偶by a偶 tak nisko upad艂 w oczach ludzi jego zaw贸d?

— Chce pan zosta膰 lekarzem? — spyta艂.

— Drugi rok w Georgetown. Brat ko艅czy MIT, siostra w tym roku rozpocz臋艂a UVA.

— To musi drogo kosztowa膰. Trudno pokry膰 takie wydatki, prowadz膮c podobny interes. Wiem, bo sam pos艂a艂em dzieci na studia.

— Wszyscy tutaj pracujemy. Ja jestem w ka偶dy weekend.

— Chcesz by膰 lekarzem, Laurence. To szlachetny zaw贸d — powiedzia艂 Plumber. — Je艣li zrobisz jaki艣 b艂膮d, b臋dziesz stara艂 si臋 z niego wyci膮gn膮膰 wnioski. Tak samo jest ze mn膮.

— 艁adne s艂贸wka, panie Plumber, cz臋sto okazuj膮 si臋 zdradliwe.

— Prezydent wam pomaga, tak?

— Je艣li powiem panu co艣 w zaufaniu, czy to znaczy, 偶e nigdy nie b臋dzie pan m贸g艂 wykorzysta膰 tej wiadomo艣ci?

— Nie, klauzula „w zaufaniu” tego nie zapewnia, natomiast niniejszym obiecuj臋, 偶e nigdy twoich s艂贸w nie wykorzystam w 偶aden spos贸b, a poniewa偶 s膮 tutaj inne osoby, kt贸re to s艂ysz膮, gdybym z艂ama艂 swe przyrzeczenie, b臋dziesz m贸g艂 mnie zniszczy膰 jako dziennikarza. Ludziom z naszego zawodu wiele uchodzi na sucho, mo偶e nawet zbyt wiele, ale nie wolno nam k艂ama膰.

Laurence spojrza艂 na matk臋. Ub贸stwo jej angielszczyzny nie oznacza艂o ub贸stwa umys艂owego. Kobieta skin臋艂a g艂ow膮.

— By艂 przy ojcu, kiedy go trafili — powiedzia艂 ch艂opak. — Obieca艂 mu, 偶e zajmie si臋 nami. I robi to. P艂aci za nasz膮 nauk臋 i pomaga zwi膮za膰 koniec z ko艅cem. On i jego przyjaciele z CIA.

— Mieli tutaj troch臋 k艂opot贸w z chuliganami — doda艂 Holtzman — ale wtedy zjawi艂 si臋 facet z Langley i...

— Wcale nie musia艂! — ostro uci膮艂 Laurence. — Pan Clar... W ka偶dym razie nie musia艂!

— Dlaczego nie poszed艂e艣 na Johna Hopkinsa? — spyta艂 Plumber.

— Przyj臋li mnie w Georgetown — powiedzia艂 Laurence, a z jego g艂osu nie znikn臋艂a jeszcze wrogo艣膰. — Stamt膮d mam tutaj 艂atwiejszy dojazd i cz臋艣ciej mog臋 pom贸c w sklepie. Pani Ryan z pocz膮tku nic nie wiedzia艂a, ale potem... Na jesieni druga siostra zacznie na uniwersytecie wst臋pny kurs medycyny.

— Ale dlaczego...? — zacz膮艂 Plumber i nie doko艅czy艂 zdania.

— Bo widocznie taki ju偶 z niego jest facet, a wy wystawili艣cie go jak ostatnie szmaty!

— Laurence!

Plumber nie m贸g艂 z siebie wydoby膰 g艂osu przez dobre 膰wier膰 minuty. Potem zwr贸ci艂 si臋 do kobiety stoj膮cej za kontuarem.

— Pani Zimmer, przepraszam, 偶e zabrali艣my pa艅stwu czas. Nic z tego, co tutaj us艂yszeli艣my, nie zostanie powt贸rzone. Przyrzekam. — Potem spojrza艂 na ch艂opaka. — Powodzenia na studiach, Laurence. Bardzo dzi臋kuj臋, 偶e mi o tym powiedzia艂e艣. Nie b臋d臋 was ju偶 wi臋cej niepokoi艂.

Obaj reporterzy poszli do Lexusa Holtzmana.

Jak mog臋 wam zaufa膰? Przecie偶 jeste艣cie dziennikarzami! Te s艂owa m艂odego studenta g艂臋boko zrani艂y Plumbera. Pewnie dlatego, 偶e by艂y zas艂u偶one, pomy艣la艂.

— Co艣 jeszcze?

— Z tego, co wiem, nie maj膮 nawet poj臋cia, jak zgin膮艂 sier偶ant Zimmer, tyle, 偶e poleg艂 podczas wype艂niania obowi膮zk贸w. Carol by艂a wtedy w ci膮偶y. Liz Elliot postara艂a si臋 z tego wysma偶y膰 histori臋, 偶e Ryan kr臋ci艂 z 偶on膮 Zimmera, i 偶e dziecko jest jego. A ja da艂em si臋 wykiwa膰.

G艂臋bokie westchnienie Plumbera.

— Ja tak偶e.

— I co z tym chcesz zrobi膰, John?

Plumber spojrza艂 w sufit.

— Musz臋 najpierw sprawdzi膰 kilka rzeczy.

— Ten z MIT ma na imi臋 Peter. Informatyka. Ta z Charlottesville nazywa si臋 chyba Alisha. Ustali艂em dat臋 nabycia tego sklepu. Wszystko 艂膮czy si臋 z operacj膮 w Kolumbii. Ryan urz膮dza im co roku Wigili臋, w czym uczestniczy tak偶e Cathy. Nie wiem, jak teraz to zorganizowali, ale na pewno dali sobie rad臋. — Holtzman kr贸tko zachichota艂. — Jest dobry, je艣li chodzi o zachowywanie tajemnicy.

— A ten facet z CIA...

— Wiem kto, ale 偶adnych nazwisk. Dowiedzia艂 si臋, 偶e jacy艣 kolesie zaczynaj膮 zatruwa膰 偶ycie Carol i odby艂 z nimi kr贸tk膮 rozm贸wk臋. Widzia艂em policyjny raport. To w og贸le ciekawy facet. Wyci膮gn膮艂 z Rosji 偶on臋 i c贸rk臋 Gierasimowa. Carol jest pewna, 偶e to wielki dobroduszny Mi艣 Uszatek. To on tak偶e uratowa艂 Kog臋. Ostry facet.

— Daj mi jeden dzie艅 — odezwa艂 si臋 Plumber.

— Nie ma sprawy.

Powr贸t na Ritchie Highway odby艂 si臋 w milczeniu.

* * *

— Profesor Ryan?

Przez drzwi zagl膮da艂 kapitan Overton.

— S艂ucham — powiedzia艂a Cathy znad gazety.

— Jest co艣, prosz臋 pani, co dzieci mo偶e chcia艂yby zobaczy膰, gdyby si臋 pani zgodzi艂a. Mo偶e zreszt膮 wszyscy pa艅stwo.

Dwie minuty p贸藕niej t艂oczyli si臋 na tylnych siedzeniach Hummera i jechali lasem w kierunku ogrodzenia, od kt贸rego zatrzymali si臋 o dwie艣cie metr贸w. Dalej poszli pieszo, prowadzeni przez kapitana i kaprala.

— Szszsz! — mrukn膮艂 Kapral do Foremki i przy艂o偶y艂 jej do oczu lornetk臋.

— Nie przestraszy si臋 nas? — zapyta艂a po chwili Sally.

— Nie. Nikt tutaj na nie nie poluje, a przyzwyczai艂y si臋 do samochod贸w — wyja艣ni艂 Overton. — To Elvira, druga tutejsza 艂ania.

Przed kilkoma minutami nast膮pi艂o rozwi膮zanie. Elvira niezgrabnie wsta艂a i zacz臋艂a liza膰 nowo narodzon膮 sarenk臋, kt贸rej oczy ze zdumieniem wpatrywa艂y si臋 w 艣wiat.

— Bambi! — powiedzia艂a rado艣nie Katie Ryan, ekspertka w dziedzinie film贸w Disneya. Po kilku minutach sarenka chwiejnie stan臋艂a na n贸偶kach.

— No, Katie?

— Co? — spyta艂a dziewczynka, nie odwracaj膮c oczu od zwierz膮tka.

— Musisz nada膰 jej imi臋 — podpowiedzia艂 kapitan Overton. — Taka jest tradycja w Camp David.

— Panna Marlene — powiedzia艂a Foremka bez chwili wahania.

45
Potwierdzenie

Droga by艂a tak nudna, jak tylko potrafi艂 to sobie wyobrazi膰 umys艂 budowniczego, ale nie by艂o w tym niczyjej winy. To samo tyczy艂o si臋 krajobrazu. Brown i Holbrook dobrze teraz wiedzieli, dlaczego Ludzie z G贸r trzymali si臋 w艂a艣nie g贸r. Tam przynajmniej by艂o na co popatrze膰. Mogli jecha膰 szybciej, potrzeba by艂o jednak sporo czasu, 偶eby zapozna膰 si臋 z obyczajami betoniarki, z rzadka wi臋c przekraczali siedemdziesi膮tk臋, czym zaskarbiali sobie zjadliwe spojrzenia innych u偶ytkownik贸w autostrady I-90, zw艂aszcza odzianych w kowbojskie kapelusze, kt贸rzy za jedn膮 z najwi臋kszych zalet wschodniej Montany uwa偶ali brak ograniczenia pr臋dko艣ci. Tak偶e przygodnych prawnik贸w — musieli to by膰 prawnicy — w sportowych niemieckich autach, kt贸rzy przelatywali obok ich samochodu jak gdyby by艂 wozem konnym.

Zobaczyli tak偶e, jak ci臋偶ka czeka ich praca. Ca艂e tygodnie zabra艂o przygotowywanie pojazdu, mieszanie sk艂adnik贸w, robienie 艂adunk贸w i rozmieszczanie ich. Od dawna wi臋c nie dosypiali, a nic bardziej nie usypia cz艂owieka, ni偶 jazda zachodni膮 autostrad膮 mi臋dzystanow膮. Pierwsz膮 noc sp臋dzili w „Sh臋ridanie”, tu偶 przy granicy z Wyoming. Chocia偶 pierwszego dnia kierowania tym cholerstwem zajechali a偶 tak daleko, ma艂o brakowa艂o, a sko艅czy艂oby si臋 katastrof膮, zw艂aszcza w Billings, gdzie rozchodzi艂y si臋 I-90 oraz I-94. Przypuszczali, 偶e betoniarka jest r贸wnie zwrotna jak wieprz na lodzie, ale rzeczywisto艣膰 okaza艂a si臋 gorsza od najgorszych wyobra偶e艅. Sko艅czy艂o si臋 na tym, 偶e spali do 贸smej rano.

Motel stanowi艂 nocn膮 przysta艅 dla samochod贸w osobowych i wielkich szesnastoko艂owych ci臋偶ar贸wek. W jadalni, kt贸ra serwowa艂a sute 艣niadania, rozsiedli si臋 twardzi m臋偶czy藕ni o niezale偶nych duszach i kilka kobiet o podobnym usposobieniu. Nietrudno by艂o zgadn膮膰, 偶e nie obejdzie si臋 bez porannej rozmowy.

— To musia艂y by膰 te skurwiele w turbanach — oceni艂 brzuchaty kierowca z tatua偶ami na pot臋偶nych ramionach.

— Taaak? — z drugiego ko艅ca lady powiedzia艂 z pow膮tpiewaniem w g艂osie Ernie Brown, chc膮cy wyczu膰, co o ca艂ej sprawie s膮dz膮 pokrewne dusze.

— A kto si臋 inny porwie na dzieciaki? Skurwiele i tyle!

Z tymi s艂owami szofer powr贸ci艂 do placka jagodowego.

— O ile te z telewizji nie chrzani膮, to wszystko za艂atwi艂o dw贸ch gliniarzy. Pi臋膰 strza艂贸w mi臋dzy oczy! — zachwyci艂 si臋 kierowca cysterny z mlekiem.

— Ale najlepszy ten kole艣, kt贸ry tylko z pieprzonym pistoletem w r臋ku powstrzyma艂 sze艣ciu skurwysyn贸w z karabinami. Po艂o偶y艂 trupem trzech, a mo偶e czterech. Tak, brachu, umiera prawdziwy ameryka艅ski gliniarz. — G艂os zabra艂 m臋偶czyzna prowadz膮cy samoch贸d z byd艂em. — Zas艂u偶y艂 sobie na miejsce w Valhalli, bez dw贸ch zda艅.

— Poczekaj, bracie, przecie偶 to byli fedziowie — wtr膮ci艂 si臋 Holbrook, prze偶uwaj膮c grzank臋. — Co tam z nich za bohaterowie. To...

— Wsad藕 sobie w dup臋 tak膮 gadk臋, brachu — ostrzeg艂 facet od cysterny. — Nie chc臋 niczego takiego s艂ucha膰. Tam by艂o ze trzydzie艣ci dzieciak贸w.

W艂膮czy艂 si臋 inny kierowca.

— A ten czarny kole艣, co przy艂adowa艂 im z M-16? Do cholery, zupe艂nie jak wtedy, kiedy by艂em w kawalerii. Jak bym go spotka艂, poda艂bym mu grab臋 i postawi艂 piwo.

— By艂e艣 w powietrznej? — z o偶ywieniem spyta艂 kierowca ci臋偶ar贸wki z byd艂em, odrywaj膮c si臋 od 艣niadania.

— A jak, kompania Charlie, 1. pu艂k Si贸dmej Dywizji.

Mleczarz odwr贸ci艂 si臋, aby zademonstrowa膰 na r臋kawie wielk膮 plakietk臋 1. Dywizji Kawalerii Powietrznej.

— Kompania Delta, 2. pu艂k Si贸dmej Dywizji.

M臋偶czyzna wsta艂 i podszed艂, aby u艣cisn膮膰 r臋k臋 faceta z kompanii Charlie.

— Gdzie mieszkasz?

— W Seattle. Tam stoi moja bryka, ta z cz臋艣ciami do maszyn. Wal臋 do St. Louis. Kawaleria powietrzna. Cholera, fajnie to raz jeszcze us艂ysze膰,

— Za ka偶dym razem jak jad臋 t臋dy...

— Jasne. Paru naszych jest tutaj pochowanych w Little Big Horn. Jak mijam to miejsce, zawsze si臋 za nich modl臋.

Obaj znowu u艣cisn臋li sobie r臋ce.

— Mike Fallon.

— Tim Yeager.

Obaj Ludzie z G贸r nie zeszli do jadalni jedynie po to, aby si臋 posili膰. Chcieli si臋 znale藕膰 w艣r贸d swoich. Facet贸w, kt贸rzy powinni my艣le膰 jak oni. Fedziowie bohaterami? Co tu si臋, do cholery jasnej, dzieje?

— Tyle ci powiem, bracie, 偶e kiedy tylko dowiedz膮 si臋, kto nakr臋ci艂 t膮 spraw臋, to Ryan b臋dzie ju偶 wiedzia艂, co z tym zrobi膰 — powiedzia艂 przewo藕nik cz臋艣ci maszyn.

— By艂 w piechocie morskiej. To nie zasmarkany cywil. Jeden z naszych, sw贸j ch艂op.

— Masz racj臋. Kto艣 za to zap艂aci i mam nadziej臋, 偶e jakie艣 ch艂opaki od nas b臋d膮 kasjerami.

— Dobrze m贸wisz — odezwa艂 si臋 od kontuaru mleczarz.

— Fajnie. — Ernie Brown zsun膮艂 si臋 ze sto艂ka. — Czas si臋 pokiwa膰 na drodze.

Kierowcy obrzucili dw贸ch wychodz膮cych zdawkowym spojrzeniem i powr贸cili do wymiany opinii.

* * *

— Je艣li do jutra nie poczujesz si臋 lepiej, idziesz do doktora i basta! — powiedzia艂a.

— Dobra, dobra, do jutra b臋d臋 zdr贸w jak ryba.

Zastanawia艂 si臋 czy to jakie艣 cholerstwo z Hongkongu, chocia偶 podobnie jak wi臋kszo艣膰 innych ludzi nie mia艂 poj臋cia, na czym polega r贸偶nica mi臋dzy jedn膮 a drug膮 postaci膮 grypy, wiedzia艂 natomiast, 偶e przy powik艂aniach konieczny jest lekarz. Tyle 偶e co w艂a艣ciwie us艂yszy? Le偶e膰, aspiryna, du偶o p艂yn贸w: to w艂a艣nie robi艂. Czu艂 si臋 tak, jak gdyby kto艣 w艂o偶y艂 go do wora i st艂uk艂 kijem baseballowym. Poczu艂, 偶e znowu zapada w sen. Mia艂 nadziej臋, 偶e 偶ona nie b臋dzie ciosa膰 mu ko艂k贸w na g艂owie. Do jutra si臋 poprawi. Takie rzeczy zawsze si臋 ko艅cz膮. Ma tu wygodne 艂贸偶ko i telewizor z pilotem. Je艣li tylko nie musia艂 si臋 wa艂臋sa膰, nic nie bola艂o. Mog艂o by膰 gorzej. Na pewno zaraz si臋 poprawi.

* * *

Jest taki punkt, po osi膮gni臋ciu kt贸rego, ma si臋 ju偶 przed sob膮 tylko prac臋. Mo偶na wprawdzie przed ni膮 ucieka膰, ale sama ci臋 dopadnie, gdziekolwiek by艣 si臋 znajdowa艂. Tak rzecz si臋 mia艂a z Jackiem Ryanem i Robbym Jacksonem.

W przypadku Jacka chodzi艂o o przem贸wienie, u艂o偶one dla niego przez Callie Weston. Nazajutrz wylatywa艂 do Tennessee, potem do Kansas, Kolorado i Kalifornii, by wyl膮dowa膰 w Waszyngtonie o trzeciej nad ranem dnia, kt贸ry mia艂 by膰 — najwi臋kszym w dziejach Stan贸w Zjednoczonych — dniem wybor贸w specjalnych. Zape艂niona mia艂a zosta膰 jedna trzecia miejsc opustosza艂ych na skutek katastrofy na Kapitolu, reszta rozegra si臋 w ci膮gu nast臋pnych dw贸ch tygodni. Wtedy nareszcie Kongres odrodzi si臋 w pe艂nym sk艂adzie i mo偶e, ale tylko mo偶e, uda si臋 zrobi膰 co艣 konkretnego. Najbli偶sz膮 przysz艂o艣膰 mia艂a bez reszty wype艂ni膰 czysta polityka. Ca艂y tydzie艅 b臋dzie musia艂 po艣wi臋ci膰 na dok艂adne zapoznanie si臋 z planami odchudzenia dw贸ch moloch贸w biurokracji: Departament贸w Obrony i Skarbu. Trwa艂y te偶 prace nad innymi redukcjami.

Z kolei Jacksonowi dostarczono wszystko, co wyprodukowa艂o biuro szefa wywiadu w Pentagonie, tak aby m贸g艂 przygotowa膰 codzienny raport o wydarzeniach na 艣wiecie. Admira艂 przez godzin臋 zapoznawa艂 si臋 z materia艂ami.

— No i jak tam, Rob? — spyta艂 Jack, w tym jednak przypadku nie chodzi艂o o plany przyjaciela na najbli偶szy tydzie艅, lecz o stan ca艂ej planety. J-3 zmarszczy艂 brwi.

— Od czego mam zacz膮膰?

— Sam wybierz — powiedzia艂 prezydent.

— Dobrze. Mike Dubro i grupa bojowa „Ike'a” w dobrym tempie p艂yn膮 na p贸艂noc w kierunku Chin. Maj膮 spokojne morze, przeci臋tna pr臋dko艣膰 dwadzie艣cia pi臋膰 w臋z艂贸w. Dzi臋ki temu zyskali kilka godzin wyprzedzenia w stosunku do spodziewanego czasu przyp艂yni臋cia. Nadal trwaj膮 manewry w Cie艣ninie Tajwa艅skiej, teraz jednak obie strony trzymaj膮 si臋 swoich brzeg贸w. Wygl膮da na to, 偶e kiedy zestrzelili tego pasa偶era, wszyscy si臋 troch臋 uspokoili. Sekretarz Adler powinien ju偶 by膰 na miejscu i prowadzi膰 rozmowy. Bliski Wsch贸d. Tak偶e armia ZRI prowadzi 膰wiczenia, kt贸re obserwujemy na bie偶膮co. Sze艣膰 pancernych dywizji, plus uzupe艂nienia i taktyczne si艂y lotnicze. Nasi ludzie 艣ledz膮 wszystko przy u偶yciu Predatora...

— Kto to zatwierdzi艂? — przerwa艂 prezydent.

— Ja — odpar艂 Jackson.

— Naruszenie przestrzeni powietrznej innego kraju?

— To decyzja J-2 i moja. Chcesz przecie偶 wiedzie膰, co zamierzaj膮 i jakie s膮 ich mo偶liwo艣ci, prawda?

— Tak. Musz臋 to wiedzie膰.

— W porz膮dku. Ty mi m贸wisz, co ci potrzebne, a moja ju偶 w tym g艂owa, jak to za艂atwi膰. Predator dokonuje samozniszczenia, je艣li wymknie si臋 spod kontroli, a dostarcza nam danych lepszych ni偶 satelity czy nawet J-STARS, przy czym i tak 偶adnego z nich nie mamy akurat nad tym terenem.

— W porz膮dku, admirale. Wi臋c jak to wygl膮da?

— Daj膮 sobie rad臋 lepiej, ni偶 mogli艣my przypuszcza膰 na podstawie innych informacji. Nie pora jeszcze na panik臋, ale wszystkiemu trzeba si臋 tam starannie przygl膮da膰.

— Co z Turkmeni膮? — spyta艂 Ryan.

— Chyba przymierzaj膮 si臋 do wybor贸w, ale to stara wiadomo艣膰 i na razie nic wi臋cej nie wiemy o politycznej stronie. Og贸lnie sytuacja w tej chwili do艣膰 spokojna. Satelity pokazuj膮 wzmo偶ony ruch przez granic臋, ale specjali艣ci uwa偶aj膮, 偶e chodzi o odradzaj膮cy si臋 handel, nic wi臋cej.

— Czy kto艣 艣ledzi rozlokowanie na granicy si艂 ira艅skich, cholera, ZRI?

— Nie wiem, sprawdz臋. — Jackson zrobi艂 notatk臋. — Odnale藕li艣my okr臋ty indyjskie.

— Jak?

— Specjalnie si臋 nie ukrywa艂y. Kaza艂em wys艂a膰 z Diego Garcia par臋 Orion贸w. Wykryli艣my ich z odleg艂o艣ci trzystu mil na podstawie widma elektronicznego. Znajduj膮 si臋 o czterysta mil od swojej bazy, s膮 wi臋c dok艂adnie na po艂owie drogi pomi臋dzy Diego Garcia a wej艣ciem do Zatoki Perskiej. Nasz attache wojskowy zapyta jutro o ich zamiary, ale w膮tpi臋, aby otrzyma艂 jak膮艣 konkretn膮 odpowied藕.

— W takim przypadku niech ingeruje ambasador Williams.

— Dobry pomys艂. I tyle by艂oby na dzisiaj, je艣li pomin膮膰 nudne drobiazgi. — Robby zebra艂 dokumenty. — Jak twoje wyst膮pienia?

— Lejtmotywem jest zdrowy rozs膮dek.

— W Waszyngtonie?

* * *

Adler nie by艂 przesadnie zadowolony. W Pekinie zorientowa艂 si臋, 偶e nie najlepiej wysz艂o z koordynacj膮. Wyl膮dowa艂 na miejscu w sobot臋 wieczorem — znowu ta linia zmiany daty, u艣wiadomi艂 sobie — i, jak si臋 okaza艂o, najwa偶niejsi ministrowie przebywali poza miastem. Wsz臋dzie bagatelizowano znaczenie potyczki powietrznej, powiadaj膮c, 偶e musi mie膰 okazj臋 przystosowa膰 si臋 do zmiany stref czasowych.

— To dla nas prawdziwa rado艣膰, go艣ci膰 pana u nas — oznajmi艂 minister spraw zagranicznych, kt贸ry, u艣cisn膮wszy r臋k臋 Amerykanina, poprowadzi艂 go do swojego prywatnego gabinetu, gdzie czeka艂 na nich drugi m臋偶czyzna. — Czy zna pan ju偶 呕eng Han Sana?

— Nie, nie mieli艣my jeszcze przyjemno艣ci si臋 pozna膰. Witam, panie ministrze — powiedzia艂 Adler.

Znowu nast膮pi艂a wymiana u艣cisk贸w d艂oni.

— Wygodny mia艂 pan lot? — spyta艂 minister spraw zagranicznych.

— Wizyta w waszym kraju zawsze daje mi wiele, ale wola艂bym, 偶eby lot nie trwa艂 tak d艂ugo.

— Podr贸偶 bywa czasem udr臋k膮 dla cia艂a, ono za艣 wp艂ywa na stan umys艂u. Mam nadziej臋, 偶e znajdzie pan czas na wypoczynek. To bardzo wa偶ne — ci膮gn膮艂 minister — aby rozmowy, szczeg贸lnie w tak niespokojnych czasach, toczy艂y si臋 bez 偶adnych zewn臋trznych zak艂贸ce艅.

— Jestem ca艂kiem wypocz臋ty — zapewni艂 Adler. Dosy膰 mia艂 snu i tylko nie by艂 pewien, w jakiej porze dnia jego cia艂o sytuuje siebie. — Poza tym tam, gdzie chodzi o pok贸j, niezb臋dne s膮 pewne ofiary.

— To prawda.

— Panie ministrze, nieprzyjemne wypadki z zesz艂ego tygodnia wzbudzi艂y niepok贸j w moim kraju — oznajmi艂 sekretarz swoim gospodarzom.

— Dlaczego wci膮偶 jeste艣my prowokowani przez tych bandyt贸w? — spyta艂 szef chi艅skiego MSZ. — Nasze si艂y wojskowe prowadz膮 膰wiczenia szkoleniowe, to wszystko. Tymczasem oni zestrzelili dwa nasze samoloty, kt贸rych za艂ogi zgin臋艂y. Ci ludzie zostawili po sobie rodziny. Zwr贸ci艂 pan, mam nadziej臋, uwag臋 na to, 偶e Chi艅ska Republika Ludowa powstrzyma艂a si臋 od krok贸w odwetowych.

— Odnotowali艣my to z prawdziw膮 satysfakcj膮.

— Wie pan tak偶e, 偶e to bandyci pierwsi si臋gaj膮 po bro艅.

— Nie mamy do ko艅ca jasno艣ci w tej sprawie. Ch臋膰 ustalenia fakt贸w jest w艂a艣nie jedn膮 z przyczyn mojej wizyty.

Ciekawe, czy zaskoczy艂o ich to stwierdzenie. Sytuacja by艂a podobna do rozgrywki karcianej, z t膮 tylko r贸偶nic膮, 偶e nigdy nie by艂o si臋 pewnym warto艣ci w艂asnych kart. Poker w dalszym ci膮gu by艂 wy偶szy od strita, ale niekt贸re karty by艂y zakryte, nawet dla ich posiadacza. W tym przypadku blefowa艂, a chocia偶 druga strona mog艂a to podejrzewa膰, nie by艂a jednak pewna, a to wp艂ywa艂o na przebieg ca艂ej gry. Je艣li uznaj膮, 偶e wie, jak przebiega艂o zdarzenie, powiedz膮 jedno. Je艣li uznaj膮, 偶e nie wie, powiedz膮 drugie. W tym przypadku s膮dzili, 偶e wie, ale w膮tpliwo艣ci pozosta艂y. Szczeg贸lnie, 偶e temu zaprzeczy艂, co mog艂o by膰 prawd膮 albo k艂amstwem. Punkt dla Ameryki. Adler rozmy艣la艂 nad tym przez ca艂膮 drog臋.

— O艣wiadczyli艣cie publicznie, 偶e pierwsza zaatakowa艂a strona przeciwna. Czy jeste艣cie tego pewni?

— Absolutnie — zapewni艂 minister spraw zagranicznych.

— Przepraszam, a je艣li strza艂 odda艂 kt贸ry艣 z waszych poleg艂ych pilot贸w? Sk膮d wtedy pewno艣膰?

— Nasi piloci otrzymali surowe polecenie, by strzelali tylko w obronie w艂asnej.

— To polecenie rozs膮dne i godne. Ale w ogniu walki, a nawet niekonieczna jest walka, wystarczy odpowiednio napi臋ta sytuacja, pomy艂ki si臋 zdarzaj膮. Sami mamy z tym problemy. Piloci my艣liwscy to ludzie w gor膮cej wodzie k膮pani, szczeg贸lnie m艂odzi, zapalczywi i ambitni.

— Czy nie dotyczy to tak偶e naszych przeciwnik贸w? — odpowiedzia艂 pytaniem Chi艅czyk.

— Z pewno艣ci膮 — przyzna艂 Adler. — To powa偶ny problem, nieprawda偶? I w艂a艣nie dlatego narodom takim jak nasz zale偶y na tym, 偶eby nie dochodzi艂o do podobnych sytuacji.

— Nieustannie jeste艣my prowokowani. Nasi przeciwnicy maj膮 nadziej臋 na to, 偶e uda im si臋 pozyska膰 poparcie mi臋dzynarodowe, czego my si臋 powa偶nie obawiamy.

— Nie rozumiem.

— Prezydent Ryan wspomnia艂 o dw贸ch pa艅stwach chi艅skich, podczas gdy istnieje tylko jedno. Mieli艣my nadziej臋, 偶e jest to sprawa rozstrzygni臋ta raz na zawsze.

— By艂o to drobne potkni臋cie j臋zykowe prezydenta, lingwistyczny niuans — oznajmi艂 Adler, najwyra藕niej bagatelizuj膮c ca艂膮 spraw臋. — Prezydent Ryan ma wiele zalet, ale nie wyczuwa jeszcze wszystkich dyplomatycznych p贸艂ton贸w, a nierozs膮dni dziennikarze z ig艂y robi膮 wid艂y. To nic nie znacz膮cy lapsus. Nie ma zmian w naszej polityce w tym regionie.

Adler rozmy艣lnie nie u偶y艂 sformu艂owania: „Nasza polityka w tym regionie pozostaje niezmienna”. Czasami my艣la艂, 偶e m贸g艂by zbi膰 maj膮tek na redagowaniu um贸w ubezpieczeniowych.

— Takie b艂臋dy j臋zykowe mog膮 si臋 wydawa膰 czym艣 wi臋cej ni偶 tylko przej臋zyczeniami — oznajmi艂 sucho minister.

— Czy偶 nie przedstawi艂em jasno naszego stanowiska w tej sprawie? Prosz臋 pami臋ta膰, 偶e prezydent na zadawane mu pytania odpowiada艂 b臋d膮c pod wra偶eniem zaj艣cia, w kt贸rym 偶ycie straci艂o wielu Amerykan贸w i poszuka艂 s艂贸w, kt贸re w jednym j臋zyku znacz膮 to, w drugim co艣 innego.

Sz艂o 艂atwiej ni偶 si臋 spodziewa艂.

— Tak偶e Chi艅czycy stracili 偶ycie.

呕eng, jak zauwa偶y艂 Adler, uwa偶nie si臋 przys艂uchiwa艂, ale nie odezwa艂 si臋 ani s艂owem. Wedle standard贸w zachodnich sprowadza艂o go to do roli pomocnika, kt贸ry dopomaga膰 mia艂 ministrowi, je艣li chodzi o problemy prawne czy translacyjne. W膮tpliwe jednak, by te regu艂y mia艂y zastosowanie w tym przypadku. By艂o raczej przeciwnie. Je艣li 呕eng by艂 tym, za kogo uwa偶ali go Amerykanie, i je艣li wiedzia艂, 偶e tak zinterpretuj膮 t臋 sytuacj臋, co tutaj, u diab艂a, robi艂?

— To prawda, oni i wiele innych os贸b, a wszystko bez sensu i za cen臋 wielkiej zgryzoty. Mam nadziej臋, 偶e jest jasne, dlaczego prezydent USA tak powa偶nie traktuje podobne zdarzenia.

— Tak, i prosz臋 mi wybaczy膰 to przeoczenie, 偶e nie wyrazi艂em wcze艣niej wyraz贸w g艂臋bokiego oburzenia z powodu zbrodniczego ataku na jego c贸rk臋. Ufam, 偶e przeka偶e pan prezydentowi Ryanowi wyrazy naszego czysto ludzkiego wsp贸艂czucia z powodu tego zdarzenia, a tak偶e rado艣ci, 偶e nie zako艅czy艂o si臋 ono tragicznie.

— Dzi臋kuj臋 w jego imieniu i obiecuj臋 przekaza膰 pa艅skie s艂owa. — Po raz drugi sekretarz stanu zagra艂 na zw艂ok臋. Mia艂 atut w zanadrzu. Przez ca艂y czas musia艂 pami臋ta膰 o tym, 偶e jego rozm贸wcy uwa偶aj膮 si臋 za najbardziej zr臋cznych i przebieg艂ych na 艣wiecie. — Nasz prezydent jest cz艂owiekiem bardzo uczuciowym — powiedzia艂. — To bardzo ameryka艅ska cecha. Co wi臋cej, czuje si臋 zobowi膮zany do ochrony 偶ycia obywateli ameryka艅skich na ca艂ym 艣wiecie.

— W takim razie musi pan porozmawia膰 z buntownikami tajwa艅skimi. Uwa偶amy, 偶e to oni ponosz膮 odpowiedzialno艣膰 za zestrzelenie samolotu pasa偶erskiego.

— Ale dlaczego mieliby to zrobi膰? — spyta艂 Adler, ignoruj膮c s艂owa najbardziej zdumiewaj膮ce w tej kwestii. Czy to przej臋zyczenie? Rozmawia膰 z Tajwanem? Taka sugestia ze strony Chi艅skiej Republiki Ludowej?

— Aby wykorzysta膰 ten incydent dla swoich cel贸w, oczywi艣cie. Aby zagra膰 na uczuciach waszego prezydenta. Aby ukry膰 prawdziwy charakter stosunk贸w pomi臋dzy Chi艅sk膮 Republik膮 Ludow膮 a zbuntowan膮 prowincj膮.

— Czy naprawd臋 pan tak s膮dzi?

— Tak uwa偶amy — stwierdzi艂 szef MSZ. — Nie chcemy zbrojnych star膰. W ich wyniku traci si臋 tylko ludzi i 艣rodki, a w naszym kraju wiele jest rzeczy do za艂atwienia. Sprawa Tajwanu znajdzie w ko艅cu w艂a艣ciwe rozwi膮zanie. Je艣li tylko Stany Zjednoczone nie b臋d膮 w ten proces ingerowa膰 — doda艂.

— Powiedzia艂em ju偶 panu, panie ministrze, 偶e nie by艂o 偶adnych zmian w naszej polityce; tym, na czym nam zale偶y, jest pok贸j i stabilizacja — powiedzia艂 Adler, co w spos贸b oczywisty znaczy艂o utrzymanie status quo i nie mog艂o stanowi膰 elementu w chi艅skiej grze.

— W takim razie nasze intencje s膮 zgodne.

— Rozumiem, 偶e strona chi艅ska jest poinformowana o ruchach naszej floty.

Minister westchn膮艂.

— Morza s膮 otwarte dla wszystkich. Nie mo偶emy niczego nakazywa膰 Stanom Zjednoczonym Ameryki, podobnie jak one niczego nie mog膮 nakazywa膰 Chi艅skiej Republice Ludowej. Przemieszczenie waszych jednostek rodzi jednak podejrzenie, 偶e chcecie wp艂yn膮膰 na sytuacj臋 w regionie i pro forma wystosujemy w tej sprawie komunikat. Niemniej w interesie pokoju — ci膮gn膮艂 minister g艂osem pe艂nym cierpliwo艣ci i znu偶enia — nasz protest nie b臋dzie zbyt ostry, mamy bowiem nadziej臋, 偶e wasza obecno艣膰 sk艂oni rebeliant贸w do zaniechania g艂upich prowokacji.

— Chcieliby艣my tak偶e dowiedzie膰 si臋, jak szybko sko艅cz膮 si臋 wasze manewry morskie. By艂by to mile widziany gest.

— Manewry wiosenne b臋d膮 si臋 toczy艂y zgodnie z zaplanowanym harmonogramem. Nie stanowi膮 one zagro偶enia dla nikogo, co sami 艂atwo stwierdzicie, zyskuj膮c teraz mo偶liwo艣膰 jeszcze dok艂adniejszej obserwacji. Nie chcemy, by艣cie tylko wierzyli nam na s艂owo; niech nasze czyny m贸wi膮 za nas. Z korzy艣ci膮 dla wszystkich by艂oby tak偶e, gdyby nasi zbuntowani kuzyni zredukowali swoj膮 aktywno艣膰. Mo偶e pan, sekretarzu, spr贸bowa艂by nak艂oni膰 ich do tego?

To ju偶 nie mog艂o by膰 przej臋zyczenie.

— Z pewno艣ci膮, je艣li takie jest wasze 偶yczenie. To prawdziwa rado艣膰 dla mnie, m贸c w imieniu mojego kraju przem贸wi膰 na rzecz pokoju.

— Bardzo sobie cenimy zas艂ugi Stan贸w Zjednoczonych w procesie pokojowym i ufamy, 偶e b臋dzie pan spolegliwym po艣rednikiem, jako 偶e w tym tragicznym incydencie tak wielu Amerykan贸w ponios艂o 艣mier膰.

Sekretarz Adler ziewn膮艂.

— Och, prosz臋 mi wybaczy膰.

— Podr贸偶e mi臋dzykontynentalne to koszmar, prawda?

Po raz pierwszy przem贸wi艂 呕eng.

— Bywaj膮 czasami — zgodzi艂 si臋 Adler. — Musz臋 jeszcze skontaktowa膰 si臋 z moim rz膮dem, ale s膮dz臋, 偶e nasza odpowied藕 na wasz膮 propozycj臋 b臋dzie pozytywna.

— Znakomicie — powiedzia艂 minister. — Mam nadziej臋, 偶e rozumie pan, i偶 nie my艣limy tutaj o 偶adnym precedensie, ale w tym szczeg贸lnym przypadku z ochot膮 przyjmujemy wasz膮 pomoc.

— Odpowied藕 b臋d臋 m贸g艂 przekaza膰 jutro rano — oznajmi艂 Adler, wstaj膮c. — Przepraszam, 偶e musieli艣cie panowie po艣wi臋ci膰 mi swoje wieczorne godziny.

— Wszyscy wiemy, na czym polega obowi膮zek.

W drodze powrotnej do ambasady Scott Adler zastanawia艂 si臋, co w艂a艣ciwie ma oznacza膰 ta bomba, kt贸ra wyl膮dowa艂a mu na kolanach. Nie by艂 pewien, kto zwyci臋偶y艂 w tej rozgrywce, co gorsza, nie bardzo nawet wiedzia艂, w co grali. Wszystko posz艂o z pewno艣ci膮 inaczej, ni偶 przewidywa艂. Wydawa艂o si臋, 偶e wygra艂 i to wygra艂 z 艂atwo艣ci膮. Druga strona by艂a nadspodziewanie uleg艂a.

* * *

Kto艣 nazwa艂 to kiedy艣 dziennikarstwem ksi膮偶eczki czekowej, ale pomys艂 wcale nie by艂 nowy ani przesadnie kosztowny w realizacji. Ka偶dy do艣wiadczony reporter zna艂 ludzi, do kt贸rych m贸g艂 zadzwoni膰, aby za umiarkowan膮 op艂at膮 co艣 sprawdzili. Nie by艂o przest臋pstwem, je艣li poprosi艂o si臋 przyjaciela o przys艂ug臋, a w ka偶dym razie nie by艂o to 偶adne powa偶ne przest臋pstwo. Bardzo rzadko chodzi艂o o tajne informacje; najcz臋艣ciej by艂y publicznie dost臋pne. Rzecz tylko w tym, 偶e rzadko kt贸re urz臋dy pracowa艂y w niedziele.

艢redniego szczebla urz臋dnik Departamentu Stanu zajecha艂 pod swoje biuro w Baltimore, dzi臋ki przepustce wjecha艂 na parking, potem wszed艂 do budynku i, po otwarciu odpowiedniej liczby drzwi, dotar艂 do zakurzonego archiwum. Odszuka艂 w艂a艣ciw膮 szafk臋, wyci膮gn膮艂 szuflad臋 i wydoby艂 akta. Zostawi艂 na ich miejscu znacznik i przeni贸s艂 teczk臋 do najbli偶szej kserokopiarki. Skopiowanie wszystkich dokument贸w zabra艂o mu mniej ni偶 minut臋, po czym wszystko wr贸ci艂o na miejsce. Wsiad艂 nast臋pnie do samochodu i pojecha艂 do domu. Czynno艣膰 t臋 wykonywa艂 ju偶 tak cz臋sto, 偶e mia艂 prywatny faks; po dziesi臋ciu minutach tre艣膰 dokument贸w zosta艂a przes艂ana, a ich kopie wrzucone do 艣mieci. Za t臋 nieskomplikowan膮 prac臋 w godzinach nadliczbowych urz臋dnik otrzyma艂 pi臋膰set dolar贸w.

* * *

John Plumber rzuci艂 si臋 na dokumenty, zanim wszystkie wysz艂y z faksu. Istotnie, niejaki John P. Ryan za艂o偶y艂 sp贸艂k臋 w tym czasie, o kt贸rym m贸wi艂 Holtzman. Cztery dni p贸藕niej (na przeszkodzie wcze艣niejszemu przeprowadzeniu operacji stan膮艂 weekend) przekaza艂 pani Carol (bez drugiego imienia) Zimmer kierownictwo firmy, kt贸rej w艂asno艣ci膮 by艂 obecnie sklep sieci 7-Eleven w p贸艂nocnym Marylandzie. Pracownikami firmy byli cz艂onkowie rodziny Zimmer贸w: Laurence, Peter i Alisha; wszyscy posiadacze udzia艂贸w nosili to samo nazwisko. Na dokumencie widnia艂 podpis Ryana. Operacj臋 od strony prawnej przygotowa艂a du偶a kancelaria z Waszyngtonu, kt贸r膮 dobrze zna艂. Zastosowano kilka sprytnych, ale ca艂kowicie legalnych trik贸w, dzi臋ki kt贸rym Zimmerowie nie musieli zap艂aci膰 ani centa podatku za ca艂膮 transakcj臋. Nie by艂o 偶adnych wi臋cej papier贸w, bo te偶 偶adne nie by艂y potrzebne.

Plumber wystara艂 si臋 jednak tak偶e o inne dokumenty. Zna艂 pracownic臋 w rektoracie MIT i poprzedniego wieczoru, r贸wnie偶 poprzez faks, dowiedzia艂 si臋, 偶e koszty studiowania i zakwaterowania Petera Zimmera pokrywa prywatna fundacja, kt贸rej czeki wystawia艂 i podpisywa艂 przedstawiciel tej samej kancelarii prawniczej, kt贸ra za艂o偶y艂a dla Zimmer贸w sp贸艂k臋. Odpowiedni zapis przewidywa艂 tak偶e pokrycie koszt贸w uzyskania dyplomu, a wszystko wskazywa艂o na to, 偶e Peter pozostanie w Cambridge na wydziale informatyki, aby przygotowywa膰 w MIT prac臋 dyplomow膮. Je艣li nie liczy膰 miernych ocen na zaj臋ciach z literatury — MIT dba艂 tak偶e o poszerzenie horyzont贸w swoich s艂uchaczy, ale Peter Zimmer najwidoczniej nie gustowa艂 w poezji — by艂 wzorowym studentem.

— A wi臋c to wszystko prawda — mrukn膮艂 Plumber i rozpar艂 si臋 w fotelu. Musia艂 doj艣膰 do 艂adu ze swoim sumieniem. „Jak mog臋 wam zaufa膰? Przecie偶 jeste艣cie reporterami!”, powt贸rzy艂 w my艣lach.

Z jego zawodem wi膮za艂 si臋 pewien problem, kt贸rego sami dziennikarze nie podnosili, podobnie jak bogacze nie uskar偶aj膮 si臋 na niskie podatki. W latach sze艣膰dziesi膮tych niejaki Sullivan oskar偶y艂 „New York Timesa” o znies艂awienie, a chocia偶 uda艂o mu si臋 wykaza膰, 偶e gazeta nie by艂a ca艂kowicie rzetelna w swoich informacjach, jej rzecznik dowodzi艂 — a s膮d podzieli艂 to zdanie — 偶e skoro intencj膮 nie by艂o zaszkodzenie komukolwiek, wi臋c i b艂膮d jest wybaczalny, a zapewnienie opinii publicznej dop艂ywu informacji o wszystkich wydarzeniach jest wa偶niejsze od ochrony praw jednostki. Nadal mo偶na by艂o skar偶y膰 gazety i ludzie korzystali z tej mo偶liwo艣ci, a nawet niekiedy wygrywali procesy. Mniej wi臋cej tak cz臋sto jak szkolna dru偶yna koszyk贸wki z Wichita dokopuje Chicago Bulls.

Zdaniem Plumbera, decyzja s膮du by艂a s艂uszna. Pierwsza poprawka gwarantowa艂a wolno艣膰 prasy, a racj膮 dla niej by艂o to, i偶 w Ameryce media by艂y pierwszym, a czasami jedynym obro艅c膮 wolno艣ci. Ludzie bardzo cz臋sto k艂amali, zw艂aszcza ludzie sprawuj膮cy w艂adz臋, i zadaniem dziennikarzy by艂o ustalanie fakt贸w, aby ludzie na ich podstawie mogli formowa膰 swoje opinie.

Wszelako z pozwoleniem my艣liwskim wydanym przez S膮d Najwy偶szy 艂膮czy艂o si臋 pewne niebezpiecze艅stwo. Media bez trudu mog艂y niszczy膰 ludzi. Mog艂y przeciwstawi膰 si臋 ka偶demu bezprawnemu dzia艂aniu, dziennikarze jednak cieszyli si臋 tak膮 ochron膮 jak ongi艣 kr贸lowie i w istocie ich profesja stan臋艂a ponad prawem. Co wi臋cej, sama bardzo wiele w tym kierunku robi艂a. Przyznanie si臋 do b艂臋du nie tylko stanowi艂o faux pas, za kt贸re nie nale偶a艂o oczekiwa膰 nagrody, ale os艂abia艂o te偶 zaufanie opinii publicznej do konkretnej gazety czy stacji telewizyjnej. Dziennikarze nigdy przeto nie przyznawali si臋 do b艂臋du, je艣li nie musieli, a je艣li musieli, sprostowania nigdy nie uzyskiwa艂y takiej rangi jak pierwotne, nieprawdziwe stwierdzenie. Nie robiono nic ponad to, czego 偶膮da艂 nakaz prawa, a adwokaci wiedzieli ju偶, jak je minimalizowa膰. Od czasu do czasu zdarza艂y si臋 wyj膮tki, ale wszyscy wiedzieli, 偶e s膮 to w艂a艣nie wyj膮tki.

Plumber zdawa艂 sobie spraw臋 z faktu, jak zmienia si臋 jego profesja. Zbyt wiele by艂o arogancji i zbyt rzadko ktokolwiek u艣wiadamia艂 sobie, 偶e spo艂ecze艅stwo przesta艂o ufa膰 dziennikarzom, co dla Plumbera by艂o niezwykle bolesne. Sam uwa偶a艂 siebie za osob臋 godn膮 zaufania. My艣la艂 o sobie jako o potomku Eda Murraya, kt贸rego g艂osowi ka偶dy Amerykanin nauczy艂 si臋 ufa膰. I tak w艂a艣nie powinno by膰, aczkolwiek nie by艂o, profesji bowiem nie mo偶na kontrolowa膰 od zewn膮trz, zatem nie mog艂a liczy膰 na odzyskanie zaufania spo艂ecznego, zanim nie zacznie sama kontrolowa膰 siebie od wewn膮trz. Reporterzy obwiniali przedstawicieli wszystkich innych zawod贸w — lekarzy, prawnik贸w, polityk贸w — o to, 偶e nie spe艂niaj膮 wymog贸w zawodowej odpowiedzialno艣ci, kt贸rych nie pozwoliliby narzuci膰 sobie przez kogo艣 innego, a kt贸re zdecydowanie zbyt rzadko sami na siebie nak艂adali. „Post臋puj tak, jak m贸wi臋, a nie tak, jak robi臋”, by艂o rad膮 niezbyt stosown膮 dla sze艣ciolatka, chocia偶 jak偶e cz臋sto stosowan膮 przez doros艂ych.

Plumber zastanawia艂 si臋 nad swoim po艂o偶eniem. W ka偶dej chwili m贸g艂 odej艣膰 na emerytur臋. Uniwersytet Columbia nie jeden raz wyst臋powa艂 z sugesti膮, aby przyj膮艂 etat wyk艂adowcy dziennikarstwa i etyki, gdy偶 uznawany by艂 za g艂os rozs膮dku, prawo艣ci i szlachetno艣ci.

Teraz jednak odezwa艂y si臋 idee wpajane przez dawno zmar艂ych rodzic贸w i zapomnianych nauczycieli. Musia艂 by膰 wierny czemu艣. A je艣li mia艂a to by膰 wierno艣膰 wobec zawodu, to musia艂 by膰 wierny jego podstawowym zasadzie: m贸wi膰 prawd臋, a wyb贸r zostawia膰 innym. Si臋gn膮艂 po s艂uchawk臋.

— Holtzman — odezwa艂 si臋 g艂os po drugiej stronie, w Georgetown.

— Plumber. Sprawdzi艂em to i owo. Wszystko wskazuje na to, 偶e mia艂e艣 racj臋.

— I co dalej, John?

— Wszystko musz臋 za艂atwi膰 sam, ale tobie daj臋 wy艂膮czne prawo publikacji.

— Dzi臋ki. To bardzo szlachetny post臋pek.

— Nadal nie bardzo przepadam za Ryanem jako prezydentem — ci膮gn膮艂 Plumber. Co by艂o zreszt膮 korzystne, nikt bowiem nie m贸g艂 mu zarzuci膰, 偶e wspiera swojego faworyta.

— Dobrze wiesz, 偶e nie o to chodzi. W艂a艣nie dlatego o wszystkim ci powiedzia艂em. Kiedy?

— Jutro wieczorem, na 偶ywo.

— Mo偶e by艣my usiedli wcze艣niej i ustalili kilka kwestii? Dla „Post” b臋dzie to znakomity kawa艂ek. Co powiesz na podzia艂 wiersz贸wki?

— By膰 mo偶e jutro wieczorem b臋d臋 si臋 rozgl膮da艂 za nowym zaj臋ciem — mrukn膮艂 Plumber. — Dobra, spotkajmy si臋.

* * *

— Jak to rozumie膰? — spyta艂 Jack.

— Nie maj膮 nic przeciwko naszym poczynaniom. Zupe艂nie jakby wr臋cz pragn臋li tam naszego lotniskowca. Poprosili, 偶ebym po艣redniczy艂 w kontaktach z Tajpej...

— Dos艂ownie? — prezydent nie m贸g艂 ukry膰 zdziwienia. Oficjalne po艣rednictwo nosi艂oby znamiona uznania Republiki Chi艅skiej. Ameryka艅ski sekretarz stanu b臋dzie kursowa艂 w obie strony, co w przypadku tej rangi dyplomaty oznacza膰 musia艂o kontakty mi臋dzy stolicami suwerennych pa艅stw. W przypadku kontakt贸w ni偶szej rangi, korzystano ze specjalnych wys艂annik贸w, kt贸rzy mogli dysponowa膰 tymi samymi kompetencjami, ale kt贸rych status by艂 niepor贸wnanie ni偶szy.

— Mnie te偶 to zaskoczy艂o — powiedzia艂 Adler, 艣wiadom tego, 偶e 偶adne ze s艂贸w nie dotrze do niepowo艂anych uszu. — Potem rutynowy protest wobec twojej gafy z dwoma chi艅skimi pa艅stwami podczas konferencji prasowej, ale mog艂o by膰 gorzej.

— Manewry morskie?

— Dalej b臋d膮 je prowadzili, ale praktycznie zaprosili nas, 偶eby艣my obserwowali, czy maj膮 pokojowy charakter.

W艂膮czy艂 si臋 admira艂 Jackson, kt贸ry korzysta艂 z dodatkowej s艂uchawki.

— Panie sekretarzu? Tutaj Robby Jackson.

— Witam, admirale.

— Czy dobrze rozumiem: zmontowali kryzys, my wysy艂amy lotniskowiec, a oni powiadaj膮, 偶e to im bardzo na r臋k臋?

— W艂a艣nie. Nie wiedz膮, 偶e wiemy, a w ka偶dym razie tak mi si臋 wydaje... Ale rozumie pan, na razie trudno w tej kwestii o jak膮kolwiek pewno艣膰.

— Co艣 tu jest nie w porz膮dku — zareagowa艂 impulsywnie J-3. — Co艣 mi powa偶nie 艣mierdzi.

— By膰 mo偶e ma pan racj臋, admirale.

— Nast臋pny ruch? — spyta艂 Ryan.

— Rano udam si臋 do Tajpej. Nie powinienem si臋 chyba od tego wykr臋ca膰, prawda?

— Z pewno艣ci膮. Informuj mnie o wszystkim, Scott.

— To oczywiste, panie prezydencie.

Rozmowa si臋 sko艅czy艂a.

— Jack, nie... Panie prezydencie, co艣 mi tutaj 艣mierdzi.

Ryan skrzywi艂 si臋.

— Tak偶e ja musz臋 si臋 jutro zaj膮膰 polityk膮. Wylatuj臋... — sprawdzi艂 w harmonogramie — o sz贸stej pi臋膰dziesi膮t, 偶eby o 贸smej trzydzie艣ci przemawia膰 w Nashville. Niech to cholera. Adler jest w Chinach, ja w drodze, Ben Goodley ma za ma艂o do艣wiadczenia. Musisz si臋 tym zaj膮膰, Rob. Sprawy operacyjne to twoja dzia艂ka. Foleyowie. Arnie zajmie si臋 stron膮 polityczn膮. Departament Stanu musi dobrze rozegra膰 t臋 chi艅sk膮 parti臋.

* * *

Adler szykowa艂 si臋 do snu w cz臋艣ci ambasady przeznaczonej dla VIP-贸w. Chcia艂 jeszcze przejrze膰 notatki i wyrobi膰 sobie zdanie o sytuacji. Ludzie pope艂niaj膮 b艂臋dy na ka偶dym szczeblu. Szeroko rozpowszechnione prze艣wiadczenie, 偶e m臋偶owie stanu s膮 szczwanymi graczami, jest bardzo przesadzone. Tak偶e oni si臋 myl膮. Zdarzaj膮 im si臋 potkni臋cia. Lubi膮 uwa偶a膰 si臋 za chytrzejszych od innych.

Podr贸偶e mi臋dzykontynentalne to koszmar, powiedzia艂 呕eng. Jego jedyne s艂owa. Dlaczego w艂a艣nie wtedy i dlaczego nie inne? Sens by艂 tak oczywisty, 偶e Adler go na razie nie chwyci艂.

* * *

— Bedford Forrest, tak? — powiedzia艂 Diggs, dodaj膮c majonezu do swego hot-doga.

— Najlepszy dow贸dca kawalerii, jakiego kiedykolwiek mieli艣my — oznajmi艂 Eddington.

— Prosz臋 mi wybaczy膰, profesorze, ale m贸j entuzjazm dla tego pana jest o wiele mniejszy — rzek艂 genera艂. — Przecie偶 ten sukinsyn za艂o偶y艂 Ku-Klux-Klan.

— Nie twierdzi艂em nigdy, 偶e by艂 wybitnym humanist膮, i nie oceniam jego cech charakteru, natomiast co si臋 tyczy dowodzenia kawaleri膮, je艣li mieli艣my kogo艣 lepszego, to przynajmniej mnie jego nazwisko nie jest znane.

— Ma racj臋 — przyzna艂 Hamm.

— Stuart by艂 przeceniany, cz臋sto patrzy艂 na swoich oficer贸w z g贸ry i mia艂 sporo szcz臋艣cia. Nathan mia艂 Fingerspitzengefhl, potrafi艂 b艂yskawicznie podejmowa膰 decyzje i niewiele by艂o b艂臋dnych. My艣l臋, 偶e trzeba pomin膮膰 milczeniem inne jego wpadki.

Historyczne dysputy mi臋dzy wy偶szymi oficerami Armii mog艂y si臋 ci膮gn膮膰 ca艂ymi godzinami — jak ta w艂a艣nie — i nie by艂y mniej kompetentne od tych, kt贸re toczono w salach seminaryjnych. Diggs zajrza艂 na chwil臋 do Hamma, 偶eby pogaw臋dzi膰, i nagle stwierdzi艂, 偶e po raz tysi臋czny wda艂 si臋 w ponowne rozegranie wojny secesyjnej.

— A co z Griersonem? — spyta艂 Diggs.

— Rajd i ko艅cowa szar偶a by艂y bardzo pi臋kne, ale trzeba pami臋ta膰, 偶e pomys艂 w艂a艣ciwie nie by艂 jego. My艣l臋, 偶e najlepiej sobie poczyna艂 jako dow贸dca 10. pu艂ku.

— To s膮 s艂owa prawdy, profesorze Eddington.

— Sp贸jrzcie tylko, jak szefowi si臋 oczy rozjarzy艂y...

— A jak mog艂oby by膰 inaczej. Do niedawna dowodzi艂 tym pu艂kiem. Gotowi i Naprz贸d! — dorzuci艂 pu艂kownik Gwardii Narodowej.

— Wi臋c zna pan nawet zawo艂anie naszego pu艂ku?

Mo偶e facet jest naprawd臋 solidnym historykiem, nawet je艣li 偶ywi podziw dla rasisty i mordercy, pomy艣la艂 Diggs.

— Grierson zbudowa艂 ten pu艂k od podstaw, g艂贸wnie z niepi艣miennych 偶o艂nierzy. Wychowa艂 sobie w艂asnych podoficer贸w, kt贸rzy podejmowali si臋 potem ka偶dej brudnej roboty na Po艂udniowym Zachodzie i jako jedyni pokonali Apacz贸w, o czym nakr臋cono tylko jeden g贸wniany film. Na emeryturze mo偶e napisz臋 o tym ksi膮偶k臋. By艂 pierwszym dow贸dc膮, kt贸ry potrafi艂 walczy膰 na pustkowiu i tak b艂yskawicznie podejmowa膰 decyzje. Wiedzia艂, co to znaczy g艂臋boki wypad, wiedzia艂 kiedy podj膮膰 walk臋, a je艣li zdoby艂 przewag臋, nie da艂 jej ju偶 sobie odebra膰. Z wielk膮 rado艣ci膮 obserwowa艂em, 偶e powraca wielko艣膰 tego pu艂ku.

— Pu艂kowniku Eddington, je艣li mia艂em do pana jakiekolwiek zastrze偶enia, cofam je teraz. — Diggs uni贸s艂 w toa艣cie puszk臋 piwa. — Na tym w艂a艣nie polega kawaleria.

46
Wybuch

Lepiej by艂oby wr贸ci膰 w poniedzia艂ek rano, ale to oznacza艂oby zbyt wczesn膮 pobudk臋 dla dzieci. Jack junior i Sally musieli przygotowa膰 si臋 do klas贸wek, z Katie trzeba by艂o post臋powa膰 bardzo ostro偶nie. Camp David by艂o tak r贸偶ne od Waszyngtonu, 偶e powr贸t do stolicy stanowi艂 szok, tak jak powr贸t z wakacji. Wystarczy艂o, by w oknach obni偶aj膮cego si臋 helikoptera pokaza艂a si臋 Executive Mansion, a ju偶 wyd艂u偶y艂y si臋 twarze. Zwi臋ksza艂a si臋 liczba ochrony i to tak偶e przypomina艂o, jak niemi艂e by艂o to dla nich miejsce i 偶ycie z nim zwi膮zane. Ryan wysiad艂 pierwszy, zasalutowa艂 偶o艂nierzowi piechoty morskiej, a widok po艂udniowej strony Bia艂ego Domu podzia艂a艂 na niego jak kube艂 zimnej wody. Wracamy do rzeczywisto艣ci. Odprowadzi艂 rodzin臋 i natychmiast uda艂 si臋 do pomieszcze艅 w Zachodnim Skrzydle.

— Jak wygl膮daj膮 sprawy? — spyta艂 van Damma, kt贸ry niewiele zakosztowa艂 weekendu, z drugiej jednak strony nikt nie usi艂owa艂 zamordowa膰 cz艂onka jego rodziny.

— 艢ledztwo, jak na razie, niewiele wykaza艂o. Murray zaleca cierpliwo艣膰, ekipa dochodzeniowa FBI intensywnie pracuje. Radz臋 ci, Jack — m贸wi艂 szef personelu — postaraj si臋 nie my艣le膰 o tym, jutro masz ca艂y dzie艅 zaj臋ty. Opinia publiczna jest za tob膮. Po podobnych wydarzeniach, w badaniach zawsze nast臋puje przyp艂yw...

— Arnie, nie zabiegam o g艂osy wyborc贸w, ile razy mam to powtarza膰? To mi艂e, 偶e ludzie my艣l膮 o mnie z sympati膮 po tym, jak terrory艣ci chcieli porwa膰 czy zabi膰 moj膮 c贸rk臋, ale ja nigdy tak nie patrz臋 na 艣wiat — powiedzia艂 Jack z gniewem. — Je艣li kiedy艣 marzy艂o mi si臋 zosta膰 na tej posadzie na drug膮 kadencj臋, ostatni tydzie艅 radykalnie mnie z tego wyleczy艂.

— Jasne, oczywi艣cie, ale...

— Do diab艂a, Arnie, ze wszystkimi „ale”! Kiedy ju偶 wszystko si臋 sko艅czy, jak my艣lisz, z czym st膮d wyjd臋? Z miejscem w podr臋cznikach? Zostan膮 napisane, kiedy mnie ju偶 nie b臋dzie i nie bardzo b臋d臋 si臋 przejmowa艂 tym, co pisz膮 o mnie historycy. Znam jednego niez艂ego historyka, kt贸ry powiada, 偶e pisanie o dziejach to przyk艂adanie ideologii do przesz艂o艣ci, a zreszt膮 — i tak nie b臋d臋 tego czyta艂! Ja chc臋 wyj艣膰 st膮d z 偶yciem; chc臋, 偶eby nic nie sta艂o si臋 mnie, ani nikomu z mojej rodziny. To wszystko. A je艣li komu艣 imponuje pompa i s艂awa tego cholernego wi臋zienia, niech si臋 tutaj pcha ze wszystkich si艂. Ja wiem ju偶 swoje. — W g艂osie Ryana brzmia艂a niek艂amana gorycz. — Wype艂niam swoje obowi膮zki, wyg艂aszam przem贸wienia, staram si臋 zrobi膰 co艣 po偶ytecznego, ale fig臋 to jest warte, Arnie. A z pewno艣ci膮 nie jest warte tego, 偶eby dziewi膮tka terroryst贸w zasadza艂a si臋 na moje dziecko. Tylko jedna rzecz pozostaje po ludziach: dzieci. Wszystko inne...

— Jack, masz za sob膮 ci臋偶kie prze偶ycia, ale...

— Ja mam prze偶ycia?! A co powiesz o agentach Tajnej S艂u偶by, kt贸rzy le偶膮 w kostnicy? Co powiesz o ich rodzinach? Ja mog艂em przynajmniej przez dwa dni pooddycha膰 innym, 艣wie偶ym powietrzem, a oni? Tak ju偶 przywyk艂em do tego urz臋du, 偶e prawie o nich zapominam. Dobra setka ludzi zajmowa艂a si臋 tym, 偶ebym jak najszybciej zapomnia艂. I tak by膰 powinno, prawda? Nie powinienem zaprz膮ta膰 sobie uwagi takimi sprawami; a na czym powinienem si臋 koncentrowa膰? Na Obowi膮zku, Honorze i Ojczy藕nie? To miejsce jest dobre tylko dla tych, kt贸rzy potrafi膮 od艂o偶y膰 na bok swoje cz艂owiecze艅stwo. I czuj臋, 偶e co艣 takiego zaczyna si臋 we mnie dokonywa膰.

— Jak ju偶 sko艅czysz, to da膰 ci paczuszk臋 papierowych chusteczek? — Przez chwil臋 wydawa艂o si臋, 偶e prezydent rzuci si臋 na Arnie'ego z pi臋艣ciami. — Ci agenci zgin臋li, gdy偶 wybrali zaw贸d, kt贸ry wydawa艂 im si臋 wa偶ny. Tak samo jest z 偶o艂nierzami. Co z panem si臋 dzieje, panie Ryan? Jak ci si臋 zdaje, jakie s膮 nastroje w kraju? Powszechna weso艂o艣膰 i rozbawienie? Kiedy艣 by艂e艣 chyba odrobin臋 m膮drzejszy. S艂u偶y艂e艣 w piechocie morskiej. Pracowa艂e艣 w CIA. Wtedy by艂e艣 facetem z charakterem. Mia艂e艣 swoj膮 robot臋, do kt贸rej nie by艂o poboru: zg艂osi艂e艣 si臋 na ochotnika. I mia艂e艣 艣wiadomo艣膰 tego, na co si臋 nara偶asz. Teraz znalaz艂e艣 si臋 tutaj. Chcesz st膮d spieprza膰, to spieprzaj, ale nie m贸w mi, 偶e to miejsce fig臋 warte. Skoro ludzie po艣wi臋cili 偶ycie w obronie twojej rodziny, jak 艣miesz powiedzie膰, 偶e to nic nie warte?

Van Damm wypad艂 z gabinetu, nie zamykaj膮c za sob膮 drzwi. Ryan nie bardzo wiedzia艂, co pocz膮膰. Usiad艂 za biurkiem, na kt贸rym pi臋trzy艂y si臋 materia艂y starannie posegregowane przez personel, kt贸ry nigdy nie przestawa艂 pracowa膰. Chiny. Bliski Wsch贸d. Indie. Informacja o wska藕nikach gospodarczych. Projekty zwi膮zane ze sto sze艣膰dziesi膮tym posiedzeniem Izby Reprezentant贸w. Raport o zamachu terroryst贸w. Lista poleg艂ych agent贸w, przy ka偶dym nazwisku informacje o pozostawionych 偶onach lub m臋偶ach, rodzicach i dzieciach, czy, jak w przypadku Dona Russella, wnukach. Pami臋ta艂 wszystkie twarze, ale musia艂 si臋 przyzna膰 sam przed sob膮, 偶e nie wszystkie potrafi艂 skojarzy膰 z nazwiskami. Co gorsza, pozwoli艂 sobie na chwil臋 komfortu, kt贸ra sta艂a si臋 chwil膮 zapomnienia. Tyle 偶e na blacie jego biurka cierpliwie czeka艂o wszystko to, od czego nie by艂o ucieczki. Wsta艂 i poszed艂 do gabinetu szefa personelu, mijaj膮c agent贸w Tajnej S艂u偶by, kt贸rzy zapewne my艣leli swoje i wymieniali za jego plecami porozumiewawcze spojrzenia.

— Arnie?

— Tak, panie prezydencie?

— Przepraszam.

* * *

— Dobrze, masz racj臋, kochanie — j臋kn膮艂.

Jutro rano p贸jdzie do lekarza. W og贸le mu si臋 nie polepszy艂o, raczej wr臋cz przeciwnie. G艂owa pulsowa艂a b贸lem, pomimo dw贸ch silnych dawek Tylenolu, za偶ytych w odst臋pie czterech godzin. Najlepiej by艂oby to przespa膰, ale nie potrafi艂 zmru偶y膰 oka, co najwy偶ej, wyczerpany, zapada艂 w godzinn膮 drzemk臋. Nawet wizyta w 艂azience wymaga艂a zbierania si艂 przez kilka minut, co by艂o na tyle widoczne, i偶 偶ona zaoferowa艂a si臋 z pomoc膮, ale nie, m臋偶czyzna nie mo偶e przysta膰 na co艣 takiego. Z drugiej strony mia艂a racj臋. Musi da膰 si臋 zbada膰. Lepiej b臋dzie zrobi膰 to jutro, bo mo偶e jednak mu si臋 odrobin臋 polepszy.

* * *

Nie by艂o to trudne dla Plumbera, przynajmniej od strony organizacyjnej. Archiwum z ta艣mami mia艂o wielko艣膰 solidnej biblioteki publicznej i wszystko 艂atwo dawa艂o si臋 odszuka膰. Na pi膮tej p贸艂ce znajdowa艂y si臋 w pude艂kach trzy kasety Beta. Plumber pustymi kasetami zast膮pi艂 nagrane i umie艣ci艂 je w akt贸wce. Po dwudziestu minutach by艂 w domu. Na Betamaxie przegra艂 kasety z pierwszym wywiadem, przede wszystkim po to, aby si臋 upewni膰, 偶e s膮 nie uszkodzone. Nie by艂y. Trzeba je b臋dzie umie艣ci膰 w bezpiecznym miejscu.

Potem napisa艂 tekst trzyminutowego, umiarkowanie krytycznego wobec Ryana, komentarza do wieczornego dziennika telewizyjnego. Sp臋dzi艂 nad tym ponad godzin臋, albowiem, w przeciwie艅stwie do wsp贸艂czesnych gwiazd dziennikarstwa telewizyjnego, przywi膮zywa艂 wag臋 do elegancji j臋zykowej. Potem wydrukowa艂 tekst, gdy偶 艂atwiej przychodzi艂o mu 艂apanie b艂臋d贸w na papierze, ni偶 na ekranie komputera. Wyg艂adziwszy wszystkie usterki, przegra艂 komentarz na dyskietk臋, z kt贸rej w studiu sporz膮dz膮 kopi臋 do wykorzystania w teleprompterze. Potem napisa艂 drugi autorski komentarz mniej wi臋cej tej samej d艂ugo艣ci (okaza艂o si臋, 偶e by艂 o cztery s艂owa kr贸tszy) i tak偶e go wydrukowa艂. Temu po艣wieci艂 jeszcze wi臋cej czasu. Je艣li mia艂a to by膰 jego 艂ab臋dzia pie艣艅, trzeba j膮 dopie艣ci膰; napisa艂 niewiele nekrolog贸w swoich koleg贸w, swojemu nada膰 chcia艂 jak najlepsz膮 posta膰. Wreszcie, zadowolony z ostatecznego efektu, klikn膮艂 mysz膮 w ikon臋 drukarki, a nast臋pnie kartki umie艣ci艂 razem z kasetami w akt贸wce. Ten tekst nie znalaz艂 si臋 na dyskietce.

* * *

— Chyba sko艅czyli — oznajmi艂 sier偶ant.

Obraz dostarczany przez Predatora pokazywa艂 kolumny czo艂g贸w powracaj膮cych do swych baz. W otwartych wie偶ach wida膰 by艂o 偶o艂nierzy, najcz臋艣ciej z papierosem w ustach. 膯wiczenia nowo uformowanej armii ZRI przebieg艂y dobrze i, nawet teraz, oddzia艂y porusza艂y si臋 po drogach w karnym ordynku.

Major Sabah pomy艣la艂, 偶e mo偶e powinien zacz膮膰 zwraca膰 si臋 mniej formalnie do sier偶anta, tyle czasu sp臋dziwszy za jego plecami i tylu wys艂uchawszy komentarzy oraz wyja艣nie艅. Ale wszystkim rz膮dzi艂a rutyna. Mia艂 nadziej臋, 偶e wojska nowego s膮siada jego kraju b臋d膮 potrzebowa艂y wi臋cej czasu na integracj臋, ale wiele im u艂atwi艂o podobie艅stwo sprz臋tu i doktryny militarnej. Komunikaty radiowe, przechwytywane tutaj i w Sztormie, sugerowa艂y, 偶e manewry si臋 zako艅czy艂y. Potwierdza艂 to tak偶e obraz z Predatora, a potwierdzenie zawsze si臋 liczy艂o.

— Dziwne... — powiedzia艂 sier偶ant zapatrzony w ekran monitora.

— Co takiego? — spyta艂 Sabah.

— Przepraszam, panie majorze. — Podoficer wsta艂, poszed艂 w r贸g pokoju i wr贸ci艂 z map膮. — Tutaj nie ma 偶adnej drogi. — Roz艂o偶y艂 map臋, por贸wna艂 wsp贸艂rz臋dne z tymi, kt贸re widoczne by艂y na ekranie. Predator zosta艂 wyposa偶ony w nadajnik nawigacji satelitarnej GPS i automatycznie informowa艂 o swoim po艂o偶eniu. — Wskaza艂 odpowiednie miejsce. — Prosz臋 tylko spojrze膰.

Kuwejcki oficer por贸wna艂 map臋 z monitorem. Na tym drugim wida膰 by艂o drog臋, co 艂atwo dawa艂o si臋 wyja艣ni膰. Kolumna ci臋偶kich czo艂g贸w ka偶d膮 niemal powierzchni臋 potrafi艂a zamieni膰 w co艣 w rodzaju szosy, co si臋 w艂a艣nie zdarzy艂o tutaj. Wcze艣niej jednak nie by艂o tu 偶adnej drogi; czo艂gi stworzy艂y j膮 w ci膮gu kilku godzin.

— To bardzo ciekawe, panie majorze. Armia iracka zawsze by艂a dot膮d uzale偶niona od sieci dr贸g.

Sabah przytakn膮艂. Sprawa by艂a tak oczywista, 偶e nawet nie zwr贸ci艂 na ni膮 uwagi. Chocia偶 z偶yci z pustyni膮 i najpewniej szkoleni do dzia艂a艅 w jej warunkach, 偶o艂nierze iraccy przyczynili si臋 w roku 1991 do swej kl臋ski, albowiem kurczowo trzymali si臋 dr贸g i stawali si臋 bezradni na odkrytym terenie. To sprawi艂o, 偶e ich poczynania by艂y przewidywalne, co na wojnie jest rzecz膮 fataln膮, a ich przeciwnikom dawa艂o do r臋ki atut uderzania z nieoczekiwanego kierunku.

Teraz jednak sytuacja si臋 zmieni艂a.

— My艣li pan, 偶e tak偶e i oni maj膮 GPS? — spyta艂 sier偶ant.

— Nie nale偶y oczekiwa膰, 偶e przeciwnik nigdy nie zm膮drzeje.

* * *

Prezydent Ryan uca艂owa艂 偶on臋 i poszed艂 do windy. Dzieci jeszcze nie wsta艂y. Ben Goodley czeka艂 w helikopterze.

— Tutaj s膮 notatki Adlera z wyjazdu do Teheranu — powiedzia艂 doradca do spraw bezpiecze艅stwa narodowego. — Tak偶e podsumowanie rozm贸w w Pekinie. Grupa robocza zbiera si臋 o dziesi膮tej, 偶eby oceni膰 ca艂膮 sytuacj臋. P贸藕niej w Langley ma tak偶e posiedzenie zesp贸艂 SOW.

— Dzi臋ki. — Jack zapi膮艂 pasy i przyst膮pi艂 do czytania. Przed nim zaj臋li miejsca Arnie i Callie.

— Jakie艣 wnioski, panie prezydencie? — spyta艂 Goodley.

— Jak to, Ben, przecie偶 ty masz mi je podsuwa膰.

— A gdybym powiedzia艂, 偶e to wszystko nie trzyma si臋 kupy?

— Tyle to i ja wiem. Pilnujesz dzisiaj telefon贸w i faks贸w. O tej porze Scott powinien ju偶 by膰 w Tajpej. Przekazujcie mi bezzw艂ocznie ka偶d膮 informacj臋, kt贸ra nadejdzie od niego.

— Tak jest, panie prezydencie.

Ryan nawet nie zauwa偶y艂, kiedy 艣mig艂owiec wzbi艂 si臋 w powietrze. Skupi艂 si臋 na pracy. W fotelach obok siedzieli Price i Raman. Jeszcze wi臋cej agent贸w b臋dzie na pok艂adzie 747, a kolejni czeka膰 b臋d膮 w Nashville. Czy John Patrick Ryan chcia艂 tego, czy te偶 nie, jego prezydencka kadencja nie uleg艂a zawieszeniu.

* * *

By艂 to kraj mo偶e niewielki, mo偶e niewa偶ny, m贸g艂 by膰 pariasem w mi臋dzynarodowej wsp贸lnocie pa艅stw — nie z racji w艂asnych poczyna艅, lecz tylko dlatego, 偶e na zachodzie mia艂 pot臋偶niejszego i lepiej prosperuj膮cego s膮siada — wszelako jego mieszka艅cy sami wybrali sw贸j rz膮d i to powinno si臋 liczy膰 we wsp贸lnocie pa艅stw, szczeg贸lnie tych, kt贸rych rz膮dy zosta艂y wybrane w spos贸b demokratyczny. Chi艅ska Republika Ludowa powsta艂a przy u偶yciu zbrojnej si艂y — co zreszt膮 dotyczy艂o wi臋kszo艣ci pa艅stw, upomnia艂 sam siebie sekretarz stanu — i natychmiast po powstaniu zacz臋艂a mordowa膰 miliony swych obywateli (nikt nie wiedzia艂 dok艂adnie ilu, nikt te偶, co gorsza, specjalnie si臋 tym nie interesowa艂). Nast臋pnie przyst膮pi艂a do realizacji programu rewolucyjnego rozwoju gospodarczego zwanego Wielkim Skokiem, kt贸ry okaza艂 si臋 bardziej katastrofalny, ni偶 przydarzy艂o si臋 to innym pa艅stwom marksistowskim, by z kolei po okresie przebiegaj膮cym pod has艂em Rewolucji Stu Kwiat贸w, maj膮cym na celu ujawnienie potencjalnych dysydent贸w, rzuci膰 si臋 w chaos nast臋pnej wewn臋trznej „reformy” nazwanej Rewolucj膮 Kulturaln膮, a polegaj膮cej na fizycznej eliminacji wszystkich samodzielnie my艣l膮cych os贸b r臋kami student贸w, kt贸rych rewolucyjny entuzjazm skierowany by艂 przede wszystkim przeciw tradycyjnej kulturze chi艅skiej. Uda艂o im si臋 doprowadzi膰 niemal do ca艂kowitej jej zag艂ady w imi臋 Czerwonej Ksi膮偶eczki przewodnicz膮cego Mao. Potem przyszed艂 czas kolejnych reform, pozornego odwrotu od marksizmu, oraz nast臋pnej rewolty studenckiej — tym razem wymierzonej przeciw istniej膮cym porz膮dkom politycznym — brutalnie st艂umionej przy u偶yciu czo艂g贸w i karabin贸w maszynowych na oczach mi臋dzynarodowej publiczno艣ci telewizyjnej. I pomimo tego wszystkiego, ca艂a reszta 艣wiata sk艂ania艂a si臋 ku temu, by ChRL poch艂on臋艂a swego tajwa艅skiego kuzyna.

To si臋 nazywa Realpolitik, pomy艣la艂 Adler. Wynikiem podobnej postawy by艂a tragedia nazwana p贸藕niej Holocaustem; jedn膮 z jej pami膮tek by艂 numer wytatuowany na przedramieniu jego ojca. Tak偶e jego kraj przyj膮艂 polityk臋 uznawania jednego pa艅stwa chi艅skiego, chocia偶 przy milcz膮cym zastrze偶eniu, 偶e ChRL nie zaatakuje Republiki Chi艅skiej, w przeciwnym bowiem wypadku Ameryka mo偶e zareagowa膰. Albo i nie.

Adler by艂 zawodowym dyplomat膮, uko艅czy艂 Cornell oraz Szko艂臋 Prawa i Dyplomacji imienia Fletchera na Uniwersytecie Tufts. Kocha艂 sw贸j kraj. Cz臋sto by艂 narz臋dziem realizacji jego polityki, teraz za艣 w jego imieniu mia艂 za艂agodzi膰 konflikt mi臋dzypa艅stwowy. Cz臋sto jednak to, co m贸wi艂, nie by艂o nazbyt sprawiedliwe, a w takich chwilach jak ta, zastanawia艂 si臋 czy sze艣膰dziesi膮t lat wcze艣niej nie zachowywa艂by si臋 podobnie do 贸wczesnych absolwent贸w Fletchera, wykszta艂conych i szlachetnych, kt贸rzy z perspektywy czasu nie umieli potem poj膮膰, jak mogli nie dostrzec nadci膮gaj膮cej wojny 艣wiatowej.

— Dysponujemy du偶ymi fragmentami pocisku, kt贸re utkwi艂y w skrzydle. Nie ulega w膮tpliwo艣ci, 偶e to pocisk wystrzelony przez samolot ChRL — oznajmi艂 minister obrony Republiki Chi艅skiej. — Jeste艣my gotowi dopu艣ci膰 waszych specjalist贸w, 偶eby zbadali pochodzenie materia艂贸w.

— Dzi臋kuj臋. Poinformuj臋 o tym nasz rz膮d.

— Sytuacja przedstawia si臋 nast臋puj膮co — w艂膮czy艂 si臋 minister spraw zagranicznych. — Zgodzili si臋 na bezpo艣redni przelot pa艅skiego samolotu z Pekinu do Tajpej. Nie sprzeciwiaj膮 si臋 oficjalnie wys艂aniu waszego lotniskowca. Nie przyznaj膮 si臋 do odpowiedzialno艣ci za zestrzelenie Airbusa. Nic tu nie uk艂ada si臋 w sp贸jn膮 ca艂o艣膰.

— Ja jestem zadowolony, 偶e wyrazili zainteresowanie w politycznej stabilizacji tego regionu.

— To doprawdy pi臋knie — mrukn膮艂 minister obrony. — Szkoda tylko, 偶e sami j膮 naruszaj膮.

— Z ich powodu ponie艣li艣my istotne straty gospodarcze. Zagraniczni inwestorzy zaczynaj膮 reagowa膰 nerwowo, a odp艂yw kapita艂u rodzi pewne problemy wewn臋trzne. Czy nie s膮dzi pan, sekretarzu, 偶e taki by艂 ich plan?

— Panie ministrze, gdyby tak by艂o, dlaczego mieliby sugerowa膰 moj膮 podr贸偶 tutaj?

— To najwyra藕niej podst臋p — rzuci艂 gniewnie minister spraw zagranicznych Tajwanu.

— Ale w jakim celu? — zdziwi艂 si臋 Adler. Do diab艂a, i jedni i drudzy s膮 Chi艅czykami; mo偶e lepiej wyczuwaj膮 swoje intencje.

— Nie grozi nam 偶adne niebezpiecze艅stwo. Tego jeste艣my pewni, nawet je艣li nie udaje nam si臋 przekona膰 o tym zagranicznych inwestor贸w. Sytuacja nie jest jednak najwygodniejsza. To troch臋 tak, jak gdyby艣my 偶yli w zamku otoczonym fos膮, za kt贸r膮 znajduje si臋 lew. Gdyby mia艂 mo偶liwo艣膰, zabi艂by nas i po偶ar艂. Nie potrafi przeskoczy膰 fosy, ale nieustannie szykuje si臋 do skoku. Mam nadziej臋, 偶e potrafi pan zrozumie膰 nasz niepok贸j.

— Oczywi艣cie — zapewni艂 sekretarz stanu. — Gdyby ChRL ograniczy艂a swoj膮 aktywno艣膰, czy wy post膮piliby艣cie tak samo?

Nawet je艣li nie zdo艂a do ko艅ca przenikn膮膰 intencji Pekinu, mo偶e przynajmniej uda mu si臋 zmniejszy膰 napi臋cie w regionie.

— W zasadzie tak. W kwestiach technicznych musi si臋 wypowiedzie膰 m贸j kolega.

W艂a艣ciwie ca艂a podr贸偶 odby艂a si臋 po to, aby uzyska膰 to proste stwierdzenie. Teraz musia艂 wraca膰, 偶eby powt贸rzy膰 je w Pekinie.

* * *

Szpital Uniwersytetu Hopkinsa mia艂 w艂asne przedszkole, prowadzone przez profesjonalne wychowawczynie oraz student贸w, kt贸rzy specjalizowali si臋 w pediatrii. Katie rozejrza艂a si臋 po wn臋trzu, kt贸re wyra藕nie spodoba艂o jej si臋 z racji r贸偶nobarwno艣ci. Opr贸cz niej by艂o czterech agent贸w Tajnej S艂u偶by, nie uda艂o si臋 bowiem zapewni膰 kobiet. Nie opodal znajdowa艂o si臋 tak偶e trzech policjant贸w po cywilnemu z komendy miejskiej w Baltimore, kt贸rzy wcze艣niej okazali dokumenty Tajnej S艂u偶bie. Rozpoczyna艂 si臋 nast臋pny dzie艅 Chirurga i Foremki. Katie podoba艂a si臋 jazda helikopterem. Zawrze dzisiaj nowe przyja藕nie, ale matka by艂a pewna, 偶e wieczorem b臋dzie si臋 dopytywa膰 o pann臋 Marlene. Jak z trzylatk膮 rozmawia膰 o 艣mierci?

* * *

T艂um reagowa艂 z wi臋ksz膮 ni偶 zwykle sympati膮, co Ryan wyra藕nie wyczuwa艂. Oto trzy dni po tym, jak dokonano zamachu na jego najm艂odsz膮 c贸rk臋, pe艂ni艂 dla nich swe obowi膮zki, demonstruj膮c zdecydowanie, odwag臋 i wszystkie te inne gazetowe bzdury. Rozpocz膮艂 od modlitwy za poleg艂ych agent贸w, a Nashville nale偶a艂o do miejsc, gdzie takie rzeczy traktowano powa偶nie. Przem贸wienie, kt贸re wyg艂osi艂 potem, by艂o naprawd臋 niez艂e; m贸wi艂o o tym, w co naprawd臋 wierzy艂. Zdrowy rozs膮dek. Uczciwo艣膰. Obowi膮zek. Tyle 偶e kiedy s艂ysza艂 sw贸j g艂os, wypowiadaj膮cy s艂owa napisane przez kogo艣 innego, wydawa艂y mu si臋 one zupe艂nie puste i z najwi臋kszym trudem udawa艂o mu si臋 na nich skupi膰.

— Dzi臋kuj臋 wam i niech B贸g b艂ogos艂awi Ameryk臋 — zako艅czy艂.

Ludzie machali i wiwatowali. Zabrzmia艂a orkiestra. Ryan u艣cisn膮艂 r臋ce miejscowym dostojnikom i zszed艂 ze sceny os艂oni臋tej kuloodpornym szk艂em. Za kurtyn膮 czeka艂 Arnie.

— Wci膮偶 robisz na ludziach wra偶enie szczerego ch艂opaka.

Ryan nie zd膮偶y艂 odpowiedzie膰, kiedy w艂膮czy艂a si臋 Andrea.

— Mamy b艂yskawiczn膮 dla pana w 艣mig艂owcu. Od sekretarza Adlera.

— Dobrze, po艣pieszmy si臋. B膮d藕 w pobli偶u.

— Zawsze — zapewni艂a Price.

— Panie prezydencie! — Nad g艂osami wszystkich dziennikarzy przebi艂 si臋 g艂os reportera z NBC. Ryan zatrzyma艂 si臋 i odwr贸ci艂. — Czy zaproponuje pan Kongresowi wprowadzenie nowej ustawy ograniczaj膮cej sprzeda偶 broni?

— Po co?

— Napa艣膰 na pa艅sk膮 c贸rk臋...

Ryan podni贸s艂 do g贸ry d艂o艅.

— Z tego, co wiem, bro艅 u偶yta w tym przypadku, by艂a posiadana nielegalnie. Niestety, nie bardzo widz臋, co nowe ustawy mog艂yby pom贸c przeciwko tym, kt贸rzy je 艂ami膮.

— Ale rzecznicy ograniczenia dost臋pu do broni m贸wi膮...

— Wiem, co m贸wi膮. Atak na moj膮 c贸rk臋 i 艣mier膰 pi臋ciu bohaterskich Amerykan贸w wykorzystaj膮 do swoich politycznych cel贸w. Nic nowego.

Z tymi s艂owami odwr贸ci艂 si臋 i ruszy艂 przed siebie.

* * *

— W czym mog臋 pom贸c?

Opisa艂 objawy. Lekarz zna艂 dobrze ca艂膮 rodzin臋. Razem grali nawet w golfa. Pod koniec ka偶dego roku przedstawiciel firmy Cobra mia艂 mn贸stwo „promocyjnych” kij贸w w idealnym niemal stanie. Wi臋kszo艣膰 przekazywa艂 dru偶ynom m艂odzie偶owym albo sprzedawa艂 klubom, ale cz臋艣膰 rozdawa艂 przyjacio艂om, niekt贸re z autografami Grega Normana.

— No c贸偶, temperatur臋 masz troch臋 podwy偶szon膮, 38掳. Ci艣nienie sto na sze艣膰dziesi膮t pi臋膰, jak dla ciebie troch臋 za niskie. Masz niedobr膮 cer臋...

— Wiem, 藕le si臋 czuj臋.

— Czujesz si臋 藕le, ale ja bym si臋 tym nie przejmowa艂. Prawdopodobnie w jakim艣 barze z艂apa艂e艣 wirusa grypy, a podr贸偶 w samolocie jeszcze pogorszy艂a spraw臋, a poza tym od dawna powtarzam ci, 偶e musisz przyhamowa膰 troch臋 z gorza艂k膮. Zarazi艂e艣 si臋, a inne czynniki tylko pog艂臋bi艂y objawy. Zacz臋艂o si臋 w pi膮tek, tak?

— Czwartek wiecz贸r, mo偶e pi膮tek rano.

— Ale zagra艂e艣 rundk臋?

— Sko艅czy艂o si臋 na ba艂wanie — powiedzia艂, maj膮c na my艣li wynik powy偶ej osiemdziesi臋ciu uderze艅.

— Sam bym tyle chcia艂 uzyska膰, zdr贸w jak ryba i trze藕wy jak niemowl臋. — Lekarz mia艂 w golfie handicap 20. — Sko艅czy艂e艣 pi臋膰dziesi膮tk臋 i nie mo偶esz ju偶 hasa膰 do p贸藕nej nocy, a wstawa膰 radosny jak ptaszek. Zupe艂ny spok贸j. Du偶o p艂yn贸w, ale 偶adnego alkoholu. Pozosta艅 przy Tylenolu.

— Nic mi nie przepiszesz?

Lekarz pokr臋ci艂 g艂ow膮.

— Antybiotyki s膮 nieskuteczne przy infekcji wirusowej. Tw贸j system immunologiczny musi sobie z tym poradzi膰 i zrobi to, o ile nie b臋dziesz przeszkadza艂. Ale jak ju偶 jeste艣, chcia艂bym pobra膰 ci troch臋 krwi; trzeba zbada膰 poziom cholesterolu. Zaraz przy艣l臋 siostr臋. Kto艣 zawiezie ci臋 do domu?

— Tak. Sam nie chcia艂em prowadzi膰.

— Dobrze. Przez kilka dni nie ruszaj si臋 z 艂贸偶ka. Cobra jako艣 to przetrzyma, a pola golfowe nie zapadn膮 si臋 do czasu, a偶 wydobrzejesz.

— Dzi臋kuj臋.

Ju偶 teraz poczu艂 si臋 lepiej. Zawsze tak jest, kiedy lekarz zapewni ci臋, 偶e jeszcze nie umierasz.

* * *

— Prosz臋. — Goodley poda艂 Ryanowi kartk臋. Niewiele urz臋dowych budynk贸w, w艂膮cznie z siedzibami najwa偶niejszych instytucji rz膮dowych, posiada艂o sprz臋t 艂膮czno艣ciowy, kt贸ry znajdowa艂 si臋 na g贸rnym pok艂adzie samolotu VC-25 o sygnale wywo艂awczym Air Force One. — Niez艂e wiadomo艣ci — doda艂 Ben.

Miecznik najpierw przebieg艂 tekst oczyma, potem usiad艂, aby przeczyta膰 go raz jeszcze, tym razem uwa偶nie.

— Fajnie, uwa偶a, 偶e uda mu si臋 za艂agodzi膰 konflikt. Tyle 偶e w dalszym ci膮gu nie wie, na czym ten konflikt polega.

— Lepsze to ni偶 nic.

— Dosta艂a to grupa robocza?

— Tak, panie prezydencie.

— Mo偶e oni dopatrz膮 si臋 w tym jakiego艣 sensu. Andrea?

— Tak, panie prezydencie.

— Powiedz pilotowi, 偶e czas rusza膰. — Rozejrza艂 si臋. — Gdzie jest Arnie?

* * *

— Dzwoni臋 z kom贸rki — powiedzia艂 Plumber.

— Mhm — mrukn膮艂 van Damm. — M贸wi膮c szczerze, ja te偶.

Urz膮dzenia STU-4 na pok艂adzie samolotu zapewnia艂y pe艂ne bezpiecze艅stwo rozm贸w. John Plumber nie znajdowa艂 si臋 ju偶 na li艣cie tych, do kt贸rych Bia艂y Dom wysy艂a艂 kartki 艣wi膮teczne. Niestety, urz臋dowy numer szefa personelu ci膮gle znajdowa艂 si臋 w notatniku Plumbera, na co nic nie m贸g艂 poradzi膰 — co najwy偶ej poleci膰 sekretarce, 偶eby nigdy ju偶 nie 艂膮czy艂a go z tym go艣ciem, szczeg贸lnie, kiedy jest w podr贸偶y.

— Wiem, co my艣lisz.

— To 艣wietnie, John. Oszcz臋dzasz mi gadania.

— Ogl膮daj dzisiaj dziennik wieczorny. Ja b臋d臋 na ko艅cu.

— Po co?

— Zobaczysz, Arnie. Trzymaj si臋.

Van Damm kciukiem wcisn膮艂 guzik, zastanawiaj膮c si臋, o co mog艂o chodzi膰 Plumberowi. Kiedy艣 mu ufa艂. Ufa艂 kiedy艣 jego kolegom. Zastanawia艂 si臋, czy wspomina膰 prezydentowi o telefonie, ale uzna艂, 偶e nie warto. Facet wyg艂osi艂 dobre przem贸wienie, pomimo wszystkiego, co si臋 na niego zwali艂o, a uda艂o mu si臋 dlatego, 偶e sukinsyn — bardziej nawet ni偶 przypuszcza艂 — wierzy艂 w pewne rzeczy. Nie trzeba zwala膰 mu dodatkowych ci臋偶ar贸w na grzbiet. Nagraj膮 audycj臋 podczas przelotu do Kalifornii, a je艣li b臋dzie w niej co艣 ciekawego, poka偶e p贸藕niej prezydentowi.

* * *

— Nie wiedzia艂em, 偶e grypa znowu panuje — powiedzia艂, niezdarnie naci膮gaj膮c na siebie koszul臋. Ca艂e cia艂o mia艂 obola艂e.

— Nigdy nie znika, tylko nie zawsze godna jest wzmianek w telewizji — odpowiedzia艂 lekarz, spogl膮daj膮c na wyniki, w艂a艣nie przyniesione przez piel臋gniark臋.

— Wi臋c?

— Nie przejmuj si臋. Zosta艅 w domu, szkoda zara偶a膰 koleg贸w w pracy. Powinno ci si臋 polepszy膰 do ko艅ca tygodnia.

* * *

W Langley zebra艂 si臋 zesp贸艂 opracowuj膮cy SOW. Nadesz艂a moc informacji z regionu Zatoki Perskiej i teraz na sz贸stym pi臋trze usi艂owali jako艣 je uporz膮dkowa膰. Na 艣cianie zawis艂o zdj臋cie, powi臋kszone w laboratorium, zrobione Mahmudowi Had偶i Darjaeiemu przez Chaveza. Mo偶e kto艣 chcia艂by porzuca膰 w nie strza艂kami? — pomy艣la艂 Ding.

— Czo艂gi — mrukn膮艂 by艂y 偶o艂nierz zwiadu piechoty, spogl膮daj膮c na film nakr臋cony dzi臋ki Predatorowi.

— Troch臋 za du偶e, 偶eby je rozwali膰 z pukawki, Sundance Kid — powiedzia艂 Clark. — Zawsze budz膮 we mnie l臋k.

— Rakiety LAW za艂atwi膮 si臋 z nimi, panie C.

— Jaki jest ich zasi臋g, Domingo?

— Czterysta, pi臋膰set metr贸w.

— Ich armaty maj膮 zasi臋g dw贸ch do trzech kilometr贸w. Warto o tym pami臋ta膰 — przypomnia艂 Clark.

— Nie znam si臋 zbyt dobrze na sprz臋cie — powiedzia艂 Bert Vasco i wskaza艂 r臋k膮 ekran. — Co to znaczy?

Odpowiedzi udzieli艂 jeden z wojskowych analityk贸w CIA.

— To, 偶e armia ZRI jest w znacznie lepszym stanie ni偶 przypuszczali艣my.

Podobnego zdania by艂 major z wywiadu Departamentu Obrony.

— Na mnie zrobili spore wra偶enie. 膯wiczenia nie by艂y specjalnie pomys艂owe od strony manewrowej, ale dobrze si臋 do nich przygotowali. Nikt si臋 nie pogubi艂...

— My艣li pan, 偶e korzystaj膮 ju偶 z GPS? — spyta艂 analityk z CIA.

— Mo偶e to kupi膰 ka偶dy, kto prenumeruje magazyn „Yachting”. Kiedy ostatni raz tam zerkn膮艂em, cena spad艂a do czterystu dolar贸w — odpar艂 oficer. — To znaczy, 偶e o wiele lepiej ni偶 kiedy艣 mog膮 sterowa膰 ruchem pododdzia艂贸w. Co wi臋cej, znacznie skuteczniejsza mo偶e by膰 artyleria. Je艣li wiadomo, gdzie s膮 nasze dzia艂a, gdzie znajduje si臋 nasz wysuni臋ty obserwator oraz w jakiej relacji do niego pozostaje obiekt, ju偶 pierwszy strza艂 powinien siedzie膰 w celu.

— Powiedzia艂by pan, 偶e ich skuteczno艣膰 wzros艂a czterokrotnie?

— Co najmniej — stwierdzi艂 major. — Ten facet ze 艣ciany w艂a艣nie dosta艂 wielk膮 pa艂臋, kt贸r膮 mo偶e wygra偶a膰 s膮siadom. Przypuszczam, 偶e nie b臋dzie d艂ugo zwleka艂.

— Bert? — spyta艂 Clark.

Vasco poruszy艂 si臋 w fotelu.

— Zaczynam si臋 niepokoi膰; wszystko rozwija si臋 szybciej, ni偶 przypuszcza艂em. Martwi艂bym si臋 bardziej, gdyby Darjaei nie mia艂 偶adnych innych k艂opot贸w.

— Jakich? — spyta艂 Chavez.

— Musi utrzyma膰 wewn臋trzn膮 jedno艣膰 kraju, a poza tym wie, 偶e je艣li zacznie pobrz臋kiwa膰 szabelk膮, my nie b臋dziemy przypatrywa膰 si臋 temu oboj臋tnie. Na pewno chcia艂by pokaza膰 s膮siadom, kto jest najsilniejszy na podw贸rku. Jak szybko b臋dzie m贸g艂 rozpocz膮膰 jak膮艣 akcj臋?

— Z militarnego punktu widzenia?

Cywilny analityk zrobi艂 gest w kierunku przedstawiciela wywiadu Departamentu Obrony.

— Gdyby nas tam nie by艂o, ju偶 teraz. Ale jeste艣my.

* * *

— A teraz przy艂膮czcie si臋 do mnie wszyscy w chwili milcz膮cego skupienia — zwr贸ci艂 si臋 Ryan do s艂uchaczy w Topeka. Wybi艂a jedenasta, co znaczy艂o, 偶e w domu jest po艂udnie. Nast臋pny przystanek w Colorado Springs, nast臋pnie Sacramento, a potem na szcz臋艣cie ju偶 do domu.

* * *

— Musicie sobie postawi膰 pytanie, jaki cz艂owiek wami rz膮dzi — m贸wi艂 Kealty do obiektyw贸w kamer. — Zgin臋艂o pi臋膰 os贸b, a on nie widzi potrzeby ograniczenia dost臋pu do broni. Po prostu nie potrafi臋 zrozumie膰, jak kto艣 mo偶e by膰 tak bezduszny. Ale dobrze, je艣li jego ani zi臋bi, ani grzeje fakt 艣mierci tych bohaterskich agent贸w, ja nie mog臋 przej艣膰 nad tym do porz膮dku dziennego. Ilu jeszcze Amerykan贸w b臋dzie musia艂o zgin膮膰, 偶eby lokator Bia艂ego Domu dostrzeg艂 potrzeb臋 bardziej zdecydowanych dzia艂a艅? Czy stanie si臋 tak dopiero wtedy, kiedy naprawd臋 straci kogo艣 z najbli偶szej rodziny? Przepraszam, ale to pytanie, kt贸re wprost samo ci艣nie si臋 na usta.

* * *

— Wszyscy chyba pami臋tacie, 偶e jedno z hase艂, pod kt贸rym przebiega艂a kampania o ponowne wybory do Kongresu, brzmia艂o: „G艂osujcie na nas, a za ka偶dego dolara, kt贸rego podatki zabieraj膮 z waszego okr臋gu, otrzymacie z powrotem dolara dwadzie艣cia”. Pami臋tacie?

Wiele rzeczy zosta艂o przy tej okazji przemilczanych albo przeinaczonych. Po pierwsze, od kiedy to rz膮d ma wam zapewnia膰 pieni膮dze? Czy偶by艣my g艂osowali na 艢wi臋tego Miko艂aja? Tymczasem sprawa wygl膮da dok艂adnie na odwr贸t: rz膮d nie mo偶e funkcjonowa膰, je艣li nie dacie na to pieni臋dzy.

Po drugie, czy m贸wi膮 wam mo偶e: „G艂osujcie na nas, gdy偶 pieni膮dze przeka偶emy tym biedakom z P贸艂nocnej Dakoty”? A czy tamci nie s膮 Amerykanami?

Po trzecie, d艂ug wewn臋trzny oznacza, 偶e ka偶dy region dostaje wi臋cej z bud偶etu federalnego ni偶 wnosi do niego w postaci federalnych podatk贸w, przepraszam, powinienem by艂 powiedzie膰: w postaci federalnych podatk贸w bezpo艣rednich, tych, kt贸re s膮 namacalne.

W istocie wi臋c mamiono was obietnicami, 偶e rz膮d b臋dzie wydawa艂 wi臋cej pieni臋dzy ni偶 posiada. Wyobra藕cie sobie tylko s膮siada, kt贸ry chwali wam si臋, 偶e dobrze mu idzie wystawianie czek贸w bez pokrycia na bank, w kt贸rym trzymacie swoje oszcz臋dno艣ci. Czy nie zawiadomiliby艣cie policji?

Tymczasem wszyscy wiemy, 偶e rz膮d musi bra膰 wi臋cej pieni臋dzy, ni偶 ich mo偶e w tej czy innej formie zwr贸ci膰. Deficyt bud偶etu federalnego oznacza, 偶e za ka偶dym razem, kiedy bierzecie kredyt, kosztuje was to wi臋cej, ni偶 powinno. A dlaczego? Gdy偶 rz膮d po偶ycza tak wiele pieni臋dzy, i偶 podwy偶sza to stop臋 procentow膮.

Tak, panie i panowie, w cenie ka偶dego domu, ka偶dego samochodu, ka偶dej karty kredytowej, zawarty jest ju偶 podatek. Niewykluczone, 偶e dadz膮 wam nawet jakie艣 ulgi podatkowe na sp艂at臋 rat. Czy偶 to nie wielkoduszne? Wasz rz膮d udziela wam ulgi podatkowej na wydatki, kt贸rych w og贸le nie powinni艣cie ponosi膰, a potem przechwala si臋, 偶e daje wam wi臋cej pieni臋dzy ni偶 od was otrzymuje.

Ryan zrobi艂 pauz臋.

— Czy kto艣 naprawd臋 w to uwierzy? Czy kto艣 uwierzy, 偶e Stan贸w Zjednoczonych nie sta膰 na to, aby przesta艂y wydawa膰 wi臋cej pieni臋dzy ni偶 posiadaj膮? Czy to s膮 s艂owa Adama Smitha, czy Lucy Ricardo? Sko艅czy艂em ekonomi臋 i jako艣 nie pami臋tam, 偶eby w programie by艂o „I love Lucy”.

Panie i panowie. Nie jestem politykiem, nie przyby艂am tutaj, 偶eby popiera膰 czyj膮kolwiek kandydatur臋 na wolne miejsca do Izby Reprezentant贸w. To rz膮d nale偶y do was, a nie wy do niego. Zanim jutro oddacie sw贸j g艂os, prosz臋, pomy艣lcie chwil臋 nad tym, co m贸wi膮 kandydaci i za czym obstaj膮. Zapytajcie sami siebie: „Czy to ma r臋ce i nogi?”, a potem dokonajcie najlepszego wyboru. A je艣li nie macie przekonania do 偶adnego z kandydat贸w, id藕cie mimo to do komisji wyborczej, poka偶cie si臋 przy urnie, a potem wr贸膰cie do domu, nie wrzucaj膮c swego g艂osu. Taki w艂a艣nie jest wasz obowi膮zek wobec kraju.

* * *

Furgonetka z klimatyzacj膮 zatrzyma艂a si臋 na podje藕dzie i wysiad艂o z niej dw贸ch m臋偶czyzn. Weszli na ganek, a jeden zastuka艂.

— Kto tam? — zapyta艂a zaskoczona w艂a艣cicielka.

— FBI, pani Sminton. — M贸wi膮cy pokaza艂 legitymacj臋 i odznak臋. — Czy mogliby艣my wej艣膰?

— Dlaczego? — upiera艂a si臋 sze艣膰dziesi臋ciodwuletnia kobieta.

— Przypuszczamy, 偶e mog艂aby nam pani pom贸c w pewnej sprawie.

Potrwa艂o to d艂u偶ej ni偶 przypuszczali. Bro艅 u偶yta w ataku na przedszkole doprowadzi艂a do producenta, od niego do hurtownika i sprzedawcy, a dalej do nabywcy i adresu. Z tym adresem Biuro i Tajna S艂u偶ba zwr贸ci艂y si臋 do s膮du okr臋gowego, aby ten wyda艂 nakaz aresztowania i rewizji.

— Prosz臋.

— Bardzo dzi臋kujemy, pani Sminton. Czy zna pani swojego s膮siada?

— Chodzi panu o pana Goldbluma?

— W艂a艣nie.

— Tylko troch臋. M贸wimy sobie „dzie艅 dobry”.

— Nie wie pani, czy jest teraz w domu?

Pani Sminton wyjrza艂a przez okno.

— Samochodu nie ma.

O tym agenci ju偶 wiedzieli. Goldblum by艂 w艂a艣cicielem niebieskiego Oldsmobile z rejestracj膮 Marylandu. Poszukiwali go teraz wszyscy policjanci w promieniu pi臋ciuset kilometr贸w.

— Pami臋ta pani, kiedy go pani widzia艂a ostatni raz?

— Chyba w pi膮tek. By艂y te偶 inne samochody i ci臋偶ar贸wka.

— Dobrze. — Agent si臋gn膮艂 do kieszeni kurtki i wydoby艂 z niej radionadajnik. — Wchodzimy, wchodzimy. Ptaszka najprawdopodobniej, powtarzam: najprawdopodobniej nie ma w gnie藕dzie.

Na oczach zdumionej wdowy nad s膮siednim domem, odleg艂ym o trzysta metr贸w, pojawi艂 si臋 helikopter. Z obu jego stron sp艂yn臋艂y liny, po kt贸rych zsun臋li si臋 uzbrojeni agenci. Jednocze艣nie na drodze pojawi艂y si臋 cztery pojazdy, kt贸re zjecha艂y z niej i pogna艂y w kierunku budynku. Zwykle wszystko potoczy艂oby si臋 wolniej, atak za艣 poprzedzi艂aby dyskretna obserwacja, w tym jednak przypadku czas nagli艂. Frontowe i tylne drzwi zosta艂y wywa偶one, p贸艂 minuty p贸藕niej zabrzmia艂a syrena, gdy偶 pan Goldblum zamontowa艂 sobie alarm przeciww艂amaniowy. Potem zatrzeszcza艂o radio.

— Dom czysty, dom czysty. Tutaj Betz. Przeszukanie sko艅czone, dom czysty. Mo偶ecie wchodzi膰.

Natychmiast pojawi艂y si臋 dwie furgonetki. Kiedy zatrzyma艂y si臋 na podje藕dzie, pasa偶erowie b艂yskawicznie zebrali pr贸bki trawy i 偶wiru, aby por贸wna膰 ze 艣ladami znalezionymi w samochodach terroryst贸w.

— Pani Sminton, czy mogliby艣my chwil臋 porozmawia膰? Chcieliby艣my zada膰 kilka pyta艅 dotycz膮cych pana Goldbluma.

* * *

— No i? — spyta艂 Murray, kiedy dotar艂 do Centrum Dowodzenia FBI.

— Na razie nic — odpar艂 agent zza konsolety.

— Cholera.

Murray powiedzia艂 to bez specjalnej z艂o艣ci. Nie spodziewa艂 si臋 mo偶e zbyt wiele, mia艂 jednak nadziej臋 na par臋 istotnych informacji. W Giant Steps zabezpieczono wszystkie 艣lady materialne. Resztki ziemi w oponach mog艂y da膰 wskaz贸wki co do trasy przejazdu. Trwa i 偶wir w oponach, i za zderzakami mog艂y powi膮za膰 pojazdy z domem Goldbluma. W艂贸kna na podeszwach but贸w — bordowa we艂na — mog艂y wprowadzi膰 terroryst贸w do wn臋trza. Grupa dziesi臋ciu agent贸w bada艂a w艂a艣nie, kim w艂a艣ciwie by艂 Mordechaj Goldblum. Du偶e pieni膮dze mo偶na by艂o postawi膰 na to, 偶e tyle mia艂 w sobie z 呕yda co Adolf Eichmann, tyle 偶e nikt nie chcia艂 si臋 zak艂ada膰.

— Centrum Dowodzenia, tutaj Betz. — Billy Betz by艂 zast臋pc膮 g艂贸wnego agenta oddzia艂u FBI w Baltimore — dawniej za艣 strzelcem wyborowym Zespo艂u Odbijania Zak艂adnik贸w, st膮d jego brawurowy zjazd z helikoptera, na czele grupy, w kt贸rej by艂a tak偶e jedna kobieta.

— Billy, tutaj Dan Murray. Macie co艣?

— Da pan g艂ow臋, dyrektorze? Do po艂owy opr贸偶nione pud艂o amunicji po艣redniej kalibru 7,62 mm. Numery seryjne pasuj膮 do 艂usek znalezionych w Giant Steps. W saloniku jest bordowy dywan. W szafie w g艂贸wnej sypialni nie ma ubra艅. Nikogo tutaj nie by艂o od kilku dni. Wszystko bezpieczne, 偶adnych ukrytych bomb. Ekipa kryminalistyczna zaczyna prac臋.

Wszystko w osiemdziesi膮t minut po tym, jak starszy agent filii FBI w Baltimore wchodzi艂 do gmachu s膮du po nakaz. Nieco za p贸藕no, ale jednak szybko.

Grono specjalist贸w rekrutowa艂o si臋 z pracownik贸w FBI, Tajnej S艂u偶by oraz Biura do spraw Alkoholu, Tytoniu i Broni Palnej, rozsadzanej przez wewn臋trzne konflikty agencji, kt贸ra mia艂a jednak znakomitych ekspert贸w. Wszyscy w r臋kawiczkach, b臋d膮 przetrz膮sa膰 dom przez d艂ugie godziny, a z ka偶dej powierzchni zbior膮 odciski palc贸w, aby por贸wna膰 je z tymi, kt贸re zdj臋to z d艂oni martwych terroryst贸w.

* * *

— Kilka tygodni temu widzieli艣cie, jak przysi臋ga艂em przestrzega膰 konstytucji Stan贸w Zjednoczonych, a tak偶e jej broni膰. Robi艂em to po raz drugi, gdy偶 wcze艣niej przysi臋g臋 tak膮 sk艂ada艂em po uko艅czeniu Boston College, jako 艣wie偶o upieczony podporucznik piechoty morskiej. Natychmiast po tym dok艂adnie przeczyta艂em konstytucj臋, aby si臋 upewni膰, 偶e dok艂adnie wiem, czego przysi膮g艂em broni膰.

Panie i panowie, cz臋sto s艂yszycie polityk贸w, kt贸rzy powiadaj膮, 偶e chcieliby, aby rz膮d da艂 wam w艂adz臋 robienia tych czy innych rzeczy.

Ale to nie tak. Thomas Jefferson pisa艂, 偶e rz膮dy czerpi膮 swoj膮 prawomocn膮 w艂adz臋 ze zgody tych, kt贸rzy s膮 rz膮dzeni. To o was chodzi. Wszyscy powinni czyta膰 konstytucj臋. Nie zosta艂a napisana, aby m贸wi膰 wam, co macie robi膰. Konstytucja okre艣la relacje mi臋dzy trzema rodzajami w艂adz. Powiada ona rz膮dowi co mo偶e robi膰, ale tak偶e, czego robi膰 mu nie wolno. Rz膮dowi nie wolno ogranicza膰 waszej wolno艣ci s艂owa. Rz膮dowi nie wolno nakazywa膰 wam, jak macie si臋 modli膰. Rz膮dowi nie wolno robi膰 wielu rzeczy. Rz膮d jest o wiele skuteczniejszy w zabieraniu ni偶 dawaniu, nade wszystko jednak nie mo偶e da膰 wam w艂adzy, bo to wy mu j膮 nadajecie. Rz膮d nale偶y do obywateli, nie za艣 obywatele do rz膮du.

Jutro b臋dziecie wybiera膰 nie swoich w艂adc贸w, lecz pracownik贸w, s艂u偶膮cych waszej woli i strzeg膮cych waszych praw. To nie my wam, lecz wy nam m贸wicie, co robi膰.

Moje zadanie nie polega na tym, 偶eby zabiera膰 wam pieni膮dze, a potem oddawa膰. Moim zadaniem jest wzi膮膰 od was tyle pieni臋dzy, ile mi potrzeba, aby was chroni膰 i broni膰, i 偶eby robi膰 to mo偶liwie jak najskuteczniej. S艂u偶ba rz膮dowa nak艂ada wielkie obowi膮zki i odpowiedzialno艣膰, ale nie musi nie艣膰 wielkich rado艣ci tym, kt贸rzy j膮 pe艂ni膮. To ci, kt贸rzy s艂u偶膮 wam w rz膮dzie, winni si臋 dla was po艣wi臋ca膰, a nie wy dla nich.

Ostatniego pi膮tku dwie wspania艂e kobiety i trzech wspania艂ych m臋偶czyzn straci艂o 偶ycie w s艂u偶bie naszej ojczyzny. Ich zadaniem by艂a ochrona mojej c贸rki, Katie. Ale by艂y tam tak偶e inne dzieci, a kto broni jednego z nich, staje w obronie ich wszystkich. Ludziom takim jak oni nie zale偶y na niczym wi臋cej ni偶 na waszym szacunku. Zas艂uguj膮 na艅. Zas艂uguj膮, gdy偶 robi膮 to, czego my sami nie potrafimy z regu艂y zrobi膰. To dlatego ich zatrudniamy. Oni za艣 podejmuj膮 ten trud, gdy偶 wierz膮, 偶e jest on wa偶ny, gdy偶 troszcz膮 si臋 o nas, gdy偶 s膮 z nami. i wy i ja wiemy, 偶e nie wszyscy urz臋dnicy pa艅stwowi s膮 tacy. To nie ich wina, to wasza wina. Je艣li nie 偶膮dacie tego, co najlepsze, nigdy tego nie dostaniecie. Je艣li godziwej ilo艣ci w艂adzy nie z艂o偶ycie w r臋ce godnych ludzi, to ludzie niegodni wezm膮 wi臋cej w艂adzy ni偶 im potrzeba i skorzystaj膮 z niej wedle w艂asnych, a nie waszych ch臋ci.

Panie i panowie, to dlatego tak wa偶ny jest jutrzejszy obowi膮zek, aby艣cie wybrali odpowiednich ludzi. Wielu z was prowadzi w艂asne firmy i zatrudnia innych ludzi. Wi臋kszo艣膰 z was ma w艂asne domy i od czasu do czasu wynajmuje hydraulik贸w, elektryk贸w, stolarzy. Staracie si臋 znale藕膰 odpowiednich ludzi, bo p艂acicie im za prac臋 i chcecie, 偶eby by艂a odpowiednio wykonana. Kiedy zachoruje wam dziecko, staracie si臋 znale藕膰 najlepszego lekarza. Dlaczego? Bo najwa偶niejsze jest dla was zdrowie dziecka.

Tak偶e Ameryka jest waszym dzieckiem. Ameryka jest krajem niezmiennie m艂odym. Potrzebuje odpowiednich ludzi, kt贸rzy si臋 ni膮 zaopiekuj膮. A do was nale偶y zadanie wybrania tych odpowiednich ludzi, niezale偶nie od partii, rasy, p艂ci, czy czegokolwiek innego ni偶 talent i charakter. Nie potrafi臋 i nie chc臋 m贸wi膰 wam, jacy ludzie zas艂uguj膮 na wasz g艂os. B贸g obdarzy艂 was woln膮 wol膮. Konstytucja ma chroni膰 wasze prawo do korzystania z tej wolno艣ci. Je艣li zrobicie z niej nierozumny u偶ytek, wtedy zdradzicie samych siebie, a wtedy ani ja, ani ktokolwiek inny nie b臋dzie m贸g艂 tego naprawi膰.

Dzi臋kuj臋, 偶e przybyli艣cie na pierwsze moje spotkanie z Colorado Springs. Dzie艅 jutrzejszy nale偶y do was. Wykorzystajcie go, aby wybra膰 w艂a艣ciwych ludzi.

* * *

— W ci膮gu wyst膮pie艅, najwyra藕niej nastawionych na zjednanie sobie sympatii konserwatywnych wyborc贸w, prezydent Ryan wprawia w oszo艂omienie opini臋 publiczn膮 w przeddzie艅 wybor贸w do Izby Reprezentant贸w, gdy偶 nawet w chwili gdy s艂u偶by federalne prowadz膮 艣ledztwo w sprawie terrorystycznej napa艣ci na jego c贸rk臋, prezydent jednoznacznie sprzeciwia si臋 projektom ograniczaj膮cym nabywanie broni. Reporta偶 przygotowa艂 reporter NBC, Hank Roberts, towarzysz膮cy prezydentowi w jego podr贸偶y po kraju.

Tom Donner patrzy艂 w obiektyw kamery, a偶 zgas艂o czerwone 艣wiate艂ko.

— Odnios艂em wra偶enie, 偶e powiedzia艂 dzisiaj kilka 艂adnych rzeczy — zauwa偶y艂 John Plumber.

— Wzmiank臋 o „I Love Lucy” Callie Weston musia艂a podrzuci膰 tu偶 przed wyj膮tkowo ci臋偶kim okresem — mrukn膮艂 Donner, kartkuj膮c egzemplarz. — A偶 trudno uwierzy膰, 偶e pisa艂a znakomite przem贸wienia dla Boba Fowlera.

— Przeczyta艂e艣 uwa偶nie jego przem贸wienie?

— John, nie wyg艂upiaj si臋, przecie偶 nie musimy czyta膰 tego, co on paple. Dobrze wiemy, co powie. Ale nawiasem m贸wi膮c, chcia艂bym potem kopi臋 twojego tekstu.

— Dziesi臋膰 sekund — odezwa艂 si臋 w s艂uchawkach g艂os re偶ysera.

U艣miechni臋ta twarz na tr贸jce.

— Ogromne oddzia艂y s艂u偶b federalnych zosta艂y skierowane do 艣ledztwa w sprawie pi膮tkowego zamachu na c贸rk臋 prezydenta Ryana. Reporta偶 przygotowa艂a Karen Stabler z Waszyngtonu.

— Tak, my艣l臋, 偶e ci si臋 to spodoba, Tom — powiedzia艂 Plumber, kiedy 艣wiat艂a znowu zgas艂y.

Tym lepiej, pomy艣la艂. Teraz mam naprawd臋 czyste sumienie.

VC-25 wystartowa艂 o czasie i wzi膮艂 kurs na p贸艂noc, aby omin膮膰 burz臋 nad Nowym Meksykiem. Arnie van Damm znajdowa艂 si臋 na g贸rze w kabinie 艂膮czno艣ciowej. By艂o tu pod dostatkiem sprz臋tu, aby w tym samym momencie obserwowa膰 p贸艂 艣wiata, a ukryta pod kad艂ubem antena satelitarna mog艂a odbiera膰 niemal wszystkie stacje telewizyjne. Na polecenia van Damma odbiera艂a teraz sygna艂y sieci NBC.

* * *

— A teraz, na zako艅czenie, komentarz naszego specjalnego korespondenta, Johna Plumbera. — Donner odrobin臋 si臋 odwr贸ci艂 i lekko sk艂oni艂. — Prosz臋, John.

— Dzi臋kuj臋 ci, Tom. Wiele lat temu podj膮艂em zaw贸d dziennikarza, gdy偶 nies艂ychanie fascynowa艂 on mnie w m艂odzie艅czych latach. Pami臋tam jeszcze radio kryszta艂kowe, a starsi ze s艂uchaczy przypominaj膮 sobie mo偶e, jak trzeba je by艂o uziemia膰, pod艂膮czaj膮c do kaloryfera. — Na twarzy Plumbera pojawi艂 si臋 u艣miech. — S艂ucha艂em Eda Murrowa z bombardowanego Londynu, Erica Savareida z d偶ungli Birmy, s艂ucha艂em tych prawdziwych ojc贸w za艂o偶ycieli, gigant贸w naszego zawodu. Dorasta艂em z g艂ow膮 pe艂n膮 obraz贸w stworzonych za pomoc膮 s艂贸w przez ludzi, kt贸rym ca艂a Ameryka mog艂a zaufa膰, i偶 wedle najlepszych swoich zdolno艣ci b臋d膮 pr贸bowa膰 dotrze膰 do prawdy i przekaza膰 j膮 spo艂ecze艅stwu. Uzna艂em, 偶e dochodzenie prawdy i przedstawianie jej ludziom jest jednym z najszlachetniejszych powo艂a艅, do kt贸rych ludzie mog膮 aspirowa膰. Nie zawsze jeste艣my doskonali, prawie nikt taki nie jest.

Siedz膮cy po prawej Donner w zdumieniu spogl膮da艂 na teleprompter. Przecie偶 nie ten tekst odwija艂 si臋 za obiektywami kamer; co wi臋cej, chocia偶 przed Plumberem le偶a艂y zadrukowane kartki, ten m贸wi艂 z pami臋ci. Jak za starych, dobrych czas贸w.

— Chcia艂bym m贸c powiedzie膰, 偶e dum膮 nape艂nia艂 mnie fakt bycia dziennikarzem. I kiedy艣 by艂em z tego dumny.

Sta艂em przy mikrofonie, kiedy Neil Armstrong schodzi艂 z drabinki na powierzchni臋 Ksi臋偶yca, ale tak偶e w sytuacjach tragicznych, jak podczas pogrzebu Jacka Kennedy'ego. Wszelako bycie zawodowym dziennikarzem nie sprowadza si臋 do bycia tam, gdzie co艣 si臋 dzieje. Polega r贸wnie偶 na wyznawaniu czego艣, wierzeniu w co艣, na obstawaniu za czym艣.

Par臋 tygodni temu dwukrotnie w ci膮gu jednego dnia przeprowadzili艣my wywiad z prezydentem Ryanem. Pierwszy wywiad zosta艂 nagrany na ta艣mie, drugi poszed艂 na 偶ywo. Pytania nieco si臋 r贸偶ni艂y w obu przypadkach, a powodem by艂o to, 偶e pomi臋dzy jednym a drugim wywiadem, kto艣 zadzwoni艂, 偶eby艣my si臋 z nim zobaczyli. W tej chwili nie powiem, kto to by艂. Zrobi臋 to przy innej okazji. Osoba ta dostarczy艂a nam pewnej informacji, informacji niezbyt pochlebnej dla prezydenta. Wygl膮da艂o to na interesuj膮c膮 histori臋, chocia偶 ni膮 nie by艂o, o czym jednak nie wiedzia艂em w tamtym momencie. Wtedy wydawa艂o nam si臋, 偶e podczas pierwszego wywiadu zadali艣my z艂e pytania, i chcieli艣my zada膰 lepsze.

Sk艂amali艣my zatem. Ok艂amali艣my szefa personelu Bia艂ego Domu, Arnolda van Damma. Powiedzieli艣my mu, 偶e ta艣ma zosta艂a uszkodzona. M贸wi膮c to, ok艂amali艣my tak偶e prezydenta. Najgorsze jednak, 偶e ok艂amali艣my tak偶e was. Ta艣my te s膮 w moim posiadaniu, absolutnie nieuszkodzone.

Nie z艂amali艣my prawa. Pierwsza poprawka pozwala nam robi膰 niemal wszystko, co zechcemy, i to jest s艂uszne, gdy偶 to wy powinni艣cie by膰 ostatecznymi s臋dziami tego, co robimy i kim jeste艣my. I tylko jednej rzeczy nam nie wolno: nadu偶ywa膰 waszego zaufania.

Nie jestem zwolennikiem prezydenta Ryana. Osobi艣cie nie zgadzam si臋 z wieloma jego posuni臋ciami. Gdyby wystartowa艂 drugi raz w wyborach, nie g艂osowa艂bym zapewne na niego. Niemniej uczestniczy艂em w pewnym k艂amstwie i nie potrafi臋 偶y膰 z t膮 艣wiadomo艣ci膮. Jakiekolwiek s膮 wady Johna Patricka Ryana, jest to cz艂owiek uczciwy, a nie mog臋 pozwoli膰 na to, aby osobiste uprzedzenia wobec kogo艣 czy czego艣, mia艂y wp艂yw na moj膮 prac臋.

Tak jednak si臋 sta艂o. Post膮pi艂em nies艂usznie. Winien jestem przeprosiny panu prezydentowi i winien jestem przeprosiny wam. By膰 mo偶e oznacza to koniec mojej kariery jako dziennikarza. Gdyby tak mia艂o si臋 zdarzy膰, chc臋 si臋 z ni膮 rozsta膰, tak jak j膮 rozpocz膮艂em: m贸wi膮c prawd臋 — najlepiej, jak potrafi臋. Dobranoc pa艅stwu, John Plumber, NBC News.

John g艂臋boko odetchn膮艂, wpatrzony w obiektyw kamery.

— Co to ma, do cholery, znaczy膰?

Plumber wsta艂 i dopiero wtedy zacz膮艂 odpowiada膰.

— Je艣li stawiasz takie pytanie, Tom...

W tym momencie na biurku zadzwoni艂 telefon, a dok艂adnie rzecz bior膮c rozb艂ys艂o ostrzegawcze 艣wiate艂ko na aparacie. Plumber postanowi艂 nie czeka膰 i skierowa艂 si臋 do garderoby. Niech Tom Donner sam pom臋czy si臋 ze swoim pytaniem.

* * *

Arnold van Damm, oddalony o trzy tysi膮ce kilometr贸w, gdy偶 znajdowa艂 si臋 w艂a艣nie nad parkiem narodowym G贸r Skalistych, zatrzyma艂 aparatur臋 wideo, wydoby艂 ta艣m臋 i po kr臋tych schodkach zni贸s艂 j膮 do gabinetu prezydenckiego w nosie maszyny. Ryan pracowa艂 nad ostatnim tego dnia przem贸wieniem.

— Jack, my艣l臋, 偶e b臋dziesz chcia艂 to obejrze膰 — powiedzia艂 z twarz膮 u艣miechni臋t膮 od ucha do ucha.

* * *

Wszystko musi si臋 kiedy艣 wydarzy膰 po raz pierwszy. Tym razem nast膮pi艂o to w Chicago. Odwiedzi艂a lekarza w sobot臋 popo艂udniu i us艂ysza艂a to samo co inne osoby, odczuwaj膮ce podobne dolegliwo艣ci. Grypa. Aspiryna, du偶o p艂yn贸w, le偶e膰 w 艂贸偶ku. Kiedy jednak spojrza艂a do lustra, spostrzeg艂a odbarwienie g艂adkiej sk贸ry, co przestraszy艂o j膮 bardziej od wszystkich innych symptom贸w. Zadzwoni艂a do lekarza, ale odpowiedzia艂a jej jedynie automatyczna sekretarka, a poniewa偶 plamy nie mog艂y czeka膰, wsiad艂a w samoch贸d i pojecha艂a do jednej z najlepszych w Stanach Zjednoczonych klinik, uniwersyteckiego Chicago Medical Center. Sp臋dzi艂a w poczekalni czterdzie艣ci minut, a kiedy wreszcie wywo艂ano jej nazwisko, podesz艂a do biurka, a potem bez s艂owa zwali艂a si臋 na ziemi臋. Reakcja personelu by艂a natychmiastowa; p贸艂 minuty p贸藕niej dwie piel臋gniarki wioz艂y j膮 na w贸zku na oddzia艂 interny.

Najpierw zobaczy艂 j膮 m艂ody lekarz, kt贸ry 艂膮czy艂 prac臋 z pierwszym rokiem studi贸w doktoranckich.

— Co si臋 sta艂o? — spyta艂, podczas gdy piel臋gniarki sprawdza艂y t臋tno, ci艣nienie krwi i oddech.

Recepcjonistka poda艂a kart臋, kt贸r膮 lekarz przebieg艂 wzrokiem.

— Klasyczne objawy grypy, ale co mamy teraz?

— T臋tno sto dwadzie艣cia, ci艣nienie krwi, zaraz... — Piel臋gniarka raz jeszcze sprawdzi艂a odczyt. — Dziewi臋膰dziesi膮t na pi臋膰dziesi膮t? — Ci艣nienie by艂o zbyt bliskie normy, jak na taki rytm serca.

Lekarz rozpi膮艂 bluzk臋 i natychmiast wiedzia艂, 偶e nie chodzi wcale o banaln膮 gryp臋. W jednym b艂ysku pami臋ci zobaczy艂 odpowiednie akapity podr臋cznika. Podni贸s艂 r臋ce w ostrzegawczym ge艣cie.

— Prosz臋 o uwag臋. Mamy tutaj bardzo powa偶ny problem. Ka偶dy niech zmieni r臋kawice i na艂o偶y mask臋, natychmiast.

— Temperatura trzydzie艣ci dziewi臋膰 i sze艣膰 kresek — powiedzia艂a inna z si贸str i cofn臋艂a si臋 od w贸zka.

— To nie grypa. To gor膮czka krwotoczna, a te plamy to petechiae. — M贸wi膮c to, zmieni艂 r臋kawice i zakry艂 usta mask膮. — Prosz臋 wezwa膰 doktora Quinna.

Piel臋gniarka rzuci艂a si臋 wype艂ni膰 polecenie, podczas gdy lekarz raz jeszcze spojrza艂 na kart臋 pacjentki. Powinna wymiotowa膰 krwi膮 i mie膰 ciemny stolec. Obni偶one ci艣nienie krwi, wysoka gor膮czka, wylew podsk贸rny. Ale jeste艣my w Chicago, nie w Afryce, protestowa艂 rozum. Lekarz si臋gn膮艂 po strzykawk臋.

— Wszyscy prosz臋 si臋 cofn膮膰, niech nikt nie dotyka moich r膮k — poleci艂, wbi艂 ig艂臋 w 偶y艂臋 i pobra艂 krew do czterech fiolek.

— Co si臋 sta艂o? — us艂ysza艂 pytanie doktora Joe Quinna.

Wyrecytowa艂 objawy, a odk艂adaj膮c fiolki na st贸艂, zapyta艂:

— Co o tym s膮dzisz, Joe?

— Gdyby艣my byli gdzie indziej...

— W艂a艣nie. Gor膮czka krwotoczna, je艣li to mo偶liwe.

— Czy kto艣 j膮 pyta艂, sk膮d przyjecha艂a?

— Nie, panie doktorze — odpar艂a recepcjonistka.

— Woreczki z lodem — powiedzia艂a siostra prze艂o偶ona, podaj膮c ca艂e ich nar臋cze. Umieszczono je po pachami, pod szyj膮 i w innych miejscach cia艂a, aby obni偶y膰 zab贸jcz膮 temperatur臋.

— Dilantin? — zastanawia艂 si臋 g艂o艣no doktor Quinn.

— Nie ma jeszcze konwulsji. Do diab艂a.

Quinn rozci膮艂 chirurgicznymi no偶yczkami stanik pacjentki. Na piersiach formowa艂y si臋 dalsze ciemne plamy.

— Mamy bardzo powa偶ny przypadek. Siostro, prosz臋 si臋 porozumie膰 z doktorem Kleinem z oddzia艂u chor贸b zaka藕nych. Jest teraz w domu; prosz臋 mu przekaza膰, 偶e niezw艂ocznie potrzebujemy jego pomocy. Trzeba obni偶y膰 jej temperatur臋, doprowadzi膰 do przytomno艣ci i dowiedzie膰 si臋, gdzie ostatnio by艂a.

47
Przypadek Zerowy

Jako profesor akademii medycznej, Mark Klein przyzwyczajony by艂 do normowanych godzin pracy. Nie nawyk艂 do tego, aby o dziewi膮tej wieczorem niepokoi艂y go telefony, ale, jako lekarz, odpowiada艂 na ka偶de wezwanie. Poniedzia艂kowego wieczoru potrzeba mu by艂o dwudziestu minut, by dotrze膰 na zarezerwowane dla niego miejsce na parkingu. Skin膮艂 g艂ow膮 stra偶nikom, na艂o偶y艂 fartuch, tylnym wej艣ciem dosta艂 si臋 na ostry dy偶ur, gdzie spyta艂 piel臋gniark臋 o doktora Quinna.

— W izolatce numer dwa, panie profesorze.

W dwadzie艣cia sekund p贸藕niej zatrzyma艂 si臋, zdumiony, przed znakami ostrzegawczymi na drzwiach.

— Ciekawe — mrukn膮艂, na艂o偶y艂 r臋kawice i mask臋, a potem wszed艂 do 艣rodka.

— Cze艣膰, Joe.

— Nie chcia艂em zabiera膰 si臋 do tego bez pana, profesorze — powiedzia艂 Quinn i wr臋czy艂 przyby艂emu kart臋.

Klein rzuci艂 okiem, potem nagle poczu艂 zimny dreszcz i zacz膮艂 czyta膰 powoli, por贸wnuj膮c poszczeg贸lne pozycje z wygl膮dem pacjentki. Kobieta rasy bia艂ej, zgadza si臋, wiek czterdzie艣ci jeden lat, mo偶liwe, rozwiedziona, jej prywatna sprawa, mieszka o nieca艂e trzy kilometry st膮d, pi臋knie, temperatura w chwili przyj臋cia na oddzia艂 39 stopni sze艣膰 kresek, cholernie wysoka, ci艣nienie okropnie niskie. Petechiae?

— Chc臋 jej si臋 przyjrze膰 — powiedzia艂. Pacjentka zaczyna艂a si臋 budzi膰. Lekko poruszy艂a g艂ow膮 i wyda艂a cichy j臋k. — Jak膮 ma teraz temperatur臋?

— Trzydzie艣ci dziewi臋膰 i dwa, 艂adnie opada — poinformowa艂 lekarz, kt贸ry przyjmowa艂 pacjentk臋, a Klein odrzuci艂 zielone prze艣cierad艂o. Kobieta by艂a teraz naga i trudno by艂o o znaki bardziej wyraziste od tych, kt贸re widnia艂y na pi臋knej sk膮din膮d sk贸rze. Klein spojrza艂 na pozosta艂ych lekarzy.

— Sk膮d przyjecha艂a?

— Nie wiadomo — powiedzia艂 Quinn. — Przejrzeli艣my jej torebk臋; zdaje si臋, 偶e pracuje w Sears Tower.

— Zbada艂 j膮 pan?

— Tak, panie profesorze — odpar艂 Quinn.

— Jakie艣 uk膮szenia zwierz膮t? — spyta艂 Klein.

— Nie. Tak偶e 偶adnego 艣ladu uk艂u膰, czysta sk贸ra.

— Najprawdopodobniej gor膮czka krwotoczna, spos贸b zaka偶enia nieznany. Prosz臋 j膮 przenie艣膰 na g贸r臋, absolutna izolacja, wszystkie 艣rodki ostro偶no艣ci. Prosz臋 tak偶e odkazi膰 ten pok贸j i w og贸le wszystko, czego dotkn臋艂a.

— S膮dzi艂em, 偶e te wirusy...

— Nigdy nie wiadomo, doktorze, a boj臋 si臋 rzeczy, kt贸rych nie potrafi臋 wyja艣ni膰. By艂em w Afryce, widzia艂em lass臋 i gor膮czk臋 Q, nie widzia艂em ebola, ale ona bardzo przypomina jedn膮 z tych chor贸b — powiedzia艂 Klein, z trwog膮 wymawiaj膮c straszliwe nazwy.

— Ale jak?

— Kiedy si臋 czego艣 nie wie, to si臋 nie wie — mrukn膮艂 z nagan膮 w g艂osie profesor Klein. — W przypadku chor贸b zaka藕nych, je艣li nie jest znany spos贸b przeniesienia, nale偶y zak艂ada膰 najgorsz膮 mo偶liwo艣膰. W tym przypadku tak膮 jest droga kropelkowa i tak b臋dziemy traktowa膰 pacjentk臋. Prosz臋 j膮 przenie艣膰 na m贸j oddzia艂. Ka偶dy, kto mia艂 z ni膮 kontakt, musi przej艣膰 dezynfekcj臋, jak po kontakcie z AIDS czy wirusowym zapaleniem w膮troby. 艢rodki najwy偶szej ostro偶no艣ci — surowo upomnia艂 Klein. — Gdzie pr贸bki krwi?

— Tutaj. — Lekarz przyjmuj膮cy wskaza艂 czerwony plastikowy pojemnik.

— Co dalej? — spyta艂 Quinn.

— Wy艣lemy pr贸bki do Atlanty, ale sam tak偶e im si臋 przyjrz臋.

Klein dysponowa艂 znakomitym laboratorium, w kt贸rym codziennie sp臋dza艂 kilka godzin, najcz臋艣ciej w zwi膮zku z AIDS, kt贸ry stanowi艂 jego pasj臋.

— Czy mog臋 panu towarzyszy膰? — spyta艂 Quinn. — Za kilka minut ko艅cz臋 dy偶ur.

W poniedzia艂ki by艂o zazwyczaj spokojnie na ostrych dy偶urach, na kt贸rych najwi臋kszy ruch panowa艂 podczas weekendu.

— Oczywi艣cie.

* * *

— Wiedzia艂em, 偶e Holtzman zwr贸ci si臋 do mnie — powiedzia艂 Arnie.

Samolot zbli偶a艂 si臋 do Sacramento, on za艣 postanowi艂 drinkiem uczci膰 niedawne wydarzenie.

— Dlaczego? — spyta艂 prezydent.

— Bob to kawa艂 sukinsyna, ale uczciwego. To znaczy, 偶e uczciwie dopilnuje podpalenia stosu, je艣li uzna, 偶e na to zas艂u偶y艂e艣. Nigdy o tym nie zapominaj — poradzi艂 van Damm.

— Donner i Plumber sk艂amali — pokr臋ci艂 g艂ow膮 Jack. — Cholera!

— Jack, wszyscy k艂ami膮, w艂膮cznie z tob膮. Decyduje kontekst. S膮 k艂amstwa, kt贸re maj膮 ochroni膰 prawd臋, s膮 takie, kt贸re chc膮 j膮 ukry膰. S膮 te偶 takie, kt贸rych celem jest jej zaprzeczenie. A niekt贸re zdarzaj膮 si臋 dlatego, 偶e nikt o to nie dba.

— A jak by艂o w tym przypadku?

— Na艂o偶y艂o si臋 na siebie kilka czynnik贸w. Ed Kealty chcia艂, 偶eby kto艣 panu dokopa艂, i dlatego napu艣ci艂 ich obu. Ale teraz sukinsyn sam si臋 na tym przejedzie. Id臋 o zak艂ad, 偶e w jutrzejszym „Post” na pierwszej stronie pojawi si臋 artyku艂 o tym, jak Kealty oszuka艂 dw贸ch powa偶nych reporter贸w, a wtedy ca艂a prasa rzuci si臋 na niego jak stado wilk贸w. Przez niego fatalnie wygl膮daj膮 w oczach opinii publicznej.

Ju偶 teraz szumia艂o po艣r贸d dziennikarzy, kt贸rzy towarzyszyli prezydentowi w jego podr贸偶y po kraju. Ta艣ma w dziennikiem NBC nieustannie by艂a odtwarzana na wideo.

— Ot贸偶 to, szefie — powiedzia艂 van Damm i dopi艂 swojego drinka. Nie doda艂, 偶e wszystko to nie wydarzy艂oby si臋 bez pr贸by porwania Katie Ryan. Nawet dziennikarze ze wsp贸艂czuciem odnie艣li si臋 do Ryana w tej sytuacji, co mog艂o mie膰 znaczny wp艂yw na decyzj臋 Plumbera. Niemniej to w艂a艣nie Arnie sta艂 za starannie zaplanowanymi przeciekami, kt贸re dotar艂y do Holtzmana. Postanowi艂, 偶e kiedy wyl膮duj膮, powie kt贸remu艣 z agent贸w Oddzia艂u, aby kupi艂 mu jakie艣 dobre cygaro. Prawie ju偶 czu艂 jego smak.

* * *

Wewn臋trzny zegar Adlera by艂 teraz zupe艂nie rozregulowany. Pomaga艂a troch臋 drzemka, pomaga艂o tak偶e to, 偶e mia艂 do przekazania wiadomo艣膰 prost膮 i pomy艣ln膮 zarazem. Auto zatrzyma艂o si臋. Drzwiczki otworzy艂, zgi臋ty w p贸艂, ni偶szy urz臋dnik. Adler, wchodz膮c do budynku, z trudem st艂umi艂 ziewanie.

— Jak to mi艂o znowu pana widzie膰, panie sekretarzu — powita艂 go za po艣rednictwem t艂umacza szef dyplomacji ChRL. By艂 tak偶e 呕eng Han San, kt贸rzy przy艂膮czy艂 si臋 do powitania.

— Wszystko sta艂o si臋 o wiele prostsze, dzi臋ki waszej zgodzie na bezpo艣redni przelot. Chcia艂bym za to podzi臋kowa膰.

— Rozumie pan jednak, 偶e zadecydowa艂a o tym wyj膮tkowo艣膰 sytuacji — podkre艣li艂 minister.

— Oczywi艣cie.

— Jakie nowiny przywozi nam pan od zbuntowanych kuzyn贸w?

— S膮 gotowi, w 艣lad za wami, ograniczy膰 poczynania wojskowe, maj膮c nadziej臋, 偶e efektem tego b臋dzie zmniejszenie napi臋cia w tym rejonie.

— A ich szkaluj膮ce nas oskar偶enia?

— Panie ministrze, nie podnosili艣my tej kwestii. Druga strona jest w r贸wnym jak wy stopniu zainteresowana w utrzymaniu pokojowych stosunk贸w.

— To doprawdy szlachetna postawa — w艂膮czy艂 si臋 呕eng. — Rebelianci decyduj膮 si臋 na agresywne posuni臋cie, zestrzeliwuj膮 dwa nasze samoloty, rozmy艣lnie, czy mo偶e na skutek nieudolno艣ci, trafiaj膮 rakiet膮 we w艂asny samolot pasa偶erski, powoduj膮c 艣mier膰 ponad stu os贸b, a potem o艣wiadczaj膮, 偶e w odpowiedzi na nasze kroki 艂askawie sk艂onni s膮 ograniczy膰 liczb臋 swoich prowokacji. Mam nadziej臋, 偶e pa艅ski rz膮d docenia nasz膮 pow艣ci膮gliwo艣膰 w tej kwestii.

— Panie ministrze, pok贸j le偶y w interesie wszystkich stron, nieprawda偶? Stany Zjednoczone doceniaj膮 wysi艂ki obu stron w tych nieformalnych konsultacjach. Chi艅ska Republika Ludowa nie raz dowiod艂a swoich dobrych intencji, a rz膮d na Tajwanie nie chce pozosta膰 w tyle. C贸偶 wi臋cej trzeba?

— Niewiele, doprawdy — odrzek艂 chi艅ski minister spraw zagranicznych. — Jedynie rekompensaty za 艣mier膰 naszych czterech lotnik贸w. Ka偶dy z nich mia艂 rodzin臋.

— Ich samoloty pierwsze wystrzeli艂y rakiety — doda艂 呕eng.

— Nawet je艣li to prawda, ci膮gle nie wyja艣niona pozostaje kwestia samolotu pasa偶erskiego.

— My z ca艂膮 pewno艣ci膮 nie mieli艣my z tym nic wsp贸lnego — stanowczo 艣wiadczy艂 minister.

Niewiele jest rzeczy nudniejszych od negocjacji mi臋dzypa艅stwowych, ale dzieje si臋 tak nie bez przyczyny. Nag艂e i zaskakuj膮ce posuni臋cia mog膮 spowodowa膰 nieprzemy艣lane reakcje; odpowiedzi膮 na nieoczekiwany nacisk mo偶e by膰 gniew, na gniew za艣 nie ma miejsca w rozmowach tocz膮cych si臋 na najwy偶szych szczeblach. To dlatego powa偶ne rokowania niemal nigdy nie maj膮 charakteru ostatecznego, a bardziej s膮 procesem uzgadniania stanowisk, kt贸ry pozwala ka偶dej ze stron dok艂adnie przemy艣le膰 stanowisko swoje i przeciwnika, aby na koniec dotrze膰 do satysfakcjonuj膮cego obie strony wyniku. Dlatego wysuni臋te teraz 偶膮danie rekompensaty stanowi艂o pogwa艂cenie regu艂. Je艣li w og贸le, powinno by膰 zg艂oszone podczas pierwszego spotkania, tak aby Adler m贸g艂 zawie藕膰 je do Tajpej, tam zapewne przedstawiaj膮c jako w艂asn膮 sugesti臋, po tym, gdy rz膮d Republiki Chi艅skiej zgodzi艂by si臋 wsp贸艂dzia艂a膰 w 艂agodzeniu napi臋cia. Teraz jednak, kiedy Tajpej ju偶 to zrobi艂o, w艂adcy ChRL 偶膮dali, aby Adler wraca艂 na Tajwan z 偶膮daniem rekompensaty, zamiast oczekiwanej formu艂y mniej wrogich stosunk贸w wzajemnych. By艂o to 偶膮danie obra藕liwe nie tylko wobec w艂adz Tajwanu, ale tak偶e wobec rz膮du ameryka艅skiego, kt贸ry zosta艂 wykorzystany jako narz臋dzie w rozgrywkach innego pa艅stwa.

Obel偶ywo艣膰 tego posuni臋cia by艂a tym wi臋ksza, 偶e zar贸wno Adler, jak i przedstawiciele Republiki Chi艅skiej dobrze wiedzieli, kto naprawd臋 zestrzeli艂 Airbus, wykazuj膮c tym aktem pogard臋 dla ludzkich istnie艅, za kt贸re teraz ChRL domaga艂a si臋 rekompensaty! I znowu Adler musia艂 si臋 zastanowi膰, co, zdaniem gospodarzy, wiedzia艂 na temat ca艂ego incydentu. Je艣li przyjmowali, 偶e wie du偶o, prowadzili najwyra藕niej gr臋, kt贸rej regu艂y trzeba by艂o dopiero odszyfrowa膰.

— S膮dz臋, i偶 by艂oby stosowne, gdyby obie strony uzna艂y, 偶e ich straty i 偶膮dania wzajemnie si臋 r贸wnowa偶膮 — zasugerowa艂 Adler.

— Bardzo mi przykro, ale nie mo偶emy przysta膰 na takie rozwi膮zanie. Rozumie pan, panie sekretarzu, to kwestia zasad. Kto post臋puje niew艂a艣ciwie, musi odpokutowa膰 za swoje post臋pki.

— A jak przedstawia艂aby si臋 ca艂a sytuacja, gdyby, powtarzam, gdyby, gdy偶 nie dysponuj臋 tutaj 偶adnymi dowodami, zosta艂o wykazane ponad wszelk膮 w膮tpliwo艣膰, 偶e to w艂a艣nie samoloty ChRL zestrzeli艂y samolot pasa偶erski? Wtedy wasze 偶膮danie rekompensaty by艂oby jawnie niesprawiedliwe.

— To niemo偶liwe. Dok艂adnie przes艂uchali艣my lotnik贸w, kt贸rzy pozostali przy 偶yciu, a ich zeznania nie pozostawiaj膮 cienia w膮tpliwo艣ci — znowu w艂膮czy艂 si臋 呕eng.

— Czego dok艂adnie domaga si臋 ChRL? — spyta艂 Adler.

— Dwustu tysi臋cy dolar贸w za ka偶dego z czterech zabitych pilot贸w. Pieni膮dze zostan膮, oczywi艣cie, wr臋czone ich rodzinom — zapewni艂 呕eng.

— Mog臋 przekaza膰 t臋 propozycj臋...

— Bardzo przepraszam, panie sekretarzu. To nie propozycja, to 偶膮danie — przerwa艂 minister spraw zagranicznych.

— Rozumiem. Mog臋 poinformowa膰 o waszym stanowisku, chocia偶 b臋d臋 nalega艂, aby rz膮d ChRL nie czyni艂 tego warunkiem z艂agodzenia napi臋cia politycznego.

— Przedstawili艣my swoje stanowisko.

Spojrzenie ministra by艂o spokojne i twarde.

* * *

— ...i niech B贸g b艂ogos艂awi Ameryk臋! — zako艅czy艂 Ryan. Ludzie machali i wiwatowi. Hukn臋艂a orkiestra — wsz臋dzie, gdzie si臋 zjawia艂, by艂a te偶 orkiestra — i zacz膮艂 schodzi膰 z podium, os艂oni臋ty 偶yw膮 艣cian膮 podenerwowanych agent贸w Oddzia艂u. No c贸偶, tym razem chocia偶 bez o艣lepiaj膮cych fleszy. St艂umi艂 kolejne ziewni臋cie. Od dwunastu godzin by艂 w ruchu. Mo偶na by pomy艣le膰, 偶e cztery przem贸wienia nie powinny by膰 zbyt m臋cz膮ce, ale Jack dopiero zaczyna艂 uczy膰 si臋 tego, jak wyczerpuj膮ce potrafi膮 by膰 publiczne wyst膮pienia. Za ka偶dym razem trzeba by艂o u艣cisn膮膰 mn贸stwo wyci膮gni臋tych d艂oni, a chocia偶 zazwyczaj nie zabiera艂o to wi臋cej ni偶 kilka minut, by艂o sytuacj膮 bardzo stresuj膮c膮. Niewielkie urozmaicenie stanowi艂 obiad. Jedzenie dobrano tak, aby odpowiada艂o wszystkim gustom, by艂o zatem pozbawione jakiegokolwiek charakteru. Przynajmniej odnowi艂 zapasy energii.

— 艢wietnie! — pochwali艂 Arnie, gdy grupa prezydencka formowa艂a si臋 do wyj艣cia tylnymi drzwiami. — Jak na faceta, kt贸ry wczoraj got贸w by艂 rzuci膰 to wszystko w diab艂y, da艂e艣 sobie bardzo dobrze rad臋.

— Panie prezydencie! — zawo艂a艂 jeden z reporter贸w.

— Odezwij si臋 do niego — szepn膮艂 Arnie.

— Tak? — powiedzia艂 Jack i zbli偶y艂 si臋 do dziennikarza, co bardzo nie spodoba艂o si臋 ochroniarzom.

— S艂ysza艂 pan, co John Plumber powiedzia艂 w wieczornym wydaniu dziennika NBC?

Facet by艂 z ABC i wiele by da艂, 偶eby m贸c w czym艣 zaszkodzi膰 konkurencyjnej sieci.

— Tak, s艂ysza艂em — odpar艂 Ryan.

— Czy zechcia艂by pan jako艣 skomentowa膰 to o艣wiadczenie?

— To chyba jasne, 偶e bez specjalnej rado艣ci dowiedzia艂em si臋 o ca艂ej sprawie, co si臋 jednak tyczy pana Plumbera, musz臋 przyzna膰, 偶e by艂 to akt odwagi moralnej, jakiego dawno ju偶 nie wiedzia艂em. My艣l臋 o tym z szacunkiem.

— A czy wie pan, kto...?

— Niech偶e ca艂膮 spraw臋 zako艅czy pan Plumber. To jego opowie艣膰 i on j膮 najlepiej przedstawi. A teraz przepraszam, musz臋 zd膮偶y膰 na samolot.

— Dzi臋kuj臋, panie prezydencie! — dolecia艂 go jeszcze z ty艂u okrzyk dziennikarza.

— Bardzo dobrze. — Arnie u艣miecha艂 si臋 rado艣nie. — Mamy za sob膮 d艂ugi, ale dobry dzie艅.

* * *

— O, Bo偶e — szepn膮艂 profesor Klein. Obraz na ekranie monitora nie pozostawia艂 偶adnych w膮tpliwo艣ci. Pastora艂, jak z podr臋cznika. W jaki spos贸b dosta艂 si臋 do Chicago?

— Ebola — sapn膮艂 Quinn, a w nast臋pnej chwili doda艂: — Przecie偶 to niemo偶liwe.

— Jak starannie zbadano pacjentk臋? — raz jeszcze spyta艂 Klein.

— Badania mog艂yby by膰, oczywi艣cie, dok艂adniejsze, ale jestem pewien, 偶e nie by艂o 偶adnych uk艂u膰, ani 艣lad贸w z臋b贸w. Panie profesorze, to jest Chicago. Wczoraj rano zdrapywa艂em szron z szyb samochodu.

Profesor Klein z艂o偶y艂 d艂onie i chcia艂 przytkn膮膰 do nosa, ale zorientowa艂 si臋, 偶e ci膮gle ma mask臋 na twarzy.

— Czy mia艂a w torebce klucze?

— Tak, panie profesorze.

— Musimy w towarzystwie policji dosta膰 si臋 do jej mieszkania i rozejrze膰 po nim. Policjantom trzeba powiedzie膰, 偶e 偶yciu tej kobiety zagra偶a niebezpiecze艅stwo. Mo偶e trzyma w domu jakie艣 egzotyczne zwierz臋ta, ro艣liny, sam nie wiem, co. Potrzebne nam tak偶e nazwisko jej sta艂ego lekarza. 艢ci膮gnijcie go tutaj. Musi nam powiedzie膰 wszystko, co o niej wie.

— Leczenie?

— Trzeba obni偶y膰 temperatur臋, nie dopu艣ci膰 do odwodnienia, poda膰 艣rodki przeciwb贸lowe, ale tak naprawd臋 nic na to nie pomaga. Rousseau w Pary偶u pr贸bowa艂 interferonu i jeszcze czego艣, ale bez skutku. — Raz jeszcze zerkn膮艂 na monitor. — Jak ona si臋 tego nabawi艂a? Jak mog艂a z艂apa膰 to cholerstwo?

— Zawiadamiamy Centrum Chor贸b Zaka藕nych?

— Zajmijcie si臋 policj膮, a ja wy艣l臋 faks do Gusa Lorenza.

* * *

Predatory powr贸ci艂y nie zauwa偶one do Arabii Saudyjskiej. Niebezpiecze艅stwo ich wykrycia uznano za nazbyt wielkie, je艣li b臋d膮 kr膮偶y艂y na przyk艂ad nad miejscem postoju dywizji ZRI, znowu wi臋c prac臋 wywiadowcz膮 przej臋艂y satelity, kt贸rych zdj臋cia sp艂ywa艂y do Narodowego Biura Rozpoznania.

— Przyjrzyj si臋 temu — powiedzia艂 jeden z podoficer贸w nocnej zmiany. — Co to takiego?

Czo艂gi dywizji Nie艣miertelnych zgrupowa艂y si臋 na swego rodzaju parkingu, ustawione w regularnych rz臋dach, aby 艂atwo je by艂o policzy膰. Ukradziony czo艂g z pe艂nym zapasem naboj贸w artyleryjskich by艂 zbyt wielkim zagro偶eniem, dlatego wszystkie pa艅stwa bardzo powa偶nie podchodzi艂y do zabezpieczenia tych maszyn. Tak偶e i s艂u偶bom remontowym by艂o 艂atwiej, kiedy wszystkie pojazdy zosta艂y zebrane w jednym miejscu. Jak zwykle po 膰wiczeniach, czo艂gi i pojazdy bojowe obsiad艂 teraz r贸j obs艂uguj膮cych je ludzi. Przed ka偶dym czo艂giem w pierwszym rz臋dzie ci膮gn臋艂y si臋 po dwie czarne linie, ka偶da szeroko艣ci oko艂o metra i d艂ugo艣ci dziesi臋ciu. Pierwszy z podoficer贸w s艂u偶y艂 dawniej w lotnictwie i lepiej zna艂 si臋 na samolotach ni偶 na pojazdach, ale jego s膮siadowi wystarczy艂o jedno spojrzenie.

— G膮sienice.

— Co takiego?

— Wymienia si臋 je, tak jak opony. Kiedy s膮 zu偶yte, nak艂ada si臋 nowe. Stare w臋druj膮 do magazyn贸w, gdzie wymienia si臋 gumowe nak艂adki, a reszta idzie na z艂om. Normalna sprawa.

Szybko mo偶na si臋 by艂o zorientowa膰, jak przebiega wymiana. Stare g膮sienice rozczepiano i 艂膮czono z u艂o偶onymi przed nimi nowymi. Teraz czo艂g rusza艂, a ko艂o 艂a艅cuchowe wci膮ga艂o g膮sienic臋 na ko艂a jezdne. Ca艂a operacja wymaga艂a sporego wysi艂ku za strony kilkuosobowego do艣wiadczonego zespo艂u, kt贸remu w idealnych warunkach — takich jak teraz, zdaniem piechociarza — potrzeba by艂o na to oko艂o godziny.

— Nie wiedzia艂em, 偶e tak to si臋 robi.

— Lepiej ni偶 podnosi膰 sukinsyna d藕wigiem.

— Na ile starcza taka g膮sienica?

— W takich warunkach, do jazdy po pustyni? Dwa tysi膮ce kilometr贸w, mo偶e troch臋 mniej.

* * *

Obie kanapy w przedniej kabinie Air Force One rozk艂ada艂y si臋 do spania. Odprawiwszy wsp贸艂pracownik贸w, Ryan rozebra艂 si臋 i po艂o偶y艂. Czysta po艣ciel i zm臋czenie sprawi艂y, 偶e nawet nie pami臋ta艂, 偶e jest na pok艂adzie samolotu. Lot do Waszyngtonu mia艂 potrwa膰 cztery i p贸艂 godziny, a potem b臋dzie m贸g艂 przespa膰 si臋 jeszcze troch臋 we w艂asnym 艂贸偶ku. Mo偶e uda mu si臋 nawet jutro popracowa膰, w przeciwie艅stwie do biznesmen贸w kursuj膮cych codziennie pomi臋dzy wybrze偶em Pacyfiku a Atlantyku.

W du偶ej kabinie z ty艂u dziennikarze r贸wnie偶 zaczynali uk艂ada膰 si臋 do snu, postanowiwszy od艂o偶y膰 zdumiewaj膮ce o艣wiadczenie Plumbera do nast臋pnego dnia. Niewiele zreszt膮 zale偶a艂o tutaj od ich decyzji; sprawa podobnego gatunku le偶a艂a w gestii co najmniej zast臋pcy redaktora naczelnego. Wielu dziennikarzy prasowych marzy艂o, 偶e dostaj膮 do napisania wst臋pniak, kt贸ry uka偶e si臋 w jutrzejszym numerze. Reporterzy telewizyjni kulili si臋 na sam膮 my艣l o tym, jak owe wst臋pniaki wp艂yn膮 na ich obraz w oczach opinii publicznej.

Pomi臋dzy jednym a drugim pomieszczeniem znale藕li si臋 najbli偶si wsp贸艂pracownicy prezydenta, wszyscy, albo prawie wszyscy, z szerokim u艣miechem na twarzach.

— Dzi艣 rano po raz pierwszy widzia艂em go w艣ciek艂ego — Arnie oznajmi艂 Callie Weston. — Niez艂y widok.

— Id臋 o zak艂ad, 偶e i ty nie by艂e艣 letni.

Arnie poci膮gn膮艂 艂yka.

— Wiesz, chyba mamy tu ca艂kiem niez艂ego prezydenta.

— Tyle 偶e on nienawidzi tej posady.

Tak偶e i Weston nie pogardzi艂a drinkiem. Arnie van Damm ci膮gn膮艂 nie zra偶ony.

— Pi臋kne przem贸wienia, Callie. Wspania艂e jest to, jak on je wyg艂asza. Za ka偶dym razem zaczyna skr臋powany, a potem g贸r臋 bierze w nim nauczyciel i wk艂ada ca艂ego siebie w s艂owa. My艣l臋, 偶e nawet o tym nie wie. Wtedy, jak na d艂oni, ujawnia si臋 jego uczciwo艣膰 — powiedzia艂 Arnie, a po chwili przerwy doda艂: — B臋dzie pogrzeb poleg艂ych agent贸w.

— My艣l臋 ju偶 o tym — zapewni艂a Weston. — Co zamierzasz zrobi膰 z Kealtym?

— Co艣 wymy艣l臋. Musimy za艂atwi膰 sukinsyna raz na zawsze.

* * *

Badrajn siedzia艂 przy komputerze i w臋drowa艂 po Internecie. Ci膮gle nic. W innym przypadku zacz膮艂by si臋 mo偶e denerwowa膰, chocia偶 i tak nie by艂oby problemu, gdyby nic si臋 nie wydarzy艂o. Tyle 偶e to, co robi艂, zawsze wychodzi艂o znakomicie.

* * *

Przypadek Zerowy otworzy艂 oczy, natychmiast przyci膮gaj膮c uwag臋 wszystkich zebranych w izolatce. Temperatura cia艂a spad艂a do 38,9掳C, g艂贸wnie za spraw膮 woreczk贸w z lodem, kt贸rymi by艂a teraz ob艂o偶ona pacjentka niczym ryba na targu. Na jej twarzy wida膰 by艂o b贸l i wyczerpanie. W pewien spos贸b przypomina艂a chorych w zaawansowanym stadium AIDS, znanym miejscowym lekarzom a偶 za dobrze.

— Dzie艅 dobry, nazywam si臋 Klein, jestem lekarzem tego szpitala — oznajmi艂 profesor przez mask臋 na ustach. — Przez chwil臋 niepokoili艣my si臋 o pani膮, ale teraz panujemy ju偶 nad wszystkim.

— Boli — powiedzia艂a z trudem.

— Wiem i chcemy pani pom贸c, ale najpierw musi nam pani odpowiedzie膰 na kilka pyta艅. Da pani rad臋?

— Spr贸buj臋.

— Dok膮d pani ostatnio wyje偶d偶a艂a?

— O jaki wyjazd panu chodzi?

Ka偶de s艂owo przychodzi艂o jej z najwy偶szym trudem.

— By艂a pani w jakim艣 innym kraju?

— Nie. Polecia艂am do Kansas City... dziesi臋膰 dni temu. Na jeden dzie艅. I to wszystko.

— Dobrze. — Chocia偶 wcale nie by艂o dobrze. — Kontaktowa艂a si臋 pani z kim艣, kto przebywa艂 w innych krajach?

— Nie.

Spr贸bowa艂a pokr臋ci膰 g艂ow膮, ale ta poruszy艂a si臋 ledwie o centymetr.

— Przepraszam za to pytanie, ale musz臋 je zada膰. Czy utrzymuje pani z kim艣 regularne stosunki seksualne?

Pytanie najwyra藕niej ni膮 wstrz膮sn臋艂o.

— AIDS? — wyszepta艂a, najwyra藕niej przekonana, 偶e to najgorsza z rzeczy, jakie mog艂y si臋 jej przytrafi膰.

Klein stanowczo pokr臋ci艂 g艂ow膮.

— Zdecydowanie nie. O to prosz臋 si臋 nie ba膰.

— Rozwiedziona — wykrztusi艂a pacjentka. — Od kilku miesi臋cy. Nie ma... w tej chwili 偶adnego m臋偶czyzny w moim 偶yciu.

— Przy pani urodzie na pewno nie potrwa to d艂ugo — Klein usi艂owa艂 wprowadzi膰 bardziej beztroski ton. — Pracuje pani w Sears Tower?

— Sprz臋t AGD, zaopatrzenie... Du偶y sklep... w MacCormick Center... Papierki, zam贸wienia, faktury...

Nic z tego nie wynika艂o. Klein zada艂 jeszcze kilka pyta艅, z tym samym efektem. Odwr贸ci艂 si臋 do naczelnej piel臋gniarki,

— Trzeba co艣 zrobi膰 z tym b贸lem. — Zrobi艂 krok do ty艂u, aby nie przeszkadza膰 siostrze, kt贸ra przygotowywa艂a si臋, 偶eby doda膰 morfiny do kropl贸wki. — To zacznie dzia艂a膰 niemal natychmiast, po kilku sekundach.

Quinn czeka艂 na korytarzu w towarzystwie umundurowanego oficera policji z szachownic膮 na otoku czapki.

— O co chodzi, panie doktorze?

— Mamy pacjentk臋 w bardzo powa偶nym stanie, najprawdopodobniej to bardzo zaka藕na choroba. Musz臋 obejrze膰 jej mieszkanie.

— To niezgodne z prawem, chyba 偶e b臋dziemy mieli nakaz rewizji i...

— Prosz臋 pana, liczy si臋 ka偶da minuta. Mamy jej klucze i mogliby艣my wej艣膰 tam sami, ale wola艂bym, 偶eby by艂 pan przy tym obecny, w razie jakich艣 komplikacji. Lepiej te偶, 偶eby nas nie aresztowano, je艣li mia艂a zamontowany alarm przeciww艂amaniowy. — Nie mo偶emy zwleka膰. Jest bardzo chora.

— Dobrze. M贸j w贸z stoi pod szpitalem.

Profesor ruszy艂 w 艣lad za policjantem.

— Czy wys艂a艂 pan faks do Atlanty? — spyta艂 Quinn.

Klein pokr臋ci艂 g艂ow膮.

— Najpierw chc臋 zobaczy膰 jej mieszkanie.

Postanowi艂 nie bra膰 p艂aszcza. Na zewn膮trz by艂o zimno, a niska temperatura by艂a zab贸jcza dla wirusa. Rozum podpowiada艂 mu, 偶e niebezpiecze艅stwo jest minimalne. W praktyce klinicznej nigdy dot膮d nie zetkn膮艂 si臋 z wirusem ebola, wiedzia艂 jednak o nim tyle, ile powinien. Z ponur膮 regularno艣ci膮 ludzie zg艂aszali si臋 do lekarza z chorobami, kt贸rych wyst膮pienie trudno by艂o wyja艣ni膰. W wi臋kszo艣ci wypadk贸w staranne badanie pozwala艂o wykry膰, jak dosz艂o do zara偶enia, ale nie we wszystkich. By艂o nawet kilka niewyt艂umaczalnych przypadk贸w AIDS. Na zewn膮trz Klein wzdrygn膮艂 si臋. Temperatura oscylowa艂a w pobli偶u zera, od jeziora Michigan ci膮gn膮艂 p贸艂nocny wiatr. To nie on jednak spowodowa艂 dreszcze u profesora.

* * *

Price zajrza艂a do przedniej kabiny. 艢wiat艂a by艂y zgaszone i jarzy艂o si臋 tylko kilka lampek sygnalizacyjnych. Prezydent le偶a艂 na plecach i pochrapywa艂 lekko, na tyle jednak g艂o艣no, 偶e s艂ycha膰 go by艂o, mimo pomruku silnik贸w. Przez chwil臋 mia艂a ochot臋 podej艣膰 na palcach i okry膰 go pledem, ale potem z u艣miechem na twarzy zamkn臋艂a drzwi.

— Wiesz, Jeff, mo偶e jednak istnieje co艣 takiego jak sprawiedliwo艣膰? — zwr贸ci艂a si臋 do Ramana.

— Chodzi ci o t臋 spraw臋 z dziennikarzami?

— Mhm.

— Ja bym na to za bardzo nie liczy艂.

Rozejrzeli si臋. Wszyscy w ko艅cu zasn臋li, nawet szef personelu. Na g贸rnym pok艂adzie za艂oga z Si艂 Powietrznych troszczy艂a si臋 o bezpiecze艅stwo lotu. Podr贸偶 niewiele si臋 r贸偶ni艂a od normalnego lotu rejsowego. Oboje agent贸w przesz艂o do cz臋艣ci pasa偶erskiej. Tr贸jka agent贸w Oddzia艂u gra艂a w karty; reszta czyta艂a lub drzema艂a.

Na kr臋tych schodkach pojawi艂a si臋 sier偶ant z kartkami w r臋ku.

— B艂yskawiczna dla Szefa — oznajmi艂a.

— Czy to wa偶ne? B臋dziemy w Andrews za p贸艂torej godziny.

— W艂a艣nie wyj臋艂am to z faksu — powiedzia艂a.

— Dobrze.

Price wzi臋艂a wydruk i posz艂a zbudzi膰 Bena Goodleya. Do jego obowi膮zk贸w nale偶a艂o decydowanie, o jakich wydarzeniach w 艣wiecie, i w jakiej kolejno艣ci, nale偶y informowa膰 prezydenta. Potrz膮sn臋艂a doradc臋 do spraw bezpiecze艅stwa za rami臋.

— Tak?

— Budzi膰 tym Szefa?

Goodley spojrza艂 i potrz膮sn膮艂 g艂ow膮.

— Mo偶e poczeka膰. Adler wie, co robi, a poza tym jest specjalna grupa robocza.

I bez dalszych wyja艣nie艅 odwr贸ci艂 si臋 na bok.

* * *

— Prosz臋 niczego nie dotyka膰 — ostrzeg艂 Klein policjanta. — Najlepiej, gdyby pozosta艂 pan za drzwiami, ale je艣li chce nam pan towarzyszy膰, musi pan zachowa膰 najwy偶sz膮 ostro偶no艣膰. Chwileczk臋. — Profesor si臋gn膮艂 do plastikowej torby, kt贸r膮 zabra艂 z sob膮, i wydoby艂 z niej chirurgiczn膮 mask臋 w antyseptycznym pojemniku. — Prosz臋 to na艂o偶y膰.

— Skoro pan ka偶e.

Klein wr臋czy艂 klucze policjantowi, kt贸ry otworzy艂 drzwi. Zaraz przy wej艣ciu znale藕li tablic臋 systemu alarmowego, on sam jednak nie by艂 w艂膮czony. Obaj lekarze byli w maskach i r臋kawiczkach. Zapalili wszystkie 艣wiat艂a.

— Czego szukamy? — spyta艂 Quinn.

Klein ju偶 si臋 rozgl膮da艂. Na ich wej艣cie nie zareagowa艂 偶aden pies ani kot. Nie by艂o klatki na ptaki; 偶ywi艂 艣lad nadziei, 偶e ulubienic膮 pacjentki oka偶e si臋 jaka艣 ma艂pka, ale w g艂臋bi ducha nie bardzo w to wierzy艂. Ebola, jak si臋 wydawa艂o, nie bardzo lubi艂a ma艂py; zabija艂a je z tak膮 sam膮 gwa艂towno艣ci膮 jak ludzi. Mo偶e jakie艣 ro艣liny, pomy艣la艂, chocia偶by by艂by to pierwszy wypadek przenoszenia wirusa ebola przez organizmy niezwierz臋ce.

Zauwa偶y艂 troch臋 ro艣lin, ale 偶adnych egzotycznych. Stali po艣rodku pokoju i badawczo rozgl膮dali si臋 woko艂o.

— Nic nie widz臋 — mrukn膮艂 Quinn.

— Ani ja. Kuchnia.

Znale藕li tam jeszcze kilka ro艣lin; dwie wygl膮da艂y na zio艂a hodowane w doniczkach. Klein nie potrafi艂 ich rozpozna膰 i postanowi艂 zabra膰 ze sob膮.

— Chwileczk臋.

Quinn otworzy艂 szuflad臋 i znalaz艂 plastikowe torby, kt贸re starannie zapiecz臋towali po umieszczeniu w nich ro艣lin. Klein zajrza艂 do lod贸wki; nic niezwyk艂ego, podobnie jak w zamra偶arce. Mo偶e jaki艣 egzotyczny producent 偶ywno艣ci, ale nie... Wszystko typowo ameryka艅skie.

Sypialnia by艂a po prostu sypialni膮 i niczym wi臋cej. 呕adnych ro艣lin.

— Mo偶e jakie艣 ubrania? Sk贸ra? — my艣la艂 na g艂os Quinn. — Anthrax mo偶e...

— Ale nie ebola — przerwa艂 mu Klein. — Jest zbyt delikatna. Wiemy, o jaki wirus tu chodzi. Nie mo偶e przetrwa膰 w tych warunkach. Po prostu nie mo偶e.

Niezbyt wiele wiedzieli o wirusie, niemniej w Centrum Chor贸b Zaka藕nych przeprowadzano badania, kt贸rych celem by艂o ustalenie zdolno艣ci przetrwania wirus贸w w r贸偶nych warunkach. Dla wirusa ebola Chicago o tej porze roku by艂o r贸wnie przyjazne jak piec hutniczy. Floryda, zgoda, jakie艣 inne miejsce na Po艂udniu, ale Chicago?

— Nic tutaj nie ma — powiedzia艂 z rozczarowaniem.

— Mo偶e ro艣liny?

— Wie pan, jak trudno jest wwie藕膰 do kraju jak膮艣 ro艣lin臋?

— Nigdy nie pr贸bowa艂em.

— A ja tak, zabra艂em z Wenezueli kilka dzikich orchidei... — Raz jeszcze zerkn膮艂 dooko艂a i powt贸rzy艂: — Nic tutaj nie ma.

— Czy rokowania...

— Niedobre. — Klein potar艂 d艂o艅mi w r臋kawiczkach o nogawki. R臋ce zaczyna艂y si臋 poci膰. — Skoro nie wiemy, w jaki spos贸b si臋 zarazi艂a... — Spojrza艂 na koleg臋. — Trzeba wraca膰. Musz臋 si臋 raz jeszcze przyjrze膰 temu wirusowi.

* * *

— S艂ucham? — powiedzia艂 Gus Lorenz i spojrza艂 na zegarek. Kt贸ra to, u diab艂a?

— Gus?

— Tak, kto m贸wi?

— Mark Klein z Chicago.

— Co si臋 sta艂o? — spyta艂 Lorenz, kt贸ry poczu艂, 偶e ca艂a senno艣膰 nagle gdzie艣 ulatuje, kiedy us艂ysza艂 odpowied藕:

— Wydaje mi si臋, Gus... nie, jestem pewien, 偶e mamy tutaj przypadek ebola.

— Jak mo偶esz by膰 pewien?

— Widzia艂em wirusa, sam go wydzieli艂em. To pastora艂, nie ma mowy o pomy艂ce.

— Sk膮d przyjecha艂?

— To nie on, ale ona. Nie wyje偶d偶a艂a nigdzie poza Stany. — Kleinowi wystarczy艂a nieca艂a minuta na przekazanie wszystkich istotnych wiadomo艣ci. — W tej chwili zupe艂nie nie wiadomo, jak to wyja艣ni膰.

Lorenz m贸g艂by co prawda si臋 upiera膰, 偶e to niemo偶liwe, ale wsp贸lnota medycznych specjalist贸w darzy si臋 wielkim zaufaniem. Wiedzia艂, 偶e Mark Klein jest szanowanym profesorem jednej z najlepszych medycznych uczelni na 艣wiecie.

— Tylko jeden przypadek?

— Wszystko si臋 zaczyna od jednego, Gus — zauwa偶y艂 Klein.

Gus Lorenz odrzuci艂 po艣ciel i usiad艂 na 艂贸偶ku.

— Dobrze. Potrzebna mi pr贸bka.

— Kurier jest ju偶 w drodze na lotnisko O'Hare. Poleci pierwszym wolnym samolotem. Poczt膮 elektroniczn膮 mog臋 ci przes艂a膰 mikrografi臋.

— Za jakie艣 czterdzie艣ci minut b臋d臋 u siebie.

— Gus?

— Tak?

— Czy jest co艣, je艣li chodzi o stron臋 kliniczn膮, czego mog臋 nie wiedzie膰? Pacjentka jest w bardzo powa偶nym stanie — powiedzia艂 Klein w nadziei, 偶e by膰 mo偶e przeoczy艂 jakie艣 wa偶ne niedawne odkrycie.

— Obawiam si臋, 偶e nie, Mark. Nic, o czym bym wiedzia艂.

— Niech to cholera. Trudno, zrobimy wszystko, co w naszej mocy. Daj zna膰, 偶e przesy艂ka do ciebie dotar艂a. B臋d臋 u siebie w szpitalu.

Lorenz poszed艂 do 艂azienki i przemy艂 twarz zimn膮 wod膮. Niestety, to nie by艂 z艂y sen.

* * *

Nawet prasa da艂a spok贸j prezydentowi. Ryan pierwszy zszed艂 po schodkach, odda艂 honory sier偶antowi Si艂 Powietrznych, a nast臋pnie przeszed艂 pi臋膰dziesi膮t metr贸w do helikoptera. Wewn膮trz szybko zapi膮艂 pas i zapad艂 w drzemk臋. Pi臋tna艣cie minut p贸藕niej zszed艂 z nast臋pnych schodk贸w, odda艂 honory tym razem 偶o艂nierzowi piechoty morskiej i poszed艂 w kierunku Bia艂ego Domu. Po up艂ywie nast臋pnych pi臋tnastu minut by艂 w sypialni, kt贸ra, w przeciwie艅stwie do poprzednich, nie porusza艂a si臋.

— Przyjemna podr贸偶? — spyta艂a Cathy, otwieraj膮c jedno oko.

— D艂uga — odpowiedzia艂 m膮偶 i niemal natychmiast zasn膮艂.

* * *

Pierwszy samolot wylatywa艂 z Chicago do Atlanty o 6.15 czasu centralnego. Lorenz znalaz艂 si臋 w swoim gabinecie jeszcze wcze艣niej i siedzia艂 teraz przed komputerem, po艂膮czony z Kleinem przez Internet i jednocze艣nie przez telefon.

— Zaczynam przesy艂a膰 obraz — powiedzia艂 Klein.

Lorenz przygl膮da艂 si臋, jak od g贸ry do do艂u, linia po linii, szybciej ni偶 przes艂a艂by kopi臋 faks, buduje si臋 szczeg贸艂owy obraz.

— Powiedz mi, 偶e si臋 myl臋, Gus — us艂ysza艂 Lorenz g艂os Kleina, w kt贸rym nie by艂o jednak ani cienia nadziei.

— My艣l臋, 偶e sam wiesz najlepiej, Mark. — Zamilk艂 na chwil臋, wpatruj膮c si臋 w gotowy obraz. — To nasz znajomy.

— Gdzie pojawi艂 si臋 ostatnio?

— Mieli艣my kilka przypadk贸w w Zairze i dwa w Sudanie. Tyle mi przynajmniej wiadomo. Ta twoja pacjentka, czy by艂a...?

— Nie. Jak dot膮d nie uda艂o mi si臋 zidentyfikowa膰 偶adnych czynnik贸w ryzyka. Je艣li zwa偶y膰 na okres inkubacji, jest niemal pewne, 偶e musia艂a si臋 zarazi膰 tutaj, w Chicago. A to przecie偶 niemo偶liwe, prawda?

— Seks?

— Pyta艂em o to. Twierdzi, 偶e ostatnio nie utrzymywa艂a 偶adnych kontakt贸w. Czy zanotowano gdzie艣 inne przypadki?

— Nie, nigdzie. Mark, czy jeste艣 pewien tego wszystkiego, co mi powiedzia艂e艣?

Jakkolwiek obra藕liwie mog艂o zabrzmie膰 to pytanie, musia艂o zosta膰 postawione.

— Chcia艂bym si臋 myli膰. Przes艂a艂em ci trzeci膮 z uzyskanych przeze mnie mikrografii. Chcia艂em dobrze wyizolowa膰 wirusa. W jej krwi roi si臋 od nich. Gus, poczekaj chwil臋. — S艂ycha膰 by艂o odg艂os st艂umionej rozmowy. — Ockn臋艂a si臋 znowu. M贸wi, 偶e mniej wi臋cej tydzie艅 temu usuwa艂a z膮b. Mamy nazwisko dentysty; sprawdzimy tak偶e i to. Nic wi臋cej nie mamy.

— Dobrze. B臋d臋 czeka艂 na pr贸bki. To tylko jeden przypadek. Nie nale偶y wpada膰 w panik臋.

* * *

Raman dotar艂 do domu tu偶 przed 艣witem. Co za szcz臋艣cie, 偶e o tej porze ulice by艂y niemal puste. Po przybyciu do domu, wykona艂 rutynowe czynno艣ci. Na sekretarce znowu nagra艂 si臋 kto艣, kto po艂膮czy艂 si臋 omy艂kowo. Owym kim艣 by艂 pan Alahad.

* * *

B贸l by艂 tak ostry, 偶e wyrwa艂 go ze snu. Dwadzie艣cia krok贸w, kt贸re musia艂 zrobi膰 z sypialni do 艂azienki, wyda艂y mu si臋 podobne do maratonu. Uda艂o mu si臋 jednak docz艂apa膰. Poczu艂 straszliwe skurcze 偶o艂膮dka, co by艂o zdumiewaj膮ce, je艣li zwa偶y膰 na to, jak niewiele jad艂 w ci膮gu ostatnich kilku dni, na przek贸r usi艂owaniom 偶ony, kt贸ra pr贸bowa艂a wmusi膰 w niego przynajmniej talerz roso艂u i grzank臋. W po艣piechu 艣ci膮gn膮艂 spodnie i przycupn膮艂 na muszli, ale jednocze艣nie szarpn臋艂y nim wymioty; zgi臋ty w p贸艂 zwymiotowa艂 na posadzk臋. Przez chwil臋 czu艂 wstyd, ale potem zobaczy艂, co znalaz艂o si臋 u jego st贸p.

— Kochanie! — zawo艂a艂 z najwy偶szym wysi艂kiem. — Na pomoc!

48
Krwotok

Sze艣膰 godzin snu, czy nawet odrobin臋 mniej, to lepiej ni偶 nic. Tego ranka Cathy wsta艂a pierwsza, a dwie minuty p贸藕niej prezydent zjawi艂 si臋 w jadalni, zwabiony zapachem kawy.

— Gdy cz艂owiek jest taki zmarnowany, powinien przynajmniej mie膰 kaca, 偶eby by艂o na co zwali膰 win臋 — poskar偶y艂 si臋.

Poranne gazety le偶a艂y tam, gdzie zwykle. Na pierwszej stronie „Washington Post” zaznaczony by艂 artyku艂 podpisany przez Boba Holtzmana i Johna Plumbera. O, rzeczywi艣cie co艣 dobrego na pocz膮tek dnia.

— To naprawd臋 obrzydliwe — oznajmi艂a Sally Ryan, kt贸ra zd膮偶y艂a ju偶 obejrze膰 w porannych wiadomo艣ciach informacj臋 o ca艂ej sprawie. — Prawdziwe szmaty.

Powiedzia艂aby „kutasy” — ten termin cieszy艂 si臋 ostatnio wzi臋ciem po艣r贸d m艂odych dam z St. Mary's School — ale ojciec nie nawyk艂 jeszcze do faktu, 偶e Sally u偶ywa ju偶 doros艂ego j臋zyka.

— Mhm — mrukn膮艂 Ryan.

Artyku艂 zawiera艂 o wiele wi臋cej szczeg贸艂贸w, ni偶 mog艂o si臋 zmie艣ci膰 w kilkuminutowej wypowiedzi telewizyjnej, jednoznacznie te偶 wskazywa艂 na Eda Kealty'ego, kt贸ry w spos贸b niezgodny z prawem wykorzysta艂 jednego z pracownik贸w CIA jako 藕r贸d艂o przecieku. Informacja ta, wyja艣nia艂 artyku艂, nie by艂a do ko艅ca prawdziwa, a co gorsza, stanowi艂a rozmy艣lny atak polityczny na prezydenta, w kt贸rym prasa odegra艂a rol臋 poszczutych ogar贸w. Jack skrzywi艂 si臋 pogardliwie; te偶 mi rewelacja. „Post” k艂ad艂 przede wszystkim nacisk na instrumentalne wykorzystanie prasy do niecnych cel贸w, podkre艣la艂, 偶e skrucha wyra偶ona przez Plumbera by艂a jak najbardziej szczera, a tak偶e stwierdza艂, 偶e kierownicy redakcji informacyjnej NBC powstrzymali si臋 od komentarzy, zaj臋ci swoim w艂asnym dochodzeniem. Artyku艂 oznajmia艂 r贸wnie偶, 偶e „Post” jest w posiadaniu nieuszkodzonych ta艣m. Tak偶e „Washington Times” by艂 rozsierdzony, chocia偶 nie w ten sam spos贸b. Nale偶y spodziewa膰 si臋 bratob贸jczej walki mi臋dzy waszyngto艅skimi 艣rodowiskami dziennikarskimi, czemu, jak zauwa偶a艂 wst臋pniak „Timesa”, politycy b臋d膮 przygl膮da膰 si臋 z wyra藕nym rozbawieniem.

Dobrze, pomy艣la艂 Ryan, przynajmniej przez chwil臋 b臋d臋 mia艂 spok贸j.

Nast臋pnie otworzy艂 szar膮 teczk臋, zabezpieczon膮 ta艣m膮, kt贸ra wskazywa艂a na utajnienie wiadomo艣ci. Dokument nie by艂 naj艣wie偶szy.

— Sukinsyny! — szepn膮艂.

— Wreszcie pismaki dokopali sobie nawzajem — zauwa偶y艂a Cathy znad gazety.

— Mia艂em na my艣li Chi艅czyk贸w — mrukn膮艂 Miecznik.

* * *

Nie by艂a to jeszcze epidemia, gdy偶 nikt o niej nie wiedzia艂. Oko艂o dwudziestu lekarzy w ca艂ym kraju zosta艂o zbudzonych przez telefony, kt贸rych autorzy okazywali podniecenie, je艣li nie panik臋. W ka偶dym przypadku mowa by艂a o krwawych wymiotach i biegunce. Istnia艂o wiele medycznych powod贸w, kt贸re pozwala艂y wyja艣ni膰 te symptomy, na przyk艂ad sperforowane wrzody; w艣r贸d dzwoni膮cych liczn膮 grup臋 stanowili ludzie interesu, dla kt贸rych stres, g艂贸wna przyczyna wrzod贸w na 偶o艂膮dku, by艂 czym艣 r贸wnie normalnym jak krawat i bia艂a koszula. Niekt贸rym poradzono, aby zg艂osili si臋 na ostry dy偶ur do najbli偶szego szpitala, gdzie przebadaj膮 ich lekarze; innym polecono zjawi膰 si臋 w gabinecie pomi臋dzy 贸sm膮 a dziewi膮t膮, gdy偶 w ten spos贸b nie zak艂贸c膮 ustalonego ju偶 porz膮dku wizyt.

* * *

Gus Lorenz nie chcia艂 samotnie zmaga膰 si臋 ze swym problemem i wezwa艂 do pracowni komputerowej najbli偶szych wsp贸艂pracownik贸w. Kiedy weszli, natychmiast zauwa偶yli zapalon膮 fajk臋, jedna z epidemiolog贸w chcia艂a zaprotestowa膰, albowiem by艂o to niezgodne z federalnymi ustawami, ale powstrzyma艂o j膮 od tego zerkni臋cie na ekran monitora.

— Sk膮d to? — zapyta艂a.

— Z Chicago.

— Z naszego Chicago?

* * *

Pierre Alexandre znalaz艂 si臋 w swoim gabinecie na jedenastym pi臋trze Ross Building tu偶 przed 贸sm膮. Codzienne zaj臋cia rozpoczyna艂 od sprawdzenia faksu, kt贸rym lekarze przesy艂ali mu informacje o pacjentach chorych na AIDS. Dzi臋ki temu m贸g艂 obserwowa膰 znaczn膮 liczb臋 przypadk贸w, zar贸wno doradzaj膮c, je艣li chodzi o terapi臋, jak i wzbogacaj膮c swoj膮 w艂asn膮 wiedz臋. Tego ranka znalaz艂 tylko jeden faks, kt贸ry zawiera艂 do艣膰 dobre informacje. Merck opracowa艂 w艂a艣nie nowy specyfik, kt贸ry Federalny Urz膮d Lek贸w poddawa艂 intensywnym pr贸bom klinicznym; ponadto znajomy z Uniwersytetu Penn State informowa艂 o ciekawych rezultatach laboratoryjnego podawania leku.

W艂a艣nie wtedy zadzwoni艂 telefon.

— Alexandre.

— Izba przyj臋膰, panie profesorze. Czy m贸g艂by pan zej艣膰 na d贸艂? Mam tutaj pacjenta, m臋偶czyzna rasy bia艂ej, trzydzie艣ci siedem lat, wysoka gor膮czka, wewn臋trzny krwotok. Nie mam poj臋cia, co to mo偶e by膰... To znaczy wiem, jakie s膮 objawy...

— B臋d臋 za pi臋膰 minut.

— Dzi臋kuj臋, panie profesorze — us艂ysza艂 w odpowiedzi.

Internista, wirusolog i biolog molekularny w jednej osobie na艂o偶y艂 wykrochmalony fartuch, starannie go zapi膮艂 i uda艂 si臋 do izby przyj臋膰, kt贸ra na rozleg艂ym kampusie Hopkinsa znajdowa艂a si臋 w oddzielnym budynku. Nawet w wojsku zawsze nosi艂 si臋 w ten sam spos贸b. Nazywa艂 to Lekarskim Wygl膮dem. Stetoskop w prawej kieszeni, plakietka z nazwiskiem na lewej. Spokojny i pewny siebie wyraz twarzy. Wszed艂 do pomieszczenia; w nocy zawsze panowa艂 tu du偶y ruch. Czeka艂a na niego sta偶ystka, 艣liczna jak cukiereczek. W masce na twarzy, dziwne. Co si臋 mog艂o sta膰 w ten wiosenny poranek?

— Dzie艅 dobry — powiedzia艂 swym najbardziej czaruj膮cym kreolskim akcentem. — O co chodzi?

Poda艂a mu kart臋 i natychmiast zacz臋艂a m贸wi膰.

— Przywioz艂a go 偶ona. Wysoka gor膮czka, k艂opoty z utrzymaniem r贸wnowagi, niskie ci艣nienie, krwawe wymioty i krew w stolcu. Na twarzy s膮 te偶 jakie艣 wybroczyny... — Urwa艂a. — Nie bardzo wiem, jak to nazwa膰.

— Dobrze, przyjrzyjmy si臋 pacjentowi.

Zapowiada si臋 na dobr膮 lekark臋, pomy艣la艂 z przyjemno艣ci膮 Alexandre. Wiedzia艂a, czego nie wie, i wtedy prosi艂a o pomoc... Ale dlaczego nie kogo艣 z internist贸w? — pomy艣la艂 by艂y pu艂kownik i raz jeszcze spojrza艂 na m艂od膮 twarz. Na艂o偶y艂 mask臋 oraz r臋kawice i wszed艂 za zas艂on臋.

— Dzie艅 dobry, nazywam si臋 Alexandre, pracuj臋 w tym szpitalu. Wzrok m臋偶czyzny by艂 nieobecny, ale plamy na jego twarzy sprawi艂y, 偶e Alexandre'owi odebra艂o oddech. Z przesz艂o艣ci odleg艂ej o dziesi臋膰 lat nadp艂yn臋艂a twarz George'a Westphala.

— Jak pacjent znalaz艂 si臋 u nas?

— Lekarz rodzinny poradzi艂 偶onie, aby go tutaj przywioz艂a.

— Czym si臋 zajmuje? Fotoreporter? Dyplomata? Du偶o podr贸偶uje?

Sta偶ystka pokr臋ci艂a g艂ow膮.

— Sprzedaje pojazdy turystyczne i przyczepy kempingowe. Ma salon przy Pu艂aski Highway.

Alexandre rozejrza艂 si臋. Opr贸cz sta偶ystki, dw贸ch student贸w medycyny i dwie piel臋gniarki, wszyscy w maskach i r臋kawicach. Dobrze. Spostrzegawcza i rozs膮dna, pomy艣la艂; teraz ju偶 wiedzia艂, czego si臋 l臋ka艂a.

— Krew?

— Ju偶 pobrana, panie profesorze. Robiona jest powt贸rna analiza; kaza艂am przes艂a膰 pr贸bki do pa艅skiego laboratorium.

Skin膮艂 g艂ow膮.

— S艂usznie. Przyjmujemy natychmiast na m贸j oddzia艂. Potrzebny pojemnik na naczynia z krwi膮. Ostro偶nie ze wszystkim, co mia艂o styczno艣膰 z cia艂em pacjenta.

Jedna z si贸str znikn臋艂a, aby wype艂ni膰 polecenia.

— Profesorze, to wygl膮da jak... Wiem, 偶e to niemo偶liwe, ale...

— To niemo偶liwe — zgodzi艂 si臋 — ale niew膮tpliwie wygl膮da na petechiae, zupe艂nie jak w podr臋czniku. I na razie tak b臋dziemy to traktowa膰. — Zjawi艂a si臋 piel臋gniarka z pojemnikiem, w kt贸rym Alexandre umie艣ci艂 pr贸bki krwi. — Jak tylko pacjent zostanie przewieziony na pi臋tro, wszyscy maj膮 zmieni膰 ubrania i dok艂adnie si臋 odkazi膰. Przy zachowaniu odpowiedniej ostro偶no艣ci, niebezpiecze艅stwo nie jest wielkie. Czy jest tutaj jego 偶ona?

— Tak, w poczekalni.

— Prosz臋 skierowa膰 j膮 do mojego gabinetu. Chc臋 si臋 od niej dowiedzie膰 czego艣 wi臋cej. Jakie艣 pytania? — Rozejrza艂 si臋 po twarzach. — To do roboty.

Profesor Alexandre dok艂adnie sprawdzi艂, czy pojemnik jest hermetycznie zamkni臋ty i dopiero potem umie艣ci艂 go w kieszeni swojego fartucha. Gdy wraca艂 do siebie, nic ju偶 nie zosta艂o z dostojnego Lekarskiego Wygl膮du. Spogl膮daj膮c na drzwi windy, powtarza艂 sobie, 偶e to niemo偶liwe. Mo偶e co艣 innego. Ale co? Niekt贸re z objaw贸w bia艂aczki by艂y podobne, a chocia偶 by艂a to r贸wnie偶 straszliwa diagnoza, wola艂by jednak j膮. Winda stan臋艂a i drzwi si臋 rozsun臋艂y, po chwili by艂 w swoim laboratorium.

— Dzie艅 dobry, Janet.

— Dzie艅 dobry, Alex — odpowiedzia艂a Janet Clemenger, doktor biologii molekularnej.

Profesor wyj膮艂 z kieszeni plastikowe opakowanie.

— Trzeba to zrobi膰 jak najszybciej. Natychmiast.

— Co to takiego? — spyta艂a.

Niecz臋sto zdarza艂o si臋, aby kazano jej rzuca膰 wszystkie zaj臋cia, szczeg贸lnie na pocz膮tku dnia.

— Wygl膮da na gor膮czk臋 krwotoczn膮. Potraktuj to jako szczebel... czwarty.

Oczy Janet nieco si臋 rozszerzy艂y.

— Tutaj?

Pytanie to powtarzali lekarze jak Ameryka d艂uga i szeroka.

— Zaraz dostarcz膮 tu pacjenta. Musz臋 porozmawia膰 z jego 偶on膮.

Po艂o偶y艂a pojemnik na blacie sto艂u laboratoryjnego.

— Zwyk艂e testy na przeciwcia艂a?

— Tak. I, Janet, prosz臋, ostro偶nie.

— Mo偶esz by膰 pewny — powiedzia艂a.

Podobnie jak Alexandre, wiele mia艂a do czynienia z AIDS. Alexandre przeszed艂 do swego gabinetu i zadzwoni艂 do Dave'a Jamesa.

— Jeste艣 pewien? — spyta艂 dziekan.

— Dave, nie mamy jeszcze 偶adnych bada艅, tylko ogl臋dziny, ale ja ju偶 to widzia艂em. Zupe艂nie jak u George'a Westphala. Janet Clemenger robi teraz testy. My艣l臋, 偶e zanim si臋 nie upewnimy, 偶e to co艣 innego, musimy ten przypadek traktowa膰 jak najpowa偶niej. Je艣li badania laboratoryjne potwierdz膮 moje przypuszczenia, dzwoni臋 do Gusa, 偶eby og艂osi艂 stan zagro偶enia epidemiologicznego.

— Ralph pojutrze wraca z Londynu. Na razie tw贸j oddzia艂 si臋 tym zajmuje, Alex. Informuj mnie o wszystkim.

— Tak jest — powiedzia艂 eks-偶o艂nierz. Teraz trzeba porozmawia膰 z 偶on膮 pacjenta.

W izbie przyj臋膰 sprz膮tacze szorowali pod艂og臋 pod nadzorem siostry prze艂o偶onej. Z zewn膮trz dolecia艂 pot臋偶ny warkot helikoptera Sikorsky. Pierwsza Dama przybywa艂a do pracy.

* * *

Na lotnisku kurier przekaza艂 sw膮 przesy艂k臋 jednemu z laborant贸w Lorenza. Teraz wszystko potoczy艂o si臋 bardzo szybko. Testy na przeciwcia艂a czeka艂y ju偶 gotowe; przy zachowaniu najwy偶szej ostro偶no艣ci, kropla krwi zosta艂a przetoczona do ma艂ej rurki szklanej. P艂yn w niej zawarty natychmiast zmieni艂 kolor.

— To ebola, panie profesorze — poinformowa艂 laborant. W s膮siednim pokoju kropl臋 umieszczono pod elektronowym mikroskopem, wy艣wietlaj膮cym obraz na du偶ym monitorze. Lorenz wszed艂, czuj膮c si臋 dziwnie zm臋czony, jak na tak wczesn膮 por臋. Aparatura by艂a w艂膮czona, trzeba by艂o tylko wszystko wyregulowa膰.

— Patrz teraz, Gus — mrukn膮艂 szef laboratorium. Na ekranie ukaza艂 si臋 bardzo wyra藕ny obraz; w kropli krwi porusza艂y si臋 cieniutkie wst膮偶ki. Nied艂ugo zaw艂adn膮 ni膮 bez reszty.

— Sk膮d to jest?

— Z Chicago — odpar艂 Lorenz.

— Witamy w Nowym 艢wiecie, skurwysynu — mrukn膮艂 lekarz, tak operuj膮c wizj膮, oby otrzyma膰 powi臋kszenie jednej wst膮偶ki.

Teraz trzeba si臋 by艂o przyjrze膰, czy uda si臋 ustali膰 odmian臋 wirusa. Co musia艂o zabra膰 troch臋 czasu.

* * *

— A zatem nie wyje偶d偶a艂 z kraju? — Alexandre przebiega艂 list臋 rutynowych pyta艅.

— Nie — zapewni艂a. — Z domu wyje偶d偶a艂 w ci膮gu ostatniego miesi膮ca tylko na wielkie pokazy sprz臋tu turystycznego. 呕adnego nie opu艣ci艂.

— Prosz臋 pani, zadam teraz pytania, kt贸re mog膮 niekiedy by膰 k艂opotliwe czy nieprzyjemne. Prosz臋 mi uwierzy膰, to wszystko dla dobra pani m臋偶a. — Kobieta skin臋艂a g艂ow膮; Alexandre potrafi艂 by膰 bardzo przekonuj膮cy. — Czy ma pani jaki艣 pow贸d podejrzewa膰, 偶e pani m膮偶 spotyka艂 si臋 z inn膮 kobiet膮?

— Nie.

— Przepraszam, musia艂em o to spyta膰. Czy macie pa艅stwo mo偶e w domu egzotyczne zwierz臋ta?

— Tylko dwa psy my艣liwskie — odpowiedzia艂a za zdumieniem.

— Mo偶e ma艂py? Jakie艣 inne zwierz臋ta zza oceanu?

— Nie.

Wszystko na nic, pomy艣la艂 Alexandre, kt贸remu 偶adne kolejne pytanie nie przychodzi艂o do g艂owy. Przecie偶 pacjent musia艂 gdzie艣 podr贸偶owa膰.

— Czy mo偶e kto艣 z pa艅stwa rodziny albo przyjaci贸艂 cz臋sto wyje偶d偶a za granic臋?

— Nie... Czy mog臋 zobaczy膰 si臋 z m臋偶em?

— Tak, ale najpierw musimy go umie艣ci膰 w izolatce i przeprowadzi膰 konieczne zabiegi.

— On codziennie biega, nie pali, pije niewiele, zawsze byli艣my ostro偶ni, wi臋c...

Kobieta przestawa艂a panowa膰 nad sob膮.

— Nie b臋d臋 k艂ama艂. Du偶o wskazuje na to, 偶e pani m膮偶 jest bardzo powa偶nie chory, ale lekarz skierowa艂 was do najlepszego szpitala na 艣wiecie. Zaczyna艂em tutaj, a potem ponad dwadzie艣cia lat sp臋dzi艂em w Armii, zajmuj膮c si臋 najr贸偶niejszymi chorobami zaka藕nymi. Jest to zatem odpowiednie miejsce, a ja jestem odpowiednim lekarzem. — Musia艂 wyg艂osi膰 te s艂owa, w艂a艣ciwie puste, albowiem jednej rzeczy przenigdy nie wolno mu by艂o zrobi膰: odebra膰 komu艣 nadziei. Zadzwoni艂 telefon.

— S艂ucham, Alexandre.

— Alex, tu Jane. Test jest pozytywny, to ebola. Zbada艂am dwa razy. Przygotowa艂am ju偶 pr贸bk臋 dla CCZ, zdj臋cia mikroskopowe b臋d膮 gotowe za pi臋tna艣cie minut.

— Dobrze. Zaraz tam b臋d臋. — Od艂o偶y艂 s艂uchawk臋 i zwr贸ci艂 si臋 do kobiety. — Odprowadz臋 pani膮 teraz do poczekalni i oddam pod opiek臋 piel臋gniarek, kt贸re tak偶e nale偶膮 do najlepszych.

Wszystko by艂o bardzo nieweso艂e, chocia偶 ju偶 sam oddzia艂 chor贸b zaka藕nych nie nale偶a艂 do radosnych miejsc. Pr贸buj膮c doda膰 jej nadziei, by膰 mo偶e posun膮艂 si臋 o krok za daleko. Wpatrywa艂a si臋 teraz w niego jak w Pana Boga, kt贸ry jednak w tej chwili nie potrafi艂 udzieli膰 偶adnych konkretnych odpowiedzi, a na dodatek musia艂 j膮 jeszcze uprzedzi膰, 偶e piel臋gniarki musz膮 pobra膰 krew i od niej.

* * *

— Jak to wygl膮da, Scott? — spyta艂 Ryan poprzez trzyna艣cie stref czasowych.

— Pr贸buj膮 nas przycisn膮膰. Jack?

— No?

— Dwa razy widzia艂em tego faceta, 呕enga. M贸wi niewiele, ale jest znacznie wa偶niejsz膮 figur膮 ni偶 przypuszczali艣my. Odnosz臋 wra偶enie, 偶e kieruje ich ministrem spraw zagranicznych. To ostry gracz. Powiedz Foleyom, 偶eby mu si臋 przyjrzeli.

— Czy Tajpej zgodzi si臋 na rekompensat臋?

— A ty by艣 si臋 zgodzi艂?

— Ja bym im powiedzia艂, gdzie mog膮 mnie poca艂owa膰, ale w dyplomacji nie powinno si臋 traci膰 zimnej krwi, prawda?

— Przeka偶臋 Tajwa艅czykom 偶膮danie rekompensaty, wys艂uchaj膮 mnie, a potem spytaj膮, jakie w tym wszystkim stanowisko zajmuj膮 Stany Zjednoczone. Co mam im odpowiedzie膰?

— Obstajemy za przywr贸ceniem pokoju i stabilno艣ci.

— Ale te mog膮 nie przetrwa膰 godziny czy dw贸ch. Co potem? — nastawa艂 sekretarz stanu.

— Lepiej ode mnie znasz ten region. O co toczy si臋 gra, Scott?

— Nie wiem. Wydawa艂o mi si臋, 偶e wiem, ale si臋 myli艂em. Najpierw mia艂em nadziej臋, 偶e to mo偶e rzeczywi艣cie wypadek. Potem s膮dzi艂em, 偶e mo偶e chc膮 troch臋 nastraszy膰 Tajwan. Tymczasem wcale nie o to chodzi. Naciskaj膮 zbyt mocno i nie w tym kierunku. Jest jeszcze trzecia mo偶liwo艣膰: chc膮 wypr贸bowa膰 ciebie. Ale w takim przypadku zagrywaj膮 bardzo ostro, za ostro. Nie znaj膮 ci臋 jeszcze dobrze, wi臋c stawka zdecydowanie za wysoka, jak na pr贸bny balon. Nie wiem, jakie s膮 ich prawdziwe intencje, a bez tego nie potrafi臋 radzi膰, jak powinni艣my si臋 zachowa膰.

— Wiemy, 偶e stan臋li po stronie Japonii; 呕eng osobi艣cie popiera艂 tego sukinsyna Yamat臋 i...

— Ale wiedz膮 te偶, 偶e my o tym wiemy, i to powinno powstrzymywa膰 ich od dra偶nienia nas. Na stole pojawi艂o si臋 strasznie du偶o 偶eton贸w, Jack — oznajmi艂 z trosk膮 w g艂osie Adler. — A ja nie bardzo rozumiem, dlaczego.

— Powiedzie膰 Tajwa艅czykom, 偶e jeste艣my z nimi?

— Je艣li tak zrobisz, a rzecz si臋 rozejdzie i dotrze do Pekinu, wtedy mamy, zaraz... oko艂o sto tysi臋cy naszych obywateli jako zak艂adnik贸w. Nie chcia艂bym si臋 tu wdawa膰 w liczenie strat ekonomicznych, ale to wielka stawka...

— Z kolei je艣li nie poprzemy Tajwa艅czyk贸w, a ci poczuj膮 si臋 osamotnieni...

— Tak, ale to samo dotyczy drugiej strony. My艣l臋, 偶e najlepiej zobaczy膰, jak si臋 rzeczy potocz膮. Przeka偶臋 偶膮danie do Tajpej wraz z sugesti膮, aby o艣wiadczyli, 偶e wstrzymuj膮 si臋 od zaj臋cia jakiegokolwiek stanowiska do czasu, gdy jednoznacznie zostanie wyja艣niona sprawa Airbusa. My za偶膮damy tego na forum ONZ. Przedstawiciel USA postawi t臋 spraw臋 przed Rad膮 Bezpiecze艅stwa. To zabierze troch臋 czasu, a pr臋dzej czy p贸藕niej tej ich cholernej flocie zabraknie wreszcie paliwa. Nasza grupa lotniskowcowa jest ju偶 niedaleko, tak 偶e nie mo偶e si臋 wydarzy膰 nic naprawd臋 powa偶nego.

Ryan zmarszczy艂 brwi.

— Niezbyt mi si臋 podoba, ale zr贸b tak, jak m贸wisz. Tak czy owak, zabierze to dzie艅 lub dwa. Instynkt mi m贸wi, 偶eby poprze膰 Tajwan i pokaza膰 fig臋 ChRL.

— Sam dobrze wiesz, 偶e 艣wiat nie jest taki prosty — westchn膮艂 Adler.

— To nieprawda. Tak czy siak, do dzie艂a, Scott, i informuj mnie na bie偶膮co.

— Tak jest, sir.

* * *

Alex spojrza艂 na zegarek. Obok mikroskopu le偶a艂 notes, w kt贸rym Janet Clemenger pod 10.16 zapisa艂a w jaki spos贸b ona i profesor stwierdzili obecno艣膰 wirusa ebola. Po drugiej stronie analizowano krew pobran膮 od 偶ony pacjenta numer 1. Tak偶e tutaj stwierdzono obecno艣膰 przeciwcia艂 — kobieta by艂a zara偶ona wirusem ebola, chocia偶 jeszcze o tym nie wiedzia艂a.

— Maj膮 dzieci? — spyta艂a Janet, kiedy us艂ysza艂a wyniki.

— Tak, oboje w szkole.

— Alex, mo偶e ty wiesz co艣, o czym ja nie wiem... Mam nadzieje, 偶e maj膮 wykupione ubezpieczenie.

Clemenger nie mia艂a dyplomu z medycyny, ale w takich chwilach jak ta, ma艂o si臋 tym przejmowa艂a.

— Co jeszcze mo偶esz powiedzie膰?

— Musz臋 bardziej rozpracowa膰 map臋 gen贸w, ale sp贸jrz tylko... — Wskaza艂a miejsce na monitorze. — Widzisz, jak grupuj膮 si臋 p臋tle bia艂kowe i tutaj ich uk艂ad?

Janet by艂a najwi臋ksz膮 w laboratorium specjalistk膮 od kszta艂towania si臋 wirus贸w.

— Mayinga?

Bo偶e, to samo z艂apa艂 George... I podobnie jak teraz, nikt nie wiedzia艂, w jaki spos贸b...

— Za wcze艣nie na pewno艣膰. Sam wiesz, ile musz臋 sprawdzi膰, ale...

— Wszystko si臋 zgadza. Czynniki ryzyka nieznane w jego przypadku, mo偶e tak偶e i u niej. Janet, je艣li to si臋 przenosi przez uk艂ad oddechowy...

— Wiem, Alex. Ty zadzwonisz do Atlanty, czy ja mam to zrobi膰?

— Ja.

— To ja zaczn臋 rozdziera膰 tego sukinsyna na kawa艂eczki.

Droga z laboratorium do gabinetu wydawa艂a si臋 przera藕liwie d艂uga. Sekretarka siedzia艂a ju偶 za biurkiem i natychmiast spostrzeg艂a, w jakim nastroju jest jej szef.

* * *

— Profesor Lorenz ma teraz wa偶ne spotkanie — poinformowa艂a sekretarka. Normalny spos贸b na odp臋dzenie natr臋t贸w. Ale nie tym razem.

— To prosz臋 mu przerwa膰 i poinformowa膰, 偶e w wa偶nej sprawie dzwoni Pierre Alexandre z Johna Hopkinsa.

— Rozumiem, panie profesorze, prosz臋 zaczeka膰. Sekretarka nacisn臋艂a jeden guzik, a potem drugi, kt贸ry uruchomi艂 aparat w sali konferencyjnej.

— Profesorze Lorenz, pilny telefon.

— Od kogo, Marjorie?

— Na trzeciej linii jest profesor Alexandre; m贸wi, 偶e to wa偶ne.

— Dzi臋kuj臋. — Gus pstrykn膮艂 w przycisk. — S艂ucham, Alex, ale szybko, mamy tutaj powa偶ny problem — powiedzia艂 Lorenz g艂osem dziwnie na niego niecierpliwym.

— Wiem, w Ameryce pojawi艂a si臋 ebola.

— Rozmawia艂e艣 z Markiem?

— Jakim Markiem? — spyta艂 Alexandre.

— Zaraz, Alex, chwileczk臋. Z czym do mnie dzwonisz?

— Mam u siebie na oddziale dwoje pacjent贸w z ebola.

— W Baltimore?

— Tak i... Czy to znaczy, 偶e s膮 jeszcze jakie艣 przypadki?

— Tak, Mark Klein w Chicago ma pacjentk臋 z ebola. Zrobi艂em ju偶 mikrografi臋 pr贸bek krwi.

W dw贸ch odleg艂ych od siebie miastach dw贸ch 艣wiatowej klasy ekspert贸w robi艂o to samo. Jedna para oczu spogl膮da艂a na 艣cian臋 ma艂ego gabinetu, druga patrzy艂a w sali konferencyjnej na dziesi膮tk臋 lekarzy i naukowc贸w. Obie twarze wyra偶a艂y to samo.

— Czy kt贸re艣 z nich by艂o ostatnio w Chicago lub w Kansas City?

— Nie — odpar艂 eks-pu艂kownik. — O kt贸rej pacjent zjawi艂 si臋 u Kleina?

— Wczoraj wieczorem, ko艂o dziesi膮tej. A u ciebie?

— Dzisiaj rano przed 贸sm膮. M膮偶 ma wszystkie objawy, 偶ona jeszcze nie, ale badanie krwi da艂o wynik pozytywny. Gus... to straszne.

— Zaraz potem musz臋 zadzwoni膰 do Detrick.

— Koniecznie. I pilnuj faksu, Gus — doradzi艂 Alexandre. — Cholera, wiele bym da艂, 偶eby wszystko okaza艂o si臋 jak膮艣 cholern膮 pomy艂k膮.

Ale nie by艂a to pomy艂ka i obaj o tym wiedzieli.

— Zadzwoni臋 do ciebie, kiedy si臋 czego艣 dowiem.

— Dobrze.

Alex zamy艣li艂 si臋 ze s艂uchawk膮 w r臋ku. Tak偶e i on musia艂 zatelefonowa膰.

— Dave, tu Alex.

— Tak?

Po drugiej stronie by艂 dziekan wydzia艂u medycyny Hopkinsa.

— Wyniki pozytywne i u m臋偶a i u 偶ony, chocia偶 u niej nie ma jeszcze objaw贸w. U m臋偶a podr臋cznikowe symptomy.

— Co si臋 dzieje, Alex?

— Zadzwoni艂em do Gusa, mieli w艂a艣nie zebranie w zwi膮zku z przypadkiem ebola w Chicago. Dowiedzia艂em si臋, 偶e przed p贸艂noc膮 stwierdzi艂 go Mark Klein. 呕adnych powi膮za艅 pomi臋dzy pacjentem z Chicago a naszymi. Wi臋c... zdaje si臋, 偶e mamy do czynienia z potencjaln膮 epidemi膮. Musimy uprzedzi膰 s艂u偶by sanitarne i w艂adze. Mo偶e przedosta艂a si臋 jaka艣 zatruta substancja.

— Epidemia? Ale...

— Musz臋 tam zadzwoni膰, Dave. CCZ rozmawia ju偶 z Armi膮. Dok艂adnie wiem, co powiedz膮 w Detrick. Sze艣膰 miesi臋cy temu ja odbiera艂bym taki telefon.

Zadzwoni艂 inny aparat; sekretarka podnios艂a s艂uchawk臋, a w chwil臋 p贸藕niej pojawi艂a si臋 w drzwiach.

— Panie profesorze, izba przyj臋膰, wzywaj膮 pana natychmiast.

Alex przekaza艂 wiadomo艣膰 dziekanowi.

— Tam si臋 spotkamy. Zaraz id臋 — powiedzia艂 Dave James.

* * *

— Nast臋pny telefon nagrany na sekretarce b臋dzie oznacza艂, 偶e mo偶esz przyst膮pi膰 do wype艂nienia swojej misji — oznajmi艂 Alahad. — Do ciebie b臋dzie nale偶a艂 wyb贸r momentu. — Nie doda艂, 偶eby by艂oby lepiej dla niego, gdyby Raman skasowa艂 wszystkie zapisy w sekretarce. Osob臋 zamierzaj膮c膮 si臋 po艣wi臋ci膰, taka uwaga mog艂aby zirytowa膰. — Nie spotkamy si臋 ju偶 na tym 艣wiecie.

— Musz臋 wraca膰 do pracy — powiedzia艂 Raman z wahaniem. Rozkaz zosta艂 wi臋c ostatecznie wydany. Dwaj m臋偶czy藕ni obj臋li si臋, a potem m艂odszy si臋 oddali艂.

* * *

— Cathy?

Caroline Ryan podnios艂a g艂ow臋 i zobaczy艂a zagl膮daj膮cego przez drzwi Bernie'ego Katza.

— Tak, Bernie?

— Dave zwo艂a艂 na drug膮 zebranie rady wydzia艂u. Wyje偶d偶am do Nowego Jorku na t臋 konferencj臋 na Columbii, a Hal po po艂udniu operuje. Zast膮pisz mnie?

— Oczywi艣cie.

— Dzi臋kuj臋.

Powr贸ci艂a do studiowania kart chorobowych.

* * *

Dziekan poleci艂 sekretarce zwo艂a膰 zebranie, zmierzaj膮c do drzwi wyj艣ciowych. Teraz znajdowa艂 si臋 w izbie przyj臋膰. W masce nie r贸偶ni艂 si臋 od innych lekarzy.

Pacjent nie mia艂 偶adnych kontakt贸w z przyj臋tym wcze艣niej ma艂偶e艅stwem. Z odleg艂o艣ci trzech metr贸w patrzyli jak w rogu pomieszczenia wymiotuje do plastikowego pojemnika. Wyra藕nie rozpoznawalna by艂a krew.

Chorego przyjmowa艂a ta sama co przedtem sta偶ystka.

— 呕adnych godnych uwagi podr贸偶y. Bywa艂 czasami w Nowym Jorku i tyle; teatr, salon samochodowy, zwiedzanie. Co z pierwszym?

— Pozytywny test na obecno艣膰 ebola.

Oczy rozszerzy艂y si臋 jej jak u sowy.

— Tutaj?

— Tutaj. Prosz臋 si臋 tak nie dziwi膰; przecie偶 nie bez powodu wezwa艂a mnie pani, prawda?

Spojrza艂 na dziekana i uni贸s艂 pytaj膮co brwi.

— O drugiej rada wydzia艂u w moim gabinecie. Nie da si臋 wcze艣niej, Alex. Jedna trzecia teraz operuje albo ma obchody.

— Czy ten przypadek tak偶e do Ross? — spyta艂a sta偶ystka.

— Tak, natychmiast.

Alexandre poci膮gn膮艂 dziekana za r臋kaw i wyprowadzi艂 na korytarz. Tutaj zapali艂 papierosa, ku zdumieniu stra偶nik贸w, do kt贸rych obowi膮zk贸w nale偶a艂o prze艣ladowanie palaczy.

— Co tu si臋, u diab艂a, wyrabia?

— Trzeba wyci膮gn膮膰 wnioski z tych przypadk贸w. — Alexandre zaci膮gn膮艂 si臋 kilka razy. — Mog臋 ci powiedzie膰, jaka z pewno艣ci膮 b臋dzie reakcja w Detrick.

— Jaka?

— Dave, dwa niezale偶ne Przypadki Zerowe, odleg艂e o tysi膮c pi臋膰set kilometr贸w i w odst臋pie o艣miu godzin. 呕adnego pokrewie艅stwa, 偶adnych zwi膮zk贸w. Zastan贸w si臋.

Pierre Alexandre znowu zaci膮gn膮艂 si臋 papierosem.

— Zbyt sk膮pe dane — broni艂 si臋 James.

— Wszystko bym da艂 za to, 偶eby si臋 myli膰. Ostro si臋 do tego wezm膮 w Atlancie. Maj膮 tam dobrych ludzi, co ja m贸wi臋, najlepszych. Ale oni maj膮 inny punkt widzenia ni偶 ja. Dostatecznie d艂ugo nosi艂em mundur. No c贸偶 — kolejny dymek — zrobimy wszystko, co w naszej mocy. 呕adne miejsce w Afryce nie mo偶e si臋 r贸wna膰 z nami. Ani z Chicago. Ani z 偶adnym innym szpitalem, z kt贸rego do nas zadzwoni膮.

— Inne szpitale?

James by艂 znakomitym lekarzem, ale ci膮gle nie potrafi艂 zdoby膰 si臋 na wyci膮gni臋cie logicznego wniosku.

— Autorem pierwszej pr贸by wojny biologicznej by艂 Aleksander Wielki. Za pomoc膮 katapult przerzuci艂 cia艂a ofiar zarazy przez mury obl臋偶onego miasta. Nie wiem, czy to poskutkowa艂o, w ka偶dym razie zdoby艂 miasto, wymordowa艂 mieszka艅c贸w i poszed艂 dalej.

Teraz dziekan wreszcie zrozumia艂. Doktor James zrobi艂 si臋 r贸wnie blady, jak pacjent wymiotuj膮cy za drzwiami.

* * *

— Jeff?

Raman znajdowa艂 si臋 w lokalnym o艣rodku dowodzenia i przegl膮da艂 rozk艂ad zaj臋膰 prezydenta. Mia艂 zadanie do wykonania i nadszed艂 czas przygotowa艅. Obok stan臋艂a Andrea.

— W pi膮tek mamy by膰 w Pittsburghu. Pojedziesz tam z grup膮 przygotowawcz膮? Pojawi艂y si臋 jakie艣 problemy z hotelem.

— Jasne. Kiedy?

— Samolot masz za p贸艂torej godziny. — Andrea poda艂a bilet. — Wr贸cisz jutro wieczorem.

By艂oby nie藕le, my艣la艂 Raman, gdybym wyszed艂 z tego z 偶yciem. Co stawa艂o si臋 mo偶liwe, je艣li to on b臋dzie organizowa膰 ochron臋 jednego z wyst臋p贸w prezydenta. Nie mia艂 nic przeciw m臋cze艅skiej 艣mierci, ale nie zamierza艂 te偶 rezygnowa膰 z mo偶liwo艣ci przetrwania.

— W porz膮dku — odpar艂 zamachowiec. Nie musia艂 si臋 trapi膰 o pakowanie. Ka偶dy agent Tajnej S艂u偶by mia艂 gotow膮 torb臋 w samochodzie.

* * *

Potrzeba by艂o przelotu trzech satelit贸w, 偶eby Narodowe Biuro Rozpoznania zdecydowa艂o si臋 oceni膰 sytuacj臋. Wszystkich sze艣膰 pancernych dywizji ZRI, kt贸re uczestniczy艂y w manewrach, poddanych teraz by艂o generalnemu przegl膮dowi. Kto艣 m贸g艂by utrzymywa膰, 偶e nic w tym dziwnego. Po intensywnych 膰wiczeniach, w ka偶dej jednostce odbywa艂 si臋 przegl膮d, ale sze艣膰 dywizji, tworz膮ce trzy pancerne korpusy — to troch臋 za du偶o. Informacje natychmiast przekazano rz膮dowi saudyjskiemu i kuwejckiemu, jednocze艣nie Pentagon skontaktowa艂 si臋 z Bia艂ym Domem.

— S艂ucham — zg艂osi艂 si臋 Ryan.

— Zesp贸艂 od SOW nie ma jeszcze gotowej oceny si艂 zbrojnych ZRI, ale dotar艂y do nas... hm, niepokoj膮ce wiadomo艣ci. Mo偶e lepiej, 偶eby przekaza艂 je admira艂 Jackson.

Prezydent wys艂ucha艂 informacji, kt贸rej sens wyda艂 mu si臋 jasny, aczkolwiek wola艂by mie膰 na biurku Specjaln膮 Ocen臋 Wywiadu, 偶eby lepiej wyczu膰 polityczne intencje ZRI.

— Sugestie?

— My艣l臋, 偶e mo偶e dobrze by艂oby ruszy膰 nasze okr臋ty transportowe z Diego Garcia. Troch臋 膰wicze艅 im nie zaszkodzi. Bez specjalnego zamieszania zawsze mo偶emy je wys艂a膰 w morze, 偶eby w razie czego w ci膮gu 48 godzin mog艂y dotrze膰 do Arabii Saudyjskiej. Proponowa艂bym te偶 postawi膰 w stan gotowo艣ci 18. Korpus Powietrznodesantowy, czyli dywizje: Osiemdziesi膮t膮 Drug膮, Sto Pierwsz膮 i Dwudziest膮 Czwart膮 Zmechanizowan膮.

— Czy to wzbudzi jakie艣 niepokoje? — spyta艂 Jack.

— Nie, sir. To rutynowe alarmy gotowo艣ci, kt贸re przeprowadzamy od czasu do czasu.

— Dobrze. Ale bez rozg艂osu.

— Mo偶e przyda艂oby si臋 urz膮dzi膰 jakie艣 wsp贸lne manewry z zaprzyja藕nionymi armiami tego regionu?

— Pomy艣l臋 nad tym. Co艣 jeszcze?

— Nie, panie prezydencie — odpar艂 Bretano. — B臋dziemy informowa膰 o wszystkich zmianach.

* * *

Do po艂udnia CCZ w Atlancie zarejestrowa艂o trzydzie艣ci informacji z dziesi臋ciu stan贸w. Wszystkie zosta艂y przekazane do Fort Detrick w Marylandzie, gdzie mie艣ci艂 si臋 Medyczny Instytut Chor贸b Zaka藕nych Armii USA — MICZUSA — wojskowy odpowiednik Centrum Chor贸b Zaka藕nych w Atlancie. Wiadomo艣ci by艂y wprawdzie niepokoj膮ce, ale nie na tyle, aby wymusza膰 gwa艂towne posuni臋cia. Robocz膮 narad臋 zwo艂ano na popo艂udnie, do tego za艣 czasu oficerowie i cywile mieli uporz膮dkowa膰 dane. Wielu wy偶szych oficer贸w ze szpitala Marynarki im. Waltera Reeda ruszy艂o s艂u偶bowymi autami na mi臋dzystanow膮 autostrad臋 I-70.

* * *

— Profesor Ryan?

— Tak?

Cathy podnios艂a wzrok.

— Zebranie rady wydzia艂u zosta艂o przy艣pieszone — oznajmi艂a sekretarka. — Prosz膮, 偶eby zjawi艂a si臋 pani jak najszybciej.

— Dobrze, ju偶 id臋.

W drzwiach sta艂 ju偶 Robert Altman.

— Zmiana rozk艂adu zaj臋膰? — spyta艂 agent odpowiadaj膮cy za jej ochron臋.

— Co艣 si臋 dzieje, ale nie wiem, co.

— Gdzie jest gabinet dziekana? — Nigdy tam nie by艂. Zebrania, w kt贸rych dot膮d uczestniczy艂a, odbywa艂y si臋 w Maumanee.

— Tam. — Pokaza艂a r臋k膮. — Po drugiej stronie Monument Street, w budynku administracyjnym.

— Chirurg idzie na p贸艂nocn膮 stron臋 Monument. — Jak spod ziemi natychmiast pojawili si臋 agenci, co w innych warunkach mog艂oby si臋 nawet wyda膰 zabawne. — Je艣li pani pozwoli, wejd臋 z pani膮 do gabinetu dziekana; postaram si臋 nie rzuca膰 w oczy — zapewni艂 Altman.

Cathy skin臋艂a g艂ow膮; nie by艂o sensu si臋 spiera膰. Siedziba dziekana na pewno mu si臋 nie spodoba z powodu wielkich okien. Spacerkiem dochodzi艂o si臋 tam w dziesi臋膰 minut; wi臋ksza cz臋艣膰 drogi by艂a os艂oni臋ta. Odetchnie troch臋 艣wie偶ym powietrzem. Wchodz膮c do budynku, zobaczy艂a wi臋kszo艣膰 tych koleg贸w, kt贸rzy nie byli w rozjazdach zwi膮zanych z pe艂nieniem kierowniczych funkcji. Zamaszystym krokiem wszed艂 Pierre Alexandre, w zielonym fartuchu, z teczk膮 pod pach膮 i marsow膮 min膮; wpad艂by na ni膮, gdyby nie interwencja jednego z ochroniarzy.

— Mi艂o ci臋 wiedzie膰, Cathy — mrukn膮艂 w przelocie. — I tych pan贸w r贸wnie偶.

— To mi艂o, jak cz艂owieka doceniaj膮 — powiedzia艂 Altman do koleg贸w. W drzwiach pojawi艂 si臋 dziekan.

— Prosz臋, prosz臋.

Wystarczy艂o jedno spojrzenie i agent ju偶 opuszcza艂 偶aluzje w oknach, kt贸re wychodzi艂y na 艣cian臋 anonimowych dom贸w. Kilku lekarzy spojrza艂o ze zdziwieniem, wiedz膮c jednak, w jakiej roli wyst臋puje Altman, nie protestowali.

Przybyli jeszcze zajmowali miejsca za sto艂em, kiedy Dave James oznajmi艂:

— Otwieram posiedzenie rady wydzia艂u i oddaj臋 g艂os Pierre'owi Alexandre'owi.

Oby艂o si臋 bez wst臋p贸w.

— Mamy pi臋膰 przypadk贸w ebola w Ross Building. Wszystkie pojawi艂y si臋 dzisiaj.

Kilka g艂贸w poderwa艂o si臋 gwa艂townie; Cathy zamruga艂a oczami.

— Studenci z Zairu? — spyta艂 naczelny chirurg.

— Agent samochodowy i jego 偶ona, sprzedawca z Annapolis, trzy osoby, kt贸rych danych nie pami臋tam, w ka偶dym razie odpowied藕 na twoje pytanie brzmi: „nie”. Nikt z nich ostatnio nie przebywa艂 za granic膮. W czterech przypadkach mamy pe艂en zestaw objaw贸w. Tylko u 偶ony agenta nie ma 偶adnych symptom贸w, natomiast we krwi wykryto przeciwcia艂a. To jedyna dobra wiadomo艣膰. Nasze przypadki nie s膮 odosobnione. CCZ otrzyma艂o podobne informacje z Chicago, Filadelfii, Nowego Jorku, Bostonu i Dallas. Tak sytuacja przedstawia艂a si臋 godzin臋 temu. O jedenastej odnotowano dwadzie艣cia zachorowa艅, dwa razy wi臋cej ni偶 o dziesi膮tej, wi臋c mo偶na przypu艣ci膰, 偶e liczba ta stale ro艣nie.

Nikt nie oponowa艂 i Cathy wiedzia艂a, dlaczego. Wi臋kszo艣膰 jej koleg贸w by艂a wprawdzie znakomito艣ciami, specjalistami, czterech wr臋cz najlepszymi na 艣wiecie, a chocia偶 zawsze zaciekle bronili swojego zdania i niezale偶no艣ci, to jednak wiele czasu sp臋dzali na rozmowach z fachowcami z innych dziedzin, gdy偶, tak jak ona, chcieli wiedzie膰 wszystko. Rozumieli wprawdzie, 偶e jest to niemo偶liwe nawet w ramach ich specjalno艣ci, a przecie偶 nie umniejsza艂o to ich pasji. Kiedy teraz patrzy艂o si臋 na ich powa偶ne twarze, wida膰 by艂o, 偶e wszyscy wiedz膮 na temat chor贸b zaka藕nych dostatecznie wiele, aby nie protestowa膰.

Ebola by艂a jedn膮 z chor贸b zaka藕nych i jak ka偶da z nich, rozszerza艂a si臋 z pojedynczego ogniska. Zawsze by艂a pierwsza ofiara, okre艣lana mianem Pacjenta nr 0 albo Przypadkiem Zerowym, od kt贸rego wszystko si臋 rozpoczyna艂o. 呕adna epidemia nie wybucha艂a tak jak tutaj. CCZ i MICZUSA, kt贸re oficjalnie obwieszcza艂y stan zagro偶enia epidemi膮, gromadzi艂y, opracowywa艂y i przedstawia艂y informacje w spos贸b bardzo 艣ci艣le sformalizowany. Sytuacja by艂a mniej sztywna w przypadku instytucji leczniczej, a ich szpital dodatkowo korzysta艂 na tym, 偶e Alex by艂 do niedawna szefem jednego z oddzia艂贸w w Fort Detrick. W ramach planu post臋powania w przypadku wybuchu epidemii, John Hopkins znalaz艂 si臋 na li艣cie tych plac贸wek, do kt贸rych mieli by膰 kierowani chorzy.

— Alex — odezwa艂 si臋 kierownik wydzia艂u urologicznego — z literatury wynika, 偶e ebola jest przenoszona tylko w du偶ych porcjach p艂yn贸w. Jak mo偶e rozszerza膰 si臋 tak szybko, chocia偶by w skali lokalnej?

— Mamy tutaj do czynienia z odmian膮 o nazwie Mayinga, nadanej jej od imienia piel臋gniarki, u kt贸rej wykryto j膮 po raz pierwszy, a kt贸rej nie uda艂o si臋 uratowa膰. Nie wiadomo, w jaki spos贸b si臋 zarazi艂a. To samo przydarzy艂o si臋 w roku 1990 memu koledze George'owi Westphalowi i tak偶e w jego przypadku nie uda艂o si臋 ustali膰 drogi zaka偶enia. Istnieje przypuszczenie, 偶e ta odmiana przenosi si臋 drog膮 kropelkow膮, przez uk艂ad oddechowy. Poza tym, jak sami wiecie, istniej膮 sposoby na wzmocnienie wirus贸w. Mo偶na na przyk艂ad wbudowa膰 geny nowotworowe.

— Czy istnieje jaka艣 terapia, chocia偶by na poziomie eksperymentalnym? — indagowa艂 dalej urolog.

— Rousseau prowadzi badania w Instytucie Pasteura, jak na razie jednak bez skutku.

W sali zapanowa艂a atmosfera powszechnego przygn臋bienia. Nale偶eli do najlepszych na 艣wiecie fachowc贸w, ale oto okazywa艂o si臋, 偶e ca艂a ich wiedza jest bezsilna.

— Co ze szczepionk膮? Mog艂aby by膰 bardzo s艂aba.

— MICZUSA pracuje nad ni膮 od dziesi臋ciu lat; wirus wyst臋puje w bardzo zr贸偶nicowanych odmianach. Szczepionka, kt贸ra skutkuje w przypadku jednej, nie pomaga w innych. Poza tym sama mo偶e by膰 zab贸jcza. Znane mi badania szacuj膮, 偶e dwa procent zachorowa艅 pochodzi od szczepionki. Merck uwa偶a, 偶e uda si臋 to poprawi膰, ale trzeba czasu.

Chirurg pokr臋ci艂 g艂ow膮. Zarazi膰 chorob膮 o wsp贸艂czynniku 艣miertelno艣ci osiemdziesi膮t procent jedn膮 osob臋 na pi臋膰dziesi膮t, to znaczy艂o na ka偶dy milion zainfekowa膰 dwadzie艣cia tysi臋cy os贸b, z kt贸rych szesna艣cie tysi臋cy mia艂o umrze膰, W skali ca艂ych Stan贸w Zjednoczonych trzy miliony ludzi ponios艂oby 艣mier膰 tylko dlatego, 偶e usi艂owano je ratowa膰. Wyb贸r jak pomi臋dzy ki艂膮 a rze偶膮czk膮.

— Za wcze艣nie jeszcze na ocen臋 rozmiar贸w przypuszczalnej epidemii — rozmy艣la艂 na g艂os urolog — a nie wiemy te偶, jak mo偶e si臋 ona rozszerza膰 w naszych warunkach. Dlatego nie spos贸b na razie zadecydowa膰, jakie podj膮膰 艣rodki zaradcze.

— S艂usznie.

W takim gronie szybko dochodzi艂o si臋 do porozumienia.

— Pierwszy kontakt z zara偶onymi b臋d膮 mieli moi ludzie — odezwa艂 si臋 ordynator oddzia艂u nag艂ych wypadk贸w. — Musz臋 ich ostrzec, 偶eby zminimalizowa膰 niebezpiecze艅stwo zara偶enia.

— Kto powiadomi Jacka? — spyta艂a Cathy. — Musi si臋 dowiedzie膰 i to jak najszybciej.

— To zadanie MICZUSA i Naczelnego Lekarza Kraju.

— Ale sam powiedzia艂e艣, 偶e procedura nakazuje im poczeka膰 z ostateczn膮 ocen膮, tak?

— Tak.

Chirurg zwr贸ci艂a si臋 do Roya Altmana.

— Helikopter dla mnie. Natychmiast.

49
Czas reakcji

Telefon zaskoczy艂 pu艂kownika Goodmana przy sp贸藕nionym obiedzie. Wcze艣niej odby艂 lot kontrolny na zapasowym VH-60, w kt贸rym w艂a艣nie wymieniono turbin臋. Maszyna przeznaczona dla Chirurga by艂a gotowa do lotu. Trzyosobowa za艂oga po艣pieszy艂a do 艣mig艂owca, nie zadaj膮c pyta艅, sk膮d zmiana codziennego rozk艂adu zaj臋膰. Dziesi臋膰 minut po telefonie helikopter by艂 ju偶 w powietrzu i wzi膮艂 kurs na p贸艂noc; po nast臋pnych dwudziestu szykowa艂 si臋 do l膮dowania. Pu艂kownik dostrzeg艂 w dole Chirurga, z Foremk膮 u boku, agent贸w ochrony... a tak偶e jakiego艣 nieznanego m臋偶czyzn臋 w zielonym p艂aszczu. Sprawdzi艂 kierunek wiatru i zacz膮艂 si臋 obni偶a膰.

Zebranie rady wydzia艂u sko艅czy艂o si臋 pi臋膰 minut wcze艣niej. Podj臋to wst臋pne decyzje. Dwa pi臋tra mia艂y zosta膰 opr贸偶nione i przygotowane na przyj臋cie ewentualnych pacjent贸w z ebola. Ordynator izby przyj臋膰 zwo艂ywa艂 w艂a艣nie zebranie pracownik贸w, na kt贸rym mia艂 im przekaza膰 niezb臋dne informacje. Jeden ze wsp贸艂pracownik贸w Alexandre'a dzwoni艂 do Atlanty, aby dowiedzie膰 si臋 o liczbie zg艂oszonych przypadk贸w, a tak偶e poinformowa膰, 偶e Hopkins dzia艂a zgodnie z planem zagro偶enia epidemiologicznego. Pierre nie mia艂 czasu uda膰 si臋 do swego gabinetu i przebra膰. Tak偶e Cathy mia艂a na sobie laboratoryjny kitel, ale ten narzuci艂a na normalne ubranie. Alexandre ubrany by艂 w trzeci ju偶 dzisiaj zielony fartuch, 偶ona prezydenta zapewni艂a go jednak, 偶e mo偶e si臋 tym nie przejmowa膰. Musieli poczeka膰, a偶 zatrzyma si臋 wirnik no艣ny i dopiero wtedy agenci Tajnej S艂u偶by pozwolili im zbli偶y膰 si臋 do maszyny. Alex zauwa偶y艂 dwa dalsze 艣mig艂owce kr膮偶膮ce w odleg艂o艣ci mniej wi臋cej kilometra. Wygl膮da艂y na policyjne i stanowi艂y zapewne ubezpieczenie.

Szybko znale藕li si臋 na pok艂adzie. Katie — kt贸rej lekarz nigdy wcze艣niej nie pozna艂 — zaj臋艂a najbezpieczniejsze miejsce w helikopterze, za plecami pilot贸w, na opuszczanym siedzeniu. Alexandre od lat ju偶 nie siedzia艂 w Black Hawku, ci膮gle jednak pami臋ta艂 jak zapi膮膰 pasy. Cathy wykonywa艂a t臋 operacj臋 niemal machinalnie. Trzeba by艂o pom贸c dziewczynce, kt贸ra z dum膮 nosi艂a he艂m: r贸偶owy, z kr贸likiem namalowanym z przodu, co na pewno by艂o pomys艂em kt贸rego艣 z marines. Kilka sekund p贸藕niej silnik ruszy艂.

— Wszystko rozgrywa si臋 b艂yskawicznie — odezwa艂 si臋 w interkomie Alexandre.

— S膮dzisz, 偶e mo偶emy czeka膰? — spyta艂a Cathy.

— Nie.

— Pu艂kowniku? — zwr贸ci艂a si臋 Cathy do pilota.

— S艂ucham pani膮?

— Jak najszybciej — poleci艂a.

Goodman nigdy jeszcze nie s艂ysza艂 takiego tonu u Chirurga; jak ka偶dy 偶o艂nierz, zareagowa艂 na rozkaz. Obni偶y艂 nos 艣mig艂owca i zwi臋kszy艂 pr臋dko艣膰 do trzystu kilometr贸w na godzin臋.

— 艢pieszy si臋 pan, pu艂kowniku? — zapyta艂 pilot 艣mig艂owca eskorty.

— Pierwsza Dama si臋 艣pieszy. Kurs Bravo.

Po艂膮czy艂 si臋 z lotniskiem Baltimore-Waszyngton, aby kontrolerzy lot贸w dali mu wolny przelot, co nie potrwa d艂ugo. Ku zdziwieniu pasa偶er贸w, dwa 737 musia艂y zrobi膰 dodatkowy kr膮g przed podej艣ciem do l膮dowania. Foremka ucieszy艂a si臋, 偶e z tak bliska obserwuje samoloty w powietrzu.

* * *

— Panie prezydencie?

— Tak, Andrea?

— Pa艅ska 偶ona leci tutaj z Baltimore. Chce si臋 z panem zobaczy膰, nie wiem, o co chodzi. B臋dzie za kwadrans.

— Co艣 si臋 komu艣 sta艂o? — spyta艂 zaniepokojony Jack.

— Nie, wszyscy s膮 w porz膮dku. Foremka leci razem z pani膮 Ryan — odpowiedzia艂a agentka.

— Okay.

Ryan powr贸ci艂 do raportu o wynikach 艣ledztwa w sprawie zamachu na jego c贸rk臋.

* * *

— Pat, nie ma 偶adnych w膮tpliwo艣ci, 偶e musia艂e艣 u偶y膰 broni.

Murray osobi艣cie chcia艂 o tym poinformowa膰 swego podw艂adnego; sprawa nie pozostawia艂a 偶adnych w膮tpliwo艣ci, ale procedura by艂a procedur膮.

O'Day skrzywi艂 si臋.

— Przynajmniej tego drugiego powinienem by艂 wzi膮膰 偶ywcem — mrukn膮艂.

— Nie mo偶esz sobie robi膰 wyrzut贸w. Nie wolno ci by艂o ryzykowa膰, kiedy dooko艂a mia艂e艣 dzieci. Przypuszczam, 偶e dostaniesz jakie艣 odznaczenie.

— Wiadomo co艣 bli偶ej o tym Goldblumie?

— Mamy zdj臋cia do prawa jazdy i troch臋 wype艂nionych formularzy, ale poza tym trudno b臋dzie udowodni膰, 偶e w og贸le istnia艂.

Klasyczna sytuacja. W pi膮tkowe popo艂udnie „Mordechaj Goldblum” pojecha艂 samochodem na mi臋dzynarodowe lotnisko Baltimore-Waszyngton, sk膮d polecia艂 na lotnisko Kennedy'ego w Nowym Jorku. Tyle uda艂o si臋 ustali膰 na podstawie biletu wystawionego przez US Air. Potem rozp艂yn膮艂 si臋 jak mg艂a. Najprawdopodobniej mia艂 przy sobie komplet innych dokument贸w, kt贸re wykorzysta艂, kupuj膮c bilet na zagraniczny rejs z Nowego Jorku. Je艣li by艂 naprawd臋 sprytny, pojecha艂 taks贸wk膮 do Newark lub na LaGuardi臋 i albo z pierwszego portu polecia艂 za ocean, albo z drugiego do Kanady. Agenci nadal przepytywali w Nowym Jorku pracownik贸w wszystkich linii lotniczych. Jednak niemal ka偶da 艣wiatowa firma mia艂a swoje przedstawicielstwo w Nowym Jorku, a przez lotnisko Kennedy'ego przewija艂y si臋 ka偶dego dnia t艂umy podr贸偶nych. Nawet gdyby ustalono, do jakiego samolotu wsiad艂 „Goldblum”, ten zd膮偶y艂by w tym czasie odby膰 podr贸偶 na Ksi臋偶yc.

— Wyszkolony w terenowej robocie — powiedzia艂 O'Day. — Zreszt膮, czy tak trudno si臋 ukry膰?

S艂owa szefa wydzia艂u kryminalnego FBI nagle zaniepokoi艂y Murraya. Je艣li mo偶na co艣 zrobi膰 raz, mo偶na i drugi... Mieli podstawy, by s膮dzi膰, 偶e w kraju dzia艂a siatka wywiadowcza — gorzej: terrorystyczna — nienaruszona i gotowa... Do czego? Aby unikn膮膰 wykrycia, wystarczy艂o tylko, 偶eby siedzieli bezczynnie. Samuel Johnson zauwa偶y艂 kiedy艣, 偶e na to sta膰 ka偶dego.

* * *

Helikopter zamigota艂 艣wiat艂ami pozycyjnymi i zacz膮艂 opada膰, ku niejakiemu zdziwieniu dziennikarzy, kt贸rzy nieustannie czatowali w pobli偶u Bia艂ego Domu. Ka偶de nieoczekiwane zdarzenie w tym miejscu, godne by艂o odnotowania. Rozpoznali Cathy Ryan. Niezwyk艂y by艂 jej bia艂y fartuch, a kiedy zobaczyli, 偶e w kitlu, tyle 偶e zielonym, jest jeszcze jedna osoba, uznali, 偶e chodzi o medyczn膮 pomoc dla prezydenta. Podejrzenia te rozwia艂 rzecznik prasowy, kt贸ry oznajmi艂 偶e prezydent czuje si臋 dobrze i pracuje u siebie w gabinecie, sam za艣 rzecznik nie wie, jaka jest przyczyna nag艂ego przylotu pani Ryan.

Zielony str贸j chirurgiczny nie bardzo tu pasuje, pomy艣la艂 Alex, a rzut oka na miny agent贸w Tajnej S艂u偶by, tylko umocni艂 go w tym przekonaniu. Tak偶e kilku ludzi z Oddzia艂u zacz臋艂o podejrzewa膰, 偶e Miecznik niedomaga, ale wystarczy艂o kilka pyta艅 przez radio, by rozwia膰 te obawy. Cathy poprowadzi艂a korytarzem, ale zacz臋艂a si臋 szamota膰 z niew艂a艣ciwymi drzwiami i dopiero agent Oddzia艂u pokaza艂 jej w艂a艣ciwe wej艣cie do Gabinetu Owalnego. Nigdy jeszcze nie widziano Chirurg tak nieobecnej my艣lami.

— Jack, to profesor Pierre Alexandre — powiedzia艂a, przechodz膮c energicznie przez pr贸g.

Ryan powsta艂 od biurka. Na najbli偶sze dwie godziny nie mia艂 przewidzianych 偶adnych spotka艅, by艂 wi臋c bez marynarki.

— Dzie艅 dobry, panie profesorze — powiedzia艂, z lekkim zdziwieniem spostrzegaj膮c zielony str贸j go艣cia, ale ju偶 w nast臋pnej chwili zauwa偶y艂, 偶e podobnie odziana jest jego 偶ona.

— Co si臋 sta艂o, Cathy?

— Alex wszystko wyja艣ni.

Pani Ryan spojrza艂a na koleg臋. Do gabinetu wesz艂o dw贸ch agent贸w, kt贸rzy czekali teraz w 艂atwo wyczuwalnym napi臋ciu, w du偶ej mierze spowodowanym tym, i偶 nie wiedzieli, o co chodzi. Roy Altman rozmawia艂 w s膮siednim pomieszczeniu z Price.

— Panie prezydencie, czy s艂ysza艂 pan o wirusie ebola?

— Szaleje w d偶unglach afryka艅skich, prawa? — powiedzia艂 Jack. — Straszna choroba. Widzia艂em o tym film.

— Tak — potwierdzi艂 Alexandre. — To wirus atakuj膮cy RNA. Nie wiemy, kto jest jego nosicielem, wiemy tylko, 偶e rozwija si臋 organizmach zwierz臋cych. To morderca, sir. Wedle bardzo przybli偶onych szacunk贸w, zabija w czterech przypadkach na pi臋膰.

— Rozumiem — powiedzia艂 Ryan. — Prosz臋 dalej.

— Jest teraz w Ameryce.

— Gdzie?

— W Hopkinsie odnotowali艣my dot膮d pi臋膰 przypadk贸w; ponad dwadzie艣cia w ca艂ym kraju... ale te dane pochodz膮 sprzed trzech godzin. Czy mog臋 skorzysta膰 z telefonu?

* * *

Gus Lorenz by艂 sam w gabinecie, kiedy zadzwoni艂 telefon.

— Tutaj znowu Alexandre.

— Tak, Alex?

— Gus, ile jest teraz przypadk贸w?

— Sze艣膰dziesi膮t siedem — dolecia艂o z g艂o艣nika. Alex wyra藕nie zesztywnia艂.

— Gdzie?

— G艂贸wnie w wielkich miastach. Meldunki pochodz膮 przede wszystkim z du偶ych o艣rodk贸w medycznych. Boston, New Haven, Filadelfia, Baltimore, jeden pacjent w Richmond, siedmiu tutaj, w Atlancie, troje w Orlando... — Us艂yszeli odg艂os otwieranych drzwi i szelest papieru. — Alex, osiemdziesi膮t dziewi臋膰. Liczba przypadk贸w ro艣nie przera偶aj膮co szybko.

— Czy MICZUSA og艂osi艂 ju偶 alarm?

— Oczekuj臋 tego w ci膮gu godziny. Maj膮 w艂a艣nie narad臋...

— Gus, jestem w Bia艂ym Domu, obok mnie stoi prezydent. Wola艂bym, 偶eby艣 przekaza艂 mu swoj膮 opini臋 — powiedzia艂 Alexandre, kt贸ry w tej chwili najwyra藕niej znowu by艂 pu艂kownikiem.

— Ale, Alex, jak... S艂uchaj, nie mam jeszcze pewno艣ci.

— Albo ty to powiesz, albo ja b臋d臋 musia艂. Lepiej ty.

— Panie prezydencie? — W drzwiach sta艂a Ellen Sumter. — Dzwoni genera艂 Pickett, m贸wi 偶e to bardzo pilne.

— Powiedz mu, 偶eby chwil臋 poczeka艂.

— John to dobry specjalista, ale jest troch臋 za ostro偶ny — zauwa偶y艂 Alex. — Gus, s艂uchamy!

— Panie prezydencie, wydaje si臋, 偶e to nie jest zwyk艂a epidemia. Mamy silne przes艂anki, i偶 chodzi o dzia艂anie rozmy艣lne.

— Wojna biologiczna? — rzuci艂 prezydent.

— Tak, sir. Nie mamy jeszcze kompletnych danych, 偶eby w pe艂ni potwierdzi膰 to podejrzenie, ale normalnie epidemia nigdy nie rozpoczyna si臋 w ten spos贸b: jednocze艣nie w wielu miejscach.

— Pani Sumter, prosz臋 prze艂膮czy膰 tutaj genera艂a.

— Ju偶.

— Panie prezydencie? — rozbrzmia艂 nowy g艂os.

— Generale, mam na linii profesora Lorenza, a obok mnie stoi profesor Alexandre z Hopkinsa.

— Cze艣膰, Alex.

— Cze艣膰, John.

— Wi臋c wiecie ju偶?

— Jak pewne s膮 przypuszczenia co do umy艣lnego doprowadzenia do wybuchu epidemii? — spyta艂 Miecznik.

— Mamy co najmniej dziesi臋膰 niezale偶nych ognisk. Epidemia nigdy si臋 tak nie rozprzestrzenia. Ci膮gle nap艂ywaj膮 nowe informacje; wszystkie przypadki ujawni艂y si臋 w ci膮gu ostatnich dwudziestu czterech godzin. To nie jest naturalny proces. Nie ma mowy o przypadku. Alex mo偶e wszystko wyja艣ni膰 dok艂adniej, pracowa艂 u mnie. To bardzo dobry specjalista.

— Profesorze Lorenz, czy zgadza si臋 pan z t膮 opini膮?

— Tak, panie prezydencie.

— O, Bo偶e! — sapn膮艂 Jack i spojrza艂 na 偶on臋. — Co teraz?

— Panie prezydencie, istnieje kilka mo偶liwo艣ci — oznajmi艂 Pickett. — Musz臋 si臋 z panem zobaczy膰.

— Andrea! — zawo艂a艂 Ryan.

— Tak, panie prezydencie?

— Natychmiast helikopter do Fort Detrick!

— Tak jest!

— Czekam na pana, generale. Profesorze Lorenz, dzi臋kuj臋 za opini臋. Czy jeszcze co艣 powinienem wiedzie膰?

— Profesor Alexandre mo偶e wszystko wyja艣ni膰.

— Dobrze, zaraz moja sekretarka, pani Sumter, da panu bezpo艣rednie numery telefoniczne do mnie. — Jack podszed艂 do drzwi. — Prosz臋 poda膰 profesorowi Lorenzowi wszystkie potrzebne informacje, a potem wezwa膰 Arnie'ego i Bena.

— Tak, panie prezydencie.

— Profesorze Alexandre, co jeszcze powinienem wiedzie膰?

— Niewiele na razie wiemy, a przede wszystkim tego, w jaki spos贸b wirus si臋 przenosi. Je艣li zaka偶enie odbywa si臋 drog膮 kropelkow膮...

— To znaczy jak?

— W kropelkach 艣liny, wydalanych podczas kaszlu czy kichania. Je艣li tak to si臋 odbywa, niebezpiecze艅stwo jest ogromne.

— W naszym klimacie? — zdziwi艂a si臋 Cathy. — Wiem, 偶e wirus ebola jest bardzo wra偶liwy. Ile sekund mo偶e przetrwa膰 poza organizmem?

— Niekt贸re odmiany s膮 bardziej odporne od innych. Wystarczy, 偶eby mog艂y prze偶y膰 na zewn膮trz minut臋, a ca艂a sprawa robi si臋 diablo niebezpieczna. Je艣li mamy do czynienia z Maying膮, to w og贸le nie znamy odporno艣ci tej odmiany. Ale to jeszcze nie wszystko. Osoba zara偶ona wirusem idzie do domu, kt贸ry stanowi bardzo przyjazne 艣rodowisko: ogrzewanie, klimatyzacja, cz艂onkowie rodziny pozostaj膮 w bezpo艣rednim kontakcie. Obejmuj膮 si臋, ca艂uj膮, kochaj膮. A kto ma ju偶 w sobie zarazki, przekazuje je dalej.

— Jak s膮 du偶e?

— Mierzy si臋 je w mikronach.

— Pracowa艂 pan wcze艣niej, profesorze, w Fort Detrick?

— Tak, w stopniu pu艂kownika kierowa艂em wydzia艂em patogenzy. Kiedy przeszed艂em w stan spoczynku, zatrudni艂 mnie John Hopkins.

— To znaczy, 偶e wie pan, jakie mo偶liwo艣ci mia艂 na my艣li genera艂 Pickett?

— Tak, panie prezydencie. Raz w roku dokonuje si臋 globalnej oceny sytuacji, a ja nale偶臋 do komisji, kt贸ra przygotowuje raport.

— Prosz臋 usi膮艣膰, profesorze, i niech pan opowiada.

* * *

Okr臋ty transportowe, a w艂a艣ciwie p艂ywaj膮ce magazyny sprz臋tu wojskowego, wr贸ci艂y niedawno z 膰wicze艅 i wszystkie drobne prace remontowe zosta艂y zako艅czone. Otrzymawszy rozkazy z CINC-LANTFLT, ich za艂ogi przyst膮pi艂y do procedur uruchamiania silnik贸w. Na p贸艂nocy kr膮偶ownik „Anzio” oraz niszczyciele „Kidd” oraz „O'Bannon” otrzyma艂y oddzielne rozkazy i pod膮偶y艂y na zach贸d, na miejsce planowanego spotkania. Najwy偶szy stopniem by艂 dow贸dca kr膮偶ownika typu Aegis, kt贸ry zastanawia艂 si臋, jak ma w Zatoce Perskiej bez ochrony z powietrza dawa膰 sobie rad臋 z os艂on膮 transportowc贸w, gdyby dosz艂o do jakich艣 k艂opot贸w. Marynarka nie porusza艂a si臋 bez wsparcia lotniczego, tymczasem najbli偶szym lotniskowcem by艂 „Ike”, odleg艂y o trzy tysi膮ce mil i na dodatek oddzielony Malajami. Z drugiej strony, ca艂kiem przyjemnie by艂o zosta膰 dow贸dc膮 grupy zadaniowej, nie maj膮c nad sob膮 偶adnego admira艂a.

Pierwszy podni贸s艂 kotwic臋 USNS „Bob Hope”: nowo zbudowany wojskowy rorowiec[3] o wyporno艣ci 80.000 ton, kt贸ry przewozi艂 952 pojazdy. Cywilna za艂oga mia艂a niewielkie do艣wiadczenie w operacjach militarnych. Na pok艂adzie znajdowa艂 si臋 sprz臋t mechaniczny dla brygady pancernej. Po wyj艣ciu z portu, okr臋t ruszy艂 z maksymaln膮 pr臋dko艣ci膮, z dieselowskich silnik贸w Cott-Pielstick wyduszaj膮c dwadzie艣cia sze艣膰 w臋z艂贸w.

* * *

Kiedy zjawili si臋 Goodley i van Damm, w dziesi臋膰 minut zostali wprowadzeni w sytuacj臋. W tym czasie do prezydenta dotar艂 ca艂y jej dramatyzm. Z zazdro艣ci膮 zauwa偶y艂, 偶e chocia偶 Cathy musia艂a by膰 przera偶ona nie mniej od niego, zachowywa艂a wi臋kszy spok贸j, przynajmniej na zewn膮trz. Ale c贸偶, to by艂a w ko艅cu jej specjalno艣膰.

— Nie przypuszcza艂em, 偶e ebola mo偶e 偶y膰 w innym ni偶 d偶ungla 艣rodowisku — powiedzia艂 Goodley.

— Bo nie mo偶e, a w ka偶dym razie nie d艂ugo, inaczej bowiem opanowa艂aby ju偶 ca艂y 艣wiat.

— Zbyt szybko zabija, by to by艂o mo偶liwe — sprzeciwi艂a si臋 Chirurg.

— Cathy, od ponad trzydziestu lat w powszechnym u偶yciu s膮 odrzutowce. Ca艂e szcz臋艣cie, 偶e to cholerstwo jest takie delikatne.

— W jaki spos贸b ustalimy, kto to zrobi艂?

Pytanie postawi艂 Arnie.

— Wypytamy wszystkie ofiary, dowiemy si臋, gdzie przebywa艂y, by膰 mo偶e uda si臋 zlokalizowa膰 pierwsze ognisko. To prawdziwe 艣ledztwo, w czym epidemiolodzy nie s膮 藕li, ale to dla nich troch臋 za du偶a sprawa — powiedzia艂 Alexandre.

— Czy FBI mo偶e w tym pom贸c? — spyta艂 van Damm.

— Z pewno艣ci膮 nie zaszkodzi.

— Poinformuj臋 o wszystkim Murraya — oznajmi艂 szef personelu Bia艂ego Domu.

— Nie potraficie tego leczy膰? — upewni艂 si臋 Ryan.

— Nie, natomiast epidemia sama si臋 wypala po kilkunastu cyklach pokoleniowych. Najpierw zara偶a si臋 jedna osoba; wirus reprodukuje si臋 w niej, a chory przekazuje go innym osobom. Ka偶da ofiara staje si臋 no艣nikiem, kt贸ry wprawdzie zostaje zabity, ale przekazuje chorob臋 dalej. Na szcz臋艣cie, wirus mutuje, czyli zachodz膮 zmiany w jego strukturze element贸w dziedzicznych, w tym przypadku gen贸w. W ka偶dym kolejnym pokoleniu staje si臋 mniej jadowity. Najwi臋cej przypadk贸w wyleczenia zdarza si臋 pod koniec epidemii, gdy偶 zmutowane zarazki staj膮 si臋 mniej niebezpieczne.

— Ilu cykli to wymaga, Alex? — spyta艂a Cathy.

Wzruszy艂 ramionami.

— To problem empiryczny. Znamy sam proces, ale nie potrafimy go skwantyfikowa膰.

— Zbyt wiele niewiadomych — doda艂a Cathy, krzywi膮c si臋.

— Panie prezydencie?

— S艂ucham, profesorze.

— Ten film, o kt贸rym pan wspomina艂...

— Tak?

— Koszt wyprodukowania tego filmu by艂 odrobin臋 wi臋kszy od wszystkich rz膮dowych funduszy przeznaczonych na badania wirusologiczne. Warto o tym pami臋ta膰. Pewnie ebola nie jest dostatecznie sexy. — Arnie otwiera艂 usta, 偶eby co艣 powiedzie膰, ale Alex zrobi艂 niecierpliwy ruch r臋k膮. — Nie jestem ju偶 na pensji rz膮dowej, nie wyst臋puj臋 w imieniu 偶adnego imperium finansowego. Moje badania s膮 finansowane ze 藕r贸de艂 prywatnych. Stwierdzam tylko fakt. Nie wszystko mo偶emy sami dotowa膰.

— Skoro nie potrafimy leczy膰 choroby, jak mamy j膮 powstrzyma膰? — spyta艂 Ryan. Spojrza艂 przez okno. Na Po艂udniowym Trawniku pojawi艂 si臋 cie艅 i rozbrzmia艂o 艂opotanie wirnika 艣mig艂owca.

* * *

— Wreszcie — westchn膮艂 Badrajn z u艣miechem na twarzy. Internet s艂u偶y艂 udost臋pnianiu informacji, a nie ich ukrywaniu, on za艣 dzi臋ki przyjacielowi przyjaciela przyjaciela, studentowi Uniwersytetu Emory w Atlancie, zna艂 has艂o pozwalaj膮ce wej艣膰 do poczty elektronicznej Centrum Chor贸b Zaka藕nych. Kolejne has艂o pozwoli艂o odsia膰 niepotrzebne 艣mieci. Prawdziwie istotna informacja brzmia艂a: o godz. 14.00 czasu wschodniego USA Uniwersytet Emory informowa艂 CCZ o sze艣ciu przypadkach podejrzenia gor膮czki krwotocznej. Odpowied藕 CCZ by艂a jeszcze bardziej interesuj膮ca. Badrajn wydrukowa艂 oba listy i si臋gn膮艂 po telefon. Teraz mia艂 do przekazania naprawd臋 dobr膮 wiadomo艣膰.

* * *

Raman poczu艂 jak podwozie DC-9 uderza o p艂yt臋 lotniska w Pittsburghu; lot trwa艂 kr贸tko, ale agent zd膮偶y艂 przemy艣le膰 r贸偶ne warianty przeprowadzenia zamachu na Ryana. Jego kolega — brat w艂a艣ciwie — w Bagdadzie podszed艂 w spos贸b nazbyt strace艅czy i dramatyczny do swego zadania, a zreszt膮 kordon ochroniarzy wok贸艂 przyw贸dcy irackiego by艂 g臋stszy ni偶 ten, do kt贸rego on sam nale偶a艂. Jak to zrobi膰? Z pewno艣ci膮 musi spowodowa膰 jak najwi臋cej zamieszania. Mo偶e wtedy, kiedy Ryan stanie przed t艂umem fotoreporter贸w? Jeden strza艂 do prezydenta, potem jeszcze po艂o偶y膰 dw贸ch, mo偶e trzech agent贸w i rzuci膰 si臋 w g膮szcz ludzki. Je艣li uda mu si臋 przedrze膰 przez dwa pierwsze kr臋gi widz贸w, dalej wystarczy tylko trzyma膰 w g贸rze odznak臋 Tajnej S艂u偶by, kt贸ra zadzia艂a lepiej ni偶 bro艅. Wszyscy b臋d膮 my艣le膰, 偶e goni zamachowca. W Tajnej S艂u偶bie nauczy艂 si臋 tego, 偶e najwa偶niejsze dla ucieczki z miejsca zamachu jest pierwszych trzydzie艣ci sekund. Wystarczy je przetrwa膰, a potem szans臋 s膮 ju偶 ca艂kiem spore. I to w艂a艣nie on mia艂 zorganizowa膰 ochron臋 Ryana podczas pi膮tkowego wyjazdu. Trzeba tylko wybra膰 miejsce. Najpierw prezydent. Potem Price. Mo偶e jeszcze kto艣 z Tajnej S艂u偶by. Wmiesza膰 si臋 w t艂um. Najlepiej b臋dzie chyba strzela膰 z biodra, 偶eby bro艅 w jego r臋ku zobaczono dopiero po us艂yszeniu strza艂贸w. To mo偶e si臋 uda膰, pomy艣la艂, odpinaj膮c pasy. Na p艂ycie lotniska b臋dzie na niego czeka艂 agent Departamentu Skarbu. Razem pojad膮 do hotelu, w kt贸rym prezydent mia艂 wyg艂osi膰 przem贸wienie podczas obiadu. Raman b臋dzie mia艂 ca艂y dzisiejszy dzie艅 i kawa艂ek jutrzejszego na obmy艣lenie wszystkiego, pod bokiem kolegi agenta. C贸偶 za podniecaj膮ca perspektywa.

* * *

Genera艂 major John Pickett by艂 absolwentem wydzia艂u medycyny Yale, obroni艂 potem doktorat z biologii molekularnej na Harvardzie oraz z medycyny spo艂ecznej na Uniwersytecie Kalifornijskim w Los Angeles. Blady, niski m臋偶czyzna wydawa艂 si臋 jeszcze mniejszy w mundurze; nie mia艂 czasu si臋 przebra膰 i przylecia艂 w mundurze polowym, przy kt贸rym skrzyde艂ka spadochroniarza wydawa艂y si臋 jako艣 nie na miejscu. Wraz z nim zjawi艂o si臋 dw贸ch pu艂kownik贸w; niemal razem z nimi przyby艂 z Hoover Building dyrektor FBI, Murray. Trzej oficerowie wypr臋偶yli si臋 w wej艣ciu na baczno艣膰; poniewa偶 w Gabinecie Owalnym zrobi艂o si臋 teraz za ciasno, prezydent poprowadzi艂 wszystkich do Pokoju Roosevelta. Po drodze jeden z agent贸w wetkn膮艂 genera艂owi w d艂o艅 ciep艂y jeszcze faks.

— Atlanta podaje najnowsz膮 statystyk臋 zachorowa艅: sto trzydzie艣ci siedem przypadk贸w — oznajmi艂 Pickett. — Pi臋tna艣cie miast, pi臋tna艣cie stan贸w, od jednego wybrze偶a po drugie.

— Witaj, John — powiedzia艂 Alexandre, podaj膮c genera艂owi d艂o艅. — Sam widzia艂em trzy z tych przypadk贸w.

— Dobrze, 偶e tu jeste艣, Alex. — Genera艂 potoczy艂 wzrokiem po zebranych. — Rozumiem, 偶e profesor Alexandre wyja艣ni艂 ju偶 podstawowe kwestie?

— Tak — potwierdzi艂 Ryan.

— Ma pan mo偶e w tej chwili jakie艣 pytania, panie prezydencie?

— Czy jest pan pewien, generale, 偶e to dzia艂anie z premedytacj膮?

— Bomby nie wybuchaj膮 przypadkowo.

Pickett rozwin膮艂 map臋, na kt贸rej kilkana艣cie miast zosta艂o zakre艣lonych na czerwono. Jeden z towarzysz膮cych pu艂kownik贸w doda艂 do nich trzy nowe: San Francisco, Los Angeles i Las Vegas.

— Miasta targowe, zrobi艂bym to samo — sapn膮艂 Alexandre. — John, nie przypomina ci to „Bio-War 95”?

— Zupe艂nie. To nazwa gry wojennej, kt贸r膮 rozgrywali艣my z Agencj膮 Obrony Nuklearnej. U偶yli艣my wtedy laseczki w膮glika, a Alex by艂 najlepszym z planuj膮cych ofensyw臋 biologiczn膮 — wyja艣ni艂 wszystkim Pickett.

— Planowa艂 atak na nas wszystkich? — zapyta艂a Cathy, na po艂y zdumiona, a na po艂y oburzona.

— Prosz臋 pani, atak i obrona to dwie strony tego samego medalu — odpowiedzia艂 Pickett, broni膮c swego dawnego podw艂adnego. — Musimy my艣le膰 jak nasi wrogowie, aby m贸c storpedowa膰 ich wysi艂ki.

— My艣lenie operacyjne — dorzuci艂 prezydent, kt贸remu 艂atwiej ni偶 偶onie by艂o si臋 przestawi膰 na takie kategorie.

— Z punktu widzenia strategicznego, wojna biologiczna polega na wyzwoleniu reakcji 艂a艅cuchowej w populacji przeciwnika. Trzeba stara膰 si臋 zarazi膰 mo偶liwie jak najwi臋cej os贸b, a nie potrzeba a偶 tak wielu do osi膮gni臋cia masy krytycznej; to nie bro艅 nuklearna. Chorzy sami przekazuj膮 dalej zarazki. Na tym polega, by tak rzec, elegancja wojny biologicznej. Ofiary same staj膮 si臋 narz臋dziem zabijania. Ka偶da epidemia rozpoczyna si臋 od niskiego poziomu, a potem gwa艂townie wybucha; liczba przypadk贸w ro艣nie w post臋pie geometrycznym. Ofensywa w wojnie biologicznej polega wi臋c na tym, 偶eby zarazi膰 mo偶liwie jak najwi臋cej ludzi, a uwag臋 przede wszystkim zwraca si臋 na tych, kt贸rzy wiele podr贸偶uj膮. Znakomicie pasuje do tego celu na przyk艂ad Las Vegas. To miasto konwencji przedwyborczych, w艂a艣nie odby艂 si臋 tam wielki zjazd bran偶owy. Uczestnicy zostaj膮 zara偶eni, rozlatuj膮 si臋 potem do miejsc zamieszkania i roznosz膮 chorob臋.

— Czy jest spos贸b na wykrycie, jak do tego dosz艂o? — spyta艂 Murray, kt贸ry wcze艣niej pokaza艂 genera艂owi swoj膮 legitymacj臋.

— Prawdopodobnie to tylko strata czasu. Kolejna z zalet wojny biologicznej... W tym przypadku okres wyl臋gania si臋 choroby wynosi minimum trzy dni. W jakikolwiek spos贸b dostarczono zarazki, wszystko zosta艂o ju偶 dawno zniszczone, tak 偶e nawet nie zosta艂 偶aden 艣lad.

— Zostawmy to na p贸藕niej, generale. Co robi膰 teraz? Widz臋, 偶e wiele jest stan贸w, gdzie choroba nie dotar艂a...

— Na razie, panie prezydencie. Okres inkubacji wirusa ebola wynosi od trzech do dziesi臋ciu dni. Nie wiemy, jaki w tej chwili jest zasi臋g epidemii. Jedyne, co mo偶emy zrobi膰, to czeka膰.

— John, musimy wprowadzi膰 plan KURTYNA — wtr膮ci艂 Alexandre. — I to jak najszybciej.

* * *

Mahmud Had偶i czyta艂. Z uwagi na znajome sprz臋ty, lubi艂 pracowa膰 w swoim gabinecie, kt贸ry znajdowa艂 si臋 obok sypialni, ale nie lubi艂, by mu tutaj przeszkadzano, tote偶 ochrona z pewnym zdziwieniem przyj臋艂a jego reakcj臋 na telefon. Dwadzie艣cia minut p贸藕niej wpu艣cili go艣cia, zatrzymuj膮c jego eskort臋.

— Zacz臋艂o si臋?

— Zacz臋艂o si臋 — potwierdzi艂 Badrajn i wr臋czy艂 wydruk. — Jutro b臋dziemy wiedzie膰 wi臋cej.

— Dobrze si臋 zas艂u偶y艂e艣 — powiedzia艂 Darjaei i da艂 znak, 偶e wizyta sko艅czona. Kiedy go艣膰 znikn膮艂 za drzwiami, si臋gn膮艂 po telefon.

Alahad nie wiedzia艂, sk膮d do niego zadzwoniono. Podejrzewa艂 Londyn, nie wiedzia艂 jednak tego na pewno, i nie zamierza艂 pyta膰. Rozmow臋 mo偶na by uzna膰 za ca艂kowicie handlow膮, gdyby nie pora dnia: w Anglii, je艣li to stamt膮d dzwoniono, by艂 teraz wiecz贸r i nikt ju偶 nie pracowa艂. R贸偶ne typy dywan贸w oraz ich ceny stanowi艂y cz臋艣膰 najistotniejsz膮; w kodzie od dawna utrwalonym w pami臋ci, a nigdy nie zapisanym, przekaza艂y mu to, co konieczne. Nie by艂o tego wiele, ale w ten spos贸b niewiele m贸g艂 zdradzi膰. W pe艂ni akceptowa艂 t臋 zasad臋 kontakt贸w. Teraz jego kolej. Na drzwiach wywiesi艂 napis Zaraz wracam, potem je zamkn膮艂 i poszed艂 do automatu znajduj膮cego si臋 dwie przecznice dalej. Mia艂 przekaza膰 Arefowi Ramanowi ostatni rozkaz.

* * *

Narady rozpocz臋艂y si臋 w Gabinecie Owalnym, potem przenios艂y si臋 do Pokoju Roosevelta, by ostatecznie wyl膮dowa膰 w Pokoju Rz膮dowym, gdzie ze 艣cian mog艂o im si臋 przygl膮da膰 kilka portret贸w Jerzego Waszyngtona. Sekretarze departament贸w zjawili si臋 natychmiast, a ich przyjazdu nie da艂o si臋 ukry膰: zbyt wiele s艂u偶bowych samochod贸w, znajomych twarzy, ochroniarzy.

Pat Martin reprezentowa艂 Departament Sprawiedliwo艣ci; obok sekretarza obrony, Bretano, usiad艂 admira艂 Jackson (ka偶demu z ministr贸w towarzyszy艂a co najmniej jedna osoba, najcz臋艣ciej sporz膮dzaj膮ca notatki). Z Departamentu Skarbu po drugiej stronie ulicy przyby艂 Winston. Sekretarze: Departamentu Handlu oraz Spraw Wewn臋trznych przetrwali jeszcze z prezydentury Durlinga, powo艂ani na stanowiska przez Boba Fowlera. Wi臋kszo艣膰 pozosta艂ych piastowa艂a stanowiska podsekretarzy, a uchowa艂a si臋 za spraw膮 prezydenckiej niech臋ci do gwa艂townych poczyna艅, albo kompetencji. Nikt nie wiedzia艂, dlaczego wezwano ich do Bia艂ego Domu. Prezydent 艣ci膮gn膮艂 tak偶e Eda Foleya, chocia偶 szef CIA przesta艂 uczestniczy膰 w posiedzeniach rz膮du. W pokoju znale藕li si臋 tez Arnie van Damm, Ben Goodley, dyrektor Murray, Pierwsza Dama, trzech oficer贸w Armii oraz profesor Alexandre.

— Jeste艣my w komplecie — powiedzia艂 prezydent. — Panie i panowie, dzi臋kuj臋 za przybycie. Nie ma czasu na wst臋py. Ameryka znalaz艂a si臋 w obliczu wielkiego zagro偶enia. Decyzje, kt贸re tutaj podejmiemy, wywr膮 wielki wp艂yw na 偶ycie ca艂ego kraju. Tutaj w rogu widzicie pa艅stwo genera艂a majora Johna Picketta, kt贸ry jest lekarzem i naukowcem, a kt贸remu teraz oddaj臋 g艂os. Panie generale, prosz臋.

— Dzi臋kuj臋, panie prezydencie. Panie i panowie, jestem komendantem Fort Detrick. Od samego rana zacz臋艂y do nas nap艂ywa膰 niepokoj膮ce informacje...

Ryan nie przys艂uchiwa艂 si臋 s艂owom genera艂a; s艂ysza艂 to ju偶 dzisiaj dwa razy. Zag艂臋bi艂 si臋 natomiast w lektur臋 dokument贸w wr臋czonych mu przez Picketta. Ok艂adka by艂a w zwyczajowe czerwono-bia艂e paski na 艣rodku znajdowa艂 si臋 tytu艂 KATAKLIZM opatrzony adnotacj膮 艢CI艢LE TAJNE. Bardzo adekwatny kryptonim, kwa艣no u艣miechn膮艂 si臋 do siebie Miecznik. Zacz膮艂 czyta膰 plan KURTYNA, opracowany, jak si臋 okaza艂o, w czterech wariantach. Jack przeszed艂 natychmiast do czwartego, o nazwie SAMOTNIK. Operacyjne podsumowanie zmrozi艂o go. Mimochodem zerkn膮艂 na jeden z portret贸w Waszyngtona, maj膮c ochot臋 zapyta膰: „I co ja mam robi膰?” Ale Jerzy nic by na to nie odpowiedzia艂, nie zna艂 si臋 bowiem na odrzutowcach, wirusach i bombie atomowej.

— Jak sytuacja przedstawia si臋 w tej chwili? — spyta艂 Winston.

— Pi臋tna艣cie minut temu CCZ zarejestrowa艂o ju偶 ponad dwie艣cie przypadk贸w. Chcia艂em raz jeszcze przypomnie膰, 偶e wszystkie one pojawi艂y si臋 w ci膮gu ostatnich dwudziestu czterech godzin — poinformowa艂 sekretarza genera艂 Pickett.

— Kto to zrobi艂? — odezwa艂 si臋 sekretarz Departamentu Rolnictwa.

— T臋 spraw臋 na razie zostawmy na boku — wtr膮ci艂 si臋 prezydent. — Zajmiemy si臋 ni膮 p贸藕niej. Teraz musimy si臋 skupi膰 na najlepszym sposobie ograniczenia epidemii.

— Nie mog臋 uwierzy膰, 偶e nie potrafimy leczy膰...

— Radz臋 uwierzy膰 — powiedzia艂a Cathy Ryan. — Jak pan s膮dzi, jak wiele zaka偶e艅 wirusowych potrafimy leczy膰?

— Nie wiem — przyzna艂 sekretarz.

— 呕adnego.

Nieustannie j膮 zdumiewa艂a powszechna ignorancja w sprawach medycznych.

— Dlatego jedyn膮 mo偶liwo艣ci膮 jest ograniczenie — dorzuci艂 genera艂 Pickett.

— Jak mamy ogranicza膰 co艣, co ogarn臋艂o ca艂y kraj? Pytanie zada艂 Cliff Rutledge, podsekretarz stanu.

— Na tym w艂a艣nie polega problem — rzek艂 Ryan. — Dzi臋kuj臋, generale, dalej ja poprowadz臋. Jedynym sposobem jest zamkni臋cie wszystkich miejsc, gdzie gromadz膮 si臋 ludzie — teatr贸w, stadion贸w sportowych, centr贸w handlowych, urz臋d贸w, wszystkiego — a tak偶e zawieszenie wszelkiej komunikacji pomi臋dzy stanami. Wedle dotychczasowych informacji, zaraza nie dotar艂a jeszcze do co najmniej trzydziestu stan贸w. Trzeba zrobi膰 wszystko, 偶eby sytuacja si臋 nie pogorszy艂a. Dlatego trzeba zakaza膰 wszelkich podr贸偶y pomi臋dzy stanami do czasu, a偶 b臋dziemy potrafili poradzi膰 sobie z wirusem; wtedy mo偶na si臋gn膮膰 po mniej radykalne 艣rodki.

— Panie prezydencie, to niezgodne z konstytucj膮 — zaprotestowa艂 Pat Martin.

— Dok艂adniej — za偶膮da艂 Ryan.

— Swoboda przemieszczania si臋 jest jednym z konstytucyjnych praw obywateli. Ka偶de jej ograniczenie, nawet w obr臋bie stanu, jest pogwa艂ceniem tego prawa, zgodnie z orzeczeniem w sprawie Lemuela Penna; by艂 to czarnosk贸ry oficer Armii zamordowany przez Klan w latach sze艣膰dziesi膮tych. W tej sprawie mamy precedensowe orzeczenie S膮du Najwy偶szego — wyja艣ni艂 naczelnik wydzia艂u karnego Departamentu Sprawiedliwo艣ci.

— Przysi臋ga艂em — przepraszam, robi艂a to wi臋kszo艣膰 z obecnych tutaj — broni膰 konstytucji. Co jednak si臋 stanie, je艣li trzymanie si臋 jej litery oznacza膰 b臋dzie 艣mier膰 dla kilku milion贸w obywateli? — spyta艂 Ryan.

— Nie wolno nam tego zrobi膰.

— Generale, co by si臋 sta艂o, gdyby艣my nie wprowadzili blokady? — ku zaskoczeniu Ryana spyta艂 Martin.

— Nie mog臋 udzieli膰 dok艂adnej odpowiedzi i w og贸le jest to niemo偶liwe, jak d艂ugo nie wiemy, w jaki spos贸b wirus si臋 przenosi. Je艣li drog膮 kropelkow膮, a s膮 powody, 偶eby to podejrzewa膰, wtedy mo偶emy skorzysta膰 z setki symulacji komputerowych. Na kt贸r膮 si臋 zdecydowa膰? Najgorsz膮? Dwadzie艣cia milion贸w zmar艂ych. W tym wariancie wi臋zi spo艂eczne si臋 rozpadaj膮. Lekarze i pacjenci uciekaj膮 ze szpitali, ludzie zamykaj膮 si臋 w domach i epidemia sama si臋 wypala, jak to si臋 zdarzy艂o w czternastym wieku z Czarn膮 艢mierci膮. Ludzie przestaj膮 si臋 kontaktowa膰, wi臋c nie dochodzi do dalszych zara偶e艅.

— Dwadzie艣cia milion贸w? — Martin wyra藕nie poblad艂. — Ile ofiar poch艂on臋艂a Czarna 艢mier膰?

— Brak dok艂adnych danych; w tamtych czasach nie istnia艂y 偶adne spisy ludno艣ci. Najdok艂adniejsze informacje dotycz膮 Anglii, kt贸ra utraci艂a po艂ow臋 ludno艣ci. Zaraza trwa艂a cztery lata. Europie potrzeba by艂o stu pi臋膰dziesi臋ciu lat, 偶eby osi膮gn臋艂a znowu populacj臋 z 1347 roku.

— O, cholera — sykn膮艂 sekretarz Departamentu Spraw Wewn臋trznych.

— Czy grozi nam podobne niebezpiecze艅stwo, generale? — zapyta艂 Martin.

— Potencjalnie tak. Problem polega na tym, 偶e je艣li odpowiednio wcze艣nie nie podejmie si臋 w艂a艣ciwych krok贸w i dopiero potem stwierdza si臋 agresywno艣膰 epidemii, jest ju偶 za p贸藕no.

— Rozumiem — powiedzia艂 Martin i zwr贸ci艂 si臋 do Ryana. — Panie prezydencie, nie mamy wielkiego wyboru.

— Ale przecie偶 przed chwil膮 powiedzia艂 pan, 偶e to niezgodne z konstytucj膮! — wykrzykn膮艂 podsekretarz stanu.

— Panie sekretarzu, konstytucja nie jest umow膮 samob贸jc贸w. Mog臋 sobie wyobrazi膰, jak S膮d Najwy偶szy podejdzie do tej sprawy, z ca艂膮 jednak pewno艣ci膮 b臋dzie musia艂 wzi膮膰 pod uwag臋 argument, 偶e jest ona bezprecedensowa.

— Co wp艂yn臋艂o na to, 偶e zmieni艂e艣 zdanie, Pat? — spyta艂 Ryan.

— Dwadzie艣cia milion贸w powod贸w, panie prezydencie.

— Je艣li zaczniemy gwa艂ci膰 prawa przez nas samych ustanowione, do czego dojdziemy? — spyta艂 Cliff Rutledge.

— Mo偶e uda nam si臋 prze偶y膰 — odpar艂 spokojnie Martin.

— Mamy pi臋tna艣cie minut na dyskusj臋 — oznajmi艂 Ryan. — Potem podejmujemy decyzj臋.

Sp贸r by艂 ostry.

— Nikt na 艣wiecie nie b臋dzie ufa艂 krajowi, kt贸ry narusza swoj膮 w艂asn膮 konstytucj臋! — powiedzia艂 Rutledge.

— A co z praktycznymi konsekwencjami? — w艂膮czy艂o si臋 Rolnictwo. — Ludzie musz膮 je艣膰.

— Jaki kraj przeka偶emy naszym potomkom, je艣li dzisiaj...

— 呕eby im przekaza膰 cokolwiek, musimy prze偶y膰 — zaripostowa艂 George Winston.

— To by艂 czternasty wiek, dzisiaj takie rzeczy si臋 nie zdarzaj膮!

— Panie sekretarzu, mo偶e pofatygowa艂by si臋 pan do mojego szpitala? — odezwa艂 si臋 z k膮ta Alexandre.

— Dzi臋kuj臋 — powiedzia艂 Ryan, spogl膮daj膮c na zegarek. — Stawiam spraw臋 pod g艂osowanie.

Obrona, Skarb, Sprawiedliwo艣膰 i Handel g艂osowa艂y za; wszyscy pozostali przeciw. Ryan patrzy艂 na nich kilka d艂ugich sekund.

— Zwyci臋偶y艂o „tak” — ch艂odno o艣wiadczy艂 prezydent. — Dzi臋kuj臋 za pomoc. Dyrektorze Murray, FBI udzieli wszelkiej koniecznej pomocy CCZ i MICZUSA, je艣li chodzi o zlokalizowanie ognisk epidemii. Ta sprawa ma absolutny priorytet.

— Tak jest, panie prezydencie.

— Panie Foley, wszystkie instytucje wywiadu skupiaj膮 si臋 na tej sprawie, konsultujecie si臋 z ekspertami medycznymi. Te zarazki sk膮d艣 tutaj przyby艂y, a ktokolwiek to zrobi艂, u偶y艂 przeciwko naszemu krajowi broni masowego ra偶enia. Ed, musimy si臋 dowiedzie膰, kto za to odpowiada. Wszystkie agencje wywiadu podlegaj膮 od teraz bezpo艣rednio tobie, ty koordynujesz ich dzia艂alno艣膰. Powiedz im, 偶e dzia艂asz na podstawie mojego rozkazu.

— Zrobimy wszystko, co w naszej mocy, sir.

— Panie Bretano, og艂aszam stan narodowego zagro偶enia. Natychmiast zmobilizowa膰 wszystkie jednostki rezerwy i Gwardii Narodowej; od tej chwili podlegaj膮 bezpo艣rednio dow贸dztwu federalnemu. — Wr臋czy艂 sekretarzowi obrony teczk臋 z planem KURTYNA. — Drugi egzemplarz tego planu jest w Pentagonie. Mo偶liwie jak najpr臋dzej przyst膮pi膰 do realizacji wariantu czwartego, Samotnik.

— Tak jest, panie prezydencie.

Ryan odnalaz艂 wzrokiem sekretarza Departamentu Transportu.

— Panie sekretarzu, panu podlega kontrola ruchu powietrznego. Natychmiast po przybyciu do gabinetu, niech pan rozka偶e wszystkim samolotom, aby, po dotarciu do miejsc przeznaczenia, tam pozosta艂y. Od godziny sz贸stej po po艂udniu zostaj膮 wstrzymane wszystkie loty.

— Niestety, panie prezydencie, nie wykonam tego polecenia — sprzeciwi艂 si臋 sekretarz i powsta艂. — Uwa偶am je za niezgodne z prawem, a nie mog臋 przyk艂ada膰 r臋ki do jego 艂amania.

— Rozumiem; ze skutkiem natychmiastowym przyjmuj臋 do wiadomo艣ci pa艅sk膮 rezygnacj臋 ze stanowiska. Pani jest podsekretarzem? — zwr贸ci艂 si臋 Ryan do siedz膮cej obok kobiety.

— Tak, panie prezydencie.

— Zgadza si臋 pani wykona膰 moje polecenie?

Rozejrza艂a si臋 bezradnie po pokoju. By艂a urz臋dniczk膮 nienawyk艂膮 do podejmowania wa偶nych decyzji bez odpowiedniego politycznego parasola.

— Tak偶e dla mnie nie jest ono 艂atwe. — Pok贸j wype艂ni艂 si臋 hukiem silnik贸w odrzutowca, kt贸rych przed chwil膮 wystartowa艂 z lotniska Waszyngton-Baltimore. — A je艣li ten samolot wiezie gdzie艣 艣mier膰? Czy mo偶emy na to pozwoli膰? — spyta艂 tak cicho, 偶e kobieta ledwie go dos艂ysza艂a.

— Tak, wykonam polecenie, sir.

— Dyrektorze Murray — powiedzia艂 by艂y sekretarz Departamentu Transportu, kt贸ry najwyra藕niej nie pogodzi艂 si臋 jeszcze ze sw膮 dymisj膮 — powinien pan na miejscu aresztowa膰 tego cz艂owieka za 艂amanie prawa.

— Nie w tej chwili, prosz臋 pana — odpar艂 Murray, patrz膮c na prezydenta. — Kto艣 musi najpierw rozstrzygn膮膰, kt贸re przepisy maj膮 pierwsze艅stwo.

— Je艣li kto艣 z pa艅stwa chce si臋 wycofa膰 z prac rz膮du, nie b臋d臋 mia艂 do nikogo pretensji, gdy wyst膮pi z pro艣b膮 o dymisj臋, kt贸ra zostanie bezzw艂ocznie przyj臋ta. Prosz臋 jednak, aby艣cie si臋 zastanowili nad swoimi poczynaniami. Je艣li post臋puj臋 nies艂usznie, trudno, ponios臋 za to kar臋. Je艣li jednak lekarze m贸wi膮 prawd臋, a my nie zrobimy nic, b臋dziemy mie膰 wi臋cej krwi na swych r臋kach ni偶 Hitler. Potrzebna mi wasza pomoc i wasze poparcie.

Ryan powsta艂 i, zanim pozostali zd膮偶yli si臋 podnie艣膰, wyszed艂 na korytarz. Wpad艂 do Gabinetu Owalnego, skr臋ci艂 w prawo do prezydenckiego saloniku i ledwie na czas zd膮偶y艂 do 艂azienki. Kiedy kilka sekund p贸藕niej znalaz艂a si臋 w niej Cathy, zasta艂a m臋偶a kl臋cz膮cego nad muszl膮.

— Czy dobrze robi臋? — spyta艂, nie zmieniaj膮c pozycji.

— G艂osowa艂abym za — odrzek艂a Chirurg.

— Dobrze 偶e nie ma przy tym kamer telewizyjnych — zauwa偶y艂 od progu Arnie van Damm.

— Dlaczego w og贸le si臋 nie odezwa艂e艣, Arnie?

— Poniewa偶 niepotrzebne by艂o panu moje poparcie, panie prezydencie.

W gabinecie czeka艂 genera艂 Pickett w towarzystwie pozosta艂ych lekarzy.

— Sir, w艂a艣nie otrzymali艣my faks z CCZ. Mamy dwa przypadki ebola w Fort Stewart, gdzie stacjonuje 24. Dywizja Zmechanizowana.

50
Raport specjalny

Wszystko rozpoczyna艂o si臋 od posterunk贸w Gwardii Narodowej, kt贸re znajdowa艂y si臋 w ka偶dym niemal mie艣cie i miasteczku ameryka艅skim. W ka偶dym z nich pe艂ni艂 dy偶ur sier偶ant lub 偶o艂nierz, do kt贸rego obowi膮zk贸w nale偶a艂o przyjmowanie telefon贸w. Tym razem, po podniesieniu s艂uchawki, rozbrzmiewa艂 w niej g艂os z Pentagonu, kt贸ry podawa艂 has艂o oznaczaj膮ce stan gotowo艣ci bojowej. Osoba dy偶uruj膮ca na posterunku musia艂a nast臋pnie powiadomi膰 dow贸dc臋 jednostki, co powodowa艂o nast臋pne telefony, rozrastaj膮ce si臋 jak ga艂臋zie drzewa, a ka偶dy kolejny rozm贸wca mia艂 za zadanie powiadomi膰 kilka dalszych os贸b. Najwy偶si dow贸dcy Gwardii w kilkunastu stanach podlegali bezpo艣rednio gubernatorom, sama za艣 Gwardia Narodowa by艂a instytucj膮, kt贸ra po cz臋艣ci pe艂ni艂a funkcj臋 milicji stanowej, a w razie potrzeby si艂 zbrojnych Stan贸w Zjednoczonych. Najwy偶si dow贸dcy Gwardii, zaskoczeni rozkazem, poinformowali o nim gubernator贸w, prosz膮c o wskaz贸wki, kt贸rych ci nie mogli udzieli膰, sami bowiem r贸wnie偶 nie wiedzieli jeszcze, co si臋 dzieje. Wszelako na poziomie kompanii i batalion贸w, oficerowie i 偶o艂nierze (obu p艂ci) porzucili swe cywilne zaj臋cia i teraz, ju偶 jako niezawodowi wojskowi, po艣pieszyli do dom贸w, aby odzia膰 si臋 w zielonkawo-br膮zowe panterki, naci膮gn膮膰 ci臋偶kie buty i pogna膰 na posterunki, gdzie formowali si臋 w dru偶yny i plutony. Zdziwi艂 ich ju偶 fakt, 偶e mieli pobra膰 bro艅, ale bardziej jeszcze obowi膮zek zaopatrzenia si臋 w MOPP, czyli sprz臋t ochronny na wypadek wojny chemicznej, w kt贸rym od czasu do czasu musieli odbywa膰 znienawidzone serdecznie 膰wiczenia. Pomimo to, nie zabrak艂o dowcip贸w i 艣miech贸w, opowie艣ci z pracy, 偶ycia rodzinnego i towarzyskiego, podczas gdy oficerowie i starsi podoficerowie zbierali si臋 w salach odpraw, aby si臋 wreszcie dowiedzie膰, o co w ko艅cu chodzi. Z kr贸tkich posiedze艅 wychodzili poirytowani, stropieni, a ci najlepiej poinformowani — przera偶eni. Na zewn膮trz posterunk贸w w艂膮czono silniki pojazd贸w, wewn膮trz — urz膮dzenia 艂膮czno艣ci radiowej.

* * *

W Atlancie agent g艂贸wny terenowego oddzia艂u FBI wraz z dziesi臋cioma podw艂adnymi zajecha艂 na sygnale pod budynek CCZ. W Waszyngtonie grupa pracownik贸w CIA i innych funkcjonariuszy wywiadu z mniejsz膮 ostentacj膮 dotar艂a do Hoover Building, aby stworzy膰 tu po艂膮czony zesp贸艂 zadaniowy. W obu przypadkach chodzi艂o o wykrycie, w jaki spos贸b rozpocz臋艂a si臋 epidemia, co z kolei mia艂o by膰 punktem wyj艣cia do ustalenia jej 藕r贸d艂a. Nie wszystkie z tych os贸b by艂y cywilami. Wywiad Departamentu Obrony i Agencja Bezpiecze艅stwa Narodowego by艂y instytucjami mundurowymi, a ponure miny oficer贸w wyra藕nie powiadamia艂y ka偶dego o tym, 偶e zdarzy艂o si臋 co艣 zupe艂nie nowego w historii ameryka艅skiej. Je艣li istotnie z rozmys艂em zaatakowano Stany Zjednoczone Ameryki, to jakie艣 pa艅stwo si臋gn臋艂o po to, co og贸lnikowo okre艣la艂o si臋 mianem broni masowego ra偶enia. Swoim cywilnym kolegom wyja艣nili, jak膮 odpowied藕 na tak膮 ewentualno艣膰 przewidywa艂a doktryna wojenna USA.

* * *

Wszystko rozgrywa艂o si臋 zbyt szybko, co by艂o oczywiste, albowiem tego typu katastrofy s膮 czym艣, co nie jest 艂atwo obj膮膰 艣cis艂ymi planami. Dotyczy艂o to tak偶e samego prezydenta, kt贸ry do sali prasowej wkroczy艂 w towarzystwie genera艂a Picketta z MICZUSA. Zaledwie p贸艂 godziny wcze艣niej Bia艂y Dom powiadomi艂 g艂贸wne sieci telewizyjne i radiowe, 偶e prezydent wyg艂osi o艣wiadczenie, i 偶e w tym przypadku rz膮d za偶膮da czasu antenowego, zamiast o niego prosi膰, co oznacza艂o, 偶e wszystkie inne zaplanowane programy musz膮 ust膮pi膰 miejsca temu wydarzeniu. Spikerzy poinformowali odbiorc贸w, 偶e nikt nie wie, czego b臋dzie dotyczy膰 o艣wiadczenie, niemniej zaledwie kilka minut wcze艣nie zako艅czy艂o si臋 nadzwyczajne posiedzenie gabinetu.

— Drodzy rodacy! — rozpocz膮艂 Ryan, kt贸rego g艂os rozbrzmia艂 w wi臋kszo艣ci ameryka艅skich dom贸w i samochod贸w na drogach. Wi臋kszo艣膰 z nich zauwa偶y艂a blado艣膰 twarzy (pani Abott nie mia艂a czasu na 偶adn膮 kosmetyk臋) i pos臋pny g艂os. Wiadomo艣膰 by艂a jeszcze bardziej pos臋pna.

* * *

Tak偶e betoniarka zaopatrzona by艂a w radio, co wi臋cej, mia艂a odtwarzacz kaset i p艂yt kompaktowych, chocia偶 zasadniczo by艂a narz臋dziem pracy, zarazem mia艂a s艂u偶y膰 wygodzie ameryka艅skiego obywatela. Znajdowali si臋 teraz w Indianie, przekroczywszy wcze艣niej tego dnia rzek臋 Misissipi oraz stan Illinois w swej drodze do stolicy kraju. Holbrook, kt贸ry nie mia艂 zamiaru wys艂uchiwa膰 偶adnego prezydenta, zacz膮艂 pstryka膰 guzikami, tylko po to, by si臋 zorientowa膰, 偶e na wszystkich falach rozbrzmiewa ten sam g艂os. By艂o to na tyle niezwyk艂e, i偶 pozosta艂 w ko艅cu przy kt贸rej艣 stacji. Siedz膮cy za kierownic膮 Brown zauwa偶y艂, 偶e coraz wi臋cej pojazd贸w zje偶d偶a na pobocze, a ich kierowcy zastygaj膮, pochyleni nad radiami.

* * *

— Na mocy dekretu prezydenckiego rz膮d zarz膮dza, co nast臋puje:

Po pierwsze, a偶 do odwo艂ania zamkni臋te zostaj膮 wszystkie szko艂y i uczelnie w kraju.

Po drugie, a偶 do odwo艂ania zamkni臋te zostaj膮 wszystkie firmy i przedsi臋biorstwa, z wyj膮tkiem tych, kt贸rych dzia艂alno艣膰 jest niezb臋dna do zaspokajania podstawowych potrzeb 偶yciowych: a wi臋c zajmuj膮cych si臋 przekazem informacji, ochron膮 zdrowia i prawa, dostarczaniem 偶ywno艣ci oraz ochron膮 przeciwpo偶arow膮.

Po trzecie, a偶 do odwo艂ania zamkni臋te zostaj膮 wszystkie miejsca publicznych spotka艅, takie jak teatry, kina, restauracje, bary i tak dalej.

Po czwarte, a偶 do odwo艂ania zabronione zostaje przemieszczanie si臋 ze stanu do stanu. Dotyczy to wszystkich samolot贸w pasa偶erskich i transportowych, poci膮g贸w, autobus贸w i samochod贸w prywatnych. Ci臋偶ar贸wki przewo偶膮ce 偶ywno艣膰 porusza膰 si臋 b臋d膮 pod eskort膮 wojskow膮. To samo dotyczy dostaw lekarstw, 艣rodk贸w higieny i tym podobnych.

Po pi膮te, w stan gotowo艣ci postawi艂em Gwardi臋 Narodow膮 we wszystkich pi臋膰dziesi臋ciu stanach, kt贸re podlegaj膮c dow贸dztwu federalnemu, aby zapewni膰 porz膮dek publiczny. W ca艂ym kraju obowi膮zuje teraz prawo stanu wojennego.

Wszystkich obywateli wzywam... Nie, pozw贸lcie, 偶e b臋d臋 m贸wi艂 w spos贸b mniej oficjalny. Rodaczki i rodacy, po to aby艣my potrafili sprosta膰 temu kryzysowi, potrzeba tylko troch臋 zdrowego rozs膮dku. Nie wiemy jeszcze, jak gro藕na jest to choroba. Zarz膮dzone przeze mnie 艣rodki maj膮 charakter przede wszystkim profilaktyczny. Wydaj膮 si臋 restrykcyjne i s膮 takie w rzeczywisto艣ci. Koniecznymi czyni je, jak ju偶 m贸wi艂em, fakt, 偶e wirus ten jest by膰 mo偶e najbardziej zab贸jczym organizmem na ca艂ej planecie. Wiemy natomiast, 偶e jakkolwiek jest jadowity, kilka prostych, chocia偶 uci膮偶liwych przedsi臋wzi臋膰 ograniczy jego zasi臋g. Zdecydowa艂em si臋 na nie w imi臋 bezpiecze艅stwa ca艂ego narodu. Dzia艂anie te podejmujemy zgodnie z najlepsz膮 dost臋pn膮 wiedz膮 medyczn膮. Aby艣cie mogli jak najlepiej si臋 chroni膰, musicie wiedzie膰, w jaki spos贸b epidemia si臋 rozszerza. Obok mnie stoi genera艂 John Pickett, naczelny lekarz Armii, a tak偶e specjalista w dziedzinie chor贸b zaka藕nych. Najlepiej, 偶eby on udzieli艂 wam stosownych porad. Generale, prosz臋.

I Ryan cofn膮艂 si臋 od mikrofonu.

* * *

— Kurwa ma膰! — wykrzykn膮艂 Holbrook. — Nie mo偶e tego zrobi膰!

— Tak s膮dzisz? — mrukn膮艂 zgry藕liwie Brown i tak偶e zjecha艂 na pobocze. Znajdowali si臋 o sto sze艣膰dziesi膮t kilometr贸w od granicy Indiany z Ohio. Dwie godziny drogi t膮 krow膮. Nie by艂o mowy, 偶eby zd膮偶yli tam dotrze膰, zanim Gwardia zamknie przejazdy.

— Trzeba si臋 rozejrze膰 za motelem, Pete.

* * *

— Co mam robi膰? — spyta艂a w Chicago agentka FBI.

— Prosz臋 si臋 przebra膰, a ubranie powiesi膰 na drzwiach.

Nie by艂o czasu i miejsca na konwenanse, a poza tym by艂 to przecie偶 lekarz. Go艣膰 nie protestowa艂. Klein zdecydowa艂 si臋 na pe艂ny str贸j lekarski z d艂ugimi r臋kawami. Nie wystarcza艂o plastikowych hermetycznych kombinezon贸w, kt贸re zosta艂y przeznaczone dla personelu medycznego. Musieli je mie膰, gdy偶 to oni byli najbli偶ej, stykali si臋 z p艂ynami ustrojowymi, dotykali pacjent贸w. W szpitalu by艂o w tej chwili dziewi臋cioro pacjent贸w, u kt贸rych testy wykaza艂y obecno艣膰 wirusa. Sze艣cioro spo艣r贸d nich mia艂o ma艂偶onk贸w; w krwi czworga wykryto przeciwcia艂a ebola. Wyniki takich bada艅 niekiedy okazywa艂y si臋 fa艂szywe, co wcale nie czyni艂o 艂atwiejszym przekazania okrutnego przypuszczenia; dostatecznie cz臋sto musia艂 ju偶 to prze偶ywa膰 z chorymi na AIDS. Teraz badali dzieci, co by艂o jeszcze bardziej okrutne.

Wr臋czone agentce ubranie ochronne zrobione by艂o z normalnej bawe艂ny, nas膮czono j膮 jednak 艣rodkami dezynfekuj膮cymi, przede wszystkim mask臋. Agentka otrzyma艂a tak偶e laboratoryjne, plastikowe okulary, dobrze znane studentom chemii.

— Teraz dobrze — powiedzia艂 Klein. — Prosz臋 nie podchodzi膰 zbyt blisko; odleg艂o艣膰 dw贸ch metr贸w powinna by膰 bezpieczna. Prosz臋 si臋 natychmiast wycofa膰, je艣li pacjentka zacznie wymiotowa膰, kaszle膰 czy dostanie drgawek. To my si臋 tym zajmujemy, nie pani. Nawet gdyby umiera艂a w pani obecno艣ci, nie wolno niczego dotyka膰.

— Rozumiem. Czy zamknie pan gabinet na klucz? Agentka wskaza艂a na kabur臋 z broni膮.

— Tak. Kiedy pani sko艅czy, prosz臋 mi przekaza膰 notatki, przepuszcz臋 je przez kopiark臋.

— Po co?

— Do wykonania odbitek kopiarka u偶ywa jaskrawego 艣wiat艂a. Ultrafiolet niemal z ca艂kowit膮 pewno艣ci膮 zabije wszystkie wirusy, kt贸rym uda艂oby si臋 przedosta膰 na papier — wyja艣ni艂 Klein.

W Atlancie bardzo intensywnie prowadzono eksperymenty, kt贸re mia艂y ustali膰 odporno艣膰 wirusa ebola. Ich wyniki pozwol膮 okre艣li膰 charakter nieodzownych 艣rodk贸w zapobiegawczych, przede wszystkim w szpitalach, ale mo偶e tak偶e i w skali wi臋kszych populacji.

* * *

— Panie prezydencie! — By艂 to Barry z CNN. — Czy podj臋te przez pana kroki s膮 zgodne z prawem?

— Nie potrafi臋 na to odpowiedzie膰 — rzek艂 Ryan, z twarz膮 zm臋czon膮 i 艣ci膮gni臋t膮. — Niezale偶nie od stopnia ich legalno艣ci, uwa偶am je za nieodzowne.

Kiedy m贸wi艂 te s艂owa, personel Bia艂ego Domu rozdawa艂 dziennikarzom maski chirurgiczne, co by艂o pomys艂em Arnie'ego. 艢ci膮gni臋to je z pobliskiego szpitala Uniwersytetu Jerzego Waszyngtona.

— Panie prezydencie, nie mo偶e pan jednak 艂ama膰 prawa. A je艣li oka偶e si臋, 偶e pa艅ski dekret jednak je narusza?

— Barry, jest zasadnicza r贸偶nica pomi臋dzy moj膮 prac膮 i twoj膮. Je艣li ty pope艂nisz b艂膮d, mo偶esz si臋 z niego wycofa膰. Nie dalej ni偶 wczoraj widzieli艣my, jak robi艂 to jeden z twoich koleg贸w. Je艣li jednak w sytuacji takiej jak ta, ja pope艂ni臋 b艂膮d, jak mam potem odwo艂a膰 艣mier膰? Jak sprostowa膰 tysi膮ce wypadk贸w 艣miertelnych? Je艣li oka偶e si臋, 偶e to co robi臋, jest nies艂uszne, wszyscy rzucicie si臋 na mnie. To jeden z tych aspekt贸w mojego stanowiska, do kt贸rego zacz膮艂em si臋 ju偶 przyzwyczaja膰. Mo偶e jestem tch贸rzem. Mo偶e brak mi odwagi, aby pozwoli膰 ludziom umiera膰, kiedy mam mo偶liwo艣膰 temu zapobiec.

— Ale nie jest pan pewien, czy to si臋 uda?

— Nie — przyzna艂 Jack. — Nikt tego nie wie na pewno. To jedna z sytuacji, kiedy trzeba si臋 oprze膰 jedynie na przypuszczeniach. Du偶o bym da艂 za to, 偶ebym m贸g艂 m贸wi膰 z wi臋ksz膮 pewno艣ci膮, ale nie mog臋, a nie chc臋 k艂ama膰.

— Kto jest za to odpowiedzialny, panie prezydencie? — spyta艂 inny reporter.

— Tak偶e tego nie wiemy i nie chc臋 wdawa膰 si臋 w spekulacje na temat przyczyny epidemii.

By艂o to k艂amstwo i to wyg艂oszone w chwil臋 potem jak oznajmi艂, 偶e nie chce k艂ama膰, gdy偶 tego wymaga艂a sytuacja. Co za krety艅ski 艣wiat!

* * *

To by艂o najgorsze przes艂uchanie w jej 偶yciu. Kobieta, nazwana Przypadkiem Zerowym by艂a atrakcyjna, a przynajmniej by艂a taka dzie艅 czy dwa wcze艣niej. Sk贸ra, kt贸ra jeszcze tak niedawno mia艂a barw臋 kremowo-brzoskwiniow膮, teraz po偶贸艂k艂a i pokry艂a si臋 purpurowymi plamami. Co gorsza, pacjentka wiedzia艂a. Musia艂a wiedzie膰, pomy艣la艂a agentka, kt贸ra skryta za mask膮, trzyma艂a w r臋kawiczce pisak z filcowym ko艅cem („Niczego ostrego, co mog艂oby przedziurawi膰 r臋kawic臋!”) i robi艂a notatki z bezpiecznej odleg艂o艣ci. Musia艂a wiedzie膰, 偶e dzieje si臋 wok贸艂 niej co艣 nienormalnego, 偶e piel臋gniarki boj膮 si臋 jej dotkn膮膰 i 偶e agentka FBI nie 艣mie zbli偶y膰 si臋 do jej 艂贸偶ka.

— A opr贸cz tego wyjazdu do Kansas City?

— Nic wi臋cej — odpowiedzia艂a chora chrapliwym szeptem. — Pracowa艂am za biurkiem, przygotowuj膮c si臋 do zam贸wie艅 jesiennych. Dwa dni temu by艂am w sklepie z artyku艂ami gospodarstwa domowego w MacCormick Center.

Pad艂o jeszcze kilka pyta艅, ale 偶adna z odpowiedzi nie zawiera艂a u偶ytecznych informacji. Agentka chcia艂a si臋 pochyli膰 nad nieszcz臋sn膮, pog艂aska膰 j膮, uspokoi膰, doda膰 otuchy — ale nie, nie wolno! W zesz艂ym tygodniu dowiedzia艂a si臋, 偶e jest w pierwszej ci膮偶y. Musia艂a si臋 teraz troszczy膰 o dwa istnienia, nie tylko o swoje w艂asne, i jedyne co mog艂a zrobi膰, to walczy膰 z dr偶eniem d艂oni.

— Dzi臋kuj臋. Gdyby艣my mieli jeszcze jakie艣 w膮tpliwo艣ci, skontaktujemy si臋 z pani膮.

Agentka podnios艂a si臋 z metalowego krzes艂a i posz艂a do drzwi. W s膮siednim pokoju czeka艂o j膮 nast臋pne przes艂uchanie. Klein by艂 na korytarzu, dyskutuj膮c z inn膮 lekark膮 czy mo偶e piel臋gniark膮.

— Jak posz艂o? — spyta艂 profesor.

— Jakie ma szanse? — odpowiedzia艂a pytaniem na pytanie agentka.

— 呕adnych.

Przy tego typu chorobach los Pacjenta nr O by艂 przes膮dzony.

* * *

— Rekompensata? Maj膮 czelno艣膰 domaga膰 si臋 rekompensaty? — wybuchn膮艂 minister obrony, zanim minister spraw zagranicznych zd膮偶y艂 przem贸wi膰.

— Prosz臋 pami臋ta膰, 偶e przekazuj臋 tylko s艂owa, kt贸re kazano mi powt贸rzy膰 — przypomnia艂 Adler.

— Dw贸ch oficer贸w waszych Si艂 Powietrznych zbada艂o fragmenty pocisku i potwierdzi艂o nasz膮 opini臋. To Pen-Lung-13, naprowadzany na podczerwie艅 przeciwlotniczy pocisk dalekiego zasi臋gu, stanowi膮cy ulepszon膮 wersj臋 konstrukcji rosyjskiej. To tylko potwierdza wcze艣niejsze dane radarowe. Samolot pasa偶erski zosta艂 celowo ostrzelany. Wie pan o tym r贸wnie dobrze jak ja. Prosz臋 mi zatem wyja艣ni膰, panie sekretarzu, jakie stanowisko w tej ca艂ej sprawie zajmuj膮 Stany Zjednoczone?

— Jedynym naszym celem jest przywr贸cenie pokoju — Adler powt贸rzy艂 wcze艣niejsze zapewnienia. — Raz jeszcze chcia艂em wskaza膰 na to, ze pozwalaj膮c na m贸j bezpo艣redni przelot z Pekinu do Tajpej, w艂adze ChRL wykazuj膮 pewn膮 doz臋 dobrej woli.

— By膰 mo偶e tak to ma wygl膮da膰 w oczach postronnych obserwator贸w, ale prosz臋 mi powiedzie膰, panie Adler, o co im naprawd臋 chodzi?

Nic wi臋cej nie mog臋 zrobi膰 dla za艂agodzenia sytuacji, powiedzia艂 w duchu sekretarz stanu. Tych dw贸ch by艂o r贸wnie inteligentnych jak on, a na dodatek w艣ciek艂ych. Co jednak szybko si臋 zmieni艂o.

Zapuka艂 sekretarz i natychmiast wszed艂, wywo艂uj膮c tym irytacj臋 swoich szef贸w; nast膮pi艂a po艣pieszna wymiana s艂贸w w j臋zyku mandary艅skim. Obaj dyplomaci razem przeczytali teleks, inny wr臋czaj膮c Amerykaninowi.

— Obawiam si臋, panie sekretarzu, 偶e pa艅ski kraj ma powa偶ny problem.

* * *

Konferencja prasowa zosta艂a zako艅czona. Ryan powr贸ci艂 do Gabinetu Owalnego i usiad艂 na sofie ko艂o 偶ony.

— Jak posz艂o?

— Nie ogl膮da艂a艣?

— Mieli艣my kilka rzeczy do om贸wienia — powiedzia艂a Cathy. W tej samej chwili pojawi艂 si臋 Arnie.

— Nie藕le, szefie — pochwali艂. — Wieczorem musimy si臋 spotka膰 z przedstawicielami Senatu. W艂a艣nie sko艅czy艂em to omawia膰 z szefami obu partii. Dzisiejsze wybory zajd膮 w zwi膮zku z tym na drugi plan...

— Arnie, a偶 do odwo艂ania nie podejmujemy teraz problem贸w politycznych. Polityka to kwestia ideologii i teorii; teraz jest miejsce tylko dla twardych fakt贸w — oznajmi艂 Miecznik.

— Tak 艂atwo od niej nie uciekniesz, Jack. Polityka jest bardzo realna, a je艣li, jak m贸wi艂 genera艂, by艂 to przemy艣lany atak, mamy wojn臋, a wojna jest dzia艂aniem politycznym. Kierujesz pracami rz膮du, musisz pokierowa膰 Kongresem, a to wszystko jest polityk膮. Nie jeste艣 filozofem na tronie, lecz prezydentem demokratycznego pa艅stwa — przypomnia艂 van Damm.

— Dobrze — westchn膮艂 ci臋偶ko Ryan. — Co jeszcze?

— Dzwoni艂 Bretano. Plan KURTYNA jest w trakcie wprowadzania w 偶ycie. Za kilka minut kontrolerzy naka偶膮 samolotom pozosta膰 w portach docelowych. Przypuszczam, 偶e ju偶 teraz jest sporo chaosu na lotniskach.

— Z pewno艣ci膮 — mrukn膮艂 Jack i przetar艂 oczy.

— Panie prezydencie, nie mia艂 pan wielkiego wyboru — odezwa艂 si臋 genera艂 Pickett.

— Jak wr贸c臋 do Hopkinsa? — spyta艂 Alexandre. — Kieruj臋 oddzia艂em i mam pacjent贸w pod opiek膮.

— Powiedzia艂em Bretano, 偶e trzeba ludziom pozwoli膰 na wyjazd z Waszyngtonu, podobnie jak z innych du偶ych miast na Wschodnim Wybrze偶u. Musz膮 przecie偶 wr贸ci膰 do dom贸w, prawda?

Pickett przytakn膮艂.

— W domach s膮 bezpieczniejsi. Realistycznie mo偶na zak艂ada膰, 偶e plan zacznie by膰 w pe艂ni realizowany nie wcze艣niej ni偶 od p贸艂nocy.

G艂os zabra艂a Cathy.

— Alex, b臋dziesz m贸g艂 zabra膰 si臋 ze mn膮. Ja tak偶e musz臋 lecie膰 do Baltimore.

— Co takiego? — zapyta艂 z niedowierzaniem w g艂osie Ryan.

— Jack, ja tak偶e jestem lekarzem, zapomnia艂e艣?

— Cathy, jeste艣 okulistk膮; s膮 teraz wa偶niejsze sprawy od okular贸w.

— Podczas rady wydzia艂u postanowiono, 偶e wszyscy musz膮 si臋 w艂膮czy膰. Nie mo偶emy wszystkiego zrzuci膰 na piel臋gniarki i sta偶yst贸w. Jestem klinicystk膮; wszyscy musimy stawi膰 si臋 do pracy.

— Nie, to zbyt niebezpieczne — powiedzia艂 z pasj膮 Jack. — Nie pozwalam ci.

— Jack, nigdy mi nie m贸wi艂e艣 o niebezpiecze艅stwach, na jakie sam si臋 wystawia艂e艣, gdy wype艂nia艂e艣 swoje obowi膮zki. Jestem lekarzem.

— Niebezpiecze艅stwo nie jest a偶 tak wielkie, panie prezydencie — wtr膮ci艂 si臋 Alexandre — trzeba tylko przestrzega膰 ustalonych procedur. Ja codziennie kontaktuj臋 si臋 z pacjentami chorymi na AIDS i...

— Nie, nie pozwalam!

— Bo jestem twoj膮 偶on膮? — spyta艂a spokojnie Caroline Ryan. — Jack, ja tak偶e pe艂na jestem obaw, ale wyk艂adam na uczelni medycznej i m贸wi臋 m艂odym ludziom, co to znaczy by膰 lekarzem i jaka wi膮偶e si臋 z tym odpowiedzialno艣膰. Jednym z jej wymog贸w jest to, 偶eby nie opuszcza膰 pacjent贸w. Nikt z nas nie mo偶e uciec od swoich obowi膮zk贸w.

— Chcia艂bym przyjrze膰 si臋 zatwierdzonym przez ciebie procedurom, Alex — powiedzia艂 Pickett.

— Oczywi艣cie, John.

Jack wpatrywa艂 si臋 w twarz 偶ony. Wiedzia艂, 偶e jest silna, mia艂 tak偶e 艣wiadomo艣膰 tego, 偶e styka si臋 czasami z pacjentami chorymi zaka藕nie — AIDS powoduje niekiedy powa偶ne komplikacje okulistyczne — nigdy si臋 jednak nad tym powa偶niej nie zastanawia艂. Teraz jednak musia艂.

— A je艣li...

— Nie. Musz臋 by膰 ostro偶na. Wydaje mi si臋, 偶e znowu ci si臋 uda艂o. — Poca艂owa艂a go na oczach wszystkich. — M贸j m膮偶 ma najlepsze na 艣wiecie wyczucie czasu — oznajmi艂a zebranym.

To ju偶 by艂o odrobin臋 za wiele dla Ryana. Wargi mu lekko drgn臋艂y, a w oczach zakr臋ci艂y si臋 艂zy. Zamruga艂 powiekami.

— Prosz臋 ci臋, Cathy...

— A czy pos艂ucha艂by艣 mnie w drodze na ten okr臋t podwodny, Jack?

Poca艂owa艂a go raz jeszcze i wysz艂a.

* * *

Odezwa艂o si臋 troch臋 g艂os贸w sprzeciw贸w, ale nie tak wiele. Czterech gubernator贸w poleci艂o swoim genera艂om-asystentom — tradycyjny tytu艂 najwy偶szego rang膮 oficera Gwardii Narodowej w danym stanie — aby nie podporz膮dkowali si臋 prezydenckim rozkazom. Trzech z nich waha艂o si臋 do chwili telefonu od sekretarza obrony, kt贸ry zagrozi艂 im natychmiastow膮 dymisj膮, aresztowaniem i s膮dem wojennym. Szeptano gdzieniegdzie o zorganizowanym prote艣cie, ten jednak wymaga艂by czasu, a zielone pojazdy ju偶 ruszy艂y, cz臋sto po drodze otrzymuj膮c zmienione rozkazy, jak rzecz si臋 mia艂a z Kawaleri膮 Filadelfijsk膮, jednym z najstarszych i najbardziej szacownych oddzia艂贸w wojsk l膮dowych, kt贸rego 偶o艂nierze dwa wieki wcze艣niej eskortowali Jerzego Waszyngtona na miejsce przysi臋gi prezydenckiej, a teraz ruszyli pe艂ni膰 stra偶 przy mostach na Deleware River. Lokalne stacje telewizyjne i radiowe informowa艂y, 偶e wszyscy podr贸偶ni bez ogranicze艅 mog膮 wraca膰 do dom贸w do godziny dziewi膮tej, a potem — na podstawie dokument贸w osobistych. Je艣li nie powodowa艂o to trudno艣ci, pozwalano wraca膰 ludziom do miejsc zamieszkania, a chocia偶 tak zdarza艂o si臋 najcz臋艣ciej, to jednak nie zawsze, wype艂ni艂y si臋 zatem wszystkie motele jak Ameryka d艂uga i szeroka.

Na wiadomo艣膰, 偶e szko艂y b臋d膮 zamkni臋te przynajmniej przez tydzie艅, dzieci reagowa艂y wybuchami rado艣ci, zdziwione zatroskaniem czy nawet przera偶eniem rodzic贸w.

W aptekach w przeci膮gu kilkunastu minut zabrak艂o maseczek higienicznych, a wi臋kszo艣膰 pracownik贸w zorientowa艂a si臋 w przyczynie nag艂ego runu dopiero po w艂膮czeniu odbiornik贸w radiowych.

,* * *

W Pittsburghu, o dziwo, do agent贸w Tajnej S艂u偶by, kt贸rzy troszczyli si臋 o bezpiecze艅stwo Ryana podczas wizyty, wiadomo艣膰 dotar艂a do艣膰 p贸藕no. Podczas gdy wi臋kszo艣膰 ekipy zebra艂a si臋 w hotelowym barze, aby wys艂ucha膰 wyst膮pienia prezydenta, Raman oddali艂 si臋 do budki telefonicznej. Zadzwoni艂 do domu, odczeka艂 cztery sygna艂y, a kiedy w艂膮czy艂a si臋 sekretarka automatyczna, wystuka艂 kod pozwalaj膮cy wys艂ucha膰 nagranych wiadomo艣ci. Jak poprzednio, jeden okaza艂 si臋 pomy艂k膮: informowa艂 o nadej艣ciu dywanu, kt贸rego Raman nie zamawia艂, i o cenie, kt贸rej nie zamierza艂 p艂aci膰. Raman poczu艂 na plecach ch艂贸d. Mia艂 teraz woln膮 r臋k臋 w kwestii, jak wykona膰 powierzone mu zadanie. Zrobi膰 to mia艂 mo偶liwie jak najszybciej; oczekiwano, 偶e sam zginie przy tej okazji. Wchodz膮c do baru my艣la艂 z lekkim zdziwieniem, 偶e nie przera偶a go takie zako艅czenie, chocia偶 mo偶e uda mu si臋 go unikn膮膰. Trzech agent贸w sta艂o naprzeciwko telewizora. Kiedy kto艣 zaprotestowa艂, 偶e zas艂aniaj膮 obraz, b艂ysn臋li odznakami s艂u偶bowymi.

— Do cholery jasnej! — zwr贸ci艂 si臋 do reszty najstarszy funkcjonariusz z Pittsburgha. — I co teraz robimy?

* * *

Najwi臋cej k艂opot贸w by艂o z lotami mi臋dzynarodowymi. Wiadomo艣膰 dopiero teraz dociera艂a do ambasad w Waszyngtonie, kt贸re swoim rz膮dom przekaza艂y informacje o zagro偶eniu, ale w Europie wi臋kszo艣膰 m臋偶贸w stanu by艂a w domach i uk艂ada艂a si臋 ju偶 do snu, kiedy rozdzwoni艂y si臋 telefony. Musieli teraz dotrze膰 do swoich gabinet贸w, zebra膰 najbli偶szych wsp贸艂pracownik贸w i zadecydowa膰, co robi膰, ale d艂ugotrwa艂o艣膰 przelotu przez ocean zapewni艂a najcz臋艣ciej odpowiedni膮 rezerw臋 czasu. Postanowiono, 偶e pasa偶er贸w, kt贸rzy przylatuj膮 ze Stan贸w Zjednoczonych trzeba b臋dzie podda膰 kwarantannie. W b艂yskawicznych rozmowach z Ameryka艅skim Federalnym Zarz膮dem Lotnictwa uzgodniono, 偶e wszystkie samoloty lec膮ce do USA wyl膮duj膮, uzupe艂ni膮 paliwo, a potem, nie otwieraj膮c nawet drzwi, powr贸c膮 do Europy. Uznano, 偶e pasa偶erowie nie mieli okazji ulec zara偶eniu, pozwolono wi臋c im rozjecha膰 si臋 do dom贸w, chocia偶 przy okazji pope艂niono kilka biurokratycznych pomy艂ek.

To 偶e trzeba b臋dzie zamkn膮膰 wszystkie instytucje gie艂dowe i bankowe sta艂o si臋 oczywiste po tym, gdy do centrum medycznego Uniwersytetu Northwestern dotar艂 z objawami ebola pacjent, kt贸ry wi臋kszo艣膰 czasu sp臋dza艂 na pe艂nym zgie艂ku parkiecie gie艂dy zbo偶owej w Chicago. Wszystkie gie艂dy papier贸w warto艣ciowych i towarowe mia艂y zosta膰 zamkni臋te, a ca艂y 艣wiat biznesu i finans贸w natychmiast zacz膮艂 zastanawia膰 si臋 nad tym, jak to si臋 odbije na ekonomii. Wi臋kszo艣膰 ludzi wpatrywa艂a si臋 w telewizj臋. Ka偶da stacja znalaz艂a sobie jakiego艣 eksperta medycznego, kt贸ry udziela艂 widzom wyja艣nie艅, najcz臋艣ciej nazbyt szczeg贸艂owych i fachowych. Telewizje kablowe przedstawia艂y specjalne raporty naukowe na temat epidemii w Zairze, pokazuj膮c skal臋 mo偶liwych spustosze艅. W rezultacie ca艂y kraj popad艂 w stan cichej paniki: ludzie sprawdzali zapasy w zamra偶arkach i spi偶arniach, ogl膮dali audycje, albo w odruchu desperacji usi艂owali je ignorowa膰. Rozmowy s膮siedzkie odbywa艂y si臋, je艣li w og贸le, na odleg艂o艣膰.

* * *

Zanim w Atlancie dobieg艂a godzina dwudziesta, liczba zarejestrowanych przypadk贸w si臋gn臋艂a pi臋ciu setek. By艂 to bardzo ci臋偶ki dzie艅 dla Gusa Lorenza, kt贸ry kr膮偶y艂 nieustannie pomi臋dzy laboratorium a gabinetem. Niebezpiecze艅stwo na jakie nara偶a艂 si臋 on i wsp贸艂pracownicy by艂o tym wi臋ksze, 偶e po艣piech i zm臋czenie grozi艂y pomy艂kami. Na co dzie艅 by艂o to ustronne, jedno z najlepiej wyposa偶onych na 艣wiecie laboratori贸w, w kt贸rym ludzie przywykli do pracy spokojnej i uporz膮dkowanej. Teraz rozp臋ta艂o si臋 piek艂o. Nap艂ywaj膮ce nieprzerwanym strumieniem pr贸bki krwi trzeba by艂o ewidencjonowa膰, testowa膰, a wyniki wysy艂a膰 do odpowiednich plac贸wek. Lorenz przez ca艂y dzie艅 stara艂 si臋 tak rozdzieli膰 zadania po艣r贸d swych podw艂adnych, 偶eby nie pojawi艂y si臋 偶adne przerwy w pracy, a zarazem, 偶eby nikt nie by艂 nadmiernie obci膮偶ony. Zasady te zamierza艂 stosowa膰 tak偶e do samego siebie; kiedy wszed艂 do gabinetu, 偶eby uci膮膰 sobie drzemk臋, zobaczy艂, i偶 kto艣 na niego czeka.

— FBI — oznajmi艂 m臋偶czyzna i wyci膮gn膮艂 d艂o艅 z odznak膮. By艂 to miejscowy g艂贸wny agent, najstarszy funkcjonariusz w oddziale terenowym, kt贸ry zarz膮dza艂 podleg艂膮 mu instytucj膮 za pomoc膮 telefonu kom贸rkowego. By艂 wysokim, spokojnym cz艂owiekiem, nie艂atwo wpadaj膮cym w podniecenie. Swym podw艂adnym nieustannie powtarza艂, 偶e w sytuacjach kryzysowych przede wszystkim musz膮 my艣le膰. Nigdy nie zabraknie czasu, 偶eby spieprzy膰 spraw臋.

— Czym mog臋 s艂u偶y膰? — spyta艂 Lorenz.

— Panie profesorze, musi mnie pan troch臋 o艣wieci膰. Wraz z kilkoma innymi agencjami Biuro pr贸buje ustali膰, jak si臋 to wszystko rozpocz臋艂o. Przepytujemy ofiary, kiedy i w jakiej sytuacji ka偶da z nich dostrzeg艂a pierwsze objawy, a tak偶e jak mog艂o doj艣膰 do zara偶enia. Z tego co s艂ysza艂em, pan nale偶y do g艂贸wnych ekspert贸w. Gdzie to si臋 zacz臋艂o?

* * *

W Armii nie wiedziano, gdzie to si臋 zacz臋艂o, ale nie ulega艂o w膮tpliwo艣ci, 偶e epidemia nie omin臋艂a wojska. Pierwszy meldunek nadszed艂 z Fort Stewart w Georgii. Niemal ka偶da baza znajdowa艂a si臋 w pobli偶u co najmniej jednego du偶ego skupiska miejskiego. Z Fort Stewart mo偶na by艂o szybko dojecha膰 do Savannah i Atlanty. Z Fort Hood by艂o blisko do Dallas, z Fort Campbell do Nashville, gdzie Vanderbilt informowa艂 o pierwszych zachorowaniach. Personel baz stacjonowa艂 najcz臋艣ciej w koszarach, gdzie wsp贸lne by艂y jadalnie, ubikacje i 艂azienki; oficerowie byli autentycznie przera偶eni. Najgorsza sytuacja panowa艂a w Marynarce. Okr臋ty stanowi艂y wydzielone terytoria. Tym, kt贸re znajdowa艂y si臋 na morzu, nakazano tam pozosta膰 do czasu, gdy sytuacja na l膮dzie si臋 wyja艣ni. Wkr贸tce uznano, 偶e zagro偶ona jest ka偶da du偶a baza i chocia偶 niekt贸rym oddzia艂om — g艂贸wnie Armii i 偶andarmerii — pozwolono wzmocni膰 szeregi Gwardii Narodowej, to jednak lekarze wojskowi czujnie obserwowali wszystkich podw艂adnych, szybko wykrywaj膮c pojedyncze niepokoj膮ce objawy; podejrzanych natychmiast izolowano i w ochronnych strojach MOPP odstawiano helikopterem do najbli偶szego szpitala, kt贸ry przyjmowa艂 chorych na ebola. Do p贸艂nocy sta艂o si臋 jasne, 偶e jak na razie Armi臋 USA trzeba traktowa膰 jak zara偶on膮. Do Narodowego Centrum Si艂 Zbrojnych sp艂ywa艂y bezzw艂ocznie informacje, w kt贸rych jednostkach odkryto niebezpieczne symptomy, i na tej podstawie izolowano ca艂e bataliony, kt贸rych cz艂onkowie karmili si臋 偶elaznymi racjami — jako 偶e mesy pozamykano — i w napi臋ciu wypatrywali niewidzialnego i podst臋pnego wroga.

* * *

— O, Bo偶e, John!

Chavez kr臋ci艂 z niedowierzaniem g艂ow膮.

Clark siedzia艂 w milczeniu. Jego 偶ona, Sandy, by艂a instruktork膮 w szkole piel臋gniarskiej, co znaczy艂o, 偶e jej 偶yciu grozi艂o dodatkowe niebezpiecze艅stwo. Pracowa艂a na oddziale szpitalnym, gdzie zostanie dostarczony ka偶dy pacjent podejrzany o ebola, Sandy za艣 b臋dzie musia艂a pokaza膰 swoim uczennicom, jak bezpiecznie si臋 nim zaj膮膰.

Bezpiecznie? — zapyta艂 w duchu. W pami臋ci o偶y艂y mroczne wspomnienia i nap艂yn臋艂a trwoga, kt贸rej nie zna艂 od lat. Ta napa艣膰 na jego kraj — nikt tego jeszcze oficjalnie nie potwierdzi艂, Clark jednak nie wierzy艂 w zbiegi okoliczno艣ci — narazi艂a na niebezpiecze艅stwo o wiele bardziej jego 偶on臋, ni偶 jego samego.

— Jak my艣lisz, kto to zrobi艂?

By艂o to g艂upie pytanie, na kt贸re pad艂a niewiele m膮drzejsza odpowied藕.

— Kto艣, kto nas okropnie nie lubi — odpar艂 kwa艣no John.

— Przepraszam. — Chavez zamy艣lony wpatrywa艂 si臋 przez chwil臋 w okno. — To paskudny numer, John.

— Wok贸艂 czego艣 takiego musi by膰 utrzymana 艣cis艂a tajemnica operacyjna.

— Zgoda, panie C. S膮dzisz, 偶e to faceci, za kt贸rymi ju偶 w臋szyli艣my?

— Jedna z mo偶liwo艣ci. Pewnie jest ich wi臋cej, ni偶 s膮dzili艣my. Spojrza艂 na zegarek. W ka偶dej chwili nale偶a艂o si臋 spodziewa膰 powrotu Foleya z Waszyngtonu, powinni wi臋c p贸j艣膰 do jego gabinetu. By艂 ju偶 na miejscu.

— Cze艣膰, John — powiedzia艂 zza biurka.

Zobaczyli te偶 Mary Pat.

— To nie przypadek, prawda? — bardziej stwierdzi艂 ni偶 zapyta艂 Clark.

— Nie. Tworzymy grup臋 zadaniow膮. FBI przes艂uchuje ludzi w ca艂ym kraju. Je艣li z艂apiemy jakie艣 poszlaki, do nas b臋dzie nale偶a艂a praca za granic膮. Wy dwaj tym pokierujecie. Zastanawiam si臋 teraz, jak przerzuci膰 ludzi na zewn膮trz.

— SOW? — spyta艂 Ding.

— Wszystko inne schodzi na drugi plan. Jack podporz膮dkowa艂 mi nawet Agencj臋 Bezpiecze艅stwa Narodowego i wywiad Departamentu Obrony.

Chocia偶 obie te instytucje na mocy prawa podlega艂y dyrektorowi CIA, to jednak, jak wszystkie inne du偶e agencje wywiadowcze, w praktyce stanowi艂y niezale偶ne imperia. A偶 do teraz.

— Jak dzieciaki? — spyta艂 Clark.

— W domu — odpar艂a Mary Pat. Mog艂a by膰 kr贸low膮 wywiadu, ale zarazem by艂a matk膮 ze wszystkimi matczynymi troskami. — M贸wi膮, 偶e czuj膮 si臋 dobrze.

— Bro艅 masowego ra偶enia — mrukn膮艂 Chavez.

— Tak — pokiwa艂 g艂ow膮 dyrektor.

Kto艣 albo nie zwr贸ci艂 uwagi, albo zlekcewa偶y艂 to, 偶e w tej kwestii doktryna wojskowa Stan贸w Zjednoczonych by艂a jednoznaczna: odpowiedzi膮 na bro艅 masowego ra偶enia jest bro艅 masowego ra偶enia. Je艣li kto艣 zaatakuje USA przy u偶yciu zarazk贸w lub gazu, one odpowiedz膮 broni膮 nuklearn膮, gdy偶 t臋 maj膮, nie dysponuj膮 za艣 tamtymi.

Na biurku zadzwoni艂 telefon. Foley podni贸s艂 s艂uchawk臋, powiedzia艂:

— S艂ucham? — a po kilku chwilach rzuci艂: — Mo偶ecie tutaj przys艂a膰 odpowiedni zesp贸艂? Dobrze, dzi臋kuj臋.

— Kto to by艂?

— MICZUSA z Fort Detrick. B臋d膮 tu za godzin臋. Mo偶emy wys艂a膰 ludzi za granic臋, ale najpierw musz膮 podda膰 si臋 badaniu krwi. Europa... sami wiecie jak to jest. Do Anglii nie mo偶esz wwie藕膰 g艂upiego psiaka, je艣li nie oddasz go na miesi膮c, 偶eby stwierdzili, czy czasem nie ma pche艂. Pewnie b臋dziecie si臋 musieli przebada膰 tak偶e po drugiej stronie sadzawki, podobnie jak piloci.

— Nie jeste艣my spakowani — powiedzia艂 Clark.

— Kup wszystko, czego ci potrzeba na miejscu, John — prychn臋艂a Mary Pat, ale zaraz doda艂a: — Przepraszam.

— Mamy jakie艣 poszlaki?

— Jak na razie nie, ale co艣 musi wyp艂yn膮膰. Nie mo偶na rozkr臋ci膰 takiej sprawy, nie zostawiaj膮c absolutnie 偶adnych 艣lad贸w.

— Jest w tym wszystkim co艣 dziwnego — powiedzia艂 Chavez, wpatrzony w pod艂og臋 w膮skiego pokoju na najwy偶szym pi臋trze. — John, pami臋tasz, co ci wczoraj m贸wi艂em?

— Nie. Co takiego?

— 呕e niekt贸re posuni臋cia pozostaj膮 bez odwetu, gdy偶 powoduj膮 nieodwracalne zmiany. A je艣li ten zamach by艂 zwi膮za...

— Za wielka skala — sprzeciwi艂a si臋 Mary Pat. — Zbyt misterna organizacja.

— 艢wietnie, ale gdyby jednak tak w艂a艣nie by艂o, to przecie偶 mogliby艣my z ca艂ej doliny Bekaa zrobi膰 jeden wielki parking, a kiedy ju偶 zmala艂oby promieniowanie, wys艂a膰 piechot臋 morsk膮, 偶eby wymalowa艂a pasy. To 偶adna tajemnica. Zrezygnowali艣my z rakiet balistycznych, ale nadal mamy bomby atomowe. Ka偶dy kraj mo偶emy spopieli膰 doszcz臋tnie, a prezydent Ryan jest w stanie to zrobi膰. Widzia艂em go w akcji: to nie jest facet, kt贸ry k艂adzie uszy po sobie.

— Zatem? — ponagli艂 dyrektor CIA, oszcz臋dzaj膮c sobie uwagi, 偶e nic nie jest takie proste. Zanim Ryan czy ktokolwiek inny wyda艂by rozkaz o nuklearnym odwecie, dowody musia艂yby by膰 na tyle silne, aby osta膰 si臋 wobec dociekliwo艣ci S膮du Najwy偶szego. Osobi艣cie uwa偶a艂, 偶e Ryan zdolny by艂by do takiego posuni臋cia tylko w bardzo szczeg贸lnych okoliczno艣ciach.

— Zatem ten kto si臋 na to zdecydowa艂, musi uwa偶a膰, 偶e jest bez znaczenia, czy wykryjemy sprawc贸w, albo 偶e nie zdob臋dziemy si臋 na nuklearn膮 odpowied藕. Chocia偶...

Istnia艂a chyba jeszcze trzecia mo偶liwo艣膰, ale nie potrafi艂 jej dok艂adnie uchwyci膰.

— Albo zdecydowany jest usun膮膰 prezydenta — doko艅czy艂a Mary Pat. — W takim razie, po co wcze艣niejszy napad na c贸rk臋? Przecie偶 to tylko zag臋szcza ochron臋 wok贸艂 niego, utrudnia, a nie u艂atwia zamach. Naraz dzieje si臋 wiele rzeczy. Chi艅czycy. ZRI. Flota indyjska chy艂kiem wyp艂ywa w morze. Tutaj ca艂a ta polityczna zawierucha, a teraz jeszcze ebola. To wszystko nie uk艂ada si臋 w jeden obraz.

— Z wyj膮tkiem tego, 偶e ka偶de kolejne zdarzenie cholernie utrudnia nam 偶ycie, prawda?

W pokoju zapad艂a cisza.

— Ch艂opak ma chyba racj臋 — mrukn膮艂 Clark pod adresem Foley贸w.

* * *

— Zawsze zaczyna si臋 w Afryce — m贸wi艂 Lorenz i nabija艂 fajk臋. — To tam 偶yje wirus. Kilka miesi臋cy temu znowu uderzy艂 w Zairze.

— Nie by艂o 偶adnych wiadomo艣ci — zauwa偶y艂 agent FBI.

— Tylko dwie ofiary, m艂ody ch艂opak i piel臋gniarka, chyba zakonnica, w ka偶dym razie zgin臋艂a w wypadku samolotowym. Potem podobne zdarzenie w Sudanie, te偶 dwie ofiary, doros艂y m臋偶czyzna i ma艂a dziewczynka. On umar艂, ona prze偶y艂a. Dwa tygodnie temu. Mamy pr贸bk臋 krwi Przypadku Zerowego, nad kt贸r膮 teraz prowadzimy badania.

— Jak to si臋 robi?

— Hodujemy wirusy w specjalnie spreparowanych tkankach. W nerkach ma艂p, chocia偶 tym razem...

Wida膰 by艂o, 偶e Lorenz o czym艣 sobie przypomnia艂.

— Co takiego?

— Z艂o偶y艂em zam贸wienie na kilka zielonych ma艂pek afryka艅skich. Z tych korzystamy; usypia si臋 je i usuwa nerki. Kto艣 jednak mnie uprzedzi艂 i musia艂em troch臋 poczeka膰 na dostaw臋.

— Wie pan, kto to by艂?

Lorenz pokr臋ci艂 g艂ow膮.

— Nie. Op贸藕ni艂o to mnie o tydzie艅, mo偶e dziesi臋膰 dni, nie wi臋cej.

— Kto jeszcze mo偶e si臋 interesowa膰 tymi ma艂pami?

— Firmy farmaceutyczne, laboratoria medyczne i tak dalej.

— Z kim mog臋 o tym porozmawia膰?

— M贸wi pan powa偶nie?

— Jak najbardziej.

Lorenz wzruszy艂 ramionami i si臋gn膮艂 po notatnik.

— Prosz臋, tu s膮 wszystkie dane.

* * *

Rozmow臋 przy 艣niadaniu uda艂o si臋 szybko zorganizowa膰. Ambasador David L. Williams wysiad艂 z samochodu i zosta艂 wprowadzono do oficjalnej rezydencji premiera. By艂 wdzi臋czny, 偶e spotkanie nast膮pi艂o o tak wczesnej porze. Indie potrafi艂y zamienia膰 si臋 w piec hutniczy, on za艣 mia艂 ju偶 swoje lata i upa艂 bywa艂 dla niego bardzo uci膮偶liwy, szczeg贸lnie 偶e musia艂 nosi膰 si臋 jak ambasador, nie za艣 gubernator Pennsylwanii, gdzie spokojnie mo偶na by艂o wyst膮pi膰 w stroju robotnika. Tutaj robotnicy odziewali si臋 w spos贸b bardzo niewyszukany, co sprawia艂o, 偶e klasy wy偶sze tym wi臋ksz膮 wag臋 przywi膮zywa艂y do symboli statusu. A przy tym lubili siebie nazywa膰 najwi臋kszym demokratycznym krajem na 艣wiecie, pomy艣la艂 wiekowy dyplomata. Te偶 co艣.

Premier siedzia艂a ju偶 za sto艂em. Podnios艂a si臋 na powitanie, poda艂a r臋k臋 gubernatorowi i zaprowadzi艂a go na miejsce. Porcelanowe talerze mia艂y z艂ocone obrze偶a, a s艂u偶膮cy w liberiach natychmiast pojawili si臋 z kaw膮. 艢niadanie rozpocz臋艂o si臋 od melona.

— Dzi臋kuj臋, 偶e zechcia艂a mnie pani przyj膮膰 — rozpocz膮艂 Williams.

— Jest pan zawsze mile widzianym go艣ciem, ambasadorze — odpowiedzia艂a grzecznie. Mniej wi臋cej tak jak w膮偶, doda艂 w my艣lach ambasador. Niezobowi膮zuj膮ca wymiana zda艅 trwa艂a dziesi臋膰 minut. Ma艂偶onkowie mieli si臋 dobrze. Dzieci podobnie. Wnuki znakomicie. Tak, czym bli偶ej lata, tym cieplej.

— Jaki problem sprowadza pana do mnie?

— Rozumiem, 偶e wasza flota wyp艂yn臋艂a w morze.

— Tak, zdaje si臋, 偶e tak. Po uszczerbkach, jakie zada艂y nam wasze si艂y, musieli艣my reperowa膰 okr臋ty. Teraz kapitanowie chyba sprawdzaj膮 prac臋 silnik贸w.

— Wi臋c chodzi jedynie o 膰wiczenia? — upewni艂 si臋 Williams. — Zadaj臋 to pytanie w imieniu mojego rz膮du.

— Panie ambasadorze, czuj臋 si臋 w obowi膮zku przypomnie膰 panu, 偶e jeste艣my suwerennym narodem. Nasze si艂y zbrojne dzia艂aj膮 w ramach naszego prawa, a wy nie ustajecie w przypomnieniach, 偶e morze jest dost臋pne dla swobodnej 偶eglugi dla wszystkich. Czy偶by chcia艂 pan nam odm贸wi膰 tego prawa?

— Absolutnie nie, pani premier. Czujemy si臋 jedynie zaskoczeni skal膮 膰wicze艅, jakie zosta艂y przez was podj臋te.

Przy tak sk膮pych zasobach, dopowiedzia艂 w duchu.

— Panie ambasadorze, nikt nie lubi by膰 szykanowany. Raptem kilka miesi臋cy wcze艣niej fa艂szywie oskar偶yli艣cie nas o wrogie zamiary wobec jednego z naszych s膮siad贸w. Zagrozili艣cie naszemu krajowi, a nawet dokonali艣cie napadu na nasz膮 flot臋, uszkadzaj膮c okr臋ty. Czym sobie zas艂u偶yli艣my na tak wrogie posuni臋cia? — powiedzia艂a premier Indii i wyprostowa艂a si臋 w krze艣le.

„Wrogie posuni臋cia” to fraza, po kt贸r膮 w j臋zyku dyplomacji nie si臋ga艂o si臋 niefrasobliwie ani przypadkowo.

— Chc臋 zauwa偶y膰, pani premier, 偶e nie by艂o takich posuni臋膰. Je艣li zdarzy艂y si臋 jakie艣 dezinterpretacje, zapewne pojawi艂y si臋 one po obu stronach i, w艂a艣nie, aby zapobiec na przysz艂o艣膰 tego typu b艂臋dom, pozwoli艂em sobie zada膰 proste pytanie. Nie wysuwamy 偶adnych gr贸藕b, chcieliby艣my si臋 jedynie dowiedzie膰, jakie s膮 zamiary waszej marynarki.

— Odpowiedzi ju偶 udzieli艂am. Przeprowadzamy 膰wiczenia. — Chwil臋 wcze艣niej tylko jej si臋 „wydawa艂o”, 偶e odbywaj膮 si臋 jakie艣 膰wiczenia, teraz by艂a ju偶 tego znacznie bardziej pewna. — To wszystko.

— Rozumiem, to odpowied藕 na moje pytanie — powiedzia艂 Williams z uprzejmym u艣miechem. My艣la艂a, 偶e jest bardzo sprytna; Williams jednak dojrzewa艂 politycznie w jednym z najtrudniejszych ameryka艅skich 艣rodowisk politycznych, po艣r贸d pennsylwa艅skich demokrat贸w, gdzie uda艂o mu si臋 przebi膰 na szczyt. Spotyka艂 takich ludzi na kopy, mo偶e tylko mniej 艣wi臋toszkowatych. K艂amstwo wesz艂o im tak bardzo w nawyk, 偶e byli pewni, i偶 zawsze ujdzie im na sucho. — Dzi臋kuj臋 pani premier.

* * *

Bitwa sko艅czy艂a si臋 kl臋sk膮, pierwsz膮 w tej turze 膰wicze艅. Fatalna koordynacja, my艣la艂 Hamm, patrz膮c na pojazdy, kt贸re wraca艂y zakurzon膮 drog膮. Go艣cie z Karoliny wpadli w zasadzk臋 tu偶 po wyst膮pieniu prezydenta. Byli gwardzistami, znajdowali si臋 daleko od domu, gdzie zosta艂y ich rodziny. Trudno im by艂o si臋 skupi膰, gdy偶 nie mieli czasu nawet na to, by zadzwoni膰 i upewni膰 si臋, 偶e wszystko w porz膮dku z rodzicami, dzie膰mi i dziewczynami. Zap艂acili za to podczas starcia, ale jako zawodowy 偶o艂nierz Hamm wiedzia艂, 偶e nie umniejsza to jednak warto艣ci brygady z Karoliny. Nie dosz艂oby do tego na polu prawdziwej bitwy. Jakkolwiek realistyczne warunki zapewnia艂 NOS, wszystko tutaj by艂o jednak tylko gr膮. Je艣li kto艣 umiera艂, to tylko na skutek nieszcz臋艣liwego wypadku, podczas gdy do dom贸w zagl膮da艂a 艣mier膰 jak najprawdziwsza.

* * *

Krew pobra艂 Clarkowi i Chavezowi sanitariusz, kt贸ry przeprowadzi艂 tak偶e badanie. Przygl膮dali si臋 temu z ponur膮 fascynacj膮, szczeg贸lnie, 偶e podoficer by艂 w r臋kawiczkach i masce.

— Obaj jeste艣cie czy艣ci — oznajmi艂 po trzydziestu minutach i sam przy tym odetchn膮艂.

— Dzi臋ki, sier偶ancie — powiedzia艂 Chavez.

Wi臋c to wszystko dzieje si臋 naprawd臋. W jego ciemnych latynoskich oczach pojawi艂o si臋 co艣 wi臋cej ni偶 ulga.

Podobnie jak John, Domingo wczuwa艂 si臋 ju偶 w now膮 misj臋.

Wsiedli do s艂u偶bowego auta, 偶eby pojecha膰 do Andrews. Ulice w centrum Waszyngtonu by艂y nienormalnie puste. Dzi臋ki temu szybciej si臋 wprawdzie jecha艂o, ale wcale nie zmniejszy艂 si臋 dr臋cz膮cy ich niepok贸j. Na jednym z most贸w musieli si臋 zatrzyma膰 i czeka膰, a偶 zostan膮 skontrolowane trzy samochody przed nimi. W poprzek jezdni id膮cej na wsch贸d sta艂 Hummer Gwardii Narodowej. Clark zahamowa艂 i pokaza艂 legitymacj臋 ze zdj臋ciem.

— CIA — powiedzia艂 偶o艂nierzowi 偶andarmerii.

— Jed藕cie — mrukn膮艂 gwardzista.

— Wi臋c dok膮d teraz, panie C?

— Do Afryki przez Azory.

51
Dochodzenie

Spotkanie z przyw贸dcami Senatu przebieg艂o zgodnie z oczekiwaniami. Od pocz膮tku odpowiedni nastr贸j nada艂y mu maski chirurgiczne, kt贸rych rozdanie znowu by艂o pomys艂em van Damma. Genera艂 Pickett polecia艂 do Hopkinsa, 偶eby na miejscu sprawdzi膰, co tam si臋 dzieje, ale zd膮偶y艂 powr贸ci膰, a jego om贸wienie sytuacji stanowi艂o g艂贸wn膮 cz臋艣膰 posiedzenia. Pi臋tnastu senator贸w, kt贸rzy zebrali si臋 w Pokoju Wschodnim, s艂ucha艂o w pos臋pnym skupieniu i tylko ich oczy jarzy艂y si臋 nad bia艂ymi maseczkami.

— Mnie si臋 nie podobaj膮 pa艅skie decyzje, panie prezydencie — odezwa艂 si臋 jeden, a Jack nie potrafi艂 rozpozna膰 po g艂osie, kt贸ry.

— A my艣li pan, 偶e mnie si臋 podobaj膮? — odpar艂. — Je艣li kto艣 ma lepszy pomys艂, zamieniam si臋 w s艂uch. Musia艂em oprze膰 si臋 na medycznych informacjach, kt贸rych mi udzielono. Je艣li ten wirus jest tak zab贸jczy, jak mi powiedziano, najmniejsza niefrasobliwo艣膰 zaowocuje tysi膮cami, a nawet milionami ofiar 艣miertelnych. Je艣li ma by膰 czego艣 w nadmiarze, to niech to b臋dzie ostro偶no艣膰.

— Co jednak z prawami obywatelskimi? — odezwa艂 si臋 drugi g艂os.

— Czy kt贸rekolwiek z nich wa偶niejsze jest od prawa do 偶ycia? — spyta艂 z pasj膮 Jack. — Panowie, je艣li ktokolwiek widzi lepsze rozwi膮zanie, niech je przedstawi, a obecny tu z nami jeden z najlepszych ekspert贸w w sprawach epidemiologii b臋dzie m贸g艂 je natychmiast oceni膰. Nie zamierzam jednak wys艂uchiwa膰 zastrze偶e艅, kt贸re nie maj膮 na swoje poparcie naukowych fakt贸w. Konstytucja i prawo nie s膮 w stanie przewidzie膰 wszystkich mo偶liwych okoliczno艣ci. W takich przypadkach jak ten, musimy przede wszystkim odwo艂a膰 si臋 do naszego rozumu...

— Przede wszystkim musimy odwo艂ywa膰 si臋 do zasad! — zawo艂a艂 obro艅ca swob贸d obywatelskich.

— 艢wietnie, porozmawiajmy o nich! Je艣li istnieje jakie艣 inne rozwi膮zanie, kt贸re pozwoli krajowi 偶y膰 i funkcjonowa膰, z najwy偶sz膮 ch臋ci膮 je poznam. I wybierajmy. Ale musz臋 mie膰 jak膮艣 alternatyw臋! Liczy si臋 ka偶dy pomys艂, ale u偶yteczny!

Zapad艂a cisza i tylko krzy偶owa艂y si臋 spojrzenia rozrzuconych po sali senator贸w.

— Czy musia艂 si臋 pan tak 艣pieszy膰?

— Chodzi o ludzkie 偶ycie, ty durniu! — warkn膮艂 jeden z senator贸w na szacownego koleg臋. Pewnie jest z nowego naboru, pomy艣la艂 Jack, i nie zd膮偶y艂 si臋 jeszcze nauczy膰 klasycznych mantr Waszyngtonu.

— A je艣li si臋 pan myli, panie prezydencie?

— Postawicie mnie przed s膮dem, je艣li taka b臋dzie wola Izby, a decyzje niech podejmuje kto艣 inny i niech B贸g ma go w swojej opiece. Panowie, w tej chwili w szpitalu Johna Hopkinsa znajduje si臋 moja 偶ona, kt贸ra zaraz rozpocznie dy偶ur i b臋dzie si臋 opiekowa膰 pacjentami z ebola. Nie my艣licie chyba, 偶e chcia艂em tak偶e tego. Zale偶y mi na waszym poparciu, ale z nim czy bez niego, nawet gdybym mia艂 zosta膰 samotny jak palec, musz臋 wykonywa膰 swoje obowi膮zki najlepiej, jak potrafi臋. Powtarzam jednak raz jeszcze: je艣li kto艣 ma lepszy pomys艂, niech m贸wi.

Nikt si臋 nie odezwa艂 i trudno by艂o za to wini膰 zebranych; mieli jeszcze mniej czasu na zastanowienie ni偶 prezydent.

* * *

W sklepie mundurowym w Andrews Si艂y Powietrzne zafundowa艂y im mundury tropikalne, albowiem ich waszyngto艅skie ubrania by艂y troch臋 zbyt ciep艂e. Uniformy stanowi艂y te偶 dobry kamufla偶. Clark dosta艂 srebrne or艂y pu艂kownika, Chavez zosta艂 majorem; srebrne skrzyd艂a pilota i baretki otrzyma艂 od za艂ogi VC-20B. Na pok艂adzie by艂y dwa zespo艂y pilot贸w. Zast臋pcza za艂oga spa艂a na dw贸ch najdalej wysuni臋tych fotelach pasa偶erskich.

— Zupe艂nie nie藕le jak na podoficera grupy uposa偶eniowej E-6 w stanie spoczynku — powiedzia艂 Ding, chocia偶 mundur le偶a艂 nie najlepiej.

— Zupe艂nie nie藕le jak na E-7 w stanie spoczynku, przy czym macie jeszcze dodawa膰 „sir”, majorze Chavez.

By艂a to jedyna chwila weso艂o艣ci. Wojskowa wersja Gulfstreama mia艂a na pok艂adzie ton臋 sprz臋tu 艂膮czno艣ciowego i sier偶anta-kobiet臋 do jego obs艂ugi. Faks贸w nap艂ywa艂o tyle, 偶e w drodze do Kinszasy, ju偶 nad Wyspami Zielonego Przyl膮dka grozi艂o, 偶e zabraknie papieru.

— Nast臋pny przystanek w Kenii, sir — odezwa艂a si臋 sier偶ant. — Maj膮 si臋 panowie skontaktowa膰 z jakim艣 specjalist膮 od ma艂p.

Clark si臋gn膮艂 po wydruk — ostatecznie to on by艂 pu艂kownikiem — podczas gdy Chavez zastanawia艂 si臋, jak pasuj膮 baretki do niebieskiej koszuli mundurowej. Ostatecznie pomy艣la艂, 偶e nie powinien si臋 specjalnie przejmowa膰. Si艂y Powietrzne nie by艂y tak naprawd臋 wojskiem; przynajmniej tak uwa偶ano w zwiadzie Armii, w kt贸rym ongi艣 s艂u偶y艂.

— Sp贸jrz — powiedzia艂 John i poda艂 mu papier.

— Przynajmniej jaki艣 trop — zauwa偶y艂 natychmiast Ding. Wymienili spojrzenia. Mieli zebra膰 informacje o 偶ywotnym znaczeniu dla kraju i do tego sprowadza艂o si臋 ich zadanie. Na razie. 呕aden z nich nie powiedzia艂by „nie”, gdyby przy okazji mo偶na by艂o zrobi膰 co艣 jeszcze. Obaj byli agentami wydzia艂u operacyjnego CIA, ale obaj byli tak偶e 偶o艂nierzami (w przypadku Clarka by艂y to oddzia艂y specjalne Marynarki SEAL) i cz臋sto otrzymywali zadania paramilitarne, kt贸re wi臋kszo艣膰 czystych szpieg贸w uznawa艂a za nieco nazbyt ekscytuj膮ce. Ile偶 jednak daj膮ce satysfakcji, pomy艣la艂 Chavez. Nauczy艂 si臋 ju偶 panowa膰 nad swym latynoskim temperamentem, poci膮ga艂a go jednak my艣l o wykryciu sprawc贸w napa艣ci na jego kraj i potraktowaniu ich po 偶o艂niersku.

— Znasz go lepiej ode mnie, John. Jak si臋 zachowa?

— Ryan? — Clark wzruszy艂 ramionami. — To zale偶y od tego, co mu przywieziemy, Domingo. Takie otrzymali艣my zadanie.

— Tak jest, sir — z powag膮 odpowiedzia艂 m艂odszy z agent贸w.

* * *

Prezydent nie spa艂 dobrze tej nocy, chocia偶 zgadza艂 si臋 z panuj膮c膮 w Bia艂ym Domu opini膮: sen jest warunkiem podejmowania w艂a艣ciwych decyzji, a na tym w艂a艣nie polega艂a jego zasadnicza funkcja. Tego przede wszystkim oczekiwali od prezydenta obywatele. Poprzedniej nocy spa艂 nieca艂e sze艣膰 godzin po wyczerpuj膮cym dniu sp臋dzonym na podr贸偶ach i przem贸wieniach, a teraz sen nie chcia艂 przyj艣膰. Jeszcze mniej spali jego wsp贸艂pracownicy oraz personel agencji rz膮dowych, albowiem prezydencki dekret musia艂 zosta膰 wprowadzony w 偶ycie. Sytuacj臋 radykalnie komplikowa艂y k艂opoty zagraniczne: z dwoma pa艅stwami chi艅skimi, kt贸rych czas by艂 wcze艣niejszy o trzyna艣cie godzin, z Indiami, dziesi臋膰 godzin wyprzedzenia, Zatok膮 Persk膮, osiem godzin, a jeszcze do tego siedem stref czasowych w Ameryce, je艣li liczy膰 z Hawajami, a wi臋cej, gdy uwzgl臋dni膰 tak偶e terytoria na Pacyfiku. Ryan przewraca艂 si臋 na 艂贸偶ku w prywatnej cz臋艣ci Bia艂ego Domu, a jego my艣li pl膮sa艂y po ca艂ym globie, a偶 wreszcie zacz膮艂 si臋 zastanawia膰, czy jest w og贸le jaka艣 cz臋艣膰 kuli ziemskiej, z kt贸r膮 nie wi膮za艂y si臋 problemy. Oko艂o trzeciej podda艂 si臋, na艂o偶y艂 ubranie i z agentami Oddzia艂u za plecami poszed艂 do Zachodniego Skrzyd艂a, gdzie znajdowa艂a si臋 centrala 艂膮czno艣ci.

— Co si臋 dzieje? — spyta艂 oficera dy偶urnego, kt贸rym by艂 major Charles Canon z piechoty morskiej; to on poinformowa艂 go o zamachu w Iraku... Od tego wszystko si臋 zacz臋艂o, przypomnia艂 sobie Ryan. 呕o艂nierze obs艂uguj膮cy sprz臋t 艂膮czno艣ci poderwali si臋 z miejsc, ale prezydent kiwn膮艂 uspokajaj膮co r臋k膮. — Spocznij, spocznij.

— Niespokojna noc, sir. Czy naprawd臋 chce pan tego wszystkiego s艂ucha膰?

— Nie mog臋 zasn膮膰, majorze.

Trzej agenci spojrzeli na siebie porozumiewawczo za plecami prezydenta; dobrze wiedzieli, co o tym my艣le膰.

— A zatem, panie prezydencie, jeste艣my w tej chwili pod艂膮czeni do sieci informacyjnych CCZ i MICZUSA, otrzymujemy wi臋c wszystkie ich dane. Na tej mapie nanosimy na bie偶膮co kolejne przypadki.

Canon wskaza艂 艣cian臋, na kt贸rej kto艣 zawiesi艂 now膮, wielk膮 map臋 USA. Szpilki z czerwonymi 艂epkami bez w膮tpienia oznacza艂y przypadki ebola. Ryan dostrzeg艂 te偶 zapas szpilek z czarnymi g艂贸wkami, kt贸rych sens by艂 r贸wnie oczywisty, chocia偶 偶adna jeszcze nie zosta艂a wpi臋ta. Czerwone kropki wyra藕nie skupia艂y si臋 wok贸艂 osiemnastu o艣rodk贸w, z nielicznymi, kt贸re, pojedynczo lub w parach, rozrzucono po ca艂ej mapie. Ci膮gle jeszcze pozosta艂y stany nietkni臋te zaraz膮. Idaho, Alabama, obydwie Dakoty, tak偶e, o dziwo, Minnesota z jej Mayo Clinic, uchroni艂y si臋 na razie dzi臋ki dekretowi Ryana... czy mo偶e przypadkowi? I jak to w og贸le odr贸偶ni膰? Szumia艂y wszystkie drukarki komputer贸w. Ryan si臋gn膮艂 po jeden z wydruk贸w. Ofiary ebola zestawione by艂y alfabetycznie wed艂ug nazwisk, z podaniem stanu, miasta zamieszkania i zawodu. Oko艂o pi臋tna艣cie procent przybywa艂o w aresztach i wi臋zieniach; by艂a to najliczniejsza grupa obok ludzi zajmuj膮cych si臋 handlem. Dane sporz膮dzi艂y FBI i CCZ, kt贸re wsp贸lnie bada艂y struktur臋 epidemii. Inny wydruk charakteryzowa艂 mo偶liwe ogniska; zgodnie z przypuszczeniami genera艂a Picketta, zaatakowano przede wszystkim wielkie wystawy i targi handlowe.

Podczas lat sp臋dzonych w CIA Ryan studiowa艂 r贸偶ne typy mo偶liwego ataku na Stany Zjednoczone, ten jednak nigdy nie znalaz艂 si臋 na jego biurku. Wojny biologicznej nie uznawano za mo偶liw膮. Ca艂ymi godzinami rozwa偶a艂 przebieg i skutki napa艣ci nuklearnej. Co mamy my, co maj膮 oni, cele, ofiary, setki mo偶liwych wariant贸w, rozwa偶anych z punktu widzenia czynnik贸w politycznych, wojskowych, ekonomicznych, a dla ka偶dego z nich istnia艂 plik odr臋bnych rozwi膮za艅, zale偶nych od pogody, pory roku, pory dnia i innych czynnik贸w, kt贸re uwzgl臋dni膰 mog艂y tylko komputery, chocia偶 i one ostatecznie podawa艂y jedynie szacunkowe wyniki. Nienawidzi艂 tego wszystkiego i z prawdziw膮 rado艣ci膮 powita艂 koniec zimnej wojny wraz z jej sta艂膮 gro藕b膮 艣mierci id膮cej w dziesi膮tki milion贸w. Prze偶y艂 nawet kryzys, kt贸ry m贸g艂 doprowadzi膰 do takiej tragedii; jak zmor臋 wspomina艂 tamten czas...

Podczas studi贸w nie zajmowa艂 si臋 rz膮dzeniem jako takim; przeszed艂 tradycyjny kurs nauk politycznych, niezb臋dny dla ka偶dego studenta ekonomii. Pami臋ta艂 ci膮gle s艂owa plantatora-arystokraty, napisane niemal trzydzie艣ci lat przed tym, jak zosta艂 trzecim prezydentem Stan贸w Zjednoczonych: „呕ycie, wolno艣膰 i d膮偶enie do szcz臋艣cia. Aby broni膰 tych warto艣ci, ustanawiane s膮 przez ludzi rz膮dy, kt贸re w艂adz臋 sw膮 czerpi膮 ze zgody rz膮dzonych”. To tutaj okre艣lone by艂o jego zadanie. Konstytucja, kt贸r膮 poprzysi膮g艂 szanowa膰, ochrania膰 i broni膰, sama s艂u偶y艂a obronie 偶ycia i praw ludzi, i by艂o co艣 nierealnego w tym, 偶e wpatrywa艂 si臋 w list臋 z nazwiskami, miejscami zamieszkania i zaj臋ciami ludzi, z kt贸rych osiemdziesi膮t procent mia艂o umrze膰. Mieli prawo do 偶ycia. Mieli prawo do swych swob贸d. Mieli prawo, aby d膮偶y膰 do szcz臋艣cia (przez co Jefferson nie rozumia艂 bynajmniej walki za wszelk膮 cen臋 i przy u偶yciu wszelkich 艣rodk贸w). Kto艣 targn膮艂 si臋 na ich 偶ycie. Ryan kaza艂 ograniczy膰 ich swobody. Z ca艂膮 pewno艣ci膮 nie wszyscy byli z tego zadowoleni.

— Tutaj przynajmniej jaka艣 lepsza wiadomo艣膰, panie prezydencie — odezwa艂 si臋 Canon i wr臋czy艂 mu wyniki wczorajszych wybor贸w. Ryan ze zdumieniem u艣wiadomi艂 sobie, 偶e zapomnia艂 o nich. Kto艣 uporz膮dkowa艂 list臋 wed艂ug profesji; ponad po艂ow臋 nowych kongresman贸w stanowili prawnicy. Dwudziestu siedmiu lekarzy. Dwudziestu trzech in偶ynier贸w. Dziewi臋tnastu farmer贸w. Osiemnastu nauczycieli. Czternastu biznesmen贸w r贸偶nej ma艣ci. To by艂o co艣. Mia艂 teraz oko艂o jednej trzeciej Izby Reprezentant贸w. Problem polega艂 na tym, jak dostarczy膰 ich do Waszyngtonu. Konstytucja stwierdza艂a bardzo wyra藕nie, 偶e nie wolno im w tym przeszkadza膰. Podczas gdy Pat Martin m贸g艂 argumentowa膰, 偶e zawieszenia komunikacji mi臋dzy stanami nigdy nie rozwa偶ano przed S膮dem Najwy偶szym, konstytucja stwierdza艂a, 偶e cz艂onkom Kongresu wolno uniemo偶liwi膰 przybycie na jego posiedzenie tylko w wypadku zdrady lub...? Nie pami臋ta艂 dok艂adnie, o co chodzi艂o w tym drugim przypadku, ale wiedzia艂 jak powa偶nie traktowany jest immunitet poselski.

Zaterkota艂 teleks. Podszed艂 do niego 偶o艂nierz piechoty morskiej.

— B艂yskawiczna z Departamentu Stanu; ambasador Williams z Indii — oznajmi艂.

Ryan podskoczy艂 do maszyny. Nie by艂a to dobra wiadomo艣膰, podobnie jak nast臋pna, z Tajpej.

* * *

Lekarze pracowali w systemie czterogodzinnych zmian. Ka偶demu sta偶y艣cie towarzyszy艂 starszy kolega. W du偶ej mierze wykonywali prac臋 piel臋gniarek, a chocia偶 robili to dobrze, wiedzieli, 偶e nie ma to specjalnego znaczenia.

Cathy po raz pierwszy wyst臋powa艂a w hermetycznym kombinezonie. Mia艂a przedtem do czynienia z jak膮艣 trzydziestk膮 chorych na AIDS z komplikacjami ocznymi, ale nie by艂o to specjalnie trudne. Korzysta艂o si臋 z r臋kawic; a podczas kontakt贸w z zara偶onymi problemy chirurgii okulistycznej w niczym nie umywa艂y si臋 do problem贸w laryngolog贸w. Pracowa艂o si臋 odrobin臋 wolniej, stosowano odrobin臋 wi臋cej 艣rodk贸w ostro偶no艣ci, to wszystko. Teraz rzecz przedstawia艂a si臋 zupe艂nie inaczej. Znajdowa艂a si臋 w 艣rodku wielkiego, grubego wora plastikowego, na g艂owie mia艂a he艂m, kt贸rego szyba cz臋sto zachodzi艂a mg艂膮 oddechu, a przed sob膮 mia艂a pacjent贸w, kt贸rzy musieli umrze膰, niezale偶nie od wysi艂ku opiekuj膮cych si臋 nimi specjalist贸w.

Trzeba jednak by艂o pr贸bowa膰. Sta艂a nad miejscowym Przypadkiem Zerowym, sprzedawc膮 艂odzi 偶aglowych, kt贸rego 偶ona le偶a艂a w s膮siednim pokoju. Do 偶y艂 pod艂膮czone mia艂 dwie kropl贸wki; jedn膮 sp艂ywa艂y p艂yny fizjologiczne, elektrolity i morfina, drug膮 — czysta krew. Jedyne, co mogli zrobi膰, to podtrzymywa膰 funkcjonowanie organizmu. Przez pewien czas mylnie s膮dzono, 偶e pomaga膰 mo偶e interferon. Antybiotyki okaza艂y si臋 bezskuteczne wobec zaka偶e艅 wirusowych, kt贸ry to fakt nie by艂 powszechnie znany. Nie by艂o 偶adnego innego rozwi膮zania, chocia偶 nawet w tej chwili setki ludzi 艣l臋cza艂y w laboratoriach. W ostatnich latach ebola nie po艣wi臋cano nazbyt wiele czasu. W CCZ, wojsku i kilku innych miejscach prowadzono jakie艣 prace, ale trudno je by艂o por贸wna膰 z energi膮 po艣wi臋can膮 badaniom nad chorobami zaka藕nymi, kt贸re panoszy艂y si臋 w „cywilizowanym” 艣wiecie. W Ameryce i Europie priorytetami obdarzano studia nad chorobami, kt贸re zabija艂y wielu ich mieszka艅c贸w lub te偶 przyci膮ga艂y uwag臋 medi贸w, albowiem dysponowanie funduszami rz膮dowymi by艂o dzia艂aniem politycznym, o przeznaczeniu za艣 prywatnych pieni臋dzy decydowa艂o to, jakie nieszcz臋艣cie dotkn臋艂o bogaczy czy prominent贸w. Myasthenia gravis zabi艂a Arystotelesa Onassisa, powsta艂a wi臋c odpowiednia fundacja, a chocia偶 w niczym nie pomog艂o to ju偶 magnatowi okr臋towemu, to jednak w kr贸tkim czasie medycyna dokona艂a tutaj znacznego post臋pu, co dla innych ofiar tej choroby oznacza艂o prawdziwy u艣miech losu. Ta sama zasada dotyczy艂a onkologii, gdzie finanse id膮ce na badania nad rakiem piersi, kt贸ry atakuje jedn膮 kobiet臋 na dziesi臋膰, daleko przekraczaj膮 te, kt贸re wspieraj膮 badania nad rakiem prostaty, atakuj膮cym oko艂o po艂ow臋 m臋skiej populacji po pi臋膰dziesi膮tce. Wielkie sumy przeznaczano na walk臋 z rakiem u dzieci, a chocia偶 tutaj zdarza艂o si臋 rocznie raptem dwana艣cie przypadk贸w na sto tysi臋cy, c贸偶 mo偶e by膰 bardziej cennego od dziecka? Nikt przeciw temu nie protestowa艂; w ka偶dym razie nie Cathy. Znikomo艣膰 funduszy, jakie przeznaczano na badania nad ebola i innymi chorobami tropikalnymi, wynika艂a z niewielkiego nimi zainteresowania w bogatych krajach. Teraz to si臋 zmieni, nie na tyle jednak szybko, by mia艂o w czymkolwiek pom贸c ludziom, kt贸rzy zape艂nili szpitale.

Pacjent zacz膮艂 si臋 krztusi膰 i przekr臋ci艂 na prawo. Si臋gn臋艂a po plastikowy kosz — zwyk艂e kaczki by艂y za p艂ytkie i szybko si臋 zape艂nia艂y. 呕贸艂膰 i krew. Czarna krew, krew 艣mierci. Krew pe艂na ma艂ych, podobnych w strukturze do pastora艂a wirus贸w ebola. Potem poda艂a pacjentowi pojemnik z wod膮, kt贸ry pod naci艣ni臋ciem podawa艂 odrobin臋 p艂ynu, wystarczaj膮c膮 na zwil偶enie ust.

— Dzi臋kuj臋 — wychrypia艂. Sk贸r臋 mia艂 blad膮, z wyj膮tkiem plam podsk贸rnych wylew贸w. Petechiae. S艂owo z martwego j臋zyka, kt贸re oznacza艂o nachodz膮c膮 艣mier膰. Spojrza艂 na ni膮; wiedzia艂, musia艂 wiedzie膰. B贸l czasami tryska艂 ponad barier臋 morfinowej blokady, jak morze uderzaj膮ce o falochron.

— Jak ze mn膮? — st臋kn膮艂.

— Jest pan bardzo chory — odpowiedzia艂a — ale pana organizm dzielnie walczy. Je艣li uda si臋 panu wytrwa膰 odpowiednio d艂ugo, system immunologiczny poradzi sobie w ko艅cu z napastnikiem, ale musi mu pan pom贸c, musi pan chcie膰.

Co nie by艂o do ko艅ca k艂amstwem.

— Nie znam pani. Jest pani piel臋gniark膮?

— Nie, jestem lekark膮, profesorem.

U艣miechn臋艂a si臋 pod mask膮.

— Niech pani uwa偶a — ostrzeg艂. — To nie jest przyjemne. Prosz臋 mi wierzy膰.

Uda艂o mu si臋 wykrzesa膰 z siebie u艣miech, jak to si臋 czasami zdarza z pacjentami w ci臋偶kim stanie. Serce ma艂o jej nie wyskoczy艂o z piersi.

— Jeste艣my ostro偶ni. Sam pan widzi, w co si臋 musz臋 ubiera膰.

Tak bardzo chcia艂a dotkn膮膰 go uspokajaj膮cym gestem, natchn膮膰 odwag膮, ale jak偶e to zrobi膰 poprzez gum臋 i plastik!

— Bardzo boli, pani profesor.

— Niech pan le偶y spokojnie i stara si臋 jak najwi臋cej spa膰. Zwi臋ksz臋 panu odrobin臋 dawk臋 morfiny.

Okr膮偶y艂a 艂贸偶ko i podesz艂a do stojaka, zwi臋kszaj膮c przepust rurki kropl贸wki; po kilku minutach pacjent zamkn膮艂 oczy. Potem wr贸ci艂a do kosza i spryska艂a go silnym 艣rodkiem dezynfekuj膮cym. By艂o ju偶 go tyle, 偶e zaczyna艂 wchodzi膰 w reakcje z plastikiem; ka偶dy organizm, kt贸ry si臋 tam dosta艂, musia艂 zgin膮膰. Prawdopodobnie nie musia艂a nic dodawa膰, gdy w pojemniku przyby艂o co najwy偶ej trzydzie艣ci centymetr贸w sze艣ciennych, ale ostro偶no艣ci nigdy za wiele. Wesz艂a piel臋gniarka i poda艂a wynik najnowszej analizy krwi. Funkcjonowanie w膮troby przekracza艂o wszelkie normy; ebola ze szczeg贸lnym upodobaniem atakowa艂a ten organ. Inne wska藕niki potwierdza艂y obumieranie tkanek, rozpadaj膮cych si臋 pod atakiem wirusa. Istnia艂a teoretyczna mo偶liwo艣膰, 偶e system obronny rzuci si臋 jeszcze do rozpaczliwego kontrataku, by艂a to jednak tylko teoretyczna mo偶liwo艣膰. Niekt贸rym pacjentom udawa艂o si臋 odeprze膰 atak choroby. Lekarze wiedzieli o tym z lektur, kt贸re poch艂aniali, je艣li tylko czas na to pozwala艂. Zacz臋to ju偶 spekulowa膰: przeciwcia艂a, gdyby uda艂o si臋 je wyizolowa膰, mog艂yby si臋 okaza膰 u偶yteczne terapeutycznie.

Je艣li... mo偶e... ewentualnie... niewykluczone...

To nie medycyna, do kt贸rej by艂a przyzwyczajona. Z pewno艣ci膮 nie by艂a to czysta, antyseptyczna medycyna, kt贸rej uczy艂a si臋 w Wilmer: higiena oka, przywracanie i wzmacnianie wzroku. Zastanawia艂a si臋 teraz nad sw膮 decyzj膮, 偶eby po艣wi臋ci膰 si臋 okulistyce, chocia偶 jeden z profesor贸w usi艂owa艂 popchn膮膰 j膮 w kierunku onkologii. Jeste艣 b艂yskotliwa, odwa偶na, zr臋czna, zach臋ca艂 j膮. Kiedy jednak teraz spogl膮da艂a na dogorywaj膮cego we 艣nie pacjenta, wiedzia艂a, 偶e nie potrafi艂aby przygl膮da膰 si臋 temu na co dzie艅. Nie mog艂aby traci膰 ich tak wielu. Sta艂a nad chorym z poczuciem pora偶ki w sercu.

* * *

— Niech to cholera — prychn膮艂 Chavez. — Zupe艂nie jak w Kolumbii.

— Albo w Wietnamie — dorzuci艂 Clark w reakcji na tropikalny upa艂. Czeka艂 na nich urz臋dnik ambasady i umundurowany przedstawiciel rz膮du Zairu, kt贸ry zasalutowa艂 obu „oficerom”, na co John spr臋偶y艣cie odda艂 honory.

— Prosz臋 za mn膮, panie pu艂kowniku.

Helikopter, jak si臋 okaza艂o, by艂 francuskiej produkcji, a za艂oga znakomita. Ameryka wyda艂a wiele pieni臋dzy na ten kraj, ale nie na pr贸偶no.

Clark patrzy艂 w d贸艂. Potr贸jny dach d偶ungli. Widzia艂 to nieraz, w niejednym kraju. W m艂odo艣ci wiele razy przebywa艂 pod tym dachem, szukaj膮c nieprzyjaci贸艂, kt贸rzy z kolei szukali jego; drobni m臋偶czy藕ni w czarnych bawe艂nianych „pi偶amach” albo uniformach khaki, uzbrojeni w Ka艂asznikowy i chc膮cy odebra膰 mu 偶ycie. A teraz na ziemi znalaz艂o si臋 co艣 znacznie drobniejszego, pozbawionego wszelkiej broni i dybi膮cego nie na niego, lecz na ca艂膮 jego ojczyzn臋. John Clark by艂 synem swego kraju; raz ranny w bitwie, potem kilkakrotnie w bardziej samotniczych przedsi臋wzi臋ciach, za ka偶dym razem szybko powraca艂 do zdrowia. Pewnego razu nad kt贸r膮艣 z p贸艂nocnowietnamskich rzek ratowa艂 pilota A-6, kt贸rego nazwiska nie m贸g艂 sobie nawet przypomnie膰. Zanieczyszczona woda doprowadzi艂a do infekcji ran, co by艂o bardzo nieprzyjemne, ale lekarstwa i czas poradzi艂y sobie, i z tym zagro偶eniem. Ze wszystkich opresji wyszed艂 z g艂臋bokim przekonaniem, 偶e jego ojczyzna kszta艂ci lekarzy potrafi膮cych wyleczy膰 wszystko, z wyj膮tkiem mo偶e staro艣ci i raka, ale tak偶e nad tym pracowali; w ko艅cu wygraj膮 i t臋 bitw臋, podobnie jak on wygrywa艂 swoje. Po latach musia艂 przyzna膰 przed sob膮, 偶e by艂a to iluzja. I on i kraj przegrali wojn臋 w d偶ungli podobnej do tej, kt贸ra rozpo艣ciera艂a si臋 kilkaset metr贸w pod mkn膮cym helikopterem, a teraz w jaki艣 spos贸b d偶ungla sama ruszy艂a na wojn臋. Nie, pokr臋ci艂 g艂ow膮. To nie d偶ungla, to ludzie.

* * *

O sze艣膰set mil na p贸艂nocny zach贸d od Diego Garcia cztery statki typu ro-ro utworzy艂y szyk pude艂kowy o boku tysi膮ca metr贸w. O trzy mile przed nimi znalaz艂 si臋 niszczyciel „O'Bannon”, „Kidd” by艂 o pi臋膰 mil na p贸艂nocny wsch贸d od jednostki zwalczania okr臋t贸w podwodnych, podczas gdy „Anzio” stanowi艂 wysuni臋t膮 o dwadzie艣cia mil szpic臋. Grupa wsparcia z jej dwiema fregatami znajdowa艂a si臋 na razie na zachodzie i mia艂a do艂膮czy膰 niebawem.

By艂a to dobra okazja do 膰wicze艅. W tej chwili na Diego Garcia stacjonowa艂o sze艣膰 maszyn rozpoznania P-3C Orion — kiedy艣 by艂o ich wi臋cej. Jeden z samolot贸w patrolowa艂 drog臋 przed minikonwojem, zrzucaj膮c sondy hydroakustyczne — co nie by艂o 艂atwym przedsi臋wzi臋ciem przy du偶ej szybko艣ci okr臋t贸w — i nas艂uchuj膮c ewentualnych okr臋t贸w podwodnych. Drugi Orion znajdowa艂 si臋 daleko i prowadzi艂 nas艂uch fal radarowych wysy艂anych przez grup臋 bojow膮 dw贸ch indyjskich lotniskowc贸w, sam jednak trzyma艂 si臋 poza zasi臋giem rozpoznania. Prowadz膮cy Orion mia艂 na pok艂adzie tylko torped臋 do zwalczania okr臋t贸w podwodnych, a jego celem by艂 wy艂膮cznie rekonesans.

* * *

— S艂ucham, panie prezydencie — powiedzia艂 J-3, w duchu my艣l膮c: dlaczego nie 艣pisz, Jack?

— Robby, widzia艂e艣 raport ambasadora Williamsa?

— Tak, zwr贸ci艂 moj膮 uwag臋 — przyzna艂 ambasador Jackson.

David Williams zwleka艂 ze swoj膮 informacj膮, co na tyle zirytowa艂o ludzi z Departamentu Stanu, 偶e wys艂ano dwa ponaglenia. By艂y gubernator wykorzysta艂 ca艂e swe polityczne do艣wiadczenie, aby oceni膰 wymow臋 s艂贸w pani premier, ale tak偶e tonu g艂osu, j臋zyka cia艂a, a przede wszystkim: oczu. To one zawsze m贸wi艂y najwi臋cej, o czym przekona艂 si臋 niejeden raz. Natomiast nigdy nie nauczy艂 si臋 艣liskiego j臋zyka dyplomacji i dlatego jego raport oznajmia艂 prosto z mostu: Indie co艣 szykuj膮. Podkre艣li艂, 偶e wybuch epidemii w Ameryce nie wzbudzi艂 specjalnego zainteresowania, a w ka偶dym razie nie pad艂y 偶adne s艂owa wsp贸艂czucia. Z jednej strony by艂 to pewnie b艂膮d, jak ocenia艂 Williams, ale z drugiej — rozmy艣lne dzia艂anie. Indie powinny przej膮膰 si臋 tym zdarzeniem, a przynajmniej da膰 temu werbalnie wyraz, natomiast wybra艂y milczenie. Gdyby spyta艂, z pewno艣ci膮 us艂ysza艂by od pani premier, 偶e o niczym takim jej nie informowano, ale by艂oby to k艂amliwe zapewnienie. W czasach CNN, tego typu zdarzenia nie mog艂y przej艣膰 nie zauwa偶one. Natomiast w ostrych s艂owach wytkni臋to mu szykany, „napa艣膰” na okr臋ty wspomniano dwukrotnie, co jednak by艂o tylko wst臋pem do s艂贸w o „wrogich posuni臋ciach”, s艂贸w w dyplomacji u偶ywanych na chwil臋 przed si臋gni臋ciem do kabury. Williams uwa偶a艂 zatem, 偶e indyjskie okr臋ty wysz艂y w morze w ramach starannie przemy艣lanego planu.

— Co o tym my艣lisz, Rob?

— Williams to szczwany lis. Nie wspomnia艂 tylko o tym, czego nie wiedzia艂: 偶e nie mamy w tym rejonie lotniskowca. Hindusi nie 艣ledz膮 nas, ale powszechnie ju偶 wiadomo, 偶e „Ike” p艂ynie w kierunku Chin; wystarczy 艣rednio zdolny podoficer 艂膮czno艣ci, 偶eby to ustali膰. Z ca艂膮 pewno艣ci膮 wi臋c wiedzieli o tym, wyp艂ywaj膮c w morze. Mamy wszelkie przes艂anki, 偶eby przypuszcza膰, Jack, 偶e Indie i Chiny dzia艂aj膮 w porozumieniu. Chiny prowokuj膮 incydent. Sytuacja si臋 zaostrza. Wysy艂amy lotniskowiec. Flota indyjska opuszcza port i p艂ynie dok艂adnie pomi臋dzy Diego Garcia a Zatok臋 Persk膮. W Zatoce robi si臋 gor膮co.

— A u nas wybucha epidemia ebola — doda艂 Ryan. Opar艂 si臋 na blacie biurka. Nie m贸g艂 zasn膮膰, ale mia艂 teraz poczucie, 偶e nie jest do ko艅ca przytomny. — Zbieg okoliczno艣ci?

— Jedna z mo偶liwo艣ci, ale... Mo偶e premier Indii chce nam troch臋 zagra膰 na nosie, bo dali艣my im wcze艣niej bobu. Mo偶e chce nam pokaza膰, 偶e nie da si臋 wodzi膰 za nos. Mo偶e to tylko durna zagrywka. Mo偶e jednak nie.

— Mo偶liwe posuni臋cia?

— Mamy grup臋 okr臋t贸w na zachodzie 艢r贸dziemnego, dwa niszczyciele Aegis, niszczyciel klasy Burke oraz trzy fregaty. Na 艢r贸dziemnym jest spokojnie. Proponuj臋 przesun膮膰 te jednostki, 偶eby wspar艂y grup臋 „Anzio”. Radzi艂bym te偶 przerzuci膰 lotniskowiec z zachodniego Atlantyku na Morze 艢r贸dziemne, ale to wymaga czasu. Sze艣膰 tysi臋cy mil, nawet z szybko艣ci膮 dwudziestu pi臋ciu w臋z艂贸w potrzeba by艂oby dziewi臋ciu dni, 偶eby znalaz艂 si臋 w blisko艣ci operacyjnej. Ponad jedna trzecia 艣wiata nie jest pokryta przez nasze lotniskowce i coraz bardziej mnie to niepokoi. Je艣li b臋dziemy musieli co艣 zrobi膰, Jack, nie wiem, czy zdo艂amy.

* * *

— Dzie艅 dobry, siostro — powiedzia艂 Clark i delikatnie ucisn膮艂 d艂o艅 kobiety. Nie widzia艂 zakonnicy od dobrych kilku lat.

— Witam, pu艂kowniku Clark. Dzie艅 dobry, majorze — skin臋艂a g艂ow膮 Chavezowi.

— Dzie艅 dobry pani.

— Co pan贸w sprowadza do naszego szpitala? Angielszczyzna siostry Mary Charles by艂a znakomita, aczkolwiek w wymowie pozosta艂y 艣lady belgijskiej szko艂y.

— Siostro, chcieli艣my si臋 czego艣 dowiedzie膰 o 艣mierci siostry Jeanne Baptiste — powiedzia艂 Clark.

— Rozumiem. — Wskaza艂a r臋k膮 krzes艂a. — Prosz臋 siada膰.

— Dzi臋kujemy siostrze — powiedzia艂 uprzejmie Clark.

— Jeste艣cie katolikami?

By艂o to dla niej wa偶ne pytanie.

— Tak, obydwaj — oznajmi艂 Chavez, tak偶e w imieniu „pu艂kownika”.

— A wykszta艂cenie?

— Szko艂a podstawowa u si贸str w Notre Dame, liceum jezuit贸w — oznajmi艂 Clark, ku wyra藕nemu zadowoleniu zakonnicy.

— Ze smutkiem us艂ysza艂am o chorobie w waszym kraju. A teraz chcieliby艣cie dowiedzie膰 si臋 czego艣 o Benedikcie Mkusa, siostrze Jeanne Baptiste i siostrze Marii Magdalenie, tak? Obawiam si臋 jednak, 偶e niewiele mo偶emy wam pom贸c.

— Dlaczego, siostro?

— Benedict zmar艂, a jego cia艂o spalono na polecenie w艂adz. Jeanne powa偶nie zachorowa艂a i zabrano j膮 st膮d samolotem na leczenie do Instytutu Pasteura w Pary偶u, ale maszyna run臋艂a do morza i wszyscy zgin臋li.

— Wszyscy?

— Polecia艂a z ni膮 tak偶e siostra Maria Magdalena i, oczywi艣cie, doktor Moudi.

— Kto to taki? — spyta艂 John.

— Zosta艂 przys艂any tutaj przez 艢wiatow膮 Organizacj臋 Zdrowia wraz z kolegami, kt贸rzy pracuj膮 w s膮siednim budynku.

— Nazywa艂 si臋 Moudi? — upewni艂 si臋 Chavez, kt贸ry robi艂 zapiski w notatniku.

— Tak. — Przeliterowa艂a nazwisko i imi臋. — Mohammed Moudi. Dobry lekarz i prawdziwa szkoda, 偶e go stracili艣my.

— Mohammed Moudi. A sk膮d pochodzi艂?

— Z Iranu, chocia偶 teraz to jako艣 inaczej si臋 nazywa, prawda? Kszta艂ci艂 si臋 w Europie; 艣wietny lekarz, bardzo dobrze wychowany.

— Rozumiem. — Clark poprawi艂 si臋 na krze艣le. — Mogliby艣my zamieni膰 kilka s艂贸w z jego kolegami?

* * *

— Jestem zdania, ze prezydent posun膮艂 si臋 za daleko.

S膮d ten wyg艂osi艂 lekarz, z kt贸rym wywiad trzeba by艂o zrobi膰 na odleg艂o艣膰, gdy偶 nie m贸g艂 przyjecha膰 z Connecticut do studia w Nowym Jorku.

— Dlaczego tak uwa偶asz, Bob? — spyta艂 dziennikarz.

Do studia w Central Park West przyszed艂 z domu w New Jersey tu偶 przed zamkni臋ciem most贸w i tunel贸w; teraz spa艂 w pracy. Nietrudno zrozumie膰, 偶e nie bardzo mu si臋 to podoba艂o.

— Ebola jest bardzo gro藕na, co do tego nie mo偶e by膰 w膮tpliwo艣ci — o艣wiadczy艂 konsultant. By艂 lekarzem, ale nie praktykowa艂; przywyk艂 do wyst臋p贸w przed kamerami: informowa艂 o nowinkach medycznych, a z rana zachwala艂 zalety biegania i rozs膮dnej diety. — Wirus jednak nie tutaj si臋 narodzi艂 i nasz kraj jest 艣rodowiskiem bardzo dla niego wrogim. Jakkolwiek dosz艂o do zara偶enia — w tej chwili nie chc臋 wdawa膰 si臋 w 偶adne na ten temat spekulacje — nie mo偶e si臋 ono szybko rozprzestrzenia膰. Obawiam si臋, 偶e posuni臋cia prezydenta s膮 zbyt nerwowe.

— Co gorsza, sprzeczne z konstytucj膮 — dorzuci艂 komentator prawny. — Nie ulega to najmniejszej w膮tpliwo艣ci. Prezydent nie tyle si臋 zdenerwowa艂, ile wpad艂 w panik臋, a to prowadzi do fatalnych dla kraju skutk贸w medycznych i prawnych.

— Serdeczne dzi臋ki, przyjaciele — powiedzia艂 Ryan i wy艂膮czy艂 foni臋.

— Musimy jako艣 na to zareagowa膰 — stwierdzi艂 Arnie.

— Jak?

— Fa艂szywe informacje trzeba zwalcza膰 prawdziwymi.

— Prawd膮 jest to, 偶e post膮pi艂em niezgodnie z liter膮 konstytucji, ale gdybym chcia艂 jej dochowa膰 wierno艣ci, musia艂bym skaza膰 na 艣mier膰 tysi膮ce ludzi.

— Panie prezydencie, nie mo偶emy dopu艣ci膰 do wybuchu paniki.

Jak na razie do tego nie dosz艂o. Tym razem czas by艂 po ich stronie. Wiadomo艣膰 dotar艂a do wi臋kszo艣ci ludzi wieczorem. Wr贸cili do domu, mieli zapasy 偶ywno艣ci na kilka dni, a informacja by艂a na tyle szokuj膮ca, 偶e nie spowodowa艂a og贸lnonarodowego obl臋偶enia sklep贸w. Wszystko jednak wkr贸tce si臋 zmieni. Jeszcze kilka godzin i ludzie zaczn膮 protestowa膰. Informacje o tym rozpowszechni膮 media, co jeszcze bardziej wzmocni si艂臋 nacisku. Arnie mia艂 racj臋. Trzeba by艂o co艣 zrobi膰. Tylko co?

— Jak mamy temu zapobiec, Arnie?

— My艣la艂em ju偶, 偶e nigdy pan o to nie zapyta, panie prezydencie.

* * *

Nast臋pnym przystankiem by艂o lotnisko. Tutaj uzyskali potwierdzenie, 偶e prywatny odrzutowiec G-IV, z rejestracj膮 szwajcarsk膮, wystartowa艂 do Pary偶a, z postojem w Libii dla uzupe艂nienia paliwa. Naczelny kontroler obszaru mia艂 ju偶 przygotowan膮 dla obu Amerykan贸w kopi臋 manifestu, kt贸ry by艂 nader szczeg贸艂owym dokumentem, gdy偶 s艂u偶y膰 mia艂 tak偶e do odprawy celnej. Podano nawet nazwiska cz艂onk贸w za艂ogi.

Clark spojrza艂 na urz臋dnika.

— Dzi臋kuj臋 za cenn膮 pomoc — powiedzia艂. Wraz z Dingiem wsiedli do auta, kt贸re podwioz艂o ich do samolotu.

— No i? — spyta艂 Chavez.

— Wolnego, partnerze — mrukn膮艂 Clark, wygl膮daj膮c przez okno. Na niebie czernia艂y burzowe chmury. Nie znosi艂 lata膰 w takich warunkach.

— Nie mo偶emy startowa膰 — oznajmi艂 drugi pilot w stopniu podpu艂kownika. — Musimy troch臋 poczeka膰. Tego wymagaj膮 przepisy.

Clark stukn膮艂 palcem w or艂y na naramiennikach i nachyli艂 si臋 do pilota.

— Jestem pu艂kownikiem i m贸wi臋: lecimy. I to ju偶, do cholery!

— Spokojnie, panie Clark. Wiem kim pan jest i...

— Panie pu艂kowniku — wtr膮ci艂 si臋 Chavez. — Jestem tylko lipnym majorem, ale ta misja jest wa偶niejsza od waszych przepis贸w. Omi艅cie najniebezpieczniejszy rejon. W razie czego mamy torby do rzygania. — Tamten rzuci艂 gniewne spojrzenie, ale poszed艂 na prz贸d samolotu, gdzie w lewym fotelu siedzia艂 dow贸dca VC-20B. Domingo odwr贸ci艂 si臋 do kolegi. — Nie tak ostro, John!

Clark wr臋czy艂 mu papiery.

— Trzeba sprawdzi膰 to wszystko. Rejestracja szwajcarska, ale nazwiska zupe艂nie na to nie wskazuj膮.

Chavez zerkn膮艂 na dokumenty. Rejestracja HX-NJA; nazwiska ani niemieckie, ani francuskie, ani w艂oskie.

— Sier偶ancie! — zawo艂a艂 Clark, przekrzykuj膮c huk uruchamianych silnik贸w.

— S艂ucham.

Po g艂osie podoficera mo偶na by艂o pozna膰, 偶e traktuje pasa偶er贸w jako jedno wielkie utrapienie.

— Prosz臋 to przes艂a膰 do Langley; macie u siebie w艂a艣ciwy numer. Jak najszybciej, prosz臋 pani.

— Zapi膮膰 pasy! — rozbrzmia艂 w interkomie zwi臋z艂y rozkaz, kiedy VC-20B zacz膮艂 ko艂owa膰.

* * *

Burza na trasie spowodowa艂a, 偶e trzeba by艂o 艂膮czy膰 si臋 trzy razy, ostatecznie jednak faks pomkn膮艂 po 艂膮czach satelitarnych, sp艂yn膮艂 do Fort Belvoir w Wirginii, by po kilku minutach pojawi膰 si臋 w centrum 艂膮czno艣ci CIA. Oficer dy偶urny poleci艂 czym pr臋dzej dostarczy膰 go na si贸dme pi臋tro. W chwil臋 p贸藕niej zadzwoni艂 Clark.

— Jest troch臋 zak艂贸ce艅 — powiedzia艂 oficer dy偶urny. Satelitarne radia cyfrowe i inne bajery, a burza dalej pozostawa艂a burz膮.

— Troch臋 nami rzuca. Sprawd藕cie rejestracj臋 i nazwiska. Wszystko, co da si臋 wycisn膮膰.

— Nie us艂ysza艂em ostatniego zdania.

Clark powt贸rzy艂 i tym razem pro艣ba dotar艂a.

— Jasne, ju偶 kto艣 si臋 tym zaj膮艂. Co艣 jeszcze?

— Odezw臋 si臋 nied艂ugo. Koniec.

* * *

— Jak tam? — spyta艂 Ding i dopi膮艂 mocniej pas — w艂a艣nie wpadli w dziesi臋ciometrow膮 dziur臋 powietrzn膮.

— Imiona i nazwiska s膮 w farsi. O, kur... — Nast臋pna dziura. Clark wyjrza艂 przez okno, za kt贸rym chmury u艂o偶y艂y si臋 w wielk膮 kolist膮 aren臋, po kt贸rej hasa艂y b艂yskawice. Niecz臋sto spogl膮da艂 na to od g贸ry. — Ten sukinsyn robi to celowo.

Tak jednak nie by艂o. Podpu艂kownik za sterami by艂 nie na 偶arty wystraszony. Nie tylko przepisy ale i zdrowy rozs膮dek przemawia艂y przeciw temu, co robili. Radar pogodowy pokazywa艂 wypi臋trzone kumulusy dwadzie艣cia stopni po lewej i prawej od planowanego kursu do Nairobi. Lewa strona wygl膮da艂a odrobin臋 lepiej. Niczym my艣liwiec, po艂o偶y艂 samolot na lewe skrzyd艂o, robi膮c zwrot o trzydzie艣ci stopni; wznosz膮c si臋, szuka艂 odrobin臋 spokojniejszego miejsca. To, co w ko艅cu znalaz艂, by艂o zadawalaj膮ce, chocia偶 z pewno艣ci膮 nie spokojne. Dziesi臋膰 minut p贸藕niej VC-20B znalaz艂 si臋 w promieniach s艂o艅ca.

Pilot z zapasowej za艂ogi odwr贸ci艂a si臋 i spyta艂a:

— Zadowolony pan, pu艂kowniku?

Nic nie odpowiadaj膮c, Clark odpi膮艂 pas i uda艂 si臋 do toalety, aby spryska膰 wod膮 twarz. Potem pochyli艂 si臋 obok pani podpu艂kownik i pokaza艂 jej niedawno otrzymany dokument.

— Mog艂aby mi pani co艣 o nim powiedzie膰?

Wystarczy艂o jedno spojrzenie.

— Jasne. Otrzymali艣my raport o tej katastrofie.

— Jak to?

— To w艂a艣ciwie ten sam typ. Kiedy dochodzi do jakiej艣 awarii, producent zawiadamia wszystkich u偶ytkownik贸w; to znaczy, i tak sami by艣my si臋 dopytali, ale to niemal rutynowa procedura. Startowa艂 st膮d, polecia艂 na p贸艂noc, w Libii mia艂 mi臋dzyl膮dowanie, 偶eby zatankowa膰, tak? Zdaje si臋 lot z chorym, dobrze pami臋tam?

— 艢wietnie. Prosz臋 dalej.

— Da艂 sygna艂 alarmowy, meldowa艂 zatrzymanie jednego silnika, potem drugiego, wreszcie spad艂. Prowadzi艂y go chyba trzy radary, libijski, malta艅ski i na naszym kr膮偶owniku z VI Floty.

— Jeszcze co艣?

Wzruszy艂a ramionami.

— To dobra maszyna. Nie s艂ysza艂am, 偶eby chocia偶 jedna wysiad艂a w Si艂ach Powietrznych. Sam pan zreszt膮 widzia艂: przy kilku tych podskokach mieli艣my dwa i p贸艂, mo偶e trzy g, a silniki... Jeny, wysiad艂 kiedy艣 silnik na dwudziestce?

— Chyba dwa razy. Raz waln臋艂a pompa paliwowa, ale Rolls-Royce zaraz wymieni艂 wszystkie. Potem, kilka lat temu, w pa藕dzierniku zjad艂 g臋艣.

— Strasznie s膮 艂akome. — Spojrza艂a ironicznie na Clarka. — Taka g臋艣 wa偶y ponad dziesi臋膰 kilo. Staramy si臋 od nich ucieka膰.

— Wysiad艂y im oba silniki?

— Jeszcze nie ustalono dlaczego. Mo偶e z艂e paliwo. To si臋 zdarza, ale silniki s膮 zupe艂nie od siebie niezale偶ne. Pompy, elektronika, wszystko.

— Z wyj膮tkiem paliwa — dorzuci艂 Jerry.

— Co si臋 dzieje, kiedy wysi膮dzie silnik?

— Je艣li si臋 nie jest ostro偶nym, mo偶na straci膰 kontrol臋 nad maszyn膮. W ten spos贸b stracili艣my raz Leara, VC-21. Je艣li co艣 takiego zdarzy si臋 podczas zmiany pu艂apu, mo偶e by膰 do艣膰 zabawnie, ale 膰wiczymy takie sytuacje, tak偶e ci dwaj z tej listy. To byli do艣wiadczeni piloci, cz臋sto bywali w symulatorze. Trzeba, bo inaczej odbieraj膮 licencj臋. Zreszt膮 radar nie wskazywa艂 takich manewr贸w. Wi臋c to nie mog艂o by膰 to. Chyba z艂e paliwo, ale Libijczycy zapewniaj膮, 偶e by艂o dobre.

— Mo偶e za艂oga wszystko spieprzy艂a — znowu w艂膮czy艂 si臋 Jerry — ale to wcale nie takie 艂atwe. Tak robi膮 te maszynki, 偶e trzeba si臋 troch臋 postara膰, 偶eby je rozwali膰. Ja mam na nim dwa tysi膮ce godzin.

— A ja dwa i p贸艂 — powiedzia艂a podpu艂kownik. — Bezpieczniej w tym ni偶 prowadzi膰 samoch贸d w Waszyngtonie. Wszyscy lubi膮 te furmanki.

Clark pokiwa艂 g艂ow膮 i wr贸ci艂 na fotel.

— Przyjemnie si臋 jedzie? — rzuci艂 przez rami臋 pilot. G艂os nie by艂 zbyt przyjazny, ale w obliczu fa艂szywego „pu艂kownika” nie musia艂 si臋 specjalnie troszczy膰 o subordynacj臋.

— Pu艂kowniku, nie lubi臋 stawia膰 ludzi pod 艣cian膮, ale to bardzo wa偶na sprawa. Nic wi臋cej nie mog臋 powiedzie膰.

— Moja 偶ona jest piel臋gniark膮 w bazie.

Nie musia艂 nic dodawa膰.

— Moja te偶, w Williamsburgu.

Pilot odwr贸ci艂 si臋 i pokiwa艂 g艂ow膮.

— Trzy godziny drogi do Nairobi, panie pu艂kowniku.

* * *

— No dobra, ale jak ja mam wr贸ci膰? — spyta艂 z irytacj臋 Raman.

— Na razie nie wracasz — odpowiedzia艂a Andrea. — Sied藕 na miejscu, mo偶esz pomaga膰 FBI w 艣ledztwie, kt贸re tam prowadz膮.

— No 艣wietnie, dzi臋kuj臋 bardzo!

— Rozejrzyj si臋 sam za robot膮, Jeff. Nie mam czasu — prychn臋艂a szefowa Oddzia艂u.

— Jasne.

Rozmowa przerwana.

Dziwne, pomy艣la艂a Andrea, Jeff zawsze nale偶a艂 do najspokojniejszych. Ale kto potrafi艂 zachowa膰 spok贸j w takiej chwili?

52
Co艣 interesuj膮cego

— By艂e艣 ju偶 tutaj kiedy艣, John? — spyta艂 Chavez, patrz膮c jak samolot zbli偶a si臋 do swego cienia na pasie startowym.

— Przejazdem. Widzia艂em niewiele wi臋cej ni偶 terminal.

Clark rozpi膮艂 pas i przeci膮gn膮艂 si臋. Tak偶e i tutaj s艂o艅ce zachodzi艂o, ale dla obu oficer贸w wywiadu pracowity dzie艅 wcale jeszcze si臋 nie ko艅czy艂. — Wi臋kszo艣膰 rzeczy o tym kraju dowiedzia艂em si臋 z ksi膮偶ek faceta o nazwisku Ruark, polowanie i te sprawy.

— Ty przecie偶 nie polujesz, przynajmniej na zwierz臋ta.

— Kiedy艣 mnie to bawi艂o. Teraz lubi臋 czyta膰. Mi艂o polowa膰 na co艣, co nie odpowiada ogniem.

John odwr贸ci艂 si臋 z nik艂ym u艣miechem na twarzy.

— Nie takie podniecaj膮ce, cho膰 pewnie o wiele bardziej bezpieczne — przyzna艂 m艂odszy kolega. Chocia偶 z lwami, kto wie, pomy艣la艂.

Samolot poko艂owa艂 na cz臋艣膰 wojskow膮. Tak偶e i tym razem czeka艂 na nich przedstawiciel ambasady, attach茅 wojskowy, kt贸rym okaza艂 si臋 ciemnosk贸ry oficer Armii w randze pu艂kownika z Bojow膮 Odznak膮 Piechoty, co pozwala艂o w nim rozpozna膰 weterana wojny w Zatoce.

— Pu艂kowniku Clark, majorze Chavez.... — Przerwa艂 i zawo艂a艂: — Ej, Chavez, czy my si臋 aby nie znamy?

— Ninja! — u艣miechn膮艂 si臋 Ding. — By艂 pan w sztabie brygady.

— Niech mnie diabli. A ty by艂e艣 jednym z tych zaginionych, ale, jak widz臋, znale藕li ci臋. Wiem, kim jeste艣cie, ale nie wiedz膮 tego nasi go艣cie.

— Sk膮d BOP, pu艂kowniku? — spyta艂 by艂y sier偶ant zwiadu Armii, kiedy zmierzali do samochod贸w.

— Mia艂em w Iraku batalion w Wielkiej Czerwonej Jedynce[4]. Dokopali艣my paru go艣ciom. — Ton g艂osu si臋 zmieni艂. — Jak w kraju?

— Do艣膰 paskudnie — odrzek艂 Ding.

— Trzeba pami臋ta膰 o tym, 偶e bro艅 biologiczna to przede wszystkim narz臋dzie psychologiczne, jak gro藕ba ataku gazowego na Arabi臋 Saudyjsk膮 w 91 roku.

— Je艣li tak — powiedzia艂 Clark — to na mnie zrobi艂a ju偶 dostateczne wra偶enie.

— Na mnie te偶 — przyzna艂 attach茅. — Mam rodzin臋 w Atlancie. CNN informowa艂a o zachorowaniach.

— Prosz臋 — powiedzia艂 John i poda艂 raport, kt贸ry przes艂ano im na pok艂ad samolotu. — To chyba lepsze ni偶 w telewizji.

Poniewczasie ugryz艂 si臋 w j臋zyk; „lepsze” nie by艂o w tym kontek艣cie fortunnym okre艣leniem.

Kwestii tej, jak si臋 wydawa艂o, pu艂kownik nie chcia艂 rozwija膰 w towarzystwie kierowcy. Zaj膮艂 miejsce obok niego i zag艂臋bi艂 si臋 w raporcie.

— Tym razem 偶adnych oficjalnych powita艅? — spyta艂 Chavez.

— Nie tutaj. Na miejscu b臋dzie czeka艂 na nas gliniarz. Poprosi艂em znajomych w ministerstwie, 偶eby troch臋 przymkn臋li oko na t臋 wizyt臋. Mam niez艂e kontakty.

— Mi艂o s艂ysze膰 — powiedzia艂 Clark. Samoch贸d ruszy艂. Droga zabra艂a im dziesi臋膰 minut.

Sprzedawca zwierz膮t prowadzi艂 interes nie opodal lotniska i g艂贸wnej drogi, aczkolwiek cofni臋ty odrobin臋 na zach贸d w g艂膮b buszu. Szybko zorientowali si臋 dlaczego.

— O rany — mrukn膮艂 Chavez, wysiadaj膮c z auta.

— Niez艂y jazgot, co? By艂em ju偶 tutaj dzi艣. Ma gotowy transport zielonych ma艂pek do Atlanty. — Pu艂kownik otworzy艂 teczk臋 i wydoby艂 z niej kopert臋. — To wam si臋 przyda.

— Fajnie.

Clark schowa艂 kopert臋.

— Witam! — zawo艂a艂 handlarz od drzwi swego baraku. By艂 ros艂ym m臋偶czyzn膮, kt贸ry, s膮dz膮c po poka藕nym brzuchu, wiedzia艂, jak da膰 sobie rad臋 ze skrzynk膮 piwa. Obok niego pojawi艂 si臋 umundurowany policjant, najwyra藕niej wysokiego stopnia. Attach茅 wzi膮艂 go pod r臋k臋 i odci膮gn膮艂 na bok, czemu tamten si臋 nie sprzeciwia艂. Clark doszed艂 do wniosku, 偶e pu艂kownik rzeczywi艣cie zna艂 si臋 na rzeczy.

— Cze艣膰 — powiedzia艂 John i u艣cisn膮艂 d艂o艅 gospodarza. — Nazywam si臋 pu艂kownik Clark, a to major Chavez.

— Jeste艣cie z ameryka艅skich Si艂 Powietrznych?

— Jeste艣my — potwierdzi艂 Ding.

— Kocham samoloty. Na czym latacie?

— Na wszystkim — wyja艣ni艂 zdawkowo Clark. — Chcieliby艣my zada膰 par臋 pyta艅, je艣li pan pozwoli.

— Ma艂py? Co wam po ma艂pach?

— Czy to takie wa偶ne? — spyta艂 John, jednocze艣nie podaj膮c kopert臋. Kupiec wsadzi艂 j膮 do kieszeni bez sprawdzania; najwyra藕niej uspokoi艂a go odpowiednia grubo艣膰.

— Jasne, 偶e nie, ale lubi臋 samoloty. To o co chodzi?

Ton g艂osu zwiastowa艂 gotowo艣膰 do wsp贸艂pracy.

— Handluje pan ma艂pami — podrzuci艂 John.

— Tak. Sprzedaj臋 do zoo, prywatnym zbieraczom, laboratoriom. Chod藕cie, to wam poka偶臋.

Poprowadzi艂 ich w kierunku konstrukcji z trzech pordzewia艂ych 艣cian 偶elaznych. Pod dachem sta艂y dwie ci臋偶ar贸wki, na kt贸re pi臋ciu robotnik贸w w grubych r臋kawicach 艂adowa艂o klatki.

— Dostali艣my zam贸wienie na sto zielonych z Centrum Chor贸b Zaka藕nych w Atlancie — wyja艣ni艂 handlarz. — To 艂adne zwierz膮tka, ale nieprzyjemne.

— Dlaczego? — spyta艂 Ding, wpatruj膮c si臋 w pojemniki zrobione ze stalowego drutu, z uchwytem na wierzchu. Z daleka przypomina艂y klatki na kurcz臋ta, z bliska okazywa艂y si臋 odrobin臋 wi臋ksze, ale...

— Niszcz膮 pola. S膮 jak zaraza, jak szczury, tyle 偶e jeszcze sprytniejsze. — Handlarz za艣mia艂 si臋 w g艂os. — Zbrakn膮膰 to nam ich nie zbraknie. S膮 ich miliony. Robi si臋 ob艂aw臋, chwyta trzydzie艣ci, wracasz miesi膮c p贸藕niej w to samo miejsce i znowu masz trzydzie艣ci. Farmerzy nas b艂agaj膮, 偶eby艣my przyszli troch臋 ich wy艂apa膰.

— Niedawno mia艂 pan gotowy transport do Atlanty, ale sprzeda艂 komu艣 innemu, prawda? — spyta艂 Clark. Rozejrza艂 si臋 za koleg膮, kt贸ry odszed艂 na bok i przypatrywa艂 si臋 pustym klatkom. Mo偶e nie m贸g艂 znie艣膰 ostrego smrodu?

— Nie zap艂acili na czas, a zjawi艂 si臋 klient z got贸wk膮 — wyja艣ni艂 handlarz. — Biznes to biznes, mam racj臋, panie pu艂kowniku?

John wyszczerzy艂 z臋by w u艣miechu.

— Nie jestem z Izby Handlowej. Interesuje mnie tylko, kto je kupi艂.

— Klient — odpar艂 tamten. — Mia艂 fors臋 i tyle.

— A sk膮d by艂? — nie ust臋powa艂 Clark.

— Nie wiem. Zap艂aci艂 w dolarach, ale Amerykaninem to chyba nie by艂. Cichy facet, ale nie bardzo sympatyczny. Wiem, 偶e mia艂em wys艂a膰 je do Atlanty, ale sp贸藕nili si臋 z zap艂at膮. Nie tak jak wy.

— Zabrali je samolotem?

— Starym 707. Mieli ich sporo, nie tylko ode mnie. Dostali gdzie艣 indziej. Zielone s膮 w ca艂ej Afryce. Ci wasi mi艂o艣nicy zagro偶onych gatunk贸w mog膮 si臋 nie martwi膰, zielonych nie zbraknie. Co innego z gorylami.

— Ma pan dokumenty? Nazwisko klienta, manifest przewozowy, dane samolotu?

— Dokumenty celne? — Pokr臋ci艂 g艂ow膮. — Przykro mi, ale nie. Chyba si臋 zgubi艂y.

— Pewnie jaki艣 uk艂ad z urz臋dnikami na lotnisku? — zasugerowa艂 John z porozumiewawczym grymasem.

— Mam przyjaci贸艂 w rz膮dzie.

U艣miech potwierdza艂 fakt przyjacielskich uk艂ad贸w. No c贸偶, czy偶 i w Stanach nie by艂o instytucji urz臋dniczego przekupstwa?

— Wi臋c nie wie pan, dok膮d polecia艂y?

— Tutaj to na nic si臋 nie zdam. jakbym wiedzia艂, zaraz bym powiedzia艂 — oznajmi艂 handlarz, poklepuj膮c si臋 po kieszeni z kopert膮. — Nie zawsze wszystko ksi臋guj臋, tyle roboty.

Clark zastanawia艂 si臋, czy jest sens dalej naciska膰. Raczej nie. Nie zna艂 wprawdzie Kenii, ale w latach siedemdziesi膮tych pracowa艂 kr贸tko w Angoli, co pozwoli艂o mu wyrobi膰 sobie przekonanie, 偶e Afryka jest kontynentem, gdzie przepisy nie s膮 w specjalnym poszanowaniu, a pieni膮dze pozwalaj膮 za艂atwi膰 wszystko. Spojrza艂 w kierunku attach茅 pogr膮偶onego w rozmowie z g艂贸wnym konstablem; tytu艂 by艂 pozosta艂o艣ci膮 z czas贸w brytyjskich rz膮d贸w — o czym wiedzia艂 z ksi膮偶ek Ruarka — podobnie jak szorty i podkolan贸wki. Policjant najpewniej informowa艂, 偶e handlarz nie jest 偶adnym przest臋pc膮, natomiast ma 艂atwo艣膰 nawi膮zywania kontakt贸w z w艂adzami, kt贸re w odpowiedniej chwili potrafi膮 zajmowa膰 si臋 czym艣 innym ni偶 jego interesami. A ma艂py, s膮dz膮c po tym, co m贸wi艂, nie stanowi艂y specjalnego rarytasu. Trudno si臋 by艂o dziwi膰, 偶e kupiec got贸w by艂 si臋 z nimi rozsta膰 jak najszybciej; wznoszony przez nie wrzask dawa艂 si臋 por贸wna膰 jedynie z najwi臋kszym barem w mie艣cie w pi膮tkowy wiecz贸r. Wyci膮ga艂y przy tym 艂apki poprzez kraty i usi艂owa艂y chwyta膰 艂adowaczy. No c贸偶, nie by艂 to ich najszcz臋艣liwszy dzie艅, a gdy dostan膮 si臋 do Atlanty, b臋dzie jeszcze gorzej. Takiej ilo艣ci nie przewozi艂o si臋 do sklep贸w zoologicznych. Mo偶e potrafi艂y to przeczu膰? John nie mia艂 jednak czasu na to, 偶eby przejmowa膰 si臋 ma艂pkami.

— Dzi臋kuj臋 za pomoc. Gdyby艣my mieli jeszcze jakie艣 pytania, zajrzymy do pana.

— 呕a艂uj臋, 偶e nie mog艂em powiedzie膰 nic wi臋cej.

Skrucha nie musia艂a by膰 udawana; nie napracowa艂 si臋 specjalnie na swoje pi臋膰set dolar贸w. Co nie znaczy艂o, 偶e zamierza艂 cz臋艣膰 zwr贸ci膰.

Obaj agenci zawr贸cili do samochodu; Chavez by艂 zamy艣lony, nic nie m贸wi艂. Attach茅 i policjant wymienili u艣ciski d艂oni. Kiedy samoch贸d ruszy艂, John obejrza艂 si臋 i zobaczy艂, 偶e handlarz wydoby艂 kopert臋 i kilka banknot贸w wr臋czy艂 str贸偶owi prawa.

— Czego si臋 pan dowiedzia艂? — spyta艂 prawdziwy pu艂kownik.

— 呕adnych dokument贸w — odpar艂 John.

— Tak si臋 tutaj za艂atwia interesy. Za wyw贸z tych ma艂p urz臋dowo jest op艂ata, ale kupcy maj膮 najcz臋艣ciej z policjantami i cennikami...

— Uk艂ad — wtr膮ci艂 John.

— No w艂a艣nie, tak to okre艣laj膮. Nie jestem pewien, czy pod wp艂ywem Kazana.

— Klatki! — odezwa艂 si臋 nagle Ding.

— Co takiego? — zdziwi艂 si臋 John.

— Klatki do transportu ma艂p, widzieli艣my ju偶 podobne. W Teheranie, w hangarze na lotnisku. Pami臋tasz, to nas zdziwi艂o; druciane klatki w hangarze dla my艣liwc贸w.

— Cholera, tak!

— Nast臋pna wskaz贸wka, panie C. Zbiegi okoliczno艣ci coraz bardziej si臋 pi臋trz膮. Dok膮d teraz?

— Chartum.

— Widzia艂em to w kinie.

* * *

Nap艂ywa艂o mn贸stwo lokalnych wiadomo艣ci. Korespondenci terenowi nabrali na znaczeniu, gdy偶 g艂贸wni reporterzy siedzieli uwi臋zieni w Nowym Jorku, Waszyngtonie, Chicago czy Los Angeles. Najcz臋stszym obrazem by艂y oddzia艂y Gwardii Narodowej blokuj膮ce autostrady przy u偶yciu Hummer贸w lub mniejszych pojazd贸w. Tych blokad nikt nie stara艂 si臋 atakowa膰. Ci臋偶ar贸wki z dostawami artyku艂贸w spo偶ywczych i medykament贸w przepuszczano po starannym sprawdzeniu; za dzie艅 czy dwa, kiedy zbada si臋 krew na obecno艣膰 przeciwcia艂 ebola, kierowcy otrzymaj膮 przepustki z fotografi膮, co usprawni ruch. W tej sprawie nikt nie protestowa艂.

W przeciwie艅stwie do innych pojazd贸w i innych dr贸g. Chocia偶 przewa偶aj膮ca cz臋艣膰 ruchu pomi臋dzy stanami odbywa艂a si臋 po autostradach, istnia艂a te偶 g臋sta sie膰 bocznych dr贸g i je tak偶e trzeba by艂o zagrodzi膰. Zabra艂o to troch臋 czasu, dlatego mog艂y si臋 ukaza膰 wywiady z lud藕mi, kt贸rym uda艂o si臋 przemkn膮膰 z jednego stanu do drugiego, a kt贸rzy najwyra藕niej uwa偶ali to za dobry dowcip, a tak偶e uczone komentarze, 偶e prezydenckiego dekretu, pomijaj膮c jego bezprawno艣膰 i g艂upot臋, nie spos贸b by艂o wprowadzi膰 w 偶ycie inaczej ni偶 wycinkowo.

— To absolutnie niemo偶liwe — o艣wiadczy艂 jeden z ekspert贸w komunikacyjnych w porannych wiadomo艣ciach.

Nie zwa偶aj膮c na opini臋 ekspert贸w, 偶o艂nierze Gwardii Narodowej znali okolic臋, w kt贸rej mieszkali, i potrafili czyta膰 mapy. Nie podoba艂a im si臋 tak偶e sugestia, i偶 s膮 durniami. Do 艣rodowego po艂udnia na ka偶dej drodze przechodz膮cej z jednego stanu do drugiego pojawi艂 si臋 uzbrojony posterunek. Stoj膮cy wok贸艂 pojazdu wojskowego gwardzi艣ci z karabinami w r臋kach i w skafandrach ochronnych przypominali Marsjan.

Na tych bocznych drogach dochodzi艂o do konflikt贸w. Czasami by艂y to tylko s艂owa: „Mam tam rodzin臋, ludzie, pu艣膰cie mnie, to nieca艂y kilometr”. Niekiedy wystarczy艂a rzeczowa argumentacja, bywa艂o jednak, 偶e dochodzi艂o do ostrych spor贸w, kt贸re w dw贸ch przypadkach zaostrzy艂y si臋 do tego stopnia, i偶 pad艂y strza艂y. Zgin膮艂 jeden cz艂owiek. W ci膮gu godziny ta wiadomo艣膰 sta艂a si臋 g艂贸wn膮 informacj膮 i znowu komentatorzy zastanawiali si臋 nad zasadno艣ci膮 prezydenckiego posuni臋cia. Jeden z nich uczyni艂 Ryana bezpo艣rednio odpowiedzialnym za 偶ycie zastrzelonego m臋偶czyzny.

Najcz臋艣ciej jednak nawet ci, kt贸rzy chcieli przedosta膰 si臋 na drug膮 stron臋, rezygnowali na widok broni i stanowczej postawy gwardzist贸w. Podobnie by艂o na granicach mi臋dzy pa艅stwami. Kanadyjscy 偶o艂nierze i policjanci zamkn臋li wszystkie przej艣cia, a ameryka艅skim obywatelom przebywaj膮cym w Kanadzie polecono zg艂osi膰 si臋 na badania do najbli偶szego szpitala, gdzie uprzejmie, lecz stanowczo, poddano ich kwarantannie. 艢rodki zastosowane w Europie, te same co do tre艣ci, przybra艂y r贸偶ne formy w r贸偶nych krajach. Meksyka艅ska armia w porozumieniu z ameryka艅skimi w艂adzami zamkn臋艂a granic臋, aby nie dopu艣ci膰 do ruchu na po艂udnie — po raz pierwszy w historii.

Nie zamar艂o do ko艅ca 偶ycie lokalne. Sklepy, mniejsze i wi臋ksze, wpuszcza艂y ma艂e grupy klient贸w, aby dokonali najniezb臋dniejszych zakup贸w. Apteki sprzedawa艂y maski chirurgiczne. Wiele os贸b w sklepach z farbami i chemikaliami nabywa艂o przeznaczone do innych cel贸w maski, a telewizyjni specjali艣ci informowali, 偶e kiedy nasyci膰 je domowymi 艣rodkami dezynfekuj膮cymi, dzia艂aj膮 lepiej ni偶 szpitalne. Nie oby艂o si臋 bez przedawkowania 艣rodk贸w odka偶aj膮cych, co spowodowa艂o reakcje alergiczne, trudno艣ci z oddychaniem, a w kilku przypadkach — 艣mier膰.

Wszyscy lekarze w kraju mieli pe艂ne r臋ce roboty. Pierwsze objawy ebola by艂y bardzo podobne do grypy i wiele czasu po艣wi臋cono na to, aby uspokaja膰 pacjent贸w, kt贸rzy spodziewali si臋 ju偶 najgorszego.

Og贸lnie rzecz bior膮c, ludzie sobie radzili, ogl膮dali telewizj臋 i zastanawiali si臋, jak d艂ugo to jeszcze potrwa.

Prac臋 wykonywa艂y CCZ i MICZUSA, wspomagane przez FBI. Wykryto ju偶 sze艣膰set potwierdzonych przypadk贸w ebola, wszystkie mniej czy bardziej zwi膮zane z osiemnastoma centrami handlowymi. To pozwoli艂o umiejscowi膰 w czasie pocz膮tek epidemii, zwracaj膮c te偶 uwag臋 na cztery wielkie imprezy targowe, kt贸re jak dot膮d nie zaowocowa艂y 偶adnymi zachorowaniami. Agenci odwiedzili wszystkie dwadzie艣cia dwie miejscowo艣ci, w kt贸rych odbywa艂y si臋 targi, tylko po to, aby stwierdzi膰, 偶e 艣mieci od dawna by艂y ju偶 wywiezione. W FBI pad艂a my艣l, by zbada膰 wysypiska, temu jednak sprzeciwi艂 si臋 MICZUSA, argumentuj膮c, 偶e trzeba by艂oby babra膰 si臋 w ca艂ych tonach odpad贸w, co by艂o nie tylko prawie niemo偶liwe do wykonania, ale tak偶e niebezpieczne. Najwa偶niejsze, 偶e uda艂o si臋 ustali膰 ramy czasowe. Amerykanie, kt贸rzy wyjechali z kraju przed rozpocz臋ciem pierwszej z inkryminowanych wystaw, byli bezpieczni. Informacj臋 t臋 przekazano wszystkim o艣rodkom opieki medycznej na ca艂ym 艣wiecie.

* * *

— To oznacza, 偶e wszyscy jeste艣my czy艣ci — oznajmi艂 genera艂 Diggs na porannej naradzie sztabowej. Fort Irwin by艂 jedn膮 z najbardziej izolowanych baz w ca艂ych Stanach. Prowadzi艂a do niego tylko jedna droga, zatarasowana teraz przez transporter opancerzony Bradley.

Nie dotyczy艂o to wszystkich baz, co gorsza, zagro偶enie nie ograniczy艂o si臋 do USA. Wysoki oficer Pentagonu polecia艂 do Niemiec, aby przewodniczy膰 naradzie w sztabie V Korpusu; dwa dni po przyje藕dzie okaza艂o si臋, 偶e jest chory na ebola, od niego za艣 zarazili si臋 lekarz i dwie piel臋gniarki. Wiadomo艣膰 ta przerazi艂a pa艅stwa sojusznicze z NATO, kt贸re natychmiast utworzy艂y kordony sanitarne wok贸艂 baz ameryka艅skich. Informacj臋 upowszechni艂a telewizja na ca艂ym 艣wiecie. W Pentagonie wiedziano ju偶, 偶e niemal w ka偶dej bazie zdarzy艂 si臋 potwierdzony lub chocia偶by domniemany przypadek choroby. Wp艂yn臋艂o to fatalnie na morale oddzia艂贸w. Telefoniczne 艂膮cza w jednostkach w kraju i za oceanami by艂y skrajnie przeci膮偶one.

* * *

Tak偶e Waszyngton nie przypomina艂 oazy spokoju. Grupa zadaniowa, z艂o偶ona z agent贸w wszystkich agencji wywiadowczych, FBI, a tak偶e federalnych instytucji ochrony prawa i porz膮dku publicznego, wyposa偶ona zosta艂a przez prezydenta w znaczne uprawnienia, z kt贸rych gotowa by艂a skorzysta膰. Manifest zaginionego samolotu Gulfstream popchn膮艂 dochodzenie w nowym i nieoczekiwanym kierunku, co cz臋sto si臋 zdarza podczas 艣ledztwa.

W Savannah w stanie Georgia agent FBI zastuka艂 do drzwi prezesa firmy Gulfstream Inc i wr臋czy艂 mu mask臋 chirurgiczn膮. Fabryka zosta艂a zamkni臋ta, podobnie jak wi臋kszo艣膰 zak艂ad贸w w USA, co nie przeszkodzi艂o sze艣ciu agentom FBI w przeprowadzeniu d艂ugiej rozmowy z szefem firmowych oblatywaczy, a tak偶e dyrektorem odpowiedzialnym za kontrol臋 jako艣ciow膮. Najwa偶niejsza okaza艂a si臋 informacja, 偶e nie zosta艂a odnaleziona czarna skrzynka samolotu. Natychmiast zatelefonowano do dow贸dcy USS „Redford”, kt贸ry potwierdzi艂, 偶e istotnie, dowodzony przez niego okr臋t, obecnie odstawiony do doku na przegl膮d, 艣ledzi艂 lot Gulfstreama, a potem na pr贸偶no nas艂uchiwa艂 sygna艂贸w radiowych z czarnej skrzynki, co wydawa艂o mu si臋 zaskakuj膮ce. Pierwszy oblatywacz wyja艣ni艂, 偶e przy bardzo silnym zderzeniu z wod膮, tak偶e aparatura rejestruj膮ca mog艂a si臋 rozpa艣膰, pomimo znacznej odporno艣ci, dow贸dca „Redforda” pami臋ta艂 jednak, 偶e maszyna nie porusza艂a si臋 z szybko艣ci膮 a偶 tak wielk膮, a na dodatek, na powierzchni morza nie znaleziono 偶adnych szcz膮tk贸w. W efekcie lotnictwo Marynarki oraz Narodowa Rada Bezpiecze艅stwa Transportu otrzyma艂y rozkaz, by jak najszybciej dostarczy膰 zapis feralnego lotu.

W Waszyngtonie cz艂onkowie grupy zebranej w budynku FBI wymienili ponad maskami znacz膮ce spojrzenia. Szybko ustalono, 偶e obaj piloci s艂u偶yli wcze艣niej w ira艅skim lotnictwie wojskowym i szkolili si臋 w USA pod koniec lat siedemdziesi膮tych. Dzi臋ki temu nie by艂o 偶adnych trudno艣ci z uzyskaniem ich zdj臋膰 i odcisk贸w palc贸w. Podobne przeszkolenie przesz艂a para innych pilot贸w, kt贸rzy dla tego samego szwajcarskiego przewo藕nika obs艂ugiwali samolot tego samego typu. Attach茅 prawny FBI w Bernie bezzw艂ocznie porozumia艂 si臋 ze szwajcarskimi kolegami, aby pomogli w przes艂uchaniu lotnik贸w.

— Podsumujmy — powiedzia艂 Dan Murray. — Ira艅ski lekarz wraz z chor膮 belgijsk膮 zakonnic膮 i jej przyjaci贸艂k膮 wsiadaj膮 na pok艂ad samolotu o szwajcarskiej rejestracji, kt贸ry znika bez 艣ladu. Maszyna nale偶y do niewielkiej firmy transportowej. W艂a艣nie sprawdzamy wszystkie szczeg贸艂y zwi膮zane z jej za艂o偶eniem, ale ju偶 w tej chwili wiemy, 偶e za艂oga by艂a ira艅ska.

— Dan, z tego jeszcze nic nie wynika — ostrzeg艂 Ed Foley. W tej samej chwili pojawi艂 si臋 agent z faksem dla dyrektora CIA, kt贸ry poleci艂: — Sprawdzi膰 — i pchn膮艂 w kierunku pozosta艂ych kartk臋 z kr贸tk膮 informacj膮.

— Wydaje im si臋, 偶e s膮 cholernie sprytni — mrukn膮艂 Murray przez zaci艣ni臋te z臋by.

— Nie lekcewa偶 ich. — Przestroga znowu pochodzi艂a od Foleya. — Nie mamy na razie niczego konkretnego, a bez konkretnych dowod贸w prezydent nie mo偶e podj膮膰 偶adnych krok贸w. — Kto wie zreszt膮, czy i wtedy b臋dzie m贸g艂, pomy艣la艂. Pozostawa艂a jeszcze ta kwestia podniesiona przez Chaveza przed wyjazdem. Cholernie sprytny szczeniak. Przez chwil臋 zastanawia艂 si臋, czy wspomnie膰 o tym przy stole, ale potem zdecydowa艂, 偶e lepiej b臋dzie porozmawia膰 z Murrayem na osobno艣ci.

* * *

Chaveza tymczasem m臋czy艂y niespokojne sny podczas trzygodzinnego lotu do Chartumu. Wylata艂 ju偶 swoje jako agent CIA, ale nawet podr贸偶owanie w maszynie prezydenckiej potrafi艂o by膰 m臋cz膮ce, a co dopiero tutaj. Zmniejszone ci艣nienie powietrza oznacza艂o mniejsz膮 zawarto艣膰 tlenu; powietrze by艂o suche, a to powodowa艂o odwodnienie, buczenie silnik贸w sprawia艂o, 偶e mia艂o si臋 wra偶enie, i偶 dooko艂a jest d偶ungla, w kt贸rej ca艂e roje insekt贸w chc膮 ci si臋 dobra膰 do krwi, a ty nie potrafisz si臋 od nich odgoni膰.

Ktokolwiek to zrobi艂, z ca艂膮 pewno艣ci膮 przeceni艂 sw贸j spryt. W porz膮dku, znikn膮艂 samolot z pi臋cioma osobami na pok艂adzie, ale przecie偶 na tym si臋 wszystko nie ko艅czy艂o. Zapami臋ta艂 numer rejestracyjny HX-NJA. Dokument zachowa艂 si臋 w tym przypadku zapewne dlatego, 偶e przewozili ludzi, a nie ma艂pki. HX — to Szwajcaria. Dlaczego HX? Mo偶e „H” to skr贸t od Helvetia? Stara nazwa Szwajcarii, kt贸ra chyba zachowa艂a si臋 jeszcze w niekt贸rych j臋zykach. Czy czasem nie w niemieckim? NJA to symbol konkretnej maszyny. U偶ywali liter zamiast cyfr, gdy偶 to dawa艂o wi臋cej kombinacji. NJA, my艣la艂 z zamkni臋tymi oczami, NJA. Ninja. To wywo艂a艂o u艣miech. Zawo艂anie jego oddzia艂u, 1. batalionu 17. pu艂ku piechoty. To by艂y dni, kiedy bryka艂o si臋 po pag贸rkach wok贸艂 Fort Ord. Ale Si贸dma Lekka Dywizja Piechoty zosta艂a rozwi膮zana, sztandary zwini臋te i od艂o偶one do magazyn贸w, mo偶e na p贸藕niej... Ninja. To wydawa艂o si臋 wa偶ne. Dlaczego?

Chavez otworzy艂 oczy, wsta艂, przeci膮gn膮艂 si臋 i poszed艂 na prz贸d maszyny. Obudzi艂 pani膮 podpu艂kownik, z kt贸r膮 Clark mia艂 ma艂膮 utarczk臋.

— Pani pu艂kownik?

Natychmiast si臋 obudzi艂a.

— Co takiego?

— Ile kosztuje takie cacko?

— Wi臋cej ni偶 kt贸rekolwiek z nas mog艂oby zamarzy膰.

— Pytam serio.

— Do dwudziestu milion贸w dolar贸w, zale偶nie od wersji i awioniki. Nie s艂ysza艂am o lepszych odrzutowcach dyspozycyjnych.

— Dzi臋ki.

Chavez powr贸ci艂 na miejsce. Nie by艂o sensu pr贸bowa膰 drzemki. Dolatywali do Chartumu. Mia艂 tu na nich czeka膰 szef miejscowej plac贸wki CIA, to znaczy, przepraszam, attach茅 handlowy. A mo偶e kt贸ry艣 z agent贸w? W ka偶dym razie b臋dzie tu mniej przyjemnie ni偶 podczas obu poprzednich postoj贸w.

* * *

Helikopter wyl膮dowa艂 w Fort McHenry, niedaleko pos膮gu Orfeusza, kt贸rym kto艣 postanowi艂 upami臋tni膰 nazwisko Francisa Scotta Keya. Ryan pomy艣la艂 o tym z r贸wnym entuzjazmem jak o idei Arnie'ego, 偶e b臋dzie okazja do fotografii, na kt贸rej mia艂 okaza膰 swoj膮 trosk臋. Czy偶by ludzie naprawd臋 my艣leli, 偶e w takim momencie prezydent b臋dzie wydawa艂 przyj臋cia? Poe napisa艂 chyba takie opowiadanie, „Maska czerwonej 艣mierci”, czy co艣 podobnego. Zaraza dosta艂a si臋 na przyj臋cie. Przetar艂 d艂oni膮 twarz. Sen. Potrzebuj臋 snu. Do g艂owy przychodz膮 krety艅skie my艣li. Zupe艂nie jak b艂yski flesza. W zm臋czonym umy艣le nagle bez dania racji rozb艂yskiwa艂a jaka艣 my艣l, a potem trzeba by艂o ze wszystkich si艂 stara膰 si臋 j膮 zdusi膰, 偶eby m贸c zaj膮膰 si臋 prawdziwymi problemami.

Jak zawsze, czeka艂y na nich Chevrolety Suburbany, nie by艂o jednak prezydenckiej limuzyny. Ryan mia艂 demonstracyjnie pojecha膰 w poje藕dzie opancerzonym. Dooko艂a pe艂no by艂o zas臋pionych policjant贸w. Wszyscy byli ponurzy, dlaczego inaczej mia艂oby by膰 z nimi?

Tak偶e on mia艂 na twarzy mask臋, co zarejestrowa艂y trzy kamery telewizyjne. Mo偶e wszystko sz艂o na 偶ywo; nie by艂 pewien i tylko przelotnie zerkn膮艂 w obiektywy. Ruszyli natychmiast, najpierw w g贸r臋 Fort Avenue, potem skr臋cili na p贸艂noc ku Key Highway. Dziesi臋膰 minut zaj膮艂 przejazd opustosza艂ymi ulicami miasta do John Hopkins Hospital, gdzie prezydent i Pierwsza Dama mieli przed nast臋pnymi kamerami zademonstrowa膰 swoj膮 trosk臋. Na tym polega funkcja przyw贸dcy, t艂umaczy艂 Arnie, dobieraj膮c s艂owa, kt贸re musia艂y przem贸wi膰 do Ryana, czy mu si臋 to podoba艂o, czy nie. Mia艂 zreszt膮 racj臋. Prezydentowi nie wolno izolowa膰 si臋 od ludzi; niezale偶nie od tego, jak wiele m贸g艂 im pom贸c, musieli widzie膰, jak powa偶nie do wszystkiego podchodzi. Mia艂o to sens, a zarazem by艂o bezsensowne.

Kolumna pojazd贸w wjecha艂a w Wolfe Street, pilnowan膮 przez gwardzist贸w ze 175. pu艂ku piechoty. Miejscowy dow贸dca postanowi艂, 偶e strze偶one b臋d膮 wszystkie szpitale, co zdaniem Ryana by艂o jedn膮 z rozs膮dniejszych decyzji. Tajnej S艂u偶bie bardzo nie podoba艂 si臋 fakt obecno艣ci tak wielu ludzi z pistoletami i karabinami, byli to jednak 偶o艂nierze, a nakaz ich rozbrojenia odebrany by艂by fatalnie. Wszyscy salutowali, z twarzami skrytymi w ochronnych skafandrach i broni膮 przewieszon膮 przez ramiona. Jeden z policjant贸w oznajmi艂 agentowi z ochrony, 偶e liczba napad贸w ulicznych spad艂a niemal do zera. Nie by艂o nawet wida膰 handlarzy narkotyk贸w.

Nieliczni przechodnie mieli zas艂oni臋te twarze; w przedsionku szpitala wisia艂 ci臋偶ki od贸r 艣rodk贸w dezynfekuj膮cych, kt贸ry powoli stawa艂 si臋 og贸lnonarodowym zapachem. W jakiej mierze by艂o to nieodzowne, a w jakiej mia艂o oddzia艂ywa膰 na psychik臋?

— Witaj, Dave — pozdrowi艂 dziekana, kt贸ry mia艂 na sobie zielony str贸j lekarski, mask臋 i r臋kawiczki. Nie podali sobie r膮k.

— Dzi臋kuj臋, panie prezydencie, 偶e zechcia艂 pan przyby膰.

Weszli do 艣rodka, eskortowani przez kamerzyst贸w. Zanim kt贸rykolwiek z reporter贸w zd膮偶y艂 o cokolwiek zapyta膰, dziekan poprowadzi艂 Ryana w kierunku cz臋艣ci klinicznej. Przodem po艣pieszyli agenci. Rozsun臋艂y si臋 drzwi, za kt贸rymi ukaza艂 si臋 pe艂en ruchu korytarz.

— Ile przypadk贸w, Dave?

— Przyj臋li艣my do siebie trzydzie艣ci cztery. Og贸lna liczba w tym rejonie — sto czterdzie艣ci, przynajmniej tylu by艂o, kiedy ostatni raz sprawdza艂em. Mamy pod dostatkiem miejsca i personelu. Zwolnili艣my ponad po艂ow臋 pacjent贸w, w przypadku kt贸rych mogli艣my tak post膮pi膰 z czystym sumieniem. Wszystkie operacje, kt贸re mo偶na przeprowadzi膰 p贸藕niej, zosta艂y odwo艂ane, ale szpital nieprzerwanie pracuje. Rodz膮 si臋 dzieci. Ludzie zapadaj膮 na inne choroby, ulegaj膮 wypadkom.

— Gdzie Cathy? — spyta艂 Ryan.

Otworzy艂y si臋 drzwi windy, z kt贸rej wysiad艂 operator z kamer膮. Szpital z niech臋ci膮 odnosi艂 si臋 do go艣ci, a chocia偶 szefowie redakcji i program贸w naciskali, ich terenowi wys艂annicy nie przejawiali specjalnej gorliwo艣ci. Mo偶e chodzi艂o o zapach; kto wie, czy nie dzia艂a艂 na ludzi tak jak na psy wo艅 weterynarza: zapowied藕 zagro偶enia. Na pi臋trze by艂y dwie przebieralnie, dalsza, „gor膮ca”, w kt贸rej zdejmowano odzie偶 ochronn膮 i przeprowadzano odka偶anie, oraz bli偶sza, w kt贸rej przebierano si臋. Pierwsi weszli ochroniarze, w 艣rodku kobieta w figach i staniku dobiera艂a akurat skafander odpowiedniego rozmiaru. Nie protestowa艂a — nie by艂o czasu i miejsca na galanteri臋. Zreszt膮 niewiele mog艂o ni膮 wstrz膮sn膮膰 po trzech poprzednich dy偶urach.

— Niech pan tam powiesi ubranie — powiedzia艂a, a zaraz doda艂a: — Ooo! — Pozna艂a prezydenta.

— Dzi臋kuj臋 — mrukn膮艂 Ryan, kt贸ry, pozbywszy si臋 but贸w, przyj膮艂 w艂a艣nie wieszak od Andrei. Price jednym spojrzenie zlustrowa艂a kobiet臋, kt贸ra bez w膮tpienia by艂a bez broni.

— Jak to wygl膮da? — spyta艂 Jack.

Siostra prze艂o偶ona odpowiedzia艂a, nie odwracaj膮c si臋.

— Okropnie. — Zawaha艂a si臋 na chwil臋, a potem doda艂a: — Wszyscy doceniamy, 偶e pa艅ska 偶ona jest tu z nami.

— Namawia艂em j膮, 偶eby tego nie robi艂a — wyzna艂. Nie czu艂 z tego powodu najmniejszej winy; czy powinien?

— Tak samo m贸j m膮偶. — Teraz kobieta odwr贸ci艂a si臋 i natychmiast zaprotestowa艂a. — Nie, 藕le pan to robi.

Kiedy zacz臋艂a mu pomaga膰, zala艂a go fala paniki. By艂o co艣 skrajnie nienaturalnego w tym, 偶eby nak艂ada膰 na g艂ow臋 plastikow膮 torb臋. Odgad艂a to z jego miny.

— Ze mn膮 by艂o tak samo, ale mo偶na si臋 przyzwyczai膰.

Wszed艂 dziekan James, kt贸ry tak偶e chcia艂 sprawdzi膰 str贸j ochronny prezydenta.

— S艂yszy mnie pan?

— Tak — odpar艂 Jack, kt贸ry natychmiast zacz膮艂 si臋 poci膰, pomimo aparatury klimatyzacyjnej zawieszonej u pasa.

Dziekan zwr贸ci艂 si臋 do agent贸w ochrony.

— Od tej chwili ja tutaj dowodz臋. Nie chc臋 nara偶a膰 prezydenta na 偶adne niebezpiecze艅stwo, ale nie mamy tylu ubra艅 ochronnych, 偶eby starczy艂o dla was. Nic wam nie grozi, je艣li zostaniecie na korytarzu. Niczego nie dotykajcie, 艣cian, pod艂ogi, niczego. Trzymajcie si臋 z daleka od jakichkolwiek plastikowych pojemnik贸w. Zrozumiano?

— Tak, panie profesorze.

Przynajmniej raz Ryan widzia艂 Andre臋 potuln膮. Trudno by艂o si臋 dziwi膰; psychologiczna presja by艂a ogromna. James pukn膮艂 Ryana w rami臋.

— Prosz臋 za mn膮. Wiem 偶e to budzi l臋k, ale w tym stroju jest pan bezpieczny. Wszyscy si臋 ju偶 do tego przyzwyczaili艣my, prawda Tisha?

Piel臋gniarka by艂a ju偶 kompletnie odziana.

— Tak, panie profesorze.

S艂ycha膰 by艂o w艂asny oddech, szum aparatury klimatyzacyjnej, ale poza tym nic. Id膮c za dziekanem, Ryan dozna艂 straszliwego poczucia osaczenia.

— Tutaj pracuje pa艅ska 偶ona.

Jack wszed艂 w drzwi, kt贸re si臋 przed nim otwar艂y. Na 艂贸偶ku le偶a艂 ch艂opiec, o艣mio- mo偶e dziewi臋cioletni. Nachyla艂y si臋 nad nim dwie niebieskie postacie i od ty艂u nie potrafi艂by powiedzie膰, kt贸r膮 z nich jest Cathy. Poczu艂 na przegubie r臋k臋 Jamesa; dw贸jka lekarzy usi艂owa艂a na powr贸t za艂o偶y膰 kropl贸wk臋 i nie wolno im by艂o przeszkadza膰. Ch艂opiec j臋cza艂 i miota艂 si臋. Ryan nie widzia艂 go zbyt dok艂adnie, ale i tego wystarczy艂o, 偶eby poczu艂 skurcz 偶o艂膮dka.

— Teraz spokojnie. To ci ul偶y — G艂os nale偶a艂 do Cathy; ona mocowa艂a kropl贸wk臋, a druga osoba unieruchomia艂a r臋k臋 ch艂opca. — Ju偶. Teraz ta艣ma.

Cathy podesz艂a do pulpitu, kt贸ry dozowa艂 morfin臋 i wszystkie inne sk艂adniki, i ustawi艂a w艂a艣ciw膮 dawk臋. Obr贸ci艂a si臋 i zdusi艂a okrzyk zdziwienia.

— Witaj, kochanie.

— Jack, to nie miejsce dla ciebie — powiedzia艂a Chirurg.

— A dla kogo?

* * *

— Dobra, mam namiar na tego doktora MacGregora — oznajmi艂 szef plac贸wki CIA, kt贸ry usiad艂 za kierownic膮. Nazywa艂 si臋 Frank Clayton, uko艅czy艂 Grambling, a Clark kiedy艣 widzia艂 go przelotnie na Farmie.

— Musimy si臋 z nim zobaczy膰, Frank — powiedzia艂 Clark. Spojrza艂 na zegarek i po dokonaniu koniecznych korekt uzna艂, 偶e do p贸艂nocy brakuje dw贸ch godzin. Westchn膮艂: tak, wszystko si臋 zgadza艂o. Najpierw zatrzymali si臋 w ambasadzie, gdzie zmienili ubrania. Mundury ameryka艅skie nie by艂y tutaj zbyt dobrze widziane, jak stwierdzi艂 Frank. Chavez zauwa偶y艂, 偶e od lotniska jedzie za nimi jaki艣 samoch贸d.

— Nie ma si臋 czym przejmowa膰. Zgubimy go pod ambasad膮. Wiecie, czasami my艣l臋 sobie, 偶e ostatecznie dobrze si臋 sta艂o, 偶e moich przodk贸w wywieziono z Afryki, ale nie powtarzajcie tego nikomu, dobra? Po艂udniowa Alabama to istny raj w por贸wnaniu z tym zadupiem.

Zatrzyma艂 si臋 na parkingu pod ambasad膮 i wprowadzi艂 ich do 艣rodka. Minut臋 p贸藕niej jeden z jego ludzi wsiad艂 do Chevroleta i odjecha艂, poci膮gaj膮c za sob膮 szpicla.

— Prosz臋, koszula — powiedzia艂 agent CIA. — Spodni mo偶ecie chyba nie zmienia膰.

— Rozmawia艂e艣 ju偶 z MacGregorem? — spyta艂 Clark.

— Telefonicznie, kilka godzin temu. Zajedziemy na miejsce, gdzie mieszka, a on wskoczy do samochodu. Znam spokojne miejsce, gdzie b臋dzie mo偶na porozmawia膰.

— Mo偶e mie膰 jakie艣 k艂opoty?

— K艂opoty? Miejscowi s膮 dosy膰 niezdarni. Je艣li kto艣 si膮dzie nam na ogonie, b臋d臋 wiedzia艂, jak sobie poradzi膰.

— To ruszajmy, bracie — powiedzia艂 John — bo nam zga艣nie ksi臋偶yc.

MacGregor mieszka艂 w nienajgorszej okolicy, lubianej, jak poinformowa艂 agent CIA, przez Europejczyk贸w i dosy膰 bezpiecznej. Na telefonie kom贸rkowym wystuka艂 numer pagera; minut臋 p贸藕niej drzwi si臋 otworzy艂y i jaka艣 skulona posta膰 b艂yskawicznie w艣lizgn臋艂a si臋 na tylne siedzenie samochodu.

— Niezwyk艂e spotkanie — powiedzia艂. Ku zdziwieniu Johna by艂 m艂odszy nawet od Chaveza i do艣膰 otwarty. — Sk膮d w艂a艣ciwie jeste艣cie?

— CIA — oznajmi艂 Clark.

— Niemo偶liwe!

— Mo偶liwe, doktorze — zapewni艂 Clayton, kt贸ry zarazem uwa偶nie patrzy艂 w lusterko. Nikt za nimi nie jecha艂, ale, na wszelki wypadek, skr臋ci艂 w lewo, prawo i znowu w lewo. Nikogo.

— Wolno wam si臋 z tym zdradza膰? — spyta艂 MacGregor, kiedy wyjechali na to, co tutaj uwa偶ane by艂o za g艂贸wn膮 szos臋. — Czy teraz b臋dziecie musieli mnie zastrzeli膰?

— Doktorze, ogl膮da pan za du偶o film贸w. 呕ycie jest mniej barwne, a gdyby艣my powiedzieli panu, 偶e jeste艣my z Departamentu Stanu i tak by nam pan nie uwierzy艂. Mam racj臋?

— Zgoda, nie wygl膮dacie na dyplomat贸w — przyzna艂.

Clark obr贸ci艂 si臋 na przednim fotelu.

— Dzi臋kujemy, 偶e zechcia艂 si臋 pan z nami spotka膰.

— Jedyny pow贸d by艂 taki, 偶e miejscowe w艂adze zmusi艂y mnie w dw贸ch przypadkach do odej艣cia od normalnych procedur.

— Wi臋c najpierw niech mi pan o tym opowie.

Clark w艂膮czy艂 magnetofon.

* * *

— Jeste艣 chyba bardzo zm臋czona, Cathy.

Nawet tak kr贸tkie zdanie nie 艂atwo by艂o wykrztusi膰 przez plastikow膮 mask臋.

Chirurg zerkn臋艂a na zegar wisz膮cy nad pulpitem piel臋gniarskim. Jej dy偶ur w艂a艣ciwie si臋 ju偶 sko艅czy艂. Nie wiedzia艂a, 偶e Arnie van Damm najpierw si臋 upewni艂, czy ich przybycie nie oderwie jej od zaj臋膰. Zirytowa艂oby j膮 to, a i tak mia艂a poza tym wystarczaj膮co wiele powod贸w do gniewu.

— Po po艂udniu zacz臋艂y przyje偶d偶a膰 dzieci. Druga fala. Ten ch艂opak musia艂 si臋 zarazi膰 od ojca. Ma na imi臋 Timothy, jest w trzeciej klasie, a ojciec le偶y pi臋tro wy偶ej.

— Reszta rodziny?

— Wynik matki, niestety, pozytywny; w艂a艣nie j膮 przyjmuj膮. Ma tak偶e doros艂膮 siostr臋, kt贸ra na razie jest zdrowa. Umie艣cili艣my j膮 w budynku poczekalni; wyznaczyli艣my to miejsce dla ludzi, kt贸rzy mieli kontakt z wirusem, ale na razie nie zdradzaj膮 偶adnych objaw贸w zara偶enia. Chod藕, oprowadz臋 ci臋 po pi臋trze.

Chwil臋 p贸藕niej wchodzili do sali nr l, gdzie le偶a艂 Przypadek Zerowy. Ryan nie wyobra偶a艂 sobie nawet takiego zapachu. Dwoje ludzi — piel臋gniarki, piel臋gniarze, lekarze, tego nie m贸g艂 rozpozna膰 — usi艂owa艂o zmieni膰 prze艣cierad艂o pokryte ciemnymi plamami. M臋偶czyzna by艂 p贸艂przytomny; szarpa艂 si臋 z pasami mocuj膮cymi ramiona do por臋czy 艂贸偶ka.

— Prze艣cierad艂o zostanie spalone — powiedzia艂a Cathy, przysuwaj膮c sw贸j he艂m do he艂mu m臋偶a. — Bardzo ostro ustawili艣my wszystkie zasady ostro偶no艣ci.

— Jak 藕le z nim jest?

W艣ciek艂ym ruchem r臋ki pokaza艂a wyj艣cie i ruszy艂a za stropionym Ryanem. Kiedy drzwi si臋 za nimi zamkn臋艂y, wskazuj膮cym palcem uderzaj膮c w pier艣 Jacka, wybuchn臋艂a:

— Nigdy, powtarzam, nigdy, nie rozmawia si臋 o sytuacji pacjenta w jego obecno艣ci, chyba 偶e nast膮pi艂a niew膮tpliwa poprawa. S艂yszysz, nigdy!!! — Na chwil臋 przerwa艂a, a potem ci膮gn臋艂a, nie widz膮c potrzeby przepraszania za t臋 chwil臋 uniesienia. — Od trzech dni ma jednoznaczne symptomy.

— Jakie艣 szanse?

G艂owa w he艂mie poruszy艂a si臋 w ge艣cie zaprzeczenia. Poszli dalej korytarzem, zagl膮daj膮c do kolejnych sal, gdzie wsz臋dzie rozgrywa艂a si臋 ta sama rozpaczliwa historia.

— Cathy? — rozleg艂 si臋 g艂os Jamesa. — Jeste艣 po dy偶urze. Ju偶 ci臋 tu nie ma.

— A gdzie profesor AIexandre? — spyta艂 Jack w drodze do przebieralni.

— Kieruje nast臋pnym pi臋trem. Mieli艣my nadziej臋, 偶e powr贸ci Ralph Foster, ale wszystkie loty wstrzymane. — Nagle spostrzega艂a kamery. — Co oni tu robi膮, do cholery?!

— Chod藕! — Poci膮gn膮艂 偶on臋 do przebieralni, gdzie, nie zwracaj膮c na siebie uwagi, zmieniali odzie偶: trzy kobiety i m臋偶czyzna.

Skierowali si臋 do windy, ale zatrzyma艂 ich kobiecy g艂os.

— Stop! Z izby przyj臋膰 transportuj膮 chorego. Trzeba i艣膰 schodami!

Cz艂onkowie Oddzia艂u natychmiast skoczyli ku stopniom. Zeszli na parter, a stamt膮d na zewn膮trz, ci膮gle w maskach na twarzy.

— Jak to wszystko znosisz?

Zanim zd膮偶y艂a cokolwiek powiedzie膰, rozleg艂 si臋 okrzyk:

— Panie prezydencie!

Dw贸ch agent贸w Tajnej S艂u偶by chcia艂o zagrodzi膰 drog臋 reporterowi i operatorowi, ale Ryan powstrzyma艂 ich ruchem r臋ki. Dziennikarze zostali najpierw obszukani i dopiero potem ich przepuszczono.

— S艂ucham — powiedzia艂 Jack, 艣ci膮gaj膮c mask臋.

Reporter trzyma艂 mikrofon na ca艂膮 d艂ugo艣膰 wyci膮gni臋tej r臋ki, co w innych warunkach wygl膮da艂oby przekomicznie. Wszyscy si臋 bali.

— Co pan tutaj robi, panie prezydencie?

— Do moich obowi膮zk贸w nale偶y przypatrywanie si臋 temu, jak si臋 rozwija sytuacja, a przy okazji chcia艂em te偶 zobaczy膰, jak miewa si臋 Cathy.

— Wszyscy ju偶 wiedz膮, 偶e Pierwsza Dama pracuje po艣r贸d chorych. Czy zechcia艂by pan mo偶e w zwi膮zku z tym z艂o偶y膰 jakie艣 o艣wiadczenie...

— Jestem lekarzem! — ostro przerwa艂a Cathy. — Wszyscy pe艂nimy dy偶ury. To m贸j zaw贸d i nie ma w tym niczego nadzwyczajnego!

— Czy jest a偶 tak 藕le?

Tym razem Jackowi uda艂o si臋 zabra膰 g艂os, zanim Cathy zareagowa艂a.

— Wiem, 偶e zadaniem pana jest stawia膰 pytania, ale w tym przypadku sam pan zna odpowied藕. S膮 tutaj ludzie bardzo ci臋偶ko chorzy, a lekarze, w tym szpitalu i we wszystkich innych, staraj膮 si臋 robi膰 wszystko, co w ich mocy. To bardzo trudny czas dla Cathy i jej koleg贸w. To bardzo trudny czas dla pacjent贸w i ich rodzin.

— Profesor Ryan, czy ebola jest tak gro藕na, jak wszyscy m贸wi膮?

Przytakn臋艂a.

— Tak, to straszliwa choroba. Ale dajemy tym ludziom najlepsz膮 opiek臋, na jak膮 nas sta膰.

— Pojawi艂y si臋 sugestie, 偶e skoro nadzieje s膮 tak znikome, a chorzy tak bardzo cierpi膮...

— To co? Zabija膰 ich na miejscu?!

— Skoro m臋czarnie s膮 tak wielkie, jak mo偶na us艂ysze膰, to...

— O nie, prosz臋 pana! Ja inaczej rozumiem obowi膮zek lekarza. Chcemy uratowa膰 cz臋艣膰 z tych ludzi. Dzi臋ki temu, czego si臋 przy tym nauczymy, b臋dziemy mogli mo偶e wyci膮ga膰 ich coraz wi臋cej ze szpon贸w choroby, a rezygnacja niczego nas nie nauczy! To dlatego prawdziwi lekarze nigdy nie posuwaj膮 si臋 do zabicia pacjenta! Co pan w艂a艣ciwie chce powiedzie膰? Tam, wewn膮trz, le偶膮 偶ywi ludzie, a moim obowi膮zkiem jest walczy膰 o ich 偶ycie... I niech 偶aden laik nie wa偶y si臋 mnie poucza膰, jak mam to robi膰! — Poczu艂a, jak r臋ka Jacka wpija si臋 w jej rami臋. — Przepraszam, po czterech godzinach dy偶uru nie bardzo potrafi臋 si臋 zdoby膰 na g艂adkie s艂贸wka.

— Czy mogliby艣my teraz prosi膰 o odrobin臋 samotno艣ci? — powiedzia艂 Ryan. — Nie widzieli艣my si臋 od wczoraj, a przecie偶 w ko艅cu jeste艣my ma艂偶e艅stwem, jak wszystkie inne.

— Oczywi艣cie, panie prezydencie. Dzi臋kuj臋, panie prezydencie.

Reporter cofn膮艂 si臋, ale obiektyw kamery dalej ich prowadzi艂.

— Chod藕, kochanie, uspok贸j si臋.

Jack po raz pierwszy tego dnia przygarn膮艂 偶on臋.

— Stracimy ich wszystkich, wiesz? Wszystkich co do jednego; a zacznie si臋 to jutro, najp贸藕niej pojutrze.

I wybuchn臋艂a p艂aczem.

— Rozumiem. — Przytuli艂 g艂ow臋 do jej skroni. — Przypuszczam, 偶e bezradno艣膰 jest straszna dla lekarza.

— Ale jak, ich zdaniem, mamy si臋 czego艣 nauczy膰? Skoro nie mo偶na uleczy膰, to da膰 im umrze膰 godnie. Czyli podda膰 si臋. O nie, nie tego mnie tutaj uczono.

— Wiem.

Poci膮gn臋艂a nosem i przetar艂a oczy r膮bkiem jego koszuli.

— Dobrze, ju偶 jestem dzielna. Mam teraz wolne osiem godzin.

— Gdzie 艣pisz?

Wzruszenie ramion i ci臋偶ki oddech.

— W Maumenee; ustawili tam prycze. Bernie jest w Nowym Jorku, pomaga na Columbia. Maj膮 tam kilkaset przypadk贸w.

— Jest pani naprawd臋 dzielna, pani profesor — powiedzia艂 z u艣miechem.

— Jack, je艣li tylko si臋 dowiesz, kto to zrobi艂...

— Pracujemy nad tym — powiedzia艂 prezydent.

* * *

— Zna pan kogo艣 z tych ludzi?

Agent CIA wr臋czy艂 lekarzowi zrobione przez siebie fotografie, wraz z latark膮.

— To Saleh! Kim w艂a艣ciwie by艂? Sam nigdy nie powiedzia艂, a mnie nie uda艂o si臋 tego rozgry藕膰.

— To iraccy wy偶si oficerowie. Kiedy upad艂 ich rz膮d, uciekli tutaj z rodzinami, a ja zrobi艂em par臋 zdj臋膰. Jest pan pewny, je艣li chodzi o tego faceta?

— Tak, kurowa艂em go przez jaki艣 tydzie艅. Niestety, umar艂. — MacGregor przerzuci艂 kilka nast臋pnych fotografii. — A to chyba Sohaila. Ta prze偶y艂a, dzi臋ki Bogu. Mi艂a dziewczyna... A to jej ojciec.

— Co to wszystko znaczy? — spyta艂 Chavez. — Nikt nam o niczym nie wspomnia艂.

— Mo偶e byli艣my wtedy na Farmie?

— Znowu bawi艂e艣 si臋 w instruktora, John? — zapyta艂 z u艣miechem Frank Clayton. — No c贸偶, cz艂owiek s艂yszy to i owo, wi臋c pomy艣la艂am sobie, par臋 fotek nie zaszkodzi. Wysz艂y ca艂kiem nie藕le, co, sp贸jrz tylko tutaj?

Clark zerkn膮艂 i westchn膮艂, zdj臋cia je艣li chodzi o wierno艣膰 nie ust臋powa艂o tym, kt贸re mieli w paszportach.

— Nie藕le, nie藕le.

— Dzi臋kuj臋, sir.

— Daj i mnie popatrze膰 — odezwa艂 si臋 Chavez. Skierowa艂 snop 艣wiat艂a na fotografi臋 i nagle sykn膮艂: — Ninja. Niech mnie cholera, ninja!

— Co znowu?

— Jack, sp贸jrz tylko na ogon — powiedzia艂 cicho Ding.

— HX-NJA... O, Bo偶e!

— Clayton! — zwr贸ci艂 si臋 Chavez do agenta. — Ta kom贸rka jest bezpieczna?

Zapytany wzi膮艂 telefon i wcisn膮艂 trzy guziki.

— Teraz tak. Dok膮d?

— Langley.

* * *

— Panie prezydencie, czy teraz mo偶emy porozmawia膰? Jack kiwn膮艂 g艂ow膮.

— Dobrze, chod藕cie. — Chcia艂 troch臋 si臋 przej艣膰. — Mo偶e powinienem przeprosi膰 za Cathy. Rzadko reaguje tak emocjonalnie. Jest lekarzem, wszyscy oni — zrobi艂 gest w kierunku budynku szpitala — pracuj膮 w strasznym stresie. Pierwsza zasada, kt贸rej ich ucz膮, brzmi: Primum non nocere, Przede wszystkim: nie szkodzi膰. To pi臋kna regu艂a. Pami臋tajcie, 偶e Cathy ma za sob膮 kilka ci臋偶kich dni. C贸偶, podobnie jak wszyscy w tym kraju.

— Panie prezydencie, czy jest mo偶liwe, 偶e to rozmy艣lne dzia艂anie?

— Nie mamy pewno艣ci, a zanim nie b臋dzie jednoznacznych ustale艅, wola艂bym si臋 nie wypowiada膰 w tej sprawie.

— To trudne chwile dla pana, panie prezydencie.

Reporter by艂 miejscowy, nie nale偶a艂 do waszyngto艅skich rutyniarzy. Nie bardzo wiedzia艂, jak zachowywa膰 si臋 wobec prezydenta. Tak czy owak, rozmowa sz艂a na 偶ywo w NBC, chocia偶 dziennikarz o tym nie wiedzia艂.

— Tak, bardzo trudne.

— Czy ma pan dla nas wszystkich jakie艣 s艂owa nadziei?

Jack przystan膮艂.

— Je艣li chodzi o chorych, nadzieja wi膮偶e si臋 z lekarzami i piel臋gniarkami. To wspaniali ludzie i chyba sami mogli艣cie to zobaczy膰. To prawdziwi wojownicy, tyle 偶e oni walcz膮 ze 艣mierci膮, a nie w jej imieniu. Jestem dumny z mojej 偶ony i tego co robi. Powinienem w艂a艣ciwie powiedzie膰: teraz jestem dumny. Prosi艂em j膮, by tego nie robi艂a. Mo偶e to by艂o egoistyczne, ale tak si臋 zachowa艂em. Wiecie, 偶e usi艂owano j膮 zabi膰. Nie l臋kam si臋 niebezpiecze艅stwa, kt贸re czyha na mnie, ale inaczej jest z 偶on膮, dzie膰mi... Im nie powinno nic grozi膰, podobnie jak wszystkim tym nieszcz臋艣nikom. Spad艂o to jednak na nas i teraz trzeba walczy膰 o 偶ycie chorych i o to, 偶eby zaraza nie dotkn臋艂a innych. M贸j dekret nie spodoba艂 si臋 wielu ludziom, ale nie potrafi臋 siedzie膰 bezczynnie, kiedy wiem, 偶e mo偶na ocali膰 czyje艣 偶ycie. Nie wystarczy powiedzie膰: „To straszne”. To ka偶dy potrafi. W tej chwili potrzeba czego艣 wi臋cej. A teraz, chcia艂bym przeprosi膰, jestem naprawd臋 zm臋czony. Mogliby艣my na tym zako艅czy膰?

— Oczywi艣cie. Dzi臋kuj臋, panie prezydencie.

— I ja dzi臋kuj臋.

Ryan odwr贸ci艂 si臋 i ruszy艂 w kierunku parkingowych gara偶y. Zobaczy艂 tam czarnosk贸rego m臋偶czyzn臋, kt贸ry pali艂 papierosa, pomimo napisu, kt贸ry tego zakazywa艂. Jack podszed艂 do niego, nie zwracaj膮c uwagi na trzech agent贸w i dw贸ch gwardzist贸w, kt贸rzy sun臋li jego 艣ladem.

— Znalaz艂by pan jeszcze jednego?

— Jasne.

Nie podnosz膮c g艂owy, wpatrzony w beton, wyci膮gn膮艂 lew膮 r臋k臋 z paczk膮 papieros贸w i zapalniczk膮.

Na mocy niepisanej umowy, acz powszechnie obecnie w Stanach przestrzeganej, Ryan usiad艂 o metr od m臋偶czyzny, nachylaj膮c si臋, aby odda膰 papierosy.

— Dzi臋kuj臋.

— Ty tak偶e, co?

— To znaczy?

— Mam tam 偶on臋, zarazi艂a si臋. Sprz膮ta艂a u jednej rodziny. Tamci wszyscy zachorowali, a teraz j膮 wzi臋艂o.

— Moja 偶ona jest lekarzem. Tam, razem z nimi. Ryan zaci膮gn膮艂 si臋 g艂臋boko.

— Nie dali mi nawet wej艣膰 — poskar偶y艂 si臋 m臋偶czyzna. — Pobrali mi krew, by艂em blisko, nie pozwol膮 jej zobaczy膰. Jezus Maria, co to si臋 sta艂o?

— A gdyby艣 to ty by艂 chory i wiedzia艂by艣, 偶e mo偶esz zarazi膰 偶on臋, co by艣 zrobi艂?

Murzyn pokiwa艂 g艂ow膮 w gniewnej rezygnacji.

— Wiem. To samo m贸wi膮 lekarze. Maj膮 racj臋. Wiem. Ale tak by膰 nie powinno.

— I ja tak my艣l臋.

— Kto艣 to zrobi艂, cholera, tak m贸wi膮 w telewizji. I powinien za to zap艂aci膰!

Ryan siedzia艂 w milczeniu, ale przem贸wi艂 kto艣 inny. Andrea Price.

— Panie prezydencie, dyrektor CIA do pana.

M臋偶czyzna poderwa艂 g艂ow臋 i spojrza艂 uwa偶nie w 偶贸艂tawym 艣wietle latar艅.

— To pan?

— Tak.

— I pana 偶ona tam pracuje?

Kiwni臋cie g艂owy. Westchnienie.

— Tak, pracuje tu od pi臋tnastu lat. Chcia艂em zobaczy膰 j膮, jak si臋 miewa, jak sytuacja. Przepraszam.

— Za co?

— Ciebie nie wpuszcz膮, mnie wpu艣cili.

Ciemna twarz skrzywi艂a si臋 w grymasie.

— Dobrze zrobili. Straszne to z pa艅sk膮 c贸r膮, w zesz艂ym tygodniu. Z ni膮 dobrze?

— Tak. W tym wieku 艂atwo si臋 zapomina.

— Fajnie. Dzi臋ki za rozmow臋.

— Dzi臋ki za papierosa.

Prezydent wsta艂 i podszed艂 do Price, od kt贸rej odebra艂 telefon.

— Ed, tu Jack.

— Panie prezydencie, musi pan co艣 zobaczy膰 — powiedzia艂 Ed Foley. Nie bardzo wiedzia艂, jak poinformowa膰, 偶e dow贸d wisi w艂a艣nie na 艣cianie centrum operacyjnego CIA.

— Za godzin臋, Ed.

— Tak jest, panie prezydencie. Wszystko przygotujemy.

Jack wcisn膮艂 guzik ko艅cz膮cy rozmow臋 i odda艂 telefon.

— Jedziemy.

53
SOW

Przed powrotem do domu ka偶dy musia艂 poda膰 si臋 odka偶eniu. Do tego celu wydzielono w Hopkinsie dwie du偶e sale, teraz ju偶 dla obu p艂ci. Gor膮ca woda cuchn臋艂a chemikaliami, ale ten zapach dawa艂 Ryanowi poczucie bezpiecze艅stwa. Potem otrzyma艂 zielone ubranie lekarskie. Mia艂 je na sobie, kiedy towarzyszy艂 narodzinom dzieci. Przyjemne skojarzenie, kt贸re zaraz si臋 rozwia艂o. Wsiad艂 do Suburbana; ten mia艂 go zawie藕膰 do Fort Henry, gdzie czeka艂 helikopter. Nast臋pny przystanek: Bia艂y Dom. Prysznic go od艣wie偶y艂. M贸g艂by pod nim sta膰 kilka godzin.

P贸艂 godziny p贸藕niej VH-3 oderwa艂 si臋 od pasa.

* * *

Zako艅czy艂y si臋 najbardziej niemrawe 膰wiczenia w dziejach Narodowego O艣rodka Szkoleniowego. 呕o艂nierze 11. pu艂ku kawalerii i pancerniacy Gwardii Narodowej P贸艂nocnej Karoliny przez pi臋膰 godzin snuli si臋 po okolicy, nieudolnie usi艂uj膮c zrealizowa膰 plany taktyczne. Projekcja w Sali Wojen Gwiezdnych pokaza艂a, 偶e czasami czo艂gi mija艂y si臋 w odleg艂o艣ci kilometra i nie otwiera艂y ognia. Nikt si臋 nie anga偶owa艂 po 偶adnej ze stron, a przeprowadzony atak nie tyle zosta艂 odparty, ile sam si臋 zatrzyma艂 na mocy jakiego艣 apatycznego konsensu. Tu偶 przez p贸艂noc膮 oddzia艂y sformowa艂y si臋 i uda艂y do swoich obozowisk, a dow贸dcy wyl膮dowali w domu genera艂a Diggsa.

— Cze艣膰, Nick — powiedzia艂 pu艂kownik Hamm.

— Cze艣膰, Al — odpar艂 pu艂kownik Eddington.

— Co to mia艂o by膰? — za偶膮da艂 wyja艣nie艅 Diggs.

— Ludzie powoli si臋 rozklejaj膮, sir — jako pierwszy odezwa艂 si臋 dow贸dca Gwardii Narodowej. — Wszyscy my艣l膮 o tym, co dzieje si臋 w domu. My tutaj jeste艣my bezpieczni, ale oni... W tej sytuacji, panie generale, trudno mie膰 pretensje do 偶o艂nierzy. S膮 tylko lud藕mi.

— Co do mnie, panie generale, powiedzie膰 mog臋 tyle, 偶e wprawdzie najbli偶szych mamy tutaj pod bokiem, ale przecie偶 ka偶dy ma jak膮艣 rodzin臋 na zewn膮trz — dorzuci艂 Hamm.

— Pi臋knie, panowie, jeszcze tak sobie posied藕cie i pou偶alajcie si臋 nad sob膮! Ale ja nie dam sobie wciska膰 takiego g贸wna, jasne! Waszym zadaniem jest kierowa膰 lud藕mi, rozumiecie: kie-ro-wa膰! Je艣li panowie pu艂kownicy nie zauwa偶yli, to ja musz臋 im przypomnie膰, 偶e si艂y zbrojne ca艂ych Stan贸w Zjednoczonych zosta艂y dotkni臋te epidemi膮 — z wyj膮tkiem nas!!! Ale czy panom dow贸dcom to w g艂owie? Czy my艣l膮 o tym ich podw艂adni? Nikt nigdy nie twierdzi艂, 偶e 偶o艂nierka jest 艂atwa i przyjemna, nie jest te偶 艂atwe i przyjemne dowodzenie, ale na tym w艂a艣nie polega wasze zadanie. A je艣li nie potraficie si臋 z niego wywi膮za膰, to znajd膮 si臋 na wasze miejsce inni!

— To nic nie da, sir. Nikt z tu obecnych nie sprawi si臋 lepiej — oznajmi艂 sztywno Hamm.

— Pu艂kowniku...

— Diggs — przerwa艂 dow贸dcy Eddington — Al ma racj臋. S膮 granice wytrzyma艂o艣ci. Pojawi艂 si臋 nieprzyjaciel, z kt贸rym nie potrafimy walczy膰. Jak ludzie troch臋 si臋 oswoj膮 z sytuacj膮, pewnie si臋 pozbieraj膮, mo偶e wystarczy odrobina pocieszaj膮cych wiadomo艣ci. Panie generale, przecie偶 pan te偶 dobrze wie, o co chodzi. Zna pan histori臋. Tak, to s膮 偶o艂nierze, ale przede wszystkim ludzie. S膮 wstrz膮艣ni臋ci. Podobnie jak ja.

— Tak, wiem te偶, 偶e nie ma z艂ych pu艂k贸w, a tylko marni pu艂kownicy — odpar艂 Diggs, wykorzystuj膮c powiedzenie Napoleona, ale 偶aden z jego podw艂adnych nie zamierza艂 si臋 broni膰. By艂o naprawd臋 niedobrze.

* * *

— Jak posz艂o? — spyta艂 van Damm.

— Okropnie — mrukn膮艂 Ryan. — Widzia艂em sze艣cioro czy siedmioro os贸b, kt贸re musz膮 umrze膰. Po艣r贸d nich dzieciak, ch艂opak z podstaw贸wki. A Cathy uprzedza, 偶e zaraz posypi膮 si臋 wypadki 艣miertelne.

— Jak ona?

— Bardzo spi臋ta, ale daje sobie rad臋. Dosta艂o si臋 jednemu z dziennikarzy.

— Wiem, widzia艂em w telewizji — powiedzia艂 szef personelu.

— Ju偶 dali?

— Szli艣cie na 偶ywo. Wypad艂e艣 艣wietnie. Skupiony, powa偶ny, jak jasna cholera. Tak 艂adnie m贸wi艂e艣 o 偶onie. Nawet przeprosi艂e艣 za jej zachowanie, co by艂o tym lepsze, 偶e by艂a znakomita. Oddana swej pracy, przej臋ta — ludzie oczekuj膮 tego od lekarza.

— Arnie, to nie teatr — rzek艂 z rezygnacj膮 w g艂osie Ryan, zbyt zm臋czony, aby si臋 irytowa膰. Orze藕wiaj膮ce skutki prysznica znikn臋艂y ju偶 bez 艣ladu.

— Nie, to co艣 znacznie powa偶niejszego: to kierowanie pa艅stwem. Kiedy艣 nauczysz si臋, 偶e... a mo偶e nie? R贸b po prostu to, co robisz; wygl膮da na to, 偶e nie艣wiadomie wybierasz najlepsze posuni臋cia.

* * *

NBC udost臋pni艂a ta艣m臋 ca艂emu 艣wiatu. Niezale偶nie od zajad艂ej konkurencji w 艣wiecie dziennikarskim, osta艂o si臋 w nim co艣 takiego jak poczucie odpowiedzialno艣ci, zatem godzin臋 p贸藕niej rozmowa z prezydenckim ma艂偶e艅stwem pojawi艂a si臋 na ekranach telewizor贸w na ca艂ym 艣wiecie.

* * *

Premier Indii z satysfakcj膮 pokiwa艂a g艂ow膮: mia艂a racj臋 od samego pocz膮tku. Ryan by艂 na wyko艅czeniu. Ledwie trzyma艂 si臋 na nogach, m贸wi艂 niewyra藕nie, pozwoli艂, by przemawia艂a za niego 偶ona; jej wybuch tak偶e by艂 przejawem s艂abo艣ci. Ko艅czy艂 si臋 czas Ameryki jako wielkiego mocarstwa, gdy偶 zabrak艂o jej mocnego przyw贸dcy. Nie wiedzia艂a wprawdzie, kto spowodowa艂 epidemi臋, ale nietrudno by艂o zgadn膮膰. To musia艂a by膰 ZRI. Z jakiego innego powodu Darjaei mia艂by zwo艂ywa膰 spotkanie w zachodnich Chinach? Ona wykona艂a swoj膮 cz臋艣膰: jej okr臋ty strzeg艂y wej艣cia do Zatoki Perskiej. W odpowiedniej chwili Indie zostan膮 za to wynagrodzone.

* * *

— Prezydent pa艅skiego kraju jest przygnieciony tym, co si臋 sta艂o — powiedzia艂 呕eng. — Trudno si臋 dziwi膰.

— To wielkie nieszcz臋艣cie. Prosz臋 przyj膮膰 nasze wyrazy g艂臋bokiego wsp贸艂czucia — doda艂 minister spraw zagranicznych. Ca艂a tr贸jka, kt贸rej towarzyszy艂 t艂umacz, przed chwil膮 obejrza艂a rozmow臋.

Adler nie zd膮偶y艂 jeszcze do ko艅ca przetrawi膰 wszystkich wiadomo艣ci zwi膮zanych z epidemi膮; musia艂 to jednak od艂o偶y膰 na p贸藕niej.

— Mo偶emy kontynuowa膰? — spyta艂.

— Czy nasza wyrodna prowincja zgodzi艂a si臋 na sp艂acenie rekompensat? — spyta艂 minister.

— Niestety, nie. Stoj膮 na stanowisku, 偶e ca艂y incydent zosta艂 rozmy艣lnie spowodowany przez ChRL Z abstrakcyjnego punktu widzenia, nie mo偶na temu odm贸wi膰 logiki — oznajmi艂 sekretarz stanu, si臋gaj膮c do dyplomatycznej retoryki.

— Tutaj jednak nie chodzi o abstrakcje, lecz o konkretn膮 sytuacj臋. Przeprowadzali艣my pokojowe 膰wiczenia. Jeden z ich pilot贸w o艣mieli艂 si臋 zaatakowa膰 nasze maszyny. W trakcie walki kolejny tajwa艅ski szaleniec wystrzeli艂 rakiet臋 w stron臋 samolotu pasa偶erskiego. Jak tu rozstrzygn膮膰, czy by艂 to nieszcz臋艣liwy wypadek, czy nie?

— Nie wypadek? — spyta艂 przeci膮gle Adler. — A jakie intencje mog艂yby si臋 kry膰 za tak膮 intryg膮?

— Kt贸偶 to mo偶e wiedzie膰, kiedy ma si臋 do czynienia z bandytami?

Minister spraw zagranicznych zada艂 to retoryczne pytanie z nieco wi臋ksz膮 dawk膮 emocji.

* * *

Jack ci膮gle mia艂 na sobie zielony kitel lekarski z nadrukiem HOPKINS. Pierwsi weszli do Sali Sytuacyjnej Ed i Mary Pat Foleyowie; Ed ni贸s艂 pod pach膮 wielki plakat albo co艣 o podobnych rozmiarach. Zaraz za nimi pojawi艂 si臋 Murray z inspektorem O'Dayem. Ryan ruszy艂 na powitanie.

— Przepraszam, 偶e nie uda艂o mi si臋 zobaczy膰 z panem wcze艣niej. Jestem pa艅skim d艂u偶nikiem do ko艅ca 偶ycia.

Mocno u艣cisn臋li sobie d艂onie.

— To by艂a prosta sprawa w por贸wnaniu z tym, co teraz si臋 dzieje — odpowiedzia艂 Pat. — Poza tym by艂a tam tak偶e moja c贸reczka. Dobrze, 偶e si臋 tam znalaz艂em. Nie mam 偶adnych wyrzut贸w sumienia, je艣li chodzi o tych dw贸ch. Cze艣膰, Andrea — zwr贸ci艂 si臋 do Price.

Agentka u艣miechn臋艂a si臋 po raz pierwszy tego dnia.

— Jak twoja ma艂a, Pat?

— Jest w domu z nia艅k膮. Obydwie s膮 czyste — zapewni艂.

— Panie prezydencie? — wtr膮ci艂 si臋 Goodley. — To 艣wie偶a informacja.

— Dobrze, do roboty. Kto zaczyna?

— Ja — powiedzia艂 dyrektor CIA i roz艂o偶y艂 na stole p艂acht臋 papieru. — Sp贸jrzcie.

Ryan wpatrzy艂 si臋 w powi臋kszon膮 odbitk臋 jakiego艣 formularza, wype艂nionego po francusku.

— Co to takiego?

— Manifest pok艂adowy i deklaracja celna samolotu. Prosz臋 zwr贸ci膰 uwag臋 na rubryk臋 rejestracji, g贸rny lewy r贸g.

— HX-NJA. No i co z tego? — spyta艂 Miecznik.

Arnie usiad艂 spokojnie na swoim miejscu. W pokoju czu膰 by艂o napi臋cie.

Zdj臋cie zrobione przez Chaveza na lotnisku Mehrabad by艂o nawet wi臋ksze od plakatu. Mary Pat rozwin臋艂a je, k艂ad膮c na rogach dwie teczki, aby si臋 nie zwin臋艂o.

— Prosz臋 zwr贸ci膰 uwag臋 na ogon — powiedzia艂a.

— HX-NJA. S艂uchajcie, nie mam teraz czasu, 偶eby odgrywa膰 Herculesa Poirot — 偶achn膮艂 si臋 Ryan.

— Panie prezydencie, zaraz wszystko wyt艂umacz臋, ale ju偶 na pocz膮tku chcia艂em o艣wiadczy膰, 偶e mog臋 z tym stan膮膰 przed ka偶dym s膮dem — powiedzia艂 Dan Murray. — Manifest dotyczy samolotu Gulfstream G-IV, nale偶膮cego do tej oto firmy z siedzib膮 w Szwajcarii. — Na st贸艂 sp艂yn臋艂a nast臋pna stronica. — Oto piloci. — Dwa zdj臋cia i odciski palc贸w. — Maszyna wylecia艂a z Zairu z trojgiem pasa偶er贸w na pok艂adzie. By艂y to dwie zakonnice: siostry Jeanne Baptiste i Maria Magdalena, pracuj膮ce jako piel臋gniarki w szpitalu katolickim. Siostra Jeanne opiekowa艂a si臋 Benedictem Mkus膮, ch艂opcem, kt贸ry zmar艂 na ebola. Niestety, zarazi艂a si臋 tak偶e zakonnica, a wtedy trzeci pasa偶er, doktor Mohammed Moudi — nie mamy w tej chwili jego zdj臋cia, ale staramy si臋 o nie — postanowi艂 przewie藕膰 chor膮 do Pary偶a. W drodze towarzyszy艂a im tak偶e siostra Maria Magdalena. Doktor Moudi jest z pochodzenia Ira艅czykiem i pracuje dla WHO. Oznajmi艂 siostrze prze艂o偶onej, 偶e chora mo偶e uda si臋 uratowa膰 w Instytucie Pasteura, on za艣 za艂atwi prywatny odrzutowiec. Wszystko jasne, jak na razie?

— I to w艂a艣nie ten samolot.

— Tak, panie prezydencie. To w艂a艣nie ten samolot, tylko 偶e jest pewien problem. Ot贸偶 mia艂 on rzekomo run膮膰 do morza, po wystartowaniu w Libii, gdzie l膮dowa艂, aby zatankowa膰 paliwo. Potwierdza to ca艂a tona dokument贸w. Tyle 偶e... — Murray uderzy艂 d艂oni膮 w wielk膮 odbitk臋 — ...zdj臋cie to zrobi艂 Domingo Chavez...

— Zna go pan — wtr膮ci艂a Mary Pat.

— Tak, znam. Wi臋c gdzie Ding sfotografowa艂 maszyn臋?

— W zesz艂ym tygodniu, kiedy wraz z Clarkiem towarzyszyli sekretarzowi Adlerowi w podr贸偶y do Teheranu. Jej losy 艣ledzi艂 tak偶e jeden z naszych niszczycieli, kiedy odebra艂 sygna艂 Mayday. Na miejscu wypadku nie znalaz艂 偶adnych szcz膮tk贸w. Teraz ty, Ed — sko艅czy艂 Murray.

— Kiedy Irak si臋 rozpad艂, Iran pozwoli艂 uciec najwy偶szemu dow贸dztwu wojskowemu. Darjaei nawet dostarczy艂 艣rodek transportu. Wystartowali nast臋pnego dnia po tym, jak HX-NJA mia艂 pono膰 katastrof臋 — oznajmi艂 Foley. — Wyl膮dowali w Chartumie, stolicy Sudanu. Szefem naszej plac贸wki jest tam Frank Clayton; zjawi艂 si臋 na lotnisku i zrobi艂 par臋 zdj臋膰, 偶eby potwierdzi膰 nasze informacje.

Szef CIA po艂o偶y艂 fotografie na stole.

— Wydaje si臋, 偶e to ten sam samolot — przyzna艂 prezydent. — Ale je艣li to podrobiona rejestracja?

— Mamy nast臋pn膮 poszlak臋 — powiedzia艂 Murray. — W Chartumie wykryto dwa przypadki ebola.

— Kilka godzin temu Clark i Chavez rozmawiali z lekarzem, kt贸ry si臋 nimi opiekowa艂 — doda艂a Mary Pat.

— Oboje pacjent贸w przylecia艂o tym samolotem; mamy ich zdj臋cia, jak wysiadaj膮. Podsumujmy: mamy samolot z chor膮 zakonnic膮 na pok艂adzie; samolot znika, ale dwadzie艣cia cztery godziny p贸藕niej pojawia si臋 w zupe艂nie innym miejscu, a po艣r贸d pasa偶er贸w, kt贸rzy z niego wysiadaj膮, dwoje dotkni臋tych jest t膮 sam膮 chorob膮. Pasa偶erowie ci przybyli do Sudanu z Iraku, via Iran.

— Kto jest w艂a艣cicielem samolotu? — spyta艂 Arnie.

— Prywatna firma transportowa. Za kilka godzin otrzymamy ze Szwajcarii dok艂adne informacje. Wiemy na pewno, 偶e pilotowali go Ira艅czycy. Mamy ich dane, gdy偶 uczyli si臋 u nas lata膰 — wyja艣ni艂 Murray. — I wreszcie, wiemy 偶e z samolotu tego korzysta r贸wnie偶 nasz przyjaciel Darjaei. Maszyn臋 wycofano, jak si臋 zdaje, z ruchu mi臋dzynarodowego; by膰 mo偶e Darjaei u偶ywa jej do przemieszczania si臋 po ZRI. Tak wi臋c, panie prezydencie, mamy chorob臋, samolot i w艂a艣ciciela, wszystko powi膮zane ze sob膮. Jutro dowiemy si臋 od ludzi z Gulfstream Inc, czy maszyna ma jakie艣 znaki szczeg贸lne, kt贸re mog艂yby dodatkowo potwierdzi膰 jej identyczno艣膰. Szwajcarzy dostarcz膮 nam wszystkich danych o w艂a艣cicielu, a tak偶e o reszcie jego floty. Wiemy zatem, panie prezydencie — ko艅czy艂 Murray — kto to zrobi艂. Dowody s膮 nie do podwa偶enia.

— S膮 inne sprawy, kt贸re jeszcze czekaj膮 na wyja艣nienie — doda艂a Mary Pat. — Trzeba wyja艣ni膰 dok艂adnie, kim jest ten Moudi. Dok艂adnie sprawdzi膰 drog臋 transportu ma艂p z Kenii — u偶ywaj膮 ich do hodowania zarazk贸w. No i jeszcze ta pozorowana katastrof膮; uwierzy pan, 偶e nawet wyst膮pili o odszkodowanie?

— Na chwil臋 przerywamy narad臋. Andrea?

— S艂ucham, panie prezydencie.

— Natychmiast 艣ci膮gnij tutaj sekretarza Bretano i admira艂a Jacksona.

— Tak jest.

Price wysz艂a, a Ed Foley poczeka艂, a偶 zamkn膮 si臋 za ni膮 drzwi.

— Panie prezydencie?

— Tak, Ed?

— Jest jeszcze co艣, o czym nawet nie zd膮偶y艂em wspomnie膰 Danowi. Wiemy, 偶e za ca艂膮 spraw膮 stoi ZRI, a w艂a艣ciwie, nasz bliski przyjaciel Mahmud Had偶i Darjaei. Chavez poczyni艂 przed wyjazdem ciekaw膮 uwag臋. Druga strona musi si臋 spodziewa膰, 偶e wytropimy w ko艅cu, kto to wszystko uknu艂. Ca艂kowitej tajemnicy w akcji na tak膮 skal臋 nie da si臋 zachowa膰.

— Wi臋c?

— Narzucaj膮 si臋 dwa wnioski, Jack. Pierwszy: cokolwiek planuj膮, b臋dzie nieodwracalne i dlatego jest ma艂o istotne, czy si臋 w ko艅cu zorientujemy czy nie. Po drugie: trzeba pami臋ta膰, jak za艂atwili spraw臋 z Irakiem. Mieli kogo艣 w ochronie ich prezydenta.

Ryan zamy艣li艂 si臋, a Dan Murray wymieni艂 spojrzenia ze swym inspektorem.

— Ed, zdajesz sobie spraw臋 z tego, co m贸wisz? — sekund臋 p贸藕niej odezwa艂 si臋 Murray.

— Zastan贸w si臋 tylko chwil臋, Dan. Mamy prezydenta, Senat, jedn膮 trzeci膮 Izby. Nie mamy na razie wiceprezydenta. Z zast臋pstwem prezydenta s膮 wi臋c problemy, ewentualni kandydaci s膮 s艂abi, administracji rz膮dowej daleko do okrzepni臋cia. Dodaj do tego epidemi臋, kt贸ra sparali偶owa艂a ca艂y kraj. Z zewn膮trz niemal ka偶demu musimy wydawa膰 si臋 s艂abi i bezbronni.

Ryan spojrza艂 na wracaj膮c膮 Andre臋.

— Poczekajcie. Pr贸bowali zamachu na Katie; po co, je艣li to ja stanowi臋 ich cel?

— Nasz przeciwnik pokaza艂, 偶e dysponuje praktycznie nieograniczonymi mo偶liwo艣ciami. Po pierwsze, przenikn臋li do najbli偶szej ochrony prezydenta Iraku i potrafili go zabi膰. Po drugie, akcj臋 z zesz艂ego tygodnia umo偶liwi艂 u艣piony agent, kt贸ry mieszka艂 tutaj przez co najmniej jedena艣cie lat, nie podejmowa艂 偶adnych podejrzanych czynno艣ci, ale gdy si臋 uaktywni艂, potrafi艂 zorganizowa膰 pr贸b臋 porwania c贸rki prezydenta USA.

Murray kiwn膮艂 g艂ow膮.

— Nas tak偶e to zaniepokoi艂o; kontrwywiad pracuje nad t膮 spraw膮. Andrea natychmiast zorientowa艂a si臋 o co chodzi.

— Zaraz! Znam ka偶d膮 osob臋 w Oddziale. Przecie偶 pi臋膰 os贸b zgin臋艂o, broni膮c Foremki!

— Agentko Price — odezwa艂a si臋 Mary Pat Foley. — Orientuje si臋 pani chyba, ile razy CIA zosta艂a wystawiona do wiatru przez ludzi, kt贸rych wszyscy dobrze znali, niekt贸rych zna艂am tak偶e i ja. Straci艂am trzech 艣wietnych agent贸w na skutek jednego 艣piocha. Zna艂am ich 艣wietnie i nie藕le faceta, kt贸ry ich wystawi艂 na strza艂. I nie m贸w mi, 偶e to mania prze艣ladowcza. Mamy do czynienia z bezwzgl臋dnym przeciwnikiem. A wystarczy jeden jedyny cz艂owiek.

Murray cicho zagwizda艂. Przez kilka ostatnich godzin wszystkie jego my艣li p艂yn臋艂y w jednym kierunku; teraz gwa艂townie to si臋 zmieni艂o.

— Pani Foley, nie mog臋...

— Andrea — w艂膮czy艂 si臋 inspektor O'Day. — Nie traktuj tego osobi艣cie. Spr贸buj spojrze膰 na to z zewn膮trz. Gdyby艣 mia艂a do dyspozycji fundusze ca艂ego pa艅stwa, gdyby艣 by艂a odpowiednio cierpliwa i mia艂a do dyspozycji zdeterminowanych ludzi, czy to takie trudne?

— A to, co zrobili w Iraku? Czy pomy艣la艂aby艣, 偶e to mo偶liwe? — doda艂 Murray.

Prezydent rozejrza艂 si臋 po pokoju.

Cudownie, wychodzi na to, 偶e nie mog臋 ufa膰 nawet swojej ochronie, przemkn臋艂o mu przez g艂ow臋.

— No dobrze, ale co mamy zrobi膰 w takim razie? — spyta艂a Andrea, ci膮gle pe艂na niedowierzania.

— Pat, dostajesz nowe zadanie — oznajmi艂 Murray. — Oczywi艣cie, je艣li prezydent si臋 zgodzi.

— Zgoda — powiedzia艂 kr贸tko Ryan.

— Jakie zasady? — spyta艂 O'Day.

— Tylko jedna: skuteczno艣膰 — odrzek艂a Price.

* * *

W Zjednoczonej Republice Islamskiej dochodzi艂o po艂udnie. Dobiega艂y ko艅ca prace remontowe w sze艣ciu pancernych dywizjach stacjonuj膮cych w po艂udniowej cz臋艣ci kraju. Wymieniono niemal wszystkie g膮sienice w pojazdach bojowych; narodzi艂 si臋 zdrowy duch wsp贸艂zawodnictwa pomi臋dzy oddzia艂ami z Iraku, a tymi, kt贸re przyby艂y z teren贸w dawnego Iranu. Kiedy wszystkie pojazdy znowu osi膮gn臋艂y stan pe艂nej gotowo艣ci bojowej, uzupe艂niono w nich zapasy amunicji.

Dow贸dcy batalion贸w z satysfakcj膮 ocenili wyniki manewr贸w. Nowo wprowadzony system nawigacji satelitarnej GPS spisywa艂 si臋 bajecznie. Irakijczycy zaczynali teraz rozumie膰, dlaczego w 1991 ponie艣li z r膮k Amerykan贸w tak dotkliw膮 pora偶k臋. Je艣li posiada艂o si臋 GPS, nie trzeba by艂o dr贸g. W kulturze arabskiej pustynia spe艂nia艂a rol臋 morza, a teraz mogli po niej podr贸偶owa膰 niczym 偶eglarze, docieraj膮c od jednego punktu do drugiego z dok艂adno艣ci膮 wcze艣niej im zupe艂nie nieznan膮.

Oficerowie sztabowi korpus贸w i dywizji wiedzieli, dlaczego jest to tak istotne. Otrzymali w艂a艣nie nowe mapy, a wraz z nimi — nowe zadania. Dowiedzieli si臋 tak偶e, 偶e ich, z艂o偶ona z trzech korpus贸w formacja, otrzyma艂a nazw臋 Armii Boga. Nazajutrz dow贸dcy oddzia艂贸w zostan膮 poinformowani o tym i o wielu innych sprawach.

* * *

Potrwa艂o godzin臋, zanim dotarli. Admira艂 Jackson spa艂 w swoim gabinecie, ale Bretano pojecha艂 do domu po wielogodzinnej analizie sytuacji w bazach ca艂ego kraju. Z ulg膮 stwierdzili, 偶e Bia艂y Dom w tej sytuacji niezbyt rygorystycznie traktowa艂 kwestie ubioru. Na przyk艂ad prezydent, tak偶e z zaczerwienionymi oczyma, mia艂 na sobie lekarski kitel.

Dan Murray i Ed Foley powt贸rzyli w skr贸cie, o czym by艂a mowa wcze艣niej. Jackson przyj膮艂 informacje ze spokojem.

— Dobrze. Teraz przynajmniej wiadomo, czego si臋 trzyma膰.

Bretano ca艂y wrza艂.

— To casus belli, jawny akt wojny.

— Ale to nie my jeste艣my jego celem, lecz Arabia Saudyjska i wszystkie pozosta艂e kraje znad Zatoki. Tylko wtedy ma to jaki艣 sens. Darjaei przypuszcza, 偶e je艣li zajmie wszystkie te kraje, nie b臋dziemy mogli zaatakowa膰 go broni膮 j膮drow膮, gdy偶 oznacza艂oby to odci臋cie od ropy naftowej ca艂ego 艣wiata.

Dyrektor CIA odgad艂 niemal wszystko, ale tylko niemal.

— Co wi臋cej, wci膮gn膮艂 do spisku Indie i Chiny — ci膮gn膮艂 Robby Jackson. — Wyci膮gam wnioski z niepe艂nych przes艂anek, ale mam chyba racj臋. „Ike” jest 藕le ulokowany. Indyjskie lotniskowce blokuj膮 wej艣cie do zatoki Ormuz. Nie mo偶emy tam wprowadzi膰 okr臋t贸w transportowych ze sprz臋tem, bez os艂ony z powietrza. Do diabla, przesun膮艂 nad granic臋 ca艂e trzy korpusy. Saudyjczycy b臋d膮 walczy膰, ale tamci maj膮 przewag臋 liczebn膮. Wszystko potrwa nie d艂u偶ej ni偶 tydzie艅. Nie藕le pomy艣lane od strony operacyjnej — zako艅czy艂 J-3.

— Bardzo sprytnym pomys艂em by艂 tak偶e atak biologiczny. Zyskali chyba wi臋cej, ni偶 si臋 spodziewali. Niemal ka偶da baza i ka偶da jednostka jest w tej chwili wy艂膮czona z gry — oznajmi艂 sekretarz obrony.

— Panie prezydencie, z czas贸w, kiedy by艂em ch艂opcem w Misissipi, pami臋tam powiedzenie ludzi z Klanu, 偶e je艣li spotkasz w艣ciek艂ego psa, nie zabijaj go, a podrzu膰 na czyje艣 podw贸rze. Zreszt膮, jeden z tych sukinsyn贸w zrobi艂 tak kiedy艣 z nami, bo ojciec bardzo si臋 anga偶owa艂 w nak艂anianie ludzi do g艂osowania.

— Co wtedy zrobili艣cie, Rob?

— Ojciec rozwali艂 go z dubelt贸wki na lisy — odpowiedzia艂 admira艂 Jackson. — I dalej robi艂 swoje. Je艣li mamy cokolwiek zdzia艂a膰, musimy zabiera膰 si臋 do tego szybko, cokolwiek by to by艂o.

— Kiedy okr臋ty z Morza 艢r贸dziemnego dotr膮 do Arabii Saudyjskiej?

— Potrzeba im mniej ni偶 trzy dni, ale po drodze kto艣 mo偶e stara膰 si臋 im przeszkodzi膰. Dow贸dca Floty Atlantyku kaza艂 im p艂yn膮膰 przez Suez, dzi臋ki czemu mog膮 dotrze膰 do cie艣niny na czas. Ale najpierw musimy przepchn膮膰 te transportowce z czo艂gami obok Hindus贸w. Os艂on臋 tych czterech jednostek zapewnia jeden kr膮偶ownik, dwa niszczyciele i dwie fregaty; a gdyby艣my je stracili, kolejne uzupe艂nienie jest dopiero w Savannah, sir.

— Ile mamy sprz臋tu w Arabii Saudyjskiej? — spyta艂 Ben Goodley.

— Wystarczy dla brygady pancernej, to samo w Kuwejcie. Trzeci zestaw sprz臋tu p艂ynie w艂a艣nie morzem.

— Kuwejt jest najbardziej nara偶ony — powiedzia艂 prezydent. — Co mo偶emy tutaj zrobi膰?

— Je艣li uznamy, 偶e znale藕li艣my si臋 pod 艣cian膮, mo偶emy przerzuci膰 z Izraela 10. pu艂k kawalerii pancernej. Wystarcz膮 nam na to dwadzie艣cia cztery godziny. Kuwejtczycy za艂atwi膮 transport; maj膮 w tej sprawie ciche porozumienie z Izraelczykami, kt贸re pomogli艣my zawrze膰 — wyja艣ni艂 Robby. — Plan nosi nazw臋 BIZON.

— Czy kto艣 uwa偶a to za z艂y pomys艂? — spyta艂 Jack.

— Jeden pu艂k kawalerii pancernej — odezwa艂 si臋 Goodley — to nie wystarczy, 偶eby ich odstraszy膰.

— Racja — przyzna艂 J-3.

Ryan rozejrza艂 si臋 wok贸艂 sto艂u. Wiedza to jedna rzecz, a mo偶liwo艣ci — ca艂kiem inna. Wiedzia艂, 偶e mo偶e rozkaza膰, aby przeprowadzono nalot nuklearny na Iran. Dwa niewidzialne dla radaru bombowce B-2A czeka艂y gotowe w bazie lotniczej Whiteman.

* * *

Nie min臋艂y cztery godziny, a nowiutkie maszyny kuwejckich linii lotniczych wystartowa艂y, kieruj膮c si臋 najpierw na po艂udniowy zach贸d nad Arabi臋 Saudyjsk膮, by potem wykr臋ci膰 na p贸艂noc i polecie膰 nad zatok膮 Akaba.

Rozkaz wydany zosta艂 przez Dow贸dztwo Szkolenia Departamentu Obrony, kt贸remu organizacyjnie podlega艂 10. pu艂k, formalnie b臋d膮cy jednostk膮 szkoleniow膮; wi臋kszo艣膰 jednostek podlega艂a dow贸dztwu Armii. Rozkaz wylotu, podpisany przez prezydenta, dotar艂 do pu艂kownika Seana Magrudera. Musia艂 przerzuci膰 w przybli偶eniu pi臋膰 tysi臋cy os贸b, co wymaga艂o dwudziestu rejs贸w. Okr臋偶na trasa d艂ugo艣ci dw贸ch tysi臋cy kilometr贸w zabra膰 powinna trzy godziny w obie strony, w ka偶dym przypadku z godzinn膮 zak艂adk膮. O wszystkim jednak pomy艣lano; odwo艂anie niekt贸rych lot贸w zagranicznych pozwoli艂o skorzysta膰 z wi臋kszej liczby samolot贸w, ni偶 pocz膮tkowo przewidywa艂 plan BIZON. Pomagali tak偶e Izraelczycy. Piloci odrzutowc贸w kuwejckich mieli rzadk膮 okazj臋 zobaczenia, jak eskortuj膮 ich my艣liwce F-15 oznaczone niebieskimi Gwiazdami Dawida, kt贸re startowa艂y z wielkiej bazy lotniczej na pustyni Negew.

W pierwszej grupie znale藕li si臋 wy偶si oficerowie sztabowi i wywiadu, kt贸rzy przej膮膰 mieli piecz臋 nad magazynami, zawieraj膮cymi pe艂ne wyposa偶enie brygady. Sprz臋t starannie konserwowali specjali艣ci, sowicie op艂acani przez kuwejckich go艣ci.

Drugim samolotem przylecia艂 1. batalion 10. pu艂ku, „Proporzec”. Autobusy podwioz艂y czo艂gist贸w do pojazd贸w, kt贸re natychmiast ruszy艂y, z pe艂nymi bakami paliwa i zapasami amunicji. Wszystkiemu uwa偶nie si臋 przygl膮da艂 dow贸dca, podpu艂kownik Duke Magruder. Jego rodzina mieszka艂a pod Filadelfi膮, on za艣 sam z 艂atwo艣ci膮 doda艂 dwa do dw贸ch; w chwili, kiedy w kraju dzia艂o si臋 niedobrze, znienacka przyst膮piono do realizacji planu BIZON. Znienacka czy nie, jego 偶o艂nierze by艂 gotowi.

Pierwsz膮 grup臋 dow贸dc贸w wita艂y sztandary pu艂ku. Co kawaleria, to kawaleria.

* * *

— Folejewa, naprawd臋 jest tak niedobrze? — spyta艂 Go艂owko, maj膮c na my艣li epidemi臋. Rozmawiali po rosyjsku. Chocia偶 jej angielski by艂 doskona艂y, m贸wi艂a w ojczystym j臋zyku z poetyck膮 elegancj膮, kt贸rej naby艂a od dziadka.

— Nie wiemy dok艂adnie, Siergieju Niko艂ajewiczu, zajmuj臋 si臋 innymi sprawami.

— Jak sobie z tym radzi Iwan Emmetowicz?

— Chyba widzieli艣cie wywiad z nim sprzed kilku godzin.

— Bardzo interesuj膮cy cz艂owiek, ten wasz prezydent. Bardzo 艂atwo go zlekcewa偶y膰. Wiem, bo sam tak kiedy艣 post膮pi艂em.

— A Darjaei?

— 艢wietnie sobie poczyna, ale to barbarzy艅ca.

Mary Pat niemal mog艂a sobie wyobrazi膰 pogardliwe skrzywienie ust rozm贸wcy.

— Zgoda.

— Powt贸rzcie, Folejewa, Iwanowi Emmetowiczowi, 偶eby dok艂adnie obmy艣li艂 scenariusz. Tak, b臋dziemy w pe艂ni wsp贸艂pracowa膰 — dorzuci艂, odpowiadaj膮c na nie zadane jeszcze pytanie.

— Spasiba. Nied艂ugo si臋 odezw臋. — Mary Pat zerkn臋艂a na m臋偶a. — Zdaje si臋, 偶e podoba ci si臋 ten facet.

— Wola艂bym, 偶eby by艂 po naszej stronie.

— Wygl膮da na to, 偶e jest.

* * *

W Sztormie spostrzegli, 偶e oko艂o po艂udnia wszystkie trzy obserwowane przez nich korpusy ZRI przesta艂y u偶ywa膰 艂膮czno艣ci radiowej. Nawet dla tak nowoczesnej aparatury, jak wspomagany komputerami zestaw zwiadu elektronicznego, cisza w eterze by艂a tylko cisz膮. Nieustannie utrzymywano bezpo艣rednie po艂膮czenie z Waszyngtonem. Coraz cz臋艣ciej pojawiali si臋 oficerowie saudyjscy; ich oddzia艂y dyskretnie dyslokowa艂y si臋 wok贸艂 bazy King Chalid. Troch臋 spokojniej zrobi艂o si臋 na stanowiskach nas艂uchu, ale nie ca艂kiem. Byli znacznie bli偶ej paszczy lwa. B臋d膮c szpiegami, my艣leli jak szpiedzy i wsp贸lnie uznali, 偶e wydarzenia w Ameryce w jaki艣 spos贸b zacz臋艂y si臋 tutaj. Gdzie indziej my艣l taka zrodzi艂aby tylko poczucie beznadziejno艣ci, tutaj jednak przynios艂a inny skutek. Oburzenie by艂o szczere, a, niezale偶nie od zagro偶enia, mieli zadanie do wykonania.

* * *

— Dobrze — powiedzia艂 Jackson do uczestnik贸w telekonferencji. — Kogo mo偶emy wystawi膰?

Odpowiedzi膮 by艂o milczenie. Si艂y zbrojne Stan贸w Zjednoczonych by艂y teraz o po艂ow臋 mniejsze ni偶 dziesi臋膰 dni temu. V Korpus, dwie ci臋偶kie dywizje, znajdowa艂 si臋 w Europie, ale zosta艂 poddany kwarantannie przez Niemc贸w. To samo dotyczy艂o dw贸ch dywizji pancernych w Fort Hood oraz Pierwszej Zmechanizowanej Dywizji Piechoty w Fort Riley w stanie Kansas. Cz臋艣ci 82. Dywizji Powietrznodesantowej z Fort Bragg oraz 101. z Fort Campbell uzupe艂ni艂y jednostki Gwardii Narodowej, ale pozosta艂e pu艂ki zastyg艂y uwi臋zione w bazach, gdy偶 byli w nich 偶o艂nierze z pozytywnym testem na obecno艣膰 ebola. To samo dotyczy艂o dw贸ch dywizji piechoty morskiej stacjonuj膮cych w Lejeune w stanie P贸艂nocna Karolina i Pendleton w stanie Kalifornia.

— W NOS mamy w tej chwili na 膰wiczeniach 11. pu艂k kawalerii pancernej i brygad臋 Gwardii Narodowej — oznajmi艂 szef sztabu Armii. — Baza jest absolutnie czysta, mo偶emy ich przerzuci膰 natychmiast, jak tylko dostarczymy samoloty. Inni? Zanim b臋dzie mo偶na z nich w jakikolwiek spos贸b skorzysta膰, musimy si臋 upewni膰, 偶e ka偶dy 偶o艂nierz jest zdrowy, a testy nie wsz臋dzie jeszcze dotar艂y.

Potrzeba by艂o milion贸w test贸w, a na razie dost臋pnych by艂o kilkadziesi膮t tysi臋cy, kt贸re w pierwszej kolejno艣ci zastosowa膰 trzeba by艂o wobec os贸b z objawami ebola, ich krewnych, kierowc贸w ci臋偶ar贸wek dostarczaj膮cych 偶ywno艣膰 i lekarstwa, a przede wszystkim wobec personelu medycznego, najbardziej nara偶onego na kontakt z wirusem. Co gorsza, nie mo偶na by艂o poprzesta膰 na jednym negatywnym te艣cie, bowiem przeciwcia艂a mog艂y pojawi膰 si臋 we krwi godzin臋 po jego przeprowadzeniu. Lekarze i szpitale rozpaczliwie wo艂ali o testy i w tej sytuacji 偶膮dania Armii musia艂y ust膮pi膰 im pierwsze艅stwa.

ZRI wypowie wojn臋, pomy艣la艂 J-3, i nikt si臋 na ni膮 nie stawi. Zastanawia艂 si臋, czy kt贸ry艣 z hippis贸w z lat sze艣膰dziesi膮tych uzna艂by to za zabawne.

— Jak d艂ugo trzeba czeka膰?

— Co najmniej do ko艅ca tygodnia — odpowiedzia艂 szef sztabu Armii.

— 366. Skrzyd艂o w Mountain Home jest czyste — oznajmi艂 dow贸dca Si艂 Powietrznych. — Mamy r贸wnie偶 dywizjon F-16 w Izraelu. Natomiast wszystkie jednostki europejskie zosta艂y poddane kwarantannie.

— Fajnie, samoloty i okr臋ty s膮 bardzo potrzebne, ale przede wszystkim zale偶y nam jak cholera na ludziach, kt贸rzy mogliby ich u偶y膰 — powiedzia艂 szef sztabu Armii.

— Zarz膮dzi膰 stan pogotowia w Fort Irwin — poleci艂 Jackson. — Zwr贸c臋 si臋 do sekretarza obrony, 偶eby autoryzowa艂 rozkaz.

— Tak jest, sir!

* * *

— Moskwa? — spyta艂 ze zdziwieniem Chavez. — Jesu Christo, my to si臋 naje藕dzimy po 艣wiecie.

— Zaraz, to mi co艣 przypomnia艂o. — Clark wyci膮gn膮艂 z szafy koszul臋 mundurow膮 i w chwil臋 potem znowu sta艂 si臋 pu艂kownikiem. Pi臋膰 minut p贸藕niej zmierzali ju偶 na lotnisko, aby opu艣ci膰 Sudan, odprowadzani przez Franka Claytona.

By艂a w tym niew膮tpliwie odrobina Schadenfreude. O'Day dobra艂 sobie wsp贸艂pracownik贸w z FBI, razem z kt贸rymi zag艂臋bi艂 si臋 w akta osobowe wszystkich agent贸w Tajnej S艂u偶by — mundurowych i cywilnych — maj膮cych bezpo艣redni dost臋p do prezydenta. Musieli odrzuci膰 tradycyjne regu艂y, kt贸re normalnie pozwoli艂yby pomin膮膰 osoby o nazwisku, na przyk艂ad O'Connor, gdy偶 teraz dok艂adnie musia艂 by膰 zbadany ka偶dy dokument. To zadanie O'Day zostawi艂 innym, wraz z drug膮 grup膮 zaj膮wszy si臋 sprawdzaniem danych, o kt贸rych istnieniu nie wiedzia艂o zbyt wiele os贸b. Wszystkie rozmowy telefoniczne, przeprowadzane w Dystrykcie Columbia, by艂y rejestrowane komputerowo. W sensie 艣ci艣le prawnym by艂o to legalne, aczkolwiek wszyscy tropiciele totalitaryzmu rzuciliby si臋 na t臋 informacj臋 jak s臋py, niemniej prezydent USA mieszka艂 w Waszyngtonie, gdzie Ameryce zdarza艂o si臋 ju偶 traci膰 swych przyw贸dc贸w. Szanse, 偶e O'Day i jego ludzie co艣 w ten spos贸b uzyskaj膮 by艂y mizerne. Spiskowiec, kt贸remu uda艂o si臋 wkr臋ci膰 do Tajnej S艂u偶by, musia艂 by膰 specem od maskowania. Powinien by膰 znakomity od strony profesjonalnej — inaczej bowiem nie znalaz艂by si臋 w Oddziale — ale nie powinien wyr贸偶nia膰 si臋 niczym wi臋cej. Powinien by膰 podobny do reszty, cieszy膰 si臋 zaufaniem prze艂o偶onych, opowiada膰 z kolegami dowcipy, wyskakiwa膰 z nimi w wolnych chwilach na piwo, powinien by膰 偶ywym przyk艂adem cz艂owieka, kt贸ry got贸w jest po艣wi臋ci膰 swoje 偶ycie w obronie prezydenta, tak jak Don Russell.

* * *

Diggs kaza艂 obu oficerom natychmiast stawi膰 si臋 w gabinecie.

— Alarm. Przerzucaj膮 nas za ocean.

— Kogo? — upewni艂 si臋 Eddington.

— Jednych i drugich — odpar艂 genera艂.

— Dok膮d? — spyta艂 z kolei Hamm.

— Arabia Saudyjska. My obaj byli艣my ju偶 tam i to nie z wycieczk膮, teraz ty te偶 masz szans臋, Eddington.

— Jaki pow贸d? — spyta艂 gwardzista.

— Tego jeszcze si臋 nie dowiedzia艂em. Faksem nadchodz膮 kolejne informacje. ZRI do czego艣 si臋 szykuje. Dziesi膮ty pu艂k w艂a艣nie przejmuje sprz臋t w Arabii.

— Plan BIZON bez uprzedzenia? — sapn膮艂 Hamm.

— Ot贸偶 to, Al.

— Czy ma to jaki艣 zwi膮zek z epidemi膮? — spyta艂 Eddington.

Diggs pokr臋ci艂 g艂ow膮.

— Nikt o tym nie wspomina艂.

* * *

Sta艂o si臋 to w Federalnym S膮dzie Okr臋gowym w Baltimore. Edward J. Kealty wyst膮pi艂 z oskar偶eniem wobec Johna Patricka Ryana. W swoim pozwie wskaza艂, 偶e chcia艂 przekroczy膰 granic臋 mi臋dzy stanami, na co pozwany mu nie pozwoli艂. Oskar偶yciel domaga艂 si臋 od s膮du bezzw艂ocznego uchylenia dekretu prezydenta (ju偶 w drugim zdaniu pozwu Ryan okre艣lony zosta艂 jako prezydent Stan贸w Zjednoczonych). Kealty by艂 pewien sukcesu. Mia艂 za sob膮 konstytucj臋, a s臋dziego dobra艂 bardzo starannie.

* * *

Specjalna Ocena Wywiadu by艂a wreszcie gotowa, ale teraz nie mia艂o to ju偶 wi臋kszego znaczenia, gdy偶 zamiary Zjednoczonej Republiki Islamskiej nie pozostawia艂y 偶adnych z艂udze艅. Problem polega艂 teraz na tym, jak im przeciwdzia艂a膰, nie by艂o to jednak zadaniem s艂u偶b wywiadowczych.

54
Przyjaciele i s膮siedzi

Ich przylot nie zwr贸ci艂 niczyjej uwagi. O zmierzchu nast臋pnego dnia wszystkie trzy pancerne szwadrony 10. pu艂ku kawalerii by艂y gotowe do akcji, szwadron 艣mig艂owc贸w szturmowych potrzebowa艂 jeszcze dnia. Zawodowi oficerowie kuwejccy — armia profesjonalna by艂a w dalszym ci膮gu nieliczna i w du偶ej mierze opiera艂a si臋 na rezerwistach — przed kamerami witali ameryka艅skich koleg贸w serdecznymi u艣ciskami i bu艅czucznymi wypowiedziami, po kt贸rych przychodzi艂 w namiotach czas na powa偶ne, skupione rozmowy. Jednemu ze swych batalion贸w pu艂kownik Magruder poleci艂 uformowa膰 si臋 w szyk paradny pod sztandarami pu艂ku. Dobrze to wp艂ywa艂o na morale 偶o艂nierzy, a ponadto widok pi臋膰dziesi臋ciu dw贸ch czo艂g贸w w jednej grupie przywodzi艂 na my艣l pi臋艣膰 gniewnego Boga. Wywiad ZRI oczekiwa艂 przybycia wojsk ameryka艅skich, jednak nie tak szybko.

— Co to ma znaczy膰? — sykn膮艂 Darjaei, przynajmniej raz daj膮c upust swej zazwyczaj skrywanej w艣ciek艂o艣ci. Na og贸艂 wystarczy艂o, 偶e ludzie wiedzieli, i偶 czyha ona przyczajona.

— Nic powa偶nego. — Po wst臋pnym szoku szef wywiadu znowu zaczyna艂 ch艂odno ocenia膰 rzeczywisto艣膰. — To tylko pu艂k. Na ka偶d膮 z sze艣ciu dywizji Armii Boga sk艂adaj膮 si臋 trzy takie, a w dw贸ch przypadkach cztery pu艂ki. Nasza przewaga wynosi dwadzie艣cia do jednego. Trudno by艂o zak艂ada膰, 偶e Amerykanie w og贸le nie zareaguj膮. Ale teraz widzimy wszystko, na co ich aktualnie sta膰. Jeden pu艂k przerzucony z Izraela, na dodatek w niew艂a艣ciwe miejsce. Czy naprawd臋 my艣l膮, 偶e si臋 tego wystraszymy?

— Dalej.

Spojrzenie ciemnych oczu sta艂o si臋 odrobin臋 mniej w艣ciek艂e.

— Nie mog膮 wykorzysta膰 swoich dywizji europejskich, gdy偶 te zosta艂y poddane kwarantannie; to samo dotyczy oddzia艂贸w w samych Stanach. Najpierw uderzymy zatem na Saudyjczyk贸w; b臋dzie to wielka bitwa, ale nasze zwyci臋stwo jest pewne. Wszystkie pozosta艂e karze艂ki natychmiast si臋 poddadz膮 i pozostanie jedynie Kuwejt u szczytu Zatoki, zdany na swoje si艂y i jeden pu艂k ameryka艅ski; a wtedy si臋 spr贸bujemy. Na pewno s膮 przekonani, 偶e najpierw uderzymy na Kuwejt, ale tylko g艂upiec pope艂nia dwa razy ten sam b艂膮d.

— A czy nie mog膮 wzmocni膰 Saudyjczyk贸w?

— Maj膮 tam sprz臋t i uzbrojenie dla jednej brygady. Drugi komplet p艂ynie morzem, ale rozmawiali艣cie ju偶 o tym, wasza 艣wi膮tobliwo艣膰, z Hindusami. — Naczelny szpieg ZRI zerkn膮艂 w oczy, w kt贸rych niezmiennie pojawia艂a si臋 nerwowo艣膰, ilekro膰 rozpoczyna艂a si臋 gra, jak gdyby autor scenariusza nie by艂 do ko艅ca pewien, czy wszyscy b臋d膮 si臋 trzymali wyznaczonych im r贸l. Nieprzyjaciel to nieprzyjaciel i wsp贸艂praca z nim zawsze jest ryzykowna. — W膮tpi臋, by Amerykanie mieli 偶o艂nierzy, kt贸rzy mog膮 u偶y膰 przewo偶onego sprz臋tu. Pozostaje lotnictwo, ale nie maj膮 偶adnego lotniskowca w promieniu dziesi臋ciu tysi臋cy kilometr贸w, a poza tym samoloty s膮 wprawdzie dokuczliwe, ale nie mog膮 zdobywa膰 ani utrzyma膰 terenu.

— To dobrze.

G艂os starca by艂 teraz znacznie 艂agodniejszy.

* * *

— Nareszcie si臋 spotykamy, towarzyszu pu艂kowniku — powiedzia艂 Go艂owko do agenta CIA.

Clark zastanawia艂 si臋 czasami, czy uda mu si臋 kiedykolwiek zobaczy膰 od wewn膮trz kwater臋 g艂贸wn膮 KGB, nawet jednak przez my艣l mu nie przemkn臋艂o, 偶e m贸g艂by mu tutaj oferowa膰 drinka sam przewodnicz膮cy S艂u偶by Wnieszniej Razwietki. By艂o wprawdzie wcze艣nie, pozwoli艂 sobie jednak na kieliszek starki.

— Uczono mnie oczekiwa膰 w tym budynku czego艣 innego ni偶 go艣cinno艣ci, gaspadin priedsiedatiel.

— Teraz to spokojne miejsce. Na inne okazje bardziej wygodne jest wi臋zienie Lefortowo. — Go艂owko odstawi艂 kieliszek i powr贸ci艂 do herbaty. Toast z go艣ciem by艂 obowi膮zkowy, ale mieli jeszcze ca艂y dzie艅 przed sob膮. — Dla czystej ciekawo艣ci spytam jednak, czy to pan wywi贸z艂 偶on臋 i c贸rk臋 Gierasimowa?

Clark przytakn膮艂 w milczeniu; k艂amstwo niczemu by nie s艂u偶y艂o.

— Wszyscy troje ciep艂o musz膮 my艣le膰 o panu, Iwanie... jak mia艂 na imi臋 pa艅ski ojciec?

— Timothy. Dla pana, Siergieju Niko艂ajewiczu, jestem zatem Iwanem Timofiejewiczem.

Go艂owko zani贸s艂 si臋 serdecznym 艣miechem.

— Na szcz臋艣cie zimna wojna ju偶 si臋 sko艅czy艂a, a wraz z ni膮 stare nieprzyja藕nie. Za pi臋膰dziesi膮t lat, kiedy ju偶 偶adnego z nas nie b臋dzie po艣r贸d 偶ywych, historycy por贸wnaj膮 archiwa CIA z naszymi i zadecyduj膮, kto wygra艂 ten pojedynek wywiad贸w. Jak pan przypuszcza, jaki b臋dzie ich wyrok?

— Prosz臋 nie zapomina膰, 偶e by艂em tylko ma艂ym pionkiem, a nie wodzem.

— Major Szerienko bardzo dobrze si臋 wyra偶a艂 o panu i pa艅skim koledze. Ta akcja w Japonii wywar艂a ogromne wra偶enie. A teraz b臋dziemy wsp贸艂pracowa膰. Czy zapoznano was ze szczeg贸艂ami planu?

Dla Chaveza, kt贸ry wychowa艂 si臋 na filmach z Rambo, a potem w Armii przygotowywany by艂 do nieustannej konfrontacji z Sowietami, by艂o to do艣wiadczenie jak ze snu, aczkolwiek zwr贸ci艂 uwag臋, 偶e doprowadzono ich tutaj zupe艂nie pustymi korytarzami; po co mieli zobaczy膰 jak膮艣 twarz, kt贸r膮 ju偶 kiedy艣 wiedzieli, albo mogliby w przysz艂o艣ci rozpozna膰.

— Nie. Zgodnie z rozkazem, starali艣my si臋 uzyska膰 pewne informacje.

Go艂owko si臋gn膮艂 do przycisku na blacie.

— Jest tam Bondarienko?

Kilka sekund p贸藕niej w drzwiach stan膮艂 rosyjski genera艂.

Obaj Amerykanie powstali. Clark spojrza艂 na baretki, a potem w oczy Bondarienki, kt贸ry odpowiedzia艂 mu twardym spojrzeniem. U艣ciski d艂oni by艂y ostro偶ne, ale nieoczekiwanie mocne.

— Gienadij Josefowicz jest szefem wydzia艂u operacyjnego. Iwan Timofiejwicz jest szpiegiem CIA, podobnie jak jego m艂odszy kolega — dokona艂 prezentacji Go艂owko. — Niech pan powie, Clark, czy ta zaraza przysz艂a do was z Iranu?

— Z ca艂膮 pewno艣ci膮.

— To barbarzy艅skie, ale bardzo sprytne posuni臋cie. Generale?

— Zesz艂ej nocy przerzucili艣cie z Izraela do Kuwejtu pu艂k kawalerii pancernej — powiedzia艂 Bondarienko. — Dobrzy 偶o艂nierze, ale stosunek si艂 jest dla was skrajnie niekorzystny. W przeci膮gu najbli偶szych dw贸ch tygodni wasz kraj nie b臋dzie w stanie postawi膰 pod bro艅 innych oddzia艂贸w, a ZRI nie da wam dw贸ch tygodni. Wed艂ug naszych ocen pancerne dywizje na po艂udniowy zach贸d od Bagdadu b臋d膮 mog艂y ruszy膰 za trzy, maksimum cztery dni. Jeden dzie艅 na dotarcie do granicy, a potem? Potem zobaczymy dopiero, co naprawd臋 zamierzaj膮.

— Ma pan jakie艣 podejrzenia?

— Niestety, nie mamy du偶o wi臋cej informacji ni偶 wy — odpar艂 Go艂owko. — Wi臋kszo艣膰 naszych 藕r贸de艂 osobowych zosta艂a rozstrzelana, a zaprzyja藕nieni z nami genera艂owie iraccy opu艣cili kraj.

— Najwy偶sze stanowiska w armii zajmuj膮 Ira艅czycy, z kt贸rych wi臋kszo艣膰 za czas贸w szacha szkoli艂a si臋 w Anglii i w Stanach; sporo z nich przetrwa艂o okres czystek — doda艂 Bondarienko. — Informacje, kt贸re o nich posiadamy, przekazali艣my ju偶 Pentagonowi.

— To bardzo wielkoduszne.

— Wielkoduszne i rozs膮dne — mrukn膮艂 Ding. — Kiedy ju偶 wyrzuc膮 nas znad Zatoki, rusz膮 na p贸艂noc.

— No c贸偶, m艂odzie艅cze — odezwa艂 si臋 Go艂owko — w sojuszach mniejsz膮 rol臋 odgrywa mi艂o艣膰; wa偶niejsze s膮 wsp贸lne interesy.

— Je艣li wy nie dacie sobie rady teraz z tym maniakiem, wtedy za trzy lata my b臋dziemy musieli pr贸bowa膰 — zawt贸rowa艂 Bondarienko. — Lepiej dla wszystkich, 偶eby to sta艂o si臋 teraz.

— Przez Folejew膮 przekazali艣my ofert臋 daleko id膮cej pomocy. Kiedy ju偶 b臋dziecie znali dok艂adnie swoje zadanie, zg艂o艣cie si臋, a my zobaczymy, co da si臋 zrobi膰.

* * *

Niekt贸rzy walczyli d艂u偶ej, inni kr贸cej. Pierwszy wypadek 艣mierci na ebola zarejestrowano w Teksasie; by艂 to sprzedawca sprz臋tu golfowego, kt贸ry zmar艂 w trzy dni po przyj臋ciu do szpitala, w dzie艅 po tym, jak takie same objawy pojawi艂y si臋 u 偶ony. Badaj膮cy j膮 lekarze stwierdzili, 偶e zarazi艂a si臋 najprawdopodobniej sprz膮taj膮c 艂azienk臋 po ataku nudno艣ci u m臋偶a, nie za艣 poprzez kontakty erotyczne, po powrocie z Phoenix by艂 bowiem za s艂aby nawet na to, aby j膮 poca艂owa膰. Ta pozornie ma艂o istotna informacja zosta艂a przekazana do Atlanty, a CCZ za偶膮da艂a wszystkich podobnych, cho膰by najdrobniejszych danych. Kwestia ta z pewno艣ci膮 by艂a niewa偶na dla personelu szpitala w Dallas, kt贸ry odczuwa艂 zarazem ulg臋 i strach. Ulg臋 — gdy偶 ostatnie godziny pacjenta by艂y straszliwe, strach — gdy偶 nie ulega艂o w膮tpliwo艣ci, 偶e by艂a to dopiero pierwsza z okrutnych 艣mierci.

Kolejna nast膮pi艂a sze艣膰 godzin p贸藕niej w Baltimore. Sprzedawca pojazd贸w turystycznych zosta艂 wcze艣niej zwolniony ze s艂u偶by wojskowej na skutek wrzod贸w uk艂adu pokarmowego, kt贸re wprawdzie zaleczone, u艂atwi艂y jednak podb贸j organizmu przez wirusy ebola. B艂ona 艣luzowa 偶o艂膮dka szybko si臋 rozpad艂a, a nieprzytomny pacjent zmar艂 na skutek gwa艂townego krwotoku wewn臋trznego. Tak偶e i to zdarzenie zaskoczy艂o personel medyczny, ale nast臋pne wypadki 艣mierci zacz臋艂y teraz nast臋powa膰 w ca艂ym kraju jeden za drugim; 艣rodki masowego przekazu informowa艂y o wszystkich, co pog艂臋bia艂o powszechny strach. Na razie utrzymywa艂y si臋 sekwencje: najpierw umiera艂 m膮偶, po nim 偶ona, a nast臋pnie dzieci, je艣li uleg艂y zara偶eniu.

Znienacka ca艂a groza sta艂a si臋 bardzo realna. Dla wi臋kszo艣ci Amerykan贸w dramat pozosta艂 jednak zdarzeniem zewn臋trznym. Owszem, szko艂y i firmy by艂y zamkni臋te, nie mo偶na by艂o swobodnie podr贸偶owa膰, ale ca艂a reszta by艂a elementem spektaklu telewizyjnego, rozgrywaj膮cego si臋 na ekranie, zarazem prawdziwego i nieprawdziwego. Teraz jednak w najprzer贸偶niejszych kontekstach pojawia艂o si臋 s艂owo „艣mier膰”. Na ekranach telewizor贸w ukazywa艂y si臋 zdj臋cia zmar艂ych, ale tak偶e filmy, na kt贸rych ludzie — ju偶 nie偶ywi — poruszali si臋, oddawali wypoczynkowi i zabawie, a wszystkiemu towarzyszy艂 ponury komentarz spiker贸w. Powszechna 艣wiadomo艣膰 nie by艂a przygotowana na podobnie ostre i brutalne do艣wiadczenie. Zmora nagle stawa艂a si臋 namacaln膮 rzeczywisto艣ci膮, jak w dzieci臋cym 艣nie, w kt贸rym pok贸j wype艂nia coraz g臋stsza chmura, a wiadomo, 偶e jej dotyk oznacza zgub臋.

Utyskiwania na zakaz podr贸偶y umilk艂y tego samego dnia, kiedy zmar艂 sprzedawca sprz臋tu golfowego w Teksasie i sprzedawca pojazd贸w turystycznych w Marylandzie. Kontakty towarzyskie, kt贸re, zrazu przerwane, potem znowu zacz臋艂y od偶ywa膰, ponownie ograniczy艂y si臋 do cz艂onk贸w najbli偶szej rodziny. Poza tym ludzie kontaktowali si臋 telefonicznie. 艁膮cza by艂y tak przeci膮偶one rozmowami mi臋dzymiastowymi, w kt贸rych dowiadywano si臋 o zdrowie krewnych i przyjaci贸艂, 偶e AT&T, MCI i pozosta艂e towarzystwa, za po艣rednictwem p艂atnych og艂osze艅, musia艂y wzywa膰 do ograniczenia tego typu po艂膮cze艅, a tak偶e uruchomi膰 oddzielne linie dla potrzeb administracji i s艂u偶by zdrowia. Ca艂y nar贸d ogarn臋艂a cicha panika; nie by艂o 偶adnych publicznych demonstracji, ruch w centrach wielkich miast spad艂 nieomal do zera. Prawie nikt nie odwiedza艂 nawet sklep贸w, gdy偶 wszyscy usi艂owali poprzesta膰 na tym, co mieli w lod贸wkach i zamra偶arkach.

Niezmiennie jednak uwijali si臋 reporterzy z kamerami i informowali o wszystkim, co zarazem pot臋gowa艂o napi臋cie, jak te偶 przyczyni艂o si臋 w ko艅cu do poprawy sytuacji.

* * *

— Dzia艂a — oznajmi艂 dawnemu podw艂adnemu przez telefon genera艂 Pickett.

— Gdzie jeste艣, John? — spyta艂 Alexandre.

— W Dallas. Dzia艂a, a ja chcia艂bym ci臋 o co艣 prosi膰.

— S艂ucham.

— Przesta艅 odgrywa膰 lekarza okr臋gowego, dosy膰 masz dooko艂a sta偶yst贸w. W Walter Reed mam zesp贸艂 badawczy. Do艂膮cz do nas czym pr臋dzej. Jeste艣 zbyt dobrym wirusologiem, Alex, 偶eby艣 zajmowa艂 si臋 teraz pojedynczymi przypadkami.

— John, to jest m贸j wydzia艂, a ja mam ludzi, kt贸rymi dowodz臋.

To lekcja, kt贸r膮 dobrze zapami臋ta艂 z czas贸w, kiedy nosi艂 zielony mundur.

— 艢wietnie, ale wszyscy dobrze ju偶 poznali twoj膮 skrupulatno艣膰, pu艂kowniku. Czas teraz od艂o偶y膰 cholern膮 pukawk臋 i zacz膮膰 my艣le膰 jak dow贸dca. S膮dzisz, 偶e t臋 batali臋 mo偶na wygra膰 w szpitalu? Za艂atwi艂em te偶 transport. Na dole czeka Hummer, kt贸ry przewiezie ci臋 do Reed. Czy mo偶e wolisz, 偶ebym natychmiast ci臋 powo艂a艂 i wyda艂 rozkaz?

Alexandre wiedzia艂, 偶e genera艂 jak najbardziej m贸g艂 to zrobi膰.

— Daj mi p贸艂 godziny.

Odwiesi艂 telefon i spojrza艂 w g艂膮b korytarza. Znowu salowi w plastikowych skafandrach wynosili worek ze zw艂okami. Odczuwa艂 dum臋, 偶e tu jest. Traci艂 pacjent贸w i jeszcze b臋dzie ich traci艂, ani przez chwil臋 jednak nie przesta艂 by膰 lekarzem, robi膮c wszystko, co w jego mocy, i pokazuj膮c swojemu personelowi, 偶e jest jednym z nich, gdy偶 tak jak oni, zgodnie ze z艂o偶on膮 ongi艣 przysi臋g膮, wszystkie swe umiej臋tno艣ci po艣wi臋ca chorym. Kiedy b臋dzie ju偶 po wszystkim, ten trudny okres b臋d膮 wspomina膰 jako czas solidarno艣ci. Po艣r贸d ca艂ej tej grozy, robili jednak swoje.

Cholera, zakl膮艂 pod nosem. Pickett mia艂 racj臋. Toczyli walk臋, ale nie tutaj rozstrzygnie si臋 zwyci臋stwo. Oznajmi艂 swemu zast臋pcy, 偶e schodzi pi臋tro ni偶ej, na oddzia艂 dziekana Jamesa.

Pojawi艂 si臋 tutaj interesuj膮cy przypadek kobiety w wieku trzydziestu dziewi臋ciu lat, kt贸r膮 przyj臋to dwa dni wcze艣niej. By艂a zrozpaczona, gdy偶 m臋偶czyzna, z kt贸rym 偶y艂a od lat bez 艣lubu, znajdowa艂 si臋 w stanie agonalnym, wszystkich jednak fascynowa艂o to, 偶e chocia偶 w jej krwi wykryto przeciwcia艂a ebola, czemu towarzyszy艂y a偶 za dobrze znane symptomy, choroba nie robi艂a jednak 偶adnych post臋p贸w, a nawet mo偶e si臋 cofa艂a.

— Dlaczego tak si臋 dzieje? — zastanawia艂a si臋 Cathy Ryan.

— Nie wiem, Cathy, najwa偶niejsze, 偶e si臋 dzieje — odpowiedzia艂 zm臋czonym g艂osem James.

— Dave, mo偶e kryje si臋 tutaj co艣 wa偶nego. Sama z ni膮 rozmawia艂am; pomy艣l tylko, spa艂a z nim w tym samym 艂贸偶ku jeszcze dwa dni przed tym, jak go tutaj przywioz艂a.

— Czy uprawiali seks? — wtr膮ci艂 si臋 Alexandre.

— Nie, Alex, czu艂 si臋 ju偶 bardzo 藕le. Pyta艂am o to. Wydaje mi si臋, 偶e ta kobieta prze偶yje.

By艂by to pierwszy wypadek w Baltimore.

— Cathy, musimy obserwowa膰 j膮 przynajmniej przez tydzie艅, 偶eby powiedzie膰 co艣 na pewno.

— Wiem o tym, Dave, ale to pierwszy przypadek, 偶e co艣 uk艂ada si臋 inaczej. Nie wiem tylko dlaczego? To bardzo wa偶ne, 偶eby艣my wiedzieli.

— Gdzie jej karta?

Cathy poda艂a Alexandre'owi dane pacjentki. Temperatura spad艂a do 38,9掳C sk艂ad krwi daleki od normy, ale lepszy ni偶 poprzednio...

— Jak ona si臋 czuje? — spyta艂 Alexandre.

— Jest 艣miertelnie przera偶ona, skar偶y si臋 na b贸le g艂owy i brzucha, chocia偶 my艣l臋, 偶e w du偶ej mierze to wynik stresu. Trudno si臋 dziwi膰, prawda?

— Ta poprawa jest rzeczywi艣cie zaskakuj膮ca. Zesz艂ej nocy dzia艂alno艣膰 w膮troby silnie upo艣ledzona, teraz zaczyna znowu wydziela膰 偶贸艂膰...

— W艂a艣nie to przyci膮gn臋艂o moj膮 uwag臋. Wydaje si臋 pewne, 偶e pacjentka pokona chorob臋. Pierwsza, kt贸rej nie stracimy. Ale dlaczego? Dlaczego z ni膮 jest inaczej?

Wszystkie uprzednie w膮tpliwo艣ci Alexandre znikn臋艂y w jednej chwili. Pickett mia艂 racj臋; jego miejsce by艂o teraz w laboratorium szpitala Waltera Reeda.

— Dave, w Waszyngtonie chc膮, 偶ebym jak najszybciej si臋 tam zjawi艂.

— Jed藕 — odpowiedzia艂 bez chwili namys艂u James. — Tutaj jest nas pod dostatkiem, a je艣li tam pomo偶esz co艣 wyja艣ni膰... Jed藕!

— Cathy, my艣l臋, 偶e odpowied藕 na twoje pytanie jest prosta. Zdolno艣膰 do zwalczenia choroby jest odwrotnie proporcjonalna do liczby wirus贸w, kt贸re dosta艂y si臋 do krwi. Ludziom si臋 wydaje, 偶e wystarczy jeden, ale to nieprawda, nic nie jest tak zab贸jcze. Ebola zwyci臋偶a w ten spos贸b, 偶e najpierw pokonuje system odporno艣ciowy, a dopiero potem atakuje organy. Je艣li do organizmu dostanie si臋 niewiele tych sukinsyn贸w, system immunologiczny mo偶e sobie z nimi da膰 rad臋. Wyci膮gnij od niej wi臋cej szczeg贸艂贸w, Cathy. Za par臋 godzin zadzwoni臋 do ciebie.

Alexandre wr贸ci艂 na g贸r臋, aby podda膰 si臋 odka偶eniu. Najpierw starannie spryskano jego kombinezon, potem na艂o偶y艂 zielony kitel i mask臋, aby nast臋pnie „czyst膮” wind膮 zjecha膰 na parter.

— Pu艂kownik Alexandre? — spyta艂 czekaj膮cy przy wyj艣ciu sier偶ant.

— Tak.

Podoficer zasalutowa艂.

— Prosz臋 za mn膮, panie pu艂kowniku. Czeka na pana Hummer z kierowc膮. Chce pan kurtk臋? Jest do艣膰 zimno.

— Tak, dzi臋kuj臋.

Na艂o偶y艂 podgumowan膮 park臋 oddzia艂贸w chemicznych. Ciep艂o trzyma艂a a偶 za dobrze, tak 偶e trudno w niej by艂o wytrzyma膰. Za kierownic膮 siedzia艂a kobieta w stopniu kaprala. Alexandre wskoczy艂 na niewygodny fotel, zapi膮艂 pas i rzuci艂:

— Jedziemy. — W uszach mia艂 jeszcze s艂owa, kt贸re wypowiedzia艂 pod adresem Ryana i Jamesa. Pokr臋ci艂 g艂ow膮, jak gdyby odgania艂 dokuczliwego owada. Pickett mia艂 najpewniej racj臋.

* * *

— Panie prezydencie, musimy raz jeszcze sprawdzi膰 wyniki. Wezwa艂em nawet z Hopkinsa profesora Alexandre'a, aby do艂膮czy艂 do grupy, kt贸r膮 zorganizowa艂em u Reeda. Jeszcze za wcze艣nie na jakie艣 jednoznaczne wnioski. Musimy troch臋 nad tym popracowa膰.

— Dobrze, generale — odpar艂 poirytowany Ryan. — Prosz臋 dzwoni膰, gdyby co艣 si臋 zmieni艂o. — Od艂o偶y艂 s艂uchawk臋 i warkn膮艂: — Cholera!

— Mamy wiele innych spraw na g艂owie — przypomnia艂 mu Goodley.

— Wiem. Co teraz?

* * *

W strefie czasowej Pacyfiku by艂o jeszcze ciemno, kiedy si臋 wszystko zacz臋艂o. Przynajmniej z samolotami nie by艂o 偶adnych k艂opot贸w. Maszyny wi臋kszo艣ci du偶ych linii lotniczych skierowano do Barstow w stanie Kalifornia; ich za艂ogi zbadano na obecno艣膰 przeciwcia艂 ebola przy u偶yciu nap艂ywaj膮cych coraz szerszym strumieniem zestaw贸w testuj膮cych. Wprowadzono te偶 zmiany w systemie wymiany powietrza w samolotach.

W NOS 偶o艂nierze wsiadali do autobus贸w. Nie by艂o to niczym nowym dla Niebieskich, w przeciwie艅stwie do jednostki szkoleniowej; wyl臋knione rodziny patrzy艂y na m臋偶czyzn pakuj膮cych si臋 na d艂u偶szy wyjazd. Poza tym, 偶e wyje偶d偶aj膮, niewiele wi臋cej by艂o wiadomo. O celu podr贸偶y 偶o艂nierze mieli si臋 dowiedzie膰 na pok艂adach samolot贸w, ju偶 po rozpocz臋ciu szesnastogodzinnego lotu. Dla przetransportowania dziesi臋ciu tysi臋cy os贸b potrzeba by艂o czterdziestu rejs贸w, a lotnisko po艣r贸d pustyni kalifornijskiej nie mog艂o wys艂a膰 wi臋cej ni偶 cztery maszyny na godzin臋. Gdyby ktokolwiek z miejscowych w艂adz postawi艂 pytanie, co si臋 dzieje, rzecznik prasowy Fort Irwin mia艂 odpowiada膰, 偶e jednostki odbywaj膮ce 膰wiczenia musz膮, podobnie jak inne, zosta膰 poddane kwarantannie. Jednak w Waszyngtonie kilku dziennikarzom uda艂o si臋 uzyska膰 inne informacje.

* * *

— Thomas Donner? — spyta艂a kobieta w ochronnej masce.

— Zgadza si臋 — mrukn膮艂 gburowato reporter, kt贸ry w d偶insach i flanelowej koszuli oderwany zosta艂 od 艣niadania.

— FBI. Prosz臋 ze mn膮; chcieliby艣my zada膰 panu kilka pyta艅.

— Czy jestem aresztowany? — Dziennikarz TV by艂 wyra藕nie poirytowany.

— Nie, chyba 偶e bardzo pan tego pragnie. By艂abym natomiast zobowi膮zana, gdyby bezzw艂ocznie uda艂 si臋 pan ze mn膮. Potrzebny panu tylko dokument identyfikacyjny oraz to. — Agentka poda艂a torb臋 z mask膮 chirurgiczn膮.

— Za chwilk臋, dobrze?

Drzwi zamkn臋艂y si臋. Donner uca艂owa艂 偶on臋, wzi膮艂 kurtk臋 i zmieni艂 obuwie. Na korytarzu na艂o偶y艂 mask臋 i ruszy艂 w 艣lad za agentk膮.

— No wi臋c dobrze, o co chodzi?

— Ja tylko roznosz臋 wezwania — mrukn臋艂a, ko艅cz膮c w ten spos贸b porann膮 konwersacj臋. Je艣li facet jest zbyt t臋py, 偶eby pami臋ta膰, i偶 zosta艂 wybrany do grupy dziennikarzy wsp贸艂pracuj膮cych z Pentagonem, to ju偶 nie jej wina.

* * *

— W 1990 roku najwi臋ksze b艂臋dy pope艂nili Irakijczycy w logistyce — t艂umaczy艂 admira艂 Jackson, dotykaj膮c wska藕nikiem mapy. — Wiele os贸b s膮dzi, 偶e na wojnie najbardziej licz膮 si臋 dzia艂a i bomby, tymczasem o wszystkim rozstrzygaj膮 paliwo i informacja. Je艣li twoich ruch贸w nie kr臋puj膮 k艂opoty z paliwem i wiesz, co robi tw贸j przeciwnik, masz znaczne szans臋 na wygran膮. — Na monitorze obok mapy zmieni艂 si臋 obraz i tutaj przesun膮艂 si臋 wska藕nik. — Prosz臋 spojrze膰.

Zdj臋cie satelitarne by艂o bardzo wyra藕ne. W ka偶dej bazie czo艂g贸w i transporter贸w opancerzonych pojawi艂 si臋 nowy element: wielkie cysterny umieszczone na przyczepionych do ci膮gnik贸w lawetach. Wida膰 by艂o zbiorniki paliwa o pojemno艣ci dwustu litr贸w umocowane z ty艂u czo艂g贸w T-80, w razie niebezpiecze艅stwa kierowca m贸g艂 si臋 pozby膰 tego balastu jednym ruchem prze艂膮cznika.

— Nie ulega najmniejszej w膮tpliwo艣ci, 偶e szykuj膮 si臋 do dalekiego skoku, kt贸rego pocz膮tek nast膮pi w ci膮gu tygodnia. W Kuwejcie znajduje si臋 10. pu艂k kawalerii; 11. pu艂k i 1. Brygada Gwardii Narodowej P贸艂nocnej Karoliny s膮 w艂a艣nie w drodze. Nic wi臋cej w tej chwili nie mo偶emy zrobi膰. Najwcze艣niej we wtorek zako艅czy si臋 okres kwarantanny dla pierwszych jednostek.

— To oficjalna informacja — doda艂 Ed Foley.

— W efekcie wystawiamy tylko jedn膮 dywizj臋 pancern膮 — podsumowa艂 Jackson. — Armia Kuwejtu zaj臋艂a rubie偶e obronne. Saudyjczycy id膮 w jej 艣lady, chocia偶 troch臋 to potrwa.

— To, czy b臋dziemy mieli sprz臋t dla trzeciej brygady — dorzuci艂 sekretarz obrony Bretano — zale偶y od hinduskiej marynarki, obok kt贸rej musz膮 przep艂yn膮膰 nasze jednostki transportowe.

— Je艣li nie b臋d膮 chcieli nas przepu艣ci膰, nie b臋dziemy w stanie si臋 przebi膰, gdy偶 nie mamy wsparcia powietrznego — poinformowa艂 admira艂 DeMarco.

Jackson nie zareagowa艂 na t臋 uwag臋, gdy偶 nie m贸g艂. Niezale偶nie od tego, co s膮dzi艂 o szefie operacji morskich, by艂 od niego m艂odszy stopniem.

— Pos艂uchaj — zwr贸ci艂 si臋 do DeMarco genera艂 Mickey Moore. — Moi ludzie potrzebuj膮 tego sprz臋tu, albo Gwardia Karoliny b臋dzie musia艂a rzuci膰 si臋 na czo艂gi z pistoletami w r臋ku. Przez ostatnie lata bez przerwy s艂yszeli艣my, jakie 艣wietne s膮 te wasze kr膮偶owniki Aegis. A teraz nagle okazuje si臋, 偶e z nieprzyjacielem nie potrafi膮 sobie poradzi膰. Jutro o tej porze pi臋tna艣cie tysi臋cy 偶o艂nierzy b臋dzie nara偶onych na atak wroga.

— Admirale Jackson — rozleg艂 si臋 g艂os prezydenta. — To pan jest odpowiedzialny za ca艂o艣膰 operacji.

— Panie prezydencie, bez ochrony z powietrza... — upiera艂 si臋 DeMarco.

— Jeste艣my w stanie to zrobi膰 czy nie? — gniewnie spyta艂 Jack.

— Nie — odpar艂 DeMarco. — Nie zamierzam traci膰 w ten spos贸b okr臋t贸w. Bez lotniskowca si臋 nie rusz臋.

— Robby, chc臋 wiedzie膰, jaka jest twoja ocena sytuacji — powiedzia艂 Bretano.

Jackson westchn膮艂 ci臋偶ko.

— Hindusi maj膮 w sumie oko艂o czterdziestu Harrier贸w. Niez艂e samoloty, ale z pewno艣ci膮 nie najlepsze. Okr臋ty eskortuj膮ce w sumie maj膮 oko艂o trzydziestu pocisk贸w przeciwokr臋towych. Je艣li chodzi o si艂臋 ognia, nie jest tak 藕le. Na pok艂adzie „Anzio” znajduje si臋 w tej chwili siedemdziesi膮t pi臋膰 pocisk贸w przeciwlotniczych, pi臋tna艣cie Tomahawk贸w i osiem Harpoon贸w. „Kidd” ma siedemdziesi膮t pocisk贸w przeciwlotniczych i osiem Harpoon贸w. „O'Bannon” to jednostka przeciwlotnicza, ale ma tak偶e i Harpoony. Ka偶da z dw贸ch fregat, kt贸re w艂a艣nie do nich do艂膮czy艂y, dysponuje dwudziestoma pociskami przeciwlotniczymi. Teoretycznie, powinni si臋 przebi膰.

— Jackson, to zbyt niebezpieczne! Przeciw grupie lotniskowca nigdy nie wysy艂a si臋 jednostek nawodnych bez wsparcia z powietrza!

— A je艣li pierwsi zaatakujemy? — spyta艂 Ryan, a wszystkie g艂owy gwa艂townie zwr贸ci艂y si臋 w jego kierunku.

— Panie prezydencie — pierwszy odezwa艂 si臋 DeMarco — tego nie mo偶emy zrobi膰. Nie jeste艣my nawet pewni ich wrogich intencji.

— Jest ich pewien nasz ambasador — oznajmi艂 Bretano.

— Admirale DeMarco, ten sprz臋t musi zosta膰 dostarczony — powiedzia艂 z pasj膮 prezydent.

— W艂a艣nie przerzucamy samoloty do Arabii Saudyjskiej; za dwa dni b臋dziemy mogli spr贸bowa膰, ale wcze艣niej...

— Admirale DeMarco, niech pan si臋 natychmiast poda do dymisji. — Bretano wpatrywa艂 si臋 w le偶膮ca przed nim teczk臋. — Pa艅skie sugestie s膮 bezu偶yteczne. Nie mamy w zapasie dw贸ch dni.

By艂o to pogwa艂cenie protok贸艂u. Szefowie sztab贸w poszczeg贸lnych rodzaj贸w broni powo艂ywani byli przez prezydenta i, chocia偶 formalnie byli wojskowymi doradcami sekretarza obrony i prezydenta, zasadniczo tylko ten ostatni mia艂 prawo decydowa膰 o zdj臋ciu ze stanowiska. Admira艂 DeMarco spojrza艂 na Ryana, kt贸ry siedzia艂 po艣rodku sto艂u konferencyjnego.

— Panie prezydencie, s艂u偶臋 swoj膮 opini膮 i umiej臋tno艣ciami najlepiej, jak potrafi臋.

— Panie admirale, pi臋tna艣cie tysi臋cy ludzi jest zagro偶onych, a pan nam powiada, 偶e Marynarka nie mo偶e ich obroni膰. Niniejszym zostaje pan zwolniony z pe艂nionych funkcji — powiedzia艂 Jack. — Do widzenia. — Pozostali szefowie sztab贸w popatrzyli po sobie; co艣 takiego nigdy dot膮d si臋 nie zdarzy艂o. — Ile czasu nam pozosta艂o do kontaktu z flot膮 Indii?

— Oko艂o dwudziestu czterech godzin, sir.

— Czy mo偶emy udzieli膰 jakiego艣 dodatkowego wsparcia?

— Mamy w tej okolicy tak偶e okr臋t podwodny uzbrojony w torpedy oraz pociski rakietowe Tomahawk. Znajduje si臋 jakie艣 pi臋膰dziesi膮t mil przed „Anzio” — oznajmi艂 Jackson, podczas gdy oszo艂omiony admira艂 opuszcza艂 sal臋 wraz ze swoim adiutantem. — Mo偶emy kaza膰 mu p艂yn膮膰 szybciej. Ryzykujemy wprawdzie, 偶e zostanie wykryty, ale Hindusi nie s膮 najlepiej przygotowani do walki z okr臋tami podwodnymi. To by艂aby bro艅 ofensywna; okr臋t podwodny nie mo偶e broni膰 si臋 pasywnie, gdy偶 jego g艂贸wna funkcja polega na zatapianiu jednostek nawodnych.

— Chyba musz臋 chwilk臋 porozmawia膰 z pani膮 premier Indii — oznajmi艂 Ryan. — Kiedy ju偶 ich miniemy, co dalej?

— Musimy przeby膰 cie艣nin臋 i jak najszybciej zmierza膰 do port贸w roz艂adunkowych.

— Tutaj mo偶emy ju偶 pom贸c — oznajmi艂 szef sztabu Si艂 Powietrznych. — 366. Skrzyd艂o nie b臋dzie jeszcze gotowe, ale Zatoka jest w zasi臋gu F-16 stacjonuj膮cych w Izraelu.

— B臋dziemy potrzebowa膰 tej os艂ony, generale — podkre艣li艂 Jackson.

— Do diab艂a, Marynarka prosi o pomoc Si艂y Powietrzne — zakpi艂 lotnik, ale zaraz doda艂 powa偶nym tonem: — Robby, rozwalimy ka偶dego sukinsyna na tyle durnego, 偶eby si臋 wzbi膰 w powietrze. Tych czterdzie艣ci osiem F-16C jest w ka偶dej chwili gotowych do akcji. Wystarczy by艣cie si臋 znale藕li w odleg艂o艣ci stu mil od cie艣niny, a b臋dziecie ju偶 mieli nad g艂owami przyjaci贸艂.

— Czy to wystarczy? — spyta艂 prezydent.

— Nie ca艂kiem. Druga strona ma czterysta MiG-贸w-29 i Su-27. To 艣wietne samoloty. Kiedy 366. uzyska stan pe艂nej gotowo艣ci do walk w powietrzu, b臋dziemy mieli osiemdziesi膮t my艣liwc贸w, do czego dochodz膮 jeszcze Saudyjczycy. Na miejscu mamy te偶 AWACS-a. Mickey, w najgorszym razie twoje czo艂gi nie b臋d膮 mia艂y wsparcia, ale nie b臋d膮 te偶 atakowane z powietrza. — Genera艂 spojrza艂 na zegarek. — Powinni ju偶 startowa膰.

* * *

Pierwszy dywizjon z艂o偶ony z czterech my艣liwc贸w przechwytuj膮cych F-15C zawr贸ci艂 i dwadzie艣cia minut p贸藕niej maszyny po艂膮czy艂y si臋 z tankowcami KC-135R. Sze艣膰 nale偶a艂o do ich skrzyd艂a, a zostan膮 jeszcze uzupe艂nione przez samoloty Gwardii Narodowej Montany i Po艂udniowej Dakoty, stan贸w nie tkni臋tych jak na razie przez epidemi臋. Przez wi臋kszo艣膰 trasy na P贸艂wysep Arabski, mieli trzyma膰 si臋 dziesi臋膰 kilometr贸w za cywilnym samolotem lec膮cym z Kalifornii. Najpierw polec膮 na p贸艂noc, a po mini臋ciu bieguna — na po艂udnie, by nad Rosj膮 i Turcj膮 dotrze膰 na zach贸d od Cypru, gdzie do艂膮czy do nich eskorta izraelska z zadaniem doprowadzenia ich na wysoko艣膰 Jordanu. Tutaj my艣liwce Eagle uzupe艂ni膰 mia艂y saudyjskie F-15. Oficerowie planistyczni, kt贸rzy lecieli cywilnymi maszynami, 偶ywili nadziej臋, 偶e przynajmniej kilka pierwszych dywizjon贸w przemknie niepostrze偶enie, je艣li jednak przeciwnik si臋 zorientuje, dojdzie do walk powietrznych. Piloci pierwszego dywizjonu nie mieli specjalnie nic przeciwko temu. Nie by艂o 偶adnych pogaduszek radiowych. Po prawej stronie wstawa艂 艣wit. W trakcie lotu mieli go zobaczy膰 raz jeszcze, tym razem z lewej burty.

* * *

— Panie i panowie — zwr贸ci艂 si臋 do pi臋tnastki zebranych dziennikarzy rzecznik prasowy w stopniu pu艂kownika. — Zaproszono was tutaj, gdy偶 nasze jednostki zosta艂y wys艂ane za granic臋. Sier偶ant Astor rozdaje teraz formularze, na kt贸rych osoby decyduj膮ce si臋 na wyjazd, maj膮 to potwierdzi膰 podpisem.

— Co to takiego? — odezwa艂 si臋 kto艣.

— Uprzejmie prosz臋 zapozna膰 si臋 z wydrukowanym tekstem — powt贸rzy艂 z naciskiem oficer w mundurze piechoty morskiej i z mask膮 na twarzy.

— Badanie krwi — odezwa艂a si臋 jedna z kobiet. — Ja tam si臋 zgadzam, ale co dalej?

— Prosz臋 pani, ci kt贸rzy wyra偶膮 zgod臋, otrzymaj膮 dalsze informacje. Reszta zostanie odwieziona do dom贸w.

Ciekawo艣膰 zwyci臋偶y艂a, wszyscy podpisali.

— Dzi臋kuj臋 — powiedzia艂 pu艂kownik, sprawdzaj膮c wszystkie papiery.

* * *

Wyst臋powa艂 we w艂asnej sprawie. Chocia偶 Ed Kealty nale偶a艂 do palestry od trzydziestu lat, w s膮dzie pojawia艂 si臋 dot膮d tylko jako obserwator, aczkolwiek nader cz臋sto mo偶na go by艂o zobaczy膰 na schodach prowadz膮cych do budynku Temidy, na kt贸rych wyg艂asza艂 mow臋 albo o艣wiadczenie, zawsze r贸wnie dramatyczne jak obecnie.

— Wysoki S膮dzie! — rozpocz膮艂 by艂y wiceprezydent. — Staj臋 tutaj, aby prosi膰 o natychmiastow膮 interwencj臋 Wysokiego S膮du. Moje prawo do swobodnego poruszania si臋 mi臋dzy stanami zosta艂o pogwa艂cone przez pe艂ni膮cego obecnie urz膮d prezydenta. Jest to sprzeczne z moimi gwarancjami konstytucyjnymi, a tak偶e z precedensowych wyrokiem S膮du Najwy偶szego w sprawie Lemuela Penne, w kt贸rym stwierdza si臋 jednoznacznie, 偶e...

Pat Martin siedzia艂 obok Prokuratora Generalnego, kt贸ry reprezentowa艂 rz膮d. Kamera ze stacji telewizyjnej Court TV, za po艣rednictwem 艂膮czy satelitarnych, przesy艂a艂a obraz do widz贸w w ca艂ym kraju. S臋dzia, sekretarz, wo藕ny, prawnicy, dziesi臋ciu reporter贸w s膮dowych i czw贸rka obserwator贸w: wszyscy mieli na twarzy maski chirurgiczne, a na d艂oniach — gumowe r臋kawiczki. Wszyscy byli 艣wiadkami najwi臋kszego b艂臋du w karierze politycznej Eda Kealty'ego, chocia偶 jeszcze nie ka偶dy zdawa艂 sobie z tego spraw臋.

— Swoboda przemieszczania si臋 jest jedn膮 z podstawowych wolno艣ci ustanowionych i chronionych przez konstytucj臋. Ani konstytucja ani 偶adne ustawy nie pozwalaj膮 prezydentowi na odbieranie owych wolno艣ci obywatelom, a tym bardziej przy u偶yciu zbrojnej przemocy, co ju偶 spowodowa艂o 艣mier膰 kilku os贸b, a obra偶enia — u kilkunastu. To kwestia 艣ci艣le prawna — ko艅czy艂 Kealty p贸艂 godziny p贸藕niej — ja za艣 w imieniu swoim i innych obywateli prosz臋 s膮d o uchylenie owego bezprawnego dekretu.

— Wysoki S膮dzie! — rozpocz膮艂 Prokurator Generalny, staj膮c za pulpitem, na kt贸rym znajdowa艂 si臋 mikrofon stacji telewizyjnej. — Podobnie jak oskar偶yciel, jestem zdania, 偶e chocia偶 jest to sprawa niezwykle powa偶na, to jednak od strony prawnej ma艂o zawi艂a. Rz膮d powo艂a膰 si臋 tutaj chcia艂 na s艂owa Justice'a Holmesa, kt贸ry w swym s艂ynnym wyst膮pieniu dotycz膮cym wolno艣ci s艂owa o艣wiadczy艂, 偶e ograniczenie tej wolno艣ci jest dopuszczalne w sytuacji, gdy krajowi grozi rzeczywiste i bezpo艣rednie niebezpiecze艅stwo. Konstytucja nie jest, a nie mam w膮tpliwo艣ci, 偶e Wysoki S膮d podzieli to przekonanie, paktem samob贸jc贸w. Prasa, radio i telewizja u艣wiadomi艂y nam z przera藕liw膮 jasno艣ci膮, 偶e kraj stan膮艂 w obliczu 艣miertelnego niebezpiecze艅stwa, kt贸rego natury tw贸rcy konstytucji w 偶aden spos贸b nie mogli przewidzie膰. Warto jednak przypomnie膰, i偶 chocia偶 pod koniec osiemnastego stulecia niewiele wiedziano na temat charakteru chor贸b zaka藕nych, powszechnie znana i aprobowana by艂a w贸wczas zasada kwarantanny statk贸w. Mamy odnotowany precedens obj臋cia przez Jeffersona embargiem handlu zagranicznego, ale przede wszystkim, Wysoki S膮dzie, mamy zdrowy rozs膮dek. Nie wolno 偶ycia obywateli sk艂ada膰 na o艂tarzu prawnej teorii...

Martin s艂ucha艂, pocieraj膮c pod mask膮 nos. Zapach by艂 taki, jak gdyby na sali s膮dowej rozla艂a si臋 beczka z lizolem.

* * *

W innej sytuacji by艂by to mo偶e komiczny widok, gdy ka偶dy z pi臋tnastki reporter贸w tak samo reagowa艂 na przebyty test: mrugni臋cie powiek, oddech ulgi, a potem po艣pieszny odmarsz w k膮t sali, 偶eby pozby膰 si臋 maski. Kiedy badanie zosta艂o zako艅czone, przeprowadzono ich do innego pomieszczenia.

— Na zewn膮trz znajduje si臋 autobus — us艂yszeli — kt贸ry zawiezie was do bazy Andrews. Po starcie otrzymacie dalsze informacje.

— Zaraz, ale przecie偶... — usi艂owa艂 zaprotestowa膰 Tom Donner.

— Czy ju偶 pan zapomnia艂, pod czym si臋 podpisa艂? — przerwa艂 mu z przek膮sem rzecznik prasowy.

— Mia艂e艣 racj臋, John — powiedzia艂 Alexandre.

Epidemiologia by艂a w medycynie odpowiednikiem rachunkowo艣ci i, podobnie jak ta nudna profesja, ma kluczowe znaczenie dla prowadzenia interes贸w, tak wa偶ne sta艂o si臋 badanie chor贸b zaka藕nych i przebiegu epidemii, po tym jak pewien francuski lekarz odkry艂, 偶e, niezale偶nie od tego, czy chorych leczy si臋 czy nie, nie zmienia si臋 procent wypadk贸w 艣miertelnych i wyzdrowie艅. Owe niezwyk艂e odkrycie zmusi艂o wsp贸lnot臋 lekarzy do bada艅 nad tym, co jest skuteczne, a co nie, w efekcie czego medycyna nabra艂a charakteru bardziej naukowego.

Diabe艂 zawsze mieszka w szczeg贸艂ach, aczkolwiek tym razem mog艂o w og贸le nie by膰 偶adnego diab艂a, przysz艂o do g艂owy Alexandre'owi.

Do tej chwili odnotowano w ca艂ym kraju 3.451 przypadk贸w ebola. W tej liczbie uwzgl臋dniono tych, kt贸rzy zaczynali umiera膰, pacjent贸w, kt贸rzy mieli objawy choroby i tych, w kt贸rych krwi wykryto przeciwcia艂a. Nie by艂a to liczba wysoka; wi臋cej os贸b umiera na AIDS, znacznie wi臋cej choruje na raka i serce. W wyniku 艣ledztwa przeprowadzonego przez FBI, a uzupe艂nionego o ustalenia lokalnych lekarzy, wykryto dwie艣cie dwadzie艣cia trzy Przypadki Zerowe; wszystkie te osoby zarazi艂y si臋 na targach i wystawach handlowych, a potem przekaza艂y wirusa innym. Chocia偶 ci膮gle wzrasta艂a liczba zachorowa艅, to jednak dzia艂o si臋 to wolniej ni偶 przewidywa艂y symulacje komputerowe, a w szpitalu Johna Hopkinsa po raz pierwszy pojawi艂 si臋 pacjent z przeciwcia艂ami we krwi, ale bez 偶adnych zewn臋trznych symptom贸w ebola.

— Powinno by膰 o wiele wi臋cej Przypadk贸w Zerowych, Alex — powiedzia艂 Pickett. — Zacz臋li艣my si臋 temu przygl膮da膰 poprzedniego wieczoru. Pierwszy pacjent, kt贸ry zmar艂, przylecia艂 do Phoenix z Dallas. FBI dotar艂o do listy pasa偶er贸w, a Uniwersytet Texas sprawdzi艂 ich wszystkich; badania zako艅czyli dzisiaj rano. Tylko u jednej osoby wykryto przeciwcia艂a, ale bez 偶adnych klasycznych objaw贸w.

— Wykryte czynniki ryzyka?

— Zapalenie dzi膮se艂 — powiedzia艂 genera艂 Pickett.

— Przenosi si臋 drog膮 kropelkow膮, ale...

— W艂a艣nie o tym my艣l臋, Alex. Wt贸rne zaka偶enie na skutek bezpo艣rednich kontakt贸w. Pieszczoty, poca艂unki, opieka nad blisk膮 osob膮. Je艣li mamy s艂uszno艣膰, szczyt nast膮pi za trzy dni, a potem fala zacznie si臋 cofa膰. Coraz wi臋cej b臋dzie te偶 przypadk贸w pokonania choroby.

— Jeden mamy ju偶 u Hopkinsa. We krwi pojawi艂y si臋 przeciwcia艂a, ale choroba nie wysz艂a poza wst臋pne stadium.

— Potrzebujemy teraz Gusa, kt贸ry zaj膮艂by si臋 wp艂ywem 艣rodowiska. Powinien ju偶 tu by膰.

— Poinformuj go o wszystkim. Ja musz臋 tutaj sprawdzi膰 kilka wynik贸w.

* * *

S臋dzia by艂 starym przyjacielem Kealty'ego. Martin nie zna艂 zbyt dobrze jego lokalnego dorobku prawnego, ale nie odgrywa艂o to wi臋kszego znaczenia. Dwa wyst膮pienia zabra艂y po p贸艂 godziny ka偶de. I Kealty i Prokurator Generalny zgadzali si臋, 偶e kwestia prawna jest dosy膰 prosta, niemniej praktyczne zastosowanie owej zasady prowadzi艂o do zawi艂ych konsekwencji. Co wi臋cej, by艂a to sprawa bardzo pal膮ca, co sprawi艂o, 偶e s臋dzia nie zastanawia艂 si臋 nad ni膮 d艂u偶ej ni偶 godzin臋. Wyrok og艂osi艂 na podstawie notatek, a na pi艣mie mia艂 uzasadni膰 par臋 godzin p贸藕niej.

— S膮d — rozpocz膮艂 — jest 艣wiadom g艂臋bokiego niebezpiecze艅stwa, jakie zawis艂o nad krajem i z aprobat膮 musi potraktowa膰 powag臋, z jak膮 prezydent Ryan uzna艂 za sw贸j obowi膮zek ochron臋 偶ycia Amerykan贸w, a nie tylko ich praw. Zarazem jednak s膮d musi uszanowa膰 fakt, 偶e konstytucja jest i pozostanie najwy偶szym aktem prawnym, kt贸rego naruszenie, potraktowane jako precedens, poci膮gn臋艂oby za sob膮 konsekwencje daleko wykraczaj膮ce poza obecny kryzys. Przyznaj膮c zatem, 偶e prezydent dzia艂a w imi臋 szlachetnych motyw贸w, s膮d musi uniewa偶ni膰 jego dekret, ufaj膮c, i偶 obywatele w spos贸b rozumny i rozwa偶ny zadbaj膮 o swoje bezpiecze艅stwo.

Prokurator Generalny zerwa艂 si臋 z miejsca.

— Wysoki S膮dzie, rz膮d czuje si臋 w obowi膮zku bezzw艂ocznie z艂o偶y膰 apelacj臋 od tego wyroku do Czwartego S膮du Okr臋gowego w Richmond. Wnioskuj臋, aby wyrok zosta艂 zawieszony do chwili, gdy zostan膮 dope艂nione wszystkie urz臋dowe formalno艣ci.

— Wniosek odrzucony. Koniec rozprawy.

S臋dzia powsta艂 i opu艣ci艂 sal臋, w kt贸rej, oczywi艣cie zahucza艂o.

— Jak rozumie膰 orzeczenie s膮du? — zapyta艂 reporter Court TV (kt贸ry sam sk膮din膮d by艂 prawnikiem i zna艂 odpowied藕) wyci膮gaj膮c mikrofon w kierunku Kealty'ego.

— Znaczy to tyle, 偶e obywatel Ryan, bezprawnie tytu艂uj膮cy si臋 prezydentem USA, nie mo偶e 艂ama膰 prawa. Mam nadziej臋, 偶e w tej sali dowiod艂em, i偶 obowi膮zuje jeszcze w tym kraju sprawiedliwo艣膰 — odpar艂 polityk, kt贸ry jednak nie wydawa艂 si臋 szczeg贸lnie zachwycony werdyktem s膮du.

— Co na to strona rz膮dowa? — pad艂o pytanie pod adresem Prokuratora Generalnego.

— Niewiele mam w tej chwili do powiedzenia. Z ca艂膮 pewno艣ci膮 pr臋dzej b臋dziemy mieli gotowe pismo apelacyjne do Czwartego Okr臋gowego S膮du Apelacyjnego ni偶 s臋dzia Veneble sporz膮dzi swoje uzasadnienie wyroku. Trzeba pami臋ta膰 o tym, 偶e ten uzyskuje moc dopiero w chwili, gdy zgodnie z przepisami zostanie sformu艂owany, uzasadniony i podpisany. Istniej膮 wszelkie powody, by s膮dzi膰, 偶e S膮d Apelacyjny uchyli wyrok. Mam nadziej臋, 偶e po艣r贸d s臋dzi贸w wi臋kszo艣膰 stanowi膮 ludzie nie tylko znaj膮cy prawo, ale r贸wnie偶 maj膮cy poczucie rzeczywisto艣ci. Ale jest jeszcze inna sprawa.

— Jaka?

Teraz g艂os zabra艂 Martin.

— S膮d rozstrzygn膮艂 tutaj pewn膮 w膮tpliwo艣膰 konstytucyjn膮. M贸wi膮c o Johnie Patricku Ryanie jako urz臋duj膮cym prezydencie USA, s膮d jednoznacznie wypowiedzia艂 si臋 w kwestii przej臋cia w艂adzy, podniesionej przez by艂ego wiceprezydenta Kealty'ego. Chcia艂bym podkre艣li膰, 偶e s膮d oznajmi艂, i偶 uchyla dekret; gdyby mia艂 w膮tpliwo艣ci co do tego, czy John Patrick Ryan jest legalnym prezydentem Stan贸w Zjednoczonych Ameryki, tak偶e i samego dekretu nie m贸g艂by uchyli膰, gdy偶 ten w sensie prawnym by nie istnia艂. Uwa偶am zatem, 偶e chocia偶 s膮d podj膮艂 b艂臋dny wyrok, to jednak dzia艂a艂 s艂usznie w sensie proceduralnym. A teraz przepraszam, bo razem z panem Prokuratorem Generalnym musimy zasi膮艣膰 do wype艂nienia formularzy.

Niecz臋sto si臋 zdarza艂o, by kto艣 zamkn膮艂 usta dziennikarzom. Jeszcze trudniej by艂o to zrobi膰 z politykami.

— Nie, to nie tak. Musz臋... — zacz膮艂 wo艂a膰 Kealty, ale Martin nie czeka艂, a偶 ten doko艅czy zdanie i w przelocie mrukn膮艂 tylko:

— Zawsze by艂 z ciebie marny prawnik, Ed.

* * *

— S膮dzi, 偶e ma racj臋 — powiedzia艂 Lorenz. — Bardzo pragn臋, 偶eby j膮 mia艂.

Od samego pocz膮tku laboratoria CCZ pracowa艂y bez wytchnienia, badaj膮c zdolno艣膰 wirusa do przetrwania poza 偶ywym organizmem. Utworzono komory 艣rodowiskowe, w kt贸rych panowa艂a r贸偶na temperatura, wilgotno艣膰 i nat臋偶enie 艣wiat艂a, a wyniki, o dziwo, niezmiennie m贸wi艂y to samo: choroba, kt贸ra powinna rozprzestrzenia膰 si臋 poprzez powietrze, nie mog艂a tego robi膰, albowiem nawet w najbardziej sprzyjaj膮cych warunkach czas 偶ycia wirusa poza organizmem liczy艂 si臋 w minutach.

— Chcia艂bym troch臋 lepiej rozumie膰 militarny aspekt tej kwestii — doda艂 Lorenz po chwili zastanowienia.

— Dwie艣cie dwadzie艣cia trzy Przypadki Zerowe, to wszystko. Je艣li by艂y jeszcze jakie艣, nic o tym nie wiemy. Osiemna艣cie ognisk, ale cztery miejsca, w kt贸rych r贸wnolegle odbywa艂y si臋 imprezy handlowe i 偶adnego zachorowania. Dlaczego w tamtych osiemnastu tak, a w tych czterech — nie? — zastanawia艂 si臋 na g艂os Alex.

— Mo偶e pr贸bowali we wszystkich dwudziestu dw贸ch, ale dlaczego w tych czterech si臋 nie uda艂o?

Lorenz wypu艣ci艂 dym z fajki.

— Symulacje prognozuj膮 teraz og贸ln膮 liczb臋 zachorowa艅 na osiem tysi臋cy. Pojawi膮 si臋 wypadki wyzdrowie艅, co tak偶e zmieni sytuacj臋 modelowan膮. Posuni臋cia zwi膮zane z kwarantann膮 nie藕le wystraszy艂y ludzi. My艣l臋, 偶e zakaz podr贸偶owania nie jest a偶 tak wielkim utrapieniem, natomiast wyl臋knieni ludzie staraj膮 si臋 ogranicza膰 kontakty i...

— To trzecia dobra informacja dzisiaj — przerwa艂 Lorenzowi Alexandre. Pierwsz膮 by艂a pacjentka z Hopkinsa. Drug膮 wyniki bada艅 Picketta. Trzeci膮 laboratoryjne analizy Gusa i wniosek, kt贸ry z nich wyci膮ga艂. — John zawsze powtarza艂, 偶e psychologiczny efekt wojny biologicznej jest znacznie silniejszy od fizjologicznego.

— To m膮dry lekarz, ale i tobie, Alex, nie brakuje rozs膮dku.

— Trzy dni i b臋dziemy wiedzieli.

— Czekam na jakie艣 dobre wiadomo艣ci.

— Gdyby艣 mnie szuka艂, przez jaki艣 czas b臋d臋 u Reeda.

— Ja 艣pi臋 u siebie w gabinecie.

— Do us艂yszenia.

Alexandre roz艂膮czy艂 si臋. Doko艂a siebie mia艂 sze艣ciu medyk贸w wojskowych, trzech od Waltera Reeda i trzech z MICZUSA.

— Jakie艣 uwagi? — spyta艂.

— Zwariowana sytuacja — mrukn膮艂 jeden z oficer贸w i u艣miechn膮艂 si臋 ze znu偶eniem. — Zgoda, to bro艅 psychologiczna; wzbudza w ludziach trwog臋, ale dzia艂a tak偶e na nasz膮 korzy艣膰. Po drugiej stronie kto艣 co艣 spieprzy艂 i tylko jestem ciekaw...

Alexandre, kt贸ry w zamy艣leniu przys艂uchiwa艂 si臋 tym s艂owom, nagle chwyci艂 s艂uchawk臋 i wybra艂 numer szpitala uniwersyteckiego imienia Johna Hopkinsa.

— Tutaj profesor Alexandre — powiedzia艂 piel臋gniarce oddzia艂owej. Chcia艂em rozmawia膰 z profesor Ryan, to bardzo pilne... Dobrze, czekam... Cathy? M贸wi Alex. Musz臋 porozmawia膰 z twoim m臋偶em i najlepiej, gdyby艣 i ty przy tym by艂a... To bardzo wa偶ne.

55
Otwarcie

Dwie艣cie teczek oznacza艂o sprawdzenie dwustu akt贸w urodzenia, praw jazdy, dokument贸w hipotecznych, zestaw贸w kart kredytowych. By艂o rzecz膮 nieuchronn膮, 偶e kiedy raz ju偶 rozpocz臋艂o si臋 tego typu 艣ledztwo, tak偶e agent Aref Raman musia艂 znale藕膰 si臋 w kr臋gu zainteresowania trzystu agent贸w FBI oddelegowanych do tej sprawy. Na li艣cie znale藕li si臋 wszyscy pracownicy Tajnej S艂u偶by, kt贸rzy mieli regularny dost臋p do Bia艂ego Domu. W ca艂ym kraju sprawdzano orygina艂y akt贸w urodzenia, a zdj臋cia z uko艅czenia szko艂y podstawowej i og贸lniaka por贸wnywano za s艂u偶bowymi fotografiami agent贸w. Okaza艂o si臋, 偶e troje z cz艂onk贸w Oddzia艂u by艂o imigrantami, co nie pozwoli艂o dotrze膰 do wszystkich dokument贸w. Pierwszy z tej tr贸jki urodzi艂 si臋 we Francji i jeszcze jako niemowl臋 zosta艂 przez matk臋 przywieziony do USA. Druga osoba, kobieta, nielegalnie uciek艂a z Meksyku wraz z rodzicami, potem jednak zalegalizowa艂a sw贸j pobyt, staj膮c si臋 gwiazd膮 sekcji pods艂uchu i jedn膮 z najgor臋tszych patriotek w ca艂ej grupie. Pozostawa艂 ju偶 tylko Jeff Raman, jako osoba, z kt贸r膮 wi膮za艂y si臋 pewne niejasno艣ci, chocia偶 by艂o to zrozumia艂e, je艣li si臋 pami臋ta艂o, w jakich warunkach jego rodzice musieli opu艣ci膰 kraj rodzinny.

Z wielu wzgl臋d贸w wydawa艂o si臋 to zbyt 艂atwe. Akta informowa艂y, 偶e urodzi艂 si臋 w Iranie, a do Ameryki przyby艂 wraz z rodzicami, kt贸rzy uciekli ze swego kraju po upadku szacha. Wszystko wskazywa艂o na to, 偶e w pe艂ni zaakceptowa艂 swoj膮 now膮 ojczyzn臋, w艂膮cznie z fanatycznym uwielbieniem koszyk贸wki, kt贸re w Tajnej S艂u偶bie sta艂o si臋 wr臋cz przys艂owiowe. Nigdy nie przegra艂 zak艂adu, a popularny dowcip m贸wi艂, 偶e najpowa偶niejsi klienci bukmacher贸w konsultowali si臋 z nim przed najwa偶niejszymi meczami. Zawsze ch臋tnie przebywa艂 w gronie koleg贸w, a cieszy艂 si臋 te偶 wielkim uznaniem jako agent terenowy. Nie mia艂 偶ony, co nie by艂o niczym rzadkim w federalnych instytucjach ochrony prawa. Szczeg贸lnie Tajna S艂u偶ba, bardziej wymagaj膮ca ni偶 najbardziej nami臋tna kochanka, okazywa艂a si臋 nieprzyjazna ma艂偶e艅stwu, rozwody by艂y wi臋c w niej r贸wnie cz臋ste jak 艣luby. Wiedziano, 偶e miewa艂 dziewczyny, ale m贸wi艂 o tym niewiele, podobnie jak w og贸le o swym 偶yciu prywatnym. Wiedziano z pewno艣ci膮, 偶e nie utrzymuje 偶adnych kontakt贸w z innymi osobami ira艅skiego pochodzenia, co za艣 si臋 tyczy艂o religii, nigdy w rozmowach nie nawi膮zywa艂 do islamu, a jedynie raz wspomnia艂 prezydentowi, 偶e religia przysporzy艂a jego rodzinie tyle cierpie艅, i偶 najch臋tniej nigdy nie podejmowa艂by tego tematu.

Inspektor O'Day, kt贸remu Murray zleci艂 wszystkie w膮tpliwe przypadki, 偶adnego z nich z g贸ry nie faworyzowa艂. Nadzorowa艂 prowadzone 艣ledztwo, przyj膮wszy, 偶e przeciwnik b臋dzie ekspertem w dziedzinie maskowania i dlatego jego legenda powinna by膰 na pierwszy rzut oka nienaganna, bez skazy. Zgodnie ze s艂owami Price, jedyn膮 obowi膮zuj膮c膮 go zasad膮 by艂a skuteczno艣膰. Swoich najbli偶szych wsp贸艂pracownik贸w wybra艂 w waszyngto艅skim oddziale terenowym FBI, cz臋艣ci z nich kaza艂 zainteresowa膰 si臋 Arefem Ramanem, kt贸ry teraz, ku ich wygodzie, ugrz膮z艂 w Pittsburghu.

Mieszkanie w p贸艂nocno-zachodniej dzielnicy Dystryktu Columbia by艂o niewielkie, ale wygodne. Zamontowany alarm antyw艂amaniowy nie stanowi艂 wi臋kszego problemu. Po艣r贸d agent贸w wyznaczonych do przeszukania mieszkania znalaz艂 si臋 czarodziej, kt贸ry, w p贸艂 minuty uporawszy si臋 z zamkami, dok艂adnie zbada艂 sterownik alarmu i odczyta艂 kod, kt贸ry wszyscy starannie zapami臋tali. Przedsi臋wzi臋cia tego nie okre艣lano ju偶 teraz prozaicznie w艂amaniem, lecz „operacj膮 specjaln膮”, co by艂o do艣膰 rozleg艂ym poj臋ciem.

Dw贸ch agent贸w, kt贸rzy weszli do 艣rodka po sforsowaniu wej艣cia, wezwa艂o trzech nast臋pnych. Najpierw dok艂adnie sfotografowano mieszkanie i rozejrzano si臋 za ewentualnymi pu艂apkami w postaci pozornie niewinnych przedmiot贸w, kt贸rych poruszenie mia艂o informowa膰 lokatora, 偶e kto艣 by艂 z wizyt膮 podczas jego nieobecno艣ci. Pu艂apki takie by艂y najcz臋艣ciej trudne do wykrycia, nie na pr贸偶no jednak pi膮tk臋 agent贸w z kontrwywiadu FBI zawodowi szpiedzy szkolili przeciwko zawodowym szpiegom. „Przetrz膮艣ni臋cie” mieszkania oznacza艂o godziny drobiazgowej pracy, bli藕niaczo podobnej do tej, kt贸r膮 pi臋膰 innych zespo艂贸w prowadzi艂o w mieszkaniach pozosta艂ych podejrzanych.

* * *

P-3 ulokowa艂 si臋 tu偶 za granic膮 zasi臋gu radar贸w indyjskich, sun膮c nisko po zachmurzonym niebie nad ciep艂ymi wodami Zatoki Arabskiej. Operatorzy zidentyfikowali dziewi臋tna艣cie ognisk, w kt贸rych wyodr臋bnili trzydzie艣ci 藕r贸de艂 emisji. G艂贸wnym zagro偶eniem dla maszyny by艂y wielkie stacje namiaru radarowego o niskiej cz臋stotliwo艣ci, aczkolwiek czujniki wychwytywa艂y te偶 promienie radar贸w wyrzutni pocisk贸w przeciwlotniczych. Okr臋ty hinduskie wyp艂yn臋艂y w morze rzekomo dla przeprowadzenia manewr贸w po d艂ugiej kuracji w dokach. Problem polega艂 na tym, 偶e tego typu manewr贸w nie mo偶na by艂o odr贸偶ni膰 od gotowo艣ci bojowej. Dane by艂y na bie偶膮co analizowane przez znajduj膮c膮 si臋 na pok艂adzie samolotu grup臋 zwiadu elektronicznego i przekazywane do „Anzio” oraz pozosta艂ych jednostek grupy operacyjnej KOMEDIA, marynarze bowiem odebrali sygna艂y czterech okr臋t贸w klasy Bob Hope i ich eskorty.

Dow贸dca grupy znajdowa艂 si臋 w centrum dowodzenia kr膮偶ownika. Trzy wielkie ekrany telewizyjne, pod艂膮czone do komputerowego systemu Aegis bardzo dok艂adnie pokazywa艂y rozlokowanie hinduskiej grupy lotniskowcowej. Komandor z du偶ym prawdopodobie艅stwem wiedzia艂, kt贸re kropki oznaczaj膮 lotniskowce. Stawa艂 teraz przed skomplikowanym zadaniem. KOMEDIA by艂a ju偶 w pe艂ni sformowana. Statki transportowe „Platte” i „Supply” do艂膮czy艂y do grupy wraz z eskortuj膮cymi je „Hawes” i „Carr”, a w ci膮gu najbli偶szych godzin okr臋ty eskorty wysun膮 si臋 przed dzi贸b tankowc贸w (dla komandora paliwo by艂o jak pieni膮dze: nie zna艂 poj臋cia nadmiaru). Po zako艅czeniu tego manewru niszczyciele zajm膮 pozycje obok statk贸w z czo艂gami, a fregaty obok tankowc贸w. „O'Bannon” nadal b臋dzie posuwa艂 si臋 przodem, nas艂uchuj膮c okr臋t贸w podwodnych; Indie posiada艂y dwa takie okr臋ty o nap臋dzie nuklearnym, ale nikt nie wiedzia艂, gdzie si臋 w tej chwili znajduj膮. „Kidd” oraz „Anzio” — oba okr臋ty przeciwlotnicze — powr贸c膮 do centrum formacji, aby zapewni膰 ochron臋 przed atakami z powietrza. Normalnie kr膮偶ownik typu Aegis trzyma艂by si臋 bardziej na uboczu.

Przyczyn膮 takiego ustawienia nie by艂o postawione przed grup膮 zadanie, lecz... telewizja. Ka偶da jednostka Marynarki mia艂a w艂asny odbiornik telewizji satelitarnej; za艂ogi zgodnie z 偶yczeniami otrzyma艂y system telewizji kablowej i wi臋kszo艣膰 wolnego czasu sp臋dza艂y na ogl膮daniu program贸w na najr贸偶niejszych kana艂ach po艣r贸d kt贸rych zdecydowanie najwi臋ksz膮 popularno艣ci膮 cieszy艂 si臋 „Playboy”, dow贸dca najcz臋艣ciej jednak korzysta艂 z CNN, nierzadko bowiem t膮 drog膮 otrzymywa艂 wiadomo艣ci potrzebne mu do praktycznego wykonania powierzonej misji. Obecnie na okr臋tach zapanowa艂a atmosfera pe艂na napi臋cia. Informacji o tym, co dzieje si臋 w kraju, nigdy nie ukrywano przed za艂ogami, a obrazy chorych i umieraj膮cych, blokad na drogach mi臋dzystanowych oraz opustosza艂ych miast, wywar艂y tak przygn臋biaj膮ce wra偶enie, 偶e oficerowie siadali i rozmawiali ze swoimi podw艂adnymi w mesach, nie chc膮c si臋 od nich izolowa膰 w tych trudnych momentach. Potem przysz艂y rozkazy operacyjne. Co艣 dzia艂o si臋 w Zatoce Perskiej, co艣 dzia艂o si臋 w kraju, a jeszcze na dodatek pojawi艂y si臋 statki transportowe w otoczeniu niszczycieli, kieruj膮c si臋 do saudyjskiego portu Dharhan, na drodze do kt贸rego stan臋li Hindusi. W mesach przygas艂y 艣miechy i dowcipy, a nieustanne utrzymywanie systemu Aegis w trybie bojowym te偶 m贸wi艂o swoje.

Ka偶dy z okr臋t贸w eskorty wyposa偶ony by艂 w helikopter, kt贸ry pozostawa艂 w 艂膮czno艣ci z zespo艂em hydrolokacji na „O'Bannon”. Tak膮 sam膮 nazw臋 nosi艂 okr臋t wojenny z czas贸w drugiej wojny 艣wiatowej, kt贸ry ws艂awi艂 si臋 tym, 偶e chocia偶 bra艂 udzia艂 we wszystkich wa偶niejszych starciach na Pacyfiku, ani jeden marynarz na nim nie zgin膮艂, ani nie zosta艂 ranny. Wsp贸艂czesna replika mia艂a na dziobie wymalowane z艂ote A, co oznacza艂o wytrawnego 艂owc臋 okr臋t贸w podwodnych — przynajmniej w ramach manewr贸w. „Kidd” by艂 spadkobierc膮 mniej fortunnej tradycji. Nazwany tak dla upami臋tnienia admira艂a Isaaca Kidda, kt贸ry zgin膮艂 na pok艂adzie USS „Arizona” rankiem 7 grudnia 1941 roku, nale偶a艂 do uzbrojonych w pociski nuklearne niszczycieli klasy „zmar艂y admira艂”, kt贸re, pierwotnie budowane na zam贸wienie szacha Iranu, nast臋pnie z oci膮ganiem zosta艂y przyj臋te przez prezydenta Cartera, by wyzywaj膮co s艂awi膰 na dziobach nazwiska dow贸dc贸w, kt贸rzy polegli w przegranych bitwach morskich. Zgodnie z podobn膮, a podtrzymywan膮 w Marynarce tradycj膮, „Anzio” zosta艂 ochrzczony na pami膮tk臋 zako艅czonego fiaskiem desantu morskiego podczas kampanii w艂oskiej roku 1943, gdy 艣mia艂e l膮dowanie przerodzi艂o si臋 w rozpaczliwy b贸j. Dow贸dcy okr臋t贸w wojennych mieli zadba膰 o to, aby tym razem walka sta艂a si臋 rozpaczliwa dla ich przeciwnik贸w.

W prawdziwym starciu nie by艂oby o to trudno. „Anzio” by艂 uzbrojony w pi臋tna艣cie Tomahawk贸w z pi臋膰setkilogramowymi g艂owicami, a okr臋ty grupy indyjskiej znajdowa艂y si臋 ju偶 prawie w ich zasi臋gu. W normalnych warunkach pociski mo偶na by艂o wystrzeli膰 z odleg艂o艣ci dwustu mil morskich, naprowadzaj膮c je na cel za pomoc膮 Orion贸w (to samo zadanie mog艂y wykona膰 helikoptery, ale P-3C by艂y znacznie trudniejsze do wykrycia i zniszczenia).

— Panie komandorze! — rozleg艂 si臋 g艂os podoficera od stanowiska ESM. — Namiar radarowy z powietrza. Orion ma towarzystwo, zdaje si臋 dwa Harriery, id膮 na przechwycenie.

— Dzi臋kuj臋. Powietrze nale偶y do wszystkich, kt贸rzy wyznaj膮 t臋 zasad臋 — powiedzia艂 ostrzegawczo Kemper.

By膰 mo偶e by艂y to istotnie 膰wiczenia, wszelako poprzedniego dnia hinduska grupa bojowa nie pokona艂a ju偶 czterdziestu mil, natomiast zacz臋艂a si臋 przesuwa膰 ze wschodu na zach贸d i z powrotem, blokuj膮c w ten spos贸b kurs jego formacji. Wygl膮da艂o to tak, jak gdyby Indie uzna艂y ten fragment oceanu za swoj膮 w艂asno艣膰.

Nikt si臋 jednak specjalnie z niczym nie kry艂. Wszyscy zachowywali si臋 tak, jak gdyby nic nie zak艂贸ca艂o normalnych, pokojowych stosunk贸w. Kosztem wielu megawat贸w nieustannie dzia艂a艂 na „Anzio” system radarowy SPY-1; Hindusi korzystali ze swojego odpowiednika.

— Panie komandorze, mamy nieproszonych go艣ci. Wielokrotny kontakt powietrzny, kierunek zero-siedem-sero, odleg艂o艣膰 dwie艣cie pi臋膰 mil. Nie podaj膮 identyfikacji, ale to nie maszyny cywilne. Oznaczenie przydzielone: Klucz Jeden.

Na 艣rodkowym ekranie pojawi艂y si臋 odpowiednie symbole.

— Pi臋knie.

Komandor skrzy偶owa艂 wyprostowane nogi. Na ekranie kinowym Gary Cooper zapala艂 w takich momentach papierosa.

— Klucz Jeden to cztery maszyny w ciasnej formacji, szybko艣膰 siedemset dwadzie艣cia na godzin臋, kurs dwa-cztery-pi臋膰.

Lecieli w ich kierunku, chocia偶 nie dok艂adnie na KOMEDI臉.

— Przewidywany kontakt? — spyta艂 dow贸dca.

— Przy obecnym kursie min膮 nas o dwadzie艣cia mil.

— Dobra. Wszyscy maj膮 spokojnie wykonywa膰 swoje obowi膮zki. Ka偶dy wie, co do niego nale偶y. Nie ma co si臋 podnieca膰, a jak zjawi si臋 jaki艣 pow贸d, na pewno was poinformuj臋 — zwr贸ci艂 si臋 do obecnych w centrum dowodzenia. — Bro艅 w kaburze. — Znaczy艂o to, 偶e obowi膮zuj膮 regu艂y czasu pokoju i 偶aden z element贸w uzbrojenia nie jest postawiony w stan pogotowia. Do uzyskania kt贸rego wystarczy艂o uruchomienie kilku przycisk贸w.

— „Anzio”, tu Gonzo Cztery — odezwa艂 si臋 g艂o艣nik 艂膮czno艣ci z powietrzem.

— Gonzo Cztery, tu „Anzio”, s艂ucham.

— Dwa Harierry szukaj膮 guza. Jeden przemkn膮艂 o pi臋膰dziesi膮t metr贸w od nas. Maj膮 podczepione bia艂e.

Pod skrzyd艂ami znajdowa艂y si臋 pociski uzbrojone, a nie 膰wiczebne.

— Co robi膮? — pad艂o pytanie z kontroli lot贸w.

— Nic specjalnego, tylko troch臋 dokazuj膮.

— Niech nasi dalej wykonuj膮 zadanie — poleci艂 kapitan — i udaj膮, 偶e niczego nie zauwa偶yli.

— Aye, slr.

Rozkaz zosta艂 przekazany.

Zdarzenie nie mia艂o w sobie nic niezwyk艂ego. Komandor wiedzia艂, 偶e piloci my艣liwc贸w s膮 pilotami my艣liwc贸w. Nigdy nie wyrastali z gwizdania na dziewczyny jad膮ce na rowerach. Skupi艂 sw膮 uwag臋 na Kluczu Jeden, kt贸ry nie zmienia艂 szybko艣ci ani kursu. Nie by艂o to wrogie zachowanie. Piloci indyjscy dawali do zrozumienia, 偶e wiedz膮 kogo maj膮 w s膮siedztwie. Wida膰 by艂o to po poczynaniach obu par my艣liwc贸w. Teraz by艂a to ju偶 naprawd臋 utarczka kogut贸w. Co teraz? — zastanawia艂 si臋 dow贸dca. Ostro? Potulnie? Udawa膰 g艂upka? Psychologiczny aspekt operacji wojskowych nader cz臋sto by艂 lekcewa偶ony. Klucz Jeden znajdowa艂 si臋 w odleg艂o艣ci stu pi臋膰dziesi臋ciu mil, ca艂kowicie w zasi臋gu jego rakiet przeciwlotniczych SM-2MR.

— Co s膮dzisz, Weps[5]? — spyta艂 stoj膮cego obok oficera.

— Chyba chc膮 nas wkurzy膰.

— Mhm. — Kapitan wykona艂 w wyobra藕ni rzut monet膮. — Naprzykrzaj膮 si臋 naszemu Orionowi. Dajmy im zna膰, 偶e ich widzimy.

Dwie sekundy p贸藕niej radar SPY podwy偶szy艂 moc do czterech megawat贸w i wi膮zk臋 promieni wys艂a艂 o jeden stopie艅 przed nadlatuj膮cymi my艣liwcami, utrzymuj膮c t臋 relacj臋, tak 偶e teraz samoloty by艂y nieustannie namierzane. Musia艂o to zosta膰 zarejestrowane przez detektory opromieniowania radarowego na pok艂adach maszyn. Promieniowanie by艂o tak silne, 偶e z odleg艂o艣ci dwudziestu mil aparatura mog艂a ulec zniszczeniu, je艣li by艂a odpowiednio wra偶liwa. Kapitan mia艂 jeszcze w r臋kawie dodatkowe dwa megawaty. K艂opot z Aegis polega艂 na tym, 偶e je艣li chcia艂o si臋 go przez d艂u偶szy czas lekcewa偶y膰, mo偶na by艂o doczeka膰 si臋 dwug艂owego potomka.

— Panie komandorze, „Kidd” zajmuje pozycj臋 bojow膮 — poinformowa艂 oficer z mostka.

— Dobry czas na 膰wiczenia, prawda? — Klucz Jeden znajdowa艂 si臋 ju偶 w odleg艂o艣ci stu mil. — Weps, o艣wie膰 no je.

Na ten rozkaz cztery okr臋towe radary naprowadzania na cel SPG-51 skierowa艂y cienkie smugi promieni radarowych na zbli偶aj膮ce si臋 maszyny. W ten spos贸b pociskom zosta艂y wskazane cele. Sygnalizatory indyjskie tak偶e i to musia艂y zarejestrowa膰. Jednak my艣liwce nie zmienia艂y pr臋dko艣ci ani kursu.

— W porz膮dku, to znaczy, 偶e dzisiaj gramy 艂agodnie. Gdyby mieli jakie艣 niedobre zamiary, zacz臋liby si臋 troch臋 wierci膰 — oznajmi艂 dow贸dca. — Wiecie, jak z艂odziej, kt贸ry skr臋ca za r贸g na widok gliniarza.

Albo mieli w 偶y艂ach lodowat膮 wod臋, a nie krew, co nie wydawa艂o si臋 nazbyt prawdopodobne.

— Chc膮 sobie nas obejrze膰? — spyta艂 Weps.

— Tak my艣l臋. Zrobi膰 par臋 zdj臋膰, zobaczy膰, kto si臋 zjawi艂.

— Strasznie du偶o rzeczy dzieje si臋 naraz, sir.

— Tak — zgodzi艂 si臋 kapitan i si臋gn膮艂 po telefon.

— Mostek — zg艂osi艂 si臋 oficer wachtowy.

— Powiedz obserwatorom, 偶e chc臋 wiedzie膰, co to za jedni. Zdj臋cia, je艣li mo偶liwe. Jaka widzialno艣膰?

— Lekka mg艂a na powierzchni, w g贸rze dobra.

— Bardzo dobrze.

— Min膮 nas od p贸艂nocy, zawr贸c膮 i przelec膮 po lewej stronie — prorokowa艂 dow贸dca.

— Panie komandorze, Gonzo Cztery donosi, 偶e kilka sekund temu znowu by艂o bardzo bliskie przej艣cie.

— Tylko spokojnie.

— Tak jest, panie kapitanie.

Wszystko teraz rozegra艂o si臋 szybko. My艣liwce okr膮偶y艂y KOMEDI臉 dwa razy, nie zbli偶aj膮c si臋 bardziej ni偶 na pi臋膰 mil morskich. Nast臋pny kwadrans Harriery sp臋dzi艂y na obserwacji patroluj膮cego Oriona, a potem musia艂y wr贸ci膰 na macierzysty okr臋t, gdy偶 ko艅czy艂o si臋 im paliwo. Min膮艂 nast臋pny dzie艅 na morzu bez wymiany ognia ani 偶adnych wrogich dzia艂a艅, je艣li nie liczy膰 zaczepek my艣liwc贸w, ale to by艂o czym艣 zupe艂nie zwyczajnym. Kiedy by艂o ju偶 po wszystkim, dow贸dca „Anzio” zwr贸ci艂 si臋 do oficera 艂膮czno艣ci.

— Po艂膮czcie mnie z C1NCLANT. Weps?

— Tak jest, sir?

— Dok艂adnie sprawdzi膰 ka偶dy element uzbrojenia.

— Panie kapitanie, szczeg贸艂owa kontrola odby艂a si臋 dwana艣cie...

— Wykona膰 — powiedzia艂 Kemper, nie podnosz膮c g艂osu.

* * *

— I to jest dobra wiadomo艣膰? — spyta艂a Cathy.

— To proste — odrzek艂 Alexandre. — Widzia艂a艣 dzisiaj rano umieraj膮cych ludzi. Zobaczysz te偶 jutro. To boli, wiem. Ale tysi膮ce to lepiej ni偶 miliony. — My艣l臋, 偶e epidemia zaczyna wygasa膰. — Nie powiedzia艂, 偶e jemu by艂o pewnie 艂atwiej na wszystko spogl膮da膰. Cathy zajmowa艂a si臋 operacjami oczu i nie nawyk艂a do 艣mierci. Zreszt膮, i on do niej nie przywyk艂, chocia偶 zajmowa艂 si臋 chorobami zaka藕nymi. 艁atwiej? Czy to na pewno odpowiednie s艂owo? — Za kilka dni b臋dzie mo偶na powiedzie膰 z ca艂膮 pewno艣ci膮 na podstawie informacji statystycznych.

Prezydent w milczeniu pokiwa艂 g艂ow膮, odezwa艂 si臋 natomiast van Damm.

— Jak膮 przewiduje pan liczb臋 ofiar?

— Zgodnie z symulacjami sporz膮dzonymi u Reeda i w Detrick mniej ni偶 dziesi臋膰 tysi臋cy. Wiem, 偶e to brzmi do艣膰 brutalnie, ale dziesi臋膰 tysi臋cy to nie dziesi臋膰 milion贸w.

— Tragedi膮 jest jedna 艣mier膰; milion to statystyka — mrukn膮艂 Ryan.

— Tak, panie prezydencie, wiem o tym.

Alexandre dobrze wiedzia艂, 偶e jego dobra wiadomo艣膰 nie jest wiadomo艣ci膮 rozkoszn膮, ale w ko艅cu wypadek jest lepszy od katastrofy.

— J贸zef Wissarionowicz Stalin, ten potrafi艂 znajdowa膰 艂adne s艂贸wka — powiedzia艂 Miecznik.

— Pan wie, panie prezydencie, kto to zrobi艂 — odezwa艂 si臋 Alex.

— Dlaczego pan tak s膮dzi?

— Nie zareagowa艂 pan normalnie na moje s艂owa.

— Panie profesorze, od paru miesi臋cy nie robi臋 rzeczy nazbyt normalnych. Co pan na przyk艂ad my艣li o zakazie podr贸偶owania?

— Powinien obowi膮zywa膰 jeszcze co najmniej przez tydzie艅. Nasze przewidywania s膮 tylko przewidywaniami. Okres inkubacji choroby bywa do艣膰 r贸偶ny u r贸偶nych pacjent贸w. Woz贸w przeciwpo偶arowych nie odsy艂a si臋 do remizy natychmiast, kiedy zgasn膮 ostatnie p艂omienie. Musz膮 poczeka膰, czy ogie艅 nie wybuchnie na nowo. Podobnie jest teraz. Wielkie znaczenie mia艂 ludzki strach. Z jego powodu wszyscy usi艂owali si臋 jak najmniej kontaktowa膰 i dzi臋ki temu choroba przesta艂a si臋 rozprzestrzenia膰. Trzeba utrzyma膰 t臋 sytuacj臋. Nowe przypadki b臋d膮 nieliczne i uporamy si臋 z nimi jak z osp膮. Zaraz po wykryciu ustalimy, z kim chory utrzymywa艂 kontakty, odizolujemy osoby z przeciwcia艂ami i b臋dziemy je trzyma膰 pod sta艂膮 obserwacj膮. To ju偶 teraz dzia艂a. Ktokolwiek to zrobi艂, przeliczy艂 si臋. Epidemia nie rozwin臋艂a si臋 na tak膮 skal臋, jak zak艂adano, albo mo偶e chodzi艂o jedynie o efekt psychologiczny. Na tym przede wszystkim polega wojna biologiczna. Wielkie zarazy rozchodzi艂y si臋 w przesz艂o艣ci szeroko, gdy偶 ludzie nie mieli poj臋cia, w jaki spos贸b przenosi si臋 choroba. Nic nie wiedzieli o mikrobach, pch艂ach i ska偶onej wodzie, my jednak wiemy, gdy偶 wszyscy ucz膮 si臋 o tym ju偶 w szkole. To dlatego nie zarazi艂 si臋 偶aden lekarz; wiele nauczyli艣my si臋 dzi臋ki AIDS i wirusowemu zapaleniu w膮troby.

— A jak zapobiec nast臋pnemu takiemu atakowi?

— M贸wi艂em ju偶. Trzeba finansowa膰 badania, koncentruj膮c si臋 na znanych ju偶 chorobach. Nie ma powodu, dla kt贸rego nie mogliby艣my posiada膰 bezpiecznych szczepionek przeciw ebola i wielu innym chorobom.

— Tak偶e przeciw AIDS? — zainteresowa艂 si臋 Ryan.

— To nie takie proste; ten sukinsyn jest bardzo odporny. 呕adne prace nad szczepionk膮 nie zbli偶y艂y si臋 jeszcze chocia偶by do etapu pr贸b. Tajemnica szczepionki polega na tym, 偶e badania genetyczne ustalaj膮, jak funkcjonuje biologiczny system wirusa, a nast臋pnie uczy si臋 uk艂ad immunologiczny rozpoznawa膰 go i zabija膰. Na razie jednak nie wiemy, jak to zrobi膰. Ale nauczymy si臋 i za dwadzie艣cia lat Afryka mo偶e b臋dzie ju偶 bezpieczna — powiedzia艂 kreolski lekarz. — To jedna strona problemu: jak nie dopu艣ci膰 do nast臋pnej takiej napa艣ci. Pan prezydent zajmuje si臋 drug膮 stron膮. Wi臋c kto to by艂?

Ryan nie musia艂 wspomina膰 o konieczno艣ci zachowania tajemnicy.

— Iran. Ajatollah Mahmud Had偶i Darjaei i jego pomagierzy.

W Alexandre znowu odezwa艂 si臋 oficer Armii Stan贸w Zjednoczonych.

— Je艣li o mnie chodzi, panie prezydencie, mo偶e pan zabi膰 ich wszystkich.

* * *

Clark nigdy nie pozna艂 Iranu jako kraju przyjacielskiego. By膰 mo偶e inaczej by艂o przed upadkiem szacha, ale wtedy jeszcze nie podr贸偶owa艂 w te strony. Po raz pierwszy zjawi艂 si臋 tutaj w tajemnicy w roku 1979 i zaraz po tym w 1980. Najpierw wys艂ano go dla zebrania informacji, potem, aby wzi膮艂 udzia艂 w przygotowaniach do akcji odbicia zak艂adnik贸w. Trudno opisa膰, jak wygl膮da kraj, kt贸ry ogarn臋艂a po偶oga rewolucji. O wiele lepiej wspomina艂 pobyty w ZSRR. Zaprzyja藕niona czy wroga, Rosja by艂a jednak krajem cywilizowanym, z mn贸stwem przepis贸w i lud藕mi, kt贸rzy je obchodzili. Iran natomiast przypomina艂 wyschni臋ty las, w kt贸ry uderzy艂 piorun, „艢mier膰 Ameryce”, to has艂o by艂o na ustach wszystkich, a niebezpiecze艅stwo czyha艂o zawsze, nie tylko wtedy, kiedy cz艂owiek znalaz艂 si臋 po艣r贸d rozjuszonego t艂umu. Malutki b艂膮d, kontakt z odwr贸conym agentem — oznacza艂 艣mier膰, a ojcu ma艂ych dzieci nie jest 艂atwo 偶y膰 z tak膮 my艣l膮, niezale偶nie od tego, czy jest szpiegiem, czy te偶 nie. Normalnych przest臋pc贸w czasami rozstrzeliwano, ale szpieg贸w najcz臋艣ciej wieszano, gdy偶 uwa偶ano to za 艣mier膰 sprawiedliwie okrutn膮.

Od tamtych czas贸w niekt贸re rzeczy si臋 zmieni艂y, inne nie. Na posterunkach granicznych traktowano obcokrajowc贸w z dawn膮 podejrzliwo艣ci膮. Cywilnych urz臋dnik贸w pilnowali umundurowani m臋偶czy藕ni, kt贸rych zadaniem by艂o nie dopu艣ci膰 do wjazdu kogo艣 takiego jak on. Dla nowej ZRI, podobnie jak dla dawnego Iranu, ka偶dy przybysz by艂 potencjalnym szpiegiem.

— Klierk — powiedzia艂 i wr臋czy艂 paszport. — Iwan Siergiejewicz. — Tak偶e poprzednimi razami rosyjski paszport okaza艂 si臋 skuteczn膮 mask膮, kt贸ra pozwoli艂a mu przej艣膰 obok niejednego urz臋dnika. Pomocna by艂a niew膮tpliwie bardzo dobra znajomo艣膰 rosyjskiego.

— Jewgienij Paw艂owicz Czechow — oznajmi艂 Chavez przy s膮siednim stanowisku.

Tak偶e i teraz wyst臋powali jako dziennikarze. Przepisy zabrania艂y pracownikom CIA wyst臋powa膰 jako reprezentantom ameryka艅skich medi贸w, nie dotyczy艂o to jednak prasy innych kraj贸w.

— Cel pa艅skiej wizyty? — spyta艂 pierwszy urz臋dnik.

— Chcia艂bym zapozna膰 si臋 z 偶yciem w nowym pa艅stwie. To fascynuj膮ce.

Podczas misji w Japonii mieli ze sob膮 kamer臋 i u偶yteczny drobiazg, kt贸ry wygl膮da艂 jak lampa b艂yskowa, a w rzeczywisto艣ci by艂 艣miertelnie skutecznym narz臋dziem do czasowego o艣lepiania. Teraz by艂o inaczej.

— Jeste艣my razem — poinformowa艂 „Jewgienij Paw艂owicz”, wskazuj膮c koleg臋.

Paszport by艂 艣wie偶o wystawiony, chocia偶 nie wskazywa艂aby na to nawet dok艂adna obserwacja. Jeden z tych istotnych drobiazg贸w, o kt贸re Clark i Chavez nie musieli si臋 martwi膰. SWR by艂a tak samo sprawna jak dawne KGB i nale偶a艂a do najlepszych na 艣wiecie fa艂szerzy dokument贸w. Kartki paszport贸w pokry艂y si臋 spl膮tanymi stemplami, a o艣le rogi wskazywa艂y na wielokrotne u偶ytkowanie. Celnik otworzy艂 torby i zacz膮艂 je przegl膮da膰. W 艣rodku znalaz艂 ubranie czyste, ale niew膮tpliwie u偶ywane, dwie ksi膮偶ki, kt贸re przekartkowa艂 w poszukiwaniu pornografii, tak偶e dwa aparaty fotograficzne 艣redniej jako艣ci. Ka偶dy z reporter贸w mia艂 niewielki neseser, a w nim notes i dyktafon. Wreszcie, z nieskrywan膮 rezerw膮, obu dziennikarzom pozwolono przej艣膰.

— Spasiba — powiedzia艂 uprzejmie John, zabieraj膮c swoje rzeczy. Lata praktyki nauczy艂y go, aby nie ukrywa膰 ca艂kowicie ulgi. Normalni podr贸偶ni zawsze byli w tych sytuacjach nieco wystraszeni, a on mia艂 uchodzi膰 za jednego z nich. Obaj agenci CIA wyszli na zewn膮trz i stan臋li w kolejce, stopniowo zjadanej przez podje偶d偶aj膮ce taks贸wki. Kiedy przed nimi by艂y ju偶 tylko dwie osoby, Chavezowi wypad艂a torba podr贸偶na, a jej zawarto艣膰 si臋 rozsypa艂a. Za艂adowanie drobiazg贸w z powrotem zabra艂a troch臋 czasu, przepu艣cili wi臋c trzy osoby, kt贸re sta艂y za nimi i dopiero wtedy wsiedli do kolejnej taks贸wki. Dawa艂o to niemal pewno艣膰, 偶e nie b臋dzie ona podstawiona, chyba 偶e wszystkie prowadzone by艂y przez szpicli.

Rzecz polega艂a na tym, 偶eby wygl膮da膰 jak najbardziej normalnie. Nie wydawa膰 si臋 przesadnie g艂upim, ale te偶 nigdy nazbyt przebieg艂ym. Gubi膰 si臋 i prosi膰 o pomoc, ale nie za cz臋sto. Mieszka膰 w tanim hotelu. A w tym przypadku modli膰 si臋 na dodatek, 偶eby los nie postawi艂 na ich drodze 偶adnej z os贸b, kt贸re widzia艂y ich podczas niedawnej kr贸tkiej wizyty w tym mie艣cie. Zadanie mia艂o by膰 艂atwe. Zawsze tak si臋 m贸wi艂o, inaczej bowiem agent mia艂by podstawy, 偶eby si臋 na nie nie zgodzi膰. Najcz臋艣ciej jednak prostota misji ko艅czy艂a si臋 z chwil膮 jej rozpocz臋cia.

* * *

— To grupa operacyjna KOMEDIA — poinformowa艂 Robby. — Dzisiaj rano us艂yszeli dzwonek u drzwi.

W kilka minut J-3 poda艂 konieczne szczeg贸艂y.

— Zachowywali si臋 prowokacyjnie? — spyta艂 Ryan.

— Urz膮dzili wok贸艂 P-3 ca艂e przedstawienie. Sam tak robi艂em, kiedy by艂em m艂ody i g艂upi. Chc膮 nam przypomnie膰 o swojej obecno艣ci i przekona膰 nas, 偶e nie dali si臋 zastraszy膰. Grup膮 dowodzi komandor Greg Kemper. Nie znam go, ale cieszy si臋 dobr膮 reputacj膮. CinClant go lubi. Kemper prosi o zmian臋 regu艂 wej艣cia do walki.

— Nie teraz. Ewentualnie p贸藕niej.

— Nie spodziewam si臋 nocnego ataku, ale trzeba pami臋ta膰, 偶e tam 艣wita, kiedy tutaj jest p贸艂noc.

— Arnie, powiedz mi co艣 o tej indyjskiej premier.

— Nie wymieniaj膮 z ambasadorem Williamsem prezent贸w pod choink臋. Jaki艣 czas temu przyjmowa艂 j膮 pan we Wschodnim Gabinecie.

— Je艣li j膮 wystraszymy, gotowa zwr贸ci膰 si臋 o pomoc do Darjaeiego — przestrzeg艂 wszystkich Ben Goodley. — Kiedy rzuci jej pan wyzwanie, ucieknie si臋 do podst臋pu.

— Robby?

— Powiedzmy, 偶e 艂amiemy ich blokad臋, a ona dzwoni do Darjaeiego. Mog膮 spr贸bowa膰 zamkn膮膰 cie艣nin臋. Za kilka godzin si艂y z Morza 艢r贸dziemnego zbli偶膮 si臋 na odleg艂o艣膰 pi臋膰dziesi臋ciu mil. Wtedy b臋dziemy mieli parasol powietrzny. Troch臋 emocji, ale powinni da膰 sobie rad臋. K艂opot mo偶e by膰 z minami, cie艣nina jest jednak dla nich za g艂臋boka, co innego dalej, bli偶ej Dharhanu. Im d艂u偶ej ZRI pozostaje w niepewno艣ci, tym lepiej, obawiam si臋, 偶e mog膮 ju偶 zna膰 sk艂ad KOMEDII.

— A mo偶e nie — zastanawia艂 si臋 na g艂os van Damm. — Je艣li my艣li, 偶e da sobie rad臋 sama, to bardzo prawdopodobne, i偶 b臋dzie chcia艂a pokaza膰, jaka z niej twarda sztuka.

* * *

Przerzut oddzia艂贸w zosta艂 nazwany operacj膮 CUSTER. Wszystkie czterdzie艣ci maszyn, ka偶da przewo偶膮ca przeci臋tnie dwustu pi臋膰dziesi臋ciu 偶o艂nierzy, by艂y ju偶 w powietrzu, tworz膮c 艂a艅cuch d艂ugo艣ci dziesi臋ciu tysi臋cy kilometr贸w. Prowadz膮cy samolot by艂 teraz o sze艣膰 godzin od Dharhanu; opuszcza艂 w艂a艣nie przestrze艅 powietrzn膮 Rosji i wlatywa艂 nad Ukrain臋.

Piloci F-15 pokiwali skrzyd艂ami do kilkunastu rosyjskich my艣liwc贸w, kt贸re wylecia艂y im na spotkanie. Byli ju偶 zm臋czeni; cywilni lotnicy mogli wsta膰, przeci膮gn膮膰 si臋, skorzysta膰 z toalety, co by艂o niewyobra偶alnym luksusem dla pilota my艣liwca, skazanego na urz膮dzenie zwane przewodem odprowadzaj膮cym. Ramiona bola艂y, dr臋twia艂y mi臋艣nie, przez ca艂e godziny pozostaj膮ce w tym samym przykurczu. Dosz艂o do tego, 偶e k艂opot sprawia艂o nawet uzupe艂nianie paliwa z KC-135, i stopniowo wszyscy dochodzili do wniosku, 偶e starcie powietrzne o godzin臋 od miejsca przeznaczenia wcale nie by艂oby zabawne. Pili du偶o kawy, zmieniali uk艂ad d艂oni na dr膮偶kach i, na ile mogli, usi艂owali si臋 przeci膮gn膮膰.

呕o艂nierze w wi臋kszo艣ci spali, nie wiedz膮c jeszcze, do jakiej zostan膮 u偶yci misji. Linie lotnicze normalnie zaopatrzy艂y samoloty, niekt贸rzy wi臋c wykorzystywali okazj臋 do ostatniego na jaki艣 czas drinka. Ci, kt贸rych zmobilizowano w 1990 i 1991 roku, dzielili si臋 wspomnieniami wojennymi, a najcz臋艣ciej powtarza艂o si臋 utyskiwanie, 偶e w kr贸lestwie Arabii Saudyjskiej nie ma 偶adnego 偶ycia nocnego.

* * *

Brownowi i Holbrookowi starczy艂o sprytu na to, 偶eby zatrzyma膰 si臋 w motelu, zanim wybuch艂a powszechna panika. Podobnie jak przybytki, w kt贸rych zatrzymali si臋 w Wyoming i w Newadzie, tak偶e i ten specjalizowa艂 si臋 w obs艂udze kierowc贸w ci臋偶ar贸wek. By艂a w nim du偶a, staromodna restauracja, z lad膮 i boksami, do czego teraz do艂膮czy艂y si臋 maski na twarzach kelnerek i zdecydowana niech臋膰 klient贸w do zawierania znajomo艣ci. Wszyscy po艣piesznie zjadali posi艂ki i zaraz wracali do swoich pokoj贸w albo samochod贸w, w kt贸rych spali. Codziennie odbywa艂 si臋 swego rodzaju taniec, ci臋偶ar贸wki trzeba by艂o bowiem przesuwa膰, albowiem d艂ugie pozostawanie bez ruchu szkodzi艂o oponom. Co godzin臋 uwa偶nie wys艂uchiwano informacji radiowych; poza tym w restauracji, ka偶dym pokoju i niekt贸rych ci臋偶ar贸wkach znajdowa艂y si臋 telewizory, kt贸re dostarcza艂y wi臋cej wiadomo艣ci i rozrywki. G艂臋boka nuda by艂a czym艣 dobrze znanym 偶o艂nierzom, ale nie dw贸m Ludziom z G贸r.

— Pieprzony rz膮d — mrukn膮艂 dostawca mebli, kt贸ry mieszka艂 dwa stany dalej.

— Pokazali nam, kto tu jest szefem — oznajmi艂 Ernie Brown pod adresem sali.

Dane mia艂y p贸藕niej ujawni膰, 偶e zara偶eniu nie uleg艂 ani jeden kierowca ci臋偶ar贸wki: prowadzili na to zbyt samotnicze 偶ycie. Niemniej ich 偶ycie polega艂o na ruchu, gdy偶 w ten spos贸b zarabiali pieni膮dze i gdy偶 taki by艂 ich wyb贸r. Siedzenie w jednym miejscu nie zgadza艂o si臋 z ich natur膮, a jeszcze bardziej k艂贸ci艂 si臋 z ni膮 rozkaz siedzenia.

— A tam, do cholery — ziewn膮艂 inny kierowca. — Ciesz臋 si臋, 偶e si臋 w og贸le wydosta艂em z Chicago. A偶 strach s艂ucha膰.

— My艣licie, 偶e to wszystko ma sens? — spyta艂 kto艣.

— A od kiedy to ma sens co艣, co robi rz膮d? — wtr膮ci艂 si臋 Holbrook.

— Co racja, to racja — odezwa艂 si臋 czyj艣 g艂os, a Ludzie z G贸r nareszcie poczuli si臋 u siebie. Potem bez s艂owa wstali i wyszli.

— Jak my艣lisz, ile b臋dziemy tutaj jeszcze siedzie膰? — spyta艂 Ernie Brown.

— Mnie si臋 pytasz?

* * *

— Nic — o艣wiadczy艂 agent, kt贸ry kierowa艂 przeszukaniem. W mieszkaniu Arefa Ramana by艂o mo偶e odrobin臋 za czysto jak na samotnego m臋偶czyzn臋, chocia偶 nie do ko艅ca, jako 偶e jeden z agent贸w znalaz艂 skarpetki posk艂adane w szufladzie biurka. Potem kto艣 przypomnia艂 sobie wyniki test贸w, kt贸rym psychologowie poddali graczy NFL. Po miesi膮cach bada艅 okaza艂o si臋, 偶e defensywni skrzyd艂owi, kt贸rzy chroni膮 膰wier膰beka, maj膮 rzeczy porz膮dnie pouk艂adane, podczas gdy w szafach ofensywnych skrzyd艂owych, kt贸rych zadanie polega na wdeptaniu rozgrywaj膮cego przeciwnik贸w w muraw臋, panuje absolutny ba艂agan. Uwaga ta powitana zosta艂a og贸lnym 艣miechem. Poza tym nie znaleziono niczego szczeg贸lnego. Na szafce sta艂o zdj臋cie zmar艂ych rodzic贸w. Raman prenumerowa艂 dwa dzienniki, wykupi艂 dost臋p do obu telewizji kablowych, nie trzyma艂 w domu alkoholu i gustowa艂 w zdrowej 偶ywno艣ci. S膮dz膮c po zawarto艣ci zamra偶arki, szczeg贸ln膮 sympati膮 darzy艂 koszerne hot-dogi. Nie wpadli na 艣lad 偶adnych skrytek, ani niczego, co wzbudza艂oby jakiekolwiek podejrzenia. By艂o to zarazem dobrze i niedobrze.

Zadzwoni艂 telefon. Nikt si臋 nie ruszy艂. Nie by艂o ich tutaj, a gdyby kto艣 chcia艂 si臋 z nimi po艂膮czy膰, s艂u偶y艂y temu telefony kom贸rkowe i pagery.

Po drugim sygnale us艂yszeli g艂os Ramana.

— Dzie艅 dobry, tutaj numer 536-3040. Nikogo teraz nie ma w domu, ale odezw臋 si臋, je艣li zostawisz wiadomo艣膰.

— Pomy艂ka — sykn膮艂 jeden z agent贸w.

— Trzeba spisa膰 wiadomo艣ci.

Techniczny specjalista grupy zaj膮艂 si臋 tym natychmiast; cyfrowy system zapisu chroniony by艂 kodem ustawionym przez producenta. Agent uruchomi艂 sze艣膰 przycisk贸w, inny zacz膮艂 notowa膰. Trzy wiadomo艣ci do Ramana i kolejna pomy艂ka. Kto艣 mia艂 interes do jakiego艣 pana Sloana.

— Dywan? Alahad?

— Nazwisko pasuje do sprzedawcy dywan贸w.

Rozejrzeli si臋, ale w mieszkaniu by艂a tylko normalna wyk艂adzina.

— Tak czy siak, wszystko trzeba zapisa膰.

Wi臋cej by艂o w tym przyzwyczajenia ni偶 podejrze艅. Sprawdza膰 trzeba wszystko. Zupe艂nie jak w zwyk艂ej dochodzeni贸wce: nigdy nic nie wiadomo.

W tym samym momencie telefon zadzwoni艂 powt贸rnie. Wszyscy wpatrzyli si臋 w aparat, jak gdyby by艂 偶ywym cz艂owiekiem.

* * *

Cholera, pomy艣la艂 Raman, zapomnia艂em o wymazaniu wcze艣niejszych zapis贸w. Nie nagra艂o si臋 nic nowego; jego kontroler nie odezwa艂 si臋. By艂oby zreszt膮 dziwne, gdyby to zrobi艂. Siedz膮c w hotelu w Pittsburghu, Raman wystuka艂 polecenie Skasuj wszystko. Przy nowych systemach cyfrowych mi艂e by艂o to, 偶e wiadomo艣膰 gin臋艂a raz na zawsze, co niekoniecznie musia艂o by膰 prawdziwe z ta艣mami magnetycznymi.

* * *

Agenci FBI spojrzeli po sobie.

— Ka偶dy tak robi — mrukn膮艂 w ko艅cu jeden i wzruszy艂 ramionami. Wszyscy si臋 z tym zgodzili; ka偶demu te偶 nie jeden raz zdarza艂y si臋 pomy艂kowe po艂膮czenia.

* * *

Ku rado艣ci cz艂onk贸w Ochrony, Chirurg t臋 noc sp臋dzi艂a na pi臋trze rezydencji. Roy Altman i ca艂a reszta byli w nieustannym stresie, kiedy przebywa艂a na oddziale zad偶umionych (tak to mi臋dzy sob膮 nazywali) w Hopkinsie, nie tylko bowiem nara偶a艂a si臋 na niebezpiecze艅stwo, ale tak偶e pracowa艂a bez wytchnienia. Dzieci Ryan贸w, jak wi臋kszo艣膰 ameryka艅skich r贸wie艣nik贸w, ogl膮da艂y telewizj臋 i bawi艂y si臋 pod okiem agent贸w, kt贸rzy z ulg膮 stwierdzali, 偶e nie pojawi艂y si臋 偶adne niepokoj膮ce symptomy. Miecznik znajdowa艂 si臋 w Sali Sytuacyjnej.

— Kt贸ra jest teraz w Indiach?

— Dziesi臋膰 godzin wyprzedzenia, sir.

— Po艂膮czcie mnie z ni膮.

* * *

Pierwszy 747, Unitek oznakomaniem United Airlines, przekroczy艂 saudyjsk膮 granic臋 powietrzn膮 wcze艣niej ni偶 przypuszczano, gdy偶 trafi艂 na pomy艣lny wiatr arktyczny. Nie by艂o sensu wybiera膰 w tej cz臋艣ci 艣wiata bardziej zawi艂ej trasy, gdy偶 Sudan, podobnie jak Egipt i Jordania, mia艂 lotniska i samoloty, a rozs膮dnie nale偶a艂o przyj膮膰, 偶e ZRI ma swoich wywiadowc贸w w tych krajach. Saudyjskie si艂y powietrzne, wzmocnione my艣liwcami F-16, kt贸re w ramach operacji BIZON przemkn臋艂y si臋 poprzedniego dnia z Izraela, stale patrolowa艂y granic臋 ze ZRI. W powietrzu znajdowa艂y si臋 te偶 dwa E-3B-AWACS ze swymi obrotowymi antenami dyskowymi. S艂o艅ce wstawa艂o nad t膮 cz臋艣ci膮 艣wiata; w ka偶dym razie z g贸ry wida膰 by艂o jego pierwsze promienie, chocia偶 na dole panowa艂a jeszcze ciemno艣膰.

* * *

— Dzie艅 dobry, pani premier, tutaj Jack Ryan.

— Mi艂o us艂ysze膰 pa艅ski g艂os. Zdaje si臋, 偶e w Waszyngtonie jest teraz p贸藕na noc, prawda?

— Oboje pracujemy w dziwnych porach. U pani chyba w艂a艣nie zaczyna si臋 dzie艅.

— Tak — odpowiedzia艂a kr贸tko. Jack trzyma艂 w r臋ku tradycyjn膮 s艂uchawk臋, ale rozmowa by艂a tak偶e rejestrowana na magnetofonie, zaopatrzonym przez CIA w analizator napi臋cia w g艂osie rozm贸wcy. — Panie prezydencie, czy sytuacja w pa艅skim kraju poprawi艂a si臋 chocia偶 troch臋?

— Mo偶e jeszcze nie ca艂kiem, ale s膮 podstawy do nadziei.

— Czy mo偶emy by膰 w czym艣 pomocni?

Oba g艂osy wyprane by艂y z emocji, je艣li nie liczy膰 fa艂szywej serdeczno艣ci ludzi, kt贸rzy nawzajem siebie podejrzewaj膮, chocia偶 staraj膮 si臋 tego nie ujawnia膰.

— Tak, istotnie.

— W jaki spos贸b?

— Pani premier, w tej chwili kilka naszych okr臋t贸w p艂ynie przez Morze Arabskie — powiedzia艂 Ryan.

— Doprawdy?

Ton zupe艂nie oboj臋tny.

— Tak, prosz臋 pani, i dobrze pani o tym wie. Oto moja pro艣ba: niech pani osobi艣cie dopilnuje tego, aby wasze jednostki, kt贸re r贸wnie偶 wysz艂y w morze, nie usi艂owa艂y zak艂贸ci膰 przej艣cia naszej grupy okr臋t贸w.

— Sk膮d ta pro艣ba? Dlaczego mia艂abym czego艣 dopilnowywa膰? Nawiasem m贸wi膮c, dok膮d p艂yn膮 wasze okr臋ty?

— Wystarczy jedno polecenie pani premier.

Prawa r臋ka Ryana chwyci艂a drugi o艂贸wek.

— Prosz臋 mi wybaczy膰, panie prezydencie, ale nie rozumiem, jaka jest intencja pa艅skiego telefonu.

— Oto intencja: chc臋 uzyska膰 obietnic臋, 偶e osobi艣cie zatroszczy si臋 pani o to, aby okr臋ty wojenne Indii nie usi艂owa艂y przeszkodzi膰 w pokojowym rejsie jednostkom Marynarki Stan贸w Zjednoczonych Ameryki.

Ale偶 to s艂abeusz, pomy艣la艂a. My艣li, 偶e powtarzanie si臋 zwi臋ksza moc s艂贸w.

— Panie prezydencie, pa艅ski telefon zaskakuje mnie i niepokoi, gdy偶 pojawia si臋 w nim jaki艣 niebezpieczny ton. Wasze okr臋ty wojenne przep艂ywaj膮 w pobli偶u mojego kraju, tymczasem milczeniem zbywa pan moje pytanie o cel tej demonstracji si艂y. Przesuwanie tak znacznych si艂 bez najmniejszych wyja艣nie艅, 偶e ju偶 nie wspomn臋 o uprzedzeniu, trudno uzna膰 za akt przyja藕ni.

A gdyby tak uda艂o jej si臋 zmusi膰 go do zawr贸cenia?

Nie m贸wi艂em?, Zobaczy艂 na karteczce podsuni臋tej przez Goodmana.

— Pani premier, zmusza mnie pani, bym po raz trzeci postawi艂 t臋 kwesti臋: czy obieca mi pani, 偶e nie b臋dziecie robi膰 偶adnych trudno艣ci?

— Prosz臋 mi najpierw powiedzie膰, jakim prawem naruszacie nasze wody terytorialne?

— 艢wietnie. — Ton g艂osu Ryana zmieni艂 si臋 raptownie. — Pani premier, przemieszczenie tych okr臋t贸w nie ma 偶adnego zwi膮zku z pani krajem, chcia艂bym jednak zapewni膰, 偶e jednostki te dotr膮 do portu przeznaczenia. Poniewa偶 maj膮 do wykonania zadanie o 偶ywotnym znaczeniu dla mego kraju, nie b臋dziemy tolerowa膰, powtarzam, nie b臋dziemy tolerowa膰 偶adnych pr贸b ingerencji. Ostrzegam niniejszym, 偶e ka偶dy niezidentyfikowany samolot czy okr臋t, kt贸ry zbli偶y si臋 do naszych jednostek, nara偶a si臋 na powa偶ne konsekwencje, z u偶yciem si艂y w艂膮cznie. To znaczy, przepraszam, nie „nara偶a si臋”, ale „mo偶e by膰 pewien powa偶nych konsekwencji”. Aby ich unikn膮膰, sk艂adam niniejsze o艣wiadczenie i chc臋 w zamian us艂ysze膰 pani obietnic臋, 偶e nasze okr臋ty nie zostan膮 zaatakowane.

— Czy偶by pan mi grozi艂, panie prezydencie? Wiele jestem w stanie z艂o偶y膰 na karb stresu, w jakim pan si臋 znalaz艂, ale nic nie mo偶e usprawiedliwi膰 takiego traktowania suwerennego kraju.

— Pani premier, mo偶e zatem ujm臋 ca艂膮 spraw臋 jeszcze wyra藕niej. Wobec Stan贸w Zjednoczonych u偶yto broni masowego ra偶enia. Ka偶da pr贸ba przeszkodzenia w poczynaniach naszych si艂 zbrojnych musi w tym kontek艣cie zosta膰 uznana za kolejny akt wojny, a ka偶de pa艅stwo, kt贸re si臋 na to decyduje, musi by膰 艣wiadome konsekwencji, na jakie si臋 z tego powodu nara偶a.

— A kt贸偶 to u偶y艂 broni masowego ra偶enia wobec pa艅skiego kraju?

— Pani premier, nie s膮dz臋, by powinna si臋 pani tym interesowa膰 w tej chwili. Natomiast jestem przekonany, 偶e w obop贸lnym interesie naszych kraj贸w le偶y powr贸t okr臋t贸w wojennych Indii do ich baz.

— 艢mie pan stawia膰 mi 偶膮dania?

— Pani premier, z ca艂ym szacunkiem rozpocz膮艂em od pro艣by, na kt贸r膮 pani uzna艂a za stosowne nie zareagowa膰, pomimo jej trzykrotnego wyra偶enia. Ju偶 to uwa偶am za nieprzyjazne zachowanie. Stawiam wi臋c pytanie: czy chce pani, by jej kraj znalaz艂 si臋 w stanie wojny ze Stanami Zjednoczonymi Ameryki?

— Panie prezydencie...

— Je艣li bowiem pani okr臋ty nie usun膮 si臋 z drogi naszym, oznacza膰 to b臋dzie wojn臋. — O艂贸wek trzasn膮艂 w palcach Ryana. — Moim zdaniem, pani premier, wybra艂a pani sobie niew艂a艣ciwych przyjaci贸艂. Mam nadziej臋, 偶e si臋 myl臋, gdyby jednak moje podejrzenia potwierdzi艂y si臋, Indie mog膮 drogo zap艂aci膰 za ten b艂膮d. Przeprowadzono bezpo艣redni atak na obywateli mojego kraju. By艂 to atak okrutny i barbarzy艅ski, wykorzystuj膮cy bro艅 masowego ra偶enia. — Jack starannie wyakcentowa艂 te s艂owa. — Mieszka艅cy USA jeszcze o tym nie wiedz膮, ale sytuacja niebawem si臋 zmieni. A kiedy tak si臋 stanie, pani premier, ci, kt贸rzy odpowiadaj膮 za t臋 napa艣膰, b臋d膮 musieli zap艂aci膰. Nie wystosujemy noty protestacyjnej. Nie za偶膮damy nadzwyczajnego posiedzenia Rady Bezpiecze艅stwa ONZ. Przyst膮pimy do wojny, pani premier, przyst膮pimy z ca艂膮 si艂膮 i zdecydowaniem, na jakie sta膰 m贸j kraj i jego obywateli. Czy teraz rozumie ju偶 pani dlaczego zadzwoni艂em? Kto艣 sprawi艂, 偶e w granicach swojej ojczyzny umarli i umieraj膮 niewinni m臋偶czy藕ni, kobiety i dzieci. Zaatakowano tak偶e moj膮 c贸rk臋. Pani premier, czy chce pani sw贸j kraj uczyni膰 wsp贸艂odpowiedzialnym za te dzia艂ania? Je艣li tak, to mo偶e pani uzna膰, 偶e wojna pomi臋dzy naszymi pa艅stwami ju偶 si臋 rozpocz臋艂a.

56
Zaj臋cie pozycji

— Jack, by艂e艣 艣wietny — sapn膮艂 Jackson.

— Z naszym pobo偶nym przyjacielem nie p贸jdzie tak 艂atwo — odpar艂 prezydent i potar艂 spocone d艂onie. — I wcale nie mo偶emy by膰 pewni, 偶e pani premier nie b臋dzie kombinowa膰. Grupa operacyjna KOMEDIA znajduje si臋 odt膮d w DEFCON 1. Maj膮 niszczy膰 wszystko, co przejawia wrogie zamiary. Tylko upewnij si臋, 偶e dow贸dca potrafi rusza膰 g艂ow膮.

W Sali Sytuacyjnej zrobi艂o si臋 cicho, a mimo obecno艣ci wszystkich os贸b, Ryan poczu艂 si臋 bardzo samotny. Byli sekretarz Bretano i szefowie sztab贸w, Departament Stanu reprezentowa艂 Rutledge, by艂 sekretarz Winston, kt贸rego s膮dowi Jack ufa艂, by艂 Goodley, kt贸ry zna艂 wszystkie doniesienia wywiadu, byli te偶, oczywi艣cie, szef personelu Bia艂ego Domu i agenci Oddzia艂u. Wszyscy s艂u偶yli rad膮, ale on sam musia艂 rozmawia膰 z premier Indii, gdy偶, niezale偶nie od wszelkich porad i umiej臋tno艣ci, to Jack Ryan by艂 prezydentem USA, kraju, kt贸ry szykowa艂 si臋 do wojny.

* * *

Dziennikarze dowiedzieli si臋 o tym nad Atlantykiem. Ameryka w ka偶dej chwili oczekiwa艂a ataku ZRI na kt贸re艣 z pa艅stw Zatoki Perskiej, oni za艣 mieli o wydarzeniu poinformowa膰 opini臋 publiczn膮. Powiedziano im, jakich si艂 u偶y艂y Stany Zjednoczone.

— To wszystko co tam mamy? — spyta艂 kto艣 z niedowierzaniem.

— Jak na razie wszystko — potwierdzi艂 rzecznik prasowy Armii.

— Mamy nadziej臋, 偶e wystarczy, aby zniech臋ci膰 ZRI do ataku, je艣li jednak nie, b臋dzie troch臋 emocji.

— Nie wiem, czy „emocje” to najw艂a艣ciwsze s艂owo w tej sytuacji — powiedzia艂 z niesmakiem jeden z dziennikarzy.

Kiedy jednak poinformowano ich, dlaczego tak w艂a艣nie u艂o偶y艂y si臋 sprawy, w pozbawionym okien C-135, kt贸ry wi贸z艂 ich do Arabii Saudyjskiej, zapad艂a g艂ucha cisza.

* * *

Na si艂y zbrojne Kuwejtu sk艂ada艂y si臋 dwie brygady pancerne, kt贸re uzupe艂nia艂a zmotoryzowana brygada zwiadu, uzbrojona w bro艅 przeciwpancern膮 i maj膮ca stanowi膰 pierwsz膮 os艂on臋 granicy. Owe dwie brygady stacjonowa艂y zwykle w g艂臋bi kraju, przygotowane do odparcia prawdziwego natarcia, a nie wst臋pnego uderzenia, kt贸re najpewniej powinno s艂u偶y膰 zmyleniu obro艅c贸w. 10. pu艂k kawalerii pancernej USA zaj膮艂 miejsce pomi臋dzy nimi i nieco z ty艂u. Pojawi艂y si臋 pewne niejasno艣ci co do zwierzchniego dow贸dztwa. Pu艂kownik Magruder mia艂 za sob膮 najd艂u偶sz膮 s艂u偶b臋 i najwi臋ksze do艣wiadczenie taktyczne, po艣r贸d Kuwejtczyk贸w byli jednak oficerowie starsi od niego rang膮 — na czele ka偶dej brygady sta艂 genera艂 brygady — a poza tym to by艂 ich kraj. Z drugiej strony, by艂 on na tyle niewielki, 偶e wystarcza艂o jedno stanowisko og贸lnego dowodzenia, a zadaniem Magrudera by艂o kierowanie w艂asnym oddzia艂em oraz s艂u偶enie rad膮 kuwejckim sojusznikom. Ci byli jednocze艣nie dumni i podenerwowani. Mieli powody do dumy z wysi艂k贸w, kt贸re ich kraj podj膮艂 po 1990 roku. Nie by艂a to ju偶 operetkowa armia, kt贸r膮 uderzenie irackie roznios艂o w puch — aczkolwiek pojedyncze oddzia艂y walczy艂y bardzo dzielnie — teraz dysponowali wyszkolonym i zmechanizowanym wojskiem, albo tak to przynajmniej wygl膮da艂o. Nerwowo艣膰 wynika艂a z faktu, 偶e przeciwnik by艂 bez por贸wnania liczniejszy, a ich 偶o艂nierzom — g艂贸wnie rezerwistom — wiele jeszcze brakowa艂o, aby mogli sprosta膰 ameryka艅skim standardom, do kt贸rych aspirowali. Naprawd臋 znali si臋 tylko na strzelaniu. Niszczenie cel贸w z armat czo艂gowych by艂o bardzo istotn膮 umiej臋tno艣ci膮, a 偶o艂nierzy Kuwejtu na dodatek niezmiernie fascynowa艂o; braki w stanach obu dywizji wynika艂y z faktu, 偶e w dwudziestu czo艂gach wymieni膰 trzeba by艂o lufy; robi艂y to wynaj臋te firmy cywilne, 偶o艂nierze za艣 bezczynnie czekali.

艢mig艂owce 10. pu艂ku kawalerii patrolowa艂y obszar nadgraniczny, a ich radary Longbow penetrowa艂y obszar daleko w g艂膮b ZRI, ale nic nie wskazywa艂o na to, by przemieszcza艂y si臋 tam jakie艣 du偶e formacje. Cztery samoloty kuwejckie nieustannie by艂y w powietrzu, podczas gdy reszta lotnictwa znajdowa艂a si臋 w stanie najwy偶szej gotowo艣ci bojowej. Chocia偶 liczebna przewaga wroga by艂a przygniataj膮ca, 1990 rok si臋 nie powt贸rzy. Najwi臋cej pracy mieli saperzy, kt贸rzy kopali do艂y na tyle g艂臋bokie, aby czo艂gi mog艂y prowadzi膰 pozycyjn膮 obron臋; nad ziemi臋 wystawa膰 mia艂y tylko ich wie偶e pokryte siatkami maskuj膮cymi.

— No i jak, pu艂kowniku? — spyta艂 najwa偶niejszy z kuwejckich genera艂贸w.

— Trudno co艣 zarzuci膰 waszej dyslokacji — powiedzia艂 Magruder, nie zdradzaj膮c wszystkich swoich uczu膰. Dwa, trzy tygodnie intensywnych 膰wicze艅 by艂yby b艂ogos艂awie艅stwem.

Przeprowadzili bardzo prost膮 pr贸b臋: jeden z jego batalion贸w zaatakowa艂 kuwejck膮 1. Brygad臋 i dosy膰 艂atwo si臋 z ni膮 rozprawi艂. Nie warto by艂o teraz podwa偶a膰 ich wiary w siebie. Byli pe艂ni entuzjazmu, w strzelaniu osi膮gali wyniki zbli偶aj膮ce si臋 do siedemdziesi臋ciu procent norm ameryka艅skich, ale wiele musieli si臋 jeszcze nauczy膰, je艣li chodzi o manewrowanie. Potrzeba czasu, 偶eby zbudowa膰 nowoczesn膮 armi臋 i wyszkoli膰 oficer贸w orientuj膮cych si臋 na polu bitwy.

* * *

— Wasza wysoko艣膰, chcia艂bym gor膮co podzi臋kowa膰 za dotychczasow膮 wsp贸艂prac臋 — powiedzia艂 Ryan. Zegar w Sali Sytuacyjnej wskazywa艂 godzin臋 2.10.

— Jack, przy odrobinie szcz臋艣cia, na widok naszej gotowo艣ci nie o艣miel膮 si臋 ruszy膰 — odrzek艂 ksi膮偶臋 Ali ibn Szejk.

— Chcia艂bym, 偶eby tak by艂o. Teraz jednak musz臋 poinformowa膰 ci臋 jeszcze o czym艣, Ali. W ci膮gu dnia otrzymasz pe艂niejsz膮 informacj臋 od naszego ambasadora. Musisz wiedzie膰 o tym, o czym wiedz膮 ju偶 tak偶e twoi s膮siedzi. Tym razem nie chodzi tylko o rop臋.

Wyja艣nienia zabra艂y pi臋膰 minut.

— Czy jeste艣 tego pewien?

— Za cztery godziny wasza wysoko艣膰 b臋dzie mia艂a w swoim r臋ku dowody. Nie poinformowali艣my jeszcze o tym nawet naszych 偶o艂nierzy.

— Czy mog膮 t臋 bro艅 zastosowa膰 przeciw nam?

Naturalne pytanie. Sama wzmianka o wojnie biologicznej przyprawia艂a ka偶dego o dreszcze.

— Nie s膮dz臋, Ali. Warunki atmosferyczne temu nie sprzyjaj膮. Tak偶e i to zosta艂o sprawdzone. Prognoza na nadchodz膮cy tydzie艅 m贸wi艂a o pogodzie upalnej, suchej i s艂onecznej.

— Panie prezydencie, si臋gni臋cie po taki 艣rodek jest aktem skrajnego barbarzy艅stwa.

— I st膮d nasz l臋k, 偶e teraz ju偶 si臋 nie cofn膮. Nie mog膮...

— Panie prezydencie, nie nale偶y u偶ywa膰 w tym przypadku liczby mnogiej. To tylko jeden bezbo偶ny cz艂owiek. Kiedy poinformuje pan o tym sw贸j nar贸d?

— Wkr贸tce.

— Jack, musisz powiedzie膰 swoim rodakom, 偶e nasza religia, nasza wiara nie maj膮 z tym nic wsp贸lnego.

— Wiem o tym, wasza wysoko艣膰. Tutaj nie chodzi o Boga, lecz o w艂adz臋. Jak zawsze. Pora ko艅czy膰. Mam mn贸stwo obowi膮zk贸w.

— Podobnie jak ja. Musz臋 jak najszybciej zobaczy膰 si臋 z kr贸lem.

— Przeka偶 mu, prosz臋, wyrazy mojego szacunku. Nasz sojusz pozostanie mocny jak dotychczas, Ali.

Na tym rozmowa si臋 zako艅czy艂a.

— Gdzie w tej chwili jest Adler?

— W drodze na Tajwan — wyja艣ni艂 Rutledge.

Negocjacje trwa艂y w dalszym ci膮gu, chocia偶 teraz intencje ChRL stawa艂y si臋 jasne.

— Mamy bezpieczne po艂膮czenie z samolotem. Poinformuj go o wszystkim — poleci艂 Ryan podsekretarzowi. — Czy powinienem jeszcze co艣 zrobi膰 w tej chwili?

— Po艂o偶y膰 si臋 spa膰 — powiedzia艂 admira艂 Jackson. — I nie zrywa膰 si臋 skoro 艣wit.

— Dobra my艣l. — Ryanowi odrobin臋 kr臋ci艂o si臋 w g艂owie z napi臋cia i braku snu. — Zbud藕cie mnie, je艣li b臋dzie trzeba.

Nikt nie powiedzia艂 tego, co wszyscy pomy艣leli: z pewno艣ci膮 nikt tego nie zrobi.

* * *

— Pi臋knie — powiedzia艂 komandor Kemper, czytaj膮c rozkaz z CINCLANT. — Teraz wszystko jest znacznie prostsze.

Od grupy indyjskiej dzieli艂o ich jeszcze dwie艣cie mil, osiem godzin drogi pod pe艂n膮 par膮 — nadal u偶ywa艂o si臋 tego okre艣lenia, chocia偶 wszystkie okr臋ty wojenne by艂y teraz wyposa偶one w silniki turbinowe. Kemper si臋gn膮艂 po telefon i prze艂膮czy艂 go na system wewn臋trznego nag艂o艣nienia I-MC.

— Uwaga, m贸wi dow贸dca. Grupa operacyjna KOMEDIA jest teraz w DEFCON 1. Znaczy to, 偶e otwieramy ogie艅 do ka偶dego, kto si臋 zbli偶y. Zadanie nasze polega na dostarczeniu czo艂g贸w do Arabii Saudyjskiej. Jednocze艣nie przerzucani s膮 tam nasi 偶o艂nierze, gdy偶 spodziewany jest atak nowo powsta艂ej Zjednoczonej Republiki Islamskiej na naszych sojusznik贸w w tej cz臋艣ci 艣wiata. Za szesna艣cie godzin zostaniemy wzmocnieni przez jednostki nawodne p艂yn膮ce tutaj z Morza 艢r贸dziemnego. Potem wp艂yniemy do Zatoki Perskiej, aby wykona膰 postawione przed nami zadanie. Ochron臋 powietrzn膮 zapewni膮 nam my艣liwce F-16, nale偶y si臋 jednak spodziewa膰, 偶e ZRI nie b臋dzie zadowolona z naszego pojawienia si臋. USS „Anzio” rusza na wojn臋, przyjaciele. To tyle na razie.

Zmieni艂 ustawienie prze艂膮cznika.

— Za p贸艂 godziny chc臋 zobaczy膰 symulacje zagro偶e艅. Musimy uwzgl臋dni膰 wszystkie sztuczki, jakich mo偶emy si臋 po nich spodziewa膰. Za dwie godziny dostaniemy najnowszy raport wywiadu.

— A co z Hindusami? — spyta艂 Weps.

— Ich tak偶e nie spuszczamy z oczu.

Na g艂贸wnym ekranie wida膰 by艂o samolot P-3 Orion, kt贸ry przelatywa艂 nad KOMEDI膭, aby zluzowa膰 na stanowisku inny samolot obserwacyjny. Grupa „Anzio” p艂yn臋艂a teraz na wsch贸d, po raz kolejny od pewnego czasu przecinaj膮c w艂asny kilwater.

* * *

Satelita K-11 sun膮艂 nad Zatok膮 Persk膮 z p贸艂nocnego zachodu na po艂udniowy wsch贸d. Jego kamery, kt贸re sfotografowa艂y ju偶 trzy korpusy Armii Boga, robi艂y teraz zdj臋cia ca艂ego ira艅skiego wybrze偶a, aby zlokalizowa膰 wyrzutnie wyprodukowanych w Chinach rakiet Silkworm. Obrazy z elektronicznych kamer przekazywane by艂y do wisz膮cego nad Oceanem Indyjskim satelity komunikacyjnego, a stamt膮d do Waszyngtonu, gdzie analitycy, nadal nosz膮cy na twarzach chirurgiczne maski, natychmiast zacz臋li szuka膰 na fotografiach tych, podobnych z sylwetki do samolot贸w, pocisk贸w ziemia-powietrze. Wyrzutnie sta艂e ju偶 dawno zosta艂y umiejscowione, ale Silkworm mo偶na tak偶e by艂o odpala膰 ze skrzyni du偶ej ci臋偶ar贸wki, nale偶a艂o wi臋c przepatrzy膰 wiele nadmorskich dr贸g.

* * *

Pierwsza grupa czterech pasa偶erskich samolot贸w wyl膮dowa艂a bez przeszk贸d pod Dharhanem. Nikt nawet nie zawraca艂 sobie g艂owy ceremoni膮 powitaln膮. By艂o gor膮co. Po zaskakuj膮co zimnej i mokrej zimie, wiosna przysz艂a szybko, co oznacza艂o 40 stopni w po艂udnie, w por贸wnaniu z 60 w lecie. W nocy temperatura spada艂a jednak do mniej wi臋cej 5 stopni. Tak blisko wybrze偶a powietrze by艂o te偶 bardzo wilgotne.

Do pierwszego samolotu podjecha艂y schody, a jako pierwszy pojawi艂 si臋 na nich genera艂 brygady Marion Diggs. Mia艂 by膰 dow贸dc膮 operacji l膮dowych. Nadal szalej膮ca w Ameryce epidemia dosi臋g艂a tak偶e baz臋 lotnicz膮 w Mac Dill na Florydzie, gdzie swoje kwatery mia艂o dow贸dztwo centralne. Dokumenty, do kt贸rych zajrza艂, powiada艂y, 偶e 366. Skrzyd艂em r贸wnie偶 dowodzi jednogwiazdkowy genera艂, m艂odszy jednak od niego starsze艅stwem. Schodz膮c po schodkach, Diggs pomy艣la艂, 偶e od bardzo dawna tak wa偶n膮 operacj膮 nie dowodzi艂 oficer r贸wnie nisko stoj膮cy w hierarchii wojska jak on.

Na dole czeka艂 na niego trzygwiazdkowy genera艂 saudyjski. Oddali sobie honory i wsiedli do auta, kt贸re mia艂o ich zawie藕膰 do lokalnego punktu dowodzenia, aby mogli si臋 zaznajomi膰 z najnowszymi doniesieniami wywiadu. Opr贸cz Diggsa przylecia艂o r贸wnie偶 ca艂e dow贸dztwo 11. pu艂ku, a w trzech pozosta艂ych samolotach zesp贸艂 wywiadu, kontrwywiadu oraz 偶andarmerii, a tak偶e wi臋kszo艣膰 2. szwadronu Czarnego Konia. Podstawione autobusy mia艂y ich dostarczy膰 do bazy King Chalid. Wszystko bardzo przypomina艂o prowadzone w czasach zimnej wojny 膰wiczenia Reforger, podczas kt贸rych odgrywano starcie mi臋dzy si艂ami NATO i Uk艂adu Warszawskiego, a 偶o艂nierze ameryka艅scy wysiadali z samolot贸w, 艂adowali si臋 do pojazd贸w bojowych i ruszali na front. Wtedy nigdy nie wysz艂o to poza manewry, teraz jednak dzia艂o si臋 naprawd臋. Dwie godziny p贸藕niej 2. batalion jecha艂 na pozycje.

* * *

— Jak mam to rozumie膰? — spyta艂 Darjaei.

— Jak si臋 wydaje, dokonywany jest w艂a艣nie przerzut oddzia艂贸w — wyja艣ni艂 szef wywiadu. — Stacje radarowe w zachodnim Iraku wykry艂y samoloty pasa偶erskie, kt贸re znad Izraela wlatuj膮 w przestrze艅 powietrzn膮 Arabii Saudyjskiej. Zauwa偶ono r贸wnie偶 my艣liwce, kt贸re je eskortuj膮, a tak偶e patroluj膮 granice.

— Co wi臋cej?

— Nic w tej chwili, w ka偶dym razie wydaje si臋 prawdopodobne, 偶e Ameryka wzmacnia swoje si艂y w kr贸lestwie. Trudno mi powiedzie膰 o jak膮 formacj臋 chodzi, ale nie mo偶e ona by膰 du偶a. Wszystkie dywizje stacjonuj膮ce w Niemczech poddane s膮 kwarantannie, to samo dotyczy jednostek w samych Stanach. Nieliczne nadaj膮ce si臋 do wykorzystania oddzia艂y skierowane zosta艂y do utrzymania porz膮dku wewn臋trznego w USA.

— Powinni艣my natychmiast ich zaatakowa膰 — o艣wiadczy艂 doradca do spraw lotnictwa.

— To by艂by b艂膮d — sprzeciwi艂 si臋 szef wywiadu. — W ten spos贸b naruszyliby艣my saudyjsk膮 przestrze艅 powietrzn膮 i uprzedziliby艣my przedwcze艣nie tych gamoni贸w. Amerykanie mog膮 przerzuci膰 wojska co najwy偶ej wielko艣ci brygady. Druga znajduje si臋 na Diego Garcia — to znaczy, m贸wi膮c 艣ci艣lej, sprz臋t dla drugiej — ale nie ma 偶adnych informacji, 偶eby tam co艣 si臋 dzia艂o. Gdyby jednak nawet do tego dosz艂o, zatrzymaliby ich nasi przyjaciele z Indii.

— Mamy ufa膰 poganom? — spyta艂 z pogard膮 przedstawiciel si艂 powietrznych. W ten spos贸b muzu艂manie traktowali religi臋 panuj膮c膮 na subkontynencie.

— Mo偶emy zaufa膰 wrogo艣ci Hindus贸w do Ameryki. Trzeba spyta膰, czy ich flota dostrzeg艂a co艣 niepokoj膮cego. Tak czy owak, wszystkim, na co jeszcze ewentualnie mog膮 si臋 zdoby膰 Amerykanie, jest najwy偶ej jedna brygada. Nic wi臋cej.

— Atakowa膰?

— To zagrozi bezpiecze艅stwu naszej g艂贸wnej operacji — przestrzega艂 wywiadowca.

— Musieliby by膰 g艂upcami, 偶eby nie wiedzieli jeszcze, 偶e co艣 szykujemy!

— Amerykanie nie maj膮 podstaw, aby podejrzewa膰, 偶e podj臋li艣my wobec nich jakie艣 nieprzyjazne kroki. Zaatakowanie samolot贸w — je艣li istotnie s膮 to ich maszyny — niepotrzebnie by ich rozdra偶ni艂o. Najprawdopodobniej zaniepokoi艂y ich ruchy naszych oddzia艂贸w w Iranie, wi臋c postanowili troch臋 si臋 wzmocni膰. Kiedy przyjdzie na to pora, zajmiemy si臋 i nimi.

— Po艂膮czcie mnie z Indiami — poleci艂 Darjaei.

* * *

— Tylko radary nawigacyjne... Dwa przeszukuj膮ce powietrze, pewnie z lotniskowc贸w — informowa艂 oficer. — Kurs zero-dziewi臋膰-zero, szybko艣膰 oko艂o szesnastu w臋z艂贸w.

Oficer taktyczny na Orionie — zwany Taco — przyjrza艂 si臋 mapie. Indyjska grupa lotniskowcowa znajdowa艂a si臋 na wschodnim skraju 艂uku, kt贸ry przez kilka ostatnich dni przemierza艂a ruchem wahad艂owym. Za dwadzie艣cia minut powinni zmieni膰 kurs na zachodni. Gdyby to nast膮pi艂o, zacz臋艂oby si臋 robi膰 gor膮co. KOMEDI臉 dzieli艂o teraz sto dwadzie艣cia mil od flotylli Indii, a samoloty nieprzerwanie przekazywa艂y informacje do „Anzio” i „Kidda”. Pod skrzyd艂ami, w kt贸re wmontowano cztery turboodrzutowe silniki Lockheed, znalaz艂y si臋 teraz cztery pociski Harpoon. Bia艂y kolor wskazywa艂 na to, 偶e nie s膮 to 膰wiczebne atrapy. Samolot podlega艂 teraz dow贸dztwu komandora Kempera z „Anzio”, na kt贸rego rozkaz wystrzeli艂by po dwa pociski na ka偶dy lotniskowiec. Kilka minut p贸藕niej pofrun膮膰 m贸g艂 r贸j nast臋pnych Harpoon贸w i Tomahawk贸w.

— Nie usi艂uj膮 kontrolowa膰 emisji — mrukn膮艂 oficer.

— Przeprowadzaj膮 zwyk艂y namiar nawigacyjny — odezwa艂 si臋 od pulpitu operator. — KOMEDIA musi ich mie膰 na swoim ESM. — Po prostu 艣wiec膮 prosto w niebo.

KOMEDIA musia艂a wybra膰 jedno z dwojga. Albo ograniczy膰 emisj臋, wy艂膮czy膰 radary, aby druga strona musia艂a zu偶y膰 czas i paliwo na szukanie ich, albo w艂膮czy膰 dos艂ownie wszystko, tworz膮c elektroniczn膮 ba艅k臋, kt贸r膮 艂atwo by艂o wykry膰, ale niebezpiecznie bada膰. Dow贸dca „Anzio” zdecydowa艂 si臋 na to drugie.

— Jakie艣 rozmowy pilot贸w? — rzuci艂 Taco pod adresem innego stanowiska.

— Nie, sir, 偶adnych.

Nisko lec膮cy Orion powinien by膰 niewidoczny dla indyjskich operator贸w, pomimo ich radar贸w przeszukuj膮cych obszar. Dow贸dca czu艂 siln膮 pokus臋, 偶eby zwi臋kszy膰 pu艂ap i ujawni膰 si臋, u偶ywaj膮c w艂asnego radaru. Co planowali Hindusi? Mo偶e kilka jednostek od艂膮czy艂o si臋 od reszty grupy i pop艂yn臋艂o na zach贸d, aby nieoczekiwanie dokona膰 ataku rakietowego? Nie mia艂 poj臋cia, co my艣l膮, a do dyspozycji mia艂 tylko kurs grupy lotniskowcowej, wyliczony przez komputery na podstawie namiar贸w radarowych. Dzi臋ki GPS komputer na bie偶膮co podawa艂 dok艂adne po艂o偶enie samolotu. W po艂膮czeniu z informacj膮 o 藕r贸d艂ach promieniowania pozwala艂o to wyliczy膰 ich przemieszczanie si臋 i...

— Jaka艣 zmiana kursu?

— Nie, sir. Kurs ci膮gle zero-dziewi臋膰-zero, szesna艣cie w臋z艂贸w. Wychodz膮 z ekranu. W ci膮gu ostatnich trzech dni nigdy nie znale藕li si臋 tak daleko. S膮 teraz o trzydzie艣ci mil na wsch贸d od kursu KOMEDII.

— Czy偶by zmienili zamiary?

* * *

— Tak, nasze okr臋ty s膮 na morzu — zapewni艂a.

— Czy wykry艂y okr臋ty ameryka艅skie?

Premier Indii by艂a sama w gabinecie. Wcze艣niej odwiedzi艂 j膮 minister spraw zagranicznych, ale ju偶 wyszed艂. Spodziewa艂a si臋 tego telefonu, ale bynajmniej o nim nie marzy艂a.

Sytuacja zmieni艂a si臋. Chocia偶 pani premier nadal uwa偶a艂a prezydenta Ryana za s艂abego cz艂owieka — czy偶 gro藕ba wobec suwerennego pa艅stwa nie by艂a przejawem s艂abo艣ci? — to jednak co艣 j膮 zaniepokoi艂o w jego zachowaniu. A je艣li epidemi臋 w Stanach spowodowa艂 Darjaei? Nie mia艂a na to 偶adnych dowod贸w i nie zamierza艂a ich szuka膰, ale jej kraj nigdy nie m贸g艂 by膰 wi膮zany z podobnymi czynami. Ryan domaga艂 si臋 — ile razy, cztery, pi臋膰? — aby jednoznacznie obieca艂a, 偶e okr臋ty indyjskie pozwol膮 spokojnie przep艂yn膮膰 grupie ameryka艅skiej, ale tylko raz u偶y艂 zwrotu „bro艅 masowego ra偶enia”. Trudno o bardziej z艂owrogie s艂owa w kontaktach mi臋dzynarodowych. Co wi臋cej, minister spraw zagranicznych wyra藕nie podkre艣li艂, 偶e poniewa偶 Amerykanie nie posiadaj膮 broni biologicznej ani chemicznej, s膮 one dla nich r贸wnowa偶ne broni nuklearnej. Wniosek narzuca艂 si臋 sam. Samoloty walczy艂y z samolotami. Okr臋ty z okr臋tami. Czo艂gi z czo艂gami. Na atak odpowiada艂o si臋 broni膮 u偶yt膮 przez przeciwnika. Pami臋ta艂a s艂owa: „Z ca艂膮 si艂膮 i zdecydowaniem...” Ryan niedwuznacznie sugerowa艂, 偶e podejmie kroki tego samego charakteru jak dzia艂ania ZRI. Nie mog艂a te偶 zapomina膰 o tym szale艅czym ataku na jego c贸rk臋. Z wizyty we Wschodnim Gabinecie zapami臋ta艂a mi臋dzy innymi czu艂o艣膰, z jak膮 m贸wi艂 o dzieciach. Mo偶e to i s艂abeusz, teraz jednak rozjuszony, a na dodatek dysponuj膮cy broni膮 gro藕niejsz膮 od innych.

Darjaei post膮pi艂 g艂upio, w ten spos贸b prowokuj膮c USA. Znacznie rozs膮dniej by艂o zaatakowa膰 i pokona膰 Saudyjczyk贸w w konwencjonalny spos贸b. Tak to powinno by艂o si臋 rozegra膰, natomiast napadanie na Amerykan贸w w ich w艂asnych domach by艂o bezmy艣ln膮 prowokacj膮, w kt贸r膮 teraz mog艂a zosta膰 uwik艂ana ona, jej rz膮d i — jej kraj.

Na nic takiego nie wyra偶a艂a zgody. Wyprowadzi膰 flot臋 z port贸w — prosz臋 bardzo. W ko艅cu, co takiego zrobili Chi艅czycy? Og艂osili 膰wiczenia, najprawdopodobniej zestrzelili samolot pasa偶erski, ale w odleg艂o艣ci paruset kilometr贸w od swoich granic. Czym ryzykowali? Niczym! Teraz okazywa艂o si臋 dopiero, jak wiele Darjaei za偶膮da艂 od jej kraju, a po jego szale艅czym ataku by艂o to zbyt wiele.

— Nie — odpowiedzia艂a, starannie dobieraj膮c s艂owa. — Nasi obserwatorzy wykryli obecno艣膰 ameryka艅skiego samolotu zwiadowczego, ale 偶adnych okr臋t贸w. Wiemy, podobnie zapewne jak wy, 偶e jakie艣 jednostki p艂yn膮 przez Kana艂 Sueski, ale z ca艂膮 pewno艣ci膮 nie ma tam lotniskowca.

— Jest pani tego pewna? — spyta艂 Darjaei.

— Powtarzam, ani nasze okr臋ty, ani morskie lotnictwo nie wykry艂y obecno艣ci Amerykan贸w na Morzu Arabskim. — Nie k艂ama艂a tak bardzo, albowiem odby艂 si臋 tylko jeden przelot stacjonuj膮cych na l膮dzie MiG-贸w-29. — Morze jest wprawdzie ogromne, ale Amerykanie nie s膮 a偶 tak sprytni, prawda?

— Nigdy nie zapomnimy o waszej przyja藕ni — zapewni艂 Darjaei.

Pani premier od艂o偶y艂a s艂uchawk臋, zastanawiaj膮c si臋, czy s艂usznie post臋puje. No c贸偶, je艣li ameryka艅skie okr臋ty pojawi膮 si臋 w Zatoce, zawsze b臋dzie mog艂a powiedzie膰, 偶e uda艂o im si臋 prze艣lizgn膮膰 niepostrze偶enie. Pomy艂ki przecie偶 si臋 zdarzaj膮.

* * *

— Co艣 si臋 dzieje. Cztery samoloty wystartowa艂y z Gasr Amu — powiedzia艂 kapitan saudyjskich si艂 powietrznych na pok艂adzie AWACS-a.

Czasowo wszystko by艂o nie藕le zaplanowane. Czwarty kwartet samolot贸w pasa偶erskich wlecia艂 nad teren Arabii Saudyjskiej, odleg艂y o nieca艂e trzysta kilometr贸w od wzbijaj膮cych si臋 w艂a艣nie w niebo my艣liwc贸w ZRI. Dot膮d w powietrzu by艂o spokojnie. W ci膮gu ostatnich dwu godzin wy艣ledzono tylko dwa my艣liwce, ale te najwyra藕niej nie by艂y zwi膮zane z tocz膮c膮 si臋 operacj膮; najprawdopodobniej by艂y to maszyny oblatywane po remoncie. Teraz jednak poderwa艂y si臋 w powietrze cztery samoloty podzielone na dwie pary, co wskazywa艂o na lot bojowy.

W tym sektorze ochron臋 operacji CUSTER zapewnia艂y cztery ameryka艅skie F-16, poruszaj膮ce si臋 w pasie trzydziestu kilometr贸w od granicy.

Na pok艂adzie AWACS-a saudyjski oficer ws艂uchiwa艂 si臋 w rozmow臋 pomi臋dzy kontrol膮 lot贸w a czterema my艣liwcami. Samoloty ZRI — by艂y to F-1 francuskiej produkcji — pomkn臋艂y w kierunku granicy, wykr臋ci艂y o dziesi臋膰 kilometr贸w od niej, by ostatecznie znale藕膰 si臋 w odleg艂o艣ci kilometra. Tak samo post膮pi艂y F-16, z odleg艂o艣ci dw贸ch tysi臋cy metr贸w piloci przez przes艂ony na he艂mach doskonale widzieli swoje maszyny z podwieszonymi pod skrzyd艂ami pociskami powietrze-powietrze.

— Przylecieli艣cie, 偶eby powiedzie膰 „Dzie艅 dobry”? — spyta艂 major z pierwszego F-16. Nie by艂o odpowiedzi. Nast臋pna grupa samolot贸w dotar艂a bez przeszk贸d do Dharhan.

* * *

O'Day wr贸ci艂 wcze艣nie. Dziewczyna opiekuj膮ca si臋 c贸rk膮 nie musia艂a przejmowa膰 si臋 szko艂膮 i z rado艣ci膮 my艣la艂a o dodatkowym zarobku. Najwa偶niejsz膮 nowin膮 by艂a informacja, 偶e w promieniu dziesi臋ciu kilometr贸w nie wykryto 偶adnego nowego przypadku ebola. Niezale偶nie od wszelkich niewyg贸d, chcia艂 ka偶d膮 noc sp臋dzi膰 w domu, chocia偶 czasami oznacza艂o to sen ledwie czterogodzinny. Nie zas艂ugiwa艂by na miano ojca, gdyby przynajmniej raz dziennie nie uca艂owa艂 swojej c贸reczki, chocia偶by 艣pi膮cej. Na szcz臋艣cie dojazd do pracy nie by艂 k艂opotliwy. Korzysta艂 z samochodu Biura, kt贸ry by艂 szybszy od jego p贸艂ci臋偶ar贸wki, a kogut na dachu pozwala艂 sprawniej pokonywa膰 punkty kontrolne.

Na biurku czeka艂y na niego wyniki dochodzenia, kt贸remu poddane zosta艂y wszystkie osoby zatrudnione w Tajnej S艂u偶bie. W ka偶dym w艂a艣ciwie przypadku oznacza艂o to powt贸rne wykonanie tej samej roboty. Przed przyj臋ciem do pracy ka偶dego kandydata i ka偶d膮 kandydatk臋 dok艂adnie prze艣wietlono. Wszystko si臋 zgadza艂o: 艣wiadectwa urodzenia, cenzurki szkolne, dyplomy i tak dalej. Jednak w dziesi臋ciu przypadkach pojawi艂y si臋 pewne niejasno艣ci, kt贸re nale偶a艂o wyja艣ni膰. To nad nimi 艣l臋cza艂 teraz O'Day, a szczeg贸lnie intrygowa艂 go jeden przypadek.

Raman by艂 z pochodzenia Ira艅czykiem, Ameryka by艂a jednak ojczyzn膮 imigrant贸w. FBI pierwotnie zatrudnia艂o przede wszystkim Amerykan贸w irlandzkiego pochodzenia, najlepiej po szko艂ach jezuickich — szczeg贸lne mile widziani byli absolwenci Boston College i Holy Cross — poniewa偶, jak g艂osi艂a legenda, J. Edgar Hoover by艂 przekonany, 偶e 偶aden irlandzki Amerykanin po jezuickiej szkole nie mo偶e zdradzi膰 swego kraju. Kiedy艣 bez w膮tpienia musia艂o by膰 co艣 na rzeczy, a nawet i teraz antykatolicyzm by艂 w Biurze bardzo niech臋tnie widziany. Wszystkim jednak by艂o dobrze wiadomo, 偶e to w艂a艣nie imigranci okazywali si臋 cz臋sto najwierniejszymi, najbardziej zagorza艂ymi patriotami, z czego cz臋sto wielkie po偶ytki odnosi艂a armia i najr贸偶niejsze agencje rz膮dowe. W艂a艣ciwie nie ma tu nic podejrzanego, pomy艣la艂 Pat. Trzeba tylko sprawdzi膰 t臋 spraw臋 z dywanem. 脫w Sloan to pewnie facet, kt贸ry chce sobie sprawi膰 dywan i tyle.

* * *

Na ulicach Teheranu panowa艂 spok贸j. Zupe艂nie inaczej zapami臋ta艂 je Clark z roku 1979 i 1980. Teraz sytuacja si臋 zmieni艂a; jak ca艂a ta cze艣膰 艣wiata, miasto pe艂ne by艂o gwaru, ale nie grozy. Skoro byli dziennikarzami, zachowywali si臋 jak dziennikarze. Clark z upodobaniem kr臋ci艂 si臋 po sukach, wypytuj膮c ludzi o interesy, dostatek, zjednoczenie z Irakiem, o nadzieje na przysz艂o艣膰, ale s艂ysza艂 tylko frazesy. Szczeg贸lnie pozbawione tre艣ci by艂y uwagi polityczne, brakowa艂o w nich pasji, kt贸r膮 pami臋ta艂 z dawnych lat, kiedy ka偶de serce gorza艂o nienawi艣ci膮 do reszty 艣wiata, a zw艂aszcza Ameryki. „艢mier膰 Ameryce”. No c贸偶, pomy艣la艂, John, w ko艅cu nadali tym s艂owom konkretn膮 tre艣膰. Albo przynajmniej kto艣 nada艂. Teraz nie znajdowa艂 w ludziach nic z dawnej nienawi艣ci, co przypomnia艂o mu dziwnie przyjaznego jubilera. Prawdopodobnie chcieli po prostu 偶y膰, tak jak wszyscy. Nastr贸j apatii przywo艂ywa艂 wspomnienia ZSRR z lat osiemdziesi膮tych; ludzie chcieli tam tylko, 偶eby zacz臋艂o im si臋 odrobin臋 lepiej powodzi膰, 偶eby pa艅stwo ca艂kowicie ich nie lekcewa偶y艂o i nie pomiata艂o nimi. Nie by艂o w nich natomiast tamtego rewolucyjnego ognia. Dlaczego zatem Darjaei zdecydowa艂 si臋 na taki czyn? Co na to powiedz膮 jego rodacy? Najprostsza odpowied藕 brzmia艂a, 偶e straci艂 poczucie rzeczywisto艣ci, co cz臋sto si臋 przydarza ludziom 偶膮dnym w艂adzy. Znalaz艂 si臋 w otoczeniu fanatycznych wielbicieli, a tak偶e tych, kt贸rzy po prostu lubili wygodnie jecha膰 limuzyn膮, podczas gdy inni musieli i艣膰 pieszo i ust臋powa膰 z drogi. W takim jednak razie powinno by膰 mo偶liwe pozyskanie na miejscu agent贸w. Ludzi, kt贸rzy mieli do艣膰 tego co tu si臋 dzia艂o i gotowi byli m贸wi膰. C贸偶 za szkoda, 偶e nie by艂o czasu na przeprowadzenie normalnego werbunku. Spojrza艂 na zegarek. Powinien ju偶 wraca膰 do hotelu. Pierwszy dzie艅 by艂 pusty, co stanowi艂o cz臋艣膰 maskowania. Dopiero nazajutrz mieli przyby膰 rosyjscy pomocnicy.

* * *

Przede wszystkim trzeba by艂o ustali膰 to偶samo艣膰 Sloana i Alahada. W pierwszej kolejno艣ci si臋gni臋to po ksi膮偶k臋 telefoniczn膮. Na 偶贸艂tych stronach bez trudu mo偶na by艂o znale藕膰 Janka Alahada, „Dywany Perskie i Orientalne”. Z jakich艣 przyczyn ludziom Persja najcz臋艣ciej nie kojarzy艂a si臋 z Iranem, co okaza艂o si臋 prawdziwym b艂ogos艂awie艅stwem dla handlarzy dywan贸w. Sklep mie艣ci艂 si臋 na Wisconsin Avenue, o kilometr od mieszkania Ramana, co samo w sobie nic jeszcze nie znaczy艂o. 艁atwo te偶 ustalono, 偶e istnieje niejaki Joseph Sloan, kt贸ry ma telefon 536-4040, podczas gdy numer Ramana brzmia艂 536-3040. R贸偶nica jednej cyfry, co t艂umaczy艂o pomy艂kowe po艂膮czenie zarejstrowane przez automatyczn膮 sekretark臋 agenta.

Nast臋pny krok by艂 rutynowy: sprawdzono po艂膮czenia telefoniczne. Znaczna ich liczba sprawi艂a, 偶e potrzeba by艂o minuty, zanim na ekranie pojawi艂a si臋 informacja o rozmowie przeprowadzonej z numerem 202-536-3040 z aparatu 292-459-6777. Tyle 偶e nie znajdowa艂 si臋 on w sklepie Alahada: by艂 to automat o dwie przecznice dalej. Skoro by艂o to tak niedaleko, po co marnowa膰 膰wier膰dolar贸wk臋? Dziwne.

Dlaczego nie sprawdzi膰 innych rzeczy? Agent nosi艂 w膮sy, by艂 kr贸tko ostrzy偶ony, a w swoim oddziale cieszy艂 si臋 opini膮 fanatyka problem贸w technicznych. Nie odni贸s艂 mo偶e szale艅czych sukces贸w zwalczaj膮c przest臋pstwa bankowe, natomiast niezwykle odpowiada艂a mu praca w kontrwywiadzie, kt贸ra w zdumiewaj膮cym stopniu przypomina艂a zaj臋cia z czas贸w koled偶u. Zauwa偶y艂, 偶e tropieni przez niego szpiedzy my艣leli bardzo podobnie. Bez specjalnego nak艂adu wysi艂k贸w uda艂o si臋 ustali膰, 偶e przez ca艂y ubieg艂y miesi膮c nikt nie dzwoni艂 ze sklepu z dywanami pod numer 536-4040. Poprzedni miesi膮c? Tak偶e nie. A w przeciwnym kierunku? Nie. 536-4040 nigdy nie 艂膮czy艂 si臋 z 457-1100. Przecie偶 jednak trzeba by艂o jako艣 zam贸wi膰 dywan, skoro sprzedawca informuje o jego nadej艣ciu... Dlaczego zatem 偶adnych telefon贸w w obu kierunkach?

Agent nachyli艂 si臋 do s膮siadki.

— Sylvia, rzu膰 na to okiem.

— Co takiego, Danny?

* * *

Czarny Ko艅 by艂 ju偶 w ca艂o艣ci z powrotem na ziemi. Wi臋kszo艣膰 偶o艂nierzy znajdowa艂a si臋 teraz przy swoich maszynach. 11. pu艂k kawalerii pancernej posiada艂 sto dwadzie艣cia trzy czo艂gi typu Abrams, sto dwadzie艣cia siedem bojowych woz贸w piechoty Bradley, szesna艣cie dzia艂 samobie偶nych MI09A6 Paladin, osiem ci臋偶ar贸wek z wyrzutniami rakietowymi M270, a tak偶e osiemdziesi膮t trzy helikoptery, po艣r贸d kt贸rych by艂o dwadzie艣cia sze艣膰 艣mig艂owc贸w szturmowych AH-64 Apache, oraz setki pojazd贸w przeznaczonych przede wszystkim do transportu paliwa, 偶ywno艣ci i amunicji, a tak偶e dwadzie艣cia cystern, zwanych tutaj „bawo艂ami wodnymi”, bez kt贸rych nie mo偶na by艂o si臋 obej艣膰 w tej cz臋艣ci 艣wiata.

Pierwsz膮 z rzeczy nie cierpi膮cych zw艂oki by艂o usuni臋cie wszystkich z regionu. Pojazdy g膮sienicowe za艂adowano na niskoplatformowe ci膮gniki, kt贸re powioz艂y je na p贸艂noc do Abu Hadriyah, mie艣ciny z lotniskiem, kt贸ra wyznaczona zosta艂a na miejsce zbi贸rki 11. pu艂ku. Ka偶dy pojazd, kt贸ry wyje偶d偶a艂 z gara偶u zatrzymywa艂 si臋 w miejscu oznaczonym czerwon膮 farb膮, gdzie nast臋powa艂o sprawdzenie nawigacyjnych system贸w GPS. Dwa aparaty SIM okaza艂y si臋 niesprawne. Jeden poinformowa艂 o tym sam, wysy艂aj膮c do oddzia艂u remontowego zakodowan膮 wiadomo艣膰, 偶e nale偶y go wymieni膰 i zreperowa膰; drugi w og贸le nie zareagowa艂, o jego awarii powiadomi艂a wi臋c s艂u偶by techniczne za艂oga.

Kierowcami ci膮gnik贸w byli Pakista艅czycy, kt贸rych kilkaset tysi臋cy jako gastarbeiterzy pracowa艂o w Arabii Saudyjskiej. Za艂ogi Abrams贸w i Bradley贸w sprawdza艂y, czy wszystko w ich maszynach dzia艂a bez zarzutu. Uporawszy si臋 z tym, 偶o艂nierze stan臋li w otwartych w艂azach, aby rozejrze膰 si臋 po okolicy. To, co zobaczyli, by艂o niepodobne do Fort Irwing, ale r贸wnie ma艂o ekscytuj膮ce. Na wschodzie ci膮gn臋艂y si臋 ruroci膮gi, na zachodzie by艂o pustkowie, niemniej rozgl膮dali si臋, bo i tak by艂o to lepsze od tego, co widzieli za oknami samolot贸w. Wyj膮tkiem byli celowniczy, kt贸rych nawiedza艂a choroba morska, cz臋sta przypad艂o艣膰 u ludzi nawyk艂ych do takiej pozycji. Ci, kt贸rzy patrzyli, nie czuli si臋 jednak du偶o pewniej. Miejscowi kierowcy byli zapewne p艂aceni od kilometra, a nie od godziny, gnali bowiem jak szaleni.

Zacz臋li tak偶e przybywa膰 gwardzi艣ci z P贸艂nocnej Karoliny. Na razie nie mieli nic do roboty opr贸cz rozstawienia przygotowanych dla nich namiot贸w, poch艂aniania du偶ej ilo艣ci p艂yn贸w, i 膰wiczenia.

* * *

Agentowi Hazel Loomis podlega艂 oddzia艂 z艂o偶ony z dziesi臋ciu os贸b. „Sissy” Loomis od samego pocz膮tku pracowa艂a w FBI, przez ca艂y czas w Waszyngtonie. Dochodzi艂a czterdziestki, ale wci膮偶 zachowa艂a wygl膮d, kt贸ry zapewni艂 jej sukcesy jako agentce pracuj膮cej w terenie, a tych zanotowa艂a niema艂o.

— Wygl膮da to troch臋 dziwnie — powiedzia艂 Danny Selig, k艂ad膮c na jej biurku notatki.

Nie trzeba by艂o wielu wyja艣nie艅. Szpiedzy porozumiewali si臋 najcz臋艣ciej za pomoc膮 starannie dobranych, niewinnych s艂贸w, kt贸re dla nich jednak by艂y pe艂ne tre艣ci. Wystarczy艂o mie膰 czujny s艂uch. Loomis przejrza艂a zapisy rozm贸w, a potem spyta艂a:

— Masz adresy?

— A jak my艣lisz?

— To chod藕my porozmawia膰 z panem Sloanem.

* * *

Niebagateln膮 zalet膮 F-15E Strike Eagle by艂o to, 偶e mia艂 za艂og臋 dwuosobow膮, zatem czas d艂ugiego lotu pilot m贸g艂 skraca膰 rozmow膮 z operatorem system贸w uzbrojenia. Tym bardziej dotyczy艂o to sze艣cioosobowych za艂贸g bombowc贸w B-1B; by艂o w nim tyle miejsca, 偶e ludzie mogli si臋 nawet zdrzemn膮膰, nie wspominaj膮c o normalnej toalecie. Znaczy艂o to, na przyk艂ad, 偶e, w przeciwie艅stwie do pilot贸w my艣liwc贸w, nie musieli po dotarciu do portu docelowego — kt贸rym w tym przypadku by艂 Al Kahrj na po艂udnie od Rijadu — natychmiast bra膰 prysznica. Trzy punkty na 艣wiecie by艂y wyznaczone na ewentualne bazy wypadowe 366. Skrzyd艂a. By艂y to regiony mo偶liwych konflikt贸w, gdzie zadbano o sprz臋t pomocniczy, paliwo i odpowiednie pomieszczenia, nad czym czuwa艂y niewielkie oddzia艂y porz膮dkowe, do kt贸rych w razie potrzeby do艂膮cza艂 personel lataj膮cy skrzyd艂a, w wi臋kszej cz臋艣ci dostarczany samolotami pasa偶erskimi. Wyczerpani piloci (po艣r贸d kt贸rych by艂y tak偶e kobiety) posadzili na ziemi samoloty, podko艂owali do hangar贸w, a tam przekazali je w r臋ce mechanik贸w. Ci przede wszystkim usun臋li zewn臋trzne zbiorniki paliwa i na ich miejsce zamontowali gondole uzbrojenia. W tym czasie za艂ogi bra艂y prysznic i s艂ucha艂y informacji udzielanych przez oficer贸w wywiadu. Wystarczy艂o pi臋膰 godzin na to, 偶eby 366. Skrzyd艂o w pe艂nej sile bojowej znalaz艂o si臋 w Arabii Saudyjskiej, z wyj膮tkiem jednego F-16C, kt贸ry z racji k艂opot贸w z awionik膮 l膮dowa膰 musia艂 w bazie Kr贸lewskich Si艂 Powietrznych w Beantwaters w Anglii.

* * *

— S艂ucham?

Starsza pani nie nosi艂a maski, Sissy Loomis wr臋czy艂a jej wi臋c jedn膮, tak bowiem wygl膮da艂o teraz najpopularniejsze powitanie w Ameryce.

— Dzie艅 dobry, pani Sloane. Jestem z FBI.

Agentka pokaza艂a swoj膮 plakietk臋 identyfikacyjn膮.

— S艂ucham? — powt贸rzy艂a staruszka. Nie by艂a przestraszona, raczej zdziwiona.

— Pani Sloan, prowadzimy dochodzenie w pewnej sprawie i chcia艂abym zada膰 pani par臋 pyta艅. Mo偶na wej艣膰?

— Prosz臋.

Pani Sloan przepu艣ci艂a go艣cia w drzwiach.

Wystarczy艂o jedno spojrzenie, by Sissy Loomis zorientowa艂a si臋, 偶e co艣 nie gra. Po pierwsze, w salonie nie by艂o nawet 艣ladu perskiego dywanu, a agentka z do艣wiadczenia wiedzia艂a, 偶e ludzie rzadko kiedy kupuj膮 sobie taki rarytas znienacka. Po drugie — mieszkanie wygl膮da艂o zbyt schludnie.

— Przepraszam, czy zasta艂am pani m臋偶a?

Odpowied藕 by艂a natychmiastowa i pe艂na b贸lu.

— M膮偶 umar艂 we wrze艣niu.

— Prosz臋 mi wybaczy膰 moje pytanie. Nie my艣la艂am...

Staruszka roz艂o偶y艂a r臋ce w bezradnym ge艣cie.

— By艂 starszy ode mnie. Mia艂 siedemdziesi膮t osiem lat — powiedzia艂a i wskaza艂a stoj膮ce na stoliku do kawy zdj臋cie, na kt贸rym wida膰 by艂o trzydziestoletniego mniej wi臋cej m臋偶czyzn臋 w towarzystwie osiemnasto-, dziewi臋tnastoletniej dziewczyny.

— Pani Sloan, czy m贸wi pani co艣 nazwisko Alahad? — spyta艂a Loomis, siadaj膮c na krze艣le.

— Nie. A powinno?

— Handluje dywanami perskimi i orientalnymi.

— O nie, nigdy nie mieli艣my niczego takiego. Widzi pani, jestem uczulona na we艂n臋.

57
Nocne przej艣cie

— Jack?

Ryan otworzy艂 gwa艂townie oczy i zobaczy艂 jasne s艂o艅ce za oknem. Zegarek m贸wi艂, 偶e w艂a艣nie min臋艂a godzina 贸sma.

— Do diab艂a, dlaczego nikt mnie...?

— Przespa艂e艣 nawet budzik — poinformowa艂a Cathy. — Andrea powiedzia艂a, 偶e zdaniem Arnie'ego swobodnie mo偶esz spa膰 mniej wi臋cej do tej pory. My艣l臋, 偶e i mnie tego by艂o potrzeba — doda艂a Chirurg. Ona sama spa艂a dziesi臋膰 godzin, zanim si臋 ockn臋艂a o si贸dmej. — Dave kaza艂 mi wzi膮膰 dzie艅 wolnego.

Jack zerwa艂 si臋 natychmiast i znikn膮艂 w 艂azience. Kiedy z niej wyszed艂, ubrana w szlafrok Cathy poda艂a mu codzienn膮 porcj臋 raport贸w. Jack szybko przerzuci艂 je, nie ruszaj膮c si臋 z centrum pokoju. Rozum podpowiada艂 mu, 偶e gdyby wydarzy艂o si臋 co艣 wa偶nego, na pewno by go obudzono; zdarza艂o mu si臋 przespa膰 budzik, ale zawsze reagowa艂 na d藕wi臋k telefonu. Dokumenty oznajmia艂y, 偶e nawet je艣li wszystko nie by艂o dobrze, to przynajmniej nic si臋 nie pogorszy艂o. Dziesi臋膰 minut p贸藕niej by艂 ju偶 ubrany. Przywita艂 si臋 z dzie膰mi, uca艂owa艂 偶on臋 i poszed艂 do drzwi.

— Miecznik wychodzi — powiedzia艂a Andrea do mikrofonu, a szefa spyta艂a: — Sala Sytuacyjna?

— Tak? Kto by艂 taki m膮dry...?

— Szef personelu, ale mia艂 ca艂kowit膮 racj臋.

Jack spojrza艂 na szefow膮 swojej ochrony; Price wciska艂a w艂a艣nie guzik parteru.

— Si艂a z艂ego na jednego — mrukn膮艂.

W przeciwie艅stwie do niego, zesp贸艂 narodowego bezpiecze艅stwa by艂 na nogach przez ca艂膮 noc. Na blacie czeka艂a ju偶 na Ryana dymi膮ca kawa, kt贸rej zesp贸艂 zd膮偶y艂 ju偶 spo偶y膰 ca艂e hektolitry.

— Jak przedstawia si臋 sytuacja?

KOMEDIA znajduje si臋 w tej chwili sto trzydzie艣ci mil za okr臋tami Indii — oznajmi艂 Jackson. — Dasz wiar臋, 偶e Hindusi chroni膮 teraz nasze ty艂y?

— Panu Bogu 艣wieczk臋 i diab艂u ogarek — mrukn膮艂 z przek膮sem Ben Goodley.

— Dalej.

— Operacja CUSTER na uko艅czeniu. 366. Skrzyd艂o tak偶e jest ju偶 w Arabii Saudyjskiej i tylko jeden F-16 musia艂 zatrzyma膰 si臋 w Anglii. 11. pu艂k kawalerii z magazyn贸w przemieszcza si臋 na miejsce zbi贸rki. Jak na razie — m贸wi艂 J-3 — wszystko uk艂ada si臋 jak najlepiej. Druga strona pchn臋艂a nad granic臋 kilka my艣liwc贸w, ale poniewa偶 byli tam tak偶e nasi i Saudyjczycy, wszystko sko艅czy艂o si臋 na wymianie spojrze艅 spode 艂ba.

— Czy kto艣 uwa偶a, 偶e mog膮 si臋 wycofa膰? — spyta艂 Ryan.

— Nie — odezwa艂 si臋 Ed Foley. — Teraz ju偶 nie.

* * *

Spotkanie nast膮pi艂o o pi臋膰dziesi膮t mil od przyl膮dka Rass al-Hadd, najdalej na po艂udniowy wsch贸d wysuni臋tego punktu P贸艂wyspu Arabskiego. Kr膮偶owniki „Normandy” i „Yorktown”, niszczyciel „John Paul Jones” oraz fregaty „Underwood”, „Doyle” i „Nicholas” ustawi艂y si臋 w szyk ko艂owy, bior膮c „Platt臋” i „Supply” mi臋dzy siebie. Helikoptery przewioz艂y wszystkich dow贸dc贸w na „Anzio”, kt贸rego skipper, najstarszy rang膮 w grupie KOMEDIA, przewodniczy艂 godzinnej naradzie na temat czekaj膮cej ich misji. Portem przeznaczenia by艂 Dharhan; aby si臋 tam dosta膰, musieli pop艂yn膮膰 na p贸艂nocny zach贸d w kierunku cie艣niny Ormuz. Powinni si臋 tam znale藕膰 za sze艣膰 godzin, o 22.00 czasu lokalnego. Cie艣nina mia艂a dwadzie艣cia mil szeroko艣ci i upstrzona by艂a wysepkami, przy czym nawet teraz, w momencie kryzysu, by艂a to jedna z najbardziej ucz臋szczanych dr贸g wodnych na 艣wiecie. Supertankowce, z kt贸rych ka偶dy zajmowa艂 wi臋cej miejsca na wodzie, ni偶 wszystkie razem okr臋ty grupy opatrzonej teraz symbolem TF-61.1, by艂y jedynie najbardziej znanymi z pokazuj膮cych si臋 tu jednostek, po艣r贸d kt贸rych znajdowa艂y si臋 te偶 wielkie kontenerowce p艂ywaj膮ce pod dziesi臋cioma banderami, a tak偶e, wygl膮daj膮cy jak ogromny gara偶, wielopoziomowy transportowiec, kt贸ry dostarcza艂 z Australii 偶ywe owce, a kt贸rego zapach znany by艂 na wszystkich oceanach 艣wiata. Ca艂a cie艣nina znajdowa艂a si臋 pod kontrol膮 radarow膮 — nie do pomy艣lenia by艂a kolizja dw贸ch supertankowc贸w — co oznacza艂o, 偶e niepodobna, by TF-61.1. prze艣lizgn臋艂a si臋 zupe艂nie niepostrze偶enie. Mo偶na jednak by艂o ucieka膰 si臋 do pewnych wybieg贸w. W najw臋偶szym miejscu cie艣niny okr臋ty powinny pop艂yn膮膰 na po艂udnie, pomi臋dzy wysepkami nale偶膮cymi do Omanu, gdy偶 ich sylwetki zostan膮 najpewniej dodatkowo rozmyte przez inne statki. Potem na po艂udnie od Abu Musa przemkn膮 obok g膮szczu platform naftowych, kt贸re mia艂y pos艂u偶y膰 jako nast臋pna os艂ona antyradarowa, a nast臋pnie skieruj膮 si臋 wprost na Dharhan, przep艂ywaj膮c obok minipa艅stewek Kataru i Bahrajnu. Przeciwnik, zgodnie z informacjami oficer贸w wywiadu, posiada艂 jednostki produkcji ameryka艅skiej, angielskiej, chi艅skiej, rosyjskiej i francuskiej, wyposa偶one w szerok膮 gam臋 uzbrojenia. Transportowe statki grupy zadaniowej by艂y, co oczywista, nie uzbrojone. W zachowanym szyku pude艂kowym prowadzi膰 je mia艂 „Anzio”, wyprzedzaj膮cy pozosta艂e okr臋ty o dwa tysi膮ce metr贸w, o tak膮 sam膮 odleg艂o艣膰 od burt ochrania膰 je mia艂y „Normandy” i „Yorktown”, a miejsce za rufami zaj膮膰 mia艂 „Jones”. Oba statki uzupe艂nienia paliwowego, „O'Bannon”, oraz fregaty stworzy膰 mia艂y drug膮, maskuj膮c膮 grup臋. Helikopterom przypad艂a w udziale funkcja patrolowa, zarazem jednak ich radary pok艂adowe mia艂y sugerowa膰 cele wi臋ksze ni偶 w rzeczywisto艣ci. Dow贸dcy zaakceptowali plan i czekali teraz, aby 艣mig艂owce odstawi艂y ich na jednostki. Po raz pierwszy w tym wieku ameryka艅ska flota mia艂a stan膮膰 w obliczu przeciwnika bez wsparcia ze strony lotniskowca. Z 艂adowniami pe艂nymi paliwa, wszystkie okr臋ty zaj臋艂y wyznaczone miejsca. Grupa zwr贸ci艂a dzioby na p贸艂nocny zach贸d i pop艂yn臋艂a z szybko艣ci膮 dwudziestu sze艣ciu w臋z艂贸w. O godzinie 18.00 czasu lokalnego przelecia艂y nad ni膮 cztery F-16, co pozwoli艂o jednostkom Aegis sprawdzi膰 system obrony przeciwlotniczej, a tak偶e kody identyfikacyjne IFF, kt贸re mia艂y by膰 u偶yte w nocy.

* * *

Tarik Alahad okaza艂 si臋 absolutnie przeci臋tnym cz艂owiekiem. Przyjecha艂 do Ameryki przed pi臋tnastoma laty; dokumenty powiada艂y, 偶e jest bezdzietnym wdowcem. Uczciwie i zyskownie handlowa艂 dywanami na jednej z najlepszych ulic handlowych w Waszyngtonie. By艂 w艂a艣nie w 艣rodku, chocia偶 na drzwiach wisia艂 napis Zamkni臋te; by膰 mo偶e przegl膮da艂 ksi臋gi rachunkowe.

Jeden z cz艂onk贸w grupy Loomis zastuka艂 do drzwi. Stan膮艂 w nich Alahad i wywi膮za艂a si臋 kr贸tka rozmowa z bogat膮 gestykulacj膮. 艁atwo mo偶na by艂o sobie wyobrazi膰, jakie padaj膮 s艂owa. „Przykro mi, ale sklep jest zamkni臋ty, zgodnie z dekretem prezydenta.” „Dobrze, dobrze, przecie偶 i ja i pan nic teraz nie mamy do roboty”. „Tak, ale dekret...” „Przecie偶 nikt si臋 nie dowie...” Agent, w masce chirurgicznej na twarzy, zosta艂 w ko艅cu wpuszczony do 艣rodka, sk膮d wyszed艂 po dziesi臋ciu minutach, by z czekaj膮cego za rogiem samochodu poinformowa膰 przez radio: — Normalny sklep z dywanami. Je艣li mamy tam wchodzi膰, trzeba poczeka膰.

Telefon Alahada by艂 ju偶 na pods艂uchu, na razie jednak milcza艂.

Cz臋艣膰 zespo艂u znajdowa艂a si臋 w艂a艣nie w mieszkaniu Alahada. Znale藕li tutaj zdj臋cie kobiety i mniej wi臋cej czternastoletniego ch艂opaka w czym艣, co przypomina艂o mundur. Chyba syn, pomy艣la艂 agent z Polaroidem. Mieszkanie, jakiego mo偶na by艂o oczekiwa膰 po 偶yj膮cym w Waszyngtonie cz艂owieku interesu, albo — agencie wywiadu. Nie mieli nic, co mo偶na by przedstawi膰 w s膮dzie, aby uzyska膰 nakaz rewizji. To, co by艂o dla kontrwywiadu niepokoj膮c膮 poszlak膮, nie stanowi艂o 偶adnego dowodu. Prowadzili jednak dochodzenie w sprawie zagro偶enia 偶ycia prezydenta i, jak us艂yszeli od swoich prze艂o偶onych, nie musieli si臋 trzyma膰 偶adnych regu艂. Pope艂nili ju偶 cztery wykroczenia, bez odpowiedniego upowa偶nienia nachodz膮c dwa mieszkania i zak艂adaj膮c pods艂uch dw贸ch aparat贸w telefonicznych. Potem zainteresowali si臋 blokiem po przeciwnej stronie; okaza艂o si臋, 偶e jest do wynaj臋cia mieszkanie z oknami wychodz膮cymi na sklep Alahada. Dzi臋ki temu mogli nieprzerwanie obserwowa膰 wej艣cie do sklepu, podczas gdy dw贸ch agent贸w kontrolowa艂o tylne wyj艣cie. Teraz Sissy Loomis po艂膮czy艂a si臋 przez telefon kom贸rkowy ze sztabem. To, co mia艂a, wystarcza艂o, aby pogada膰 z innym agentem, nawet je艣li by艂o tego za ma艂o, aby przekona膰 s臋dziego b膮d藕 prokuratora.

* * *

Opr贸cz Ramana, O'Day wytropi艂 jeszcze jeden przypadek, z kt贸rym wi膮za艂y si臋 pewne niejasno艣ci. Chodzi艂o o ciemnosk贸rego agenta, kt贸rego 偶ona by艂a muzu艂mank膮 i stara艂a si臋 nawr贸ci膰 m臋偶a na swoj膮 wiar臋. Ten jednak nie ukrywa艂 tego i rozmawia艂 o ca艂ej sprawie z przyjaci贸艂mi, na dodatek donoszono, 偶e ma艂偶e艅stwo — jak wiele zawieranych przez pracownik贸w Tajnej S艂u偶by — nie nale偶a艂o do szczeg贸lnie udanych.

Zadzwoni艂 telefon.

— Inspektor O'Day.

— Pat? Tutaj Sissy.

— Jak tam z Ramanem?

Wsp贸艂pracowa艂 z ni膮 w trzech sprawach, wszystkie dotyczy艂y rosyjskich szpieg贸w. Kobieta o uroczej aparycji okazywa艂a si臋 zajad艂a jak buldog, kiedy ju偶 dopad艂a ofiar臋.

— Pami臋tasz tamten pomy艂kowy telefon?

— Mhm.

— Sprzedawca dywan贸w dzwoni艂 do m臋偶czyzny, kt贸ry zmar艂 we wrze艣niu; 偶ona ma alergi臋 na we艂n臋 — poinformowa艂a Loomis.

W umy艣le O'Daya zapali艂o si臋 czerwone 艣wiate艂ko.

— Co jeszcze, Sissy?

Odczyta艂a swoje notatki, a tak偶e obserwacje agent贸w, kt贸rzy zbadali mieszkanie Alahada.

— Pat, chyba jeste艣my na tropie. Wszystko wygl膮da zbyt schludnie, zupe艂nie jak z podr臋cznika dla agent贸w. Nic, co budzi艂oby podejrzenia. Po co jednak korzysta膰 z automatu odleg艂ego o dwie ulice? Chyba 偶e kto艣 boi si臋 pods艂uchu. Dlaczego telefon do umar艂ego, trafiaj膮cy, co za przypadek, do cz艂owieka z Oddzia艂u?

— Ramana nie ma w Waszyngtonie.

— I lepiej, 偶eby na razie nie wraca艂.

Nie mieli jeszcze dowod贸w, mieli jedynie podejrzenia. Gdyby aresztowali Alahada, a ten za偶膮da艂 adwokata — jak sformu艂owaliby oskar偶enie? 呕e zadzwoni艂 do agenta Tajnej S艂u偶by? Tego absolutnie nie musia艂by si臋 wypiera膰. M贸g艂by w og贸le nic nie m贸wi膰. Adwokat stwierdzi艂by, 偶e pomy艂ki zawsze si臋 zdarzaj膮 — Alahad m贸g艂by mie膰 gotowe jakie艣 przekonuj膮ce wyt艂umaczenie — i za偶膮da艂by dowod贸w, 偶e co艣 by艂o sprzeczne z prawem. A FBI nie mia艂oby nic do pokazania.

— Troch臋 na bakier z prawem, co?

— Lepiej przeprasza膰 ni偶 偶a艂owa膰, Pat.

— Musz臋 porozmawia膰 z Danem. Kiedy obejrzycie sklep?

— W nocy.

* * *

呕o艂nierze Czarnego Konia byli kompletnie wyczerpani. Wprawdzie wytrenowani i nawykli do pustyni, sp臋dzili jednak dwie trzecie dnia w suchym powietrzu samolot贸w, unieruchomieni w fotelach, z broni膮 u艂o偶on膮 na p贸艂kach nad g艂owami — co budzi艂o naturalnie konsternacj臋 stewardes — przekraczaj膮c w tym czasie jedena艣cie stref czasowych i l膮duj膮c w gor膮cym skwarze. Zrobili jednak to, czego od nich oczekiwano.

Na pocz膮tek posz艂o strzelanie. Saudyjczycy urz膮dzili sobie strzelnic臋 ze stalowymi celami, kt贸re ukazywa艂y si臋 w odleg艂o艣ci od trzystu metr贸w do pi臋ciu kilometr贸w. Celowniczy najpierw sprawdzili wizjery, potem przestrzelali armaty, u偶ywaj膮c prawdziwej amunicji i stwierdzili, 偶e pozwala ona na wi臋ksz膮 dok艂adno艣膰 ni偶 膰wiczebna, pociski trafia艂y bowiem „prosto w krop臋”, jak to okre艣lali, maj膮c na my艣li okr膮g艂膮 plamk臋 w centrum celownika. Kiedy pojazdy zjecha艂y z platform, kierowcy natychmiast zacz臋li sprawdza膰 wszystkie urz膮dzenia, ale czo艂gi i Bradleye by艂y w stanie bliskim doskona艂o艣ci. Skontrolowano tradycyjn膮 艂膮czno艣膰, a tak偶e SIM. Za艂ogi przeprowadza艂y kolejno pojazdy z jednego stanowiska na drugie, a Bradleye musia艂y nawet odpali膰 po jednym pocisku TOW. Potem wszyscy wracali, aby uzupe艂ni膰 zapasy amunicji.

Wszystko odbywa艂o si臋 sprawnie i bez przestoj贸w. 呕o艂nierze Czarnego Konia szczeg贸lnie dobrze nadawali si臋 do wykonywania rutynowych czynno艣ci 偶o艂nierskich, regularnie bowiem wprowadzali innych w arkana mechanicznej 艣mierci. Bez przerwy musieli przypomina膰 sobie, ze to nie jest ich pustynia; wszystkie pustkowia s膮 do siebie podobne. Na tym nie by艂o jednak krzew贸w kreozotowych ani kojot贸w, by艂y natomiast wielb艂膮dy i Beduini. W zgodzie ze swoimi prawami go艣cinno艣ci, Saudyjczycy dostarczyli 偶o艂nierzom moc jad艂a i napoju, podczas gdy oficerowie radzili nad mapami, popijaj膮c gorzkaw膮 kaw臋, charakterystyczn膮 dla tej cz臋艣ci 艣wiata.

* * *

Marion Diggs nie by艂 wysokim m臋偶czyzn膮. Przez ca艂e 偶ycie s艂u偶y艂 w nowoczesnej kawalerii, odczuwaj膮c satysfakcj臋 z tego, 偶e jednym poruszeniem palca mo偶e sterowa膰 tonami stali i dosi臋gn膮膰 cudzego pojazdu z odleg艂o艣ci pi臋ciu kilometr贸w. Teraz, jako najwy偶szy rang膮 oficer, dowodzi艂 formalnie dywizj膮, tyle 偶e jej jedna trzecia znajdowa艂a si臋 o trzysta kilometr贸w na po艂udnie, a druga nadp艂ywa艂a na pok艂adach statk贸w transportowych, kt贸re wieczorem mia艂y si臋 zacz膮膰 przemyka膰 mi臋dzy wrogimi posterunkami.

— Rozmieszczenie si艂 przeciwnika? — spyta艂 genera艂. — Jaki jest ich stan gotowo艣ci?

Pojawi艂y si臋 zdj臋cia satelitarne, a najwy偶szy stopniem ameryka艅ski oficer wywiadu rozpocz膮艂 swoje p贸艂godzinne om贸wienie, podczas kt贸rego Diggs sta艂, dosy膰 maj膮c na razie siedzenia.

— Sztorm informuje o minimalnej komunikacji radiowej — m贸wi艂 pu艂kownik. — Trzeba pami臋ta膰, 偶e ulokowali si臋 na bardzo wysuni臋tych pozycjach.

— Wys艂a艂em w pobli偶e jedn膮 kompani臋 — poinformowa艂 oficer saudyjski. — Rano powinna zaj膮膰 stanowiska.

— Co robi膮 Bizony?

Przysz艂a pora na inn膮 map臋. Na pierwszy rzut oka Kuwejtczycy rozlokowali si臋 nie藕le; w ka偶dym razie nie wysun臋li si臋 zbyt daleko. Jednostka os艂onowa na przedpolu, z ty艂u trzy ci臋偶kie brygady, aby odeprze膰 wypad. Zna艂 Magrudera, podobnie jak dw贸ch pozosta艂ych dow贸dc贸w szwadron贸w l膮dowych. Je艣li ZRI zaatakuje pierwsza, to, niezale偶nie od stosunku liczebnego, Niebiescy du偶o krwi upuszcz膮 Czerwonym.

— Zamiary nieprzyjaciela?

— Nieznane, sir. S膮 tutaj kwestie, kt贸rych nie rozumiemy. Waszyngton kaza艂 spodziewa膰 si臋 ataku, ale nie wiadomo, na jakim kierunku.

— Co to ma znaczy膰?

— Z tego, co wiem, panie generale, atak mo偶e nast膮pi膰 dzisiaj w nocy albo jutro rano — powiedzia艂 oficer wywiadu. — Kilka godzin temu przylecieli do nas dziennikarze. Czekaj膮 w hotelu w Rijadzie.

— Tylko ich tu brakowa艂o.

— Skoro nie wiemy, co chc膮 zrobi膰...

— Cel jest przecie偶 oczywisty — odezwa艂 si臋 g艂贸wnodowodz膮cy Saudyjczyk贸w. — Nasi szyiccy s膮siedzi maj膮 pod dostatkiem pustyni. — Uderzy艂 palcem w map臋. — Tutaj jest nasz ekonomiczny 艣rodek ci臋偶ko艣ci.

— Generale? — odezwa艂 si臋 inny g艂os.

Diggs spojrza艂 w lewo.

— S艂ucham, pu艂kowniku Eddington.

— Tutaj decyduj膮 wzgl臋dy polityczne, a nie militarne. Trzeba o tym pami臋ta膰, panowie. Je艣li chodzi im o nadbrze偶ne pola naftowe, otrzymamy wystarczaj膮co wiele informacji z rozpoznania.

— Maj膮 nad nami przewag臋 liczebn膮, Nick, to umo偶liwia im pewn膮 elastyczno艣膰 strategiczn膮. Na tych zdj臋ciach widz臋 bardzo du偶o cystern z paliwem — zauwa偶y艂 genera艂.

— Poprzednim razem utkn臋li na granicy z Kuwejtem z powodu braku paliwa — przypomnia艂 Saudyjczyk.

Na armi臋 saudyjsk膮 sk艂ada艂o si臋 pi臋膰 ci臋偶kich brygad, wyposa偶onych niemal wy艂膮cznie w sprz臋t ameryka艅ski. Trzy z nich rozlokowano na po艂udnie od Kuwejtu, jedn膮 w Ras al-Khafd偶i, miejscu jedynej inwazji 贸wczesnych si艂 irackich na kr贸lestwo. Jednak Ras al-Khafd偶i znajdowa艂o si臋 na samym wybrze偶u, a nikt nie przewidywa艂 uderzenia od strony morza.

Eddington pami臋ta艂 s艂owa Napoleona, kt贸ry, otrzymawszy plan defensywny przewiduj膮cy r贸wnomierne rozlokowanie oddzia艂贸w wzd艂u偶 granic Francji, spyta艂, czy chodzi o walk臋 z przemytnikami. Takie podej艣cie do problemu defensywy zosta艂o uszlachetnione przez fakt, i偶 przez d艂ugie lata opiera艂o si臋 na doktrynie NATO, kt贸ra zak艂ada艂a walk臋 o utrzymanie granicy niemieckiej, nigdy jednak nie zosta艂a sprawdzona w praktyce, a pustynia saudyjska by艂a z pewno艣ci膮 jednym z tych miejsc, gdzie problem odleg艂o艣ci stawa艂 si臋 problemem czasu. Eddington uzna艂 jednak za stosowne zachowa膰 te uwagi dla siebie; z jednej strony by艂 podw艂adnym Diggsa, z drugiej — Saudyjczycy, jak si臋 wydawa艂o, bardzo zazdro艣nie strzegli swego terytorium, co nie by艂o postaw膮 rzadko spotykan膮. Wymienili spojrzenia z Diggsem. 10. pu艂k mia艂 stanowi膰 rezerw臋 Kuwejtczyk贸w, 11. za艣 mia艂 spe艂ni膰 t臋 sam膮 funkcj臋 w Arabii Saudyjskiej. Mog艂o to si臋 zmieni膰 wraz z tym jak pojazdy Gwardii Narodowej P贸艂nocnej Karoliny dotr膮 do Dharhanu, na razie jednak trzeba by艂o przysta膰 na takie ustawienie.

Wielki problem stanowi艂o ustalenie struktury dowodzenia. Diggs mia艂 tylko jedn膮 gwiazdk臋, a chocia偶 by艂 znakomitym oficerem, o czym Eddington dobrze wiedzia艂, to jednak tylko genera艂em brygady. Gdyby mog艂o si臋 stawi膰 na miejscu dow贸dztwo centralne, z pewno艣ci膮 jego sugestie co do relacji zwierzchno艣ci i podrz臋dno艣ci by艂yby bardziej przekonuj膮ce. Najwidoczniej pu艂kownikowi Magruderowi uda艂o si臋 co艣 takiego, ale sytuacja Diggsa by艂a do艣膰 niezr臋czna.

— Tak czy owak mamy jeszcze w zapasie par臋 dni — powiedzia艂 ameryka艅ski genera艂. — Trzeba uruchomi膰 dodatkowe 艣rodki rozpoznania.

— O zmierzchu wystartuj膮 Predatory — oznajmi艂 pu艂kownik zwiadu.

Eddington wyszed艂 na zewn膮trz, 偶eby zapali膰 cygaro, chocia偶 po kilku pykni臋ciach pomy艣la艂, 偶e niepotrzebnie si臋 k艂opocze, gdy偶 wszyscy Saudyjczycy palili.

— No i jak, Nick? — spyta艂 Diggs, kt贸ry pod膮偶y艂 w 艣lad za nim.

— Przyda艂oby si臋 piwo.

— Puste kalorie — zauwa偶y艂 genera艂.

— Przewaga cztery do jednego i oni maj膮 inicjatyw臋. To znaczy, taki b臋dzie stosunek si艂, je艣li moi ludzie dostan膮 na czas sprz臋t. To mo偶e by膰 bardzo interesuj膮ce, generale Diggs. — Kolejny dymek. — Co艣 mi 艣mierdzi w tej ich dyslokacji. To jaka艣 podpucha. — Na pewno przej膮艂 to okre艣lenie od swoich student贸w, pomy艣la艂 prze艂o偶ony. — Aha, a jaki ma kryptonim ta operacja?

— SUMTER[6]. Jak膮 wybierzesz nazw臋 dla swojej brygady, Nick?

— Jak ci si臋 podoba Wilcze Stado? Mo偶e to nie najlepiej si臋 kojarzy, ale Tarheel[7] nie brzmi najlepiej. Wszystko potoczy艂o si臋 bardzo szybko, panie generale.

— Przynajmniej jednego musieli si臋 nauczy膰 od ostatniego razu: nie mo偶na nam dawa膰 czasu na umocnienie pozycji.

— To prawda. Musz臋 zobaczy膰, co tam u ch艂opak贸w.

— We藕 m贸j helikopter. Ja tu jeszcze troch臋 zostan臋 — powiedzia艂 Diggs.

— Tak jest. — Eddington zasalutowa艂, odwr贸ci艂 si臋 i odszed艂, ale po kilku krokach przystan膮艂. — Panie generale?

— S艂ucham.

— Mo偶e nie jeste艣my tak dobrze wyszkoleni jak Hamm i jego ludzie, ale damy sobie rad臋, zobaczy pan.

Raz jeszcze zasalutowa艂 i ruszy艂 w stron臋 Black Hawka.

* * *

Nic nie porusza si臋 r贸wnie cicho jak okr臋t. Jad膮cy z tak膮 szybko艣ci膮 — nieco poni偶ej pi臋膰dziesi臋ciu kilometr贸w na godzin臋 — samoch贸d robi艂by ha艂as, kt贸ry rozchodzi艂by si臋 na setki metr贸w, podczas gdy kad艂uby okr臋t贸w ociera艂y si臋 o spokojn膮 teraz wod臋 ze 艣wistem s艂yszalnym tylko z niewielkiej odleg艂o艣ci. Na pok艂adzie wyczuwa艂o si臋 wprawdzie wibrowanie silnik贸w, ale nawet w nocy ten niski d藕wi臋k nie rozchodzi艂 si臋 w powietrzu dalej ni偶 na sto metr贸w. Za ruf膮 ka偶dego okr臋tu uk艂ada艂 si臋 spieniony 艣lad, zielono fosforyzuj膮ca po艣wiata, stanowi膮ca 偶ywio艂owy protest mikroorganizm贸w przeciwko zak艂贸caniu im spokoju. Ludziom na pok艂adach wydawa艂 si臋 on zdradziecko jasny. Na ka偶dym mostku wygaszono 艣wiat艂a, aby w niczym nie zak艂贸ca膰 nocnej ciemno艣ci. Podobnie wy艂膮czone by艂y 艣wiat艂a pozycyjne, co stanowi艂o jaskrawe pogwa艂cenie zasad transportu wodnego. Obserwatorzy korzystali z konwencjonalnych lornetek, wspomaganych wzmacniaczami 艣wiat艂a. Grupa zadaniowa okr膮偶a艂a w艂a艣nie naro偶nik p贸艂wyspu, znajduj膮c si臋 w najw臋偶szej cz臋艣ci cie艣niny.

W ka偶dym centrum dowodzenia ludzie pochylali si臋 nad mapami, rozmawiaj膮c szeptem, jak gdyby kto艣 niepowo艂any m贸g艂 ich us艂ysze膰. Ci, kt贸rzy palili, marzyli, aby mogli odda膰 si臋 na chwil臋 swemu na艂ogowi, ci, kt贸rzy rzucili palenie, zastanawiali si臋, dlaczego to zrobili. Niewyra藕nie majaczy艂y im w pami臋ci jakie艣 wypowiedzi na temat zagro偶enia zdrowia, podczas gdy oni rozmy艣lali o l膮dowych wyrzutniach pocisk贸w przeciwokr臋towych, czaj膮cych si臋 w odleg艂o艣ci zaledwie pi臋tnastu kilometr贸w od ich statku, ka偶dy z ton膮 materia艂u wybuchowego za g艂owic膮 naprowadzaj膮c膮.

— Z lewej, obecny kurs dwa-osiem-pi臋膰 — meldowa艂 oficer z mostka „Anzio”.

Na g艂贸wnym planszecie zaznaczono ponad czterdzie艣ci „cel贸w”, jak okre艣lano wykryte przez radar obiekty, ka偶dy opatrzony strza艂k膮 wskazuj膮c膮 przypuszczalny kurs i pr臋dko艣膰. Liczba obiekt贸w, pojawiaj膮cych si臋 na planszecie i znikaj膮cych po jakim艣 czasie, by艂a mniej wi臋cej taka sama. Niekt贸re by艂y ogromne; radarowe echo supertankowc贸w przypomina艂o 艣redniej wielko艣ci wysp臋.

— Jak dot膮d wszystko idzie dobrze — powiedzia艂 oficer uzbrojenia do komandora Kempera. — Mo偶e przysn臋li.

— Mo偶e rzeczywi艣cie istnieje Kr贸lewna 艢nie偶ka.

Na pok艂adzie pracowa艂y tylko radary nawigacyjne. ZRI musia艂a mie膰 urz膮dzenia ESM, je艣li jednak patrolowali cie艣nin臋 Ormuz, niczego na razie nie spostrzegli. Kilka tajemniczych obiekt贸w. Rybacy? Przemytnicy? 呕agl贸wki? Trudno powiedzie膰. Zapewne nieprzyjaciel niezbyt ch臋tnie wysy艂a艂 swe jednostki poza lini臋 graniczn膮 cie艣niny, kraje arabskie by艂y bowiem r贸wnie dra偶liwe na punkcie nienaruszalno艣ci w贸d terytorialnych jak ca艂a reszta 艣wiata. Na okr臋tach obowi膮zywa艂o pogotowie bojowe. Wszystkie systemy uzbrojenia by艂y gotowe do u偶ycia, ale zabezpieczone. Gdyby jakie艣 jednostki ZRI zbli偶a艂y si臋 do nich, najpierw usi艂owa艂yby si臋 im przyjrze膰. Gdyby kto艣 ich o艣wietli艂 radarem namierzaj膮cym, wtedy najbli偶szy statek podwy偶szy艂by stan swojej gotowo艣ci bojowej, wypuszczaj膮c kilka wi膮zek radaru SPY, aby sprawdzi膰, czy co艣 w ich kierunku nie nadlatuje. By艂oby to jednak bardzo ryzykowne posuni臋cie. Wszystkie pociski manewruj膮ce wyposa偶one by艂y w g艂owice samonaprowadzaj膮ce, a przy zat艂oczeniu cie艣niny pocisk m贸g艂 trafi膰 w cel zupe艂nie nie zamierzony. Druga strona nie mia艂a wi臋c a偶 tak 艂atwego zadania. Mog艂oby si臋 nawet sko艅czy膰 na tym, 偶e ukatrupiliby kilka tysi臋cy owiec. Kemper u艣miechn膮艂 si臋 pod nosem. Otrzymali trudne zadanie, ale i przeciwnik nie mia艂 艂atwego 偶ycia.

— Zmiana kursu, cel Cztery Cztery z lewej — oznajmi艂 obserwator.

By艂 to obiekt nawodny, kt贸ry znajdowa艂 si臋 w odleg艂o艣ci siedmiu mil, ju偶 na wodach terytorialnych ZRI i przesuwa艂 si臋 w przeciwnym do nich kierunku. Kemper nachyli艂 si臋. Komputer pokazywa艂 tras臋 obiektu w ci膮gu ostatnich dwudziestu minut. Pocz膮tkowo porusza艂 si臋 z minimaln膮 szybko艣ci膮, pi臋膰 w臋z艂贸w, teraz zwi臋kszy艂 j膮 do dziesi臋ciu i... wykr臋ci艂 w kierunku grupy pozoracyjnej. Informacja ta natychmiast zosta艂a przekazana na USS „O'Bannon”, kt贸rego dow贸dca odpowiada艂 za grup臋 pozoracyjn膮. Odleg艂o艣膰 pomi臋dzy obiema jednostkami wynosi艂a 16.000 metr贸w i zmniejsza艂a si臋.

Sytuacja robi艂a si臋 coraz bardziej interesuj膮ca. Helikopter z „Normandy” nadlecia艂 nad kilwaterem obiektu od ty艂u, trzymaj膮c si臋 kilka metr贸w nad powierzchni膮. Pilot zobaczy艂 zielono-bia艂膮 smug臋, kiedy nieznany okr臋t zwi臋kszy艂 moc silnika, kot艂uj膮c wod臋 i te mikroorganizmy, kt贸rym uda艂o si臋 wy偶y膰 w tak zanieczyszczonym akwenie, jakim by艂a Zatoka. Taki nag艂y przyrost mocy oznacza艂...

— To kuter rakietowy — oznajmi艂 pilot. — Nagle dosta艂 kopa. Obiekt zwi臋kszy艂 pr臋dko艣膰.

Kemper skrzywi艂 si臋, gdy偶 stan膮艂 przed wyborem. M贸g艂 nie robi膰 nic, gdy偶 nic si臋 mo偶e nie zdarzy. Albo nie robi膰 nic i pozwoli膰, by kuter pierwszy wystrzeli艂 pocisk manewruj膮cy w kierunku „O'Bannona” i jego grupy. M贸g艂 te偶 zrobi膰 co艣, ryzykuj膮c, 偶e zaalarmuje drug膮 stron臋. Gdyby jednak przeciwnik wystrzeli艂 pierwszy, znaczy艂oby to, 偶e co艣 wie. Mo偶e tak. Mo偶e nie. Zbyt wiele danych, 偶eby podj膮膰 decyzj臋 w ci膮gu pi臋ciu sekund. Odczeka艂 pi臋膰 nast臋pnych.

— Obiekt ma pociski rakietowe, widz臋 dwie wyrzutnie. Utrzymuje kurs.

— Idzie wprost na „O'Bannona”, sir — odezwa艂 si臋 Weps.

— S艂ysz臋 rozmow臋 w eterze, namiar zero-jeden-pi臋膰.

— Strzela膰! — powiedzia艂 bez namys艂u Kemper.

— Zniszczy膰 obiekt! — brzmia艂 radiowy rozkaz Wepsa dla helikoptera.

— Zrozumia艂em, wykonuj臋!

— Centrum, tu obserwacja, b艂ysk odpalenia rakiety, lewa rufa. Nie, dwa — rozleg艂o si臋 z g艂o艣nika.

— W艂膮czy膰 SPY...

— Nast臋pne dwie rakiety, sir.

Kemper zakl膮艂 pod nosem. Helikopter by艂 uzbrojony tylko w dwa pociski Penguin, a nieprzyjaciel wystrzeli艂 ju偶 dwa swoje. Nic wi臋cej nie mo偶na by艂o zrobi膰. Grupa maskuj膮ca spe艂ni艂a swoje zadanie: 艣ci膮gn臋艂a na siebie ostrza艂.

— Dwa wampiry[8] w kierunku grupy, cel zniszczony — oznajmi艂 pilot 艣mig艂owca, a w chwil臋 p贸藕niej o zniszczeniu kutra rakietowego poinformowa艂 obserwator z masztu. — Powtarzam, dwa wampiry w kierunku „O'Bannona”.

— Silkworms to du偶e cele — mrukn膮艂 Weps.

Nie widzieli zbyt dok艂adnie ministarcia. Monitor radaru nawigacyjnego pokaza艂, 偶e „O'Bannon” wykr臋ca w lewo, aby uruchomi膰 rakietowy system obrony przeciwlotniczej, tym samym prezentuj膮c si臋 jednak nadlatuj膮cym pociskom jako wi臋kszy cel. Niszczyciel nie odpali艂 pozorator贸w, w obawie, 偶e te mog膮 odci膮gn膮膰 rakiety w kierunku chronionych jednostek transportowych. Decyzja odruchowa czy przemy艣lana, zastanowi艂 si臋 Kemper. Tak czy owak, wymaga艂a odwagi. Na ekranie rozjarzy艂 si臋 radar niszczyciela, naprowadzaj膮cy rakiety przeciwlotnicze, co znaczy艂o, 偶e „O'Bannon” odpali艂 swoje pociski. Przy艂膮czy艂a si臋 co najmniej jedna fregata.

— Wiele rozb艂ysk贸w za ruf膮 — wo艂a艂 obserwator pok艂adowy. — Ale teraz pieprzn臋艂o! I znowu!

Pi臋膰 sekund ciszy.

— „O'Bannon” do grupy. Wszystko w porz膮dku.

Na razie, pomy艣la艂 Kemper.

* * *

W powietrze wzbi艂y si臋 trzy Predatory, po jednym dla ka偶dego korpusu stacjonuj膮cego na po艂udniowy zach贸d od Bagdadu; lecia艂y z podw贸jn膮 szybko艣ci膮 czo艂gu. 呕aden z nich nie dotar艂 tak daleko, jak planowano. O pi臋膰dziesi膮t kilometr贸w od zamierzonego celu, ich skierowane w d贸艂 kamery termiczne ujawni艂y l艣ni膮ce kszta艂ty pojazd贸w pancernych. Armia Boga ruszy艂a. Dane ze Sztormu zosta艂y natychmiast przes艂ane do King Chalid, a stamt膮d do Waszyngtonu.

— Przyda艂oby si臋 jeszcze par臋 dni — zauwa偶y艂 Ben Goodley.

— Jak twoi ludzie? — zwr贸ci艂 si臋 Ryan do J-3.

— Dziesi膮ty w pe艂ni gotowy. Jedenastemu potrzebny co najmniej dzie艅. Trzecia brygada nie ma jeszcze nawet sprz臋tu — odpowiedzia艂 Jackson.

— Ile czasu do kontaktu bojowego? — brzmia艂o nast臋pne pytanie.

— Dwana艣cie godzin, mo偶e osiemna艣cie. Zale偶y od tego, gdzie dok艂adnie chc膮 uderzy膰.

Jack skin膮艂 g艂ow膮.

— Arnie, czy Callie jest poinformowana o wszystkim?

— Nie.

— Za艂atwcie to. Musz臋 z艂o偶y膰 o艣wiadczenie.

* * *

Alahadowi najwyra藕niej nudzi艂o si臋 w sklepie bez klient贸w, pomy艣la艂a Loonis. Kupiec wyszed艂 wcze艣nie, wsiad艂 do samochodu i odjecha艂. 艢ledzenie go na wyludnionych ulicach nie sprawi wi臋kszych k艂opot贸w. Kilka minut p贸藕niej obserwatorzy zobaczyli, jak zaje偶d偶a pod sw贸j dom i wchodzi do 艣rodka. Loomis i Selig opu艣cili wynaj臋te mieszkanie, przemierzyli ulic臋 i obeszli budynek. W drzwiach zamontowano dwa zamki, kt贸rych pokonanie zaj臋艂o m艂odemu agentowi, ku jego zdziwieniu, ca艂e dziesi臋膰 minut. Nast臋pnie przysz艂a pora na system alarmowy, kt贸ry okaza艂 si臋 znacznie mniej skomplikowany: stary, z prostym kodem. W 艣rodku znale藕li jeszcze par臋 zdj臋膰, jedno najprawdopodobniej syna. W nast臋pnej kolejno艣ci sprawdzili kartotek臋 z telefonami; znale藕li kartk臋 J. Sloana z numerem 536-4040, ale bez adresu.

— No i co my艣lisz? — spyta艂a Loomis.

— To nowa kartka, bez zawini臋tych rog贸w jak inne. Wydaje mi si臋, 偶e nad pierwsz膮 czw贸rk膮 jest kropka. 呕eby pami臋ta艂, kt贸ry numer zmieni膰, Sis.

— To szpieg, Danny.

— Mnie te偶 si臋 tak zdaje. Ale w takim razie szpiegiem jest te偶 Aref Raman.

Tylko jak tego dowie艣膰?

* * *

By膰 mo偶e zostali wykryci, ale mo偶e nie; nie wiadomo. Mo偶e kuter rakietowy otrzyma艂 przez radio zgod臋 na otwarcie ognia... Mo偶e na w艂asn膮 r臋k臋 tak膮 decyzj臋 podj膮艂 zapalczywy dow贸dca... To drugie wydawa艂o si臋 ma艂o prawdopodobne. W dyktatorskich krajach niewiele pozostawia艂o si臋 swobody dow贸dcom wojskowym. Dyktator, kt贸ry zdecydowa艂by si臋 na co艣 takiego, pr臋dzej czy p贸藕niej znalaz艂by si臋 pod 艣cian膮. Wynik na razie brzmia艂: Marynarka USA — l, ZRI — 0. Obie grupy w dalszym ci膮gu pod膮偶a艂y na po艂udniowy zach贸d z szybko艣ci膮 dwudziestu sze艣ciu w臋z艂贸w, zatoka robi艂a si臋 coraz szersza. Dooko艂a nich pe艂no by艂o statk贸w handlowych, kt贸re 偶ywo wymienia艂y radiowe zapytania, co te偶 si臋 sta艂o na p贸艂noc od Abu Masa. Z port贸w wyprysn臋艂y oma艅skie 艣cigacze, kt贸re usi艂owa艂y teraz dowiedzie膰 si臋 od kogo艣 — by膰 mo偶e od ZRI — co si臋 w艂a艣ciwie dzieje.

Zamieszanie by艂o dla nich korzystne, uzna艂 Kemper. Na dodatek by艂o ciemno, co nie u艂atwia艂o identyfikacji.

— Ile do 艣witu? — spyta艂.

— Pi臋膰 godzin, sir — odpowiedzia艂 oficer wachtowy.

— W najlepszym przypadku da nam to sto pi臋膰dziesi膮t mil. P艂yniemy tym samym kursem. Niech sobie 艂ami膮 g艂owy. — I tak dotarcie bez wykrycia do wybrze偶y Bahrajnu, zakrawa艂o na cud.

* * *

Po艂o偶yli wszystko na biurku inspektora O'Daya. Owo „wszystko” sprowadza艂o si臋 do trzech stron notatek i kilku zdj臋膰 polaroidowych. Najpowa偶niej wygl膮da艂 wydruk wykazu po艂膮cze艅 telefonicznych. Tylko on mia艂 jakikolwiek charakter dowodu.

— Widywa艂em ju偶 grubszy materia艂 dowodowy — zauwa偶y艂 Pat.

— Kaza艂e艣 si臋 艣pieszy膰 — przypomnia艂a Loomis. — To w艂a艣nie ich szukamy. Nie potrafi臋 w tej chwili dowie艣膰 tego przed s膮dem, ale z pewno艣ci膮 mo偶na by rozpoczyna膰 powa偶ne 艣ledztwo, gdyby艣my mieli czas, ale, jak si臋 zdaje, wcale go nie mamy.

— S艂usznie. — Wsta艂 i powiedzia艂: — Chod藕, idziemy porozmawia膰 z dyrektorem.

Murray mia艂 zaj臋膰 po uszy. FBI wprawdzie nie kierowa艂o dochodzeniem w sprawie wszystkich przypadk贸w ebola, ale agenci i tak pracowali praktycznie na okr膮g艂o. Dalej toczy艂o si臋 艣ledztwo w sprawie napadu na przedszkole w Giant Steps — kt贸ry mia艂 charakter zar贸wno kryminalny, jak i przest臋pstwa wymierzonego w pa艅stwo — a potem pojawi艂a si臋 kwestia 艣piocha w Bia艂ym Domu, w ci膮gu ostatnich dziesi臋ciu dni trzecia z gatunku „wszystko odk艂adamy na bok”. Inspektor, bez opowiadania si臋, min膮艂 kolejne sekretarki i bez pukania wszed艂 do gabinetu dyrektora.

— Dobrze si臋 sk艂ada, 偶e w艂a艣nie nie zmienia艂em gaci — cierpko zauwa偶y艂 Murray.

— Nie przypuszcza艂em, 偶eby艣 mia艂 czas na co艣 takiego. Ja nie mam — odpar艂 Pat. — Dan, mamy chyba 艣piocha w Oddziale.

— Tak?

— Loomis i Selig zaraz ci臋 we wszystko wprowadz膮.

— Mog臋 pokaza膰 to Andrei Price, bez nara偶ania 偶ycia?

— Tak s膮dz臋.

58
W 艣wietle dnia

Nie by艂o jeszcze powodu do 艣wi臋towania, ale drugi dzie艅 z rz臋du liczba zachorowa艅 mala艂a. Co wi臋cej, u ponad jednej trzeciej pacjent贸w wyst臋powa艂y przeciwcia艂a, ale nie by艂o symptom贸w ebola. CCZ i MICZUSA dwa razy sprawdzi艂y dane zanim przekaza艂y informacj臋 do Bia艂ego Domu, ostrzegaj膮c jednocze艣nie, 偶e za wcze艣nie na podawanie jej do wiadomo艣ci publicznej. Wydawa艂o si臋, 偶e zakaz podr贸偶y i jego efekt w postaci ograniczenia kontakt贸w przynosi艂y po偶膮dane skutki, ale prezydent nie m贸g艂 jeszcze o tym powiedzie膰 Amerykanom.

Posuwa艂o si臋 naprz贸d tak偶e 艣ledztwo w sprawie przedszkola Giant Steps, aczkolwiek teraz najwi臋cej pracy mia艂y laboratoria FBI. Elektroniczne mikroskopy by艂y w tym przypadku u偶ywane nie do identyfikacji wirus贸w ebola, lecz do badania innych drobnych obiekt贸w. Zadanie komplikowa艂 fakt, 偶e atak na przedszkole nast膮pi艂 na wiosn臋, kiedy w powietrzu roi si臋 od najr贸偶niejszych py艂k贸w.

Ustalono z ca艂膮 pewno艣ci膮, 偶e Mordechaj Goldblum by艂 osob膮, kt贸ra pojawi艂a si臋 tylko w jednym celu, po realizacji kt贸rego rozp艂yn臋艂a si臋 bez 艣ladu. Zostawi艂 jednak fotografie, kt贸re, jak Ryan si臋 dowiedzia艂, nios艂y ze sob膮 wiele informacji. Zastanawia艂 si臋, czy koniec dnia przyniesie jakie艣 dobre wiadomo艣ci. Mia艂o sta膰 si臋 inaczej.

— Cze艣膰, Dan.

Znajdowa艂 si臋 na powr贸t w gabinecie. Sala Sytuacyjna przypomina艂a mu tylko, 偶e nast臋pny powa偶ny rozkaz, kt贸ry wyda, rzuci ludzi do walki.

— Dzie艅 dobry, panie prezydencie — powiedzia艂 dyrektor FBI, za kt贸rym weszli inspektor O'Day i Andrea Price.

— Co macie takie ponure miny? Wtedy mu powiedzieli.

* * *

Potrzeba by艂o naprawd臋 dzielnego cz艂owieka, aby budzi膰 Mahmuda Had偶i Darjaeiego przed 艣witem, a poniewa偶 ca艂y jego dw贸r panicznie ba艂 si臋 jego gniewu, up艂yn臋艂y dwie godziny, zanim kto艣 zebra艂 si臋 na odwag臋. Co w niczym nie poprawi艂o sytuacji. By艂a czwarta nad ranem czasu tehera艅skiego, kiedy zadzwoni艂 telefon obok 艂贸偶ka Darjaeiego. Dziesi臋膰 minut p贸藕niej ajatollah siedzia艂 w prywatnym saloniku, a czarne, zapadni臋te oczy spogl膮da艂y gniewnie na winowajc贸w.

— Otrzymali艣my raport, 偶e okr臋ty ameryka艅skie wp艂yn臋艂y do Zatoki — poinformowa艂 szef wywiadu.

— Kiedy i gdzie? — spyta艂 spokojnie ajatollah.

— Wkr贸tce po p贸艂nocy dostrze偶ono je za cie艣nin膮. Jeden z naszych kutr贸w patrolowych wykry艂 ameryka艅ski niszczyciel. Dow贸dca stra偶y przybrze偶nej rozkaza艂 zaatakowa膰 przeciwnika rakietami, ale na tym urwa艂 si臋 wszelki kontakt z kutrem.

— To wszystko? Tylko dlatego mnie budzisz?!

— Ca艂y czas przechwytujemy o偶ywion膮 korespondencj臋 radiow膮 mi臋dzy statkami, kt贸re informuj膮 si臋 nawzajem o kilku eksplozjach. Mamy podstawy, 偶eby przypuszcza膰, 偶e nasz kuter zosta艂 zaatakowany i zniszczony z powietrza, ale sk膮d wzi膮艂 si臋 tam samolot?

— Potrzebujemy pozwolenia waszej 艣wi膮tobliwo艣ci na to, aby o 艣wicie rozpocz膮膰 lotniczy zwiad na Zatok膮. Nigdy przedtem nie podejmowali艣my takich operacji bez waszego pozwolenia, panie — dorzuci艂 szef operacyjny si艂 powietrznych ZRI.

— Pozwalam — powiedzia艂 Darjaei. Teraz czu艂 si臋 ju偶 rozbudzony. — Co艣 wi臋cej?

— Armia Boga zbli偶a si臋 do strefy przygranicznej. Wszystko przebiega zgodnie z planem.

Ta wiadomo艣膰 powinna go ucieszy膰, pomy艣la艂 szef wywiadu.

Mahmud Had偶i kiwn膮艂 kr贸tko g艂ow膮. Mia艂 nadziej臋, 偶e porz膮dnie si臋 wy艣pi, spodziewa艂 si臋 bowiem, 偶e ma艂o b臋dzie mia艂 snu przez kilka nast臋pnych dni, jednak raz zbudzony, nie m贸g艂 potem zasn膮膰. Spojrza艂 na stoj膮cy na biurku budzik — nigdy nie nosi艂 zegarka na r臋ku — i uzna艂, 偶e trzeba rozpocz膮膰 dzie艅.

— Czy ich zaskoczymy?

— W jakim艣 stopniu na pewno — odpowiedzia艂 szef wywiadu. — Oddzia艂y otrzyma艂y surowy zakaz porozumiewania si臋 przez radio. Ameryka艅skie stacje nas艂uchu s膮 bardzo czujne, ale je艣li w eterze panuje cisza, niczego nie wykryj膮. Kiedy nasi 偶o艂nierze dotr膮 do Al-Busaja, pewnie zostan膮 wykryci, ale zapadnie ju偶 wtedy noc, a my b臋dziemy gotowi do ataku.

Darjaei pokr臋ci艂 g艂ow膮.

— Zaraz, co meldowa艂a za艂oga kutra?

— Obecno艣膰 ameryka艅skiego niszczyciela czy fregaty, by膰 mo偶e w towarzystwie innych jednostek, ale to wszystko. Za dwie godziny nasze samoloty znajd膮 si臋 w powietrzu.

— Czy s膮 tam ich transportowce?

— Nie wiemy — przyzna艂 szef wywiadu, kt贸ry mia艂 ju偶 nadziej臋, 偶e ten temat zosta艂 wyczerpany.

— Dowiedzie膰 si臋 natychmiast!

Obaj m臋偶czy藕ni spiesznie wycofali si臋, 偶eby wype艂ni膰 rozkaz. Darjaei zadzwoni艂 na s艂u偶b臋, 偶eby poda艂a herbat臋, zarazem smakuj膮c inn膮 my艣l. Wszystko samo si臋 rozwi膮偶e, kiedy Raman wykona swoje zadanie. Raport informowa艂, 偶e jest na miejscu i otrzyma艂 rozkaz. Na co jednak czeka, dlaczego zwleka? Ajatollah poczu艂, jak wzbiera w nim gniew. Spojrza艂 znowu na budzik. Za wcze艣nie na telefon.

* * *

Komandor Kemper pozwoli艂 swej za艂odze na kilka chwil odpr臋偶enia, co mo偶liwe by艂o dzi臋ki stopniowi zautomatyzowania okr臋t贸w typu Aegis. Dwie godziny po starciu z kutrem rakietowym, marynarze mogli zmieni膰 si臋 na stanowiskach bojowych, rozlu藕ni膰, zje艣膰 co艣, w licznych przypadkach — po膰wiczy膰 w si艂owni. Trwa艂o to godzin臋, podczas kt贸rej ka偶dy otrzyma艂 kwadrans dla siebie. Teraz znowu wszyscy zaj臋li stanowiska bojowe. Do 艣witu brakowa艂o dw贸ch godzin. Mieli troch臋 mniej ni偶 sto mil do Kataru, kieruj膮c si臋 na p贸艂nocny zach贸d, po tym jak wcze艣niej wykorzystywali ka偶d膮 wysepk臋 i platform臋 naftow膮, aby zmyli膰 stacje radarowe przeciwnika. Trudniejszy odcinek rejsu KOMEDIA mia艂a ju偶 za sob膮. Znacznie tutaj szersza Zatoka oferowa艂a wi臋cej miejsca do manewrowania i do pe艂nego wykorzystania ultranowoczesnych system贸w wykrywania. Radarowy obraz w centrum informacyjnym na „Anzio” pokazywa艂 klucz czterech F-16 o dwadzie艣cia mil na p贸艂noc; wyra藕nie odznacza艂y si臋 identyfikatory IFF — trzeba b臋dzie na to bardzo uwa偶a膰. Wola艂by, 偶eby w powietrzu znajdowa艂 si臋 jaki艣 AWACS, ale przed godzin膮 dowiedzia艂 si臋, 偶e wszystkie by艂y obecnie zaj臋te na p贸艂nocy. Dzisiaj z pewno艣ci膮 dojdzie do walki. Nie takiej, do jakiej Aegis by艂 przeznaczony, ale Marynarka to Marynarka.

Grupie pozoruj膮cej kaza艂 si臋 odsun膮膰 na po艂udnie. Jak na razie wykona艂a swoje zadanie. Kiedy wstanie s艂o艅ce, nie pomog膮 偶adne dzia艂ania pozoracyjne — dok艂adnie b臋dzie wiadomo, czym jest grupa operacyjna KOMEDIA i dok膮d zmierza.

* * *

— Czy jeste艣cie pewni? — spyta艂 Ryan. — Chryste, przecie偶 setki razy by艂em z nim sam na sam!

— Wiemy o tym — powiedzia艂a Price. — Wiemy. Tak, panie prezydencie, to trudne do uwierzenia. Znam go od tylu...

— Przecie偶 to fanatyk koszyk贸wki. Powiedzia艂 mi, kto wygra fina艂 NCAA i mia艂 racj臋. A jakie by艂o przebicie u bukmacher贸w!

— Tak, jest troch臋 szczeg贸艂贸w, kt贸re nie tak 艂atwo wyja艣ni膰 — zgodzi艂a si臋 Andrea.

— Chcecie go aresztowa膰?

— Nie dostaniemy nakazu — w艂膮czy艂 si臋 Murray. — To jedna z tych sytuacji, kiedy jeste艣my czego艣 pewni, ale nie mo偶emy tego udowodni膰. Pat ma jednak pewien pomys艂.

— No to pos艂uchajmy — powiedzia艂 Ryan. Powr贸ci艂 b贸l g艂owy. A w艂a艣ciwie inaczej: sko艅czy艂 si臋 kr贸tki okres bez b贸lu g艂owy. Dostatecznie przygn臋biaj膮ca by艂a sama wzmianka, 偶e wr贸g w艣lizgn膮艂 si臋 do Tajnej S艂u偶by, teraz jednak twierdzili, 偶e maj膮 dow贸d — nie, nie dow贸d, sprostowa艂 ze z艂o艣ci膮, tylko pieprzone podejrzenie — i偶 jeden z ludzi na tyle zaufanych, 偶e m贸g艂 przebywa膰 w pobli偶u jego i jego rodziny, jest potencjalnym zamachowcem. Czy to si臋 nigdy nie sko艅czy? Trzeba jednak wys艂ucha膰 tego, co maj膮 do powiedzenia.

— To dosy膰 proste — podsumowa艂 O'Day.

— Nie — natychmiast sprzeciwi艂a si臋 Price. — A co, je艣li...?

— Wszystko b臋dziemy kontrolowa膰. Nie ma 偶adnego niebezpiecze艅stwa — zapewni艂 inspektor.

— Zaraz — przerwa艂 Miecznik. — Twierdzicie, 偶e mo偶ecie faceta zmusi膰, 偶eby si臋 odkry艂.

— Tak, panie prezydencie.

— A ja musz臋 co艣 zrobi膰, a nie tylko siedzie膰 jak jaki艣 cholerny kr贸l.

— Tak jest — powt贸rzy艂 Pat.

— Dobra, gdzie mam si臋 podpisa膰? — rzuci艂 retorycznie Jack. — I do dzie艂a.

— Panie prezydencie...

— Andrea, b臋dziesz tu ca艂y czas, tak?

— Tak, ale...

— 呕adnych ale. Jedna sprawa: nie wolno mu zbli偶y膰 si臋 do mojej rodziny. Je艣li tylko zerknie w kierunku windy, zgarniesz go.

— Oczywi艣cie, panie prezydencie. Tylko Zachodnie Skrzyd艂o.

To uzgodniwszy, zeszli do Sali Sytuacyjnej, gdzie Arnie i reszta zespo艂u do spraw bezpiecze艅stwa spogl膮da艂a na map臋 wy艣wietlan膮 na wielkim ekranie telewizyjnym.

* * *

— No dobrze, po艣wie膰my troch臋 po niebie — poleci艂 Kemper personelowi centrum dowodzenia. „Anzio” i cztery pozosta艂e jednostki przestawi艂y radary SPY ze stanu gotowo艣ci na pe艂n膮 emisj臋. Nie by艂o sensu dalej si臋 czai膰. Znajdowali si臋 pod korytarzem powietrznym oznakowanym jako W-15 i ka偶dy pilot, zerkn膮wszy w d贸艂, m贸g艂 zobaczy膰 ameryka艅skie okr臋ty w szyku pude艂kowym. Kiedy za艣 zobaczy, z pewno艣ci膮 nie omieszka kogo艣 o tym poinformowa膰. Czynnik zaskoczenia tak偶e mia艂 swoje granice.

W jednej chwili na trzech olbrzymich ekranach pojawi艂y si臋 symbole licznych samolot贸w. Opr贸cz lotniska O'Hare musia艂 to by膰 najbardziej zat艂oczony obszar powietrzny na 艣wiecie. System identyfikacji IFF pokaza艂 klucz czterech F-16 na p贸艂nocny zach贸d od KOMEDII. Obs艂uga wyrzutni dla wprawy wytycza艂a tory ostrza艂u, przede wszystkim jednak Aegis by艂 jednym z tych wszechpot臋偶nych urz膮dze艅, kt贸re ze stanu bezczynno艣ci w

jednej chwili przej艣膰 mog膮 do stanu ogromnej agresji. Znale藕li si臋 w dobrym miejscu, 偶eby to prze膰wiczy膰.

* * *

Pierwszymi ira艅skimi my艣liwcami, kt贸re znalaz艂y si臋 tego dnia na niebie, by艂y dwa wiekowe Tomcaty operuj膮ce z bazy w Sziraz. W latach siedemdziesi膮tych szach zakupi艂 oko艂o osiemdziesi臋ciu tych maszyn u Grummana. Z tego dziesi臋膰 nadal mog艂o lata膰, 偶ywi膮c si臋 cz臋艣ciami „skanibalizowanych” pobratymc贸w albo uzyskawszy protezy na bardzo pr臋偶nym czarnym rynku, gdzie handlowa艂o si臋 cz臋艣ciami zamiennymi do samolot贸w bojowych. Maszyny wzi臋艂y kurs po艂udniowo-wschodni, dolecia艂y nad l膮dem do Bandar Abbas, gdzie zwi臋kszy艂y pr臋dko艣膰 i pomkn臋艂y do Abu Musa, mijaj膮c j膮 od p贸艂nocy; pilot i obserw膮tor-operator uzbrojenia obserwowali przez lornetki powierzchni臋 morza. Z wysoko艣ci sze艣ciu kilometr贸w s艂o艅ce wida膰 by艂o wyra藕nie, ale na poziomie wody panowa艂 jeszcze p贸艂mrok brzasku.

Marynarze i lotnicy cz臋sto zapominaj膮 o tym, jak trudno z g贸ry zobaczy膰 statek, kt贸ry najcz臋艣ciej jest tak ma艂y, 偶e niknie w ogromie morza. Tym, co rejestruj膮 zdj臋cia satelitarne i ludzkie oko, jest z regu艂y 艣lad podobny do ogromnego grotu — fale wzburzone przez dzi贸b i ruf臋 — oraz drzewce strza艂y — kilwater, czyli woda spieniona przez 艣ruby. Kszta艂t ten przyci膮ga oko w spos贸b tak naturalny jak nagie cia艂o kobiece, a u szczytu wielkiego V odkrywa si臋 statek. Albo, jak w tym przypadku, kilka okr臋t贸w. Z odleg艂o艣ci czterdziestu mil najpierw zobaczyli grup臋 pozoruj膮c膮, a minut臋 p贸藕niej g艂贸wny korpus KOMEDII.

* * *

G艂贸wnym problemem by艂a identyfikacja obiekt贸w lataj膮cych. Keper za nic nie chcia艂 zestrzeli膰 samolotu cywilnego, co kiedy艣 si臋 przydarzy艂o USS „Vincennes”. Cztery F-16 wykonywa艂y w艂a艣nie skr臋t w ich kierunku, kiedy przechwycili komunikat radiowy w je偶yku farsi.

— Bandyci[9]! — zawo艂a艂 dow贸dca klucza. — Wygl膮daj膮 jak F-14. — Dobrze wiedzia艂, 偶e 偶adna ze znajduj膮cych si臋 w pobli偶u jednostek Marynarki nie ma F-14.

— „Anzio” do Wojownika! Zestrzeli膰 go!

— Zrozumia艂em, wykonuj臋.

— Prowadz膮cy do kluczy. Strzelamy.

Tamci zbyt byli zaj臋ci morzem, aby rozgl膮da膰 si臋 dooko艂a. 艁adny mi lot zwiadowczy, pomy艣la艂 pilot pierwszego Wojownika. Nie ma rady. Selektorem uzbrojenia wybra艂 AIM-120 i odpali艂 u艂amek sekundy przed tym, gdy zrobi艂y to trzy pozosta艂e maszyny klucza.

— Rakiety w powietrzu.

Tak rozpocz臋艂a si臋 bitwa pod Katarem.

* * *

Tomcaty ZRI zgubi艂o to, 偶e by艂y za bardzo zaaferowane. Radarowe ostrzegacze meldowa艂y w tej chwili o wielu 藕r贸d艂ach promieniowania, a pociski powietrze-powietrze Viper by艂y tylko jednymi z nich. Pierwszy z pary usi艂owa艂 policzy膰 jednostki w dole, rozmawiaj膮c jednocze艣nie przez radio, kiedy para pocisk贸w AM-RAAM eksplodowa艂a dwadzie艣cia metr贸w od jego maszyny. Pilot drugiego my艣liwca zd膮偶y艂 jedynie podnie艣膰 wzrok, aby zobaczy膰 nadlatuj膮c膮 艣mier膰.

— „Anzio”, tu Wojownik, spu艣cili艣my dwa, 偶adnych spadochron贸w, powtarzam, dwa w wodzie.

— Zrozumia艂em.

— Jaki 艂adny pocz膮tek dnia — skomentowa艂 ca艂e wydarzenie major Si艂 Powietrznych USA, kt贸ry ostatnich szesna艣cie miesi臋cy sp臋dzi艂 膰wicz膮c z Izraelczykami nad pustyni膮 Negew. — Wracamy na pozycj臋, koniec.

* * *

— Nie jestem pewien, czy to dobry pomys艂 — powiedzia艂 van Damm. Obraz radarowy z „Johna Paula Jonesa” przekazywany by艂 przez satelit臋 do Waszyngtonu, tak 偶e informacja o zdarzeniach dociera艂a tam w p贸艂 sekundy p贸藕niej. — Naszych jednostek nie mo偶na ju偶 teraz zawr贸ci膰 — przypomnia艂 Jackson szefowi personelu. — By艂oby to bezsensowne ryzyko.

— Ale je艣li powiedz膮, 偶e pierwsi zacz臋li艣my strzela膰...

— Nieprawda. Pi臋膰 godzin temu pierwszy otworzy艂 ogie艅 ich kuter rakietowy — przypomnia艂 J-3.

— Nie przyznaj膮 si臋 do tego.

— Daj spok贸j, Arnie — sprzeciwi艂 si臋 Jack. — Pami臋taj, 偶e wyda艂em rozkaz. Zasady wej艣cia do walki pozostaj膮 takie jakie by艂y. Co dalej, Robby?

— Zale偶y od tego, czy kutrowi ZRI uda艂o si臋 przekaza膰 meldunek. Pierwsze starcie posz艂o 艂atwo, ale zwykle tak jest — powiedzia艂 Jackson, maj膮c w pami臋ci swoje w艂asne walki, kt贸re nie zawsze przypomina艂y rycerskie pojedynki staczane w Top Gun. Tam jednak, gdzie stawk膮 jest 偶ycie, przestaj膮 obowi膮zywa膰 regu艂y fair-play.

Najw臋偶sze miejsce Zatoki czekaj膮ce teraz na KOMEDI臉 znajdowa艂o si臋 sto mil dalej, pomi臋dzy Katarem a ira艅skim miastem Basatin, obok kt贸rego le偶a艂a baza lotnicza. Zdj臋cia satelitarne pokazywa艂y my艣liwce stoj膮ce na pasach.

* * *

— Cze艣膰, Jeff.

— Co tam si臋 dzieje, Andrea? — spyta艂 Jeff i zaraz doda艂: — Dobrze, 偶e kto艣 sobie w ko艅cu o mnie przypomnia艂.

— Mamy tu kup臋 roboty w zwi膮zku z epidemi膮. Jeste艣 potrzebny. Masz samoch贸d?

— Wzi膮艂em w贸z od miejscowych ch艂opak贸w.

— Dobrze — powiedzia艂a Andrea. — Wracaj jak najpr臋dzej, tam chyba na nic si臋 w tej chwili nie przydasz. Legitymacja pomo偶e ci przejecha膰 autostrad膮 I-70. Po艣piesz si臋, czekamy na ciebie.

— Za cztery godziny.

— Masz zapasowe ubranie?

— Tak, a o co chodzi?

— B臋dziesz go potrzebowa艂; wszystkich obowi膮zuj膮 procedury odka偶ania, kt贸re trzeba przej艣膰 przed wej艣ciem do Zachodniego Skrzyd艂a. Zreszt膮 sam zobaczysz — wyja艣ni艂a szefowa Oddzia艂u.

— Jasne.

* * *

Alahad nie robi艂 niczego specjalnego. Dzi臋ki pods艂uchowi za艂o偶onemu w domu wiedzieli, 偶e ogl膮da艂 telewizj臋, z jednego kana艂u telewizji kablowej przeskakuj膮c na drugi, w poszukiwaniu interesuj膮cych film贸w, a przed za艣ni臋ciem wys艂ucha艂 „CNN Headline News”. Nic wi臋cej. Teraz wszystkie 艣wiat艂a by艂y zgaszone i nawet kamery termiczne nie mog艂y przenikn膮膰 przez zakrywaj膮ce okno zas艂ony. Agenci prowadz膮cy obserwacj臋 popijali kaw臋 z plastikowych kubk贸w, patrzyli i, jak niemal wszyscy w Ameryce, rozmawiali o epidemii. Telewizja, radio i prasa informowa艂y o wszystkich mo偶liwych szczeg贸艂ach, albowiem nie mia艂y ciekawszych informacji. 呕adnych wydarze艅 sportowych, 偶adnych imprez. Wszystko w艂a艣ciwie kr臋ci艂o si臋 wok贸艂 wirusa ebola. Prezentowano programy naukowe, kt贸re wyja艣nia艂y czym jest wirus i w jaki spos贸b si臋 rozprzestrzenia, czy raczej, jak mo偶e si臋 rozprzestrzenia膰, albowiem w tej sprawie opinie specjalist贸w nadal si臋 r贸偶ni艂y. Agenci uraczeni zostali w s艂uchawkach ostatnimi komentarzami, kt贸rym przys艂uchiwa艂 si臋 tak偶e Alahad. Jeden z bojownik贸w ekologii oznajmi艂, 偶e jest to zemsta przyrody: ludzie wdzieraj膮 si臋 w g艂臋biny d偶ungli, 艣cinaj膮 drzewa, morduj膮 zwierz臋ta, burz膮 r贸wnowag臋 艣rodowiska, teraz wi臋c ekosystem bierze rewan偶. Czy co艣 w tym gu艣cie.

Przeprowadzano te偶 prawnicze analizy kwestii postawionej przed s膮dem przez Edwarda Kealty'ego, ale ma艂o kto my艣la艂 z entuzjazmem o zniesieniu zakazu podr贸偶owania. Reporta偶e pokazywa艂y samoloty w hangarach, autobusy w zajezdniach, puste drogi. Reporta偶e prezentowa艂y ludzi w hotelach i to, jak sobie radz膮. Reporta偶e informowa艂y, w jaki spos贸b regenerowa膰 maski chirurgiczne, i zapewnia艂y o ich skuteczno艣ci, co sta艂o si臋 niemal powszechnym przekonaniem. Najcz臋艣ciej jednak pokazywano szpitale i worki ze zw艂okami. Informacjom o ich paleniu nie towarzyszy艂 obraz p艂omieni; surowego faktu nie trzeba by艂o ubarwia膰. Dziennikarze i konsultanci medyczni zaczynali si臋 zastanawia膰 nad brakiem danych o liczbie zachorowa艅 — co niekt贸rzy uznali za zatrwa偶aj膮ce — wskazuj膮c zarazem, 偶e oddzia艂贸w wydzielonych w szpitalach dla ebola nie trzeba powi臋ksza膰, co niekt贸rzy uwa偶ali za obiecuj膮ce. Czarnowidzowie nieprzerwanie snuli swoje pos臋pne prognozy, ich oponenci spokojnie wskazywali na to, 偶e dane nie potwierdzaj膮 katastroficznych przewidywa艅, zawsze jednak dodawali, i偶 jeszcze za wcze艣nie na jednoznaczne opinie.

Coraz cz臋艣ciej pojawia艂a si臋 opinia, 偶e ludziom udaje si臋 stawi膰 czo艂o chorobie, 偶e niekt贸re stany w og贸le nie zosta艂y przez ni膮 dotkni臋te, w pozosta艂ych za艣 s膮 ca艂e czyste obszary. Niekt贸rzy wysuwali podejrzenia, i偶 epidemia nie wybuch艂a w spos贸b naturalny, w tej jednak sprawie nie zarysowa艂y si臋 偶adne wyra藕ne stanowiska. Ludzie zbyt ma艂o kontaktowali si臋, aby dzi臋ki wymianie informacji i argument贸w wypracowywa膰 wsp贸lny os膮d, niemniej wraz z tym, jak coraz pewniejsze by艂o przekonanie, 偶e nie nast膮pi艂 koniec 艣wiata, stawiano tak偶e pytanie: jak do tego dosz艂o?

* * *

Sekretarz stanu Adler znajdowa艂 si臋 znowu w samolocie, kt贸ry ni贸s艂 go na zach贸d, do Chi艅skiej Republiki Ludowej. W powietrzu i w peki艅skiej ambasadzie mia艂 sta艂y dost臋p do najnowszych informacji. Rodzi艂y one gniew, ale dawa艂y tak偶e pewn膮 satysfakcj臋. Nie kto inny, tylko 呕eng popycha艂 sw贸j rz膮d w tym kierunku. To by艂o ju偶 niemal pewne teraz, gdy ujawniona zosta艂a wsp贸艂praca Indii, tym razem narz臋dzia w r臋kach ZRI oraz Chin. Problem polega艂 na tym, czy pani premier poinformuje swoich partner贸w, 偶e wycofuje si臋 z umowy. Raczej nie, przypuszcza艂 Adler. Znowu uda jej si臋 wyj艣膰 ca艂o z opresji.

Niezmiennie jednak powraca艂 gniew. Jego kraj zosta艂 zdradziecko zaatakowany i to przez cz艂owieka, z kt贸rym widzia艂 si臋 raptem kilka dni wcze艣niej. Dyplomacja zawiod艂a; nie uda艂o mu si臋 za偶egna膰 konfliktu, a to przecie偶 nale偶a艂o do jego obowi膮zk贸w, czy偶 nie? Co gorsza i on, i jego kraj zostali oszukani. Chiny zmyli艂y w艂adze w Waszyngtonie i sprawi艂y, 偶e flota ameryka艅ska znalaz艂a si臋 w miejscu niekorzystnym dla los贸w USA. ChRL rozbudowywa艂a kryzys, kt贸ry sama zapocz膮tkowa艂a, aby os艂abi膰 wp艂ywy Ameryki, i w efekcie uzyska膰 korzystn膮 dla siebie przebudow臋 polityczn膮 艣wiata. Chi艅scy politycy bardzo sprytnie zabrali si臋 do dzie艂a; sami jedynie doprowadzili do 艣mierci pasa偶er贸w Airbusa, poza tym pozwolili innym rozgrywa膰 ca艂膮 parti臋 i ponosi膰 zwi膮zane z tym ryzyko. Jakkolwiek wszystko si臋 zako艅czy, Chiny zachowaj膮 swoj膮 pozycj臋 supermocarstwa, nadal b臋d膮 wywiera膰 wp艂yw na polityk臋 Stan贸w Zjednoczonych, a utrzymanie tego stanu zak艂adali od samego pocz膮tku, my艣l膮c jedynie o jego poprawie. Zabili Amerykan贸w lec膮cych cywilnym samolotem. Poprzez swoje manewry dopomagali w zabijaniu innych Amerykan贸w, a wszystko to bez najmniejszego ryzyka. Sekretarz stanu my艣la艂 o tym wszystkim, zapatrzony w iluminatory samolotu, kt贸ry podchodzi艂 do l膮dowania.

Chi艅czycy jednak nie wiedz膮, 偶e on wie.

* * *

Nast臋pny atak b臋dzie bardziej powa偶ny. Zgodnie z raportami wywiadu, ZRI posiada艂a znaczny arsena艂 pocisk贸w C-802. Wyprodukowane przez chi艅skie Zjednoczenie Importowo-Eksportowe Maszyn Precyzyjnych, mia艂y podobne osi膮gi jak francuskie Exocet. Problemem si艂 zbrojnych ZRI by艂o wskazanie im celu, w Zatoce bowiem roi艂o si臋 od statk贸w. Aby skierowa膰 pociski na w艂a艣ciwy obiekt, my艣liwce ZRI musia艂y zbli偶y膰 si臋 do KOMEDII na tyle, aby znalaz艂a si臋 w zasi臋gu ich radar贸w.

Trzeba im to utrudni膰, pomy艣la艂 Kemper. „John Paul Jones” z pr臋dko艣ci膮 trzydziestu w臋z艂贸w pop艂yn膮艂 na p贸艂noc. Niszczyciel nowej generacji by艂 prekursorem, je偶eli chodzi o stosowanie w jednostkach nawodnych techniki stealth — na ekranie radarowym wydawa艂 si臋 艣redniej wielko艣ci 艂odzi膮 ryback膮, aby za艣 ugruntowa膰 to wra偶enie, wy艂膮czy艂 wszystkie radary. KOMEDIA przebra艂a teraz posta膰 odmienn膮 od tej, w jakiej zobaczy艂 j膮 nieprzyjaciel. Kemper po艂膮czy艂 si臋 z Rijadem i za偶膮da艂 wsparcia przez AWACS. Trzy kr膮偶owniki: „Anzio”, „Normandy” i „Yorktown”, zaj臋艂y pozycje obok okr臋t贸w transportowych, a dla ich cywilnych za艂贸g sta艂o si臋 jasne, 偶e okr臋ty nie tylko maj膮 ich broni膰 swoimi pociskami, ale tak偶e fizycznie os艂ania膰 przed ostrza艂em ze strony przeciwnika. Na pok艂adach transportowc贸w przygotowano sprz臋t przeciwpo偶arowy. Dieslowskie silniki pracowa艂y ca艂膮 moc膮, na jak膮 zezwala艂y instrukcje producenta.

Na niebie poranny patrol F-16 zosta艂 zluzowany przez nast臋pny. Pociski uzbrojono, a lotnictwo cywilne zosta艂o powiadomione, 偶e przestrze艅 nad Zatok膮 Persk膮 nie jest teraz najbezpieczniejszym obszarem. Amerykanie w 偶aden spos贸b nie mogli ju偶 ukry膰 swojej obecno艣ci. Byli znakomicie widoczni dla ira艅skich radar贸w i nic na to nie mo偶na by艂o poradzi膰.

* * *

— Wydaje si臋, 偶e w zatoce s膮 dwa ugrupowania przeciwnika — brzmia艂 raport szefa wywiadu. — Nie jeste艣my pewni ich sk艂adu, mo偶liwa jest jednak obecno艣膰 wojskowych statk贸w transportowych.

— I? — zapyta艂 Darjaei.

— Nasze dwa my艣liwce zosta艂y zestrzelone, kiedy usi艂owa艂y si臋 zbli偶y膰 — uzupe艂ni艂 dow贸dca lotnictwa ZRI.

— Z pewno艣ci膮 s膮 tam okr臋ty wojenne najnowszego typu. Zwiad powietrzny zd膮偶y艂 donie艣膰, 偶e wykry艂 te偶 inne jednostki, bardzo podobne do tych, kt贸re zabra艂y czo艂gi z Diego Garda...

— Te, kt贸re zatrzyma膰 mieli Hindusi?

— Wszystko na to wskazuje.

Jakim by艂em g艂upcem, ufaj膮c tej kobiecie!

— Zatopi膰 je! — wykrzykn膮艂 gniewnie, przekonany, 偶e ka偶de jego 偶yczenie musi si臋 sta膰 rzeczywisto艣ci膮.

* * *

Raman lubi艂 szybk膮 jazd臋. Pusta droga, ciemna noc, podrasowany samoch贸d Tajnej S艂u偶by, wszystko to sprawia艂o, 偶e czas mu si臋 nie d艂u偶y艂, kiedy autostrad膮 mi臋dzystanow膮 I-70 gna艂 w kierunku Marylandu. W por贸wnaniu z normalnymi czasami droga by艂a pusta, niemniej Ramana zdumia艂a liczba ci臋偶ar贸wek. Nie mia艂 poj臋cia, 偶e tyle pojazd贸w zajmuje si臋 rozwo偶eniem 偶ywno艣ci i lekarstw. Wiruj膮cy czerwony kogut na dachu zapewnia艂 mu wolny przejazd, a tak偶e sprawia艂, 偶e policja stanu Pensylwania nie reagowa艂a na widok auta jad膮cego z pr臋dko艣ci膮 stu sze艣膰dziesi臋ciu kilometr贸w na godzin臋.

Mia艂 sporo czasu na rozmy艣lania. By艂oby znacznie lepiej dla wszystkich, gdyby z g贸ry wiedzia艂, jak ma przebiega膰 operacja, a w ka偶dym razie by艂oby lepiej dla niego. Atak na Foremk臋 nie zachwyci艂 go. By艂a dopiero dzieckiem, zbyt ma艂ym, zbyt niewinnym — m贸wi艂a o tym jej twarz, jej g艂os, zachowanie — aby mo偶na j膮 by艂o traktowa膰 jako wroga. Przez kr贸tki czas by艂 zaszokowany. Nie m贸g艂 poj膮膰, dlaczego wydano taki rozkaz i dopiero p贸藕niej zacz膮艂 podejrzewa膰, 偶e chodzi艂o o zacie艣nienie osobistej ochrony wok贸艂 prezydenta, aby w ten spos贸b jemu, Ramanowi, u艂atwi膰 wykonanie zadania. Tyle 偶e to wcale nie by艂o potrzebne. Mahmud Had偶i najpewniej nie zdawa艂 sobie do ko艅ca sprawy z tego, 偶e Ameryka to jednak nie Irak.

Epidemia, to co艣 zupe艂nie innego. Rozchodzi艂a si臋 zgodnie z wyrokiem Boga. Takie ju偶 jest 偶ycie. Pami臋ta艂, jak sp艂on臋艂o kino w Teheranie. Tak偶e i tam umarli ludzie, kt贸rych jedyny b艂膮d polega艂 na tym, 偶e ogl膮dali film, zamiast oddawa膰 si臋 pobo偶nym zaj臋ciom. 艢wiat jest okrutny, a brzemi臋 偶ycia 艂atwiej jest znie艣膰 tylko wtedy, kiedy si臋 w co艣 wierzy. Raman czu艂 w sobie tak膮 wiar臋. 艢wiat odmienia艂 sw贸j kszta艂t nie moc膮 przypadku. Wa偶ne zdarzenia musia艂y by膰 bolesne dla wi臋kszo艣ci. Wiara szerzy艂a si臋 dzi臋ki mieczowi, nawet je艣li sam Prorok powiedzia艂, 偶e nikogo nie da si臋 nawr贸ci膰 mieczem... nie rozumia艂 do ko艅ca tej sprzeczno艣ci, ale i to nale偶a艂o do natury 艣wiata. Trudno by艂o go poj膮膰 w ca艂o艣ci, dlatego w wielu sprawach trzeba by艂o polega膰 na zdaniu m膮drzejszych od siebie, kt贸rzy m贸wili, co trzeba zrobi膰, co jest mi艂e Allachowi, co s艂u偶y Jego celom...

A 偶e nie udzielano mu wszystkich informacji... c贸偶, musia艂 przyzna膰, 偶e to rozs膮dne zabezpieczenie, szczeg贸lnie je艣li przyj膮膰 za艂o偶enie, 偶e ma zgin膮膰. My艣l ta nie przyprawia艂a go o dreszcze. Ju偶 dawno temu pogodzi艂 si臋 z t膮 mo偶liwo艣ci膮; skoro jego brat w wierze m贸g艂 spe艂ni膰 sw贸j obowi膮zek w Bagdadzie, on mo偶e go spe艂ni膰 w Waszyngtonie. Gdyby jednak nadarzy艂a si臋 taka sposobno艣膰, b臋dzie usi艂owa艂 prze偶y膰. Przecie偶 nie ma w tym nic z艂ego.

* * *

Nie ulega艂o w膮tpliwo艣ci, 偶e operacja jest dogrywana w biegu, pomy艣la艂 komandor Kemper. W 1990 i 1991 by艂 czas na rozwa偶enie decyzji, rozlokowanie 艣rodk贸w, zorganizowanie 艂膮czno艣ci i wszystkie inne szczeg贸艂y. Ale nie tym razem. Na pytanie o AWACS jaki艣 m臋drzec ze sztabu lotnictwa nie m贸g艂 si臋 otrz膮sn膮膰 ze zdziwienia: — Nie macie tam 偶adnego? To czemu nic nie m贸wicie? — Dow贸dca „Anzio” i grupy operacyjnej TF-61.1 wybuchn膮艂. Najpewniej ten, kt贸remu si臋 oberwa艂o w niczym nie zawini艂, w ka偶dym razie mieli ju偶 samolot obserwacyjny. W sam膮 por臋. Z lotniska w Basatin, odleg艂ego o dziewi臋膰dziesi膮t mil startowa艂y w艂a艣nie cztery my艣liwce nieznanego typu.

— KOMEDIA, tutaj Niebo Dwa, przekazuj臋 cztery cele id膮ce w nasz膮 stron臋.

Na ekranach „Anzio” pokaza艂 si臋 obraz, kt贸rego jego w艂asny radar nie m贸g艂 uchwyci膰, gdy偶 rzecz dzia艂a si臋 za horyzontem. AWACS pokaza艂 cztery b艂yski w dw贸ch parach.

— Niebo, tutaj KOMEDIA, s膮 twoje. Zniszczy膰!

— Zrozumia艂em. Uwaga, wida膰 cztery nast臋pne.

* * *

— Wreszcie co艣 naprawd臋 interesuj膮cego — powiedzia艂 Jackson w Sali Sytuacyjnej. — Kemper za艂o偶y艂 pu艂apk臋 rakietow膮 na zewn膮trz swojej g艂贸wnej formacji. Je艣li kto艣 przedrze si臋 przez F-16, zobaczymy, czy dzia艂a.

Minut臋 p贸藕niej poderwa艂a si臋 nast臋pna grupa czterech my艣liwc贸w. Dwana艣cie maszyn wspi臋艂o si臋 na trzy tysi膮ce metr贸w i z wielk膮 szybko艣ci膮 skierowa艂o si臋 na po艂udnie.

Klucz F-16 nie m贸g艂 ryzykowa膰 zbytniego oddalenia od KOMEDII, pod kontrol膮 AWACS-a ustawi艂 si臋 wi臋c tak, 偶eby stawi膰 czo艂o zagro偶eniu po艣rodku Zatoki. Obie strony w艂膮czy艂y radary namierzaj膮ce, maszyny ZRI sterowane przez instalacje naziemne, ameryka艅skie — przez E-3B, kt贸ry kr膮偶y艂 o wiele mil od nich. Nie by艂o w tym zbyt wiele elegancji. F-16, uzbrojone w pociski dalekiego zasi臋gu, odpali艂y je pierwsze i odskoczy艂y, kiedy zmierzaj膮ce na po艂udnie samoloty ira艅skie wystrzeli艂y swoje pociski i usi艂owa艂y uciec. Pierwsza czw贸rka znurkowa艂a ku wodzie, w艂膮czaj膮c pok艂adowe urz膮dzenia zak艂贸caj膮ce, wzmacniane przez rozlokowane na ira艅skim wybrze偶u l膮dowe instalacje, czego Amerykanie si臋 nie spodziewali. Trzy my艣liwce ZRI, nie zmieniaj膮c kursu, zderzy艂y si臋 z salw膮, podczas gdy Amerykanie kursem wschodnim umkn臋li lec膮cym w ich stron臋 rakietom, rozbili si臋 na dwie pary i zawr贸cili, by przeprowadzi膰 atak z drugiej strony. Wszystko rozgrywa艂o si臋 jednak przy znacznej szybko艣ci i jeden z ira艅skich kluczy znalaz艂 si臋 w odleg艂o艣ci pi臋tnastu mil od KOMEDII. Wtedy te偶 pojawi艂 si臋 na ekranach „Anzio”.

— Skipper — powiedzia艂 do mikrofonu operator konsolety ESM. — Z kierunku trzy-pi臋膰-pi臋膰 opromieniowanie radarowe. Chyba nas maj膮.

— Bardzo dobrze — powiedzia艂 Kemper i si臋gn膮艂 do klucza; to samo nast膮pi艂o na „Yorktown” i „Normandy”. Na tym pierwszym, kr膮偶owniku starego typu, ze schowk贸w na dziobie i rufie wyjecha艂y wyrzutnie z czterema pomalowanymi na bia艂o pociskami rakietowymi SM-2MR. Na „Anzio” i „Normandy” nic si臋 na poz贸r nie zmieni艂o, gdy偶 pociski ukryte by艂y w pionowych szybach startowych. Radary SPY wywala艂y teraz w niebo sze艣膰 megawat贸w, skierowanych na nadlatuj膮ce my艣liwce bombarduj膮ce, kt贸re znajdowa艂y si臋 jeszcze poza zasi臋giem salwy kr膮偶ownik贸w.

Znalaz艂y si臋 jednak w zasi臋gu „Johna Paula Jonesa”, ulokowanego dziesi臋膰 mil na p贸艂noc od grupy. Wystarczy艂y trzy sekundy, 偶eby uaktywni艂 si臋 g艂贸wny radar niszczyciela, a nast臋pnie pierwszych osiem rakiet wystrzeli艂o w niebo z kom贸r startowych, wznosz膮c si臋 na kolumnach z dymu i ognia, by potem z艂ama膰 sw贸j tor i pomkn膮膰 poziomo na p贸艂noc.

My艣liwce nie spostrzeg艂y „Jonesa”. Na ich ekranach jego myl膮ca sylwetka nie wydawa艂a si臋 interesuj膮ca, nie zwr贸ci艂y te偶 uwagi na to, 偶e o艣wietlaj膮 je jego cztery radary SPY. Seria bia艂ych smug by艂a nieprzyjemnym zaskoczeniem dla pilot贸w, kiedy oderwali oczy od radar贸w, ale dw贸ch z nich zdo艂a艂o na czas odpali膰 swoje C-802.

O cztery sekundy od celu pociski przeciwlotnicze SM-2 otrzyma艂y termiczne sygna艂y kierunkowe od radar贸w o艣wietlaj膮cych SPG-62. By艂o to zbyt nag艂e, zbyt nieoczekiwane, aby nieprzyjaciel m贸g艂 zrobi膰 unik. Wszystkie cztery my艣liwce ZRI znikn臋艂y w 偶贸艂tych i czarnych chmurach, ale zd膮偶y艂y jeszcze odpali膰 sze艣膰 pocisk贸w przeciwokr臋towych.

— Wampiry, wampiry! Na KOMEDI臉 id膮 samonaprowadzaj膮ce, kierunek trzy-pi臋膰-zero.

— Do roboty! — powiedzia艂 Kemper i przekr臋ci艂 klucz o nast臋pny z膮bek, na pozycj臋 PE艁NA AUTOMATYKA. Aegis dzia艂a艂 teraz w trybie automatycznym. Na g贸rze obrotowe, sze艣ciolufowe dzia艂ka szybkostrzelne obr贸ci艂y si臋 ku prawej burcie. Na pok艂adach wszystkich czterech okr臋t贸w za艂oga usi艂owa艂a nie pokazywa膰 po sobie podniecenia. Marynarze chronionych okr臋t贸w transportowych nie wiedzieli nawet, 偶e powinni odczuwa膰 strach.

W powietrzu F-16 skoncentrowa艂y si臋 na ostatnim kluczu ZRI. Tak偶e te samoloty by艂y wyposa偶one w pociski przeciwokr臋towe, ale piloci patrzyli w z艂ym kierunku, najprawdopodobniej zwabieni widokiem grupy pozoracyjnej. Pierwsza para zobaczy艂a skupisko statk贸w, druga nie zd膮偶y艂a. W tym samym momencie, w kt贸rym maszyny wkroczy艂y na zachodzie w zakres radar贸w Aegis, na niebie rozpostar艂y si臋 sun膮ce w d贸艂 smugi dymu. Czw贸rka rozprysn臋艂a si臋. Dwie maszyny eksplodowa艂y w powietrzu. Trzecia, uszkodzona, pr贸bowa艂a ucieka膰 na p贸艂nocy zach贸d, ale, straciwszy ci膮g, run臋艂a do wody, ostatnia za艣, w ca艂kowitym pop艂ochu zrobi艂a skr臋t w lewo i w艂膮czy艂a dopalacze, pozbywaj膮c si臋 zarazem pocisk贸w. W nieca艂e cztery minuty czw贸rka F-16 zniszczy艂a cztery maszyny przeciwnika.

„Jones” zestrzeli艂 jeden z lec膮cych tu偶 nad powierzchni膮 wody pocisk贸w, ale reszta nie da艂a trwa艂ego echa radarowego — porusza艂y si臋 zbyt szybko. Trzy z czterech sterowanych komputerowo odpale艅 chybi艂y, pozosta艂o zatem pi臋膰 pocisk贸w. System bojowy niszczyciela przestawi艂 si臋 na tryb poszukiwania nowych cel贸w.

Na okr臋tach transportowych za艂ogi widzia艂y czarne dymy z Jonesa” i zastanawia艂y si臋, co to mo偶e by膰, ale zorientowa艂y si臋, 偶e dzieje si臋 co艣 naprawd臋 niedobrego, kiedy trio kr膮偶ownik贸w zacz臋艂o odpala膰 swoje pociski.

Na „Anzio” Kemper podj膮艂 tak膮 sam膮 decyzj臋 jak dow贸dca „O'Bannona” i nie wystrzeli艂 pozorator贸w. Trzy z pi臋ciu rakiet skierowane by艂y na ty艂 flotylli, a tylko dwie na prz贸d. Na nich skoncentrowa艂 si臋 jego okr臋t i „Normandy”. Wyra藕nie czu艂o si臋, jak kad艂ubem wstrz膮sn膮艂 start dw贸ch pierwszych pocisk贸w. Obraz radarowy zmienia艂 si臋 teraz w u艂amku sekundy, pokazuj膮c trajektorie nadci膮gaj膮cych pocisk贸w przeciwokr臋towych i mkn膮cych w ich stron臋 pocisk贸w przeciwlotniczych. Wampiry by艂y teraz o osiem mil. Poniewa偶 w minut臋 pokonywa艂y dziesi臋膰 mil, pozostawa艂o mniej ni偶 pi臋膰dziesi膮t sekund na ich namierzenie i zniszczenie. Wydawa艂o si臋, 偶e trwa to tydzie艅.

System zaprogramowany zosta艂 w ten spos贸b, aby dostosowywa艂 do sytuacji tryb sterowania ogniem; w tym przypadku by艂a to sekwencja: „strzelaj-strzelaj-sprawd藕”. Jeden pocisk, drugi, a potem kontrola, czy cel przetrwa艂 i potrzebny jest trzeci cios. Cel eksplodowa艂 w zderzeniu z pierwszym SM-2, zatem drugi dokona艂 samozniszczenia. Pierwszy pocisk z „Normandy” chybi艂, ale drugi ugodzi艂 w C-802, ciskaj膮c go w morze, a impet wybuchu w sekund臋 p贸藕niej zatrz膮s艂 kad艂ubem.

„Yorktown” by艂 w sytuacji jednocze艣nie gorszej i lepszej. Starszy system bojowy pozwala艂 wystrzeliwa膰 pociski wprost w nadlatuj膮ce rakiety, bez zmuszania ich do zmiany geometrii lotu, by艂 jednak wolniejszy. Mia艂 pi臋膰dziesi膮t sekund na zniszczenie trzech cel贸w. Pierwszy C-802 rozlecia艂 si臋 o pi臋膰 mil od kr膮偶ownika, podw贸jnie trafiony. Drugi znalaz艂 si臋 ju偶 na swej finalnej wysoko艣ci trzech metr贸w i mkn膮艂 tu偶 nad powierzchni膮 wody. Nast臋pny SM-2 przeni贸s艂 g贸r膮 i eksplodowa艂 w powietrzu, nie trafi艂 tak偶e nast臋pny. Kolejna salwa z wyrzutni dziobowych dopad艂a wampira w odleg艂o艣ci trzech mil; pierwszy pocisk wype艂ni艂 powietrze od艂amkami, wprowadzaj膮c w b艂膮d g艂owice naprowadzaj膮ce pozosta艂ych dw贸ch, kt贸re eksplodowa艂y w resztkach zniszczonego celu. Obie wyrzutnie przesun臋艂y si臋 do przodu, do ty艂u i w g贸r臋, aby przyj膮膰 nast臋pn膮 porcj臋 czterech pocisk贸w przeciwlotniczych. Ostatni C-802 przedar艂 si臋 przez dym oraz od艂amki i sun膮艂 teraz wprost na kr膮偶ownik. „Yorktown” odpali艂 jeszcze dwa pociski, ale, jeden uszkodzony, w og贸le nie wystartowa艂, podczas gdy drugi by艂 niecelny. Systemy obrony bezpo艣redniej ulokowane na dziobie i rufie obr贸ci艂y si臋 odrobin臋, gdy wampir wkroczy艂 w ich obszar celowniczy. Oba otworzy艂y ogie艅 w odleg艂o艣ci o艣miuset metr贸w, chybi艂y dwukrotnie, trafiaj膮c w chwili, gdy C-802 znajdowa艂 si臋 ju偶 tylko o dwie艣cie metr贸w od prawej burty. Dwustukilogramowa g艂owica zasypa艂a kr膮偶ownik fragmentami, a resztki pocisku zgruchota艂y talerz prawego dziobowego radaru SPY i zderzy艂y si臋 z nadbud贸wk膮, zabijaj膮c sze艣膰 os贸b, a rani膮c dwadzie艣cia.

* * *

— Cholera jasna — mrukn膮艂 sekretarz Bretano. Na jego oczach uciele艣nia艂a si臋 doktryna nowoczesnej wojny, kt贸rej w przy艣pieszonym tempie uczy艂 si臋 przez ostatnie tygodnie.

— Ca艂kiem nie藕le. Pos艂ali przeciw nam czterna艣cie maszyn, z kt贸rych wracaj膮 dwie lub trzy, to wszystko — powiedzia艂 Robby. — Troch臋 si臋 zastanowi膮 przed nast臋pnym razem.

— A co z „Yorktown”? — spyta艂 prezydent.

— Raport o zniszczeniach powinien by膰 za kilka minut.

* * *

Ich hotel znajdowa艂 si臋 tylko o p贸艂 godziny drogi od ambasady rosyjskiej; jak przysta艂o na sumiennych dziennikarzy, postanowili uda膰 si臋 tam pieszo, wyruszyli wi臋c przed 贸sm膮. Clark i Chavez nie uszli stu metr贸w, kiedy si臋 zorientowali, 偶e co艣 jest nie w porz膮dku. Ludzie poruszali si臋 dziwnie apatycznie, jak na tak wczesn膮 por臋 dnia. Czy偶by og艂oszono wojn臋 z Saudyjczykami? John skr臋ci艂 w jedn膮 z handlowych uliczek, gdzie kupcy, zamiast rozk艂ada膰 towar w kramach, przys艂uchiwali si臋 przeno艣nym radyjkom.

— Przepraszam — spyta艂 w farsi z wyra藕nym rosyjskim akcentem. — Czy co艣 si臋 sta艂o?

— Wybuch艂a wojna z Ameryk膮 — odpowiedzia艂 sprzedawca owoc贸w.

— Kiedy?

— W radiu m贸wi膮, 偶e zaatakowali nasze samoloty — dorzuci艂 s膮siad. — A wy kto tacy?

John wydoby艂 paszport.

— Jeste艣my rosyjskimi dziennikarzami. Chcieliby艣my spyta膰, co panowie o tym s膮dzicie?

— Nie do艣膰 mieli艣my wojen? — spyta艂 retorycznie pierwszy m臋偶czyzna.

* * *

— M贸wi艂em, 偶e nas oskar偶膮 — powiedzia艂 Arnie znad raportu, kt贸ry przekazywa艂 tre艣膰 audycji nadawanych przez radio Teheran.

— B臋dzie to mia艂o fatalne skutki dla naszej polityki na Bliskim Wschodzie.

— Granica jest teraz wytyczona wyra藕niej ni偶 przedtem — zauwa偶y艂 Ed Foley — i wida膰, kto jest po kt贸rej stronie. ZRI jest po jednej, my po drugiej. Wszystko si臋 bardzo upro艣ci艂o.

Prezydent spojrza艂 na zegarek. Min臋艂a p贸艂noc.

— Kiedy b臋d臋 na antenie?

— W po艂udnie.

* * *

Raman musia艂 si臋 zatrzyma膰 na granicy pomi臋dzy Pensylwani膮 a Marylandem. Jakich艣 dwadzie艣cia ci臋偶ar贸wek czeka艂o, a偶 skontroluje je policja stanu Maryland, kt贸ra przy wsparciu Gwardii Narodowej ca艂kowicie zablokowa艂a drog臋. Po dziesi臋ciu pe艂nych irytacji minutach pokaza艂 swoje dokumenty; policjant przepu艣ci艂 go bez s艂owa. Raman uruchomi艂 koguta i przycisn膮艂 gaz. W艂膮czy艂 radio, na d艂ugich falach z艂apa艂 stacj臋, nadaj膮c膮 tylko wiadomo艣ci, poniewa偶 jednak nie trafi艂 na podawane co p贸艂 godziny podsumowanie najwa偶niejszych informacji, wys艂ucha膰 musia艂 wszystkiego, co dociera艂o do niego przez ca艂y tydzie艅, a偶 o w p贸艂 do pierwszej dowiedzia艂 si臋 o bitwie powietrznej w Zatoce Perskiej. Ani Bia艂y Dom, ani Pentagon nie skomentowa艂y tego wydarzenia. Iran obwie艣ci艂, 偶e zatopi艂 dwa ameryka艅skie statki i zestrzeli艂 cztery samoloty my艣liwskie.

Nawet gorliwy patriota, jakim by艂 Raman, nie m贸g艂 w to uwierzy膰. Problem z Ameryk膮, uzasadniaj膮cy celowo艣膰 jego po艣wi臋cenia, polega艂 na tym, 偶e 贸w fatalnie zorganizowany, bezideowy i oszukany nar贸d, potrafi艂 zab贸jczo sprawnie u偶ywa膰 si艂y. Z bliska m贸g艂 zobaczy膰, 偶e nawet tak fatalny polityk jak Ryan, ukrywa艂 w sobie mn贸stwo przyczajonej si艂y. Nie krzycza艂, nie podnieca艂 si臋, nie post臋powa艂 tak jak wi臋kszo艣膰 prawdziwie wielkich ludzi — i Raman musia艂 zada膰 sobie pytanie, jak wiele os贸b da艂o si臋 zwie艣膰 tym pozorom. W艂a艣nie dlatego musia艂 go zabi膰, a je艣li zap艂aci za to swoim 偶yciem — to trudno.

* * *

Grupa operacyjna TF-61.1 za p贸艂wyspem Katau wykr臋ci艂a na po艂udnie bez 偶adnych dalszych incydent贸w. Przednia nadbud贸wka „Yorktown” zosta艂a powa偶nie uszkodzona nie tylko przez od艂amki pocisku, ale tak偶e przez po偶ar instalacji elektrycznej, w tej chwili nie mia艂o to jednak wielkiego znaczenia, gdy偶 atak贸w nieprzyjaciela nale偶a艂o spodziewa膰 si臋 raczej od strony rufy. Kemper znowu przegrupowa艂 swoj膮 flotyll臋, umieszczaj膮c wszystkie cztery okr臋ty wojenne za transportowcami, uderzenie jednak nie nast膮pi艂o, nieprzyjaciel poni贸s艂 bowiem zbyt wielkie straty podczas pierwszego starcia. Os艂on臋 powietrzn膮 zapewnia艂o osiem F-15, cztery Arabii Saudyjskiej i cztery 366, Skrzyd艂a. Pojawi艂y si臋 jednostki eskorty saudyjskiej, w wi臋kszo艣ci tra艂owce, kt贸re bada艂y dno morza przed KOMEDI膭, nie znajduj膮c 偶adnych zagro偶e艅. Sze艣膰 wielkich kontenerowc贸w zosta艂o odprowadzonych od nabrze偶a w Dharhanie, aby zrobi膰 miejsce dla ameryka艅skich transportowc贸w, przy kt贸rych pojawi艂y si臋 teraz holowniki, po trzy dla ka偶dego. Cztery okr臋ty Aegis zarzuci艂y kotwice w odleg艂o艣ci nie wi臋kszej ni偶 pi臋膰set metr贸w, aby zapewni膰 ochron臋 przeciwlotnicz膮 podczas roz艂adowywania ci臋偶kiego sprz臋tu.

Z mostka na USS „Anzio” komandor Gregory Kemper przygl膮da艂 si臋 pierwszym autobusom podje偶d偶aj膮cym do statk贸w. Przez lornetk臋 dostrzeg艂 pierwsz膮 grup臋 ubranych w ciemnobr膮zowe kombinezony czo艂gist贸w, ku kt贸rym zje偶d偶a艂y w艂a艣nie stalowe pochylnie.

* * *

— Na razie bez komentarzy — powtarza艂 van Damm dziennikarzom, kt贸rzy, nie bacz膮c na nocn膮 por臋, bombardowali go telefonami. — W ci膮gu dnia prezydent z艂o偶y o艣wiadczenie. Na razie nic wi臋cej nie mam do powiedzenia.

— Ale...

— Powiedzia艂em: w tej chwili nie mam nic wi臋cej do dodania.

* * *

Price zebra艂a w Zachodnim Skrzydle wszystkich agent贸w Oddzia艂u i poinformowa艂a o tym, co mia艂o si臋 zdarzy膰. To samo b臋dzie musia艂a powt贸rzy膰 personelowi Bia艂ego Domu, a reakcja b臋dzie z pewno艣ci膮 ta sama: szok, niewiara i gniew bliski w艣ciek艂o艣ci.

— Potrzebny jest absolutny spok贸j; wszyscy wiedz膮, co maj膮 robi膰. To przypadek kryminalny i jako taki zostanie potraktowany. Nikt nie mo偶e si臋 przedwcze艣nie zdradzi膰. Pytania?

Nie by艂o 偶adnych.

* * *

Darjaei raz jeszcze sprawdzi艂 zegarek. Nareszcie czas. Lini膮 specjaln膮 po艂膮czy艂 si臋 z ambasad膮 ZRI w Pary偶u. Ambasador zadzwoni艂 do innej osoby, kt贸ra z kolei przeprowadzi艂a rozmow臋 z Londynem. W ka偶dym przypadku wypowiedziano zupe艂nie niewinne s艂owa, ale tre艣膰, kt贸r膮 nios艂y, bynajmniej nie by艂a niewinna.

* * *

Raman min膮艂 Cumberland, Hagerstown, Frederick i skr臋ci艂 na po艂udnie, na I-270, sk膮d mia艂 jeszcze godzin臋 drogi do Waszyngtonu. By艂 zm臋czony, ale got贸w do akcji. Zobaczy jeszcze 艣wit, by膰 mo偶e ostatni w 偶yciu. Je艣li tak, to niech b臋dzie chocia偶 pi臋kny.

* * *

Obaj agenci podskoczyli na d藕wi臋k telefonu, jednocze艣nie spogl膮daj膮c na zegarki. Na ciek艂okrystalicznym ekranie pojawi艂 si臋 numer, spod kt贸rego dzwoniono. Rozmowa by艂a mi臋dzykontynetalna, kierunkowy 44 wskazywa艂 na Wielk膮 Brytani臋.

— S艂ucham? — rozpoznali g艂os Tarika Alahada.

— Przepraszam za tak wczesny telefon, ale dzwoni臋 w sprawie czerwonego, trzymetrowego isfahana. Czy zosta艂 ju偶 dostarczony? M贸j klient si臋 niecierpliwi.

Wymowa nie by艂a angielska.

— Jeszcze nie — brzmia艂a odpowied藕. — Ponagl臋 dostawc臋.

— Prosz臋 to zrobi膰, klient bardzo si臋 niecierpliwi.

— Zobacz臋, co si臋 da zrobi膰. Do widzenia.

Rozmowa zosta艂a przerwana.

Danny Selig po艂膮czy艂 si臋 poprzez aparat kom贸rkowy ze sztabem i poda艂 do sprawdzenia telefon angielski.

— Zacz臋艂o si臋 — oznajmi艂a Scott. — Nasz ch艂opta艣 si臋 zbudzi艂. Uwaga! — powiedzia艂a do mikrofonu. — Podejrzany szykuje si臋 do wyj艣cia.

— Czuwamy, Sylvia — zapewniono po drugiej stronie.

Po pi臋ciu minutach Alahad pojawi艂 si臋 w drzwiach budynku. 艢ledzenie o tej porze nie by艂o naj艂atwiejsze, ale wcze艣niej ju偶 zlokalizowano cztery najbli偶sze budki telefoniczne i umieszczono w ich pobli偶u posterunki obserwacyjne. Alahad wybra艂 aparat na stacji benzynowej. Komputer mia艂 zarejestrowa膰 wybrany numer, ale ju偶 teraz przez teleskopowy obiektyw filmowano palec wystukuj膮cy cyfry: 3-6-3... Kilka sekund p贸藕niej rozbrzmia艂 telefon, na kt贸ry odpowiedzia艂a automatyczna sekretarka.

— Panie Sloan, tutaj Alahad. Pa艅ski dywan czeka. Nie rozumiem, dlaczego si臋 pan nie odzywa.

Po艂膮czenie przerwane.

— Bingo! — agent zawo艂a艂 przez radio. — Mamy go. Zadzwoni艂 pod numer Ramana i powiedzia艂: „Panie Sloan, dywan czeka na pana”.

— M贸wi O'Day — odezwa艂 si臋 inny g艂os. — Zdj膮膰 go natychmiast.

Nie by艂o to specjalnie trudne. Alahad wszed艂 do sklepu na stacji benzynowej, aby kupi膰 mleko, a potem wr贸ci艂 prosto do domu. Otworzy艂 drzwi, by ze zdumieniem zobaczy膰 w 艣rodku kobiet臋 i m臋偶czyzn臋.

— FBI — oznajmi艂 m臋偶czyzna.

— Jest pan aresztowany, panie Alahad.

Kobieta wydoby艂a kajdanki. Nie gro偶ono broni膮, gospodarz nawet nie my艣la艂 o oporze — co cz臋sto zdarza艂o si臋 w podobnych przypadkach — ale gdyby chcia艂 go spr贸bowa膰, gotowych do akcji by艂o dw贸ch dalszych agent贸w.

— Za co?

— Spisek na 偶ycie prezydenta Stan贸w Zjednoczonych — powiedzia艂a Sylvia Scott i popchn臋艂a Alahada do 艣ciany.

— To jaka艣 pomy艂ka!

— Panie Alahad, pope艂ni艂 pan b艂膮d. Sloan nie 偶yje od roku. Jak mo偶na handlowa膰 dywanami z nieboszczykiem?

Ira艅czyk drgn膮艂. Spryciarze zawsze s膮 zaszokowani, kiedy okazuje si臋, 偶e nie byli a偶 tak bardzo sprytni. Nigdy nie podejrzewa艂, 偶e mo偶e zosta膰 schwytany. Teraz trzeba tylko wykorzysta膰 贸w moment zaskoczenia. Co zacznie si臋 za kilka minut od informacji, jaka kara przewidziana jest za spisek na 偶ycie prezydenta w 艣wietle paragrafu 1.751 kodeksu karnego USA.

* * *

Wn臋trze okr臋tu transportowego klasy Bob Hope wygl膮da艂o jak podziemny parking dla czo艂g贸w, tak zat艂oczony, 偶e szczur mia艂by k艂opot z przeci艣ni臋ciem si臋 mi臋dzy pojazdami. Aby dosta膰 si臋 do 艣rodka, za艂ogi musia艂y i艣膰 po czo艂gach w przygarbionej pozycji, aby nie uderza膰 g艂owami o metalowy strop. Z podziwem musieli my艣le膰 o tych, kt贸rym regularnie przychodzi艂o przegl膮da膰 maszyny, kontrolowa膰 silniki, porusza膰 mechanizmami uzbrojenia, aby nie wysycha艂y cz臋艣ci gumowe i plastikowe.

Skierowanie za艂贸g do odpowiednich maszyn by艂o zabiegiem nie lada, wszelako statek 艂adowany by艂 tak, aby jak najbardziej u艂atwi膰 p贸藕niejsze roz艂adowanie. Poszczeg贸lne oddzia艂y gwardzist贸w przybywa艂y zaopatrzone w komputerowy wydruk, kt贸ry podawa艂 numer i lokalizacj臋 pojazdu, podczas gdy za艂oga pok艂adowca kierowa艂a je w odpowiednie miejsca. Nie min臋艂a godzina od zacumowania statku, a pierwszy M1A2 zje偶d偶a艂 z pochylni na nabrze偶e, gdzie czeka艂y te same ci膮gniki, z kt贸rych niedawno korzysta艂 11. pu艂k kawalerii, z tymi samymi kierowcami. Roz艂adunek zabierze wi臋cej ni偶 dzie艅; jeszcze jeden potrzebny b臋dzie na to, aby brygada Wilcze Stado w pe艂ni si臋 zorganizowa艂a.

* * *

Ranek by艂 doprawdy pi臋kny, stwierdzi艂 z satysfakcj膮 Aref Raman, zaje偶d偶aj膮c na parking pod Zachodnim Skrzyd艂em. Odpowiedni dzie艅 na spe艂nienie misji. Umundurowany stra偶nik pomacha艂 mu na powitanie i bariera podnios艂a si臋 do g贸ry. Zaraz za nim pojawi艂 si臋 nast臋pny samoch贸d, kt贸ry tak偶e zosta艂 przepuszczony, by zaparkowa膰 dwa miejsca od Ramana. W kierowcy rozpozna艂 agenta FBI, O'Daya, kt贸remu tak szcz臋艣liwie powiod艂o si臋 podczas ataku na przedszkole. Nie m贸g艂 偶ywi膰 do niego nienawi艣ci; tamten broni艂 przecie偶 swojej c贸rki.

— Cze艣膰 — us艂ysza艂 przyjazne s艂owa inspektora.

— Wracam w艂a艣nie z Pittsburgha — odrzek艂 Raman, wydobywaj膮c walizk臋 z baga偶nika.

— Co艣 tam robi艂?

— Przygotowywa艂em wizyt臋 prezydenta, ale zdaje si臋, 偶e nic z tego nie wyjdzie. A ty co tak wcze艣nie?

— Razem z dyrektorem mamy z艂o偶y膰 raport prezydentowi. Ale najpierw pod prysznic.

— Prysznic?

— No, przecie偶... A racja, ostatnio ci臋 tutaj nie by艂o. Dostali fio艂a w Bia艂ym Domu z tym wirusem. Przed wej艣ciem ka偶dy musi wzi膮膰 prysznic i zdezynfekowa膰 ubranie. Chod藕my.

Inspektor wzi膮艂 torb臋 i weszli do 艣rodka. Przy obu zareagowa艂y wykrywacze metalu, poniewa偶 jednak byli pracownikami federalnych s艂u偶b, fakt posiadania przez nich broni nie budzi艂 podejrze艅.

Dwa pomieszczenia biurowe zmieni艂y swoje przeznaczenie; na drzwiach pojawi艂y si臋 napisy: M臉呕CZY殴NI i KOBIETY. Z tego drugiego pokoju wysz艂a Andrea Price z mokrymi w艂osami; Raman poczu艂 od niej wyra藕ny zapach chemikali贸w.

— Cze艣膰, Jeff, dobrze si臋 jecha艂o? Ej, Pat, jak si臋 miewa nasz bohater?

— Jaki tam bohater, Price. Tyle ha艂asu o dw贸ch turbaniarzy — odpowiedzia艂 z u艣miechem O'Day, otwieraj膮c drzwi do m臋skiej 艂azienki. Raman poczu艂, 偶e krew w nim zawrza艂a.

Z pokoju usuni臋to wszystkie sprz臋ty, na pod艂odze pojawi艂a si臋 plastikowa wyk艂adzina. Inspektor rozebra艂 si臋, powiesi艂 ubranie na wieszakach i poszed艂 za brezentow膮 zas艂on臋.

— Te chemiczne paskudztwa rozbudzi艂yby umar艂ego — sapn膮艂 O'Day spod strumienia wody. Po dw贸ch minutach wyszed艂 i z pasj膮 zacz膮艂 si臋 wyciera膰 r臋cznikiem. — Twoja kolej, Raman.

— Jasne — powiedzia艂 agent Tajnej S艂u偶by i zacz膮艂 si臋 rozbiera膰 ze wstydliwo艣ci膮 charakterystyczn膮 dla jego kultury. O'Day ani mu si臋 nie przygl膮da艂, ani nie odwraca艂 wzroku, po prostu si臋 wyciera艂, do chwili kiedy agent znikn膮艂 za parawanem. S艂u偶bowy SigSauer Ramana le偶a艂 na stosie ubrania. O'Day najpierw otworzy艂 swoj膮 torb臋, potem si臋gn膮艂 po pistolet, wyj膮艂 magazynek i usun膮艂 nab贸j wprowadzony do komory.

— Jak na drogach? — spyta艂 agent FBI.

— Pu艣ciutko, mo偶na poszale膰... Ale偶 ta woda 艣mierdzi!

— A nie m贸wi艂em?

Opr贸cz tego w r臋koje艣ci, Raman nosi艂 dwa zapasowe magazynki. O'Day wsun膮艂 wszystkie trzy do bocznej kieszeni, zanim wyj膮艂 przygotowane przez siebie cztery, z kt贸rych jeden wsun膮艂 do r臋koje艣ci, wprowadzi艂 nab贸j do komory, zast膮pi艂 magazynek innym, pe艂nym, a dwa pozosta艂e umie艣ci艂 w pasie Ramana. Kiedy sko艅czy艂, zwa偶y艂 bro艅 na d艂oni. Ci臋偶ar i wywa偶enie by艂y takie same jak przedtem. Wszystko wr贸ci艂o na miejsce, a O'Day powr贸ci艂 do ubierania si臋. Nie musia艂 si臋 艣pieszy膰; Ramanowi najwyra藕niej brakowa艂o prysznica. Mo偶e to dla niego rodzaj ablucji, pomy艣la艂 inspektor.

— Trzymaj! — O'Day rzuci艂 agentowi r臋cznik.

— Dobrze, 偶e mam ze sob膮 zmian臋 — powiedzia艂 Raman, wyci膮gaj膮c z walizki 艣wie偶膮 bielizn臋 i skarpetki.

— Jak pracujesz tak blisko prezydenta, to pewnie zawsze musisz by膰 czy艣ciutki — rzuci艂 O'Day i nachyli艂 si臋, 偶eby zawi膮za膰 sznurowad艂a. Us艂ysza艂 kroki, zerkn膮艂 w g贸r臋 i powiedzia艂:

— Dzie艅 dobry, panie dyrektorze.

— Nie mam poj臋cia, czemu bra艂em prysznic w domu — mrukn膮艂 Murray. — Masz te papiery, Pat?

— Tak. Powinno go to zaciekawi膰.

— Ja my艣l臋 — zgodzi艂 si臋 dyrektor, zdejmuj膮c marynark臋 i krawat. — Cze艣膰, Raman.

Obaj agenci upewnili si臋, 偶e ich bro艅 jest na miejscu i wyszli.

— Murray i ja idziemy wprost do szefa — powiedzia艂 O'Day.

Nie musieli d艂ugo czeka膰 na dyrektora FBI; kiedy wychodzi艂 z 艂azienki, pojawi艂a si臋 te偶 Price. O'Day potar艂 nos na znak, 偶e wszystko gotowe. Skin臋艂a g艂ow膮.

— Jeff, zaprowad藕 pan贸w do gabinetu, dobrze? Ja musz臋 zajrze膰 do centrali telefonicznej. Szef czeka.

— Jasne, Andrea. T臋dy.

Raman pokaza艂 drog臋 O'Dayowi. Tr贸jka posz艂a do windy; Price sta艂a nieruchomo — nie posz艂a do centrali telefonicznej.

Na nast臋pnym pi臋trze zobaczyli sprz臋t telewizyjny instalowany przez ekip臋 CNN w Gabinecie Owalnym. Korytarzem przemkn膮艂 Arnie van Dam, kt贸remu na pi臋ty nast臋powa艂a Callie Weston. Prezydent Ryan, tylko w koszuli, siedzia艂 za biurkiem nad papierami. W pokoju by艂 tak偶e dyrektor CIA, Ed Foley.

— Mi艂o po prysznicu, Dan? — spyta艂.

— Cze艣膰, strac臋 tam resztki w艂os贸w.

— Witaj, Jeff — powiedzia艂 Ryan, podnosz膮c wzrok.

— Dzie艅 dobry, panie prezydencie — odrzek艂 Raman i zaj膮艂 swoje sta艂e miejsce pod 艣cian膮.

— Dobra, Dan, co tam macie dla mnie?

— Wykryli艣my siatk臋 ira艅sk膮; mia艂a chyba co艣 wsp贸lnego z zamachem na pa艅sk膮 c贸rk臋.

O'Day otworzy艂 teczk臋.

— Anglicy namierzyli u siebie ich skrytk臋 kontaktow膮 — odezwa艂 si臋 Foley. — Cz艂owiek, kt贸rego mieli tutaj, nazywa si臋 Alahad i — czy uwierzy pan? — mia艂 sklep o nieca艂y kilometr st膮d.

— Mamy go teraz na oku — doda艂 Murray. — Za艂o偶yli艣my pods艂uch.

Wszyscy wpatrywali si臋 w papiery po艂o偶one na biurku; nikt nie zwraca艂 uwagi na Ramana, kt贸rego twarz zmieni艂a si臋 w nieruchom膮 mask臋. My艣li nagle pop艂yn臋艂y mu przez g艂ow臋 w takim tempie, jak gdyby kto艣 wstrzykn膮艂 narkotyk do krwi. Nie patrz膮... Szansa ratunku, niewielka, ci膮gle jednak istnia艂a, ale nawet gdyby si臋 nie uda艂o, mia艂 tutaj nie tylko prezydenta, ale tak偶e dyrektor贸w FBI i CIA; ca艂膮 tr贸jk臋 podaruje Allachowi, wi臋c... Lew膮 r臋k膮 odpi膮艂 po艂臋 marynarki. Odsun膮艂 si臋 od 艣ciany, na kr贸ciutk膮 chwil臋 przymkn膮艂 oczy w modlitwie, a potem szybkim, p艂ynnym ruchem prawej d艂oni wydoby艂 pistolet.

Ku jego zdziwieniu Ryan poderwa艂 wzrok i spojrza艂 mu prosto w oczy. Mo偶e i dobrze. B臋dzie przynajmniej wiedzia艂, 偶e umiera, chocia偶 nie b臋dzie mia艂 czasu si臋 dowiedzie膰, dlaczego.

Na widok pistoletu prezydent szarpn膮艂 si臋 do ty艂u. Reakcja by艂a odruchowa, chocia偶 zna艂 scenariusz ca艂ego wydarzenia i dostrzeg艂 uspokajaj膮cy gest O'Daya. Tak czy owak, drgn膮艂, i na chwil臋 b艂ysn臋艂a mu w g艂owie my艣l, czy mo偶e w og贸le ufa膰 komukolwiek. Zobaczy艂, jak pewnym gestem Raman naprowadza luf臋 na niego i bez mrugni臋cia powiek膮 艣ci膮ga spust...

D藕wi臋k spowodowa艂, 偶e wszyscy drgn臋li, aczkolwiek z zupe艂nie odmiennych przyczyn.

Puk!

Tylko tyle. Zdumiony Raman otworzy艂 usta. Bro艅 by艂a na艂adowana; czu艂 ci臋偶ar prawdziwych naboj贸w i...

— Rzu膰 to — warkn膮艂 O'Day, kt贸ry trzyma艂 teraz w r臋ku Smitha i mierzy艂 w zamachowca. U艂amek sekundy p贸藕niej s艂u偶bowy pistolet pojawi艂 si臋 w r臋ku Murraya. — Alahad ju偶 siedzi — oznajmi艂 przez zaci艣ni臋te z臋by dyrektor FBI.

Raman mia艂 jeszcze przy sobie teleskopow膮 pa艂k臋, ale prezydent znajdowa艂 si臋 o pi臋膰 metr贸w od niego, a poza tym...

— Jeszcze chwila, a przestrzel臋 ci kolano — powiedzia艂 zimno O'Day.

— Ty cholerny zdrajco! — krzykn臋艂a Andrea, wpadaj膮c do pokoju z wydobytym pistoletem. — Cholerny morderco! Na pysk, ju偶!

— Spokojnie, Price. Nigdzie nam nie ucieknie — odezwa艂 si臋 uspokajaj膮co Pat.

Ale to Ryan ledwie panowa艂 nad sob膮.

— Moja c贸rka! Moje dziecko! Chcieli艣cie j膮 zabi膰!

Rzuci艂 si臋 wok贸艂 biurka, ale powstrzyma艂 go Foley.

— Zostaw, Ed, pu艣膰! Tego ju偶 za du偶o!

— St贸j! Mamy go, Jack! Mamy i nie pu艣cimy!

— S艂ysza艂e艣? Na ziemi臋 — rozkaza艂 O'Day, robi膮c gniewny ruch pistoletem. — Rzu膰 bro艅 i na ziemi臋!

Raman dygota艂 teraz ca艂y: podniecony, przera偶ony, w艣ciek艂y. Prze艂adowa艂 SigSauera i raz jeszcze poci膮gn膮艂 spust. Nie celowa艂 w nikogo; by艂 to tylko odruch 艣lepego buntu.

— Nie mog艂em u偶y膰 艣lepak贸w, gdy偶 s膮 l偶ejsze — wyja艣ni艂 O'Day. — Wyci膮gn膮艂em naboje i namoczy艂em proch. Sp艂onka daje taki 艣mieszny, ostry d藕wi臋k.

Mia艂 wra偶enie, 偶e od ostatniego oddechu up艂yn臋艂o kilka minut. Raman nagle zapad艂 si臋 w sobie; bro艅 wysun臋艂a mu si臋 z d艂oni na dywan z piecz臋ci膮 prezydenta, agent za艣 opad艂 na kolana. Price popchn臋艂a go z ty艂u, tak 偶e polecia艂 na twarz. Po raz pierwszy od lat Murray osobi艣cie zamkn膮艂 komu艣 kajdanki na przegubach.

— Chcesz us艂ysze膰, jakie przys艂uguj膮 ci prawa? — zapyta艂 dyrektor FBI.

59
Zasady wej艣cia do walki

Diggs nie otrzyma艂 jeszcze w艂a艣ciwych rozkaz贸w operacyjnych, a co gorsza, tak偶e plan jego operacji SUMTER by艂 przygotowany tylko w niewielkiej cz臋艣ci. Armia USA szkoli艂a swych dow贸dc贸w, aby dzia艂ali szybko i stanowczo, podobnie jednak jak w przypadku lekarzy szpitalnych, nag艂e wypadki traktowano o wiele mniej ch臋tnie ni偶 zaplanowane zabiegi. Genera艂 pozostawa艂 w sta艂ym kontakcie z dow贸dcami obu pu艂k贸w kawalerii, zwierzchnikiem Si艂 Powietrznych, jednogwiazdkowym genera艂em, kt贸ry przyprowadzi艂 366. skrzyd艂o, z Saudyjczykami, Kuwejtczykami i najr贸偶niejszymi formacjami wywiadu, staraj膮c si臋 wyczu膰, co nieprzyjaciel robi w tej chwili i jakie mog膮 by膰 jego plany. Dopiero wtedy m贸g艂 zbudowa膰 w艂asny plan, kt贸ry wykracza艂by poza dora藕ne posuni臋cia.

Rozkazy i zasady wej艣cia do walki sp艂yn臋艂y z faksu o godzinie 11.00 czasu waszyngto艅skiego, 16.00 Zulu[10], 19.00 Lima, czyli czasu lokalnego. Otrzyma艂 nareszcie wyja艣nienia, kt贸rych tak mu brakowa艂o. Natychmiast kaza艂 powieli膰 materia艂y dla swoich bezpo艣rednich podw艂adnych i zwo艂a艂 narad臋 sztabu. Oddzia艂y, o艣wiadczy艂 zebranym, zostan膮 o wszystkim poinformowane przez bezpo艣rednich prze艂o偶onych, kt贸rzy musz膮 by膰 z nimi, kiedy nadejdzie najwa偶niejszy rozkaz.

Czasu zosta艂o niewiele. Wed艂ug zdj臋膰 satelitarnych, Armia Boga — wywiadowi uda艂o si臋 ustali膰 nazw臋 — znajdowa艂a si臋 o nieca艂e sto pi臋膰dziesi膮t kilometr贸w od granicy z Kuwejtem, uporz膮dkowanymi kolumnami nadci膮gaj膮c do niej po drogach od zachodu. W tej sytuacji dyslokacja Saudyjczyk贸w wydawa艂a si臋 bardzo dobra, jako 偶e trzy z pi臋ciu brygad blokowa艂y dost臋p do p贸l naftowych.

Nadal nie byli jeszcze gotowi. 366. Skrzyd艂o znajdowa艂o si臋 ju偶 co prawda w kr贸lestwie, ale nie wystarcza艂a sama fizyczna obecno艣膰 samolot贸w na w艂a艣ciwych lotniskach. Trzeba by艂o za艂atwi膰 tysi膮ce drobiazg贸w, z kt贸rych nawet po艂owa nie by艂a jeszcze za艂atwiona. F-16 z Izraela znajdowa艂y si臋 w bardzo dobrym stanie, wszystkie czterdzie艣ci osiem jednosilnikowych my艣liwc贸w gotowych do akcji — niekt贸re zd膮偶y艂y ju偶 nawet odnotowa膰 pierwsze zestrzelenia — reszta jednak potrzebowa艂a jeszcze ca艂ego dnia. 10. pu艂k kawalerii osi膮gn膮艂 pe艂n膮 gotowo艣膰, ale 11. dopiero kompletowa艂 sw贸j sk艂ad i przemieszcza艂 do bazy wypadowej. Brygada Gwardii Narodowej P贸艂nocnej Karoliny zacz臋艂a roz艂adowywa膰 sprz臋t. Armia nie jest tym samym co arsena艂, jest zespo艂em ludzi, kt贸rzy znaj膮 swoje obowi膮zki. Wszelako czas i miejsce wojny jest na og贸艂 wybierane przez agresora.

Diggs raz jeszcze spojrza艂 na trzy stronice faksu. Mia艂 wra偶enie, 偶e trzyma w r臋kach dynamit. Jego sztab zag艂臋bi艂 si臋 w swoich kopiach i zapanowa艂a nienaturalna cisza, a偶 wreszcie S-3 — oficer operacyjny — 11. pu艂ku, powiedzia艂 to, co my艣leli wszyscy:

— To nie b臋dzie maj贸wka.

* * *

Przyjechali trzej Rosjanie, a Clark i Chavez musieli przekonywa膰 samych siebie, 偶e to nie jest jaki艣 alkoholowy sen. Dw贸ch oficer贸w CIA wspomagali Rosjanie, przy czym rozkazy przychodzi艂y z Langley via Moskwa. W rzeczywisto艣ci mieli dwa zadania do wykonania. Rosjanom przypad艂o w udziale trudniejsze; w dyplomatycznym baga偶u przywie藕li Amerykanom sprz臋t konieczny do wykonania drugiej, prostszej misji.

— Za ma艂o czasu, John — sapn膮艂 Ding. — Ale trudno, jak trzeba to trzeba.

* * *

W pokoju prasowym nadal by艂o pustawo. Zabrak艂o znacznej liczby regularnych go艣ci: niekt贸rych zakaz podr贸偶y zasta艂 poza stolic膮, inni po prostu znikn臋li, nie bardzo wiadomo, czy na zawsze.

— Za godzin臋 prezydent b臋dzie mia艂 bardzo wa偶ne wyst膮pienie — poinformowa艂 van Damm. — Niestety, nie by艂o mo偶liwe przygotowanie tekstu tak, 偶eby艣cie go wcze艣niej otrzymali. Poinformujcie, prosz臋, swoich naczelnych, 偶e jest to rzecz najwy偶szej wagi.

— Arnie! — zawo艂a艂 jeden z reporter贸w, ale wida膰 ju偶 by艂o tylko znikaj膮ce w drzwiach plecy szefa personelu Bia艂ego Domu.

* * *

Dziennikarze, kt贸rzy znale藕li si臋 w Arabii Saudyjskiej, wiedzieli znacznie wi臋cej od swoich koleg贸w w Waszyngtonie; w艂a艣nie doje偶d偶ali do wyznaczonych im jednostek. W przypadku Toma Donnera by艂 to 1. szwadron 11. pu艂ku. Ubrany w mundur pustynny, zasta艂 dwudziestodziewi臋cioletniego dow贸dc臋 przy czo艂gu.

— Witam — powiedzia艂 kapitan, ledwie zerkn膮wszy znad mapy.

— Gdzie chce pan, 偶ebym by艂? — spyta艂 Donner.

Tamten roze艣mia艂 si臋.

— Niech pan nigdy nie pyta 偶o艂nierza, gdzie chcia艂by mie膰 reportera.

— Zatem razem z panem?

— Ja tym dowodz臋. — Oficer wskaza艂 brod膮 w kierunku czo艂gu. — Pana umieszcz臋 w jednym z Bradley贸w.

— Musz臋 mie膰 tak偶e kamerzyst臋.

— Ju偶 tam jest. — Kapitan zrobi艂 ruch r臋k膮. — Co艣 jeszcze?

— Tak, nie chcia艂by pan wiedzie膰, o co chodzi w tym wszystkim?

Hotel w Rijadzie sta艂 si臋 dla dziennikarzy w艂a艣ciwie wi臋zieniem; nie wolno im nawet by艂o zadzwoni膰 do domu. Bliscy wiedzieli tylko tyle, 偶e reporterzy musieli wyjecha膰, ale macierzyste redakcje nie mog艂y wyjawi膰 ani miejsca, ani celu misji. Stacja Donnera oznajmi艂a, 偶e zosta艂 „wys艂any”, co brzmia艂o do艣膰 podejrzanie w kontek艣cie obowi膮zuj膮cego nadal zakazu podr贸偶y.

— Dowiemy si臋 wszystkiego za godzin臋; tak przynajmniej m贸wi艂 pu艂kownik.

W oczach m艂odego oficera pojawi艂o si臋 jednak zainteresowanie.

— Jest co艣, o czym powinien pan wiedzie膰. Powa偶nie.

— Panie Donner, wiem, jaki wyci膮艂 pan numer prezydentowi i m贸wi膮c szczerze...

— Je艣li musi mnie pan zastrzeli膰, to mo偶e p贸藕niej. Najpierw prosz臋 pos艂ucha膰, kapitanie. To naprawd臋 wa偶ne.

— Dobra, niech pan m贸wi.

* * *

Makija偶 robiony w chwilach takich jak te, mia艂 w sobie co艣 perwersyjnego. Jak zawsze, zajmowa艂a si臋 tym Mary Abbot, tym razem w masce i r臋kawiczkach, podczas gdy na obydw贸ch teleprompterach przewija艂y si臋 teksty. Ryan nie mia艂 czasu czy mo偶e ochoty, 偶eby powtarza膰 przem贸wienie. Niezale偶nie od jego znaczenia — a mo偶e w艂a艣nie dlatego — chcia艂 je wyg艂osi膰 tylko raz.

* * *

— Nie mog膮 porusza膰 si臋 po bezdro偶ach — obstawa艂 przy swoim genera艂 saudyjski. — Nie 膰wiczyli tego, gdy偶 s膮 uzale偶nieni od dr贸g.

— Moim zdaniem, nale偶a艂oby przynajmniej rozwa偶y膰 t臋 mo偶liwo艣膰 — powiedzia艂 Diggs.

— Jeste艣my przygotowani na ich atak.

— Generale, nigdy nie jest si臋 dostatecznie przygotowanym.

* * *

W Palmie wszystko toczy艂o si臋 normalnie, tyle 偶e bardziej intensywnie. Zdj臋cia nadchodz膮ce z satelit贸w informowa艂y, 偶e si艂y ZRI nieustannie posuwaj膮 si臋 do przodu, a je艣li nic by si臋 nie zmieni艂o, wtedy na w艂asnym terytorium czeka艂yby na nich dwie brygady kuwejckie, z pu艂kiem ameryka艅skim w odwodzie oraz Saudyjczykami gotowymi do pomocy. Major Sabah powtarza艂 sobie w duchu, 偶e chocia偶 nie wiadomo, jaki b臋dzie ostateczny wynik — stosunek si艂 by艂 bardzo niekorzystny — to jednak walka nie b臋dzie wygl膮da膰 tak jak ostatnim razem. Wydawa艂o mu si臋 idiotyczne to, 偶e wojska sojusznicze nie mog膮 uderzy膰 pierwsze, chocia偶 dobrze wiedzia艂y, co nast膮pi.

— 艁api臋 rozmowy w eterze — poinformowa艂 operator radiostacji. S艂o艅ce zni偶a艂o si臋 do horyzontu. Zdj臋cia satelitarne, na kt贸re spogl膮dali oficerowie, pochodzi艂y sprzed czterech godzin. Nast臋pne mia艂y nadej艣膰 za dwie godziny.

* * *

Sztorm znajdowa艂 si臋 blisko granicy ze ZRI, w odleg艂o艣ci zabezpieczaj膮cej wprawdzie przed salw膮 z mo藕dzierza, ale nie przed prawdziw膮 artyleri膮. Kompania czternastu czo艂g贸w rozlokowa艂a si臋 mi臋dzy stanowiskiem nas艂uchu a nasypem przeciwczo艂gowym. Po raz pierwszy od kilku dni zacz臋li rejestrowa膰 rozmowy radiowe, krzy偶uj膮ce si臋, g臋ste, bardziej podobne do rozkaz贸w, ni偶 do normalnych taktycznych informacji i komentarzy. By艂o ich zbyt wiele, aby mo偶na je by艂o natychmiast rozszyfrowa膰 — co by艂o ostatecznie zadaniem komputer贸w w King Chalid, usi艂owano wi臋c przynajmniej ustali膰 miejsce ich nadania. Dwadzie艣cia pochodzi艂o ze sztabu brygady. Sze艣膰 z dywizyjnego stanowiska dowodzenia, trzy od dow贸dc贸w korpus贸w i jeden od dow贸dztwa armii. Ludzie ze zwiadu elektronicznego uznali w ko艅cu, 偶e przeciwnik kontroluje sprawno艣膰 systemu 艂膮czno艣ci. Trzeba by艂o poczeka膰, a偶 komputery rozpl膮cz膮 zgie艂k nak艂adaj膮cych si臋 g艂os贸w. Wszystkie namiary kierunkowe wskazywa艂y na drog臋 do Al-Busaja, kt贸ra znajdowa艂a si臋 na trasie do Kuwejtu. Nasilenie korespondencji radiowej zastanawia艂o w zestawieniu z dotychczasow膮 cisz膮, nie by艂o jednak niewyt艂umaczalne. By膰 mo偶e oddzia艂y ZRI musia艂y jeszcze potrenowa膰 dyscyplin臋 marszow膮, chocia偶 z drugiej strony, podczas 膰wicze艅 dobrze sobie z tym radzi艂y...

O wschodzie s艂o艅ca znowu uruchomiono Predatory, wysy艂aj膮c je na p贸艂noc. Najpierw poszybowa艂y w kierunku 藕r贸de艂 emisji radiowych. Ich kamery w艂膮czy艂y si臋 w odleg艂o艣ci dwudziestu kilometr贸w od granicy ZRI, a pierwszym obiektem, kt贸ry zarejestrowa艂y, by艂a bateria dzia艂 203 mm, zdj臋tych z platform i rozstawionych na lawetach z lufami skierowanymi na po艂udnie.

— Panie pu艂kowniku! — zawo艂a艂 sier偶ant.

Saudyjscy czo艂gi艣ci wybrali ju偶 wzniesienia, za kt贸rymi ukryli swoje Abramsy, i rozmieszczali w艂a艣nie 偶o艂nierzy na stanowiskach obserwacyjnych. Nagle widnokr膮g na p贸艂nocy rozb艂ys艂 pomara艅czowym 艣wiat艂em.

* * *

Diggs dalej dyskutowa艂 rozlokowanie oddzia艂贸w, kiedy nadesz艂a pierwsza wiadomo艣膰.

— Panie generale, Sztorm melduje, 偶e znalaz艂 si臋 pod ostrza艂em artyleryjskim.

* * *

— Dzie艅 dobry, rodacy — powiedzia艂 Ryan do kamer. Obraz jego twarzy przekazywany by艂 na ca艂y 艣wiat. G艂os s艂ycha膰 by艂o z odbiornik贸w radiowych. W Arabii Saudyjskiej transmitowano go na falach d艂ugich, 艣rednich, kr贸tkich i ultrakr贸tkich, aby s艂owa prezydenta dotar艂y do wszystkich Amerykan贸w, dla kt贸rych by艂y przeznaczone.

— Wiele prze偶yli艣my przez ostatnie dwa tygodnie. Najpierw musz臋 was poinformowa膰 o post臋pach, jakie odnie艣li艣my w walce z epidemi膮 w naszym kraju.

Nie艂atwo mi by艂o wprowadzi膰 zakaz przemieszczania si臋 pomi臋dzy stanami. Niewiele swob贸d jest wa偶niejszych od swobody zmiany miejsca pobytu, zasi臋gn膮wszy jednak kompetentnej porady medycznej, zdecydowa艂em si臋 na to posuni臋cie. Dzisiaj mog臋 wam powiedzie膰, 偶e przynios艂o zamierzone efekty. Od czterech dni liczba zachorowa艅 nieustannie maleje. Po cz臋艣ci dzieje si臋 tak za spraw膮 dzia艂a艅 rz膮du, ale przede wszystkim jest to wasza zas艂uga, albowiem potrafili艣cie si臋gn膮膰 po najbardziej skuteczne 艣rodki samoobrony. Jeszcze dzisiaj uzyskacie bardziej szczeg贸艂owe informacje, ale ju偶 teraz mog臋 oznajmi膰, 偶e epidemia wirusa ebola wygasa i w przysz艂ym tygodniu powinien nast膮pi膰 jej ostateczny koniec. Wielu spo艣r贸d tych, kt贸rych choroba zaatakowa艂a dopiero teraz, pokona j膮 i prze偶yje. Ameryka艅scy lekarze wykonali nadludzk膮 prac臋, aby nie艣膰 pomoc chorym, a tak偶e pom贸c nam zrozumie膰 co si臋 sta艂o i jak z tym walczy膰. Zwyci臋stwo jest dopiero przed nami, ale pokonamy t臋 burz臋, tak jak i przedtem potrafili艣my pokona膰 r贸偶ne zawieruchy.

Zaraza nie pojawi艂a si臋 w naszym kraju za spraw膮 przypadku. Stali艣my si臋 obiektem nowej i barbarzy艅skiej formy napa艣ci, kt贸ra nosi nazw臋 wojny biologicznej. Jest ona zakazana przez traktaty mi臋dzynarodowe. Celem wojny biologicznej bardziej jest zastraszenie i sparali偶owanie zaatakowanego narodu, ni偶 jego unicestwienie. Z przera偶eniem i wstr臋tem patrzyli艣my na to, co dzieje si臋 w naszej ojczy藕nie, przekonani, 偶e katastrofa jest efektem straszliwego przypadku. Moja 偶ona, Cathy, podobnie jak wszyscy lekarze z jej szpitala w Baltimore, czuwa艂a nieustannie nad chorymi, robi膮c przerwy tylko na czas niezb臋dny dla snu i odpoczynku. Jak pewnie wiecie, kilka dni temu odwiedzi艂em ten szpital, widzia艂em ofiary, rozmawia艂em z lekarzami i piel臋gniarkami, a na zewn膮trz budynku spotka艂em m臋偶czyzn臋, kt贸rego 偶ona le偶a艂a w 艣rodku.

Nie mog艂em mu wtedy powiedzie膰 tego, co mog臋 i musz臋 powiedzie膰 wam teraz: od samego pocz膮tku podejrzewali艣my, 偶e epidemia wybuch艂a za spraw膮 rozmy艣lnych dzia艂a艅, a w ci膮gu ostatnich dni instytucje odpowiedzialne za ochron臋 porz膮dku publicznego i bezpiecze艅stwa narodu zdoby艂y dowody, kt贸re pozwalaj膮 mi z ca艂膮 pewno艣ci膮 o艣wiadczy膰 to, co zaraz us艂yszycie.

Na ekranach telewizyjnych na ca艂ym 艣wiecie ukaza艂y si臋 twarze afryka艅skiego ch艂opca i belgijskiej zakonnicy w bia艂ym habicie.

— Ognisko wirusa ebola pojawi艂o si臋 kilka miesi臋cy temu w Zairze — ci膮gn膮艂 prezydent. Musia艂 przedstawi膰 wszystko systematycznie i dok艂adnie, czu艂 jednak, jak trudno jest mu zachowa膰 spok贸j.

* * *

Czo艂gi艣ci saudyjscy natychmiast znale藕li si臋 w swych maszynach, w艂膮czyli silniki i zmienili miejsca postoju, zanim poprzednie zostan膮 dok艂adnie namierzone. Ogie艅 koncentrowa艂 si臋 jednak na Sztormie, co by艂o zupe艂nie sensowne, albowiem punkt nas艂uchu by艂 jednym z najwa偶niejszych ogniw wywiadowczych. Zadaniem Saudyjczyk贸w by艂a obrona stacji, ale przed czo艂gami i piechot膮, a nie artyleri膮. Dow贸dca, dwudziestopi臋cioletni kapitan, by艂 cz艂owiekiem g艂臋boko religijnym, kt贸ry czu艂, 偶e Amerykanom, jako go艣ciom, nale偶y si臋 szczeg贸lna ochrona. Po艂膮czy艂 si臋 przez radio ze sztabem batalionu i za偶膮da艂 transporter贸w opancerzonych — u偶ycie helikopter贸w by艂oby samob贸jstwem — aby ewakuowa膰 sojuszniczych specjalist贸w od rozpoznania.

* * *

— W ten spos贸b choroba z Afryki zaw臋drowa艂a do Iranu. Sk膮d o tym wiemy? Gdy偶 wr贸ci艂a ona do Afryki tym samym samolotem. Zwr贸膰cie, prosz臋, uwag臋 na symbol rejestracyjny na stateczniku: HX-NJA. Ta sama maszyna mia艂a rzekomo run膮膰 w morze z siostr膮 Jeanne Baptiste na pok艂adzie.

* * *

Potrzebny nam, cholera, jeden jedyny dzie艅, my艣la艂 ze w艣ciek艂o艣ci膮 Diggs. W dodatku si艂y przeciwnika znajdowa艂y si臋 prawie trzysta kilometr贸w na zach贸d od miejsca, w kt贸rym spodziewano si臋 stawi膰 im czo艂o.

— Kto tam jest najbli偶ej? — spyta艂.

— To teren czwartej brygady — odpar艂 dow贸dca Saudyjczyk贸w. Tyle 偶e czwarta brygada by艂a rozrzucona na rubie偶y o d艂ugo艣ci stu pi臋膰dziesi臋ciu kilometr贸w. W pobli偶u miejsca natarcia znajdowa艂y si臋 helikoptery zwiadowcze, ale najbli偶sza baza helikopter贸w szturmowych by艂a dopiero siedemdziesi膮t kilometr贸w na po艂udnie od Wadi al-Batin.

* * *

Dla Darjaeiego szokiem by艂o ujrzenie swojej fotografii na ekranie. Co gorsza, zobaczy艂a j膮 co najmniej jedna dziesi膮ta mieszka艅c贸w kraju. Ameryka艅skie CNN nie by艂o transmitowane w ZRI, dost臋pne jednak by艂y Bntish Sky News, a nikt si臋 nie spodziewa艂...

— To ten cz艂owiek stoi za biologiczn膮 napa艣ci膮 na nasz kraj — oznajmi艂 Ryan ze z艂owieszczym spokojem w g艂osie. — To on jest odpowiedzialny za 艣mier膰 tysi臋cy naszych obywateli. Teraz jednak musz臋 wam wyja艣ni膰, dlaczego to zrobi艂, co jednocze艣nie wyt艂umaczy te偶, dlaczego zorganizowano zamach na moj膮 c贸rk臋 Katie, a kilka godzin temu usi艂owano mnie zabi膰 w samym sercu Bia艂ego Domu, w Gabinecie Owalnym. Przypuszczam, 偶e pan Darjaei ogl膮da teraz ten program. Dlatego te偶 zwracam si臋 do niego bezpo艣rednio. Mahmudzie Had偶i — m贸wi艂 Jack, wpatrzony w obiektyw kamery. — Tw贸j siepacz, Aref Raman, zosta艂 aresztowany. Naprawd臋 s膮dzisz, 偶e Amerykanie s膮 takimi g艂upcami?

* * *

Podobnie jak wszyscy w Czarnym Koniu, tak偶e Tom Donner s艂ucha艂 wyst膮pienia: na uszach mia艂 s艂uchawki radioodbiornika zamontowanego w Bradleyu. Nie starczy艂o ich dla wszystkich, dlatego niekt贸rzy musieli z nich korzysta膰 na sp贸艂k臋. Spogl膮da艂 na twarze 偶o艂nierzy. By艂y beznami臋tne jak g艂os prezydenta, do chwili, gdy pad艂o ostatnie, pe艂ne pogardy zdanie.

— O, kurwa — warkn膮艂 jeden z 偶o艂nierzy. Nale偶a艂 do szwadronu zwiadowczego 11. pu艂ku.

— M贸j Bo偶e — zdo艂a艂 wykrztusi膰 Donner.

Ryan m贸wi艂 dalej.

— Si艂y zbrojne ZRI szykuj膮 si臋 w艂a艣nie do ataku na naszego sojusznika, kr贸lestwo Arabii Saudyjskiej. W ci膮gu ostatnich kilku dni przegrupowali艣my nasze oddzia艂y, aby stan膮膰 u boku przyjaciela.

Powiem teraz rzecz bardzo wa偶n膮. Pr贸ba porwania mojej c贸rki, zamach na mnie, barbarzy艅ska napa艣膰 na nasz kraj — wszystkie te czyny zosta艂y pope艂nione przez ludzi, kt贸rzy nazywaj膮 siebie muzu艂manami. Musimy dobrze rozumie膰, 偶e religia nie ma z tym nic wsp贸lnego. Islam jest jedn膮 z religii naszego 艣wiata, Ameryka za艣 jest krajem, gdzie wolno艣膰 wyznania jest wymieniona jako pierwsza w naszej Karcie Praw, nawet przed wolno艣ci膮 s艂owa i innymi swobodami. Podobnie jak ludzie, kt贸rzy niegdy艣 zaatakowali moj膮 rodzin臋, nazywali siebie katolikami, tak i ci sprzeniewierzyli si臋 swojej wierze, by potem tch贸rzliwie — gdy偶 s膮 tch贸rzami — szuka膰 za ni膮 schronienia. Nie mam prawa wypowiada膰 si臋 w imieniu Boga, wiem jednak, 偶e islam, chrze艣cija艅stwo, judaizm, jednym g艂osem m贸wi膮 nam o Bogu mi艂o艣ci, lito艣ci i sprawiedliwo艣ci.

Tak, sprawiedliwo艣膰 b臋dzie wymierzona. Je艣li wojska ZRI skupione nad granic膮 z Arabi膮 Saudyjsk膮 zdecyduj膮 si臋 na atak, stawimy im czo艂o. W chwili kiedy m贸wi臋 te s艂owa, nasi 偶o艂nierze znajduj膮 si臋 na stanowiskach bojowych. Do nich si臋 teraz zwracam.

Wiecie ju偶, dlaczego musieli艣cie zosta膰 oderwani od swych dom贸w i rodzin. Wiecie, dlaczego musieli艣cie w obronie swojej ojczyzny si臋gn膮膰 po bro艅. Znacie oblicze swojego wroga i charakter jego post臋pk贸w.

Musz臋 rzuci膰 was teraz w b贸j. Odda艂bym wszystko za to, 偶eby nie by艂o to konieczne. Sam s艂u偶y艂em w piechocie morskiej i wiem, jak to jest znale藕膰 si臋 z dala od ojczyzny. Nasze modlitwy b臋d膮 wam towarzyszy膰.

A do naszych sojusznik贸w w Kuwejcie, Arabii Saudyjskiej, Katarze, Omanie, we wszystkich krajach Zatoki Perskiej, zwracam si臋 ze s艂owami: Stany Zjednoczone znowu staj膮 u waszego boku, aby przeciwstawi膰 si臋 agresji i przywr贸ci膰 pok贸j. Powodzenia. — I po raz pierwszy pozwalaj膮c, aby emocja zabarwi艂a jego s艂owa, Jack dorzuci艂 na koniec: — I dobrych 艂ow贸w!

* * *

Cztery transportery opancerzone jecha艂y przez pustyni臋 z pr臋dko艣ci膮 sze艣膰dziesi臋ciu kilometr贸w na godzin臋. Zrezygnowa艂y z ubitej drogi do Sztormu w obawie, 偶e ta znajdzie si臋 pod ostrza艂em i ostro偶no艣膰 ta okaza艂a si臋 uzasadniona. Kiedy miejsce usytuowania stacji zwiadu elektronicznego znalaz艂o si臋 w zasi臋gu wzroku, zobaczyli k艂臋by dymu wznosz膮ce si臋 nad polem antenowym. Ostrza艂 trwa艂 dalej. Z trzech budynk贸w pozosta艂 tylko jeden, ale sta艂 w ogniu i porucznik saudyjski w膮tpi艂, by kto艣 偶ywy m贸g艂 si臋 w nim znajdowa膰. Ku p贸艂nocy zobaczy艂 inny rodzaj b艂ysk贸w: tryskaj膮ce z luf czo艂g贸w poziome j臋zyki ognia, w kt贸rych pojawia艂y si臋 i znika艂y nier贸wno艣ci piaszczystego terenu. W chwil臋 p贸藕niej zel偶a艂 odrobin臋 ostrza艂 Sztormu, przenosz膮c si臋 na czo艂gi, uwik艂ane w walk臋 z maszynami wroga. Porucznik podzi臋kowa艂 w duchu Allachowi, 偶e jego zadanie b臋dzie troch臋 艂atwiejsze, przez radio 艂膮cz膮c si臋 jednocze艣nie z czo艂gistami.

Cztery pojazdy przedar艂y si臋 przez rumowisko anten, a kiedy dotar艂y do resztek obozowiska, otworzy艂y si臋 tylne klapy i na zewn膮trz wyskoczy艂o trzydziestu 偶o艂nierzy. Czterech Amerykan贸w nie odnios艂o 偶adnego szwanku, sze艣ciu by艂o rannych. Przez pi臋膰 minut uwijali si臋 jeszcze mi臋dzy zgliszczami, nie znale藕li ju偶 jednak nikogo 偶ywego, a nie by艂o czasu zajmowa膰 si臋 poleg艂ymi. Transportery zawr贸ci艂y i powioz艂y ocalonych do punktu dowodzenia batalionu, sk膮d mia艂y ich zabra膰 helikoptery.

* * *

Dow贸dca czo艂g贸w saudyjskich nie m贸g艂 si臋 otrz膮sn膮膰 ze zdumienia. Trzon jego armii znajdowa艂 si臋 o trzysta kilometr贸w na wsch贸d, tymczasem nieprzyjaciel by艂 tutaj i par艂 na po艂udnie. Nie chodzi艂o mu w og贸le o Kuwejt i pola naftowe. Zrozumia艂 to natychmiast, ledwie tylko w jego termicznym wizjerze pojawi艂 si臋 na nasypie pierwszy czo艂g ZRI, poza zasi臋giem jego dzia艂a, albowiem otrzyma艂 rozkaz, aby zbytnio nie zbli偶a膰 si臋 do granicy. M艂ody oficer nie wiedzia艂, co robi膰. W jego armii wszystko dzia艂o si臋 na rozkaz, dlatego porozumia艂 si臋 z dow贸dztwem, aby otrzyma膰 instrukcje. Dow贸dca batalionu mia艂 jednak pod swymi rozkazami pi臋膰dziesi膮t cztery czo艂gi i inne pojazdy rozrzucone na terenie ponad trzydziestu kilometr贸w kwadratowych; wszystkie znalaz艂y si臋 pod ostrza艂em, a za艂ogi informowa艂y o nacieraj膮cych czo艂gach i transporterach opancerzonych przeciwnika.

Kapitan musia艂 jednak co艣 postanowi膰, rozkaza艂 przeto, aby podleg艂e mu maszyny ruszy艂y na spotkanie nieprzyjaciela. Z odleg艂o艣ci trzech kilometr贸w jego ludzie otworzyli ogie艅, a z pierwszych czternastu strza艂贸w osiem by艂o celnych; ca艂kiem niez艂y wynik. Postanowi艂 nie cofa膰 si臋 i przeciwstawi膰 natarciu. Czterna艣cie czo艂g贸w broni艂o frontu o d艂ugo艣ci trzech kilometr贸w. Nast臋pna salwa przynios艂a kolejnych sze艣膰 trafie艅, ale jeden z jego czo艂g贸w zosta艂 tak偶e ugodzony bezpo艣rednio pociskiem kumulacyjnym, kt贸ry zdemolowa艂 silnik i wznieci艂 po偶ar. Za艂oga w po艣piechu opu艣ci艂a wrak, ale nie zd膮偶y艂a odbiec od niego nawet na pi臋膰 metr贸w, gdy nast膮pi艂a eksplozja amunicji. Kapitan widzia艂 艣mier膰 swoich ludzi i wiedzia艂, 偶e ma teraz luk臋 w szyku, kt贸r膮 musi jako艣 zatka膰.

Jego celowniczy, podobnie jak inni, wypatrywa艂 czo艂g贸w przeciwnika, T-80 z kopulastymi wie偶ami, ale wtedy z nadci膮gaj膮cych za nimi transporter贸w opancerzonych wystrzelono pierwsz膮 salw臋 pocisk贸w przeciwpancernych. Te nie mog艂y wprawdzie przebi膰 czo艂owego pancerza M-l, eliminowa艂y jednak maszyny z walki. Kiedy po艂owa kompanii zosta艂a zniszczona, trzeba si臋 by艂o cofn膮膰.

Cztery czo艂gi wycofa艂y si臋 dwa kilometry na po艂udnie. Kapitan pozosta艂 z dwiema jeszcze maszynami i zniszczy艂 jeden pojazd przeciwnika, zanim sam te偶 da艂 rozkaz odwrotu. W powietrzu by艂o a偶 g臋sto od pocisk贸w, z kt贸rych jeden trafi艂 w wie偶臋 czo艂gu dow贸dcy, powoduj膮c eksplozj臋 pojemnika na amunicj臋. W g贸r臋 trysn膮艂 s艂up ognia. Pozbawiona dow贸dcy reszta kompana, walczy艂a jeszcze przez trzydzie艣ci minut, a偶 wreszcie trzy ostatnie maszyny zawr贸ci艂y i z szybko艣ci膮 pi臋膰dziesi臋ciu kilometr贸w na godzin臋 wycofywa艂y si臋 w kierunku dow贸dztwa batalionu.

Dow贸dztwa jednak ju偶 nie by艂o. Zlokalizowane na podstawie nadawanych komunikat贸w radiowych zosta艂o zasypane pociskami kalibru 203 mm przez brygad臋 artylerii ZRI w tym samym czasie, gdy dociera艂y do niego transportery z niedobitkami personelu Sztormu. W pierwszej godzinie drugiej wojny w Zatoce we froncie saudyjskim powsta艂a pi臋膰dziesi臋ciokilometrowa wyrwa, otwieraj膮ca drog臋 na Rijad. Armia Boga op艂aci艂a to utrat膮 po艂owy brygady, ale chocia偶 cena by艂a wysoka, liczono si臋 z ni膮, uk艂adaj膮c plan inwazji.

* * *

Wst臋pny obraz nie by艂 klarowny, rzadko bowiem jest taki. Diggs wiedzia艂, 偶e tak膮 korzy艣膰 na og贸艂 odnosi napastnik, a zadaniem dow贸dcy jest zaprowadzenie porz膮dku w chaosie, aby ten ostatni posia膰 w szeregach wroga. Wraz ze zniszczeniem stacji Sztorm Predatory sta艂y si臋 bezu偶yteczne. 366. Skrzyd艂o musia艂o dzia艂a膰 bez pomocy powietrznego radaru J-Stars, kt贸ry pozwala艂 艣ledzi膰 przemieszczenia oddzia艂贸w. Na niebie znajdowa艂y si臋 dwa E-3B AWACS, ka偶dy os艂aniany przez cztery my艣liwce. Zapolowa膰 na nie wylecia艂o dwadzie艣cia maszyn ZRI; szykowa艂a si臋 nast臋pna bitwa powietrzna.

Diggs musia艂 si臋 zmaga膰 z w艂asnymi problemami. Pozbawiony Sztormu i zwiadu Predator贸w, by艂 艣lepy, dlatego te偶 rozkaza艂, by 艣mig艂owce zwiadowcze 10. pu艂ku wystartowa艂y na zach贸d. Przypomina艂y mu si臋 s艂owa Eddingtona, 偶e 艣rodkiem ci臋偶ko艣ci kampanii saudyjskiej wcale nie musz膮 by膰 obiekty o znaczeniu gospodarczym.

* * *

— Nasze oddzia艂y przekroczy艂y granice kr贸lestwa — oznajmi艂 szef wywiadu. — Napotykaj膮 na op贸r, ale prze艂amuj膮 go. Zniszczona zosta艂a ameryka艅ska stacja szpiegowska.

Tymczasem wiadomo艣ci te wcale nie ucieszy艂y Darjaeiego, kt贸ry bezustannie kr臋ci艂 g艂ow膮 i powtarza艂:

— Sk膮d mogli wiedzie膰? Jak?

Dyrektor l臋ka艂 si臋 spyta膰 „kto” i „co” m贸g艂 wiedzie膰, zaryzykowa艂 wi臋c:

— To teraz bez znaczenia. B臋dziemy w Rijadzie za dwa dni.

— Co wiadomo o zarazie w Ameryce? Dlaczego tak ma艂o ich umar艂o? Dlaczego mog膮 wysy艂a膰 przeciw nam wojska?

— Nie wiem — pad艂a szczera odpowied藕.

— Co w takim razie wiesz?

— Wedle naszych informacji, Amerykanie maj膮 jeden pu艂k w Kuwejcie, drugi w kr贸lestwie, a trzeci wy艂adowuje w Dharhanie sprz臋t ze statk贸w, kt贸rych nie zatrzymali Hindusi.

— Rozbi膰 ich! — niemal krzykn膮艂 Mahmud Had偶i. C贸偶 za bezczelno艣膰 ze strony tego Amerykanina, 偶eby zwraca膰 si臋 do niego bezpo艣rednio, co jego poddani mogli widzie膰, s艂ysze膰 i... w co mogli uwierzy膰.

— Nasze wojska nacieraj膮 na p贸艂nocy i tam si臋 wszystko rozstrzygnie. Odci膮ganie ich od g艂贸wnego celu b臋dzie oznacza膰 tylko strat臋 czasu.

— W takim razie rakiety!

— Tak jest, wasza 艣wi膮tobliwo艣膰.

* * *

Genera艂 dowodz膮cy saudyjsk膮 Czwart膮 Brygad膮 mia艂 liczy膰 si臋 na swoim terenie tylko z pozorowanym atakiem i by膰 gotowym do uderzenia na ZRI, kiedy tylko ta przypu艣ci zmasowany atak na Kuwejt. Jego b艂膮d, jak w przypadku wielu innych genera艂贸w, polega艂 na tym, 偶e nie dowierza艂 swemu wywiadowi. Podlega艂y mu trzy bataliony zmechanizowane, z kt贸rych ka偶dy broni艂 frontu o d艂ugo艣ci pi臋膰dziesi臋ciu kilometr贸w, oddzielonych dziesi臋ciokilometrowymi lukami. Przy natarciu by艂 to dobry szyk, pozwalaj膮cy zagrozi膰 flankom przeciwnika, teraz jednak genera艂 bardzo wcze艣nie utraci艂 艣rodkowy cz艂on swej formacji i bardzo trudno by mu by艂o dowodzi膰 odseparowanymi cz臋艣ciami. Nast臋pny b艂膮d polega艂 na tym, 偶e zamiast si臋 cofn膮膰, ruszy艂 do przodu. Decyzja wymaga艂a odwagi, ale ignorowa艂a fakt, 偶e za sob膮 genera艂 mia艂 prawie dwustukilometrowy obszar dziel膮cy go od bazy King Chalid, na kt贸rym m贸g艂 starannie przygotowa膰 kontruderzenie, zamiast podejmowa膰 natychmiastowe, po艣pieszne kontrnatarcie.

Ofensywa ZRI by艂a oparta na modelu wypracowanym przez armi臋 radzieck膮 w latach siedemdziesi膮tych. Pierwsze uderzenie, przygotowane i wspierane przez zmasowany ostrza艂 artyleryjski, wykonane zosta艂o przez brygad臋 pancern膮. Od samego pocz膮tku po艂o偶ono nacisk na konieczno艣膰 natychmiastowej likwidacji Sztormu. Stacja ta, wraz z Palm膮 — sztabowcy ZRI znali nawet kryptonimy — stanowi艂y oczy i uszy dow贸dztwa nieprzyjaciela. Nic nie mo偶na by艂o poradzi膰 na satelity, ale naziemne stacje wywiadowcze znajdowa艂y si臋 jak najbardziej w zasi臋gu mo偶liwo艣ci. Jak przypuszczano, Amerykanie w艂膮czyli si臋 do walki, ale ich si艂y by艂y nieliczne, a po艂ow臋 stanowi艂y operuj膮ce tylko za dnia samoloty. Podobnie jak Rosjanie, kt贸rzy opracowali plan dotarcia do Zatoki Biskajskiej, ZRI gotowa by艂a zap艂aci膰 偶yciem swoich 偶o艂nierzy za szybko艣膰, kt贸ra pozwoli艂aby im zrealizowa膰 za艂o偶one cele, zanim nieprzyjaciel zd膮偶y zmobilizowa膰 wszystkie si艂y. Skoro Saudyjczycy s膮dzili, 偶e Darjaei pragnie nade wszystko ich ropy naftowej, niech trwaj膮 w tym przekonaniu, bo to w Rijadzie rezydowa艂y rodzina kr贸lewska i rz膮d. Dzia艂aj膮c tak, ZRI ods艂oni艂a lew膮 flank臋, ale si艂y stacjonuj膮ce w Kuwejcie musia艂y najpierw przeby膰 Wadi al-Batin, a potem pokona膰 trzysta kilometr贸w pustyni, aby na koniec dotrze膰 tam, gdzie b臋d膮 ju偶 wojska ira艅sko-irackie.

Najwa偶niejsza by艂a przeto szybko艣膰, a warunkiem jej uzyskania by艂o jak najszybsze wyeliminowanie z walki saudyjskiej 4. Brygady. Artyleria skupiona na p贸艂noc od wielkiego nasypu przeciwczo艂gowego kierowa艂a si臋 przechwytywanymi komunikatami radowymi Saudyjczyk贸w i rozpocz臋艂a nieprzerwany ostrza艂 terenu, aby zniszczy膰 sie膰 艂膮czno艣ciow膮 oraz jednostki, kt贸re bez w膮tpienia zastan膮 rzucone do odparcia ataku. Taktyka ta niemal z ca艂膮 pewno艣ci膮 musia艂a by膰 skuteczna, je艣li tylko Darjaei got贸w by艂 zap艂aci膰 cen臋. Przeciw ka偶demu z trzech nadgranicznych batalion贸w zosta艂a rzucona brygada.

Dow贸dca saudyjskiej 4. Brygady postanowi艂 ogie艅 swej artylerii skupi膰 na centralnym wy艂omie, aby w ten spos贸b zatrzyma膰 oddzia艂y, kt贸re zamierza艂y run膮膰 na stolic臋 jego pa艅stwa. Tymczasem t臋dy sun臋艂y przede wszystkim formacje zaopatrzeniowe, a kiedy zabra艂 si臋 do ich n臋kania, oddzia艂y bojowe przeciwnika wesz艂y w kontakt z resztk膮 jego si艂. W efekcie wyrwa we froncie saudyjskim poszerzy艂a si臋 trzykrotnie.

* * *

艢ledz膮c w punkcie dowodzenia nadchodz膮ce meldunki, Diggs bardzo szybko si臋 zorientowa艂, co zasz艂o. Taki sam manewr zastosowa艂 wobec Irakijczyk贸w w roku 1991, taki sam wobec Izraelczyk贸w, kiedy kilka lat wcze艣niej dowodzi艂 Bizonami, a poza tym dowodzi艂 wszak Narodowym O艣rodkiem Szkoleniowym. Tym razem zobaczy艂 贸w manewr w wykonaniu przeciwnika. Dla Saudyjczyk贸w wszystko rozgrywa艂o si臋 zbyt szybko. Ich poczynania by艂y dyktowane bardziej przez odruch ni偶 zastanowienie, widzieli ogrom niebezpiecze艅stwa, ale nie jego kszta艂t, a szybko艣膰 wypadk贸w praktycznie ich sparali偶owa艂a.

— Powinien pan cofn膮膰 swoje si艂y o jakie艣 pi臋膰dziesi膮t kilometr贸w — powiedzia艂 Diggs. — B臋dzie pan mia艂 du偶o miejsca na manewrowanie.

— Zatrzymamy ich tutaj! — odpowiedzia艂 impulsywnie Saudyjczyk.

— Generale, to b艂膮d. Bez potrzeby nara偶a pan swoj膮 brygad臋. Utracony teren mo偶na odzyska膰, w przeciwie艅stwie do czasu i ludzi.

Tamten jednak ani my艣la艂 s艂ucha膰, Diggs nie mia艂 za艣 odpowiedniej liczby gwiazdek na pagonach, aby bardziej stanowczo obstawa膰 przy swoim. Jeden dzie艅, pomy艣la艂, jeden pieprzony dzie艅.

* * *

Za艂ogi helikopter贸w nie 艣pieszy艂y si臋. 4. szwadron 10. pu艂ku mia艂 sze艣膰 艣mig艂owc贸w zwiadowczych OH-58 Kiowa i cztery szturmowe AH-64 Apache, wszystkie kosztem uzbrojenia zaopatrzone w dodatkowe zbiorniki paliwa. Ostrze偶enie, 偶e w powietrzu znajduj膮 si臋 wrogie my艣liwce, wyklucza艂o wysoki pu艂ap. Czujniki przeczesywa艂y niebo, aby na czas wykry膰 emisj臋 radarow膮 z g艂owic naprowadzaj膮cych pocisk贸w przeciwlotniczych — nale偶a艂o za艂o偶y膰, 偶e jakie艣 s膮 w okolicy — podczas gdy piloci przeskakiwali od wzg贸rza do wzg贸rza, badaj膮c teren przed sob膮 przy u偶yciu umieszczonych nad piast膮 wirnika no艣nego noktowizor贸w i radar贸w Longbow. Kiedy zbli偶ali si臋 do terytorium ZRI, od czasu do czasu dostrzegali pojedynczy pojazd zwiadowczy; wygl膮da艂o to na kompani臋 rozrzucon膮 na terenie trzydziestu kilometr贸w w okolicach granicy z Kuwejtem. Przez nast臋pnych siedemdziesi膮t kilometr贸w widok si臋 nie zmieni艂, tyle 偶e pojazdy by艂y znacznie ci臋偶sze. Kiedy znale藕li si臋 na przedpolach Al-Busaja, dok膮d, zgodnie ze zdj臋ciami satelitarnymi, mia艂a si臋 zbli偶a膰 Armia Boga, zobaczyli tylko 艣lady g膮sienic na piasku i kilka pojazd贸w zaopatrzeniowych, g艂贸wnie cystern z paliwem. Nie atakowali, gdy偶 ich zadaniem by艂o jedynie zlokalizowanie g艂贸wnych si艂 przeciwnika i okre艣lenie kierunku ich marszu.

Nast臋pna godzina up艂yn臋艂a im na przeskakiwaniu od os艂ony do os艂ony. Wsz臋dzie wida膰 by艂o pojazdy przenosz膮ce wyrzutnie przeciwlotnicze, najcz臋艣ciej francuskie i rosyjskie 艣redniego zasi臋gu. Jednemu z zespo艂贸w Kiowa-Apache uda艂o si臋 zbli偶y膰 na tyle, by zwiadowcy zobaczyli kolumn臋 czo艂g贸w w sile brygady, wlewaj膮c膮 si臋 przez wyrw臋 w nasypie, a dzia艂o si臋 to w odleg艂o艣ci dwustu pi臋膰dziesi臋ciu kilometr贸w od miejsca ich startu. Helikoptery ograniczy艂y si臋 do obserwacji i wycofa艂y si臋 bez jednego strza艂u. By膰 mo偶e nast臋pnym razem powr贸c膮 w wi臋kszej liczbie, a na razie nie by艂o sensu ostrzega膰 przeciwnika o luce w jego powietrznej ochronie.

* * *

Najbardziej wysuni臋ty na zach贸d batalion 4. Brygady nie cofn膮艂 si臋 i w wi臋kszo艣ci zosta艂 zniszczony. Atak zosta艂 wzmocniony przez 艣mig艂owce szturmowe ZRI, a chocia偶 Saudyjczycy dobrze strzelali, zgubi艂 ich brak mo偶liwo艣ci manewru. Armi臋 Boga kosztowa艂o to kolejny batalion, ale wyrwa w liniach obronnych Saudyjczyk贸w wynosi艂a teraz sto osiemdziesi膮t kilometr贸w.

Inaczej rzecz przedstawia艂a si臋 na zachodzie. Tutejszy batalion, w zast臋pstwie poleg艂ego pu艂kownika dowodzony przez majora, oderwa艂 si臋 od przeciwnika i, w po艂owie wyj艣ciowego stanu, skierowa艂 si臋 na po艂udniowy zach贸d, a potem usi艂owa艂 wykr臋ci膰 na wsch贸d, aby umkn膮膰 przed rozwijaj膮cym si臋 natarciem. Licz膮c dwadzie艣cia czo艂g贸w i sze艣膰 transporter贸w opancerzonych Bradley, nie mia艂 si艂 do stacjonarnej obrony, uderza艂 przeto i czmycha艂, do chwili gdy zbrak艂o mu paliwa o pi臋膰dziesi膮t kilometr贸w na p贸艂noc od bazy King Chalid. Pojazdy zaopatrzeniowe 4. Brygady gdzie艣 si臋 zapodzia艂y, major wys艂a艂 wi臋c szyfrogram z pro艣b膮 o pomoc i pozosta艂o mu ju偶 tylko zastanawia膰 si臋, czy ta kiedykolwiek nadejdzie.

* * *

Dla wielu os贸b by艂o to wi臋kszym zaskoczeniem ni偶 powinno. Satelita geostacjonarny umieszczony nad Oceanem Indyjskim zarejestrowa艂 odpalenie rakiety. Informacja zosta艂a przekazana do Sannyvale w Kalifornii, a stamt膮d do Dharhanu. Zdarza艂o si臋 ju偶 tak uprzednio, ale nigdy jeszcze pocisk nie by艂 wystrzelony z terytorium Iranu. Wojna trwa艂a dopiero od czterech godzin, kiedy pierwszy Scud opu艣ci艂 wyrzutni臋 umieszczon膮 na transporterze gdzie艣 w g贸rach Zagros i pomkn膮艂 na po艂udnie.

— Co teraz? — spyta艂 Ryan.

— Teraz zobaczysz, po co tam nadal s膮 nasze kr膮偶owniki Aegis — odpowiedzia艂 Jackson.

* * *

Na dobr膮 spraw臋 mog艂o si臋 oby膰 bez ostrze偶enia o rakiecie. Radary trzech kr膮偶ownik贸w i „Jonesa” przeczesywa艂y niebo i wszystkie jeszcze w odleg艂o艣ci ponad stu mil zarejestrowa艂y 艣lad nadlatuj膮cego pocisku. Gwardzi艣ci, kt贸rzy czekali na swoj膮 kolej, aby wy艂adowa膰 pojazdy, zobaczyli ogniste kule za startuj膮cymi w niebo pociskami przeciwlotniczymi, kt贸re gna艂y w kierunku obiekt贸w widocznych w tym momencie tylko dla radar贸w. W ciemno艣ci, jeden po drugim, rozleg艂y si臋 trzy wybuchy i na tym si臋 wszystko sko艅czy艂o. 脫w potr贸jny grzmot, kt贸ry sp艂yn膮艂 z wysoko艣ci trzydziestu kilometr贸w, sprawi艂, 偶e 偶o艂nierze jeszcze bardziej zapragn臋li znale藕膰 si臋 jak najszybciej w swoich pojazdach.

Na „Anzio” komandor Kemper patrzy艂, jak na ekranie znika trzecia plamka symbolizuj膮ca pocisk. By艂a to kolejna z wa偶nych zalet systemu Aegis, chocia偶 znajdowanie si臋 pod ostrza艂em nie nale偶a艂o do najbardziej ulubionych zaj臋膰 Kempera.

* * *

Innym z wa偶nych wydarze艅 tego wieczoru by艂a za偶arta walka powietrzna nad granic膮. Samoloty AWACS wy艣ledzi艂y formacj臋 dwudziestu czterech my艣liwc贸w, kt贸re wystartowa艂y z zamiarem zniszczenia powietrznego punktu dowodzenia i rozpoznania. By艂a to pr贸ba bardzo kosztowna dla pomys艂odawc贸w: 偶aden z E-3B nie zosta艂 zaatakowany, natomiast dow贸dztwo lotnicze ZRI raz jeszcze dowiod艂o, 偶e potrafi traci膰 maszyny bez potrzeby. Nawiasem m贸wi膮c, i tak przebieg tego starcia nie mia艂 wp艂ywu na ca艂o艣膰 operacji. Jeden ze starszych operator贸w AWACS przypomnia艂 sobie stary 偶art kr膮偶膮cy po艣r贸d sztabowc贸w NATO. Radziecki genera艂 broni pancernej spotyka drugiego w Pary偶u i pyta: „Ale, ale, kto w艂a艣ciwie wygra艂 w powietrzu?” Wojn臋 ostatecznie wygrywa艂o si臋 lub przegrywa艂o na ziemi. Tak samo mia艂o by膰 i teraz.

60
SUMTER

Dopiero w sze艣膰 godzin po pierwszym przygotowaniu artyleryjskim intencje nieprzyjaciela sta艂y si臋 czytelne. Wst臋pny obraz zacz膮艂 si臋 rysowa膰 dzi臋ki zdj臋ciom ze 艣mig艂owc贸w, ale wszelkie w膮tpliwo艣ci rozwia艂y fotografie satelitarne. Marion Diggs natychmiast pomy艣la艂 o historycznych precedensach. Kiedy przed I wojn膮 艣wiatow膮 najwy偶sze dow贸dztwo francuskie dosta艂o poufne informacje o planie Schlieffena, reakcja brzmia艂a: „Tym lepiej dla nas!” Natarcie z trudem powstrzymano na przedpolach Pary偶a. W roku 1940 wodzowie tej samej armii z ironicznym u艣miechem przyj臋li wiadomo艣ci o niemieckim ataku, kt贸ry tym razem opar艂 si臋 o Pireneje. Problem polega艂 na tym, 偶e ludzie wierniej trwali przy swych ideach ni偶 ma艂偶onkach, a by艂a to tendencja powszechna. Zatem dopiero po p贸艂nocy Saudyjczycy sk艂onni byli uzna膰, 偶e g艂贸wny trzon ich si艂 znalaz艂 si臋 nie tam, gdzie trzeba, a zachodnia armia os艂onowa zosta艂a rozniesiona przez nieprzyjaciela, kt贸ry okaza艂 si臋 zbyt g艂upi na to, 偶eby post臋powa膰 zgodnie z ich oczekiwaniami. Saudyjczycy przegrali walk臋 manewrow膮. Nie ulega艂o najmniejszych w膮tpliwo艣ci, 偶e si艂y ZRI w pierwszej kolejno艣ci pragn膮 zaj膮膰 King Chalid. O baz臋 zostanie stoczona bitwa, a je艣li nieprzyjaciel zwyci臋偶y, stanie przed nim wyb贸r: zrobi膰 zwrot na wsch贸d, ku Zatoce Perskiej — i polom ropono艣nym — zamykaj膮c zarazem w pu艂apce si艂y sojusznicze, albo pod膮偶a膰 dalej na po艂udnie, aby zdoby膰 Rijad i dzi臋ki temu politycznemu nokautowi wygra膰 wojn臋. Diggs musia艂 przyzna膰, 偶e plan by艂 nienajgorszy, je艣li tylko dow贸dztwu ZRI uda si臋 go zrealizowa膰. Musieli rozgry藕膰 taki sam problem jak Saudyjczycy: mieli plan, uwa偶ali, i偶 jest znakomity, i r贸wnie偶 byli przekonani, 偶e ich przeciwnicy ochoczo b臋d膮 wsp贸艂dzia艂a膰 w swym unicestwieniu. O tym jednak, czy b臋dzie si臋 po stronie zwyci臋skiej, czy przegranej decydowa艂a wiedza o w艂asnych ograniczeniach. Dow贸dcy si艂 zbrojnych ZRI nie orientowali si臋 jeszcze w tym. Nie by艂o sensu poucza膰 ich o tym przedwcze艣nie.

* * *

Ryan rozmawia艂 w Sali Sytuacyjnej ze swoim przyjacielem z Rijadu.

— Orientuj臋 si臋 we wszystkim, Ali — zapewni艂 prezydent.

— Ale to wygl膮da bardzo powa偶nie.

— Nied艂ugo wstanie s艂o艅ce, a wy macie do艣膰 przestrzeni, 偶eby zyska膰 dla siebie troch臋 czasu. Nieraz to si臋 ju偶 sprawdzi艂o, wasza wysoko艣膰.

— A co zrobi膮 wasze wojska?

— Przecie偶 nie mog膮 si臋 po prostu zabra膰 i odjecha膰 do domu, prawda?

— Czy m贸wisz to z pe艂nym przekonaniem?

— Wasza wysoko艣膰 dobrze wie, ile z艂a oni nam wyrz膮dzili.

— Tak, ale...

— Wiedz膮 te偶 o tym 偶o艂nierze, pami臋taj o tym.

I wtedy Ryan powiedzia艂, 偶e ma pewn膮 pro艣b臋.

* * *

— Ta wojna 藕le si臋 rozpocz臋艂a dla wojsk sojuszniczych — tymi s艂owami Tom Donnery rozpocz膮艂 komentarz transmitowany na 偶ywo przez „NBC Nihgtly News”. — Tak膮 opini臋 mo偶na przynajmniej us艂ysze膰 z niejednych ust. Po艂膮czone si艂y Iranu i Iraku prze艂ama艂y obron臋 saudyjsk膮 na zach贸d od Kuwejtu, i posuwaj膮 si臋 na po艂udnie. Jestem tutaj po艣r贸d 偶o艂nierzy 11. pu艂ku kawalerii, popularnie zwanego Czarnym Koniem. Przy mnie stoi sier偶ant Bryan Hutchison z Syracuse, w stanie Nowy Jork. Sier偶ancie, jaka jest pana opinia?

— Uwa偶am, 偶e wszystko si臋 dopiero zobaczy. Tyle mog臋 powiedzie膰, 偶e jeste艣my gotowi na wszelkie niespodzianki, ale nie wiem, czy oni s膮 w r贸wnym stopniu gotowi na nasze. Prosz臋 pojecha膰 z nami i samemu zobaczy膰.

Sier偶ant nie mia艂 nic wi臋cej do powiedzenia.

— Jak pa艅stwo sami widz膮, niezale偶nie od niepomy艣lnych wiadomo艣ci z pola bitwy, nasi 偶o艂nierze nie tylko s膮 ch臋tni, ale wr臋cz pal膮 si臋 do walki.

* * *

G艂贸wnodowodz膮cy armii saudyjskiej od艂o偶y艂 s艂uchawk臋, zako艅czywszy w艂a艣nie rozmow臋 ze swym w艂adc膮, i zwr贸ci艂 si臋 do Diggsa.

— Co pan proponuje, generale?

— Uwa偶am, 偶e na pocz膮tek nale偶a艂oby przesun膮膰 Pi膮t膮 i Drug膮 Brygad臋 na po艂udniowy zach贸d.

— W ten spos贸b pozostawimy Rijad bez obrony.

— Nie, generale.

— Powinni艣my natychmiast kontratakowa膰!

— Na razie jeszcze nie, panie generale — powt贸rzy艂 Diggs, wpatruj膮c si臋 w map臋. 10. pu艂k zajmowa艂 bez w膮tpienia interesuj膮c膮 pozycj臋. Podni贸s艂 wzrok. — Panie generale, czy s艂ysza艂 pan kiedy艣 historyjk臋 o m艂odym i starym byku?

I Diggs opowiedzia艂 jeden ze swoich ulubionych dowcip贸w; po kilku sekundach oficerowie saudyjscy pokiwali z aprobat膮 g艂owami.

* * *

— Wasza 艣wi膮tobliwo艣膰 widzi: nawet ameryka艅ska telewizja przyznaje, 偶e wygrywamy — powiedzia艂 z entuzjazmem szef wywiadu.

Dow贸dca si艂 powietrznych ZRI by艂 mniej zachwycony. W ci膮gu jednego dnia straci艂 trzydzie艣ci my艣liwc贸w w zamian za prawdopodobnie zestrzelone dwie saudyjskie maszyny. Jego plan, by zniszczy膰 samoloty AWACS, kt贸re tak bardzo przechyla艂y szans臋 w powietrzu na korzy艣膰 przeciwnika, nie powi贸d艂 si臋, a na dodatek spowodowa艂 utrat臋 grupy 艣wietnych pilot贸w. Najlepsz膮 dla niego informacj膮 by艂o to, 偶e nieprzyjaciel nie rozporz膮dza艂 dostateczn膮 liczb膮 samolot贸w, aby wedrze膰 si臋 na terytorium ZRI i zada膰 krajowi powa偶ne szkody. Teraz coraz wi臋cej oddzia艂贸w nap艂ywa艂o z Iranu, aby si臋 wedrze膰 od p贸艂nocy do Kuwejtu. Przy odrobinie szcz臋艣cia, b臋dzie musia艂 jedynie os艂ania膰 z powietrza post臋py si艂 l膮dowych, a tego jego ludzie mogli si臋 nauczy膰 w ci膮gu kilku godzin.

* * *

Na Dharhan wystrzelono w sumie pi臋tna艣cie pocisk贸w balistycznych Scud 呕adnemu nawet w przybli偶eniu nie uda艂o si臋 zagrozi膰 kt贸rej艣 z jednostek KOMEDII; cz臋艣膰 zosta艂a przechwycona, wi臋kszo艣膰 nieszkodliwie spad艂a do Zatoki podczas nocy pe艂nej grzmot贸w i b艂ysk贸w. Z transportowc贸w wytoczy艂y si臋 ostatnie pojazdy — na tym etapie by艂y to g艂贸wnie ci臋偶ar贸wki — i komandor Georg Kemper opu艣ci艂 lornetk臋, kt贸ra pokazywa艂a br膮zowe klapy samochod贸w znikaj膮cych w porannej mgle. Nie wiedzia艂, dok膮d zmierzaj膮, dobrze jednak wiedzia艂, 偶e pi臋膰 tysi臋cy rozw艣cieczonych Gwardzist贸w Narodowych sta膰 na wiele.

* * *

Eddington, wraz ze sztabem brygady, znajdowa艂 si臋 ju偶 na po艂udnie od King Chalid. Jego formacja Wilczego Stada nie mia艂aby zapewne szans, 偶eby dotrze膰 na czas, dlatego skierowa艂 j膮 do Al-Artawija, jednego z tych miejsc, kt贸re czasami staj膮 si臋 wa偶ne, gdy偶 prowadzi do nich wiele dr贸g. Nie by艂 pewien, czy tak zdarzy si臋 i tym razem, chocia偶 pami臋ta艂, 偶e dla Roberta Lee Gettysburg by艂 przede wszystkim miejscem, gdzie mia艂 nadziej臋 zarekwirowa膰 dla swych 偶o艂nierzy troch臋 but贸w. Sztabowcy zaj臋li si臋 swoimi obowi膮zkami, on za艣 zapali艂 cygaro i obszed艂 teren, przygl膮daj膮c si臋 przyjazdowi dw贸ch kompanii. Postanowi艂 przej艣膰 si臋 troch臋, podczas gdy 偶andarmeria kierowa艂a 偶o艂nierzy na po艣piesznie przygotowane stanowiska obronne. Nad g艂ow膮 grzmia艂y my艣liwce. Na pierwszy rzut oka, ameryka艅skie F-15. Nie藕le, pomy艣la艂. Wr贸g mia艂 gor膮ce dwana艣cie godzin. B臋dzie mia艂 teraz nad czym si臋 zastanowi膰.

— Panie pu艂kowniku! — Z otwartego w艂azu Bradleya salutowa艂 sier偶ant sztabowy. Ledwie pojazd stan膮艂, Eddington wdrapa艂 si臋 na g贸r臋.

— Jak ludzie?

— Nie mog膮 si臋 doczeka膰 walki. Gdzie oni? — spyta艂 sier偶ant i zdj膮艂 zakurzone gogle.

Eddington zrobi艂 ruch r臋k膮.

— O sto pi臋膰dziesi膮t kilometr贸w st膮d w tamt膮 stron臋, a id膮 w nasz膮 stron臋. Samopoczucie w oddzia艂ach?

— Ilu mo偶emy zabi膰, zanim nas powstrzymaj膮?

— Czo艂g — zniszczy膰. Transporter — zniszczy膰. Ci臋偶ar贸wka — zniszczy膰. Wszystko, co porusza si臋 po po艂udniowej stronie nasypu i ma bro艅 — zniszczy膰. Natomiast 偶adnej przemocy wobec tych, kt贸rzy nie stawiaj膮 oporu.

— Uczciwe zasady, panie pu艂kowniku.

— Z drugiej strony, nie ryzykujcie nadmiernie z je艅cami.

— Tak jest, panie pu艂kowniku.

* * *

Regu艂y geometrii zadecydowa艂y o tym, 偶e na pierwszy ogie艅 mia艂 p贸j艣膰 Czarny Ko艅, kt贸ry z miejsca zbi贸rki pod膮偶a艂 na zach贸d ku King Chalid. Pu艂kownik Hamm ustawi艂 swoje jednostki w szyku liniowym, szwadrony 1, 2. i 3., ka偶dy pokrywaj膮cy odcinek d艂ugo艣ci trzydziestu kilometr贸w, rozci膮gaj膮c z p贸艂nocy na po艂udnie, podczas gdy 4. szwadron powietrzny trzyma艂 si臋 w zanadrzu i tylko kilka helikopter贸w zwiadowczych kr臋ci艂o si臋 na przedpolu. Oddzia艂y zaopatrzeniowe batalionu zmierza艂y do miejsca, w kt贸rym mia艂a powsta膰 wysuni臋ta baza, teraz jednak nie osi膮gn臋艂y go jeszcze nawet szpice. Hamm znajdowa艂 si臋 w czo艂gu dow贸dczym, siedz膮c bokiem do kierunku jazdy, aby zmniejszy膰 mdl膮cy wp艂yw ko艂ysania, i uzyskuj膮c pierwsze informacje od wysuni臋tych oddzia艂贸w.

SIM mia艂 zosta膰 po raz pierwszy u偶yty w prawdziwej sytuacji bojowej, chocia偶 armia 膰wiczy艂a wykorzystanie tego systemu od pi臋ciu lat. Al Hamm czu艂 satysfakcj臋, 偶e to jemu przepadnie w udziale owa pr贸ba. Na ekranach w swoim M-4 mia艂 wszystkie potrzebne dane. Ka偶dy pojazd by艂 ich odbiorc膮 i zarazem dostarczycielem informacji taktycznych. Na pocz膮tek sz艂y informacje o rozmieszczeniu „naszych”, dzi臋ki systemowi GPS podawane z dok艂adno艣ci膮 do metra, co mia艂o zapobiec w艂asnemu ostrza艂owi. Wystarczy艂 jeden ruch r臋ki i Hamm widzia艂 po艂o偶enie ka偶dego ze swych pojazd贸w bojowych na elektronicznej mapie, pokazuj膮cej zarazem wszystkie wa偶ne taktycznie cechy terenu. Z czasem uzyska r贸wnie precyzyjny obraz rozlokowania przeciwnika i na tej podstawie b臋dzie m贸g艂 podejmowa膰 decyzje. Na p贸艂nocny zach贸d od niego znajdowa艂y si臋 5. i 2. Brygady saudyjskie, kt贸re cofa艂y si臋 od granicy z Kuwejtem. Musi przeby膰 jakie艣 sto sze艣膰dziesi膮t kilometr贸w, zanim pojawi si臋 mo偶liwo艣膰 kontaktu z przeciwnikiem, a przez te mniej wi臋cej cztery godziny b臋dzie mo偶na ostatecznie dopi膮膰 system 艂膮czno艣ci i sprawdzi膰, czy wszystko w艂a艣ciwie funkcjonuje. Niewiele 偶ywi艂 w tym wzgl臋dzie w膮tpliwo艣ci, ale sprawdzenie by艂o obowi膮zkiem, najmniejsze bowiem usterki, kt贸re ujawnia艂y si臋 dopiero na polu bitwy, okazywa艂y si臋 niezmiernie kosztowne.

* * *

Pozosta艂o艣ci saudyjskiej 4. Brygady usi艂owa艂y zebra膰 si臋 na p贸艂noc od King Chalid. W sumie stanowi艂y jakie艣 dwie kompanie czo艂g贸w i transporter贸w opancerzonych, kt贸re przez ca艂膮 noc prowadzi艂y na pustyni aktywny odwr贸t. Niekt贸re przetrwa艂y dzi臋ki 艂askawo艣ci losu, inne dzi臋ki cechom ujawniaj膮cym si臋 w brutalnym procesie selekcji, jakim jest wojna manewrowa. Najwy偶szym w tej chwili dow贸dc膮 by艂 major, kt贸ry zaczyna艂 swoj膮 karier臋 jako podoficer. Jego podw艂adni zap艂acili wysok膮 cen臋 za to, 偶e bez zapa艂u podchodzili do 膰wiczenia w艂asnego systemu informacji mi臋dzypojazdowej, zdecydowanie preferuj膮c strzelanie i wy艣cigi po pustyni. Pierwsz膮 czynno艣ci膮 majora jako dow贸dcy by艂o odszukanie i 艣ci膮gni臋cie p臋taj膮cych si臋 na ty艂ach pojazd贸w zaopatrzeniowych, tak aby jego dwadzie艣cia dziewi臋膰 czo艂g贸w i pozosta艂e maszyny mog艂y uzupe艂ni膰 paliwo. Uda艂o si臋 nawet trafi膰 na transportery amunicji, kt贸rej brakowa艂o ju偶 co najmniej w po艂owie woz贸w. Nast臋pnie pojazdy zaopatrzenia skierowa艂 do wadi — wyschni臋tego koryta rzeki — na p贸艂nocny zach贸d od bazy King Chalid, kt贸ra mia艂a by膰 jego nast臋pn膮 pozycj膮 obronn膮. Po p贸艂 godzinie uda艂o mu si臋 nawi膮za膰 kontakt z dow贸dztwem i za偶膮da膰 wsparcia.

Mia艂 pod swymi rozkazami prawdziw膮 zbieranin臋. Czo艂gi i transportery pochodzi艂y z pi臋ciu r贸偶nych batalion贸w, wi臋kszo艣膰 za艂贸g zna艂a si臋 s艂abo albo w og贸le, brakowa艂o mu tak偶e oficer贸w. Bardzo szybko uzmys艂owi艂 sobie, 偶e w tej sytuacji musi zrezygnowa膰 z bezpo艣redniego udzia艂u w walce. Z niech臋ci膮 przekaza艂 czo艂g sier偶antowi, sam za艣 przeni贸s艂 si臋 do transportera opancerzonego, kt贸ry mia艂 wi臋cej 艣rodk贸w 艂膮czno艣ci i zapewnia艂 nieco wi臋cej miejsca. Nie by艂a to 艂atwa decyzja dla cz艂owieka ukszta艂towanego przez tradycj臋, w kt贸rej m臋偶czyzna winien z mieczem w d艂oni prowadzi膰 innych je藕d藕c贸w do boju, wiele si臋 jednak nauczy艂 w ci膮gu ostatniej nocy.

* * *

Walki rozpocz臋艂y si臋 po okresie bezruchu, kt贸ry z perspektywy czasu wydawa艂 si臋 czym艣 w rodzaju przerwy w meczu pi艂karskim. Resztki 4. Brygady saudyjskiej uzyska艂y czas i przestrze艅, aby dokona膰 przegrupowa艅 i uzupe艂ni膰 braki z bardzo prostego powodu: Armia Boga musia艂a dokona膰 tego samego. Czo艂gi i transportery opancerzone nabra艂y paliwa z cystern pod膮偶aj膮cych za nimi, a nast臋pnie zrobi艂y skok do przodu, co zabra艂o oko艂o czterech godzin. Dow贸dcy brygad i dywizji ZRI byli jak na razie zadowoleni. W stosunku do planu — plany zawsze okazywa艂y si臋 nazbyt optymistyczne — brakowa艂o im dziesi臋ciu kilometr贸w i jednej godziny. Pierwszy op贸r prze艂amali przy wi臋kszych stratach w艂asnych ni偶 zak艂adano, ale tak czy owak nieprzyjaciel zosta艂 z艂amany. Ludzie byli zm臋czeni, ale 偶o艂nierz powinien by膰 zm臋czony, a na drzemk臋 mo偶na by艂o wykorzysta膰 czas tankowania. O brzasku Armia Boga przy ryku uruchamianych silnik贸w ruszy艂a znowu na po艂udnie.

* * *

Pierwsze starcia tego dnia odby艂y si臋 w powietrzu. Zaraz po czwartej samoloty sojusznicze zacz臋艂y startowa膰 z baz na po艂udniu kr贸lestwa. Pierwszymi by艂y F-15 Eagle, kt贸re do艂膮czy艂y do trzech E-3B AWACS, rozlokowanych na wsch贸d i zach贸d od Rijadu. Wzbi艂y si臋 tak偶e my艣liwce ZRI, otrzymuj膮ce informacje taktyczne od wielkich naziemnych stacji radarowych na terenie dawnego Iraku. Pocz膮tek przypomina艂 figury z艂owrogiego menueta. Obie strony chcia艂y wiedzie膰, gdzie znajduj膮 si臋 baterie wyrzutni przeciwlotniczych przeciwnika. Pierwsze boje mia艂y wi臋c rozegra膰 si臋 na elektronicznej ziemi niczyjej. Wst臋pne posuni臋cie wykona艂 klucz czterech maszyn z 390. Dywizjonu My艣liwskiego, o przydomku Dziki. Eagle, zaalarmowane przez kontrol臋 lot贸w, 偶e maszyny ZRI zrobi艂y zwrot na wsch贸d, odbi艂y na zach贸d i pomkn臋艂y na dopalaczach nad pustyni膮, zawracaj膮c potem ku morzu. Ira艅skie F-4 — pozosta艂o艣ci z czas贸w szacha — nie zorientowa艂y si臋 w manewrze. Ostrze偶one przez kontrol臋 lot贸w zawr贸ci艂y, ale ich g艂贸wny problem polega艂 na b艂臋dnej ocenie sytuacji. Przygotowane by艂y na walk臋, w kt贸rej jedna strona odpala pociski, druga robi unik, by potem — jak w 艣redniowiecznym pojedynku — mie膰 prawo do swojego ciosu. Nikt nie uprzedzi艂 ira艅czyk贸w, 偶e Amerykanie nie trzymaj膮 si臋 tego wzorca.

Pierwsze odda艂y salw臋 Eagle, ka偶dy odpalaj膮c jeden AMRAAM. By艂y to pociski typu „wystrzel i zapomnij”, co pozwala艂o wycofa膰 si臋 po ataku, piloci jednak post膮pili inaczej, nadal pruj膮c do przodu, co by艂o zgodne tyle偶 z teori膮, co ze stanem ich uczu膰 po dziesi臋ciogodzinnym przetrawianiu w sobie s艂贸w prezydenta. Starcie mia艂o charakter bardzo osobisty. Trzy z cel贸w zosta艂y zniszczone natychmiast, najwidoczniej zaskoczone przez pociski. Czwarty szcz臋艣liwie umkn膮艂 przeznaczonej mu rakiecie i zrobi艂 nawr贸t, aby wystrzeli膰 w艂asn膮, ale na ekranie swego radaru zobaczy艂 odleg艂y o pi臋tna艣cie kilometr贸w my艣liwiec, kt贸ry zbli偶a艂 si臋 z szybko艣ci膮 dw贸ch tysi臋cy kilometr贸w na godzin臋. Przera偶ony Ira艅czyk pr贸bowa艂 uniku na po艂udnie, co by艂o b艂臋dem. Pilot Eagle, maj膮c skrzyd艂owego o kilometr za sob膮, zredukowa艂 ci膮g i znalaz艂 si臋 za ogonem przeciwnika. Chcia艂 widzie膰 jego koniec i to mu si臋 uda艂o. Zbli偶aj膮c si臋 do swojej ofiary od strony godziny sz贸stej, wybra艂 selektorem uzbrojenia dzia艂ko. Facet by艂 odrobin臋 za wolny, 偶eby uciec. W ci膮gu pi臋tnastu sekund sylwetka F-4 wype艂ni艂a celownik...

— Lis Trzy, mam zestrzelenie!

Tak偶e drugi klucz Eagle atakowa艂 ju偶 swoje cele. Kontrolerzy naziemni ZRI byli zaskoczeni szybko艣ci膮, z jak膮艣 rozgrywa艂y si臋 wypadki, polecili wi臋c swoim pilotom, aby ustawili si臋 naprzeciw nadlatuj膮cych Amerykan贸w i odpali艂y sterowane radarem pociski dalekiego zasi臋gu. Wbrew oczekiwaniom Amerykanie nie uciekali, natomiast ich taktyka polega艂a na gwa艂townym nurkowaniu i, ju偶 po zej艣ciu tu偶 nad ziemi臋, utrzymywaniu kursu poprzecznego w stosunku do maszyn ZRI. Taki manewr czyni艂 bezu偶ytecznymi dopplerowskie radary przeciwnika. Nast臋pnie F-15 wybra艂y swoje cele i odpali艂y pociski z odleg艂o艣ci mniejszej ni偶 dwadzie艣cia kilometr贸w, podczas gdy my艣liwce ZRI usi艂owa艂y zaj膮膰 pozycj臋, kt贸ra umo偶liwi艂aby kolejny atak. Ostrze偶one, 偶e pojawi艂y si臋 wrogie rakiety, pr贸bowa艂y ucieka膰, znalaz艂y si臋 jednak zbyt g艂臋boko w polu zasi臋gu Slammer贸w i wszystkie cztery r贸wnie偶 zosta艂y zniszczone.

— Ej, ch艂opcy, tutaj Bronco — rozleg艂 si臋 na kanale ZRI g艂os z wyra藕nym akcentem z Brooklynu. — Pode艣lijcie nam jeszcze troch臋. Jeste艣my g艂odni jak jasna cholera. — Lotnik prze艂膮czy艂 si臋 na cz臋stotliwo艣膰 AWACS-a. — Tu prowadz膮cy Narwal, znajdzie si臋 jeszcze jaka艣 robota?

— W waszym sektorze na razie pustka.

— Zrozumia艂em.

Podpu艂kownik dowodz膮cy 390. Dywizjonem na chwil臋 przechyli艂 si臋 na skrzyd艂o; pod sob膮 widzia艂 mas臋 czo艂g贸w ZRI, kt贸re wyrusza艂y z miejsca postoju, i po raz pierwszy w 偶yciu po偶a艂owa艂, 偶e nie lata na szturmowych A-10. Pu艂kownik Winters pochodzi艂 z Nowego Jorku; wiedzia艂, 偶e tak偶e tam zaraza zgarn臋艂a swe 艣miertelne 偶niwo, on za艣 by艂 tutaj na wojnie z tymi, kt贸rzy za to odpowiadali. Nie satysfakcjonowa艂o go to, 偶e jak dot膮d zestrzeli艂 dwa samoloty i zabi艂 trzy osoby.

— Prowadz膮cy Narwal, nie zapominajcie o mnie.

Sprawdzi艂 stan paliwa; nied艂ugo b臋dzie musia艂 zatankowa膰. Nast臋pne pojawi艂y si臋 na niebie Strike Eagle z 391. Dywizjonu, eskortowane przez F-16 uzbrojone w HARM. Mniejsze, jednomiejscowe my艣liwce uwija艂y si臋 z w艂膮czonymi detektorami opromieniowania radarowego, szukaj膮c ruchomych wyrzutni przeciwlotniczych. Tu偶 za czo艂owymi oddzia艂ami odkry艂y 艂adn膮 kolekcj臋 francuskich Crotale i starych rosyjskich SA-6 Gainful. Piloci F-16 znurkowali, aby przyci膮gn膮膰 ich uwag臋, a potem wystrzelili swoje pociski antyradarowe, aby os艂oni膰 nadlatuj膮ce F-15, kt贸re przede wszystkim szuka艂y nieprzyjacielskiej artylerii.

* * *

Temu samemu zadaniu s艂u偶y艂y Predatory. Trzy rozbi艂y si臋 tu偶 po tym, gdy przestano nimi sterowa膰 ze Sztormu i trzeba by艂o kilku godzin, 偶eby za艂ata膰 t臋 luk臋 w dop艂ywie informacji. Pozosta艂o dziesi臋膰 bezza艂ogowych samolot贸w zwiadowczych. W powietrzu by艂y w tej chwili cztery, kt贸re na wysoko艣ci dw贸ch kilometr贸w przemyka艂y niepostrze偶enie nad poruszaj膮cymi si臋 dywizjami. Armia ZRI zaufaniem darzy艂a tradycyjne ruchome dzia艂a, kt贸re za plecami dw贸ch zmechanizowanych brygad przygotowywano w艂a艣nie do nast臋pnej kanonady, maj膮cej by膰 wst臋pem do kolejnego skoku w kierunku King Chalid. Jeden z Predator贸w wykry艂 grup臋 sze艣ciu baterii. Dane pomkn臋艂y do zespo艂u gromadz膮cego je, stamt膮d do samolot贸w AWACS i dalej, do szesnastu Strike Eagle z 391. Dywizjonu.

* * *

Formacja Saudyjczyk贸w czeka艂a w napi臋ciu. Czterdzie艣ci cztery pojazdy bojowe rozstawi艂y si臋 na terenie o艣miu kilometr贸w, na tyle bowiem zdecydowa艂 si臋 dowodz膮cy nimi major, kt贸ry musia艂 pogodzi膰 d艂ugo艣膰 frontu z sil膮 ognia. Znieruchomieli, kiedy powietrze rozdar艂o wycie, a potem przed ich pozycjami zacz臋艂y eksplodowa膰 pociski kalibru 155 mm. Pierwszy ostrza艂 trwa艂 trzy minuty, a wybuchy nieub艂aganie zbli偶a艂y si臋 w stron臋 pojazd贸w saudyjskich.

* * *

— Tygrysy, wchodzimy! — krzykn膮艂 dow贸dca formacji Strike Eagle. Nieprzyjacielska artyleria najwyra藕niej oczekiwa艂a, 偶e gdy rusz膮 czo艂gi, tak偶e i ona przyst膮pi do ataku. Wida膰 by艂o wyrzutnie pocisk贸w przeciwlotniczych, kt贸rymi pr贸bowa艂y si臋 zaj膮膰 F-16. Od formacji oddzieli艂y si臋 trzy klucze, kt贸re z kolei rozpad艂y si臋 na sze艣膰 par. Baterie ustawione by艂y w r贸wnych, eleganckich liniach, obok swoich transporter贸w, zupe艂nie jak w podr臋czniku, pomy艣la艂 podpu艂kownik Steve Berman. Operator system贸w uzbrojenia wybra艂 zasobniki z subamunicj膮.

— Ch艂opcy sami si臋 prosz膮.

Zrzucili dwa zasobniki BLU-97, wype艂nione czterystoma bombkami wielko艣ci pi艂ki tenisowej. Pierwsza bateria znikn臋艂a w gigantycznej chmurze piasku wymieszanego z kawa艂kami metalu i cia艂 obs艂ugi. W chwil臋 p贸藕niej eksplodowa艂y zasobniki z amunicj膮.

— Nast臋pna.

Pilot zrobi艂 ciasny skr臋t w prawo. Operator kaza艂 mu zrobi膰 nawr贸t do nast臋pnej baterii, gdy nagle zobaczy艂...

— Dzia艂ka przeciwlotnicze na dziesi膮tej.

Okaza艂o si臋, 偶e jest to ZSU-23, samobie偶ne dzia艂ko przeciwlotnicze, kt贸rego cztery sprz臋偶one lufy zacz臋艂y posy艂a膰 pociski smugowe w kierunku Strike Eagle.

Taniec 艣mierci trwa艂 tylko kilka sekund. Samolot umkn膮艂 przed ostrza艂em i wystrzeli艂 pocisk Maverick, kt贸ry w chwil臋 p贸藕niej unicestwi艂 czterolufowe dzia艂ko, a pilot m贸g艂 zaj膮膰 si臋 nast臋pn膮 bateri膮 haubic.

Przez chwil臋 mia艂 z艂udzenie, 偶e bierze udzia艂 w 膰wiczeniach Red Flag. Walczy艂 w Zatoce w 1991 jako kapitan, ale wi臋kszo艣膰 czasu sp臋dzi艂 na bezowocnych poszukiwaniach Scud贸w. 脫wczesne do艣wiadczenia bojowe nawet si臋 nie umywa艂y do bardzo realistycznych 膰wicze艅 Red Flag w bazie Si艂 Powietrznych Nellis. Teraz by艂o troch臋 inaczej. Otrzyma艂 zadanie tylko og贸lnikowo okre艣lone. Szuka艂 cel贸w naziemnych w czasie rzeczywistym, a w przeciwie艅stwie do Nellis, ludzie z ziemi strzelali do niego prawdziwymi pociskami. On z kolei zrzuca艂 na nich jak najprawdziwsze bomby. Kanonada z ziemi nasili艂a si臋. Wyr贸wna艂 lot maszyny i zacz膮艂 szuka膰 nast臋pnego celu.

* * *

Kolejnych dwadzie艣cia czy trzydzie艣ci pocisk贸w wybuch艂o jakie艣 sto metr贸w od pozycji majora. P贸艂 minuty p贸藕niej spad艂o nast臋pnych dziesi臋膰. Po nast臋pnych trzydziestu sekundach ju偶 tylko trzy. Potem na horyzoncie, daleko za szeregiem w艂a艣nie pokazuj膮cych si臋 czo艂g贸w, wznios艂y si臋 chmury kurzu. Po chwili poczuli pod butami, jak ziemia si臋 trz臋sie, a potem dolecia艂 ich odleg艂y 艂oskot. W kilka sekund wszystko si臋 wyja艣ni艂o. Ci膮gn膮c na po艂udnie, pojawi艂y si臋 my艣liwce w zielonym malowaniu Si艂 Powietrznych USA. Za nimi, wlok膮c za sob膮 smug臋 dymu, nadlecia艂 samolot maj膮cy trudno艣ci z utrzymaniem kursu. Nagle zwali艂 si臋 na skrzyd艂o, a na niebie rozkwit艂y dwa spadochrony, kt贸re opad艂y kilometr za jego stanowiskami, wcze艣niej za艣 wielka ognista kula wykwit艂a w miejscu, gdzie maszyna uderzy艂a o ziemi臋. Major wys艂a艂 pojazd po lotnik贸w, sam za艣 skupi艂 uwag臋 na czo艂gach, znajduj膮cych si臋 wci膮偶 poza zasi臋giem jego ognia, a on jak na razie nie m贸g艂 wezwa膰 przeciw nim 偶adnej artylerii.

* * *

Cholera, rzeczywi艣cie wszystko wygl膮da艂o jak podczas Red Flag, pomy艣la艂 pu艂kownik, z jednym wyj膮tkiem: tego wieczoru nie sp臋dzi w klubie oficerskim na opowiadaniu lotniczych 艂garstw ani nie wymknie si臋 do Vegas na kilka rundek w kasynie. Przy trzecim przej艣ciu dosta艂 si臋 w strumie艅 pocisk贸w kalibru 23 mm, Eagle by艂 zbyt mocno postrzelany, aby m贸g艂 go doprowadzi膰 na lotnisko. Powoli opada艂 pod czasz膮 spadochronu. W dole zobaczy艂 nadje偶d偶aj膮cy pojazd, z trosk膮 my艣l膮c, kto te偶 to mo偶e by膰. Chwil臋 p贸藕niej mia艂 ju偶 wra偶enie, 偶e rozpoznaje Hummera, kt贸ry ostro zahamowa艂 w twardym piachu o pi臋膰dziesi膮t metr贸w od miejsca jego l膮dowania. Zwolni艂 zaciski spadochronu i wyci膮gn膮艂 pistolet, aczkolwiek by艂 pewien, 偶e to nie wrogowie. Jeden z dw贸ch Saudyjczyk贸w ruszy艂 w jego kierunku, podczas gdy drugi pojecha艂 Hummerem do stoj膮cego dalej obserwatora.

— Chod藕, chod藕 — niecierpliwie machn膮艂 r臋k膮 偶o艂nierz saudyjski. Minut臋 p贸藕niej pojawi艂 si臋 Hummer z jego obserwatorem, kt贸ry skrzywiony trzyma艂 si臋 za nog臋.

— Skr臋ci艂em kolano, szefie. Wyl膮dowa艂em na jakich艣 cholernych ska艂ach — powiedzia艂, robi膮c miejsce na tylnym siedzeniu.

Wystarczy艂o kilka sekund, by pu艂kownik przekona艂 si臋, 偶e wszystko, co s艂ysza艂 o saudyjskich kierowcach, by艂o prawd膮. Przypomnia艂 mu si臋 film z Burtem Reynoldsem, kiedy samoch贸d gna艂 do bezpiecznego wadi, przyjemnie jednak by艂o zobaczy膰 kszta艂t znajomych pojazd贸w. Hummer podwi贸z艂 ich do czego艣, co mo偶na by艂o uzna膰 za stanowisko dowodzenia. Nadal spada艂y pociski, ale nieprzyjaciel wyra藕nie straci艂 celno艣膰, gdy偶 l膮dowa艂y o pi臋膰set metr贸w przed ich pozycjami.

— Kim pan jest? — spyta艂 podpu艂kownik Steve Berman.

— Major Abdullah.

M臋偶czyzna zasalutowa艂, a Berman schowa艂 pistolet do kabury i rozejrza艂 si臋.

— Zdaje si臋, 偶e to wam mieli艣my pom贸c. Nie藕le poradzili艣my sobie z ich artyleri膮, ale za艂atwi艂a nas ich Szy艂ka. Mo偶e pan 艣ci膮gn膮膰 tutaj helikopter?

— Spr贸buj臋. Jest pan ranny?

— M贸j obserwator ma rozpieprzone kolano. Z ch臋ci膮 by艣my si臋 czego艣 napili.

Abdullah poda艂 mu manierk臋.

— Spodziewamy si臋 lada chwila ataku — powiedzia艂.

— Nie b臋dzie panu przeszkadza艂o, je艣li sobie troch臋 popatrz臋?

* * *

Sto sze艣膰dziesi膮t kilometr贸w na po艂udnie brygada Eddingtona nadal si臋 formowa艂a. Jeden batalion by艂 ca艂kowicie gotowy, pchn膮艂 go wi臋c o trzydzie艣ci kilometr贸w do przodu, aby, zaj膮wszy pozycje po obu stronach drogi do King Chalid, os艂ania艂 pozosta艂e oddzia艂y, nadci膮gaj膮ce z Dharhanu. Na nieszcz臋艣cie artyleria zjecha艂a po pochylniach na nabrze偶e niemal na samym ko艅cu, m贸g艂 wi臋c na ni膮 liczy膰 nie wcze艣niej ni偶 za cztery godziny. Ka偶dy przybywaj膮cy oddzia艂 kierowa艂 na miejsce zbi贸rki, gdzie uzupe艂niano paliwo. Wraz z czasem potrzebnym na ponowne sformowanie si臋 i dotarcie na dora藕ne miejsce przeznaczenia, trzeba by艂o liczy膰 godzin臋 na kompani臋. Drugi batalion m贸g艂 ju偶 praktycznie rusza膰 w drog臋. Skieruje go na zach贸d od drogi, co, wraz z symetrycznym manewrem pierwszego batalionu, podwoi szeroko艣膰 wysuni臋tej os艂ony. Niewtajemniczonym trudno by艂o uwierzy膰 w to, 偶e rozgrywanie bitwy w o wiele wi臋kszym stopniu polega na sterowaniu ruchem machiny bojowej ni偶 na zabijaniu ludzi. I na zdobywaniu informacji. Ostateczn膮 walk臋 mo偶na by艂o przyr贸wna膰 do ko艅cowego aktu baletu, przed kt贸rym przez wiele godzin trzeba rozmieszcza膰 tancerzy we w艂a艣ciwych miejscach sceny. Te dwa elementy: wiedza, gdzie rozlokowa膰 oddzia艂y i dostarczenie ich na miejsce, 艣ci艣le si臋 ze sob膮 wi膮za艂y, a Eddington nadal nie mia艂 jasnego obrazu sytuacji. Batalionowa sekcja wywiadu dopiero si臋 organizowa艂a, otrzymuj膮c wst臋pne informacje z Rijadu. Najbardziej wysuni臋ty do przodu batalion utworzy艂 szpic臋 rozpoznawcz膮 z Hummer贸w i Bradley贸w, w odleg艂o艣ci za艣 pi臋tnastu kilometr贸w za ni膮 pojazdy skry艂y si臋 za nier贸wno艣ciami terenu, 偶o艂nierze za艣 przepatrywali przez lornetki ca艂y teren, na razie jednak donosili jedynie o pokazuj膮cych si臋 od czasu do czasu zza widnokr臋gu ob艂okach py艂u i odleg艂ych eksplozjach.

Eddingtonowi by艂o to bardzo na r臋k臋, zyska艂 bowiem czas na przygotowania, a czas jest jedn膮 z tych rzeczy, na kt贸rych 偶o艂nierzowi nigdy nie zbywa.

— Lobo Sze艣膰, tutaj Wilcze Stado Sze艣膰, odbi贸r.

— Lobo Sze艣膰, s艂ucham.

— Bia艂y Kie艂 ju偶 ruszy艂. Za godzin臋 powinien by膰 na lewo od ciebie. Kiedy znajdzie si臋 na twojej wysoko艣ci, odsu艅 si臋 w prawo, odbi贸r.

— Lobo Sze艣膰, zrozumia艂em, panie pu艂kowniku. Tutaj nic si臋 nie dzieje. Jeste艣my ca艂kiem nie藕le rozlokowani.

— 艢wietnie, informujcie mnie na bie偶膮co. Koniec.

* * *

Ogie艅 artyleryjski nie ustawa艂 i kilka pocisk贸w wyl膮dowa艂o w wadi. Dla pu艂kownika Bermana by艂o to pierwsze do艣wiadczenie tego typu i niezbyt przypad艂o mu ono do gustu. Teraz dopiero zrozumia艂, dlaczego pojazdy by艂y rozrzucone tak szeroko, co w pierwszej chwili wyda艂o mu si臋 dziwactwem. Jeden z wybuch贸w nast膮pi艂 o sto metr贸w od czo艂gu, za kt贸rym przycupn臋li z majorem Abdullahem, chwali膰 Boga, po drugiej stronie. Wyra藕nie s艂yszeli grzechot od艂amk贸w o pomalowany na 偶贸艂to-br膮zowo pancerz.

— To wcale nie jest zabawne — oznajmi艂 Berman, potrz膮saj膮c g艂ow膮, aby pozby膰 si臋 chwilowej g艂uchoty.

— Dzi臋ki, 偶e zaj臋li艣cie si臋 reszt膮 ich artylerii, bo zaczyna艂o by膰 naprawd臋 okropnie — powiedzia艂 Abdullah, nieodrywaj膮c lornetki od oczu. Nacieraj膮ce T-80 ZRI by艂y jeszcze o ponad trzy kilometry i na razie nie dostrzeg艂y jego M1A2.

— Od jak dawna utrzymujecie kontakt bojowy?

— Zacz臋艂o si臋 wczoraj o 艣wicie. To wszystko, co pozosta艂o z Czwartej Brygady.

Informacja ta bynajmniej nie doda艂a otuchy Bermanowi. Nad ich g艂owami wie偶a czo艂gu drgn臋艂a odrobin臋 w lewo. W radiu majora rozbrzmia艂a kr贸tka fraza, na kt贸r膮 odpowiedzia艂 jednym s艂owem, w艂a艣ciwie wykrzyczanym. Sekund臋 p贸藕niej czo艂g po lewej szarpn膮艂 si臋 o p贸艂 metra do ty艂u, a z lufy wykwit艂 p艂omie艅 wylotowy. Na przek贸r wszelkiej logice Berman wyci膮gn膮艂 szyj臋. W oddali zobaczy艂 s艂up dymu, kt贸ry wzni贸s艂 si臋 nad wie偶膮 czo艂gow膮.

— Czy mog臋 skorzysta膰 z jakiego艣 radia?

* * *

— Niebo Jeden, tutaj Prowadz膮cy Tygrys — us艂ysza艂 oficer na pok艂adzie AWACS-a. — Jestem na ziemi w grupie czo艂g贸w saudyjskich na p贸艂noc od King Chalid. — Berman poda艂 pozycj臋. — Wali na nas silne natarcie. Czy mo偶ecie w czym艣 pom贸c?

— Tygrys, potwierd藕 swoj膮 to偶samo艣膰.

— Do jasnej cholery, wszystkie pieprzone kody zwali艂y si臋 razem z moim F-15. Nazywam si臋 Steve Berman, jestem pu艂kownikiem w Mountain Home, ale teraz jest ze mnie po prostu kawa艂 wkurwionego lotnika. Niebo, czterdzie艣ci minut temu rozpieprzyli艣my troch臋 irackiej artylerii, ale teraz czo艂gi chc膮 nam wprasowa膰 dupy w piasek. Wierzcie, nie wierzcie, ale fajnie nie jest.

Chyba Amerykanin, pomy艣la艂 oficer.

— Jak si臋 dok艂adnie przyjrzycie, to zobaczycie, 偶e ich czo艂gi strzelaj膮 na po艂udnie, nasze na p贸艂noc, a my jeste艣my po艣rodku. — T臋 porcj臋 informacji okrasi艂 odg艂os eksplozji. — Zupe艂nie mi si臋 to nie podoba.

— Dobra — zdecydowa艂 kontroler. — Tygrys, czekaj. Prowadz膮cy Diabe艂, tutaj Niebo Jeden, mamy dla ciebie rob贸tk臋...

Wszystko nie uk艂ada艂o si臋 do ko艅ca tak, jak planowano, ale zawsze tak by艂o. Powinny nap艂ywa膰 cz膮stkowe rozkazy, kt贸re taktyczne si艂y lotnicze rozdziela艂yby na grupy 艂owieckie, na to jednak za ma艂o by艂o maszyn, a i czasu nie starcza艂o na wyznaczanie grup. Niebo Jeden mia艂o w tej chwili do dyspozycji klucz czterech maszyn, czekaj膮cy na jakie艣 „prace ziemne”. No i w艂a艣nie si臋 jedna nadarzy艂a.

* * *

Pierwsze czo艂gi zatrzyma艂y si臋, aby odpowiedzie膰 ogniem, ale w obliczu zamontowanego w Abramsach systemu sterowania ostrza艂em by艂a to czynno艣膰 samob贸jcza, a na dodatek Saudyjczycy odbyli ju偶 tego dnia zaawansowany kurs strzelecki. Nieprzyjaciel rozpocz膮艂 odwr贸t, rozje偶d偶aj膮c si臋 na lewo i prawo, i wypuszczaj膮c z silnik贸w chmury dymu, aby pogorszy膰 widoczno艣膰 i tak ju偶 ograniczon膮 przez kopc膮ce wraki znieruchomia艂ych czo艂g贸w. To starcie trwa艂o pi臋膰 minut i kosztowa艂o ZRI co najmniej dwadzie艣cia maszyn — tylu doliczy艂 si臋 Berman — bez strat po stronie Saudyjczyk贸w. Mo偶e ostatecznie nie by艂o jednak tak 藕le.

Z zachodu nadlecia艂y A-10 na pu艂apie dwustu metr贸w i zrzuci艂y bomby Mark-82 w sam 艣rodek formacji przeciwnika.

— Wspaniale! — zawo艂a艂 po angielsku major Abdullah. Trudno by艂o oceni膰, jakie straty poni贸s艂 wr贸g w wyniku nalotu, ale jego podw艂adni wiedzieli teraz, 偶e nie s膮 zdani tylko na samych siebie.

* * *

Je艣li co艣 si臋 zmieni艂o na ulicach Teheranu, to sta艂y si臋 one jeszcze bardziej ponure. Tym, co uderzy艂o Clarka i Chaveza (obecnie: Klierka i Czechowa), by艂o milczenie. Ludzie mijali si臋 bez s艂owa. Na ulicach zdecydowanie mniej widzia艂o si臋 m臋偶czyzn, rezerwi艣ci zostali bowiem wezwani do centr贸w mobilizacyjnych, gdzie otrzymali bro艅 i zacz臋li si臋 szykowa膰 do wymarszu na wojn臋, kt贸r膮 ich kraj z oci膮ganiem og艂osi艂 po deklaracji prezydenta Ryana.

Rosjanie podali im adres domu Darjaeiego, oni za艣 mieli si臋 tylko przyjrze膰, co nie by艂o tak膮 prost膮 spraw膮 w stolicy kraju, kt贸ry prowadzi艂 wojn臋. Szczeg贸lnie, je艣li odwiedza艂o si臋 to miasto bardzo niedawno, bezpo艣rednio stykaj膮c z miejscowymi s艂u偶bami bezpiecze艅stwa. Komplikacji by艂o co niemiara.

Z odleg艂o艣ci dw贸ch przecznic mogli stwierdzi膰, 偶e Darjaei 偶y艂 skromnie. Dwupi臋trowy budynek sta艂 przy uliczce, nie r贸偶ni膮cej si臋 od innych, i tak偶e on sam niczym si臋 nie wyr贸偶nia艂, je艣li nie liczy膰 wartownik贸w przed wej艣ciem i kilku samochod贸w przy kraw臋偶niku. Przy bli偶szym wejrzeniu okaza艂o si臋 r贸wnie偶, 偶e ludzie unikaj膮 tej strony ulicy.

— Kto jeszcze tam mieszka? — spyta艂 Klierk rosyjskiego rezydenta, kt贸ry wyst臋powa艂 tutaj jako drugi sekretarz ambasady i wykonywa艂 wiele dyplomatycznych funkcji, aby legenda mia艂a pokrycie.

— Naszym zdaniem, przede wszystkim ochrona. — Siedzieli w kawiarni, popijali kaw臋 i starali si臋 nie spogl膮da膰 w kierunku budynku, kt贸ry ich tak interesowa艂. — Domy po obu stronach zosta艂y opr贸偶nione, ten nabo偶ny cz艂owiek bardzo si臋 bowiem troszczy o swoje bezpiecze艅stwo. Pod jego rz膮dami ludzie staj膮 si臋 coraz bardziej niespokojni, wygas艂 ju偶 tak偶e entuzjazm po zdobyciu Iraku. Sam pan na pewno dostrzega ten nastr贸j r贸wnie wyra藕nie jak ja, Klierk. Ira艅czycy niemal od zawsze 偶yli pod rz膮dami tyran贸w, ale s膮 coraz bardziej tym zm臋czeni. To by艂o bardzo m膮dre posuni臋cie ze strony waszego prezydenta, 偶e og艂osi艂 wojn臋, zanim Darjaei to zrobi艂. Ten szok by艂 skuteczny. Lubi臋 waszego prezydenta — doda艂. — Podobnie jak Siergiej Niko艂ajewicz.

— Budynek jest ca艂kiem niedaleko, Iwanie Siergiejewiczu — powiedzia艂 cicho Chavez, gestem r臋ki przywo艂uj膮c kelnera, 偶eby z艂o偶y膰 nowe zam贸wienie. — Dwie艣cie metr贸w w prostej linii.

— Co z ubocznymi skutkami? — zaniepokoi艂 si臋 Clark.

— Wy, Amerykanie, za bardzo si臋 przejmujecie takimi rzeczami — zauwa偶y艂 z pewnym rozbawieniem prezydent.

— Towarzysz Klierk zawsze mia艂 mi臋kkie serce — potwierdzi艂 Czechow.

* * *

W bazie lotniczej w Holloman w stanie Nowy Meksyk o艣miu pilot贸w zg艂osi艂o si臋 do szpitala, aby zbadano im krew. Nareszcie pojawi艂y si臋 w dostatecznej ilo艣ci zestawy testuj膮ce. Pierwsze partie skierowano przede wszystkim do Si艂 Powietrznych, kt贸re w kr贸tkim czasie dostarczy膰 mog艂y wi臋cej si艂y ra偶enia ni偶 inne bronie. Odnotowano kilka przypadk贸w zachorowa艅 w pobliskim Albuquerque, kt贸rymi zaj膮艂 si臋 wydzia艂 medyczny Uniwersytetu Stanowego Nowego Meksyku. Dwa wydarzy艂y si臋 tak偶e w samej bazie — sier偶ant i jego 偶ona; on ju偶 nie 偶y艂, ona by艂a umieraj膮ca — a informacja o tym rozesz艂a si臋 po ca艂ej jednostce, wzmagaj膮c jeszcze w艣ciek艂o艣膰 偶o艂nierzy. Wyniki bada艅 wszystkich lotnik贸w okaza艂y si臋 negatywne, a reakcj膮 by艂o co艣 wi臋cej ni偶 normalna w tej sytuacji ulga. Wiedzieli ju偶, 偶e mog膮 si臋 zem艣ci膰. Nast臋pnie przysz艂a kolej na personel naziemny i tutaj tak偶e wyniki by艂y negatywne. Wszystkim kazano szykowa膰 si臋 do drogi; po艂owa pilot贸w zaj臋艂a miejsca za sterami niewidocznych dla radaru F-117 Nighthawk, druga po艂owa drog臋 do Arabii Saudyjskiej odby膰 mia艂a na pok艂adzie KC-10, spe艂niaj膮cych rol臋 cystern i transportowc贸w. Informacja lotem b艂yskawicy rozesz艂a si臋 po bazie. 366. Skrzyd艂o i F-16 stacjonuj膮ce w Izraelu spisywa艂y si臋 znakomicie, ale nikt nie chcia艂 pozosta膰 na uboczu, za艣 lotnicy z Holloman stanowi膰 mieli czo艂o drugiej fali.

* * *

— Czy on czasem nie zwariowa艂?

Z tym pytaniem dyplomata zwr贸ci艂 si臋 do swego ira艅skiego kolegi. To w艂a艣nie agentom rosyjskiej SWR przypad艂a w udziale najbardziej niebezpieczna, a w ka偶dym razie z pewno艣ci膮 najbardziej delikatna cz臋艣膰 zadania.

— Nie wolno tak m贸wi膰 o naszym przyw贸dcy — odpar艂 urz臋dnik Ministerstwa Spraw Zagranicznych ZRI.

Rozmow臋 prowadzili, przechadzaj膮c si臋 ulic膮.

— Dobrze zatem; czy wasz uczony i 艣wi膮tobliwy przyw贸dca rozumie, co musi si臋 sta膰, kiedy kto艣 si臋ga po bro艅 masowego ra偶enia? — spyta艂 oficer wywiadu. Obaj wiedzieli, 偶e odpowied藕 brzmi negatywnie. Od ponad pi臋膰dziesi臋ciu lat 偶adne pa艅stwo nie zdecydowa艂o si臋 na takie posuni臋cie.

— By膰 mo偶e przeliczy艂 si臋 w swoich rachubach — odpowiedzia艂 ostro偶nie Ira艅czyk.

— Istotnie — rzek艂 Rosjanin i poczeka艂, a偶 to s艂owo dobrze zapadnie rozm贸wcy w pami臋膰. Od ponad roku pracowa艂 nad tym dyplomat膮 艣redniego szczebla. — Ca艂y 艣wiat wie ju偶 teraz o wszystkim. A jakim sprytnym posuni臋ciem by艂o korzystanie z tego samego samolotu. To cz艂owiek szalony i dobrze o tym wiesz. Tw贸j kraj stanie si臋 pariasem...

— Nie, je艣li uda nam si臋...

— Zgoda. Ale je艣li wam si臋 nie uda? — spyta艂 Rosjanin. — Wtedy b臋dziecie mie膰 wszystkich przeciwko sobie.

* * *

— Czy to prawda? — spyta艂 duchowny.

— Jak najbardziej — odpowiedzia艂 go艣膰 z Moskwy. — Prezydent Ryan jest cz艂owiekiem honoru. Przez wi臋kszo艣膰 swojego 偶ycia by艂 naszym bardzo niebezpiecznym wrogiem, ale teraz, kiedy nasta艂 mi臋dzy nami pok贸j, sta艂 si臋 naszym przyjacielem. Jest bardzo szanowany zar贸wno przez Izraelczyk贸w jak i Saudyjczyk贸w. Ksi膮偶臋 Ali ibn Szejk i prezydent Ryan s膮 przyjaci贸艂mi. Powszechnie o tym wiadomo. — Rozmowa toczy艂a si臋 w Aszchabadzie, stolicy Turkmenii, nieprzyjemnie blisko ira艅skiej granicy, szczeg贸lnie 偶e poprzedni prezydent zgin膮艂 w wypadku samochodowym (sprokurowanym, tego Moskwa by艂a pewna) i zbli偶a艂y si臋 nast臋pne wybory. — Niech wasza 艣wi膮tobliwo艣膰 sam sobie zada pytanie, dlaczego prezydent Ryan wypowiedzia艂 takie s艂owa o islamie. Zaatakowano jego kraj, jego dziecko, nawet jego samego, a czy zwraca si臋 przeciwko waszej religii? Nie. Czy tak mo偶e post臋powa膰 cz艂owiek nieszlachetny?

M臋偶czyzna po drugiej stronie sto艂u pokiwa艂 g艂ow膮.

— To mo偶liwe. C贸偶 ci臋 do mnie sprowadza?

— Bardzo proste pytanie. Czy jako cz艂owiek religijny mo偶e wasza 艣wi膮tobliwo艣膰 pochwali膰 dzia艂ania podj臋te przez Zjednoczon膮 Republik臋 Islamsk膮?

Tamten zareagowa艂 oburzeniem.

— Allach brzydzi si臋 zabijaniem niewinnych. Ka偶dy o tym wie.

Rosjanin pokiwa艂 g艂ow膮.

— Wasza 艣wi膮tobliwo艣膰 sam musi zatem rozstrzygn膮膰 co wa偶niejsze: w艂adza polityczna czy wiara.

Sprawa nie by艂a jednak a偶 tak prosta.

— A co macie nam do zaoferowania? Ludzie oczekuj膮 ode mnie, 偶e nie pozwol臋 im pogr膮偶y膰 si臋 w n臋dzy. Sam膮 wiar膮 nie nakarmi臋 wiernych.

— Wi臋ksza autonomia, swobodna wymiana handlowa z reszt膮 艣wiata, bezpo艣rednie po艂膮czenia lotnicze z innymi krajami. My i Amerykanie pomo偶emy zwi膮za膰 was liniami kredytowymi z islamskimi pa艅stwami znad Zatoki. Oni nigdy wam nie zapomn膮 tego aktu przyja藕ni — zapewni艂 przysz艂ego premiera Turkmenii.

— W jaki spos贸b bogobojny cz艂owiek mo偶e si臋 posun膮膰 do takich zbrodni?

— Wasza 艣wi膮tobliwo艣膰 — powiedzia艂 Rosjanin, chocia偶 nie by艂 a偶 tak do ko艅ca przekonany o 艣wi臋to艣ci swego rozm贸wcy — ilu偶 to ludzi zaczyna od szlachetnych uczynk贸w, a ko艅czy na pod艂o艣ci? To lekcja, kt贸r膮 wszyscy powinni艣my dobrze zapami臋ta膰. W艂adza to rzecz zab贸jcza, a najbardziej niebezpieczna dla tych, w kt贸rych r臋kach spoczywa. Wasza 艣wi膮tobliwo艣膰 musi postanowi膰, jakiego typu przyw贸dc膮 chce by膰 i z jakimi przyw贸dcami reszty 艣wiata chce si臋 zwi膮za膰.

Go艂owko wyprostowa艂 si臋 i poci膮gn膮艂 艂yk herbaty. Jakim偶 b艂臋dem ze strony jego kraju by艂 brak zrozumienia dla sprawy religii. Siedz膮cy przed nim cz艂owiek uchwyci艂 si臋 kurczowo islamu, aby w ten spos贸b przeciwstawi膰 si臋 dawnej w艂adzy, w niezmienno艣ci dogmat贸w i warto艣ci znajduj膮c to, czego brakowa艂o mu w rzeczywisto艣ci politycznej. Teraz za艣, gdy wspina艂 si臋 na szczyty w艂adzy politycznej, czy nie zmieni si臋 gruntownie? To by艂o niebezpiecze艅stwo, z kt贸rym nale偶a艂o si臋 powa偶nie liczy膰. Jego rozm贸wca nie zastanawia艂 si臋 chyba nad tym dot膮d, teraz jednak musia艂. Szef SWR wpatrywa艂 si臋 w cz艂owieka, kt贸ry dokonywa艂 rachunku sumienia, a wi臋c czego艣, co wedle dogmat贸w marksizmu nie istnia艂o.

— Nasza religia nakazuje wierno艣膰 Bogu, a nie zbrodni. Prorok m贸wi o 艢wi臋tej Wojnie, ale nie mo偶e ona dotyka膰 niewinnych. Do czasu, gdy Mahmud Had偶i nie dowiedzie fa艂szywo艣ci postawionych mu zarzut贸w, nie mog臋 by膰 jego sojusznikiem, cokolwiek by mi obieca艂. A kiedy przyjdzie odpowiedni czas, z ch臋ci膮 spotka艂bym si臋 z prezydentem Ryanem.

* * *

O 13.00 czasu miejscowego przypuszczenia zacz臋艂y si臋 potwierdza膰. Proporcje okaza艂y si臋 nader niezach臋caj膮ce, pomy艣la艂 Diggs: pi臋膰 dywizji przeciw czterem brygadom, na dodatek rozrzuconym. Nie mo偶na jednak bezradnie opuszcza膰 r膮k.

Brygadzie saudyjskiej uda艂o si臋 przez trzy godziny wytrwa膰 honorowo na swych pozycjach na p贸艂noc od bazy King Chalid, teraz jednak, zagro偶ona okr膮偶eniem, musia艂a si臋 wycofa膰, niezale偶nie od pragnie艅 najwy偶szych sztabowc贸w. Diggs, m贸wi膮c szczerze, nie wiedzia艂 nawet dok艂adnie, kto tam dowodzi, mia艂 jednak nied艂ugo spotka膰 si臋 z odpowiedni膮 osob膮. Na razie najwa偶niejsze by艂o to, jak lata trening贸w spo偶ytkowa膰 do tego, aby jak najwi臋cej taktycznych korzy艣ci wyci膮gn膮膰 z zaistnia艂ej sytuacji.

Zgodnie z jego sugesti膮, ewakuowano King Chalid. Jednym z bolesnych tego koszt贸w by艂a konieczno艣膰 rezygnacji z tamtejszych mo偶liwo艣ci wywiadowczych. W szczeg贸lno艣ci zespo艂y steruj膮ce Predatorami musia艂y si臋 wycofa膰, same bowiem mia艂y znale藕膰 si臋 na linii Wilczego Stada na p贸艂noc od Al-Artawija. Kiedy dobrze si臋 nad tym zastanowi膰, bitwa okazywa艂a si臋 w istocie podobna do zakrojonych na wielk膮 skal臋 膰wicze艅 w Narodowym O艣rodku Szkoleniowym, tyle 偶e zamiast trzech batalion贸w mia艂o si臋 przeciw sobie trzy korpusy.

W operacyjnym planie przeciwnika by艂a widoczna luka. Omijaj膮c Kuwejt, nie zabezpieczy艂 odpowiednio swego lewego skrzyd艂a, mo偶e dlatego, 偶e nie wydawa艂o si臋 to potrzebne, a mo偶e chc膮c zyska膰 wi臋cej swobody na pocz膮tku operacji, aby w jej trakcie za艂ata膰 dziur臋, jak to w艂a艣nie czyniono teraz. No c贸偶, ka偶da operacja wojskowa musi mie膰 tak偶e swoje s艂abe strony.

Zapewne podobnie rzecz si臋 mia艂a z jego planem operacji SUMTER, tyle 偶e on nie dostrzeg艂 owych s艂abych stron, chocia偶 zastanawia艂 si臋 ju偶 nad tym od dw贸ch godzin.

— Wi臋c jak, panowie, wszyscy si臋 zgadzaj膮? — Obecni w pokoju oficerowie saudyjscy byli wy偶si od niego rang膮, ale zeszli si臋 tutaj, aby oceni膰 logiczn膮 sp贸jno艣膰 planu. Genera艂owie pokiwali g艂owami. Przestali ju偶 nawet rozpacza膰 nad opuszczeniem King Chalid. Baz臋 zawsze przecie偶 mo偶na odbudowa膰. — Zatem o zachodzie s艂o艅ca rozpoczynamy operacj臋 Budford.

* * *

Cofali si臋 stopniowo. Pojawi艂o si臋 kilka samobie偶nych dzia艂 saudyjskich, kt贸re postawi艂y zas艂on臋 dymn膮. W chwil臋 p贸藕niej po艂owa maszyn majora Abdullaha porzuci艂a swe stanowiska i ruszy艂a na po艂udnie. Oddzia艂y na flankach ju偶 wcze艣niej zacz臋艂y si臋 przemieszcza膰, nieustannie odpieraj膮c podejmowane przez nieprzyjaciela pr贸by oskrzydlenia.

Nie pojawi艂 si臋 helikopter po Bermana, dla kt贸rego to popo艂udnie, pe艂ne ha艂a艣liwych zdarze艅, okaza艂o si臋 bardzo kszta艂c膮ce. Zobaczy艂 to, czego nie wida膰 by艂o z g贸ry. Cztery razy na jego wezwania pojawia艂y si臋 z odsiecz膮 samoloty, a efekty tego zapami臋ta na d艂ugo, je艣li uda im si臋 wymkn膮膰 z okr膮偶enia.

— Czas na nas, panie pu艂kowniku — powiedzia艂 Abdullah. Razem pobiegli w kierunku wozu dowodzenia, ko艅cz膮c w ten spos贸b pierwsz膮 bitw臋 pod King Chalid.

61
Rajd Griersona

To, co pokazywa艂a mapa, nie nastraja艂o optymistycznie. Ka偶dy m贸g艂 zobaczy膰 d艂ugie, czerwone strza艂ki i kr贸tkie strza艂ki niebieskie. Mapy w wiadomo艣ciach porannych nie r贸偶ni艂y si臋 od tych, kt贸re wywieszone by艂y w Sali Sytuacyjnej, a komentarze, w szczeg贸lno艣ci „ekspert贸w”, informowa艂y, 偶e Amerykanie i Saudyjczycy s膮 znacznie s艂absi od nieprzyjaciela, a na dodatek zostali niew艂a艣ciwie rozlokowani, plecami zwr贸ceni do Zatoki. Potem jednak nadesz艂y bezpo艣rednie reporta偶e, przekazywane przez satelity.

— S艂yszeli艣my opowie艣ci o zaciek艂ych walkach powietrznych na p贸艂nocnym zachodzie — oznajmi艂 Donner przed kamer膮 — gdzie艣 w Arabii Saudyjskiej. Ale 偶o艂nierze pu艂ku Czarny Ko艅 jeszcze musz膮 poczeka膰 na akcj臋. Nie mog臋 powiedzie膰, gdzie teraz jestem. M贸wi膮c szczerze, nawet tego nie wiem. Nasz oddzia艂 zatrzyma艂 si臋 tutaj, aby uzupe艂ni膰 paliwo, wlewaj膮c tysi膮ce litr贸w do zbiornik贸w wielkich czo艂g贸w M1 Abrams. To prawdziwy po偶eracz benzyny, powiadaj膮 偶o艂nierze. Ich nastr贸j nie zmienia si臋. S膮 w艣ciekli. Nie wiem, co czeka nas za zachodnim horyzontem. Nieprzyjaciel jest gdzie艣 tam i w wielkiej sile przesuwa si臋 na po艂udnie; wkr贸tce po zachodzie s艂o艅ca oczekujemy z nim kontaktu. M贸wi艂 Tom Donner, pu艂k Czarny Ko艅 — zako艅czy艂 reporter.

— Ca艂kiem nie藕le — zauwa偶y艂 Ryan. — Kiedy to idzie na anten臋?

Telewizyjne wiadomo艣ci przekazywane by艂y bezpiecznymi kana艂ami wojskowymi. Nie by艂o szans, by wywiad ZRI m贸g艂 ustali膰, kto i gdzie si臋 znajduje. Tak czy owak, informacja o pora偶ce armii saudyjskiej rozesz艂a si臋 natychmiast. Rozpuszczona w Waszyngtonie i rozmy艣lnie nie komentowana przez Pentagon, by艂a powszechnie uwa偶ana za prawdziw膮.

— Dzisiaj wiecz贸r, mo偶e wcze艣niej — odpowiedzia艂 genera艂 Mickey Moore. — S艂o艅ce zachodzi tam za trzy godziny.

— Damy rad臋? — spyta艂 Ryan.

— Tak, panie prezydencie.

* * *

Wilcze Stado, czyli 1. Brygada Gwardii Narodowej P贸艂nocnej Karoliny, by艂a ju偶 w pe艂ni sformowana. 艢mig艂owcem UH-6 Black Hawk Eddington oblecia艂 wszystkie swoje wysuni臋te jednostki. Lobo, jego 1. batalion, lewe skrzyd艂o opar艂 o drog臋 prowadz膮c膮 z Al-Artawija do bazy King Chalid. Bia艂y Kie艂, 2. batalion, roz艂o偶ony by艂 po zachodniej stronie szosy. Kojot, 3. batalion, znajdowa艂 si臋 w rezerwie i zosta艂 przesuni臋ty na zach贸d, gdy偶 tutaj Eddington spodziewa艂 si臋 zyska膰 najwi臋ksze mo偶liwo艣ci manewrowe. W celu pokrycia obu skrzyde艂, batalion artylerii podzieli艂 si臋 na dwie cz臋艣ci, kt贸re mog艂y tak偶e zapewni膰 obron臋 centrum. Nie dysponowa艂 偶adnym sprz臋tem lotniczym i jedynym, co mu si臋 uda艂o uzyska膰, by艂y trzy Black Hawki dla personelu medycznego. Mia艂 tak偶e grup臋 zwiadu, batalion wsparcia, oddzia艂 sanitarny, pluton 偶andarmerii i wszystkie inne elementy, kt贸re organicznie przynale偶膮 do jednostki wielko艣ci brygady. Przed dwoma wysuni臋tymi do przodu batalionami znajdowa艂 si臋 oddzia艂 rozpoznawczy, kt贸rego zadaniem by艂o, po pierwsze, dostarczanie informacji, a po drugie — odci膮gni臋cie uwagi nieprzyjaciela, kiedy ten ju偶 si臋 poka偶e. Przez chwil臋 my艣la艂, aby poprosi膰 o kilka szturmowych helikopter贸w Apache, poniewa偶 jednak wiedzia艂, jaki u偶ytek chce z nich zrobi膰 Hamm, rozumia艂, 偶e by艂aby to tylko strata czasu. Musia艂y mu wystarczy膰 informacje uzyskane od oddzia艂u rozpoznawczego.

Widzia艂 z g贸ry, 偶e wszystkie rozstawione z przodu M1A2 oraz Bradleye zaj臋艂y odpowiednie miejsca, najcz臋艣ciej tak ulokowane za wydmami i nier贸wno艣ciami terenu, 偶e nie wida膰 by艂o nawet szczytu wie偶, a ponad wzniesienie wystawa艂a tylko g艂owa dow贸dcy czo艂gu prowadz膮cego obserwacj臋 przez lornetk臋. Czo艂gi by艂y oddalone od siebie o nie mniej ni偶 trzysta metr贸w, z regu艂y jednak wi臋cej, co utrudnia艂o skuteczny ostrza艂 artylerii oraz atak z powietrza. Powiedziano mu, 偶e o ten ostatni mo偶e si臋 nie martwi膰, on jednak wola艂 by膰 przezorny. Dow贸dcy pododdzia艂贸w znali sw膮 robot臋 na tyle dobrze, na ile jest to mo偶liwe w przypadku rezerwist贸w. Szczerze m贸wi膮c, ca艂a operacja przypomina艂a zadanie z podr臋cznika napisanego przez Guderiana, a praktycznie wypr贸bowanego przez Rommla, nast臋pnie za艣 przez wi臋kszo艣膰 dow贸dc贸w jednostek pancernych 艣wiata.

* * *

Odwr贸t rozpocz膮艂 si臋 od pi臋tnastokilometrowego skoku, wykonanego z szybko艣ci膮 wystarczaj膮c膮, by uciec przed ogniem artylerii — tak przynajmniej wyobra偶a艂 sobie to Berman, kt贸ry dopiero poniewczasie przypomnia艂 sobie, 偶e u podstawy wszystkich jego ocen le偶y do艣wiadczenie uskakiwania przed ostrza艂em z szybko艣ci膮 co najmniej pi臋tna艣cie razy wi臋ksz膮. Jechali z otwartymi w艂azami; Berman, ogl膮daj膮c si臋 do ty艂u, widzia艂 br膮zowoczarne chmury wybuch贸w artyleryjskich. Nigdy dot膮d nie zdawa艂 sobie sprawy z tego, na czym polega stacjonarna obrona, kiedy jest si臋 przede wszystkim zdanym na siebie. Z pocz膮tku s膮dzi艂, 偶e zobaczy gromad臋 pojazd贸w i ludzi, ale natychmiast przypomnia艂 sobie, co on sam robi艂 na widok takiego skupiska. Doliczy艂 si臋 ponad pi臋膰dziesi臋ciu kolumn dymu, wszystkie z pojazd贸w zniszczonych przez saudyjsk膮 armi臋. By膰 mo偶e i nie przyk艂adali si臋 specjalnie do 膰wicze艅 — tak przynajmniej g艂osi艂a wie艣膰 — ten jednak oddzia艂 potrafi艂 stawi膰 czo艂o przeciwnikowi pi臋ciokrotnie silniejszemu i wytrzyma膰 tak trzy godziny.

Nie oby艂o si臋 bez strat. Kiedy spogl膮da艂 przed siebie, widzia艂 zaledwie pi臋tna艣cie czo艂g贸w i osiem transporter贸w opancerzonych, chocia偶 mia艂 nadziej臋, 偶e mo偶e jakie艣 skry艂y si臋 jeszcze w chmurach py艂u. Zerkn膮艂 tak偶e w g贸r臋. Mia艂 nadziej臋, 偶e stamt膮d nic ju偶 im teraz nie grozi艂o.

* * *

I rzeczywi艣cie, nie grozi艂o. W ci膮gu dnia zniszczonych zosta艂o trzydzie艣ci my艣liwc贸w ZRI — wszystkie w bezpo艣rednich pojedynkach powietrznych — a tak偶e sze艣膰 ameryka艅skich i saudyjskich, wszystkie trafione ogniem z ziemi. Przeciwnik nie potrafi艂 sprosta膰 przewadze, kt贸r膮 si艂om sojuszniczym zapewnia艂y AWACS-y, i uda艂o mu si臋 co najwy偶ej tyle, 偶e odci膮gn膮艂 te ostatnie od zwalczania oddzia艂贸w naziemnych, kt贸re w przeciwnym wypadku mog艂yby zosta膰 ca艂kowicie zatrzymane. Bez艂adna mieszanina, z regu艂y przestarza艂ych ameryka艅skich, francuskich i rosyjskich my艣liwc贸w wygl膮da艂a imponuj膮co na papierze i p艂ycie startowej, ale nie w powietrzu. W nocy przewaga aliant贸w mala艂a. Tylko niewielka grupa F-15E Strike Eagle by艂a zdolna do dzia艂ania we wszelkich warunkach atmosferycznych. Wywiad ZRI zapewnia艂, 偶e w obszarze dzia艂a艅 wojennych nie ma tych maszyn wi臋cej ni偶 dwadzie艣cia, nie b臋d膮 wi臋c w stanie wyrz膮dzi膰 wielkich szk贸d. Nacieraj膮ce dywizje zatrzyma艂y si臋 w pobli偶u King Chalid, aby uzupe艂ni膰 paliwo i amunicj臋. Jeszcze jeden taki skok, my艣leli dow贸dcy, i stan膮 w Rijadzie, zanim Amerykanie zd膮偶膮 si臋 zorganizowa膰. Inicjatywa ci膮gle by艂a po stronie ZRI, kt贸rej armia znajdowa艂a si臋 w po艂owie drogi do ostatecznego celu.

* * *

Palma 艣ledzi艂a rozw贸j sytuacji, przechwytuj膮c na po艂udniowym zachodzie komunikaty radiowe, ale teraz musia艂a r贸wnie偶 zwraca膰 uwag臋 na zagro偶enie, kt贸rym sta艂y si臋 ira艅skie pancerne dywizje nadci膮gaj膮ce od p贸艂nocy. By膰 mo偶e wodzowie ZRI s膮dzili, 偶e kiedy armia kr贸lestwa Arabii Saudyjskiej zostanie zlikwidowana albo przynajmniej uwik艂ana w bardzo ci臋偶kie walki, Kuwejtczycy poczuj膮 si臋 zmuszeni do bierno艣ci, ale je艣li tak, by艂by to kolejny przyk艂ad my艣lenia 偶yczeniowego. Granic臋 przekroczy膰 mo偶na w obu kierunkach, a rz膮d Kuwejtu doszed艂 do s艂usznego wniosku, 偶e bezczynno艣膰 mo偶e tylko pogorszy膰 jego sytuacj臋. I znowu wystarczy艂by jeszcze jeden, jedyny dzie艅, 偶eby dopi膮膰 wszystko do ostatniej sprz膮czki. Tym razem jednak to przeciwnikowi zabrak艂o czasu.

4. szwadron powietrzny 10. pu艂ku kawalerii pancernej, wystartowa艂 dwadzie艣cia minut po wschodzie s艂o艅ca i skierowa艂 si臋 na p贸艂noc. Granicy powinny tam pilnowa膰 lekkie jednostki zmotoryzowane ZRI, kt贸re mia艂y by膰 p贸藕niej zluzowane przez oddzia艂y przekraczaj膮ce w艂a艣nie delt臋 Tygrysu i Eufratu. Na te sk艂ada艂y si臋 dwa bataliony 偶o艂nierzy w ci臋偶ar贸wkach i lekkich transporterach. Sporo rozmawiali ze sob膮 przez radio, a dow贸dcy przesuwali swobodnie jednostki do przodu i do ty艂u, zupe艂nie nieprzygotowani na atak ze strony kraju dziesi臋膰 razy mniejszego od ich ojczyzny. Przez nast臋pn膮 godzin臋 wszystkie dwadzie艣cia sze艣膰 艣mig艂owc贸w szturmowych Apache z pu艂ku Bizon贸w polowa艂o na nie przy u偶yciu dzia艂ek i pocisk贸w rakietowych, toruj膮c w ten spos贸b drog臋 kuwejckiej brygadzie zmechanizowanej, kt贸rej pojazdy zwiadowcze rozjecha艂y si臋 w poszukiwaniu wysuni臋tych szpic ira艅skich. Pi臋膰 kilometr贸w za nimi znajdowa艂 si臋 batalion pancerny ZRI i pierwsze, a wielkie — gdy偶 absolutnie nie zapowiadane przez wywiad ZRI — zaskoczenie tej nocy polega艂o na tym, 偶e rozpocz臋艂o si臋 ono od salwy dwudziestu armat czo艂gowych, kt贸re trafi艂y pi臋tna艣cie cel贸w. Pierwszy kontakt z nieprzyjacielem zako艅czy艂 si臋 sukcesem, oddzia艂y kuwejckie z zapa艂em kontynuowa艂y wi臋c atak. Wszystko im sprzyja艂o. System noktowizyjny funkcjonowa艂 bez awarii. Nieprzyjaciel znalaz艂 si臋 na niekorzystnym terenie i nie mia艂 gdzie umkn膮膰.

Przys艂uchuj膮c si臋 rozmowom radiowym w Palmie major Sabah znowu dowiadywa艂 si臋 o wszystkim z drugiej r臋ki. Okaza艂o si臋, 偶e z ira艅skiej 4. Dywizji Pancernej przedar艂a si臋 tylko jedna brygada, zasadniczo formacja odwodowa, kt贸ra na o艣lep, pozbawiona oddzia艂贸w zwiadowczych, posuwa艂a si臋 wprost pod lufy nadci膮gaj膮cych czo艂g贸w. Sytuacja, my艣la艂 Sabah, zupe艂nie podobna do tego, co przydarzy艂o si臋 jego krajowi rankiem l sierpnia 1990 roku. W trzy godziny po zachodzie s艂o艅ca jedyna u偶yteczna droga prowadz膮ca do po艂udniowego Iraku zosta艂a ca艂kowicie odci臋ta, a wraz z ni膮 mo偶liwo艣膰 szybkich uzupe艂nie艅 dla Armii Boga. Podczas nocy, precyzyjnie nakierowane bomby inteligentne zniszcz膮 mosty. By艂a to niewielka walka niewielkiego pa艅stwa, niemniej zwyci臋stwo w niej pozwoli艂o przygotowa膰 scen臋 dla po艂膮czonych si艂 aliant贸w. Pododdzia艂y l膮dowe Bizon贸w kierowa艂y si臋 ju偶 na zach贸d, podczas gdy szwadron powietrzny powr贸ci艂 do bazy, aby uzupe艂ni膰 paliwo oraz amunicj臋, pozostawiaj膮c dzieln膮 armi臋 Kuwejtu, aby strzeg膮c ty艂贸w, szykowa艂a si臋 do nast臋pnego starcia.

* * *

1. Korpus ZRI a偶 do tej chwili pozostawa艂 w odwodzie. Jedn膮 jego cz臋艣膰 stanowi艂a ira艅ska 1. Dywizja Pancerna, „Nie艣miertelni”, drug膮 inna dywizja pancerna, w sk艂ad kt贸rej weszli pozostali przy 偶yciu oficerowie Gwardii Republika艅skiej oraz weterani wojny w Zatoce. 2. Korpus przedar艂 si臋 przez granic臋 i prowadzi艂 teraz w pochodzie na King Chalid. W trakcie walk straci艂 ponad jedn膮 trzeci膮 stanu osobowego. Posuwaj膮c si臋, zbacza艂 na lewo, na wsch贸d, aby zrobi膰 miejsce 1. Korpusowi, dot膮d nietkni臋temu, je艣li nie liczy膰 kilku nalot贸w. 2. Korpus mia艂 ochrania膰 nadci膮gaj膮ce si艂y przed kontruderzeniami, kt贸rych spodziewano si臋 od strony Zatoki Perskiej. Wszystkie jednostki wraz z zapadni臋ciem zmroku pchn臋艂y naprz贸d oddzia艂y zwiadu.

Najdalej wysuni臋te z nich dotar艂y na przedpola King Chalid, ale, ku swemu zdziwieniu, nigdzie nie napotka艂y oporu. O艣mielony tym stanem rzeczy dow贸dca batalionu rozpoznawczego kaza艂 偶o艂nierzom wkroczy膰 do bazy, w kt贸rej nie znale藕li nikogo, mieszka艅cy bowiem opu艣cili j膮 poprzedniego dnia. Wydawa艂o si臋 to logiczne. Armia Boga nieust臋pliwie posuwa艂a si臋 naprz贸d, a chocia偶 otrzyma艂a kilka ci臋偶kich cios贸w, Saudyjczycy w 偶aden spos贸b nie mogli jej powstrzyma膰. Zadowolony dow贸dca nieco ostro偶niej posuwa艂 si臋 wci膮偶 dalej na po艂udnie. Tutaj nale偶a艂o si臋 ju偶 liczy膰 z jakim艣 oporem.

* * *

G艂贸wnym zadaniem 偶andarmerii Eddingtona by艂o przetransportowanie na po艂udnie mieszka艅c贸w King Chalid, aby usun膮膰 ich z drogi nadci膮gaj膮cych si艂. Wyraz przygn臋bienia na twarzach Saudyjczyk贸w zmienia艂 si臋, kiedy zauwa偶yli, co czeka na nieprzyjaciela pomi臋dzy King Chalid a Al-Artawija. Ostatnie jednostki 偶andarmerii saudyjskiej dotar艂y do szpicy os艂onowej o 21.00 czasu lokalnego i poinformowa艂y, 偶e nikogo za nimi ju偶 nie ma. Co nie by艂o prawd膮.

Z lekkimi pojazdami na przedzie i os艂aniaj膮cymi ty艂y czo艂gami, kt贸rych wie偶e by艂y obr贸cone za siebie, major Abdullah cofa艂 si臋, chocia偶 z ch臋ci膮 spr贸bowa艂by pobroni膰 jeszcze jakie艣 pozycji, dobrze jednak wiedzia艂, 偶e brak mu ju偶 si艂 na przeciwstawienie si臋 nawa艂nicy. Jego ludzi byli wyczerpani po dwudziestoczterogodzinnych nieustannych dzia艂aniach bojowych, a w najwi臋kszym stopniu dotyczy艂o to kierowc贸w czo艂g贸w. Co rusz zasypiali i budzi艂y ich dopiero okrzyki dow贸dc贸w, zaniepokojonych zbaczaniem pojazdu. Abdullah niepokoi艂 si臋 r贸wnie偶, czy wystarczaj膮co wcze艣nie rozpoznaj膮 ich oddzia艂y sojusznika.

Na ekranach kamer termowizyjnych pojawili si臋 najpierw jako bia艂e plamy poruszaj膮ce si臋 drog膮. Eddington przypuszcza艂, 偶e mog膮 jeszcze si臋 zjawi膰 jakie艣 niedobitki armii saudyjskiej i uprzedzi艂 o tym swoich obserwator贸w, ale upewni艂y go o tym dopiero wieczorne przekazy z Predator贸w. Na obrazach termowizyjnych wyra藕nie mo偶na by艂o rozpozna膰 charakterystyczne p艂askie wie偶e czo艂g贸w M1A2. Informacj臋 t臋 natychmiast przekaza艂 do Kruka, oddzia艂u rozpoznawczego, kt贸ry w swoich noktowizorach i tak zacz膮艂 ju偶 rozpoznawa膰 znajome sylwetki pojazd贸w. Jednak istnia艂a mo偶liwo艣膰, 偶e to nieprzyjaciel nadci膮ga w zdobycznych maszynach.

Kilku saudyjskich oficer贸w 艂膮cznikowych, przydzielonych do Wilczego Stada, sprawdzi艂o to偶samo艣膰 przyby艂ych, kt贸rych nast臋pnie przepuszczono na drug膮 stron臋. Dziesi臋膰 minut p贸藕niej w ariergardzie pojawi艂 si臋 major Abdullah, kt贸ry zeskoczy艂 z Bradleya wraz z pu艂kownikiem Bermanem. Natychmiast otrzymali od ameryka艅skich gwardzist贸w wod臋 i jedzenie, a zaraz potem kaw臋 z 偶elaznych racji o potr贸jnej zawarto艣ci kofeiny.

— S膮 za nami z ty艂u — poinformowa艂 Berman. — M贸j przyjaciel ma za sob膮 pracowity dzie艅.

Major saudyjski by艂 u kresu si艂. Fizycznie i umys艂owo czu艂 si臋 wyczerpany jak nigdy dot膮d w 偶yciu. Na chwiejnych nogach dotar艂 do stanowiska dowodzenia Kruka i, tak dok艂adnie, jak potrafi艂, przedstawi艂 wszystko na mapie.

— Musimy ich zatrzyma膰 — powiedzia艂 na koniec.

— Majorze, je艣li pojedzie pan pi臋tna艣cie kilometr贸w dalej, zobaczy pan najwi臋ksz膮 barykad臋, jak膮 kiedykolwiek ustawiono. Naprawd臋, 艣wietnie si臋 pan sprawi艂 — zapewni艂 prawnik z Charlotte, a kiedy major odwr贸ci艂 si臋 i odszed艂 do swojego czo艂gu, spyta艂 Bermana: — Naprawd臋 by艂o tak ci臋偶ko?

— Zniszczyli co najmniej pi臋膰dziesi膮t czo艂g贸w. Tyle w ka偶dym razie si臋 doliczy艂em — odpowiedzia艂 Berman, popijaj膮c kaw臋 z metalowego kubka. — Ale nadje偶d偶a ich o wiele wi臋cej.

— Tak? — ucieszy艂 si臋 prawnik — Nie mamy nic przeciwko temu. W ka偶dym razie, za wami nie ma ju偶 nikogo z naszych?

Berman pokr臋ci艂 g艂ow膮.

— Ju偶 wkr贸tce zobaczy pan niezwykle interesuj膮ce widowisko.

* * *

W mundurach pustynnych, z twarzami pomalowanymi pod kewlarowymi he艂mami wygl膮dali jak zjawy. Czerwone, przyt艂umione 艣wiate艂ka pali艂y si臋 tylko nad mapami.

— Kruk Sze艣膰, tu Dwa Dziewi臋膰.

— Dwa Dziewi臋膰, tu Sze艣膰, co tam?

Dow贸dca przej膮艂 radiotelefon.

— Siedem kilometr贸w na p贸艂noc od naszego stanowiska jakie艣 poruszenie. Na horyzoncie wida膰 sylwetki dw贸ch pojazd贸w.

— Zrozumia艂em, Dwa Dziewi臋膰, informujcie nas dalej, koniec. — Teraz do Bermana. — Na pana ju偶 czas, pu艂kowniku. My mamy tutaj swoj膮 robot臋.

* * *

Pu艂kownik Hamm przypuszcza艂, 偶e nadci膮gaj膮 pojazdy zwiadowcze 2. Korpusu nieprzyjaciela, kt贸re 艣ledzi艂y teraz najbardziej wysuni臋te helikoptery zwiadowcze Kiowa. Te wojskowe wersje Bell 206, 艣mig艂owc贸w najcz臋艣ciej u偶ywanych w Ameryce do sterowania ruchem drogowym, wyspecjalizowa艂y si臋 w obserwacji z ukrycia. Schowane za pag贸rkami, wystawia艂y nad ich szczyt jedynie elektroniczny peryskop, tak 偶e pilot, kt贸ry utrzymywa艂 maszyn臋 w zawisie, m贸g艂 widzie膰, nie b臋d膮c widzianym. Obrazy telewizyjne by艂y automatycznie przekazywane do stanowiska dowodzenia. Hamm mia艂 w tej chwili w powietrzu sze艣ciu takich zwiadowc贸w z 4. szwadronu, wysuni臋tych o pi臋tna艣cie kilometr贸w przed jego oddzia艂y l膮dowe, kt贸re zaleg艂y czterdzie艣ci kilometr贸w na po艂udniowy zach贸d od King Chalid.

Podczas gdy on przygl膮da艂 si臋 ekranowi taktycznemu, technicy przekszta艂cali informacje z Kiowa w dane, kt贸re mo偶na by艂o przedstawi膰 graficznie i dostarczy膰 podleg艂ym mu dow贸dcom pojazd贸w. Potem nap艂yn臋艂y dane z Predator贸w. Te obserwowa艂y drogi i bezdro偶a na po艂udnie od porzuconej bazy, a jedna sonda kr膮偶y艂a nad ni膮 sam膮. Na ulicach pe艂no by艂o woz贸w dostawczych i cystern z paliwem.

Si艂y ZRI porusza艂y si臋 zbyt szybko na to, aby mog艂y zachowa膰 cisz臋 radiow膮. Dow贸dcy musieli si臋 mi臋dzy sob膮 porozumiewa膰, a chocia偶 wszystko odbywa艂o si臋 w ruchu, to ruchy te mo偶na by艂o przewidzie膰. Zwierzchnicy nieustannie instruowali swoich podw艂adnych, dok膮d si臋 uda膰 i co robi膰, odbierali od nich informacje i przekazywali je wy偶ej. Uda艂o si臋 ju偶 namierzy膰 dwa stanowiska dowodzenia brygad i najprawdopodobniej jedno dywizyjne.

Hamm powi臋kszy艂 obraz na ekranie. Dwie dywizje znajdowa艂y si臋 teraz na po艂udnie od King Chalid. Powinien to by膰 1. Korpus przeciwnika, id膮cy frontem o szeroko艣ci pi臋tnastu kilometr贸w; dwie dywizje poruszaj膮ce si臋 obok siebie w kolumnach z艂o偶onych z brygad: na przedzie brygada czo艂g贸w i tu偶 za ni膮 brygada artylerii. Z lewej znajdowa艂 si臋 2. Korpus, bardziej 艣ci艣ni臋ty, aby zapewni膰 obron臋 flanki. Jak si臋 wydawa艂o, 3. Korpus pozostawa艂 ci膮gle w odwodzie. Ustawienie by艂o tradycyjne i 艂atwe do przewidzenia. Pierwszy kontakt z Wilczym Stadem powinien nast膮pi膰 za godzin臋, on za艣 a偶 do tej chwili pozostanie cofni臋ty, pozwalaj膮c, aby 1. Korpus przesun膮艂 si臋 przed jego frontem z p贸艂nocy na po艂udnie.

Nie by艂o czasu na odpowiednie przygotowanie pola bitwy. W jednostkach Gwardii Narodowej brakowa艂o sprz臋tu saperskiego i min przeciwczo艂gowych. Nie zd膮偶ono te偶 przygotowa膰 odpowiednich przeszk贸d i pu艂apek. Znajdowali si臋 na miejscu od nieca艂ych dziesi臋ciu godzin, a ca艂a brygada — od jeszcze kr贸tszego czasu. Wszystkim, czym w istocie dysponowali, by艂 plan ogniowy. Na blisk膮 odleg艂o艣膰 Wilcze Stado mog艂o strzela膰 w dowolnym kierunku, ale wszelki daleki ostrza艂 musia艂 si臋 kierowa膰 na zach贸d od drogi.

— Mam bardzo 艂adny obraz, sir — zauwa偶y艂 oficer wywiadu.

— Prosz臋 go przes艂a膰.

Od tej chwili ka偶dy pojazd bojowy Czarnego Konia b臋dzie dysponowa艂 tym samym cyfrowym obrazem przeciwnika, kt贸ry Hamm mia艂 przed swoimi oczyma. Potem si臋gn膮艂 po radio.

— Wilcze Stado Sze艣膰, tutaj Czarny Ko艅 Sze艣膰.

— Wilcze Stado Sze艣膰, dzi臋ki za dane, pu艂kowniku — odpowiedzia艂 Eddington poprzez cyfrowe radio. Obie jednostki ju偶 wiedzia艂y, gdzie znajduj膮 si臋 w艂asne oddzia艂y. — Mniej wi臋cej za godzin臋 b臋d臋 mia艂 pierwszy kontakt.

— Got贸w do ta艅ca, Nick? — spyta艂 Hamm.

— Al, trudno mi utrzyma膰 ch艂opak贸w w ryzach. Pukawka za艂adowana i odbezpieczona — zapewni艂 dow贸dca Gwardii Narodowej. — Widz臋 teraz ich wysuni臋te czujki.

— Wiesz, co masz robi膰, Nick. Powodzenia.

Hamm przestroi艂 radio i wywo艂a艂 Sumter Sze艣膰.

— Widz臋 wszystko, Al — zapewni艂 Marion Diggs, kt贸ry, bardzo nierad z tego faktu, znajdowa艂 si臋 sto sze艣膰dziesi膮t kilometr贸w z ty艂u. Nie bardzo mu si臋 to podoba艂o, 偶e mia艂 posy艂a膰 do walki ludzi, samemu siedz膮c na zapleczu.

— Wszystko w porz膮dku, panie generale. Jeste艣my ju偶 na stanowiskach. Czekamy tylko, a偶 wejd膮 w pu艂apk臋.

— Zrozumia艂em, Czarny Ko艅. Czekam na informacje. Bez odbioru.

Najwa偶niejsz膮 prac臋 mia艂y teraz wykona膰 Predatory. Operatorzy bezpilotowych pojazd贸w zwiadowczych, do艂膮czeni do kom贸rki wywiadowczej Hamma, zwi臋kszyli teraz pu艂ap ma艂ych szpieg贸w, aby zminimalizowa膰 ryzyko wykrycia. Kamery pokazywa艂y, 偶e Nie艣miertelni znajduj膮 si臋 na lewym skrzydle, a dawna dywizja gwardii irackiej — na prawym, na zach贸d od szosy. Nieustannie posuwa艂y si臋 naprz贸d. Za prowadz膮c膮 brygad膮 ulokowa艂a si臋 dywizyjna artyleria, podzielona na dwie cz臋艣ci. Na obrazie wida膰 by艂o wyra藕nie, 偶e jedna z nich zatrzyma艂a si臋, aby zapewni膰 ogniowe wsparcie natarciu, podczas gdy druga cz臋艣膰 dalej ci膮gn臋艂a przed siebie. Wszystko jak z podr臋cznika Akademii Woroszy艂owa. B臋d膮 na miejscu za mniej wi臋cej dziewi臋膰dziesi膮t minut. Predatory kr膮偶y艂y nad dzia艂ami i ustala艂y ich pozycje na podstawie w艂asnych sygna艂贸w GPS, a dane te natychmiast w臋drowa艂y do wyrzutni MLRS. Wys艂ano dwa kolejne Predatory, aby dok艂adnie zlokalizowa艂y pojazdy sztabowe.

* * *

— Trudno mi powiedzie膰, kiedy wszystko si臋 zacznie — m贸wi艂 Donner do kamery. — Jestem tutaj razem z kompani膮 Bravo. Otrzymali艣my w艂a艣nie informacje, gdzie znajduje si臋 nieprzyjaciel. Jest w tej chwili o trzydzie艣ci kilometr贸w na zach贸d od nas. Co najmniej dwie dywizje pod膮偶aj膮 na po艂udnie szos膮 prowadz膮c膮 z bazy King Chalid. Wiem, 偶e brygada Gwardii Narodowej P贸艂nocnej Karoliny ma im zagrodzi膰 drog臋. Zosta艂a rzucona do walki wraz z 11. pu艂kiem kawalerii. Obie jednostki odbywa艂y rutynowe szkolenie w Narodowym O艣rodku Szkoleniowym.

Jak opisa膰 panuj膮cy tutaj nastr贸j? 呕o艂nierze z pu艂ku Czarny Ko艅 najbardziej przypominaj膮 mi lekarzy, jakkolwiek mo偶e zabrzmie膰 to dziwnie. Rozmawia艂em z nimi i wiem, 偶e przepe艂nia ich sprawiedliwy gniew z racji szk贸d wyrz膮dzonych ich ojczy藕nie, ale w tej chwili przywodz膮 na my艣l lekarzy uprzedzonych o nadej艣ciu ambulansu. W艂a艣nie nadesz艂a informacja, 偶e za kilka minut przesuwamy si臋 na zach贸d na miejsce, z kt贸rego uderzymy.

Chcia艂bym na koniec doda膰 osobist膮 uwag臋. Jak wszyscy pa艅stwo wiecie, niedawno pogwa艂ci艂em zasady mojego zawodu. Post膮pi艂em 藕le; zosta艂em oszukany, ale wina jest moja. Dzisiaj dowiedzia艂em si臋, 偶e to prezydent osobi艣cie nalega艂 na to, aby wys艂ano mnie tutaj... mo偶e w nadziei, i偶 ju偶 nie wr贸c臋 — dorzuci艂 Donner, podkre艣laj膮c u艣miechem, 偶e nie traktuje tej sugestii powa偶nie. — Oczywi艣cie, nie o to chodzi. Znalaz艂em si臋 w sytuacji, o kt贸rej wr臋cz marz膮 wszyscy dziennikarze. Jestem w miejscu, gdzie nied艂ugo rozstrzyga膰 si臋 b臋dzie historia, a otaczaj膮 mnie Amerykanie, kt贸rzy maj膮 wa偶ne zadanie do wykonania. Jakkolwiek wszystko si臋 sko艅czy, tutaj jest w艂a艣ciwe miejsce reportera. Panie prezydencie, dzi臋kuj臋 za to, 偶e otrzyma艂em t臋 szans臋. M贸wi艂 Tom Donner, na po艂udniowy wsch贸d od bazy King Chalid, do艂膮czony do kompanii Bravo, 1. szwadron Czarnego Konia. — Opu艣ci艂 mikrofon. — Nagrane?

— Tak — odpowiedzia艂 oficer 艂膮czno艣ciowy szwadronu, a potem rzuci艂 co艣 do w艂asnego mikrofonu. — W porz膮dku. Posz艂o w艂a艣nie przez satelit臋.

— Dobra robota, Tom — powiedzia艂 dow贸dca czo艂gu i zapali艂 papierosa. — Chod藕 tutaj. Poka偶臋 ci, jak dzia艂a SIM, a potem... — Przerwa艂, dociskaj膮c r臋k膮 he艂m, aby s艂ysze膰 wyra藕nie komunikat radiowy. — W艂膮czaj silnik, Stanley — poleci艂 kierowcy. — Zaczyna si臋 przedstawienie.

* * *

Dow贸dca oddzia艂u rozpoznawczego Wilczego Stada by艂 z zawodu adwokatem w sprawach karnych, kt贸ry zdecydowa艂 si臋 na cywiln膮 karier臋 po sko艅czeniu West Point. Nigdy jednak nie straci艂 zami艂owania do wojaczki, chocia偶 nie wiedzia艂 dobrze, dlaczego. Miesi膮c temu sko艅czy艂 czterdzie艣ci pi臋膰 lat, z kt贸rych przez ponad trzydzie艣ci mia艂 w tej czy innej formie do czynienia ze s艂u偶b膮 mundurow膮, musztr膮 i wyczerpuj膮cymi 膰wiczeniami.

Pojazdy zwiadowcze przeciwnika znajdowa艂y si臋 trzy kilometry przed nim. Jakie艣 dwa plutony — dziesi臋膰 pojazd贸w, rozrzuconych na obszarze pi臋ciu kilometr贸w. Nie by艂 pewien, czy maj膮 noktowizory, ale musia艂 za艂o偶y膰, 偶e maj膮. W 艣wietle promieni podczerwonych wygl膮da艂y na wozy rozpoznawcze BRDM-2, czteroko艂owe, uzbrojone w wielkokalibrowy karabin maszynowy lub w wyrzutni臋 pocisk贸w przeciwczo艂gowych. Rozpozna艂 obydwie wersje, ale przede wszystkim poszukiwa艂 pojazdu z czterema antenami radiowymi, w kt贸rym powinien si臋 znajdowa膰 dow贸dca plutonu czy kompanii.

— Pojazd dow贸dcy na wprost — oznajmi艂 celowniczy Bradleya, znajduj膮cego si臋 naprzeciw o czterysta metr贸w na lewo od pu艂kownika. — Odleg艂o艣膰 dwa tysi膮ce metr贸w.

Oficer-prawnik wysun膮艂 g艂ow臋 i przez noktowizor zbada艂 teren przed sob膮. By艂a to r贸wnie dobra pora na pocz膮tek jak ka偶da inna.

— Kruk, tu Sz贸stka, zaczynamy za dziesi臋膰 sekund. Tr贸jka, przygotujcie si臋.

— Tr贸jka, gotowa.

Z tego Bradleya padnie pierwszy strza艂 z drugiej bitwy pod King Chalid. Celowniczy wybra艂 pociski kumulacyjne. BRDM nie by艂 na tyle mocny, aby wymaga膰 pocisk贸w przebijaj膮cych pancerz reaktywny, kt贸re r贸wnie偶 znajdowa艂y si臋 w podzielonym na dwie sekcje pojemniku amunicyjnym dzia艂ka Bushmaster. Naprowadzi艂 cel na przeci臋cie nitek celowniczych, a pok艂adowy komputer okre艣li艂 odleg艂o艣膰.

— Got贸w! — powiedzia艂 do interkomu.

— Kruk, przygotowa膰 si臋. Otwieramy ogie艅.

— Ognia! — rozkaza艂 dow贸dca.

Celowniczy nacisn膮艂 spust 25-milimetrowego dzia艂ka, odpalaj膮c trzypociskow膮 seri臋. Trzy smugacze zakre艣li艂y linie nad pustyni膮 i wszystkie trzy trafi艂y. Dow贸dczy BRDM zamieni艂 si臋 w ognist膮 kul臋, gdy eksplodowa艂 zbiornik benzyny (o dziwo, ten rosyjskiej produkcji pojazd nie mia艂 silnika wysokopr臋偶nego).

— Trafiony! — natychmiast oznajmi艂 dow贸dca, potwierdzaj膮c zniszczenie obiektu. — Cel po lewej!

— Wykonane! — poinformowa艂 celowniczy, zlokalizowawszy obiekt.

— Ognia! — Sekund臋 p贸藕niej: — Trafiony! Przenie艣膰 w prawo, druga godzina, odleg艂o艣膰 tysi膮c pi臋膰set.

Wie偶yczka Bradleya obr贸ci艂a si臋.

— Mam!

— Ognia!

W dziesi臋膰 sekund po pierwszym, zniszczony zosta艂 tak偶e trzeci pojazd.

Nie up艂yn臋艂a minuta, a w ogniu sta艂y wszystkie BRDM, kt贸re zdo艂a艂 dostrzec dow贸dca os艂ony. Jaskrawobia艂e 艣wiat艂o sprawi艂o, 偶e musia艂 zmru偶y膰 oczy. Po lewej i po prawej stronie jego stanowiska pojawi艂y si臋 inne rozb艂yski. Wtedy pad艂 rozkaz:

— Naprz贸d!

Dwadzie艣cia Bradley贸w wyskoczy艂o z kryj贸wek, gnaj膮c przed siebie, podczas gdy ich wie偶yczki obraca艂y si臋, a celowniczy szukali pojazd贸w zwiadowczych przeciwnika. Kr贸tki, za偶arty, prowadzony w ruchu pojedynek ogniowy, trwa艂 dziesi臋膰 minut i rozegra艂 si臋 na przestrzeni siedmiu kilometr贸w. Ogie艅 usi艂uj膮cych oderwa膰 si臋 od Amerykan贸w BRDM by艂 niecelny. Dwa sterowane pociski przeciwczo艂gowe Sagger nie si臋gn臋艂y celu i eksplodowa艂y w piasku, podczas gdy pojazdy, kt贸re je wystrzeli艂y, zosta艂y zniszczone z Bushmaster贸w. Wielkokalibrowe pociski karabin贸w maszynowych nie by艂y wystarczaj膮co silne, by przebi膰 przedni pancerz Bradley贸w. W efekcie wszystkie trzydzie艣ci pojazd贸w sk艂adaj膮cych si臋 na os艂on臋 przeciwnika zosta艂o zniszczonych, a ten fragment bitwy Kruk rozstrzygn膮艂 bezapelacyjnie na swoj膮 korzy艣膰.

— Wilcze Stado, tutaj Kruk; zdaje si臋, 偶e nikt si臋 nie wymkn膮艂. Zwiad przeciwnika zniszczony. 呕adnych strat w艂asnych — doda艂. Do diab艂a, z tych Bradley贸w naprawd臋 nie藕le si臋 strzela, pomy艣la艂.

* * *

— 艁api臋 korespondencj臋 radiow膮, sir — oznajmi艂 siedz膮cy obok Eddingtona radiooperator. — I znowu.

— Prosz膮 o ostrza艂 artyleryjski — spiesznie wyja艣ni艂 oficer saudyjski.

— Kruk, wkr贸tce mo偶esz oczekiwa膰 ostrza艂u — przestrzeg艂 Eddington.

— Zrozumia艂em. Kruk przesuwa si臋 do przodu.

* * *

By艂o to bezpieczniejsze posuni臋cie, ni偶 pozostanie w miejscu czy cofanie si臋. Na rozkaz, Bradleye i Hummery skoczy艂y pi臋膰 kilometr贸w na p贸艂noc, poszukuj膮c resztek zwiadowczego oddzia艂u nieprzyjaciela, kt贸re teraz musia艂y porusza膰 si臋 ostro偶niej, uprzedzone przez dow贸dc贸w brygady czy dywizji. Pu艂kownik Gwardii Narodowej wiedzia艂, 偶e by艂a to bitwa oddzia艂贸w rozpoznawczych, zaledwie przygrywka do g艂贸wnych zdarze艅, w ramach kt贸rej potykali si臋 harcownicy, czekaj膮c na nadej艣cie ci臋偶kozbrojnych rycerzy. Rzecz jednak nie sprowadza艂a si臋 do utarczek, gdy偶 Eddington przygotowywa艂 zarazem pole bitwy dla Wilczego Stada. Przypuszcza艂, 偶e natknie si臋 jeszcze na kompani臋 pojazd贸w zwiadowczych, za kt贸rymi powinny nadci膮ga膰 czo艂gi i transportery opancerzone. Przeciw czo艂gom Bradleye zosta艂y uzbrojone w pociski TOW, dzia艂ka Bushmaster zaprojektowano z my艣l膮 o niszczeniu transporter贸w opancerzonych. Co wi臋cej, chocia偶 nieprzyjaciel wiedzia艂 ju偶, gdzie znajduje si臋 — czy raczej: znajdowa艂a — os艂ona rozpoznawcza Niebieskich, oczekiwa艂, 偶e ta si臋 cofnie, nie za艣 ruszy do przodu.

Sta艂o si臋 to oczywiste dwie minuty p贸藕niej, kiedy oczekiwana nawa艂a ogniowa run臋艂a kilometr za poruszaj膮cymi si臋 Bradleyami. Druga strona rozgrywa艂a wszystko zgodnie z radzieck膮 doktryn膮. Kruk szybko przesun膮艂 si臋 o nast臋pny kilometr i zatrzyma艂, znajduj膮c wygodny ci膮g niskich wydm, podczas gdy na horyzoncie znowu pojawi艂y si臋 ciemne sylwetki pojazd贸w nieprzyjaciela. Pu艂kownik-prawnik si臋gn膮艂 po mikrofon, aby przez radio poinformowa膰 o tym dow贸dc臋.

* * *

— Sumter, tutaj Wilcze Stado, mamy kontakt z nieprzyjacielem — poinformowa艂 Diggsa Eddington ze swego stanowiska dowodzenia. — Zniszczyli艣my im w艂a艣nie oddzia艂 rozpoznania. Nasz zwiad widzi teraz ich wysuni臋te stra偶e. Zamierzam wci膮gn膮膰 ich w kr贸tk膮 walk臋 i odrzuci膰 do ty艂u, i na prawo na po艂udniowy wsch贸d. Artyleria wroga ostrzeliwuje teren pomi臋dzy naszym zwiadem a g艂贸wnymi si艂ami. Koniec.

— Zrozumia艂em, Wilcze Stado.

Na swoim ekranie Diggs widzia艂 Bradleye, kt贸re pokaza艂y si臋 w r贸wnej niemal linii, ale w znacznych od siebie odst臋pach. Na ekranach systemu SIM pojawi艂y si臋 symbole nie zidentyfikowanego nieprzyjaciela.

Dla genera艂a by艂a to wysoce frustruj膮ca sytuacja. Nigdy jeszcze dot膮d w dziejach wojen g艂贸wnodowodz膮cy nie mia艂 takiego przegl膮du sytuacji podczas rozwijaj膮cej si臋 bitwy. M贸g艂 ka偶demu plutonowi z osobna rozkaza膰, co ma robi膰, dok膮d si臋 skierowa膰 i kogo ostrzela膰. Zna艂 zamiary Eddingtona, Hamma i Magrudera, ale jako ich zwierzchnik musia艂 pozostawi膰 im inicjatyw臋, ingeruj膮c tylko wtedy, gdyby co艣 zacz臋艂o si臋 藕le uk艂ada膰 albo te偶 sytuacja rozwin臋艂aby si臋 w niepo偶膮danym kierunku. Dow贸dca ameryka艅skich si艂 zbrojnych w Arabii Saudyjskiej sta艂 si臋 teraz jedynie widzem.

* * *

Szwadrony Hamma porusza艂y si臋 r贸wnolegle do siebie, ka偶dy rozci膮gni臋ty na dziesi臋膰 kilometr贸w wszerz, rozdzielone kilometrow膮 przerw膮. Na przodzie ka偶dego szwadronu posuwali si臋 zwiadowcy. Ka偶dy szwadron liczy艂 dziewi臋膰 czo艂g贸w i trzyna艣cie Bradley贸w, plus dwa pojazdy M 113 z mo藕dzierzami. Naprzeciw nich, teraz w odleg艂o艣ci siedmiu kilometr贸w, znajdowa艂y si臋 brygady 2. Korpusu ZRI, wykrwawione w walkach na p贸艂noc od King Chalid, os艂abione, ale z ca艂膮 pewno艣ci膮 w stanie pogotowia, nic tak bowiem nie budzi czujno艣ci jak nieoczekiwana pora偶ka. Helikoptery zwiadowcze i przekazy z Predator贸w pozwala艂y precyzyjnie zlokalizowa膰 pozycje przeciwnika. Hamm nakaza艂 helikopterom, by raz jeszcze wykona艂y przelot na przedpolach najbardziej wysuni臋tych do przodu jednostek przeciwnika. Wszystkie inne jego oddzia艂y zastyg艂y w miejscu, a siedemdziesi膮t kilometr贸w za nimi wzbija艂y si臋 w powietrze 艣mig艂owce szturmowe Apache i zwiadowcze Kiowa, aby w艂膮czy膰 si臋 do wielkiej bitwy.

* * *

Na p贸艂nocy wszystkie F-15 Strike Eagle by艂y w powietrzu. Wcze艣niej tego dnia dwa z nich zosta艂y zestrzelone, w tym jeden nale偶膮cy do dow贸dcy dywizjonu. Teraz, chronione przez F-16 uzbrojone w pociski HARM, przy u偶yciu inteligentnych bomb niszczy艂y mosty i trasy dojazdowe w dolinach obu rzek. Z g贸ry dostrzec mogli na zach贸d od bagien p艂on膮ce czo艂gi, i nietkni臋te jeszcze maszyny na wsch贸d od nich. W tej pe艂nej wydarze艅 godzinie wszystkie drogi zosta艂y zniszczone w trakcie ponawianych nalot贸w. Nad King Chalid i w okolicach bazy znajdowa艂y si臋 F-15C, naprowadzane przez samoloty AWACS. Jedna grupa czterech my艣liwc贸w znajdowa艂a si臋 na pu艂apie dostatecznie wysoko, aby nie mog艂y ich dosi臋gn膮膰 rakiety przeciwlotnicze, kt贸rych wyrzutnie pod膮偶a艂y w 艣lad za piechot膮. Mia艂y one za zadanie nie dopu艣ci膰 do tego, aby w gr臋 wmiesza艂y si臋 samoloty ZRI. Reszta polowa艂a na helikoptery nale偶膮ce do dywizji pancernych. Wprawdzie zestrzelenie 艣mig艂owca by艂o osi膮gni臋ciem mniej chwalebnym ni偶 zniszczenie my艣liwca, jednak os艂abia艂o nieprzyjaciela. Helikoptery by艂y te偶 smakowitym k膮skiem tak偶e i z tego powodu, 偶e cz臋sto poruszali si臋 nimi genera艂owie, ale nade wszystko chodzi艂o o to, 偶e stanowi艂y cz臋艣膰 jednostek przeprowadzaj膮cych rozpoznanie, kt贸re, zgodnie z planem, trzeba by艂o przeciwnikowi maksymalnie utrudni膰.

Na ziemi niepokoj膮ce wiadomo艣ci musia艂y si臋 rozchodzi膰 bardzo szybko. Za dnia zniszczono tylko trzy 艣mig艂owce, ale wraz z nadej艣ciem ciemno艣ci ich liczba gwa艂townie si臋 zwi臋kszy艂a. Wszystko wygl膮da艂o teraz inaczej ni偶 poprzednim razem; polowanie by艂o ca艂kiem proste. Nacieraj膮cy nieprzyjaciel nie m贸g艂 si臋 schowa膰. To bardzo odpowiada艂o pilotom F-15 Eagle. Jeden z nich, znajduj膮cy si臋 na po艂udnie od King Chalid, instruowany przez AWACS, zlokalizowa艂 艣mig艂owiec na radarze przeczesuj膮cym teren poni偶ej, wybra艂 selektorem uzbrojenia pocisk przeciwlotniczy AIM 120 i odpali艂 go. 艢ledzi艂 jego tras臋 do momentu, kiedy ognista kula odskoczy艂a w lewo, a nast臋pnie rozla艂a si臋 szeroko po ziemi. Na tym sko艅czy艂y si臋 tego wieczoru 艂owy na helikoptery. Z E-3B pop艂yn臋艂a do wszystkich pilot贸w informacja, 偶e nad polem bitwy pojawiaj膮 si臋 艣mig艂owce sojusznicze, Eagle musia艂y wi臋c teraz dzia艂a膰 znacznie ostro偶niej.

* * *

Mniej ni偶 po艂owa celowniczych w Bradleyach oddzia艂u rozpoznania odpala艂a kiedykolwiek uzbrojone pociski TOW, chocia偶 ka偶dy z nich wykonywa艂 to setki razy na symulatorach. Kruk czeka艂, a偶 wysuni臋te pojazdy przeciwnika znajd膮 si臋 w jego zasi臋gu. Pierwsze pojazdy zwiadowcze zaatakuj膮 ich Bradleye, a stosunek si艂y ogniowej b臋dzie bardziej wyr贸wnany. Dwa BRDM znalaz艂y si臋 za lini膮 ameryka艅skich zwiadowc贸w. Jeden nieomal najecha艂 na HMMWV, zalewaj膮c w贸z terenowy seriami z karabinu maszynowego, zanim dzia艂ko rozerwa艂o go na strz臋py. Opancerzony transporter natychmiast po艣pieszy艂 na miejsce, 偶eby stwierdzi膰, 偶e z trzyosobowej za艂ogi Hummera pozosta艂 tylko jeden ranny. 呕o艂nierze zaj臋li si臋 nim, podczas gdy dow贸dca wspi膮艂 si臋 na nasyp przeciwczo艂gowy, za艣 celowniczy uruchomi艂 wyrzutni臋 TOW.

Strzela艂y teraz wszystkie czo艂gi z czo艂owej grupy, wypatruj膮c rozb艂ysk贸w z luf Bradley贸w i uruchamiaj膮c w艂asne systemy noktowizyjne. Ponownie dosz艂o do kr贸tkiej, za偶artej walki na nieo艣wietlonym pustkowiu. Jeden Bradley zosta艂 trafiony, a w eksplozji zgin臋艂a ca艂a za艂oga. Pozosta艂e wystrzeli艂y jeden lub dwa pociski przeciwpancerne i zniszczy艂y ponad dwadzie艣cia czo艂g贸w do chwili, kiedy dow贸dca nacieraj膮cego oddzia艂u nakaza艂 odwr贸t, tu偶 przed rozpocz臋ciem ostrza艂u artyleryjskiego. Kruk na polu starcia pozostawi艂 jednego Bradleya i dwa Hummery — by艂y to pierwsze ofiary ameryka艅skich oddzia艂贸w l膮dowych w drugiej wojnie w Zatoce, o czym natychmiast powiadomiono dow贸dztwo.

* * *

W Waszyngtonie min臋艂a w艂a艣nie pora lunchu. Wiadomo艣膰 o wydarzeniach dotar艂a do Sali Sytuacyjnej w chwil臋 po tym, jak prezydent zako艅czy艂 deser. Nie zd膮偶ono jeszcze sprz膮tn膮膰 talerzy z okruszkami kanapek. Informacja o poleg艂ych bardzo go poruszy艂a, bardziej ni偶 o ofiarach na pok艂adzie „Yorktown” czy o sze艣ciu zaginionych lotnikach, „zaginionych” bowiem nie musia艂o oznacza膰: „martwych”. 呕o艂nierze, o kt贸rych teraz chodzi艂o, z ca艂膮 pewno艣ci膮 nie 偶yli. 呕o艂nierze Gwardii Narodowej, przypomnia艂 sobie. 呕o艂nierze-cywile, kt贸rzy najcz臋艣ciej pomagali ludziom w czasach powodzi czy huraganu...

— Panie prezydencie, czy pan by tam pojecha艂? — odezwa艂 si臋 genera艂 Moore, zanim Robby Jackson zd膮偶y艂 cokolwiek powiedzie膰. — Gdyby pan mia艂 dwadzie艣cia kilka lat, by艂 porucznikiem piechoty morskiej i otrzyma艂 rozkaz; pojecha艂by pan?

— Chyba... nie, to znaczy, na pewno. Musia艂bym.

— Tak samo by艂o z nimi, panie prezydencie — oznajmi艂 Mickey Moore.

— To los 偶o艂nierza — oznajmi艂 beznami臋tnie Robby. — Za to otrzymujemy 偶o艂d.

— Racja.

R贸wnie偶 Ryan musia艂 przyzna膰, i偶 s膮 rzeczy, za kt贸rych wykonanie tak偶e i on otrzymuje pieni膮dze.

* * *

Cztery F-117 wyl膮dowa艂y w Al-Karj, zjecha艂y z pasa i poko艂owa艂y do hangar贸w. Tu偶 za nimi pojawi艂y si臋 samoloty transportowe, wioz膮ce zapasowe za艂ogi i personel naziemny. Nimi natychmiast zaj臋li si臋 oficerowie wywiadu z Rijadu, przede wszystkim informuj膮c pilot贸w o wojnie, kt贸ra w艂a艣nie wkracza艂a w decyduj膮c膮 faz臋.

* * *

Genera艂 major, kt贸ry dowodzi艂 dywizj膮 Nie艣miertelnych, usi艂owa艂 w swoim poje藕dzie zorientowa膰 si臋, co si臋 w istocie dzieje. A偶 do tej chwili wydarzenia uk艂ada艂y si臋 pomy艣lnie. 2. Korpus wykona艂 zadanie, robi膮c wy艂om w liniach przeciwnika, kt贸rym przewali艂y si臋 g艂贸wne si艂y. Jeszcze godzin臋 temu obraz by艂 mi艂y i klarowny. Owszem, wojska saudyjskie nadci膮ga艂y z po艂udniowego zachodu, ale musia艂y by膰 odleg艂e jeszcze co najmniej o dzie艅. Do tego czasu powinien si臋 znale藕膰 na przedpolach stolicy Arabii Saudyjskiej. O 艣wicie 2. Korpus mia艂 porzuci膰 zamaskowane pozycje po lewej stronie, wykonuj膮c pozorowane uderzenie na pola naftowe, co zmyli Saudyjczyk贸w. Dzi臋ki temu powinien uzyska膰 jeszcze jeden dzie艅 zw艂oki, podczas kt贸rego, przy 艂ucie szcz臋艣cia, we藕mie do niewoli ca艂y saudyjski rz膮d, by膰 mo偶e ca艂膮 kr贸lewsk膮 rodzin臋. Ale nawet gdyby ta uciek艂a, co by艂o bardzo prawdopodobne, kraj zosta艂by bez przyw贸dc贸w, co oznacza艂oby zwyci臋stwo ZRI.

Jak dot膮d, ponie艣li znaczne straty. Aby Armia Boga mog艂a dotrze膰 do miejsca, gdzie si臋 teraz znajdowa艂, 2. Korpus utraci艂 po艂ow臋 stanu, zwyci臋stwo jednak nigdy nie przychodzi艂o tanio, a koszty trzeba by艂o p艂aci膰 w dalszym ci膮gu. Jego oddzia艂 zwiadowczy nagle znikn膮艂 z eteru. Informacja o nie zidentyfikowanym przeciwniku, pro艣ba o wsparcie artyleryjskie, a p贸藕niej — nic. Wiedzia艂, 偶e si艂y saudyjskie znajduj膮 si臋 gdzie艣 przed nim. Wiedzia艂, 偶e musz膮 to by膰 resztki 4. Brygady, kt贸r膮 2. Korpus zniszczy艂 w znacznym stopniu, chocia偶 nie ca艂kowicie. Przeciwnik stawia艂 silny op贸r na p贸艂noc od King Chalid, a potem si臋 wycofa艂... najpewniej otrzymawszy rozkaz, aby walczy膰 tak d艂ugo, a偶 baza zostanie ewakuowana. Jak wida膰, nawet resztki 4. Brygady by艂y wystarczaj膮co silne, aby upora膰 si臋 z jego oddzia艂ami rozpoznawczymi. Niezbyt dobrze wiedzia艂, gdzie znajduje si臋 pu艂k ameryka艅skiej kawalerii pancernej, prawdopodobnie na wsch贸d od niego. Nale偶a艂o te偶 przypu艣ci膰, i偶 gdzie艣 jest jeszcze inna ameryka艅ska brygada, najpewniej r贸wnie偶 na wschodnim skrzydle. Brakowa艂o mu helikopter贸w, a zupe艂nie niedawno jeden z nich, z g艂贸wnym oficerem wywiadu na pok艂adzie, zosta艂 zestrzelony przez ameryka艅ski my艣liwiec. Nie m贸g艂 liczy膰 na 偶adne wsparcie z powietrza. Jedyny my艣liwiec ZRI, kt贸rego zobaczy艂 tego dnia, zostawi艂 po sobie dymi膮c膮 wyrw臋 na wsch贸d od King Chalid. Jakkolwiek jednak dokuczliwi mogli si臋 jeszcze okaza膰 Amerykanie, nie potrafi膮 go powstrzyma膰. Je艣li za艣 znajdzie si臋 w Rijadzie na czas, jego 偶o艂nierze zaw艂adn膮 wszystkimi lotniskami saudyjskimi, dzi臋ki czemu b臋dzie mo偶na odeprze膰 zagro偶enie z powietrza. Zgodnie wi臋c z tym, co nieustannie powtarzali dow贸dcy korpus贸w, kluczowe znaczenie dla ca艂ej operacji mia艂o bezustanne parcie do przodu. Dlatego te偶 najbardziej wysuni臋tej do przodu brygadzie kaza艂 posuwa膰 si臋 zgodnie z planem. Nap艂yn臋艂y w艂a艣nie informacje, 偶e, nie zidentyfikowany jak dot膮d, nieprzyjaciel zaatakowa艂, zada艂 straty i sam je poni贸s艂, ale po kr贸tkim starciu wycofa艂 si臋. Najprawdopodobniej by艂a to jaka艣 jednostka saudyjska, kt贸ra usi艂owa艂a jeszcze 偶膮dli膰 w odwrocie, a kt贸r膮 po wschodzie s艂o艅ca dogoni i unicestwi. Wyda艂 odpowiednie rozkazy, poinformowa艂 sztab o swoich zamierzeniach, nast臋pnie za艣 opu艣ci艂 stanowisko dowodzenia, aby, wzorem wszystkich dobrych genera艂贸w, zobaczy膰, jak rzeczy uk艂adaj膮 si臋 na pozycjach frontowych, podczas gdy ze sztabu pop艂yn臋艂y w d贸艂 wojskowych struktur rozkazy.

* * *

艢mig艂owce zwiadowcze Kiowa donosi艂y o posuwaj膮cych si臋 na po艂udnie pojazdach, niezbyt jednak licznych. Najprawdopodobniej zosta艂y silnie pokiereszowane podczas natarcia, uzna艂 pu艂kownik Hamm. Jednemu ze swych szwadron贸w poleci艂 wykona膰 odej艣cie w lewo, kilka minut p贸藕niej wys艂a艂 do akcji helikoptery Apache. Na ekranach SIM wida膰 by艂o wyra藕nie pozycje BRDM, podobnie jak reszt臋 mocno nadwyr臋偶onego 2. Korpusu.

* * *

To samo dotyczy艂o Nie艣miertelnych. Eddington przypatrywa艂 si臋, jak wysuni臋te pododdzia艂y, wraz z sun膮cymi tu偶 za nimi g艂贸wnymi si艂ami, z szybko艣ci膮 oko艂o dwudziestu kilometr贸w na godzin臋 wkraczaj膮 w zasi臋g jego armat czo艂gowych. Po艂膮czy艂 si臋 z Hammem.

— Za pi臋膰 minut. Powodzenia, Al.

— Wzajemnie, Nick — us艂ysza艂 w odpowiedzi.

* * *

Wszystko zale偶a艂o od synchronizacji. Czterdzie艣ci pi臋膰 kilometr贸w dalej, ustawione w kilku grupach, samobie偶ne dzia艂a Paladin unios艂y lufy i zwr贸ci艂y je w kierunku obiekt贸w wy艣ledzonych przez Predatory oraz przez oddzia艂y zwiadu elektronicznego. Kanonierzy ko艅ca XX wieku wprowadzili koordynaty do komputer贸w tak, aby szeroko rozrzucone dzia艂a mog艂y ostrzeliwa膰 te same cele. Oczy spocz臋艂y teraz na zegarkach, wpatruj膮c si臋 w cyfry, kt贸re zmierza艂y do godziny 22.30.00 czasu miejscowego, 19.30.00 czasu Greenwich, 14.30.00 czasu waszyngto艅skiego.

Podobnie rzecz przedstawia艂a si臋 z wyrzutniami MLRS. 呕o艂nierze zamkn臋li kabiny za艂ogowe, uruchomili mechanizmy zawieszenia, kt贸re mia艂y stabilizowa膰 pojazd w trakcie odpalania rakiet, a nast臋pnie starannie zabezpieczyli wszystkie otwory, jako 偶e spaliny pocisk贸w mog艂y by膰 niebezpieczne dla 偶ycia.

Na po艂udnie od King Chalid czo艂gi艣ci Gwardii Narodowej P贸艂nocnej Karoliny wpatrywali si臋 w coraz wi臋ksze bia艂e plamy w okularach noktowizor贸w. Celowniczy manewrowali przyciskami laserowych dalmierzy. Najdalej wysuni臋te jednostki os艂onowe znajdowa艂y si臋 teraz o dwa i p贸艂 kilometra, a o kilometr dalej posuwa艂y si臋 g艂贸wne si艂y z艂o偶one z czo艂g贸w i transporter贸w opancerzonych.

Na po艂udniowy wsch贸d od King Chalid Czarny Ko艅 porusza艂 si臋 teraz z szybko艣ci膮 pi臋tnastu kilometr贸w na godzin臋, w kierunku cel贸w, kt贸re zaleg艂y na pa艣mie wydm odleg艂ym o cztery tysi膮ce metr贸w na zach贸d.

Wykonanie planu nie by艂o perfekcyjne. Kompania Bravo, 11. pu艂ku, niespodziewanie natkn臋艂a si臋 na BRDM i samodzielnie otworzy艂a ogie艅. B艂yski p艂omieni wylotowych zaalarmowa艂y nieprzyjaciela o kilka sekund za wcze艣nie, co zreszt膮 nie mia艂o wi臋kszego znaczenia.

Eddington trzyma艂 si臋 planu z absolutn膮 dok艂adno艣ci膮. Przez ca艂y wiecz贸r nie m贸g艂 zapali膰, w obawie, 偶e najl偶ejszy nawet rozb艂ysk mo偶e zosta膰 dostrze偶ony przez nocnego obserwatora. Dlatego wyci膮gn膮艂 zapalniczk臋 i potar艂 j膮 dopiero w chwili, kiedy cyfry 59 zmieni艂y si臋 na 00. W tej chwili malutkie 艣wiate艂ko nie mog艂o ju偶 zwr贸ci膰 niczyjej uwagi.

* * *

Pierwsza rozpocz臋艂a artyleria. Najbardziej widowiskowe by艂y MLRS, ka偶da wyrzutnia odpalaj膮ca dwana艣cie pocisk贸w w odst臋pach dwusekundowych. P艂omienie wyrzucane z pojemnik贸w o艣wietla艂y strugi rozgrzanych gaz贸w na niebie, kt贸re wcale nie by艂o ju偶 ciemne. O 22.30.30 w powietrzu lecia艂o ponad dwie艣cie pocisk贸w rakietowych M77.

Noc by艂a jasna i 贸w 艣wietlny pokaz nie m贸g艂 uj艣膰 uwagi nikogo, kto znalaz艂 si臋 w promieniu dwustu kilometr贸w. Znajduj膮cy si臋 na p贸艂nocnym wschodzie piloci my艣liwc贸w widzieli start rakiet i uwa偶nie 艣ledzili ich lot, za nic bowiem nie chcieli si臋 znale藕膰 na ich drodze.

Iraccy oficerowie z pancernej dywizji gwardyjskiej pierwsi zobaczyli, jak od po艂udnia nadlatuj膮 pociski i wszystkie kieruj膮 si臋 na zach贸d od drogi, kt贸ra 艂膮czy艂a King Chalid z Al-Artawija. Wielu z nich, jeszcze jako porucznicy i kapitanowie, pozna艂o ju偶 ten widok i wiedzia艂o, co oznacza: nadci膮ga艂a stalowa ulewa. Niekt贸rzy zastygli sparali偶owani, inny wykrzykiwali rozkazy, chowali si臋, zamykali w艂azy i w pop艂ochu rozlu藕niali szyki.

Artylerzy艣ci nie mieli takiej mo偶liwo艣ci. Ich dzia艂a by艂y najcz臋艣ciej holowane, a wi臋kszo艣膰 obs艂uguj膮cych je 偶o艂nierzy znalaz艂a si臋 na otwartej przestrzeni. Tu偶 obok nich pi臋trzy艂y si臋 stosy amunicji, przygotowane do maj膮cego si臋 rozpocz膮膰 ostrza艂u. Widzieli p艂omienie silnik贸w rakietowych, zorientowali si臋, 偶e lec膮 w ich stron臋, ale pozostawa艂o im tylko czeka膰. Wszyscy z krzykiem rozpierzchli si臋 i przypadli do ziemi, g艂owy os艂aniaj膮c he艂mami i modl膮c si臋, aby ta straszliwa bro艅 porazi艂a kogo innego.

Pociski osi膮gn臋艂y swoje apogeum i zacz臋艂y opada膰 ku ziemi. Na okre艣lonej wysoko艣ci czujniki otworzy艂y nosy i ka偶da rakieta wyrzuci艂a ze swego wn臋trza 644 bombki o masie dwustu gram贸w, co oznacza艂o 7.728 sztuk subamunicji dla ka偶dej wyrzutni. Wszystkie przeznaczone by艂y dla artylerii gwardyjskiej, kt贸ra by艂a najbardziej dalekosi臋偶n膮 broni膮 przeciwnika i Eddington chcia艂 j膮 jak najszybciej wy艂膮czy膰 z gry. Niewielu z irackich 偶o艂nierzy spogl膮da艂o w g贸r臋. Nie widzieli i nie s艂yszeli, jak nadchodzi 艣mier膰.

Z daleka wygl膮da膰 to mog艂o jak rozta艅czone sztuczne ognie na chi艅ski Nowy Rok, ale dla tych, kt贸rzy znale藕li si臋 na miejscu, oznacza艂o to zag艂ad臋 w straszliwym huku, gdy ponad siedem tysi臋cy sztuk subamunicji eksplodowa艂o naraz na powierzchni dwustu akr贸w. Pojazdy stan臋艂y w ogniu i eksplodowa艂y, a w 艣lad za nimi wybucha艂y nagromadzone pociski, ale wi臋kszo艣膰 artylerzyst贸w ju偶 nie 偶y艂a, jako 偶e czterech na pi臋ciu dosi臋g艂a pierwsza salwa. Mia艂y nast膮pi膰 jeszcze dwie dalsze. Ponowne 艂adowanie wyrzutni zaj臋艂o oko艂o pi臋ciu minut.

Pod tym wzgl臋dem szybsze okaza艂y si臋 dzia艂a 155 mm. Tak偶e i one wymierzone by艂y w artyleri臋 przeciwnika, a ich ostrza艂 r贸wnie precyzyjny. By艂a to najbardziej zmechanizowana z czynno艣ci 偶o艂nierskich. To armata zabija艂a, a oni j膮 tylko obs艂ugiwali. W tym przypadku nie widzieli efekt贸w swoich dzia艂a艅, ale nie potrzebowali nawet wysuni臋tego na prz贸d obserwatora, aby informowa艂 ich o skuteczno艣ci. Wiedzieli dobrze, 偶e kiedy celowaniem steruje GPS, potwierdzenia takie nie s膮 potrzebne.

Paradoksalnie, ostatni otworzyli ogie艅 ci, kt贸rzy na w艂asne oczy widzieli zbli偶aj膮cego si臋 przeciwnika. Czo艂gi艣ci czekali na rozkaz, kt贸rym by艂o rozpocz臋cie ostrza艂u przez dow贸dc贸w kompanii.

Przy ca艂ej swojej morderczej skuteczno艣ci, system sterowania ogniem Abrams贸w jest jednym z najprostszych mechanizm贸w, jakie kiedykolwiek z艂o偶ono w r臋ce 偶o艂nierzy, na dodatek w warunkach bojowych 艂atwiejszym do u偶ycia, ni偶 kosztuj膮ce miliony dolar贸w symulatory. Ka偶dy z celowniczych mia艂 wyznaczony sektor, a pierwszymi pociskami odpalanymi przez dow贸dc贸w kompanii by艂y pociski przeciwpancerne HEAT, kt贸re zostawia艂y bardzo wyra藕ny 艣lad. Poszczeg贸lne czo艂gi otrzymywa艂y do ostrza艂u teren na lewo lub prawo od pierwszego wybuchu. Cele mia艂y wi臋ksz膮 temperatur臋 ni偶 otaczaj膮ca je pustynia i w podczerwieni zdradza艂y swoj膮 obecno艣膰 z tak膮 wyrazisto艣ci膮 jak jasno p艂on膮ce 偶ar贸wki. Ka偶dy celowniczy wiedzia艂, na kt贸rym sektorze si臋 skupi膰 i w nim oczekiwa艂 nadje偶d偶aj膮cego T-80. Gdy ten pojawi艂 si臋 na celowniku, za艂oga w艂膮cza艂a laserowy dalmierz. Promie艅, odbity od celu, powraca艂, informuj膮c komputer o odleg艂o艣ci do obiektu, szybko艣ci, z jak膮 si臋 porusza, oraz kierunku. Inne czujniki powiadamia艂y o temperaturze powietrza i amunicji, g臋sto艣ci powietrza, szybko艣ci i kierunku wiatru, temperaturze lufy, a tak偶e o tym, ile wystrzelono do tej pory z niej pocisk贸w. Komputer zbiera艂 te wszystkie informacje, a gdy ju偶 je przetworzy艂, bia艂y prostok膮t informowa艂 celowniczego, i偶 system gotowy jest do wystrzelania pocisku. Teraz wystarczy艂o ju偶 tylko zacisn膮膰 palec wskazuj膮cy na spu艣cie. Czo艂gi podskakiwa艂y, zamki cofa艂y si臋, a z luf tryska艂 o艣lepiaj膮co jasny p艂omie艅, z kt贸rego wylatywa艂y pociski, gnaj膮c z szybko艣ci膮 prawie dw贸ch kilometr贸w na sekund臋. By艂y podobne do grubych strza艂, o 艣rednicy pi臋ciu centymetr贸w, z kr贸tkimi brzechwami, kt贸re w trakcie lotu spala艂y si臋 od tarcia z powietrzem, zostawiaj膮c za sob膮 艣wietliste 艣lady. Te pozwala艂y dow贸dcy czo艂gu 艣ledzi膰 przez ca艂y czas tor lotu pocisku.

Cele stanowi艂y czo艂gi T-80. By艂y mniejsze od swych ameryka艅skich odpowiednik贸w, a to g艂贸wnie za spraw膮 s艂abszych silnik贸w, a okrojone rozmiary zmusza艂y do znacznych kompromis贸w konstrukcyjnych. Z przodu znajdowa艂 si臋 zbiornik paliwa, a prowadz膮cy do niego przew贸d ciasnym kr臋giem otacza艂 wie偶臋. Pociski umieszczone by艂y w niszach obok zapasowego pojemnika z paliwem, tak 偶e ca艂y czo艂g „odziany” by艂 w 艂atwopalne substancje. Ponadto, aby zaoszcz臋dzi膰 miejsce w wie偶y, zrezygnowano z 艂adowniczego na rzecz automatycznego systemu, kt贸ry, po pierwsze, by艂 wolniejszy od cz艂owieka, po drugie, powodowa艂, 偶e przez ca艂y czas znajdowa艂 si臋 w wie偶y gotowy do wystrzelenia nab贸j. Nie mia艂o to w tym przypadku wi臋kszego znaczenia, powodowa艂o jedynie bardziej spektakularne eksplozje.

Drugi T-80 zosta艂 trafiony przez pocisk w podstaw臋 wie偶y. Najpierw rozdar艂 przew贸d paliwowy, a nast臋pnie, dr膮偶膮c pancern膮 os艂on臋, rozpad艂 si臋 na mn贸stwo fragment贸w, kt贸re z szybko艣ci膮 ponad tysi膮ca metr贸w na sekund臋 rozprysn臋艂y si臋 w ma艂ej przestrzeni, a odbite od wewn臋trznych powierzchni zmasakrowa艂y za艂og臋. Ta nie 偶y艂a ju偶 wi臋c, gdy w 艣lad za pierwszym przygotowanym do strza艂u nabojem eksplodowa艂a ca艂a amunicja, powoduj膮c wybuch paliwa. Ci臋偶ka wie偶a zosta艂a wyrzucona w powietrze na dziesi臋膰 metr贸w. W przeci膮gu trzech sekund pi臋tna艣cie innych czo艂g贸w zosta艂o unicestwionych w ten sam spos贸b. Wystarczy艂o kolejnych dziesi臋膰 sekund, aby ca艂kowicie znikn臋艂a wysuni臋ta stra偶 dywizji Nie艣miertelnych, a jedyny jej op贸r polega艂 na tym, 偶e ca艂e pole bitwy ozdobi艂a p艂on膮cymi stosami.

Ogie艅 natychmiast przeni贸s艂 si臋 na g艂贸wne si艂y dywizji: trzy bataliony posuwaj膮ce si臋 w r贸wnej linii. Ich ponad sto pi臋膰dziesi膮t pojazd贸w znajdowa艂o si臋 w tej chwili o trzy kilometry od pi臋膰dziesi臋ciu czterech Abrams贸w.

Dow贸dcy ira艅skich czo艂g贸w, aby lepiej widzie膰, najcz臋艣ciej znajdowali si臋 w otwartych w艂azach i stali w nich jeszcze, chocia偶 ju偶 wcze艣niej dostrzegli nadlatuj膮ce rakiety. Zobaczyli przed sob膮 lini臋 bia艂ych i pomara艅czowych rozb艂ysk贸w. Oficerowie obdarzeni najszybszym refleksem zd膮偶yli poleci膰 swoim za艂ogom, aby natychmiast wystrzeli艂y pociski, ale ledwie dziesi臋ciu celowniczych zd膮偶y艂o wykona膰 rozkaz. Poniewa偶 jednak nie mieli czasu, aby oceni膰 dystans, wszystkie wystrza艂y chybi艂y. Ostra dyscyplina sprawi艂a, 偶e strach nie zd膮偶y艂 zast膮pi膰 szoku, niekt贸rzy wi臋c przyst膮pili do ponownego za艂adunku, inni mozolili si臋 z ustaleniem odleg艂o艣ci i trajektorii pocisku, ale wtedy widnokr膮g znowu rozpali艂 si臋 na pomara艅czowo, a niewielu widz贸w zda艂o sobie spraw臋 z przyczyny.

Kolejna salwa pi臋膰dziesi臋ciu czterech pocisk贸w trafi艂a w pi臋膰dziesi膮t cztery cele i w ten spos贸b w nieca艂e dwadzie艣cia sekund od rozpocz臋cia bitwy podwoi艂a si臋 liczba zniszczonych T-80.

— Jeden poruszaj膮cy si臋 cel — oznajmi艂 dow贸dca czo艂gu swemu celowniczemu. Ca艂e pole bitwy sta艂o teraz w ogniu, a p艂omienie miesza艂y si臋 z termowizyjnymi obrazami pojazd贸w. Tam. Celowniczy ustali艂 odleg艂o艣膰 — 3.650 metr贸w — a kiedy pojawi艂 si臋 bia艂y prostok膮t, nacisn膮艂 spust. Obraz pociemnia艂, mimo to wida膰 by艂o bia艂y tor pocisku, a potem...

— Trafiony! — oznajmi艂 dow贸dca. — Przenie艣膰 ogie艅!

— Zlokalizowany — pad艂a lakoniczna informacja.

— Ognia!

Celowniczy odpali艂 trzeci pocisk w ci膮gu p贸艂 minuty, a w trzy sekundy p贸藕niej nast臋pna wie偶a T-80 wylecia艂a w powietrze.

I tyle tylko trwa艂a pancerna faza bitwy.

Teraz Bradleye zaatakowa艂y zbli偶aj膮ce si臋 BWP, a ich dzia艂ka Bushmaster 艂apczywie poszukiwa艂y swoich cel贸w. W tym przypadku wszystko trwa艂o odrobin臋 d艂u偶ej, ale ostateczny efekt by艂 r贸wnie mia偶d偶膮cy.

* * *

Dow贸dca Nie艣miertelnych w艂a艣nie zbli偶a艂 si臋 do tylnych stra偶y brygady prowadz膮cej, kiedy zobaczy艂 start rakiet. Kaza艂 zatrzyma膰 si臋 kierowcy i spojrza艂 w ty艂, tylko po to, by zobaczy膰 wt贸rne eksplozje gin膮cej w艂a艣nie artylerii dywizyjnej, a gdy znowu odwr贸ci艂 si臋, dojrza艂 drug膮 salw臋 czo艂g贸w Eddingtona. Nie up艂yn臋艂a minuta, a podleg艂a mu formacja utraci艂a czterdzie艣ci procent stanu. Zanim w pe艂ni zda艂 sobie spraw臋 z tego, co nast膮pi艂o, wiedzia艂 ju偶, 偶e wpad艂 w zasadzk臋. Ale przez kogo urz膮dzon膮?

* * *

Wystrzelone z MLRS rakiety, kt贸ry pozbawi艂y Nie艣miertelnych artylerii, nadlecia艂y ze wschodu, a nie z po艂udnia. By艂 to prezent Hamma dla Gwardii Narodowej, kt贸ra, zgodnie z przyj臋tym planem ogniowym, nie mog艂a sama uderzy膰 na artyleri臋 ira艅sk膮. Kiedy wyrzutnie MLRS Czarnego Konia wykona艂y to zadanie, przenios艂y ogie艅, aby zrobi膰 miejsce dla pu艂kowych 艣mig艂owc贸w szturmowych Apache, kt贸re uderzy艂y g艂臋boko, poza lini臋 2. Korpusu, w tej chwili uwik艂anego w walk臋 z trzema szwadronami l膮dowymi.

Podzia艂 zada艅 na placu boju zosta艂 w istocie narzucony przez wydarzenia poprzedniego dnia. Pierwszym obiektem dla artylerii mia艂a by膰 artyleria, dla czo艂g贸w — czo艂gi, helikoptery za艣 mia艂y si臋 zaj膮膰 unicestwieniem dow贸dztwa. Dwadzie艣cia minut wcze艣niej przesta艂o funkcjonowa膰 stanowisko dowodzenia dywizji. Na dziesi臋膰 minut przed wystrzeleniem pierwszych rakiet, mieszane zespo艂y Apache-Kiowa nadlecia艂y z p贸艂nocy i od ty艂u zaatakowa艂y miejsca, z kt贸rych emitowano sygna艂y radiowe. W pierwszej kolejno艣ci zaatakowano sztaby dywizyjne, potem — brygad.

Sztab Nie艣miertelnych zaczyna艂 si臋 w艂a艣nie orientowa膰 w nap艂ywaj膮cych informacjach. Niekt贸rzy z oficer贸w domagali si臋 ich potwierdzenia albo szczeg贸艂贸w, kt贸re by艂y im potrzebne do podj臋cia decyzji. Na tym polega艂 problem stanowisk dowodzenia: by艂y one m贸zgami podleg艂ych im jednostek, a ludzie podejmuj膮cy decyzje musieli by膰 z nimi fizycznie zwi膮zani.

* * *

Z odleg艂o艣ci sze艣ciu kilometr贸w wida膰 by艂o wyra藕nie skupisko pojazd贸w. Cztery wyrzutnie przeciwlotnicze mierzy艂y na po艂udnie, 艂atwo dawa艂y si臋 te偶 rozpozna膰 dzia艂a przeciwlotnicze. Te posz艂y na pierwszy ogie艅. Apache wybra艂y odpowiednie miejsca i zawis艂y nad nimi na wysoko艣ci trzydziestu metr贸w, a siedz膮cy na przednich fotelach strzelcy — wszyscy b臋d膮cy m艂odymi podoficerami — przy u偶yciu sprz臋tu optycznego wybrali pierwsz膮 grup臋 cel贸w, dla kt贸rych przeznaczyli naprowadzane laserowo pociski Hellfire. Trzeba trafu, 偶e w chwili odpalania pierwszej salwy jeden z ira艅skich 偶o艂nierzy zobaczy艂 b艂yski i krzykiem zaalarmowa艂 reszt臋, kt贸r膮 okr臋ci艂a dzia艂a i zacz臋艂a si臋 ostrzeliwa膰, zanim wszystkie pociski opu艣ci艂y wyrzutnie. Rozp臋ta艂o si臋 piek艂o. Piloci Apache odskoczyli w lewo z szybko艣ci膮 stu kilometr贸w na godzin臋, zaskoczyli jednak w ten spos贸b operator贸w uzbrojenia, kt贸rzy musieli odpali膰 nast臋pne rakiety, gdy偶 pierwsze chybi艂y. W przypadku sze艣ciu pozosta艂ych AH-64, pi臋膰 rakiet trafi艂o w cel. Wystarczy艂a minuta, aby nie grozi艂 ju偶 ostrza艂 przeciwlotniczy, dzi臋ki czemu 艣mig艂owce mog艂y zbli偶y膰 si臋 do swych ofiar. Piloci widzieli ludzi usi艂uj膮cych ucieka膰, chocia偶 cz臋艣膰 oddzia艂u chroni膮cego sztab zacz臋艂a pru膰 w niebo z karabin贸w maszynowych. Strzelcy najpierw odpalili rakiety 2,75 cala, potem za pomoc膮 pocisk贸w Hellfire unieszkodliwili kilka zdolnych jeszcze do u偶ytku pojazd贸w pancernych, a potem przesun臋li selektory uzbrojenia na dzia艂ka 30 mm. 艢mig艂owce nadlecia艂y w warkocie wirnik贸w i zawis艂y, niczym ogromne owady, z wolna si臋 tylko przesuwaj膮c, podczas gdy strzelcy wyszukiwali 偶o艂nierzy na ziemi, kt贸rym uda艂o si臋 przetrwa膰 atak ci臋偶szych broni. Ci nie mieli si臋 gdzie ukry膰, gdy偶 ich cia艂a promieniowa艂y w ciemno艣ci na tle ch艂odniejszego gruntu, a strzelcy wyszukiwali ich w grupach, parach, a na koniec pojedynczo, uwijaj膮c si臋 po ca艂ym terenie niczym 偶niwiarze 艣mierci. Podczas narad poprzedzaj膮cych operacje zdecydowano, 偶e, w przeciwie艅stwie do 1991 roku, w tej wojnie helikoptery nie b臋d膮 bra艂y je艅c贸w. Cz艂onkowie grupy przez ca艂e dziesi臋膰 minut poszukiwali jeszcze poruszaj膮cych si臋 obiekt贸w, ale gdy upewnili si臋, 偶e wszystkie pojazdy zosta艂y zniszczone, a na ziemi le偶膮 ju偶 tylko nieruchome postacie, 艣mig艂owce przerwa艂y ogie艅 i, z opuszczonymi nosami, pofrun臋艂y na wsch贸d do punkt贸w zaopatrzenia.

* * *

Przedwczesny atak na jednostki rozpoznawcze 2. Korpusu sprawi艂, 偶e jeden z element贸w bitwy rozpocz膮艂 si臋 z wyprzedzeniem w stosunku do planu, co zaalarmowa艂o nietkni臋t膮 jeszcze kompani臋 czo艂g贸w.

— Wchodzimy — rozkaza艂 dow贸dca szwadronu, odpalaj膮c sw贸j pocisk, za kt贸rym wkr贸tce pomkn臋艂o osiem nast臋pnych. Nawet pomimo tak znacznej odleg艂o艣ci sze艣膰 trafi艂o w cel i atak Czarnego Konia na 2. Korpus rozpocz膮艂 si臋 w istocie jeszcze przed pierwsz膮 salw膮 MLRS. Nast臋pne wystrza艂y nast膮pi艂y w ruchu; pi臋膰 kolejnych czo艂g贸w eksplodowa艂o, podczas gdy pociski przez nie wystrzelone nie si臋gn臋艂y celu. Teraz odrobin臋 trudniej by艂o o celno艣膰: chocia偶 armaty by艂y stabilizowane, zawsze mog艂a si臋 przydarzy膰 wi臋ksza nier贸wno艣膰 terenu.

Czo艂gi szwadronu rozrzucone by艂y co p贸艂 kilometra i ka偶dy otrzyma艂 tej samej szeroko艣ci rejon polowania, a im dalej si臋 posuwa艂y, tym wi臋cej ukazywa艂o si臋 cel贸w. Zwiadowcze Bradleye trzyma艂y si臋 sto metr贸w z ty艂u, a ich celowniczy uwa偶nie wypatrywali piechoty, kt贸ra mog艂a odpali膰 pociski przeciwpancerne. Dwie dywizje 2. Korpusu rozci膮g艂y si臋 wszerz na dwadzie艣cia kilometr贸w, a w g艂膮b zajmowa艂y pas o d艂ugo艣ci dwunastu; tak przynajmniej wynika艂o z informacji podawanych przez SIM.

W dziesi臋膰 minut szwadron przetoczy艂 si臋 przez batalion, kt贸ry najpierw nadwyr臋偶yli Saudyjczycy, a teraz do reszty zniszczyli Amerykanie. W ci膮gu nast臋pnych dziesi臋ciu minut natrafili na bateri臋 artylerii. Bradleye zala艂y ca艂y teren lawin膮 pocisk贸w z rdzeniem ze zubo偶onego uranu z dzia艂ek 25 mm i przysporzy艂y nowych kul ognistych, kt贸re mog艂y zrodzi膰 wra偶enie, i偶 nadal trwa zach贸d s艂o艅ca, chocia偶 ten nast膮pi艂 cztery godziny wcze艣niej.

* * *

— Cholera — powiedzia艂 Eddington g艂osem wypranym z emocji. Otrzymawszy informacje od dow贸dc贸w batalion贸w, sta艂 teraz wyprostowany we w艂azie HMMWV.

— Czy uwierzy艂by pan w to pi臋膰 minut wcze艣niej? — zapyta艂 Lobo Sze艣膰. Eddington s艂ysza艂 w batalionowej sieci 艂膮czno艣ci kilka g艂os贸w ze zdziwieniem powtarzaj膮cych: „To ju偶 wszystko?” Obowi膮zywa艂a wprawdzie cisza radiowa, ale nie wszyscy potrafili powstrzyma膰 si臋 od okrzyk贸w zdumienia.

Nie mo偶na jednak by艂o spocz膮膰 na laurach. Eddington wywo艂a艂 oficera wywiadu brygady.

— Co m贸wi膮 Predatory?

— Nadal dwie brygady posuwaj膮 si臋 na po艂udnie, ale teraz troch臋 zwolni艂y, sir. S膮 oko艂o pi臋tna艣cie kilometr贸w od pana, pu艂kowniku.

— Po艂膮cz mnie z Sumter — poleci艂 dow贸dca Wilczego Stada.

* * *

Genera艂 major nie ruszy艂 si臋 jeszcze z miejsca, 艣wiadom tego, 偶e 艣mier膰 znajduje si臋 przed nim i za nim. Up艂yn臋艂o ledwie dziesi臋膰 minut. Powr贸ci艂y trzy czo艂gi i dwana艣cie BWP, zatrzyma艂y si臋 w p艂ytkiej niecce i zaj臋艂y stanowiska, czekaj膮c na rozkazy. Powracali te偶 pojedynczy 偶o艂nierze, ale nie mo偶na by艂o z nimi nawi膮za膰 kontaktu. Nie potrafi艂 mie膰 do nich pretensji; prawdopodobnie by艂 w wi臋kszym szoku ni偶 oni.

Pr贸bowa艂 ju偶 po艂膮czy膰 si臋 z dywizyjnym stanowiskiem dowodzenia, ale odpowiedzi膮 by艂 tylko szum. W tej chwili zupe艂nie bezu偶yteczne okaza艂y si臋 lata sp臋dzone w mundurze, czas dowodzenia, szko艂y, kt贸re uko艅czy艂, wygrane i przegrane manewry.

Wci膮偶 jednak mia艂 pod swoimi rozkazami wi臋cej ni偶 po艂ow臋 dywizji. Dwie z jego brygad nadal by艂y nietkni臋te, a przecie偶 nie przyby艂 tutaj, aby przegra膰. Kaza艂 kierowcy zawr贸ci膰. Resztkom prowadz膮cej brygady poleci艂 czeka膰 na rozkazy. Musia艂 wykona膰 manewr. To, co si臋 tu wydarzy艂o, przypomina艂o z艂y sen, ale noc musia艂a si臋 kiedy艣 sko艅czy膰.

* * *

— Jakie propozycje, Eddington?

— Chc臋 przesun膮膰 swoich ludzi na p贸艂noc, panie generale. Dwie brygady czo艂g贸w po艂kn臋li艣my z tak膮 艂atwo艣ci膮 jak talerz p艂atk贸w. Artyleria przeciwnika jest w wi臋kszo艣ci zniszczona i mam przed sob膮 pusty teren.

— W porz膮dku. Bez nadmiernego po艣piechu i uwa偶aj na skrzyd艂a. Powiadomi臋 Czarnego Konia.

— Zrozumia艂em, sir. Ruszamy o dwudziestej.

Rozwa偶yli wcze艣niej t臋 mo偶liwo艣膰 i na mapach pojawi艂y si臋 ju偶 zarysy plan贸w. Lobo mia艂 przesun膮膰 si臋 i rozwin膮膰 na prawo, Bia艂y Kie艂 — pod膮偶y膰 wprost na p贸艂noc po obu stronach drogi, a nie wykorzystany na razie Kojot odsun膮膰 mia艂 si臋 w lewo, aby p贸藕niej w szyku schodkowym uderzy膰 od zachodu. St膮d brygada mia艂a si臋 przesun膮膰 na p贸艂noc. Musieli porusza膰 si臋 wolno, gdy偶 by艂o ciemno i nie znali terenu. Operacja otrzyma艂a kryptonim NATHAN, a jej pierwszy etap BULL RUN[11]. Eddington mia艂 nadziej臋, 偶e Diggs nie we藕mie mu tego za z艂e.

— Wilcze Stado Sze艣膰 do wszystkich Sz贸stek. Operacja NATHAN. Powtarzam, rozpoczynamy operacj臋 NATHAN za dwadzie艣cia minut. Potwierdzi膰.

Kilka sekund p贸藕niej nap艂yn臋艂y potwierdzenia od dow贸dc贸w batalion贸w.

Diggs pozostawa艂 z nim w sta艂ej 艂膮czno艣ci, zatem na ekranie M4 Magruder mia艂 ten sam obraz sytuacji, co genera艂. Nie by艂 przesadnie zaskoczony, co najwy偶ej musia艂 przyzna膰, 偶e nie doceni艂 gwardzist贸w. Je艣li ju偶, to bardziej zaskakuj膮ce by艂y post臋py 10. pu艂ku. Poruszaj膮c si臋 ze sta艂膮 pr臋dko艣ci膮 trzydziestu kilometr贸w na godzin臋, znalaz艂 si臋 ju偶 g艂臋boko na terytorium dawnego Iraku, got贸w teraz do wykr臋cenia na po艂udnie, co zrobi艂 o drugiej w nocy czasu miejscowego. Zostawiwszy szwadron helikopter贸w do pomocy Kuwejtczykom, Magruder czu艂 si臋 nieco ods艂oni臋ty, by艂o jednak ciemno, co mia艂o jeszcze potrwa膰 cztery godziny. Kiedy te min膮, on b臋dzie ju偶 znowu w Arabii Saudyjskiej. Dow贸dca Bizon贸w uwa偶a艂, 偶e dosta艂 najlepsze zadanie kawaleryjskie. Oto znajdowa艂 si臋 na terytorium przeciwnika i to daleko na jego ty艂ach. Tak samo post膮pi艂 pu艂kownik John Grierson z Johnny Rebem[12]. Nakaza艂 swym oddzia艂om, aby rozjecha艂y si臋 szeroko. Zwiad oznajmia艂, 偶e nie ma po drodze 偶adnych przeszk贸d, gdy偶 g艂贸wny trzon si艂 wroga znajduje si臋 daleko na terenie Arabii Saudyjskiej. Du偶o dalej ju偶 si臋 nie posun膮, a jemu pozostawa艂o teraz tylko zatrzasn膮膰 drzwi.

* * *

Donner sta艂 w otwartym w艂azie wozu zwiadowczego za wie偶yczk膮, obok siebie maj膮c wojskowego kamerzyst臋. Nigdy dot膮d nie widzia艂 niczego podobnego. Mia艂 nagrany na ta艣mie atak na bateri臋 artylerii, chocia偶 nie by艂 pewien, czy b臋dzie z tego jaki艣 po偶ytek przy wszystkich tych podskokach i przechy艂ach. Jak okiem si臋gn膮膰, tylko zniszczenia. Na po艂udniowym wschodzie widzia艂 setk臋 wypalonych czo艂g贸w, ci臋偶ar贸wek i innych pojazd贸w, a wszystko to rozegra艂o si臋 w nieca艂膮 godzin臋. Bradley zatrzyma艂 si臋, on za艣 polecia艂 do przodu, uderzaj膮c twarz膮 o kraw臋d藕 luku.

— Szyk obronny! — rozkaza艂 dow贸dca. — Zatrzymamy si臋 tutaj na chwil臋.

Bradleye utworzy艂y kr膮g mniej wi臋cej kilometr na p贸艂noc od zniszczonych armat. Doko艂a nic si臋 nie porusza艂o, o czym celowniczy upewni艂 si臋, okr臋caj膮c wie偶yczk臋. Otworzy艂a si臋 rampa z ty艂u wozu; dw贸ch 偶o艂nierzy najpierw dok艂adnie rozejrza艂o si臋, a potem wyskoczy艂o z pistoletami maszynowymi gotowymi do strza艂u.

— Chod藕 — powiedzia艂 sier偶ant i wyci膮gn膮艂 r臋k臋. Donner z艂apa艂 za ni膮 i wdrapa艂 si臋 na wierzch Bradleya. — Chcesz zapali膰?

Donner pokr臋ci艂 g艂ow膮.

— Dzi臋kuj臋, rzuci艂em.

— Ci przestan膮 pali膰 dopiero za dzie艅 lub dwa — powiedzia艂 sier偶ant, wskazuj膮c na pogorzelisko. Najwidoczniej uwa偶a艂 to za dobry dowcip. Podni贸s艂 do oczu lornetk臋 i raz jeszcze zlustrowa艂 teren.

— No i co pan o tym my艣li? — spyta艂 Donner.

— 呕e za to w艂a艣nie mi p艂ac膮, a idzie nie藕le.

— Dlaczego stan臋li艣my?

— Za p贸艂 godziny dostaniemy paliwo i amunicj臋.

Sier偶ant opu艣ci艂 lornetk臋.

— Potrzebne nam paliwo? Nie ujechali艣my zbyt daleko.

— Pu艂kownik chyba uwa偶a, 偶e nied艂ugo b臋dziemy mieli nast臋pn膮 rob贸tk臋.

62
Gotowi i naprz贸d!

Inicjatywa, czy to na wojnie, czy w innej dziedzinie ludzkich poczyna艅, sprowadza si臋 z regu艂y do psychologicznej przewagi. W inicjatywie 艂膮czy si臋 poczucie jednej strony, 偶e wygrywa, i drugiej, 偶e co艣 nie uk艂ada si臋 po jej my艣li, 偶e musi reagowa膰 na dzia艂ania przeciwnika, zamiast przygotowywa膰 w艂asne posuni臋cia.

Przed Amerykanami pojawi艂a si臋 niemi艂a konieczno艣膰 kr贸tkiej, ale nieodzownej pauzy. Naj艂atwiej powinien na to przysta膰 pu艂kownik Nick Eddington z Wilczego Stada, tymczasem wcale tak nie by艂o. Jego Gwardia Narodowa przed swoj膮 pierwsz膮 bitw膮 musia艂a tylko spokojnie czeka膰, a偶 przeciwnik wejdzie w pu艂apk臋 o g艂臋boko艣ci i szeroko艣ci dwudziestu kilometr贸w. Je艣li nie liczy膰 pododdzia艂贸w zwiadowczych brygady, 偶o艂nierze z P贸艂nocnej Karoliny niemal si臋 nie ruszyli. Teraz wszystko si臋 zmieni艂o i Eddington zrozumia艂, 偶e chocia偶 z pewnego punktu widzenia jest baletmistrzem, manewru musi dokona膰 przy u偶yciu czo艂g贸w, obiekt贸w ci臋偶kich, masywnych, kt贸re porusza膰 si臋 mia艂y w ciemno艣ci po nieznanym terenie.

Pomog艂a technika. Dzi臋ki radiu m贸g艂 powiadomi膰 swoich podw艂adnych dok膮d si臋 maj膮 uda膰, a dzi臋ki systemowi SIM — jak to zrobi膰. Lobo zacz膮艂 si臋 wycofywa膰 ze stanowiska na zboczu, kt贸re czterdzie艣ci minut wcze艣niej odda艂o im takie us艂ugi, zwracaj膮c si臋 na po艂udnie i, poprzez wyznaczone z g贸ry punkty nawigacyjne, skierowa艂 si臋 na pozycje odleg艂e o pi臋tna艣cie kilometr贸w od miejsca, gdzie stoczyli walk臋. W trakcie tego manewru wzmocniony batalion rozlu藕ni艂 szyk. Dzi臋ki SIM dow贸dcy pododdzia艂贸w wiedzieli, jaki obszar zostaje im wyznaczony i byli w stanie podzieli膰 go niemal automatycznie, tak 偶e ka偶dy pojazd z dok艂adno艣ci膮 do metra zna艂 miejsce swego rozlokowania. Pojazdy porusza艂y si臋 po ziemi niczyjej, z szybko艣ci膮 samochod贸w w godzinach szczytu. Niemniej wszystko potoczy艂o si臋 zgodnie z planem i po godzinie od rozpocz臋cia operacji NATHAN manewr by艂 zako艅czony. Brygada, rozci膮gni臋ta w formacj臋 o czole szeroko艣ci pi臋tnastu kilometr贸w, wykr臋ci艂a na p贸艂noc i zacz臋艂a posuwa膰 si臋 z szybko艣ci膮 dwudziestu kilometr贸w na godzin臋, poprzedzana przez jednostki rozpoznawcze, kt贸re po艣pieszy艂y zaj膮膰 pozycje o siedem kilometr贸w przed g艂贸wnymi si艂ami. Zabra艂o to o wiele mniej czasu ni偶 w podr臋cznikach. Eddington nieustannie powtarza艂 sobie, 偶e dowodzi 偶o艂nierzami niezawodowymi, kt贸rzy odrobin臋 nazbyt byli zale偶ni od sprz臋tu elektronicznego, aby m贸g艂 si臋 czu膰 ca艂kiem spokojny. Musia艂 starannie kontrolowa膰 poczynania swych trzech batalion贸w do chwili, gdy znowu nawi膮偶膮 kontakt z przeciwnikiem i sytuacja si臋 wyklaruje.

Dla Toma Donnera prawdziwym zaskoczeniem by艂o to, 偶e masywne ci臋偶ar贸wki zaopatrzenia potrafi艂y dotrzyma膰 tempa jednostkom bojowym. Wcze艣niej nie zastanawia艂 si臋 jako艣 nad znaczeniem tego faktu, przyzwyczajony raz w tygodniu zaje偶d偶a膰 na stacj臋 benzynow膮.

Pojawi艂y si臋 cysterny. Bradleye i czo艂gi podje偶d偶a艂y parami, tankowa艂y r贸wnocze艣nie, a nast臋pnie powraca艂y na stanowiska, gdzie czeka艂a na nie amunicja. Zauwa偶y艂, 偶e ka偶dy niemal Bradley zaopatrzony by艂 w zakupiony przez celowniczego z w艂asnych pieni臋dzy klucz nasadowy, kt贸ry u艂atwia艂 prze艂adowanie magazynka Bushmastera. Dzia艂a艂y lepiej ni偶 specjalnie w tym celu zaprojektowane urz膮dzenia. Temat na niez艂y program, pomy艣la艂 z nik艂ym u艣miechem.

Dow贸dca oddzia艂u, kt贸ry z M1A2 przesiad艂 si臋 teraz na HMMWV, przechodzi艂 od pojazdu do pojazdu, sprawdzaj膮c stan maszyn i za艂贸g. Dziennikarza zostawi艂 sobie na koniec.

— Panie Donner, wszystko w porz膮dku?

Reporter upi艂 艂yk kawy przyrz膮dzonej przez kierowc臋 Bradleya i skin膮艂 g艂ow膮.

— Zawsze tak to wygl膮da? — spyta艂 m艂odego oficera.

— Dot膮d zna艂em to tylko z 膰wicze艅, ale na razie wszystko przebiega bardzo podobnie.

— A co pan my艣li o ca艂ej sprawie? — indagowa艂 dziennikarz. — No wie pan, pan i pa艅scy ludzie zabili艣cie tak wielu nieprzyjaci贸艂.

Kapitan zamy艣li艂 si臋 na chwil臋.

— Pisa艂 pan kiedy艣 o huraganie i podobnych wypadkach?

— Tak.

— I pyta艂 pan ludzi, jak to jest, kiedy nagle ca艂e 偶ycie zostaje wywr贸cone do g贸ry nogami?

— Taki jest m贸j zaw贸d.

— Podobnie jest z nami. Wypowiedzieli nam wojn臋, wi臋c z nimi walczymy. Je艣li ich zaboli, mo偶e nast臋pnym razem si臋 zastanowi膮. Wie pan, mam wuja w Teksasie, to znaczy wuja i ciotk臋. Kiedy艣 gra艂 zawodowo w golfa, uczy艂 mnie trzyma膰 kij i robi膰 zamach, potem pracowa艂 dla Cobry, firmy produkuj膮cej sprz臋t do golfa. Tu偶 przed naszym wyjazdem z Fort Irwin zadzwoni艂a matka, 偶e oboje z艂apali tego pieprzonego wirusa ebola. Chce pan naprawd臋 wiedzie膰, co o tym my艣limy? — spyta艂 oficer, kt贸ry tej nocy zniszczy艂 pi臋膰 czo艂g贸w. — Pora si臋 zbiera膰, panie Donner. Czarny Ko艅 rusza o dziesi膮tej. Przed 艣witem powinni艣my mie膰 kontakt. — Na horyzoncie pojawi艂 si臋 przyt艂umiony blask, a po d艂ugiej chwili dolecia艂 do nich odleg艂y grzmot. — Apache zaczynaj膮 wcze艣niej.

Trzydzie艣ci kilometr贸w na p贸艂nocny zach贸d, zniszczone zosta艂o w艂a艣nie stanowisko dowodzenia 2. Korpusu.

Operacja rozwija艂a si臋 pomy艣lnie. 1. szwadron Czarnego Konia mia艂 teraz zrobi膰 zwrot i przetoczy膰 si臋 na p贸艂noc przez resztki 2. Korpusu. 3. szwadron powinien napotka膰 na mniejszy op贸r, gdy i艣膰 b臋dzie na po艂udnie, by w ten spos贸b uzupe艂ni膰 si艂y pu艂ku przed pierwszym atakiem na lewe skrzyd艂o 2. Korpusu. W odleg艂o艣ci jedenastu kilometr贸w Hamm przesuwa艂 artyleri臋, aby ta dopomog艂a w dobiciu 2. Korpusu, kt贸rego dow贸dztwo w艂a艣nie wyeliminowa艂y 艣mig艂owce Apache.

* * *

Eddington nieustannie musia艂 upomina膰 sam siebie, 偶e najwa偶niejsza jest prostota. Niezale偶nie od lat studi贸w i nazwy, kt贸r膮 wybra艂 dla swojej formacji, nie by艂 Nathanielem Bedfordem Forrestem, a pole bitwy by艂o o wiele za du偶e, aby m贸g艂 sobie pozwoli膰 na improwizacje, jak cz臋sto robi艂 ten rasistowski geniusz podczas wojny secesyjnej.

Kruk by艂 teraz rozci膮gni臋ty szczeg贸lnie p艂ytko, gdy偶 w ci膮gu ostatnich dziewi臋膰dziesi臋ciu minut czo艂o brygady poszerzy艂o si臋 niemal dwukrotnie, co zmniejszy艂o tempo jej marszu. Mo偶e to i nie藕le, my艣la艂 pu艂kownik. Musia艂 zachowa膰 ostro偶no艣膰. Si艂y wroga nie mog艂y wykona膰 zbyt g艂臋bokiego manewru na wsch贸d w obawie, 偶e zderz膮 si臋 z lewym skrzyd艂em Czarnego Konia — je艣li za艂o偶y膰, 偶e w og贸le wiedzieli o jego istnieniu — z kolei teren na zachodzie by艂 zbyt trudny, aby pozwoli膰 na szybki manewr. Naje藕d藕cy pr贸bowali 艣rodkiem i dostali lanie, logicznym przeto posuni臋ciem ze strony 1. Korpusu ZRI by艂oby wykonanie ograniczonego manewru oskrzydlaj膮cego, najpewniej z g艂贸wnymi si艂ami przesuni臋tymi na wsch贸d. Obrazy dostarczane przez Predatory zaczyna艂y to potwierdza膰.

* * *

Dow贸dca Nie艣miertelnych nie m贸g艂 ju偶 skorzysta膰 z prawdziwego stanowiska dowodzenia, dlatego musia艂 zadowoli膰 si臋 tym, co pozosta艂o po 1. Brygadzie. P艂yn臋艂a z tego bezpo艣rednia nauka, 偶e musi nieustannie ucieka膰. Najwa偶niejsze by艂o w tej chwili ponowne nawi膮zanie kontaktu z dow贸dztwem 1. Korpusu, co nastr臋cza艂o sporo trudno艣ci, ono bowiem w艂a艣nie przemieszcza艂o si臋, gdy na drodze do Al-Artawija wpad艂 w zasadzk臋 Amerykan贸w. Teraz 1. Korpus z pewno艣ci膮 organizowa艂 stanowisko dowodzenia sztabu armii. Uda艂o mu si臋 po艂膮czy膰 z tr贸jgwiazdkowym ira艅skim genera艂em, kt贸remu, najszybciej jak potrafi艂, przekaza艂 wiadomo艣ci.

— To najwy偶ej jedna brygada — zapewni艂 go zwierzchnik. — Co teraz zamierzacie, generale?

— Skupi臋 si艂y, kt贸re mi pozosta艂y i przed 艣witem zaatakuj臋 z obu skrzyde艂 — odpar艂 dow贸dca dywizji. W gruncie rzeczy nie mia艂 zbyt wielkiego wyboru, o czym obaj dobrze wiedzieli. 1. Korpus nie m贸g艂 si臋 cofn膮膰, gdy偶 wywo艂a艂oby to tylko gniew przyw贸dcy, kt贸ry pos艂a艂 go do boju. Pozostanie w miejscu oznacza艂o czekanie na oddzia艂y saudyjskie, kt贸re sun臋艂y od granicy z Kuwejtem. Trzeba by艂o zatem odzyska膰 inicjatyw臋, z zaskoczenia atakuj膮c blokuj膮cych drog臋 Amerykan贸w. Do tego w艂a艣nie celu przeznaczone by艂y czo艂gi, a pod swoimi rozkazami mia艂 ich ci膮gle ponad czterysta.

— Aprobuj臋. Zapewni臋 wam wsparcie artylerii korpusu. Je艣li prze艂amiecie obron臋 nieprzyjaciela, przed zmrokiem powinni艣cie stan膮膰 w Rijadzie.

Je艣li Allach pozwoli, dopowiedzia艂 w duchu dow贸dca Nie艣miertelnych. Nakaza艂 2. Brygadzie, aby zwolni艂a tempo, co pozwoli艂o 3. dogoni膰 j膮, przeformowa膰 si臋 i wykona膰 manewr na wsch贸d. Zwierciadlan膮 operacj臋 powinni na zachodzie przeprowadzi膰 Irakijczycy. 2. Brygada zaatakuje przeciwnika z boku, podczas gdy 3. zajdzie go od ty艂u.

Centrum pozostanie puste.

* * *

— Zatrzymali si臋. Prowadz膮ca brygada stan臋艂a. S膮 o trzyna艣cie kilometr贸w na p贸艂noc — oznajmi艂 S-2 brygady. — Za kilka minut powinni艣my otrzyma膰 potwierdzenie od Kruka, kt贸ry b臋dzie ich mia艂 w zasi臋gu wzroku.

Wiedzia艂, co robi nieprzyjaciel. Grupa zachodnia, nieco cofni臋ta, posuwa艂a si臋 wolno, najwyra藕niej w oczekiwaniu na rozkazy, kt贸re zmieni膮 jej rozlokowanie. Nieprzyjaciel potrzebowa艂 czasu na zastanowienie.

Eddington nie m贸g艂 na to pozwoli膰.

Jedyny prawdziwy problem z MLRS polega艂 na tym, 偶e przy minimalnym zasi臋gu wyrzutnia by艂a o wiele mniej precyzyjna ni偶 przy maksymalnym. Po raz drugi tej nocy wyrzutnie, kt贸re nie zmieni艂y w og贸le swej pozycji, w艂膮czy艂y stabilizatory i podnios艂y platformy z kasetami, sterowane wy艂膮cznie informacjami elektronicznymi. Po raz drugi tej nocy ciemno艣膰 rozdar艂y smugi pocisk贸w, tyle 偶e tym razem poruszaj膮cych si臋 po o wiele bardziej p艂askich trajektoriach. Tak samo post膮pi艂a klasyczna artyleria, przy czym obie formacje uwag臋 skupi艂y przede wszystkim na oddzia艂ach brygady wroga, kt贸re znalaz艂y si臋 po lewej i po prawej stronie szosy.

Chodzi艂o przede wszystkim o efekt psychologiczny. Subamunicja przenoszona w g艂owicach rakiet nie mog艂a zniszczy膰 czo艂gu. Przy odrobinie szcz臋艣cia uszkodzi膰 mog艂a silnik, b膮d藕 te偶 przebi膰 艣cian臋 transportera opancerzonego, ale szans臋 na to by艂y niewielkie. Najwa偶niejsze by艂o zatem to, aby lawin膮 stali oszo艂omi膰 przeciwnika, ograniczy膰 jego mo偶liwo艣膰 obserwacji, a tak偶e my艣lenia. Oficerowie, kt贸rzy z dow贸dczych czo艂g贸w udali si臋 na narad臋, rzuc膮 si臋 do swych woz贸w, przy czym niekt贸rzy z nich zostan膮 zabici lub ranni. Ci, kt贸rzy bezpiecznie schroni膮 si臋 za pancernymi p艂ytami, us艂ysz膮 przecie偶 艂omot od艂amk贸w i niespokojnie b臋d膮 wygl膮da膰 przez peryskopy, czy ostrza艂 nie jest aby wst臋pem do natarcia. Mniej liczne pociski 155 mm stanowi艂y powa偶niejsze zagro偶enie, tym bardziej, 偶e nie wybucha艂y w powietrzu, a dopiero po zetkni臋ciu z przeszkod膮. Rachunek prawdopodobie艅stwa wskazywa艂, 偶e podczas gdy 2. Brygada b臋dzie czeka膰, a偶 3. Brygada przesunie si臋 po jej lewej stronie, niekt贸re z pojazd贸w zostan膮 zniszczone. Nie mog膮c zmieni膰 miejsca, ani — z racji braku artylerii — odpowiedzie膰 ogniem. 呕o艂nierze b臋d膮 musieli kuli膰 si臋 w pojazdach, spogl膮daj膮c bezsilnie na deszcz bomb i pocisk贸w.

Zgodnie z planem, 1. szwadron 11. pu艂ku ruszy艂 na p贸艂noc. Prowadzi艂y zwiadowcze Bradleye, kilometr za nimi sun臋艂y czo艂gi, gotowe rzuci膰 si臋 do walki na pierwsz膮 wiadomo艣膰 o kontakcie z przeciwnikiem. Dla Donnera by艂o to niezwyk艂e prze偶ycie. Cz艂owiek inteligentny, bynajmniej nie domator, nawyk艂y do w臋dr贸wek po Appalachach, stara艂 si臋 najwi臋cej, jak m贸g艂 zobaczy膰 z Bradleya, a przecie偶 nie potrafi艂 si臋 po艂apa膰 w tym, co si臋 dzia艂o. Pokona艂 w ko艅cu skr臋powanie i przez interkom spyta艂 dow贸dc臋, jak tamten mo偶e si臋 orientowa膰, w odpowiedzi na co zosta艂 przywo艂any na prz贸d pojazdu, gdzie na trzeciego skuli艂 si臋 w przestrzeni obliczonej dla dw贸ch os贸b.

— Jeste艣my tutaj — wyja艣ni艂 sier偶ant sztabowy, dotykaj膮c palcem ekranu SIM. — Poruszamy si臋 w tym kierunku. W pobli偶u nie ma nikogo. Nieprzyjaciel — obraz si臋 zmieni艂 — jest tutaj, a my jedziemy wzd艂u偶 tej linii.

— Jak daleko?

— Jeszcze jakie艣 dwadzie艣cia kilometr贸w, a powinni艣my go zobaczy膰.

— Na ile wiarygodne s膮 te informacje? — spyta艂 Donner.

— Jak dot膮d doprowadzi艂y nas a偶 tutaj, Tom.

Zaskakuj膮cy by艂 rytm jazdy, kt贸ry odrobin臋 przypomina艂 dziennikarzowi rwany rytm samochod贸w na zat艂oczonej autostradzie w pi膮tkowe popo艂udnie. Wozy bojowe przeskakiwa艂y — nigdy szybciej ni偶 trzydzie艣ci kilometr贸w na godzin臋 — od jednej przeszkody terenowej do drugiej, bada艂y okolic臋 przed sob膮 i znowu robi艂y skok. Sier偶ant wyja艣ni艂, 偶e w r贸wniejszym terenie przemieszczaliby si臋 bardziej p艂ynnie, ale w tej cz臋艣ci pustyni by艂o mn贸stwo wzg贸rk贸w i grzbiet贸w, za kt贸rymi m贸g艂 czatowa膰 wr贸g. Bradleye trzyma艂y si臋 parami. Ka偶dy M3 mia艂 „skrzyd艂owego” — termin zapo偶yczony z lotnictwa.

— A je艣li na kogo艣 si臋 natkniemy?

— B臋d膮 do nas strzela膰 — odpar艂 sier偶ant. Celowniczy nieustannie porusza艂 wie偶yczk膮 to w lewo, to w prawo, szukaj膮c ciep艂ego obiektu. Donner zorientowa艂 si臋, 偶e, dzi臋ki noktowizorom, w nocy widzieli nawet lepiej, co wyja艣nia艂o, dlaczego Amerykanie preferowali 艂owy po ciemku.

— Stanley, skr臋膰 w lewo i zatrzymaj si臋 za tym garbem — poleci艂 dow贸dca kierowcy. — Gdybym ja si臋 mia艂 zasadzi膰, spodoba艂oby mi si臋 to miejsce po prawej. B臋dziemy ubezpiecza膰 Chucka, kiedy podjedzie do tych ska艂. — Wie偶yczka poruszy艂a si臋 i zatrzyma艂a, wycelowana w du偶y grzbiet, za kt贸ry wjecha艂 „skrzyd艂owy”. — W porz膮dku, Stanley, dalej!

* * *

Zlokalizowanie 艣cis艂ego dow贸dztwa Armii Boga okaza艂o si臋 bardzo trudne. To zadanie Hamm powierzy艂 dw贸m helikopterom zwiadowczym, a koordynowa艂a jego wykonanie kom贸rka zwiadu elektronicznego, do艂膮czona do dow贸dztwa 2. szwadronu. Misji nadali nazw臋 ENCHILADA. Kiedy rozbije si臋 najwy偶sze dow贸dztwo, anarchia ogarnie si艂y nieprzyjaciela. Przydzieleni do oddzia艂u zwiadu elektronicznego saudyjscy oficerowie wywiadu ws艂uchiwali si臋 w komunikaty. Najwy偶si dow贸dcy ZRI przesy艂ali mi臋dzy sob膮 zaszyfrowane meldunki radiowe, ale to pozwala艂o porozumiewa膰 si臋 tylko osobom posiadaj膮cym ten sam sprz臋t, czym ni偶ej wi臋c na szczeblach dowodzenia, tym pr臋dzej wr贸g musia艂 zacz膮膰 przemawia膰 zrozumia艂ym j臋zykiem. Uderzono na stanowiska dowodzenia korpusu i dywizji, dwa niszcz膮c doszcz臋tnie, jedno powa偶nie uszkadzaj膮c. Co wi臋cej, z grubsza wiedziano, gdzie znajduje si臋 3. Korpus, a szefowie Armii Boga musieli zacz膮膰 si臋 z nim komunikowa膰, by艂a to bowiem ostatnia nietkni臋ta — je艣li nie liczy膰 kilku uderze艅 z powietrza — formacja. Nie musieli zna膰 tre艣ci komunikat贸w, chocia偶 sk膮din膮d by艂oby to po偶yteczne. Znali cz臋stotliwo艣膰, na kt贸rej nadawa艂o najwy偶sze dow贸dztwo, a kilka minut wystarczy艂o na lokalizacj臋 dostatecznie precyzyjn膮, aby do dzie艂a mog艂y przyst膮pi膰 helikopterowe formacje.

Kodowane informacje radiowe brzmia艂y jak normalne szumy w eterze. Podporucznik dowodz膮cy sekcj膮 zwiadu elektronicznego uwielbia艂 nas艂uch, brakowa艂o mu jednak odpowiedniego sprz臋tu. Trzeba wi臋c by艂o szczeg贸lnego talentu, by przegl膮daj膮c r贸偶ne cz臋stotliwo艣ci — co w艂a艣nie robili jego podw艂adni — odr贸偶ni膰 naturalne szumy atmosferyczne od sztucznych.

— Bingo! — zawo艂a艂 jeden z nich. — Trzy-zero-pi臋膰, syczy jak w膮偶. Jakkolwiek chaotyczne mog艂y wydawa膰 si臋 d藕wi臋ki, by艂y za g艂o艣ne na statyk臋.

— Jaka pewno艣膰? — spyta艂 podporucznik.

— Dziewi臋膰dziesi膮t procent, panie poruczniku. — Drugi pojazd, sprz臋偶ony elektronicznie z pierwszym, by艂 odleg艂y o dwa kilometry, aby umo偶liwi膰 namiar triangulacyjny. — Tutaj. — Na ekranie komputera pojawi艂a si臋 lokalizacja. Podporucznik po艂膮czy艂 si臋 z dow贸dc膮 4. szwadronu.

* * *

— Co tam si臋 dzieje?

Mahmud Had偶i nie znosi艂 korzysta膰 z tej radiotelefonicznej prowizorki, a zreszt膮 samo po艂膮czenie z dow贸dc膮 Armii Boga nastr臋cza艂o mn贸stwo problem贸w.

— Na po艂udnie od King Chalid napotkali艣my na op贸r. W艂a艣nie go prze艂amujemy.

— Prosz臋 spyta膰, wasza 艣wi膮tobliwo艣膰, o charakter tego oporu — spyta艂 szef wywiadu.

— A mo偶e to wasz go艣膰, wasza 艣wi膮tobliwo艣膰, odpowiedzia艂by na to pytanie? — zareagowa艂 z oburzeniem genera艂. — Staramy si臋 rozpozna膰 si艂y nieprzyjaciela.

— Amerykanie nie mog膮 mie膰 tam wi臋cej ni偶 dwie brygady — upiera艂 si臋 szef wywiadu. — Najwy偶ej jeszcze oddzia艂y z Kuwejtu w sile brygady, ale to wszystko!

— Doprawdy? W ci膮gu ostatnich trzech godzin straci艂em ca艂膮 dywizj臋, a ci膮gle nie wiem, z kim mam do czynienia. Drugi Korpus zosta艂 paskudnie poharatany. Pierwszy nadal walczy. Tylko trzeci jest na razie nienaruszony. Mog臋 kontynuowa膰 natarcie na Rijad, ale musz臋 mie膰 lepsze informacje!

Dow贸dca Armii Boga, sze艣膰dziesi臋cioletni genera艂, nie by艂 g艂upcem i czu艂, 偶e zwyci臋stwo wci膮偶 jest w jego zasi臋gu. Nadal dysponowa艂 si艂膮 uderzeniow膮 czterech dywizji, tylko 偶e trzeba j膮 by艂o odpowiednio wykorzysta膰. Szybko wyci膮ga艂 wnioski z pora偶ek. Znikni臋cie trzech stanowisk dowodzenia sprawi艂o, 偶e zacz膮艂 my艣le膰 o w艂asnym bezpiecze艅stwie. Znajdowa艂 si臋 teraz o kilometr od aparatury radiowej zamontowanej na jego BWP-1; s艂uchawki z mikrofonem wisia艂y na ko艅cu d艂ugiego, rozci膮gni臋tego przewodu. Otaczaj膮cy go 偶o艂nierze udawali, i偶 nie zauwa偶aj膮 zdenerwowania w g艂osie dow贸dcy.

* * *

— Ej, sp贸jrz tylko na te wyrzutnie przeciwlotnicze — powiedzia艂 przez radio obserwator Kiowa, oddalony o dziesi臋膰 kilometr贸w na p贸艂noc. Pilot po艂膮czy艂 si臋 ze sztabem, podczas gdy obserwator liczy艂 pojazdy wroga.

— Prowadz膮cy, tutaj Maskotka Trzy. Mamy chyba ENCHILAD臉.

— Tr贸jka, tutaj prowadz膮cy, dawaj — pad艂a niecierpliwa odpowied藕.

— Sze艣膰 transporter贸w opancerzonych, dziesi臋膰 ci臋偶ar贸wek, pi臋膰 samobie偶nych wyrzutni przeciwlotniczych, dwa pojazdy radarowe i trzy ZSU-23. Zalecane podej艣cie od zachodu, powtarzam, od zachodu.

Skupienie 艣rodk贸w przeciwlotniczych by艂o zbyt wielkie, aby mog艂o chodzi膰 o co艣 innego ni偶 ruchome stanowisko dowodzenia Armii Boga. Wyrzutniami by艂y Crotale produkcji francuskiej, a ich obs艂uga musia艂a by膰 nie藕le wystraszona. Dow贸dca obrony powinien zdecydowanie wybra膰 inne miejsce. By艂a to jedna z tych sytuacji, w kt贸rych lepiej znajdowa膰 si臋 na otwartym, czy nawet podniesionym terenie, aby radary wyrzutni przeciwlotniczych mia艂y lepsze warunki do pracy.

— Tr贸jka, tu prowadz膮cy, czy mo偶ecie po艣wieci膰?

— Jasne. Powiedzcie nam tylko kiedy. Na pocz膮tek pojazdy radarowe.

Dow贸dca Apache, kapitan, lecia艂 tu偶 nad ziemi膮 z szybko艣ci膮 pi臋膰dziesi臋ciu kilometr贸w na godzin臋 i zbli偶a艂 si臋 w艂a艣nie do czego艣, co wydawa艂o si臋 kraw臋dzi膮 w膮wozu. Powoli, powoli... najpierw niech wynurzy si臋 tylko maszt czujnika.

— Tutaj chyba najlepiej si臋 zatrzyma膰, panie kapitanie — powiedzia艂 z przedniego fotela strzelec.

— Maskotka trzy, tu prowadz膮cy, zaczynamy koncert — oznajmi艂 pilot.

Kiowa uruchomi艂 laserowy znacznik cel贸w i niewidzialne promienie o艣wietli艂y pierwszy z pojazd贸w radarowych. Apache, podzi臋kowawszy za pomoc, uni贸s艂 nos i odpali艂 pierwszy z pocisk贸w Hellfire, a w pi臋膰 sekund p贸藕niej drugi.

* * *

Genera艂 us艂ysza艂 ostrzegawczy okrzyk z odleg艂o艣ci tysi膮ca metr贸w. Funkcjonowa艂 w tej chwili tylko jeden z pojazd贸w radarowych, a i on z przerwami, aby zminimalizowa膰 niebezpiecze艅stwo wykrycia. Niestety, pracowa艂 w艂a艣nie w chwili, kiedy wystrzelono pocisk. Jedna z wyrzutni zd膮偶y艂a wystrzeli膰 pocisk, ale kiedy Hellfire znurkowa艂y, Crotale nieszkodliwie poszybowa艂 w niebo. Samobie偶ny radar eksplodowa艂 chwil臋 p贸藕niej, a po nast臋pnych sze艣ciu sekundach drugi. Naczelny dow贸dca Armii Boga zamilk艂, ignoruj膮c gniewne s艂owa nap艂ywaj膮ce z Teheranu. Jedyne, co m贸g艂 teraz zrobi膰, to przypa艣膰 do ziemi i modli膰 si臋.

* * *

Cztery Apache czeka艂y, a偶 ich dow贸dca odpali swoje Hellfire. Zrobi艂 to w odst臋pie pi臋ciu sekund, a Kiowa naprowadzi艂 pociski na cele. Potem przysz艂a kolej na wyrzutnie przeciwlotnicze, a nast臋pnie na samobie偶ne systemy przeciwlotnicze bliskiego zasi臋gu Szy艂ka. Teraz nie pozosta艂o ju偶 nic, co mog艂o ochroni膰 transportery opancerzone.

* * *

Wszystko odby艂o si臋 z absolutn膮 bezwzgl臋dno艣ci膮. 呕o艂nierze usi艂owali strzela膰, ale w pierwszej chwili nie wiedzieli, do czego. Rozgl膮dali si臋, machali r臋kami. Niekt贸rzy rzucili si臋 do ucieczki, wi臋kszo艣膰 zosta艂a, aby si臋 broni膰. Pociski, jak si臋 wydawa艂o, nadlatywa艂y z zachodu. Genera艂 dostrzeg艂 偶贸艂tobia艂e strugi z silnik贸w rakietowych, ale nic i nikt nie potrafi艂o im przeszkodzi膰, wi臋c jeden po drugim gin臋艂y 艣rodki obrony przeciwlotniczej, BWP, a wreszcie ci臋偶ar贸wki. Dopiero po dw贸ch minutach pojawi艂y si臋 sylwetki 艣mig艂owc贸w. Stanowiska dowodzenia broni艂a kompania piechoty. 呕o艂nierze byli wprawdzie uzbrojeni w wielkokalibrowe karabiny maszynowe i przeno艣ne wyrzutnie pocisk贸w rakietowych, ale widmowe cienie znajdowa艂y si臋 zbyt daleko. A potem pojawi艂y si臋 pociski smugowe i na terenie, o艣wietlonym teraz p艂on膮cymi pojazdami, wynajdowa艂y tu oddzia艂, tam jego fragment, gdzie indziej jakie艣 dwie postacie. 呕o艂nierze starali si臋 ucieka膰, ale helikoptery strzela艂y z odleg艂o艣ci kilkuset metr贸w, z bezlitosn膮 konsekwencj膮 poluj膮c na swe ofiary. Genera艂 przypatrywa艂 si臋 temu wszystkiemu, zapomniawszy zdj膮膰 z g艂owy g艂uche teraz s艂uchawki.

* * *

— Prowadz膮cy, tu Dw贸jka, na wschodzie jest jaka艣 grupa — poinformowa艂 pilot dow贸dc臋 formacji Apache.

— Zlikwidowa膰 — kr贸tko poleci艂 dow贸dca i jeden ze 艣mig艂owc贸w szturmowych obr贸ci艂 si臋 w kierunku tego, co pozosta艂o ze stanowiska dowodzenia.

* * *

Nic nie mo偶na by艂o zrobi膰, ani nigdzie nie mo偶na by艂o uciec. Trzech 偶o艂nierzy, kt贸rzy zostali u boku genera艂a, usi艂owa艂o si臋 ostrzeliwa膰. Inni pr贸bowali umkn膮膰, ale by艂y to beznadziejne pr贸by. Helikoptery reagowa艂y na ka偶de poruszenie. Amerykanie. To musieli by膰 oni. Rozw艣cieczeni tym, co us艂yszeli o epidemii wirusa ebola, a co, pomy艣la艂 genera艂, mog艂o by膰 ca艂kowit膮 prawd膮...

* * *

— Ka偶cie mu si臋 wycofa膰! — wykrzykn膮艂 Darjaei do s艂uchawki. Znajduj膮cy si臋 obok szef wywiadu nie odezwa艂 si臋 ani s艂owem. Doszed艂 w艂a艣nie do wniosku, 偶e nigdy ju偶 nie zobacz膮 dow贸dcy Armii Boga. Najgorsza by艂a niewiedza. Jego ocena si艂y Amerykan贸w by艂a bez w膮tpienia poprawna. Tego by艂 pewien. W jaki spos贸b tak nieliczny wr贸g m贸g艂 zada膰 tak straszliwe straty?

* * *

— Mieli tam tylko dwie brygady, mam racj臋? — spyta艂 Ryan, wpatrzony w ostatni obraz, kt贸ry zastyg艂 na ekranie w Sali Sytuacyjnej.

— Tak. — Genera艂 Moore skin膮艂 g艂ow膮. Z niejak膮 satysfakcj膮 zauwa偶y艂, 偶e nawet admira艂 Jackson milczy. — M贸j Bo偶e, ci gwardzi艣ci s膮 naprawd臋 nie藕li.

— Panie prezydencie — odezwa艂 si臋 Ed Foley — jak d艂ugo b臋dzie trwa艂a ta operacja?

— Czy kto艣 ma jakie艣 w膮tpliwo艣ci, 偶e to Darjaei jest odpowiedzialny za wszystkie te decyzje?

Ryan wiedzia艂, 偶e to dosy膰 g艂upie pytanie. Mimo wszystko musia艂 je zada膰 i wszyscy zgromadzeni w Sali Sytuacyjnej dobrze o tym wiedzieli.

— Nie — odpowiedzia艂 dyrektor CIA.

— A wi臋c musimy to doprowadzi膰 do samego ko艅ca, Ed. Czy Rosjanie b臋d膮 wsp贸艂dzia艂a膰?

— Tak, panie prezydencie. My艣l臋, 偶e b臋d膮.

Jack pomy艣la艂 o zarazie, w艂a艣nie dogasaj膮cej w Stanach Zjednoczonych, tysi膮cach niewinnych os贸b, kt贸re zmar艂y i kt贸re jeszcze mia艂y umrze膰. Pomy艣la艂 o 偶o艂nierzach, marynarzach i lotnikach, kt贸rych jego rozkazy nara偶a艂y na 艣mier膰. Pomy艣la艂 nawet o 偶o艂nierzach ZRI, walcz膮cych pod niew艂a艣ciwymi sztandarami i w imi臋 niew艂a艣ciwych cel贸w, tylko dlatego, 偶e nie mieli mo偶liwo艣ci wybra膰 sobie kraju i przyw贸dc贸w, a teraz p艂acili cen臋 za nieszcz臋艣cie urodzenia si臋 tam, a nie gdzie indziej. Nawet je艣li nie byli absolutnie niewinni, nie byli do ko艅ca winni, poniewa偶 w wi臋kszo艣ci tylko wykonywali otrzymywane rozkazy. Przypomnia艂 sobie tak偶e spojrzenie 偶ony w chwili, kiedy Katie dostarczono helikopterem na Po艂udniowy Trawnik. Zdarza艂y si臋 chwile, kiedy, niezale偶nie od pot臋gi, kt贸ra znajdowa艂a si臋 w jego r臋ku, by艂 cz艂owiekiem takim jak inni.

— No to do roboty — powiedzia艂 zimno prezydent.

* * *

W Pekinie by艂 w艂a艣nie s艂oneczny poranek. Adler wiedzia艂 wi臋cej ni偶 pozostali uczestnicy rozmowy. Nie by艂y to informacje nazbyt szczeg贸艂owe, jedynie najwa偶niejsze kwestie, kt贸rych zapis przedstawi艂 attach茅 wojskowemu, o kt贸rych ca艂kowitej wiarygodno艣ci zapewni艂 go pu艂kownik Armii. Na razie zna艂 je jednak tylko ograniczony kr膮g os贸b. Reporta偶e telewizyjne musia艂y przej艣膰 przez sie膰 wojskow膮, a ze wzgl臋du na por臋 w Ameryce, poinformowa艂y zaledwie o rozpocz臋ciu walk. Je艣li przyw贸dcy ChRL wsp贸艂pracowali z Darjaeim, mogli wierzy膰, 偶e ich dalecy sojusznicy bior膮 g贸r臋. Warto to sprawdzi膰, pomy艣la艂 sekretarz stanu, pewien, 偶e zyska艂by w tym wzgl臋dzie poparcie Ryana.

— Z rado艣ci膮 widzimy pana ponownie, panie sekretarzu. — Minister spraw zagranicznych sk艂oni艂 si臋 grzecznie. I znowu w pokoju opr贸cz niego znalaz艂 si臋 呕eng, jak przedtem milcz膮cy i tajemniczy.

— Dzi臋kuj臋.

Adler zaj膮艂 to samo miejsce co poprzednio, nawiasem m贸wi膮c, nie tak wygodne jak w Tajpej.

— To ostatnie wyst膮pienie prezydenta Ryana... czy mo偶na mu w pe艂ni wierzy膰? — spyta艂 gospodarz.

— Takie jest oficjalne stanowisko mojego prezydenta i mojego kraju — odpowiedzia艂 sekretarz stanu.

Nale偶a艂o je zatem traktowa膰 z ca艂kowit膮 powag膮.

— Czy macie dostateczne si艂y, aby chroni膰 swe interesy w tym regionie?

— Panie ministrze, nie jestem specjalist膮 od spraw wojskowych i dlatego to pytanie wol臋 pozostawi膰 bez odpowiedzi — rzek艂 Adler.

I to by艂o prawd膮, ale kto艣, kto czu艂by si臋 pewnie, najprawdopodobniej udzieli艂by innej odpowiedzi.

— By艂oby bardzo niefortunne, gdyby艣cie okazali si臋 za s艂abi — zauwa偶y艂 呕eng.

Interesuj膮ce by艂oby zapyta膰, jakie jest stanowisko Chi艅skiej Republiki Ludowej w tej sprawie, ale odpowied藕 by艂aby najpewniej oboj臋tna i wymijaj膮ca, podobnie jak w kwestii obecno艣ci lotniskowca „Esenhower” czy lot贸w patrolowych nad mi臋dzynarodowymi wodami Zatoki Tajwa艅skiej. Sztuka polega艂a na tym, aby zmusi膰 ich do powiedzenia czego艣 bardziej konkretnego.

— Sytuacja 艣wiatowa od czasu do czasu zmusza do dok艂adnego przemy艣lenia stanowiska kraju w podstawowych kwestiach, a po艣r贸d nich znajduj膮 si臋 problemy przyja藕ni i sojusz贸w.

Na odpowied藕 przysz艂o Adlerowi czeka膰 oko艂o p贸艂 minuty.

— Nasze kraje pozostaj膮 w przyja藕ni od czasu, kiedy prezydent Nixon zdoby艂 si臋 na odwag臋, aby nas odwiedzi膰 — odezwa艂 si臋 wreszcie minister spraw zagranicznych. — Niezale偶nie od wszelkich nieporozumie艅, nic si臋 pod tym wzgl臋dem nie zmieni艂o.

— Z przyjemno艣ci膮 to s艂ysz臋, panie ministrze. Powiada si臋 u nas, 偶e prawdziwych przyjaci贸艂 poznaje si臋 w biedzie.

Namy艣lcie si臋 teraz nad tym chwil臋. A mo偶e doniesienia s膮 prawdziwe? Mo偶e wasz przyjaciel Darjaei wygra? I znowu na kilkana艣cie sekund zapad艂a cisza.

— W rzeczy samej, jedyn膮 przyczyn膮 nieporozumie艅 mi臋dzy nami jest kwestia, kt贸r膮 pa艅ski prezydent niefortunnie nazwa艂 „dwoma pa艅stwami chi艅skimi”. Je艣li tylko uda艂oby si臋 rozwi膮za膰 t臋 spraw臋...

Minister zawiesi艂 g艂os.

— T艂umaczy艂em ju偶 panu, 偶e w stresuj膮cej sytuacji prezydent usi艂owa艂 jak najlepiej przekaza膰 swoje intencje dziennikarzom.

— Czy zatem jego s艂owa mo偶emy uzna膰 za nieby艂e?

— Stany Zjednoczone Ameryki niezmiennie uwa偶aj膮, 偶e tylko pokojowe rozwi膮zanie tego lokalnego problemu mo偶e s艂u偶y膰 interesom wszystkich stron.

By艂 to powr贸t do status quo ante, stanowiska zaj臋tego przez siln膮, pewn膮 siebie Ameryk臋, kt贸remu Chiny nie mog艂y jawnie si臋 sprzeciwi膰.

— Pok贸j jest zawsze lepszy od wojny — odezwa艂 si臋 呕eng — ale jak d艂ugo jeszcze mamy wykazywa膰 swoj膮 bezgraniczn膮 cierpliwo艣膰? Ostatnie wypadki szczeg贸lnie wyra藕nie ukaza艂y dra偶liwo艣膰 tej kwestii.

Zaczyna si臋 presja, pomy艣la艂 Adler, a g艂o艣no powiedzia艂:

— Szanuj臋 pa艅skie stanowisko, obaj jednak wiemy, 偶e cierpliwo艣膰 jest najwy偶sz膮 z cn贸t.

— Jest jednak taki punkt, w kt贸rym cierpliwo艣膰 zamienia si臋 w pokor臋. — Minister si臋gn膮艂 po fili偶ank臋 z herbat膮. — Z wielk膮 wdzi臋czno艣ci膮 powitaliby艣my bardziej zdecydowane o艣wiadczenie ze strony Ameryki.

— Czy偶by chodzi艂o panu o zmian臋 w naszej dotychczasowej polityce zagranicznej?

Sekretarz stanu w膮tpi艂, aby 呕eng w艂膮czy艂 si臋 jeszcze do dyskusji, kiedy rozmowa zmieni艂a odrobin臋 nastr贸j.

— Chodzi nam jedynie o to, aby艣cie dostrzegli logik臋 sytuacji, co przyja藕艅 mi臋dzy naszymi narodami uczyni艂oby bardziej trwa艂膮. Przecie偶 w ko艅cu dla kraj贸w tak wielkich jak nasze jest to kwestia do艣膰 bagatelna.

— Rozumiem — powiedzia艂 Adler.

I rzeczywi艣cie rozumia艂. Teraz wszystko by艂o jasne. Gratulowa艂 sobie, 偶e uda艂o mu si臋 zmusi膰 ich do wy艂o偶enia kart. Decyzja w tej kwestii zostanie podj臋ta w Waszyngtonie, je艣li za艂o偶y膰, 偶e b臋dzie jeszcze cokolwiek innego do zrobienia opr贸cz wypowiedzenia wojny.

* * *

10. pu艂k kawalerii pancernej wkroczy艂 ponownie na terytorium saudyjskie o trzeciej trzydzie艣ci czasu miejscowego. Bizony rozci膮gni臋te teraz by艂y na froncie o d艂ugo艣ci pi臋膰dziesi臋ciu kilometr贸w. Za godzin臋 obsadz膮 po obu stronach lini臋 zaopatrzeniow膮 wojsk ZRI. Poruszali si臋 teraz szybciej, robi膮c prawie pi臋膰dziesi膮t kilometr贸w na godzin臋. Pojazdy zwiadowcze napotka艂y jedynie kilka patroli, najcz臋艣ciej pojedynczych pojazd贸w, kt贸re bezzw艂ocznie zniszczono. Teraz pojawi si臋 ich znacznie wi臋cej. Najpierw b臋d膮 to jednostki 偶andarmerii — czy jak tam nazywa艂 je nieprzyjaciel — wyznaczone do kierowania ruchem drogowym. W kierunku King Chalid musia艂a si臋 toczy膰 wielka liczba pojazd贸w z paliwem i to one by艂y pierwszym celem.

* * *

Nie艣miertelni znajdowali si臋 pod ostrza艂em od godziny, kiedy rozkazano im przesun膮膰 si臋 do przodu. Dowodz膮cy dwugwiazdkowy genera艂 znajdowa艂 si臋 teraz na zapleczu 3. Brygady, bardziej s艂uchaj膮c, ni偶 m贸wi膮c, dziwi膮c si臋 i dzi臋kuj膮c losowi, 偶e nie n臋ka go ameryka艅skie lotnictwo. Pojawi艂a si臋 artyleria korpusu i zaj臋艂a stanowiska, na razie nie otwieraj膮c ognia, aby nie zdradza膰 swojej obecno艣ci. Nie b臋dzie m贸g艂 zbyt d艂ugo liczy膰 na to wsparcie, ale cieszy艂 si臋 z niego. Po tej stronie szosy nie m贸g艂 mie膰 naprzeciwko siebie ca艂ej brygady, wi臋c byli silniejsi od przeciwnika, a nawet gdyby by艂 on liczniejszy, jego sojusznicy iraccy, znajduj膮cy si臋 po przeciwnej stronie, z pewno艣ci膮 mu pomog膮, tak jak i on post膮pi艂by na ich miejscu. Przez radio, ci膮gle w ruchu, aby unikn膮膰 ataku ze strony 艣mig艂owc贸w, b膮d藕 artylerii, nakaza艂 podleg艂ym mu dow贸dcom zwi臋kszy膰 nap贸r na przeciwnika, a sam ruszy艂 ich 艣ladem w otwartym w艂azie wozu bojowego. Teraz, je艣li tylko wr贸g trzyma si臋 stanowisk, kt贸re okaza艂y si臋 dla niego tak korzystne przy pierwszym natarciu, nie powinno by膰 藕le...

* * *

Lobo uko艅czy艂 faz臋 BULL RUN z dwudziestominutowym op贸藕nieniem, ku t艂umionej w艣ciek艂o艣ci pu艂kownika Eddingtona, kt贸ry uwa偶a艂, 偶e zarezerwowa艂 dostatecznie wiele czasu na wykonanie manewru. Niemniej teraz 贸w cholerny prawnik, kt贸ry dowodzi艂 Krukiem, dobrze go ju偶 wyprzedza艂, os艂aniaj膮c prawe skrzyd艂o.

— Wilcze Stado Sze艣膰, tutaj Kruk Sze艣膰, odbi贸r.

— S艂ucham, Kruk — odpowiedzia艂 Eddington.

— Nadchodz膮, panie pu艂kowniku, dwie brygady w jednej linii, bardzo 艣ci艣ni臋te.

— Jak blisko s膮, pu艂kowniku?

— Trzy tysi膮ce metr贸w. Wycofuj臋 swoich ludzi.

Wyznaczono w tym celu ustalone trasy odwrotu i dow贸dca Kruka mia艂 nadziej臋, 偶e wszyscy pami臋taj膮, gdzie one si臋 znajduj膮.

— W porz膮dku. Prosz臋 oczy艣ci膰 pole, mecenasie.

— Zrozumia艂em, profesorze Eddington. Kruk odfruwa — pad艂a odpowied藕. — Bez odbioru.

Kierowca, w cywilu fanatyk wy艣cig贸w samochodowych, z niek艂amanym entuzjazmem przyj膮艂 polecenie, aby pokaza艂, jak szybko potrafi jecha膰 w ciemno艣ci.

Podobna wiadomo艣膰 nap艂yn臋艂a cztery minuty p贸藕niej z lewego skrzyd艂a. Jedna brygada musia艂a stawi膰 czo艂o czterem. Trzeba by艂o nieco zniwelowa膰 t臋 dysproporcj臋. Artyleria batalionowa przenios艂a ogie艅. Dow贸dcy czo艂g贸w i Bradley贸w najpierw dok艂adnie przepatrzyli horyzont, a nast臋pnie trzy zmechanizowane bataliony potoczy艂y si臋 na spotkanie nadci膮gaj膮cego nieprzyjaciela. Dow贸dcy kompanii i pluton贸w pilnowali, aby odst臋py by艂y odpowiednie. Dow贸dca batalionu znajdowa艂 si臋 w czo艂gu na lewym skraju linii. Oficer operacyjny by艂 na prawym skrzydle. Jak zwykle Bradleye trzyma艂y si臋 nieco z ty艂u za pi臋膰dziesi臋cioma czterema Abramsami, a ich zadaniem by艂o unieszkodliwienie piechoty i pojazd贸w wspomagaj膮cych.

Nikt tutaj nie my艣la艂 o rycerskich pojedynkach, pole bitwy by艂o nazbyt rozleg艂e. Starcie w istocie bardziej przypomina艂o morsk膮 bitw臋 rozgrywan膮 po艣r贸d 偶ywio艂u ska艂 i piasku, kt贸ry by艂 nie mniej nieprzyjazny ludziom ni偶 woda. Eddington pozosta艂 wraz z Bia艂ym K艂em, kt贸ry sta艂 si臋 wysuni臋tym odwodem z chwil膮, kiedy okaza艂o si臋, 偶e wr贸g naciera z obu skrzyde艂, w centrum pozostawiaj膮c nie wi臋cej ni偶 dziesi臋膰 procent si艂.

— Kontakt! — w kompanijnej sieci 艂膮czno艣ci rozleg艂 si臋 meldunek dow贸dcy jednego z pluton贸w. — Pi臋膰 tysi臋cy metr贸w przed sob膮 mam pancerne pojazdy nieprzyjaciela. — Raz jeszcze przyjrza艂 si臋 ekranowi SIM, aby si臋 upewni膰, 偶e to nie sprzymierze艅cy. W porz膮dku. Kruk wycofa艂 si臋. Przed sob膮 mieli ju偶 tylko wroga.

* * *

Wzeszed艂 ksi臋偶yc w nowiu, dostatecznie jednak jasny, aby czo艂owe pododdzia艂y Nie艣miertelnych mog艂y dostrzec ruch na widnokr臋gu. 呕o艂nierze 2. Brygady wrzeli gniewem, rozw艣cieczeni ostrza艂em, na kt贸ry zostali wystawieni, gdy czekali na rozkaz do natarcia. Sporo czo艂g贸w dysponowa艂o laserowymi dalmierzami, na kt贸rych wida膰 by艂o przeciwnika w odleg艂o艣ci dwa razy wi臋kszej od zasi臋gu skutecznego strza艂u. Informacje pomkn臋艂y w g贸r臋, a ze szczebli dowodzenia nadszed艂 rozkaz, aby zwi臋kszy膰 pr臋dko艣膰 natarcia i jak najszybciej zbli偶y膰 si臋 do przeciwnika, w ten spos贸b wychodz膮c te偶 spod bezpo艣redniego ostrza艂u artyleryjskiego. Celowniczy skupili uwag臋 na obiektach, kt贸re za dwie, trzy minuty powinny si臋 znale藕膰 w ich zasi臋gu. Czuli, 偶e wzrasta tempo, s艂yszeli nakazuj膮ce czujno艣膰 rozkazy dow贸dc贸w. Liczebno艣膰 przeciwnika by艂a naprawd臋 niewielka; Nie艣miertelni mieli niew膮tpliw膮 przewag臋; musieli j膮 zreszt膮 mie膰.

Tylko dlaczego tamci jechali przed siebie, zamiast ucieka膰?

* * *

— Otworzy膰 ogie艅 z czterech tysi臋cy metr贸w — rozkaza艂 swoim za艂ogom dow贸dca kompanii. Abramsy by艂y rozci膮gni臋te na pi臋膰 kilometr贸w w dw贸ch postrz臋pionych liniach. Dow贸dcy znikali we wn臋trzu czo艂g贸w, aby uruchomi膰 w艂asne systemy ostrza艂u.

— Mam jednego — rozbrzmia艂 meldunek celowniczego. — T-80, odleg艂o艣膰 cztery-dwa-pi臋膰.

— Namierzony? — spyta艂 dla formalno艣ci dow贸dca czo艂gu. — Podkalibrowym. A偶 do odwo艂ania same przeciwpancerne.

— Zrozumia艂em — odpowiedzia艂 celowniczemu 艂adowniczy. — Tylko ty czego艣 nie spieprz.

— Cztery jeden — sapn膮艂 celowniczy. Poczeka艂 jeszcze pi臋tna艣cie sekund, by, jako pierwszy z kompanii, wystrzeli膰. I to 艣miertelnie. Sze艣膰dziesi臋ciodwutonowy czo艂g zatrz膮s艂 si臋 i mkn膮艂 dalej.

— Trafiony, przerwa膰 ogie艅. Nowy cel: czo艂g na jedenastej — rozkaza艂 dow贸dca.

Celowniczy nacisn膮艂 peda艂, otworzy艂 drzwiczki, z kt贸rych wyskoczy艂 pocisk, kt贸ry 艂adowniczy wepchn膮艂 do komory p艂ynnym ruchem, zamykaj膮c za nim zamek.

— Gotowe! — krzykn膮艂.

— Namierzony! — oznajmi艂 celowniczy.

— Ognia!

— Jest!

— Trafiony, przerwa膰 ogie艅. Nowy cel: czo艂g na pierwszej.

艁adowniczy:

— Gotowe!

Celowniczy:

— Namierzony!

Dow贸dca:

— Pal!

— Jest!

Celowniczy w ci膮gu jedenastu sekund wystrzeli艂 trzy pociski.

Dow贸dca batalionu, zbyt zaabsorbowany obserwacj膮, aby sam m贸g艂 pomy艣le膰 o strzelaniu, mia艂 wra偶enie, 偶e to nie dzieje si臋 naprawd臋. Zupe艂nie jakby widzia艂 wzbieraj膮c膮 fal臋. Najpierw rozlecia艂 si臋 prowadz膮cy T-80, potem kilka chybie艅, skorygowanych pi臋膰 sekund p贸藕niej, kiedy pojawi艂a si臋 nast臋pna linia pojazd贸w nieprzyjacielskich. Te zacz臋艂y odpowiada膰 ogniem, kt贸ry okaza艂 si臋 jednak nieszkodliwy. Salwa przeciwnika, tak偶e znaczona pociskami smugowymi, okaza艂a si臋 za kr贸tka. Niekt贸re z T-80 zd膮偶y艂y jeszcze wystrzeli膰 powt贸rnie, 偶adnemu nie uda艂o si臋 to po raz trzeci.

— Sir, prosz臋 mi pozwoli膰 — b艂aga艂 celowniczy.

— Sam sobie wybierz cel — zgodzi艂 si臋 dow贸dca.

— Tak jest! — z pasj膮 krzykn膮艂 偶o艂nierz i odpali艂 pocisk kumulacyjny, kt贸ry trafi艂 z odleg艂o艣ci nieco ponad czterech kilometr贸w. Bitwa nie potrwa艂a nawet minuty. Linia ameryka艅ska nieust臋pliwie posuwa艂a si臋 do przodu. Niekt贸re z BWP wystrzeli艂y pociski, ale natychmiast musia艂y si臋 zaj膮膰 obron膮 przed M-1 i Bradleyami. Trysn臋艂y eksplozje, w niebo wzbi艂y si臋 ognie i dymy. Wida膰 by艂o pojedyncze postacie, niekt贸re pr贸buj膮ce organizowa膰 obron臋, a poniewa偶 za艂ogi Abrams贸w nie widzia艂y ju偶 偶adnych wi臋kszych cel贸w, wi臋c przesz艂y na ostrza艂 z karabin贸w maszynowych. Bradleye wyr贸wna艂y front z czo艂gami i przy艂膮czy艂y si臋 do polowania.

Nie min臋艂y cztery minuty od pierwszego strza艂u, kiedy Abramsy wje偶d偶a艂y mi臋dzy dymi膮ce wraki dywizji Nie艣miertelnych.

* * *

Dow贸dca Nie艣miertelnych wysiad艂 ze swojego pojazdu i nakaza艂 podw艂adnym, aby uczynili to samo. Na jego polecenie z艂o偶yli bro艅 na ziemi i czekali. Nie trwa艂o to d艂ugo. S艂o艅ce wstawa艂o. Na wschodzie pojawi艂a si臋 pomara艅czowa 艂una, kt贸ra zapowiada艂a nowy dzie艅, jak偶e odmienny od poprzedniego.

* * *

Pierwszy konw贸j, trzydzie艣ci cystern z paliwem, przejecha艂 tu偶 przed nimi; kierowcy najpewniej uznali, 偶e poruszaj膮ce si臋 na po艂udnie pojazdy nale偶膮 do ich armii. Pierwsza seria z dzia艂ka Bushmaster zapali艂a pi臋膰 pojazd贸w. Reszta stan臋艂a, dwa usi艂owa艂y zawr贸ci膰 i same eksplodowa艂y, gdy偶 kierowcy w po艣piechu zwalili si臋 w r贸w. Za艂ogi, ignoruj膮c pojedyncze postacie, niszczy艂y cysterny pociskami uranowymi, a potem pod膮偶y艂y na po艂udnie obok zaszokowanych przeciwnik贸w, miotaj膮cych si臋 w morzu p艂on膮cego paliwa.

* * *

Odnalaz艂 ich jeden z Bradley贸w, kt贸ry zatrzyma艂 si臋 w odleg艂o艣ci pi臋膰dziesi臋ciu metr贸w. Genera艂, dwana艣cie godzin wcze艣niej dowodz膮cy pe艂n膮 dywizj膮 pancern膮, sta艂 nieruchomo i, nie pr贸buj膮c 偶adnego oporu, spogl膮da艂 na czterech 偶o艂nierzy, kt贸rzy z broni膮 gotow膮 do strza艂u, wyskoczyli z M2A4, zapewniaj膮cego im ochron臋.

— Na ziemi臋! — rozkaza艂 kapral.

— Sam to powt贸rz臋 ludziom, kt贸rzy nie rozumiej膮 po angielsku — powiedzia艂 genera艂, a potem wyda艂 polecenie w farsi. 呕o艂nierze pos艂usznie wykonali rozkaz, on dalej sta艂, mo偶e w nadziei, 偶e zginie.

— No to podnie艣 r膮czki, pomocniku!

Kapral w cywilu by艂 policjantem. Nieprzyjacielski oficer — nie wiedzia艂 jeszcze, jakiej rangi, ale, s膮dz膮c po naszywkach, wysokiej — pos艂ucha艂. Kapral poda艂 M-16 jednemu z koleg贸w, a sam z pistoletem w r臋ku podszed艂 i, mierz膮c w skro艅 tamtego, fachowo go obszuka艂.

— W porz膮dku, k艂ad藕 si臋. Je艣li nie b臋dziecie si臋 wyg艂upia膰, nic wam si臋 nie stanie. Powt贸rz to swoim. Je艣li b臋dziemy musieli, zabijemy ich, ale nie jeste艣my mordercami, jasne?

— Powt贸rz臋.

* * *

Z nadej艣ciem 艣witu Eddington w po偶yczonym helikopterze oblecia艂 pole bitwy. Wkr贸tce by艂o jasne, 偶e jego brygada roznios艂a dwie kompletne dywizje pancerne. Kaza艂 przesun膮膰 si臋 oddzia艂om os艂onowym i po艂膮czy艂 si臋 z Diggsem, aby uzyska膰 instrukcje w sprawie je艅c贸w. Zanim ktokolwiek si臋 zorientowa艂, wyl膮dowa艂 ju偶 helikopter z Rijadu, nios膮cy na pok艂adzie ekip臋 telewizyjn膮.

* * *

Jak zwykle w krajach, gdzie nie ma wolnej prasy, plotka wyprzedzi艂a oficjalne informacje. W rezydencji rosyjskiego ambasadora odezwa艂 si臋 telefon. By艂a wprawdzie si贸dma, a on jeszcze spa艂, ale ju偶 po kilku minutach siedzia艂 w samochodzie i cichymi ulicami jecha艂 na spotkanie z cz艂owiekiem, kt贸ry zdecydowa艂 si臋 ostatecznie na wsp贸艂prac臋 z SWR.

Rosjanin potrzebowa艂 jeszcze dziesi臋ciu minut, 偶eby si臋 upewni膰, i偶 艣ledzi膰 go mog艂a tylko jaka艣 niewidzialna istota. S艂u偶by specjalne ajatollaha musia艂y mie膰 teraz wiele innych zaj臋膰.

— Tak? — spyta艂 na powitanie, gdy偶 nie by艂o czasu na formalno艣ci. Ani potrzeby.

— Mia艂e艣 racj臋. Nasza armia zosta艂a w nocy rozbita. O trzeciej wezwano mnie na posiedzenie, abym oceni艂 intencje Amerykan贸w. Wtedy wszystkiego si臋 dowiedzia艂em. Utracili艣my 艂膮czno艣膰 ze swymi jednostkami. Dow贸dztwo armii po prostu wyparowa艂o. Minister spraw zagranicznych jest przera偶ony.

— Nic dziwnego — powiedzia艂 dyplomata. — Mog臋 ci臋 powiadomi膰, 偶e przyw贸dca Turkmenii...

— Wiemy. Zadzwoni艂 wczoraj do Darjaeiego, pytaj膮c, czy to prawda z zaraz膮.

— I co on na to?

— Powiedzia艂, 偶e to 艂garstwo niewiernych. Jak my艣lisz, co innego m贸g艂 zrobi膰? — Chwila przerwy. — Ale nie zabrzmia艂o to chyba zbyt przekonywaj膮co. Nie wiem, co mu powiedzieli艣cie, w ka偶dym razie chce zachowa膰 neutralno艣膰. Us艂ysza艂em, te偶, 偶e Indie nas zdradzi艂y. Z Chi艅czykami jeszcze nie wiadomo.

— Je艣li wierzysz, 偶e b臋d膮 trzyma膰 wasz膮 stron臋, musisz by膰 pijany, wbrew nakazom swojej religii. Tak偶e i m贸j rz膮d poprze Amerykan贸w. Zostali艣cie zupe艂nie sami — poinformowa艂 Rosjanin. — Potrzebuj臋 pewnych informacji.

— Jakich?

— Gdzie znajduje si臋 laboratorium produkuj膮ce zarazki. Musz臋 to wiedzie膰 jeszcze dzisiaj.

— Na p贸艂noc od lotniska.

Tak 艂atwo? — zdziwi艂 si臋 Rosjanin.

— Na pewno?

— Sprz臋t kupili艣my u Niemc贸w i Francuz贸w. By艂em wtedy w delegacji handlowej. 艁atwo to sprawdzi膰. W ko艅cu, jak wiele jest instytut贸w naukowych strze偶onych przez wojsko? — spyta艂 rozm贸wca.

Rosjanin pokiwa艂 g艂ow膮.

— Sprawdzimy. Ale na tym nie koniec k艂opot贸w. Jeszcze chwila, a tw贸j kraj znajdzie si臋 w stanie wojny z Ameryk膮 i to wojny totalnej. B臋dziemy mogli zaproponowa膰 pomoc w zawarciu jakiego艣 porozumienia. Je艣li wiesz, co szepn膮膰 do jakich uszu, nasz ambasador jest do dyspozycji, a b臋dzie to z po偶ytkiem dla ca艂ego 艣wiata.

— Z tym nie powinno by膰 trudno艣ci. Oko艂o po艂udnia spr贸bujemy jako艣 si臋 z tego wszystkiego wykaraska膰.

— Przy obecnych w艂adzach to niemo偶liwe. Nie ma mowy.

G艂os Rosjanina nie pozostawia艂 偶adnych z艂udze艅.

63
Doktryna Ryana

Na og贸艂 nie ma w膮tpliwo艣ci co do tego, kiedy wojna si臋 rozpocz臋艂a, mniej precyzyjnie mo偶na okre艣li膰 jej koniec. O 艣wicie 11. pu艂k kawalerii pancernej panowa艂 niepodzielnie na polu kolejnej bitwy, zniszczywszy do reszty jedn膮 z dywizji 2. Korpusu ZRI. Druga z dywizji korpusu musia艂a teraz stawia膰 czo艂o rozpocz臋tym o 艣wicie atakom Drugiej Brygady saudyjskiej, podczas gdy Amerykanie uzupe艂niali paliwo i amunicj臋 przed natarciem na 3. Korpus, kt贸ry nie w艂膮czy艂 si臋 jeszcze w ca艂o艣ci do walki.

Co jednak nie mia艂o potrwa膰 d艂ugo. Wszystkie samoloty Si艂 Powietrznych USA po艣wi臋ci艂y teraz sw膮 uwag臋 owym dw贸m dywizjom. Na pocz膮tek przysz艂a kolej na jednostki obrony przeciwlotniczej. Ka偶dy w艂膮czony radar sta艂 si臋 przedmiotem zainteresowania F-16, wyposa偶onych w pociski przeciwradarowe HARM i po dw贸ch godzinach nic ju偶 nie grozi艂o pilotom ameryka艅skim i saudyjskim. My艣liwce ZRI usi艂owa艂y broni膰 zagro偶onych oddzia艂贸w, ale 偶adnemu nie uda艂o si臋 przedrze膰 przez ochronn膮 zas艂on臋 stworzon膮 przez samoloty sojusznik贸w, a w trakcie daremnej pr贸by sze艣膰dziesi膮t z nich zosta艂o zestrzelonych. 艁atwiej przychodzi艂o im atakowa膰 brygady kuwejckie, kt贸re 艣mia艂o natar艂y na znacznie wi臋kszego i silniejszego s膮siada. Niewielkie lotnictwo Kuwejtu przez wi臋kszo艣膰 czasu by艂o zdane tylko na w艂asne si艂y, a stoczona bitwa powietrzna bardziej by艂a wyrazem obop贸lnej nienawi艣ci ni偶 strategicznej konieczno艣ci. Tak偶e i tutaj zwyci臋stwo przypad艂o Kuwejtowi, aczkolwiek nie oby艂o si臋 bez strat w艂asnych i za ka偶de trzy str膮cone maszyny przeciwnika Kuwejtczycy zap艂acili jedn膮 swoj膮. Znaczenie tej batalii nie by艂o mo偶e wielkie, ale dla ma艂ego kraju, kt贸ry dopiero uczy艂 si臋 sztuki wojennej, sta艂o si臋 jednym z tych zdarze艅, o kt贸rych opowiada si臋 przez lata, a ka偶da kolejna wersja jest bardziej rozbudowana i barwna.

Kiedy obrona przeciwlotnicza 3. Korpusu przesta艂a istnie膰, uwaga pilot贸w ameryka艅skich zwr贸ci艂a si臋 ku jego si艂om naziemnym. Na terenie Arabii Saudyjskiej znalaz艂o si臋 sze艣膰 tysi臋cy czo艂g贸w, osiem tysi臋cy transporter贸w opancerzonych, ponad dwa tysi膮ce dzia艂 samobie偶nych i holowanych, a tak偶e trzydzie艣ci tysi臋cy 偶o艂nierzy. F-15 Strike Eagle kr膮偶y艂y na wysoko艣ci trzech kilometr贸w, ledwie utrzymuj膮c r贸wnowag臋 przy minimalnej pr臋dko艣ci, podczas gdy operatorzy system贸w uzbrojenia wybierali kolejno cele dla naprowadzanych laserowo bomb. Powietrze by艂o czyste, s艂o艅ce jasne, a teren walki pozbawiony nier贸wno艣ci. Zadanie by艂o 艂atwiejsze od kt贸regokolwiek z 膰wicze艅 w bazie Nellis. F-16 przy艂膮czy艂y si臋 z rakietami Maverick i konwencjonalnymi bombami. Oko艂o po艂udnia trzygwiazdkowy genera艂, kt贸ry ca艂kiem s艂usznie uzna艂 si臋 za najstarszego stopniem oficera na polu bitwy, nakaza艂 odwr贸t, zbieraj膮c wszystkie ci臋偶ar贸wki dostawcze, kt贸re zgromadzi艂y si臋 w King Chalid. Bombardowany z powietrza, zagro偶ony od wschodu przez nadci膮gaj膮c膮 saudyjsk膮 Pi膮t膮 Brygad臋, a na ty艂ach przez Amerykan贸w, skierowa艂 si臋 na p贸艂nocny zach贸d w nadziei, 偶e uda mu si臋 wr贸ci膰 na ojczyste terytorium w miejscu, gdzie z niego wyszed艂. Wszystkie pojazdy pancerne postawi艂y gigantyczn膮 zas艂on臋 dymn膮. Genera艂 mia艂 nadziej臋, 偶e uda mu si臋 uj艣膰 z dwiema trzecimi swoich si艂. Paliwo nie stanowi艂o problemu, gdy偶 mia艂 teraz do dyspozycji wszystkie cysterny, kt贸re przygotowano z my艣l膮 o Armii Boga.

* * *

Diggs zrobi艂 pierwszy post贸j, aby przyjrze膰 si臋 brygadzie Eddingtona. Ju偶 wcze艣niej dotar艂 do niego fetor: z racji przewo偶onych ilo艣ci amunicji i paliwa, czo艂gi potrafi膮 si臋 pali膰 bardzo d艂ugo, czasami dwa dni, a od贸r ropy i substancji chemicznych miesza艂 si臋 ze sw膮dem spalonego ludzkiego cia艂a. Uzbrojony nieprzyjaciel jest obiektem, kt贸ry nale偶y zniszczy膰; nie偶ywy — budzi wsp贸艂czucie, szczeg贸lnie gdy 艣mier膰 zgarnia tak straszliwe 偶niwo jak teraz. Stosunkowo niewielu 偶o艂nierzy ZRI zgin臋艂o bezpo艣rednio z r臋ki Karoli艅czyk贸w; ci, kt贸rzy si臋 poddali, zostali rozbrojeni, zebrani w jednym miejscu, policzeni i skierowani do pracy, przede wszystkim przy chowaniu zw艂ok swoich towarzyszy.

— Co dalej? — spyta艂 Eddington z cygarem w z臋bach. Zwyci臋zcy prze偶yli ca艂y ci膮g zmiennych nastroj贸w. Zjawili si臋 w po艣piechu i pe艂ni niepokoju, stan臋li naprzeciwko nieznanego przeciwnika z tajonym l臋kiem, rzucili si臋 do walki z determinacj膮 — a przynajmniej z takim gniewem, jakiego dot膮d nigdy jeszcze nie odczuwali — a po druzgocz膮cym zwyci臋stwie zacz臋li pojmowa膰 groz臋 zniszczenia i wsp贸艂czuli nieprzyjacielowi. Ale cykl wojenny rozpoczyna艂 si臋 od nowa. Wi臋kszo艣膰 zmechanizowanych jednostek przeformowa艂a si臋 w ci膮gu ostatnich kilku godzin i by艂a ponownie gotowa do walki, podczas gdy przybywaj膮ca 偶andarmeria, w艂asna i saudyjska, bra艂a pod swoj膮 piecz臋 zgromadzonych za lini膮 frontu je艅c贸w.

— Sied藕 i czekaj — odpar艂 Diggs ku rozczarowaniu, ale i uldze Eddingtona. — Ich niedobitki czmychaj膮 tak szybko, 偶e z trudem m贸g艂by艣 ich dogoni膰, a nie otrzymali艣my rozkazu wkroczenia na terytorium ZRI.

— Zaatakowali nas w ten sam stary spos贸b — powiedzia艂 pu艂kownik Gwardii Narodowej, przypominaj膮c sobie Wellingtona — a my zatrzymali艣my ich w ten sam stary spos贸b. Ale numer.

— Pami臋tasz Bobby'ego Lee i Chancellorsville[13]?

— Ach, tak. On tak偶e by艂 w porz膮dku. Wiesz, Diggs, tych ostatnich kilka godzin, organizowanie wszystkiego, manewrowanie batalionami, gromadzenie informacji i ich analizowanie... — Pokr臋ci艂 g艂ow膮 w niedowierzaniu. — Nigdy dot膮d czego艣 takiego nie prze偶y艂em.

— „Dobrze, 偶e wojna jest tak straszliwa, inaczej bowiem nazbyt zacz臋liby艣my si臋 ni膮 upaja膰”. Ciekawe, 偶e tak 艂atwo si臋 o tym zapomina. Biedne sukinsyny — mrukn膮艂 genera艂, przygl膮daj膮c si臋 pi臋膰dziesi膮tce je艅c贸w, kt贸rych pakowano w艂a艣nie do ci臋偶ar贸wki. — Wyszykuj swoje oddzia艂y, pu艂kowniku. Nie nale偶y wykluczy膰, 偶e przyjdzie rozkaz, 偶eby rusza膰 dalej, chocia偶 w膮tpi臋 w to.

— Trzeci Korpus?

— Nie zajd膮 daleko, Nick. „Depczemy im po brudnych pi臋tach”, a oni wlec膮 wprost na Dziesi膮ty.

— Mi艂o s艂ysze膰, 偶e znasz powiedzonka Bedforda Forresta. „Depta膰 przeciwnikowi po brudnych pi臋tach” — tak brzmia艂a jedna z ulubionych maksym dow贸dcy Konfederat贸w. Nie pozwoli膰 odpocz膮膰 uchodz膮cemu nieprzyjacielowi, n臋ka膰 go, zmusza膰 do kolejnych b艂臋d贸w — nawet wtedy, kiedy nie mia艂o to ju偶 znaczenia strategicznego.

— Moja praca doktorska dotyczy艂a Hitlera jako manipulatora politycznego, ale nie mog臋 powiedzie膰, 偶ebym specjalnie za nim przepada艂. — Diggs u艣miechn膮艂 si臋 i zasalutowa艂. — 艢wietnie si臋 spisali艣cie. Ciesz臋 si臋, 偶e znalaz艂e艣 si臋 tutaj.

— By艂bym niepocieszony, gdyby mnie to omin臋艂o.

* * *

Samoch贸d mia艂 rejestracj臋 dyplomatyczn膮, ale zar贸wno kierowca, jak i pasa偶er dobrze wiedzieli, 偶e immunitet nie zawsze by艂 honorowany w Teheranie. Auto zatrzyma艂o si臋; kierowca si臋gn膮艂 po lornetk臋, a pasa偶er po aparat fotograficzny z teleobiektywem. Nie ulega艂o w膮tpliwo艣ci, 偶e wok贸艂 eksperymentalnej stacji botanicznej pojawi艂 si臋 kordon wartownik贸w, co nie by艂o normalne. Sprawa okaza艂a si臋 w ko艅cu banalnie prosta. Samoch贸d zawr贸ci艂 i pod膮偶y艂 w kierunku ambasady.

* * *

Napotykali ju偶 tylko maruder贸w. Czarny Ko艅 pod膮偶a艂 teraz w maksymalnym tempie, a jednak po艣cig okaza艂 si臋 nader d艂ugi. Ameryka艅skie pojazdy by艂y na og贸艂 szybsze od woz贸w przeciwnika, zawsze jednak 艂atwiej jest ucieka膰 ni偶 goni膰. 艢cigaj膮cy musieli si臋 liczy膰 z mo偶liwo艣ci膮 zasadzek, a pasj臋 bojow膮 hamowa艂 l臋k przed 艣mierci膮 w wojnie i tak ju偶 wygranej. Chaos w szeregach wroga pozwoli艂 10. pu艂kowi zewrze膰 szeregi, jednostki z prawego skrzyd艂a by艂y wi臋c ju偶 teraz w radiowym kontakcie z nadci膮gaj膮cymi Saudyjczykami, kt贸rzy likwidowali op贸r ostatnich kilku batalion贸w 2. Korpusu i szykowali si臋 do wydania walnej bitwy Trzeciemu.

— Cel: czo艂g — odezwa艂 si臋 jeden z dow贸dc贸w. — Godzina dziesi膮ta, cztery tysi膮ce sto.

— Namierzony — oznajmi艂 celowniczy, a Abrams zatrzyma艂 si臋, aby u艂atwi膰 strza艂.

— Nie strzela膰 — nieoczekiwanie rozkaza艂 dow贸dca. — Mo偶e uciekaj膮. Dajmy im kilka sekund.

— Zrozumia艂em.

Tak偶e celowniczy widzia艂, 偶e armata T-80 odwr贸cona jest w przeciwnym kierunku. Kiedy jednak wie偶a zacz臋艂a si臋 obraca膰, dow贸dca m贸g艂 zrobi膰 tylko jedno.

— Bierz go.

— Tak jest! — Zamek odskoczy艂, czo艂g szarpn膮艂 si臋, a pocisk wylecia艂 z lufy. Trzy sekundy p贸藕niej w powietrze polecia艂a kolejna wie偶a czo艂gowa.

— Trafiony. Przerwa膰 ogie艅. Kierowca: rusza膰!

Zaliczyli dwunasty pojazd przeciwnika. Za艂oga zastanawia艂a si臋, jaki b臋dzie rekord jednostki, podczas gdy dow贸dca oznacza艂 na ekranie SIM dok艂adne po艂o偶enie zniszczonego czo艂gu, aby jednostka zabezpieczaj膮ca wiedzia艂a, gdzie szuka膰 ewentualnych rannych nieprzyjaci贸艂. Nacieraj膮ca kawaleria zostawia艂a ich w spokoju, gdy偶 偶o艂nierze ani nie chcieli marnowa膰 amunicji, ani nie mieli serca dobija膰 pokonanych, nigdy jednak nie mo偶na by艂o wykluczy膰 tego, 偶e ci znienacka zaczn膮 strzela膰 w plecy albo porywa膰 si臋 na inne szale艅stwa.

* * *

— Opinie? — spyta艂 Ryan.

— Panie prezydencie, to by艂by pewien precedens — powiedzia艂 Cliff Rutledge.

— Na razie to tylko pomys艂 — mrukn膮艂 Ryan.

Jako pierwsi ogl膮dali film wideo z pola bitwy. Dok艂adnie wida膰 by艂o okropno艣ci wojny: szcz膮tki cia艂 tych, kt贸rzy zgin臋li w straszliwych eksplozjach, zw艂oki tych, kt贸rych trafi艂a pojedyncza kula b膮d藕 seria pocisk贸w, r臋ka wystaj膮ca z kopc膮cego si臋 nadal transportera... Co艣 przyci膮ga艂o ludzi z kamer膮 do takich obraz贸w. Ryan my艣la艂 jednak, 偶e 艣mier膰 zawsze pozostaje 艣mierci膮, a gin膮cy s膮 ofiarami. Ci 偶o艂nierze, z dw贸ch poprzednio samodzielnych pa艅stw o wsp贸lnej kulturze, stracili 偶ycie z r臋ki uzbrojonych Amerykan贸w, ale zostali pos艂ani na 艣mier膰 przez cz艂owieka, kt贸rego rozkaz贸w musieli s艂ucha膰, a kt贸ry przeliczy艂 si臋 w swych rachubach, ich los贸w za艣 u偶y膰 chcia艂 jak 偶eton贸w w wielkiej maszynie hazardowej. To nie powinno si臋 tak zako艅czy膰. W艂adza nios艂a ze sob膮 tak偶e odpowiedzialno艣膰. Jack wiedzia艂, 偶e, podobnie jak George Bush w 1991 roku, on tak偶e b臋dzie musia艂 wys艂a膰 w艂asnor臋czny list do rodziny ka偶dego z poleg艂ych Amerykan贸w, a to z dw贸ch przyczyn. Po pierwsze, by膰 mo偶e przyniesie to jak膮艣 pociech臋 ludziom dotkni臋tym wielkim smutkiem. Po drugie, ka偶dy z list贸w b臋dzie stanowi艂 dla cz艂owieka, kt贸rego rozkaz pos艂a艂 innych na pole bitwy, przypomnienie, 偶e byli to 偶ywi, konkretni ludzie. W t艂umie rysy ludzkie rozp艂ywaj膮 si臋, ale 偶ycie ka偶dego cz艂owieka jest niepowtarzalne i stanowi dla niego najwi臋ksz膮 warto艣膰. Ryan musia艂 wystawi膰 istnienia ludzkie na niebezpiecze艅stwo, a chocia偶 wiedzia艂, 偶e nie m贸g艂 inaczej post膮pi膰, musia艂 pami臋ta膰, przynajmniej tak d艂ugo, jak b臋dzie mieszka艂 w Bia艂ym Domu, co kry艂o si臋 za bezosobowymi cyframi. I na tym w艂a艣nie polega r贸偶nica, pomy艣la艂. Ja znam swoj膮 odpowiedzialno艣膰. Darjaei do swojej si臋 nie poczuwa. Ci膮gle 偶yje w prze艣wiadczeniu, 偶e to on wymaga od innych, nie za艣 odwrotnie.

— To polityczny dynamit, panie prezydencie — powiedzia艂 van Damm.

— Wi臋c?

— Pojawia si臋 tak偶e problem prawny — wtr膮ci艂 Pat Martin. — By艂oby to pogwa艂cenie dekretu, kt贸ry wyda艂 prezydent Ford.

— My艣la艂em ju偶 o tym — zapewni艂 Ryan. — Kto wydaje dekrety?

— Najwy偶sza w艂adza wykonawcza.

— Przygotuj odpowiedni projekt.

* * *

— Co to za smr贸d?

Zatrzymani w motelu w stanie Indiana kierowcy wylegli przed budynek, aby dokona膰 codziennej operacji przesuni臋cia pojazd贸w. Wszyscy mieli ju偶 dosy膰 tego miejsca i gor膮co pragn臋li, 偶eby nareszcie mo偶na by艂o ruszy膰 w drog臋. Jeden z nich zatrzyma艂 w艂a艣nie swego Macka obok wielkiej betoniarki. Wiosna by艂a coraz cieplejsza, a metalowe konstrukcje ci臋偶ar贸wek zamienia艂y wn臋trza w piekarniki. W przypadku betoniarki przynosi艂o to efekty nieprzewidziane przez w艂a艣cicieli.

— Masz, bracie, jaki艣 przeciek? — spyta艂 Holbrooka i zajrza艂 pod samoch贸d. — Nie, nic nie wida膰.

— Mo偶e zalatuje od pomp — zasugerowa艂 Cz艂owiek z G贸r.

— Za daleko. Trzeba sprawdzi膰. Widzia艂em jak kiedy艣 Volvo spali艂o si臋, bo mechanik co艣 tam spieprzy艂. Facet nie zd膮偶y艂 ruszy膰 si臋 zza k贸艂ka. To by艂o w osiemdziesi膮tym pi膮tym na mi臋dzystan贸wce 40. Straszny widok. — Kierowca Macka obszed艂 betoniark臋. — Gdzie艣 musi ci jednak przecieka膰, kole艣. Sprawd藕my pomp臋 paliwow膮. — Natr臋t zacz膮艂 dobiera膰 si臋 do maski.

— Ej, zaraz, poczekaj chwilk臋...

— Nic nie p臋kaj, znam si臋 na gratach. Rocznie oszcz臋dzam co najmniej pi臋膰 patoli, bo sam reperuj臋 swojego. — Maska zosta艂a podniesiona, tamten zajrza艂 pod ni膮 i poruszy艂 kilkoma przewodami. — Nie, wszystko w porz膮dku. — Teraz przyjrza艂 si臋 wtryskiwaczom, co艣 dokr臋ci艂, raz jeszcze zajrza艂 pod w贸z. — Cholera, ani kropelki — powiedzia艂, prostuj膮c si臋. Przez chwil臋 medytowa艂 nad wiatrem... Zapach by艂 na pewno st膮d i raczej nie diesel, kiedy si臋 teraz nad tym zastanowi艂.

— Jaki艣 problem, Coots? — spyta艂, podchodz膮c, inny z przymusowych lokator贸w motelu.

— Czujesz?

Obaj m臋偶czy藕ni w臋szyli przez chwil臋 niczym ogary.

— Bak komu艣 pu艣ci艂?

— Nie wida膰 ani kropelki. — Pierwszy z kierowc贸w spojrza艂 na Holbrooka. — S艂uchaj, nic nie mam do ciebie, ale kapujesz, to m贸j grat i lekko si臋 o niego denerwuj臋. Odstaw swoje pud艂o troch臋 na bok, a potem niech kto艣 zajrzy do 艣rodka, dobra?

— Nie ma sprawy.

Holbrook wdrapa艂 si臋 do szoferki, zapu艣ci艂 silnik i powoli odtoczy艂 w贸z w pusty k膮t parkingu. Dw贸ch m臋偶czyzn patrzy艂o na ten manewr.

— Ca艂y smr贸d odjecha艂 razem z nim, nie, Coots?

— Co za pieprzone pud艂o.

— Cholera z nim. Zaraz wiadomo艣ci; chod藕.

Jeszcze pod drzwiami jadalni us艂yszeli gwar i pomruki. Telewizor nastawiony by艂 na CNN; obraz na ekranie przywodzi艂 na my艣l popisy specjalist贸w od efekt贸w specjalnych, ale by艂 jak najbardziej prawdziwy.

— Panie pu艂kowniku, co wydarzy艂o si臋 ubieg艂ej nocy?

— No c贸偶, Barry, przeciwnik nadzia艂 si臋 na nas dwa razy. Za pierwszym — m贸wi艂 Eddington, zarazem pokazuj膮c d艂oni膮, w kt贸rej tkwi艂o cygaro — ukryli艣my si臋 za tym grzbietem, tam w tyle. Za drugim jechali艣my na siebie, a spotkali艣my si臋 mniej wi臋cej tutaj... — Kamera obr贸ci艂a si臋 i pokaza艂 dwa czo艂gi jad膮ce drog膮, obok kt贸rej pu艂kownik udziela艂 wyja艣nie艅.

— Co艣 mi si臋 zdaje, 偶e lubi膮 je藕dzi膰 w tych pude艂kach — odezwa艂 si臋 Coots.

— I postrzela膰 sobie te偶 lubi膮 — dorzuci艂 kto艣 z g艂臋bi sali.

Obraz si臋 zmieni艂. Pod kurzem pokrywaj膮cym dobrze ju偶 znan膮 widzom twarz reportera wida膰 by艂o zm臋czenie.

— M贸wi Tom Donner z ekipy telewizyjnej przydzielonej do 11. pu艂ku kawalerii pancernej. Jak opisa膰 noc, kt贸r膮 prze偶yli艣my? By艂em w poje藕dzie wraz z za艂og膮 Bradleya, kt贸ry, podobnie jak ca艂a reszta szwadronu, w ci膮gu ostatnich dwunastu godzin unicestwi艂 mn贸stwo nieprzyjaci贸艂. Zesz艂ej nocy w Arabii Saudyjskiej rozegra艂a si臋 „Wojna 艢wiat贸w”, w kt贸rej my byli艣my Marsjanami. Si艂y ZRI, po艂膮czonych armii Iraku i Iranu, usi艂owa艂y si臋 przeciwstawi膰, ale nic nie by艂y w stanie zrobi膰...

— Cholera, szkoda, 偶e nie pos艂ali naszego oddzia艂u — powiedzia艂 policjant, kt贸ry zasiad艂 do tradycyjnej kawy na rozpocz臋cie patrolu. Zd膮偶y艂 si臋 ju偶 zaznajomi膰 z niekt贸rymi kierowcami.

— Jeste艣 w Gwardii Narodowej Ohio? — spyta艂 Coots.

— Tak, w kawalerii pancernej. Ch艂opaki z Karoliny mia艂y wielk膮 noc, nie ma co.

Policjant pokr臋ci艂 g艂ow膮 i zobaczy艂 w lustrze m臋偶czyzn臋 nadchodz膮cego od strony parkingu.

— Nieprzyjaciel znajduje si臋 teraz w pe艂nym odwrocie. S艂yszeli艣cie pa艅stwo przed chwil膮 dow贸dc臋 brygady Gwardii Narodowej, kt贸ra pokona艂a dwie dywizje pancerne...

— Dwie dywizje? Niemo偶liwe! — wykrzykn膮艂 z niedowierzaniem i zazdro艣ci膮 policjant, i poci膮gn膮艂 艂yk kawy z fili偶anki.

— ...podczas gdy Czarny Ko艅 rozbi艂 trzeci膮. Mo偶na by pomy艣le膰, 偶e co艣 takiego zdarza si臋 tylko w kinie: zupe艂nie jakby mistrzowie zawodowej ligi futbolu starli si臋 z dru偶yn膮 szkoln膮.

— Dobrze dali艣cie im popali膰, ch艂opaki! — wykrzykn膮艂 w kierunku ekranu Coots.

— Ej, to twoja ta wielka betoniarka? — zapyta艂 policjant Holbrooka, kt贸ry skierowa艂 si臋 ku jedz膮cemu 艣niadanie przyjacielowi.

— Tak — odrzek艂 zapytany.

— Sprawd藕 j膮 dobrze, 偶eby ci si臋 nie rozpieprzy艂a za plecami — mrukn膮艂 Coots, nie odrywaj膮c wzroku od telewizora.

— Co tutaj robi betoniara a偶 z Montany? — powiedzia艂 gliniarz i spojrza艂 pytaj膮co na Cootsa.

— Ma jaki艣 problem z paliwem — poinformowa艂 kierowca Macka. — Poprosili艣my, 偶eby si臋 troch臋 odsun膮艂. Swoj膮 drog膮, dzi臋ki. Chyba si臋 nie obrazi艂e艣, co?

— Ani troch臋. Trzeba j膮 rzeczywi艣cie sprawdzi膰 dla porz膮dku.

— A偶 z Montany? — g艂o艣no zastanawia艂 si臋 policjant.

— Tanio tam da艂o si臋 kupi膰 i jechali艣my do siebie, jak nas tutaj dopad艂 ten zakaz.

— Mhm.

Uwag臋 policjanta ponownie poch艂on膮艂 telewizor.

— W艂a艣nie tak, posuwali si臋 na po艂udnie, a my uderzyli艣my prosto na nich — m贸wi艂 innemu reporterowi oficer kuwejcki, jednocze艣nie klepi膮c luf臋 czo艂gowej armaty z tak膮 czu艂o艣ci膮, jak by to by艂a szyja ukochanego rumaka.

— S艂ycha膰 co艣, kiedy b臋dzie mo偶na wr贸ci膰 do roboty? — odezwa艂 si臋 Coots.

Policjant z drog贸wki pokr臋ci艂 g艂ow膮.

— Wiemy tyle samo co wy. Zaraz objad臋 posterunki blokuj膮ce drogi.

— Sporo forsy z mandat贸w przeleci ci ko艂o nosa — zachichota艂 kierowca.

— Ja tam si臋 nie skar偶臋. Ale a偶 z Montany? — Ta jedna my艣l nie dawa艂a policjantowi spokoju. Ci dwaj faceci nie pasowali zreszt膮 do innych. Doko艅czy艂 kaw臋. — Swoj膮 drog膮, nie pami臋tam 偶eby kto艣 kiedy艣 ukrad艂 tak wielkie bydl臋.

— Ani ja. O, kuuurcz臋! — wykrzykn膮艂 Coots. Na ekranie wida膰 teraz by艂o efekty dzia艂ania inteligentnych bomb. — Przynajmniej cz艂owiek d艂ugo si臋 nie m臋czy.

— Czo艂em wszystkim — powiedzia艂 policjant w drodze do wyj艣cia. Chcia艂 ju偶 ruszy膰 patrolowym Chevroletem na autostrad臋, ale w ostatniej chwili pomy艣la艂, 偶e rzuci okiem na betoniark臋. Mo偶e jednak co艣 nie w porz膮dku; a gdyby rzeczywi艣cie j膮 gwizdn臋li? Potem smr贸d poczu艂 tak偶e i on. Tyle 偶e na pewno nie diesel, raczej... amoniak? Zapach taki zawsze kojarzy艂 mu si臋 z wytw贸rni膮 lod贸w, gdzie pracowa艂 raz przez ca艂e lato... a tak偶e z woni膮 paliwa w oddziale Gwardii Narodowej. Zaintrygowany, zawr贸ci艂 do motelu.

— To wasz w贸z stoi w rogu parkingu, tak?

— Tak, a o co chodzi? — spyta艂 Brown. — Co艣 nie w porz膮dku?

Zdradzi艂o go dr偶enie r膮k. W policjancie obudzi艂a si臋 teraz czujno艣膰: co艣 tutaj wyra藕nie by艂o nie w porz膮dku.

— Pozw贸lcie ze mn膮.

— Zaraz, mo偶e najpierw sko艅cz臋 艣niadanie, dobra?

— 艢niadanie nie zaj膮c. Chc臋 si臋 dowiedzie膰 sk膮d taki zapach, jasne?

— Potem si臋 tym zajmiemy.

— Zajmiemy si臋 tym teraz. — G艂os policjanta sta艂 si臋 o ton ostrzejszy. — Prosz臋 przede mn膮.

Gliniarz wsiad艂 do samochodu i wolno ruszy艂 艣ladem dw贸ch m臋偶czyzn, kt贸rzy z o偶ywieniem o czym艣 rozprawiali. Co艣 si臋 nie zgadza艂o. Policjant nie mia艂 zbyt wiele do roboty w tym momencie; instynkt podpowiedzia艂 mu, 偶eby po艂膮czy膰 si臋 z central膮 i poprosi膰 o dodatkowy w贸z do pomocy, a tak偶e o sprawdzenie numer贸w wozu. Potem wysiad艂 z samochodu i obejrza艂 betoniark臋.

— Mo偶ecie obr贸ci膰 ni膮 par臋 razy?

— Jasne.

Brown wskoczy艂 za kierownic臋 i zapu艣ci艂 ha艂a艣liwy silnik.

— Chcia艂bym tak偶e obejrze膰 wasze dokumenty — zwr贸ci艂 si臋 policjant do Holbrooka.

— Co tutaj si臋 dzieje? O co chodzi?

— O nic. Chc臋 obejrze膰 dokumenty i tyle.

Pete Holbrook wyci膮ga艂 portfel, kiedy nadjecha艂 drugi w贸z policyjny. Z wysoko艣ci kierownicy zobaczy艂 go tak偶e Brown; Holbrook trzyma艂 w r臋ku portfel, a gliniarz po艂o偶y艂 d艂o艅 na kaburze. Gliniarze cz臋sto przybieraj膮 tak膮 poz臋, ale Brown poczu艂 panik臋. 呕aden z Ludzi z G贸r nie mia艂 przy sobie broni. Trzymali j膮 w pokoju, ale do g艂owy im nie przysz艂o, 偶eby zabiera膰 na 艣niadanie. Policjant wzi膮艂 od Pete'a prawo jazdy, nast臋pnie poszed艂 do swego wozu, si臋gn膮艂 po mikrofon...

— Nie ma 偶adnej informacji o kradzie偶y — poinformowa艂a go panienka z centrali.

Policjant zaskoczony poderwa艂 g艂ow臋, kiedy betoniarka nagle drgn臋艂a. Krzykn膮艂 do kierowcy, 偶eby si臋 zatrzyma艂, drugi radiow贸z zablokowa艂 drog臋. Wielka masa 偶elaza znieruchomia艂a. O tak, co艣 by艂o bardzo nie w porz膮dku.

— Wy艂a藕! — zawo艂a艂 policjant, w kt贸rego r臋ku pojawi艂a si臋 bro艅. Drugi funkcjonariusz nie mia艂 poj臋cia, o co chodzi, ale zaj膮艂 si臋 Holbrookiem. Brown zeskoczy艂 na ziemi臋 i natychmiast wyl膮dowa艂 z r臋kami na masce. — Gadajcie co jest w tej betoniarce?

Wyja艣nianie tego zabierze kilka godzin, a potem dla zebranych w motelu kierowc贸w nadejdzie czas barwnych opowie艣ci.

* * *

Pozosta艂 mu ju偶 tylko wrzask, chocia偶 zdradzanie emocji by艂o do niego tak niepodobne. Ta艣ma wideo nie k艂ama艂a, a on w 偶aden spos贸b nie m贸g艂 zatrzyma膰 audycji, kt贸ra sz艂a w艂a艣nie na ca艂y 艣wiat. W艂膮cznie z jego krajem. Anteny satelitarne posiadali nie tylko zamo偶ni; cz臋sto sk艂ada艂a si臋 na nie grupka s膮siad贸w. Co mia艂 teraz zrobi膰? Nakaza膰 odwr贸t?

— Dlaczego nie atakuj膮?! — wrzasn膮艂 Darjaei.

— Nie ma 艂膮czno艣ci z dow贸dc膮 armii ani z 偶adnym dow贸dc膮 korpusu. Czasami udaje si臋 nawi膮za膰 艂膮czno艣膰 z dwiema dywizjami. Wedle meldunk贸w, jedna z dywizji pod膮偶a na p贸艂noc, maj膮c tu偶 za sob膮 nieprzyjaciela.

— I?

— Nasze si艂y zosta艂y rozbite — odwa偶y艂 si臋 w ko艅cu powiedzie膰 szef wywiadu.

— W jaki spos贸b?

— Czy to teraz wa偶ne?

* * *

Szli na p贸艂noc, podczas gdy Bizony posuwa艂y si臋 na po艂udnie. 3. Korpus ZRI nie mia艂 poj臋cia, co si臋 przed nim znajduje, a dowiedzia艂 si臋: wczesnym popo艂udniem. 1. szwadron Magrudera zd膮偶y艂 do tego czasu wyeliminowa膰 ponad sto wrogich cystern z paliwem. Jedynym teraz pytaniem by艂o to, jak silny op贸r zechce stawia膰 przeciwnik. Dzi臋ki informacjom zwiadu lotniczego dobrze zna艂 jego po艂o偶enie, si艂臋, rozlokowanie i kierunek ruchu. Wszystko by艂o teraz znacznie 艂atwiejsze, ni偶 za poprzednim razem.

Pierwsza kompania pe艂ni艂a rol臋 czujki, druga i trzecia znajdowa艂y si臋 pi臋膰 kilometr贸w z ty艂u, w odwodzie pozosta艂a jeszcze jedna kompania. Po straszliwych ciosach, jakie otrzyma艂a armia ZRI, postanowi艂 zrezygnowa膰 ze wst臋pnego ostrza艂u artyleryjskiego. Nie by艂o sensu ostrzega膰 przeciwnika o blisko艣ci czo艂g贸w. Kiedy do kontaktu pozostawa艂o ju偶 tylko dziesi臋膰 minut, Magruder przesun膮艂 pierwsz膮 kompani臋 na prawo. W przeciwie艅stwie do pierwszej — i jak dot膮d jedynej — bitwy w swojej karierze, tej mia艂 nie ogl膮da膰, lecz jedynie si臋 jej przys艂uchiwa膰.

Kiedy nieprzyjaciel znalaz艂 si臋 w zasi臋gu, pierwsza kompania otworzy艂a ogie艅 z armat czo艂gowych i pocisk贸w TOW, siej膮c zniszczenie w pierwszej linii pojazd贸w. Zaatakowawszy przeciwnika w szyku sko艣nym od lewej, dow贸dca oceni艂, 偶e ma do czynienia co najmniej z batalionem. Nale偶a艂 on do irackiej ongi艣 dywizji i odskoczy艂 w przeciwn膮 stron臋, nie艣wiadom tego, 偶e ods艂ania si臋 przed dwiema innymi jednostkami kawalerii.

— Tutaj Proporzec Sze艣膰, zwrot w lewo — rozkaza艂 ze swego pojazdu Magruder. Druga i trzecia kompania zrobi艂y zwrot na wsch贸d i zatrzyma艂 si臋 po trzech kilometrach i si臋 zatrzyma艂y. Dok艂adnie w tej samej chwili Magruder rozkaza艂 artylerii ostrzela膰 drug膮 lini臋 przeciwnika. Teraz nie chodzi艂o ju偶 o efekt zaskoczenia, lecz o zadanie nieprzyjacielowi mo偶liwie jak najwi臋kszych strat. Wystarczy艂o kilka minut, aby uzyska艂 pewno艣膰, 偶e 1. szwadron Bizon贸w walczy co najmniej z brygad膮, ale stosunek liczbowy si艂 mia艂 teraz r贸wnie niewielkie znaczenie jak poprzedniej nocy.

Po raz ju偶 ostatni rozegra艂 si臋 mechaniczny horror. Wystrza艂y z dzia艂 by艂y mniej jaskrawe za dnia. Jak zak艂adano, przeciwnik znowu odskoczy艂 od atakuj膮cych drugiej i trzeciej kompanii i zawr贸ci艂 w nadziei, 偶e znajdzie jak膮艣 luk臋 pomi臋dzy nacieraj膮cymi. Natrafi艂 jednak na czterna艣cie M1A2, rozstawionych co dwie艣cie metr贸w. I jak poprzednio, sun膮c na wroga, Proporzec najpierw niszczy艂 czo艂gi, a potem transportery piechoty. W pewnej chwili zatrzyma艂 si臋, gdy偶 nie zaatakowane dot膮d pojazdy tak偶e znieruchomia艂y, a za艂ogi wyskakiwa艂y z nich i rzuca艂y si臋 do ucieczki. Magruder w s艂uchawkach us艂ysza艂, 偶e tak samo dzieje si臋 wzd艂u偶 ca艂ej linii. Zaskoczeni 偶o艂nierze, w rozsypce, nie maj膮c gdzie si臋 wymkn膮膰 ze swoimi wozami, uznali, 偶e wszelki op贸r mo偶e mie膰 tylko fatalne skutki, dlatego te偶 trzecia (i ostatnia) bitwa pod King Chalid sko艅czy艂a si臋 po trzydziestu minutach.

Troch臋 inaczej rzecz si臋 przedstawia艂a tam, gdzie naciera艂y oddzia艂y Arabii Saudyjskiej, kt贸re, nareszcie uzyskawszy pe艂ny kontakt z przeciwnikiem, doszcz臋tnie zmia偶d偶y艂y ca艂膮 brygad臋, tym razem ira艅sk膮. Do zachodu s艂o艅ca, wszystkich sze艣膰 dywizji ZRI, kt贸re napad艂y na ich kraj, zosta艂o doszcz臋tnie zniszczonych. Tam, gdzie u pokonanych nie wygas艂 jeszcze duch walki, wy偶si oficerowie nakazywali kapitulacj臋, aby nie sprowokowa膰 czyhaj膮cego z trzech stron przeciwnika do ostatecznych decyzji.

I znowu je艅cy byli najwi臋kszym problemem logistycznym, tym gorszym, 偶e zaczyna艂y zapada膰 ciemno艣ci. Dow贸dcy donosili, 偶e trzeba b臋dzie co najmniej dnia, aby upora膰 si臋 z tym zmartwieniem, na szcz臋艣cie jednak 偶o艂nierze ZRI mieli w wi臋kszo艣ci w艂asne racje wody i jedzenia. Rozbrojeni, byli trzymani pod stra偶膮, chocia偶 istnia艂o niewielkie niebezpiecze艅stwo, aby przy takiej odleg艂o艣ci od dom贸w zaryzykowali ucieczk臋 pieszo.

* * *

Godzin臋 po zmroku Clark i Chavez opu艣cili ambasad臋 rosyjsk膮. Na tylnym siedzeniu znajdowa艂a si臋 walizka, kt贸rej zawarto艣膰 nikomu nie wyda艂aby si臋 specjalnie z艂owroga, szczeg贸lnie, 偶e nie k艂贸ci艂a si臋 z ich rzekom膮 profesj膮 dziennikarsk膮. Zadanie, jak zgodnie uznali, by艂o do艣膰 wariackie, co nieco zatroska艂o starszego z dw贸jki, Dinga jednak wprawi艂o w stan podniecenia. Na zaplecze zamkni臋tej ju偶 kawiarni zajechali bez 偶adnych problem贸w. 艢wiat艂a uliczne by艂y wygaszone, okna zas艂oni臋te, samochody jednak porusza艂y si臋 z zapalonymi reflektorami, wolno te偶 by艂o — co im sprzyja艂o — korzysta膰 ze 艣wiat艂a elektrycznego w domach. Bez trudu poradzili sobie z zamkiem w drzwiach. Chavez lekko je uchyli艂, rozejrza艂 si臋 i w艣lizgn膮艂 do 艣rodka, a za nim wsun膮艂 si臋 Clark z walizk膮 w r臋ku. Cicho zamkn臋li za sob膮 drzwi. Byli ju偶 na pi臋trze, kiedy us艂yszeli g艂osy. Okaza艂o si臋, 偶e to w艂a艣ciciele kawiarni, ma艂偶e艅stwo pod pi臋膰dziesi膮tk臋; ogl膮dali telewizj臋.

— Dobry wiecz贸r — odezwa艂 si臋 Clark. — Prosz臋 nie podnosi膰 偶adnych krzyk贸w.

— Kim...?

— Nie zrobimy wam 偶adnej krzywdy — oznajmi艂 John, podczas gdy Ding rozgl膮da艂 si臋 po pokoju; tak, kontakty elektryczne powinny pasowa膰. — Prosz臋 po艂o偶y膰 si臋 na pod艂odze.

— Co...?

— Przed wyj艣ciem rozwi膮偶emy was — obieca艂 John w farsi. — Ale je艣li b臋dziecie nam przeszkadza膰, mo偶emy sta膰 si臋 brutalni.

Ma艂偶e艅stwo by艂o sparali偶owane l臋kiem przed dwoma m臋偶czyznami, kt贸rzy nagle pojawili si臋 w ich mieszkaniu. Clark skr臋powa艂 im przeguby i kostki, niezbyt mocno, ale skutecznie. Chavez da艂 kobiecie napi膰 si臋 wody, zanim j膮 zakneblowa艂.

— Sprawd藕, czy mog膮 oddycha膰 — poleci艂 Clark, tym razem po angielsku. Raz jeszcze sprawdzi艂 w臋z艂y, zadowolony 偶e nawet po trzydziestu latach nie opu艣ci艂y go umiej臋tno艣ci 偶eglarskie. Potem poszli na g贸r臋.

Pora na za艂o偶enie stanowiska 艂膮czno艣ci. Chavez otworzy艂 walizk臋 i zacz膮艂 wydobywa膰 jej zawarto艣膰. Z p艂askiego dachu wyra藕nie wida膰 by艂o podobny budynek trzy przecznice dalej. Z tego te偶 wzgl臋du musieli pracowa膰 skuleni. Najpierw Ding wyci膮gn膮艂 ma艂y dysk anteny. Podpiera艂 j膮 ci臋偶ki tr贸jn贸g na ostrych kolcach, kt贸re pozwoli艂y pewnie osadzi膰 go na dachu. Teraz trzeba by艂o odpowiednio ustawi膰 anten臋, aby dociera艂a do niej fala no艣na z satelity. Zamkn膮艂 zacisk i unieruchomi艂 dysk. Nast臋pnie przysz艂a pora na kamer臋, tak偶e ustawion膮 na tr贸jnogu. Zamontowawszy j膮, Chavez skierowa艂 obiektyw na 艣rodek interesuj膮cego ich budynku, a nast臋pnie sprawdzi艂 po艂膮czenia z nadajnikiem, kt贸ry pozostawili w walizce.

— Wszystko gotowe, John.

Najgorsze by艂o to, 偶e mieli tylko jednokierunkow膮 艂膮czno艣膰. Mogli nadawa膰 do satelity, ale nie otrzymywali sygna艂u zwrotnego.

Do tego potrzebne by艂yby dodatkowe urz膮dzenia, kt贸rymi nie dysponowali.

* * *

— Mamy obraz — oznajmi艂 Robby Jackson w Narodowym Centrum Si艂 Zbrojnych.

— Widz臋 — potwierdzi艂a Mary Pat Foley. Wybra艂a numer ameryka艅skiej ambasady w Moskwie, sk膮d po艂膮czy艂a si臋 z rosyjskim Ministerstwem Spraw Zagranicznych, dalej z rosyjsk膮 ambasad膮 w Teheranie, a st膮d z telefonem kom贸rkowym, kt贸ry tkwi艂 w r臋ku Johna. — Iwan, s艂yszysz mnie? — spyta艂a po rosyjsku. — Tu Folejewa. — Po niesko艅czenie d艂ugiej sekundzie nadesz艂a odpowied藕.

— Ach, Mario, jak przyjemnie znowu ci臋 us艂ysze膰. — Niechaj B贸g b艂ogos艂awi towarzystwom telefonicznym, pomy艣la艂 John. Tak偶e miejscowemu.

— Mam twoje zdj臋cie na biurku — powiedzia艂a Pat.

— By艂em wtedy o tyle m艂odszy...

* * *

— Jest na miejscu i wszystko w porz膮dku — oznajmi艂a zast臋pczyni dyrektora CIA.

— Dobrze — powiedzia艂 z innego aparatu Jackson. — Zaczynamy. Powtarzam, zaczynamy. Potwierd藕, odbi贸r.

— Operacja KLATKA rozpocz臋ta — oznajmi艂 Diggs z Rijadu.

* * *

Ca艂y system ira艅skiej ochrony przeciwlotniczej by艂 w stanie najwy偶szego pogotowia. Na razie nie zaatakowano terytorium Iranu, ale operatorzy radarowi z napi臋ciem wpatrywali si臋 w ekrany. Widzieli maszyny patroluj膮ce wybrze偶a Arabii Saudyjskiej i Kuwejtu, ale te trzyma艂y si臋 linii brzegowej.

W odst臋pie sekundy Rozb贸jniki 521 i 522 zako艅czy艂y pobieranie paliwa z tankowc贸w powietrznych. Piloci niewidzialnych dla radaru samolot贸w F-117 cz臋sto operowali w parach, aczkolwiek zasadniczo maszyny przeznaczono do samodzielnych zada艅. Obie oddzieli艂y si臋 od swoich KC-10 i wykr臋ci艂y na p贸艂noc, aby rozpocz膮膰 godzinny lot w odleg艂o艣ci trzystu metr贸w od siebie. Samoloty-cysterny pozosta艂y na stanowiskach, do sta艂ych ich zada艅 nale偶a艂o bowiem uzupe艂nianie paliwa my艣liwcom odbywaj膮cym rutynowe loty patrolowe nad granicami Arabii Saudyjskiej. Oddalony o siedemdziesi膮t kilometr贸w samolot AWACS 艣ledzi艂 wszystkie, a w艂a艣ciwie prawie wszystkie poruszenia: E-3B te偶 nie potrafi艂 wykry膰 obecno艣ci F-117.

* * *

— Cz臋sto si臋 ostatnio spotykamy — z wymuszonym u艣miechem powiedzia艂 prezydent do charakteryzatorki.

— Wygl膮da pan na bardzo zm臋czonego — odpar艂a Mary Abbot.

— Bo i jestem — przyzna艂 Ryan.

— Dr偶膮 panu r臋ce.

— Za ma艂o snu — sk艂ama艂.

* * *

Clark dostrzeg艂, 偶e niekt贸rzy z wartownik贸w palili. Marna dyscyplina albo ostrze偶enie pod adresem przechodni贸w.

— John, nie wydaje ci si臋, 偶e ta robota jest czasami odrobin臋 zbyt emocjonuj膮ca?

— Chcesz si臋 wysiusia膰?

Nawet u nich by艂a to normalna reakcja.

— Tak.

— Ja tak偶e. — Jamesowi Rondowi nigdy nie przytrafia艂o si臋 nic podobnego. — Cholera, nie pomy艣la艂em o tym.

Clark przycisn膮艂 s艂uchawki, gdy偶 jaki艣 g艂os oznajmia艂, 偶e prezydent b臋dzie na wizji za minut臋. Pewnie gospodarz studia telewizyjnego, pomy艣la艂. Z walizki wydoby艂 dwa ostatnie elementy potrzebne do przeprowadzenia operacji.

* * *

— Rodacy, chcia艂bym zapozna膰 was z naj艣wie偶szymi informacjami na temat sytuacji na Bliskim Wschodzie — rozpocz膮艂 prezydent. — Mniej wi臋cej cztery godziny temu si艂y Zjednoczonej Republiki Islamskiej, kt贸re najecha艂y kr贸lestwo Arabii Saudyjskiej, przesta艂y stawia膰 zorganizowany op贸r. Dzia艂aj膮c wsp贸lnie, wojska saudyjskie, kuwejckie i ameryka艅skie pokona艂y sze艣膰 dywizji agresora w bitwie, kt贸ra trwa艂a jedn膮 noc i jeden dzie艅.

Teraz mog臋 ju偶 poinformowa膰, 偶e nasz kraj rzuci艂 do walki 10. i 11. pu艂k kawalerii pancernej, a tak偶e Brygad臋 Gwardii Narodowej P贸艂nocnej Karoliny oraz 366. Skrzyd艂o z bazy lotniczej w Mountain Home w Idaho. Na po艂udnie od bazy King Chalid zosta艂a stoczona wielka bitwa, kt贸rej szczeg贸艂y mogli艣cie obejrze膰 na ekranach telewizor贸w. Niedobitki jednostek ZRI pr贸bowa艂y ucieka膰 na p贸艂noc, odci臋to im jednak drog臋 i po kr贸tkich walkach podda艂y si臋. Jak na razie, walki l膮dowe usta艂y.

Nie bez przyczyny jednak powiedzia艂em przed chwil膮: „Jak na razie”, albowiem by艂a to wojna niepodobna do 偶adnej z tych, kt贸rych byli艣my 艣wiadkami w ci膮gu ostatniego p贸艂wiecza. Zaatakowano nas bezpo艣rednio na naszym terytorium, atak ten za艣 podj臋to przy u偶yciu broni masowego ra偶enia. Pogwa艂cono w ten spos贸b tak wiele norm prawa mi臋dzynarodowego, 偶e nie starczy艂oby teraz czasu na ich wyliczenie, ale b艂臋dem by艂oby stwierdzi膰, 偶e atak ten przypu艣ci艂a na Stany Zjednoczone Ameryki ludno艣膰 Zjednoczonej Republiki Islamskiej.

To nie narody rozp臋tuj膮 wojny. Decyzja zostaje najcz臋艣ciej podj臋ta przez jednego cz艂owieka. Czy b臋dzie to w贸dz plemienia, ksi膮偶臋 czy kr贸l, przez ca艂y bieg dziej贸w o wojnie postanawia ten, kto sprawuje w艂adz臋, a decyzja o napa艣ci na innych nigdy nie jest efektem demokratycznych proces贸w.

My, Amerykanie, nie mamy 偶adnych powod贸w do wa艣ni z mieszka艅cami Iranu i Iraku. Ich religia mo偶e by膰 r贸偶na od naszej, ale przecie偶 nasza ojczyzna jest krajem, kt贸ry strze偶e wolno艣ci wyznania. Ich j臋zyk mo偶e by膰 odmienny, ale przecie偶 Ameryka go艣cinnie wita ludzi, kt贸rzy m贸wi膮 najr贸偶niejszymi j臋zykami. Je艣li Ameryka dowiod艂a czego艣 艣wiatu, to jest tym prawda, i偶 wszyscy ludzie s膮 r贸wni, a je艣li da膰 im te same swobody i te same mo偶liwo艣ci, b臋d膮 rozwija膰 ukryte w nich talenty.

W ci膮gu ostatnich dwudziestu czterech godzin u艣miercili艣my co najmniej dziesi臋膰 tysi臋cy 偶o艂nierzy ZRI; prawdopodobnie znacznie wi臋cej i najpewniej nigdy nie dowiemy si臋 dok艂adnie, ilu naszych przeciwnik贸w ponios艂o 艣mier膰 w tej wojnie. Przez ca艂y jednak czas musimy pami臋ta膰, 偶e ludzie ci nie wybrali swojego losu, lecz zosta艂 on narzucony im przez innych, a ostatecznie przez jedn膮 jedyn膮 osob臋.

Ryan z艂膮czy艂 d艂onie, niczym do modlitwy, w ge艣cie, kt贸ry wielu widzom wyda艂 si臋 dziwnie nie na miejscu.

* * *

— Jest — mrukn膮艂 Chavez, wpatrzony w maciupe艅ki ekran kamery. — Zaczynamy koncert.

Clark wcisn膮艂 guzik laserowego znacznika celu. W wizjerze zobaczy艂, 偶e kropka spocz臋艂a na gzymsie budynku.

* * *

— Ostatnia kontrola — powiedzia艂 w Rijadzie Diggs.

— Rozb贸jnik Pi臋膰 Dwa Jeden — us艂ysza艂 w odpowiedzi.

— Pi臋膰 Dwa Dwa.

* * *

— Przez ca艂e wieki kr贸lowie i ksi膮偶臋ta dla w艂asnego kaprysu posy艂ali ludzi na 艣mier膰. Dla w艂adc贸w byli tylko mi臋sem armatnim, wojny za艣 艣rodkami na pomno偶enie bogactwa i w艂adzy, czy nawet narz臋dziami rozrywki, a kiedy si臋 ko艅czy艂y, niezale偶nie od wyniku, kr贸lowie i ksi膮偶臋ta pozostawali dumnie na swoich tronach. A偶 po obecny wiek bez zastrze偶e艅 przyjmowano, 偶e w艂adca pa艅stwa ma prawo wypowiedzie膰 wojn臋. Jednak po drugiej wojnie 艣wiatowej zadali艣my w Norymberdze k艂am temu prze艣wiadczeniu, stawiaj膮c przed s膮dem i wykonuj膮c wyrok na niekt贸rych z winowajc贸w. Zanim jednak mo偶na by艂o pojma膰 tych zbrodniarzy, 偶ycie straci艂o dwadzie艣cia milion贸w Rosjan, sze艣膰 milion贸w 呕yd贸w, a og贸lnej liczby ofiar historycy nie potrafi膮 dok艂adnie ustali膰...

Ryan spojrza艂 w kierunku Andrei Price. Mia艂a twarz skupion膮 i napi臋t膮. I da艂a mu znak.

* * *

Laserowy znacznik celu stanowi艂 tylko dodatkowe zabezpieczenie. Zasadniczo mogliby si臋 oby膰 i bez niego, ale wybranie okre艣lonego budynku w mie艣cie by艂o rzecz膮 trudn膮, a organizatorzy operacji KLATKA chcieli za wszelk膮 cen臋 unikn膮膰 ofiar w艣r贸d niewinnych obywateli Iranu. Poza tym, dzi臋ki owej dodatkowej pomocy, samoloty mog艂y zwolni膰 bomby na znacznej wysoko艣ci. Proste urz膮dzenia balistyczne gwarantowa艂y celno艣膰 w granicach stu metr贸w, udoskonalone systemy optyczne redukowa艂y granice rozrzutu do jednego metra. Dok艂adnie w tej samej chwili dwa Rozb贸jniki (by艂a to p贸艂oficjalna nazwa, jak膮 przyj臋li dla swych maszyn piloci niewidzialnych my艣liwc贸w) otworzy艂y drzwi kom贸r uzbrojenia. Ka偶dy z nich ni贸s艂 jedn膮 dwustupi臋膰dziesi臋ciokilogramow膮 bomb臋, najmniejsz膮, jaka mog艂a by膰 zastosowana w systemie naprowadzania Paveway, kt贸rego czujniki wyszukiwa艂y teraz zmodulowanego sygna艂u laserowego. Oba wykry艂y kropk臋 laserow膮 i powiadomi艂y o tym pilot贸w, kt贸rzy zwolnili bomby, a potem — co nigdy dot膮d nie wydarzy艂o si臋 podczas operacji z u偶yciem F-117 — wykrzykn臋li:

— Rozb贸jnik Pi臋膰 Dwa Jeden, bomba w drodze!

— Pi臋膰 Dwa Dwa, bomba jedzie!

* * *

— W dziejach ludzko艣ci ka偶da idea, dobra czy z艂a, rodzi si臋 najpierw w g艂owie jednego cz艂owieka, a wojny rozpoczynaj膮 si臋, gdy偶 kto艣 uznaje, 偶e morderstwo i kradzie偶 mu si臋 op艂ac膮. Tym razem napadni臋to na nas w spos贸b szczeg贸lnie okrutny. Tym razem wiemy dok艂adnie, kto by艂 autorem napa艣ci.

* * *

Na ca艂ym 艣wiecie, na ekranie ka偶dego w艂膮czonego odbiornika, kt贸ry pod艂膮czony by艂 do anteny satelitarnej lub do kabla, zamiast Gabinetu Owalnego w Bia艂ym Domu pojawi艂 si臋 dwupi臋trowy budynek przy jakiej艣 ulicy. Wi臋kszo艣膰 widz贸w uzna艂a, 偶e to pomy艂ka, nag艂a przebitka z jakiego艣 filmu...

* * *

Tylko niewielu wiedzia艂o, 偶e to 偶adna pomy艂ka. Tak偶e Darjaei ogl膮da艂 wyst膮pienie Ryana; nieustannie zadawa艂 sobie pytanie, co to w艂a艣ciwie za cz艂owiek. Za p贸藕no pozna艂 odpowied藕.

— To tutaj mieszka on, Mahmud Had偶i Darjaei, cz艂owiek, kt贸ry rzuci艂 zaraz臋 na nasz kraj, chcia艂 porwa膰 moj膮 c贸rk臋, usi艂owa艂 zabi膰 mnie, wys艂a艂 do walki armi臋, tym samym skazuj膮c j膮 na zag艂ad臋. Tutaj mieszka cz艂owiek, kt贸ry pogwa艂ci艂 nakazy swej religii oraz prawa ludzkie i mi臋dzynarodowe. Panie Darjaei, oto odpowied藕 Stan贸w Zjednoczonych Ameryki.

* * *

G艂os prezydenta zamilk艂, w sekund臋 czy dwie p贸藕niej umilkli t艂umacze na ca艂ym 艣wiecie, a oczy wszystkich wpatrzy艂y si臋 w czarno-bia艂y obraz zupe艂nie zwyczajnego budynku. Teraz jednak wszyscy ju偶 wiedzieli, 偶e za chwil臋 zdarzy si臋 co艣 niezwyk艂ego. Najuwa偶niejsi dostrzegli mo偶e, jak w jednym z okien zapala si臋 艣wiat艂o i otwieraj膮 si臋 drzwi wyj艣ciowe, ale nawet je艣li kto艣 — trudno powiedzie膰 kto — usi艂owa艂 ucieka膰, by艂a to pr贸ba daremna. Obie bomby jednocze艣nie ugodzi艂y w dach budynku i w setne cz臋艣ci sekundy p贸藕niej eksplodowa艂y.

* * *

Huk by艂 straszliwy. Obaj m臋偶czy藕ni wpatrywali si臋 w dzie艂o zniszczenia, jakby niepomni ryzyka. Do echa eksplozji do艂膮czy艂 si臋 w promieniu kilometra brz臋k t艂uczonych szyb.

— Nic ci si臋 nie sta艂o? — spyta艂 Ding.

— Nic. Czas si臋 zwija膰, kolego.

— Zadanie wykonane na pi膮tk臋, panie C.

Najszybciej jak potrafili zeszli na pi臋tro. Chavez przeci膮艂 wi臋kszo艣膰 w臋z艂贸w, przypuszczaj膮c, 偶e skr臋powanym potrzeba b臋dzie jakich艣 pi臋ciu minut na uwolnienie si臋 do reszty. Wycofali si臋 bocznymi uliczkami, s艂ysz膮c syreny zawodz膮ce na g艂贸wnych arteriach Teheranu. P贸艂 godziny p贸藕niej byli w bezpiecznym schronieniu ambasady rosyjskiej. Zaproponowano im w贸dk臋 i propozycja zosta艂a przyj臋ta. Chavez nigdy dot膮d nie by艂 jeszcze tak zdenerwowany. Clark by艂. W贸dka pomog艂a w obydwu przypadkach.

* * *

— W imieniu obywateli Stan贸w Zjednoczonych Ameryki do mieszka艅c贸w Zjednoczonej Republiki Islamskiej zwracam si臋 z nast臋puj膮cymi s艂owami:

Po pierwsze, wiemy gdzie znajduje si臋 zak艂ad, w kt贸ry hoduje si臋 艣mierciono艣ne zarazki. Na nasz膮 pro艣b臋 pomog艂a nam to ustali膰 Federacja Rosyjska. W tym starciu kraj ten pozostaje neutralny, niemniej got贸w by艂 podzieli膰 si臋 z nami wiedz膮 na temat tej straszliwej broni. Zesp贸艂 ekspert贸w znajduje si臋 w drodze do Teheranu. Kiedy wyl膮duj膮, zawieziecie ich bezzw艂ocznie do tego zak艂adu, aby nadzorowali jego unieszkodliwienie. B臋d膮 im towarzyszyli dziennikarze, aby mogli za艣wiadczy膰, 偶e zagro偶enie zosta艂o zlikwidowane. Je艣li tak si臋 nie stanie, za dwana艣cie godzin od tej chwili z pok艂adu my艣liwc贸w stealth zrzucimy na wspomniane miejsce bomb臋 nuklearn膮. Nie 艂ud藕cie si臋 zgubn膮 nadziej膮, 偶e w razie potrzeby zawaham si臋 przed wydaniem takiego rozkazu. Stany Zjednoczone Ameryki nie mog膮 si臋 zgodzi膰 na istnienie r贸wnie zbrodniczej plac贸wki. Okres dwunastu godzin rozpocz膮艂 si臋 w tej sekundzie.

Po drugie, wszyscy wasi 偶o艂nierze wzi臋ci do niewoli b臋d膮 traktowani zgodnie z mi臋dzynarodowymi konwencjami, kt贸re w tym przypadku zgodne s膮 z wymogami islamu. Je艅cy zostan膮 uwolnieni, kiedy wydacie Stanom Zjednoczonym wszystkie osoby, kt贸re zwi膮zane by艂y z przygotowaniem i realizacj膮 wojny biologicznej przeciw naszemu krajowi, a tak偶e te, kt贸re zwi膮zane by艂y z zamachem na moj膮 c贸rk臋. W tej sprawie nie ma mowy o 偶adnych kompromisach.

Po trzecie. Wasz kraj ma tydzie艅 na ustosunkowanie si臋 do tych 偶膮da艅. Je艣li si臋 na nie nie zgodzicie, USA wypowie Zjednoczonej Republice Islamskiej wojn臋 totaln膮. Mogli艣cie zobaczy膰, czego potrafimy dokona膰, a musz臋 was zapewni膰, 偶e to tylko ma艂a cz臋艣膰 naszych mo偶liwo艣ci. Wyb贸r nale偶y do was.

Na ko艅cu zwracam si臋 do wszystkich pa艅stw, kt贸re mog膮 偶yczy膰 nam 藕le: Stany Zjednoczone Ameryki nie b臋d膮 tolerowa膰 偶adnych atak贸w na sw贸j kraj, w艂asno艣膰 i obywateli. Pocz膮wszy od dzisiaj, ktokolwiek przeprowadzi czy naka偶e taki atak, spotka si臋 z nasz膮 odpowiedzi膮, kimkolwiek by by艂, gdziekolwiek chcia艂by si臋 ukry膰 i jakkolwiek d艂ugo trzeba b臋dzie poczeka膰 z zemst膮. Przysi臋ga艂em przed Bogiem, 偶e b臋d臋 rzetelnie wype艂nia艂 swoje obowi膮zki prezydenta. Od tego nie odst膮pi臋. Naszym za艣 przyjacio艂om powiadam: nigdzie nie znajdziecie wierniejszego ni偶 my sojusznika. O tym tak偶e musz膮 pami臋ta膰 nasi potencjalni wrogowie.

Rodacy! By艂 to ci臋偶ki czas dla nas, niekt贸rych z naszych sprzymierze艅c贸w, tak偶e dla naszych nieprzyjaci贸艂. Odparli艣my jednak agresj臋, ukarali艣my osob臋 najbardziej odpowiedzialn膮 za straszliw膮 艣mier膰, kt贸ra nawiedzi艂a nasz kraj, policzymy si臋 tak偶e z tymi, kt贸rzy ulegle wykonywali jego polecenia, pozosta艂ym jednak chcieliby艣my powt贸rzy膰 s艂owa Abrahama Lincolna: „Nie chowaj膮c w sercu z艂o艣ci do nikogo, ze wsp贸艂czuciem dla wszystkich ludzkich istot, z nieugi臋t膮 wol膮 obstawania przy dobru, kt贸re B贸g pozwala nam rozpoznawa膰, we wsp贸lnej pracy doko艅czmy opatrywania narodowych ran... aby m贸c radowa膰 si臋 tym, co zapewni膰 mo偶e sprawiedliwy i trwa艂y pok贸j mi臋dzy nami i wszystkimi narodami”.

呕egnam pa艅stwa i 偶ycz臋 owocnego dnia.

Epilog.

Pok贸j Prasowy

— ...i wreszcie, wyst膮pi臋 do Senatu z propozycj膮, aby na stanowisko Naczelnego Lekarza Kraju wyznaczy艂 profesora Pierre'a Alexandre'a. Profesor Alexandre, po oddaniu wielkich zas艂ug Wojskowemu Korpusowi Medycznemu Stan贸w Zjednoczonych, przeni贸s艂 si臋 na Wydzia艂 Medyczny Uniwersytetu imienia Johna Hopkinsa, gdzie kontynuowa艂 badania nad chorobami zaka藕nymi. Okaza艂 si臋 niezwykle pomocny w chwili, kiedy wybuch艂a epidemia wirusa ebola. Jako znakomity klinicysta i naukowiec, profesor Alexandre b臋dzie kierowa艂 realizacj膮 kilku zaprojektowanych przez niego program贸w badawczych, przewodz膮c tak偶e federalnemu komitetowi nadzoruj膮cemu poszukiwania lekarstwa na AIDS. Ma艂o w tym b臋dzie biurokracji, a zasadniczym celem jest stworzenie systemu, kt贸ry maksymalnie u艂atwi wymian臋 obserwacji pomi臋dzy praktykuj膮cymi lekarzami i naukowcami. Mam nadziej臋, 偶e Senat szybko zaaprobuje moj膮 rekomendacj臋. To ju偶 koniec oficjalnego wyst膮pienia — powiedzia艂 Jack. — Czas na pytania. Tak, Helen?

— Panie prezydencie, jak rozumie膰 pa艅skie wst臋pne s艂owa dotycz膮ce Chin?

— Wydawa艂o mi si臋, 偶e wszystko powiedzia艂em jasno. W nieoficjalnych rozmowach z Republik膮 Chi艅sk膮 uznali艣my, 偶e przywr贸cenie pe艂nych stosunk贸w dyplomatycznych b臋dzie najlepiej s艂u偶y艂o interesom obu kraj贸w. By艂oby to niezgodne z zasadami polityki Stan贸w Zjednoczonych, gdyby艣my dyskryminowali kraje, kt贸re opieraj膮 sw贸j ustr贸j na zasadzie wolnych wybor贸w. Do ich grona nale偶y Republika Chi艅ska i fakt ten trzeba potraktowa膰 z pe艂nym szacunkiem.

— Co na to Chiny kontynentalne?

— To ich sprawa. Chi艅ska Republika Ludowa i Stany Zjednoczone s膮 suwerennymi pa艅stwami, podobnie jak Tajwan, i czas ju偶 sko艅czy膰 z udawaniami, 偶e jest inaczej.

— Czy ma to jaki艣 zwi膮zek z zestrzeleniem samolotu pasa偶erskiego?

— Ta kwestia nadal jest uwa偶nie analizowana. Nast臋pne pytanie?

— Panie prezydencie, wedle wiarygodnych informacji tymczasowy rz膮d ira艅ski zabiega o nawi膮zanie stosunk贸w dyplomatycznych z naszym krajem. Jaka b臋dzie nasza odpowied藕?

— Z pewno艣ci膮 pozytywna — odpowiedzia艂 Jack. — Nie znam lepszego sposobu na to, by z wroga uczyni膰 przyjaciela, ni偶 otwarte rozmowy i wsp贸lne interesy. W ostatnich dniach mamy niew膮tpliwe 艣wiadectwa wsp贸艂pracy z tej strony. Wci膮偶 mamy w Teheranie budynek ambasady, chocia偶, zdaje si臋, trzeba b臋dzie zmieni膰 zamek w drzwiach. — Sala buchn臋艂a 艣miechem. — S艂ucham, Tom. Nawiasem m贸wi膮c, 艂adna opalenizna. Witaj w domu.

— Dzi臋kuj臋, panie prezydencie. Je艣li chodzi o demonta偶 pod Teheranem zak艂adu zajmuj膮cego si臋 hodowl膮 zarazk贸w, jedynymi dziennikarzami, kt贸rzy mogli si臋 temu przypatrywa膰 z bliska byli dwaj Rosjanie, wyznaczeni przez ich ambasad臋. Jak mo偶emy by膰 pewni...?

— Tom, rosyjscy eksperci, kt贸rzy nadzorowali ca艂膮 spraw臋, to naprawd臋 znakomici specjali艣ci. Na ta艣mie wideo mamy wszystko dok艂adnie zarejestrowane i ani ja, ani moi doradcy nie mamy 偶adnych zastrze偶e艅. Ed?

— Panie prezydencie, wymiana je艅c贸w zosta艂a zako艅czona. Jak odpowiemy na pro艣by o kredyty, z jakimi zwr贸cili si臋 do nas Ira艅czycy i Irakijczycy?

— W przysz艂ym tygodniu sekretarze Adler i Winston lec膮 do Londynu na rozmowy z przedstawicielami obu rz膮d贸w.

— Panie prezydencie, w nawi膮zaniu do tej samej sprawy: czy mo偶emy w zwi膮zku z tym liczy膰 na preferencyjne ceny ropy naftowej, a je艣li tak, to na jak d艂ugo?

— Ed, to w艂a艣nie b臋dzie przedmiotem rozm贸w, ale spodziewam si臋, 偶e otrzymamy jakie艣 propozycje w zamian za zgod臋 na kredyty. Szczeg贸艂y jednak musz膮 dopiero zosta膰 uzgodnione, a my mamy naprawd臋 dobrych specjalist贸w,

— A co ze specjalistkami? — rozleg艂 si臋 kobiecy g艂os.

— Tak偶e i ich nam nie brakuje, Denise, w艂膮cznie z pani膮. Przy okazji, je艣li nie dotar艂a jeszcze do was ta wiadomo艣膰, chcia艂em poinformowa膰, 偶e agentka Andrea Price — Ryan zrobi艂 gest w kierunku drzwi po swojej prawej stronie — przyj臋艂a o艣wiadczyny. Ma艂偶e艅stwo odb臋dzie si臋 do pewnego stopnia w rodzinie, narzeczony bowiem, inspektor Patrick O'Day, jest agentem FBI. M艂odej parze 偶ycz臋 wszystkiego najlepszego, aczkolwiek b臋d臋 musia艂 chyba rozejrze膰 si臋 za nowym szefem ochrony osobistej. Tak, Barry? — powiedzia艂 Jack, wskazuj膮c na seniora dziennikarzy CNN.

— Panie prezydencie, jest pewne pytanie tak powa偶ne, 偶e nikt go dzisiaj jeszcze nie postawi艂, a...

Ryan podni贸s艂 d艂o艅.

— Tak, wiele jest rzeczy, kt贸rymi trzeba si臋 niezw艂ocznie zaj膮膰, 偶eby zapewni膰 normaln膮 prac臋 administracji po wszystkich tych...

— Panie prezydencie, prosz臋 wybaczy膰, ale nie dam si臋 zby膰 wykr臋tami.

U艣miech. Westchnienie. Kiwni臋cie g艂owy na znak kapitulacji.

— Odpowied藕 na twoje pytanie, Barry, brzmi: „Tak, b臋d臋 kandydowa艂”.

— Dzi臋kuj臋, panie prezydencie.

KONIEC

1 Dow贸dca oddzia艂贸w kawalerii Konfederacji podczas wojny secesyjnej (przyp. red.).

2 James Ewell Brown Stuart (Jeb Stuart) — s艂ynny dow贸dca kawalerzyst贸w Konfederacji (przyp. red.).

3 Statek transportowy typu roll-on, roll-off (przyp. red.).

4 Nieformalna nazwa Pierwszej Dywizji Piechoty Armii USA (przyp. red.).

5 Weapon Officer — oficer odpowiedzialny za uzbrojenie na okr臋cie (przyp. red.).

6 Nazwa fortu zdobytego przez Konfederat贸w w 1861 roku (przyp. red.).

7 (dos艂.) Wysmo艂owane Pi臋ty — pogardliwe okre艣lenie mieszka艅c贸w P贸艂nocnej Karoliny (przyp. red.).

8 W 偶argonie radarowc贸w Marynarki USA okre艣lenie pocisk贸w przeciwokr臋towych (przyp. red.).

9 呕argonowe okre艣lenie maszyn nieprzyjaciela (przyp. red.).

10 Kodowe okre艣lenie czasu Greenwich (przyp. red.).

11 Nazwa strumienia w Wirginii, nad kt贸rym armia Unionist贸w ponios艂a kl臋sk臋 z r膮k Konfederat贸w genera艂a P. G. T. Beauregarda (przyp. red.).

12 Okre艣lenie nadane 偶o艂nierzom Konfederacji przez Unionist贸w (od rebel — buntownik) (przyp. red.).

13 2 maja 1863 rok Robert E. Lee w bitwie pod Chancellorsville pokona艂 oddzia艂y Unionist贸w, dowodzonych przez genera艂a Josepha Hookera (przyp. red.).

215



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Tom Clancy ?kret tom 2
Tom Clancy ?kret tom 1
CLANCY Tom ?kret tom 1
Clancy Tom ?kret Tom II
CLANCY Tom ?kret tom 2
Clancy Tom ?kret Tom III
CLANCY Tom ?kret tom 3
Clancy Tom ?kret Tom I
Tom Clancy Splinter?ll Operacja?rakuda
Tom Clancy Splinter?ll Szach Mat
Clancy Tom Zwierciad艂o (Mandragora76)
Tom Clancy Polowanie Na Czerwony Pazdziernik
Tom Clancy Suma wszystkich strach贸w tom 1
Clancy Tom Czerwony krolik
Clancy Tom Zwiadowcy 03 Walka ko艂owa
Clancy Tom ?ntrum04 Racja Stanu (Mandragora76)
Clancy Tom Zwiadowcy Wandale

wi臋cej podobnych podstron