Tom Clancy 辦ret tom 2



Tom Clancy

Dekret

Tom drugi

Przek艂ad: Krzysztof Wawrzyniak

Data wydania: 1999
Data wydania oryginalnego: 1997
Tytu艂 orygina艂u: Executive Orders

21
Zwi膮zki

Patrick O'Day by艂 wdowcem. Jego 偶ycie uleg艂o nag艂ej zmianie po bolesnym wstrz膮sie, jakiego dozna艂 po kr贸tkim okresie do艣膰 p贸藕no zawartego ma艂偶e艅stwa. Deborah by艂a ekspertem kryminalistyki w Centralnym Laboratorium FBI i w zwi膮zku z tym wiele podr贸偶owa艂a po kraju. Pewnego popo艂udnia rozbi艂 si臋 samolot, kt贸rym wraca艂a z Colorado Springs. Przyczyn katastrofy nigdy nie ustalono. By艂 to pierwszy jej wyjazd s艂u偶bowy po urlopie macierzy艅skim. Osieroci艂a czternastotygodniow膮 c贸reczk臋 imieniem Megan.

Megan mia艂a ju偶 dwa i p贸艂 roku, a inspektor O'Day nadal nie m贸g艂 si臋 zdecydowa膰, jak powiedzie膰 swojej c贸rce, 偶e jej matka nie 偶yje. Mia艂 fotografie i nagrania magnetowidowe, ale przecie偶 nie mo偶na, ot tak, po prostu, wskaza膰 palcem na kolorow膮 odbitk臋 czy fosforyzuj膮cy ekran i powiedzie膰: „To jest mamusia!”. Megan mog艂aby wtedy doj艣膰 do wniosku, 偶e 偶ycie jest czym艣 sztucznym, a to mog艂oby mie膰 zgubny wp艂yw na rozw贸j dziecka. Inspektora dr臋czy艂o jeszcze jedno bardzo istotne pytanie, kt贸re domaga艂o si臋 szybkiej odpowiedzi: czy m臋偶czyzna, kt贸rego los uczyni艂 samotnym rodzicem, potrafi wychowa膰 c贸rk臋? Skoro wychowuje j膮 sam, musi by膰 podw贸jnie opieku艅czy, mimo wielkiego obci膮偶enia prac膮 zawodow膮, podczas kt贸rej rozwi膮za艂 ostatnio sze艣膰 spraw porwa艅. O'Day by艂 wysoki, muskularny, wysportowany i wa偶y艂 ponad dziewi臋膰dziesi膮t kilo. Gdy obj膮艂 nowe stanowisko, musia艂 zrezygnowa膰 z wiechciowatych w膮s贸w, gdy偶 na podobn膮 ekstrawagancj臋 nie pozwala艂 wewn臋trzny regulamin centrali FBI. Uchodzi艂 za policjanta bardzo twardego, jednego z najtwardszych. Jego oddanie c贸reczce z pewno艣ci膮 wywo艂a艂oby u艣mieszki koleg贸w, gdyby o tym wiedzieli.

Megan mia艂a d艂ugie blond w艂osy. Ojciec co rano je czesa艂 tak d艂ugo, a偶 nabiera艂y jedwabistej mi臋kko艣ci. Jeszcze przedtem j膮 ubiera艂, zawsze w jak膮艣 barwn膮 sukieneczk臋, i z powag膮 karmi艂.

Dla Megan ojciec by艂 wielkim opieku艅czym nied藕wiadkiem, kt贸ry g艂ow膮 si臋ga艂 chyba nieba. Potrafi艂 porwa膰 j膮 z ziemi i unie艣膰 w g贸r臋 z pr臋dko艣ci膮 rakiety. Wtedy mog艂a obj膮膰 ojcowsk膮 szyj臋 r膮czkami. I dzi艣 rytua艂 zosta艂 zachowany.

— Ojej, udusisz mnie! — j臋kn膮艂 ojciec.

— Boli? — spyta艂a Megan, udaj膮c niepok贸j.

Na twarzy ojca rozla艂 si臋 u艣miech.

— Dzi艣 nie boli.

Wyprowadzi艂 ma艂膮 z domu, otworzy艂 drzwiczki zab艂oconej p贸艂ci臋偶ar贸wki, posadzi艂 c贸rk臋 w dzieci臋cym foteliku i starannie zapi膮艂 pasy. Zaj膮艂 miejsce za kierownic膮 i na siedzeniu obok po艂o偶y艂 pude艂ko ze 艣niadaniem Megan i wype艂niony kwestionariusz. By艂a punkt sz贸sta trzydzie艣ci. A wi臋c najpierw do przedszkola. Zapalaj膮c silnik, patrzy艂 na Megan, ale przed oczami mia艂 obraz jej matki. Codziennie patrzy艂 na Megan, a widzia艂 Deborah. Zamkn膮艂 oczy, zacisn膮艂 usta. Po raz tysi臋czny zadawa艂 sobie pytanie: dlaczego? Dlaczego w艂a艣nie ten Boeing 737 z Deborah w fotelu 18-F?

Byli ma艂偶e艅stwem zaledwie przez szesna艣cie miesi臋cy.

Nowe przedszkole by艂o lepsze, bo znajdowa艂o si臋 po drodze do biura. S膮siedzi wysy艂ali tam bli藕ni臋ta i byli zachwyceni. O'Day skr臋ci艂 na Ritchie Highway i zaparkowa艂 na wysoko艣ci sklepu 7-Eleven, gdzie zawsze kupowa艂 karton kawy na dalsz膮 drog臋. Przedszkole by艂o po tej stronie.

Opiekowanie si臋 gromad膮 cudzych dzieci, to nie lada praca, pomy艣la艂 wychodz膮c z wozu.

Kierowniczka przedszkola, panna Marlene Daggett, by艂a tu ju偶 od sz贸stej rano, by przyjmowa膰 dzieci urz臋dnik贸w jad膮cych do pracy w stolicy. Po nowe dzieci wychodzi艂a zawsze przed budynek.

— Pan O'Day? A to jest z pewno艣ci膮 Megan! — Jak na tak wczesn膮 godzin臋, tryska艂a energi膮. Megan, nieco niepewna, spojrza艂a pytaj膮co na ojca. Jednak偶e zainteresowa艂y j膮 dalsze s艂owa panny Daggett: — On te偶 ma na imi臋 Megan. We藕 nied藕wiadka, jest tw贸j! Czeka od wczoraj.

Zachwycona Megan porwa艂a i przytuli艂a w艂ochatego potworka.

— Naprawd臋 m贸j?

— Tw贸j — odpar艂a wychowawczyni i zwracaj膮c si臋 do O'Daya spyta艂a: — Wype艂ni艂 pan kwestionariusz?

Wytrawny agent FBI pomy艣la艂, 偶e wyraz twarzy panny Daggett 艣wiadczy wyra藕nie o tym, 偶e jej zdaniem nied藕wiadkami mo偶na zawsze kupi膰 sympati臋.

— Oczywi艣cie. — Poda艂 wype艂niony poprzedniego wieczoru formularz. Megan nie ma 偶adnych problem贸w zdrowotnych, 偶adnej alergii na lekarstwa, mleko czy inne produkty 偶ywno艣ciowe. Tak, w nag艂ym wypadku mo偶na odwie藕膰 j膮 do miejscowego szpitala. Inspektor wpisa艂 numer telefonu w pracy, numer pagera, numer telefonu swoich rodzic贸w oraz rodzic贸w Deborah, kt贸rzy okazali si臋 wyj膮tkowo dobrymi dziadkami. Przedszkole w Giant Steps by艂o znakomicie prowadzone. O'Day nawet nie wiedzia艂, jak dobrze, gdy偶 panna Daggett nie mog艂a i nie powinna zdradza膰 sekret贸w: ka偶dy rodzic by艂 sprawdzany. I to jak najbardziej urz臋dowo.

— No c贸偶, Megan, najwy偶szy czas na poznanie nowych przyjaci贸艂 i na zabaw臋 — obwie艣ci艂a panna Daggett. — B臋dziemy si臋 ni膮 dobrze opiekowa膰 — zapewni艂a inspektora.

O'Day powr贸ci艂 do p贸艂ci臋偶ar贸wki z uczuciem lekkiego 偶alu, jaki zawsze odczuwa艂 odchodz膮c od c贸rki, bez wzgl臋du na to, gdzie i z kim j膮 pozostawia艂. Przebieg艂 na drug膮 stron臋 drogi do sklepu, by kupi膰 sw贸j kubek kawy na drog臋. Na dziewi膮t膮 mia艂 zaplanowan膮 konferencj臋 robocz膮 w celu om贸wienia post臋pu dochodzenia w sprawie katastrofy. Dochodzenie znajdowa艂o si臋 ju偶 w ostatniej fazie uzupe艂niania drobnych luk. Po konferencji czeka艂o go przerzucanie stosu papierk贸w, co mu jednak nie powinno przeszkodzi膰 w odebraniu Megan z przedszkola w wyznaczonym czasie. Czterdzie艣ci minut p贸藕niej dotar艂 do centrali FBI na rogu Pennsylvania Avenue i Dziesi膮tej Ulicy. Stanowisko inspektora do specjalnych porucze艅 dawa艂o mu prawo do zarezerwowanego miejsca na parkingu, z kt贸rego poszed艂 tego ranka prosto na strzelnic臋 w podziemiach gmachu.

Ju偶 w m艂odo艣ci by艂 jako skaut doskona艂ym strzelcem, a potem przez wiele lat w wielu biurach terenowych FBI pe艂ni艂 funkcj臋 instruktora wyszkolenia strzeleckiego. Ten szumny tytu艂 oznacza艂, 偶e jego posiadacz mia艂 nadzorowa膰 szkolenie w strzelaniu, a by艂o ono wa偶n膮 cz臋艣ci膮 偶ycia ka偶dego policjanta, cho膰by nie mia艂 potem 偶adnej okazji oddania strza艂u do 偶ywego cz艂owieka.

O'Day dotar艂 na strzelnic臋 o si贸dmej dwadzie艣cia pi臋膰. O tak wczesnej porze ma艂o kto tu zagl膮da艂. M贸g艂 wi臋c spokojnie wybra膰 dwa pude艂ka amunicji do swego Smith & Wessona 1076 kalibru 10 mm oraz dwie tarcze sylwetkowe typu Q. Kontur by艂 du偶o mniejszy ni偶 cz艂owiek nawet niskiego wzrostu — ot, wielko艣ci farmerskiej ba艅ki mleka. Inspektor przypi膮艂 tarcz臋 do stalowej linki na ko艂owrocie i na panelu ustawi艂 odleg艂o艣膰 dziesi臋ciu metr贸w. Gdy nacisn膮艂 guzik elektrycznego wyci膮gu i tarcza wolno pow臋drowa艂a na wyznaczon膮 jej pozycj臋, zacz膮艂 leniwie przerzuca膰 strony przegl膮du sportowego le偶膮cego na pulpicie. Tarcza wreszcie przyby艂a do celu, specjalny mechanizm obr贸ci艂 j膮 bokiem, tak 偶e sta艂a si臋 prawie niewidoczna — urz膮dzenia na strzelnicy pozwala艂y na programowanie zada艅. Nie patrz膮c na pulpit, O'Day wystuka艂 przypadkowe czasy i, opu艣ciwszy r臋ce, czeka艂 skupiony. Nie my艣la艂 ju偶 leniwie. Spi臋ty czeka艂 na Z艂ego. A Z艂y, zap臋dzony w 艣lepy zau艂ek, gdzie艣 tu si臋 czai艂. Gro藕ny Z艂y, gdy偶 rozpowiedzia艂, gdzie trzeba, 偶e nigdy nie wr贸ci za kratki, nigdy nie da pojma膰 si臋 偶ywcem. W swojej d艂ugiej karierze O'Day s艂ysza艂 to ju偶 wielokrotnie i gdy tylko by艂o mo偶na, dawa艂 przest臋pcy szans臋 na dotrzymanie s艂owa. Ale w ko艅cu wszyscy si臋 艂amali. Rzucali bro艅, robili w spodnie albo nawet zaczynali szlocha膰 w obliczu prawdziwego zagro偶enia 偶ycia. To ju偶 inna sytuacja, ni偶 ta, o kt贸rej bu艅czucznie si臋 m贸wi przy piwie czy podczas cz臋stowania skr臋tem. Ale tym razem mog艂o by膰 inaczej. Ten Z艂y jest bardzo z艂y. Wzi膮艂 zak艂adnika. Mo偶e dziecko? Mo偶e zak艂adniczk膮 jest jego Megan? Na my艣l o tym poczu艂, 偶e wok贸艂 oczu t臋偶eje mu sk贸ra. Z艂y przystawi艂 luf臋 pistoletu do jej g艂贸wki. W kinie Z艂y powiedzia艂by teraz: „Rzu膰 bro艅!”. Ale gdyby si臋 pos艂ucha艂o i zrobi艂o to w 偶yciu, mia艂oby si臋 jedno martwe dziecko i jednego policjanta mniej, wi臋c ze Z艂ym trzeba rozmawia膰, udaj膮c cz艂owieka spokojnego, rozs膮dnego i d膮偶膮cego do porozumienia. Trzeba wyczeka膰, a偶 Z艂y si臋 uspokoi, odpr臋偶y, cho膰by tylko troch臋. Byle odsun膮艂 luf臋 od g艂owy dziecka. To mo偶e potrwa膰 kilka godzin, ale wcze艣niej czy p贸藕niej...

...czasomierz pykn膮艂, kartonowa tarcza obr贸ci艂a si臋 ku agentowi, d艂o艅 O'Daya mign臋艂a w drodze do kabury. Niemal jednocze艣nie inspektor cofn膮艂 praw膮 stop臋, skr臋ci艂 ca艂e cia艂o i przykl臋kn膮艂. Lewa d艂o艅 do艂膮czy艂a do prawej, ju偶 mocno obejmuj膮cej gumow膮 r臋koje艣膰, i to jeszcze wtedy, kiedy pistolet tkwi艂 do po艂owy w kaburze. Wzrokiem przylgn膮艂 do muszki na ko艅cu lufy i gdy oczy, przyrz膮dy celownicze oraz zarys g艂owy na tarczy znalaz艂y si臋 w jednej linii, dwukrotnie nacisn膮艂 spust tak szybko, 偶e obie wystrzelone 艂uski znalaz艂y si臋 w powietrzu w jednym czasie. O'Day 膰wiczy艂 strzelanie od tak wielu lat, 偶e odg艂osy obu strza艂贸w zlewa艂y si臋 niemal w jeden, cho膰 echo wraca艂o podw贸jne, mieszaj膮c si臋 z odg艂osem padaj膮cych na ziemi臋 艂usek. Ale w tym czasie sylwetka na tarczy mia艂a ju偶 dwie dziury odleg艂e od siebie par臋 centymetr贸w, tu偶 nad oczami. Tarcza obr贸ci艂a si臋 na bok, zaledwie w sekund臋 po konfrontacji z przeciwnikiem, dyskretnie symuluj膮c koniec 偶ywota Z艂ego.

— Ca艂kiem nie藕le.

Znajomy g艂os wyrwa艂 O'Daya ze 艣wiata fantazji.

— Dzie艅 dobry, dyrektorze.

— Cze艣膰, Pat. — Murray ziewn膮艂. W r臋ku trzyma艂 par臋 t艂umi膮cych nausznik贸w. — Jeste艣 cholernie szybki. Jaki scenariusz? Facet trzyma zak艂adnika?

— Usi艂uj臋 wyobrazi膰 sobie jak najgorsz膮 sytuacj臋.

— Rozumiem. 呕e porwa艂 twoj膮 ma艂膮. — Murray pokiwa艂 g艂ow膮. Wiedzia艂, 偶e wszyscy agenci tak robi膮. Podstawiaj膮 w my艣lach kogo艣 bliskiego, by da膰 z siebie wszystko i w pe艂ni si臋 skoncentrowa膰. — No i za艂atwi艂e艣 go. Poka偶 mi to jeszcze raz — poleci艂 dyrektor. Chcia艂 przyjrze膰 si臋 technice O'Daya. Zawsze mo偶na si臋 czego艣 nauczy膰.

Po drugiej pr贸bie w g艂owie Z艂ego zia艂a jedna du偶a dziura o poszarpanych brzegach. By艂o to nieco upokarzaj膮ce dla Murraya, kt贸ry uwa偶a艂 si臋 za wyborowego strzelca. — Musz臋 wi臋cej 膰wiczy膰 — mrukn膮艂.

O'Day odetchn膮艂. Je艣li pierwszym strza艂em potrafi za艂atwi膰 przeciwnika, to znaczy, 偶e jest w formie. Po dwudziestu strza艂ach i w dwie minuty p贸藕niej Z艂y nie mia艂 ju偶 g艂owy. Na s膮siednim stanowisku Murray 膰wiczy艂 technik臋 Jeffa Coopera: dwa szybko po sobie nast臋puj膮ce strza艂y w klatk臋 piersiow膮, a potem wolniej oddane dwa w g艂ow臋.

Gdy obaj zdecydowali, 偶e ich cele s膮 dostatecznie martwe, postanowili wymieni膰 kilka s艂贸w na temat oczekuj膮cego ich dnia.

— Co艣 nowego? — spyta艂 dyrektor.

— Nie, sir. Nap艂ywaj膮 dalsze raporty z przes艂ucha艅 w sprawie japo艅skiego 747, ale nic zaskakuj膮cego.

— A Kealty?

O'Day wzruszy艂 ramionami. Nie wolno mu by艂o miesza膰 si臋 do dochodzenia prowadzonego przez wydzia艂 kontroli wewn臋trznej, ale otrzymywa艂 z niego codziennie meldunki. O post臋pach w sprawie o tak wielkim znaczeniu i zasi臋gu musia艂 by膰 kto艣 informowany i, chocia偶 nadz贸r nad dochodzeniem znajdowa艂 si臋 ca艂kowicie w gestii BOZ, uzyskane informacje w臋drowa艂y do sekretariatu dyrektora, trafiaj膮c do r膮k jego g艂贸wnego „stra偶aka”.

— Tylu ludzi przewin臋艂o si臋 przez gabinet Hansona, 偶e trudno ustali膰, kto wyni贸s艂 list. M贸g艂 to zrobi膰 ka偶dy, zak艂adaj膮c, 偶e taki list w og贸le by艂. Nasi ludzie s膮dz膮, 偶e najprawdopodobniej by艂. Hanson wielu osobom o nim wspomina艂. W ka偶dym razie tak nam m贸wi膮.

— My艣l臋, 偶e sprawa ucichnie — zauwa偶y艂 Murray.

* * *

— Dzie艅 dobry, panie prezydencie!

Jeszcze jeden zwyk艂y dzie艅. Rutynowe sprawy. Dzieci nie ma. Cathy nie ma. Ryan wyszed艂 ze swego apartamentu w garniturze. Mia艂 zapi臋t膮 marynark臋 — rzecz u niego niezwyk艂a, w ka偶dym razie do czasu wprowadzenia si臋 do Bia艂ego Domu — obuwie wyglansowane przez kogo艣 z obs艂ugi prezydenckiej. Jack wci膮偶 nie potrafi艂 my艣le膰 o tym budynku jak o rodzinnym domu. Raczej jak o hotelu albo o kwaterze dla wa偶nych osobisto艣ci, gdzie cz臋sto si臋 zatrzymywa艂 wiele podr贸偶uj膮c w sprawach CIA. Tyle 偶e obs艂uga by艂a tu lepsza.

— Jeste艣 Raman, prawda? — spyta艂 prezydent.

— Tak jest, panie prezydencie — odpar艂 agent specjalny Aref Raman. Mia艂 sto osiemdziesi膮t centymetr贸w wzrostu. Solidnej budowy, sugeruj膮cej raczej ci臋偶arowca ni偶 biegacza, pomy艣la艂 prezydent. A mo偶e na taki w艂a艣nie kszta艂t sylwetki wp艂ywa kamizelka kuloodporna, kt贸r膮 nosi艂o wielu cz艂onk贸w Oddzia艂u. W ocenie Ryana Raman mia艂 trzydzie艣ci kilka lat. Karnacja raczej 艣r贸dziemnomorska, szczery u艣miech i krystalicznie niebieskie oczy. — Miecznik idzie do gabinetu — powiedzia艂 Raman do mikrofonu.

— Sk膮d pochodzisz, Raman? — spyta艂 Jack w drodze do windy.

— Matka Libanka, ojciec Ira艅czyk, panie prezydencie. Przyjechali tu w siedemdziesi膮tym dziewi膮tym, kiedy szach zacz膮艂 mie膰 k艂opoty. Ojciec by艂 zwi膮zany z ko艂ami rz膮dowymi...

— I jak oceniasz sytuacj臋 w Iranie? — spyta艂 prezydent.

— Ja ju偶 prawie zapomnia艂em tamtejszego j臋zyka, sir. — Agent nie艣mia艂o si臋 u艣miechn膮艂. — Je艣liby pan spyta艂, panie prezydencie, o fina艂owe rozgrywki ligi uniwersyteckiej, to otrzyma艂by pan odpowied藕 eksperta. Moim zdaniem najwi臋ksze szans臋 ma...

— Kentucky — doko艅czy艂 Ryan.

Winda by艂a bardzo stara, z wytartymi czarnymi guzikami, kt贸rych prezydentowi nie wolno by艂o naciska膰. Nale偶a艂o to do obowi膮zk贸w Ramana.

— Oregon te偶 idzie do przodu, panie prezydencie — powiedzia艂 Raman. — Ja si臋 nigdy nie myl臋, sir. Niech pan spyta ch艂opak贸w. Wygrywam przez trzy lata z rz臋du. Ju偶 nikt si臋 nie chce ze mn膮 zak艂ada膰. Fina艂 odb臋dzie si臋 w Oregonie i Uniwersytet Duke, a to jest moja dawna szko艂a, wygra o sze艣膰 albo o osiem punkt贸w. No, mo偶e troch臋 mniej, je艣li Maceo Rawlings b臋dzie mia艂 dobry dzie艅.

— Co studiowa艂e艣 na Duke? — spyta艂 Ryan.

— Prawo. Ale potem zdecydowa艂em, 偶e nie chc臋 by膰 prawnikiem. Doszed艂em do wniosku, 偶e przest臋pcy nie powinni mie膰 偶adnych praw i pomy艣la艂em sobie, 偶e trzeba zosta膰 glin膮. No i wst膮pi艂em do Tajnej S艂u偶by.

— Jeste艣 偶onaty? — Ryan chcia艂 zna膰 ludzi ze swego otoczenia. A poza tym okazywanie zainteresowania by艂o przejawem 偶yczliwo艣ci. I jeszcze jedno: ci ludzie przysi臋gli chroni膰 go, ryzykuj膮c w艂asnym 偶yciem. Nie m贸g艂 ich traktowa膰 jak personel najemny.

— Nigdy nie spotka艂em odpowiedniej kobiety. To znaczy, jeszcze nie... — odpar艂 agent.

— Jeste艣 muzu艂maninem?

— Moi rodzice nimi byli, ale kiedy zobaczy艂em, jakie problemy stwarza im religia, to... Je艣li ju偶 pan o to pyta, panie prezydencie, to moj膮 religi膮 jest koszyk贸wka. Nigdy nie opuszcz臋 偶adnego meczu w telewizji, je艣li gra Duke. Szkoda, 偶e w tym roku Oregon jest taki dobry. No c贸偶, tego si臋 nie zmieni.

Prezydent chrz膮kn膮艂 rozbawiony.

— Na imi臋 masz Aref?

— Ale wszyscy wo艂aj膮 na mnie Jeff. 艁atwiej wym贸wi膰.

Otworzy艂y si臋 drzwi windy. Raman stan膮艂 z przodu kabiny, zas艂aniaj膮c prezydenta. W korytarzu sta艂 umundurowany cz艂onek Tajnej S艂u偶by i dwaj agenci Oddzia艂u. Raman zna艂 z widzenia wszystkich trzech. Skin膮艂 g艂ow膮 i wyszed艂 z kabiny, za nim Ryan. Ca艂a pi膮tka ruszy艂a w prawo, mijaj膮c korytarz prowadz膮cy do kr臋gielni i stolarni.

— Czeka nas spokojny dzie艅, Jeff. Tak jak zaplanowano — powiedzia艂 zupe艂nie niepotrzebnie prezydent. Agenci Oddzia艂u zapoznawali si臋 z harmonogramem dnia jeszcze przed prezydentem.

W Gabinecie Owalnym ju偶 czekano na Ryana. Foleyowie, Bert Vasco, Scott Adler i jeszcze jedna osoba. Nim tu weszli, zostali sprawdzeni, czy nie posiadaj膮 broni albo materia艂贸w promieniotw贸rczych.

— Dzie艅 dobry wszystkim — powiedzia艂.

— Ben przygotowa艂 poranny raport — zagai艂 Ed Foley.

Raman pozosta艂 w gabinecie, poniewa偶 nie wszyscy go艣cie nale偶eli do wewn臋trznego kr臋gu. Mia艂 broni膰 Ryana, gdyby komu艣 zachcia艂o si臋 przeskoczy膰 przez niski stolik do kawy i zacz膮膰 dusi膰 prezydenta. Niepotrzebny jest pistolet, je艣li bardzo chce si臋 kogo艣 zabi膰. Kilka tygodni nauki i troch臋 praktyki wystarcza, by ze 艣rednio sprawnego cz艂owieka uczyni膰 eksperta zdolnego u艣mierci膰 niczego nie podejrzewaj膮c膮 ofiar臋. Z tego te偶 powodu agenci Oddzia艂u wyposa偶eni byli nie tylko w bro艅 paln膮, ale tak偶e w stalowe teleskopowe pa艂ki. Raman patrzy艂, jak Goodley — zapatrzony w identyfikator stwierdzaj膮cy, 偶e jest funkcjonariuszem CIA — rozdaje kopie raportu. Tak jak wielu innych agent贸w Tajnej S艂u偶by, Raman widzia艂 i s艂ysza艂 prawie wszystko. Adnotacja TYLKO DO WIADOMO艢CI PREZYDENTA na dokumencie niewiele w istocie znaczy艂a. W gabinecie prawie zawsze jeszcze kto艣 by艂 i chocia偶 agenci Tajnej S艂u偶by twierdzili nawet mi臋dzy sob膮, 偶e nie zwracaj膮 najmniejszej uwagi na to, co s艂ysz膮, by艂o to prawd膮 tylko w tym sensie, 偶e nigdy o tym nie rozmawiali. Poza tym s艂ucha膰 i zapami臋ta膰 to dla policjanta jedno i to samo. Policjant贸w nie szkoli si臋 i nie op艂aca po to, by zapominali, a tym bardziej, by ignorowali to, co s艂ysz膮.

Raman pomy艣la艂, 偶e jest wprost idealnym szpiegiem. Wyszkolony przez rz膮d Stan贸w Zjednoczonych na stra偶nika prawa, sprawdzi艂 si臋 doskonale g艂贸wnie w wykrywaniu fa艂szerstw. By艂 dobrym strzelcem, umia艂 logicznie my艣le膰, co wykaza艂 podczas studi贸w. Uko艅czy艂 z wyr贸偶nieniem studia na Uniwersytecie Duke — na 艣wiadectwie mia艂 najwy偶sze oceny ze wszystkich przedmiot贸w. Poza tym wyr贸偶ni艂 si臋 jako zapa艣nik. Dobra pami臋膰 jest dla policjanta bardzo po偶yteczna. Raman mia艂 pami臋膰 niemal fotograficzn膮 — by艂 to talent, kt贸ry od samego pocz膮tku zwr贸ci艂 uwag臋 kierownictwa Tajnej S艂u偶by, gdy偶 agenci ochraniaj膮cy prezydenta powinni b艂yskawicznie rozpoznawa膰 widziane poprzednio na fotografiach twarze, podczas gdy prezydent w臋druje wzd艂u偶 szpaleru, 艣ciskaj膮c setki d艂oni. W okresie prezydentury Fowlera, jeszcze jako m艂odszy agent, przydzielony do terenowego biura w St. Louis na czas kolacji po艂膮czonej ze zbieraniem funduszu wyborczego, rozpozna艂 i zatrzyma艂 podejrzanego osobnika, kt贸ry ju偶 od d艂u偶szego czasu kr臋ci艂 si臋 podczas prezydenckich wizyt, a tym razem mia艂 przy sobie pistolet. Raman wy艂uska艂 tego cz艂owieka z t艂umu tak sprawnie i dyskretnie, 偶e o aresztowaniu go, a nast臋pnie wys艂aniu do stanowego szpitala dla umys艂owo chorych nie dowiedzia艂a si臋 nawet prasa. Uznano, 偶e m艂odszy agent z St. Louis pasuje jak ula艂 do s艂u偶by w Oddziale. 脫wczesny dyrektor Tajnej S艂u偶by postanowi艂 艣ci膮gn膮膰 Ramana do Waszyngtonu. Sta艂o si臋 to tu偶 po obj臋ciu prezydentury przez Rogera Durlinga. Jako najm艂odszy cz艂onek Oddzia艂u Raman sp臋dzi艂 niezliczone godziny na wartach, na bieganiu obok wolno sun膮cej prezydenckiej limuzyny, ale wspina艂 si臋 wy偶ej i wy偶ej, raczej szybko, jak na sw贸j wiek. Odpracowa艂 ten pierwszy okres bez najmniejszej skargi, tylko od czasu do czasu powtarza艂, 偶e jako imigrant doskonale zdaje sobie spraw臋, jak wa偶na jest Ameryka. To by艂o naprawd臋 bardzo 艂atwe, znacznie 艂atwiejsze ni偶 zadanie, kt贸re nieco wcze艣niej wykona艂 w Bagdadzie jego rodak. Amerykanie stale si臋 ucz膮, ale nie nauczyli si臋 jeszcze jednego: 偶e nikt nigdy nikomu nie zajrzy w serce.

— Nie mamy na miejscu wiarygodnych 藕r贸de艂 — powiedzia艂a Mary Pat.

— Ale mamy du偶o nas艂uch贸w — ci膮gn膮艂 Goodley. — Agencja Bezpiecze艅stwa Narodowego sporo nam dostarcza. Ca艂e kierownictwo partii Baas siedzi w pudle i w膮tpi臋, by stamt膮d wysz艂o, w ka偶dym razie nie w pozycji stoj膮cej.

— Czyli Irak jest pozbawiony politycznego kierownictwa?

— Zostali pu艂kownicy i m艂odsi genera艂owie. Miejscowa telewizja pokazywa艂a ich po po艂udniu w towarzystwie ira艅skiego mu艂艂y. To nie by艂 przypadek — odpar艂 Bert Vasco. — Przy naj艂agodniejszym rozwoju wypadk贸w nast膮pi zbli偶enie z Iranem. Oba kraje mog膮 si臋 nawet po艂膮czy膰. B臋dziemy wiedzieli za par臋 dni, maksymalnie za dwa tygodnie.

— Saudyjczycy? — spyta艂 Ryan.

— Gryz膮 paznokcie i bardzo si臋 poc膮 — odpar艂 szybko Ed Foley. — Przed nieca艂膮 godzin膮 rozmawia艂em z ksi臋ciem Alim. Zaoferowali Irakowi pakiet pomocy wart tyle, 偶e mo偶na by nim pokry膰 niemal ca艂y nasz deficyt bud偶etowy. Chcieli w ten spos贸b kupi膰 sobie nowy iracki re偶im. Zmajstrowali to jednego dnia. Ale na telefon w Bagdadzie nikt nie odpowiedzia艂. W przesz艂o艣ci Irak ch臋tnie rozmawia艂, kiedy pachnia艂o pieni臋dzmi. Teraz nie chce 偶adnej rozmowy.

Ryan wiedzia艂, 偶e to w艂a艣nie najbardziej zbulwersowa艂o pa艅stwa nad Zatok膮 Persk膮. Na Zachodzie nie zawsze doceniano fakt, 偶e Arabowie s膮 po prostu biznesmenami. Nie nawiedzonymi ideologami, nie fanatykami, nie szale艅cami, ale po prostu lud藕mi interesu.

Wielka kultura handlu morskiego istnia艂a znacznie wcze艣niej, ni偶 pojawi艂 si臋 islam. Fakt ten Amerykanie przypominaj膮 sobie tylko wtedy, gdy ogl膮daj膮 kolejn膮 wersj臋 filmowych przyg贸d Sindbada 呕eglarza. Pod tym wzgl臋dem Arabowie byli bardzo podobni do Amerykan贸w, nawet mimo innego j臋zyka, ubioru i religii. Podobnie jak Amerykanie, nie rozumieli ludzi, kt贸rzy odmawiaj膮 robienia interes贸w. Przyk艂adem takiego w艂a艣nie pa艅stwa by艂 Iran, przekszta艂cony w teokracj臋 przez 膮jatollaha Chomeiniego. W ka偶dym systemie, w obr臋bie ka偶dej kultury, budzi zawsze l臋k stwierdzenie, 偶e kto艣 jest inny ni偶 my. Pa艅stwa nad Zatok膮, mimo r贸偶nic politycznych dziel膮cych je od Iraku, do tej pory zawsze jako艣 si臋 z nim porozumiewa艂y.

— Co na to Teheran? — spyta艂 prezydent.

— Oficjalne komunikaty w mediach wyra偶aj膮 zadowolenie z rozwoju wypadk贸w, rutynowo sk艂adaj膮 oferty pokoju i ponownego nawi膮zania przyjaznych stosunk贸w. Ale nic ponadto. To znaczy nic ponadto oficjalnie. Nieoficjalnie jest nieco inaczej, otrzymujemy r贸偶ne sygna艂y. Ci w Bagdadzie prosz膮 o instrukcje. Ci w Teheranie ich udzielaj膮. Chwilowo brzmi膮 one: niech si臋 sytuacja rozwija krok po kroku. Nast臋pnie powstan膮 trybuna艂y rewolucyjne. W telewizji ju偶 pokazuje si臋 procesy. To doprowadzi do politycznej pr贸偶ni.

— I wtedy Iran po艂o偶y na Iraku 艂ap臋 albo zacznie rz膮dzi膰 krajem za po艣rednictwem marionetkowego rz膮du — podsumowa艂 Vasco, przerzucaj膮c stos nas艂uch贸w. — Goodley ma chyba racj臋. Te materia艂y ujawniaj膮 wi臋cej, ni偶 mog艂em przypuszcza膰.

— Chcia艂 pan powiedzie膰, 偶e kryje si臋 za nimi co艣 jeszcze? — wtr膮ci艂 z u艣mieszkiem Goodley.

Vasco skin膮艂 g艂ow膮, ale nie spojrza艂 na pytaj膮cego.

— Chyba tak. I to bardzo niedobrze — mrukn膮艂 ponuro.

— Jeszcze dzi艣 Saudyjczycy poprosz膮 nas, 偶eby艣my wzi臋li ich za r膮czk臋 — przypomnia艂 sekretarz stanu Adler. — Co mam im powiedzie膰?

Ryan by艂 zaskoczony, 偶e odpowied藕 nasun臋艂a mu si臋 tak naturalnie:

— Nasze zobowi膮zania wobec Arabii Saudyjskiej pozostaj膮 niezmienione. Je艣li b臋d膮 nas potrzebowali, to jeste艣my gotowi udzieli膰 pomocy. Teraz i w przysz艂o艣ci. — W chwil臋 potem Jack u艣wiadomi艂 sobie, 偶e tymi paroma kr贸tkimi zdaniami postawi艂 na szali ca艂膮 pot臋g臋 i wiarygodno艣膰 Stan贸w Zjednoczonych. W interesie niedemokratycznego pa艅stwa, odleg艂ego o dziesi臋膰 tysi臋cy kilometr贸w od ameryka艅skich brzeg贸w. Na szcz臋艣cie cz臋艣膰 brzemienia zdj膮艂 z niego Adler:

— W pe艂ni si臋 z tym zgadzam, panie prezydencie. Nie mogliby艣my post膮pi膰 inaczej. — Wszyscy powa偶nie pokiwali g艂owami. Nawet Ben Goodley. — Powiemy, co nale偶y powiedzie膰, dyskretnie. Ksi膮偶臋 Ali jednak zrozumie. I przekona kr贸la, 偶e m贸wimy serio.

— Nast臋pny krok — powiedzia艂 Ed Foley. — Musimy wprowadzi膰 w sytuacj臋 Tony'ego Bretano. Tak na marginesie: on si臋 sprawdza. Umie te偶 s艂ucha膰. Czy planuje pan posiedzenie gabinetu, panie prezydencie? W tej sprawie.

Ryan pokr臋ci艂 g艂ow膮.

— Nie. Uwa偶am, 偶e wskazana jest dyskrecja. 呕adnego zb臋dnego ha艂asu. Ameryka z zainteresowaniem obserwuje rozw贸j wypadk贸w w regionie, ale nie dzieje si臋 tam nic, co by budzi艂o specjalny niepok贸j. Scott, niech twoi ludzie opracuj膮 komunikat prasowy w tym w艂a艣nie tonie.

— Tak jest — odpar艂 sekretarz stanu.

— Ben, co teraz robisz w Langley?

— Zrobili ze mnie starszego nadzorc臋 Centrum Operacyjnego.

— 艢wietne om贸wienie — pochwali艂 go prezydent, a zwracaj膮c si臋 do dyrektora CIA powiedzia艂: — Ed, od tej chwili Ben pracuje dla mnie. Potrzebny mi ekspert m贸wi膮cy moim j臋zykiem.

— Czy mog臋 liczy膰 na jego zwrot? M艂odzieniec jest bystry i na jesieni mo偶e mi si臋 przyda膰 przy 偶niwach — odpar艂 Foley ze 艣miechem.

— Mo偶e tak, mo偶e nie. Ben, od dzi艣 masz nadgodziny. Chwilowo zajmij m贸j stary gabinet.

Przez ca艂y ten czas Raman sta艂 bez ruchu, oparty o bia艂膮 艣cian臋. Tylko mu oczy biega艂y od jednego do drugiego z obecnych. Nauczono go, by nikomu nie ufa膰. Jedynymi wyj膮tkami mogli by膰 偶ona i dzieci prezydenta. Ale nikt inny. Wszyscy natomiast ufali jemu. Nawet ci, kt贸rzy go uczyli, by nie ufa膰 nikomu. No, ale jemu ufali, bo ostatecznie trzeba komu艣 zaufa膰.

Ameryka艅ski uniwersytet i szkolenie profesjonalne wpoi艂y mu jedno: cierpliwo艣膰. Trzeba cierpliwie czeka膰 na okazj臋. Wydarzenia na drugim ko艅cu 艣wiata zwiastowa艂y, 偶e to stanie si臋 ju偶 wkr贸tce. Raman intensywnie my艣la艂. Mo偶e trzeba zasi臋gn膮膰 czyjej艣 rady? Jego misja przesta艂a ju偶 by膰 przypadkowym wydarzeniem, jakie obieca艂 sobie przed dwudziestu laty wype艂ni膰 tre艣ci膮. To m贸g艂 zrobi膰 w ka偶dej chwili, ale teraz by艂 w艂a艣nie tu! I chocia偶 ka偶dy potrafi kogo艣 zabi膰, a oddana sprawie osoba potrafi wsz臋dzie dotrze膰 i zabi膰 prawie ka偶dego, to jednak tylko wytrawny morderca umie zabi膰 w艂a艣ciw膮 osob臋 we w艂a艣ciwym czasie, aby zbli偶y膰 si臋 do wielkiego celu. Raman pomy艣la艂 te偶, 偶e, jak na ironi臋, chocia偶 misj臋 zleci艂 B贸g, to jednak elementy konstrukcji potrzebnej do jej spe艂nienia dostarczy艂 Wielki Szatan. Trudno艣膰 stanowi艂o wybranie owego momentu i po dwudziestu latach Raman zdecydowa艂 teraz, 偶e by膰 mo偶e b臋dzie musia艂 nawi膮za膰 kontakt. Wi膮za艂o si臋 z tym pewne niebezpiecze艅stwo, cho膰 niewielkie.

* * *

— Tw贸j plan jest odwa偶ny, cel chwalebny — powiedzia艂 spokojnym g艂osem Badrajn, cho膰 wszystko w nim dygota艂o. Rozmach zamierzenia zapiera艂 dech.

— S艂abi nie dziedzicz膮 ziemi — odpar艂 Darjaei, kt贸ry po raz pierwszy ujawni艂 sw膮 偶yciow膮 misj臋 komu艣 spoza w艂asnego w膮skiego grona duchownych. Obaj ubolewali nad tym, 偶e musz膮 udawa膰 hazardzist贸w przy pokerowym stole, podczas gdy w istocie omawiali plan, kt贸rego realizacja mog艂a zmieni膰 kszta艂t 艣wiata. Dla Darjaeiego by艂a to koncepcja, nad kt贸rej wypracowaniem i planowaniem strawi艂 偶ycie. Nadzieja na spe艂nienie marze艅. Przedsi臋wzi臋cie takiej rangi z pewno艣ci膮 umie艣ci艂oby jego imi臋 obok imienia samego Proroka. Po艂膮czenie wszystkich od艂am贸w islamu!

Badrajn natomiast dostrzega艂 tylko pot臋g臋. W艂adz臋. Cel? Stworzenie supermocarstwa w rejonie Zatoki Perskiej — pa艅stwa o olbrzymim potencjale ekonomicznym i ludno艣ciowym, ca艂kowicie samowystarczalnego i zdolnego do ekspansji tak na Afryk臋, jak i Azj臋. Mo偶e by艂oby to tak偶e spe艂nienie 偶ycze艅 Proroka, chocia偶 Badrajn przyznawa艂, 偶e nie ma zielonego poj臋cia, czego m贸g艂by sobie 偶yczy膰 tw贸rca islamu. Od tych spraw s膮 ludzie tacy jak Darjaei. Badrajnowi chodzi艂o wy艂膮cznie o w艂adz臋, a religia i ideologia by艂y tylko werbalizacjami ludzkich nami臋tno艣ci wykorzystywanych w grze.

— To jest mo偶liwe — odpar艂 po paru sekundach wewn臋trznej kontemplacji.

— Niepowtarzalna historyczna chwila. Wielki Szatan jest s艂aby — zapewni艂 Darjaei. W艂a艣ciwie nie lubi艂 odwo艂a艅 religijnych podczas rozm贸w dotycz膮cych racji stanu, ale czasami nie mo偶na by艂o tego unikn膮膰. — Mniejszy Szatan jest unicestwiony, a islamskie republiki jak dojrza艂e owoce gotowe s膮 spa艣膰 do naszego koszyka. Potrzebuj膮 to偶samo艣ci, a czy偶 istnieje lepsze spoiwo to偶samo艣ci ni偶 Wiara?

Niezaprzeczalna prawda. Badrajn w milczeniu skin膮艂 g艂ow膮. Upadek Zwi膮zku Radzieckiego i zast膮pienie go Wsp贸lnot膮 Niepodleg艂ych Pa艅stw wp艂yn臋艂o na powstanie pr贸偶ni, kt贸rej dotychczas nic nie wype艂ni艂o. By艂e republiki 艣rodkowoazjatyckie, nadal ekonomicznie zwi膮zane z Moskw膮, przypomina艂y karawan臋 woz贸w zaprz臋偶onych do dychawicznej szkapy. Owe obszary zawsze by艂y zbuntowane, nieustabilizowane, podzielone na minipa艅stwa, kt贸rych religia k艂u艂a w oczy w ateistycznym imperium. Teraz z trudem tworzy艂y w艂asn膮 to偶samo艣膰 ekonomiczn膮, aby m贸c si臋 raz na zawsze uniezale偶ni膰 od zastyg艂ego pa艅stwowego rdzenia, do kt贸rego tak naprawd臋 nigdy nie przyros艂y. Ale nie potrafi艂y same zaspokoi膰 swoich potrzeb. Nie w nowoczesnym, rozwini臋tym 艣wiecie. Potrzebowa艂y przewodnika do nowego stulecia. Godne wkroczenie w dwudziesty pierwszy wiek wymaga艂o pieni臋dzy, du偶ej ilo艣ci pieni臋dzy oraz jednocz膮cej flagi religii i kultury zakazanej od tylu lat przez marksizm-leninizm. W zamian za przewodnictwo i flag臋 republiki ofiaruj膮 siebie! Ziemi臋 i ludno艣膰! I bogactwa naturalne!

— Przeszkod膮 jest Ameryka. Ale nie musz臋 o tym m贸wi膰 — zauwa偶y艂 Badrajn. — Ameryka jest za wielka i za pot臋偶na, 偶eby mo偶na by艂o j膮 zniszczy膰.

— Pozna艂em tego Ryana. Ale wpierw ty mi powiedz, co o nim s膮dzisz.

— Nie jest g艂upcem. Nie jest te偶 tch贸rzem — powiedzia艂 ostro偶nie Badrajn. — W przesz艂o艣ci okazywa艂 prawdziwe bohaterstwo, nadal obraca si臋 swobodnie w 艣wiecie s艂u偶b specjalnych. Wykszta艂cony. Saudyjczycy mu ufaj膮. Podobnie Izraelczycy. — Obecnie te dwa pa艅stwa wydawa艂y si臋 najwa偶niejsze. Podobnie zreszt膮 jak i trzecie: — Rosjanie znaj膮 go dobrze i szanuj膮.

— Co jeszcze?

— Nie nale偶y go lekcewa偶y膰. Nie nale偶y lekcewa偶y膰 Ameryki. Wiemy dobrze, co sta艂o si臋 z tymi, kt贸rzy jej nie doceniali.

— No, ale bie偶膮ca sytuacja i mo偶liwo艣ci Ameryki?

— To, co widzia艂em, przekonuje mnie, 偶e prezydent Ryan robi wszystko, aby odbudowa膰 autorytet w艂adzy. Ci臋偶kie zadanie, ale nale偶y pami臋ta膰, 偶e Ameryka jest stabilnym pa艅stwem.

— A problem sukcesji?

— Tego dobrze nie rozumiem — przyzna艂 Badrajn. — Nie zapozna艂em si臋 z istot膮 zagadnienia, bo informacje prasowe s膮 sk膮pe.

— Pozna艂em Ryana — powt贸rzy艂 Darjaei i zacz膮艂 dzieli膰 si臋 w艂asnymi my艣lami: — To wykonawca, pomocnik, nic wi臋cej. Wydaje si臋 silny, ale nie jest silny. Gdyby by艂 silny, to da艂by sobie rad臋 z tym Kealtym. Jest zdrajc膮, czy偶 nie? Zreszt膮 niewa偶ne. Ryan to tylko jeden cz艂owiek. Ameryka to tylko jeden kraj. Mo偶na r贸wnocze艣nie uderzy膰 w cz艂owieka i w kraj. Z wielu kierunk贸w.

— Lew i hieny — przypomnia艂 Badrajn i wyja艣ni艂, na czym polega jego plan. Darjaei by艂 tak zadowolony z pomys艂u, 偶e nawet nie mia艂 偶alu za to, i偶 odgrywa w nim rol臋 hieny.

— Nie jedno natarcie, ale mnogo艣膰 ma艂ych uk膮sze艅?

— Udawa艂o si臋 to wielokrotnie w przesz艂o艣ci.

— A je艣liby jednocze艣nie kilka powa偶nych uk膮sze艅? I co by si臋 sta艂o, gdyby Ryan zosta艂 wyeliminowany? Co by si臋 w贸wczas sta艂o, m贸j m艂ody przyjacielu?

— W o艣rodku w艂adzy powsta艂by chaos. Ale doradza艂bym ostro偶no艣膰. I zaleca艂bym znalezienie sobie sojusznik贸w. Im wi臋cej hien naciera, tym pr臋dzej przegania si臋 lwa. A je艣li chodzi o osob臋 Ryana — ci膮gn膮艂 Badrajn, zastanawiaj膮c si臋, dlaczego jego gospodarz wyst膮pi艂 z takim pomys艂em i czy by艂 to b艂膮d — to wiem jedno: prezydent Stan贸w Zjednoczonych jest bardzo trudnym celem.

— Tak s艂ysza艂em — odpar艂 Darjaei. Ciemne oczy by艂y nieprzeniknione. — Jakie pa艅stwa poleca艂by艣 jako sojusznik贸w?

— Co wynika z konfliktu Ameryki z Japoni膮? — spyta艂 Badrajn. — Czy wasza 艣wi膮tobliwo艣膰 zastanawia艂 si臋 kiedy艣, dlaczego du偶e psy nigdy nie szczekaj膮? — Dziwna rzecz z du偶ymi psami. S膮 nieustannie g艂odne. A teraz Darjaei po raz kolejny m贸wi o Ryanie i jego ochronie. Jeden pies wydaje si臋 g艂odniejszy od pozosta艂ych.

* * *

— Mo偶e to usterka techniczna?

Na sali siedzieli przedstawiciele firmy Gulfstream Inc oraz urz臋dnicy szwajcarskiego zarz膮du lotnictwa cywilnego. Towarzyszy艂 im szef operacji lotniczych korporacji, do kt贸rej nale偶a艂y odrzutowce. Dokumenty wykazywa艂y, 偶e samolot by艂 w dobrym stanie, w艂a艣ciwie utrzymywany przez miejscow膮 firm臋. Wszystkie cz臋艣ci pochodzi艂y od uznanych dostawc贸w. Szwajcarska firma odpowiedzialna za konserwacj臋 mog艂a si臋 pochwali膰 dziesi臋cioma bezwypadkowymi latami.

— Nie by艂oby to po raz pierwszy — zgodzi艂 si臋 przedstawiciel Gulfstreama. Czarna skrzynka by艂a solidnym urz膮dzeniem, ale nie zawsze wytrzymywa艂a katastrof臋, poniewa偶 s膮 r贸偶ne katastrofy — ka偶da jest w艂a艣ciwie inna. Poszukiwania prowadzone przez USS „Radford” nie przynios艂y rezultatu. 呕adnego sygna艂u. G艂臋bia zbyt wielka, by podj膮膰 fizyczne poszukiwania. No i Libijczycy, kt贸rzy bardzo nie lubi膮, gdy kto艣 w臋szy po ich wodach. Gdyby chodzi艂o o samolot pasa偶erski, mo偶na by zastosowa膰 naciski, ale w wypadku samolotu dyspozycyjnego z dwoma cz艂onkami za艂ogi i trzema zg艂oszonymi pasa偶erami, w tym jeden ze 艣mierteln膮 chorob膮, nie by艂o odpowiednio przekonuj膮cego powodu. — Bez danych z czarnej skrzynki nie mamy wiele do zrobienia i do powiedzenia. Kapitan zg艂osi艂 Valetcie wy艂膮czenie obu silnik贸w, a to mo偶e oznacza膰 wiele rzeczy. Z艂e paliwo, z艂膮 konserwacj臋...

— Utrzymanie samolotu by艂o zgodne z instrukcj膮! — zaprotestowa艂 przedstawiciel firmy odpowiedzialnej za stan techniczny samolotu.

— Teoretycznie, m贸wi臋 tylko teoretycznie — uspokoi艂 go przedstawiciel Gulfstreama. — Nie mo偶na wykluczy膰 te偶 b艂臋du pilota.

— Pilot wylata艂 cztery tysi膮ce godzin na tego typu maszynie. Drugi pilot dwa tysi膮ce — przypomnia艂 po raz pi膮ty przedstawiciel w艂a艣ciciela.

Wszyscy my艣leli to samo: producent samolotu musi broni膰 honoru firmy, kt贸ra s艂yn臋艂a z nies艂ychanie wysokiego standardu bezpiecze艅stwa. Wielkie linie lotnicze nie mia艂y du偶ego wyboru, je艣li chodzi o producenta. Takie giganty jak Boeing czy Airbus, oczywi艣cie, dba艂y o wska藕niki bezpiecze艅stwa, ale firmy produkuj膮ce ma艂e odrzutowce dyspozycyjne dba艂y jeszcze bardziej. W ich 艣rodowisku konkurencja by艂a znacznie ostrzejsza. Ludzie zakupuj膮cy dla swoich korporacji takie lataj膮ce drogie zabaweczki mieli d艂ug膮 pami臋膰 i w przypadku braku konkretnych informacji co do przyczyny tych nielicznych wypadk贸w, dobrze zapami臋taj膮 rozbity samolot i u艣mierconych pasa偶er贸w.

Firma odpowiedzialna za konserwacj臋 maszyny tak偶e nie chcia艂aby by膰 wspominana w kontek艣cie katastrofy. Szwajcaria mia艂a wiele lotnisk i jeszcze wi臋cej dyspozycyjnych samolot贸w. Z艂y konserwator maszyn m贸g艂 szybko utraci膰 klient贸w, nie m贸wi膮c ju偶 o k艂opotach ze strony rz膮du za nie zastosowanie si臋 do kt贸rego艣 z surowych miejscowych przepis贸w.

W艂a艣ciciel samolotu mia艂 najmniej do stracenia, je艣li idzie o reputacj臋, ale mi艂o艣膰 w艂asna nie pozwala艂a mu przyj膮膰 odpowiedzialno艣ci za katastrof臋 bez konkretnej przyczyny.

A w sumie nie by艂o przyczyny, dla kt贸rej ktokolwiek z obecnych mia艂by poczu膰 si臋 winny — nie odnaleziono czarnej skrzynki. Siedz膮cy za sto艂em spogl膮dali po sobie i my艣leli to samo: nawet najlepsi pope艂niaj膮 b艂臋dy, ale nie s膮 skorzy, by si臋 do nich przyzna膰, zw艂aszcza gdy nie musz膮. Przedstawiciel rz膮du przejrza艂 wszystkie dokumenty i stwierdzi艂, 偶e s膮 w porz膮dku. Poza tym nie mo偶na by艂o nic innego zrobi膰, wyj膮wszy rozmow臋 z producentem silnik贸w i postaranie si臋 o pr贸bk臋 paliwa. To pierwsze by艂o 艂atwe. Drugie bardzo trudne. W ostatecznym rozrachunku oka偶e si臋, 偶e b臋d膮 wiedzieli niewiele wi臋cej, ni偶 wiedzieli teraz. Gulfstream Inc sprzeda by膰 mo偶e o par臋 maszyn mniej. Firma odpowiedzialna za konserwacj臋 b臋dzie przez kilka miesi臋cy uwa偶niej obserwowana przez w艂adze. U偶ytkownik kupi sobie nowy samolot. Aby okaza膰 lojalno艣膰 wobec producenta, b臋dzie to taki sam odrzutowiec typu G-IV. I podpisze umow臋 z t膮 sam膮 firm膮 konserwacyjn膮. Wszyscy b臋d膮 zadowoleni. Przedstawiciel szwajcarskiego rz膮du tak偶e.

* * *

Inspektor do zada艅 specjalnych otrzymywa艂 wy偶sz膮 ga偶臋, ni偶 zwyk艂y agent. I funkcja by艂a ciekawsza, ni偶 tkwienie przez ca艂y czas za biurkiem. Niemniej O'Daya z艂o艣ci艂o nawet te kilka godzin sp臋dzane na czytaniu raport贸w od agent贸w lub z sekretariat贸w biur. M艂odsi funkcjonariusze wczytywali si臋 najpierw w owe raporty i stenogramy przes艂ucha艅, wyszukuj膮c sprzeczno艣ci i niesp贸jno艣ci, a on potem czyni艂 uwagi i zapisywa艂 wnioski na osobnych formularzach, kt贸re z kolei gromadzi艂 jego osobisty sekretarz, by przygotowa膰 zbiorczy raport dla dyrektora Murraya. O'Day wyznawa艂 zasad臋, 偶e prawdziwy agent nie powinien pisa膰 na maszynie. Potwierdziliby to pewnie instruktorzy z Akademii FBI w Quantico. Sko艅czy艂 wcze艣nie narad臋 w Buzzard Point i doszed艂 do wniosku, 偶e nie trzeba wraca膰 zaraz, by swoj膮 osob膮 zdobi膰 gabinet. Na „nowe” informacje sk艂ada艂y si臋 protoko艂y z przes艂ucha艅 potwierdzaj膮cych tylko informacje ju偶 posiadane, sprawdzone i uwiarygodnione innymi licznymi dokumentami.

— Zawsze nienawidzi艂em tego etapu — mrukn膮艂 zast臋pca dyrektora, Tony Caruso. By艂a to sytuacja, w kt贸rej federalny prokurator mia艂 ju偶 w艂a艣ciwie wszystko, by uzyska膰 wyrok skazuj膮cy, ale poniewa偶 by艂 prawnikiem, ci膮gle by艂o mu za ma艂o. Zupe艂nie jakby najpewniejszy spos贸b skazania przest臋pcy polega艂 na uprzednim zanudzeniu 艂awy przysi臋g艂ych.

— 呕adnego 艣ladu sprzeczno艣ci. Dowody murowane, Tony. — Obaj m臋偶czy藕ni od dawna byli przyjaci贸艂mi. — Czas na co艣 nowego i podniecaj膮cego.

— Ty to masz szcz臋艣cie, ch艂opie. Jak Megan?

— Od dzi艣 w przedszkolu. Obok Ritchie Highway. Nazywa si臋 Giant Steps.

— To samo — mrukn膮艂 Caruso. — Tak my艣la艂em.

— Co ty znowu gadasz?

— Dzieci Ryana... Wtedy ciebie tu nie by艂o, kiedy te bydlaki z ULA napad艂y...

— W艂a艣cicielka nie wspomina艂a o tym ani s艂owem. Bo i w艂a艣ciwie dlaczego mia艂a co艣 m贸wi膰, prawda?

— Nasi pobratymcy s膮 bardzo pow艣ci膮gliwi w rozg艂aszaniu takich wie艣ci. Z pewno艣ci膮 poinstruowali j膮, co ma, a czego nie ma m贸wi膰.

O'Day pomy艣la艂, 偶e z pewno艣ci膮 w przedszkolu rysunk贸w ucz膮 teraz agenci Tajnej S艂u偶by. W sklepie 7-Eleven zobaczy艂 nowego sprzedawc臋. I kiedy p艂aci艂 za kaw臋, przysz艂o mu do g艂owy, 偶e jak na tak wczesn膮 por臋, m臋偶czyzna jest zbyt wymuskany. Warte zastanowienia. Trzeba przyjrze膰 si臋 dobrze jegomo艣ciowi, czy nie nosi broni. Ale to ju偶 jutro. Sprzedawca te偶 pewno przyjrza艂 si臋 inspektorowi. Je艣li tamten jest z Tajnej S艂u偶by, to kurtuazja b臋dzie wymaga艂a, by mu pokaza膰 legitymacj臋. Podzieli艂 si臋 obserwacjami z Caruso.

— Facet wydaje si臋 mie膰 nadmierne kwalifikacje, jak na swoj膮 robot臋 — zgodzi艂 si臋 Caruso. — Ale to dobrze, przynajmniej wiesz, 偶e tw贸j dzieciak jest dobrze pilnowany.

— To prawda — odpar艂 O'Day. — Ale, tak czy inaczej, sam b臋d臋 odbiera艂 Megan.

— Zosta艂em biurowym wycieruchem. O艣miogodzinny dzie艅! — j臋kn膮艂 zast臋pca dyrektora waszyngto艅skiego biura terenowego FBI. — Ale wpad艂em.

— Chcia艂e艣 by膰 wa偶niakiem, wi臋c powiniene艣 si臋 cieszy膰, szanowny Don Antonio.

* * *

Oderwanie si臋 od pracy zawsze sprawia艂o ulg臋. Powietrze pachnia艂o przyjemniej, ni偶 kiedy si臋 jecha艂o do biura. O'Day poszed艂 w kierunku swej p贸艂ci臋偶ar贸wki. Nie ukradziono jej i chyba przy niej nie majstrowano. Py艂 i b艂oto na karoserii mia艂y swoje dobre strony. Zdj膮艂 marynark臋 (rzadko kiedy nosi艂 p艂aszcz) i w艂o偶y艂 star膮 sk贸rzan膮 kurtk臋 lotnicz膮. Mia艂a z dziesi臋膰 lat i nie by艂a zbyt znoszona, ot tyle, by czu膰 si臋 w niej dobrze. Nast臋pnie zdj膮艂 krawat. Po dziesi臋ciu minutach jecha艂 szos膮 numer 50 w kierunku Annapolis, wyprzedzaj膮c gromadz膮c膮 si臋 ju偶 na drodze hord臋 waszyngto艅skich urz臋dnik贸w, kt贸rzy rwali do dom贸w. W艂膮czy艂 radio. Komunikaty pogodowe. Na autostradzie brak kork贸w. Wkr贸tce zajecha艂 na parking przed przedszkolem i rozejrza艂 si臋 za rz膮dowymi samochodami. Radio zapowiada艂o cogodzinny serwis informacyjny. Gdzie s膮 te cholerne wozy? Ochrona prezydencka posz艂a wreszcie po rozum do g艂owy i zastosowa艂a metod臋 FBI. 呕adnych seryjnych tablic rejestracyjnych, 偶adnych szarych, „oboj臋tnych” karoserii. Wprawnym okiem wy艂apa艂 dwa policyjne wozy. Podprowadzi艂 swoj膮 p贸艂ci臋偶ar贸wk臋 do jednego, zaparkowa艂 obok i potwierdzi艂 swoje podejrzenie, dostrzegaj膮c przez szyb臋 policyjne radio. Skoro tak 艂atwo mu posz艂o, to co z jego w艂asnym kamufla偶em — furgonetk膮? Postanowi艂 sprawdzi膰, jak dobrzy s膮 ch艂opcy z Tajnej S艂u偶by. U艣wiadomi艂 sobie jednak prawie natychmiast, 偶e je艣li s膮 cho膰by odrobin臋 kompetentni, to ju偶 go sprawdzili dzi臋ki wype艂nionym kwestionariuszom, kt贸re wr臋czy艂 tego ranka pannie Daggett. A mo偶e ju偶 wcze艣niej go sprawdzili? Mi臋dzy FBI a Tajn膮 S艂u偶b膮 istnia艂a od dawna profesjonalna rywalizacja. No i przecie偶 FBI zosta艂o pocz臋te z garstki agent贸w Tajnej S艂u偶by. Ale Biuro uros艂o, przeros艂o swego rodzica i si艂膮 rzeczy zdoby艂o wi臋ksze do艣wiadczenie w dziedzinie walki z przest臋pczo艣ci膮. Nie oznacza艂o to wcale, 偶e Tajna S艂u偶ba ust臋powa艂a wiele FBI. By艂a naprawd臋 doskona艂a, jak s艂usznie powiedzia艂 Tony Caruso. Chyba nigdzie na 艣wiecie nie by艂o lepszych nianiek.

O'Day zapi膮艂 kurtk臋 na suwak i poszed艂 na ukos przez parking. W drzwiach budynku sta艂 wysoki m臋偶czyzna. Ujawni si臋? Nie, udawa艂 ojca czekaj膮cego na sw膮 pociech臋. O'Day min膮艂 go i wszed艂 do 艣rodka. Jak rozpozna ludzi z Tajnej S艂u偶by? Po ubraniu i mikros艂uchawce w uchu. Tak, s膮 dwie agentki w fartuchach, pod kt贸rymi maj膮 z pewno艣ci膮 pistolety SigSauer 9 mm.

— Tato! — wykrzykn臋艂a Megan, zrywaj膮c si臋 z 艂awki, na kt贸rej siedzia艂a obok bardzo podobna dziewczynka w tym samym wieku. Inspektor podszed艂, by obejrze膰 plon dnia c贸rki: kolorow膮 bazgranin臋. W tym momencie poczu艂 lekkie dotkni臋cie na plecach w pobli偶u s艂u偶bowego pistoletu i us艂ysza艂 ciche:

— Bardzo przepraszam.

— Wiecie, kim jestem — odpar艂, nie odwracaj膮c g艂owy.

— Oczywi艣cie — pad艂a odpowied藕.

Rozpozna艂 g艂os. Obr贸ci艂 si臋 i zobaczy艂 Andre臋 Price.

— Degradacja? — Przyjrza艂 si臋 jej ciekawie. Obie agentki, kt贸re rozpozna艂 poprzednio, przygl膮da艂y si臋 mu, zaniepokojone podejrzan膮 wypuk艂o艣ci膮 na sk贸rzanej kurtce. S膮 dobre, pomy艣la艂 O'Day. Obie agentki przerwa艂y swe czynno艣ci „wychowawcze”, by mie膰 wolne d艂onie. Ich spojrzenia mog艂y wydawa膰 si臋 neutralne tylko komu艣 niedo艣wiadczonemu.

— Kontrola — odpar艂a Andrea. — Sprawdzam, czy dzieciaki maj膮 to, co potrzeba.

— To jest Katie! — Megan wskaza艂a na now膮 przyjaci贸艂k臋. — A to jest m贸j tata — pochwali艂a si臋 jej.

— Cze艣膰, Katie! — O'Day schyli艂 si臋, by poda膰 ma艂ej r臋k臋. — Czy ona jest...?

— Foremka. Pierwszy Maluch Stan贸w Zjednoczonych — potwierdzi艂a Andrea Price.

— Podobna do matki — stwierdzi艂 Pat O'Day, przygl膮daj膮c si臋 Katie Ryan. I, aby nie pos膮dzono go o brak profesjonalnej kurtuazji, wyj膮艂 legitymacj臋 i poda艂 stoj膮cej tu偶 obok agentce, Marcelli Hilton.

— Kiedy nas sprawdzacie, to b膮d藕cie mimo wszystko ostro偶niejsi — odezwa艂a si臋 Andrea Price.

— Wasz cz艂owiek przy drzwiach musia艂 wiedzie膰, kim jestem.

— Don Russell. I wszystkich zna, ale...

— Wiem, wiem. Nie ma takiej rzeczy, jak nadmierna ostro偶no艣膰 — zgodzi艂 si臋 O'Day. — Wi臋c dobrze, przyznam si臋: chcia艂em sprawdzi膰 jako艣膰 ochrony. Jest tu i moja ma艂a.

— No i co? Zdali艣my egzamin?

— Jeden po przeciwnej stronie ulicy, tr贸jk臋 widz臋 tu. Za艂o偶臋 si臋, 偶e jest jeszcze tr贸jka w promieniu stu metr贸w. Mam si臋 rozejrze膰 i wypatrzy膰 ich?

— D艂ugo musia艂by pan wypatrywa膰, s膮 dobrze schowani. — Nie wspomnia艂a o agentce, kt贸rej nie rozpozna艂. Tu, w budynku.

— Jestem pewien, 偶e s膮 dobrze ukryci lub ukryte, pani Price. — O'Day wychwyci艂 rozbawiony b艂ysk oka i powt贸rnie si臋 rozejrza艂. Dwie zamaskowane kamery telewizyjne. Z pewno艣ci膮 niedawno zainstalowane, co t艂umaczy艂oby lekki zapach farby, a to z kolei t艂umaczy艂o brak obrazk贸w na 艣cianach. Budynek by艂 prawdopodobnie okablowany g臋艣ciej ni偶 wn臋trze jednor臋kiego bandyty w kasynie. — Musz臋 przyzna膰, 偶e wasi ludzie s膮 dobrzy. Pierwsza klasa.

— Co nowego w sprawie katastrofy? — spyta艂a Andrea.

— W艂a艣ciwie nic. Przes艂uchali艣my jeszcze paru 艣wiadk贸w, ale rozbie偶no艣ci s膮 minimalne, bez istotnego znaczenia. Kanadyjska policja bardzo nam pomaga. Japo艅czycy tak偶e. Rozmawiali艣my chyba ze wszystkimi, zaczynaj膮c od wychowawczyni z przedszkola, do kt贸rego chodzi艂 Sato. Wy艂uskano nawet dwie stewardesy, z kt贸rymi zabawia艂 si臋 na boku. Moim zdaniem, sprawa jest wyja艣niona na tyle, na ile mo偶na j膮 wyja艣ni膰, pani Price.

— Andrea.

— Pat.

Oboje si臋 u艣miechn臋li.

— Co nosisz?

— Smith 1076. Lepsze to od tej waszej dziewi臋ciomilimetrowej zabawki. Dobra na myszy. — W jego g艂osie zabrzmia艂a nuta wy偶szo艣ci. O'Day wierzy艂 w skuteczno艣膰 robienia du偶ych dziur. Dotychczas tylko w tarczach na strzelnicy, ale got贸w borowa膰 je w ludziach, je艣li zajdzie taka potrzeba. Tajna S艂u偶ba mia艂a swoj膮 w艂asn膮 koncepcj臋 uzbrajania agent贸w. O'Day by艂 pewien, 偶e zasady obowi膮zuj膮ce w FBI s膮 lepsze. Andrea nie da艂a si臋 wci膮gn膮膰 w roztrz膮sanie problemu broni.

— Dla mojego spokoju, prosz臋 ci臋 o jedno: nast臋pnym razem poka偶 legitymacj臋 agentowi przed drzwiami. Mo偶e by膰 inny. Mo偶e by膰 mniej oblatany. — Ale nie prosi艂a, by zostawi艂 bro艅 w samochodzie. Ha! Kurtuazja zawodowc贸w.

— I jak mu idzie?

— Miecznik czuje si臋 dobrze.

— Dan... dyrektor Murray wprost go uwielbia. Znaj膮 si臋 od bardzo dawna. Podobnie jak Dan i ja.

— Ma trudne zadanie. Ale Murray ma racj臋. Znam wielu gorszych. I wiesz co? Jest sprytniejszy, ni偶 na to wygl膮da.

— I z tego, czego sam do艣wiadczy艂em, wiem, 偶e umie s艂ucha膰, a nie tylko m贸wi膰.

— Powiem ci wi臋cej: zadaje pytania. — Oboje si臋 obr贸cili, gdy jakie艣 dziecko krzykn臋艂o, i tym samym czujnym spojrzeniem obrzucili ca艂膮 sal臋. Nast臋pnie powr贸cili do poprzedniej pozycji, pozwalaj膮cej obserwowa膰 obie dziewczynki, kt贸re wymienia艂y si臋 kolorowymi o艂贸wkami podczas 偶mudnego procesu tworzenia kolejnego arcydzie艂a. — Twoje i moje wydaj膮 si臋 lubi膰.

Powiedzia艂a „twoje i moje”. To wyja艣nia艂o wszystko. Ten facet przed drzwiami... Andrea powiedzia艂a, 偶e nazywa si臋 Russell. Russell jest z pewno艣ci膮 szefem grupy. Wida膰, 偶e do艣wiadczony agent. W budynku umie艣cili dwie m艂ode agentki. M艂ode dziewczyny dobrze wtopi膮 si臋 w otoczenie. S膮 z pewno艣ci膮 dobre, cho膰 mniej do艣wiadczone od niego. To „moje” by艂o kluczem. Jak lwica wok贸艂 ma艂ych. W tym przypadku jednej ma艂ej. O'Day zastanawia艂 si臋, jak poradzi艂by sobie z tak膮 robot膮, gdyby mu przypad艂a w udziale. Nudno sta膰 tak na warcie przed drzwiami, ale w takich sytuacjach nie wolno poddawa膰 si臋 nudzie. To jest walka. Mia艂 za sob膮 wiele misji polegaj膮cych na dyskretnej obserwacji. Rzecz trudna dla m臋偶czyzny s艂usznej postawy. Ale taki doz贸r przed drzwiami jest chyba najgorszy. Oko policjanta dostrzega艂o wyra藕nie r贸偶nic臋 mi臋dzy dwiema agentkami a pozosta艂ymi wychowawczyniami.

— Twoje dziewczyny znaj膮 swoj膮 robot臋, Andrea, ale po co wam tak liczny zesp贸艂?

— Zdaj臋 sobie spraw臋, 偶e by膰 mo偶e przesadzili艣my — przyzna艂a. — Zastanawiamy si臋. Ale wiesz, jak nas trzepn臋li na Kapitolu. Nie mo偶na dopu艣ci膰, 偶eby to si臋 powt贸rzy艂o. Nie przy mnie, nie wtedy, kiedy dowodz臋 Oddzia艂em. A je艣li prasa zacznie wytyka膰, 偶e tylu ludzi i tak dalej, to pies ich tr膮ca艂.

M贸wi jak prawdziwy glina, pomy艣la艂.

— Mnie to bardzo odpowiada. Teraz si臋 po偶egnam i zmykam do domu, 偶eby przyrz膮dzi膰 spagetti. — Spojrza艂 na Megan, kt贸ra w艂a艣nie ko艅czy艂a rysowa膰. Postronny obserwator nie potrafi艂by odr贸偶ni膰 obu dziewczynek. By艂o to k艂opotliwe i nawet niepokoj膮ce, ale po to w艂a艣nie umieszczono tu ochron臋.

— Gdzie 膰wiczysz? — Nie potrzebowa艂 wyja艣nia膰, co.

— W Starej Poczcie jest strzelnica. Blisko Bia艂ego Domu. Chodz臋 tam co tydzie艅 — wyja艣ni艂a. — Wszyscy moi ludzie s膮 doskona艂ymi strzelcami. A Don, ten przed drzwiami, jest najlepszy w Waszyngtonie.

— Czy偶by? — Inspektorowi rozb艂ys艂y oczy. — Kt贸rego艣 dnia musz臋 to zobaczy膰.

— U ciebie czy u mnie? — u艣miechn臋艂a si臋.

* * *

— Panie prezydencie, na tr贸jce jest pan Go艂owko.

Na linii bezpo艣redniej? Siergiej Niko艂ajewicz zn贸w si臋 popisuje. Ryan nacisn膮艂 guzik. — S艂ucham, Siergieju?

— Iran.

— Wiem — odpar艂 prezydent.

— Co wiesz? — spyta艂 Rosjanin. By艂 ju偶 spakowany do wyjazdu.

— Z pewno艣ci膮 b臋dziemy wiedzieli du偶o wi臋cej za jakie艣 dziesi臋膰 dni.

— Czekam i proponuj臋 wsp贸艂prac臋.

Wesz艂o mu ju偶 w zwyczaj, by rezerwowa膰 sobie czas na przemy艣lenie.

— Om贸wi臋 to z Edem Foleyem. Kiedy wracasz do siebie?

— Jutro.

— Zadzwo艅, jak dolecisz. — Ryan by艂 zdumiony, 偶e tak 艂atwo rozmawia mu si臋 z by艂ym wrogiem. 呕eby tak Kongres mo偶na by艂o tego nauczy膰. Wsta艂, wyszed艂 zza biurka i skierowa艂 si臋 do sekretariatu. — Co艣 bym przegryz艂 przed nast臋pn膮 wizyt膮 — powiedzia艂 jednej z sekretarek.

— Dzie艅 dobry, panie prezydencie! Ma pan minutk臋? — spyta艂a Andrea Price.

Ryan gestem r臋ki zaprosi艂 j膮 do gabinetu.

— O co chodzi?

— Chcia艂am tylko powiedzie膰, 偶e sprawdzi艂am przedszkole i system ochrony. Wszystko w porz膮dku.

Ryan nie zareagowa艂. To by艂o w pewnym sensie zrozumia艂e. No bo jak ma zareagowa膰 cz艂owiek, kt贸remu si臋 m贸wi: wie pan co, obstawili艣my pa艅skie dzieci agentami? Okaza膰 z艂o艣膰 czy zadowolenie? Co za uroczy 艣wiat!

Dwie minuty p贸藕niej Andrea rozmawia艂a z Ramanem, kt贸ry w艂a艣nie ko艅czy艂 s艂u偶b臋 — pe艂ni艂 ja w Bia艂ym Domu od pi膮tej rano. Nie mia艂 nic do zameldowania — jak zwykle. W Bia艂ym Domu dzie艅 min膮艂 spokojnie.

* * *

Raman wsiad艂 do swego samochodu i podjecha艂 do bramy. Pokaza艂 legitymacj臋 stra偶nikowi i czeka艂, a偶 mechanizm odsunie stalow膮 krat臋, wspart膮 na dwudziestocentymetrowej 艣rednicy s艂upie, mog膮cym wytrzyma膰 uderzenie czo艂gu, a w ka偶dym razie pot臋偶nej ci臋偶ar贸wki. Po opuszczeniu ogrodzonego terenu przejecha艂 slalomem mi臋dzy betonowymi barykadami na Pennsylvania Avenue — kt贸ra jeszcze do niedawna by艂a publiczn膮 miejsk膮 arteri膮. Nast臋pnie skr臋ci艂 na zach贸d, kieruj膮c si臋 ku Georgetown, gdzie mieszka艂. Tym razem nie pojecha艂 jednak do domu, ale skr臋ci艂 w Wisconsin Avenue i potem raz jeszcze w prawo do parku.

Zabawne, 偶e jego kontakt jest sprzedawc膮 dywan贸w. Wi臋kszo艣膰 Amerykan贸w uwa偶a艂a, 偶e Ira艅czycy s膮 albo terrorystami, albo sprzedawcami dywan贸w, albo opryskliwymi lekarzami. Ten kupiec opu艣ci艂 Persj臋 — wi臋kszo艣膰 Amerykan贸w nie kojarzy艂a perskich dywan贸w z Iranem, zupe艂nie jak gdyby to by艂y r贸偶ne kraje — przed ponad pi臋tnastu laty. Na 艣cianie w swoim mieszkaniu powiesi艂 fotografi臋 syna, kt贸ry — wyja艣nia艂 chc膮cym to wiedzie膰 — zgin膮艂 podczas ira艅sko-irackiej wojny. By艂a to prawda. Opowiada艂 tak偶e tym, kt贸rzy okazywali zainteresowanie, 偶e nienawidzi rz膮d贸w ajatollaha. To ju偶 by艂o k艂amstwem. Kupiec by艂 „艣piochem” — zakonspirowanym agentem. Nie mia艂 dotychczas kontaktu z nikim nawet po艣rednio maj膮cym co艣 wsp贸lnego z Teheranem. Ani jednego spotkania. By膰 mo偶e zosta艂 sprawdzony przez FBI, ale najprawdopodobniej nie. Nie nale偶a艂 do 偶adnego stowarzyszenia, nie maszerowa艂 w pochodach, nie przemawia艂 publicznie, nawet — podobnie jak Raman — nie chodzi艂 do meczetu. Po prostu prowadzi艂 bardzo dochodowy interes. I w og贸le nie wiedzia艂 o istnieniu Ramana. Tote偶 kiedy agent Oddzia艂u wszed艂 do sklepu, kupiec zacz膮艂 si臋 zastanawia膰, jakie r臋cznie tkane dywany mog膮 interesowa膰 tego klienta. Raman, po stwierdzeniu, 偶e w sklepie nie ma nikogo innego, natychmiast przeszed艂 do rzeczy.

— Ta fotografia na 艣cianie. Du偶e podobie艅stwo. Syn?

— Tak — odpar艂 zapytany ze smutkiem, kt贸ry go nigdy nie opuszcza艂, mimo 偶e syn na pewno by艂 w raju. — Zgin膮艂 podczas wojny.

— Wielu zgin臋艂o podczas tej wojny. By艂 religijnym ch艂opcem?

— Czy to ma teraz jeszcze jakie艣 znaczenie? — zapyta艂 kupiec.

— To zawsze ma znaczenie — odpar艂 Raman niemal oboj臋tnie. Po tych s艂owach obaj m臋偶czy藕ni przeszli do bli偶szego z dwu stos贸w dywan贸w. Kupiec odwin膮艂 kilka rog贸w.

— Jestem ju偶 na pozycji. Potrzebuj臋 wsparcia. Instrukcji, co do wyboru w艂a艣ciwego czasu. — Raman nie mia艂 kryptonimu. Has艂o, kt贸re wypowiedzia艂, znane by艂y tylko trzem ludziom. Kupiec wiedzia艂 tylko, 偶e te ostatnie dwana艣cie s艂贸w ma przekaza膰 do skrzynki kontaktowej, czeka膰 na odpowied藕 i z kolei przekaza膰 j膮 zn贸w Ramanowi.

— Czy by艂by pan 艂askaw wype艂ni膰 kart臋 klienta?

Raman uczyni艂 to, podaj膮c nazwisko i adres tej osoby z ksi膮偶ki telefonicznej. Numer tej osoby r贸偶ni艂 si臋 tylko o jedn膮 cyfr臋 od jego w艂asnego numeru. Kropka powy偶ej sz贸stej cyfry informowa艂a kupca, 偶e dzwoni膮c ma wystuka膰 cyfr臋 4 zamiast 3. By艂a to dobra robota agencyjna. By艂y instruktor Savaku nauczy艂 si臋 tego przed paroma laty od agenta izraelskiego Mossadu i nie zapomnia艂, podobnie jak niczego nie zapomnieli dwaj m臋偶czy藕ni ze 艣wi臋tego miasta Kum.

22
Strefy czasowe

To bardzo niewygodne, 偶e Ziemia jest taka du偶a, a punkty zapalne rozrzucone s膮 na ca艂ej jej powierzchni. Ameryka k艂adzie si臋 spa膰, kiedy na antypodach ludzie wst臋puj膮 w nowy dzie艅. Sytuacj臋 komplikuje tak偶e fakt, 偶e ludzie rozpoczynaj膮cy nowy dzie艅, na przyk艂ad, o dziewi臋膰 godzin wcze艣niej maj膮 w swoim gronie r贸wnie偶 tych, kt贸rych obowi膮zkiem jest podejmowanie decyzji o kapitalnym znaczeniu, wymagaj膮cych z natury rzeczy szybkiej reakcji reszty 艣wiata. Dodajmy, 偶e, mimo przechwa艂ek, CIA nie ma dostatecznej liczby agent贸w, by przewidzie膰, kto i gdzie mo偶e podj膮膰 jak膮艣 wa偶n膮 decyzj臋. Sztorm i Palma cz臋sto wi臋c tylko powtarzaj膮, co napisa艂a lokalna prasa i o czym poinformowa艂a telewizja. Kiedy prezydent Stan贸w Zjednoczonych 艣pi, rozmaici ludzie gromadz膮 i analizuj膮 informacje, kt贸re dotr膮 do niego w czasie roboczego dnia i mog膮 by膰 ju偶 zdezaktualizowane lub niepe艂ne. W nocy nie pracuj膮 te偶 najlepsi analitycy, gdy偶 starsze艅stwo uwalnia ich od dy偶ur贸w w tak niewygodnych godzinach. Wracaj膮 przed wieczorem do dom贸w, do rodzin, od kt贸rych s膮 odrywani tylko w razie nag艂ej potrzeby.

Tak jak teraz. Mieli nie sk艂ada膰 偶adnych o艣wiadcze艅, p贸ki wszystko nie zostanie om贸wione. A to musia艂o trwa膰 i dodatkowo op贸藕nia艂o okre艣lenie stanowiska w sprawie tak 偶ywotnej dla bezpiecze艅stwa narodowego. W 偶argonie wojskowym nazywa si臋 to „zachowaniem inicjatywy”, innymi s艂owy: prawem do pierwszego ruchu.

W nieco lepszej sytuacji by艂a Moskwa, op贸藕niona zaledwie godzin臋 w stosunku do Teheranu, a w tej samej strefie czasowej, co Bagdad. Jednak偶e tym razem SWR, spadkobierczyni KGB, by艂a w podobnie k艂opotliwej i trudnej sytuacji, gdy偶 zar贸wno w Iranie, jak i w Iraku siatki zosta艂y ca艂kowicie rozbite. Siergiej Go艂owko intensywnie o tym my艣la艂, gdy jego samolot podchodzi艂 do l膮dowania na lotnisku Szeremietiewo.

Najwi臋kszy problem stanowi艂 teraz powr贸t do spo艂eczno艣ci mi臋dzynarodowej. Telewizja iracka przekaza艂a w porannym dzienniku, 偶e nowy rz膮d w Bagdadzie poinformowa艂 ONZ, i偶 wszystkie mi臋dzynarodowe zespo艂y inspekcyjne b臋d膮 mia艂y prawo wst臋pu do ka偶dego zak艂adu na terenie kraju bez najmniejszej ingerencji ze strony w艂adz. Irak prosi艂 nawet, by jak najszybciej dokonano gruntownej inspekcji, i obieca艂 pe艂n膮 wsp贸艂prac臋 zapewniaj膮c, 偶e spe艂ni natychmiast wszelkie wnioski pokontrolne. Nowy rz膮d obwie艣ci艂 tak偶e ch臋膰 usuni臋cia wszelkich przeszk贸d w przywracaniu normalnej wymiany handlowej ze 艣wiatem. Komunikat ponadto wspomnia艂, 偶e jego s膮siad, Iran, ju偶 rozpoczyna dostawy 偶ywno艣ci zgodnie z islamskim nakazem udzielania pomocy tym, kt贸rzy s膮 w potrzebie. Decyzja rz膮du ira艅skiego w tej sprawie zosta艂a podj臋ta w zwi膮zku z wyra偶onym przez Irak pragnieniem powrotu na 艂ono wsp贸lnoty narod贸w. Nagranie wideo zrobione przez Palm臋 z telewizji w Basrze pokazywa艂o konw贸j ci臋偶ar贸wek wioz膮cych zbo偶e kr臋t膮 szos膮 przez Szahabad i przekraczaj膮cych granic臋 irack膮 u podn贸偶a 艂a艅cucha g贸rskiego oddzielaj膮cego oba pa艅stwa. Dalsze uj臋cia pokazywa艂y, jak irackie s艂u偶by graniczne usuwaj膮 z szosy betonowe zapory i przepuszczaj膮 ci臋偶ar贸wki, podczas gdy ich ira艅scy bracia stoj膮 spokojnie po swojej stronie granicy bez jakiejkolwiek broni.

W Langley przeprowadzono szybko kalkulacj臋: liczba ci臋偶ar贸wek, 艂adunek ka偶dej z nich i liczba bochenk贸w chleba, kt贸ra z tego wyjdzie. Stwierdzono, 偶e potrzebne by艂oby kilka statk贸w pe艂nych zbo偶a, by ira艅ska oferta pomocy 偶ywno艣ciowej nie pozosta艂a tylko symbolicznym gestem. Symbole s膮 jednak bardzo wa偶ne, a je艣li idzie o statki, to w艂a艣nie je 艂adowano, co ujawni艂 doz贸r satelitarny. Genewscy urz臋dnicy ONZ — w strefie czasowej o trzy godziny wcze艣niej — przyj臋li z zadowoleniem o艣wiadczenie Bagdadu i natychmiast wys艂ali odpowiednie instrukcje swoim zespo艂om inspektor贸w, na kt贸rych czeka艂y Mercedesy, by je zawie藕膰 w towarzystwie policyjnych eskort do pierwszych instalacji i zak艂ad贸w maj膮cych podlega膰 mi臋dzynarodowej inspekcji. Na miejscu czeka艂y ju偶 ekipy telewizyjne — odt膮d ich nie opuszczaj膮ce — oraz przyja藕nie nastawieni dyrektorzy, wyra偶aj膮cy wielk膮 rado艣膰, 偶e wreszcie mog膮 powiedzie膰 to, co wiedz膮, i wys艂ucha膰 rad, jak, na przyk艂ad, rozmontowa膰 zak艂ad produkcji broni chemicznej ukryty pod szyldem wytw贸rni 艣rodk贸w owadob贸jczych. Iran za偶膮da艂 ponadto zwo艂ania Rady Bezpiecze艅stwa w celu rozwa偶enia propozycji zdj臋cia pozosta艂ych sankcji handlowych, co musi przecie偶 nast膮pi膰, podobnie jak wsch贸d s艂o艅ca, mimo 偶e nieco p贸藕niejszy, tak jak p贸藕niejszy jest, w stosunku do Iranu, ten nad wschodnim wybrze偶em Stan贸w Zjednoczonych. Gdy sankcje zostan膮 zdj臋te, w ci膮gu dw贸ch tygodni dieta przeci臋tnego Irakijczyka wzro艣nie co najmniej o pi臋膰set kalorii. Psychologiczny efekt by艂 艂atwy do przewidzenia, zw艂aszcza, 偶e kampanii na rzecz przywr贸cenia normalno艣ci w tym bogatym w rop臋, ale izolowanym kraju przewodzi艂 jego dawny wr贸g — Iran — powo艂uj膮c si臋 na Koran jako 藕r贸d艂o inspiracji.

— Jutro zobaczymy obrazki z rozdawania darmo chleba przed meczetami — przepowiedzia艂 major Sabah. Potrafi艂by r贸wnie偶 zacytowa膰 odpowiedni werset z Koranu towarzysz膮cy rozdawnictwu, ale jego ameryka艅scy koledzy nie byli biegli w naukach islamu i nie zrozumieliby ca艂ej ironii cytowanych s艂贸w.

— Pa艅ska ocena, sir? — spyta艂 najstarszy rang膮 oficer ameryka艅ski.

— Oba kraje po艂膮cz膮 si臋 — odpar艂 Sabah. — I nast膮pi to szybko.

* * *

Magia nie istnieje. To tylko s艂owo okre艣laj膮ce zrobienie czego艣 tak chytrze, 偶e nikt nie wie, jak, i nie potrafi sobie tego wyt艂umaczy膰. Podstawowa sztuczka iluzjonist贸w to odwr贸cenie uwagi publiczno艣ci widoczn膮 i wykonuj膮c膮 rozmaite ruchy r臋k膮 (przewa偶nie w bia艂ej r臋kawiczce), podczas gdy druga r臋ka robi zupe艂nie co艣 innego. Podobnie jest z pa艅stwami. W Teheranie by艂a ju偶 noc, gdy Ameryka budzi艂a si臋 ze snu, usi艂uj膮c poj膮膰, co si臋 w艂a艣ciwie sta艂o, gdy jecha艂y ci臋偶ar贸wki ze zbo偶em, gdy 艂adowano statki i gdy 艣ci膮gano na gwa艂t dyplomat贸w.

Kontakty Badrajna, jak zwykle, owocowa艂y, a czego nie m贸g艂 dokona膰 Badrajn, potrafi艂 Darjaei. Z lotniska Mehrabad wystartowa艂 cywilny odrzutowiec i polecia艂 na wsch贸d ponad Afganistanem i Pakistanem, by po dw贸ch godzinach wyl膮dowa膰 w ponurym mie艣cie Rutor w pobli偶u pakista艅sko-indyjsko-chi艅skiej granicy. Miasto le偶a艂o w g贸rach Kunlun, zamieszkiwanych przez chi艅skich muzu艂man贸w. Znajdowa艂a si臋 tam baza lotnictwa wojskowego, dysponuj膮ca jednym pasem startowym i kilkoma my艣liwcami MIG. Drugi pas startowy mia艂o osobne lotnisko cywilne. Miejsce spotkania odpowiada艂o wszystkim. Zaledwie 900 kilometr贸w od New Delhi. A chocia偶 jedna z maszyn musia艂a pokona膰 3.000 kilometr贸w z Pekinu, to jednak lot odbywa艂 si臋 w jej w艂asnej przestrzeni powietrznej. Wszystkie trzy samoloty wyl膮dowa艂y w kilkuminutowych odst臋pach, wkr贸tce po zachodzie s艂o艅ca. Piloci podko艂owali na odleg艂y koniec pasa. Wojskowe pojazdy odwioz艂y przyby艂ych do salki odpraw miejscowych za艂贸g. Ajatollah Had偶i Darjaei by艂 przyzwyczajony do pomieszcze艅 nieco czy艣ciejszych. Co gorsza, poczu艂 zapach gotowanej wieprzowiny, nieod艂膮cznego sk艂adnika chi艅skiej kuchni, wywo艂uj膮cego md艂o艣ci u wyznawcy Mahometa. Machn膮艂 jednak na to r臋k膮. Ostatecznie nie by艂 pierwszym z wiernych, kt贸rzy musz膮 paktowa膰 z poganami i niewiernymi.

Premier Indii okazywa艂a wylewn膮 serdeczno艣膰. Pozna艂a niegdy艣 Darjaeiego na regionalnej konferencji w sprawie handlu. Sprawia艂 w贸wczas wra偶enie zamkni臋tego w twardej skorupie mizantropa. Dosz艂a do wniosku, 偶e wiele si臋 nie zmieni艂.

Ostatni przyby艂 呕eng Han San, kt贸rego pani premier r贸wnie偶 zna艂a. By艂 korpulentnym, pozornie jowialnym m臋偶czyzn膮, p贸ki nie zdradzi艂y go oczy. Nawet opowiadane przeze艅 dowcipy by艂y obliczone na wydobycie czego艣 z rozm贸wcy. By艂 jedynym z ca艂ej tr贸jki, o kt贸rym prawie nic nie wiedziano. Poniewa偶 jednak wypowiada艂 si臋 bardzo autorytatywnie i wyst臋powa艂 w imieniu najpot臋偶niejszego pa艅stwa z trzech tu reprezentowanych, pozostali nie potraktowali za obraz臋 faktu, 偶e na rozmowy z szefami rz膮d贸w przys艂ano zwyk艂ego ministra bez teki. Rozmawiano po angielsku, tylko 呕eng zby艂 po mandary艅sku genera艂a witaj膮cego przyby艂ych.

— Prosz臋 mi wybaczy膰 nieobecno艣膰 w chwili waszego przylotu — powiedzia艂 do przyby艂ych 呕eng. — Niezmiernie jest mi przykro z powodu tego... protokolarnego uchybienia.

— Podano herbat臋 i kanapki. Nie by艂o czasu na przygotowanie bardziej godnego posi艂ku — poinformowa艂 genera艂.

— To nieistotne — odpar艂 Darjaei. — Po艣piech wymaga po艣wi臋ce艅. Je艣li o mnie chodzi, jestem niezmiernie wdzi臋czny, za wasz膮 gotowo艣膰 spotkania w tak nadzwyczajnych okoliczno艣ciach. A pani premier dzi臋kuj臋 za do艂膮czenie si臋 do nas. Niech B贸g pob艂ogos艂awi to spotkanie.

— Sk艂adam gratulacje w zwi膮zku z rozwojem sytuacji w Iraku — odezwa艂 si臋 呕eng, ciekawy, czy Darjaei jest got贸w przej膮膰 ca艂膮 inicjatyw臋, skoro tak zr臋cznie podkre艣li艂 fakt, 偶e to w艂a艣nie jego kraj zaproponowa艂 spotkanie. — To musi bardzo cieszy膰 po tylu latach niezgody.

Patrz膮c na Darjaeiego, premier Indii pomy艣la艂a, 偶e chytra z niego sztuka. Wie kogo, jak i kiedy u艣mierci膰. G艂o艣no za艣 spyta艂a:

— A wi臋c, czym mo偶emy s艂u偶y膰? — Tym samym odda艂a przewodnictwo Darjaeiemu i Iranowi, ku wielkiemu niezadowoleniu Chi艅czyka.

— Ostatnio pozna艂a pani Ryana. Interesuj膮 mnie wra偶enia.

— Ma艂y cz艂owiek stoj膮cy przed wielkim zadaniem — odpar艂a bez wahania. — Na przyk艂ad to jego przem贸wienie na pogrzebie. Pasowa艂oby bardziej podczas prywatnej uroczysto艣ci. Cz艂owiek oczekuje czego艣... g艂臋bszego. Nast臋pnie podczas przyj臋cia... Wydawa艂 si臋 niepewny, jaki艣 nerwowy, a jego 偶ona jest arogancka. Lekarka, rozumie pan? Lekarze s膮 cz臋sto tacy.

— Odnios艂em podobne wra偶enie, kiedy spotka艂em go... przed laty — zgodzi艂 si臋 Darjaei.

— Ale stoi na czele wielkiego pa艅stwa — zauwa偶y艂 呕eng.

— Czy偶by? — zapyta艂 Darjaei. — Czy Ameryka nadal jest wielka? Wielko艣膰 narod贸w zale偶y od si艂y ich przyw贸dc贸w, czy偶 nie tak?

Przedstawiciele Chin oraz Indii natychmiast zrozumieli, czemu ma s艂u偶y膰 to spotkanie.

* * *

— Bo偶e! — szepn膮艂 Ryan. — Co za samotnia! — My艣l ta nieustannie powraca艂a, zw艂aszcza kiedy siedzia艂 sam w tym gabinecie o zaokr膮glonych 艣cianach z drzwiami ponad o艣miocentymetrowej grubo艣ci. Za rad膮 Cathy stale u偶ywa艂 teraz do czytania okular贸w, cho膰 b贸le g艂owy zmala艂y dzi臋ki temu tylko nieznacznie. Zawsze czu艂 si臋 dziwnie czytaj膮c przez szk艂a, mimo 偶e pos艂ugiwa艂 si臋 nimi od dawna. Przez minione pi臋tna艣cie lat by艂y mu nieodzowne. Tyle 偶e dawniej nie mia艂 tych ci膮g艂ych b贸l贸w g艂owy. Mo偶e powinien porozmawia膰 o tym z Cathy albo z innym lekarzem? Pokr臋ci艂 g艂ow膮. To tylko stres zwi膮zany z prac膮. Musi si臋 nauczy膰 dawa膰 sobie z tym rad臋.

Tak, to tylko stres. Tak jak rak jest tylko chorob膮.

Czytany tekst dotyczy艂 problem贸w politycznych. Ryan nigdy nie nale偶a艂 do 偶adnej partii politycznej. Zawsze deklarowa艂 si臋 jako niezale偶ny wyborca i dzi臋ki temu unika艂 zalewu list贸w r贸偶nych partii z pro艣bami o wsparcie takiej czy innej kampanii. Niemniej zar贸wno on sam, jak i Cathy, stawiali zawsze ptaszka na zeznaniu podatkowym w odpowiedniej rubryce, aby im odpisano po dolarze na federalny fundusz wyborczy. Jednak偶e prezydent powinien nie tylko nale偶e膰 do konkretnej partii, ale jej przewodzi膰. Partie by艂y obecnie jeszcze bole艣niej dotkni臋te i ubogie w przyw贸dc贸w, ni偶 trzy cz艂ony w艂adzy. Ka偶da z partii mia艂a przewodnicz膮cego, ale 偶aden z nich nie wiedzia艂, co robi膰 w powsta艂ej sytuacji. Przez pierwsze kilka dni s膮dzono, 偶e Ryan jest cz艂onkiem tej samej partii, do jakiej nale偶a艂 Roger Durling, i dopiero przed paroma dniami prasa odkry艂a prawd臋. Wszyscy zakl臋li w贸wczas pod nosem. To znaczy, wszyscy nale偶膮cy do waszyngto艅skiego 艣wiata polityki. Ryan doszed艂 do wniosku, 偶e czytany przeze艅 tekst jest chaotycznym zlepkiem my艣li czterech zawodowych analityk贸w politycznych i z 艂atwo艣ci膮 mo偶na by艂o powiedzie膰, kto jest autorem poszczeg贸lnych akapit贸w. Nawet reprezentuj膮cy s艂u偶by specjalne pracownicy prezydenckiego sztabu byli zdolni opracowa膰 co艣 lepszego. Jack odrzuci艂 resum茅 do przegr贸dki z korespondencj膮 wychodz膮c膮 i pomy艣la艂, 偶e dobrze by艂oby zapali膰 papierosa.

A teraz czeka艂o go prowadzenie kampanii, czyli wyg艂aszanie „wyzna艅 politycznej wiary”. Resum茅 nie by艂o w tej materii jasne. Ju偶 raz si臋 wy艂o偶y艂 na sprawie aborcji. Wi臋c teraz ma przesun膮膰 si臋 bli偶ej 艣rodka, jak powiedzia艂 poprzedniego dnia Arnie van Damm, uzupe艂niaj膮c wcze艣niejsze nauki. Ryan musi jasno okre艣li膰 swoje stanowisko w bardzo wielu sprawach. Pocz膮wszy od awansu spo艂ecznego Murzyn贸w, a ko艅cz膮c na opiece spo艂ecznej i diabli wiedz膮 czym jeszcze mi臋dzy jednym i drugim. Oczywi艣cie, podatki i ochrona 艣rodowiska. Kiedy zdecyduje, jakie ma stanowisko we wszystkich tych sprawach, Callie Weston napisze mu tyle przem贸wie艅 do wyg艂aszania od Seattle do Miami, ile b臋dzie trzeba. Hawaje i Alask臋 mo偶na wykre艣li膰, poniewa偶 s膮 to stany ma艂e, je艣li idzie o ich polityczne znaczenie, i na politycznie przeciwleg艂ych biegunach. To wywo艂a艂oby tylko zam臋t. Tak w ka偶dym razie przed chwil膮 przeczyta艂.

— Dlaczego nie mog臋 sobie siedzie膰 w fotelu i pracowa膰? Powiedz, Arnie, dlaczego? — spyta艂 szefa personelu Bia艂ego Domu, kt贸ry w艂a艣nie wszed艂.

— Bo praca jest tam, panie prezydencie. — Van Damm wskaza艂 palcem za okno. — Prezydentura to przewodzenie ludziom. — Van Damm usiad艂, rozpoczynaj膮c zaj臋cia sto pierwszej lekcji. — Sam pan tak powiedzia艂, panie prezydencie, je艣li dobrze dos艂ysza艂em. Prezydentura za艣 oznacza maszerowanie na czele wojska, czyli obywateli.

— I to ci臋 bawi? — Jack potar艂 powieki. Jak偶e nie znosi艂 tych szkie艂.

— Mniej wi臋cej tyle samo, co ciebie.

— Przepraszam.

— Wi臋kszo艣膰 z tych, kt贸rzy tu go艣cili, lubi艂a opuszcza膰 Gabinet Owalny i spotyka膰 ludzi. To oczywi艣cie sprawia k艂opoty i niepokoi takich jak Andrea. Tajna S艂u偶ba ch臋tnie trzyma艂aby ci臋 pod kloszem. Nie czujesz si臋 troch臋 jak w wi臋zieniu?

— Tylko wtedy, kiedy nie 艣pi臋.

— Wi臋c w drog臋, panie prezydencie! Spotykaj si臋 z lud藕mi. Dziel si臋 z nimi swymi zamiarami. Kto wie, mo偶e b臋d膮 pilnie s艂uchali. Mo偶e nawet powiedz膮, co sami my艣l膮, i mo偶e ci臋 to czego艣 nauczy.

Ryan wzi膮艂 w dwa palce sprawozdanie pe艂ne r贸偶norodnych zalece艅.

— Czyta艂e艣 to?

— Oczywi艣cie.

— Niesp贸jne bzdury.

— To jest memorandum polityczne. Od kiedy jakakolwiek polityka jest sp贸jna albo rozs膮dna? — Arnie chwil臋 milcza艂. — Ludzie, z kt贸rymi pracowa艂em przez ostatnie dwadzie艣cia lat, wyssali takie rzeczy z mlekiem matki. Chocia偶 mo偶e nie matki. Chyba wszyscy byli karmieni z butelki.

— Co?

— Prosz臋 spyta膰 Cathy. To jedna z tych behawiorystycznych teorii. Politycy wyrastaj膮 z dzieci karmionych butelk膮 i krowim mlekiem. Nie znaj膮 smaku mleka matki, nie maj膮 mlecznych wi臋z贸w, czuj膮 si臋 odrzuceni i dlatego te偶, w ramach kompensacji, je偶d偶膮 po ca艂ym kraju i wyg艂aszaj膮 przem贸wienia, w r贸偶nych miejscach m贸wi膮c r贸偶ne rzeczy, kt贸re ludzie chc膮 us艂ysze膰, chodzi im bowiem o pozyskanie mi艂o艣ci i oddania, czyli tego, czego nie otrzymali od matek.

— Czyli wystarczy butelka z mlekiem, 偶eby zosta膰 prezydentem?

— Zapomnieli艣my o dworskim b艂a藕nie. Powinien mie膰 rang臋 cz艂onka gabinetu. No wiesz, taki karze艂... przepraszam: osoba p艂ci m臋skiej o przemo偶nej potrzebie wzrostu... ubrany w wielokolorowe obcis艂e spodnie i 艣mieszny kapelusz z dzwoneczkami. Powinien siedzie膰 w k膮cie na sto艂ku... O cholera, w tym gabinecie nie ma 偶adnych k膮t贸w... Ale to nic nie szkodzi. Co pi臋tna艣cie minut powinien wskakiwa膰 ci na biurko i potrz膮sn膮膰 dzwoneczkami, 偶eby ci przypomnie膰, 偶e musisz zrobi膰 siusiu tak jak wszyscy. Poj膮艂e艣, Jack?

— Nie bardzo — przyzna艂 prezydent.

— Robota, jaka ci przypad艂a, mo偶e by膰 ca艂kiem zabawna i przyjemna. Opuszczenie tego budynku i kontakt z wyborcami mo偶e by膰 przyjemno艣ci膮. Obywatele chc膮 ci臋 kocha膰, Jack. Chcieliby m贸c ci臋 wesprze膰. Chc膮 wiedzie膰, co my艣lisz, co s膮dzisz o tym czy o tamtym. Ale, przede wszystkim, chc膮 mie膰 pewno艣膰, 偶e jeste艣 jednym z nich. I wiesz, co ci powiem? Jeste艣 pierwszym prezydentem od cholernie d艂ugiego czasu, kt贸ry naprawd臋 jest jednym z nich. Wygrzeb si臋 wi臋c z tego fotela i zacznij wreszcie odgrywa膰 swoj膮 rol臋 zgodnie z jej regu艂ami. — Van Damm nie widzia艂 potrzeby wspominania, 偶e program prezydenckich podr贸偶y po kraju jest ju偶 ze wszystkimi uzgodniony i nic go nie zmieni.

— Nie wszystkim b臋dzie si臋 podoba艂o to, w co wierz臋, i co powiem, Arnie... A nie b臋d臋 k艂ama艂 i ca艂owa艂 ka偶dego w ty艂ek po to, 偶eby uzyska膰 aplauz, wyborcze g艂osy czy co tam...

— Czy偶by艣 wierzy艂 w to, 偶e wszyscy mogliby ci臋 pokocha膰? — Van Damm u艣miecha艂 si臋 sarkastycznie. — Wi臋kszo艣膰 prezydent贸w kontentuje si臋 pi臋膰dziesi臋cioma procentami plus jeden. Wielu musia艂o pogodzi膰 si臋 ze skromniejsz膮 liczb膮. Po twojej wypowiedzi w sprawie aborcji by艂em got贸w ci臋 udusi膰. A wiesz dlaczego? Bo wypowied藕 by艂a m臋tna.

— Wcale nie by艂a m臋tna. Ja tylko...

— B臋dziesz s艂ucha艂 nauczyciela, czy mam wyj艣膰 z klasy?

— Wyja艣niaj!

— Punkt pierwszy: oko艂o czterdziestu procent wyborc贸w oddaje g艂os na demokrat贸w, drugie czterdzie艣ci na republikan贸w. Z tych osiemdziesi臋ciu procent nikt nie zmieni swoich sympatii, cho膰by nawet Adolf Hitler startowa艂 przeciwko Abrahamowi Lincolnowi. I dotyczy to zar贸wno wyborc贸w republika艅skich, jak i demokratycznych.

— Na mi艂o艣膰 bosk膮, dlaczego?

Van Damm okaza艂 wyra藕n膮 irytacj臋.

— A dlaczego niebo jest niebieskie? Na pewno jest jaki艣 pow贸d, kt贸ry potrafiliby mo偶e wyja艣ni膰 astronomowie. Wi臋c niebo jest niebieskie i pozosta艅my przy tym. Pozostaje nam dwadzie艣cia procent niezdecydowanych wyborc贸w. Przechodz膮cych z jednej strony ulicy na drug膮. Mo偶e s膮 to ludzie istotnie niezale偶ni, tak jak ty. Te dwadzie艣cia procent decyduje o losach pa艅stwa. I je艣li chcesz, aby wszystko sz艂o po twojej my艣li, musisz trafi膰 do tych ludzi. I teraz rzecz naj艣mieszniejsza: te dwadzie艣cia procent ma艂o interesuje, co ty my艣lisz... — Na ustach Van Damma znowu wykwit艂 ironiczny u艣miech.

— Wstrzymaj si臋 chwilk臋. Przecie偶...

— Te twarde osiemdziesi膮t procent g艂osuj膮cych wed艂ug podzia艂u partyjnego nie jest zainteresowane charakterem kandydata. G艂osuj膮 na parti臋, poniewa偶 wierz膮 w filozofi臋 partii. Albo dlatego, 偶e tak zawsze g艂osowali tata i mama. Zreszt膮 pow贸d nie jest wa偶ny. Tak jest. Taka jest rzeczywisto艣膰. Trzeba si臋 do niej dopasowa膰. Wr贸膰my jednak do tych dwudziestu procent, kt贸re s膮 wa偶ne. Ich mniej obchodzi, w co wierzysz, ni偶 to, kim jeste艣. I to stanowi pa艅sk膮 szans臋, panie prezydencie. Z punktu widzenia polityka pasujesz do tego gabinetu mniej ni偶 pasowa艂by trzylatek za kontuarem sklepu z broni膮, ale masz charakter. I to trzeba wykorzysta膰. Na tym gra膰.

Ryan zmarszczy艂 brwi na s艂owo „gra膰”, ale tym razem nie wysun膮艂 偶adnych zastrze偶e艅. Skin膮艂 g艂ow膮, by Van Damm kontynuowa艂.

— Po prostu masz m贸wi膰 ludziom, w co wierzysz. Prostymi s艂owami. Swoje pogl膮dy musisz prezentowa膰 jasno i przejrzy艣cie. I sp贸jnie. Owe dwadzie艣cia procent chce wierzy膰, 偶e wierzysz w to, co m贸wisz. Powiedz mi, Jack, czy szanujesz ludzi, kt贸rzy z przekonaniem i szczerze wyra偶aj膮 opinie, z kt贸rymi si臋 nie zgadzasz?

— Oczywi艣cie. To w艂a艣nie...

— Robi m膮dry cz艂owiek — doko艅czy艂 Van Damm. — I tak post臋puje owe dwadzie艣cia procent wyborc贸w. Oni b臋d膮 ci臋 szanowali i popierali, chocia偶 w pewnych sprawach b臋d膮 innego zdania ni偶 ty. Dlaczego? Dlatego, 偶e b臋d膮 przekonani, i偶 jeste艣 cz艂owiekiem honoru. I chc膮, aby fotel w tym gabinecie zajmowa艂 cz艂owiek uczciwy. Poniewa偶 kiedy co艣 si臋 popsuje, to mo偶na przynajmniej liczy膰, 偶e taki cz艂owiek postara si臋 to naprawi膰.

— O?

— Wszystko inne to opakowanie. Ale nie lekcewa偶 opakowania oraz sposobu wr臋czania pakunku. To nie grzech wiedzie膰, jak wr臋cza膰 ludziom pakunki z w艂asnymi koncepcjami. To nie grzech okaza膰 w tej sprawie inteligencj臋. W twojej ksi膮偶ce o admirale Halseyu dobiera艂e艣 nies艂ychanie ostro偶nie s艂owa, jakimi chcia艂e艣 przekaza膰 swoje my艣li, prawda? — Prezydent skin膮艂 g艂ow膮. — Tego samego wymagaj膮 wielkie koncepcje, idee... Nie — idee wymagaj膮 jeszcze wi臋cej, gdy偶 s膮 wa偶niejsze, wi臋c musisz opakowywa膰 je z proporcjonalnie wi臋ksz膮 umiej臋tno艣ci膮. Nieprawda偶? — Szef personelu pomy艣la艂, 偶e lekcja przebiega zgodnie z planem.

— Powiedz mi, Arnie, z iloma moimi koncepcjami si臋 zgadzasz?

— Nie ze wszystkimi. My艣l臋, 偶e nie masz racji w sprawie aborcji. Kobieta powinna mie膰 prawo wyboru. Za艂o偶臋 si臋, 偶e mamy odmienny pogl膮d na sprawy Murzyn贸w i na ca艂膮 gam臋 innych spraw, ale jednocze艣nie wiesz, 偶e nie w膮tpi臋 i nigdy nie w膮tpi艂em w twoj膮 prawo艣膰. Nie mog臋 ci narzuci膰 tego, w co masz wierzy膰, Jack, ale wiem jedno: umiesz s艂ucha膰 ludzi. Ja kocham ten kraj, Jack. Moi rodzice umkn臋li z Holandii i przep艂yn臋li ze mn膮 kana艂 La Manche, kiedy mia艂em trzy lata. 艁upin膮. Do dzi艣 dnia pami臋tam, jak wtedy wymiotowa艂em.

— Jeste艣 呕ydem? — spyta艂 Ryan zdziwiony. Nie mia艂 poj臋cia, w jakiej 艣wi膮tyni Arnie si臋 modli.

— Nie. M贸j ojciec by艂 w ruchu oporu. Zdradzi艂a go niemiecka wtyczka. Uciekli艣my w ostatniej chwili. Ojca by zabili, a ja i mama sko艅czyliby艣my jak Anna Frank. W jakim艣 obozie koncentracyjnym. Po wojnie ojciec zdecydowa艂, 偶e przyjedziemy do USA. Jako dziecko stale wys艂uchiwa艂em opowie艣ci o starej ojczy藕nie i jak tu jest inaczej. Jest inaczej. A ja zosta艂em tym, kim zosta艂em, 偶eby chroni膰 istniej膮cy system. Co czyni Ameryk臋 inn膮? Chyba konstytucja. Pokolenia si臋 zmieniaj膮, rz膮dy si臋 zmieniaj膮, tak偶e ideologie, ale konstytucja pozostaje w艂a艣ciwie taka sama. Ty i ja z艂o偶yli艣my przysi臋g臋. Tyle 偶e moja dotyczy艂a tylko mnie, mego ojca i matki. Twoja dotyczy narodu. Ja nie musz臋 si臋 z tob膮 we wszystkim zgadza膰, Jack. Ale wiem, 偶e b臋dziesz usi艂owa艂 post臋powa膰 uczciwie. Moim zadaniem jest chroni膰 ci臋 przed niew艂a艣ciwym post臋powaniem. Aby mi si臋 powiod艂o, musisz umie膰 s艂ucha膰. I czasami musisz robi膰 co艣, co ci nie odpowiada, czego nie lubisz.

— I jak sobie radz臋, Arnie? — spyta艂 Ryan po tej najd艂u偶szej i najwa偶niejszej lekcji tygodnia.

— Nie藕le, ale musi by膰 lepiej. Kealty to bardziej dokuczliwe bzykanie, ni偶 rzeczywista gro藕ba. Twoje pokazanie si臋 ludziom i zachowanie w艂a艣ciwe dla prezydenta powinny go jeszcze bardziej zmarginalizowa膰. Pozostaje jedna sprawa. Kiedy poka偶esz si臋 publicznie, ludzie zaczn膮 ci臋 wypytywa膰 o kandydowanie w przysz艂ych wyborach. Co im powiesz?

Ryan energicznie potrz膮sn膮艂 g艂ow膮. — Nie chc臋 tego zaj臋cia, nie odpowiada mi. Niech sobie wybior膮 kogo艣 innego, kiedy...

— No to jeste艣 za艂atwiony. Nikt ci臋 nie we藕mie na serio. W Kongresie nie otrzymasz poparcia ludzi, na kt贸rych liczysz. B臋dziesz politycznym kalek膮, niezdolnym do zrealizowania cel贸w, na kt贸rych ci zale偶y. Ameryki na to nie sta膰, panie prezydencie. Obce rz膮dy, a nie zapominaj, 偶e s膮 obsadzone przez zawodowc贸w, te偶 nie potraktuj膮 ci臋 serio, a to ju偶 b臋dzie mia艂o powa偶ne implikacje w dziedzinie bezpiecze艅stwa narodowego. Konsekwencje natychmiastowe i d艂ugofalowe. No wi臋c, co powiesz dziennikarzom, kiedy zapytaj膮 ci臋 o zamiary?

Prezydent poczu艂 si臋 jak sztubak przepytywany przez nauczyciela.

— Jeszcze nie wiem?

— 艢wietna odpowied藕. Czujesz na barkach ci臋偶ar rekonstrukcji rz膮du, wi臋c tamta sprawa musi chwilowo poczeka膰. Zajmiesz si臋 ni膮 w odpowiednim czasie. A ja cichutko za艂atwi臋 przeciek, 偶e powa偶nie zastanawiasz si臋 nad pozostaniem w Bia艂ym Domu, 偶e pierwszym twoim pragnieniem jest s艂u偶enie krajowi. A kiedy reporterzy zapytaj膮 ci臋 na ten w艂a艣nie temat, to powt贸rzysz to, co powiedzia艂e艣 na pocz膮tku. To b臋dzie sygna艂em dla obcych rz膮d贸w. Sygna艂em, kt贸ry zrozumiej膮 i potraktuj膮 powa偶nie. Elektorat ameryka艅ski r贸wnie偶 zrozumie i b臋dzie mia艂 szacunek do takiego stanowiska. W czasie przedwyborczych konwencji obu partii nie zostan膮 wybrani 偶adni marginalni kandydaci, kt贸rzy ocaleli z pogromu w Kongresie. Delegaci b臋d膮 g艂osowali na znane nazwiska. B臋dziemy by膰 mo偶e chcieli, aby艣 zabra艂 na ten temat g艂os. Om贸wi臋 to z Callie. — Van Damm nie doda艂, 偶e media zawyj膮 z rado艣ci otrzymuj膮c podobny k膮sek. Marzeniem prasy by艂o obs艂u偶enie dw贸ch konwencji „otwartych”, kiedy nie wiadomo z g贸ry, kto zwyci臋偶y. Arnie maksymalnie upraszcza艂 problem. Bez wzgl臋du na to, jak Ryan post膮pi, b臋dzie mia艂 czterdzie艣ci procent elektoratu przeciwko sobie, a by膰 mo偶e i wi臋cej. Zabawna rzecz — je艣li idzie o te dwadzie艣cia procent, kt贸re Van Damm tak zachwala艂, to obejmowa艂o ono ca艂e polityczne spektrum — mi臋dzy innymi sk艂ada艂o si臋 z takich jak on sam, mniej bacz膮cych na polityczne pogl膮dy ni偶 charakter kandydata. Niekt贸rzy b臋d膮 ha艂a艣liwie wyra偶ali sw贸j sprzeciw i do dnia wybor贸w nie b臋dzie ich mo偶na odr贸偶ni膰 od bloku czterdziestoprocentowego, podzielaj膮cego to samo polityczne stanowisko. Ale w dniu wybor贸w oddadz膮 g艂os na cz艂owieka z charakterem.

* * *

— Nie mo偶emy tego zrobi膰! — zaprotestowa艂a premier Indii. — Nie tak dawno marynarka ameryka艅ska da艂a nam nauczk臋...

— Bardzo przykre — zgodzi艂 si臋 呕eng. — Ale nic tragicznego. Z tego co wiem, remont waszych lotniskowc贸w sko艅czy si臋 za dwa tygodnie.

Premier Indii by艂a wyra藕nie zaskoczona tak膮 znajomo艣ci膮 fakt贸w. J膮 sam膮 o tym powiadomiono dopiero przed paroma dniami. Remonty lotniskowc贸w poch艂on臋艂y lwi膮 cz臋艣膰 rocznego bud偶etu indyjskiej marynarki, co pani膮 premier bardzo martwi艂o. I rzadki to by艂 wypadek, by o艣cienne pa艅stwo, zw艂aszcza takie, z kt贸rym ju偶 raz dosz艂o do konfliktu zbrojnego, tak otwarcie przyznawa艂o si臋 do penetracji struktur rz膮dowych s膮siada.

— Ameryka to tylko fasada, olbrzym z chorym sercem i uszkodzonym m贸zgiem — wtr膮ci艂 Darjaei. — Powiedzia艂a nam to pani sama, pani premier: prezydent Ryan jest s艂abym cz艂owiekiem, kt贸rego przerasta stoj膮ce przed nim zadanie. Je艣li uczynimy jego prac臋 trudniejsz膮, odbierzemy Ameryce zdolno艣膰 mieszania si臋 w nasze sprawy by膰 mo偶e na wystarczaj膮co d艂ugo, by osi膮gn膮膰 zamierzone cele. Rz膮d ameryka艅ski jest sparali偶owany i b臋dzie sparali偶owany jeszcze przez wiele tygodni. Musimy tylko pog艂臋bi膰 ten parali偶.

— A jak mo偶emy to uczyni膰? — zapyta艂a pani premier.

— Bardzo prosto. Wystarczy zmusi膰 USA do przyj臋cia zobowi膮za艅, kt贸re zachwiej膮 wewn臋trzn膮 stabilno艣ci膮 kraju. Z waszej strony wystarczy potrz膮sanie szabelk膮, reszt膮 ja si臋 zajm臋. I b臋dzie lepiej, je艣li nie zdradz臋 szczeg贸艂贸w planu.

呕eng rzadko spotyka艂 kogo艣 bardziej bezwzgl臋dnego i mniej przebieraj膮cego w 艣rodkach ni偶 on sam. Nie chcia艂 wiedzie膰, jaki Darjaei ma plan. Zawsze lepiej, gdy kto艣 inny dokonuje ataku agresji.

— Prosz臋 kontynuowa膰 — powiedzia艂, si臋gaj膮c do kieszeni po papierosa.

— Ka偶de z nas reprezentuje kraj o olbrzymich mo偶liwo艣ciach i jeszcze wi臋kszych potrzebach. Chiny i Indie ze wzgl臋du na liczb臋 ludno艣ci potrzebuj膮 przestrzeni i bogactw naturalnych. Ja b臋d臋 wkr贸tce dysponowa艂 tymi bogactwami i kapita艂em, jaki na ich bazie powstanie. I b臋d臋 kontrolowa艂 rozdzia艂 bogactw i kapita艂u. Zjednoczona Republika Islamska stanie si臋 pot臋g膮. Tak膮, jak wasze kraje. Wsch贸d by艂 zbyt d艂ugo zdominowany przez Zach贸d. — Darjaei spojrza艂 prosto w oczy 呕engowi. — Na p贸艂noc od nas le偶y gnij膮cy trup. 呕yj膮 tam miliony wiernych, kt贸rych nale偶y wyzwoli膰. S膮 tam r贸wnie偶 bogactwa naturalne. Jest przestrze艅, kt贸rej tak potrzebujecie. Ja t臋 przestrze艅 wam ofiarowuj臋 w zamian za ziemie zamieszkane przez wiernych. — Spojrza艂 na premiera Indii. — Na po艂udnie od was rozci膮ga si臋 pusty kontynent. Zawiera przestrze艅 i bogactwa naturalne, kt贸rych potrzebujecie. My艣l臋, 偶e za wasze wsp贸艂dzia艂anie Zjednoczona Republika Islamska i Chi艅ska Republika Ludowa b臋d膮 gotowe zapewni膰 wam opiek臋. Prosz臋 was tylko o kooperacj臋 bez bezpo艣redniego anga偶owania si臋, a wi臋c i bez ryzyka.

Premier Indii pomy艣la艂a, 偶e ju偶 to raz s艂ysza艂a. Niemniej od tego czasu jej potrzeby nie zmala艂y. Przedstawicielowi Chin natychmiast wpad艂 do g艂owy pewien pomys艂 — jak bez wi臋kszego ryzyka odwr贸ci膰 uwag臋 艣wiata. To ju偶 by艂o realizowane! No tak! Iran, kt贸ry by艂 t膮 Zjednoczon膮 Republik膮 Islamsk膮... oczywi艣cie, oczywi艣cie! ZRI podejmuje ca艂e ryzyko, ale nies艂ychanie rozwa偶nie skalkulowane. 呕eng postanowi艂, 偶e natychmiast po powrocie do Pekinu sprawdzi stosunek si艂...

— Rzecz jasna, nie prosz臋 o natychmiastowe podj臋cie decyzji i obietnice. Musicie si臋 przecie偶 upewni膰, jakie s膮 moje mo偶liwo艣ci oraz intencje. Prosz臋 tylko o powa偶ne rozpatrzenie mojej propozycji... hmm, nieformalnego sojuszu.

— Pakistan — rzuci艂a premier Indii.

— Islamabad by艂 zbyt d艂ugo ameryka艅sk膮 marionetk膮 i nie mo偶na mu ufa膰 — odpowiedzia艂 natychmiast Darjaei, pomy艣lawszy sobie, 偶e jedna rybka chwyci艂a. Nie spodziewa艂 si臋, 偶e zrobi to tak szybko. Ta kobieta nienawidzi艂a Ameryki nie mniej od niego. Nauczka dana jej przez Amerykan贸w musia艂a zabole膰 bardziej, ni偶 mu powiedzieli jego szpiedzy. Takie kobiety s膮 nies艂ychanie dumne. Ich dum臋 艂atwo urazi膰. Typowe. Jest dumna i jednocze艣nie s艂aba. Wspaniale. Spojrza艂 na 呕enga.

— Nasze stosunki z Pakistanem s膮 w zasadzie wy艂膮cznie natury handlowej — zauwa偶y艂 przedstawiciel Chin. — I jako takie mog膮 ulega膰 modyfikacjom. — 呕eng by艂, podobnie jak Darjaei, zachwycony s艂abo艣ci膮 pani premier. Niczyja wina, tylko jej w艂asna. Wys艂a艂a wojska w pole, a raczej w morze, by wesprze膰 nieskuteczn膮 akcj臋 Japonii przeciwko Ameryce, podczas kiedy Chiny nie uczyni艂y nic, niczym nie zaryzykowa艂y i wysz艂y z wojny bez jednego zadrapania i czyste jak 艂za. Nawet najostro偶niejsi prze艂o偶eni 呕enga nie protestowali przeciwko jego grze, chocia偶 nic z niej nie wysz艂o. A teraz kto艣 inny podejmie ryzyko, Indie zn贸w po艣piesz膮 ze wsparciem, a Chiny nie musz膮 nic robi膰, powt贸rz膮 tylko wcze艣niejszy polityczny manewr, kt贸ry pozornie nie ma nic wsp贸lnego z now膮 Zjednoczon膮 Republik膮 Islamsk膮, a ma wy艂膮cznie na celu sprawdzenie nowego ameryka艅skiego prezydenta. Oczywi艣cie, pozostaje kwestia Tajwanu. Jakie to dziwne. Iran motywowany religi膮, jakby nie mieli czego艣 lepszego. Indie motywowane chciwo艣ci膮 i gniewem. Z drugiej strony Chiny my艣l膮ce d艂ugofalowo, beznami臋tnie i trze藕wo, d膮偶膮ce do tego, co ma istotne znaczenie, ale jak zwykle z rozwag膮. Cele Iranu by艂y przejrzyste i je艣li Darjaei got贸w jest dla ich osi膮gni臋cia ryzykowa膰 wojn臋, to czemu nie poprzygl膮da膰 si臋 z bezpiecznej pozycji, 偶ywi膮c nadziej臋, 偶e mu si臋 uda? Ale 偶adnego bezpo艣redniego anga偶owania Chin! Jeszcze nie teraz. Nie nale偶y okazywa膰 nadmiernej ochoty. Indie nadto j膮 okazuj膮, nie dostrzegaj膮c rzeczy oczywistych. A oczywiste by艂o to, 偶e je艣li Darjaeiemu si臋 powiedzie, to Pakistan zawrze pok贸j z now膮 Zjednoczon膮 Republik膮 Islamsk膮, a mo偶e si臋 nawet do niej przy艂膮czy i w贸wczas Indie stan膮 w obliczu realnego zagro偶enia. No tak, niebezpiecznie jest by膰 czyim艣 wasalem, zw艂aszcza kiedy ma si臋 aspiracje i nadziej臋 awansu na wy偶szy szczebel w hierarchii 艣wiatowej, ale brakuje 艣rodk贸w, by to osi膮gn膮膰. Sojusznik贸w trzeba wybiera膰 bardzo ostro偶nie. W polityce wdzi臋czno艣膰 jest niczym cieplarniany kwiat — wi臋dnie w zetkni臋ciu z prawdziwym 艣wiatem.

Pani premier skinieniem g艂owy potwierdzi艂a swoje zwyci臋stwo nad Pakistanem.

— Wobec tego, przyjaciele, dzi臋kuj臋 wam z ca艂ego serca za gotowo艣膰 i ch臋膰 spotkania si臋 ze mn膮. Za waszym pozwoleniem, oddal臋 si臋 ju偶, skoro wszystko zosta艂o powiedziane — zako艅czy艂 Darjaei.

Wszyscy wstali, u艣cisn臋li sobie d艂onie i ruszyli do drzwi. W par臋 minut p贸藕niej samolot Darjaeiego oderwa艂 si臋 od wyboistego pasa startowego. Mu艂艂a spojrza艂 na dzbanek z kaw膮, ale zdecydowa艂, 偶e zamiast kofeiny potrzebne mu jest kilka godzin snu przed porann膮 modlitw膮. Przedtem jednak...

— Twoje przewidywania okaza艂y si臋 s艂uszne.

— Wasza 艣wi膮tobliwo艣膰, Rosjanie nazywali takie warunki „okoliczno艣ciami obiektywnymi”. Byli i s膮 niewiernymi, ale stosowane przez nich formu艂y analizy problem贸w s膮 do艣膰 precyzyjne — wyja艣ni艂 Badrajn. — Dlatego te偶 nauczy艂em si臋 tak starannie zbiera膰 i nast臋pnie sk艂ada膰 w ca艂o艣膰 poszczeg贸lne informacje.

— Dostrzeg艂em to. Twoim nast臋pnym zadaniem b臋dzie opracowanie pewnej operacji. — Powiedziawszy to, Darjaei odchyli艂 fotel i zamkn膮艂 oczy, zastanawiaj膮c si臋, czy i tym razem b臋d膮 mu si臋 艣ni艂y martwe lwy.

* * *

Pierre Alexandre niezbyt lubi艂 prac臋 w szpitalu, mimo 偶e pragn膮艂 powrotu do szpitalnej praktyki. Nie lubi艂 zw艂aszcza zajmowa膰 si臋 pacjentami, o kt贸rych by艂o wiadomo, 偶e nie prze偶yj膮. By艂y oficer uwa偶a艂, 偶e w艂a艣nie taka by艂a obrona Bataanu[1]: cz艂owiek robi艂, co m贸g艂, strzela艂, jak m贸g艂 najcelniej, 艣wietnie wiedz膮c, 偶e znik膮d nie przyjdzie pomoc. Teraz mia艂 tych trzech pacjent贸w chorych na AIDS, homoseksualist贸w po trzydziestce, z perspektyw膮 prze偶ycia niespe艂na roku. Alexandre by艂 przeci臋tnie religijnym cz艂owiekiem i nie aprobowa艂 homoseksualizmu, niemniej uwa偶a艂, 偶e 偶aden cz艂owiek nie zas艂uguje na tak膮 艣mier膰. A je艣li nawet, to przecie偶 on sam by艂 tylko lekarzem, a nie Bogiem. Po wyj艣ciu z windy, zacz膮艂 szepta膰 lekarskie obserwacje do dyktafonu.

Obowi膮zkiem lekarza by艂o szufladkowanie problem贸w. Trzej chorzy na AIDS s膮 tu dzi艣, b臋d膮 jutro i 偶aden z nich nie wymaga艂 specjalnej uwagi. Nie by艂o 偶adnym okrucie艅stwem chwilowo o nich zapomnie膰. Taka jest praca lekarza, a poza tym 偶ycie tych trzech zale偶a艂o w du偶ej mierze w艂a艣nie od tego, by m贸c si臋 jak najszybciej oderwa膰 od ich pora偶onych chorob膮 cia艂, powr贸ci膰 do mikroskopu i dalej bada膰 pora偶aj膮ce tych ludzi mikroorganizmy. Odda艂 dyktafon sekretarce, by wszystko przepisa艂a.

— Dzwoni艂 doktor Lorenz z Atlanty, odpowiadaj膮c na pa艅ski telefon, kt贸ry by艂 odpowiedzi膮 na jego telefon w odpowiedzi na pa艅ski pierwszy telefon — poinformowa艂a sekretarka. Alexandre usiad艂 za biurkiem i z pami臋ci wystuka艂 na bezpo艣redniej linii numer Lorenza.

— S艂ucham?

— To ty, Gus? M贸wi Alex z Hopkinsa. Gonimy si臋 przez telefon i nie mo偶emy dogoni膰. — Us艂ysza艂 艣miech swego rozm贸wcy.

— Ryby bior膮, pu艂kowniku?

— Jeszcze nie mia艂em wolnej chwili, uwierzysz? Ralph si臋 nade mn膮 zn臋ca. Jestem zaharowany.

— Czym ci mog臋 s艂u偶y膰? Chyba ty dzwoni艂e艣 pierwszy, co? — Lorenz ju偶 nie by艂 niczego pewien. Jeszcze jeden objaw zapracowania.

— Tak, ja dzwoni艂em, Gus. Ralph mi powiedzia艂, 偶e rozpoczynasz seri臋 nowych eksperyment贸w nad wirusem ebola z tej ostatniej miniepidemii w Zairze.

— W zasadzie tak, tylko 偶e kto艣 mi podkrad艂 ma艂py — odpowiedzia艂 kwa艣no dyrektor CCZ. — Za par臋 dni mam dosta膰 nowe. Tak mi w ka偶dym razie obiecuj膮.

— Kto艣 si臋 w艂ama艂? — spyta艂 Alexandre. Jednym z przykrych aspekt贸w pracy w laboratoriach wykorzystuj膮cych zwierz臋ta do eksperyment贸w by艂y starcia z fanatycznymi obro艅cami praw zwierz膮t. Od czasu do czasu pr贸bowali si臋 wedrze膰 i „wyzwoli膰” ofiary do艣wiadcze艅. Kt贸rego艣 dnia jaki艣 stukni臋ty mi艂o艣nik zwierz膮t wyjdzie z laboratorium z ma艂p膮 zara偶on膮 wirusem febry Lhassa albo jeszcze czym艣 gorszym. Jak, do diab艂a, lekarze maj膮 bez zwierz膮t bada膰 cholerne wirusy, kt贸re zabijaj膮 cz艂owieka? Kto zdecydowa艂, 偶e ma艂pa jest wa偶niejsza ni偶 cz艂owiek? Odpowied藕 jest prosta — te偶 ludzie. W Ameryce s膮 ludzie, kt贸rzy s膮 gotowi uwierzy膰 w byle co, we wszystko. I maj膮 konstytucyjne prawo pozostawa膰 idiotami. I dlatego te偶 CCZ, Hopkins i inne laboratoria naukowe zatrudnia艂y uzbrojonych stra偶nik贸w do ochrony klatek z ma艂pami. A nawet klatek ze szczurami. Wyzwolicieli szczur贸w Alex ju偶 zupe艂nie nie rozumia艂.

— Nie. Porwano je jeszcze w Afryce. Kto艣 si臋 teraz z nimi bawi. Tak czy inaczej, jestem tydzie艅 do ty艂u. No c贸偶, wytrzymam. Temu cholernemu wirusowi przygl膮dam si臋 ju偶 od pi臋tnastu lat.

— Jak 艣wie偶a jest ostatnia partia?

— Przypadek Zerowy. Pozytywnie zidentyfikowany. Ebola Mayinga. Mamy jeszcze inn膮 pr贸bk臋 z drugiej pacjentki, kt贸ra zreszt膮 znikn臋艂a...

— Znikn臋艂a? — zdziwi艂 si臋 Alexandre.

— Zakonnica. Zgin臋艂a w morzu w katastrofie samolotowej. Wie藕li j膮 do Pary偶a, 偶eby j膮 zbada艂 Rousseau. Innych wypadk贸w choroby nie ma. Tym razem nam si臋 uda艂o — zapewni艂 Lorenz m艂odszego koleg臋.

Lepiej umrze膰 w morzu, ni偶 da膰 si臋 zje艣膰 przez tego cholernego wirusa, pomy艣la艂 AIex. Nadal my艣la艂 jak 偶o艂nierz, od czasu do czasu nawet przeklina艂.

— No to w porz膮dku.

— Ale po co dzwoni艂e艣?

— Wielomiany.

— Nie rozumiem — pad艂a odpowied藕 z Atlanty.

— Kiedy b臋dziesz przygotowywa艂 eksperyment, pomy艣l o matematycznej analizie struktury.

— Od dawna mi to chodzi po g艂owie. Tym razem jednak chc臋 tylko zbada膰 cykl reprodukcji i...

— W艂a艣nie! Gus, sprawd藕 matematyczne warto艣ci wzajemnego oddzia艂ywania. Rozmawia艂em tu z jedn膮 lekark膮, chirurgiem okulist膮. Powiedzia艂a mi co艣 bardzo interesuj膮cego. Je艣li aminokwasy maj膮 policzaln膮 warto艣膰 matematyczn膮, a powinny, to w艂a艣nie mo偶e nam wyja艣ni膰 charakter ich wzajemnego oddzia艂ywania z innymi odmianami. — Alexandre zamilk艂. W s艂uchawce us艂ysza艂 trzask zapalanej zapa艂ki. Gus znowu pali艂 fajk臋 w gabinecie.

— M贸w dalej — zach臋ci艂 Gus.

— Dalej grzebi臋 si臋 we w艂asnych my艣lach. A je艣li jest rzeczywi艣cie tak, jak my艣la艂em, Gus? Po prostu r贸wnanie matematyczne? Tylko jak do niego doj艣膰? Ralph powiedzia艂 mi o twoim eksperymencie. O badaniu d艂ugo艣ci cyklu i tak dalej. My艣l臋, 偶e co艣 w tym mo偶e by膰. Je艣li uda nam si臋 wyizolowa膰 i dok艂adnie okre艣li膰 RNA, a mamy przecie偶 okre艣lone DNA, to wtedy...

— No oczywi艣cie, jasne! Wtedy wzajemne oddzia艂ywanie powie nam co艣 na temat warto艣ci element贸w wielomianu...

— A to nam z kolei powie, jak to bydl臋 si臋 rozmna偶a, no i mo偶e...

— Jak mo偶na mu ukr臋ci膰 艂eb. — W s艂uchawce zapad艂a cisza, a potem rozleg艂o si臋 g艂o艣ne pykni臋cie nami臋tnego palacza fajki. — Alex, dobra my艣l! Bardzo dobra. Czego艣 tu jednak jeszcze brak...

— Zawsze jest czego艣 brak.

— Pomy艣l臋 o tym przez par臋 dni i zadzwoni臋 do ciebie.

23
Eksperymentowanie

Uporz膮dkowanie i zorganizowanie wszystkiego zaj臋艂o wiele dni. Prezydent Ryan musia艂 si臋 jeszcze spotka膰 z plejad膮 nowych senator贸w — niekt贸re stany zbyt wolno wszystko za艂atwia艂y, g艂贸wnie dlatego, 偶e rz膮d federalny ustanowi艂 co艣 na podobie艅stwo komisji skrutacyjnych w celu przeczesania list kandydat贸w. Waszyngto艅scy obserwatorzy byli tym nieco zaskoczeni, spodziewaj膮c si臋, 偶e w艂adze stanowe zrobi膮 to, co zawsze robi艂y, gdy powstawa艂a potrzeba zape艂nienia fotela w izbie wy偶szej, a robi艂y to, jeszcze nim cia艂o poprzednika wystyg艂o. Okaza艂o si臋 jednak, 偶e przem贸wienie Ryana trafi艂o na podatny grunt. O艣miu gubernator贸w dosz艂o do wniosku, 偶e sytuacja jest wyj膮tkowa, i postanowi艂o post膮pi膰 inaczej, co po chwili g艂臋bokiej refleksji zyska艂o im pochwa艂y prasy i establishmentu.

Pierwsza wyprawa Jacka mia艂a charakter eksperymentalny. Wsta艂 wcze艣nie, wychodz膮c z domu uca艂owa艂 偶on臋 oraz dzieci, i przed si贸dm膮 rano wsiad艂 do 艣mig艂owca, kt贸ry wyl膮dowa艂 na Po艂udniowym Trawniku. Dziesi臋膰 minut p贸藕niej opu艣ci艂 VH-3, by wdrapa膰 si臋 po schodkach do wielkiej powietrznej limuzyny prezydenckiej nazywanej Air Force One, cho膰 Pentagon mia艂 dla niej fachowe okre艣lenie VC-25A. By艂 to Boeing 747 zmodyfikowany za poka藕ne pieni膮dze, by m贸g艂 s艂u偶y膰 jako 艣rodek transportu dla prezydenta Stan贸w Zjednoczonych. Ryan wszed艂 do samolotu w chwili, gdy pilot w stopniu pu艂kownika Si艂 Powietrznych ko艅czy艂 czytanie na g艂os i odkre艣lanie pozycji na li艣cie przedstartowej. Spogl膮daj膮c w kierunku tylnej kabiny, Ryan zobaczy艂 t艂um dziennikarzy sadowi膮cych si臋 i zapinaj膮cych pasy w fotelach znacznie wygodniejszych, ni偶 fotele pierwszej klasy linii lotniczych. Niekt贸rzy pas贸w nie zapinali, poniewa偶 podr贸偶owanie prezydenckim samolotem przypomina艂o rejs pasa偶erskim liniowcem po spokojnym oceanie. Dziennikarzy mog艂o by膰 oko艂o osiemdziesi臋ciu. Kiedy Ryan pochyli艂 g艂ow臋, aby lepiej wszystko widzie膰, us艂ysza艂:

— Lot wy艂膮cznie dla niepal膮cych!

— Kto tak zdecydowa艂? — spyta艂 prezydent.

— Jeden z telewizyjnych p臋tak贸w — odpar艂a Andrea. — Ubzdura艂 sobie, 偶e to jego samolot.

— W pewnym sensie tak — zwr贸ci艂 uwag臋 Arnie. — Podatnik.

— Tom Donner — uzupe艂ni艂a Callie Weston. — Gwiazda NBC. U偶ywa wi臋cej lakieru do w艂os贸w ni偶 ja.

— T臋dy, panie prezydencie! — Andrea wskaza艂a nos maszyny. Kabina prezydencka w Air Force One jest umieszczona w przedniej cz臋艣ci g艂贸wnego pok艂adu. Stoj膮 tam typowe, cho膰 bardzo eleganckie fotele lotnicze i para kanap, kt贸re mo偶na przemieni膰 w 艂贸偶ka podczas d艂ugich rejs贸w. Pod bacznym nadzorem szefa Oddzia艂u, g艂贸wny u偶ytkownik wst膮pi艂 do kabiny. Kiedy prezydent si臋 usadowi艂 i zapi膮艂 pas, Andrea da艂a znak stewardowi, kt贸ry przez telefon zawiadomi艂 pilota, 偶e mo偶na startowa膰. Zagra艂y silniki. Chocia偶 Jack ju偶 dawno wyzby艂 si臋 l臋ku przed lataniem, zamkn膮艂 oczy i w my艣lach odmawia艂 modlitw臋 (dawniej j膮 wyszeptywa艂) za bezpiecze艅stwo ludzi na pok艂adzie. Uwa偶a艂, 偶e modlenie si臋 wy艂膮cznie za siebie mog艂oby wyda膰 si臋 Bogu przejawem egoizmu. Maszyna zacz臋艂a ko艂owa膰 mniej wi臋cej w chwili, gdy sko艅czy艂. Ze wzgl臋du na mniejsz膮 mas臋 startow膮, prezydencki samolot rozp臋dza艂 si臋 nieco szybciej ni偶 Boeingi pasa偶erskie.

— Wszystko w porz膮dku — powiedzia艂 Arnie, kiedy podwozie 747 oderwa艂o si臋 od pasa. Ryan uczyni艂 wysi艂ek i nie trzyma艂 si臋 kurczowo opar膰 fotela. — Tym razem wycieczka jest 艂atwa. Indianapolis, Oklahoma City i do domu na kolacj臋. T艂umy b臋d膮 przyjazne, 偶adnych reakcjonist贸w. — Po chwili doda艂 z u艣miechem: — Chyba 偶e paru takich jak ty. Nie masz si臋 wi臋c czym martwi膰.

Andrea Price, kt贸ra podczas start贸w i l膮dowa艅 siedzia艂a w prezydenckiej kabinie, nie znosi艂a podobnych dowcip贸w. Szef personelu Bia艂ego Domu, Arnie van Damm — Cie艣la dla prezydenckiej ochrony, podczas gdy Callie Weston by艂a Kaliope — by艂 jednym z owych funkcjonariuszy Bia艂ego Domu, kt贸rzy nie potrafi膮 zrozumie膰 ogromu problem贸w, jakie stoj膮 przed Tajn膮 S艂u偶b膮. Dla niego niebezpiecze艅stwo by艂o po prostu skalkulowanym ryzykiem politycznym. Nie zmieni艂 si臋 po katastrofie 747. Kilka metr贸w dalej siedzia艂 agent Raman, zwr贸cony twarz膮 ku przedzia艂owi prasowemu na wypadek, gdyby kt贸ry艣 z dziennikarzy pojawi艂 si臋 z pistoletem zamiast pi贸ra. Na pok艂adzie znajdowa艂o si臋 jeszcze sze艣ciu innych agent贸w, bacz膮cych na wszystko i wszystkich, nawet na cz艂onk贸w za艂ogi w mundurach Si艂 Powietrznych. W obu miastach, kt贸re prezydent mia艂 odwiedzi膰, czeka艂y na lotniskach zespo艂y Tajnej S艂u偶by w sile plutonu (opr贸cz pot臋偶nych jednostek miejscowych policji). W bazie Si艂 Powietrznych Tinker w Oklahoma City cysterna z benzyn膮 lotnicz膮 by艂a ju偶 pod ochron膮 agent贸w Tajnej S艂u偶by na wypadek, gdyby kto艣 chcia艂 zanieczy艣ci膰 paliwo dla prezydenckiej maszyny. Agenci mieli pozosta膰 przy cysternie do powrotu Air Force One do Andrews. W Indianapolis siedzia艂 ju偶 na p艂ycie samolot transportowy C-5B Galaxy, kt贸ry przyd藕wiga艂 w swym wn臋trzu prezydenckie limuzyny. Zorganizowanie przemieszczenia prezydenta przypomina艂o nieco problem logistyczny przenoszenia z miejsca na miejsce cyrku Braci Ringling, Barnum i Bailey z t膮 r贸偶nic膮, 偶e porz膮dkowi cyrku nie musieli si臋 martwi膰, 偶e w drodze kto艣 mo偶e zamordowa膰 artyst臋 wykonuj膮cego ewolucje na podniebnym trapezie.

Price patrzy艂a, jak prezydent powtarza sobie przem贸wienie. Normalny odruch cz艂owieka. Oni wszyscy byli zawsze zdenerwowani przed publicznym wyst膮pieniem. Nie by艂a to trema w 艣cis艂ym tego s艂owa znaczeniu, ale l臋k o to, czy w艂a艣ciwie zostanie odebrana tre艣膰. Andrea si臋 u艣miechn臋艂a. Ryan nie martwi si臋 o tre艣膰. Boi si臋 o to, czy potrafi j膮 odpowiednio przekaza膰. Zdob臋dzie do艣wiadczenie, nauczy si臋. I w tym wypadku ma szcz臋艣cie, 偶e to Callie Weston napisa艂a mu przem贸wienie. 艢wietne. Chocia偶 babsztyl z niej paskudny.

— 艢niadanie? — spyta艂a stewardesa, kiedy maszyna wspi臋艂a si臋 na pu艂ap ekonomiczny.

Prezydent pokr臋ci艂 g艂ow膮.

— Nie jestem g艂odny, dzi臋kuj臋.

— Prosz臋 poda膰 panu prezydentowi jajka na boczku i kaw臋 bez kofeiny — zarz膮dzi艂 van Damm.

— Nie wyg艂asza si臋 przem贸wie艅 o pustym 偶o艂膮dku. Nigdy — doda艂a Callie. — Niech mi pan wierzy, sir.

— I nie pi膰 du偶o prawdziwej kawy. Kofeina rozkojarza. Kiedy prezydent wyg艂asza przem贸wienie, ma by膰... — Arnie rozpocz膮艂 porann膮 lekcj臋. — Pom贸偶 mi, Callie. Prezydent ma by膰...?

— Dzi艣 nie ma 偶adnych dramatycznych akcent贸w. Prezydent ma by膰 roztropnym s膮siadem, kt贸ry przyszed艂 do faceta mieszkaj膮cego obok i prosi o opini臋 na temat czego艣, co mu w艂a艣nie przysz艂o do g艂owy. Ma by膰 przyjacielski, rozwa偶ny, spokojny. Co艣 w rodzaju: „Hej, Fred, jak s膮dzisz, pomalowa膰 t臋 szop臋 teraz, czy poczeka膰 do wiosny?” — wyja艣ni艂a Callie Weston.

— Dobrotliwy rodzinny doktor, kt贸ry radzi pacjentowi, by nie jad艂 za t艂usto i 偶e powinien gra膰 wi臋cej w golfa, bo taki dodatkowy spacerek mo偶e by膰 wcale przyjemny i tak dalej, i tak dalej — kontynuowa艂 lekcj臋 szef personelu.

— Tyle 偶e tym razem mam udziela膰 porad czterem tysi膮com ludzi, tak?

— I ekipie telewizji C-SPAN, kt贸ra przygotowuje materia艂 do wieczornych dziennik贸w...

— CNN b臋dzie nadawa艂 na 偶ywo, poniewa偶 jest to pierwsze pa艅skie wyst膮pienie w terenie, panie prezydencie — uzupe艂ni艂a Callie. Powinien o tym wiedzie膰, musi o tym wiedzie膰, pomy艣la艂a. Nie nale偶y tego przed nim ukrywa膰.

— Jezu! — Ryan spojrza艂 na trzymany w r臋ku tekst. — Masz zupe艂n膮 racj臋, Arnie. Kawa bez kofeiny. — Podni贸s艂 nagle g艂ow臋. — S膮 na pok艂adzie palacze?

Spos贸b, w jaki zada艂 pytanie, sk艂oni艂o stewardes臋 do podej艣cia o krok. — Chce pan papierosa, sir?

— Tak — pad艂a wstydliwa odpowied藕.

Poda艂a mu Virginia Slim i zapali艂a, ciep艂o si臋 u艣miechaj膮c. Niecz臋sto si臋 zdarza艂o, by mo偶na by艂o odda膰 osobist膮 przys艂ug臋 zwierzchnikowi si艂 zbrojnych. Ryan zaci膮gn膮艂 si臋 i podni贸s艂 g艂ow臋.

— Je艣li pi艣niecie s艂owo mojej 偶onie, sier偶ancie...

— To b臋dzie nasza tajemnica, sir. — Stewardesa odesz艂a, by przygotowa膰 艣niadanie.

* * *

Zawiesina by艂a przedziwna, okropnego koloru — purpura z domieszk膮 br膮zu. Monitorowali ca艂y proces, wk艂adaj膮c 艣ladowe pr贸bki pod elektronowy mikroskop. Nerki zielonych ma艂p, nasycone zaka偶on膮 krwi膮, sk艂ada艂y si臋 z odosobnionych i wysoce wyspecjalizowanych kom贸rek i nie wiadomo, z jakiego powodu wirus ebola uwielbia艂 te kom贸rki tak, jak 偶ar艂ok uwielbia czekoladowy krem. By艂 to zarazem fascynuj膮cy i przera偶aj膮cy widok. Mikroskopijne pasemka wirusa dotyka艂y kom贸rek, penetrowa艂y je i w ciep艂ej, bogatej biosferze zaczyna艂y si臋 rozmna偶a膰. Scena z filmu fantastyczno-naukowego, ale tym razem nie by艂a to fikcja, lecz okropna rzeczywisto艣膰. Wirus ten m贸g艂 istnie膰 i dzia艂a膰 wy艂膮cznie przy zewn臋trznej pomocy, kt贸ra musia艂a pochodzi膰 od 偶ywej istoty. Istota ta stwarza艂a warunki, w kt贸rych wirus m贸g艂 si臋 uaktywni膰, a jednocze艣nie uczestniczy艂a w procesie przygotowywania w艂asnej 艣mierci. Pasemka wirusa mia艂y tylko DNA. Aby nast膮pi艂a mitoza konieczne jest zar贸wno RNA, jak i DNA. Kom贸rki nerek maj膮 jedno i drugie, wirus si臋ga艂 po nie i kiedy je po艂膮czy艂, m贸g艂 si臋 reprodukowa膰. Do tego celu potrzebna by艂a mu energia, kt贸rej dostarcza艂y kom贸rki i podczas tego procesu ulega艂y ca艂kowitemu zniszczeniu. Proces mno偶enia si臋 wirusa ebola to mikroskala procesu chorobowego ogarniaj膮cego spo艂eczno艣膰 ludzk膮. Zaczyna si臋 powoli, a potem przy艣piesza w post臋pie geometrycznym. Coraz szybciej, coraz szybciej. 2-4-16-256-65.536, a偶 wreszcie pokarm zostaje skonsumowany i pozostaje tylko wirus. Nie otrzymuj膮c dalszego wsparcia z zewn膮trz, „zasypia” czekaj膮c na nast臋pn膮 okazj臋. Ludzie tworzyli sobie fa艂szywe wyobra偶enie tej choroby: 偶e wirus czatuje czekaj膮c na okazj臋, 偶e zabija bezlito艣nie, 偶e wybiera ofiary. Antropomorficzne bzdury — Moudi i jego koledzy doskonale zdawali sobie z tego spraw臋. Wirus nie my艣li. Wirus nie dzia艂a z艂o艣liwie. Ebola tylko je i mno偶y si臋, a potem wraca do stanu u艣pienia. Ale, podobnie jak komputer, kt贸ry jest tylko olbrzymim zbiorem elektrycznych prze艂膮cznik贸w z zera na jedynk臋 — i dzia艂a znacznie sprawniej i szybciej ni偶 cz艂owiek — tak ebola jest czym艣, co jest tak doskonale przystosowane do szybkiego mno偶enia, 偶e system immunologiczny cia艂a ludzkiego — zazwyczaj bezlito艣nie skuteczny mechanizm obronny — zostaje pokonany, jakby natar艂a na艅 armia mi臋so偶ernych mr贸wek. I w tym le偶y jednocze艣nie s艂abo艣膰 wirusa ebola. Jest zbyt skuteczny jako no艣nik 艣mierci. Zabija zbyt szybko. Zabija nosiciela, nim ten zd膮偶y przekaza膰 chorob臋 dalej. Ponadto wirus jest zwi膮zany ze specyficznym ekosystemem. Ebola ginie, nie maj膮c nosiciela. Przetrwa膰 mo偶e, i to niezbyt d艂ugo, tylko w d偶ungli. Nie mo偶e przetrwa膰 w nosicielu, nie zabijaj膮c go w ci膮gu dziesi臋ciu dni, lub nawet wcze艣niej. Wirus ebola ewoluowa艂 wolno i nie zrobi艂 jeszcze kolejnego ewolucyjnego kroku — nie potrafi unosi膰 si臋 w powietrzu.

Tak w ka偶dym razie wszyscy s膮dzili. Mo偶e lepiej by艂oby powiedzie膰, 偶e mieli nadziej臋, pomy艣la艂 Moudi. Odmiana wirusa, kt贸r膮 mo偶na by rozpyli膰 w aerozolu, by艂aby 艣miertelnie skuteczn膮 broni膮. I by膰 mo偶e w艂a艣nie na to natrafili. Mayinga! Tak, kilkakrotne badania mikroskopowe potwierdzi艂y, 偶e to jest szczep Mayinga. I podejrzewano, 偶e ta odmiana wirusa ebola mo偶e by膰 przenoszona drog膮 kropelkow膮. Musia艂 to udowodni膰.

Wi臋kszo艣膰 zdrowych ludzkich kom贸rek mo偶na zniszczy膰 zamro偶eniem p艂ynnym azotem. Kiedy kom贸rka zamarza, jej 艣cianki zostaj膮 rozsadzone. Rozsadza je zamarzni臋ta woda, kt贸ra stanowi g艂贸wn膮 mas臋 kom贸rki. I w艂a艣ciwie nic nie zostaje. Ebola jest tworem zbyt prymitywnym, aby co艣 podobnego mog艂o jej si臋 przydarzy膰. Owszem, nadmierne gor膮co go zabija. Ultrafioletowe 艣wiat艂o r贸wnie偶. Mikrozmiany w chemicznym otoczeniu mog膮 zabi膰. Ale je艣li da膰 wirusowi ebola zimne, ciemne miejsce do spania, to ukontentowany zapadnie w sen.

Pracowali w komorze z r臋kawicami. Pud艂o by艂o z przezroczystego wzmocnionego leksanu, mog膮cego zatrzyma膰 pistoletow膮 kul臋. Zapewniono absolutn膮 szczelno艣膰 tego wn臋trza o 艣mierciono艣nej zawarto艣ci. Z dwu stron komory wykrojono w twardym plastiku okr膮g艂e otwory i do ich brzeg贸w przynitowano mankiety gumowych r臋kawic. Moudi strzykawk膮 wyssa艂 10 centymetr贸w sze艣ciennych zaka偶onego wirusem p艂ynu i przela艂 do pojemniczka, kt贸ry hermetycznie zapiecz臋towa艂. Uszczelniony pojemniczek Moudi prze艂o偶y艂 z jednej d艂oni do drugiej, a nast臋pnie poda艂 go stoj膮cemu po drugiej stronie komory dyrektorowi. Ten tak偶e prze艂o偶y艂 pojemniczek z d艂oni do d艂oni i ustawi艂 w ma艂ej 艣luzie. Kiedy drzwiczki do niej zosta艂y dobrze zamkni臋te — co wskaza艂o 艣wiate艂ko nad czujnikiem ci艣nieniowym — 艣luza zosta艂a zatopiona 艣rodkiem dezynfekuj膮cym, w tym wypadku roztworem fenolu. Po trzech minutach, kiedy by艂o pewne, 偶e pojemniczek jest ju偶 odka偶ony z zewn膮trz, roztw贸r wypompowano. Nawet wtedy, ju偶 po otwarciu 艣luzy, nikt nie o艣mieli艂by si臋 dotkn膮膰 pojemniczka go艂膮 r臋k膮. Mimo teoretycznie pe艂nego bezpiecze艅stwa pracy w komorze z r臋kawicami, obaj naukowcy mieli na sobie hermetyczne kombinezony ochronne. Dyrektor laboratorium uj膮艂 pojemniczek w palce obu d艂oni, by go zanie艣膰 na st贸艂 laboratoryjny odleg艂y o trzy metry.

Przewidziana do eksperymentu puszka aerozolu by艂a typu stosowanego do 艣rodk贸w owadob贸jczych. Nale偶a艂o j膮 umie艣ci膰 na pod艂odze, aktywowa膰 i pozostawi膰, by wype艂ni艂a mgie艂k膮 ca艂e pomieszczenie. Puszk臋 rozebrano, trzykrotnie wyparzono i z艂o偶ono z powrotem. Pocz膮tkowo problem stanowi艂y cz臋艣ci plastikowe zaworu, ale z tym ju偶 sobie poradzono przed kilkoma miesi膮cami. Puszk臋 wyposa偶ono w bardzo prosty mechanizm wyzwalaj膮cy. Jedyn膮 trudno艣膰 sprawia艂 p艂ynny azot, kt贸rego kropla uroniona na r臋kawice natychmiast by je zmrozi艂a, a guma rozprys艂aby si臋 niby kryszta艂ki czarnego szk艂a. Dyrektor sta艂 obok i patrzy艂, jak Moudi zalewa p艂ynnym azotem ci艣nieniowe naczynie. Dla eksperymentalnych cel贸w wystarczy艂o kilka centymetr贸w sze艣ciennych. Przysz艂a kolej na roztw贸r zawieraj膮cy wirusy ebola. Moudi wstrzykn膮艂 go do wewn臋trznego pojemnika ze stali nierdzewnej i czym pr臋dzej zakr臋ci艂 stalowy korek. Po uszczelnieniu naczynie hermetycznie zamkni臋to, spryskano wszystko 艣rodkiem dezynfekuj膮cym, a potem obmyto jeszcze w soli fizjologicznej. Pojemniczek, w kt贸rym dostarczono wirusy na st贸艂 laboratoryjny, zosta艂 wrzucony do pieca.

— Jeste艣my gotowi — stwierdzi艂 dyrektor.

Ebola w aerozolu zosta艂a zamro偶ona. Jednak偶e nie na d艂ugo. Azot wyparuje stosunkowo szybko, wirus odtaje. Do tego czasu przygotowania do ostatniej fazy eksperymentu b臋d膮 zako艅czone. Obaj wirusolodzy zdj臋li kombinezony, przebrali si臋 i zjedli kolacj臋.

* * *

Pu艂kownik Si艂 Powietrznych z wielk膮 wpraw膮 posadzi艂 Air Force One na pasie. Po raz pierwszy wi贸z艂 nowego prezydenta i chcia艂 zrobi膰 dobre wra偶enie. Podczas dobiegu odwr贸cenie ci膮gu obni偶y艂o pr臋dko艣膰 do samochodowej, nim jeszcze pot臋偶ny nos kad艂uba skr臋ci艂 w lewo. Przez okno Ryan dostrzega艂 setki... nie! Chyba tysi膮ce ludzi. Czy偶by oni wszyscy przyszli mnie zobaczy膰? — pomy艣la艂. Za niskimi barierkami ochronnymi ludzie wymachiwali ma艂ymi chor膮giewkami w barwach narodowych — czerwonej, bia艂ej i niebieskiej. A kiedy samolot wreszcie stan膮艂, wszystkie chor膮giewki zacz臋艂y si臋 kolejno unosi膰, stwarzaj膮c wra偶enie przep艂ywaj膮cej fali. Podjecha艂y ruchome schodki. Drzwi otworzy艂a stewardesa w stopniu sier偶anta — ta sama stewardesa, kt贸ra pocz臋stowa艂a prezydenta papierosem.

— Jeszcze jednego? — spyta艂a szeptem.

Ryan u艣miechn膮艂 si臋.

— Mo偶e p贸藕niej. I dzi臋kuj臋, sier偶ancie.

— Z艂amania nogi — wypowiedzia艂a tradycyjne 偶yczenie sk艂adane aktorom wychodz膮cym na scen臋. — Ale nie na moich schodkach.

W podzi臋ce otrzyma艂a rozbawione chrz膮kni臋cie.

— Jeste艣my gotowi na przyj臋cie Miecznika — us艂ysza艂a w s艂uchawce Andrea Price. To zesp贸艂 ochrony prezydenckiej, kt贸ry by艂 na miejscu od wczoraj, zawiadamia艂, 偶e wszystko jest w porz膮dku. Skin臋艂a g艂ow膮 w kierunku Ryana.

— Kurtyna w g贸r臋, panie prezydencie!

Ryan zaczerpn膮艂 g艂臋boko powietrza i stan膮艂 w otwartych drzwiach. Zmru偶y艂 oczy, o艣lepiony jaskrawym s艂o艅cem 艢rodkowego Zachodu.

Protok贸艂 nakazywa艂, by zszed艂 samotnie po schodkach. Na jego widok wzbi艂 si臋 w niebo ch贸r g艂os贸w witaj膮cych go ludzi. Ludzi, kt贸rzy w艂a艣ciwie nic o nim nie wiedzieli. Jack Ryan zacz膮艂 schodzi膰, czuj膮c si臋 bardziej b艂aznem ni偶 prezydentem. Marynark臋 mia艂 zapi臋t膮, w艂osy przyczesane i, mimo sprzeciwu, spryskane lakierem gwarantuj膮cym, 偶e pozostan膮 tak, jak s膮. Starszy sier偶ant Si艂 Powietrznych pilnuj膮cy schodk贸w zasalutowa艂, a Ryan, pami臋taj膮c kilka miesi臋cy sp臋dzonych w piechocie morskiej, energicznie odpowiedzia艂 tym samym, co wywo艂a艂o kolejny wybuch entuzjazmu t艂umu. Rozgl膮daj膮c si臋 doko艂a dostrzega艂 agent贸w Tajnej S艂u偶by podlegaj膮cej z moc膮 ustawy Departamentowi Skarbu. Otaczali samolot pier艣cieniem, prawie wszyscy obr贸ceni twarzami do t艂umu. Pierwszy podszed艂 do schodk贸w gubernator stanu.

— Witamy w Indianie, panie prezydencie! — Pochwyci艂 d艂o艅 Ryana i energicznie ni膮 potrz膮sn膮艂. — Jeste艣my zaszczyceni, 偶e w艂a艣nie nas pierwszych oficjalnie pan odwiedza.

Na te odwiedziny rozwini臋to wszystkie mo偶liwe czerwone dywany — bro艅 prezentowa艂a kompania stanowej Gwardii Narodowej, by艂a te偶 orkiestra z hymnem stanowym, po kt贸rym natychmiast zacz臋to gra膰 tradycyjny marsz powitalny „Hail to the Chief'. Ryan poczu艂 si臋 troch臋 jak oszust w przebraniu. Z gubernatorem po lewej i p贸艂 kroku z ty艂u, wst膮pi艂 na rozwini臋ty czerwony dywan. 呕o艂nierze Gwardii Narodowej sprezentowali bro艅, pochyli艂 si臋 sztandar pu艂ku, cho膰 nie ten narodowy, pasiasty z gwiazdami, gdy偶 — jak to kiedy艣 powiedzia艂 jeden z ameryka艅skich sportowc贸w — ta flaga narodowa nie k艂ania si臋 偶adnym ziemskim w艂adcom. Sportowiec ten by艂 pochodzenia irlandzkiego i podczas olimpiady 1908 roku nie chcia艂 odda膰 honor贸w monarsze angielskiemu. Przechodz膮c obok pochylonego sztandaru, Jack odda艂 zwyczajowy salut, k艂ad膮c praw膮 d艂o艅 na sercu — gest, kt贸ry tak dobrze zapami臋ta艂 ze szko艂y — i patrzy艂 w oczy wypr臋偶onym gwardzistom. Teraz by艂 ich naczelnym wodzem. Mia艂 prawo wys艂a膰 ich na pole bitwy. Ma obowi膮zek patrze膰 im w oczy. Starannie ogoleni, m艂odzi, dumni. I on te偶 taki chyba by艂 przed dwudziestu kilku laty. Przyszli tu dla niego. Zapami臋taj to sobie, Jack, pomy艣la艂.

— Czy mog臋 przedstawi膰 panu grono naszych obywateli, panie prezydencie? — spyta艂 gubernator.

— Uwaga, zaczyna si臋 艣ciskanie r膮k — poinformowa艂a Andrea agent贸w Oddzia艂u. Ilekro膰 nast臋powa艂a ta faza wizyty, agentami wstrz膮sa艂 dreszcz. Nienawidzili tego. Andrea Price towarzyszy艂a przez ca艂y czas prezydentowi. Raman i trzech innych otaczali prezydenta, penetruj膮c wzrokiem t艂um przez ciemne szk艂a okular贸w, bacz膮c, czy nie wida膰 lufy, wypatruj膮c gniewnego wyrazu twarzy lub oblicza, kt贸re widzieli na fotografiach. Zwracali uwag臋 na wszystko, co odbiega艂o od normy.

Ilu偶 tu ich si臋 zebra艂o, pomy艣la艂 Ryan. 呕aden z nich na niego nie g艂osowa艂, a do niedawna wi臋kszo艣膰 o nim nawet nie s艂ysza艂a. A jednak przyszli. Z pewno艣ci膮 wielu z nich to stanowi funkcjonariusze, kt贸rzy otrzymali p贸艂 wolnego dnia, ale przecie偶 nie ci, kt贸rzy pojawili si臋 z dzie膰mi. Wyci膮ga艂y si臋 ku niemu setki d艂oni... Stara艂 si臋 u艣cisn膮膰 ich tyle, ile m贸g艂. Posuwa艂 si臋 wolno lew膮 stron膮 szpaleru, usi艂uj膮c wy艂apa膰 poszczeg贸lne s艂owa w kakofonii g艂os贸w i d藕wi臋k贸w.

„Witamy w Indianie!”, „Jak si臋 pan ma, panie prezydencie?”, „Ufamy ci!”, „Dobrze ci idzie, ch艂opie!”, „Jeste艣my z panem, panie prezydencie!”

Ryan usi艂owa艂 reagowa膰 na te zawo艂ania i odpowiada膰, ale udawa艂o mu si臋 wydoby膰 z siebie niewiele wi臋cej poza stereotypowym „Dzi臋kuj臋, bardzo dzi臋kuj臋”, gdy偶 oszo艂amia艂a go temperatura tej chwili, ciep艂o powitania pozwala艂o ponadto nie odczuwa膰 b贸lu, kt贸ry po setnym u艣ci艣ni臋ciu zacz膮艂 opanowywa膰 praw膮 d艂o艅. Wreszcie jednak musia艂 odst膮pi膰 od barierek i tylko pomacha膰, co wywo艂a艂o jeszcze jedn膮 fal臋 g艂o艣nego entuzjazmu dla nowego prezydenta.

Bo偶e drogi! Gdyby oni wiedzieli, 偶e nie jestem tym, za kogo mnie bior膮! Co by zrobili, gdyby wiedzieli, jaki jest naprawd臋? Co ja tu, do diab艂a, robi臋? — zapytywa艂 siebie, zmierzaj膮c ku otwartym drzwiczkom prezydenckiej limuzyny.

* * *

W piwnicy budynku by艂o ich dziesi臋ciu. Sami m臋偶czy藕ni. Tylko jeden nale偶a艂 do kategorii wi臋藕ni贸w politycznych, jego przest臋pstwem by艂o odst臋pstwo od zasad Koranu. Reszta nale偶a艂a do grupy element贸w aspo艂ecznych: czterech morderc贸w, gwa艂ciciel, dwaj pedofile i dwaj z艂odzieje recydywi艣ci, kt贸rzy zgodnie z prawem szariatu podlegali karze obci臋cia prawej r臋ki. Wszyscy znajdowali si臋 w jednym obszernym klimatyzowanym pomieszczeniu. Nogi mieli przykute kajdankami do 艂贸偶ek. Wszyscy byli skazani na 艣mier膰, z wyj膮tkiem z艂odziei oczekuj膮cych pozbawienia ich r臋ki, o czym wiedzieli i dlatego dziwili si臋, 偶e s膮 tu z pozosta艂ymi. Nie mieli te偶 poj臋cia, dlaczego pozostali jeszcze 偶yj膮. Pozostali nie zadawali sobie podobnych pyta艅, ale i nie cieszyli si臋. Przez minione kilka tygodni marnie ich od偶ywiano. Ich fizyczna sprawno艣膰 i energia przygas艂y. Pozosta艂a zaledwie 艣wiadomo艣膰 偶ycia. Jeden z nich w艂o偶y艂 sobie palce do ust, aby obmaca膰 krwawi膮ce dzi膮s艂o. W艂a艣nie wyjmowa艂 palce, gdy otworzy艂y si臋 drzwi.

By艂 to kto艣 w niebieskim plastikowym kombinezonie. Kto艣, kogo przedtem nie widzieli. Osoba ta — z pewno艣ci膮 m臋偶czyzna, chocia偶 przez plastikow膮 mask臋 trudno by艂o dostrzec twarz — postawi艂a na betonie posadzki cylindryczny pojemnik, zdj臋艂a z niego plastikowy niebieski kapturek i nacisn臋艂a czopek zaworu. Potem szybko si臋 wycofa艂a. Ledwo zamkn臋艂y si臋 za ni膮 drzwi, kiedy z pojemnika wydoby艂o si臋 syczenie, a nast臋pnie pomieszczenie wype艂ni艂a podobna do pary mgie艂ka.

Kt贸ry艣 z dziesi膮tki rozdar艂 si臋 dziko, my艣l膮c, 偶e jest to gaz truj膮cy, chwyci艂 cienkie prze艣cierad艂o i zas艂oni艂 nim twarz. Wi臋zie艅 znajduj膮cy si臋 najbli偶ej pojemnika nale偶a艂 do gatunku wolno my艣l膮cych i tylko si臋 przygl膮da艂, a kiedy otoczy艂a go bia艂a chmurka, przesun膮艂 wzrokiem po pozosta艂ych wi臋藕niach, kt贸rzy czekali teraz na jego agoni臋. Poniewa偶 agonia nie nast膮pi艂a, zacz臋li przejawia膰 ciekawo艣膰. Bardziej ciekawo艣膰 ni偶 przera偶enie. Po kilku minutach ca艂y incydent zaliczyli do swej ma艂o interesuj膮cej przesz艂o艣ci. Gdy od zewn膮trz zgaszono 艣wiat艂o, poszli spa膰.

— Za trzy dni b臋dziemy wiedzieli — powiedzia艂 dyrektor, wy艂膮czaj膮c monitor przekazuj膮cy obraz z celi. — Z tego, co wida膰, aerozol jest sprawny, rozpylenie prawid艂owe. Wiem, 偶e by艂 pewien problem z op贸藕niaczem. Przy produkcji seryjnej mechanizm op贸藕niaj膮cy otwarcie zaworu musi dzia艂a膰 bezb艂臋dnie i by膰 nastawiony... Na ile? Chyba na pi臋膰 minut.

Trzy dni, pomy艣la艂 Moudi. Siedemdziesi膮t dwie godziny czekania, by si臋 dowiedzie膰, jakiego szatana wywo艂ali z piekielnych czelu艣ci.

* * *

Mimo ha艂a艣liwej demonstracji uczu膰, mimo starannego planowania prezydenckiej podr贸偶y, Ryan musia艂 teraz siedzie膰 na sk艂adanym metalowym krzese艂ku, chyba specjalnie skonstruowanym po to, by cz艂owieka bola艂y po艣ladki. Prawie pod nosem mia艂 drewnian膮 barierk臋, z kt贸rej sp艂ywa艂y uwi膮zane w kokard臋 pasma materia艂u w barwach narodowych. Pod materia艂em umieszczono arkusz blachy pancernej maj膮cej zatrzymywa膰 kule. Podium by艂o podobnie zabezpieczone — w tym konkretnym przypadku p艂ytami kewlaru. Kewlar jest zar贸wno mocniejszy, jak i l偶ejszy od stali. Os艂ania艂 ca艂e cia艂o poni偶ej ramion. Wielka uniwersytecka hala sportowa — chocia偶 nie ta, w kt贸rej rozgrywa艂a mecze dru偶yna koszyk贸wki, ju偶 zreszt膮 wyeliminowana z rundy play-off — by艂a wype艂niona „a偶 po dach”, jak z pewno艣ci膮 b臋d膮 obwieszcza膰 reporterzy przek艂adaj膮c takie sformu艂owania nad proste stwierdzenie, 偶e wszystkie miejsca s膮 zaj臋te. Wi臋kszo艣膰 obecnych stanowili studenci. W Ryana wycelowano snopy 艣wiat艂a z licznych reflektor贸w i ich blask uniemo偶liwia艂 dostrze偶enie widowni. Jacka przyprowadzono tylnym wej艣ciem przez szatni臋. Prezydent musi mie膰 zawsze zapewnione szybkie wej艣cie i wyj艣cie. Kolumna limuzyn trzy czwarte drogi przemkn臋艂a autostrad膮, ale ostatnia 膰wiartka prowadzi艂a ulicami miasta, na kt贸rych zebrali si臋 ludzie, by pomacha膰 prezydentowi. W tym czasie gubernator wymienia艂 zalety tej metropolii „Stanu Hoosiera”, jak go popularnie nazywano. Jack mia艂 ochot臋 zapyta膰 o pochodzenie s艂owa „Hoosier”, ale uzna艂, 偶e nie wypada.

Przemawia艂 teraz gubernator. By艂 czwartym z kolei m贸wc膮. Po studencie, po rektorze uniwersytetu i burmistrzu. Prezydent pr贸bowa艂 s艂ucha膰 przem贸wie艅, ale... Z jednej strony wszyscy w zasadzie m贸wili to samo, z drugiej niewiele z tego, co m贸wili, by艂o prawd膮. Ryan odnosi艂 wra偶enie, 偶e m贸wi膮 o kim艣 innym, o jakim艣 wydumanym prezydencie z jakimi艣 ma艂o sprecyzowanymi cnotami, kt贸re mu pozwalaj膮 wype艂nia膰 sformu艂owane ko艣lawo obowi膮zki. By膰 mo偶e lokalni autorzy przem贸wie艅 s膮 obyci tylko z lokalnymi problemami. Tym lepiej dla nich, pomy艣la艂 prezydent.

— ...i mam zaszczyt przedstawi膰 prezydenta Stan贸w Zjednoczonych. — Gubernator obr贸ci艂 si臋 i wskaza艂 szerokim gestem Ryana, kt贸ry wsta艂, podszed艂 do podium i u艣cisn膮艂 d艂o艅 gubernatora. K艂ad膮c plik kartek na podium, skin膮艂 w l臋kliwym pozdrowieniu widowni, kt贸rej prawie nie dostrzega艂. W pierwszych kilku rz臋dach krzese艂, ustawionych na parkiecie boiska koszyk贸wki, siedzieli miejscowi dostojnicy. W innych czasach i okoliczno艣ciach stanowiliby grono g艂贸wnych sponsor贸w fundusz贸w wyborczych. Mo偶e siedzieli tu ci, kt贸rzy gotowi byli finansowa膰 obie partie. Nagle sobie przypomnia艂, 偶e w istocie tak jest — najwi臋ksi sponsorzy finansuj膮 obie partie jednocze艣nie, by zmniejszy膰 ryzyko i zagwarantowa膰 sobie dost臋p do szczyt贸w w艂adzy bez wzgl臋du na to, kto wygra. I ju偶 pewno w tej chwili zastanawiaj膮 si臋, kt贸r臋dy wcisn膮膰 pieni膮dze na jego kampani臋 wyborcz膮.

— Dzi臋kuj臋 panu, panie gubernatorze, za tak pi臋kne wprowadzenie. — Ryan obr贸ci艂 si臋 i skin膮艂 g艂ow膮 w kierunku luminarzy siedz膮cych za nim na podium, wymieniaj膮c nast臋pnie wiele nazwisk z listy na pierwszej stronie przygotowanego mu przem贸wienia — nazwisk „dobrych przyjaci贸艂”, kt贸rych jego oczy nigdy wi臋cej nie ujrz膮 i kt贸rych twarze rozja艣ni艂y si臋, poniewa偶 wymieni艂 ich nazwiska we w艂a艣ciwej kolejno艣ci.

— Panie i panowie, jest to moja pierwsza w 偶yciu wizyta w Indianie. Jest to moja pierwsza wizyta w Stanie Hoosiera, ale po powitaniu, jakie mnie spotka艂o, nie b臋dzie to wizyta ostatnia...

Zupe艂nie jak podczas nagrywania program贸w telewizyjnych z udzia艂em publiczno艣ci. Tak jakby kto艣 za plecami Ryana podni贸s艂 tablice ze s艂owem OKLASKI! Przed chwil膮 powiedzia艂 prawd臋. Powitanie by艂o gor膮ce. Drugie zdanie o powrocie mog艂o by膰 prawd膮 lub k艂amstwem. Obecni dobrze zdawali sobie z tego spraw臋, ale ma艂o ich obchodzi艂o czy to prawda, czy k艂amstwo. I w tym momencie, gdy trwa艂 huragan oklask贸w, Jack Ryan u艣wiadomi艂 sobie co艣 bardzo istotnego.

Bo偶e drogi, to dzia艂a jak narkotyk! Teraz ju偶 wiedzia艂, dlaczego ludzie garn膮 si臋 do polityki. 呕aden cz艂owiek, kt贸ry znajdzie si臋 wysoko na trybunie, widzi wpatrzone w niego twarze i s艂yszy aplauz, nie pozostanie temu oboj臋tny. Sta艂 przed czterema tysi膮cami ludzi, czterema tysi膮cami wsp贸艂obywateli r贸wnych jemu w oczach prawa, ale w ich 艣wiadomo艣ci by艂 kim艣 zupe艂nie innym: by艂 uosobieniem Stan贸w Zjednoczonych Ameryki. By艂 Stanami Zjednoczonymi! By艂 ich prezydentem, uciele艣nieniem ich nadziei i pragnie艅, by艂 wizerunkiem ich ojczyzny i dlatego byli gotowi go kocha膰 — kocha膰 kogo艣, kogo zupe艂nie nie znali. Gotowi oklaskiwa膰 ka偶de jego s艂owo, 艂udzili si臋, 偶e przez chwil臋 b臋d膮 mogli szczerze wierzy膰, 偶e w艂a艣nie im spojrza艂 w oczy. I zapami臋taj膮 t臋 chwil臋 jako wyj膮tkow膮 w ich 偶yciu, nigdy o niej nie zapomn膮. Ryan nie zdawa艂 sobie sprawy, 偶e jakikolwiek cz艂owiek mo偶e poszczyci膰 si臋 podobn膮 w艂adz膮 i 偶e podobna w艂adza mo偶e istnie膰. T艂um nale偶a艂 do niego. Mo偶e wydawa膰 mu rozkazy. Rozumia艂 teraz, dlaczego ludzie po艣wi臋caj膮 ca艂e 偶ycie na to, by zosta膰 prezydentem, by m贸c si臋 zanurzy膰 w odm臋tach tej chwili, niby w gor膮cym oceanie. Chwila absolutnej doskona艂o艣ci i harmonii.

Co czyni go wyj膮tkowym w ich 艣wiadomo艣ci? Nie potrafi艂 tego dociec. W jego przypadku los posadzi艂 go w prezydenckim fotelu, we wszystkich pozosta艂ych to oni wybierali, oni sadowili cz艂owieka na piedestale. Oni przez swoj膮 decyzj臋 czynili prezydenta wyj膮tkowym. A mo偶e wszyscy prezydenci nadal pozostawali zwyk艂ymi lud藕mi, tylko zmieni艂a si臋 percepcja tych, kt贸rzy na nich patrz膮? Tak, to tylko percepcja. Ryan pozosta艂 tym samym cz艂owiekiem, jakim by艂 przed miesi膮cem, przed rokiem. By艂 t膮 sam膮 ludzk膮 jednostk膮, kt贸ra zmieni艂a po prostu prac臋. A chocia偶 doko艂a siebie widzia艂 mn贸stwo „ozdobnik贸w” nowego stanowiska, to jednak cz艂owiek otoczony pier艣cieniem agent贸w Tajnej S艂u偶by, cz艂owiek p艂awi膮cy si臋 w fali uwielbienia, kt贸rego wcale nie szuka艂, ten cz艂owiek by艂 nadal tylko produktem mi艂o艣ci rodzic贸w, wychowania, wykszta艂cenia, do艣wiadczenia — tak jak oni wszyscy. Widzieli w nim istot臋 inn膮, wyj膮tkow膮, mo偶e nawet wybitn膮, ale to by艂o tylko ich widzenie, a nie rzeczywisto艣膰. Rzeczywisto艣ci膮 by艂y jego spocone d艂onie na opancerzonym podium i przem贸wienie, kt贸re napisa艂 mu kto艣 inny.

I co mam teraz zrobi膰? — zada艂 sobie pytanie prezydent Stan贸w Zjednoczonych. My艣l goni艂a my艣l, aplauz wygasa艂. Nigdy nie b臋dzie tym, za kogo go bior膮! M贸g艂 by膰 dobrym cz艂owiekiem, ale nie wielkim, a prezydentura by艂a robot膮, funkcj膮, stanowiskiem pa艅stwowym z obowi膮zkami zdefiniowanymi przez Jamesa Madisona. I tak jak wszystko inne w 偶yciu, zmiana funkcji oznacza przej艣cie z jednej rzeczywisto艣ci do drugiej.

— Przyby艂em tutaj dzi艣, aby porozmawia膰 z wami o Ameryce...

W dole, przed podium, sta艂o w szeregu pi臋ciu agent贸w Oddzia艂u. Oczy mieli przes艂oni臋te przeciws艂onecznymi okularami, aby nikt z widowni nie widzia艂, w kt贸rym kierunku patrz膮. Okulary nosili tak偶e dlatego, 偶e ludzie bez oczu onie艣mielaj膮 i budz膮 l臋k. D艂onie mieli za艂o偶one z przodu, mikros艂uchawki w uszach zapewnia艂y im wzajemny kontakt podczas obserwowania t艂umu. W g艂臋bi hali sportowej znajdowali si臋 inni agenci Tajnej S艂u偶by. Ci z kolei obserwowali t艂um przez lornetki, w pe艂ni 艣wiadomi, 偶e opary mi艂o艣ci w hali nie zaczadzi艂y wszystkich, i istniej膮 ludzie, kt贸rzy lubi膮 zabija膰 to, co kochaj膮. Z tego powodu zesp贸艂, kt贸ry przylecia艂 do Indiany wcze艣niej, przy wszystkich wej艣ciach poustawia艂 bramki do wykrywania metali. Z tego te偶 powodu belgijskie psy rasy Malinois przew膮cha艂y ca艂膮 hal臋 w poszukiwaniu materia艂贸w wybuchowych. Z tego te偶 powodu agenci Oddzia艂u obserwowali wszystko dok艂adnie tak samo, jak to czyni zwiadowca w terenie, zwracaj膮c uwag臋 na ka偶dy cie艅.

— ...si艂a Ameryki to nie Waszyngton, ale Indiana, Nowy Meksyk i ka偶de inne miejsce, gdzie mieszkaj膮 i pracuj膮 Amerykanie, gdziekolwiek by to by艂o. To nie my w Waszyngtonie jeste艣my Ameryk膮. To wy ni膮 jeste艣cie. — S艂owa prezydenta rozbrzmiewa艂y przez system nag艂o艣nienia hali sportowej. Tajna S艂u偶ba by艂a zdania, 偶e system jest do bani, ale c贸偶 — prezydencki wypad zosta艂 przygotowany bardzo po艣piesznie. — My w Waszyngtonie tylko pracujemy dla was. — Widownia obdarzy艂a prezydenta gromkimi brawami.

Telewizyjne kamery przenosi艂y obraz na zewn膮trz do woz贸w transmisyjnych. Wozy mia艂y na dachach talerze anten, kt贸re przekazywa艂y go dalej, ku satelitom. Reporterzy byli dzi艣 ma艂o wa偶ni. Robili notatki, mimo 偶e otrzymywali pe艂ny tekst przem贸wienia i pisemne zapewnienie, i偶 w艂a艣nie to, a nie co innego prezydent powie. Wieczorem dziennikarze i spikerzy obwieszczaj膮, 偶e „prezydent w swoim dzisiejszym przem贸wieniu powiedzia艂...”. Ale wszyscy wiedzieli, 偶e to nie jest jego przem贸wienie. Wszyscy wiedzieli, kto je napisa艂. Callie Weston pochwali艂a si臋 ju偶 wielu kolegom. Dziennikarze w hali koncentrowali si臋 raczej na obserwowaniu widowni. Nie mieli z tym trudno艣ci, bo nie o艣lepia艂y ich reflektory.

— ...dzielimy odpowiedzialno艣膰, poniewa偶 Ameryka nale偶y do nas wszystkich. A wi臋c obowi膮zek dbania o ni膮 zaczyna si臋 tu, a nie w Waszyngtonie. — Kolejny aplauz.

— Dobre przem贸wienie — zauwa偶y艂 Tom Donner, zwracaj膮c si臋 do swojego komentatora analityka, Johna Plumbera.

— I dobrze wyg艂aszane. Rozmawia艂em z komendantem Akademii Marynarki. Powiedzia艂 mi, 偶e Ryan by艂 doskona艂ym wyk艂adowc膮 — odpowiedzia艂 Plumber.

— Ma dobr膮 widowni臋. G艂贸wnie m艂odzie偶. I unika g艂贸wnych problem贸w politycznych.

— Brodzi przy samym brzegu. Sprawdza temperatur臋 wody — zgodzi艂 si臋 John. — Masz zesp贸艂 obs艂uguj膮cy drugi etap na dzisiejszy wiecz贸r?

Donner spojrza艂 na zegarek.

— Powinni ju偶 by膰 na miejscu.

* * *

— A wi臋c, pani profesor Ryan, niech mi pani powie, czy cieszy pani膮 rola Pierwszej Damy? — spyta艂a z ciep艂ym u艣miechem Christine Matthews.

— Nadal g艂臋boko si臋 nad tym zastanawiam. — Rozmowa odbywa艂a si臋 w malutkim gabinecie Cathy. Okno pomieszczenia wychodzi艂o na panoram臋 Baltimore. Pok贸j nie by艂 obszerny. Miejsca starczy艂o zaledwie na biurko i trzy krzes艂a (p贸艂fotel dla lekarza, jedno zwyk艂e krzes艂o dla pacjenta i trzecie dla jego ma艂偶onka lub rodzica nieletniego pacjenta). Ekipa telewizyjna wcisn臋艂a jeszcze kamer臋 i stojak z reflektorem. Cathy czu艂a si臋 jak w potrzasku. — Wie pani, brak mi przygotowywania posi艂k贸w dla rodziny — wyzna艂a.

— Jest pani znanym chirurgiem... a pani m膮偶 wymaga, 偶eby mu pani jeszcze gotowa艂a? — spyta艂a znana dziennikarka NBC, a g艂os jej wyra偶a艂 zdziwienie granicz膮ce z oburzeniem.

— Zawsze lubi艂am gotowa膰. To dobry relaks po powrocie z pracy. — Lepszy ni偶 ogl膮danie telewizji, pomy艣la艂a profesor Caroline Ryan, ale t臋 uwag臋 zachowa艂a dla siebie. Siedzia艂a sztywno w 艣wie偶o wykrochmalonym fartuchu laboratoryjnym. Straci艂a pi臋tna艣cie minut na uczesanie i makija偶. Za drzwiami czekali pacjenci. — Umiem dobrze gotowa膰 — doko艅czy艂a.

— To co innego. Jakie jest ulubione danie prezydenta?

Na twarz Cathy powr贸ci艂 u艣miech.

— To by艂o 艂atwe pytanie. Stek, pieczone kartofle, kolba kukurydzy i moja szpinakowa sa艂atka... Wiem, wiem. Lekarz si臋 we mnie odzywa, 偶e to mo偶e ciut za du偶o cholesterolu. Jack jest dobry przy grillu. W og贸le jest pomocny w domu. Nawet nie zrz臋dzi, kiedy musi skosi膰 traw臋.

— Powr贸膰my do tej nocy, kiedy urodzi艂 si臋 pani syn... Do tej okropnej nocy, kiedy terrory艣ci...

— Pami臋tam — odpar艂a Cathy przyt艂umionym g艂osem.

— Pani m膮偶 wtedy zabi艂. Zabi艂 ludzi. Pani jest lekarzem. Co pani czuje, co pani my艣li?

— Jack i Robby... to znaczy admira艂 Jackson i jego 偶ona Sissy s膮 naszymi najbli偶szymi przyjaci贸艂mi. Jack i Robby zrobili, co musieli zrobi膰, w przeciwnym wypadku nie prze偶yliby艣my tamtej nocy. Nie lubi臋 przemocy. Jestem chirurgiem. W ubieg艂ym tygodniu operowa艂am ofiar臋 g艂upiego wypadku. M臋偶czyzna straci艂 oko w wyniku barowej b贸jki o kilka przecznic st膮d. Ale to, co zrobi艂 Jack, diametralnie r贸偶ni si臋 od tego przypadku. Jack walczy艂 w mojej obronie, w obronie Sally i ma艂ego Jacka, kt贸ry jeszcze si臋 nie narodzi艂.

— Lubi pani sw贸j zaw贸d?

— Kocham moj膮 prac臋. Za nic bym jej nie porzuci艂a.

— Ale zwyczajowo Pierwsza Dama...?

— Wiem, co pani ma na my艣li. Ale ja nie jestem „polityczn膮” 偶on膮, jestem praktykuj膮cym lekarzem medycyny. Jestem te偶 naukowcem. Pracuj臋 w najlepszej klinice okulistycznej na 艣wiecie. W tej chwili czekaj膮 na mnie na korytarzu pacjenci. Potrzebuj膮 mnie. I wie pani co? Ja ich te偶 potrzebuj臋. Moja praca i ja to jedno. Opr贸cz tego jestem 偶on膮 i matk膮. I kocham moje 偶ycie. Prawie wszystko co si臋 w nim zdarza.

— Z wyj膮tkiem tego wywiadu? — spyta艂a Christine z u艣miechem.

W oczach Cathy zamigota艂y iskierki.

— Chyba nie musz臋 na to pytanie odpowiada膰, prawda?

— Jakim m臋偶czyzn膮 jest pani m膮偶?

— Chyba nie by艂abym obiektywna w ocenie. Kocham go. Ryzykowa艂 偶yciem dla mnie i moich dzieci. Zawsze by艂 przy mnie, kiedy go potrzebowa艂am. I ja jestem przy nim, kiedy on mnie potrzebuje. Na tym polega mi艂o艣膰 i na tym opiera si臋 ma艂偶e艅stwo. Jack jest inteligentny. Szybko my艣li. Jest uczciwy. My艣l臋, 偶e nale偶y do kategorii ludzi, kt贸rzy zawsze wszystkim si臋 martwi膮. Czasami budzi si臋 w nocy, to znaczy budzi艂 si臋 u nas w domu, i sp臋dza艂 p贸艂 godziny wpatrzony w zatok臋. Nie jestem pewna, czy on wie, 偶e ja o tym wiem.

— Ale teraz ju偶 tego nie robi?

— Teraz ju偶 nie. Jest bardzo zm臋czony, kiedy k艂adzie si臋 spa膰. Jeszcze nigdy tak du偶o nie pracowa艂.

— Inne stanowiska, jakie zajmowa艂. Na przyk艂ad w CIA. M贸wi膮, 偶e...

Cathy przerwa艂a podniesieniem otwartej d艂oni.

— Nie mam dost臋pu do spraw tajnych. Nic nie wiem na temat CIA i, tak naprawd臋, nie chc臋 wiedzie膰. Zreszt膮 dotyczy to r贸wnie偶 mojego zawodu. Nie wolno mi dyskutowa膰 z Jackiem na temat schorze艅 moich pacjent贸w. I z nikim innym poza klinik膮.

— Chcieliby艣my mie膰 par臋 uj臋膰 pani z pacjentami...

Pierwsza Dama potrz膮sn臋艂a energicznie g艂ow膮.

— Zdecydowanie odmawiam. To jest szpital, a nie studio telewizyjne. Chodzi mi nie tyle o moj膮 prywatno艣膰, co o moich pacjent贸w. Dla nich nie jestem 偶adn膮 Pierwsz膮 Dam膮, ale doktorem. Nie jestem s艂awn膮 osobisto艣ci膮, jestem lekarzem, chirurgiem okulist膮. Dla moich student贸w jestem profesorem i wyk艂adowc膮.

— I jak niesie fama, jedn膮 z najlepszych w swoim zawodzie — powiedzia艂a Matthews, g艂贸wnie po to, by odnotowa膰 reakcj臋.

— Chyba jestem dobra. — Cathy u艣miechn臋艂a si臋. — Dosta艂am nagrod臋 Laskera, ale szacunek okazywany mi przez moich koleg贸w jest wart wi臋cej ni偶 pieni膮dze. Pani dobrze wie, 偶e to jeszcze nie wszystko. Czasami, po powa偶niejszej operacji, sama w zaciemnionym pokoju, zdejmuj臋 pacjentowi banda偶e. I powoli w艂膮czamy 艣wiat艂o, zaczynaj膮c od bardzo s艂abego. I wtedy widz臋 to na twarzy pacjenta czy pacjentki. Zreperowa艂am oczy, oczy ponownie spe艂niaj膮 swoj膮 rol臋 i wtedy ten wyraz twarzy... Nikt nie po艣wi臋ca si臋 medycynie dla pieni臋dzy, w ka偶dym razie nie u nas, nie w szpitalu Hopkinsa. Jeste艣my tu po to, by uzdrawia膰 chorych, ja jestem tu po to, by leczy膰 wzrok lub go przywraca膰. I ten wyraz twarzy, jaki si臋 widzi, gdy si臋 powiod艂o! Jakby sam Pan B贸g poklepa艂 cz艂owieka po ramieniu i powiedzia艂: „Dobra robota”. I dlatego w艂a艣nie nigdy nie porzuc臋 medycyny — zako艅czy艂a Cathy Ryan niemal lirycznie, przekonana, 偶e ten fragment z pewno艣ci膮 wykorzystaj膮 w wieczornym programie i 偶e by膰 mo偶e jaki艣 zdolny licealista zobaczy jej twarz, wys艂ucha tych s艂贸w i zacznie rozmy艣la膰 nad studiami medycznymi. Je艣li ju偶 musia艂a traci膰 czas na telewizyjne wywiady, to trzeba skorzysta膰 z okazji i spo偶ytkowa膰 anten臋 w interesie medycyny.

To by艂a niez艂a kwestia, pomy艣la艂a Christine Matthews, ale, maj膮c tylko dwie i p贸艂 minuty czasu antenowego, nie b臋dzie mog艂a jej wykorzysta膰. Lepiej wzi膮膰 jej wyznanie, jak bardzo nienawidzi roli Pierwszej Damy. Bo przecie偶 wszyscy maj膮 ju偶 do艣膰 gadaniny lekarzy.

24
Zarzucenie w臋dki

Powr贸t do samolotu by艂 szybki i dobrze zorganizowany. Gubernator wr贸ci艂 do swoich zaj臋膰, ludzie, kt贸rzy zape艂niali chodniki, wr贸cili do przerwanej roboty, a ci, kt贸rzy ogl膮dali si臋 i patrzyli, byli zwyk艂ymi przechodniami zastanawiaj膮cymi si臋 prawdopodobnie, dlaczego wyj膮 syreny. Ryan, wyczerpany po wielkim napi臋ciu, rozpar艂 si臋 wygodnie na mi臋kkim sk贸rzanym siedzeniu limuzyny.

— No i jak wypad艂em? — spyta艂, spogl膮daj膮c w okno, za kt贸rym przemyka艂a Indiana z pr臋dko艣ci膮 stu kilometr贸w na godzin臋. U艣miecha艂 si臋 do siebie na my艣l, 偶e oto bezkarnie, bez gro藕by otrzymania mandatu, p臋dzi g臋sto zabudowanymi przedmie艣ciami.

— Trzeba przyzna膰, 偶e bardzo dobrze — odezwa艂a si臋 Callie Weston. — Przemawia艂 pan jak wyk艂adowca, panie prezydencie.

— By艂em niegdy艣 wyk艂adowc膮 — odpar艂 Ryan. I przy odrobinie szcz臋艣cia jeszcze nim b臋d臋, pomy艣la艂.

— Ton wyk艂adowcy sprawdzi艂 si臋 przy tym tek艣cie, ale przy innych potrzeba b臋dzie troch臋 ognia — zauwa偶y艂 Arnie.

— Krok po kroku, znajdziemy i ogie艅. Najpierw trzeba raczkowa膰, nim si臋 stanie na dwie nogi — stwierdzi艂a sentencjonalnie Callie.

— To samo przem贸wienie w Oklahomie, tak? — spyta艂 Jack.

— Z kilkoma zmianami. Niewielkimi. Byle pami臋ta膰, 偶e to ju偶 nie Indiana. „Stan Soonera”, a nie Hoosiera. Ten sam akapit o tornadach, ale futbol zamiast koszyk贸wki.

— Oni te偶 stracili dw贸ch senator贸w, ale ocala艂 im jeden kongresman i b臋dzie siedzia艂 na podium — przypomnia艂 van Damm.

— Jak si臋 wywin膮艂? — spyta艂 Ryan.

— Pewno siedzia艂 w motelu z jak膮艣 dziwk膮 — pad艂a odpowied藕. — Poinformujesz o podpisaniu kontraktu rz膮dowego na rozbudow臋 bazy Si艂 Powietrznych Tinker. To dla nich oznacza pi臋膰set nowych miejsc pracy. Konsolidacja kilku przedsi臋wzi臋膰 na dziewiczym terenie. Miejscowa prasa b臋dzie szcz臋艣liwa.

* * *

Ben Goodley zastanawia艂 si臋: jest nowym doradc膮 do spraw bezpiecze艅stwa narodowego, czy nie? Je艣li tak, to chyba jest zbyt m艂ody na takie stanowisko. Na szcz臋艣cie prezydent, kt贸remu mia艂 s艂u偶y膰 radami, czu艂 si臋 swobodnie w domenie polityki zagranicznej. To czyni艂o z Goodleya raczej sekretarza, ni偶 doradc臋. Ta funkcja zupe艂nie mu odpowiada艂a. Wiele si臋 nauczy艂 podczas kr贸tkiego pobytu w Langley. Bardzo szybko awansowa艂. Otrzyma艂 j膮, poniewa偶 wiedzia艂, jak zbiera膰 i porz膮dkowa膰 informacje wed艂ug ich wagi. Bardzo lubi艂 pracowa膰 bezpo艣rednio dla prezydenta Ryana. Wiedzia艂, 偶e z tym szefem nie musi owija膰 spraw w bawe艂n臋, i 偶e Jack — nadal my艣la艂 o nim jako o Jacku, chocia偶 nie mia艂 ju偶 prawa tak si臋 do niego zwraca膰 — zawsze mu szczerze powie, co naprawd臋 my艣li. Praca w Bia艂ym Domu b臋dzie doskona艂ym do艣wiadczeniem 偶yciowym i zawodowym dla doktora Goodleya, wprost bezcennym sta偶em dla kogo艣, kogo ukrytym nowym marzeniem by艂o obj臋cie stanowiska zast臋pcy dyrektora CIA do spraw wywiadu — dzi臋ki wiedzy i umiej臋tno艣ciom, a nie czyjemu艣 poparciu.

Na przeciwleg艂ej do biurka 艣cianie wisia艂 zegar, pokazuj膮cy po艂o偶enie s艂o艅ca w stosunku do wszystkich kontynent贸w. Zam贸wi艂 taki zegar w dniu, kiedy tu si臋 zjawi艂. Ku jego wielkiemu zdziwieniu dosta艂 go nast臋pnego dnia, a nie musia艂 czeka膰, nim zam贸wienie otrzyma aprobat臋 wszystkich szczebli federalnej biurokracji. S艂ysza艂 ju偶 poprzednio, 偶e Bia艂y Dom jest jedyn膮 cz臋艣ci膮 tr贸jramiennego 艣wiecznika w艂adzy, kt贸ra prawid艂owo funkcjonuje, ale temu nie wierzy艂. Goodley, absolwent Uniwersytetu Harwarda, od czterech lat by艂 w s艂u偶bie pa艅stwowej i wydawa艂o mu si臋, 偶e wie, co mo偶e, a co nie mo偶e funkcjonowa膰. „S艂oneczny” zegar pozwala艂 mu, jak to ju偶 stwierdzi艂 w czasie pracy w centrali CIA, znacznie lepiej orientowa膰 si臋 w strefach czasowych, ni偶 zegary wisz膮ce jeden obok drugiego w wielu instytucjach. Oko natychmiast rejestrowa艂o, gdzie jest po艂udnie i niemal bezwiednie odczytywa艂o pory dnia w poszczeg贸lnych zak膮tkach globu.

Agencja Bezpiecze艅stwa Narodowego regularnie publikowa艂a podsumowanie politycznych wydarze艅 na 艣wiecie. Kom贸rka tym si臋 zajmuj膮ca, nazywana Centrum Obserwacyjnym, by艂a obsadzona przez wy偶szej rangi oficer贸w i chocia偶 ich spojrzenie na problemy by艂o bardziej fachowo-techniczne ni偶 polityczne, nie nale偶eli do ludzi naiwnych ani g艂upich. Ben zna艂 wielu nie tylko z nazwiska, ale i z reputacji, pozna艂 tak偶e dobrze wady i zalety poszczeg贸lnych „obserwator贸w”. Pu艂kownik Si艂 Powietrznych, kt贸ry dowodzi艂 Centrum Obserwacyjnym ABN, nie zajmowa艂 si臋 g艂upstwami podczas popo艂udniowych odpraw w robocze dni tygodnia, pozostawiaj膮c je podw艂adnym. Kiedy pu艂kownik co艣 parafowa艂, to oznacza艂o, 偶e sprawa jest powa偶na i warta przemy艣lenia. I tak te偶 uczyni艂 tego popo艂udnia czasu waszyngto艅skiego, wysy艂aj膮c do Goodleya faks za po艣rednictwem bezpiecznych 艂膮czy STU-4.

Informacja dotyczy艂a Iraku. I jeszcze jedno Goodley musia艂 przyzna膰 pu艂kownikowi: nie nadu偶ywa艂 w nag艂贸wku okre艣lenia SYTKRYT — Sytuacja Krytyczna, jak to czyni艂o wielu innych. Ben zerkn膮艂 na „s艂oneczny” zegar. W Iraku s艂o艅ce ju偶 zasz艂o. Dla jednych czas odpoczynku, dla innych wzmo偶onej aktywno艣ci.

— Ale heca! — mrukn膮艂 do siebie Ben. Czu艂, 偶e ma przy艣pieszony oddech. Raz jeszcze wszystko przeczyta艂, po czym obr贸ci艂 si臋 na obrotowym fotelu i chwyci艂 za s艂uchawk臋, naciskaj膮c guzik trzeci, automatycznie wybieraj膮cy zakodowany numer.

— Sekretariat dyrektora — us艂ysza艂 g艂os kobiety po pi臋膰dziesi膮tce.

— Goodley do Foleya — odpar艂 kr贸tko.

— Prosz臋 czeka膰, doktorze Goodley. — Po chwili us艂ysza艂 m臋ski g艂os:

— Cze艣膰.

— Witam, dyrektorze. — W rozmowach s艂u偶bowych nie wypada tyka膰 dyrektora CIA, pomy艣la艂 Goodley. — Ma pan to, co ja w艂a艣nie dosta艂em? — Kartka z drukarki by艂a jeszcze ciep艂a.

— Irak?

— Irak.

— P贸藕no dzwonisz. Musia艂e艣 to chyba dwa razy czyta膰. Przed chwil膮 ju偶 powiedzia艂em Bertowi Vasco, 偶eby do mnie przyjecha艂.

Sekcja iracka w CIA by艂a s艂abiutka, a Departament Stanu mia艂 艣wietnego faceta, Vasco.

— Wydaje mi si臋 pilne. I cholernie wa偶ne.

— Jestem tego samego zdania — odpar艂 Ed Foley. — Daj mi godzin臋, mo偶e nawet p贸艂torej.

— My艣l臋, 偶e prezydent ju偶 o tym powinien wiedzie膰 — odpar艂 Goodley g艂osem, kt贸ry zdradza艂 podniecenie i niepok贸j. A mo偶e Foleyowi tylko tak si臋 zdawa艂o.

— Ale powinien wiedzie膰 wi臋cej, ni偶 w tej chwili jeste艣my w stanie mu powiedzie膰 — argumentowa艂 Foley. — Ben?

— S艂ucham, dyrektorze?

— Jack nie zabije ci臋 za chwil臋 czekania, a my i tak nie mo偶emy nic zrobi膰 opr贸cz przygl膮dania si臋. Pami臋taj, 偶e prezydenta nie mo偶na prze艂adowywa膰 informacjami. On teraz nie ma czasu na wszystko. Musi otrzymywa膰 skondensowane i pe艂ne wiadomo艣ci. Takie jest twoje zadanie. Pob臋dziesz tam, gdzie jeste艣, par臋 tygodni, a zrozumiesz. Ja ci zreszt膮 pomog臋 zrozumie膰 — doda艂 dyrektor, przypominaj膮c po艣rednio, jak kr贸tkim sta偶em mo偶e pochwali膰 si臋 doktor Ben Goodley.

— Dobrze. Poczekam. — Na drugim ko艅cu linii od艂o偶ono s艂uchawk臋.

Przez minut臋 czyta艂 raz jeszcze wiadomo艣膰, kiedy ponownie zadzwoni艂 telefon.

Zg艂osi艂 si臋.

— Goodley.

— Doktorze, tu sekretariat prezydenta — powiedzia艂a kt贸ra艣 ze starszych sekretarek. — Na prywatnej linii prezydenta mam pana Go艂owko. Czy mo偶e pan przyj膮膰?

— Prosz臋 — odpar艂. Niech to szlag, pomy艣la艂.

— Prosz臋 m贸wi膰 — powiedzia艂a sekretarka i zesz艂a z linii.

— Tu Ben Goodley.

— Tu Go艂owko. Kim pan jest?

— Doradc膮 prezydenta do spraw bezpiecze艅stwa narodowego.

— Goodley? — Go艂owko najwidoczniej szuka艂 w pami臋ci. — A, ju偶 wiem, pan jest tym funkcjonariuszem wywiadu, tym kt贸ry dopiero co zacz膮艂 si臋 goli膰!

Imponuj膮ce zagranie. Goodley by艂 pewien, 偶e na biurku Rosjanina le偶y teczka zawieraj膮ca wszystkie informacje na temat nowego doradcy ameryka艅skiego prezydenta, w艂膮cznie z rozmiarem noszonego obuwia, bo pami臋膰 Go艂owki nie mog艂a by膰 tak doskona艂a. Goodley jest w Bia艂ym Domu na tyle d艂ugo, 偶e analitycy SWR mieli do艣膰 czasu na sporz膮dzenie dossier.

— Gratulacje z okazji awansu — ci膮gn膮艂 Go艂owko.

— No c贸偶, kto艣 musi odbiera膰 telefony — odparowa艂 Goodley, pokazuj膮c, 偶e te偶 potrafi odpowiednio zagra膰. — Tak, panie ministrze, kto艣 musi. — Go艂owko nie by艂 oficjalnie ministrem, ale jego uprawnienia si臋ga艂y o wiele dalej ni偶 cz艂onka Rady Prezydenckiej. — Czym mog臋 panu s艂u偶y膰?

— Czy znane s膮 panu szczeg贸艂y porozumienia, jakie zawar艂em z Jackiem?

— Znane, sir.

— Ot贸偶 niech mu pan powie, 偶e rodzi si臋 nowe pa艅stwo. B臋dzie si臋 nazywa艂o Zjednoczon膮 Republik膮 Islamsk膮. Chwilowo obejmie Iran i Irak. Podejrzewam, 偶e na tym si臋 nie sko艅czy.

— Jak wiarygodna jest ta informacja, sir? — Lepiej by膰 grzeczniutkim. Rosjanin poczuje si臋 wtedy wa偶niejszy.

— M艂ody cz艂owieku, nie zawiadamia艂bym waszego prezydenta o czym艣, czego nie by艂bym pewny, ale — doda艂 艂askawie — rozumiem, 偶e zadanie takiego pytania jest pa艅skim obowi膮zkiem. 殴r贸d艂o tej informacji pana nie obchodzi. Wiarygodno艣膰 藕r贸d艂a jest na tyle niepodwa偶alna, bym zdecydowa艂 si臋 przekaza膰 informacj臋 waszemu prezydentowi. Ci膮g dalszy nast膮pi. Czy i pan ma podobne sygna艂y?

S艂ysz膮c takie pytanie Goodley zamar艂, wpatrzony w puste miejsce na biurku. Nie mia艂 偶adnych instrukcji na wypadek podobnej sytuacji. Owszem, wiedzia艂 o tym, 偶e prezydent Ryan omawia艂 zasady wsp贸艂pracy z Go艂owk膮, i 偶e dyskutowa艂 r贸wnie偶 w tej sprawie z Edem Foleyem i obaj postanowili j膮 podj膮膰. Ale nikt nie powiedzia艂 Benowi Goodleyowi, jaki obowi膮zuje kurs, gdy chodzi o przekazywanie informacji Moskwie. Nie mo偶e teraz dzwoni膰 do Langley po instrukcje, bo je艣liby teraz zwleka艂, Rosjanin pomy艣li, 偶e rozmawia ze s艂abym partnerem. By艂 na miejscu i musia艂 podj膮膰 b艂yskawiczn膮 decyzj臋. Ca艂y powy偶szy proces my艣lowy trwa艂 jedn膮 trzeci膮 sekundy.

— Tak, panie ministrze, mamy takie sygna艂y. Pa艅ski telefon zbieg艂 si臋 z rozmow膮, jak膮 przed chwil膮 przeprowadzi艂em z dyrektorem Foleyem. Ma pan 艣wietne wyczucie czasu.

— Hmm, widz臋 doktorze Goodley, 偶e wasi ludzie analizuj膮cy wiadomo艣ci s膮 szybcy jak dawniej. Jaka szkoda, 偶e wasze 藕r贸d艂a informacji i siatki nie s膮 na ich poziomie.

Ben nie odwa偶y艂 si臋 odpowiedzie膰 na t臋 uwag臋, chocia偶 przerazi艂a go jej dok艂adno艣膰. Nie by艂o cz艂owieka, kt贸rego Ben szanowa艂by bardziej od Jacka Ryana. I teraz przypomnia艂 sobie szacunek, jaki Jack zawsze okazywa艂 swemu rozm贸wcy przy telefonie na drugim ko艅cu drutu. Witamy w pierwszej lidze, ch艂opcze. 呕adnych fa艂szywych poda艅. Powinien by艂 powiedzie膰, 偶e to Foley do niego zadzwoni艂.

— Panie ministrze, w ci膮gu najbli偶szej godziny b臋d臋 rozmawia艂 z prezydentem Ryanem i przeka偶臋 mu pa艅sk膮 informacj臋. Dzi臋kuj臋 za telefon w艂a艣nie w takiej chwili.

— Do widzenia, doktorze Goodley.

Zjednoczona Republika Islamska! — odczyta艂 Ben z kartki, na kt贸rej to zanotowa艂. Istnia艂a ju偶 kiedy艣 Zjednoczona Republika Arabska, nieprawdopodobny zwi膮zek Syrii z Egiptem, skazany na niepowodzenie z dw贸ch powod贸w: oba kraje nie pasowa艂y do siebie z powodu istotnych sprzeczno艣ci interes贸w, a po drugie, zwi膮zek powsta艂 tylko w celu zniszczenia Izraela, kt贸ry skutecznie przeciwstawi艂 si臋 realizacji tego celu.

Iran nie by艂 pa艅stwem arabskim — jakim by艂 Irak — a raczej aryjskim, maj膮cym perskie korzenie etniczne i j臋zykowe. Iran wyznawa艂 jedyn膮 wielk膮 religi臋, kt贸ra w swoich pismach 艣wi臋tych pot臋pia wszelki rasizm i obwieszcza r贸wno艣膰 wszystkich ludzi wobec Boga, bez wzgl臋du na kolor sk贸ry. Zach贸d cz臋sto o tym zapomina. Tak wi臋c islam ma by膰 z natury rzeczy si艂膮 jednocz膮c膮, a owo nowe dziwaczne pa艅stwo ma 贸w fakt uwypukla膰 nazw膮. Ju偶 to wiele m贸wi艂o i Go艂owko uwa偶a艂, 偶e nawet tego nie potrzebuje wyja艣nia膰. Podobnie, jak nie musia艂 m贸wi膰, 偶e jest pewny, i偶 Ryan zdaje sobie z tego wszystkiego spraw臋. Goodley raz jeszcze rzuci艂 okiem na sw贸j 艣cienny zegar. W Moskwie tak偶e by艂a noc. Go艂owko pracuje do bardzo p贸藕na. Ben podni贸s艂 s艂uchawk臋 i wcisn膮艂 ten sam co poprzednio klawisz — tr贸jk臋. Zaj臋艂o mu nieca艂膮 minut臋 streszczenie rozmowy z Moskw膮.

— Mo偶emy wierzy膰 temu, co on m贸wi, W ka偶dym razie w tej sprawie — powiedzia艂 Foley. — Siergiej Niko艂ajewicz to zawodowiec. Domy艣lam si臋, 偶e troch臋 ci臋 docisn膮艂, a mo偶e i poturbowa艂.

— Zmierzwi艂 mi futerko na karku — przyzna艂 Goodley.

— To przyzwyczajenie z dawnych dni. Oni lubi膮 gierki pod has艂em „kto wa偶niejszy”. Nie przejmuj si臋 tym i nie rewan偶uj si臋. Najlepiej to ignorowa膰 — sugerowa艂 Foley. — No dobrze, co go martwi?

— Martwi膮 go po艂udniowe republiki WNP.

— W pe艂ni si臋 zgadzam — odezwa艂 si臋 inny g艂os.

— Vasco?

— Tak, Vasco. W艂a艣nie wszed艂.

Ben Goodley musia艂 powt贸rzy膰 wszystko, co przed chwil膮 powiedzia艂 Foleyowi. Mary Pat te偶 prawdopodobnie tam by艂a. Ka偶de z nich osobno by艂o bardzo dobre w tym, co robili. Ale razem w jednym gabinecie, wsp贸lnie my艣l膮c, stawali si臋 艣mierciono艣n膮 broni膮.

— To mi wygl膮da na du偶膮 spraw臋 — podsumowa艂 Goodley.

— Te偶 tak uwa偶am — odpar艂 Vasco przez gabinetowy mikrofon u Foleya. — Musimy si臋 troch臋 rozejrze膰. Zadzwonimy do ciebie za pi臋tna艣cie, mo偶e dwadzie艣cia minut.

— Uwierzysz, 偶e Avi ben Jakob zapuka艂 do nas? — powiedzia艂 Ed, kiedy usta艂 szum w s艂uchawce. — Musz膮 te偶 mie膰 gor膮cy dzie艅.

Co za ironia, 偶e Rosjanie pierwsi skontaktowali si臋 z Ameryk膮, pomy艣la艂 Ben. I 偶e w og贸le si臋 skontaktowali. Dzwoni膮c ponadto na bezpo艣redni numer Bia艂ego Domu, w obu sprawach uprzedzaj膮c Izraelczyk贸w. Zabawne. Ale na kr贸tko. Wszyscy gracze byli 艣wiadomi, 偶e sytuacja jest 艣miertelnie powa偶na. Najgorsze prze偶ywaj膮 najprawdopodobniej Izraelczycy. Rosja ma tylko z艂y dzie艅. A Ameryk臋 czeka udzia艂 w bolesnym do艣wiadczeniu.

* * *

Chocia偶 byli kryminalistami, nie wolno by艂o odm贸wi膰 im prawa do modlitwy. Przyszed艂 do nich uczony mu艂艂a, kt贸ry g艂osem stanowczym, ale uprzejmym zapozna艂 ich z oczekuj膮cym ich losem, cytowa艂 ca艂e 艣wi臋te sury i przedstawi艂 szans臋 pogodzenia si臋 z Allachem, nim stan膮 przed nim twarz膮 w twarz. Wszyscy t臋 szans臋 akceptowali, a czy wierzyli w to, co robi膮, to ju偶 zupe艂nie inna sprawa i prawd臋 zna艂 tylko Allach. Niemniej mu艂艂owie wykonali sw贸j obowi膮zek. Potem wyprowadzono skazanych na wi臋zienne podw贸rze.

Ca艂y przebieg wydarze艅 przypomina艂 nieco zasady funkcjonowania ta艣my produkcyjnej. Czas ka偶dej czynno艣ci by艂 艣ci艣le wyliczony. Trzej duchowni pozostawiali skazanym trzykrotno艣膰 czasu potrzebnego na to, by doprowadzi膰 wi臋藕nia do s艂upka, zastrzeli膰 i usun膮膰 cia艂o, nim zostanie doprowadzony nast臋pny. Wypada艂o pi臋膰 minut na jedn膮 egzekucj臋 i pi臋tna艣cie na modlitw臋.

Dow贸dca 41. Dywizji Pancernej by艂 typowym genera艂em, z tym jednak, 偶e jego religijno艣膰 nale偶a艂a do szcz膮tkowych. Zwi膮zano mu r臋ce jeszcze w celi, w obecno艣ci jego imama — genera艂 przedk艂ada艂 terminologi臋 arabsk膮 nad farsi. Nast臋pnie wyprowadzili go 偶o艂nierze, kt贸rzy jeszcze przed tygodniem salutowali wypr臋偶eni i dr偶eli na jego widok. Genera艂 pogodzi艂 si臋 ze swoim losem i nie mia艂 zamiaru poni偶aj膮cym zachowaniem sprawia膰 satysfakcji tym perskim bydlakom, przeciwko kt贸rym walczy艂 na bagnistym pograniczu. W duchu przeklina艂 jednak — kieruj膮c owe przekle艅stwa na r臋ce Allacha — swych tch贸rzliwych prze艂o偶onych, 偶e jemu wyznaczyli rol臋 koz艂a ofiarnego. Gdy przykuwano go kajdankami do s艂upa, pomy艣la艂, 偶e to mo偶e on powinien by艂 zabi膰 prezydenta i og艂osi膰 si臋 dyktatorem. Zerkn膮艂 na mur za s艂upkiem, by zobaczy膰, jak strzelaj膮 偶o艂nierze plutonu egzekucyjnego. Niemal z humorem, wisielczym co prawda, pomy艣la艂, 偶e by膰 mo偶e umiera膰 b臋dzie o kilka sekund d艂u偶ej. Prychn膮艂 ze z艂o艣ci膮. Wojskowe wykszta艂cenie odebra艂 w Rosji, by艂 kompetentnym oficerem. Zawsze stara艂 si臋 by膰 dobrym 偶o艂nierzem, nie miesza艂 si臋 do polityki, pos艂usznie wype艂nia艂 wszystkie rozkazy — bez wzgl臋du na to, jakie — i mo偶e dlatego polityczne kierownictwo kraju nigdy w pe艂ni mu nie ufa艂o. I teraz spotyka go taka nagroda za wiern膮 s艂u偶b臋!

Podszed艂 kapitan, nios膮c opask臋 na oczy.

— Prosz臋 o papierosa — powiedzia艂 genera艂. — A opask臋 niech pan sam sobie za艂o偶y na noc.

Kapitan tylko skin膮艂 g艂ow膮, nie zmieniaj膮c wyrazu twarzy. By艂 ca艂kowicie ot臋pia艂y po dziesi臋ciu egzekucjach w ci膮gu minionej godziny. Wytrz膮sn膮艂 z paczki papierosa, w艂o偶y艂 genera艂owi do ust i zapali艂. Dopiero wtedy wypowiedzia艂 s艂owa, kt贸re uwa偶a艂, 偶e musi wypowiedzie膰:

— Salaam alejkum! Niech zago艣ci w tobie pok贸j.

— Wi臋cej pokoju zago艣ci we mnie ni偶 w tobie, m艂ody cz艂owieku — odpar艂 genera艂. — Czy艅 sw膮 powinno艣膰. Sprawd藕, czy masz za艂adowany pistolet. — Genera艂 zamkn膮艂 oczy na jedno d艂ugie, wspania艂e zaci膮gniecie si臋 dymem. Zaledwie przed paroma dniami lekarz ostrzeg艂 go przed paleniem przy jego stanie zdrowia. Dobry 偶art! My艣lami przebiega艂 lata swej kariery wojskowej. Cud, 偶e jeszcze 偶yje po tym, co Amerykanie zrobili z jego dywizj膮 w 1991 roku. Ile偶 to ju偶 razy unikn膮艂 cudem 艣mierci. Wy艣cig z ni膮 mo偶na przed艂u偶a膰, ale nigdy wygra膰. Tak jest zapisane. 艢wi臋ta prawda. Poci膮gn膮艂 jeszcze raz. Ameryka艅ski Winston. Rozpozna艂 smak. Jak zwyk艂emu kapitanowi uda艂o si臋 zdoby膰 ca艂膮 paczk臋? 呕o艂nierze podnie艣li bro艅 na komend臋 „cel”. Na ich twarzach malowa艂a si臋 absolutna oboj臋tno艣膰. Oto co zabijanie robi z ludzi. To, co jest rzekomo okrutne i okropne, staje si臋 zwyk艂膮...

Kapitan podszed艂 do cia艂a zwisaj膮cego na nylonowej lince opl膮tuj膮cej kajdanki. Znowu to samo. Wyci膮gn膮艂 Browninga 9 mm i strzeli艂 z odleg艂o艣ci metra. Ucich艂y j臋ki. Dwaj 偶o艂nierze odci臋li link臋 i odci膮gn臋li zw艂oki na bok. Trzeci 偶o艂nierz za艂o偶y艂 now膮 link臋 na s艂up. Czwarty grabiami przeczesa艂 ziemi臋 doko艂a s艂upa. Nie chodzi艂o o ukrycie 艣lad贸w krwi, ale o zmieszanie jej z ziemi膮, bo na plamie krwi mo偶na si臋 po艣lizgn膮膰. Nast臋pnym mia艂 by膰 polityk, a nie 偶o艂nierz. 呕o艂nierze w wi臋kszo艣ci umierali z godno艣ci膮, tak jak ten ostatni. Ale nie cywile. Cywile skomleli i szlochali, wzywaj膮c na pomoc Allacha. I zawsze chcieli mie膰 zawi膮zane oczy. Dla kapitana wszystko to by艂o bardzo pouczaj膮ce. Nigdy jeszcze nie uczestniczy艂 w czym艣 podobnym.

* * *

Przygotowanie wszystkiego zaj臋艂o kilka dni, ale teraz byli ju偶 rozlokowani w osobnych domach w r贸偶nych cz臋艣ciach miasta. 呕adna z rodzin nie mia艂a wielu ochroniarzy. Najwy偶ej dw贸ch. C贸偶 mogliby oni poradzi膰? Najwy偶ej odgania膰 偶ebrak贸w, gdyby rodzina sz艂a ulic膮. Cz臋sto si臋 spotykali — ka偶demu z genera艂贸w przydzielono samoch贸d — g艂贸wnie w celu za艂atwienia reszty spraw zwi膮zanych z wyjazdem. Sprzeczali si臋 r贸wnie偶, czy powinni kontynuowa膰 razem podr贸偶 do nowego wsp贸lnego miejsca pobytu, czy te偶 rozjecha膰 si臋 we wszystkie strony. Jedni twierdzili, 偶e by艂oby bezpieczniej i oszcz臋dniej wsp贸lnie kupi膰 gdzie艣 wielk膮 po艂a膰 ziemi i zacz膮膰 na niej budowa膰. Inni jasno stawiali spraw臋, 偶e skoro uda艂o im si臋 opu艣ci膰 Irak i nigdy nie zamierzaj膮 do niego powr贸ci膰 (tylko dw贸ch mia艂o z艂udzenia, 偶e powr贸c膮 jako bohaterowie, by przej膮膰 w艂adz臋 — ale to by艂a czysta fantazja i wszyscy z wyj膮tkiem tych dw贸ch zdawali sobie z tego spraw臋), to najwi臋kszym dla nich szcz臋艣ciem b臋dzie zapomnie膰 o niekt贸rych towarzyszach broni. Ju偶 od dawna drobne rywalizacje pomi臋dzy poszczeg贸lnymi genera艂ami ukrywa艂y g艂臋bok膮 antypati臋, kt贸rej nowe okoliczno艣ci bynajmniej nie za艂agodzi艂y. Najbiedniejsi z genera艂贸w zebrali fortuny nie mniejsze ni偶 czterdzie艣ci milion贸w dolar贸w, a jeden zdo艂a艂 umie艣ci膰 na szwajcarskich kontach grubo ponad trzysta — co stanowi sum臋 wi臋ksz膮, ni偶 potrzeba, by 偶y膰 w luksusie gdziekolwiek na 艣wiecie. Wi臋kszo艣膰 wybra艂a Szwajcari臋, kt贸ra wci膮偶 by艂a cich膮 przystani膮 dla ludzi bogatych i poszukuj膮cych spokojnego 偶ycia. Kilku zerka艂o dalej na wsch贸d. Su艂tan Brunei poszukiwa艂 oficer贸w, kt贸rzy zreorganizowaliby mu armi臋, i trzech genera艂贸w postanowi艂o zg艂osi膰 swoje kandydatury. Suda艅ski rz膮d natomiast rozpocz膮艂 nieformalne rozmowy z paroma genera艂ami w celu ewentualnego zatrudnienia ich w charakterze doradc贸w w obliczu rozpocz臋tej ofensywy przeciwko animistycznej mniejszo艣ci na po艂udniu kraju.

Ale genera艂owie mieli powa偶niejszy problem ni偶 ich osobista przysz艂o艣膰. Wszyscy uciekli z Iraku z rodzinami. Wielu tak偶e z kochankami, kt贸re teraz mieszka艂y w domach swoich patron贸w, ignorowane przez sfrustrowane rodziny. Ale to mia艂o si臋 zmieni膰.

Sudan to kraina pustynna, gdzie suchy 偶ar z nieba pali sk贸r臋. Niegdy艣 by艂 to protektorat brytyjski. W stolicy kraju jest szpital dla cudzoziemc贸w. Posiada spory angielski personel. Nie jest to najlepszy szpital, ale lepszy ni偶 wi臋kszo艣膰 w Afryce saharyjskiej. Personel medyczny stanowi膮 g艂贸wnie m艂odzi i raczej idealistycznie my艣l膮cy lekarze, kt贸rzy przybyli z g艂owami pe艂nymi romantycznych koncepcji na temat Afryki i ich w艂asnych karier (powtarza si臋 to ju偶 od ponad stu lat). Z czasem lekarze poznaj膮 prawd臋, ale nie opuszczaj膮 r膮k i w wi臋kszo艣ci s膮 bardzo kompetentni.

Dwaj nowi pacjenci przybyli w odst臋pie niespe艂na godziny. Najpierw dziewczynka w towarzystwie zaniepokojonej matki. Dziewczynka mia艂a cztery lata i, jak us艂ysza艂 doktor Ian MacGregor, w zasadzie nie chorowa艂a. Owszem, mia艂a objawy lekkiej astmy, ale to — jak s艂usznie zauwa偶y艂a matka — nie powinno stanowi膰 problemu w Chartumie z jego wiecznie suchym powietrzem. Sk膮d przybyli? Z Iraku? Doktora nie obchodzi艂a polityka i niewiele o niej wiedzia艂. Mia艂 dwadzie艣cia osiem lat i nowiutki dyplom internisty. Niedu偶ego wzrostu, z przedwcze艣nie przerzedzonymi jasnymi w艂osami. Wa偶ne w tym wypadku by艂o to, 偶e nie czyta艂 biuletynu dotycz膮cego Iraku i informacji o powa偶nej chorobie zaka藕nej. Personel szpitalny zosta艂 poinformowany o pojawieniu si臋 ebola w Zairze, ale by艂y to tylko pojedyncze wypadki.

Ma艂a pacjentka mia艂a temperatur臋 38 stopni. Nie by艂a to alarmuj膮ca gor膮czka w przypadku dziecka, zw艂aszcza w kraju, gdzie tyle w艂a艣nie wynosi艂a temperatura w po艂udnie. T臋tno, ci艣nienie i oddech w normie. Dziecko by艂o osowia艂e. Od jak dawna jeste艣cie w Chartumie? Zaledwie od paru dni? Samolotem? Mo偶e to zbyt szybka zmiana strefy klimatycznej i czasowej? S膮 ludzie bardziej na to uczuleni i mniej, wyja艣ni艂 MacGregor. Nowe 艣rodowisko mog艂o dziecko czasowo pozbawi膰 dobrego samopoczucia. Mo偶e lekkie przezi臋bienie, jaka艣 grypa...? Nic powa偶nego. Sudan ma gor膮cy klimat, ale w zasadzie zdrowy, mo偶e mi pani wierzy膰! Zdrowszy ni偶 inne kraje afryka艅skie. MacGregor naci膮gn膮艂 na d艂onie gumowe r臋kawiczki nie z konkretnej potrzeby, ale wbito mu w g艂ow臋 na wydziale medycyny uniwersytetu w Edynburgu, 偶e trzeba to robi膰 zawsze, bo kiedy ten jeden raz nie zrobi si臋, to mo偶na sko艅czy膰 tak, jak sko艅czy艂 doktor Sinclair... Ooo, nie s艂yszeli pa艅stwo, jak od pacjenta zarazi艂 si臋 AIDS? Jedna taka opowie艣膰 w zasadzie wystarcza艂a. Teraz ta ma艂a pacjentka nie wydawa艂a si臋 bardzo cierpi膮ca. Oczy troszk臋 spuchni臋te, lekkie zaczerwienienie gard艂a, ale nic powa偶nego. Par臋 nocy dobrego snu i b臋dzie po wszystkim. Nie widz臋 potrzeby przepisywania 偶adnych lekarstw. Mo偶e tylko aspiryna na gor膮czk臋? Je艣li problem nie zniknie, prosz臋 przyj艣膰 ponownie. 艢liczne dziecko. Jestem pewien, 偶e wszystko b臋dzie w porz膮dku. Matka zabra艂a c贸rk臋. Doktor uzna艂, 偶e najwy偶szy czas na fili偶ank臋 herbaty. 艢ci膮gn膮艂 lateksowe r臋kawice, kt贸re ocali艂y mu 偶ycie, i wyrzuci艂 do skrzyni szpitalnych odpad贸w.

Drugi pacjent pojawi艂 si臋 po p贸艂 godzinie. M臋偶czyzna lat trzydzie艣ci trzy, sprawiaj膮cy wra偶enie rzezimieszka, ponury i nieufny wobec afryka艅skiego personelu, lecz nadzwyczaj uprzejmy wobec Europejczyk贸w. Cz艂owiek najwyra藕niej zna Afryk臋, pomy艣la艂 MacGregor. Mo偶e to jaki艣 arabski biznesmen? Wiele pan podr贸偶uje? Ostatnio? Wi臋c to chyba to. Musi pan by膰 zawsze bardzo ostro偶ny, jak膮 pije pan wod臋. To w艂a艣nie mo偶e t艂umaczy膰 pa艅skie dolegliwo艣ci 偶o艂膮dkowe. Drugi pacjent tak偶e powr贸ci艂 do domu z flakonikiem aspiryny oraz sprzedawanymi bez recepty pastylkami na rozwolnienie.

Po rutynowym dniu MacGregor przekaza艂 dy偶ur koledze.

* * *

— Panie prezydencie, Ben Goodley na STU — zawiadomi艂a Ryana stewardesa, w nomenklaturze wojskowej: sier偶ant-steward Si艂 Powietrznych. Nast臋pnie pokaza艂a, jak dzia艂aj膮 pok艂adowe aparaty.

— S艂ucham, Ben?

— Otrzymali艣my wiadomo艣膰, 偶e iracki establishment idzie pod 艣cian臋. Faksuj臋 panu ca艂y materia艂, panie prezydencie. Rosjanie i Izraelczycy potwierdzaj膮. — Jakby na dany mu znak wszed艂 podoficer i poda艂 Ryanowi trzy kartki oznaczone stemplem TYLKO DO WIADOMO艢CI PREZYDENTA, chocia偶 tekst czyta艂o ju偶 paru technik贸w i operator贸w, na razie tylko w samolocie, kt贸ry w艂a艣nie zacz膮艂 podchodzi膰 do l膮dowania w bazie Tinker.

— Poczekaj, Ben, niech przeczytam. — Ryan nie 艣pieszy艂 si臋. Najpierw przelecia艂 ca艂y tekst wzrokiem, a potem czyta艂 wiersz po wierszu. — I kto si臋 osta艂?

— Vasco m贸wi, 偶e nikt, kto by si臋 liczy艂. Posz艂o ca艂e kierownictwo partii Baas i wszyscy pozostali wy偶si oficerowie armii. Nie ma ju偶 nikogo z tych, kt贸rzy si臋 liczyli. A teraz to, co wywo艂uje dreszcze... Mamy to z Palmy i...

— Kto to jest major Sabah?

— Sam to sprawdzi艂em, sir. Kuwejcki oficer wywiadu. Nasi ludzie m贸wi膮, 偶e jest zr臋czny i szybko reaguje. Vasco zgadza si臋 z jego ocen膮. Wszystko rozwija si臋 tak, jak si臋 obawiali艣my. I rozwija si臋 cholernie szybko.

— Reakcja Saudyjczyk贸w? — Ryan podskoczy艂 w fotelu. VC-25A przebija艂 si臋 przez warstw臋 chmur. Na ziemi chyba pada艂o.

— Dotychczas 偶adnej. Nadal omawiaj膮 problem.

— No c贸偶. Poczekamy. Dzi臋kuj臋 za informacje. B膮d藕 w kontakcie.

— Tak jest, panie prezydencie.

Prezydent od艂o偶y艂 s艂uchawk臋 i zmarszczy艂 brwi.

— K艂opoty? — spyta艂 Arnie.

— Irak. Sytuacja szybko si臋 zmienia. W tej chwili odbywaj膮 si臋 masowe egzekucje. — Ryan odda艂 Arniemu otrzymany faks.

Jak zwykle towarzyszy艂a temu pewna aura nierzeczywisto艣ci. Raport Agencji Bezpiecze艅stwa Narodowego, uzupe艂niony i przerobiony przez CIA i inne agencje rz膮dowe, podawa艂 list臋 nazwisk. Gdyby Ryan znajdowa艂 si臋 w swoim gabinecie, opr贸cz listy mia艂by fotografie ludzi, kt贸rych nigdy nie spotka艂 i nie spotka, poniewa偶 w czasie, kiedy samolot schodzi艂 do l膮dowania w Oklahomie, gdzie prezydent mia艂 wyg艂osi膰 przem贸wienie, ludzie ze zdj臋膰 dokonywali albo ju偶 dokonali 偶ywota. Czytanie listy to zupe艂nie jak s艂uchanie przez radio transmisji z meczu futbolowego, tyle 偶e w tej rozgrywce ludzie tracili 偶ycie. Ale rzeczywisto艣膰 wydawa艂a si臋 nierzeczywista, gdy chodzi艂o o istoty ludzkie o dziesi臋膰 tysi臋cy kilometr贸w od Oklahomy, a Ryan dowiadywa艂 si臋 o wszystkim z nas艂uch贸w radiowych, dokonywanych z odleg艂o艣ci jeszcze wi臋kszej, a nast臋pnie po艣rednio mu przekazywanych. Ma艂o realna rzeczywisto艣膰. Czyni艂a to przede wszystkim odleg艂o艣膰, a nast臋pnie miejsce, w jakim w tej chwili Ryan si臋 znajdowa艂. Stu przyw贸dc贸w politycznych rozstrzelanych! Zje pan kanapk臋 przed opuszczeniem samolotu? Jednym tchem. Taki dualizm czy rozszczepienie mog艂yby by膰 nawet zabawne, gdyby nie chodzi艂o o konsekwencje w dziedzinie polityki zagranicznej. Nie, te偶 nie by艂oby zabawne. W tym odleg艂ym ludzkim dramacie nie ma nic zabawnego.

— O czym tak rozmy艣lasz? — spyta艂 van Damm.

— Powinienem przerwa膰 tur臋 i wr贸ci膰. Powinienem by膰 w Gabinecie Owalnym. Sytuacja jest powa偶na i powinienem trzyma膰 r臋k臋 na pulsie.

— 殴le rozumujesz! — odpar艂 Arnie, kr臋c膮c g艂ow膮 i podkre艣laj膮c s艂owa wyci膮gni臋tym palcem. — Ju偶 nie jeste艣 prezydenckim doradc膮 do spraw bezpiecze艅stwa narodowego. Masz od tego ludzi. Jeste艣 prezydentem z ogromem wyj膮tkowo wa偶nych obowi膮zk贸w. Prezydent nigdy nie koncentruje si臋 na jednej sprawie i nigdy nie daje si臋 uwi膮za膰 w Gabinecie Owalnym. Ludzie to zauwa偶膮, a ludzie tego nie lubi膮, bo w ich poj臋ciu oznacza to, 偶e nie prezydent panuje nad sytuacj膮, lecz sytuacja nad nim. Spytaj Jimmy'ego Cartera, jak mu wspaniale posz艂a druga kadencja. To by艂o w艂a艣nie to. A poza tym Irak nie jest znowu tak wa偶ny.

— Mo偶e sta膰 si臋 bardzo wa偶ny, a sytuacja gro藕na w skali globalnej — zaprotestowa艂 Jack, gdy maszyna ko艂ami dotkn臋艂a pasa.

— Bardzo wa偶na jest teraz tylko jedna rzecz. Twoje przem贸wienie w „Stanie Soonera” — odpar艂 szef personelu. — Mi艂osierdzie zaczyna si臋 na progu w艂asnego domu. Ale nie tylko o to chodzi. Liczy si臋 polityczna skuteczno艣膰. Masz by膰 politycznie skuteczny tu, w Oklahomie. Sp贸jrz przez okno, w艂a艣nie przed nami przemyka.

Samolot zwalnia艂, by si臋 wreszcie zatrzyma膰. Ryan spojrza艂 przez okno, ale przed oczami mia艂 ogniste litery sk艂adaj膮ce si臋 na s艂owa: Zjednoczona Republika Islamska.

* * *

Niegdy艣 by艂o bardzo trudno przekroczy膰 granice Zwi膮zku Radzieckiego. W strukturach KGB istnia艂 pot臋偶ny G艂贸wny Zarz膮d Wojsk Ochrony Pogranicza. Opr贸cz tysi臋cy 偶o艂nierzy granice zabezpiecza艂a Sistiema — pas zasiek贸w, p贸l minowych i umocnie艅 okalaj膮cy ca艂y Kraj Rad. Jednak偶e wszystkie te zabezpieczenia, od dawna nie konserwowane i nie naprawiane, przesta艂y przed czymkolwiek zabezpiecza膰, g艂贸wnym za艣 zaj臋ciem nowego pokolenia pogranicznik贸w na punktach kontrolnych by艂o zbieranie 艂ap贸wek od przemytnik贸w, kt贸rzy pojawiali si臋 z wielkimi ci臋偶ar贸wkami wy艂adowanymi towarami dla ogarni臋tych sza艂em konsumpcji obywateli by艂ego imperium. Teraz imperium by艂o rozbite. Rozpad艂o si臋 na wiele teoretycznie niepodleg艂ych republik, kt贸re w wi臋kszo艣ci znalaz艂y si臋 ekonomicznie na w艂asnym garnuszku, a co za tym idzie otrzyma艂y wzgl臋dn膮 samodzielno艣膰 polityczn膮. Plan Stalina tego nie przewidywa艂. Kiedy Stalin ustanowi艂 zasad臋 centralnego planowania, 艣wiadomie porozmieszcza艂 r贸偶ne ga艂臋zie produkcji w odleg艂ych od siebie miejscach, aby wszyscy mieszka艅cy imperium zale偶eli od wszystkich. Nie przysz艂o mu jednak na my艣l, 偶e misterna konstrukcja mo偶e run膮膰, gdy run膮 struktury pa艅stwa i, skoro to, czego si臋 potrzebuje, jest niedost臋pne w dotychczasowym 藕r贸dle, ludzie zaczn膮 szuka膰 nowych 藕r贸de艂. Szmugiel, kt贸ry podczas rz膮d贸w komunistycznych by艂 prawie niemo偶liwy, teraz rozkwit艂, staj膮c si臋 narodowym przemys艂em. A wraz z towarami nap艂ywa艂y idee, kt贸rych nie mo偶na by艂o zatrzyma膰 na granicy ani ob艂o偶y膰 c艂em.

Na punkcie granicznym brakowa艂o tylko jednego — komitetu powitalnego. Bo i po co? Prze艂o偶eni celnik贸w i wopist贸w otrzymywali swoje dole. Funkcjonariusze graniczni lojalnie si臋 z nimi dzielili op艂atami, pobieranymi za prawo przemytu. Wszystko odby艂o si臋 wi臋c bardzo sk艂adnie. Emisariusz nie musia艂 opuszcza膰 szoferki. Wszystkim zaj膮艂 si臋 kierowca, id膮c na ty艂 wozu, a po otwarciu klapy oferuj膮c funkcjonariuszom wyb贸r towaru. Nie byli zbyt chciwi. Z zasady nie brali wi臋cej, ni偶 mogli wywie藕膰 w baga偶nikach w艂asnych samochod贸w. Wszystko odby艂o si臋 w艂a艣ciwie jawnie (z wyj膮tkiem tego, 偶e dla zachowania pozor贸w operacja odbywa艂a si臋 w nocy). Na dokumentach przewozowych zosta艂y przy艂o偶one piecz臋cie i ci臋偶ar贸wka mog艂a przejecha膰 przez granic臋.

Jazda trwa艂a nieco ponad godzin臋. Po wje藕dzie do sporego miasta, niegdy艣 karawanseraju, kierowca zatrzyma艂 w贸z, a emisariusz zabra艂 niewielk膮 torb臋 ze zmian膮 bielizny i przesiad艂 si臋 do stoj膮cego pod murem osobowego samochodu, kt贸rym mia艂 kontynuowa膰 podr贸偶.

Premier tej republiki twierdzi艂, 偶e jest muzu艂maninem, cho膰 w rzeczywisto艣ci by艂 tylko oportunist膮, by艂ym wy偶szym funkcjonariuszem KPZR, kt贸ry w swoim czasie porzuci艂 Allacha, aby u艂atwi膰 sobie polityczn膮 karier臋, a nast臋pnie, gdy powia艂y inne wiatry, zacz膮艂 si臋 偶arliwie modli膰 publicznie, cho膰 w czterech 艣cianach okazywa艂 absolutn膮 oboj臋tno艣膰. Jego wiara, je艣li tak mo偶na to nazwa膰, by艂a wy艂膮cznie wiar膮 w warto艣膰 d贸br doczesnych. W Koranie jest wiele werset贸w dotycz膮cych takich ludzi, 偶aden z nich nie jest pochwalny. Prezydent prowadzi艂 wygodne 偶ycie w luksusowym pa艂acyku, b臋d膮cym niegdy艣 siedzib膮 partyjnego bonzy 贸wczesnej sowieckiej republiki. W tej oficjalnej rezydencji prezydent pi艂, sp贸艂kowa艂 i rz膮dzi艂 — raz z nadmiern膮 surowo艣ci膮, raz zbyt 艂agodnie. Nazbyt zapalczywie kontrolowa艂 lokaln膮 gospodark臋 (wyszkolony w komunizmie pozosta艂 ekonomicznym nieukiem), nadto lekkomy艣lnie pozwala艂 kwitn膮膰 islamowi, aby — jak mu si臋 wydawa艂o — da膰 ludziom z艂udzenie wolno艣ci. Dowodzi艂o to ca艂kowitego niezrozumienia islamskiej wiary, kt贸r膮 rzekomo sam wyznawa艂, prawo koraniczne bowiem dotyczy zar贸wno spraw ziemskich jak i duchowych. Podobnie jak wszyscy prezydenci przed nim, by艂 przekonany, 偶e lud go kocha. Emisariusz, kt贸ry tu przyby艂, wiedzia艂, 偶e owo z艂udzenie jest powszechne w艣r贸d g艂upc贸w. Zgodnie z planem, emisariusz dotar艂 do skromnego domku przyjaciela miejscowego przyw贸dcy religijnego. By艂 nim cz艂owiek prostej wiary i g艂臋boko zakorzenionego honoru, uwielbiany przez wszystkich, kt贸rzy go znali, a przez nikogo nie znienawidzony, poniewa偶 w ka偶dej sprawie roztropnie si臋 wypowiada艂, a gniew, kt贸ry z rzadka okazywa艂, wynika艂 z wiary w zasady szanowane nawet przez niewiernych. Mia艂 lat pi臋膰dziesi膮t kilka i w przesz艂o艣ci wiele wycierpia艂 z r膮k przyw贸dc贸w poprzedniego re偶imu, co jednak nigdy nie zmniejszy艂o si艂y jego przekona艅. Doskonale odpowiada艂 dzie艂u, kt贸re na艅 czeka艂o, mia艂 te偶 wok贸艂 siebie grono wiernych mu ludzi.

Nast膮pi艂y powitania 艣wi臋tym imieniem Boga, po czym podano herbat臋, a po herbacie rozpocz臋to powa偶n膮 rozmow臋.

— To ha艅ba — zacz膮艂 emisariusz — 偶e wierni 偶yj膮 w takiej biedzie.

— Zawsze tak by艂o, ale teraz przynajmniej mo偶emy bez przeszk贸d wyznawa膰 nasz膮 wiar臋. Ludzie powracaj膮 na 艂ono islamu. Meczety s膮 wyremontowane i z dnia na dzie艅 pe艂niejsze. Czym偶e s膮 dobra materialne w por贸wnaniu z wiar膮? — odpar艂 miejscowy przyw贸dca religijny tonem rozs膮dnego nauczyciela.

— Prawda — zgodzi艂 si臋 emisariusz. — Niemniej Allach chce, by jego wiernym powodzi艂o si臋 dobrze, czy nie tak?

Wszyscy si臋 z tym zgodzili. Obecni w pomieszczeniu byli lud藕mi bieg艂ymi w Koranie, a poza tym, kto przedk艂ada艂by bied臋 nad zamo偶no艣膰?

— Wierni przede wszystkim potrzebuj膮 szk贸艂. W艂a艣ciwych szk贸艂 — odpar艂 przyw贸dca religijny. — Potrzebujemy te偶 lepszej opieki lekarskiej. Do艣膰 mam ju偶 pocieszania rodzic贸w zmar艂ego dziecka, kt贸re mog艂oby 偶y膰. Potrzebujemy wielu rzeczy. Temu nie zaprzeczam.

— To wszystko mo偶na za艂atwi膰... Je艣li s膮 pieni膮dze — stwierdzi艂 emisariusz.

— Ta ziemia zawsze by艂a biedna. S膮 bogactwa naturalne, ale nie by艂y w艂a艣ciwie eksploatowane, a teraz stracili艣my wsparcie Moskwy. I to w艂a艣nie wtedy, kiedy uzyskali艣my wolno艣膰, kt贸ra pozwala nam kierowa膰 naszym przeznaczeniem. I w艂a艣nie teraz ten nasz g艂upiec premier zapija si臋 w swoim pa艂acu i zabawia z kobietami. Gdyby by艂 cz艂owiekiem sprawiedliwym i wiernym swojej wierze, by膰 mo偶e uda艂oby si臋 nam zaprowadzi膰 dostatek na tej ziemi — zauwa偶y艂 na ko艅cu, bardziej ze smutkiem ni偶 w z艂o艣ci.

— To, co m贸wisz, oraz nieco zagranicznego kapita艂u — wtr膮ci艂 skromnie jeden z bardziej ekonomicznie u艣wiadomionych cz艂onk贸w orszaku 艣wi臋tego m臋偶a. Islam nigdy nie mia艂 偶adnych zastrze偶e艅 co do dzia艂alno艣ci handlowej. Chocia偶 Zach贸d uznaje go za religi臋 walcz膮c膮 mieczem, to w 艣redniowieczu islam par艂 na wsch贸d na kupieckich statkach i szerzy艂 wiar臋 s艂owem, podobnie jak czynili to niegdy艣 chrze艣cijanie.

— W Teheranie uwa偶a si臋, 偶e nadszed艂 czas, by wierni pocz臋li dzia艂a膰 zgodnie z nakazami Proroka. Pope艂nili艣my b艂膮d wsp贸lny wszystkim niewiernym, karmi膮c narodow膮 chciwo艣膰, miast karmi膰 ludzi i dba膰 o zaspokojenie ich potrzeb. M贸j nauczyciel, Mahmud Had偶i Darjaei, g艂osi potrzeb臋 powrotu do fundamentalnych zasad naszej wiary — wyja艣nia艂 emisariusz, s膮cz膮c ma艂ymi 艂yczkami herbat臋. M贸wi艂 tak偶e spokojnym tonem nauczyciela. Oratorstwo zachowywa艂 na publiczne forum. W zamkni臋tym pokoju, siedz膮c z m臋偶ami nie mniej uczonymi od siebie, stosowa艂 metod臋 spokojnego rozs膮dku. — Mamy bogactwa naturalne. Tylko Allach m贸g艂 nas nimi obdarzy膰 wed艂ug Jemu znanego planu. A teraz obdarzy艂 nas odpowiedni膮 chwil膮. Wy w tym pokoju zachowali艣cie wiar臋 i, mimo prze艣ladowa艅, trwali艣cie przy S艂owie Bo偶ym, podczas gdy inni bogacili si臋. Jest teraz naszym obowi膮zkiem wynagrodzi膰 was za to, powita膰 was w naszym gronie, dzieli膰 z wami nasze bogactwo.

— Mi艂e s膮 to s艂owa — us艂ysza艂 ostro偶n膮 odpowied藕. Ten, kt贸ry te s艂owa wypowiedzia艂, by艂 s艂ug膮 bo偶ym, co wcale nie oznacza艂o naiwno艣ci. Z wielk膮 wpraw膮 ukrywa艂 zawsze swoje my艣li, a nauczy艂o go tego 偶ycie w systemie komunistycznym. Niemniej jasne by艂o, jakim torem biegn膮.

— W naszych zamiarach le偶y zgromadzi膰 wszystkich wyznawc贸w Allacha pod jednym dachem — ci膮gn膮艂 emisariusz. — Tak jak tego pragn膮艂 wielki Prorok Mahomet, niech mu towarzysz膮 nasze b艂ogos艂awie艅stwa i 艣wi臋ty pok贸j. Dzieli nas miejsce zamieszkania, r贸偶ni j臋zyk, a cz臋sto i kolor sk贸ry, ale w naszej wierze jeste艣my jednacy. Jeste艣my wybra艅cami Allacha.

— I jaki z tego p艂ynie wniosek?

— Wniosek oczywisty: chcemy, aby wasza republika po艂膮czy艂a si臋 z nasz膮. B臋dziemy dzia艂a膰 w jedno艣ci. Wasi ludzie otrzymaj膮 od nas szko艂y i opiek臋 lekarsk膮. Pomo偶emy wam rz膮dzi膰 wasz膮 ziemi膮. I b臋dziemy bra膰mi, tak jak chce tego Allach.

Postronny obserwator z Zachodu m贸g艂by uczyni膰 uwag臋, 偶e wszyscy zebrani w pomieszczeniu wydaj膮 si臋 by膰 lud藕mi prostymi. Takie wra偶enie mo偶na by艂o odnie艣膰, widz膮c ich bardzo skromny ubi贸r, s艂ysz膮c ich spos贸b wyra偶ania si臋 lub po prostu dlatego, 偶e siedzieli na ziemi. W rzeczywisto艣ci byli to ludzie roztropni i to, co zaproponowa艂 go艣膰 z Iranu, zaskoczy艂o ich niepomiernie, niemniej ni偶 zaskoczy艂oby poselstwo z innej planety. Istnia艂y olbrzymie r贸偶nice mi臋dzy mieszka艅cami Iranu a ich republiki. Tak naprawd臋 to nic ich nie 艂膮czy艂o z wyj膮tkiem jednego. Mog艂oby to by膰 przypadkowe, tyle 偶e prawdziwi wyznawcy Proroka nie wierzyli w przypadki. Kiedy Rosja, najpierw za car贸w, a nast臋pnie w okresie panowania marksizmu-leninizmu, podbi艂a ich kraje, odar艂a je, z czego mog艂a. Z ich w艂asnej kultury. Ze spadku historii, ze wszystkiego z wyj膮tkiem j臋zyka i wiary, kt贸re pozostawiono im na otarcie 艂ez. Przez kilka pokole艅 ten wy艂om w podporz膮dkowaniu sobie podbitych ziem okre艣lano eufemizmem „zagadnienia narodowo艣ciowe”. Pr贸bowano nawet wprowadza膰 laickie szkolnictwo. W ostatecznym rozrachunku jedyn膮 si艂膮 jednocz膮c膮 pozosta艂a religia, kt贸rej, mimo wszelkich stara艅, nie uda艂o si臋 ca艂kowicie zd艂awi膰. I teraz my艣leli, 偶e to dobrze, i偶 przynajmniej tyle ocalili. Wiary nie mo偶na ca艂kowicie wytrzebi膰, a wszelkie tego pr贸by czyni膮 ludzi prawdziwie religijnych jeszcze silniej wierz膮cymi i gotowymi do po艣wi臋ce艅. A mo偶e takie by艂o w艂a艣nie zamierzenie samego Allacha, kt贸ry chcia艂 wszystkim udowodni膰, 偶e jedynym ratunkiem mo偶e by膰 tylko Prawdziwa Wiara? I teraz wie艣膰 o tym dotar艂a do przyw贸dc贸w duchownych, kt贸rzy przez ca艂y czas trzymali wysoko zapalony kaganek prawdziwej wiedzy. Emisariusz doskonale wiedzia艂, 偶e wszyscy obecni w tym pokoju o tym w艂a艣nie my艣l膮. Zastanawiaj膮 si臋, czy to przypadkiem nie sam Allach ka偶e odrzuci膰 wszystko, co ich dzieli艂o, by po艂膮czy膰 si艂y, tak jak On sobie tego 偶yczy艂. Mi艂o艣膰 bli藕niego jest jedn膮 ze 艣wi臋tych prawd islamu, ale, niestety, d艂ugo by艂a prawd膮 zapomnian膮 przez tych, kt贸rzy mienili si臋 nosicielami s艂owa bo偶ego. Zwi膮zek Radziecki zdech艂, jego spadkobierca jest kaleki i mieszkaj膮ce na rubie偶ach niekochane dzieci Moskwy zosta艂y pozostawione samym sobie, rz膮dzone przez namiastk臋 tego, co dawno min臋艂o. I wszyscy zadawali sobie pytanie: czym偶e jest przedstawiona przez obcego propozycja, je艣li nie objawieniem? Sygna艂em od samego Allacha.

Musz膮 zrobi膰 tylko jedno: pozby膰 si臋 niewiernego, kt贸ry mieni艂 si臋 ich premierem. Niech Allach go os膮dzi ich r臋kami.

* * *

...i chocia偶 nie podoba艂o mi si臋, jak w pa藕dzierniku potraktowali艣cie ch艂opak贸w z Bostonu — powiedzia艂 z u艣miechem Ryan do cz艂onk贸w mistrzowskiej dru偶yny futbolowej NCAA z Uniwersytetu Oklahoma w Norman — musz臋 przyzna膰, 偶e wasze d膮偶enie do perfekcji jest cz臋艣ci膮 ameryka艅skiego ducha. — Czym wcale nie radowa艂 si臋 Uniwersytet Florydy, kt贸ry podczas ostatnich mistrzostw Orange Bowl zako艅czy艂 gr臋 z wynikiem 10:35.

Widownia i tym razem klaska艂a. Jack by艂 tak uszcz臋艣liwiony, 偶e niemal zapomnia艂, i偶 to nie on napisa艂 przem贸wienie. Pomacha艂 praw膮 r臋k膮, tym razem bez opor贸w, co wyra藕nie pokaza艂y kamery telewizji C-SPAN.

— Szybko si臋 uczy — zauwa偶y艂 Ed Kealty. W takich sprawach by艂 obiektywny. Jego publiczny wizerunek to sprawa osobna. Politycy s膮 realistami, w ka偶dym razie w sensie taktycznym.

— Ma 艣wietnego korepetytora — przypomnia艂 Kealty'emu jego szef sztabu. — Nie ma lepszego ni偶 Arnie, a nasza wst臋pna zagrywka zaniepokoi艂a ich, Ed. I van Damm szybciutko wyja艣ni艂 Ryanowi co jest grane. I chyba w ostrych s艂owach.

Nie musia艂 dodawa膰, 偶e „gra” wiele nie przynios艂a. Gazety opublikowa艂y pierwsze wst臋pniaki, ale potem troch臋 pomy艣la艂y i zrobi艂y w ty艂 zwrot. Nie na swoich szpaltach, prasa bowiem rzadko przyznaje si臋 do b艂臋du, ale poprzez tonacj臋 informacji wychodz膮cych z Pokoju Prasowego Bia艂ego Domu. Nie znaczy to, 偶e zacz臋to chwali膰 Ryana, ale przestano u偶ywa膰 politycznie morderczych okre艣le艅 w rodzaju: „niepewny siebie”, „zagubiony”, „niezorganizowany” i tym podobnych. 呕aden Bia艂y Dom, w kt贸rym urz臋duje Arnie van Damm, nie mo偶e by膰 zdezorganizowany i waszyngto艅ski establishment doskonale o tym wiedzia艂.

Nominacje gabinetowe Ryana troch臋 pogmatwa艂y sytuacj臋, ale okaza艂o si臋, 偶e nowi sekretarze podejmuj膮 w艂a艣ciwe kroki. Adler by艂 jeszcze jednym z kr臋gu wtajemniczonych, kt贸ry sam utorowa艂 sobie 艣cie偶k臋 na wysokie stanowisko. Jeszcze jako m艂ody urz臋dnik karmi艂 dobrymi k膮skami zbyt wielu komentator贸w areny mi臋dzynarodowej — a czyni艂 to przez lata — by teraz mieli obr贸ci膰 si臋 przeciwko niemu. I zawsze wykorzystywa艂 ka偶d膮 szans臋, by wychwala膰 profesjonalizm Ryana na polu stosunk贸w mi臋dzynarodowych. George Winston by艂 wzi臋ty z zewn膮trz. Plutokrata, jak mawiano. Na biurku mia艂 notes z numerami telefon贸w wszystkich redaktor贸w naczelnych pism i dzia艂贸w finansowo-ekonomicznych od Berlina do Tokio i cz臋sto prosi艂 o ich opinie oraz rady mog膮ce mu pom贸c w porz膮dkowaniu w艂asnego gospodarstwa. Najbardziej zaskakuj膮cy by艂 Tony Bretano, kt贸remu powierzono piecz臋 nad Pentagonem. Przez ostatnie dziesi臋膰 lat by艂 w og贸le poza kr臋giem wtajemniczonych. Teraz obieca艂 dziennikarzom pisz膮cym o problemach obrony, 偶e albo wymiecie 艣wi膮tyni臋, albo umrze usi艂uj膮c to zrobi膰. I powiedzia艂 im, 偶e mieli racj臋, i偶 Pentagon marnotrawi pieni膮dze, tak jak zawsze twierdzili, ale on przy poparciu prezydenta zrobi, co le偶y w ludzkiej mocy, by oczy艣ci膰 z korupcji ca艂y system zakup贸w wojskowych. Raz na zawsze. Dla niekt贸rych nowi sekretarze stanowili ma艂o sympatyczn膮 gromadk臋. Mimo i偶 nie nale偶eli do waszyngto艅skiej kliki politycznej, potrafili oczarowa膰 pras臋 i czynili to w elegancki spos贸b, dyskretnie, w przedsionkach w艂adzy. A co najgorsze, redakcyjny szpicel Kealty'ego zawiadomi艂, 偶e „Washington Post” przygotowuje wieloodcinkowy artyku艂 o dzia艂alno艣ci Ryana w CIA, i 偶e b臋dzie to tekst niemal kanonizuj膮cy osob臋 by艂ego zast臋pcy dyrektora tej instytucji, pi贸ra samego Boba Holtzmana. Holtzman by艂 kwintesencj膮 prasowego cz艂onka establishmentu i z niewiadomych powod贸w lubi艂 Ryana osobi艣cie, a gdzie艣 tam mia艂 doskona艂e 藕r贸d艂o informacji na jego temat. Je艣li „Washington Post” zacznie to drukowa膰 i je艣li podchwyci to prasa we wszystkich stanach — obie rzeczy mo偶liwe, gdy偶 podbudowa艂oby to jeszcze bardziej presti偶 „Postu” i Holtzmana — to w贸wczas prasa zachowa ostro偶ny dystans od Kealty'ego i w komentarzach redakcyjnych pojawi膮 si臋 rady, by dla dobra kraju wycofa艂 swoje roszczenia. Kealty straci or臋偶 i jego polityczna kariera dobiegnie bardziej ha艅bi膮cego ko艅ca, ni偶 to, co by艂 zmuszony niedawno akceptowa膰. Historycy, kt贸rzy byliby gotowi zamkn膮膰 oczy na jego osobiste przywary, z pewno艣ci膮 skoncentrowaliby si臋 na nadmiernych ambicjach i miast widzie膰 w tym drobn膮 wad臋, zacz臋liby szuka膰 przejaw贸w chorobliwych przerost贸w ambicji w ca艂ej jego karierze. Kealty znalaz艂 si臋 w sytuacji cz艂owieka spogl膮daj膮cego ju偶 nie w g艂膮b wykopanego mu grobu, ale w otch艂a艅, na kt贸rej dnie czyha pot臋pienie.

— Zapomnia艂e艣 o Callie — mrukn膮艂 Ed.

— Nawet ostatnia niezdara uzbrojona w taki tekst mo偶e zab艂ysn膮膰 — zgodzi艂 si臋 szef sztabu. I w tym kry艂o si臋 najwi臋ksze niebezpiecze艅stwo. Wystarcza艂o, by Ryan sprawia艂 wra偶enie, 偶e jest kim艣, oboj臋tnie czy nim by艂, czy nie. A przecie偶 nie by艂!

— Nigdy nie twierdzi艂em, 偶e Ryan jest g艂upi — przyzna艂 Kealty. Musi zdoby膰 si臋 na obiektywizm. To ju偶 nie jest gra. To jest walka na 艣mier膰 i 偶ycie.

— Trzeba to zrobi膰 szybko, Ed.

— Wiem — odpar艂 Kealty. Ale wiedzia艂 r贸wnie偶, 偶e do ustrzelenia przeciwnika potrzeba mu sprawniejszej broni. Ciekawa my艣l, jak na cz艂owieka, kt贸ry przez ca艂e swoje polityczne 偶ycie by艂 zwolennikiem ograniczenia prawa do posiadania broni.

25
Rozkwitanie

Ferm臋 kupi艂 wraz ze stodo艂膮, kt贸ra s艂u偶y艂a teraz jako gara偶. Ernie Brown pracowa艂 w budownictwie i dobrze zarabia艂, najpierw pod koniec lat siedemdziesi膮tych jako hydraulik (by艂 cz艂onkiem zwi膮zku i p艂acono mu wed艂ug stawek zwi膮zkowych), a potem na swoim — w latach osiemdziesi膮tych za艂o偶y艂 przedsi臋biorstwo budowlane, aby uszczkn膮膰 co艣 z doskona艂ych interes贸w, jakie w tym czasie mo偶na by艂o robi膰 w Kalifornii. Chocia偶 dwa rozwody nadszarpn臋艂y jego maj膮tek, sprzeda艂 korzystnie swoje przedsi臋biorstwo, trafiaj膮c na odpowiedni膮 chwil臋, wzi膮艂 pieni膮dze i kupi艂 spory kawa艂ek ziemi w okolicy, kt贸ra nie by艂a jeszcze na tyle modna, by cena nieruchomo艣ci wzros艂a, podbijana przez typk贸w z Hollywood. Uda艂o mu si臋 naby膰 ca艂e 25 hektar贸w absolutnej prywatno艣ci. W艂a艣ciwie to prywatno艣ci mia艂 wi臋cej, gdy偶 o tej porze roku s膮siednie rancza by艂y puste, pastwiska zamarzni臋te, a sp臋dzone do zagr贸d byd艂o zajada艂o pasz臋 z silos贸w. Mo偶na by艂o je藕dzi膰 tam i z powrotem przez kilka dni i nie napotka膰 drugiego samochodu na drodze, tak w ka偶dym razie m贸wiono w Krainie Wielkiego Nieba. Oczywi艣cie, nie licz膮c autobus贸w szkolnych, zastrzegali miejscowi.

W cenie rancza uwzgl臋dniona by艂a nie tylko stodo艂a, ale i pi臋ciotonowa ci臋偶ar贸wka z silnikiem diesla, a do niego zakopana przy stodole cysterna na sze艣膰 tysi臋cy litr贸w. Rodzina, kt贸ra sprzeda艂a ranczo z budynkiem mieszkalnym, ze stodo艂膮, ci臋偶ar贸wk膮 i cystern膮 obcemu przybyszowi z Kalifornii, nie mia艂a poj臋cia, 偶e przepisuje tytu艂 w艂asno艣ci na wytw贸rni臋 bomb. Pierwszym zadaniem Erniego i Pete'a by艂o uruchomienie starej ci臋偶ar贸wki. Uda艂o im si臋 to w czterdzie艣ci minut. Nie dlatego, 偶e chodzi艂o tylko o wymian臋 starego akumulatora na nowy, ale po prostu Pete Holbrook by艂 utalentowanym mechanikiem. Silnik wozu zarycza艂 wi臋c nowym 偶yciem i wyra藕nie okazywa艂 ochot臋 pozostania w艣r贸d 偶ywych. Samoch贸d nie by艂 zarejestrowany i nie mia艂 tablic, co by艂o bliskie regule w tej krainie olbrzymich posiad艂o艣ci ziemskich i nikt im nie przeszkodzi艂 spokojnie dojecha膰 do magazynu zaopatrzenia farm, sze艣膰dziesi膮t kilometr贸w na p贸艂noc.

Przybycie ci臋偶ar贸wki by艂o dla magazynu zwiastunem wiosny. Trudno sobie co艣 lepszego wymarzy膰. Zbli偶a艂a si臋 pora zasiew贸w (w okolicy by艂o sporo ferm zbo偶owych — pszenica), no i zaje偶d偶a pierwszy powa偶ny klient i od razu kupuje ca艂膮 g贸r臋 nawozu azotowego dopiero co przywiezionego z hurtowni w Helenie. Ernie i Pete kupili cztery tony — ilo艣膰 nie wzbudzaj膮c膮 podejrze艅 — kt贸re nap臋dzany propanem w贸zek wid艂owy u艂o偶y艂 na pace ci臋偶ar贸wki. Klienci zap艂acili got贸wk膮, u艣cisn臋li d艂o艅 sprzedawcy i odjechali z u艣miechem.

— Czeka nas kawa艂 roboty — powiedzia艂 Holbrook w po艂owie drogi do rancza.

— 艢wi臋ta racja. I sami b臋dziemy musieli j膮 odwali膰. A mo偶e chcesz 艣ci膮gn膮膰 kogo艣 do pomocy, kto mo偶e okaza膰 si臋 donosicielem? — zapyta艂 Brown i odwr贸ci艂 g艂ow臋.

— Co racja to racja — odpar艂 Pete, gdy w przeciwnym kierunku przemkn膮艂 w贸z policji stanowej. Policjant nawet nie zerkn膮艂 w ich kierunku, ale obaj kompani w szoferce a偶 si臋 spocili ze strachu.

Brown wszystko przekalkulowa艂 ju偶 z dziesi臋膰 razy.

— B臋dzie nam jeszcze potrzebny jeden taki 艂adunek. 呕e to, cholera, jest takie ci臋偶kie. — Drugi zakup zamierzali zrobi膰 nast臋pnego dnia w sk艂adzie nawoz贸w sztucznych pi臋膰dziesi膮t kilometr贸w na po艂udniowy zach贸d od farmy. Tego wieczoru b臋d膮 to paskudztwo roz艂adowywa膰 i przenosi膰 do stodo艂y. Dlaczego na tej cholernej farmie nie ma wid艂aka? — zastanawia艂 si臋 Holbrook. Na szcz臋艣cie dostawca przywiezie i wpompuje do cysterny paliwo, kiedy przyjdzie czas na jego uzupe艂nienie. To stanowi艂o pewne pocieszenie.

* * *

Na chi艅skim wybrze偶u by艂o zimno, co u艂atwi艂o prac臋 satelitom przesuwaj膮cym si臋 nad dwiema bazami morskimi. Obecnie marynarka ChRL nazywa艂a si臋 S艂u偶b膮 Morsk膮 Armii Ludowowyzwole艅czej, co by艂o tak jawnym pogwa艂ceniem wszelkich tradycji morskich, 偶e marynarki pa艅stw zachodnich ignorowa艂y oficjaln膮 nazw臋, u偶ywaj膮c tradycyjnej. Obrazy zarejestrowane przez satelity trafi艂y do Narodowego Centrum Si艂 Zbrojnych w Pentagonie, gdzie oficer dy偶urny zapyta艂 swego oficera wywiadu:

— Chi艅czycy maj膮 jakie艣 膰wiczenia?

— O niczym takim nie wiem.

Z fotografii wykonanej w podczerwieni wynika艂o, 偶e dwana艣cie ustawionych w jednym rz臋dzie okr臋t贸w rozgrzewa艂o silniki, podczas gdy normaln膮 procedur膮 by艂o czerpanie energii elektrycznej z brzegu. Bli偶sze ogl臋dziny wykaza艂y, 偶e w basenie portowym kr臋ci si臋 sze艣膰 holownik贸w. Ekspertem dy偶urnym elektronicznego zwiadu by艂 w danej chwili oficer Armii. Zawo艂a艂 wi臋c oficera Marynarki.

— Przygotowuj膮 si臋 do wyj艣cia w morze — pad艂a oczywista odpowied藕.

— A mo偶e to tylko techniczna kontrola sprawno艣ci czy co艣 takiego?

— Nie potrzebowaliby do tego holownik贸w. Kiedy b臋dziemy mieli kolejne zdj臋cia? — spyta艂 komandor Marynarki, maj膮c na my艣li nast臋pny przelot satelity szpiegowskiego.

— Za pi臋膰dziesi膮t minut.

— Wtedy z pewno艣ci膮 zobaczycie na zdj臋ciach kilka okr臋t贸w wychodz膮cych z obu baz w morze. Stawiam trzy do jednego, 偶e wybieraj膮 si臋 na manewry morskie. — Chwil臋 si臋 zastanawia艂. — A politycznie co艣 si臋 tam sma偶y?

— Nic — odpar艂 oficer dy偶urny.

— No to manewry. Mo偶e kto艣 postanowi艂 sprawdzi膰 ich gotowo艣膰. — Mo偶na by si臋 wi臋cej dowiedzie膰 z oficjalnego komunikatu Pekinu, ale mia艂o to nast膮pi膰 dopiero za p贸艂 godziny — w przysz艂o艣ci, za kt贸rej rozszyfrowywanie p艂acono oficerom zwiadu elektronicznego, ale kt贸rej w danym przypadku nie potrafili przewidzie膰.

* * *

Dyrektor o艣rodka by艂 cz艂owiekiem religijnym, jak tego nale偶a艂o oczekiwa膰 od kogo艣 na tak eksponowanym stanowisku. Niegdy艣 zdolny lekarz, i wci膮偶 zdolny wirusolog, 偶y艂 jednak偶e w kraju, gdzie u偶yteczno艣膰 ludzi mierzy si臋 ich oddaniem szyickiej odmianie islamu. W wypadku dyrektora nikt nie mia艂 w膮tpliwo艣ci, 偶e tak jest. Modli艂 si臋 o okre艣lonych porach i ca艂a jego praca w laboratorium by艂a od tych p贸r uzale偶niona. Tego samego wymaga艂 od swoich podw艂adnych. Jego oddanie wierze by艂o tak wielkie, 偶e wykracza艂 poza 艣cis艂e nauki islamu, nie zdaj膮c sobie nawet z tego sprawy, a przecie偶 przez ca艂y czas powtarza艂 sobie, 偶e nigdy nie sprzeniewierzy艂 si臋 艢wi臋temu S艂owu Proroka czy Woli Allacha. Jak偶eby si臋 odwa偶y艂? Przecie偶 on tylko pomaga niewiernym powr贸ci膰 na 艂ono islamu.

Dyrektor by艂 kierownikiem laboratorium, a materia艂 do艣wiadczalny, czyli wi臋藕niowie, tak czy inaczej, byli osobnikami skazanymi na 艣mier膰. Nawet pomniejsi kryminali艣ci mi臋dzy nimi, z艂odzieje, czterokrotnie pogwa艂cili koraniczne prawo. Tak, na pewno zas艂uguj膮 na 艣mier膰, przekonywa艂 siebie. Ka偶dego dnia zawiadamiano ich, 偶e nadchodzi godzina modlitwy. I chocia偶 kl臋kali, sk艂aniali g艂owy i wypowiadali w艂a艣ciwe s艂owa, 艂atwo mo偶na by艂o stwierdzi膰, patrz膮c na telewizyjny monitor, 偶e tylko udaj膮. Uczestnicz膮 w rytuale, ale nie modl膮 si臋 szczerze, tak jak nakaza艂 Allach. To ich czyni艂o odszczepie艅cami — a odszczepie艅stwo by艂o przest臋pstwem zas艂uguj膮cym na kar臋 艣mierci. Winni s膮 wszyscy, mimo 偶e tylko jeden wys艂ucha艂 prawomocnego wyroku.

By艂 wyznania Bahai. A wyznawcy Bahai stanowili mniejszo艣膰 praktycznie ju偶 wyt臋pion膮. Stanowili sekt臋, kt贸ra si臋 ukszta艂towa艂a ju偶 po powstaniu islamu. Chrze艣cijanie i 呕ydzi byli przynajmniej wymienieni w 艢wi臋tej Ksi臋dze, cho膰 ich religie s膮 fa艂szywe. I wyznaj膮 tego samego Boga. Boga, kt贸rego prorokiem by艂 Mahomet. Bahai pojawili si臋 p贸藕niej, wynajduj膮c co艣 nowego i fa艂szywego, co ich degradowa艂o do statusu pogan. Odrzucaj膮c Prawdziw膮 Wiar臋, zas艂u偶yli na sprawiedliwy gniew. I w艂a艣nie dlatego wypada艂o, by ten w艂a艣nie Bahai pokaza艂, 偶e eksperyment si臋 powi贸d艂.

Warto odnotowa膰, 偶e wi臋藕niowie byli tak ot臋piali beznadziejno艣ci膮 swojej sytuacji, 偶e pocz膮tkowo wcale nie reagowali na symptomy choroby. Do ich pomieszczenia weszli sanitariusze — jak zwykle w ochronnych kombinezonach — by pobra膰 pr贸bki krwi. Jedn膮 z dodatkowych korzy艣ci stanu, w jakim znajdowali si臋 wi臋藕niowie, by艂o to, 偶e zbyt za艂amani i ot臋piali, nie sprawiali k艂opot贸w. Wszyscy przebywali w wi臋zieniu przynajmniej kilkana艣cie miesi臋cy, karmieni byli podle, co te偶 mia艂o wp艂yw na stan fizyczny, zmniejszaj膮c zasoby energii 偶yciowej, poddani dyscyplinie tak surowej, 偶e nie odwa偶ali si臋 jej przeciwstawi膰. Nawet skazani i 艣wiadomi tego, co ich czeka, nie lubi膮 przy艣piesza膰 procesu umierania. Wszyscy ulegle poddawali si臋 pobieraniu pr贸bek krwi przez zadziwiaj膮co ostro偶nych sanitariuszy, kt贸rzy ka偶d膮 fiolk臋 oznaczali numerem 艂贸偶ka „pacjenta”.

W laboratorium pod mikroskop pierwsza posz艂a krew pacjenta nr 3. Test na obecno艣膰 przeciwcia艂 nie by艂 do ko艅ca pewny, a sprawa by艂a zbyt powa偶na, by pozwala膰 sobie na ryzyko b艂臋du. Przygotowano wi臋c pr贸bki, kt贸re umieszczono pod mikroskopami elektronowymi, ustawionymi z pocz膮tku na powi臋kszenie dwudziestotysi臋cznokrotne. Bardzo precyzyjny mechanizm zapewnia艂 ostro艣膰 obrazu, gdy w臋drowano w lewo, w prawo, w g贸r臋, w d贸艂 po ka偶dym skrawku badanego preparatu. I nagle...

— Jest! — wykrzykn膮艂 dyrektor i zwi臋kszy艂 powi臋kszenie do stutysi臋cznokrotnego. Na czarno-bia艂ym monitorze zobaczyli to, czego szukali. W jego kraju istnia艂y wielowiekowe tradycje pasterskie i dlatego dyrektorowi natychmiast przyszed艂 na my艣l pastora艂: 艂a艅cuch rybonukleinowy, cieniutki, zawini臋ty na jednym ko艅cu, na drugim proteinowe p臋tle. Oto klucz do dzia艂ania wirusa. 艢wiat medyczny jeszcze dobrze nie rozumia艂 ca艂ego procesu przemian RNA, i bardzo dobrze. Taki stan rzeczy odpowiada艂 dyrektorowi specjalizuj膮cemu si臋 w broni biologicznej.

— Patrz, Moudi! — wykrzykn膮艂.

— Ju偶 wiem — odpar艂 id膮cy w jego kierunku m艂odszy lekarz. Ebola Mayinga znajdowa艂a si臋 we krwi odszczepie艅ca oznaczonego numerem 3. — Moudi przed chwil膮 przeprowadzi艂 test na obecno艣膰 przeciwcia艂 i wiedzia艂, jak pr贸bka krwi zmienia kolor.

— Mamy potwierdzenie, 偶e wirus mo偶e si臋 przenosi膰 drog膮 kropelkow膮.

— Jestem tego samego zdania — odpar艂 Moudi. Nie drgn臋艂a mu nawet powieka.

— Za dzie艅, mo偶e dwa, powinna nast膮pi膰 druga faza — powiedzia艂 dyrektor. — Wtedy b臋dziemy wiedzieli ju偶 na pewno. — Na razie musia艂 napisa膰 raport.

* * *

Komunikat zaskoczy艂 ambasad臋 ameryka艅sk膮 w Pekinie. W rutynowych lakonicznych zdaniach obwieszcza艂, 偶e chi艅ska marynarka przeprowadzi wielkie manewry w Cie艣ninie Tajwa艅skiej. Przewidziano ostre strzelanie rakietami woda-powietrze i woda-woda w terminach, kt贸re zostan膮 podane p贸藕niej. Rz膮d Chi艅skiej Republiki Ludowej zawiadamia lotnictwa wszystkich kraj贸w oraz og艂asza zamkni臋cie akwenu cie艣niny, aby linie lotnicze i 偶eglugowe mog艂y skorygowa膰 rejsy. Na tym ko艅czy艂 si臋 komunikat i to w艂a艣nie zaniepokoi艂o zast臋pc臋 ambasadora, kt贸ry natychmiast odby艂 narad臋 z attach茅 wojskowym i szefem plac贸wki CIA. 呕aden z nich nie potrafi艂 niczym uzupe艂ni膰 informacji zawartych w komunikacie opr贸cz zwr贸cenia uwagi, 偶e komunikat ani s艂owem nie wymienia Tajwanu. Ambasada wys艂a艂a informacje do Pentagonu, do Departamentu Stanu i do CIA w Langley.

* * *

Darjaei d艂ugo szuka艂 w pami臋ci twarzy, kt贸ra pasowa艂aby do nazwiska, a twarz, kt贸r膮 sobie przypomina艂, by艂a chyba nie t膮, gdy偶 nale偶a艂a do m艂odego cz艂owieka, jeszcze ch艂opca, w Kum. Wiadomo艣膰 za艣 przysz艂a od doros艂ego m臋偶czyzny z przeciwleg艂ego ko艅ca globu. Raman... no tak, Aref Raman, bystry inteligentny ch艂opak! Jego ojciec by艂 handlarzem samochod贸w. Sprzedawa艂 Mercedesy. Sprzedawa艂 je w Teheranie mo偶nym. On sam by艂 cz艂owiekiem chwiejnej wiary, ale jego syn nie. Syn nawet nie zamruga艂, gdy dowiedzia艂 si臋 o 艣mierci rodzic贸w zabitych przypadkowo w艂a艣ciwie przez 偶o艂nierzy szacha, gdy znale藕li si臋 na niew艂a艣ciwej ulicy w niew艂a艣ciwym czasie, w t艂umie demonstrant贸w, z kt贸rymi nic ich nie 艂膮czy艂o. Dosz艂o do ulicznych zamieszek i rodzice zgin臋li. Razem modlili si臋 za dusze zabitych — Aref Raman i jego nauczyciel Darjaei. 艢mier膰 z r臋ki tych, kt贸rym si臋 ufa! To by艂a wielka nauka na przysz艂o艣膰, chocia偶 w jego wypadku zb臋dna. Raman w tym czasie by艂 ch艂opcem g艂臋bokiej wiary, a ponadto bardzo wstrz膮sn臋艂a nim sprawa jego starszej siostry, kt贸ra nawi膮za艂a bli偶sze stosunki z ameryka艅skim oficerem, ha艅bi膮c tym siebie i r贸d Raman贸w. Aref otrzyma艂 nowych „rodzic贸w”, starsze ma艂偶e艅stwo, z kt贸rym wyjecha艂 z Iranu. Rodzinny maj膮tek Raman贸w zosta艂 przekazany do Europy, a stamt膮d do Ameryki, gdzie „Ramanowie” 偶yli spokojnie, nie wdaj膮c si臋 w 偶adn膮 dzia艂alno艣膰 polityczn膮. Darjaei s膮dzi艂, 偶e ju偶 dawno zmarli. Aref by艂 desygnowany do wype艂nienia wielkiej misji. Ju偶 przedtem 艣wietnie opanowa艂 j臋zyk angielski, a potem pobiera艂 d艂ugo nauki. Wreszcie wst膮pi艂 do s艂u偶by pa艅stwowej i wykonywa艂 swe obowi膮zki z t膮 sam膮 perfekcj膮, kt贸r膮 wykaza艂 kiedy艣, podczas pierwszej fazy rewolucji, kiedy to w艂asnor臋cznie zastrzeli艂 dw贸ch oficer贸w si艂 zbrojnych szacha, kiedy spokojnie pili whisky w hotelowym barze.

Od tamtych dni robi艂 tylko to, co mu kazano. Czyli nic. Mia艂 si臋 po prostu wtopi膰 w ameryka艅skie spo艂ecze艅stwo. Znikn膮膰. Mia艂 pami臋ta膰 o swojej misji, ale nie wolno mu by艂o nic przedsi臋bra膰. Ajatollah by艂 dumny, 偶e wybrany przez niego ch艂opak sprawdzi艂 si臋. Z kr贸tkiej wiadomo艣ci dowiedzia艂 si臋, 偶e misja jest niemal wykonana.

Angielskie s艂owo assassin, czyli zab贸jca, pochodzi od arabskiego haszszasz — haszysz, 艣rodek u偶ywany niegdy艣 przez Nizari, tych wyznawc贸w islamu, kt贸rzy fundowali sobie narkotykowe wizje raju przed wyruszeniem na mordercz膮 misj臋. Wed艂ug Darjaei Nizari byli heretykami, a za偶ywanie narkotyk贸w godne pot臋pienia. Nizari nie byli intelektualnymi mocarzami, ale za to skutecznie s艂u偶yli przez par臋 stuleci swoim panom, mistrzom terroru, takim jak Hasan czy Raszid ad-Din. Wykonuj膮c zlecone im morderstwa, umo偶liwiali utrzymanie r贸wnowagi si艂 w regionie obejmuj膮cym obszar dzisiejszej Syrii i Persji. Darjaei uwa偶a艂, 偶e w tej koncepcji tkwi 艣lad geniuszu. Fascynowa艂a go ona od m艂odo艣ci. Wprowadza膰 wiernego agenta do obozu wroga! By艂o to zadanie wymagaj膮ce wielu lat, a wi臋c musia艂o opiera膰 si臋 na g艂臋bokiej wierze wykonawcy. Nizari w efekcie zawiedli, poniewa偶 byli heretykami, odci臋tymi od prawdziwej wiary. Zwabiali do swej sekty pojedyncze jednostki, ale nie przyci膮gali mas. I dlatego mogli s艂u偶y膰 tylko jakiemu艣 okre艣lonemu cz艂owiekowi, ale nie Allachowi. I musieli dodawa膰 sobie animuszu haszyszem, tak jak niewierni czyni膮 to pij膮c alkohol. B艂yskotliwy zamys艂 zawi贸d艂. Niemniej by艂 to zamys艂 b艂yskotliwy. Darjaei mia艂 teraz pod r臋k膮 swojego cz艂owieka, kt贸ry by艂 got贸w wykona膰 zadanie, prosi艂 o instrukcje, czekaj膮c na przeciwleg艂ym ko艅cu zakamuflowanego kana艂u 艂膮czno艣ci, obs艂ugiwanego przez ludzi, kt贸rzy osiedlili si臋 w Ameryce przed co najmniej pi臋tnastu laty.

Wykonanie misji przez Ramana zale偶a艂o tylko od wyboru w艂a艣ciwej chwili. Nawet po pi臋tnastu latach Raman nie uleg艂, nadal pos艂ugiwa艂 si臋 g艂ow膮, nie wspomagany 偶adnymi narkotykami, a w dodatku wyszkolony przez samego Wielkiego Szatana, jakim jest Ameryka. Idea i my艣l tak pi臋kna, 偶e nie potrzeba okrasza膰 jej nawet u艣miechem.

Na prywatnej linii zadzwoni艂 telefon.

— S艂ucham?

— Mam dobre wie艣ci — zawiadomi艂 dyrektor laboratorium.

* * *

— Mia艂e艣 chyba racj臋, Arnie — powiedzia艂 Jack, przechadzaj膮c si臋 podcieniami Zachodniego Skrzyd艂a Bia艂ego Domu. — Wyrwanie si臋 st膮d bardzo dobrze mi zrobi艂o.

Szef personelu zauwa偶y艂, oczywi艣cie, pr臋偶niejszy krok prezydenta, ale nie uczyni艂 na ten temat 偶adnej uwagi. Prezydent zd膮偶y艂 wr贸ci膰 do Bia艂ego Domu na kolacj臋, kt贸r膮 zjad艂 w gronie rodzinnym. Co za r贸偶nica w por贸wnaniu z oficjalnymi lunchami czy wieczornymi przyj臋ciami, kiedy to trzeba wys艂ucha膰 nudnych przem贸wie艅. Co najmniej cztery wieczorne godziny stracone, a w nocy nast臋pny lot. Rano szybki prysznic i z powrotem to samo: nieustaj膮ca kampania, jak膮 prezydent musi prowadzi膰 przez ca艂膮 sw膮 kadencj臋. Tak jakby ju偶 same godziny sp臋dzone w gabinecie pracy nie by艂y przeci膮偶one ogromem obowi膮zk贸w, zawsze podporz膮dkowanych potrzebom utrzymania na piedestale prezydenckiego wizerunku. No c贸偶, to by艂o w demokracji konieczne, bo obywatele oczekiwali od prezydenta czego艣 wi臋cej, ni偶 siedzenia za biurkiem i wykonywania swej misji. Prezydentura by艂a czym艣, czym mo偶na si臋 zach艂ysn膮膰, wcale tego nie lubi膮c — co wydawa艂o si臋 wewn臋trzn膮 sprzeczno艣ci膮, p贸ki si臋 tego nie popr贸bowa艂o.

— Posz艂o ci bardzo dobrze — powiedzia艂 van Damm. — Telewizyjne obrazki pierwsza klasa, a rozmowa z twoj膮 偶on膮 nadana przez NBC te偶 by艂a bez zarzutu.

— Cathy bardzo skrytykowa艂a antenowy materia艂. Uwa偶a, 偶e wyci臋li najlepsze fragmenty.

— Mog艂o by膰 gorzej. — Przynajmniej nie spytali jej o aborcj臋, pomy艣la艂 Arnie. Aby tego unikn膮膰, wykorzysta艂 d艂ugi, kt贸re mia艂a w stosunku do niego NBC, a Tom Donner by艂 podczas lotu poprzedniego dnia traktowany jak senator, otrzymuj膮c rzadki prezent w postaci prawa do filmowania podczas lotu. Za tydzie艅 za艣 Donner, jako pierwszy komentator telewizyjny, mia艂 uzyska膰 wywiad z Ryanem w Gabinecie Owalnym. I tym razem b臋dzie m贸g艂 zada膰 dowolne pytania. Oznacza艂o to wielogodzinne korepetycje van Damma z jego podopiecznym, by Jack nie nadepn膮艂 na 偶adn膮 min臋. Chwilowo jednak van Damm pozwala艂 Ryanowi p艂awi膰 si臋 w blasku minionego dnia. W sumie wyprawa na 艢rodkowy Zach贸d si臋 uda艂a. Jej g艂贸wnym celem by艂o nie tylko oderwanie Ryana od biurka, aby poczu艂, czym jest naprawd臋 prezydentura, ale i pokazanie go jako cz艂owieka z krwi i ko艣ci, by jeszcze bardziej zmarginalizowa膰 Kealty'ego.

* * *

— Dzie艅 dobry, Ben — powiedzia艂 weso艂o prezydent, id膮c za biurko i siadaj膮c w wygodnym obrotowym fotelu. — No wi臋c powiedz mi, jak dzi艣 wygl膮da 艣wiat.

— Mo偶emy mie膰 powa偶ny problem. Chi艅ska marynarka wychodzi w morze — poinformowa艂 Goodley, pe艂ni膮cy obowi膮zki prezydenckiego doradcy do spraw bezpiecze艅stwa. Prezydencka ochrona w艂a艣nie obdarzy艂a go kryptonimem Szuler.

— No i? — Ryan doszed艂 do wniosku, 偶e radosny poranek jest ju偶 histori膮.

— Wygl膮da to na wielkie manewry. W komunikacie jest mowa o ostrym strzelaniu. Nie ma jeszcze 偶adnej oficjalnej reakcji Tajpei.

— Maj膮 tam jakie艣 wybory czy co艣 takiego? — spyta艂 Ryan.

— Dopiero za rok. Tajpei niczym nie chce urazi膰 Chin kontynentalnych. Ich stosunki handlowe s膮 stabilne. Innymi s艂owy, nie mamy wyt艂umaczenia powodu rozpocz臋cia tych manewr贸w.

— Co mamy w tym rejonie?

— Jeden okr臋t podwodny w Cie艣ninie Tajwa艅skiej. Przys艂uchuje si臋 Chi艅czykom.

— A lotniskowce?

— Najbli偶szy na Oceanie Indyjskim. „Stennis” powr贸ci艂 do Pearl Harbor w celu naprawy silnik贸w. „Enterprise” te偶. I oba przez pewien czas tam pob臋d膮. Spi偶arnia jest pusta. — Szuler przypomnia艂 prezydentowi to, co on sam przed kilkoma miesi膮cami powiedzia艂 swemu poprzednikowi.

— A ich wojska l膮dowe? — spyta艂 Ryan.

— W艂a艣ciwie nic nowego. Owszem, aktywno艣膰 nieco wy偶sza od normalnej, jak powiedzieli Rosjanie, ale to ju偶 tak trwa od d艂u偶szego czasu.

Ryan opar艂 g艂ow臋 o sk贸r臋 fotela i wpatrzy艂 si臋 w stoj膮c膮 na biurku fili偶ank臋 kawy bezkofeinowej. Podczas wyjazdu stwierdzi艂, 偶e bardzo mu ona odpowiada — 偶o艂膮dek lepiej na ni膮 reaguje. Podzieli艂 si臋 t膮 obserwacj膮 z Cathy, kt贸ra obdarzy艂a go u艣miechem i doda艂a: „Od lat ci to m贸wi艂am”.

— No dobrze, Ben, daj mi jaki艣 scenariusz wydarze艅!

— Rozmawia艂em ze specami od Chin w Departamencie Stanu i w CIA — zacz膮艂 Goodley. — Mo偶e ich wojskowe kierownictwo podejmuje jaki艣 ruch w ramach polityki wewn臋trznej? Mo偶e demonstruj膮c gotowo艣膰 bojow膮, chc膮 przes艂a膰 sygna艂 do politbiura w Pekinie, 偶e nadal istniej膮 i nadal si臋 licz膮? Wszystko inne by艂oby w istocie czcz膮 spekulacj膮, a ja nie powinienem tego robi膰, prawda, szefie?

— „Nie wiem” oznacza, 偶e si臋 nie wie, prawda? — By艂 to aforyzm, kt贸ry Ryan lubi艂 i cz臋sto powtarza艂.

— W艂a艣nie to mi pan wbija艂 w g艂ow臋 na drugim brzegu Potomaku, panie prezydencie — odpar艂 Goodley, ale bez oczekiwanego przez Ryana u艣miechu. — Nauczy艂 mnie pan tak偶e, abym bardzo nie lubi艂 tego, czego nie potrafi臋 zrozumie膰 i wyja艣ni膰. — Goodley chwil臋 milcza艂, a potem doda艂: — Oni wiedz膮, 偶e my wiemy. Wiedz膮, 偶e nas to musi zainteresowa膰. Wiedz膮, 偶e w Bia艂ym Domu jest nowy cz艂owiek. Wiedz膮 te偶, 偶e, zw艂aszcza na pocz膮tku, nie chce mie膰 na g艂owie dodatkowych k艂opot贸w. Wi臋c dlaczego to robi膮?

— Ot贸偶 to — powiedzia艂 prezydent cicho. — Andrea? — zwr贸ci艂 si臋 do stoj膮cej pod 艣cian膮 agentki, kt贸ra udawa艂a, 偶e nic jej to nie obchodzi.

— S艂ucham, sir?

— Gdzie tu w okolicy siedzi najbli偶szy palacz? — spyta艂 Ryan bez odrobiny wstydu.

— Panie prezydencie, nie mam po...

— Nie k艂am, wiesz doskonale. Musz臋 zapali膰.

Andrea skin臋艂a g艂ow膮 i wysz艂a do sekretariatu. Zna艂a objawy r贸wnie dobrze jak prezydent. Ze zwyk艂ej kawy na kaw臋 bez kofeiny, a teraz papieros. To nawet dziwne, 偶e dopiero teraz.

Po minucie prezydent stwierdzi艂, 偶e i tym razem palaczem jest kobieta. Znowu cieniutki papieros. Wraz z papierosem i niezadowolon膮 min膮, Andrea przynios艂a zapa艂ki i popielniczk臋. Ryan zastanawia艂 si臋, czy Tajna S艂u偶ba mia艂a podobne problemy z Rooseveltem i Eisenhowerem.

Zaci膮gn膮艂 si臋, g艂臋boko zatopiony w my艣lach. Chiny by艂y cichym wsp贸lnikiem w konflikcie — nawet w my艣lach Ryan nie potrafi艂 zmusi膰 si臋 do u偶ycia s艂owa „wojna” — z Japoni膮. Tak w ka偶dym razie przypuszczano. Poszczeg贸lne elementy pasowa艂y do siebie, ale nie by艂o dowod贸w pozwalaj膮cych na wydanie Specjalnej Oceny Wywiadu.

Ryan podni贸s艂 s艂uchawk臋 telefonu.

— Chc臋 m贸wi膰 z dyrektorem Murrayem.

Jednym z mi艂ych atrybut贸w prezydentury by艂 telefon. „B臋dzie m贸wi艂 prezydent” — to proste zdanie wypowiedziane przez sekretark臋 nonszalanckim g艂osem, jakby zamawia艂a pizz臋, jeszcze nigdy nie zawiod艂o, wywo艂uj膮c natychmiastow膮, czasami blisk膮 paniki reakcj臋 po drugiej stronie drutu. Prezydent rzadko czeka艂 d艂u偶ej ni偶 dziesi臋膰 sekund. Tym razem trwa艂o to sze艣膰.

— Dzie艅 dobry, panie prezydencie!

— Dzie艅 dobry, Dan. Jak si臋 nazywa ten inspektor japo艅skiej policji, kt贸ry nas...?

— D偶isaburo Tanaka — odpar艂 natychmiast Murray.

— Jest co艣 wart?

— Mo偶na na nim polega膰. Nie gorszy od ka偶dego z nich. Czego pan od niego potrzebuje, panie prezydencie?

— Zak艂adam, 偶e wyciskaj膮, co si臋 da z Yamaty?

— Mo偶e pan 艣mia艂o za艂o偶y膰, sir, 偶e si臋 nie patyczkuj膮. — Pe艂ni膮cy obowi膮zki dyrektora FBI powiedzia艂 to bardzo powa偶nym tonem.

— Chc臋 wiedzie膰 o jego kontaktach z Chi艅czykami.

— Chyba da si臋 zrobi膰. Spr贸buj臋 natychmiast go z艂apa膰. Czy mam do pana zadzwoni膰, panie prezydencie?

— Nie. Poinformuj Bena Goodleya.

— Rozumiem, sir. Ju偶 dzwoni臋. W Tokio zbli偶a si臋 p贸艂noc.

— Dzi臋kuj臋, Dan. Cze艣膰. — Ryan od艂o偶y艂 s艂uchawk臋. — Spr贸bujmy to rozpl膮ta膰...

— Postaram si臋, szefie — odpar艂 Goodley. — Stan臋 na g艂owie.

— Co艣 jeszcze gdzie艣 si臋 dzieje? Irak?

— To samo, co wczoraj. Kolejne egzekucje. Rosjanie przekazali nam to, co maj膮 o „Zjednoczonej Republice Islamskiej”. Wszyscy s膮dzimy, 偶e to ca艂kiem mo偶liwe, ale jawnie nie zrobili jeszcze 偶adnego ruchu. Mia艂em si臋 tym w艂a艣nie dzi艣 zaj膮膰, ale...

— No to le膰 i si臋 zajmij.

* * *

— No dobrze, jakie regu艂y gry? — zapyta艂 Tony Bretano. Robby Jackson nie przepada艂 za robieniem czegokolwiek na pr臋dce, ale taka to ju偶 by艂a praca nowo mianowanego J-3 — szefa wydzia艂u operacyjnego Kolegium Szef贸w Sztab贸w. W ci膮gu ostatnich paru dni zd膮偶y艂 polubi膰 Tony'ego Bretano, desygnowanego na stanowisko sekretarza obrony. Bretano by艂 twardy i ostry, ale warcza艂 raczej na pokaz. Umys艂 mia艂 gi臋tki, 艣wietnie funkcjonuj膮cy i podejmowa艂 szybko decyzje. No i jako in偶ynier m贸g艂 wiedzie膰 to, czego Jackson nie wiedzia艂. Poza tym nie ba艂 si臋 pyta膰.

— W tamtym rejonie mamy „Pasaden臋”, uderzeniowy okr臋t podwodny na patrolu, panie sekretarzu. Oderwali艣my j膮 od podgl膮dania i p臋tania si臋 za chi艅skimi okr臋tami podwodnymi, i kazali艣my p艂yn膮膰 na p贸艂nocny zach贸d. Nast臋pnie kierujemy na ten obszar jeszcze par臋 jednostek, przydzielamy akweny dozoru i ka偶emy mie膰 otwarte oczy. Nawi膮zujemy 艂膮czno艣膰 z Tajpei i prosimy, 偶eby nam przekazywali, co widz膮 i s艂ysz膮. Zwykle w艂膮czaj膮 si臋 do gry. W艂膮cz膮 si臋 i teraz. Normalnie podes艂aliby艣my bli偶ej jaki艣 lotniskowiec, ale, niestety, tym razem nie mamy nic w pobli偶u. A poza tym, przy braku jakichkolwiek gr贸藕b pod adresem Tajwanu, by艂aby to przesadna reakcja. Natomiast z bazy lotniczej Andersen na Guam wy艣lemy samolot dozoru elektronicznego.

— Reasumuj膮c: zbieramy informacje i poza tym nic konkretnego? — spyta艂 sekretarz obrony.

— Zbieranie informacji to bardzo konkretna rzecz, sir, ale ma pan racj臋: nic wi臋cej.

Sekretarz obrony u艣miechn膮艂 si臋.

— O tak, to bardzo konkretne. Co艣 o tym wiem. To ja zbudowa艂em satelity, kt贸rych u偶ywacie. Co one nam powiedz膮?

— Najprawdopodobniej kilometry nas艂uch贸w. Na艂api膮 ich tyle, 偶e wszyscy nasi sinolodzy w Port Meade b臋d膮 mieli po uszy roboty. Z tych rozm贸w niewiele si臋 dowiemy, je艣li idzie o og贸lne intencje. Jednak偶e, z punktu widzenia operacyjnego, po偶ytek b臋dzie du偶y: dowiemy si臋 o ich mo偶liwo艣ciach, o zdolno艣ci operacyjnej. O ile znam admira艂a Mancuso, dow贸dc臋 naszych si艂 podwodnych na Pacyfiku, ka偶e paru swoim jednostkom pobawi膰 si臋 w kotka i myszk臋 z Chi艅czykami. Nic ostentacyjnego. To jest tylko jedna z naszych opcji, je艣li przebieg chi艅skich manewr贸w wyda si臋 Mancuso podejrzany.

— Niezbyt dobrze pana zrozumia艂em.

— Chodzi o to, 偶e je艣li chce si臋 艣miertelnie przerazi膰 marynarza, to zawiadamia si臋 go, 偶e w okolicy s膮 okr臋ty podwodne. Zawiadamia si臋 go, wystawiaj膮c nagle peryskop w 艣rodku jego formacji i natychmiast znikaj膮c. Jest to ostra, niemi艂a dla przeciwnika zagrywka. Nasi ludzie s膮 w tym nie藕li. Bert Mancuso wie, jak to robi膰. Bez niego nie daliby艣my rady Japo艅czykom.

— Rzeczywi艣cie jest a偶 tak dobry? — Dla nowego sekretarza obrony nazwisko Mancuso nic nie znaczy艂o.

— Nie ma lepszych. To cz艂owiek, kt贸rego nale偶y s艂ucha膰 i to uwa偶nie, podobnie jak Dave'a Seatona, szefa Floty Pacyfiku.

— Admira艂 DeMarco powiedzia艂 mi...

— Czy mog臋 co艣 szczerze powiedzie膰, sir? — spyta艂 J-3.

— Zawsze i tylko szczerze, Jackson!

— Bruno DeMarco zosta艂 zast臋pc膮 szefa operacji morskich tylko z jednego powodu...

Bretano natychmiast zrozumia艂, o co chodzi.

— Aha, 偶eby wyg艂asza艂 przem贸wienia i nie robi艂 nic, co mog艂oby zaszkodzi膰 Marynarce? — W odpowiedzi otrzyma艂 skinienie g艂owy Robby'ego. — Rozumiem, admirale Jackson.

— Nie znam si臋 wiele na przemy艣le, sir, ale na temat budynku, w kt贸rym si臋 znajdujemy, mog臋 wiele powiedzie膰. W Pentagonie znajdzie pan dwa rodzaje wojskowych: oficer贸w i urz臋dnik贸w. Admira艂 DeMarco sp臋dzi艂 tu ponad po艂ow臋 swojej kariery. Mancuso i Seaton s膮 oficerami liniowymi i robi膮, co w ich mocy, by tu nie trafi膰.

— Podobnie jak admira艂 Robby Jackson — zauwa偶y艂 z u艣miechem Bretano.

— Odpowiada mi zapach s艂onego powietrza, sir. Nie mam zamiaru uwija膰 tu sobie gniazdka. Pan zdecyduje, czy ja panu odpowiadam, czy nie. A poza tym — westchn膮艂 — jestem tu, poniewa偶 d艂u偶ej nie mog臋 lata膰, a tylko dlatego w艂o偶y艂em mundur. Wszystko mi jedno, czy odpowiadam panu, czy nie, mam obowi膮zek powiedzie膰, 偶e kiedy Seaton i Mancuso otwieraj膮 usta, to trzeba milcze膰 i s艂ucha膰.

— Co艣 ty taki wnerwiony, Robby? — zapyta艂 sekretarz obrony z wyra藕nym niepokojem. Bretano zna艂 si臋 na ludziach i wiedzia艂, 偶e Jacksona te偶 warto s艂ucha膰.

— Wnerwiony? Mo偶e na los. Artretyzm. Powtarza si臋 w rodzinie. Ale jako艣 sobie daj臋 rad臋. Mog艂o by膰 gorzej. Nie przeszkadza mi to jeszcze w golfie, a poza tym admira艂owie i tak niewiele lataj膮.

— Nie zale偶y ci na dalszym awansie? — Bretano mia艂 zamiar przypi膮膰 Jacksonowi jeszcze jedn膮 gwiazdk臋.

— Jestem synem kaznodziei z Misissipi. Dosta艂em si臋 do Annapolis. Przez dwadzie艣cia lat pilotowa艂em my艣liwce i jeszcze 偶yj臋, 偶eby m贸c panu o tym powiedzie膰. — Co nie uda艂o si臋 wielu z mojego rocznika, pomy艣la艂 ze smutkiem Robby. — Mog臋 w ka偶dej chwili przej艣膰 w stan spoczynku i otrzyma膰 jeszcze dobr膮 prac臋. Bez wzgl臋du na to, co ze mn膮 tu si臋 stanie, jestem wygrany. Ale Ameryka by艂a dla mnie dobra i co艣 ode mnie si臋 jej nale偶y. Czyli musz臋 m贸wi膰 prawd臋, sir, i wype艂nia膰, jak mog臋 najlepiej swoje zadania. I pies drapa艂 konsekwencje.

— Wygl膮da na to, 偶e nie nale偶ysz do tej drugiej kategorii wojskowych. Nie jeste艣, jak to nazwa艂e艣, urz臋dnikiem w mundurze? — Bretano by艂 ciekawy, jakie Jackson mo偶e mie膰 wykszta艂cenie poza Akademi膮 Marynarki. M贸wi艂 jak kompetentny in偶ynier.

— Zdecydowanie nie. Wola艂bym gra膰 na fortepianie w burdelu. By艂oby to uczciwsze.

— Wiesz co, Jackson? B臋dzie si臋 nam dobrze razem pracowa艂o. Naszkicuj plan. I miej oko na Chi艅czyk贸w.

— W zasadzie mam tylko doradza膰 i...

— Wi臋c uzgodnij to z Seatonem. Odnosz臋 wra偶enie, 偶e on te偶 ciebie uwa偶nie s艂ucha.

* * *

Zespo艂y inspekcyjne ONZ by艂y tak przyzwyczajone do ci膮g艂ych rozczarowa艅, 偶e inspektorzy nie wiedzieli, jak sobie poradzi膰 z niespodzianym podporz膮dkowaniem si臋 ich pro艣bom. Dyrekcje kontrolowanych przedsi臋biorstw wr臋cza艂y im tony dokument贸w, fotografii oraz ta艣m wideo, i niemal gna艂y inspektor贸w przez wszystkie hale fabryczne, wyja艣niaj膮c szczeg贸艂owo funkcjonowanie urz膮dze艅 i wskazuj膮c te, kt贸re w specyficznych okoliczno艣ciach mog艂yby by膰 wykorzystywane do produkcji zakazanych produkt贸w. Cz臋sto te偶 iraccy in偶ynierowie skwapliwie informowali, jak mo偶na permanentnie neutralizowa膰 r贸偶ne gro藕ne sk艂adniki. Nadal jednak pozostawa艂 drobny problem, a mianowicie ten, 偶e nie ma praktycznej r贸偶nicy miedzy zak艂adami produkcji broni chemicznych, a tymi kt贸re produkuj膮 艣rodki owadob贸jcze. Gazy parali偶uj膮co-drgawkowe by艂y przypadkowym odkryciem przy okazji bada艅 nad skutecznym 艣rodkiem do eliminacji robactwa (wi臋kszo艣膰 艣rodk贸w owadob贸jczych to gazy parali偶uj膮co-drgawkowe), a je艣li ju偶 o tym mowa, to by艂y nimi r贸wnie偶 ich g艂贸wne sk艂adniki chemiczne, zwane „prekursorami”. Poza tym ka偶dy zak艂ad chemiczny wytwarza najrozmaitsze produkty uboczne szkodliwe dla zdrowia cz艂owieka, w tym tak偶e 艣miertelne trucizny.

Ale obowi膮zywa艂y pewne regu艂y, a jedna z tych regu艂 zak艂ada艂a, 偶e uczciwi ludzie nie produkuj膮 zakazanych broni. No i Irak z dnia na dzie艅 sta艂 si臋 w艂a艣nie takim uczciwym cz艂onkiem mi臋dzynarodowej wsp贸lnoty.

Ten fakt zosta艂 jasno stwierdzony podczas posiedzenia Rady Bezpiecze艅stwa ONZ. Ambasador Iraku przemawia艂 ze swego fotela przy okr膮g艂ym stole, demonstruj膮c wykresy i zestawienia wykazuj膮ce, co ju偶 zosta艂o poddane inspekcji i ubolewaj膮c, 偶e przedtem nie m贸g艂 ujawni膰 prawdy. Obecni na sali dyplomaci 艣wietnie go rozumieli. Oni sami tyle nak艂amali, 偶e ju偶 nie wiedzieli, co jest prawd膮, a co nie. Dlatego te偶, wys艂uchuj膮c kolejnej „prawdy”, obwieszczanej przez irackiego ambasadora, nie dostrzegali kryj膮cego si臋 za jego s艂owami wielkiego k艂amstwa.

— Wobec faktu pe艂nego podporz膮dkowania si臋 mojego kraju rezolucjom ONZ, usilnie prosimy, by, w obliczu pal膮cych potrzeb naszych obywateli, jak najszybciej zosta艂o zniesione embargo na dostawy 偶ywno艣ci — zako艅czy艂 ambasador. Obecni za sto艂em dyplomaci z zadowoleniem stwierdzili, 偶e nawet ton wyst膮pienia ambasadora by艂 niezwykle uk艂adny.

— Oddaj臋 teraz g艂os ambasadorowi Islamskiej Republiki Iranu — obwie艣ci艂 ambasador ChRL, pe艂ni膮cy rotacyjn膮 funkcj臋 przewodnicz膮cego Rady.

— 呕aden kraj nie ma wi臋kszych ni偶 my powod贸w do niech臋ci wobec Iraku — o艣wiadczy艂 wezwany do zabrania g艂osu m贸wca. — Chemiczne zak艂ady, kontrolowane dzi艣 przez mi臋dzynarodowe zespo艂y ekspert贸w, produkowa艂y bro艅 masowego ra偶enia i 艣rodki te by艂y u偶yte przeciwko Iranowi. Jednak偶e naszym obowi膮zkiem jest uzna膰, 偶e oto nasta艂 nowy dzie艅 dla naszego s膮siada. Obywatele Iraku d艂ugo cierpieli z powodu post臋powania ich by艂ego w艂adcy. Tego w艂adcy ju偶 nie ma i nowy rz膮d wykazuje ka偶dym swym post臋pkiem, 偶e wraca na 艂ono wsp贸lnoty mi臋dzynarodowej. W obliczu tego faktu Islamska Republika Iranu poprze wniosek o natychmiastowe zniesienie embarga. Na w艂asn膮 r臋k臋 zorganizujemy dora藕ne dostawy 偶ywno艣ci, by ul偶y膰 doli obywateli Iraku. Iran proponuje, by zniesienie embarga by艂o uzale偶nione od kontynuowania obecnej polityki przez rz膮d iracki. W tym te偶 celu przedstawiamy projekt rezolucji numer 3.659...

Scott Adler przylecia艂 do Nowego Jorku, aby zaj膮膰 fotel przedstawiciela Stan贸w Zjednoczonych w Radzie Bezpiecze艅stwa. Sta艂y przedstawiciel USA przy ONZ by艂 do艣wiadczonym dyplomat膮, ale w pewnych sytuacjach blisko艣膰 Waszyngtonu okazywa艂a si臋 bardzo po偶yteczna, a to w艂a艣nie, zdaniem Adlera, by艂a jedna z takich sytuacji. Czy jego obecno艣膰 co艣 zmieni, to ju偶 zupe艂nie inna sprawa. Sekretarz stanu nie mia艂 w r臋kawie 偶adnych as贸w. W dyplomacji czasami najlepszym zagraniem jest zrobi膰 dok艂adnie to, czego 偶膮da przeciwnik. Na przyk艂ad w 1991 roku bardzo si臋 obawiano, 偶e Irak po prostu wycofa si臋 z Kuwejtu, pozostawiaj膮c Ameryk臋 i jej sojusznik贸w w g艂upiej sytuacji. Nie mogliby ruszy膰 palcem, a Irak jeszcze na pewien czas zachowa艂by sw膮 pot臋g臋 wojskow膮. Na szcz臋艣cie takie wyj艣cie okaza艂o si臋 zbyt chytre jak na irackie my艣lenie. Ale na pewno kto艣 dobrze zapami臋ta艂 lekcj臋. Kiedy si臋 偶膮da, 偶eby kto艣 co艣 zrobi艂, bo inaczej nie dostanie czego艣, czego potrzebuje, i ten kto艣 to robi, to w贸wczas trudno go pozbawia膰 tego, czego ten kto艣 tak bardzo potrzebuje.

Adler zna艂 dobrze sytuacj臋, ale co mog艂o mu to pom贸c? Przypomina艂o to troch臋 pokera. Cz艂owiek pokazuje trzy asy, a przeciwnik wyk艂ada kolor. Pe艂na informacja nie zawsze pomaga. Jedyne, co w tym wypadku mo偶e op贸藕ni膰 procedur臋, to 偶贸艂wi krok, charakterystyczny dla wszelkich poczyna艅 ONZ. Ale i krok potrafi ulec przy艣pieszeniu, je艣li dyplomaci do艣wiadcz膮 napadu entuzjazmu. Adler m贸g艂 prosi膰 o od艂o偶enie g艂osowania nad wnioskiem, p贸ki Irak nie udowodni pe艂nego wykonania zobowi膮za艅 wynikaj膮cych z rezolucji ONZ, ale, niestety, Iran da艂 sobie rad臋 z tym problemem, przedstawiaj膮c projekt rezolucji tylko warunkowo zawieszaj膮cej embargo. I jednocze艣nie zawiadomi艂, 偶e tak czy inaczej, z rezolucj膮 ONZ czy bez niej, zamierza do Iraku 偶ywno艣膰 dostarcza膰 — co ju偶 zreszt膮 zrobi艂, wysy艂aj膮c konw贸j ci臋偶ar贸wek — przy za艂o偶eniu, 偶e rzecz nielegalna robiona jawnie, staje si臋 uznanym faktem. Sekretarz stanu zerkn膮艂 na swego ambasadora — od lat byli przyjaci贸艂mi — i przechwyci艂 ironiczne mrugni臋cie. Ambasador brytyjski spogl膮da艂 na bloczek zabazgrany rysuneczkami. Rosjanin z zapa艂em przegl膮da艂 depesze. Nikt nie s艂ucha艂. Bo i po co. Za dwie godziny rezolucja Iranu przejdzie. No c贸偶, mog艂o by膰 gorzej. Adler b臋dzie mia艂 przynajmniej okazj臋 porozmawia膰 w cztery oczy z chi艅skim ambasadorem i zada膰 mu par臋 pyta艅 na temat tych manewr贸w morskich. Zna艂 odpowied藕, jak膮 otrzyma, ale nadal nie b臋dzie wiedzia艂, czy prawdziw膮, czy te偶 ca艂kowicie k艂amliw膮. Oczywi艣cie. Jestem sekretarzem stanu najpot臋偶niejszego pa艅stwa 艣wiata, ale dzi艣 pozostaj臋 wy艂膮cznie widzem, pomy艣la艂.

26
Chwasty

Nie ma nic gorszego, ni偶 widok chorego dziecka, pomy艣la艂 doktor MacGregor. Mia艂a na imi臋 Sahaila. 艁adne imi臋 dla 艂adnej dziewczynki. Ojciec przyni贸s艂 j膮 na r臋kach. Na pierwszy rzut oka sprawia艂 wra偶enie m臋偶czyzny szorstkiego w obej艣ciu. MacGregor z do艣wiadczenia wiedzia艂, 偶e takim ludziom mo偶na w zasadzie ufa膰. W tym wypadku choroba dziecka jeszcze bardziej uwypukli艂a te cechy. Za ojcem sz艂a matka. Towarzyszy艂 jej jeszcze jeden Arab. Za nimi zjawi艂 si臋 Suda艅czyk, wygl膮daj膮cy na urz臋dnika. MacGregor zlustrowa艂 ca艂y orszak, wszystko odnotowa艂 w pami臋ci i na tym poprzesta艂, gdy偶 doro艣li nie byli chorzy. Chora by艂a Sahaila.

— Witam ponownie, m艂oda damo — zwr贸ci艂 si臋 do dziewczynki z u艣miechem, maj膮cym podeprze膰 samopoczucie dziecka. — 殴le si臋 czujesz, tak? No to zobaczymy i co艣 poradzimy. Chod藕 ze mn膮.

Obecno艣膰 przedstawiciela w艂adzy wskazywa艂a, 偶e ci ludzie s膮 dla kogo艣 wa偶ni. Postanowi艂 okaza膰 im odpowiednie wzgl臋dy. Poprowadzi艂 wszystkich do gabinetu. Ojciec posadzi艂 c贸rk臋 na le偶ance i cofn膮艂 si臋 par臋 krok贸w, pozostawiaj膮c matk臋, kt贸ra trzyma艂a ma艂膮 za r臋k臋. Ochroniarze — bo to jednak byli chyba ochroniarze, doszed艂 do wniosku MacGregor — wycofali si臋 na zewn膮trz. Lekarz dotkn膮艂 cz贸艂ka Sahaili. Rozpalone. Co najmniej trzydzie艣ci dziewi臋膰. Umy艂 starannie r臋ce i za艂o偶y艂 r臋kawiczki, podobnie jak poprzednim razem. By艂a to przecie偶 Afryka, a w Afryce trzeba stosowa膰 wszystkie 艣rodki ostro偶no艣ci. Zmierzy艂 jej temperatur臋 w uchu: trzydzie艣ci dziewi臋膰 i cztery. T臋tno szybkie, ale u dziecka nie wzbudza to specjalnego niepokoju. Kr贸tkie badanie serca stetoskopem da艂o normalne odg艂osy. 呕adnych szmer贸w w p艂ucach, chocia偶 ma艂a oddycha艂a szybko, podobnie jak szybko bi艂o jej serce. Gor膮czka, rzecz cz臋sta u ma艂ych dzieci, zw艂aszcza u tych, kt贸re zmieni艂y niedawno warunki klimatyczne.

— Jakie ma objawy? — spyta艂 rodzic贸w.

— Nie mo偶e je艣膰... — tym razem ojciec zabra艂 g艂os. — A je艣li idzie o wypr贸偶nianie...

— Wymioty i biegunka? — spyta艂 MacGregor, badaj膮c oczy dziecka. 呕adnych objaw贸w chorobowych.

— Tak, doktorze. Jedno i drugie.

— Przybyli艣cie pa艅stwo niedawno? — Podni贸s艂 g艂ow臋, nie s艂ysz膮c odpowiedzi. — Musz臋 to wiedzie膰.

— Tak. Niedawno. Z Iraku.

— I wasza c贸rka objawia lekk膮 zadyszk臋, jak przy astmie, i nic wi臋cej, tak? Nie ma innych problem贸w zdrowotnych?

— Tak. Zadyszka i temperatura. Przesz艂a wszystkie szczepienia. Nigdy jej si臋 nic podobnego nie przytrafi艂o — wyja艣ni艂 ojciec. Matka tylko potakiwa艂a. Ojciec przej膮艂 wszystko w swoje r臋ce, prawdopodobnie dlatego, by okaza膰 autorytet, sk艂oni膰 lekarza do energiczniejszego dzia艂ania. MacGregorowi to nie przeszkadza艂o.

— Czy po przyje藕dzie jad艂a co艣 radykalnie odmiennego, ni偶 w Iraku? Widzi pan, zmiana otoczenia ma olbrzymi wp艂yw na ludzi. Rozstraja ich tak偶e fizycznie. Zw艂aszcza dzieci. To mo偶e by膰 tutejsza woda, na przyk艂ad.

— Da艂am jej lekarstwo, ale pogorszy艂o si臋 — wtr膮ci艂a matka.

— To na pewno nie woda — powiedzia艂 ojciec autorytatywnie. — Nasz dom ma w艂asn膮 studni臋. I woda jest bardzo dobra. Jakby na dany znak Sahaila j臋kn臋艂a i, odwr贸ciwszy g艂贸wk臋, zwymiotowa艂a na st贸艂. Struga pola艂a si臋 na ceramiczn膮 posadzk臋. Wymiociny mia艂y niedobry kolor. Czerwone i czarne plamki. Czerwone dobrej krwi, 艣wie偶ej, czarne zakrzep艂ej, starej. To nie zmiana strefy klimatycznej czy czasowej ani woda! Mo偶e wrz贸d? Zatrucie pokarmowe? MacGregor zamruga艂 i instynktownie sprawdzi艂, czy ma na d艂oniach r臋kawice. Matka rozgl膮da艂a si臋 za ligninowymi serwetkami...

— Niech pani tego nie dotyka — powiedzia艂 dziwnie zmienionym g艂osem MacGregor. Zmierzy艂 ci艣nienie. Niskie — potwierdza艂oby to wewn臋trzne krwawienie. — Sahailo, chyba b臋dziesz musia艂a sp臋dzi膰 noc z nami, 偶eby艣 jutro mog艂a bawi膰 si臋 z dzie膰mi — powiedzia艂.

* * *

To ju偶 nie tak, jak za dawnych czas贸w. Ale co jest? Mimo to Mancuso nadal znajdowa艂 satysfakcj臋 w tym, co robi艂. Mia艂 za sob膮 zupe艂nie przyzwoit膮 wojn臋 — zawsze my艣la艂 o tamtych dniach jako o wojnie. Jego okr臋ty podwodne dokona艂y dok艂adnie tego, do czego by艂y przeznaczone. Utraciwszy „Ashville” i „Charlotte” — wtedy gdy jeszcze nie by艂o wiadomo o rozpocz臋ciu wrogich dzia艂a艅 — nie utraci艂 ju偶 nic wi臋cej. Jego okr臋ty podwodne wykona艂y skrupulatnie wszystkie powierzone im zadania, zap臋dzaj膮c nieprzyjacielsk膮 flotyll臋 w zr臋cznie zastawion膮 pu艂apk臋, wspieraj膮c b艂yskotliw膮 operacj臋 specjaln膮, dokonuj膮c uderze艅 rakietowych spod wody i, jak zwykle, zbieraj膮c informacje. Dow贸dca si艂 podwodnych Floty Pacyfiku cieszy艂 si臋 z tego, 偶e wydoby艂 z zapomnienia stare nosiciele rakiet balistycznych. Wielkie i niepor臋czne, gdy chodzi艂o o szybkie podchody, spisa艂y si臋 艣wietnie w zleconych im misjach. Teraz, 艣ci膮gni臋te do portu, tkwi艂y u nabrze偶a, a ich za艂ogi na nieco rozko艂ysanych nogach szw臋da艂y si臋 po mie艣cie. Mancuso doszed艂 do wniosku, 偶e czas na troch臋 skromno艣ci i przyzna艂 w duchu, 偶e Nelsonem z pewno艣ci膮 nie jest. Ot, wykona艂 dobrze prac臋, za kt贸r膮 mu p艂acono. A teraz dosta艂 nowe zadanie.

— Wi臋c o co im chodzi? Co oni tam kombinuj膮? — spyta艂 swego bezpo艣redniego prze艂o偶onego, admira艂a Dave'a Seatona.

— Tego nie wie nikt. — Seaton przylecia艂, 偶eby si臋 przyjrze膰 sytuacji z bliska. Jak ka偶dy prawdziwy marynarz, stara艂 si臋 wyrywa膰 z gabinetu jak mo偶na najcz臋艣ciej, cho膰by tylko po to, by odwiedzi膰 gabinet kogo艣 innego. — Mo偶e wielkie manewry. Ale mo偶liwe, 偶e chc膮 sprawdzi膰 nowego prezydenta: postanowili podra偶ni膰 tygrysa patykiem i zobaczy膰, co z tego wyjdzie. — Wojskowi nie lubili tego rodzaju sprawdzania, gdy偶 zawsze 艂膮czy艂o si臋 to z ryzykiem. Zdarza艂y si臋 ofiary. Poniewa偶 chodzi艂o o sprawdzenie czujno艣ci i reakcji si艂 zbrojnych, ofiarami z regu艂y padali wojskowi.

— Znam Ryana osobi艣cie — powiedzia艂 z powag膮 Burt.

— Tak?

— Niezbyt dobrze, ale znam. Kiedy mieli艣my t臋 histori臋 z „Czerwonym Pa藕dziernikiem”...

Seaton skrzywi艂 si臋, ale z u艣miechem.

— Je艣li kiedykolwiek spr贸bujesz mi to opowiedzie膰, to jeden z nas b臋dzie musia艂 zabi膰 drugiego. A ja jestem wi臋kszy. — Historia „Czerwonego Pa藕dziernika” by艂a jednym z najwi臋kszych sekret贸w Marynarki i niewielu j膮 zna艂o, najwy偶ej z plotek, kt贸rych kr膮偶y艂o wiele i to cz臋sto sprzecznych.

— Tak, ale pan nale偶y do kategorii tych, kt贸rzy powinni wiedzie膰, admirale. Powinien pan wiedzie膰, jakim facetem jest zwierzchnik si艂 zbrojnych. P艂ywa艂em z nim.

— Co ty m贸wisz?

— Ryan by艂 ze mn膮 na pok艂adzie. Zjawi艂 si臋 tam nawet jeszcze przede mn膮. — Mancuso by艂 niemal szcz臋艣liwy, 偶e wreszcie mo偶e komu艣 bezkarnie opowiedzie膰 ca艂膮 morsk膮 przygod臋. Dave Seaton by艂 dow贸dc膮 teatru dzia艂a艅 wojennych i powinien wiedzie膰, kim jest cz艂owiek, kt贸ry wydaje z Waszyngtonu rozkazy.

— S艂ysza艂em, 偶e mia艂 co艣 wsp贸lnego z operacj膮, i 偶e pojawi艂 si臋 w bazie, ale my艣la艂em, 偶e tylko w Norfolk, kiedy wci膮gali tego Ruska do doku. Ryan by艂 szpiegiem, tak?

— Nie tylko. Zabi艂 faceta. Zastrzeli艂. W przedziale rakietowym. Zanim jeszcze zjawi艂em si臋 na pok艂adzie. Trzyma艂 w r臋kach ster, kiedy taranowali艣my Alf臋. By艂 absolutnie przera偶ony, ale to zrobi艂. Nasz obecny prezydent tam by艂 i to zrobi艂! I je艣li Chi艅czycy chc膮 go sprawdza膰, to niech sobie sprawdzaj膮. Ja stawiam na Ryana ka偶de pieni膮dze.

— Dobrze wiedzie膰 — mrukn膮艂 Seaton.

— Wi臋c jak膮 mamy misj臋? — spyta艂 dow贸dca flotylli.

— J-3 chce, 偶eby艣my troch臋 si臋 rozejrzeli.

— Zna pan Jacksona lepiej ode mnie, admirale. Zalecenia?

— Je艣li to tylko manewry, to obserwujemy zza w臋g艂a. Je艣li jest inaczej, poka偶emy, 偶e nas to obchodzi. Poza tym, nie mamy kogo innego, 偶eby zwiedzi艂 Cie艣nin臋 Tajwa艅sk膮.

Wystarczy艂o wyjrze膰 przez okno, 偶eby to wiedzie膰. „Enterprise” i John Stennis” sta艂y w suchym doku. Dow贸dca Floty Pacyfiku nie mia艂 do dyspozycji ani jednego lotniskowca i nie mia艂 mie膰 jeszcze przez dwa miesi膮ce. „Johnnie Reb”, kt贸ry na dwu 艣rubach pop艂yn膮艂 na odbicie Marian贸w z japo艅skich r膮k, spoczywa艂 teraz ko艂o swego starszego brata, z wielkimi otworami wykrajanymi palnikami acetylenowymi, czekaj膮c na nowe turbiny i przek艂adnie. W przypadku Marynarki Stan贸w Zjednoczonych przys艂owiowe wymachiwanie szabelk膮 nale偶a艂o do obowi膮zk贸w lotniskowc贸w. I mo偶e na tym polega艂a cz臋艣膰 chi艅skiego planu: sprawdzi膰 reakcj臋 Ameryki w sytuacji, gdy tradycyjna reakcja nie by艂a mo偶liwa.

— B臋dzie mnie pan kry艂 przed DeMarco? — spyta艂 Mancuso.

— Nie rozumiem. Przed czym, dlaczego?

— DeMarco to stara szko艂a. Uwa偶a, 偶e to bardzo 藕le, je艣li przeciwnik spostrze偶e, 偶e kto艣 mu depcze po pi臋tach. Moim zdaniem jest to czasami z korzy艣ci膮. Je艣li mam potrz膮sn膮膰 klatk膮 Chi艅czyka, to Chi艅czyk powinien s艂ysze膰 grzechot pr臋t贸w, prawda?

— Dobrze, ka偶臋 odpowiednio zredagowa膰 rozkazy. A co i jak zrobisz, to twoja sprawa. Na pocz膮tek chc臋 mie膰 na ta艣mie nagrania wszystkich ich rozm贸w. Je艣li kt贸ry艣 z 偶贸艂tych kapitan贸w zacznie si臋 chwali膰 now膮 dziewczyn膮, te偶 to chc臋 mie膰.

— Rozkaz jasny jak s艂o艅ce, Dave! Takie lubi臋. Dostaniesz nawet jej numer telefonu.

* * *

— I nic nie mo偶emy zrobi膰, cho膰by艣my na g艂owie stawali — zako艅czy艂 podsumowanie Cliff Rutledge.

— Tyle to ju偶 sam wiem, Cliff — odpar艂 Scott Adler. — 呕ywi艂em jednak b艂臋dne, jak widz臋, wra偶enie, 偶e podw艂adni s膮 od tego, by proponowa膰 b艂yskotliwe alternatywy, a nie odbiera膰 wszelkie nadzieje. Albo, tak jak w tym wypadku, m贸wi膰 mi to, z czego doskonale zdaj臋 sobie spraw臋.

Do tej chwili mieli szcz臋艣cie. Niewiele przedosta艂o si臋 do medi贸w. Waszyngton by艂 w szoku, og艂uszony tym, co si臋 sta艂o, a m艂odszym funkcjonariuszom, kt贸rzy niespodziewanie zaj臋li wy偶sze stanowiska, brakowa艂o jeszcze tej pewno艣ci siebie, by samodzielnie inicjowa膰 przecieki do 艣rodk贸w masowego przekazu. Ludzie, kt贸rymi Ryan obsadzi艂 wy偶sze stanowiska, byli bardzo wobec niego lojalni — nieoczekiwana korzy艣膰 z si臋gni臋cia poza powi膮zane ze sob膮 kr臋gi zawodowych polityk贸w. Taka sytuacja nie mog艂a jednak trwa膰 wiecznie.

— Brak reakcji jest zawsze jakim艣 wyj艣ciem — zauwa偶y艂 lekko Rutledge, zastanawiaj膮c si臋, jaka by艂aby reakcja. Sugerowa艂 tym, 偶e podobna alternatywa r贸偶ni艂aby si臋 od niemo偶no艣ci zrobienia czegokolwiek. Podobnie subtelne metafory nie by艂y obce Waszyngtonowi.

— Zaj臋cie takiego stanowiska tylko zach臋ca do dalszych krok贸w sprzecznych z naszymi interesami — zauwa偶y艂 ze z艂o艣ci膮 inny z kolei doradca.

— Czy偶by? W przeciwie艅stwie do milcz膮cego obwieszczenia naszej impotencji? — odparowa艂 kwa艣no Rutledge. — O艣wiadczenie, 偶e nam si臋 co艣 nie podoba, i nie zrobienie niczego, by temu zapobiec, jest jeszcze gorsze ni偶 niezajmowanie 偶adnego stanowiska.

Adler pomy艣la艂, 偶e zawsze mo偶na liczy膰 na absolwenta Harwardu, je艣li chodzi o dzielenie w艂osa na czworo, ale nie na wiele wi臋cej. Ten profesjonalista s艂u偶by zagranicznej dotar艂 do gabinetu na sz贸stym pi臋trze wy艂膮cznie dzi臋ki temu, 偶e bardzo ostro偶nie st膮pa艂, co oznacza艂o, 偶e nigdy nie prowadzi艂 w ta艅cu partnerki, tylko ona jego. Z drugiej strony, jegomo艣膰 ma doskona艂e kontakty. A raczej mia艂. Cliff chorowa艂 na najgorsz膮 chorob臋 dyplomat贸w. Wed艂ug niego negocjowa膰 mo偶na wszystko ze wszystkimi. Adler tak nie uwa偶a艂. Czasami trzeba sta膰 twardo na swoim stanowisku i o pewne sprawy walczy膰, bo je艣li nie, to przeciwnik zacznie spycha膰 i sam wybierze teren ostatecznej rozgrywki. A wtedy traci si臋 panowanie nad sytuacj膮. Zadaniem dyplomat贸w jest zapobiega膰 wojnie. To misja powa偶na, kt贸r膮 wed艂ug Adlera skutecznie i z korzy艣ci膮 dla w艂asnego kraju mo偶na wype艂ni膰 wiedz膮c, gdzie znajduje si臋 granica ust臋pstw w jakichkolwiek negocjacjach. Tak uwa偶a艂 Adler. Dla podsekretarza stanu Rutledge'a — dyplomacja to taniec bez wytchnienia. I kto艣 inny jest wodzirejem. Adler nie zgromadzi艂 jeszcze dostatecznego kapita艂u politycznego, aby wyrzuci膰 Rutledge'a lub mianowa膰 go ambasadorem gdzie艣, gdzie nie narobi wielkiej szkody. Sam nadal czeka艂 na potwierdzenie swojej nominacji przez Senat.

— A mo偶e okre艣limy to jako wydarzenie regionalne? — zasugerowa艂 jeszcze inny z uczestnicz膮cych w naradzie wy偶szych funkcjonariuszy s艂u偶by zagranicznej.

Adler wolno obr贸ci艂 g艂ow臋 w jego kierunku. Czy偶by Rutledge przygotowywa艂 sobie alibi?

— To nie jest wydarzenie regionalne — stwierdzi艂 sekretarz stanu, w swojej w艂asnej sali konferencyjnej zajmuj膮c tward膮 pozycj臋, z kt贸rej zamierza艂 przej艣膰 do kontrataku, je艣li zajdzie taka potrzeba. — Sprawa dotyczy 偶ywotnych interes贸w Stan贸w Zjednoczonych. Mamy zobowi膮zania wobec Arabii Saudyjskiej.

— Wielka wydma piasku — stwierdzi艂 pogardliwie Cliff. — Jeszcze nie mamy powod贸w, by si臋 w to wtr膮ca膰. Iran i Irak 艂膮cz膮 si臋 w Zjednoczon膮 Republik臋 Islamsk膮. No to co? Potrzeba im lat, by zorganizowa膰 nowe pa艅stwo. Przez ten czas si艂y, o kt贸rych wiemy, 偶e istniej膮 i dojrzewaj膮 w Iranie, os艂abi膮 re偶im teokratyczny. Nowa polityczna rzeczywisto艣膰 nie jest rezultatem jednokierunkowego procesu. Zgodzicie si臋 z tym chyba, panowie? Ze strony 艣wieckiego od艂amu irackiego spo艂ecze艅stwa mo偶emy wiele si臋 spodziewa膰. Jego wp艂yw na Iran b臋dzie znaczny. Je艣li wpadniemy w panik臋 i zaczniemy si臋 wtr膮ca膰, tylko u艂atwimy 偶ycie Darjaeiemu i jego fanatykom. Je艣li jednak popu艣cimy, to zmniejszymy potrzeb臋 mobilizacji ideologicznej i nasilenia retoryki antyzachodniej. Powiedzmy jasno: nie mo偶emy przeciwstawi膰 si臋 ich ch臋ci zjednoczenia. Skoro tego nie mo偶emy, to co mo偶emy? Odpowied藕 sama si臋 narzuca: korzystajmy z okazji rozpocz臋cia dialogu z nowym pa艅stwem.

Adler musia艂 przyzna膰, 偶e w tej propozycji jest element logiki. Zauwa偶y艂 te偶 potakiwania g艂owami wok贸艂 sto艂u. Jak偶e dobrze zna艂 oba wymienione przez Rutledge'a has艂a: okazja, dialog.

Z odleg艂ego k膮ta sto艂u dobieg艂 g艂os:

— Saudyjczykom zrobi si臋 gor膮co i g艂upio. — Wyrazicielem tej my艣li by艂 Bert Vasco, najm艂odszy z obecnych. — My艣l臋, 偶e nie ocenia pan prawid艂owo sytuacji, panie Rutledge. Iran jest odpowiedzialny za zamordowanie...

— Nie mamy na to dowod贸w.

— Al Capone nie zosta艂 nigdy skazany za masakr臋 w dniu 艣wi臋tego Walentego, ale widzia艂em film... — Vasco, powo艂any do zespo艂u ekspert贸w Bia艂ego Domu, naby艂 pewno艣ci siebie. — Kto艣 dyryguje ca艂ym procesem, kto艣 nakazuje rozstrzeliwania, kto艣 decyduje o fizycznej eliminacji najpierw najwy偶szego dow贸dztwa armii, a nast臋pnie rzezi ca艂ego kierownictwa partii Baas. A teraz to religijne odrodzenie! Obraz, jaki mi si臋 rysuje przed oczami, to nowa to偶samo艣膰. Narodowo-religijna to偶samo艣膰, co w du偶ym stopniu st臋pi lub nawet unicestwi umiarkowane oddzia艂ywanie element贸w 艣wieckich, o kt贸rym pan wspomina艂. Obecne wydarzenia przyhamuj膮 te偶 co najmniej na rok wewn臋trzn膮 opozycj臋 w Iranie. Poza tym nie mamy poj臋cia, co tam jeszcze si臋 knuje. Darjaei to urodzony spiskowiec. To cierpliwy, w pe艂ni oddany swojej idei, bezlitosny skurw...

Przerwa艂 mu jeden z sojusznik贸w Rutledge'a:

— I jest na ostatnich nogach...

— A sk膮d znowu takie przypuszczenie? — zapyta艂 Vasco. — Nie藕le przygotowa艂 obecn膮 operacj臋.

— Ale ma grubo po siedemdziesi膮tce.

— Nie pije, nie pali. Na wszystkich nagraniach, jakie mamy z jego publicznych wyst膮pie艅, wygl膮da jak okaz zdrowia. Niedocenianie tego cz艂owieka by艂oby b艂臋dem, jakich wiele pope艂nili艣my w przesz艂o艣ci.

— Nie ma kontaktu ze spo艂ecze艅stwem.

— Mo偶e o tym nie wie. Mia艂 w ka偶dym razie dobry rok, a wszyscy zawsze oklaskuj膮 zwyci臋zc臋 — odparowa艂 Vasco.

— Mo偶e si臋 martwisz, Bert, 偶e stracisz gabinet w Bia艂ym Domu, kiedy ju偶 powstanie Zjednoczona Republika Islamska? — za偶artowa艂 kto艣 z obecnych. By艂 to cios poni偶ej pasa i to w dodatku wymierzony przez du偶o starszego funkcjonariusza Departamentu Stanu.

Cisza, jaka po tym nast膮pi艂a, by艂a jednoznaczna: powstawa艂 konsens, ale nie taki, jakiego sobie 偶yczy艂 sekretarz stanu. Najwy偶szy czas przej膮膰 kontrol臋.

— Dobrze, punkt nast臋pny — powiedzia艂 Adler. — Jutro wr贸c膮 ci z FBI, 偶eby pom贸wi膰 o skradzionym li艣cie Kealty'ego. I zgadnijcie, z czym wr贸c膮?

— Byle nie to piekielne pud艂o — kto艣 j臋kn膮艂. Nikt nie zauwa偶y艂 nag艂ego obrotu g艂owy Rutledge'a.

— Traktujcie to jako rutynow膮 kontrol臋 naszych osobistych przywilej贸w posiadania sekret贸w istotnych dla bezpiecze艅stwa pa艅stwa — poinformowa艂 Adler swych podw艂adnych. Detektory k艂amstwa by艂y doskonale znane starszym rang膮 pracownikom.

— Psiakrew, Scott! — przem贸wi艂 Cliff w imieniu wszystkich. — Albo nam si臋 ufa, albo nie i wtedy... Straci艂em ju偶 zbyt wiele godzin na te zabawy.

— Nigdy przecie偶 nie znale藕li listu Nixona z jego rezygnacj膮 — kto艣 doda艂.

— Mo偶e schowa艂 go do kieszeni Henry K.? — wtr膮ci艂 trzeci g艂os.

— Jutro. Rozpoczynamy o dziesi膮tej. Wszyscy. Ja r贸wnie偶 — zako艅czy艂 Adler, kt贸ry te偶 by艂 zdania, 偶e to strata czasu.

* * *

Mia艂 jasn膮 karnacj臋, szare oczy i rudawe w艂osy. S膮dzi艂, 偶e jest to spadek po jakiej艣 Angielce, wpl膮tanej w losy minionych pokole艅. W ka偶dym razie taki 偶art kr膮偶y艂 w rodzinie. Jedn膮 z korzy艣ci by艂o to, 偶e m贸g艂 uchodzi膰 za Europejczyka. A poniewa偶 by艂 bardzo ostro偶ny, m贸g艂 to czyni膰 nadal. Przed nielicznymi operacjami farbowa艂 w艂osy i zak艂ada艂 ciemne okulary. Dawniej zapuszcza艂 te偶 brod臋 — czarn膮! — z czego pokpiwano w jego 艣rodowisku, nazywaj膮c go Gwiazdorem. Wielu z kpiarzy ju偶 nie 偶y艂o. On przetrwa艂. Izraelczycy by膰 mo偶e mieli jego fotografi臋. Z Izraelczykami nigdy nic nie wiadomo, wiadomo natomiast, 偶e rzadko dzielili si臋 informacjami. Nawet ze swymi ameryka艅skimi opiekunami, co ju偶 by艂o g艂upot膮. A poza tym nie mo偶na martwi膰 si臋 wszystkim, jakimi艣 fotografiami w jakiej艣 szafie Mossadu.

Z Frankfurtu przylecia艂 na podwaszyngto艅skie lotnisko imienia Dullesa. Zabra艂 dwie torby podr贸偶ne — idealne rekwizyty powa偶nego biznesmena, jakim by艂 w istocie. Nie mia艂 nic do zadeklarowania celnikom opr贸cz litra szkockiej whisky kupionej w bezc艂owym sklepie portu lotniczego we Frankfurcie. Cel podr贸偶y do Stan贸w? Troch臋 dla przyjemno艣ci, troch臋 dla biznesu. Bezpiecznie si臋 teraz chodzi po Waszyngtonie? Okropne to, co si臋 sta艂o. Widzia艂 to chyba ze sto razy w telewizji. Straszne, prawda? Bezpiecznie? Naprawd臋? A wi臋c wszystko powraca do normy? Wspaniale! Wynaj臋ty samoch贸d czeka艂 na parkingu. Zm臋czony d艂ugim lotem, pojecha艂 do pobliskiego hotelu. W hotelu kupi艂 gazet臋, zam贸wi艂 kolacj臋 do pokoju i w艂膮czy艂 telewizor. Nast臋pnie wyj膮艂 z podr贸偶nej torby laptopa i pod艂膮czy艂 do telefonu — wszystkie hotelowe telefony w Ameryce mia艂y ju偶 odpowiednie gniazdka. W艂膮czy艂 si臋 w Internet, by zawiadomi膰 Badrajna, 偶e przyby艂 do kraju, w kt贸rym mia艂 dokona膰 handlowego rekonesansu. Specjalny program przekszta艂ci艂 kodowane zdanie w absolutny be艂kot elektroniczny.

* * *

— Witam pan贸w! Jestem John Clark — zwr贸ci艂 si臋 John do pi臋tnastu uczestnik贸w pierwszego kursu. Na ten poranek ubra艂 si臋 staranniej ni偶 zwykle: dobrze skrojony garnitur, wyprasowana koszula i krawat w pr膮偶ki. Najpierw chcia艂 zrobi膰 wra偶enie wygl膮dem. Potem dopiero w inny spos贸b. Wybranie pierwszej pi臋tnastki okaza艂o si臋 艂atwiejsze, ni偶 zak艂adano. Mimo konkurencji Hollywood, a mo偶e dzi臋ki jego produkcji, CIA sta艂a si臋 instytucj膮 bardzo popularn膮 w艣r贸d ameryka艅skich obywateli. Zawsze jest co najmniej dziesi臋ciu kandydat贸w na ka偶dy wolny etat. Wystarczy艂a wi臋c komputerowa weryfikacja wszystkich poda艅, aby znale藕膰 owych pi臋tnastu, kt贸rzy odpowiadaliby parametrom planu B艁臉KIT. Ka偶dy z wybranych by艂 policjantem z uniwersyteckim dyplomem, mia艂 za sob膮 co najmniej czteroletni sta偶 w policji i czysty jak 艂za 偶yciorys, nadal drobiazgowo sprawdzany przez FBI. Sami m臋偶czy藕ni. To chyba b艂膮d, pomy艣la艂 John, ale chwilowo nie mia艂o to wi臋kszego znaczenia. W wi臋kszo艣ci biali, dw贸ch czarnych, jeden Azjata. G艂贸wnie z policji wielkomiejskich. Wszyscy znali co najmniej dwa j臋zyki obce.

— Jestem terenowym oficerem wywiadu — o艣wiadczy艂 John. — Nie agentem, nie szpiegiem, nie funkcjonariuszem operacyjnym, ale oficerem wywiadu. Pracuj臋 w tym biznesie od d艂u偶szego czasu. Jestem 偶onaty i mam dwoje dzieci. Je艣li kt贸ry艣 z was oczekuje szalonych nocy z platynowymi blondynkami albo strzelania do wszystkiego, co si臋 rusza, to niech st膮d zmyka. Robota jest przewa偶nie cholernie nudna, zw艂aszcza je艣li kto艣 jest na tyle m膮dry, 偶e j膮 wykonuje tak, jak powinien. Wszyscy jeste艣cie policjantami, wi臋c doskonale wiecie, o co w tym interesie chodzi. Zajmujemy si臋 przest臋pstwami na bardzo wysokim szczeblu. Naszym zadaniem jest uzyskanie odpowiednio wcze艣nie i odpowiednio dobrych informacji, aby zapobiec tym przest臋pstwom, nim zaczn膮 gin膮膰 ludzie. Osi膮gamy nasz cel, uzyskuj膮c informacje i przekazuj膮c je tym, kt贸rzy ich potrzebuj膮. To robimy my. Inni ogl膮daj膮 zdj臋cia satelitarne lub czytaj膮 cudz膮 korespondencj臋. My odwalamy najci臋偶sz膮 robot臋. Mamy uzyskiwa膰 informacje od ludzi. Niekt贸rzy s膮 porz膮dni i przekazuj膮 dobre informacje. Niekt贸rzy nie s膮 tacy porz膮dni i 偶膮daj膮 pieni臋dzy lub chc膮 si臋 na kim艣 zem艣ci膰, lub czu膰 si臋 kim艣 wa偶nym. Nas nie obchodzi, kim oni s膮. Ka偶dy z was pracowa艂 z ulicznymi informatorami. Wasi informatorzy b臋d膮 cz臋sto lud藕mi wykszta艂conymi, reprezentuj膮cymi wp艂ywy i tak dalej, ale w istocie b臋d膮 bardzo podobni do tych, z kt贸rymi ju偶 pracowali艣cie. I b臋d膮 偶膮da膰 od was tego samego: lojalno艣ci i ochrony. A od czasu do czasu b臋dziecie musieli kt贸rego艣 przycisn膮膰. Je艣li si臋 w robocie po艣lizgniecie, to wasz cz艂owiek zginie, a czasami, w niekt贸rych miejscach, w kt贸rych przyjdzie wam dzia艂a膰, zginie te偶 jego 偶ona i dzieci. Nie my艣lcie sobie, 偶e 偶artuj臋 albo tylko was strasz臋. B臋dziecie pracowali w krajach, gdzie prawo oznacza wy艂膮cznie to, co kto艣 chce, 偶eby w danej chwili oznacza艂o. W minionych dniach widzieli艣cie dostatecznie du偶o w telewizji, prawda? — spyta艂. Egzekucje kierownictwa partii Baas by艂y pokazywane przez wszystkie sieci na ca艂ym 艣wiecie, poprzedzane rutynowym ostrze偶eniem, by chroni膰 przed tymi przekazami dzieci i osoby wra偶liwe, kt贸re zreszt膮 po tym ostrze偶eniu jeszcze ch臋tniej wszystko ogl膮da艂y.

Pi臋tnastu m臋偶czyzn powa偶nie skin臋艂o g艂owami.

— W wi臋kszo艣ci wypadk贸w nie b臋dziecie mieli broni. Macie u偶ywa膰 szarych kom贸rek, by prze偶y膰, bo czasami b臋dziecie ryzykowa膰 偶yciem. Straci艂em wielu przyjaci贸艂 w terenie. Niekt贸rych w miejscach znanych wam z telewizji czy lektury, innych w miejscach, o kt贸rych nawet nie s艂yszeli艣cie. Teraz 艣wiat jest by膰 mo偶e lepszy, ale nie wsz臋dzie. Ale wy nie pojedziecie do tych lepszych miejsc — zapowiedzia艂 John. Siedz膮cy w g艂臋bi sali Ding Chavez z trudem opanowywa艂 艣miech.

— A dobre strony naszej roboty? — rzuci艂 retoryczne pytanie John. — Podobnie jak dobre strony roboty policyjnej. Ka偶dy z艂y, kt贸rego zgarniacie z ulicy, to ocalenie czyjego艣 偶ycia. W waszej nowej robocie uzyskanie dobrej informacji i dostarczenie jej w odpowiednie miejsce te偶 mo偶e ocali膰 偶ycie. Mo偶e ocali膰 偶ycie milionom ludzi.

John rozgl膮da艂 si臋 przez chwil臋 po swoich podopiecznych.

— Jestem waszym instruktorem. Wychowawc膮 klasy. Szkolenie b臋dzie trudne, wyczerpuj膮ce, ale i daj膮ce zadowolenie. Zaczynamy jutro o 贸smej trzydzie艣ci rano. Do zobaczenia. — John zszed艂 z podwy偶szenia i ruszy艂 w kierunku wyj艣cia. Chavez otworzy艂 przed nim drzwi. Po chwili znale藕li si臋 na 艣wie偶ym powietrzu.

— Panie C, gdzie mog臋 si臋 zapisa膰, 偶eby mie膰 to zadowolenie? — za偶artowa艂.

— Przecie偶 musia艂em im co艣 powiedzie膰. — By艂a to najd艂u偶sza od wielu lat oracja Johna.

— Co musia艂 zrobi膰 Foley, 偶eby skompletowa膰 t臋 dru偶yn臋 rekrut贸w? — spyta艂 Ding.

— Do偶ynki za pasem. Trzeba by艂o szybko dzia艂a膰.

— My艣l臋, 偶e powiniene艣 by艂 par臋 tygodni poczeka膰. Foley te偶 jeszcze czeka na zatwierdzenie przez Senat — stwierdzi艂 Ding. — No ale jestem tylko m艂odszy szpion. Co ja tam mog臋 wiedzie膰?

— Czasami zapominam, jaki z ciebie wyr贸s艂 cwaniak.

* * *

— Kim, do cholery, jest 呕eng Han San? — spyta艂 Ryan.

— Facetem, kt贸rego szukamy. Pi臋膰dziesi膮t kilka lat, ale wygl膮da du偶o m艂odziej, 艣redniego wzrostu i, jak powiada nasz przyjaciel, 艣redni we wszystkim innym — meldowa艂 Dan Murray, zerkaj膮c w notatki. — Aha, dziesi臋膰 kilo nadwagi w stosunku do wzrostu. My艣l膮cy, spokojny i za艂atwi艂 Yamat臋.

— O? — zdziwi艂a si臋 Mary Pat Foley. — A jak?

— Yamata by艂a na Sajpanie, kiedy opanowali艣my sytuacj臋. Zadzwoni艂 do Pekinu w poszukiwaniu bezpiecznego schronienia. 呕eng zachowa艂 si臋, jakby faceta nie zna艂. Umowa? 呕adnej umowy nie by艂o. 呕eng od艂o偶y艂 s艂uchawk臋 i Yamata drugi raz ju偶 nie uzyska艂 po艂膮czenia. Nasi japo艅scy przyjaciele uwa偶aj膮 to za osobisty afront i zdrad臋.

— Wydaje si臋, 偶e 艣piewa jak kanarek — zauwa偶y艂 Ed Foley. — Czy to nie wydaje si臋 podejrzane?

— Nie — odpar艂 Ryan. — Podczas drugiej wojny 艣wiatowej japo艅scy je艅cy, kt贸rzy wpadli nam w r臋ce, 艣piewali jeszcze g艂o艣niej.

— Pan prezydent ma racj臋 — potwierdzi艂 Murray. — Pyta艂em Tanak臋 w艂a艣nie o to. Twierdzi, 偶e to sprawa kultury. Yamata chce odebra膰 sobie 偶ycie. W kr臋gu ich kultury uznaje si臋 to za post臋powanie honorowe. Ale oni pilnuj膮 go przez dwadzie艣cia cztery godziny na dob臋. Zabrali mu nawet sznurowad艂a. Facet uwa偶a, 偶e jest tak doszcz臋tnie zha艅biony, i偶 nie ma ju偶 sensu zachowywania niczego w tajemnicy. Cholernie skuteczna technika przes艂ucha艅. Poza tym 呕eng jest rzekomo dyplomat膮. Yamata twierdzi, 偶e by艂 oficjalnym cz艂onkiem delegacji handlowej. Departament Stanu nigdy o nim nie s艂ysza艂. Japo艅czycy nie maj膮 go na 偶adnej li艣cie dyplomat贸w. Dla mnie to oznacza jedno: szpieg, a wi臋c... — spojrza艂 na Foley贸w.

— Wrzuci艂am go do komputera — odpar艂a Mary Pat. — Zero. Ale sk膮d wiemy, 偶e to prawdziwe nazwisko?

— Nawet gdyby by艂o prawdziwe, to te偶 niewiele by nam to da艂o — wtr膮ci艂 Ed Foley. — Wiemy wyj膮tkowo ma艂o o ludziach ich wywiadu. Je艣li jednak wolno mi zgadywa膰, to zaryzykuj臋 hipotez臋: facet nie jest szpiegiem, ale dyskretnym przedstawicielem rz膮du. Dlaczego tak s膮dz臋? Poniewa偶 zawar艂 umow臋 o du偶ym wymiarze. W wyniku tej umowy ich si艂y zbrojne s膮 nadal w stanie podwy偶szonej gotowo艣ci bojowej. Dlatego Rosjanie s膮 tacy zdenerwowani. Kimkolwiek jest ten facet, jest na pewno licz膮cym si臋 graczem.

Nie by艂a to rewelacja na miar臋 trz臋sienia ziemi.

— Czy mo偶ecie co艣 zrobi膰, 偶eby si臋 dowiedzie膰? — spyta艂 delikatnie Murray.

Mary Pat pokr臋ci艂a g艂ow膮.

— Nie mamy na miejscu ludzi, to znaczy nie mamy takich, kt贸rzy byliby przydatni w tej sprawie. W Hongkongu mamy dobr膮 par臋 ma艂偶e艅sk膮, kt贸ra zmontowa艂a niez艂膮 niewielk膮 siatk臋. Mamy paru ludzi w Szanghaju. W Pekinie te偶 paru agent贸w na niskich szczeblach w Ministerstwie Obrony, ale to s膮 inwestycje na przysz艂o艣膰, kiedy awansuj膮. Wykorzystanie ich teraz nie przyda艂oby si臋 na nic, a tylko zagrozi艂o ich bezpiecze艅stwu. Dan, powiedzmy sobie szczerze: g艂贸wny nasz problem z Chinami polega na tym, 偶e w艂a艣ciwie nie wiemy, jak funkcjonuje ich rz膮d. Istnieje tyle r贸偶nych nies艂ychanie skomplikowanych p艂aszczyzn i pi臋ter w艂adzy, 偶e mo偶emy tylko zgadywa膰. Cz艂onkowie politbiura s膮 chyba rozszyfrowani. Tak nam si臋 w ka偶dym razie wydaje. Ostatnio nabrali艣my podejrze艅, 偶e jeden z cz艂onk贸w biura nie 偶yje. Nie jeste艣my pewni. Od miesi膮ca usi艂ujemy to wyniucha膰. Nawet Rosjanie nas informowali, kiedy grzebali swoich. Ale nie Chi艅czycy — zauwa偶y艂a zast臋pczyni dyrektora pionu operacyjnego i wypi艂a 艂yczek wina.

Ryan zacz膮艂 lubi膰 te sesje z najbli偶szymi wsp贸艂pracownikami, po godzinach biurowych, przy drinku. Nie przysz艂o mu nawet do g艂owy, 偶e przed艂u偶a ich dzie艅 pracy. I 偶e omija swego doradc臋 do spraw bezpiecze艅stwa narodowego. Ale chocia偶 Ben Goodley by艂 zar贸wno lojalny jak i m膮dry, Ryan nadal wola艂, je艣li m贸g艂, us艂ysze膰 wszystko z pierwszych ust.

Ed Foley przej膮艂 pa艂eczk臋:

— Bo to jest tak: dostrzegamy i rejestrujemy r贸偶norodno艣膰 polityczn膮 na szczytach w艂adzy, ale nigdy nie mieli艣my dobrego rozeznania, je艣li idzie o drugich skrzypk贸w. Politbiuro to ludzie starsi, kt贸rzy ju偶 s膮 ograniczeni fizycznie. Musz膮 mie膰 jakie艣 inne oczy i uszy. I przez lata ci ich pomocnicy zgromadzili w swoich r臋kach wielk膮 w艂adz臋. Powstaje pytanie: kto naprawd臋 rz膮dzi? W艂a艣nie tego na pewno nie wiemy. I nie mo偶emy wiedzie膰, dop贸ki ich nie zidentyfikujemy.

— Dobrze was rozumiem — odpar艂 Murray, si臋gaj膮c po kufel z piwem. — Kiedy zajmowa艂em si臋 przest臋pczo艣ci膮 zorganizowan膮, czasami identyfikowali艣my jakiego艣 capo d艂ugo podpatruj膮c, kto komu otwiera drzwi limuzyny. Cholerna robota. — Ca艂o艣膰 tej wypowiedzi sk艂ada艂a si臋 na najwi臋kszy komplement, jaki CIA kiedykolwiek otrzyma艂a od FBI. — Kiedy g艂臋biej si臋 nad tym zastanowi膰, dochodzi si臋 do wniosku, 偶e zachowanie operacyjnej ostro偶no艣ci nie jest znowu tak trudne.

— Argument na rzecz planu B艁臉KIT — mrukn膮艂 Ryan.

Dyrektor pionu operacyjnego pokiwa艂 g艂ow膮.

— Mog臋 obwie艣ci膰 dobr膮 nowin臋. Pierwsza pi臋tnastka rozpoczyna szkolenie. Dzi艣 rano John wyg艂osi艂 powitalne przem贸wienie.

Ryan przejrza艂 plan redukcji etat贸w w CIA. Ed zabra艂 si臋 do tego z siekier膮, proponuj膮c zmniejszenie bud偶etu Firmy o pi臋膰set milion贸w dolar贸w w przeci膮gu pi臋ciu lat, przy jednoczesnym zwi臋kszeniu liczby ludzi w terenie rozumianym globalnie. To powinno zadowoli膰 Kongres, chocia偶 niewielu b臋dzie o tym wiedzia艂o, gdy偶 powa偶na cz臋艣膰 w艂a艣ciwego bud偶etu CIA ukryta jest w r贸偶nych pozycjach federalnych wydatk贸w. A mo偶e jednak wiadomo艣膰 ujrzy 艣wiat艂o dzienne, pomy艣la艂 Jack. Przeciek jest bardzo prawdopodobny.

Przeciek. Nienawidzi艂 ich w ca艂ej swojej karierze. Ale teraz przecieki by艂y cz臋艣ci膮 sztuki rz膮dzenia. I czy w zwi膮zku z tym powinien zrewidowa膰 sw贸j pogl膮d w tej kwestii? Czy teraz przecieki s膮 w porz膮dku, skoro on sam je robi? Psiakrew! Prawa i zasady nie powinny zale偶e膰 od widzimisi臋 jednej osoby.

* * *

Ochroniarz mia艂 na imi臋 Saleh. By艂 okaza艂ej budowy, silny, jak wymaga艂a tego praca. I nie powinien poddawa膰 si臋 chorobom czy s艂abo艣ciom. Cz艂owiek tej profesji nie przyznaje si臋 po prostu, 偶e co艣 mu dolega. Skoro jednak dolegliwo艣ci nie ust臋powa艂y, wbrew zapowiedziom lekarza — Saleh wiedzia艂, 偶e wszyscy ludzie s膮 podatni na problemy 偶o艂膮dkowe — a w dodatku po oddaniu moczu zobaczy艂 krew w muszli klozetowej, no to wtedy... Ludzkie cia艂o nie wydala krwi, chyba 偶e cz艂owiek jest ranny albo zaci膮艂 si臋 przy goleniu. W ka偶dym razie nie wydala w czasie normalnej czynno艣ci fizjologicznej. A je艣li wydala, to s膮 podstawy do niepokoju, tym wi臋kszego, 偶e dotkn臋艂o to kogo艣 zdrowego jak byk. Jak wielu innych, Saleh przez pewien czas zwleka艂, licz膮c, 偶e to mo偶e chwilowa dolegliwo艣膰, kt贸ra szybko zniknie, tak jak znikaj膮 objawy przezi臋bienia. Ale by艂o coraz gorzej i wreszcie strach przewa偶y艂. Opu艣ci艂 will臋 przed 艣witem, wsiad艂 do samochodu i ruszy艂 w kierunku szpitala. W drodze musia艂 si臋 zatrzyma膰, gdy偶 napad艂y go nudno艣ci. Wysiad艂 i zwymiotowa艂 na ulic臋. Nie patrz膮c na to, co zostawia, wsiad艂 i pojecha艂 dalej. Z ka偶d膮 minut膮 czu艂 si臋 s艂abszy. Resztkami si艂 dobrn膮艂 z wozu do szpitalnych drzwi. W n臋dznej izbie przyj臋膰 czeka艂, podczas gdy szukano jego karty ze szpitalnej rejestracji. Przera偶a艂y go zapachy 艣rodk贸w dezynfekcyjnych, kt贸re wywo艂uj膮 taki l臋k u psa, 偶e nie chce i艣膰, wyrywa si臋 ze smyczy, skamle, poniewa偶 w jego 艣wiadomo艣ci zapachy te kojarz膮 si臋 z b贸lem. Wreszcie czarnosk贸ra piel臋gniarka wywo艂a艂a nazwisko pacjenta. Saleh wsta艂, wyprostowa艂 si臋 i wszed艂 do tego samego gabinetu, w kt贸rym ju偶 raz by艂.

* * *

Druga dziesi膮tka przest臋pc贸w niewiele r贸偶ni艂a si臋 od pierwszej, tyle 偶e nie by艂o w niej odszczepie艅ca. Trudno by艂oby ich polubi膰, pomy艣la艂 Moudi, patrz膮c na zapad艂e szare twarze i spowolnione ruchy. I te twarze! Wygl膮dali w艂a艣nie jak kryminali艣ci. 呕aden nie patrzy艂 mu prosto w oczy, mieli rozbiegane spojrzenia, jakby tylko szukali okazji do ucieczki czy przest臋pstwa. Na ich twarzach malowa艂y si臋 jednocze艣nie strach i okrucie艅stwo. I chocia偶 doktor sam uzna艂, 偶e jest to do艣膰 powierzchowna obserwacja, tkwi艂 przy swoim: r贸偶nili si臋 od niego i wszystkich innych ludzi, kt贸rych zna艂.

— Mamy tu grupk臋 chorych — powiedzia艂 im. — Przydzielono was do opieki nad nimi. Je艣li dobrze wykonacie swoj膮 prac臋, wyszkolimy was na sanitariuszy. I zostaniecie nimi w waszych wi臋zieniach. Je艣li b臋dziecie si臋 leni膰, to powr贸cicie do waszych cel. Niepos艂usze艅stwo lub niew艂a艣ciwe zachowanie b臋d膮 natychmiast surowo karane.

Skin臋li g艂owami. Znali surowo艣膰 kar w ira艅skich wi臋zieniach, kt贸re nie by艂y wzorami penitencjarnych zasad. I nie karmiono w nich po ludzku. Wszyscy wi臋藕niowie mieli ziemist膮 cer臋 i zaropia艂e oczy.

Czy tacy ludzie zas艂uguj膮 na trosk臋? — zapytywa艂 siebie doktor. Chyba nie. Ka偶dy z nich pope艂ni艂 jak膮艣 zbrodni臋. Albo wiele zbrodni. Chodzi艂o o powa偶ne przest臋pstwa. A ile z nich jeszcze umkn臋艂o wymiarowi sprawiedliwo艣ci, to ju偶 wiedz膮 tylko sprawcy i Allach. Resztka lito艣ci, jaka jeszcze osta艂a si臋 w Moudim, by艂o cz膮stk膮 osadu pozosta艂ego po studiach medycznych, kt贸re nakazywa艂y dostrzega膰 przed sob膮 istoty ludzkie bez wzgl臋du na to, kim s膮. Ale nie w膮tpi艂, 偶e t臋 s艂abo艣膰 uda mu si臋 pokona膰. Bandyci, z艂odzieje, pedera艣ci — wszyscy pogwa艂cili prawo w kraju, gdzie prawo pochodzi od Boga. Jest surowe, ale sprawiedliwe. Amnesty International ju偶 dawno przesta艂a biadoli膰 na temat ira艅skich wi臋zie艅. Mo偶e wi臋c b臋dzie mog艂a zwr贸ci膰 baczniejsz膮 uwag臋 na inne sprawy, jak, na przyk艂ad, na z艂e traktowanie wiernych w krajach Zachodu. W tej dziesi膮tce z pewno艣ci膮 nie by艂o 艣wi臋tego, zreszt膮 艣wi臋tym mo偶na zosta膰 tylko wtedy, kiedy si臋 nie 偶yje. Zobaczymy, czy los tej dziesi膮tki jest wyznaczony t膮 sam膮 r臋k膮 w ksi臋dze 偶ycia i 艣mierci. Skin膮艂 g艂ow膮 w kierunku wi臋ziennego dozorcy, kt贸ry zacz膮艂 wykrzykiwa膰 polecenia nowym „sanitariuszom”.

Ju偶 poprzednio zostali zarejestrowani, wyk膮pani, ogoleni, zdezynfekowani, przebrani w szpitalne zielone fartuchy z liczb膮 od jednego do dziesi臋ciu na plecach. Na nogach mieli pantofle z grubej tkaniny. Uzbrojeni stra偶nicy odprowadzili ich do drzwi komory sterylizacyjnej, w kt贸rej znajdowali si臋 wojskowi sanitariusze oraz jeden uzbrojony stra偶nik, trzymaj膮cy si臋 w ostro偶nej odleg艂o艣ci. W d艂oni w r臋kawiczce trzyma艂 pistolet. Moudi powr贸ci艂 do aseptycznej salki obserwacyjnej z monitorami. Na czarno-bia艂ych ekranach obserwowa艂 wi臋藕ni贸w id膮cych korytarzem, rozgl膮daj膮cych si臋 ciekawie na lewo i prawo — z pewno艣ci膮 w poszukiwaniu drogi ucieczki. Uzbrojony stra偶nik szed艂 par臋 metr贸w za nimi. Od czasu do czasu wi臋藕niowie odwracali g艂owy w jego kierunku. Po drodze wydawano nowym przybyszom sprz臋t: plastikowe kub艂y, g膮bki i szmaty. Kub艂y te偶 by艂y numerowane.

Nieco zaniepokoi艂 wi臋藕ni贸w fakt, 偶e wojskowi sanitariusze mieli na sobie ochronne kombinezony. C贸偶 jednak mogli zrobi膰? Cz艂apali dalej. Wro艣li w ziemi臋 dopiero po przekroczeniu progu szpitalnej sali. Zatrzyma艂 ich zapach, a mo偶e widok...

Jeden z sanitariuszy wskaza艂 na monitor, na kt贸rym wida膰 by艂o cz艂owieka zamar艂ego w progu. Po chwili cz艂owiek ten zacz膮艂 co艣 m贸wi膰. Cisn膮艂 kub艂em o ziemi臋 i wygra偶a艂 pi臋艣ci膮, podczas gdy pozostali przygl膮dali si臋, ciekawi, co nast膮pi dalej. Zza skraju obrazu wychyn膮艂 stra偶nik z wycelowan膮 broni膮. Strzeli艂 z odleg艂o艣ci dw贸ch metr贸w. Dziwne by艂o widzie膰 strza艂, ale go nie s艂ysze膰. Kula trafi艂a w sam 艣rodek twarzy kryminalisty. Pad艂 na ziemi臋. Na 艣cianie pozosta艂y czarne plamy. A przynajmniej takie wydawa艂y si臋 na monitorze. Najbli偶ej stoj膮cy wojskowy sanitariusz wskaza艂 palcem jednego z wi臋藕ni贸w i wyda艂 jakie艣 polecenie. Wi臋zie艅 podni贸s艂 kube艂 i wszed艂 do sali chorych. Z t膮 grup膮 wi臋藕ni贸w nie powinno by膰 wi臋cej k艂opot贸w. Moudi przeni贸s艂 wzrok na s膮siedni monitor.

Tym razem by艂 to kolorowy ekran. Po艂膮czono go z obrotow膮 kamer膮 wyposa偶on膮 w obiektyw o zmiennej ogniskowej. Moudi ustawi艂 kamer臋 na 艂贸偶ko w rogu. Pacjent nr 1. Nowy przybysz z jedynk膮 na plecach i wiadrem w r臋ku stan膮艂 w nogach 艂贸偶ka, nie wiedz膮c, co ma dalej robi膰. W salce by艂 mikrofon, ale niezbyt dobrze zbiera艂 d藕wi臋ki. Zamontowano mikrofon kierunkowy zamiast p贸艂sferycznego. I tak stra偶nicy wy艂膮czali go podczas swoich dy偶ur贸w, gdy偶 z g艂o艣nika dobiega艂y jedynie krzyki, j臋ki i rz臋偶enia umieraj膮cych. Chorzy na ebola w obecnym stanie nie budzili ju偶 obaw, 偶e b臋d膮 pr贸bowa膰 buntu. Jak mo偶na by艂o przewidzie膰, najgorszy by艂 nadal odszczepieniec: stale si臋 modli艂 i nawet usi艂owa膰 pocieszy膰 tych, do kt贸rych m贸g艂 si臋gn膮膰 ze swego 艂贸偶ka. Co wi臋cej, usi艂owa艂 innych nam贸wi膰 do modlitwy, ale to by艂y nieodpowiednie modlitwy. Poza tym wi臋藕niowie nie nale偶eli do kategorii rozmawiaj膮cych z Bogiem nawet w najbardziej sprzyjaj膮cych okoliczno艣ciach.

Tak wi臋c sanitariusz nr l sta艂 chyba przez minut臋, spogl膮daj膮c na pacjenta z tym samym numerem, z nog膮 przykut膮 do 艂贸偶ka. Moudi przesun膮艂 lekko kamer臋 i zrobi艂 zbli偶enie przykutej kostki. Stalowa bransoleta zdar艂a sk贸r臋 z nogi i wgryz艂a si臋 w cia艂o. Materac pod spodem by艂 czerwony od krwi. Le偶膮cy cz艂owiek — przest臋pca, poprawi艂 si臋 w my艣lach Moudi — wi艂 si臋 jakby w zwolnionym tempie. Sanitariusz przypomnia艂 sobie, co mu nakazano. W艂o偶y艂 lateksowe r臋kawiczki, zwil偶y艂 g膮bk臋 i przetar艂 ni膮 czo艂o umieraj膮cego. Moudi ustawi艂 obiektyw kamery na szeroki plan. Pozostali wi臋藕niowie-sanitariusze zrobili to samo, co ich kolega nr 1. Gromadka wojskowych sanitariuszy wycofa艂a si臋.

Nie my艣lano ju偶 o 偶adnym powa偶niejszym leczeniu chorych. Nie by艂o sensu tego robi膰, poniewa偶 ludzie ci ju偶 spe艂nili wyznaczon膮 im rol臋. A wi臋c 偶adnych zastrzyk贸w, 偶adnych obchod贸w, 偶adnych test贸w. Badania pod mikroskopem wykaza艂y, 偶e wszyscy wi臋藕niowie zostali zaka偶eni wirusem ebola. Stwierdzono, 偶e szczep Mayinga mo偶e przenosi膰 si臋 drog膮 kropelkow膮, czyli podczas kaszlu lub kichania. Teraz pozosta艂o tylko sprawdzi膰, czy wirus nie traci艂 swoich zab贸jczych zdolno艣ci przy reprodukcji w ciele nowych ludzkich kr贸lik贸w do艣wiadczalnych... i 偶e nowa generacja jest na tyle silna, by pow臋drowa膰 ku ofiarom w strumieniu aerozolu, zara偶aj膮c je r贸wnie skutecznie, jak zosta艂a zara偶ona pierwsza dziesi膮tka wi臋藕ni贸w. Moudi widzia艂, 偶e w zasadzie druga dziesi膮tka robi, co jej nakazano, ale robi to niedbale, przecieraj膮c czo艂a chorych ma艂o 艂agodnymi ruchami. Zaledwie paru okazywa艂o prawdziwe wsp贸艂czucie. By膰 mo偶e Allach to dostrze偶e i oka偶e tym ostatnim lito艣膰, gdy nadejdzie ich czas za niespe艂na dziesi臋膰 dni.

* * *

— Oceny semestralne dzieci — powiedzia艂a Cathy, gdy Jack wszed艂 do sypialni.

— Dobre czy z艂e? — spyta艂.

— Sam obejrzyj — odpar艂a.

Co te偶 w nich znajd臋? — pomy艣la艂 prezydent, bior膮c 艣wiadectwa do r臋ki. W zasadzie nie by艂y z艂e. Do艂膮czone opinie — ka偶dy nauczyciel uzasadnia艂 kr贸tko wydanie takiego a nie innego stopnia — stwierdza艂y, 偶e od paru tygodni wypracowania domowe uleg艂y wyra藕nej poprawie... aha, maczali wi臋c w tym palce agenci Oddzia艂u. Zabawne. No tak, ale to mia艂o i inny, mniej przyjemny aspekt: obcy ludzie wyr臋czali go w obowi膮zkach ojca. Lojalno艣膰 agent贸w podkre艣la艂a tylko fakt, 偶e zawi贸d艂. Nie spe艂nia swego obowi膮zku wobec w艂asnych dzieci.

— Je艣li Sally zamierza kiedykolwiek dosta膰 si臋 na Hopkinsa, musi bardziej przyk艂ada膰 si臋 do fizyki — zauwa偶y艂a Cathy.

— To jeszcze dzieciak... — Dla ojca b臋dzie zawsze ma艂膮 dziewczynk膮, kt贸ra...

— Sally dorasta. I wiesz co? Interesuje j膮 pewien m艂ody futbolista. Na imi臋 mu Kenny i jest... Jak oni to nazywaj膮...? aha, „odlotowy” — zameldowa艂a 偶ona. - Kenny'emu przyda艂by si臋 tak偶e fryzjer. Nosi w艂osy d艂u偶sze od moich.

— Czy nie jest jeszcze za m艂oda... — skomentowa艂 prezydent.

— Dziwne, 偶e tak p贸藕no. Ja zacz臋艂am chodzi膰 na randki, kiedy mia艂am...

— Nie chc臋 nic wiedzie膰.

— Ale w rezultacie wysz艂am za ciebie, panie prezydencie...

— I to do艣膰 dawno temu...

— Kt贸r臋dy droga do sypialni Lincolna? — spyta艂a Cathy.

Jack spojrza艂 na jej stolik nocny i zobaczy艂 szklank臋. Cathy wypi艂a par臋 drink贸w. Jutro nie b臋dzie operowa艂a.

— Lincoln nigdy tam nie spa艂, ma艂a. Nazywaj膮 to sypialni膮 Lincolna, poniewa偶...

— Wiem. Obraz. Ale podoba mi si臋 艂贸偶ko — odpar艂a z u艣miechem. Od艂o偶y艂a lekarskie notatki i zdj臋艂a okulary do czytania. A potem wyci膮gn臋艂a r臋ce do Ryana. — Wiesz co, jeszcze nie kocha艂am si臋 z najpot臋偶niejszym m臋偶czyzn膮 na 艣wiecie. W ka偶dym razie nie w tym tygodniu.

— A czas jest dobry? — spyta艂. Cathy nigdy nie u偶ywa艂a pigu艂ek antykoncepcyjnych.

— Dlaczego nie ma by膰 dobry? — Cathy miewa艂a okresy r贸wnie regularnie jak tykanie metronomu.

— Nie chcesz przecie偶 jeszcze...

— Mo偶e jest mi to oboj臋tne?

— Przecie偶 masz czterdzie艣ci lat — przypomnia艂 ma艂o delikatnie Jack.

— Dzi臋ki za przypomnienie. Ale nie pobi艂abym rekordu... Co ci臋 trapi?

Jack d艂ugo milcza艂.

— Nie, nie, nic. Nie zrobi艂em tej wasektomii. A mia艂em...

— Nie zrobi艂e艣. Nawet nie rozmawia艂e艣 o tym z Pat. A mia艂e艣 porozmawia膰. A je艣liby艣 zrobi艂 to teraz — doda艂a ze zjadliwym u艣miechem — napisz膮 o tym wszystkie gazety. A nawet mo偶e obejrzymy komunikat lekarski w telewizji. Ilustrowany zdj臋ciami. Kto wie, mo偶e Arnie wyt艂umaczy ci, 偶e to dobry przyk艂ad dla cz艂onk贸w partii zerowego przyrostu naturalnego... Z drugiej strony, trzeba pami臋ta膰 o bezpiecze艅stwie narodowym...

— Co ty bredzisz?

— Wcale nie bredz臋. Prezydent Stan贸w Zjednoczonych bez jaj. Kto b臋dzie szanowa艂 tak膮 Ameryk臋?

Jack mia艂 nieprzepart膮 ochot臋 wybuchn膮膰 艣miechem, ale si臋 powstrzyma艂. Mog艂a us艂ysze膰 nocna zmiana agent贸w Oddzia艂u na korytarzu.

— Co w ciebie dzi艣 wst膮pi艂o? — spyta艂.

— Mo偶e wreszcie przyzwyczajam si臋 do tego wszystkiego. A mo偶e mam po prosto ochot臋 na...

W tym momencie zadzwoni艂 telefon przy 艂贸偶ku. Cathy ze z艂o艣ci膮 si臋gn臋艂a po s艂uchawk臋, kln膮c pod nosem.

— S艂ucham? Tak, doktorze Sabo. Pani Emory? Rozumiem... Nie. Nie s膮dz臋... dajcie co艣 na sen... Banda偶y nie zdejmowa膰, p贸ki nie powiem. I wpisa膰 na kart臋, co jej dajecie. Pani Emory uwielbia robi膰 szum o byle co. Tak. Dobranoc, doktorze! — Od艂o偶y艂a s艂uchawk臋 i zacz臋艂a wyja艣nia膰: — Wszczepi艂am jej soczewk臋. Przed paroma dniami. Ona nie lubi mie膰 przewi膮zanego oka. Ale je艣li zdejm臋 zbyt wcze艣nie os艂on臋...

— Chwileczk臋. Tw贸j kumpel ze szpitala dzwoni bezpo艣rednio do naszej sypialni?

By艂a to linia nie przechodz膮ca przez central臋, chocia偶 na ci膮g艂ym pods艂uchu, jak wszystkie linie Bia艂ego Domu. W ka偶dym razie powinna by膰 na pods艂uchu. Ryan o to nie pyta艂 i chyba nie chcia艂 wiedzie膰.

— Mia艂 przecie偶 numer do poprzedniego domu. O co ci chodzi? Ja lekarz, ja leczy膰, ja profesor. Do mnie dzwoni膰 jak pacjent chora. Zw艂aszcza taki babsztyl.

— Interruptus — powiedzia艂 Jack, k艂ad膮c si臋 obok 偶ony. — Nie chc臋 wi臋cej dzieci. Ty chcesz?

— Ja chc臋 si臋 kocha膰 z m贸j m膮偶. Ja mam do艣膰 patrze膰 w kalendarz. A je艣li chodzi o dzieci... Co ma si臋 sta膰, to si臋 stanie. Przypominasz mi moich pacjent贸w, tych starszych... — U艣miechaj膮c si臋, dotkn臋艂a jego twarzy. — Nie my艣l臋 o tym. Lubi臋 by膰 kobiet膮...

— Te偶 lubi臋, kiedy ni膮 jeste艣... — odpar艂.

27
Wyniki

Niekt贸rzy mieli dyplomy z psychologii. Ten kierunek studi贸w jest popularny w艣r贸d funkcjonariuszy porz膮dku publicznego. Jeden z ochroniarzy zdoby艂 nawet doktorat, napisawszy prac臋 o typowych profilach psychologicznych przest臋pc贸w. Wszyscy za艣, 艂膮cznie z tymi bez dyplom贸w, mieli jeden niezast膮piony talent: umieli czyta膰 w my艣lach. W tej dziedzinie Andrea Price by艂a mistrzem. Chirurg sz艂a do helikoptera wyj膮tkowo spr臋偶ystym krokiem. Miecznik odprowadzi艂 j膮 przed chwil膮 na parter i na po偶egnanie poca艂owa艂. Poca艂unek by艂 zwyczajny, natomiast trzymanie si臋 za r臋ce w windzie nie. W ka偶dym razie nie ostatnio. Zwyczajny nie by艂 r贸wnie偶 ten energiczny krok. Price wymieni艂a spojrzenie z paroma agentami i wszyscy si臋 zrozumieli, jak to policjanci potrafi膮, i uznali, 偶e to bardzo dobrze. Tylko Raman, kt贸ry by艂 sztywniejszy, niczego po sobie nie pokaza艂. Jego pasj膮 by艂 sport i Andrea wyobra偶a艂a go sobie sp臋dzaj膮cego wszystkie wieczory przed ekranem telewizyjnym. Pewno nawet nastawia艂 magnetowid na nagrywanie sportowych program贸w, kiedy akurat mia艂 s艂u偶b臋. No c贸偶, w Oddziale s膮 ludzie o r贸偶nej mentalno艣ci.

— Jak wygl膮da dzisiejszy dzie艅? — spyta艂 Jack, gdy helikopter oderwa艂 si臋 od ziemi.

— Chirurg leci — jednocze艣nie us艂ysza艂a Andrea w s艂uchawce. — Wszystko w porz膮dku — meldowali obserwatorzy ze swoich stanowisk na dachach budynk贸w rz膮dowych wok贸艂 Bia艂ego Domu. Przez ostatni膮 godzin臋, tak jak co dzie艅, dok艂adnie badali ka偶dy skrawek terenu. Na ulicach byli ci sami co zwykle ludzie. Agenci nazywali ich „swoimi”, gdy偶 znali ich z widzenia. Pojawiali si臋 cz臋sto. Niekt贸rzy byli zafascynowani Pierwsz膮 Rodzin膮, wszystko jedno jak膮. Dla nich Bia艂y Dom by艂 sceneri膮 najprawdziwszej ameryka艅skiej opery mydlanej. Dla ochroniarzy „swoi” stanowili zagro偶enie przez sam fakt swego istnienia. Psychologowie Tajnej S艂u偶by usi艂owali zrozumie膰 powody, kt贸re tym ludziom kaza艂y raz po raz przychodzi膰 pod Bia艂y Dom. Zrozumienie przychodzi艂o im trudno. Fascynacja „Dynasti膮” czy „Dallas”, kt贸ra kaza艂a szuka膰 ci膮gu dalszego w pobli偶u najbardziej znanej rezydencji w kraju? Ch臋膰 obejrzenia na w艂asne oczy skrawk贸w 偶ycia wysokich sfer? Tak, snajperzy, tkwi膮cy na dachu s膮siaduj膮cego z Bia艂ym Domem dawnej siedziby rz膮du, Old Executive Building, oraz na dachu Departamentu Skarbu, znali wszystkich sta艂ych bywalc贸w obserwuj膮c ich codziennie przez pot臋偶ne lornetki, znali tak偶e ich nazwiska, poniewa偶 mi臋dzy nimi kr臋cili si臋 agenci udaj膮cy w艂贸cz臋g贸w lub zwyk艂ych przechodni贸w. Wcze艣niej czy p贸藕niej ka偶dy ze „swoich” zostanie sprawdzony. Agent szed艂 za nim a偶 do miejsca zamieszkania, sprawdza艂 nazwisko, po czym dyskretnie przeprowadzano wywiad 艣rodowiskowy. W wypadku jakich艣 w膮tpliwo艣ci, sporz膮dzano portret psychologiczny delikwenta, a ka偶dy wykazywa艂 jakie艣 odst臋pstwa od normalno艣ci. Na tym nie koniec: agenci Tajnej S艂u偶by pracuj膮cy na zewn膮trz sprawdzali, czy osobnik nie nosi broni. Stosowano w tym celu r贸偶ne metody: potr膮cenie przez „biegacza” celebruj膮cego sw贸j poranny jogging, dok艂adne obmacanie podczas podnoszenia z ziemi i gor膮cego przepraszania po uprzednim podstawieniu nogi. Dzisiejszego ranka nikt z ulicznej widowni nie wydawa艂 si臋 gro藕ny.

— Wczoraj wieczorem nie przeczyta艂 pan porz膮dku dnia, panie prezydencie? — zada艂a niem膮dre pytanie Andrea, niespodziewanie oderwana od swych obowi膮zk贸w pytaniem Ryana.

— Nie. Postanowi艂em odrobi膰 zaleg艂o艣ci telewizyjne — sk艂ama艂 Miecznik, nie zdaj膮c sobie sprawy, 偶e jego k艂amstwo zosta艂o wykryte, zanim je wypowiedzia艂.

Angela zauwa偶y艂a, 偶e prezydent nawet si臋 nie zarumieni艂. Ze swojej strony nic po sobie nie pokaza艂a. Nawet prezydent ma prawo do sekret贸w lub cho膰by do z艂udzenia, 偶e je ma.

— Prosz臋 wzi膮膰 m贸j egzemplarz, panie prezydencie. — Angela poda艂a par臋 kartek. Ryan przeczyta艂 pierwsz膮 cz臋艣膰, do po艂udnia. — Sekretarz skarbu przychodzi na 艣niadanie. Przed nim jest tylko Szuler.

— Jaki kryptonim ma u was George? — spyta艂 Ryan, skr臋caj膮c do Zachodniego Skrzyd艂a.

— Kupiec. Bardzo mu si臋 spodoba艂 — odpar艂a Angela.

— Dzie艅 dobry, panie prezydencie! — Gdy Ryan wchodzi艂 do Gabinetu Owalnego, Ben Goodley czeka艂 ju偶 obok biurka.

— Cze艣膰, Ben. — Ryan rzuci艂 na biurko rozk艂ad dnia i przebieg艂 wzrokiem po blacie, czy nie czekaj膮 na艅 jaki艣 wa偶ne dokumenty.

— No, to jazda! — powiedzia艂, siadaj膮c.

— Ukrad艂 mi pan ca艂膮 chwa艂臋, panie prezydencie, rozmawiaj膮c z ekip膮 Departamentu Stanu. Ale trudno. Mamy co艣 nieco艣 na temat 呕enga. Jednej wersji ju偶 na pewno wys艂ucha艂 pan wczoraj...

Prezydent skin膮艂 g艂ow膮 i gestem d艂oni poleci艂 m贸wi膰 dalej.

— Chi艅czycy wpu艣cili do Cie艣niny Tajwa艅skiej pi臋tna艣cie okr臋t贸w w dwu formacjach. Jedna sze艣膰, druga dziewi臋膰 jednostek. Je艣li pan chce, mam tu dok艂adne rozbicie na klasy, ale s膮 to wszystko niszczyciele i fregaty. Z powietrza obserwuje je jeden EC-135. Mamy tam te偶 nasz okr臋t podwodny „Pasadena”. Wcisn膮艂 si臋 mi臋dzy obie formacje. Dwa inne okr臋ty s膮 w drodze z centralnego Pacyfiku. Przewidziany czas dotarcia na obszar naszego zainteresowania: pierwszy — trzydzie艣ci sze艣膰 godzin, drugi — pi臋膰dziesi膮t. Dow贸dca Floty Pacyfiku, admira艂 Seaton, nakaza艂 po艣piech i pe艂ny doz贸r po przybyciu na miejsce. Proponowane przez Seatona rodzaje obserwacji s膮 ju偶 na biurku sekretarza obrony. Przedyskutowa艂em je przez telefon z Bretano. Wida膰, 偶e Seaton zna si臋 na robocie.

Goodley zaczerpn膮艂 powietrza.

— A teraz polityka. Rz膮d Tajwanu oficjalnie nie dostrzega manewr贸w. Jednak偶e ich sztabowcy s膮 w kontakcie z naszymi okr臋tami za po艣rednictwem dow贸dztwa Floty Pacyfiku. Nasi ludzie b臋d膮 siedzieli przy ich stacjach nas艂uchowych... — Goodley spojrza艂 na zegarek. — Mo偶e ju偶 nawet siedz膮. Departament Stanu uwa偶a, 偶e nic wielkiego si臋 nie dzieje, ale te偶 pilnie obserwuje.

— Og贸lna ocena sytuacji? — spyta艂 Ryan.

— Mog膮 to by膰 rutynowe 膰wiczenia, niemniej szkoda, 偶e nie wybrali innego czasu. Nie wida膰 偶adnych jawnych pr贸b wywarcia nacisku.

— I dop贸ki czego艣 takiego nie dostrze偶emy, nie b臋dziemy natr臋tni. W porz膮dku, my r贸wnie偶 oficjalnie nie dostrzegamy manewr贸w. Zachowujemy milczenie i nic nie m贸wimy o wys艂aniu naszych okr臋t贸w. 呕adnych komunikat贸w, 偶adnych informacji podczas konferencji prasowych. Je艣li nas b臋d膮 pyta膰, wzruszamy ramionami i m贸wimy, 偶e to nic wielkiego.

Goodley skin膮艂 g艂ow膮.

— Teraz Irak. Informacji nadal ma艂o. Ich telewizja dosta艂a religijnego bzika. Szyici. Ira艅scy duchowni, kt贸rych tam ogl膮damy, maj膮 nieograniczony czas antenowy. Dzienniki telewizyjne podaj膮 g艂贸wnie religijne informacje. Komentatorzy coraz bardziej histeryczni. Egzekucje w pe艂nym toku. Nie mamy pe艂nej listy, ale liczba rozstrzelanych z pewno艣ci膮 przekroczy艂a setk臋. Mo偶e to ju偶 koniec? Kierownictwo partii Baas przesta艂o istnie膰. Pomniejsze rybki s膮 za kratkami. Co艣 tam pisn臋li w telewizji o tym, jak szlachetny i lito艣ciwy jest rz膮d tymczasowy wobec „pomniejszych przest臋pc贸w”. To cytat. Owa lito艣ciwo艣膰 jest religijnie uzasadniona, a poza tym co艣 mi si臋 wydaje, 偶e „pomniejsi przest臋pcy” wr贸cili na 艂ono Allacha. Mamy zdj臋cia z ich telewizji, jak siedz膮 wok贸艂 imama i roztrz膮saj膮 swoje grzechy. Jeszcze jedna warta zasygnalizowania sprawa: zorganizowana aktywno艣膰, wyra藕nie wzmo偶ona, w ira艅skiej armii. Jednostki gorliwie 膰wicz膮. Mamy nas艂uchy rozm贸w na wojskowych cz臋stotliwo艣ciach dowodzenia taktycznego. Rozmowy rutynowe, ale bardzo ich du偶o. Wi臋cej ni偶 zwykle. Mieli nocn膮 sesj臋 w Departamencie Stanu, 偶eby si臋 w tym po艂apa膰. Sesj臋 zorganizowa艂 podsekretarz do spraw politycznych, Rutledge. Podobno do cna wym臋czy艂 facet贸w z Biura Wywiadu i Studi贸w Departamentu Stanu. — Biuro by艂o najmniejsz膮 i najbiedniejsz膮 krewn膮 wywiadowczego 艣wiatka, ale pracowa艂a w nim garstka bardzo sprawnych analityk贸w. Ich doskona艂e obeznanie ze 艣wiatem dyplomacji, pozwala艂o czasami dostrzec to, czego inni nie zauwa偶yli.

— Konkluzja? — spyta艂 Ryan. — Z tej nocnej sesji?

— 呕adnej konkluzji. — Goodley mia艂 ochot臋 powiedzie膰 „oczywi艣cie 偶adnej”, ale si臋 powstrzyma艂. — Za jak膮艣 godzin臋 b臋d臋 z nimi rozmawia艂.

— Nie lekcewa偶 ludzi z WIS. Zw艂aszcza uwa偶nie s艂uchaj...

— ...Berta Vasco. Wiem. Dobry ch艂op, ale sz贸ste pi臋tro doprowadza go do bia艂ej gor膮czki. Rozmawia艂em z nim przed dwudziestoma minutami. Spyta艂, czy s膮 gotowi, bo maj膮 tylko czterdzie艣ci osiem godzin. W ci膮gu tego czasu co艣 si臋 stanie. Nikt si臋 z tym nie zgodzi艂. Nikt! — Szuler wybi艂 to ostatnie s艂owo.

Ryan przechyli艂 fotel do ty艂u.

— Uwa偶asz, 偶e ma racj臋?

— Brak jest dowod贸w wspieraj膮cych jego ocen臋. W CIA nie zgadzaj膮 si臋 z nim, w Departamencie Stanu nie popieraj膮 jego stanowiska. Nawet mi nie powt贸rzyli jego argumentacji. Dopiero on mi to sam powiedzia艂. Ale co艣 mi nie pozwala powiedzie膰, 偶e Vasco si臋 myli. — Goodley zamilk艂, zdaj膮c sobie spraw臋, 偶e my艣li i m贸wi inaczej ni偶 my艣la艂by i m贸wi艂 ka偶dy inny funkcjonariusz Agencji Bezpiecze艅stwa Narodowego. — Musimy si臋 nad tym powa偶nie zastanowi膰, szefie. Vasco ma 艣wietny instynkt. I jaja.

— No c贸偶, szybko si臋 dowiemy. Vasco ma racj臋, czy jej nie ma, ale jest najlepszy z tych, kt贸rzy tam s膮. Za艂atw, 偶eby Adler z nim porozmawia艂. I powiedz Scottowi, 偶eby zostawi艂 go w spokoju, je艣li si臋 oka偶e, 偶e w przypadku Iraku nie mia艂 racji.

— To mi si臋 podoba, sir. Vasco pod prezydenckim parasolem. Mo偶e w ten spos贸b zach臋cimy innych, 偶eby nie bali si臋 samodzielnie pomy艣le膰.

— A Saudyjczycy? — spyta艂 Ryan.

— Na razie 偶adnej reakcji. Moim zdaniem, boj膮 si臋 prosi膰 o pomoc, p贸ki nie zajdzie potrzeba.

— W ci膮gu najbli偶szej godziny porozum si臋 z ksi臋ciem Alim. Chc臋 zna膰 jego opini臋.

— Tak jest, sir.

— A je艣li on chcia艂by porozmawia膰 ze mn膮, powiedz mu, 偶e mo偶e to uczyni膰 o ka偶dej porze dnia i nocy. I dodaj, 偶e jest moim przyjacielem i 偶e zawsze mam dla niego czas.

— To ju偶 wszystko, sir. — Goodley wsta艂. — Kto mi wybra艂 ten pi臋kny kryptonim? Szuler?

— My — odezwa艂 si臋 kobiecy g艂os z k膮ta. Angela Price podnios艂a d艂o艅 do minisluchawki w uchu. — W pa艅skich aktach jest notatka. Musia艂 pan nie藕le gra膰 w pokera w akademiku.

— Z pewno艣ci膮 czyta艂a te偶 pani, co moje dziewczyny o mnie m贸wi艂y. Ale nie chc臋 tego wiedzie膰. — Po tych s艂owach doradca do spraw bezpiecze艅stwa narodowego ruszy艂 do drzwi.

Gdy wyszed艂, Ryan powiedzia艂:

— Pierwszy raz o tym s艂ysz臋, Andrea.

— Kiedy艣 wygra艂 du偶e pieni膮dze w kasynie w Atlantic City. Niedoceniaj膮 go z powodu m艂odego wieku. Ju偶 jest Kupiec — poinformowa艂a.

Ryan rzuci艂 okiem na rozk艂ad zaj臋膰. Aha, chodzi o wyst膮pienie George'a w Senacie. Prezydent jeszcze przez minut臋 tkwi艂 nad list膮 porannych spotka艅. W tym czasie pojawi艂 si臋 steward w mundurze Marynarki, nios膮c tac臋 z lekkim 艣niadaniem.

— Panie prezydencie, sekretarz skarbu — anonsowa艂a Angela Price z progu bocznych drzwi.

— Dzi臋kuj臋. Zostaw nas samych — powiedzia艂 Ryan, wstaj膮c zza biurka, gdy do gabinetu wkroczy艂 George Winston.

— Dzie艅 dobry, sir — powita艂 prezydenta. Drzwi za nim cichutko si臋 zamkn臋艂y. Sekretarz skarbu mia艂 na sobie szyty na miar臋 garnitur, w d艂oni trzyma艂 papierow膮 teczk臋 z paroma dokumentami. W odr贸偶nieniu od Ryana, Winston przyzwyczai艂 si臋 nosi膰 marynark臋 zawsze i wsz臋dzie. Ryan zdj膮艂 swoj膮 i rzuci艂 na biurko. Obaj usiedli na bli藕niaczych kanapkach, maj膮c mi臋dzy sob膮 niski stolik.

— No wi臋c, co s艂ycha膰 po drugiej stronie ulicy? — spyta艂 Ryan, nalewaj膮c sobie kawy, tym razem z kofein膮.

— Gdybym tak prowadzi艂 m贸j fundusz powierniczy, mia艂bym na karku inspekcj臋 gie艂dow膮 od rana do nocy i straci艂bym licencj臋. Sprowadzam paru moich ludzi z Nowego Jorku. W Departamencie Skarbu pracuje zbyt wielu typk贸w, kt贸rych jedynym zaj臋ciem jest patrzenie jeden na drugiego i wmawianie sobie, jacy to s膮 wa偶ni. Nikt za nic nie odpowiada. W Columbus Group cz臋sto podejmujemy decyzje kolektywnie, na wsp贸lnych naradach, ale, na mi艂o艣膰 bosk膮, podejmujemy je we w艂a艣ciwym czasie, odpowiednio wcze艣nie, aby mia艂y jakie艣 praktyczne znaczenie. Tu jest za du偶o ludzi, panie prezy...

— Wci膮偶 mam na imi臋 Jack. W ka偶dym razie w tych czterech 艣cianach. Wiesz, George... — Otworzy艂y si臋 drzwi z sekretariatu i wszed艂 fotograf z Nikonem. Nie powiedzia艂 s艂owa. Rzadko kiedy si臋 odzywa艂. Tylko pstryka艂, a wszyscy udawali, 偶e go nie ma. Wspania艂a posada dla szpiega, przemkn臋艂o przez g艂ow臋 Ryanowi.

— Dzi臋kuj臋, Jack. Jak daleko mog臋 si臋 posun膮膰? — spyta艂 Kupiec.

— Ju偶 ci to raz powiedzia艂em. Tw贸j departament, kierujesz nim, jak uwa偶asz. Byle艣 mnie pierwszemu o wszystkim m贸wi艂.

— W艂a艣nie ci teraz m贸wi臋. Mam zamiar zrobi膰 redukcje. Chc臋 ustawi膰 prac臋 tak jak w porz膮dnym biznesie. — Chwil臋 si臋 zastanawia艂. — I mam zamiar zmieni膰 ustaw臋 podatkow膮. Bo偶e drogi, jeszcze dwa dni temu nie mia艂em poj臋cia, jak wszystko jest popl膮tane i pogmatwane. Poza tym...

— Pami臋taj, 偶e nie wolno ci majstrowa膰 przy bud偶ecie. 呕aden z nas nie ma jeszcze odpowiedniego do艣wiadczenia i dop贸ki Izba Reprezentant贸w nie zacznie funkcjonowa膰 w nowym sk艂adzie... — Fotograf wyszed艂, zadowolony, 偶e uda艂o mu si臋 uchwyci膰 prezydenta we wspania艂ej pozie z dwiema r臋kami wyci膮gni臋tymi nad tac膮 ze 艣niadaniem.

— „Dziewczyna Miesi膮ca” — powiedzia艂 Winston, g艂o艣no si臋 艣miej膮c. — Pewno trafisz na rozk艂ad贸wk臋. — Wzi膮艂 francuski rogalik i posmarowa艂 mas艂em. — Przeprowadzili艣my komputerow膮 symulacj臋. Wysz艂y nam dok艂adnie te same wp艂ywy do bud偶etu, ale kto wie, Jack, czy w rzeczywisto艣ci nie wzro艣nie wysoko艣膰 funduszy dyspozycyjnych.

— Jeste艣 pewien? Czy nie musisz dokona膰 pe艂nej analizy?

— Nie, Jack. 呕adnych dodatkowych analiz ju偶 nie potrzebuj臋. Sprowadzi艂em do Departamentu Marka Ganta. Mam go u boku jako doradc臋. Zna na wylot wszystkie komputerowe symulacje. Lepiej ni偶 ktokolwiek, kogo znam. Ca艂y ubieg艂y tydzie艅 sp臋dzi艂 na rozgryzaniu bud偶etu... Nikt ci nie powiedzia艂? System podatkowy jest nieustannie sprawdzany. Po co mi dodatkowa analiza? Bior臋 s艂uchawk臋 i po p贸艂 godzinie mam tysi膮cstronicowy elaborat na temat wp艂yw贸w podatkowych w 1952 roku i jaki wp艂yw mia艂 system podatkowy na ka偶dy sektor gospodarki. — Sekretarz skarbu odsapn膮艂 na chwil臋. — Wnioski? Wall Street jest bardziej skomplikowana, a u偶ywa prostszych metod. I te metody sprawdzaj膮 si臋. Dlaczego? W艂a艣nie dlatego, 偶e s膮 proste i 艂atwiejsze w zastosowaniu. I dok艂adnie za p贸艂torej godziny zamierzam powiedzie膰 im to w Senacie. Oczywi艣cie, je艣li si臋 zgodzisz.

— Jeste艣 absolutnie pewien tego, co m贸wisz, George? — spyta艂 Ryan. To by艂 jeden z najwi臋kszych problem贸w prezydentury, a mo偶e nawet najwi臋kszy. Prezydent nie m贸g艂 sprawdzi膰 wszystkiego, co robiono w jego imieniu. Sprawdzenie nawet jednego procentu ju偶 stanowi艂oby heroiczny wysi艂ek. Nie m贸g艂 nic sprawdzi膰, a za wszystko by艂 odpowiedzialny. Ta 艣wiadomo艣膰 skaza艂a wielu prezydent贸w na rol臋 bezwolnych obserwator贸w wydarze艅. Ca艂kowicie zawodzili jako mened偶erowie.

— Zapewniam ci臋, Jack, 偶e jestem tego absolutnie pewien. Tak pewien, 偶e a偶 got贸w zaryzykowa膰 wszystkie pieni膮dze moich inwestor贸w.

Dwie pary oczy spotka艂y si臋 ponad 艣niadaniowym stolikiem. Obaj m臋偶czy藕ni doskonale si臋 znali i wiedzieli, ile ka偶dy z nich jest wart. Prezydent m贸g艂 na przyk艂ad teraz powiedzie膰, 偶e narodowy bud偶et i dobro spo艂ecze艅stwa wa偶膮 wi臋cej ni偶 te kilka miliard贸w dolar贸w, kt贸rymi Winston obraca w Columbus Group, ale nie powiedzia艂. Winston zbudowa艂 swoje imperium inwestycyjne z niczego. Podobnie jak Ryan, cz艂owiek skromnych sfer, stworzy艂 od podstaw wielk膮 instytucj臋 w ga艂臋zi gospodarki, w kt贸rej konkurencja jest wr臋cz przys艂owiowo dzika. Jego narz臋dziami by艂y g艂owa i g艂臋boka uczciwo艣膰. Wyznawa艂 zasad臋, 偶e powierzone mu pieni膮dze s膮 wa偶niejsze ni偶 jego w艂asne. I zasad臋 t臋 skrupulatnie stosowa艂. Dlatego te偶 zdoby艂 maj膮tek, wp艂ywy i znaczenie. Zawsze pami臋ta艂, dzi臋ki czemu osi膮gn膮艂 to, co osi膮gn膮艂. Prezydent zastanawia艂 si臋 jeszcze przez par臋 sekund i skin膮艂 g艂ow膮.

— No to le膰 z tym do nich! — powiedzia艂.

I w tym momencie Winston zacz膮艂 mie膰 w膮tpliwo艣ci. Zaskoczy艂o Ryana, 偶e cz艂owiek tak pot臋偶ny jak sekretarz skarbu opu艣ci艂 wzrok na stolik i powiedzia艂 co艣 znacznie ciszej i mniej pewnie, ni偶 brzmia艂a jego zapowied藕 zaledwie kilka sekund wcze艣niej:

— Zdajesz sobie spraw臋, 偶e politycznie to wywo艂a...

Ryan mu przerwa艂:

— To, co zamierzasz powiedzie膰, jest dobre dla pa艅stwa, dla ca艂ego kraju?

— Tak jest, sir — pad艂a odpowied藕, wzmocniona energicznym skinieniem g艂owy.

— No to nie zawracaj mi g艂owy polityk膮 i r贸b swoje.

Sekretarz skarbu otar艂 usta serwetk膮 z emblematem Bia艂ego Domu i po raz drugi spu艣ci艂 oczy.

— Wiesz, co ci powiem? Kiedy to wszystko si臋 sko艅czy i wr贸cimy do normalnego 偶ycia, powinni艣my znale藕膰 jaki艣 spos贸b, 偶eby pracowa膰 razem. Niewielu jest takich, jak my, Ryan!

— Nie zgadzam si臋. Jest bardzo wielu. Problem polega na tym, 偶e bardzo rzadko trafiaj膮 do rz膮du. Wiesz, kto mi to powiedzia艂? Cathy. I ma racj臋. Kiedy ona co艣 spaprze, pacjent mo偶e o艣lepn膮膰. Tylko sobie wyobra藕! Jeden b艂膮d i jaki艣 cz艂owiek traci wzrok na ca艂e 偶ycie! Albo nawet umiera. Personel ostrego dy偶uru jest nieustannie na granicy za艂amania. Trudna sytuacja, George. Znacznie trudniejsza ni偶 obracanie papierami warto艣ciowymi. To samo dotyczy policjant贸w. To samo dotyczy 偶o艂nierzy. Musisz natychmiast reagowa膰, w przeciwnym wypadku mo偶e sta膰 si臋 co艣 bardzo z艂ego. Ale ci ludzie, kt贸rzy musz膮 i umiej膮 podejmowa膰 podobne decyzje, nie wal膮 t艂umnie do Waszyngtonu. Id膮 tam, gdzie uwa偶aj膮, 偶e musz膮 i艣膰, gdzie toczy si臋 prawdziwe 偶ycie — powiedzia艂 Ryan niemal z 偶alem. — Prawdziwie dobrzy ludzie id膮 tam, gdzie s膮 potrzebni i prawie zawsze wiedz膮 instynktownie, gdzie to jest.

— I ci dobrzy stroni膮 od g艂upot. To prawda. Powiadasz, 偶e dlatego tu ich wielu nie ma? — Winston przechodzi艂 w tej chwili sw贸j w艂asny prywatny kurs rz膮dzenia pa艅stwem i doszed艂 do wniosku, 偶e Ryan jest wcale niez艂ym nauczycielem.

— Dlatego. Ale kilku jest. Na przyk艂ad Adler w Departamencie Stanu. Jest tam jeszcze jeden dobry, kt贸rego odkry艂em. Nazywa si臋 Vasco. To s膮 ci, kt贸rzy umiej膮 powiedzie膰 „nie”, gdy potrzeba. Ale ca艂y system jest przeciwko nim. Takich ludzi musz臋 wy艂uskiwa膰 i chroni膰. S膮 pod moim parasolem. Przewa偶nie urz臋dnicy ni偶szego szczebla, ale to, co robi膮, ma wielk膮 warto艣膰. Dzi臋ki nim system funkcjonuje. Nie s膮 cz臋sto zauwa偶ani, ale im nie zale偶y na honorach. Im zale偶y na za艂atwieniu sprawy, na s艂u偶eniu spo艂ecze艅stwu. Wiesz, co chcia艂bym zrobi膰? Co naprawd臋 chcia艂bym zrobi膰? — spyta艂 Ryan, po raz pierwszy got贸w zdradzi膰 swe najtajniejsze my艣li, kt贸rymi nie 艣mia艂 si臋 podzieli膰 nawet z Arniem.

— Wiem. Stworzy膰 system, kt贸ry naprawd臋 funkcjonuje, kt贸ry dostrzega ludzi dobrych i oferuje im to, na co zas艂uguj膮. Czy zdajesz sobie spraw臋, jakie to jest trudne, nawet w niewielkich instytucjach? Ile ja si臋 musia艂em o to nawalczy膰 u siebie. A Departament Skarbu ma wi臋cej wo藕nych, ni偶 ja mia艂em finansist贸w. Nawet nie mam poj臋cia, od czego tutaj powinienem zacz膮膰...

Tak, tylko Winston potrafi zrozumie膰 moje marzenie i m贸j problem, pomy艣la艂 prezydent.

— To b臋dzie jeszcze trudniejsze, ni偶 my艣lisz — odpar艂 Winstonowi. — Ci, kt贸rzy naprawd臋 pracuj膮 i co艣 umiej膮, nie chc膮 szefowa膰. Chc膮 pracowa膰. Cathy mog艂aby by膰 dyrektorem szpitala. Ofiarowywano jej tak偶e katedr臋 na wydziale medycyny Uniwersytetu Wirginii. A to ju偶 jest co艣! Ale to pozostawi艂oby tylko po艂ow臋 czasu dla pacjent贸w. A Cathy lubi gabinet lekarski. Lubi to, co robi. Kt贸rego艣 dnia Bernie Katz w Hopkinsie przejdzie na emerytur臋 i ofiaruj膮 jej jego fotel, ale wiem, 偶e ona odm贸wi. Jestem tego pewien. Chyba 偶e j膮 przekonam.

— Tego, o czym marzysz, nie da si臋 zrealizowa膰. — Winston pokr臋ci艂 g艂ow膮. — Ale my艣l jest wspania艂a.

— Przed ponad stu laty Grover Cleveland zreformowa艂 s艂u偶by publiczne — przypomnia艂 Ryan swemu go艣ciowi. — Wiem, 偶e nie potrafimy dokona膰 cudu, ale potrafimy usprawni膰 to, co istnieje. I ty nawet usi艂ujesz to zrobi膰. Przed chwil膮 to referowa艂e艣. Pomy艣l wi臋c o mojej koncepcji rewizji ca艂ego systemu.

— Obiecuj臋, 偶e o tym pomy艣l臋. — Sekretarz skarbu wsta艂. — Jak tylko uporam si臋 z rewolucj膮 w moim w艂asnym baraku. Ilu wrog贸w wolno nam sobie sprawi膰?

— Ka偶dy ma bez liku wrog贸w — odpar艂 filozoficzne Ryan. — Jezus te偶 ich mia艂.

* * *

Podoba艂o mu si臋 przezwisko Gwiazdor i, us艂yszawszy je po raz pierwszy przed pi臋tnastu laty, zacz膮艂 si臋 uczy膰, jak najlepiej wykorzysta膰 swoj膮 powierzchowno艣膰. Jego misj膮 by艂 obecnie rekonesans, jego broni膮 — osobisty czar. W repertuarze mia艂 kilka akcent贸w. Poniewa偶 tym razem podr贸偶owa艂 na niemieckich dokumentach, u偶ywa艂 akcentu frankfurckiego, kt贸ry pasowa艂 do niemieckiego garnituru, portfela i obuwia, kupionych za pieni膮dze jednego ze sponsor贸w znalezionych ostatnio przez Alego Badrajna. Firma wynajmu samochod贸w zaopatrzy艂a go w doskona艂e mapy, roz艂o偶one teraz na pustym siedzeniu po prawej. Dzi臋ki nim nie musia艂 wkuwa膰 na pami臋膰 wszystkich tras. By艂oby to k艂opotliwe, zajmowa艂oby czas i cz臋艣膰 jego fotograficznej pami臋ci.

Pierwszym przystankiem by艂a szko艂a 艣w. Marii, oko艂o dziesi臋ciu kilometr贸w od Annapolis. Katolicka szko艂a prowadzona przez zakonnice dla dzieci w r贸偶nym wieku, od przedszkolak贸w a偶 po dwunast膮 klas臋. W sumie niemal sze艣膰set dzieci. Z ekonomicznego punktu widzenia optymalna liczba. Gwiazdor zamierza艂 objecha膰 teren dwa lub trzy razy — rzecz o tyle 艂atwa, 偶e szko艂a zajmowa艂a cz臋艣膰 przyl膮dka, na kt贸rym niegdy艣 znajdowa艂a si臋 du偶a farma. Ko艣ci贸艂 katolicki wycygani艂 j膮 od jakiej艣 bogatej rodziny. Na farm臋 prowadzi艂a tylko jedna droga. Tereny szkolne ko艅czy艂y si臋 na brzegu zatoki, a po prawej, za boiskami, p艂yn臋艂a skrajem rzeka. Po przeciwnej stronie drogi sta艂y domy osiedla mieszkaniowego. Budynk贸w szkolnych by艂o jedena艣cie. Jedne blisko siebie, inne sta艂y samotnie. Gwiazdor zna艂 wiek swoich „cel贸w” i dzi臋ki temu m贸g艂 bez wi臋kszego trudu wypatrzy膰 budynki, w kt贸rych wi臋kszo艣膰 czasu lub ca艂y dzie艅 sp臋dza艂y dzieci w tym przedziale wiekowym. Warunki taktyczne nie by艂y korzystne, a okaza艂y si臋 jeszcze gorsze, gdy dostrzeg艂 ochroniarzy. Szko艂a dysponowa艂a sporym terenem — co najmniej dwie艣cie hektar贸w — co pozwala艂o na szeroki pas obronny, kt贸rego naruszenie 艂膮czy艂o si臋 z ryzykiem natychmiastowego wykrycia. Zauwa偶y艂 trzy du偶e pojazdy z przyciemnianymi szybami. A mog艂o by膰 ich wi臋cej. Model Chevrolet Suburban. Oczywi艣cie, nie by艂y to samochody do przewozu dzieci i ich opiekun贸w. Ilu jest tych ochroniarzy? Dwaj m臋偶czy藕ni stali na zewn膮trz, ale ka偶dy w贸z mia艂 z pewno艣ci膮 czteroosobow膮 za艂og臋 uzbrojonych stra偶nik贸w. Co najmniej dwa pojazdy s膮 opancerzone, a ich pasa偶erowie z Tajnej S艂u偶by maj膮 ci臋偶k膮 bro艅. Wyje偶d偶a膰 trzeba t膮 sam膮 drog膮, kt贸r膮 si臋 przyjecha艂o. Kilometr do szosy. A co od strony zatoki Chesapeake? Gwiazdor zjecha艂 na sam brzeg. Kuter Stra偶y Przybrze偶nej. Niewielki, ale z pewno艣ci膮 ma radiostacj臋. Ju偶 to samo czyni go powa偶nym zagro偶eniem. Zatrzyma艂 samoch贸d na ko艅cu drogi i poszed艂 obejrze膰 dom z wbitym w trawnik s艂upkiem z tablic膮 NA SPRZEDA呕. Z samochodu wyj膮艂 porann膮 gazet臋 i ostentacyjnie sprawdzi艂 og艂oszenie na z艂o偶onej stronie, por贸wnuj膮c adres z numerem domu. Rozejrza艂 si臋 doko艂a. Powinien si臋 po艣pieszy膰. Stra偶nicy s膮 czujni i chocia偶 nie mog膮 sprawdzi膰 wszystkiego — nawet federalna Tajna S艂u偶ba ma ograniczony czas i 艣rodki — nie nale偶y ryzykowa膰 i wzbudza膰 podejrze艅 zbyt d艂ugim przebywaniem w tym rejonie. Pierwsze wnioski nie nastraja艂y optymistycznie. Dost臋p ograniczony. Zbyt wiele dzieci. Wy艂uskanie dwojga w艂a艣ciwych b臋dzie trudne. Ochroniarzy jest wielu, rozrzuconych po terenie. To by艂y powa偶ne minusy. Liczba ochroniarzy mniej znaczy艂a ni偶 du偶a przestrze艅. W par臋 sekund mo偶na zneutralizowa膰 ka偶d膮 ilo艣膰 ludzi pod warunkiem, 偶e znajduj膮 si臋 w grupie. Da膰 im jednak pi臋膰 sekund na otrz膮艣ni臋cie si臋, a instynkt i szkolenie wezm膮 g贸r臋. Ludzie z Tajnej S艂u偶by s膮 dobrze wyszkoleni. Maj膮 plany obrony. Jedne do przewidzenia, inne nie. Na przyk艂ad ten kuter Stra偶y Przybrze偶nej. Jego za艂oga mog艂aby zej艣膰 na l膮d i zaatakowa膰 od ty艂u napastnik贸w. Albo ochroniarze mogliby wycofa膰 si臋 ze swoimi podopiecznymi w bezpieczne miejsce i rozpocz膮膰 kontratak. Da膰 im pi臋膰 minut, a b臋d膮 g贸r膮. Przez radio wezw膮 na pomoc lokaln膮 policj臋. Gwiazdor nie w膮tpi艂 w ich doskona艂e wyszkolenie i pe艂ne oddanie. Gdy przyb臋dzie policja, nacieraj膮cy zostan膮 odci臋ci. Lokalna policja dysponuje nawet helikopterami. Nie, miejsce by艂o stanowczo niekorzystne do przeprowadzenia zamierzonej operacji. Ze z艂o艣ci膮 rzuci艂 gazet臋 na siedzenie i odjecha艂. Po drodze rozgl膮da艂 si臋 na boki, w poszukiwaniu nieoznakowanych samochod贸w policyjnych. Na kilku podjazdach sta艂y furgonetki, ale na szybach 偶adnej z nich nie widzia艂 arkuszy przyciemnionego plastiku, za kt贸rym siedzia艂by cz艂owiek z kamer膮. Niemniej zerkni臋cia w bok potwierdzi艂y poprzedni膮 ocen臋, 偶e teren operacji jest niekorzystnie po艂o偶ony. Przechwycenie tych dwojga dzieci by艂oby 艂atwiejsze w drodze. 艁atwiejsze, ale wcale nie 艂atwe. Ochrona pojazdu jest z pewno艣ci膮 doskona艂a. Nie m贸wi膮c ju偶 o samym samochodzie: kewlarowe panele, lexanowe szyby, specjalne opony. I dodatkowa ochrona w powietrzu — helikoptery. Wszystko to, nie licz膮c nieoznakowanych pojazd贸w i 艂atwego dost臋pu do posi艂k贸w policyjnych.

Okej, okej! Gwiazdor z艂apa艂 si臋 na tym, 偶e wyra偶a pierwsz膮, jaka mu si臋 nasun臋艂a, my艣l amerykanizmem. Amerykanizmem maj膮cym uniwersalne zastosowanie. A teraz Giant Steps. Ca艂odzienne przedszkole i 偶艂obek. Ritchie Highway powy偶ej Joyce Lane. Adres zna艂 na pami臋膰. Zlokalizowa艂 miejsce na mapie. Zaraz tam pojedzie. Jest tam tylko jeden „cel”, ale teren — Gwiazdor mia艂 przynajmniej nadziej臋 — b臋dzie bardziej sprzyjaj膮cy.

* * *

Winston od ponad dwudziestu lat tkwi艂 w biznesie, w kt贸rym wykorzystywa艂 sw贸j finansowy instynkt. Przez te lata nauczy艂 si臋 pewnej teatralno艣ci i naby艂 par臋 aktorskich cech, w tym tremy. Tym razem jednak trema by艂a obustronna. W komisji tylko jeden senator zasiada艂 w poprzednim Senacie, ale nale偶a艂 w贸wczas do mniejszo艣ci. Katastrofa Boeinga 747 zmieni艂a uk艂ad si艂 w izbie na korzy艣膰 senatora, kt贸ry, nie zmieniaj膮c partii, nale偶a艂 teraz do wi臋kszo艣ci. Opr贸cz tego jednego, wszyscy m臋偶czy藕ni i kobiety zasiadaj膮cy na masywnych d臋bowych 艂awach byli nie mniej zdenerwowani ni偶 Winston.

Kiedy siada艂 i rozk艂ada艂 papiery, na s膮siednim stole sze艣ciu urz臋dnik贸w wyk艂ada艂o pot臋偶ne tomiska. Winston ca艂kowicie ich ignorowa艂, natomiast od czasu do czasu zerka艂 na kamery telewizji C-SPAN.

Desygnowany na sekretarza skarbu kandydat wkr贸tce poczu艂 si臋 lepiej i zacz膮艂 wymienia膰 uwagi z Markiem Cantem, kt贸ry roz艂o偶y艂 przed sob膮 laptopa i wystukiwa艂 co艣 na klawiaturze. Nagle run膮艂 z ha艂asem stoj膮cy obok st贸艂, nadmiernie przeci膮偶ony wielkimi tomami, kt贸re rozsypa艂y si臋 po ziemi. Na sali wszyscy jednocze艣nie zareagowali g艂o艣nymi sapni臋ciami. Winston obr贸ci艂 si臋, zadowolony z efektu. Jego pracownicy zrobili dok艂adnie to, co im kaza艂: ustawili opas艂e tomiska ustaw reguluj膮cych zobowi膮zania podatkowe obywateli Stan贸w Zjednoczonych jedno na drugim po艣rodku sto艂u zamiast na ca艂ej powierzchni blatu.

— Ale numer, George! — szepn膮艂 Gant, powstrzymuj膮c si臋 z trudem od 艣miechu.

— Kto wie, mo偶e B贸g jest po naszej stronie — odpar艂 Winston i szybko wsta艂, 偶eby zobaczy膰, czy nikt nie dozna艂 uszczerbku. Na szcz臋艣cie wszyscy byli zdrowi i cali. Zwabieni ha艂asem wpadli do sali stra偶nicy. Szybko stwierdzili, 偶e nic si臋 nie sta艂o.

Winston powr贸ci艂 na swoje miejsce za sto艂em i pochyli艂 si臋 do mikrofonu.

— Bardzo przepraszam, panie przewodnicz膮cy, za to ma艂e zamieszanie. Ale nic si臋 nie sta艂o. Jeste艣my gotowi. Prosz臋 o rozpocz臋cie przes艂uchania.

Przewodnicz膮cy komisji senackiej uderzy艂 m艂otkiem, otwieraj膮c posiedzenie i uciszaj膮c sal臋. Przez ca艂y czas wpatrywa艂 si臋 w stos wolumin贸w na posadzce. Po minucie George Winston zosta艂 zaprzysi臋偶ony.

— Czy ma pan wst臋pne o艣wiadczenie, panie Winston? — pad艂o pytanie.

— Mia艂em, sir. — Sekretarz skarbu potrz膮sn膮艂 g艂ow膮. Nadal bardzo mu si臋 chcia艂o 艣mia膰. I nik艂y u艣mieszek wymkn膮艂 mu si臋 mimo woli. — Musz臋 przeprosi膰 cz艂onk贸w komisji za ten drobny incydent. Te ksi臋gi mia艂y ilustrowa膰 jeden z moich problem贸w, no ale... skoro spad艂y... — Prze艂o偶y艂 kilka dokument贸w, wyprostowa艂 si臋 i zacz膮艂 m贸wi膰: — Panie przewodnicz膮cy, szanowni cz艂onkowie komisji. Nazywam si臋 George Winston i prezydent Ryan poprosi艂 mnie, abym porzuci艂 moj膮 firm臋 i s艂u偶y艂 krajowi jako sekretarz skarbu. Pozwolicie pa艅stwo, 偶e powiem kilka s艂贸w o sobie.

* * *

— Co o nim wiemy? — spyta艂 Kealty.

— Bardzo du偶o. M膮dry i chytry. Twardy. I uczciwy. A poza tym krezus. Bogatszy od samego pana Boga. — Nawet od ciebie, pomy艣la艂 szef sztabu, ale g艂o艣no tego nie powiedzia艂.

— By艂 kiedy艣 sprawdzany? Jakie艣 dochodzenie?

— Nigdy. — Szef sztabu pokr臋ci艂 g艂ow膮. — Mo偶e i 艣lizga艂 si臋 po cienkim lodzie, ale... nie, nie powinienem tego m贸wi膰, Ed. O Winstonie wszyscy m贸wi膮, 偶e 艣ci艣le przestrzega zasad czystej gry. Jego konsorcjum inwestycyjne jest wysoko cenione. Zar贸wno ze wzgl臋du na wyniki, jak i nieskaziteln膮 uczciwo艣膰. Przed o艣miu laty mia艂 pracownika, kt贸ry by艂 na bakier z przepisami, i sam przeciwko niemu zeznawa艂 w s膮dzie oraz z w艂asnej kieszeni wyr贸wna艂 straty poniesione przez inwestor贸w w wyniku kr臋tactw tego cz艂owieka. Z w艂asnej kieszeni! Kosztowa艂o go to czterdzie艣ci milion贸w dolar贸w. Oszust odsiedzia艂 pi臋膰 lat. Tak, Ryan wybra艂 dobrego cz艂owieka. Nie jest politykiem, ale szanuj膮 go na Wall Street.

— Niech to szlag! — skomentowa艂 Kealty.

* * *

— Wiele rzeczy nale偶y zrobi膰, panie przewodnicz膮cy... — Winston od艂o偶y艂 przygotowany tekst wst臋pnego o艣wiadczenia. Oskar偶ycielskim gestem wskaza艂 stos ksi膮g na pod艂odze. — Ten po艂amany st贸艂 i te woluminy na stosie. Patrzycie pa艅stwo na ustawy podatkowe Stan贸w Zjednoczonych. Podstaw膮 systemu prawnego jest zasada, 偶e nieznajomo艣膰 prawa nie mo偶e stanowi膰 argumentu obrony podczas rozprawy w s膮dzie. Ale ten aksjomat jest obecnie bezsensowny. Departament Skarbu i Urz膮d Podatkowy tworz膮 i wprowadzaj膮 w 偶ycie przepisy podatkowe dla ca艂ego kraju. Przepraszam, ustawy podatkowe s膮, jak wiemy, uchwalane przez Kongres. Dzieje si臋 to g艂贸wnie w贸wczas, gdy Departament Skarbu przedstawi odpowiedni projekt ustawy. Kongres wprowadza poprawki, uchwala ustaw臋, a my, to znaczy Departament Skarbu, stosujemy uchwalone przepisy podatkowe. W wielu przypadkach interpretacja ustawy, kt贸r膮 wy uchwalicie, jest pozostawiona urz臋dnikom mojego departamentu, a jak wszyscy wiemy, wyk艂adnia potrafi by膰 niemniej istotna od samej ustawy. Mamy te偶 specjalne s膮dy podatkowe, kt贸rych orzecznictwo staje si臋 obowi膮zuj膮cym prawem. No i w rezultacie mamy tony zadrukowanego papieru — dramatycznym gestem wskaza艂 na stos ksi膮g. — O艣mielam si臋 twierdzi膰, 偶e nikt, 艂膮cznie z najbardziej o艣wieconymi prawnikami, nie potrafi tego wszystkiego rozgry藕膰 i zrozumie膰.

Dla wi臋kszego efektu Winston przez chwil臋 milcza艂, a potem wznowi艂 wyk艂ad dla senator贸w:

— Mamy nawet tak absurdaln膮 sytuacj臋, 偶e kiedy obywatel przychodzi do urz臋du skarbowego z dokumentami i zeznaniem podatkowym, prosz膮c o pomoc urz臋dnik贸w, kt贸rych obowi膮zkiem jest stosowanie prawa, a urz臋dnicy pope艂ni膮 b艂膮d, to 贸w obywatel, prosz膮cy w艂adze o pomoc, jest odpowiedzialny finansowo za b艂膮d przez te w艂adze pope艂niony. Kiedy obraca艂em papierami warto艣ciowymi i 藕le doradzi艂em klientowi, to ja by艂em odpowiedzialny za szkody poniesione przez klienta.

Winston wzi膮艂 g艂臋boki oddech i ci膮gn膮艂 dalej:

— Podatki maj膮 zaspokoi膰 potrzeby bud偶etowe rz膮du, aby ten m贸g艂 sprawnie s艂u偶y膰 obywatelom. Ale gdzie艣 po drodze stworzyli艣my ca艂y przemys艂, kt贸ry wyci膮ga od ludzi miliardy dolar贸w. Dlaczego tak si臋 dzieje i po co? Po to, by wyja艣nia膰 przepisy podatkowe, z roku na rok coraz bardziej skomplikowane, przepisy, kt贸rych sami urz臋dnicy skarbowi nie znaj膮 na tyle dobrze, by m贸c wzi膮膰 odpowiedzialno艣膰 za prawid艂owo艣膰 sk艂adanych przez podatnik贸w zezna艅. Senatorowie doskonale wiedz膮 — cz艂onkowie komisji nie mieli o tym akurat zielonego poj臋cia — jak ogromne pieni膮dze s膮 wydawane na aparat pobierania podatk贸w i kontroli skarbowej. A to nie s膮 czynno艣ci specjalnie produktywne, prawda? Naszym obowi膮zkiem jest s艂u偶ba narodowi, a nie fundowanie b贸lu g艂owy podatnikom.

Kolejna pauza.

— W zwi膮zku z tym, panie przewodnicz膮cy i szanowni cz艂onkowie komisji, doszed艂em do wniosku, 偶e jest kilka spraw, kt贸re, mam nadziej臋, uda艂oby mi si臋 rozwi膮za膰 i uregulowa膰 podczas mojej kadencji w Departamencie Skarbu, je艣li komisja uzna, 偶e nale偶y mnie zatwierdzi膰 na stanowisku sekretarza. Po pierwsze, chcia艂bym ca艂kowicie zrewidowa膰, a w艂a艣ciwie przetworzy膰 i przeredagowa膰 nasz zbi贸r ustaw, przepis贸w i rozporz膮dze艅 wykonawczych dotycz膮cych podatk贸w. Chcia艂bym stworzy膰 sp贸jn膮 ca艂o艣膰, kt贸ra by艂aby zrozumia艂a dla przeci臋tnego podatnika. Bez furtek, bez uprzywilejowywania kogokolwiek, bez odpis贸w i ulg. Chcia艂bym, aby wszyscy podatnicy byli traktowani tak samo. Jestem ju偶 w tej chwili got贸w przedstawi膰 odpowiednie propozycje w tej sprawie. Chcia艂bym wsp贸艂pracowa膰 z komisj膮 senack膮, by moim propozycjom nada膰 kszta艂t ustawy. Chc臋 pracowa膰 w艂a艣nie z wami, panie i panowie. Do mojego gabinetu nie wpuszcz臋 偶adnych przedstawicieli wielkich korporacji i innych grup nacisku, by dyktowali mi, co mam robi膰. I apeluj臋 do was, aby艣cie od tej chwili te偶 ich nie wpuszczali do swoich gabinet贸w. Panie przewodnicz膮cy, je艣li zaczniemy dyskutowa膰 z ka偶dym, kto ma malutk膮 propozycj臋 w interesie w膮skiej grupy maj膮cej rzekomo specjalne potrzeby i domagaj膮cej si臋 ulg, to stanie si臋 to, co si臋 w艂a艣nie sta艂o. — Winston po raz wt贸ry wskaza艂 d艂oni膮 z艂amany st贸艂 i stos ksi膮g. — Wszyscy jeste艣my Amerykanami i naszym zadaniem jest pracowa膰 dla wsp贸lnego dobra. Je艣li pozwolimy podskubywa膰 nasz system podatkowy przez byle lobbyst臋 z biurem i klientel膮, to na d艂u偶sz膮 met臋 du偶o stracimy. Strac膮 wszyscy Amerykanie. Strac膮 znacznie wi臋cej pieni臋dzy, ni偶 gdyby wszyscy p艂acili nale偶ne podatki. Ustawy naszego pa艅stwa nie powinny by膰 偶erem dla ksi臋gowych i adwokat贸w prywatnego sektora, ani dla biurokrat贸w sektora publicznego. Ustawy, kt贸re wy uchwalacie i kt贸re tacy jak ja wprowadzaj膮 w 偶ycie, maj膮 s艂u偶y膰 potrzebom obywateli, a nie potrzebom rz膮du.

Winston rzuci艂 okiem na notatki.

— Po drugie, chcia艂bym, aby m贸j departament funkcjonowa艂 sprawnie. Sprawno艣膰 nie nale偶y do zasobu s艂贸w ch臋tnie u偶ywanych przez rz膮d. Jeszcze rzadziej takie zjawisko jak sprawno艣膰 mo偶na zaobserwowa膰 w rz膮dowych agendach. To musi si臋 zmieni膰. No c贸偶, nie potrafi臋 zmieni膰 ca艂ego Waszyngtonu, ale mog臋 postara膰 si臋 zmieni膰 departament, kt贸ry powierzy艂 mi prezydent, i kt贸rym, mam nadziej臋, pozwolicie mi kierowa膰. Wiem, jak kierowa膰 biznesem. Columbus Group s艂u偶y dos艂ownie milionom ludzi. Po艣rednio i bezpo艣rednio. Z dum膮 kierowa艂em tym konsorcjum. By艂 to wspania艂y ci臋偶ar. W ci膮gu najbli偶szych kilku miesi臋cy zamierzam opracowa膰 projekt bud偶etu dla Departamentu Skarbu, bud偶etu, kt贸ry nie b臋dzie zawiera艂 jednego zb臋dnego wydatku. — By艂o to bu艅czuczne i nierealistyczne o艣wiadczenie, ale robi艂o du偶e wra偶enie. — W tej sali wielokrotnie ju偶 s艂yszano podobne s艂owa i nie b臋d臋 mia艂 pretensji, je艣li nie przyjmiecie moich s艂贸w na wiar臋. Chc臋 wam jednak powiedzie膰, 偶e znany jestem jako cz艂owiek, kt贸ry s艂owa popiera rezultatami. Obiecuj臋 wam rezultaty. Prezydent Ryan musia艂 na mnie krzycze膰, 偶eby mnie sk艂oni膰 do przeniesienia si臋 do Waszyngtonu. Bardzo mi si臋 nie podoba w Waszyngtonie, panie przewodnicz膮cy — o艣wiadczy艂 Winston komisji i od tej chwili mia艂 wszystkich w gar艣ci. — Chc臋 wykona膰 powierzone mi zadanie i zmyka膰. Ale zadanie musi by膰 wykonane, je艣li mi pozwolicie. Na tym ko艅cz臋, panie i panowie.

Najbardziej do艣wiadczonymi osobami na tej sali byli dziennikarze w drugim rz臋dzie sekcji dla publiczno艣ci. W pierwszym rz臋dzie siedzia艂a 偶ona Winstona i reszta jego rodziny. Dziennikarze dobrze widzieli, jak oficjalny Waszyngton funkcjonuje, jak si臋 za艂atwia sprawy i co nale偶y m贸wi膰. Kandydat na cz艂onka rz膮du powinien zwyczajowo ckliwie opowiada膰 o zaszczycie, jakim jest s艂u偶enie ojczy藕nie, o rado艣ci z powierzenia mu tak wa偶nej funkcji, o odpowiedzialno艣ci, jak b臋dzie jego, czy j膮 przygniata膰, itd.

Nie podoba mu si臋 w Waszyngtonie? Dziennikarze przerwali robienie notatek, spojrzeli na podium, na kt贸rym siedzieli cz艂onkowie komisji, a potem na siebie.

* * *

Gwiazdorowi podoba艂o si臋 to, co zobaczy艂. Autostrada z czterema pasmami jezdni zaledwie o kilkaset metr贸w od przedszkola, a poza tym ca艂a sie膰 mniejszych dr贸g. A co najwa偶niejsze, prawie wszystko jak na d艂oni. Tu偶 za przedszkolem k臋pa drzew rosn膮cych tak g臋sto, 偶e chyba nie by艂o tam samochodu patrolowego. Jaki艣 musieli jednak mie膰... Zamy艣li艂 si臋. W pobli偶u sta艂 dom z gara偶em, prawie naprzeciwko obiektu, i ten dom... No tak, przed domem sta艂y dwa wozy. Dlaczego nie w gara偶u? Najprawdopodobniej Tajna S艂u偶ba za艂atwi艂a to z w艂a艣cicielem posesji. Idealne miejsce. Pi臋膰dziesi膮t metr贸w od przedszkola, front budynku we w艂a艣ciwym kierunku... Gdyby sta艂o si臋 co艣 niedobrego, rozleg艂by si臋 alarm i drzwi gara偶u posz艂yby w g贸r臋, z wn臋trza wyskoczy艂by pojazd wsparcia ochrony...

W podobnych systemach ochrony zawsze musi by膰 opracowany plan post臋powania w nadzwyczajnych sytuacjach. Musi to by膰 niewzruszony, pewny plan. Agenci Tajnej S艂u偶by s膮 cwani i opracowali plan na wszystkie przewidywalne okoliczno艣ci. Gwiazdor spojrza艂 na zegarek. Jak sprawdzi膰 swoje podejrzenia? Na pocz膮tek musi zaparkowa膰 samoch贸d. Naprzeciwko przedszkola, po drugiej stronie drogi by艂 sklep 7-Eleven. Ten sklep tak偶e trzeba sprawdzi膰, poniewa偶 nieprzyjaciel z pewno艣ci膮 dokooptuje kogo艣 do personelu. Mo偶e nawet par臋 os贸b. Podjecha艂, zaparkowa艂 w贸z, wszed艂 do sklepu, po kt贸rym kr臋ci艂 si臋 dobr膮 minut臋.

— Mog臋 panu w czym艣 pom贸c? — us艂ysza艂 g艂os. Kobieta, lat dwadzie艣cia pi臋膰... Chyba jednak starsza, ale usi艂uje wyda膰 si臋 m艂odsz膮. Odpowiednie uczesanie i makija偶. Gwiazdor si臋 na tym zna艂, sam przecie偶 u偶ywa艂 w terenie kobiet. I zawsze im to m贸wi艂: m艂oda osoba budzi mniejsze podejrzenia, zw艂aszcza kobieta. Oblekaj膮c twarz w u艣miech zak艂opotania, podszed艂 do lady.

— Szukam map — wyja艣ni艂.

— S膮 tu, na p贸艂ce pod lad膮 — odpar艂a sprzedawczyni.

Z pewno艣ci膮 agentka, pomy艣la艂. Ma zbyt 偶ywe spojrzenie, jak na kogo艣 wykonuj膮cego tak prost膮 prac臋.

— Ach, oczywi艣cie! — odpar艂 z niesmakiem wobec podobnego gapiostwa ze swojej strony. Wybra艂 ksi膮偶kowy plan, zawieraj膮cy wszystkie osiedla i ulice w okolicy. Zacz膮艂 przerzuca膰 kartki, ukradkiem zerkaj膮c na budynek po drugiej stronie ulicy. Opiekunki wyprowadza艂y w艂a艣nie dzieci na plac zabaw. Cztery opiekunki. Przy tej liczbie dzieci powinno ich by膰 dwie. A wi臋c dwie to agentki. Dostrzeg艂 te偶 stoj膮cego w g艂臋bokim cieniu m臋偶czyzn臋. Pot臋偶nej budowy, wzrost co najmniej 190 centymetr贸w, garnitur. Plac zabaw by艂 naprzeciwko samotnego domu z gara偶em. W domu czy w gara偶u, z pewno艣ci膮 znajdowali si臋 dodatkowi pilnuj膮cy. Dw贸ch albo trzech. Tak, na pewno tam tkwili przez ca艂y czas. Operacja me b臋dzie 艂atwa, ale przynajmniej ju偶 wiedzia艂, gdzie i jak nieprzyjaciel rozmie艣ci艂 swoje si艂y.

— Ile ta mapa kosztuje? — spyta艂.

— Cena jest wydrukowana na ok艂adce.

— Bardzo przepraszam. Rzeczywi艣cie. — Si臋gn膮艂 do kieszeni. — Pi臋膰 dolar贸w i dziewi臋膰dziesi膮t pi臋膰 cent贸w — mrukn膮艂 do siebie wy艂awiaj膮c z kieszeni monety.

— Plus podatek. — Sprzedawczyni wybi艂a sum臋 na elektronicznej kasie. — Mieszka pan w okolicy? — spyta艂a.

— Od niedawna. Jestem nauczycielem.

— A czego pan uczy?

— Niemieckiego — odpar艂, przeliczaj膮c otrzyman膮 reszt臋. — Rozgl膮dam si臋 za jakim艣 domem. Dzi臋kuj臋 za map臋. Musz臋 zmyka膰. Mam mas臋 roboty. — Po偶egna艂 si臋 lekkim europejskim skinieniem g艂owy i wyszed艂. Tym razem ju偶 nie rozgl膮da艂 si臋 na boki. Gwiazdor poczu艂 nag艂y ch艂贸d. By艂 pewien, 偶e sprzedawczyni jest agentk膮 Tajnej S艂u偶by. Na pewno teraz bacznie go obserwuje. By膰 mo偶e spisuje nawet numer samochodu, a je艣li nawet to zrobi, a Tajna S艂u偶ba sprawdzi, dowie si臋 tylko, 偶e u偶ytkownik nazywa si臋 Dieter Kolb i jest obywatelem niemieckim z Frankfurtu. Ta przykrywka powinna wystarczy膰, je艣li nie zaczn膮 szpera膰 g艂臋biej. Pojecha艂 na p贸艂noc autostrad膮 Ritchie Highway i przy pierwszej okazji skr臋ci艂 w prawo.

To by艂a sprawa wyboru odpowiedniego miejsca. I oto znalaz艂 dogodnie usytuowany parking na polanie. Okoliczne lasy wkr贸tce si臋 zazieleni膮 wraz z nadchodz膮c膮 wiosn膮, zas艂oni膮 widok na przedszkole. Ty艂 domu, w kt贸rego gara偶u znajdowa艂 si臋 najprawdopodobniej Suburban ochrony, mia艂 zaledwie par臋 okien wychodz膮cych na pag贸rek, a okna przes艂ania艂y od wewn膮trz story. Podobnie i budynek przedszkola. Gwiazdor wyj膮艂 miniaturow膮 lornetk臋 i zacz膮艂 przypatrywa膰 si臋 przedszkolu. Nie by艂o to 艂atwe, gdy偶 przeszkadza艂y liczne pnie drzew. Chocia偶 Tajna S艂u偶ba nale偶a艂a do najlepszych instytucji tego typu, jej pracownicy nie byli doskonali. Nie ma ludzi doskona艂ych. W tym konkretnym przypadku, nie wybrano najlepszego miejsca dla tak wa偶nego dziecka. Nic dziwnego, skoro rodzina Ryan贸w ju偶 przedtem wszystkie swoje dzieci tu przysy艂a艂a. Wychowawcy byli najprawdopodobniej doskonali, a Ryan i jego 偶ona lekarka znali ich i by膰 mo偶e przyja藕nili si臋 z nimi. Informacje, jakie „Kolb” wyczyta艂 w Internecie podkre艣la艂y fakt, 偶e Ryan i jego rodzina pragn膮 jak najmniej zmian w 偶yciu, do jakiego przywykli i kt贸re lubili. Bardzo to ludzkie. I g艂upie.

Przygl膮da艂 si臋 dzieciom hasaj膮cym po placu zabaw. Plac by艂 g臋sto pokryty wi贸rami. Co za wzruszaj膮cy obrazek: dzieciaki w kokonach grubych zimowych kombinezon贸w — w ocenie Gwiazdora temperatura wynosi艂a poni偶ej dziesi臋ciu stopni — biega艂y, podci膮ga艂y si臋 na dr膮偶kach, hu艣ta艂y si臋, grzeba艂y w ziemi. Staranno艣膰 ubior贸w wskazywa艂a, 偶e dzieci s膮 pod dobr膮 opiek膮, gdy偶 same nie potrafi艂yby si臋 pozapina膰 i opatuli膰. Przecie偶 to by艂y tylko zwyk艂e dzieci. Z wyj膮tkiem jednego. Z wyj膮tkiem kt贸rego? Z tej odleg艂o艣ci nie m贸g艂 tego powiedzie膰, p贸ki nie zrobi zdj臋膰 wszystkich. Ale na to przyjdzie czas. To jedno nie by艂o dzieckiem. To jedno by艂o przedmiotem politycznego o艣wiadczenia, kt贸re kto艣 z艂o偶y. Kto z艂o偶y to o艣wiadczenie i po co — to ju偶 nie obchodzi艂o Gwiazdora. B臋dzie teraz przez wiele godzin obserwowa艂, nie my艣l膮c wcale, co mo偶e wynikn膮膰 w rezultacie jego poczyna艅. Albo nie wyniknie. Nic go to nie obchodzi艂o. Zrobi konieczne notatki, sporz膮dzi szczeg贸艂owe mapy i konieczne szkice, a potem o wszystkim zapomni. „Kolb” ju偶 przed wielu laty ca艂kowicie zoboj臋tnia艂. To, co zacz膮艂 z religijn膮 pasj膮 podczas wyzwole艅czej 艣wi臋tej wojny, sta艂o si臋 po prostu dobrze p艂atn膮 prac膮. A je艣li dzi臋ki tej pracy nast膮pi politycznie korzystne wydarzenie, to tym lepiej. Tylko 偶e to si臋 jeszcze ani razu nie zdarzy艂o, mimo wielkich nadziei, marze艅 i rozpalaj膮cej retoryki przyw贸dc贸w. Na duchu podtrzymywa艂a go praca i 艣wiadomo艣膰 w艂asnej perfekcji. Gwiazdor sam nie m贸g艂 poj膮膰, dlaczego tak si臋 sta艂o, dlaczego wi臋kszo艣膰 fanatyk贸w zgin臋艂a. Co za ironia losu! Na jego twarzy pojawi艂 si臋 kwa艣ny grymas. Prawdziwi wierni za艂atwieni przez w艂asn膮 pasj臋 i g艂臋bok膮 wiar臋.

* * *

— Wielu b臋dzie przeciwnych charakterowi proponowanego przez pana planu. Sprawiedliwy plan powinien opiera膰 si臋 na zasadzie podatku progresywnego — powiedzia艂 senator. — By艂o jasne, 偶e jest to 贸w ocala艂y, a nie nowy lokator Kapitolu. — Pa艅ski plan nak艂ada zbyt wielki ci臋偶ar na barki pracuj膮cego Amerykanina.

— Dobrze pana rozumiem, senatorze — odpar艂 Winston upiwszy 艂yczek wody. — Ale co pan ma na my艣li m贸wi膮c: „pracuj膮cego Amerykanina”? Ja pracuj臋. Od zera zbudowa艂em sw贸j biznes. To by艂a ci臋偶ka praca. Pierwsza Dama, Cathy Ryan, zarabia oko艂o czterystu tysi臋cy dolar贸w rocznie. Warto zauwa偶y膰, 偶e to jest du偶o wi臋cej, ni偶 otrzymuje jej m膮偶, prezydent Stan贸w Zjednoczonych. Czy pan j膮 wyklucza z owych „pracuj膮cych”? Jest chirurgiem okulist膮. Mam brata lekarza i wiem, ile godzin dziennie pracuje. Zgadzam si臋, 偶e dwie wymienione przeze mnie osoby zarabiaj膮 wi臋cej, ni偶 zarabia przeci臋tny Amerykanin, ale to rynek ju偶 dawno temu zdecydowa艂, 偶e ich praca jest wi臋cej warta ni偶 to, co robi膮 inni ludzie. Je艣li kto艣 艣lepnie, to nie pomo偶e mu cz艂onek zwi膮zku pracownik贸w przemys艂u samochodowego ani nawet adwokat. Pom贸c mo偶e tylko lekarz. Ale to wcale nie oznacza, 偶e lekarz nie pracuje, senatorze! To oznacza, 偶e jego praca wymaga wy偶szych kwalifikacji i d艂u偶szej nauki. Dlatego te偶 rekompensata za t臋 prac臋 musi by膰 wy偶sza. A gracz w koszyk贸wk臋? Oto jeszcze inna kategoria wysoko kwalifikowanej pracy. I jestem pewien, 偶e nikt na tej sali nie ma obiekcji co do wysoko艣ci wynagrodzenia, na przyk艂ad, Kena Griffeya juniora. Dlaczego nie ma? Poniewa偶 Griffey jest najlepszy w tym, co robi. Jeden z czterech czy pi臋ciu najlepszych na 艣wiecie. I za to jest po kr贸lewsku wynagradzany. Ponownie mamy do czynienia z prawami rynku.

Winston odsapn膮艂 i wznowi艂 tyrad臋:

— Og贸lnie rzecz bior膮c, a przemawiam teraz jako zwyk艂y obywatel, a nie kandydat na sekretarza skarbu, protestuj臋 zdecydowanie przeciwko fa艂szywej dwudzielnej klasyfikacji. Ludzie w niebieskich ko艂nierzykach, czyli w owej nomenklaturze „pracuj膮cy” Amerykanie, i ludzie w bia艂ych ko艂nierzykach. To niekt贸rzy politycy usi艂uj膮 forsowa膰 taki podzia艂. W tym kraju jedynym sposobem uczciwego zarabiania pieni臋dzy jest wytwarzanie produktu lub dostarczanie us艂ugi spo艂ecze艅stwu. I generalnie mo偶na powiedzie膰, 偶e im ci臋偶ej i m膮drzej si臋 pracuje, tym wi臋cej si臋 zarabia. A eufemizm „pracuj膮cy Amerykanie” na robotnik贸w fizycznych, co wesz艂o u nas w zwyczaj, nie ma dzi艣 wi臋kszego sensu. Narzuca si臋 natomiast podzia艂 na tych, kt贸rzy umiej膮 wi臋cej i maj膮 wi臋ksze zdolno艣ci oraz pozosta艂ych. A niepracuj膮cych i leni膮cych si臋 bogaczy znale藕膰 mo偶na tylko w filmach. Kto z was, na tej sali, gdyby dano mu szans臋, nie zamieni艂by si臋 natychmiast z Kenem Griffeyem albo Jackiem Nicklausem? Czy偶 ka偶dy z nas nie marzy, aby w czymkolwiek by膰 a偶 tak dobrym jak oni? Ja o tym marz臋. Niestety, nie potrafi臋 macha膰 tak 艣wietnie kijem baseballowym.

Nast膮pi艂a chwila pauzy.

— Lub zosta膰 naprawd臋 utalentowanym tw贸rc膮 oprogramowania komputerowego — kontynuowa艂 Winston. — Te偶 tego nie potrafi臋. A zosta膰 wynalazc膮? Czy nie jest pracuj膮cym Amerykaninem dyrektor, kt贸ry firm臋 przynosz膮c膮 straty przekszta艂ca w kwitn膮c膮 instytucj臋? Czy pami臋tacie, co powiedzia艂 Samuel Gompers[2]? 呕e najwi臋kszym grzechem przemys艂owca jest niewytworzenie zysku. Dlaczego? Po prostu dlatego, 偶e firma wykazuj膮ca zysk jest dobrze prowadzon膮 firm膮 i tylko taka firma potrafi dobrze p艂aci膰 swoim pracownikom, a ponadto wyp艂aca膰 dywidendy udzia艂owcom, a udzia艂owcy to ludzie, kt贸rzy inwestuj膮 w firmy tworz膮ce miejsca pracy dla robotnik贸w.

Winston zwr贸ci艂 si臋 do senatora, kt贸ry wyra偶a艂 w膮tpliwo艣ci:

— Senatorze, chyba zapominamy, po co tu jeste艣my, i co chcemy za艂atwi膰. Rz膮d nie zapewnia stanowisk pracy produktywnych w dos艂ownym znaczeniu tego s艂owa. Rz膮d nie powinien tego robi膰. To General Motors, Boeing i Microsoft zatrudniaj膮 robotnik贸w, kt贸rzy wytwarzaj膮 to, czego ludzie potrzebuj膮. Zadaniem rz膮du jest ochrona ludzi, pilnowanie, by prawo by艂o przestrzegane, i zwa偶anie, by przestrzegano zasad gry. To ostatnie podobne jest do roli s臋dziego na boisku pi艂ki no偶nej. I nie jest zadaniem rz膮du karanie ludzi za to, 偶e dobrze podaj膮 pi艂k臋, 偶e dobrze graj膮. Zbieramy podatki, by rz膮d m贸g艂 funkcjonowa膰 i wype艂nia膰 swoje zadania. Powinni艣my te podatki zbiera膰 w spos贸b, kt贸ry najmniej zaszkodzi gospodarce. Podatki z natury rzeczy maj膮 ujemny wp艂yw i od tego uciec nie mo偶emy, ale mo偶emy stworzy膰 taki system opodatkowania, kt贸ry uczyni najmniej szkody, a mo偶e nawet zach臋ci ludzi do wykorzystania swoich pieni臋dzy w spos贸b korzystny dla og贸lnego wzrostu gospodarczego.

— Ju偶 czuj臋, do czego pan zmierza — odezwa艂 si臋 senator. — Za chwil臋 zacznie pan m贸wi膰 o obni偶eniu podatku z tytu艂u zysk贸w od kapita艂u. Ale na tym skorzysta tylko niewielu, kosztem...

— Wybaczy pan, senatorze, 偶e przerywam, ale to nie odpowiada prawdzie. I pan dobrze o tym wie. Obni偶enie podatku od dochodu z kapita艂u oznacza, 偶e ludzie wi臋cej b臋d膮 inwestowa膰. Pozwoli pan, 偶e to wyja艣ni臋. Powiedzmy, 偶e zarobi艂em tysi膮c dolar贸w. Zap艂aci艂em podatek, rat臋 d艂ugu hipotecznego, rat臋 za samoch贸d, kupi艂em 偶ywno艣膰, a co pozosta艂o, zainwestowa艂em w akcje firmy komputerowej XYZ. XYZ, otrzymawszy moje pieni膮dze, wynajmuje za nie pracownika. Pracownik ten pracuje na swoim stanowisku tak, jak ja na moim. Z jego pracy powstaje produkt, kt贸ry odpowiada potrzebom potencjalnych klient贸w. Klienci kupuj膮 produkt, firma ma zysk, kt贸rym dzieli si臋 ze mn膮, wyp艂acaj膮c dywidend臋. Te pieni膮dze s膮 opodatkowane jako zwyk艂y przych贸d. Sprzedaj臋 akcje XYZ i kupuj臋 innej firmy, kt贸ra te偶 z kolei bierze kogo艣 do pracy. Pieni膮dze uzyskane ze sprzeda偶y akcji s膮 dochodem z kapita艂u. Min臋艂y czasy, kiedy ludzie przechowywali pieni膮dze w materacach. I nie chcemy, 偶eby to robili. Chcemy, by inwestowali w Ameryk臋 i wsp贸艂obywateli... Idziemy dalej: ja ju偶 zap艂aci艂em podatek od pieni臋dzy, kt贸re zainwestowa艂em, prawda? I to, co zainwestowa艂em, pomaga memu wsp贸艂obywatelowi uzyska膰 prac臋. Z tej pracy powstaje produkt dla og贸艂u obywateli. I za to, 偶e pomog艂em komu艣 uzyska膰 prac臋, za to, 偶e pomog艂em, by nowy pracownik m贸g艂 co艣 wyprodukowa膰, otrzyma艂em skromn膮 dywidend臋. Zadowolony jest cz艂owiek, kt贸ry otrzyma艂 prac臋. Zadowolony klient, kt贸ry kupi艂 produkt r膮k tego robotnika. Wobec tego postanawiam dokona膰 czego艣 podobnego gdzie indziej. Dlaczego mam by膰 za to karany? Czy偶 nie by艂oby lepsze zach臋ca膰 ludzi do podobnych operacji inwestycyjnych? I nie zapominajcie panowie, 偶e inwestowane pieni膮dze by艂y ju偶 opodatkowane. Praktycznie rzecz bior膮c wi臋cej ni偶 raz.

Winston g艂臋boko westchn膮艂 i pokr臋ci艂 g艂ow膮.

— To niedobre dla kraju, dla gospodarki. I tak ju偶 藕le, 偶e tyle zabieramy ludziom z zarobionych przez nich pieni臋dzy, a do tego metoda zabierania jest szkodliwa. Wywo艂uje niekorzystne zjawiska. Po co tu jeste艣my, panie senatorze? Powinni艣my pomaga膰, usprawnia膰, a nie szkodzi膰. Rezultat jest op艂akany. Mamy system podatkowy tak skomplikowany, 偶e na pokrycie koszt贸w 艣ci膮gania podatk贸w musimy wyci膮ga膰 od ludzi dodatkowe miliardy dolar贸w. Ca艂kowicie zmarnowane pieni膮dze. A jeszcze dorzu膰cie dodatkowe miliardy dolar贸w inkasowane przez ksi臋gowych i adwokat贸w, kt贸rzy 偶eruj膮 na fakcie, 偶e ludzie nie potrafi膮 zrozumie膰 przepis贸w podatkowych! — zako艅czy艂 argumentacj臋 kandydat na sekretarza skarbu i przeszed艂 do podsumowania: — Ameryka nie jest zbudowana na zazdro艣ci. Ameryka nie jest zbudowana na rywalizacji. W Ameryce nie ma klas. W Ameryce nikt nie m贸wi obywatelowi, co ma robi膰. Urodzenie wiele nie znaczy. Sp贸jrzcie po sobie, cz艂onkowie komisji senackiej. Syn farmera, syn nauczyciela, syn kierowcy ci臋偶ar贸wki, syn adwokata, a pan, senatorze Nikolides, jest synem imigranta. Gdyby spo艂ecze艅stwo ameryka艅skie sk艂ada艂o si臋 z 艣ci艣le zdefiniowanych klas, to czy mogliby艣cie tu si臋 znale藕膰, w Senacie Stan贸w Zjednoczonych?

D艂uga tyrada Winstona by艂a pr贸b膮 odpowiedzi przepytuj膮cemu go senatorowi, zawodowemu politykowi, synowi zawodowego polityka, i, na marginesie, sko艅czonemu sukinsynowi. Dlatego te偶 Winston celowo nie wymieni艂 jego pochodzenia. Wymienieni natomiast byli mile po艂echtani, zw艂aszcza 偶e towarzyszy艂y temu kamery telewizyjne.

— Panowie, postarajmy si臋 nieco u艂atwi膰 ludziom osi膮gni臋cie tego, co nam uda艂o si臋 osi膮gn膮膰. Co艣 trzeba zmieni膰 w systemie podatkowym. Wszyscy to wiemy. Skoro trzeba, to zr贸bmy to tak, by zach臋ci膰 naszych wsp贸艂obywateli do wzajemnego pomagania sobie. Je艣li jest prawd膮, jak niekt贸rzy twierdz膮, 偶e Ameryka ma strukturalny problem gospodarczy, to moim zdaniem problemem jest pewna niewydolno艣膰, je艣li idzie o tworzenie szans dla ludzi, miejsc pracy. 呕aden system nie jest doskona艂y. Akceptuj膮c ten fakt, poprawmy to i owo. I po to tu jeste艣my.

— Ale ka偶dy system wymaga, by wszyscy p艂acili tyle, ile si臋 od nich nale偶y — sta艂 przy swoim ten sam przes艂uchuj膮cy Winstona senator.

— Co to znaczy: „ile si臋 nale偶y”? To nic nie znaczy. Albo znaczy, 偶e od ka偶dego tyle samo. By艂aby to bzdura. Wobec tego ten sam procent. To mog艂oby oznacza膰 „ile si臋 nale偶y”. Prosz臋 jednak zwr贸ci膰 uwag臋, 偶e dziesi臋膰 procent od miliona dolar贸w stanowi zawsze dziesi臋膰 razy wi臋cej ni偶 dziesi臋膰 procent od stu tysi臋cy dolar贸w i dwadzie艣cia razy wi臋cej od dziesi臋ciu procent od pi臋膰dziesi臋ciu tysi臋cy dolar贸w. Ale w naszych przepisach podatkowych „ile si臋 nale偶y” oznacza wyci膮ganie, ile si臋 da od tych, kt贸rym bardzo dobrze si臋 powodzi, i wyp艂acenie ich... Przepraszam, dla 艣cis艂o艣ci musz臋 uzupe艂ni膰 to, co przed chwil膮 powiedzia艂em: ci bogaci wynajmuj膮 adwokat贸w i rzecznik贸w interes贸w, kt贸rzy pogadaj膮 z odpowiednimi personami na arenie politycznej i oto do systemu podatkowego zostaje wpisana klauzula daj膮ca milionowe zwolnienie podatkowe, tak 偶e kura nie zostaje ca艂kowicie oskubana. Wszyscy to wiemy, wszyscy to znamy. I jaki jest tego wszystkiego efekt? — Raz jeszcze szerokim gestem Winston wskaza艂 stos rozsypanych ksi膮偶ek. — Oto on. Wielki program zatrudnienia dla armii urz臋dnik贸w, ksi臋gowych, adwokat贸w, lobbyst贸w. Gdzie艣 po drodze zwykli podatnicy s膮 po prostu zapominani. I nic nas nie obchodzi, 偶e oni nie mog膮 zrozumie膰 systemu, kt贸ry mia艂 im rzekomo s艂u偶y膰. Tak nie powinno by膰. — Winston pochyli艂 si臋 do mikrofonu, dotykaj膮c do prawie ustami. — Ja panu powiem, co moim zdaniem, powinno znaczy膰 „ile si臋 nale偶y”. Powinno znaczy膰, 偶e wszyscy niesiemy ten sam ci臋偶ar bior膮c na barki jedn膮 z r贸wnych cz臋艣ci. W贸wczas „ile si臋 nale偶y” odzyska swoje w艂a艣ciwe znaczenie. B臋dzie to jednocze艣nie oznacza膰, 偶e system nie tylko zezwala, ale zach臋ca nas do aktywnego uczestniczenia w rozwoju gospodarczym. „Ile si臋 nale偶y” powinno r贸wnie偶 oznacza膰 proste i zrozumia艂e dla ka偶dego prawo podatkowe, aby wszyscy wiedzieli, czym mog膮 dysponowa膰, a co trzeba odda膰 w formie podatk贸w. „Ile si臋 nale偶y” powinno r贸wnie偶 oznacza膰 p艂askie jak st贸艂 boisko, gdzie wszyscy maj膮 te same szanse i na kt贸rym Griffeye nie powinni by膰 karani za to, 偶e lepiej od innych radz膮 sobie z pi艂k膮. Uwielbiamy Kena Griffeya, s艂u偶y nam za wz贸r. Pom贸偶my stworzeniu wi臋kszej ilo艣ci Ken贸w Griffey贸w w r贸偶nych dyscyplinach ludzkiej dzia艂alno艣ci. Nie zagradzajmy im drogi do sukcesu!

— Niech sobie wszyscy zafunduj膮 ciasto i zjedz膮 — szepn膮艂 szef sztabu Kealtyego.

— Trudno im radzi膰, by sobie kupili hot doga — odpar艂 by艂y wiceprezydent u艣miechaj膮c si臋 szeroko. — No wreszcie!

— No wreszcie — powt贸rzy艂 r贸wnie偶 jak echo towarzysz膮cy mu sekretarz.

* * *

Wszystkie wyniki by艂y dwuznaczne. Technik FBI przez ca艂y poranek przeprowadza艂 testy. Wykresy powsta艂e na z艂o偶onym w harmonijk臋 papierze mog艂y 艣wiadczy膰 na korzy艣膰 lub na niekorzy艣膰 sprawdzanej osoby. Nic nie mo偶na by艂o na to poradzi膰. Ca艂onocna sesja po艣wi臋cona by艂a wa偶nemu problemowi, ale technik nie mia艂 prawa by膰 w ni膮 wtajemniczony. Tak mu powiedziano. Domy艣la艂 si臋, 偶e chodzi艂o o sytuacj臋 w Iraku i Iranie. Jak ka偶dy ogl膮da艂 i s艂ucha艂 CNN. Ludzie, kt贸rych pod艂膮cza艂 do detektora k艂amstw, byli zm臋czeni i poirytowani. Niekt贸rzy mylili si臋 nawet, podaj膮c nazwiska i swoje stanowisko. Wszystko, co mia艂 na papierze, by艂o bezu偶yteczne. Najprawdopodobniej.

— Zda艂em? — spyta艂 weso艂o Rutledge, zdejmuj膮c z ramienia mankiet aparatu do mierzenia ci艣nienia. Sprawia艂 wra偶enie cz艂owieka, dla kt贸rego podobne testy s膮 chlebem codziennym.

— No c贸偶, na pewno ju偶 panu poprzednio powiedziano...

— Tak, powiedziano, 偶e to nie jest egzamin. 呕adne zda艂 albo nie zda艂 — odpar艂 podsekretarz stanu. — Tylko niech pan to powie facetowi, kt贸ry z powodu tego pud艂a straci艂 klasyfikacj臋 osoby godnej zaufania, a us艂yszy pan niez艂膮 wi膮zank臋. Nienawidz臋 tej cholernej maszyny.

A ja czuj臋 si臋 jak cholerny dentysta wyrywaj膮cy z臋by, pomy艣la艂 technik, kt贸ry uwa偶a艂 si臋 za najlepszego specjalist臋 w swoich magicznych sztuczkach. Nigdy nie wiadomo: wyrwa膰 czy nie. Tego dnia nie dowiedzia艂 si臋 niczego, co mog艂oby pom贸c w dochodzeniu.

— Ta nocna sesja, w kt贸rej pan uczestniczy艂...

— Chwileczk臋! — przerwa艂 Rutledge. — O tym mi nie wolno m贸wi膰.

— Chcia艂em tylko wiedzie膰, czy to normalna rzecz, takie nocne narady.

— Przez pewien czas b臋dzie to chyba normalne. Zreszt膮 pan pewno domy艣la si臋, o co chodzi. — Agent FBI skin膮艂 g艂ow膮, podsekretarz stanu uczyni艂 to samo. — Tak s膮dzi艂em. No to wie pan, 偶e sprawa jest bardzo powa偶na i b臋dziemy tym mocno zaj臋ci, zw艂aszcza moi ludzie. St膮d zbyt wiele kawy, zbyt wiele nieprzespanych godzin i nerwy w strz臋pach. — Spojrza艂 na zegarek. — Moja grupa robocza zbiera si臋 za dziesi臋膰 minut. Jeszcze pan ode mnie czego艣 chce?

— Nie, dzi臋kuj臋, sir.

— A ja dzi臋kuj臋 za p贸艂toragodzinny seans rozrywkowy — rzuci艂 Rutledge, id膮c do drzwi. 艁atwo posz艂o, co? Trzeba tylko pozna膰 technik臋 przes艂uchiwania. Aby uzyska膰 pewny rezultat trzeba mie膰 odpr臋偶onych i wypocz臋tych ludzi. Detektor k艂amstw w zasadzie rejestruje tylko skok ci艣nienia i wilgotno艣ci nask贸rka przy zaskoczeniu niewygodnym pytaniem. Niech wi臋c wszyscy b臋d膮 spi臋ci. Proste, prawda? A tak naprawd臋 to Ira艅czycy wzi臋li na siebie ca艂膮 robot臋. On ma tylko od czasu do czasu dorzuca膰 do ognia. Ta my艣l spowodowa艂a, 偶e si臋 u艣miechn膮艂, wchodz膮c do toalety.

* * *

Gwiazdor sprawdzi艂 czas i odnotowa艂 go w pami臋ci. Z budynku z gara偶em wyszli dwaj m臋偶czy藕ni. Po zamkni臋ciu drzwi jeden z nich obr贸ci艂 si臋 i powiedzia艂 co艣 do drugiego. Ruszyli w kierunku parkingu przed przedszkolem. Po drodze rozgl膮dali si臋 na boki w spos贸b, kt贸ry ich okre艣la艂 nie mniej wyra藕nie, ni偶 gdyby mieli na sobie mundury i u pasa bro艅. Z gara偶u wyjecha艂 Suburban. Dobra kryj贸wka, ale zbyt oczywista dla bystrego obserwatora. Z budynku przedszkola wysz艂o razem dwoje dzieci. Jedno prowadzi艂a kobieta, drugie m臋偶czyzna... ten sam, kt贸ry sta艂 w cieniu drzwi, kiedy dzieci wychodzi艂y po po艂udniu na plac zabaw. M臋偶czyzna by艂 pot臋偶nej postury. Wida膰, 偶e silny. I jeszcze dwie kobiety. Jedna posz艂a do przodu, druga zosta艂a z ty艂u. Rozgl膮da艂y si臋 bardzo uwa偶nie. Dzieci zosta艂y zaprowadzone do nieoznaczonego samochodu. Suburban zatrzyma艂 si臋 na podje藕dzie, ruszy艂 w kierunku autostrady, inne wozy za nim. Po pi臋tnastu sekundach za kolumn膮 pojecha艂 w贸z policyjny, kt贸ry Gwiazdor poprzednio ju偶 widzia艂.

Zadanie trudne, ale do wykonania. Misja mog艂a mie膰 kilka r贸偶nych epilog贸w, ale wszystkie by艂y do przyj臋cia przez zleceniodawc贸w. 艢wietnie si臋 sk艂ada, 偶e Gwiazdor nie mia艂 najmniejszej s艂abo艣ci do dzieci. Ju偶 uczestniczy艂 w podobnych misjach i nauczy艂 si臋, 偶e na dzieci nie nale偶y patrze膰, jak na dzieci, ale jak na cele operacji. Ta ma艂a, kt贸r膮 ochroniarz trzyma艂 za r臋k臋 sw膮 wielk膮 艂ap膮, by艂a przedmiotem zainteresowania tych, kt贸rzy wydadz膮 polityczne o艣wiadczenie. Tak, to na pewno ona. Dziecko r贸wna si臋 polityczne o艣wiadczenie. Gwiazdor podejrzewa艂, 偶e Allach by tego nie aprobowa艂. Nie ma religii na 艣wiecie, kt贸ra sankcjonuje czynienie krzywdy dzieciom, ale religie nie s膮 narz臋dziami, kt贸rymi spe艂nia si臋 wymagania racji stanu. Nie s膮, bez wzgl臋du na to, w co mog膮 wierzy膰 obecni prze艂o偶eni Badrajna, Religie s膮 czym艣 przeznaczonym dla idealnego 艣wiata, a pad贸艂 ziemski daleki jest od idea艂u. I dlatego wolno si臋ga膰 do niecodziennych 艣rodk贸w, by osi膮gn膮膰 religijny cel, a to oznacza... co艣, o czym lepiej nie my艣le膰. To tylko biznes. I jego jest spraw膮 zrobi膰, co mo偶na, nie zwracaj膮c uwagi na 偶adne 艣wi臋te kanony. Gwiazdor nie mia艂 偶adnych zahamowa艅, je艣li o to chodzi, i by膰 mo偶e dlatego nadal 偶yje, podczas gdy inni przestali oddycha膰, a je艣li dobrze postrzega sytuacj臋, to wkr贸tce do tych nie偶yj膮cych do艂膮czy wielu nast臋pnych.

28
Kwilenie

Politycy raczej nie lubi膮 niespodzianek. Chocia偶 uwielbiaj膮 robi膰 niespodzianki bli藕nim — przewa偶nie innym politykom, przewa偶nie publicznie, zawsze doskonale zaplanowane i przygotowane ze staranno艣ci膮, z jak膮 w d偶ungli zastawia si臋 pu艂apki — nie znosz膮, gdy sami s膮 nimi obdarowanymi. Obdarowywanie si臋 prezentami jest losem polityk贸w w krajach, gdzie polityka jest tak zwanym cywilizowanym zaj臋ciem.

W Turkmenii jeszcze do tego nie dosz艂o. Premier — m贸g艂 sobie wybiera膰 w wielu innych tytu艂ach, ale ten przedk艂ada艂 nawet nad tytu艂 prezydenta — radowa艂 si臋 偶yciem i stanowiskiem. Gdyby nadal by艂 tylko dostojnikiem nieboszczki komunistycznej partii Turkme艅skiej Republiki Radzieckiej, by艂by pod wieloma wzgl臋dami bardziej skr臋powany, ni偶 obecnie. Musia艂by nieustannie stercze膰 przy telefonie z Moskwy, jak ryba na haczyku na ko艅cu d艂ugiej 偶y艂ki. Ale teraz ju偶 nie musia艂. Moskwa tak daleko nie si臋ga艂a, a on by艂 bardzo grub膮 ryb膮. Pe艂en 偶ycia m臋偶czyzna pod sze艣膰dziesi膮tk臋, kt贸ry lubi艂 偶artowa膰 i kocha艂 ludzi. W tym konkretnym wypadku „lud藕mi” by艂a przystojna urz臋dniczka w wieku dwudziestu lat, kt贸ra po sutej kolacji i odrobinie ludowych ta艅c贸w (premier w nich celowa艂) zabawi艂a go, jak tylko potrafi m艂oda kobieta. Obecnie premier, siedz膮c obok kierowcy czarnego Mercedesa, wraca艂 pod ugwie偶d偶onym niebem do swej oficjalnej rezydencji. Na ustach mia艂 u艣miech m臋偶czyzny, kt贸ry przed chwil膮 we w艂a艣ciwy m臋偶czy藕nie spos贸b udowodni艂, kim jest. Mo偶e i za艂atwi dziewczynie awans... za kilka tygodni. By艂 dysponentem, je艣li nawet nie absolutnej w艂adzy, to dostatecznej nawet dla cz艂owieka pazernego. St膮d te偶 g艂臋bokie zadowolenie z 偶ycia. By艂 popularny w艣r贸d ludzi, jako przyw贸dca stoj膮cy mocno nogami na ziemi, i umia艂 gra膰 swoj膮 rol臋. Wiedzia艂, kiedy siada膰 z lud藕mi, czyj膮 prawic臋 艣ciska膰, jak poklepa膰 kogo艣 po plecach, a przed kamerami telewizyjnymi wyra藕nie pokazywa艂, 偶e jest „jednym z nich”. Za czas贸w dawnego re偶imu nazywano to kultem jednostki, bo to by艂 kult jednostki i premier doskonale o tym wiedzia艂, uwa偶aj膮c, 偶e jest to konieczny instrument polityki. Ni贸s艂 na swoich barkach wielk膮 odpowiedzialno艣膰, wykonywa艂 sw膮 powinno艣膰 i za to co艣 mu si臋 nale偶a艂o. Jedn膮 z tych rzeczy by艂a niemiecka limuzyna. Inna z „rzeczy” sz艂a pewno w tej chwili do 艂贸偶ka, mo偶e nawet z u艣miechem i westchnieniem zadowolenia. O tak, 偶ycie by艂o pi臋kne. Premier nie wiedzia艂 jeszcze, 偶e pozosta艂o mu go tylko sze艣膰dziesi膮t sekund.

* * *

Nigdy nie bra艂 policyjnej eskorty. Bo i po co? Wszyscy go kochali. By艂 tego pewien. Poza tym wraca艂 p贸藕no. Zobaczy艂 jednak w贸z policyjny z w艂膮czonym kogutem. Zatrzyma艂 si臋 tu偶 za skrzy偶owaniem i zagradza艂 drog臋. Na zewn膮trz sta艂 policjant z podniesion膮 r臋k膮. W艂a艣ciwie nawet nie patrzy艂 na Mercedesa, rozmawiaj膮c przez radio. Premier by艂 ciekaw, co te偶 si臋 sta艂o. Jego kierowca-ochroniarz zakl膮艂 pod nosem i zwolni艂. Zatrzyma艂 w贸z na samym skrzy偶owaniu i sprawdzi艂, czy pistolet 艂atwo wychodzi z kabury. Ledwo Mercedes stan膮艂, kiedy kierowca i jego pasa偶er us艂yszeli jaki艣 ha艂as po prawej. Premier obr贸ci艂 g艂ow臋 i mia艂 jeszcze u艂amek czasu na szerokie otworzenie oczu, w kt贸rych polu widzenia pojawi艂 si臋 stalowy zderzak ci臋偶ar贸wki Kamaz i uderzy艂 w limuzyn臋 z pr臋dko艣ci膮 czterdziestu kilometr贸w na godzin臋. Zderzak r膮bn膮艂 w dolny skraj bocznych szyb i Mercedes zosta艂 odrzucony o dziesi臋膰 metr贸w w lewo, zatrzymuj膮c si臋 na kamiennej 艣cianie biurowego budynku. Wtedy dopiero do rozbitego wozu podszed艂 policjant w towarzystwie dw贸ch innych, kt贸rzy wynurzyli si臋 z cienia. Kierowca nie 偶y艂, mia艂 skr臋cony kark. Policjant domy艣li艂 si臋 tego z k膮ta u艂o偶enia g艂owy. Niemniej jego kolega si臋gn膮艂 przez rozbit膮 szyb臋 i potrz膮sn膮艂 g艂ow膮 zmar艂ego, 偶eby sprawdzi膰. Ku zdumieniu wszystkich premier jeszcze 偶y艂. I kwili艂. 呕yje pewno dlatego, 偶e by艂 pijany, pomy艣leli policjanci. Ca艂y rozlu藕niony i bezw艂adny. To si臋 szybko za艂atwi. Starszy policjant, ten, kt贸ry rozmawia艂 przez radio, podszed艂 do ci臋偶ar贸wki, otworzy艂 skrzynk臋 z narz臋dziami, wygrzeba艂 z nich 艂y偶k臋 do opon, wr贸ci艂 do rozbitego samochodu i 偶elaznym dr膮偶kiem trzepn膮艂 premiera w potylic臋. Wykonawszy zadanie, rzuci艂 艂y偶k臋 kierowcy ci臋偶ar贸wki. Premier Turkmenii zmar艂 w wyniku obra偶e艅 odniesionych podczas wypadku samochodowego. W kraju b臋d膮 musia艂y odby膰 si臋 wybory, prawda? Ludzie na pewno wybior膮 przyw贸dc臋, kt贸rego znaj膮 i szanuj膮.

* * *

— Tak, panie senatorze. To by艂 bardzo d艂ugi dzie艅 — zgodzi艂 si臋 Tony Bretano. — Je艣li o mnie chodzi, mia艂em d艂ugie i ci臋偶kie dwa tygodnie, zapoznaj膮c si臋 z arkanami nowej funkcji i nowymi lud藕mi, ale, jak pan to dobrze wie, zarz膮dzanie to zarz膮dzanie, a Departament Obrony od d艂u偶szego czasu nie mia艂 zarz膮dcy. Najbardziej mnie niepokoi sprawa kontrakt贸w dla wojska. Procedura przetargowa trwa zbyt d艂ugo, zbyt wiele kosztuje. Problemem jest nie tyle korupcja, co narzucanie standard贸w tak wysokich, 偶e... Pos艂u偶臋 si臋 przyk艂adem: gdyby kupowa艂o si臋 偶ywno艣膰 w ten sam spos贸b, w jaki Departament Obrony kupuje bro艅, to mo偶na by umrze膰 z g艂odu, nie mog膮c zdecydowa膰 si臋 w supermarkecie, czy wzi膮膰 gruszki w syropie firmy Libby, czy Del Monte. TRW jest moim zdaniem dobrym koncernem i nie wyobra偶am sobie, bym m贸g艂 nim w ten spos贸b zarz膮dza膰. Akcjonariusze zlinczowaliby mnie. Sta膰 nas na lepsze administrowanie instytucj膮 publiczn膮 i mam zamiar dopilnowa膰, by tak by艂o.

— Panie sekretarzu — odezwa艂 si臋 zjadliwie senator. — Jak d艂ugo jeszcze ma to trwa膰? Dopiero co wygrali艣my wojn臋...

— Senatorze, Ameryka ma najlepsz膮 s艂u偶b臋 zdrowia na 艣wiecie, a mimo to ludzie nadal umieraj膮 na raka i zawa艂y serca. Czasami nawet najlepsze nie wystarcza, prawda? Ale co wa偶niejsze i bezpo艣rednio dotykaj膮ce problemu: mo偶e zrobi膰 to, co robimy — tylko lepiej i taniej? Nie przyjd臋 do was po dodatkowe fundusze. Zakupy dokonywane przez armi臋 b臋d膮 wi臋ksze, o tak! Szkolenie i gotowo艣膰 bojowa b臋d膮 lepsze. Prosz臋 pami臋ta膰, 偶e istotnymi pozycjami w bud偶ecie obrony s膮 wydatki osobowe. I tu mo偶emy wiele zaoszcz臋dzi膰. Departament zatrudnia zbyt wielu pracownik贸w w niew艂a艣ciwych miejscach. Marnuje si臋 pieni膮dze podatnik贸w. Ja co艣 o tym wiem. P艂ac臋 podatki, du偶e podatki. Nie wykorzystujemy w艂a艣ciwie ludzi i to, senatorze, jest najbardziej karygodne, stanowi szczyt marnotrawstwa. S膮dz臋, 偶e 艣mia艂o mog臋 obieca膰 redukcj臋 zatrudnienia o dwa, a mo偶e o trzy procent. A kto wie, czy nie wi臋cej, gdy rozgryz臋 ostatecznie system zawierania kontrakt贸w. Je艣li o to ostatnie chodzi, b臋d臋 musia艂 prosi膰 o ustawow膮 pomoc. Nie ma najmniejszego powodu, dlaczego musimy czeka膰 osiem do dwunastu lat na nowy samolot. Zanim podejmiemy decyzj臋, studiujemy, a偶 wszystkim niedobrze si臋 robi. Niegdy艣 mia艂o to s艂u偶y膰 oszcz臋dzaniu pieni臋dzy podatnik贸w, a teraz wydajemy ich wi臋cej na owo studiowanie i zastanawianie si臋, ni偶 na sam sprz臋t. Uwa偶am, 偶e nadszed艂 czas, by przesta膰 co dwa lata na nowo wynajdywa膰 ko艂o. Nasi obywatele pracuj膮 na pieni膮dze, kt贸re my wydajemy i winni im jeste艣my przynajmniej jedno: wydawa膰 je m膮drze.

Bretano rozejrza艂 si臋 po cz艂onkach komisji senackiej.

— Moim zdaniem nie ma rzeczy wa偶niejszej, kiedy Ameryka wysy艂a swych syn贸w i c贸rki na obszary, gdzie grozi niebezpiecze艅stwo, ni偶 baczenie, by ci synowie i c贸rki byli jak najlepiej wyszkolon膮, najlepiej uzbrojon膮 i najlepiej zaopatrzon膮 si艂膮 na obszarze konfliktu. Mo偶emy to osi膮gn膮膰 za mniejsze pieni膮dze, usprawniaj膮c system. — Na szcz臋艣cie nowy senator nie wie, 偶e to jest niemo偶liwe, pomy艣la艂 Bretano. Przed rokiem taka sztuczka nie uda艂aby si臋. Nie przesz艂oby to, co przed chwil膮 powiedzia艂. Sprawny i wydajny system to poj臋cia obce dla wi臋kszo艣ci agend rz膮dowych, nie dlatego, 偶e pracuj膮 w nich niew艂a艣ciwi ludzie, ale z tej prostej przyczyny, 偶e im nikt nigdy nie powiedzia艂, 偶e mo偶na wszystko robi膰 inaczej. Dobrze jest pracowa膰 w drukarni banknot贸w, ale je艣li za te banknoty kupuje si臋 za du偶o ciastek i karmi si臋 tylko nimi, to mo偶na szybko straci膰 zdrowie i 偶ycie. Gdyby rzeczywi艣cie sercem Ameryki mia艂 by膰 jej rz膮d, to Amerykanie co do jednego ju偶 dawno padliby trupem. Na szcz臋艣cie serce Ameryki bi艂o gdzie indziej, a organizm otrzymywa艂 lepszy pokarm.

— Po co nam taka armia i tyle broni w epoce, kiedy...

Bretano raz jeszcze przerwa艂 upartemu senatorowi. Musz臋 si臋 wyleczy膰 z przerywania ludziom, pomy艣la艂, kiedy otwiera艂 usta, ale nie m贸g艂 wytrzyma膰 tego typa.

— Czy pan ostatnio przygl膮da艂 si臋 budynkowi po drugiej stronie ulicy, senatorze?

Senator prychn膮艂 zirytowany. Zabawne by艂o to widzie膰. Zabawne te偶 by艂o, 偶e niemal identycznie zareagowa艂 w艂asny doradca Tony'ego Bretano, siedz膮cy po lewej. Senator dysponowa艂 wa偶kim g艂osem. Tu, w komisji, i na sali obrad plenarnych. Przewodnicz膮cy komisji zrozumia艂 aluzj臋 i z powag膮 uderzy艂 m艂otkiem w st贸艂, obwieszczaj膮c zako艅czenie sesji i zapowiadaj膮c g艂osowanie nast臋pnego dnia rano. Senatorowie w wi臋kszo艣ci ju偶 ujawnili, jak zamierzaj膮 g艂osowa膰, wychwalaj膮c otwarte i szczere wyst膮pienie kandydata (a czynili to w s艂owach niemal r贸wnie naiwnych, jak jego wyst膮pienie) oraz wyra偶aj膮c ch臋膰 bliskiej z nim wsp贸艂pracy w przysz艂o艣ci.

* * *

Ledwo ONZ uchwali艂a rezolucj臋, ju偶 pierwszy statek pop艂yn膮艂 pe艂n膮 par膮 do irackiego portu Basra. Natychmiast pot臋偶ne paszcze podobnych do odkurzaczy urz膮dze艅 wyssa艂y z niego zbo偶e i od tej chwili sprawy potoczy艂y si臋 szybko. Po raz pierwszy od wielu lat starczy chleba na poranne 艣niadanie Irakijczyk贸w — o艣wiadczy艂a wszem i wobec iracka telewizja, uzupe艂niaj膮c wiadomo艣膰 nadawanymi na 偶ywo scenami z okolicznych piekarni, gdzie piekarze sprzedawali swe wyroby t艂umom szcz臋艣liwych, u艣miechni臋tych ludzi. Komunikat ko艅czy艂 si臋 informacj膮, 偶e tego偶 dnia obradowa膰 b臋dzie nowy rz膮d rewolucyjny, rozpatruj膮c szereg spraw o kapitalnym znaczeniu dla ca艂ego narodu. Informacje, o艣wiadczenia i komunikaty zosta艂y nagrane przez Palm臋 oraz Sztorm, i przekazane dalej. Jednak偶e najwa偶niejsza informacja dnia pochodzi艂a z innego 藕r贸d艂a.

Go艂owko by艂 got贸w uzna膰, 偶e w istocie turkme艅ski premier zgin膮艂 w wypadku. Jego s艂abostki i upodobania dobrze by艂y znane SWR, a wypadki samochodowe zdarzaj膮 si臋 wsz臋dzie, w Turkmenii tak偶e. Zw艂aszcza w Zwi膮zku Radzieckim nieproporcjonalnie du偶a by艂a liczba wypadk贸w spowodowanych pija艅stwem kierowc贸w. Jednak偶e Go艂owko nie nale偶a艂 do ludzi, kt贸rzy wierz膮 w jakiekolwiek zbiegi okoliczno艣ci, zw艂aszcza kiedy s膮 one podejrzane i w czasie niefortunnym dla interes贸w jego kraju. Nie pomaga艂o te偶, 偶e mia艂 do dyspozycji 艣rodki, kt贸re mu pozwala艂y przeanalizowa膰 problem. Premier nie 偶y艂. B臋d膮 musia艂y odby膰 si臋 wybory. Potencjalny zwyci臋zca by艂 og贸lnie znany. Do tego wszystkiego dosz艂a informacja, 偶e ira艅skie jednostki wojskowe szykuj膮 si臋 do marszu na zach贸d. W kr贸tkim czasie dw贸ch przyw贸dc贸w niezbyt odleg艂ych od siebie pa艅stw odesz艂o z tego 艣wiata. I oba te pa艅stwa granicz膮 z Iranem. Nawet gdyby to by艂 zbieg okoliczno艣ci, Go艂owko by w niego nie uwierzy艂. Doszed艂szy do tego wniosku, wzi膮艂 do r臋ki s艂uchawk臋 telefonu.

* * *

Okr臋t podwodny USS „Pasadena” znajdowa艂 si臋 mi臋dzy dwiema formacjami okr臋t贸w marynarki Chi艅skiej Republiki Ludowej, operuj膮cych w danej chwili w odleg艂o艣ci dziewi臋ciu mil morskich od siebie. „Pasadena” by艂a uzbrojona, wioz艂a pe艂ny zapas torped i rakiet, niemniej znajdowa艂a si臋 w sytuacji samotnego policjanta na Times Square w noc sylwestrow膮, usi艂uj膮cego wszystkiego dopilnowa膰. W takiej sytuacji trzymanie w r臋ku nawet odbezpieczonego pistoletu nie na wiele si臋 przydaje. Co kilka minut z kiosku wysuwa艂 si臋 maszt detektora promieniowania elektromagnetycznego, aby pochwyci膰 zewsz膮d nap艂ywaj膮ce sygna艂y, a sonarzy艣ci zbierali skrupulatnie wszystkie echa w centrali hydro. Tylu obserwator贸w, ilu tylko mog艂o si臋 zmie艣ci膰, obst膮pi艂o st贸艂 nakresowy, nanosz膮c dane okre艣laj膮ce pozycje poszczeg贸lnych jednostek. Dow贸dca poleci艂 zej艣膰 ni偶ej, na sto metr贸w, tu偶 pod pierwsz膮 warstw臋 termokliny, aby zyska膰 kilka minut na spokojne przeanalizowanie sytuacji, kt贸ra sta艂a si臋 zbyt z艂o偶ona, by m贸g艂 wszystko zapami臋ta膰. Kiedy okr臋t znieruchomia艂 na nowej g艂臋boko艣ci, podszed艂 do sto艂u nakresowego.

No tak, manewry morskie, ale ich charakter nieco odbiega艂 od normy. Zwykle podczas takich manewr贸w formacja „dobrych” usi艂uje powstrzyma膰 „z艂ych”, kt贸rzy chc膮 zrobi膰 kuku „dobrym”. I z po艂o偶enia okr臋t贸w w ka偶dej z faz zawsze mo偶na powiedzie膰, kto jest „dobry”, a kto „z艂y”. W tym wypadku okr臋ty miast wrogo na siebie patrze膰, skierowa艂y dzioby na wsch贸d. Na wschodzie le偶a艂a Republika Chin, czyli Tajwan. Pierwszy oficer nanosi艂 na map臋 otrzymywane informacje. Dla dow贸dcy obraz sta艂 si臋 jasny.

— Hydro do centrali — odezwa艂 si臋 g艂o艣nik.

— Dow贸dca! — powiedzia艂 komandor do mikrofonu.

— Dwa nowe kontakty, sir. Sierra Dwadzie艣cia i Dwadzie艣cia Jeden. Oba podwodne. Sierra Dwadzie艣cia, namiar trzy-dwa-pi臋膰... chwilka... ju偶 chyba wiem. Przypomina okr臋t podwodny o nap臋dzie atomowym klasy Han, czysty szum na pi臋膰dziesi臋ciu hercach, echo kad艂uba tak偶e. Sierra Dwadzie艣cia Jeden, tak偶e jednostka podwodna, namiar trzy-trzy-zero, zaczyna wygl膮da膰 na Xia, sir.

— Okr臋ty podwodne? Na manewrach floty? — spyta艂 oficer operacyjny.

— Jak czysto odbierasz Dwadzie艣cia Jeden? — spyta艂 sonarzysty pierwszy oficer.

— Ca艂y czas si臋 poprawia, sir — odpar艂 sonarzysta. Ca艂a ekipa hydrolokacji znajdowa艂a si臋 w pomieszczeniu na prawej burcie przed central膮. — Echo kad艂uba wskazuje na Xia... Han kieruje si臋 na po艂udnie, obecny namiar trzy-dwa-jeden... obroty 艣ruby wskazuj膮 na osiemna艣cie w臋z艂贸w.

— Sir! — wezwa艂 dow贸dc臋 pierwszy oficer, nanosz膮c na map臋 ostatnie informacje. Wynika艂o z nich, 偶e Han i Xia s膮 za p贸艂nocn膮 formacj膮.

Dow贸dca spojrza艂 na map臋 i chwil臋 si臋 zastanawia艂.

— Hydro, macie co艣 jeszcze? — spyta艂 do mikrofonu.

— Nas艂uch jest coraz bardziej skomplikowany. Na morzu robi si臋 t艂ok — poinformowa艂 szef sekcji hydro.

— Komu to m贸wicie — mrukn膮艂 pochylony nad sto艂em nakresowym oficer nawigacyjny.

— Co艣 od wschodu? — nalega艂 kapitan.

— Sze艣膰 kontakt贸w, statki handlowe.

— Mamy wszystko, co p艂ywa — potwierdzi艂 szef sekcji hydro. — Ani 艣ladu tajwa艅skiej floty.

— Wkr贸tce si臋 pojawi — pomy艣la艂 g艂o艣no dow贸dca.

* * *

Genera艂 Bondarienko tak偶e nie wierzy艂 w zbiegi okoliczno艣ci. A poza tym nie dostrzega艂 偶adnych urok贸w w po艂udniowych rubie偶ach dawnego Zwi膮zku Radzieckiego. Najprawdopodobniej wp艂yn膮艂 na to pobyt na afga艅skim pograniczu w pewn膮 mro藕n膮 tad偶yck膮 noc. W zasadzie nie mia艂by nic przeciwko rozwodowi Rosji z muzu艂ma艅skimi pseudopa艅stewkami na po艂udniowej granicy. Tylko 偶e, niestety, w prawdziwym 艣wiecie zasady nie obowi膮zywa艂y.

— Wi臋c co mam o tym my艣le膰? Co si臋 tam dzieje? — spyta艂 Bondarienko.

— Jeste艣 wprowadzony w sytuacj臋 irack膮?

— Jestem, gaspadin priedsiedatiel.

— No to ty mi powiedz, co si臋 dzieje — poleci艂 Go艂owko.

Bondarienko pochyli艂 si臋 nad sto艂em i wodz膮c palcem po mapie zacz膮艂 m贸wi膰:

— Wydaje mi si臋, 偶e to, co pana niepokoi, to mo偶liwo艣膰, i偶 Iran zechce si臋gn膮膰 po status supermocarstwa. Fuzja z Irakiem oznacza zwi臋kszenie potencja艂u, je艣li idzie o rop臋 naftow膮, o blisko czterdzie艣ci procent. Poza tym daje im to wsp贸ln膮 granic臋 z Kuwejtem i Arabi膮 Saudyjsk膮. Z kolei podb贸j tych dw贸ch pa艅stw podwoi艂by zasoby ropy naftowej Irano-Iraku. Mo偶na te偶 przypu艣ci膰, 偶e drobne pa艅stwa arabskie Zatoki Perskiej tak偶e pad艂yby ofiar膮 aneksji. Obiektywne mo偶liwo艣ci spe艂nienia tego scenariusza s膮 a偶 nadto widoczne — kontynuowa艂 genera艂 ch艂odnym tonem profesjonalisty, zapowiadaj膮cego katastrof臋. — Ludno艣膰 po艂膮czonego Iraku i Iranu przewy偶sza sum臋 ludno艣ci wszystkich pozosta艂ych pa艅stwa regionu. Chyba pi臋膰 do jednego, prawda? Jeszcze wi臋cej? Mo偶liwe, dok艂adnie nie pami臋tam, niemniej taki potencja艂 ludzki jest czynnikiem decyduj膮cym. I, w wypadku po艂膮czenia obu pa艅stw, staje si臋 prawdopodobny podb贸j lub wywarcie politycznej presji i uzyskanie tym samym politycznego przycz贸艂ka w muzu艂ma艅skich pa艅stwach regionu. Ju偶 samo to zapewnia Zjednoczonej Republice Islamskiej status pot臋gi ekonomicznej i pozwoli na dowolne ograniczenie dostaw ropy Europie i Azji.

Bondarienko chwil臋 si臋 zastanawia艂.

— A teraz Turkmenia, panie przewodnicz膮cy. Je艣li, jak przypuszczacie, nie jest to zbieg okoliczno艣ci, mamy sygna艂, i偶 Iran zamierza rozszerzy膰 swoje wp艂ywy r贸wnie偶 na p贸艂noc i, kto wie, czy nie chce poch艂on膮膰 tak偶e Azerbejd偶anu... — Wodzi艂 palcem po mapie — Uzbekistan, Tad偶ykistan i Kazachstan. To by trzykrotnie zwi臋kszy艂o potencja艂 ludzki, zapewniaj膮c jednocze艣nie wcale poka藕n膮 baz臋 surowcow膮. W nast臋pnej kolejno艣ci ofiar膮 mog艂yby pa艣膰 Afganistan i Pakistan. I oto powsta艂oby imperium od Morza Czerwonego a偶 po Hindukusz... nie... od Morza Czerwonego po Chiny. I w贸wczas nasza po艂udniowa granica by艂aby usiana wrogimi prowincjami owego imperium. — Podni贸s艂 g艂ow臋 i spojrza艂 w oczy przewodnicz膮cemu. — Sytuacja jest znacznie gorsza, ni偶 pocz膮tkowo my艣la艂em, Siergieju Niko艂ajewiczu. Wiemy ponadto, 偶e Chi艅czycy 艂akomym okiem patrz膮 na Syberi臋. Nowe pa艅stwo islamskie zagra偶a naszym zakaukaskim polom naftowym. Nie jestem w stanie obroni膰 tych teren贸w. Obrona kraju przed Hitlerem by艂a zabawk膮 w por贸wnaniu z tym, co nas czeka — zako艅czy艂.

Go艂owko sta艂 po przeciwnej stronie mapy. Wezwa艂 Bondarienk臋 w specyficznym celu. Starszyzna wojskowa by艂a spadkiem po poprzednim re偶imie. Na szcz臋艣cie zaczyna艂a wymiera膰, a Gienadij J贸zefowicz nale偶a艂 ju偶 do nowego pokolenia. Sprawdzi艂 si臋 podczas tej poronionej awantury afga艅skiej, by艂 na tyle dojrza艂y, by wiedzie膰, co to jest wojna — w pewnym sensie on i inni oficerowie jego pokolenia zdobyli przewag臋 nad tymi, kt贸rych w przysz艂o艣ci mieli zast膮pi膰 — i na tyle m艂ody, 偶e nie ni贸s艂 na barkach ideologicznego baga偶u poprzedniego pokolenia. Nale偶a艂 do optymist贸w, zawsze got贸w do uczenia si臋 od Zachodu, gdzie ostatnio sp臋dzi艂 miesi膮c w r贸偶nych armiach NATO, podpatruj膮c, co si臋 da, zw艂aszcza od Amerykan贸w. Jednak偶e teraz Bondarienko spogl膮da艂 na map臋 z przera偶eniem.

— Ile czasu to potrwa? — spyta艂 genera艂. — Ile im zajmie zorganizowanie nowego pa艅stwa?

Go艂owko wzruszy艂 ramionami.

— Kto to wie? Trzy lata, mo偶e nawet tylko dwa. W najlepszym dla nas wypadku pi臋膰.

— Dajcie mi pi臋膰 lat i 艣rodki na odbudowanie pot臋gi wojskowej naszego kraju, a b臋dziemy mogli... by膰 mo偶e... Nie. Nie mog臋 da膰 na to gwarancji. Wiem, 偶e rz膮d nie da mi ani pieni臋dzy, ani potrzebnych 艣rodk贸w. Nie mo偶e da膰. Pieni臋dzy po prostu nie ma.

Bondarienko podni贸s艂 g艂ow臋 i napotka艂 wlepiony we艅 wzrok przewodnicz膮cego, kt贸ry spyta艂:

— Wi臋c co wtedy?

— Wtedy, kiedy oni b臋d膮 gotowi, to wola艂bym by膰 ich oficerem operacyjnym. 艁atwiejsze zadanie. Na wschodzie do obrony pasmo g贸rskie. I bardzo dobrze, ale mamy tylko dwie linie kolejowe dla zaopatrzenia logistycznego i to jest bardzo niedobrze. 艢rodek. Co b臋dzie, je艣li wch艂on膮 Kazachstan? — Postuka艂 palcem w map臋. — Sp贸jrzcie, jak to ju偶 blisko Moskwy. A co z sojusznikami? Ukraina? Turcja? No, a na przyk艂ad Syria? Wszystkie bliskowschodnie pa艅stwa b臋d膮 musia艂y akceptowa膰 fakt powstania nowego kolosa i zawrze膰 z nim jakie艣 porozumienie. Wtedy przegrywamy. Mo偶emy zagrozi膰 u偶yciem broni nuklearnej, ale co to nam pomo偶e? Chiny mog膮 straci膰 pi臋膰set milion贸w ludzi i nadal b臋d膮 mia艂y wi臋kszy potencja艂 ni偶 my. Poza tym ich gospodarka rozwija si臋, a nasza upada. Oni mog膮 sobie pozwoli膰 na zakup broni od Zachodu, albo jeszcze lepiej — na zakup licencji i samodzieln膮 produkcj臋. W tej sytuacji u偶ycie przez nas broni nuklearnej, taktycznej czy strategicznej, nie tylko mija艂oby si臋 z celem, ale tak偶e by艂oby niebezpieczne. Istnieje poza tym aspekt polityczny problemu, ale to ju偶 wam pozostawiam, panie przewodnicz膮cy. Militarnie b臋dziemy s艂absi we wszystkich istotnych dla wojny rodzajach broni. Nieprzyjaciel b臋dzie mia艂 przewag臋 uzbrojenia, liczebno艣ci i terenu. A poniewa偶 b臋dzie m贸g艂 zakr臋ci膰 reszcie 艣wiata kurek z rop膮, zmalej膮 nasze szans臋 uzyskania zagranicznej pomocy, zak艂adaj膮c oczywi艣cie, 偶e jakiekolwiek zachodnie pa艅stwo by艂oby w og贸le sk艂onne do pomagania nam. Stoimy w obliczu potencjalnej zag艂ady.

Dla przewodnicz膮cego bardzo niepokoj膮cy by艂 fakt, 偶e Bondarienko tak spokojnie wypowiedzia艂 t臋 opini臋. Przecie偶 Bondarienko nigdy niepotrzebnie nie straszy. Bondarienko zawsze przedstawia rzeczywisty obraz sytuacji.

— Jak mo偶emy temu zapobiec?

— Nie wolno nam dopu艣ci膰 do utraty po艂udniowych republik. 呕ebym jeszcze wiedzia艂, jak je zatrzyma膰. Przej膮膰 kontrol臋 wojskow膮 nad Turkmeni膮? Toczy膰 wojn臋 partyzanck膮, bo oczywi艣cie taka si臋 rozpocznie? Nasza armia nie jest przygotowana do takiej wojny. Nawet jednej malutkiej, a b臋dzie ich z pewno艣ci膮 wi臋cej, prawda? — Poprzednik Bondarienki zosta艂 wylany z powodu nieudolno艣ci armii w rozprawieniu si臋 z Czecze艅cami. Nieskomplikowana w za艂o偶eniu pacyfikacja, obr贸ci艂a si臋 w kl臋sk臋, obwieszczaj膮c 艣wiatu, 偶e rosyjska armia to tylko cie艅 pot臋偶nej si艂y sprzed zaledwie kilku lat.

Funkcjonowanie Zwi膮zku Radzieckiego opiera艂o si臋 na strachu. Zdawa艂 sobie z tego spraw臋 Go艂owko. Zdawa艂 i Bondarienko. Obywatele byli pos艂uszni, bo si臋 bali KGB, a l臋k przed tym, do czego by艂a zdolna Armia Radziecka — znali dobrze sposoby, jakimi wielokrotnie rozprawia艂a si臋 z rebeliami — zapobiega艂 wybuchowi powa偶niejszych politycznych rozruch贸w. Radzieckie niepowodzenie w Afganistanie — i to mimo stosowania nies艂ychanie brutalnych metod — by艂o sygna艂em, 偶e ju偶 nie ma czego si臋 ba膰. Zwi膮zek Radziecki przesta艂 istnie膰, a na jego miejscu pozosta艂o s艂abe pa艅stwo. Cie艅 dawnej 艣wietno艣ci. Cieniowi zagra偶a艂o obecnie nowe s艂o艅ce, wschodz膮ce na po艂udniu.

Go艂owko odczytywa艂 te i podobne my艣li na twarzy swego go艣cia. Rosji brakuje tak potrzebnej w obecnej chwili pot臋gi wojskowej. Tylko dzi臋ki ha艂a艣liwej che艂pliwo艣ci Rosji Zach贸d j膮 jeszcze podziwia艂 i nawet si臋 ba艂 — Zach贸d bowiem pami臋ta艂 Uk艂ad Warszawski, po Europie nadal kr膮偶y艂o widmo Armii Radzieckiej gotowej do marszu a偶 po Zatok臋 Biskajsk膮 — chocia偶 w innych cz臋艣ciach 艣wiata domy艣lano si臋 prawdy. Europa i Ameryka nie mog艂y zapomnie膰 偶elaznej pi臋艣ci. Widzianej, cho膰 na szcz臋艣cie nie odczuwalnej. Ci natomiast, kt贸rzy t臋 pi臋艣膰 dawniej odczuwali i nagle przestali, wiedzieli, co si臋 dzieje. I wiedzieli, co to mo偶e oznacza膰.

— Czego ci potrzeba?

— Czasu i pieni臋dzy. I politycznego poparcia w kwestii odbudowy pot臋gi wojskowej. Potrzeba mi te偶 zachodniej pomocy. — Genera艂 nie przesta艂 wpatrywa膰 si臋 w map臋. Poczu艂 si臋 nagle jak spadkobierca bogatego, pot臋偶nego rodu. Rodziny kapitalistycznej. Patriarcha rodu zmar艂, a on jest spadkobierc膮 ca艂ego maj膮tku. Okazuje si臋 jednak, 偶e maj膮tek jest zad艂u偶ony powy偶ej swej warto艣ci. Bondarienko wr贸ci艂 z Ameryki podniesiony na duchu, przekonany, 偶e dostrzeg艂 w艂a艣ciw膮 drog臋, kszta艂t przysz艂o艣ci i zna ju偶 spos贸b zapewnienia bezpiecze艅stwa swemu krajowi. W艂a艣ciwy spos贸b: zawodowa armia z艂o偶ona z fachowc贸w, kt贸rzy decyduj膮 si臋 na wieloletni膮 s艂u偶b臋, o偶ywionych esprit de corps, dumnych stra偶nik贸w wolnego pa艅stwa. Na ziszczenie podobnego marzenia trzeba lat. W powsta艂ej sytuacji... Je艣li Go艂owko i jego s艂u偶by specjalne mieli racj臋, to mo偶na by艂o liczy膰 tylko na to, 偶e nar贸d po艣pieszy na apel, jak po艣pieszy艂 w 1941 roku. Rosja mia艂a szcz臋艣cie w wojnie z faszystami. Ale na szcz臋艣ciu nie mo偶na bazowa膰, my艣l膮c o przysz艂o艣ci.

Natomiast mo偶na i trzeba uwzgl臋dnia膰 to, 偶e nieprzyjaciel oka偶e si臋 przebieg艂y i nieobliczalny, a jego posuni臋cia nie do przewidzenia. Inni ludzie te偶 patrz膮 na t臋 sam膮 map臋, dostrzegaj膮 odleg艂o艣ci i przeszkody — obliczaj膮 stosunek si艂.

* * *

Saleh jeszcze nigdy tak nie cierpia艂. Widzia艂 cierpienie innych, sam zadawa艂 b贸l w czasie, kiedy s艂u偶y艂 w tajnej policji swego kraju. Ale cierpienia tamtych by艂y inne, b贸l mniejszy. Jego agonia musia艂a by膰 chyba sum膮 wszystkich tamtych cierpie艅. P艂aci艂 za nie. Ca艂e jego cia艂o od st贸p do g艂owy z偶era艂 przera藕liwy b贸l. Nale偶a艂 do ludzi silnych, muskularnych, twardych jak stal. Ale nie teraz. Teraz ka偶da tkanka bola艂a, a kiedy pr贸bowa艂 zmieni膰 nieco pozycj臋, by sobie ul偶y膰, skutek by艂 mizerny. B贸l by艂 tak wielki, 偶e zabi艂 strach, kt贸ry przecie偶 powinien mu towarzyszy膰.

Doktor nie wyzby艂 si臋 strachu. MacGregor mia艂 na sobie pe艂ny str贸j ochronny, 艂膮cznie z mask膮 na twarzy i r臋kawiczkami na d艂oniach, kt贸re si臋 nie trz臋s艂y tylko dzi臋ki wielkiej koncentracji doktora. Przed chwil膮 pobra艂 krew od pacjenta. Zachowywa艂 przy tym ostro偶no艣膰 wi臋ksz膮, ni偶 kiedykolwiek przedtem w 偶yciu, wi臋ksz膮, ni偶 przy chorych na AIDS. Dwaj sanitariusze za艂o偶yli na rami臋 i 艣ci膮gn臋li opask臋, podczas gdy on pobiera艂 pr贸bki do osobnych fiolek. Jeszcze nigdy nie spotka艂 si臋 z podobnym przypadkiem gor膮czki krwotocznej. Czyta艂 o niej w podr臋cznikach medycznych i w publikacjach fachowych. Intelektualnie by艂o to interesuj膮ce, ale do pewnego stopnia przera偶aj膮ce, tak jak rak czy typowo afryka艅skie choroby. S艂ysza艂, czyta艂. Teraz mia艂 to przed oczami.

— Saleh? — odezwa艂 si臋 cicho.

— Tak... — ledwo s艂yszalny j臋k.

— Jak tu przyby艂e艣? Musz臋 wiedzie膰, je艣li mam ci pom贸c.

Nie mia艂 najmniejszych waha艅. 呕adnych my艣li o potrzebie zachowania tajemnicy czy o wzgl臋dach bezpiecze艅stwa.

— Z Bagdadu — wyrzuci艂 z siebie i doda艂 niepotrzebnie: — Samolot...

— A czy przedtem odwiedza艂e艣 Afryk臋?

— Nigdy przedtem. — O centymetr obr贸ci艂 g艂ow臋 w prawo, potem w lewo. Powieki mia艂 zaci艣ni臋te.

Pacjent usi艂uje pokaza膰, 偶e si臋 nie boi, 偶e potrafi wszystko wytrzyma膰, pomy艣la艂 doktor.

— Pierwszy raz jestem w Afryce — wyja艣ni艂 Saleh.

— Czy ostatnio mia艂e艣 stosunek? W ubieg艂ym tygodniu? — Mo偶e jaka艣 miejscowa prostytutka?

Pacjent do艣膰 d艂ugo zastanawia艂 si臋 nad sensem us艂yszanych s艂贸w, wreszcie zaprzeczy艂 nieznacznym ruchem g艂owy.

— Od dawna 偶adnej kobiety — odpar艂.

MacGregor widzia艂 to na jego twarzy: ju偶 nigdy wi臋cej. Ja ju偶 nigdy...

— By艂e艣 w kontakcie z kim艣, kto gdzie艣 podr贸偶owa艂?

— Nie. Tylko Bagdad. Jestem ochroniarzem genera艂a. Tylko z nim ca艂y czas.

— Dostaniesz 艣rodek u艣mierzaj膮cy b贸l. I zrobimy transfuzj臋 krwi. Spr贸bujemy sp臋dzi膰 gor膮czk臋. Ob艂o偶ymy ci臋 lodem. Za chwil臋 wr贸c臋.

Pacjent skin膮艂 g艂ow膮, doktor wyszed艂 z pokoju, nios膮c kilka fiolek z krwi膮 w d艂oni obleczonej r臋kawiczk膮.

Piel臋gniarki i sanitariusze zabrali si臋 do swojej roboty, MacGregor do swojej. Krew z jednej fiolki podzieli艂 na dwie cz臋艣ci. Obie z nies艂ychan膮 ostro偶no艣ci膮 zapakowa艂 do wysy艂ki: Instytut Pasteura i CCZ. Pozosta艂e pr贸bki odda艂 pierwszemu laborantowi, bardzo kompetentnemu Suda艅czykowi. Nast臋pnie skomponowa艂 faks. Rozpoznanie: gor膮czka krwotoczna nieznanego pochodzenia. Potem wymieni艂 kraj, miasto... Zaraz, zaraz, nim wy艣le faks musi zadzwoni膰. Podni贸s艂 s艂uchawk臋 i po艂膮czy艂 si臋 ze swoim 艂膮cznikiem w miejscowym Ministerstwie Zdrowia.

— Tu? W Chartumie? — zdziwi艂 si臋 ministerialny lekarz. — Jest pan pewien? Sk膮d jest pacjent?

— Tu, w Chartumie, a pacjent twierdzi, 偶e przyby艂 z Iraku.

— Z Iraku? A sk膮d by si臋 tam to wzi臋艂o? Sprawdzi艂 pan krew na przeciwcia艂a?

— W艂a艣nie w tej chwili krew jest badana.

— Ile to jeszcze potrwa?

— Z godzin臋.

— Chc臋 zobaczy膰 preparat, zanim pan cokolwiek zrobi — zdecydowa艂 lekarz rz膮dowy.

Chce si臋 wykaza膰, pomy艣la艂 MacGregor. Zamkn膮艂 oczy i zacisn膮艂 mocno d艂o艅 na s艂uchawce. Rz膮dowy lekarz pe艂ni艂 sw膮 funkcj臋 dzi臋ki protekcji, jako syn d艂ugoletniego ministra, a najlepsze, co o nim mo偶na by艂o powiedzie膰, to to, 偶e, siedz膮c w luksusowym gabinecie, nie szkodzi艂 pacjentom, bo ich nie mia艂. MacGregor z trudem si臋 opanowa艂. No c贸偶, to samo dzia艂o si臋 w ca艂ej Afryce. Miejscowe rz膮dy dba艂y przede wszystkim o doch贸d z turystyki. Tego w艂a艣nie Sudanowi najbardziej brakowa艂o — turyst贸w. By艂o ich niewielu, poza kilkunastoma antropologami, usi艂uj膮cymi dokopa膰 si臋 do szcz膮tk贸w prymitywnego cz艂owieka, na po艂udniu, w pobli偶u etiopskiej granicy. We wszystkich ministerstwach zdrowia na ca艂ym tym wspania艂ym kontynencie by艂o to samo. Rz膮dowe s艂u偶by zdrowia zaprzecza艂y wszystkiemu. To jeden z powod贸w, dla kt贸rych AIDS rozszala艂o si臋 w 艣rodkowej Afryce. Zaprzeczali, ci膮gle zaprzeczali. Jaki procent ludno艣ci musi umrze膰, aby przestali zaprzecza膰? Dziesi臋膰 procent? Trzydzie艣ci? Pi臋膰dziesi膮t? Ale wszyscy bali si臋 krytykowa膰 afryka艅skie rz膮dy i ich t臋pych urz臋dnik贸w. Jak偶e 艂atwo jest otrzyma膰 etykietk臋 rasisty. Lepiej wi臋c milcze膰, a ludzie niech sobie umieraj膮.

— Doktorze, jestem pewien mojej diagnozy, a moim obowi膮zkiem jest... — nalega艂 MacGregor.

— Wszystko mo偶e poczeka膰 do mojego przyj艣cia — pad艂a osch艂a odpowied藕. Nie wygram nic w ten spos贸b, pomy艣la艂 MacGregor, a straci膰 mog臋 wiele. Suda艅czycy mogli uniewa偶ni膰 jego wiz臋 jeszcze tego samego dnia. I kto leczy艂by w贸wczas pacjent贸w?

— Dobrze, doktorze — odpar艂 z rezygnacj膮. — Niech pan szybko przychodzi.

— Mam jeszcze kilka spraw do za艂atwienia i zaraz potem przyjd臋. — „Zaraz potem” mog艂o oznacza膰 u schy艂ku dnia albo nazajutrz. Obaj rozm贸wcy doskonale o tym wiedzieli. — Czy pacjent jest izolowany?

— Zosta艂y podj臋te wszystkie 艣rodki ostro偶no艣ci — zapewni艂 MacGregor.

— Jest pan 艣wietnym lekarzem i wiem, 偶e mog臋 panu zaufa膰, i偶 nic powa偶nego si臋 nie wydarzy — po tych s艂owach rz膮dowego lekarza linia zamar艂a.

MacGregor ledwo od艂o偶y艂 s艂uchawk臋, kiedy rozleg艂 si臋 dzwonek.

— Tak?

— Doktorze, prosz臋 przyj艣膰 szybko do czw贸rki — prosi艂a piel臋gniarka.

Po trzech minutach ju偶 tam by艂. Sahaila! Sanitariusz wynosi艂 w艂a艣nie basen z wymiocinami. Znajdowa艂a si臋 w nich krew. MacGregor u艣wiadomi艂 sobie, 偶e i ona przyjecha艂a z Iraku. O m贸j Bo偶e!

* * *

— Nikt z was nie ma powodu czegokolwiek si臋 ba膰. — S艂owa by艂y pozornie uspokajaj膮ce, ale nie na tyle, na ile chcieliby tego cz艂onkowie Rady Rewolucyjnej. Ira艅scy mu艂艂owie z pewno艣ci膮 nie k艂amali, ale siedz膮cy wok贸艂 sto艂u genera艂owie i pu艂kownicy nie zapomnieli, 偶e jako kapitanowie i majorowie walczyli przeciwko Ira艅czykom. Nikt nie zapomina wrog贸w z pola walki. Zawsze pozostaj膮 wrogami.

— Chcemy, aby艣cie przej臋li dowodzenie si艂ami zbrojnymi waszego kraju — kontynuowa艂 starszy mu艂艂a. — Wsp贸艂pracuj膮c b臋dziecie mogli zachowa膰 stanowiska. 呕膮damy tylko przysi臋gi na Allacha. Przysi臋gi z艂o偶onej nowemu rz膮dowi.

Oficerowie wiedzieli, 偶e nie sko艅czy si臋 na tym „tylko”. B臋d膮 pilnie obserwowani. Je艣li zrobi膮 jeden fa艂szywy krok, zostan膮 rozstrzelani. Nie mieli jednak innego wyj艣cia. Egzekucje bez wyroku by艂y na porz膮dku dziennym w Iranie i Iraku, stanowi膮c doskona艂膮 metod臋 likwidacji prawdziwych i wyimaginowanych dysydent贸w w obu krajach.

Ocaleni z pogromu starsi oficerowie irackich si艂 zbrojonych wymienili skryte spojrzenia. Mogli przej膮膰 dowodzenie i odzyska膰 autorytet tylko dzi臋ki czynnej pomocy dawnych wrog贸w, kt贸rzy stali u szczytu sto艂u, z b艂ogimi u艣miechami na twarzach — u艣miechami, kt贸re daje zwyci臋stwo i 艣wiadomo艣膰, 偶e trzyma si臋 w d艂oni dar 偶ycia.

Tytularny przewodnicz膮cy rady skwapliwie skin膮艂 g艂ow膮. Po dziesi臋ciu sekundach w jego 艣lady poszli wszyscy pozostali, a wraz z tym gestem to偶samo艣膰 ich kraju przesz艂a do historii.

Teraz pozostawa艂o przeprowadzi膰 tylko kilka rozm贸w telefonicznych.

* * *

W kolejnej dziesi膮tce znalaz艂 si臋 pederasta. Opiekowa艂 si臋 takim jak on przest臋pc膮 — w tym wypadku dodatkowo morderc膮 — i z podgl膮du na monitorze wynika艂o, 偶e nie szcz臋dzi艂 trudu, przy艣pieszaj膮c przebieg do艣wiadczenia.

Moudi nie omieszka艂 poinstruowa膰 sanitariuszy, by bardzo pilnie baczyli na nowych „sanitariuszy”. Nowi stosowali zwyk艂e 艣rodki ostro偶no艣ci. Nosili r臋kawiczki, starannie si臋 myli, sprz膮tali dok艂adnie sal臋, wycieraj膮c wszelkie p艂yny. To ostatnie zadanie stawa艂o si臋 coraz trudniejsze w miar臋 post臋pu choroby pacjent贸w poprzedniej dziesi膮tki. Zbiorowy j臋k, jaki Moudi odbiera艂 przez g艂o艣nik, m贸wi艂 wiele o tym, jak chorzy cierpieli, zw艂aszcza 偶e nie dawano im 偶adnych lek贸w przeciwb贸lowych, co by艂o pogwa艂ceniem islamskiego nakazu okazywania mi艂osierdzia. Druga dziesi膮tka, a w艂a艣ciwie tylko ju偶 dziewi膮tka kr贸lik贸w do艣wiadczalnych robi艂a, co im kazano, ale bez masek. Masek im nie wydano.

Pederasta by艂 m艂odym m臋偶czyzn膮. M贸g艂 mie膰 dwadzie艣cia par臋 lat. Wyj膮tkowo starannie opiekowa艂 si臋 powierzonym mu chorym. Nie by艂o wa偶ne, czy robi艂 to z lito艣ci, widz膮c cierpienia cz艂owieka, czy te偶 chcia艂 wyda膰 si臋 lito艣ciwym, by potem samemu na lito艣膰 zas艂u偶y膰. Moudi zrobi艂 zbli偶enie. Sk贸ra le偶膮cego by艂a zaczerwieniona i sucha, ruchy powolne, hamowane przera藕liwym b贸lem. Lekarz podni贸s艂 s艂uchawk臋 telefonu. Po minucie w kadr kamery monitoruj膮cej wszed艂 jeden z wojskowych sanitariuszy w kombinezonie, zamieni艂 kilka s艂贸w z pederast膮 i w艂o偶y艂 mu do ucha termometr. Po chwili wyszed艂 z sali. Na korytarzu wzi膮艂 do r臋ki s艂uchawk臋.

— 脫semka na temperatur臋 trzydzie艣ci dziewi臋膰 i dwa, twierdzi, 偶e czuje zm臋czenie i bol膮 go ko艅czyny. Ma zaczerwienione i opuchni臋te oczy — zameldowa艂 rzeczowym g艂osem sanitariusz. By艂o rzecz膮 jasn膮, 偶e w stosunku do istot poddanych eksperymentowi sanitariusze zachowuj膮 oboj臋tno艣膰. 呕adnego uczucia wsp贸lnoty, jakie odczuwali wobec siostry Jeanne Baptiste, kt贸ra, cho膰 nale偶a艂a do niewiernych, by艂a kobiet膮 wielu cn贸t. Ci na sali nie nale偶eli do ludzi cnotliwych, co skutecznie eliminowa艂o odruchy lito艣ci.

A wi臋c to prawda, szczep Mayinga przenosi si臋 drog膮 kropelkow膮. Moudi by艂 teraz tego pewien. Pozostawa艂o pytanie, czy podczas mutacji nie traci 艣mierciono艣nych cech. Je艣li nowy chory umrze, nie b臋dzie ju偶 najmniejszych w膮tpliwo艣ci. Kiedy po艂owa dziewi膮tki wyka偶e symptomy choroby, przeniesie ich si臋 na drug膮 stron臋 holu do osobnej sali, pierwsza za艣 dziesi膮tka — wszyscy ju偶 wykazywali objawy agonalne — zostanie zlikwidowana.

Dyrektor b臋dzie bardzo zadowolony, pomy艣la艂 Moudi. Ostatnia cz臋艣膰 eksperymentu spe艂ni艂a pok艂adane w niej nadzieje. Oto zyskali bro艅, jak膮 nikt jeszcze nigdy nie dysponowa艂. Czy偶 to nie wspania艂e? — pomy艣la艂 lekarz.

* * *

Odlot by艂 zawsze 艂atwiejszy przy zastosowaniu starej sztuczki. Gwiazdor przeszed艂 przez bramk臋, zosta艂 zatrzymany, magiczna r贸偶d偶ka przejecha艂a po nim od g贸ry do do艂u. U艣miech za偶enowania. Jak zwykle to wieczne pi贸ro! Potem uda艂 si臋 do sali pasa偶er贸w pierwszej klasy. Po drodze nawet nie zerkn膮艂 na boki, by sprawdzi膰, czy czatuj膮 tu gdzie艣 policjanci. Gdyby czatowali, ju偶 by go zatrzymali. Skoro nie zatrzymali, to oznacza, 偶e ich nie ma. Do torby podr贸偶nej mia艂 przypi臋ty sk贸rzany notes, ale chwilowo nim si臋 nie interesowa艂. We w艂a艣ciwym czasie og艂oszono jego lot. D艂ugim korytarzem poszed艂 do samolotu i szybko odnalaz艂 swoje miejsce w przedniej kabinie Boeinga 747. Tylko po艂owa foteli by艂a zaj臋ta. Bardzo dobrze. Zaraz po starcie wyj膮艂 notes, ze sk贸rzanego pokrowca wyci膮gn膮艂 bloczek papieru i zacz膮艂 zapisywa膰 wszystko to, czego do tej chwili nie chcia艂 powierzy膰 偶贸艂tym kartkom. Jak zwykle pomaga艂a mu fotograficzna pami臋膰. Pracowa艂 przez bite trzy godziny. W po艂owie Atlantyku podda艂 si臋 potrzebie snu. Podejrzewa艂, zupe艂nie s艂usznie, 偶e potem d艂ugo mu si臋 to nie uda.

29
Proces

Kealty pomy艣la艂, 偶e to mo偶e by膰 ju偶 jego ostatni strza艂. Z przyzwyczajenia si臋gn膮艂 do my艣liwskiej metafory, nie zastanawiaj膮c si臋 nawet nad ironi膮 podobnego por贸wnania. Mia艂 wa偶niejsze sprawy na g艂owie. Poprzedniego wieczoru mobilizowa艂 swoich poplecznik贸w w mediach. Tych, na kt贸rych m贸g艂 jeszcze liczy膰. Pozostali nie wycofali si臋 otwarcie, ale tkwi膮c w niepewno艣ci, woleli utrzymywa膰 dystans. Nie by艂o trudno zainteresowa膰 tych pierwszych. Podczas dwugodzinnego nocnego spotkania kilka odpowiednio dobranych kluczowych s艂贸w i zda艅 podsyci艂o ich ciekawo艣膰. Wszystko nieoficjalnie, bez prawa powo艂ywania si臋 na 藕r贸d艂o, bez cytowania. Oczywi艣cie, dziennikarze zgodzili si臋.

— Sprawa jest bardzo niepokoj膮ca — obwie艣ci艂. — FBI podda艂a ca艂e najwy偶sze pi臋tro Departamentu Stanu przes艂uchaniom z u偶yciem wykrywacza k艂amstw. — Najwy偶sze pi臋tro zajmowa艂o kierownictwo Departamentu Stanu. Dziennikarze co艣 s艂yszeli o testach z poligrafem, ale nie mieli potwierdzenia. By艂a nim informacja od Kealty'ego. — Co bardziej jednak niepokoi, to podejmowane decyzje polityczne. Rozbudowa si艂 zbrojnych za namow膮 Bretano, kt贸ry od lat jest czo艂owym reprezentantem kompleksu przemys艂owo-wojskowego. Wyr贸s艂 w nim. Ten cz艂owiek o艣wiadcza, 偶e zamierza zlikwidowa膰 wszystkie zabezpieczenia w systemie zam贸wie艅 dla si艂 zbrojnych, chce ograniczy膰 kontrol臋 Kongresu nad procedurami przetargowymi. A ten George Winston! Chcecie wiedzie膰, czego on 偶膮da? Zniszczy膰 ca艂y system podatkowy, chce uczyni膰 go bardziej agresywnym i ca艂kowicie znie艣膰 podatek od zysk贸w kapita艂owych. A dlaczego? 呕eby przerzuci膰 ca艂y ci臋偶ar podatk贸w na klas臋 艣redni膮 i 艣wiat pracy, daj膮c kapitalistom bezp艂atny bilet na jazd臋 ku jeszcze wi臋kszym maj膮tkom.

Kealty, po chwili milcz膮cego wzburzenia, ci膮gn膮艂:

— Nigdy nie uwa偶a艂em Ryana za profesjonalist臋. Nie jest osob膮 na tyle kompetentn膮, by zajmowa膰 tak wysokie stanowisko. Ale czego艣 podobnego si臋 nie spodziewa艂em. On jest reakcjonist膮, radykalnym konserwatyst膮. Sam nie wiem, jak go nazwa膰 i jak wy to nazwiecie...

— Jest pan pewien tej historii w Departamencie Stanu? — spyta艂 przedstawiciel „New York Timesa”.

Kealty skin膮艂 g艂ow膮.

— Absolutnie. Na sto procent. Przecie偶 musieli艣cie o tym s艂ysze膰... Czy偶by艣cie zaniedbywali wasze obowi膮zki? W samym 艣rodku bliskowschodniego kryzysu FBI dr臋czy naszych czo艂owych spec贸w od polityki zagranicznej, ca艂e kierownictwo Departamentu, oskar偶aj膮c je o kradzie偶 nie istniej膮cego listu?

— I w takiej chwili „Washington Post” zamierza opublikowa膰 materia艂 beatyfikuj膮cy Ryana — niby wyrwa艂o si臋 szefowi sztabu Kealty'ego.

— Hola, hola! — wykrzykn膮艂 reporter z „Postu”, prostuj膮c si臋 w krze艣le. — To nie ja. To Bob Holtzman. Powiedzia艂em zast臋pcy naczelnego, 偶e to niezbyt dobry pomys艂...

— Sk膮d poszed艂 przeciek? — spyta艂 Kealty.

— Poj臋cia nie mam. Bob nigdy nie puszcza pary z ust.

— I co Ryan majstruje z CIA? Chce trzykrotnie zwi臋kszy膰 zatrudnienie pionu operacyjnego. Trzykrotnie zwi臋kszy膰 liczb臋 szpieg贸w! Naszemu krajowi tylko tego brakuje do szcz臋艣cia, tak? Co ten Ryan wyrabia? — rzuci艂 retoryczne pytanie Kealty. — Zwi臋ksza si艂y zbrojne. Zmienia przepisy podatkowe, 偶eby szybciej mogli bogaci膰 si臋 bogaci i rozbudowuje CIA, 偶eby by艂o takie, jak w latach zimnej wojny. Wracamy do lat pi臋膰dziesi膮tych. Po co Ryan to wszystko robi? Co mu chodzi po g艂owie? Czy偶bym w tym mie艣cie by艂 jedynym cz艂owiekiem zadaj膮cym jeszcze pytania? Kiedy偶 wreszcie wy, dziennikarze, zaczniecie dobrze wykonywa膰 sw贸j zaw贸d? Ryan usi艂uje st艂amsi膰 Kongres. I udaje mu si臋 to. Gdzie s膮 media? Kto ma dba膰 o interes obywateli?

— Do czego w艂a艣ciwie zmierzasz, Ed? — zapyta艂 przedstawiciel „Timesa”.

Gest pe艂nej frustracji zosta艂 wykonany z zawodow膮 maestri膮.

— Stoj臋 tu przed wami na moim w艂asnym grobie. Nie mam nic do zyskania. Ale nie potrafi臋 spokojnie patrze膰 na to, co si臋 dzieje. Chocia偶 Ryan posiada ca艂膮 konstytucyjn膮 w艂adz臋, nie mog臋 dopu艣ci膰 do tego, by on sam i kilku jego kole偶k贸w skoncentrowali ca艂膮 w艂adz臋 w swoich r臋kach, rozbudowali aparat szpiclowania nas, zmienili prawo podatkowe na korzy艣膰 grupki ludzi, kt贸rzy nigdy nie p艂acili pe艂nych podatk贸w, jakie powinni p艂aci膰. A Ryan chce ich jeszcze bardziej wzbogaci膰. Nie mog臋 te偶 pozwoli膰 na to, by kosztem podatnik贸w wspomaga艂 przemys艂 zbrojeniowy. A jaki b臋dzie jego nast臋pny krok? Ograniczy swobody obywatelskie! Jego 偶ona jest codziennie przewo偶ona do pracy helikopterem, a 偶aden z was, panowie, nawet nie zauwa偶y艂, 偶e czego艣 podobnego nikt przedtem nie robi艂. Mamy prezydentur臋 imperialn膮, o jakiej nawet nie marzy艂 Lyndon Johnson. A Kongres na to nie reaguje. Wiecie, kogo mamy w fotelu prezydenckim? — Kealty pozostawi艂 ich przez chwil臋 w napi臋ciu. — Kr贸la Jacka Pierwszego. Kto艣 powinien zareagowa膰. Dlaczego wy nie reagujecie, panowie?

— Co pan wie na temat artyku艂u Holtzmana? — chcia艂 dowiedzie膰 si臋 przedstawiciel „Boston Globe”.

— Ryan ma ciekawy 偶yciorys. W latach pracy w CIA zabija艂 ludzi.

— Cholerny James Bond — wpad艂 Kealty emu w s艂owo szef sztabu.

Dziennikarz „Washington Post” uzna艂, 偶e musi broni膰 honoru gazety.

— Holtzman nic takiego nie podaje. Je艣li pan ma na my艣li 贸w wypadek, kiedy terrory艣ci przyszli...

— Nie o to chodzi. Holtzman ma napisa膰 o sprawie moskiewskiej. To nawet nie by艂a operacja Ryana. Decyzj臋 wyda艂 s臋dzia Arthur Moore, kiedy by艂 zast臋pc膮 dyrektora CIA. Ryan by艂 tylko figurantem. A w og贸le by艂a to ingerencja w 艣ci艣le wewn臋trzne sprawy Zwi膮zku Radzieckiego. I nikomu w贸wczas nie przysz艂o do g艂owy, 偶e by膰 mo偶e ca艂y pomys艂 nie jest wcale taki dobry. No bo pomy艣lcie, zadzieranie z rz膮dem kraju posiadaj膮cego dziesi臋膰 tysi臋cy g艂owic skierowanych na Ameryk臋. Wiecie, panowie, 偶e to, co w贸wczas zrobiono, nazywa si臋 aktem wojny? I po co by艂o to wszystko? 呕eby ocali膰 swojego cz艂owieka przed aresztowaniem, poniewa偶 pom贸g艂 nam wy艂uska膰 szpieg贸w w 艂onie CIA. Jestem pewien, 偶e tego wszystkiego nie opowiedzia艂 Holtzmanowi. Mam racj臋?

— Nie czyta艂em materia艂u — odpar艂 przedstawiciel „Postu”. — S艂ysza艂em tylko to i owo.

Ta odpowied藕 by艂a warta 艣miechu. Kealty mia艂 w redakcji „Washington Post” lepsze 藕r贸d艂a informacji, ni偶 polityczny komentator tego偶 dziennika.

— No dobrze, twierdzi pan, 偶e Ryan zabija艂 ludzi jak James Bond — odezwa艂 si臋 beznami臋tnym tonem przedstawiciel „Postu”. — Dowody?

— Cztery lata temu. Pami臋tacie te bomby w Kolumbii? Rozwali艂y kilku boss贸w karteli narkotykowych. — Kealty poczeka艂, a偶 paru dziennikarzy skin臋艂o g艂ow膮. — To by艂a operacja CIA. Ryan polecia艂 do Kolumbii. To by艂 jeszcze jeden akt wojny, moi drodzy. Znam zaledwie te dwa...

Kealty'ego szczerze bawi艂o, 偶e Ryan sam tak pieczo艂owicie kopie sw贸j w艂asny gr贸b. Realizacja w CIA planu B艁臉KIT ju偶 wywo艂ywa艂a poruszenie w wydziale wywiadu. Kierowniczej kadrze grozi艂a wcze艣niejsza emerytura lub powa偶ne skurczenie ich biurokratycznych ksi膮stewek. A wielu z nich tak kocha艂o spacerki korytarzami wielkiej w艂adzy. Bardzo 艂atwo uwierzyli, 偶e s膮 niezast膮pieni i nieodzowni dla bezpiecze艅stwa kraju, i w zwi膮zku z tym musieli co艣 przedsi臋wzi膮膰, prawda? A ponadto Ryan nast膮pi艂 w Langley na niejeden odcisk i teraz nadszed艂 czas zap艂aty. 艢wietnie si臋 sk艂ada, 偶e Ryan stanowi艂 teraz wielki, wysoko ustawiony cel. Odp艂acaj膮cy za nadepni臋te odciski i sfrustrowani nie mieli wyrzut贸w sumienia. Przecie偶 informowali tylko by艂ego wiceprezydenta Stan贸w Zjednoczonych. A kto wie, czy nie prawdziwego prezydenta. Nie, w 偶adnym wypadku nie pisn臋liby nic prasie. To by艂oby naruszeniem prawa. Oni nikogo nie informowali, ale po prostu rozmawiali z wysoko postawionym politykiem o 偶ywotnych problemach politycznych.

— Czy jest pan tego pewien? — spyta艂 dziennikarz z „Globe”.

— Mam wszystkie daty. Pami臋ta pan, kiedy umar艂 admira艂 James Greer? On by艂 nauczycielem i opiekunem Ryana. Z pewno艣ci膮 ju偶 na 艂o偶u 艣mierci opracowa艂 ca艂膮 operacj臋. Ryana nie by艂o na pogrzebie. Znajdowa艂 si臋 wtedy w Kolumbii. To jest niepodwa偶alny fakt. Mo偶ecie sprawdzi膰. By膰 mo偶e dlatego w艂a艣nie James Cutter pope艂ni艂 samob贸jstwo...

— Przecie偶 to by艂 wypadek — przerwa艂 dziennikarz z „Timesa”. — Wyszed艂 rano pobiega膰 i...

— I wbieg艂 tu偶 pod przeje偶d偶aj膮cy autobus? S艂uchajcie, moi drodzy, przecie偶 nie m贸wi臋, 偶e zosta艂 zamordowany, nikogo nie oskar偶am. Twierdz臋 po prostu, 偶e Cutter by艂 uwik艂any w nielegaln膮 operacj臋, kt贸r膮 kierowa艂 Ryan. Cutter ba艂 si臋 konsekwencji. Jego 艣mier膰 pozwoli艂a Ryanowi zatrze膰 艣lady. Wiecie co, jak tak sobie my艣l臋, to dochodz臋 do wniosku, 偶e nie docenia艂em Jacka Ryana. Waszyngton nie widzia艂 wi臋kszego spryciarza od czas贸w Allena Dullesa, a mo偶e Billa Donovana. Ale czasy takiego post臋powania min臋艂y. Nie potrzebna jest nam CIA z trzykrotnie wi臋ksz膮 liczb膮 szpieg贸w. Nie musimy gromadzi膰 wi臋cej pieni臋dzy na obron臋. Nie potrzebujemy przerabia膰 ustaw podatkowych, aby chroni膰 milioner贸w, z kt贸rymi Ryan chodzi pod r臋k臋. A z pewno艣ci膮 nie potrzebujemy prezydenta, kt贸rego zdaniem nale偶y bra膰 przyk艂ad z lat pi臋膰dziesi膮tych, bo by艂y takie wspania艂e. Nie wolno pozwoli膰, aby wyrz膮dza艂 temu krajowi krzywd臋. Sam ju偶 nie wiem... — W tym miejscu Kealty zaprezentowa艂 kolejny gest rozpaczy. — Ale by膰 mo偶e b臋d臋 musia艂 samotnie stawia膰 czo艂o powsta艂ej sytuacji. Wiem, 偶e w oczach przysz艂ych historyk贸w mog臋 straci膰 reputacj臋, tak ostro si臋 przeciwstawiaj膮c, ale... Psiakrew, niegdy艣, kiedy po raz pierwszy sk艂ada艂em przysi臋g臋 na wierno艣膰 konstytucji naszego kraju, kiedy po raz pierwszy zasiad艂em w Izbie, potem w Senacie, i wreszcie, kiedy Roger poprosi艂 mnie, abym by艂 u jego boku wiceprezydentem... Wiecie, takich rzeczy si臋 nie zapomina. I chocia偶 mo偶e... mo偶e nie jestem odpowiednim do tego facetem... Zgadzam si臋, zgadzam! Wiem, 偶e jestem winny okropnych rzeczy. Zdradza艂em 偶on臋, przez wiele lat nadu偶ywa艂em alkoholu. Nar贸d ameryka艅ski z pewno艣ci膮 zas艂uguje na kogo艣 lepszego ode mnie, by powiedzie膰 „nie” Ryanowi i zrobi膰 to, co trzeba... Ale widz臋, 偶e tylko ja g艂o艣no oponuj臋, i, bez wzgl臋du na wszystko, nie mog臋 zawie艣膰 nadziei pok艂adanych we mnie przez tych, kt贸rzy na mnie g艂osowali, kt贸rzy mnie tu wys艂ali, bym ich reprezentowa艂. Wi臋c zrobi臋, co b臋d臋 m贸g艂, bez wzgl臋du na osobiste koszty. Ryan nie jest prezydentem Stan贸w Zjednoczonych. Ryan dobrze o tym wie. Gdyby sobie nie zdawa艂 z tego sprawy, nie usi艂owa艂by zmieni膰 tylu rzeczy od razu. Dlaczego usi艂uje zniszczy膰 kierownictwo Departamentu Stanu? Dlaczego miesza si臋 do spraw zwi膮zanych z prawem do aborcji? Dlaczego miesza si臋 do ustaw podatkowych, wykorzystuj膮c do obalenia systemu podatkowego multimiliardera Winstona? Usi艂uje legalizowa膰 swoj膮 nielegaln膮 prezydentur臋. B臋dzie pokrzykiwa艂 na Kongres, p贸ki jego bogaci sojusznicy nie wybior膮 go kr贸lem albo czym艣 w tym rodzaju. A kto ma w obecnej chwili reprezentowa膰 nar贸d?

— Wcale tak nie postrzegam Ryana, Ed — odezwa艂 si臋 dziennikarz z „Globe” po paru sekundach g艂uchego milczenia. — Prowadzi polityk臋 prawicow膮, z tym si臋 zgodz臋, ale otwart膮, szczer膮...

— Jakie jest pierwsze prawo polityki? Skuteczno艣膰. — Wtr膮ci艂 dziennikarz z „Timesa”. — Je艣li ta historia z Rosj膮 i ta druga z Kolumbi膮 s膮 prawdziwe... Taki by艂 wtedy obyczaj naszego rz膮du. Wtykali艣my nos w sprawy innych rz膮d贸w. Teraz ju偶 tego obyczaju nie ma. W ka偶dym razie podobno nie ma. I nie na tak wysokim szczeblu...

— Nigdy tego od nas nie otrzymali艣cie, nie wolno wam zdradzi膰 藕r贸d艂a nikomu z Langley. — Szef sztabu porozdawa艂 dziennikarzom kasety magnetofonowe. — Macie na nich wystarczaj膮co du偶o 艂atwo sprawdzalnych fakt贸w, by uwiarygodni膰 wszystko, co wam powiedzieli艣my.

— Zajmie nam to kilka dni — zauwa偶y艂 dziennikarz z „San Francisco Examiner”. Obraca艂 w palcach kaset臋 i pytaj膮cym wzrokiem spogl膮da艂 na koleg贸w. Wszyscy ju偶 si臋 zbierali do wyj艣cia. Wy艣cig rozpocz臋ty. Ka偶dy z obecnych chcia艂by by膰 pierwszym, kt贸ry pu艣ci w 艣wiat sensacyjn膮 informacj臋. Zaczn膮 pracowa膰, gdy tylko zasi膮d膮 za kierownicami swoich samochod贸w. B臋d膮 przes艂uchiwali kaset臋. Przewag臋 mieli ci, kt贸rzy mieli najbli偶ej do domu.

Kealty raz jeszcze zabra艂 g艂os:

— Panowie, mam nadziej臋, 偶e zrozumieli艣cie powag臋 sytuacji i 偶e odniesiecie si臋 do niej z ca艂膮 powag膮, jaka przystoi dziennikarzom. 呕a艂uj臋, 偶e nie znalaz艂em lepszej od siebie osoby, kt贸ra mog艂aby ud藕wign膮膰 ten ci臋偶ar. Kogo艣 z lepsz膮 przesz艂o艣ci膮. Nie chodzi mi o mnie, o poprawienie w艂asnego wizerunku. Chodzi mi o kraj. Chodzi o dobro kraju i licz臋, 偶e przy艂o偶ycie si臋 do tego, robi膮c, co mo偶na.

— Postaramy si臋, Ed — odpar艂 dziennikarz „Timesa”, po czym spojrza艂 na zegarek. Czeka艂a go d艂uga praca, a偶 do dziesi膮tej wieczorem, kiedy wszystkie materia艂y musz膮 sp艂yn膮膰 do drukarni. Przez ca艂y dzie艅 b臋dzie pisa艂, sprawdza艂, konfrontowa艂, sprawdza艂 ponownie, konferowa艂 z zast臋pc膮 naczelnego, by uzyska膰 g贸rn膮 po艂ow臋 pierwszej strony. Gazety z Zachodniego Wybrze偶a mia艂y trzygodzinn膮 przewag臋, znajduj膮c si臋 w innej strefie czasowej. Ale dziennikarz z „Timesa” wiedzia艂, 偶e tak naprawd臋 liczy si臋 Wschodnie Wybrze偶e. Dziennikarze odstawili kubki po kawie na st贸艂, wstali, zabrali magnetofony, chowaj膮c je do kieszeni marynarek i, z otrzyman膮 kaset膮 w lewej r臋ce, a kluczykami w prawej, pognali do samochod贸w.

* * *

— M贸w, Ben — poleci艂 Jack niespe艂na cztery godziny p贸藕niej.

— Nadal nic w lokalnej telewizji, ale nagrali艣my materia艂 przekazany na mikrofalach do retransmisji. — Goodley zamilk艂, gdy Ryan zajmowa艂 miejsce za biurkiem. — Jako艣膰 zbyt z艂a, by mo偶na by艂o pokaza膰 obraz, ale 艣cie偶ka d藕wi臋kowa zachowana. W skr贸cie: ca艂y dzie艅 up艂yn膮艂 im na konsolidowaniu w艂adzy. Jutro podadz膮 wszystko do wiadomo艣ci publicznej. Ulica ju偶 pewno wie, a oficjalny komunikat b臋dzie przeznaczony dla 艣wiata.

— Sprytne — powiedzia艂 prezydent.

— Zgadzam si臋 — odpar艂 Goodley. — Na p贸艂nocy mamy kolejny numer. Premier Turkmenii gryzie ziemi臋. Podobno zgin膮艂 w wypadku samochodowym. Go艂owko z tym dzwoni艂 po pi膮tej rano. Nie sprawia wra偶enia cz艂owieka szcz臋艣liwego. Jest zdania, 偶e Irak i Turkmenia s膮 elementami tej samej gry.

— Czy jest co艣 na poparcie takiego przypuszczenia? — spyta艂 Ryan, wi膮偶膮c krawat. Ale偶 g艂upie pytanie!

— Chyba pan 偶artuje, szefie. W ca艂ej tej historii nie mamy nawet okrucha sprawdzonej wiadomo艣ci czy podejrze艅.

Jack przez chwil臋 patrzy艂 na blat prezydenckiego biurka.

— Wiesz, Ben, przy ca艂ej tej opinii, jak膮 maj膮 ludzie, 偶e CIA jest taka pot臋偶na i wszechwiedz膮ca...

— Niech pan nie zapomina, 偶e ja tam pracuj臋, panie prezydencie. Ale chyba ma pan racj臋. Dzi臋ki Bogu za telewizj臋 CNN. Dobre w tym wszystkim jest to, 偶e Rosjanie m贸wi膮 nam co艣 nieco艣 z tego, co wiedz膮.

— S膮 przestraszeni — wyrazi艂 opini臋 prezydent.

— I to bardzo — zgodzi艂 si臋 doradca do spraw bezpiecze艅stwa narodowego.

— A wi臋c mamy Anschluss Iraku i nie偶yj膮cego przyw贸dc臋 Turkmenii. Wnioski?

— Nie lekcewa偶臋 opinii Go艂owki. Bez w膮tpienia ma tam na miejscu agent贸w. Wydaje si臋, 偶e jest w podobnej do nas sytuacji. Mo偶e tylko obserwowa膰 i zamartwia膰 si臋, ale nie dysponuje 偶adnymi zasobami operacyjnymi. Mo偶e 艣mier膰 tego ich premiera to zbieg okoliczno艣ci, ale wywiady nie powinny w takie rzeczy wierzy膰. Jestem pewien, 偶e Siergiej nie wierzy. Jest pewny, 偶e to element tej samej gry. Moim zdaniem jest to zupe艂nie mo偶liwe. Porozmawiam o tym z Vasco. Jego opinia o tym, co si臋 tam sma偶y, zaczyna by膰 zatrwa偶aj膮ca. To nie moje okre艣lenie, ale jego w艂asne. Dzi艣 odezw膮 si臋 Saudyjczycy...

A wkr贸tce po nich Izraelczycy, pomy艣la艂 Ryan.

— Chiny? — spyta艂. Mo偶e na przeciwleg艂ej p贸艂kuli rzeczy maj膮 si臋 lepiej. P艂onne nadzieje.

— Wielkie manewry morskie. Po艂膮czone si艂y nawodne i podwodne, powietrznych jeszcze nie ma, ale obserwacja satelitarna pokazuje, 偶e w bazach my艣liwc贸w trwaj膮 gor膮czkowe przygotowania...

— Zaraz, zaraz, co to znowu...?

— W艂a艣nie, sir. Je艣li to by艂y planowane manewry, to dlaczego si臋 do nich nie przygotowali razem z marynark膮? O 贸smej trzydzie艣ci mam o tym rozmawia膰 z Pentagonem. Nasz ambasador w Pekinie odby艂 kr贸tk膮 rozmow臋 z kim艣 z ich Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Otrzyma艂 informacj臋, 偶e to nic wielkiego, bo nawet nie poinformowano o tym ministerstwa, a wi臋c s膮 to tylko rutynowe 膰wiczenia.

— K艂amstwo.

— Zupe艂nie mo偶liwe. Tajwan nadal nie robi z tego powodu 偶adnego szumu, ale podobno dzi艣 wysy艂aj膮 tam jakie艣 okr臋ty. Mamy jednostki zmierzaj膮ce na obszar manewr贸w. Tajwa艅czycy wsp贸艂pracuj膮 z nami. Nasi obserwatorzy s膮 w ich stacjach nas艂uchowych. Wkr贸tce zapytaj膮, co zamierzamy zrobi膰, je艣li wydarzy si臋 A albo B. Musimy si臋 nad tym powa偶nie zastanowi膰. Pentagon twierdzi, 偶e Chiny kontynentalne nie maj膮 dostatecznych 艣rodk贸w, by dokona膰 inwazji, podobnie jak ich nie mieli w dziewi臋膰dziesi膮tym sz贸stym. Lotnictwo tajwa艅skie jest jeszcze silniejsze ni偶 wtedy. Moim zdaniem, nie chodzi o ten kierunek. Mo偶e to naprawd臋 s膮 tylko manewry? Mo偶e po prostu chc膮 si臋 dowiedzie膰, jak my... to znaczy jak pan, panie prezydencie, zareaguje?

— Co s膮dzi Adler?

— M贸wi, 偶eby chwilowo ignorowa膰. I chyba ma racj臋. Tajwan siedzi cicho, wi臋c i my powinni艣my robi膰 to samo. Pos艂ali艣my okr臋ty podwodne, ale ich nie pokazujemy. Dow贸dca Floty Pacyfiku osobi艣cie wszystko nadzoruje.

— Niech b臋dzie w sta艂ym kontakcie z sekretarzem obrony. Co na to Europa?

— Cisza i spok贸j. To samo nasza p贸艂kula. To samo Afryka. Wie pan co, panie prezydencie? Je艣li Chi艅czycy tylko strasz膮, to rzeczywistym problemem pozostaje jedynie Zatoka Perska. Istota problemu polega na tym, 偶e zrobili艣my tam porz膮dek w 1990 roku i obiecali艣my Saudyjczykom, 偶e ich nie pozostawimy z r臋k膮 w nocniku. Potwierdzimy to teraz, a wie艣膰 si臋 rozniesie i w odpowiednim czasie dotrze do drugiej strony. W贸wczas druga strona powinna si臋 zastanowi膰 i doj艣膰 do wniosku, 偶e nale偶y da膰 sobie spok贸j. Nie podoba mi si臋 ta ca艂a Zjednoczona Republika Islamska, ale s膮dz臋, 偶e damy sobie z ni膮 rad臋. Iran jest z natury rzeczy niestabilny, jego mieszka艅cy pragn膮 艣wie偶ego powietrza, wi臋kszej wolno艣ci, a kiedy jej posmakuj膮, kraj si臋 zmieni. Wytrzymamy obecn膮 sytuacj臋.

Ryan u艣miechn膮艂 si臋, nalewaj膮c kubek kawy.

— Jest pan coraz pewniejszy siebie, doktorze Goodley.

— P艂aci mi pan za my艣lenie, panie prezydencie. Wobec tego musz臋 si臋 przed panem spowiada膰 z tego, co mi si臋 p臋ta po g艂owie.

— Dobrze, wracaj do swojej roboty i informuj mnie o wszystkim. Musz臋 si臋 dzi艣 zastanowi膰 nad rekonstrukcj膮 S膮du Najwy偶szego. — Goodley wyszed艂, a Ryan, popijaj膮c kaw臋, czeka艂 na Arnie'ego. Wszystko to nie jest znowu takie trudne, pomy艣la艂. Zw艂aszcza, kiedy ma si臋 dobry zesp贸艂 wsp贸艂pracownik贸w.

* * *

— Wszystko sprowadza si臋 do umiej臋tno艣ci uwodzenia... — wyja艣nia艂 Clark paru rz臋dom skupionych twarzy. Zauwa偶y艂 te偶 ironiczny u艣miech Dinga siedz膮cego w g艂臋bi audytorium. Przed chwil膮 kandydaci obejrzeli film szkoleniowy, kt贸ry omawia艂 histori臋 sze艣ciu znanych spraw. Istnia艂o tylko pi臋膰 kopii tego filmu i ta, kt贸r膮 pokazano, by艂a w艂a艣nie przewijana przed odniesieniem jej do szafy pancernej. Clark uczestniczy艂 w dw贸ch z przedstawionych operacji. W lochach gmachu przy placu Dzier偶y艅skiego 2 wykonano wyrok na agencie, kt贸rego zdradzi艂a wtyczka KGB w Langley. Inny agent mia艂 ferm臋 w pe艂nej brz贸z okolicy na p贸艂nocy stanu New Hampshire. Pewno bardzo t臋skni艂 za krajem. Ale Rosja nadal by艂a Rosj膮, kt贸rej tradycja surowo pot臋pia艂a zdrad臋 stanu. Nie by艂 to wymys艂 komunistycznego re偶imu, by kara膰 za to 艣mierci膮. Tak, zdrajcy w艂asnego kraju do 艣mierci pozostaj膮 sierotami... Clark przerzuci艂 stron臋 i kontynuowa艂 z zapisk贸w:

— Wybierajcie ludzi maj膮cych problemy. Okazujcie im wsp贸艂czucie. Ludzie, z kt贸rymi b臋dziecie pracowali, nie nale偶膮 do istot bez skaz. Wszyscy b臋d膮 mieli o co艣 i do kogo艣 偶al. Niekt贸rzy sami przyjd膮 do was. Nie musicie ich kocha膰, ale macie obowi膮zek zachowa膰 si臋 wobec nich lojalnie.

Przez chwil臋 wpatrywa艂 si臋 w s艂uchaczy.

— Co mia艂em na my艣li, m贸wi膮c o uwodzeniu? Ka偶dy z was tu obecnych ju偶 cho膰by raz kogo艣 uwi贸d艂, prawda? Co jest integraln膮 cz臋艣ci膮 tej sztuki? S艂ucha si臋 wi臋cej, ni偶 si臋 samemu m贸wi. Potakuje si臋. Zgadza z argumentami. M贸wi si臋 cz艂owiekowi, 偶e bez w膮tpienia jest znacznie m膮drzejszy od prze艂o偶onego. Znacie takie typki, jak ula艂 pasuj膮 do tego, kt贸rego zwierzaj膮cy si臋 opisa艂. W waszym w艂asnym kraju te偶 s膮 tacy na wysokich stanowiskach. M贸wicie, 偶e te偶 trafi艂 wam si臋 kto艣 taki. I 偶e przy takim rz膮dzie trudne jest 偶ycie uczciwego cz艂owieka, prawda? Oczywi艣cie, 偶e honor jest najwa偶niejszy. Kiedy wasz rozm贸wca zacznie m贸wi膰 o honorze, ju偶 wiecie, 偶e chce pieni臋dzy. No i bardzo dobrze. Pami臋tajcie, 偶e oni nigdy nie spodziewaj膮 si臋, 偶e dostan膮 tyle, ile 偶膮daj膮. Najwa偶niejsze jednak, 偶eby wzi臋li pieni膮dze, 偶eby po艂kn臋li haczyk. Mamy bud偶et, kt贸ry w zasadzie pozwala zaspokoi膰 ich potrzeby. Kiedy raz wezm膮, trac膮c dziewictwo, nie maj膮 drogi odwrotu. Wasi agenci, ludzie, kt贸rych zwerbujecie, zach艂ysn膮 si臋 tym, co robi膮. Co za frajda by膰 szpiegiem. Najgorsi s膮 ideali艣ci. Do艣wiadczaj膮 poczucia winy. Pij膮. Kt贸rego艣 wieczoru decyduj膮 si臋 p贸j艣膰 do spowiedzi. Nawet mnie si臋 to z jednym przydarzy艂o. S膮 tacy, kt贸rzy, raz z艂amawszy zasad臋 lojalno艣ci, uwa偶aj膮, 偶e wszystkie zasady przesta艂y obowi膮zywa膰. Mog膮 na przyk艂ad napastowa膰 ka偶d膮 napotkan膮 kobiet臋, bardzo wiele ryzykuj膮c.

Clark wyprostowa艂 si臋:

— Prowadzenie agent贸w jest wielk膮 sztuk膮. Trzeba by膰 zarazem matk膮, ojcem, ksi臋dzem i nauczycielem. Trzeba im wyt艂umaczy膰, 偶e musz膮 dobrze dba膰 o swoje rodziny, a zarazem o w艂asny ty艂ek. Dotyczy to g艂贸wnie owych „dobrych” agent贸w z g艂owami pe艂nymi idea艂贸w. W wielu wypadkach mo偶na na nich polega膰, ale zwykle przesadzaj膮. Chc膮 dostarcza膰 zbyt wiele, co prowadzi do samounicestwienia. Niekt贸rzy przemieniaj膮 si臋 w aposto艂贸w krucjaty. Niewielu uczestnik贸w krucjat do偶y艂o s臋dziwego wieku...

W audytorium by艂o cicho, jak makiem zasia艂. Wszyscy s艂uchali z zapartym tchem. Clark m贸wi艂 dalej:

— Najbardziej mo偶na polega膰 na agencie, kt贸ry chce pieni臋dzy. Tacy nie lubi膮 ryzyka. I zawsze planuj膮, 偶e kt贸rego艣 dnia wycofaj膮 si臋 z biznesu i b臋d膮 prowadzi膰 wspania艂e 偶ycie w Hollywood, gruchaj膮c sobie z gwiazdkami filmowymi. I to jest najlepsze, je艣li idzie o agent贸w pracuj膮cych dla pieni臋dzy: chc膮 偶y膰, 偶eby te pieni膮dze m贸c wydawa膰. Z drugiej strony, kiedy trzeba co艣 za艂atwi膰 szybko, kiedy konieczne jest podj臋cie ryzyka, to te偶 mo偶na wykorzysta膰 „ciu艂acza na staro艣膰”, tylko 偶e trzeba by膰 przygotowanym na ewakuowanie go nast臋pnego dnia. Wcze艣niej czy p贸藕niej agent u偶ywany do ryzykownych przedsi臋wzi臋膰 powie, 偶e ma do艣膰, i za偶膮da zabrania go do bezpiecznego kraju. Z tego, co wam tu opowiadam, wynika jedno: w tym biznesie nie ma schematu i niewzruszonych norm post臋powania. Trzeba my艣le膰. Trzeba dobrze zna膰 ludzi. Jacy s膮, jak post臋puj膮, jak rozumuj膮. Trzeba odczuwa膰 wsp贸lnot臋 z agentami. Mo偶ecie ich lubi膰 lub nie, ale to autentyczne uczucie wsp贸lnoty musi istnie膰. Przewa偶nie nie b臋dziecie lubili swoich agent贸w — uprzedzi艂 Clark. — Ogl膮dajcie ten film. Ka偶de wypowiedziane s艂owo by艂o autentyczne. Trzy z operacji sko艅czy艂y si臋 艣mierci膮 agenta. Jedna 艣mierci膮 oficera prowadz膮cego. Nigdy nie zapominajcie o gro藕bie takiego fina艂u. Teraz przerwa. Nast臋pn膮 lekcj臋 poprowadzi pan Revell. — Clark zebra艂 notatki i przeszed艂 na ty艂 audytorium. Rekruci wch艂aniali sens wys艂uchanej lekcji.

Tylko jeden zapyta艂 g艂o艣no:

— Czy to znaczy, panie C, 偶e uwodzenie jest dozwolone? — By艂 to Ding.

— Tylko wtedy, kiedy ci za to p艂ac膮, Domingo — odpar艂 Clark.

* * *

Wszyscy z drugiej grupy wi臋藕ni贸w byli ju偶 chorzy. Objawy wyst膮pi艂y mniej wi臋cej w tym samym czasie, na przestrzeni dziesi臋ciu godzin. Gor膮czka, dreszcze, b贸le. Jak przy zwyk艂ej grypie. Moudi wiedzia艂, 偶e zdaj膮 sobie spraw臋 lub podejrzewaj膮, co si臋 sta艂o. Niekt贸rzy nadal pomagali przydzielonym im jeszcze bardziej chorym z pierwszej dziesi膮tki. Inni wzywali na pomoc wojskowych sanitariuszy lub zoboj臋tnieli siadali w sali chorych i nic nie robili, sparali偶owani my艣l膮, 偶e wkr贸tce stanie si臋 z nimi to samo, co z tymi le偶膮cymi w 艂贸偶kach. I w ich wypadku pobyt w wi臋zieniu i z艂e od偶ywianie tylko przy艣piesza艂y proces.

Pogarszanie si臋 stanu pierwszej dziesi膮tki post臋powa艂o w przewidzianym tempie. Odczuwali coraz wi臋ksze b贸le. B贸l by艂 chwilami tak dotkliwy, 偶e przestawali si臋 wi膰, gdy偶 bola艂o wi臋cej przy najmniejszym ruchu ni偶 w nieruchomej pozycji. Jeden wydawa艂 si臋 ju偶 bliski 艣mierci i Moudi zastanawia艂 si臋, czy, tak jak w wypadku Benedicta Mkusy, serce tej ofiary nie jest przypadkiem jeszcze mniej odporne na wirusa ebola Mayinga, ni偶 serca pozosta艂ych. A mo偶e ta zmutowana odmiana dzia艂a inaczej? Mo偶e tkanki serca przyci膮ga艂y tego wirusa, zach臋caj膮c do usadowienia si臋 w艂a艣nie w nich? Akademickie pytanie, cho膰 rzecz warta zbadania. Ale teraz nie czas na badania i teorie. Problem w zasadzie zosta艂 rozwi膮zany.

— Nie ma sensu d艂u偶ej kontynuowa膰 tej fazy — powiedzia艂 dyrektor do Moudiego. Sta艂 obok m艂odego lekarza i spogl膮da艂 w ekrany monitor贸w. — Czas na nast臋pny krok.

— Jak pan sobie 偶yczy — odpar艂 Moudi, podni贸s艂 s艂uchawk臋 i przez minut臋 rozmawia艂.

Przygotowania zaj臋艂y pi臋tna艣cie minut. Po tym czasie w kadrze monitora pojawili si臋 sanitariusze i wyprowadzili z salki wszystkich dziewi臋ciu wi臋藕ni贸w z drugiej grupy. Zaprowadzili ich do innej sporej sali po drugiej stronie korytarza. Sala by艂a te偶 wyposa偶ona w kamery telewizyjne i na osobnym zestawie monitor贸w lekarze mogli obserwowa膰, co si臋 dzieje. Wi臋藕niom przydzielono 艂贸偶ka i dano jaki艣 艣rodek, kt贸ry u艣pi艂 wszystkich w ci膮gu paru minut. Wtedy sanitariusze wr贸cili do pierwszych dziesi臋ciu. Po艂owa z nich spa艂a, pozostali znajdowali si臋 w stanie ca艂kowitego ot臋pienia, niezdolni do jakiejkolwiek reakcji i oporu. Tych zabito najpierw, wstrzykuj膮c ka偶demu do偶ylnie silny narkotyk syntetyczny. A potem to samo z tymi 艣pi膮cymi... Egzekucje zaj臋艂y zaledwie kilka minut i mo偶na o nich powiedzie膰, 偶e by艂y aktem mi艂osierdzia. Zw艂oki 艂adowano na szpitalne w贸zki i kolejno odwo偶ono do krematorium. Nast臋pnie zrobiono paki z materac贸w i po艣cieli, by tak偶e je spali膰. Pozosta艂y tylko metalowe szkielety 艂贸偶ek, kt贸re wraz z ca艂ym pomieszczeniem spryskano chemikaliami. Salka mia艂a pozostawa膰 przez wiele dni zaplombowana, nast臋pnie ponownie spryskana. Kiedy wszystko zosta艂o zrobione, personel m贸g艂 spokojnie zaj膮膰 si臋 drug膮 grup膮 — dziewi臋cioma kryminalistami, kt贸rzy na w艂asnej sk贸rze, a raczej ciele, dowiedli — tak si臋 w ka偶dym razie wszystkim wydawa艂o — 偶e wirus ebola Mayinga mo偶e by膰 przenoszony drog膮 kropelkow膮.

* * *

Ca艂y dzie艅 zaj臋艂o przedstawicielowi ministerstwa dotarcie do szpitala. Biedak musia艂 by膰 bardzo zaj臋ty przerzucaniem papierk贸w, pomy艣la艂 doktor MacGregor, potem sut膮 kolacj膮 no i wreszcie noc膮 z kobiet膮, kt贸ra w danej chwili umila艂a mu 偶ycie. A papierki na biurku jak le偶a艂y, tak pewno nadal le偶膮.

Lekarz by艂 bardzo ostro偶ny. Najpierw stan膮艂 na progu, a potem zrobi艂 tylko jeden ma艂y krok, by mo偶na by艂o zamkn膮膰 za nim drzwi. I ju偶 si臋 nie ruszy艂. Przechyli艂 tylko g艂ow臋 i zamru偶y艂 oczy z pewno艣ci膮 po to, by lepiej oceni膰 stan pacjenta odleg艂ego ode艅 o dwa metry. 艢wiat艂o w pokoju by艂o przyciemnione, by nie razi膰 wzroku Saleha. Mimo to odbarwienie sk贸ry pacjenta nie ulega艂o w膮tpliwo艣ci. Dwa wisz膮ce worki z krwi膮 i kropl贸wka z morfiny dopowiada艂y reszt臋, wraz z kart膮 chorobow膮, kt贸r膮 go艣膰 trzyma艂 w trz臋s膮cych si臋 d艂oniach obleczonych r臋kawiczkami.

— Przeciwcia艂a? — spyta艂 sucho, usi艂uj膮c odzyska膰 urz臋dow膮 godno艣膰.

— Wynik pozytywny — odpar艂 MacGregor.

Wiadomo艣膰 o pierwszym udokumentowanym wypadku choroby spowodowanej wirusem ebola — nikt nie wiedzia艂, od jak dawna ta choroba istnieje i ile wiosek w d偶ungli wytrzebi艂a — rozesz艂a si臋 lotem b艂yskawicy w艣r贸d personelu szpitala. Wielu pracownik贸w w pop艂ochu opu艣ci艂o budynek. I to, jak na ironi臋, pomog艂o opanowa膰 sytuacj臋 znacznie szybciej, ni偶 gdyby pacjent贸w d艂ugo leczono. Chorzy zmarli, nikt si臋 do nich nie zbli偶a艂, wi臋c i nie zarazi艂. Afryka艅scy lekarze wiedzieli teraz, jakie 艣rodki ostro偶no艣ci przedsi臋bra膰. Wszyscy mieli maski i r臋kawiczki, surowo przestrzegano te偶 procedur dezynfekcji. Afryka艅ski personel cz臋sto bywa nieostro偶ny i oboj臋tny na przepisy higieny, ale t臋 lekcj臋 wszyscy wzi臋li do serca.

Dla tego pacjenta nikt ju偶 nie m贸g艂 nic zrobi膰.

— Z Iraku? — spyta艂 lekarz z ministerstwa.

MacGregor skin膮艂 g艂ow膮.

— Tak mi powiedzia艂.

— Musz臋 to skonsultowa膰 z odpowiednimi czynnikami — powiedzia艂 go艣膰.

— Doktorze, nale偶y wys艂a膰 raport — nalega艂 MacGregor. — Istnieje gro藕ba wybuchu epidemii...

— Poczeka pan, a偶 b臋dziemy wiedzie膰 wi臋cej. Raport, je艣li go wy艣lemy, musi zawiera膰 konieczne informacje, aby przyni贸s艂 jaki艣 po偶ytek.

— Ale...

— Musz臋 mi臋膰 wszystkie dane, aby podj膮膰 w艂a艣ciw膮 decyzj臋. — Pokaza艂 kart臋 choroby. Teraz, kiedy odzyska艂 pozycje zwierzchnika, d艂onie mu si臋 ju偶 nie trz臋s艂y. — Czy pacjent ma tu jak膮艣 rodzin臋? Co mo偶e mi pan o nim powiedzie膰?

— Nie wiem, czy ma rodzin臋. Nic o nim nie wiem.

— Musimy to sprawdzi膰. Prosz臋 zrobi膰 ksero jego karty szpitalnej i przys艂a膰 mi j膮 faksem.

MacGregor skin膮艂 g艂ow膮. By艂 zdruzgotany. W chwilach takich jak ta nienawidzi艂 Afryki. Jego kraj rz膮dzi艂 tu przez ponad sto lat. Jego ziomek ze Szkocji nazwiskiem Gordon[3] przyjecha艂 do Sudanu i zakocha艂 si臋 w nim. Czy偶by by艂 szalony? Gordon zgin膮艂 przed stu dwudziestu laty. W 1956 roku Sudan zwr贸cono Suda艅czykom. Zbyt szybko. Zabrak艂o czasu i pieni臋dzy na stworzenie instytucjonalnej infrastruktury, kt贸ra by pomog艂a w przekszta艂ceniu pustynnych plemion w nar贸d. Ta sama historia powt贸rzy艂a si臋 potem na wszystkich innych obszarach kontynentu. To by艂 jeszcze jeden temat, kt贸rego ani on, ani 偶aden inny Europejczyk nie poruszali publicznie w rozmowach, chyba 偶e w 艣cis艂ym gronie i to te偶 nie zawsze, w obawie, 偶e zostan膮 uznani za rasist贸w. Je艣li to by艂o znamieniem rasisty i on, MacGregor, by艂 rasist膮, to po co tu przyjecha艂?

— Przy艣l臋 kopie w ci膮gu dw贸ch godzin — obieca艂.

— Doskonale. — Go艣膰 wyszed艂. Za drzwiami czeka艂a prze艂o偶ona piel臋gniarek, kt贸ra mia艂a go zaprowadzi膰 do komory dezynfekcyjnej. W tym wypadku wysoki urz臋dnik Ministerstwa Zdrowia z pewno艣ci膮 wykona ka偶de polecenie jak dziecko pod okiem czujnej matki.

* * *

Prokurator Martin przyszed艂 z dobrze wypchan膮 akt贸wk膮, z kt贸rej wyj膮艂 czterna艣cie teczek z dokumentami i u艂o偶y艂 je w porz膮dku alfabetycznym na niskim stoliku przed sof膮. Ok艂adki by艂y oznaczone literami od A do M, poniewa偶 prezydent Ryan nie 偶yczy艂 sobie zna膰 z g贸ry nazwisk.

— Wie pan, panie prezydencie, czu艂bym si臋 znacznie lepiej, gdyby nie da艂 mi pan prawa selekcji... — powiedzia艂, nie podnosz膮c g艂owy.

— A to dlaczego?

— Jestem tylko prawnikiem, sir. Dobrym, owszem, i teraz kieruj臋 wydzia艂em karnym, bardzo si臋 z tego ciesz臋, ale jestem tylko...

— A jak pan my艣li, 偶e ja si臋 czuj臋? — spyta艂 do艣膰 ostro Ryan, ale nast臋pnie g艂os mu zmi臋k艂. — Nikt od czas贸w Waszyngtona nie mia艂 podobnego problemu. I je艣li pan my艣li, 偶e ja wiem, co powinienem w tym wypadku zrobi膰... Niech to diabli, nie jestem nawet prawnikiem, bym m贸g艂 zrozumie膰 to wszystko bez 艣ci膮gawki.

Martin u艣miechn膮艂 si臋.

— Przepraszam, sir. Zas艂u偶y艂em na t臋 odpowied藕.

Ryan potrafi艂 okre艣li膰 wymagane kryteria. Mia艂 przed sob膮 wykaz najlepszych s臋dzi贸w federalnych. Ka偶da z czternastu teczek zawiera艂a histori臋 zawodowej kariery s臋dziego Federalnego S膮du Apelacyjnego Stan贸w Zjednoczonych, od pierwszego (w Bostonie) do ostatniego (w Seattle). Prezydent kaza艂 Martinowi i jego ludziom wybra膰 s臋dzi贸w z co najmniej dziesi臋cioletnim sta偶em, z co najmniej pi臋膰dziesi臋cioma pisemnymi uzasadnieniami orzecze艅, w wa偶nych sprawach (w odr贸偶nieniu od spraw b艂ahych, takich jak na przyk艂ad orzeczenia w sprawach o wierzytelno艣ci). Dodatkowym warunkiem by艂o to, aby 偶adne z tych uzasadnie艅, a wi臋c i orzecze艅 nie by艂o odrzucone przez S膮d Najwy偶szy, a je艣li jedno lub dwa by艂y, to zosta艂y „zrehabilitowane” p贸藕niejszymi postanowieniami S膮du Apelacyjnego.

— Gromadka porz膮dnych ludzi — powiedzia艂 Martin.

— Wyrok 艣mierci?

— Konstytucja stawia spraw臋 jasno, panie prezydencie. Pi膮ta poprawka. — Martin zacytowa艂 z pami臋ci: „呕adna osoba za to samo przest臋pstwo nie b臋dzie dwukrotnie nara偶ona na s膮dzenie zagra偶aj膮ce jej 偶yciu ani w 偶adnej kryminalnej sprawie nie b臋dzie zmuszona do 艣wiadczenia przeciwko sobie, ani te偶 nie b臋dzie pozbawiona 偶ycia, wolno艣ci i maj膮tku bez w艂a艣ciwego procesu zgodnego z prawem”. Tak wi臋c, przy w艂a艣ciwym procesie mo偶na komu艣 odebra膰 偶ycie, ale wolno go s膮dzi膰 tylko raz. S膮d w latach siedemdziesi膮tych i osiemdziesi膮tych ustali艂 to kryterium w wielu sprawach, w toku wielu proces贸w, gdy po karnej sprawie odbywa艂 si臋 proces cywilny, w kt贸rym rozpatrywanie elementu karnego zale偶a艂o od „specjalnych” okoliczno艣ci. Wszyscy s臋dziowie trzymali si臋 tej zasady. Z paroma zaledwie wyj膮tkami. Raz orzeczenie s臋dziego D w Misissipi zosta艂o zakwestionowane. Argumentem by艂 w贸wczas niedorozw贸j umys艂owy oskar偶onego. Dobre uzasadnienie, cho膰 przest臋pstwo by艂o ohydne. S膮d Najwy偶szy potwierdzi艂 orzeczenie, nawet bez dodatkowych przes艂ucha艅 i komentarza prawnego. Problemu tego, sir, tak naprawd臋 nie mo偶na rozwi膮za膰, wynika bowiem z samej natury prawa. Wiele prawnych zasad opiera si臋 na orzeczeniach w sprawach wyj膮tkowych. Jest nawet takie powiedzenie, 偶e trudne sprawy rodz膮 z艂e prawo. Jak na przyk艂ad ta sprawa w Anglii. Mo偶e pan pami臋ta? Dw贸ch szczeniak贸w zamordowa艂o dziecko. Co, do diab艂a, ma zrobi膰 s臋dzia, kiedy oskar偶onymi s膮 o艣mioletni ch艂opcy, bez w膮tpienia winni okrutnej zbrodni? Co innego mo偶e zrobi膰, ni偶 modli膰 si臋, by zachorowa艂, a spraw臋 dosta艂 do r膮k inny s臋dzia? Niemniej, opieraj膮c si臋 na podobnych przypadkach, usi艂ujemy stworzy膰 sp贸jne prawo. Jest to niemo偶liwe, ale pr贸bujemy.

— Rozumiem, 偶e wybra艂em twardych, zdecydowanych i pewnych swojej wiedzy kandydat贸w. Ale czy sprawiedliwych? — spyta艂 prezydent.

— Pami臋ta pan, panie prezydencie, co powiedzia艂em po przyj艣ciu? 呕e wola艂bym nie mie膰 podobnego zadania. Wybra艂em wed艂ug zalece艅 i mego sumienia. Inaczej nie mog艂em. W teczce E znajduj膮 si臋 dane s臋dziego, kt贸ry zakwestionowa艂 orzeczenie wydane na bazie dowod贸w uzyskanych przez moich najlepszych ludzi. Zakwestionowany zosta艂 spos贸b uzyskania dowodu, a wi臋c i prawo przedstawiania go w s膮dzie. Byli艣my wtedy w艣ciekli. Chodzi艂o w贸wczas o pu艂apk臋, jak膮 zastawia si臋 na podejrzanych. Nigdy nie jest wiadomo, co wolno, a czego nie. Gdzie jest granica? S臋dzia E rzuci艂 okiem na argumenty stron i najprawdopodobniej podj膮艂 s艂uszn膮 decyzj臋, kt贸ra w tej chwili stanowi precedensow膮 wyk艂adni臋 dla FBI.

Jack patrzy艂 na czterna艣cie teczek. Lektura na tydzie艅. Przed paroma dniami Arnie powiedzia艂, 偶e to w艂a艣nie jest najwa偶niejsz膮 prezydenck膮 decyzj膮. Decyzj膮 o kapitalnym znaczeniu. 呕aden szef pa艅stwa od czas贸w Waszyngtona nie sta艂 w obliczu konieczno艣ci mianowania ca艂ego sk艂adu Sadu Najwy偶szego. A ponadto wypadek Waszyngtona dotyczy艂 czas贸w, kiedy narodowy consens w sprawie prawa by艂 g艂臋bszy ni偶 w obecnej Ameryce. W tamtych czasach okre艣lenie „okrutna i odbiegaj膮ca od norm kara” oznacza艂o spalenie na stosie lub 艂amanie ko艂em. Obie te kary by艂y stosowane w przedrewolucyjnej Ameryce. Jednak偶e w najnowszych orzeczeniach to okre艣lenie nabra艂o nowego znaczenia: okrutn膮 kar膮 mo偶e by膰 pozbawienie dost臋pu do telewizji kablowej lub prawa do przeprowadzenia operacji w celu zmiany p艂ci. Nawet ciasnota w wi臋zieniach gwa艂ci艂a powy偶sz膮 norm臋 prawn膮. Tak, wi臋zienia s膮 zat艂oczone, wi臋c co? Mo偶e wypu艣ci膰 na wolno艣膰 niebezpiecznych przest臋pc贸w, 偶eby nie by膰 okrutnym dla wyrzutk贸w spo艂ecznych, pomy艣la艂 Ryan.

Teraz mia艂 szans臋 zmieni膰 ten stan rzeczy. Wystarczy wybra膰 s臋dzi贸w, kt贸rzy podzielaj膮 jego surowy stosunek do przest臋pczo艣ci w og贸le. Znienawidzi艂 przest臋pczo艣膰, wys艂uchuj膮c opowie艣ci ojca, porucznika policji, o jakiej艣 szczeg贸lnie okrutnej zbrodni albo o ma艂o inteligentnych s臋dziach, kt贸rzy nie ogl膮dali nawet miejsca zbrodni i nie znali prawdziwych okoliczno艣ci, w jakich przest臋pstwo zosta艂o pope艂nione. Ryan mia艂 jeszcze osobisty pow贸d do podobnego stosunku do 艣wiata przest臋pczego. Usi艂owano go zamordowa膰 wraz z rodzin膮. Wiedzia艂 doskonale, co czuje cz艂owiek zagro偶ony, jaka fala oburzenia go ogarnia, gdy u艣wiadamia sobie, 偶e istniej膮 ludzie gotowi innym odebra膰 na zimno, bez wahania 偶ycie. Ot, niemal mimochodem, jakby kupowali cukierki w sklepie na rogu. 呕e istniej膮 ludzie poluj膮cy na innych, niczym na zwierzyn臋. Parokrotnie patrzy艂 w oczy Seana Millera i nie dostrzega艂 w nich nic. Absolutna pustka. 呕adnego ludzkiego b艂ysku, 艣ladu przynale偶no艣ci do gatunku ludzkiego. 呕adnych uczu膰, nawet 偶adnej nienawi艣ci i 偶alu, 偶e nie ma powrotu do spo艂eczno艣ci, z kt贸rej zosta艂 odsuni臋ty na zawsze...

A mimo to...

Ryan zamkn膮艂 oczy, wspominaj膮c t臋 chwil臋, kiedy trzyma艂 Browninga w zimnych jak l贸d palcach, chocia偶 gotowa艂a si臋 w nim krew. By艂a to cudowna chwila, w kt贸rej m贸g艂 po艂o偶y膰 kres 偶yciu cz艂owieka pragn膮cego zabi膰 jego, Cathy, Sally i Ma艂ego Jacka, czekaj膮cego jeszcze na wyj艣cie z 艂ona matki. Patrzy艂 mu wtedy prosto w oczy i wreszcie dojrza艂 w nich strach. Strach przebi艂 si臋 przez pancerz oboj臋tno艣ci... Ile偶 to razy dzi臋kowa艂 lito艣ciwemu Bogu za to, 偶e nie odwi贸d艂 kurka. Bo wtedy chcia艂 zabi膰. I zrobi艂by to. Pragn膮艂 tego bardziej, ni偶 czegokolwiek innego w 偶yciu. Jack pami臋ta艂 te偶 zabijanie. Ilu ich by艂o? Terrorysta w Londynie. Drugi Irlandczyk w Stanach. Agent KGB na „Czerwonym Pa藕dzierniku”. Byli te偶 inni. Przez lata miewa艂 koszmarne sny na temat owej straszliwej nocy w Kolumbii. Ale z Seanem Millerem sprawa by艂a inna. Wtedy to nie by艂a konieczno艣膰. To chodzi艂o raczej o wymierzenie sprawiedliwej kary. Ryan tam by艂, reprezentowa艂 prawo, i jak偶e pragn膮艂 zniszczy膰 to bezwarto艣ciowe 偶ycie. Ale nie uczyni艂 tego. Prawo, kt贸re wyda艂o wyrok 艣mierci na Millera i jego kompan贸w... Prawo w osobach s臋dzi贸w beznami臋tnych, bezstronnych, zimnych... tak jak powinno by膰. Dlatego te偶 teraz trzeba wybra膰 jak najlepszych ludzi, by zape艂ni膰 nimi pust膮 艂aw臋 s臋dziowsk膮 S膮du Najwy偶szego. Decyzje, kt贸re jego obowi膮zkiem jest podejmowa膰, nie b臋d膮 dotyczy艂y jednego oszala艂ego cz艂owieka, kt贸ry jednocze艣nie pr贸buje ocali膰 i pom艣ci膰 rodzin臋. S臋dziowie maj膮 obwieszcza膰 prawo dla wszystkich, a nie prawo dla pragn膮cych zaspokoi膰 w艂asne potrzeby. Tak powinno i tak musi by膰. I jego obowi膮zkiem jest doprowadzenie do tego przez wyb贸r odpowiednich ludzi.

Widz膮c wyraz twarzy prezydenta Martin zapyta艂: — Trudny problem, prawda?

— Prosz臋 zaczeka膰 chwilk臋... — Jack wsta艂 i poszed艂 do pokoju sekretarek. — Kt贸ra z pa艅 pali? — spyta艂.

— Ja — odpar艂a Ellen Sumter. By艂a w wieku Ryana i najprawdopodobniej chcia艂a zerwa膰 z na艂ogiem, jak w ka偶dym razie twierdz膮 wszyscy maj膮cy tyle lat. Bez dalszych pyta艅 poda艂a prezydentowi paczk臋 cienkich Virginia Slim, takich samych, jakimi pocz臋stowa艂a Jacka wojskowa stewardesa. Wraz z papierosami wr臋czy艂a zapalniczk臋. Jack wzi膮艂 jednego, zapali艂, podzi臋kowa艂 skinieniem g艂owy i wr贸ci艂 do gabinetu. Nim zdo艂a艂 zamkn膮膰 drzwi, dogoni艂a go pani Sumter z popielniczk膮 z w艂asnego biurka.

Jack usiad艂 i zaci膮gn膮艂 si臋, patrz膮c na dywan z piecz臋ci膮 prezydenta Stan贸w Zjednoczonych, cz臋艣ciowo zas艂oni臋t膮 meblami.

— Jakim prawem kto艣 kiedy艣 postanowi艂, 偶e jeden cz艂owiek ma otrzyma膰 tak wielk膮 w艂adz臋? Bo to, o czym ja tutaj mam zdecydowa膰...

— Chyba wini膰 za to trzeba Jamesa Madisona, sir. Pan ma wybra膰 ludzi, kt贸rzy b臋d膮 decydowa膰 o znaczeniu ka偶dego s艂owa konstytucji. Wszyscy maj膮 pod pi臋膰dziesi膮tk臋 albo nieco po pi臋膰dziesi膮tce, wi臋c jeszcze sobie sporo po偶yj膮. Ale niech si臋 pan tak nie trapi, panie prezydencie. Najwa偶niejsze, 偶e nie podchodzi pan do tego, jak do zabawy w wyci膮ganie los贸w. Post臋puje pan bardzo rozwa偶nie, tak jak trzeba. Nie wskazuje pan palcem na kobiety tylko dlatego, 偶e s膮 kobietami, ani na Murzyn贸w, bo maj膮 ciemn膮 sk贸r臋. Da艂em panu dobry zestaw i wszystko, co mo偶na o nich powiedzie膰. Z wyj膮tkiem nazwisk. Z lektury nie domy艣li si臋 pan, kto jest kim, chyba 偶e czytuje pan kroniki s膮dowe. Ale nie przypuszczam, 偶eby pan to zrobi艂. Zapewniam, sir, 偶e wszyscy s膮 dobrzy. Sp臋dzi艂em d艂ugie godziny uk艂adaj膮c t臋 list臋, a wytyczone przez pana po偶膮dane cechy wiele mi pomog艂y. Da艂 pan dobre wytyczne. Boj臋 si臋 ludzi, kt贸rzy lubi膮 mie膰 w艂adz臋 dla samej w艂adzy. Dobrzy s臋dziowie zastanawiaj膮 si臋 d艂ugo nad tym, co robi膮. My艣l膮 przed wydaniem decyzji. Wybra艂em s臋dzi贸w z prawdziwego zdarzenia. S臋dzi贸w, kt贸rzy mieli do podj臋cia trudne decyzje... Niech pan si臋 z nimi zapozna. Zobaczy pan, jak ci臋偶ko musieli pracowa膰, by doj艣膰 do takich, a nie innych wniosk贸w, i jakie s膮 rezultaty ich pracy.

Ryan znowu si臋 zaci膮gn膮艂. Palcem postuka艂 w le偶膮ce na biurku teczki z dokumentacj膮.

— Nie znam na tyle prawa, by zrozumie膰 wszystkie zawi艂o艣ci. W艂a艣ciwie nie znam wcale prawa z wyj膮tkiem zasady, 偶e nie wolno go 艂ama膰.

— To bardzo dobry punkt startu. — Nie musia艂 m贸wi膰 wi臋cej. Nie ka偶dy lokator Gabinetu Owalnego przestrzega艂 tej zasady. Obaj to wiedzieli, ale o tym nie m贸wi si臋 cz艂owiekowi siedz膮cemu w艂a艣nie w prezydenckim fotelu.

— Wiem, czego nie lubi臋. Wiem, co bym chcia艂 zmieni膰. Ale czy mam, na Boga, prawo dokonywania podobnego wyboru?

— Z ca艂膮 pewno艣ci膮 ma pan takie prawo, panie prezydencie, poniewa偶 przez rami臋 zagl膮da panu Senat. Zapomnia艂 pan? Mo偶e nie zgodzi si臋 na jednego lub dw贸ch z proponowanych przez pana kandydat贸w. Wszyscy umieszczeni przeze mnie na li艣cie zostali sprawdzeni przez FBI. Wszyscy s膮 uczciwi. Wszyscy s膮 m膮drzy. 呕aden z nich nigdy nie ubiega艂 si臋 o nominacj臋 do S膮du Najwy偶szego poprzez znajomk贸w czy polityczne kontakty. Je艣li spo艣r贸d tej czternastki nie wybierze pan dziewi臋ciu, kt贸rzy panu odpowiadaj膮, poszukamy dalej. Chocia偶 by艂oby lepiej, gdyby robi艂 to ju偶 kto inny, nie ja. Dyrektor Biura Praw Obywatelskich by艂by do tego bardzo dobry. Jest ode mnie ciut na lewo, ale umie my艣le膰.

Prawa obywatelskie. Czy na tym trzeba opiera膰 polityk臋 rz膮du? — pomy艣la艂 Ryan. Jak i sk膮d ma wiedzie膰, na czym polegaj膮 prawa obywatelskie i odpowiednie traktowanie ludzi, kt贸rzy mog膮, cho膰 nie musz膮, nieco si臋 r贸偶ni膰 od wszystkich innych? Pr臋dzej czy p贸藕niej, cz艂owiek traci zdolno艣膰 obiektywnej oceny i wtedy zaczyna pos艂ugiwa膰 si臋 w艂asnymi przekonaniami, a przekonania zawieraj膮 mas臋 uprzedze艅... Sk膮d ma wi臋c wiedzie膰, co jest s艂uszne? O Bo偶e!

Zaci膮gn膮艂 si臋 po raz ostatni i zdusi艂 niedopa艂ek. Odnowiony na艂贸g spowodowa艂 lekki szumek w g艂owie.

— No c贸偶, czeka mnie powa偶na lektura. I d艂uga.

— Ofiarowa艂bym moj膮 pomoc, ale chyba lepiej, 偶eby pan wszystko przeczyta艂 sam, panie prezydencie. W ten spos贸b niczyje uprzedzenia nie zm膮c膮 procesu decyzyjnego. Niech pan nie zapomina, 偶e to by艂 m贸j wyb贸r. Mo偶e nie by艂em najodpowiedniejsz膮 osob膮, 偶eby go dokona膰, ale pan mnie wyznaczy艂 i otrzyma艂 pan produkt najlepszego my艣lenia, na jakie mog艂em si臋 zdoby膰.

— Chyba po nikim nie mo偶na oczekiwa膰 niczego wi臋cej — zauwa偶y艂 Ryan, nadal wpatrzony w czterna艣cie teczek.

* * *

Dyrektor Biura Praw Obywatelskich Departamentu Sprawiedliwo艣ci Stan贸w Zjednoczonych sprawowa艂 swoj膮 funkcj臋 jeszcze w czasach prezydenta Fowlera. Przedtem by艂 radc膮 prawnym korporacji i lobbyst膮 — co przynosi艂o wi臋ksze korzy艣ci materialne ni偶 praca na uczelni. Aktywny na scenie politycznej, mia艂 grono w艂asnych „wyborc贸w”, cho膰 w 偶yciu nie zosta艂 drog膮 g艂osowania wybrany na 偶adne stanowisko. „Wyborcami” nazywa艂 swoich klient贸w. A mia艂 ich wielu, bo chocia偶 w aparacie pa艅stwowym pracowa艂 z przerwami, to na coraz wy偶szych stanowiskach, co pozwala艂o na szerokie kontakty z kr臋gami w艂adzy. Kolacje z grubymi rybami, przyj臋cia, konferencje w ministerialnych gabinetach — w interesie klient贸w, na kt贸rych mu zale偶a艂o lub nie (adwokat ma obowi膮zek s艂u偶y膰 wszystkim), stworzy艂y wreszcie warunki, w kt贸rych to klienci musieli ubiega膰 si臋 o niego, a nie on o nich. Cz艂owiekowi potrzebne s膮 honoraria od garstki, aby m贸g艂 dobrze s艂u偶y膰 og贸艂owi — to by艂a jego maksyma. Nawet pewno nie wiedzia艂, 偶e post臋puje zgodnie z inn膮 maksym膮, Bena Johnsona, kt贸ry powiedzia艂: „Pozostaj膮c ostoj膮 prawa, rozmawiaj z jego adwersarzami”. Europejskiego pochodzenia, z rodowodem ameryka艅skim si臋gaj膮cym lat kiedy nie by艂o jeszcze Stan贸w Zjednoczonych, przemawia艂 cz臋sto na zgromadzeniach, gdzie zaskarbi艂 sobie wielkie uznanie tych wszystkich, kt贸rzy my艣leli podobnie jak on. Z uznania ludzi zrodzi艂y si臋 wp艂ywy. Trudno powiedzie膰, co bardziej oddzia艂ywa艂o na co. Wp艂ywy na jeszcze wi臋kszy podziw czy odwrotnie. Ju偶 w pierwszym okresie pracy w Departamencie Sprawiedliwo艣ci zwr贸ci艂 uwag臋 paru osobisto艣ci ze 艣wiata wielkiej polityki. Poniewa偶 wykazywa艂 te偶 wielkie umiej臋tno艣ci i talent, zwr贸ci艂 tak偶e uwag臋 wielkiej waszyngto艅skiej firmy prawniczej. Porzuciwszy s艂u偶b臋 publiczn膮, by zatrudni膰 si臋 we wspomnianej kancelarii, wykorzystywa艂 swe kontakty polityczne, by z kolei skuteczniej wykonywa膰 sw膮 profesj臋, a ta skuteczno艣膰 zrodzi艂a w nast臋pstwie dodatkow膮 wiarygodno艣膰 w politycznym 艣wiatku, gdzie jedna r臋ka nieustannie myje drug膮, a偶 wreszcie trudno jest rozr贸偶ni膰, kt贸ra r臋ka jest czyja. W trakcie rozwijania si臋 jego kariery sprawy, kt贸re prowadzi艂 w s膮dach, sta艂y si臋 jakby jego wizyt贸wk膮. By艂 to proces stopniowy i tak w zasadzie logiczny, 偶e w艂a艣ciwie trudno by艂o dostrzec, kiedy i jak nast膮pi艂.

I teraz to w艂a艣nie sta艂o si臋 problemem. Zna艂 i podziwia艂 Patricka Martina jako prawniczy talent, kt贸ry rozwin膮艂 skrzyd艂a w Departamencie Sprawiedliwo艣ci, wyst臋puj膮c wy艂膮cznie przed s膮dami. Nie mia艂 nawet tytu艂u prokuratora federalnego Stan贸w Zjednoczonych (nosili je prawnicy z nominacji politycznej, g艂贸wnie wybierani przez senator贸w dla reprezentowanych przez nich stan贸w), lecz by艂 raczej apolitycznym profesjonalist膮, kt贸ry wykonywa艂 prawdziw膮 robot臋, podczas gdy jego szef pisa艂 przem贸wienia, zajmowa艂 si臋 rozdzielaniem spraw mi臋dzy pracownik贸w i realizacj膮 swych politycznych ambicji. Trzeba by艂o przyzna膰, 偶e Martin by艂 naprawd臋 utalentowanym taktykiem prawnym — czterdzie艣ci jeden spraw wygranych, jedna przegrana — a okazywa艂 si臋 jeszcze lepszy jako administrator prowadz膮cy m艂odych prawnik贸w. Nie zna艂 si臋 jednak na polityce, pomy艣la艂 dyrektor Biura Praw Obywatelskich, i dlatego nie by艂 odpowiednim cz艂owiekiem, by cokolwiek doradza膰 prezydentowi Ryanowi. I to w艂a艣nie zrodzi艂o obecny dylemat. Mia艂 przed sob膮 list臋. Jeden z jego ludzi pom贸g艂 Martinowi j膮 sporz膮dzi膰, a poniewa偶 jego ludzie byli mu lojalni, poniewa偶 wiedzieli, 偶e w Waszyngtonie 艣cie偶ka w g贸r臋 wiedzie 艣ladem szefa, kt贸ry jedn膮 rozmow膮 telefoniczn膮 m贸g艂 ka偶demu za艂atwi膰 prac臋 w wielkiej firmie prawniczej, znalaz艂 si臋 kto艣, kto podrzuci艂 list臋 szefowi. Z nie wymazanymi nazwiskami.

Dyrektorowi wystarczy艂o przeczytanie czternastu nazwisk. Nie musia艂 si臋ga膰 do akt personalnych. Zna艂 wszystkich. Jeden, w czwartym obwodzie w Richmond, odrzuci艂 orzeczenie ni偶szej instancji i napisa艂 d艂ugi elaborat, kwestionuj膮c konstytucyjno艣膰 ca艂ego pozwu. 艢wietne uzasadnienie, kt贸re doprowadzi艂o do ostrego podzia艂u opinii w S膮dzie Najwy偶szym, gdzie pi臋ciu g艂osowa艂o za, czterech przeciw. Sprawa by艂a bardzo dyskusyjna i akceptowanie przez S膮d Najwy偶szy argument贸w s臋dziego S膮du Apelacyjnego te偶 by艂o dyskusyjne.

Nowojorski s臋dzia, r贸wnie偶 kandydat na li艣cie, podzieli艂 w innej sprawie stanowisko rz膮du, ale, czyni膮c to, ograniczy艂 jednocze艣nie obszar stosowania zasady prawnej, na kt贸rej opar艂 swoje orzeczenie. Sprawa nie posz艂a wy偶ej i tym samym sta艂a si臋 obowi膮zuj膮cym precedensem na du偶ym obszarze Stan贸w.

To s膮 niew艂a艣ciwi ludzie, doszed艂 do wniosku dyrektor. Maj膮 zbyt jednostronn膮 koncepcj臋 w艂adzy s膮downiczej. Oddaj膮 zbyt wiele Kongresowi i legislaturom stanowym. Pat Martin inaczej podchodzi do prawa. Martin nie dostrzega艂, 偶e s臋dziowie powinni naprawia膰 to, co jest w prawnie z艂e. Dyrektor i Martin cz臋sto dyskutowali na ten temat podczas lunch贸w. W o偶ywionej, ale zawsze przyjacielskiej atmosferze. Martin by艂 mi艂ym cz艂owiekiem i doskona艂ym dyskutantem. Trudno by艂o go przygwo藕dzi膰 argumentami. Trzyma艂 si臋 swej opinii bez wzgl臋du na to, czy by艂a s艂uszna, czy nie. Chocia偶 to czyni艂o ze艅 doskona艂ego oskar偶yciela publicznego, to jednak... Martin nie mia艂 odpowiedniego temperamentu pasuj膮cego do otaczaj膮cej go rzeczywisto艣ci. Nie dostrzega艂 otoczenia takim, jakie ono powinno by膰. W ten sam spos贸b ustali艂 list臋 kandydat贸w, a Senat mo偶e okaza膰 si臋 na tyle g艂upi, 偶e zatwierdzi prezydencki wyb贸r. Do tego nie wolno dopu艣ci膰. Do w艂adzy nale偶y dopuszcza膰 ludzi, kt贸rzy wiedz膮, jak z niej korzysta膰.

Dyrektor nie mia艂 wyboru. W艂o偶y艂 list臋 do koperty, kopert臋 schowa艂 do wewn臋trznej kieszeni marynarki, podni贸s艂 s艂uchawk臋 telefonu, wybra艂 numer i um贸wi艂 si臋 na lunch z jednym ze swoich politycznych „kontakt贸w”.

30
Prasa

Zrobili wszystko, 偶eby zd膮偶y膰 na poranne wiadomo艣ci, tak przemo偶ny by艂 wp艂yw telewizji na opini臋 publiczn膮. W ten spos贸b okre艣la艂o si臋 rzeczywisto艣膰, zmienia艂o j膮 i dekretowa艂o. Za艣wita艂 bez w膮tpienia nowy dzie艅. Widzowi pozostawiono co do tego niewiele w膮tpliwo艣ci. Za plecami spikera zawis艂a nowa flaga: dwie ma艂e z艂ote gwiazdy na zielonym tle — barwie islamu. Rozpocz膮艂 od werset贸w z Koranu, potem przeszed艂 do spraw politycznych. Powsta艂o nowe pa艅stwo, kt贸re przyj臋艂o nazw臋 Zjednoczonej Republiki Islamskiej. Obejmie ono narody dawnego Iranu i Iraku, a kierowa膰 si臋 b臋dzie islamskimi zasadami pokoju i braterstwa. Zostanie wybrany nowy parlament, zwany Majlis. Wybory, jak zapowiedzia艂, odb臋d膮 si臋 przed ko艅cem roku. Do tego czasu rz膮dy b臋dzie sprawowa膰 Rada Rewolucyjna, w kt贸rej sk艂ad wejd膮 wybitni politycy obu narod贸w, w proporcji zgodnej z liczb膮 ludno艣ci. Dzi臋ki temu Iran mia艂 zagwarantowan膮 dominacj臋, o czym spiker nawet si臋 nie zaj膮kn膮艂, ale by艂o to niepotrzebne.

呕aden inny kraj, ci膮gn膮艂, nie ma powodu l臋ka膰 si臋 ZRI. Nowo powsta艂e pa艅stwo zadeklarowa艂o 偶yczliwo艣膰 wobec wszystkich islamskich braci oraz narod贸w, kt贸re utrzymywa艂y przyjacielskie stosunki z jego dawniej samodzielnymi cz臋艣ciami. Bez komentarza pozostawiono fakt, 偶e o艣wiadczenie to by艂o wewn臋trznie sprzeczne. Nie wszyscy „islamscy bracia”, by wspomnie膰 chocia偶 o pa艅stwach znad Zatoki Perskiej, pozostawali w przyjaznych relacjach z kt贸rymkolwiek z kraj贸w, kt贸re stworzy艂y ZRI. Wsp贸lnota mi臋dzynarodowa nie ma powod贸w do niepokoju, albowiem w dalszym ci膮gu b臋dzie si臋 likwidowa膰 instalacje wojskowe na terenie dawnego Iraku. Bezzw艂ocznie zostan膮 uwolnieni wszyscy wi臋藕niowie polityczni...

— Kt贸rzy zrobi膮 miejsce dla nowych — oznajmi艂 major Sabah w Palmie.

Nie musia艂 do nikogo dzwoni膰. Poranne wiadomo艣ci ogl膮dano nad ca艂膮 Zatok膮, a wsz臋dzie, gdzie w艂膮czony by艂 telewizor, jedyn膮 szcz臋艣liw膮 twarz膮 by艂o oblicze na ekranie, przynajmniej do chwili, gdy pojawi艂 si臋 obraz spontanicznych demonstracji pod r贸偶nymi meczetami, z kt贸rych wylegli zebrani na poranne mod艂y ludzie, aby da膰 wyraz swej rado艣ci.

* * *

— Witaj, Ali — powiedzia艂 Jack. Czyta艂 akta pozostawione przez Martina i czeka艂 na telefon, przy czym znowu dr臋czy艂 go b贸l g艂owy, o kt贸ry, mo偶na by艂o mniema膰, przyprawia艂o samo wej艣cie do Gabinetu Owalnego. Zadziwiaj膮ce, 偶e tyle czasu potrzeba Saudyjczykom, aby zapewni膰 po艂膮czenie swemu ksi膮偶臋cemu ministrowi bez teki. By膰 mo偶e mieli nadziej臋, 偶e z艂y sen sam si臋 rozwieje, co by艂o postaw膮 nie tak rzadk膮 w tej cz臋艣ci 艣wiata. — Tak, ogl膮dam w艂a艣nie telewizj臋. — U do艂u ekranu, mo偶e dla zabezpieczenia przed zak艂贸ceniami fonii, wida膰 by艂o t艂umaczenie wystukiwane przez specjalist贸w z Agencji Bezpiecze艅stwa Narodowego. Niezale偶nie od pewnej kwiecisto艣ci stylu, zasadnicza tre艣膰 by艂a absolutnie czytelna dla wszystkich zebranych w pokoju. Adler, Vasco i Goodley zjawili si臋 w gabinecie natychmiast po rozpocz臋ciu emisji, co zwolni艂o Ryana od konieczno艣ci czytania, chocia偶 nie od b贸lu g艂owy.

— To bardzo niepokoj膮ce, aczkolwiek nie jest to niespodziank膮 — oznajmi艂 ksi膮偶臋.

— Nie spos贸b by艂o temu zapobiec, chocia偶 rozumiem, co wasza wysoko艣膰 musi odczuwa膰 — powiedzia艂 zm臋czonym g艂osem prezydent. M贸g艂 szuka膰 ratunku w kawie, ale z drugiej strony chcia艂 przynajmniej troch臋 si臋 przespa膰.

— Zamierzamy postawi膰 nasz膮 armi臋 w stan podwy偶szonej gotowo艣ci bojowej.

— Czy chcieliby艣cie czego艣 od nas w tej chwili?

— Na razie tylko zapewnienia, 偶e nadal mo偶emy liczy膰 na poparcie USA.

— Mo偶ecie, rozmawiali艣my o tym wcze艣niej. Nic si臋 nie zmienia, je艣li chodzi o nasz膮 gotowo艣膰 zapewnienia Arabii Saudyjskiej bezpiecze艅stwa. Gdyby chodzi艂o o jakie艣 zewn臋trzne demonstracje tej gotowo艣ci, sk艂onni jeste艣my podj膮膰 wszelkie kroki, oczywi艣cie w granicach rozs膮dku. Czy...?

— Nie, panie prezydencie, na razie nie wyst臋pujemy z 偶adn膮 formaln膮 pro艣b膮.

Ton g艂osu sprawi艂, 偶e Jack przeni贸s艂 wzrok z g艂o艣nika na go艣ci.

— W takim razie, czy mog臋 zaproponowa膰, aby pa艅scy ludzie przedyskutowali mo偶liwe posuni臋cia z naszymi przedstawicielami?

— Musi si臋 to odby膰 w sekrecie. Nasz rz膮d nie chcia艂by zaognia膰 sytuacji.

— Rozumiem. Mo偶ecie zacz膮膰 od admira艂a Jacksona, kt贸ry jest J-3 w...

— Tak, panie prezydencie, widzieli艣my si臋 we Wschodniej Sali. Wyznacz臋 odpowiednie osoby, kt贸re jeszcze dzisiaj si臋 z nim skontaktuj膮.

— Dobrze. Gdyby艣 chcia艂 czego艣 ode mnie, Ali, zawsze mo偶esz dzwoni膰 bez skr臋powania.

— Dzi臋kuj臋, Jack. 艢pij dobrze.

Tobie te偶 to si臋 przyda, tak samo jak nam wszystkim, pomy艣la艂 Ryan.

Cisza. Ryan na wszelki wypadek sprawdzi艂, czy telefon jest wy艂膮czony i spojrza艂 po zebranych.

— Opinie?

— Ali chcia艂by czego艣 od nas, ale kr贸l jeszcze si臋 nie zdecydowa艂 — rozpocz膮艂 Adler.

— Spr贸buj膮 nawi膮za膰 kontakt ze ZRI — zasugerowa艂 Vasco. — Na Bliskim Wschodzie pierwszym odruchem jest podtrzymanie dialogu, kontynuowanie ma艂ych interesik贸w, a Saudyjczycy b臋d膮 w tym pierwsi. Przypuszczam, 偶e Kuwejt i reszta ma艂ych pa艅stw b臋dzie si臋 bacznie przypatrywa膰, ale powinni艣my wkr贸tce mie膰 od nich jakie艣 opinie, najpewniej nieoficjalnymi kana艂ami dyplomatycznymi.

— Czy w Kuwejcie mamy dobrego ambasadora? — spyta艂 prezydent.

— Willa Bacha — poinformowa艂 Adler, z przekonaniem kiwaj膮c g艂ow膮. — Du偶e do艣wiadczenie. Niez艂y. Mo偶e bez specjalnej wyobra藕ni, ale twardy zawodnik, zna j臋zyk i kultur臋, ma sporo przyjaci贸艂 w rodzinie kr贸lewskiej. Zna si臋 na biznesie. By艂 bardzo pomocny w rozmowach mi臋dzy naszymi przedsi臋biorcami a ich rz膮dem.

— Na dodatek ubezpiecza go bardzo dobry szef misji — dorzuci艂 Vasco. — Ma te偶 艣wietnych attach茅, sprawdzeni wywiadowcy.

— Dobra — powiedzia艂 Ryan, zdj膮艂 okulary do czytania i przetar艂 oczy. — Bert, powiedz mi, co b臋dzie dalej.

— Wszyscy po po艂udniowej stronie Zatoki robi膮 w portki ze strachu. Spe艂ni艂y si臋 ich najgorsze koszmary senne.

Ryan pokiwa艂 g艂ow膮 i przeni贸s艂 wzrok na innego z rozm贸wc贸w.

— Ben, jak najszybciej musz臋 mie膰 sporz膮dzon膮 przez CIA ocen臋 zamiar贸w ZRI. Porozum si臋 z Robbym i zorientuj si臋 w mo偶liwych wariantach naszych dzia艂a艅. Wci膮gnij do tego Tony'ego Bretano.

— Langley b臋dzie mia艂o niewiele danych — zwr贸ci艂 uwag臋 Adler.

To nie ich wina. I dlatego przestawi膮 wersje od ataku nuklearnego — przecie偶, Iran m贸g艂 mie膰 bomb臋 — po bosk膮 ingerencj臋, z trzema czy czterema rozwi膮zaniami po艣rednimi, wszystkie opatrzone teoretycznym uzasadnieniem, pomy艣la艂 Jack. Dzi臋ki czemu prezydent, jak zwykle, b臋dzie m贸g艂 podj膮膰 b艂臋dn膮 decyzj臋, za kt贸r膮 tylko on zostanie obwiniony.

— Tak, wiem. Scott, my tak偶e zobaczmy, czy uda si臋 nawi膮za膰 kontakt ze ZRI.

— Ga艂膮zka oliwna?

— Chwytasz w lot — mrukn膮艂 prezydent. — Wszyscy uwa偶aj膮, 偶e potrzebuj膮 troch臋 czasu na zwarcie szereg贸w, zanim b臋d膮 sobie mogli pozwoli膰 na jakie艣 radykalne poci膮gni臋cia?

Nie wszyscy tak uwa偶ali.

— Czy mog臋, panie prezydencie? — spyta艂 Vasco.

— Tak, Bert, nawiasem m贸wi膮c, bardzo dobre przem贸wienie przed komisj膮 senack膮. Troch臋 mo偶e przesadzi艂e艣 z harmonogramem, ale w ca艂o艣ci — znakomicie.

— Dzi臋kuj臋, panie prezydencie. Co si臋 tyczy zwarcia szereg贸w, chodzi panu o ludno艣膰, tak?

Ryan i wszyscy pozostali przytakn臋li. Aby m贸c sprawnie rz膮dzi膰, potrzeba troch臋 wi臋cej ni偶 tego tylko, by ludzie zaakceptowali nowe regu艂y.

— Panie prezydencie, niech pan por贸wna liczb臋 mieszka艅c贸w Iraku, kt贸rzy musz膮 przyzwyczai膰 si臋 do nowego porz膮dku, z liczebno艣ci膮 kraj贸w nad Zatok膮. To wielka r贸偶nica, je艣li chodzi o odleg艂o艣膰 i obszar, ale ludno艣ciowo — niewielka.

W ten spos贸b Vasco przypomina艂 wszystkim, 偶e chocia偶 Arabia Saudyjska wi臋ksza by艂a od Teksasu i Arizony, zamieszkiwa艂o j膮 mniej obywateli ni偶 Filadelfi臋.

— Niczego nie zrobi膮 od zaraz — sprzeciwi艂 si臋 Adler.

— Mog膮, panie sekretarzu. Wszystko zale偶y od tego, jak pan rozumie „zaraz”.

— Iran ma zbyt wiele problem贸w wewn臋trznych... — zacz膮艂 Goodley.

Zadowolony z obecno艣ci i uwagi prezydenta Vasco nie zamierza艂 odda膰 inicjatywy.

— Nie mo偶na lekcewa偶y膰 religii — przerwa艂. — To czynnik jednocz膮cy, kt贸ry mo偶e zatriumfowa膰 nad problemami wewn臋trznymi, a przynajmniej je zminimalizowa膰. To zapowiada ich flaga. I nazwa pa艅stwa. Ludzie na ca艂ym 艣wiecie bior膮 stron臋 zwyci臋zc贸w. A czy偶 Darjaei nie wygl膮da teraz na triumfatora? I jeszcze co艣.

— Co takiego, Bert? — spyta艂 Adler.

— Ta flaga. Zwr贸cili艣cie uwag臋, 偶e te dwie gwiazdy s膮 dziwnie ma艂e?

— Wi臋c? — ponagli艂 Goodley.

Ryan zerkn膮艂 na ekran telewizora, gdzie nadal wida膰 by艂o spikera na tle zielonej flagi...

— Jest tam cholernie du偶o miejsca na nast臋pne.

* * *

By艂 to moment spe艂nienia marze艅, ale rzeczywisto艣膰 okaza艂a si臋 w tym przypadku pi臋kniejsza od wizji, gdy偶 okrzyki entuzjazmu dochodzi艂y z zewn膮trz, a nie z wn臋trza duszy. Mahmud Had偶i Darjaei zjawi艂 si臋 jeszcze przed 艣witem, a wraz ze wschodem s艂o艅ca wst膮pi艂 do g艂贸wnego meczetu, zdj膮wszy uprzednio buty, a tak偶e obmywszy d艂onie i ramiona, albowiem cz艂owiek powinien stawa膰 przed swym Bogiem oczyszczony. W pokorze wys艂ucha艂 muezzina ze szczytu minaretu, ale tym razem ludzie nie odp艂yn臋li po zako艅czeniu modlitwy, aby zakosztowa膰 jeszcze odrobiny snu. Dzisiaj t艂um z okolicznych dzielnic zgromadzi艂 si臋 wok贸艂 meczetu w skupieniu tak nabo偶nym, 偶e go艣膰 by艂 do g艂臋bi poruszony. Na Darjaeim, kt贸ry nie zaj膮艂 偶adnego wyr贸偶nionego miejsca, niepowtarzalno艣膰 tej chwili wywar艂a dostatecznie silne wra偶enie, aby 艂zy potoczy艂y si臋 po ciemnej, pomarszczonej twarzy. Zrealizowa艂 pierwsze ze swych zamierze艅. Spe艂ni艂 pragnienia Proroka Mahometa. Przywr贸ci艂 w pewnym stopniu jedno艣膰 wiary, co by艂o pierwszym krokiem w jego 艣wi臋tej misji. W skupionej ciszy, kt贸ra zapad艂a po zako艅czeniu porannych mod艂贸w, Darjaei powsta艂 i wyszed艂 na ulic臋, gdzie go natychmiast rozpoznano. Ku rozpaczy ochrony, zszed艂 na ulic臋, odpowiadaj膮c na powitania ludzi, kt贸rzy zrazu oniemieli, a potem w ekstatycznym zachwycie zacz臋li si臋 cisn膮膰, 偶eby z bliska zobaczy膰, jak niedawny wr贸g ich pa艅stwa spaceruje niczym z dawna oczekiwany go艣膰.

Nie by艂o 偶adnych kamer, kt贸re by to utrwali艂y. Nie chcia艂, by propagandowa sztuczno艣膰 zak艂贸ci艂a wielko艣膰 tej chwili, a chocia偶 wiedzia艂, 偶e nara偶a si臋 na niebezpiecze艅stwo, nie zamierza艂 si臋 cofa膰. Chcia艂 uzyska膰 naraz wiele odpowiedzi. Chcia艂 przekona膰 si臋 o sile Wiary, zobaczy膰, czy na nowo rozgorza艂a ona w duszach tych ludzi, a tak偶e czy Allach b艂ogos艂awi jego zamiarom, sam bowiem Darjaei by艂 cz艂owiekiem bardzo skromnym, a to, co musia艂 zrobi膰, czyni艂 nie dla siebie, lecz dla Boga. Z jakiej innej przyczyny — cz臋sto zadawa艂 sobie to pytanie — wybra艂by 偶ycie pe艂ne niebezpiecze艅stw i wyrzecze艅? Zbiegowisko szybko zamieni艂o si臋 w t艂um, kt贸ry g臋stnia艂 z ka偶d膮 chwil膮. Ludzie, kt贸rych nigdy dot膮d nie widzia艂 na oczy, samorzutnie przyj臋li na siebie role jego stra偶nik贸w, si艂膮 toruj膮c drog臋 przed os艂ab艂ymi pod ci臋偶arem lat nogami, podczas gdy jego ciemne oczy zerka艂y to w prawo, to w lewo w oczekiwaniu ataku, ale wsz臋dzie spostrzega艂 tylko rado艣膰. Wykonywa艂 w kierunku zebranych gesty, kt贸re mog艂y si臋 wyda膰 b艂ogos艂awie艅stwem patriarchy, a jego skupiona twarz i b艂yszcz膮ce oczy, przyjmowa艂y wyrazy mi艂o艣ci i szacunku, odpowiadaj膮c na nie obietnic膮 jeszcze wi臋kszych dokona艅, kt贸re przewy偶sz膮 dotychczasowe.

* * *

— Jaki to cz艂owiek? — spyta艂 Gwiazdor. We Frankfurcie przesiad艂 si臋 do Aten, i dopiero potem polecia艂 do Bejrutu, a nast臋pnie skierowa艂 si臋 do Teheranu. Zna艂 Darjaeiego tylko ze s艂yszenia.

— Wie, na czym polega w艂adza — odpar艂 Badrajn, ws艂uchany w okrzyki za oknami. Wojna pomi臋dzy Irakiem i Iranem trwa艂a niemal dziesi臋膰 lat. Na 艣mier膰 posy艂ano dzieci. Rakiety rujnowa艂y miasta w obu krajach. Strat w ludziach nigdy nie uda si臋 dok艂adnie ustali膰, a chocia偶 dzia艂ania zbrojne usta艂y przed kilku laty, dopiero teraz nadszed艂 prawdziwy koniec wojny. Dokona艂 si臋 w ludzkich sercach, a nie na kartach traktat贸w, i je艣li by艂 zgodny z prawem, to przede wszystkim bo偶ym, kt贸re r贸偶ni艂o si臋 od prawa ludzkiego. W euforii, kt贸ra wybuch艂a, sam kiedy艣 by si臋 pogr膮偶y艂, ale teraz inaczej ju偶 patrzy艂 na wszystko. Takie uczucia euforii w r臋kach umiej臋tnego sternika nawy pa艅stwowej okazywa艂y si臋 u偶ytecznymi narz臋dziami. Na ulice wyszli ludzie, kt贸rzy jeszcze niedawno zrz臋dzili na to, co maj膮 i czego nie maj膮, w膮tpili w rozs膮dek swego przyw贸dcy, domagali si臋 — w tej mierze, w jakiej to mo偶liwe w spo艂ecze艅stwie tak 艣ci艣le kontrolowanym — swob贸d, kt贸rych im odmawiano. I nagle wszystkie utyskiwania umilk艂y — ale na jak d艂ugo? Oto podstawowe pytanie i dlaczego momenty takie trzeba umiej臋tnie wykorzystywa膰. A w tym Darjaei by艂 prawdziwym mistrzem.

Badrajn odwr贸ci艂 uwag臋 od nabo偶nego gwaru.

— A zatem, czego si臋 dowiedzia艂e艣?

— Najciekawsze informacje uzyska艂em z telewizji. Prezydent Ryan radzi sobie nie藕le, ale ma k艂opoty. Nie wszystkie instytucje rz膮dowe w pe艂ni funkcjonuj膮. Wybory do Kongresu rozpoczn膮 si臋 w przysz艂ym miesi膮cu. Ryan jest popularny. Amerykanie wr臋cz uwielbiaj膮 dowiadywa膰 si臋, co my艣l膮 inni. Ich biura sonda偶owe dzwoni膮 z pytaniami do kilku tysi臋cy ludzi, i na tej podstawie og艂aszaj膮, jak膮 opini臋 podzielaj膮 wszyscy.

— Z jakim efektem? — spyta艂 Badrajn.

— Wydaje si臋, 偶e wi臋kszo艣膰 pochwala to, co robi Ryan, przy czym w艂a艣ciwie kontynuuje on tylko to, co robi艂 jego poprzednik. Nawet nie wybra艂 sobie jeszcze wiceprezydenta.

— Dlaczego?

Gwiazdor skrzywi艂 usta.

— Sam si臋 nad tym zastanawia艂em. Zdaje si臋, 偶e chodzi o to, i偶 decyzja taka musi uzyska膰 aprobat臋 Zgromadzenia Narodowego, a ono na razie nie mo偶e zasi膮艣膰 w pe艂nym sk艂adzie. I to troch臋 jeszcze potrwa. Co wi臋cej, jest pewien problem z dawnym wiceprezydentem — nazywa si臋 Kealty — kt贸ry utrzymuje, 偶e to on jest prawowitym prezydentem, tymczasem Ryan pozwala mu gard艂owa膰, zamiast go posadzi膰. Ich system prawny nie bardzo potrafi da膰 sobie rad臋 ze zdrad膮.

— A gdyby uda艂o nam si臋 zabi膰 Ryana?

Gwiazdor pokr臋ci艂 g艂ow膮.

— Bardzo trudna sprawa. Na w臋dr贸wk臋 po Waszyngtonie po艣wi臋ci艂em ca艂e popo艂udnie. Siedziba prezydenta jest bardzo czujnie strze偶ona, nie wpuszcza si臋 偶adnych turyst贸w. Ulica przed gmachem jest zamkni臋ta. Z ksi膮偶k膮 w r臋ku siedzia艂em przez godzin臋 na 艂awce i obserwowa艂em. Strzelcy wyborowi na wszystkich okolicznych budynkach. Szans膮 by艂aby dla nas jaka艣 jego zagraniczna podr贸偶, to jednak wymaga艂oby rozleg艂ych przygotowa艅, na kt贸re nie mamy czasu. Tak wi臋c pozostaj膮 tylko...

— Jego dzieci — doko艅czy艂 Badrajn.

* * *

O Bo偶e, kiedy ja teraz b臋d臋 widywa艂 rodzin臋, pomy艣la艂 Jack. W towarzystwie Jeffa Ramana wyszed艂 z windy i spojrza艂 na zegarek. Ju偶 po p贸艂nocy. Cholera. Uda艂o mu si臋 jedynie w po艣piechu zje艣膰 obiad z dzie膰mi i Cathy, potem pogna艂 na d贸艂 do swoich raport贸w i doradc贸w, a teraz... wszyscy ju偶 spali.

Pusty korytarz na pi臋trze by艂 zbyt obszerny, aby oferowa膰 z艂udzenie domowej intymno艣ci. Wida膰 by艂o trzech agent贸w i oficera dy偶urnego z walizeczk膮, w kt贸rej spoczywa艂y kody nuklearne. O tej porze wsz臋dzie panowa艂a cisza, a wn臋trze bardziej przywodzi艂o na my艣l elegancki dom pogrzebowy ni偶 siedlisko 偶ycia rodzinnego. 呕adnego ba艂aganu, 偶adnych zabawek na dywanie, 偶adnych pustych szklanek przed telewizorem. Zbyt g艂adko, zbyt schludnie, zbyt zimno. I zawsze kto艣 w pobli偶u. Raman wymieni艂 spojrzenia z pozosta艂ymi agentami, kt贸rych skini臋cia oznacza艂y: „Tak, wszystko w porz膮dku”. W pobli偶u 偶adnego nieznajomego z broni膮, pomy艣la艂 Ryan. Dobre i to.

Sypialnie by艂y tutaj nazbyt od siebie oddalone. Poszed艂 najpierw na lewo, do pokoju Katie. Otworzy艂 drzwi i zobaczy艂 swoj膮 najm艂odsz膮 pociech臋, kt贸ra dopiero niedawno przenios艂a si臋 z ko艂yski do 艂贸偶eczka; spa艂a na boku, a obok niej nied藕wiadek z br膮zowego pluszu. Wci膮偶 na noc nak艂adano jej 艣pioszki. Jack pami臋ta艂, 偶e Sally nosi艂a takie same, a dzieci przypominaj膮 w nich zawini膮tka. Teraz jednak Sally nie mog艂a si臋 doczeka膰 dnia, kiedy sama ruszy na zakupy przy Victoria Street, a Ma艂y Jack — kt贸ry od dawna protestowa艂 przeciw temu przydomkowi — nastawa艂 na lu藕ne kr贸tkie spodenki, kt贸re w艂a艣nie sta艂y si臋 modne po艣r贸d ch艂opc贸w w jego wieku, i kt贸re nale偶a艂o nosi膰 mo偶liwie jak najni偶ej, bowiem szpan polega艂 w艂a艣nie na ryzyku, 偶e mog膮 opa艣膰. Przynajmniej zosta艂a jeszcze jedna kilkulatka. Jack podszed艂 do 艂贸偶eczka, sta艂 przy nim przez dobr膮 minut臋, przez t臋 chwil臋 by艂 tylko i wy艂膮cznie ojcem. Potem rozejrza艂 si臋; tak偶e tutaj zirytowa艂 go aseptyczny porz膮dek. Wszystko wyzbierane, 偶adnego drobiazgu na pod艂odze. Ubranko na nast臋pny dzie艅 schludnie z艂o偶one na szafce. Nawet bia艂e skarpetki porz膮dnie umieszczone obok bucik贸w ze zwierzaczkami z komiks贸w wymalowanymi na czubkach. Czy dzieci mog膮 si臋 dobrze czu膰 w takich warunkach? Wszystko to przypomina艂o mu jaki艣 film z Shirley Temple z czas贸w, gdy jego ojciec i matka byli dzie膰mi: opowie艣膰 z 偶ycia wy偶szych sfer, podczas kt贸rej nieustannie zadawa艂 sobie pytanie: „Czy ludzie naprawd臋 tak 偶yli?”

Nie, nie normalni ludzie, a tylko kr贸lowie i osoby skazane na prezydentur臋. Jack u艣miechn膮艂 si臋, pokr臋ci艂 g艂ow膮 i wyszed艂. Nawet drzwi nie dano mu zamkn膮膰, gdy偶 zrobi艂 to za niego agent Raman. Ryan nie mia艂 w膮tpliwo艣ci, 偶e gdzie艣 w tym budynku jakie艣 urz膮dzenie zarejestrowa艂o fakt otwarcia i zamkni臋cia drzwi, czujniki poinformowa艂y, 偶e kto艣 znalaz艂 si臋 w sypialni, a 艣ciszony g艂os natychmiast oznajmi艂 komu艣, 偶e to tylko Miecznik zajrza艂 do Foremki.

Wsadzi艂 g艂ow臋 do pokoju Sally. Starsza c贸rka tak偶e spa艂a i najprawdopodobniej 艣ni艂a o pewnym koledze z klasy — Kennym? Sonnym? W ka偶dym razie o kim艣, kto by艂 „odlotowy”. U Ma艂ego Jacka le偶a艂 wprawdzie na dywanie komiks, ale z uchylonej szafy wygl膮da艂a 艣wie偶o uprasowana bia艂a koszula, kto艣 wyczy艣ci艂 tak偶e jego buty.

Kolejny zmarnowany dzie艅, pomy艣la艂 prezydent, a do agenta powiedzia艂:

— Dobranoc, Jeff.

— Dobranoc, panie prezydencie — odpowiedzia艂 Raman sprzed progu prezydenckiej sypialni. Ryan skin膮艂 mu g艂ow膮 na po偶egnanie i agent zamkn膮艂 drzwi, a potem zerkn膮艂 w lewo i prawo na swych koleg贸w. Prawa r臋ka musn臋艂a bro艅 ukryt膮 pod marynark膮, a w oczach na kr贸ciutk膮 chwil臋 zamigota艂 u艣miech na my艣l o tym, co bez najmniejszych trudno艣ci mog艂o si臋 tu rozegra膰 przed chwil膮. Rozkaz jednak nie nadszed艂. Osoba, kt贸ra pozostawa艂a z nim w kontakcie, by艂a ostro偶na i mia艂a racj臋. Aref Raman pe艂ni艂 dzi艣 nocny dy偶ur jako dow贸dca Oddzia艂u. Przespacerowa艂 si臋 korytarzem, zada艂 jednemu z agent贸w oboj臋tne pytanie, potem wind膮 zjecha艂 na parter i wyszed艂 przed budynek. Na zewn膮trz zaczerpn膮艂 powietrza, przeci膮gn膮艂 si臋, a przy okazji zlustrowa艂 wartownik贸w. Tak偶e i tutaj panowa艂 spok贸j. W Lafayette Park, po drugiej stronie ulicy, wida膰 by艂o demonstrant贸w, kt贸rzy o tej porze zbili si臋 w grupk臋 i co艣 popalali; co dok艂adnie, trudno by艂o powiedzie膰, ale Raman mia艂 pewne podejrzenia. Mo偶e haszysz? — pomy艣la艂 z lekkim u艣miechem. To by艂oby zabawne. Poza tym s艂ycha膰 by艂o tylko ruch uliczny, gdzie艣 od wschodu odleg艂膮 syren臋, obok na stra偶y stali ludzie, kt贸rzy usi艂owali odp臋dzi膰 senno艣膰 rozmowami o koszyk贸wce, hokeju czy wiosennych treningach baseballowych, a zarazem wpatrywali si臋 w cienie dooko艂a, spodziewaj膮c si臋 zagro偶enia co najwy偶ej stamt膮d. B艂臋dne za艂o偶enia, przemkn臋艂o Ramanowi przez g艂ow臋, gdy odwraca艂 si臋 i wchodzi艂 do 艣rodka.

* * *

— Czy mo偶na je porwa膰?

— Dwoje starszych nie, pojawi艂oby si臋 zbyt wiele trudno艣ci, natomiast najm艂odsz膮 tak, aczkolwiek tak偶e i to b臋dzie zar贸wno niebezpieczne, jak i kosztowne — ostrzeg艂 Gwiazdor.

Badrajn skin膮艂 g艂ow膮. Trzeba wybra膰 szczeg贸lnie wiarygodnych ludzi. Darjaei mia艂 takich. To by艂o oczywiste, gdy zwa偶y膰 na to, co zdarzy艂o si臋 w Iraku. Przez kilka minut przypatrywa艂 si臋 w milczeniu szkicom sytuacyjnym, podczas gdy jego go艣膰 wsta艂, 偶eby spojrze膰 przez okno. Demonstracja nadal trwa艂a; uczestnicy krzyczeli teraz: „艢mier膰 Ameryce!”. I oni, i ich dyrygenci mieli dobrze przetrenowane to zawo艂anie.

Potem Gwiazdor powr贸ci艂 do sto艂u.

— Na czym polega w艂a艣ciwie zadanie, Ali? — spyta艂.

— Strategicznym celem jest to, 偶eby Amerykanie nam nie przeszkadzali — odpar艂 Badrajn. „Nam” oznacza艂o teraz to, co chcia艂 przez to s艂owo rozumie膰 Darjaei.

* * *

Ca艂a dziewi膮tka, pomy艣la艂, kiwaj膮c g艂ow膮, Moudi. Sam przeprowadzi艂 test na przeciwcia艂a, a m贸wi膮c 艣ci艣lej, przeprowadzi艂 go trzykrotnie, za ka偶dym razem z pozytywnym wynikiem. Wszyscy byli zara偶eni. Dla bezpiecze艅stwa podano im narkotyki i powiedziano, 偶e nic im nie grozi. I istotnie byli bezpieczni — do chwili, gdy si臋 oka偶e, 偶e wirus uzyska艂 pe艂n膮 偶ywotno艣膰, nie os艂abion膮 przez mutowanie w organizmach wcze艣niejszych nosicieli. Otrzymywali najcz臋艣ciej morfin臋, kt贸ra mia艂a ich uspokoi膰 i ot臋pi膰. Najpierw wi臋c Benedict Mkusa, potem siostra Jeanne Baptiste, nast臋pnie dziesi臋ciu kryminalist贸w, a teraz jeszcze dziewi膮tka. Dwadzie艣cia dwie ofiary, je艣li zaliczy膰 do nich tak偶e siostr臋 Mari臋 Magdalen臋. Zastanowi艂 si臋, czy Maria Magdalena nadal modli si臋 za niego w raju. Ma艂o prawdopodobne.

* * *

Sahaila, powt贸rzy艂 w my艣li doktor MacGregor, przegl膮daj膮c notatki. By艂a chora, ale sytuacja si臋 ustabilizowa艂a; temperatura spad艂a o ca艂y stopie艅. Od czasu do czasu odzyskiwa艂a przytomno艣膰. Pocz膮tkowo my艣la艂, 偶e przyczyn膮 jest r贸偶nica stref czasowych, do chwili, gdy w wymiocinach i stolcu pokaza艂a si臋 krew, kt贸ra jednak potem znikn臋艂a... Jakie艣 zatrucie pokarmowe? Ta diagnoza wydawa艂a si臋 ca艂kiem prawdopodobna. Na pewno jad艂a to samo, co reszta rodziny, ale m贸g艂 jej si臋 trafi膰 zepsuty kawa艂ek mi臋sa... Albo, jak to cz臋sto si臋 zdarza u dzieci, po艂kn臋艂a co艣 szkodliwego. Dos艂ownie ka偶dego tygodnia zdarza艂y si臋 podobne przypadki w gabinetach lekarskich na ca艂ym 艣wiecie, szczeg贸lnie cz臋sto za艣 w Chartumie. Tyle 偶e ona przyjecha艂a z Iraku, podobnie jak Saleh. Raz jeszcze spojrza艂 na analiz臋 przeciwcia艂 we krwi tego ostatniego i pokr臋ci艂 g艂ow膮. Ochroniarz by艂 powa偶nie chory i je艣li jego system odporno艣ciowy sam sobie nie poradzi...

U dzieci, przypomnia艂o si臋 MacGregorowi, troch臋 zaskoczonemu tym skojarzeniem, system ten jest najcz臋艣ciej wydajniejszy ni偶 u doros艂ych. Wszyscy rodzice dobrze wprawdzie wiedz膮, 偶e u dziecka z艂e samopoczucie i wysoka gor膮czka mog膮 pojawi膰 si臋 zupe艂nie znienacka, wynika to jednak z faktu, 偶e wraz z tym jak dziecko ro艣nie, jego organizm wystawiony jest na dokonywany po raz pierwszy atak najr贸偶niejszych chor贸b. Gdy do tego dochodzi, organizm zaczyna zwalcza膰 naje藕d藕c臋, wytwarzaj膮c przeciwcia艂a, kt贸re odt膮d zawsze ju偶 b臋d膮 niszczy膰 tego konkretnego przeciwnika (odr臋, 艣wink臋 i tak dalej) ilekro膰 si臋 pojawi, za pierwszym razem na og贸艂 szybko go pokonuj膮c, co sprawia, 偶e maluch rozgor膮czkowany jednego dnia, ju偶 nast臋pnego mo偶e si臋 rwa膰 do zabawy. Tak zwane choroby „dzieci臋ce” to te, kt贸re pokonujemy w dzieci艅stwie. Nara偶ony na nie doros艂y znajduje si臋 w o wiele wi臋kszym niebezpiecze艅stwie; 艣winka mo偶e doros艂ego m臋偶czyzn臋 przyprawi膰 o impotencj臋, wietrzna ospa, u dziecka ledwie dolegliwo艣膰, potrafi zabija膰 doros艂ych, podobnie jak odra. Dlaczego? Poniewa偶 na przek贸r swej pozornej krucho艣ci, dziecko jest jednym z najbardziej odpornych 偶ywych organizm贸w. Szczepionki, jakie podaje si臋 dzieciom, maj膮 chroni膰 te nieliczne, u kt贸rych, z najr贸偶niejszych przyczyn — zapewne genetycznych, ale badania jeszcze tego jednoznacznie nie rozstrzygn臋艂y — owa odporno艣膰 nie jest tak silna. Nawet choroba Heinego-Medina, charakteryzuj膮ca si臋 pora偶eniami mi臋艣ni, pozostawia trwa艂e efekty tylko u niewielu spo艣r贸d swych ofiar. Tyle 偶e zawsze by艂y to dzieci, a tych doro艣li broni膮 z zajad艂o艣ci膮 na og贸艂 kojarzon膮 ze 艣wiatem zwierz臋cym — i ca艂kiem s艂usznie, my艣la艂 MacGregor, gdy偶 to instynktowny „program” w naszej duszy nakazuje nam opieku艅czo艣膰 wobec dzieci — i pewnie dlatego tak wiele naukowych wysi艂k贸w od lat po艣wi臋ca si臋 chorobom najm艂odszych... Dok膮d to poszybowa艂y moje my艣li? — zadziwi艂 si臋 lekarz. Cz臋sto zdarza艂o si臋, 偶e jego umys艂 w臋drowa艂 samodzielnie, niczym po wielkiej bibliotece, szukaj膮c w艂a艣ciwego odsy艂acza do odpowiedniej p贸艂ki...

Saleh przyjecha艂 z Iraku. Sahaila tak偶e przyby艂a z Iraku. Saleh chorowa艂 na ebola.

U Sahaili wyst膮pi艂y symptomy grypy, zatrucia pokarmowego albo...

Pierwsze objawy ebola by艂y podobne do grypowych...

— O Bo偶e — zd艂awionym g艂osem j臋kn膮艂 MacGregor. Zerwa艂 si臋 od biurka i skoczy艂 do pokoju dziewczynki. Po drodze chwyci艂 strzykawk臋 i kilka pustych prob贸wek. Na widok ig艂y zapiszcza艂a, jak to dziecko, ale MacGregor mia艂 wpraw臋 i, zanim zd膮偶y艂a si臋 na dobre rozp艂aka膰, by艂o ju偶 po wszystkim. Uspokojenie jej zostawi艂 matce, czuwaj膮cej w nocy przy 艂贸偶ku.

Dlaczego, durniu, wcze艣niej nie pomy艣la艂e艣 o testach?! — wyrzuca艂 sobie ze w艣ciek艂o艣ci膮 lekarz.

* * *

— Oficjalnie nie ma ich u nas — urz臋dnik z Ministerstwa Spraw Zagranicznych poinformowa艂 swego koleg臋 z Ministerstwa Zdrowia. — A o co chodzi?

— Wydaje si臋, 偶e to ebola.

Na t臋 informacj臋 m臋偶czyzna zareagowa艂 raptownym mruganiem oczu i gwa艂townym pochyleniem si臋 nad sto艂em.

— Czy to pewne?

— Raczej tak — oznajmi艂 suda艅ski lekarz. — Widzia艂em wyniki testu na przeciwcia艂a. Robi艂 go Ian MacGregor, jeden z naszych brytyjskich go艣ci. To bardzo dobry lekarz.

— Czy kto艣 jeszcze o tym wie?

— Nie. — Lekarz zdecydowanie pokr臋ci艂 g艂ow膮. — Nie ma powodu do paniki. Pacjent zosta艂 ca艂kowicie odizolowany. Personel szpitala zna si臋 na rzeczy. Musimy poinformowa膰 o tym przypadku 艢wiatow膮 Organizacj臋 Zdrowia...

— Jest pan pewien, 偶e nie ma niebezpiecze艅stwa epidemii?

— 呕adnego. Jak powiedzia艂em, natychmiast zatroszczono si臋 o odizolowanie chorego. Ebola to gro藕na choroba, ale wiemy, jak si臋 zabezpieczy膰 — powiedzia艂 z pewno艣ci膮 w g艂osie medyk.

— To sk膮d konieczno艣膰 zwracania si臋 do WHO?

— W takich sytuacjach przysy艂aj膮 zesp贸艂 swoich specjalist贸w, kt贸rzy nadzoruj膮 terapi臋, s艂u偶膮 rad膮 i staraj膮 si臋 wykry膰 ogniska zaka偶enia, aby...

— Ten, jak mu tam, Saleh, nie zarazi艂 si臋 u nas?

— Z ca艂膮 pewno艣ci膮 nie. Gdyby istnia艂a taka mo偶liwo艣膰, pierwszy bym o tym wiedzia艂 — zapewni艂 go艣膰.

— Czy mam zatem racj臋: skoro nie ma obawy, 偶e choroba, kt贸r膮 przywi贸z艂 tutaj ze sob膮, mo偶e si臋 rozszerzy膰, bezpiecze艅stwo naszego kraju nie jest zagro偶one?

— S艂usznie.

— Rozumiem.

Urz臋dnik zapatrzy艂 si臋 w okno. Obecno艣膰 uciekinier贸w z Iraku w Sudanie nadal by艂a tajemnic膮, a w interesie jego kraju by艂o, aby 贸w sekret zachowa膰. Spojrza艂 na swego rozm贸wc臋.

— Zatem nie poinformuje pan WHO. Gdyby rozesz艂a si臋 wie艣膰 o tym, 偶e ci Irakijczycy s膮 u nas, musieliby艣my si臋 liczy膰 z powa偶nymi komplikacjami dyplomatycznymi.

— Z tym mo偶e by膰 pewien problem. Doktor MacGregor to m艂ody lekarz, kt贸ry nie wyzby艂 si臋 jeszcze pewnych idealistycznych...

— Sam z nim porozmawiam. Je艣li b臋dzie oponowa艂, porozmawia z nim kto艣 inny.

Je艣li takie ostrze偶enie przekaza艂o si臋 we w艂a艣ciwy spos贸b, rzadko kiedy bywa艂o lekcewa偶one.

— Jak pan uwa偶a.

— Czy Saleh prze偶yje?

— Najprawdopodobniej nie. 艢miertelno艣膰 w przypadku wirusa ebola wynosi osiem na dziesi臋膰 przypadk贸w, a jego stan gwa艂townie si臋 pogarsza.

— Ma pan jakie艣 podejrzenia, jak m贸g艂 si臋 zarazi膰?

— 呕adnych. Utrzymuje, 偶e nigdy przedtem nie by艂 w Afryce, ale od takich ludzi nie nale偶y oczekiwa膰 prawdom贸wno艣ci. Mog臋 jeszcze z nim porozmawia膰.

— Trzeba spr贸bowa膰.

* * *

PREZYDENT ODDAJE S膭D NAJWY呕SZY KONSERWATYSTOM, g艂osi艂 nag艂贸wek. Sztab Bia艂ego Domu nigdy nie 艣pi, a z przywileju tego co najwy偶ej korzysta od czasu do czasu sam prezydent. Reszta Waszyngtonu jeszcze si臋 nie ockn臋艂a, kiedy na biurkach pojawi艂y si臋 egzemplarze r贸偶nych gazet, nad kt贸rymi pochyli艂y si臋 g艂owy tych, kt贸rzy wyszuka膰 mieli k膮ski szczeg贸lnie wa偶ne dla administracji rz膮dowej. Artyku艂y zostan膮 wyci臋te, zebrane razem i skopiowane dla „Rannego Ptaszka”, nieoficjalnego biuletynu, dzi臋ki kt贸remu ludzie u w艂adzy mogli si臋 zorientowa膰, co w trawie piszczy, a przynajmniej, co piszczy w trawie prasowej, gdzie wiadomo艣ci prawdziwe miesza艂y si臋 z fa艂szywymi.

— Mamy gdzie艣 przeciek — zauwa偶y艂 jeden z analityk贸w, wycinaj膮c artyku艂 z „Washington Post”.

— Na to wygl膮da. Wydaje si臋 tak偶e, 偶e informacja ju偶 kr膮偶y — powiedzia艂 inny, kt贸ry siedzia艂 w艂a艣nie nad „Timesem”.

Wewn臋trzny ok贸lnik Departamentu Sprawiedliwo艣ci podaje nazwiska s臋dzi贸w, kt贸rych kandydatury gabinet Ryana chcia艂by zaproponowa膰 na dziewi臋膰 wakuj膮cych miejsc w S膮dzie Najwy偶szym. Ka偶dy z kandydat贸w ma za sob膮 sta偶 w Najwy偶szym S膮dzie Apelacyjnym. Lista wyra藕nie preferuje konserwatyst贸w. Nie mo偶na na niej znale藕膰 偶adnych os贸b, kt贸re zyska艂y aprobat臋 prezydent贸w Fowlera czy Durlinga. Normalnie nominacje takie przedk艂adane s膮 do zaopiniowania Ameryka艅skiemu Stowarzyszeniu Prawnik贸w, tym razem jednak lista przygotowana zosta艂a przez wy偶szych urz臋dnik贸w Departamentu Sprawiedliwo艣ci, kt贸rymi kieruje Patrick J. Martin, zawodowy prokurator i szef wydzia艂u karnego.

— Prasie si臋 to najwidoczniej nie podoba.

— Dziwisz si臋? Wytnij tak偶e ten wst臋pniak. Szybko zareagowali, nie ma co.

* * *

Nigdy jeszcze nie pracowali tak ci臋偶ko. Zadanie w praktyce prze艂o偶y艂o si臋 na szesna艣cie godzin har贸wki dziennie, ledwie odrobin臋 piwa na wiecz贸r, po艣pieszne posi艂ki podgrzewane w kuchence mikrofalowej i jedynie radio w charakterze rozrywki. Teraz akurat musia艂o gra膰 na pe艂ny regulator. W tej chwili gotowa艂 si臋 o艂贸w. U偶ywali takiego samego urz膮dzenia jak hydraulicy: podobna do odwr贸conej rakiety butla z propanem i palnikiem na szczycie, gdzie umieszczona by艂a metalowa czara z o艂owiem, utrzymywanym przez p艂omie艅 w stanie p艂ynnym. W czarze zanurzano 艂y偶k臋 i jej zawarto艣膰 wlewano do form na 505-granowe pociski kalibru 0,58 cala, przeznaczone do strzelb 艂adowanych odprzodowo. Podobnych u偶ywali traperzy tutaj, na Zachodzie w latach dwudziestych XIX wieku. By艂o dziesi臋膰 form, ka偶da z miejscem na cztery kule.

Jak na razie, my艣la艂 Ernie Brown, wszystko uk艂ada si臋 dobrze, zw艂aszcza je艣li chodzi o dyskrecj臋. Sprzeda偶 nawoz贸w sztucznych nie by艂a kontrolowana, podobnie jak oleju nap臋dowego i o艂owiu. Wszystkich zakup贸w dokonywali w kilku miejscach, aby w 偶adnym z nich zam贸wienie nie by艂o zbyt wielkie.

Czeka艂o ich wiele mozolnej d艂ubaniny, ale jak zauwa偶y艂 Pete, Jim Bridger[4] nie dotar艂 do Kalifornii helikopterem. Nie, ca艂膮 t臋 d艂ug膮 drog臋 przeby艂 na ko艅skim grzbiecie, maj膮c pewnie jednego lub dwa konie juczne, a porusza艂 si臋 z szybko艣ci膮 trzydziestu, czterdziestu kilometr贸w dziennie, na kolacj臋 posilaj膮c si臋 jakim艣 z艂apanym bobrem, haruj膮c ci臋偶ko i z rzadka trafiaj膮c na podobnego do siebie w臋drowca, z kt贸rym wymieniali si臋 mo偶e gorza艂k膮 czy tytoniem. Taka by艂a tradycja ludzi ich pokroju. I to si臋 liczy艂o.

Harmonijnie podzielili si臋 prac膮. Pete nalewa艂 roztopiony metal, a kiedy dociera艂 do ostatniej formy, w pierwszej, zanurzonej w wodzie, o艂贸w zd膮偶y艂 ju偶 ostygn膮膰 na tyle, 偶e kiedy otworzy艂o si臋 jej po艂贸wki, w 艣rodku ukazywa艂y si臋 twarde i foremne kule, kt贸re l膮dowa艂y w pustej puszce po oleju. Ernie zbiera艂 rozlany o艂贸w i wrzuca艂 go z powrotem do czary, aby nic si臋 nie zmarnowa艂o.

Jedyn膮 wi臋ksz膮 trudno艣膰 sprawi艂o zdobycie betoniarki, ale w miejscowej prasie znale藕li informacj臋 o licytacji sprz臋tu po likwidowanej firmie budowlanej i za marne dwadzie艣cia jeden tysi臋cy dolar贸w nabyli trzyletni pojazd w zupe艂nie dobrym stanie i z zaledwie 150.000 kilometr贸w na liczniku. Przywie藕li j膮, naturalnie, w nocy i ukryli w stodole, a z odleg艂o艣ci sze艣ciu metr贸w jej reflektory spogl膮da艂y na nich niczym 艣lepia jakiego艣 drapie偶nika.

Praca by艂a monotonna. Na 艣cianie stodo艂y rozwiesili plan centrum Waszyngtonu i, mieszaj膮c o艂贸w, Ernie wpatrywa艂 si臋 w ni膮, a w jego g艂owie rodzi艂y si臋 obrazy. Zna艂 wszystkie odleg艂o艣ci, one za艣 odgrywa艂y tutaj kluczow膮 rol臋. Ch艂opcy z Tajnej S艂u偶by uwa偶ali si臋 za strasznych m膮drali. Zamkn臋li Pennsylvania Avenue, aby 偶adna bomba nie znalaz艂a si臋 w pobli偶u siedziby prezydenta. Ca艂kiem sprytnie, tyle 偶e nie zwr贸cili uwagi na jeden ma艂y drobiazg.

* * *

— Ale ja musz臋 — sprzeciwi艂 si臋 MacGregor. — To m贸j obowi膮zek.

— Nie, nie musi pan — spokojnie poprawi艂 przedstawiciel Ministerstwa Zdrowia. — Nie ma takiej konieczno艣ci. Pacjent przywi贸z艂 chorob臋 ze sob膮. Izolacja by艂a s艂usznym posuni臋ciem. Personel wie, co ma robi膰, w du偶ej mierze dzi臋ki temu, 偶e 艣wietnie go pan wyszkoli艂. Natomiast by艂oby to z wielk膮 szkod膮 dla mojego kraju, gdyby informacja o tym przypadku wydosta艂a si臋 na zewn膮trz. Rozmawia艂em w tej sprawie z urz臋dnikami w MSZ i oni do tego nie dopuszcz膮. Czy wyrazi艂em si臋 jasno?

— Jednak...

— Je艣li b臋dzie si臋 pan upiera艂, wydamy nakaz opuszczenia Sudanu.

MacGregor poczerwienia艂. Mia艂 blad膮 cer臋, wyr贸偶niaj膮c膮 ludzi z p贸艂nocy, i na jego twarzy nazbyt wyra藕nie odbija艂y si臋 uczucia. Wystarczy艂o, by ten sukinsyn skorzysta艂 z telefonu, a w domu zjawia艂 si臋 policjant — zupe艂nie niepodobny do „bobbies”, kt贸rych zna艂 z ulic Edynburga — kaza艂 mu si臋 natychmiast spakowa膰 i jecha膰 wraz z nim na lotnisko. To w艂a艣nie przytrafi艂o si臋 lekarzowi z Londynu, kt贸ry w s艂owach odrobin臋 za mocnych poucza艂 przedstawiciela rz膮du o niebezpiecze艅stwach zwi膮zanych z AIDS. Poza tym, MacGregor nigdy nie zostawi艂by swoich pacjent贸w; oto jego s艂aba strona, o czym a偶 za dobrze wiedzia艂 rozm贸wca. M艂ody i pe艂en pasji lekarz nie odda 艂atwo swoich chorych pod opiek臋 komu艣 innemu, szczeg贸lnie w kraju, gdzie lecznictwo praktycznie nie istnia艂o.

— Co z Salehem?

— W膮tpi臋, 偶eby prze偶y艂.

— Szkoda, ale niewiele na to mo偶na by艂o poradzi膰. Ma pan jakie艣 podejrzenia, jak m贸g艂 zapa艣膰 na t臋 chorob臋?

M艂ody cz艂owiek znowu poczerwienia艂.

— Nie i to w艂a艣nie jest najgorsze.

— Sam z nim porozmawiam.

To nie takie 艂atwe z odleg艂o艣ci trzech metr贸w, przysz艂o do g艂owy MacGregorowi, ale jego my艣li zaprz膮ta艂y ju偶 inne problemy.

Badanie ujawni艂o obecno艣膰 przeciwcia艂 wirusa ebola tak偶e we krwi Sahaili, ale stan dziewczynki si臋 poprawia艂. Temperatura spad艂a o kolejne p贸艂 stopnia. Badania potwierdza艂y, 偶e usta艂 krwotok z jelit, a tak偶e poprawi艂a si臋 praca w膮troby. By艂 pewien, 偶e ma艂a pacjentka prze偶yje. W jaki艣 tajemniczy spos贸b z艂apa艂a wirusa ebola i w spos贸b r贸wnie tajemniczy upora艂a si臋 z nim. Nie znaj膮c odpowiedzi na pierwsz膮 zagadk臋, nie m贸g艂 tak偶e rozwi膮za膰 drugiej. Zastanawia艂 si臋, czy Sahaila i Saleh zarazili si臋 w ten sam spos贸b, wydawa艂o si臋 to jednak ma艂o prawdopodobne. Uk艂ad odporno艣ciowy dziecka m贸g艂 by膰 bardziej efektywny ni偶 w przypadku doros艂ego, ale fizycznie dziecko nigdy nie b臋dzie tak silne jak zdrowy, dojrza艂y m臋偶czyzna, jakim by艂 Saleh. Ten najwyra藕niej umiera艂, podczas gdy dziecko zdrowia艂o. Dlaczego?

W Iraku nie notowano do tej pory przypadk贸w ebola, a w ka偶dym razie nie by艂o o tym 偶adnych informacji. Z drugiej strony, Irak podobno pracowa艂 nad broni膮 biologiczn膮. Czy mo偶liwe, by wirusy wydosta艂y si臋 poza 艣ciany laboratori贸w, tyle 偶e ca艂膮 spraw臋 utajniono? Kraj jednak znajdowa艂 si臋 teraz w stanie politycznego chaosu, o czym donosi艂 SkyNews, a takiej sytuacji nie spos贸b utrzyma膰 w tajemnicy, ani zapanowa膰 nad epidemi膮.

MacGregor by艂 lekarzem, a nie detektywem. Ci, kt贸rzy znali si臋 na jednym, i na drugim, pracowali dla 艢wiatowej Organizacji Zdrowia, w Instytucie Pasteura w Pary偶u lub Centrum Chor贸b Zaka藕nych w Ameryce. Nie byli mo偶e bardziej od niego b艂yskotliwi, ale mieli o wiele wi臋cej, i to specyficznego, do艣wiadczenia.

Sahaila. Musia艂 nieustannie obserwowa膰 jej stan, pobiera膰 kolejne pr贸bki krwi. Czy mog艂a jeszcze zara偶a膰 innych? Musia艂 sprawdzi膰, co na ten temat m贸wi艂a literatura. Wiedzia艂 tylko tyle, 偶e jeden uk艂ad odporno艣ciowy radzi艂 sobie z chorob膮, a drugi — nie. Je艣li mia艂 doj艣膰 do jakich艣 wniosk贸w, musia艂 dok艂adnie 艣ledzi膰 przypadek dziewczynki. Mo偶e potem uda mu si臋 przemyci膰 informacj臋 za granic臋, ale na razie musi pozosta膰 tutaj.

Na dodatek, zanim kogokolwiek poinformowa艂, przes艂a艂 pr贸bki krwi do Instytutu Pasteura i CCZ. Urz臋dnicy nic o tym nie wiedzieli, a ewentualne telefony b臋d膮 skierowane do szpitala i samego MacGregora. A wtedy b臋dzie m贸g艂 wyja艣ni膰 ca艂膮 sytuacj臋, w艂膮cznie z jej politycznymi aspektami, b臋dzie m贸g艂 odpowiedzie膰 na jedne pytania, a postawi膰 inne. Musia艂 uzbroi膰 si臋 w cierpliwo艣膰.

— Post膮pi臋 zgodnie z pa艅skim 偶yczeniem, panie doktorze — powiedzia艂. — Rozumiem, 偶e bierze pan na siebie odpowiedzialno艣膰 za niedope艂nienie ci膮偶膮cych na nas obowi膮zk贸w.

31
Kr臋gi na wodzie

Dziennikarze mieli si臋 zjawi膰 z samego rana, Ryan musia艂 si臋 wi臋c podda膰 torturze makija偶u i u艂o偶enia w艂os贸w.

— Powinni艣my mie膰 tutaj krzes艂o fryzjerskie z prawdziwego zdarzenia — powiedzia艂 Jack do krz膮taj膮cej si臋 wok贸艂 niego pani Abbot. Dopiero wczoraj dowiedzia艂 si臋, 偶e prezydencki fryzjer — fryzjerka, m贸wi膮c 艣ci艣lej — zjawia si臋 w Gabinecie Owalnym, tak 偶e szef pa艅stwa nie musi si臋 nawet rusza膰 ze swego fotela. To straszne chwile dla Tajnej S艂u偶by, pomy艣la艂, kt贸ra wie, 偶e kto艣 operuje no偶yczkami czy brzytw膮 o kilka centymetr贸w od aorty ich podopiecznego.

— Arnie, co ustalono z Donnerem?

— Po pierwsze, b臋dzie zadawa艂 pytania, jakie b臋dzie chcia艂. Dlatego musisz si臋 zastanowi膰 nad ka偶d膮 odpowiedzi膮.

— Dobrze, Arnie — obieca艂 Jack.

— Podkre艣l to, 偶e jeste艣 przede wszystkim obywatelem, a nie politykiem. Dla Donnera znaczy膰 to b臋dzie niewiele, du偶o natomiast dla tych, kt贸rzy wieczorem obejrz膮 wywiad — radzi艂 van Damm. — Spodziewaj si臋 pytania w sprawie s臋dzi贸w.

— Gdzie by艂 przeciek? — spyta艂 z irytacj膮 Ryan.

— Tego nigdy nie wiadomo, a im bardziej b臋dziesz pr贸bowa艂 to ustali膰, tym bardziej b臋dziesz si臋 upodobnia艂 do Nixona.

— Dlaczego tak jest, 偶e cokolwiek zrobi臋, zaraz kto艣... a zreszt膮... — Jack nie doko艅czy艂 my艣li i ze zrezygnowanym westchnieniem zerkn膮艂 na Mary Abbot, kt贸ra ko艅czy艂a zabiegi przy jego fryzurze. — Wspomnia艂em chyba o tym George'owi Winstonowi, prawda?

— Szybko si臋 uczysz. Je艣li przeprowadzisz przez ulic臋 staruszk臋, zaraz jakie艣 feministki uznaj膮, 偶e zachowujesz si臋 protekcjonalnie wobec kobiet. Je艣li jej nie pomo偶esz, Ameryka艅ski Zwi膮zek Emeryt贸w i Rencist贸w og艂osi, 偶e jeste艣 nieczu艂y na problemy ludzi w podesz艂ym wieku. Ka偶dy tw贸j czyn wi膮偶e si臋 z czyimi艣 interesami, reprezentowanymi przez r贸偶ne grupy nacisku, kt贸rym o wiele bardziej chodzi o ich klientel臋 ni偶 o ciebie. Zasada brzmi tak: urazi膰 mo偶liwie jak najmniejsz膮 liczb臋 ludzi, ale to nie znaczy: nikogo. Je艣li usi艂ujesz to osi膮gn膮膰, zra偶asz do siebie wszystkich.

Oczy Ryana nagle si臋 rozszerzy艂y.

— Chwyci艂em. Powiem co艣 takiego, co rozw艣cieczy ka偶dego, a wtedy wszyscy mnie pokochaj膮!

Arnie nie dostrzeg艂 ironii.

— Ka偶dy tw贸j dowcip kogo艣 rozw艣cieczy. Dlaczego? 艢miech zawsze kogo艣 dotknie, a poza tym niekt贸rzy ludzie s膮 w og贸le pozbawieni poczucia humoru.

— M贸wi膮c inaczej, istniej膮 takie typy, kt贸re wr臋cz marz膮 o tym, 偶eby si臋 na co艣 z艂o艣ci膰, a ja jestem najlepszym do tego obiektem.

— Szybko si臋 uczysz — powt贸rzy艂 szef personelu z ponurym u艣miechem. Obawia艂 si臋 tego wywiadu.

* * *

— Na Diego Garcia mamy p艂ywaj膮ce magazyny uzbrojenia — oznajmi艂 Jackson i wskaza艂 odpowiednie miejsce na mapie.

— Ile? — spyta艂 Bretano.

— Zmienili艣my w艂a艣nie TOS...

— Co to takiego? — przerwa艂 sekretarz obrony.

— Tabela Organizacji i Sprz臋tu. — Genera艂 Michael Moore by艂 szefem sztabu wojsk l膮dowych; podczas wojny w Zatoce dowodzi艂 jedn膮 z brygad 1. Dywizji Pancernej. — Sprz臋tu wystarczy spokojnie dla brygady, powiedzmy, dla w pe艂ni wyposa偶onej ci臋偶kiej brygady wojsk l膮dowych, wraz ze wszystkim, czego potrzeba dla trwaj膮cych miesi膮c dzia艂a艅 operacyjnych. Ponadto, mamy te偶 troch臋 wyposa偶enia w Arabii Saudyjskiej. Sprz臋t jest niemal bez wyj膮tku nowy, czo艂gi M1A2, Bradleye, rakietowe systemy przeciwlotnicze. W ci膮gu trzech miesi臋cy wy艣lemy nowe ci膮gniki artyleryjskie. Saudyjczycy — doda艂 — w cz臋艣ci pokrywaj膮 koszty. Z formalnego punktu widzenia, cz臋艣膰 sprz臋tu nale偶y do nich i stanowi zapasowe uzbrojenie dla ich si艂, niemniej my si臋 nim opiekujemy i trzeba jedynie dostarczy膰 samolotami 偶o艂nierzy, 偶eby mogli wsiada膰 i wyje偶d偶a膰 z gara偶y.

— Od kogo zaczniemy, kiedy zwr贸c膮 si臋 do nas z pro艣b膮?

— To zale偶y — odpowiedzia艂 Jackson. — Najprawdopodobniej na pierwszy ogie艅 p贸jdzie 11. pu艂k kawalerii pancernej. W razie nag艂ego zagro偶enia dostarczymy drog膮 powietrzn膮 10. pu艂k, kt贸ry stacjonuje na pustyni Negew, co nie zajmie nawet dnia. W przypadku 膰wicze艅 — 3. pu艂k z Teksasu i 2. z Luizjany.

— Pu艂k kawalerii pancernej, panie sekretarzu — dorzuci艂 Mickey Moore — jest ofensywnie skomponowan膮 formacj膮 o sile brygady. Wiele k艂贸w, kr贸tki ogon. Jest praktycznie samowystarczalny i przeciwnik powinien si臋 dwa razy zastanowi膰, zanim go zaatakuje. Jednak w przypadku d艂u偶szej misji, pu艂k potrzebuje dodatkowego batalionu, kt贸ry zaj膮艂by si臋 zaopatrzeniem i remontami.

— Nast臋pnie mamy na Oceanie Indyjskim lotniskowiec — ci膮gn膮艂 Jackson — kt贸ry r贸wnie偶 znajduje si臋 w Diego wraz z reszt膮 grupy, 偶eby za艂ogi mog艂y troch臋 wypocz膮膰 na l膮dzie. — Oznacza艂o to wprawdzie, i偶 na ca艂ym atolu nagle zaroi艂o si臋 od marynarzy, ale mogli przynajmniej rozprostowa膰 ko艣ci, zagra膰 w softballa i wypi膰 par臋 piw. — W ramach naszych gwarancji dla Izraela na Negew stacjonuj膮 tak偶e F-16, skrzyd艂o, a nawet troch臋 wi臋cej. Ono i 10. pu艂k to spora si艂a. Ich zadaniem jest szkolenie izraelskich si艂 obrony, co jest do艣膰 absorbuj膮ce. 呕o艂nierze lubi膮 膰wiczenia, panie sekretarzu — zapewni艂 genera艂 Moore. — A z pewno艣ci膮 wol膮 je od prawdziwych bitew.

— B臋d臋 musia艂 pojecha膰 tam i troch臋 si臋 poprzygl膮da膰 — powiedzia艂 Bretano. — Jak tylko uporam si臋 z bud偶etem Departamentu Obrony, czy raczej, z pocz膮tkiem prac nad nim. Wygl膮da to do艣膰 marnie, panowie.

— Zale偶y od sytuacji, panie sekretarzu — powiedzia艂 Jackson. — Z pewno艣ci膮 to za ma艂o, 偶eby prowadzi膰 wojn臋, ale mo偶e wystarczy, by do niej nie dopu艣ci膰.

* * *

— Czy dojdzie do nast臋pnej wojny w Zatoce Perskiej? — spyta艂 Tom Donner.

— Nie widz臋 powodu do takich obaw — odpowiedzia艂 prezydent, kt贸ry starannie pilnowa艂 tembru g艂osu. Odpowied藕 by艂a ostro偶na, ale w s艂owach powinny zabrzmie膰 pewno艣膰 siebie i spok贸j. By艂a to pewna forma k艂amstwa, z kolei jednak powiedzenie prawdy mog艂o zmieni膰 ca艂y uk艂ad si艂. Oto cz臋艣膰 gry pe艂nej blef贸w i fa艂sz贸w, kt贸ra sta艂a si臋 nieod艂膮cznym sk艂adnikiem mi臋dzynarodowej rzeczywisto艣ci. W imi臋 prawdy nale偶a艂o m贸wi膰 co艣, co nie by艂o prawdziwe. Churchill powiedzia艂 kiedy艣: „W czasach wojny prawda staje si臋 tak cenna, 偶e na jej stra偶y musi stan膮膰 k艂amstwo”. Ale w czasach pokoju?

— Nasze stosunki z Iranem i Irakiem nie by艂y jednak w ostatnich czasach przyjazne.

— Przesz艂o艣膰 jest przesz艂o艣ci膮, Tom. Nie mo偶na jej zmieni膰, ale nale偶y z niej wyci膮gn膮膰 wnioski. Nie ma 偶adnego istotnego powodu, 偶eby pomi臋dzy Stanami Zjednoczonymi a krajami tego regionu panowa艂a wrogo艣膰. Dlaczego mieliby艣my si臋 nienawidzi膰? — spyta艂 retorycznie Ryan.

— Podejmiemy zatem rozmowy ze Zjednoczon膮 Republik膮 Islamsk膮? — nalega艂 Donner.

— Zawsze jeste艣my gotowi do rozm贸w, szczeg贸lnie kiedy mog膮 one sprzyja膰 umocnieniu przyjacielskich stosunk贸w. Zatoka Perska to region o wielkim znaczeniu dla ca艂ego 艣wiata. Pok贸j i stabilna sytuacja na Bliskim Wschodzie le偶膮 w interesie wszystkich pa艅stw. Do艣膰 ju偶 by艂o tutaj wojen. Iran i Irak walczy艂y przez osiem lat i co osi膮gn臋艂y? Ponios艂y jedynie ogromne straty w ludziach i sprz臋cie. A na dodatek jeszcze te nieustanne konflikty pomi臋dzy Izraelem i jego s膮siadami. Wystarczy tych wa艣ni. Narodzi艂o si臋 nowe pa艅stwo, przed kt贸rym stoj膮 wielkie wyzwania. Na szcz臋艣cie nie brakuje mu bogactw naturalnych, aby zaspokoi膰 potrzeby swych obywateli. Przesy艂amy im nasze najlepsze 偶yczenia, a je艣li mo偶emy si臋 na co艣 przyda膰, zawsze ch臋tnie wyci膮gniemy pomocn膮 d艂o艅.

Nast膮pi艂a kr贸tka przerwa, najprawdopodobniej przeznaczona na reklamy; wywiad mia艂 si臋 znale藕膰 na antenie o dwudziestej pierwszej. Po przerwie Tom Donner przekaza艂 inicjatyw臋 swemu starszemu koledze, Johnowi Plumberowi.

— Jak pan si臋 czuje w roli prezydenta?

Ryan przekrzywi艂 g艂ow臋 i u艣miechn膮艂 si臋.

— Ca艂y czas powtarzam sobie, 偶e na ten urz膮d zosta艂em nie wybrany, lecz skazany. A teraz powa偶nie. Okaza艂o si臋, 偶e czeka mnie tu praca d艂u偶sza i ci臋偶sza ni偶 mog艂em przypu艣ci膰, ale jestem zadowolony. Arnie van Damm jest geniuszem organizacyjnym. Tutaj, w Bia艂ym Domu, mam znakomitych wsp贸艂pracownik贸w. Otrzymuj臋 dziesi膮tki tysi臋cy list贸w z wyrazami poparcia. Korzystaj膮c z okazji, chcia艂em serdecznie podzi臋kowa膰 nadawcom i zapewni膰 ich, 偶e jest to dla mnie wielka pomoc.

— Panie Ryan — Jack zauwa偶y艂, 偶e jego tytu艂 doktorski przesta艂 si臋 ju偶 liczy膰 — jakie rzeczy chcia艂by pan zmieni膰? — spyta艂 Plumber.

— To zale偶y od tego, John, co rozumiesz przez „zmian臋”. W tej chwili moim najwa偶niejszym zadaniem jest zapewnienie skutecznej pracy rz膮du. W tych kwestiach trudno m贸wi膰 o zmianach, a raczej o odnowie. Ci膮gle nie mamy pe艂nego Kongresu — ten stan potrwa do czasu nowych wybor贸w do Izby Reprezentant贸w — a w tej sytuacji nie mog臋 mu przedstawi膰 do zatwierdzenia bud偶etu. Kierownictwo najwa偶niejszych departament贸w stara艂em si臋 powierzy膰 jak najlepszym ludziom. Musz膮 zadba膰 o ich w艂a艣ciwe funkcjonowanie.

— Panie prezydencie, pa艅ski nowy sekretarz skarbu, George Winston, jest do艣膰 powszechnie krytykowany za ch臋膰 wprowadzenia drastycznych zmian w naszym systemie podatkowym.

— Mog臋 powiedzie膰 tylko tyle, 偶e w pe艂ni go popieram. Obowi膮zuj膮cy system jest nies艂ychanie skomplikowany, co sprawia, 偶e jest zasadniczo niesprawiedliwy. W pierwszej chwili pomys艂 George'a mo偶e si臋 wydawa膰 samob贸jczym posuni臋ciem rz膮du, ale ostateczny efekt b臋dzie korzystny dla bud偶etu, tak偶e z racji oszcz臋dno艣ci, kt贸re zostan膮 poczynione w innych sferach.

— Liczne s膮 jednak g艂osy tych, kt贸rzy sprzeciwiaj膮 si臋 regresywnemu cha...

— Przepraszam, John, ale musz臋 ci przerwa膰. Bardzo wiele nieporozumie艅 wynika tylko z tego, 偶e ludzie pos艂uguj膮 si臋 pokr臋tnym j臋zykiem. Je艣li wszyscy zostan膮 ob艂o偶eni takim samym podatkiem, to wcale nie znaczy, 偶e ma on regresywny charakter. By艂oby tak wtedy, gdyby podatek si臋 zmniejsza艂 tak, 偶e w efekcie biedniejsi p艂aciliby wi臋cej ni偶 bogaci. A przecie偶 wcale do tego nie d膮偶ymy. U偶ycie niew艂a艣ciwych s艂贸w grozi tym, 偶e wprowadza si臋 ludzi w b艂膮d.

— Ale tak si臋 to okre艣la艂o od lat.

Plumber najwyra藕niej nie by艂 przygotowany na atak ze strony lingwistycznej.

— Z czego wcale nie wynika, 偶e by艂o to s艂uszne — ripostowa艂 Jack. — Poza tym, John, raz jeszcze chcia艂em powt贸rzy膰: nie jestem politykiem i dlatego lubi臋 rzeczy nazywa膰 wprost. Zastosowanie r贸wnej stopy podatkowej odpowiada s艂ownikowej definicji sprawiedliwo艣ci. John, przecie偶 dobrze wiesz, o co w tym wszystkim chodzi. Ty i Tom zarabiacie du偶e pieni膮dze — o wiele wi臋ksze ni偶 ja — i na koniec ka偶dego roku rozrachunkowego do dzie艂a bior膮 si臋 wasi doradcy podatkowi. Z pewno艣ci膮 dokona艂e艣 jakich艣 inwestycji, dzi臋ki kt贸rym mo偶esz obni偶y膰 wysoko艣膰 podatku, prawda? Sk膮d wzi臋艂a si臋 taka mo偶liwo艣膰? Wiadomo: s膮 odpowiednie grupy nacisku, kt贸re tak wp艂yn臋艂y na kongresman贸w, 偶e ci wprowadzili ma艂e poprawki do ustawy. Dlaczego? Bo zap艂acili za to bogacze. Jaki jest tego efekt? System, kt贸ry oficjalnie nazywa si臋 „progresywnym”, zawiera w sobie takie malutkie udoskonalenia, 偶e ostatecznie owe wy偶sze stopy podatkowe nie stosuj膮 si臋 do tych, kt贸rzy im formalnie podlegaj膮. Prawnicy i doradcy podatkowi podsuwaj膮 pomys艂y, jak oszuka膰 system i system zostaje g艂adko oszukany. Ostatecznie zatem owe wy偶sze stopy podatkowe s膮 wierutnym k艂amstwem, a politycy dobrze o tym wiedz膮, kiedy opracowuj膮 akty prawne. Jaka jest z tego korzy艣膰? 呕adna, John. Po prostu, 偶adna. To tylko wielka gra, nic wi臋cej. Gra, podczas kt贸rej marnuje si臋 czas, oszukuje ludzi, a na dodatek wydaje si臋 mn贸stwo pieni臋dzy na jej tw贸rc贸w i animator贸w. Sk膮d si臋 bior膮 te pieni膮dze? Ano nie sk膮din膮d jak z kieszeni podatnik贸w, kt贸rzy op艂acaj膮 to wszystko. Sp贸jrz jednak, co si臋 dzieje, kiedy George Winston og艂asza, 偶e chce zmieni膰 ten system. Ci, kt贸rzy zatrudnieni s膮 przy tej grze i zarabiaj膮 na niej, u偶ywaj膮 zwodniczych s艂贸w, aby wykaza膰, 偶e to my robimy co艣 niesprawiedliwego. Moim zdaniem, to oni tworz膮 najgro藕niejsz膮 i najbardziej szkodliw膮 grup臋 interesu.

— A panu ta sytuacja zdecydowanie si臋 nie podoba? — u艣miechn膮艂 si臋 John.

— W ka偶dej dotychczasowej pracy jako inwestor gie艂dowy, nauczyciel historii czy urz臋dnik pa艅stwowy, stara艂em si臋 m贸wi膰 prawd臋. I nie zamierzam tego zmienia膰. S膮 bez w膮tpienia rzeczy, kt贸re wymagaj膮 zmiany, i o jednej z nich chcia艂bym teraz co艣 powiedzie膰.

Wszyscy rodzice w Ameryce wcze艣niej czy p贸藕niej musz膮 oznajmi膰 swym dzieciom, 偶e polityka jest spraw膮 brudn膮 i wstr臋tn膮. Ty dowiedzia艂e艣 si臋 o tym od swojego ojca, ja od swojego, przyj臋li艣my to jako rzecz naturaln膮 i zwyczajn膮, jako co艣, co rozumie si臋 samo przez si臋. Ale tak wcale nie jest, John. Przez ca艂e lata akceptowali艣my fakt, 偶e polityka... Chocia偶 nie, najpierw trzeba si臋 porozumie膰 co do termin贸w, zgoda? Ustr贸j polityczny umo偶liwia rz膮dzenie krajem, ustanawianie praw, kt贸rych trzeba przestrzega膰, nak艂adanie podatk贸w. To bardzo wa偶ne sprawy, prawda? Zarazem jednak pozwalamy, 偶eby zajmowali si臋 nimi ludzie, kt贸rych nie zaprosiliby艣my do siebie do domu, kt贸rym nie oddaliby艣my pod opiek臋 swoich dzieci. Nie wydaje ci si臋 to odrobin臋 dziwne, John? Zgadzamy si臋 na to, 偶eby na scenie politycznej g艂贸wne role pe艂nili ludzie, kt贸rzy nieustannie przeinaczaj膮 fakty i naginaj膮 prawo, aby by艂o korzystne dla sponsor贸w finansuj膮cych ich kampanie wyborcze. Kt贸rzy nierzadko k艂ami膮 w 偶ywe oczy. Pozwalamy na to. Zgadzacie si臋 na to tak偶e wy, ludzie ze 艣rodk贸w masowego przekazu, aczkolwiek nie tolerowaliby艣cie takich postaw u swoich koleg贸w, mam racj臋? To samo dotyczy lekarzy, nauczycieli, naukowc贸w.

— Wi臋c co艣 tutaj jest nie w porz膮dku — ci膮gn膮艂 prezydent, kt贸ry pochyli艂 si臋 nad blatem i nie usi艂owa艂 ju偶 nawet walczy膰 z podnieceniem w g艂osie. — M贸wimy przecie偶 o naszej ojczy藕nie i nie wolno nam obni偶a膰 poziomu wymaga艅 stawianych wobec polityk贸w, a wprost przeciwnie — trzeba je podwy偶sza膰. Trzeba domaga膰 si臋 od nich inteligencji i konsekwencji. To dlatego, John, je偶d偶臋 po ca艂ym kraju z przem贸wieniami. Jestem politycznie niezale偶ny, nie mam powi膮za艅 z 偶adn膮 parti膮. M贸j program najlepiej streszcza si臋 w zdaniu, 偶e chc臋, aby wszyscy odnosili korzy艣膰 ze swojego pa艅stwa. To poprzysi膮g艂em, a s艂owa przysi臋gi traktuj臋 jak najpowa偶niej. Nauczy艂em si臋 ju偶, 偶e niekt贸rych to irytuje, ale nie zamierzam ich przeprasza膰 ani dostosowywa膰 swoich przekona艅 do interes贸w kt贸rej艣 z grup interesu, jakkolwiek g艂o艣nych i wymownych mia艂aby rzecznik贸w. Znalaz艂em si臋 tutaj, aby s艂u偶y膰 wszystkim, a nie tylko tym, kt贸rzy robi膮 najwi臋cej ha艂asu i mog膮 zaoferowa膰 najwi臋ksz膮 艂ap贸wk臋.

Plumber nie pokaza艂 po sobie, jak podoba mu si臋 ten wybuch.

— 艢wietnie, panie prezydencie, to mo偶e zacz臋liby艣my od praw obywatelskich?

— O ile mi wiadomo, konstytucja jest daltonistk膮, nie rozr贸偶nia kolor贸w. Ale nie przywi膮zuje te偶 wagi do innych r贸偶nic. Absolutnie niezgodna z prawami naszego kraju jest wszelka dyskryminacja ludzi z powodu ich wygl膮du, j臋zyka, kt贸rym m贸wi膮, ko艣cio艂a, do kt贸rego ucz臋szczaj膮, czy kraju, z kt贸rego pochodzili ich przodkowie. Te prawa nale偶y jeszcze wzmocni膰. Chodzi o to, by艣my byli wszyscy r贸wni w oczach prawa, niezale偶nie od tego, czy go przestrzegamy, czy 艂amiemy. Ci, kt贸rzy go nie szanuj膮, b臋d膮 mieli do czynienia z Departamentem Sprawiedliwo艣ci.

— Czy to nie nazbyt idealistyczny pogl膮d?

— A co jest niew艂a艣ciwego w idealizmie? — odpowiedzia艂 pytaniem na pytanie Ryan. — I czy na pewno nie jest mu po drodze ze zdrowym rozs膮dkiem? Czy nie lepiej, by艣my pracowali razem, zamiast tego, by wielu ludzi zabiega艂o jedynie o interes sw贸j i ma艂ych grup, z kt贸rymi s膮 zwi膮zani? Czy偶 to nie Amerykanami jeste艣my przede wszystkim, a dopiero potem lud藕mi o r贸偶nym kolorze sk贸ry, odmiennych zawodach, upodobaniach i przyzwyczajeniach? Dlaczego nie mieliby艣my pokusi膰 si臋 o to, 偶eby odrobin臋 bardziej wsp贸艂pracowa膰 i razem znajdowa膰 rozwi膮zania r贸偶nych trudno艣ci? Ten kraj powstawa艂 nie w tej intencji, by r贸偶ne jego cz臋艣ci sk艂adowe skaka艂y sobie nawzajem do garde艂.

— Kto艣 m贸g艂by powiedzie膰, 偶e w ten spos贸b pr贸bujemy zadba膰, aby ka偶dy uzyska艂 to, co mu si臋 nale偶y.

— A przy okazji doprowadzamy do ca艂kowitej deprawacji nasz ustr贸j polityczny.

Musieli przerwa膰, 偶eby kamerzy艣ci mogli zmieni膰 kaset臋. Jack spojrza艂 z ut臋sknieniem w kierunku sekretariatu, marz膮c o papierosie. Potar艂 r臋ce, usi艂uj膮c si臋 rozlu藕ni膰. Wprawdzie zyska艂 szans臋, by powiedzie膰 publicznie to, co powtarza艂 od lat, nie m贸g艂 si臋 uwolni膰 od napi臋cia.

— Kamery s膮 wy艂膮czone — powiedzia艂 Tom Donner i nieco swobodniej rozsiad艂 si臋 w fotelu. — Naprawd臋 s膮dzi pan, 偶e mo偶emy wyemitowa膰 ca艂y ten materia艂?

— Musz臋 pr贸bowa膰 m贸wi膰 o tym g艂o艣no, bo inaczej, co mi pozostanie? Ca艂a struktura rz膮du si臋 zatrz臋s艂a i wszyscy o tym wiedz膮. Je艣li kto艣 nie spr贸buje na nowo jej posk艂ada膰, mo偶e by膰 tylko gorzej.

W tej chwili Donner niemal poczu艂 sympati臋 do swego rozm贸wcy. Szczero艣膰 Ryana by艂a niezwyk艂a, m贸wi艂 o wszystkim, co mu ci膮偶y艂o na sercu. Musia艂 jednak panowa膰 nad swoimi uczuciami. Rzecz nie w tym, 偶e Ryan by艂 porz膮dnym cz艂owiekiem. On nie usi艂owa艂 niczego chowa膰 w zanadrzu. Kealty mia艂 racj臋 i dlatego tak偶e Donner mia艂 zadanie do wykonania.

— Gotowe — powiedzia艂 realizator.

— W艂a艣nie, S膮d Najwy偶szy. — Donner zast膮pi艂 koleg臋. — Pojawi艂y si臋 pog艂oski, 偶e przegl膮da pan list臋 kandydat贸w na s臋dzi贸w, kt贸ra zostanie przedstawiona Senatowi.

— Tak — potwierdzi艂 Ryan.

— Co mo偶e pan nam powiedzie膰 na temat tych os贸b?

— Szukam jak najlepszych s臋dzi贸w. S膮d Najwy偶szy jest pierwszym stra偶nikiem konstytucji. Powinni w nim zasi膮艣膰 ludzie, kt贸rzy rozumiej膮 spoczywaj膮c膮 na nich odpowiedzialno艣膰 i uczciwie interpretuj膮 prawo.

— Uczciwie, to znaczy: zgodnie z intencjami rz膮du?

— Tom, pozwol臋 sobie przypomnie膰, 偶e zgodnie z konstytucj膮, Kongres stanowi prawa, w艂adza wykonawcza je realizuje, a s膮dy obja艣niaj膮. Powiada si臋, 偶e jest to system wzajemnych ogranicze艅 i przeciwwag.

— Niemniej w naszych dziejach to w艂a艣nie S膮d Najwy偶szy bywa艂 wa偶n膮 si艂膮 sprzyjaj膮c膮 przemianom w kraju.

— Zgoda, ale nie wszystkie wysz艂y mu na dobre. Dred Scott rozpocz膮艂 wojn臋 domow膮, za艣 sprawa Plessy przeciw Ferguson[5] doprowadzi艂a do nieszcz臋艣cia, kt贸re cofn臋艂o Stany Zjednoczone o siedemdziesi膮t lat. Nie mo偶na jednak zapomina膰, 偶e je艣li chodzi o prawo, jestem laikiem i...

— I w艂a艣nie dlatego przyj臋艂o si臋, 偶e Ameryka艅skie Stowarzyszenie Prawnik贸w wydaje swoj膮 opini臋 o kandydatach. Czy przedstawi mu pan swoj膮 list臋?

— Nie. — Ryan pokr臋ci艂 g艂ow膮. — Po pierwsze, wszyscy kandydaci musieli ju偶 zyska膰 aprobat臋 艣rodowiska, aby zaj膮膰 tak eksponowane stanowiska. Po drugie, tak偶e Stowarzyszenie jest grup膮 interesu, czy偶 nie? Zgoda, ma prawo troszczy膰 si臋 o sprawy swoich cz艂onk贸w, jest to jednak organizacja skupiaj膮ce ludzi 偶yj膮cych z tego, 偶e stosuj膮 prawo, podczas gdy S膮d Najwy偶szy jest instytucj膮, kt贸ra opiniuje o prawie powszechnym. Czy偶 nie dochodzi艂oby do konfliktu interes贸w, gdyby grupa, kt贸ra korzysta z prawa, wybiera艂a ludzi je interpretuj膮cych? W innej dziedzinie nie ulega艂oby to 偶adnej w膮tpliwo艣ci, dlaczego tutaj mia艂oby by膰 inaczej?

— Nie wszyscy podzielaj膮 pa艅ski pogl膮d.

— To prawda, a ASP ma swoj膮 wielk膮 siedzib臋 w Waszyngtonie i na swoje us艂ugi wielu lobbyst贸w. Tom, moje zadanie nie polega na tym, aby s艂u偶y膰 interesom tej czy innej grupy. Mam, najlepiej jak potrafi臋, strzec, chroni膰 i broni膰 konstytucji. Do pomocy w realizacji tego zadania usi艂uj臋 znale藕膰 ludzi, kt贸rzy, podobnie jak ja, s膮dz膮, 偶e s艂owa przysi臋gi traktowa膰 trzeba w艂a艣nie dos艂ownie, bez szukania pretekst贸w, 偶eby si臋 z tego wymiga膰.

— John? — zwr贸ci艂 si臋 Donner do kolegi.

— Panie prezydencie, sp臋dzi艂 pan wiele lat w Centralnej Agencji Wywiadowczej.

— Tak — przyzna艂 Jack.

— Co pan w niej robi艂?

— Pracowa艂em przede wszystkim w wydziale wywiadu, przegl膮daj膮c informacje, kt贸re dociera艂y do nas z r贸偶nych 藕r贸de艂, usi艂uj膮c oceni膰 ich istotne znaczenie, a potem przekazuj膮c je dalej. Po pewnym czasie zacz膮艂em kierowa膰 tym wydzia艂em, za prezydentury Fowlera zosta艂em zast臋pc膮 dyrektora. Potem, jak z pewno艣ci膮 pami臋tacie, prezydent Fowler powo艂a艂 mnie na swojego doradc臋 do spraw bezpiecze艅stwa narodowego — odpowiedzia艂 Jack, staraj膮c si臋 w miar臋 mo偶liwo艣ci jak najmniej zag艂臋bia膰 w przesz艂o艣膰.

— Czy pe艂ni艂 pan tak偶e jakie艣 funkcje poza Langley?

— Tak, doradza艂em zespo艂owi negocjator贸w, kt贸rzy pracowali nad umowami rozbrojeniowymi, bra艂em tak偶e udzia艂 w r贸偶nych konferencjach.

— Panie prezydencie, wedle pewnych pog艂osek pana dzia艂alno艣膰 poza central膮 by艂a znacznie bogatsza; podobno uczestniczy艂 pan w kilku operacjach, w kt贸rych zgin臋li... obywatele ZSRR.

Jack zawaha艂 si臋 przez chwil臋, dostatecznie d艂ug膮 na to — czu艂 to dobrze — aby nie usz艂a uwagi widz贸w.

— John, od wielu lat zasad膮 naszego rz膮du jest to, 偶e nie wypowiada si臋 on na temat operacji wywiadowczych. Ja te偶 nie zamierzam odst臋powa膰 od tej regu艂y.

— Amerykanie maj膮 prawo wiedzie膰, jakiego typu cz艂owiek zasiad艂 na fotelu prezydenckim — nie ust臋powa艂 Plumber.

— Przedstawiciele rz膮du nigdy nie b臋d膮 komentowa膰 operacji wywiadu. Je艣li chodzi o m贸j charakter i moje pogl膮dy, nasza rozmowa przed kamerami ma pom贸c widzom w wyrobieniu sobie opinii na ten temat. Natomiast nie ulega w膮tpliwo艣ci, 偶e w interesie kraju le偶y zachowanie niekt贸rych spraw w tajemnicy. Gdyby艣 z艂ama艂 tajemnic臋 i ujawni艂 藕r贸d艂a swoich informacji, zosta艂by艣 wykluczony z grona dziennikarzy. Gdyby pa艅stwo nie strzeg艂o swoich tajemnic, wiele os贸b zosta艂oby nara偶onych na niebezpiecze艅stwo.

— Jednak...

— Nie, John, ta kwestia zosta艂a wyczerpana. Nasze s艂u偶by wywiadowcze dzia艂aj膮 pod nadzorem Kongresu. Zawsze popiera艂em t臋 zasad臋 i zrobi臋 wszystko, 偶eby w dalszym ci膮gu obowi膮zywa艂a.

Obaj reporterzy byli najwyra藕niej rozczarowani, a Ryan by艂 dziwnie spokojny, 偶e ta cz臋艣膰 wywiadu nie uka偶e si臋 wieczorem na ekranach.

* * *

Badrajn musia艂 wybra膰 trzydzie艣ci os贸b, a k艂opot polega艂 nie tyle na znalezieniu odpowiedniej liczby gotowych do dzia艂ania kandydat贸w, co na ocenie ich inteligencji. Mia艂 odpowiednie kontakty. Je艣li by艂o czego艣 na Bliskim Wschodzie w nadmiarze to z pewno艣ci膮 terroryst贸w, ludzi podobnych do niego, chocia偶 najcz臋艣ciej m艂odszych, kt贸rzy swe 偶ycie po艣wi臋cili Sprawie tylko po ty, aby patrze膰, jak na ich oczach ponosi ona kl臋sk臋. To jednak tylko pog艂臋bia艂o ich gniew i pasj臋 co, z pewnego punktu widzenia, by艂o bardzo korzystne. Po bli偶szym zastanowieniu doszed艂 do wniosku, 偶e w艂a艣ciwie wystarczy mu dwadzie艣cia sprytnych, bystrych os贸b; pozosta艂a dziesi膮tka winna si臋 odznacza膰 jedynie po艣wi臋ceniem i pos艂usze艅stwem. Wszyscy bez wyj膮tku powinni by膰 karni, wszyscy gotowi na 艣mier膰. Na szcz臋艣cie Hezbollah nadal mia艂 do dyspozycji setki fanatyk贸w, gotowych opasa膰 si臋 艂adunkami wybuchowymi.

Sta艂o si臋 to tradycj膮 w tej cz臋艣ci 艣wiata, chocia偶 Mahomet nie w pe艂ni by to mo偶e popiera艂, ale Badrajn nie by艂 cz艂owiekiem przesadnie religijnym jako specjalista w dziedzinie operacji terrorystycznych. Tak czy owak, w tej chwili nie musia艂 si臋 martwi膰 o ludzi gotowych wykona膰 ka偶de polecenie otrzymane przez niego od Darjaeiego, ten za艣 zapewni ich, 偶e udzia艂 w d偶ihad, 艣wi臋tej wojnie, gwarantuje im wieczne zbawienie.

Przez chwil臋 przegl膮da艂 list臋 swych kontakt贸w, potem przeprowadzi艂 trzy rozmowy telefoniczne. Ich tre艣膰 zosta艂a przekazana przez ca艂e 艂a艅cuszki po艣rednik贸w, ale ostatecznie zaplanowana liczba os贸b w Libanie i innych miejscach 艣wiata zacz臋艂a przygotowywa膰 si臋 do podr贸偶y.

* * *

— No i jak posz艂o, trenerze? — zapyta艂 Jack z u艣miechem.

— L贸d by艂 kruchy, ale chyba uda艂o ci si臋 wyj艣膰 z tego such膮 stop膮 — odpar艂 Arnie van Damm z wyra藕n膮 ulg膮. — Bardzo mocno zaatakowa艂e艣 grupy interesu.

— A czy to 藕le? Wszyscy o tym m贸wi膮!

— Wiele zale偶y od tego, panie prezydencie, o jakie grupy chodzi i o jakie interesy. Maj膮 swoich or臋downik贸w, a niekt贸rzy potrafi膮 zbli偶y膰 si臋 do ciebie z wyrazem twarzy niewini膮tka, ale tylko po to, by znienacka chlasn膮膰 ci przez gard艂o maczet膮. — Szef personelu na chwil臋 umilk艂. — Og贸lnie rzecz bior膮c, wypad艂e艣 nie藕le. Nie powiedzia艂e艣 niczego takiego, co mo偶na by powa偶nie wykorzysta膰 przeciw tobie. Zobaczymy, jak to zmontuj膮 na wiecz贸r, a tak偶e, co Plumber i Donner powiedz膮 na zako艅czenie. Tych kilka ostatnich minut liczy si臋 najbardziej.

* * *

Prob贸wki dotar艂y do Atlanty w hermetycznym pojemniku, kt贸ry ze wzgl臋du na kszta艂t nazywano pud艂em na kapelusze. Tak czy owak, by艂o to urz膮dzenie, kt贸re mia艂o zapobiec wydostaniu si臋 bardzo szkodliwych substancji na skutek przemieszczania, uderze艅 czy ludzkiej nieostro偶no艣ci. Opr贸cz licznych zamkni臋膰 i plomb, pokryte by艂o wieloma plakietkami ostrzegawczymi i wszyscy ludzie zwi膮zani z transportem traktowali je z najwy偶sz膮 ostro偶no艣ci膮, co dotyczy艂o r贸wnie偶 kuriera, kt贸ry na miejsce przeznaczenia dostarczy艂 je o 9.14.

Pojemnik znalaz艂 si臋 w laboratorium, gdzie najpierw dok艂adnie zbadano, czy nie zosta艂 uszkodzony, a, po spryskaniu silnym 艣rodkiem dezynfekuj膮cym, otworzono go zgodnie z bardzo szczeg贸艂owymi przepisami. Za艂膮czone dokumenty wyja艣nia艂y, dlaczego konieczna by艂a taka ostro偶no艣膰. Podejrzewano, 偶e obie prob贸wki zawieraj膮 wirusy powoduj膮ce wysok膮 gor膮czk臋 i krwotok jelitowy, co w przypadku Afryki mog艂o oznacza膰 kilka chor贸b, z kt贸rych ka偶da by艂a ogromnie niebezpieczna. Technik pracuj膮cy w r臋kawiczkach sprawdzi艂, czy prob贸wki nie zosta艂y naruszone. Umieszczona w nich krew zostanie zbadana na obecno艣膰 przeciwcia艂 i por贸wnana z innymi pr贸bkami. Dokumenty pow臋drowa艂y na biurko doktora Lorenza z oddzia艂u patogenezy specjalnej.

* * *

— Gus? Tu Alex — us艂ysza艂 w s艂uchawce Lorenz.

— Co, dzisiaj tak偶e nici z rybek?

— Mo偶e podczas weekendu. Jeden z ch艂opak贸w z neurochirurgii ma 偶agl贸wk臋, a ryb nie trzeba tutaj, na szcz臋艣cie, daleko szuka膰.

Profesor Alexandre z okna wychodz膮cego na wschodni膮 dzielnic臋 Baltimore m贸g艂 widzie膰 port, a dalej zatok臋 Chesapeake, w kt贸rej roi艂o si臋 podobno od pi臋knych ryb.

— Co porabiasz? — spyta艂 Gus i spojrza艂 pytaj膮co na sekretark臋, kt贸ra wesz艂a z teczk膮.

— Sprawdzam informacje o epidemii w Zairze. Co艣 nowego?

— Nie, dzi臋ki Bogu. Dobrze, 偶e tamto ognisko wygas艂o tak szybko, bo... — Lorenz zamilk艂, gdy偶 otworzy艂 w艂a艣nie teczk臋 i spojrza艂 na pierwsz膮 stron臋. — Poczekaj chwil臋. Chartum? — mrukn膮艂 pod nosem.

Alexandre czeka艂 cierpliwie. Lorenz czyta艂 powoli i uwa偶nie. Starszy m臋偶czyzna wszystko lubi艂 robi膰 metodycznie, co zreszt膮 decydowa艂o o tym, 偶e by艂 tak znakomitym naukowcem. Rzadko kiedy robi艂 fa艂szywy krok, poniewa偶 zanim postawi艂 stop臋, bardzo d艂ugo si臋 namy艣la艂.

— Nadesz艂y w艂a艣nie dwie pr贸bki z Chartumu. Nadawc膮 jest doktor MacGregor, Szpital Angielski w Chartumie, dwoje pacjent贸w, doros艂y m臋偶czyzna i czteroletnia dziewczynka, podejrzenie gor膮czki krwotocznej. Pr贸bki s膮 teraz w laboratorium.

— Chartum? Sudan?

— Tak wynika z dokument贸w — potwierdzi艂 Lorenz.

— Kawa艂 drogi od Kongo.

— Samoloty, Alex, samoloty — pokiwa艂 g艂ow膮 Lorenz. Mi臋dzynarodowy transport lotniczy by艂 jedn膮 ze zm贸r epidemiolog贸w. Na pierwszej stronie widnia艂 jeszcze numer telefonu i faksu. — No nic, na razie trzeba poczeka膰 na wyniki test贸w.

— A co z poprzednimi pr贸bkami?

— Wczoraj sko艅czy艂em analiz臋. Ebola Zaire, szczep Mayinga, a偶 do ostatniego aminokwasu zgodny z pr贸bkami z 1976 roku.

— Wirus, kt贸ry zabi艂 George'a Westphala — mrukn膮艂 Alexandre.

— Przenosi艂 si臋 drog膮 kropelkow膮.

— Tego nigdy ostatecznie nie potwierdzono, Alex — zastrzeg艂 si臋 Lorenz.

— Sam wiesz, Gus, jaki by艂 ostro偶ny. Nauczy艂 si臋 tego od ciebie. — Pierre Alexandre przetar艂 oczy. Bola艂a go g艂owa. Musi zmieni膰 lampk臋 na biurku. — Daj mi zna膰, co z tymi nowymi pr贸bkami, dobrze?

— Oczywi艣cie. Nie ma specjalnego powodu do obaw. Sudan jest kiepskim miejscem dla tego bandyty. Gor膮co, sucho, du偶o s艂o艅ca. Poza organizmem wirus nie mo偶e przetrwa膰 d艂u偶ej ni偶 dwie minuty. Tak czy owak, zobacz臋, co powie szef laboratorium, a potem mo偶e jeszcze dzisiaj zrobi臋 mikrografi臋... Nie, raczej jutro rano. Za godzin臋 mamy zebranie.

— Dobrze. Musz臋 teraz co艣 zje艣膰. Zadzwoni臋 do ciebie jutro, Gus.

Alexandre, kt贸ry nadal bardziej uwa偶a艂 si臋 za pu艂kownika ni偶 profesora, od艂o偶y艂 s艂uchawk臋 i poszed艂 do sto艂贸wki. Z przyjemno艣ci膮 stwierdzi艂, 偶e przyjdzie mu stan膮膰 w kolejce za Cathy Ryan.

— Dzie艅 dobry, pani profesor.

— Ach, Pierre, dzie艅 dobry. Co nowego w 艣wiecie mikrob贸w?

— Nic si臋 nie zmienia. Potrzebuj臋 porady — oznajmi艂, wybieraj膮c dla siebie kanapk臋.

— Wirusy to nie moja specjalno艣膰. — Nie by艂a to do ko艅ca prawda, gdy偶 mia艂a sporo kontakt贸w z chorymi na AIDS, kt贸rzy cierpieli mi臋dzy innymi na dolegliwo艣ci okulistyczne. — A o co chodzi?

— B贸le g艂owy — powiedzia艂 w drodze do kasy.

— Ach, tak? — Cathy bezceremonialnie zdj臋艂a koledze okulary z nosa i podnios艂a je do 艣wiat艂a. — Nie zaszkodzi艂oby, gdyby艣 je przetar艂 od czasu do czasu. Masz mniej wi臋cej minus dwie dioptrie i ca艂kiem 艂adny astygmatyzm. Kiedy ostatnio bada艂e艣 oczy? — Odda艂a mu okulary, mniej wi臋cej zgaduj膮c, co us艂yszy w odpowiedzi.

— Czy ja wiem? Jakie艣 trzy...

— Rozumiem, 偶e lata a nie miesi膮ce temu. Powiniene艣 by膰 odrobin臋 m膮drzejszy. Niech twoja sekretarka porozumie si臋 z moj膮 i ustali dat臋 wizyty. Si膮dziemy razem?

Wybrali stolik pod oknem; Roy Altman pod膮偶y艂 za nimi jak cie艅, uwa偶nym spojrzeniem omiataj膮c sal臋 i widz膮c przy okazji, 偶e to samo robi膮 inni cz艂onkowie Oddzia艂u. Wszystko w porz膮dku.

— Wiesz co, chyba wypr贸bujemy na tobie nasz膮 now膮 technik臋 laserow膮. Mo偶emy tak zmieni膰 kszta艂t twojej rog贸wki, 偶eby艣 zszed艂 do zera dioptrii.

Nadzorowa艂a powstawanie i wprowadzanie tak偶e tego programu.

— Czy to bezpieczne? — spyta艂 niespokojnie profesor Alexandre.

— Jedynych niebezpiecznych dla zdrowia zabieg贸w dokonuj臋 w kuchni — poinformowa艂a profesor Ryan.

— Rozumiem.

— A jak tam w domu?

* * *

Wszystko zale偶y od zredagowania, my艣la艂 Tom Donner. Siedzia艂 przy domowym komputerze, dopracowuj膮c ko艅cowy komentarz, w kt贸rym wyja艣ni, co Ryan mia艂 w istocie na my艣li, sk艂adaj膮c szczere na poz贸r... Na poz贸r. Te dwa s艂owa same pojawi艂y mu si臋 w g艂owie. By艂 w bran偶y od dobrych kilku lat, a zanim zwi膮za艂 si臋 z telewizj膮, pracowa艂 jako reporter prasowy w Kongresie. Pisa艂 o nich wszystkich i zna艂 ich wszystkich. P臋katy notatnik zawiera艂 wszystkie wa偶ne w mie艣cie nazwiska i numery. Jak ka偶dy dobry reporter, mia艂 swoje „uk艂ady” i „doj艣cia”. M贸g艂 podnie艣膰 s艂uchawk臋 i po艂膮czy膰 si臋 z kim zechcia艂, w Waszyngtonie bowiem regu艂y kontakt贸w z mediami by艂y nader nieskomplikowane: albo by艂o si臋 藕r贸d艂em informacji albo ich bohaterem. Je艣li kto艣 nie chcia艂 wsp贸艂pracowa膰 z mediami, te szybko znajdowa艂y jego wroga, kt贸ry od takiej wsp贸艂pracy si臋 nie uchyla艂. W innym kontek艣cie sytuacj臋 tak膮 okre艣la si臋 zazwyczaj s艂owem „szanta偶”.

Instynkt podpowiada艂 Donnerowi, 偶e nigdy jeszcze, przynajmniej w sferze publicznej, nie spotka艂 kogo艣 takiego jak Ryan... Ale czy instynkt w tym przypadku nie zwodzi艂 go czasem? „Jestem jednym z was”, owo pozowanie na przeci臋tnego cz艂owieka datowa艂o si臋 w polityce co najmniej od czas贸w Juliusza Cezara. Istnieli w艂adcy, kt贸rzy, zabiegaj膮c o sympati臋 czy poparcie poddanych, sugerowali, 偶e w niczym istotnym nie r贸偶ni膮 si臋 od nich. Nigdy jednak nie by艂a to prawda. Przeci臋tni ludzie nigdy nie zachodzili tak wysoko. Ryan awansowa艂 w CIA, stosuj膮c si臋 do regu艂 obowi膮zuj膮cych w tej instytucji i musia艂 tak robi膰. Mia艂 wrog贸w, szuka艂 sojusznik贸w, lawirowa艂, 偶eby wyj艣膰 na swoje. A te informacje, kt贸re otrzyma艂, na temat Ryana w CIA... czy mo偶e z nich skorzysta膰? Nie tym razem. Raczej w jakim艣 programie informacyjnym, co by艂oby zreszt膮 wabikiem, kt贸ry odci膮gn膮艂by widz贸w od codziennej telewizyjnej papki.

Donner wiedzia艂, 偶e musi post臋powa膰 rozwa偶nie. Nie atakuje si臋 urz臋duj膮cego prezydenta dla zabawy... chocia偶? Czy mog艂o by膰 co艣 bardziej pasjonuj膮cego ni偶 艂owy na prezydenta? Obowi膮zywa艂y tutaj jednak pewne regu艂y. Informacja musia艂a by膰 absolutnie pewna. Nie jedno 藕r贸d艂o, lecz kilka niezale偶nych, na dodatek wiarygodnych. Donner musia艂by si臋 skontaktowa膰 z szefem program贸w informacyjnych, ten wraz ze swymi lud藕mi obw膮cha艂by wszystko, sprawdzi艂 ze wszystkich stron, potem zapozna艂by si臋 jeszcze z tekstem reporta偶u i dopiero wtedy Donner dosta艂by zielone 艣wiat艂o.

„Przeci臋tny obywatel”. Ale czy przeci臋tny obywatel pracuje dla CIA, uczestniczy w szpiegowskich akcjach? To pewne, 偶e Ryan by艂 pierwszym szpiegiem, kt贸ry zosta艂 gospodarzem Gabinetu Owalnego... czy jednak na pewno dobrze si臋 sta艂o?

Tak wiele by艂o niejasnych miejsc w jego 偶yciorysie. Sprawa w Londynie. Zabi艂 tam kogo艣. Terrory艣ci, kt贸rzy napadli na jego dom — tak偶e i tam zabi艂 co najmniej jednego. Ta nieprawdopodobna historia z wykradzeniem radzieckiego okr臋tu podwodnego, kiedy, jak utrzymywa艂 informator Donnera, z r臋ki Ryana zgin膮艂 rosyjski marynarz. W zwi膮zku z tym nasuwa艂o si臋 pytanie: czy aby na pewno Amerykanie chc膮, by taki w艂a艣nie cz艂owiek by艂 lokatorem Bia艂ego Domu?

A on z tego wszystkiego chcia艂 si臋 wywik艂a膰 jako... przeci臋tny obywatel. Zdrowy rozs膮dek. Prawo. Przysi臋ga. Wierno艣膰 s艂owom.

To k艂amstwo, pomy艣la艂 Donner. Nie mo偶e by膰 inaczej. Sprytny z pana sukinsyn, panie Ryan.

Je艣li istotnie to taki spryciarz, i wszystko jest jednym wielkim 艂garstwem — co dalej? Zmiany w systemie podatkowym. Zmiany w S膮dzie Najwy偶szym. Wszystko w imi臋 skuteczno艣ci... Pan Bretano w Departamencie Obrony... Niech to wszyscy diabli!

Nasuwa艂o si臋 podejrzenie, 偶e to Ryan i CIA maczali palce w tej katastrofie na Kapitolu. Ale nie, to zbyt nieprawdopodobne. Ryan by艂 oportunist膮. Wszyscy ci, z kt贸rymi Donner mia艂 do czynienia w trakcie swej kariery dziennikarskiej, byli oportunistami, pocz膮wszy od pierwszej posady reportera zwi膮zanego z lokaln膮 stacj膮 w Des Moines w Iowa. Tam za spraw膮 reporta偶y Donnera urz臋dnik okr臋gu wyl膮dowa艂 w wi臋zieniu, co zwr贸ci艂o na reportera uwag臋 szef贸w rozg艂o艣ni. Politycy. Donner zajmowa艂 si臋 najr贸偶niejszymi sprawami, od lawin po wojny, ale to politycy najbardziej go pasjonowali.

A ci si臋 nie zmieniali. Dobrze wiedzieli co powiedzie膰, gdzie i kiedy. Je艣li czegokolwiek si臋 nauczy艂, to w艂a艣nie tego. Spojrza艂 w okno a potem si臋gn膮艂 po telefon, drug膮 r臋k膮 kartkuj膮c notatnik z telefonami.

— Ed? Tutaj Tom. S艂uchaj, jak wiarygodni s膮 twoi informatorzy i jak szybko m贸g艂bym si臋 z nimi spotka膰?

Na twarz jego rozm贸wcy wype艂z艂 szeroki u艣miech, czego, oczywi艣cie, s艂uchawka nie zarejestrowa艂a.

* * *

Sahaila siedzia艂a na 艂贸偶ku. W takich chwilach rodzi艂a si臋 nadzieja, kt贸rej m艂ody lekarz zawsze si臋 l臋ka艂. Medycyna w opinii m艂odego lekarza by艂a najbardziej odpowiedzialnym z ludzkich zaj臋膰. Ka偶dego dnia podejmowa艂 w takim czy innym stopniu rozgrywk臋 ze 艣mierci膮. Nigdy nie wyobra偶a艂 sobie, 偶e jest rycerzem staj膮cym do pojedynku, 艣mier膰 bowiem by艂a przeciwnikiem, kt贸ry nigdy nie stawa艂 do walki, zawsze jednak by艂 obecny. Ukrywa艂 si臋 w ciele ka偶dego pacjenta albo te偶 czyha艂 w pobli偶u, a zadaniem lekarza by艂o odnalezienie go i zniszczenie, za艣 oznaki zwyci臋stwa widzia艂o si臋 na twarzy pacjenta.

Sahaila nadal czu艂a si臋 niedobrze, ale to minie. Otrzymywa艂a na razie tylko p艂yny, by艂a s艂aba, ale nie b臋dzie ju偶 s艂absza. Temperatura opada艂a. Wszystkie wska藕niki albo si臋 ustabilizowa艂y albo powraca艂y do poziomu normalnego. Zwyci臋stwo by艂o niew膮tpliwe. 艢mier膰 cofn臋艂a swoje r臋ce; w normalnej sytuacji dziewczynka dalej ros艂aby, bawi艂a si臋, uczy艂a, wysz艂a za m膮偶 i zosta艂a matk膮.

Tego jednak MacGregor nie m贸g艂 by膰 do ko艅ca pewien. Podj臋ta przez niego kuracja by艂a czysto objawowa i nie si臋ga艂a do przyczyn. Nie potrafi艂 rozstrzygn膮膰, co zosta艂o osi膮gni臋te dzi臋ki jego zabiegom, a co wydarzy艂oby si臋 i tak, samo z siebie. Gdyby nie leczy艂 jej, wyzdrowienie, w tym klimacie, mog艂oby nast膮pi膰 za spraw膮 gor膮ca, odwodnienia, nie m贸g艂 wi臋c z ca艂膮 pewno艣ci膮 sukcesu przypisywa膰 sobie, chocia偶 chcia艂by tak my艣le膰, gdy spogl膮da艂 na urocz膮 dziewczynk臋, kt贸ra nied艂ugo znowu zacznie si臋 u艣miecha膰. MacGregor zbada艂 jej t臋tno, a 贸w odleg艂y kontakt z sercem, kt贸re nie tak szybko przestanie bi膰, by艂 koj膮cy. Dziewczynka usn臋艂a. Delikatnie po艂o偶y艂 jej r膮czk臋 na ko艂drze.

— Wasza c贸rka b臋dzie zdrowa — oznajmi艂 rodzicom, umacniaj膮c nadzieje, kt贸re ju偶 pojawi艂y si臋 w ich sercach.

Matka gwa艂townie westchn臋艂a, a potem ukry艂a twarz w d艂oniach. Ojciec usi艂owa艂 nie zdradza膰 swoich uczu膰, ale o wszystkim m贸wi艂y oczy. Powsta艂, mocno u艣cisn膮艂 r臋k臋 lekarza, a potem popatrzy艂 mu w oczy.

— Nigdy panu tego nie zapomn臋 — powiedzia艂 iracki genera艂.

Potem trzeba by艂o i艣膰 do Saleha; MacGregor z oci膮ganiem wyszed艂 na korytarz, a przed wej艣ciem do pokoju, zmieni艂 ubranie. Powita艂 go obraz kl臋ski. Cia艂o m臋偶czyzny by艂o przymocowane pasami do 艂贸偶ka. Choroba zaatakowa艂a ju偶 m贸zg. Demencja by艂a kolejnym objawem ebola; nieobecne oczy Saleha wpatrywa艂y si臋 w zacieki na suficie. Piel臋gniarka poda艂a kart臋 choroby, kt贸ra informowa艂a, 偶e stan pacjenta nieustannie si臋 pogarsza. MacGregor wpatrywa艂 si臋 przez chwil臋 w liczby, potem z grymasem na twarzy poleci艂 zwi臋kszy膰 dawk臋 morfiny. W tym przypadku leczenie objawowe w niczym nie pomog艂o. Jedno zwyci臋stwo, jedna pora偶ka, a gdyby zmuszono go do wyboru, kto ma prze偶y膰, a kto umrze膰, post膮pi艂by tak samo, gdy偶 Saleh zd膮偶y艂 ju偶 troch臋 posmakowa膰 艣wiata. Tyle 偶e teraz 偶ycie w nim wygasa艂o i mia艂o potrwa膰 nie d艂u偶ej ni偶 pi臋膰 dni, a MacGregor m贸g艂 jedynie uczyni膰 to odej艣cie mniej bolesnym — dla pacjenta i dla otoczenia. Po pi臋ciu minutach MacGregor z zamy艣lon膮 twarz膮 siedzia艂 znowu za biurkiem w swoim gabinecie.

Sk膮d wzi膮艂 si臋 ten wirus? Dlaczego jeden chory umiera, a drugi zdrowieje? Raz jeszcze dok艂adnie przypomnia艂 sobie wszystko, co wiedzia艂 o obu przypadkach. Ta sama choroba, ten sam czas, dwa zupe艂nie odmienne rozwi膮zania. Dlaczego?

32
Powt贸rki

— Nie mog臋 panu tego da膰, nie mo偶e pan zrobi膰 kopii, natomiast mo偶e si臋 pan przyjrze膰. — M臋偶czyzna wr臋czy艂 Donnerowi fotografi臋. Mia艂 na r臋kach bawe艂niane r臋kawiczki, kt贸re poda艂 wcze艣niej tak偶e dziennikarzowi, m贸wi膮c: — Odciski.

— Sk膮d to jest? — spyta艂 Donner. Mia艂 przed sob膮 czarno-bia艂e zdj臋cie 8x10, na kt贸rym nie by艂o 偶adnych stempli. Przynajmniej na przedniej stronie.

— Musi pan to wiedzie膰?

W pytaniu zawarta by艂a przestroga.

— Nie — przyzna艂 Donner.

Nie wiedzia艂 dok艂adnie, jak Ustawa o Szpiegostwie mia艂a si臋 do pierwszej poprawki, z pewno艣ci膮 jednak lepiej by艂o nie wiedzie膰, czy jest to dokument tajny.

— To uzbrojony w pociski balistyczne radziecki okr臋t podwodny o nap臋dzie atomowym, a tutaj na pok艂adzie mamy Jacka Ryana. Niech pan zwr贸ci uwag臋, 偶e jest w mundurze Marynarki. By艂a to operacja CIA prowadzona przy jej wsp贸艂pracy. — M臋偶czyzna poda艂 Donnerowi lup臋, 偶eby m贸g艂 dok艂adniej zbada膰 szczeg贸艂y. — Uda艂o nam si臋 zasugerowa膰 Rosjanom, 偶e okr臋t zaton膮艂 w po艂owie drogi pomi臋dzy Floryd膮 a Bermudami. Chyba nadal trwaj膮 w tym prze艣wiadczeniu.

— Gdzie on jest w tej chwili? — spyta艂 Donner.

— Rok p贸藕niej zatopili go ko艂o Puerto Rico — wyja艣ni艂 cz艂owiek z CIA. — Tym razem naprawd臋.

— Dlaczego tam?

— To najg艂臋bsze miejsce na Atlantyku w pobli偶u Ameryki, prawie sze艣膰 kilometr贸w. Nikt nie b臋dzie go tam szuka艂, a nawet je艣li, to nie uda si臋 tego zrobi膰 bez naszej wiedzy.

— Zaraz, przypominam sobie! — z o偶ywieniem powiedzia艂 Donner. — Rosjanie urz膮dzili wielkie manewry, my podnie艣li艣my w zwi膮zku z tym straszny raban i rzeczywi艣cie, stracili jeden okr臋t...

— Dwa. — Pojawi艂o si臋 nast臋pne zdj臋cie. — Widzi pan zniszczenia na dziobie? „Czerwony Pa藕dziernik” w pobli偶u Wysp Karoli艅skich staranowa艂 i zatopi艂 inny radziecki okr臋t podwodny, kt贸ry wci膮偶 le偶y tam na dnie. Roboty Marynarki wynios艂y z kad艂uba wiele po偶ytecznych rzeczy. Zrobiono to pod pozorem akcji ratowniczej prowadzonej w zwi膮zku z awari膮 pierwszego okr臋tu. Rosjanie nigdy si臋 nie dowiedzieli, co si臋 sta艂o z drugim.

— I nie by艂o 偶adnego przecieku?

W g艂osie cz艂owieka, kt贸ry p贸艂 偶ycia sp臋dzi艂 na wyrywaniu rz膮dowi tajemnic, zabrzmia艂o niek艂amane zdziwienie.

— Ryan potrafi zadba膰 o dyskrecj臋. — Kolejna fotografia. — Torba ze zw艂okami. Cz艂onek radzieckiej za艂ogi. Ryan zastrzeli艂 go z pistoletu, za co otrzyma艂 pierwsze odznaczenie. Uzna艂 chyba, 偶e nie mo偶emy sobie pozwoli膰 na zdemaskowanie...

— Morderstwo?

— Nie. — Informator z CIA nie chcia艂 posuwa膰 si臋 tak daleko. — Wed艂ug oficjalnej wersji, zawartej w dokumentach, wybuch艂a strzelanina, byli ranni...

— Czy mo偶liwe, 偶eby to by艂o zainscenizowane? — zastanawia艂 si臋 na g艂os Donner.

— Mo偶liwych jest wiele rzeczy, ale nie ta. Kogo jeszcze tutaj mamy? To admira艂 Dan Foster, w贸wczas szef operacji morskich. To komandor Bartolomeo Mancuso, kt贸ry dowodzi艂 USS „Dallas”. Zosta艂 przerzucony na pok艂ad „Czerwonego Pa藕dziernika”, 偶eby dopom贸c w ucieczce radzieckiego okr臋tu. Nawiasem m贸wi膮c, nadal w s艂u偶bie, teraz jako admira艂 ma pod swoj膮 komend膮 wszystkie okr臋ty podwodne na Pacyfiku. A to kapitan Marko Aleksandrowicz Ramius z radzieckiej marynarki, dowodzi艂 „Czerwonym Pa藕dziernikiem”. Mieszka dzi艣 w Jacksonville na Florydzie i pod nazwiskiem Mark Ramsey jest doradc膮 w bazie Marynarki w Mayport. Normalna sprawa. Dosta艂 te偶 znaczne stypendium rz膮dowe, ale dobrze na nie zapracowa艂.

Donner notowa艂 szczeg贸艂y, przypominaj膮c sobie twarze. Nie w膮tpi艂 w prawdziwo艣膰 informacji. Tak偶e tutaj istnia艂y pewne regu艂y. Je艣li kto艣 na艂ga艂 dziennikarzowi, nie tak trudno by艂o sprawi膰, aby zwierzchnicy dowiedzieli si臋, kt贸r臋dy przeciek艂y tajne wiadomo艣ci, a co gorsza stawa艂 si臋 obiektem nagonki prasy, kt贸ra w istocie by艂a bardziej bezwzgl臋dna ni偶 najsro偶szy prokurator. Ten przynajmniej musia艂 si臋 trzyma膰 zasad procesowych.

— 艢licznie — mrukn膮艂 Donner.

Jedna koperta ze zdj臋ciami znikn臋艂a w torbie, pojawi艂a si臋 druga.

— Poznaje pan tego faceta?

— Zaraz, zaraz... Giera... Giera i co艣 dalej... By艂...

— Miko艂aj Gierasimow. By艂 szefem KGB.

— Zgin膮艂 w katastrofie lotniczej pod...

Nowe zdj臋cie. Ten sam cz艂owiek, odrobin臋 starszy, bardziej siwy i t臋偶szy.

— Fotografia zrobiona dwa lata temu w Winchester w stanie Wirginia. Ryan pojecha艂 do Moskwy, oficjalnie jako doradca podczas rozm贸w START. U艂atwi艂 ucieczk臋 Gierasimowowi. Nie wiadomo dok艂adnie jak; w ka偶dym razie uda艂o si臋 te偶 zabra膰 偶on臋 i c贸rk臋. Operacj膮 t膮 dowodzi艂 bezpo艣rednio s臋dzia Moore. Ryan zawsze tak dzia艂a艂, nigdy 艣ci艣le w ramach instytucji. 呕eby by膰 uczciwym, to znakomity agent, 艣wietny. Oficjalnie pracowa艂 dla Jima Greera w wydziale wywiadu, a nie w wydziale operacyjnym. Nigdy nie pope艂ni艂 偶adnego b艂臋du, a w ka偶dym razie ja o 偶adnym nie wiem. O niewielu osobach mo偶na to powiedzie膰, a jednym z powod贸w jest fakt, 偶e to naprawd臋 bezwzgl臋dny facet. Bezwzgl臋dny i skuteczny. Nigdy nie ogl膮da艂 si臋 na przepisy, zawsze robi艂 wszystko po swojemu, ale wtedy... No c贸偶, mamy jednego martwego Rosjanina na pok艂adzie „Czerwonego Pa藕dziernika”, ca艂膮 za艂og臋 okr臋tu podwodnego na dnie ko艂o Karolin, a wszystko po to, aby sekret si臋 nie wyda艂. W tym przypadku nic nie wiem na pewno, akta s膮 pe艂ne luk. Nie ma na przyk艂ad 偶adnych informacji, jak uda艂 si臋 ten numer z 偶on膮 i c贸rk膮 Gierasimowa. S艂ysza艂em tylko jakie艣 plotki.

— Do cholery, jaka szkoda, 偶e nie wiedzia艂em tego wszystkiego kilka godzin wcze艣niej.

— No i co, wykiwa艂 ci臋, prawda?

Pytanie pad艂o z g艂o艣nika na stole, a zada艂 je Ed Kealty.

— On to potrafi — pokiwa艂 g艂ow膮 cz艂owiek z CIA. — Ryan jest 艣liski, potwornie 艣liski. Przemkn膮艂 przez CIA g艂adko jak przed laty Dorothy Hamill na olimpiadzie w Innsbrucku. Kongres go uwielbia. A dlaczego? Bo pozuje na najbardziej uczciwego faceta po Lincolnie Sprawiedliwym. Tyle 偶e ludzie p艂acili za to 偶yciem.

Informator nazywa艂 si臋 Paul Webb i by艂 wysokim urz臋dnikiem w wydziale wywiadu, nie na tyle jednak wa偶nym, by uchroni膰 swych podw艂adnych od wyl膮dowania na li艣cie zwolnionych. Webb w swojej opinii powinien ju偶 kierowa膰 wydzia艂em wywiadu i z pewno艣ci膮 tak by si臋 sta艂o, gdyby Ryan nie zosta艂 zausznikiem Jamesa Greera. Tak wi臋c kariera Webba zako艅czy艂a si臋 na jednym z wy偶szych szczebli CIA, ale nawet i tego nie zdo艂a艂 utrzyma膰. Pozostawa艂a mu emerytura. Tej nikt mu nie m贸g艂 odebra膰... Chocia偶, gdyby kto艣 si臋 dowiedzia艂, w jaki spos贸b te akta wydosta艂y si臋 z Langley, by艂by w powa偶nych k艂opotach. A mo偶e nie? Ostatecznie, co takiego przytrafia艂o si臋 tym, kt贸rzy umo偶liwiali przeciek wiadomo艣ci? Dziennikarze ich kryli i pomagali im... a poza wszystkim on zdecydowanie nie lubi艂 by膰 obiektem gry pod tytu艂em „redukcja etat贸w”. Sam by si臋 do tego przed sob膮 nie przyzna艂, gdyby to jednak by艂y inne czasy, gniew m贸g艂by sprawi膰, 偶e poszuka艂by kontaktu... Ale nie, nie z nieprzyjacielem. Lepiej z pras膮, kt贸ra przecie偶 nie by艂a wrogiem. Ostatnio powtarza艂 to sobie wielokrotnie, aczkolwiek dawniej 偶ywi艂 do艣膰 odmienne przekonania.

— Zosta艂e艣 wykiwany, Tom — powt贸rzy艂 przez telefon Kealty. — Nie ty jeden, witaj w klubie. Nie znam wszystkich spraw, kt贸re Paul ma w zanadrzu, ale mo偶e co艣 ci opowie o Kolumbii. Co, Paul?

— Nie natrafi艂em na 偶adne akta w tej sprawie — przyzna艂 Webb — ale wiadomo, 偶e s膮 takie specjalnie utajnione, do kt贸rych dost臋p b臋dzie mo偶liwy nie wcze艣niej ni偶 w roku 2050, lub co艣 ko艂o tego. Na razie nikt do nich nie mo偶e zajrze膰.

— Jak to mo偶liwe? — z o偶ywieniem spyta艂 Donner. — S艂ysza艂em przedtem jakie艣 plotki, ale nie mog艂em uzyska膰 potwierdzenia.

— Jak mo偶liwe by艂o tak g艂臋bokie utajnienie? Tak zadecydowa艂 Kongres w niejawnym aneksie do ustawy o nadzorze nad s艂u偶bami specjalnymi. CIA zwraca si臋 z pro艣b膮 o specjalne potraktowanie danej sprawy i, je艣li Kongres zgadza si臋, dokumenty w臋druj膮 do kasy pancernej. Chocia偶 w tym przypadku s艂ysza艂em nawet, 偶e wszystko posz艂o na przemia艂, niemniej mog臋 poda膰 kilka mo偶liwych do potwierdzenia fakt贸w.

— S艂ucham — powiedzia艂 Donner i w艂膮czy艂 magnetofon.

— Jak s膮dzisz, w jaki spos贸b uda艂o si臋 Kolumbijczykom rozbi膰 kartel z Medellin? — spyta艂 Webb i dostrzeg艂 b艂ysk w oku dziennikarza. Wszystko sz艂o jak po sznurku.

— By艂y jakie艣 wewn臋trzne rozgrywki, zacz臋艂y wybucha膰 bomby...

— Pod艂o偶one przez CIA. W jaki艣 spos贸b, chocia偶 nie wiem, w jaki, uda艂o nam si臋 doprowadzi膰 do wewn臋trznej wojny mi臋dzy gangami. Wiem jednak na pewno, 偶e w tym czasie by艂 tam Ryan. James Greer by艂 jego mentorem w Langley, tratowa艂 go jak syna. Tymczasem kiedy Greer zmar艂, Ryana nie by艂o na pogrzebie. Nie by艂o go w domu, ale nie otrzyma艂 偶adnego zadania z Firmy — par臋 dni wcze艣niej wr贸ci艂 z konferencji NATO w Belgii. Potem jakby si臋 zapad艂 pod ziemi臋, co cz臋sto si臋 zdarza艂o w jego przypadku. Zaraz potem prezydencki doradca do spraw bezpiecze艅stwa narodowego, Jim Cutter, zupe艂nie przypadkowo zosta艂 przejechany przez autobus. Nie rozejrza艂 si臋, wybieg艂 wprost pod autobus; tak oznajmi艂o FBI, ale kto prowadzi艂 艣ledztwo? Don Murray. A jakie dzi艣 piastuje stanowisko? Dyrektora FBI, prawda? Tak si臋 jako艣 z艂o偶y艂o, 偶e on i Ryan znaj膮 si臋 dobrze od ponad dziesi臋ciu lat. Murray by艂 facetem do specjalnych porucze艅 zar贸wno u Emila Jacobsa, jak i Billa Shawa. Kiedy Biuro chcia艂o za艂atwi膰 co艣 po cichu, zwraca艂o si臋 do Murraya. Przedtem by艂 attach茅 prawnym w Londynie. Pi臋kne miejsce dla agenta, mn贸stwo kontakt贸w z najr贸偶niejszymi s艂u偶bami wywiadowczymi. Murray to szara eminencja w FBI; ma 艣wietn膮 pozycj臋 i mn贸stwo kontakt贸w. I to on w艂a艣nie wybra艂 Pata Martina, aby doradza艂 Ryanowi w sprawie nominacji do S膮du Najwy偶szego. Czy wszystko robi si臋 teraz odrobin臋 ja艣niejsze?

— Zaraz, chwileczk臋. Tak偶e znam Dana Murraya. Twardy sukinsyn, ale z pewno艣ci膮 uczciwy gli...

— Poczekaj. By艂 w Kolumbii razem z Ryanem, co znaczy, 偶e obaj w tym samym czasie znikaj膮. Niech pan pami臋ta, 偶e nie mam 偶adnych papier贸w, niczego nie mog臋 jednoznacznie dowie艣膰, ale dobrze b臋dzie si臋 przyjrze膰 sekwencji wypadk贸w. Dyrektor Jacobs i ca艂a reszta gin膮, a zaraz potem w Kolumbii zaczynaj膮 wybucha膰 bomby. W efekcie wielu ch艂optasi贸w z kartelu udaje si臋 na rozmow臋 ze Stw贸rc膮, ale, niestety, towarzysz膮 im tak偶e osoby ca艂kiem niewinne. Tak to zazwyczaj bywa z bombami. Bob Fowler, pami臋ta pan, prawda, podni贸s艂 t臋 spraw臋, wi臋c co si臋 dzieje dalej? Ryan znika, podobnie jak Murray. Przypuszczam, 偶e musieli czym pr臋dzej ko艅czy膰 operacj臋, kt贸ra wymkn臋艂a im si臋 spod kontroli, a dok艂adnie w tym samym czasie, c贸偶 za wygodny zbieg okoliczno艣ci, ginie Cutter. Cutter nie nadawa艂 si臋 do mokrej roboty i kto艣 si臋 pewnie obawia艂, 偶e si臋 za艂amie, bo ma za s艂abe nerwy. Czego absolutnie nie mo偶na powiedzie膰 o Ryanie. Ani o Murrayu. Wie pan, za艂atwi膰 dyrektora FBI i rozpieprzy膰 zbrodnicz膮 organizacj臋... Za to ostatnie zreszt膮 trudno mie膰 do niego pretensj臋. W ka偶dym razie rzeczy wygl膮da艂y jako艣 tak: bandziory z Medellin zacz臋艂y sobie pozwala膰 na zbyt wiele, co akurat przypad艂o na rok wybor贸w, a Ryan znajdowa艂 si臋 na dobrej pozycji, wi臋c kto艣 wyda艂 mu pozwolenie 艂owieckie, tyle 偶e mo偶e nad ca艂膮 spraw膮 by艂o odrobin臋 trudno zapanowa膰, co si臋 zdarza, wi臋c trzeba jej by艂o ukr臋ci膰 艂eb. Wszystko zreszt膮 zako艅czy艂o si臋 sukcesem, a kartel si臋 rozpad艂...

— Ale na jego miejsce powsta艂 drugi — zaoponowa艂 Donner, Webb za艣 pokiwa艂 g艂ow膮 z u艣miechem cz艂owieka dobrze zorientowanego.

— To racja, ale nie zabili 偶adnego urz臋dnika ameryka艅skiego, mam racj臋? Kto艣 im wyja艣ni艂, jakie regu艂y b臋d膮 obowi膮zywa膰. Powtarzam, nie chodzi mi o to, 偶e Ryan post膮pi艂 藕le, ale pozostaje jeden drobiazg.

— Jaki? — spyta艂 Donner ku rozczarowaniu Webba.

— Kiedy w obcym kraju u偶ywa si臋 w艂asnych si艂 zbrojnych przy czym gin膮 ludzie, normalnie nazywa si臋 to wojn膮. Ale i tym razem Ryanowi uda艂o si臋 g艂adko wy艣lizgn膮膰. Potrafi wykonywa膰 urzekaj膮ce gesty, kt贸rych nauczy艂 go jeszcze Jim Greer. Wrzucisz go do gnoj贸wki, a on wynurzy si臋 z niej u艣miechni臋ty i pachn膮cy Old Spice'em.

— Dobrze, co mu pan konkretnie zarzuca?

— Nareszcie w艂a艣ciwe pytanie — westchn膮艂 Webb. — Jack Ryan jest chyba najlepszym agentem, jakiego mieli艣my od trzydziestu lat, najlepszym od czas贸w Allena Dullesa, a mo偶e nawet Billa Donovana. „Czerwony Pa藕dziernik” to by艂a mistrzowska robota; wywiezienie z Rosji szefa KGB — jeszcze lepsza. Co do Kolumbii, zacz臋li wykr臋ca膰 tygrysowi ogon, ale zapomnieli o ostrych pazurach. Wi臋c dobrze, Ryan jest 艣wietny w swojej robocie, ale kto艣 musi mu uprzytomni膰, 偶e istnieje co艣 takiego jak prawo.

— Taki facet jak on nie powinien zostawa膰 prezydentem — wtr膮ci艂 si臋 Kealty, kt贸ry ledwie m贸g艂 usiedzie膰 z niecierpliwo艣ci. W pokoju odleg艂ym o pi臋膰 kilometr贸w, jego szef sztabu omal nie zabra艂 mu telefonu, w obawie, 偶e prze艂o偶ony wszystko w ostatniej chwili zepsuje. Na szcz臋艣cie Webb ci膮gn膮艂 dalej.

— Odda艂 Firmie wielkie us艂ugi, by艂 te偶 ca艂kiem niez艂y jako doradca Rogera Durlinga, ale to nie to samo co prezydentura. Tak, nabra艂 pana, panie Donner. By膰 mo偶e nabra艂 tak偶e Durlinga, kto to wie? Chodzi jednak o to, 偶e facet zacz膮艂 teraz rekonstruowa膰 rz膮d, a robi to ca艂kowicie wedle swego widzimisi臋, jak chyba pan zauwa偶y艂. Nominacje dostaj膮 albo ludzie, z kt贸rymi pracowa艂, niekiedy od bardzo dawna, albo zaproponowani przez jego totumfackich. Murray znalaz艂 si臋 na czele FBI. Naprawd臋 chce pan, 偶eby kto艣 taki jak Don Murray kierowa艂 najpot臋偶niejsz膮 w USA organizacj膮 ochrony prawa? 呕eby ci dwaj wybrali S膮d Najwy偶szy? Dok膮d nas to wszystko zaprowadzi? — Webb przerwa艂 i westchn膮艂 ci臋偶ko. — Nie艂atwo mi to m贸wi膰. Jest jednym z nas, ch艂opakiem z Langley, ale nie powinien by膰 prezydentem. Mam zobowi膮zania wobec swojej ojczyzny, a to nie to samo co lojalno艣膰 wobec Jacka Ryana, prawda? — Webb pozbiera艂 zdj臋cia i schowa艂 do koperty. — Musz臋 wraca膰. Je艣li kto艣 dowie si臋, co zrobi艂em... Wystarczy przypomnie膰 sobie los Jima Cuttera.

— Dzi臋kuj臋 — powiedzia艂 Donner.

Zd膮偶y艂 ju偶 podj膮膰 w duchu kilka decyzji. Zegarek wskazywa艂 trzeci膮 trzydzie艣ci, wi臋c konieczny by艂 najwy偶szy po艣piech. Wrza艂a w nim furia wi臋ksza ni偶 w duszy wzgardzonej kobiety: dziennikarz zorientowa艂 si臋, 偶e zosta艂 wyprowadzony w pole.

* * *

Ca艂a dziewi膮tka umiera艂a. Mia艂o to jeszcze potrwa膰 od pi臋ciu do o艣miu dni, ale ich los by艂 przes膮dzony i wiedzieli ju偶 o tym. Na twarzach, spogl膮daj膮cych w umieszczone nad g艂owami kamery, nie by艂o 偶adnych z艂udze艅. Egzekucja okaza艂a si臋 okrutniejsza od tej, kt贸r膮 nakaza艂by s膮d, albo tak im si臋 przynajmniej wydawa艂o. By艂a to grupa gro藕niejsza od poprzedniej — lepiej zdawali sobie spraw臋 z tego, co si臋 dzieje — dlatego te偶 by艂a 艣ci艣lej kontrolowana. Moudi w艂a艣nie spogl膮da艂 w ekran, kiedy pojawili si臋 wojskowi sanitariusze, aby pobra膰 pr贸bki krwi. Sanitariusze sami znale藕li spos贸b na to, 偶eby pacjenci nie byli krn膮brni; towarzyszyli im pomocnicy, kt贸rzy w trakcie pobieranie krwi trzymali n贸偶 na gardle ofiary. Przest臋pcy, chocia偶 skazani na 艣mier膰, byli przecie偶 przest臋pcami i tch贸rzami; nie zamierzali przy艣piesza膰 i tak rych艂ego ju偶 zgonu. Nie by艂a to metoda zalecana przez podr臋czniki medyczne, ale w tym budynku ma艂o kto troszczy艂 si臋 o to. Moudi raz jeszcze ogarn膮艂 wzrokiem ekrany i wyszed艂 z pokoju.

Przewidywania mocodawc贸w okaza艂y si臋 zbyt ostro偶ne, w ka偶dym razie je艣li chodzi o liczb臋 potrzebnych wirus贸w. W komorze hodowlanej zarazki ebola rzuci艂y si臋 na ma艂pie nerki i krew z 偶ar艂oczno艣ci膮, kt贸rej efekty nawet dyrektorowi zmrozi艂y krew w 偶y艂ach. Chocia偶 wszystko rozgrywa艂o si臋 na poziomie molekularnym, obraz do z艂udzenia przypomina艂 mr贸wki, kt贸re nie wiadomo sk膮d pojawiaj膮 si臋 wok贸艂 le偶膮cego na ziemi owocu, by ju偶 po chwili bez reszty pokry膰 go swoj膮 czarn膮 mas膮. Podobnie by艂o z wirusami ebola, kt贸re ca艂ymi miliardami obsiad艂y tkanki podane im do po偶arcia. Widok tej z艂owrogiej zupy przerazi艂 nawet do艣wiadczonego laboranta, a chocia偶 by艂o jej teraz kilka litr贸w, nieustannie si臋 rozmna偶a艂a, korzystaj膮c z zapas贸w krwi, kt贸re dostarczono z Teheranu.

Dyrektor por贸wnywa艂 pod mikroskopem elektronowym dwie pr贸bki. Moudi podszed艂 i spojrza艂 na nalepki z dat膮 na prob贸wkach. Jedna zawiera艂a krew Jeanne Baptiste, druga jednego z drugiej dziewi膮tki „pacjent贸w”.

— S膮 identyczne, Moudi — powiedzia艂 dyrektor.

Jeden z problem贸w zwi膮zanych z wirusami polega艂 na tym, 偶e spory, czy zaliczy膰 je do organizm贸w 偶ywych, wynika艂y z faktu ich trudno艣ci z reprodukcj膮. Nitki RNA nie zawiera艂y instrukcji genetycznej, kt贸ra zapewnia艂aby to, 偶e ka偶da kolejna generacja b臋dzie post臋powa艂a 艣ladem swych przodk贸w. Na tym polega艂a zasadnicza trudno艣膰 adaptacyjna ebola i innych wirus贸w. Wcze艣niej czy p贸藕niej, ka偶da epidemia wygasa艂a, gdy偶 wirusy, 藕le przystosowane do 艣rodowiska ludzkich no艣nik贸w, stawa艂y si臋 mniej 艣mierciono艣ne. I to w艂a艣nie sprawia艂o, 偶e idealnie nadawa艂y si臋 na bro艅 biologiczn膮. B臋d膮 zabija膰; b臋d膮 si臋 rozprzestrzenia膰, ale zanim zajdzie to zbyt daleko, zaczn膮 wymiera膰. To, ile os贸b padnie ich ofiar膮 w pierwszym ataku, zale偶a艂o od jego intensywno艣ci. W przypadku ebola inwazja by艂a zab贸jcza, ale zarazem zawiera艂a mechanizm samoograniczenia.

— Mamy zatem co najmniej trzy stabilne pokolenia — pokiwa艂 g艂ow膮 Moudi.

— Ekstrapolacyjnie mo偶na przyj膮膰 siedem do dziewi臋ciu.

Dyrektor by艂 ostro偶ny w prognozach, Moudi bowiem powiedzia艂by: dziewi臋膰 do jedenastu, ale wola艂by, 偶eby racj臋 mia艂 starszy kolega.

Na stoliku pod przeciwleg艂膮 艣cian膮 sta艂o dwadzie艣cia pojemnik贸w. Podobne do tych, kt贸rych u偶yto do zara偶enia pierwszej grupy kryminalist贸w, by艂y odrobin臋 zmodyfikowane, a z zewn膮trz do z艂udzenia przypomina艂y seryjne opakowania popularnego europejskiego kremu do golenia. (Firma by艂a w istocie w艂asno艣ci膮 Amerykan贸w, co zaskakiwa艂o ka偶d膮 osob臋 zwi膮zan膮 z programem). Nie by艂o w tym nic dziwnego, gdy偶 istotnie to w艂a艣nie 贸w krem zakupiono w dwunastu miastach pi臋ciu r贸偶nych kraj贸w, co mo偶na by艂o odczyta膰 z numer贸w seryjnych wyt艂oczonych na ich wkl臋s艂ych denkach. Tutaj, w Ma艂piarni, zosta艂y opr贸偶nione i starannie rozebrane, aby mo偶na by艂o dokona膰 odpowiednich przer贸bek. Ka偶dy pojemnik mia艂 teraz zawiera膰 p贸艂 litra rozcie艅czonej „zupy”, uzupe艂nionej o neutralny gaz (azot, ten bowiem nie wchodzi艂 w reakcje z „zup膮” ani nie sprzyja艂 ewentualnemu zap艂onowi) oraz ma艂膮 porcj臋 ch艂odziwa. Inna grupa przetestowa艂a problemy zwi膮zane z transportem. Przez ponad dziewi臋膰 godzin wirusowa zawiesina nie ulega艂a 偶adnej degradacji. Potem, wraz z ubytkiem ch艂odziwa, zarazki zaczyna艂y gin膮膰. Po szesnastu godzinach wymiera艂o ich dziesi臋膰 procent, te jednak, jak uzna艂 Moudi, by艂y i tak najs艂absze, najpewniej w og贸le niezdolne do skutecznego zainfekowania organizmu ludzkiego. Po dwudziestu pi臋ciu godzinach nie偶ywych mia艂o by膰 nast臋pne pi臋膰 procent. Eksperyment wykaza艂, i偶 kolejne osiem godzin (z trudnych do wyja艣nienia przyczyn wyniki uk艂ada艂y si臋 w rytm odpowiadaj膮cy jednej trzeciej doby) przyniesie zgon r贸wnie偶 pi臋ciu procentom wirus贸w. Ale wtedy...

Wszystko by艂o proste. Kurierzy wystartuj膮 z Teheranu. Czas przelotu do Londynu wynosi艂 siedem godzin. Do Pary偶a — trzydzie艣ci minut mniej. Do Frankfurtu trwa艂 jeszcze kr贸cej. Z ka偶dego w tych trzech miast 艂atwo by艂o uda膰 si臋 dalej w dowolnym kierunku. Baga偶e nie zostan膮 poddane kontroli, gdy偶 ich w艂a艣ciciele, jako pasa偶erowie tranzytowi, nie b臋d膮 musieli przechodzi膰 przez kontrol臋 celn膮, kt贸ra mog艂aby ujawni膰 obecno艣膰 nienaturalnie zimnych pojemnik贸w z kremem do golenia. W chwili, gdy ch艂odziwo zacznie si臋 wyczerpywa膰, podr贸偶nicy w kabinach pierwszej klasy pod膮偶a膰 b臋d膮 do miejsc przeznaczenia. Tak偶e tutaj znacznym u艂atwieniem by艂a intensywno艣膰 mi臋dzynarodowej komunikacji lotniczej. Istnia艂y mi臋dzynarodowe po艂膮czenia mi臋dzy Europ膮 a Nowym Jorkiem, Waszyngtonem, Bostonem, Filadelfi膮, Chicago, San Francisco, Los Angeles, Dallas, Orlando, Las Vegas i Atlantic City, wszystkimi w istocie miastami ameryka艅skimi, gdzie odbywa艂y si臋 wystawy i targi bran偶owe. Wszyscy kurierzy polec膮 pierwsz膮 klas膮, aby mogli szybciej odebra膰 baga偶 i przedosta膰 si臋 przez odpraw臋 paszportow膮 oraz celn膮. B臋d膮 mieli zarezerwowane miejsca w dobrych hotelach, a tak偶e wykupione bilety powrotne. Mniej ni偶 dwadzie艣cia cztery godziny up艂yn膮 od momentu zero do chwili dostarczenia zarazk贸w na miejsce, a wtedy osiemdziesi膮t procent wirus贸w nadal b臋dzie jeszcze aktywne. Potem za艣 wszystko stawa艂o si臋 ju偶 spraw膮 losu, spoczywa艂o w r臋kach Allacha. Nie, Moudi gwa艂townie pokr臋ci艂 g艂ow膮. Boga nie nale偶a艂o do tego miesza膰. Na to nie pozwala艂y jego przekonania religijne, jakiekolwiek po偶ytki czyn ten m贸g艂 przynie艣膰 jego krajowi — a w艂a艣ciwie krajowi, kt贸rego jego ojczyzna sta艂a si臋 cz臋艣ci膮.

Proste? Proste by艂o to w艂a艣ciwie na pocz膮tku, a potem... Siostra Jeanne Baptiste, kt贸rej dawno spopielone cia艂o, zamiast wyda膰 z siebie potomstwo dzieci, wyda艂o potomstwo, kt贸rego nawet Allach musia艂 si臋 brzydzi膰. Niemniej pozostawi艂a po sobie co艣 jeszcze. Moudi niegdy艣 uwa偶a艂 wszystkich ludzi Zachodu za niewiernych. W szkole dowiedzia艂 si臋 o krucjatach, o tym, jak ci rzekomi rycerze proroka Jezusa mordowali muzu艂man贸w, zupe艂nie niczym Hitler morduj膮cy p贸藕niej 呕yd贸w, a z tego wyci膮gn膮艂 wniosek, 偶e wszyscy chrze艣cijanie byli gorsi od jego braci w Wierze, dlatego te偶 艂atwo by艂o ich nienawidzi膰 jako zaka艂y 艣wiata. I tymi przekonaniami zachwia艂a owa jedna kobieta. Jaki w艂a艣ciwie by艂 Zach贸d, jakie by艂o chrze艣cija艅stwo? Czy s膮dzi膰 o nich na postawie owych okrutnik贸w z jedenastego (jak liczyli niewierni) wieku czy owej niewiasty z wieku dwudziestego, kt贸ra p臋dzi艂a 偶ycie pe艂ne wyrzecze艅, a w imi臋 czego? Pomagania chorym i dawania 艣wiadectwa wierze. Zawsze pokorna, zawsze pe艂na szacunku wobec innych. Nigdy nie z艂ama艂a 艣lub贸w ub贸stwa, czysto艣ci i pos艂usze艅stwa — o tym Moudi by艂 przekonany — a by艂a im wierna z racji tych samych zasad, o kt贸rych m贸wi艂 Prorok. Jest jeden B贸g i jedna jest Prawda, a ona s艂u偶y艂a im z pasj膮, kt贸ra zrobi艂a na nim ogromne wra偶enie, nawet je艣li za nic mia艂 zasady rz膮dz膮ce jej religi膮.

A by艂a nie tylko siostra Jeanne Baptiste, przypomnia艂 sobie. Tak偶e Maria Magdalena. R贸wnie偶 i ona zosta艂a zamordowana, a dlaczego? Gdy偶 chcia艂a dochowa膰 wiary swym przysi臋gom i ludziom, kt贸rymi si臋 opiekowa艂a. Nic z tego nie by艂o naganne z punktu widzenia Koranu.

Nie mia艂by 偶adnych rozterek, gdyby pracowa艂 wy艂膮cznie z czarnymi Afrykanami. Ich religie wydawa艂y si臋 wstr臋tne wyznawcy Koranu; wielu z nich by艂o w istocie poganami, kt贸rzy nic nie wiedzieli o jedynym Bogu. Bez 偶adnych skrupu艂贸w gardzi艂by nimi i nie przejmowa艂 si臋 偶adnymi chrze艣cijanami, gdyby na jego drodze nie stan臋艂y siostry Jeanne Baptiste i Maria Magdalena. Dlaczego tak si臋 sta艂o?

Na nieszcz臋艣cie by艂o ju偶 za p贸藕no na stawianie takich pyta艅. Co by艂o, min臋艂o. Poszed艂 w k膮t pokoju i zrobi艂 sobie kaw臋. By艂 na nogach od ponad doby, a zm臋czenie powodowa艂o w膮tpliwo艣ci. Mia艂 nadziej臋, 偶e gor膮cy nap贸j odegna je do chwili, gdy nadejdzie sen, a wraz z nim spok贸j, spok贸j!

* * *

— Chyba nie m贸wisz powa偶nie! — parskn膮艂 Arnie. G艂os Toma by艂 pe艂en zak艂opotania i skruchy.

— Mo偶e to z powodu tych detektor贸w metalu, w ka偶dym razie ta艣ma jest uszkodzona. Obraz jest niewyra藕ny, a chocia偶 s艂ycha膰 nie藕le, to jednak nak艂adaj膮 si臋 jakie艣 trzaski. W tej postaci nie nadaje si臋 do emisji. Ca艂a godzina pracy na nic.

— Wi臋c? — spyta艂 van Damm.

— Mamy problem, Arnie. Rozmowa ju偶 zosta艂a zapowiedziana na dziewi膮t膮.

— Co ja mog臋 na to poradzi膰?

— Czy Ryan zgodzi艂by si臋 powt贸rzy膰 wszystko na 偶ywo? Teraz powinno p贸j艣膰 nawet jeszcze lepiej.

Szef personelu by艂 odmiennego zdania. Na chwil臋 b艂ysn臋艂o mu w g艂owie, 偶e m贸g艂by oskar偶y膰 Donnera o celow膮 dzia艂alno艣膰, spowodowan膮 nadziej膮, 偶e wi臋cej widz贸w zasi膮dzie przed telewizorami na wiadomo艣膰, 偶e s膮 jakie艣 k艂opoty z wywiadem. Ale nie, tego nie m贸g艂 zrobi膰. Zadawanie si臋 z mediami na tym szczeblu przypomina艂o sytuacj臋 Clyde'a Beatty'ego, kt贸ry sta艂 na 艣rodku areny z krzes艂em bez dna i rewolwerem na 艣lepaki, wiedz膮c, 偶e wprawdzie panuje nad lwami, ale wystarczy najmniejszy b艂膮d, a... Milcza艂, zmuszaj膮c w ten spos贸b Donnera, by ten wykona艂 nast臋pny ruch.

— Pos艂uchaj, Arnie, pytania b臋d膮 takie same. Jak cz臋sto prezydent mo偶e na sucho prze膰wiczy膰 odpowiedzi? Rano wypad艂 bardzo dobrze. John te偶 tak uwa偶a.

— Dlaczego nie nakr臋cicie raz jeszcze?

— Wchodz臋 na anten臋 za czterdzie艣ci minut, b臋d臋 wolny o wp贸艂 do 贸smej. I potem mam si臋 dosta膰 do Bia艂ego Domu, powt贸rzy膰 wszystko od nowa, wr贸ci膰 do studia, przejrze膰 nagranie, odda膰 je do realizacji, a wszystko przed dziewi膮t膮? — Urwa艂 na chwil臋. — Powiem ci, co zrobimy. Na pocz膮tku wyja艣ni臋, 偶e to my spaprali艣my ta艣m臋, a prezydent wielkodusznie zgodzi艂 si臋 powt贸rzy膰 ca艂y wywiad na 偶ywo. Dla niego to czysty zysk.

Arnie van Damm wci膮偶 mia艂 w膮tpliwo艣ci. Zgoda, Jack wypad艂 nie藕le. Nie bardzo dobrze, ale nie藕le, szczeg贸lnie tam, gdzie m贸wi艂 o uczciwo艣ci. Nawet w niewygodnych kwestiach budzi艂 zaufanie. By艂 odrobin臋 zdenerwowany, ale i to mia艂o swoje zalety. Nie by艂 politykiem — powt贸rzy艂 to dwa, czy trzy razy — i dlatego nie m贸g艂 si臋 dobrze czu膰 w tej sytuacji. Z bada艅 przeprowadzonych w kilkunastu miastach wynika艂o, 偶e wszystkim pytanym Ryan si臋 podoba艂, gdy偶 by艂 podobny do nich. Jack nie mia艂 poj臋cia o pomy艣le Arnie'ego, realizowanym w takiej tajemnicy, jak gdyby to by艂a operacja CIA. Van Damm musia艂 jednak wiedzie膰, jak szef powinien wygl膮da膰 w oczach wyborc贸w, aby m贸g艂 rz膮dzi膰 jak najsprawniej. Ludzie uwa偶ali zatem, 偶e Ryan zachowuje si臋 w spos贸b godny prezydenta, a 偶e ma sw贸j w艂asny styl — tym lepiej. A wywiad na 偶ywo — niewykluczone, 偶e us艂yszawszy t臋 zapowied藕, jeszcze wi臋cej telewidz贸w o dwudziestej pierwszej prze艂膮czy odbiorniki na NBC.

— Dobrze, Tom, wst臋pnie zgadzam si臋, ale prezydent musi to jeszcze potwierdzi膰.

— Byle szybko — j臋kn膮艂 Donner. — Je艣li si臋 nie zgodzi, trzeba b臋dzie przewraca膰 ca艂y program wieczorny, a wszystko skrupi si臋 na mnie.

— Zadzwoni臋 do ciebie za pi臋膰 minut — obieca艂 Arnie, wcisn膮艂 guzik, zostawi艂 s艂uchawk臋 na biurku i wypad艂 z gabinetu, od progu ju偶 wo艂aj膮c do agent贸w:

— W pilnej sprawie do Szefa!

* * *

— Co si臋 sta艂o? — spyta艂 Ryan.

Niecz臋sto drzwi jego gabinet otwierano bez pukania.

— Musimy powt贸rzy膰 wywiad — sapn膮艂 Arnie.

— Mia艂em niedopi臋ty rozporek?

— Mary zawsze sprawdza takie rzeczy. Ta艣ma jest uszkodzona. A nie ma czasu, 偶eby nakr臋ci膰 od nowa. Te same pytania, wszystko tak... — Van Damm umilk艂, gdy偶 przysz艂a mu nagle do g艂owy pewna my艣l. — A gdyby twoja 偶ona tak偶e przy tym by艂a?

— Cathy nie znosi takich sytuacji — odpar艂 prezydent.

— Wystarczy, 偶eby siedzia艂a ko艂o ciebie i u艣miecha艂a si臋. To widzom si臋 spodoba. Jack, od czasu do czasu musi wyst膮pi膰 jako Pierwsza Dama. Teraz wszystko p贸jdzie jak po ma艣le. Mo偶e jeszcze na koniec dzieciaki...

— Nie ma mowy. Dzieci maj膮 pozosta膰 jak najdalej od polityki. Rozmawiali艣my na ten temat z Cathy.

— Ale...

— Nie, Arnie, ani dzisiaj, ani jutro, ani kiedykolwiek indziej.

Ton g艂osu Ryana oznajmia艂, 偶e dyskusja jest sko艅czona.

Szef personelu Bia艂ego Domu by艂 zdania, 偶e potrafi nak艂oni膰 swego mocodawc臋 do wszystkiego — ludzie najszybciej uznaj膮 ci臋 za swojego, kiedy zobacz膮 ci臋 w kr臋gu rodziny i tak dalej, i tak dalej — ale tym razem nie by艂o czasu.

— Spytasz Cathy?

Ryan westchn膮艂 i w milczeniu skin膮艂 g艂ow膮.

— W porz膮dku. Powiem Donnerowi, 偶e mo偶e z jej udzia艂em, ale to nic pewnego ze wzgl臋du na jej obowi膮zki lekarskie. W jej towarzystwie b臋d膮 troch臋 ogl臋dniejsi. To g艂贸wne zadanie Pierwszej Damy.

— Mo偶e sam spr贸buj j膮 o tym przekona膰. Pami臋taj, 偶e wprawnie operuje lancetem.

Van Damm roze艣mia艂 si臋.

— Co艣 ci powiem. To bez w膮tpienia dama w stu procentach, ale twardsza od nas obu razem wzi臋tych. Popro艣 grzecznie.

— Jasne.

Najlepiej tu偶 przed kolacj膮, pomy艣la艂 Ryan.

* * *

— Zgodzi艂 si臋, ale b臋dzie te偶 jego 偶ona.

— Dlaczego?

— A dlaczego nie? Tyle 偶e to nie do ko艅ca pewne, gdy偶 nie wr贸ci艂a jeszcze ze szpitala.

Obaj dziennikarze u艣miechn臋li si臋, s艂ysz膮c ostatnie zdanie.

— Zdajesz sobie spraw臋 z tego, 偶e w艂a艣nie ok艂ama艂e艣 prezydenta Stan贸w Zjednoczonych? — zamy艣li艂 si臋 John Plumber.

By艂 starszy od Donnera. Dobiega艂 siedemdziesi膮tki, a chocia偶 w czasie II wojny mia艂 kilkana艣cie lat, jako reporter by艂 ju偶 w Korei, by potem pe艂ni膰 funkcj臋 korespondenta w Londynie, Pary偶u, Bonn i wreszcie Moskwie, sk膮d zosta艂 wydalony. Jego z lekka lewicowe pogl膮dy polityczne nigdy nie przerodzi艂y si臋 w sympati臋 do ZSRR. Chocia偶 nie nale偶a艂 do pokolenia Edwarda R. Murrowa, to dorasta艂 s艂uchaj膮c znakomitych komentarzy dziennikarza CBS i jeszcze dzi艣 wystarczy艂o, by zamkn膮艂 oczy, a s艂ysza艂 odrobin臋 zachrypni臋ty g艂os, w kt贸rym by艂o co艣 z dostoje艅stwa kaznodziei. Ed zaczyna艂 od radia w czasach, gdy g艂os by艂 bardzo wa偶nym narz臋dziem profesjonalnym. Jego angielszczyzna by艂a lepsza od tej, kt贸rej u偶ywa艂a wi臋kszo艣膰 jego wsp贸艂czesnych, a na g艂ow臋 bi艂a j臋zyk dzisiejszych niedouczonych dziennikarzy i reporter贸w. Plumber czu艂 si臋 po trosze jego duchowym uczniem, a ka偶demu tekstowi, czy by艂 to artyku艂, czy w biegu pisany komentarz, stara艂 si臋 nada膰 eleganck膮 form臋 w艂a艣ciw膮 nauczycielowi, kt贸rego zna艂 tylko ze s艂yszenia. Dobrze wiedzia艂, 偶e ludzie z tak膮 uwag膮 s艂uchali Murrowa, poniewa偶 by艂 uczciwy. By艂 r贸wnie zajad艂ym tropicielem sekret贸w w艂adzy jak dzisiejsi jego nast臋pcy, ale wszyscy wiedzieli, 偶e Ed Murrow zawsze gra fair i s膮 zasady, kt贸rych nigdy nie z艂amie. Plumber nale偶a艂 jeszcze do tego pokolenia dziennikarzy, kt贸re wierzy艂o, i偶 w tym zawodzie obowi膮zuj膮 pewne normy, a jedna z nich zakazywa艂a k艂amstwa. Mo偶na prawd臋 nagina膰 i naci膮ga膰, aby wydoby膰 potrzebn膮 informacj臋, nigdy jednak nie wolno z rozmys艂em i wprost powiedzie膰 komu艣 co艣, co by艂oby sprzeczne z faktami. I Plumber wiedzia艂, 偶e w obecnej sytuacji Ed nigdy nie zachowa艂by si臋 tak jak Tom.

— John, on nas wykiwa艂.

— Ty tak uwa偶asz.

— A te informacje, kt贸re zdoby艂em?

Przez dwie szale艅cze godziny wszyscy pracownicy NBC, kt贸rzy byli do dyspozycji, rzucili si臋 do sprawdzania najdrobniejszych element贸w mo偶liwych do sprawdzenia. Co艣 by艂o na rzeczy.

— Nie jestem pewien, Tom. — Plumber przetar艂 oczy. — Czy Ryan ma do艣wiadczenie polityczne? Nie, nie ma. Czy si臋 stara? Tak, bardzo. Czy jest szczery? Moim zdaniem, tak. Powiedzmy, na tyle szczery, na ile mo偶e by膰 w tej sytuacji.

— To dlaczego nie pozwoli膰 mu tego dowie艣膰?

Plumber milcza艂. Mia艂 wra偶enie, 偶e jego koledze majaczy ju偶 przed oczyma wizja gwa艂townie rosn膮cej ogl膮dalno艣ci, pochwa艂, mo偶e nawet nagrody Emmy. Z drugiej strony, Tom by艂 oddelegowany przez sie膰 do kontaktu z najwa偶niejszymi osobisto艣ciami, mia艂 dobre uk艂ady z szefostwem w Nowym Jorku, gdzie zasiadali teraz ludzie z jego generacji: biznesmeni, dla kt贸rych najwy偶sz膮 wyroczni膮 by艂 wska藕nik ogl膮dalno艣ci. Ryan za艣 powtarza艂, 偶e zawsze potrafi dogada膰 si臋 z lud藕mi biznesu.

— Spr贸bujmy.

* * *

Helikopter wyl膮dowa艂 na Po艂udniowym Trawniku; steward piechoty morskiej zeskoczy艂 i poda艂 r臋k臋 Pierwszej Damie. W orszaku agent贸w Tajnej S艂u偶by posz艂a do wej艣cia, a nast臋pnie do windy, gdzie nawet nie zd膮偶y艂a wyci膮gn膮膰 r臋ki, gdy Roy Altman naciska艂 ju偶 guzik.

— Chirurg jedzie wind膮 do rezydencji — poinformowa艂 z parteru agent Raman.

— Zrozumia艂am — potwierdzi艂a z pi臋tra Andrea Price. Na jej polecenie pracownicy z pionu technicznego Bia艂ego Domu sprawdzili detektory metalu, ale nie znale藕li niczego nieprawid艂owego. Na sugesti臋, 偶e m贸g艂 zawini膰 jaki艣 statyczny 艂adunek, sucho przypomniano jej, 偶e tutaj nawet powietrze by艂o kontrolowane. Dalsza dyskusja nad przyczyn膮 uszkodzenia ta艣my wideo nie mia艂a sensu. Do diab艂a z dziennikarzami; oni byli jej najwi臋kszym utrapieniem.

— Cze艣膰, Andrea — rzuci艂a w przelocie Cathy.

— Dzie艅 dobry, pani Ryan. Kolacja zaraz b臋dzie na stole.

— Dzi臋kuj臋 — powiedzia艂a Cathy z progu sypialni. Od razu zauwa偶y艂a, 偶e na kom贸dce le偶y jedna z jej wieczorowych sukien i bi偶uteria. Zamkn臋艂a drzwi i dwoma kopni臋ciami pozby艂a si臋 but贸w, a potem przebra艂a si臋 po domowemu. Jak zawsze, zastanawia艂a si臋, czy jakie艣 kamery zarejestrowa艂y i to wydarzenie.

Kucharz George Butler by艂 znakomity. Udoskonali艂 nawet jej sa艂atk臋 szpinakow膮, dodaj膮c odrobin臋 rozmarynu do kombinacji, nad kt贸r膮 pracowa艂a przez lata. Cathy asystowa艂a mu raz w tygodniu, a on wprowadza艂 j膮 w niekt贸re ze swych sekret贸w. Zadawa艂a sobie niekiedy pytanie, czy gdyby nie wybra艂a medycyny, odnios艂aby jakie艣 sukcesy w sferze kulinarnej. Tylko onie艣mielenie nie pozwoli艂o Butlerowi na skomplementowanie jej talent贸w.

Zd膮偶y艂 pozna膰 upodobania smakowe rodziny Ryan贸w, przy czym najtrudniej by艂o dogodzi膰 najm艂odszej Foremce, co nie sta艂o na przeszkodzie temu, 偶e sta艂a si臋 ulubienic膮 ca艂ego personelu. Nie tylko kuchennego.

— Cze艣膰, ma — powiedzia艂a Katie.

— Witaj, kochanie. — Poca艂unek pierwsza otrzyma艂a Foremka, nast臋pny w kolejno艣ci by艂 Jack. Dw贸jka najstarszych z ostentacyjn膮 rezerw膮 traktowa艂a czu艂o艣ci. — Jack, dlaczego moje wieczorowe rzeczy s膮 na wierzchu?

— Dzisiaj wiecz贸r b臋dziemy wyst臋powa膰 w telewizji — odpar艂 ostro偶nie Miecznik.

— Dlaczego?

— Ta艣ma z porannym nagraniem okaza艂a si臋 wadliwa, wi臋c chc膮 powt贸rzy膰 rozmow臋 na 偶ywo o dziewi膮tej, a je艣li zechcesz, te偶 b臋dziesz w niej uczestniczy膰.

— I co mam m贸wi膰?

— Czy wszystko jest takie, jak sobie wyobra偶a艂a艣, i tak dalej.

— Chcesz, 偶ebym wesz艂a z talerzykiem ciastek i dzbankiem kawy?

— Najlepsze ciastka robi Georgie! — wtr膮ci艂a si臋 Foremka.

Starsze rodze艅stwo parskn臋艂o 艣miechem, co nieco roz艂adowa艂o sytuacj臋.

— Je艣li nie chcesz, to nie, ale Arnie uwa偶a, 偶e to dobry pomys艂.

— Wy艣mienity — mrukn臋艂a z przek膮sem Cathy i przypatrzy艂a si臋 m臋偶owi, przekrzywiaj膮c g艂ow臋. Mo偶e powinna porozmawia膰 z Arnie'em, 偶eby si臋 dowiedzie膰, za jakie sznureczki poci膮ga, i偶 tak wielki ma wp艂yw na Jacka?

* * *

Bondarienko pracowa艂 do p贸藕nej nocy lub — zale偶nie od punktu widzenia — do wczesnego rana. Czasami sp臋dza艂 za biurkiem ponad dwadzie艣cia godzin i bardzo szybko doszed艂 do wniosku, 偶e 艂atwiej jest by膰 pu艂kownikiem ni偶 genera艂em. Jako pu艂kownik m贸g艂 sporo biega膰, a tak偶e znacznie wi臋cej czasu sp臋dza膰 z 偶on膮. Teraz... C贸偶, nikt go nie zmusza艂 do robienia kariery. Zawsze by艂 ambitny, inaczej bowiem czy偶 oficer z oddzia艂贸w 艂膮czno艣ci znalaz艂by si臋 w afga艅skich g贸rach jako cz艂onek Specnazu? Stopie艅 pu艂kownika, kt贸ry otrzyma艂 w uznaniu przez zwierzchnik贸w jego zdolno艣ci, by艂 w pewnym momencie powa偶nie zagro偶ony, albowiem inny pu艂kownik, z kt贸rym wsp贸艂pracowa艂, okaza艂 si臋 szpiegiem. Fakt ten do dzisiaj nie dawa艂 mu spokoju. Misza Filitow szpiegowa艂 na rzecz Zachodu? To wstrz膮sn臋艂o jego wiar膮 w wiele rzeczy, a przede wszystkim w kraj, kt贸ry zreszt膮 niebawem si臋 rozpad艂. Zwi膮zek Radziecki, kt贸ry wychowa艂 go, da艂 mu mundur i wyszkoli艂, umar艂 pewnego grudniowego wieczoru, a jego miejsce zaj臋艂o pa艅stwo mniejsze, ale... sympatyczniejsze. 艁atwiej by艂o kocha膰 Matk臋 Rosj臋 ni偶 ogromnego, wielonarodowego kolosa. Mo偶na by powiedzie膰, 偶e posz艂y sobie wszystkie dzieci adoptowane na si艂臋, a pozosta艂y tylko prawdziwe, co tak偶e 偶ycie rodzinne uczyni艂o szcz臋艣liwszym.

Chocia偶 biedniejszym. Dlaczego przedtem nie zdawa艂 sobie z tego sprawy? Jego dawny kraj posiada艂 najwi臋ksz膮 i najlepsz膮 armi臋 na 艣wiecie, a przynajmniej tak mu si臋 wydawa艂o, gdy my艣la艂 o nieprzebranych rzeszach 偶o艂nierzy, bogactwie sprz臋tu, a tak偶e o dumnym zwyci臋stwie nad niemieckimi naje藕d藕cami podczas najkrwawszej wojny w dotychczasowych dziejach. Ale s艂awa tej armii poleg艂a w Afganistanie, tam zostawi艂a ona sw膮 dum臋 i swego ducha bojowego, troch臋 na wz贸r Amerykan贸w w Wietnamie. Ameryce uda艂o si臋 pod藕wign膮膰 z tej pora偶ki, jego ojczyzna dopiero rozpoczyna艂a trudn膮 rekonwalescencj臋.

Te pieni膮dze 艂o偶one na utrzymanie dalekich prowincji, kt贸re teraz si臋 oderwa艂y, przyw艂aszczaj膮c sobie wszystko i szukaj膮c innych sojusznik贸w, tak偶e po艣r贸d wrog贸w Rosji. Zupe艂nie jak wyrodny pasierb.

Go艂owko mia艂 racj臋. Je艣li mia艂o si臋 zapobiec gro藕nemu rozwojowi wypadk贸w, trzeba to zrobi膰 jak najwcze艣niej. Ale jak? Dostatecznie trudne okaza艂y si臋 zmagania z oddzia艂ami Czecze艅c贸w.

Dzisiaj szef dzia艂u planowania, za pi臋膰 lat b臋dzie g艂贸wnodowodz膮cym, tego Bondarienko by艂 pewien. By艂 najlepszym oficerem w swojej grupie wiekowej, a osi膮gni臋cia bojowe zwr贸ci艂y na niego uwag臋 najwy偶szych szczebli politycznych, co zawsze stanowi艂o dobr膮 r臋kojmi臋 awansu. Je艣li otrzyma najwy偶sze stanowisko za p贸藕no, b臋dzie m贸g艂 ju偶 dowodzi膰 tylko w ostatniej, przegranej kampanii Rosji. Tymczasem gdyby na pi臋膰 lat dano mu fundusze i woln膮 r臋k臋, je艣li chodzi o zmiany organizacyjne i szkoleniowe, przekszta艂ci艂by rosyjsk膮 armi臋 w pot臋g臋, jak膮 nigdy jeszcze nie by艂a. Bez 偶adnej 偶enady skorzysta艂by z wzorc贸w ameryka艅skich, tak jak Amerykanie bez 偶adnej 偶enady wykorzystali radzieck膮 taktyk臋 podczas wojny w Zatoce. Na to, aby tak si臋 mog艂o sta膰, potrzeba kilku lat wzgl臋dnego spokoju. Gdyby wojska rosyjskie uwik艂ane zosta艂y w beznadziejne walki na po艂udniowej granicy, na zbawienn膮 reform臋 mog艂oby zabrakn膮膰 艣rodk贸w i czasu.

C贸偶 wi臋c mia艂 pocz膮膰? Jako szef dzia艂u planowania powinien wiedzie膰. Tyle 偶e nie wiedzia艂. Na pocz膮tek sz艂a Turkmenia. Je艣li tutaj nie uda mu si臋 powstrzyma膰 zagro偶enia, nigdzie si臋 to nie uda. Po lewej stronie biurka le偶a艂 zestaw mo偶liwych do u偶ycia dywizji i brygad. Po prawej — mapa. Jedno i drugie pozostawa艂y w 偶a艂osnej dysproporcji.

* * *

— Ma pani takie pi臋kne w艂osy — powiedzia艂a Mary Abbot.

— Czepek fatalnie na nie wp艂ywa — skrzywi艂a si臋 Cathy — ale dzisiaj nie musia艂am go nak艂ada膰.

— Nie zmienia pani fryzury. Od dawna j膮 pani nosi?

— Od naszego 艣lubu.

— I 偶adnej zmiany?

Mary Abbot by艂a najwyra藕niej poruszona t膮 informacj膮. Tymczasem Cathy my艣la艂a, 偶e zawsze b臋dzie chcia艂a wygl膮da膰 jak Susannah York, czy raczej jak Susannah York, kt贸r膮 ogl膮da艂a w filmach w koled偶u. Podobnie by艂o zreszt膮 z Jackiem. On r贸wnie偶 czesa艂 si臋 tak samo, tyle 偶e cz臋sto nie mia艂 czasu na fryzjera, wi臋c przynajmniej to zmieni艂o si臋 w Bia艂ym Domu, gdzie inni dbali o jego w艂osy. M贸wi膮c szczerze, niezale偶nie od okropnego wsz臋dobylstwa, tutejszy personel potrafi艂 o wiele lepiej zorganizowa膰 Jackowi 偶ycie ni偶 ona. Najpewniej wykonywali to, co wynika艂o w艂a艣nie z grafiku zaj臋膰, wcze艣niej o nic nie pytaj膮c, w przeciwie艅stwie do niej. I byli bardziej skuteczni.

Czu艂a wi臋ksze zdenerwowanie, ni偶 si臋 spodziewa艂a, wi臋ksze ni偶 podczas egzamin贸w medycznych, wi臋ksze ni偶 podczas pierwszej operacji, gdy ca艂膮 si艂膮 woli musia艂a nakazywa膰 r臋kom, aby nie o艣mieli艂y si臋 drgn膮膰. Skoro jednak wtedy pos艂ucha艂y, tak偶e i teraz musia艂y ulec perswazji. By艂a w ko艅cu chirurgiem, a ten w ka偶dej sytuacji musi panowa膰 nad sob膮.

— Chyba ju偶 dobrze — powiedzia艂a pani Abbot.

— Dzi臋kuj臋. Lubi pani zajmowa膰 si臋 Jackiem?

Zapytana u艣miechn臋艂a si臋.

— Nienawidzi makija偶u. Ale tak jest ze wszystkimi m臋偶czyznami.

— Powiem pani w sekrecie, 偶e i ze mn膮.

— Niewiele robi艂am przy pani — natychmiast zapewni艂a Mary — gdy偶 pani sk贸ra tego nie potrzebuje.

— Dzi臋kuj臋 — powiedzia艂a z ciep艂ym u艣miechem pani Ryan.

— Czy mog臋 co艣 doradzi膰?

— Oczywi艣cie.

— Niech pani wyd艂u偶y w艂osy o trzy, cztery centymetry. To lepiej podkre艣li kszta艂t pani twarzy.

— Tak samo m贸wi Elaine, moja fryzjerka w Baltimore. Raz spr贸bowa艂am, ale tylko bardziej si臋 niszcz膮 pod czepkiem operacyjnym.

— Co to za problem uszy膰 wi臋kszy czepek? Musimy dba膰 o nasz膮 Pierwsz膮 Dam臋!

Dlaczego sama o tym nie pomy艣la艂am, zastanawia艂a si臋 w duchu Cathy, a g艂o艣no powiedzia艂a:

— Dzi臋kuj臋, chyba skorzystam z tej rady.

— T臋dy. — Pani Abbot wskaza艂a drog臋 do Gabinetu Owalnego. Mo偶e si臋 to wydawa膰 dziwne, ale dot膮d Cathy by艂a tutaj dwa razy, a tylko raz zasta艂a Jacka. Nagle uderzy艂o j膮, jakie to dziwne. Przecie偶 jej sypialnia by艂a nie dalej od gabinetu m臋偶a ni偶 pi臋膰dziesi膮t metr贸w. Biurko zdumia艂o j膮 swoim ogromem i staro艣wiecko艣ci膮, sam jednak gabinet, nawet teraz, gdy rozstawiono w nim kamery i reflektory, by艂 bez por贸wnania wi臋kszy od jej pokoju w klinice Hopkinsa. Ko艂o kominka, naprzeciw biurka znajdowa艂o si臋 miejsce, kt贸re, jak twierdzili agenci Tajnej S艂u偶by, by艂o najcz臋艣ciej na planecie fotografowane. Meble wygl膮da艂y zbyt oficjalnie, aby mog艂y by膰 wygodne, a dywanik z prezydenck膮 piecz臋ci膮 wydawa艂 si臋 absolutnie niegustowny, ostatecznie jednak nie by艂 to normalny gabinet dla normalnej osoby.

— Witaj, kochanie — powiedzia艂 Jack i dokona艂 prezentacji. — Tom Donner, a to John Plumber.

— Dobry wiecz贸r — powiedzia艂a z u艣miechem Cathy. — S艂ucham pana podczas przygotowa艅 do kolacji.

— Tylko wtedy? — powiedzia艂 z 偶artobliwym rozczarowaniem w g艂osie Plumber.

— Na g贸rze w jadalni nie ma telewizora, a mnie ostatnio nie dopuszczaj膮 do kuchni.

— A czy m膮偶 pani pomaga? — spyta艂 Donner.

— Jack w kuchni? Nie, jest ca艂kiem dobry przy grillu, ale kuchnia to moja domena, kiedy mam do niej przypadkiem wst臋p.

Usiad艂a i przyjrza艂a si臋 parze dziennikarzy. Nie czu艂a si臋 wcale spokojniejsza. Reflektory by艂y ju偶 zapalone. Zebra艂a si臋 w sobie. Plumbera lubi艂a, Donner wyra藕nie co艣 ukrywa艂. Ledwie tylko zda艂a sobie z tego spraw臋, mina jej spowa偶nia艂a i chcia艂a powiedzie膰 to Jackowi, ale...

— Jeszcze minuta — oznajmi艂 re偶yser.

W gabinecie by艂a, jak zwykle, Andrea Price, kt贸ra sta艂a w przej艣ciu do sekretariatu. W otwartych drzwiach za plecami Cathy zaj膮艂 miejsce Jeff Raman. Nast臋pny sztywniak, przelecia艂o Cathy przez my艣l. Ale tak ju偶 widocznie musia艂o by膰 w Bia艂ym Domu, 偶e ludzie traktowali ci臋, jakby艣 by艂a nie wiadomo kim, i bardzo trudno by艂o znale藕膰 si臋 z nimi na przyjacielskiej stopie. No i jeszcze jedna przeszkoda: Jack i Cathy nie byli przyzwyczajeni do s艂u偶by. Wynajmowali ludzi do pomocy, ale to co innego. U Hopkinsa piel臋gniarki i sanitariusze przepadali za ni膮, gdy偶 odnosi艂a si臋 do nich z szacunkiem, ale kiedy usi艂owa艂a tak samo zachowywa膰 si臋 tutaj, skutki nie by艂y te same.

— Pi臋tna艣cie sekund.

— Zaraz si臋 zacznie — mrukn膮艂 Jack.

Czy nie lepiej by艂o zosta膰 w Merrill Lynch? Cathy o ma艂o nie powiedzia艂a tego na g艂os. Ale nie, nie by艂by szcz臋艣liwy. Jego praca by艂a dla niego tak samo wa偶na, jak dla niej leczenie oczu. W tym byli do siebie bardzo podobni.

— Dobry wiecz贸r — powiedzia艂 Donner do kamery, kt贸ra znajdowa艂a si臋 za plecami Ryan贸w. — Jeste艣my w Gabinecie Owalnym, aby przeprowadzi膰 rozmow臋 z prezydentem Ryanem i Pierwsz膮 Dam膮 Stan贸w Zjednoczonych. Jak informowa艂em ju偶 w wiadomo艣ciach wieczornych NBC, ta艣ma, na kt贸rej zarejestrowali艣my przeprowadzony rano wywiad, okaza艂a si臋 wadliwa. Jeste艣my wdzi臋czni panu prezydentowi, 偶e zgodzi艂 si臋 na to, by艣my raz jeszcze zabrali mu czas. — Tom spojrza艂 na prezydenck膮 par臋 i doda艂: — Raz jeszcze serdecznie dzi臋kujemy.

— Witam ponownie, Tom.

— Razem z nami jest tak偶e pani Ryan...

— Przepraszam — przerwa艂a Cathy, z u艣miechem, ale stanowczo. — Poniewa偶 taki ustali艂 si臋 zwyczaj, nie protestuj臋, kiedy nazywa si臋 mnie Pierwsz膮 Dam膮, aczkolwiek nie bardzo mi si臋 to podoba, przy okazji jednak chcia艂abym podkre艣li膰, 偶e niezale偶nie od tego, i偶 mieszkam w Bia艂ym Domu, nie przesta艂am by膰 lekarzem, czemu po艣wi臋ci艂am du偶膮 cz臋艣膰 swego 偶ycia.

— Przepraszam, oczywi艣cie, pani profesor — powiedzia艂 ze skruszon膮 min膮 Donner. — Zreszt膮 obydwoje pa艅stwo macie tytu艂y naukowe.

— Tak. Jack w dziedzinie historii, ja w oftalmologii.

— Co wi臋cej, za swoje osi膮gni臋cia w dziedzinie chirurgii oka otrzyma艂a pani nagrod臋 Laskera, nie myl臋 si臋, prawda?

— No c贸偶, od pi臋tnastu lat zajmuj臋 si臋 medycyn膮. W szpitalu Uniwersytetu imienia Johna Hopkinsa wszyscy jeste艣my klinicystami i badaczami zarazem. Pracuj臋 w grupie wspania艂ych ludzi, a wspomniana przez pana nagroda jest wsp贸ln膮 zas艂ug膮 ich wszystkich. Pi臋tna艣cie lat temu Bernard Katz zach臋ci艂 mnie bym zainteresowa艂a si臋 problemem, w jaki spos贸b mo偶na wykorzysta膰 laser do leczenia r贸偶nych u艂omno艣ci oczu. Od tego czasu zajmuj臋 si臋 tymi kwestiami.

— Czy to prawda, 偶e zarabia pani wi臋cej od m臋偶a? — spyta艂 Donner, przesy艂aj膮c pod adresem kamery filuterny u艣miech.

— Du偶o wi臋cej — odpar艂a i skrzywi艂a si臋 偶artobliwie.

— Zawsze powtarzam, 偶e to Cathy jest m贸zgiem ca艂ego naszego przedsi臋wzi臋cia rodzinnego — wtr膮ci艂 si臋 Jack, ujmuj膮c d艂o艅 偶ony. — Jest zbyt skromna na to, by powiedzie膰, 偶e w swojej dziedzinie jest po prostu najlepsza na 艣wiecie.

— Ale przyzna艂a pani, 偶e jest te偶 Pierwsz膮 Dam膮; jak pani si臋 czuje w tej roli?

— Czy musz臋 odpowiada膰? — rzuci艂a z czaruj膮cym u艣miechem, ale zaraz spowa偶nia艂a. — Spos贸b, w jaki si臋 tutaj znale藕li艣my... z pewno艣ci膮 o tym nie marzyli艣my, ale to troch臋 podobne do pracy w szpitalu. Przywo偶膮 ofiar臋 nieszcz臋艣liwego wypadku, kt贸rej przecie偶 nikt o zdanie nie pyta艂, a my staramy si臋 zrobi膰 wszystko, co w naszej mocy. Jack nigdy nie ust臋powa艂 z drogi wyzwaniom.

Trzeba by艂o przej艣膰 wreszcie do rzeczy.

— Panie prezydencie, a co pan s膮dzi o swojej pracy?

— Zabiera bardzo du偶o czasu. Wiele pracowa艂em w instytucjach rz膮dowych, ale chyba nie docenia艂em tego, jak pracoch艂onna jest ta posada. Na szcz臋艣cie mam bardzo dobrych wsp贸艂pracownik贸w, a w ca艂ej administracji rz膮dowej pracuj膮 z po艣wi臋ceniem tysi膮ce ludzi. To ogromna pomoc.

— A teraz, gdy widzi to pan z bliska, jak by pan okre艣li艂, na czym polega pa艅ska praca? — spyta艂 John Plumber.

— Zgodnie z przysi臋g膮 mam strzec i broni膰 konstytucji Stan贸w Zjednoczonych Ameryki — odpar艂 Ryan. — Pracujemy nad rekonstrukcj膮 rz膮du. Senat obraduje ju偶 w pe艂nym sk艂adzie, a kiedy wybory przejd膮 wszystkie szczeble, b臋dziemy tak偶e mieli pe艂n膮 Izb臋 Reprezentant贸w. Wi臋kszo艣膰 stanowisk w gabinecie jest ju偶 obsadzona.

— M贸wili艣my rano o wydarzeniach w Zatoce Perskiej. Jakie problemy dostrzega pan w tamtym regionie?

Pytanie znowu zada艂 Plumber. Ryan by艂 bardziej pewny siebie ni偶 rano, m贸wi艂 przekonuj膮co, ale John dostrzeg艂 wyraz oczu jego 偶ony, czujny i pe艂en napi臋cia.

— Stanom Zjednoczonym zale偶y na pokoju i stabilno艣ci na Bliskim Wschodzie. Gor膮co pragniemy nawi膮za膰 przyjazne stosunki z nowo powsta艂膮 Zjednoczon膮 Republik膮 Islamsk膮. Dosy膰 ju偶 konflikt贸w w tej cz臋艣ci 艣wiata. Chcia艂bym wierzy膰, 偶e pokonali艣my pewien zakr臋t. Po trwaj膮cych przez ca艂e pokolenia zawirowaniach, zawarli艣my prawdziwy pok贸j z Rosj膮, powtarzam: pok贸j, a nie zawieszenie dzia艂a艅 wojennych. Chcieliby艣my dalej kroczy膰 t膮 drog膮. By膰 mo偶e nigdy nie by艂o na 艣wiecie ca艂kowitego pokoju, ale czy dlatego mamy zrezygnowa膰 ze swoich d膮偶e艅? My艣l臋, John, 偶e w ci膮gu ostatnich dwudziestu lat przebyli艣my d艂ug膮 drog臋. Wiele jest jeszcze do zrobienia, ale mamy ju偶 spory kapita艂 osi膮gni臋膰.

— Po przerwie kontynuujemy rozmow臋 — powiedzia艂 Donner do kamery. Widzia艂, 偶e Ryan jest bardzo z siebie zadowolony. Znakomicie. Na stoliku pojawi艂y si臋 szklanki z wod膮. Wszyscy od艣wie偶yli gard艂a, czekaj膮c a偶 zako艅cz膮 si臋 dwie reklamy. — Tak naprawd臋, to chyba nienawidzi pani tego wszystkiego? — spyta艂 Cathy.

— Jak d艂ugo mog臋 wykonywa膰 swoj膮 prac臋, niewiele rzeczy mi przeszkadza, niepokoj臋 si臋 jednak o dzieci. Kiedy sko艅czy si臋 prezydentura Jacka, musz膮 by膰 takie same, jak ich r贸wie艣nicy, a my nie przygotowali艣my ich na ca艂膮 t臋 zawieruch臋.

W milczeniu doczekali do ko艅ca przerwy.

— Ponownie jeste艣my w Gabinecie Owalnym wraz z panem prezydentem i jego ma艂偶onk膮. Panie prezydencie, nad jakimi zmianami pracuje pan w tej chwili?

— Tom, wola艂bym u偶y膰 s艂owa „odnowa” ni偶 „zmiana”. Przy okazji chcia艂bym jednak wprowadzi膰 kilka poprawek. Nowych cz艂onk贸w gabinetu dobiera艂em z my艣l膮 o tym, 偶eby ca艂y rz膮d funkcjonowa艂 jak najsprawniej. Jak dobrze wiesz, nie jestem nowicjuszem w s艂u偶bie publicznej i sporo widzia艂em przyk艂ad贸w nieefektywno艣ci czy marnotrawstwa. Poleci艂em zatem swoim wsp贸艂pracownikom, aby zastanowili si臋 nad mo偶liwo艣ci膮 osi膮gania takich samych, a nawet lepszych wynik贸w przy mniejszych kosztach.

— Wielu prezydent贸w ju偶 tak m贸wi艂o.

— U mnie nie b臋d膮 to tylko s艂owa — z powag膮 zapewni艂 Ryan.

— Pierwszym znacz膮cym posuni臋ciem w pa艅skiej polityce wewn臋trznej by艂 atak na system podatkowy — zauwa偶y艂 Donner.

— Nie „atak”, Tom, chocia偶 tutaj rzeczywi艣cie mo偶na m贸wi膰 o „zmianie”. George Winston ma moje ca艂kowite poparcie dla swych poczyna艅. Obowi膮zuj膮cy obecnie system podatkowy jest ca艂kowicie niesprawiedliwy i to pod wieloma wzgl臋dami. Po pierwsze, ludzie nie mog膮 go zrozumie膰, co oznacza, 偶e musz膮 wynajmowa膰 specjalist贸w, 偶eby im wyja艣nili, o co chodzi z tymi podatkami. Jaki w tym sens: wydawa膰 spore pieni膮dze, 偶eby ci powiedziano, jak dzia艂a prawo, kt贸re nakazuje zabra膰 nast臋pn膮 porcj臋 pieni臋dzy? Z kolei prawo takie nie jest 偶adnym nadnaturalnym tworem, to ludzie je tworz膮. Dlaczego wi臋c budowa膰 prawo, kt贸rego wi臋kszo艣膰 nie rozumie?

— Przy okazji chcia艂bym powt贸rzy膰 zastrze偶enie, 偶e pa艅ski rz膮d podatek progresywny chce zast膮pi膰 regresywnym. Co ma pan do powiedzenia w tej sprawie?

— M贸wili艣my ju偶 o tym — 偶achn膮艂 si臋 Ryan, a Donner z satysfakcj膮 widzia艂, 偶e ofiara wpad艂a w pu艂apk臋. Jedn膮 z oczywistych s艂abo艣ci Ryana by艂o to, ze nie lubi艂 si臋 powtarza膰. To zdecydowanie r贸偶ni艂o go od zawodowych polityk贸w. — Ob艂o偶enie wszystkich takim samym podatkiem jest rozwi膮zaniem jak najbardziej sprawiedliwym. A poniewa偶 jest to zasada zrozumia艂a dla wszystkich, jej wprowadzenie w istocie oznacza dla podatnik贸w oszcz臋dno艣膰. Proponowany przez nas system podatkowy ma by膰 neutralny wzgl臋dem dochod贸w. Dla nikogo nie b臋dzie si臋 wprowadza艂o 偶adnych r贸偶nic.

— To przecie偶 znaczy gwa艂town膮 obni偶k臋 stopy podatkowej w przypadku najbogatszych.

— To prawda, ale zarazem chcemy zlikwidowa膰 wszystkie ulgi, kt贸re do systemu wprowadzili ich rzecznicy. Ostateczny efekt b臋dzie taki, 偶e najzamo偶niejsi p艂aci膰 b臋d膮 tyle samo, a mo偶e nawet odrobin臋 wi臋cej, ni偶 w tej chwili. Sekretarz Winston przeprowadzi艂 odpowiednie badania symulacyjne, a ja polegam na jego opinii.

— Panie prezydencie, naprawd臋 trudno uwierzy膰, 偶e wskutek obni偶ki stopy podatkowej o trzydzie艣ci procent ludzie ci b臋d膮 p艂aci膰 wi臋cej. To chyba ur膮ga podstawowym zasadom arytmetyki.

— Spytaj twego doradcy podatkowego — powiedzia艂 z u艣miechem Ryan. — Albo jeszcze lepiej sp贸jrz na swoje odpisy podatkowe. Wyznam ci co艣, Tom. Zanim wst膮pi艂em do piechoty morskiej, sko艅czy艂em kurs ksi臋gowo艣ci, a przecie偶 i mnie z pocz膮tku nie chcia艂o si臋 w to wierzy膰. Rz膮d, kt贸ry robi rzeczy niezrozumia艂e dla obywateli, nie s艂u偶y ich interesom. Dlatego tutaj chcia艂bym rzeczywi艣cie dokona膰 pewnych zmian.

Bingo!

Na twarzy Plumbera, kt贸ry siedzia艂 po lewej stronie kolegi, pokaza艂 si臋 lekki grymas. Re偶yser, wybieraj膮cy uj臋cia z poszczeg贸lnych kamer, zadba艂 o to, 偶eby skrzywienie to nie pojawi艂o si臋 na ekranach, na kt贸rych widzowie zobaczyli natomiast zwyci臋ski u艣mieszek Donnera.

— 艢wietnie, 偶e takie stanowisko pan reprezentuje, panie prezydencie, gdy偶 wiele jest rzeczy, kt贸rych Amerykanie chcieliby si臋 dowiedzie膰 o poczynaniach swojego rz膮du. Wi臋kszo艣膰 swej s艂u偶by publicznej sp臋dzi艂 pan w Centralnej Agencji Wywiadowczej, prawda?

— Racja, Tom, ale uzgodnili艣my ju偶 rano, 偶e nie nale偶y oczekiwa膰 od prezydenta komentarzy na temat operacji wywiadowczych. Powody takiej dyskrecji s膮 chyba dobrze zrozumia艂e.

Ryan nie traci艂 spokoju, nie wiedzia艂 bowiem, co si臋 przed nim otwiera.

— Przyzna pan jednak chyba, panie prezydencie, 偶e bra艂 pan osobi艣cie udzia艂 w operacjach, kt贸re w efekcie przyczyni艂y si臋 do zako艅czenia zimnej wojny, jak chocia偶by przechwycenie radzieckiego okr臋tu podwodnego „Czerwony Pa藕dziernik”. Odegra艂 pan w tym niema艂膮 rol臋, prawda?

Re偶yser, z g贸ry uprzedzony o tym, co nast膮pi, za偶膮da艂 najazdu na twarz Ryana, tak 偶e by艂o wida膰 wyra藕nie, jak ze zdumienia oczy robi膮 mu si臋 wielkie niczym spodki. Bez w膮tpienia, Ryan nie potrafi艂 panowa膰 nad emocjami.

— Tom, przecie偶...

— Telewidzowie powinni si臋 dowiedzie膰, 偶e to w znacznej mierze dzi臋ki panu powiod艂a si臋 jedna najwi臋kszych operacji wywiadowczych wszech czas贸w. W nasze r臋ce dosta艂 si臋 nietkni臋ty okr臋t podwodny Sowiet贸w, uzbrojony w balistyczne pociski rakietowe. Czy to prawda?

— Nie b臋dzie 偶adnych komentarzy w tej sprawie.

Nawet makija偶 nie by艂 w stanie ukry膰 blado艣ci twarzy Ryana. Cathy poczu艂a, 偶e jego r臋ka zrobi艂a si臋 zimna jak l贸d.

— A w nieca艂e dwa lata p贸藕niej zorganizowa艂 pan ucieczk臋 szefa KGB.

Jackowi uda艂o si臋 tym razem zapanowa膰 nad mimik膮, ale g艂os mia艂 g艂uchy i ponury.

— Tom, do艣膰 ju偶 tych wszystkich bezpodstawnych spekulacji.

— Panie prezydencie, 贸w by艂y zwierzchnik KGB, Miko艂aj Gierasimow, razem z rodzin膮 mieszka w Wirginii. Dow贸dca „Czerwonego Pa藕dziernika” na Florydzie. Nie s膮 to wi臋c tylko moje wymys艂y i dobrze pan o tym wie. Zaskakuj膮 mnie natomiast pa艅skie opory: dlaczego wzbrania si臋 pan z przyznaniem, 偶e wni贸s艂 pan tak istotny wk艂ad do 艣wiatowego pokoju, o kt贸rym m贸wi艂 pan przed chwil膮?

— Tom! Musz臋 powt贸rzy膰 to z ca艂膮 stanowczo艣ci膮: na forum publicznym nie b臋d臋 w 偶adnej formie wypowiada艂 si臋 na temat operacji wywiadowczych. I na tym koniec.

— Amerykanie maj膮 prawo wiedzie膰, jaki cz艂owiek zasiad艂 na fotelu prezydenckim.

By艂y to s艂owa, kt贸rych jedena艣cie godzin wcze艣niej u偶y艂 w tym samym pomieszczeniu John Plumber, kt贸ry a偶 skuli艂 si臋 wewn臋trznie, s艂ysz膮c, jaki u偶ytek zosta艂 zrobiony z jego sformu艂owania, zarazem jednak nie m贸g艂 wyst膮pi膰 przeciw koledze.

— Tom, przez wiele lat, najlepiej jak potrafi艂em, s艂u偶y艂em ojczy藕nie, ale, podobnie jak ty nie mo偶esz ujawnia膰 藕r贸de艂 swoich informacji, agent wywiadu nie mo偶e opowiada膰 o wielu sprawach, gdy偶 wiele os贸b mo偶e przyp艂aci膰 to 偶yciem.

— Panie prezydencie, z tego, co wiem, by艂y osoby, kt贸re 偶yciem przyp艂aci艂y spotkanie z panem.

— Zgoda, ale niejeden prezydent ameryka艅ski by艂 wcze艣niej 偶o艂nierzem, a na wojnie...

— Zaraz — wtr膮ci艂a si臋 Cathy z p艂omieniem w oczach. — Musz臋 co艣 powiedzie膰. Jack wst膮pi艂 do CIA po tym, jak na nasz膮 rodzin臋 napadli terrory艣ci. Gdyby nie zrobi艂 tego, co zrobi艂, nikt z nas by teraz nie 偶y艂. By艂am wtedy w ci膮偶y z naszym synkiem, a oni w Annapolis chcieli zabi膰 w samochodzie mnie i c贸rk臋, wi臋c...

— Przepraszam, pani Ryan, ale teraz przerwa na reklam臋.

— Tom, do艣膰 tego. To 偶adna powt贸rka. Jedno musz臋 ci u艣wiadomi膰 z ca艂膮 brutalno艣ci膮. Kiedy zaczynasz publicznie omawia膰 operacje wywiadowcze, zap艂aci膰 za to mog膮 inni. I to najwy偶sz膮 cen臋. Czy tego nie rozumiesz?

Kamery by艂y wprawdzie wy艂膮czone, ale magnetofony rejestrowa艂y ka偶de s艂owo.

— Panie prezydencie, ludzie maj膮 prawo wiedzie膰, co dzieje si臋 w ich kraju, a moje zadanie polega na przedstawianiu fakt贸w. Czy sk艂ama艂em w kt贸ry艣 momencie?

— Dobrze wiesz, 偶e to pytanie, na kt贸re nie wolno mi odpowiedzie膰 — niemal warkn膮艂 Jack.

Spokojnie, spokojnie, upomina艂 sam siebie. Prezydentowi nie wolno traci膰 nerw贸w, szczeg贸lnie przed kamerami. Marko przecie偶 nigdy nic im nie... a mo偶e? By艂 Litwinem, mog艂a mu si臋 spodoba膰 wizja, jak oto zostaje bohaterem narodowym, chocia偶 Jack chyba potrafi艂by mu to wyperswadowa膰. Inaczej rzecz przedstawia艂a si臋 z Gierasimowem. Ryan gardzi艂 nim: najpierw zagrozi艂 mu 艣mierci膮 — z r膮k jego rodak贸w, to jednak nie sprawia艂o specjalnej r贸偶nicy cz艂owiekowi takiemu jak on — potem pozbawi艂 go ca艂ej pot臋gi. Gierasimow p臋dzi艂 teraz wprawdzie 偶ycie daleko wygodniejsze ni偶 m贸g艂by sobie na to pozwoli膰 w ZSRR, ale w艂adza by艂a dla niego z pewno艣ci膮 daleko wa偶niejsza od wyg贸d. Gierasimowowi marzy艂a si臋 pozycja podobna do tej, jak膮 teraz zajmowa艂 Ryan, i z pewno艣ci膮 艣wietnie by si臋 czu艂 w jego roli, ale zasadnicza r贸偶nica pomi臋dzy nimi polega艂a na tym, 偶e ludzie kochaj膮cy w艂adz臋 najcz臋艣ciej tak偶e jej nadu偶ywali. Teraz nie mia艂o to jednak najmniejszego znaczenia. Gierasimow z pewno艣ci膮 b臋dzie gada艂, dziennikarze za艣 wiedzieli, gdzie go znale藕膰.

I co teraz robi膰?

— Wracamy do Gabinetu Owalnego, gdzie jeste艣my go艣膰mi prezydenta Ryana i jego ma艂偶onki — powiedzia艂 Donner, z dziwnym upodobaniem podkre艣laj膮c s艂owo „go艣cie”.

— Panie prezydencie, jest pan ekspertem w sprawach narodowego bezpiecze艅stwa i spraw mi臋dzynarodowych — wpad艂 koledze w s艂owo John Plumber — ale mamy te偶 liczne problem w kraju. Na przyk艂ad, trzeba odnowi膰 sk艂ad S膮du Najwy偶szego. Czy m贸g艂by nam pan wyja艣ni膰, jakie s膮 pa艅skie zamierzenia w tej kwestii?

— Zwr贸ci艂em si臋 do Departamentu Sprawiedliwo艣ci, aby przedstawiono mi list臋 najbardziej do艣wiadczonych s臋dzi贸w z Federalnych S膮d贸w Apelacyjnych. Starannie j膮 teraz studiuj臋, a swoje kandydatury przedstawi臋 Senatowi w ci膮gu dw贸ch tygodni.

— By艂o dot膮d zwyczajem, 偶e Ameryka艅skie Stowarzyszenie Prawnik贸w wypowiada艂o si臋 na temat kandydatur, ale zdaje si臋, 偶e tak nie b臋dzie tym razem. Czy mog臋 zapyta膰, dlaczego, panie prezydencie?

— John, wszystkie osoby, kt贸re znajduj膮 si臋 na tej li艣cie, zosta艂y ju偶 ocenione przez swoje 艣rodowisko, gdy偶 wszystkie zasiadaj膮 w S膮dach Apelacyjnych od co najmniej dziesi臋ciu lat.

— Czy to prawda, 偶e list臋 uk艂adali prokuratorzy? — spyta艂 Donner.

— Do艣wiadczeni specjali艣ci z Departamentu Sprawiedliwo艣ci. Ich pracami kierowa艂 Patrick Martin, kt贸ry w艂a艣nie zosta艂 naczelnikiem wydzia艂u karnego, maj膮c do pomocy innych wysokich urz臋dnik贸w, takich jak na przyk艂ad dyrektor Biura Praw Obywatelskich.

— Co nie zmienia faktu, 偶e wszyscy s膮 prokuratorami, to znaczy specjalistami od formu艂owania oskar偶e艅. Kto zaproponowa艂 panu Patricka Martina?

— To prawda, 偶e sam nie znam a偶 tak dobrze Departamentu Sprawiedliwo艣ci, zatem opar艂em si臋 w przypadku Patricka Martina na rekomendacji dyrektora FBI, Daniela Murraya. Bardzo dobrze poradzi艂 sobie ze 艣ledztwem w sprawie runi臋cia samolotu na budynki Kapitelu, poprosi艂em zatem o pomoc tak偶e w tej sprawie.

— Zdaje si臋, 偶e z dyrektorem Murrayem jest pan zaprzyja藕niony od wielu lat?

— Tak — lakonicznie potwierdzi艂 Ryan.

— I pomaga艂 on panu w przeprowadzeniu niekt贸rych operacji wywiadowczych?

— S艂ucham?

— Na przyk艂ad operacji CIA w Kolumbii, gdzie pomaga艂 pan w rozbiciu kartelu z Medellin.

— Jestem zmuszony do powt贸rzenia raz jeszcze i to z ca艂膮 stanowczo艣ci膮: najmniejszym s艂owem nie skomentuj臋 operacji wywiadu prawdziwych, wymy艣lonych ani jakichkolwiek innych. Czy wyrazi艂em si臋 jasno?

— Panie prezydencie — ci膮gn膮艂 Donner, a na jego twarzy pojawi艂 si臋 wyraz troski — w efekcie tej operacji 艣mier膰 poni贸s艂 admira艂 James Cutter. S艂yszy si臋 wiele plotek na temat pana roli w tych i innych wydarzeniach inicjowanych przez CIA. Je艣li co艣 jest nieprawdziwe w tych pog艂oskach, trzeba z tym sko艅czy膰, a my chcemy panu da膰 szans臋, aby zrobi艂 pan to mo偶liwie jak najszybciej. Nie od rzeczy b臋dzie tak偶e przypomnienie, 偶e na sw贸j urz膮d nie zosta艂 pan wybrany, w zwi膮zku z tym nie zosta艂 poddany naturalnemu procesowi os膮du w oczach opinii publicznej, jak to si臋 dzieje zazwyczaj z kandydatami na prezydenta. Powtarzam, Amerykanie maj膮 prawo wiedzie膰, kto zasiada w Bia艂ym Domu.

— Tom, 艣wiat wywiadu jest 艣wiatem zamkni臋tym i tak by膰 powinno. Rz膮d ma bardzo wiele spraw do zrobienia i nie o wszystkich z nich mo偶na dyskutowa膰 publicznie. Ka偶dy z nas ma swoje prywatne sekrety: ja, ty, widzowie. W przypadku w艂adz pa艅stwowych zachowanie tych tajemnic ma ogromne znaczenie dla bezpiecze艅stwa kraju, a tak偶e i tych ludzi, kt贸rzy mu s艂u偶膮, cz臋sto wystawiaj膮c si臋 na najwy偶sze ryzyko. Dotychczas media nie kwestionowa艂y tych regu艂, szczeg贸lnie przestrzegaj膮c ich w czasie wojny. Ale i w czasie pokoju s膮 one zasadne.

— Czy jednak nigdy owa tajemnica nie mo偶e sta膰 si臋 zagro偶eniem dla naszych interes贸w narodowych?

— W艂a艣nie dlatego prawo stanowi, 偶e dzia艂alno艣膰 organ贸w wywiadowczych jest nadzorowana przez Kongres. Gdyby owe uprawnienia lustracyjne spoczywa艂y w r臋kach w艂adzy wykonawczej, obawy mog艂yby by膰 uzasadnione. Jest jednak inaczej. Nasze poczynania kontroluje Kongres. We wspomnianych sprawach sam sk艂ada艂em wyja艣nienia w Kongresie.

— Potwierdza pan zatem, 偶e by艂y jakie艣 sprawy! Czy przeprowadzono tajn膮 operacj臋 w Kolumbii? Czy bra艂 pan w niej udzia艂? Czy po 艣mierci 贸wczesnego dyrektora FBI, Emila Jacobsa, pomaga艂 panu w tym Daniel Murray?

— Nie mam nic do powiedzenia.

Nast膮pi艂a kolejna przerwa na reklamy.

— Dlaczego to robicie?

Ku zaskoczeniu wszystkich pytanie zada艂a Cathy.

— Pani Ryan...

— Profesor Ryan — upomnia艂a Donnera.

— Przepraszam, profesor Ryan, trzeba sko艅czy膰 z tymi plotkami.

— Ju偶 kiedy艣 to prze偶ywali艣my. Usi艂owano rozbi膰 nasze ma艂偶e艅stwo, bezczelnie fabrykuj膮c k艂amstwa...

— Cathy — powiedzia艂 p贸艂g艂osem Ryan i pog艂aska艂 偶on臋 po ramieniu.

— Pami臋tam wszystko, Jack, wiem, jak to by艂o.

— Nie do ko艅ca.

— W艂a艣nie — natychmiast podchwyci艂 okazj臋 Donner. — Ludzie chc膮 pozna膰 prawd臋 do ko艅ca i dlatego, zanim nie wyja艣ni si臋 ca艂kowicie tych spraw, nieustannie b臋dzie wok贸艂 nich ferment.

Gdyby 艣wiat by艂 urz膮dzony jak nale偶y, Jack powinien teraz wsta膰, cisn膮膰 mikrofonem w Donnera i kaza膰 mu si臋 wynosi膰 gdzie pieprz ro艣nie, tymczasem nie m贸g艂 si臋 tak zachowa膰 i oto on, pono膰 najpot臋偶niejsza osoba na 艣wiecie, znalaz艂 si臋 nagle w sytuacji podejrzanego, kt贸ry stan膮艂 w krzy偶owym ogniu pyta艅. Kamery ponownie si臋 w艂膮czy艂y.

— Rozumiem, panie prezydencie, 偶e jest to dla pana trudny temat.

— W porz膮dku, powiem co艣 takiego. W trakcie pracy w CIA musia艂em niekiedy w s艂u偶bie swej ojczyzny podejmowa膰 dzia艂ania, o kt贸rych d艂ugo jeszcze nie b臋dzie mo偶na jawnie m贸wi膰. Podkre艣lam jednak, i偶 nigdy przy tym nie z艂ama艂em prawa, a ka偶dy z tych przypadk贸w zosta艂 starannie zbadany przez Kongres. Spr贸buj臋 mo偶e opowiedzie膰, dlaczego wst膮pi艂em do CIA. Nie chcia艂em tego, wyk艂ada艂em w贸wczas histori臋 w Akademii Marynarki. Lubi臋 prac臋 nauczyciela, mia艂em te偶 wtedy czas, 偶eby napisa膰 kilka ksi膮偶ek historycznych. Potem grupa terroryst贸w dokona艂a zamachu na mnie i moj膮 rodzin臋. Podj臋to dwie pr贸by, aby nas zabi膰, wszystkich. To sprawa dobrze znana, w swoim czasie by艂o o niej g艂o艣no. Wtedy uzna艂em, 偶e moje miejsce jest w CIA. Dlaczego? Gdy偶 nie chcia艂em pozwoli膰, aby innych spotka艂o co艣 podobnego. To nie by艂a praca moich marze艅, ale czu艂em, 偶e taki jest m贸j obowi膮zek. I teraz, gdy jestem w Bia艂ym Domu, wiesz co ci powiem, Tom? To tak偶e nie jest praca moich marze艅. M臋czy mnie nieustanna presja, doskwiera mi odpowiedzialno艣膰. Nie jest 艂atwa sytuacja osoby, kt贸ra ma tak wiele w艂adzy. Tak czy owak, znalaz艂em si臋 jednak tutaj, z艂o偶y艂em przysi臋g臋 i, najlepiej jak mog臋, b臋d臋 si臋 stara艂 jej dochowa膰.

— Niemniej, panie prezydencie, jest pan pierwszym prezydentem, kt贸ry nie ma za sob膮 do艣wiadcze艅 politycznych. Pana pogl膮dy w wielu kwestiach nie zosta艂y poddane publicznej ocenie, a tym, co niepokoi wielu ludzi, jest fakt, 偶e, jak si臋 zdaje, pomagaj膮 panu osoby, kt贸re do wysokich stanowisk dotar艂y w podobny jak pan spos贸b. S膮 zatem Amerykanie, kt贸rzy niebezpiecze艅stwo upatruj膮 w tym, 偶e grupa os贸b bez do艣wiadczenia politycznego przez kilka lat b臋dzie wywiera膰 dominuj膮cy wp艂yw na polityk臋 naszego kraju. Co mo偶e pan na to odpowiedzie膰?

— Po raz pierwszy spotykam si臋 z takim zarzutem.

— W艂a艣nie, mo偶na us艂ysze膰 opinie, 偶e zbyt wiele czasu sp臋dza pan w tym gabinecie, a zbyt ma艂o ma pan kontakt贸w z normalnymi lud藕mi. Czy to panu nie doskwiera?

Donner czu艂, 偶e rybka po艂kn臋艂a haczyk, m贸g艂 wi臋c sobie pozwoli膰 na odrobin臋 wsp贸艂czucia w g艂osie.

— Niestety, mam wiele pracy do wykonania, a to jest miejsce, gdzie musz臋 to robi膰. A je艣li chodzi o moich wsp贸艂pracownik贸w, sp贸jrzmy, kto to jest. — Cathy poruszy艂a si臋 niespokojnie. — Sekretarz stanu, Scott Adler, do艣wiadczony dyplomata, kt贸rego ojciec prze偶y艂 holocaust. Znam Scotta od wielu lat i jest to jeden z najlepszych ludzi do kierowania tym departamentem. Departament Skarbu, George Winston, cz艂owiek, kt贸ry 偶mudnie wspina艂 si臋 po szczeblach kariery zawodowej i odda艂 wielkie us艂ugi, je艣li chodzi o ochron臋 naszego systemu finansowego podczas konfliktu z Japoni膮. W 艣rodowisku ekonomist贸w cieszy si臋 zas艂u偶onym szacunkiem. Departament Obrony, Anthony Bretano to niezwykle utalentowany in偶ynier i biznesmen, kt贸ry jest w艂a艣nie w trakcie dokonywania niezb臋dnych reform w Pentagonie. Wspomniany Dan Murray, obecny dyrektor FBI, wiele lat sp臋dzi艂 w policji. Widzisz wi臋c, Tom, o co mi chodzi? Dobieram sobie fachowc贸w, ludzi, kt贸rzy znaj膮 si臋 na sprawach, kt贸re wymagaj膮 ich decyzji, gdy偶 zajmowali si臋 nimi praktycznie, a nie tylko rozprawiali o nich jak zawodowi politycy. Mo偶e to si臋 komu艣 nie spodoba, ale przez lata sp臋dzone w instytucjach rz膮dowych zawsze bardziej ufa膰 mog艂em specjalistom ni偶 profesjonalnym politykom. A tak nawiasem m贸wi膮c, czy to znacznie lepiej, kiedy polityk otacza si臋 swoim znajomymi, lub tymi, kt贸rzy sfinansowali mu kampani臋 wyborcz膮?

— Mo偶na odpowiedzie膰, 偶e zazwyczaj ludzie wybierani na najwy偶sze stanowiska maj膮 znacznie bogatsze do艣wiadczenie ni偶 pan sugeruje.

— Z tym nie polemizuj臋, podkre艣li膰 jednak chcia艂em, 偶e znam dobrze kwalifikacje os贸b, kt贸re powo艂a艂em na poszczeg贸lne stanowiska. Co wi臋cej, takie jest prawo prezydenta, by za zgod膮 tych, kt贸rzy zostali wybrani na reprezentant贸w narodu, dobiera膰 sobie wsp贸艂pracownik贸w wedle w艂asnego uznania.

— Skoro jednak tak wiele jest rzeczy do zrobienia, jak chce pan sobie radzi膰 bez do艣wiadczenia w sferze polityki? Waszyngton to miejsce, gdzie takie do艣wiadczenie liczy si臋 najbardziej.

— Mo偶e istnieje tutaj jaki艣 bardzo powa偶ny problem — odpar艂 Ryan. — Mo偶e nie zmieniany od lat kszta艂t 偶ycia politycznego bardziej przeszkadza ni偶 pomaga? Chcia艂em wyra藕nie powiedzie膰 jedno. Nie zabiega艂em o ten fotel. Kiedy Roger zaproponowa艂 mi stanowisko wiceprezydenta, uzgodnili艣my, 偶e po up艂ywie kadencji wycofuj臋 si臋 ze s艂u偶by publicznej. Chcia艂em wr贸ci膰 do nauczania. Potem jednak nast膮pi艂a tamta katastrofa i oto znalaz艂em si臋 tutaj. Nie jestem politykiem. Nigdy nim nie by艂em i w dalszym ci膮gu nim nie jestem, poniewa偶 jednak zosta艂em urz臋duj膮cym prezydentem Stan贸w Zjednoczonych Ameryki, usi艂uj臋 wype艂nia膰 swe obowi膮zki najlepiej, jak potrafi臋. To wszystko.

— I na tym ko艅czymy rozmow臋. Dzi臋kuj臋, panie prezydencie.

Ledwie zgas艂y kamery, Jack poderwa艂 si臋 i z pasj膮 odpi膮艂 mikrofon od krawata. Obaj dziennikarze milczeli, podczas gdy Cathy wbi艂a w nich rozpalone spojrzenie.

— Dlaczego to zrobili艣cie?

— S艂ucham, pani profesor? — powiedzia艂 Donner.

— Dlaczego ludzie tacy jak wy nieustannie napadaj膮 na mojego m臋偶a? Czym sobie na to zas艂u偶y艂? To najbardziej szlachetny cz艂owiek, jakiego pozna艂am w 偶yciu!

— My tylko zadajemy pytania.

— Tere fere! Ich dob贸r i spos贸b ich stawiania sprawia, 偶e sami sobie odpowiadacie, zanim ktokolwiek zd膮偶y otworzy膰 usta!

Donner i Plumber nie odzywali si臋; Ryan wyszed艂 bez s艂owa po偶egnania. Wtedy na 艣rodek gabinetu wysun膮艂 si臋 Arnie.

— Ciekawe, kto to wszystko wymy艣li艂? — mrukn膮艂 z grymasem i pokiwa艂 g艂ow膮.

* * *

— Wypatroszyli go jak szczupaka — powiedzia艂 z satysfakcj膮 Holbrook.

Zrobili sobie kr贸tk膮 przerw臋 w pracy, gdy偶 dobrze jest przyjrze膰 si臋 wrogowi.

— To gro藕ny kole艣 — oznajmi艂 Ernie Brown po kr贸tkim zastanowieniu. — Wszyscy politycy to skurwiele, ale ten... Ani si臋 obejrzysz, brachu, a b臋dziemy tu mieli pa艅stwo policyjne.

Dla Cz艂owieka z G贸r by艂a to my艣l naprawd臋 przera偶aj膮ca. Zawsze uwa偶a艂 polityk贸w za najwi臋kszych szubrawc贸w, ale teraz zobaczy艂, 偶e si臋 myli艂. Politycy prowadzili rozgrywki o w艂adz臋 gdy偶 j膮 kochali, a kochali j膮, gdy偶 komenderowanie innymi dawa艂o im poczucie wielko艣ci. Ryan by艂 znacznie gorszy: uwa偶a艂, 偶e ma s艂uszno艣膰.

— Niech to cholera — pokiwa艂 g艂ow膮. — Sam sobie wyznaczy s膮d...

— Zrobili go w konia, co nie, Ernie?

— Nie. Nic nie z艂apa艂e艣? Oni rozgrywali w艂asn膮 gierk臋.

33
Uniki

Na pierwszych stronach wszystkich licz膮cych si臋 dziennik贸w pojawi艂y si臋 wst臋pniaki redakcyjne. Niekt贸re gazety zamie艣ci艂y tak偶e zdj臋cie domu Marko Ramiusa — okaza艂o si臋, 偶e jest nieobecny — a tak偶e rodziny Gierasimowa. By艂 w domu, ale ochroniarz nikogo nie wpu艣ci艂, w efekcie sam zosta艂 wielokrotnie sfotografowany.

Donner zjawi艂 si臋 w pracy wcze艣niej i, ku swojemu zdziwieniu, spotka艂 Plumbera, kt贸ry dotar艂 pi臋膰 minut wcze艣niej z numerem „New York Timesa” w d艂oni.

— No i jak, Tom, kto kogo wykiwa艂?

— Co ty wy...

— Porobi艂o si臋, nie? — spyta艂 kwa艣no John. — Id臋 o zak艂ad, 偶e po spotkaniu z tob膮 ludzie Kealty'ego mieli jeszcze innych go艣ci. Ale ty przechytrzy艂e艣 wszystkich, prawda? Je艣li ktokolwiek si臋 dowie, 偶e ta艣ma...

— Nie ma mowy — odpar艂 pewny siebie Donner. — A z tymi materia艂ami prasowymi nasz wywiad wygl膮da jeszcze lepiej.

— Ciekawe dla kogo? — rzuci艂 Plumber, id膮c do drzwi. Pierwsz膮 my艣l膮, kt贸ra go nawiedzi艂a tego dnia, by艂o to, 偶e Ed Murrow nigdy by si臋 nie zgodzi艂, 偶eby w艂osy spryskano mu lakierem.

* * *

Profesor Gus Lorenz sko艅czy艂 porann膮 odpraw臋. Wiosna wcze艣nie zawita艂a do Atlanty. Trawa i krzewy zacz臋艂y rozkwita膰, i wkr贸tce powietrze nape艂ni si臋 zapachem kwiat贸w magnolii, z kt贸rych miasto s艂yn臋艂o. Wprawdzie, my艣la艂 Gus, wysoka zawarto艣膰 py艂ku kwiatowego w powietrzu oznacza艂a dla niego k艂opoty z zatokami, ale got贸w by艂 p艂aci膰 t臋 cen臋 za przyjemno艣膰 mieszkania w tak pi臋knym miejscu. Po zako艅czeniu narady na艂o偶y艂 bia艂y fartuch i uda艂 si臋 do swojego kr贸lestwa: Centrum Chor贸b Zaka藕nych. CCZ — jak w skr贸cie m贸wiono — by艂o chlub膮 rz膮du ameryka艅skiego jako jeden z najwa偶niejszych na 艣wiecie o艣rodk贸w badawczych, do kt贸rego z ochot膮 艣ci膮gali najlepsi specjali艣ci. Niekt贸rzy odchodzili nast臋pnie do uczelni medycznych, ale zawsze ju偶 potem cieszyli si臋 s艂aw膮 tych, kt贸rzy pracowali w CCZ, podobnie jak w 艣rodowisku wojskowym powodem do dumy jest s艂u偶ba w piechocie morskiej. I w jednym i w drugim przypadku chodzi艂o o ludzi, kt贸rych jako pierwszych kraj posy艂a艂 w miejsce zagro偶enia. Jedni walczyli ze zbrojnym przeciwnikiem, drudzy z wrogiem mikroskopijnym, niemniej w obu przypadkach rodzi艂 si臋 esprit de corps, kt贸ry wi膮za艂 wszystkich, niezale偶nie od pe艂nionych funkcji i rang.

— Dzie艅 dobry, Melliso — powita艂 Lorenz kierowniczk臋 swego laboratorium, kt贸ra dosta艂a si臋 do CCZ, najpierw obroniwszy prac臋 magistersk膮, a p贸藕niej doktorsk膮 z biologii molekularnej na pobliskim Uniwersytecie Emory.

— Dzie艅 dobry, panie profesorze. Nasz znajomy znowu si臋 zameldowa艂.

— Naprawd臋?

Preparat by艂 ju偶 pod mikroskopem. Lorenz staranie zasiad艂 nad przyrz膮dem, sprawdzi艂 numer ewidencyjny pr贸bki: 98-3-063A. Wszystko si臋 zgadza艂o. Teraz tylko trzeba by艂o wyregulowa膰 obraz... I oto by艂 w ca艂ej okaza艂o艣ci: Pastora艂.

— Masz racj臋. Przygotowa艂a艣 te偶 tamt膮 pr贸bk臋?

— Tak panie profesorze.

Obraz na ekranie podzieli艂 si臋 na po艂owy i obok pierwszej pojawi艂a si臋 tak偶e pr贸bka z roku 1976. By艂y nieomal identyczne. Zakrzywienie na ko艅cu 艂a艅cucha RNA nigdy, jak si臋 wydawa艂o, nie by艂o takie samo, podobnie jak niesko艅czona jest zapewne r贸偶norodno艣膰 p艂atk贸w 艣niegu, najwa偶niejsze jednak by艂y struktury bia艂kowe na szczycie, a te...

— Szczep Mayinga — powiedzia艂 beznami臋tnie.

— Tak — zgodzi艂a si臋 Mellisa, kt贸ra pochyli艂a si臋, 偶eby za pomoc膮 klawiatury przywo艂a膰 na ekran pr贸bk臋 063B. — Tego by艂o o wiele trudniej wyizolowa膰, ale...

— Identyczne. To od dziecka?

— Tak. Ma艂a dziewczynka.

Oba g艂osy by艂y wyprane z emocji. Trzeba wielu lat, zanim uruchomi si臋 mechanizm obronny i pr贸bki stan膮 si臋 jedynie obiektem badania, oderwanym od ludzkiego cia艂a i cierpienia.

— W takim razie musz臋 odby膰 kilka rozm贸w.

* * *

Z oczywistych przyczyn obie grupy trzymano oddzielnie i jedna nie wiedzia艂a o istnieniu drugiej. Badrajn przeprowadzi艂 rozmow臋 z dwudziestk膮, Gwiazdor — z dziewi膮tk膮. Przygotowania w obu przypadkach by艂y do pewnego stopnia podobne. ZRI dysponowa艂a wszystkimi mo偶liwo艣ciami, kt贸re dost臋pne s膮 samodzielnemu pa艅stwu. W Ministerstwie Spraw Zagranicznych by艂 urz膮d paszportowy, by艂o tak偶e studio graficzne i drukarnia. Dlatego te偶 bez specjalnego trudu mo偶na by艂o wystawi膰 paszport dowolnego kraju, zaopatrzony w razie potrzeby w odpowiednie wizy. M贸wi膮c dok艂adniej, dokumenty takie sporz膮dzano w wielu miejscach na 艣wiecie, tutaj jednak by艂y one szczeg贸lnie dobrej jako艣ci, zarazem bez 艣lad贸w, kt贸re wskazywa艂yby na miejsce ich powstania.

Wa偶niejsza z obu misji by艂a 艂atwiejsza z punktu widzenia bezpiecze艅stwa wykonawc贸w, chocia偶 zale偶a艂o to mo偶e od punktu widzenia. Badrajn patrzy艂 po twarzach. Informacja o tym, czego maj膮 dokona膰, wi臋kszo艣膰 ludzi przyprawi艂aby o dreszcz zgrozy, ci jednak przyj臋li j膮 spokojnie. Zadanie, powiedzia艂 im, jest proste. Wjazd. Dostawa. Wyjazd. Podkre艣li艂, 偶e je艣li 艣ci艣le b臋d膮 si臋 trzyma膰 instrukcji, absolutnie nic im nie grozi. Po tamtej stronie nie b臋d膮 musieli z nikim si臋 kontaktowa膰, co bardzo u艂atwia艂o misj臋. Ka偶dy sam mia艂 sobie u艂o偶y膰 legend臋, a charakter zadania by艂 taki, 偶e mog艂y si臋 one pokrywa膰. Chodzi艂o jedynie o to, aby brzmia艂y wiarygodnie, najlepiej wi臋c, 偶eby ka偶dy wybra艂 dla siebie jak膮艣 specjalno艣膰 zawodow膮, w kt贸rej mia艂 niejakie do艣wiadczenie. Wi臋kszo艣膰 uko艅czy艂a studia, reszta mog艂a zdecydowa膰 si臋 na handel albo ga艂膮藕 rzemios艂a, tak aby bez skr臋powania mogli odpowiedzie膰 na stawiane ze znudzeniem pytania urz臋dnika paszportowego.

Grupa Gwiazdora z o wiele wi臋kszym entuzjazmem podesz艂a do swego zadania. Wynika艂o to mo偶e z faktu, 偶e jej cz艂onkowie byli wyra藕nie m艂odsi i niewiele wiedzieli o 偶yciu, a jeszcze mniej o 艣mierci. Motywowa艂a ich niecierpliwo艣膰, gloria m臋cze艅skiej 艣mierci i nienawi艣膰, a chocia偶 zaciemnia艂y one os膮d, z ochot膮 by艂y wykorzystywane przez ich nauczycieli, kt贸rzy nigdy nie cofali si臋 przed tym, by podsyca膰 nienawi艣膰 i b贸l. Informacje by艂y znacznie bardziej szczeg贸艂owe, uzupe艂nione o fotografie, mapy i szkice. Wszyscy 艣cisn臋li si臋, 偶eby lepiej widzie膰, nikt nie mia艂 w膮tpliwo艣ci co do celu misji. 呕ycie i 艣mier膰 by艂y czym艣 tak prostym dla ludzi, kt贸rym wydawa艂o si臋, 偶e znaj膮 Ostateczne Odpowiedzi. Wtedy nie stawia si臋 pyta艅 o drobniejsze kwestie. Inaczej by艂o z Gwiazdorem, w kt贸rego g艂owie nieustannie powraca艂y owe bardziej doczesne pytania, tyle 偶e nigdy nie stara艂 si臋 szuka膰 na nie odpowiedzi. W istocie zawsze chodzi艂o mu jedynie o sam akt polityczny, bez 偶adnego zwi膮zku z religi膮. Kiedy spogl膮da艂 na tamtych, wiedzia艂, 偶e z nimi jest inaczej. Tym 艂atwiej by艂o skutecznie skorzysta膰 z ich po艣wi臋cenia. My艣leli, 偶e wiedz膮 wszystko, tymczasem wiedzieli bardzo niewiele, znali tylko fizyczn膮 stron臋 czynu.

Gwiazdor czu艂 si臋 jak morderca; nie by艂o to po raz pierwszy, tym razem jednak mia艂 sta膰 z ty艂u. Ci z przodu b臋d膮 wystawieni na prawdziwe niebezpiecze艅stwo, gdy偶 zadania zapowiada艂y si臋 jako najtrudniejsze z dotychczasowych.

Ciekawe, 偶e nie mieli 偶adnych w膮tpliwo艣ci. Ka偶dy z nich uwa偶a艂 si臋 za kamie艅 w procy Allacha, ale przecie偶 do natury tych kamieni nale偶a艂o to, 偶e by艂y ciskane precz. Mo偶e jednak b臋d膮 si臋 czuli szcz臋艣liwi, a je艣li tak — czemu nie? Najlepsz膮 por膮, powiedzia艂, b臋dzie popo艂udnie, na kr贸tko przed zako艅czeniem pracy, potem bowiem 艂atwo b臋dzie zgin膮膰 w mrowiu innych pojazd贸w. On sam te偶 we藕mie udzia艂 w akcji, aby u艂atwi膰 im ucieczk臋. Je艣li do niej dojdzie, t臋 my艣l zostawi艂 dla siebie.

* * *

— Powiedz, Arnie, co si臋 w艂a艣ciwie dzieje? — spyta艂 Ryan.

Tak si臋 z艂o偶y艂o, 偶e na dzisiejszy dzie艅 Cathy nie mia艂a zaplanowanych 偶adnych operacji. Przewraca艂a si臋 niespokojnie w 艂贸偶ku przez ca艂膮 noc i teraz nie bardzo nadawa艂a si臋 do pracy. On czu艂 si臋 niewiele lepiej.

— Nie ulega w膮tpliwo艣ci, 偶e by艂 jaki艣 przeciek z CIA, mo偶e z Kapitolu, w ka偶dym razie by艂 to kto艣, kto wie troch臋 o tobie.

— O Kolumbii wiedz膮 tylko Fellows i Trent, ale wiedz膮 przecie偶 tak偶e, 偶e Murraya tam nie by艂o. Reszta operacji jest ca艂kowicie utajniona.

— A co tam si臋 w艂a艣ciwie zdarzy艂o? — W g艂osie van Dama mo偶na by艂o pos艂ysze膰 niek艂aman膮 ciekawo艣膰.

Ryan wykona艂 jaki艣 nieokre艣lony gest i zacz膮艂 t艂umaczy膰.

— Tak naprawd臋 chodzi o dwie operacje, REWIA i WZAJEMNO艢膯. Pierwsza polega艂a na przerzuceniu do Kolumbii 偶o艂nierzy, kt贸rzy mieli zapolowa膰 na samoloty z narkotykami.

— Jak?

— Niekt贸re zestrzeliwa艂y Si艂y Powietrzne, inne zmuszano do l膮dowania, za艂ogi aresztowano i stawiano przed s膮dem. Co艣 si臋 jednak wydarzy艂o, zgin膮艂 Emil Jacobs i wtedy uruchomiono WZAJEMNO艢膯. Przeprowadzili艣my bombardowanie, ale nie nad wszystkim uda艂o si臋 zapanowa膰, gin臋li cywile i ca艂a sprawa zacz臋艂a si臋 roz艂azi膰.

— Jaki mia艂e艣 w tym udzia艂?

— W艂膮czy艂em si臋 dopiero pod sam koniec. Jim Greer by艂 umieraj膮cy, a ja przej膮艂em cz臋艣膰 jego zada艅, przede wszystkim zwi膮zanych z NATO. Nic nie wiedzia艂em do czasu kiedy zacz臋li rzuca膰 bomby. By艂em wtedy w Belgii; uwierzysz, 偶e dowiedzia艂em si臋 o ca艂ej sprawie z telewizji? Wszystkim sterowa艂 Cutter. Uda艂o mu si臋 nak艂oni膰 s臋dziego Moore'a i Boba Rittera, 偶eby zacz膮膰, a potem usi艂owa艂 wszystko jak najpr臋dzej zatuszowa膰. To by艂o prawdziwe szale艅stwo. Cutter chcia艂 zostawi膰 偶o艂nierzy na 艂asce losu, 偶e niby zagin臋li. Dowiedzia艂em si臋 o tym; w艂ama艂em si臋 do archiwum z nagraniami Boba Rittera. Polecia艂em do Kolumbii wraz z oddzia艂em ratunkowym i wi臋kszo艣膰 uda艂o nam si臋 wyratowa膰. Nie by艂o lekko — westchn膮艂 Ryan. — Wywi膮za艂a si臋 strzelanina, ja sam obs艂ugiwa艂em jeden z Minigun贸w helikoptera. Podczas ostatniego nawrotu zgin膮艂 cz艂onek za艂ogi, sier偶ant Buck Zimmer, kt贸rego rodzin膮 zaj膮艂em si臋 p贸藕niej i opiekuj臋 si臋 po dzi艣 dzie艅. Nied艂ugo potem wyw膮cha艂a to Liz Elliot i pr贸bowa艂a wykorzysta膰 przeciwko mnie.

— Ale to jeszcze nie wszystko? — naciska艂 Arnie.

— Nie. Mia艂em zapozna膰 z przebiegiem operacji komisj臋 kongresow膮, ale zale偶a艂o mi na tym, 偶eby nie rozwali膰 rz膮du. Dlatego porozmawia艂em z Trentem i Fellowsem, po czym zosta艂em wezwany przez prezydenta. Rozmawiali艣my przez chwil臋, nast臋pnie ja wyszed艂em, a Sam i Al jeszcze z nim zostali. Nie wiem dok艂adnie, co uzgodnili, ale...

— Zawali艂 wybory. Zmieni艂 szefa swojej kampanii wyborczej, kt贸ra zosta艂a spieprzona na ca艂ej linii. Cholera jasna, Jack, co艣 ty zrobi艂?

Twarz van Damma poblad艂a z wra偶enia. Jako kieruj膮cy kampani膮 Boba Fowlera, by艂 przekonany, 偶e to w du偶ej mierze za jego spraw膮 uda艂o si臋 odnie艣膰 b艂yskotliwy sukces nad urz臋duj膮cym prezydentem. Czy偶by w istocie wszystko by艂o ukartowane? A on ani przez chwil臋 nie mia艂 偶adnych podejrze艅?

Ryan przymkn膮艂 oczy i z najwy偶szym oporem przywo艂a艂 straszne wspomnienia.

— Zako艅czy艂em operacj臋, kt贸ra formalnie by艂a legalna, ale znalaz艂a si臋 nagle na skraju przepa艣ci. Zrobi艂em to w spos贸b bardzo dyskretny. Kolumbijczycy nigdy si臋 nie dowiedzieli, a zarazem uda艂o si臋 nie dopu艣ci膰 do drugiej afery w stylu Watergate, kt贸ra przynios艂aby katastrofalne skutki nie tylko wewn臋trzne, ale i zewn臋trzne. Sam i Al z艂o偶yli pisemne przyrzeczenia, 偶e dochowaj膮 tajemnicy, do nagra艅 dost臋p b臋dzie mo偶liwy dopiero wiele lat po naszej 艣mierci. Ktokolwiek jest sprawc膮 przecieku, opar艂 si臋 na pog艂oskach i paru trafnych domys艂ach. Co zrobi艂em? My艣l臋, 偶e najlepiej jak potrafi艂em, stara艂em si臋 s艂u偶y膰 prawu. Nie, Arnie, nie z艂ama艂em go. Trzyma艂em si臋 przepis贸w, chocia偶 nie by艂o to 艂atwe.

— Ryan otworzy艂 oczy.

— Prosz臋, Arnie, powiedz, jak za艂atwiono by tak膮 spraw臋 w Peorii?

— Dlaczego nie przedstawi艂e艣 tego wszystkiego Kongresowi, 偶eby...

— Zastan贸w si臋 przez chwil臋. Przecie偶 to nie by艂a jedyna sprawa. Ca艂a Europa Wschodnia wrza艂a, Zwi膮zek Radziecki trz膮s艂 si臋 w posadach, wiadomo by艂o, 偶e dzieje si臋 co艣 wielkiego, i gdyby w艂a艣nie w tej chwili nasze w艂adze pa艅stwowe si臋 rozsypa艂y, mog艂oby to spowodowa膰 taki chaos, jakiego jeszcze 艣wiat nie widzia艂. Przecie偶 maj膮c u siebie w domu tak膮 hec臋, w 偶aden spos贸b nie mogliby艣my pom贸c Europie. A ja musia艂em si臋 decydowa膰 natychmiast: albo wkraczam do akcji, albo tamci 偶o艂nierze zostan膮 skazani na 艣mier膰. Pomy艣l tylko, w jakiej sytuacji si臋 znalaz艂em. Nie mia艂em si臋 do kogo zwr贸ci膰 o rad臋. Admira艂 Greer ju偶 nie 偶y艂. Prezydent siedzia艂 w tym g贸wnie po uszy. My艣la艂em wtedy, 偶e to on manipuluje ca艂膮 spraw膮 za po艣rednictwem Cuttera, dopiero p贸藕niej si臋 zorientowa艂em, 偶e nie, 偶e to ten cholerny pacan wpakowa艂 go w to szambo. Jedyne, co mi pozosta艂o, to zwr贸ci膰 si臋 o pomoc do FBI. Pozosta艂y tylko trzy osoby, kt贸rym mog艂em jeszcze zaufa膰: Don Murray, Bill Shaw i jeszcze jeden facet z pionu operacyjnego w Langley. Bill — wiedzia艂e艣, 偶e by艂 doktorem prawa? — wyja艣ni艂 mi aspekty prawne, a Murray pom贸g艂 przygotowa膰 akcj臋 ratunkow膮. Przeciw Cutterowi zacz臋li prowadzi膰 tajne 艣ledztwo pod kryptonimem Odyseja, ale kiedy mieli si臋 zwr贸ci膰 do s膮du z oskar偶eniem o przest臋pczy spisek, Cutter pope艂ni艂 samob贸jstwo. Agent FBI znajdowa艂 si臋 o pi臋膰dziesi膮t metr贸w od niego, kiedy Cutter rzuci艂 si臋 pod autobus. Pozna艂e艣 go, to Pat O'Day. W tej sprawie nikt nie z艂ama艂 prawa, opr贸cz Cuttera. Wszystkie dzia艂ania operacyjne by艂y zgodne z konstytucj膮, tak mnie w ka偶dym razie zapewni艂 Shaw.

— Ale politycznie...

— Wiem, wiem, nie jestem przecie偶 a偶 takim ignorantem. Ale sp贸jrz sam, Arnie. Nie pope艂ni艂em przest臋pstwa, w miar臋 swoich si艂 s艂u偶y艂em ojczy藕nie, a zobacz, co z tego wysz艂o.

— Do diab艂a. Ale dlaczego Fowler nigdy nie wspomnia艂 o niczym nawet s艂owem?

— Byli jeszcze Sam i Al. Uwa偶ali, 偶e to mo偶e cieniem po艂o偶y膰 si臋 na ca艂ej prezydenturze Fowlera. Poza tym, nie wiem, co oni rzeczywi艣cie powiedzieli prezydentowi. Nie chcia艂em wiedzie膰 wtedy, nie usi艂owa艂em dowiedzie膰 si臋 p贸藕niej, wszystko, co mog臋 w tej sprawie s膮dzi膰, to tylko spekulacje.

— Jack, niecz臋sto mi si臋 to zdarza, ale nie wiem, co powiedzie膰.

— Spr贸buj.

— Nie uda si臋 tego ukry膰. Dziennikarze maj膮 do艣膰 poszlak, 偶eby posk艂ada膰 fragmenty uk艂adanki, przynajmniej na tyle du偶e, aby Kongres musia艂 wszcz膮膰 艣ledztwo. A co z innymi historiami?

— S膮 prawdziwe — przyzna艂 Ryan. — Przechwycili艣my „Czerwony Pa藕dziernik”, a ja pomog艂em uciec Gierasimowowi. Pomys艂 by艂 m贸j, moje wykonanie i o ma艂o co, a by艂aby to moja ostatnia akcja, no ale uda艂o si臋. Tymczasem musieli艣my wkroczy膰, gdy偶 Gierasimow przygotowywa艂 si臋 do obalenia Andrieja Narmonowa, a gdyby mu si臋 uda艂o, by膰 mo偶e dalej mieliby艣my na karku Uk艂ad Warszawski. Zadbali艣my wi臋c o dowody kompromituj膮ce sukinsyna, kt贸remu nie pozostawa艂o nic innego ni偶 skorzysta膰 z propozycji i wsiada膰 do samolotu. Ci膮gle jest w艣ciek艂y na nas, chocia偶 pomogli艣my mu urz膮dzi膰 si臋 tutaj. O ile wiem, jego 偶ona i c贸rka zdecydowanie wol膮 Ameryk臋 od Rosji.

— Zabi艂e艣 przy tym kogo艣? — spyta艂 Arnie.

— W Moskwie nie. Na okr臋cie podwodnym musia艂em unieszkodliwi膰 faceta, kt贸ry usi艂owa艂 go zniszczy膰. Zastrzeli艂 wcze艣niej jednego oficera i ci臋偶ko rani艂 dw贸ch innych.

W innej rzeczywisto艣ci, pomy艣la艂 van Damm, ten cz艂owiek by艂by bohaterem. Zauwa偶y艂, 偶e Ryan nic nie wspomnia艂 o Bobie Fowlerze i w ostatniej chwili powstrzymanym przez Ryana ataku atomowym na 艣wi臋te miasto Kum. Zna艂 t臋 spraw臋 z bliska i dobrze wiedzia艂, 偶e trzy dni p贸藕niej Bob Fowler ma艂o nie wyzion膮艂 ducha na wie艣膰, 偶e cudem zosta艂 uratowany przed aktem ludob贸jstwa na skal臋 Hitlera. Starszemu m臋偶czy藕nie utkwi艂y w g艂owie s艂owa z czytanych w liceum „N臋dznik贸w” Hugo: „Jakim z艂em potrafi czasem by膰 dobro”. I oto nast臋pny przyk艂ad. Wi臋cej ni偶 raz Ryan z najwy偶szym oddaniem s艂u偶y艂 swojemu krajowi, a tymczasem 偶aden z tych czyn贸w nie wytrzyma艂by pr贸by publicznego os膮du. M膮dro艣膰, patriotyzm, odwaga — wszystko to mo偶na by艂o przedstawi膰 w takim 艣wietle, 偶e bohater wyda艂by si臋 艂ajdakiem. A Ed Kealty dobrze wiedzia艂, jak to zrobi膰.

— Jak sobie z tym poradzimy?

— Czy jest co艣 jeszcze, o czym powinienem wiedzie膰?

— Akta spraw „Czerwonego Pa藕dziernika” i Gierasimowa s膮 w Langley. W sprawie Kolumbii wiesz wszystko, co ci mo偶e si臋 przyda膰. Nie jestem pewien, czy nawet ja mam prawo odtajni膰 dokumenty. A poza tym, chcesz spowodowa膰 trz臋sienie ziemi w Rosji? To naj艂atwiejszy spos贸b.

* * *

— „Czerwony Pa藕dziernik”? — powt贸rzy艂 z niedowierzaniem przewodnicz膮cy Go艂owko, a potem spojrza艂 na sufit i znienacka zachichota艂.

— Niez艂y z ciebie skurwysyn, Iwanie Emmetowiczu, job twoju mat'!

Przekle艅stwo zosta艂o wypowiedziane z nutk膮 podziwu w g艂osie. Od pierwszego spotkania my艣la艂 z lekcewa偶eniem o Ryanie i musia艂 przyzna膰, 偶e nic si臋 potem w tym wzgl臋dzie nie zmieni艂o. Wi臋c w ten spos贸b uda艂o mu si臋 skompromitowa膰 Gierasimowa! Robi膮c tak, uratowa艂 by膰 mo偶e Rosj臋, ale kraj winien ratowa膰 si臋 w艂asnymi si艂ami, a nie obcymi. Niekt贸rych tajemnic nie powinno si臋 nigdy ujawnia膰, gdy偶 le偶a艂o to w interesie wszystkich stron. To w艂a艣nie by艂a tego rodzaju tajemnica, a poniewa偶 zosta艂a wyjawiona, oba kraje znalaz艂y si臋 w k艂opotliwej sytuacji. Rosjanie dowiadywali si臋 oto, 偶e istotny sk艂adnik swego potencja艂u wojskowego utracili na skutek zdrady na najwy偶szym szczeblu, a co gorsza, w艂adze nic o tym wcze艣niej nie wiedzia艂y. Na pierwszy rzut oka musia艂o si臋 to wyda膰 nieprawdopodobne, ale sfabrykowana wersja wygl膮da艂a nader przekonuj膮co, a na dodatek utrata dw贸ch okr臋t贸w podwodnych za jednym zamachem by艂a wydarzeniem, o kt贸rym rosyjska marynarka wojenna wola艂aby jak najszybciej zapomnie膰, dlatego te偶 艣ledztwo nie by艂o nazbyt wnikliwe.

O drugiej sprawie Siergiej Niko艂ajewicz wiedzia艂 wi臋cej ni偶 o pierwszej. Ryan zgad艂, 偶e szykuje si臋 coup d'etat. Oczywi艣cie, m贸g艂 o wszystkim przestrzec jego i rzecz zostawi膰 samym Rosjanom, z drugiej strony, musia艂by by膰 szale艅cem, 偶eby nie wykorzysta膰 takiej okazji. Gierasimow musia艂 w tej sytuacji wy艣piewa膰 wszystko co wiedzia艂; najprawdopodobniej w ten spos贸b zosta艂 zdemaskowany Ames, kt贸ry by艂 dla KGB skarbem nieocenionej warto艣ci.

A ja zawsze my艣la艂em, 偶e ca艂y ten Iwan Emmetowicz to zdolny amator, nic wi臋cej, pokiwa艂 g艂ow膮 Go艂owko.

Jednak zawodowy podziw mia艂 swoje granice. Rosja mo偶e niebawem potrzebowa膰 pomocy, a jak mia艂a si臋 zwraca膰 o pomoc do kogo艣, o kim b臋dzie ju偶 teraz wiadomo, 偶e bez 偶enady ingerowa艂 w jej problemy wewn臋trzne? I znowu zabrzmia艂o ciche przekle艅stwo, ale teraz pe艂ne z艂o艣ci.

* * *

Nikomu nie mo偶na zakaza膰 poruszania si臋 po publicznych szlakach wodnych, dlatego te偶 Marynarka co najwy偶ej mog艂a przeszkadza膰 w tym, by wynaj臋ty jacht motorowy nie zbli偶y艂 si臋 nazbyt do doku 810. Do 艂odzi szybko do艂膮czy艂y nast臋pne, a偶 wreszcie jedena艣cie kamer dok艂adnie sfilmowa艂o dok remontowy, pusty teraz, gdy偶 nie znajdowa艂 si臋 w nim 偶aden z ameryka艅skich okr臋t贸w podwodnych ani te偶 ten, kt贸ry, jak wie艣膰 nios艂a, stacjonowa艂 tutaj kr贸tko, chocia偶 nie by艂 ameryka艅ski.

Do akt personalnych Marynarki mo偶na si臋 by艂o dosta膰 przy u偶yciu komputera i wielu dziennikarzy podejmowa艂o w艂a艣nie pr贸by, 偶eby dowiedzie膰 si臋 w ten spos贸b czego艣 o dawnym dow贸dcy USS „Dallas”. Poranny telefon do dow贸dztwa okr臋t贸w podwodnych na Pacyfiku zosta艂 odebrany przez oficera prasowego, kt贸ry by艂 znakomicie wyszkolony w udzielaniu wymijaj膮cych odpowiedzi. W ci膮gu dnia owa umiej臋tno艣膰 wielokrotnie by艂a wystawiana na pr贸b臋. Nie tylko zreszt膮 w jego przypadku.

* * *

— S艂ucham, Ron Jones.

— M贸wi Tom Donner, z NBC.

— Rozczaruj臋 pana, ale ja ogl膮dam CNN.

— Mo偶e jednak zechcia艂by pan obejrze膰 nasz wieczorny program. Chcia艂bym zada膰 panu...

— Rano czytuj臋 pras臋. „Times” dociera tutaj na czas. 呕adnych komentarzy.

— Ale przecie偶...

— Istotnie, p艂ywa艂em na okr臋cie podwodnym. Ale to by艂o dawno temu. Teraz mam w艂asny interes, 偶on臋, dzieci, wszystko jak Pan B贸g przykaza艂.

— By艂 pan g艂贸wnym hydroakustykiem na USS „Dallas”, kiedy si臋 to...

— Panie Donner, kiedy opuszcza艂em Marynark臋, podpisa艂em o艣wiadczenie o zachowaniu tajemnicy wojskowej. Dlatego nie zamierzam rozmawia膰 o tych sprawach.

By艂 to pierwszy w 偶yciu kontakt Jonesa z dziennikarzem i rzeczywi艣cie potwierdza艂y si臋 wszystkie pog艂oski na temat tej grupy zawodowej.

— Wystarczy, 偶eby pan tylko potwierdzi艂, 偶e do niczego takiego nie dosz艂o.

— Do jakiego „niczego”?

— Do uprowadzenia rosyjskiego okr臋tu podwodnego „Czerwony Pa藕dziernik”.

— Wie pan, jakie by艂o najgorsze przezwisko na faceta z hydrolokacji?

— Nie.

— Elvis.

Ron przerwa艂 rozmow臋 i po艂膮czy艂 si臋 z Pearl Harbor.

* * *

Wraz ze 艣witem w Winchester w stanie Wirginia wozy telewizyjne pojawi艂y si臋 w takiej liczbie, 偶e przywodzi艂y na my艣l czasy wojny secesyjnej, gdy miasteczko ponad czterdzie艣ci razy przechodzi艂o z r膮k do r膮k wrogich armii.

Nie by艂 formalnym w艂a艣cicielem domu, podobnie zreszt膮 jak nie by艂a nim CIA. Teren nale偶a艂 do jakiej艣 tajemniczej korporacji, kt贸ra tytu艂 w艂asno艣ci przekaza艂a pewnej fundacji. Dyrektorzy fundacji byli trudno uchwytni, poniewa偶 jednak ksi臋gi wieczyste s膮 w Stanach Zjednoczonych powszechnie dost臋pne, podobnie jak dane o sp贸艂kach i fundacjach, wi臋c ostatecznie rozszyfrowanie wszystkiego zabra艂o mniej ni偶 dwa dni, mimo wskaz贸wki przyklejonej do akt w s膮dzie okr臋gu, aby urz臋dnicy do艂o偶yli wszystkich stara艅, by zniech臋ci膰 ewentualnych ciekawskich.

Reporterzy, wszyscy zaopatrzeni w zdj臋cia Gierasimowa, wymierzyli ustawione na wysokich tr贸jnogach aparaty z teleobiektywami w odleg艂y o pi臋膰set metr贸w dom, od niechcenia zarejestrowawszy tak偶e kilka pas膮cych si臋 koni, kt贸rych obraz m贸g艂 si臋 przyda膰 jako ilustracja do reporta偶u „CIA ugaszcza rosyjskiego arcyszpiega jak udzielnego ksi臋cia”.

Dw贸ch ochroniarzy w panice zadzwoni艂o do Langley po instrukcje, ale biuro rzecznika prasowego CIA z niejakim zak艂opotaniem mog艂o udzieli膰 jedynie takiej rady, 偶e poniewa偶 chodzi o posiad艂o艣膰 prywatn膮 (prawnicy w艂a艣nie sprawdzali, czy da艂oby si臋 tak膮 interpretacj臋 utrzyma膰), samowolny wst臋p na ni膮 jest wzbroniony.

* * *

Od dobrych kilku lat Gierasimow nie 艣mia艂 si臋 tak serdecznie. Oczywi艣cie, bywa艂y chwile mi艂e i przyjemne, ale takiego wydarzenia nie m贸g艂 sobie nawet wymarzy膰. Zawsze uwa偶a艂 si臋 za znawc臋 Ameryki, maj膮c za sob膮 liczne akcje przeciw Wrogowi Nr 1, jak nazywano Stany Zjednoczone w pa艅stwie, kt贸remu kiedy艣 s艂u偶y艂, a kt贸re ju偶 nie istnia艂o, musia艂 jednak przyzna膰, 偶e dopiero teraz, gdy sp臋dzi艂 w nim kilka lat, zobaczy艂, i偶 jest to w istocie kraj niepoj臋ty, gdzie nic nie trzyma艂o si臋 kupy i zdarzy膰 mog艂o si臋 wszystko: najpewniej to, co najbardziej na poz贸r nieprawdopodobne. I oto by艂 kolejny dow贸d na s艂uszno艣膰 tej tezy.

Biedny Ryan, my艣la艂, stoj膮c w oknie i popijaj膮c kaw臋. W jego ojczy藕nie — za kt贸r膮 zawsze b臋dzie uwa偶a艂 ZSRR — nic takiego nie mog艂o si臋 wydarzy膰. Wystarczy艂oby kilku mundurowych o ostrym spojrzeniu, 偶eby zbiegowisko si臋 rozpierzch艂o, a je艣li to by nie wystarczy艂o, innych 艣rodk贸w by艂o bez liku. No ale, oczywi艣cie, nie w Ameryce, gdzie prasa cieszy艂a si臋 swobod膮 wilka w syberyjskiej tajdze. U艣miechn膮艂 si臋 do siebie na t臋 my艣l. Pewnie, przecie偶 wilki s膮 w Ameryce chronione. Czy偶by ci g艂upcy nie wiedzieli, jak ch臋tnie basiory zagryzaj膮 ludzi?

— Mo偶e postoj膮 i si臋 rozejd膮 — powiedzia艂a Maria, kt贸ra cicho stan臋艂a za jego plecami.

— Nie s膮dz臋.

— To b臋dziemy tutaj uwi臋zieni? — zapyta艂a ze strachem w g艂osie.

Pokr臋ci艂 g艂ow膮.

— Nie, Mario.

— A je艣li nas ode艣l膮?

— Tego nie zrobi膮. Nie mog膮. Nie wydaje si臋 zdrajc贸w, taka jest regu艂a. Nie oddali艣my im Philby'ego, Burgessa, Mac Leana, chocia偶 byli to ju偶 tylko alkoholicy i degeneraci. O nie, chronili艣my ich, dostarczali艣my w贸dki i pilnowali艣my, 偶eby mogli dogadza膰 swoim ma艂ym perwersjom. Taka jest regu艂a.

Doko艅czy艂 kaw臋 i poszed艂 do kuchni, 偶eby wstawi膰 fili偶ank臋 i spodek do zmywarki. Popatrzy艂 na ni膮 z niech臋ci膮. Ani w moskiewskim apartamencie ani na daczy nie by艂o takiego urz膮dzenia, gdy偶 mia艂 ludzi, kt贸rzy wykonywali wszystkie polecenia. W Ameryce udogodnienia zast臋powa艂y w艂adz臋, wygoda by艂a substytutem wyr贸偶nionej pozycji.

S艂u偶膮cy. Wszystko to powinno by艂o sta膰 si臋 jego udzia艂em. Pozycja, s艂u偶膮cy, w艂adza. Zwi膮zek Radziecki dalej powinien by膰 mocarstwem szanowanym i podziwianym na ca艂ym 艣wiecie. On powinien by艂 zosta膰 sekretarzem generalnym Komunistycznej Partii Zwi膮zku Radzieckiego, a wtedy rozpocz膮艂by nieodzowne reformy, aby ukr贸ci膰 korupcj臋. Z pewno艣ci膮 osi膮gn膮艂by porozumienie z Zachodem i zaprowadzi艂by pok贸j, ale by艂by to pok贸j mi臋dzy r贸wnoprawnymi partnerami, nie za艣 narzucony z powodu nag艂ego parali偶u jednego z nich. Nigdy nie by艂 doktrynerem, chocia偶 za takiego uwa偶a艂 go durny Aleksandrow. By艂 w Partii — gdzie indziej m贸g艂 by膰 cz艂owiek, kt贸ry czu艂, 偶e los przeznaczy艂 go do wielkich zada艅? — a kiedy kto艣 dostanie si臋 mi臋dzy wrony, musi kraka膰 jak i one.

Jednak nie. Los go zdradzi艂, u偶ywszy do tego osoby Johna Patricka Ryana, a sta艂o si臋 to w zimn膮 i 艣nie偶n膮 noc moskiewsk膮 w odludnej zajezdni tramwajowej. Mia艂 teraz zapewnione wygody i bezpiecze艅stwo, jego c贸rka nied艂ugo mia艂a si臋 w偶eni膰 w — jak to okre艣lali Amerykanie — „stare pieni膮dze”, co w innych krajach nazywa si臋 arystokracj膮, a dla niego by艂o zbiorowiskiem bezwarto艣ciowych trutni贸w, z przyczyny kt贸rych komuni艣ci dokonali zwyci臋skiej rewolucji. 呕onie bardzo podoba艂 si臋 dom i w膮skie grono znajomych. Natomiast w jego duszy gniew nigdy nie wygas艂.

Ryan stan膮艂 na drodze jego przeznaczenia, pozbawi艂 go w艂adzy i mo偶liwo艣ci pokierowania losem w艂asnego narodu, a kiedy potem sam znalaz艂 si臋 w takiej roli, nie wiedzia艂, jak z niej skorzysta膰. Czy偶 nie wstyd, zosta膰 pokonanym przez kogo艣 takiego? Ale przecie偶 ci膮gle jeszcze m贸g艂 si臋 zem艣ci膰, czy偶 nie? Z t膮 my艣l膮 w g艂owie Gierasimow poszed艂 do przedpokoju, zmieni艂 buty, na艂o偶y艂 sk贸rzan膮 kurtk臋 i wyszed艂. Przez chwil臋 zastyg艂 w zamy艣leniu, potem zapali艂 papierosa i wolnym krokiem poszed艂 w kierunku natr臋t贸w. Mia艂 do przebycia czterysta metr贸w, a przez ten czas obmy艣la艂, w jakich s艂owach wrazi膰 swoj膮 wdzi臋czno艣膰 wobec prezydenta Ryana. Uwa偶na obserwacja Ameryki i obyczaj贸w prasy okaza艂a si臋 teraz bardzo pomocna.

* * *

— Czy obudzi艂em pana, szefie? — spyta艂 Jones. W Pearl Harbor by艂a dopiero czwarta nad ranem.

— Niezupe艂nie. Rozumiesz, kontaktami z pras膮 zajmuje si臋 u mnie kobieta, kt贸ra jest teraz w ci膮偶y. Wola艂bym jej nie zwala膰 tego ca艂ego g贸wna na g艂ow臋.

Wiceadmira艂 Mancuso siedzia艂 za biurkiem, a telefon, zgodnie z wyra藕nym poleceniem, mia艂 si臋 odzywa膰 tylko w naprawd臋 wa偶nych przypadkach. Do kt贸rych niew膮tpliwie zalicza艂a si臋 z rozmowa z dawnym podw艂adnym.

— Zadzwonili do mnie z NBC, 偶eby si臋 czego艣 dowiedzie膰 o ma艂ej rob贸tce na Atlantyku.

— Co im powiedzia艂e艣?

— A jak pan my艣li, szefie? — Niezale偶nie od charakteru ca艂ej sytuacji nie bez znaczenie pozostawa艂 te偶 fakt, 偶e Jones wi臋kszo艣膰 zam贸wie艅 dostawa艂 od Marynarki. — Ja ich ola艂em, ale...

— Ale kto艣 zacznie m贸wi膰. Zawsze tak jest.

— Ju偶 i tak wiedz膮 za du偶o. „Today Show” nadawa艂 na 偶ywo z Norfolk. Nietrudno si臋 domy艣li膰, dlaczego si臋 tam znale藕li.

Mancuso spojrza艂 w kierunku zgaszonego telewizora. Na poranne wiadomo艣ci NBC by艂o jeszcze za wcze艣nie, wybra艂 wi臋c CNN. Na razie nadawali sport, nied艂ugo mia艂 by膰 skr贸t najwa偶niejszych informacji.

— Za drugim razem mog膮 zapyta膰 o t臋 drug膮 rob贸tk臋 z p艂etwonurkiem.

— Otwarta linia, doktorze Jones — ostrzeg艂 dow贸dca floty podwodnej na Pacyfiku.

— Przecie偶 nie m贸wi臋 gdzie, szefie. Po prostu musi pan o tym pomy艣le膰.

— Mhm — mrukn膮艂 Mancuso.

— Niech pan mi powie jedno.

— Co takiego, Ron?

— O co w tym wszystkim chodzi? Niech mnie pan dobrze zrozumie, ja nie b膮kn臋 ani s艂贸wka, ale kto艣 to zrobi, nie ma co. Zbyt dobra marynarska opowie艣膰, 偶eby nie opowiedzie膰. Ale jaki w tym sens? Czy nie mieli艣my racji?

— Mieli艣my — odpar艂 admira艂. — Ale ludzie chyba lubi膮 takie numery.

— Wie pan, mam nadziej臋, 偶e Ryan si臋 nie ugnie. W wyborach b臋d臋 g艂osowa艂 na niego. Co to za numer, 偶eby wyrwa膰 im spod nosa szefa KGB i...

— Ron!

— Szefie, ja tylko powtarzam to, co us艂ysza艂em w telewizji.

Chryste, pomy艣la艂 Jones, swoj膮 drog膮, co to za historia. A wszystko prawda.

Po drugiej stronie, na ekranie telewizora Mancuso pokaza艂 si臋 napis: Wiadomo艣ci.

* * *

— Tak, nazywam si臋 Miko艂aj Gierasimow — oznajmi艂 m臋偶czyzna. Co najmniej dwudziestu reporter贸w cisn臋艂o si臋 po drugiej stronie muru z wyci膮gni臋tymi mikrofonami, a ich pytania zag艂usza艂y siebie nawzajem.

— Czy to prawda, 偶e by艂...

— Czy jest...

— Czy pan...

— Podobno...

— Prosz臋 o cisz臋 — zawo艂a艂 podni贸s艂szy d艂o艅, a po jakich艣 pi臋tnastu sekundach m贸g艂 ju偶 ci膮gn膮膰: — Tak, kierowa艂em kiedy艣 KGB. Wasz obecny prezydent Ryan nak艂oni艂 mnie do wyjazdu i od tego czasu mieszkam wraz z rodzin膮 w Stanach Zjednoczonych.

— W jaki spos贸b nak艂oni艂 pana? — jeden g艂os przebi艂 si臋 nad inne.

— No c贸偶, w 艣wiecie wywiadu gra si臋, jak by to rzec, twardo, a pan Ryan jest dobrym zawodnikiem. W tym czasie w moim kraju toczy艂a si臋 walka o w艂adz臋. CIA wzi臋艂a stron臋 nie mojej frakcji, lecz przeciwnej — Andrieja Iljicza Narmonowa. Pan Ryan oficjalnie przyjecha艂 do Moskwy jako doradca podczas rozm贸w Start. Da艂 zna膰, 偶e chce si臋 ze mn膮 spotka膰, bo ma mi do przekazania jakie艣 informacje. — Gierasimow specjalnie kaleczy艂 g艂oski, 偶eby jego s艂owa zabrzmia艂y jeszcze bardziej wiarygodnie. — Powiedzmy tak: zaszachowa艂 mnie gro藕b膮, i偶 ujawni moje przygotowania do, jak to uj膮艂, zdrady. Nie mia艂 racji, ale gro藕ba by艂a powa偶na, zdecydowa艂em si臋 wi臋c wyjecha膰 do Ameryki. Ja przylecia艂em samolotem. Moja rodzina przyp艂yn臋艂a okr臋tem podwodnym.

— Okr臋tem podwodnym?

— Tak, „Dallas”. — Przerwa艂, a potem doda艂 ze zjadliwym u艣miechem: — Dlaczego tak uwzi臋li艣cie si臋 na prezydenta Ryana? Dobrze przys艂u偶y艂 si臋 swojemu krajowi. To arcyszpieg — zako艅czy艂 z podziwem.

* * *

— Tak to wygl膮da. — Bob Holtzman wy艂膮czy艂 foni臋 i obr贸ci艂 si臋 do swego redaktora naczelnego.

— Przykro mi, Bob — powiedzia艂 tamten i zwr贸ci艂 mu tekst. Rzecz mia艂a si臋 ukaza膰 za trzy dni. Holtzman doskonale pozbiera艂 wszystkie informacje i u艂o偶y艂 z nich sp贸jny i pochlebny obraz cz艂owieka, kt贸rego gabinet znajdowa艂 si臋 o pi臋膰 przecznic dalej. Nie mo偶na jednak i艣膰 pod pr膮d. Wszystko zaczyna艂o si臋 od jednego artyku艂u, ale potem pojawia艂y si臋 kolejne z serii i nikt, nawet tak do艣wiadczony dziennikarz jak Holtzman, nie m贸g艂 ju偶 odwr贸ci膰 tego pr膮du, szczeg贸lnie, gdy nie znajdowa艂 poparcia we w艂asnej gazecie.

— Widzisz — ci膮gn膮艂 redaktor z wyra藕nym zak艂opotaniem — oceniasz to zupe艂nie inaczej ni偶 ja. A je艣li to rzeczywi艣cie rewolwerowiec, facet, kt贸ry lubi strzela膰 z biodra? W porz膮dku, z tym okr臋tem, dobra sprawa, zimna wojna i tak dalej, ale potem miesza膰 si臋 w wewn臋trzne sprawy Sowiet贸w? Czy kto艣 nie mo偶e tego przedstawi膰 jako akt wojny?

— Przecie偶 nie o to chodzi艂o. Chcia艂 uratowa膰 agenta o kryptonimie Kardyna艂. Gierasimow i Aleksandrow chcieli wykorzysta膰 t臋 spraw臋, 偶eby utopi膰 Narmonowa i zablokowa膰 reformy, kt贸re rozpocz膮艂.

— S艂uchaj, mo偶e powtarza膰 to przez ca艂y bo偶y dzie艅, ale chodzi o ostateczny wyd藕wi臋k. Naprawd臋 chcesz, 偶eby jaki艣 „Arcyszpieg” kierowa艂 naszym krajem?

— Ryan nie jest nikim takim, do jasnej cholery! — zawo艂a艂 poirytowany Holtzman. — Zgoda, nie patyczkuje si臋...

— O tak, co do tego nie ma w膮tpliwo艣ci. Zabi艂 co najmniej trzy osoby. Zabi艂, Bob! Jak mog艂o Rogerowi Durlingowi przyj艣膰 do g艂owy, 偶e to odpowiednia kandydatura na wiceprezydenta? Ed Kealty to 偶aden orze艂, ale przynajmniej...

— Przynajmniej wie, jak nami manipulowa膰, Ben. Najpierw owin膮艂 sobie wok贸艂 palca tego naiwniaka z telewizji, a potem popchn膮艂 nas wszystkich, 偶eby艣my rozdmuchali t臋 histori臋.

— No... — Benowi Saddlerowi na chwil臋 zabrak艂o argument贸w, ale zaraz odzyska艂 rezon. — To wszystko fakty, tak?

— Ben, zbyt d艂ugo siedzisz w tym interesie, 偶eby nie wiedzie膰 偶e powyrywane z kontekstu fakty wcale nie s膮 prawd膮.

— Trzeba si臋 im dok艂adnie przyjrze膰. Ryan wygl膮da na faceta, kt贸ry w ka偶dej sprawie idzie na skr贸ty. Dlatego chc臋 czego艣 wi臋cej o tej kolumbijskiej hecy. We藕miesz to? Masz dobre chody w Firmie, ale musz臋 powiedzie膰 szczerze, 偶e zaczynam si臋 l臋ka膰, czy potrafisz by膰 obiektywny.

— Bob, je艣li chcesz mnie, to z ca艂ym dobrodziejstwem inwentarza. Albo b臋dzie to moja historia, albo zawsze mo偶esz przedrukowa膰 to, co idzie w „Timesie”.

Redaktor poczerwienia艂. Prasowe 偶ycie nie zawsze toczy艂o si臋 g艂adko.

— Temat jest tw贸j, ale uwa偶aj, co chcesz powiedzie膰. Jedno jest pewne, kto艣 z艂ama艂 prawo, Ryan wszystko zatuszowa艂, a na dodatek wyszed艂 z tego pachn膮cy jak niewinna r贸偶a. Chc臋, 偶eby艣 o tym napisa艂. — Saddler wsta艂. — Ja musz臋 siada膰 do wst臋pniaka.

* * *

Darjaei ledwie wierzy艂 swoim oczom i uszom. Trudno by艂o wybra膰 lepsz膮 por臋. Za kilka dni mia艂 wykona膰 nast臋pny krok w kierunku ostatecznego celu, a ofiara sama posuwa艂a si臋 na skraj przepa艣ci. Teraz wystarczy艂o jej tylko odrobin臋 dopom贸c i...

— Czy nie ma w tym jakiego艣 podst臋pu? Wszystko wygl膮da a偶 za pi臋knie.

— Raczej nie — odpar艂 Badrajn. — Na wszelki wypadek zasi臋gn臋 tu i 贸wdzie informacji, i jutro rano przedstawi臋 raport.

— Jak to mo偶liwe?

Ajatollah najwyra藕niej nie m贸g艂 wyzby膰 si臋 podejrze艅.

— Czy pami臋tacie, wasza 艣wi膮tobliwo艣膰, co m贸wi艂em o lwach i hienach? W Ameryce to sport narodowy. Nie ma w tym 偶adnego podst臋pu. To nie w ich stylu. Ale, jak m贸wi臋, upewni臋 si臋. Mam swoje metody.

— Zatem do jutra.

34
WWW.TERROR.ORG

Tak czy owak czeka艂o go du偶o pracy. Znalaz艂szy si臋 u siebie, Badrajn uruchomi艂 komputer. Poprzez superszybki modem i 艂膮cze 艣wiat艂owodowe po艂膮czy艂 si臋 z ambasad膮 ira艅sk膮 — teraz ZRI — w Pakistanie, a stamt膮d z Londynem, sk膮d mo偶na ju偶 by艂o wej艣膰 do Internetu bez obawy wy艣ledzenia. Obecnie prawie niemo偶liwe sta艂o si臋 to, co dawniej by艂o chlebem powszednim s艂u偶b kontrwywiadowczych i antyterrorystycznych. Miliony ludzi mia艂y dost臋p do produkowanych w ca艂ym 艣wiecie informacji, a potrzeba by艂o na to znacznie mniej czasu ni偶 zabra艂oby samo dotarcie do samochodu, kt贸ry dopiero podwi贸z艂by do najbli偶szej biblioteki. Na pocz膮tek przegl膮d prasy: od „Timesa” w Los Angeles do „Timesa” w Londynie, z Waszyngtonem i Nowym Jorkiem jako stacjami po艣rednimi. Historia by艂a wsz臋dzie ta sama — w WWW pojawi艂a si臋 szybciej ni偶 w wersjach drukowanych — natomiast r贸偶ni艂y si臋 odrobin臋 artyku艂y redakcyjne. Daty podawano wsz臋dzie nieprecyzyjnie, ale czu艂o si臋, 偶e o co艣 naprawd臋 chodzi. Wiedzia艂, 偶e Ryan by艂 agentem wywiadu, wiedzia艂, 偶e szanowali go Brytyjczycy, Rosjanie i Izraelczycy. To, o czym rozpisywa艂y si臋 teraz gazety, pozwala艂o zrozumie膰 przyczyny tego szacunku, zarazem jednak odrobin臋 zbi艂o z tropu Badrajna, co zapewne zaskoczy艂oby jego zwierzchnika. Wydawa艂o si臋, 偶e Ryan mo偶e by膰 bardziej niewygodnym przeciwnikiem ni偶 Darjaei zak艂ada艂. Nie traci艂 g艂owy w najbardziej gor膮cych momentach, a takich ludzi nie nale偶a艂o lekcewa偶y膰.

Nie ulega艂o w膮tpliwo艣ci, 偶e Ryan znalaz艂 si臋 teraz na nie znanym sobie terenie, co jasno wynika艂o z informacji prasowych. Kiedy Badrajn przeskakiwa艂 od jednej strony z wiadomo艣ciami krajowymi do drugiej, na ekranie pojawi艂 si臋 zupe艂nie 艣wie偶utki wst臋pniak, kt贸ry domaga艂 si臋 zbadania przez Kongres dzia艂alno艣ci Ryana w CIA. Nota rz膮du kolumbijskiego w g艂adkich dyplomatycznych zwrotach domaga艂a si臋 wyja艣nie艅, a to mog艂o oznacza膰 pocz膮tek nast臋pnego sztormu. Jak Ryan poradzi sobie z tymi oskar偶eniami i 偶膮daniami? Badrajn musia艂 przyzna膰, 偶e nie potrafi odpowiedzie膰 na to pytanie, co pog艂臋bi艂o jego niepok贸j. Skopiowa艂 najwa偶niejsze artyku艂y i przyst膮pi艂 do pracy.

Specjalna strona Internetu po艣wi臋cona by艂a imprezom handlowym w Stanach Zjednoczonych, zapewne przeznaczona dla, jak to si臋 kiedy艣 nazywa艂o, komiwoja偶er贸w. No c贸偶, o co艣 takiego w艂a艣nie mu chodzi艂o: dostawa towaru. Trzeba by艂o tylko wybra膰 odpowiednie miasta. Okaza艂o si臋, 偶e ka偶de centrum targowe mia艂o w艂asn膮 stron臋, na kt贸rej dumnie wychwala艂o swe zalety. Niemal wszystkie zamieszcza艂y plany i porady, jak najsprawniej dojecha膰; wszystkie — numery telefon贸w i faks贸w. Wybra艂 dwadzie艣cia cztery miejscowo艣ci; cztery ponad plan, na wszelki wypadek. Jego agenci nie mieli czego szuka膰 na wystawie bielizny damskiej, chocia偶... Najlepsze by艂y targi odzie偶owe, prezentuj膮ce kolekcje zimowe — chocia偶 do Iranu nie zawita艂o jeszcze nawet lato — oraz salony samochodowe. Producenci najr贸偶niejszych woz贸w prezentowali swe towary jak Ameryka d艂uga i szeroka. Niczym cyrk objazdowy, pomy艣la艂, a to natychmiast nasun臋艂o nowy pomys艂. „Cyrk”. Wybra艂 odpowiedni膮 stron臋, ale — niestety. O kilka tygodni za wcze艣nie na takie imprezy. Szkoda, prawdziwa szkoda. Niech wi臋c b臋d膮 targi samochodowe. I inne.

* * *

Cz艂onkowie grupy drugiej byli ju偶 teraz bardzo ci臋偶ko chorzy i nadszed艂 czas, aby sko艅czy膰 ich cierpienia. Mniej chodzi艂o o mi艂osierdzie, a bardziej o skuteczno艣膰. Nie nale偶a艂o ryzykowa膰 zdrowiem personelu medycznego, kt贸ry musia艂 si臋 kontaktowa膰 z lud藕mi skazanymi na 艣mier膰 przez prawo i nauk臋, dlatego te偶 ka偶demu z nich — pod czujn膮 kontrol膮 wpatrzonego w telewizyjne ekrany Moudiego — wstrzykni臋to du偶膮 dawk臋 dilaudidu. Nie up艂yn臋艂o kilka minut, a wszyscy „pacjenci” byli martwi. Teraz zostan膮 powt贸rzone znane ju偶 dzia艂ania, Moudi za艣 pogratulowa艂 sobie w my艣lach, i偶 dobrze opracowane instrukcje nie doprowadzi艂y do zara偶enia kogokolwiek z personelu. W jakiej艣 mierze spowodowane to by艂o jego bezwzgl臋dno艣ci膮 i w normalnym szpitalu rzeczy nie u艂o偶y艂yby si臋 mo偶e tak pomy艣lnie.

To dziwny paradoks 偶ycia, 偶e refleksje pojawiaj膮 si臋 wtedy, kiedy jest ju偶 na nie za p贸藕no. Moudi z r贸wnym powodzeniem m贸g艂by si臋 stara膰 zatrzyma膰 bieg spraw, jak zmieni膰 kierunek obrotu Ziemi.

Sanitariusze zacz臋li uk艂ada膰 zw艂oki na w贸zkach, wy艂膮czy艂 wi臋c aparatur臋; nie musia艂 ogl膮da膰 tego raz jeszcze. Skierowa艂 swe kroki do laboratorium.

Grupa laborant贸w umieszcza艂a teraz „zup臋” w pojemnikach zwanych przez obs艂ug臋 termosami. By艂o ich wielokrotnie wi臋cej ni偶 wymaga艂y potrzeby operacji, nadmiar by艂 jednak w tej sytuacji wygodniejszy ni偶 niedostatek, a poza tym — nigdy nie wiadomo, kiedy znowu trzeba b臋dzie si臋gn膮膰 po zab贸jczy roztw贸r. Wykonane z nierdzewnej stali, kt贸ra nie traci艂a swych w艂a艣ciwo艣ci w niskiej temperaturze, termosy mia艂y pojemno艣膰 trzech czwartych litra. Nape艂nione i zamkni臋te, by艂y nast臋pnie spryskiwane p艂ynem antyseptycznym, kt贸ry zagwarantowa膰 mia艂 to, 偶e ich zewn臋trzna powierzchnia pozosta艂a nieska偶ona. Potem w贸zki powioz膮 je do umieszczonej w piwnicy ch艂odni, gdzie b臋d膮 przechowywane w p艂ynnym azocie. Wirusy ebola mog艂y tu trwa膰 przez ca艂e dziesi臋ciolecia, zastyg艂e w temperaturze zbyt niskiej na to, by cokolwiek w nich si臋 zmienia艂o, i oczekuj膮ce chwili, gdy znowu wystawione na ciep艂o i wilgo膰 b臋d膮 mog艂y si臋 rozmna偶a膰 — i zabija膰. Jeden z termos贸w pozosta艂 z laboratorium, umieszczony w kriogenicznym pojemniku, kt贸ry na wieku wy艣wietla艂 informacj臋 o panuj膮cej wewn膮trz temperaturze.

Niejak膮 ulg臋 sprawia艂o mu to, ze jego rola w ca艂ym przedsi臋wzi臋ciu wkr贸tce si臋 sko艅czy. Patrzy艂 jak jego podw艂adni uwijaj膮 si臋 przy pracy i zgadywa艂, 偶e musz膮 ich nawiedza膰 podobne my艣li. Ju偶 wkr贸tce dwadzie艣cia pojemnik贸w na krem do golenia zostanie nape艂nionych zupe艂nie inn膮 substancj膮, a kiedy opuszcz膮 budynek, ten zostanie dok艂adnie, centymetr po centymetrze, odka偶ony, aby uczyni膰 go na powr贸t bezpiecznym. Dyrektor ca艂y ten czas sp臋dzi w gabinecie, Moudi za艣... No c贸偶, nie m贸g艂 zg艂osi膰 si臋 znowu do WHO. Szczeg贸lnie, 偶e dla 艢wiatowej Organizacji Zdrowia nie 偶y艂, zgin膮艂 w katastrofie samolotowej nie opodal wybrze偶y Libii. Kto艣 b臋dzie si臋 musia艂 zatroszczy膰 o jego now膮 osobowo艣膰 i nowy paszport, aby m贸g艂 na nowo ruszy膰 w podr贸偶, je艣li... do tego dojdzie. Czy偶 bowiem bezpieczniejszym rozwi膮zaniem nie by艂o...! Ale nie, nawet dyrektor nie posunie si臋 do czynu tak bezwzgl臋dnego...

* * *

— Dzie艅 dobry, czy m贸g艂bym rozmawia膰 z doktorem Ianem MacGregorem?

— A kto m贸wi?

— Profesor Gus Lorenz z CCZ w Atlancie.

— Prosz臋 zaczeka膰.

Gus musia艂 czeka膰 niemal dwie minuty, wi臋c m贸g艂 zapali膰 fajk臋 i otworzy膰 okno. M艂odsi koledzy niekiedy podrwiwali sobie z niego, ale przecie偶 nie zaci膮ga艂 si臋, a poza tym to tak pomaga艂o w my艣leniu...

— Doktor MacGregor — us艂ysza艂 m艂odzie艅czy g艂os.

— Gus Lorenz z Atlanty.

— Ach, witam, panie profesorze!

— Jak maj膮 si臋 pa艅scy pacjenci? — spyta艂 Gus poprzez siedem stref czasowych. Podoba艂 mu si臋 g艂os MacGregory'ego, kt贸ry najwyra藕niej pracowa艂 do p贸藕nego wieczoru. Tak, potrzeba wiele pracy, 偶eby by膰 dobrym lekarzem.

— M臋偶czyzna ma si臋 coraz gorzej. Natomiast dziewczynce szybko si臋 poprawia.

— Doprawdy? Zbadali艣my obie pr贸bki, kt贸re pan przys艂a艂 i obydwie zawieraj膮 wirusa ebola, szczep Mayinga.

— Czy to ju偶 pewne? — spyta艂 m艂ody lekarz.

— Nie ma 偶adnej w膮tpliwo艣ci, doktorze. Sam przeprowadzi艂em testy.

— Tego si臋 obawia艂em. Wys艂a艂em tak偶e pr贸bki do Pary偶a, ale stamt膮d nie mia艂em jeszcze 偶adnej odpowiedzi.

— Potrzebuj臋 teraz kilku informacji — powiedzia艂 Lorenz i si臋gn膮艂 po notatnik. — Prosz臋 mi powiedzie膰 co艣 wi臋cej o pacjentach.

— Z tym jest pewien k艂opot, panie profesorze.

MacGregor nie wiedzia艂, czy telefon jest na pods艂uchu, ale w kraju takim jak Sudan nale偶a艂o to za艂o偶y膰. Dlatego te偶 zacz膮艂 starannie dobiera膰 s艂owa, aby przekaza膰 przez ocean to, co przekaza膰 musia艂.

* * *

— Widzia艂em ci臋 wczoraj w telewizji.

Profesorowi Alexandre zale偶a艂o na spotkaniu Cathy Ryan w sto艂贸wce, aby m贸g艂 powiedzie膰 w艂a艣nie te s艂owa. Lubi艂 j膮. Kt贸偶 by si臋 spodziewa艂, 偶e specjalistka od skalpela i lasera (dla Alexandre'a by艂y to specjalno艣ci bardziej zwi膮zane z rzemios艂em ni偶 „prawdziw膮” medycyn膮, kt贸r膮 on si臋 zajmowa艂) b臋dzie si臋 interesowa膰 genetyk膮? Mo偶e potrzebowa艂a teraz jakich艣 s艂贸w otuchy.

— Mhm — b膮kn臋艂a Cathy, wpatrzona w sa艂atk臋 drobiow膮, podczas gdy Pierre zajmowa艂 miejsce przy stole. Mimochodem zauwa偶y艂, jak zesztywnia艂 siedz膮cy obok agent ochrony.

— Dobrze wypad艂a艣.

— Naprawd臋? — Podnios艂a wzrok i powiedzia艂a: — Najch臋tniej bym go spoliczkowa艂a.

— Tego nie da艂o si臋 wyczu膰, natomiast bardzo dzielnie stawa艂a艣 u boku m臋偶a. My艣l臋, 偶e to zrobi艂o wra偶enie.

— Pos艂uchaj, co napad艂o tych dziennikarzy, przecie偶...

Alex si臋 u艣miechn膮艂.

— Kiedy pies sika na hydrant po偶arowy, nie nazwiesz tego aktem wandalizmu. To jego psia natura i tyle.

Roy Altman ma艂o nie zakrztusi艂 si臋 col膮.

— 呕adne z nas tego nie chcia艂o, rozumiesz?

Alexandre podni贸s艂 r臋ce w 偶artobliwym ge艣cie kapitulacji.

— Znam ten b贸l. Ja te偶 za nic nie chcia艂em wst臋powa膰 do wojska. Wzi臋li mnie zaraz po szkole, no ale z czasem do艣膰 mi si臋 to spodoba艂o, dos艂u偶y艂em si臋 nawet pu艂kownika. Okaza艂o si臋, 偶e trzeba by艂o nie藕le wysila膰 umys艂, a to si臋 zawsze op艂aca.

— Tyle 偶e mnie nie p艂ac膮 za to, 偶eby mnie opluwano — powiedzia艂a Cathy na po艂y z irytacj膮, ale na po艂y ju偶 z u艣miechem.

— Ani twojemu m臋偶owi — doda艂 Pierre.

— Wiesz, czasami my艣l臋, 偶e ca艂膮 t臋 prac臋 powinien wykonywa膰 za darmo, a czeki im zwraca膰. W ten spos贸b podkre艣li艂by, 偶e jest o wiele wi臋cej wart, ni偶 wszystkie pieni膮dze, jakie mu daj膮.

— My艣lisz, 偶eby by艂by z niego dobry lekarz?

Oczy Cathy rozb艂ys艂y.

— Musz臋 mu to powt贸rzy膰. Powinien by艂 zosta膰 chirurgiem. Chocia偶 nie... Raczej co艣 podobnego do twojej specjalno艣ci, bo zawsze intryguj膮 go zagadki.

— I m贸wi to, co my艣li.

Niemal parskn臋艂a 艣miechem.

— Co nie zawsze jest przyjemne.

— Wiesz co? Moim zdaniem on tak偶e wypad艂 bardzo dobrze. Nigdy si臋 nie poznali艣my, ale tam na ekranie podoba艂 mi si臋. To pewne, 偶e nie jest politykiem, ale mo偶e od czasu do czasu potrzeba nam w艂a艣nie kogo艣 takiego? G艂owa do g贸ry, pani profesor! Co z艂ego mo偶e was spotka膰? Tw贸j m膮偶 rzuci prezydentur臋, wr贸ci do szko艂y, kt贸r膮 tak lubi, s膮dz膮c z jego s艂贸w, a tobie nikt przecie偶 nie odbierze narody Laskera.

— S膮 znacznie gorsze rzeczy...

— Ale od tych mamy tutaj pana Altmana, nieprawda偶? — Alexandre obrzuci艂 spojrzeniem Roya. — Mam wra偶enie, 偶e jest pan dostatecznie roz艂o偶ysty, 偶eby zas艂oni膰 szefa od pocisk贸w. — Agent Tajnej S艂u偶by nic nie odpowiedzia艂, ale jego spojrzenie wyra藕nie m贸wi艂o, 偶e tak, w razie potrzeby, b臋dzie broni艂 prezydenta w艂asnym cia艂em. — Ale wam zdaje si臋 nie wolno m贸wi膰 takich rzeczy, h臋?

— Wolno, je艣li kto艣 nas spyta. — Przez ca艂y dzie艅 Altman chcia艂 co艣 powiedzie膰. Tak偶e on widzia艂 wywiad, a od rana w Oddziale wymieniano lu藕ne uwagi o tym, co mog艂oby si臋 przytrafi膰 paru reporterom. Ludzie z Tajnej S艂u偶by nie byli pozbawieni wyobra藕ni. — Prosz臋 pani, my wszyscy bardzo lubimy ca艂膮 wasz膮 rodzin臋, a nie m贸wi臋 tego z czystej grzeczno艣ci. Nie zawsze przepadamy za swoimi podopiecznymi. Teraz jest inaczej.

— Cze艣膰, Cathy.

Dziekan James u艣miecha艂 si臋 i macha艂 do niej w przelocie.

— Cze艣膰, Dave — odpowiedzia艂a i dopiero teraz zawa偶y艂a, jak z r贸偶nych miejsc sali u艣miechaj膮 si臋 do niej i pozdrawiaj膮 j膮 koledzy, nawet ci, kt贸rych s艂abo zna艂a.

— Ale wiesz, Cathy, 偶eby nigdy si臋 nie przyzna膰, 偶e wysz艂a艣 za Jamesa Bonda...

Nie wiadomo, jak zareagowa艂by na t臋 uwag臋 z innych ust, ale zupe艂nie rozbroi艂y j膮 艂obuzerskie b艂yski w oczach Alexandre'a.

— Niewiele wiem. Odrobin臋 mi opowiedzia艂, kiedy Durling zaproponowa艂 mu wiceprezydentur臋, ale...

Pierre podni贸s艂 r臋k臋.

— Dobrze, dobrze. S膮 rzeczy, o kt贸rych i mnie nie wolno m贸wi膰. W ko艅cu od czas do czasu nadal zjawiam si臋 w Fort Derrick.

— M贸wisz: James Bond. Ale to jest zupe艂nie inaczej ni偶 na filmach. Nie robi si臋 takich rzeczy, a potem drink, ca艂usa dziewczynie i w drog臋. Miewa nocne koszmary, usi艂uj臋 go uspokoi膰, a z rana on udaje, 偶e nic si臋 nie sta艂o, niczego nie pami臋ta. A ja wiem tylko o paru rzeczach. Kiedy w zesz艂ym roku byli艣my w Moskwie, podszed艂 do Jacka Rosjanin i rzuci艂 uwag臋, 偶e kiedy艣 celowa艂 mu w g艂ow臋 z pistoletu — Altman poderwa艂 wzrok na te s艂owa — ale wszystko tak jako艣 偶artobliwie, a potem doda艂, 偶e pistolet i tak nie by艂 nabity. Zjedli艣my razem kolacj臋, jak jacy艣 przyjaciele, pozna艂am 偶on臋 tamtego, kt贸ra by艂a — uwierzysz? — pediatr膮! Ona lekarz, a on szef rosyjskich szpieg贸w...

— To ju偶 za bardzo naci膮gane — przerwa艂 jej Alexandre ze zmarszczonymi brwiami i oboje parskn臋li 艣miechem. Po chwili spowa偶nia艂a i powiedzia艂a za smutkiem:

— To wszystko jest takie okropne.

— Okropne? Hmmm... Dostali艣my informacj臋 o dw贸ch przypadkach ebola w Sudanie.

Spojrza艂a mu prosto w oczy.

— Tam? To dziwne. Przywieziono je z Zairu?

— Gus Lorenz w艂a艣nie to sprawdza. Czekam na telefon od niego — odpar艂 Alexandre. — Nie ma mowy o lokalnym pochodzeniu.

— Dlaczego? — wtr膮ci艂 si臋 Altman.

— Bardzo niekorzystne 艣rodowisko — wyja艣ni艂a Cathy znad swej sa艂atki. — Gor膮co, sucho, du偶o s艂o艅ca. Ultrafiolet zabija wirusy.

— Jak palnik gazowy — dorzuci艂 Alexandre. — Na dodatek nie ma d偶ungli, gdzie mo偶na by si臋 ukry膰 w ciele jakiego艣 zwierz臋cia.

— Tylko dwa przypadki? — spyta艂a Cathy pomi臋dzy k臋sami.

Pierre, zadowolony, 偶e wreszcie wzi臋艂a si臋 do jedzenia, przytakn膮艂.

— Doros艂y m臋偶czyzna i kilkuletnia dziewczynka, na razie nie wiem nic wi臋cej. Gus mia艂 dzisiaj zrobi膰 testy, by膰 mo偶e ju偶 je sko艅czy艂.

— Parszywy zarazek. A ty nadal nie wiesz, co go przenosi.

— Dwadzie艣cia lat bada艅 — przyzna艂 Alexandre. — Nigdy nie znalaz艂em chorego zwierz臋cia, to znaczy, oczywi艣cie, nosiciel nie b臋dzie chory, ale wiesz, o co mi chodzi.

— Zupe艂nie jak 艣ledztwo w sprawie kryminalnej? — spyta艂 Altman. — Szukanie dowod贸w zbrodni.

— Tak — zgodzi艂 si臋 Alexandre. — Tyle 偶e mamy do przeszukania ca艂y kraj, a nie bardzo wiemy, za czym si臋 rozgl膮da膰.

* * *

Don Russell obserwowa艂, jak pojawiaj膮 si臋 艂贸偶eczka. Po lunchu — dzisiaj by艂y to cheeseburgery, szklanka mleka i jab艂ko — dzieci uk艂ada艂y si臋 do drzemki — przynajmniej zdaniem doros艂ych — by艂o to znakomite rozwi膮zanie. Panna Daggett wszystkim zarz膮dza艂a bardzo sprawnie i maluchy szybko przywyk艂y do codziennej rutyny. 艁贸偶eczka wydobyto ze schowka, gdzie sk艂adano je na reszt臋 dnia, a wszyscy znali swoje miejsca. Foremka zaprzyja藕ni艂a si臋 z Megan O'Day; obie — podobnie jak co najmniej jedna trzecia r贸wie艣nik贸w — by艂y najcz臋艣ciej ubrane w stroje Oshkosha z naszytymi kwiatkami lub kr贸liczkami. Jedyny k艂opot zwi膮zany by艂 z zaprowadzaniem dzieciarni do 艂azienki, aby podczas drzemki nie dosz艂o do mokrych niespodzianek, kt贸re i tak si臋 jednak przydarza艂y. Ca艂a procedura zabiera艂a oko艂o kwadransa, kr贸cej ni偶 przedtem dzi臋ki pomocy dw贸ch agentek. Potem ma艂e postaci znika艂y pod kocami przytulone do misi贸w, a na oknach pojawia艂y si臋 zas艂ony. Panna Daggett oraz jej pomocnice zasiada艂y do lektury.

— Foremka zasn臋艂a — oznajmi艂 Russell, kt贸ry wyszed艂 na chwil臋 na zewn膮trz.

— S膮dz膮c po g艂osie, to nie lada osi膮gni臋cie — mrukn膮艂 kto艣 z tr贸jki ulokowanej w domku po drugiej stronie ulicy. Ich Chevrolet Suburban znajdowa艂 si臋 w gara偶u. Dwaj agenci zawsze znajdowali si臋 przy oknach wychodz膮cych na Giant Steps. Zerkali w szyby i umilali sobie czas gr膮 w karty. Co kwadrans — bez dok艂adno艣ci co do sekundy — Russell lub kto艣 z jego ludzi obchodzi艂 teren. Ruch na Ritchie Highway nieustannie 艣ledzi艂a kamera. Wewn膮trz przedszkola jedna osoba zawsze znajdowa艂a si臋 w miejscu, sk膮d mog艂a obserwowa膰 drzwi wej艣ciowe i wyj艣ciowe. Tym razem by艂a to m艂oda i urodziwa Marcella Hilton, kt贸ra ani na chwil臋 nie rozstawa艂a si臋 z torebk膮, specjalnie sporz膮dzon膮 dla policjantek. W bocznej kieszeni, gotowy do natychmiastowego u偶ycia, spoczywa艂 SigSauer wraz z dwoma zapasowymi magazynkami. Marcella dla podkre艣lenia „przebrania” zapu艣ci艂a w艂osy d艂ugie jak u hippiski (aczkolwiek Don musia艂 jej dopiero wyja艣nia膰, kim byli hippisi).

Ci膮gle trapi艂y go obawy. Zbyt 艂atwy dojazd, miejsce zbyt blisko ruchliwej autostrady, zupe艂nie ods艂oni臋ty du偶y parking, kt贸ry 艂atwo obserwowa膰 z ukrycia. Przynajmniej uda艂o si臋 zrobi膰 porz膮dek z reporterami, czego stanowczo za偶膮da艂a Cathy po tym, jak ukaza艂o si臋 kilka artyku艂贸w o Katie i jej kole偶ankach. Je艣li teraz zjawiali si臋 jacy艣 dziennikarze, grzecznie lecz stanowczo ich wypraszano. Je艣li nalegali, mieli do czynienia z Russellem, kt贸ry dziadkow膮 dobroduszno艣膰 rezerwowa艂 dla przedszkolak贸w. Na u偶ytek doros艂ych mia艂 surow膮 min臋 i czarne okulary, kt贸re upodobni艂yby go do Schwarzeneggera, gdyby tamten nie by艂 o siedem centymetr贸w ni偶szy od Dona.

Na dodatek jego ekip臋 zredukowano do sze艣ciu os贸b: trzy w przedszkolu, trzy po drugiej stronie ulicy, uzbrojonych w Uzi i M-16 z celownikiem. W innym miejscu taka sz贸stka zupe艂nie by wystarczy艂a, ale nie tutaj. Zwi臋kszenie ochrony sprawi艂oby jednak, 偶e przedszkole przypomina艂oby twierdz臋, a Ryan i tak mia艂 do艣膰 k艂opot贸w na g艂owie.

* * *

— Jakie wiadomo艣ci, Gus? — spyta艂 profesor Alexandre.

Po powrocie z lunchu dowiedzia艂 si臋, 偶e nast膮pi艂o pogorszenie u jednego z chorych na AIDS, zanim jednak si臋 tym zaj膮艂, zadzwoni艂 do Atlanty.

— Ebola Mayinga, podobnie jak w dw贸ch przypadkach z Zairu. M臋偶czyzna jest umieraj膮cy, ale stan dziewczynki stale si臋 polepsza.

— To znakomicie. Co r贸偶ni oba przypadki?

— Nie jestem pewien, Alex — odrzek艂 Lorenz. — Bardzo niewiele wiem o pacjentach, tylko tyle 偶e m臋偶czyzna nazywa si臋 Saleh a dziewczynka Sahaila. Mamy jedynie wiek, nic wi臋cej.

— Arabskie imiona, prawda?

Ale Sudan by艂 przecie偶 krajem islamskim.

— Tak si臋 zdaje.

— Trzeba si臋 koniecznie dowiedzie膰 o r贸偶nice.

— Wiem. Skontaktowa艂em si臋 z lekarzem. Nazywa si臋 Ian MacGregor, sko艅czy艂, je艣li dobrze pami臋tam, uniwersytet w Edynburgu, chyba niez艂y. Tak czy owak, on te偶 nie widzi 偶adnych r贸偶nic. Pojawili si臋 w szpitalu niemal w tym samym czasie i w bardzo podobnym stanie. Pierwsze objawy wskazywa艂y na gryp臋 albo skutek niedawnej podr贸偶y...

— Sk膮d przylecieli? — przerwa艂 Alexandre.

— Zapyta艂em, ale oznajmi艂, 偶e nie mo偶e powiedzie膰.

— Dlaczego?

— I o to, oczywi艣cie, spyta艂em. Tak偶e i tego nie m贸g艂 wyt艂umaczy膰, ale powiedzia艂, 偶e nie wi膮偶e si臋 to z sam膮 chorob膮.

Ton g艂osu Lorenza zdradza艂, co lekarz my艣li o ca艂ej sprawie. Obydwaj dobrze znali k艂opoty z miejscowymi w艂adzami, szczeg贸lnie gdy chodzi艂o o AIDS.

— Jakie艣 informacje z Zairu?

— Nic. To prawdziwa zagadka. Ta sama choroba pojawia si臋 w dw贸ch miejscach odleg艂ych o cztery tysi膮ce kilometr贸w, i tu, i tam dwa przypadki, dwoje chorych zmar艂o, jeden kona, stan zdrowia drugiego si臋 poprawia. MacGregor natychmiast nakaza艂 odpowiednie 艣rodki ostro偶no艣ci, z tego, co m贸wi艂, wynika, 偶e zna si臋 na rzeczy.

Przez telefon mo偶na si臋 by艂o domy艣li膰, 偶e ostatnim s艂owom towarzyszy艂o wzruszenie ramion.

Ten ochroniarz mia艂 wi臋cej racji ni偶 przypuszcza艂, pomy艣la艂 Alexandre. By艂o tutaj tyle samo medycyny co pracy detektywa, a sprawy przedstawia艂y si臋 czasami r贸wnie beznadziejnie jak morderstwo bez wyra藕nych 艣lad贸w i motyw贸w. W ksi膮偶ce to mog艂oby by膰 nawet interesuj膮ce, ale nie w rzeczywisto艣ci.

— Co robimy dalej?

— Wiemy, 偶e wirus Mayinga 偶yje. Wydaje si臋 taki sam jak ten sprzed lat. Sprawdzimy jeszcze proteiny i ich sekwencje, ale czuj臋 przez sk贸r臋, 偶e potwierdzi si臋 identyczno艣膰.

— Ale co jest nosicielem, Gus? 呕eby艣my to nareszcie wiedzieli!

— Dzi臋kuj臋 ci za sugesti臋!

Lorenz by艂 poirytowany w tym samym stopniu i z tego samego powodu, chocia偶 obaj od lat ju偶 zmagali si臋 z tym problemem. No c贸偶, my艣la艂 starszy z lekarzy, trzeba by艂o kilku tysi臋cy lat, 偶eby rozwi膮za膰 zagadk臋 malarii, wirusem ebola za艣 zajmujemy si臋 dopiero od dwudziestu pi臋ciu. Wirus nieustannie czeka艂, przyczajony, uderzaj膮c i znikaj膮c niczym seryjny morderca. Tyle 偶e nie mia艂 m贸zgu, 偶adnej obmy艣lonej strategii, nawet przenosi膰 si臋 nie m贸g艂 o w艂asnych si艂ach. By艂 bardzo dobrze przystosowany do 偶ycia w warunkach niezwykle 艣ci艣le okre艣lonych i rzadko wyst臋puj膮cych.

— Wystarczy, 偶eby cz艂owiek pomy艣la艂 o solidnym drinku, co?

— Moim zdaniem szklaneczka burbona zabija wirusa, ale nie zmartwienia. Musz臋 ko艅czy膰, zaraz mam obch贸d..

— Jak ci leci w klinice? — zapyta艂 Lorenz.

— Nie藕le znowu poczu膰 si臋 lekarzem. Lubi臋 dodawa膰 ludziom odwagi. Ale i to nale偶y do zawodu, prawda?

— Przefaksuj臋 ci wyniki analiz, je艣li chcesz. Dobra wiadomo艣膰, 偶e oba przypadki zosta艂y fachowo odizolowane — powt贸rzy艂 Lorenz.

— Do us艂yszenia, Gus — odpar艂 Alexandre, ale poniewa偶 wzrok znowu spocz膮艂 na karcie choroby, my艣li zaj臋艂y si臋 ju偶 czym艣 innym. Bia艂y, trzydzie艣ci cztery lata, homoseksualista, pojawi艂 si臋 odczyn gru藕liczy. Jak to zahamowa膰?

Wsta艂 od biurka i wyszed艂 z pokoju.

* * *

— Nie jestem zatem odpowiedni膮 osob膮 do porady w sprawie nominacji s臋dzi贸w? — spyta艂 z przek膮sem Pat Martin.

— Nie przejmuj si臋 tak — odpowiedzia艂 Arnie. — Zdaje si臋, 偶e nikt z nas nie nadaje si臋 do niczego.

— Z wyj膮tkiem ciebie — zauwa偶y艂 z u艣miechem prezydent.

— Wszyscy pope艂niamy b艂臋dy — mrukn膮艂 van Damm. — Mog艂em spokojnie odej艣膰 z Bobem Fowlerem, ale Roger powiedzia艂, 偶e potrzebuje mnie, 偶eby interes dalej si臋 kr臋ci艂, wi臋c...

— Tak — kiwn膮艂 g艂ow膮 Ryan. — Ja te偶 znalaz艂em si臋 tutaj na podobnej zasadzie. No dobrze, pa艅ska opinia, panie Martin?

— W 偶adnym z tych przypadk贸w nie zosta艂o naruszone prawo.

Sp臋dzi艂 trzy godziny nad aktami CIA i podyktowanym przez Jacka raportem z akcji w Kolumbii. W ten spos贸b jedna z sekretarek Ryana, Ellen Sumter, dowiedzia艂a si臋 o sprawach absolutnie tajnych, w ko艅cu jednak by艂a sekretark膮 prezydenta, a Jack i tak uchyli艂 ju偶 troch臋 r膮bka tajemnicy. — W ka偶dym razie nie przez pana. Mo偶na by艂oby oskar偶y膰 Rittera i Moore'a, 偶e nie przedstawili Kongresowi pe艂nego sprawozdania ze swoich tajnych poczyna艅, ale ci mogliby si臋 broni膰, 偶e otrzymali takie polecenie od urz臋duj膮cego prezydenta, nawiasem m贸wi膮c, zgodne z duchem klauzuli do ustawy „O operacjach szczeg贸lnie ryzykownych”. Powiadam, mo偶na by im postawi膰 takie zarzuty, ale sam wola艂bym nie oskar偶a膰 w tej sprawie. Usi艂owali ograniczy膰 zagro偶enie, jakim s膮 dla kraju narkotyki, a 偶aden s臋dzia nie chcia艂by zapewne torpedowa膰 takich poczyna艅, szczeg贸lnie, 偶e w efekcie kartel z Medellin istotnie si臋 rozpad艂. Prawdziwy problem pojawia si臋 w kontek艣cie stosunk贸w mi臋dzynarodowych. Kolumbia wydaje si臋 rozdra偶niona, nie bez powodu. S膮 postanowienia prawa mi臋dzynarodowego i traktat贸w, kt贸re reguluj膮 spraw臋 takiej dzia艂alno艣ci, ale nie jestem na tyle obeznany z t膮 dziedzin膮, aby ryzykowa膰 jednoznaczn膮 opini臋. Z ameryka艅skiego punktu widzenia najwy偶szym aktem prawnym jest konstytucja, kt贸ra orzeka, 偶e prezydent jest naczelnym dow贸dc膮 si艂 zbrojnych. Orzeka on, jako dysponent w艂adzy wykonawczej, co jest, a co nie jest zgodne z interesami narodu, dlatego te偶 mo偶e podj膮膰 ka偶d膮 akcj臋, kt贸ra s艂u偶y膰 ma obronie owych interes贸w, gdy偶 na tym w艂a艣nie polega w艂adza wykonawcza. Uwzgl臋dniony przez konstytucj臋 system blokad i ogranicze艅 ma zapobiec nadu偶yciom w tym wzgl臋dzie, te jednak najcz臋艣ciej dokonywane s膮 wewn膮trz kraju. M贸wi膮c szczerze, w przypadku u偶ycia si艂 zbrojnych Kongres mo偶e nie uchwali膰 funduszy, ale to w艂a艣ciwie jest wszystko, na co go sta膰. Jak zatem pan widzi, panie prezydencie, w najwa偶niejszych kwestiach konstytucja jest dosy膰 elastyczna. Zosta艂a ustanowiona z my艣l膮 o rozs膮dnych ludziach, kt贸rzy b臋d膮 dzia艂a膰 w rozs膮dny spos贸b. Co do obieranych przedstawicieli narodu zak艂ada ona, 偶e b臋d膮 zna膰 jego potrzeby i chroni膰 je, 偶e znowu si臋 powt贸rz臋, zgodnie z rozs膮dkiem.

Czy tw贸rc贸w konstytucji, my艣la艂 Ryan, mo偶na nazwa膰 politykami czy te偶 nie?

— A reszta? — spyta艂 Arnie.

— Operacje CIA? Zdecydowanie nie naruszaj膮 prawa, ale mo偶liwe s膮 problemy natury politycznej. Je艣li chodzi o moje do艣wiadczenia, to sprawy dotycz膮ce szpiegostwa wspominam bardzo dobrze. Tyle 偶e dziennikarze spragnieni s膮 czego艣 gor膮cego i pikantnego.

Zupe艂nie nie藕le, my艣la艂 van Damm. Oto dowiadywa艂 si臋, 偶e trzeciemu prezydentowi, z kt贸rym mia艂 wsp贸艂pracowa膰, nie grozi艂o, chwali膰 Boga, wi臋zienie, aczkolwiek mo偶na si臋 by艂o spodziewa膰 pewnych komplikacji politycznych, dla niego maj膮cych najwi臋ksze znaczenie.

— Czy nale偶y oczekiwa膰 przes艂ucha艅 jawnych czy zamkni臋tych? — spyta艂.

— To problem polityczny. Najwa偶niejsze s膮 reakcje zagraniczne. Trzeba to om贸wi膰 z Departamentem Stanu. Znalaz艂em si臋 w dwuznacznej etycznie sytuacji. Gdybym w kt贸rejkolwiek z tych trzech spraw natkn膮艂 si臋 na mo偶liwo艣膰 naruszenia prawa, nie m贸g艂bym z panem o tym rozmawia膰. W razie czego, moje wyja艣nienie b臋dzie wygl膮da艂o nast臋puj膮co: pan, panie prezydencie, zleci艂 mi zbadanie, czy nie dosz艂o w tych przypadkach do z艂amania prawa przez inne osoby, a polecenie to, jako urz臋dnik federalny, musia艂em wykona膰.

— By艂oby naprawd臋 mi艂o, gdyby kto艣 z mego otoczenie zacz膮艂 wreszcie u偶ywa膰 jakiego艣 ludzkiego, a nie tylko sztywno prawniczego j臋zyka — zauwa偶y艂 zgry藕liwie Ryan. — I bez tego mam naprawd臋 problem贸w po uszy. Na Bliskim Wschodzie powsta艂o nowe pa艅stwo, najwyra藕niej nieprzyja藕nie do nas nastawione. Chi艅czycy wyczyniaj膮 jakie艣 hece na morzu, a ja nie mam jeszcze pe艂nego sk艂adu Kongresu.

— To rzeczywi艣cie problem — zgodzi艂 si臋 Arnie.

— Umiem czyta膰. — Jack zrobi艂 gest w kierunku stosu wycink贸w. W艂a艣nie odkry艂, 偶e gazety zacz臋艂y go honorowa膰 przysy艂anymi z wyprzedzeniem tekstami nieprzyjaznych wst臋pniak贸w, kt贸re mia艂y si臋 ukaza膰 dnia nast臋pnego. Jak偶e mi艂o z ich strony. — Czasami czu艂em si臋 w CIA jak Alicja w Krainie Czar贸w. Teraz Firma wydaje mi si臋 spokojnym, normalnym 艣wiatem. Do艣膰 ju偶 z tym. Je艣li chodzi o S膮d Najwy偶szy, przebrn膮艂em przez po艂ow臋 listy. Wszystkie propozycje mi si臋 podobaj膮. Za tydzie艅 podam swoje kandydatury.

— Stowarzyszenie Prawnik贸w podniesie wrzask.

— Trudno. Nie mog臋 si臋 ugi膮膰. Przynajmniej tego nauczy艂a mnie ta milutka, wieczorna rozmowa. Co zrobi teraz Kealty?

— Jego jedyna taktyka to os艂abia膰 ci臋 politycznie, grozi膰 skandalami i ostatecznie zmusi膰 do rezygnacji. — Arnie podni贸s艂 r臋k臋 w obronnym ge艣cie. — Nie twierdz臋, 偶e to ma sens.

— W tym cholernym mie艣cie niewiele rzeczy ma sens. Mi臋dzy innymi dlatego nie wolno mi ust膮pi膰.

* * *

Jednym z najwa偶niejszych element贸w scalaj膮cych nowy kraj mia艂a by膰, naturalnie, armia. Dywizje dawnej Gwardii Republika艅skiej pozostawiono w starym kszta艂cie, dokonuj膮c tylko niewielkich zmian w sztabach. Egzekucje z poprzednich tygodni nie unicestwi艂y co prawda wszystkich przeciwnik贸w nowych porz膮dk贸w, teraz jednak si臋gni臋to po mniej drastyczne rozwi膮zania. Osoby, kt贸re znalaz艂y si臋 w nie艂asce stawiano przed do艣膰 oczywist膮 alternatyw膮: „Albo ust臋pujesz i wynosisz si臋 bez ha艂asu, albo...” W ka偶dym z przypadk贸w podania z pro艣b膮 o dymisj臋 sk艂adano bez chwili wahania.

Jednostki te sk艂ada艂y si臋 w du偶ej mierze z weteran贸w wojny w Zatoce, a przygn臋biaj膮ce wspomnienia zwi膮zane z kl臋sk膮 poniesion膮 z r膮k Amerykan贸w zosta艂y przynajmniej w jakim艣 stopniu zrekompensowane przez p贸藕niejsze triumfalne rozprawy z buntowniczymi Kurdami, co przywr贸ci艂o 偶o艂nierzom cz膮stk臋 dawnej dumy i pewno艣ci siebie. Magazyny cz臋艣ci zamiennych pozwoli艂y na powa偶ne odnowienie sprz臋tu, kt贸rego ilo艣膰 mia艂a si臋 wkr贸tce gwa艂townie zwi臋kszy膰.

Pod os艂on膮 nocy szos膮 do Abadanu ci膮gn臋艂y konwoje ci臋偶ar贸wek, przy czym do minimum zredukowano 艂膮czno艣膰 radiow膮, co nie by艂o jednak 偶adn膮 przeszkod膮 dla satelit贸w.

* * *

Trzy dywizje pancerne — tak brzmia艂a natychmiastowa ocena, dokonana w Centrum Armii do spraw Wywiadu i Analizy Zagro偶e艅, kt贸re mie艣ci艂o si臋 w pozbawionym okien budynku na terenie koszar Marynarki w Waszyngtonie. Identyczne wnioski zosta艂y sformu艂owane w DIA i CIA. Ocen臋 si艂 zbrojnych nowo powsta艂ego kraju dopiero sporz膮dzano, ale wst臋pne obliczenia wskazywa艂y na to, 偶e ZRI dysponowa艂a dwukrotnie pot臋偶niejszymi si艂ami zbrojnymi ni偶 wszystkie pozosta艂e pa艅stwa znad Zatoki razem wzi臋te. Mo偶na by艂o za艂o偶y膰, 偶e ostateczne wyniki b臋d膮 jeszcze gorsze.

— Zastanawiam si臋, dok膮d im tak spieszno? — powiedzia艂 dow贸dca zmiany, w czasie kiedy przewijano ta艣my.

— Na po艂udniu Iraku znajduj膮 si臋 szyici — przypomnia艂 pu艂kownikowi sier偶ant, kt贸ry zajmowa艂 si臋 tym rejonem.

— A zarazem najbli偶ej st膮d do naszych sojusznik贸w.

— Tak jest, panie pu艂kowniku.

* * *

Mahmud Had偶i Darjaei mia艂 nad czym my艣le膰, a zazwyczaj stara艂 si臋 to robi膰 z dala od meczetu. Ten jednak nale偶a艂 do najstarszych w Iraku, a rozci膮ga艂 si臋 z niego widok na najstarsze miasto 艣wiata, Ur. 呕ycie po艣wi臋ci艂 Bogu i Wierze, ale zna艂 te偶 histori臋 i by艂 politycznym realist膮, kt贸ry nieustannie powtarza艂 sobie, 偶e wszystko 艂膮czy si臋 w jedno艣ci 艣wiata i dlatego powinno by膰 uwzgl臋dnione w rachubach. W momentach s艂abo艣ci czy podniecenia (kt贸re dla niego nie r贸偶ni艂y si臋 istotnie) 艂atwo by艂o sobie powtarza膰, 偶e pewne rozstrzygni臋cia zosta艂y zapisane nie艣mierteln膮 r臋k膮 Allacha, ale Koran za cnot臋 uznawa艂 tak偶e rozwag臋, o kt贸r膮 w tej chwili naj艂atwiej by艂o mu si臋 pokusi膰 podczas spaceru po ogrodzie wok贸艂 meczetu.

To tutaj narodzi艂a si臋 cywilizacja. Cywilizacja poga艅ska, ale wszystkie rzeczy musia艂y od czego艣 si臋 zacz膮膰, a nie by艂o win膮 tych, kt贸rzy przed pi臋cioma tysi膮cami lat zacz臋li budowa膰 to miasto, 偶e B贸g nie objawi艂 im si臋 jeszcze w pe艂ni. Brak ten naprawili ci, kt贸rzy na tym miejscu wznie艣li meczet i jego ogrody.

Teraz jednak 艣wi膮tynia domaga艂a si臋 odnowy. Darjaei schyli艂 si臋, 偶eby podnie艣膰 z ziemi p艂ytk臋, kt贸ra odpad艂a ze 艣ciany. By艂a niebieska, tak jak staro偶ytne miasto, kt贸remu ponad pi臋膰dziesi膮t wiek贸w temu barw臋 po艣redni膮 pomi臋dzy niebem a morzem nadali budowniczowie poga艅skich 艣wi膮ty艅 i pa艂ac贸w monarszych. Teraz ta sama barwa obleka艂a meczety. Mo偶na by艂o od艂upa膰 fragment ze 艣ciany, a potem w piasku wykopa膰 kawa艂ek sprzed trzech tysi臋cy lat i trudno by艂oby je odr贸偶ni膰. W 偶adnym innym miejscu na 艣wiecie przesz艂o艣膰 nie splata艂a si臋 w r贸wnym stopniu z tera藕niejszo艣ci膮. Panowa艂 tu osobliwy spok贸j, szczeg贸lnie w ch艂odn膮 bezchmurn膮 noc, gdy sam spacerowa艂 po ogrodowych alejkach, gdy偶 nawet jego stra偶 osobista zatrzyma艂a si臋, pe艂na szacunku, w oddali.

Nad g艂ow膮 艣wieci艂 ksi臋偶yc w nowiu, otoczony bezlikiem gwiazd. Na zachodzie widnia艂o pradawne Ur, ongi艣 pot臋偶ne miasto, tak偶e i dzisiaj godne zobaczenia ze swymi ceglanymi murami i wynios艂ym ziguratem, wzniesionym na chwa艂臋 zapomnianych ju偶 bog贸w. Kiedy艣, dawno temu, karawany nieprzerwanymi sznurami wpe艂za艂y przez pot臋偶ne bramy do miasta i wype艂za艂y z niego, a zadaniem ich by艂o dostarczanie wszystkiego: od zbo偶a po niewolnik贸w. Dooko艂a rozpo艣ciera艂y si臋 nie piaszczyste wydmy lecz bujne, zielone pola, a w powietrzu gwarno by艂o od g艂os贸w kupc贸w i podr贸偶nych. Opowie艣膰 o raju narodzi艂a si臋 najprawdopodobniej niedaleko st膮d, gdzie艣 mi臋dzy dolinami Tygrysu i Eufratu, kt贸re wlewa艂y swoje wody do Zatoki Perskiej.

By艂 pewien, 偶e tamci ludzie musieli podobnie do艣wiadcza膰 艣wiata. Tutaj jeste艣my my, my艣leli zapewne, a tam — oni: uniwersalne okre艣lenie dla tych, kt贸rzy nie nale偶膮 do naszej wsp贸lnoty. „Oni” zawsze byli gro藕ni. Najpierw byli nimi nomadzi, kt贸rzy nie mogli wprost poj膮膰 samej idei miasta. Jak mo偶na wy偶y膰 w jednym i tym samym miejscu? Sk膮d wzi膮膰 traw臋 dla k贸z i dla owiec? Z drugiej strony, jak偶e wspaniale mo偶na si臋 tu ob艂owi膰. To dlatego wok贸艂 miasta musia艂y si臋 wznie艣膰 obronne mury, kt贸re jeszcze silniej podkre艣li艂y oddzielenie „nas” i „ich”, cywilizacji i nieokrzesania.

I nic si臋 nie zmieni艂o. Dalej w 艣wiecie s膮 wierni i niewierni, tyle 偶e nawet po艣r贸d tych pierwszych pojawi艂y si臋 r贸偶nice. Sta艂 po艣rodku kraju, kt贸ry by艂 tak偶e centrum Wiary, przynajmniej w sensie geograficznym, i st膮d islam rozpocz膮艂 poch贸d na zach贸d i wsch贸d. Prawdziwe centrum jego wiary le偶a艂o w kierunku, w kt贸rym zawsze si臋 zwraca艂 podczas mod艂贸w: na po艂udniowy zach贸d st膮d, w Mekce, gdzie spoczywa Kaaba i gdzie naucza艂 Prorok.

* * *

Cywilizacja narodzi艂a si臋 w Ur, potem powoli i mozolnie, zacz臋艂a si臋 st膮d rozpe艂za膰, a wraz z przyp艂ywami i odp艂ywami czasu, miasto odradza艂o si臋 i upada艂o, wszystko, my艣la艂 Darjaei, z powodu fa艂szywych b贸stw, braku jednej, scalaj膮cej idei, kt贸ra jest nieodzowna dla cywilizacji.

To miejsce wiele m贸wi艂o o ludziach. Mo偶na by艂o niemal pos艂ysze膰 ich g艂os, oni za艣 sami nie bardzo r贸偶nili si臋 na przyk艂ad od niego. Kiedy podnosili g艂owy, widzieli nad sob膮 to samo niebo i pi臋kno tych samych gwiazd. Ws艂uchiwali si臋 — przynajmniej najlepsi z nich — w cisz臋, podobnie jak on, a stawa艂a si臋 ona t艂em dla ich najg艂臋bszych my艣li, w kt贸rych zadawali sobie Ostateczne Pytania i najlepiej, jak potrafili, szukali na nie odpowiedzi. Tyle 偶e by艂y to odpowiedzi wypaczone i dlatego mury pada艂y i cywilizacje umiera艂y jedna po drugiej — z wyj膮tkiem jednej.

Moim zadaniem jest przywr贸ci膰 jej chwa艂臋, oznajmi艂 bezg艂o艣nie Darjaei dalekim gwiazdom. A poniewa偶 jego religia by艂a prawdziwym Objawieniem, wi臋c dlatego i ca艂a zogniskowana wok贸艂 niej kultura rozkwitnie na nowo w艂a艣nie na terenach dawnego Edenu. Tak, tutaj buduje swoje miasto. Mekka pozostanie grodem 艣wi臋tym, b艂ogos艂awionym i czystym, wolnym od handlu i zanieczyszcze艅. Do艣膰 by艂o tutaj miejsca na budynki rz膮dowe. Nowy pocz膮tek rozpocznie si臋 tam, gdzie dokona艂 si臋 stary pocz膮tek, a nowy nar贸d wzro艣nie w dum臋 i pot臋g臋.

Najpierw jednak...

Darjaei spojrza艂 na swe d艂onie: stare i s臋kate, poznaczone przez blizny dawnych tortur, ci膮gle jednak s艂uchaj膮ce nakaz贸w umys艂u. Niedoskona艂e narz臋dzie, tak jak on by艂 tylko niedoskona艂ym narz臋dziem zamys艂贸w Boga — ale przecie偶 narz臋dziem wiernym, kt贸re zdolne by艂o do karania, jak i kojenia cierpie艅. Potrzebne by艂o jedno i drugie. Zna艂 na pami臋膰 ca艂y Koran — co jego religia gor膮co zaleca艂a wiernym — i potrafi艂 na ka偶d膮 okoliczno艣膰 przywo艂a膰 odpowiedni cytat. Lepiej mo偶e ni偶 inni wiedzia艂, 偶e cz臋sto przecz膮 one sobie, wszystko jednak mia艂o ostateczny fundament w woli Allacha, kt贸ra by艂a wy偶sza ponad pojedyncze s艂owa. Te zawsze trzeba by艂o rozpatrywa膰 we w艂a艣ciwym kontek艣cie. Morderstwo to z艂o, kt贸re prawo koraniczne kara艂o niezwykle surowo. Nie jest jednak z艂em zabicie wroga Wiary. Czasami r贸偶nica mi臋dzy tymi sytuacjami by艂a trudna od ustalenia i dlatego za ostateczn膮 przewodniczk臋 trzeba by艂o mie膰 Wol臋 Najwy偶szego. Allach pragn膮艂 zgromadzi膰 wszystkich wiernych pod dachem jednej religii, a chocia偶 wielu by艂o takich, kt贸rzy dawali temu 艣wiadectwo s艂owem i uczynkiem, to jednak ludzie najcz臋艣ciej byli s艂abi i wielu trzeba by艂o zmusi膰, aby dostrzegli, gdzie le偶y ich dobro. By膰 mo偶e uda si臋 po艂膮czy膰 sunnit贸w i szyit贸w wi臋zami pokoju i mi艂o艣ci, tak by jedni na drugich spogl膮dali z szacunkiem, ale najpierw trzeba stworzy膰 odpowiednie po temu warunki. Poza kr臋giem islamu znajdowali si臋 inni, a chocia偶 i ich obejmowa艂a bo偶a 艂aska, to przecie偶 stracili do niej prawo, gdy偶 sprzeciwiali si臋 Wierze i byli jej wrodzy. Im d艂o艅 jego przyniesie kar臋, przed kt贸r膮 nie b臋dzie ucieczki.

Nie b臋dzie, gdy偶 usi艂owali zniszczy膰 Wiar臋, brukaj膮c j膮 pieni臋dzmi i dziwacznymi ideami, zagarniaj膮c bogactwa ziemi i porywaj膮c dzieci, aby wydawa膰 je na swe zgubne nauki. Dla Wiary by艂y niebezpieczne tak偶e wszelkie z nimi interesy. B臋d膮 pr贸bowali udaremni膰 jego pr贸b臋 zjednoczenia islamu. Jakiekolwiek wytocz膮 racje ekonomiczne i polityczne, w istocie za wszystkimi sta膰 b臋dzie 艣wiadomo艣膰, 偶e zjednoczony islam jest 艣miertelnym zagro偶eniem dla ich bezbo偶no艣ci i obecnej pot臋gi. Byli wrogami tym gro藕niejszymi, 偶e twarze skrywali pod maskami przyja藕ni, a intencje — pod g艂adkimi s艂贸wkami.

Nie mia艂 przeto wyboru. Przyszed艂 tu, aby duma膰 w samotno艣ci i zada膰 Bogu pytanie, czy jest jaka艣 inna droga. Ale 贸w b艂臋kitny kafelek opowiedzia艂 mu o tym, co by艂o, o czasach, kt贸re odesz艂y, o cywilizacjach, po kt贸rych zosta艂y tylko niejasne wspomnienia i zrujnowane budynki.

Mia艂 wizj臋 i wiar臋, kt贸rej brak艂o wszystkim innym. Teraz chodzi艂o tylko o to, aby wizj臋 t臋 wprowadzi膰 w 偶ycie pod kierunkiem tej samej Woli, kt贸ra sterowa艂a ruchem gwiazd na niebie. B贸g jako narz臋dzi wiary u偶ywa艂 potopu, zarazy i kl臋sk. Mahomet nie cofa艂 si臋 przed wojn膮. Tak偶e i jemu wi臋c nie wolno stch贸rzy膰.

35
Plan operacyjny

Kiedy si艂y zbrojne jakiego艣 kraju zaczynaj膮 si臋 przemieszcza膰, inni przypatruj膮 si臋 temu z najwy偶sz膮 uwag膮, aczkolwiek reakcja uzale偶niona jest od rozkaz贸w przyw贸dc贸w. Przesuni臋cie si艂 ira艅skich do dawnego Iraku by艂o spraw膮 wewn臋trzn膮 niedawno powsta艂ej Zjednoczonej Republiki Islamskiej. Czo艂gi i inne pojazdy g膮sienicowe zosta艂y przewiezione na lorach, ci臋偶ar贸wki potoczy艂y si臋 na w艂asnych ko艂ach. Wyst膮pi艂y normalne problemy. Niekt贸re oddzia艂y, ku zak艂opotaniu swych dow贸dc贸w i w艣ciek艂o艣ci prze艂o偶onych, zmyli艂y drog臋, wkr贸tce jednak ka偶da z trzech dywizji trafi艂a do swej nowej siedziby, gdzie czeka艂a ju偶 na ni膮 tego samego typu dywizja iracka. Poniewa偶 armia iracka zosta艂a si艂膮 okrojona, przybysze bez trudu mogli pomie艣ci膰 si臋 w nowych bazach, gdzie sztaby, prawie natychmiast po艂膮czone w centra korpus贸w, przyst膮pi艂y do organizowania wsp贸lnych manewr贸w. Wzajemne zapoznanie si臋 by艂o utrudnione przez r贸偶nic臋 j臋zyk贸w i kultur, niemniej obie armie korzysta艂y z podobnych doktryn i podobnego uzbrojenia, a sztabowcy, podobnie my艣l膮cy na ca艂ym 艣wiecie, bardzo troszczyli si臋 o wzajemne zrozumienie.

— Ile?

— Trzy zwi膮zki taktyczne w sile korpusu — oficer sprawozdawczy poinformowa艂 admira艂a Jacksona. — Jeden z艂o偶ony z dw贸ch dywizji pancernych oraz dwa z pancernej i zmechanizowanej. Odrobin臋 s膮 mo偶e ubodzy w artyleri臋, ale sprz臋tu zmechanizowanego maj膮 pod dostatkiem. Wy艣ledzili艣my uwijaj膮ce si臋 po pustyni pojazdy dowodzenia i 艂膮czno艣ci.

— Co艣 wi臋cej? — spyta艂 Robby.

— Poligony artyleryjskie na zach贸d od Abu Sukajr zosta艂y wyr贸wnane i uprz膮tni臋te, a w bazie lotniczej le偶膮cej na p贸艂noc od Ned偶ef pojawi艂y si臋 nowe MIG-i i Su, ale w podczerwieni silniki s膮 zimne.

— Ocena?

Tym razem pytanie postawi艂 Tony Bretano.

— Panie sekretarzu, to mo偶e znaczy膰 wszystko — odpowiedzia艂 pu艂kownik. — Kiedy nowe pa艅stwo musi po艂膮czy膰 dwie r贸偶ne armie, pojawia si臋 wiele problem贸w. Zaskoczy艂o nas troch臋, 偶e integracja dokonuje si臋 na szczeblu korpus贸w, gdy偶 to niesie ze sob膮 trudno艣ci logistyczne, ale z psychologiczno-politycznego punktu widzenia to nie jest g艂upie poci膮gni臋cie, gdy偶 podkre艣la ono, 偶e jest to teraz jeden kraj.

— Nie ma 偶adnych zagro偶e艅 dla nas? — upewni艂 si臋 sekretarz obrony.

— 呕adnych bezpo艣rednich, przynajmniej na razie.

— Jak szybko te korpusy mog膮 stan膮膰 na granicy saudyjskiej? — zapyta艂 Jackson, aby by膰 pewnym, 偶e jego zwierzchnik dostrzega ca艂o艣膰 problemu.

— Je艣li nie b臋dzie k艂opot贸w z paliwem, od czterdziestu o艣miu do siedemdziesi臋ciu dw贸ch godzin. My potrzebowaliby艣my na to dwa razy mniej czasu, ale to ju偶 kwestia wyszkolenia.

— Sk艂ad formacji?

— Trzy korpusy to w sumie sze艣膰 dywizji, czyli ponad tysi膮c pi臋膰set czo艂g贸w, dwa tysi膮ce dwie艣cie bojowych woz贸w piechoty, ponad sze艣膰set dzia艂, ale dok艂adnie nie wiemy, gdy偶 ci膮gle mamy k艂opoty z rozpoznaniem ich czerwonej dru偶yny. Przepraszam, panie sekretarzu, to nasze okre艣lenie na artyleri臋 — wtr膮ci艂 pu艂kownik. — Logistycznie wszystko zbudowane wedle starego radzieckiego modelu.

— Co to znaczy?

— 呕e logistyka jest ulokowana na poziomie dywizji. My te偶 tak robimy, ale utrzymujemy oddzielne formacje, kt贸re wspomagaj膮 jednostki manewruj膮ce.

— G艂贸wnie rezerwi艣ci — rzuci艂 Jackson pod adresem sekretarza.

— Radziecki model pozwala na bardziej zintegrowane jednostki manewruj膮ce, ale tylko na kr贸tki czas. Nie s膮 w stanie wykona膰 operacji por贸wnywalnych z naszymi pod wzgl臋dem czasu i odleg艂o艣ci.

— Pozwol臋 sobie doda膰 — powiedzia艂 oficer sprawozdaj膮cy — 偶e kiedy w 1990 roku Irakijczycy wkroczyli do Kuwejtu, ogranicza艂 ich logistyczny ogon. W pewnym momencie musieli si臋 zatrzyma膰, 偶eby uzupe艂ni膰 paliwo, amunicj臋 i sprz臋t.

— To tylko cz臋艣膰 prawdy — wtr膮ci艂 Jackson. — Skoro zacz臋li艣cie, pu艂kowniku, to musicie sko艅czy膰.

— Po przerwie, kt贸ra wynios艂a dwana艣cie do czterdziestu o艣miu godzin, znowu byli gotowi do akcji, ale nie podj臋li jej z przyczyn politycznych.

— Zawsze mnie to zastanawia艂o. Czy to znaczy, 偶e mogli zdoby膰 saudyjskie pola naftowe?

— Bez trudu — potwierdzi艂 pu艂kownik. — Przez nast臋pne miesi膮ce Saddam mia艂 chyba o czym my艣le膰 — doda艂 z odrobin膮 satysfakcji w g艂osie.

— Zatem potencjalnie jest to jednak powa偶ne zagro偶enie? Jacksonowi podoba艂o si臋 to, 偶e Bretano stawia proste, zwi臋z艂e pytania i uwa偶nie wys艂uchuje odpowiedzi. Zdawa艂 sobie spraw臋 z tego, jak wielu rzeczy nie wie, i nie kry艂 si臋 z tym.

— Tak, panie sekretarzu. Trzy korpusy stanowi膮 si艂臋 podobn膮 do tej, kt贸rej u偶y艂 Husajn. W razie agresji potrzebne b臋d膮 tak偶e jednostki okupacyjne, ale to zupe艂nie inna sprawa. Bez w膮tpienia to pot臋偶na pi臋艣膰.

— Na razie jednak w kieszeni. Ile trzeba czasu, 偶eby si臋 to zmieni艂o?

— Co najmniej kilka miesi臋cy, je艣li nie robiliby tego na 艂apu-capu. Wszystko zale偶y od ich globalnych politycznych zamiar贸w. Ich oddzia艂y s膮 wyszkolone wed艂ug odmiennych standard贸w, a zintegrowanie sztab贸w i organizacji korpus贸w to nie艂atwy problem.

— Prosz臋 dok艂adniej — powiedzia艂 Bretano.

— To tak jak grupa kieruj膮ca jak膮艣 firm膮. Ka偶dy powinien zna膰 ka偶dego, aby zacz臋li my艣le膰 w ten sarn spos贸b i w lot rozumieli si臋 nawzajem. Albo, powiedzmy, jak dru偶yna futbolowa. Je艣li 艣ci膮gnie pan jedenastu facet贸w z r贸偶nych miast, nie mo偶e pan oczekiwa膰, 偶e natychmiast zaczn膮 gra膰 koncertowo. Musz膮 nauczy膰 si臋 tych samych zasad rozgrywki, musz膮 wiedzie膰, czego mo偶na oczekiwa膰 od ka偶dego.

Sekretarz obrony pokiwa艂 g艂ow膮.

— Rozumiem. Problem nie w sprz臋cie, lecz w ludziach.

— W艂a艣nie, panie sekretarzu — powiedzia艂 pu艂kownik. — Prowadzi膰 czo艂g nauczy si臋 pan w kilka minut, ale nie od razu pozwoli艂bym panu je藕dzi膰 w mojej brygadzie.

— To pewnie dlatego tak si臋 cieszycie, 偶e co kilka lat przychodzi zupe艂nie 艣wie偶y sekretarz — zauwa偶y艂 z ironicznym u艣miechem Bretano.

— Sekretarze ucz膮 si臋 bardzo szybko.

— Co zatem powiemy prezydentowi?

* * *

Okr臋ty chi艅skie i tajwa艅skie zachowywa艂y sta艂膮 odleg艂o艣膰 mi臋dzy sob膮, zupe艂nie jak gdyby kto艣 z p贸艂nocy na po艂udnie poci膮gn膮艂 niewidzialn膮 lini臋 przez Cie艣nin臋 Tajwa艅sk膮. Jednostki Republiki Chi艅skiej na艣ladowa艂y zachowanie przeciwnik贸w, niezmiennie tworz膮c ruchom膮 zas艂on臋 oddzielaj膮c膮 ich od wyspy, ale obie strony przestrzega艂y niepisanych regu艂.

Bardzo to cieszy艂o dow贸dc臋 USS „Pasadena”, kt贸rego za艂oga siedz膮ca przy hydrolokatorach i radarach stara艂a si臋 rejestrowa膰 zachowanie obydwu flotylli, marz膮c o tym, aby nie dosz艂o do wymiany ognia, z nimi, znajduj膮cymi si臋 mi臋dzy m艂otem a kowad艂em,

— Torpeda w wodzie, kierunek dwa-siedem-cztery! — rozleg艂 si臋 okrzyk od sonaru. Wszyscy natychmiast si臋 wypr臋偶yli.

— Spokojnie! — rzuci艂 komandor. — Dok艂adniej!

— Komandorze, taki sam namiar jak kontakt Sierra Cztery Dwa, niszczyciel klasy Luda II, pewnie stamt膮d odpalona.

— Cztery-dwa ma namiar dwa-siedem-cztery — potwierdzi艂 podoficer z sekcji radarowej — odleg艂o艣膰 dziesi臋膰 tysi臋cy metr贸w.

— Brzmi jak jedna z ich nowych torped, sze艣ciopi贸rowa 艣ruba, namiar zmienia si臋 z p贸艂nocy na po艂udnie.

— Co艣 wi臋cej? — spyta艂 komandor, usi艂uj膮c nie traci膰 spokoju.

— Celem mo偶e by膰 Sierra pi臋tna艣cie, panie komandorze.

By艂 to stary okr臋t podwodny klasy Ming, chi艅ska kopia radzieckiej klasy Romeo zaprojektowanej pod koniec lat pi臋膰dziesi膮tych. Okr臋t godzin臋 wcze艣niej wynurzy艂 si臋, aby na艂adowa膰 baterie.

— Kierunek dwa-sze艣膰-jeden, ta sama odleg艂o艣膰.

Informacj臋 poda艂 oficer kieruj膮cy sekcj膮 radarow膮. Stoj膮cy po lewej szef sekcji hydroakustycznej przytakn膮艂.

Komandor przymkn膮艂 oczy. Pami臋ta艂 opowie艣ci z dobrych, starych czas贸w zimnej wojny, jak to ludzie w rodzaju Barta Mancuso zap臋dzali si臋 na p贸艂noc na Morze Barentsa i czasami znajdowali si臋 w centrum 膰wicze艅 ogniowych radzieckiej marynarki, by膰 mo偶e omy艂kowo wzi臋ci za cel 膰wiczebny. Dobra okazja, 偶eby sprawdzi膰 warto艣膰 radzieckiej broni, 偶artowali w zaciszu kantyn. Teraz wiedzia艂, jak si臋 wtedy musieli czu膰.

— Mechaniczny d藕wi臋k, 藕r贸d艂o nie ustalone, kierunek dwa-sze艣膰-jeden, brzmi jak pozorator, prawdopodobnie z Sierra Pi臋tna艣cie. Namiar torpedy: dwa-sze艣膰-siedem, przypuszczalna szybko艣膰 cztery-cztery w臋z艂a, kierunek przesuwa si臋 ci膮gle z p贸艂nocy na po艂udnie! — dobieg艂 okrzyk od echosondy. — Chwila, nowa torpeda, namiar dwa-pi臋膰-pi臋膰!

— 呕adnego kontaktu w tym kierunku, mo偶e by膰 z helikoptera — poinformowa艂 szef sonarzyst贸w.

Kiedy wr贸ci do Pearl, b臋dzie musia艂 wypyta膰 Mancuso o tamte historie, pomy艣la艂 komandor.

— Ta sama charakterystyka akustyczna, kurs na p贸艂noc, by膰 mo偶e tak偶e na Sierra Pi臋tna艣cie.

— W dwa ognie — mrukn膮艂 pierwszy oficer.

— Na g贸rze jest ciemno? — spyta艂 nagle komandor. Czasami 艂atwo by艂o zgubi膰 rachub臋.

— Tak, panie komandorze — potwierdzi艂 X0[6].

— Czy w tym tygodniu przeprowadzali jakie艣 nocne akcje 艣mig艂owc贸w?

— Nie, panie komandorze. Wywiad m贸wi, 偶e nie lubi膮 w nocy wylatywa膰 ze swych niszczycieli.

— Wi臋c co艣 si臋 zmieni艂o. Trzeba zobaczy膰. Podnie艣膰 maszt ESM[7].

— Jest, podnie艣膰 ESM.

Jeden z marynarzy poci膮gn膮艂 za odpowiedni膮 d藕wigni臋 i z sykiem zacz臋艂a si臋 wysuwa膰 nap臋dzana hydraulicznie, cienka jak trzcina antena czujnika promieniowania elektromagnetycznego. „Pasadena” znajdowa艂a si臋 na g艂臋boko艣ci peryskopowej, ci膮gn膮c za sob膮 na kablu hydrolokator pasywny. Byli w najmniej zagro偶onym miejscu, gdyby dosz艂o do strzelaniny.

— Poszuka膰...

— Mam, komandorze. Radar w pa艣mie K na kierunku dwa-pi臋膰-cztery, typ lotniczy, cz臋stotliwo艣膰 i g臋sto艣膰 impuls贸w zgodna z francuskimi. Kr臋ci si臋 tu sporo radar贸w, chwilk臋 potrwa, zanim je sklasyfikujemy.

— Niekt贸re z ich fregat maj膮 francuskie Dauphiny panie komandorze — przypomnia艂 X0.

— Operacje nocne — powiedzia艂 w zamy艣leniu dow贸dca. Tego si臋 nie spodziewa艂. Helikoptery s膮 kosztowne, a l膮dowanie na w膮skich pok艂adach to w nocy zawsze ryzyko. Chi艅ska marynarka szykowa艂a si臋 do czego艣.

* * *

W Waszyngtonie nietrudno by艂o si臋 po艣lizgn膮膰. Stolica niezmiennie wpada艂a w panik臋 na wie艣膰 o pojedynczym p艂atku 艣niegu, chocia偶 nawet 艣nie偶yca by艂aby niewielkim strapieniem, gdyby w por臋 zabrano si臋 do od艣nie偶ania. Chodzi艂o jednak o co艣 wi臋cej. Tak jak niegdy艣 偶o艂nierze na polu bitwy biegli za sztandarem, tak oficjele waszyngto艅scy pod膮偶ali za swymi dow贸dcami, ale czym bli偶ej szczytu, tym bardziej robi艂o si臋 艣lisko. Urz臋dnik niskiego czy 艣redniego szczebla m贸g艂 pracowa膰 przy swoim biurku, nie przejmuj膮c si臋 osob膮 nowego szefa departamentu, czym jednak wy偶ej w hierarchii, tym cz臋艣ciej trzeba by艂o samemu podejmowa膰 nie艂atwe decyzje, trzeba by艂o od czasu do czasu nakazywa膰 innym czy robi膰 samemu co艣, co nie ca艂kiem zgadza艂o si臋 z oficjaln膮 wersj膮. Kto艣, kto regularnie zjawia艂 si臋 w wa偶nym gabinecie — a najwa偶niejszy znajdowa艂 si臋, oczywi艣cie, w Zachodnim Skrzydle Bia艂ego Domu — zyskiwa艂 sobie s艂aw臋 i presti偶 osoby maj膮cej dost臋p do wielkich tego 艣wiata, co zreszt膮 po艣wiadcza艂o zdj臋cie odpowiednio wyeksponowane na 艣cianie, je艣li jednak przytrafia艂o si臋 co艣 osobie, obok kt贸rej dumnie pr臋偶y艂o si臋 na fotografii, ta stawa艂a si臋 bardziej zawad膮 ni偶 pomoc膮. Najwi臋ksz膮 gro藕b臋 stanowi艂o to, 偶e zamyka艂y si臋 drzwi zawsze dot膮d stoj膮ce otworem i trzeba by艂o dopiero pr贸bowa膰 znale藕膰 do nich klucz, co mocno doskwiera艂o ludziom, kt贸rzy ju偶 raz czy dwa sporo czasu po艣wi臋cili na takie zabiegi.

Najlepiej broni艂o przed tak膮 sytuacj膮 posiadanie kr臋gu przyjaci贸艂 i znajomych na tyle rozleg艂ego, aby znale藕li si臋 w nim przedstawiciele wszystkich politycznych ugrupowa艅. Kiedy zna艂o si臋 wielu owych ludzi, przed kt贸rymi drzwi si臋 otwiera艂y, wtedy najgwa艂towniejsze nawet zmiany na samych szczytach mo偶na by艂o obserwowa膰 z niejakim spokojem, wiedz膮c, 偶e pi臋tro czy dwa pi臋tra ni偶ej rozpostarta jest ubezpieczaj膮ca sie膰 znajomo艣ci. Tak偶e i ci ze 艣wiecznik贸w cenili sobie jej obecno艣膰. Pod tym wzgl臋dem niewiele zmieni艂o si臋 w por贸wnaniu z dworem w staro偶ytnych Tebach, gdzie sama znajomo艣膰 z tymi, kt贸rzy mieli dost臋p do faraona, oznacza艂a pot臋g臋, daj膮c膮 pieni膮dze i mi艂e poczucie wa偶no艣ci.

I podobnie jak w Tebach, tak偶e w dzisiejszym Waszyngtonie zbyt bliska za偶y艂o艣膰 z niew艂a艣ciwymi dostojnikami grozi艂a nieprzyjemnymi konsekwencjami, szczeg贸lnie je艣li faraon nie chcia艂 uczestniczy膰 w grze, do kt贸rej wszyscy zd膮偶yli si臋 przyzwyczai膰.

A prezydent Ryan nie chcia艂. Przypomina艂 uzurpatora na tronie, niekoniecznie z艂ego cz艂owieka, ale z ca艂膮 pewno艣ci膮 obcego, kt贸ry wzgardzi艂 m膮dro艣ci膮 establishmentu. Jego dostojnicy czekali cierpliwie, a偶 wzorem wszystkich prezydent贸w, zjawi si臋 u nich po rad臋 i nauk臋, ofiaruj膮c i otrzymuj膮c co艣 w zamian, jak dzia艂o si臋 od wiek贸w. Wspierali pomoc膮 swego zapracowanego zwierzchnika, dbali o sprawiedliwo艣膰 i pilnowali, by sprawy toczy艂y si臋 swym starodawnym rytmem, kt贸rego s艂uszno艣ci dowodzi艂o samo istnienie tych, kt贸rzy s艂u偶yli systemowi i z niego korzystali.

U偶ytkownik贸w Wielkiej Sieci w stan niejakiej konfuzji wprawi艂o to, 偶e stary system zosta艂 nie tyle rozbity co zignorowany. Odbywali swoje bankiety i, nad kieliszkiem Perriera oraz porcj膮 pasztetu z g臋sich w膮tr贸bek, z tolerancyjnym u艣miechem komentowali niewydarzone idee nowego prezydenta, kt贸ry, mieli nadziej臋, wreszcie przejrzy na oczy. Chocia偶 min臋艂o ju偶 troch臋 czasu od owego niemi艂ego wieczoru, ozdrowienie nie przychodzi艂o. Ludzie, kt贸rzy nadal znajdowali si臋 „wewn膮trz”, nominowani jeszcze przez Fowlera i Durlinga, zjawiali si臋 na przyj臋ciach i oznajmiali, 偶e niczego nie rozumiej膮. Najwa偶niejsi lobby艣ci usi艂owali uzyska膰 audiencj臋 u prezydenta, tymczasem jego sekretariat uparcie informowa艂, 偶e szef jest nies艂ychanie zaj臋ty i nie ma czasu.

Nie ma czasu?

Nie ma czasu dla nich?

To zupe艂nie tak jakby faraon znienacka oznajmi艂 wszystkim swoim dworzanom, 偶e maj膮 opu艣ci膰 stolic臋 i rozjecha膰 si臋 do swych maj臋tno艣ci. Jak偶e tak, 偶y膰 na prowincji... po艣r贸d posp贸lstwa?

Co gorsza, nowy Senat — a przynajmniej znaczna jego cz臋艣膰 — uleg艂 zgubnemu wp艂ywowi prezydenta. Powiadano, o zgrozo, 偶e 艣wie偶o wybrany senator z Indiany mia艂 na biurku kuchenny minutnik, kt贸ry nastawia艂 na pi臋膰 minut, gdy mia艂 do czynienia z kim艣 z grupy nacisku, i najwyra藕niej nie s艂ucha艂, gdy usi艂owa艂o mu si臋 uzmys艂owi膰 absurdalno艣膰 nowego systemu podatkowego. Z niedowierzaniem powtarzano sobie, 偶e szefowi s艂awnej na ca艂y Waszyngton firmy prawniczej, kt贸ry jedynie chcia艂 udzieli膰 pewnych nauk nowicjuszowi z Peorii, powiedzia艂 ni mniej ni wi臋cej, i偶 nie zamierza wi臋cej wys艂uchiwa膰 takich rzeczy. Powiedzia艂 mu to, prosto w oczy. W innym kontek艣cie historia taka by艂aby nawet zabawna, zdarza艂o si臋 bowiem tak偶e i wcze艣niej, i偶 przybywali do stolicy prowincjusze w g艂owami pe艂nymi mrzonek, jednak albo szybko si臋 ich pozbywali, albo okazywa艂o si臋, i偶 pi臋kne s艂贸wka rezerwowali tylko dla wyborc贸w.

Teraz by艂o inaczej. Historia, ironicznie przedstawiona w jednym z pism ukazuj膮cych si臋 w stolicy, w Indianapolis zosta艂a przedstawiona z zainteresowaniem i sympati膮, co powt贸rzy艂o kilka niezale偶nych redakcji. Nieopierzony senator zacz膮艂 chodzi膰 w glorii niejakiej s艂awy i zdobywa膰 na艣ladowc贸w. Chocia偶 ich liczba nie by艂a zbyt wielka, wystarczy艂a na to, aby jeszcze bardziej uprzykrzy膰 偶ycie starym wyjadaczom, m艂okosa za艣 wyd藕wign膮膰 na stanowisko przewodnicz膮cego wa偶nej podkomisji. By艂 to zaszczyt stanowczo zbyt wielki dla kogo艣 r贸wnie nieokrzesanego, przy czym spraw臋 pogarsza艂 fakt, 偶e facet mia艂 talent do u偶ywania fraz grzmi膮cych, efektownych i ma艂o uprzejmych, kt贸re dziennikarze cytowali z upodobaniem.

Nawet ci, kt贸rzy sami nale偶eli do Sieci, informowali o nowych zdarzeniach, jakby doprawdy godne by艂y upowszechniania.

Na rautach pokpiwano, 偶e to tylko nowa moda, jak hula-hoop, zabawna i kr贸tkotrwa艂a, ale niekt贸rzy zaczynali si臋 niepokoi膰. Czasami wyrozumia艂y u艣miech znika艂 w po艂owie dowcipu, a do g艂owy przychodzi艂a nieprzyjemna my艣l, i偶 mo偶e co艣 si臋 na serio zmienia, chocia偶 wydawa艂o si臋 to nies艂ychane. Wszyscy wiedzieli, 偶e system oparty jest na regu艂ach, a regu艂 trzeba przestrzega膰.

Podczas przyj臋膰 w Georgetown coraz cz臋艣ciej mo偶na by艂o zobaczy膰 zas臋pione twarze. Mieli eleganckie rezydencje, kt贸re trzeba by艂o sp艂aca膰, dzieci, kt贸rym zapewniali wykszta艂cenie, mieli pozycj臋 w 艣wiecie, kt贸rej utrzymanie wymaga艂o znacznych koszt贸w.

Ca艂a sprawa by艂a doprawdy irytuj膮ca. Jak ci nowicjusze uzyskaj膮 niezb臋dn膮 wiedz臋, skoro nie chc膮 korzysta膰 ze 艣wiat艂ych wskaz贸wek do艣wiadczonych bywalc贸w? I czy owi bywalcy nie stanowili cz臋艣ci narodu, kt贸ry tamci mieli reprezentowa膰? Czy偶 nie za to brali pieni膮dze? Czy偶 nie nazywa艂o si臋 ich wybieralnymi przedstawicielami? Zaraz, zaraz, przecie偶 niekt贸rzy z nich w og贸le nie zostali wybrani, lecz wyznaczeni przez gubernator贸w, kt贸rzy, my艣l膮c jedynie o reelekcji, ulegli pe艂nym pasji, a kompletnie nierealistycznym s艂owom, wypowiedzianym przez Ryana w telewizji. Zupe艂nie jakby przem贸wi艂 nowy prorok.

Podczas rozm贸w w Chevy Chase wyra偶ano obawy, 偶e prawa, jakie ustanowi膮 owe 偶贸艂todzioby, b臋d膮 niestety... prawami, b臋d膮 posiada艂y moc, chocia偶 zbraknie w nich m膮dro艣ci. I oto oka偶e si臋, 偶e ustawy mog膮 powstawa膰 bez 艣wiat艂ej pomocy, a by艂a to perspektywa zdecydowanie nieweso艂a.

No i jeszcze wybory do Izby Reprezentant贸w, kt贸re lada dzie艅 mia艂y si臋 rozpocz膮膰 w ca艂ym kraju. Znawcy pokpiwali sobie, i偶 okre艣lenie „Izba” jest bardzo na miejscu: 435 prawodawc贸w — ka偶dy z w艂asnym sztabem wsp贸艂pracownik贸w — kt贸rzy nie ko艅cz膮ce si臋 debaty, posiedzenia i narady odbywa膰 musieli w budynkach zajmuj膮cych nieca艂e dwadzie艣cia akr贸w. Prasa centralna na ca艂y kraj rozg艂asza艂a bulwersuj膮ce informacje lokalne; w szranki wyborcze stawali ludzie zupe艂nie niedo艣wiadczeni, kt贸rzy nie mieli dot膮d styczno艣ci z wielk膮 polityk膮: biznesmeni, terenowi dzia艂acze samorz膮dowi, adwokaci, pastorzy, nawet kilku lekarzy. Niestety, nale偶a艂o si臋 liczy膰 z mo偶liwo艣ci膮 sukcesu niekt贸rych z nich, chwytali si臋 bowiem hase艂 populistycznych, m贸wili o konieczno艣ci pomocy prezydentowi i o „uzdrowieniu” Ameryki. Tymczasem Ameryka na nic nie chorowa艂a, twierdzili ludzie z Wielkiej Sieci, gdy偶 oni przez ca艂y czas czuwali nad jej zdrowiem!

Wszystko to by艂o sprawk膮 Ryana. Nigdy nie nale偶a艂 do ich grona. Mia艂 czelno艣膰 powtarza膰 przy ka偶dej mo偶liwej okazji, 偶e w og贸le nie chcia艂 by膰 prezydentem!

Nie chcia艂???

Jak mo偶na nie chcie膰 tak wielkiej w艂adzy, tylu zaszczyt贸w do rozdania, tylu pochlebstw do wys艂uchania?

Nie chcia艂???

A wi臋c by艂 obcym, by艂 uzurpatorem.

Wiedzieli jednak, jak sobie z kim艣 takim poradzi膰. Niekt贸rzy podj臋li ju偶 wst臋pne manewry. Nie ci z wysokich pi臋ter. Osoby mniej znaczne, dzia艂aj膮ce w mniej eksponowanych gremiach, za to skutecznie wykorzystuj膮ce fakt, 偶e Sie膰 nie przesta艂a istnie膰 i funkcjonowa膰. Sie膰 za艣 dysponowa艂a nie jednym j臋zykiem i nie do jednych uszu przemawia艂a. Oby艂o si臋 bez planu, konspiracyjnych zebra艅. Wszystko dzia艂o si臋 samo z siebie, naturaln膮 kolej膮 rzeczy. Jak zawsze.

* * *

Badrajn 艣l臋cza艂 przed komputerem. Kluczow膮 kwesti臋 stanowi艂 czas, a chocia偶 we wszystkich jego przedsi臋wzi臋ciach by艂 on wa偶ny, teraz chodzi艂o nie o precyzj臋 utrafienia w odpowiedni moment, lecz o skr贸cenie trwania podr贸偶y. Powa偶nym utrudnieniem by艂 fakt, 偶e Teheran nadal by艂 traktowany przez Zach贸d po macoszemu i z niejak膮 podejrzliwo艣ci膮, dlatego te偶 niewielka by艂a oferta przewo藕nik贸w.

Zdumiewaj膮co ma艂o uda艂o si臋 znale藕膰 rejs贸w samolotowych nadaj膮cych si臋 do cel贸w misji.

KLM, rejs numer 534, Teheran 1.10, jedno mi臋dzyl膮dowanie, Amsterdam 6.10.

Lufthansa, rejs numer 601, Teheran 2.55, bez mi臋dzyl膮dowania, Frankfurt nad Menem 5.50.

Aerof艂ot, rejs numer 516, Teheran 3.10, Moskwa 7.10.

Austrian Airlines, rejs numer 774, Teheran 3.40, bez mi臋dzyl膮dowania, Wiede艅 6.00.

Air France, rejs numer 165, Teheran 5.25, Pary偶, Charles de Gaulle 9.00.

British Airways, rejs numer 102, Teheran 6.10; jedno mi臋dzyl膮dowanie, Londyn, Heathrow 12.45.

呕adnego bezpo艣redniego rejsu do Rzymu, Aten, a nawet Bejrutu! M贸g艂by co prawda wys艂a膰 ludzi z przesiadk膮 w Dubaju — linie lotnicze Zjednoczonych Emirat贸w i Kuwejtu, rzecz charakterystyczna, utrzymywa艂y sta艂e po艂膮czenia z Iranem — ale uzna艂, 偶e nie jest to najlepszy pomys艂.

Tylko kilka samolot贸w do wykorzystania, we wszystkich z pewno艣ci膮 zagraniczni agenci, albo przynajmniej za艂oga poinstruowana, na co zwraca膰 uwag臋 i o czym informowa膰 jeszcze w trakcie lotu. Nie tylko wi臋c czas by艂 problemem.

Wybra艂 dobrych ludzi, w wi臋kszo艣ci wykszta艂conych, potrafi膮cych si臋 ubra膰 i poprowadzi膰 rozmow臋, a tak偶e grzecznie si臋 od niej uchyli膰. Na liniach mi臋dzynarodowych naj艂atwiej by艂o symulowa膰 sen, gdy偶 tak wielu pasa偶er贸w nie musia艂o go udawa膰. Wystarczy艂 jednak tylko jeden b艂膮d, 偶eby ca艂a misja zosta艂a zagro偶ona. Wyra藕nie ich o tym uprzedzi艂.

Ze wszystkich port贸w docelowych Moskwa by艂a najmniej atrakcyjna. Znacznie lepsze by艂y: Londyn, Frankfurt, Pary偶, Wiede艅 i Amsterdam; codziennie jedno po艂膮czenie, a w ka偶dym z tych miast mo偶liwo艣膰 skorzystania z ca艂ego mn贸stwa przewo藕nik贸w z ca艂ego 艣wiata, nie tylko Stan贸w Zjednoczonych. Zatem jedna grupa skorzysta z rejsu 601 do Frankrurtu, sk膮d niekt贸rzy udadz膮 si臋 do Brukseli (a dalej Saben膮 do Nowego Jorku) i Pary偶a (potem za艣 Air France do Waszyngtonu, Delta do Atlanty, American Airlines do Orlando, United do Chicago), podczas gdy reszta poleci Lufthans膮 do Los Angeles. Grupa, kt贸ra skorzysta z British Airways b臋dzie mia艂a nast臋pnie najwi臋cej mo偶liwo艣ci do wyboru, a po艣r贸d nich Concorde do Nowego Jorku. Podstawowym zadaniem b臋dzie nie zwracanie na siebie uwagi podczas pierwszego etapu podr贸偶y. Potem rozp艂yn膮 si臋 w anonimowym t艂umie, korzystaj膮cym z us艂ug mi臋dzynarodowego ruchu lotniczego.

Tam jednak, gdzie w gr臋 wchodzi艂o dwadzie艣cia os贸b, ryzyko pomy艂ki zwi臋ksza艂o si臋 dwudziestokrotnie. Najwi臋kszym strapieniem by艂o zawsze zabezpieczenie operacji. Po艂ow臋 偶ycia sp臋dzi艂 na tym, by przechytrzy膰 Izraelczyk贸w, a chocia偶 fakt, 偶e 偶y艂 i dzia艂a艂, by艂 najlepszym dowodem jego zdolno艣ci, to jednak tarapaty, w jakich nieraz si臋 znajdowa艂, osob臋 o s艂abszych nerwach doprowadzi艂yby do szale艅stwa. W ka偶dym razie plan podr贸偶y u艂o偶ony. Jutro zapozna z nim wykonawc贸w. Spojrza艂 na zegarek. W艂a艣ciwie dzisiaj.

* * *

O dziwo, nie wszyscy beneficjenci Sieci podzielali krytyczny pogl膮d na dzia艂ania prezydenta. C贸偶, w ka偶dej grupie znajd膮 si臋 cynicy, czasami bojkotowani, czasami tolerowani, czasami z racji swej oryginalno艣ci akceptowani. Bywalcy, stoj膮c wobec wyzwania, jakim stawa艂y si臋 pogl膮dy kogo艣 z ich grona, czasami przybierali poz臋 filozoficznej cierpliwo艣ci — przyjdzie jeszcze okazja, 偶eby si臋 odegra膰 — ale tylko czasami. Szczeg贸lnie trudno by艂o ustali膰, jak traktowa膰 ludzi z prasy i telewizji, kt贸rzy jednocze艣nie nale偶eli i nie nale偶eli do towarzystwa. Nale偶eli, gdy偶 mieli w艂asne powi膮zania z tuzami polityki i docierali do najtrudniej dost臋pnych gabinet贸w, mo偶na wi臋c by艂o dowiedzie膰 si臋 od nich interesuj膮cych rzeczy o wrogach i o przyjacio艂ach. Nie nale偶eli, gdy偶 nie spos贸b by艂o im ufa膰; mo偶na ich by艂o wykorzystywa膰 do swoich cel贸w, sterowa膰 nimi przy u偶yciu pochlebstwa i plotki, ale ufa膰? Nie, przenigdy. A w ka偶dym razie, nie do ko艅ca. Niekt贸rzy mieli nawet zasady.

— Arnie, musimy porozmawia膰.

— Chyba tak — zgodzi艂 si臋 van Damm, natychmiast rozpoznaj膮c rozm贸wc臋, kt贸ry zna艂 jego bezpo艣redni numer.

— Dzi艣 wiecz贸r?

— Dobrze. Gdzie?

— U mnie?

Szef personelu Bia艂ego Domu zastanawia艂 si臋 przez chwil臋.

— Zgoda.

* * *

Delegacja zjawi艂a si臋 tu偶 przed wieczornymi mod艂ami. Obie strony wymieni艂y serdeczne pozdrowienia, a nast臋pnie ca艂a tr贸jka wesz艂a do meczetu, aby dope艂ni膰 religijnego rytua艂u. W normalnej sytuacji czuliby si臋 potem oczyszczeni i odpr臋偶eni, tak jednak si臋 nie sta艂o. Panuj膮ce napi臋cie by艂o 艂atwo wyczuwalne, szczeg贸lnie dla jednego z rozm贸wc贸w.

— Dzi臋kujemy, 偶e wasza 艣wi膮tobliwo艣膰 zechcia艂 nas przyj膮膰 — zacz膮艂 ksi膮偶臋 Ali ibn Szeik. Nie widzia艂 powodu, by wspomina膰 o tym, 偶e oczekiwanie trwa艂o bardzo d艂ugo.

— Ciesz臋 si臋, 偶e zdrowie was nie opuszcza — odpar艂 Darjaei. — Dobrze jest pomodli膰 si臋 razem. — Poprowadzi艂 swoich go艣ci do stolika przygotowanego przez ludzi z jego ochrony, gdzie mia艂a zosta膰 podana kawa — gor膮ca i mocna. — Niech Allach pob艂ogos艂awi temu spotkaniu, przyjaciele. Czy mog臋 by膰 w czym艣 pomocny?

— Chcieliby艣my porozmawia膰 o najnowszych wydarzeniach — odpar艂 nast臋pca tronu, kt贸ry upi艂 艂yk kawy, wpatruj膮c si臋 uwa偶nie w Darjaeiego. Jego towarzysz, kuwejcki minister spraw zagranicznych, Mohammed Adman Sabah, na razie milcza艂.

— A o czym konkretnie? — spyta艂 Darjaei.

— O waszych zamiarach, wasza 艣wi膮tobliwo艣膰 — oznajmi艂 bez ceregieli Ali.

Duchowy przyw贸dca Zjednoczonej Republiki Islamskiej westchn膮艂.

— Wiele jest pracy do wykonania. Wszystkie te lata wojen i cierpienia, tak wiele ofiar ponoszonych daremnie, tak wiele szk贸d... Czy偶 nawet ten meczet nie jest tego 艣wiadectwem?

Darjaei wskaza艂 na podupadaj膮c膮 艣wi膮tyni臋.

— Tak, wiele by艂o powod贸w do smutku — zgodzi艂 si臋 Ali.

— Jakie zamiary? Chc臋 odrodzenia. Ci nieszcz臋艣liwi ludzie zbyt wiele do艣wiadczyli. I po co te wszystkie po艣wi臋cenia? W imi臋 ziemskich ambicji bezbo偶nik贸w. Ta niesprawiedliwo艣膰 wo艂a艂a do Allacha o pomst臋 i Allach wys艂ucha艂 tego wezwania. Teraz mo偶e powr贸ci mi臋dzy nas umi艂owanie Boga i dostatek.

— To przedsi臋wzi臋cie na d艂ugie lata — zauwa偶y艂 minister Kuwejtu.

— Z pewno艣ci膮 — pokiwa艂 g艂ow膮 Darjaei. — Teraz, gdy nie ci膮偶y ju偶 na nas embargo na sprzeda偶 ropy naftowej, mo偶emy do jego przeprowadzenia spo偶ytkowa膰 bogactwa naszych ziem. B臋dzie to pocz膮tek nowej epoki.

— 呕ycia w pokoju — dorzuci艂 Ali i zerkn膮艂 badawczo na Darjaeiego.

— W pokoju — zapewni艂 solennie ajatollah.

— Czy mo偶emy przyczyni膰 si臋 do tego dzie艂a? Jednym z filar贸w Wiary jest wszak szczodro艣膰 — powiedzia艂 Sabah, go艣膰 z Kuwejtu.

Odpowiedzi膮 by艂o niskie sk艂onienie g艂owy.

— Ka偶d膮 dobr膮 intencj臋 powita膰 trzeba z rado艣ci膮. I niech偶e jak najcz臋艣ciej kieruj膮 nami wskazania wiary, a nie doczesne rachuby, kt贸re tak bezecnie zapanowa艂y nad 艣wiatem islamu. Na razie jednak, jak sami widzicie, tak wiele spraw domaga si臋 za艂atwienia, 偶e nie spos贸b ogarn膮膰 ich wszystkich i oceni膰, w jakiej kolejno艣ci je rozwi膮zywa膰. Dlatego bardziej szczeg贸艂owe rozmowy od艂o偶y膰 trzeba na inn膮 okazj臋.

Pomimo kwiecistych s艂贸w nietrudno by艂o si臋 zorientowa膰, 偶e oferta pomocy zosta艂a odrzucona. Zgodnie z najgorszymi obawami ksi臋cia Alego, rozm贸wca nie kwapi艂 si臋 do wsp贸lnych interes贸w.

— Podczas nast臋pnego spotkania kraj贸w OPEC — Saudyjczyk podj膮艂 jeszcze jedn膮 pr贸b臋 — mo偶emy podnie艣膰 problem takiego ustalenia kwot wydobycia, 偶eby zapewni膰 tak偶e ZRI godny udzia艂 w naszych zyskach.

— Tak nakazywa艂aby sprawiedliwo艣膰 — zgodzi艂 si臋 Darjaei. — Nie wymagamy wiele. Potrzeba drobnych korekt.

— W tej kwestii porozumieli艣my si臋 zatem? — spyta艂 Sabah.

— Oczywi艣cie. To techniczna kwestia, kt贸r膮 mog膮 dopracowa膰 w rozmowie nasi specjali艣ci.

Obaj go艣cie pokiwali g艂owami, my艣l膮c w duchu, 偶e w艂a艣nie uzgodnienie kwot wydobycia by艂o problemem wzbudzaj膮cym zawsze najwi臋cej emocji. Gdyby wszystkie kraje posiadaj膮ce rop臋 naftow膮 wydobywa艂y j膮, nie ogl膮daj膮c si臋 na 偶adne ograniczenia, ceny na rynkach 艣wiatowych polecia艂yby w d贸艂, na czym straciliby wszyscy. Z drugiej strony, gdyby na produkcj臋 na艂o偶y膰 nadmierne ograniczenia, ceny poszybowa艂yby tak wysoko, 偶e klienci zmniejszyliby zam贸wienia, co tak偶e ostatecznie zmniejszy艂oby zyski. W艂a艣ciwe wypo艣rodkowanie ceny by艂o ka偶dego roku przedmiotem zawi艂ych konsultacji ekonomicznych, utrudnianych dodatkowo przez to, 偶e system gospodarczy ka偶dego z uczestnicz膮cych w nich pa艅stw by艂 odr臋bny i odr臋bn膮 realizowa艂 polityk臋.

— Czy wasza 艣wi膮tobliwo艣膰 chce przekaza膰 co艣 za naszym po艣rednictwem rz膮dom naszych kraj贸w? — spyta艂 Sabah.

— Pragniemy tylko pokoju, gdy偶 tylko on pozwoli, zgodnie z wol膮 Allacha, dwie nasze wsp贸lnoty scali膰 w jedn膮. Niczego nie musicie si臋 l臋ka膰 z naszej strony.

* * *

— Pan贸w opinia?

Sko艅czy艂 si臋 kolejny cykl 膰wicze艅. Na podsumowaniu zjawili si臋 wysocy oficerowie izraelscy, z kt贸rych co najmniej jeden zajmowa艂 si臋 wywiadem. Pu艂kownik Sean Magruder by艂 wprawdzie kawalerzyst膮, ale, jak ka偶dy wy偶szy dow贸dca, by艂 nienasyconym po偶eraczem informacji.

— My艣l臋, 偶e Saudyjczycy s膮 bardzo podenerwowani, podobnie jak i ca艂a reszta s膮siad贸w.

— A pan?

Avi ben Jakob, oficjalnie wojskowy, co tak偶e i w tej chwili podkre艣li艂 przez na艂o偶enie munduru, by艂 zast臋pc膮 szefa Mossadu. Zastanawia艂 si臋, ile mo偶e ujawni膰, ale przy zajmowanym przez niego stanowisku decyzja nale偶a艂a w istocie do niego samego.

— Tak偶e i my nie jeste艣my tym wszystkim zachwyceni.

— Historycznie rzecz bior膮c — zauwa偶y艂 Magruder — sporo by艂o kontakt贸w mi臋dzy Izraelem i Iranem, a je艣li bra膰 pod uwag臋 kulturowe, to trzeba by si臋 cofn膮膰 a偶 do imperium perskiego, bo zdaje si臋, 偶e wasze 艣wi臋to Purim pochodzi z tamtego okresu. Ale nawet po upadku szacha izraelscy piloci wykonywali jakie艣 loty po stronie Iranu podczas wojny z Irakiem.

— W Iranie by艂o wielu 呕yd贸w, wi臋c trzeba by艂o spr贸bowa膰 wydosta膰 ich stamt膮d — po艣piesznie wyja艣ni艂 Jakob.

— Zdaje si臋, 偶e to wy po艣redniczyli艣cie w rokowaniach „bro艅 za zak艂adnik贸w”, kt贸re rozpocz膮艂 Reagan — dorzuci艂 Magruder, aby pokaza膰, 偶e i jemu niejedno obi艂o si臋 o uszy.

— Niez艂e ma pan informacje — mrukn膮艂 Izraelczyk.

— Ich zdobywanie nale偶y do moich obowi膮zk贸w. Daleki jestem od ferowania ocen; kiedy jest jaka艣 sprawa do za艂atwienia, r贸偶ne metody mog膮 prowadzi膰 do jej realizacji. Teraz najbardziej interesuje mnie, co s膮dzicie, panowie, o ZRI.

— Uwa偶amy Darjaeiego za najniebezpieczniejszego cz艂owieka na 艣wiecie.

Magruder pomy艣la艂 o 艣ci艣le tajnej informacji na temat przerzucenia si艂 ira艅skich do Iraku, kt贸ra dotar艂a do niego kilka godzin wcze艣niej.

— Mocne s艂owa, ale chyba uzasadnione.

Z czasem polubi艂 Izraelczyk贸w, chocia偶 nie zawsze tak by艂o. Przez lata ameryka艅scy wojskowi serdecznie ich nie znosili z powodu arogancji i buty najwy偶szych dow贸dc贸w ma艂ego pa艅stwa. Potem jednak wojna w Zatoce pokaza艂a Izraelczykom prawdziw膮 warto艣膰 armii ameryka艅skiej. Zamiast powtarza膰, wzorem lat ubieg艂ych, 偶e nie trzeba ich uczy膰, jak prowadzi膰 wojn臋 w powietrzu i na l膮dzie, zacz臋li studiowa膰 ameryka艅sk膮 doktryn臋 wojenn膮.

Niebagateln膮 rol臋 w zmianie tego nastawienia odegra艂o pojawienie si臋 Bizon贸w na pustyni Negew. Ameryka艅ska tragedia w Wietnamie ukr贸ci艂a innego rodzaju arogancj臋, a efektem tego by艂 nowy typ profesjonalizmu. Pod dow贸dztwem Mariona Diggsa, pierwszego zwierzchnika odrodzonego 10. pu艂ku kawalerii pancernej, odby艂o si臋 kilka twardych lekcji, a jego nast臋pca, Magruder, udziela艂 teraz ich 偶o艂nierzom izraelskim, kt贸rzy przej艣膰 musieli to samo, co ich ameryka艅scy koledzy w Fort Irwin. Pocz膮tki by艂y ma艂o obiecuj膮ce, pierwsze nieporozumienia omal nie zako艅czy艂y si臋 bijatyk膮. Niemniej, kiedy Even Benny, dow贸dca izraelskiej 7. Brygady Pancernej opuszcza艂 pustyni臋 Negew, maj膮c na koncie kilka remisowych pojedynk贸w z ameryka艅skimi instruktorami, serdecznie im podzi臋kowa艂 za otrzyman膮 nauczk臋 i obieca艂, 偶e za rok zdecydowanie im dokopie. Komputer w miejscowej Sali Gwiezdnych Wojen informowa艂, 偶e w ci膮gu kilku zaledwie lat wyniki jednostek izraelskich poprawi艂y si臋 o czterdzie艣ci procent, a teraz, chocia偶 ich oficerowie mieli z czego by膰 dumni, wykazywali bardzo wiele samokrytycyzmu i pasji do nauki.

I oto jeden z ich najwa偶niejszych wywiadowc贸w ocenia艂 powsta艂膮 sytuacj臋 pow艣ci膮gliwie i ch艂odno, nie o艣wiadczaj膮c z pogard膮, i偶 jego kraj w puch rozbije wszystko, czym mo偶e mu zagrozi膰 艣wiat islamu. Magruder odnotowa艂 w pami臋ci, by wspomnie膰 o tym w raporcie dla Waszyngtonu.

* * *

Samolot, kt贸ry „wpad艂” do Morza 艢r贸dziemnego, nie m贸g艂 ju偶 teraz pokazywa膰 si臋 za granicami kraju. Nawet wykorzystanie go do odstawienia irackich genera艂贸w do Sudanu by艂o b艂臋dem, teraz wi臋c korzysta艂 z maszyny jedynie Darjaei, kt贸remu ci膮gle brakowa艂o czasu, a w艂ada艂 ogromnym krajem. Nie min臋艂y dwie godziny od rozmowy z sunnickimi go艣膰mi, a by艂 na powr贸t w Teheranie.

— S艂ucham.

Badrajn roz艂o偶y艂 na biurku papiery i zacz膮艂 wylicza膰 miasta, trasy i harmonogramy. Ten kurier, na przyk艂ad, wyleci z Teheranu o sz贸stej rano, aby do Nowego Jorku dotrze膰 o drugiej czasu lokalnego, czas podr贸偶y wyniesie zatem dwadzie艣cia godzin. Stanowi膮ce cel podr贸偶y centrum targowe imienia Jacoba Javitsa otwarte b臋dzie do godziny dziesi膮tej wieczorem. Wyrusza o 2.55, po dwudziestu trzech godzinach przyb臋dzie do Los Angeles, gdzie b臋dzie wtedy 艣wita膰, a centrum targowe dzia艂a膰 b臋dzie przez ca艂y dzie艅. By艂a to najd艂u偶sza trasa, a i tak u jej kresu osiemdziesi膮t procent zawarto艣ci „przesy艂ki” pozostanie aktywne.

— Nie wykryj膮 ich?

— Wybra艂em ludzi inteligentnych i wykszta艂conych; wszyscy zostali starannie poinstruowani. Chodzi jedynie o to, by niczym si臋 nie wyr贸偶niali, nie zwracali na siebie uwagi. Oczywi艣cie, istnieje pewne zagro偶enie, zwi膮zane z tym, 偶e zadanie wykonuje naraz dwadzie艣cia os贸b, ale taki by艂 wasz rozkaz.

— Druga grupa?

— Wyrusz膮 dwa dni p贸藕niej, podobnymi trasami. Tutaj niebezpiecze艅stwo jest znacznie wi臋ksze.

— Zdaj臋 sobie z tego spraw臋. Czy to ludzie bogobojni?

— Tak — odpar艂 Badrajn. — Niepokoi mnie ryzyko polityczne.

— Jakie?

— Natychmiast pojawi si臋 pytanie, kto ich nas艂a艂, chocia偶 dokumenty b臋d膮 bez zarzutu i zapewni si臋 wypr贸bowane 艣rodki bezpiecze艅stwa. Chodzi mi natomiast o sam膮 Ameryk臋. Nieszcz臋艣liwy wypadek, jaki przytrafia si臋 politykowi, mo偶e spowodowa膰 wzrost sympatii do niego, a w 艣lad za tym — tak偶e politycznego poparcia.

Darjaei uni贸s艂 w zdumieniu brwi.

— A nie b臋dzie dowodem jego s艂abo艣ci?

— U nas tak by by艂o, u nich — niekoniecznie.

Darjaei zastanawia艂 si臋 chwil臋 nad tymi s艂owami, a potem pokr臋ci艂 g艂ow膮.

— Widzia艂em Ryana i wiem, 偶e to cz艂owiek s艂aby. Nie potrafi sobie radzi膰 ze swoimi k艂opotami, nadal nie ma jeszcze zorganizowanego rz膮du. Jedno uderzenie, w chwil臋 potem drugie, za艂amie go, a przynajmniej tak zaabsorbuje, 偶e b臋dziemy mogli nie bra膰 pod uwag臋 Ameryki przy realizacji nast臋pnego celu.

— Lepiej ograniczy膰 si臋 do pierwszej misji — przestrzeg艂 Badrajn.

— Nie, musimy zada膰 im taki cios, jakiego nigdy jeszcze nie otrzymali. Kiedy podwa偶ymy ich zaufanie do przyw贸dcy i do samych siebie — b臋d膮 bezsilni.

Badrajn milcza艂. Mia艂 do czynienia z cz艂owiekiem 艣wi臋tym, kt贸ry realizowa艂 艣wi臋t膮 misj臋, nie do ko艅ca wi臋c kierowa艂 si臋 racjami rozumu. Z drugiej strony, Darjaei nie by艂 tym, kto 偶yczenia swe uwa偶a艂by za rzeczywisto艣膰. To jednak musia艂o znaczy膰, 偶e istnia艂 jeszcze jaki艣 plan, o kt贸rym Badrajn nie wiedzia艂.

— Najlepiej by艂oby zabi膰 samego Ryana. Napad na jego dziecko spowoduje tylko powszechne oburzenie. Amerykanie s膮 bardzo sentymentalni w niekt贸rych kwestiach.

— Realizacja drugiego zadania zacznie si臋 wtedy, gdy b臋dzie ju偶 wiadomo, 偶e pierwsze si臋 powiod艂o? — upewni艂 si臋 Darjaei.

— Tak.

— To zupe艂nie wystarczy — powiedzia艂 ajatollah, wpatrzony w harmonogramy lot贸w.

Badrajn sk艂oni艂 si臋 z szacunkiem i wyszed艂. Darjaei ma jeszcze inny plan. Z pewno艣ci膮.

* * *

— Powiada, 偶e jego zamiary s膮 pokojowe.

— Zupe艂nie jak Hitler, Ali — przypomnia艂 prezydent. Spojrza艂 na zegarek. W Arabii Saudyjskiej min臋艂a p贸艂noc. Jak nale偶a艂o si臋 spodziewa膰, przed telefonem do Waszyngtonu Ali najpierw odby艂 narad臋 ze swoim rz膮dem. — Wiesz wszystko o ruchach wojsk?

— Tak, w ci膮gu dnia twoi ludzie przedstawili kompletn膮 informacj臋. Musi jednak up艂yn膮膰 troch臋 czasu, zanim tamci stan膮 si臋 naprawd臋 gro藕ni. Nie mo偶na zrealizowa膰 inwazji z dnia na dzie艅. Znam si臋 troch臋 na armii.

— To samo m贸wi膮 moi doradcy — powiedzia艂 Ryan. — Co zamierzacie robi膰?

— B臋dziemy pilnie wszystko obserwowa膰. W oddzia艂ach odbywaj膮 si臋 膰wiczenia. Mamy wasze zapewnienie o pomocy. Jeste艣my troch臋 zaniepokojeni, ale nie przesadnie.

— A gdyby艣my zorganizowali wsp贸lne manewry? — zasugerowa艂 Jack.

— To mog艂oby niepotrzebnie zaostrzy膰 sytuacj臋 — powiedzia艂 Ali bez przekonania w g艂osie. Najpewniej usi艂owa艂 t臋 ide臋 przeforsowa膰 na posiedzeniu rady kr贸lewskiej, kt贸ra ostatecznie si臋 nie zgodzi艂a.

— Czas ko艅czy膰, masz za sob膮 pracowity dzie艅. Powiedz mi jeszcze tylko, jak wygl膮da Darjaei? Nie widzia艂em go od czasu, gdy przedstawi艂e艣 nas sobie.

— Jest zdrowy, chocia偶 zm臋czony, czemu trudno si臋 dziwi膰. Ostatnio ma niewiele czasu na odpoczynek.

— To racja. Ali?

— Tak, Jack?

Prezydent zawaha艂 si臋 na chwil臋, uprzytomniwszy sobie brak dyplomatycznego przygotowania.

— Jak my艣lisz, na ile powa偶na jest sytuacja?

— A co m贸wi膮 twoi doradcy?

— Zasadniczo to, co ty, ale niekt贸rzy s膮 naprawd臋 zatroskani. Musimy pozostawa膰 w kontakcie.

— Bez w膮tpienia, panie prezydencie. Do widzenia.

Z uczuciem lekkiego rozczarowania Ryan rozejrza艂 si臋 po gabinecie. Ali nie m贸wi艂 tego, co chcia艂by powiedzie膰, gdy偶 jego opinii nie podzielali wszyscy w otoczeniu kr贸la, najpewniej z samym monarch膮 w艂膮cznie. Pozwala艂 sobie na bardzo delikatne aluzje, ale wiele si臋 zmieni艂o, tak偶e w ich wzajemnych kontaktach od czasu, gdy Jack zosta艂 prezydentem. Teraz za ka偶dym s艂owem czai艂a si臋 wielka polityka, on za艣 przesta艂 dla innych by膰 normalnym cz艂owiekiem, a sta艂 si臋 uosobieniem Ameryki. Mo偶e w bezpo艣redniej rozmowie wszystko wypad艂oby inaczej, my艣la艂 Jack. Mo偶e. Nawet prezydenci musz膮 si臋 jednak liczy膰 z czasem i przestrzeni膮. By nie wspomina膰 o regu艂ach polityki.

36
Podr贸偶nicy

Samolot holenderskich Kr贸lewskich Linii Lotniczych, rejs numer 534, zgodnie z rozk艂adem wystartowa艂 z lotniska w Teheranie o 1.10. By艂 pe艂en pasa偶er贸w, kt贸rzy o tej porze natychmiast zapadali si臋 w fotelach, zapinali pasy, a potem si臋gali po poduszki i koce. Wystarczy艂o, by ko艂a oderwa艂y si臋 od ziemi, a zacz臋to opuszcza膰 oparcia i uk艂ada膰 si臋 do snu.

Na pok艂adzie znalaz艂o si臋 pi臋ciu ludzi Badrajna, dw贸ch w pierwszej klasie, trzech w klasie biznes. Walizki spoczywa艂y w 艂adowniach, podr臋czny baga偶 zosta艂 wsuni臋ty pod fotele. Wszyscy odczuwali pewne napi臋cie i, niezale偶nie od zakaz贸w religijnych, pragn臋li nieco je os艂abi膰 alkoholem, ten jednak m贸g艂 by膰 serwowany dopiero od momentu, gdy samolot opu艣ci przestrze艅 powietrzn膮 ZRI. Trzeba by艂o cierpliwie czeka膰.

Pojawili si臋 na lotnisku jak normalni podr贸偶ni i jak wszyscy oddali podr臋czny baga偶, aby prze艣wietlono go w aparacie rentgenowskim. Badanie by艂o r贸wnie skrupulatne jak na lotniskach zachodnich, mo偶e nawet bardziej, je艣li zwa偶y膰 na mniejsz膮 liczb臋 samolot贸w do odprawy. Tak czy owak, prze艣wietlenie pokaza艂o jedynie, 偶e opr贸cz papier贸w, ksi膮偶ek i drobiazg贸w, w torbach podr贸偶nych znajduj膮 si臋 tak偶e przybory do golenia.

Wykszta艂ceni — niekt贸rzy studiowali na Uniwersytecie Ameryka艅skim w Bejrucie, jedni, 偶eby uzyska膰 ceniony na Bliskim Wschodzie dyplom, inni, 偶eby bli偶ej pozna膰 przeciwnika — ubrani byli z dyskretn膮 elegancj膮: angielskie garnitury, jedwabne krawaty, wisz膮ce w schowkach p艂aszcze z wielb艂膮dziej we艂ny upodobnia艂y ich do wsp贸艂pasa偶er贸w. Nie by艂o w ich postaciach nic, co na d艂u偶ej przyci膮gn臋艂oby uwag臋.

* * *

— A co ty o tym wszystkim s膮dzisz? — spyta艂 van Damm.

Holtzman obr贸ci艂 w palcach szklaneczk臋, wpatruj膮c si臋 w kostki lodu.

— W innych okoliczno艣ciach nazwa艂bym to mo偶e spiskiem, ale nie w tej sytuacji. Jak na cz艂owieka, kt贸ry stara si臋 uruchomi膰 auto po wypadku, Jack robi wiele rzeczy nowych i zwariowanych.

— „Zwariowanych” to mocne s艂owo, Bob.

— Oni u偶ywaj膮 jeszcze mocniejszych. Wszyscy powtarzaj膮: „Nie nale偶y do nas” i alergicznie wr臋cz reaguj膮 na ka偶d膮 jego inicjatyw臋. Sam jednak musisz przyzna膰, 偶e to posuni臋cie z podatkami odbiega troch臋 od tradycyjnych regu艂. Tak czy owak, rozpocz臋艂a si臋 ta sama co zawsze zabawa: kilka przeciek贸w, odpowiednia ich prezentacja — a potem wszystko toczy si臋 ju偶 w艂asnym rozp臋dem.

Arnie pokiwa艂 g艂ow膮. To zupe艂nie jak ze 艣mieciami. Je艣li kto艣 zebra艂 je w worek, a ten wrzuci艂 do odpowiedniego kub艂a, nie by艂o 偶adnego k艂opotu: kilka sekund i l膮dowa艂y w zbiornikach 艣mieciarki. Je艣li jednak kto艣 cisn膮艂 je przez okno samochodu gnaj膮cego autostrad膮, potem trzeba je by艂o zbiera膰 ca艂ymi godzinami. I przeciwnicy rozrzucali w艂a艣nie 艣mieci na o艣lep, Jack za艣 musia艂 marnowa膰 bezcenny czas na uganianie si臋 za brudami po szosie, zamiast prowadzi膰 w贸z. Por贸wnanie by艂o mo偶e nie najzr臋czniejsze, ale trafne. Politycy a偶 nazbyt cz臋sto woleli zaj膮膰 si臋 tym, by przysporzy膰 innym sprz膮tania, ni偶 wzi膮膰 si臋 do konstruktywnej pracy.

— Kto pu艣ci艂 farb臋?

Reporter wzruszy艂 ramionami.

— Kto艣 z CIA, bardzo prawdopodobne, 偶e zredukowany. Musisz przyzna膰, 偶e z ca艂ym aparatem wywiadowczym za艂atwiono si臋 troch臋 brutalnie. Ilu ludzi zwolniono w Langley?

— Dostatecznie wielu, 偶eby m贸c sobie pozwoli膰 na nowych agent贸w w terenie. Has艂o brzmi: oszcz臋dno艣膰 na dzia艂alno艣ci og贸lnej, lepsza informacja, wi臋ksza skuteczno艣膰 i tak dalej. Niczego nie doradzam prezydentowi w tych sprawach, gdy偶 sam jest w tej dziedzinie specjalist膮.

— Wiem, mia艂em prawie sko艅czony artyku艂 na ten temat i chcia艂em w艂a艣nie do ciebie zadzwoni膰, 偶ebym m贸g艂 si臋 z nim spotka膰, kiedy wybuch艂a ta heca.

— A co...?

— Co ja o tym s膮dz臋? Naprawd臋 nie wiem, co my艣le膰 o tym facecie. W niekt贸rych kwestiach jest znakomity, w innych... Pijane dziecko we mgle, to delikatnie powiedziane.

— M贸w szczerze.

— Podoba mi si臋 — przyzna艂 Holtzman. — Lubi臋 go za t臋 jego cholern膮 szczero艣膰 i uczciwo艣膰. W艂a艣nie o tym chcia艂em napisa膰. A wiesz, co mnie najbardziej wkurza? Kto艣 z „Postu” o tym, co ustali艂em, powiedzia艂 Edowi Kealty'emu, kt贸ry powt贸rzy艂 to Donnerowi i Plumberowi.

— A oni t臋 histori臋 wykorzystali, 偶eby go udupi膰.

— W艂a艣nie.

Van Damm za艣mia艂 si臋, ale by艂 to 艣miech nader gorzki.

— Ca艂y Waszyngton, Bob.

— Pos艂uchaj, niekt贸rzy z nas pami臋taj膮 jeszcze o tym, 偶e jest co艣 takiego jak etyka zawodowa — powiedzia艂 ponuro dziennikarz.

— To by艂 dobry reporta偶. Sporo nad nim siedzia艂em, mam w艂asne 藕r贸d艂o w CIA, to znaczy mam kilka, ale to jest zupe艂nie nowe, a facet naprawd臋 du偶o wie. Tyle 偶e do wszystkiego podszed艂em bardzo krytycznie. Co mog艂em, sprawdzi艂em, potem starannie oddzieli艂em w tek艣cie rzeczy, kt贸re wiem na pewno, od tych, kt贸re tylko podejrzewam, i wiesz co? Wychodzi z tego bardzo dobry obraz Ryana. Czasami chodzi艂 na skr贸ty, to prawda, ale, o ile wiem, nigdy nie z艂ama艂 prawa. Gdyby nagle co艣 nam powa偶nie zagrozi艂o, w艂a艣nie takiego faceta chcia艂bym widzie膰 w Gabinecie Owalnym. A potem moje informacje, kt贸re cz艂owiek z Firmy mnie, a nie komu艣 innemu przekaza艂, wykrada jaki艣 skurwysyn i robi z nich w艂asny u偶ytek. O nie, Arnie, to nie tak! Kto艣 zrobi艂 mnie w konia, za艂atwi艂 moj膮 wiarygodno艣膰 i wiarygodno艣膰 mojej gazety. — Holtzman odstawi艂 drinka na st贸艂. — Wiem, co my艣lisz o mnie i w og贸le o ludziach z bran偶y...

— Bob, nie...

— Zawsze przecie偶...

— Pos艂uchaj. To jasne, na czym polega moja funkcja tutaj: mam opiekowa膰 si臋 swoim szefem, ale na pewno nie jest tak, 偶e wszystkich dziennikarzy traktuj臋 jak zaraz臋. Nie zawsze si臋 zgadzamy, czasami dochodzi do konflikt贸w, ale jeste艣my sobie nawzajem potrzebni. Do diab艂a, czy my艣lisz, 偶e gdybym ci臋 nie szanowa艂, siedzia艂bym teraz z tob膮 i popija艂 whisky?

Holtzman wpatrywa艂 si臋 spod oka w Arnie'ego i zastanawia艂, czy tamten gra, bo czego艣 od niego potrzebuje, czy te偶 m贸wi prawd臋. W przypadku van Damma nie tak 艂atwo dawa艂o si臋 odr贸偶ni膰 jedno od drugiego. Doko艅czy艂 drinka. Szkoda, 偶e facet gustowa艂 w taniej whisky i nie potrafi艂 si臋 lepiej ubra膰. A mo偶e i to by艂o cz臋艣ci膮 kostiumu? Gra polityczna by艂a czym艣 pomi臋dzy metafizyk膮 a nauk膮 eksperymentaln膮. Niczego nigdy nie wiedzia艂o si臋 na pewno, a odkrycie jednego aspektu cz臋sto uniemo偶liwia艂o poznanie innych. Tyle 偶e w艂a艣nie dlatego by艂a to gra tak pasjonuj膮ca.

— Okay, przyjmuj臋 to jako komplement.

— To fajnie — u艣miechn膮艂 si臋 van Damm i nape艂ni艂 szklanki. — Teraz wyja艣nij, czemu do mnie zadzwoni艂e艣.

— Jak by to powiedzie膰... — Holtzman zawaha艂 si臋 przez chwil臋. — Nie mog臋 patrzy膰 spokojnie, jak szykuje si臋 egzekucja niewinnego faceta.

— Bra艂e艣 ju偶 udzia艂 w niejednej — mrukn膮艂 van Damm.

— Mo偶e i tak, ale nigdy nie byli to niewinni kolesie. Politycy, kt贸rzy dostawali mo偶e nie za to, za co najbardziej im si臋 nale偶a艂o, a tylko za to, co mo偶na by艂o udowodni膰. Mog臋 to uj膮膰 inaczej: Ryan powinien mie膰 r贸wne szans臋; nie mo偶e by膰 tak, 偶e kto艣 go zaatakuje od ty艂u.

— Ty z kolei jeste艣 wkurzony, 偶e kto艣 podkrad艂 ci materia艂, a by膰 mo偶e i Pulitzera...

— Tak si臋 sk艂ada, 偶e mam ju偶 dwa — przypomnia艂 sucho Holtzman.

Gdyby nie to, naczelny by si臋 z nim nie cacka艂 i kto艣 inny rozpracowywa艂by teraz spraw臋 Ryana, pomy艣la艂 van Damm. Ch臋tnych by nie zabrak艂o, gdy偶 konkurencja w „Washington Post” by艂a ostra.

— Dobra, do rzeczy.

— Chcia艂bym wiedzie膰, co si臋 naprawd臋 zdarzy艂o w Kolumbii, jak wygl膮da艂a sprawa Jimmy'ego Cuttera i jego 艣mierci.

— O rany, Bob, nie masz poj臋cia, czego si臋 musia艂 wczoraj nas艂ucha膰 nasz ambasador w Bogocie.

— Hiszpa艅ski wspaniale nadaje si臋 do przekle艅stw — zauwa偶y艂 z u艣miechem Holtzman.

— Przykro mi, ale ta historia nie mo偶e zosta膰 ujawniona.

— Arnie, nie 艂ud藕 si臋: zostanie ujawniona i problem polega na tym jedynie, kto to zrobi i jakie wyci膮gnie wnioski. Da艂e艣 przed chwil膮 do zrozumienia, 偶e uwa偶asz mnie za niezgorszego pismaka.

Jak cz臋sto bywa w Waszyngtonie, obie strony mia艂y swoje sprawy do za艂atwienia. Holtzman chcia艂 napisa膰 artyku艂, dzi臋ki kt贸remu mo偶e ubiega膰 si臋 o nast臋pn膮 nagrod臋 Pulitzera — niezale偶nie od tego, co powiedzia艂, nigdy ich nie by艂o za wiele — a tak偶e zidentyfikowa膰 z艂odzieja, kt贸ry uzyskane przez niego informacje przekaza艂 Kealty'emu, i poradzi膰 mu, 偶eby czym pr臋dzej wynosi艂 si臋 z „Postu”, je艣li nie chce, by Holtzman za spraw膮 kilku s艂贸wek szepni臋tych do odpowiednich uszu raz na zawsze z艂ama艂 jemu, czy jej, karier臋 dziennikarsk膮. Arnie natomiast za wszelk膮 cen臋 chcia艂 pom贸c Ryanowi, okazywa艂o si臋 jednak, 偶e musi w tym celu z艂ama膰 prawo i zaufanie prezydenta. A decydowa膰 trzeba by艂o natychmiast.

— 呕adnych notatek, 偶adnych ta艣m,

— Jasne. „Wy偶szy urz臋dnik”, nawet bez wskazania instytucji.

— Powiem ci te偶 od kogo mo偶esz uzyska膰 potwierdzenie tego, co us艂yszysz.

— Wie o wszystkim?

— Nawet wi臋cej ode mnie — pokiwa艂 g艂ow膮 van Damm. — Sam ledwie co dowiedzia艂em si臋 o wa偶nym szczeg贸le.

— Dzi臋ki. Te same regu艂y b臋d膮 si臋 stosowa膰 do potwierdzaj膮cego 藕r贸d艂a. Kto naprawd臋 wie, co si臋 zdarzy艂o?

— Nawet Ryan nie wie wszystkiego. W膮tpi臋, czy ktokolwiek wie.

Holtzman poci膮gn膮艂 jeszcze 艂yk, m贸wi膮c sobie, 偶e ten b臋dzie ju偶 ostatni. Podobnie jak w przypadku chirurga, u niego r贸wnie偶 alkohol nie szed艂 w parze z prac膮.

* * *

Samolot KLM, rejs numer 534, po trzech godzinach i pi臋tnastu minutach lotu, maj膮c za sob膮 1.905 kilometr贸w, l膮dowa艂 o 2.55 czasu lokalnego w Stambule. Trzydzie艣ci minut wcze艣niej pasa偶erowie zostali w r贸偶nych j臋zykach obudzeni przez stewardesy, kt贸re poprosi艂y ich o z艂o偶enie foteli i zapi臋cie pas贸w. L膮dowanie przebieg艂o g艂adko, niekt贸rzy z pasa偶er贸w uchylili zas艂ony na oknach, by zobaczy膰 jeszcze jedno z miejsc, kt贸re nie r贸偶ni艂y si臋 od siebie na ca艂ym 艣wiecie: betonowe pole z bia艂ymi liniami pas贸w startowych oraz niebieskimi 艣wiate艂kami wskazuj膮cymi drog臋 ko艂owania. Kilka os贸b zanurzy艂o si臋 w mrok tureckiej nocy; ci, kt贸rzy lecieli dalej, znowu opu艣cili fotele, 偶eby uci膮膰 sobie drzemk臋 w czasie nast臋pnych trzech kwadrans贸w, jako 偶e samolot mia艂 rozpocz膮膰 drug膮 cz臋艣膰 podr贸偶y dopiero o 3.40.

Rejs numer 601 Lufthansy obs艂ugiwany by艂 przez dwusilnikowego Airbusa 310, podobnego je艣li chodzi o wielko艣膰 i mo偶liwo艣ci do Boeinga KLM. Tak偶e po艣r贸d jego pasa偶er贸w znalaz艂o si臋 pi臋ciu wys艂annik贸w Badrajna. O 2.55 rozpocz膮艂 si臋 bezpo艣redni lot do Frankfurtu. Odprawa odby艂a si臋 bez 偶adnych szczeg贸lnych wydarze艅.

* * *


— To jest naprawd臋 co艣, Arnie.

— Dopiero w zesz艂ym tygodniu dowiedzia艂em si臋 kilku istotnych rzeczy.

— Jeste艣 pewien wszystkiego? — spyta艂 Holtzman.

— Fragmenty pasuj膮 do siebie. Nie mog臋 powiedzie膰, 偶ebym si臋 bardzo ucieszy艂. My艣l臋, 偶e i tak wygraliby艣my wybory, ale on po prostu nie chcia艂 walczy膰. Z rozmys艂em przegra艂. Powiem ci jednak co艣: to by艂 najodwa偶niejszy i najbardziej honorowy czyn polityczny w tym stuleciu. Przyznam szczerze, 偶e nie docenia艂em go.

— Fowler wie o tym?

— Nie m贸wi艂em mu, chocia偶 mo偶e powinienem.

— Zaraz, poczekaj. Pami臋tasz jak Liz Elliot podsun臋艂a mi ten k膮sek z Ryanem i...

— Tak, to cz臋艣膰 tamtej sprawy. Jack polecia艂 do Kolumbii, 偶eby wyci膮gn膮膰 偶o艂nierzy z pu艂apki. Facet, kt贸ry siedzia艂 ko艂o niego w helikopterze, zgin膮艂, wi臋c od tej chwili opiekuje si臋 jego rodzin膮. Liz zap艂aci艂a za rozsiewanie plotek o rzekomym romansie Ryana.

— Jest jeszcze jedna kwestia, wok贸艂 kt贸rej panuje zmowa milczenia. Podobno Fowler pogubi艂 si臋, ma艂o brakowa艂o, 偶eby wystrzeli艂 rakiety na Iran, a nie dopu艣ci艂 do tego Ryan. W jaki spos贸b?

Holtzman zerkn膮艂 na szklaneczk臋 i zdecydowa艂 si臋 na nast臋pnego 艂yczka.

— Pod艂膮czy艂 si臋 do gor膮cej linii, odci膮艂 prezydenta i w bezpo艣redniej rozmowie nak艂oni艂 Narmonowa, 偶eby troch臋 ust膮pili. Fowler natychmiast kaza艂 agentom Tajnej S艂u偶by go aresztowa膰, ale zanim dotarli do Pentagonu, wszystko ju偶 si臋 uspokoi艂o. Na szcz臋艣cie jego s艂owa poskutkowa艂y.

Holtzman prze偶uwa艂 informacj臋 przez jakie艣 dwie minuty, ale znowu wszystkie fragmenty pasowa艂y do siebie. Fowler dwa dni p贸藕niej poda艂 si臋 do dymisji. By艂 za艂amany, uzna艂, 偶e utraci艂 moralne prawo do rz膮dzenia pa艅stwem z chwil膮, kiedy nakaza艂 skierowa膰 pocisk nuklearny na niewinne miasto. Ryan z kolei by艂 tak wstrz膮艣ni臋ty tym wypadkiem, i偶 natychmiast wycofa艂 si臋 z wszelkiej s艂u偶by publicznej i powr贸ci艂 do niej dopiero na pro艣b臋 Rogera Durlinga.

— Tutaj pogwa艂ci艂 wszelkie regu艂y — powiedzia艂 Holtzman, chocia偶 zarazem czu艂, 偶e nie jest to sprawiedliwy zarzut.

— Gdyby tego nie zrobi艂, mo偶e nie siedzieliby艣my tutaj. — Szef personelu Bia艂ego Domu nala艂 sobie znowu, Holtzman odm贸wi艂 gestem r臋ki. — Rozumiesz teraz, o co mi chodzi, Bob, kiedy powiadam, 偶e nie mo偶na ujawni膰 tej historii? Je艣li nag艂o艣nisz j膮, zaszkodzisz tylko krajowi.

— W takim razie, dlaczego Fowler rekomendowa艂 Ryana Durlingowi? Musia艂 go przecie偶 serdecznie nienawidzi膰?

— Bob Fowler ma wiele wad i pope艂ni艂 niejeden b艂膮d, ale to porz膮dny cz艂owiek. Nie lubi osobi艣cie Ryana, ale ten go uratowa艂, on za艣 powiedzia艂 Durlingowi, 偶e Jack to... zaraz, jak to by艂o... co艣 takiego: „Dobry facet na niebezpieczne czasy”.

— Co za szkoda, 偶e nie ma politycznego do艣wiadczenia.

— Szybko si臋 uczy. Mo偶e ci臋 zaskoczy膰.

— Je艣li b臋dzie mia艂 woln膮 r臋k臋, wypatroszy ca艂膮 administracj臋. Wiesz, ja, w przeciwie艅stwie do Fowlera, czuj臋 do niego sympati臋, ale te pomys艂y polityczne...

— Wiele razy my艣la艂em, 偶e go rozgryz艂em, a potem okazywa艂o si臋, 偶e wcale nie. Wtedy musia艂em sobie powtarza膰 raz jeszcze, 偶e on nie gra wed艂ug 偶adnego scenariusza, a rozwi膮zuje problemy. Daj臋 mu papiery, on je czyta i wyci膮ga wnioski. Rozmawia z lud藕mi, stawia dobre pytania, zawsze uwa偶nie s艂ucha odpowiedzi, ale decyzje podejmuje sam, jak gdyby dok艂adnie wiedzia艂, co dobre, a co nie. Powiem ci jedno: na og贸艂 rzeczywi艣cie wie. Mnie wykiwa艂, rozumiesz — mnie. Mniejsza z tym, chodzi o to, 偶e czasami sam przestaj臋 wiedzie膰, co tam w nim siedzi.

— Facet zupe艂nie z zewn膮trz — powiedzia艂 cicho Holtzman — tymczasem...

— W艂a艣nie, wszyscy traktuj膮 go tak, jak gdyby by艂 z tej samej dru偶yny i dlatego stosuj膮 wobec niego te same zagrywki, a on tymczasem reaguje zupe艂nie na opak.

— Rozumiem, 偶e podstawowa kwestia polega na tym, 偶e jest zupe艂nie nieprzewidywalny. Niech to cholera — pokr臋ci艂 g艂ow膮 Bob. — Naprawd臋 nienawidzi tej posady?

— Raczej tak, chocia偶 nie zawsze. Trzeba by艂o go widzie膰, jak mia艂 spotkania na 艢rodkowym Zachodzie. Wtedy poczu艂 bluesa. Wiedzia艂, 偶e ludzie go kochaj膮, sam ich kocha艂, zupe艂nie si臋 wyluzowa艂. „Nieprzewidywalny”? Zale偶y jak na to spojrze膰. Znasz to powiedzenie golfowe, 偶e najtrudniej jest pos艂a膰 prost膮 pi艂k臋? Wszyscy doszukuj膮 si臋 zawijas贸w, a tu nie ma 偶adnych.

— Je艣li tak, to po co te tajemnice? — prychn膮艂 Holtzman.

— Musz臋 stara膰 si臋 chroni膰 go przed mediami. Przecie偶 nawet w twoim przypadku nie wiem, jak ty to przedstawisz; nie mog臋 by膰 pewien, 偶e tylko stwierdzisz fakty, tak jak powiniene艣.

Dziennikarz skrzywi艂 si臋.

— Ka偶dy polityk powinien by膰 taki jak Ryan. Tyle 偶e nie jest.

— Ten jeden jest prawdziwy — upiera艂 si臋 van Damm.

— I ja mam o tym napisa膰, tak? Kto w to uwierzy?

— Mo偶e tutaj jest pies pogrzebany — powiedzia艂 Arnie. — Ca艂e swoje 偶ycie zwi膮za艂em z polityk膮 i my艣la艂em ju偶, 偶e nic mnie nie zaskoczy. A tu figa. Bez przechwa艂ek, wszyscy wiedz膮, 偶e nie jestem pierwszym lepszym nowicjuszem, ale nagle pojawia si臋 facet, kt贸ry powiada, 偶e kr贸l jest nagi, i ma racj臋, a jedyne co wszyscy potrafi膮 zrobi膰, to udawa膰, 偶e nie widz膮 go艂ego ty艂ka. Po prostu system nie jest na to przygotowany.

— I zniszczy ka偶dego, kto b臋dzie usi艂owa艂 przy nim majstrowa膰 — mrukn膮艂 Holtzman, my艣l膮c jednocze艣nie: gdyby bajka Andersena rozegra艂a si臋 w Waszyngtonie, t艂um rozdepta艂by dzieciaka.

— Je艣li dobrze pami臋tam, powiedzia艂e艣, 偶e nie chcesz uczestniczy膰 w egzekucji na niewinnym facecie.

— Tak, ale co...

— A gdyby tak zaj膮膰 si臋 dworem kr贸la?

* * *

Nast臋pny mia艂 by膰 rejs Austrian Airlines numer 774. Czynno艣ci stawa艂y si臋 ju偶 rutynowe; pojemnik nape艂niono czterdzie艣ci minut przed odlotem. Korzystna by艂a blisko艣膰 Ma艂piarni, a tak偶e pora, gdy偶 nad ranem nie by艂 niczym nadzwyczajnym widok os贸b p臋dem usi艂uj膮cych zd膮偶y膰 na samolot i podw艂adni Badrajna bynajmniej nie byli jedynymi sp贸藕nialskimi. „Zup臋” wprowadzano do puszki przez niewidoczny w promieniach rentgenowskich plastikowy zaw贸r. Nad ni膮 w izolowanym pojemniku umieszczano azot. Nie by艂o to wprawdzie konieczne, jednak na wszelki wypadek z zewn膮trz pojemniki spryskiwano 艣rodkiem antyseptycznym i wycierano do czysta. By艂y zimne, ale nie pokryte szronem. P艂ynny azot powoli parowa艂; potem zostanie wypuszczony, 艂膮cz膮c si臋 z powietrzem. Azot stanowi wprawdzie wa偶ny sk艂adnik materia艂贸w wybuchowych, ale sam w sobie jest niegro藕ny, bezbarwny i bezwonny. Nie wchodzi艂 w reakcje z zawarto艣ci膮 pojemnika, b臋dzie go wi臋c odpowiednia ilo艣膰, by we w艂a艣ciwym momencie wyrzuci膰 wirusy na zewn膮trz.

Ci, kt贸rzy pracowali przy nape艂nianiu puszek, za偶膮dali kombinezon贸w ochronnych, kt贸rych nie warto by艂o im odmawia膰, 偶eby nie pracowali nerwowo i w podnieceniu. Trzeba jeszcze przygotowa膰 dwie grupy po pi臋膰. Mo偶na to by艂o zrobi膰 za jednym zamachem, ale w ten spos贸b pojawia艂o si臋 niepotrzebne ryzyko.

* * *

Darjaei przewraca艂 si臋 w 艂贸偶ku tej nocy, tak dla niego wa偶nej. Wprawdzie wraz z up艂ywem lat potrzebowa艂 coraz mniej snu, na og贸艂 nie mia艂 jednak k艂opot贸w z za艣ni臋ciem. Kiedy nie by艂o przeciwnych wiatr贸w, s艂ysza艂 odg艂os startuj膮cych samolot贸w, nie maj膮cy w sobie nic mechanicznego, a raczej przypominaj膮cy naturalny d藕wi臋k: daleki wodospad czy mo偶e trz臋sienie ziemi. Teraz czeka艂 na niego w napi臋ciu, l臋kaj膮c si臋, 偶e jaki艣 kataklizm mo偶e pokrzy偶owa膰 jego plany.

Czy nie posun膮艂 si臋 za daleko? Urodzi艂 si臋 w kraju, gdzie wielu ludzi umiera艂o m艂odo. Z dawnych czas贸w pami臋ta艂 epidemie chor贸b, potem pozna艂 ich przyczyny, g艂贸wnie marn膮 wod臋 i z艂e warunki sanitarne, jako 偶e przez wi臋kszo艣膰 jego 偶ycia Iran, niezale偶nie od wspania艂ej historii, by艂 pa艅stwem biednym i zacofanym. Odmiana nast膮pi艂a dzi臋ki ropie naftowej i wielkim zyskom, kt贸re dawa艂a. Mohammed Reza Pahlavi — Szach-in-szach, Kr贸l Kr贸l贸w — zacz膮艂 odbudowywa膰 kraj, ale jego b艂膮d polega艂 na tym, i偶 pr贸bowa艂 to uczyni膰 zbyt szybko, na dodatek w spos贸b zjednuj膮cy mu coraz wi臋cej przeciwnik贸w. W takich krajach jak Iran, kler stanowi艂 ogromn膮 pot臋g臋, a wyzwalaj膮c ch艂opstwo, szach zagrozi艂 interesom zbyt wielu grup. Zwr贸cili si臋 przeciwko niemu ci, kt贸rzy pe艂nili duchow膮 w艂adz臋 i do kt贸rych wie艣niacy zwracali si臋 z b艂aganiem o pomoc w czasach niejasnych i niepewnych. Nawet w tej sytuacji zamierzenia szacha niemal si臋 powiod艂y, ale „niemal” w 艣wiecie dbaj膮cym jedynie o zwyci臋zc贸w oznacza艂o wyrok.

Co my艣li cz艂owiek w takiej chwili? Podstarza艂y, chory na raka, patrzy艂, jak dzie艂o ca艂ego 偶ycia w ci膮gu kilku tygodni rozpada艂o si臋 w py艂, jego wsp贸艂pracownicy gin臋li z r膮k rozw艣cieczonego t艂umu, a on musia艂 pogodzi膰 si臋 nadto ze zdrad膮 swoich ameryka艅skich sojusznik贸w. Czy my艣la艂 wtedy, 偶e posun膮艂 si臋 za daleko? Tego Darjaei nie wiedzia艂, a chcia艂by wiedzie膰, gdy w ciszy perskiej nocy stara艂 si臋 pochwyci膰 odleg艂y grzmot.

Zbyt szybki marsz jest wielkim b艂臋dem; m艂odzieniec musi si臋 uczy膰 dopiero tej prawdy, kt贸r膮 starzec dobrze zna, z drugiej jednak strony jeszcze wi臋kszym b艂臋dem jest dzia艂anie zbyt wolne i nazbyt niezdecydowane. C贸偶 to musi by膰 za straszliwa zgryzota, kiedy cz艂owiek rzuca si臋 w 艂贸偶ku, a sen nie nadchodzi, gdy偶 odp臋dza go wspomnienie szans przegapionych i utraconych bezpowrotnie!

By膰 mo偶e Reza Pahlavi przyszed艂 mu na my艣l, gdy偶 tak偶e on, Darjaei, czu艂, 偶e kraj powoli zaczyna mu si臋 wymyka膰 z r膮k. Przejawy tego by艂y ma艂o widoczne i rozproszone, ale potrafi艂 je dostrzec. Malutkie zmiany w strojach, przede wszystkim kobiet. Nie gwa艂towne, nie wyzywaj膮ce, tak by nie sprowokowa膰 gniewnej reakcji ze strony prawowiernych muzu艂man贸w, kt贸rych czujno艣膰 tak偶e powoli s艂ab艂a, a w efekcie pojawia艂y si臋 rozleg艂e szare strefy, gdzie w miar臋 bezpiecznie buntownicy mogli pr贸bowa膰, jak daleko wolno si臋 posun膮膰. Oczywi艣cie, ludzie dalej wyznawali islam, oczywi艣cie, nadal wierzyli, ale 艢wi臋ty Koran nie by艂 a偶 tak precyzyjny, by wszystko przewidzie膰, a nar贸d si臋 bogaci艂 i chcia艂 z tego korzysta膰. A bogaci膰 si臋 musia艂, jak bowiem inaczej mia艂by pe艂ni膰 rol臋 rycerza wiary? Najlepsi i najbardziej uzdolnieni z m艂odzie艅c贸w ira艅skich wyje偶d偶ali za granic臋, gdy偶 w kraju nie by艂o takich uczelni, jakimi szczyci艂 si臋 Zach贸d, i chocia偶 najcz臋艣ciej powracali, nabywszy wiedzy i umiej臋tno艣ci, to jednak przywozili tak偶e ze sob膮 inne niewidoczne nabytki: w膮tpliwo艣ci, pytania, wspomnienia przyjemno艣ci, kt贸re by艂y tam tak 艂atwo dost臋pne, chocia偶 s艂u偶膮 tylko ludzkiej s艂abo艣ci, a od tej nikt nie jest wolny. To, co rozpocz膮艂 Chomeini, a co on chcia艂 doko艅czy膰, musia艂o sko艅czy膰 si臋 inaczej ni偶 w przypadku szacha. Odwr贸ciwszy si臋 od Pahlaviego, ludzie wr贸cili do islamu, Darjaei za艣 chcia艂, by jego kraj odzyska艂 dawn膮 pot臋g臋 bez schodzenia z drogi wiary. Chcia艂 udowodni膰 swoim rodakom, 偶e mo偶na mie膰 wszystko, co oferuje cywilizacja, zarazem jednak nie wyrzeka膰 si臋 wielkiej duchowej spu艣cizny. Aby to jednak uzyska膰, musia艂 naocznie pokaza膰, 偶e ma racj臋 i 偶e tylko bezkompromisowa wiara jest gwarancj膮 prawdziwej mocy.

艢mier膰 przyw贸dcy Iraku, nieszcz臋艣cie, kt贸re spotka艂o Ameryk臋 — czy偶 to nie by艂y znaki? Studiowa艂 je starannie. Oto po dziesi臋cioleciach wa艣ni, Iran i Irak 艂膮czy艂y si臋, a w tym samym czasie Ameryk膮 targn膮艂 spazm kryzysu. Darjaei nie polega艂 jedynie na s艂owach Badrajna. Mia艂 tak偶e innych ekspert贸w, kt贸rzy t艂umaczyli mu, na czym polega 偶ycie w USA. Przez kr贸tk膮, jednak bardzo wa偶n膮 chwil臋 widzia艂 Ryana, wpatrywa艂 si臋 w jego oczy, s艂ysza艂 s艂owa butne, ale puste, a dzi臋ki temu m贸g艂 oceni膰 osob臋, kt贸ra by膰 mo偶e sta艂a si臋 g艂贸wnym przeciwnikiem. Wiedzia艂, 偶e Ryan nie m贸g艂, bez z艂amania prawa, wyznaczy膰 swego zast臋pcy, wi臋c dlatego to by艂 jedyny moment w艂a艣ciwy do dzia艂ania, a je艣li b臋dzie si臋 waha艂, bardzo prawdopodobne, 偶e spotka go los szacha.

O, nie, za nic nie dopu艣ci do tego, 偶eby mia艂 przej艣膰 do historii jako drugi Reza Pahlavi. Zanim nadejdzie 艣mier膰, b臋dzie przyw贸dc膮 wszystkich muzu艂man贸w. Jeszcze miesi膮c, a b臋dzie w艂ada艂 ca艂膮 rop膮 Zatoki Perskiej i dzier偶y艂 klucze do Mekki, a zatem uzyska dost臋p do materialnych bogactw i do ludzkich dusz. Potem w艂adz臋 sw膮 b臋dzie m贸g艂 rozci膮gn膮膰, dok膮d zechce. Wystarczy kilka lat, aby stworzone przez niego pa艅stwo sta艂o si臋 supermocarstwem we wszystkich dziedzinach, a on nast臋pcy swemu pozostawi dziedzictwo, jakiego 艣wiat nie widzia艂 od czas贸w Aleksandra, r贸偶ni膮ce si臋 jednak od tamtego imperium tym, 偶e jego fundamentem b臋dzie S艂owo Bo偶e. Aby zrealizowa膰 ten cel, aby zjednoczy膰 islam i spe艂ni膰 w ten spos贸b wol臋 Allacha i Proroka Mahometa, nie mo偶e si臋 cofa膰 przed tym, co konieczne, a je艣li potrzeba dyktuje szybkie uderzenie, cios musi by膰 jak grom. Wszystko nie by艂o zreszt膮 zbyt skomplikowane. Ledwie trzy kroki, z kt贸rych ostatni i najtrudniejszy ju偶 by艂 przes膮dzony, niezale偶nie od powodzenia plan贸w Badrajna.

Czy dzia艂a艂 za szybko? Nie. Dzia艂a艂 zdecydowanie i odwa偶nie. Tak to oceni historia.

* * *

— Latanie w nocy to taka wielka sztuka? — zdziwi艂 si臋 Jack.

— Dla nich z pewno艣ci膮 — odpar艂 Robby. Lubi艂 te wieczorne posiedzenia w Gabinecie Owalnym, z drinkiem w r臋ku. — Zawsze bardziej oszcz臋dzali na sprz臋cie ni偶 na ludziach. Helikoptery — w tym przypadku francuskie, kt贸rych ma troch臋 nasza Stra偶 Przybrze偶na — kosztuj膮 sporo i bardzo rzadko widzieli艣my, 偶eby u偶ywali ich do nocnych operacji. W tych manewrach 膰wicz膮 ataki na okr臋ty podwodne, wi臋c mo偶e przymierzaj膮 si臋 do jakiej艣 akcji na holenderskie okr臋ty klasy Zeeleeuw, kt贸re Republika Chi艅ska kupi艂a w zesz艂ym roku. Ponadto sporo jest akcji kombinowanych, w kt贸rych uczestnicz膮 naraz jednostki morskie i powietrzne.

— Wnioski?

— Szykuj膮 si臋 do czego艣, panie prezydencie. — Admira艂 roz艂o偶y艂 r臋ce. — K艂opot tylko...

— Robby — Ryan spojrza艂 nad okularami do czytania, kt贸re ostatnio przepisa艂a mu Cathy — je艣li wtedy, gdy jeste艣my sami, nie b臋dziesz si臋 zwraca艂 do mnie po imieniu, wydam bezzw艂ocznie dekret w tej sprawie.

— Nie jeste艣my sami — sprostowa艂 admira艂 Jackson i lekkim ruchem g艂owy wskaza艂 Price.

— Ach, Andrea, ale przecie偶 ona si臋 nie liczy...

Ryan nagle urwa艂 i zaczerwieni艂 si臋.

— Tak, tak, panie admirale, niech pan to dobrze zapami臋ta — powiedzia艂a agentka, z trudem t艂umi膮c 艣miech. — Potrzeba by艂o dobrych kilku tygodni, 偶ebym to nareszcie us艂ysza艂a.

Jack wpatrywa艂 si臋 w blat i kr臋ci艂 g艂ow膮.

— Tu po prostu nie da si臋 偶y膰. Najlepsi przyjaciele zwracaj膮 si臋 do mnie na „pan”, a ja robi臋 si臋 grubia艅ski wobec kobiet.

— Jack — powiedzia艂 Robby, starannie akcentuj膮c pierwsze s艂owo — jeste艣 moim naczelnym dow贸dc膮. A ja co: prosty marynarz.

Wszystko po kolei, pomy艣la艂 Ryan, a g艂o艣no rzuci艂:

— Agentko Price?

— S艂ucham, panie prezydencie?

— Prosz臋 nape艂ni膰 sobie szklaneczk臋 i usi膮艣膰.

— Sir, jestem na s艂u偶bie, a przepisy...

— Wi臋c prosz臋 sobie zrobi膰 s艂abego drinka, ale tak czy owak jest to rozkaz prezydenta Stan贸w Zjednoczonych. Wykona膰!

Chwil臋 si臋 waha艂a, ale rozkaz by艂 rozkazem. Nala艂a sobie whisky na dwa palce, dodaj膮c sporo lodu i wody, a potem usiad艂a obok J-3. 呕ona Jacksona, Sissy, by艂a na g贸rze z rodzin膮 Ryana.

— Chcia艂em spraw臋 postawi膰 jasno. Prezydent musi si臋 odpr臋偶y膰, a nie mo偶e tego osi膮gn膮膰 wtedy, kiedy damy stoj膮, a przyjaciele odmawiaj膮 zwracania si臋 do niego po imieniu. Czy to jasne?

— Aye, aye, sir — powiedzia艂 Robby i z komicznym po艣piechem dorzuci艂: — Jack, teraz wszyscy jeste艣my odpr臋偶eni i czujemy si臋 wy艣mienicie. — Zerkn膮艂 na Price. — W razie gdybym zachowywa艂 si臋 niew艂a艣ciwie, ma mnie pani zastrzeli膰, prawda?

— W 艣rodek g艂owy.

— Co do mnie, wol臋 rakiety powietrze-powietrze. Pewniejsze.

— Z tego co s艂ysza艂am, by艂 taki wiecz贸r, kiedy ca艂kiem dobrze dawa艂 pan sobie rad臋 z karabinem. Tak w ka偶dym razie utrzymywa艂 prezydent. A mo偶e to by艂 pistolet maszynowy. Nawiasem m贸wi膮c, dzi臋kuj臋.

— H臋?

— 呕e mu pan uratowa艂 偶ycie. Lubimy opiekowa膰 si臋 Szefem, nawet je艣li za bardzo brata si臋 z wynaj臋tymi ochroniarzami.

Jack nala艂 sobie. Czu艂, 偶e po raz pierwszy zapanowa艂a w tym pokoju atmosfera na tyle swobodna, 偶e tych dwoje pozwala艂o sobie na 偶arty z niego: 偶arty z dobrego znajomego, a nie prezydenta.

— Tak mi si臋 podoba o wiele bardziej. — Spojrza艂 na przyjaciela. — S艂uchaj, Robby, ta panna naogl膮da艂a si臋 i nas艂ucha艂a mo偶e nawet wi臋cej od nas, ma sko艅czone studia, dobrze pouk艂adane w g艂owie, a ja musz臋 j膮 traktowa膰 jak... zaraz, jak to b臋dzie.... Gorylic臋?

— Co ja mam na to powiedzie膰? Pilot my艣liwca z rozpieprzonym kolanem?

— Mo偶e by艣 si臋 raz jasno zdeklarowa艂: kiepski marynarz czy kiepski lotnik. M贸wi膮c szczerze, mam podobne problemy, nie bardzo wiem, kim mam by膰. Andrea?

— Tak, panie prezydencie?

Wiedzia艂, 偶e Price nigdy nie potrafi si臋 zmusi膰, 偶eby m贸wi膰 mu po imieniu.

— Co my艣lisz o Chinach?

— Niezbyt si臋 na tym znam, ale skoro pan pyta, to odpowiem, 偶e istnieje zbyt wiele mo偶liwych odpowiedzi.

— To wystarczaj膮co profesjonalna opinia — mrukn膮艂 Robby. — Nikt z ca艂ej stajni ludzi prezydenta nie powiedzia艂by wi臋cej. Kierujemy tam nasze okr臋ty podwodne — zwr贸ci艂 si臋 do Ryana. — Mancuso chce jeszcze dok艂adniej wytyczy膰 graniczn膮 lini臋 p贸艂noc-po艂udnie mi臋dzy obu flotami. Popieram go, a sekretarz tak偶e si臋 zgodzi艂.

— Jak sobie daje rad臋 Bretano?

— Wie, czego nie wie, a to naprawd臋 wa偶ne, Jack. Uwa偶nie s艂ucha wyja艣nie艅 operacyjnych, stawia dobre pytania, szybko wszystko chwyta. W przysz艂ym tygodniu chce ruszy膰 w teren, zobaczy膰, jak to wszystko wygl膮da nie tylko na papierze. 艢wietny organizator, ale trzeba powiedzie膰, zamachn膮艂 si臋 wielk膮 miot艂膮. Widzia艂em jego plan ograniczenia biurokracji.

Przy ostatnich s艂owach Jackson przewr贸ci艂 oczyma.

— Co艣 ci si臋 nie podoba? — spyta艂 Ryan.

— Nie m贸w tak, bo jeszcze panna Price gotowa uwierzy膰. To wszystko jest i tak o pi臋膰dziesi膮t lat sp贸藕nione. Widzi pani — ci膮gn膮艂, zwracaj膮c si臋 do Andrei — ja lubi臋 zat艂uszczony kombinezon przeciwprzeci膮偶eniowy, zapach paliwa lotniczego i l膮dowanie w nocy na lotniskowcu. Ale wszyscy do mnie podobni s膮 obstawieni przez zgraj臋 urz臋dnik贸w, kt贸rzy siedz膮 wprawdzie za biurkami, ale przeszkadzaj膮, jak psy chwytaj膮ce za 艂ydki. Bretano jest bardzo podobny, lubi in偶ynier贸w i konstruktor贸w, po艣r贸d kt贸rych si臋 obraca, a tak偶e i jemu dojedli do 偶ywego biurokraci i kontrolerzy.

— Co z Chinami? — przypomnia艂 Jack.

— Przeprowadzamy rutynowe loty wywiadowcze, kt贸re maj膮 te偶 funkcj臋 szkoleniow膮. Nie wiemy, jakie s膮 zamiary ChRL, CIA te偶 niewiele potrafi powiedzie膰. Z kolei Departament Stanu powiada, 偶e ich rz膮d si臋 dziwi o co tyle krzyku. Bo rzeczywi艣cie. Tajwan ma dostatecznie siln膮 flot臋, 偶eby sam sobie poradzi艂, chyba 偶eby zostali zaatakowani znienacka, ale to niemo偶liwe, bo odpowiedzieli w艂asnymi 膰wiczeniami, wi臋c szeroko otwieraj膮 oczy i nadstawiaj膮 uszu. W sumie mn贸stwo ha艂asu, w kt贸rym nie mog臋 si臋 po艂apa膰.

— Zatoka Perska?

— Nasi ludzie w Izraelu donosz膮, 偶e wszystkiemu dok艂adnie si臋 przypatruj膮, ale zdaje si臋, 偶e brakuje im dobrych 藕r贸de艂 od chwili, gdy ci genera艂owie zostali odstawieni do Sudanu. Dosta艂em faks od Seana Magrudera...

— Kto to taki? — przerwa艂 Ryan.

— Pu艂kownik, dow贸dca 10. pu艂ku kawalerii pancernej na pustyni Negew. To facet, kt贸ry ma bardzo cz臋sto co艣 ciekawego do powiedzenia. „Najgro藕niejszy facet na 艣wiecie” wyrazi艂 si臋 o Darjaeim nasz dobry znajomy Avi ben Jakob. Magruder uzna艂 te s艂owa za wystarczaj膮co wa偶ne, by nam je przekaza膰.

— I?

— Nie wolno nam spu艣ci膰 oka z tego regionu. Darjaei ma imperialne zamiary, chocia偶 pewnie troch臋 potrwa, zanim zacznie je realizowa膰. Saudyjczycy 藕le to rozgrywaj膮. Powinni艣my tam wys艂a膰 jakie艣 nasze oddzia艂y, niekoniecznie du偶e, ale 偶eby podkre艣li膰, 偶e czuwamy.

— Sugerowa艂em to Alemu, ale rada kr贸lewska nie chce zaognia膰 sytuacji.

— B艂膮d — lakonicznie skwitowa艂 informacj臋 Jackson.

— Ja te偶 tak s膮dz臋. B臋dziemy nad tym pracowa膰.

— Jak wygl膮da armia saudyjska? — zainteresowa艂a si臋 Price.

— Nie tak dobrze jak powinna. Po wojnie w Zatoce sta艂o si臋 modne wst臋powanie do wojska, a sprz臋t zacz臋li kupowa膰 tak, jak by to chodzi艂o o par臋 Mercedes贸w od hurtownika. Przez jaki艣 czas bawi艂a ich ta zabawa w 偶o艂nierk臋, ale potem okaza艂o si臋, 偶e czo艂gi trzeba konserwowa膰 i remontowa膰. Wtedy zatrudnili ludzi, kt贸rzy mieli si臋 tym zajmowa膰, troch臋 jak giermkowie u 艣redniowiecznych rycerzy. Kiepsko te偶 jest ze szkoleniem. To znaczy, sporo rozje偶d偶aj膮 si臋 czo艂gami i strzelaj膮 — M-1 nie藕le si臋 do tego nadaje — ale nie 膰wicz膮 w grupach, wi臋kszych formacjach. Znowu przypominaj膮 si臋 rycerze, pojedynki na kopie, na miecze, wsp贸艂czesna wojna wygl膮da jednak inaczej. Teraz wsp贸lnie musz膮 dzia艂a膰 wielkie zespo艂y. M贸wi膮c kr贸tko, nie s膮 tak dobrzy, jak im si臋 wydaje. Je艣li ZRI pozbiera wszystkie si艂y i ruszy na po艂udnie, b臋dzie mia艂a zdecydowan膮 przewag臋, zar贸wno w ludziach, jak i w sile ognia.

— Jak sobie z tym poradzimy?

Ryan by艂 wyra藕nie zaniepokojony.

— Na pocz膮tek dobrze by艂o by, 偶eby jaka艣 cz臋艣膰 naszych 偶o艂nierzy polecia艂a tam, a oni, 偶eby przys艂ali tutaj swoich, kt贸rzy poznaliby troch臋 twardej walki w Narodowym O艣rodku Szkoleniowym. Rozmawia艂em ju偶 o tym z Mary...

— Mary? — nie wytrzyma艂a zdumiona Andrea.

— Genera艂 Marion Diggs, w West Point dosta艂 przezwisko „Mary” — wyja艣ni艂 Robby. — By艂oby naprawd臋 nie藕le, gdyby zjawi艂 si臋 tutaj pancerny batalion saudyjski, a nasz oddzia艂 instruktor贸w przez kilka tygodni poprzewraca艂 ich troch臋 w piachu. Mo偶e co艣 by im to powiedzia艂o. Tak si臋 uczyli艣my my, tak si臋 uczyli Izraelczycy, tak samo b臋d膮 si臋 uczy膰 Saudyjczycy — lepiej na poligonie ni偶 na polu bitwy. Diggs 艣wietnie si臋 do tego nadaje. Dwa, trzy lata, mo偶e nawet mniej, gdyby odpowiedni poligon stworzy膰 na miejscu, a mieliby armi臋 na ca艂kiem niez艂ym poziomie.

Ryan skrzywi艂 si臋.

— Izraelczycy zaczn膮 kr臋ci膰 nosami, a z kolei dw贸r z przyczyn wewn臋trznych l臋ka si臋 zbyt silnej armii.

— To opowiedz im historyjk臋 o trzech ma艂ych 艣winkach. Mo偶e nie bardzo ona pasuje do ich kultury, ale przestroga jest chyba jasna: wielki, z艂y wilk zjawi艂 si臋 pod ich drzwiami, wi臋c powinni uwa偶a膰.

— W porz膮dku, Robby. Powiem Adlerowi i Vasco, 偶eby si臋 tym zaj臋li.

Ryan zerkn膮艂 na zegarek. Kolejny pi臋tnastogodzinny dzie艅 pracy. Nie藕le by艂oby wypi膰 jeszcze jednego drinka, ale liczy膰 m贸g艂 co najwy偶ej na sze艣膰 godzin snu, a nie chcia艂 wstawa膰 z przesadnym kacem. Wychyli艂 wi臋c do ko艅ca szklaneczk臋 i wsta艂.

— Miecznik w drodze do rezydencji — zameldowa艂a Andrea do mikrofonu.

Minut臋 p贸藕niej byli w windzie. Jeszcze zanim drzwi si臋 otworzy艂y, Jack zacz膮艂 艣ci膮ga膰 marynark臋; bywa艂y chwile, kiedy jej nienawidzi艂.

— Taki ju偶 jest — mrukn膮艂 Robby pod adresem agentki.

— Mhm — mrukn臋艂a Andrea, kt贸ra ka偶dego dnia dowiadywa艂a si臋 coraz wi臋cej o Mieczniku.

— Niech pani dobrze go pilnuje, agentko Price — powiedzia艂 Jackson. — Prezydentura kiedy艣 si臋 sko艅czy, a ja chcia艂bym wtedy nadal mie膰 przyjaciela.

Sprzyjaj膮ce wiatry sprawi艂y, 偶e to samolot Lufthansy dotar艂 jako pierwszy na miejsce przeznaczenia, kt贸rym by艂 Frankfurt nad Menem. Dworzec lotniczy sprawia艂 wra偶enie odwr贸conego lejka; w膮sk膮 cz臋艣膰 stanowi艂 r臋kaw prowadz膮cy z samolotu, a szerok膮 — du偶a sala, w kt贸rej odszukali odpowiedniego przej艣cia. Na razie mieli jednak troch臋 czasu — od jednej do trzech godzin — o baga偶 za艣 nie musieli si臋 troszczy膰: zostanie bez ich udzia艂u dostarczony z jednego samolotu do drugiego. Nie musieli si臋 te偶 k艂opota膰 o kontrol臋 celn膮, skoro nie zamierzali opuszcza膰 budynku lotniska. Starannie unikali patrzenia sobie w oczy, nawet wtedy, kiedy, zupe艂nie przypadkowo, trzech z nich znalaz艂o si臋 jednocze艣nie w kawiarni, przy czym wszyscy zam贸wili kaw臋 bezkofeinow膮. Dw贸ch uda艂o si臋 do toalety z naturalnych przyczyn; potem obaj zerkn臋li w lustro. Przed wyjazdem ogolili si臋 wprawdzie, szczeg贸lnie jednak ten o ciemniejszym zaro艣cie przez chwil臋 w zamy艣leniu g艂adzi艂 si臋 po twarzy. A gdyby tak...? „O nie, tylko nie to”, pomy艣la艂, u艣miechaj膮c si臋 do swego odbicia. Z torb膮 na ramieniu pomaszerowa艂 do poczekalni pierwszej klasy; nied艂ugo zacznie si臋 odprawa pasa偶er贸w, kt贸rzy lecieli do Dallas.

* * *

— Jak min膮艂 dzie艅? — spyta艂 Jack. Andrea i Robby po偶egnali si臋 ju偶 i tylko na zewn膮trz pozostali agenci ochrony.

— M臋cz膮co. Jutro i pojutrze obch贸d z Berniem.

Cathy, wyczerpana podobnie jak m膮偶, by艂a ju偶 w szlafroku.

— Co艣 nowego?

— Nie u mnie. Zjad艂am obiad z Pierre'em Alexandrem. Nowy profesor u Ralpha Fostera, przedtem by艂 w Armii, bardzo b艂yskotliwy.

— Zajmuje si臋 chorobami zaka藕nymi? — jak przez mg艂臋 przypomnia艂 sobie Jack. — AIDS i te rzeczy?

— Tak.

Ryan bez s艂owa otrz膮sn膮艂 si臋 ze wstr臋tem.

— M贸wi艂, 偶e niedawno odnotowano dwa przypadki wirusa ebola w Zairze, a par臋 dni temu znowu dwa w Sudanie. No ale to tylko pojedyncze przypadki, 偶adna epidemia.

— Zdaje si臋, 偶e to okropna choroba, prawda? — spyta艂 Jack i wy艂膮czy艂 艣wiat艂o.

— Osiem wypadk贸w na dziesi臋膰 ko艅czy si臋 艣mierci膮. — Cathy poprawi艂a ko艂dr臋 i przysun臋艂a si臋 do m臋偶a. — Do艣膰 ju偶 o tym. Sissy ma za dwa tygodnie koncert w Kennedy Center. Pi膮ta Beethovena, prowadzi Fritz Bayerlein. My艣lisz, 偶e uda艂oby si臋 dosta膰 bilety?

Pomimo ciemno艣ci Jack by艂 pewien, 偶e 偶ona si臋 u艣miecha.

— Wydaje mi si臋, 偶e znam dyrektora. Zobacz臋, co si臋 da zrobi膰.

Kolejny dzie艅 dobieg艂 ko艅ca.

* * *

— Do zobaczenia rano, Jeff — powiedzia艂a Andrea i skr臋ci艂a w prawo do swego samochodu. Raman poszed艂 w przeciwnym kierunku.

M臋cz膮ca rutyna codziennych zaj臋膰, godziny bezczynnego obserwowania i wyczekiwania, a z drugiej strony — nieustanna gotowo艣膰. Nie powinien si臋 uskar偶a膰; taka praca — i ju偶. Zatrzyma艂 si臋 przed bram膮, poczeka艂, a偶 wartownik j膮 otworzy, a potem pojecha艂 na p贸艂nocny zach贸d. Puste ulice pozwala艂y na szybk膮 jazd臋. Po drodze czu艂, jak coraz bardziej ogarnia go senno艣膰.

Otworzy艂 drzwi, wy艂膮czy艂 system alarmowy i podni贸s艂 z pod艂ogi listy. Jeden rachunek, reszta zach臋ca艂a do nies艂ychanie korzystnego kupna rzeczy, kt贸re by艂y mu zupe艂nie niepotrzebne. Powiesi艂 p艂aszcz na wieszaku, zdj膮艂 uprz膮偶 z kabur膮. Automatyczna sekretarka mruga艂a 艣wiate艂kiem. Kto艣 zostawi艂 wiadomo艣膰.

— Panie Sloan — odezwa艂 si臋 z magnetofonu g艂os, kt贸ry natychmiast rozpozna艂, chocia偶 s艂ysza艂 go przedtem tylko raz. — Tutaj Alahad. Zam贸wiony przez pana dywan jest got贸w do odbioru.

37
Dostawa

Ameryka jeszcze spa艂a, kiedy oni wsiadali do samolot贸w w Amsterdamie, Londynie, Wiedniu i Pary偶u. Tym razem lecieli oddzielnie, nie istnia艂o wi臋c ryzyko, 偶e ten sam celnik zacznie 偶ywi膰 jakie艣 podejrzenia, napotkawszy dwa dziwnie ch艂odne pojemniki z piank膮 do golenia tej samej firmy. Jedyne prawdziwe niebezpiecze艅stwo wi膮za艂o si臋 z tym, 偶e grupami opuszczali Teheran, dobrze jednak wiedzieli, i偶 maj膮 zachowywa膰 si臋 tak, jak gdyby si臋 zupe艂nie nie znali. Podr贸偶uj膮c oddzielnie, nie powinni przyci膮gn膮膰 niczyjej uwagi w mi臋dzynarodowym t艂umie podr贸偶nych.

Pierwszy wyruszy艂 za ocean ten z pasa偶er贸w, kt贸ry w porcie lotniczym Shiphol pod Amsterdamem wsiada艂 do samolotu Boeing 747 Singapore Airlines. Rejs SQ 26 rozpocz膮艂 si臋 zgodnie z rozk艂adem o 8.30, a znalaz艂szy si臋 w powietrzu, maszyna skierowa艂a si臋 na p贸艂nocny zach贸d, aby wielkim 艂ukiem pod膮偶y膰 w kierunku po艂udniowego cypla Grenlandii. Lot mia艂 trwa膰 prawie osiem godzin. Podr贸偶ny zaj膮艂 miejsce w przedziale pierwszej klasy i opu艣ci艂 oparcie fotela. W kolejnym punkcie docelowym nie by艂o jeszcze godziny trzeciej, on za艣, podobnie jak inni pasa偶erowie pierwszej klasy, wola艂 sen od filmu. Szybko przypomnia艂 sobie nast臋pne etapy wyprawy; nawet gdyby zapomnia艂, informacje, co czyni膰 dalej, zawarte by艂y w bilecie. Po chwili zapad艂 w spokojn膮 drzemk臋.

Tymczasem kolejno wzbija艂y si臋 w powietrze samoloty, kt贸re bra艂y kurs na Boston, Filadelfi臋, Waszyngton, Atlant臋, Orlando, Dallas, Chicago, San Francisco, Miami i Los Angeles. W ka偶dym z tych wielkich ameryka艅skich miast odbywa艂y si臋 w艂a艣nie jakie艣 znacz膮ce targi. W dziesi臋ciu innych, Baltimore, Pittsburghu, St. Louis, Nashville, Atlantic City, Las Vegas, Seattle, Phoenix, Houston i Nowym Orleanie mia艂y miejsce imprezy mniejsze wprawdzie, ale tak偶e mog膮ce liczy膰 na znaczne zainteresowanie.

Na chwil臋 przed za艣ni臋ciem pasa偶er rejsu SQ 26 pomy艣la艂 o tym w艂a艣nie i upewni艂 si臋, 偶e noga nie dotyka umieszczonej pod fotelem torby podr贸偶nej, w kt贸rej znajdowa艂 si臋 mi臋dzy innymi zestaw do golenia.

* * *

By艂o po艂udnie, a oni w okolicach Teheranu 膰wiczyli strzelanie. Gwiazdor wiedzia艂, 偶e bardziej chodzi o odpr臋偶enie i rozrywk臋 ni偶 o rzeczywist膮 potrzeb臋, jego podopieczni bowiem d艂ugo uczyli si臋 tej umiej臋tno艣ci w dolinie Bekaa, na tyle gruntownie zapoznawszy si臋 z r贸偶nymi rodzajami broni, 偶e tak偶e ta, kt贸r膮 dostan膮 w USA, nie b臋dzie dla nich 偶adnym zaskoczeniem. Byli zaprawieni nie tylko w strzelaniu do celu: ka偶dy z nich potrafi艂 prowadzi膰 r贸偶ne typy pojazd贸w, nie straszna im by艂a walka wr臋cz. Ka偶dego dnia kilka godzin przeznaczali na studiowanie plan贸w i modeli. Zjawi膮 si臋 na miejscu po po艂udniu, w porze, gdy rodzice w drodze do domu odbierali pociechy, agenci za艣 ochrony powinni by膰 znu偶eni po ca艂odziennym czuwaniu nad dzieciakami zaj臋tymi dziecinnymi sprawami. Gwiazdor otrzyma艂 opis kilkunastu samochod贸w, kt贸re regularnie pojawia艂y si臋 pod przedszkolem; kilka z nich nale偶a艂o do bardzo popularnych typ贸w, oferowanych przez wi臋kszo艣膰 wypo偶yczalni. Musieli pokona膰 przeciwnika wytrenowanego i do艣wiadczonego, ale przecie偶 偶adnych nadludzi. Co wi臋cej, w ich gronie znalaz艂y si臋 kobiety, kt贸rych Gwiazdor, przy ca艂ej jego znajomo艣ci Zachodu, nie potrafi艂 traktowa膰 jako powa偶nych przeciwnik贸w w jakiejkolwiek walce. Najwi臋ksza przewaga taktyczna grupy atakuj膮cej polega艂a na tym, 偶e gotowa ona by艂a u偶y膰 broni w ka偶dej sytuacji, podczas gdy ochroniarze b臋d膮 sparali偶owani obecno艣ci膮 dzieci, wychowawczy艅 i rodzic贸w. Pierwszy etap nie nastr臋cza艂 wi臋c 偶adnych trudno艣ci, gorzej by艂o z drugim — ucieczk膮, gdyby do niej mia艂o doj艣膰. G艂o艣no nie poddawa艂 tego w w膮tpliwo艣膰, musia艂 wi臋c wszystkich zapozna膰 z planami odwrotu.

Gdyby nie marzyli o m臋cze艅skiej 艣mierci w nie wypowiedzianej 艣wi臋tej wojnie, nie zg艂osiliby si臋 przecie偶 do Hezbollahu. Ci za艣, kt贸rzy zgin膮 wraz z nimi, mieli by膰 cz臋艣ci膮 ofiarnego aktu. To jednak stanowi艂o dla Gwiazdora tylko zewn臋trzne opakowanie, gdy偶 we wszystkim tym wcale nie chodzi艂o o religi臋. Niekt贸rzy ze 艣wi膮tobliwych kap艂an贸w pot臋piali ich dzia艂ania, ale byli te偶 inni, kt贸rzy z przekonaniem g艂osili, 偶e objawione S艂owo usprawiedliwia i uzasadnia terror. Kt贸偶 zatem ma rozs膮dzi膰, co Allach s膮dzi o ich czynach, skoro uczeni w pi艣mie mieli przeciwstawne w tej mierze opinie? Gwiazdor nie czu艂 si臋 w 偶adnym stopniu do tego uprawniony, a zreszt膮 nie widzia艂 te偶 takiej potrzeby. Dla niego by艂o to kolejne wyzwanie zawodowe, nast臋pne zadanie do rozwi膮zania, najpierw na modelach, a potem w praktyce. Niewykluczone, 偶e by艂 to krok ku realizacji jakiego艣 wielkiego celu, kt贸ry dla niego oznacza艂by 偶ycie w komforcie i mo偶e nawet jak膮艣 w艂adz臋, ale nadmiernie nie zaprz膮ta艂 tym sobie my艣li. Kiedy艣, wyobra偶a艂 sobie, 偶e zdecydowane akcje mog膮 najpierw powali膰 Izrael na kolana, a potem w og贸le zetrze膰 go z powierzchni ziemi, ale m艂odzie艅cze sny dawno min臋艂y. Oduczy艂 si臋 wybiegania w zbyt odleg艂膮 przysz艂o艣膰: liczy艂o si臋 tylko kilka najbli偶szych krok贸w. Cel? Idee? Dla niego by艂y to ju偶 tylko puste s艂owa, chocia偶 inaczej sprawa mia艂a si臋 zapewne z jego podw艂adnymi, z tak膮 zajad艂o艣ci膮 strzelaj膮cymi do nieruchomych sylwetek.

* * *

Dla inspektora Patricka O'Daya dzie艅 rozpocz膮艂 si臋 o 5.30. Zerwa艂 si臋 na d藕wi臋k budzika, natychmiast pomaszerowa艂 do 艂azienki, zerkn膮艂 na odchodne w lustro i poszed艂 do kuchni na porann膮 kaw臋. By艂o cicho, normalni ludzie spokojnie spali. 呕adnych samochod贸w na ulicach, nawet ptaki drzema艂y jeszcze na drzewach. Wszed艂 na ganek, 偶eby wyj膮膰 gazety ze skrzynki, i zatrzyma艂 si臋 na chwil臋, my艣l膮c, dlaczego 艣wiat nie mo偶e by膰 zawsze tak cichy i spokojny. Na wschodzie wida膰 ju偶 by艂o 艂un臋 艣witu, chocia偶 najbardziej niez艂omne gwiazdy 艣wieci艂y jeszcze na niebie. Czy偶by tylko on zosta艂 pokarany obowi膮zkiem wstawania o tak wczesnej porze?

Dziesi臋膰 minut zabra艂o mu przejrzenie „Postu” i „Suna”, przy czym najwi臋cej uwagi po艣wi臋ci艂 dzia艂om kryminalnym. Jako inspektor do specjalnych porucze艅 dyrektora FBI nigdy nie wiedzia艂, kiedy rozkaz mo偶e go skierowa膰 poza miasto czy nawet na drugi koniec kraju, co wi膮za艂o si臋 z tak cz臋stym wynajmowaniem opiekunki do c贸rki, 偶e powa偶nie zaczyna艂 my艣le膰 o tym, by zatrudni膰 kogo艣 na sta艂e. M贸g艂 sobie na to pozwoli膰. Odszkodowanie, jakie otrzyma艂 z towarzystwa ubezpieczeniowego po 艣mierci 偶ony w katastrofie samolotowej, zapewni艂o mu finansow膮 niezale偶no艣膰, chocia偶 wola艂by jej nie mie膰, byle tylko mo偶na by艂o odwr贸ci膰 bieg wypadk贸w. Waha艂 si臋 przez chwil臋, czy nie jest to paso偶ytowanie na 艣mierci 偶ony, ale w ko艅cu odegna艂 skrupu艂y. Teraz pe艂en by艂 w膮tpliwo艣ci. Opiekunka oznacza艂a tak potrzebn膮 pomoc, zarazem jednak nie m贸g艂 si臋 pogodzi膰 z my艣l膮, 偶e Megan zacznie o jakiej艣 kobiecie my艣le膰 jako o swej matce. Nie, O'Day robi艂, co m贸g艂, aby zast膮pi膰 c贸rce oboje rodzic贸w, i by nie czu艂a braku czu艂ej opieki. Pytana przez r贸wie艣nik贸w, odpowiada艂a, 偶e mama posz艂a do nieba, ale przecie偶 zosta艂 tatu艣. Ojciec i c贸rka byli sobie tak bliscy, 偶e czasami, na co dzie艅 stykaj膮cy si臋 z tward膮 stron膮 偶ycia inspektor, bywa艂 bliski 艂ez wzruszenia. Dzieci臋ca mi艂o艣膰 nie zna 偶adnych ogranicze艅, co dopiero, gdy jest si臋 jej jedynym obiektem. O'Day dzi臋kowa艂 niekiedy losowi, 偶e od dobrych paru lat nie trafi艂a mu si臋 偶adna sprawa zwi膮zana z kidnapingiem. Gdyby si臋 trafi艂a... fili偶anka w r臋ku inspektora nagle zadr偶a艂a, a palce zaci艣ni臋te na uszku zbiela艂y. Jako m艂ody agent prowadzi艂 sze艣膰 takich spraw, kt贸re teraz — szczeg贸lnie jako porwania dla pieni臋dzy — sta艂y si臋 rzadsze, przest臋pcy bowiem zorientowali si臋, 偶e jest to gra nie warta 艣wieczki, gdy偶 ca艂a pot臋ga FBI wali si臋 wtedy na nich niczym karz膮ca pi臋艣膰. Dopiero teraz Pat czu艂 w pe艂ni ohyd臋 tej zbrodni, gdy偶 na to trzeba by艂o zosta膰 ojcem, wiedzie膰 co znaczy u艣cisk drobnych r膮czek, ale i w贸wczas z ledwo艣ci膮 potrafi艂 si臋 opanowa膰, gdy widzia艂 porywaczy. Pami臋ta艂, jak jego pierwszy dow贸dca, Dominie DiNapoli — po艣r贸d koleg贸w kr膮偶y艂o powiedzenie: „najtwardszy kole艣 na Wschodnim Wybrze偶u, z rodzin膮 Gambino[8] w艂膮cznie” — p艂aka艂, odprowadzaj膮c rodzicom uratowanego dzieciaka. Teraz wiedzia艂 ju偶, 偶e by艂 to inny wyraz owej przys艂owiowej twardo艣ci Dominika. Porywacz za艣 nigdy ju偶 nie opu艣ci mur贸w wi臋zienia federalnego w Atlancie.

Nast臋pnie przysz艂a pora na Megan. Le偶a艂a skulona w swoich niebieskich 艣pioszkach z podobizn膮 Myszki Miki na piersiach. Wida膰 by艂o jak szybko ro艣nie; nocne ubranko by艂o ju偶 na ni膮 za ma艂e. Leciutko pog艂adzi艂 c贸rk臋 po nosie, a ta natychmiast otworzy艂a oczy.

— Tatusiu!

Zerwa艂a si臋 i zawis艂a ojcu na szyi, on za艣 zastanawia艂 si臋, jak dzieci mog膮 si臋 budzi膰 tak radosne. Nast膮pi艂a kolejna wyprawa do 艂azienki. Zauwa偶y艂 z rado艣ci膮, 偶e w nocy nic si臋 nie przytrafi艂o, co by艂o prawdziwym powodem do dumy. Zacz膮艂 si臋 goli膰, gdy偶 specjalnie poczeka艂 z tym, a偶 c贸rka si臋 obudzi. Ten codzienny rytua艂 niezmiennie j膮 fascynowa艂. Kiedy sko艅czy艂, nachyli艂 si臋, ona za艣 pog艂aska艂a go po policzku i z powag膮 kiwn臋艂a g艂ow膮.

— Dobrze!

Na 艣niadanie by艂y p艂atki bananowe i szklanka soku jab艂kowego, czemu towarzyszy艂 film Disneya na kuchennym telewizorze; ojciec powr贸ci艂 do gazet. Sko艅czywszy je艣膰, Megan zanios艂a naczynia do zmywarki i sama je w niej umie艣ci艂a, jak zwykle najwi臋cej problem贸w maj膮c z talerzem. By艂o to znacznie trudniejsze od nak艂adania but贸w, w kt贸rych miejsce sznurowade艂 zaj臋艂y rzepy. Panna Daggett wspomnia艂a kiedy艣, 偶e Megan jest niezwykle pogodn膮 i bystr膮 dziewczynk膮, co jego ojcowsk膮 pier艣 nape艂ni艂o dum膮, a w chwil臋 p贸藕niej b贸lem po utraconej 偶onie. Pat powtarza艂 sobie, 偶e w twarzyczce c贸rki rozpoznaje rysy Deborah, ale nigdy nie by艂 pewien, jak wiele w tym by艂o wyobra藕ni, a jak wiele prawdy. Z ca艂膮 pewno艣ci膮 odziedziczy艂a po matce b艂yskotliwo艣膰.

Jazda samochodem by艂a kolejn膮 rutynow膮 czynno艣ci膮. S艂o艅ce ju偶 艣wieci艂o, ruch na razie nie by艂 du偶y. Megan jak zwykle z zainteresowaniem przypatrywa艂a si臋 mijanym samochodom.

Tak偶e na miejscu wszystko by艂o jak zwykle. Jeden agent „pracowa艂” w 7-Eleven, pozostali znajdowali si臋 w domku naprzeciwko przedszkola i w nim samym. O nie, nikt nie o艣mieli si臋 porwa膰 jego ma艂ej dziewczynki. Tam, gdzie chodzi艂o o konkretn膮 robot臋, znika艂a rywalizacja pomi臋dzy Biurem a Tajn膮 S艂u偶b膮, co najwy偶ej znajduj膮c wyraz w dowcipach. Cieszy艂 si臋 z ich obecno艣ci. Megan od drzwi rzuci艂a si臋 w obj臋cia panny Daggett; zaczyna艂 si臋 kolejny dzie艅 nauki i zabawy.

— Cze艣膰, Pat — powita艂 go agent w wej艣ciu.

— Cze艣膰, Norm.

Obaj m臋偶czy藕ni jak na komend臋 ziewn臋li.

— Zaczynasz tak samo wcze艣nie — powiedzia艂 agent Jeffers, nale偶膮cy do grupy chroni膮cej Foremk臋.

— Jeszcze sze艣膰 tygodni. Nied艂ugo i my zaczniemy si臋 rozgl膮da膰 za przedszkolem. Jaka ona jest?

— Panna Daggett? Zapytaj prezydenta — za偶artowa艂 O'Day. — Wszystkie swoje dzieci do niej oddawali.

— To pewnie rzeczywi艣cie nie jest z艂a. Co tam ze spraw膮 Kealty'ego?

— Kto艣 w Departamencie Stanu 艂偶e. Tak m贸wi膮 ludzie z BOZ. Nie wiadomo kto. Badania przy u偶yciu wykrywacza k艂amstw s膮 do niczego. Do was dochodz膮 jakie艣 s艂uchy?

— Wiesz, zaczyna gierk臋 z lud藕mi ze swojej obstawy. Niedawno powiedzia艂 im, 偶e maj膮 woln膮 r臋k臋, bo nie chcia艂by, 偶eby si臋 znale藕li w sytuacji, kiedy...

— Jasne — kiwn膮艂 g艂ow膮 Pat. — Ale tej wolnej r臋ki tak naprawd臋 nie maj膮.

— Nie. Spotyka si臋 z r贸偶nymi lud藕mi z Firmy, nie do ko艅ca wiadomo z kim. W ka偶dym razie nie wolno nam interesowa膰 si臋, co wykr臋c膮 Miecznikowi. — Jeffers pokr臋ci艂 g艂ow膮 z niesmakiem. — Nie藕le, co?

— Ja jestem za Ryanem.

Oczy O'Daya zupe艂nie odruchowo bada艂y teren.

— U nas te偶 wszyscy — oznajmi艂 Norm. — Mam nadziej臋, 偶e poradzi sobie z tym pieprzonym Kealtym. S艂uchaj, kiedy jeszcze by艂 wice, czasami ja go obstawia艂em. Stercza艂em jak ten durny palant pod drzwiami, a on w 艣rodku przelatywa艂 panienk臋.

Obaj spojrzeli sobie w oczy. By艂y to historie, kt贸re powtarzali w zaufaniu; to, 偶e agenci Tajnej S艂u偶by mieli z ca艂kowitym po艣wi臋ceniem broni膰 swych podopiecznych, nie przeszkadza艂o im krytycznie ich ocenia膰.

— S艂ysza艂em wi臋cej podobnych historii. Ale tutaj wszystko w porz膮dku?

— Russell chcia艂by dosta膰 jeszcze trzech ludzi, ale nie wiem, czy mu dadz膮. Ma tr贸jk臋 wewn膮trz, tr贸jk臋 przez ulic臋 i jeszcze...

— Wiem — przerwa艂 O'Day — w 7-Eleven. Zdaje si臋, 偶e zna si臋 na robocie.

— Pewnie, Dziadek jest najlepszy — powiedzia艂 z przekonaniem Jeffers. — Szkoli艂 po艂ow臋 ludzi w Oddziale, a 偶eby艣 wiedzia艂, jak strzela. Z obu r膮k.

Pat u艣miechn膮艂 si臋.

— S艂ysz臋 to od wszystkich. B臋d臋 si臋 musia艂 kiedy艣 z nim spr贸bowa膰.

Odpowiedzi膮 by艂 u艣miech.

— Andrea co艣 mi wspomina艂a. 艢ci膮gn臋艂a z Biura twoj膮 teczk臋...

— Cooo?

— Spokojnie, Pat, przecie偶 musieli艣my sprawdzi膰 ka偶dego. Wiesz dobrze, kogo tutaj pilnujemy. Przy okazji zobaczy艂a twoje wyniki w strzelaniu. S艂ysza艂em, 偶e jeste艣 ca艂kiem niez艂y, ale jedno ci m贸wi臋, je艣li chcesz i艣膰 w zawody z Russellem, przygotuj troch臋 forsy.

— Dobrze, ale niech i on na wszelki wypadek zacznie odk艂ada膰. — O'Day bardzo lubi艂 takie pojedynki. — Zapami臋taj moje s艂owa.

Jeffers poprawi艂 s艂uchawk臋 w uchu i po chwili powiedzia艂.

— Ruszyli. Foremka wychodzi do ogrodu. Ci膮gle trzymaj膮 si臋 razem z twoj膮 ma艂膮.

— Ryanowa strasznie jest wyro艣ni臋ta, jak na ma艂膮 dziewczynk臋.

— Fajne dzieciaki. Czasami si臋 d膮saj膮, ale zaraz jest po wszystkim. To nic. K艂opot to b臋dziemy mie膰 z Cieniem, jak zacznie si臋 umawia膰 na prawdziwe randki.

— Daj spok贸j, nie chc臋 o tym s艂ucha膰.

— Mam nadziej臋 — powiedzia艂 z u艣miechem Jeffers — 偶e nam trafi si臋 ch艂opak. M贸j ojciec, kt贸ry kiedy艣 by艂 kapitanem policji miejskiej w Atlancie, m贸wi, 偶e c贸rki to kara, jak膮 Pan B贸g wymierza ojcom za to, 偶e s膮 m臋偶czyznami. Przez ca艂y czas trz臋siesz si臋 na sam膮 my艣l o tym, 偶e mog膮 spotka膰 takiego 艂obuza, jakim by艂e艣 ty, kiedy mia艂e艣 siedemna艣cie lat.

— Na razie jeszcze par臋 lat spokoju. Dobra, musz臋 si臋 zbiera膰, bo inaczej kryminali艣ci rozhasaj膮 si臋 na dobre.

O'Day klepn膮艂 agenta w rami臋.

— O ni膮 mo偶esz by膰 tutaj zupe艂nie spokojny, Pat.

Zamiast pojecha膰 na po艂udnie szos膮 nr 50, O'Day zatrzyma艂 si臋 na kaw臋 po drugiej stronie Ritchie Highway. Musia艂 przyzna膰, 偶e ludzie z Tajnej S艂u偶by znali si臋 na swojej robocie. Niemniej tak偶e i Biuro zajmowa艂o si臋 bezpiecze艅stwem prezydenta. Musi rano porozmawia膰 z ch艂opakami z BOZ, ca艂kowicie nieformalnie, rzecz jasna.

* * *

Dwoje pacjent贸w: m臋偶czyzna zmar艂, dziewczynka niemal w tym samym czasie wraca do domu. By艂 to pierwszy przypadek 艣mierci na ebola w karierze lekarskiej MacGregora. Nie 艣mierci w og贸le: widzia艂 ludzi, kt贸rzy zmarli na zawa艂, raka, albo po prostu ze staro艣ci. Lekarzy najcz臋艣ciej przy tym nie by艂o i wszystko spada艂o na r臋ce piel臋gniarek. Teraz sam obserwowa艂 proces umierania. Organizm Saleha broni艂 si臋, a jego si艂a przed艂u偶y艂a jedynie cierpienia. W ko艅cu jednak uleg艂 i bezradnie czeka艂 ju偶 tylko na zgon. W ko艅cu drgaj膮cy punkcik, kt贸ry odtwarza艂 na ekranie skurcze serca, przesta艂 si臋 odchyla膰 i poci膮gn膮艂 za sob膮 prost膮 lini臋. Nie b臋dzie 偶adnych pr贸b reanimacji. Od艂膮czono przewody kropl贸wki i wraz z banda偶ami ostro偶nie umieszczono w plastikowym pojemniku. Dos艂ownie wszystko, co cho膰by na chwil臋 zetkn臋艂o si臋 z cia艂em pacjenta, zostanie spalone. W tej procedurze nie by艂o niczego szczeg贸lnego; tak samo post臋powano w przypadku chorych na AIDS i niekt贸re odmiany zapalenia w膮troby. W przypadku wirusa ebola rozs膮dniej by艂o spali膰 te偶 samo cia艂o, na co zreszt膮 nalega艂y w艂adze. C贸偶, jeszcze jedna przegrana bitwa.

MacGregor czu艂 si臋 nieco za偶enowany tym, 偶e z uczuciem pewnej ulgi po raz ostatni 艣ci膮gn膮艂 ochronny kombinezon, dok艂adnie obmy艂 si臋 i poszed艂 do Sahaili. By艂a jeszcze os艂abiona, ale szybko powraca艂a do siebie. Badania wykaza艂y w krwi coraz liczniejsze przeciwcia艂a. W jaki艣 osobliwy spos贸b jej organizm potrafi艂 pokona膰 gro藕nego przeciwnika. Mo偶na j膮 teraz bezpiecznie przytula膰 i ca艂owa膰. W innych warunkach zosta艂aby jeszcze w szpitalu na dalsze testy, a jej krew poddano by rozlicznym badaniom laboratoryjnym, w艂adze jednak stanowczo si臋 temu sprzeciwi艂y i oznajmi艂y, 偶e ma艂a pacjentka ma opu艣ci膰 szpital natychmiast, gdy nic nie b臋dzie grozi艂o jej ani otoczeniu. MacGregor usi艂owa艂 protestowa膰, ale szybko zrezygnowa艂; sk膮din膮d by艂 przekonany, 偶e nie pojawi膮 si臋 komplikacje. Lekarz sam uni贸s艂 dziewczynk臋 i posadzi艂 na ruchomym fotelu.

— Jak ju偶 b臋dziesz zupe艂nie zdrowa, odwiedzisz mnie czasami? — zapyta艂 z u艣miechem.

Pokiwa艂a g艂ow膮. Wspania艂a dziewuszka; dobrze m贸wi艂a po angielsku, mia艂a 偶ywe, bystre spojrzenie i czaruj膮cy u艣miech.

— Panie doktorze?

MacGregor obejrza艂 si臋 i zobaczy艂 ojca, kt贸ry musia艂 by膰 wojskowym, s膮dz膮c z postawy i sposobu zachowania. Wida膰 by艂o, 偶e usi艂uje znale藕膰 s艂owa, kt贸re wyrazi艂yby to, co dzia艂o si臋 w jego sercu.

— Niewielka w tym moja zas艂uga. C贸rka jest silna i zdrowa; to j膮 przede wszystkim uratowa艂o.

— W ka偶dym razie jestem pana d艂u偶nikiem.

U艣cisk d艂oni by艂 mocny i serdeczny; MacGregor m贸g艂 偶ywi膰 r贸偶ne podejrzenia co do tego, czym zajmowa艂 si臋 ten m臋偶czyzna, teraz jednak chodzi艂o tylko o prost膮 ludzk膮 wdzi臋czno艣膰.

— Os艂abienie mo偶e potrwa膰 jakie艣 dwa tygodnie. Niech je, co chce i ile chce, a tak偶e niech 艣pi do woli.

— B臋dzie tak jak pan m贸wi — zapewni艂 ojciec.

— W razie jakichkolwiek problem贸w czy w膮tpliwo艣ci, ma pan m贸j telefon do szpitala i domowy.

— Gdyby za艣 pan mia艂 jakiekolwiek trudno艣ci, niezale偶nie od ich charakteru, prosz臋 da膰 mi zna膰.

Niewykluczone, 偶e zyska艂em sobie protektora, my艣la艂 MacGregor odprowadzaj膮c oboje do drzwi. Mo偶e kiedy艣 mi si臋 to przyda. Potem wr贸ci艂 do swego gabinetu.

* * *

— Rozumiem zatem — powiedzia艂 ministerialny dygnitarz po wys艂uchaniu sprawozdania — 偶e niebezpiecze艅stwo jest za偶egnane?

— Tak.

— Przebadano ca艂y personel?

— Tak, ale jutro dla pewno艣ci raz jeszcze przeprowadzimy testy. Oba pokoje, w kt贸rych przebywali pacjenci, zostan膮 starannie zdezynfekowane. Wszystkie rzeczy, z kt贸rymi mieli styczno艣膰, s膮 w艂a艣nie palone.

— Zw艂oki?

— Tak偶e zosta艂y zapakowane i przygotowane do kremacji, zgodnie z pa艅skim poleceniem.

— Znakomicie. Doktorze MacGregor, spisa艂 si臋 pan wybornie, za co serdecznie panu dzi臋kuj臋. Od tej chwili najlepiej b臋dzie uwa偶a膰 ten niefortunny incydent za nieby艂y.

— Chcia艂bym si臋 jednak dowiedzie膰, w jaki spos贸b ebola znalaz艂a si臋 w Sudanie — powiedzia艂 lekarz, staraj膮c si臋, 偶eby zabrzmia艂o to mo偶liwie jak najmniej natarczywie.

— To nie powinno interesowa膰 ani pana, ani mnie. Jednego mo偶emy by膰 pewni: tego typu incydenty ju偶 si臋 wi臋cej nie powt贸rz膮.

— Musz臋 zatem poprzesta膰 na pa艅skim zapewnieniu.

Pad艂o kilka grzeczno艣ciowych formu艂ek i MacGregor od艂o偶y艂 s艂uchawk臋. Wpatrzy艂 si臋 w 艣cian臋. Musi wys艂a膰 jeszcze jeden faks do CCZ. Chocia偶by po to, 偶eby poinformowa膰, i偶 sko艅czy艂o si臋 na dw贸ch przypadkach. Tak偶e i dla niego by艂a to pocieszaj膮ca my艣l. M贸g艂 powr贸ci膰 do codziennej, mniej dramatycznej praktyki.

* * *

Okaza艂o si臋, 偶e Kuwejt z o wiele wi臋ksz膮 skwapliwo艣ci膮 ni偶 Saudyjczycy zareagowa艂 na propozycj臋 spotkania, co mog艂o wynika膰 z faktu, 偶e o wiele bardziej l臋ka艂 si臋 pot臋偶nego s膮siada. Adler poda艂 tekst faksu prezydentowi, kt贸ry szybko przebieg艂 go oczyma.

— Brzmi to jak SOS.

— S艂usznie — zawa偶y艂 sekretarz stanu.

— Albo minister Sabah zapomnia艂 o wymogach etykiety dyplomatycznej, albo jest bardzo wystraszony. Moim zdaniem to drugie — odezwa艂 si臋 Bert Vasco.

— Co o tym s膮dzisz, Ben? — spyta艂 Jack.

Goodley pokr臋ci艂 g艂ow膮.

— Mo偶emy mie膰 tutaj problemy.

— Daruj sobie to „mo偶emy — mrukn膮艂 Vasco.

— Dobra, Bert, ty jeste艣 naszym wr贸偶em, je艣li chodzi o Zatok臋 Persk膮 — zauwa偶y艂 prezydent. — Czego mo偶emy si臋 spodziewa膰?

— Tam obowi膮zuje osobliwy rytua艂 dogadywania si臋 i rokowa艅. 呕adne spotkanie nie mo偶e odby膰 si臋 bez ca艂ego rytua艂u. Wypowiedzenie wst臋pnego: „Cze艣膰, jak si臋 masz” trwa co najmniej godzin臋. Sama nieobecno艣膰 takich formu艂 jest ju偶 znacz膮ca. Rzeczywi艣cie, panie prezydencie, to brzmi jak SOS.

Swoj膮 drog膮, ciekawe, my艣la艂 Vasco, 偶e zacz臋li od modlitwy. Mo偶e dla Saudyjczyk贸w by艂 to jaki艣 sygna艂, ale nie dla Kuwejtczyk贸w?

Nawet najlepszy zewn臋trzny obserwator m贸g艂 si臋 pogubi膰 w szczeg贸艂ach tamtejszej sytuacji.

— To dlaczego Saudyjczycy bagatelizuj膮 problem?

— W rozmowie z ksi臋ciem Alim odni贸s艂 pan jednak inne wra偶enie, prawda?

Ryan skin膮艂 g艂ow膮.

— Zgoda. M贸w dalej.

— Sytuacja kr贸lestwa jest troch臋 schizofreniczna. Lubi膮 nas i ceni膮 jako strategicznego partnera, zarazem jednak nas nie znosz膮, podobnie jak naszej kultury. Sprawa jest w istocie jeszcze bardziej skomplikowana, ale najog贸lniej mo偶na powiedzie膰, 偶e gn臋bi ich obawa, i偶 nadmierne otwarcie si臋 na Zach贸d naruszy ich feudalny porz膮dek spo艂eczny. S膮 bardzo konserwatywni tam, gdzie chodzi o ich tradycj臋, co dobrze by艂o wida膰 w 91 roku, kiedy za偶膮dali, 偶eby nasi kapelani nie nosili na zewn膮trz 偶adnych insygni贸w religijnych, bardzo kr臋cili nosami r贸wnie偶 na to, 偶e u nas kobiety prowadz膮 samochody i nosz膮 bro艅. Zatem z jednej strony wiedz膮, 偶e s膮 zale偶ni od nas w sprawach bezpiecze艅stwa — ksi膮偶臋 Ali nie jeden raz prosi艂 o potwierdzenie naszych gwarancji — z drugiej, l臋kaj膮 si臋, 偶e mo偶emy zdestabilizowa膰 sytuacj臋 wewn臋trzn膮. Do tego dochodzi jeszcze sprawa religii. W sumie, woleliby doj艣膰 do porozumienia z Darjaeim, ni偶 wzywa膰 nasze wojska do obrony ich granic, dlatego wi臋kszo艣膰 rz膮du chce rozgrywa膰 to mi臋kko, wiedz膮c, 偶e i tak si臋 zjawimy, kiedy nas poprosz膮. Natomiast z Kuwejtem sprawa wygl膮da inaczej. Kiedy ich zapytamy, czy chc膮 z nami przeprowadzi膰 manewry, natychmiast odpowiedz膮 „Tak”, nawet je艣li Saudyjczycy doradzaj膮 im co艣 innego. Wie o tym, na szcz臋艣cie, tak偶e i Darjaei, kt贸ry dlatego nie mo偶e wykonywa膰 po艣piesznych posuni臋膰. Je艣li ruszy na po艂udnie...

— CIA natychmiast o tym poinformuje — oznajmi艂 z przekonaniem Goodley. — Wiemy, czemu si臋 przypatrywa膰, a oni nie potrafi膮 tego ukry膰.

— Je艣li nasze oddzia艂y pojawi膮 si臋 teraz w Kuwejcie, zostanie to odczytane jako wrogi krok — ostrzeg艂 Adler. — Dlatego lepiej spotka膰 si臋 najpierw z Darjaeim i pos艂ucha膰, co on ma do powiedzenia.

— On za艣 pomy艣li, 偶e, podobnie jak Saudyjczycy, zrobimy wszystko, 偶eby tylko si臋 dogada膰, wi臋c ma zielone 艣wiat艂o — powiedzia艂 Vasco.

— Nie, takiego b艂臋du nie pope艂ni. Musi zdawa膰 sobie spraw臋 z tego, jak wa偶nym regionem jest dla nas Zatoka Perska. Z pewno艣ci膮 tym razem nie b臋dzie 偶adnych dwuznaczno艣ci.

Saddam Husajn twierdzi艂, 偶e w roku 1990 ambasador Glaspie przekaza艂a mu milcz膮c膮 aprobat臋 dla plan贸w inwazji na Kuwejt, ona jednak temu zaprzecza艂a, a 藕r贸d艂o informacji nie nale偶a艂o do najbardziej wiarygodnych. Mog艂o p贸j艣膰 o jaki艣 lingwistyczny niuans, ale najprawdopodobniej, o ile Husajn po prostu nie sk艂ama艂, us艂ysza艂 to, co chcia艂 us艂ysze膰, co politykom przydarza si臋 r贸wnie cz臋sto jak dzieciom.

— Jak szybko mo偶esz to zorganizowa膰? — spyta艂 prezydent.

— Bardzo szybko — odpar艂 sekretarz stanu.

— Wi臋c do dzie艂a — poleci艂 Ryan. — Ben?

— S艂ucham, panie prezydencie.

— Rozmawia艂em ju偶 o tym z Robbym Jacksonem, skoordynujcie dzia艂ania, aby umo偶liwi膰 szybkie przerzucenia naszych si艂 w tamten rejon. Dostatecznie du偶ych, 偶eby podkre艣li膰 nasze zainteresowanie, jednak nie na tyle du偶ych, by Darjaei m贸g艂 to uzna膰 za prowokacj臋. Porozumcie si臋 z Kuwejtem i powiedzcie, 偶e w razie potrzeby mog膮 na nas liczy膰, i 偶e na ich pro艣b臋 gotowi jeste艣my wys艂a膰 oddzia艂y. Kogo mo偶emy do tego celu u偶y膰?

— 24. Dywizj臋 Zmechanizowan膮 z Fort Stewart w Georgii — oznajmi艂 Goodley, najwyra藕niej rad z siebie. — Ich druga brygada jest teraz nieustannie w stanie podwy偶szonego pogotowia. Tak偶e jedn膮 brygad臋 82. Dywizji Powietrznodesantowej z Fort Bragg. Poniewa偶 sprz臋t czeka w Kuwejcie, mo偶emy by膰 gotowi do drogi w ci膮gu czterdziestu o艣miu godzin. Doradza艂bym tak偶e og艂oszenie stanu podwy偶szonego pogotowia na okr臋tach transportowych w Diego Garcia. To mo偶na zrobi膰 bez zwracania niczyjej uwagi.

— Pi臋knie, Bob. Powiedz sekretarzowi obrony, 偶eby wszystko przeprowadzi艂... bez ostentacji.

— Tak jest, panie prezydencie.

— Oznajmi臋 Darjaeiemu, 偶e chcemy pozostawa膰 w przyjaznych stosunkach ze Zjednoczon膮 Republik膮 Islamsk膮 — rzek艂 Adler — ale zale偶y nam te偶 na pokoju w tym regionie, a to oznacza, mi臋dzy innymi, nienaruszalno艣膰 granic. Ciekaw jestem, co na to odpowie?

Wszystkie oczy zwr贸ci艂y si臋 na Berta Vasco, kt贸remu zaczyna艂 nieco doskwiera膰 status eksperta od spraw muzu艂ma艅skich.

— W膮tpi臋, 偶eby nam si臋 postawi艂.

— Wycofujesz si臋?

— Mam za ma艂o informacji — powiedzia艂 Vasco. — Nie przypuszczam, 偶eby chcia艂 z nami konfliktu. Raz ju偶 si臋 co艣 takiego zdarzy艂o i wszyscy widzieli, jaki by艂 koniec. Nie lubi nas, zgoda. Nie lubi Saudyjczyk贸w i reszty s膮siad贸w, te偶 zgoda. Nie chce jednak walnego starcia. Niewykluczone, 偶e da艂by sobie rad臋 z nimi wszystkimi, to problem militarny, a ja jestem tylko doradc膮 politycznym, ale z pewno艣ci膮 by艂oby to niemo偶liwe, kiedy mia艂by tak偶e do czynienia z nami. Przypuszczam wi臋c, 偶e dalej b臋d膮 trwa艂y polityczne naciski na Kuwejt i Arabi臋, ale nie s膮dz臋, 偶eby艣my musieli obawia膰 si臋 czego艣 wi臋cej.

— Na razie — mrukn膮艂 prezydent.

— Zgoda: „na razie”.

— Nie wymagam od ciebie zbyt wiele, Bert?

— M贸wi臋, co my艣l臋, a pan mnie s艂ucha. My艣l臋, 偶e nie od rzeczy by艂oby sporz膮dzi膰 Specjaln膮 Ocen臋 Wywiadu, obejmuj膮c膮 mo偶liwo艣ci i zamiary ZRI. Potrzebuj臋 wi臋cej informacji.

— Bob, trzeba przygotowa膰 SOW; Bert ma mie膰 pe艂ny dost臋p do wszystkich 藕r贸de艂. — Jack na chwil臋 zamilk艂, a potem si臋 u艣miechn膮艂. — Wiecie, czasami wydawanie rozkaz贸w jest zupe艂nie fajne. — Zaraz jednak spowa偶nia艂. — Mamy tutaj zatem potencjalne zagro偶enie, ale nic pal膮cego? — Wszyscy pokiwali g艂owami. — Dzi臋kuj臋 panom. B臋dziemy si臋 tam wszystkiemu uwa偶nie przypatrywa膰.

* * *

Samolot Singapur Airlines, rejs numer 26, sp贸藕ni艂 si臋 pi臋膰 minut i l膮dowa艂 o 10.25. Pasa偶erowie pierwszej klasy nie tylko mieli wygodniejsze fotele i lepsz膮 obs艂ug臋, ale te偶 szybciej mogli pokona膰 formalno艣ci zwi膮zane z wjazdem do USA. Podr贸偶ny zdj膮艂 z karuzeli sw贸j podw贸jny neseser i, z przerzucon膮 przez rami臋 torb膮, zaj膮艂 miejsce w kolejce. W r臋ku trzyma艂 kart臋 pobytow膮, na kt贸rej wypisa艂 fa艂szywe informacje.

— Dzie艅 dobry — powiedzia艂 urz臋dnik imigracyjny, przebieg艂 wzrokiem kart臋, a potem przekartkowa艂 paszport. Do艣膰 stary, z licznymi stemplami wjazdu i wyjazdu. Znalaz艂 wolne miejsce, na kt贸rym m贸g艂 przystawi膰 swoj膮 piecz膮tk臋. — W jakim celu przybywa pan do Stan贸w Zjednoczonych? — spyta艂.

— Interesy — brzmia艂a odpowied藕. — Chc臋 obejrze膰 targi samochodowe w centrum Javitsa.

— Mhm — mrukn膮艂 bez wi臋kszego zainteresowania urz臋dnik, podstemplowa艂 paszport i wskaza艂 podr贸偶nemu nast臋pn膮 kolejk臋, gdzie jego baga偶e prze艣wietlono, zamiast je otwiera膰.

— Co艣 do zadeklarowania?

— Nie.

Proste odpowiedzi by艂y najlepsze. Celnik przyjrza艂 si臋 zawarto艣ci toreb, ale nie dostrzeg艂 niczego interesuj膮cego. Po chwili baga偶e wraz ze swym w艂a艣cicielem znajdowa艂y si臋 ju偶 na postoju taks贸wek.

Czekanie nie trwa艂o d艂u偶ej ni偶 pi臋膰 minut. Pierwsze zmartwienie, kontrol臋 celn膮, podr贸偶ny mia艂 ju偶 za sob膮. Aby si臋 upewni膰, 偶e taks贸wka nie jest podstawiona, w ostatniej chwili zacz膮艂 szpera膰 w torbach, przepuszczaj膮c kobiet臋, kt贸ra sta艂a za nim. Kiedy znalaz艂 si臋 na tylnym siedzeniu, ostentacyjnie rozgl膮da艂 si臋 po okolicy, cho膰 w rzeczywisto艣ci chcia艂 si臋 tylko upewni膰, 偶e 偶aden w贸z nie jedzie ich 艣ladem. W g臋stym potoku pojazd贸w by艂oby to bardzo trudne, szczeg贸lnie je艣li zwa偶y膰, 偶e by艂a to jedna z wielu podobnych do siebie 偶贸艂tych taks贸wek. Jedyny k艂opot polega艂 na tym, 偶e jego hotel znajdowa艂 si臋 daleko od centrum wystawowego, b臋dzie wi臋c potrzebowa艂 jeszcze jednej taks贸wki, najpierw musia艂 si臋 bowiem wpisa膰 do ksi臋gi hotelowej.

Po godzinie by艂 ju偶 w windzie zd膮偶aj膮cej na sz贸ste pi臋tro; portier zaopiekowa艂 si臋 jego neseserem, go艣膰 jednak nie chcia艂 si臋 rozstawa膰 z torb膮 podr贸偶n膮. Po wr臋czeniu napiwku, ani za ma艂ego, ani za du偶ego, podr贸偶ny wypakowa艂 ubrania, wyj膮艂 te偶 zb臋dne rzeczy z torby, zostawiaj膮c komplet do golenia. Po prysznicu skorzysta艂 z maszynki i pianki, kt贸re go艣cinnie zaoferowa艂 hotel. Niezale偶nie od podniecenia, czu艂 si臋 nadspodziewanie dobrze. Ile by艂 ju偶 w drodze? Dwadzie艣cia dwie godziny? Co艣 ko艂o tego. Sporo jednak spa艂, a latanie nigdy nie wi膮za艂o si臋 dla niego z 偶adnymi emocjami. Zam贸wi艂 do pokoju lunch, potem si臋 przebra艂 i, z torb膮 zarzucon膮 na rami臋, zjecha艂 na d贸艂, gdzie czeka艂a ju偶 na niego taks贸wka do centrum Javitsa. Salon samochodowy, pomy艣la艂 z satysfakcj膮. Zawsze lubi艂 auta.

Wi臋kszo艣膰 z jego dziewi臋tnastu towarzyszy znajdowa艂a si臋 jeszcze w powietrzu, niekt贸rzy w艂a艣nie l膮dowali — najpierw w Bostonie, potem kilku w Nowym Jorku, nast臋pnie jeden w Dallas — by przej艣膰 przez podobne punkty obserwacyjne, przy u偶yciu kt贸rych Wielki Szatan usi艂owa艂 zadba膰 o swe bezpiecze艅stwo. Niemniej ta fraza, tak cz臋sto powtarzana przez Darjaeiego, tutaj by艂a przesadna. Szatan zagl膮da艂 cz艂owiekowi w oczy i potrafi艂 czyta膰 jego my艣li, tu chodzi艂o za艣 o urz臋dnik贸w, ani bystrzejszych, ani bardziej przenikliwych od innych. Stawali si臋 gro藕ni, kiedy byli uprzedzeni. Lub gdy kto艣 niepotrzebnie zwr贸ci艂 na siebie ich uwag臋.

* * *

— Musicie wiedzie膰, jak odgadywa膰 intencje drugiej strony — oznajmi艂 Clark. Trafi艂a mu si臋 dobra klasa; w przeciwie艅stwie do szko艂y, wszyscy chcieli si臋 uczy膰. Przypomina艂o mu to troch臋 jego w艂asne dni na Farmie: by艂y to czasy zimnej wojny — ka偶dy marzy艂 o tym, 偶eby zosta膰 Jamesem Bondem, a niekt贸rzy nawet w to wierzyli w cicho艣ci ducha, na przek贸r s艂owom instruktor贸w. Wi臋kszo艣膰 jego koleg贸w uko艅czy艂a studia i nie藕le zna艂a si臋 na ksi膮偶kach, ale nie na 偶yciu. Uczyli si臋 na og贸艂 szybko, nie wszyscy jednak, a chocia偶 niedostatek pewnych umiej臋tno艣ci m贸g艂 w ich sytuacji mie膰 znacznie powa偶niejsze konsekwencje ni偶 tylko z艂a ocena w indeksie, nawet wpadki by艂y o wiele mniej widowiskowe ni偶 w kinach. Raczej wyra藕na informacja, 偶e lepiej zmieni膰 zaw贸d. Clark wi膮za艂 du偶e nadzieje ze swoimi obecnymi uczniami. Bardzo mo偶liwe, 偶e nie ko艅czyli historii na Dartmouth czy Brown, ale sporo wiedzieli o tym, co dzieje si臋 na ulicy.

— Czy mo偶liwe, 偶eby nasi agenci nas ok艂amywali?

— Panie Stone, pan pochodzi z Pittsburgha, prawda?

— Tak.

— Mia艂 pan swoich informator贸w. K艂amali?

— Czasami.

— Oto i odpowied藕. Agenci mog膮 opowiada膰 niestworzone rzeczy na temat swojego znaczenia, niebezpiecze艅stwa, kt贸re im grozi, mn贸stwa innych rzeczy, a wszystko zale偶nie od ich chwilowego samopoczucia. Dlatego trzeba dobrze pozna膰 ich nastroje i nawyki. Panie Stone, wiedzia艂 pan, kiedy pana cz艂owiek zmy艣la?

— Najcz臋艣ciej tak.

— A sk膮d?

— Podawa艂 za du偶o informacji, kt贸re nie bardzo do siebie pasowa艂y...

— No i prosz臋 — przerwa艂 Clark. — Czasami zastanawiam si臋, co ja tutaj w艂a艣ciwie robi臋, skoro wy i tak to wszystko ju偶 wiecie. Wi臋c tyle, je艣li chodzi o ludzi. Ale zetkniecie si臋 tak偶e w Firmie z osobami, kt贸ra uwa偶aj膮, 偶e wszystkiego mo偶na si臋 dowiedzie膰 z satelit贸w. Tymczasem to nieprawda. Maszyny 艂atwo przechytrzy膰, o wiele 艂atwiej ni偶 ludzi. Ci maj膮 swoje s艂abostki, najcz臋艣ciej przesadne mniemanie o sobie, ale nic nie mo偶e zast膮pi膰 spojrzenia w oczy. Nawet w k艂amstwie zawsze jest odrobina prawdy. Rozegrajmy sobie tak膮 sytuacj臋. Moskwa, rok 1983, Prospekt Kutuzowa. Dali艣my zna膰 agentowi, 偶e ma si臋 z nami spotka膰 tutaj za tydzie艅. On tymczasem zaczyna mie膰 k艂opoty z szefem...

W drzwiach pojawi艂 si臋 Chavez i potrz膮sn膮艂 trzyman膮 w r臋ku kartk膮. Clark poleci艂 asystentowi, 偶eby dalej prowadzi艂 zaj臋cia, i wyszed艂 na korytarz.

— Co si臋 sta艂o, Ding?

— Mary Pat, chce 偶eby艣my zjawili si臋 jak najszybciej. Co艣 zwi膮zanego z SOW.

— Na pewno na temat ZRI.

— C贸偶 za domy艣lno艣膰, panie C. Mamy by膰 przed obiadem. Kto prowadzi?

* * *

W Diego Garcia znajdowa艂y si臋 cztery okr臋ty transportowe, stosunkowo nowe jednostki, zbudowane z my艣l膮 o tym, i偶 b臋d膮 p艂ywaj膮cymi gara偶ami pojazd贸w wojskowych. Jedn膮 trzeci膮 stanowi艂y czo艂gi, ci膮gniki artyleryjskie i bojowe wozy piechoty, reszta to ci臋偶ar贸wki wy艂adowane wszystkim, czego mo偶e potrzebowa膰 armia: od amunicji po racje wody. Okr臋ty pomalowane by艂y na szaro, barw臋 Marynarki, ale kolorowe pasy na kad艂ubach informowa艂y, 偶e jest to cz臋艣膰 Narodowej Floty Odwod贸w Obronnych, za艂og臋 za艣 stanowili cywilni marynarze, kt贸rych zadaniem by艂o utrzymanie okr臋t贸w w stanie u偶yteczno艣ci. Nie nastr臋cza艂o to specjalnych k艂opot贸w. Co par臋 miesi臋cy uruchamiali wielkie silniki dieslowskie i p艂ywali przez kilka godzin, sprawdzaj膮c prac臋 wszystkich mechanizm贸w. Wieczorem nadszed艂 jednak rozkaz, kt贸ry nakazywa艂 stan podwy偶szonej gotowo艣ci.

W maszynowniach pojawili si臋 marynarze. Sprawdzono ilo艣膰 paliwa, a tak偶e najr贸偶niejsze wska藕niki, kt贸re informowa艂y, 偶e statki s膮 gotowe do wyp艂yni臋cia. Pr贸ba poszczeg贸lnych silnik贸w nie by艂a niczym nadzwyczajnym; pr贸ba wszystkich naraz, by艂a czym艣, czego szczeg贸lnie w nocy nie mog艂y przegapi膰 czujniki podczerwieni satelit贸w.

W p贸艂 godziny p贸藕niej odpowiednia informacja dotar艂a do Siergieja Go艂owki, kt贸ry zareagowa艂 tak, jak post膮pi艂by w jego sytuacji ka偶dy szef s艂u偶b wywiadowczych na 艣wiecie: zwo艂a艂 narad臋 ekspert贸w.

— Gdzie jest ameryka艅ska grupa lotniskowcowa? — zainteresowa艂 si臋 przede wszystkim.

— Wczoraj wyp艂yn臋li z Diego Garcia i skierowali si臋 na wsch贸d.

— Opuszczaj膮 Zatok臋 Persk膮?

— Tak. Maj膮 zaplanowane wsp贸lne manewry z Australi膮 o kryptonimie PUCHAR PO艁UDNIA. Nie ma 偶adnych informacji, 偶eby zosta艂y odwo艂ane.

— Sk膮d wi臋c to zamieszanie?

Analityk roz艂o偶y艂 r臋ce.

— Mo偶e normalna pr贸ba silnik贸w, ale ja bym to wi膮za艂 z sytuacj膮 w Zatoce.

— Jak w Waszyngtonie? — spyta艂 Go艂owko.

— Polityczne ataki na naszego przyjaciela Ryana — poinformowa艂 szef sekcji ameryka艅skiej. — Do艣膰 ostre.

— Da sobie rad臋?

— Tak s膮dzi ambasador, z kt贸rym zgadza si臋 nasz rezydent, ale Ryan nie panuje nad wszystkim. Ameryka zawsze chlubi艂a si臋 swoim systemem przekazywania w艂adzy, 偶adne prawo nie jest jednak w stanie przewidzie膰 sytuacji takiej jak ta. Ryan nie mo偶e bezpo艣rednio zaatakowa膰 swego przeciwnika...

— To, co robi Kealty, to zdrada stanu — zauwa偶y艂 Go艂owko.

W Rosji samo to s艂owo wystarcza艂o, by w powietrzu poczu艂o si臋 epok臋 lodowcow膮.

— Z punktu widzenia ich prawa, sprawa jest zagmatwana, tak powiadaj膮 eksperci. Jednak na razie na stanowisku pozostaje Ryan, gdy偶 pierwszy si臋 tam znalaz艂.

Go艂owko pokiwa艂 g艂ow膮, ale z twarzy nie znika艂a pos臋pna mina. Informacje o „Czerwonym Pa藕dzierniku” i aferze z Gierasimowem nigdy nie powinny si臋 by艂y dosta膰 do wiadomo艣ci publicznej. Wiedzia艂 o tej drugiej sprawie, mia艂 pewne podejrzenia co do pierwszej. Je艣li chodzi o okr臋t podwodny, Amerykanom uda艂o si臋 wszystko znakomicie zakonspirowa膰, tak 偶e p贸藕niej Ryan m贸g艂 wykorzysta膰 t臋 w艂a艣nie kart臋, aby zmusi膰 Kol臋 do wyjazdu. Tak musia艂o by膰; z perspektywy czasu wszystko zaczyna艂o do siebie pasowa膰, a rozgrywka by艂a pierwszorz臋dna. Od chwili jednak, kiedy sprawa sta艂a si臋 tajemnic膮 poliszynela i dotar艂a r贸wnie偶 do Rosji, Go艂owko, nie m贸g艂 bezpo艣rednio kontaktowa膰 si臋 z Ryanem, chyba 偶e chodzi艂o by o nag艂膮 sytuacj臋 kryzysow膮. Amerykanie wyra藕nie szykowali si臋 do czego艣, on jednak nie wiedzia艂, do czego, a zamiast zapyta膰 wprost, musia艂 czeka膰, a偶 jego agentom uda si臋 to ustali膰. Problem polega艂 i na katastrofie, kt贸ra dotkn臋艂a ameryka艅skie w艂adze, i na wyniesionym z CIA przyzwyczajeniu Ryana, aby polega膰 na niewielkiej grupie ludzi, zamiast kierowa膰 ca艂膮 administracj膮, niczym dyrygent orkiestr膮 symfoniczn膮. Instynkt podpowiada艂 mu, 偶e Ryan got贸w by艂by do wsp贸艂pracy, 偶e dawni wrogowie mogliby teraz po艂膮czy膰 swe si艂y we w艂asnym dobrze rozumianym interesie, tymczasem ten zdrajca Kealty — nikt inny wszak nie m贸g艂 ujawni膰 informacji prasie — spowodowa艂 impas. Polityka!

Kiedy艣 by艂a dla Go艂owki najwa偶niejsz膮 rzecz膮 w 偶yciu. Wst膮pi艂 do partii w wieku lat osiemnastu, dzie艂a Marksa i Lenina zg艂臋bia艂 z pasj膮 studenta teologii, a chocia偶 zapa艂 z czasem min膮艂, to przecie偶 owe logiczne, chocia偶 nierzeczywiste, teorie nada艂y kszta艂t jego doros艂emu 偶yciu, a偶 wreszcie run臋艂y dawne dekoracje ustrojowe, a on wyl膮dowa艂 na stanowisku, kt贸re piastowa艂. Dzisiaj potrafi艂 zracjonalizowa膰 w kategoriach historycznych przyczyny dawnej niech臋ci do Stan贸w Zjednoczonych: dwa supermocarstwa, dwa odmienne kr臋gi sojuszy, dwie odmienne doktryny sprawowania w艂adzy, sczepione w jednym, d艂ugotrwa艂ym konflikcie. Narodowa duma chcia艂aby, 偶eby zwyci臋偶y艂a jego ojczyzna, ale tak si臋 nie sta艂o. Jedno by艂o pewne: sko艅czy艂a si臋 zimna wojna, a wraz z ni膮 min膮艂 czas 艣miertelnej konfrontacji pomi臋dzy Rosj膮 i USA. Dzisiaj obie strony by艂y w stanie uznawa膰 nawzajem swoje interesy i czasami zgodnie wsp贸艂dzia艂a膰. Raz ju偶 tak si臋 zdarzy艂o. Iwan Emmetowicz zwr贸ci艂 si臋 do niego z pro艣b膮 o pomoc w konflikcie Stan贸w Zjednoczonych z Japoni膮 i oba kraje zgodnie zrealizowa艂y wsp贸lnie postawiony cel, co na szcz臋艣cie nadal pozostawa艂o tajemnic膮. Ciekawe, my艣la艂 Go艂owko, 偶e Kealty nie zdecydowa艂 si臋 na ujawnienie tej sprawy. Tak czy owak, w kraju, w kt贸rym prasy nie kr臋powa艂y ju偶 dawne p臋ta, rozpocz臋艂a si臋 nagonka na Ryana nie gorsza ni偶 w Ameryce, a w rezultacie Go艂owko nie m贸g艂 sobie pozwoli膰 nawet na jeden banalny telefon.

Silniki uruchomiono na transporterach nie bez powodu. Ryan szykowa艂 si臋 do czego艣, albo dopiero co艣 planowa艂, on za艣 musia艂 znowu powr贸ci膰 do roli szpiega, kt贸ry knuje przeciw drugiemu szpiegowi, zamiast z nim wsp贸艂pracowa膰. No c贸偶, nie mia艂 wyboru.

— Utworzy膰 specjaln膮 grup臋 do sta艂ej analizy sytuacji w Zatoce Perskiej. Pozbiera膰 wszystkie dost臋pne informacje. Ameryka b臋dzie musia艂a jako艣 zareagowa膰. Po pierwsze, ustali膰, co si臋 dzieje. Po drugie, co mog膮 wiedzie膰 Amerykanie. Po trzecie, co mog膮 zrobi膰. W艂膮czy膰 genera艂a Bondarienk臋. Zna si臋 na ich armii, sp臋dzi艂 tam troch臋 czasu.

— Tak toczna, gaspadin priedsiedatiel — brzmia艂a zdyscyplinowana odpowied藕.

Dobrze, 偶e przynajmniej to si臋 nie zmieni艂o.

* * *

Warunki by艂y znakomite: nie za ciep艂o, nie za zimno. Centrum Javitsa po艂o偶one by艂o tu偶 nad rzek膮, panowa艂a wi臋c w nim stosunkowo du偶a wilgotno艣膰, co te偶 by艂o korzystne. B臋dzie pod dachem, nie trzeba wi臋c k艂opota膰 si臋 o promieniowanie ultrafioletowe, kt贸re zagra偶a艂o zawarto艣ci pojemnika. Mia艂 dok艂adnie wykona膰 otrzymane polecenia, a to, czy wszystko potoczy si臋 dalej zgodnie z planem, spoczywa艂o ju偶 w r臋kach Allacha. Wysiad艂 z taks贸wki i wszed艂 do 艣rodka.

Po raz pierwszy znalaz艂 si臋 w tak obszernej budowli i przez chwil臋 sta艂 stropiony, obracaj膮c w r臋ku plakietk臋, kt贸r膮 otrzyma艂 jako go艣膰, oraz program z planem orientacyjnym. Po chwili jednak rozpogodzi艂 si臋: mia艂 du偶o czasu, kt贸ry mo偶e po艣wi臋ci膰 na rozejrzenie si臋 po艣r贸d wszystkich tych samochod贸w.

By艂o ich mn贸stwo; l艣ni艂y niczym klejnoty, jedne obraca艂y si臋 na ruchomych podiach, aby oszcz臋dzi膰 wysi艂ku tym, kt贸rym nie chcia艂o si臋 ich obej艣膰, przy innych sk膮po odziane dziewczyny kusi艂y obiecuj膮cymi gestami, jak gdyby mo偶na by艂o kocha膰 si臋 z maszynami. Chocia偶 z dziewczynami, kto wie, my艣la艂, wpatruj膮c si臋 艂akomie w ich ods艂oni臋te twarze. Wiedzia艂, 偶e Ameryka wytwarza miliony samochod贸w, niemal we wszystkich mo偶liwych kszta艂tach i kolorach, co oznacza艂o ogromne marnotrawstwo. Bo czy偶 by艂 samoch贸d czym艣 wi臋cej ni偶 艣rodkiem transportu, 艣rodkiem, kt贸ry sam si臋 niszczy艂 i zanieczyszcza艂 otoczenie? Ca艂a ta wystawa by艂a jednym wielkim 艂garstwem, gdy偶 z wielkim nak艂adem si艂 i 艣rodk贸w sugerowa艂a co艣 innego: 偶e samoch贸d ma w sobie co艣 czarodziejskiego, magicznego...

Co jednak nie by艂o do ko艅ca k艂amstwem, musia艂 przyzna膰 sam przed sob膮. Na chwil臋 poczu艂 nawet czarown膮 gor膮czk臋 zakup贸w, ale jednak nie... To nie by艂 suk, do kt贸rego atmosfery nawyk艂, nie by艂o tu szereg贸w ma艂ych kram贸w, przed kt贸rymi wystawaliby kupcy, gotowi targowa膰 si臋 dla samej rado艣ci targowania. O tak, Ameryka by艂a zupe艂nie inna. Tutaj kobiety prostytuowa艂y si臋, aby tylko sprzeda膰 towar za cen臋, z kt贸rej nie by艂o 偶adnego upustu. Targa艂y nim sprzeczne uczucia. Z jednej strony, kusi艂 go wyzywaj膮cy czar kobiet, z drugiej, czu艂 si臋 poruszony tak plugawym wykorzystaniem niewie艣ciego cia艂a i z niejak膮 satysfakcj膮 zauwa偶y艂, 偶e po艣r贸d wszetecznic nie ma 偶adnej o semickich rysach.

Wszystkie marki i modele. Wielka ekspozycja Cadillaka w dziale General Motors, w innej cz臋艣ci Ford, gdzie uwag臋 podr贸偶nego najbardziej przyku艂y Chryslery. Sekcja japo艅ska 艣wieci艂a pustkami, co niew膮tpliwie by艂o efektem ostrej kampanii reklamowej, w czasie kt贸rej wystawiane by艂y przez krajowych producent贸w wielkie transparenty: AMERYKA艃SKI WYTW脫R AMERYKA艃SKICH RAK. Zapowiada艂 si臋 ci臋偶ki rok dla Toyoty, Nissana i ich rodzimych konkurent贸w.

Ze z艂ej passy Japo艅czyk贸w korzystali Europejczycy. Szczeg贸lnie wielki t艂um zebra艂 si臋 w dziale Mercedesa, a uwag臋 przyci膮ga艂 przede wszystkim najnowszy model sportowy, po艂yskuj膮cy chromami i czarnym metalizowanym lakierem. Podr贸偶ny po drodze zbiera艂 ze wszystkich stolik贸w ulotki, kt贸re upycha艂 w torbie, co upodabnia艂o go do reszty zwiedzaj膮cych. Kupi艂 te偶 hot doga, nie zastanawiaj膮c si臋 nad tym, czy par贸wka jest czy nie jest z wieprzowiny; przecie偶 nie obowi膮zywa艂o tu prawo koraniczne, a on w g艂臋bi duszy niewiele sobie robi艂 ze wszystkich tych zakaz贸w. Sporo czasu sp臋dzi艂 przy samochodach terenowych, zastanawiaj膮c si臋, czy wytrzyma艂yby wertepy Libanu lub Iranu; uzna艂 偶e raczej tak. Szczeg贸lnie spodoba艂 mu si臋 model wzorowany na poje藕dzie wojskowym; gdyby mia艂 wybiera膰, chyba na ten w艂a艣nie by si臋 zdecydowa艂. Zgarn膮艂 wszystkie materia艂y reklamowe i, oparty o stoisko, zag艂臋bi艂 si臋 w lekturze. Sportowe auta by艂y tylko na pokaz, tutaj znajdowa艂 co艣 naprawd臋 ciekawego. Sko艅czy艂 czyta膰 i westchn膮艂 ci臋偶ko; c贸偶 za szkoda, 偶e nigdy nie b臋dzie mie膰 czego艣 takiego. Zerkn膮艂 na zegarek. Zbli偶a艂 si臋 wiecz贸r. Wsz臋dzie t艂um ludzi, oczarowanych ekspozycj膮. Znakomicie.

Zauwa偶y艂 system klimatyzacyjny. Najlepiej by艂oby w nim umie艣ci膰 zawarto艣膰 pojemnika, ale przestrze偶ono go przed takimi pomys艂ami. Od czasu, gdy na zje藕dzie Legionu Ameryka艅skiego w Filadelfii w 1976 roku zebranych zaatakowa艂a bakteria powoduj膮ca zapalenie p艂uc, od tej pory znana pod wdzi臋czn膮 nazw膮 Legionella, bardzo dbano o antyseptyk臋 takich urz膮dze艅. Wod臋, kt贸r膮 wykorzystywano do nawil偶ania powietrza, odka偶ano chlorem, ten za艣 by艂 zab贸jczy tak偶e dla wirus贸w. Znad kolorowej broszury zerkn膮艂 na wielkie wentylatory, z kt贸rych sp艂ywa艂o ch艂odne powietrze. Ogrzane przez cia艂a zwiedzaj膮cych powietrze wzniesie si臋 do g贸ry, a stamt膮d zostanie wch艂oni臋te przez uk艂ad ozi臋biaj膮cy, a zarazem do pewnego stopnia odka偶aj膮cy. Musia艂 przeto znale藕膰 miejsce, gdzie obieg powietrza b臋dzie jego sprzymierze艅cem, a nie przeciwnikiem. Wiele uwagi po艣wi臋caj膮c samochodom, zacz膮艂 przechodzi膰 od jednego wentylatora do drugiego. Czu艂 mi臋kki, zimny powiew i zastanawia艂 si臋, gdzie najlepiej zostawi膰 pojemnik. Okres rozpylania trwa膰 b臋dzie jakie艣 pi臋tna艣cie sekund, co spowoduje lekki syk — kt贸ry najprawdopodobniej zginie w gwarze — oraz ma艂y ob艂ok pary. Ta b臋dzie widoczna tylko przez kilka sekund, by nast臋pnie bez 艣ladu rozproszy膰 si臋 w otaczaj膮cym powietrzu i rozej艣膰 na ca艂膮 budowl臋 w ci膮gu jakich艣 trzydziestu minut. Wa偶ne by艂o, by na zara偶enie narazi膰 mo偶liwie jak najwi臋cej os贸b.

Chocia偶 wystawa by艂a ogromna i tak nie zape艂ni艂a ca艂ego Centrum Javitsa. Ka偶da ekspozycja by艂a oddzielona od reszty, troch臋 na podobie艅stwo pomieszcze艅 biurowych, a za wieloma powiewa艂y wysokie proporce, kt贸re ustawiono jedynie po to, aby zape艂ni膰 puste miejsca. Nie by艂o 偶adnych ogrodze艅, mo偶na si臋 tam by艂o dosta膰 bez najmniejszego k艂opotu, z czego zreszt膮 korzysta艂y niewielkie grupki, urz膮dzaj膮ce na uboczu ma艂e narady. Co jaki艣 czas pojawiali si臋 tak偶e porz膮dkowi. Ci stanowili pewne utrudnienie, mogli bowiem sprz膮tn膮膰 pojemnik, zanim ten si臋 roz艂aduje. Rzecz polega艂a wi臋c na tym, aby stwierdzi膰, ile czasu zajmuje im okr膮偶enie terenu, i wybra膰 najlepszy moment. Centrum zamykano dopiero za kilka godzin, z drugiej jednak strony uprzedzono go, 偶e nie musi przesadnie troszczy膰 si臋 o miejsce; najwa偶niejsza by艂a dyskrecja.

Przyjrza艂 si臋 g艂贸wnemu wej艣ciu, przez kt贸re t艂um wlewa艂 si臋 i wylewa艂. Nad nim znajdowa艂a si臋 bateria wentylator贸w klimatyzacyjnych, kt贸re tworzy艂y co艣 na kszta艂t bariery termicznej; otwory wlotowe umieszczono przede wszystkim w centrum hali. Powietrze sp艂ywa艂o zatem do 艣rodka z peryferi贸w, a ka偶dy musia艂 przej艣膰 przez t臋 sam膮 g艂贸wn膮 bram臋... jak to wykorzysta膰? Po tej stronie by艂o kilka miejsc z napojami i kanapkami, a t艂ok by艂 niebezpieczny: kto艣 m贸g艂by podnie艣膰 pojemnik i wrzuci膰 go do kosza. Przeszed艂 na drugi koniec; zagl膮da艂 do programu, zderza艂 si臋 z innymi, a偶 znalaz艂 si臋 na ko艅cu sekcji General Motors. Obok, ale bli偶ej centrum, znajdowa艂y si臋 Mercedes i BMW, wszystkie trzy stoiska oblegane... a do tego przeci膮g spowodowany znajduj膮cym si臋 naprzeciwko g艂贸wnym wej艣ciem. Trzy stoj膮ce obok siebie proporce zas艂ania艂y 艣cian臋, ale za nimi dostrzeg艂 troch臋 miejsca. Tutaj. Rozejrza艂 si臋, zerkn膮艂 na zegarek, potem do programu, kt贸ry wcisn膮艂 do torby, jednocze艣nie rozsuwaj膮c zamek kosmetyczki z przyborami do golenia. Raz jeszcze zrobi艂 ko艂o, by si臋 upewni膰, 偶e nie ma lepszego rozwi膮zania; jego uwag臋 na chwil臋 przyci膮gn膮艂 inny zak膮tek, ale by艂 zdecydowanie gorszy. Teraz przysz艂a kolej na ostateczne sprawdzenie, czy nikt go nie 艣ledzi; czy nie przyci膮gn膮艂 niczyjego spojrzenia, a nie zamierza艂 swojej obecno艣ci podkre艣la膰 seriami z Ka艂asznikowa czy eksplozjami granat贸w. Na wiele sposob贸w mo偶na by艂o uprawia膰 terroryzm i 偶a艂owa艂, 偶e dopiero teraz si臋 o tym dowiadywa艂. Ach, gdyby zawarto艣膰 pojemnika rozpyli膰 gdzie艣 w Jerozolimie... Mo偶e przyjdzie czas i na to, gdy z艂amie si臋 g艂贸wnego wroga jego 艣wiata i jego religii. Przez chwil臋 zagl膮da艂 w twarze tych, kt贸rzy tak nienawidzili jego i jego rodak贸w, a teraz t艂oczyli si臋 bezmy艣lnie jak byd艂o. Czas by艂 najwy偶szy.

Podr贸偶nik przysiad艂, zas艂oni臋ty w du偶ej mierze przez proporce, wydoby艂 puszk臋 i u艂o偶y艂 j膮 na p艂ask na betonowej pod艂odze, gdy偶 w ten spos贸b mniej by艂a widoczna. Uruchomi艂 prosty mechanizm zegarowy i powr贸ci艂 na teren wystawowy, kieruj膮c si臋 do wyj艣cia. Pi臋膰 minut p贸藕niej taks贸wka wioz艂a go do hotelu. Zanim si臋 w nim znalaz艂, czasomierz otworzy艂 zaw贸r i w ci膮gu pi臋tnastu sekund pojemnik si臋 opr贸偶ni艂. Syk zupe艂nie zgin膮艂 w kakofonii innych d藕wi臋k贸w, mgie艂ka rozp艂yn臋艂a si臋, zanim ktokolwiek zd膮偶y艂 j膮 zauwa偶y膰.

* * *

W Atlancie odbywa艂 si臋 pokaz 偶agl贸wek i jacht贸w. Co najwy偶ej po艂owa zwiedzaj膮cych wystaw臋 my艣la艂a powa偶nie o kupnie 艂贸dki, teraz czy w przysz艂o艣ci. Reszta oddawa艂a si臋 marzeniom.

Przebudzenie b臋dzie brutalne, pomy艣la艂 inny z podopiecznych Badrajna, kiedy opuszcza艂 centrum wystawowe.

* * *

W Orlando wystawiano pojazdy turystyczne. Tutaj wszystko posz艂o bardzo 艂atwo. Wystarczy艂o zajrze膰 pod przyczep臋 kempingow膮, jak gdyby sprawdzaj膮c podwozie, i zostawi膰 tam pojemnik.

* * *

W chicagowskim Centrum McCormick odbywa艂a si臋 wystawa sprz臋tu gospodarstwa domowego; po艣r贸d mebli i sprz臋t贸w kr臋ci艂o si臋 mn贸stwo kobiet zastanawiaj膮cych si臋, co by by艂o najbardziej przydatne w domu.

* * *

W Houston zorganizowano jeden z najwi臋kszych w Stanach Zjednoczonych pokaz贸w koni, po艣r贸d kt贸rych by艂o wiele arab贸w. Spiskowiec przed uruchomieniem mechanizmu zegarowego pomodli艂 si臋, aby nie ucierpia艂y te szlachetne zwierz臋ta, tak mi艂e Allachowi.

* * *

W Phoenix demonstrowano sprz臋t do golfa, na kt贸rym obecny tam wys艂annik Badrajna zupe艂nie si臋 nie zna艂, zabra艂 wi臋c ze sob膮 dobrych kilka kilogram贸w literatury, kt贸r膮 zamierza艂 przejrze膰 w trakcie powrotu na drug膮 p贸艂kul臋.

* * *

W San Franciso odbywa艂y si臋 targi komputerowe, a by艂a to najbardziej tego dnia oblegana impreza handlowa w ca艂ym kraju. Przez Moscone Convention Center przewin臋艂o si臋 ponad dwadzie艣cia tysi臋cy ludzi. T艂ok by艂 tak wielki, 偶e zamachowiec zacz膮艂 si臋 w pewnej chwili denerwowa膰, i偶 zanim opu艣ci hal臋 i znajdzie si臋 po艣r贸d kawiarenek na wolnym powietrzu, pojemnik zacznie rozpyla膰 swoj膮 mordercz膮 zawarto艣膰. Uda艂o mu si臋 jednak, a do hotelu odleg艂ego o cztery przecznice wr贸ci艂 na piechot臋.

* * *

Alahad zamyka艂 ju偶 sw贸j sklep z dywanami, kiedy zjawi艂 si臋 Aref Raman. W艂a艣ciciel zamkn膮艂 drzwi i pogasi艂 艣wiat艂a.

— Jakie instrukcje?

— 呕adnego ruchu bez wyra藕nego rozkazu, ale w tej chwili chodzi przede wszystkim o to, czy jeste艣 gotowy do wykonania zadania.

— Czy to nie oczywiste? — 偶achn膮艂 si臋 Raman. — Inaczej po co...?

— Wykonuj臋 otrzymane polecenia — przerwa艂 mu p贸艂g艂osem Alahad.

— Tak, jestem got贸w — odpowiedzia艂 zamachowiec.

Decyzja zapad艂a wiele lat temu, ale mimo wszystko poczu艂 dreszcz na d藕wi臋k w艂asnych s艂贸w.

— Czekaj zatem na rozkaz. Nadejdzie nied艂ugo.

— Sytuacja polityczna...

— Jest znana, a w wiadomym miejscu nikt nie w膮tpi w twoje po艣wi臋cenie. Niech spok贸j ci臋 nie opuszcza, Arefie. Dokonuj膮 si臋 rzeczy wielkie, kt贸rych kszta艂tu nie znam, ale wiem, 偶e nadchodz膮. Czyn tw贸j b臋dzie jednym z najchwalebniejszych wydarze艅 艢wi臋tej Wojny. Mahmud Had偶i pozdrawia ci臋 i modli si臋 za ciebie.

— Dzi臋ki.

Raman sk艂oni艂 si臋 kornie przed dalekim b艂agos艂awie艅stwem. G艂os duchownego s艂ysza艂 tylko w telewizji, ale wtedy odwraca艂 si臋 w obawie, 偶e kto艣 m贸g艂by dojrze膰 jak膮艣 zmian臋 na jego twarzy.

— To by艂 dla ciebie ci臋偶ki czas — powiedzia艂 Alahad.

— Tak, ci臋偶ki.

— Nied艂ugo to si臋 sko艅czy, bracie. 艢pieszysz si臋?

— Nie.

— Chod藕 na zaplecze; pomodlimy si臋 razem.

38
Cisza przed burz膮

— Nie jestem specjalist膮 od tego regionu — protestowa艂 Clark, co na Edzie Foleyu nie zrobi艂o 偶adnego wra偶enia.

— By艂e艣 tam, a to przecie偶 ty zawsze powtarzasz, 偶e nic nie jest w stanie zast膮pi膰 dobrego nosa.

— A dzisiaj opowiada艂 o tym m艂odziakom na Farmie — dorzuci艂 Ding z chytrym u艣mieszkiem. — To znaczy, dzisiaj chodzi艂o o to, jak odczytywa膰 my艣li z wyrazu oczu; przecie偶 wszystko si臋 艂膮czy: dobre oko, dobry w臋ch, dobre wszystkie zmys艂y.

On sam wprawdzie nie by艂 w Iranie, ale przecie偶 nie wy艣l膮 pana C samego?

— Jedziesz, John — odezwa艂a si臋 Mary Pat Foley, a poniewa偶 by艂a szefem wydzia艂u wywiadu, ucina艂o to wszystkie spory. — W ka偶dej chwili mo偶liwa jest decyzja sekretarza Adlera o wylocie. Ty i Ding wyst膮picie w roli ochrony. Pilnujecie go, a jednocze艣nie rozgl膮dacie si臋, 偶adnych podchod贸w, 偶adnych sekret贸w. Chc臋, 偶eby艣cie wyczuli nastr贸j ulicy. Ma艂e rozpoznanie, to wszystko.

Zwykle wystarcza艂o przejrzenie wszystkiego, co nakr臋cili reporterzy CNN, tym razem Mary Pat zadecydowa艂a, 偶e chce us艂ysze膰 opini臋 do艣wiadczonego wywiadowcy.

Z艂a strona tego, 偶e by艂o si臋 dobrym instruktorem, polega艂a na d艂ugiej pami臋ci wychowank贸w, kt贸rzy, awansuj膮c, pami臋tali, kto i czego ich nauczy艂. Clark przypomina艂 sobie, jak Foleyowie ucz臋szczali na jego zaj臋cia na Farmie. Od samego pocz膮tku, to ona przewodzi艂a tej parze: wspania艂y instynkt, 艣wietna znajomo艣膰 j臋zyka rosyjskiego i rosyjskiej mentalno艣ci, umiej臋tno艣膰 zg艂臋biania ludzkiej psychiki, rzadko spotykana u najs艂awniejszych psychiatr贸w... a zarazem pewien niedostatek ostro偶no艣ci, zbytnie zaufanie, 偶e spojrzenie niebieskich oczu i mina naiwnej blondynki pozwol膮 jej wybrn膮膰 z najgorszych tarapat贸w. Ed nie mia艂 jej pasji i zadziorno艣ci, lepiej natomiast potrafi艂 z pojedynczych element贸w uformowa膰 zarys ca艂o艣ci i planowa膰 d艂ugotrwa艂e batalie. Ka偶de z nich mia艂o swoje s艂abostki i mocne strony, razem stanowili znakomity tandem, a John by艂 dumny z tego, 偶e uda艂o mu si臋 nauczy膰 ich kilku rzeczy.

— Mamy tam jakie艣 warto艣ciowe aktywa?

— Niestety nie. Adler chce w rozmowie w cztery oczy wyja艣ni膰 Darjaeiemu regu艂y gry. Zatrzymacie si臋 w ambasadzie francuskiej. Misja jest tajna. VC-20 do Pary偶a, stamt膮d dowioz膮 was Francuzi. Przyjazd, rozmowa i zaraz wyjazd, ale znajd藕cie godzink臋, mo偶e dwie, pokr臋膰cie si臋 troch臋 po mie艣cie; wiecie: ceny chleba, co ludzie m贸wi膮 na ulicy, jak si臋 ubieraj膮.

— No i b臋dziemy mie膰 paszporty dyplomatyczne, tak 偶e nic nam si臋 nie mo偶e sta膰 — dorzuci艂 zgry藕liwie John. — Kiedy艣 to ju偶 s艂ysza艂em, podobnie jak pracownicy naszej ambasady, kt贸rzy si臋 tam znale藕li w 1979 roku.

— Adler jest sekretarzem stanu — przypomnia艂 Ed.

— Mam nadziej臋, 偶e wiedz膮, co to znaczy.

Bo o tym, 偶e jest 呕ydem, wiedz膮 na pewno, pomy艣la艂 w duchu.

* * *

膯wiczenia zawsze si臋 rozpoczyna艂y od lotu do Barstow w Kalifornii. Autobusy i ci臋偶ar贸wki podje偶d偶a艂y pod samoloty, a 偶o艂nierze schodzili po stopniach i wsiadali na kr贸tk膮 przeja偶d偶k臋 jedyn膮 drog膮, kt贸ra prowadzi艂a do Narodowego O艣rodka Szkoleniowego. Spod nieruchomych helikopter贸w przygl膮dali im si臋 genera艂 Diggs i pu艂kownik Hamm. By艂a to wzmocniona brygada Gwardii Narodowej P贸艂nocnej Karoliny, a wizyty jednostek tej formacji w Fort Irwin nale偶a艂y do rzadko艣ci. Poniewa偶 jednak P贸艂nocna Karolina pochwali膰 si臋 mog艂a — przynajmniej do tej pory — najd艂u偶ej zasiadaj膮cymi na Kapitolu kongresmanami, wi臋c miejscowa Gwardia Narodowa zyska艂a najnowocze艣niejsze uzbrojenie i zosta艂a wyznaczona jako brygada dubluj膮ca jedn膮 z pancernych dywizji armii zawodowej. Trudno si臋 dziwi膰, 偶e jej cz艂onkowie nosili si臋 jak prawdziwi 偶o艂nierze, a oficerowie przez ca艂y rok przygotowywali si臋 do 膰wicze艅 na najtwardszym poligonie w ca艂ych Stanach Zjednoczonych. A mo偶e i na 艣wiecie. Wystarali si臋 nawet o dodatkowe paliwo, kt贸re pozwoli艂o im na kilka tygodni uzupe艂niaj膮cych 膰wicze艅. Teraz, zanim rzucili rozkaz wsiadania do samochod贸w, ustawiali swoich podw艂adnych w dwuszeregach i co艣 im t艂umaczyli, przekrzykuj膮c huk silnik贸w samolotowych. Diggs i Hamm obserwowali to z odleg艂o艣ci pi臋ciuset metr贸w.

— Strasznie s膮 z siebie dumni, szefie — zawa偶y艂 Hamm.

Z oddali dolecia艂 g艂o艣ny okrzyk kompanii czo艂gist贸w, kt贸rzy oznajmili w艂a艣nie swemu dow贸dca, 偶e z ch臋ci膮 si臋 z kim艣 spr贸buj膮. Wydarzenie upami臋tnia艂a karoli艅ska ekipa telewizyjna.

— 呕o艂nierze powinni by膰 dumni, pu艂kowniku — odpar艂 Diggs.

— O czym艣 jednak zapomnieli.

— O czym, Al?

— O poduszkach, 偶eby mieli na czym siedzie膰.

Obaj oficerowie spojrzeli na siebie porozumiewawczo. Pierwszym zadaniem Czerwonych by艂o przytrze膰 troch臋 ro偶k贸w zarozumialcom. Czarny Ko艅 z rzadka przegrywa艂 co najwy偶ej jedn膮 potyczk臋 i to zawsze maj膮c za przeciwnika regularn膮 armi臋. Hamm nie dopuszcza艂 do siebie my艣li, 偶e nadchodz膮cy miesi膮c mia艂by w tym uk艂adzie cokolwiek zmieni膰. Dwa szwadrony czo艂g贸w Abrams, jeden Bradley贸w, jeden artylerii i szwadron zaopatrzeniowy przeciw ca艂ej brygadzie pancernej przyjezdnych. To by艂o niesprawiedliwe. Dla przyjezdnych.

* * *

Robota by艂a w艂a艣ciwie na uko艅czeniu. Najbardziej 偶mudne okaza艂o si臋 mieszanie, co jednak dla Ludzi z G贸r by艂o niez艂膮 zapraw膮. W艂a艣ciwe proporcje nawozu (kt贸rego wa偶nym sk艂adnikiem by艂 amoniak) i oleju nap臋dowego zaczerpn臋li z podr臋cznika. Obu ich nader rozbawi艂a my艣l, 偶e ro艣linki z ochot膮 spo偶ywa艂y materia艂 wybuchowy. Substancja u偶ywana w pociskach artyleryjskich tak偶e by艂a oparta na amoniaku, zdarzy艂o si臋 kiedy艣 po I wojnie 艣wiatowej, 偶e niemiecka fabryka nawoz贸w sztucznych eksplodowa艂a i usun臋艂a z powierzchni ziemi ca艂膮 wie艣, 艂膮cznie z mieszka艅cami. Olej nap臋dowy mia艂 dodatkowo wzbogaci膰 艂adunek w energi臋, przede wszystkim jednak zapewnia艂 wilgo膰, dzi臋ki czemu wewn臋trzna fala uderzeniowa lepiej si臋 rozchodzi艂a w materiale wybuchowym, co przy艣piesza艂o detonacj臋. Sk艂adniki podawali przez du偶膮 rur臋, a do mieszania u偶ywali wios艂a. W efekcie otrzymali b艂otnist膮 ma藕, kt贸ra dawa艂a si臋 formowa膰 w bloki.

Wn臋trze b臋bna by艂o brudne, cuchn膮ce i odrobin臋 niebezpieczne. Nape艂niali je na zmian臋. 艢rednica wlewu, kt贸rym mia艂 si臋 dostawa膰 p贸艂p艂ynny beton, wynosi艂a ponad metr. Holbrook przymocowa艂 do niego elektryczny wiatraczek, poniewa偶 wyziewy mieszanki by艂y nieprzyjemne i mog艂y by膰 niebezpieczne dla zdrowia; dostatecznym ostrze偶eniem by艂y b贸le g艂owy u obydw贸ch. Zaj臋艂o im to wszystko ponad tydzie艅, teraz jednak b臋ben by艂 pe艂ny w trzech czwartych, jak zaplanowali. Kolejne warstwy by艂y nieco nier贸wne, luki wype艂niali wi臋c bardziej p艂ynn膮 mieszank膮, kt贸r膮 dolewali z wiadra.

— Chyba ju偶 starczy, Pete — powiedzia艂 Ernie Brown. — Mamy jeszcze z pi臋膰dziesi膮t kilo, ale...

— Nie, nie, trzeba zostawi膰 troch臋 pustego na g贸rze — zgodzi艂 si臋 Holbrook, kt贸ry zszed艂 po drabinie, po czym wyszli i usiedli na sk艂adanych krzese艂kach, 偶eby zaczerpn膮膰 艣wie偶ego powietrza.

— Powiem ci jedno: dobrze, 偶e ju偶 sko艅czyli艣my.

— Ja te偶 si臋 ciesz臋.

Brown otar艂 twarz i odetchn膮艂 g艂臋boko. G艂owa p臋ka艂a mu z b贸lu. Posiedz膮 sobie tutaj, a偶 wyrzuc膮 z p艂uc wszystkie te smrody.

— 呕eby nam tylko nie zaszkodzi艂o.

— Komu艣 z pewno艣ci膮 zaszkodzi. Dobry by艂 pomys艂 z tymi kulkami.

Do mieszanki dodali o艂owiane kule, pe艂ne dwie dwudziestolitrowe puszki po oleju.

— Moja mama zawsze m贸wi艂a, 偶e keksik musi by膰 z orzeszkami — oznajmi艂 Holbrook.

Brown ze 艣miechu o ma艂o nie spad艂 z krzese艂ka.

— O, ty, kurcz臋... — Z艂apa艂 si臋 nagle za g艂ow臋. — Jezu, jak mnie 艂eb boli.

* * *

Zgoda na pomoc w przygotowaniu spotkania nadesz艂a z Quai d'Orsay z godn膮 uwagi szybko艣ci膮. Francja utrzymywa艂a stosunki dyplomatyczne ze wszystkimi krajami s膮siaduj膮cymi z Zatok膮 Persk膮 i handlowa艂a z nimi wszystkim: od czo艂g贸w po lekarstwa. Francuskim oddzia艂om, kt贸re wzi臋艂y udzia艂 w wojnie w Zatoce, przysz艂o walczy膰 z przeciwnikiem uzbrojonym we francusk膮 bro艅, co nie by艂o jednak jakim艣 wyj膮tkowym zdarzeniem. O dwudziestej pierwszej zgoda zosta艂a przekazana ameryka艅skiej ambasadzie, sk膮d w pi臋膰 minut teleks dotar艂 do Waszyngtonu, by natychmiast znale藕膰 si臋 w r臋kach le偶膮cego jeszcze w 艂贸偶ku Adlera. W tym czasie wykonywano inne niezb臋dne telefony, w pierwszej kolejno艣ci do 89. Skrzyd艂a w bazie Si艂 Powietrznych Andrews.

— Tak? — powiedzia艂 Clark, podnosz膮c telefon w pokoju w „Mariotcie” w pobli偶u Langley.

— Dzisiaj — us艂ysza艂 lakoniczn膮 wiadomo艣膰.

Skin膮艂 lekko g艂ow膮.

— 艢wietnie. Jestem spakowany.

Potem odwr贸ci艂 si臋 na drugi bok, 偶eby jeszcze troch臋 pospa膰. Przynajmniej przed tym wyjazdem nie b臋dzie 偶adnej odprawy. Polecenia by艂y jasne: pilnowa膰 Adlera, przej艣膰 si臋 troch臋 po Teheranie, to wszystko. Nie trzeba si臋 troszczy膰 o bezpiecze艅stwo. Je艣li Ira艅czycy — dalej u偶ywa艂 tego terminu, bo czym go zast膮pi膰 — „Zrinczykami”? — b臋d膮 chcieli zrobi膰 im jak膮艣 przykro艣膰 i tak dw贸ch facet贸w z pistoletami mo偶e jedynie pos艂usznie je odda膰, licz膮c na to, 偶e lokalne s艂u偶by nie dopuszcz膮 do linczu.

— Jedziemy? — mrukn膮艂 ze swego 艂贸偶ka Chavez.

— Tak.

— Bueno.

* * *

Darjaei spojrza艂 na stoj膮cy na biurku zegarek i odj膮艂 jedena艣cie godzin, niespokojny, czy czasem nie nast膮pi艂a jaka艣 wpadka. W膮tpliwo艣ci by艂y zmor膮 ludzi na jego stanowisku. Podejmowa艂o si臋 decyzj臋, zleca艂o jej wykonanie, ale potem zaczyna艂 si臋 czas uci膮偶liwych my艣li i oczekiwania. Droga do sukcesu nigdy nie by艂a 艂atwa i zawsze wi膮za艂a si臋 z ryzykiem, o czym zupe艂nie nie my艣leli ci, kt贸rym marzy艂a si臋 funkcja g艂owy pa艅stwa.

Nie, wszystko musia艂o p贸j艣膰 dobrze. Niedawno odwiedzi艂 go ambasador francuski, niewierny wprawdzie, ale sympatyczny cz艂owiek, kt贸ry j臋zykiem farsi m贸wi艂 tak biegle, i偶 Darjaei zastanawia艂 si臋 nawet, jak w jego interpretacji zabrzmia艂yby stare perskie wiersze. Ponadto cz艂owiek bardzo dobrze u艂o偶ony, dbaj膮cy o subtelno艣ci — propozycj臋 spotkania przekaza艂 z taktem kogo艣, kto po艣redniczy w rokowaniach ma艂偶e艅skich mi臋dzy dwiema zwa艣nionymi rodzinami. Gdyby Amerykanie dowiedzieli si臋 czegokolwiek o sekretnej misji, przygotowanej przez Badrajna, nie wyst膮piliby z podobn膮 sugesti膮. W takiej sytuacji, gdyby chodzi艂o im o bezpo艣redni, acz nieformalny kontakt, zaproponowaliby neutralny grunt (na przyk艂ad Szwajcari臋). Tutaj jednak, do pa艅stwa, z kt贸rym zerwali oficjalne kontakty, wysy艂ali swego ministra spraw zagranicznych — w dodatku 呕yda! Przyjacielskie kontakty, przyjacielska wymiana pogl膮d贸w, przyjacielska propozycja przyjaznych stosunk贸w, s艂owa francuskiego dyplomaty ocieka艂y wr臋cz „przyja藕ni膮”, jego rz膮d bowiem mia艂 bez w膮tpienia nadziej臋, 偶e je艣li wszystko potoczy si臋 dobrze, obie strony b臋d膮 pami臋ta艂y, kto dobrze si臋 przys艂u偶y艂 nawi膮zaniu bliskich kontakt贸w, a je艣li 藕le, nie zostanie zapomniane, i偶 Francja dok艂ada艂a wszelkich stara艅.

Przekl臋ci Francuzi, pomy艣la艂. Gdyby ten ich Karol M艂ot w roku 110, czy jak to licz膮 niewierni — 732, nie zatrzyma艂 Abd-ar-Rahmana pod Poitiers, ca艂y 艣wiat wygl膮da艂by teraz inaczej; nawet jednak Allach nie m贸g艂 zmieni膰 historii. Wyprawa Rahmana nie powiod艂a si臋, gdy偶 w duszach jego wojownik贸w chciwo艣膰 zatriumfowa艂a nad bogobojno艣ci膮. Urzeczeni bogactwami wroga, zamiast walczy膰, wzi臋li si臋 do rabowania, co przeciwnikowi pozwoli艂o zewrze膰 szyki i rzuci膰 si臋 do kontrnatarcia. Tak, to lekcja, kt贸r膮 trzeba dobrze zapami臋ta膰. Na smakowanie owoc贸w zwyci臋stwa przyjdzie czas. Najpierw trzeba powali膰 przeciwnika i zmia偶d偶y膰, a dopiero potem mo偶na sobie bra膰, co si臋 zechce.

Przeszed艂 do s膮siedniego pokoju, gdzie na 艣cianie wisia艂a mapa nowego pa艅stwa i jego s膮siad贸w. Wiedzia艂, 偶e mapy bywaj膮 zwodnicze: dystanse kurcz膮 si臋, wszystko wydaje si臋 w zasi臋gu r臋ki, szczeg贸lnie gdy ma si臋 bolesn膮 艣wiadomo艣膰, i偶 tak wiele 偶ycia ju偶 up艂yn臋艂o. A przecie偶 nie potrafi艂 op臋dzi膰 si臋 od my艣li, 偶e cel ostateczny jest tu偶, tu偶 i nic nie mo偶e ju偶 teraz przeszkodzi膰 w jego osi膮gni臋ciu.

* * *

Z wyjazdem by艂o znacznie mniej k艂opot贸w ni偶 z wjazdem. Podobnie jak wi臋kszo艣膰 kraj贸w Zachodu, tak偶e Stany Zjednoczone bardziej interesowa艂y si臋 tym, co ludzie do nich wwo偶膮, ni偶 co z nich wywo偶膮, a spiskowiec, kt贸ry przedstawi艂 w艂a艣nie paszport do kontroli na lotnisku JFK, nie m贸g艂 takiemu podej艣ciu odm贸wi膰 racji. By艂a 7.05; nale偶膮cym do francuskich linii lotniczych samolotem Concorde mia艂 rozpocz膮膰 pierwszy etap drogi do domu. Wi贸z艂 mn贸stwo broszurek samochodowych, a tak偶e got贸w by艂 wychwala膰 pod niebiosa cuda wystawy, gdyby kto艣 zacz膮艂 stawia膰 mu pytania, do czego jednak nie dosz艂o. Wyje偶d偶a艂 i tyle. Paszport zosta艂 od niechcenia podstemplowany, nikt nie interesowa艂 si臋 tym, 偶e opuszcza USA nast臋pnego dnia po przylocie. Interesy s膮 interesami.

W pierwszej klasie podawano kaw臋, on jednak odm贸wi艂. Znienacka poczu艂, jak ogarnia do zm臋czenie psychiczne i fizyczne. Teraz dopiero my艣la艂 ze zdziwieniem, jak wszystko 艂atwo posz艂o. Badrajn przewidywa艂 to wprawdzie, nikt jednak nie uwierzy艂 mu bez reszty, pami臋tali bowiem, jak wszechobecni i sprawni byli agenci izraelscy. Wraz ze znikaj膮cym napi臋ciem, nap艂ywa艂a senno艣膰; w hotelu przewraca艂 si臋 d艂ugo w 艂贸偶ku i usn膮艂 dopiero nad ranem. Kiedy znajdzie si臋 ju偶 w Teheranie, ze 艣miechem opowie o wszystkim Badrajnowi i poprosi o nast臋pne podobne zadanie. Przechodz膮c ko艂o bufetu, dostrzeg艂 butelk臋 z szampanem i nape艂ni艂 sobie kieliszek. Chocia偶 zabrania艂a tego religia, trunkiem czci艂o si臋 sukces na Zachodzie, a mia艂 sobie czego gratulowa膰. Dwadzie艣cia minut p贸藕niej zaproszono pasa偶er贸w do samolotu; wraz z innymi ruszy艂 do przej艣cia. Jedyne, co go teraz martwi艂o, to r贸偶nica czas贸w. Concorde startowa艂 punktualnie o 贸smej rano, a l膮dowa艂 w Pary偶u o 17.45! Wygl膮da艂o na to, 偶e zgubi obiad. Takie by艂y paradoksy wsp贸艂czesnych podr贸偶y.

* * *

Do bazy w Andrews pojechali oddzielnie, Adler limuzyn膮 s艂u偶bow膮, Clark i Chavez wozem tego ostatniego. Sekretarz stanu zosta艂 przepuszczony bez 偶adnych ceregieli, oni musieli si臋 wylegitymowa膰, dzi臋ki czemu zobaczyli, jak r臋ka wartownika podrywa si臋 do daszka.

— Zdaje si臋, 偶e nie lubisz tamtych okolic? — zagadn膮艂 m艂odszy z agent贸w.

— Widzisz, Domingo, w czasach, kiedy je藕dzi艂e艣 jeszcze na tr贸jko艂owym rowerku, by艂em w Teheranie, maj膮c kamufla偶 tak marny jak papier gazetowy. Razem z t艂umem krzycza艂em: „艢mier膰 Ameryce!” i patrzy艂em, jak gromada szczeniak贸w z karabinami w gar艣ci wyprowadza przed bram臋 naszych ludzi z opaskami na oczach. My艣la艂em, 偶e zaraz postawi膮 ich pod jak膮艣 艣cian膮 i rozstrzelaj膮. Pozna艂em naszego rezydenta, strasznie si臋 nad nim zn臋cali.

Dobrze to pami臋ta艂: stoi ledwie o pi臋膰dziesi膮t metr贸w i nic nie mo偶e zrobi膰...

— Jakie mia艂e艣 zadanie?

— Za pierwszym razem chodzi艂o o szybkie uzyskanie dla Firmy pewnej informacji, za drugim — o ratowanie zak艂adnik贸w, co sko艅czy艂o si臋 katastrof膮 艣mig艂owc贸w na pustyni. Wtedy wszyscy powtarzali艣my, 偶e to pech, ale dzisiaj my艣l臋, 偶e mo偶e lepiej, 偶e tak si臋 sta艂o. W ko艅cu uda艂o si臋 ich wydosta膰 ca艂ych i zdrowych.

— Wi臋c to z powodu z艂ych wspomnie艅 nie lubisz tego kraju?

Clark wzruszy艂 ramionami.

— Nie do ko艅ca. Nigdy nie uda艂o mi si臋 ich pozna膰. Saudyjczyk贸w rozumiem i nawet ich lubi臋. Je艣li przekonaj膮 si臋 do ciebie, zostajesz przyjacielem na ca艂e 偶ycie. Niekt贸re regu艂y mog膮 nas troch臋 艣mieszy膰, ale podobnie jest z nimi, kiedy nam si臋 przygl膮daj膮. Troch臋 jak w starym kinie, wiesz, poczucie honoru, go艣cinno艣膰 i tak dalej. Mam sporo dobrych do艣wiadcze艅. Zupe艂nie inaczej po przeciwnej stronie Zatoki. Za ka偶dym razem chcia艂em stamt膮d jak najpr臋dzej si臋 wynosi膰.

Ding zaparkowa艂 samoch贸d. Wyjmowali torby z baga偶nika, kiedy podesz艂a do nich sier偶ant.

— Jedziemy do Pary偶a, 艂askawa pani — powiedzia艂 Clark i znowu pokaza艂 legitymacj臋.

— Zechc膮 panowie pozwoli膰 za mn膮 — powiedzia艂a sucho podoficer i poprowadzi艂a ich w kierunku budynku dla VlP-贸w, sk膮d usuni臋to na czas ich pobytu wszystkich go艣ci. Scott Adler siedzia艂 w szerokim fotelu i przegl膮da艂 jakie艣 papiery.

— Panie sekretarzu?

Adler podni贸s艂 g艂ow臋.

— Zaraz, zaraz, sam zgadn臋. Pan to z pewno艣ci膮 Clark, a pan w takim razie — Chavez.

— Mo偶e znalaz艂oby si臋 dla pana jakie艣 miejsce w Firmie — za偶artowa艂 John i u艣cisn臋li sobie d艂onie.

— Dzie艅 dobry panu — powiedzia艂 Chavez.

— Foley oznajmi艂 mi, 偶e w waszych r臋kach jestem bezpieczny.

Clark rozejrza艂 si臋 i si臋gn膮艂 po kawa艂ek keksa. Nerwy? — pomy艣la艂 ze zdziwieniem. Ed i Mary Pat maj膮 racj臋. Prosta rutynowa operacja, wpadn膮 tylko na chwil臋. Buzi buzi, nie podskakujcie, bo dostaniecie po nosie, pa, pa. Poza tym bywa艂 w gorszych opa艂ach ni偶 w Teheranie; nie du偶o gorszych, ale zawsze. Zerkn膮艂 na trzymany w r臋ku kawa艂ek ciasta, kt贸ry co艣 mu przypomnia艂; poczu艂 si臋 tak, jak gdyby w艂osy zje偶y艂y si臋 na r臋ce pod nieoczekiwanym dotkni臋ciem.

— Powiedzia艂 mi tak偶e, 偶e jeste艣cie w dru偶ynie przygotowuj膮cej ocen臋 specjaln膮 i sporo wiecie.

— Znam Foley贸w od do艣膰 dawna — mrukn膮艂 John.

— Ju偶 pan tam bywa艂, prawda?

Clark wyja艣ni艂 spraw臋 swoich pobyt贸w w ci膮gu dw贸ch minut. Sekretarz stanu pokiwa艂 g艂ow膮.

— Ja te偶 by艂em w Iranie w tym czasie. Uratowali mnie Kanadyjczycy. Przylecia艂em tam tydzie艅 wcze艣niej i w艂a艣nie rozgl膮da艂em si臋 za mieszkaniem, kiedy t艂um zaatakowa艂 ambasad臋. Dzi臋ki Bogu, omin臋艂a mnie ca艂a heca.

— Zna pan wi臋c Iran?

Adler pokr臋ci艂 g艂ow膮.

— S艂abo, nie w艂adam j臋zykiem, potrafi臋 powiedzie膰 raptem kilka s艂贸w. Pojecha艂em w艂a艣nie po to, 偶eby si臋 troch臋 nauczy膰, no ale nie wysz艂o, wi臋c zaj膮艂em si臋 innymi regionami. Dlatego z ch臋ci膮 pos艂ucham tego, co pan ma do powiedzenia.

— Nie wiem, na ile si臋 to panu przyda, ale, oczywi艣cie, prosz臋.

M艂ody kapitan zjawi艂 si臋 z informacj膮, 偶e samolot jest got贸w do lotu. Sier偶ant wzi臋艂a rzeczy Adlera, obaj agenci CIA swoje ponie艣li sami. Opr贸cz dw贸ch zmian odzie偶y, mieli kr贸tk膮 bro艅 — John preferowa艂 Smith & Wessona, Ding gustowa艂 w Beretcie 0,40 cala — i aparacie fotograficznym z teleobiektywem. Nigdy nie wiadomo, kiedy mog艂y si臋 przyda膰.

* * *

Bob Holtzman siedzia艂 zamy艣lony w swoim pokoiku. By艂o to standardowe pomieszczenie redakcyjne: przeszklone przepierzenia nie przepuszcza艂y d藕wi臋k贸w, zarazem jednak pozwala艂y 艣ledzi膰 to, co si臋 dzieje dooko艂a i utrzymywa膰 kontakt wzrokowy z kolegami. Bardzo mu si臋 chcia艂o papierosa, ale nie wolno ju偶 by艂o pali膰 w budynku „Postu”, co Bena Hechta[9] wprawi艂oby w stan os艂upienia.

Kto艣 skontaktowa艂 si臋 z Tomem Donnerem i Johnem Plumberem. Musia艂 to by膰 Kealty. To, co Holtzman my艣la艂 o Kealtym, by艂o odwrotno艣ci膮 jego opinii o Ryanie. Polityczne idee tego pierwszego brzmia艂y ca艂kiem rozs膮dne, natomiast by艂 odpychaj膮cy jako cz艂owiek. W innej epoce jego podboje erotyczne skwitowano by milczeniem, lub co najwy偶ej komentowano z niejakim podziwem. W istocie w Waszyngtonie pe艂no by艂o kobiet, dla kt贸rych w艂adza by艂a czym艣 r贸wnie czarownym, jak dla pszcz贸艂 mi贸d, czy dla much co艣 zgo艂a innego. Politycy, kt贸rzy fakt ten wykorzystywali, byli na tyle czaruj膮cy, 偶e wi臋kszo艣膰 „przek膮seczek” — jak je nazywano — wyrozumiale u艣miecha艂a si臋, gdy szybko przychodzi艂 czas rozstania. By艂y jednak takie, kt贸re nad tym bola艂y, co w przypadku Kealty'ego zdarzy艂o si臋 kilkakrotnie. Jedna z dziewczyn pope艂ni艂a nawet samob贸jstwo. 呕ona Boba, Libby, zaj臋艂a si臋 t膮 spraw膮, ale przygotowany artyku艂 wyl膮dowa艂 w szufladzie redaktorskiego biurka, kiedy wybuch艂 konflikt z Japoni膮, podczas kt贸rego wszystkie media uzna艂y, 偶e historia ju偶 si臋 przedawni艂a, dlatego te偶 nie po艂o偶y艂a si臋 cieniem na publicznym wizerunku Kealty'ego. Nawet feministki, kt贸rym postawa Kealty'ego wobec kobiet nie mog艂a si臋 podoba膰, por贸wnywa艂y jego grzeszki z zaletami idei politycznych i uznawa艂y, 偶e ostatecznie te drugie bior膮 g贸r臋 nad pierwszymi. Tymczasem Holtzmana taka postawa wr臋cz oburza艂a: s膮 przecie偶 pewne zasady, kt贸rych powinien si臋 trzyma膰 ka偶dy.

Waszyngton by艂 jednak Waszyngtonem.

Kealty skontaktowa艂 si臋 z Donnerem i Plumberem — i musia艂o to nast膮pi膰 pomi臋dzy porannym nagraniem a wywiadem nadanym na 偶ywo wieczorem. Ale w takim razie...

— O cholera! — wykrzykn膮艂 Holtzman, ol艣niony nag艂膮 my艣l膮.

To ci dopiero historia! Co wi臋cej, historia, kt贸ra bardzo spodoba si臋 jego redaktorowi naczelnemu. Donner o艣wiadczy艂 w telewizji, 偶e nagrana ta艣ma zosta艂a uszkodzona, ale to musia艂o by膰 k艂amstwem! A zatem dziennikarz telewizyjny z premedytacj膮 oszuka艂 widz贸w! Niewiele zasad obowi膮zywa艂o w dziennikarstwie, a je艣li m贸wi艂o si臋 o nich, to w spos贸b wysoce nieprecyzyjny, zasady prawdom贸wno艣ci nikt jednak nie podwa偶a艂.

Holtzman by艂by zachwycony, gdyby uda艂o mu si臋 wykaza膰 win臋 Donnera. Pomi臋dzy pras膮 i telewizj膮 toczy艂a si臋 zaciek艂a rywalizacja, w kt贸rej wygrywa艂a ta mniej dostojna z si贸str. By艂a bardziej zalotna, nieustannie si臋 krygowa艂a, ale by艂a te偶 zdecydowanie trzpiotowata, podobna do panienki, z kt贸r膮 mo偶na mie膰 przelotny romans, podczas gdy s艂owo drukowane przypomina艂o dziewczyn臋, z kt贸r膮 powa偶nie my艣la艂o si臋 o przysz艂o艣ci.

Zniszczy艂by tego pysza艂ka, zawsze wyelegantowanego, z w艂osami spryskanymi lakierem, a zrobi艂by to, celebruj膮c zarazem wielk膮 uroczysto艣膰 wykl臋cia oszusta ze wsp贸lnoty dziennikarzy. Za pomoc膮 swych artyku艂贸w z艂ama艂 ju偶 par臋 karier, tutaj jednak robi艂by to ze szczeg贸ln膮 lubo艣ci膮.

Co jednak z Plumberem, kt贸rego Holtzman zna艂 i szanowa艂? John znalaz艂 si臋 w telewizji w innej epoce, gdy ta zabiega艂a dopiero o uznanie w oczach publiczno艣ci i stara艂a si臋 przyci膮gn膮膰 do siebie ludzi z racji szacunku, jakim cieszyli si臋 w 艣rodowisku, a nie gwiazdorskiej urody. Niemo偶liwe, 偶eby Plumber nie wiedzia艂 o k艂amstwie, ale jak m贸g艂 na nie przysta膰?

* * *

Ryan musia艂 przyj膮膰 ambasadora Kolumbii. Do艣wiadczony dyplomata, pochodz膮cy z arystokratycznej rodziny, na spotkanie z ameryka艅skim prezydentem ubra艂 si臋 bardzo starannie. Mocno i serdecznie u艣cisn臋li sobie r臋ce, wymienili kilka formu艂ek grzeczno艣ciowych, pozuj膮c do zdj臋膰, aby nast臋pnie wej艣膰 do Bia艂ego Domu, gdzie ambasador natychmiast przeszed艂 do rzeczy.

— Panie prezydencie, na zlecenie mego rz膮du mam si臋 dowiedzie膰, jakie jest pa艅skie stanowisko w sprawie informacji, kt贸re pojawi艂y si臋 ostatnio w waszych mediach, a dotycz膮 stosunk贸w mi臋dzy naszymi pa艅stwami.

— Co chce pan us艂ysze膰?

— Informacje sugeruj膮, 偶e kilka lat temu Stany Zjednoczone dokona艂y w tajemnicy inwazji na Kolumbi臋. Jest to wiadomo艣膰 zdumiewaj膮ca, je艣li zwa偶y膰 na to, 偶e zdarzenie takie stanowi艂oby pogwa艂cenie norm prawa mi臋dzynarodowego oraz dwustronnych traktat贸w, okre艣laj膮cych zasady naszych wzajemnych stosunk贸w.

— Rozumiem, co musi pan czu膰 w tej sytuacji i z ca艂膮 pewno艣ci膮 na pa艅skim miejscu zareagowa艂bym podobnie. Dlatego chcia艂bym wyra藕nie podkre艣li膰, 偶e obecny rz膮d Stan贸w Zjednoczonych Ameryki podobne dzia艂ania uwa偶a za absolutnie niedopuszczalne. Ma pan w tej sprawie moje osobiste por臋czenie i ufam, 偶e przeka偶e je pan swojemu rz膮dowi.

Ryan wsta艂 i nala艂 swemu rozm贸wcy kawy. Zd膮偶y艂 si臋 zorientowa膰, 偶e w dyplomacji takie ma艂e gesty maj膮 o wiele wi臋ksze znaczenie ni偶 w 偶yciu codziennym, a chocia偶 nie do ko艅ca rozumia艂 tego przyczyny, nie widzia艂 powodu, 偶eby nie skorzysta膰 z okazji.

— Dzi臋kuj臋 — sk艂oni艂 si臋 ambasador.

— Nie wykluczam tego, 偶e jest to kawa kolumbijska.

— Niestety, jeste艣my te偶 znani z innego artyku艂u eksportowego — powiedzia艂 znacz膮co Pedro Ochoa.

— To nie wina pa艅skiego rz膮du.

— Mi艂o mi to us艂ysze膰.

— Panie ambasadorze, jestem w pe艂ni 艣wiadom tego, 偶e pa艅ski kraj zap艂aci艂 wysok膮 cen臋 za bezceremonialne zachowanie strony ameryka艅skiej. Kiedy pracowa艂em w CIA, zapoznawa艂em si臋 ze wszystkimi informacjami, kt贸re dotyczy艂y handlu narkotykami oraz jego wp艂ywu na sytuacj臋 polityczn膮 i spo艂eczn膮 w obu Amerykach. Nie bra艂em 偶adnego udzia艂u w planowaniu i inicjowaniu bezprawnych akcji, mia艂em jednak okazj臋 zobaczy膰, jak wielkim problemem s膮 narkotyki. Z niepokojem dowiadywa艂em si臋 o tym, 偶e w pa艅skim kraju gin膮 policjanci — wie pan, zapewne, 偶e m贸j ojciec by艂 oficerem policji — s臋dziowie i dziennikarze. Kolumbia d艂u偶ej i ci臋偶ej ni偶 jakikolwiek inny kraj w tym regionie pracowa艂a nad tym, 偶eby stworzy膰 ustr贸j prawdziwie demokratyczny, i musz臋 panu wyzna膰, 偶e wstydz臋 si臋 za s艂owa, kt贸re niekiedy publicznie wypowiadano na temat pa艅skiej ojczyzny. Problem narkotyk贸w narodzi艂 si臋 nie w Kolumbii, Ekwadorze czy Peru, lecz tutaj, a wy w nie mniejszym ni偶 my stopniu jeste艣cie ofiarami. To ameryka艅skie pieni膮dze zatruwaj膮 pa艅ski kraj, a rany, jakie zadaj膮 naszemu spo艂ecze艅stwu narkotyki, w istocie obci膮偶aj膮 nasze sumienie.

Ochoa wszystkiego m贸g艂 si臋 spodziewa膰 podczas tej rozmowy, ale nie s艂贸w, kt贸re us艂ysza艂. Odruchowo rozejrza艂 si臋, czy rozmawiaj膮 istotnie w cztery oczy. Ochroniarze wycofali si臋, nie by艂o nawet sekretarki, kt贸ra sporz膮dza艂aby notatki. Ju偶 to by艂o niezwyk艂e, a na dodatek Ryan po艣rednio potwierdzi艂 prawdziwo艣膰 dziennikarskich doniesie艅.

— Panie prezydencie — powiedzia艂 w angielszczy藕nie, kt贸rej zacz膮艂 si臋 uczy膰 w domu, aby p贸藕niej szlifowa膰 j膮 na Princeton — niecz臋sto zdarza nam si臋 s艂ysze膰 co艣 takiego z ust oficjalnego przedstawiciela Stan贸w Zjednoczonych Ameryki.

— Us艂ysza艂 je pan teraz i nie zamierzam si臋 z nich wycofa膰. — Obaj rozm贸wcy patrzyli sobie w oczy. — Ani my艣l臋 dodawa膰 sobie powagi bezpodstawnymi po艂ajankami, a z dost臋pnej mi wiedzy wynika, 偶e krytyka, czasami wr臋cz napastliwa, jakiej poddaje si臋 pa艅ski rz膮d, jest najcz臋艣ciej bezzasadna. 呕eby zlikwidowa膰 handel narkotykami, trzeba najpierw zmniejszy膰 na nie popyt, co b臋dzie jednym z g艂贸wnych zada艅 mojego rz膮du. Przygotowujemy w艂a艣nie projekty ustaw, kt贸re kara膰 b臋d膮 nie tylko sprzedawc贸w narkotyk贸w, ale i ich u偶ytkownik贸w. Kiedy Kongres b臋dzie ju偶 m贸g艂 zebra膰 si臋 w pe艂nym sk艂adzie, postaram si臋 o jak najszybsze uchwalenie nowych norm prawnych. Chcia艂bym te偶 stworzy膰 nieformalny zesp贸艂 roboczy, w kt贸rego sk艂ad weszliby przedstawiciele obu rz膮d贸w, a kt贸ry mia艂by okre艣li膰, w jaki spos贸b mo偶emy najbardziej efektywnie pomaga膰 w waszych wysi艂kach, ale zawsze, co raz jeszcze chcia艂bym podkre艣li膰, z poszanowaniem suwerenno艣ci pa艅skiego kraju. Stany Zjednoczone nie zawsze by艂y dobrym s膮siadem. Prosz臋 mi powiedzie膰, czy prezydent Kolumbii przyj膮艂by zaproszenie, aby艣my mogli bezpo艣rednio om贸wi膰 wszystkie sprawy?

B臋d臋 musia艂 艣wieci膰 oczyma za nasze wszystkie szale艅stwa.

— S膮dz臋, 偶e na propozycj臋 tak膮 przystanie z wielk膮 ochot膮, chocia偶, co oczywiste, trzeba by dopiero ustali膰 termin, kt贸ry odpowiada艂by obu stronom.

— O tak, sam dopiero zaczynam si臋 uczy膰, jak wielu obowi膮zkom trzeba naraz podo艂a膰 i jak cz臋sto brakuje czasu na za艂atwienie spraw, z kt贸rych 偶adna nie cierpi zw艂oki. Mo偶e m贸j kolumbijski kolega m贸g艂by mi co艣 w tej kwestii doradzi膰?

— Obawiam si臋, panie prezydencie, 偶e zmaga si臋 z tymi samymi k艂opotami.

Ambasador Ochoa zaczyna艂 si臋 ju偶 zastanawia膰, jak膮 sporz膮dzi膰 notatk臋 z tej rozmowy. Wydawa艂o si臋 jasne, 偶e Ryan autentycznie przeprasza za co艣, do czego nie m贸g艂 si臋 oficjalnie w imieniu swego kraju przyzna膰, a czego pe艂ne ujawnienie mog艂oby jedynie zaszkodzi膰 wszystkim. Zarazem nie robi艂 tego z racji politycznych.

A mo偶e?

— Panie prezydencie, czemu mia艂oby s艂u偶y膰 wprowadzenie regulacji prawnych, o kt贸rych pan wspomnia艂?

— Pracujemy w艂a艣nie nad tym. Jestem zdania, 偶e ludzie za偶ywaj膮cy narkotyki robi膮 to najcz臋艣ciej dla przyjemno艣ci: chc膮 uciec od rzeczywisto艣ci, zabawi膰 si臋, pu艣ci膰 wodze wyobra藕ni. Z naszych danych wnika, 偶e co najmniej po艂owa os贸b, kt贸re si臋gaj膮 po narkotyki, to nie ludzie uzale偶nieni, lecz ci, kt贸rzy szukaj膮 mi艂ych prze偶y膰. Dlatego powinni艣my t臋 przyjemno艣膰 troch臋 zak艂贸ci膰, karz膮c za posiadanie i u偶ywanie ka偶dej, najmniejszej nawet ilo艣ci narkotyk贸w. Oczywi艣cie, nie starczy艂oby nam miejsc w wi臋zieniach dla wszystkich takich os贸b, ale przecie偶 tyle jest ulic w naszych miastach.... Za pierwsze wykroczenie trzydzie艣ci dni uprz膮tania 艣mieci w najbardziej zaniedbanych dzielnicach, oczywi艣cie — to istotna cz臋艣膰 kary — w specjalnym ubraniu. Jest pan zapewne katolikiem?

— Tak.

— Wi臋c wie pan, co to znaczy wstyd. Nauczyli艣my si臋 tego w szkole, nieprawda偶? Na razie prowadzimy zupe艂nie wst臋pne prace, trzeba rozwi膮za膰 r贸偶ne problemy wykonawcze, w Departamencie Sprawiedliwo艣ci specjali艣ci badaj膮 zgodno艣膰 projekt贸w z konstytucj膮. Chc臋 si臋 z tym wszystkim upora膰 do ko艅ca roku. Sam mam troje dzieci i wiem, co to znaczy strach przed narkotykami. Oczywi艣cie, to nie wyczerpuje problemu. Ludzie naprawd臋 uzale偶nieni wymagaj膮 fachowej pomocy i przygotowujemy odpowiednie programy federalne i stanowe, ale je艣li uda nam si臋 ukr贸ci膰 zatruwanie si臋 dla przyjemno艣ci, zmniejszymy obroty o po艂ow臋, a to chyba dobry punkt wyj艣cia?

— B臋dziemy si臋 temu przygl膮da膰 z najwi臋kszym zainteresowaniem — zapewni艂 Ochoa.

Gdyby istotnie uda艂o si臋 o tyle zmniejszy膰 dochody handlarzy narkotyk贸w, nie mieliby ju偶 pieni臋dzy, 偶eby kupowa膰 sobie bezpiecze艅stwo, co ogromnie u艂atwi艂oby poczynania rz膮du kolumbijskiego.

— 呕a艂uj臋, 偶e zaistnia艂y powody, kt贸re kaza艂y panu z艂o偶y膰 mi wizyt臋, ale musz臋 powiedzie膰, i偶 rad jestem z tego, 偶e mogli艣my szczerze porozmawia膰. Bardzo panu za to dzi臋kuj臋, panie ambasadorze. Jak najgor臋cej chc臋 przy tym zapewni膰 pana i pa艅ski rz膮d, 偶e z wielkim szacunkiem podchodz臋 do norm prawa, a szacunek ten nie ko艅czy si臋 na granicach Stan贸w Zjednoczonych. Cokolwiek wydarzy艂o si臋 w przesz艂o艣ci, chcia艂bym aby otworzy艂 si臋 nowy rozdzia艂 w dziejach naszych stosunk贸w, a s艂owa swoje popr臋 czynami.

Obydwaj wstali, Ryan za艣 uj膮艂 ambasadora pod rami臋 i poprowadzi艂 na zewn膮trz. Przez kilka minut stali przed kamerami telewizyjnymi, tym razem w Ogrodzie R贸偶anym. Biuro prasowe Bia艂ego Domu wyda o艣wiadczenie na temat przyjacielskiego spotkania obu polityk贸w. Zdj臋cia b臋d膮 potwierdza膰 prawdziwo艣膰 stwierdzenia.

— Zapowiada si臋 艂adna wiosna — powiedzia艂 Ochoa, rozgl膮daj膮c si臋 po bezchmurnym niebie, i czuj膮c powiew ciep艂ego wietrzyka.

— Lata tutaj potrafi膮 by膰 jednak bardzo niemi艂e. A jak to wygl膮da w Bogocie?

— Jest wy偶ej po艂o偶ona, nie ma wi臋c wielkich upa艂贸w, ale s艂o艅ce bywa u nas srogie dla nieostro偶nych. Pi臋kny ogr贸d. Moja 偶ona kocha kwiaty i mo偶e nawet przejdzie do historii — rzek艂 z u艣miechem ambasador. — Wyhodowa艂a now膮 odmian臋 r贸偶y, o kolorze z艂ocistor贸偶owym.

— Jak si臋 nazywa? — spyta艂 Ryan, kt贸rego ca艂a wiedza o r贸偶ach sprowadza艂a si臋 do tego, 偶e zawsze trzeba uwa偶a膰 na kolce. O czym艣 trzeba jednak by艂o m贸wi膰 pod czujnym spojrzeniem kamer.

— Po angielsku „Pi臋kny 艣wit”. Zdaje si臋, 偶e wszystkie dobre nazwy zosta艂y ju偶 zaj臋te.

— Mo偶e zasadziliby艣my jedn膮 tutaj w ogrodzie?

— Maria b臋dzie si臋 czu艂a zaszczycona t膮 propozycj膮, panie prezydencie.

— A wi臋c dogadali艣my si臋 w kolejnej sprawie, se帽or.

Po raz kolejny podali sobie r臋ce.

Ochoa dobrze zna艂 regu艂y gry. Jego latynoska twarz rozp艂yn臋艂a si臋 w u艣miechu przede wszystkim na u偶ytek obiektyw贸w, ale w u艣cisku d艂oni by艂o wiele niek艂amanej sympatii.

— Pi臋kny mo偶e nie 艣wit, ale z pewno艣ci膮 pocz膮tek dnia. Wszystkiego najlepszego, panie prezydencie.

— Dzi臋kuj臋 serdecznie.

Rozstali si臋. U wej艣cia do Zachodniego Skrzyd艂a czeka艂 na niego van Damm. Niewiele si臋 o tym m贸wi艂o, wszyscy jednak wiedzieli, 偶e Gabinet Owalny jest okablowany, jak nie przymierzaj膮c, studio nagraniowe.

— Uczysz si臋 i to szybko — stwierdzi艂 szef personelu.

— To wcale nie by艂o trudne, Arnie. Zbyt d艂ugo wodzili艣my tych ludzi za nos, teraz wi臋c jedyne, co mi pozosta艂o, to m贸wi膰 prawd臋. Trzeba jak najszybciej przygotowa膰 projekty tych ustaw. Ile to mo偶e potrwa膰?

— Kilka tygodni. B臋dzie troch臋 szumu.

— Ma艂o mnie to obchodzi — odpar艂 prezydent. — Dlaczego nie mieliby艣my zrobi膰 czego艣 po偶ytecznego, zamiast na pokaz wyrzuca膰 pieni膮dze w b艂oto? Pr贸bowali艣my zestrzeliwa膰 samoloty przemytnik贸w. Pr贸bowali艣my mordowa膰. Pr贸bowali艣my sankcji. Pr贸bowali艣my wy艂apywa膰 handlarzy. Wypr贸bowali艣my wszystkie mo偶liwo艣ci, ale bez rezultatu, gdy偶 w gr臋 wchodz膮 zbyt wielkie pieni膮dze. To mo偶e raz zacznijmy od 藕r贸d艂a? Tutaj rodzi si臋 problem, st膮d p艂yn膮 pieni膮dze.

— M贸wi臋 tylko, 偶e b臋dzie trudno.

— A czy jakakolwiek po偶yteczna rzecz przychodzi 艂atwo? — odpowiedzia艂 pytaniem Ryan, kt贸ry zamiast wprost uda膰 si臋 do siebie, zajrza艂 do sekretariatu.

— Ellen? — powiedzia艂 nie艣mia艂o i oczyma wskaza艂 Gabinet Owalny.

— Czy ja pana nie demoralizuj臋? — spyta艂a pani Sumter, si臋gaj膮c po papierosy, do wt贸ru dyskretnych u艣miech贸w kole偶anek.

— Cathy na pewno by tak uwa偶a艂a, ale nie musi przecie偶 wiedzie膰 o wszystkim, prawda?

W zaciszu swego pokoju prezydent Stan贸w Zjednoczonych zapali艂 cienkiego damskiego papierosa. Ale c贸偶, czy nie mia艂 prawa do ma艂ej s艂abostki, skoro w艂a艣nie za偶egna艂 potencjalny dyplomatyczny kataklizm?

* * *

Obaj ostatni wys艂annicy Badrajna opu艣cili Ameryk臋 z tego samego lotniska pod Minneapolis, korzystaj膮c z linii Northwest i KLM. Badrajn musia艂 jeszcze poczeka膰 kilka godzin. Ze wzgl臋d贸w na bezpiecze艅stwo, 偶aden ze spiskowc贸w nie mia艂 numeru telefonu, pod kt贸ry mia艂by zadzwoni膰 z informacj膮 o powodzeniu b膮d藕 niepowodzeniu akcji, a kt贸ry w razie aresztowania m贸g艂by by膰 艣ladem prowadz膮cym do ZRI. Natomiast we wszystkich tranzytowych portach lotniczych w Europie znajdowali si臋 ludzie Badrajna z harmonogramem podr贸偶y i to oni, na w艂asne oczy zobaczywszy wys艂annik贸w, mieli nast臋pnie z publicznych automat贸w przekaza膰 wiadomo艣膰 tam gdzie trzeba.

Gdy wszyscy szcz臋艣liwie powr贸c膮 ju偶 do Teheranu, przyjdzie kolej na nast臋pny krok. Na razie wi臋c Badrajnowi nie pozostawa艂o nic innego, jak siedzie膰 w gabinecie i czeka膰. Pod艂膮czy艂 si臋 do Internetu i zacz膮艂 przegl膮da膰 strony informacyjne, ale nie znalaz艂 niczego interesuj膮cego. Najpierw wr贸c膮 jego ludzie i z艂o偶膮 raporty, ale i potem b臋d膮 jeszcze musia艂y min膮膰 trzy, cztery dni, mo偶e pi臋膰, zanim do Centrum Chor贸b Zaka藕nych w Atlancie pop艂yn膮 pierwsze niepokoj膮ce doniesienia. I wtedy b臋dzie ju偶 wiedzia艂 na pewno.

39
Oko w oko

Przelot nad oceanem okaza艂 si臋 przyjemno艣ci膮. VC-20B bardziej przypomina艂 ma艂y odrzutowiec dyspozycyjny ni偶 wielkiego giganta pasa偶erskiego, a m艂odzi piloci, kt贸rzy zdaniem Clarka r贸wnie dobrze mogli si臋 ubiega膰 dopiero o prawo jazdy, poprowadzili maszyn臋 zr臋cznie i g艂adko. Samolot zacz膮艂 si臋 obni偶a膰 w czerni europejskiej nocy, by usi膮艣膰 ostatecznie na p艂ycie lotniska wojskowego na zach贸d od Pary偶a.

Nie by艂a przewidziana 偶adna ceremonia powitalna, poniewa偶 jednak Adler by艂 urz臋dnikiem w randze ministerialnej, nawet je艣li przybywa艂 w tajnej misji, kto艣 musia艂 wyj艣膰 mu na spotkanie. Ledwie turbiny zacz臋艂y zwalnia膰 obroty, przy samolocie pojawi艂 si臋 cywilny dygnitarz, kt贸rego Adler rozpozna艂 ju偶 ze szczytu schod贸w.

— Claude!

— Scott! Gratuluj臋 awansu, stary przyjacielu.

Clark i Chavez badawczo si臋 rozejrzeli, ale doko艂a wida膰 by艂o tylko kr膮g francuskich 偶o艂nierzy lub policjant贸w — z tej odleg艂o艣ci nie mo偶na by艂o rozpozna膰 — z pistoletami maszynowymi w pogotowiu. Europejczycy bardzo lubili demonstrowa膰 bro艅 maszynow膮, nawet na ulicach miast. By膰 mo偶e os艂abia艂o to ch臋膰 do zamieszek, my艣la艂 John, ale z ca艂膮 pewno艣ci膮 kry艂a si臋 w tym pewna przesada. Tak czy owak, nie spodziewali si臋 we Francji jakich艣 specjalnych zagro偶e艅 i 偶adne istotnie na nich nie czeka艂y. Adler z przyjacielem wsiedli do wozu reprezentacyjnego, Clark i Chavez zaj臋li miejsca w nast臋pnym. Za艂oga samolotu mia艂a si臋 uda膰 na miejsca zas艂u偶onego odpoczynku, co w 偶argonie Si艂 Powietrznych USA oznacza艂o mo偶liwo艣膰 wychylenia paru kieliszk贸w wina z francuskimi kolegami.

— Przejdziemy na kilka minut do poczekalni, zanim wasz samolot b臋dzie got贸w do dalszej drogi — oznajmi艂 pu艂kownik francuskich si艂 powietrznych. — Mo偶e chcecie si臋 panowie od艣wie偶y膰?

— Merci, mon commendant — odrzek艂 Ding. Tak, pomy艣la艂, Francuzi wiedz膮, jak sprawi膰, aby艣 czu艂 si臋 bezpiecznie.

— Dzi臋ki za pomoc w przygotowaniu wszystkiego — zwr贸ci艂 si臋 Adler do przyjaciela. Razem s艂u偶yli za granic膮, najpierw w Moskwie, potem w Pretorii; obydwaj specjalizowali si臋 w delikatnych misjach.

— Och, to nic wielkiego, Scott. — Co by艂o nieprawd膮, ale dyplomaci trzymaj膮 si臋 swego j臋zyka nawet wtedy, kiedy nie musz膮. Claude, w spos贸b specyficznie francuski, rozmawiaj膮c tak, jak gdyby negocjowa艂 postanowienia traktatu, pom贸g艂 kiedy艣 Adlerowi upora膰 si臋 z depresj膮 po rozwodzie, co z czasem sta艂o si臋 mi臋dzy nimi prawie 偶artem. — Nasz ambasador daje do zrozumienia, 偶e zale偶y mu na delikatnym podej艣ciu do sprawy.

— To znaczy jakim? — spyta艂 koleg臋 sekretarz stanu. Dotarli, jak si臋 wydawa艂o, do klubu oficerskiego, a minut臋 p贸藕niej znale藕li si臋 w prywatnej jadalni, gdzie na stole czeka艂a na nich butelka beaujolais. — Jaka jest twoja opinia, Claude? Czego chce Darjaei?

Lekkie wzruszenie ramion w r贸wnym stopniu nale偶a艂o do francuskiego stylu jak wino, kt贸re Claude rozla艂 do kieliszk贸w. Wznie艣li toast; wino by艂o znakomite, nawet jak na standardy francuskiej s艂u偶by dyplomatycznej.

— Nie jeste艣my pewni. Niepokoi nas 艣mier膰 premiera Turkmenii.

— A nie niepokoi was 艣mier膰 Saddama?

— Nikt nie ma chyba 偶adnych w膮tpliwo艣ci, Scott, ale to jednak odr臋bna sprawa?

— Niekoniecznie. — Nast臋pny 艂yk. — Claude, nadal jeste艣 najlepszym ekspertem w sprawach wina, jakiego znam. Co Darjaei o tym my艣li?

— Pewnie r贸偶ne rzeczy. Po pierwsze, ma wewn臋trzne k艂opoty; wy, Amerykanie, niezbyt to doceniacie. Ludno艣膰 jest niespokojna, teraz, kiedy zdoby艂 Irak, pewnie mniej, ale problemy pozosta艂y. Naszym zdaniem, musi si臋 umocni膰, zanim b臋dzie m贸g艂 zrobi膰 co艣 wi臋cej. S膮dzimy tak偶e, i偶 ca艂e przedsi臋wzi臋cie mo偶e si臋 sko艅czy膰 niepowodzeniem. Mamy nadziej臋, 偶e z czasem pewne skrajno艣ci znikn膮. Mo偶e przyjdzie na to czeka膰 nied艂ugo. Tak mi si臋 zdaje; to nie jest VIII wiek, nawet w tej cz臋艣ci 艣wiata.

Adler zastanawia艂 si臋 przez kilka chwil, a potem pokiwa艂 w zamy艣leniu g艂ow膮.

— Oby艣cie mieli racj臋. Ten facet zawsze mnie przera偶a艂.

— Wszyscy ludzie s膮 艣miertelni. Ma siedemdziesi膮t dwa lata, a porwa艂 si臋 na wielkie dzie艂o. A poza tym, trzeba go wypr贸bowa膰, czy偶 nie? Je艣li porwie si臋 na co艣, wtedy odpowiemy razem, jak robili艣my dawniej. Rozmawiali艣my o tym tak偶e z Saudyjczykami. S膮 zaniepokojeni, ale nie przesadnie. Tak samo oceniamy sytuacj臋. I doradzamy rozs膮dek.

Mo偶e Claude ma racj臋? — pomy艣la艂 Adler. Darjaei by艂 faktycznie stary, a zapanowanie nad nowo zdobytym krajem nigdy nie nale偶a艂o do rzeczy 艂atwych. Co wi臋cej, najlepszym sposobem na uporanie si臋 z wrogim pa艅stwem, by艂a uprzejmo艣膰 wobec sukinsyn贸w, je艣li mia艂o si臋 odpowiedni膮 cierpliwo艣膰. Ma艂y handelek, paru dziennikarzy, odrobin臋 CNN, par臋 film贸w dla dzieci i rodzic贸w, takie rzeczy mog膮 zdzia艂a膰 cuda. Je艣li starczy cierpliwo艣ci. I czasu. Na ameryka艅skich uniwersytetach sporo by艂o student贸w z Iranu. By膰 mo偶e to najlepsze narz臋dzie, za pomoc膮 kt贸rego Ameryka mog艂a zmieni膰 ZRI. Problem polega艂 na tym, 偶e tak偶e Darjaei o tym wiedzia艂. I oto on, Scott Adler, sekretarz stanu, kt贸ry nigdy nawet si臋 nie spodziewa艂, 偶e zajmie takie stanowisko, musia艂 teraz rozstrzyga膰, co robi膰 dalej. Dosy膰 naczyta艂 si臋 historii dyplomacji, by wiedzie膰, jakie to koszmarne zadanie.

— Chyba rozumiem, o co ci chodzi, Claude, a my z pewno艣ci膮 nie chcemy tworzy膰 sobie nowych wrog贸w. Z ca艂膮 pewno艣ci膮 wiesz o tym.

— D'accord. — Nape艂ni艂 kieliszek Adlera. — Niestety, niczego takiego nie znajdziesz w Teheranie.

— Nigdy wi臋cej ni偶 dwa, kiedy jestem na s艂u偶bie.

— Masz znakomit膮 za艂og臋 — zapewni艂 Claude. — Lataj膮 z ni膮 nasi ministrowie.

— Francuska obs艂uga jest zawsze bez zarzutu.

* * *

Clark i Chavez zgodzili si臋 na Perriera, kt贸rego, jak s艂usznie s膮dzili, mo偶na tutaj by艂o kupi膰 taniej, co jednak nie dotyczy艂o cytryn.

— No i co tam w Waszyngtonie? — zapyta艂 niedbale Francuz, a przynajmniej tak to wygl膮da艂o.

— 艢miesznie. Ca艂y kraj dziwnie spokojny. Mo偶e to dobra recepta, 偶eby zwolni膰 cz臋艣膰 rz膮du? — powiedzia艂 John, usi艂uj膮c si臋 dostosowa膰 do tonu rozm贸wcy.

— A te historie o waszym prezydencie i jego przygodach?

— Bardzo mi to przypomina kino akcji — szczerze przyzna艂 Ding.

— Ukra艣膰 rosyjski okr臋t podwodny? W pojedynk臋? Niech mnie cholera! — zachichota艂 Clark. — Ciekaw jestem, kto to zmontowa艂?

— Z pewno艣ci膮 nie szef rosyjskich szpieg贸w — oznajmi艂 gospodarz. — Sam we w艂asnej osobie wyst膮pi艂 w telewizji.

— Strasznie jestem ciekaw, ile forsy zap艂acili艣my mu, 偶eby i on przeszed艂 na nasz膮 stron臋.

— Pewnie chce napisa膰 ksi膮偶k臋 i zarobi膰 jeszcze wi臋cej forsy — za艣mia艂 si臋 Chavez. — I, co gorsza, sukinsyn j膮 dostanie. A my, kochani przyjaciele, c贸偶, jeste艣my tylko pszcz贸艂kami robotnicami, prawda?

呕arciki na niewiele tutaj si臋 zda艂y. Clark spojrza艂 w badawcze oczy ich rozm贸wcy; facet by艂 z DGSE i natychmiast rozpoznawa艂 cz艂owieka z CIA.

— Musicie by膰 ostro偶ni z nektarem, kt贸ry czeka na was tam, dok膮d si臋 udajecie, moi mili. Mo偶e si臋 okaza膰 za s艂odki.

Zupe艂nie jak pocz膮tek karcianej rozgrywki. Francuz tasowa艂. Jedno rozdanie, mo偶e ca艂kiem przyjacielskie, ale tak czy owak trzeba by艂o je odby膰.

— Co masz na my艣li?

— Cz艂owiek, z kt贸rym macie si臋 spotka膰, jest naprawd臋 niebezpieczny. Sprawia wra偶enie, i偶 widzi to, czego my, ludzie Zachodu, nie widzimy.

— Pracowa艂e艣 w tym kraju? — spyta艂 John.

— By艂em tam przejazdem.

— I?

To w艂a艣nie by艂 ca艂y Chavez.

— Nigdy ich nie rozumia艂em.

— Tak — zgodzi艂 si臋 Clark. — Wiem, co masz na my艣li.

— Interesuj膮cy cz艂owiek z tego waszego prezydenta.

Francuz powr贸ci艂 do dawnego w膮tku, a kry艂a si臋 w tym czysta ciekawo艣膰, co by艂o doprawdy zaskakuj膮ce u oficera wywiadu.

John spojrza艂 mu prosto w oczy i postanowi艂 podzi臋kowa膰 za ostrze偶enie, jak jeden zawodowiec drugiemu.

— Tak, z pewno艣ci膮 to jeden z nas.

— A te zabawne historie?

— Nic na ten temat nie mog臋 powiedzie膰.

U艣miech.

Oczywi艣cie, 偶e s膮 prawdziwe. My艣lisz, 偶e reporterom starczy艂oby sprytu, 偶eby co艣 takiego wymy艣li膰?

Obaj my艣leli to samo i dobrze o tym wiedzieli, chocia偶 nie mogli tego powiedzie膰 na g艂os: co za szkoda, 偶e nie mo偶emy wyskoczy膰 razem na kolacj臋 i uraczy膰 si臋 nawzajem paroma historyjkami. Tego si臋 jednak po prostu nie robi艂o.

— W powrotnej drodze postawi臋 ci drinka.

— Kiedy b臋dziesz wraca艂, nie odm贸wi臋.

Ding patrzy艂 tylko i s艂ucha艂. Stary ci膮gle mia艂 styl i ci膮gle wiele mo偶na si臋 by艂o od niego nauczy膰.

— Fajnie mie膰 przyjaci贸艂 — powiedzia艂 pi臋膰 minut p贸藕niej, kiedy wracali do francuskiego samolotu.

— To wi臋cej ni偶 przyjaciel, to zawodowiec. Uwa偶nie przypatruj si臋 takim ludziom, Domingo.

* * *

Nikt nigdy nie powiedzia艂, 偶e rz膮dzenie jest rzecz膮 艂atw膮, nawet wtedy, kiedy przy ka偶dej sposobno艣ci wzywa si臋 imienia Boga.

Z drugiej strony, skoro Iran i Irak by艂y teraz jednym pa艅stwem, prawo musia艂o by膰 to samo, jak zatem mo偶na by艂o gwarantowa膰 jakie艣 prawa kobietom ira艅skim, a odmawia膰 ich irackim? Aby podj膮膰 powa偶ne decyzje, musia艂 wieczorem lecie膰 do Bagdadu.

Siedz膮c w swym prywatnym odrzutowcu, Darjaei ogl膮da艂 program spotkania i chcia艂o mu si臋 wy膰, ale na to by艂 zbyt spokojnym cz艂owiekiem, a przynajmniej tak o sobie my艣la艂. Tak czy owak do czego艣 musia艂 si臋 powa偶nie przygotowa膰 — rankiem czeka艂o go spotkanie z ameryka艅skim ministrem spraw zagranicznych, 呕ydem. Wyraz jego twarzy, kiedy przegl膮da艂 papiery, przerazi艂 nawet za艂og臋, chocia偶 Mahmud Had偶i nie zauwa偶y艂 tego, a nawet gdyby zauwa偶y艂, nie zrozumia艂by przyczyny

Dlaczego ludzie nie mog膮 wykaza膰 troch臋 inicjatywy?

* * *

Tym razem polecieli Dessault Falcon 900B, prawie dziewi臋cioletnim, co do typu i funkcji podobnym do ameryka艅skiego VC-20B. Pilotami byli oficerowie francuskich si艂 powietrznych, obaj zbyt wysocy rang膮 na taki lot „czarterowy”; w kabinie us艂ugiwa艂y urocze dziewczyny. W ocenie Clarka przynajmniej jedna by艂a z DGSE. Mo偶e zreszt膮 obydwie. Lubi艂 Francuz贸w, a zw艂aszcza ich s艂u偶by wywiadowcze. Chocia偶 byli czasami nader k艂opotliwym sojusznikiem, to jednak kiedy za艂atwiali delikatne interesy, robili to nie gorzej od innych, a najcz臋艣ciej lepiej. W tym przypadku, na szcz臋艣cie, sprawa nie by艂a 艂atwa, gdy偶 samoloty s膮 ha艂a艣liwe i nie艂atwo w nich zainstalowa膰 pods艂uch. Mo偶e z tej przyczyny to jedna, to druga stewardesa zjawia艂a si臋 co pi臋tna艣cie minut z pytaniem, czy czego艣 czasem nie potrzeba.

Z u艣miechem odrzuciwszy kolejn膮 ofert臋, John zwr贸ci艂 si臋 do towarzyszy:

— Jeszcze co艣, co powinni艣my wiedzie膰?

— Raczej nie — odpar艂 Adler. — Musimy rozgry藕膰 tego faceta, wyniucha膰, o co mu chodzi. Claude, m贸j przyjaciel z Pary偶a, powiada, 偶e sprawy nie wygl膮daj膮 a偶 tak 藕le, jak si臋 mo偶e w pierwszej chwili wydawa膰, a to, co m贸wi, brzmi ca艂kiem rozs膮dnie. No c贸偶, przede wszystkim mam do przekazania normaln膮 informacj臋.

— B臋dzie pan mi艂y — z u艣miechem rzuci艂 Chavez.

Sekretarz stanu odpowiedzia艂 u艣miechem.

— Mo偶e z zachowaniem dyplomatycznych regu艂, ale w zasadzie tak. Czym pan si臋 w艂a艣ciwie zajmuje, panie Chavez?

Clarkowi podoba艂o si臋 to pytanie.

— Chyba nie chce pan, 偶eby艣my zdradzili, sk膮d go wytrzasn臋li艣my?

— Sko艅czy艂em pisa膰 prac臋 magistersk膮 — wyja艣ni艂 z dum膮 m艂odzieniec. — Obrona b臋dzie w czerwcu.

— Gdzie?

— George Mason University. U profesor Alpher.

Adler spojrza艂 z zainteresowaniem.

— Ach, tak? Pracowa艂a kiedy艣 dla mnie. Jaki temat?

— Sformu艂owa艂em to tak: „Studium konwencjonalnego rozs膮dku: b艂臋dne posuni臋cia polityczne w Europie na prze艂omie wiek贸w”.

— Niemcy i Brytyjczycy?

Ding przytakn膮艂.

— G艂贸wnie, a przede wszystkim bezsensowny wy艣cig w budowie pancernik贸w.

— Konkluzja?

— Nie potrafiono wtedy rozpozna膰 r贸偶nicy mi臋dzy celami taktycznymi a strategicznymi. Faceci uwa偶ali, 偶e my艣l膮 o „przysz艂o艣ci”, a tymczasem chodzi艂o im o co艣 bardzo dora藕nego. Pomylili kr贸tkoterminow膮 polityk臋 z dalekosi臋偶nym interesem pa艅stwowym, co sko艅czy艂o si臋 wojn膮, kt贸ra zniszczy艂a ca艂y porz膮dek europejski.

Ciekawe, pomy艣la艂 Clark, przys艂uchuj膮c si臋 tej kr贸tkiej wymianie zda艅, jak zmienia si臋 akcent Dinga, kiedy m贸wi o uczelni.

— I pracujesz jako ochroniarz?

W g艂osie sekretarza stanu zabrzmia艂o niedowierzanie. Przez twarz Chaveza przemkn膮艂 bardzo latynoski u艣miech.

— Pracowa艂em. Przepraszam, 偶e r臋ce nie si臋gaj膮 mi do ziemi, jak powinny.

— To dlaczego Ed Foley skierowa艂 was obu do mnie?

— To moja wina — powiedzia艂 Clark. — Mamy troch臋 si臋 pokr臋ci膰 i pos艂ucha膰, co w trawie piszczy.

— Twoja wina? — zdziwi艂 si臋 Scott.

— Kiedy艣 prowadzi艂em u nich szkolenia — wyja艣ni艂 John, a to natychmiast o偶ywi艂o rozmow臋.

— A wi臋c to wy porwali艣cie Kog臋! To wy...

— Tak, byli艣my tam — przyzna艂 Chavez. Sekretarz stanu by艂 najpewniej we wszystko wprowadzony. — Niez艂a zabawa.

Sekretarz stanu stwierdzi艂, 偶e nie powinien si臋 obrusza膰 na to, 偶e mia艂 ze sob膮 dw贸ch szpieg贸w; przynajmniej uwaga m艂odszego o r臋kach do ziemi nie by艂a ca艂kiem pozbawiona sensu. Ale absolwent George Mason...

— To wy sporz膮dzili艣cie raport, 偶e Brett Hanson spieprzy艂 spraw臋, ten o Goto. Dobra robota, a w艂a艣ciwie znakomita.

Dziwi艂 si臋 przedtem, co tych dw贸ch robi艂o w grupie SOW w zwi膮zku ze Zjednoczon膮 Republik膮 Islamsk膮. Teraz ju偶 wiedzia艂.

— Tyle 偶e nikt nie s艂ucha艂 — powiedzia艂 z gorycz膮 Chavez.

M贸g艂 to by膰 kluczowy moment wojny z Japoni膮. Dzi臋ki temu jednak m贸g艂 si臋 zorientowa膰, jak niewiele zmieni艂o si臋 w polityce i dyplomacji od 1905 roku. Wiatr, kt贸ry wia艂 wszystkim w oczy.

— Ja na pewno pos艂ucham — obieca艂 Adler. — Dajcie mi zna膰, co wyniknie z waszego niuchania, dobrze?

— Jasne. My艣l臋, 偶e to co艣 naprawd臋 dla pana interesuj膮cego — powiedzia艂 John i lekko uni贸s艂 brew.

Adler odwr贸ci艂 si臋 i da艂 znak jednej ze stewardes, 艂adnej brunetce, kt贸r膮 Clark uzna艂 za niew膮tpliwego tajniaka. By艂a urocza i faktycznie bardzo 艂adna, ale mi臋dzy fotelami porusza艂a si臋 bez charakterystycznej profesjonalnej zwinno艣ci.

— S艂ucham, panie ministrze?

— Ile czasu mamy do l膮dowania?

— Cztery godziny.

— 艢wietnie; czy mo偶emy dosta膰 tali臋 kart i butelk臋 wina?

— Oczywi艣cie.

— Nie wolno mi pi膰, kiedy jestem na s艂u偶bie, sir — powiedzia艂 Chavez.

— Do czasu l膮dowania macie wolne — oznajmi艂 Adler. — A ja lubi臋 sobie zagra膰 w karty przed takim spotkaniem. To mnie uspokaja. Co powiecie panowie na przyjacielsk膮 rozgrywk臋?

— Skoro pan nalega, panie sekretarzu — rzek艂 John. Mieli chwil臋 oddechu od czekaj膮cego ich zadania. — To co, ma艂y pokerek?

* * *

Wszyscy dobrze wiedzieli, kt贸r臋dy biegnie granica. Nie by艂o 偶adnych oficjalnych komunikat贸w, a przynajmniej nie wymieni艂y ich Pekin i Tajpej, a przecie偶 linia by艂a uznawana i honorowana, gdy偶 ludzie w mundurach s膮 praktyczni i spostrzegawczy. Samoloty Chi艅skiej Republiki Ludowej nigdy nie zbli偶a艂y si臋 na mniej ni偶 dziesi臋膰 mil morskich — szesna艣cie kilometr贸w — do linii biegn膮cej z p贸艂nocy na po艂udnie, a z kolei samoloty Republiki Chi艅skiej, uznaj膮c ten sam fakt, zachowywa艂y podobny dystans do okre艣lonej d艂ugo艣ci geograficznej. Po obu stronach owej granicy ka偶dy z przeciwnik贸w m贸g艂 by膰 agresywny, jak mu si臋 偶ywnie podoba艂o, rozbudowywa膰 formacje, na jakie go by艂o sta膰, a wszystko to by艂o akceptowane bez najmniejszego sprzeciwu. Tego wymaga艂y interesy stabilno艣ci. Zabawy z nabit膮 broni膮 zawsze by艂y niebezpieczne, czy to w wydaniu pa艅stw, czy dzieci, tyle 偶e te ostatnie 艂atwiej by艂o przywo艂a膰 do porz膮dku, albowiem pierwsze by艂y na to za du偶e.

Stany Zjednoczone mia艂y w tym momencie cztery okr臋ty podwodne w Cie艣ninie Tajwa艅skiej, wszystkie rozmieszczone wzd艂u偶, a w艂a艣ciwie pod niewidzialn膮 lini膮, kt贸ra by艂a dla nich miejscem najbezpieczniejszym. Na p贸艂nocnym skraju przesmyku znajdowa艂a si臋 grupa trzech okr臋t贸w: kr膮偶ownik USS „Port Royal”, w towarzystwie niszczycieli „Sullivans” oraz „Chandler”. By艂y to wszystko okr臋ty obrony przeciwlotniczej, uzbrojone w sumie w 250 pocisk贸w SM2-MR. Normalnie ich zadaniem by艂a ochrona lotniskowca przed atakami z powietrza, teraz jednak „ich” lotniskowiec czeka艂 w Pearl Harbor na wymian臋 silnik贸w.

„Port Royal” i „Sullivans” — nazwany tak, by uczci膰 pami臋膰 pi臋ciu braci, kt贸rzy zgin臋li na jednym okr臋cie w 1942 roku — by艂y jednostkami typu Aegis, wyposa偶onymi w pot臋偶ne radary SPY, kt贸re kontrolowa艂y wszystkie ruchy powietrzne, podczas gdy okr臋ty podwodne zaj臋艂y si臋 ca艂膮 reszt膮. Na „Chandlerze” znajdowa艂a si臋 specjalna grupa zwiadu elektronicznego, kt贸ra kontrolowa艂a komunikaty radiowe. Podobnie jak policjant na patrolu, tak i okr臋ty te nie tyle mia艂y przeszkodzi膰 w czym艣, ile w 艂agodny spos贸b przypomina膰 wszystkim, 偶e si艂y prawa s膮 na posterunku, a jak d艂ugo tu trwaj膮, tak d艂ugo wszystko jest pod kontrol膮. Tak to przynajmniej wygl膮da艂o w teorii. A gdyby ktokolwiek zaprotestowa艂 przeciw obecno艣ci tych okr臋t贸w, ich kraj macierzysty stanowczo podkre艣li艂by, 偶e morza s膮 dost臋pne dla wszystkich, a owa miniflotylla nikomu nie przeszkadza. Nikt natomiast nie zdawa艂 sobie sprawy z tego, 偶e okr臋ty ameryka艅skie mog膮 by膰 elementem czyjego艣 planu. To, co si臋 potem wydarzy艂o, wszystkich wprawi艂o w os艂upienie.

W powietrzu, chocia偶 jeszcze nie na ziemi, by艂 ju偶 艣wit, kiedy klucz czterech my艣liwc贸w ChRL wystartowa艂 z kontynentu, kieruj膮c si臋 na wsch贸d, a w pi臋膰 minut p贸藕niej to samo zrobi艂a nast臋pna czw贸rka. Samoloty pojawi艂y si臋 na skraju wielkich ekran贸w radarowych umieszczonych na ameryka艅skich okr臋tach. Rutynowo zosta艂y opatrzone numerami, komputery za艣 艣ledzi艂y ich tras臋, nie zaprz膮taj膮c uwagi oficer贸w i marynarzy w centrali na „Port Royal”. Do chwili gdy okaza艂o si臋, 偶e nie zamierzaj膮 zmieni膰 kursu. Porucznik chwyci艂 za telefon i nacisn膮艂 guzik.

— Tak? — odezwa艂 si臋 opryskliwy g艂os.

— Panie komandorze, tu centrala, mamy samoloty ChRL, chyba my艣liwce, tu偶 przy linii granicznej. Kurs dwa-jeden-zero, wysoko艣膰 pi臋膰 tysi臋cy, szybko艣膰 siedemset pi臋膰dziesi膮t. Dwadzie艣cia mil za nimi leci nast臋pna czw贸rka.

— Ju偶 id臋.

Po kilku minutach, dow贸dca, cz臋艣ciowo tylko ubrany, zjawi艂 si臋 w centrali. Chocia偶 nie zd膮偶y艂 ju偶 zobaczy膰, jak samoloty 艂ami膮 uznan膮 milcz膮co granic臋, to zd膮偶y艂 us艂ysze膰 meldunek:

— Cztery my艣liwce od wschodu.

Komputerom dla wygody polecono, aby my艣liwce kontynentalnych Chin opatrywa艂y symbolem NIEPRZYJACIEL, a samoloty Tajwa艅czyk贸w — symbolem SOJUSZNIK. (Od czasu do czasu w pobli偶u pojawia艂y si臋 te偶 maszyny ameryka艅skie, te jednak zajmowa艂y si臋 wywiadem elektronicznym, zawsze w takim po艂o偶eniu, 偶e trudno im by艂o zagrozi膰). W tej zatem chwili wida膰 by艂o dwie formacje odleg艂e o trzydzie艣ci mil, ale sun膮ce na siebie czo艂owo z pr臋dko艣ci膮 sumaryczn膮 ponad tysi膮ca pi臋ciuset kilometr贸w na godzin臋. Radar wykazywa艂 tak偶e obecno艣膰 sze艣ciu samolot贸w cywilnych, wszystkie na wsch贸d od linii granicznej, lecia艂y w swoich korytarzach, omijaj膮c uzgodnione sfery „膰wicze艅”.

— Klucz Sze艣膰 zmienia kurs — poinformowa艂 operator radaru. By艂a to pierwsza formacja ChRL. Dow贸dca patrzy艂, jak punkciki wykr臋caj膮 na po艂udnie, podczas gdy maszyny tajwa艅skie nadal si臋 zbli偶a艂y.

— Tajwa艅czycy obmacuj膮 klucz Sze艣膰 — poinformowa艂 operator konsolety ESM. — Radary w trybie poszukiwania.

— Mo偶e dlatego zawr贸cili — mrukn膮艂 dow贸dca.

— Mo偶e si臋 zgubili? — zasugerowa艂 oficer wachtowy.

— Jeszcze ciemno. Mogli nie zauwa偶y膰, 偶e przekroczyli lini臋.

Nie wiedzieli, jakimi urz膮dzeniami nawigacyjnymi dysponuj膮 Chi艅czycy z kontynentu, a pilotowanie jednoosobowej maszyny w nocy i ponad morzem nie sprzyja艂o precyzji.

— Nast臋pne pok艂adowe radary ze wschodu, pewnie Klucz Siedem — oznajmi艂 operator ESM. By艂a to druga z zarejestrowanych formacji ChRL.

— Jaka艣 aktywno艣膰 elektroniczna Sz贸stki? — zainteresowa艂 si臋 wachtowy.

— 呕adnej, sir.

My艣liwce ChRL wykona艂y zwrot i lecia艂y teraz na zach贸d, w kierunku naruszonej linii granicznej, maj膮c za sob膮 F-16 Tajwa艅czyk贸w. Od tego momentu wydarzenia potoczy艂y si臋 nieoczekiwanym torem.

— Klucz Siedem, zmiana kursu, teraz zero-dziewi臋膰-siedem.

— Lec膮 na szesnastki... i o艣wietlaj膮 je! — W g艂osie porucznika po raz pierwszy zabrzmia艂 niepok贸j. — Klucz Siedem obmacuje szesnastki, radary w trybie namiaru bojowego.

Tak偶e tajwa艅skie F-16 zrobi艂y teraz zwrot. Najnowsze maszyny ameryka艅skie i ich elitarni piloci stanowili zaledwie jedn膮 trzeci膮 tajwa艅skich si艂 powietrznych, a ich zadaniem by艂o 艣ledzenie poczyna艅 ziomk贸w z kontynentu i reagowanie na nie. Skoro Klucz Sze艣膰 zawr贸ci艂, naturaln膮 kolej膮 rzeczy skupili uwag臋 na formacji nadal lec膮cej na wsch贸d. Pr臋dko艣膰 zbli偶ania ci膮gle wynosi艂a ponad tysi膮c pi臋膰set kilometr贸w na godzin臋 i obie strony nawzajem o艣wietla艂y si臋 radarami kontroli ognia. W stosunkach mi臋dzynarodowych by艂o to uznawane za akt nieprzyjazny, albowiem stanowi艂o powietrzny odpowiednik mierzenia komu艣 w g艂ow臋 z nabitego karabinu.

— Uwaga! — zawo艂a艂 operator ESM. — Sir, Klucz Siedem wychodzi w艂a艣nie z namiaru.

Zamiast wyszukiwa膰 cele, systemy radarowe pracowa艂y teraz w trybie naprowadzania pocisk贸w powietrze-powietrze. To, co kilka chwil wcze艣niej wydawa膰 si臋 mog艂o aktem nieprzyjaznym, teraz sta艂o si臋 aktem jawnej wrogo艣ci.

Formacja F-16 rozpad艂a si臋 na dwie niezale偶nie operuj膮ce pary, tak samo post膮pi艂y my艣liwce ChRL Pierwsza eskadra, Klucz Sze艣膰, przekroczy艂a lini臋 demarkacyjn膮 i pod膮偶a艂a wprost na zach贸d, jak si臋 wydawa艂o ku macierzystemu lotnisku.

— Sir, chyba wiem, co si臋 tu dzieje. Prosz臋 spojrze膰, jak...

Na ekranie pojawi艂 si臋 ma艂y punkcik, kt贸ry oddzieli艂 si臋 od jednego z tajwa艅skich F-16.

— O, cholera! — zakl膮艂 marynarz. — Rakieta w powietrzu.

— Dwie — poprawi艂 dow贸dca.

Teraz ju偶 dwa pociski rakietowe AIM-120 ameryka艅skiej produkcji zd膮偶a艂y do dw贸ch oddzielnych cel贸w.

— O rany, uznali to za atak — wykrzykn膮艂 dow贸dca i rzuci艂 w kierunku oficera 艂膮czno艣ci: — Natychmiast dawaj CINCPAC!

Nie trwa艂o to d艂ugo. Jeden z my艣liwc贸w ChRL zamieni艂 si臋 na ekranie w chmurk臋. Drugi po艂o偶y艂 si臋 w ciasny skr臋t, w ostatnim u艂amku sekundy umykaj膮c przed przeznaczon膮 mu rakiet膮.

Potem zawr贸ci艂, to samo zrobi艂a po艂udniowa para kontynentalnych my艣liwc贸w, a Klucz Sze艣膰 skr臋ci艂 pod k膮tem prostym, bior膮c kurs na p贸艂noc z w艂膮czonymi radarami. Dziesi臋膰 sekund p贸藕niej sze艣膰 nast臋pnych pocisk贸w szybowa艂o w kierunku cel贸w.

— Regularna bitwa! — zawo艂a艂 oficer wachtowy, podczas gdy dow贸dca chwyci艂 za s艂uchawk臋.

— Mostek, centrum, alarm, alarm!

Nast臋pnie si臋gn膮艂 po mikrofon TBS i po艂膮czy艂 si臋 z dow贸dcami obu jednostek towarzysz膮cych, kt贸re znajdowa艂y si臋 o dziesi臋膰 mil na wsch贸d i zach贸d od kr膮偶ownika. Na USS „Port Royal” rozbrzmia艂 tymczasem klakson alarmowy.

— Widz臋 — zwi臋藕le oznajmi艂 dow贸dca „Sullivans”.

— Ja tak偶e — odezwa艂 si臋 „Chandler”. By艂 bli偶ej wyspy, ale dane otrzymywa艂 za po艣rednictwem innych jednostek Aegis.

— Nast臋pny za艂atwiony!

Kolejna z trafionych maszyn ChRL polecia艂a w kierunku nieruchomej, ciemnej powierzchni morza. Pi臋膰 sekund p贸藕niej znikn臋艂a bezpowrotnie. W centrum zaroi艂o si臋 od marynarzy zajmuj膮cych stanowiska bojowe.

— Sir, Klucz Sze艣膰 pozorowa艂 w艂a艣nie...

— Tak, widz臋, ale teraz mamy wi臋kszy k艂opot na g艂owie.

Na ekranie Aegis rakiety by艂y takie ma艂e, 偶e trudno je by艂o rozpozna膰, technicy jednak przerzucili sze艣膰 megawat贸w na teren „膰wicze艅” i obraz sta艂 si臋 wyra藕niejszy.

— Cholera! — krzykn膮艂 oficer wachtowy. — Skipper, niech pan spojrzy!

Wystarczy艂 jeden rzut oka na g艂贸wny ekran, aby natychmiast si臋 zorientowa膰, co si臋 sta艂o. Kto艣 wystrzeli艂 pocisk naprowadzany na emisj臋 ciep艂a, a najwi臋kszym w pobli偶u 藕r贸d艂em ciep艂a by艂 Airbus 310 tajwa艅skich linii lotniczych, z dwoma wielkimi silnikami CFG, produkcji General Electric — opartymi na tym samym rozwi膮zaniu, co turbiny nap臋dzaj膮ce ka偶dy z trzech okr臋t贸w ameryka艅skich — kt贸re dla g艂owicy naprowadzanej na podczerwie艅 by艂y r贸wnie gor膮ce jak s艂o艅ce.

— Albertson, ostrze偶cie ich! — krzykn膮艂 dow贸dca.

— Air China Sze艣膰 Sze艣膰 Sze艣膰, tutaj okr臋t wojenny USA, z p贸艂nocnego zachodu leci w wasz膮 stron臋 pocisk rakietowy, powtarzam, natychmiast zmie艅cie kurs, od p贸艂nocnego zachodu nadlatuje rakieta.

— Co? Co takiego?! — rozleg艂 si臋 okrzyk pe艂en niedowierzania, niemniej maszyna wykr臋ci艂a w lewo i w d贸艂, co jednak nie mia艂o ju偶 wi臋kszego znaczenia.

Punkcik symbolizuj膮cy pocisk, nawet na moment nie zszed艂 z kursu maszyny pasa偶erskiej. Jedyn膮 nadziej臋 mo偶na by艂o pok艂ada膰 w tym, 偶e wypali zapas paliwa, zanim dosi臋gnie celu, jednak porusza艂 si臋 z szybko艣ci膮 3 mach贸w, Airbus za艣 zaczyna艂 ju偶 wytraca膰 szybko艣膰, zbli偶aj膮c si臋 do lotniska. A poniewa偶 pilot, chc膮c jak najszybciej znale藕膰 si臋 bli偶ej ziemi, obni偶y艂 nos samolotu, pocisk tym 艂atwiej m贸g艂 rozpozna膰 cel.

— To wielka maszyna — mrukn膮艂 dow贸dca.

— Ale tylko dwa silniki — zauwa偶y艂 oficer uzbrojenia.

— Trafienie! — oznajmi艂 operator radaru.

— Posad藕 j膮, posad藕! — z pasj膮 zawo艂a艂 dow贸dca. Na ekranie symbol Airbusa powi臋kszy艂 si臋 trzykrotnie, a tak偶e pojawi艂 si臋 sygna艂 alarmowy.

— Nadaj膮 Mayday, sir — oznajmi艂 radiooperator. — Air China rejs Sze艣膰 Sze艣膰 nadaje Mayday... uszkodzenie skrzyd艂a i silnika... by膰 mo偶e po偶ar na pok艂adzie...

— Jakie艣 pi臋膰dziesi膮t mil do najbli偶szego lotniska — powiedzia艂 oficer wachtowy. — Wzi膮艂 kurs na Tajpej.

— Panie komandorze, na wszystkich stanowiskach za艂oga w gotowo艣ci. Na ca艂ym okr臋cie stan alarmowy jeden — zameldowa艂 oficer wachtowy.

— Dobrze.

Dow贸dca wpatrzy艂 si臋 w g艂贸wny z trzech ekran贸w radarowych. Pojedynek my艣liwc贸w sko艅czy艂 si臋 r贸wnie nagle, jak si臋 zacz膮艂; trzy maszyny zosta艂y zniszczone, jedna zapewne uszkodzona, a obie strony wycofa艂y si臋 teraz, aby liza膰 rany i ustali膰, co si臋 w艂a艣ciwie sta艂o. Kolejny klucz my艣liwc贸w wystartowa艂 z Tajwanu i uformowa艂 si臋 ju偶 nad morzem.

— Panie komandorze! — odezwa艂 si臋 operator ESM. — Wydaje si臋, 偶e radary na wszystkich jednostkach s膮 przeci膮偶one. Mn贸stwo obiekt贸w do r贸wnoczesnej klasyfikacji.

Dow贸dca wiedzia艂 jednak, 偶e w tej chwili to si臋 nie liczy; wa偶ne by艂o to, 偶e, zgodnie ze wskazaniami monitora, Airbus 310 zwalnia艂 i opada艂.

— CINCPAC — poinformowa艂 radiooperator.

— Tutaj „Port Royal” — dow贸dca zameldowa艂 si臋 poprzez 艂膮cza satelitarne. — Mieli艣my tutaj ma艂e starcie powietrzne, jeden pocisk przelecia艂 obok celu i trafi艂 samolot pasa偶erski lec膮cy z Hongkongu do Tajpej. Maszyna nadal jest w powietrzu, ale chyba ma k艂opoty. Spad艂y dwa MIG-i ChRL i jeden F-16 z Republiki, niewykluczone, 偶e jeszcze jeden F-16 zosta艂 uszkodzony.

— Kto zacz膮艂? — spyta艂 oficer dy偶urny dow贸dztwa Floty Pacyfiku.

— Naszym zdaniem pierwszy pocisk odpalili Tajwa艅czycy. Mog艂a to by膰 prowokacja. — Dow贸dca szybko przekaza艂 przebieg zdarzenia. — Jak tylko b臋d臋 got贸w, natychmiast wysy艂am zapis radarowy.

— 艢wietnie. Dzi臋ki, komandorze. Natychmiast przeka偶臋 wiadomo艣膰 dow贸dcy. Informujcie nas, gdyby co艣 jeszcze si臋 zdarzy艂o.

— Oczywi艣cie. — Dow贸dca zako艅czy艂 po艂膮czenie i poleci艂 wachtowemu: — Prze艣lijcie zapis ca艂ej awantury do Pearl.

— Aye, sir.

Air China 666 pod膮偶a艂 w kierunku wybrze偶a, radar pokazywa艂 jednak, 偶e odchyla si臋 od kursu na Tajpej. Grupa zwiadu elektronicznego z „Chandlera” nas艂uchiwa艂a teraz na pasmach radiowych. Angielski jest uniwersalnym j臋zykiem powietrznej 艂膮czno艣ci, a kapitan trafionej maszyny m贸wi艂 szybko i zrozumiale, prosz膮c o rozpocz臋cie akcji ratunkowej, podczas gdy sam wraz z drugim pilotem walczyli o utrzymanie samolotu w powietrzu. Tylko oni wiedzieli, jak powa偶ny jest problem. Wszyscy inni byli jedynie obserwatorami, kt贸rzy mogli tylko modli膰 si臋, aby Airbus utrzyma艂 si臋 w powietrzu jeszcze przez kwadrans.

* * *

Wiadomo艣膰 rozesz艂a si臋 b艂yskawicznie, a o艣rodkiem decyzyjnym sta艂a si臋 kwatera admira艂a Davida Seatona, rozlokowana na wzg贸rzu, kt贸re dominowa艂o nad Pearl Harbor.

Dy偶urny dow贸dztwa s艂u偶b 艂膮czno艣ci po艂膮czy艂 si臋 z dow贸dc膮 operacji morskich Floty Pacyfiku, kt贸ry natychmiast kaza艂 mu wys艂a膰 b艂yskawiczn膮 szyfr贸wk臋 do Waszyngtonu. Nast臋pnie Seaton zaalarmowa艂 siedem ameryka艅skich okr臋t贸w — g艂贸wnie podwodnych — znajduj膮cych si臋 w tym regionie, nakazuj膮c im najwy偶sz膮 czujno艣膰. Potem informacja zosta艂a rozes艂ana do ameryka艅skich „obserwator贸w”, kt贸rzy 艣ledzili przebieg 膰wicze艅 na r贸偶nych szczeblach struktury dowodzenia Republiki Chi艅skiej, a musia艂o troch臋 potrwa膰, zanim dotrze ona do adresat贸w. Nadal nie by艂o ameryka艅skiej ambasady w Tajpej, dlatego te偶 偶aden attach茅 ani agent CIA nie m贸g艂 pogna膰 na lotnisko, aby sprawdzi膰 czy Airbusawi uda艂o si臋 bezpiecznie wyl膮dowa膰. W tej chwili Seaton m贸g艂 ju偶 tylko czeka膰, spodziewaj膮c si臋 lawiny pyta艅 z Waszyngtonu, na kt贸re na razie nic sensownego nie m贸g艂 odpowiedzie膰.

* * *

Ryan podni贸s艂 s艂uchawk臋 i powiedzia艂:

— S艂ucham.

— Doktor Goodley do pana, sir.

— Dobrze, 艂膮cz. — A po chwili: — Ben, o co chodzi?

— Mamy k艂opot z Tajwanem, mo偶e by膰 powa偶ny.

Szef Narodowej Rady Bezpiecze艅stwa przekaza艂 wszystko, co wiedzia艂, a nie potrwa艂o to d艂ugo.

M贸wi膮c szczerze, by艂o to interesuj膮ce 膰wiczenie z dziedziny przekazywania informacji. Airbus ci膮gle utrzymywa艂 si臋 w powietrzu, a prezydent Stan贸w Zjednoczonych Ameryki ju偶 wiedzia艂, 偶e jest problem — i nic wi臋cej.

— Informuj mnie na bie偶膮co. — Ryan spojrza艂 na biurko, od kt贸rego mia艂 w艂a艣nie zamiar wsta膰. — Niech to cholera!

Jaka偶 to mila rzecz, w艂adza prezydenta. Teraz niemal natychmiast dowiadywa艂 si臋 o wszystkich sprawach, na kt贸re nie m贸g艂 nic poradzi膰. Czy na pok艂adzie samolotu byli jacy艣 Amerykanie? O co chodzi艂o? Co si臋 w艂a艣ciwie dzia艂o?

* * *

Mog艂o by膰 znacznie gorzej. Darjaei znalaz艂 si臋 znowu na pok艂adzie samolotu, sp臋dziwszy w Bagdadzie mniej ni偶 cztery godziny, podczas kt贸rych uda艂o mu si臋 za艂atwi膰 sprawy skuteczniej ni偶 zwykle, a na dodatek wzbudzi膰 l臋k w kilku osobach, poniewa偶 o艣mieli艂y si臋 k艂opota膰 go tak trywialnymi sprawami. Zgaga przyczyni艂a si臋 do jeszcze bardziej kwa艣nego wyrazu twarzy, z jakim opad艂 na fotel i wykona艂 gest, aby za艂oga zaczyna艂a startowa膰, gwa艂towny ruch przegubu, kt贸ry dla wielu os贸b z personelu pok艂adowego wygl膮da艂 jak rozkaz: „艢ci膮膰 im g艂owy”. Trzydzie艣ci sekund p贸藕niej schody by艂y wci膮gni臋te i silniki uruchomione.

* * *

— Gdzie si臋 tak nauczy艂e艣 gra膰? — spyta艂 Adler.

— W Marynarce, panie sekretarzu — odpowiedzia艂 Clark i po raz kolejny zgarn膮艂 pul臋. By艂 dziesi臋膰 dolar贸w do przodu, nie chodzi艂o wi臋c o pieni膮dze, lecz o zasad臋. Przed chwil膮 dzi臋ki blefowi zabra艂 sekretarzowi stanu dwa dolary.

— By艂em przekonany, 偶e marynarze s膮 kiepskimi hazardzistami.

— Wszyscy tak m贸wi膮 — u艣miechn膮艂 si臋 Clark, uk艂adaj膮c 膰wier膰dolar贸wki w stosik.

— Trzeba mu patrze膰 na r臋ce — poradzi艂 Chavez.

— Robi臋 to nieustannie.

Stewardesa podesz艂a i rozla艂a resztk臋 wina. Wypad艂o mniej ni偶 dwie lampki na osob臋; wystarczaj膮co, 偶eby umili膰 czas.

— Przepraszam, ile jeszcze?

— Godzina, panie ministrze.

— Dzi臋kuj臋.

Adler u艣miechn膮艂 si臋 do dziewczyny na odchodne.

— Dwa dolce w ciemno, panie sekretarzu — powiedzia艂 Clark.

Chavez obejrza艂 wszystkie karty. Dwie pi膮tki. Nie藕le jak na pocz膮tek. W 艣lad za Adlerem rzuci艂 cztery 膰wier膰dolar贸wki na 艣rodek sto艂u.

* * *

Rakieta pozbawi艂a Airbusa 310 prawego silnika, ale na tym si臋 nie sko艅czy艂o. Pocisk nadlecia艂 od ty艂u z prawej i uderzy艂 w wielk膮 turbin臋 z boku, a jej fragmenty rozora艂y powierzchnie steruj膮ce skrzyd艂a, niekt贸re dotar艂y do zbiornika paliwa — na szcz臋艣cie nieomal pustego — smugi p艂on膮cego paliwa przyprawi艂y o panik臋 tych, kt贸rzy spogl膮dali w tym momencie w okna. Jednak nie to wzbudzi艂o groz臋. Ogie艅 na zewn膮trz samolotu nikomu nie zaszkodzi, a opr贸偶niony zbiornik nie wybuch艂, co niew膮tpliwie mog艂oby nast膮pi膰, gdyby trafienie mia艂o miejsce jakie艣 dziesi臋膰 minut wcze艣niej. Naprawd臋 fatalna wiadomo艣膰 polega艂a na tym, 偶e zosta艂y zniszczone p艂aszczyzny sterowe.

Obaj m臋偶czy藕ni w kabinie pilot贸w mieli du偶e do艣wiadczenie, podobnie jak wszyscy, kt贸rzy lataj膮 na liniach mi臋dzynarodowych. Airbus m贸g艂 spokojnie lecie膰 na jednym silniku; lewy by艂 sprawny i teraz ci膮gn膮艂 pe艂n膮 moc膮, podczas gdy drugi pilot wy艂膮cza艂 prawy i wciska艂 klawisze nowoczesnego systemu przeciwpo偶arowego. Kiedy po kilku sekundach zgas艂y sygna艂y ostrzegaj膮ce o po偶arze, drugi pilot odetchn膮艂 z ulg膮.

— Ster wysoko艣ci uszkodzony — oznajmi艂 pilot, obserwuj膮c wskazania przyrz膮d贸w.

Problem nie wi膮za艂 si臋 jedynie z za艂og膮. Airbus by艂 w istocie sterowany przez ogromnie rozbudowany program komputerowy, kt贸ry przyjmowa艂 sygna艂y zar贸wno z czujnik贸w umieszczonych w kad艂ubie maszyny, jak i z kabiny pilot贸w, analizowa艂 je wszystkie, a potem wysy艂a艂 w艂a艣ciwe polecenia do p艂aszczyzn sterowych. Obmy艣laj膮c samolot, programi艣ci nie zak艂adali takich sytuacji jak trafienie pociskiem rakietowym. Program zarejestrowa艂 bolesny brak silnika i uzna艂, 偶e nast膮pi艂o to na skutek eksplozji na pok艂adzie, gdy偶 tak kazano mu interpretowa膰 tego typu zdarzenie. Komputery pok艂adowe oceni艂y skal臋 szk贸d, ustali艂y, kt贸re stery reaguj膮 i jak, a potem dostosowa艂y si臋 do sytuacji.

— Dwadzie艣cia mil — oznajmi艂 drugi pilot, kiedy wskazanie pojawi艂o si臋 na kursorze kierunku. Pilot przesun膮艂 do siebie d藕wigni臋 ci膮gu, komputery — samolot posiada艂 ich siedem — oceni艂y, 偶e to s艂uszna decyzja i zmniejszy艂y obroty turbiny. Poniewa偶 wi臋kszo艣膰 paliwa zosta艂a ju偶 spalona, maszyna by艂a lekka, wi臋c mocy mieli pod dostatkiem. Znajdowali si臋 na tyle nisko, 偶e zmiana ci艣nienia nie doprowadzi do dekompresji. Samolot by艂 sterowny. Powinno si臋 uda膰, uznali obaj piloci. Tajwa艅ski my艣liwiec podlecia艂 z boku, 偶eby obejrze膰 uszkodzenia i usi艂owa艂 o nich poinformowa膰 na zastrze偶onej cz臋stotliwo艣ci, ale us艂ysza艂 tylko, 偶eby usun膮艂 si臋 z drogi.

Za艂oga my艣liwca widzia艂a, jak pokrycie p艂atami odrywa si臋 od Airbusa, i mimo wszystko usi艂owa艂a o tym przekaza膰 wiadomo艣膰, ale zaj臋ci piloci nawet nie odpowiedzieli. F-5E zaj膮艂 wi臋c pozycj臋 obserwacyjn膮, przez ca艂y czas pozostaj膮c w kontakcie z baz膮.

— Dziesi臋膰 mil.

Szybko艣膰 spad艂a poni偶ej trzystu kilometr贸w na godzin臋, usi艂owali wi臋c opu艣ci膰 klapy i otworzy膰 s艂oty, jednak te po prawej stronie nie zareagowa艂y odpowiednio, co stwierdziwszy, komputery nie wykona艂y operacji tak偶e po lewej. L膮dowanie odb臋dzie si臋 wi臋c przy znacznej pr臋dko艣ci. Obaj piloci zmarszczyli czo艂a, zgodnie zakl臋li i pogodzili si臋 z sytuacj膮.

— Podwozie — rozkaza艂 kapitan. Drugi pilot wystuka艂 odpowiednie polecenie; ko艂a wysz艂y, a ich golenie zablokowa艂y si臋, co obaj m臋偶czy藕ni powitali z ulg膮. Nie mogli wiedzie膰, 偶e obie prawe opony s膮 zniszczone.

Widzieli ju偶 p艂yt臋 lotniska, a na niej 艣wiat艂a ekip ratunkowych; min臋li ogrodzenie i szykowali si臋 do l膮dowania. Normalnie szybko艣膰 podej艣cia wynosi dwie艣cie dwadzie艣cia kilometr贸w na godzin臋, oni mieli o sto wi臋cej. Pilot wiedzia艂, 偶e b臋dzie potrzebowa艂 ka偶dego metra pasa, usiad艂 wi臋c tu偶 za 艣wiat艂ami oznaczaj膮cymi pocz膮tek pasa.

Airbus mocno uderzy艂 o p艂yt臋 i zacz膮艂 si臋 toczy膰, ale nie potrwa艂o to d艂ugo. W obu uszkodzonych oponach z prawej strony po trzech sekundach nie by艂o ci艣nienia i metal obu felg zacz膮艂 ry膰 bruzd臋 w betonie. Zar贸wno piloci, jak i komputery usi艂owali utrzyma膰 maszyn臋 w prostej linii, ale daremnie. 310 zboczy艂 na prawo; lewe podwozie odpad艂o z hukiem wystrza艂u armatniego i samolot szorowa艂 teraz brzuchem. Przez chwil臋 wydawa艂o si臋, 偶e wyhamuje w trawie, ale zaczepi艂 o ni膮 ko艅cem skrzyd艂a i zacz膮艂 si臋 przewraca膰. Zbiornik paliwa rozlecia艂 si臋 na trzy nier贸wne cz臋艣ci. Kiedy oderwa艂o si臋 lewe skrzyd艂o, buchn膮艂 p艂omie艅. Wprawdzie obie skrajne sekcje zbiornika odlecia艂y na bok, jednak cz臋艣膰 艣rodkowa stan臋艂a w ogniu i 偶adne wysi艂ki stra偶y po偶arnej nic tu nie mog艂y pom贸c. Ustalono potem, 偶e sto dwadzie艣cia siedem os贸b uleg艂o 艣miertelnemu zatruciu. Sto cztery, w艂膮cznie z za艂og膮, wysz艂y z 偶yciem, ale odni贸s艂szy najr贸偶niejsze obra偶enia. W przeci膮gu godziny wszystkie serwisy zacz臋艂y donosi膰 o powa偶nym mi臋dzynarodowym incydencie.

* * *

Kiedy samolot dotkn膮艂 ziemi, Clark poczu艂 lekki powiew ch艂odu. Wyjrzawszy przez okno, odni贸s艂 wra偶enie, 偶e widzi co艣 znajomego, uzna艂 to jednak za wytw贸r wyobra藕ni, a poza tym wszystkie mi臋dzynarodowe porty lotnicze musia艂y w ciemno艣ci wygl膮da膰 podobnie. Francuscy piloci ko艂owali w kierunku wydzielonego terminalu, zgodnie z poleceniem sun膮c 艣ladem odrzutowca dyspozycyjnego, kt贸ry wyl膮dowa艂 minut臋 przed nimi.

— No to jeste艣my na miejscu — powiedzia艂 Ding i ziewn膮艂. Mia艂 na r臋ku dwa zegarki, jeden wskazuj膮cy czas lokalny, drugi — waszyngto艅ski, a kiedy teraz spojrza艂 na nie, pr贸bowa艂 ustali膰, kt贸ry bli偶szy by艂 odczuciom jego cia艂a. Potem wyjrza艂 przez okno z ciekawo艣ci膮 turysty, ale jak zwykle czeka艂o go rozczarowanie. R贸wnie dobrze mog艂o to by膰 Denver.

— Bardzo przepraszam — powiedzia艂a ciemnow艂osa stewardesa. — Otrzymali艣my polecenie, aby wszyscy na razie pozostali w samolocie, dop贸ki nie wyjd膮 pasa偶erowie z maszyny przed nami.

— Par臋 minut kr贸cej, par臋 minut d艂u偶ej — wzruszy艂 ramionami Adler, zm臋czony jak ca艂a reszta.

Chavez wyjrza艂 przez okno.

— Jest tam, musia艂 si臋 zjawi膰 tu偶 przed nami.

— Czy zechcia艂aby pani zgasi膰 艣wiat艂a w kabinie? — spyta艂 Clark i zrobi艂 gest w kierunku partnera.

— Ale...

Clark przerwa艂 sekretarzowi stanu zdecydowanym ruchem r臋ki. Stewardesa wykona艂a polecenie; Ding natychmiast zrozumia艂, o co chodzi, i wydoby艂 z torby aparat fotograficzny.

— Co si臋 dzieje? — ciszej spyta艂 Clarka, kiedy w kabinie zrobi艂o si臋 ciemno.

— Przed nami jest Gulfstream — odpar艂 John. — Niewiele si臋 ich tu widzi, a ten na dodatek ko艂uje do osobnego terminalu. Mo偶e uda nam si臋 ustali膰, kto nim leci.

Adler dobrze wiedzia艂, 偶e szpieg zawsze pozostaje szpiegiem. Nie sprzeciwia艂 si臋. Dyplomaci tak偶e gromadzili informacje, a wiedza o tym, kto ma prawo do tak kosztownych przelot贸w, mog艂a by膰 pewn膮 sugesti膮, kto naprawd臋 liczy si臋 w rz膮dzie ZRI. Kilka sekund potem kawalkada samochod贸w zatrzyma艂a si臋 ko艂o Gulfstreama stoj膮cego pi臋膰dziesi膮t metr贸w od nich.

— Jaka艣 szycha — powiedzia艂 Ding.

— Co za艂adowa艂e艣?

— ASA 1200 — odpar艂 Chavez, nastawiaj膮c teleobiektyw. Ca艂y samolot znalaz艂 si臋 w wizjerze. Nie m贸g艂 ju偶 sobie pozwoli膰 na wi臋ksze zbli偶enie. Zacz膮艂 robi膰 zdj臋cia, kiedy opad艂y schodki.

— No, no — pierwszy odezwa艂 si臋 Adler. — W艂a艣ciwie trudno powiedzie膰, 偶e to niespodzianka.

— Darjaei, prawda? — spyta艂 Clark.

— Tak, to w艂a艣nie nasz przyjaciel — potwierdzi艂 sekretarz stanu. S艂ysz膮c to, Chavez zrobi艂 dziesi臋膰 szybkich uj臋膰, na kt贸rych wida膰 by艂o cz艂owieka wysiadaj膮cego z samolotu, powitania z osobami, kt贸re obejmowa艂y go niczym dawno nie widzianego wuja, a potem eskortowa艂y do samochodu. Pojazdy ruszy艂y; Chavez pstrykn膮艂 raz jeszcze, a potem schowa艂 aparat do torby. Poczekali jeszcze pi臋膰 minut, zanim pozwolono im opu艣ci膰 maszyn臋.

— Czy musz臋 wiedzie膰, kt贸ra jest godzina? — spyta艂 Adler, kieruj膮c si臋 do wyj艣cia.

— Raczej nie — powiedzia艂 Clark. — Przypuszczam, 偶e przed spotkaniem dadz膮 nam kilka godzin wolnego.

U st贸p schod贸w czeka艂 na nich ambasador francuski z jednym cz艂owiekiem z ochrony ambasady i dziesi臋cioma miejscowymi. Do ambasady francuskiej mieli jecha膰 dwoma samochodami, z dwoma ira艅skimi pojazdami z przodu i dwoma z ty艂u w charakterze eskorty. Adler wsiad艂 wraz z ambasadorem do pierwszego; Clark i Chavez wpakowali si臋 do drugiego, maj膮c z przodu kierowc臋 i jeszcze jednego m臋偶czyzn臋. Obaj byli najpewniej szpiegami.

— Witajcie w Teheranie, przyjaciele — odezwa艂 si臋 m臋偶czyzna z przedniego siedzenia.

— Merci — odrzek艂 Ding i ziewn膮艂.

— Przepraszamy, 偶e musieli艣cie si臋 zrywa膰 tak wcze艣nie — doda艂 Clark.

Tamten powinien by膰 szefem plac贸wki. Ludzi, z kt贸rymi on i Ding siedzieli w Pary偶u, prawdopodobnie uprzedzili, 偶e ta dw贸jka nie wygl膮da na normalnych ochroniarzy z Departamentu Stanu. Francuz natychmiast potwierdzi艂 to przypuszczenie.

— S艂ysza艂em, 偶e nie jeste艣cie tu po raz pierwszy.

— A ty jak d艂ugo tu jeste艣? — spyta艂 John.

— Dwa lata — odpar艂 tamten i doda艂: — Auto jest czyste.

— Mamy dla pana wiadomo艣膰 z Waszyngtonu — poinformowa艂 Adlera w pierwszym wozie ambasador, a potem przekaza艂 wszystkie znane mu informacje o incydencie w Cie艣ninie Tajwa艅skiej. — Obawiam si臋, 偶e b臋dzie pan mia艂 z tym troch臋 roboty po powrocie.

— Co niemiara — mrukn膮艂 sekretarz. — Tego w艂a艣nie by艂o nam potrzeba. Jakie艣 reakcje?

— O 偶adnych na razie nie s艂ysza艂em, ale wszystko mo偶e si臋 zmieni膰 w ci膮gu kilku godzin. Spotkanie z ajatollahem Darjaeim wyznaczone jest na dziesi膮t膮 trzydzie艣ci, wi臋c zd膮偶ycie si臋 troch臋 przespa膰. Lot powrotny do Pary偶a zaraz po obiedzie. S艂u偶ymy wszelk膮 pomoc膮, jaka oka偶e si臋 potrzebna.

— Dzi臋kuj臋, panie ambasadorze.

Adler by艂 zbyt zm臋czony, aby znale藕膰 bardziej wyszukan膮 formu艂臋.

* * *

— Jakie艣 podejrzenia, co si臋 tam sta艂o? — spyta艂 Chavez w nast臋pnym wozie.

— Wiemy tylko tyle, ile zdecydowa艂 si臋 nam przekaza膰 wasz rz膮d. Dosz艂o do starcia nad Zatok膮 Tajwa艅sk膮 i pocisk rakietowy trafi艂 przypadkowo w Airbusa.

— Ofiary? — w艂膮czy艂 si臋 Clark.

— Jak na razie 偶adnych danych — odpowiedzia艂 szef plac贸wki DGSE.

— Troch臋 trudno waln膮膰 w samolot pasa偶erski tak, 偶eby nikt nie zgin膮艂.

Ding zamkn膮艂 oczy i wyobrazi艂 sobie mi臋kkie 艂贸偶ko w ambasadzie.

* * *

Dok艂adnie w tym samym czasie t臋 sam膮 wiadomo艣膰 otrzyma艂 Darjaei. Zdziwi艂 swojego sekretarza brakiem jakiejkolwiek reakcji. Mahmud Had偶i ju偶 dawno doszed艂 do wniosku, 偶e ci, kt贸rzy niewiele wiedz膮, niewiele te偶 mog膮 zaszkodzi膰.

* * *

Francuskiej go艣cinno艣ci w niczym nie umniejsza艂 fakt, 偶e miejsce, w kt贸rym si臋 znale藕li, zupe艂nie nie przypomina艂o Pary偶a. Trzech 偶o艂nierzy zabra艂o baga偶 Amerykan贸w, podczas gdy inny poprowadzi艂 ich na kwatery. 艁贸偶ka by艂y zas艂ane, na stolikach ko艂o nich znalaz艂a si臋 lodowata woda. Chavez raz jeszcze obejrza艂 swoje zegarki, j臋kn膮艂 i zwali艂 si臋 na pos艂anie. Z Clarkiem nie posz艂o tak 艂atwo. Kiedy to ostatni raz znalaz艂 si臋 w tym mie艣cie? I dlaczego tak go to trapi艂o?

* * *

Admira艂 Jackson poprowadzi艂 narad臋, rozpoczynaj膮c j膮 od ta艣my wideo.

— To nagranie z „Port Royal”. Podobn膮 ta艣m臋 mamy z „Sullivans”, ale poniewa偶 nie ma wi臋kszych r贸偶nic, skorzystamy z tej.

Znajdowali si臋 w Sali Sytuacyjnej, admira艂 za艣 d艂ugim drewnianym wska藕nikiem wodzi艂 po wielkim monitorze.

— To jest klucz czterech my艣liwc贸w, najprawdopodobniej Szen-jang J-8, kt贸re my z oczywistych wzgl臋d贸w wolimy nazywa膰 Finback. Dwusilnikowy, dwuosobowy, osi膮gi podobne do starego F-4 Phantom. Klucz startuje z kontynentu i leci odrobin臋 za daleko. Obowi膮zuje tutaj prawo ziemi, a raczej wody, niczyjej, kt贸rego dot膮d 偶adna ze stron nie naruszy艂a. Oto nast臋pny klucz, prawdopodobnie maszyny tego samego typu...

— Nie jeste艣cie pewni? — przerwa艂 Ben Goodley.

— Identyfikujemy ich samoloty po艣rednio. Radar nie jest w stanie rozpozna膰 typu samolotu — wyja艣ni艂 Robby. — Trzeba to dopiero wydedukowa膰 z ich zachowa艅 w powietrzu, z emisji radarowych i radiowych, i tak dalej. W ka偶dym razie pierwsza formacja leci na wsch贸d i przekracza niewidzialn膮 lini臋. — Wska藕nik przesun膮艂 si臋. — Tutaj mamy z kolei cztery tajwa艅skie F-16. Widz膮, 偶e Chi艅czycy znale藕li si臋 za daleko i zaczynaj膮 ich namierza膰. Wtedy pierwszy klucz zawraca na zach贸d, ale o... tutaj, drugi w艂膮cza swoje radary, zamiast jednak szuka膰 swoich, kieruje je na F-16.

— Jakie jest twoje zdanie, Rob? — spyta艂 prezydent.

— Wygl膮da na to, 偶e pierwszy klucz ChRL mia艂 przeprowadzi膰 symulowany atak na kontynent, a zadaniem drugiego by艂a obrona przed nalotem. Na pierwszy rzut oka wygl膮da to zatem na standardowe 膰wiczenie. Tyle 偶e grupa po艣cigowa zacz臋艂a obmacywa膰 nie te maszyny, a kiedy przestawili radary na namierzanie bojowe, jeden z Tajwa艅czyk贸w musia艂 uzna膰, 偶e jest zagro偶ony i odpali艂 pociski, a to samo zrobi艂 jego skrzyd艂owy. Tutaj, o, prosz臋, Finback dostaje Slammerem, drugi bardzo szcz臋艣liwie robi unik i odpala swoj膮 rakiet臋. W zwi膮zku z czym zaczyna si臋 og贸lna strzelanina. Ten F-16 uskoczy艂 przed jednym pociskiem, ale wystawi艂 si臋 na inny, o, tutaj, pilot si臋 katapultuje; przypuszczamy, 偶e si臋 uratowa艂. Ta para odpali艂a cztery pociski, z kt贸rych jeden trafi艂 Airbusa. Nawiasem m贸wi膮c, ledwie mu si臋 to uda艂o. Sprawdzili艣my zasi臋g, kt贸ry wyni贸s艂 pi臋膰 kilometr贸w ponad to, co przyjmujemy dla tej klasy pocisk贸w. W momencie kiedy trafi艂 w Airbusa, wszystkie my艣liwce zawr贸ci艂y ju偶 do siebie. Chi艅czycy z kontynentu, poniewa偶 najprawdopodobniej ko艅czy艂o im si臋 paliwo, ch艂opcy z Republiki, bo nie mieli czym strzela膰. M贸wi膮c kr贸tko, z obu stron zupe艂nie przypadkowy incydent.

— Chcesz powiedzie膰, 偶e by艂 to wypadek przy pracy?

Pytanie postawi艂 Tony Bretano.

— Na to by wygl膮da艂o, gdyby nie jedna rzecz...

— Kto zabiera na 膰wiczenia uzbrojone pociski? — powiedzia艂 Ryan.

— W艂a艣nie, panie prezydencie. Tajwa艅czycy, wiadomo, zawsze bior膮 bia艂e, gdy偶 ca艂e te chi艅skie 膰wiczenia uznali za zagro偶enie...

— Bia艂e? — znowu odezwa艂 si臋 Bretano.

— Prosz臋 wybaczy膰, panie sekretarzu, to 偶argon. Pociski bojowe s膮 malowane na bia艂o, 膰wiczebne — najcz臋艣ciej na niebiesko. Tylko dlaczego pilot ChRL mia艂 rakiet臋 naprowadzan膮 na podczerwie艅? W podobnych sytuacjach nie u偶ywa si臋 ich, gdy偶 nie spos贸b ich zawr贸ci膰. Wystrzelony pocisk nikogo ju偶 nie s艂ucha, „odpal i zapomnij”, jak my to okre艣lamy. I jeszcze jedno. Wszystkie rakiety, kt贸rymi ostrzelano F-16, naprowadzane by艂y radarowo i tylko ten jeden pocisk, kt贸ry trafi艂 w Airbusa, by艂 na podczerwie艅. Co艣 mi w tym 艣mierdzi.

— Nie przypadek, tylko celowe dzia艂anie? — spyta艂 w zamy艣leniu Jack.

— Istnieje taka mo偶liwo艣膰, panie prezydencie. Wszystko z pocz膮tku wygl膮da na klasyczn膮 b贸jk臋. Kilku odrobin臋 zbyt nerwowych pilot贸w, chwila zamieszania, gin膮 ludzie, trudno dowie艣膰 czego艣 innego, ale kiedy przyjrze膰 si臋 tej parze... od samego pocz膮tku chodzi艂o im o pasa偶era, chyba 偶e rzeczywi艣cie chcieli ustrzeli膰 tajwa艅skiego my艣liwca. Ale nie bardzo w to wierz臋.

— Dlaczego?

— Przez ca艂y czas zachowywali si臋 nie tak, jak powinni — wyja艣ni艂 admira艂 Jackson.

— Panika? — podsun膮艂 Bretano.

— Panie sekretarzu, po co bra膰 narwa艅c贸w zamiast ludzi o zdrowych nerwach? Sam pilotuj臋 my艣liwce i ja tego nie kupuj臋. Kiedy nagle znajduj臋 si臋 w sytuacji bojowej, przede wszystkim orientuj臋 si臋, kto mi zagra偶a i wal臋 mu prosto w z臋by.

— Ile ofiar? — spyta艂 przygaszonym g艂osem Jack.

Z odpowiedzi膮 po艣pieszy艂 Ben Goodley.

— Wedle doniesie艅 telewizyjnych ponad sto. Nie wszyscy zgin臋li, ale nie mamy 偶adnych bli偶szych danych. Nale偶y si臋 spodziewa膰, 偶e na pok艂adzie byli jacy艣 Amerykanie. Hongkong i Tajwan za艂atwiaj膮 sporo interes贸w.

— Warianty?

— Przede wszystkim, panie prezydencie, musimy ustali膰, czy byli tam jacy艣 nasi ludzie. W pobli偶u mamy tylko jeden lotniskowiec „Eisenhower”, kt贸ry p艂ynie do Australii na PUCHAR PO艁UDNIA. Tyle 偶e i tak nic to nie pomo偶e, je艣li chodzi o stosunki Pekin — Tajpej.

— Musimy wystosowa膰 komunikat — podpowiedzia艂 Arnie.

— Trzeba si臋 dowiedzie膰, czy zgin臋li nasi obywatele — oznajmi艂 Ryan. — Je艣li tak... To co, za偶膮damy wyja艣nie艅?

— Powiedz膮, 偶e to pomy艂ka — powt贸rzy艂 Jackson. — Co wi臋cej, najpewniej oskar偶膮 Tajwa艅czyk贸w, 偶e pierwsi zacz臋li strzela膰 i na nich zrzuc膮 ca艂膮 odpowiedzialno艣膰.

— Ale ty w to nie wierzysz, Robby?

— Nie, Jack... to znaczy, przepraszam, panie prezydencie, raczej nie. Chc臋 t臋 ta艣m臋 obejrze膰 jeszcze z paroma osobami, 偶eby i one si臋 wypowiedzia艂y. Mog臋 si臋 myli膰... ale nie przypuszczam. Piloci my艣liwc贸w to piloci my艣liwc贸w. Je艣li strzelasz do faceta, kt贸ry ucieka, zamiast do tego, kt贸ry wali do ciebie, to robisz to rozmy艣lnie.

— Przesuniemy grup臋 „Ike'a” na p贸艂noc? — spyta艂 Bretano.

— Przygotujcie plan awaryjny na t臋 ewentualno艣膰 — poleci艂 prezydent.

— Wtedy zostawiamy Ocean Indyjski bez ochrony — zauwa偶y艂 Jackson. — „Carl Vinson” jest w drodze do domu i niedaleko ma ju偶 do Norfolk. „John Stennis” i „Enterprise” nadal stoj膮 w dokach w Pearl, nie mamy wi臋c na Pacyfiku 偶adnego gotowego do akcji lotniskowca. Nie mamy 偶adnego w tej cz臋艣ci 艣wiata, a potrzeba miesi膮ca, albo i wi臋cej, 偶eby jaki艣 przesun膮膰 tutaj z Atlantyku.

Ryan spojrza艂 na Eda Foleya.

— Jakie prawdopodobie艅stwo, 偶e zrobi si臋 z tego wielka awantura?

— No c贸偶, Tajwan b臋dzie bardzo niezadowolony. U偶yto rakiet i s膮 zabici. Zosta艂 zaatakowany samolot narodowych linii lotniczych. Rz膮dy s膮 bardzo czu艂e na tym punkcie — powiedzia艂 szef CIA. — Mo偶e co艣 z tego wynikn膮膰.

— Kto艣 chce co艣 zyska膰? — spyta艂 Goodley.

— No c贸偶, je艣li admira艂 Jackson ma racj臋... zreszt膮 i ja nie bardzo wierzy艂bym tutaj w przypadek. — Foley pokiwa艂 g艂ow膮. — Co艣 tu si臋 rozgrywa, ale w tej chwili nie wiem jeszcze, co. By艂oby znacznie lepiej dla wszystkich, gdyby okaza艂o si臋 jednak, 偶e to tylko przypadek. Nie bardzo mi si臋 podoba pomys艂 艣ci膮gania lotniskowca z Oceanu Indyjskiego przy obecnej sytuacji w Zatoce Perskiej.

— Do czego mo偶e doj艣膰 mi臋dzy Chinami a Tajwanem? — Bretano stawia艂 to pytanie zak艂opotany. Na razie zbyt kr贸tko piastowa艂 to stanowisko, aby by膰 tak efektywny, jak tego potrzebowa艂 prezydent.

— Panie sekretarzu, Chi艅ska Republika Ludowa ma dostatecznie du偶o pocisk贸w z g艂owicami nuklearnymi, aby zamieni膰 Tajwan w popi贸艂, ale mamy podstawy do przypuszcze艅, 偶e ma je tak偶e Republika Chin, wi臋c...

— Oko艂o dwudziestu — przerwa艂 Foley. — A te F-16 mog膮 je donie艣膰 do samego Pekinu, je艣li zechc膮. Dwadzie艣cia g艂owic nuklearnych to za ma艂o, 偶eby zniszczy膰 ca艂e Chiny, ale wystarczy, 偶eby cofn膮膰 je w rozwoju o dziesi臋膰, mo偶e nawet dwadzie艣cia lat. ChRL tego nie chce, to nie szale艅cy, admirale. Rozwa偶ajmy starcie konwencjonalne, dobrze?

— Zgoda. ChRL nie ma mo偶liwo艣ci, 偶eby dokona膰 inwazji na Tajwan. Maj膮 zbyt ma艂o sprz臋tu desantowego, nie przerzuc膮 odpowiedniej liczby oddzia艂贸w. Co zatem mo偶e si臋 zdarzy膰, je艣li ca艂a sprawa si臋 rozkr臋ci? Najprawdopodobniejsze s膮 zaci臋te starcia w powietrzu i na morzu, to jednak do niczego nie doprowadzi, gdy偶 偶adna ze stron nie mo偶e w ten spos贸b wyko艅czy膰 drugiej. Nie potrafi臋 sobie wyobrazi膰, w jakim celu kto艣 mia艂by to robi膰 rozmy艣lnie. Nazbyt samob贸jcza zagrywka.

Wzruszy艂 ramionami. Wszystko brzmia艂o idiotycznie; z jednej strony celowy atak na samolot pasa偶erski wydawa艂 si臋 bez sensu, z drugiej — sam o艣wiadczy艂 zebranym, 偶e najprawdopodobniej by艂 to rozmy艣lny czyn.

— A my mamy 艣cis艂e kontakty handlowe z obiema stronami — pokiwa艂 g艂ow膮 prezydent. — Woleliby艣my nie dopu艣ci膰 do zaostrzenia konfliktu, prawda? Przykro mi, Robby, wygl膮da na to, 偶e b臋dziemy musieli przesun膮膰 tam lotniskowiec. Posk艂adajmy razem wszystkie mo偶liwo艣ci i spr贸bujmy sobie wyobrazi膰, o co mog艂o chodzi膰 Chi艅czykom z kontynentu.

* * *

Clark zbudzi艂 si臋 pierwszy, w do艣膰 nieszczeg贸lnym nastroju, co by艂o bardzo niewskazane w obecnej sytuacji. Dziesi臋膰 minut p贸藕niej, ogolony i ubrany, otwiera艂 drzwi, zostawiaj膮c w 艂贸偶ku Chaveza, kt贸ry i tak nie zna艂 j臋zyka farsi.

— Poranny spacerek? — spyta艂 Francuz, kt贸ry przywi贸z艂 ich z lotniska.

— Musz臋 si臋 troch臋 przewietrzy膰 — przyzna艂 John. — Przepraszam, jak si臋 nazywasz?

— Marcel Lefevre.

— Szef plac贸wki? — spyta艂 obcesowo John.

— M贸wi膮c 艣ci艣le, jestem attach茅 handlowym — odpar艂 tamten, co nale偶a艂o uzna膰 za potwierdzenie. — Mo偶emy przej艣膰 si臋 razem?

— Oczywi艣cie — odpar艂 Clark z naturalno艣ci膮, kt贸ra zaskoczy艂a jego rozm贸wc臋. — Chcia艂em si臋 troch臋 rozejrze膰. Jest tu jakie艣 targowisko?

Dziesi臋膰 minut p贸藕niej znale藕li si臋 w dzielnicy handlowej. O pi臋tna艣cie metr贸w za nimi sun臋li dwaj Ira艅czycy, kt贸rzy najwyra藕niej mieli ich obserwowa膰.

D藕wi臋ki przywo艂a艂y wszystkie wspomnienia. Farsi Clarka nie by艂 zbyt ol艣niewaj膮cy, szczeg贸lnie, 偶e nie u偶ywa艂 go od pi臋tnastu lat. Mia艂by spore k艂opoty z dogadaniem si臋, jednak uszy szybko zacz臋艂y wychwytywa膰 s艂owa z rozm贸w i ofert, z jakimi ze stragan贸w po obu stronach ulicy zwracano si臋 do dw贸ch obcokrajowc贸w.

— Ile kosztuje 偶ywno艣膰?

— Sporo — odpowiedzia艂 Lefevre. — Szczeg贸lnie z powodu dostaw, jakie wysy艂aj膮 do Iraku. Niekt贸rzy na to sarkaj膮.

Po kilku minutach John zorientowa艂 si臋, czego mu brakuje. Min臋li stragany z 偶ywno艣ci膮 i znale藕li si臋 w kr贸lestwie z艂ota, towaru zawsze ciesz膮cego si臋 popularno艣ci膮 w tej cz臋艣ci 艣wiata. Byli sprzedawcy, byli kupuj膮cy, nie by艂o natomiast entuzjazmu, kt贸ry zapami臋ta艂 z dawnych czas贸w. Przygl膮da艂 si臋 kramom, usi艂uj膮c odgadn膮膰, jaka by艂a przyczyna tej zmiany.

— Szuka pan czego艣 dla 偶ony? — spyta艂 Lefevre.

Clark u艣miechn膮艂 si臋 bez przekonania.

— Zawsze co艣 mo偶e si臋 trafi膰. Wkr贸tce rocznica 艣lubu.

Stan膮艂 i zacz膮艂 ogl膮da膰 naszyjnik.

— Sk膮d jeste艣cie? — spyta艂 sprzedawca.

— Ameryka — odpar艂 John, r贸wnie偶 po angielsku. Tamten rozpozna艂 jego narodowo艣膰, pewnie po ubiorze, i korzysta艂 z okazji, 偶eby porozmawia膰 w obcym j臋zyku.

— Niecz臋sto widuje si臋 tutaj Amerykan贸w.

— Szkoda. W m艂odo艣ci sporo podr贸偶owa艂em w tych stronach.

Naszyjnik by艂 naprawd臋 艂adny, cena na przyczepionej karteczce rozs膮dna, je艣li zwa偶y膰 na pr贸b臋, a rocznica 艣lubu istotnie by艂a za pasem.

— Kiedy艣 mo偶e si臋 to zmieni — powiedzia艂 z艂otnik.

— Nasze kraje dzieli wiele r贸偶nic — zauwa偶y艂 John.

Tak, m贸g艂 sobie na to pozwoli膰, szczeg贸lnie, 偶e, jak zwykle, mia艂 ze sob膮 mn贸stwo forsy. Jedn膮 z przyjemnych cech ameryka艅skiej waluty by艂o to, 偶e akceptowana by艂a niemal powszechnie.

— Wszystko si臋 zmienia — zauwa偶y艂 sentencjonalnie kupiec.

— To prawda — zgodzi艂 si臋 John i obejrza艂 nieco dro偶szy naszyjnik. — Ma艂o tutaj rado艣ci, a to przecie偶 ulica handlowa.

— 艢ledzi was dw贸ch ludzi.

— Tak? Ale przecie偶 nie robi臋 nic niezgodnego z prawem? — zapyta艂 z trosk膮 Clark.

— Nie — odpar艂 Ira艅czyk, ale wida膰 po nim by艂o zdenerwowanie.

— Wezm臋 ten — powiedzia艂 John, wyci膮gaj膮c r臋k臋 z naszyjnikiem.

— Jak pan p艂aci?

— Mo偶e by膰 ameryka艅skimi dolarami?

— Oczywi艣cie. Dziewi臋膰set waszych dolar贸w.

Clark z trudem ukry艂 zdziwienie. Nawet w nowojorskiej hurtowni naszyjnik kosztowa艂by trzy razy dro偶ej, a chocia偶 na tak膮 sum臋 nie m贸g艂by sobie pozwoli膰, targowanie si臋 nale偶a艂o do ulubionych rozrywek w tej cz臋艣ci 艣wiata. Powiedzmy, 偶e uda艂oby mu si臋 zbi膰 cen臋 do tysi膮ca pi臋ciuset, co ci膮gle by艂oby ca艂kiem korzystne. Czy na pewno dobrze us艂ysza艂?

— Dziewi臋膰set?

Ko艣cisty palec godzi艂 wprost w jego serce.

— Osiemset, ale ani dolara mniej. Chyba nie chce mnie pan zrujnowa膰?! — wykrzykn膮艂 tamten.

— Twardy z ciebie negocjator.

— Jest pan bez serca. Mam dok艂ada膰 do interesu? To pi臋kny naszyjnik i mam nadziej臋, 偶e chce go pan wr臋czy膰 swojej szanownej ma艂偶once, a nie jakiej艣 taniej latawicy!

Clark pomy艣la艂, 偶e wystawi艂 ju偶 z艂otnika na dostatecznie wielkie niebezpiecze艅stwo. Wyci膮gn膮艂 portfel, odliczy艂 pieni膮dze i wr臋czy艂 Ira艅czykowi.

— To za du偶o. Nie jestem z艂odziejem! — obruszy艂 si臋 tamten i zwr贸ci艂 Johnowi jeden banknot.

Siedemset dolar贸w za co艣 takiego?

— Przepraszam, nie chcia艂em pana urazi膰 — powiedzia艂 Clark, chowaj膮c do kieszeni naszyjnik, kt贸ry sprzedawca niemal cisn膮艂 mu, nie do艂膮czaj膮c 偶adnego pude艂ka.

— Nie jeste艣my barbarzy艅cami — powiedzia艂 cicho kupiec, a potem raptownie odwr贸ci艂 si臋 do nich plecami.

Clark i Lefevre doszli do ko艅ca ulicy i skr臋cili w prawo. Szli 偶wawo, zmuszaj膮c do po艣piechu swoich opiekun贸w.

— Co tu si臋 dzieje, u diab艂a? — spyta艂 Clark, kt贸ry niczego podobnego si臋 nie spodziewa艂.

— Entuzjazm dla rz膮du nieco si臋 zmniejszy艂. To, co pan widzia艂, jest ca艂kiem typowe. 艁adna robota, monsieur Clark. Od dawna w Firmie?

— Na tyle d艂ugo, 偶eby nie lubi膰 takich niespodzianek. Zdaje si臋, 偶e u was odpowiednim s艂owem w takiej sytuacji jest merde.

— Zatem prezent dla 偶ony?

John skin膮艂 g艂ow膮.

— Tak. Czy ten z艂otnik mo偶e mie膰 jakie艣 k艂opoty?

— Ma艂o prawdopodobne — odpowiedzia艂 Lefevre. — Wolno mu straci膰 na transakcji. Interesuj膮cy gest, nieprawda偶?

— Wracajmy. Musz臋 zbudzi膰 sekretarza.

W pi臋tna艣cie minut byli na miejscu; John natychmiast uda艂 si臋 do pokoju.

— Jaka pogoda na zewn膮trz, panie C?

Clark si臋gn膮艂 do kieszeni i rzuci艂 co艣 przez pok贸j. Chavez z艂apa艂 przedmiot w locie.

— Ci臋偶kie.

— Jak my艣lisz, Domingo, ile to kosztowa艂o?

— Wygl膮da na dwadzie艣cia jeden karat贸w... Dwa tysi膮ce lekk膮 r膮czk膮.

— Co by艣 powiedzia艂 na siedem st贸w?

— Pewnie jaki艣 tw贸j kuzyn, tak? — za艣mia艂 si臋 Chavez, ale zaraz spowa偶nia艂. — By艂em pewien, 偶e nas tutaj nie lubi膮.

— Wszystko si臋 zmienia — powiedzia艂 John, cytuj膮c z艂otnika.

* * *

— Ile ofiar? — spyta艂a Cathy.

— Mowa jest o stu czterech osobach, kt贸re usz艂y z 偶yciem, ale niekt贸re paskudnie pokiereszowane. Dziewi臋膰dziesi膮t potwierdzonych ofiar 艣miertelnych, oko艂o trzydziestu nie potwierdzonych, to znaczy, na pewno nie 偶yj膮, nie uda艂o si臋 jeszcze zidentyfikowa膰 zw艂ok. — Jack odczyta艂 raport dostarczony w艂a艣nie do drzwi sypialni przez agenta Ramana. — Szesnastu Amerykan贸w ocala艂o, pi臋ciu zgin臋艂o. Los dziewi臋ciu nieznany, najpewniej martwi. O Bo偶e, na pok艂adzie by艂o czterdziestu obywateli ChRL.

Pokr臋ci艂 g艂ow膮.

— Jak to mo偶liwe? Je艣li b臋d膮 chcieli zrobi膰 z tego spraw臋...

— A jak to mo偶liwe, 偶e robi膮 interesy? Bo robi膮 i to jest fakt, kochanie. Prychaj膮 na siebie i pluj膮 jak kocury, ale s膮 sobie nawzajem potrzebni.

— Co zrobisz? — spyta艂a 偶ona.

— Jeszcze nie wiem. Jutro rano, jak b臋dziemy ju偶 wi臋cej wiedzie膰, wydam prasowy komunikat. I jak mam teraz spokojnie spa膰? — spyta艂 prezydent Stan贸w Zjednoczonych. — Czternastu zabitych Amerykan贸w na drugim ko艅cu 艣wiata. A ja mia艂em ich chroni膰, czy偶 nie? Nie mog臋 pozwoli膰, 偶eby ludzie bezkarnie zabijali obywateli mego kraju.

— Jack, codziennie gin膮 ludzie — zauwa偶y艂a Pierwsza Dama.

— Ale nie od pocisk贸w powietrze-powietrze.

Ryan od艂o偶y艂 raport na stolik i wy艂膮czy艂 lampk臋, zastanawiaj膮c si臋, kiedy uda mu si臋 zasn膮膰 i jak potocz膮 si臋 rozmowy w Teheranie.

* * *

Zacz臋艂o si臋 od u艣cisk贸w d艂oni. Urz臋dnik MSZ powita艂 ich na zewn膮trz. Ambasador francuski dokona艂 prezentacji, po czym spiesznie znikn膮艂 w budynku, aby unikn膮膰 kamer telewizyjnych, chocia偶 偶adnej nie wida膰 by艂o dooko艂a. Clark i Chavez odgrywali swoje role, stoj膮c blisko — aczkolwiek nie za blisko — swego pryncypa艂a i rozgl膮daj膮c si臋 nerwowo, jak powinni robi膰. Sekretarz Adler pod膮偶y艂 za Ira艅czykiem, ca艂a reszta posz艂a w ich 艣lady. Wszyscy wraz z ambasadorem zatrzymali si臋 w holu; do zaskakuj膮co nowocze艣nie urz膮dzonego gabinetu duchowego przyw贸dcy Iranu wszed艂 tylko Adler ze swym przewodnikiem.

— Pok贸j z tob膮 — powiedzia艂 Darjaei, wstaj膮c na powitanie go艣cia. M贸wi艂 za po艣rednictwem t艂umacza, co by艂o normalnym rozwi膮zaniem przy tego typu spotkaniach. Po pierwsze, chodzi艂o o precyzj臋 sformu艂owa艅, po drugie, gdyby zosta艂a pope艂niona jaka艣 fatalna gafa, zawsze mo偶na by艂o odpowiedzialno艣膰 z艂o偶y膰 na b艂膮d t艂umacza, co obu stronom pozwala艂o zachowa膰 twarz. — Niech Allach pob艂ogos艂awi temu spotkaniu.

— Dzi臋kuj臋, 偶e tak szybko zareagowa艂 pan na propozycj臋 rozmowy — powiedzia艂 Adler i zaj膮艂 miejsce.

— Przyjecha艂 pan z daleka. Czy podr贸偶 by艂a wygodna? — spyta艂 uprzejmie Darjaei. Nic nie mog艂o zak艂贸ci膰 ceremonia艂u grzeczno艣ci, przynajmniej na pocz膮tku.

— Przebieg艂a bez 偶adnych wydarze艅 — powiedzia艂 Adler i z trudem powstrzyma艂 si臋 od ziewni臋cia czy od dania wyrazu zm臋czeniu w inny spos贸b. Trzy fili偶anki mocnej europejskiej kawy zrobi艂y swoje, aczkolwiek 偶o艂膮dek nie czu艂 si臋 po nich najpewniej. Podczas powa偶nych rozm贸w dyplomaci powinni zachowywa膰 si臋 jak chirurdzy w sali operacyjnej. D艂uga praktyka pozwala艂a skrywa膰 emocje i panowa膰 nad niedyspozycjami cielesnymi.

— 呕a艂uj臋, 偶e nie mo偶emy pana lepiej zapozna膰 z tym miastem. Tyle w nim historii i pi臋kna. — Obaj czekali, a偶 s艂owa zostan膮 prze艂o偶one. T艂umacz mia艂 oko艂o trzydziestki, by艂 skupiony i — Adler nie by艂 pewien swego wra偶enia — ba艂 si臋 Darjaeiego? By艂 chyba urz臋dnikiem ministerialnym, mia艂 na sobie garnitur, kt贸remu przyda艂aby si臋 odrobina 偶elazka, natomiast Darjaei odziany by艂 w pow艂贸czyste szaty, podkre艣laj膮ce narodowo艣膰 i godno艣膰 duchownego. Mahmud Had偶i by艂 powa偶ny, ale jego zachowanie nie zdradza艂o 偶adnej wrogo艣ci.

— Mo偶e podczas nast臋pnej wizyty.

Przyjazne skini臋cie g艂ow膮.

— Oczywi艣cie.

To s艂owo zosta艂o wypowiedziane po angielsku, co przypomnia艂o Adlerowi, 偶e gospodarz rozumia艂 j臋zyk swojego go艣cia. 呕adnych zaskakuj膮cych manier, zanotowa艂 w pami臋ci sekretarz stanu.

— Du偶o czasu up艂yn臋艂o od ostatniego kontaktu mi臋dzy naszymi krajami, przynajmniej na tym szczeblu.

— To prawda, ale my radzi jeste艣my takim kontaktom. W czym mog臋 panu pom贸c, panie sekretarzu?

— Je艣li nie mia艂by pan nic przeciwko temu, z ch臋ci膮 porozmawia艂bym o problemie stabilno艣ci politycznej w tym regionie.

— Stabilno艣ci? — spyta艂 Darjaei. — Jak mam to rozumie膰?

— Nowo powsta艂a Zjednoczone Republika Islamska sta艂a si臋 najwi臋kszym pa艅stwem w regionie, co niekt贸rych napawa trosk膮.

— Moim zdaniem odby艂o si臋 to z po偶ytkiem dla stabilno艣ci. Czy偶 rz膮d Iraku nie by艂 dla niej sta艂ym zagro偶eniem? Czy nie by艂 agresorem w dw贸ch kolejnych wojnach? My z pewno艣ci膮 tak nie post臋pujemy.

— To prawda — przyzna艂 Adler.

— Islam jest religi膮 pokoju i braterstwa — ci膮gn膮艂 Darjaei, przemawiaj膮c tonem nauczyciela, kt贸rym by艂 przez lata.

— To tak偶e prawda, ale w tym niedoskona艂ym 艣wiecie nie zawsze ludzie, kt贸rzy obnosz膮 si臋 ze swoj膮 religi膮, przestrzegaj膮 jej zasad — zauwa偶y艂 Amerykanin.

— Inne kraje nie szanuj膮 w takim stopniu bo偶ych zasad, jak robimy to my. Tylko wtedy, gdy cz艂owiek im si臋 podporz膮dkowuje, mo偶e liczy膰 na pok贸j i sprawiedliwo艣膰. Nie wystarcz膮 same s艂owa; trzeba jeszcze 偶y膰 zgodnie z nimi.

Serdeczne dzi臋ki za t臋 odrobin臋 szk贸艂ki niedzielnej, pomy艣la艂 Adler, jednocze艣nie z powag膮 kiwaj膮c g艂ow膮. Ale je艣li tak jest, to po jak膮 choler臋 popierasz Hezbollah?

— M贸j kraj pragnie jedynie spokoju w tym regionie, podobnie zreszt膮 jak w ca艂ym 艣wiecie.

— Takie jest te偶 pragnienie Allacha, objawione nam przez Proroka.

Wszystko ju偶 by艂o, pomy艣la艂 Adler. Dawno temu prezydent Jimmy Carter wys艂a艂 podsekretarza stanu, aby spotka艂 si臋 z poprzednikiem Darjaeiego w jego emigracyjnej siedzibie pod Pary偶em. Szach mia艂 powa偶ne k艂opoty, opozycji zamykano usta, co Stanom Zjednoczonym nie by艂o na r臋k臋. Podsekretarz powr贸ci艂 do prezydenta z informacj膮, 偶e Chomeini to „艣wi臋ty”. Carter uwierzy艂 mu na s艂owo, przyczyni艂 si臋 do obalenia Rezy Pahlaviego i pozwoli艂, aby jego miejsce zaj膮艂 „艣wi臋ty”.

Wkr贸tce potem rz膮d ameryka艅ski sta艂 si臋 po艣miewiskiem ca艂ego 艣wiata.

Adler nie zamierza艂 powtarza膰 tych b艂臋d贸w.

— Jedn膮 z zasad, kt贸rych trzyma si臋 m贸j kraj, jest poszanowanie granic innych pa艅stw. Ich nienaruszalno艣膰 jest warunkiem sine qua non regionalnej i globalnej stabilizacji.

— Sekretarzu Adler, z woli Allacha wszyscy ludzie s膮 bra膰mi. Bracia mog膮 si臋 czasami posprzecza膰, ale wojna jest nienawistna w oczach Boga. Poza tym pana uwaga nieco mnie zaskakuje; sugeruje pan, 偶e nosimy si臋 z wrogimi zamiarami wobec s膮siad贸w. Sk膮d takie podejrzenia?

— Przepraszam, 藕le mnie pan zrozumia艂. Nie uczyni艂em 偶adnej takiej sugestii. Przyby艂em, aby艣my om贸wili sprawy nawzajem nas interesuj膮ce.

— Gospodarka pa艅skiego kraju i jego sojusznik贸w zale偶y od tego regionu. Nie zamierzamy wam szkodzi膰. Potrzebujecie naszej ropy, my potrzebujemy przedmiot贸w, kt贸re mo偶na kupi膰 za rop臋. Nasza kultura przesi膮kni臋ta jest duchem handlu i dobrze o tym wiecie. Jest tak偶e przesi膮kni臋ta duchem islamu i wielkim b贸lem napawa mnie to, 偶e, jak si臋 wydaje, Zach贸d nigdy nie doceni艂 natury naszej religii. Niezale偶nie od tego, co mog膮 m贸wi膰 wasi 偶ydowscy przyjaciele, nie jeste艣my barbarzy艅cami i w istocie nie ma religijnego konfliktu mi臋dzy nami a 呕ydami. Z tego w艂a艣nie regionu pochodzi艂 patriarcha Abraham, a 呕ydzi jako pierwsi g艂osili chwa艂臋 prawdziwego Boga i zaprawd臋 powinien zapanowa膰 pok贸j mi臋dzy nami.

— Z prawdziw膮 rado艣ci膮 s艂ysz臋 te s艂owa. Co zapewni taki pok贸j? — spyta艂 Adler, zastanawiaj膮c si臋, kiedy to ostatni raz kto艣 usi艂owa艂 zwali膰 mu na g艂ow臋 ca艂e drzewo oliwne.

— Czas i rozmowy. Dlatego lepiej mo偶e, 偶eby艣my pozostawali w bezpo艣rednim kontakcie. Oni tak偶e s膮 lud藕mi — nie tylko wiary, ale i handlu.

Adler nie by艂 pewien, jak ma rozumie膰 s艂owa Darjaeiego. Bezpo艣redni kontakt z Izraelem. Czy to oferta, czy te偶 subtelny przytyk pod adresem Amerykan贸w?

— A pa艅scy islamscy przyjaciele?

— 艁膮czy nas wiara. 艁膮czy nas ropa naftowa. 艁膮czy nas kultura. W istocie na wiele sposob贸w stanowimy ju偶 jedn膮 rodzin臋.

* * *

Clark, Chavez i ambasador siedzieli milcz膮c w holu. Personel ostentacyjnie ich ignorowa艂 od chwili, kiedy podane ju偶 zosta艂y napoje ch艂odz膮ce. Ludzie z ochrony znajdowali si臋 w pobli偶u, a chocia偶 nie spogl膮dali na przybysz贸w, ani na chwil臋 nie tracili ich te偶 z oczu. Chavez mia艂 okazj臋 pozna膰 co艣 nowego. Umeblowanie i wyposa偶enie wydawa艂o si臋 bardzo staromodne i dziwnie niepor臋czne, zupe艂nie jak gdyby nic tutaj si臋 nie zmieni艂o od czasu zmiany rz膮d贸w — co, uzmys艂owi艂 sobie, odby艂o si臋 ju偶 do艣膰 dawno — przy czym razi艂 nie tyle stopie艅 zu偶ycia, ile ich staro艣wiecko艣膰. Wsz臋dzie panowa艂o te偶 napi臋cie, co wyczuwa艂o si臋 w powietrzu. Urz臋dnik ameryka艅ski przygl膮da艂by si臋 mu ze zdziwieniem, nie robi艂a jednak tego 偶adna z sze艣ciu os贸b obecnych. Dlaczego?

Clark tego w艂a艣nie si臋 spodziewa艂. Ignorowanie by艂o rzecz膮 zupe艂nie normaln膮. On i Ding wyst臋powali w charakterze goryli, stanowili wi臋c niewarte uwagi sprz臋ty. Ludzie tutaj byli zaufanymi pomocnikami i podw艂adnymi, wiernymi wobec swego zwierzchnika, gdy偶 tak by膰 musia艂o, zawdzi臋czali mu bowiem odrobin臋 w艂adzy. Go艣cie albo usankcjonuj膮 t臋 w艂adz臋 w skali mi臋dzynarodowej, albo b臋d膮 stanowi膰 dla niej zagro偶enie, a chocia偶 by艂y to sprawy o 偶yciowym znaczeniu dla maluczkich, ci mieli na nie wp艂yw taki jak na pogod臋, obcych usuwali wi臋c w og贸le z pami臋ci, z wyj膮tkiem ludzi specjalnie wyszkolonych do tego, aby ka偶dego obcego traktowa膰 jako bezpo艣rednie zagro偶enie, aczkolwiek protok贸艂 nie pozwala艂 na fizyczn膮 wrogo艣膰, kt贸r膮 okazaliby z ch臋ci膮 i niejak膮 pasj膮.

Dla francuskiego ambasadora by艂o to jeszcze jedno praktyczne 膰wiczenie w sztuce dyplomacji: rozmowa przy u偶yciu starannie dobranych s艂贸w, aby jak najmniej pokaza膰 ze swoich kart, a jak najwi臋cej dowiedzie膰 si臋 o kartach drugiej strony. Potrafi艂 zgadn膮膰, co si臋 m贸wi w s膮siednim pokoju, potrafi艂 nawet domy艣li膰 si臋 znaczenia s艂贸w. Ale przede wszystkim interesowa艂a go ich prawdziwo艣膰. Co tak naprawd臋 planowa艂 Darjaei? Ambasador i kraj, kt贸ry reprezentowa艂, mieli nadziej臋 na pok贸j w tym regionie, zatem wraz z kolegami starali si臋 wp艂yn膮膰 na to, aby i Adler uzna艂 t臋 mo偶liwo艣膰 za realn膮, chocia偶 wcale nie byli tego pewni. Interesuj膮ca posta膰 ten Darjaei. Duchowny, kt贸ry z ca艂膮 pewno艣ci膮 zamordowa艂 prezydenta Iraku. Rycerz pokoju i sprawiedliwo艣ci, kt贸ry 偶elazn膮 r臋k膮 w艂ada swoim krajem. Wspania艂omy艣lny cz艂owiek, kt贸ry przera偶a swoich podw艂adnych. Wystarczy艂o rozejrze膰 si臋 po pokoju, aby si臋 o tym przekona膰. Wsp贸艂czesny Richelieu Bliskiego Wschodu? Francuz smakowa艂 przez chwil臋 t臋 zupe艂nie now膮 ide臋, zachowuj膮c jednocze艣nie nieporuszon膮 twarz. Jeszcze dzisiaj trzeba b臋dzie j膮 przekaza膰 ministrowi. A wcze艣niej temu nowo upieczonemu ministrowi ameryka艅skiemu. Adler cieszy艂 si臋 s艂aw膮 dobrego dyplomaty, ale czy dobrego na tyle, aby sobie poradzi膰 z tym zadaniem?

* * *

— Po co w og贸le o tym m贸wi膰? Dlaczego mia艂bym ro艣ci膰 sobie jakie艣 terytorialne ambicje? — spyta艂 Darjaei zupe艂nie spokojnie, ale g艂os jego nie skrywa艂 irytacji. — M贸j nar贸d pragnie tylko jednego: pokoju. Zbyt wiele by艂o tutaj walk. Przez ca艂e 偶ycie studiowa艂em Wiar臋 i naucza艂em jej, a teraz, kiedy dobiegam ko艅ca swoich dni, nareszcie panuje tutaj pok贸j.

— O niczym wi臋cej nie marzymy w tym regionie, opr贸cz bardziej przyjaznych stosunk贸w mi臋dzy naszymi krajami.

— O tym porozmawia膰 mo偶emy p贸藕niej. Dzi臋kuj臋 pa艅skiemu krajowi za to, 偶e nie sprzeciwili艣cie si臋 zniesieniu sankcji handlowych wobec dawnego Iraku. By膰 mo偶e to dobry pocz膮tek. Zarazem woleliby艣my, 偶eby Ameryka nie ingerowa艂a w stosunki mi臋dzy naszymi s膮siadami.

— Jeste艣my zobowi膮zani do troski o bezpiecze艅stwo Izraela — powiedzia艂 stanowczo Adler.

— M贸wi膮c 艣ci艣le, Izrael nie jest naszym s膮siadem — odpar艂 Darjaei. — Je艣li jednak Izrael chce 偶y膰 w pokoju, my tak偶e tego chcemy.

Niez艂y jest, oceni艂 Adler. Niewiele ujawnia艂, przede wszystkim zaprzeczaj膮c. 呕adnych deklaracji, z wyj膮tkiem tradycyjnych opowie艣ci o pokojowych zamiarach. Robi艂 to ka偶dy przyw贸dca pa艅stwowy, chocia偶 nie ka偶dy z imieniem Boga tak cz臋sto pojawiaj膮cym si臋 na ustach. Pok贸j. Pok贸j. Pok贸j.

Tyle 偶e Adler ani troch臋 nie ufa艂 mu w sprawie Izraela. Gdyby naprawd臋 mia艂 pokojowe zamiary, najpierw porozumia艂by si臋 z Jerozolim膮, gdy偶 lepiej by艂oby mie膰 呕yd贸w po swojej stronie przed rozmowami z Waszyngtonem. Izrael by艂 nieoficjalnym po艣rednikiem w rokowaniach „bro艅 za zak艂adnik贸w” i tak偶e zosta艂 wystawiony do wiatru.

— S膮dz臋, 偶e to dobra podstawa do dalszych rozm贸w.

— Je艣li pa艅ski kraj b臋dzie traktowa艂 nas z szacunkiem, mo偶emy rozmawia膰. I wtedy przyjdzie pora na rozwa偶enie poprawy w naszych wzajemnych stosunkach.

— Przeka偶臋 to mojemu prezydentowi.

— Tak偶e pa艅ski kraj mia艂 ostatnio wiele powod贸w do smutku. 呕ycz臋 wam si艂y, 偶eby艣cie potrafili zaleczy膰 rany.

— Dzi臋kuj臋.

Obaj powstali. U艣cisn臋li sobie d艂onie i Darjaei odprowadzi艂 Adlera do drzwi.

* * *

Clark zwr贸ci艂 uwag臋, 偶e ca艂y personel zerwa艂 si臋 na r贸wne nogi. Darjaei odprowadzi艂 Adlera do wyj艣cia, raz jeszcze poda艂 mu r臋k臋, a potem zostawi艂 go jego 艣wicie. Dwie minuty p贸藕niej byli ju偶 w samochodach, kt贸re skierowa艂y si臋 wprost na lotnisko.

— Ciekaw jestem, jak posz艂o?

Pytanie Johna nie by艂o skierowane do nikogo konkretnie, a chocia偶 wszyscy je sobie zadawali, pozosta艂o bez odpowiedzi. Po p贸艂 godzinie dotarli w oficjalnej eskorcie na lotnisko mi臋dzynarodowe Mehrabad, gdzie w cz臋艣ci zarezerwowanej dla samolot贸w wojskowych czeka艂 na nich francuski odrzutowiec.

Odby艂a si臋 tak偶e ceremonia po偶egnalna. Ambasador francuski rozmawia艂 przez kilka minut z Adlerem, nie wypuszczaj膮c jego r臋ki. Przy mnogo艣ci funkcjonariuszy ira艅skich s艂u偶b bezpiecze艅stwa, Clarkowi i Chavezowi pozostawa艂o tylko rozgl膮da膰 si臋 na boki, czego zreszt膮 od nich oczekiwano. Wida膰 by艂o sze艣膰 my艣liwc贸w, przy kt贸rych uwijali si臋 ludzie z obs艂ugi. Nieustannie kr膮偶yli pomi臋dzy maszynami i hangarem, bez w膮tpienia wzniesionym jeszcze za czas贸w szacha. Ding zajrza艂 do 艣rodka, w czym nikt mu nie przeszkadza艂. Sta艂 tam jeszcze jeden samolot, w znacznej cz臋艣ci rozebrany. Silnik znajdowa艂 si臋 na podno艣niku, obs艂ugiwany przez inn膮 grup臋 technik贸w.

— Kurza farma, uwierzy艂by艣? — spyta艂 Chavez.

— Co takiego? — mrukn膮艂 Clark, kt贸ry spogl膮da艂 w inn膮 stron臋.

— Niech pan sam zobaczy, panie C.

John odwr贸ci艂 si臋. Wzd艂u偶 przeciwleg艂ej 艣ciany hangaru sta艂y rz臋dy metalowych klatek, wielko艣ci膮 przypominaj膮cych pomieszczenia dla drobiu. Ca艂e setki. Osobliwy widok w bazie lotniczej, pomy艣la艂.

Po drugiej stronie lotniska Gwiazdor towarzyszy艂 ostatniej grupie swego zespo艂u, kt贸ra odlatywa艂a do Wiednia. Przypadkiem spojrza艂 w kierunku sektora dla prywatnych odrzutowc贸w, gdzie pe艂no by艂o ludzi i samochod贸w. Na chwil臋 zaciekawi艂o go to. Pewnie jaka艣 szycha z rz膮du. Tak偶e i on my艣la艂 o takiej funkcji, ale bez 偶adnej ostentacji. Samolot austriackich linii lotniczych pojawi艂 si臋 na p艂ycie o czasie, aby wystartowa膰 przed maszyn膮 czarterow膮.

40
Otwarcie

Wi臋kszo艣膰 Amerykan贸w zbudzi艂a si臋, aby dowiedzie膰 si臋 o tym, o czym wiedzia艂 ju偶 ich prezydent. W katastrofie lotniczej na drugim ko艅cu 艣wiata zgin臋艂o jedenastu Amerykan贸w, a trzech uznano za zaginionych. Miejscowa ekipa telewizyjna zd膮偶y艂a w por臋 znale藕膰 si臋 na lotnisku, uprzedzona przez kogo艣 z obs艂ugi. Na ta艣mie wideo wida膰 by艂o jedynie kul臋 ognia tryskaj膮c膮 w odleg艂ym wybuchu, po kt贸rej przychodzi艂y zbli偶enia tak typowe, 偶e mog艂y pochodzi膰 sk膮dkolwiek. Dziesi臋膰 woz贸w stra偶ackich okr膮偶a艂o p艂on膮cy wrak i zlewa艂o go wod膮 oraz pian膮, zbyt p贸藕no, aby kogokolwiek uratowa膰. Mkn臋艂y karetki pogotowia. Jacy艣 szcz臋艣liwi rozbitkowie miotali si臋 bezradni w szoku. Inni s艂aniali si臋 w ramionach cz艂onk贸w ekip ratunkowych. By艂y 偶ony bez m臋偶贸w, rodzice bez dzieci i ca艂y ten dramatyczny chaos, kt贸ry niczego nie t艂umaczy艂, ani nie sugerowa艂 偶adnych rozwi膮za艅.

Rz膮d Republiki Chi艅skiej wystosowa艂 gniewne o艣wiadczenie na temat powietrznego piractwa, domagaj膮c si臋 natychmiastowego zwo艂ania Rady Bezpiecze艅stwa. Kilka minut p贸藕niej stanowisko zaj膮艂 te偶 Pekin, kt贸ry stwierdzi艂, 偶e jego samoloty wojskowe zosta艂y zdradziecko zaatakowane podczas pokojowych 膰wicze艅 i w obronie w艂asnej wystrzeli艂y pociski rakietowe. Stanowczo zaprzeczono, aby mia艂o to jakikolwiek zwi膮zek z katastrof膮 samolotu, a ca艂kowit膮 odpowiedzialno艣膰 zrzucono na zbuntowan膮 prowincj臋.

— Co jeszcze uda艂o si臋 ustali膰? — spyta艂 admira艂a Jacksona Ryan. By艂a si贸dma trzydzie艣ci rano.

— Przez jakie艣 dwie godziny dok艂adnie obejrzeli艣my jeszcze raz obie ta艣my. Zaprosi艂em paru pilot贸w, z kt贸rymi kiedy艣 lata艂em, i kilku facet贸w z Si艂 Powietrznych. Oto do czego doszli艣my. Po pierwsze, komuchy...

— Nie nale偶y ju偶 tak ich nazywa膰, Robby — zauwa偶y艂 prezydent.

— Przepraszam, stare nawyki. Zatem d偶entelmeni z Chi艅skiej Republiki Ludowej dobrze wiedzieli, 偶e mamy tam okr臋ty. Elektroniczna emisja jednostki typu Aegis jest widoczna jak G贸ra 艣w. Heleny, a parametry i mo偶liwo艣ci radaru SPY nie s膮 偶adn膮 tajemnic膮, gdy偶 korzystamy z tych rozwi膮za艅 od dwudziestu lat. Wiedzieli zatem, 偶e obserwujemy i 偶e nic nie umknie naszej uwadze.

— Dalej — ponagli艂 przyjaciela Jack.

— Po drugie, na „Chandlerze” mamy ekip臋, kt贸ra prowadzi nas艂uch radiowy. Przet艂umaczyli艣my komunikaty chi艅skich pilot贸w. Po trzydziestu sekundach od rozpocz臋cia incydentu s艂ycha膰 — tu cytuj臋: — „Mam go, mam go, strzelam”. Jest to dok艂adnie moment, w kt贸rym w kierunku Airbusa odpalono rakiet臋 naprowadzan膮 na podczerwie艅. Po trzecie, ka偶dy z tych, kt贸rzy siedzieli za sterami my艣liwca, m贸wi艂 to samo, co ja: po choler臋 strzela膰 do pasa偶era, kt贸ry jest na granicy zasi臋gu twoich pocisk贸w, kiedy tu偶 pod nosem masz przeciwnik贸w? M贸wi臋 ci, Jack, to paskudnie 艣mierdzi. Niestety, nie mo偶emy dowie艣膰, 偶e nagrany g艂os pochodzi z samolotu, kt贸ry strzeli艂 do Airbusa, ale wed艂ug mojej opinii i naszych przyjaci贸艂 z drugiej strony rzeki, by艂o to dzia艂anie celowe. Z pe艂n膮 艣wiadomo艣ci膮 rozwalili samolot pasa偶erski — ko艅czy艂 admira艂. — Szcz臋艣cie, 偶e ktokolwiek uszed艂 z 偶yciem.

— Admirale — odezwa艂 si臋 Arnie van Damm — czy to oskar偶enie utrzyma艂oby si臋 przed s膮dem?

— Nie jestem prawnikiem, sir, lecz pilotem wojskowym. M贸j zaw贸d nie polega na przeprowadzaniu dowod贸w, ale powiem tyle: jest tylko jedna szansa na sto, 偶e si臋 myl臋.

— Problem w tym, 偶e nie mog臋 tego stwierdzi膰 przed kamerami — powiedzia艂 Ryan i zerkn膮艂 na zegarek. Za kilka minut mia艂a zjawi膰 si臋 charakteryzatorka, aby przygotowa膰 go do wyst膮pienia telewizyjnego. — Je艣li zrobili to celowo...

— Jack, tutaj nie ma miejsca na 偶adne „Je艣li”!

— W porz膮dku, Robby, s艂ucha艂em ci臋 uwa偶nie! — uci膮艂 Ryan, odetchn膮艂 g艂臋boko, a potem spokojniejszym ju偶 tonem doda艂: — Bez absolutnych dowod贸w nie mog臋 oskar偶y膰 suwerennego kraju o podj臋cie wojennych krok贸w. Ale w tych 艣cianach niech ci b臋dzie: zrobili to celowo, a zarazem z pe艂n膮 艣wiadomo艣ci膮, 偶e b臋dziemy o tym wiedzie膰. Po co?

Grupa doradcy prezydenta do spraw bezpiecze艅stwa narodowego mia艂a za sob膮 d艂ug膮 noc. G艂os zabra艂 Goodley.

— Trudno powiedzie膰, panie prezydencie.

— Chc膮 zaatakowa膰 Tajwan? — spyta艂 Ryan.

— Nie mog膮 — oznajmi艂 Jackson, niezra偶ony przygan膮 ze strony wodza naczelnego. — Nie maj膮 艣rodk贸w, 偶eby dokona膰 inwazji. Nie wida膰 偶adnych nadzwyczajnych ruch贸w si艂 l膮dowych w tym regionie, tylko przemieszczenia na p贸艂nocnym zachodzie, kt贸re ostatnio tak zaniepokoi艂y Rosjan. Z militarnego punktu widzenia odpowied藕 brzmi: „Nie”.

— Mo偶e desant lotniczy? — zasugerowa艂 Ed Foley, ale Robby tylko pokr臋ci艂 g艂ow膮.

— Nie maj膮 tylu odpowiednich samolot贸w, a nawet gdyby mieli, Tajwan dysponuje tak膮 obron膮 przeciwlotnicz膮, 偶e pr贸ba desantu oznacza艂aby przedwczesne rozpocz臋cie sezonu na kaczki. Jak m贸wi艂em wczoraj wieczorem: mog膮 rozpocz膮膰 dzia艂ania na morzu i w powietrzu, ale nieuchronnie ponios膮 powa偶ne straty — powiedzia艂 Jackson.

— Wi臋c co, rozpieprzyli samolot pasa偶erski, 偶eby nas sprawdzi膰? — spyta艂 Ryan. — To tak偶e nie na sensu.

— Je艣li zamiast „nas” powiesz „mnie”, wtedy nie jest to wykluczone — stwierdzi艂 spokojnie szef CIA.

— No nie, dyrektorze — obruszy艂 si臋 Goodley, — Na pok艂adzie samolotu by艂o ponad dwie艣cie os贸b, a musieli liczy膰 si臋 z tym, 偶e wszyscy zgin膮.

— Ben, nie oszukujmy si臋 — powiedzia艂 Foley. — Dla tych sukinsyn贸w ludzkie 偶ycie niewiele znaczy.

— Tak, ale...

— Dosy膰 ju偶 — przerwa艂 Ryan. — Przypuszczamy, 偶e to dzia艂anie celowe, ale nie mamy dowod贸w, ani nie potrafimy ustali膰, czemu mia艂oby ono s艂u偶y膰. W takiej sytuacji nie mog臋 tego incydentu nazwa膰 dzia艂aniem celowym, tak? — Wszyscy pokiwali g艂owami. — Za pi臋tna艣cie minut musz臋 zej艣膰 na d贸艂 do Pokoju Prasowego, 偶eby z艂o偶y膰 o艣wiadczenie, po kt贸rym posypi膮 si臋 pytania, a ja w odpowiedzi b臋d臋 m贸g艂 tylko 艂ga膰.

— Tak to mniej wi臋cej wygl膮da, panie prezydencie — przyzna艂 van Damm.

— 艢licznie, nie ma co — prychn膮艂 Jack. — A Pekin b臋dzie wiedzia艂, a przynajmniej przypuszcza艂, 偶e k艂ami臋.

— Pewnie tak, chocia偶 nie mamy pewno艣ci — powiedzia艂 Ed Foley.

— Nie bardzo umiem k艂ama膰 — wyzna艂 Ryan.

— To musisz si臋 nauczy膰 — oznajmi艂 szef personelu Bia艂ego Domu. — I to szybko.

* * *

Podczas lotu z Teheranu do Pary偶a Adler wygodnie rozsiad艂 si臋 z boku, wydoby艂 notatnik i pisa艂 przez ca艂膮 drog臋; korzystaj膮c z wy膰wiczonej pami臋ci odtwarza艂 przebieg rozmowy i wszystkie swoje obserwacje, poczynaj膮c od wygl膮du Darjaeiego, a ko艅cz膮c na nienagannym porz膮dku na biurku. Potem przez godzin臋 przegl膮da艂 notatki, by nast臋pnie przyst膮pi膰 do ko艅cowych wniosk贸w. Zu偶y艂 przy tym wszystkim sze艣膰 d艂ugopis贸w. Post贸j w Pary偶u trwa艂 mniej ni偶 godzin臋, co wystarczy艂o Clarkowi na kr贸tk膮 rozmow臋 z Claudem, a jego eskorcie na szybkiego drinka. W ko艅cu znowu znale藕li si臋 w powietrzu dzi臋ki VC-20B Si艂 Powietrznych.

— No i jak posz艂o? — spyta艂 John.

Adler musia艂 upomnie膰 sam siebie, 偶e Clark nale偶a艂 do grupy SOW i nie by艂 zwyk艂ym ochroniarzem.

— Najpierw prosz臋 mi powiedzie膰, co odkry艂 pan podczas spaceru.

Funkcjonariusz CIA si臋gn膮艂 do kieszeni i poda艂 sekretarzowi stanu z艂oty naszyjnik.

— Czy偶by mia艂o to znaczy膰, 偶e jeste艣my zar臋czeni? — zachichota艂 zdziwiony Adler.

Clark zrobi艂 gest w kierunku swego partnera.

— On jest zar臋czony.

Teraz, kiedy byli znowu w powietrzu, 艂膮czno艣ciowiec w艂膮czy艂 swoj膮 aparatur臋, a faks natychmiast zamrucza艂.

* * *

— Ustalili艣my, 偶e 艣mier膰 ponios艂o jedenastu obywateli ameryka艅skich, los trzech jest niewyja艣niony. Czworo rannych przebywa w miejscowych szpitalach. Na tym chcia艂bym zako艅czy膰 swe o艣wiadczenie — powiedzia艂 Ryan.

— Panie prezydencie! — odezwa艂o si臋 naraz kilkadziesi膮t g艂os贸w.

— Pojedynczo, prosz臋.

Jack wskaza艂 kobiet臋 w pierwszym rz臋dzie.

— Pekin utrzymuje, 偶e to Tajwa艅czycy odpalili pierwsz膮 rakiet臋. Czy mo偶e pan to potwierdzi膰?

— Analizujemy w艂a艣nie uzyskane informacje, ale zabierze to troch臋 czasu, zanim jednoznacznie je ocenimy, na razie wi臋c wola艂bym si臋 powstrzyma膰 od pochopnych wniosk贸w.

— W ka偶dym razie obie strony wystrzeli艂y rakiety, czy tak? — nastawa艂a dziennikarka.

— Tak si臋 wydaje.

— Kiedy zatem b臋dziemy wiedzie膰, czyja rakieta trafi艂a samolot pasa偶erski?

— Powiedzia艂em ju偶, 偶e analizujemy dane.

Nie rozw贸d藕 si臋 nad tym, upomnia艂 sam siebie i wskaza艂 jednego z reporter贸w.

— Panie prezydencie, zgin臋艂o wielu obywateli ameryka艅skich i wszyscy chcieliby si臋 dowiedzie膰, jakie kroki zamierza pan podj膮膰, aby tego typu wypadek si臋 nie powt贸rzy艂?

— Mog臋 powiedzie膰 tylko tyle, 偶e rozwa偶amy r贸偶ne mo偶liwo艣ci. Chcia艂bym te偶 doda膰, 偶e wezwali艣my oba pa艅stwa chi艅skie do rozwagi i starannego przemy艣lenia swoich poczyna艅. 艢mier膰 niewinnych ludzi nie le偶y w interesie 偶adnego kraju. 膯wiczenia wojskowe rozgrywaj膮 si臋 w tym regionie od jakiego艣 czasu, a rodz膮ce si臋 napi臋cie jest szkodliwe dla politycznej stabilno艣ci.

— Czy zatem zwr贸ci艂 si臋 pan do obu pa艅stw, aby przerwa艂y 膰wiczenia?

— Chcemy, aby rozwa偶y艂y tak膮 mo偶liwo艣膰.

— Panie prezydencie — odezwa艂 si臋 John Plumber. — To pa艅ski pierwszy mi臋dzynarodowy kryzys i dlatego...

Ryan spojrza艂 na starego dziennikarza i na ko艅cu j臋zyka mia艂 uwag臋, 偶e pierwszy kryzys wewn臋trzny by艂 zas艂ug膮 pytaj膮cego, ale zd膮偶y艂 si臋 ju偶 nauczy膰, 偶e nie mo偶na sobie robi膰 wrog贸w z dziennikarzy, ani te偶 traktowa膰 ich po przyjacielsku.

— Panie Plumber, zanim b臋dzie mo偶na zaj膮膰 jakiekolwiek stanowisko, najpierw trzeba ustali膰 fakty. Robimy wszystko, co w naszej mocy. Dzisiaj rano zebra艂a si臋 grupa moich doradc贸w do spraw bezpiecze艅stwa...

— W kt贸rej nie by艂o sekretarza Adlera — wtr膮ci艂 Plumber. Reporter taki jak on nie omieszka艂 sprawdzi膰, czyje wozy zjawi艂y si臋 na zachodnim parkingu Bia艂ego Domu. — Dlaczego?

— Zjawi si臋 jeszcze dzisiaj — oznajmi艂 szorstko Ryan.

Plumber nie dawa艂 za wygran膮.

— A gdzie znajduje si臋 teraz?

Ryan pokr臋ci艂 g艂ow膮.

— Wola艂bym trzyma膰 si臋 jednego tematu. Jest zbyt wczesna pora dnia, aby odpowiada膰 na wiele pyta艅, a poza tym, jak sam pan zaznaczy艂, mam sporo do roboty.

— Ale to przecie偶 pa艅ski g艂贸wny doradca w sprawach mi臋dzynarodowych. Dlaczego go nie ma w takiej chwili?

— Nast臋pne pytanie — powiedzia艂 ch艂odno

Ryan. Barry z CNN czeka艂 ju偶 z nast臋pnym szpikulcem.

— Panie prezydencie, u偶y艂 pan zwrotu „oba pa艅stwa chi艅skie”. Czy oznacza to zmian臋 w naszej polityce wobec Chin kontynentalnych, a je艣li tak...

* * *

W Pekinie by艂a 贸sma wiecz贸r i wszystko uk艂ada艂o si臋 znakomicie, co potwierdza艂a telewizja. To osobliwe, ogl膮da膰 polityk贸w, kt贸rym tak bardzo brakowa艂o gracji i subtelno艣ci, w czym celowali Amerykanie. 呕eng Han San zapali艂 papierosa i pogratulowa艂 sam sobie. Spore niebezpiecze艅stwo wi膮za艂o si臋 z inscenizacj膮 „膰wicze艅”, szczeg贸lnie z uwagi na rodzaj u偶ywanej teraz broni, ale potem, zgodnie zreszt膮 z jego oczekiwaniami, tajwa艅scy piloci okazali si臋 na tyle uprzejmi, 偶e zacz臋li strzela膰 pierwsi, i teraz kryzys znajdowa艂 si臋 ca艂kowicie pod jego kontrol膮. W ka偶dej chwili m贸g艂 go zako艅czy膰, po prostu odwo艂uj膮c swoje si艂y do baz. Wymusi艂 na Ameryce, by zareagowa艂a nie tyle jakim艣 posuni臋ciem, ile jego brakiem, a potem kto inny we藕mie na siebie ci臋偶ar sprowokowania nowego prezydenta. Nie mia艂 poj臋cia, co wymy艣li艂 Darjaei. Pr贸b臋 zamachu? Co艣 innego? Jemu za艣 pozostawa艂o tylko siedzie膰 i przygl膮da膰 si臋, tak jak w tej chwili, a kiedy przyjdzie pora — zabra膰 si臋 do 偶niw. A pora niew膮tpliwie przyjdzie. Ameryce nie mog艂o bez ko艅ca sprzyja膰 szcz臋艣cie. Nie z tym m艂odym g艂upcem w Bia艂ym Domu.

* * *

— Barry, jedno pa艅stwo nosi nazw臋 Chi艅ska Republika Ludowa, drugie — Republika Chin. Przecie偶 musz臋 jako艣 je nazwa膰, gdy chc臋 wspomnie膰 o obydw贸ch, prawda? — spr贸bowa艂 Ryan.

Do cholery, czy偶bym znowu si臋 w艂adowa艂?

— Tak, panie prezydencie, ale...

— Ale najprawdopodobniej zgin臋艂o czternastu ameryka艅skich obywateli i nie jest to najlepsza okazja do spor贸w semantycznych.

— Co zamierzamy zrobi膰? — odezwa艂 si臋 kobiecy g艂os.

— Po pierwsze, chcemy ustali膰, co naprawd臋 si臋 zdarzy艂o. Wtedy zastanowimy si臋 nad reakcjami.

— Dlaczego jeszcze tego nie wiemy?

— Poniewa偶 przy takiej ilo艣ci informacji z ca艂ego 艣wiata, kt贸ra do nas nap艂ywa, jest to po prostu niemo偶liwe.

— Czy to z tego powodu rz膮d zwi臋ksza bud偶et CIA?

— Zgodnie z tym, co powiedzia艂em wcze艣nie, nie mieszajmy do tego problemu s艂u偶b wywiadowczych.

— Ale panie prezydencie, otrzymujemy potwierdzone wiadomo艣ci, 偶e...

— Nap艂ywaj膮 potwierdzone wiadomo艣ci o tym, 偶e UFO regularnie tutaj l膮duj膮 — obruszy艂 si臋 Ryan. — Czy i na to mam tak偶e odpowiada膰?

W pokoju zapanowa艂a cisza. Nie ka偶dego dnia mo偶na by艂o zobaczy膰, jak prezydent traci cierpliwo艣膰, a to dziennikarze uwielbiali.

— Panie i panowie, wybaczcie, 偶e pewne pytania musz臋 pozostawi膰 w tej chwili bez odpowiedzi. Niekt贸re sam sobie stawiam, ale na rzeteln膮 odpowied藕 trzeba poczeka膰. Skoro ja musz臋 czeka膰 na informacje, tak偶e i wy musicie uzbroi膰 si臋 w cierpliwo艣膰.

Ryan usi艂owa艂 skierowa膰 konferencj臋 na bezpieczne tory.

— Panie prezydencie, m臋偶czyzna bardzo podobny do by艂ego szefa radzieckiego KGB pojawi艂 si臋 w telewizyjnym programie na 偶ywo... — Dziennikarz przerwa艂, gdy偶 zobaczy艂 jak twarz Ryana czerwienieje pod makija偶em. Czeka艂 na nast臋pny wybuch, ale si臋 przeliczy艂. Prezydent wzi膮艂 tylko g艂臋boki oddech, a palce d艂oni zaci艣ni臋te na pulpicie zbiela艂y.

— Prosz臋 dalej, Sam.

— M臋偶czyzna ten oznajmi艂, 偶e jest tym, kim jest. Kot wydosta艂 si臋 z worka, panie prezydencie, i dlatego s膮dz臋, 偶e moje pytanie jest zupe艂nie na miejscu.

— Jeszcze go nie us艂ysza艂em, Sam.

— Czy jest tym, za kogo si臋 podaje?

— Nie s膮dz臋, abym by艂 najlepszym adresatem tego pytania.

— Panie prezydencie, to zdarzenie... ta operacja ma wielkie mi臋dzynarodowe znaczenie. Chocia偶 operacje wywiadowcze otoczone s膮 艣cis艂膮 tajemnic膮, od pewnego punktu mog膮 mie膰 powa偶ny wp艂yw na stosunki mi臋dzynarodowe. W takim momencie nar贸d ameryka艅ski ma prawo wiedzie膰, o co w tym wszystkim chodzi.

— Sam, powt贸rz臋 to jeszcze raz: nigdy, przenigdy nie b臋d臋 czyni艂 problem贸w wywiadu spraw膮 publiczn膮. Zjawi艂em si臋 tutaj wczesnym rankiem, aby poinformowa膰 naszych obywateli o tragicznym i, jak dot膮d, nie wyja艣nionym wypadku, w kt贸rym zgin臋艂o ponad sto os贸b, w tym czternastu Amerykan贸w. Rz膮d do艂o偶y wszystkich stara艅, aby jednoznacznie ustali膰, co si臋 sta艂o, i do tego dostosuje swoje dalsze posuni臋cia.

— Tak, panie prezydencie, ale czy polityk臋 opieramy na uznaniu jednego pa艅stwa chi艅skiego czy dw贸ch?

— Nasza polityka si臋 nie zmieni艂a.

— Czy ten ostatni incydent mo偶e spowodowa膰 tak膮 zmian臋?

— Nie chcia艂bym spekulowa膰 w kwestii tak powa偶nej. A teraz, zechciejcie mi wybaczy膰, ale musz臋 wraca膰 do pracy.

— Dzi臋kujemy, panie prezydencie — us艂ysza艂 Ryan, zmierzaj膮c ku drzwiom. Zaraz za rogiem znajdowa艂a si臋 starannie zamaskowana, niewielka zbrojownia. Jack uderzy艂 w 艣cian臋 pi臋艣ci膮 tak mocno, 偶e s艂ycha膰 by艂o, jak wewn膮trz zagrzechota艂o kilka Uzi.

— Niech to cholera! — zakl膮艂 w trakcie pi臋膰dziesi臋ciometrowego marszu do gabinetu.

— Panie prezydencie!

Ryan gwa艂townie si臋 odwr贸ci艂 i zobaczy艂 Robby'ego, kt贸ry ni贸s艂 jego neseser. Lotnik w charakterze pos艂a艅ca wydawa艂 si臋 ca艂kowicie nie na miejscu.

— Musz臋 ci臋 przeprosi膰 — powiedzia艂 Jack, nie dopuszczaj膮c Robby'ego do s艂owa. — Ponios艂o mnie.

Admira艂 Jackson klepn膮艂 przyjaciela w rami臋.

— Nast臋pnym razem zagrajmy w golfa, dolara od dziury, a je艣li chcesz si臋 popiekli膰, zr贸b to ze mn膮, a nie z nimi. Widzia艂em ju偶 wcze艣niej, jaki jeste艣 poirytowany. Wyhamuj. Dow贸dca mo偶e si臋 w艣ciec przed frontem oddzia艂u, tylko je艣li chce wp艂yn膮膰 na morale — my to nazywamy technik膮 dowodzenia — ale nie naprawd臋. Co innego, nakrzycze膰 na sztabowc贸w. Ja jestem twoim sztabowcem — doko艅czy艂 Robby. — Krzycz na mnie.

— Tak, wiem. Upominaj mnie, 偶ebym...

— Jack?

— Tak, Rob?

— 艢wietnie dajesz sobie rad臋, tylko musisz nad sob膮 panowa膰.

— Robby, nie mog臋 pozwoli膰 na to, by zabijano Amerykan贸w. Nie po to obj膮艂em to stanowisko.

D艂onie Ryana znowu zacisn臋艂y si臋 w pi臋艣ci.

— 艢wiat pe艂en jest g贸wna, panie prezydencie. 艁udzi si臋 pan, je艣li s膮dzi, 偶e uda si臋 je ca艂e usun膮膰. Nie musz臋 ci tego m贸wi膰. Nie jeste艣 Bogiem, Jack, natomiast jeste艣 dobrym facetem, kt贸ry wykonuje bardzo dobr膮 robot臋. Natychmiast ci臋 powiadomimy, jak tylko b臋dziemy mieli jakie艣 nowe informacje.

— Kiedy wszystko si臋 uspokoi, co powiesz na lekcj臋 golfa?

— Jestem na twoje rozkazy.

Obaj przyjaciele u艣cisn臋li sobie d艂onie. 呕adnemu nie wystarcza艂o to w tej chwili. Jackson ruszy艂 do drzwi, a Ryan znowu poszed艂 do swego gabinetu.

— Panno Sumter! — zawo艂a艂 po drodze.

Dymek mo偶e okaza膰 si臋 pomocny.

* * *

— Co to mo偶e znaczy膰, panie sekretarzu? — spyta艂 Chavez. Trzy stronice dostarczone bezpieczn膮 lini膮 faksow膮 przekaza艂y im wszystko, o czym wiedzia艂 prezydent. Przeczyta艂a je ca艂a tr贸jka.

— Nie wiem — przyzna艂 Adler. — Chavez, ta twoja praca magisterska...

— Tak, panie sekretarzu?

— Trzeba by艂o troch臋 poczeka膰 z napisaniem jej. Teraz dopiero widzisz dok艂adnie, jak to wygl膮da na g贸rze. Lubi艂e艣 gra膰 w dzieci艅stwie w dwa ognie? Jedyna r贸偶nica polega na tym, 偶e tutaj nie rzuca si臋 gumow膮 pi艂k膮.

Sekretarz stanu schowa艂 notatki do nesesera i da艂 znak sier偶antowi lotnictwa, kt贸ry mia艂 ich obs艂ugiwa膰.

— S艂ucham, panie sekretarzu?

— Czy dostali艣my mo偶e co艣 od Clauda?

— Kilka butelek z doliny Loary — odpowiedzia艂 z u艣miechem podoficer.

— Zechciej otworzy膰 jedn膮 i poda膰 wraz z kieliszkami.

— Karty? — spyta艂 John Clark.

— Nie. Wypij臋 jedn膮 albo dwie lampki, a potem troch臋 si臋 zdrzemn臋. Wygl膮da na to, 偶e czeka mnie nast臋pna podr贸偶.

— Pekin? — rzuci艂 John.

— Z pewno艣ci膮 nie Filadelfia — odpar艂 Scott. Pojawi艂a si臋 butelka i kieliszki. Trzydzie艣ci minut p贸藕niej trzej m臋偶czy藕ni roz艂o偶yli fotele, a sier偶ant opu艣ci艂 zas艂ony na oknach.

Tym razem to Chavez nie m贸g艂 zasn膮膰, podczas gdy Clarka sen zmorzy艂 szybko. Adler mia艂 sporo racji. W swojej pracy Chavez bezlito艣nie krytykowa艂 polityk贸w z prze艂omu stulecia za to, 偶e nie potrafili wyjrze膰 poza bezpo艣rednie problemy. Teraz Ding widzia艂 ca艂膮 kwesti臋 nieco lepiej. Bardzo trudno odr贸偶ni膰 bezpo艣rednie problemy taktyczne od strategicznych, kiedy trzeba reagowa膰 na nieustannie pojawiaj膮ce si臋 problemy. Ksi膮偶ki historyczne nie by艂y w stanie przekaza膰 charakteru, nastroju czas贸w, o kt贸rych opowiada艂y. Nie tylko to. W fa艂szywym 艣wietle przedstawia艂y ludzi. Sekretarz Adler, kt贸ry chrapa艂 obok w sk贸rzanym fotelu, by艂 zawodowym dyplomat膮, darzonym zaufaniem i szacunkiem przez prezydenta, cz艂owieka, kt贸rego on bardzo podziwia艂. Adler nie by艂 g艂upi, nie mo偶na go by艂o kupi膰, ale by艂 tylko cz艂owiekiem, a ludzie pope艂niaj膮 b艂臋dy, wielcy ludzie... wielkie b艂臋dy. By膰 mo偶e kiedy艣 jaki艣 historyk opisze ich podr贸偶, ale czy b臋dzie wiedzia艂, jak to naprawd臋 wygl膮da艂o, a nie wiedz膮c, jak b臋dzie m贸g艂 oceni膰, co si臋 wydarzy艂o?

O co chodzi? — pyta艂 sam siebie Ding. Iran wchodzi do gry, zdobywa Irak, tworzy nowe pa艅stwo, a kiedy Ameryka usi艂uje si臋 z tym upora膰, wydarza si臋 co艣 nowego. Zdarzenie by膰 mo偶e niewielkie w zestawieniu z innymi, ale sk膮d to mo偶na by艂o wiedzie膰 na pewno? Jak to ocenia膰? Problem by艂 taki sam od stuleci: politycy pope艂niali b艂臋dy, poniewa偶 tkwili w samym sercu wydarze艅 i w 偶aden spos贸b nie mogli spojrze膰 z boku, aby wyrobi膰 sobie bezstronn膮 ocen臋. Byli w centrum uwagi, op艂ywali w dostatki, ale czy偶 ich zadanie by艂o przez to prostsze? Ledwie sko艅czy艂 pisa膰 prac臋 magistersk膮, zosta艂 zatrudniony i oficjalnie uznany za eksperta od stosunk贸w mi臋dzynarodowych. Ale to by艂o k艂amstwo, my艣la艂 Ding, z powrotem sk艂adaj膮c fotel. Przypomnia艂 sobie my艣l, kt贸ra go nawiedzi艂a podczas innego d艂ugiego lotu. Stosunki mi臋dzynarodowe a偶 nazbyt cz臋sto polega艂y na tym, 偶e jeden kraj usi艂owa艂 bezwzgl臋dnie wykorzysta膰 inny. Domingo Chavez, kt贸ry wkr贸tce mia艂 otrzyma膰 tytu艂 magistra stosunk贸w mi臋dzynarodowych, u艣miechn膮艂 si臋 na t臋 my艣l, chocia偶 nie by艂o w niej nic zabawnego. Nie wtedy, kiedy gin臋li ludzie. Nie wtedy, kiedy on i Clark byli pszcz贸艂kami robotnicami krz膮taj膮cymi si臋 na pierwszej linii frontu. Co艣 wydarzy艂o si臋 na Bliskim Wschodzie. Co艣 innego w Chinach... odleg艂ych o siedem tysi臋cy kilometr贸w. Czy te dwie sprawy mog艂y si臋 wi膮za膰? A je艣li tak, to w jaki spos贸b? Jak to rozstrzygn膮膰? Historycy zawsze zak艂adali, 偶e trzeba tylko przebieg艂o艣ci, aby dokonywa膰 takich rozstrzygni臋膰. Ale oni nie musieli podejmowa膰 偶adnych decyzji...

* * *

— To nie by艂 jego najlepszy wyst臋p — zauwa偶y艂 Plumber, popijaj膮c mro偶on膮 herbat臋.

— John, mia艂 nieca艂e dwana艣cie godzin, aby zacz膮膰 dzia艂a膰 w sprawie, kt贸ra rozegra艂a si臋 na drugim ko艅cu kuli ziemskiej — powiedzia艂 Holtzman.

By艂a to typowa waszyngto艅ska restauracja, pseudofrancuska, z wyszukanymi potrawami w karcie, kt贸ra 艣redni膮 jako艣膰 r贸wnowa偶y艂a wysokimi cenami, wszelako obaj dziennikarze wydatk贸w tego typu nie pokrywali ze swoich kieszeni.

— Powinien jednak lepiej dawa膰 sobie rad臋 — upiera艂 si臋 Plumber.

— Chodzi ci o to, 偶e nie potrafi przekonywaj膮co k艂ama膰?

— To jedna z umiej臋tno艣ci, kt贸rych oczekuje si臋 od prezydenta.

— A gdy my go na tym przy艂apiemy, wtedy...

Holtzman nie musia艂 ko艅czy膰.

— Bob, czy kto艣 kiedy艣 m贸wi艂, 偶e to 艂atwa posada?

— Czasami zastanawiam si臋, czy na pewno powinni艣my j膮 jeszcze utrudnia膰.

— Jak my艣lisz, gdzie jest Adler? — zastanawia艂 si臋 na g艂os reporter NBC.

— Zada艂e艣 dobre pytanie dzi艣 rano — pochwali艂 reporter z „Postu” i podni贸s艂 do g贸ry lampk臋. — Kto艣 zaj膮艂 si臋 ju偶 tym dla mnie.

— Podobnie u nas. A wystarczy艂o, 偶eby Ryan powiedzia艂, 偶e przygotowuje si臋 do spotkania z ambasadorem Chin.

— Wtedy by sk艂ama艂.

— Ale to by艂oby dobre k艂amstwo, Bob. Na tym polega gra. Rz膮d stara si臋 wykonywa膰 posuni臋cia w sekrecie, a mu usi艂ujemy si臋 do nich dokopa膰. Tyle 偶e Ryan za bardzo lubuje si臋 w tajemnicach.

— Dobrze, ale gdy go naciskamy, to po czyjej stronie gramy?

— Daj spok贸j, John. Ed Kealty da艂 ci cynk. Nie musz臋 by膰 specjalist膮 od biologii molekularnej, 偶eby to wiedzie膰. Zreszt膮 wiedz膮 wszyscy.

— Ale to wszystko prawda, tak?

— Tak — przyzna艂 Holtzman. — Zreszt膮 nie tylko to.

— Doprawdy? Racja, pracowa艂e艣 nad tym tematem.

Nie doda艂, 偶e przykro mu, i偶 uprzedzi艂 m艂odszego koleg臋, g艂贸wnie z tej przyczyny, 偶e wcale nie by艂o mu przykro.

— Dowiedzia艂em si臋 wi臋cej, ni偶 mog臋 napisa膰.

— Naprawd臋?

Plumber poczu艂 zaciekawienie. Holtzman nale偶a艂 do dziennikarzy m艂odszych od niego o pokolenie, o pokolenie jednak starszych od m艂odych wilk贸w. W oczach ich wszystkich Plumber by艂 matuzalemem, aczkolwiek ucz臋szczali na jego seminaria prowadzone na Uniwersytecie Columbia.

— Naprawd臋 — zapewni艂 Bob.

— Czego na przyk艂ad?

— Czego艣 takiego, o czym nie b臋d臋 m贸g艂 napisa膰, przynajmniej przez bardzo d艂ugi czas. John, od dawna ju偶 pracowa艂em nad cz臋艣ci膮 tej historii. Znam agenta CIA, kt贸ry wyci膮gn膮艂 偶on臋 i c贸rk臋 Gierasimowa. Za kilka lat opowie mi, jak to si臋 wszystko odby艂o. Historia o okr臋cie podwodnym jest prawdziwa i...

— Wiem, 偶e jest prawdziwa, bo sam widzia艂em zdj臋cie Ryana na pok艂adzie. Nie potrafi臋 poj膮膰, dlaczego nie pozwoli艂 na ma艂y przeciek w tej sprawie.

— Nie 艂amie regu艂. Nikt mu nigdy nie wyja艣ni艂, 偶e to jest ca艂kiem w porz膮dku.

— Wi臋cej czasu musi sp臋dza膰 z Arnie'em.

— W przeciwie艅stwie do Eda.

— Kealty dobrze zna t臋 gr臋.

— Tak, John, mo偶e nawet odrobin臋 za dobrze. Wiesz, jest jedna kwestia, kt贸rej nigdy nie potrafi臋 do ko艅ca rozstrzygn膮膰 — powiedzia艂 Bob Holtzman.

— Jaka?

— Czy my w tej grze mamy by膰 widzami, s臋dziami czy zawodnikami?

— Bob, naszym zadaniem jest dostarcza膰 prawdy czytelnikom, czyli widzom, je艣li wolisz.

— John, jakiej prawdy? — spyta艂 Bob.

* * *

— Poczerwienia艂y z gniewu prezydent Jack Ryan... — Jack si臋gn膮艂 po pilota, ale zanim wy艂膮czy艂 g艂os reportera, kt贸ry zada艂 mu pytanie o Chiny, dolecia艂y go jeszcze s艂owa: — Tak, gniewny i...

— Mieli racj臋 — odezwa艂 si臋 van Damm. — Gdzie istotnie jest Adler?

Prezydent spojrza艂 na zegarek.

— Za dziewi臋膰dziesi膮t minut ma wyl膮dowa膰 na Andrews. W tej chwili znajduje si臋 najprawdopodobniej nad Kanad膮. Zjawi si臋 tutaj, ale zaraz b臋dzie musia艂 chyba lecie膰 do Chin. O co im, do diab艂a, chodzi?

— Dobre pytanie — mrukn膮艂 szef personelu. — Ale od tego masz w艂a艣nie zesp贸艂 do spraw bezpiecze艅stwa.

— Wiem tyle samo co oni, a to znaczy: nic — prychn膮艂 Jack i poruszy艂 si臋 z irytacj膮 w fotelu. — Musimy zwi臋kszy膰 wydolno艣膰 naszych osobowych 藕r贸de艂 informacji. To niedopuszczalne, 偶eby prezydent tkwi艂 w Bia艂ym Domu, nic w艂a艣ciwie nie wiedz膮c. Nie mog臋 podejmowa膰 decyzji, je艣li nie dysponuj臋 informacjami, a skazani jeste艣my tylko na domys艂y, je艣li nie liczy膰 tego, co powiedzia艂 nam Robby. To twarde konkrety, ale nie bardzo wiadomo, co z nimi zrobi膰, bo nie pasuj膮 do ca艂ej reszty.

— Musi si臋 pan nauczy膰 czeka膰, panie prezydencie. Prasa tego nie musi, a pan tak. Musi si臋 pan te偶 nauczy膰 koncentrowa膰 uwag臋 na tym, co mo偶e pan zrobi膰, je艣li istotnie to mo偶liwe. Ot贸偶 — ci膮gn膮艂 Arnie — w nast臋pnym tygodniu mamy pierwsz膮 tur臋 wybor贸w do Izby Reprezentant贸w. Przygotowali艣my dla pana par臋 wyjazd贸w, na kt贸rych wyg艂osi pan przem贸wienia. Musi pan to zrobi膰, je艣li chce pan mie膰 odpowiednich ludzi w Kongresie. Poleci艂em Callie, 偶eby przygotowa艂a wyst膮pienia.

— G艂贸wne tematy?

— Pana ulubione: podatki, dzia艂alno艣膰 administracji, wsp贸lnota narodu. Jutro rano dostarczymy panu konspekty. Musi pan troch臋 czasu sp臋dza膰 po艣r贸d ludzi. Niech oni pana kochaj膮, a pan tak偶e odp艂aci im wi臋ksz膮 mi艂o艣ci膮. — Szef personelu zaskarbi艂 sobie krzywe spojrzenie. — M贸wi艂em panu wcze艣niej: nie mo偶e pan da膰 si臋 z艂apa膰 tutaj w sid艂a, a 艂膮czno艣膰 w samolocie jest bez zarzutu.

— Zmiana otoczenia dobrze mi zrobi — przyzna艂 Ryan.

— Wie pan, co teraz naprawd臋 by艂oby dobre?

— Co?

Arnie u艣miechn膮艂 si臋 przebiegle.

— Tragiczny wypadek daje panu okazj臋, 偶eby wyst膮pi膰 jako prezydent, spotka膰 si臋 z rodzinami ofiar, wyrazi膰 sw贸j 偶al, obieca膰 pomoc federaln膮...

— Do jasnej cholery!!!

Okrzyk by艂 tak g艂o艣ny, 偶e dotar艂 do sekretarek poprzez dziesi臋ciocentymetrowej grubo艣ci drzwi. Arnie westchn膮艂.

— Jack, nie mo偶esz by膰 takim zawzi臋tym ponurakiem. Zapakuj do jakie艣 skrzyneczki te wszystkie swoje humory i zamknij j膮 na siedem spust贸w. 呕artowa艂em, a ty nawet nie chcesz pami臋ta膰, 偶e jestem po twojej stronie.

Arnie poszed艂 do swego gabinetu, a prezydent znowu zosta艂 sam.

Kolejna lekcja czterdziestej pi膮tej prezydentury USA. Jack by艂 ciekaw, kiedy to si臋 sko艅czy. Wcze艣niej czy p贸藕niej b臋dzie przecie偶 musia艂 zacz膮膰 dzia艂a膰, jak na prezydenta przysta艂o, ale na razie tak jeszcze nie by艂o. Stara艂 si臋 post臋powa膰 najlepiej, jak potrafi艂, jednak to nie wystarcza艂o. Na razie? Czy sytuacja kiedykolwiek si臋 zmieni? Nie wszystko naraz, pomy艣la艂. Takiej rady wszyscy ojcowie udzielali swoim synom, nigdy jednak nie ostrzegali, 偶e mo偶liwo艣膰 przechodzenia od jednej sprawy do drugiej jest luksusem, na kt贸ry nie wszyscy mog膮 sobie pozwoli膰. Czternastu Amerykan贸w zabitych na lotnisku odleg艂ym o tysi膮ce kilometr贸w, najpewniej zabitych z rozmys艂em, kt贸rego intencji nie potrafi艂 odgadn膮膰, on za艣 mia艂 od艂o偶y膰 ten problem na bok, aby zaj膮膰 si臋 innymi obowi膮zkami, takimi na przyk艂ad, jak spotkania z lud藕mi, o kt贸rych mia艂 si臋 troszczy膰 i kt贸rych mia艂 broni膰, podczas gdy on usi艂owa艂 jako艣 upora膰 si臋 z my艣l膮, 偶e nie dope艂ni艂 tego w stosunku do czternastu z nich. Czego by艂o potrzeba, aby pe艂ni膰 urz膮d prezydencki? Machn膮膰 r臋k膮 na poleg艂ych obywateli i zabra膰 si臋 do innych spraw? Do tego jednak trzeba by膰 socjopat膮, czy偶 nie? Ot贸偶 nie. Tak w艂a艣nie musieli post臋powa膰 lekarze, 偶o艂nierze, policjanci. A teraz kolej przysz艂a na niego. Musia艂 panowa膰 nad sob膮, nie poddawa膰 si臋 frustracjom, a przez ca艂膮 reszt臋 dnia skupi膰 uwag臋 na czym艣 innym.

* * *

Gwiazdor spogl膮da艂 w d贸艂 na ocean, kt贸ry znajdowa艂 si臋, jak ocenia艂, jakie艣 dziesi臋膰 kilometr贸w ni偶ej. Na p贸艂nocy g贸ra lodowa l艣ni艂a na niebieskoszarej powierzchni w jasnych promieniach s艂o艅ca. Czy偶 to nie zdumiewaj膮ce? Lata艂 tak cz臋sto, a 偶adnej z nich jeszcze nigdy nie zauwa偶y艂. Dla cz艂owieka pochodz膮cego z jego stron, samo morze by艂o dostatecznie dziwne, r贸wnie wrogie 偶yciu jak pustynia, aczkolwiek z innych przyczyn. Zaskakuj膮ce, jak z wyj膮tkiem koloru podobne by艂o do pustyni: powierzchnia poci臋ta niemal r贸wnoleg艂ymi liniami, niczym diuny. Je艣li chodzi o niego, to z wyj膮tkiem wygl膮du — na punkcie kt贸rego by艂 do艣膰 czu艂y, lubi艂 na przyk艂ad u艣miechy, jakimi obdarza艂y go stewardesy — nie by艂o w nim niczego poci膮gaj膮cego. 艢wiat nienawidzi艂 jego i ludzi jego pokroju, a nawet ci, kt贸rzy korzystali z jego us艂ug, woleli trzyma膰 go na wyci膮gni臋cie r臋ki, niczym z艂ego, ale czasami przydatnego psa. Skrzywi艂 si臋, spogl膮daj膮c w okno. W jego kulturze psy nie by艂y szanowanymi zwierz臋tami. On za艣 znowu znajdowa艂 si臋 na pok艂adzie samolotu, sam, gdy偶 jego ludzie w trzyosobowych grupach udawali si臋 do miejsca, gdzie nikt ich rado艣nie nie przywita, a za sob膮 zostawiali miejsce, gdzie te偶 niewiele bardziej ich lubiano.

Agenci ameryka艅skich s艂u偶b wywiadowczych b臋d膮 usi艂owali go zidentyfikowa膰 i wytropi膰, ale Izraelczycy robili to od lat, a on wci膮偶 偶y艂. Po co to robi艂? Pytanie takie przychodzi艂o czasami do g艂owy Gwiazdorowi, ale by艂o na nie troch臋 za p贸藕no. Je艣li zawali obecn膮 misj臋, nie b臋dzie mia艂 ju偶 偶adnego miejsca pod s艂o艅cem. Mia艂 walczy膰 w imi臋 Allacha, czy偶 nie? D偶ihad, 艣wi臋ta wojna. Religijna nazwa dla akt贸w terroru, kt贸rych zadaniem by艂a obrona Wiary, ale on ju偶 w to nie wierzy艂. Czu艂 jaki艣 niejasny niepok贸j, nie maj膮c ojczyzny, domu i... wiary? Czy kiedykolwiek j膮 mia艂? Je艣li sam sobie mia艂 szczerze odpowiedzie膰 na to pytanie, odpowied藕 brzmia艂aby: nie. On i ludzie mu podobni — a przynajmniej ci, kt贸rzy przetrwali — stawali si臋 automatami, sprawnymi robotami, komputerami wsp贸艂czesnej epoki. Maszynami, kt贸re wykonywa艂y polecenia, a kt贸re wyrzuca艂o si臋, gdy nie by艂y ju偶 potrzebne. Nie mia艂 jednak wyboru.

By膰 mo偶e ludzie, kt贸rzy zlecili mu obecne zadanie, zwyci臋偶膮, a wtedy czeka go jaka艣 nagroda. Nieustannie to sobie powtarza艂, chocia偶 nic dooko艂a nie wspiera艂o tej wiary; bo przecie偶 skoro nie wierzy艂 ju偶 w Boga, c贸偶 jeszcze kaza艂oby mu by膰 wiernym zawodowi, kt贸ry nawet jego pracodawcy traktowali z obrzydzeniem?

Dzieci. Nigdy nie by艂 偶onaty, o ile wiedzia艂, nie by艂 te偶 ojcem. Owszem, miewa艂 kobiety, ale by艂y to wszetecznice, kt贸re dawne wychowanie religijne kaza艂o mu traktowa膰 z pogard膮; nawet gdyby z przelotnych zwi膮zk贸w z nimi narodzi艂o si臋 jakie艣 potomstwo, by艂oby przekl臋te. Przyczyni si臋 wi臋c do 艣mierci dziecka. Doro艣li byli niewierz膮cymi, mieli okre艣lone przekonania polityczne, posiadali rzeczy, one jednak nie — nie ci膮偶y艂a jeszcze na nich 偶adna wina, ich cia艂a by艂y jeszcze nie ukszta艂towane, umys艂y nie nauczy艂y si臋 jeszcze odr贸偶nia膰 dobro od z艂a.

Gwiazdor powtarza艂 sobie, 偶e takie my艣li nawiedza艂y go ju偶 wcze艣niej, 偶e w膮tpliwo艣ci by艂y rzecz膮 normaln膮 u cz艂owieka, kt贸ry staje przed trudnym zadaniem, i 偶e zawsze udawa艂o mu si臋 od艂o偶y膰 je na bok i robi膰 swoje. Je艣li 艣wiat kiedy艣 si臋 zmieni, mo偶e wtedy...

Ale zmiany, kt贸re si臋 dokonywa艂y, by艂y sprzeczne z jego 偶yczeniami; wi臋c je艣li kto艣 zabija艂 po nic, to czy powinien dalej zabija膰, aby co艣 jednak uzyska膰? Dok膮d prowadzi艂a ta droga? Gdyby istnia艂 B贸g, Wiara i Prawo, wtedy...

W co艣 jednak musia艂 w ko艅cu wierzy膰. Spojrza艂 na zegarek. Jeszcze cztery godziny. Mia艂 zadanie do wykonania. Musi wierzy膰 w jego powodzenie.

* * *

Skorzystali z samochodu, a nie helikoptera. Helikopter by艂 zbyt widoczny. Aby ca艂膮 spraw臋 jeszcze bardziej utajni膰, wozy podjecha艂y od Wschodniego Skrzyd艂a. Adler, Clark i Chavez weszli do Bia艂ego Domu tymi samymi drzwiami, przez kt贸re Jack wchodzi艂 pierwszego wieczoru, i, na szcz臋艣cie, nie zostali zauwa偶eni przez nikogo z prasy. W Gabinecie Owalnym by艂o do艣膰 t艂oczno. By艂 Goodley, byli Foleyowie, oczywi艣cie, wraz z Arnie'em.

— Jak z r贸偶nic膮 czas贸w, Scott? — spyta艂 Jack, witaj膮c ich w drzwiach.

— Je艣li dzi艣 wtorek, to jeste艣my w Waszyngtonie — odpar艂 sekretarz stanu.

— Ale przecie偶 dzisiaj nie wtorek — powiedzia艂 Goodley, kt贸ry nie z艂apa艂 dowcipu.

— Wi臋c rzeczywi艣cie czasy musia艂y mi si臋 popl膮ta膰.

Adler zaj膮艂 swoje miejsce i wydoby艂 notatki. 呕o艂nierz piechoty morskiej, pe艂ni膮cy tutaj funkcje stewarda, wszed艂 z kaw膮, waszyngto艅skim 藕r贸d艂em energii. Ca艂a tr贸jka podr贸偶nik贸w si臋gn臋艂a po fili偶anki.

— Opowiedz nam o Darjaeim — rzek艂 Ryan.

— Dobrze wygl膮da, troch臋 zm臋czony — pos艂usznie zacz膮艂 Adler. — Na biurku porz膮dek. M贸wi艂 spokojnie, chocia偶 z tego, co wiem, nigdy przy oficjalnych okazjach nie podnosi g艂osu. Ciekawe, 偶e przyby艂 do Teheranu niemal r贸wno z nami.

— Tak? — zainteresowa艂 si臋 Ed Foley, odrywaj膮c wzrok od swoich notatek.

— Przylecia艂 Gulfstreamem — potwierdzi艂 Clark. — Ding zrobi艂 kilka zdj臋膰.

— Wi臋c jest troch臋 w rozjazdach? To zrozumia艂e — zauwa偶y艂 prezydent. Ryanowi wydawa艂o si臋, 偶e potrafi wczu膰 si臋 w problemy Darjaeiego. Nie bardzo r贸偶ni艂y si臋 od jego k艂opot贸w, nawet je艣li metody ira艅skie w niczym nie by艂y podobne do ameryka艅skich.

— Otoczenie boi si臋 go — dorzuci艂 Chavez. — Odnios艂em wra偶enie, 偶e to jaki艣 film o nazistowskich Niemczech. Ludzie w jego kancelarii byli strasznie napi臋ci. Gdyby kto艣 nagle zawo艂a艂: „Bum!”, podskoczyliby do sufitu.

— To prawda — pokiwa艂 g艂ow膮 Adler, bez irytacji przyjmuj膮c fakt, 偶e Ding wpad艂 mu w s艂owo. — Zachowywa艂 si臋 w spos贸b bardzo staro艣wiecki: spokojny, uk艂adny, te rzeczy. Najwa偶niejsze jednak to, 偶e nie powiedzia艂 niczego istotnego; mo偶e to 藕le, mo偶e dobrze. M贸wi, 偶e chce pozostawa膰 w sta艂ym kontakcie z nami. Powiedzia艂 tak偶e co艣, co mo偶na zinterpretowa膰 jako malutki gest dobrej woli wobec Izraela. Przez wi臋kszo艣膰 spotkania poucza艂 mnie, jak pokojowo nastawione wobec 艣wiata s膮 on i jego religia. Podkre艣li艂 znaczenie ropy naftowej i wynikaj膮ce z tego powi膮zania handlowe wszystkich stron. Oznajmi艂, 偶e nie ma 偶adnych pretensji terytorialnych. W sumie same bana艂y.

— Jak si臋 zachowuje? Gestykulacja, mimika? — spyta艂 prezydent.

— Wydaje si臋 bardzo pewny siebie i swojej pozycji. Chyba j膮 lubi.

— Trudno si臋 dziwi膰 — mrukn膮艂 Ed Foley.

Adler pokiwa艂 g艂ow膮.

— Zgoda. Gdybym mia艂 go okre艣li膰 jednym s艂owem, powiedzia艂bym: „zadowolony”.

— Kiedy pozna艂em go kilka lat temu — odezwa艂 si臋 Jack — by艂 agresywny, wrogi, wsz臋dzie w臋szy艂 nieprzyjaci贸艂.

— Dzisiaj... — sekretarz stanu zatrzyma艂 si臋 na chwil臋, zastanawiaj膮c si臋, jaki w艂a艣ciwie dzie艅 ma na my艣li, m贸wi膮c „dzisiaj” — ...nic z tego nie pozosta艂o. Jak powiedzia艂em, „zadowolony”, ale w drodze powrotnej pan Clark przywi贸z艂 co艣 ze sob膮.

— Co takiego? — zainteresowa艂 si臋 Goodley.

— Uruchomi艂 wykrywacz metali — powiedzia艂 John, wydobywaj膮c naszyjnik i podaj膮c prezydentowi.

— Malutkie sprawunki, tak?

— Wszyscy chcieli, 偶ebym si臋 troch臋 rozejrza艂 — przypomnia艂 zebranym Clark. — Czy jest jakie艣 lepsze miejsce do obserwacji ni偶 targ?

I John opowiedzia艂 o transakcji ze z艂otnikiem, podczas gdy Ryan ogl膮da艂 naszyjnik.

— Skoro sprzedaje takie rzeczy za siedemset dolar贸w, to mo偶e nam wszystkim przyda艂by si臋 jego adres. My艣lisz, 偶e to mia艂o jakie艣 znaczenie?

— Towarzyszy艂 mi szef francuskiej plac贸wki. Powiedzia艂, 偶e facet by艂 dosy膰 typowy.

— Wi臋c? — ponagli艂 van Damm.

— Mo偶e Darjaei wcale nie ma podstaw do takiego zadowolenia — powiedzia艂 Scott Adler.

— Tacy jak on cz臋sto nie rozumiej膮 prostych ludzi — zauwa偶y艂 szef personelu.

— To dlatego upad艂 szach — skrzywi艂 si臋 Ed Foley — a Darjaei by艂 jednym z tych, kt贸rzy si臋 do tego przyczynili. Nie s膮dz臋, 偶eby zapomnia艂 t臋 lekcj臋... A poza tym wiemy, jak obchodzi si臋 z lud藕mi, kt贸rzy nie trzymaj膮 si臋 w szeregu. — Obrzuci艂 wzrokiem swojego agenta. — Dobra robota, John.

— Lefevre, ten francuski szpieg, dwa razy powtarza艂, 偶e wed艂ug niego na ulicy panuje niedobry nastr贸j. Mo偶e mia艂 w tym jaki艣 sw贸j cel, ale raczej nie.

— Wiemy, 偶e s膮 niezadowoleni, ale tych nigdy nie brakuje — odezwa艂 si臋 Ben Goodley.

— Nie wiemy jednak ilu — powiedzia艂 Adler. — W sumie s膮dz臋, 偶e mamy do czynienia z cz艂owiekiem, kt贸ry chce by艣my wierzyli, 偶e nic wi臋cej mu nie potrzeba. Ma na swoim koncie kilka dobrych miesi臋cy. Pokona艂 najgro藕niejszego przeciwnika. Ma jakie艣 wewn臋trzne problemy, kt贸rych wielko艣膰 musimy ustali膰. Kursuje mi臋dzy Irakiem a Iranem, sami byli艣my tego 艣wiadkami. Wygl膮da na zm臋czonego. Jego personel 偶yje w ci膮g艂ym napi臋ciu. Tak rozwodzi艂 si臋 nad swoim pragnieniem pokoju, 偶e niemal to kupi艂em. My艣l臋, 偶e potrzeba mu troch臋 czasu, 偶eby okrzepn膮膰. Clark powiada, 偶e ceny 偶ywno艣ci s膮 wysokie. To potencjalnie bardzo bogaty kraj i dla Darjaeiego najlepszym rozwi膮zaniem by艂aby szybka zamiana sukcesu politycznego na gospodarczy. Nikt nie straci na tym, kiedy 偶ywno艣膰 pojawi si臋 na sto艂ach. W tej chwili bardziej interesuj膮 go sprawy wewn臋trzne ni偶 zewn臋trzne. Dlatego te偶 wydaje mi si臋, 偶e otwieraj膮 si臋 tutaj przed nami pewne mo偶liwo艣ci.

— Wyci膮gamy r臋k臋 w ge艣cie przyja藕ni? — spyta艂 Arnie.

— Na razie powinni艣my utrzymywa膰 kontakty nieformalne, bez 偶adnego rozg艂osu. Mog臋 kogo艣 do tego wyznaczy膰. I zobaczymy, jak wszystko si臋 dalej rozwinie.

Prezydent skin膮艂 g艂ow膮.

— W porz膮dku, Scott. Ale teraz b臋dziesz chyba musia艂 jak najszybciej zaj膮膰 si臋 Chinami.

— Kiedy wylatuj臋? — spyta艂 sekretarz stanu ze zbola艂ym wyrazem twarzy.

— Tym razem zapewnimy ci troch臋 wi臋kszy samolot — obieca艂 prezydent.

41
Hieny

Gwiazdor poczu艂, jak g艂贸wne podwozie uderza o p艂yt臋 mi臋dzynarodowego lotniska im. Dullesa. Wstrz膮s nie po艂o偶y艂 wprawdzie kresu w膮tpliwo艣ciom, oznajmi艂 jednak, 偶e najwy偶szy czas od艂o偶y膰 je na bok. 呕y艂 w praktycznym 艣wiecie, w kt贸rym rutyna by艂a rutyn膮.

— Tak szybko z powrotem? — spyta艂 oficer paszportowy, spogl膮daj膮c na ostatni stempel w paszporcie.

— Ja, doch — odpowiedzia艂 Gwiazdor, zgodnie ze sw膮 obecn膮 niemieck膮 to偶samo艣ci膮. — Chyba b臋d臋 musia艂 tu sobie kupi膰 jakie艣 mieszkanie.

— Ceny w Waszyngtonie s膮 do艣膰 wysokie — zauwa偶y艂 urz臋dnik, wstawiaj膮c piecz膮tk臋. — 呕ycz臋 mi艂ego pobytu.

— Dzi臋kuj臋.

Nie mia艂 przy sobie niczego nielegalnego, z wyj膮tkiem my艣li, a poza tym wiedzia艂, 偶e ameryka艅skie s艂u偶by wywiadowcze nigdy w艂a艣ciwie nie wyrz膮dzi艂y 偶adnych istotnych szk贸d 偶adnej grupie terrorystycznej. Tyle 偶e ta wyprawa by艂a odmienna, nawet je艣li wiedzia艂 o tym tylko on, samotnie teraz krocz膮cy w t艂umie. Jak zawsze, nikt na niego nie czeka艂. B臋d膮 mieli spotkanie, na kt贸re on przyb臋dzie jako ostatni. By艂 cenniejszy od ka偶dego innego cz艂onka grupy. Wynaj膮艂 samoch贸d i pojecha艂 w kierunku Waszyngtonu, sprawdzaj膮c drog臋 za sob膮 w lusterku, jad膮c rozmy艣lnie w z艂ym kierunku, by przy powrocie sprawdzi膰, czy nikt za nim nie pod膮偶a. Wszystko by艂o w porz膮dku. Je艣li kto艣 go 艣ledzi艂, robi艂 to w spos贸b tak kompetentny, 偶e nie zostawia艂 mu 偶adnych szans. Wiedzia艂, jak to urz膮dzi膰: kilka samochod贸w, helikopter, mo偶e dwa, ale tyle czasu i zachodu na zorganizowanie wszystkiego, po艣wi臋cano tylko wtedy, gdy przeciwnik wiedzia艂 niemal wszystko, a to oznacza艂oby g艂臋bok膮 penetracj臋 grupy przez CIA. Byli do tego zdolni Izraelczycy, czego l臋ka艂 si臋 ka偶dy w ruchu terrorystycznym, ale brutalny proces darwinowski wyeliminowa艂 wszystkich ludzi zbyt beztroskich: izraelski Mossad nigdy nie mia艂 skrupu艂贸w, je艣li chodzi o przelew islamskiej krwi, gdyby wi臋c zosta艂 wykryty przez 呕yd贸w, od dawna by ju偶 nie 偶y艂. Powtarza艂 to sobie, spogl膮daj膮c we wsteczne lusterko, gdy偶 tylko dzi臋ki ostro偶no艣ci jeszcze 偶y艂.

Z drugiej strony zabawne wydawa艂o mu si臋 to, 偶e bez Izraelczyk贸w obecna misja nie by艂aby mo偶liwa. W Ameryce istnia艂y wprawdzie ugrupowania islamskie, ale ich dzia艂alno艣膰 mia艂a charakter zdecydowanie amatorski. Obnosi艂y si臋 ze swoj膮 religi膮, spotyka艂y w dobrze znanych miejscach, prowadzi艂y mi臋dzy sob膮 rozmowy. 艁atwo je by艂o dostrzec i zidentyfikowa膰 jako obce ryby w ich stawie. A potem dziwili si臋, kiedy ich chwytano. G艂upcy, my艣la艂 Gwiazdor. S艂u偶yli jednak jakiemu艣 celowi. Przyci膮gali uwag臋, a nawet FBI mia艂a ograniczone mo偶liwo艣ci. Najlepsza na 艣wiecie agencja kontrwywiadowcza, ale zatrudnia艂a tylko ludzi.

W jakim艣 stopniu nauczy艂 si臋 tego od Izraelczyk贸w. Zanim nast膮pi艂 upadek szacha, jego w艂asna tajna policja, Savak, szkolona by艂a przez izraelski Mossad, a nie wszyscy jej funkcjonariusze zostali straceni wraz z nastaniem w Iranie nowych rz膮d贸w. To, czego si臋 nauczyli, przekazywali ludziom takim jak Gwiazdor, a nie by艂y to regu艂y trudne do przyswojenia. Im trudniejsze zadanie, tym wi臋cej potrzeba ostro偶no艣ci. Je艣li nie chcesz, by ci臋 wy艣ledzono, musisz si臋 roztopi膰 w otoczeniu. W kraju 艣wieckim nie nale偶y by膰 przesadnie nabo偶nym. W kraju chrze艣cija艅skim czy 偶ydowskim, nie b膮d藕 muzu艂maninem. W kraju, gdzie nie ufaj膮 ludziom z Bliskiego Wschodu, pochod藕 z jakiego艣 innego miejsca, a najwa偶niejsze — b膮d藕 na ile mo偶na prawdom贸wny. Tak, pochodz臋 stamt膮d, ale jestem chrze艣cijaninem, Kurdem czy Ormianinem i straszliwie prze艣ladowano moj膮 rodzin臋, wi臋c wyrwa艂em si臋 do Ameryki, kraju prawdziwej wolno艣ci. I wystarczy艂o trzyma膰 si臋 tych zasad, by mo偶liwo艣ci same otwiera艂y si臋 przed tob膮, gdy偶 w Ameryce rzeczywi艣cie wszystko przychodzi艂o 艂atwo. Obcokrajowc贸w witano tutaj z otwarto艣ci膮, kt贸ra przypomina艂a Gwiazdorowi rygorystycznie przestrzegane prawo go艣cinno艣ci, obowi膮zuj膮ce w jego kulturze.

Znalaz艂 si臋 oto w obozie wroga, a w膮tpliwo艣ci natychmiast si臋 rozwia艂y, gdy偶 w tej atmosferze podniecenia nie tylko przy艣pieszy艂 si臋 rytm serca, ale tak偶e pojawi艂 u艣miech na twarzy. Tak, by艂 najlepszy w swoim fachu. Skoro nawet Izraelczycy, kt贸rzy wyszkolili go zaocznie, nigdy nie potrafili go podej艣膰, to tym bardziej nie uda si臋 to Amerykanom. Trzeba tylko by膰 czujnym.

Cz艂onkowie ka偶dej trzyosobowej grupy byli nieco podobni do niego, nie tak jak on do艣wiadczeni, ale dobrze znaj膮cy si臋 na swojej robocie. Ka偶dy potrafi wynaj膮膰 samoch贸d i bezpiecznie prowadzi膰. Ka偶dy potrafi zachowa膰 zimn膮 krew i dobre maniery. Ka偶dy, zatrzymany przez policjanta, b臋dzie wobec niego uprzedzaj膮co grzeczny, spyta si臋, co przeskroba艂, a potem poprosi o pomoc, gdy偶 ludzie bardziej zapami臋tuj膮 napastliwo艣膰 ni偶 przyjazne nastawienie. Je艣li by艂o si臋 czujnym, wszystko sz艂o 艂atwo.

Pierwszym etapem podr贸偶y Gwiazdora by艂 przeci臋tny hotel na obrze偶ach Annapolis, gdzie zameldowa艂 si臋 jako Dieter Kolb. Amerykanie to tacy g艂upcy. Nawet policja by艂a przekonana, 偶e ka偶dy muzu艂manin musi by膰 Arabem, i zdawa艂o si臋, 偶e nikt nie pami臋ta艂 o tym, i偶 Iran by艂 krajem aryjskim, mia艂 wi臋c ten etniczny charakter, do kt贸rego aspirowa艂 dla swego narodu Adolf Hitler. Rozlokowa艂 si臋 w pokoju i sprawdzi艂 zegarek. Je艣li wszystko p贸jdzie zgodnie z planem, spotkaj膮 si臋 za dwie godziny. Aby si臋 upewni膰, zadzwoni艂 do odpowiednich linii lotniczych i dowiedzia艂 si臋 o przyloty. Wszystkie samoloty wyl膮dowa艂y zgodnie z rozk艂adem. Oczywi艣cie, mog膮 by膰 jeszcze k艂opoty z c艂em i ulicznymi korkami, ale plan wszystko to uwzgl臋dnia艂.

* * *

Byli ju偶 w drodze do nast臋pnego postoju, kt贸ry wypada艂 w Atlantic City w stanie New Jersey, gdzie mie艣ci艂o si臋 du偶e centrum targowe. Najnowsze modele fabryczne i te, kt贸re znajdowa艂y si臋 na razie jeszcze w fazie projektowej, przewo偶one by艂y w normalnych naczepach samochodowych, zabezpieczone tylko przed uszkodzeniem lakieru, ale niekt贸re jecha艂y w zakrytych naczepach, jakie stosuj膮 ekipy wy艣cig贸w samochodowych. Agent jednego z producent贸w przegl膮da艂 zanotowane wypowiedzi, kt贸re uzyskano od os贸b ogl膮daj膮cych wozy. M臋偶czyzna przetar艂 oczy. B贸l g艂owy jak cholera, katar. Mia艂 nadziej臋, 偶e nic si臋 nie przypl膮ta艂o. Takie s膮 skutki wystawania przez ca艂y dzie艅 pod wentylatorem klimatyzacji.

* * *

Oficjalny telegram nie by艂 zaskoczeniem. Ameryka艅ski sekretarz stanu proponowa艂 oficjalne spotkanie w celu przedyskutowania spraw interesuj膮cych obie strony. 呕eng wiedzia艂, 偶e rozm贸w nie da si臋 unikn膮膰, a najlepiej b臋dzie je przeprowadzi膰 w przyjacielskiej atmosferze, zajmuj膮c postaw臋 ura偶onej niewinno艣ci i delikatnie indaguj膮c, czy ameryka艅ski prezydent tylko przej臋zyczy艂 si臋 podczas konferencji prasowej, czy te偶 istotnie chodzi艂o o zmian臋 d艂ugofalowej polityki rz膮du Stan贸w Zjednoczonych. Sama ta uboczna kwestia mog艂aby zaj膮膰 Adlerowi kilka godzin. Amerykanin najprawdopodobniej zaoferuje si臋 jako mediator pomi臋dzy Pekinem i Tajpej, kt贸ry przenosi膰 si臋 b臋dzie z jednej stolicy do drugiej w nadziei na za艂agodzenie konfliktu. Co mo偶e okaza膰 si臋 korzystne.

Na razie 膰wiczenia dalej si臋 odbywa艂y, aczkolwiek przy nieco wi臋kszym poszanowaniu neutralnej sfery, kt贸ra oddziela艂a oba kraje. Sytuacja by艂a napi臋ta, ale ju偶 nie w punkcie wrzenia. Ambasador wyja艣ni艂 w Waszyngtonie, 偶e to nie samoloty ChRL pierwsze odpali艂y pociski, gdy偶 w og贸le nie nosi艂y si臋 z 偶adnymi nieprzyjacielskimi zamiarami wobec nikogo. Jedynym prawdziwym problemem by艂a zbuntowana prowincja i gdyby Ameryka przysta艂a na absolutnie jedyne rozwi膮zanie problemu — istniej膮 tylko jedne Chiny — mo偶na by go rozwi膮za膰 szybko i skutecznie.

Tymczasem Ameryka od dawna obstawa艂a przy polityce niepoj臋tej dla wszystkich zainteresowanych kraj贸w: usi艂owa艂a pozostawa膰 w przyja藕ni z Pekinem i Tajpej, a chocia偶 traktowa艂a Tajwan jak ubogiego kuzyna, zarazem wzbrania艂a si臋 przed wyci膮gni臋ciem logicznej konkluzji. Zamiast tego, stwierdza艂a wprawdzie, 偶e tak, istniej膮 tylko jedne Chiny, nie maj膮 one jednak prawa dyktowa膰 swoich regu艂 „drugim” Chinom, kt贸re zgodnie z oficjaln膮 doktryn膮 Stan贸w Zjednoczonych — po prostu nie istnia艂y. Oto ameryka艅ska konsekwencja. Jak偶e przyjemnie b臋dzie to wytkn膮膰 sekretarzowi Adlerowi.

* * *

— „Chi艅ska Republika Ludowa z prawdziw膮 rado艣ci膮 ugo艣ci sekretarza Adlera w interesie pokoju i stabilno艣ci politycznej w tej cz臋艣ci 艣wiata”. Czy偶 to nie mi艂o z ich strony? — powiedzia艂 Ryan.

By艂a dziewi膮ta wieczorem, on ci膮gle znajdowa艂 si臋 w gabinecie i przez chwil臋 pomy艣la艂, co dzieci ogl膮daj膮 w telewizji pod jego nieobecno艣膰. Wr臋czy艂 dokument Adlerowi.

— Jest pan pewien, 偶e zrobili to umy艣lnie? — sekretarz stanu zwr贸ci艂 si臋 do admira艂a Jacksona.

— Je艣li b臋d臋 musia艂 obejrze膰 to jeszcze raz, ta艣ma mo偶e tego nie wytrzyma膰.

— Ludzie pope艂niaj膮 b艂臋dy.

— Nie w tym przypadku — powiedzia艂 Robby, obawiaj膮c si臋, 偶e mo偶e jednak b臋dzie musia艂 znowu zaprezentowa膰 nagranie wideo. — Poza tym ChRL prowadzi te 膰wiczenia ju偶 bardzo d艂ugo.

— Naprawd臋? — spyta艂 Ryan.

— Tak d艂ugo, 偶e powinni mie膰 k艂opoty ze sprz臋tem. Maj膮 o wiele gorszy od nas system remontowy, a na dodatek zu偶ywaj膮 mn贸stwo paliwa. Nigdy dot膮d ich flota nie przebywa艂a tak d艂ugo na morzu. Dlaczego tak to przeci膮gaj膮? Przypuszczam, 偶e ta kanonada ma dostarczy膰 pretekstu, aby og艂osi膰 zwyci臋stwo i z dumnie podniesionym czo艂em powr贸ci膰 do portu.

— Niewykluczone, 偶e w gr臋 wchodzi narodowa duma, potrzeba zachowania twarzy — pokiwa艂 g艂ow膮 Adler.

— W ka偶dym razie nieco ograniczyli swoje operacje; nie naruszaj膮 linii demarkacyjnej. Tajwa艅czycy s膮 teraz w stanie podwy偶szonej gotowo艣ci. Mo偶e o to w艂a艣nie chodzi? — zasugerowa艂 J-3. — Nie atakuje si臋 rozw艣cieczonego przeciwnika; trzeba mu da膰 troch臋 si臋 odpr臋偶y膰.

— Rob, przecie偶 m贸wi艂e艣, 偶e prawdziwy atak nie jest mo偶liwy.

— Jack, skoro nie wiem, jakie maj膮 intencje, musz臋 rozwa偶a膰 wszystkie mo偶liwo艣ci. Mog膮 zorganizowa膰 jaki艣 powa偶ny incydent w cie艣ninie i pewnie wyjd膮 z tego zwyci臋sko. By膰 mo偶e wywr膮 na Tajwan silny nacisk polityczny, aby wymusi膰 jakie艣 ust臋pstwa. Zabili ludzi — Jackson przypomnia艂 pozosta艂ej dw贸jce — a chocia偶 dla nich warto艣膰 偶ycia jest inna ni偶 dla nas, kiedy si臋 zabija, przekracza si臋 pewn膮 niewidzialn膮 lini臋, a oni dobrze wiedz膮, jak my na to patrzymy.

— Trzeba przesun膮膰 lotniskowiec — powiedzia艂 Adler.

— Dlaczego, Scott?

— To b臋dzie silna karta, kt贸r膮 da si臋 wykorzysta膰. B臋dzie 艣wiadczy膰 o tym, 偶e traktujemy ca艂膮 spraw臋 powa偶nie. Jak powiedzia艂 admira艂 Jackson, dla nas 艣mier膰 jest czym艣 bardzo powa偶nym, oni za艣 musz膮 pogodzi膰 si臋 z faktem, 偶e nie mo偶emy i nie chcemy dopu艣ci do podobnych sytuacji.

— A je艣li nie ust膮pi膮 i dojdzie do kolejnego incydentu, jak wtedy zareagujemy?

— Panie prezydencie, problemy operacyjne to moja dzia艂ka. Mo偶emy ulokowa膰 „Ike'a” po wschodniej stronie wyspy. Nie b臋d膮 mogli przelecie膰 ko艂o niego przypadkowo. Aby to zrobi膰, b臋d膮 musieli przedrze膰 si臋 przez trzy pasy obronne: po pierwsze, si艂y nad cie艣nin膮, potem obrona samego Tajwanu, wreszcie 艣ciana, kt贸r膮 ustawi dow贸dca grupy lotniskowcowej. Mog臋 tak偶e umie艣ci膰 Aegis na dolnym skraju cie艣niny, aby radar pokry艂 ca艂y jej obszar. To znaczy, je艣li rozka偶e pan p艂yn膮膰 tam „lke'owi”. Tajwan uzyska w ten spos贸b cztery dywizjony my艣liwc贸w i pe艂n膮 powietrzn膮 obserwacj臋 radarow膮. Powinni si臋 poczu膰 troch臋 bezpieczniej.

— Co mnie z kolei zapewni lepsz膮 pozycj臋 przetargow膮 w mediacjach mi臋dzy obu stronami — dorzuci艂 Adler.

— Tyle 偶e bez ochrony pozostawiamy Ocean Indyjski, co od dawna si臋 nie wydarzy艂o.

Trudno by艂o nie zauwa偶y膰, jak uporczywie Robby powraca do tej kwestii.

— Nic tam wi臋cej nie mamy? — spyta艂 Jack, my艣l膮c jednocze艣nie, 偶e sam powinien by艂 wcze艣niej to ustali膰.

— Kr膮偶ownik „Anzio”, dwa niszczyciele, plus dwie fregaty, kt贸re ubezpieczaj膮 wymian臋 oddzia艂贸w na Diego Garcia. Nigdy nie pozostawiamy Diego bez ochrony okr臋t贸w wojennych, skoro s膮 tam okr臋ty transportowe ze sprz臋tem. Mamy tam tak偶e okr臋t podwodny klasy 688. Wystarczy dla cel贸w operacyjnych, ale nie dla demonstracji si艂y. Panie Adler, pan dobrze wie, co znaczy lotniskowiec.

Sekretarz stanu pokiwa艂 g艂ow膮.

— Robi silne wra偶enie. To dlatego my艣l臋, 偶e powinien pokaza膰 si臋 w rejonie Chin.

— Tak, Rob, to b臋dzie dobre posuni臋cie. Gdzie teraz jest „Ike”?

— Pomi臋dzy Australi膮 a Sumatr膮, powinien zbli偶a膰 si臋 do Cie艣niny Sundajskiej. Manewry PUCHAR PO艁UDNIA maj膮 symulowa膰 natarcie Indii na p贸艂nocno-zachodnie wybrze偶e Australii. Je艣li rozkaz zostanie wydany w tej chwili, „Ike” znajdzie si臋 w okolicach Tajwanu za cztery dni.

— Niech tam p艂ynie, Rob, najszybciej jak mo偶e.

— Aye, aye, sir — odrzek艂 Jackson, ale wida膰 by艂o, 偶e ci膮gle trapi膮 go w膮tpliwo艣ci. Pytaj膮cym gestem wskaza艂 telefon, a gdy prezydent skin膮艂 g艂ow膮, po艂膮czy艂 si臋 z Centrum Dowodzenia Si艂 Zbrojnych USA.

— Tutaj admira艂 Jackson z polecenia naczelnego dow贸dcy. Wykona膰 NIEBIESKI MORS. Prosz臋 powt贸rzy膰, pu艂kowniku. — Robby s艂ucha艂 w milczeniu, a potem skin膮艂 g艂ow膮. — Dzi臋kuj臋. — Od艂o偶y艂 s艂uchawk臋 i zwr贸ci艂 si臋 do prezydenta: — Za mniej wi臋cej dziesi臋膰 minut „Ike” wykona zwrot na p贸艂noc i pe艂n膮 par膮 pop艂ynie w kierunku Tajwanu.

— I wszystko dzi臋ki jednemu telefonowi?

Adler by艂 wyra藕nie pod wra偶eniem szybko艣ci manewru.

— Cuda wsp贸艂czesnej 艂膮czno艣ci, a poza tym kazali艣my admira艂owi Dubro by膰 w pogotowiu. Nie ma mowy o 偶adnej tajemnicy. Grupa ma po drodze kilka cie艣nin, w kt贸rych b臋dzie dobrze widoczna.

— Nie zaszkodzi komunikat prasowy — powiedzia艂 Adler. — Robili艣my tak poprzednio.

— Masz teraz kart臋, kt贸r膮 mo偶esz wykorzysta膰 w Pekinie i Tajpej.

Ryan po raz kolejny wyst膮pi艂 w roli naczelnego dow贸dcy, widzia艂 jednak zaniepokojenie Robby'ego. Kluczow膮 spraw膮 by艂o paliwo. Zmieni膰 kurs b臋dzie tak偶e musia艂a grupa zaopatrzenia, aby uzupe艂nia膰 zbiorniki okr臋t贸w towarzysz膮cych „Eisenhowerowi”, kt贸re nie mia艂y nap臋du nuklearnego.

— Czy dasz 呕engowi do zrozumienia, 偶e wiemy, kto zestrzeli艂 Airbusa?

Adler pokr臋ci艂 g艂ow膮.

— Nie, zdecydowanie nie. Dla nas jest bardziej korzystne, 偶eby s膮dzili, i偶 nie wiemy tego.

— O?

Prezydent wydawa艂 si臋 zaskoczony.

— Dzi臋ki temu b臋d臋 m贸g艂 wybra膰 moment naszego „odkrycia”, a to daje mi nast臋pn膮 mocn膮 kart臋 do zagrania. — Sekretarz stanu odwr贸ci艂 si臋. — Admirale, niech pan nie przecenia przeciwnika. Dyplomaci mojego pokroju nie maj膮 takiego zmys艂u do szczeg贸艂贸w technicznych jak pan, a w innych krajach jest podobnie. Bardzo wiele naszych mo偶liwo艣ci stanowi dla nich tajemnic臋.

— Od tego maj膮 szpieg贸w — sprzeciwi艂 si臋 Jackson.

— A czy zawsze ich s艂uchaj膮? Czy my zawsze s艂uchamy?

J-3 postanowi艂 sobie dobrze zapami臋ta膰 t臋 nauczk臋.

* * *

Ogromne centrum handlowe, 贸w typowo ameryka艅ski wynalazek, by艂o wymarzonym wr臋cz miejscem na tajne operacje, z licznymi wej艣ciami, t艂umem klient贸w i absolutn膮 niemal anonimowo艣ci膮. Pierwsze spotkanie nie zas艂ugiwa艂o w艂a艣ciwie na to okre艣lenie. Ograniczy艂o si臋 do porozumiewawczych spojrze艅 i to z odleg艂o艣ci nie mniejszej ni偶 dziesi臋膰 metr贸w, gdy偶 taki dystans zachowywa艂y mijaj膮ce si臋 grupy. Niemniej ka偶da z nich liczy艂a pozosta艂ych i sprawdza艂a, czy nikt ich nie 艣ledzi. Potem wszyscy powr贸cili do swoich hoteli. Prawdziwe spotkanie mia艂o si臋 odby膰 nazajutrz.

Gwiazdor by艂 zadowolony. Podnieca艂a go sama zuchwa艂o艣膰 przedsi臋wzi臋cia. To nie by艂o tak proste zadanie, jak dostarczenie do Izraela idioty w kamizelce nafaszerowanej trotylem — „bohaterskiego m臋czennika”, poprawi艂 si臋 — a pi臋kno ca艂ego uk艂adu polega艂o na tym, 偶e gdyby jedna z jego grup zosta艂a wy艣ledzona, nieprzyjaciel w 偶aden spos贸b nie m贸g艂by ich ze sob膮 po艂膮czy膰. Mo偶na zmusi膰 wroga, 偶eby wy艂o偶y艂 karty, a je艣li ju偶, to lepiej, 偶eby si臋 to sta艂o w momencie, gdy jedynym przest臋pstwem, jakie dot膮d pope艂nili, by艂o nielegalne przekroczenie granicy.

Do diab艂a z w膮tpliwo艣ciami, ofukn膮艂 siebie dow贸dca. Pi臋kne by艂o samo to, 偶e gotowali si臋 do akcji w jaskini lwa, i to dlatego trwa艂 przy terroryzmie. W jaskini lwa? U艣miechn膮艂 si臋 do mijanych samochod贸w. Chodzi艂o raczej o lwi膮tka.

* * *

— Wi臋c co robimy? — spyta艂a w ciemno艣ci Cathy.

— Scott leci jutro do Chin — odpowiedzia艂 偶onie Jack.

Podobno prezydent Stan贸w Zjednoczonych jest najpot臋偶niejszym cz艂owiekiem na 艣wiecie, ale na koniec ka偶dego dnia sprawowania tej pot臋gi Jack by艂 naprawd臋 wyczerpany. Tak m臋cz膮ca nie by艂a nawet praca w Langley z codziennymi jazdami w obie strony.

— I co im powie?

— Spr贸buje ich nak艂oni膰 do opami臋tania, roz艂adowa膰 sytuacj臋.

— Jeste艣 pewien, 偶e zrobili to celowo?

— Tak. Robby jest tego tak pewny, jak ty swojej diagnozy — odpowiedzia艂 m膮偶, wpatruj膮c si臋 w sufit.

— A my z nimi b臋dziemy negocjowa膰 — powiedzia艂a z wyrzutem pani profesor.

— Musimy.

— Ale...

— Kochanie... Pos艂uchaj, nic na to, do diab艂a, nie poradz臋, 偶e kiedy morderc膮 jest pa艅stwo, najcz臋艣ciej uchodzi mu to bezkarnie. A ja musz膮 bra膰 pod uwag臋 szerokie konteksty, d艂ugofalowe zamierzenia i tego typu sprawy.

— To wstr臋tne — powiedzia艂a Cathy.

— Z pewno艣ci膮, ale to gra, kt贸ra rz膮dzi si臋 w艂asnymi regu艂ami. Je艣li spartolisz, oznacza to ludzkie cierpienie. Z pa艅stwem nie mo偶na rozmawia膰 tak jak z prostym kryminalist膮. 呕yj膮 tam tysi膮ce Amerykan贸w, biznesmen贸w i innych. Je艣li wychyl臋 si臋 za bardzo, mo偶e si臋 im sta膰 jaka艣 krzywda, co b臋dzie wymaga膰 ode mnie bardziej stanowczej reakcji i wszystko tylko si臋 pogorszy.

— Co mo偶e by膰 gorsze od morderstwa? — spyta艂a Cathy.

Jack nie potrafi艂 na to odpowiedzie膰. Musia艂 ju偶 pogodzi膰 si臋 z faktem, 偶e nie potrafi na wszystko odpowiedzie膰 dziennikarzom, czekaj膮cym na jego wyja艣nienia ludziom, a nawet swoim najbli偶szym wsp贸艂pracownikom. Teraz nie wiedzia艂, co odpowiedzie膰 na proste i logiczne pytanie 偶ony. Najpot臋偶niejszy cz艂owiek na 艣wiecie? Te偶 co艣. T膮 my艣l膮 zako艅czy艂 si臋 kolejny dzie艅 na Pennsylvania Avenue 1600.

* * *

Nawet najwi臋ksze narody bywaj膮 niefrasobliwe, czemu dodatkowo sprzyja pomys艂owo艣膰 narod贸w bardziej przezornych. Narodowe Biuro Rozpoznania skupi艂o si臋 przede wszystkim na dw贸ch miejscach. Ka偶dy przelot satelity zwiadowczego nad Bliskim Wschodem, a teraz tak偶e nad Tajwanem dostarcza艂 tysi臋cy zdj臋膰, kt贸re jedno po drugim musieli zinterpretowa膰 specjali艣ci, ulokowani w nowym budynku nie opodal lotniska Dullesa. Jeszcze jedno z tych zada艅, kt贸rych nie mo偶na przekaza膰 komputerom. Stan gotowo艣ci bojowej armii ZRI zajmowa艂 pierwsze miejsce na li艣cie zainteresowa艅 rz膮du ameryka艅skiego, kt贸ry decydowa艂 o kszta艂cie przygotowywanego dla Bia艂ego Domu Specjalnej Oceny Wywiadu. Znaczy艂o to, 偶e ca艂y zesp贸艂 zajmowa艂 si臋 tym w艂a艣nie zadaniem, a do innych temat贸w trzeba by艂o dodatkowo wynajmowa膰 specjalist贸w. Ci przypatrywali si臋 przede wszystkim zdj臋ciom nadchodz膮cym znad Chin. Je艣li ChRL szykowa艂a si臋 do prawdziwego militarnego uderzenia, powinny by膰 tego liczne oznaki. Oddzia艂y Armii Ludowowyzwole艅czej powinny by膰 na manewrach, przeprowadza膰 konserwacje maszyn i 艂adowa膰 czo艂gi na lory. Pod skrzyd艂ami samolot贸w powinno pojawi膰 si臋 uzbrojenie. Wszystko to powinny ujawni膰 zdj臋cia satelitarne. Jeszcze wi臋cej uwagi po艣wi臋cono zlokalizowaniu okr臋t贸w na morzu, co by艂o trudniejsze z racji ich ruchliwo艣ci. Amerykanie mieli na orbitach trzy satelity, dwa razy dziennie przelatuj膮ce nad budz膮cymi zainteresowanie terenami, i tak wobec siebie usytuowane, aby jak najkr贸tszy by艂 „czas pusty”. Specjali艣ci byli z tego bardzo zadowoleni. Nap艂ywa艂 do nich nieprzerwany strumie艅 danych, z kt贸rymi mo偶na by艂o konfrontowa膰 wcze艣niejsze przypuszczenia, aby mo偶liwie jak najlepiej wykonywa膰 obowi膮zki wobec prezydenta i narodu.

Niepodobna jednak widzie膰 wszystko i wsz臋dzie, dlatego te偶 uwadze analityk贸w umkn膮艂 Bombaj, zachodnia baza indyjskiej marynarki. Orbity ameryka艅skich satelit贸w KH-11 by艂y 艣ci艣le wytyczone, podobnie jak harmonogram ich przelot贸w. Po tym, jak najnowszy z ca艂ej tr贸jki przemkn膮艂 nad tym regionem, podczas gdy drugi pod wzgl臋dem wieku znajdowa艂 si臋 po przeciwnej stronie globu, nast臋powa艂a czterogodzinna przerwa, po kt贸rej pojawia艂 si臋 najstarszy i najmniej niezawodny z ca艂ej tr贸jki. Tak si臋 z艂o偶y艂o, 偶e okres ten pokrywa艂 si臋 z czasem przyp艂ywu.

Dwa 艣wie偶o wyremontowane lotniskowce, podnios艂y kotwice i w otoczeniu eskorty wyp艂yn臋艂y w morze. Gdyby kto艣 je zauwa偶y艂 i zacz膮艂 si臋 dopytywa膰, mia艂y przeprowadzi膰 manewry na Morzu Arabskim.

* * *

Cholera. Przedstawiciel Cobry zbudzi艂 si臋 z b贸lem g艂owy. Potrzebowa艂 paru sekund, aby zrozumie膰, gdzie si臋 znajduje. Inny motel, inne miasto, inne rozmieszczenie 艣wiate艂 w pokoju. Po omacku odszuka艂 wy艂膮cznik, potem na艂o偶y艂 okulary i, mru偶膮c oczy, rozejrza艂 si臋 za torb膮. Tak. Podr臋czna apteczka. Wzi膮艂 j膮 z 艂azienki, gdzie 艣ci膮gn膮艂 ze szklaneczki papierowe przykrycie i do po艂owy nape艂ni艂 j膮 wod膮. Potem przez chwil臋 mocowa艂 si臋 z zabezpieczon膮 przed dzie膰mi zakr臋tk膮 aspiryny, wysypa艂 na d艂o艅 tabletki i po艂kn膮艂 je, popijaj膮c wod膮. Niepotrzebne by艂y wszystkie te piwa po obiedzie, wyrzuca艂 sobie, ale zagra艂 naprawd臋 przyjemn膮 partyjk臋 z klubowymi zawodowcami, a piwo zawsze dobrze p艂yn臋艂o przy golfie. Rano poczuje si臋 lepiej. Kiedy艣 by艂 kierowc膮 wy艣cigowym, ale nie by艂 na tyle dobry, aby przerodzi艂o si臋 to w co艣 wielkiego, teraz natomiast by艂 bardzo sprawnym agentem handlowym. Czym si臋 przejmowa膰, u diab艂a, my艣la艂, wracaj膮c do 艂贸偶ka. Ci膮gle udawa艂o mu si臋 zaliczy膰 mniejsz膮 od normy liczb臋 uderze艅, tempo 偶ycia by艂o mniej wariackie, on za艣 zarabia艂 ca艂kiem dobrze, a na dodatek praktycznie co tydzie艅 m贸g艂 rozegra膰 partyjk臋 w ramach promocji najnowszego sprz臋tu golfowego. Mia艂 nadziej臋, 偶e aspiryna poskutkuje. O 贸smej trzydzie艣ci pi艂eczka golfowa pojawia si臋 na podstawce.

* * *

Dla usprawnienia obiegu informacji Sztorm i Palma po艂膮czone zosta艂y kablem 艣wiat艂owodowym. Na terenach dawnego Iraku odbywa艂y si臋 kolejne manewry. W pole wyjecha艂y trzy ci臋偶kie korpusy po艂膮czonych si艂 irackich i ira艅skich. Stacje radiolokacyjne umiejscowi艂y je daleko od granic z Arabi膮 Saudyjsk膮 i Kuwejtem, z ich dzia艂aniami nie wi膮za艂o si臋 wi臋c 偶adne niebezpiecze艅stwo, niemniej oddzia艂y zwiadu elektronicznego starannie nas艂uchiwa艂y, aby zorientowa膰 si臋 w poziomie sprawno艣ci dow贸dc贸w, kt贸rzy operowali czo艂gami i transporterami osobowymi po rozleg艂ych, suchych r贸wninach na po艂udniowy wsch贸d od Bagdadu.

— Dobra wiadomo艣膰, majorze — oznajmi艂 porucznik, wr臋czaj膮c prze艂o偶onemu teleks.

O trzysta kilometr贸w na p贸艂nocny zach贸d, w miejscu po艂o偶onym o dziesi臋膰 kilometr贸w na po艂udnie od Grzbietu, sztucznej wydmy, kt贸ra wytycza艂a granic臋 pomi臋dzy szejkanatem Kuwejtu a ZRI, zatrzyma艂a si臋 dwuip贸艂tonowa ci臋偶ar贸wka. Za艂oga wyskoczy艂a z pojazdu, pod艂膮czy艂a kable do rampy startowej i odpali艂a Predatora. 脫w ma艂y bezza艂ogowy pojazd lataj膮cy by艂 niebiesko-szarym odrzutowcem szpiegowskim. Dwadzie艣cia minut zabra艂o do艂膮czenie skrzyde艂, sprawdzenie elektroniki i silnik贸w, a potem nast膮pi艂 start, za艣 denerwuj膮ce brz臋czenie szybko cich艂o, w miar臋 jak Predator wspina艂 si臋 na pu艂ap operacyjny i frun膮艂 na p贸艂noc.

Predator, efekt trzydziestoletnich prac, by艂 trudny do wykrycia z racji niewielkich rozmiar贸w, pokrycia substancjami, kt贸re poch艂aniaj膮 promieniowanie radarowe, a tak偶e niewielkiej szybko艣ci, kt贸ra sprawia艂a, 偶e komputery kontroli obszaru uznawa艂y go za ptaka i nie ukazywa艂y na ekranie. Kad艂ub poci膮gni臋ty zosta艂 t膮 sam膮 absorbuj膮c膮 fale podczerwone farb膮, z kt贸rej korzysta艂a Marynarka. W efekcie Predator by艂 brzydki i wszystko bardzo 艂atwo na nim osiada艂o — technicy musieli nieustannie p臋dzlami usuwa膰 kurz ze swego ukochanego dziecka — ale dzi臋ki temu znakomicie zlewa艂 si臋 z t艂em nieba. Wyposa偶ony jedynie w kamer臋 telewizyjn膮, wzbi艂 si臋 na wysoko艣膰 trzech tysi臋cy metr贸w i, sterowany przez inny zesp贸艂 zwiadu, polecia艂 na p贸艂noc, aby umo偶liwi膰 lepsz膮 obserwacj臋 manewr贸w ZRI. Pogwa艂ci艂 wprawdzie suwerenno艣膰 nowego pa艅stwa, ale umieszczone w jego wn臋trzu dwa kilogramy materia艂贸w wybuchowych gwarantowa艂y, 偶e gdyby wyl膮dowa艂 w niepo偶膮danym miejscu, nikt nie potrafi艂by rozpozna膰, czego to s膮 szcz膮tki. Obraz z kamery przekazywa艂a do odbiornik贸w w Kuwejcie antena kierunkowa.

艢wiat艂owodami ten sam sygna艂 p艂yn膮艂 do Palmy i kiedy dziewczyna s艂u偶膮ca w Si艂ach Powietrznych USA w stopniu kaprala w艂膮czy艂a wielki monitor, oczom wszystkich ukaza艂 si臋 jednostajny krajobraz, ponad kt贸rym operator prowadzi艂 Predatora.

— Zobaczymy, jak dobrze potrafi膮 sobie radzi膰 — porucznik zwr贸ci艂 si臋 do majora Sabaha.

— Ja wola艂bym zobaczy膰, jak sobie nie radz膮 — odpowiedzia艂 pos臋pnie oficer kuwejcki. Troska przepe艂nia艂a tak偶e wszystkich innych cz艂onk贸w jego licznej rodziny. Podobnie jak Saudyjczycy, tak偶e i Kuwejtczycy z wielk膮 ochot膮 u偶ywali najlepszego uzbrojenia, na jakie pozwoli膰 sobie m贸g艂 ich ma艂y, lecz bogaty kraj, wszelako byli zdania, 偶e, na przyk艂ad, konserwacja czo艂g贸w jest czynno艣ci膮 im uw艂aczaj膮c膮. W przeciwie艅stwie do swych saudyjskich kuzyn贸w poznali na w艂asnej sk贸rze, co to znaczy pa艣膰 ofiar膮 podboju. Wielu z nich straci艂o krewnych w dzia艂aniach wojennych, a d艂uga pami臋膰 jest cech膮 charakterystyczn膮 mieszka艅c贸w tej cz臋艣ci 艣wiata. To z tej przyczyny szkolili si臋 z wielkim zapa艂em. Major Sabah zdawa艂 sobie spraw臋 z tego, 偶e nie osi膮gn臋li jeszcze poziomu Amerykan贸w, kt贸rzy ich uczyli, ani Izraelczyk贸w, kt贸rzy nimi gardzili. Jego rodacy przede wszystkim kochali strzela膰. Z samej rado艣ci 膰wiczenia tej umiej臋tno艣ci przepalali co najmniej jedn膮 luf臋 w ka偶dym czo艂gu, a strzelali ostrymi pociskami, gdy偶 te mia艂y wi臋kszy zasi臋g i bardziej prosty tor ni偶 膰wiczebne, w ten spos贸b osobist膮 satysfakcj臋 艂膮cz膮c z nabywaniem umiej臋tno艣ci wa偶nej dla przetrwania kraju. Teraz, kiedy nauczyli si臋 trafia膰, przysz艂a pora na manewrowanie i walk臋 w ruchu. Nie byli w tym na razie dobrzy, ale si臋 uczyli. Pog艂臋biaj膮cy si臋 kryzys uczyni艂 problem wyszkolenia jeszcze bardziej pal膮cym, wi臋c ostatnio wszyscy Kuwejtczycy cz臋艣ciej ni偶 w bankach, rafineriach czy firmach handlowych przesiadywali w pojazdach bojowych. Zesp贸艂 doradc贸w ameryka艅skich aran偶owa艂 sytuacje bojowe i obserwowa艂, jak sobie z nimi poradz膮. Major ubolewa艂 wprawdzie nad tym, 偶e wielu jego rodakom, nader cz臋sto krewnym, brakowa艂o jeszcze bieg艂o艣ci, by艂 jednak dumny, 偶e podj臋li tak wielki wysi艂ek. I nawet nie zauwa偶a艂, jak bardzo podobni s膮 w tym do mieszka艅c贸w Izraela: cywile ucz膮 si臋 walczy膰, bole艣nie do艣wiadczywszy, jak kosztowny jest brak tej umiej臋tno艣ci.

* * *

— Miecznik si臋 obudzi艂 — us艂ysza艂a Andrea Price w s艂uchawce. Znajdowali si臋 w kuchni, ona, dow贸dca Oddzia艂u oraz jej zast臋pcy. Stali przy jednym z metalowych niklowanych blat贸w i popijali kaw臋. — Roy? — powiedzia艂a pytaj膮cym tonem.

— Rutynowe zaj臋cia — odpowiedzia艂 agent Altman. — Na rano ma przewidziane trzy badania, po po艂udniu wyk艂ad dla lekarzy z uniwersytetu w Barcelonie, o艣miu m臋偶czyzn, dwie kobiety. Konsultowali艣my si臋 z hiszpa艅sk膮 policj膮 — wszyscy czy艣ci. 呕adnych specjalnych zagro偶e艅 dla Chirurga. Dzie艅 jak co dzie艅.

— Mike?

Andrea zwr贸ci艂a si臋 do Michaela Brennana, kt贸ry opiekowa艂 si臋 Ma艂ym Jackiem.

— Pi艂karz ma dzi艣 kartk贸wk臋 z biologii na pierwszej lekcji, a po szkole trening baseballa. Nie藕le daje sobie rad臋 z 艂apaniem, troch臋 musi popracowa膰 nad kijem. Wszystko jak zwykle.

— Wendy?

Agentka Gwendolyn Merritt by艂a odpowiedzialna za Sally Ryan.

— Cie艅 ma dzisiaj klas贸wk臋 z chemii na trzeciej lekcji. Coraz bardziej interesuje si臋 Kennym. To mi艂y ch艂opak, chocia偶 przyda艂by mu si臋 fryzjer i nowy krawat. Cie艅 chce zapisa膰 si臋 do dru偶yny lacrosse.

Informacj臋 t臋 przyj臋to z grymasem na twarzach. Jak chroni膰 kogo艣, kto biega w g膮szczu uniesionych kij贸w?

— Przypomnij, z jakiej rodziny jest ten Kenny?

Nawet Price nie by艂a w stanie pami臋ta膰 wszystkiego.

— Ojciec i matka to prawnicy. G艂贸wnie sprawy podatkowe.

— Cie艅 powinna staranniej wybiera膰 — powiedzia艂 Brennan, a wszyscy spojrzeli na niego, czekaj膮c na dowcip. — To potencjalne zagro偶enie.

— Dlaczego?

— Je艣li prezydentowi uda si臋 przepchn膮膰 t臋 now膮 ustaw臋 podatkow膮, znajd膮 si臋 na lodzie.

Andrea Price postawi艂a znaczek przy nast臋pnej pozycji na li艣cie.

— Don?

— To samo. Andrea, zdecydowanie potrzebuj臋 wi臋cej ludzi: jednego do 艣rodka, dw贸ch na zewn膮trz po po艂udniowej stronie — oznajmi艂 Don Russell. — Jeste艣my zbyt ods艂oni臋ci, za w膮skie pole ostrza艂u. W艂a艣ciwie tylko zewn臋trzne ogrodzenie i wi臋cej nic.

— Chirurg nie chce, 偶eby by艂o nas tam wsz臋dzie wida膰. Jeste艣 ty i dw贸ch agent贸w w 艣rodku, trzech ubezpiecza z przeciwnej strony drogi — przypomnia艂a Price.

— Potrzebuj臋 jeszcze tr贸jki, jeste艣my zbyt ods艂oni臋ci — upiera艂 si臋 Don g艂osem pe艂nym profesjonalnej stanowczo艣ci. — W sprawach ochrony nie mog膮 si臋 z nami spiera膰.

— Mo偶e zjawi艂abym si臋 jutro po po艂udniu i wszystko obejrza艂a? — zaproponowa艂a Price. — Je艣li uznam, 偶e masz racj臋, p贸jd臋 do Szefa.

— Dobrze.

Russell pokiwa艂 g艂ow膮.

— Jakie艣 dalsze problemy z pani膮 Walker?

— Sheila wraz z paroma innymi rodzicami z Giant Steps pr贸bowa艂a zebra膰 podpisy, 偶eby zabra膰 st膮d Foremk臋 i tak dalej. Ponad po艂owa rodzic贸w zna Ryan贸w i lubi ich. Nic z tego wi臋c nie wysz艂o. Wiecie, na czym polega prawdziwy problem?

— No, Don?

U艣miechn膮艂 si臋.

— W tym wieku, wiecie... Czasami obejrz臋 si臋, dzieciaki biegaj膮, a kiedy si臋 odwr贸c臋, nie potrafi臋 rozpozna膰 Foremki. S膮 tylko dwie fryzury dla dziewczynek, a po艂owa matek jest przekonana, 偶e tylko Oshkosh szyje odpowiednie ubranka.

— Don, tak ju偶 jest z kobietami — powiedzia艂a Wendy Merritt.

— Skoro nosi to Pierwsza Smarkula, musi by膰 modne.

— Podobnie jest z fryzurami — doda艂a Andrea. — Ale, ale, zapomnia艂am ci przekaza膰, 偶e Pat O'Day chcia艂by stoczy膰 z tob膮 ma艂y pojedynek — oznajmi艂a najstarszemu cz艂onkowi Oddzia艂u.

— Ten z FBI? — Oczy Russella poja艣nia艂y. — Kiedy i gdzie? Powiedz mu, Andrea, 偶eby nie zapomnia艂 forsy.

Pomy艣la艂, 偶e i jemu nale偶y si臋 odrobina rozrywki. Od siedmiu lat nie przegra艂 偶adnej rywalizacji w strzelaniu z broni kr贸tkiej.

— To wszystko?

Andrea rozejrza艂a si臋 po swoich pomocnikach.

— Jak Szef daje sobie rad臋? — spyta艂 Altman.

— Jest strasznie zaj臋ty. Zaczyna za ma艂o sypia膰.

— Chcecie, 偶ebym porozmawia艂 z Chirurgiem? Ona ma na niego dobry wp艂yw — zaoferowa艂 si臋 Roy.

— Hmmm...

— Wiem, jak to zrobi膰. „Pani profesor, czy z Szefem wszystko w porz膮dku? Dzisiaj rano wygl膮da艂 na troch臋 zm臋czonego”.

Czw贸rka agent贸w wymieni艂a spojrzenia. Opieka nad samym prezydentem by艂a najbardziej delikatnym obowi膮zkiem. Skoro jednak s艂ucha艂 on 偶ony tak, jakby by艂 normalnym m臋偶em, wi臋c dlaczego nie uczyni膰 z niej sojuszniczki? Wszyscy pokiwali g艂owami.

— Dobrze, spr贸buj — poleci艂a Price.

* * *

— A niech to szlag — warkn膮艂 pu艂kownik Al Hamm w wozie sztabowym.

— Zaskoczyli ci臋 troch臋, prawda? — niewinnie spyta艂 genera艂 Diggs.

— Mieli wtyczk臋? — indagowa艂 dow贸dca Czarnego Konia.

— Nie, mnie te偶 zaskoczyli, Al. Nikomu si臋 nie zdradzili, 偶e wyszkolili si臋 w obs艂udze SIM. To znaczy, dowiedzia艂em si臋 dopiero wczoraj wieczorem.

— Mi艂y z pana facet, sir.

— Zaskoczenie to bro艅 obosieczna, pu艂kowniku — przypomnia艂 Diggs.

— Ale sk膮d mieli na to fundusze?

— Widocznie ich senatorzy s膮 pot臋偶ni niczym bogowie.

Oddzia艂y przyje偶d偶aj膮ce do Fort Irwin z oczywistych wzgl臋d贸w nie zabiera艂y ze sob膮 sprz臋tu: zbyt kosztowne by艂oby transportowanie go tam i z powrotem. Korzysta艂y zatem z pojazd贸w nale偶膮cych do bazy, zawsze najnowocze艣niejszych i najlepiej wyposa偶onych. Wszystkie korzysta艂y, na przyk艂ad, z Systemu Informacji Mi臋dzypojazdowej SIM, dzi臋ki kt贸remu informacje bojowe pojawia艂y si臋 jednocze艣nie na monitorach komputer贸w w czo艂gach i Bradleyach. System ten 11. pu艂k kawalerii zamontowa艂 w swoich w艂asnych pojazdach (prawdziwych, a nie tych, kt贸re udawa艂y przeciwnika) dopiero przed sze艣cioma miesi膮cami. Stosunkowo prosty spos贸b przekazywania danych — kt贸ry na przyk艂ad automatycznie zamawia艂 cz臋艣ci zamienne w razie jakiej艣 awarii — zapewnia艂 za艂ogom znakomit膮 orientacje na polu bitwy, a z trudem uzyskiwane informacje w u艂amku sekundy czyni艂 powszechn膮 w艂asno艣ci膮. Informacje o zmieniaj膮cej si臋 sytuacji nie by艂y ju偶 zarezerwowane dla odizolowanego i przeci膮偶onego dow贸dztwa. Teraz sier偶ant wiedzia艂 to samo co pu艂kownik, a informacja zawsze by艂a najcenniejszym towarem. Przebywaj膮cy na 膰wiczeniach czo艂gi艣ci z Gwardii Narodowej P贸艂nocnej Karoliny 艣wietnie opanowali u偶ycie systemu, podobnie jak 偶o艂nierze Czarnego Konia, tyle 偶e ich imituj膮ce rosyjskie pojazdy by艂y go pozbawione.

— Dopiero teraz, pu艂kowniku, wida膰, jakie to dobre rozwi膮zanie, skoro przegra艂 pan z nimi.

Symulowane starcie okaza艂o si臋 krwawe. Wraz ze swoim zast臋pc膮 Hamm obmy艣li艂 szata艅sk膮 zasadzk臋, jednak Niedzielni Wojownicy wykryli j膮 i wymin臋li, przeprowadzaj膮c manewr, kt贸ry si艂y Czerwonych zasta艂 藕le rozlokowane. Wprawdzie 艣mia艂y kontratak niemal odwr贸ci艂 wynik bitwy, unicestwiaj膮c po艂ow臋 sk艂adu Niebieskich, ostatecznie okaza艂 si臋 jednak niewystarczaj膮cy. Pierwsze nocne starcie zako艅czy艂o si臋 zwyci臋stwem Niebieskich, co gwardzi艣ci powitali takimi wiwatami, jak gdyby zako艅czy艂 si臋 w艂a艣nie mecz koszyk贸wki NBA.

— Nast臋pnym razem im do艂o偶ymy — obieca艂 Hamm.

— Pokora jest zbawieniem dla duszy — powiedzia艂 Marion Diggs, wpatruj膮c si臋 w promienie wschodz膮cego s艂o艅ca.

— 艢mier膰 jest tragedi膮 dla cia艂a — zripostowa艂 pu艂kownik.

Diggs z u艣miechem wraca艂 do swojego Hummera. Nawet Alowi Hammowi potrzebna by艂a od czasu do czasu nauczka.

* * *

Unikali zgubnego po艣piechu. Gwiazdor zaj膮艂 si臋 wynaj臋ciem samochod贸w. Podrobi艂 prawa jazdy, tak, aby mogli postara膰 si臋 o cztery auta, trzy osobowe i jedn膮 przyczep臋. Pierwsze musia艂y przypomina膰 samochody rodzic贸w, kt贸rzy podje偶d偶ali pod przedszkole, ta ostatnia mia艂a im pos艂u偶y膰 do ucieczki, kt贸ra wydawa艂a si臋 Gwiazdorowi coraz bardziej prawdopodobna. Podw艂adni okazali si臋 sprawniejsi ni偶 przypuszcza艂. Kiedy w wynaj臋tych wozach mijali miejsce akcji, nie odwr贸cili g艂贸w, a tylko k膮tem oka ocenili ca艂y teren, znany im sk膮din膮d dzi臋ki modelowi, kt贸ry zbudowali na podstawie fotografii. Kontakt z rzeczywistym, pe艂nowymiarowym obiektem mia艂 dopom贸c ich wyobra藕ni przestrzennej i zwi臋kszy膰 poczucie pewno艣ci siebie. Potem wykr臋cili na zach贸d, zjechali z szosy numer 50 i pod膮偶yli do samotnego zabudowania na po艂udniu okr臋gu Anne Arundel.

W艂a艣ciciela, kt贸ry mieszka艂 tutaj od jedenastu lat i by艂 u艣pionym agentem, s膮siedzi uwa偶ali za 呕yda urodzonego w Syrii. Przez ostatnich kilka lat dyskretnie zakupywa艂 bro艅 i amunicj臋, wszystko legalnie, gdy偶 nie wprowadzono jeszcze restrykcyjnych ogranicze艅, ale nawet wtedy potrafi艂by je wymin膮膰. W kieszeni p艂aszcza spoczywa艂y wystawione na inne nazwisko bilety lotnicze i paszport. Tutaj mieli si臋 spotka膰 wszyscy po raz ostatni: dostarcz膮 dziecko, po czym sz贸stka natychmiast opu艣ci USA r贸偶nymi samolotami, podczas gdy pozosta艂ych troje odjedzie samochodem w艂a艣ciciela do z g贸ry przygotowanego lokum, gdzie b臋d膮 oczekiwa膰 na rozw贸j wydarze艅. Ameryka by艂a ogromnym krajem z mn贸stwem dr贸g, a telefony kom贸rkowe trudno by艂o zlokalizowa膰. Dla ich tropicieli b臋dzie to oznacza艂o mn贸stwo roboty, my艣la艂 Gwiazdor. Je艣li sprawy zajd膮 tak daleko, dobrze wiedzia艂, co wtedy robi膰. Grupa z dzieckiem mie膰 b臋dzie jeden telefon, on b臋dzie mia艂 dwa: jeden do kontakt贸w z rz膮dem ameryka艅skim, drugi — do kontakt贸w z towarzyszami. Za zachowanie dziecka przy 偶yciu za偶膮daj膮 wiele, dostatecznie wiele, aby ca艂y kraj pogr膮偶y膰 w chaosie. Potem mo偶e nawet puszcz膮 dzieciaka wolno. By艂o to ma艂o prawdopodobne, ale nie wyklucza艂 tej mo偶liwo艣ci.

KONIEC TOMU DRUGIEGO

1 P贸艂wysep u wej艣cia do Zatoki Minilskiej na Filipinach, od stycznia do kwietnia 1942 roku miejsce bohaterskiej obrony Amerykan贸w przed Japo艅czykami (przyp. red.).

2 S艂ynny dzia艂acz zwi膮zkowy (przyp. red.).

3 Charles George Gordon, znany jako „Chi艅ski Gordon”, by艂 gubernatorem Sudanu w latach 1877-1880. Zgin膮艂 podczas powstania Mahdiego w 1885 roku (przyp. red.).

4 James Bridger (1804-1881) s艂ynny ameryka艅ski traper i handlarz futer (przyp. red.).

5 W 1896 roku S膮d Najwy偶szy wydal wyrok w sprawie dotycz膮cej segregacji rasowej w wagonach kolejowych na terenie stanu Luizjana (przyp. red.).

6 XO — Executive Officer — zast臋pca dow贸dcy, pierwszy oficer (przyp. red.).

7 ESM — Electronic Support/Surveillance Measures — elektroniczne 艣rodki wsparcia dozoru (przyp. red.).

8 Znany szef mafii nowojorskiej (przyp. red.).

9 Ameryka艅ski pisarz, dramaturg i dziennikarz (przyp. red.).

196



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Tom Clancy ?kret tom 3
Tom Clancy ?kret tom 1
CLANCY Tom ?kret tom 1
Clancy Tom ?kret Tom II
CLANCY Tom ?kret tom 2
Clancy Tom ?kret Tom III
CLANCY Tom ?kret tom 3
Clancy Tom ?kret Tom I
Tom Clancy Splinter?ll Operacja?rakuda
Tom Clancy Splinter?ll Szach Mat
Clancy Tom Zwierciad艂o (Mandragora76)
Tom Clancy Polowanie Na Czerwony Pazdziernik
Tom Clancy Suma wszystkich strach贸w tom 1
Clancy Tom Czerwony krolik
Clancy Tom Zwiadowcy 03 Walka ko艂owa
Clancy Tom ?ntrum04 Racja Stanu (Mandragora76)
Clancy Tom Zwiadowcy Wandale

wi臋cej podobnych podstron