Barton緑erly Druga szansa


Beverly Barton

Druga szansa

PROLOG

Wiosenne promienie s艂o艅ca migota艂y w witra偶ach okien starego ko艣cio艂a kongregacyjnego. Ten niezwyk艂y obiekt sakralny zosta艂 wzniesiony w 1834 roku przez mieszka艅c贸w Prospect, dzi臋ki hojnym darowiznom najzamo偶niejszych rodzin Alabamy. Solidna konstrukcja z ceg艂y, strze偶ona i systematycznie remontowana przez ofiarnych parafian, przetrwa艂a wojn臋 secesyjn膮 oraz opar艂a si臋 niszczycielskiemu dzia艂aniu czasu, pozostaj膮c do dzi艣 dnia miejscem kultu wiernych oraz cennym skarbem narodowym.

Kate zawsze czu艂a si臋 w zabytkowym ko艣ciele, ufundowanym w cz臋艣ci przez rodzin臋 Winston贸w, troch臋 nieswojo. Przychodzi艂a tu jednak co niedziel臋 na msz臋 z m臋偶em Trentem i najwi臋kszym utrapieniem w jej 偶yciu - ciotk膮 Mary Belle, wielk膮 dam膮 nale偶膮c膮 do miejscowych wy偶szych sfer. Starsza pani nigdy nie by艂a otwarcie niegrzeczna wobec Kate, wprost przeciwnie. Zawsze ciep艂o si臋 do niej u艣miecha艂a i wychwala艂a j膮 pod niebiosa przed znajomymi. R贸wnocze艣nie, w bardzo subtelny spos贸b, stale dawa艂a jej do zrozumienia, 偶e jest niegodna Trentona Bayarda Winstona IV. Mary Belle przyj臋艂a sobie za cel odpowiednie wychowanie 偶ony siostrze艅ca, tote偶 poucza艂a j膮 przy ka偶dej nadarzaj膮cej si臋 okazji.

Kate obieca艂a sobie, 偶e nie pozwoli zepsu膰 ciotce tego pi臋knego wiosennego przedpo艂udnia. By艂a to pierwsza Wielkanoc jej ukochanej dwumiesi臋cznej c贸reczki. Chcia艂a, aby ten dzie艅 by艂 idealny. Mary Belle wybra艂a sukieneczk臋 dla ma艂ej oraz ustali艂a menu na 艣wi膮teczne 艣niadanie, m艂odej mamie pozwolono jedynie przygotowa膰 wielkanocny koszyczek. Kate wielokrotnie namawia艂a m臋偶a, aby wyprowadzili si臋 z rodzinnej rezydencji, wybudowanej w pocz膮tkach XIX wieku i b臋d膮cej jednym z najwspanialszych zabytk贸w architektury w Prospect. On jednak zawsze zbywa艂 j膮 czu艂o艣ciami, prosz膮c o cierpliwo艣膰 i wyrozumia艂o艣膰.

- Wiem, 偶e ciotka jest cz臋sto niezno艣na, ale ma na wzgl臋dzie tylko nasze dobro - nieustannie powtarza艂. - To r贸wnie偶 jej dom. Jest dla mnie jak matka. Jak m贸g艂bym j膮 prosi膰, 偶eby si臋 wyprowadzi艂a? Urodzi艂a si臋 w tej rezydencji i prze偶y艂a tu ca艂e swoje 偶ycie. Ja te偶 si臋 tu urodzi艂em i chc臋 wychowa膰 tu nasze dzieci.

Kate przez dwa lata znosi艂a dzielnie mentorstwo ciotki, jednak od urodzin Mary Kate sytuacja sta艂a si臋 nie do zniesienia. Starsza pani nieustannie podkre艣la艂a, 偶e to ona wie najlepiej, jak nale偶y wychowywa膰 male艅stwo. Kate robi艂a dobr膮 min臋 do z艂ej gry, a czara goryczy powoli si臋 przepe艂nia艂a. Zaciska艂a z臋by, 偶eby nie wybuchn膮膰, i zgadza艂a si臋 na rzeczy, kt贸rych nienawidzi艂a, po to tylko, aby zachowa膰 spok贸j w rodzinie. Czu艂a jednak, 偶e ten stan musi wkr贸tce ulec zmianie. Tak bardzo pragn臋艂a mie膰 w艂asny dom. Tym razem b臋dzie stanowcza i nie pozwoli omami膰 si臋 s艂odkimi s艂贸wkami. Cho膰 bardzo kocha艂a Trenta, nie chcia艂a by膰 przez reszt臋 偶ycia traktowana jak dziecko - ignorant czy panna s艂u偶膮ca.

- Wr贸膰my do domu spacerem - zaproponowa艂a. - Jest taki pi臋kny dzie艅. W ko艅cu to tylko dwa kroki st膮d.

Od dawna pragn臋艂a sp臋dzi膰 troch臋 czasu sam na sam z m臋偶em i przy okazji przechadzki pokaza膰 mu pewien dom przy Madison Avenue. Budynek od kilku lat by艂 niezamieszkany i wymaga艂 solidnego remontu. Stal na ogromnej dzia艂ce i wed艂ug wszelkich standard贸w by艂 naprawd臋 du偶y, oczywi艣cie nie tak wielki jak zajmuj膮cy tysi膮c metr贸w kwadratowych Winston Hall. Na pierwszy rzut oka wydawa艂o si臋, 偶e mo偶e mie膰 oko艂o trzystu metr贸w kwadratowych.

- Nie dzisiaj. Wiesz, 偶e ciotka Mary Belle zaprosi艂a na obiad pastora z rodzin膮.

- Prosz臋, Trent. Nie sp贸藕nimy si臋. Obiecuj臋.

- A co zrobimy z samochodem? Pami臋tasz, nie chcia艂a艣 przyjecha膰 tu razem z ciotk膮.

- Guthrie odbierze go po po艂udniu. Prosz臋, tak bardzo mi na tym zale偶y.

Trent pos艂a艂 Kate jeden ze swych zab贸jczych u艣miech贸w, po kt贸rych mi臋k艂y jej nogi, i obj膮艂 j膮 czule ramieniem.

- Wezm臋 od ciebie Mary Kate. B臋dzie ci ci臋偶ko nie艣膰 j膮 do domu.

Rozpromieniona przytuli艂a si臋 do m臋偶a. Podtrzymuj膮c c贸reczk臋 na biodrze, wspi臋艂a si臋 na palce i cmokn臋艂a go w policzek. Gdyby podobnie 艂atwo da艂 si臋 nam贸wi膰 na kupno posesji przy Madison, jak na dzisiejszy spacer, spe艂ni艂yby si臋 jej najgor臋tsze pragnienia. Zawsze marzy艂a o w艂asnym domu, w kt贸rym nie b臋dzie si臋 czu艂a jak w muzeum.

Rodzinn膮 sielank臋 przerwa艂o chrz膮kni臋cie ciotki.

- Publiczne okazywanie czu艂o艣ci jest w z艂ym gu艣cie - zakomunikowa艂a szeptem.

Trent zignorowa艂 t臋 uwag臋, po czym o艣wiadczy艂:

- Wracamy do domu na piechot臋. I nie martw si臋, na pewno nie sp贸藕nimy si臋 na obiad z pastorem.

- Ciekawe, co zrobicie ze mn膮? Nie mam ochoty na 偶aden spacer - stwierdzi艂a stanowczo i dramatycznym gestem przy艂o偶y艂a d艂o艅 do serca.

- Przecie偶 nie musi ciocia i艣膰 piechot膮. Guthrie mo偶e te偶...

- Zwolni艂am go. Powiedzia艂am, 偶e wr贸c臋 z wami - za艣mia艂a si臋 triumfalnie.

Trent obj膮艂 mocniej Kate.

- Nie pozwolimy, 偶eby ciocia sz艂a piechot膮. Przecie偶 to nie wypada, 偶eby kobieta si臋 spoci艂a.

- Ja si臋 nie poc臋 - oburzy艂a si臋 Mary Belle. - Kobiety si臋 nie poc膮, najwy偶ej dostaj膮 wypiek贸w z gor膮ca - doda艂a pouczaj膮cym tonem.

- Daj cioci kluczyki do samochodu - zaproponowa艂a Kate.

- Nie jestem przyzwyczajona do wozu Trenta, poza tym nie lubi臋 prowadzi膰, a je艣li ju偶 musz臋, to tylko mojego lincolna.

- Czy mog艂aby ciocia zrobi膰 wyj膮tek, ten jeden raz? Kate postanowi艂a, 偶e nie przegra tej bitwy. Tyle razy wcze艣niej ust臋powa艂a. Mo偶e to drobiazg, niewart k艂贸tni, ale niech to diabli. Och, przepraszam, damy nie przeklinaj膮. Mia艂a ju偶 naprawd臋 do艣膰 wtr膮cania si臋 ciotki w ka偶dy aspekt jej 偶ycia.

- Moja droga, czy tak trudno zrozumie膰, 偶e starsza dama nie chce w gor膮ce niedzielne przedpo艂udnie w臋drowa膰 taki kawa艂 drogi do domu na szpilkach? Albo prowadzi膰 cudzy samoch贸d?

Kate wzdrygn臋艂a si臋, a Trent zachichota艂. Zawsze podziwia艂 sw膮 wynios艂膮 snobistyczn膮 ciotk臋 i z u艣miechem akceptowa艂 wszystkie jej fanaberie. Twierdzi艂, 偶e doskonale zdaje sobie spraw臋 z wad Mary Belle i 偶e nie traktuje jej na serio. Bardzo j膮 jednak kocha艂. Od 艣mierci rodzic贸w by艂a dla niego matk膮 i ojcem.

- Chod藕. Pojedziemy do domu wszyscy razem. Nie denerwuj si臋 - poprosi艂, bior膮c ciotk臋 pod r臋k臋 i rzucaj膮c szybkie spojrzenie w kierunku 偶ony, kt贸ra gniewnie si臋 w niego wpatrywa艂a.

- P贸藕niej p贸jdziemy na spacer.

Cho膰 raz sta艅 po mojej stronie! Nie pozw贸l jej zn贸w triumfowa膰. Nie tym razem.

- Prosz臋 bardzo, odwie藕 cioci臋 do domu. Nie chcemy sprawi膰 jej przykro艣ci.

Kate spojrza艂a m臋偶owi prosto w oczy, i z dr偶膮cym podbr贸dkiem pos艂a艂a mu wymuszony u艣miech.

- Ja wracam z Mary Kate do domu spacerem - wydusi艂a. Odwr贸ci艂a si臋 i ruszy艂a chodnikiem przed siebie.

- Kate! - zawo艂a艂 za ni膮 Trent.

Ona jednak zignorowa艂a go i przy艣pieszy艂a kroku, staraj膮c si臋 odej艣膰 jak najdalej.

- Kate!

- Nie krzycz, kochanie, to takie niestosowne. - Kate wydawa艂o si臋, 偶e Mary Belle upomina Trenta.

W rzeczywisto艣ci by艂a na tyle daleko, 偶e nie mog艂a us艂ysze膰 ich rozmowy. Kilku parafian co艣 do niej m贸wi艂o, niekt贸rzy kiwali d艂o艅mi, a inni, s艂ysz膮c, jak wo艂a j膮 m膮偶, rzucali jej zdziwione spojrzenia. Kate wita艂a si臋 grzecznie, u艣miecha艂a, ale sz艂a wci膮偶 dalej i szybciej.

Niemowl臋 zacz臋艂o poj臋kiwa膰. Kate zwolni艂a kroku, a nast臋pnie zatrzyma艂a si臋, aby sprawdzi膰, czemu ma艂a p艂acze.

Dziewczynka spojrza艂a na matk臋 wielkimi br膮zowymi oczyma, tak podobnymi do oczu Trenta. Domy艣li艂a艣 si臋, 偶e mamie smutno. Poprawi艂a c贸reczce r贸偶ow膮 czapeczk臋, spod kt贸rej wysun膮艂 si臋 na czo艂o niesforny blond loczek. Ruszy艂y dalej w d贸艂 Trzeciej Alei. Ju偶 tylko dwa numery dzieli艂y je od Madison Avenue. 呕a艂owa艂a bardzo, 偶e nie mo偶e pokaza膰 m臋偶owi swojego wymarzonego domu. Trudno, obejrz膮 go same i zostan膮 tam tak d艂ugo, jak zechc膮. Nie obchodzi艂o jej wcale, 偶e sp贸藕ni膮 si臋 na obiad. Niech sobie Mary Belle gdera do woli. Nic si臋 nie stanie, je艣li wielebny pastor i pani Faulkner poczekaj膮.

Dom Kirkendall贸w sta艂 na naro偶nej dzia艂ce przy Madison Avenue. By艂 bia艂y, mia艂 zielone okiennice, dwuspadowy dach i wielk膮 okalaj膮c膮 go z czterech stron werand臋. Wydawa艂 si臋 bardzo przytulny i taki rodzinny. Od frontu ogrodzony by艂 drewnianym bia艂ym p艂otem. Agent nieruchomo艣ci, z kt贸rym Kate wcze艣niej rozmawia艂a, poinformowa艂 j膮, 偶e posiad艂o艣膰 zosta艂a wybudowana 1924 roku wed艂ug projektu z katalogu Sears Roebuck.

- Popatrz na t臋 ogromn膮 werand臋 - powiedzia艂a do c贸rki. - Postawimy na niej hu艣tawk臋 i wielkie bujane fotele. B臋dziemy ci臋 tu latem usypia膰.

Uchyli艂a furtk臋 i ruszy艂a brukowan膮 艣cie偶k膮 w kierunku domu.

- Sp贸jrz, kochanie, jaki wielki ogr贸d, zrobimy tu dla ciebie plac zabaw i postawimy domek.

- Dzie艅 dobry - nagle us艂ysza艂a za plecami kobiecy g艂os.

Zaskoczona wyda艂a z siebie st艂umiony okrzyk. Odwr贸ci艂a si臋 i ujrza艂a stoj膮c膮 w odleg艂o艣ci oko艂o pi臋ciu metr贸w m艂od膮, chud膮 kobiet臋.

- O co chodzi? Kim pani jest?

- Przepraszam, nie chcia艂am pani przestraszy膰. Jestem w Prospect od niedawna. Zamierzamy si臋 tu z m臋偶em przeprowadzi膰 z Birmingham. Zauwa偶y艂am og艂oszenie, 偶e dom jest na sprzeda偶.

Kate westchn臋艂a z ulg膮. Niepotrzebnie tak nerwowo zareagowa艂a. Nie by艂o si臋 czego obawia膰. W tym momencie dotar艂y do niej s艂owa nieznajomej. Kobieta by艂a zainteresowana domem Kirkendall贸w.

O nie, tylko nie to. To m贸j dom. To ja mam tu zamieszka膰 z c贸reczk膮 i z m臋偶em.

- To bardzo stary budynek, wymaga du偶ego remontu. Na pewno pani znajdzie co艣 bardziej odpowiedniego - o艣wiadczy艂a Kate.

Nieznajoma ubrana by艂a w d偶insy, bia艂膮 bluzeczk臋 i tenis贸wki. Mia艂a kr贸tkie czarne w艂osy. Nosi艂a czarne przeciws艂oneczne okulary, kt贸rych nie zdj臋艂a nawet w cieniu.

- Pewnie ma pani racj臋. M贸j m膮偶 wola艂by dom, do kt贸rego mogliby艣my si臋 od razu wprowadzi膰, bez remontu czy jakichkolwiek prac wyko艅czeniowych.

Kobieta zbli偶y艂a si臋 i pog艂aska艂a Mary Kate po policzku.

- Jest taka 艣liczna. Ile ma miesi臋cy?

- Czwartego kwietnia sko艅czy trzy.

- My starali艣my si臋 o dziecko, ale... - zawiesi艂a g艂os i zagryz艂a wargi, jakby powstrzymywa艂a si臋 przed p艂aczem. - Czy mog艂abym j膮 cho膰 chwil臋 potrzyma膰?

Kate zala艂a fala wsp贸艂czucia. To straszne nie m贸c mie膰 dziecka.

- Jest raczej nie艣mia艂a - powiedzia艂a, podaj膮c nieznajomej c贸reczk臋. - Nazywam si臋 Kate Winston, a to jest Mary Kate.

Kobieta wzi臋艂a niemowl臋 na r臋ce.

- Jaka s艂odka. Twoja mama ma szcz臋艣cie, 偶e ci臋 urodzi艂a. Nazywam si臋 Anna Smith.

Nieznajoma obrzuci艂a dom ciekawym spojrzeniem.

- To pani w艂asno艣膰?

- Niestety nie, ale musz臋 przyzna膰, 偶e jestem zainteresowana jego kupnem.

Kate zacz臋艂a lustrowa膰 budynek okiem kupca, pocz膮wszy od schod贸w prowadz膮cych na werand臋, poprzez drzwi wej艣ciowe, malownicze okiennice, a偶 po dach z rz臋dem mansardowych okien.

- Chcia艂am ten dom pokaza膰 dzisiaj m臋偶owi... - westchn臋艂a.

Dziecko nagle rozp艂aka艂o si臋. Kate odwr贸ci艂a si臋 i spostrzeg艂a, 偶e kobieta oddala si臋 w kierunku ulicy. Co ona wyprawia? Dok膮d idzie?

- Co pani robi, prosz臋 natychmiast wraca膰! - Kate rzuci艂a si臋 biegiem za nieznajom膮. - St贸j! Natychmiast st贸j! Ona chce ukra艣膰 moje dziecko!

Dopad艂a j膮 za furtk膮. Chwyci艂a mocno za rami臋, chc膮c odebra膰 dziecko, lecz w tym momencie poczu艂a na sobie stalowy u艣cisk wielkiej d艂oni, kt贸ra odci膮gn臋艂a j膮 do ty艂u. Pot臋偶ny m臋偶czyzna rzuci艂 j膮 na ziemi臋 i zacz膮艂 kopa膰 w 偶ebra. Cho膰 zaciekle walczy艂a, nie mia艂a szans w starciu z napastnikiem.

- Zabieraj dzieciaka do samochodu! - wrzasn膮艂 m臋偶czyzna.

Kate zacz臋艂a wzywa膰 pomocy. Pr贸bowa艂a wsta膰, walczy膰, ale napastnik wymierzy艂 jej kilka celnych cios贸w pi臋艣ci膮. Ponownie upad艂a na ziemi臋. Jej twarz zala艂a si臋 krwi膮. Przeszywa艂 j膮 straszliwy b贸l. Patrzy艂a bezradnie, jak kobieta zabiera Mary Kate do samochodu, m臋偶czyzna wskakuje za kierownic臋 i odje偶d偶aj膮 z piskiem opon.

- Bo偶e, b艂agam, pom贸偶 mi... B艂agam... - 艂ka艂a.

To tylko z艂y sen. To si臋 nie mog艂o naprawd臋 wydarzy膰. Nie w Prospect, nie w Alabamie. Dlaczego ona? Przecie偶 jest 偶on膮 Trentona Bayarda Winstona IV. - Mary Kate! - zawy艂a.

艁zy ciek艂y jej strugami po policzkach. Us艂ysza艂a nadbiegaj膮cych ludzi. Wok贸艂 majaczy艂y czyje艣 sylwetki. Zdo艂a艂a ju偶 tylko podnie艣膰 r臋k臋 w b艂agalnym ge艣cie, prosz膮c o ratunek.

- Porwano moje dziecko! - krzykn臋艂a rozpaczliwie.


ROZDZIA艁 PIERWSZY

- Jak d艂ugo zamierza pani zosta膰? - spyta艂 recepcjonista z szerokim u艣miechem na ch艂opi臋cej twarzy.

Na firmowej plakietce przypi臋tej do piersi widnia艂o nazwisko Walding.

- Jeszcze nie wiem. Kilka dni, mo偶e d艂u偶ej. Czy to jaki艣 problem?

- Ale偶 sk膮d. Mamy du偶o wolnych miejsc - odpar艂 recepcjonista. - Zim膮 w Magnolia House jest zwykle ma艂o ludzi. W tym roku w styczniu hotel stoi prawie pusty. Co innego latem. W wakacje i w maju, podczas tygodnia pielgrzymkowego, wszystkie pokoje s膮 zaj臋te.

Kate przypomnia艂a sobie uroczysto艣ci zwi膮zane z obchodami tygodnia pielgrzymkowego, ulubionego 艣wi臋ta Mary Belle Winston. Wiosn膮 ka偶dego roku w Prospect liga kobiet 艂膮czy艂a si艂y z lokalnymi klubami dla elit oraz miejscowym towarzystwem historycznym, organizuj膮c niezwyk艂e przedstawienie. Damy z wy偶szych sfer przywdziewa艂y starodawne stroje i wciela艂y si臋 w dostojne przodkinie, otwieraj膮c przed turystami podwoje swych zabytkowych rezydencji. W okresie trwania 艣wi臋ta ciotka r贸wnie偶 udost臋pnia艂a zwiedzaj膮cym Winston Hall, odgrywaj膮c rol臋 pani na w艂o艣ciach. Kate dwukrotnie pozwolono przebra膰 si臋 w kostium z epoki i towarzyszy膰 Mary Belle w oprowadzaniu go艣ci. Zawsze jednak czu艂a si臋 niezr臋cznie w sukni na krynolinie, maj膮c 艣wiadomo艣膰, 偶e jej rodzina wywodzi si臋 z biednych farmer贸w. Mia艂a pewno艣膰, 偶e 偶adna jej prababka nigdy nawet nie marzy艂a o podobnym stroju.

Otrz膮sn臋艂a si臋 ze wspomnie艅. Otworzy艂a torebk臋 i wyj臋艂a portmonetk臋.

- Czy macie tu restauracj臋? - spyta艂a.

Piegowaty recepcjonista u艣miechn膮艂 si臋 i pokr臋ci艂 g艂ow膮.

- Niestety. Ale je艣li ma pani ochot臋 na lunch lub kanapk臋, mog臋 pobiec do McGuire'a i co艣 przynie艣膰.

Restauracja McGuire'a - najlepsze 偶eberka z grilla w po艂udniowo - wschodniej Alabamie. Chodzili tam cz臋sto z Trentem na randki.

- To McGuire nadal istnieje?

- Oczywi艣cie. Pani ju偶 kiedy艣 by艂a w Prospect, prawda? - spyta艂 Walding, lustruj膮c j膮 uwa偶nie wzrokiem.

- Tak. Wiele lat temu.

- W takim razie mi艂o zn贸w pani膮 go艣ci膰, panno...

- Kate Malone - powiedzia艂a, podaj膮c recepcjoni艣cie kart臋 kredytow膮.

- Witamy w Prospect. Przyjecha艂a pani odwiedzi膰 rodzin臋?

- Nie mam tu 偶adnych krewnych.

- Czy przynie艣膰 pani co艣 od McGuire'a?

- Nie, dzi臋kuj臋, mo偶e zjem co艣 p贸藕niej.

- Prosz臋 m贸wi膰 do mnie Brian.

Recepcjonista przeci膮gn膮艂 kart臋 przez czytnik, po czym natychmiast j膮 zwr贸ci艂 i wr臋czy艂 Kate klucz.

- Pok贸j 104. Czy zanie艣膰 tam baga偶?

- Nie, dzi臋kuj臋, mam tylko to - odpar艂a, przewieszaj膮c ortalionow膮 torb臋 przez rami臋 i rozgl膮daj膮c si臋 wok贸艂.

- Pani pok贸j jest na lewo.

- Czy rodzina Winston贸w nadal mieszka w Winston Hall? - spyta艂a Kate, u艣miechaj膮c si臋 niepewnie.

- Zna ich pani?

- Zna艂am kiedy艣 Trenta Winstona.

- Pan Winston przyja藕ni si臋 ze wszystkimi pi臋knymi kobietami w Prospect i przynajmniej z po艂ow膮 przyjezdnych - zachichota艂 Brian.

- Czy偶by?

- Sama pani wie... Jest jedn膮 z najbardziej znanych os贸b w mie艣cie. - Recepcjonista pochyli艂 si臋 ku niej i, zni偶aj膮c g艂os, zapyta艂: - S艂ysza艂a pani o jego 偶onie i c贸rce?

Kate zak艂u艂o bole艣nie w 偶o艂膮dku. Pokr臋ci艂a g艂ow膮, udaj膮c, 偶e nie wie, o co chodzi.

- Wtedy jeszcze nie mieszka艂em w Prospect. Przeprowadzi艂em si臋 tu siedem lat temu z Dothan. Podobno porwano jego c贸rk臋, a potem opu艣ci艂a go 偶ona. Ludzie m贸wi膮, 偶e nieszcz臋艣cie pomiesza艂o jej w g艂owie.

- To straszne - przerwa艂a mu Kate, nie chc膮c s艂ucha膰 dalszego ci膮gu miejscowej plotki. - Czy Trent... to jest pan Winston... i jego ciotka nadal mieszkaj膮 w Winston Hall?

- Tak. Pomimo wylewu, kt贸ry mia艂a w zesz艂ym roku, nadal przewodzi nielicznej ju偶 w Prospect 艣mietance towarzyskiej. Pan Winston zosta艂 s臋dzi膮 s膮du najwy偶szego. Dzi臋ki damskiemu elektoratowi wygra艂 w wyborach przyt艂aczaj膮c膮 wi臋kszo艣ci膮 g艂os贸w.

Z przyklejonym do ust sztucznym u艣miechem Kate wys艂ucha艂a plotek i przy pierwszej nadarzaj膮cej si臋 okazji umkn臋艂a korytarzem do swego pokoju. Otworzy艂a drzwi i znalaz艂a si臋 w ma艂ym, lecz eleganckim pomieszczeniu. Magnolia House wybudowano pod koniec ubieg艂ego stulecia. W przesz艂o艣ci, z wyj膮tkiem kr贸tkiego okresu od pocz膮tku lat sze艣膰dziesi膮tych do po艂owy siedemdziesi膮tych, znajdowa艂y si臋 tu g艂贸wnie biura. Ponad trzydzie艣ci lat temu miasto wykupi艂o budynek od prywatnych w艂a艣cicieli, a inwestorzy z ca艂ego stanu, chc膮c ocali膰 od zniszczenia fragment historii, z ogromnym pietyzmem wyremontowali dawn膮 rezydencj臋.

Zdj臋艂a czarny we艂niany p艂aszcz i powiesi艂a w zabytkowej szafie s艂u偶膮cej za garderob臋. Dziwnie si臋 czu艂a, wracaj膮c po tylu latach do ma艂ego sennego po艂udniowego miasteczka, w kt贸rym si臋 urodzi艂a i wychowa艂a.

Jej ojciec zgin膮艂 na wojnie w Wietnamie, zostawiaj膮c m艂od膮 wdow臋 z dzieckiem. Kiedy mia艂a pi臋膰 lat, matka powt贸rnie wysz艂a za m膮偶. Dzieci艅stwo Kate by艂o relatywnie beztroskie i szcz臋艣liwe, cho膰 naznaczone bied膮. Kocha艂a 偶ycie na farmie ojczyma i ch臋tnie pomaga艂a matce w codziennych, nigdy nieko艅cz膮cych si臋 zaj臋ciach. W wieku siedemnastu lat uko艅czy艂a liceum w Prospect z wynikiem celuj膮cym, zdobywaj膮c stypendium na uniwersytecie. Na zako艅czenie szko艂y rodzice podarowali jej w prezencie starego b艂臋kitnego chevroleta. Wiedzia艂a, 偶e nie by艂o ich na to sta膰, ale samoch贸d sprawi艂 jej wiele rado艣ci. Kiedy by艂a na pierwszym roku studi贸w, matka zmar艂a na zapalenie p艂uc. W sze艣膰 miesi臋cy p贸藕niej odszed艂 ojczym - zmar艂 na zawa艂 serca. Dowiedziawszy si臋, 偶e farma rodzic贸w obci膮偶ona jest licznymi kredytami, Kate nie maj膮c wyboru pozwoli艂a zaj膮膰 j膮 bankom. Ostatni rok na uczelni by艂 dla m艂odej dziewczyny bardzo ci臋偶ki. 呕y艂a z dnia na dzie艅, mia艂a dwie prace na p贸艂 etatu, a przy tym uda艂o jej si臋 zdoby膰 na tyle wysok膮 艣redni膮, aby sko艅czy膰 studia z wyr贸偶nieniem.

Jeszcze za czas贸w studenckich starsza siostra ojczyma zaprosi艂a j膮 na Bo偶e Narodzenie. W po艂owie drogi, pomi臋dzy Montgomery i Prospect, na autostradzie numer 82, zepsu艂 si臋 stary chewolet. Stoj膮c samotnie na opustosza艂ej drodze, ju偶 mia艂a si臋 rozp艂aka膰, kiedy tu偶 za ni膮 zatrzyma艂 si臋 l艣ni膮cy grafitowy jaguar. Ze sportowego cuda wysiad艂 Trenton Bayard Winston IV. Serce Kate na moment zamar艂o, po czym zacz臋艂o trzepota膰 jak szalone, jakby za chwil臋 mia艂o wyskoczy膰 z piersi. Od razu go rozpozna艂a. Ka偶dy mieszkaniec Prospect wiedzia艂, kim by艂 ten m臋偶czyzna. Dziedzic niewyobra偶alnej fortuny Winston贸w, potomek w prostej linii rodu za艂o偶ycieli miasta, student prawa na Uniwersytecie Alabamy. Dla nikogo nie by艂o te偶 tajemnic膮, 偶e po zrobieniu dyplomu rozpocznie prac臋 w rodzinnej firmie Winston, Cotten & Dickerson. Jego ojciec, dziadek i pradziadek byli prawnikami.

W tamten zimny grudniowy dzie艅 Trent odwi贸z艂 j膮 do domu. Nawet w naj艣mielszych marzeniach nie wyobrazi艂aby sobie, 偶e za niespe艂na rok zostanie pani膮 Winston.

Bicie dzwonu na wie偶y ko艣cielnej gwa艂townie wyrwa艂o Kate z rozmy艣la艅. Podesz艂a do okna, rozsun臋艂a zas艂ony i wyjrza艂a na zewn膮trz. Widok nie by艂 zbyt imponuj膮cy. Po drugiej stronie ulicy znajdowa艂 si臋 rynek z dominuj膮cym budynkiem s膮du najwy偶szego. Po lewej, przy Main Street, sta艂 supermarket. Na prawo znajdowa艂y si臋 biura lokalnego tygodnika „Prospect Reporter". Obok wznosi艂 si臋 ponad stuletni gmach, siedziba firmy Winston, Cotten & Dickerson.

Kate podejrzewa艂a, 偶e po rozwodzie Trent powr贸ci艂 do swych dawnych nawyk贸w podrywacza i uwodziciela. W ko艅cu dlaczego nie? 呕eni膮c si臋 z Kate, z艂ama艂 serca wszystkim niezam臋偶nym kobietom w Prospect i przynajmniej po艂owie studentek na uniwersytecie. Dlaczego wybra艂 j膮, mog膮c mie膰 ka偶d膮 inn膮? By艂a w nim szale艅czo zakochana, tak bardzo, 偶e nawet teraz po tym wszystkim, co przeszli, pozosta艂y w niej okruchy uczucia. Nie przyjecha艂a tu jednak po to, aby na nowo rozpali膰 p艂omienny romans. Gdyby Trent j膮 naprawd臋 kocha艂, porwanie Mary Kate tak 艂atwo by ich nie rozdzieli艂o.

Opu艣ci艂a zas艂ony i ruszy艂a do 艂azienki. Chcia艂a si臋 od艣wie偶y膰 przed wyjazdem do Winston Hall. Mo偶e taktowniej by艂oby uprzedzi膰 telefonicznie o planowanej wizycie, ale wola艂a dzia艂a膰 z zaskoczenia. Nawet po tylu latach szykowa艂a si臋 na spotkanie z Mary Belle jak na wojn臋. Przecie偶 ta starsza kobieta nie jest ju偶 wrogiem i nie ma nad tob膮 w艂adzy - m贸wi艂a sobie.

By艂a przekonana, 偶e ciotka nie ucieszy si臋 na jej widok. Spojrza艂a w lustro. Wyje偶d偶aj膮c z Prospect, mia艂a zaledwie dwadzie艣cia cztery lata. Teraz prawie trzydzie艣ci pi臋膰, i nie by艂a ju偶 t膮 sam膮 艣liczn膮, naiwn膮 dziewczyn膮. Sta艂a si臋 twarda i zdecydowana. Nie ba艂a si臋 spotkania z Mary Belle, chcia艂a stan膮膰 przed by艂ym m臋偶em i rzuci膰 mu prosto w twarz, 偶e si臋 myli艂. To ona mia艂a racj臋. Ich dziecko 偶yje.

Prawd臋 m贸wi膮c, nie mia艂a dowod贸w, 偶e ich c贸rka jest jedn膮 z trzech niedawno odnalezionych dziewczynek porwanych dwana艣cie lat temu w po艂udniowo - wschodniej Alabamie. Posiada艂a informacje, 偶e trzy zosta艂y sprzedane rodzicom adopcyjnym mniej wi臋cej w miesi膮c po feralnej wielkanocnej niedzieli. Dzieci mia艂y wtedy oko艂o trzech, czterech miesi臋cy.

Dr膮偶膮c膮 r臋k膮 podnios艂a do ust szklank臋 z wod膮. Musisz zachowa膰 spok贸j. Opanuj si臋 - skarci艂a si臋 w duchu. Wyj臋艂a z le偶膮cej na 艂贸偶ku torby kosmetyczk臋. Delikatnie przypudrowa艂a twarz i pomalowa艂a usta jasnor贸偶ow膮 pomadk膮.

Mo偶e powinna wzmocni膰 si臋 przed spotkaniem pysznymi 偶eberkami McGuire'a. Nie mia艂a nic w ustach od 艣niadania, kt贸re zjad艂a wcze艣nie rano w Memphis.

Nie szukaj wym贸wek przed czym艣, co i tak jest nieuniknione - zbeszta艂a si臋 w my艣lach.

Narzuci艂a p艂aszcz, przewiesi艂a przez rami臋 torebk臋 i wysz艂a na korytarz, kieruj膮c si臋 do wyj艣cia. Parking dla go艣ci znajdowa艂 si臋 na ty艂ach hotelu. Wsiadaj膮c do wypo偶yczonego samochodu, nagle zrobi艂o jej si臋 偶al, 偶e nie zajedzie do Winston Hall w艂asnym drogim mercedesem. Kupno tego samochodu by艂o jedyn膮 ekstrawagancj膮, na jak膮 sobie w 偶yciu pozwoli艂a. Mieszka艂a w ma艂ym bli藕niaku w Smyrnie, na przedmie艣ciach Atlanty. Ubrania kupowa艂a na wyprzeda偶ach, a jedyn膮 jej bi偶uteri臋 stanowi艂y zegarek, male艅kie z艂ote kolczyki i delikatna z艂ota bransoletka. Wszystkie pieni膮dze, jakie zarobi艂a w ci膮gu ostatnich dziesi臋ciu lat, pracuj膮c w ekskluzywnej agencji detektywistycznej Dundee Private Security & Investigation, wyda艂a na sfinansowanie poszukiwa艅 Mary Kate. Przez wiele lat, przekopuj膮c stosy tajnych akt i wykorzystuj膮c wszystkie mo偶liwe 藕r贸d艂a informacji, trafia艂a z jednej 艣lepej uliczki w drug膮. Wydawa膰 si臋 mog艂o, 偶e wszelkie 艣lady zdematerializowa艂y si臋, a dziecko bezpowrotnie zagin臋艂o. Kate nigdy jednak nie straci艂a nadziei. Uparcie wierzy艂a, 偶e jej c贸reczka 偶yje.

Zimy na po艂udniu Stan贸w Zjednoczonych s膮 zazwyczaj bardzo 艂agodne. W tym roku pogoda sp艂ata艂a figla i od d艂u偶szego czasu panowa艂 nieprzyjemny ch艂贸d, daj膮c si臋 wyj膮tkowo wszystkim we znaki. Temperatura spad艂a. Na niebie zbiera艂y si臋 szare deszczowe chmury. W powietrzu wisia艂 lodowaty deszcz, a mo偶e nawet gradobicie lub 艣nie偶yca. Kate podkr臋ci艂a w samochodzie ogrzewanie. Ruszy艂a wzd艂u偶 Main Street i, zanim si臋 spostrzeg艂a, skr臋ci艂a w Madison i znalaz艂a si臋 przy Kirkendall House. Dom by艂 odremontowany, l艣ni艂a 艣wie偶o odmalowana elewacja, na miejscu starego ogrodzenia sta艂 nowy bia艂y drewniany p艂ot. Na frontowej werandzie znajdowa艂y si臋 masywne bujane fotele oraz hu艣tawka. Na drzwiach wej艣ciowych nadal wisia艂 ozdobny bo偶onarodzeniowy stroik.

Powr贸ci艂y z艂e wspomnienia, w oczach stan臋艂y 艂zy. Nie by艂 to jednak dobry moment na rozklejanie si臋. Kiedy ujrzy Trenta, musi zapanowa膰 nad emocjami.

W kilka minut p贸藕niej zatrzyma艂a si臋 przed Winston Hall. Imponuj膮ca rezydencja zaprojektowana w stylu kolonialnym zajmowa艂a ca艂y kwarta艂 mi臋dzy ulicami. Posiad艂o艣膰 otoczona by艂a ozdobnym ogrodzeniem. Masywna 偶elazna brama wjazdowa sta艂a zawsze otwarta, zapraszaj膮c 艣mietank臋 towarzysk膮 Prospect do odwiedzin. Kate zapomnia艂a ju偶, jak bardzo nienawidzi艂a tego domu i jakie piek艂o z jej 偶ycia uczyni艂a ciotka Mary Belle.

Nie ogl膮daj si臋 za siebie. Nic nie zmieni przesz艂o艣ci...

Wjecha艂a na podjazd i zaparkowa艂a przed frontowymi drzwiami rezydencji. Wzi臋艂a kilka g艂臋bszych oddech贸w, wysiad艂a z samochodu i ruszy艂a po schodach prowadz膮cych przez portyk prosto do g艂贸wnego wej艣cia. Spojrza艂a na zegarek. Dziesi臋膰 po czwartej. Zbyt wcze艣nie na obiad. Poczu艂a rozbawienie na my艣l, 偶e mog艂aby zosta膰 zaproszona na rodzinny obiad.

Przez moment zawaha艂a si臋. W ko艅cu zebra艂a w sobie odwag臋 i zadzwoni艂a. Prawie nie pozna艂a starszego m臋偶czyzny, kt贸ry jej otworzy艂. W艂osy kamerdynera pobiela艂y, a postawna sylwetka si臋 skurczy艂a.

- Guthrie? To ty?

- Tak, prosz臋 pani. - Wyblak艂e, szare oczy staruszka zacz臋艂y uwa偶nie wpatrywa膰 si臋 w jej twarz. - Pani Kate! To naprawd臋 pani. Dobry Bo偶e, mi艂o zn贸w pani膮 widzie膰...

- Co u ciebie? Jak si臋 miewasz?

- Zno艣nie - odpar艂 kamerdyner. - Dobrze pani wygl膮da. Prawie nic si臋 pani nie zmieni艂a. Jakby min膮艂 dzie艅.

Kate roze艣mia艂a si臋 serdecznie. Zawsze lubi艂a Guthriego, kt贸ry pracowa艂 w rodzinie Winston贸w od dziecka. By艂 kamerdynerem, szoferem i prze艂o偶onym s艂u偶by domowej.

- Jestem znacznie starsza, od mojego wyjazdu min臋艂o dziesi臋膰 lat.

- Kto by pomy艣la艂, 偶e to ju偶 tyle czasu. - Nagle zreflektowa艂 si臋, 偶e trzyma Kate w progu. - Prosz臋 do 艣rodka. Tak dzi艣 zimno na dworze.

- Dzi臋kuj臋 - powiedzia艂a i wesz艂a do wielkiego marmurowego holu.

Wszystko by艂o tu jak dawniej. Centralne miejsce zajmowa艂y imponuj膮ce kr臋cone schody. Pomieszczenie ozdobione by艂o licznymi antykami nale偶膮cymi do rodziny Winston贸w od pokole艅.

- My艣la艂em, 偶e nigdy ju偶 pani nie zobacz臋. Ale, B贸g mi 艣wiadkiem, modli艂em si臋 o pani powr贸t.

- Przyjecha艂am spotka膰 si臋 z Trentem. Czy jest w domu?

- Tak. W gabinecie. Panna Mary Belle jest na g贸rze. Ucina sobie jak zwykle popo艂udniow膮 drzemk臋.

- W takim razie mam szcz臋艣cie. Mo偶e uda mi si臋 wszystko za艂atwi膰, zanim si臋 obudzi - ucieszy艂a si臋.

- Czy mam pani膮 zapowiedzie膰? - spyta艂 Guthrie, chichocz膮c.

- Skoro nie nale偶臋 ju偶 do wy偶szych sfer i nie obowi膮zuj膮 mnie konwenanse to - je艣li pozwolisz - sama si臋 zaanonsuj臋 - zaproponowa艂a, spogl膮daj膮c kpi膮co w kierunku schod贸w.

Guthrie zach臋ci艂 Kate szerokim, ciep艂ym u艣miechem.

- Bardzo za pani膮 t臋sknili艣my.

- To mi艂o. Dzi臋kuj臋 - odpar艂a lekko speszona. Dlaczego powiedzia艂 „my"? Chyba nie mia艂 na my艣li

Trenta? To niemo偶liwe. Przecie偶 jej eksm膮偶 by艂 teraz najlepsz膮 parti膮 w mie艣cie i na pewno wi臋kszo艣膰 czasu sp臋dza艂 na randkach. A je艣li znalaz艂 odpowiedni膮 kobiet臋 lub nawet ponownie o偶eni艂 si臋? Recepcjonista hotelowy nie wspomnia艂 jednak ani s艂owem o nowej pani Winston.

- Guthrie, czy Trent si臋 o偶eni艂?

- Nie.

- Mo偶e jest zar臋czony?

- Te偶 nie. A pani?

- Ani jedno, ani drugie.

Guthrie spojrza艂 znacz膮co w kierunku biblioteki.

- Zna pani drog臋 do gabinetu. Przytakn臋艂a.

- Chcia艂bym, aby pani zosta艂a.

Powiedziawszy to, odwr贸ci艂 si臋 i szybko odszed艂 w kierunku kuchni.

Gabinetem nazywano w Winston Hall bibliotek臋, kt贸ra znajdowa艂a si臋 na pierwszym pi臋trze naprzeciw salonu.

Kiedy dosz艂a tam, ku swemu zaskoczeniu zasta艂a zamkni臋te drzwi. Trent nigdy tego nie robi艂, mo偶e z drobnym wyj膮tkiem, kiedy kochali si臋 na dywanie przed kominkiem, na antycznym biurku czy zabytkowej sk贸rzanej sofie.

Do艣膰. Przesta艅 wraca膰 do przesz艂o艣ci - skarci艂a si臋 w duchu.

Wspomnienia zala艂y j膮 jak niszcz膮cy przyp艂yw, wydobywaj膮c na powierzchni臋 dziesi臋膰 lat samotno艣ci. By艂a tak bardzo samotna. Wprawdzie spotyka艂a si臋 z r贸偶nymi m臋偶czyznami, ale nigdy w 偶adnym z nich si臋 nie zakocha艂a. Tak bardzo pragn臋艂a kocha膰. Mia艂a nadziej臋, 偶e w ko艅cu spotka kogo艣, komu b臋dzie zn贸w mog艂a zaufa膰. Po d艂u偶szej chwili wahania zapuka艂a zdecydowanie do drzwi.

- Prosz臋 - us艂ysza艂a odpowied藕 Trenta. Charakterystyczny, g艂臋boki g艂os przyprawi艂 j膮 o dreszcz.

Jego po艂udniowy akcent zawsze wydawa艂 jej si臋 bardzo zmys艂owy. Ca艂y Trent by艂 bardzo zmys艂owy. Kate otworzy艂a drzwi i niepewnie przekroczy艂a pr贸g gabinetu. By艂y m膮偶 siedzia艂 przed kominkiem w wielkim sk贸rzanym fotelu, zza kt贸rego wida膰 by艂o tylko jego lewe rami臋. Mia艂 na sobie ciep艂y kremowy sweter.

- Cze艣膰 - przywita艂a si臋 Kate.

Trent nie poruszy艂 si臋 i nie odpowiedzia艂.

- Przepraszam, 偶e wcze艣niej nie zadzwoni艂am, ale... Nagle wsta艂 i odwr贸ci艂 si臋 w jej kierunku.

- Kate? To naprawd臋 ty?

- To ja.

Patrzy艂a na niego 艣mia艂o. Bardzo si臋 zmieni艂 przez te lata. Dojrza艂, zm臋偶nia艂. Na jego twarzy pojawi艂y si臋 drobne zmarszczki wok贸艂 oczu i ust. G臋ste br膮zowe w艂osy delikatnie posiwia艂y, szczeg贸lnie na baczkach. Nadal jednak by艂 przystojny, mo偶e nawet bardziej ni偶 kiedy艣. Wiek niew膮tpliwie dodawa艂 mu uroku. Ten typ urody nigdy si臋 nie starzeje.

- Min臋艂o tyle czasu... - wykrztusi艂 w ko艅cu.

- Rozwiedli艣my si臋 dziesi臋膰 lat temu.

- Co sprowadza ci臋 do Prospect? - spyta艂, stoj膮c nieruchomo obok fotela.

- Sprawy osobiste.

- Nie wiedzia艂em, 偶e masz tu jeszcze krewnych.

- Nie mam.

Spojrza艂 na ni膮 z zaciekawieniem. Pe艂ne zadumy br膮zowe oczy taksowa艂y j膮 od st贸p do g艂贸w.

- Dobrze wygl膮dasz... Czas by艂 dla ciebie 艂askawy - powiedzia艂 艂ami膮cym si臋 g艂osem.

- Dla ciebie r贸wnie偶.

Zrobi艂 niepewny krok w jej kierunku i natychmiast zatrzyma艂 si臋.

- Prosz臋, wejd藕. Napijesz si臋 czego艣? - spyta艂, wskazuj膮c na barek.

- Nie. Dzi臋kuj臋.

Zmusi艂a si臋 do wykonania kilku krok贸w w jego stron臋. Z trudem powstrzyma艂a si臋, aby nie rzuci膰 mu si臋 w ramiona. Przez d艂u偶sz膮 chwil臋 stali na 艣rodku pokoju jak zahipnotyzowani, nie mog膮c wydoby膰 z siebie s艂owa.

- Powiedzia艂a艣, 偶e przyjecha艂a艣 w sprawach osobistych. Skoro tu jeste艣, mam rozumie膰, 偶e to mnie dotyczy?

- Tak.

Nie przeci膮gaj tego d艂u偶ej. Powiedz mu w ko艅cu, o co chodzi - upomnia艂a si臋 w my艣lach.

- Pracuj臋 w prywatnym biurze 艣ledczym w Atlancie.

- Jeste艣 agentk膮?

Trent u艣miechn膮艂 si臋 z niedowierzaniem, co przyprawi艂o j膮 o silny skurcz w 偶o艂膮dku.

- Dziwi ci臋 to? Wcze艣niej by艂am policjantk膮.

- W takim razie bardzo musia艂a艣 si臋 zmieni膰. Trudno mi wyobrazi膰 sobie moj膮 ma艂膮, s艂odk膮 Kate w roli prywatnego detektywa czy policjantki.

S艂odka Kate? Od dawna nie jestem twoj膮 s艂odk膮 Kate - pomy艣la艂a kpi膮co.

- Kilka tygodni temu zostali艣my wys艂ani z koleg膮 do Maysville w Mississippi, miasteczka po艂o偶onego oko艂o godziny drogi od Memphis. Jego dwumiesi臋czny synek zosta艂 porwany.

- Zajmujesz si臋 sprawami porwa艅 dzieci? - Twarz Trenta nagle poblad艂a.

- W wyj膮tkowych wypadkach. Pojecha艂am pom贸c przetrwa膰 trudne chwile rodzicom porwanego niemowl臋cia.

- Co si臋 sta艂o z dzieckiem? - spyta艂 przez zaci艣ni臋te z臋by.

- Ch艂opiec zosta艂 odnaleziony i oddany rodzicom.

- Maj膮 szcz臋艣cie - odpar艂, odwracaj膮c twarz.

- Agent FBI, kt贸ry pracowa艂 nad t膮 spraw膮, zorganizowa艂 prowokacj臋. Biuro od d艂u偶szego czasu rozpracowywa艂o szajk臋 porywaczy. Okaza艂o si臋, 偶e grupa przest臋pcza dzia艂a艂a w po艂udniowych stanach od dwunastu lat,

- Do licha! Tylko nie m贸w mi, 偶e uwierzy艂a艣, 偶e ta sama szajka porwa艂a Mary Kate - spiorunowa艂 j膮 wzrokiem. - Mia艂em nadziej臋, 偶e po tylu latach pogodzi艂a艣 si臋 w ko艅cu z faktem utraty dziecka.

Kate zacisn臋艂a mocno z臋by, staraj膮c si臋 powstrzyma膰 nap艂ywaj膮ce do oczu 艂zy.

- Dante Moran, agent dowodz膮cy akcj膮, mo偶e potwierdzi膰 moje przypuszczenia. Jest zawodowcem. Jego zdaniem istnieje du偶e prawdopodobie艅stwo, 偶e nasza c贸reczka 偶yje. Odnaleziono trzy dziewczynki porwane w po艂udniowej Alabamie, w tym samym czasie co Mary Kate.

Trent rzuci艂 jej gniewne spojrzenie.

- W Stanach 偶yj膮 setki dzieci, kt贸re w ci膮gu ostatnich dwunastu lat zosta艂y sprzedane zdesperowanym rodzicom adopcyjnym - ci膮gn臋艂a Kate. - Szefowie tego gangu prowadzili kartotek臋. Ka偶de dziecko mia艂o swoje akta. Odnotowywano w nich miejsce porwania, nazw臋 miasta oraz dat臋 sprzedania. FBI prowadzi teraz akcj臋 maj膮c膮 na celu poinformowanie wszystkich rodzin o pope艂nionym przest臋pstwie oraz odnalezienie rodzic贸w biologicznych.

- I ten agent uwa偶a, 偶e nasza c贸rka jest jedn膮 z odnalezionych dziewczynek? - spyta艂, 艣ciskaj膮c j膮 delikatnie za rami臋.

- W艂a艣nie. FBI ma kopi臋 aktu urodzenia Mary Kate.

Nast臋pnym krokiem dochodzenia b臋dzie wykonanie test贸w DNA.

- A je艣li 偶adna z nich nie jest Mary Kate? - Trent pog艂aska艂 z czu艂o艣ci膮 d艂o艅 Kate. - Czy w ko艅cu si臋 poddasz i pozwolisz odej艣膰 naszemu dziecku?

- Dlaczego nie chcesz uwierzy膰, 偶e nasza c贸rka 偶yje i 偶e mo偶emy j膮 odnale藕膰?

- A nawet gdyby tak by艂o, co zrobisz? Odbierzesz j膮 kochaj膮cym rodzicom, pozbawisz braci, mo偶e si贸str. Co jej ofiarujesz? Rozwiedzionych rodzic贸w walcz膮cych o prawo do opieki? Nie chc臋 tego s艂ucha膰! Moja c贸rka nie 偶yje, nie 偶yje od jedenastu lat!

Trent rozlu藕ni艂 u艣cisk i nerwowym krokiem oddali艂 si臋 w drugi koniec pokoju.

- Nie m贸w tak! Mary Kate 偶yje i zamierzam j膮 odnale藕膰. Przyjecha艂am tu, poniewa偶 mia艂am nadziej臋, 偶e b臋dziesz chcia艂 mi pom贸c, ale widocznie si臋 myli艂am. Przepraszam, 偶e zabra艂am ci cenny czas.

Kate wybieg艂a z gabinetu, nie reaguj膮c na wo艂anie Trenta. Morze 艂ez przes艂oni艂o jej ca艂y 艣wiat. Szybko zbieg艂a ze schod贸w, pokona艂a drzwi wyj艣ciowe, dopad艂a samochodu, wsiad艂a i ruszy艂a przed siebie bez zastanowienia. Mijaj膮c bram臋 wjazdow膮, spojrza艂a jeszcze w tylne lusterko, w kt贸rym dostrzeg艂a by艂ego m臋偶a stoj膮cego na werandzie z za艂o偶onymi na piersi r臋koma.


ROZDZIA艁 DRUGI

Kate zaparzy艂a fili偶ank臋 gor膮cej herbaty. Jej praca wymaga艂a ci膮g艂ego podr贸偶owania, dlatego zawsze wozi艂a ze sob膮 ulubionego earl greya.

Ubrana w malinowy flanelowy szlafrok i dopasowan膮 kolorystycznie ciep艂膮 pi偶am臋 podesz艂a do jednego z dw贸ch stoj膮cych przy oknie foteli wypoczynkowych. Postawi艂a na stoliku kubek z herbat膮. Wzi臋艂a pilota i nastawi艂a lokalny program telewizyjny. Przyciszy艂a nadawan膮 w艂a艣nie reklam臋 i usiad艂a wygodnie w fotelu, opieraj膮c nogi na 艂贸偶ku. Zaburcza艂o jej g艂o艣no w 偶o艂膮dku, od 艣niadania nie mia艂a nic w ustach. Po wizycie w Winston Hall by艂a tak w艣ciek艂a i przygn臋biona, 偶e nie mog艂a nic prze艂kn膮膰. S艂owa Trenta nadal rozbrzmiewa艂y echem w jej g艂owie.

Jego uparte przekonanie, 偶e Mary Kate odesz艂a na zawsze, oraz jej niezachwiana wiara, 偶e c贸rka 偶yje, sta艂y si臋 jedn膮 z przyczyn rozpadu ich ma艂偶e艅stwa. Ogromne poczucie winy obojga oraz za艂amanie nerwowe Kate utrudni艂y dodatkowo mo偶liwo艣膰 porozumienia. Jakby tego by艂o ma艂o, Mary Belle dolewa艂a oliwy do ognia, nieustannie wtr膮caj膮c si臋 we wszystko. Odebra艂a im bezpowrotnie szans臋 ocalenia zwi膮zku.

Dlaczego wr贸ci艂a do Prospect? Powinna by艂a wiedzie膰, 偶e nowe informacje w sprawie porwania i zwi膮zane z nimi nadzieje nie zmieni膮 stanowiska Trenta. Dlaczego nie chce szuka膰 Mary Kate? Nie mog艂a poj膮膰 jego sposobu my艣lenia. Zreszt膮 nigdy nie potrafi艂a. Nawet agent Moran uzna艂 za prawdopodobne, 偶e Mary Kate mo偶e by膰 jedn膮 z adoptowanych jedena艣cie lat temu dziewczynek. Jako osoba niezaanga偶owana emocjonalnie w spraw臋, by艂 na pewno obiektywny. Dlaczego Trent nie chce uwierzy膰? Dlaczego nie potrafi otworzy膰 si臋 na tak膮 mo偶liwo艣膰? Ostry b贸l przeszy艂 jej serce.

Staraj膮c si臋 doda膰 sobie otuchy, podci膮gn臋艂a kolana pod brod臋, obj臋艂a nogi ramionami i skuli艂a si臋. Od momentu kiedy Dante Moran podzieli艂 si臋 z ni膮 tajnymi informacjami FBI dotycz膮cymi gangu porywaczy, obudzi艂a si臋 w niej nadzieja, 偶e b臋dzie mog艂a zn贸w wzi膮膰 w ramiona swoje dziecko. Dotychczas odpycha艂a od siebie wszelkie czarne my艣li, dopiero Trent sprowadzi艂 j膮 na ziemi臋.

Mary Kate jej nie zna. Wychowali j膮 obcy ludzie i to oni s膮 jej rodzin膮. Na my艣l o tym wyda艂a z siebie 偶a艂osny j臋k. Jej male艅ka Mary Kate pewnie nosi zupe艂nie inne imi臋. Po raz kolejny odegna艂a od siebie z艂e my艣li. Czy nie wystarczy ju偶 sam fakt, 偶e dziecko 偶yje, 偶e b臋dzie mog艂a zobaczy膰 c贸reczk臋? To ju偶 du偶o, ale czy wystarczy?

Moran uprzedzi艂 j膮, 偶e gdy adopcyjni rodzice zostan膮 poinformowani o przest臋pstwie i dowiedz膮 si臋, 偶e ich dzieci zosta艂y wykradzione biologicznym rodzicom, nie b臋d膮 chcieli ich odda膰. Dojdzie do serii trudnych i przykrych rozpraw s膮dowych. Ka偶da ze stron wykorzysta stoj膮ce za nimi przepisy i przys艂uguj膮ce im prawa. Dojdzie do walki, z kt贸rej wyjd膮 szcz臋艣liwi zwyci臋zcy, rozgoryczeni zwyci臋偶eni i zagubione dzieci.

Do艣膰! Przesta艅 si臋 zadr臋cza膰! - warkn臋艂a do siebie. O przysz艂o艣ci zadecyduj臋 p贸藕niej. Najpierw musz臋 si臋 dowiedzie膰, czy Mary Kate jest jedn膮 z trzech odnalezionych. Trzeba zacz膮膰 od spraw najwa偶niejszych.

Westchn臋艂a i wypi艂a kilka 艂yk贸w herbaty. Doskona艂a, taka rozgrzewaj膮ca i uspokajaj膮ca. Zanim pozna艂a Trenta, jedyn膮 herbat膮, jak膮 pija艂a, by艂a herbata mro偶ona. Dopiero ciotka Mary Belle zaszczepi艂a w niej dozgonn膮 mi艂o艣膰 do delikatnego, niezwyk艂ego aromatu earl greya. Z perspektywy czasu wszystkie wspomnienia zwi膮zane z niezno艣n膮 ciotk膮 jej by艂ego m臋偶a sta艂y si臋 ca艂kiem sympatyczne. Pomimo m臋cz膮cego mentorstwa starszej pani musia艂a przyzna膰, 偶e wiele si臋 od niej nauczy艂a.

Po co traci膰 czas, my艣l膮c o tej kobiecie? Na szcz臋艣cie nie spotka艂a jej podczas wizyty w Winston Hall. Cho膰 tyle jej oszcz臋dzono. Wyjedzie z Prospect jutro z samego rana, prosto do Memphis, gdzie prowadzone s膮 poszukiwania biologicznych rodzic贸w. Niech Trent sobie robi, co chce. Ona spe艂ni艂a sw贸j obowi膮zek i poinformowa艂a go o wznowionym 艣ledztwie.

Wreszcie zacz臋艂a si臋 powoli odpr臋偶a膰. Podzia艂a艂 zbawienny wp艂yw gor膮cej k膮pieli, doskona艂ej herbaty i ciep艂ej, wygodnej pi偶amy.

Nag艂e kto艣 zapuka艂 do drzwi. Czy偶by Trent? - pomy艣la艂a z nadziej膮. By艂 pierwsz膮 osob膮, jaka przysz艂a jej na my艣l. Pod艣wiadomie w艂a艣nie jego pragn臋艂a ujrze膰.

Wsta艂a, podesz艂a do drzwi i wyjrza艂a przez wizjer. Mary Belle Winston! Do licha! Ciotka nie dawa艂a za wygran膮, puka艂a coraz natr臋tniej.

- Katherine, dobrze wiem, 偶e tam jeste艣, recepcjonista mi powiedzia艂 - oznajmi艂a Mary Belle zdecydowanym g艂osem.

Ju偶 ja sobie z nim porozmawiam. Jakim prawem udziela poufnych informacji? Natychmiast przypomnia艂a sobie, jak wa偶n膮 osob膮 by艂a w tym mie艣cie ciotka, i zrozumia艂a, 偶e ch艂opak nie mia艂 wyboru. Albo b臋dzie k艂ama艂 si臋 w pas wielkiej damie, albo straci prac臋. Wzi臋艂a g艂臋boki oddech, wyprostowa艂a si臋 i otworzy艂a drzwi.

- Dzie艅 dobry.

- Czy mog臋 wej艣膰?

Gdy ujrza艂a ciotk臋, zaskoczy艂o j膮, jak bardzo starsza pani posun臋艂a si臋 w latach, od kiedy ostatni raz j膮 widzia艂a. Nie farbowa艂a ju偶 w艂os贸w, kt贸re by艂y teraz go艂臋bio bia艂e. Na twarzy wok贸艂 oczu i ust pojawi艂y si臋 liczne zmarszczki. Mary Belle nigdy nie by艂a pi臋kna, by艂a jednak zawsze bardzo zadbana. Zachowa艂a elegancj臋 i styl prawdziwej damy z Po艂udnia, cechy, kt贸rymi niewiele kobiet z towarzystwa mog艂o si臋 obecnie poszczyci膰. Stoj膮c podpiera艂a si臋 sztywno na lasce.

- Prosz臋.

Odsun臋艂a si臋 na bok, przepuszczaj膮c ciotk臋. Kiedy starsza pani przechodzi艂a przez pr贸g, wida膰 by艂o, jak ci臋偶ko st膮pa. To pewnie skutek wylewu, o kt贸rym wspomina艂 recepcjonista. Jak to mo偶liwe, 偶e ta kobieta nadal przewodzi elicie towarzyskiej w Prospect?

- Niezbyt uprzejme zaproszenie - skomentowa艂a ciotka, siadaj膮c w jednym z dw贸ch znajduj膮cych si臋 w pokoju foteli. - Powinna艣 by艂a powiedzie膰: „Panno Mary Belle, bardzo prosz臋 wej艣膰 do 艣rodka". A potem...

- Przesta艅 mnie poucza膰 - wybuchn臋艂a Kate, trzaskaj膮c drzwiami.

- Widz臋, 偶e nic si臋 nie zmieni艂a艣 - powiedzia艂a cierpko ciotka.

- Ani ty! - odparowa艂a ze z艂o艣ci膮. Czu艂a, jak 偶o艂膮dek podchodzi jej do gard艂a.

- I tu si臋 mylisz, moja droga - odpar艂a starsza dama, wbijaj膮c w ni膮 smutne spojrzenie. - By膰 mo偶e na zewn膮trz to tak wygl膮da. Nadal jestem t膮 sam膮 dam膮 z wy偶szych sfer. Zadufan膮 w sobie, despotyczn膮 star膮 pann膮, kt贸ra nieustannie wtr膮ca si臋 w 偶ycie siostrze艅ca. Nauczy艂am si臋 jednak przyznawa膰 do b艂臋d贸w. - Tu wzi臋艂a g艂臋boki wdech i wypali艂a: - Myli艂am si臋 co do ciebie.

Kate wpatrywa艂a si臋 w ni膮 zdziwiona. O艣wiadczenie Mary Belle wyda艂o jej si臋 podejrzane.

- Po co tu przyjecha艂a艣? Czego chcesz? - burkn臋艂a niech臋tnie.

Ciotka g艂臋boko westchn臋艂a. Nadal lubi odgrywa膰 dramatyczne sceny - pomy艣la艂a Kate.

- O to samo chcia艂am zapyta膰 ciebie. Dlaczego wr贸ci艂a艣 do Prospect po tylu latach? Czego chcesz od Trenta?

- Nie powiedzia艂 ci?

- Nie chcia艂 ze mn膮 rozmawia膰. Nie dowiedzia艂abym si臋 nawet, 偶e z艂o偶y艂a艣 mu wizyt臋, gdybym nie wyjrza艂a przez okno sypialni. Widzia艂am, jak wybieg艂a艣 z domu. Od razu ci臋 pozna艂am i przepyta艂am Guthriego. Powiedzia艂, 偶e by艂a艣 tylko kilka minut i 偶e Trent zaraz po tym, jak wysz艂a艣, wybieg艂 z domu, wsiad艂 do samochodu i gdzie艣 znikn膮艂. Pomy艣la艂am, 偶e...

- 呕e pojecha艂 za mn膮? 呕e dogoni mnie i zn贸w uda mi si臋 go z艂apa膰 na haczyk? - za艣mia艂a si臋 sarkastycznie.

- Bardzo zgorzknia艂a艣. - Mary Belle pokiwa艂a smutno g艂ow膮. - Nie wini臋 ci臋, ale my艣la艂am, 偶e po tylu latach tw贸j gniew na nas, a szczeg贸lnie na mnie, min膮艂.

Ca艂kowicie zbita z tropu wypowiedzi膮 starszej pani, Kate wpatrywa艂a si臋 w ni膮 bez s艂owa.

- Trent nie pojecha艂 za mn膮. Nie ma go tutaj. Nie zamierzam si臋 te偶 z nim wi臋cej spotyka膰. Juro rano wyje偶d偶am - powiedzia艂a wreszcie.

- Szkoda.

- Nie bardzo rozumiem, dlaczego to m贸wisz. - Kate pokr臋ci艂a ze zdziwieniem g艂ow膮.

- Nie musisz. Tylko jeden pow贸d m贸g艂 ci臋 zmusi膰 do powrotu do Prospect. Dowiedzia艂a艣 si臋 czego艣 o losie naszej kochanej Mary Kate.

Kate o ma艂o nie ud艂awi艂a si臋 z wra偶enia. W g艂臋bi duszy musia艂a przyzna膰, 偶e ciotka pomimo wielu wad posiada艂a jedn膮 niepodwa偶aln膮 zalet臋: kocha艂a nad 偶ycie jej male艅k膮 c贸reczk臋 i by艂a jej bez reszty oddana.

- Przyjecha艂am tu, bo... pojawi艂a si臋 nadzieja, 偶e dowiemy si臋 czego艣 o losach Mary Kate.

Starsza pani z trudem z艂apa艂a oddech.

- Czy ona 偶yje?

- Wierz臋, 偶e tak. Zawsze wierzy艂am - odpar艂a Kate.

- Prosz臋, opowiedz mi wszystko.

Kate zreferowa艂a ciotce wszystkie posiadane informacje. Do oczu Mary Belle nap艂yn臋艂y 艂zy. Wydoby艂a z kieszeni p艂aszcza haftowan膮 chusteczk臋 do nosa, zdj臋艂a okulary i wytar艂a twarz.

- O ile znam mojego siostrze艅ca, a znam go dobrze, domy艣lam si臋, 偶e odrzuci艂 od siebie nadziej臋 na odnalezienie Mary Kate. Co wi臋cej, prawdopodobnie stwierdzi艂, 偶e nawet je艣li jego dziecko 偶yje, to jest ju偶 za p贸藕no, aby uda艂o si臋 je odzyska膰 i stworzy膰 rodzin臋.

- Faktycznie, doskonale go znasz - zgodzi艂a si臋 Kate.

- Zobaczysz, zmieni zdanie.

- W膮tpi臋. On nigdy nie zmienia zdania. Jak co艣 raz postanowi, to koniec.

- Mo偶e jest uparty, ale nie tak jak kiedy艣. Poza tym przesta艂 by膰 arogancki i egoistyczny.

Ciotka niespodziewanie wzi臋艂a Kate za r臋k臋.

- Utrata Mary Kate, a potem ciebie, bardzo go odmieni艂y. Z jednej strony pozytywnie, z drugiej negatywnie. Mo偶esz mi wierzy膰 - na pewno b臋dzie chcia艂 dowiedzie膰 si臋, czy jedna z trzech odnalezionych dziewczynek jest jego c贸rk膮.

Kate wyrwa艂a r臋k臋 z u艣cisku i, zanim zd膮偶y艂a pomy艣le膰, odruchowo zaproponowa艂a:

- Zostawi臋 numer kom贸rki. Je艣li Trent b臋dzie chcia艂, mo偶e si臋 ze mn膮 skontaktowa膰.

Co ja wygaduj臋! - rozz艂o艣ci艂a si臋. Ostatnia rzecz, jakiej teraz potrzebuj臋, to powr贸t Trenta Winstona do mojego 偶ycia. Zrobi艂a, co do niej nale偶a艂o. Poinformowa艂a go. Je艣li woli wierzy膰, 偶e ich c贸rka nie 偶yje, jego sprawa.

- P贸jd臋 ju偶. Dzi臋kuj臋 za rozmow臋, cho膰 zrozumia艂abym, gdyby艣 nie chcia艂a ze mn膮 rozmawia膰.

Starsza pani z trudem podnios艂a si臋 z fotela. Podpieraj膮c si臋 ci臋偶ko na 艂asce, ruszy艂a w kierunku drzwi. Kate wsta艂a i posz艂a za ni膮. Przy wyj艣ciu ciotka zatrzyma艂a si臋 na moment i odwr贸ci艂a si臋 do Kate.

- Niezale偶nie od tego, co zrobi Trent, prosz臋, obiecaj mi, 偶e dasz zna膰, jak potoczy艂y si臋 sprawy. Chc臋 wiedzie膰, czy Mary Kate 偶yje.

- Zdajesz sobie spraw臋, 偶e nie masz prawa wp艂ywa膰 na moje decyzje dotycz膮ce przysz艂o艣ci mojej c贸rki?

- Ja tylko chc臋 wiedzie膰, czy ona 偶yje. Nawet gdybym mia艂a jej nigdy nie zobaczy膰... - odpar艂a 艂ami膮cym si臋 g艂osem ciotka. - Wystarczy jeden telefon. Czy prosz臋 o tak wiele? Nie musisz podawa膰 偶adnych szczeg贸艂贸w.

- Zgoda. Je艣li jedna z dziewczynek to Mary Kate, zadzwoni臋.

- Dzi臋kuj臋, moja droga.

Kate otworzy艂a drzwi. Ciotka wysz艂a wolnym krokiem, nie ogl膮daj膮c si臋 za siebie. Przemierzy艂a hotelowy korytarz, po czym skierowa艂a si臋 do holu, gdzie czeka艂 na ni膮 Guthrie.

Czy偶by z wiekiem ciotka spokornia艂a? Zmiana w jej sposobie bycia by艂a tak znaczna, 偶e prawie mog艂aby j膮 polubi膰. A mo偶e to by艂a wyrachowana gra, aby uzyska膰 to, czego chcia艂a? Zreszt膮 co za r贸偶nica? Mary Belle nie mia艂a ju偶 nad ni膮 w艂adzy. Kate nie musia艂a si臋 stara膰, 偶eby j膮 zadowoli膰. Nigdy wi臋cej!

Zgasi艂a 艣wiat艂o, pozostawiaj膮c w艂膮czon膮 tylko ma艂膮 lampk臋 stoj膮c膮 na nocnym stoliku. Zdj臋艂a szlafrok, rzuci艂a go na fotel i wskoczy艂a do 艂贸偶ka. Wyci膮gn臋艂a si臋 wygodnie i przykry艂a ko艂dr膮. Kiedy tak le偶a艂a z szeroko otwartymi oczyma, wpatruj膮c si臋 w sufit, powr贸ci艂y wspomnienia, kt贸re raz na zawsze chcia艂a wyrzuci膰 z pami臋ci.

Pierwsza noc z Trentem. Kosztowne, wyszukane przyj臋cie weselne zorganizowane w ka偶dym szczeg贸le przez Mary Belle. K艂贸tnie dotycz膮ce wyprowadzenia si臋 z Winston Hall. Dzie艅 narodzin Mary Kate. Mi艂o艣膰, szcz臋艣cie, frustracja. Strach, gniew, cierpienie. K艂臋bi艂y si臋 w niej uczucia i emocje.

Le偶a艂a tak, rozdrapuj膮c niezagojone rany i zadr臋czaj膮c si臋 wizjami z przesz艂o艣ci. Jej serce p臋ka艂o z b贸lu, jakby dopiero wczoraj straci艂a dziecko i jedynego m臋偶czyzn臋, kt贸rego kiedykolwiek kocha艂a. Bardzo rzadko pozwala艂a sobie na takie chwile s艂abo艣ci, ale ten jeden raz mia艂a chyba prawo, mo偶e nawet powinna.

Trent Winston jecha艂 swoim starym jaguarem z zawrotn膮 pr臋dko艣ci膮 bocznymi drogami hrabstwa Bayard. Bardzo rzadko wsiada艂 za kierownic臋 tego samochodu, gdy偶 przywodzi艂 zbyt wiele bolesnych wspomnie艅 dotycz膮cych Kate. Po co znowu przyjecha艂a do Prospect? Ostatnie dziesi臋膰 lat sp臋dzi艂, staraj膮c si臋 wymaza膰 j膮 z pami臋ci, i ju偶 prawie sam siebie przekona艂, 偶e o niej zapomnia艂, kiedy nagle si臋 pojawi艂a. Wiele czasu up艂yn臋艂o, zanim jej wybaczy艂, i jeszcze wi臋cej, zanim o niej zapomnia艂.

Ostatnio nawet powa偶nie zastanawia艂 si臋, czy si臋 ponownie o偶eni膰. Dotychczas unika艂 trwa艂ych zwi膮zk贸w. Jednak od roku spotyka艂 si臋 z Molly Stoddard, kt贸ra wydawa艂a mu si臋 kobiet膮, jakiej potrzebowa艂. Pochodzi艂a z zamo偶nej, starej rodziny. Przeprowadzi艂a si臋 do Prospect z dwojgiem dzieci trzy lata temu po 艣mierci m臋偶a. Z zawodu by艂a prawnikiem i pracowa艂a w firmie nale偶膮cej do rodziny Trenta. Mieli ze sob膮 wiele wsp贸lnego, znali tych samych ludzi, mieli podobne zainteresowania. Poza tym lubi艂 jej dzieci, o艣mioletniego Setha i dziesi臋cioletni膮 Lindy.

Przecie偶 jej nie kochasz - zgani艂 si臋 w my艣lach. Powtarza艂 to sobie od kilku tygodni, zawsze kiedy mia艂 jej zaproponowa膰 ma艂偶e艅stwo. W jego sytuacji lepiej by艂o, 偶e si臋 nie kochali. Troszczyli si臋 o siebie, szanowali si臋 i przyja藕nili. Kiedy艣 by艂 bardzo zakochany w Kate, i to uczucie ca艂kowicie go wypali艂o. Bardzo si臋 nawzajem zranili. Rozczarowa艂 j膮, zawi贸d艂 w trudnej sytuacji, a ona z艂ama艂a mu serce odchodz膮c.

Nadal bardzo boli. Tak, 偶e zapiera dech. Chcia艂 wierzy膰, 偶e jest jej oboj臋tny i 偶e ona te偶 nic ju偶 dla niego nie znaczy. Jednak gdyby tak by艂o, wspomnienia by tak nie rani艂y. Chyba 偶e nadal co艣 do niej czuje. Tylko co? Z艂o艣膰, a mo偶e raczej nieufno艣膰? Nadal poci膮ga艂a go, by艂a to ta sama, niezwyk艂a fascynacja fizyczna, kt贸ra 艂膮czy艂a ich wiele lat temu. I cho膰 nie chcia艂 si臋 sam przed sob膮 przyzna膰, nie m贸g艂 si臋 jej oprze膰. A mo偶e to by艂o tylko staromodne po偶膮danie? Z nim 艂atwo sobie poradzi. Oczywi艣cie! Wystarczy unika膰 Kate.

A Mary Kate? - zapyta艂 rozdzieraj膮cy g艂os wewn臋trzny. Ona nie 偶yje - odpowiedzia艂 sam sobie.

Nie mo偶e pozwoli膰, aby udzieli艂 mu si臋 entuzjazm Kate. Sama nadzieja nie wystarczy. Kate mo偶e sobie wierzy膰 w cuda. On nie da si臋 w to wci膮gn膮膰. Dla niego to marzenie jest koszmarem. W kilka miesi臋cy po porwaniu dziecka zda艂 sobie spraw臋, 偶e aby m贸c dalej funkcjonowa膰, przetrwa膰 i nie za艂ama膰 si臋 ca艂kowicie, musi pozwoli膰 dziecku na zawsze odej艣膰. Wszystkie s艂u偶by, pocz膮wszy od prawnik贸w, a sko艅czywszy na FBI, powtarza艂y im, 偶e szanse odnalezienia c贸rki by艂y jak jeden do stu. T艂umaczyli, 偶e je艣li dziecko nie odnajdzie si臋 w ci膮gu miesi膮ca, powinni porzuci膰 nadziej臋, 偶e jeszcze je kiedykolwiek ujrz膮, i spr贸bowa膰 偶y膰 dalej. On tak w艂a艣nie zrobi艂. Kate nie. Nie da si臋 zaprzeczy膰, jego by艂a 偶ona by艂a znacznie silniejsza od niego, cho膰 przesz艂a za艂amanie nerwowe. Nawet teraz, po tylu latach, wci膮偶 wierzy艂a.

On sam wybra艂 najprostsz膮 drog臋.

A je艣li Kate ma racj臋? Je艣li FBI odnajdzie Mary Kate? Czy nie chcia艂by zobaczy膰 c贸rki? Czy nie chcia艂by dowiedzie膰 si臋, 偶e jest kochana i szcz臋艣liwa?

Z rozmy艣la艅 wyrwa艂 go dzwonek telefonu kom贸rkowego. Zwolni艂 pr臋dko艣膰 i odebra艂 rozmow臋.

- S艂ucham.

- Jest w Magnolia House - us艂ysza艂 po drugiej stronie g艂os Mary Belle. - Przeprowadzi艂am ma艂e 艣ledztwo i dowiedzia艂am si臋, 偶e jeszcze jest w mie艣cie. Lepiej si臋 po艣piesz i pojed藕 do niej dzi艣 wieczorem. Za艂o偶臋 si臋, 偶e jutro rano wyje偶d偶a.

Zanim zd膮偶y艂 cokolwiek powiedzie膰, ciotka roz艂膮czy艂a si臋. Kiedy艣 doprowadzi mnie do sza艂u! Sk膮d wiedzia艂a, 偶e Kate jest w Prospect? Pewnie Guthrie jej powiedzia艂. A mo偶e widzia艂a, jak Kate odje偶d偶a艂a? Ciotka Mary Belle uwa偶a, 偶e Mary Kate 偶yje. A skoro tak jest, to rozmawia艂a z Kate.

Rozmowa z Mary Belle u艣wiadomi艂a mu nagle, czego pragnie. Chcia艂 dowiedzie膰 si臋, czy jego c贸rka 偶yje. By艂 teraz starszy, m膮drzejszy i znacznie twardszy ni偶 jedena艣cie lat temu. Potrafi znie艣膰 prawd臋 i tym razem pomo偶e swojej 偶onie, swojej by艂ej 偶onie, przej艣膰 przez to, co ich czeka. W ko艅cu by艂 jej to winien.

Dwadzie艣cia minut p贸藕niej zaparkowa艂 na parkingu za hotelem i ruszy艂 do tylnego wej艣cia. Wieczorny wiatr uderzy艂 go w twarz. Poczu艂 przeszywaj膮ce zimno i postawi艂 ko艂nierz marynarki. Wszed艂 do 艣rodka i zatrzyma艂 si臋 przy recepcji. Twarz recepcjonisty wyda艂a mu si臋 znajoma, cho膰 raczej nigdy wcze艣niej go nie spotka艂.

- Dobry wiecz贸r - przywita艂 si臋.

- Dobry wiecz贸r, panie s臋dzio - odpowiedzia艂 ch艂opak.

- Czy na li艣cie hotelowych go艣ci znajduje si臋 pani Kate Malone?

- Tak, pok贸j sto cztery.

Trent zmierzy艂 ostrym spojrzeniem recepcjonist臋.

- Wydawa艂o mi si臋, 偶e nie wolno podawa膰 obcym numer贸w pokoi go艣ci hotelowych.

- Zazwyczaj nie, ale... skoro pani Malone jest pana by艂膮 偶on膮, a panna Mary Belle powiedzia艂a...

- Zatem moja ciotka odwiedzi艂a wcze艣niej pani膮 Malone?

- Tak, prosz臋 pana. Wysz艂a jakie艣 czterdzie艣ci minut temu i wspomnia艂a, 偶e pan tu przyjdzie spotka膰 si臋 ze swoj膮 偶on膮, to jest by艂膮 偶on膮.

Trent pokiwa艂 g艂ow膮 i u艣miechn膮艂 si臋 do portiera.

Zdenerwowany i niepewny, jak przyjmie go Kate, ruszy艂 we wskazanym kierunku. Kiedy znalaz艂 si臋 przed drzwiami pokoju, zawaha艂 si臋 na moment. Je艣li zapuka, nie b臋dzie odwrotu. W ko艅cu uni贸s艂 r臋k臋 i kilkakrotnie zastuka艂. Nie by艂o 偶adnej odpowiedzi. Odczeka艂 moment i zastuka艂 jeszcze mocniej. Po chwili us艂ysza艂 odg艂os krok贸w, otworzy艂y si臋 drzwi i ujrza艂 Kate w r贸偶owej pi偶amie.

By艂a bez makija偶u, a jej d艂ugie blond w艂osy znajdowa艂y si臋 w nie艂adzie. Kiedy tak na ni膮 patrzy艂, wyda艂a mu si臋 najbardziej poci膮gaj膮c膮 kobiet膮, jak膮 kiedykolwiek spotka艂. Sta艂a w progu taka cudowna, bliska i wpatrywa艂a si臋 w niego wielkimi niebieskimi oczyma. Poczu艂 bolesne uk艂ucie w 偶o艂膮dku. Doskona艂e pami臋ta艂 dzie艅, w kt贸rym spojrza艂a na niego po raz pierwszy. Na moment stan臋艂o mu z wra偶enia serce. Zrozumia艂, 偶e przepad艂. Nigdy tak nikogo nie pragn膮艂.

- Chc臋 jecha膰 z tob膮... szuka膰 Mary Kate - rzuci艂 bez namys艂u.

Spojrza艂a na niego z niedowierzaniem.

- Chcesz powiedzie膰, 偶e nagle uwierzy艂e艣, 偶e nasza c贸rka 偶yje i 偶e mo偶emy j膮 odnale藕膰? - spyta艂a z przek膮sem.

- Sam nie wiem, w co wierz臋 - odpar艂 szczerze. Jedyne, czego by艂 pewny to tego, 偶e jej nie zostawi, 偶e nie b臋dzie musia艂a po raz drugi przechodzi膰 przez to wszystko sama. Nie potrafi艂 jednak dobra膰 odpowiednich s艂贸w. Obawia艂 si臋, 偶e mo偶e opacznie wyczyta膰 z jego wypowiedzi wi臋cej, ni偶 chcia艂.

- Postarajmy si臋 by膰 dla siebie uprzejmi. B膮d藕my rodzicami, kt贸rzy szukaj膮 wsp贸lnie dziecka, nie wrogami. Nie musimy si臋 wzajemnie wi臋cej rani膰. Zamknijmy ten rozdzia艂 - zaproponowa艂.

- Zgoda - odpar艂a.

Nagle zda艂a sobie spraw臋, 偶e wpatruje si臋 w Trenta jak zahipnotyzowana.

- Czekaj na mnie przed hotelem jutro o 贸smej rano. Gdyby艣my wzi臋li tw贸j samoch贸d, mog艂abym zwr贸ci膰 m贸j do wypo偶yczalni i pojechaliby艣my do Memphis razem.

Skin膮艂 g艂ow膮 i odwr贸ci艂 si臋. Wyczuwaj膮c, 偶e go obserwuje, obejrza艂 si臋 za siebie. Sta艂a spokojnie w drzwiach - wspania艂a, kusz膮ca...

- Dzi臋kuj臋 - powiedzia艂, odchodz膮c po艣piesznie.

Czu艂, 偶e gdyby zosta艂 tu jeszcze przez chwil臋, m贸g艂by zrobi膰 co艣, czego p贸藕niej mo偶e by 偶a艂owa艂.


ROZDZIA艁 TRZECI

Kate 藕le spa艂a tej nocy i rano odczuwa艂a skutki zm臋czenia. Wiedz膮c, 偶e czeka j膮 trudny dzie艅, zjad艂a solidne 艣niadanie, a nast臋pnie wypi艂a trzy fili偶anki kawy w pobliskiej kawiarni. Wychodz膮c, westchn臋艂a z ulg膮. Na szcz臋艣cie nikt jej nie pozna艂. Widocznie plotka, 偶e by艂a 偶ona Trenta Winstona wr贸ci艂a do Prospect, jeszcze si臋 nie rozesz艂a. Kawiarnia znajdowa艂a si臋 kilka przecznic od hotelu, wi臋c pomimo panuj膮cego na dworze zimna postanowi艂a wr贸ci膰 piechot膮. Deszczowe chmury zasnuwaj膮ce poprzedniego wieczoru niebo rozst膮pi艂y si臋 i dzie艅 zapowiada艂 si臋 s艂onecznie. Poranne, jasne promienie s艂o艅ca prawie nie dawa艂y ciep艂a. Kate owin臋艂a si臋 szczelniej we艂nianym szalem.

Zbli偶aj膮c si臋 do hotelu, spojrza艂a na zegarek. By艂a za siedem 贸sma. Ciekawe, czy on przyjedzie? Na pewno. Gdyby mia艂 w膮tpliwo艣ci, nie pojawi艂by si臋 u niej wczoraj wieczorem. Kiedy nie mog艂a zasn膮膰, nachodzi艂y j膮 setki my艣li. Wspomnienia z przesz艂o艣ci miesza艂y si臋 z wydarzeniami z tera藕niejszo艣ci i fantazjami o przysz艂o艣ci.

Gdyby marzenia mog艂y si臋 spe艂nia膰, czego by pragn臋艂a? Chcia艂a odzyska膰 Mary Kate, zn贸w by膰 jej matk膮. To pewne. A Trent? Jaka mia艂aby by膰 jego rola w jej przysz艂ym 偶yciu? Gdzie艣 w g艂臋bi serca skrywa艂a nieu艣wiadomion膮 nadziej臋, 偶e zn贸w b臋d膮 razem. Mi艂o jest pofantazjowa膰, lecz w ko艅cu i tak trzeba stan膮膰 twarz膮 w twarz z rzeczywisto艣ci膮. B臋dzie musia艂a pogodzi膰 si臋 z zastan膮 sytuacj膮 dla dobra c贸rki. Jedyne, co si臋 liczy, to szcz臋艣cie Mary Kate.

Przechodzi艂a w艂a艣nie przez ulic臋, kiedy przed g艂贸wnym wej艣ciem do hotelu zatrzyma艂 si臋 czarny bentley. Od razu rozpozna艂a kierowc臋. W sam膮 por臋, a mo偶e nawet o kilka minut za wcze艣nie. Trent wysiad艂 z samochodu i podni贸s艂 r臋k臋. Pomacha艂a do niego, staraj膮c si臋 nie przyspiesza膰 kroku. Dawniej na powitanie zawsze rzuca艂a mu si臋 na szyj臋. Ale to ju偶 przesz艂o艣膰. Nie jest tamt膮 dziewczyn膮. Czas i okoliczno艣ci ca艂kowicie j膮 odmieni艂y.

Zatrzymali si臋 w po艂owie chodnika. Kate pos艂a艂a mu wymuszony u艣miech.

- Ju偶 si臋 wymeldowa艂am. Baga偶 zostawi艂am w samochodzie. Je艣li pojedziesz za mn膮...

- Nie ma potrzeby. Guthrie odprowadzi tw贸j samoch贸d do wypo偶yczalni. Kluczyki zostawimy w recepcji. - Trent wzi膮艂 Kate pod rami臋. - Przynios臋 twoje baga偶e, a ty poczekaj na mnie w bentleyu - doda艂.

Ja si臋 tym zajm臋 - znak firmowy Trenta - zakpi艂a w duchu Kate. W trakcie ich kr贸tkiego ma艂偶e艅stwa to on zawsze podejmowa艂 wszystkie decyzje, ona pozwala艂a mu na to bez wi臋kszych protest贸w. Nie walcz z nim. Ta sprawa nie jest warta k艂贸tni, wiesz o tym, wi臋c daj sobie spok贸j.

Wyj臋艂a kluczyki i poda艂a je Trentowi. Unikaj膮c kontaktu wzrokowego, wsiad艂a do bentleya i zamkn臋艂a drzwi. Samoch贸d mia艂 luksusowo wyko艅czone wn臋trze. Dziwne, 偶e Trent - uwielbiaj膮cy sportowe samochody - je藕dzi teraz takim statecznym sedanem. To samoch贸d rodzinny. Mo偶e to auto Mary Belle? Niemo偶liwe. Po wylewie ciotka raczej nie prowadzi. Poza tym zawsze wola艂a by膰 wo偶ona przez kierowc臋.

Kilka chwil p贸藕niej wr贸ci艂 Trent, w艂o偶y艂 torb臋 Kate do baga偶nika i usiad艂 za kierownic膮.

- Jad艂a艣 艣niadanie? - zainteresowa艂 si臋.

- Tak. W艂膮czy艂 silnik.

- Kt贸r臋dy chcesz jecha膰? - spyta艂. - Mamy przed sob膮 osiem godzin drogi, niezale偶nie czy pojedziemy przez Tupelo, czy Decatur.

Kate niespodziewanie wybuchn臋艂a 艣miechem. Pyta艂 j膮 o zdanie. To by艂 nowy Trent, jakiego nie zna艂a. Rzuci艂 jej zdziwione spojrzenie.

- Skoro prowadzisz, sam wybierz - odpar艂a. Przytakn膮艂 i ruszy艂, w艂膮czaj膮c si臋 w strumie艅 porannego ruchu.

- Je艣li w ci膮gu kilku najbli偶szych dni stwierdzisz, 偶e jestem niezno艣ny, masz prawo da膰 mi w szcz臋k臋.

Kate u艣miechn臋艂a si臋. Przynajmniej nowy Trent zachowa艂 poczucie humoru tego dawnego.

- Tylko nie zdziw si臋, je艣li zrobi臋 to, co sugerujesz. Nie jestem tamt膮 g艂upi膮, naiwn膮, 艣lepo zakochan膮 dziewczyn膮, kt贸r膮 po艣lubi艂e艣 i mog艂e艣 manipulowa膰.

- Mo偶e by艂a艣 naiwna i zakochana, ale na pewno nie g艂upia - rzuci艂, skupiaj膮c wzrok na drodze. - Poza tym, o ile dobrze pami臋tam, to nigdy ani ja, ani ciotka nie mogli艣my przekona膰 ci臋 do naszego sposobu my艣lenia.

U艣miech znikn膮艂 z twarzy Kate, kiedy przypomnia艂a sobie, jak tragicznie zako艅czy艂 si臋 jej ostatni bunt dwana艣cie lat temu.

- Nie mia艂em na my艣li tamtego dnia - zapewni艂. - Pami臋tam wiele incydent贸w, kiedy z艂o艣ci艂a艣 si臋, 偶e tob膮 kierujemy.

- Ka偶de z nas inaczej pami臋ta przesz艂o艣膰.

- By膰 mo偶e niekt贸re fakty, ale...

- Ale co?

- Nic. Lepiej nie wracajmy do przesz艂o艣ci. Je偶eli b臋dziemy trzyma膰 si臋 tera藕niejszo艣ci, istnieje wi臋ksze prawdopodobie艅stwo, 偶e si臋 nie pok艂贸cimy. Nie s膮dzisz?

- Je艣li tego chcesz. Mo偶esz mi wierzy膰, wywlekanie dawnych problem贸w wcale mnie nie bawi.

Oboje zamilkli. Trent prowadzi艂 w skupieniu, a Kate przygl膮da艂a mu si臋 ukradkiem.

- Kiedy zosta艂e艣 s臋dzi膮 S膮du Najwy偶szego? - przerwa艂a kr臋puj膮c膮 cisz臋.

- Pi臋膰 lat temu.

- Lubisz to, co robisz?

- Tak.

- Nie mia艂e艣 problemu ze zwolnieniem si臋 z pracy, aby wyjecha膰 ze mn膮?

- Poprosi艂em koleg臋, 偶eby mnie zast膮pi艂. Jako pow贸d poda艂em nag艂y wypadek w rodzinie - doda艂, obrzucaj膮c j膮 spojrzeniem. - A ty? Sta膰 ci臋 na d艂u偶szy urlop? Ch臋tnie pomog臋 ci finansowo.

- Nie potrzebuj臋 - obruszy艂a si臋. S艂owa wyp艂yn臋艂y jej z ust, zanim zd膮偶y艂a pomy艣le膰. - Przepraszam... Jak wida膰 nadal jestem przewra偶liwiona na punkcie kwestii finansowych. Ciotka Mary Belle zbyt cz臋sto dawa艂a mi do zrozumienia, 偶e wysz艂am za ciebie dla pieni臋dzy.

- Dobrze wiedzia艂a, 偶e to nieprawda. Ka偶dy idiota by zauwa偶y艂, jak bardzo byli艣my w sobie zakochani. To nie by艂o jednostronne zauroczenie. Wszyscy zdawali sobie z tego spraw臋, nawet ciotka.

Zala艂a j膮 fala ciep艂a. S艂owa Trenta wyznaj膮cego dawne uczucia g艂臋boko j膮 poruszy艂y. Do dnia porwania Mary Kate wierzy艂a, 偶e j膮 naprawd臋 kocha艂.

- Nie potrzebna mi pomoc finansowa, ale dzi臋kuj臋 za propozycj臋.

- Czy to znaczy, 偶e praca prywatnego detektywa jest dobrze p艂atna?

- Nawet bardzo.

Zn贸w zapad艂a chwila niezr臋cznego milczenia. Luksusowy bentley by艂 doskonale wyciszony i Kate s艂ysza艂a przyspieszone bicie w艂asnego serca. Jak to mo偶liwe, 偶e ten m臋偶czyzna, kt贸rego kiedy艣 kocha艂a do szale艅stwa, kt贸ry by艂 jej m臋偶em, kochankiem i przyjacielem, teraz wydawa艂 si臋 obcy? Tak jak ja jestem dla niego obca. Oboje zmienili艣my si臋.

Utrata Mary Kate, a potem siebie nawzajem, by艂a dla nich ci臋偶k膮 pr贸b膮, drog膮 przez m臋k臋, z kt贸rej wyszli z licznymi ranami. Oboje pod膮偶yli r贸偶nymi drogami, zbudowali swoje 偶ycie od nowa.

- Pos艂ugujesz si臋 panie艅skim nazwiskiem. Czy to znaczy, 偶e nie wysz艂a艣 powt贸rnie za m膮偶? - spyta艂.

- Jestem wolna.

- Powinna艣 by艂a znale藕膰 sobie mi艂ego m臋偶a i mie膰 gromadk臋 dzieci.

- Jeszcze mam na to czas. Mo偶e kiedy艣.... - zawaha艂a si臋. - A ty? By艂am pewna, 偶e masz 偶on臋. - Chrz膮kn臋艂a znacz膮co. - S艂ysza艂am, 偶e jeste艣 znan膮 osobisto艣ci膮, wygra艂e艣 wybory dzi臋ki g艂osom kobiet z ca艂ego hrabstwa.

- Wi臋c pozna艂a艣 ju偶 miejscowe plotki - u艣miechn膮艂 si臋.

- Kilka zd膮偶y艂 opowiedzie膰 mi recepcjonista w Magnolia House.

- Czy wspomnia艂 o tym, 偶e spotykam si臋 z niejak膮 Molly Stoddard?

- Nie - odpar艂a, czuj膮c, jak napinaj膮 si臋 jej wszystkie mi臋艣nie.

- Molly jest wdow膮. Ma dwoje dzieci. Spotykamy si臋 od roku, a od trzech miesi臋cy na powa偶nie.

- Czyli sta艂y zwi膮zek? - chcia艂a wiedzie膰, cho膰 w g艂臋bi duszy podejrzewa艂a, 偶e tak jest. Gdyby by艂o inaczej, nie wspomnia艂by o tej kobiecie.

- Na to wygl膮da - potwierdzi艂, 艣ciskaj膮c mocniej kierownic臋. - A w twoim 偶yciu pojawi艂 si臋 kto艣 szczeg贸lny?

- Spotykam si臋 z kim艣 z pracy. Jeste艣my ze sob膮 do艣膰 blisko - zmy艣li艂a na poczekaniu, nie chc膮c, aby pomy艣la艂, 偶e przez te wszystkie lata wyp艂akiwa艂a za nim oczy.

Jasne. Ok艂am go, tak b臋dzie lepiej. Na dobr膮 spraw臋 nie mija艂a si臋 do ko艅ca z prawd膮. Faktycznie widywa艂a si臋 z agentk膮 od Dundeego Lucy Evans, najbli偶sz膮 przyjaci贸艂k膮. Niew膮tpliwie by艂y ze sob膮 bardzo zwi膮zane. Ale nie by艂o w tym zwi膮zku nic romantycznego.

- Ciesz臋 si臋, 偶e masz kogo艣. Jak on si臋 nazywa?

- Jak si臋 nazywa? - powt贸rzy艂a speszona. - Evans... Luke Evans - wybrn臋艂a w ostatniej chwili.

Teraz ju偶 przesadzi艂a艣, k艂amiesz jak z nut - skarci艂a si臋 w duchu. Nie ma 偶adnego Luke'a Evansa.

- Planujecie 艣lub? - dr膮偶y艂 dalej Trent.

- Ma艂偶e艅stwo nie mie艣ci si臋 w naszych najbli偶szych planach.

Przynajmniej to by艂o prawd膮. Ani ona, ani Lucy nie my艣la艂y o trwa艂ych zwi膮zkach. 呕adna te偶 z nikim si臋 nie spotyka艂a.

- Zastanawia艂em si臋, czy nie poprosi膰 Molly o r臋k臋.

- Co? - wykrzykn臋艂a mimowolnie Kate.

Nie chcia艂a tak zareagowa膰, ale jego o艣wiadczenie zaskoczy艂o j膮. Co wi臋cej, rozz艂o艣ci艂o. Nadal po dziesi臋ciu latach od rozwodu my艣la艂a o Trencie jako o swoim m臋偶u.

- Ciesz臋 si臋 i 偶ycz臋 wam wszystkiego najlepszego - wydusi艂a, kryj膮c zazdro艣膰.

- Jeszcze si臋 nie o艣wiadczy艂em. Na razie rozwa偶am tak膮 mo偶liwo艣膰. Jestem coraz starszy, dobiegam czterdziestki. Molly jest wspania艂膮 kobiet膮. Uwielbiam jej dzieci.

Mo偶e za drugim razem nie nale偶y szuka膰 w zwi膮zku szalonej, nienasyconej mi艂o艣ci, lecz partnerstwa i stabilizacji? By膰 mo偶e ona powinna zrobi膰 to samo, poszuka膰 porz膮dnego m臋偶czyzny i zrezygnowa膰 z nami臋tno艣ci na rzecz prostego zadowolenia. Daj spok贸j. Nigdy nie zadowolisz si臋 namiastk膮. Zwi膮zek opiera si臋 na mi艂o艣ci i nic jej nie zast膮pi.

- Powiedzia艂e艣 Molly, 偶e wyje偶d偶asz z by艂膮 偶on膮? - spyta艂a rzeczowo Kate.

- Oczywi艣cie, wszystko jej wyja艣ni艂em. By艂a bardzo wyrozumia艂a. Potrafi zrozumie膰 m臋偶czyzn臋, a przy tym jest taka dobra i mi艂a...

- Kochasz j膮? - przerwa艂a mu ch艂odno. Do licha, dlaczego o to zapyta艂a?

Zapad艂a chwila niezr臋cznego milczenia.

- Nie musisz odpowiada膰. To nie moja sprawa. Przepraszam, 偶e by艂am w艣cibska.

Jechali przez kilka minut w ca艂kowitej ciszy. W ko艅cu Trent odwa偶y艂 si臋 zapyta膰:

- A ty kochasz Luke'a?

- W艂a艣ciwie... tak - odpar艂a. Przynajmniej to nie by艂o k艂amstwem. Mo偶na uzna膰 to za p贸艂prawd臋. Skoro Luke nie istnia艂. W ko艅cu kocha艂a Lucy jak siostr臋.

Trent roze艣mia艂 si臋 sztucznie.

- Jak uda艂o nam si臋 skierowa膰 rozmow臋 na tak dra偶liwy temat? Wr贸膰my lepiej na bezpieczne tory. Jak si臋 czuje ciotka po wylewie?

- Zadziwiaj膮co dobrze. Lepiej ni偶 prognozowali lekarze. Jest upart膮, zdecydowan膮 kobiet膮 i potrafi walczy膰. Na szcz臋艣cie nie ucierpia艂 jej umys艂, jedynie cia艂o. Pocz膮tkowo nie mog艂a chodzi膰, mia艂a niedow艂ad lewej r臋ki, ale dzi臋ki intensywnej rehabilitacji dosz艂a do siebie. Naprawd臋 ci臋偶ko pracowa艂a, aby wr贸ci膰 do zdrowia i dobrej formy.

- Nie藕le wygl膮da.

- Chodzi o lasce. Pewnie zauwa偶y艂a艣. Pozostanie tak do ko艅ca 偶ycia.

- Prawie si臋 nie zmieni艂a, a jednak by艂a jaka艣 inna... Jak tylko stan臋艂a w progu pokoju, zwr贸ci艂a mi uwag臋, 偶e z艂ama艂am zasady dobrego wychowania, niedostatecznie uprzejmie zach臋caj膮c j膮 do wej艣cia.

- Tak j膮 wychowano. Nigdy nie potrafi艂a艣 zrozumie膰, 偶e dla ciotki nie ma nic wa偶niejszego ni偶 dobre maniery - u艣miechn膮艂 si臋.

- Ale偶 doskonale zdawa艂am sobie z tego spraw臋 - obruszy艂a si臋. - Przestrzeganie zasad dobrego wychowania to dla niej religia.

- Co mia艂a艣 na my艣li, m贸wi膮c, 偶e zauwa偶y艂a艣 w niej zmian臋? - spyta艂 Trent, rzucaj膮c kr贸tkie spojrzenie i skr臋caj膮c w p贸艂nocn膮 odnog臋 autostrady numer 82.

- W艂a艣ciwie nie wiem. Powiedzia艂a co艣 bardzo dziwnego.

- Co takiego?

- 呕e nauczy艂a si臋 przyznawa膰 do b艂臋d贸w i 偶e myli艂a si臋 co do mnie.

Trent spojrza艂 na Kate i u艣miechn膮艂 si臋 szeroko.

- Naprawd臋 to powiedzia艂a?

- Tak. O co jej chodzi艂o?

- Dlaczego jej nie zapyta艂a艣?

- Zamurowa艂o mnie.

- Nigdy nie by艂a tak z艂a, jak ci si臋 wydawa艂o - stwierdzi艂 i, zanim zd膮偶y艂a zareagowa膰, doda艂: - Cho膰 nie by艂a te偶 bez winy.

Kale siedzia艂a w ciszy, zastanawiaj膮c si臋 nad tym, co powiedzia艂. Mia艂 racj臋. Ciotka nie by艂a potworem. Szkoda tylko, 偶e Trent jedena艣cie lat temu nie zauwa偶y艂, jak Mary Belle nim manipuluje. Z perspektywy czasu wszyscy troje zrozumieli i dostrzegli to, czego wcze艣niej nie zauwa偶ali.

- Otacza nas za du偶o 偶alu i wzajemnych pretensji. Kate odruchowo wyci膮gn臋艂a d艂o艅, w por臋 jednak wycofa艂a si臋, zdaj膮c sobie spraw臋 z konsekwencji. Kontakt fizyczny mi臋dzy nimi nie by艂 najlepszym pomys艂em. Musi utrzyma膰 mi艂膮 atmosfer臋, ale nie nazbyt przyjacielsk膮. 呕adnej blisko艣ci. Nigdy nie b臋d膮 przyjaci贸艂mi, nawet gdyby bardzo tego pragn臋li. S膮 rodzicami Mary Kate i niech tak pozostanie.

- To, co przydarzy艂o si臋 Mary Kate, to nie by艂a twoja wina - powiedzia艂 Trent.

- Teraz ju偶 o tym wiem - odpar艂a.

Szkoda tylko, 偶e nie zapewni艂 jej o tym zaraz po porwaniu. Wprost przeciwnie, przez te wszystkie dni i tygodnie poszukiwa艅 stale widzia艂a w jego oczach oskar偶enia. I jeszcze ta wypowied藕 ciotki zaraz po zdarzeniu: „Gdyby艣 jak zawsze nie awanturowa艂a si臋, pr贸buj膮c postawi膰 na swoim, nie dosz艂oby do tragedii". Trent nie wstawi艂 si臋 za ni膮, nie wydusi艂 z siebie s艂owa w jej obronie.

Po raz kolejny zapad艂a kr臋puj膮ca cisza. Kate przypuszcza艂a, 偶e Trent pogr膮偶y艂 si臋 w bolesnych wspomnieniach.

- Chcesz zatrzyma膰 si臋 na wczesny lunch w Birmingham, czy raczej wolisz stan膮膰 gdzie艣 przed Tupelo? - w ko艅cu przerwa艂 milczenie.

- Wszystko mi jedno.

- Zatrzymamy si臋 dalej. Mo偶e znajdziemy gdzie艣 dobry fast food w starym stylu. Nadal lubisz t艂uste cheeseburgery z dodatkami?

Doskonale pami臋ta艂, jak na ich pierwszej randce Kate poch艂on臋艂a ogromnego cheeseburgera z cebul膮, do ostatniego k臋sa. By艂a pierwsz膮 dziewczyn膮, z kt贸r膮 si臋 spotyka艂, nie przestrzegaj膮c膮 diety. Bardzo mu si臋 to spodoba艂o. Poza tym jej pasja i rado艣膰 偶ycia.

- Jasne. Pewne rzeczy si臋 nie zmieniaj膮 - u艣miechn臋艂a si臋 uroczo.

Jej promienny u艣miech zawsze powala艂 go z n贸g. To tak偶e si臋 nie zmieni艂o. Prosty m臋ski instynkt nakazywa艂 mu zatrzyma膰 bentleya i chwyci膰 j膮 w ramiona. Niezwyk艂a fizyczna fascynacja, kt贸ra zaw艂adn臋艂a nimi ju偶 przy pierwszym spotkaniu, nie straci艂a na sile. Pragn膮艂 jej teraz, natychmiast, tak jak pragn膮艂 wtedy. Nie m贸g艂 jednak ulec po偶膮daniu, nie mia艂 prawa. Pozwoli艂 jej odej艣膰 dziesi臋膰 lat temu, a teraz ona u艂o偶y艂a sobie 偶ycie od nowa, znalaz艂a mi艂o艣膰. Dlaczego tak go to z艂o艣ci艂o? Przecie偶 nie by艂 w niej zakochany. W jego 偶yciu pojawi艂a si臋 niezwyk艂a kobieta. Problem w tym, 偶e jej nie kocha艂.

- Kate?

- S艂ucham.

- Czy ty to wszystko przemy艣la艂a艣? Czy zastanawia艂a艣 si臋, jak poradzisz sobie z prawd膮, kt贸r膮 zastaniemy?

- Dok艂adnie tak, jak to robi艂am przez ostatnie jedena艣cie lat. Je艣li 偶adna z dziewczynek nie jest Mary Kate, b臋d臋 szuka膰 dalej. - Zawaha艂a si臋 przez moment i doda艂a: - Do ko艅ca 偶ycia.

- Czy ty szuka艂a艣 naszego dziecka przez wszystkie te lata?

Pokiwa艂a g艂ow膮.

- Prowadz臋 prywatne 艣ledztwo. Z tego powodu odesz艂am z policji i zatrudni艂am si臋 w firmie Dundeego. Wiedzia艂am, 偶e jako agentka dostan臋 zni偶ki i 偶e b臋d臋 mia艂a dost臋p do wszystkich 藕r贸de艂 informacji i tajnych akt.

- Co zrobisz, je艣li jedna z dziewczynek oka偶e si臋 Mary Kate?

Kate skuli艂a si臋, jakby nagle powia艂o ch艂odem.

- Je艣li odnajdziemy nasze dziecko, chc臋 j膮 zobaczy膰. Dowiedzie膰 si臋 wszystkiego o jej 偶yciu. Kim s膮 jej rodzice, czy ma rodze艅stwo, czy jest zdrowa i szcz臋艣liwa.

- A je艣li ma kochaj膮c膮 rodzin臋? Co wtedy?

Kate zacisn臋艂a usta i zamkn臋艂a oczy. Trent dostrzeg艂 na jej twarzy wyraz g艂臋bokiego b贸lu. Szybko odwr贸ci艂 g艂ow臋. Tym razem postanowi艂, 偶e jej nie zostawi. Cokolwiek si臋 wydarzy, zostanie przy niej i pomo偶e jej zmierzy膰 si臋 z rzeczywisto艣ci膮.

- Chcia艂abym wierzy膰, 偶e b臋d臋 potrafi艂a odej艣膰, nie zak艂贸caj膮c jej 偶ycia. Nie wiem tylko, czy b臋d臋 na to wystarczaj膮co silna.

- Jeste艣. Oboje musimy by膰 silni - powiedzia艂 twardo.

- Zobaczymy j膮. To ju偶 du偶o, prawda?

- Powinna艣 mie膰 dzieci. By艂aby艣 idealn膮 matk膮 - stwierdzi艂 Trent.

- 呕adne dziecko nie zast膮pi nigdy Mary Kate.

- Rozumiem ci臋, czuj臋 to samo.

Ku w艂asnemu zaskoczeniu po raz pierwszy g艂o艣no wyjawi艂 gn臋bi膮c膮 go prawd臋, 偶e ba艂by si臋 pokocha膰 inne dziecko tak, jak kocha艂 Mary Kate. Strach przed mo偶liwo艣ci膮 utraty najbli偶szej osoby by艂 zbyt g艂臋boki.

Kate pog艂aska艂a go po ramieniu. Jej czu艂y, pieszczotliwy dotyk porazi艂 go pr膮dem, kt贸ry rozszed艂 si臋 po ca艂ym ciele. Zacisn膮艂 z臋by, staraj膮c si臋 odp臋dzi膰 demona przesz艂o艣ci, jaki dr臋czy艂 go, ile razy przypomina艂 sobie, co straci艂. Najpierw c贸rk臋, a potem ukochan膮 kobiet臋. Teraz jego by艂a 偶ona pojawi艂a si臋 zn贸w i prowadzi艂a go w nieznane. Wyruszyli w podr贸偶, kt贸ra mog艂a zaprowadzi膰 ich prosto do piek艂a, gorszego ni偶 to, jakie przeszli jedena艣cie lat temu.


ROZDZIA艁 CZWARTY

Po przyje藕dzie do Memphis skierowali si臋 prosto do hotelu Peabody. Kate nie zaprotestowa艂a, cho膰 uwa偶a艂a, 偶e Trent powinien z ni膮 skonsultowa膰 wyb贸r miejsca noclegu. Ale jaki mia艂oby to sens? Dla niego wynaj臋cie dwupokojowego apartamentu w jednym z najdro偶szych hoteli w mie艣cie by艂o spraw膮 oczywist膮, czym艣 zupe艂nie naturalnym. Trent pochodzi艂 z bardzo zamo偶nej rodziny i zawsze podr贸偶owa艂 pierwsz膮 klas膮.

- Zrobi艂em rezerwacj臋 wczoraj wieczorem - poinformowa艂 j膮, kiedy mijali przedmie艣cia. - Zarezerwowa艂em apartament z dwiema sypialniami na tydzie艅, z zaznaczeniem, 偶e mog臋 przed艂u偶y膰 pobyt.

Kate pokiwa艂a g艂ow膮 i u艣miechn臋艂a si臋, jak gdyby by艂a przyzwyczajona, 偶e ma kogo艣, kto zawsze podejmuje za ni膮 decyzje. W ko艅cu nie mia艂a powodu do narzeka艅. Zatrzymali si臋 w najbardziej eleganckim hotelu w Memphis, sama wynaj臋艂aby prawdopodobnie tani pok贸j w motelu, na jaki pozwala艂 jej bud偶et.

Pok贸j Kate by艂 luksusowy, podobnie 艂azienka. Hotelowy boy przyni贸s艂 jej baga偶e do sypialni i postawi艂 na specjalnym stojaku. Kiedy wychodzi艂, widzia艂a, jak Trent dawa艂 mu napiwek. Z u艣miechu na twarzy ch艂opaka wyczyta艂a, 偶e musia艂 dosta膰 wi臋cej ni偶 by艂o to przyj臋te.

- W kt贸rej z hotelowych restauracji wolisz zje艣膰 kolacj臋: Chez Philippe czy Capriccio? A mo偶e wyjdziemy do restauracji na mie艣cie? - Trent zdj膮艂 p艂aszcz i rzuci艂 go na stoj膮ce w korytarzu krzes艂o. - Mo偶emy te偶 zam贸wi膰 do pokoju, je艣li masz ochot臋 - zaproponowa艂.

- Jestem zm臋czona. Wola艂abym zje艣膰 w pokoju i wcze艣nie p贸j艣膰 spa膰. Zam贸w dla mnie cokolwiek. Nie jestem wymagaj膮ca. Nie mog臋 tylko pi膰 o tej porze czarnej kawy. W mi臋dzyczasie zadzwoni臋 do Morana.

- Stek, wieprzowina, dr贸b czy owoce morza? - zawo艂a艂 z drugiego pokoju Trent, zasiadaj膮c przy stoliku z telefonem w r臋ku.

- Naprawd臋 nie jestem a偶 tak g艂odna. Przejad艂am si臋 hamburgerami. Wystarczy sa艂atka.

Kate zdj臋艂a p艂aszcz i powiesi艂a go w garderobie. Nie by艂a nigdy maniaczk膮 porz膮dku, jako osoba wewn臋trznie uporz膮dkowana, ale lubi艂a mie膰 wszystko na swoim miejscu. By艂a to jedyna cecha, kt贸r膮 ceni艂a w niej ciotka Mary Belle. Od艂o偶y艂a na g贸rn膮 p贸艂k臋 szafy apaszk臋 i r臋kawiczki, zrzuci艂a pantofle i ustawi艂a je r贸wno na pod艂odze w garderobie.

Podchodz膮c do drzwi sypialni, us艂ysza艂a g艂os Trenta zamawiaj膮cego kolacj臋. Zmierzy艂a go wzrokiem, po czym zamkn臋艂a drzwi, staraj膮c si臋 wymaza膰 z pami臋ci jego obraz. Uzna艂a, 偶e najwy偶szy czas zapanowa膰 nad ci膮gle 偶ywym po偶膮daniem do by艂ego m臋偶a. Sp臋dz膮 ze sob膮 kilka najbli偶szych dni, a nawet tygodni, nie mo偶e przecie偶 przez ten ca艂y czas marzy膰 o facecie, kt贸ry jest prawie zar臋czony z inn膮 kobiet膮. Niezale偶nie od wyniku poszukiwa艅, nie by艂o dla nich wsp贸lnej przysz艂o艣ci. Rozum m贸wi艂 jedno, serce sprzeciwia艂o si臋 racjonalnym przes艂ankom. Ba艂a si臋 przyzna膰, jak obecno艣膰 Trenta pobudza jej zmys艂y.

Siedz膮c na kraw臋dzi 艂贸偶ka, si臋gn臋艂a po torebk臋, wyj臋艂a telefon i automatycznie wybra艂a numer Dantego Morana.

- Agent specjalny Moran - wybudzi艂 j膮 z rozmy艣la艅 g艂臋boki m臋ski g艂os w s艂uchawce.

- Cze艣膰, tu Kate Malone.

- Jeste艣 w Prospect?

- Nie, wr贸ci艂am do Memphis. Przyjecha艂 ze mn膮 Trent. Jeste艣my w hotelu Peabody.

- Nie ma to jak Ritz - zagwizda艂 Moran. - Ale domy艣lam si臋, 偶e twojego by艂ego na to sta膰.

- Dla niego to norma - mrukn臋艂a Kate, zdaj膮c sobie spraw臋, 偶e przez ca艂y czas nerwowo unosi i opuszcza kolana. Natychmiast wstrzyma艂a drganie n贸g. - Masz nowe informacje?

- Odnale藕li艣my trzy rodziny, kt贸re straci艂y c贸rki w tym samym czasie. Podobne okoliczno艣ci porwania. Dziewczynki by艂y blondynkami i mia艂y mniej ni偶 sze艣膰 miesi臋cy. Skontaktowali艣my si臋 ze wszystkimi i, je艣li zd膮偶膮 dojecha膰 do Memphis jutro do jedenastej, zorganizujemy wsp贸lne spotkanie, na kt贸rym ustalimy plan dzia艂ania.

- Powiedzia艂e艣: trzy pary? Przecie偶 odnaleziono tylko troje dzieci. Czy to znaczy, 偶e...? - urwa艂a nagle.

- To znaczy, 偶e mamy cztery pary biologicznych rodzic贸w i tylko trzy dziewczynki.

Kate prze艂kn臋艂a nerwowo 艣lin臋.

- Wiesz co艣 o tych ludziach?

- Tylko jedna z par pozostaje nadal w zwi膮zku ma艂偶e艅skim. Bardzo zale偶y im na odnalezieniu c贸rki. Maj膮 jeszcze dwoje m艂odszych dzieci. Druga para jest rozwiedziona, podobnie jak ty i Trent, ale oboje chc膮 pozna膰 losy c贸rki. Jest te偶 samotny ojciec, kt贸rego 偶ona zmar艂a trzy lata temu. Ma nadziej臋, 偶e odnajdzie swoje dziecko.

- Czy metod膮 identyfikacji b臋dzie test DNA? - spyta艂a Kate. Moran wcze艣niej wspomina艂, 偶e maj膮 por贸wna膰 grupy krwi i linie papilarne, ale stuprocentow膮 pewno艣膰 daje tylko test DNA.

- Tak. Postaramy si臋 przy艣pieszy膰 ca艂y proces. Dzwoni艂 do nas tw贸j szef, MacNamara, i sam Dundee, prosili o popchni臋cie sprawy do przodu. Czekaj膮 na ciebie z nowym zleceniem.

- Czy rodzice adopcyjni zostali poinformowani?

- Rozpocz臋li艣my akcj臋. Na pierwszy plan posz艂y starsze dzieci. Skoro Mary Kate ma prawie dwana艣cie lat, b臋dzie w pierwszej grupie.

- Jak d艂ugo to potrwa? - wydusi艂a.

- Pr贸bki DNA zostan膮 pobrane jutro. Prawdopodobnie w ci膮gu kilku najbli偶szych dni zorganizujemy spotkanie z rodzicami adopcyjnymi. Chcemy, aby przynie艣li ze sob膮 zdj臋cia dzieci.

- My艣lisz, 偶e jako matka b臋d臋 potrafi艂a rozpozna膰 moje dziecko na fotografii? - W sercu Kate zacz臋艂y wzbiera膰 l臋k i niepewno艣膰. - A je艣li jej nie poznam? - g艂os Kate za艂ama艂 si臋. 艁zy nap艂yn臋艂y do oczu.

Do licha, nie wolno p艂aka膰. Wyla艂a wszystkie 艂zy lata temu.

- Kate, przesta艅 si臋 zadr臋cza膰. Kiedy otrzymamy wyniki test贸w, b臋dziesz mia艂a pewno艣膰.

- Jasne. Masz racj臋. Przepraszam, 偶e si臋 rozklei艂am. Wiem, jak wy, m臋偶czy藕ni, nie lubicie, kiedy kobiet臋 ponosz膮 emocje.

- Akurat ty masz do tego 艣wi臋te prawo. Gdybym by艂 na twoim miejscu, sam bym si臋 wzruszy艂.

Tym razem Kate roze艣mia艂a si臋.

- 呕artujesz sobie ze mnie. Dante Moran to cz艂owiek ze stali.

- Podobno tak si臋 o mnie m贸wi - zachichota艂. - Ale prawd臋 m贸wi膮c, kiedy chodzi o sprawy osobiste, wszyscy ulegamy emocjom, nawet je艣li nie okazujemy tego na zewn膮trz.

- Agencie Moran, chyba naprawd臋 ci臋 lubi臋.

- Agentko Malone, jestem pewny, 偶e ci臋 lubi臋.

- Jeste艣my przyjaci贸艂mi?

- Jasne. Zadzwoni臋 do ciebie rano i potwierdz臋 spotkanie.

- OK. Dzi臋ki.

Kate od艂o偶y艂a kom贸rk臋 na nocny stolik. Wyci膮gn臋艂a si臋 na 艂贸偶ku, staraj膮c si臋 odpr臋偶y膰. W innych warunkach mog艂aby nawi膮za膰 romans z Moranem. Z jego r贸偶nych wypowiedzi wywnioskowa艂a, 偶e w przesz艂o艣ci prze偶y艂 osobist膮 tragedi臋 i dlatego nadal jest wolny. Interesuj膮cy m臋偶czy藕ni byli zazwyczaj zaj臋ci, zanim sko艅czyli trzydzie艣ci pi臋膰 lat, a Moran powiedzia艂 jej kiedy艣, 偶e nigdy nie by艂 偶onaty. 艢wietn膮 stworzyliby艣my par臋. Ka偶de zakochane jeszcze w dawnym partnerze. Dante - w tajemniczej kobiecie z przesz艂o艣ci, ona - w Trencie.

Us艂ysza艂a delikatne pukanie do drzwi. Usiad艂a wyprostowana.

- Tak?

- Za p贸艂 godziny b臋dzie kolacja - poinformowa艂 Trent przez zamkni臋te drzwi.

- W porz膮dku. W takim razie chwil臋 si臋 zdrzemn臋.

- Zawo艂am ci臋, kiedy przynios膮 jedzenie.

- Dzi臋kuj臋.

- Wszystko w porz膮dku? - spyta艂 nagle z niepokojem w g艂osie.

- Rozmawia艂am z Moranem! - krzykn臋艂a przez drzwi.

- Mog臋 wej艣膰?

No tak. Super, tego jeszcze brakowa艂o.

- Jasne, prosz臋.

Zsun臋艂a si臋 na brzeg 艂贸偶ka, przyjmuj膮c bezpieczn膮 poz臋. Obrzucili si臋 spojrzeniami. Trent zmarszczy艂 brwi.

- P艂aka艂a艣? - Zbli偶y艂 si臋 do niej wolno.

- Ja nigdy nie p艂acz臋. Zatrzyma艂 si臋 par臋 krok贸w przed ni膮.

- Czy Moran powiedzia艂 co艣, co ci臋 zdenerwowa艂o?

- Nie jestem zdenerwowana.

- Dobrze, o co chodzi? Wiem, kiedy jest co艣 nie tak.

- Nie znasz mnie - przerwa艂a mu zimno. - Nie masz zielonego poj臋cia, jaka jestem i co czuj臋. Nigdy nie mia艂e艣! - wybuchn臋艂a.

Na jego twarzy pojawi艂 si臋 grymas.

- Jeste艣 niesprawiedliwa. By膰 mo偶e masz racj臋, 偶e teraz ci臋 nie znam, ale kiedy艣 dobrze zna艂em, a ty mnie. - Zbli偶y艂 si臋 do niej, wzi膮艂 jej r臋k臋 i przy艂o偶y艂 do swego serca. - Kiedy艣 my艣la艂em... Nagle wypu艣ci艂 jej d艂o艅, jakby parzy艂a. - Przepraszam. Trudno zmieni膰 stare przyzwyczajenia. Bycie przy tobie przywo艂uje wiele wspomnie艅. Tych dobrych.

Kate zda艂a sobie spraw臋, 偶e musi natychmiast przej膮膰 kontrol臋 nad sytuacj膮. 艁膮czy艂o ich co艣 w przesz艂o艣ci i niech tak pozostanie.

- Moran zadzwoni jutro rano, je艣li uda mu si臋 zorganizowa膰 spotkanie - powiedzia艂a, celowo zmieniaj膮c temat. - Odnaleziono trzy pary rodzic贸w biologicznych. Z nami 艂膮cznie to cztery, co oznacza, 偶e po otrzymaniu wyniku test贸w DNA kogo艣 spotka wielki zaw贸d.

- Boisz si臋, 偶e to b臋dziemy my? O to chodzi? Spojrza艂 na ni膮 ciep艂o, staraj膮c si臋 doda膰 otuchy. W jego ciemnych oczach jawi艂o si臋 zrozumienie.

- Pragn臋, aby jedna z dziewczynek okaza艂a si臋 Mary Kate niemniej mocno ni偶 ty.

Wiedzia艂a, 偶e m贸wi prawd臋. Jako ojciec dziecka chcia艂 tego co ona. Jednocze艣nie mia艂a pewno艣膰, 偶e Trent nigdy nie marzy艂 o tym dniu. Nie piel臋gnowa艂 w sobie nadziei i nie modli艂 si臋 o to. Nigdy nie wierzy艂, 偶e odnajd膮 Mary Kate.

- Chcia艂abym na chwil臋 zosta膰 sama - poprosi艂a spokojnym g艂osem. - Zawo艂aj mnie, kiedy b臋dzie kolacja.

Wyszed艂 z pokoju, a Kate zamkn臋艂a za nim drzwi i pobieg艂a do 艂azienki. Odkr臋ci艂a kran i ochlapa艂a kilkakrotnie twarz zimn膮 wod膮. Zacisn臋艂a mocno z臋by, staraj膮c si臋 nie rozp艂aka膰.

Trent nala艂 sobie kolejn膮 fili偶ank臋 kawy bezkofeinowej i rozsiad艂 si臋 wygodnie przy stoliku naprzeciw Kate.

- Zam贸wi艂em deser - o艣wiadczy艂 z zadowoleniem, podnosz膮c srebrn膮 pokryw臋, pod kt贸r膮 ukryte by艂o ogromne ciastko czekoladowe ozdobione bit膮 艣mietan膮 i orzeszkami. - Mam nadziej臋, 偶e to nadal tw贸j ulubiony deser? Nie mieli w hotelu ciastek czekoladowych, a 偶e zawsze staraj膮 si臋 zadowoli膰 go艣ci, pos艂ali po nie specjalnie do piekarni.

- Moje preferencje kulinarne raczej si臋 nie zmieni艂y - przyzna艂a. - Pami臋ta艂e艣 przy lunchu o cheeseburgerach, a teraz zada艂e艣 sobie wiele trudu, abym dosta艂a m贸j ulubiony deser. To naprawd臋 bardzo uprzejmie z twojej strony. Ja nawet nie potrafi艂am by膰 dla ciebie mi艂a. Przepraszam.

- By艂a艣 wystarczaj膮co mi艂a - przerwa艂. - W ko艅cu dlaczego mia艂aby艣 by膰 dla mnie mi艂a? Okaza艂em si臋 z艂ym m臋偶em, kiedy najbardziej mnie potrzebowa艂a艣. By艂em zbyt g艂臋boko pogr膮偶ony we w艂asnym b贸lu i poczuciu winy, aby ci pom贸c.

Kate spojrza艂a na niego z takim wyrazem twarzy, jakby nie zrozumia艂a intencji jego wypowiedzi.

- Czy to przeprosiny? - wyszepta艂a.

- Gdyby przeprosiny mog艂y naprawi膰 cho膰 cz臋艣膰 krzywdy, kt贸r膮 ci wyrz膮dzi艂em, b艂aga艂bym o wybaczenie na kolanach. - Odstawi艂 fili偶ank臋 i wsta艂 z krzes艂a. - Jak ty musia艂a艣 mnie nienawidzi膰... - Podszed艂 do okna i spojrza艂 na panoram臋 艣r贸dmie艣cia Memphis.

Rz臋si艣cie o艣wietlone setkami latarni ulice wygl膮da艂y jak mieni膮ce si臋 diamentowe kolie. Mia艂 ochot臋 zapa艣膰 si臋 w ciemno艣膰 nocy i znikn膮膰 bez 艣ladu. Przez tyle lat udawa艂o mu si臋 trzyma膰 na uwi臋zi demony przesz艂o艣ci. Udawa艂 oboj臋tno艣膰. Codziennie powtarza艂 sobie, 偶e Mary Kate nie 偶yje, 偶e ju偶 nigdy jej nie zobaczy, tak jak nie ujrzy wi臋cej swojej 偶ony. Los jednak sobie z niego zadrwi艂, burz膮c tak pieczo艂owicie budowany przez d艂ugie lata mur. W jego 偶yciu zn贸w pojawi艂a si臋 Kate i je艣li dopisze jej szcz臋艣cie, to mo偶e nied艂ugo ujrzy swoj膮 c贸reczk臋. Do licha, czemu jej nie pos艂ucha艂, kiedy upiera艂a si臋, 偶e odnajd膮 dziecko. Powinien by艂 jej wtedy pom贸c. Zamiast tego pogr膮偶y艂 si臋 w krainie ciemno艣ci, zaszy艂 w emocjonalnej pustce, odcinaj膮c od nadziei i mi艂o艣ci.

Wyczu艂 jej obecno艣膰 za plecami, zanim zd膮偶y艂a po艂o偶y膰 mu r臋k臋 na ramieniu. Kiedy go dotkn臋艂a, poczu艂 obezw艂adniaj膮ce napi臋cie. Tak bardzo chcia艂 j膮 przytuli膰 i nie pozwoli膰 ju偶 nigdy odej艣膰.

- Nie czuj臋 do ciebie z艂o艣ci - zapewni艂a.

- Masz prawo mnie nienawidzi膰. Zawiod艂em ci臋.

- 呕adne z nas nie by艂o przygotowane na uniesienie takiego ci臋偶aru, jakim by艂a utrata dziecka. Ka偶de usi艂owa艂o poradzi膰 z tym sobie po swojemu. Najbardziej zabola艂o mnie, 偶e uznali艣cie z ciotk膮, 偶e to moja wina.

O czym ona m贸wi? Odwr贸ci艂 si臋 i spojrza艂 na ni膮 ze zdziwieniem.

- Mary Belle nigdy nie powiedzia艂a, 偶e to twoja wina.

- Stwierdzi艂a tylko, 偶e gdybym tamtej niedzieli nie uciek艂a w z艂o艣ci spod ko艣cio艂a, zabieraj膮c Mary Kate, nie dosz艂oby do tragedii. Nie zaprzeczysz!

- Ale doda艂a r贸wnie偶, 偶e gdyby posz艂a z nami na spacer, co powinna by艂a zrobi膰, nic by si臋 nie sta艂o. Nie pami臋tasz ju偶?

- Oszukujesz!

- Nie pami臋tasz tego, prawda? Kiedy ciotka przyzna艂a si臋, jak bardzo czuje si臋 winna, ty wcze艣niej wybieg艂a艣 z pokoju.

Kate przygl膮da艂a mu si臋 z niedowierzaniem.

- Czy przez te wszystkie lata uwa偶a艂a艣, 偶e obwiniam ci臋 o to, co si臋 sta艂o? - spyta艂.

- Oboje obwiniali艣cie mnie, ty i Mary Belle! Popatrzy艂 na ni膮 zaskoczony. 艢ciera艂y si臋 w nim gniew, b贸l, mi艂o艣膰 i zrozumienie.

- Kate, kochanie... Nikt ci臋 nie obwinia艂, opr贸cz ciebie samej. By艂a艣 tak bardzo przepe艂niona poczuciem winy, 偶e nikt nie m贸g艂 przebi膰 muru, kt贸rym si臋 otoczy艂a艣, nawet lekarze.

Zrobi艂 krok w jej kierunku, chc膮c j膮 obj膮膰, ale si臋 odsun臋艂a.

- Nie umiem sobie teraz z tym poradzi膰. Nie wiem, czy mog臋 ci wierzy膰.

- Dlaczego mia艂bym ci臋 ok艂amywa膰? Co m贸g艂bym zyska膰?

- Nie wiem, ale za co w takim razie przeprasza艂e艣 mnie kilka minut temu?

- Za wszystko. Za to, 偶e dopu艣ci艂em do tragedii, 偶e nie umia艂em sobie z tym poradzi膰, 偶e si臋 tob膮 nie zaopiekowa艂em. Nie potrafi艂em da膰 ci tego, czego najbardziej wtedy potrzebowa艂a艣, pom贸c przetrwa膰 trudne chwile. Gdybym nie pope艂ni艂 tylu b艂臋d贸w, nie odesz艂aby艣.

- Przez te wszystkie lata my艣la艂am, 偶e to ja ci臋 zawiod艂am.

Zanim zd膮偶y艂 chwyci膰 j膮 w ramiona, odwr贸ci艂a si臋 od niego i uciek艂a. Pobieg艂 za ni膮, ale zatrzasn臋艂a mu przed nosem drzwi. Zastyg艂 na kilka chwil w bezruchu, zastanawiaj膮c si臋, czy powinien wedrze膰 si臋 si艂膮 do jej sypialni, czy zostawi膰 j膮 w spokoju.

Kiedy us艂ysza艂 szcz臋k zamka, uzna艂 to za odpowied藕. Kate nie potrzebowa艂a go i nie chcia艂a.


ROZDZIA艁 PI膭TY

Kate i Trent przyjechali na spotkanie do biura FBI jako pierwsi. Po oko艂o trzydziestu minutach czekania zjawili si臋 pozostali.

Dante Moran, ubrany w czarny garnitur, jasnoszar膮 koszul臋 i krawat w pr膮偶ki, w ka偶dym calu odpowiada艂 telewizyjnemu wizerunkowi agenta FBI. Zlustrowa艂 dok艂adnie wzrokiem ca艂膮 grup臋, w ko艅cu jego bystre ciemne oczy spocz臋艂y na Kate. Pos艂a艂a mu nie艣mia艂y u艣miech. Zrozumieli si臋 bez s艂贸w.

Na twarzach wszystkich przyby艂ych na spotkanie rodzic贸w malowa艂 si臋 podobny wyraz nadziei i l臋ku. Jayne i Clay Perkinsowie byli jedyn膮 par膮 b臋d膮c膮 nadal ma艂偶e艅stwem. Oboje zbli偶ali si臋 do czterdziestki. On by艂 wysoki i szczup艂y, ona pulchna i niska. Mieli dziesi臋cioletniego syna i siedmioletni膮 c贸rk臋. Ich najstarsze dziecko, Megan, kt贸ra teraz mia艂aby dwana艣cie lat, zosta艂a porwana z w贸zka w centrum handlowym w 艣r贸dmie艣ciu Birmingham, kiedy mia艂a trzy miesi膮ce. By艂o to na tydzie艅 przed Wielkanoc膮.

Jessica Previn, egzotyczna pi臋kno艣膰 o kruczoczarnych w艂osach i 艣niadej cerze, oraz r贸wnie atrakcyjny blondyn Dave Blankenship byli rozwiedzeni. Przyjechali tu ze swoimi nowymi partnerami, Dave z 偶on膮, a Jessica z narzeczonym. Dave mia艂 trzyletniego syna i z dum膮 pokazywa艂 jego fotografie pozosta艂ym rodzicom. C贸rka jego i Jessiki, Charity, zosta艂a uprowadzona z ko艂yski, w kt贸rej spa艂a na podw贸rku za domem, w dzie艅 po Wielkanocy, r贸wnie偶 dwana艣cie lat temu.

Muskularnie zbudowany, wysportowany, kr贸tko ostrzy偶ony wojskowy Dennis Copeland by艂 od dw贸ch lat wdowcem. Wychowywa艂 samotnie siedmioletni膮 c贸rk臋 Brooka. Razem z 偶on膮 Stacy studiowali na uniwersytecie Auburn, kiedy urodzi艂o si臋 ich pierwsze dziecko. Dwumiesi臋czna Heather Copeland zosta艂a porwana przez nieznajom膮, kt贸ra uprosi艂a opiekunk臋, 偶eby da艂a jej potrzyma膰 dziecko. Mia艂o to miejsce w parku niedaleko mieszkania rodzic贸w, w czwartek przed Wielkanoc膮.

Kate zacz臋艂a rozmy艣la膰, jak porwanie dziecka wp艂yn臋艂o na 偶ycie ka偶dej z tych rodzin. Wielka tragedia niew膮tpliwe odcisn臋艂a na nich wszystkich straszliwe pi臋tno. Zastanawia艂a si臋, czy ma艂偶e艅stwo Blankenship贸w rozpad艂o si臋 z podobnych przyczyn, co jej zwi膮zek z Trentem. Czy obwiniali si臋 wzajemnie? A mo偶e po prostu przestali si臋 kocha膰? Jak Copelandom i Perkinsom uda艂o si臋 razem przetrwa膰? Jakie to zreszt膮 ma znaczenie? Dzi艣 wszystkich zebranych po艂膮czy艂o pragnienie poznania prawdy o zaginionych dzieciach.

Kiedy Dante Moran wyja艣nia艂 szczeg贸艂owo, czego FBI dowiedzia艂o si臋 o gangu porywaczy, dzia艂aj膮cym na po艂udniu kraju ponad dwana艣cie lat temu, Trent wzi膮艂 Kate za r臋k臋. Instynktownie pragn臋艂a cofn膮膰 d艂o艅. Nie potrafi艂a nikomu zaufa膰. Wybra艂a samotn膮 drog臋, umia艂a o siebie zadba膰, nie chcia艂a liczy膰 na 偶adnego m臋偶czyzn臋. Zdrowy rozs膮dek powstrzyma艂 j膮 jednak przed odrzuceniem czu艂o艣ci. W g艂臋bi duszy wiedzia艂a, 偶e nadal 艂膮czy ich silna wi臋藕 emocjonalna. Po tylu latach roz艂膮ki, kiedy mieli ze sob膮 tak ma艂o wsp贸lnego, byli zwi膮zani najmocniejszym w臋z艂em, byli rodzicami zaginionego dziecka.

Kate z艂apa艂a si臋 na tym, 偶e coraz mocniej 艣ciska d艂o艅 Trenta i coraz bardziej si臋 do niego przysuwa. Spojrza艂a na niego i dostrzeg艂a w wyrazie jego oczu w艂asne obawy i uczucia. Pochyli艂 si臋 ku niej i szepn膮艂:

- Kiedy patrz臋 na tych ludzi, chcia艂bym, aby FBI odnalaz艂o cztery dziewczynki.

Kate pokiwa艂a ze zrozumieniem g艂ow膮. Prawd臋 m贸wi膮c, by艂a zadowolona, 偶e nie musi przechodzi膰 sama tej traumy.

- Agencja prowadzi teraz akcj臋 maj膮c膮 na celu odnalezienie i poinformowanie rodzic贸w adopcyjnych. S膮 ich setki. Rozpocz臋li艣my od najstarszych dzieci. Trzy pierwsze sprawy dotycz膮 dziewczynek, kt贸re zosta艂y porwane w Alabamie dwana艣cie lat temu. Poprosili艣my rodzic贸w adopcyjnych o umo偶liwienie pobrania pr贸bek DNA od dzieci, co do kt贸rych istnieje podejrzenie, 偶e zosta艂y porwane. Nast臋pnie pa艅stwo zostaniecie poddani badaniom. Wykonanie test贸w uznali艣my za dzia艂anie priorytetowe. Jedno z rodzic贸w zgodzi艂o si臋 pokry膰 ich koszty, dzi臋ki czemu b臋dziemy mogli przeprowadzi膰 je w prywatnym laboratorium, co zdecydowanie przy艣pieszy spraw臋. Wyniki otrzymamy w ci膮gu tygodnia. W mi臋dzyczasie pobierzemy pr贸bki krwi oraz por贸wnamy odciski palc贸w, o ile s膮 dost臋pne.

- To ty? - spyta艂a Kate, odwracaj膮c si臋 do Trenta.

- Tak.

- Bardzo ci dzi臋kuj臋.

- Postanowi艂em pokry膰 koszt bada艅, aby艣my nie musieli czeka膰 d艂u偶ej ni偶 to konieczne - wyszepta艂 jej do ucha. - Zap艂aci艂bym dziesi臋膰 razy wi臋cej, bez mrugni臋cia oka, 偶eby tylko pozna膰 prawd臋.

- Prosz臋, pami臋tajcie jednak, 偶e nawet je偶eli odnajdziecie swoje dzieci, nie oznacza to, 偶e b臋dziecie je mogli odebra膰 rodzicom adopcyjnym - ci膮gn膮艂 dalej Moran. - B臋dziemy mieli do czynienia z bardzo skomplikowan膮 sytuacj膮 prawn膮. Rodzice adopcyjni ju偶 wynajmuj膮 adwokat贸w. Musicie mie膰 艣wiadomo艣膰, 偶e czeka was droga przez piek艂o.

- Jakie mamy prawa? - spyta艂 Dennis Copeland.

- Co do tego decyzj臋 podejmie s膮d.

- Czy wszystkie trzy dziewczynki wychowywa艂y si臋 w dobrych domach? Czy maj膮 kochaj膮cych rodzic贸w? - chcia艂a wiedzie膰 Jessica Previn.

- W tym momencie nie mam na ten temat dostatecznych informacji - odpar艂 Moran.

- Kiedy b臋dziemy mogli spotka膰 si臋 z rodzicami adopcyjnymi? - spyta艂a Jayne Perkins.

- Czy zobaczymy zdj臋cia dzieci? Jestem pewna, 偶e rozpoznam Charity.

- Ja r贸wnie偶 - popar艂a j膮 Jayne z przekonaniem. - Wystarczy jedno spojrzenie i b臋d臋 wiedzia艂a, czy to Megan.

- Planujemy zorganizowanie spotkania w przeci膮gu najbli偶szych trzech, czterech dni. Poprosimy rodzic贸w adopcyjnych, aby przynie艣li ze sob膮 zdj臋cia dziewczynek. Przestrzegam jednak pa艅stwa przez rozbudzaniem nadziei, nawet je艣li wyda wam si臋, 偶e rozpoznajecie w艂asne dzieci. Wasze c贸rki by艂y blondynkami. Dwie mia艂y niebieskie oczy, a dwie - piwne. Jak wiemy, zar贸wno kolor oczu, jak i w艂os贸w mo偶e zmieni膰 si臋 z wiekiem. Blondynki mog膮 sta膰 si臋 brunetkami, a niebieskie oczy przebarwi膰 na zielone.

- Czy my te偶 powinni艣my wynaj膮膰 prawnik贸w? - spyta艂 Dave Blankenship.

- Nie mog臋 nic sugerowa膰 - odpar艂 Moran.

- Gdyby pan by艂 na naszym miejscu, co by pan zrobi艂? - spyta艂 Trent, po czym natychmiast sam udzieli艂 sobie odpowiedzi. - Oczywi艣cie zatrudni艂by pan adwokata, mam racj臋? Ja ju偶 skontaktowa艂em si臋 z moim prawnikiem i pa艅stwu doradza艂bym to samo. Jestem pewny, 偶e wszyscy chcemy jak najlepiej dla naszych dzieci. Mo偶e to oznacza膰, 偶e nasze c贸rki pozostan膮 z rodzicami adopcyjnymi, ale nawet w tym przypadku przys艂uguj膮 nam jako rodzicom biologicznym jakie艣 prawa.

Mi臋dzy zebranymi rozgorza艂a dyskusja. W ko艅cu zdecydowano, 偶e ka偶dy wynajmie w艂asnego prawnika.

- B臋d臋 ze wszystkimi w kontakcie, na wypadek gdyby pojawi艂y si臋 jakie艣 istotne informacje. Jak tylko uda nam si臋 zaplanowa膰 spotkanie z rodzicami adopcyjnymi, natychmiast pa艅stwa poinformuj臋. Teraz pobierzemy od pa艅stwa pr贸bki DNA. Agent Clark odprowadzi pa艅stwa kolejno do pomieszczenia, w kt贸rym czeka laborant z O'Steens Lab maj膮cy pobra膰 materia艂 do bada艅. Chcia艂bym jednocze艣nie zapewni膰, 偶e testy zostan膮 wykonane pod pe艂n膮 ochron膮 FBI.

Wszyscy zacz臋li wychodzi膰 powoli z biura, kiedy Moran da艂 znak Kate, aby poczeka艂a. Zostawiaj膮c Trenta przy drzwiach, podesz艂a do Dantego.

- Czy znasz swoj膮 grup臋 krwi i m臋偶a? Przepraszam, by艂ego m臋偶a.

Serce Kate zatrzepota艂o pe艂ne nadziei.

- Tak. A dlaczego pytasz?

- Mo偶esz mi poda膰?

- Ja mam A Rh plus, a Trent zero.

- Dwie dziewczynki maj膮 grup臋 zero.

Kate z trudem prze艂kn臋艂a 艣lin臋. Zala艂a j膮 fala gor膮ca.

- Mary Kate te偶 mia艂a grup臋 zero.

- Pomy艣la艂em, 偶e powinna艣 o tym wiedzie膰. Ale wiele os贸b ma tak膮 grup臋 krwi.

Moran spojrza艂 czule na Kate, daj膮c do zrozumienia, 偶e trzyma kciuki za powodzenie sprawy. Po czym odszed艂, nic nie m贸wi膮c.

Dziwny cz艂owiek, pomy艣la艂a. Niby taki twardy, a jednak wra偶liwy.

- O co chodzi艂o? - spyta艂 Trent, podchodz膮c do Kate. - S膮dz膮c po tym, jak na ciebie patrzy艂, niew膮tpliwie jest tob膮 zainteresowany - zauwa偶y艂 z niech臋ci膮.

- Jeste艣my kolegami po fachu. Do艣膰 dobrze si臋 rozumiemy, ale nie ma mi臋dzy nami nic osobistego.

Dlaczego w艂a艣ciwie si臋 przed nim t艂umacz臋? - zastanowi艂a si臋.

- Gdyby nie Luke, pewnie mia艂by szanse? - dopytywa艂 si臋 dalej Trent.

Do licha. Zupe艂nie zapomnia艂a o niewinnym k艂amstewku.

- S艂uchaj. Musz臋 si臋 do czego艣 przyzna膰.

W tym momencie zadzwoni艂a kom贸rka Kate. Czy偶by by艂a uratowana?

- Malone, s艂ucham.

- Cze艣膰, tu Lucy. Co u ciebie? Wszystko w porz膮dku? Gdzie jeste艣?

- Powoli. Strzelasz pytaniami jak z procy.

- Przepraszam. Nie odzywa艂a艣 si臋 przez kilka dni. Jak spotkanie z by艂ym?

- Jeste艣my razem w Memphis w siedzibie FBI. W艂a艣nie sko艅czy艂o si臋 spotkanie z pozosta艂ymi rodzicami biologicznymi. Maj膮 wykona膰 testy DNA, kt贸re potwierdz膮 to偶samo艣膰 dzieci. Pomaga mi bardzo Dante Moran.

- M贸wi膮, 偶e to porz膮dny facet. Mo偶e tylko troch臋 szorstki. Bior膮c pod uwag臋, 偶e ma problemy z przepisami, podobno wkr贸tce wyl膮duje w naszej agencji.

- 呕artujesz? Sk膮d wiesz?

- Daisy wspomnia艂a, 偶e nasz nieustraszony szef z艂o偶y艂 mu propozycj臋. Znasz Sawyera, nie zrobi艂by tego, gdyby nie mia艂 stuprocentowej pewno艣ci, 偶e Dante j膮 przyjmie.

- Moran nic mi o tym nie powiedzia艂.

- A po co? Tylko nie m贸w, 偶e si臋 co艣 mi臋dzy wami kroi? - za艣mia艂a si臋 Lucy.

- Lubimy si臋 i nawzajem szanujemy. To wszystko. - Kate rzuci艂a ukradkowe spojrzenie na Trenta, kt贸ry przys艂uchiwa艂 si臋 z uwag膮 jej rozmowie.

- A jak uk艂ady z twoim by艂ym? Nadal co艣 do niego czujesz, nie zaprzeczysz! Jestem twoj膮 najlepsz膮 przyjaci贸艂k膮 i dobrze ci臋 znam. On te偶 nadal ci臋 kocha?

- Nie mog臋 powiedzie膰.

- Stoi ko艂o ciebie? Tak?

- Tak.

- Zadzwo艅 p贸藕niej, jak b臋dziesz sama. Wtedy opowiesz ze szczeg贸艂ami. Dopiero wczoraj wieczorem wr贸ci艂am do Atlanty. Powiedzia艂am Sawyerowi, 偶e jestem zm臋czona i 偶e musz臋 chwil臋 odpocz膮膰, zanim zn贸w gdzie艣 mnie wy艣le. Naprawd臋 zalaz艂 mi za sk贸r臋. Po ostatniej awanturze z艂o艣liwie daje mi same beznadziejne zlecenia, bo wie, 偶e nie znosz臋, kiedy traktuje mnie jak g艂upi膮 blondynk臋. Kiedy艣 po膰wiartuj臋 tego faceta!

- Je艣li kto艣 go po膰wiartuje, to b臋dziesz to ty. Tylko przygotuj si臋 na prawdziw膮 bitw臋. Wiesz, 偶e nic tak nie ucieszy Sawyera jak podsuni臋cie mu uzasadnionego powodu do wylania ci臋. Jeste艣 mu sol膮 w oku, moja droga. Pracujesz tu jeszcze tylko dlatego, poniewa偶 przestrzega zasady, 偶e uczucia osobiste nie mog膮 mie膰 wp艂ywu na s艂u偶bowe decyzje.

- Sp贸jrzmy prawdzie w oczy, 偶adne z nas nie potrafi podej艣膰 bezosobowo do spraw, kt贸re dotycz膮 nas obojga. Nie cierpimy si臋 i nic tego nie zmieni - j臋kn臋艂a Lucy. - Ale czemu ja ci臋 zanudzam g艂upimi problemami, kiedy w艂a艣nie w twoim 偶yciu dziej膮 si臋 najwa偶niejsze rzeczy.

Kate spojrza艂a na Trenta i domy艣li艂a si臋, 偶e jest bardzo ciekaw, kto jest jej rozm贸wc膮. Mo偶e powinna mu powiedzie膰, 偶e nie ma 偶adnego Luke'a, tylko Lucy? Z drugiej strony fikcyjny ch艂opak m贸g艂by pom贸c zachowa膰 mi臋dzy nimi dystans. Gdyby usun臋艂a z drogi t臋 przeszkod臋, czy Trent wykona艂by ruch w jej kierunku?

- Mo偶esz wy艣wiadczy膰 mi przys艂ug臋? - poprosi艂a Kate.

- Jasne.

- Podlej kwiaty w moim mieszkaniu.

- Dobrze. Jasne.

Kate nie mia艂a w mieszkaniu 偶adnych ro艣lin, o czym Lucy doskonale wiedzia艂a. Zastosowa艂a w rozmowie rodzaj kodu, kt贸rym si臋 pos艂ugiwa艂y, gdy Lucy znajdowa艂a si臋 w tarapatach. Je艣li tylko czu艂a, 偶e ulegnie zmys艂om, czego na pewno po偶a艂uje nast臋pnego ranka, telefonowa艂a do Kate, prosz膮c, aby podla艂a jej kwiaty. By艂o to jak b艂aganie o natychmiastow膮 pomoc. Tak naprawd臋 Lucy by艂a morderczyni膮 ro艣lin. Bez najmniejszego wysi艂ku potrafi艂a zg艂adzi膰 ka偶d膮 w przeci膮gu dziesi臋ciu dni.

- By膰 mo偶e wr贸c臋 do Atlanty dopiero za tydzie艅 lub dwa. A nie chcia艂abym, aby co艣 si臋 sta艂o moim ro艣linkom - doda艂a Kate.

- Chcesz, 偶ebym przyjecha艂a do Memphis, czy wystarczy, je艣li b臋d臋 czuwa艂a pod telefonem, na wypadek gdyby sytuacja wymyka艂a si臋 spod kontroli?

- To drugie.

- W takim razie czekam na wiadomo艣膰. - Lucy na moment zawiesi艂a g艂os. - Mam nadziej臋, 偶e odnajdziecie Mary Kate.

- Ja te偶.

- Uwa偶aj na siebie.

Kate zamkn臋艂a klapk臋 telefonu i schowa艂a go do kieszeni kurtki.

- Czy to by艂 Luke? - zapyta艂 Trent.

- Tak i nie - przyzna艂a lekko zmieszana. Trent spojrza艂 na ni膮 pytaj膮cym wzrokiem.

- Rozmawia艂am z moj膮 najlepsz膮 przyjaci贸艂k膮, Lucy Evans, by艂膮 agentk膮 FBI, kt贸ra teraz pracuje ze mn膮 u Dundeego. Nie ma 偶adnego Luke'a - westchn臋艂a g艂o艣no. - Jest Lucy, kt贸r膮 kocham, bo jest dla mnie jak siostra, wi臋c ok艂ama艂am ci臋 tylko cz臋艣ciowo.

- Dlaczego chcia艂a艣, abym my艣la艂, 偶e masz ch艂opaka?

- u艣miechn膮艂 si臋 Trent.

- Mam by膰 szczera?

- Oczywi艣cie.

- Nadal co艣 do ciebie czuj臋 i my艣l臋, 偶e... ty do mnie r贸wnie偶. Pewnie to pozosta艂o艣ci dawnej fascynacji, kt贸ra nas 艂膮czy艂a. Wydawa艂o mi si臋, 偶e je艣li powiem, 偶e mam ch艂opaka, zachowasz dystans.

Trent pu艣ci艂 jej rami臋, obj膮艂 delikatnie w talii i spojrza艂 g艂臋boko w oczy.

- Gdybym ci臋 pragn膮艂, a ty mnie, nawet stu narzeczonych nie powstrzyma艂oby mnie od kochania si臋 z tob膮.

Radosne emocje wybuch艂y w niej jak noworoczne fajerwerki.

- Trent, ja...

Przyci膮gn膮艂 j膮 mocno do siebie, zbli偶aj膮c usta do jej warg.

- Laborant ju偶 na was czeka - us艂yszeli g艂os Morana. Kate skamienia艂a.

Trent niech臋tnie wypu艣ci艂 j膮 z ramion. Ma艂o brakowa艂o, pomy艣la艂a. Co b臋dzie nast臋pnym razem, je艣li nie b臋dzie nikogo w pobli偶u, aby nam przeszkodzi膰?


ROZDZIA艁 SZ脫STY

Kate usiad艂a przy stoliku naprzeciw Dantego Morana. Spotkali si臋 w River City Cafe, malej staromodnej restauracyjce o wystroju z lat pi臋膰dziesi膮tych, znajduj膮cej si臋 w pobli偶u siedziby FBI. Po oddaniu pr贸bek DNA poprosi艂a, aby Trent wr贸ci艂 do hotelu bez niej.

- Potrzebuj臋 troch臋 czasu - wyja艣ni艂a. - My艣l臋, 偶e ty r贸wnie偶. Wr贸膰 sam do hotelu i znajd藕 jakie艣 mi艂e zaj臋cie. Ja tu jeszcze zostan臋. Chcia艂abym przejrze膰 wszystkie mo偶liwe akta dotycz膮ce grupy porywaczy, o ile Moran mi je udost臋pni. Nie unios臋 dw贸ch problem贸w naraz, a kiedy jestem przy tobie, powracaj膮 dawne uczucia i nami臋tno艣ci. W tym momencie to dla mnie zbyt du偶o.

Trent nie protestowa艂, odszed艂 bez s艂owa. W pewnym sensie poczu艂a si臋 rozczarowana.

- Mo偶e powinna艣 zatelefonowa膰 do swojego by艂ego i powiedzie膰 mu, 偶e wszystko w porz膮dku i wr贸cisz p贸藕niej? - Moran rzuci艂 jej kr贸tkie spojrzenie znad otwartego menu, kt贸re w艂a艣nie przegl膮da艂.

- Nie musz臋 si臋 przed nim t艂umaczy膰. Jeste艣my rozwiedzeni i jedyny pow贸d, dla kt贸rego jeste艣my teraz razem, to Mary Kate.

- Co on ci zrobi艂, 偶e tak go nienawidzisz?

- Nie nienawidz臋 go.

Do stolika podesz艂a kelnerka, przynosz膮c kieliszki i wod臋.

- Czy mog臋 przyj膮膰 zam贸wienie? - spyta艂a.

- Ja wezm臋 kurczaka w sosie i czarn膮 kaw臋 - poprosi艂 Moran.

- A pani? - zwr贸ci艂a si臋 do Kate.

- Kurczaka z grilla, sa艂atk臋 i kaw臋 - odpar艂a, spogl膮daj膮c z do艂u na dziewczyn臋. - A, i jeszcze mleczko do kawy - doda艂a.

Kiedy tylko kelnerka znikn臋艂a z pola widzenia, Moran powt贸rzy艂 pytanie:

- Co jest mi臋dzy wami?

- Nie b膮d藕 taki w艣cibski.

Dante u艣miechn膮艂 si臋 z rozbawieniem, ukazuj膮c bia艂e z臋by kontrastuj膮ce ze 艣niad膮 cer膮.

- My艣la艂em, 偶e chcesz o tym pogada膰. Je艣li si臋 myli艂em, przepraszam.

- Nie ma o czym m贸wi膰 - westchn臋艂a. - Jeste艣my dziesi臋膰 lat po rozwodzie. Trent jest zwi膮zany z inn膮 kobiet膮. A ja wcale go nie nienawidz臋 i w tym w艂a艣nie tkwi problem.

- Hm - mrukn膮艂 znacz膮co Dante.

- Chcia艂abym ci podzi臋kowa膰, 偶e pozwoli艂e艣 mi posiedzie膰 w biurze i przejrze膰 dokumenty. Nie b臋dziesz mia艂 z tego powodu k艂opot贸w?

- Je偶eli nikt na mnie nie doniesie, to nie - za艣mia艂 si臋.

- Szczerze m贸wi膮c, nie interesuje mnie kariera w FBI. Zastanawiam si臋 ostatnio powa偶nie nad zmian膮 pracy.

- Ale dlaczego?

- Moja kariera stoi w miejscu, nie rozwijam si臋, a przy mojej reputacji buntownika nie mam szans na awans.

- Jaki jest pow贸d twojego buntu?

- To zale偶y, kogo o to zapytasz - zachichota艂 Moran.

- Z mojego punktu widzenia zawsze jest pow贸d. Czasami nie przestrzegam zasad i 艂ami臋 prawo, ale jak m贸wi膮, w szale艅stwie jest metoda.

- Czy dochodzenie zwi膮zane z grup膮 porywaczy to b臋dzie twoja ostatnia sprawa w FBI?

- By膰 mo偶e. Powinni艣my zamkn膮膰 moj膮 cz臋艣膰 艣ledztwa w ci膮gu miesi膮ca, a potem prawdopodobnie przenios臋 si臋 na Po艂udnie.

- Do Atlanty? Moran uni贸s艂 brwi.

- Z kim od Dundeego rozmawia艂a艣?

- Kierowniczka biura Daisy Holbrook powiedzia艂a mojej przyjaci贸艂ce Lucy, a Lucy zadzwoni艂a do mnie dzi艣 przed po艂udniem. - Kate u艣miechn臋艂a si臋 szeroko do Morana. - Czy chcesz pozna膰 moj膮 opini臋?

- Wal.

- Dundee b臋dzie mia艂 piekielne szcz臋艣cie, je艣li pozyska takiego agenta jak ty.

- Dzi臋ki, zaraz si臋 zaczerwieni臋.

- Pewnie wiesz ju偶, 偶e dobrze p艂ac膮. Niekt贸re zlecenia s膮 niebezpieczne, inne 艂ami膮 serce, s膮 te偶 proste rutynowe nudne sprawy. Naszym g艂贸wnym szefem jest Sawyer MacNamara. Bystry, my艣l膮cy i bezstronny. Jego s艂abym punktem jest tylko Lucy Evans. 呕yj膮 jak pies z kotem. Ka偶da drobnostka ko艅czy si臋 walk膮. Nienawidz膮 si臋 z ca艂ego serca.

- A sam Dundee? Skoro MacNamara prowadzi interesy, to jaki udzia艂 ma w tym w艂a艣ciciel?

- Sam Dundee pojawia si臋 w agencji raz do roku, chyba 偶e zainteresuje go szczeg贸lnie jaka艣 sprawa. Jest na bie偶膮co informowany o wszystkim i je艣li MacNamara ma problem, wtedy wkracza. Polubisz Sama. Wszyscy go lubi膮. Pracuj膮 u niego najlepsi.

- Czy wszystkie agentki Dundeego s膮 tak 艂adne jak ty?

- Hm - mrukn臋艂a Kate, nie mog膮c powstrzyma膰 u艣miechu. - Czy nie przemawia przez ciebie przypadkiem szowinizm?

- Absolutnie. Przyjmij to jako komplement.

- W takim razie, wszystkie nasze dziewczyny s膮 bardzo atrakcyjne, cho膰 ka偶da na sw贸j spos贸b. Obecnie opr贸cz mnie pracuj膮 jeszcze dwie. Poza tym jest kierowniczka biura oraz trzy pomocnice. Lucy Evans, moja przyjaci贸艂ka, jest by艂膮 agentk膮 FBI, podobnie jak Sawyer. Ich wzajemna niech臋膰 wywodzi si臋 jeszcze z tamtych czas贸w. Lucy jest niezwyk艂a. Wysoka, ma prawie metr osiemdziesi膮t. Opisa艂abym j膮 jako wsp贸艂czesn膮 rudow艂os膮 amazonk臋.

Moran przeci膮gle zagwizda艂.

- Mo偶e jest dla niego zbyt kobieca, jak na partnerk臋, i nie potrafi sobie z tym poradzi膰?

- Tylko nigdy tego przy nim nie m贸w! - Kate wybuchn臋艂a 艣miechem.

- Ju偶 si臋 nie mog臋 doczeka膰, kiedy j膮 poznam.

- Drug膮 agentk膮 jest J.J. Jest chyba najpi臋kniejsz膮 kobiet膮, jak膮 w 偶yciu widzia艂am. Wyobra藕 sobie m艂od膮 Elisabeth Taylor. Czarne w艂osy, fio艂kowe oczy i drobna zgrabna sylwetka z tali膮 osy.

- I jest agentk膮 Dundeego?

- Kiedy j膮 poznasz, niech ci臋 nie zmyli jej wygl膮d. Ma czarny pas karate, pos艂uguje si臋 biegle wszelkimi rodzajami broni i je藕dzi na harleyu.

- Jestem pod wra偶eniem. Czy u Dundeego obowi膮zuj膮 wewn臋trzne zasady, 偶e agenci nie mog膮 si臋 umawia膰?

- O niczym takim nie s艂ysza艂am. Wielu z nas 艂膮cz膮 wi臋zy o charakterze bardziej osobistym, s膮 to jednak raczej przyja藕nie, rzadko kiedy dochodzi do romans贸w.

- A ty? Mia艂aby艣 ochot臋 na romans?

Zbita z tropu pytaniem, Kate wpatrywa艂a si臋 w niego szeroko otwartymi oczyma.

- Czy ty...? - Zamacha艂a zabawnie r臋k膮, najpierw wskazuj膮c na niego, a potem na siebie. - Ty i ja?

- A dlaczego by nie? Oczywi艣cie, je偶eli nie wr贸cisz do swojego by艂ego.

- Do tego na pewno nie dojdzie!

- Nie by艂bym taki pewny. Nadal co艣 do niego czujesz, prawda?

- By膰 mo偶e, ale to nie oznacza, 偶e mo偶e si臋 wszystko u艂o偶y膰. Poza tym dlaczego mia艂by艣 by膰 zainteresowany romansem ze mn膮, skoro wiesz, 偶e nadal co艣 mnie 艂膮czy z Trentem?

- Powiedzia艂em: romans, nie mi艂o艣膰 czy ma艂偶e艅stwo. Widz膮c na twarzy Dantego nie艣mia艂y u艣miech, zacz臋艂a zastanawia膰 si臋, czy to 偶art.

- W twoim j臋zyku romans znaczy seks, tak? Kelnerka postawi艂a pe艂ne talerze przed Kate i Moranem.

- Czy poda膰 co艣 jeszcze? Kate potrz膮sn臋艂a g艂ow膮.

- Nie, dzi臋kujemy - odpar艂 Dante.

- W innych okoliczno艣ciach idealnie pasowaliby艣my do siebie - powiedzia艂a Kate, kiedy kelnerka oddali艂a si臋. - Uk艂ad tymczasowy. Oboje jeste艣my w podobnym po艂o偶eniu.

- Sk膮d taki wniosek? - Moran roz艂o偶y艂 serwetk臋 i wzi膮艂 do r臋ki widelec.

- Mi臋dzy nami mo偶liwe by艂yby tylko przyja藕艅 i seks, oboje nadal kochamy duchy z przesz艂o艣ci.

R臋ka Dantego 艣ciskaj膮ca widelec zawis艂a na moment w powietrzu. Przez d艂u偶sz膮 chwil臋 nie by艂 w stanie poruszy膰 si臋 ani odezwa膰. W ko艅cu od艂o偶y艂 widelec i spojrza艂 na Kate.

- Oznacza to, 偶e nadal kochasz swojego by艂ego m臋偶a, a przynajmniej wspomnienie o nim z dawnych lat? Nie wyci膮gaj tylko pochopnych wniosk贸w dotycz膮cych mojej osoby.

- Wiem, twardzi faceci nie lubi膮 m贸wi膰 o uczuciach, ale na pierwszy rzut oka wida膰, 偶e 偶yjesz dawn膮 mi艂o艣ci膮. Ja nigdy nikogo nie kocha艂am poza Trentem i spotkanie z nim ca艂kowicie mnie zdezorientowa艂o. Pogubi艂am si臋.

- Nie s膮dzisz, 偶e powinna艣 to wyja艣ni膰? Jeste艣 tu teraz ze mn膮, a powinna艣 by膰 z nim. Przesta艅 ucieka膰. Pr臋dzej czy p贸藕niej i tak b臋dziesz musia艂a zmierzy膰 si臋 z faktami. Zastan贸w si臋. A je艣li jedna z odnalezionych dziewczynek oka偶e si臋 wasz膮 c贸rk膮, nie b臋dziecie mogli rozsta膰 si臋 i nie ogl膮da膰 za siebie.

- M膮dry z ciebie facet. Jak to mo偶liwe, 偶e potrafisz da膰 mi tak膮 dobr膮 rad臋, a sam nie umiesz rozwi膮za膰 w艂asnych problem贸w?

- S艂uchaj, wiem, 偶e masz na my艣li moje dobro, i doceniam twoj膮 trosk臋, ale nic o mnie nie wiesz ani o mojej przesz艂o艣ci.

- To opowiedz mi.

- Nie potrafi臋 publicznie otworzy膰 sobie 偶y艂.

- Powiedz mi tylko jedno i przestan臋 raz na zawsze zam臋cza膰 ci臋. Obiecuj臋.

- Co chcesz wiedzie膰?

- Czy jest kto艣, kogo nadal kochasz i nie mo偶esz zapomnie膰?

- Je艣li ci odpowiem, nie b臋dziesz wi臋cej pyta膰?

- Tak.

- By艂 kto艣.

Kate pali艂a ciekawo艣膰. Powstrzyma艂a si臋 jednak przed dr膮偶eniem tematu. W ko艅cu obieca艂a. Poza tym grzebanie w przesz艂o艣ci Morana tylko chwilowo mog艂o odwr贸ci膰 uwag臋 od jej w艂asnych problem贸w osobistych. Dante mia艂 racj臋. Pr臋dzej czy p贸藕niej b臋dzie musia艂a stawi膰 czo艂o uczuciom do Trenta.

Kiedy sko艅czyli posi艂ek, Kate spojrza艂a na zegarek. Za pi臋tna艣cie dziewi膮ta, powinna by艂a zatelefonowa膰 i uprzedzi膰 Trenta, 偶e wr贸ci tak p贸藕no. Na pewno zastanawia艂 si臋, gdzie ona si臋 podziewa. Przecie偶 ma numer mojej kom贸rki - uspokoi艂a si臋. Mo偶e zadzwoni膰. Cho膰 niby po co? Przecie偶 mu powiedzia艂a, 偶eby j膮 zostawi艂 w spokoju.

- Czemu tak ucich艂a艣? - spyta艂 Moran.

- My艣l臋.

- O Trencie?

Ju偶 chcia艂a zaprzeczy膰, ale dlaczego mia艂aby ok艂amywa膰 Morana? Pokiwa艂a potakuj膮co g艂ow膮.

- Co by艣 zrobi艂 na moim miejscu?

U艣miech znikn膮艂 z jego twarzy. Pochyli艂 si臋 nad sto艂em, poklepa艂 j膮 po r臋ce i patrz膮c prosto w oczy powiedzia艂:

- Poszed艂bym do niego, powiedzia艂 szczerze, co czuj臋, a potem zaci膮gn膮艂 do 艂贸偶ka i kocha艂bym si臋 przez ca艂膮 noc.

Kate wpatrywa艂a si臋 w Morana z otwartymi ustami. Tego si臋 nie spodziewa艂a.

- Je艣li tak uwa偶asz, dlaczego sam tego nie zrobisz?

- Nie mog臋. Ona nie 偶yje - odpar艂 cicho.

- Przepraszam, wybacz. Nie wiedzia艂am. To znaczy... - W por臋 wewn臋trzny g艂os podszepn膮艂, aby nie brn臋艂a dalej, bo jeszcze bardziej si臋 pogr膮偶y.

Nie zaprotestowa艂a, kiedy zap艂aci艂 za kolacj臋. W ca艂kowitej ciszy dotarli do samochodu. Kiedy wsiedli, zapyta艂:

- Dok膮d ci臋 zawie藕膰?

- Do hotelu.

- Zastosujesz si臋 do mojej rady?

- By膰 mo偶e.

Kate zacz臋艂a zastanawia膰 si臋, jak by si臋 czu艂a, gdyby Trent nie 偶y艂. Na pewno za艂ama艂aby si臋. Cho膰 nie widzia艂a go przez ostatnie dziesi臋膰 艂at, wiedzia艂a, 偶e jest zdrowy i mo偶e nawet szcz臋艣liwy. By膰 mo偶e gdzie艣 w g艂臋bi serca nadal mia艂a nadziej臋, 偶e dostan膮 drug膮 szans臋.

Trent od godziny chodzi艂 nerwowo po pokoju. By艂o ju偶 wp贸艂 do dziesi膮tej. Gdzie ona si臋, do licha, podziewa? Dlaczego nie raczy艂a zadzwoni膰, cho膰 wypada艂oby ze wzgl臋du na zasady dobrego wychowania? Chcia艂a zosta膰 sama. M贸g艂 zaprotestowa膰, uprze膰 si臋, 偶e b臋dzie jej towarzyszy艂. Ale jaki mia艂oby to sens? Zaraz by si臋 pok艂贸cili, a tego zdecydowanie pragn膮艂 unikn膮膰. Przez ostatnie kilka miesi臋cy, kiedy ich ma艂偶e艅stwo rozpada艂o si臋, nieustannie ze sob膮 walczyli. Dzie艅 i noc. O wszystko i o nic. 艁atwiej by艂o wylewa膰 z艂o艣膰, k艂贸ci膰 si臋 i w艣cieka膰, ni偶 zmierzy膰 z bezkresnym b贸lem, kt贸ry zabija艂 ich dzie艅 po dniu.

Kiedy Kate za艂ama艂a si臋 nerwowo, zaraz po porwaniu, stara艂 si臋 jej pom贸c na wszelkie mo偶liwe sposoby, pocieszy膰, ale ona za ka偶dym razem go odrzuca艂a. W ko艅cu podda艂 si臋. Odwr贸ci艂a si臋 od niego, nie chcia艂a go i nie potrzebowa艂a. Przynajmniej tak mu si臋 wtedy wydawa艂o.

Zamiast wytrwa膰 razem, wsp贸lnie dzieli膰 morze b贸lu, ka偶de pogr膮偶y艂o si臋 we w艂asnym piekle. Gdy Kate poprosi艂a go o rozw贸d, zgodzi艂 si臋 bez s艂owa protestu. Instynktownie przeczuwa艂, i偶 po偶a艂uje, 偶e nie walczy艂 o ich zwi膮zek. By艂 ot臋pia艂y z rozpaczy po stracie Mary Kate i za艣lepiony przez ura偶on膮 dum臋. 呕aden m臋偶czyzna nie b臋dzie walczy艂 o kobiet臋, kt贸ra go nie chce. Problem w tym, 偶e nadal pragn膮艂 swojej 偶ony. W dzie艅 rozwodu, rok p贸藕niej i pi臋膰 lat p贸藕niej. A teraz? - spyta艂 sam siebie.

Drzwi otworzy艂y si臋 i wesz艂a Kate. Mia艂a zar贸偶owione od wieczornego ch艂odu policzki.

- Jak tu przyjemnie ciep艂o.

Mia艂 na ni膮 ochot臋 nakrzycze膰. Za偶膮da膰 wyja艣nie艅. Gdzie by艂a? Co robi艂a i z kim? Czy偶by sp臋dzi艂a ca艂y dzie艅 z tym przystojniaczkiem z FBI?

- Jad艂a艣 obiad? - spyta艂.

On sam prze艂kn膮艂 szybki lunch na dole w hotelowej restauracji. Od tamtej pory nic nie mia艂 w ustach.

- Tak, dzi臋kuj臋. Byli艣my z Dantem...

- By艂a艣 na obiedzie z Moranem?

- Tak, w ma艂ej restauracji niedaleko siedziby FBI - wyja艣ni艂a, przesuwaj膮c si臋 powoli w kierunku sypialni.

- Jeste艣cie ze sob膮 bardzo blisko. - Tego jeszcze brakowa艂o, 偶ebym zachowywa艂 si臋 jak zazdrosny m膮偶, skarci艂 si臋 w my艣lach.

- To mi艂y, porz膮dny cz艂owiek. - Kate zatrzyma艂a si臋 przy drzwiach sypialni. - Nagi膮艂 dla mnie regulamin.

- Bo ma na ciebie ochot臋 - rzuci艂 triumfalnie w艣ciek艂y Trent, zbli偶aj膮c si臋 do Kate energicznym krokiem. - Mia艂em nadziej臋, 偶e wydoro艣la艂a艣 i potrafisz lepiej ocenia膰 ludzi. Ale jeste艣 tak samo naiwna jak kiedy艣. Moran jest taki mi艂y i pomocny, bo ma na ciebie ochot臋.

Kate ze z艂o艣ci膮 w oczach wymierzy艂a mu policzek. Sam nie wiedzia艂, kto by艂 bardziej zaskoczony tym, co si臋 sta艂o, on czy jego by艂a 偶ona. Wpatrywa艂a si臋 teraz w niego zaszokowana w艂asn膮 reakcj膮. Czuj膮c piek膮cy b贸l, zacz膮艂 rozciera膰 twarz.

- Przepraszam. Nie chcia艂am tego zrobi膰. To by艂a reakcja odruchowa - zacz臋艂a si臋 t艂umaczy膰 za偶enowana.

- Nie ma sprawy. Zas艂u偶y艂em sobie na to. Przemawia艂a przeze mnie zazdro艣膰.

Kate przechyli艂a g艂ow臋 i wbi艂a w niego badawcze spojrzenie.

- Jeste艣 zazdrosny?

Na jego twarzy pojawi艂 si臋 grymas.

- O偶y艂y dawne uczucia, o kt贸rych m贸wili艣my. Pozosta艂o艣ci dawnej nami臋tno艣ci.

- Zjedli艣my tylko razem kolacj臋 - wyt艂umaczy艂a si臋. - To wszystko.

- Nie mam prawa by膰 zazdrosny, wiem, ale...

Kate upu艣ci艂a p艂aszcz i zbli偶y艂a si臋 do Trenta. Kiedy zatrzyma艂a si臋 metr od niego, wstrzyma艂 na moment oddech.

- I co z tym zrobimy?

Zacisn膮艂 d艂onie w pi臋艣ci, staraj膮c si臋 za wszelk膮 cen臋 nie ulec nami臋tno艣ci i nie chwyci膰 jej w ramiona.

- Masz jaki艣 pomys艂? Obj臋艂a go mocno za szyj臋.

Obezw艂adni艂o go podniecenie. Rozlu藕ni艂 pi臋艣ci i poczu艂, jak zalewa go fala gor膮ca.

- Czy nie pope艂niamy wielkiego b艂臋du...?

- Niewykluczone. Ale mo偶e w ten spos贸b roz艂adujemy napi臋cie, przekonamy si臋, czy to tylko duchy dawnych uczu膰... Musimy przecie偶 co艣 z tym zrobi膰. Tak dalej by膰 nie mo偶e. Zaryzykuj臋, je艣li ty zaryzykujesz.

Opu艣ci艂y go resztki silnej woli. Emocje i po偶膮danie przej臋艂y kontrol臋 nad racjonalnym my艣leniem. Chwyci艂 j膮 delikatnie, lekko uni贸s艂, poszuka艂 jej ust. Przylgn臋艂a do niego ca艂a, a偶 poczu艂 rozkoszn膮 mi臋kko艣膰 jej piersi.

- Je艣li chcesz si臋 wycofa膰, to ostatnia chwila. Wzi膮艂 j膮 na r臋ce, zani贸s艂 do sypialni i po艂o偶y艂 na 艂贸偶ku.

Nie przerywaj膮c poca艂unk贸w, zdar艂 z niej ubranie. Zapadli w ocean rozkoszy.


ROZDZIA艁 SI脫DMY

Kate nie pami臋ta艂a, kiedy ostatnio tak si臋 czu艂a. P艂on臋艂a, umiera艂a z po偶膮dania i rozkoszy. Mia艂a wcze艣niej innych m臋偶czyzn, seks z nimi sprawia艂 jej przyjemno艣膰, przyja藕nili si臋, ale tylko z Trentem prze偶ywa艂a prawdziw膮 nami臋tno艣膰. Rozkosz do utraty zmys艂贸w. Zaw艂adn膮艂 ni膮 niewyt艂umaczalny g艂贸d, pierwotne nienasycone po偶膮danie, kt贸remu bezwarunkowo uleg艂a. Jej cia艂o natychmiast rozpozna艂o dotyk Trenta, jego zapach, smak. Instynktownie podda艂a si臋 rozkoszy. Zawsze tak mi臋dzy nimi by艂o. 呕adnych zahamowa艅, mi艂o艣膰 do utraty tchu, do zaspokojenia. Mog艂a go przecie偶 powstrzyma膰. Jeszcze nie by艂o za p贸藕no. Zdrowy rozs膮dek powinien powiedzie膰: stop. To by艂o czyste szale艅stwo. Ale cudowne szale艅stwo.

Ca艂owali si臋 nami臋tnie, turlaj膮c po 艂贸偶ku. Zm臋czeni zatrzymali si臋 na moment, patrz膮c sobie g艂臋boko w oczy, kt贸re p艂on臋艂y po偶膮daniem. Pog艂aska艂a go delikatnie po policzku, wtedy on ukl膮k艂 i podni贸s艂 j膮 na wysoko艣膰 swoich oczu. Jego r臋ce powoli w臋drowa艂y po jej rozpalonym ciele. Rozpi膮艂 jej satynowy staniczek i delikatnie zdj膮艂, odrzucaj膮c za siebie, po czym oddalili si臋 w krain臋 niewymownej rozkoszy, a偶 do zatracenia...

Trent obj膮艂 Kate ramieniem i przytuli艂. Przez d艂u偶szy czas le偶eli w milczeniu zawieszeni w czasie i przestrzeni. Nagle delikatnie zadr偶a艂a.

- Zimno ci? - spyta艂 czule.

- Troszk臋 - odpar艂a.

Wysun膮艂 si臋 z 艂贸偶ka i si臋gn膮艂 po ko艂dr臋, po czym w艣lizgn膮艂 si臋 pod przykrycie obok niej. Wtedy ona mocno si臋 do niego przytuli艂a. Przyci膮gn膮艂 j膮 bli偶ej, podsuwaj膮c rami臋 pod jej kark, a ona po艂o偶y艂a mu g艂ow臋 na piersi.

- Trent?

- S艂ucham?

Co w艂a艣ciwie powinna powiedzie膰? A mo偶e powinna uda膰, 偶e seks nie mia艂 偶adnego znaczenia? Kiedy stara艂a si臋 znale藕膰 odpowiednie s艂owa, zadzwoni艂 telefon. Poczu艂a nieokre艣lone napi臋cie, a Trent mimowolnie chrz膮kn膮艂.

- Czy to mo偶e by膰 Moran? - spyta艂, si臋gaj膮c po s艂uchawk臋 stoj膮cego na nocnym stoliku telefonu.

- W膮tpi臋, chyba 偶e pojawi艂y si臋 w 艣ledztwie nowe istotne dowody.

- S艂ucham - rzuci艂, podnosz膮c szybkim ruchem s艂uchawk臋.

Kate dostrzeg艂a gwa艂town膮 zmian臋 na twarzy Trenta. Wypu艣ci艂 j膮 z obj臋膰 i usiad艂 na 艂贸偶ku.

- Przepraszam, zapomnia艂em zadzwoni膰. Mia艂em ci臋偶ki dzie艅.

- Kto to? - zada艂a bezg艂o艣nie pytanie tylko ruchem ust.

Trent potrz膮sn膮艂 g艂ow膮 dwuznacznie.

- Nie, niczego wi臋cej na razie si臋 nie dowiedzieli艣my. Mo偶esz poczeka膰? Przejd臋 do drugiego telefonu.

Trent po艂o偶y艂 s艂uchawk臋 na stoliku, wsta艂 z 艂贸偶ka i na艂o偶y艂 szlafrok. Kate przygl膮da艂a mu si臋, kiedy si臋 ubiera艂 i przechodzi艂 do saloniku, nie patrz膮c na ni膮 i nie odzywaj膮c si臋. Czy偶by ciotka Mary Belle? Na pewno. Ale dlaczego chcia艂 z ni膮 rozmawia膰 na osobno艣ci? Co mia艂 jej do powiedzenia, o czym nie chcia艂 m贸wi膰 przy Kate?

To nie ciotka - podszepn膮艂 jej wewn臋trzny g艂os. To Molly Stoddard, jego nowa dziewczyna. Pewnie czuje si臋 winny, bo w艂a艣nie kocha艂 si臋 z by艂膮 偶on膮. Spojrza艂a na nieod艂o偶on膮 s艂uchawk臋. Nawet o tym nie my艣l - ostrzeg艂 j膮 g艂os wewn臋trzny. Wyci膮gn臋艂a r臋k臋, podnios艂a s艂uchawk臋 i od艂o偶y艂a na wide艂ki. Pokusa pokonana - westchn臋艂a z ulg膮. Wsta艂a z 艂贸偶ka, pozbiera艂a rozrzucone ubrania i pobieg艂a do swojej sypialni. Trzasn臋艂a z ca艂ej si艂y drzwiami. Niech sobie my艣li, co chce.

- Tak, dobrze nam si臋 uk艂adaj膮 stosunki - potwierdzi艂 Trent do s艂uchawki, po czym pomy艣la艂, 偶e to ma艂o powiedziane. Jest im wr臋cz fantastycznie.

- Wiem, kochanie, 偶e to dla ciebie bardzo trudne, ale dla w艂asnego dobra musisz doprowadzi膰 spraw臋 do ko艅ca i pozna膰 prawd臋.

- Masz racj臋 - uci膮艂 Trent. Nie mia艂 ochoty dyskutowa膰 o tym z Molly. Nie dzi艣. Mo偶e nawet nigdy. Cho膰 by艂a matk膮, nigdy nie zrozumie jego uczu膰. Tylko Kate mog艂a go zrozumie膰. Dzielili ten sam b贸l.

Spojrza艂 na zamkni臋te drzwi sypialni by艂ej 偶ony. S艂uchaj膮c jednym uchem Molly, zacz膮艂 rozmy艣la膰 o Kate, o tym, co przed chwil膮 mi臋dzy nimi zasz艂o. Dlaczego nie powiedzia艂 jej, kto telefonuje? Dlaczego zachowa艂 si臋 jak idiota?

- Trent? - przywo艂a艂 go g艂os Molly. - Kompletnie innie nie s艂ucha艂e艣.

- Przepraszam, uciek艂y mi my艣li.

- Co艣 nie tak?

Do licha! Czy powiedzie膰 jej prawd臋? Na sw贸j spos贸b pragn膮艂 z ni膮 zosta膰, trzyma膰 si臋 planu i wie艣膰 spokojne, pouk艂adane 偶ycie. Czy mia艂 jednak prawo igra膰 z jej uczuciami?

- Molly, chyba powinienem by膰 z tob膮 szczery... - powiedzia艂 w ko艅cu.

- Chyba to, co powiesz, mo偶e mi si臋 nie spodoba膰.

- Kate i ja, to znaczy my...

- Duchy z przesz艂o艣ci przywia艂y dawn膮 magi臋.

- Co艣 w tym stylu.

- To by艂o do przewidzenia. Kate jest mi艂o艣ci膮 twojego 偶ycia, tak jak Peter by艂 moj膮. Nie powiem, 偶e nie jestem zawiedziona. Mia艂am nadziej臋 na zbudowanie z tob膮 trwa艂ej, solidnej przysz艂o艣ci. Ale szczerze m贸wi膮c, gdyby tylko Peter m贸g艂 wr贸ci膰 do mojego 偶ycia, nie waha艂abym si臋 ani sekundy i nigdy nie pozwoli艂abym mu odej艣膰.

- W naszym przypadku jest inaczej. Kiedy Peter umar艂, kochali艣cie si臋 do szale艅stwa. My w dniu rozwodu nie mogli艣my na siebie patrze膰.

- S艂uchaj, naprawd臋 s膮dzisz, 偶e nie wiem? I bez ciotki Mary Belle 艣wietnie zdaj臋 sobie z tego spraw臋!

- O czym ty m贸wisz? Co ona ci naopowiada艂a?

- Tyle tylko, 偶e b臋dziesz kocha艂 Kate do ko艅ca 偶ycia. S艂owa Molly uderzy艂y go jak obuchem. Czy偶by obawia艂 si臋, 偶e to prawda?

- Mary Belle jak zwykle przerysowa艂a sytuacj臋.

- Pos艂uchaj. Nigdzie si臋 nie wybieram. W moim 偶yciu nie ma nikogo wi臋cej. Je艣li uznasz, 偶e nie mo偶ecie do siebie wr贸ci膰 lub nie chcecie, b臋d臋 tu na ciebie czeka艂a.

- Jeste艣 niezwyk艂膮 kobiet膮.

- Zazdroszcz臋 ci, 偶e dosta艂e艣 drug膮 szans臋.

Nie potrafi艂 odpowiedzie膰 nic m膮drego, wi臋c zamilk艂 lekko zmieszany.

- Uwa偶aj na siebie - powiedzia艂a Molly. - Zadzwo艅, kiedy wr贸cisz do Prospect.

- Jasne. Obiecuj臋.

Trent od艂o偶y艂 s艂uchawk臋, zacisn膮艂 pasek szlafroka i ruszy艂 do sypialni Kate. Zapuka艂, ale nie odpowiedzia艂a. Spr贸bowa艂 kilka razy ponownie. Nadal milcza艂a.

- Kate!

- Id藕 sobie.

- Musimy porozmawia膰.

- Nie chc臋.

- Prosz臋 ci臋!

Spr贸bowa艂 otworzy膰 drzwi, ale by艂y zamkni臋te na klucz.

- Nie zachowuj si臋 jak dziecko!

- Nie chc臋 ci臋 widzie膰. Nie dzi艣. Zostaw mnie w spokoju. Je艣li musimy porozmawia膰, mo偶emy zrobi膰 to jutro rano. Jestem zm臋czona i chc臋 spa膰.

- Przepraszam. To chcia艂a艣 us艂ysze膰? G艂upio si臋 zachowa艂em. Powinienem by艂 ci powiedzie膰, kto dzwoni, a jej, 偶e oddzwoni臋 p贸藕niej. Po prostu zaskoczy艂a mnie i dziwnie si臋 czu艂em, rozmawiaj膮c z ni膮 i jednocze艣nie le偶膮c przy tobie.

- Czu艂e艣 si臋 winny! Przyznaj si臋!

- Do cholery, nie przesadzaj. Molly nie jest moj膮 偶on膮. Wie, 偶e musimy rozwi膮za膰 nasze problemy. Jest bardzo wyrozumia艂a i wcale nie jest zazdrosna.

Drzwi sypialni otworzy艂y si臋 tak nagle, 偶e prawie straci艂 r贸wnowag臋. Kate sta艂a po艣rodku z r臋koma na biodrach i przygl膮da艂a mu si臋.

- Powiedzia艂e艣 jej?

- Nie, ale to by i tak nie zmieni艂o sytuacji. Ona nie jest taka, jak my艣lisz.

- Nie jest zazdrosna? Nie przyjedzie tu, nie zrobi mi afery i nie wytarga za w艂osy?

Wycelowa艂a palec wskazuj膮cy prosto w twarz Trenta.

- To znaczy, 偶e ci臋 nie kocha - skwitowa艂a z satysfakcj膮. - Ja na jej miejscu by艂abym zazdrosna jak diabli!

- I to was w艂a艣nie r贸偶ni. Ty potrafisz kocha膰 tylko ca艂ym sercem i dusz膮. Wszystko albo nic.

- Molly ci臋 nie kocha i chcesz si臋 z ni膮 o偶eni膰? - Spojrza艂a na niego ze zdziwieniem. - Zreszt膮 to nie moja sprawa, przepraszam, 偶e pyta艂am. - Ju偶 chcia艂a zamkn膮膰 drzwi, ale Trent j膮 uprzedzi艂, wsuwaj膮c stop臋 w szpar臋.

- Dobiegam czterdziestki i marz臋, by wie艣膰 proste, normalne 偶ycie u boku rodziny. Lubi臋 i podziwiam j膮, a ona mnie.

- Chcesz si臋 ustatkowa膰?

- Wa艣nie.

- Brawo. Kiedy tylko dowiemy si臋 czego艣 o losie Mary Kate, mo偶esz natychmiast wraca膰 do Prospect, po艣lubi膰 Molly Soddard i prowadzi膰 nudne, pozbawione emocji, sielskie 偶ycie. 呕adnych k艂贸tni, wzlot贸w i upadk贸w, tylko spokojne 偶eglowanie po 艂agodnych wodach. 呕adnych pasji, nami臋tno艣ci, umierania z mi艂o艣ci, seksu, kt贸ry porusza niebo, ziemi臋, dusz臋 i serce.

- Taka mi艂o艣膰 zdarza si臋 tylko raz w 偶yciu. Kiedy si臋 j膮 straci, trzeba zadowoli膰 si臋 tym, co daje los.

- Ja nigdy nie zadowol臋 si臋 namiastk膮. Chc臋 mie膰 wszystko albo nic.

Kate spr贸bowa艂a ponownie zamkn膮膰 drzwi, na co tym razem jej pozwoli艂. Sta艂 przez moment nieruchomo. W jego g艂owie wirowa艂y my艣li o Kate, o Molly i o przysz艂o艣ci.


ROZDZIA艁 脫SMY

Nast臋pnego ranka o si贸dmej trzydzie艣ci zadzwoni艂 Dante Moran. Kate nie spa艂a ju偶 od sz贸stej. By艂a na siebie z艂a za to, co si臋 wydarzy艂o ostatniego wieczoru. Ba艂a si臋 wyj艣膰 z pokoju. Wymy艣la艂a sobie w duchu od tch贸rzy i idiotek, niekoniecznie w tej kolejno艣ci. Do tej listy epitet贸w powinna jeszcze doda膰 w艣cibstwo.

- Kate, jeste艣 tam? - zawo艂a艂 do s艂uchawki Moran.

- Przepraszam, ju偶 dochodz臋 do siebie.

- Obudzi艂em ci臋?

- Ale偶 sk膮d, dlaczego tak wcze艣nie dzwonisz?

- Nie uda nam si臋 zorganizowa膰 spotkania z rodzicami adopcyjnymi.

- Dlaczego?

- Nie zgodzili si臋.

- Rozumiem.

- Nie mo偶esz ich wini膰. S膮 przera偶eni, 偶e mog膮 straci膰 dzieci. Uwa偶aj膮 was za wrog贸w.

- Domy艣lam si臋, co czuj膮. Podobnie jak my s膮 ofiarami przest臋pstwa. Na ich miejscu zachowa艂abym si臋 podobnie.

- Chcia艂em, 偶eby艣 wiedzia艂a o tym pierwsza. Innych poinformuj臋 p贸藕niej.

- Dzi臋ki.

- Mam jeszcze dobr膮 wiadomo艣膰. Rodzice adopcyjni prze艣l膮 aktualne zdj臋cia dziewczynek mailem.

- Poka偶esz mi fotografie, prawda?

Czy pozna swoj膮 c贸rk臋? Obudzi艂y si臋 w niej w膮tpliwo艣ci. A mo偶e pe艂na z艂udnych nadziei zacznie na si艂臋 doszukiwa膰 si臋 podobie艅stwa i dojrzy co艣, czego nie ma.

- Oczywi艣cie wszyscy otrzymacie kopie. Powinny przyj艣膰 dzisiaj. Jak tylko je otrzymam, zadzwoni臋.

- Moran, ty wiesz, gdzie mieszkaj膮 te trzy dziewczynki?

- Jasne. Ale nie pro艣 o ich adresy. Nie mog臋 a偶 tak narusza膰 przepis贸w - doda艂 z wahaniem w g艂osie.

- Powiedz tylko, czy to gdzie艣 blisko. W jakich stanach?

- Obie dziewczynki z grup膮 krwi zero mieszkaj膮 trzy godziny drogi od Memphis. Jedna w Mississippi, druga w Alabamie. Nic wi臋cej nie powiem.

- Nie ma sprawy. Nie chcia艂abym, 偶eby ci臋 wylali, zanim sam si臋 zwolnisz.

- Zadzwoni臋.

- B臋d臋 czeka膰.

Kiedy odk艂ada艂a s艂uchawk臋, us艂ysza艂a pukanie do drzwi. To by艂 Trent, bo kt贸偶 by inny? 艢wie偶o ogolony, w d偶insach, granatowym swetrze i b艂臋kitnej koszuli wyda艂 jej si臋 niezwykle przystojny.

- Zam贸wi艂em 艣niadanie. - W tonie jego g艂osu nie wyczuwa艂o si臋 ani wrogo艣ci, ani przychylno艣ci. - W艂a艣nie przynie艣li. Mam nadziej臋, 偶e zjesz omlet z serem i szynk膮 oraz tosty z gruboziarnistego pieczywa. Do tego kawa.

- Ch臋tnie. Dzi臋kuj臋.

Gdy zbli偶y艂a si臋 do sto艂u, podsun膮艂 jej krzes艂o. Siadaj膮c, rzuci艂a mu przez rami臋 u艣miech. Podzi臋kowa艂 gestem, ale nie odwzajemni艂 si臋 tym samym. Kiedy zdejmowa艂 przykrycie z zastawy, Kate wzi臋艂a g艂臋boki oddech dla dodania sobie animuszu i spojrza艂a mu prosto w oczy.

- Co do wczorajszego wieczoru, to... - zacz臋艂a niepewnie.

- Chodzi ci o seks, telefon od Molly, moje g艂upie zachowanie czy twoj膮 nadwra偶liwo艣膰?

- O wszystko. Chcia艂abym ci臋 przeprosi膰. Troch臋 si臋 wczoraj zagalopowa艂am. Masz prawo o偶eni膰 si臋, z kim chcesz, niezale偶nie od powod贸w, dla jakich chcesz to zrobi膰.

- Nie po艣lubi臋 Molly.

Serce Kate zacz臋艂o si臋 szamota膰 jak schwytany w siatk臋 motyl.

- Nie?

- My艣la艂em o tym, co powiedzia艂a艣, i uwa偶am, 偶e masz racj臋. Tak bardzo stara艂em si臋 zapomnie膰 o tym, co nas 艂膮czy艂o, kiedy pobrali艣my si臋, 偶e prawie przekona艂em sam siebie, 偶e mog臋 偶y膰 w ma艂偶e艅stwie bez nami臋tno艣ci. Myli艂em si臋. Zrozumia艂em to, kochaj膮c si臋 z tob膮. Mo偶e nie ma mi臋dzy nami mi艂o艣ci, ale po偶膮danie i nami臋tno艣膰 nie wygas艂y.

Na moment straci艂a oddech, nie mog膮c wydusi膰 z siebie s艂owa. Ogarn臋艂a j膮 przemo偶na ch臋膰 przytulenia go. Nadal ci臋 kocham. Zawsze ci臋 kocha艂am i nigdy nie przestan臋. Dlaczego nie potrafi mu tego powiedzie膰? Gdyby przyzna艂a, co czuje, mo偶e i on by to zrobi艂. A je艣li on ju偶 jej nie kocha? Je艣li pozosta艂o tylko po偶膮danie?

- Nami臋tno艣ci mi臋dzy nami a偶 za du偶o.

W oczach Trenta pojawi艂 si臋 szczery wyraz u艣miechu.

- Czy mog臋 zapyta膰, kto przed chwil膮 dzwoni艂? A mo偶e to nie moja sprawa?

- Moran. Rodzice adopcyjni nie chc膮 si臋 z nami spotka膰 - wyja艣ni艂a, nalewaj膮c sobie fili偶ank臋 kawy i dolewaj膮c mleczko. - Wy艣l膮 za to mailem zdj臋cia dzieci.

- Doskonale ich rozumiem. Ja na ich miejscu oszala艂bym ze strachu. Wszyscy znajdujemy si臋 w bardzo trudnej sytuacji. Tu nie ma wygranych.

- Je艣li jedna z dziewczynek oka偶e si臋 nasz膮 c贸rk膮, nie odbierzemy jej, prawda?

Kate mia艂a nadziej臋, 偶e Trent b臋dzie twardy za oboje, poniewa偶 je艣li odnajd膮 Mary Kate, ona mo偶e nie mie膰 do艣膰 si艂y, aby w艂a艣ciwie post膮pi膰.

- Liczy si臋 tylko jej dobro, nawet gdyby mia艂y nam p臋kn膮膰 serca - doda艂a.

Podnios艂a fili偶ank臋 z kaw膮, lecz natychmiast musia艂a j膮 odstawi膰, gdy偶 dr偶a艂y jej r臋ce. W oczach mia艂a 艂zy.

- Nie skrzywdzimy jej. Musimy zapomnie膰 o naszych nadziejach i pragnieniach - powiedzia艂 stanowczo Trent.

- Chc臋 j膮 tylko zobaczy膰 i upewni膰 si臋, 偶e jest pod dobr膮 opiek膮.

- Oboje tego pragniemy, nawet je艣li b臋dzie to trudne i bolesne.

- Moran ma adresy dziewczynek - wydusi艂a, unikaj膮c jego wzroku. - Postaram si臋 je wydosta膰, kiedy pojedziemy do jego biura. Czy je艣li je zdob臋d臋, pojedziesz ze mn膮 zobaczy膰 dzieci? Nadal wierz臋, 偶e rozpoznam Mary Kate.

- Mo偶e to g艂upie, ale zgoda. Powinni艣my zachowywa膰 si臋 bardzo dyskretnie. Nie mog膮 nas zauwa偶y膰. Obiecaj mi to.

- Tylko dwie dziewczynki maj膮 grup臋 krwi zero. Moran mi o tym wczoraj powiedzia艂. Przepraszam, 偶e nie przekaza艂am ci tej informacji od razu. Po 艣niadaniu pojedziemy prosto do biura FBI.

- Dobrze. Jedz, jeste艣 taka szczup艂a. Nie dbasz o siebie. Zawsze mia艂a艣 problemy z jedzeniem, kiedy by艂a艣 smutna lub zdenerwowana.

- Za dobrze mnie znasz - u艣miechn臋艂a si臋 do niego serdecznie.

Robin Elliott mieszka w Corinth w Mississippi z przybranymi rodzicami, Susan i Nealem Elliottami, i adoptowanym bratem Scottiem. Christa Farrell 偶yje z babci膮 Brend膮 Farell w Sheffield w Alabamie. Adoptowali j膮 syn i synowa Brendy, kt贸rzy zgin臋li w katastrofie lotniczej, lec膮c na Barbados w rocznic臋 艣lubu sze艣膰 lat temu.

P臋dzili bendeyem autostrad膮 nr 72 do Corinth. Trent siedzia艂 za kierownic膮, a Kate przygl膮da艂a si臋 jak zahipnotyzowana dw贸m zdj臋ciom otrzymanym od Morana. Gdy byli w jego biurze, Trent odwr贸ci艂 uwag臋 agenta licznymi pytaniami, ona tymczasem myszkowa艂a w dokumentach le偶膮cych na biurku detektywa. Adresy i dokumenty dotycz膮ce dziewczynek znalaz艂a bez trudu. Domy艣li艂a si臋, 偶e Moran zostawi艂 je na wierzchu, aby mia艂a do nich 艂atwy dost臋p.

Najpierw przyjrza艂a si臋 uwa偶nie pierwszej fotografii. Dziewczynka by艂a prze艣liczna. Mia艂a regularne rysy. Jej kr贸tkie blond w艂osy by艂y zapi臋te na boku r贸偶ow膮 spink膮. Trudno by艂o okre艣li膰 kolor oczu. Prawdopodobnie by艂y piwne z delikatnym odcieniem zieleni. A mo偶e orzechowe? Ciotka Mary Belle mia艂a orzechowe oczy. W do艂膮czonej notatce zapisane by艂o, 偶e Robin za trzy tygodnie b臋dzie obchodzi艂a dwunaste urodziny. Chodzi do sz贸stej klasy, jest przeci臋tn膮 uczennic膮, uprawia gimnastyk臋 i jest cheerleaderk膮. Jest zdrowa i szcz臋艣liwa.

Kate wzi臋艂a drugie zdj臋cie, z kt贸rego spojrza艂y na ni膮 wielkie br膮zowe oczy, tak podobne do oczu Trenta. Dziewczynka mia艂a d艂ugie br膮zowe w艂osy zwi膮zane w warkoczyki ozdobione zielon膮 wst膮偶k膮 dopasowan膮 do koloru swetra. By艂a 艂adna, ale nie mia艂a regularnych rys贸w. Mia艂a zbyt du偶e usta, wydatny nos i mn贸stwo pieg贸w. Piegi od dzieci艅stwa by艂y przekle艅stwem Kate, teraz ukrywa艂a je, stosuj膮c odpowiedni makija偶 i unikaj膮c s艂o艅ca. Christa b臋dzie mia艂a dwunaste urodziny za dwa tygodnie, jest wzorow膮 uczennic膮, lubi czyta膰, nie jest zbyt towarzyska i ma niewielu przyjaci贸艂. Spokojna introwertyczka, preferuj膮ca towarzystwo babci i innych doros艂ych nad zabawy z r贸wie艣nikami. Dziewczynka by艂a zdrowa, pe艂na ciep艂a i krucha emocjonalnie. Jej rodzice zgin臋li, kiedy mia艂a sze艣膰 lat. Kate po艂o偶y艂a na kolanach obok siebie oba zdj臋cia. Czy kt贸ra艣 z was to Mary Kate? Je艣li tak, dlaczego nie mog臋 jej rozpozna膰? Najpierw poczu艂a bli偶szy zwi膮zek z Robin, p贸藕niej z Christ膮. Widzia艂a w obu dziewczynkach podobie艅stwo do siebie i Trenta.

- Zanim dojedziemy do Corinth, wym臋czysz te zdj臋cia tak, 偶e nic na nich nie b臋dzie wida膰 - rzuci艂 Trent, zerkaj膮c na Kate k膮tem oka.

- Wiem, ale nie mog臋 przesta膰 si臋 im przygl膮da膰 - ci臋偶ko westchn臋艂a. - Dlaczego nie potrafi臋 rozpozna膰 w艂asnej c贸rki?

- Zaczynasz popada膰 w ob艂臋d, a to nie przyniesie nam niczego dobrego. Wkr贸tce otrzymamy wyniki test贸w DNA i wtedy wszystkiego si臋 dowiemy.

- Powinni艣my zaczeka膰 w Memphis, a nie na w艂asn膮 r臋k臋 szuka膰 prawdy. Jednak gdybym zosta艂a, chyba oszala艂abym z nerw贸w.

- Obawiam si臋, 偶e ja r贸wnie偶.

- Jak daleko jeszcze do Corinth?

- Oko艂o trzydziestu kilometr贸w.

Kate g艂臋boko westchn臋艂a i spojrza艂a na zegarek.

- Oak Hill Drive 1212. Robin powinna za p贸艂 godziny wychodzi膰 ze szko艂y. Mo偶e uda nam si臋 j膮 zobaczy膰.

- Pami臋taj, ani ona, ani jej rodzina nie mog膮 si臋 dowiedzie膰, 偶e tu jeste艣my.

- Oczywi艣cie.

Zaparkowali naprzeciw Oak Hill Drive 1212 na podje藕dzie domu, przed kt贸rym sta艂a tablica z napisem „Do sprzedania". Zawsze mogli powiedzie膰, 偶e przyjechali obejrze膰 posesj臋 nr 1215. Kiedy wysiedli z samochodu, ogarn臋艂o ich przejmuj膮ce zimno. Udaj膮c zainteresowanie domem, spacerowali po podw贸rku, jednocze艣nie zerkaj膮c, co dzieje si臋 naprzeciw. Mija艂y minuty. Oboje coraz bardziej marzli.

- Ogrzejmy si臋 chwil臋 w samochodzie - zaproponowa艂 Trent. - Nie wiem jak ty, ale ja zamarzam.

- Dobry pomys艂. Chod藕my - odpar艂a, rozcieraj膮c ramiona.

Wtedy Trent dostrzeg艂 buicka parkuj膮cego przed posesj膮 numer 1212. Kate znieruchomia艂a, chwyci艂a go r臋k臋.

Z samochodu wysiad艂a wysoka blondynka, a za ni膮 dw贸jka dzieci. Z tylnego siedzenia wyskoczy艂 ch艂opiec z plecakiem. Wygl膮da艂 na osiem lat. Po nim bardzo szczup艂a dziewczynka ubrana w d偶insy i br膮zow膮 sk贸rzan膮 kurtk臋.

Kate i Trent ruszyli wolno w kierunku chodnika, staraj膮c si臋 zachowywa膰 w miar臋 mo偶liwo艣ci swobodnie, ukradkiem przygl膮daj膮c si臋 Robin.

By艂a czaruj膮co pi臋kna. Kiedy zacz臋艂a si臋 艣mia膰, prawdopodobnie z dowcipu brata, serce Trenta zatrzyma艂o si臋 na moment. To by艂 u艣miech jego 偶ony. Szczup艂a blondynka przypomina艂a Kate ze zdj臋膰 z dzieci艅stwa. Czy偶by to by艂a ich c贸rka?

- Wygl膮da na tak膮 szcz臋艣liw膮... - zauwa偶y艂a Kate.

- I jest. To oczywiste.

- Czy ona jest podobna do Mary Kate?

- Ma jasne w艂osy. U艣miech podobny do twojego. A mo偶e widz臋 tylko to, co chc臋 zobaczy膰?

- Nie wiem, czy to nasza c贸rka - przyzna艂a. - Chcia艂abym, ale serce nic mi nie podpowiada.

Przygl膮dali si臋 Robin, dop贸ki nie znikn臋艂a w domu. Przez moment stali jak zaczarowani, nie mog膮c wydusi膰 z siebie s艂owa.

- Chod藕my. Ma艂o prawdopodobne, aby w tak膮 pogod臋 wysz艂a na dw贸r.

- Masz racj臋, nie ma sensu czeka膰.

Wsiedli do bentleya. Trent w艂膮czy艂 silnik i nastawi艂 ogrzewanie.

- Dojedziemy do Sheffield za oko艂o godzin臋. To tylko siedemdziesi膮t kilometr贸w - doda艂.

Kate spojrza艂a na zegarek.

- Christa Farrell codziennie po szkole chodzi do biblioteki. Jej babcia tam pracuje. Powinni艣my zd膮偶y膰 przed zamkni臋ciem.

Trent delikatnie pog艂aska艂 Kate po zar贸偶owionym policzku.

- Dobrze si臋 czujesz?

- Tak.

Jechali chwil臋 w milczeniu.

Powiedz jej, co czujesz - podpowiedzia艂 mu g艂os wewn臋trzny.

- Je艣li oka偶e si臋, 偶e 偶adna z dziewczynek nie jest Mary Kate, b臋d臋 szuka艂 dalej razem z tob膮.

Kiedy zaparkowali w centrum miasta naprzeciw budynku biblioteki, nerwy Kate by艂y w strz臋pach. Sheffield by艂o ma艂ym, opustosza艂ym miasteczkiem. Dominowa艂y tu niezamieszkane domy.

- Poczekamy, a偶 zamkn膮 bibliotek臋, czy wchodzimy do 艣rodka? - spyta艂 Trent.

- Wejd藕my - odpar艂a po chwili zastanowienia.

- Jeste艣 pewna? Przytakn臋艂a bez s艂贸w.

- Nie mo偶emy si臋 w ni膮 wpatrywa膰 ani rozmawia膰 z ni膮?

- Tak.

Weszli do biblioteki, kt贸ra by艂a tak ma艂a, 偶e ca艂e pomieszczenie mogli obj膮膰 jednym spojrzeniem. Kate schowa艂a zdj臋cia do torebki i zacz臋艂a si臋 rozgl膮da膰 w poszukiwaniu Christy. Dostrzeg艂a dziewczynk臋 siedz膮c膮 samotnie przy stoliku. Pochyla艂a si臋 nad otwartym zeszytem i co艣 notowa艂a. Na krze艣le obok le偶a艂 jej plecak.

- Tam! - wyszepta艂a z podnieceniem.

Trent pobieg艂 wzrokiem we wskazanym kierunku.

- Gdyby podnios艂a g艂ow臋, mogliby艣my si臋 jej lepiej przyjrze膰.

- Nie mo偶emy tak si臋 w ni膮 wpatrywa膰. We藕my kilka czasopism i usi膮d藕my - zaproponowa艂.

Wybrali kilka gazet i zaj臋li miejsca przy najbli偶szym stoliku. Wtedy dziewczynka podnios艂a g艂ow臋, spojrza艂a prosto na Kate i u艣miechn臋艂a si臋 nie艣mia艂o. Kate odwzajemni艂a u艣miech. Kiedy zobaczy艂a czekoladowe oczy Christy, poczu艂a mocny ucisk w 偶o艂膮dku. To nic nie znaczy - powiedzia艂a do siebie.

Dziewczynka powr贸ci艂a do pracy nad lekcjami. Oboje, udaj膮c, 偶e przegl膮daj膮 czasopisma, od czasu do czasu zerkali na ni膮 ukradkiem. Im bardziej jej si臋 przygl膮dali, tym wi臋cej dostrzegali podobie艅stw. Mia艂a oczy i usta Trenta, podobny zamy艣lony wyraz twarzy. Mn贸stwo pieg贸w i kszta艂t g艂owy odziedziczony po Kate oraz zbyt wydatny nos w stosunku do ma艂ej buzi, zupe艂nie jak babcia od strony matki.

Przesta艅, do licha, nagina膰 fakty - przestrzeg艂a si臋 w duchu Kate. To nie pomo偶e. A w艂osy? Ma jasnobr膮zowe, niepodobne do 偶adnego z nas. Mo偶e ten odcie艅 jest po艂膮czeniem jej koloru blond i ciemnobr膮zowego koloru w艂os贸w Trenta. Jest te偶 troszk臋 zbyt pulchna. Oni w dzieci艅stwie zawsze byli chudzi, jak Robin. Mary Belle Winston by艂a t艂u艣ciutkim dzieckiem. Mo偶e to jednak Mary Kate? Czu艂a dziwn膮 blisko艣膰 z Christa, ale czy to co艣 oznacza艂o?

- Zn贸w si臋 w ni膮 wpatrujesz - wyszepta艂 Trent i nakry艂 jej dr偶膮c膮 r臋k臋 swoj膮 d艂oni膮.

- Ty te偶 to widzisz, czy to tylko moja wyobra藕nia? - spyta艂a, zmuszaj膮c si臋 do oderwania wzroku od dziecka.

- Moje oczy i usta, twoje piegi i owal twarzy. Prze艂kn臋艂a 艣lin臋. Poczu艂a, 偶e nap艂ywaj膮 jej do oczu 艂zy.

- Lepiej wyjd藕my - zasugerowa艂.

Zacz臋li zbiera膰 czasopisma. Kate, dr偶膮c ze zdenerwowania, zrzuci艂a nagle jedno na pod艂og臋. Zanim zdo艂a艂a po nie si臋gn膮膰, Christa rzuci艂a si臋 po upuszczony tygodnik. Ich spojrzenia spotka艂y si臋. Oczy matki wype艂ni艂y si臋 艂zami. Dziewczynka u艣miechn臋艂a si臋, a Kate o ma艂o nie straci艂a nad sob膮 panowania.

- Dzi臋kuj臋 bardzo.

Poczu艂a, jak mi臋kn膮 jej kolana. Gdyby Trent w por臋 jej nie podtrzyma艂, upad艂aby na ziemi臋.

- Nie ma za co - odpar艂a Christa.

Zanim Kate wyci膮gn臋艂a r臋k臋, aby pog艂adzi膰 dziecko po twarzy, Trent si艂膮 powi贸d艂 j膮 do wyj艣cia. Od艂o偶y艂 gazety na stojak i wyprowadzi艂 Kate prosto na ulic臋. Chwyci艂 j膮 w ramiona i mocno przytuli艂. Wczepi艂a si臋 w niego z ca艂ej si艂y i rozp艂aka艂a.

- Kochanie, prosz臋, przesta艅...

- Mo偶e to szale艅stwo, ale czuj臋, 偶e to jest Mary Kate!

- Tak, wiem.

- Ty te偶 tak my艣lisz? - wyszepta艂a, prze艂ykaj膮c 艂zy. Poca艂owa艂 j膮 czule, dodaj膮c otuchy.

- Tak czuj臋. Ale by膰 mo偶e to tylko nasze pobo偶ne 偶yczenie.

- Serce mi m贸wi, 偶e to nasza c贸rka.


ROZDZIA艁 DZIEWI膭TY

Nast臋pne trzy dni by艂y dla obojga prawdziw膮 tortur膮, cho膰 Trent m臋偶nie tego nie okazywa艂. Czekanie by艂o nie do zniesienia. Na przemian pocieszali si臋 oraz k艂贸cili o byle co. Kate cz臋sto wychodzi艂a w ci膮gu dnia z hotelu i wa艂臋sa艂a si臋 bez celu po ulicach pomimo z艂ej pogody i zimna. 呕y艂a na kraw臋dzi ob艂臋du.

Tego ranka Trent pierwszy opu艣ci艂 hotelowy pok贸j, m贸wi膮c, 偶e w razie potrzeby ma telefon kom贸rkowy.

Przedpo艂udnie ci膮gn臋艂o si臋 nieub艂aganie, cho膰 Kate stara艂a si臋 wynajdowa膰 r贸偶ne zaj臋cia. Na艂o偶y艂a od偶ywk臋 na w艂osy i obejrza艂a talk show w telewizji, przerzuci艂a kilka gazet i przeczyta艂a rozdzia艂 powie艣ci, kt贸r膮 naby艂a w ksi臋garni w 艣r贸dmie艣ciu. Pomalowa艂a paznokcie u r膮k i st贸p oraz wypi艂a cztery fili偶anki earl greya.

Dochodzi艂o po艂udnie, a ona wyczerpa艂a ju偶 wszystkie pomys艂y na zagospodarowanie czasu. Chodz膮c od 艣ciany do 艣ciany, stara艂a si臋 nie my艣le膰 o testach DNA i spotkaniu z Christ膮 Farrell. Teoretycznie mog艂aby wyj艣膰 na spacer, ale ba艂a si臋, 偶e spotka Trenta. Potrzebowa艂a kogo艣, z kim mog艂aby porozmawia膰.

Lucy! - przysz艂o jej nagle na my艣l. Kto j膮 lepiej pocieszy od przyjaci贸艂ki?

- Evans, s艂ucham.

- Lucy, to ja. Jeste艣 zaj臋ta? Mo偶emy pogada膰?

- Cze艣膰. Wszystko w porz膮dku? Jakie艣 nowe informacje?

- Nic jeszcze nie wiadomo. Zaczynam wariowa膰 z bezczynno艣ci. Jak tak dalej p贸jdzie, rzuc臋 si臋 na mojego by艂ego.

- Chcesz go zabi膰 czy wykorzysta膰?

- Raczej to drugie.

- Czemu tego nie zrobisz?

Kate zawaha艂a si臋, co powinna odpowiedzie膰.

- No nie, ty ju偶 to zrobi艂a艣!

- W艂a艣nie - przyzna艂a. - I nie mog臋 pozwoli膰, aby si臋 powt贸rzy艂o.

- Dlaczego? Jeste艣cie doro艣li.

- Seks tylko wszystko skomplikuje, a my mamy wystarczaj膮co du偶o problem贸w.

- Przyznaj, nadal co艣 do niego czujesz! Je艣li ma narzeczon膮, na pewno j膮 zostawi, gdy dowie si臋...

- Podj膮艂 decyzj臋, 偶e jej nie po艣lubi.

- Hura! 艁ap faceta, p贸ki mo偶esz!

- Nie zaryzykuj臋. Mo偶e nadal go kocham, ale nie wiem, czy on odwzajemnia moje uczucie. Mo偶e z jego strony to tylko po偶膮danie.

- Fakt. Jeste艣 w trudnej sytuacji.

- Lucy?

- Tak?

- Ukrad艂am adresy dziewczynek maj膮cych odpowiedni膮 grup臋 krwi i pojechali艣my je zobaczy膰.

- I co?

- Przy jednej z nich odebrali艣my podobne fluidy. Jestem przekonana, 偶e to nasza Mary Kate.

- Jest ci pewnie bardzo ci臋偶ko.

- Nawet nie wiesz jak. Co zrobi臋, je艣li test DNA potwierdzi moje przypuszczenia? Jak mog臋 o ni膮 nie walczy膰?!

- Czy spotka艂a艣 si臋 z jej rodzicami adopcyjnymi?

- Oni nie 偶yj膮 od sze艣ciu lat. Christa mieszka z babci膮.

- Czy to nie upraszcza sprawy? 艁atwiej b臋dzie wam przej膮膰 opiek臋 nad dzieckiem.

- Teoretycznie, ale z moralnego punktu to by艂oby pod艂e.

- Rozumiem, w czym rzecz - mrukn臋艂a Lucy.

Kate us艂ysza艂a d藕wi臋k dzwonka swojego telefonu kom贸rkowego w sypialni.

- Lucy, dzwoni moja kom贸rka, poczekaj moment. Kate od艂o偶y艂a s艂uchawk臋 na stolik i pobieg艂a do sypialni, by odebra膰 drugi telefon.

- S艂ucham.

- Tu Dante. Przed chwil膮 otrzymali艣my wyniki test贸w. Christa Farrell jest wasz膮 c贸rk膮.

艁zy szcz臋艣cia nap艂yn臋艂y jej do oczu. Serce o ma艂o nie wyskoczy艂o z piersi.

- Czy chcesz, abym zaaran偶owa艂 wasze spotkanie z babci膮 dziewczynki?

- Tak, bardzo ci臋 prosz臋. Powiedz jej, 偶e godzimy si臋 na wszystkie warunki, dostosujemy si臋... tylko 偶eby da艂a nam mo偶liwo艣膰 poznania Mary Kate... - jej g艂os za艂ama艂 si臋.

- Przeka偶 Trentowi dobre nowiny. Skontaktuj臋 si臋 z tob膮, jak ustal臋 co艣 z pani膮 Farrell.

- Jestem ci bardzo wdzi臋czna.

- Tylko nie obiecuj sobie zbyt wiele.

- Wiem, ale nasze dziecko 偶yje i widzia艂am j膮! O rany... nie powinnam ci o tym m贸wi膰.

- W porz膮dku - za艣mia艂 si臋 Moran. - Przecie偶 wiedzia艂em, 偶e znajdziesz te adresy. Musz臋 ko艅czy膰, ale wkr贸tce si臋 odezw臋. Pa.

Kate jak na skrzyd艂ach pobieg艂a do telefonu stacjonarnego.

- Lucy. To by艂 Moran. Mia艂am racj臋! Przysz艂y wyniki test贸w i Christa to nasza Mary Kate!

- To cudownie! Jak przyj膮艂 to Trent?

- On jeszcze nie wie. Wyszed艂. Ko艅cz臋, musz臋 do niego zadzwoni膰.

- Powodzenia! Informuj mnie na bie偶膮co.

Kate wybra艂a numer Trenta. Odebra艂 dopiero po pi膮tym sygnale.

- Wracaj szybko do hotelu! - krzykn臋艂a rado艣nie do s艂uchawki.

- Co si臋 sta艂o?

- Dzwoni艂 Moran. Maj膮 wyniki DNA. Christa Farrell to Mary Kate!

Dom Brendy Farrell znajdowa艂 si臋 na przedmie艣ciach Sheffield. By艂 to niewielki, zadbany, otynkowany na kremowo budynek z dachem i okiennicami w kolorze ceglastym. W ogrodzie ros艂y stare drzewa. Wzd艂u偶 wybrukowanej 艣cie偶ki prowadz膮cej do drzwi wej艣ciowych wi艂 si臋 starannie przyci臋ty 偶ywop艂ot.

Trent zatrzyma艂 auto na podje藕dzie, wysiad艂 i pospieszy艂 otworzy膰 drzwi pasa偶era. Kate nie pami臋ta艂a, kiedy ostatnio by艂a tak zdenerwowana. Po drodze do Sheffield dwukrotnie musieli si臋 zatrzymywa膰, gdy偶 mia艂a problemy z 偶o艂膮dkiem. Zupe艂nie straci艂a g艂ow臋.

- Dobrze si臋 czujesz? - spyta艂 z trosk膮 w g艂osie. Pokiwa艂a nerwowo g艂ow膮 i skrzywi艂a si臋 w u艣miechu.

- Chc臋, aby to spotkanie dobrze wypad艂o. Chcia艂abym, by pani Farrell nas polubi艂a. A je艣li co艣 p贸jdzie nie tak? - j臋kn臋艂a, chwytaj膮c go kurczowo za r臋k臋. - Ja nie dam rady!

- Wszystko b臋dzie dobrze - uspokoi艂 j膮. - Nie mo偶emy jednak zbyt wiele oczekiwa膰.

- Masz racj臋. To i tak ju偶 du偶o.

- Chod藕. We藕 g艂臋boki wdech. Za chwil臋 poznamy nasz膮 c贸rk臋.

Ruszyli do wej艣cia. Nim zd膮偶yli zadzwoni膰, otworzy艂y si臋 drzwi i w progu ukaza艂a si臋 niska, pulchna, siwow艂osa kobieta. Jej bystre, przenikliwe b艂臋kitne oczy zlustrowa艂y ich dok艂adnie od st贸p do g艂贸w. U艣miechn臋艂a si臋 do nich niespokojnie.

- Kate i Trent, jak si臋 domy艣lam? - spyta艂a z silnym po艂udniowym akcentem. - Prosz臋 do 艣rodka. Jestem Brenda Farrell.

Wykona艂a zapraszaj膮cy gest r臋k膮. Trent lekko popchn膮艂 Kate i znale藕li si臋 w s艂onecznym pomieszczeniu przypominaj膮cym werand臋, gdzie znajdowa艂o si臋 mn贸stwo ro艣lin doniczkowych.

- Dzi臋kujemy, 偶e zechcia艂a pani tak szybko si臋 z nami spotka膰.

- Naprawd臋 bardzo to doceniamy.

- Przejd藕my do salonu. Przygotuj臋 kaw臋 i herbat臋. By艂 to schludny, przytulny pok贸j z wielkimi wygodnymi fotelami, sof膮 i ogromnym d臋bowym kredensem.

- Prosz臋 sobie nie robi膰 k艂opotu.

- Zdejmijcie pa艅stwo p艂aszcze i usi膮d藕cie. Christa jest u s膮siad贸w.

Rozebrali si臋 z okry膰, u艂o偶yli je na por臋czy fotela i usiedli obok siebie na sofie. Brenda nadal sta艂a.

- Pan Moran z FBI poinformowa艂 nas, 偶e b臋dziemy mogli spotka膰 si臋 dzi艣 z Christ膮 - powiedzia艂 Trent.

- Pomy艣la艂am, 偶e lepiej b臋dzie, je艣li najpierw porozmawiamy na osobno艣ci... - tu urwa艂a i zakas艂a艂a. - Musicie zrozumie膰, to by艂 dla mnie szok, kiedy dowiedzia艂am si臋, 偶e Christa nie zosta艂a dobrowolnie oddana do adopcji, lecz porwana. Naprawd臋 p臋k艂o mi serce. Znale藕li艣my si臋 wszyscy w bardzo trudnej i bolesnej sytuacji. A Christa najbardziej. Ona jeszcze nie otrz膮sn臋艂a si臋 po stracie rodzic贸w - Ricka, mojego syna, i Jean, synowej. Nie chc臋, 偶eby jeszcze bardziej cierpia艂a.

- Pani Farrell, prosz臋 nam wierzy膰... nie chcemy zrani膰 dziecka w 偶aden spos贸b... - zapewni艂a Kate dr偶膮cym g艂osem. - To nasza c贸reczka, nasza ma艂a Mary Kate, chcemy tylko jej szcz臋艣cia...

- Nie przyszli艣my tu egzekwowa膰 naszych praw rodzicielskich. I nie chcemy odebra膰 pani Christy. Najwa偶niejsze dla nas jest dobro dziecka, aby by艂o zdrowe, szcz臋艣liwe i bezpieczne.

W b艂臋kitnych oczach Brendy pojawi艂y si臋 艂zy.

- Prosz臋 m贸wi膰 do mnie po imieniu.

- Jeste艣my wam bardzo wdzi臋czni... 偶e zaopiekowali艣cie si臋 Mary Kate. Przez te wszystkie lata nie wiedzieli艣my, co si臋 sta艂o z nasz膮 c贸rk膮. Jeste艣my tacy szcz臋艣liwi, 偶e 偶yje.

- Christa jest wspania艂a i kocham j膮 nad 偶ycie. Tylko j膮 mam na 艣wiecie. Kiedy moje dzieci zgin臋艂y, zabra艂am wnuczk臋 do siebie. Przez wiele miesi臋cy mia艂a koszmary senne. Zadba艂am, aby otrzyma艂a profesjonaln膮 pomoc, i w ko艅cu odesz艂y, a przynajmniej nie powtarzaj膮 si臋 tak cz臋sto.

- Wiele pani zawdzi臋czamy.

- Mo偶e jednak przynios臋 kaw臋. Jak膮 pijecie?

- Ja czarn膮.

- Czy mog臋 pom贸c? - spyta艂a Kate.

- Dzi臋kuj臋, musz臋 chwil臋 poby膰 sama. Zaparz臋 kaw臋, a potem zadzwoni臋 do s膮siad贸w i poprosz臋, 偶eby Christa wr贸ci艂a ju偶 do domu.

Trent i Kate wymienili pe艂ne nadziei spojrzenia. Brenda, wychodz膮c do kuchni, zatrzyma艂a si臋 na moment w drzwiach i, nie odwracaj膮c si臋 do nich, doda艂a:

- Opowiedzia艂am o was wnuczce. Wie, 偶e spotka si臋 dzi艣 z biologicznymi rodzicami.

Siedzieli przez chwil臋 w milczeniu. Kate chcia艂a wsta膰 i i艣膰 za Brend膮, ale Trent j膮 powstrzyma艂.

- A je艣li nie wyja艣ni艂a dziecku wszystkiego? Co b臋dzie, je艣li Christa pomy艣li, 偶e j膮 oddali艣my? Nie pozwol臋 na to.

Trent wzi膮艂 j膮 za r臋ce.

- Uspok贸j si臋. Jestem przekonany, 偶e nic z艂ego o nas nie powiedzia艂a. Brenda jest inteligentn膮 kobiet膮. Chce chroni膰 Christ臋, podobnie jak my. Wszyscy j膮 kochamy.

Kate postanowi艂a opanowa膰 nerwy. Trent ma racj臋 - przyzna艂a w duchu. Babcia pragnie tylko dobra dziewczynki. Nie mog膮c usiedzie膰 w miejscu, wsta艂a z sofy i zacz臋艂a spacerowa膰 po pokoju. Jej uwag臋 przyci膮gn臋艂y oprawione w ramki liczne zdj臋cia rodzinne pokazuj膮ce Christ臋 w r贸偶nym wieku. Na jednym uwiecznione by艂o jej pierwsze Bo偶e Narodzenie. Mia艂a na sobie czerwon膮 welurow膮 sukieneczk臋. Jasne kr臋cone w艂osy dziecka ozdobione by艂y kokard膮. Wielkie br膮zowe oczy migota艂y iskierkami. Tak膮 w艂a艣nie Kate j膮 zapami臋ta艂a, taki obraz nosi艂a w sercu przez dwana艣cie lat... Trent podszed艂 do niej i obj膮艂 j膮.

- Wszystko b臋dzie dobrze. Jako艣 to u艂o偶ymy. Razem sobie poradzimy.

- My艣lisz, 偶e znajdziemy rozwi膮zanie, kt贸re wszystkich zadowoli?

W tym momencie do pokoju wr贸ci艂a Brenda z kaw膮. Trent i Kate usiedli.

- Jako rodzice biologiczni, macie za sob膮 prawo. Licz臋 jednak, 偶e jeste艣cie porz膮dnymi lud藕mi i nie odbierzecie mi Christy. To by j膮 za艂ama艂o. Jeste艣my bardzo ze sob膮 zwi膮zane.

- Nie mamy takiego zamiaru. Gdyby 偶yli przybrani rodzice dziecka, ubiegaliby艣my si臋 o mo偶liwo艣膰 utrzymania kontaktu z c贸rk膮. Kiedy doro艣nie, sama mog艂aby podj膮膰 decyzj臋, czy chce nas pozna膰 bli偶ej. Skoro jednak pani syn i synowa zgin臋li, chcieliby艣my by膰 obecni w 偶yciu Christy.

- Nie rozumiem, w jakim sensie? Sugerujecie umow臋, zgodnie z kt贸r膮 cz臋艣膰 roku b臋dzie sp臋dza艂a ze mn膮, a cz臋艣膰 z wami. Powiedziano mi, 偶e jeste艣cie rozwiedzeni. Jak to sobie wyobra偶acie?

- Chcia艂bym zaproponowa膰, aby艣cie we dwie odwiedzi艂y nas w Prospect. Mam wielki dom, wystarczy miejsca dla wszystkich. My艣l臋, 偶e moja by艂a 偶ona r贸wnie偶 si臋 zgodzi.

Kate o ma艂o si臋 nie zakrztusi艂a kaw膮.

- Jak d艂uga mia艂aby by膰 nasza wizyta? - spyta艂a Brenda.

- Decyzja nale偶y do was. Mo偶e tydzie艅?

- My艣l臋, 偶e mog臋 to rozwa偶y膰.

- Nie musicie podejmowa膰 decyzji dzi艣 - doda艂 Trent. - Zastan贸wcie si臋 spokojnie razem. Mo偶esz da膰 Chri艣cie rodzic贸w oraz wspania艂膮 ciotk臋, nie trac膮c wnuczki. Gdyby si臋 uda艂o, mog艂yby艣cie przeprowadzi膰 si臋 do Prospect.

Chwileczk臋! - chcia艂a krzykn膮膰 Kate. Przecie偶 mieszkam w Atlancie! Czy mam przyje偶d偶a膰 do Prospect, kiedy b臋d臋 chcia艂a zobaczy膰 c贸rk臋?!

- By膰 mo偶e odwiedzimy was... wkr贸tce. P贸jd臋 teraz po Christ臋. Prosz臋, pami臋tajcie, 偶e jeste艣cie dla niej obcymi lud藕mi. Nie oczekujcie, 偶e ucieszy si臋 na wasz widok.

- Oczywi艣cie - przytakn膮艂 Trent, spogl膮daj膮c na Kate. Pokiwa艂a tylko g艂ow膮. Brenda wysz艂a, a ona odwr贸ci艂a si臋 ze z艂o艣ci膮 do by艂ego m臋偶a.

- Kiedy wpad艂e艣 na ten wspania艂y pomys艂?

- Jeste艣 z艂a? Dlaczego?

- Poniewa偶 podejmujesz decyzje o przysz艂o艣ci naszego dziecka beze mnie! - rzuci艂a ostro. - Powiniene艣 to ze mn膮 om贸wi膰!

- Do licha! Przysz艂o mi to do g艂owy przed chwil膮. My艣la艂em, 偶e b臋dziesz zachwycona, je艣li Brenda przywiezie Mary Kate na tydzie艅 do Prospect. To doskona艂a szansa, aby艣my mogli si臋 wzajemnie oswoi膰. Ona pozna艂aby ca艂膮 rodzin臋.

- A co to za rodzina? Ty, ciotka Mary Belle i ca艂y zast臋p Winston贸w?

Trent wsta艂 i zacz膮艂 spacerowa膰 po pokoju. Kiedy wyparowa艂a z niego z艂o艣膰, spojrza艂 na Kate.

- Zapami臋taj raz na zawsze: Christa nie jest ani moja, ani twoja, jest nasza. Nasza - powt贸rzy艂. - Je艣li Brenda si臋 zgodzi, przyjad膮 do nas, do mnie i do ciebie. I do ciotki. Sp臋dzimy razem troch臋 czasu, poznamy si臋 bli偶ej. P贸藕niej mo偶e zechc膮 odwiedzi膰 nas na d艂u偶ej, dwa tygodnie, miesi膮c. A mo偶e pierwsza wizyta dobrze wypadnie i uzgodnimy sta艂e odwiedziny?

- A co ze mn膮, moj膮 prac膮? Spojrza艂 na ni膮 zimnym wzrokiem.

- My艣la艂em, 偶e... - zakas艂a艂. - Skoro nie chcesz zamieszka膰 w Prospect, mog臋 przywozi膰 Mary Kate do Atlanty lub, je艣li wolisz, b臋dzie robi艂a to Brenda.

Otworzy艂y si臋 drzwi kuchni. Wesz艂a pani Farrell, prowadz膮c za r臋k臋 Christ臋. Kate poczu艂a, 偶e jej serce przestaje bi膰, 艣wiat zatrzyma艂 si臋 na moment w miejscu. Za chwil臋 pozna swoj膮 c贸rk臋!

- To Kate i Trent. Twoi biologiczni rodzice. Christa zmierzy艂a ich wzrokiem.

- To was widzia艂am kilka dni temu w bibliotece.

- Faktycznie, przyjechali艣my do Sheffield zobaczy膰 Christ臋. Byli艣my te偶 w Corinth, gdzie mieszka druga z odnalezionych dziewczynek.

- Nie mog艂am si臋 doczeka膰, kiedy ujrz臋 moj膮 c贸reczk臋...

- Nie jestem wasz膮 c贸rk膮! Rick i Jean Farrell s膮 moimi rodzicami, a teraz nale偶臋 do babci i nikogo wi臋cej nie potrzebujemy. - Christa spojrza艂a b艂agalnym wzrokiem na Brend臋, kt贸ra obj臋艂a j膮 i mocno przytuli艂a.

- Kate i Trent nie przyjechali ci臋 st膮d zabra膰. Chc膮 ci臋 tylko pozna膰.

Dziewczynka schowa艂a twarz w ramionach babci.

- Co to za maniery? - powiedzia艂a Brenda, odwracaj膮c delikatnie wnuczk臋 do go艣ci. - Przywitaj si臋 艂adnie.

W oczach dziecka pojawi艂y si臋 艂zy. Kate czu艂a, 偶e za chwil臋 p臋knie jej serce. Jej ukochana c贸reczka nie chcia艂a jej pozna膰.

- Dzie艅 dobry - wyszepta艂a.

- Dzie艅 dobry - odpowiedzia艂 Trent.

- Bardzo si臋 ciesz臋, 偶e mog臋 ci臋 pozna膰 - doda艂a Kate.

- Mo偶e opowiedz o szkole... - zaproponowa艂a babcia. - W kt贸rej jeste艣 klasie, jakich masz nauczycieli.

- Nic im nie powiem! - Christa wybuchn臋艂a p艂aczem. - Id藕cie sobie! Nie jeste艣cie moimi rodzicami! Nigdy nie odejd臋 od babci! - krzykn臋艂a i wybieg艂a z pokoju.

- Ale偶, kochanie...! - Brenda zatroskanym gestem zas艂oni艂a usta.

- Mo偶e powinna艣 za ni膮 p贸j艣膰 - zasugerowa艂a Kate.

- Kiedy dostaje napadu z艂o艣ci, lepiej zostawi膰 j膮 na moment sam膮, a偶 och艂onie.

- Dok艂adnie tak samo post臋powa艂a ze mn膮 ciotka Mary Belle.

- Przykro mi. My艣la艂am, 偶e przygotowa艂am j膮 do tego spotkania. Widocznie nie potrafi艂am.

- Lepiej chod藕my ju偶 - zaproponowa艂 Trent. - Zostaniemy w Sheffield jeszcze jeden dzie艅, wi臋c je艣li nie masz nic przeciwko temu, odwiedzimy was r贸wnie偶 jutro.

Brenda podesz艂a do Kate i po艂o偶y艂a jej r臋k臋 na ramieniu.

- Domy艣lam si臋, co czujesz. Przykro mi bardzo.

- Mo偶e jutro zechce z nami porozmawia膰 - powiedzia艂a Kate przez 艂zy.


ROZDZIA艁 DZIESI膭TY

Trent zarezerwowa艂 pok贸j w Holiday Inn, kt贸ry by艂 najlepszym hotelem w mie艣cie. Wnioskuj膮c z zachowania obs艂ugi, Trenton Bayard Winston IV by艂 prawdopodobnie najdostojniejszym go艣ciem w ca艂ej historii miejscowo艣ci. Do apartamentu odprowadzi艂 ich sam dyrektor hotelu.

Dlaczego ludzie tak szanuj膮 pieni膮dze, a nie dbaj膮 o istotne warto艣ci - zastanawia艂a si臋 Kate w duchu.

Kiedy weszli do pokoju, Kate natychmiast zaszy艂a si臋 w 艂azience. Przez ca艂膮 drog臋 p艂aka艂a i teraz mia艂a straszliwy b贸l g艂owy. Obmy艂a twarz wod膮 i ci臋偶ko wzdychaj膮c usiad艂a. Czu艂a si臋, jakby ulecia艂o z niej ca艂e powietrze. Nie by艂o ju偶 Mary Kate, by艂a Christa kt贸ra nie chcia艂a mie膰 z nimi nic wsp贸lnego. Byli dla niej obcymi lud藕mi. Co zrobi膮, je艣li dziewczynka ich nie zaakceptuje? Chyba tego nie prze偶yj臋 - zakry艂a r臋koma twarz, zwijaj膮c si臋 z niemego b贸lu.

Drzwi 艂azienki otworzy艂y si臋 i wszed艂 Trent. Przykl膮k艂 przy niej, wzi膮艂 obie jej r臋ce w swe d艂onie i wtedy zobaczy艂a w jego oczach t臋 sam膮 rozpacz.

- Pop艂acz, je艣li ci to pomo偶e.

Zaprzeczy艂a ruchem g艂owy.

- Co to da? Wyp艂aka艂am ju偶 morze 艂ez.

- Z nas dwojga to ja zawsze by艂em porywczy i musia艂em si臋 wy艂adowa膰.

- Co teraz zrobimy?

- Poczekamy, mo偶e Christa zechce si臋 z nami spotka膰. Postarajmy si臋 na chwil臋 zapomnie膰 o tym, co si臋 dzi艣 wydarzy艂o. Zam贸wi艂em obiad. Podadz膮 za godzin臋, a ty tymczasem we藕 gor膮c膮 k膮piel. Ja zadzwoni臋 do kilku os贸b.

- Do kogo?

- Do ciotki, do Morana i mojego prawnika. Chc臋 wynaj膮膰 najlepszego specjalist臋 od spraw rodzinnych.

Trent odkr臋ci艂 wod臋, przygotowa艂 myd艂o i szampon.

- Wskakuj. Zaraz przynios臋 szlafrok i kapcie.

- Dzi臋ki.

- Ca艂a przyjemno艣膰 po mojej stronie.

Kate rozebra艂a si臋, wesz艂a do wanny i zanurzy艂a z przyjemno艣ci膮 w gor膮cej wodzie. Le偶a艂a bez ruchu, zanurzona po szyj臋 przez dobrych kilka minut. Odganiaj膮c z艂e my艣li, zabra艂a si臋 do mycia. Intensywne szorowanie przynosi艂o ulg臋. Na艂o偶y艂a szampon i od偶ywk臋, po czym dok艂adnie si臋 sp艂uka艂a. Wylegiwa艂a si臋 jeszcze przez kilkana艣cie minut, topi膮c smutki i zmywaj膮c stres. Kiedy wszed艂 Trent, zda艂a sobie spraw臋, 偶e straci艂a poczucie czasu. Poda艂 jej kieliszek.

- Wino?

- Z uk艂onami od dyrektora hotelu.

- Jak d艂ugo tu siedz臋?

- Oko艂o p贸艂 godziny.

- Niez艂e - skomentowa艂a, poci膮gaj膮c 艂yk.

- Przynios臋 ci szlafrok.

Kate s膮czy艂a z rozkosz膮 czerwone wino, zastanawiaj膮c si臋, czy ta ilo艣膰 wystarczy, aby si臋 znieczuli膰. Trent wr贸ci艂 do 艂azienki, zdj膮艂 z wieszaka r臋cznik i zaczeka艂, a偶 Kate wyjdzie z wanny. Owin膮艂 j膮 r臋cznikiem, wytar艂 jej w艂osy, a nast臋pnie ca艂e cia艂o, wyzwalaj膮c w niej dreszcz nami臋tno艣ci.

- Jeste艣 jeszcze pi臋kniejsza ni偶 przed 艣lubem. - Zrzuci艂 z niej r臋cznik i zacz膮艂 z zadowoleniem przygl膮da膰 si臋 nagiemu cia艂u.

- Mi艂y z ciebie k艂amca. Cho膰 jak na trzydzie艣ci pi臋膰 lat trzymam si臋 ca艂kiem nie藕le.

Przy艂o偶y艂 jej palec do ust.

- Wygl膮dasz czaruj膮co. Nawet nie wiesz, jak bardzo ci臋 pragn臋.

- Nie bardziej ni偶 ja ciebie - odpar艂a Kate.

- Tak bardzo za tob膮 t臋skni艂em... - powiedzia艂. Ona te偶 za nim t臋skni艂a i nawet nie zdawa艂a sobie sprawy, jak bardzo. Le偶a艂a przy nim w p贸艂mroku, czekaj膮c na dwa magiczne s艂owa. Rozleg艂o si臋 pukanie do drzwi.

- Zupe艂nie zapomnia艂em, 偶e zam贸wi艂em kolacj臋. - Wyskoczy艂 z 艂贸偶ka. - Chwileczk臋! Nie wstawaj, przyprowadz臋 w贸zek z jedzeniem. - Kiedy wr贸ci艂, czeka艂a na niego w szlafroku.

- Obiad podano.

- 艢wietnie, umieram z g艂odu.

- Zostaw sobie tylko miejsce na deser - mrugn膮艂 figlarnie okiem.

- Tylko nie m贸w, 偶e bita 艣mietana z truskawkami.

- Truskawek nie ma, ale za to mn贸stwo bitej 艣mietany.

Kate zacz臋艂a si臋 艣mia膰, wspominaj膮c ich miesi膮c miodowy, podczas kt贸rego zajadali si臋 owocami i kochali w bitej 艣mietanie.

Nast臋pnego ranka, tu偶 przed 贸sm膮, zadzwoni艂 telefon kom贸rkowy. Oboje w艂a艣nie ubierali si臋 po wsp贸lnym prysznicu. Trent z biciem serca podni贸s艂 s艂uchawk臋.

- M贸wi Brenda Farrell.

- Dzie艅 dobry, jak samopoczucie?

- W porz膮dku, zwa偶ywszy, 偶e jestem po nieprzespanej nocy. D艂ugo my艣la艂am i dosz艂am do wniosku, 偶e Christa powinna mie膰 dwoje kochaj膮cych rodzic贸w. Zatrzymywanie jej tutaj by艂oby szczytem egoizmu.

- Kto to? - spyta艂a Kate, bezg艂o艣nie poruszaj膮c ustami.

- To bardzo wspania艂omy艣lne, Brendo - odpar艂, rzucaj膮c wymowne spojrzenie na Kate.

Wspi臋艂a si臋 na palce i zbli偶y艂a ucho do s艂uchawki tak, aby mog艂a us艂ysze膰, o czym m贸wi膮.

- Christa jest na razie wrogo nastawiona... Musicie da膰 nam troch臋 czasu. Lepiej, 偶eby艣cie dzisiaj nie przyje偶d偶ali.

- Ile potrzebujecie czasu?

- Mo偶e do jej urodzin. To ju偶 nied艂ugo.

- Czwartego lutego.

- My obchodzimy uroczysto艣膰 si贸dmego. Taka data figurowa艂a w dokumentach adopcyjnych. Mog艂yby艣my przyjecha膰 do Prospect dzie艅 wcze艣niej i zosta膰 z wami ca艂y tydzie艅...

- Wspaniale. Wyprawimy przyj臋cie, je艣li nie masz nic przeciwko temu.

- By艂oby mi艂o. Pomy艣la艂am, 偶e si臋 ucieszycie.

- Nie mog艂a艣 nam sprawi膰 wi臋kszej przyjemno艣ci.

- Pewnie b臋dzie wam si臋 trudno doczeka膰, ale prosz臋, zaufajcie mi, pragn臋 tylko szcz臋艣cia wnuczki. Je艣li wszyscy b臋dziemy rozs膮dnie post臋powa膰, ona na tym wygra.

- Masz ca艂kowit膮 racj臋.

- Przed wyjazdem skontaktuj臋 si臋 z wami.

- A mo偶e przys艂a膰 po was samoch贸d?

- Dzi臋kuj臋, to nie b臋dzie konieczne.

- W ka偶dej chwili jeste艣my do waszej dyspozycji.

- Powiedz Kate, 偶e je艣li b臋dzie chcia艂a, mo偶e do mnie codziennie telefonowa膰.

- Oczywi艣cie przeka偶臋. Dzi臋kuj臋, 偶e tak do tego podchodzisz.

- Wystarczaj膮co du偶o ju偶 wszyscy wycierpieli艣my.

- Te偶 tak uwa偶am.

Brenda roz艂膮czy艂a si臋. Trent chwyci艂 Kate w ramiona, podrzuci艂 z rado艣ci do g贸ry i zaczaj kr臋ci膰 si臋 z ni膮 wok贸艂 w艂asnej osi. W ko艅cu postawi艂 j膮 na ziemi i obsypa艂 poca艂unkami.

- Christa przyjedzie do nas sz贸stego lutego! Wyprawimy przyj臋cie na jej dwunaste urodziny!


ROZDZIA艁 JEDENASTY

Kate przyby艂a do Winston Hall oko艂o dwunastej. W drzwiach powita艂 j膮 Guthrie, informuj膮c, 偶e pan Trent musi zosta膰 w s膮dzie do pi臋tnastej, a panna Mary Belle je w艂a艣nie lunch i b臋dzie zachwycona, je艣li ona do niej do艂膮czy. Oczekuj膮c najgorszego, ruszy艂a pewnym krokiem do jaskini lwa. Ku swemu zaskoczeniu zosta艂a powitana z otwartymi ramionami. Ciotka serdecznie j膮 wy艣ciska艂a i zaprowadzi艂a do stolika, gdzie czeka艂y dwa nakrycia.

- Jak tylko zatelefonowa艂a艣, 偶e b臋dziesz w porze lunchu, poleci艂am kucharzowi przygotowa膰 krokiety z 艂ososia, twoje ulubione.

- Dzi臋kuj臋. To mi艂o.

Kate zbita z tropu usiad艂a naprzeciw Mary Belle. Po chwili wszed艂 kamerdyner, nios膮c sa艂atki i u艣miechaj膮c si臋 szeroko.

- Cieszymy si臋, 偶e pani do nas wr贸ci艂a.

- I to bardzo - doda艂a ciotka. - A na deser earl grey i tort malinowy.

- Zada艂a sobie pani tyle trudu z mojego powodu. Szczerze m贸wi膮c, nie rozumiem dlaczego?

- M贸w do mnie: ciociu - poprawi艂a. - Nale偶ysz do rodziny, a poza tym to nie k艂opot. Co do moich motyw贸w, to pragn臋艂abym naprawi膰 b艂臋dy z przesz艂o艣ci. Nigdy nie chcia艂am ci臋 zrani膰 ani te偶 dok艂ada膰 ci problem贸w po porwaniu Mary Kate. Naprawd臋 przepraszam, je艣li 藕le zrozumia艂a艣 moje intencje.

Kate wpatrywa艂a si臋 w ciotk臋, jakby zobaczy艂a zjaw臋. Czy偶by t臋 kobiet臋 podmienili kosmici?

- Zaniem贸wi艂a艣 - zachichota艂a ciotka. - Kocham Trenta najbardziej na 艣wicie. On zn贸w jest szcz臋艣liwy. Od tygodni m贸wi tylko o tym, 偶e ty i Christa przyjedziecie wkr贸tce na tydzie艅 do Winston Hall.

- Pewnie wiesz, 偶e pierwsze nasze spotkanie z Mary Kate nie by艂o mi艂e.

- Jedyne, czego pragn臋, to 偶eby wszystko dobrze si臋 u艂o偶y艂o. Poczyni艂am pewne przygotowania i chcia艂abym je z tob膮 om贸wi膰.

- Nie poznaj臋 cioci, a mo偶e nigdy cioci nie zna艂am?

- Mo偶e jedno i drugie. Jestem nie tylko starsza, ale i m膮drzejsza. W przesz艂o艣ci tak bardzo stara艂am si臋 przygotowa膰 ci臋 do roli pani Winston, 偶e zapomina艂am okaza膰 ci, jak bardzo ci臋 lubi臋.

- My艣la艂am, 偶e mnie nie znosisz i uwa偶asz, 偶e nie jestem warta Trenta.

Mary Belle zmarszczy艂a czo艂o.

- Na pocz膮tku mia艂am obiekcje, 偶e nie jeste艣 jedn膮 z nas. Sama wiesz, jak膮 jestem snobk膮. Szybko jednak przekona艂am si臋 co do ciebie, widz膮c, jak bardzo si臋 z Trentem kochacie.

- Nie jestem ju偶 jego 偶on膮.

- Ale powinna艣 by膰. Nadal si臋 kochacie.

- Czy twoja nag艂a przemiana nie ma przypadkiem zwi膮zku z Christ膮?

- Nie ukrywam, chcia艂abym, aby艣cie stworzyli jej prawdziwy dom.

Kate westchn臋艂a. Cho膰 raz obie z ciotk膮 pragn臋艂y tego samego.

- Nie zapominaj, 偶e ma艂a ma babci臋, z kt贸r膮 jest bardzo blisko zwi膮zana.

- W Winston Hall wystarczy miejsca dla wszystkich.

- Chcesz, 偶eby Brenda Farrell tu zamieszka艂a na czas wizyty?

- Zrobi臋 wszystko, aby艣my zn贸w byli rodzin膮.

Trent przyjecha艂 do domu na kilka minut przed pojawieniem si臋 go艣ci. Zaledwie zd膮偶y艂 si臋 przywita膰, kiedy na podjazd wjecha艂 stary chevrolet Brendy. Guthrie poszed艂 otworzy膰 drzwi, a pozostali zebrali si臋 w wej艣ciu, aby powita膰 Christ臋 i jej babci臋. Po chwili ujrzeli Brend臋, kt贸ra delikatnie popycha艂a niech臋tnie id膮c膮 dziewczynk臋. Stara rezydencja z wielkim holem i imponuj膮cymi kr臋conymi schodami musia艂a zrobi膰 na nich wielkie wra偶enie. Christa trzyma艂a kurczowo babci臋 za r臋k臋 i rozgl膮da艂a si臋 niepewnie wok贸艂.

- Witamy w Winston Hall. Mam nadziej臋, 偶e mia艂y艣cie dobr膮 podr贸偶 - powiedzia艂 Trent.

- Dzi臋kuj臋, nawet bardzo. Christa, co chcia艂aby艣 powiedzie膰 pa艅stwu?

Kate 艣cisn臋艂a mocno d艂o艅 Trenta.

- Dzi臋kuj臋 za zaproszenie - powiedzia艂a Christa nieszczerym tonem.

- Bardzo si臋 cieszymy z waszego przyjazdu. Mo偶e chcia艂yby艣cie si臋 od艣wie偶y膰?

- Nie - burkn臋艂a dziewczynka nieprzyjaznym tonem.

- Masz ochot臋, aby twoja mama pokaza艂a ci tw贸j pok贸j? - spyta艂a ciotka Mary Belle ze 艂zami w oczach.

Christa rzuci艂a jej wrogie spojrzenie.

- Jestem twoj膮 ciotk膮. Nazywam si臋 Mary Belle. To tw贸j dom. Mieszka艂a艣 tu przez trzy pierwsze miesi膮ce swojego 偶ycia i bardzo ci臋 wszyscy kochali艣my.

- Nie pami臋tam. Babcia powiedzia艂a mi, 偶e biologiczna matka nie odda艂a mnie. Kto艣 podobno mnie ukrad艂.

Kate pokiwa艂a potakuj膮co g艂ow膮. W oczach stan臋艂y jej 艂zy, nie by艂a w stanie wydusi膰 z siebie s艂owa, tak by艂a zdenerwowana.

- Bardzo ci臋 kochali艣my.

- Nie jestem Mary Kate. Przykro mi, 偶e porwano wasze dziecko. Ja was nie pami臋tam, i pani te偶 - doda艂a, spogl膮daj膮c na Mary Belle.

- To nie szkodzi. Najwa偶niejsze, 偶e b臋dziemy mogli si臋 pozna膰.

- Babcia obieca艂a mi, 偶e mnie od niej nie zabierzecie.

- Ale偶 oczywi艣cie.

- Chcieliby艣my, aby Brenda by艂a r贸wnie偶 cz臋艣ci膮 naszej rodziny - doda艂 Trent.

Wyraz na twarzy Christy natychmiast uleg艂 zmianie. Znik艂 ca艂y niepok贸j i zago艣ci艂a na niej ciekawo艣膰.

- Nigdy nie widzia艂am takiego du偶ego domu. Jest bardzo stary, prawda?

- I to jak. Mo偶e Trent i Kate oprowadz膮 ci臋 po rezydencji, a my tymczasem wypijemy herbatk臋.

- Mog臋, babciu?

- Oczywi艣cie - odpar艂a Brenda.

- Co by艣 chcia艂a obejrze膰 najpierw?

- Nie wiem. Czy kiedy tu mieszka艂am, mia艂am sw贸j pok贸j?

- Mia艂a艣 wspania艂y pokoik dziecinny.

- A co tam teraz jest?

Kate spojrza艂a pytaj膮co na Trenta.

- Nic si臋 nie zmieni艂o. Cho膰 ciotka Mary Belle przygotowa艂a i wspaniale urz膮dzi艂a dla ciebie nowy wi臋kszy pok贸j.

- Naprawd臋?

- Naprawd臋.

- Mog臋 zobaczy膰 oba?

- Jasne.

Trent wyci膮gn膮艂 r臋k臋 do c贸rki, kt贸ra poda艂a mu bez wahania d艂o艅, po czym ruszyli kr臋conymi schodami na g贸r臋.

Kate szybko po偶a艂owa艂a, 偶e nie pos艂ucha艂a g艂osu rozs膮dku i pozwoli艂a urz膮dzi膰 ciotce tak ekstrawaganckie przyj臋cie urodzinowe. Kiedy je przygotowywa艂y, pomy艣la艂a, 偶e rozmach rodziny Winston贸w, kt贸ry j膮 zawsze przera偶a艂, mo偶e spodoba膰 si臋 Chri艣cie. Zaproszono ponad pi臋膰dziesi臋ciu go艣ci, gra艂a orkiestra na 偶ywo, by艂 klaun, magik, kelnerzy, p贸艂torametrowej wysoko艣ci tort urodzinowy i morze prezent贸w, kt贸rymi mo偶na by obdzieli膰 p贸艂 szko艂y.

- Nie wiem, czy kr贸lowa Anglii mog艂aby si臋 poszczyci膰 takim przyj臋ciem urodzinowym - za偶artowa艂 Trent, obejmuj膮c ramieniem swoj膮 by艂膮 偶on臋. - Nie s膮dzisz, 偶e ciotka troch臋 przesadzi艂a?

- Masz racj臋. Popatrz na Christ臋. Chyba 藕le si臋 tu czuje.

- Tak bardzo mi przypomina ciebie. Jej u艣miech i nie艣mia艂o艣膰.

- Udaje, 偶e si臋 cieszy, ale to wszystko j膮 przyt艂acza. Czy to b臋dzie bardzo niegrzeczne, je艣li zabierzemy j膮 z tego cyrku?

- Do diab艂a z manierami. Zostawmy ciotce problem. Na pewno potrafi wyt艂umaczy膰 go艣ciom, dlaczego rodzice porwali Christ臋 z przyj臋cia przed jego zako艅czeniem.

- Co robimy?

- Zapytaj Christ臋, czy wybierze si臋 z nami na przeja偶d偶k臋, a ja poprosz臋 o pozwolenie Brend臋.

Kate ruszy艂a, toruj膮c sobie drog臋 pomi臋dzy tabunem dzieci po偶eraj膮cych z zapa艂em tort i lody. Christa siedzia艂a po艣rodku pokoju na krze艣le przypominaj膮cym tron, otoczona prezentami, z kt贸rych wi臋kszo艣ci nawet nie rozpakowa艂a. Kate schyli艂a si臋 i wyszepta艂a do c贸rki:

- Masz ochot臋 na ma艂y spacer?

- Tak - odpar艂a, po艣piesznie wstaj膮c i podaj膮c matce r臋k臋.

Przesz艂y przez pok贸j, udaj膮c, 偶e nie s艂ysz膮 wo艂ania ciotki, po czym pobieg艂y na werand臋, gdzie czeka艂 na nie Trent.

We troje ruszyli do gara偶u. Wsiedli do bentleya. Christa usadowi艂a si臋 wygodnie obok Kate. Nie zaprotestowa艂a, kiedy Kate otoczy艂a j膮 ramieniem.

- Dok膮d jedziemy? - spyta艂a.

- Chcia艂bym wam co艣 pokaza膰. To niedaleko st膮d.

- Jeszcze jedna urodzinowa niespodzianka?

- Niezupe艂nie. To co艣 dla nas wszystkich, a szczeg贸lnie dla Kate.

- Dla mnie? - zdziwi艂a si臋.

- Zapomnia艂am powiedzie膰 babci, 偶e wychodzimy z przyj臋cia - zmartwi艂a si臋 nagle Christa.

- Zapyta艂em j膮 o zgod臋 i nie mia艂a nic przeciwko temu. B臋dzie czeka艂a na nas w Winston Hall.

- Co to za niespodzianka? Zdrad藕 nam jaki艣 szczeg贸艂.

- Jest to co艣, o czym Kate zawsze marzy艂a.

- Czy to jest wielko艣ci pude艂ka na buty?

- Wi臋ksze.

- Czy to zwierz臋, ro艣lina czy minera艂? - Kate do艂膮czy艂a do gry.

- Na pewno nie zwierz臋.

- Co to mo偶e by膰? Pomy艣l, czego zawsze pragn臋艂a艣? - dopingowa艂a dziewczynka.

- Zawsze pragn臋艂am ciebie - s艂owa wynikn臋艂y si臋 bezwiednie z ust Kate.

Christa obrzuci艂a j膮 uwa偶nym spojrzeniem.

- Przykro mi, 偶e twoje dziecko zosta艂o porwane... to znaczy ja. Pewnie za mn膮 t臋skni艂a艣. Tak m贸wi艂a babcia, i 偶e chcieliby艣cie, 偶ebym zn贸w by艂a wasz膮 c贸rk膮.

- To prawda. Chcieliby艣my by膰 twoimi rodzicami.

- Ale nie b臋d臋 musia艂a m贸wi膰 do was: mamo, tato?

- Mo偶esz do nas m贸wi膰, jak tylko chcesz.

Dok膮d jedziemy? - zastanawia艂a si臋 Kate. My艣la艂a, 偶e pojad膮 do centrum, ale skierowali si臋 na przedmie艣cia do dzielnicy willowej. Kiedy skr臋cili w Madison Avenue, poczu艂a uk艂ucie w sercu. To niemo偶liwe. To tylko zbieg okoliczno艣ci. Kiedy艣 marzy艂am o w艂asnym domu ale...

- Sp贸jrz, Kate, jaki 艂adny dom! - wykrzykn臋艂a Christa, wskazuj膮c star膮 rezydencj臋 Kirkendall贸w. - Nie chcia艂am powiedzie膰, 偶e nie podoba mi si臋 Winston Hall, ale jest taki du偶y, przyt艂aczaj膮cy. Cz艂owiek czuje si臋 tam jak w muzeum.

Trent za艣mia艂 si臋 szczerze, s艂ysz膮c jej s艂owa.

- Gdzie艣 ju偶 to s艂ysza艂em - rzuci艂 w kierunku Kate znacz膮ce spojrzenie i doda艂: - Twoja mama kiedy艣 tak do mnie powiedzia艂a.

- Naprawd臋? - zachichota艂a Christa.

- Tak.

- Jeste艣my na miejscu - powiedzia艂 Trent, zatrzymuj膮c auto na podje藕dzie domu Kirkendall贸w. - Wejd藕my do 艣rodka.

- Co? - spyta艂y r贸wnocze艣nie.

- To twoja niespodzianka!

- Nie rozumiem...

- Ten dom to niespodzianka dla Kate? - upewni艂a si臋 Christa i zacz臋艂a rado艣nie podskakiwa膰. - Kupi艂e艣 Kate dom!

- Jak to?

Christa chwyci艂a podekscytowana matk臋 pod rami臋 i zawo艂a艂a:

- Chod藕my do 艣rodka!

Kate jak w transie ruszy艂a do drzwi wej艣ciowych z uwieszon膮 u boku c贸rk膮 oraz Trentem, kt贸ry eskortowa艂 j膮 z drugiej strony.

- Zapraszam do 艣rodka. - Otworzy艂 zamek kluczem.

- Przecie偶 mieszkali tu jacy艣 ludzie... Chyba nie zmusi艂e艣 ich do wyprowadzki, aby podarowa膰 mi ten dom?

- Kupi艂em t臋 rezydencj臋 dziesi臋膰 lat temu. Przebudowa艂em j膮, odnowi艂em i umeblowa艂em.

Christa wepchn臋艂a Kate do holu. W przyleg艂ym saloniku wy艂o偶onym drewnian膮 polakierowan膮 na wysoki po艂ysk klepk膮 p艂on膮艂 weso艂o ogie艅 w kominku. Christa zacz臋艂a rado艣nie ta艅czy膰.

- Tu jest naprawd臋 super. Je艣li zdecyduj臋 si臋 do was przenie艣膰, zamieszkamy tu wszyscy razem?

Trent przytuli艂 czule Kate.

- Co ty na to? Czy zamieszkasz tu z nasz膮 c贸rk膮?

W oczach Kate stan臋艂y 艂zy. Nie potrafi艂aby sobie tego wyobrazi膰 nawet w naj艣mielszych marzeniach.

- Mo偶e to irracjonalne, ale kupuj膮c ten dom, mia艂em nadziej臋, 偶e zatrzymam w nim cz膮stk臋 ciebie - doda艂.

- Ile pokoi jest na g贸rze? - chcia艂a wiedzie膰 dziewczynka.

- Cztery sypialnie i trzy 艂azienki.

- To a偶 za du偶o! Kiedy we藕miecie 艣lub, zajmiecie jeden pok贸j, drugi b臋dzie m贸j, a trzeci babci. Zostanie nam pok贸j go艣cinny, a mo偶e urodzi nam si臋 dzidziu艣... Zawsze chcia艂am mie膰 siostr臋 lub braciszka.

Kate i Trent spojrzeli po sobie zupe艂nie zaskoczeni entuzjazmem Christy.

- A je艣li nie pobierzemy si臋? - spyta艂a niepewnie Kate. - Przenios臋 si臋 do Prospect i zamieszkamy tu we trzy.

- Skoro mamy by膰 rodzin膮, to Trent te偶 powinien tu zamieszka膰.

- Czy naprawd臋 chcia艂aby艣 przeprowadzi膰 si臋 do nas?

- My艣l臋, 偶e tak. Ale nie do Winston Hall.

- To mo偶e by膰 tw贸j dom. Urz膮dzisz sw贸j pok贸j, jak b臋dziesz chcia艂a. W zale偶no艣ci od decyzji Kate zamieszkam tu z wami lub b臋d臋 codziennie was odwiedza艂.

Christa wzi臋艂a Kate za r臋k臋.

- Prosz臋, pozw贸l mu...

- Kochanie, to nie takie proste.

- Mam pomys艂 - zawo艂a艂a weso艂o. - Przenie艣my si臋 tu na czas naszej wizyty z babci膮.

- Je艣li tylko masz na to ochot臋...

- To by艂by najfajniejszy prezent urodzinowy.

- W takim razie za艂atwione.

Trent obj膮艂 jednym ramieniem Kate, drugim Christ臋 i popatrzy艂 im w oczy.

- Nie m贸g艂bym by膰 bardziej szcz臋艣liwy. Obie wybuchn臋艂y radosnym 艣miechem.


ROZDZIA艁 DWUNASTY

Nadesz艂a wiosna. Dni sp臋dzone razem w Prospect przelecia艂y w okamgnieniu. Kate wr贸ci艂a do pracy u Dundeego, Christa do szko艂y w Sheffield, a Trent do codziennych obowi膮zk贸w w s膮dzie. W oczekiwaniu na kolejne spotkanie czas d艂u偶y艂 si臋 wszystkim niemi艂osiernie. Kate i Christa codziennie godzinami rozmawia艂y przez telefon. Trent cz臋sto kontaktowa艂 si臋 z by艂膮 偶on膮, chc膮c dowiedzie膰 si臋 nowin o c贸rce.

W ko艅cu przysz艂y ferie wiosenne i Brenda zapowiedzia艂a przyjazd do Prospect na ca艂e dziewi臋膰 dni. Kate nie mog艂a si臋 doczeka膰. Zjawi艂a si臋 w domu przy Madison dzie艅 wcze艣niej, aby wszystko przygotowa膰 na wizyt臋 upragnionych go艣ci. Trent do艂膮czy艂 do niej w czwartek wieczorem, zjedli razem kolacj臋, a potem kochali si臋 do bia艂ego rana. Zanim wyszed艂 do pracy, poprosi艂:

- Chcia艂bym zosta膰 z wami na czas wizyty Christy.

- By艂oby nam mi艂o, ale nie mo偶esz ze mn膮 spa膰. Brenda jest osob膮 starej daty i mog艂oby si臋 jej to nie podoba膰.

- Je艣li zajdzie potrzeba, b臋d臋 spa艂 na werandzie, byle tylko by膰 z wami. Straci艂em ju偶 dwana艣cie lat, nie chc臋 zmarnowa膰 ani minuty wi臋cej.

- Brenda powiedzia艂a, 偶e je艣li ta wizyta si臋 uda, podobnie jak wcze艣niejsze, Christa b臋dzie mog艂a przeprowadzi膰 si臋 tu na sta艂e.

- Najwy偶szy czas podj膮膰 decyzj臋 dotycz膮c膮 naszej przysz艂o艣ci.

- Poczekajmy jeszcze. Zobaczmy najpierw, jaka b臋dzie ta nast臋pna wizyta.

- Gdzie postawi膰 kwiaty? - spyta艂a ciotka Mary Belle, wskazuj膮c ogromny bukiet przywieziony z Winston Hall.

- W pokoju Brendy - zaproponowa艂a Kate.

- Mo偶e Brenda zatrzyma艂aby si臋 u mnie w rezydencji na czas wizyty, mogliby艣cie wtedy poby膰 z Christ膮 sami?

- Wiem, 偶e chcesz dobrze, ale to chyba nie najlepszy pomys艂 - mrukn臋艂a Kate.

- Brenda powinna troch臋 wypu艣ci膰 j膮 spod opieku艅czych skrzyde艂. W ko艅cu jeste艣 matk膮.

- Nie wiem, czy Christa kiedykolwiek uzna mnie za matk臋.

Ciotka westchn臋艂a i posz艂a zanie艣膰 kwiaty do pokoju go艣cinnego. Kate tymczasem zabra艂a si臋 do przygotowywania 艂贸偶ka dla c贸rki. W Atlancie kupi艂a jej now膮 jasno偶贸艂t膮 po艣ciel. By艂 to ulubiony kolor jej dziecka.

- Gdzie jeste艣cie? - zawo艂a艂 Trent z do艂u.

- Tu, na g贸rze,

- Ju偶 do was id臋, tylko odstawi臋 zakupy.

- Pami臋ta艂e艣 o lodach z kawa艂kami czekolady? To jej ulubione!

- Oczywi艣cie! Mam te偶 p艂atki kukurydziane i mleko truskawkowe. Nie denerwuj si臋, wszystko b臋dzie dobrze.

- Nic nie b臋dzie dobrze, dop贸ki nie pobierzecie si臋! - wypali艂a nagle ciotka.

Zapad艂a g艂ucha cisza.

- Prosz臋, nie wtr膮caj si臋 - burkn膮艂 Trent.

Kate wypu艣ci艂a wstrzymywany od d艂u偶szej chwili oddech. Ciotka wkroczy艂a do pokoju Christy i spyta艂a bez ogr贸dek:

- Dlaczego za niego nie wyjdziesz? Nie udawaj g艂uchej. M贸j siostrzeniec od miesi膮ca nosi w kieszeni pier艣cionek zar臋czynowy. Dlaczego nie powiesz w ko艅cu: tak?

- Czy to ten sam pier艣cionek, kt贸ry podarowa艂 mi lata temu?

- Tak! Ca艂e Prospect ju偶 wie, 偶e Trent wyj膮艂 go ze skrytki depozytowej w banku.

Kate wybuchn臋艂a spontanicznym 艣miechem. Wcale jej nie przeszkadza艂o, 偶e ca艂e miasto plotkuje na ich temat. Kiedy艣 j膮 to oburza艂o, ale teraz uwielbia艂a Prospect z ca艂ym jego folklorem.

- Trent mi si臋 nie o艣wiadczy艂.

- Nie? To dziwne. Mo偶e go zniech臋casz? - dr膮偶y艂a ciotka. - Dlaczego tak post臋pujesz?

- Dlaczego Kate jak post臋puje? - W drzwiach pokoju nagle pojawi艂 si臋 Trent.

- Chyba powiesz臋 ci u szyi dzwoneczek - mrukn臋艂a ciotka.

- Czy偶bym przeszkodzi艂 w babskiej rozmowie?

- W艂a艣nie. Kate, chcia艂abym, 偶eby艣cie wszyscy przyjechali w niedziel臋 prosto po ko艣ciele na lunch do Winston Hall.

- Z przyjemno艣ci膮 - odpar艂a.

Trent zlustrowa艂 uwa偶nie wzrokiem obie panie.

- Czy wy si臋 ostatnio za bardzo nie zaprzyja藕ni艂y艣cie?

- Moja droga, doko艅czymy nasz膮 rozmow臋 p贸藕niej. Musz臋 ucieka膰, po po艂udniu id臋 na obiad z cz艂onkami zarz膮du muzeum.

Podesz艂a i cmokn臋艂a w policzek najpierw Kate, a potem Trenta.

- Uca艂ujcie Christ臋 i pami臋tajcie, je艣li Brenda reflektowa艂aby na moj膮 propozycj臋, b臋dzie zawsze mile widziana.

Kiedy ciotka wysz艂a z pokoju, Trent spojrza艂 pytaj膮co na Kate.

- O co chodzi?

- Nic takiego, znasz Mary Belle.

- Zanim przyjad膮 nasi go艣cie, chcia艂bym ci臋 o co艣 zapyta膰.

Wzi膮艂 j膮 za r臋k臋 i wyprowadzi艂 z sypialni do holu. Tylko nie teraz - pomy艣la艂a w duchu. Jeszcze za wcze艣nie.

Si臋gn膮艂 do kieszeni i wyj膮艂 ma艂e pude艂eczko. Serce Kate zamarto ze strachu i wzruszenia. Trent ukl膮k艂 przed ni膮 i powiedzia艂:

- Czy przyjmiesz po raz drugi ode mnie ten pier艣cionek?

- Ja chcia艂abym...

- Pozw贸l mi sko艅czy膰. Czy wyjdziesz za mnie? Zanim zd膮偶y艂a wydoby膰 z siebie s艂owo, wsun膮艂 jej pier艣cionek na lew膮 d艂o艅. Kate wpatrywa艂a si臋 w mieni膮cy si臋 brylant. Kocha艂a tego m臋偶czyzn臋 z ca艂ego serca i bardzo pragn臋艂a ponownie zosta膰 jego 偶on膮, ale nie chcia艂a, aby by艂 to tylko 艣lub dla dziecka.

- Dlaczego chcesz si臋 ze mn膮 o偶eni膰?

Spojrza艂 na ni膮 ze zdziwieniem, a jego twarz pociemnia艂a.

- Hej, hej! - Us艂yszeli nadbiegaj膮cy z do艂u g艂os Brendy. - Jeste艣my! Wpu艣ci艂a nas Mary Belle.

- Przyjecha艂y wcze艣niej - wyszepta艂a Kate.

- Jeste艣my na g贸rze, ju偶 schodzimy! - zawo艂a艂 Trent. Kate ruszy艂a w kierunku schod贸w. Trent zatrzyma艂 j膮 za r臋k臋.

- Powiedz: tak.

- P贸藕niej.

Rzuci艂a mu zach臋caj膮cy u艣miech, wyzwoli艂a si臋 z u艣cisku i pobieg艂a na d贸艂. Niczego tak teraz nie pragn臋艂a, jak chwyci膰 c贸rk臋 w ramiona.

- Cze艣膰. Wyjecha艂y艣my zaraz po lekcjach i jeste艣my wcze艣niej.

- Bardzo si臋 cieszymy. Przynios臋 baga偶e - zaproponowa艂 Trent.

- We藕 tylko rzeczy Christy, ja zatrzymam si臋 w Winston Hall, u Mary Belle - powiedzia艂a Brenda.

- Czy nie masz nic przeciwko temu? - upewni艂a si臋 Kate, spogl膮daj膮c na c贸rk臋.

- Rozmawia艂y艣my wczoraj z babci膮 i dosz艂y艣my do wniosku, 偶e mog艂abym poby膰 troch臋 z wami sama.

- Czy moja ciotka ma z tym co艣 wsp贸lnego?

- Nie denerwuj si臋 na ni膮. Zadzwoni艂a do mnie kilka dni temu i zaproponowa艂a takie rozwi膮zanie. Uwa偶am, 偶e ma racj臋. Jestem babci膮 Christy i nic tego nie zmieni. Wy jeste艣cie jej rodzicami i powinni艣cie si臋 do siebie zbli偶y膰. Chod藕my razem do samochodu po rzeczy - zarz膮dzi艂a Brenda. Odchodz膮c, przytuli艂a Christ臋. - B膮d藕 grzeczna, m艂oda damo. A wy nie dajcie jej si臋 wodzi膰 za nos. Jest sprytna i doskonale zdaje sobie spraw臋, 偶e wskoczyliby艣cie za ni膮 w ogie艅.

- Ale偶 babciu!

Brenda z Trentem skierowali si臋 do wyj艣cia, a Kate spyta艂a c贸rk臋:

- Mo偶e jeste艣 g艂odna?

- A masz te zbo偶owe ciasteczka, kt贸re lubi臋?

- Upiek艂am dzi艣 rano.

- Super. Jeste艣 wspania艂a.

U艣miech Christy zala艂 serce Kate fal膮 ciep艂a.

- O rany! Co masz na palcu? - spyta艂a podekscytowana.

- Tw贸j ojciec podarowa艂 mi ten pier艣cionek, kiedy po raz pierwszy poprosi艂 mnie o r臋k臋.

- Pobierzecie si臋?

- A chcia艂aby艣?

- Przecie偶 wiesz, 偶e tak.

- Zastanawiamy si臋... Jeszcze nie podj臋li艣my decyzji.

- Czy je艣li we藕miecie 艣lub, mog艂abym zosta膰 wasz膮 druhn膮?

- Oczywi艣cie.

Rodzinne popo艂udnie, kt贸re sp臋dzili w tr贸jk臋, by艂o cudowne. Tak w艂a艣nie Kate kiedy艣 wyobra偶a艂a sobie ich 偶ycie. Zjedli w kuchni obiad, po czym matka z c贸rk膮 zabra艂y si臋 do zmywania naczy艅 i porz膮dkowania. Nast臋pnie, cho膰 by艂o troch臋 ch艂odno, usiedli na werandzie i zjedli deser, podziwiaj膮c wspania艂y zach贸d s艂o艅ca. Wieczorem wsp贸lnie obejrzeli w telewizji ulubiony program Christy.

Wybi艂a dziesi膮ta. Kate wsta艂a z kanapy, a Trent wy艂膮czy艂 telewizor.

- Czas spa膰 - oznajmi艂a.

- Czy b臋dziecie wype艂nia膰 wszystkie instrukcje babci ze szczeg贸艂ami? - westchn臋艂a dramatycznie Christa.

- Babcia najlepiej si臋 zna - odpar艂 Trent.

- Biegnij na g贸r臋 i przebierz si臋 w now膮 pid偶am臋. Kupi艂am j膮 w Atlancie, le偶y w g贸rnej szufladzie komody.

- Czy to ta 偶贸艂ta jedwabna, o jakiej marzy艂am?

- By膰 mo偶e.

- Jeste艣 super! - zawo艂a艂a i rzuci艂a si臋 matce na szyj臋. Christa podbieg艂a w ko艅cu na g贸r臋, a Trent podszed艂 do Kate od ty艂u i przytuli艂 j膮 mocno.

- Cudowne uczucie, prawda?

Odwr贸ci艂a si臋 do niego, wtulaj膮c w silne ramiona.

- Jestem taka szcz臋艣liwa!

- Ja r贸wnie偶.

- Wiem, musimy porozmawia膰. - Podnios艂a d艂o艅 wskazuj膮c pier艣cionek. - Ale czy nie mogliby艣my zaczeka膰 do rana? Chcia艂abym teraz p贸j艣膰 do Christy, zobaczy膰 j膮 w nowej pid偶amie i uci膮膰 pogaw臋dk臋, je艣li b臋dzie mia艂a ochot臋.

Trent wypu艣ci艂 j膮 z obj臋膰, daj膮c ca艂usa. Pobieg艂a uradowana na g贸r臋, posy艂aj膮c mu w powietrzu buziaka. Kocham ci臋 - powiedzia艂a bezg艂o艣nie. Trent zamkn膮艂 na moment oczy, a na jego twarzy pojawi艂 si臋 dziwny wyraz. U艣miechn膮艂 si臋, ale nic nie powiedzia艂.

Od d艂u偶szego czasu Kate le偶a艂a w 艂贸偶ku, nie mog膮c zasn膮膰. Bi艂a si臋 z my艣lami, czy nie p贸j艣膰 do Trenta. Mo偶e to on powinien do niej przyj艣膰? Z drugiej strony przecie偶 to ona chcia艂a oddzielnych sypialni na czas wizyty Brendy i Christy. Ale Brendy nie by艂o, Trent si臋 jej o艣wiadczy艂. To nie ma znaczenia, 偶e nie wyzna艂 jej, 偶e j膮 kocha, w ko艅cu okazywa艂 jej to setki razy. Kupi艂 jej dom. Akceptowa艂 spos贸b post臋powania z Christ膮, Brend膮 i Mary Belle. Co wi臋cej powinien zrobi膰 m臋偶czyzna, aby okaza膰 swoj膮 mi艂o艣膰?

Kate wy艣lizgn臋艂a si臋 z 艂贸偶ka. Narzuci艂a satynowy szlafrok i skierowa艂a si臋 do drzwi, gdy us艂ysza艂a delikatne skrobanie.

- To ja - us艂ysza艂a g艂os Trenta.

- W艂a艣nie si臋 do ciebie wybiera艂am - powiedzia艂a, otwieraj膮c drzwi.

- Christa mocno 艣pi. Zagl膮da艂em do niej po drodze.

- Nie mog艂e艣 poczeka膰 na moj膮 odpowied藕 do rana?

- Mog艂em, ale nie chcia艂em czeka膰, 偶eby si臋 z tob膮 kocha膰.

- To zupe艂nie jak ja - odpar艂a Kate, wspinaj膮c si臋 na palce i zawieszaj膮c si臋 na jego szyi.

Jej s艂owa wystarczy艂y, aby Trent straci艂 kontrol臋. Rzuci艂 si臋 na ni膮, zasypuj膮c j膮 poca艂unkami.

- Kocham ci臋...

W tym momencie cisz臋 przeszy艂 krzyk dziecka. Serce Kate podskoczy艂o do gard艂a.

- To Christa. P艂acze.

- Pewnie co艣 jej si臋 艣ni.

Kate pobieg艂a do pokoju Christy. Trent wpad艂 tam tu偶 za ni膮. Christa przewraca艂a si臋, j臋cz膮c i machaj膮c r臋koma. Kate mocno j膮 przytuli艂a.

- Ju偶 dobrze, mama jest przy tobie. Jeste艣 bezpieczna. Nikt ci臋 nie skrzywdzi - zacz臋艂a uspokaja膰 Christ臋, g艂adz膮c j膮 po g艂owie i plecach.

Trent sta艂 przy 艂贸偶ku. Nocne 艣wiat艂o ksi臋偶yca wpada艂o przez okno filtrowane przez bia艂e koronkowe firanki. Rodzice spojrzeli na siebie z niepokojem. Christa przycisn臋艂a si臋 z ca艂ej si艂y do piersi Kate. Powoli zacz臋艂a si臋 uspokaja膰. Zamruga艂a. Matka poca艂owa艂a j膮 czule w czo艂o.

- Spokojnie, kochanie. Mama tu jest i ju偶 nigdy nie pozwoli ci臋 skrzywdzi膰.

Christa otworzy艂a oczy.

- Mia艂am okropny sen. 艢ni艂o mi si臋, 偶e 偶yjemy tu razem szcz臋艣liwie w tym domu... Tato? - zawo艂a艂a dziewczynka, odnajduj膮c Trenta wzrokiem i wyci膮gaj膮c r臋k臋 w jego kierunku - ...i przyszed艂 ten straszny cz艂owiek, kt贸ry chcia艂 mnie st膮d zabra膰, ale ty i mama powstrzymali艣cie go. Tata z nim walczy艂 i przep臋dzi艂 go, a mama powiedzia艂a, 偶e mnie kocha.

Po policzkach Kate zacz臋艂y p艂yn膮膰 艂zy. Christa nazwa艂a j膮 mam膮. Czy偶 mog艂o j膮 spotka膰 wi臋ksze szcz臋艣cie?

Trent pochyli艂 si臋 nad dwiema najwa偶niejszymi w swoim 偶yciu kobietami i mocno je przytuli艂.

- Kochamy ci臋 ponad wszystko.

Kate pog艂aska艂a by艂ego m臋偶a po policzku.

- Moja odpowied藕 brzmi: tak.

Poca艂owa艂 j膮 czule w czo艂o. Christa podnios艂a g艂ow臋 i spyta艂a:

- Co tak s艂abo, tato? Chyba potrafisz lepiej?

- Jasne. Ale zostawmy to na jutro. Najwy偶sza pora spa膰.

Trent ruszy艂 ku drzwiom, ale glos c贸rki zatrzyma艂 go.

- Zosta艅, prosz臋, nie wychod藕.

- Zgoda - uspokoi艂 j膮, zasiadaj膮c w jednym z foteli.

- Ja b臋d臋 czuwa艂, a wy zasypiajcie.

- B臋dziesz dzi艣 ze mn膮 spa艂a, mamo?

- Oczywi艣cie - odpar艂a.

- Wyjdziesz za tat臋? Obiecaj!

- Obiecuj臋.

- A ja b臋d臋 wasz膮 druhn膮!

- A ja b臋d臋 najszcz臋艣liwszym cz艂owiekiem na 艣wiecie - powiedzia艂 Trent.

- I zn贸w b臋dziemy prawdziw膮 rodzin膮 - doda艂a Kate.


EPILOG

- Ju偶 s膮! - krzykn臋艂a podekscytowana Christa, po czym rzuci艂a si臋 biegiem w kierunku auta, z kt贸rego wysiadali w艂a艣nie rodzice. Na widok p臋dz膮cej c贸rki Kate otworzy艂a szeroko ramiona.

- Czy mog臋 jedno potrzyma膰?

Trent otworzy艂 tylne drzwi samochodu i u艣miechn膮艂 si臋 szeroko do trzynastoletniej Christy.

- Kogo chcesz nie艣膰, Belle czy Baya?

- Daj mi Belle, jeste艣my siostrami i musimy trzyma膰 si臋 razem - zadecydowa艂a dziewczynka.

Ojciec wyj膮艂 m艂odsz膮 c贸rk臋 z noside艂ka i poda艂 starszej siostrze.

- Wygl膮da zupe艂nie jak ty, kiedy by艂a艣 niemowl臋ciem.

- Jest jak laleczka - emocjonowa艂a si臋 szcz臋艣liwa Christa, bior膮c noside艂ko i maszeruj膮c do domu. - Zaraz zobaczysz, jaki masz pok贸j. Urz膮dzi艂y艣my go dla ciebie razem z mam膮. Twoja cz臋艣膰 sypialni jest r贸偶owo - bia艂a. Sama wybra艂am wszystkie zabawki. Dla Baya wybiera艂 tata, bo to ch艂opiec. Na pewno b臋dzie kiedy艣 gra艂 w baseball i ameryka艅ski futbol. Ja naucz臋 ci臋 gra膰 w koszyk贸wk臋 i softball, wiesz, jestem w szkolnej dru偶ynie.

Trent wyj膮艂 synka z samochodu i wzi膮艂 Kate za r臋k臋.

- Cuda si臋 zdarzaj膮.

- Jeste艣my tego 偶ywym przyk艂adem.

- Pospieszcie si臋 - pop臋dzi艂a ciotka Mary Belle. - Chyba nie zamierzacie trzyma膰 tego male艅stwa na gor膮cym lipcowym s艂o艅cu. Mo偶e dosta膰 pora偶enia. Zapowiadali na dzi艣 trzydzie艣ci pi臋膰 stopni.

Wszyscy weszli do domu. Kate na widok wystroju holu o ma艂o nie usiad艂a z wra偶enia. Setki kolorowych serpentyn i girland zdobi艂y klatk臋 schodow膮. W ka偶dym rogu sta艂y kosze pe艂ne kwiat贸w w pastelowych kolorach. Dekoracja by艂a imponuj膮ca. Wida膰 w niej by艂o ekstrawaganck膮 r臋k臋 Mary Belle i dziecinny rozmach Christy. Ozdoby ci膮gn臋艂y si臋 a偶 do pokoju dziecinnego. Sypialnia bli藕ni膮t utrzymana by艂a w jasnych, kremowych odcieniach. Na jednej ze 艣cian znajdowa艂 si臋 namalowany r臋cznie wielki kolorowy obraz. Meble by艂y wykonane z wysokiej jako艣ci drewna mahoniowego. 艁贸偶eczko Trentona Bayarda Winstona V by艂o identyczne z 艂贸偶eczkiem siostry, tyle 偶e nie mia艂o koronkowego baldachimu. 艢pi膮ce niemowl臋ta zosta艂y u艂o偶one w ko艂yskach, a ca艂a rodzina zgromadzi艂a si臋 wok贸艂, przygl膮daj膮c si臋 im z wyrazem niepoj臋tego szcz臋艣cia.

Bay mia艂 br膮zowe w艂osy ojca i b艂臋kitne oczy matki. Br膮zowooka, jasnow艂osa Brenda Belle Winston by艂a bardzo podobna do starszej siostry.

- Niemowl臋ta s膮 takie cudowne. Zawsze chcia艂am mie膰 du偶o dzieci, ale nie by艂o mi to pisane. Na szcz臋艣cie los obdarowa艂 mnie Christ膮. - Brenda przytuli艂a czule dziewczynk臋.

- A teraz masz jeszcze dw贸jk臋 wnuk贸w, prawda, mamo? - powiedzia艂a Christa.

- Oczywi艣cie - przytakn臋艂a Kate.

- B臋d膮 do ciebie m贸wi艂y „babciu", jak ja!

- Nie wiem, czy...

- Nie wyobra偶am sobie, aby mog艂o by膰 inaczej. Brenda i ciocia Mary Belle b臋d膮 dzieli艂y honory bycia babciami bli藕niak贸w i Christy.

- Lec臋 zadzwoni膰 do Shelly i Aleksy. Czy mog艂yby przyj艣膰 za godzin臋 zobaczy膰 maluchy?

- Jasne - rzuci艂 Trent za wybiegaj膮c膮 c贸rk膮. - A teraz powinna pani troch臋 odpocz膮膰, pani Winston.

- To my p贸jdziemy z Brend膮 przygotowa膰 lunch - wtr膮ci艂a Mary Belle.

Babcie ruszy艂y pod rami臋 do kuchni, plotkuj膮c jak naj臋te. Od kiedy Brenda zamieszka艂a w Winston Hall, sta艂y si臋 nieroz艂膮cznymi przyjaci贸艂kami. Mary Belle wprowadzi艂a j膮 do wszystkich klub贸w i organizacji dzia艂aj膮cych w Prospect.

Trent, Kate i Christa wiedli szcz臋艣liwe, spokojne 偶ycie w starym domu z bia艂ym p艂otem przy Madison. Narodziny bli藕niak贸w sta艂y si臋 dope艂nieniem rodzinnego szcz臋艣cia, otwieraj膮c przed nimi nowe pok艂ady nieznanej rado艣ci bycia rodzicami.

Trent odprowadzi艂 偶on臋 do sypialni.

- Odpocznij teraz troch臋 - nakaza艂 odchodz膮c.

- Zosta艅 ze mn膮 - poprosi艂a.

- Nie odpoczniesz, je艣li tu zostan臋.

- Nie odpoczn臋 bez ciebie.

Usiad艂 przy niej na 艂贸偶ku, a ona wtuli艂a si臋 w jego ramiona.

- Och, Kate, kocham ci臋, kocham ci臋 tak bardzo, 偶e a偶 boli - powiedzia艂, g艂adz膮c jej w艂osy.

- Ja te偶 ci臋 kocham - westchn臋艂a.

Czy mo偶e przydarzy膰 si臋 w 偶yciu co艣 pi臋kniejszego? Po latach samotno艣ci i rozpaczy Kate i Trent otrzymali od losu cudowny dar: drug膮 szans臋 na wsp贸lne 偶ycie w mi艂o艣ci.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
0717 Barton Beverly Druga szansa
GR0717 Barton Beverly Druga szansa
0717 Barton Beverly Druga szansa
Szkolenia dla wi臋藕ni贸w ''Pierwsza pomoc - Druga szansa'', MEDYCYNA, RATOWNICTWO MEDYCZNE, BLS, RKO
Druga Szansa do 7 HP i SS
Rose Emilie Druga szansa
ROZDZIA艁 7 DRUGA SZANSA
844 Way Margaret Druga szansa
Penny Jordan Druga szansa
Patterson James Kobiecy Klub Zbrodni 02 Druga szansa 2
Dornberg Michaela Lena ze S艂onecznego Wzg贸rza 13 Druga szansa
Druga szansa czyli jak odzyskac swoja byla partnerke
Druga szansa czyli jak odzyskac swoja byla partnerke drusza
799 Sands Charlene Druga szansa 5
James Patterson Kobiecy Klub Zbrodni 02 Druga szansa (& Andrew Gross)

wi臋cej podobnych podstron