Dornberg Michaela Lena ze Słonecznego Wzgórza 13 Druga szansa

background image

Dornberg Michaela


Lena ze Słonecznego

Wzgórza 13



Druga szansa

background image

W poprzednich tomach

Lena pochodzi z dobrze sytuowanej rodziny. Fahrenbachowie

jednak tylko wydają się szczęśliwi. Matka dawno odeszła do
innego mężczyzny, a ojciec właśnie zmarł, zostawiając duży
majątek. Lena ma troje rodzeństwa: dwóch braci, Friedera i
Jórga, i siostrę Grit. Wszyscy mają już swoje rodziny. Mona
jest żoną Friedera - odziedziczyli po ojcu dobrze prosperującą
hurtownię win. Jórg z żoną Doris otrzymali w spadku
wyremontowany zamek Dorleac we Francji wraz z
przyległymi winnicami. Grit i jej mąż Holger dostali willę w
mieście. Lenie przypadła w udziale posiadłość Słoneczne
Wzgórze w miejscowości Fahrenbach, na pierwszy rzut oka
najmniej intratna część spadku. Za dwa lata rodzina ma się
ponownie zebrać, żeby poznać decyzje w sprawie reszty
majątku.

Ze wszystkich obdarowanych tylko Lena pozostaje wierna

tradycji i nie sprzedaje swojego majątku. Nie zamierza
dokonywać także żadnych poważnych rewolucji. Tak jak
ojciec planuje się zajmować dystrybucją alkoholi i dbać o
Słoneczne Wzgórze, żeby nie popadło w ruinę. Przeprowadza
się do posiadłości i rozpoczyna prace remontowe - w
przyległych do domu budynkach zamierza otworzyć pensjonat.
Tymczasem jej rodzeństwo podejmuje kolejne nieudane
decyzje finansowe. Frieder unowocześnia hurtownię i
rezygnuje z dotychczasowych dostawców, ponosząc ogromne
straty. Jórg wycofuje się z branży alkoholowej, a nowy pomysł
na agencję eventową pogrąża go finansowo. Grit sprzedaje
willę, a uzyskane w ten sposób pieniądze inwestuje w siebie.

Otrzymany spadek wydaje się całkowicie zmieniać kochającą

się do tej pory rodzinę. Rozpada się związek Friedera i Mony,
którzy zaczynają zaniedbywać także swojego syna, Linusa.
Chłopiec próbuje popełnić samobójstwo. Jego ojciec wydaje

background image

się jednak zupełnie tym nie przejmować. Ma nową, młodszą od
żony kobietę i wiedzie dostatnie życie, w którym nie ma
miejsca dla rodziny. Doris, stęskniona za domem i
wyniszczona nałogiem alkoholowym odchodzi od Jórga, by
zacząć szczęśliwy związek z innym mężczyzną. Małżeństwo
Grit i Holgera też się nie układa. Holger ma dość rozrzutnej i
egzaltowanej żony, która zupełnie zaniedbuje dom i dzieci,
Merit i Nielsa. Dlatego wyjeżdża do Kanady w nadziei, że żona
wreszcie się opamięta. Grit jednak nie ma najmniejszego
zamiaru rezygnować z atrakcyjnego kochanka i wracać do
nudnego rodzinnego życia. Lena jako jedyna z Fahrenbachów
nie porzuca dotychczasowych wartości, często odwiedza grób
ojca i za żadne skarby nie zamierza sprzedawać ziemi, która od
pokoleń należy do rodziny. W ten sposób zraża do siebie Frie-
dera, który stojąc przed widmem bankructwa, liczy na to, że
ona odstąpi mu część odziedziczonych przez siebie gruntów.

background image

Jeśli natomiast chodzi o samą Lenę...

Jej największym, a wciąż niezrealizowanym marzeniem, jest

ślub z Thomasem, miłością jej życia, która wbrew
przeciwnościom losu znów ich odnalazła. Jednak mimo
ciągłych obietnic i zapewnień deklarujący wielkie uczucie
Thomas wciąż odkłada kolejne wizyty na Słonecznym
Wzgórzu i nie chce rozmawiać o swojej aktualnej sytuacji
życiowej. Zakochana Lena obdarza go zaufaniem i wierzy, że
w Ameryce, gdzie mieszka na stałe, pozostaje jej wierny.
Swoje życie zamienia w czekanie na kolejny telefon od
ukochanego i najmniejszy choćby dowód miłości. W czekaniu
pomaga jej wytrwać piękna bransoletka z romantycznym
napisem LOVE FOREVER - dowód miłości od Thomasa. Gdy
jednak ten odwodzi Lenę od pomysłu odwiedzenia go w
Ameryce, dziewczyna zaczyna coraz bardziej wątpić w jego
miłość. Przyczynia się do tego także pojawienie się Jana van
Dahlena, dziennikarza, który bez pamięci zakochuje się w
ślicznej Lenie. Jego pocałunek wpędza ją w wyrzuty sumienia,
ale nie zniechęca do walki o związek z Thomasem. Wolny czas
Lena poświęca na ciężką pracę, która pozwala jej w końcu
zaistnieć w branży alkoholowej. Odnosi coraz większe sukcesy
i podpisuje kontrakty z kolejnymi dystrybutorami. Część
odremontowanej posiadłości zamienia w pensjonat. Ma nawet
pierwszych gości - doktor von Orthen, która okazuje się byłą
narzeczoną jej zmarłego ojca, i znaną aktorkę Isabelle Wood.
Stara się również dbać o mieszkańców posesji, którzy
otrzymali od zmarłego gospodarza prawo dożywotniego
zamieszkiwania. Nie jest to trudne, bo bardzo ich kocha. To oni
po śmierci ojca stali się jej najbliższą rodziną. Nicola, Daniel i
Aleks też starają się jej pomagać tak, jak tylko potrafią. Nicola
zajmuje się kuchnią, Daniel odnawia posiadłość, a Aleks po-
maga w kwestii kontraktów z dystrybutorami alkoholi. Lena

background image

umie się odwdzięczyć. Obiecała sobie, że odnajdzie córkę
Nicoli, którą ta przed laty, z powodu braku środków do życia,
oddała do adopcji. Wydaje się, że właśnie wpadła na właściwy
trop.

Jej najbliżsi przyjaciele z Fahrenbach, Sylvia i Martin, wrócili

z podróży poślubnej. Lena ich uwielbia i życzy im jak
najlepiej, ale intuicja podpowiada jej, że coś złego czyha na ich
związek. Wciąż poszukuje także receptury Fahrenbachówki,
likieru, którego skład był znany jedynie jej ojcu. Tymczasem
Aleks informuje Lenę o dziwacznym odkryciu. W starej
skrzyni

znajduje

kilka

obrazów,

które wydają się

bezwartościowymi bohomazami. Lena jest jednak całkowicie
pochłonięta problemami rodzinnymi, do których straciła już
dystans.

background image

Na automatycznej sekretarce nagrały się trzy wiadomości od

Thomasa. Lena od razu je skasowała. Była też wiadomość od
Nancy, która prosiła o pilny telefon. Niech sobie czeka. Nie
oddzwoni. Nie ma zamiaru wysłuchiwać jej wyrzutów. Niech
się wyżyje na Thomasie. To przecież on ją zdradził. Lena nie
wiedziała, że Thomas ma żonę. Nie ma zamiaru
usprawiedliwiać się teraz przed Nancy. Tę wiadomość też
skasowała.

Kolejna wiadomość była od Sylvii. Obiecała, że ponownie

zadzwoni. Szkoda, że nie było jej w domu, kiedy przyjaciółka
dzwoniła. Uspokoiło ją trochę ostatnie zdanie Sylvii.
Zapewniała, że nie musi się o nią martwić, bo - zważywszy na
okoliczności - trzyma się dość dobrze. Lena miała wyrzuty
sumienia, że pozwoliła Sylvii polecieć samej do Portugalii. Ale
ona się uparła i powiedziała, że nie chce towarzystwa.

background image

Była jeszcze jedna wiadomość. Znowu od Thomasa?
Nie, to był pan MacCormick z Domu Aukcyjnego Henderson.

Prosił Lenę o pilny telefon. Dziwne. Przecież te wstrętne
bohomazy, które Aleks znalazł przypadkowo w starej skrzyni,
miały pójść na aukcję w Nowym Jorku dopiero na wiosnę.
Czego może od niej chcieć? Załatwiła przecież wszystkie
formalności. Zapłaciła też kolosalny rachunek za renowację
obrazów.

Lena poszła do kuchni zaparzyć kawę.
Teraz naprawdę rozbolała ją głowa. To kara za wcześniejsze

kłamstwo. Nie wolno żartować z chorób i dolegliwości.
Siedziała w kuchni i czekała, aż dzbanek w ekspresie napełni
się kawą. Ktoś wszedł do kuchni.

Lena odwróciła się. To była Doris.
- Mam nadzieję, że zaparzyłaś więcej kawy. Chciałabym... -

urwała nagle.

Dopiero teraz dostrzegła nową fryzurę Leny. Patrzyła na nią

jak na jakąś pozaziemską istotę.

- Na Boga, Leno, komu wpadłaś pod kosiarkę? Wyglądasz... -

nie dokończyła. - Przepraszam, muszę się przyzwyczaić.
Miałaś takie piękne włosy... Dlaczego je obcięłaś?

background image

Lena wzruszyła ramionami.
- Nie wiem.
Miała ochotę płakać. Wyraźnie widziała przerażenie w

oczach bratowej.

Dzbanek napełnił się kawą. Wystarczyło nawet na więcej niż

dwie filiżanki. Lena wyjęła dwa ceramiczne kubki, z których
najchętniej piła kawę. Wiedziała, że Doris też lubi z nich pić.
Nalała kawę i postawiła kubki na stole, przy którym siedziała
Doris i przyglądała się jej ze zmartwieniem.

- Czytałam, że kobiety obcinają włosy, kiedy chcą zmian w

życiu, kiedy cierpią, muszą pogodzić się z rozstaniem, kiedy
chcą się radykalnie odciąć od przeszłości... Nie wiem... -
spojrzała na Lenę.

- Nie wiem, z jakiego powodu to zrobiłaś, ale przynajmniej

pomogło?

Zanim Lena odpowiedziała, wzięła kilka łyków kawy.
- Nie, nie pomogło. Nie wiem, dlaczego weszłam do tego

salonu fryzjerskiego. Pojechałam kupić kilka książek. Ale
nagle coś mnie tam wepchnęło.

- Źle nie jest - próbowała ją pocieszyć Doris.
- Trzeba się po prostu przyzwyczaić. Na szczęście włosy

odrastają.

background image

„Świetnie, tylko ile to trwa... Ma do tego czasu straszyć

innych swoim wyglądem? Sama sobie nawarzyłaś piwa, sama
musisz je teraz wypić. Na nic twoje biadolenie", odezwał się w
niej głos rozsądku.

- Mnie się podoba - powiedziała Lena z przekorą. - Coś

zupełnie innego.

Doris nie chciała drążyć tematu. Wiedziała, że Lena jest

nieszczęśliwa i próbuje się pocieszać. Chętnie pomogłaby
szwagierce, ale Lena sama musiała uporać się z zawodem
miłosnym. Szkoda tylko, że właśnie ją coś takiego spotkało.
Jest takim dobrym człowiekiem, skorym do pomocy. Nie za-
służyła sobie na to, żeby tak z nią postąpić.

- To małżeństwo z apartamentu numer siedem - Doris

zmieniła temat. - No wiesz, ci ludzie, którzy przedłużyli pobyt
o trzy dni, nie uwierzysz, zostaną jeszcze tydzień! Mówią, że
jest tu jak w raju i nigdy wcześniej nie mieszkali w tak
gustownie urządzonym apartamencie za tak przyzwoitą cenę...
Zdaje się, że obydwoje pracują dla jakiegoś zrzeszenia
turystycznego i testują bazy noclegowe. U nas są prywatnie.
Nie mają żadnego zlecenia, ale chcą przekazać opinię o
naszych apartamentach stosownej placówce. Wspaniale,
prawda? Nie mogła nam się trafić lepsza reklama.

background image

- No jasne... Miło patrzeć, jak się cieszysz, że dzieje się coś

pozytywnego dla posiadłości.

- Leno, proszę cię... Słoneczne Wzgórze stało się dla mnie

drugim domem. Wydarzyło się coś, czego nigdy w życiu bym
nie podejrzewała. Dzięki tobie inaczej spojrzałam na życie na
wsi. Właśnie dlatego wyjdę za Markusa, jak tylko rozwiodę się
z Jór-giem. Myślę, że tym razem znalazłam właściwego
mężczyznę.

Doris zauważyła zwątpienie w oczach Leny.
- Wiem, co myślisz. Tak mówiłam o Jórgu, potem o Franzu,

ale z Markusem jest inaczej. Życie z Jórgiem było jak taniec na
linie... Wspaniałe, pełne uniesień, ale bez twardego podłoża.
Franz szukał kogoś, kto wypełni puste miejsce u jego boku. To
mogłam być ja, a mogła być równie dobrze inna kobieta. Ale
dzięki niemu przestałam pić. Za to zawsze będę wdzięczna...
Markus akceptuje mnie taką, jaka jestem, ze wszystkimi moimi
zaletami i wadami.

- I zaletami, Doris - dodała Lena. - Nie bądź taka skromna.

Jesteś cudowną, pełną serdeczności i ciepła kobietą... Wierzę,
że wam się uda. Pasujecie do siebie. Najbardziej martwiłam się
o to, czy nauczysz się życia na wsi. Zawsze mówiłaś o sobie,

background image

że jesteś typowym mieszczuchem. Już na zamku Dorleac nie

mogłaś się przystosować.

- To było we Francji, a ja prawie nie znam francuskiego. Jórg

zajmował się swoimi sprawami. Zresztą sama wiesz, że
człowiek czasem plecie trzy po trzy, na przykład, że może żyć
tylko na wsi lub tylko w mieście. Jakie to ma znaczenie, gdzie
mieszkasz? Najważniejsze, żeby mieć u boku ukochaną osobę,
która cię rozumie, której ufasz, z którą możesz się śmiać i
płakać. To wszystko można robić wszędzie. Nawet na
Księżycu.

- Z całego serca życzę wam szczęścia.
- Dziękuję, Leno. Wiem, że mówisz szczerze. Dziwnie to

wszystko wygląda. W zasadzie jestem jeszcze żoną twojego
brata, a ty przyjęłaś mnie pod swój dach i życzysz mi szczęścia
z innym mężczyzną.

- Doris, lubię cię, nie jako członka mojej rodziny, ale jako

osobę. Czasem trzeba zerwać więzi z rodziną, kiedy...

Nie dokończyła, bo do kuchni zdecydowanym krokiem

weszła Nicola.

- Leno, coś ty najlepszego zrobiła?! Wisielczy humor nie

pozwolił Lenie odpowiedzieć inaczej, jak:

background image

- Nie widzisz? Obcięłam włosy. Podoba ci się, nieprawdaż?
- Nie - odpowiedziała Nicola szczerze. - Dlaczego to zrobiłaś?
Teraz jeszcze Nicola! Doris zauważyła, że Lena jest bliska

załamania.

- Uważam, że Lena wygląda fantastycznie. Musimy się tylko

przyzwyczaić.

- Doris, przestań pleść bzdury. Nikomu tym nie pomożesz.

Znam Lenę. Wiem, że jej też się nie podoba. Trudno, co się
stało, to się nie odstanie. Włosy muszą odrosnąć, ale to potrwa
kilka miesięcy. Na szczęście idzie zima. Przynajmniej będziesz
mogła chodzić w czapce...

Nicola podeszła do Leny, objęła ją i pogłaskała po głowie.
- Moja biedna mała dziewczynka. Co ty wyprawiasz? Trochę

za dużo na ciebie spadło, prawda?

Lena zaczęła płakać.
Nicola głaskała ją po plecach i twarzy zalanej łzami.
- Będzie dobrze, wszystko będzie dobrze. Dla ciebie też

zaświeci słońce.

Słowa pocieszenia z ust Nicoli działały jak balsam na

zranioną duszę Leny, chociaż nie do końca

background image

wierzyła w słońce, które ma dla niej zaświecić. Czy istnieje

słońce bez Thomasa?

Kiedy Lena trochę się uspokoiła, Nicola usiadła przy stole.
- Rozmawiałam z Sylvią. Przesyła dla wszystkich

pozdrowienia i obiecała, że niedługo do ciebie zadzwoni.

- Jak ona się czuje? - zapytała Doris.
- Jest zadziwiająco opanowana.
- Czy już... czy już rozsypała prochy Martina?
- Nie, jeszcze nie.
- Ale przecież musi...
- Co musi? - Nicola weszła Doris w słowo.
- Czy na urnie jest data ważności? Nie. Ma czas. Nie musi się

spieszyć. Zrobi to, kiedy uzna, że już pora. Nie miałam
wrażenia, że koniecznie już musi to zrobić. Ta chwila
widocznie jeszcze nie nadeszła. Przez telefon wydała mi się
silna i opanowana.

- Jest silna - potwierdziła Lena. - Zawsze była.
- Podziwiam ją. Sama bym tak nie umiała
- wtrąciła Doris.
- Potrafiłabyś - zaprzeczyła Nicola. - W kryzysowych

sytuacjach człowiek dostaje skrzydeł. Pan Bóg wie, ile
człowiek może znieść. Zsyła tylko to, z czym sobie poradzi.

background image

Lena chciała zaprotestować, ale zrezygnowała. Nicola

wierzyła w swoje słowa. Kto wie, może ma rację?

background image

Przez zamieszanie wokół swojej nowej fryzury, informację o

telefonie Sylvii i rozmowę z Doris Lena zupełnie zapomniała,
że miała zadzwonić do Domu Aukcyjnego Henderson. Kiedy
sobie przypomniała, było już za późno. Postanowiła, że będzie
to pierwsza sprawa, którą załatwi z samego rana.

- Cieszę się, że pani dzwoni, pani Fahrenbach - powiedział

pan MacCormick. - Zaszła pewna okoliczność, której nie
możemy ukrywać. Mamy bardzo dobrego klienta, którego
specjalnością są obrazy przedstawiające sceny militarne i
bitwy morskie. Jest zafascynowany tymi pięcioma obrazami
Aegidiusa Patta. Ma już kilka dzieł tego malarza... Chciałby je
kupić, nie czekając na aukcję. Zobowiązał mnie do złożenia
pani oferty.

Lena tego się nie spodziewała. Jak można uważać, że te

obrazy przedstawiające krwawe bitwy

background image

na morzu są piękne? Może i były dobrze namalowane, ale

żeby od razu piękne...

Ponieważ Lena się nie odzywała, pan MacCormick

kontynuował:

- Pani Fahrenbach, te obrazy będą wystawione na sprzedaż na

wiosennej aukcji, to pewne, ale kiedy klient zwraca się do mnie
z taką prośbą, muszę ją przekazać właścicielowi obrazów.

Lena przełknęła ślinę.
- A... a ile ten klient chce zapłacić? To znaczy, ile zostanie dla

mnie po odjęciu prowizji i wszystkich kosztów?

- Nie mogę podać dokładnej kwoty, ale mniej więcej 850

tysięcy euro.

Lena myślała, że się przesłyszała. Co on powiedział? Ma

dostać 850 tysięcy euro za te bohomazy?! To nie może być
prawda. Znowu źle zinterpretował jej milczenie.

- Owszem, na licytacji mogłaby pani zarobić więcej, ale

równie dobrze mniej. Nie da się tego przewidzieć. Cena
wywoławcza wynosi w przeliczeniu na euro 600 tysięcy.
Podstawą przeliczenia jest wartość w dolarach. Trzeba zatem
uwzględnić wahania kursów. Nasz klient chce dać wyraźnie
więcej niż cena wywoławcza. Wszystko wyliczyłem

background image

na podstawie podanej przez panią ceny w euro i dzisiejszego

kursu walut.

- Panie MacCormick, zaskoczył mnie pan tą ofertą. Co by pan

zrobił na moim miejscu?

- Trudno powiedzieć. Obrazy są doskonałe, świetnej jakości i

należą do rzadkości. Licytacja może być gorąca... Wtedy
oczywiście zarobiłaby pani więcej. Pani Fahrenbach, zróbmy
tak. Niech się pani zastanowi nad tą propozycją. Jutro poroz-
mawiamy. Do dwunastej zastanie mnie pani w Domu
Aukcyjnym. Gdyby chciała pani zadzwonić później, podam
pani numer mojej komórki.

- Nie, dziękuję. Zadzwonię jutro rano.
Pan MacCormick kazał jej się zastanowić. Lena już teraz

wiedziała, że się zgodzi. Tyle pieniędzy! To więcej, niż się
spodziewała! Będzie mogła oddać Thomasowi 77 tysięcy,
które zapłacił za uzbrojenie terenu. Odda długi w banku,
odłoży trochę na podatki, może zacznie rozbudowę szopy, a
przy dobrym podziale jeszcze trochę powinno zostać. Nie-
zależnie od swoich planów przekaże część pieniędzy na cele
charytatywne. Na świecie jest tak dużo biedy. Na pewno
znajdzie kogoś, kto potrzebuje pieniędzy. Musi się podzielić
tym nieoczekiwanym zastrzykiem gotówki i w ten sposób
okazać swoją

background image

wdzięczność losowi. Gdyby Aleks przez przypadek nie

znalazł tych obrazów, nadal leżałyby w skrzyni.

- Dobrze, pani Fahrenbach - w jej myśli wdarł się głos

mężczyzny. - W takim razie jutro czekam na pani telefon.
Pośpiech nie jest tu wskazany. Nie musimy się też bać, że nasz
klient zrezygnuje. Oszalał na punkcie tych obrazów. Kto wie,
może uda mi się go nakłonić do zapłacenia większej kwoty, o
ile zgodzi się pani na sprzedaż przed aukcją. Mogłaby pani na
tym dodatkowo skorzystać.

Zamienili ze sobą jeszcze parę słów i miło się pożegnali.
Z przyzwyczajenia Lena chciała złapać kosmyk włosów.

Zawsze tak robiła, gdy była zdenerwowana lub chciała się nad
czymś zastanowić. Łapała wtedy kosmyk włosów i owijała go
wokół palca. Tym razem trafiła w pustkę. Nie było już
kosmyka włosów, który mogłaby się pobawić. Zupełnie o tym
zapomniała.

Wstała i niespokojnie chodziła po pokoju w tę i z powrotem.

Nie była w stanie trzeźwo myśleć - 850 tysięcy euro!

Oczyma wyobraźni widziała już tę sumę, którą może dostać,

jeśli sprzeda obrazy jeszcze przed aukcją. Nad czym się tu
zastanawiać. Ta kwota to

background image

więcej, niż potrzebuje, to jak piękny sen. Nie jest chciwa. Nie

należy do ryzykantów, którzy chcą mieć coraz więcej, więc
coraz wyżej obstawiają i często na tym tracą.

Nie mogła wysiedzieć w domu. Potrzebowała świeżego

powietrza. Musi przewietrzyć głowę, żeby zacząć trzeźwo
myśleć. Przecież w destylarni czeka na nią praca. Na szczęście
przestało padać. Wprawdzie niebo pokryte było jeszcze
szarymi chmurami, ale wiatr na szczęście ucichł.

Założyła kurtkę i wyszła na zewnątrz. Złapała rower oparty o

ławkę przy wejściu do domu. Gdyby to było możliwe,
pojechałaby teraz do Sylvii i przy kawie przekazała jej dobre
wiadomości.

Niestety, to niemożliwe. Sylvia jest w Portugalii. Po jej

powrocie też nie będzie już tak jak dawniej. Za dużo się
wydarzyło. Jej przyjaciółka straciła ukochanego męża, a ona
miłość swojego życia, mężczyznę, któremu wierzyła
bezgranicznie, a który ją oszukał.

Lena pojechała w dół do wsi i stąd ruszyła przez pola. Jej

spojrzenie padło na nowe osiedle wybudowane na terenie
dawnej posiadłości Hubera. Większość domów była już
zamieszkana. Prawie nie znała nowych mieszkańców
Fahrenbach, którzy się

background image

tam osiedlili, ale nie czuła też takiej potrzeby. Powodem tego

był zapewne ten nieznośny pan Koller, którą ją i Sylvię
potraktował jak dwie głupie wieśniaczki, które przyszły
przywitać go chlebem i solą. Dopiero wtedy, gdy się
zorientował, kim są, stał się nad wyraz miły. Nic dziwnego,
miał też sprawę do Leny. Chciał wynająć miejsce na przystani
dla swojego jachtu i wydzierżawić kawałek lasu pod teren
łowiecki. Nie mógł zrozumieć, że Lena nie życzy sobie
myśliwych na swoim terenie. Nie mieściło mu się też w głowie,
że nie chce wynająć miejsca na przystani. Nie mogła, bo
wszystkie miejsca były zajęte, a ilość łodzi na jeziorze
Fahrenbach jest ściśle określona. Ale Koller był arogantem,
który uważał, że za pieniądze kupi wszystko i z sielankowego
Fahrenbach zrobi drugie Bad Helmbach. Oby nie wprowadziło
się więcej takich Kollerów. Na szczęście mieszka tam też
Timmy Basier z mamą Corinną i tatą Hubertem, który był
lekarzem w sanatorium. Baslerowie przeprowadzili się do
Fahrenbach, bo chcieli, żeby ich syn dorastał wśród natury i w
zgodzie z nią, żeby nauczył się ją cenić. To byli naprawdę mili
ludzie.

Lena wybaczyła już Timmy'emu, że kiedyś bez pozwolenia

zabrał małą Lady. Suczka pewnie nadal

background image

by u niego była, gdyby nie siostrzenica Leny. To Merit

podczas ostatniego pobytu w posiadłości uparła się, żeby
pojechać na rowerach przez nowe osiedle. Tam zobaczyła
chłopca z Lady. Ale to stare dzieje. Timmy zabrał Lady tylko
dlatego, że czuł się samotny. Na szczęście wiele się zmieniło.
Sylvia zapoznała go z dziećmi ze wsi. Martin pojechał z jego
rodzicami do schroniska dla zwierząt i razem wybrali psa,
który pasował do chłopca i jego rodziców. Martin i Sylvia oraz
rodzice Timmy'ego spotkali się później kilka razy w gospodzie
Sylvii i zdążyli się ze sobą zaprzyjaźnić.

Baslerowie jeszcze nie wiedzą, że Martin nie żyje. Będą

wstrząśnięci tą wiadomością. Trzeba będzie im powiedzieć, ale
nie dzisiaj. Dowiedzą się, kiedy wróci Sylvia. Wtedy też
smutna wiadomość dotrze do ludzi we wsi.

Lena pojechała dalej. Z daleka widziała tartak. Niedługo

zamieszka tu Doris. Kto by pomyślał... Ale tak to już w życiu
jest. Wszystko płynie, nieustannie zachodzą jakieś zmiany, są
dobre i złe momenty. W całym swoim nieszczęściu Lena ma
też odrobinę szczęścia. Za jednym zamachem rozwiążą się jej
problemy finansowe. Tylko czy finanse są w życiu
najważniejsze? Z całą pewnością nie.

background image

Wolałaby mieć Thomasa u swego boku i marzyć o ich

wspólnym szczęściu. Po prostu wszystko by za to oddała...

Ale już nikt tego od niej nie wymaga. Thomas ją oszukał,

bawił się nią. W jego życiu jest inna kobieta, jego żona Nancy.
Lena nie chciała płakać, ale nie mogła się powstrzymać.
Przecież Thomas nie jest wart ani jednej jej łzy. A jednak
płacze...

Kiedy zauważyła, że z przeciwka zbliżają się ludzie, skręciła

w boczną uliczkę. Nie chciała nikogo spotkać. Ani
mieszkańców wsi, ani mieszkańców nowego osiedla.

background image

Kiedy Lena wróciła do posiadłości, od razu podbiegły do nie

psy i, ujadając, zaczęły skakać wokół niej.

Lena pogłaskała Lady i Hektora.
- To radość na mój widok czy może próba wyłudzenia czegoś

na ząb? - zaśmiała się.

Psy zareagowały jeszcze głośniejszym szczekaniem i

wpatrywały się z fascynacją i wyczekiwaniem w parapet, gdzie
stała puszka z ich ulubionymi przysmakami.

- Wszystko jasne - powiedziała Lena i wzięła puszkę. -

Chcecie tylko wasze smakołyki.

Psy nie spuszczały z niej wzroku.
Lena wyjęła dla każdego z nich po kilka smakołyków. Kiedy

psy zorientowały się, że puszka jest już pusta, pobiegły się
bawić.

Gdy Nicola zauważyła Lenę, wybiegła z domu.
- Gdzie byłaś? Martwiłam się o ciebie.

background image

Lena rzuciła się jej na szyję.
- Nie zgubię się, nie ma obawy. Musiałam coś przemyśleć i

potrzebowałam świeżego powietrza.

- Thomas się odezwał?
Lena zrobiła krok do tyłu i zabrała ręce z ramion Nicoli.
- Nie wypowiadaj więcej tego imienia. Zrozum wreszcie, że

wyrzuciłam pana Thomasa Sibeliusa z mojego życia.

- Daj mu szansę. Jest zrozpaczony. Chce z tobą porozmawiać.
- Tak? A o czym? O swojej żonie? Mam go prosić, żeby się

rozwiódł? Mam wysłuchiwać kolejnych kłamstw? Posłuchaj,
miał wiele okazji, żeby opowiedzieć mi o swoim życiu w
Stanach, ale zawsze robił uniki. Oszukał mnie... Nie ufam mu
już. Nie zabraniam ci rozmawiać z nim przez telefon. Proszę
bardzo, możesz sobie z nim gadać, jak będzie cię zadręczał
telefonami. Ale ja z nim skończyłam. Nie musisz się wcielać w
rolę pośrednika. To już jest skończone! Skończone! Forever...
Na zawsze...

Lena nie miała już ochoty na rozmowę z Nicolą o telefonie

pana MacCormicka.

- Nie obrażaj się tak od razu.

background image

- Nie obrażam się. Chciałam ci jedynie naświetlić mój punkt

widzenia. Uszanuj to, proszę.

Nicola zawahała się. Chciała coś przekazać Lenie.
- Co jest? O co chodzi?
- Thomas... Thomas chce przyjechać i... Lena nie dała jej

dokończyć.

- Wybij mu to z głowy! Nie ma o czym mówić... Nie wolno...

Nie wolno mu... przekroczyć progu tego domu... Masz mu to
powiedzieć.

- Leno, chyba nie mówisz poważnie.
- Śmiertelnie poważnie. Nie pozwolę sobie wejść na głowę.

Nikomu. Ani Thomasowi, ani mojemu rodzeństwu. Koniec z
tym!

- A propos rodzeństwa. Twoja siostra szukała cię u mnie.

Prosi o pilny telefon. Była jakaś taka wzburzona.

- Czego chciała?
- Co za pytanie! Przecież nie opowiada mi o sobie. Dla twojej

siostry jestem kimś w rodzaju służącej, a ze służbą nie
rozmawia się o sprawach osobistych.

- Nie przesadzaj. Moja siostra nie ma powodu do zadzierania

nosa. Jej kochanek nie jest nikim więcej jak tylko zwykłym
włoskim kelnerem.

background image

Osobiście nie mam nic przeciwko kelnerom, ale ten mi jakoś

szczególnie nie leży, bo bezwzględnie wykorzystuje Grit.
Wyciska ją jak cytrynę. Ale to jej sprawa. Już dobrze,
zadzwonię. Napijemy się potem kawy, zanim pójdę do
destylarni?

- Chcesz też coś zjeść?
- Nie, dziękuję. Tylko kawa.
Lena weszła do domu, a Nicola wróciła do siebie. Pobiegły za

nią Hektor i Lady. Nie miały już czego szukać u Leny,
ponieważ puszka ze smakołykami świeciła pustkami.

Lena była ciekawa, czego Grit może od niej chcieć, bo co do

tego, że czegoś chce, nie miała naj mniejszych wątpliwości.
Siostra nigdy nie dzwoniła ot tak sobie, żeby zapytać Lenę o
samopoczucie.

Zanim Grit udało się skontaktować z Nicolą, zostawiła Lenie

pięć wiadomości na automatycznej sekretarce.

Pierwsza brzmiała:
- Gdzie jesteś?
Tak po prostu, bez powitania. Druga:
- Na miłość boską, gdzie ty się podziewasz? Trzecia:
- Chyba śnię. Zadzwoń!

background image

Czwarta:
- Człowiek ciebie potrzebuje, a ty... Piąta:
- Zadzwoń natychmiast, jak się wyśpisz. Przecież chyba nie

wyjechałaś?!

Lena odsłuchała wszystkie wiadomości i je skasowała. Cała

Grit, jak czegoś chce, każdy musi być na jej zawołanie. Lena
tęskniła za czasami, gdy jej siostra była jeszcze szczęśliwą
żoną miłego mężczyzny i normalną matką dwójki uroczych
dzieci.

Spadek nie wyszedł jej na dobre.
Zraziła do siebie męża, zabawiając się z młodymi

mężczyznami. Doszło do tego, że dzieci wolą być z ojcem w
Vancouver. Holger, jej mąż, wyjechał, a właściwie uciekł do
Kanady, bo nie mógł już dłużej znieść widoku odmienionej
Grit. Jej siostra zmieniła się, niestety, na niekorzyść.

Zanim dzieci wyjechały do ojca do Kanady, wydzwaniała do

Leny, żeby je u niej zostawić. Potrzebowała wolnego czasu.
Chciała całe dnie i noce spędzać ze swoim kochankiem,
poświęcić się mu bez reszty. Teraz już nie musi dzwonić.
Dzieci mieszkają w Kanadzie. Są razem z ojcem. Więc po co
tak wydzwania?

Lena wybrała numer siostry.

background image

- Dzień dobry, Grit. Chciałaś ze mną o czymś porozmawiać?
Siostra nie odpowiedziała na jej przywitanie, tylko wypaliła

prosto z mostu:

- Kim jest Irina?
- Słucham?
- Mój Boże, zawsze tak wolno myślisz? Mam przeliterować?

I-r-i-n-a.

Co za bezczelność!
- Dlaczego pytasz?
- Wiesz, kim jest.
- Owszem. To Kanadyjka rosyjskiego pochodzenia i -

zdaniem Nicoli - jest bardzo, bardzo miła, szczególnie dla
twoich dzieci.

- Zdaje się, że dla Holgera też.
- Być może. Nie rozumiem twojego zdenerwowania. Nie

jesteście już razem, rozwód jest w trakcie. Ty miałaś
kochanków, kiedy jeszcze Holger mieszkał z tobą pod jednym
dachem. Dlaczego nie miałby sobie znaleźć partnerki, o ile ta
kobieta rzeczywiście jest jego partnerką. Wiem tylko, że Irina
mieszka gdzieś niedaleko i wspaniale opiekuje się Merit i
Nielsem. Powinnaś się z tego cieszyć.

- Tak? Powinnam się cieszyć? Chyba nie sądzisz, że będę

zadowolona z tego, że moje dzieci są

background image

zachwycone jakąś... Ruską. Wolą iść z nią na mecz hokejowy

niż rozmawiać ze mną przez telefon! Nie do wiary!

- Dziwisz się? Przecież w zasadzie wysłałaś dzieci do ojca,

żeby mieć wolną rękę i zabawiać się z tym twoim... Robertino.
Ciesz się, że u dzieci wszystko w porządku i że Irina pomaga
Holgerowi.

Grit wybuchła histerycznym śmiechem.
- Czasem się zastanawiam, czy ty w ogóle jesteś moją siostrą.

Frieder ma rację, jesteś zupełnie inna, jesteś jakimś
odszczepieńcem. Zamiast być po mojej stronie, bierzesz stronę
Holgera i usiłujesz mi wmówić, że mam się cieszyć, że moje
dzieci spędzają czas z tą ruską babą.

- Ona jest Kanadyjką, Kanadyjką rosyjskiego pochodzenia. A

nawet jeśli byłaby Rosjanką, to co? Masz z tym jakiś problem?
Rosjanie nie są ludźmi?

Grit zignorowała słowa Leny.
- Gdyby Jórg nie był takim skończonym durniem, przestałby z

tobą rozmawiać. Jest twoim bratem, a ty trzymasz pod swoim
dachem jego eks. Lekceważysz go tak samo jak mnie.

- Tak? A co twoim zdaniem powinnam zrobić? Nie

rozmawiać z Holgerem? Przegnać Doris? Lubię Holgera i lubię
Doris. I z wzajemnością.

background image

- Oczywiście. Obcy ludzie są ci bliżsi niż twoja własna

rodzina. Frieder powiedział...

W tym momencie Lena absolutnie nie była ciekawa, co

takiego powiedział Frieder.

- Grit, czy ty się dobrze czujesz? Holger jest jeszcze twoim

mężem, z którym masz dwoje dzieci, a Doris nadal jest moją
bratową. Jak możesz mówisz, że to obcy ludzie?

- Obcy. Po prostu wżenili się w naszą rodzinę. Zawsze to Grit

kończyła rozmowę. Tym razem

Lena nie wytrzymała.
Wydarzyło się tyle okropnych rzeczy. Sylvia w okrutny

sposób straciła męża, ojca swoich jeszcze nienarodzonych
dzieci. Lena też przeżyła rozczarowanie. Nie chciała nawet o
tym myśleć. A Grit wygaduje teraz jakieś bzdury i denerwuje
się z powodu kobiety, która jest miła dla jej dzieci.

- Grit, skończmy już tę rozmowę. Chyba że masz mi coś

ważnego do powiedzenia.

- A to, co powiedziałam, nie jest ważne? Nie. Nie mam ci nic

do powiedzenia - stwierdziła Grit tonem obrażonej księżniczki.

- Co się z tobą stało? Dlaczego nie umiemy już ze sobą

normalnie rozmawiać? Kiedyś byłaś zupełnie inna.

background image

- Na szczęście nic już nie jest jak kiedyś. Wiesz, w czym tkwi

problem? W przeciwieństwie do ciebie zrobiliśmy duży krok
naprzód, a ty ciągle jesteś w tym samym miejscu. Frieder
rozwinął firmę, ja się zmieniłam. Jórg też układa sobie jakoś
życie. A ty ciągle próbujesz żyć ideami ojca... Ojciec nie żyje, a
jego pomysły są przestarzałe. Był starym człowiekiem, który
nie szedł z duchem czasu.

Lena nie mogła znieść, że Grit tak źle wyraża się o własnym

ojcu. To jemu wszystko zawdzięczają. Zawsze był przy nich,
zwłaszcza wtedy, gdy matka tak nagle zostawiła rodzinę dla
bogacza z Ameryki Południowej. .

- Grit, żyjecie jak pączki w maśle i wszystko zawdzięczacie

ojcu. Jego idee są dla mnie wzorem do naśladowania i staram
się tak postępować każdego dnia. Zastanów się lepiej, co wy
wyprawiacie? Co zrobiliście ze swoim życiem? Dostaliście
ogromny spadek. Frieder jest na najlepszej drodze, żeby zruj-
nować cenioną niegdyś hurtownię Fahrenbach, Jórg
spowodował, że zamek i winnice są w trudnej sytuacji
finansowej, bo ważniejsze były dla niego szumne imprezy
kulturalne niż dystrybucja wina własnej produkcji. A ty?
Owszem, zmieniłaś się, ale twój rozwój poszedł w złym
kierunku. Stałaś się

background image

powierzchowna, szpecisz ciało operacjami plastycznymi,

tylko po to, żeby się podobać temu żigolakowi, który kocha nie
ciebie, lecz twoje pieniądze. Jest z tobą, bo go utrzymujesz i
zasypujesz prezentami- Jeśli tylko pozna inną, która da mu
więcej, rzuci cię, zanim się obejrzysz. Jaką cenę zapłaciłaś za
to wszystko? Straciłaś męża i dzieci. Takie wspaniałe jest
twoje życie? Tego mam ci zazdrościć? Grit, obudź się i
wreszcie przejrzyj na oczy!

Lena nie musiała kończyć. Siostra po prostu rzuciła

słuchawkę.

Nic nie szkodzi. Lena musiała wreszcie wyrzucić z siebie żal

do rodzeństwa.

Nie oddzwoni, chociaż zawsze tak robiła. Tym razem nie

zrobi nic, by ratować zgodę w rodzinie. I tak już od dawna tej
zgody nie ma. W zasadzie rodzina przestała istnieć w dniu
śmierci ojca. Lena starała się jakoś to wszystko posklejać i
trzymać razem. Zupełnie niepotrzebnie. Zgody w rodzinie nie
da się wymusić. A już na pewno nie da się jej osiągnąć, jeśli
zależy na niej tylko jednej osobie.

Lena powoli odłożyła słuchawkę i wyszła z domu.
Napije się z Nicolą kawy, potem pójdzie do destylarni.

Nicola, Aleks i Daniel są dla niej ważniejsi

background image

niż jej własna rodzina. Zawsze są przy niej, szczerzy,

prawdziwi i serdeczni.

Ma jeszcze Sylvię. Martin też był jej przyjacielem. Niestety,

nie żyje.

Thomas też zniknął z jej życia, w zupełnie inny sposób, ale

nie ma już dla niego miejsca w jej życiu.

Nie! Dlaczego ciągle powraca myślami do Thomasa? Musi o

nim zapomnieć, musi żyć tak, jakby go nigdy nie było. Rozum
może jej wiele podpowiadać, ale serce nie słucha rozkazów. W
jej sercu jest tylko ból po stracie jedynej prawdziwej miłości.

Na ten ból nie ma żadnego lekarstwa. Tylko czas może jej

pomóc. O ile w ogóle...

background image

W kolejnych dniach Lena dosłownie zmuszała się do pracy i

resztką sił powstrzymywała, żeby nie myśleć o wydarzeniach
ostatnich dni. Nie zawsze jej się to udawało. Nie ma się co
dziwić. Za dużo się stało. Śmierć Martina, zdrada Thomasa.
Nie chciała o nim myśleć, chciała go nienawidzić, ale nie
potrafiła... Czuła ból i cierpienie. Nawet sprzedaż obrazów nie
ucieszyła jej aż tak bardzo. Owszem, pieniądze za obrazy roz-
wiążą wiele problemów, ale nie uleczą zranionego serca.

Choćby nie wiem jak się starała panować nad własnymi

myślami, ciągle pojawiał się w nich Thomas. Dlaczego jej nie
powiedział, że jest żonaty, że w jego życiu jest niejaka Nancy?
To zupełnie do niego nie pasuje. To nie jest mężczyzna,
którego znała i kochała. Thomas był zawsze szczery i uczciwy.
A może to tylko złudzenie? Może chciała go

background image

takim widzieć? Czyżby była aż tak bardzo zaślepiona

miłością do niego, że nie widziała jego prawdziwego oblicza, a
kochała jedynie własne wyobrażenie? Czyżby stworzyła sobie
swój obraz Thomasa niezgodny z tym, co było naprawdę?

Na jej biurku nie było już jego zdjęcia. A jednak wzrok

mimowolnie wędrował w miejsce, gdzie wcześniej stało. Tak,
wymyśliła go sobie.

Thomas był tylko snem i nie miał nic wspólnego z

rzeczywistością.

Może byłoby lepiej, gdyby się nie spotkali po tak długiej

rozłące. Przecież ich związek był z góry skazany na
niepowodzenie. Nie da się po dziesięciu latach zacząć tam,
gdzie się skończyło. Upłynęło za dużo czasu. Thomas miał
swoje życie, ona swoje. Powinni byli o tym porozmawiać.
Niestety, nie zrobili tego. Ukryli przed sobą własne życie.

- Leno, wiesz, kto wprowadził Fire do swojej oferty? Nie

zgadniesz.

Lena przestraszyła się. Przetarła ręką czoło. Przyszła tu, żeby

pracować, a nie rozmyślać o Thomasie i opłakiwać utraconą
miłość.

- Słucham? Przepraszam, Danielu, trochę się zamyśliłam.
Spojrzał na nią z troską.

background image

- Leno, nie powinienem się wtrącać, ale tak dalej być nie

może. Spotkaj się z Thomasem i porozmawiaj z nim.

Łzy napłynęły jej do oczu. „Dobrze im tak mówić, to nie oni

cierpią", pomyślała. Może teraz nie są pogrążeni w rozpaczy,
ale przecież Daniel tyle przeszedł w swoim życiu... Jego
narzeczona ucierpiała w wypadku samochodowym. To nie ona
go spowodowała, a poniosła największą ofiarę. Była sparali-
żowana i nie umiała wyobrazić sobie życia na wózku
inwalidzkim - popełniła samobójstwo. Daniel przebolał już jej
śmierć, ale na pewno było mu ciężko przez te wszystkie lata.
Może rzeczywiście Lena wyolbrzymia własne problemy?

- A o czym mam z nim porozmawiać? O jego żonie?
- Przecież musi być jakieś wyjaśnienie. Thomas jest...
- Danielu, chciałeś mi coś powiedzieć, prawda? - przerwała

mu.

- Melzheimer chce wziąć na próbę naszą wódkę do

wszystkich swoich filii, a jak ci wiadomo, jest ich sto
dwadzieścia. Nawet takie małe zamówienie to całkiem niezły
zysk. Twój pomysł chwycił. Niezła kampania reklamowa dla
Fire.

background image

- Dla innych produktów też zrobiłam kampanię reklamową i

jakoś nic. Ale masz rację, możemy odnotować kolejny sukces
na naszym koncie.

- Jestem tego samego zdania. Wiesz, myślę, że wybrali Fire,

bo wódka bardziej pasuje do whisky. Pierwsze duże
zamówienie mieliśmy, jak dobrze pamiętasz, na Finnemore
Eleven.

- Pewnie zaopatrują jakichś twardych zawodników, którzy nie

upijają się byle likierem. Ale jakie to ma dla nas znaczenie... Ile
zamówili?

- To zależy od filii, ale w sumie około pięciu tysięcy butelek.
-1 ty to nazywasz małym zamówieniem?
- W porównaniu z Finnemore Eleven to małe zamówienie.
- Danielu, to ogromne zamówienie, które trafia się nie co

dzień. A jak wyglądają nasze zapasy magazynowe?

- Wiesz przecież, że nie trzymamy zbyt dużo towaru. Robię

zawsze niewielki zapas, ale w granicach rozsądku. Niestety, za
wszystko musimy płacić z góry. Żeby zrealizować nasz nowy
kontrakt, większą część muszę dopiero zamówić.

- Nic nie szkodzi. Problem rozwiąże się najpóźniej, jak

wpłyną pieniądze ze sprzedaży obrazów.

background image

Nie będziemy już musieli tak skrupulatnie liczyć pieniędzy.

Ułatwimy sobie pracę, uzupełniając nasze magazyny.
Nareszcie będę mogła opłacić rachunki bez drżenia, czy nasi
klienci zapłacą nam w porę, czy będą nas zwodzić.

- Świetnie, że się udało z tymi obrazami. Kto by pomyślał, że

ta skrzynia kryje w sobie taki skarb!

- Pamiętasz? Chciałam te obrazy komuś sprezentować, bo są

takie ohydne, ale nikt ich nie chciał.

- Na szczęście, Leno... Mogę też uzupełnić inne zapasy?

Tylko to, co najpotrzebniejsze. Nie chciałbym, żeby nasi
klienci musieli czekać na dostawy. Niezbyt dobrze to wygląda.

- Masz rację, przecież tata też tak robił. Tylko mój brat

wyrzucił z pamięci tę podstawową zasadę handlową.

- Jeszcze trochę i twój brat poczuje, co to znaczy twarde

lądowanie.

- Skąd takie podejrzenie?
- No cóż, albo sam rezygnuje z dostawców, albo oni uciekają

od niego. Czytałem akurat w biuletynie branżowym, że
hurtownia Fahrenbach nie będzie już dystrybutorem
morelówki Perlingera.

- Co takiego? To niemożliwe! Fahrenbach i Perlinger

współpracują od dziesięcioleci.

background image

- Współpracowali, Leno, współpracowali. Nie mogła w to

uwierzyć.

Czyżby Frieder do reszty postradał zmysły, żeby zepsuć taką

współpracę? Musiało wydarzyć się coś bardzo ważnego.
Perlinger nie wycofuje się ze współpracy po jednym zgrzycie.

Lena podniosła się od biurka.
- Muszę to zobaczyć na własne oczy. Inaczej nie uwierzę.
- Leno, znam niemiecki i rozumiem, co czytam. Perlinger i

Fahrenbach nie są już partnerami w biznesie. Na twoim
miejscu wziąłbym telefon do ręki i porozmawiał ze starym
Perlingerem o współpracy. Ale ty tego nie zrobisz. Masz
szczególne poczucie lojalności wobec brata.

Lena usiadła.
- Masz rację. Zadzwonię. W końcu Frieder wypadł z gry.

Dlaczego miałabym nie zadzwonić? Morelówka jest świetnym
produktem. Przede wszystkim jest już od lat na rynku i dobrze
ją znają w branży.

Daniel myślał, że się przesłyszał.
Ile to okazji Lena przepuściła ze względu na swojego brata?

Zawsze miała wyrzuty sumienia. Czyżby nareszcie zmądrzała?

background image

- Brawo, Leno, jestem z ciebie dumny. Twój ojciec też byłby

z ciebie dumny. Nigdy nie pozwoliłby ci na obchodzenie się z
Friederem jak ze zgniłym jajkiem, chociaż sam był dobrym
człowiekiem... Powiedz mi potem, jak przebiegła rozmowa.
Będę na dole w magazynie. Sprawdzę przy okazji, jak stoimy z
kartonami.

Daniel wyszedł z biura, a Lena chwyciła za telefon. Numer

Perlingera miała w komputerze. Wprowadził go tam ojciec.

Zdecydowanym głosem poprosiła o połączenie z panem

Perlingerem.

Nigdy więcej nie da się nikomu zbić z tropu, nie będzie

pobłażliwa. Pójdzie własną drogą i nie będzie się wiecznie
zastanawiać, czy Frieder to, a może tamto... I tak nigdy go nie
zadowoli. No, chyba że odstąpi mu grunty na jeziorem. Wtedy
zrobi się dla niej obrzydliwie milutki, a grunty z pewnością
zmarnuje na jakieś podejrzane interesy. Nigdy mu nie odda
tych gruntów. Jest odpowiedzialna za swój spadek i zamierza
utrzymać posiadłość dla przyszłych pokoleń Fahrenbachów.
Frieder i tak nigdy tego nie zrozumie. Już za długo grała w
drugiej lidze. Koniec z tym. Ciężką pracą zasłużyła sobie na
awans do pierwszoligowego zespołu.

background image

W słuchawce odezwał się pan Perlinger.
- Dzień dobry, panie Perlinger. Mówi Lena Fahrenbach.
- Brat panią nasłał? - zapytał.
- Nie. Nie mam nic wspólnego z firmą mojego brata.

Słyszałam, że szuka pan nowego dystrybutora swojej
morelówki. Chciałabym złożyć swoją ofertę.

Opowiedziała mu, czym się teraz zajmuje, jak do tego doszło,

że tak nagle pojawiła się w branży alkoholowej i z kim
współpracuje.

- Brzmi to zupełnie jak za czasów pani ojca. Właśnie takich

Fahrenbachów znam i z takimi mogę współpracować. Widzę,
że poszła pani w ślady ojca... Dlaczego nie miałbym
spróbować z pani firmą? Rozważam właśnie zawarcie umowy
z nowym partnerem, ale na razie niczego jeszcze nie
podpisałem. Dopóki piłka jest w grze... - zastanowił się przez
moment. - Dobrze, spróbuję z panią. Nazwisko i nazwa
Fahrenbach mają swoją markę. Mam wrażenie, że z panią się
uda. Mógłbym oczywiście wysłać umowę pocztą, ale
chciałabym się spotkać i dowiedzieć czegoś więcej o pani
firmie. Może pani przyjechać jutro? Dobijemy targu... O
jedenastej? Pasuje pani? Nie muszę chyba pani

background image

tłumaczyć, jak do mnie trafić. Przyjeżdżała pani do mnie z

ojcem.

- Oczywiście, panie Perlinger. Będę punktualnie o jedenastej.
- Nie wątpię - powiedział. - W takim razie do jutra.
Skończyli rozmawiać. Lena była z siebie zadowolona.

Najbardziej cieszył ją fakt, że wcale nie czuła wyrzutów
sumienia z powodu Friedera. Sam wykopał się z interesu.

}eden produkt więcej. Znowu przesunęła się o oczko w górę.
Wybiegła z biura, żeby opowiedzieć Danielowi, co załatwiła i

mu podziękować. W końcu to on dał jej wskazówkę.

Była już na dole schodów, kiedy otworzyły się drzwi i do

środka weszła Nicola. Niespokojnie wymachiwała kopertą.

- Dostałaś list - powiedziała.
Dziwne, że przyszła. Zwykle odkłada listy do Leny na

komodzie w przedpokoju. Po co więc się fatygowała?

To mogło oznaczać tylko jedno.
- jeśli to list od Thomasa, to spal go, proszę. Nie chcę o nim

więcej słyszeć, nie chcę niczego czytać.

background image

Nie trzeba było się trudzić. Nie zmieniłam i nie zmienię

zdania na temat Thomasa!

- To niej jest list od Thomasa! - krzyknęła zniecierpliwiona

Nicola.

- Nie od Thomasa? A od kogo? ;
- Od Jana van Dahlena - powiedziała Nicola i wręczyła jej list.
Od Jana?
Przecież się umówili, że nie będzie się więcej z nią

kontaktował, nie będzie burzył jej spokoju wewnętrznego.

Lena zmieszała się i schowała list do kieszeni kurtki.
- Dziękuję, później go przeczytam. Nie musiałaś się trudzić.

Mogłaś go położyć razem z resztą korespondencji na komodzie
w przedpokoju.

- Wiem, ale Jan jest miłym mężczyzną... W jego towarzystwie

zawsze byłaś wesoła i pomyślałam, że list od niego poprawi ci
humor.

Lena wzruszyła się.
- Dziękuję, jesteś kochana. Później przeczytam. Teraz muszę

iść do Daniela i powiedzieć mu, że mamy nowego partnera.
Rozwijamy skrzydła!

Lena pocałowała ją w czoło, pomachała i pobiegła do

magazynu.

background image

- To dobrze - powiedziała Nicola, ale Lena nie usłyszała już

jej słów.

„Dlaczego tak wyszło z Thomasem?", zastanawiała się

Nicola. Tych dwoje było taką piękną parą, byli w sobie tacy
zakochani. Nicola wciąż nie mogła uwierzyć w rozwój
wypadków. Ale przecież nie da się wymazać faktu, że Thomas
ma żonę.

Może jednak Thomas nie był Lenie pisany? Może nie jest dla

niej odpowiednim mężczyzną? Może jest nim Jan van Dahlen?
Przystojny, dowcipny, zakochany w Lenie i obrzydliwie
bogaty, chociaż wcale tego po nim nie widać, nigdy nie
afiszuje się ze swoim bogactwem. Zresztą pieniądze nie mają
dla Leny znaczenia. Nigdy grubość portfela nie była dla niej
kryterium doboru partnera. Dla niej liczą się dusza i serce.

Zmartwiona Nicola odwróciła się. Musi wracać do kuchni, bo

inaczej jedzenie się przypali. Poza tym gość z apartamentu
numer dwa chciał dodatkową kołdrę. Po co mu druga kołdra?
Nicola nie rozumiała tej prośby. Przecież w apartamentach są
ciepłe kołdry puchowe. Jak można być takim zmarzluchem?!
Ktoś taki powinien spędzać urlop na południu. Ale co tam!
Zaniesie mu drugą kołdrę. Mają ich pod dostatkiem. Zresztą to
całkiem miły

background image

człowiek. Mieli już mniej udanych gości. Na przykład ta

Ariana Zumbrink. Przyjechała tu tylko po to, żeby szpiegować.
Ale nie zasłużyła sobie na taką śmierć... Zamordował ją
narzeczony, który chciał się jej pozbyć, bo poznał bogatą
kobietę. Albo ta druga, Helia Gundlach. Mieszkała tu kilka
tygodni, a potem po kryjomu wyjechała, nie płacąc za pobyt.
Oszukała nie tylko Lenę. Wycyganiła od Daniela niezłą sumkę,
nawet nadzwyczaj ostrożny Aleks wpadł w jej sidła i pożyczył
jej sporą kwotę. Prawdziwa złodziejka. Jak powiedziała im
policja, ta kobieta żyje z oszustw. W rzeczywistości wcale nie
nazywała się Gundlach, tylko Ursula Boettger... Do tej pory jej
nie złapano. Jeśli nawet policja ją złapie, to i tak nie odzyskają
pieniędzy. „Kiedyś zapłaci za swoje grzechy", pomyślała
Nicola gniewnie.

- Pan Bóg nierychliwy, ale sprawiedliwy - powiedziała pod

nosem i wyszła z destylarni.

Nicola rozpamiętywała gości w apartamentach, a tymczasem

w kuchni przypalało się jedzenie. Większość gości była w
porządku. Nieuczciwi zdarzali się naprawdę wyjątkowo.
Najmilszym gościem była niezwykle delikatna i dystyngowana
kobieta. Bardzo ładna, zawsze uprzejma i często zamyślona.
Nie ma co się dziwić, przyjechała

background image

pożegnać się ze swoją miłością. Żadne z nich nie

przypuszczało, że ta kobieta była ostatnią miłością ojca Leny.
Gdyby Lena nie przyłapała jej przypadkowo ma cmentarzu z
czerwoną różą, tajemnica nigdy nie ujrzałaby światła
dziennego.

Ta miłość też nie miała szczęśliwego zakończenia. Pan

Fahrenbach umarł, zanim mógł zacząć wspólne życie z
wybranką swojego serca.

Teraz jeszcze Thomas! Okazało się, że jest żonaty i ten fakt

najwyraźniej jest dla Leny przeszkodą nie do pokonania.

Już czas, żeby Fahrenbachowie zaznali szczęścia w miłości.

Nie wszyscy Fahrenbachowie. Inni nie byli dla Nicoli ważni.
Jej chodziło o szczęście Leny. Jeśli ktokolwiek zasługiwał na
szczęście, to na pewno ona.

Nicola przyspieszyła kroku. Po pierwsze, przypomniała sobie

o jedzeniu, po drugie, zmarzła w lekkim wełnianym sweterku.

background image

Chociaż Lena była ciekawa, co jest w liście Jana, zupełnie o

nim zapomniała, kiedy wróciła do biura. Pewnie dlatego, że
przyszło kilka zapytań ofertowych. Drukarnia miała problem z
układem graficznym nowych prospektów. Jutro Leny nie
będzie. Ma przecież spotkanie z Perlingerem. Musi więc
dzisiaj podgonić robotę.

Było już dość późno, kiedy Lena wyszła z biura i udała się do

domu.

Uprzedziła Dunkelów, że wieczór chce spędzić sama. Nicola

przygotowała jej coś do przekąszenia i zostawiła w kuchni na
stole.

Lena cieszyła się na wolny wieczór. Rozpali ogień w kominku

w bibliotece i poleży wygodnie na sofie. Może poczyta, może
posłucha muzyki, a może poogląda telewizję... Nie, telewizja
raczej odpada. Najczęściej lecą powtórki filmów, które
widziała już tyle razy, że sam mógłby w nich zagrać.

background image

To najmniejszy problem... Na pewno jakoś sobie zorganizuje

ten wieczór.

Zwykle myślała o Thomasie i wyobrażała sobie, jak

wspaniałe będzie życie z nim. Ale ten sen już się skończył. W
jej życiu nie ma już Thomasa Sibeliusa. Może pojawia się
jeszcze w jej myślach jak zjawa, która nie daje jej spokoju, ale
żywy Thomas Sibelius już dla niej nie istnieje!

Lena zdjęła kurtkę i chciała ją powiesić na wieszaku, kiedy

nagle coś upadło na podłogę.

Schyliła się. List od Jana. Zupełnie o nim zapomniała.
Przyglądała się jego zamaszystemu pismu. Co chce jej

przekazać?

Już chciała rozerwać kopertę i przekonać się, co jest w liście,

ale zrezygnowała. Cały dzień nosiła go w kieszeni, więc może
poczekać jeszcze pół godziny. Najpierw coś zje, potem rozpali
w kominku i kiedy już ogień będzie płonąć, przeczyta list od
Jana.

Lena poszła do kuchni.
Nicola jest prawdziwym skarbem! Przygotowała półmisek

smacznych przekąsek. Same rarytasy Do tego postawiła na
stole butelkę czerwonego wina, a obok niej jeden z tych
cudownych kryształowych

background image

kieliszków, które należały jeszcze do posagu jej prababci.
Lena nalała wina do połyskującego w świetle kryształowego

kieliszka. Sięgnęła po jedzenie. Rozkoszowała się smakiem
świeżo wędzonego łososia, do tego chrzan i koperek... Niebo w
gębie!

Ale dlaczego ma siedzieć w kuchni? Poustawiała wszystko na

tacy i powędrowała do biblioteki. Rozpaliła w kominku. Ogień
buchnął wysokim płomieniem, ale już po chwili z wolna
wżerał się w polana.

„No, a teraz uczta", pomyślała Lena. Wino postawiła na

małym stoliczku, tacę z kanapkami wzięła na kolana i wsunęła
do ust następną porcję. Zimny kurczak...

Ciekawość nie dała jej jednak spokoju. Odstawiła tacę i

otworzyła list od Jana. Napisał tylko kilka linijek.

Najukochańsza Leno!
Jeśli mnie potrzebujesz, daj mi znać, proszę. W każdej chwili

jestem do Twojej dyspozycji. Z wyrazami miłości, Jan

background image

Lena wypuściła list napisany na delikatnym papierze.
Kiedyś jej powiedział, że nie spuści z niej oka, jeśli nawet nie

będzie go w pobliżu.

List zdradzał, że wie już o jej rozstaniu z Thomasem. Ale

skąd?

Jest pewna, że nie od mieszkańców posiadłości. Nigdy nie

zdradziliby szczegółów z jej życia prywatnego. Daje sobie rękę
uciąć.

Sylvia jest w Portugalii. Markus? Nie, nie jest paplą. Poza tym

Lena nie ma pewności, czy Jan i Markus się znają. Nikt poza
tymi osobami nie wie, że Thomas jest żonaty, a Lena odkryła
jego sztuczki.

„Zdobywanie informacji to najłatwiejsze zadanie",

powiedział kiedyś Jan. W porządku, ale jest dziennikarzem, a
nie jasnowidzem. Może źle interpretuje jego słowa, coś sobie
dopowiada? Może Jan chce się tylko dowiedzieć, co u niej
słychać i jednocześnie przypomnieć o swoim istnieniu i o tym,
że zawsze może na niego liczyć. Sam jej to kilka razy
powiedział.

Lena jeszcze raz przeczytała list, potem pochyliła się nad

kominkiem i wrzuciła kopertę oraz list do ognia. Płomienie od
razu pochłonęły papier. Został jedynie popiół. Ślady zatarte.

background image

Jan jest cudownym człowiekiem i na pewno umiałby ją

rozweselić, zabawić i pomóc. Ale ona tego nie chce. Owszem,
chciałaby, żeby tu był, ale jako przyjaciel. Tylko że Jan chce
być dla niej kimś więcej niż przyjacielem. A do tego na razie
nie może dopuścić...

Wciąż przeżywa rozstanie z Thomasem. Ból jeszcze nie

minął. Najpierw musi się pogodzić z utratą wielkiej miłości, o
ile to w ogóle możliwe.

Przecież nie może się rzucić w ramiona innego mężczyzny,

choćby był tak przystojny jak Jan. Była pewna, że tak by się
właśnie skończyło spotkanie z Janem. On jej pragnie, a ona jest
samotna... Nie trzeba być wróżką, żeby wiedzieć, co mogłoby
się wydarzyć.

Lena tak nie potrafi. Nie umie skakać z kwiatka na kwiatek.

Może trochę zazdrości teraz bratowej, która bez problemu
związała się najpierw z jednym, a zaraz potem z drugim
mężczyzną.

Kiedy jeszcze była pewna Thomasa i wierzyła, że nikt i nic

nie może ich rozdzielić, pomyślała, że gdyby nie było
Thomasa, Jan byłby tym mężczyzną, z którym mogłaby sobie
wyobrazić wspólne życie.

Thomasa już nie ma.

background image

Czyli Lena znowu jest do wzięcia. Dlaczego więc się waha?
Znała odpowiedź.
Wciąż kocha Thomasa, kocha go całym sercem, chociaż tak

bardzo ją zranił. Nie da się zakręcić miłości jak kranu z ciepłą
czy zimną wodą. Zrobiło jej się tak smutno, że nie mogła
powstrzymać łez. Znowu zaczęła płakać.

background image

Rozmowa z Perlingerem przebiegła pomyślnie i Lena z nową

umową w garści i z dumą w sercu ruszyła w podróż powrotną
do Fahrenbach. Jej euforię przyćmiły informacje o Friederze.
Nie dowiedziała się niczego dobrego, wręcz przeciwnie,
Frieder miał coraz gorszą opinię w branży. Żaden z jego
nowych projektów nie wypalił. Rynek ich nie podchwycił.

Dlaczego Frieder to robi? Przejął przecież solidne,

przynoszące zyski i cieszące się renomą przedsiębiorstwo. Na
dodatek miał na koncie pokaźny kapitał startowy.

Teraz mówiło się już o opóźnieniach w płatnościach i

niedotrzymywaniu umów. Jeśli nawet nazwisko Fahrenbach
wciąż dawało mu jakieś punkty i przywileje, kiedyś to się
skończy. Frieder nie może na tym ciągle bazować. Musi dać
coś z siebie. Powinien postępować tak, jak do tego przywykli
dawni

background image

partnerzy hurtowni Fahrenbach. Musi mieć w ofercie znane

produkty, które ci partnerzy znają i kupują, a nie wprowadzać
nieznany produkt i dopiero szukać klientów.

Lena ma związane ręce. Nic nie może zrobić, bo przecież

Frieder z nią nie rozmawia. Nawet gdyby z nią rozmawiał,
chociażby z czystej uprzejmości jak kiedyś, to i tak nie
posłuchałby jej rad i nie pozwoliłby wtrącać się w jego sprawy.

Już na samym początku, kiedy tylko zaczął kierować

hurtownią, zapowiedziała mu, że Dalimon, ten aperitif, nie
przyniesie sukcesu. Wyśmiał ją wtedy. I jaki jest tego skutek?
Stracił mnóstwo pieniędzy, a Dalimon zniknął z rynku tak
szybko, jak się na nim pojawił.

Lena była wściekła na samą siebie.
Jak nie myśli o Thomasie, to o rodzeństwie, chociaż jest

pewna, że oni nawet przez moment jej nie wspominają. No
może Jórg... On na szczęście jest inny niż Frieder i Grit.

Dojechała do posiadłości i zatrzymała samochód na parkingu

należącym do posiadłości. Nie było tam żadnego innego auta.
Pewnie goście wybrali się na przejażdżkę swoimi
samochodami. Pogoda pogorszyła się i nie zachęcała do
spacerów.

background image

Lena i tak się cieszyła, że w ogóle ma gości o tej porze roku.
Zaniosła do domu torbę, zmieniła buty i kurtkę. Pobiegła

potem do domu Nicoli.

Nicola i Doris siedziały przy kawie i przeglądały listy

rezerwacji apartamentów. One też wolały pracować z kartką i
ołówkiem niż z bezdusznym komputerem.

- Już wróciłaś? - zdziwiła się Nicola. - Szybko... To dobry czy

zły znak?

- Dobry... Podpisałam umowę.
- Super! - ucieszyła się Doris. - Powiadom Daniela.

Niecierpliwi się i zamęcza nas pytaniami.

- Zaraz pójdę do destylarni.
- Tam go nie ma. Poszedł na spacer z psami, ale na wszelki

wypadek zabrał ze sobą komórkę.

- W takim razie dzwonię.
Zadzwoniła do Daniela. Cieszył się tak bardzo, jakby

osobiście podpisał umowę. Właśnie to Lena ceni w nim
najbardziej. Daniel całkowicie identyfikuje się z firmą. Jest jej
oddany. Pracuje tak, jakby był jej właścicielem.

- Zobaczymy się później - zakończyła Lena. - Przyjdź po mnie

do Dunkelów. Napiję się kawy i poplotkuję trochę z Nicolą i
Doris.

background image

Kiedy Lena rozmawiała przez telefon, Nicola postawiła przed

nią filiżankę pachnącej kawy.

- Dziękuję.
- Zjesz coś?
- Nie, dziękuję. Zjadłam po drodze w jakimś okropnym

zajeździe jeszcze gorszą zupę. Muszę ją najpierw przetrawić.

- Mogłam ci zrobić kanapki na drogę.
- Kochana, drugie śniadanie jest dobre dla małych

dziewczynek, a ja jestem już duża.

- Wiek nie chroni przed głupotą - zaśmiała się Nicola.
Lena wzięła kilka łyków kawy, potem wskazała palcem listy,

które leżały na stole.

- Co robicie? - zaciekawiła się.
- Wróżymy. Żartuję. Żartuję. Teraz już na poważnie. Ten

duży narożny apartament jest właściwie wynajęty, ale
dzwoniła właśnie ta pani doktor Wiedemann... Trzeba tu coś
pozmieniać... Jej ojciec źle się czuje i chciałaby przyjechać z
nim na weekend. W zasadzie powinnam jej znowu odmówić.
Mamy komplet. To przez ten chór, który też przyjeżdża na
weekend. Ale już kilka razy musiałam jej odmówić, więc tym
razem nie mogłam. Trochę mnie to dziwi, że mimo wszystko
nadal do nas

background image

dzwoni i chce przyjechać. Nie mam pojęcia, czego się tutaj

spodziewa.

Lena usiłowała ukryć zdenerwowanie.
Yvonne, córka Nicoli, przyjedzie do posiadłości, a Nicola nic

nie podejrzewa.

- Przyjęłaś jej rezerwację?
- No tak, przecież mówię, ale teraz mam problem z tym

chórem. Na szczęście oni są gotowi mieszkać w kilka osób w
jednym apartamencie. Muszę się tylko zastanowić, do których
apartamentów Aleks musi dostawić łóżka. Może do tych
trzech... Nie, to będzie za mało... Jeszcze do piątki i dziewiątki.

Nicola złożyła dokumenty. -
- Co ja sobie będę łamać głowę... Aleks ma w głowie wymiary

apartamentów. Będzie wiedział, gdzie najlepiej wstawić
dodatkowe łóżka.

Nicola uśmiechnęła się do Leny.
- Świetnie, co? Komplet gości o tej porze roku. Wprawdzie to

tylko na weekend, ale zawsze.

Lena w ogóle jej nie słuchała.
- Halo, jesteś tu? - zapytała ją Nicola. Lena wzdrygnęła się.
Musi się wziąć w garść. Nie może okazać zdenerwowania.

Tylko jak to zrobić? Przyjedzie córka

background image

Nicoli, Yvonne, i wreszcie zobaczy swoją biologiczną matkę.
Długa droga prowadziła do tego sukcesu. Wiele przeszkód

trzeba było usunąć. I wreszcie nadszedł ten moment. Nicola
jednak nie będzie wiedziała, że to Yvonne jest tym dzieckiem,
które zaraz po porodzie musiała oddać do adopcji. Oby Yvonne
i Nicola się pojednały.

Yvonne twierdziła, że to wykluczone.
Nawet spotkanie uważała początkowo za niemożliwe, ale, jak

widać, zmieniła zdanie.

- Leno, co się z tobą dzieje? - wyrwał ją z zamyślenia głos

Nicoli. - Nie słuchasz, nie odpowiadasz... Masz jakiś problem?
Martwisz się czymś?

Lena zaśmiała się.
- Wręcz przeciwnie - zawołała. - Jestem bardzo zadowolona.
- To dobrze. Z tobą nigdy nic nie wiadomo...
- Przecież jestem takim nieskomplikowanym człowiekiem.

Na mnie nie możesz się skarżyć.

- Właśnie w tym sęk. Jesteś za dobra i za wiele rzeczy bierzesz

do serca. A potem te pasożyty wchodzą ci na głowę.

Lena doskonałe wiedziała, kogo Nicola ma na myśli.

background image

- To już przeszłość. Od tej chwili gram w pierwszej lidze.
- Słucham? - zdziwiła się Nicola.
- To taka przenośnia... Pomyślałam, że odpowiem

powiedzonkiem w twoim stylu.

Nicola uśmiechnęła się.
- Moje powiedzonka, kochana, mają głębszy sens, czego nie

można powiedzieć o twojej pierwszej lidze.

Lena zerwała się na równe nogi i objęła Nicolę. Nie mogła się

powstrzymać.

Nicola jest prawdziwym skarbem. Jeśli Yvonne pojedna się z

nią, będzie bardzo szczęśliwa. Zasłużyła na szczęście i na to,
żeby spełniło się jej marzenie i odnalazła swoją córkę.

Tak wiele razy nakryła Nicolę, jak czytała w czasopismach

artykuły o spotkaniu po latach matki i dziecka. Wiele razy
widziała, jak Nicola bardzo płacze. A płakała tak żałośnie, że
serce pękało z bólu.

Jeśli się uda odbudować więź między Yvonne a matką, to

Nicola nie będzie już musiała rekompensować sobie
niespełnionych uczuć macierzyńskich i przenosić miłości na
inne dzieci, zwłaszcza na Merit, córkę Grit.

background image

- Oczywiście. Twoje powiedzonka są źródłem mądrości

życiowej. Jesteś nie do pobicia. Mimo wszystko zostaję przy
swoim. Gram teraz w pierwszej lidze.

- Tam właśnie jest twoje miejsce - potwierdziła Doris. - Za

często musiałaś się zadowolić drugoplanowymi rolami.

Nicola dolała kawy.
- A to co? Sprzysięgłyście się przeciwko mnie? -zapytała.
- Skądże. Po prostu mówię prawdę - odpowiedziała Doris.
- Sylvia się odzywała? - Lena zmieniła temat, chociaż z chęcią

dowiedziałaby się, co mówiła Yvonne.

Bezpieczniej było jednak zmienić temat. Nicola nie jest

głupia i nagłe zainteresowanie Leny panią doktor Wiedemann
mogłyby ją zastanowić.

- Tak, dzwoniła. Zostanie w Portugalii jeszcze kilka dni.

Prochy Martina już rozsypała.

- W jakiej była formie?
- Dość dobrej... Najgorsze już za nią. Teraz tylko czas jest w

stanie jej pomóc. Jak to mówią, czas leczy rany. Chyba znacie
to powiedzenie.

- Owszem.

background image

„Czas leczy rany - pomyślała Lena. - Moje też wyleczy?

Pragnęła tego z całego serca. Oby to powiedzenie było
prawdziwe!".

Musi zapomnieć o Thomasie. Sylvia musi przeboleć śmierć

Martina.

Ale na horyzoncie pojawiło się też małe światełko. Może to

światełko dla Yvonne i Nicoli? Oby! Lena pragnęła tego z
całego serca.

background image

Lena całymi dniami chodziła podekscytowana niczym mała

dziewczynka wyczekująca z utęsknieniem nadejścia św.
Mikołaja. Gorączkowo odliczała godziny, minuty i sekundy.

Jednak nie czekała na św. Mikołaja, lecz na zbliżający się

weekend. Wtedy bowiem na Słoneczne Wzgórze miała
przyjechać Yvonne, biologiczna córka Nicoli.

Co się stanie, kiedy się spotkają? Odezwą się w nich więzy

rodzinne? Matka i córka padną sobie w ramiona?

Nicola nie miała pojęcia, że gościem ich pensjonatu będzie jej

córka, oddana tuż po narodzinach do adopcji.

Pani doktor Yvonne Wiedemann długo wzbraniała się przed

poznaniem biologicznej matki. Nie wykazywała najmniejszej
chęci spojrzenia jej prosto w oczy. Lena konsekwentnie
nakłaniała ją

background image

do odwiedzenia posiadłości. Zajęło jej to niemało trudu, gdyż

Yvonne uparcie trwała przy swoim.

Lena miała nadzieję, że tym razem nic nie stanie na

przeszkodzie i wizyta pani doktor dojdzie do skutku.

Pierwsza próba przyjazdu Yvonne się nie powiodła, ponieważ

wszystkie apartamenty w czworakach były zarezerwowane.

Za drugim razem Nicola poleciała do Vancouver. Odwiozła

Merit do domu i spędziła jakiś czas z Holgerem oraz dziećmi.

Trzecią rezerwację Yvonne odwołała, ponieważ jej tata się

przewrócił i natychmiast wymagał leczenia szpitalnego.

Nic więc dziwnego, że Lena panikowała, tym bardziej że i

tym razem jej starania poznania matki i córki omal nie spełzły
na niczym. Gdyby Aleks nie dostawił do dwóch apartamentów
dodatkowych łóżek, nie byłoby gdzie ulokować Yvonne i jej
taty.

Zrządzenie losu? Zazwyczaj w czworakach było sporo

wolnych pokoi, ale akurat w najważniejszym dla Leny
momencie ich zabrakło. Czyżby ktoś wysyłał jej znaki z
niebios, że matka i córka nie powinny się spotkać?

background image

Lena odgoniła od siebie tę piekielną myśl. Nicola zasłużyła

sobie na to, by wziąć w ramiona córkę. Dość wycierpiała się z
powodu jej utraty.

Rzecz jasna Lena nie spodziewała się tego, że Yvonne będzie

grała w otwarte karty i wyjawi na dzień dobry, kim jest. Zbyt
dużo miała w sobie goryczy z powodu postępowania
biologicznej matki.

Lena przejrzała się w lusterku. Nie mogła się przyzwyczaić do

krótkich włosów. Ścięła je tak, że grzebień czy szczotka stały
się bezużyteczne. Wystarczyło, że przeczesała je palcami.

Co za diabeł ją podkusił, żeby się tak oszpecić. Miała piękne

włosy, odpowiedniej długości, a teraz? Doris słusznie ją
zapytała, pod którą kosiarkę wpadła.

Dobrze, że Thomas jej nie widział.
Nie! Stop! Dlaczego znowu pomyślała o Thomasie? Dla

niego nie było już miejsca w jej sercu. Zdradził ją...

Wielokrotnie wciskał jej brednie o miłości i przypadkiem

zapomniał wspomnieć, że w Ameryce miał żonę, Nancy, która
notabene przez telefon sprawiała wrażenie bardzo miłej osoby.

Gdyby Martin nie uległ wypadkowi i nie zmarł na skutek

odniesionych obrażeń... Gdyby Markus

background image

nie dał jej tego numeru telefonu... Stałaby dziś nieświadomie

w kolejce do swojego Thomasa.

Byłaby poniekąd jego drugą żoną, usychającą z tęsknoty,

łudzącą się, że kiedyś sprowadzi się na stałe na Słoneczne
Wzgórze. Marzyłaby dalej o ślubie, dzieciach... Ale wszystkie
jej marzenia prysły jak bańka mydlana, kiedy się dowiedziała,
że on nie będzie mógł pojąć jej za żonę, bo jedną już miał.

Na schodach natknęła się na Doris, która niedługo wyjdzie za

Markusa i wprowadzi się do jego domu obok tartaku. Lenie
będzie bez niej smutno.

- Hej, Doris, promiennie wyglądasz!
- Bo jestem szczęśliwa. Markus jest moim ideałem

mężczyzny. Takiego właśnie szukałam. Z nim na pewno mi się
ułoży. Wczoraj rozmawiałam przez telefon z Jórgiem.
Powiedział, że złożył dokumenty do sądu i wkrótce uzyskamy
rozwód. A ponieważ mamy jednego adwokata i wnosimy o
rozwód bez orzekania o winie, nie musimy się stawiać na
rozprawie. Przyślą mi do domu powiadomienie o wyroku i
wtedy będę do wzięcia.

- Chyba niedługo. Przecież ty i Markus pobierzecie się, gdy

tylko oswobodzisz się z węzła małżeńskiego.

- Fakt. Oj, Lena, złapałam Pana Boga za nogi.

background image

Lena uścisnęła szwagierkę.
- Doris, jesteś dla Markusa brylantem - zaśmiała się. - Zjemy

razem śniadanie?

- Chętnie. Ale nie mam za dużo czasu. Pomagam Danielowi

przy liczeniu i dzieleniu produktów. Wczoraj wszystko
przygotowaliśmy, a dziś przyjdą robotnicy ze wsi, żeby je
zapakować. Znasz Daniela, jeśli coś nie pójdzie zgodnie z jego
planem, bywa nieprzyjemny.

- Tak czy owak czas na śniadanie każdy powinien

wygospodarować. I ja potem idę do destylarni. Mam mnóstwo
pracy. Muszę wystartować z nową kampanią reklamową dla
brandy morelowej. Przy okazji zadbam o marketing naszych
dotychczasowych artykułów.

- Lena, stworzyłaś niezły biznes. Pewnie w najśmielszych

snach nie wyobrażałaś sobie, że w ten sposób będziesz
zarabiała na swoje utrzymanie.

- No nie. Jestem wdzięczna tatusiowi, że wyrwał mnie z

wąskiego działu reklamy i przegonił po wszystkich
zakamarkach firmy, wdrażając w system jej funkcjonowania.
Wcześniej wściekałam się na niego, ale teraz powinnam prosić
go o przebaczenie. Bez zdobytej w ten sposób wiedzy nie

background image

zaszłabym tak daleko. Nie odważyłabym się na pewne

posunięcia.

Lena zakręciła się wokół ekspresu do kawy.
Doris nakryła do stołu, ustawiła na nim chleb, masło, wędlinę

i marmoladę.

- Lena, jesteś zupełnie inna niż twoje rodzeństwo. Gdyby

tkwiła w nich choć jedna setna twojego charakteru...

Lena wzruszyła ramionami.
- Oni wrodzili się w mamę, a ja w tatę, nie tylko wizualnie,

lecz również z charakteru. I bardzo dobrze!

- Hermann Fahrenbach był wspaniałym człowiekiem...
- Oj tak. Brakuje mi go.
To on ją pocieszał, kiedy dopadała ją chandra. Potrzebowała

jego pocieszenia po zerwaniu z Thomasem...

Znów Thomas! Będzie ją nawiedzał jak duch? Nie! Nie chce

tego... Thomas Sibelius powinien wynieść się z jej życia!

Lena szarpnęła za dzbanek, aż się z niego ulało.
- No, moja droga, kawa gotowa - stwierdziła dziarsko. - Oby

było wystarczająco mocna.

background image

W nocy z piątku na sobotę Lenę dręczyły koszmarne sny.

Śniła o Yvonne, która schowała się za studnią, bo nie chciała
się przywitać z Nicolą. Nagle zjawił się Thomas i pociągnął ją
za sobą. Byli na jakiejś pustyni żwirowej. Słońce prażyło
niemiłosiernie. Wlokła się za nim, co chwila potykając się o
rozgrzane do czerwoności kamienie. Szła boso. Skamlała, że
bolą ją stopy, ale Thomas bezlitośnie ciągnął ją do przodu.
Nagle nie wiadomo skąd nadszedł Jan. Chciał zaśpiewać jej
jakąś piosenkę przy akompaniamencie gitary. Nie zorientował
się, że była zakładniczką Thomasa. Chciał jej coś zaśpiewać,
bo za chwilę miał występ z The Rolling Stones. Próbowała
mu wytłumaczyć, że nie przepadała za Stonesami, ale nie
mogła wydobyć z siebie ani słowa.

Sapała i ruszała ustami niczym ryba wyrzucona na brzeg, aż

się zbudziła. Była zlana potem. Wstała

background image

i zapaliła światło. Powędrowała wzrokiem na nocny stolik,

gdzie kiedyś stało zdjęcie Thomasa. Jego zdjęcie ją uspokajało.
A teraz...

Zaschło jej w gardle. Napiła się wody i odetchnęła z ulgą.

Zgasiła światło i położyła się z powrotem do łóżka.

Nie chciała śnić o Thomasie. Cóż oznaczał ten sen?

Doszukiwała się jakiegoś wizjonerskiego podtekstu.
Przekręcała się z boku na bok, próbując odpędzić od siebie
czarne myśli.

Na szczęście szybko zapadła w głęboki sen.
Kiedy obudziła się nad ranem, od razu podskoczyła do okna i

odsłoniła zasłonki. Nie padało!

Brak szarych chmur! Na przejrzyście niebieskim niebie

świeciło piękne słońce.

Co za cud. Oby ta pogoda utrzymała się dłużej.
Lena poczłapała do łazienki, wzięła prysznic i umyła swoje

krótkie włosy, niewymagające długiego suszenia. Następnie
wskoczyła w dżinsy oraz sweter w prążki.

Nie musiała się przecież specjalnie stroić na przyjazd

Yvonne. Lubiła w weekendy wkładać swobodny strój.

Na śniadanie wybrała się do Dunkelów. Pokrząta się u nich

troszeczkę dla zabicia czasu. Za nic

background image

w świecie nie chciała przegapić przybycia Yvonne i jej taty.
Była bardzo zdenerwowana. Ale nie mogła tego okazać przed

Nicolą.

- Dzień dobry, Nicola - zawołała wesoło.
- Dzień dobry, Lena. Dlaczego o tej porze jesteś na nogach?

Jest sobota. Możesz się wyspać.

- Ach, napiję się kawy i będę jak nowo narodzona... Wszystko

zapięte na ostatni guzik?

- Na przykład co?
- No brakujące łóżka dla gości.
- Załatwione. Goście mogą przyjechać.
Lena usiadła. Kątem oka dostrzegła na stole listę

wczasowiczów. Wyciągnęła szyję, żeby wyłapać jakieś
informacje o Wiedemannach.

- Co tak zapuszczasz żurawia? - spytała Nicola.
- Ja? A nie... Z nudów spojrzałam na tę kartę. Byłam ciekawa,

czy kogoś znam, czy to goście, którzy już raz nas odwiedzili.

Nicola zaśmiała się.
- Od razu widać, że nie masz pojęcia o wynajmowaniu.

Oprócz Wiedemannów przyjedzie chór.

Ha, ależ z niej przebiegła bestia. Osiągnęła cel. Nie pozostało

jej nic innego, jak napić się kawy i cierpliwie czekać.

background image

Nicola krzątała się i chodziła z kąta w kąt, wykonując kolejno

zaplanowane czynności. Lena poczuła się jak piąte koło u
wozu. Dlatego powoli zaczęła sprzątać naczynia po śniadaniu.

- Zostaw je. Zaraz będę zmywała. Przejdź się z psami na

spacer. Świeże powietrze wam na pewno nie zaszkodzi.

- Później.
Uhm, pójdzie gdzieś z Lady i Hektorem, a w tym czasie

przyjadą Wiedemannowie. O nie!

- Masz nowe gazety?
- Jasne. Wszystkie przeczytane. Także możesz je sobie wziąć.
- Nie. Przejrzę je tylko... Gdzie są? Nicola potrząsnęła

głową. Co z tą Leną?

- No gdzie są? Tam gdzie zawsze? Na komodzie! Lena wstała

i w żółwim tempie podeszła do

komody.
Nicola patrzyła za nią. Czyżby dodała sobie coś do kawy?
Kiedy Lena wychodziła z salonu, Nicola podbiegła do drzwi.
- Goście przyjechali. Chyba Wiedemannowie... Lenie

wypadły czasopisma. Pochyliła się energicznie, żeby je
podnieść i odłożyć na stół.

background image

Serce waliło jej jak młotem. Spociły się jej dłonie. Złapała

głęboki oddech i podążyła za Nicolą.

Od razu rozpoznała doktora Wiedemanna i Yvonne, która

popatrzyła na nią ze zdumieniem.

No tak, przedtem widziała ją w pięknej fryzurze, a nie z

prawie łysą głową ä la tybetańska zakonnica.

Nicola uśmiechnęła się do gości.
- Witamy serdecznie na Słonecznym Wzgórzu!
Wiedemannowie odebrali klucze i grzecznie ruszyli za

Nicolą, która zaprowadziła ich do czworaków, żeby pokazać
im ich apartament. Co to miało być?

Lena nie kryła rozczarowania. Spodziewała się czegoś

innego.

Ale właściwie czego? Że Nicola i Yvonne padną sobie w

ramiona, jak to zwykle bywa w kiczowatych filmach? Czyżby
naprawdę była naiwną dziewuszką wierzącą w cuda?

Nie! Po prostu dobrze życzyła Nicoli. Chciała ją pojednać z

Yvonne.

Wiedemannowie zachowali się wzorcowo. Nie zdradzili się,

że znają Lenę.

Lena wróciła do kuchni. Przekartkowała kilka czasopism i

wtedy weszła Nicola.

background image

- A teraz czekam na przybycie chóru. Przy nich będzie więcej

pracy niż przy dwojgu łudzi.

-1 spodobał im się apartament? - spytała Lena.
- Mniemam, że tak. Nic nie powiedzieli.
- Mili ludzie.
- Uhm. W ogóle fajnie, że pani Wiedemann podróżuje z

ojcem. Nie każde dziecko stać na taki gest.

Nie było sensu dłużej tu siedzieć i wodzić Nicolę za nos. Dla

niej Wiedemannowie byli zwykłymi gośćmi. Nici z
niewyjaśnionej sympatii...

Najchętniej chwyciłaby Nicolę za ramię, potrząsnęła nią i

wykrzyczała: „Yvonne jest twoją córką. Nie mów o niej tak
bezuczuciowo!".

Lecz nie mogła tego zrobić.
- Idę do destylarni. Popracuję trochę, a potem wyprowadzę

psy. Mamy jeszcze zapas marchewek dla Bondiego?

- No raczej. Aleks pilnuje, żeby się nie skończył. Mój Boże,

Bondadosso przemienił się w ślicznego konia.

- Dzięki Martinowi. Gdyby nie on, nie byłoby Bondiego.
- Martin pomógł wielu ludziom i zwierzętom. Uczynił wiele

dobrego. - Do oczu Nicoli napłynęły

background image

łzy.
- Ja wciąż nie wierzę, że już go nie ma wśród nas...
Wysmarkała nos.
- Dlaczego akurat Martin znalazł się tam, gdy ten obłąkany

samobójca postanowił wjechać prosto w inny samochód?

- Nie poznamy odpowiedzi na to pytanie - odpowiedziała

łamiącym się głosem Lena.

- Niezbadane są wyroki boskie - wymamrotała Nicola, po

czym wyciągnęła z szafki garnek.

- Pójdę już - powiedziała Lena.
- Nie bierzesz czasopism?
- Nie, nie ma w nich nic interesującego.
- No co ty? W tej gazecie dla kobiet jest na przykład artykuł o

biznesmence, która osiągnęła sukces, handlując winem przez
Internet. To cię powinno zainteresować.

- Och, widocznie przegapiłam ten artykuł - odparła Lena,

wygrzebując polecane przez Nicolę pismo.

Zanim wyszła z kuchni, odwróciła się jeszcze raz.
- Co dziś na obiad?
- Grochówka z kiełbaską.
- Pychota.

background image

- Serduszko ty moje, z tobą nigdy nie ma problemów.

Zadowolisz się wszystkim, co ci zaserwuję.

- Bo jesteś wyśmienitą kucharką, Nicola.
- Ach, dawno nie podejmowałam żadnego konkretnego

wyzwania w wyuczonym przeze mnie zawodzie. Aleks jada
raczej tradycyjne i proste dania, Daniel... On też nie jest
wymagający.

- Nicola, kochanie, nawet grochówka w twoim wykonaniu

zwala z nóg. Nie zaprzeczysz przecież, że w młodym wieku
wspięłaś się na szczyt.

Pochwały wprawiały Nicolę w zakłopotanie.
- Dobra, dobra, idź już... Mówisz o zamierzchłych czasach.

Przyjdź o pierwszej tak jak chłopaki. Zjemy razem. Oni lubią,
jak u nas jesteś.

- Ja też uwielbiam wasze towarzystwo. Każdego dnia

dziękuję Bogu za piękne życie, którym mnie obdarował... Za
moje ukochane Słoneczne Wzgórze, ciebie, Aleksa i Daniela,
moje zwierzęta, przyjaciół... Czyja jestem uprzywilejowana?

- Na wszystko sobie zasłużyłaś.
Lena zaczerwieniła się i poszła do destylarni. Na szczęście z

okna jej biura rozpościerał się widok między innymi na
czworaki, zatem mogła obserwować, czy Wiedemannowie
wychodzą dokądś ze swojego apartamentu, czy nie.

background image

Hm, Yvonne była tu, żeby bez zobowiązań zobaczyć swoją

biologiczną matkę. Niestety, ich spotkanie nie okazało się
jakimś spektakularnym wydarzeniem.

Krocząc w zamyśleniu przez podwórze, natknęła się na

Daniela. On również mieszkał w jednym z wybudowanych
przez jej ojca domów.

- Cześć, Daniel.
- Cześć, Lena. No nie mów, że chcesz dzisiaj pracować?
- Nie, nie. Zapomniałam czegoś i zaświtał mi w głowie

pomysł na kampanię reklamową. Wolę go sobie na gorąco
zanotować, bo potem mi uleci i będę się wściekać.

- Powoli przeistaczasz się w niewolnicę pracy. Lena machnęła

ręką.

- E tam, pozory mylą. Po prostu inaczej dzielę obowiązki.

Niekiedy robię sobie wolne, podczas gdy inni pracują w pocie
czoła. Mam też szczęście, że ty dowodzisz destylarnią, kiedy ja
w niej nie urzęduję. Jesteś kapitanem mojego statku.

- Nie bądź taka skromna. Bez ciebie ten statek by zatonął.
- Uhm, a kto oczarował swoim kunsztem Marjorie Ferguson,

wielką szefową ze Szkocji? Ty!

background image

W sprawie Finnemore Eleven nie pertraktuje już ze mną, lecz

z tobą.

- O technicznych szczegółach - skorygował ją.
- Jeśli chodzi o finanse, omawia je wyłącznie z tobą, i

słusznie. Nikt nie targuje się tak jak ty. Twój tata byłby
zachwycony twoimi zdolnościami negocjacyjnymi... Czy ktoś
wyprowadzał dziś psy na spacer?

- Biegały po podwórzu. Później przejdę się z nimi na dłuższą

wyprawę. Albo ty się nad nimi ulitujesz i...?

- Chętnie - nie dał jej dokończyć. - Tak czy owak zamierzałem

się trochę poruszać.

- Super. Aha, o trzynastej jest obiad.
- Co upichciła nasza kuchareczka?
- Grochówkę - odpowiedziała Lena, odchodząc w stronę

destylarni.

- Wspaniale, uwielbiam grochówkę... Lena, twoja nowa

fryzura nie jest wcale najgorsza!

- krzyknął za nią Daniel.
Wierzyć mu? Chyba nie! Chciał być miły i tyle.

background image

Trochę wbrew swojej woli oraz przekonaniom Lena co parę

minut wyglądała przez okno, niemal przyklejając się do szyby i
bacznie obserwując drzwi czworaków. Pukała się przy tym w
czoło, ponieważ wiedziała, że zachowuje się co najmniej
dziwacznie, żeby nie powiedzieć dosadniej - idiotycznie.

Nie była jednak w stanie skoncentrować się na żadnym

konkretnym zadaniu.

Zaczynała coś, po czym to odkładała, żeby wyjrzeć na

zewnątrz, bo być może Yvonne i jej tata opuszczą apartament...

Nie darowałaby sobie, gdyby przegapiła ten ważny moment.
Ku jej niezadowoleniu o pierwszej musiała iść na obiad.

Odwołałaby go, ale jak wytłumaczyłaby Nicoli swoją
nieobecność? Musiałaby skłamać, a tego nie chciała.

background image

W drodze do domu Dunkelów przystanęła na chwilę i wbiła

wzrok w czworaki. Okna Wiedemannów świeciły pustkami.

Zżerała ją ciekawość, jakie wrażenie wywarła Nicola na

Yvonne.

Kiedy weszła do kuchni, Nicola i chłopcy siedzieli już

grzecznie przy drewnianym stole.

- Jesteś wreszcie - powiedziała Nicola, nalewając zupę do

talerzy.

Była lekko podenerwowana.
- Co się dzieje? - spytała Lena, napełniając szklankę wodą. -

Czyżby chórzyści dali ci popalić? Trzeba było zadzwonić do
mnie, to bym ci pomogła. Przepraszam, że sama nie wyszłam z
tą inicjatywą.

Nicola machnęła ręką.
- Chórzyści są łagodni jak baranki. Ale kochana pani doktor

Wiedemann działa mi na nerwy! Ciągle wyskakuje z jakimiś
roszczeniami. Marudzi jak stara baba w tańcu. Najpierw
zażyczyła sobie dodatkowych ręczników, chociaż w każdym
apartamencie wisi ich dostatecznie dużo. Potem poprosiła o
drugi koc, a na koniec o pocztówkę z naszej okolicy. W sumie
nie spamiętałam wszystkich jej życzeń... Wypytywała mnie
poza tym o jakieś

background image

absurdalne rzeczy, znaczy się bzdety. Chyba się nudzi i nie

wie, co począć z czasem. Pewnie inaczej sobie wyobrażała
nasz eden... Przyznaję, jest miła i uprzejma... Tyle że coś mi w
niej nie gra.

Lenie zadrżała dłoń! O Boże! Gdyby Nicola wiedziała, kim w

rzeczywistości była ta wnerwiająca ją osóbka. Yvonne
zapewne próbowała jakoś nawiązać kontakt, żeby wyrobić
sobie o niej zdanie.

Ach, gdyby mogła powiedzieć Nicoli, z kim miała do

czynienia. Ale nie mogła, ponieważ obiecała Yvonne, że
dochowa tajemnicy. I prawidłowo. Bo gdyby obie panie nie
przypadły sobie do gustu, Nicoli pękłoby serce.

- Przestań dumać nad tekstami reklamowymi. Zejdź na

ziemię, kobieto - zawołała Nicola. - Trzy razy pytałam, czy
doprawić ci zupę.

- Nie, dzięki, jest znakomita. Nicola zmieniła temat! Szkoda!
Panowie rozmawiali o popołudniowym meczu piłki nożnej.

Lena zaś w milczeniu jadła zupę. Co mogła zrobić? Jak tu
wkroczyć do akcji?

- Idziesz jeszcze do fabryki likierów? - spytała Nicola.
-Nie, już nie.
- Chcesz dokładkę?

background image

- Nie, dziękuję.
- Lena, co z tobą? Coś cię trapi? Musiała się opanować!
- Przepraszam, trochę się zamyśliłam. Układam hasła

promocyjne dla brandy morelowej, czyli morelówki...

Lena nienawidziła kłamać. Ale nie miała wyjścia.
- W weekend? Oszalałaś? Weekendy są po to, żeby odpocząć.
- Masz rację. Dostanę jeszcze kawy?
- Naturalnie. A potem pójdziesz do siebie, położysz się,

poczytasz książkę albo posłuchasz muzyki... Krótko mówiąc,
zrelaksuj się.

- OK - odparła Lena.
Łatwiej powiedzieć niż zrobić. Abstrahując od Yvonne,

osiągnięcie stanu pełnego odprężenia uniemożliwiały jej
przeżycia związane z Thomasem. Zdradził ją. Zataił przednią
istotne informacje ze swojego życia. Dlaczego? Zranił ją
okrutnie. Jej serce krwawiło, a dusza rozsypywała się w
kawałki.

Wstała.
- Nie lej mi tej kawy - powiedziała.
Musiała pobyć sama. Była zbyt roztrzęsiona emocjonalnie.

background image

Nicola popatrzyła na nią z zatroskaniem.
- Lena, co ci doskwiera?
- Nic, wszystko w porządku.
- Błogosławiony ten, kto ci uwierzy - mruknęła pod nosem

Nicola.

Panowie prowadzili zażartą dyskusję i nawet nie zauważyli,

że Lena wstała. Pomachała im na pożegnanie i wyszła.

background image

Zanim doszła do drzwi wejściowych domu,

od parkingu

nadbiegł Markus Herzog.

Nie krył zdziwienia, widząc jej nową fryzurę. Przyglądał się

jej z szeroko otwartymi ustami, nie mogąc wydusić z siebie
słowa.

- Cześć, Markus, miło cię widzieć.
- Cześć, Lena, ja..., ty... Ech, coś ty zrobiła z włosami?
Zmusiła się do uśmiechu.
- Obcięłam, a co? Nie podoba ci się moja nowa fryzura?
- Ja..., teraz jest..., no powiedzmy, że jest to kwestia

przyzwyczajenia...

- OK. Zapraszam do środka. Macie jakieś plany czy skusisz

się na filiżankę kawy?

- Świetny pomysł. I tak przyjechałem wcześniej. Doris

pewnie jest w proszku... Właściwie to chciałem z tobą
porozmawiać.

background image

Lena zaprowadziła gościa do kuchni i od razu podeszła do

ekspresu do kawy.

- O czym chciałeś ze mną pogadać?
- O Thomasie. Proszę, daj mu jeszcze jedną szansę. Pozwól

mu tylko wszystko wyjaśnić. On jest zrozpaczony.

Domyśliła się, że wstawi się za starym kumplem. Od

początku przeczuwała, o czym chciał z nią porozmawiać.

- Przecież się kochacie - kontynuował Markus. - Łączy was

wielka miłość. Jesteście dla siebie stworzeni. Daj mu szansę.
Nawet mordercy mają możliwość wytłumaczenia swoich
czynów, a Thomas...

Lena weszła mu w słowo.
- Fatalne porównanie, Markus. Zgadza się, Thomas był i jest

moją jedyną i największą miłością. Nigdy nie wątpiłam w jego
uczucia do mnie. Nie jestem głupia. Wiem, że ponad dziesięć
lat wiódł życie w Ameryce. Usiłowałam z nim o tym
porozmawiać, ale on mnie zbywał. Osłonił przeszłość
hermetyczną kopułą, przez którą ja nie mogłam przeniknąć.
Dla niego liczyła się tylko teraźniejszość. Powinien był mi
powiedzieć, że jest żonaty. Trochę i do ciebie mam pretensje,
że dopuściłeś, żebym się sparzyła. Podobno jesteś moim
oddanym

background image

przyjacielem. Nie sądzisz, że powinieneś wyjawić mi prawdę

o Thomasie i jego żonie?

- Thomas od lat nic o niej nie wspominał. Myślałem, że ich

małżeństwo legło w gruzach.

Do kuchni weszła Doris. Wyglądała cudnie w brązowym

kostiumie i spódniczce do kolan.

- Co legło w gruzach? - zapytała, pochylając się na Markusem

i całując go w usta. - Dzień dobry, skarbie.

- Chcesz kawy? - spytała Lena. Doris pokiwała głową.
- Siadaj. Nie jestem kaleką. Przyniosę filiżankę i zaparzę

więcej kawy - oznajmiła, zatrzymując Lenę. - Więc co legło w
gruzach?

- Mówiliśmy o Thomasie i jego żonie. Uważam, że Markus

źle zrobił, niepotrzebnie utrzymując mnie w niewiedzy.

Doris stanęła w obronie swojego partnera.
- Lena, to nie fair. Markus starał się być lojalny wobec was

dwojga.

- Dlatego niech uszanuje moją decyzję. Nie chcę nic więcej

słyszeć o Thomasie. Zrozumiano?

- Lena, Thomas...
- Stop! Ani słowa o moim byłym narzeczonym. Podkreślam,

byłym!

background image

- Lena, tylko jedna rozmowa...
- Żadnej rozmowy. Dla mnie rozdział pod tytułem „Thomas

Sibelius" jest ostatecznie zamknięty. Nie dlatego, że już go nie
kocham. Był mężczyzną mojego życia, moją największą
miłością, ale nie wrócę do niego. Nie potrafiłabym mu zaufać,
a zaufanie stanowi filar każdego związku... OK, dokąd się
wybieracie? - zmieniła błyskawicznie temat.

- Do kina, na popołudniowy sens - odparła Doris. - Idziesz z

nami?

Lena potrząsnęła głową.
- Nie, dziękuję... Mam sporo pracy.
Wołała im nie mówić, że miała nadzieję natknąć się na

Yvonne i jej tatę.

- Szkoda, rozerwałabyś się trochę.
- Innym razem.
Ucieszyła się, kiedy wyszli. Wprawdzie bardzo ich lubiła, ale

miała ochotę pobyć sama. Wyciszyć się. Odpędzić demony
przeszłości, negatywne emocje.

Los spłatał jej niezłego figla i musiała się z nim pogodzić,

przetrawić w sobie ból po zawodzie miłosnym.

Thomas wodził ją za nos, mydlił jej oczy, a ona naiwna,

zakochana jak młódka wpadła w jego

background image

sidła. Ulegała mu niemal na każdym kroku, głęboko wierząc

w jego dobre intencje. Niejednokrotnie przełamywała w sobie
opór i szła na kompromis. Gdyby wyznał jej prawdę...
Owszem, zabolałoby ją to, lecz starałaby się go zrozumieć. Po
co te wszystkie kłamstwa i wykręty?

Męża Sylvii zabrała śmierć, a Thomasa jego kłamliwe życie.

background image

Lena spędziła cały dzień i wieczór w domu. Dopadł ją

naprawdę podły nastrój. Odizolowała się. Włączyła muzykę i
obłożyła się stosem książek. Otwierała jedną po drugiej,
czytając jedynie obwoluty. Nie mogła się skupić na treści, więc
odrzuciła je na bok. Przed oczami przelatywały jej obrazy
ukazujące postaci Yvonne i Thomasa.

Czuła się jak zwierzę uwięzione w klatce, które się miota i

próbuje się wydostać na wolność. Wzdrygnęła się. Zaczęła
nerwowo przemierzać pokój wzdłuż i wszerz.

Nie! Nie wytrzyma dłużej w domu. Musi wyjść na świeże

powietrze. I nieważne, że zrobiło się późno. Nie bała się
ciemności. Zresztą znała tu każdą dróżkę, każdy kamień, każdy
dołek...

Kiedy wyszła z domu, automatycznie spojrzała w stronę

czworaków. W oknach było ciemno.

background image

Chórzyści zapewne mieli koncert albo świętowali swój

sukces. A gdzie byli Wiedemannowie? Ich samochodu nie było
na parkingu... Prawdopodobnie poszli do wsi. Możliwe też, że
pojechali do Bad Helmbach.

Lena przyspieszyła kroku, lecz i to nie pomogło jej się

oderwać od przygnębiających myśli.

Zawróciła do domu. Odruchowo zerknęła na telefon. Dioda

automatycznej sekretarki migała na czerwono. Dawniej bez
namysłu odsłuchiwała nagrane wiadomości, z nadzieją, że
zostawił je Thomas. Teraz jej nie interesowało, kto dzwonił i w
jakim celu.

Zaparzyła sobie herbaty, zmieniła buty i dopiero potem

odsłuchała sekretarkę.

To był Jórg. Omal nie zemdlała z wrażenia. O tej porze? Zły

znak.

Na pewno brat miał jakieś problemy. Pokłócił się z

Marcelem? Oby nie...

Kochała Jórga. Był najprzystępniejszy z trójki jej rodzeństwa.
- Lena, gdzie jesteś? - rozbrzmiał w słuchawce jego głos. -

Muszę z tobą koniecznie porozmawiać. Proszę oddzwoń jak
najszybciej, niezależnie od godziny. To pilne!

background image

Jasne, znowu posłuży mu jako ostatnia deska ratunku! Czy on

nigdy nie dorośnie? Niech wreszcie wywiąże się rzetelnie ze
zobowiązań spoczywających na nim po przejęciu spadku,
pięknego Chateau z rozlicznymi winnicami.

Lena usiadła, napiła się herbaty, potrzymała przez chwilę

kubek między dłońmi, po czym sięgnęła po słuchawkę.

- Siostrzyczko, na tobie zawsze można polegać. Fajnie, że

oddzwoniłaś.

- Jórg, co się stało? Cisza.
- Jórg, zadarłeś z Marcelem? Zaśmiał się.
- No coś ty. Skąd ten pomysł? Lena westchnęła.
- Co się stało, braciszku?
- Ach, mam wyrzuty sumienia, bo dawno się nie odzywałem...

I rzeczywiście - nieco się u mnie pozmieniało...

- Nie mów naokoło. Wal prosto z mostu.
- Hm, od czego by tu zacząć... Rezygnuję z organizowania

eventów i rozstałem się z Catherine.

Lena nabrała powietrza w płuca. Eventy były jego życiem.

Przez nie omal zbankrutował.

background image

A Catherine Regnier wydawała się idealną partnerką dla

niego, rzecz jasna nie tylko do interesów.

- Jórg, nie rozumiem... Przecież dobrze się wam układało...
- Tak, tak...
- W takim razie w czym problem?
- Lena, błagam, nie bierz mnie za wariata... Obrzydły mi te

imprezy kulturalne. Być może kierowała mną zwykła
naiwność i zbyt wiele sobie wyobrażałem? Catherine
przywiązywała dużą wagę do biurokracji, a mnie się niedobrze
od tego robiło.

- Żeby jakakolwiek inwestycja przynosiła zadowalające

dochody, ktoś musi nią skutecznie zarządzać. Normalka.
Catherine rewelacyjnie wywiązywała się ze swojej roli...

- Jej profesjonalizm doprowadzał mnie do szewskiej pasji.

Samozwańczo mianowała się na szefa, a ja grałem drugie
skrzypce... Umknęło jej chyba, że to moje Chateau i moje
pieniądze... Zresztą, serio, ten interes budzi we mnie wstręt i,
szczerze mówiąc, Catherine również. Świetnie mi się z nią
współpracowało na płaszczyźnie zawodowej, ale prywatnie nie
mieliśmy sobie zbyt wiele do powiedzenia. Cieszę się, że nie
odstawiała szopki. Wyjechała z powrotem do Paryża.

background image

- A ty, co teraz zamierzasz? Zajmiesz się swoim spadkiem?
- Boże uchowaj! Odkryłem nową pasję. Mianowicie

podróżowanie z plecakiem i aparatem w ręku. Bez zbędnych
luksusów.

- Jórg, ty nie masz już siedemnastu lat. Ponadto jesteś

właścicielem Château Dorleac.

- Raczej jego więźniem... Najchętniej zrzuciłbym z siebie ten

balast pod postacią rzekomo mojego zamku. Z uzyskanych
środków po jego sprzedaży mógłbym wieść dostatnie życie.

- Przecież od dzieciństwa marzyłeś o Château Dorleac. Byłeś

taki szczęśliwy, kiedy tata ci go przepisał.

- Tak, ale nie byłem świadom odpowiedzialności, jaka z tym

się wiąże. Rzeczywistość czasami nas przerasta bądź
rozczarowuje.

- Jórg, życie nie jest usłane różami. Mnie też nie jest lekko, a

mimo to za nic w świecie nie pozbyłabym się Słonecznego
Wzgórza... Château jest rajem na Ziemi. Twoje
przedsiębiorstwo prosperuje na wysokich obrotach...

- Dzięki Marcelowi. Jestem od niego całkiem zależny. A co

zrobię, jeśli coś mu się stanie albo nagle odejdzie?
Podjąłem już nieodwołalną

background image

decyzję. Wyjeżdżam w nieznane z plecakiem i nikt mnie nie

powstrzyma.

W młodości wyśmiewał się z kolegów, którzy w ten sposób

zjeżdżali świat.

- Poinformowałeś Marcela o swoich planach?
- Tak, obiecał, że dopilnuje Chäteau. Wystawiłem na niego

pełnomocnictwo...

- Kiedy wyruszasz na tę swoją wyprawę?
- Jutro.
Wypisz, wymaluj cały Jörg. Ubzdurał sobie coś w tej

łepetynie i choćby się waliło, paliło, musiał to zrealizować.

- Jörg, a nie przesunąłbyś terminu wyjazdu? Chciałabym cię

przedtem zobaczyć. Pogadalibyśmy na spokojnie.

- O czym? W razie gdyby mi się stała jakaś krzywda, ty jesteś

jedyną spadkobierczynią. Spisałem testament u notariusza.

- O Boże! Jörg! Nie o to mi chodziło. Po prostu chciałam się z

tobą zobaczyć, wariacie. Za kogo ty mnie masz? Czy wolisz,
żebym ja do ciebie przyjechała? Wsiądę w poranny samolot i...

- Nie, no, wstąpię do ciebie na jeden dzień. Tylko proszę, nie

praw mi żadnych kazań. Nie znoszę, kiedy mnie ktoś poucza...

background image

- OK.
- Przebukuję bilety i jutro zjawię się u ciebie.
- Odbiorę cię z lotniska.
- Nie, wezmę taksówkę.
Zamienili ze sobą jeszcze parę zdań i rozłączyli się. Lena

miała wrażenie, jakby przebudziła się z koszmaru.

Paranoja, Jórg chce porzucić dobytek ich ojca. Wbiła wzrok w

kominek. Ogień buchał tańczącymi płomieniami.

Co powinna zrobić? Jak odżegnać Jórga od pochopnych,

szalonych decyzji?

- Och, nie śpisz jeszcze? - Z zamyślenia wyrwał ją głos

szwagierki.

- Jórg do mnie dzwonił.
- Stało się coś?
- Poniekąd. Zerwał z Catherine, odpuścił sobie urządzanie

wieczorków artystycznych i będzie się bawił w globtrotera...

Doris osunęła się na fotel i wybuchła dźwięcznym śmiechem.
- Śmieszy cię to? - spytała zdziwiona Lena.
- On miewa takie zachcianki... Nie martw się, na długo nie

wybędzie. Wkrótce wynajdzie sobie nowe hobby albo nowy
cel w życiu.

background image

Doris ściągnęła buty i ułożyła się wygodnie na fotelu.
- Kiedy nasz globtroter startuje na obczyznę?
- Jutro.
- Brawo! I już dziś cię o tym powiadomił.
- Namówiłam go, żeby wpadł na jeden dzień na Słoneczne

Wzgórze. Przeszkadza ci to?

- Nie, absolutnie nie. Rozwiedliśmy się w zgodzie. Nie ma

między nami zgrzytów. Dlaczego zrezygnował z eventów? I
dlaczego odszedł od Catherine? Pasowali do siebie...

- Twierdzi, że się nimi znudził. A Catherine i eventy stanowili

nierozerwalną całość... I co, cieszysz się, że ciebie ominęło
takie bolesne doświadczenie?

- Sama nie wiem. Ja pewnie dołączyłabym do niego. Razem

byśmy podbijali świat. Jórg potrafi być zabawny, spontaniczny
i opiekuńczy.

Lena z przerażeniem popatrzyła na Doris.
- Doris, myślałam, że ty i Markus...
- Bez obaw! Kocham Markusa. On jest mężczyzną, jakiego

potrzebuję. Z Jórgiem można się powygłupiać, ale nie dzielić
codzienność. Wybacz, że tak mówię o twoim bracie.

- Więc popierasz durne pomysły Jórga?

background image

- Lena, on jest taki, jaki jest... Nic się nie zmieni. Mało razy

porywał

się

na

kosztowniejsze

i

ryzykowniejsze

przedsięwzięcia?

- Doris, on jest właścicielem Chateau i winiarni. Powinien się

ogarnąć, poczuwać do odpowiedzialności, a nie pakować
plecak jak młodzieniaszek.

- Lena, on buja w obłokach. Jego biznes nie pociąga.

Widocznie nie wie, czego chce. Szuka własnego „ja" -
ziewnęła. - Przepraszam, jestem zmęczona. Położę się do
łóżka. Ty też idź spać. Późno już. I nie martw się o niego.
Szybko wróci.

- Przepraszam, Doris, że smęciłam. Musiałam się komuś

wygadać. A ty znasz Jórga najlepiej. W końcu przez kilka lat
byłaś jego żoną.

- Dlatego wiem, że on nigdy nie przestanie ulegać błahym

fascynacjom... Jednak w przeciwieństwie do Friedera jest
dobrym człowiekiem... OK, zmykam, bo zasnę na stojąco.
Dobranoc, Lena.

- Dobranoc, Doris.
Lena była rozdarta. Ogarnęła ją niemoc. Chciałaby wskazać

bratu właściwą drogę, uzmysłowić mu, że powinien
wyznaczyć sobie jakieś priorytety... Tylko jak? Nie mogła
zasnąć. Mijały kolejne godziny... Przekręcała się z boku na bok
i nic. Tylko rozbolała ją głowa. Była wyczerpana psychicznie.

background image

Przyrzekła sobie, że w przyszłości nie będzie się mieszać w

życie innych. Skupi się na sobie. Ale czy jej się uda? Nie
potrafiła przecież obojętnie się przyglądać, kiedy jej najbliżsi
błądzili lub spotykało ich nieszczęście.

background image

Następnego

ranka

wstała

nieprzytomna.

Dopiero

orzeźwiający prysznic tchnął w nią trochę energii potrzebnej
do normalnego funkcjonowania.

W kuchni znalazła kartkę od Doris. Zostawiła jej wiadomość,

iż wyszła z psami na spacer.

Przedtem nakryła stół do śniadania i przygotowała kawę.

Właściwie szkoda, że małżeństwo Doris i Jórga się rozpadło.

Lena nalała sobie aromatycznej kawy i usmażyła jajecznicę z

tostami.

Potem pójdzie do Dunkelów. Uprzedzi ich o krótkiej wizycie

Jórga. No i kto wie, może się do- wie czegoś o Wiedemannach.

Na dworze panował wrzask, gwar i zgiełk. Chórzyści

szykowali się do wyjazdu. Byli w świetnych humorach.
Pewnie cieszyli się z występu.

background image


Lena z uśmiechem na twarzy przekroczyła próg domu

Dunkelów.

- Tym to wesoło - zagadnęła. - Chyba zagrali fenomenalny

koncert.

-

Publiczność była zachwycona. Dyrektor chóru

zarezerwował u nas pokoje na kolejne trasy koncertowe w tej
okolicy. Spodobało się im w naszych apartamentach. Czuli się
w nich jak u siebie. Na pewno do nas wrócą.

- Hm, skoro chórzyści już wyjechali, zostali nam jedynie

Wiedemannowie - westchnęła Lena.

- Nie, oni też nas opuścili. Pod Leną ugięły się kolana.

Musiała usiąść.

- Serio? Bez sensu. Nie opłacało się im do nas przyjeżdżać.

Wczoraj się zameldowali...

- I wczoraj się wymeldowali.
- Słucham?
- Wczoraj wieczorem, około dwudziestej, przyszedł pan

Wiedemann i poprosił o rachunek. Oczywiście od razu
spytałam, czy nie sprostaliśmy ich oczekiwaniom. Odparł, że
nie, że bardzo urzekło ich piękno Słonecznego Wzgórza.
Prawdopodobnie to jego córka zrzędziła. Jej coś ciągle nie
pasowało. Dziwna kobieta. Nieustannie czegoś chciała...

background image

Nieważne. Nie będziemy nikogo trzymać na siłę. Napijesz się

kawy? Zbladłaś, kochanieńka.

- Nie, dziękuję. Przed chwilą jadłam śniadanie. Krótko

spałam.

- Bo bez przerwy zadręczasz się problemami obcych ludzi.
Yvonne wyjechała! Nie wytrzymała na Słonecznym Wzgórzu

nawet jednej nocy. Napatrzyła się na biologiczną matkę i
zraziła do niej na wstępie czy wzruszyła się na tyle, że musiała
ochłonąć? Lena rzecz jasna optowała za tym drugim
rozwiązaniem. Żałowała, że nie zamieniła z Yvonne choć parę
słów.

- Lena, zstąp na ziemię. Gadam i gadam, a ty mnie wcale nie

słuchasz. Co z tobą?

- Jörg przyjedzie na parę godzin...
- Załatwia jakieś interesy w pobliżu?
- Nie. Będzie podróżował po świecie z plecakiem i aparatem

fotograficznym.

- Catherine nakłoniła go na tę eskapadę?
- Nie. Catherine to już przeszłość. Rozstali się. Lena pokrótce

zrelacjonowała Nicoli rozmowę

telefoniczną z bratem.
- Wybacz, Lena, ale twój brat postradał zmysły. Kompletnie

mu odbiło. Ile on ma lat? Chce się

background image

odmłodzić? Wybij mu z głowy te podróże. Widocznie za

dobrze miał w życiu. Rozpieszczony goguś. Kombinuje jak
koń pod górę. Niech się zajmie Chateau Dorleac. Tam może się
realizować...

Lena zaśmiała się.
- Nicola, nie bulwersuj się tak, bo dostaniesz zawału serca.

Jórg zrobi, co zechce.

- Dlaczego przyjmujesz to z takim spokojem?
- Bo jest moim bratem i nie chcę go stracić. Znam go. Będzie

się burzył i nie ustąpi. Jest strasznie uparty. Doceńmy fakt, że
zadzwonił do mnie i zawita na parę godzin na Słoneczne
Wzgórze.

Przerwały rozmowę, ponieważ weszła Doris.
- Jestem wyczerpana - sapnęła i usiadła. - Hektor i Lady

przepędzili mnie po całej okolicy. Ale było super! Fajnie
powdychać zimne, czyste powietrze. Lena, wiesz już, o której
przyjedzie Jórg?

- A dlaczego pytasz? - dociekała Nicola. - Zamierzasz go

unikać?

- Nie, wręcz przeciwnie. Chciałabym się z nim przywitać...

Przecież byliśmy małżeństwem ładnych parę lat.

- Doris, czyżbyś na nowo poczuła miętę do Jórga? - spytała

Lena.

Doris zaczerwieniła się.

background image

- Nie, zaintrygowały mnie jego plany podróżnicze... Mnie się

one podobają.

- Jasne, napijesz się kawy? - mruknęła Nicola.
- Chętnie. A Jórg niech wreszcie zobaczy, z czego albo kogo

zrezygnował...

Nicola postawiła na stół kubek z kawą, śmietankę i cukier.
- Po pierwsze, przypominam ci, że to ty od niego odeszłaś, a

po drugie, czy nie związałaś się obecnie z Markusem
Herzogiem, tym, który specjalnie dla ciebie przebudowuje
dom?

Krew napłynęła Doris do twarzy.
- Jedno nie ma nic wspólnego z drugim... Doceniam skarb,

jakim jest Markus.

- Świetnie - zawołała Nicola, nalewając sobie kawy. - Lena, a

ty nie chcesz?

- Nie, nie. Pójdę już. Jórg powinien zaraz być.
- Zaczekaj! Pójdę z tobą! - krzyknęła Doris. - Dzięki, Nicola.

Do zobaczenia.

Wyszła razem z Leną. Zależało jej na spotkaniu z Jórgiem,

choć przed nikim się do tego otwarcie nie przyznała.

background image

Lena przekopywała zawartość torebki, kiedy zza rogu wyłonił

się Jörg.

Całkiem nieźle się prezentował w dżinsach, sportowych

butach i z plecakiem przerzuconym przez ramię. W jednej ręce
trzymał futerał na aparat.

Widząc obie panie, Jörg zrzucił plecak i podbiegł do nich.
- Cześć, siostrzyczko - zawołał, po czym zwrócił się do Doris.

- Ładnie wyglądasz. Jak dawniej.

Zarumieniła się.
- Dziękuję - szepnęła.
Kiedy przekraczali próg domu, Lena zauważyła, że Jörg

nieustannie wpatrywał się w Doris.

Nietypowa sytuacja. Dwoje świeżo rozwiedzionych osób

zachowywało się tak, jakby się przed chwilą poznało.

- Jak długo u mnie pobędziesz? - spytała Lena.

background image

- Muszę złapać ostatni samolot do Londynu, żeby zdążyć na

lot do Auckland.

- Lecisz do Nowej Zelandii? - zapytała zdumiona Doris. -

Pamiętasz, chcieliśmy tam polecieć, ale musieliśmy anulować
bilety, bo wtedy twój tata miał wobec ciebie inne plany. Ach,
Jórg, zazdroszczę ci.

- Pakuj manatki i ruszaj ze mną - zaproponował

spontanicznie.

- Wziąłbyś mnie ze sobą? Nic się nie zmieniłeś.
- Fajnie by było. Znamy się od podszewki, wiemy, jak ze sobą

postępować. Obyłoby się więc bez stresu. A Nowa Zelandia
rzeczywiście znajdowała się kiedyś w kręgu naszych
zainteresowań. Dlaczego by nie nadrobić czegoś, co kiedyś
przegapiliśmy? Masz plecak? Jeśli nie, ktoś ci na pewno
pożyczy.

Lena nie wierzyła własnym uszom. Zaniepokoił ją flirt

rozwijający się między Jórgiem a Doris.

Oboje patrzyli na siebie zafascynowani. Z ich oczu bił blask.

Jeszcze pół godziny i Jórg ponownie jej się oświadczy.

- Jórg, chcesz obejrzeć posiadłość? Potem zajrzelibyśmy na

grób taty.

- Ja w tym czasie pojadę na wieś. Muszę coś załatwić -

oznajmiła Doris.

background image

Lena łatwo domyśliła się, że szwagierka jedzie odwiedzić

Markusa, żeby mu zakomunikować, iż nie będzie jej kilka dni.
Plus dla Doris, że pofatyguje się do niego osobiście, a nie
obwieści mu tego przez telefon.

- Jasne, z chęcią rozejrzę się po okolicy - powiedział Jörg. -

Ale cmentarz? Musimy...?

- Tam leży nasz tata.
- Wiem, ale groby mi nic nie dadzą. - Kiedy zauważył jej

rozczarowaną minę, dodał pospiesznie: - OK, wstąpmy na
cmentarz, skoro to dla ciebie ważne.

- Jörg, nie chodzi o mnie. Tobie powinno zależeć na

modlitwie przy grobie ojca.

-

Tak,

tak,

moja

siostrzyczko.

Ty

i

te

twoje

tradycjonalistyczne zapędy. Jesteś konserwatywna jak tata.

- Owszem, tradycja ma dla mnie ogromne znaczenie. Tylko

dlaczego poczytujecie mi tę cechę za wadę? Uważam, że...

Przerwał jej.
- Lena, nie musisz się tłumaczyć. Ja cię nie atakuję. Nie

naskakuję na ciebie.

- Ja uciekam - powiedziała Doris. Jörg posłał jej zalotny

uśmieszek.

background image

- Wracaj szybko... Mówię serio. Odwzajemniła uśmiech i

poszła.

- Rany boskie, ale Doris się zmieniła. Wygląda zniewalająco.
- Jórg, wy się rozwiedliście. Zapomniałeś?
- Może popełniliśmy błąd?
- Doris domagała się rozwodu.
- Wiem, ale nie powinienem był się na niego zgodzić, nie tak

szybko. Że też nie przewidziałem, że zerwie z nałogiem i
przeobrazi się z powrotem w czarującą istotę, w której się
zakochałem.

- Pokazać ci teraz wszystko?
- Tak. Ale najpierw chciałbym z tobą coś wyjaśnić.
Wstał i zaczął grzebać w swoim plecaku. Wyciągnął z niego

ciemnoniebieską papierową teczkę.

- Marcel, dowiedziawszy się, że wpadnę na moment do ciebie,

uparł się, żebym uwzględnił w wystawionych na niego
pełnomocnictwach zapis mówiący o tym, że podczas mojej
nieobecności ty będziesz osobą podejmującą najważniejsze
decyzje dotyczące mojego przedsiębiorstwa.

Położył jej przed nosem kilka kartek.
- Tu masz te pełnomocnictwa... O, a tu jedno do konta

bankowego i kopia mojego testamentu.

background image

Oryginał złożyłem w sądzie spadkowym. Gdyby coś mi się

stało,

ty

przejmiesz

Chateau

Dorleac.

Jesteś

najodpowiedniejszą osobą do objęcia funkcji zarządcy winnic.

- Jórg, nie wiem, co powiedzieć. Zaśmiał się.
- Nie dziękuj, droga siostrzyczko, i nie układaj w głowie

czarnych scenariuszy, bo zakładam, że wrócę cały i zdrów.
Mam nadzieję, że Marcel nie będzie ci się naprzykrzał. Aj, co
ja plotę. Wy się dobrze dogadujecie. OK, schowaj dokumenty i
pokaż mi tę twoją wielką posiadłość. Słoneczne Wzgórze
obejmuje pokaźny obszar.

- Uhm, miejsca ci u nas dostatek. Stopniowo przemieniam

część budynków na pokoje gościnne, tak jak czworaki.

- No, no, siostrzyczko, prężnie działasz. A jak z twoim życiem

prywatnym?

Lena zmarkotniała.
- Hm, nie za dobrze. Zakończyłam związek z Thomasem.
- Nie wierzę! Przecież był miłością twojego życia. Na pewno

przechodzicie chwilowy kryzys.

- Nie, Jórg. Z nami koniec. Nie chcę o tym rozmawiać...

background image

- Rozumiem. My, Fahrenbachowie nie mamy szczęścia w

miłości. Frieder i Mona męczą się ze sobą ze względu na
pieniądze. Ona chyba ma na niego jakiś haczyk. Poza tym on
prowadza się z młodą kochanką. Holger z kolei wyprowadził
się z dziećmi do Kanady, a Grit romansuje z wyrachowanym
Włochem, który skutecznie naciąga ją na kasę. Doris i ja
rozwiedliśmy się, a teraz na dokładkę rozpadł się twój związek.
Nie przejmuj się. Jesteś młoda, piękna i z pewnością wkrótce
znajdziesz nowego partnera.

- Jórg, ja nikogo nie szukam. Nie skaczę z kwiatka na

kwiatek. Najpierw muszę przetrawić w sobie tę porażkę, a
potem... Jeszcze nie wiem. Na razie nie wyobrażam sobie, żeby
ktoś zawładnął moim sercem. To będzie trudne. Thomas był
moją największą miłością.

Machnął ręką.
- Tak się zawsze mówi, kiedy jest się zakochanym. Mnie też

się wydawało, że kochałem Catherinę, a w rzeczywistości
tworzyliśmy zgrany zespół oparty na wzajemnej korzyści.
Gdybym nie odpuścił sobie eventów, pewnie bym się z nią
ożenił... Doris była moją największą miłością, dopóki nie
zmieniła się na gorsze.

background image

- Jórg, nie dopisuj sobie złudnej ideologii do przeszłości.

Gdyby była twoją wielką miłością, nie dopuściłbyś do tego,
żeby wpadła w alkoholizm, a już na pewno pomógłbyś jej w
walce z nałogiem. Dla miłości człowiek jest w stanie zrobić
dosłownie wszystko, nawet góry przenosić.

- Oj, filozofujesz, siostrzyczko. Masz idealistyczne poglądy.

Partnerzy nie zawsze we wszystkim się zgadzają.

- Racja, braciszku. Można mieć różne zdania, ale ważne jest,

by umieć znaleźć kompromis i akceptować niepodważalne
fakty.

- Ty i Thomas nadawaliście na tych samych falach, a mimo to

wam nie wyszło...

- Ale z innego powodu. Proszę, nie rozmawiajmy już o tym.

Idziemy zwiedzać. Zacznijmy od domu.

Wprowadziła go na górę. Kiedy wchodzili po schodach, Lena

odwróciła się do niego.

- Dziękuję, Jórg.
- Za co?
- Za zaufanie. Napiszesz albo zadzwonisz od czasu do czasu z

podróży?

- Hm, nie oczekuj, że będę się meldował jakoś regularnie.

Jeśli długo się nie będę odzywał, znaczy,

background image

że u mnie wszystko w porządku. OK? A jeśli, odpukać, coś mi

się stanie, ktoś cię o tym zawiadomi. Noszę przy sobie saszetkę
z danymi kontaktowymi... Ale będzie dobrze. Złego diabli nie
biorą... Czekaj, czekaj, drugi pokój z lewej był mój, prawda?

- Prawda, prawda... - Lena szeroko otworzyła drzwi. -

Niewiele w nim zmieniłam.

Weszli do środka. Jórg znalazł na szafce stary szybowiec.

Wytarł ostrożnie z kurzu pociemniałe od starości skrzydła
samolotu.

- O Jezusie, że też się zachował po tylu latach. Pamiętasz, jak

wczołgiwaliśmy się z tę komodę w rogu i opowiadaliśmy sobie
historie o niebezpiecznych rabusiach?

Lena zaśmiała się.
- Ty mi je opowiadałeś. Potem bałam się wychylić czubek

nosa z tego kąta, bo myślałam, że rabusie porwą mnie do
ciemnego lasu.

- Miałem bujną fantazję, co? Ach, Lena, właśnie obudziło się

we mnie mnóstwo wspomnień z dzieciństwa, które dziwnym
trafem uleciały z mojej pamięci. Może podświadomie
wyparłem z głowy wszystko, co wiązało się ze Słonecznym
Wzgórzem, ponieważ mama obrzydziła mi to miejsce?

background image

Tata nauczył nas życia, wędkowania, żeglowania, szacunku

do przyrody...

Lena przytuliła się do brata.
- Proszę, zostań u mnie kilka dni. Powspominamy dawne

dzieje...

Potrząsnął głową.
-

Lena,

nie cofajmy

się do przeszłości. Żyjmy

teraźniejszością. Ona jest istotna, a nie to, co było. Dla mnie
teraźniejszość oznacza podróżowanie, wolność i swobodę, a
nie przewidywanie, co wydarzy się jutro... Pozbądźmy się
wszelkich balastów. Wiem, że nie podzielasz mojego zdania i
uważasz, że sobie uroiłem jakąś idealistyczną wizję, ale tym
razem jest inaczej. Czuję, że podążam we właściwym
kierunku. Dorosłem, ba, nawet dojrzałem, siostrzyczko.

- Halo, halo, już jestem - rozbrzmiał nagle głos Doris.
- Jeśli chcesz, dołącz do nas. Zaraz idziemy do czworaków.

Naturalnie zajrzymy również do Nicoli, Aleksa i Daniela.
Przynajmniej się z nimi przywitamy.

- Właśnie rozmawiałam z Nicolą. Uruchomiła swój magiczny

piecyk. Uraczy Jórga pięciogwiazdkowym menu.

background image

Doris weszła na górę. Wymienili z Jórgiem płomienne, pełne

żarliwości spojrzenia.

- Przechować ci ten szybowiec? - spytała Lena.
- Bardzo bym prosił. Jeśli będę miał syna, podaruję mu go.
- OK. Chodźmy dalej - powiedziała Lena. - Tu jest dawny

pokój taty. Pamiętasz, skakaliśmy mu po brzuchu i kazaliśmy
mówić bajki.

Jórg uśmiechnął się.
- Faktycznie... Tata siadał na tamtym fotelu... Oj, fajnie było.

Hm, rozczuliłem się. - Zagryzł wargę. - Wiesz, co, Lena,
jednak pojedźmy na grób taty. On był wspaniałym ojcem.
Zapewnił nam beztroskie dzieciństwo...

Łzy napłynęły do oczu Leny.

background image

Nicola wspięła się na wyżyny kulinarnego kunsztu.

Przygotowała ulubione potrawy Jórga oraz parę specjałów z
regionów, do których się wybierał.

Przyrządziła między innymi australijską zupę dyniową,

udziec jagnięcy typowy dla Nowej Zelandii, zieloną fasolkę
pod płaszczykiem boczku oraz pieczone ziemniaki. A na deser
zaserwowała galaretkę z czerwonych owoców polaną sosem
waniliowym. Uczta dla smakoszy!

Po przepysznym obiedzie Jórg zaproponował Doris krótki

spacer nad jezioro. Rzekomo zebrało mu się na wspominki. Nie
trzeba być jednak jasnowidzem, żeby się domyśleć, że ci dwoje
mieli się ku sobie i chcieli pobyć sami. Doris nawet się
zdeklarowała, że odwiezie Jórga na lotnisko.

Po powrocie do domu Lena usiadła przy kominku i uroniła

kilka łez. Wzruszyły ją chwile spędzo-

background image

ne z Jórgiem. Dawno nie czuła się przy nim tak błogo. Jak on

poradzi sobie na obczyźnie? Czy spełnią się jego oczekiwania?

Zabrzęczał telefon. Wzdrygnęła się. Czyżby Jórg chciał ją

pocieszyć, bo widział, że posmutniała przy pożegnaniu?

Złapała za słuchawkę.
- Fahrenbach... - zawołała. Cisza.
- Halo! - krzyknęła niecierpliwie. „Thomas?", przeszło jej

przez myśl.

- Halo? - powtórzyła. - Kto tam?
- Wiedemann... Yvonne Wiedemann. Lena przełknęła ślinę.
- Pani doktor Wiedemann...
- Przepraszam, że dzwonię o tej godzinie, próbowałam złapać

panią w ciągu dnia, ale nikt nie odbierał, a nie chciałam się
nagrywać na automatyczną sekretarkę.

- Brat mnie odwiedził... Miło, że pani dzwoni. Szczerze

mówiąc, zaniepokoił mnie pani przedwczesny wyjazd. Nie
spodobało się pani na Słonecznym Wzgórzu?

- O nie, piękny kawałek ziemi. Istny raj. Po prostu chyba

przeceniłam swoje siły psychiczne. Nie

background image

mogłam znieść spotkania z panią Dunkel. Roznosiło mnie.

Musiałam uciec, bo inaczej bym zwariowała. Na szczęście tata
był wyrozumiały... Niestety, nie miałyśmy okazji
porozmawiać bez świadków. Dziękuję za pani dyskrecję.

- Przecież przyrzekłam pani, że nie wyjawię Ni-coli prawdy.

Pani Wiedemann, przyjedzie pani jeszcze do nas? Co pani
sądzi o Nicoli?

- Raczej nie przyjadę... A pani Dunkel jest sympatyczną

kobietą.

I nic więcej nie powie o biologicznej matce?
- Nicola jest kochana, serdeczna, uczynna... Jest naprawdę

dobrym człowiekiem. Ona...

- Nie musi pani jej zachwalać. Wierzę pani. Niemniej jednak

ta kobieta nic dla mnie nie znaczy. Miałam cudowną mamę,
która, niestety, zmarła, i mam wspaniałego tatę. Tyle mi
wystarczy. Nie chcę komplikować sobie życia. Dlatego
przykro mi, że zadała pani sobie sporo trudu... Nie, nie mogę...
Nie wykrzeszę z siebie żadnych uczuć do tej kobiety. Nie
przeskoczę samej siebie. Nigdy nie zapomnę jej tego, że oddała
mnie do adopcji.

- Nie miała innego wyjścia.
- Zawsze jest jakieś rozwiązanie. W końcu nie żyjemy w

puszczy. Są różnego rodzaju urzędy

background image

wspierające matki samotnie wychowujące dzieci... Och, nie

chcę teraz dyskutować na ten temat. Życzę pani wszystkiego
dobrego, pani Fahrenbach. Do widzenia.

Rozłączyła się. Lena zastygła i bezmyślnie wpatrywała się w

słuchawkę.

Akcja zbliżenia do siebie matki i córki niestety się nie

powiodła.

Nicola nigdy nie przytuli do piersi swojego dziecka. Nigdy się

nie dowie, że jej córka tu była. Paranoja!

Lena zaczęła szlochać. Płakała z powodu fiaska tej sprawy,

Thomasa, utraconej miłości, Jórga... Nostalgiczny nastrój
dopadł ją na dobre.

Nagle usłyszała skrzypnięcie drzwi wejściowych. Podniosła

się i otarła z twarzy łzy.

- Wyjechał - zawołała od progu zasmucona Doris. - Ach,

poleciałabym z nim... Przemierzyła Nową Zelandię, spełniła
stare marzenie... Jórg chciał mnie ze sobą zabrać, ale
stchórzyłam.

- Mądrze zrobiłaś. Rozwiedliście się przecież, Doris, bo nie

potrafiliście ze sobą żyć. Ta nagła fascynacja, notabene
wzajemna, jest niczym innym jak słomianym zapałem.
Odgrzewane uczucie niczego dobrego nie wróży. Zresztą na
pewno znasz

background image

to powiedzenie, że nie wchodzi się dwa razy do tej samej

rzeki.

- Dlaczego od niego uciekłam? Jórg jest dowcipny,

pomysłowy...

- Doris, opamiętaj się. Kiedyś właśnie te cechy przyprawiały

cię o mdłości, denerwowały cię. Z bezradności zaglądałaś do
kieliszka. Upijałaś się na umór, a Jórg nie kiwnął palcem, żeby
zahamować twoje alkoholowe zapędy. I nagle teraz, kiedy
wydostałaś się z tego bagna, na nowo odkrył w tobie atrakcyjną
kobietę.

- Rozwód jest zwykle ostatecznością. Powinniśmy byli

przedyskutować tę kwestię. Zbyt pochopnie podjęliśmy
decyzję.

- Doris, nie bredź, kochana. Sama mówiłaś, że z Jórgiem

nigdy nic nie wiadomo, bo on goni nie wiadomo za czym... On
się nie zmieni, jest jaki jest i kropka.

- Jest twoim bratem...
- Kocham go bardzo, ale nie łudzę się, że przejdzie zupełną

metamorfozę. Znam jego osobowość i nie wmawiam sobie, że
coś się nagle w nim zmieni.

- Będę utrzymywała z nim kontakt i tyle. Nikt mi tego nie

zabroni.

background image

- A Markus? Zdaje się, że zarzekałaś się, iż to on jest

mężczyzną odpowiednim dla ciebie, rozumiejącym twoje
potrzeby...

- Kocham Markusa.
- To dobrze.
- Ale Jórga... też kocham. Nigdy nie przestałam go kochać.

Dopiero teraz zdałam sobie z tego sprawę... On również.

Lena wybałuszyła oczy.
-1 jak wyobrażasz sobie przyszłość?
- Nie wiem, muszę to wszystko na spokojnie przemyśleć...
- Jak wyjaśnisz to Markusowi?
- Nie wiem...
- Doris, dorośnij wreszcie. Zachowujesz się jak dziecko. Poza

tym Markus nie zasłużył sobie na zepchnięcie go do drugiej
ligi.

- Wcale nie zamierzam go tam spychać. Lena wstała.
- OK, Doris, idziemy spać. Jutro też jest dzień.
- Jesteś na mnie zła?
- Ależ skąd, niby dlaczego? Jestem zmęczona. Poprzedniej

nocy niewiele spałam. Jutro dokończymy rozmowę. I proszę
cię, zastanów się, co robisz... Nie odrzucaj Markusa.

background image

- Markus jest wspaniałym człowiekiem, ciepłym, serdecznym

partnerem. Nie potrafiłabym go skrzywdzić. Jego kocham
trochę inaczej niż Jórga.

Razem opuściły bibliotekę. Lena zgasiła światło.
- Wiesz, Doris, z Markusem pewnie nie przeżyjesz

spektakularnych wycieczek czy spontanicznych uniesień, bo
on zbyt mocno stępa po ziemi. Ale ma o wiele bardziej
wartościowe cechy. Przede wszystkim on cię nie zawiedzie,
nie pozwoli, żebyś cierpiała.

Kiedy wchodziły po schodach, Doris położyła rękę na

ramieniu Leny.

- Dzięki za zrozumienie, Lena. Za to, że się o mnie

troszczysz... Zapewne masz mnie za wariatkę. Sama zaczynam
odnosić wrażenie, że brak mi piątej klepki. Nic na to nie
poradzę, że mam nierówno pod sufitem. Normalna kobieta się
tak nie zachowuje.

Lena wybuchła śmiechem.
- Cóż za samokrytycyzm. Doris, w gruncie rzeczy poczciwa z

ciebie babka. I jestem przekonana, że niebawem uporządkujesz
swoje życie.

- Oby.
Doszły na górę.
- Czy Jórg nie wyglądał dziś pociągająco?

background image

- Tak. Dobranoc. Śpij dobrze.
Po tych słowach Lena weszła do łazienki. Napełniła wannę

letnią wodą, dolała odrobinę olejku aromatycznego i z
głębokim westchnieniem zanurzyła się w pachnącą pianę.
Czuła, jak spływa z niej napięcie. Orzeźwiona relaksującą
kąpielą położyła się do łóżka.

background image

Następnego ranka Lena gorączkowo szykowała się na powrót

Sylvii z Portugalii. Ciekawe, czy choć trochę odzyskała
równowagę psychiczną po utracie męża? Czy pokonała raniący
jej serce ból?

Wszyscy zabiegali o to, by móc ją odebrać z lotniska, Nicola,

Aleks i Daniel. Ale Lena nie dała im szans. Ona chciała
pierwsza przywitać się z Sylvią. W końcu były najlepszymi
przyjaciółkami.

Oczywiście, tradycyjnie, zjawiła się na lotnisku za wcześnie.

Na dodatek samolot miał półgodzinne opóźnienie.

Brawo! Zezłościła się na siebie. Zanudzi się tu na śmierć. Co

można robić na lotnisku? Kupić kawę i gazetę!

Lawirowała niespiesznie wśród tłumu ludzi, rozglądając się

po witrynach sklepowych. Nagle kątem oka zauważyła, że ktoś
biegnie w jej stronę.

background image

Jan van Dahlen!
- Lena! - zawołał z zachwytem.^ - Co za wspaniała

niespodzianka!

Zanim cokolwiek z siebie wykrztusiła, już tonęła w jego

ramionach.

Upoił ją zapach jego wody toaletowej, mieszanka drewna

cedrowego i wanilii.

Zamknęła oczy. Czuła się bezpiecznie. Głos Jana wybudził ją

z rozmarzenia.

- Co tu robisz? - spytał.
- Muszę odebrać przyjaciółkę. A ty?
- Czekam na kontrahenta z Londynu, ale jego samolot jest

opóźniony.

Odsunął ją lekko od siebie i popatrzył prosto w oczy.

Pogładził jej króciutkie włosy. Lena aż wstrzymała oddech.

- Więc już wiesz? - spytał. Zdumiona odskoczyła od niego.
- Ty o wszystkim wiedziałeś? Dlaczego mi nic nie

powiedziałeś?

- To nie w moim stylu... Nie buduję szczęścia na - czyimś

nieszczęściu. Nie potrafiłbym w ten sposób wykorzystać
zdobytych informacji. Ani prywatnie, ani zawodowo... Rozpad
waszego związku był kwestią czasu. Prawda wcześniej czy
później zawsze

background image

wychodzi na jaw. - Ponownie przyciągnął ją do siebie. -

Przykro mi, Leno. Współczuję ci...

Do Leny nagle dotarło, że ani razu nie zwrócił się do niej

słowami: „moja piękna". Kiedyś drażnił ją ten zwrot, ale teraz
zatęskniła za nim.

W tle ciągle zapowiadano kolejne przyloty i odloty.
- O, wylądował samolot mojego kontrahenta. Muszę biec do

wyjścia numer jeden - powiedział Jan. - Masz jeszcze chwilkę
czy nie bardzo? Chętnie spędziłbym z tobą więcej czasu.

- Cóż, jestem do twojej dyspozycji...
- Super! - odpowiedział. - Więc odprowadź mnie kawałek -

objął ją.

Przeszli przez halę jakby byli parą.
Przypadkowe spotkanie z Janem przyprawiło Lenę o zawrót

głowy. Podobno nic nie dzieje się przez przypadek. Jan znał
tajemnicę Thomasa. Wiedział, że miał żonę i tego nie
wykorzystał. Zasługiwał na jej sympatię. Lubiła go. Często
sobie powtarzała, że jeśli w jej sercu nie byłoby Thomasa,
znalazłaby w nim miejsce dla Jana.

Thomas boleśnie ją zranił. Czy zatem Jan miał wolną drogę

do jej serca? Nie! Za wcześnie na inne uczucie...

background image

- Zapłacę ci pensa, jeśli zdradzisz mi swoje myśli - odezwał

się Jan.

- O nie, nie dam się nabrać - odparła. - Pamiętasz, jak

wyczarowałeś z portfela pensa? Taki obieżyświat jak ty
zapewne nosi przy sobie wszystkie możliwe waluty.

- Więc będę zgadywał...
- Nie wysilaj się. Dumałam o błahostkach. Doszli do wyjścia.

Jan odwrócił się do Leny.

- Leno, ja zawsze będę przy tobie... Mogę zadzwonić?
- Ja... - zaczęła się jąkać, bo z jednej strony bardzo tego

chciała, z drugiej jedna się bała.

Rzucić się w jego ramiona? Czy to wypada? Jan zasługiwał na

to, żeby obdarzyć go prawdziwym uczuciem, a nie pocieszyć
się nim po zdradzie Thomasa.

Lena zresztą nie potrafiła zmieniać mężczyzn jak rękawiczki.

Nie bawiła się nimi. Jeśli kochała, to całym sercem. Nie
uznawała półśrodków.

- Lena... - dotarł do niej głos Jana. - Nie jestem twoim

wrogiem. Nie będę ci się narzucał czy na ciebie naciskał.
Wiem, przez co przechodzisz... To, że nadal drzemią w tobie
uczucia do Thomasa i jesteś zrozpaczona, tylko dobrze o tobie
świadczy. Ja

background image

chętnie zaczekam... Wiesz, że cię kocham. Wywróciłaś moje

życie do góry nogami.

- Mister van Dahlen - odezwał się za nimi męski głos.
- Szkoda - szepnął Jan.
- Zadzwonię do ciebie, Jan. Naprawdę... Obiecuję.
Pocałował ją w czoło.
- Dziękuję, Lena. Będę czekał.
- Panie van Dahlen, miło, że przywiózł pan ze sobą małżonkę

- powiedział Anglik, spoglądając na Lenę.

- Panie Rutherford, z ubolewaniem muszę sprostować, że ta

piękna dama nie jest moją żoną.

Zwrócił się do Leny.
- Lena, pozwól, że ci przedstawię mojego kolegę. Ken

Rutherford. - Następnie spojrzał na Anglika. - Lena
Fahrenbach, moja przyjaciółka. Spotkaliśmy się przypadkiem.

Zamienili ze sobą kilka zdawkowych zdań, po czym Lena

pożegnała się z nimi i odeszła w swoją stronę.

Jan wyzwolił w niej pozytywną energię. Sprawił, że znowu

się uśmiechnęła. Pragnęła jego bliskości, dotyku i czułości.
Zawrócił jej w głowie bardziej,

background image

niż mogłaby się tego spodziewać. Trudno powiedzieć, czy go

kochała. W każdym razie nie był jej obojętny.

background image

Samolot z Lizbony miał spore opóźnienie, ale na szczęście

wylądował bez żadnych komplikacji. Wpatrując się w
rozsuwane drzwi ogromnej maszyny, Lena zastanawiała się, w
jakim nastroju będzie jej przyjaciółka Sylvia. Jak powinna się
przy niej zachować. Zapytać, co czuła, rozsypując prochy
Martina? Nie, raczej nie... Po prostują przytuli!

- Oczekuje pani kogoś z Lizbony? - spytała kobieta, która

stała obok niej i ściskała w ręku bukiet kwiatów.

- Tak - odparła Lena.
- Ja czekam na córkę - zagadywała dalej kobieta. - Bardzo się

za nią stęskniłam. Wyściskam ją za wszystkie czasy.

„Tak jak te kwiaty, które gniecie przy piersi", pomyślała

Lena.

- Pani córka spędzała urlop w Portugalii? - spytała.

background image

- Nie. Pracowała tam ponad pół roku w tamtejszej filii swojej

firmy. Aż tak długo się nie widziałyśmy. Straszne, prawda?

- Mogła pani odwiedzić córkę.
- Ależ skąd - odparła kobieta, obskubując zwiędłe liście

kwiatów. - W domu został mąż. Wymaga opieki i... - urwała, a
w jej oczach pojawił się blask.

- Minchen... Minchen... Minchen... - zaczęła skandować

niczym rasowy kibic. Pobiegła przed siebie.

Lena z uśmiechem popatrzyła za nią. Cudny widok - matka i

córka padły sobie w ramiona. Lena była tą sceną tak
podekscytowana, że omal nie przegapiła Sylvii. Ktoś jednak
szybko przeszedł obok, popychając ją lekko, więc otrząsnęła
się i we właściwym momencie zerknęła na drzwi.

Właśnie wychodziła Sylvia. Przystanęła i rozejrzała się

dookoła. Lena westchnęła z zachwytem. Przyjaciółka
wyglądała kwitnąco. Ubrana była w długi płaszcz, a na
ramionach miała wzorzystą chustę. Na jej twarzy rysowały się
na przemian ból i siła.

Lena znieruchomiała. Nie mogła oderwać wzroku od

przyjaciółki.

background image

Wreszcie Sylvia ją dostrzegła i przywołała machnięciem ręki.

Stanęły naprzeciw siebie i równocześnie rzuciły się sobie na
szyję.

- Witam na ojczystej ziemi - zawołała uradowana Lena. -

Brakowało mi ciebie. I ich - pogłaskała ją po brzuchu. - Ich
również...

- Oj, fajnie wrócić do domu - odparła Sylvia. Patrzyła

osłupiała na krótkie włosy Leny. Lena zauważyła jej
zdziwienie.

Wzięła od niej torbę i nie skomentowała jej wymownego

spojrzenia.

- Zaparkowałam na dole, w podziemiu - powiedziała Lena. -

Zjedziemy windą.

Lena nieustannie zerkała na przyjaciółkę. Sylvia sprawiała

wrażenie osoby spokojnej, wyważonej, kontrolującej emocje.
Albo doskonale nad sobą panowała, albo zaakceptowała fakt,
że Martin odszedł na zawsze i musi wieść życie bez niego.

Wsiadły do windy i zjechały na poziom parkingowy. Lena

miała problemy z odnalezieniem samochodu. Nie pamiętała,
gdzie go zaparkowała. Na szczęście szybko spostrzegła, że
postawiła auto niedaleko windy. Otworzyła bagażnik,
wepchnęła do niego walizki, pomogła wsiąść Sylvii i poszła do
parkometru zapłacić.

background image

Wysokość opłaty zwaliła ją z nóg. Co za zdzierstwo! Przy

lotnisku nie było innych miejsc do parkowania, a nikt nie
chciał ryzykować, że jego auto zostanie odholowane.
Obsługująca lotnisko firma parkingowa była więc monopolistą
i naciągała podróżnych bez opamiętania.

- No, możemy ruszać - stwierdziła Lena, siadając za

kierownicą. - W domu czekają na nas przyjaciele. Każde z
nich, Nicola, Aleks i Daniel, chciało po ciebie przyjechać.
Stoczyliśmy ze sobą prawdziwy bój - ja wygrałam.

- Uwielbiam was. Jesteście kochani. Bardzo mi pomogliście...

Lena, jeśli się zgodzisz, przenocowałabym dziś u ciebie na
Słonecznym Wzgórzu. Jutro przeniosę się do mojego
mieszkania i... Chciałabym, żebyś mi towarzyszyła. OK?

- Sylvia, przecież to oczywiste, że ja cię nie zostawię.
- Wiesz... Chciałabym odsapnąć i nabrać dystansu, zanim

przekroczę próg naszego... znaczy się mojego... mieszkania.
Nie będzie łatwo. W pierwszej kolejności muszę uprzątnąć
rzeczy Martina.

Nie te z szafy czy komody... Tylko te, przez które mogłoby mi

się wydawać, że on niebawem wróci. Lena chwyciła dłoń
Sylvii.

background image

- Nicola i ja już to zrobiłyśmy...
- Ojej, dziękuję wam bardzo... Muszę wziąć się w garść.

Odnaleźć się w nowej dla mnie rzeczywistości. Bez Martina.

Posmutniała. Łzy strumieniem popłynęły po jej policzkach.
Lena włączyła się do ruchu. Obie zamilkły na chwilę i

błądziły gdzieś myślami.

- Jak Thomas przyjął wieść o śmierci Martina? - spytała po

chwili Sylvia. - Przyjaźnili się w młodości. Byli sobie dość
bliscy. Może nie tak z Markusem, ale jednak.

Lena zastanawiała się, co odpowiedzieć. Poinformować

Sylvię, że ona i Thomas nie są już parą? Przecież miała
wystarczająco dużo własnych problemów. Tylko jak długo
ukryje przed nią prawdę? Prędzej czy później i tak się o
wszystkim dowie.

- Nie wiem, jak zareagował... Nie rozmawiałam z nim na ten

temat.

Zaskoczona Sylvia odwróciła się gwałtownie w stronę Leny.
- Czyli on o niczym nie wie?
- Wie, Markus przekazał mu tę wstrząsającą wiadomość.
- Nie rozumiem... Dlaczego nie ty...?

background image

- Nie jesteśmy już ze sobą.
-Co?
- Thomas jest żonaty.
Sylvia nie wierzyła własnym uszom, wzięła głęboki oddech.
- Co proszę? Nie wierzę. To musi być jakaś pomyłka...
- Niestety... Jego żona ma na imię Nancy. Przez telefon

wydawała się sympatyczna.

- Skąd się o niej dowiedziałaś?
- Chciałam zawiadomić Thomasa o wypadku, jednak nie

mogłam sie dodzwonić. Na żaden z numerów, które miałam. W
końcu Markus podał mi jeszcze jeden. Nie był pewny, czy jest
aktualny... A tu - bingo! Kiedy zadzwoniłam, odebrała Nancy
Sibelius. Potwierdziła, że jest żoną Thomasa.

- O Boże! Niewiarygodne! - oburzyła się Sylvia. -

Oniemiałam. A my nie mieliśmy pojęcia, że ma rodzinę!

- Niezupełnie... Markus o wszystkim wiedział, jednak myślał,

że ich małżeństwo jest już fikcją, istnieje jedynie na papierze i
dlatego nic nie mówił. Albo i nie...

Sylvia potrzebowała chwili, żeby przemyśleć te zaskakujące

nowiny.

background image

- Thomas odniósł się jakoś do tej sytuacji?
- spytała w końcu.
- Nie miał okazji - odparła Lena, wciskając pedał gazu.
Zjechała na lewy pas.
- Lena, proszę nie przyspieszaj. Lena natychmiast zwolniła.
- Przepraszam...
- Ale on musi... To znaczy... Jesteście idealnie dobraną parą...
- Thomas wielokrotnie próbował się ze mną skontaktować,

ale ja konsekwentnie unikałam wszelkich rozmów z nim... Nie
jestem zła, że ma żonę. Przecież przez ponad dziesięć lat
żyliśmy osobno. Szmat czasu, co? Zdenerwowałam się, de-
likatnie mówiąc, że zataił przede mną ten istotny fakt. Na co
liczył? Że będzie miał nas obie? Ja byłam tą trzecią, na
dokładkę. Jak miał czas dzwonił do mnie lub przyjeżdżał na
Słoneczne Wzgórze. Diabli wiedzą, czy nie ma też dzieci.
Skutecznie zniechęcał mnie do odwiedzin w Ameryce. Bał się,
że odkryję prawdę... Ale - zaśmiała się szyderczo

- kłamstwo ma krótkie nogi. Tak więc rozdział pod tytułem

„Thomas Sibelius" uważam za zamknięty... Widocznie
wspaniały Thomas nie był mi pisany.

background image

- Nie bądź taka cyniczna. Widać, że serce ci krwawi, czego

wyrazem jest choćby twoja nowa fryzura...

- Co moja fryzura ma z tym wspólnego?
- Ktoś, kto diametralnie zmienia wizerunek lub ścina włosy na

krótko, usiłuje odciąć się od przeszłości, wykrzyczeć ból albo
po prostu chce się od czegoś uwolnić...

Lena nie komentowała słów przyjaciółki. Dziwne, Doris

wyraziła podobną opinię o jej przemianie.

- Pogadajmy lepiej o tobie. Sylvia machnęła ręką.
- Później, przy Nicoli, Aleksie i Danielu. Kontynuujmy

rozmowę o tobie. Nie chcesz po prostu pogadać z Thomasem?
Zapytać, co zamierzał? Co nim kierowało?

- Na nic mi się zdadzą jego tłumaczenia. Przecież nie sprawi,

że jego żona zniknie jak za dotknięciem czarodziejskiej
różdżki. Sylvia, może i jestem staroświecka, tępa,
nietolerancyjna... Szczerze? Nie zszokował mnie fakt, że jest
żonaty! Powtarzam ci jeszcze raz, wściekłam się, ponieważ
zrobił ze mnie idiotkę. Przemilczał najważniejszą rzecz... Nie
potrafiłabym mu teraz zaufać.

background image

Brzmiało to na tyle zdecydowanie, że Sylvia postanowiła nie

ciągnąć tego tematu. Z jednej strony popierała stanowisko
Leny, a z drugiej żałowała, że ci dwoje nie złożą sobie
sakramentalnej przysięgi przed Bogiem.

Thomas zachował się nie fair! Dlaczego? To do niego

zupełnie nie pasowało...

Resztę trasy przejechały w milczeniu. Każda z nich pogrążyła

się w swoich myślach. Sylvia analizowała skomplikowaną
sytuację przyjaciółki, Lena zaś rozmyślała o Sylvii.
Zastanawiała się, jak ulżyć jej w cierpieniu po stracie
ukochanego męża

background image

Kiedy wjeżdżały na parking przy Słonecznym Wzgórzu,

komitet powitalny w składzie Nicola, Aleks oraz Daniel stał
już przy bramie z rozradowanymi minami. Nagle dołączyły do
nich oba psy. Hektor i Lady, szczekając i zamaszyście
merdając ogonami, obskoczyły Lenę i Sylvię.

Nicola, nie zważając na innych, przytuliła Sylvię.
- Miło mieć cię znowu przy sobie, moje dziecko - szepnęła

zduszonym głosem.

Sylvia rozpłakała się. Szlochała w rękaw Nicoli. Oczy Leny

również napełniły się łzami. Aleksa i Daniela też wzruszył ten
widokiem. Ledwie powstrzymywali płacz.

W końcu Aleks przerwał tę pełną emocji chwilę. Odsunął

Nicolę delikatnie na bok.

- Kobieto, my też chcielibyśmy się przywitać z Sylvią.

background image

Daniel zaniósł torby Sylvii do domu Leny. Reszta zaś udała

się do Dunkelów, bo Nicola przygotowała obfity poczęstunek.
Na stole w wazonie stały kwiaty, które wydzielały tak
cudowny i intensywny zapach, że wypełnił wszystkie
pomieszczenia w domu.

Nicola upiekła ulubione ciasteczka Sylvii.
- Hm, pyszne. Dziękuję, Nicola - powiedziała nasycona

Sylvia. - Pewnie chcielibyście usłyszeć relację z mojego
pobytu w Portugalii?

Zamknęła oczy. Zastanowiła się chwilę.
- Kiedy dotarłam do małej wioski rybackiej, gdzie

zamierzałam rozsypać prochy Martina, nie miałam bladego
pojęcia, jak się do tego zabrać, od czego zacząć... No i nie
chciałam pozbywać się tej ostatniej cząstki mojego męża...
Odchodziłam prawie od zmysłów, miotałam się... Kurczowo
trzymałam w ręku urnę... - Zrobiła krótką przerwę. Głos
odmawiał jej posłuszeństwa.

Nicola chwyciła ją za rękę. Pogłaskała ją delikatnie.

Zadziałało.

- Jak obłąkana bezustannie odwiedzałam miejsce, w którym ja

i Martin złożyliśmy sobie przysięgę, że dokładnie tam mają
być rozsypane nasze

background image

prochy... Nie spodziewaliśmy się, że nastąpi to tak szybko...

Że śmierć dopadnie jedno z nas...

Znów nie mogła mówić.
- Spotkałam starego rybaka. Pamiętał nas, ponieważ kiedyś

wypłynęliśmy z nim na morze... Zapytał o Martina...
Opowiedziałam mu, co się wydarzyło i w jakim celu
przyleciałam do Portugalii... Natychmiast zadeklarował, że
pomoże mi wypełnić ostatnią wolę Martina. Odetchnęłam
wówczas z ulgą, jakby kamień spadł mi z serca. Nadal targały
mną gwałtowne uczucia... Straciłam przeszłość, teraźniejszość
nie istniała, a przyszłość rysowała się w czarnych barwach.
Kiedy dopadał mnie podły nastrój i wpadałam w psychiczny
dołek, próbowała się pocieszyć, ściskając mocno urnę. W
gruncie rzeczy wbijałam jednak wtedy gwóźdź do własnej
trumny, ponieważ jakiś wewnętrzny głos szeptał mi do ucha, że
tulę do siebie resztki dawnego życia... Już nigdy się nie
przytulimy, nie pocałujemy... Mój ukochany nie wyzna mi
więcej miłości i nie zobaczy swoich nienarodzonych jeszcze
dzieci. Biedactwa nie poznają ojca. Dowiedzą się o nim jedynie
z napisanego przez niego pamiętnika... Rozchorowałam się.
Prawdopodobnie dlatego, że za cienko się ubierałam. A może
gorączkowałam

background image

z rozpaczy? Wpadłam w depresję. Balast przygniatający mi

duszę był po prostu zbyt ciężki.

Fizycznie szybko się zregenerowałam, ale moja dusza nadal

pogrążona jest w smutku i zgryzocie... Nie wierzę w
przypadki... Dziwne, ale akurat wtedy, gdy moje przygnębienie
osiągnęło apogeum, do pensjonatu, w którym mieszkałam,
przyjechali goście... Psychoterapeuta z żoną, notabene również
terapeutką... Poznaliśmy się. Oni podnieśli mnie na duchu.
Uzmysłowili mi, że smutek oraz żałoba są najgłębszymi
uczuciami. Ból trzeba do siebie dopuścić, ponieważ jest
naturalną reakcją na pewne bodźce. Można go wypłakać lub
wykrzyczeć. Tylko w ten sposób człowiek rozprawi się z
cierpieniem. Postanowiłam, że będę silna. Że przeciwstawię
się smutkowi...

- Nie powinniśmy puszczać cię tam samej - stwierdziła

wstrząśnięta Lena.

Biedna Sylvia przeżyła koszmar. A przecież była w stanie

błogosławionym!

- Nie, nie - chrząknęła Sylvia. - Dobrze było. Wzbogaciłam

się o kolejne doświadczenie. Co nas nie zabije, to nas wzmocni.
Naturalnie ubolewałam nad swoją niemocą. Wściekałam się,
że nic nie mogłam zrobić, że nie potrafiłam cofnąć czasu...

background image

Byłam jak sparaliżowana... Z pomocą tych dwojga ludzi

nauczyłam się obchodzić z bólem, trochę sobie odpuściłam...
Gdyby ktoś z was towarzyszył mi w tej wyprawie,
powtarzałabym sobie w duchu - opamiętaj się, weź się w garść,
dziewczyno... To byłoby złe... Po tym załamaniu nerwowym
przyśnił mi się Martin... Wyglądał zniewalająco, kwitnąco, był
zrelaksowany... Aż czułam jego bliskość... Uśmiechał się do
mnie. Byłam przeszczęśliwa. Chciałam mu się rzucić na szyję,
ale nagle zniknął... Zapadła cisza. Sylvia cicho chlipnęła.

- Odczytałam ten sen jako komunikat, że najwyższy czas

pozwolić mu odejść... Choćby poprzez symboliczne
rozsypanie jego prochów nad morzem... Oby odnalazł w niebie
spokój...

Znów na chwilę zapadła cisza.
- Dwa dni później wyruszyliśmy w morze. Stary rybak i ja...

Kobiety z wioski złożyły na lądzie niezliczoną ilość kwiatów i
stały przy brzegu... - Łzy płynęły nieprzerwanym strumieniem
po twarzy Sylvii. - W odświętnych strojach. Śpiewały dla
Martina piosenkę o młodym rybaku, który wypłynął w morze i
nigdy nie powrócił... Nagle z wzburzonych fal wyłonił się biały
gołąb. Wzbił się w przejrzyście błękitne niebo.

background image

Teraz już nikt nie wstydził się łez. Wszyscy płakali ze

wzruszenia... Niebywała historia. Biały gołąb jest przecież
symbolem pokoju.

Po chwili Sylvia kontynuowała.
- Rozsypałam prochy Martina, rzucając też płatki kwiatów...

Słońce świeciło nad nami... Morze ucichło, a kwiaty tańczyły
na wodzie... Jestem przekonana, że Martinowi by się
spodobało...

- Z pewnością - szepnęła Nicola.

background image

Zatracili poczucie czasu. Siedzieli przy stole pogrążeni w

smutku, a ich myśli krążyły wokół Martina. Podobny zwyczaj
śpiewania nad grobem czy też nad urną zmarłego
pielęgnowano też tutaj, w ich rodzimej gminie. Pożegnali się z
Martinem. To pożegnanie znacznie się różniło od standar-
dowych uroczystości pogrzebowych. Martin na zawsze
pozostanie w ich sercach.

Dzieci, które wkrótce przyjdą na świat, będą jego częścią tu,

na ziemi.

- Chciałabym... powiedzieć... coś... jeszcze... - wyszlochała

Sylvia. - A właściwie, chciałabym was o coś poprosić...

Wszyscy spojrzeli na nią zdumieni.
- Aleks, nie bądź na mnie zły, za nic nie chciałabym cię

obrazić...

Co miała na myśli?

background image

- Jak wiecie, Lena i Markus będą rodzicami chrzestnymi

Amalii i Frederica... Skoro Martin nie żyje i nie może
sprawować opieki nad swoimi dziećmi, doszłam do wniosku,
że wskazane by było, wybrać jeszcze dwójkę chrzestnych...
Dlatego chciałam was zapytać, czy ty, Nicolo, zostałabyś
matką chrzestną Amalii, a ty, Danielu, ojcem chrzestnym
Fryderyka... Będzie potrzebował męskiego wzorca, a wiem, że
świetnie zajmujesz się dziećmi. Fajnie by było, gdybyś się
zgodził być jego drugim ojcem chrzestnym...

Nie dokończyła zdania, ponieważ Nicola zaczęła głośno

płakać.

Sylvia natychmiast się do niej odwróciła.
- Jezusie Nazareński, Nicola, co się stało? Nicola popatrzyła

na nią mokrymi od łez

oczami.
- Nic...
- Więc dlaczego płaczesz?
- Ponieważ uszczęśliwiłaś mnie tą prośbą... Taki zaszczyt!

Jesteś pewna, Sylvio?

Sylvia przytuliła się do Nicoli.
- Czy jestem pewna?! Wyłączając Lenę, nie znalazłabym

lepszej kandydatki na matkę chrzestną Amalii. Jesteś
wspaniałomyślnym, serdecznym

background image

człowiekiem. Przekażesz moim dzieciom prawdziwe

wartości... Jeśli się zgodzisz, będę najszczęśliwszą matką pod
słońcem.

- O Boże, Sylvia, dziękuję ci bardzo. Oczywiście, że się

zgadzam!

Lena siedziała nieruchomo na krześle. Łzy ciekły po jej

policzkach.

Nastąpił cud!
Wprawdzie nie udało się pojednać Nicoli z jej biologiczną

córką, Yvonne, ale dzięki Sylvii otrzymała szansę przelania
swoich matczynych uczuć na Amalię.

Najważniejsze, że spełni się w roli, której dotychczas nie

znała. Nicola będzie wspaniałą matką chrzestną. Poważnie
podejdzie do wynikających z tego obowiązków. Lena otarła
łzy, po czym skierowała wzrok na Daniela.

Był dumny, że Sylvia go doceniła, ba, wyróżniła. Marzył o

ojcostwie. Planował gromadkę dzieci z narzeczoną Laurą.
Niestety, ona nie pogodziła się z tym, że po wypadku skazana
była na wózek inwalidzki. Tuż przed ślubem popełniła
samobójstwo. Daniel do dziś nie doszedł do siebie po tych tra-
gicznych przeżyciach. Nie związał się z żadną kobietą. A teraz
Sylvia zaproponowała mu, żeby był

background image

kimś w rodzaju ojca dla Fryderyka, który wkrótce się narodzi.
Słoneczne Wzgórze stworzyło z nich prawdziwą wspólnotę

działającą na zasadzie miłości, zrozumienia oraz wzajemnej
życzliwości.

Sylvia dołączyła do ich gromady. Świadomość, że jest

kochana i ma wsparcie najbliższych, ułatwi jej pogodzenie się
z okrutnym losem. Wykonała właśnie pierwszy krok we
właściwym kierunku. Jednak jeszcze długa droga przed nią.
Dzieci pomogą jej stanąć na nogi, a czwórka szczerych przy-
jaciół wypełnić pustkę po Martinie. Czy chce, czy nie, będzie
musiała się zderzyć z rzeczywistością i zacząć normalnie żyć.

Pozostała jej jeszcze ogromna przeszkoda do pokonania.

Musi przekroczyć próg mieszkania, które było świadkiem jej
szczęścia...

background image

Wykończona podróżą oraz stresem Sylvia szybko zasnęła w

specjalnie dla niej posłanym łóżku. Lena zaś siedziała sama w
swoim ulubionym pomieszczeniu - bibliotece.

Ona również była emocjonalnie wyczerpana. Dziś dostała

kolejną lekcję życia. Narzekała na swoje niepowodzenia,
użalała się nad sobą, a tak naprawdę jej problemy w
porównaniu z tymi Sylvii były błahe.

Wstała. Dołożyła do ognia trochę bukowego drewna, żeby nie

przygasł. Uwielbiała ogrzewać się przy buchającym z kominka
cieple. Wpatrywała się beztrosko w trzaskające płomienie.

Sylvia była dziś zaskakująco opanowana.
A jutro? Czy rozklei się przy składaniu ubrań Martina?
„Stop! Nie martw się na zapas", mruknęła do siebie Lena.

background image

Kiedyś w chwilach zwątpienia myślała o Thomasie, ich

miłości, czułości i wtedy wszelkie zmartwienia schodziły na
dalszy plan. Jednak Thomas i ona zakończyli swój związek. Im
mniej go wspominała, tym lepiej.

Wstała. Gdyby alkohol rozwiązywał problemy, bez wahania

sięgnęłaby po butelkę wódki.

Miałaby w czym wybierać. Zapasy zaspokoiłyby głód

niejednego alkoholika. Prawie się nie wyczerpywały,
ponieważ preferowała głównie wino. Rzadko kosztowała
czegoś wysokoprocentowego, choć nie stroniła i od takich
trunków. Z chęcią napiłaby się wybornej Fahrenbachówki,
którą niegdyś robili w destylarni.

„Lena, odpuść sobie", pouczała samą siebie. Fahrenbachówka

odeszła do lamusa. Zaginęła tajna receptura, a bez niej ani rusz.

Otworzyła barek i wyciągnęła z niego morelówkę. Tak,

jeszcze kieliszek! Szkło znajdowało się w innej szafce. Z
butelką pod pachą podeszła do niej i wyjęła jeden kieliszek.

- Weź i dla mnie - rozbrzmiał głos za jej plecami. - Mnie też

przyda się łyk alkoholu.

Lena odwróciła się. Tuż za nią stała Doris. Była blada jak

kreda.

background image

Czyżby pokłóciła się z Markusem? Zdaje się, że po wizycie

Jórga między nimi zaczęło się coś psuć. Doris kompletnie
odbiło. Była rozchwiana emocjonalnie.

- Albo nie, ty weź butelkę, a ja wezmę kieliszki. Usiądziemy

w bibliotece. Tam jest przytulniej.

- Za co wypijemy? - spytała Lena. Doris wzruszyła

ramionami.

- Za lepszą przyszłość.
- Supertoast.
Doris wychyliła kieliszek, po czym się skrzywiła. Alkohol

zapiekł ją w gardle.

- Co jest, Doris? Doris złapała butelkę.
- Chyba napiję się jeszcze...
Odkąd przyjechała na Słoneczne Wzgórze, rzadko miewała

takie zachcianki. Owszem, kiedyś zapijała smutki wódką albo
winem, ale teraz? W sumie zmagała się z nie lada problemem.
Była rozdarta między dwoma mężczyznami.

Doris zauważyła wnikliwe spojrzenie Leny.
- Bez obaw, nawrót nałogu mi nie grozi. Lena omal nie spaliła

się ze wstydu.

- Doris, przepraszam. Jesteś dorosła. Nie mogę ci mówić, co

masz robić...

background image

Doris nalała im następną kolejkę.
- Wiem, kochana. Nie mam ci za złe, że tak pomyślałaś. W

końcu nie byłam święta. Mam na swoim koncie alkoholowy
epizod... Ale odrobiłam lekcję i zrozumiałam, że alkohol nie
wybawi nas od problemów. Wręcz przeciwnie. No chyba że
wypije się go w niesłychanie dużych ilościach i zapadnie w
śpiączkę...

Doris odstawiła kieliszek i butelkę na bok. Lena patrzyła na

nią ze zdziwieniem.

- Na później - wyjaśniła Doris. - I ty nie pij wszystkiego.

Przyda ci się.

Lena z napięciem wyczekiwała opowieści swojej szwagierki.

-No, co jest?

- Lena, lecę do Nowej Zelandii...
- Słucham!? Co ty...
- Postanowiłam lecieć do Nowej Zelandii, nie przesłyszałaś

się. Jórg zdeponował dla mnie bilety w okienku Singapur
Airlines. Zabukował mi lot w klasie biznes.

- Doris, proszę, powiedz, że to nieprawda...
- To prawda. Od zawsze marzyłam o podróży do Nowej

Zelandii. Dlaczego więc miałabym zaprzepaścić taką okazję?

background image

- Ponieważ w twoim życiu zaszły kolosalne zmiany.

Rozwiodłaś się z Jórgiem i obecnie spotykasz się z innym,
skądinąd sympatycznym mężczyzną. Chryste Panie, Doris, ja
ci nie żałuję tej podróży. Tyle że zapłacisz za nią zbyt wysoką
cenę. Nie porywaj się z motyką na słońce. Skoro Nowa Ze-
landia jest twoim marzeniem, o czym wcześniej mi nie
wspominałaś, zwiedzisz ją kiedy indziej. Ona ci nie ucieknie,
nie rozpłynie się w nicości. O, na przykład polecisz tam z
Markusem w podróż poślubną!

- Chciałam się tam wybrać z Jórgiem i to właśnie zrobię.
Lena wypiła resztkę swojej wódki i otrząsnęła się jak

zmoknięty pies.

- Markus wie o tym?
- Powiedziałam mu dzisiaj...
Biedny Markus! Dlaczego ma pecha do kobiet? Przecież był

atrakcyjny, życzliwy, majętny... -1 jak zareagował?

Doris zwlekała z odpowiedzią. Zawstydziła się.
- Wściekł się.
- Wyobrażam sobie. On widział się w roli twojego przyszłego

męża... Jak ty byś się zachowała, gdyby było odwrotnie?

- Ale nie jest odwrotnie.

background image

- Na twoje szczęście... Bo taka zdrada niemiłosiernie boli.

Odchodzisz od kolejnych mężczyzn i po niepowodzeniach
mimo to zaliczasz miękkie lądowanie... Nie powinnaś się
bawić uczuciami...

- Nie robię tego. Serio! Wierz mi. Kocham Markusa!
- Ach, faktycznie, kochasz ich obu... Wobec tego powiedz mi,

mądralińska, co ma zrobić Markus, kiedy ty będziesz szaleć z
Jórgiem na drugim końcu świata? Rzucasz go w kąt jak
niepotrzebną maskotkę, a w razie potrzeby obetrzesz go z
kurzu i znów będziesz przytulać? A może zapakujesz go w
bagaż podręczny?

- Nie - odpowiedziała Doris. - Markus zerwie ze mną, jeśli

polecę.

- I zaryzykujesz wasz związek? Dla nic nieznaczącego

flirciku, który bardziej cię wyniszczy, niż przysporzy ci
korzyści? Odrzucisz miłość Markusa? Doris, oprzytomniej,
kobieto! Spadniesz z obłoków i mocno się poobijasz.

- Wcale nie. Lecę do Nowej Zelandii i basta! Będę

rozkoszować się każdą chwilą tej wyprawy. Razem z Jórgiem.

- Doris, Jórg jest moim bratem i mimo to nie ujęłam się za

nim, ponieważ chcę ci pomóc. On cię

background image

unieszczęśliwi. Wyobraziłaś sobie nierealną sielankę u jego

boku. Absurd! On się nie zmieni. Jest, jaki jest, sama
wielokrotnie wypowiadałaś te słowa. Jeśli on...

- Dzięki za troskę... Jednak polecę. Będzie dobrze! Stawiam

na sukces!

- Niepoprawna optymistka z ciebie, Doris. Życie nie jest takie

proste, nic nie jest albo czarne, albo białe. Istnieją też kolory
pośrednie...

- Zwycięstwo jest w zasięgu ręki. Wierzę w tę maksymę i

cieszę się na tę podróż. A teraz zmykam do łóżka. Dobranoc,
Lena. Nie bądź na mnie zła.

- Nie jestem... Dobranoc! Śpij dobrze!
Lena westchnęła. Dziwiła się szwagierce. Ona by tak nie

postąpiła. Miała zdecydowanie inne zasady.

Ogień w kominku powoli przygasał. Zrobiło się późno! Pora

położyć się do łóżka!

background image

Ku uciesze Leny jej obawy, że Sylvia się załamie, kiedy

wejdzie do swojego mieszkania, okazały się bezpodstawne.
Była zdumiewająco silna.

Rozpakowała torby i zeszła na dół, do gospody, którą podczas

jej nieobecności prowadzili zaufani pracownicy. Od razu
rzuciła się w wir pracy, by zagłuszyć swoje cierpienie.

Po wspólnym śniadaniu Lena z czystym sumieniem wsiadła

za kierownicę. Nie musiała się martwić o przyjaciółkę. Mogła
spokojnie wrócić do swoich obowiązków.

Kiedy dojeżdżała do Słonecznego Wzgórza, z naprzeciwka

nadjechał jakiś samochód.

Markus... Czyżby chciał porozmawiać z Doris?
Zjechała na pobocze. Markus zrobił to samo. Pocałowali się

na przywitanie. Lena powiedziała, skąd wraca.

background image

- Najwyższy czas, żebyś i ty odwiedził Sylvię - stwierdziła. -

Ucieszyłaby się na twój widok.

- Zaraz do niej pojadę. Przepraszam... Za bardzo skupiłem się

na sobie. Poza tym, szczerze mówiąc, boję się trochę tego
spotkania. Nie wiem, jak mam się przy niej zachować.

- Normalnie, Markus. Bez ceregieli. Bez egzaltowanego

współczucia i nadmiernej litości.

- Postaram się...
- Przyjechałeś do Doris?
- Nie, nie... Ja do ciebie...
- Czemu zawdzięczam ten zaszczyt? Zwlekał chwileczkę.
- Pamiętasz, rozmawialiśmy kiedyś o twoim lesie dębowym...

Przez suszę usychają drzewa. Dlatego powinnaś posadzić i
zasiać takie gatunki dębu, które są odporne na okresy
bezdeszczowe. Najlepiej dęby z ciepłej strefy klimatycznej, na
przykład z Hiszpanii lub Francji. Drzewostany z tych krajów
świetnie się sprawdzają w naszych warunkach.

Lena położyła mu palec na ustach, żeby go uciszyć.
- Markus, o co chodzi? Przecież nie przyjechałeś tu z powodu

lasu... Jesteśmy przyjaciółmi i nie musimy przed sobą niczego
udawać. Co się dzieje?

background image

Westchnął.
- Masz rację. Dęby były jedynie pretekstem. Muszę się komuś

wygadać... Jestem skołowany. Mam mętlik w głowie. Ciężko
mi. Planujemy ślub, przebudowujemy dom, przyrzekamy sobie
dozgonną miłość, aż tu nagle pojawia się jej były mąż, z
którym dopiero co się rozwiodła i... ona wyjeżdża. To chyba
nie jest normalne, co?

- No, nie jest. Wzięła go pod rękę.
- Chodź, przejdziemy się kawałek. A może napijemy się

kawy?

- Zdecydowanie wolę spacer... Samochody zostawmy tutaj.
- Jasne. Nie blokujemy ruchu. Zresztą, droga należy do mnie.

Przejdźmy się polami. Pójdziemy nad rzekę. Tam nikt nie
będzie nam przeszkadzał.

- Leno, wydawało mi się, że jesteśmy sobie z Doris

przeznaczeni. Ona jest moim ideałem kobiety. Zgadzamy się w
wielu kwestiach. Cechuje nas podobne poczucie humoru.
Potrafimy się razem wygłupiać i rozmawiać na poważne
tematy. Między nami układało się jak w bajce, dopóki nie
oznajmiła mi, że chce polecieć do Nowej Zelandii, w dodatku
do byłego męża... Rzekomo chce urzeczywistnić

background image

swoje młodzieńcze marzenie... Przecież ja bym z nią tam

poleciał. Spędzilibyśmy razem urlop...

- Mówiłeś jej o tym?
- Tak. Na próżno.
-1 mnie nie udało się jej odwieść od tego absurdalnego

pomysłu. Zaparła się.

Markus zatrzymał się i popatrzył na Lenę.
- Co twój brat z nią zrobił? Poprzestawiał coś w jej głowie?!
- Markus, nic się nie wydarzyło. Zobaczyli się po dłuższej

przerwie i ulegli wzajemnej fascynacji. Jórg napomknął przy
niej o Auckland i wtedy Doris sfiksowała. Łudziłam się, że to
zauroczenie minie wraz z wyjazdem Jórga. Nie przewidziałam
tylko scenariusza, że on kupi jej bilet... Markus, nie denerwuj
się, wróci szybciej, niż myślimy... Doris cię kocha!

- Twojego brata również... Nie jestem środkiem zastępczym,

czymś w rodzaju: z braku laku... Nie pozwolę się
wykorzystywać. Jeśli wyjedzie, koniec z nami. Ale jeśli
zostanie, zapomnę o tym epizodzie z Jórgiem.

- Markus, ona prawdopodobnie jutro wyjeżdża. Przykro mi,

że rozstajecie się w takich podłych nastrojach.

background image

- Mnie też... Wierzyłem, że dożyję z nią starości... Myliłem

się...

- Wybacz jej. Dam sobie głowę uciąć, że ona wróci. Znam

mojego brata... Doris dzięki tobie odkryła, co znaczy stabilność
emocjonalna. Jórg jej tego nie zapewni. Oni już po paru dniach
zaczną się ze sobą sprzeczać... Odgrzewana miłość gorzko
smakuje.

- Być może. Ale mam swój honor. Nikt nie będzie mną

pomiatał. Nie jestem zawodnikiem rezerwowym, którego
włącza się do gry, kiedy główny gracz nie ma już sił. Lena,
mówisz o wybaczeniu? Ty? Przypomnij sobie, jak
potraktowałaś Thomasa. Dlaczego jemu nie wybaczysz?

- Markus, proszę cię. Nie porównuj tych dwóch spraw.

Thomas jest żonaty. Przemilczał przede mną ten fakt.
Wybaczyłabym mu, gdyby mi o niej powiedział.
Znaleźlibyśmy jakieś rozwiązanie albo rozstalibyśmy się w
zgodzie. Jak dorośli ludzie. W przeciwieństwie do niego Doris
była wobec ciebie szczera.

- Kręcimy się w kółko, nasza rozmowa nie wniesie już nic

konstruktywnego. Chyba za dużo oczekiwałem. Nie będę
zatrzymywał Doris na siłę.

Rozumiała jego rozczarowanie.

background image

- Przykro mi, że nie mogłam ci pomóc.
- Nie szkodzi, Lena. Ja już sam nie wiem, czego chcę... Co

sobie wyobrażałem... Przepraszam, że zawracam ci głowę
moimi problemami. Masz dość swoich. No i opiekujesz się
Sylvią... Cóż, życie nie jest usłane różami. OK, zmykam z
powrotem. Obowiązki wzywają.

Szybkim krokiem wrócili do samochodów. Pożegnali się i

rozjechali.

Przejeżdżając przez bramę Słonecznego Wzgórza, Lena

odetchnęła z ulgą.

Tu był jej raj. Tu było jej królestwo. Tu ogarniał ją błogi

spokój.

Parkując, zorientowała się, że nie samochodu Aleksa. Pewnie

Doris pożyczyła go i pojechała do miasta na zakupy. W sumie
lepiej, że się minęły.

Wstąpi jeszcze do Nicoli, żeby opowiedzieć jej o Sylvii, a

potem zabierze się do pracy.

background image

Nicola siedziała przy stole i obierała ziemniaki na obiad.

Kiedy kątem oka dostrzegła nadchodzącą Lenę, wypuściła nóż
z ręki.

O dziwo, nie zapytała o Sylvię.
- Dobrze, że jesteś, Leno. Muszę Się z tobą podzielić

wspaniałymi wieściami.

Lena usiadła. Nicola promieniała ze szczęścia.
- Wczoraj zadzwonili z Kanady, wieczorem naszego czasu. U

nich było południe...

Lena doskonale potrafiła obliczyć różnicę czasu. Do czego

zmierzała Nicola?

- Jako pierwsza w słuchawce odezwała się moja mała Merit.

Zgadnij, o co mnie zapytała.

- Sama mi powiedz - zaśmiała się Lena.
- Zapytała, w jakim języku ma się przywitać: po niemiecku,

francusku czy angielsku? Nie mogła się zdecydować, więc
popisała się znajomością

background image

wszystkich trzech. Moja perełeczka umie mówić w trzech

językach! Szybko się nauczyła.

- Droga Nicolo, Merit od dłuższego czasu mieszka z ojcem w

Vancouver. Dzieci chłoną języki obce jak gąbka, szczególnie
wtedy, gdy wychowują się zagranicą.

- Ale Merit opanowała je wyjątkowo szybko.
- Naturalnie, przecież jest wyjątkową dziewczynką, prawda?
- Nie naigrywaj się ze mnie... Ubóstwiam ją! Rzecz jasna

Nielsa też bardzo kocham. Miło było go usłyszeć. Potem
rozmawiałam z Holgerem. Poczciwy z niego człowiek. Twoja
siostra jest stuknięta. Odrzuciła prawdziwy skarb. Oj, zapłacze
jeszcze za nim, zapłacze...

- Chciał czegoś konkretnego, czy odbębnił jeden ze

standardowych telefonów do rodziny?

- Nie bądź złośliwa. On przynajmniej stara się utrzymywać z

nami kontakt. Zadzwoni do ciebie wieczorem. Dzisiaj śpisz u
siebie czy u Sylvii?

- U siebie. Po co będzie do mnie dzwonił?
- Musi coś załatwić w głównej siedzibie swojej firmy, która

mieści się w Niemczech. A ponieważ dzieciaki mają wolne,
zabiera je ze sobą.

- Super. Kiedy przylatują?

background image

- Za jakieś dziesięć dni.
- Fantastycznie. To znaczy, że przyjadą na Słoneczne

Wzgórze?

Nicola pokiwała głową.
- Tak. Holger ureguluje swoje sprawy i wracają za ocean.
- Cudownie. Podgonię robotę, żebym się mogła do woli

nacieszyć obecnością Merit i Nielsa. Stęskniłam się za nimi.

- A co ja mam powiedzieć? Lena wybuchła śmiechem.
- Faktycznie, ty wiedziesz prym w usychaniu z tęsknoty.

Błyskawicznie przywiązujesz się do ludzi i nie znosisz dłuższej
rozłąki z najbliższymi. A za dzieciakami wprost przepadasz. O
ile cię znam, pewnie już wyciągnęłaś maszynę do szycia, żeby
uszyć ubranka dla Merit i jej lalek.

- Przejrzałaś mnie... Wiesz, jest mały haczyk, ale o tym

Holger chce porozmawiać bezpośrednio z tobą.

- Nicola, mów, w czym rzecz. Nie trzymaj mnie w napięciu.
- Holger uważa, że dzieci powinny się spotkać z matką, skoro

już zawitają na ojczystą ziemię. Według niego najlepiej by
było...

background image

- Nicola, nie każ mi ciągnąć cię za język. Zazwyczaj nie

owijasz w bawełnę...

- No więc Holger wolałby, żeby Grit zobaczyła się z dziećmi

na Słonecznym Wzgórzu. Twoje zadanie polegałoby na
nakłonieniu siostry... Oj, Holger ci wszystko wytłumaczy!

Kiedyś Lena usiłowała zaaranżować takie spotkanie, jednak

jej wysiłki spełzły na niczym, ponieważ Grit była zajęta
ratowaniem swojego związku z włoskim żigolakiem.

Jak będzie tym razem? Zwycięży instynkt macierzyński czy

obsesja na punkcie kochanka?

- Dołożę wszelkich starań, żeby Grit odwiedziła nas na

Słonecznym Wzgórzu. Jeśli będzie trzeba, przytargam ją tu za
włosy.

- Akurat, za miękka jesteś na takie drastyczne posunięcia.

Mogłaby przyjechać. Nie dla nas, dla dzieci...

- Dla mnie też. Wreszcie nadarzyłaby się okazja, żeby usiąść

wspólnie przy stole, porozmawiać... Przecież jest moją siostrą.
Nie chcę jej stracić.

„Lena jak zwykle dążyła do scalenia rodziny, która już dawno

rozsypała się jak domek z kart", pomyślała Nicola, podnosząc
nóż do obierania ziemniaków.

background image

Deszcz dudnił w szyby, porywisty wiatr targał gałęziami.

Drzewa już dawno straciły liście i smutno wyłaniały się z
szarego krajobrazu. Znowu nastał jeden z tych ponurych dni,
kiedy najbezpieczniej jest siedzieć w domu przy kominku i
trzaskającym ogniu.

Lena nie siedziała jednak przy kominku, lecz przy biurku, i

wpatrywała się w telefon. Kilkakrotnie brała słuchawkę do
ręki, potem nagłym ruchem ją odkładała, jakby dotknęła
obrzydliwego gada.

Zwykle nie miała problemów z rozmowami przez telefon,

chociaż nie należała do ludzi, którzy z niesłabnącym zapałem
uwielbiają gadać godzinami. Tylko w jednym przypadku była
skłonna tak długo wytrzymać przy telefonie - w czasie rozmo-
wy z Thomasem, jej wielką miłością. Ale w jej życiu przecież
nie ma już Thomasa i długich czułych rozmów.

background image

Tym razem nie chodziło jednak o rozmowę z Thomasem ani z

klientem czy dostawcą. Gdyby tak było, już dawno byłoby po
sprawie. Dzisiaj musi zadzwonić do swojej siostry Grit. Już na
samą myśl o rozmowie z nią dostawała gęsiej skórki. Holger,
jej szwagier i ciągle jeszcze mąż Grit, ostrzegał ją przed tą
rozmową. Próbował sam porozumieć się z Grit, ale zamiast
normalnej rozmowy usłyszał jedynie stek obraźliwych słów, a
potem Grit po prostu rzuciła słuchawkę i nie podeszła więcej
do telefonu.

Teraz Lena musi rozwiązać problem.
Westchnęła i ponownie wyciągnęła rękę w stronę telefonu,

żeby mieć wreszcie za sobą tę wątpliwą przyjemność i zająć się
czymś o wiele sensowniejszym, czyli pracą.

Ale w tym momencie wszedł Daniel. Był dla niej jak rodzina,

nie, więcej niż rodzina. Przecież jej rodzeństwo nie zachowuje
się wobec niej lojalnie, a Daniel to chodząca lojalność.

- Leno, masz chwilkę? - zapytał. - Mogę przyjść później...
Może to zwykłe tchórzostwo, ale ucieszyła się, że Daniel jej

przeszkodził. Nieprzyjemna rozmowa z siostrą po prostu się
odwlecze.

background image

- Nie, nie. Wejdź. W niczym ważnym mi nie przeszkodziłeś.

Chciałam właśnie zadzwonić do Grit, ale to może poczekać.
Siadaj i mów, co ci leży na sercu. Dostaliśmy może jakieś
wspaniałe zamówienie?

- Niestety, nie. Rozmawiałem właśnie z Mendingerem.

Zamówił Finnemore Eleven do trzydziestu filii. Nieźle.

- Tak, ale część towaru nadal jest w naszym magazynie.

Chyba nie anulował zamówienia? Oby nie, ponieważ pieniądze
ze sprzedaży już na coś przeznaczyłam.

- Nie, nie. Nie zrezygnował nawet z jednej butelki. Tylko

wiesz, jak to jest. Są miejsca, gdzie whisky dobrze schodzi, i są
takie, gdzie gorzej. Dokonał jedynie kilku zmian i zadzwonił,
żeby przeprosić za kłopot. Było mu naprawdę głupio.

- A powiedziałeś mu, że nie ma się czym przejmować?
- No jasne... Ale nie z tym przyszedłem. Nie zawracałbym ci

głowy takimi drobiazgami.

Daniel jest kochany, tylko czasem, zamiast mówić prosto z

mostu, robi za długi wstęp i krąży wokół tematu. Dzisiaj było
to Lenie obojętne. Przynajmniej odwlecze jeszcze trochę
rozmowę z Grit.

background image

- Co chcesz mi powiedzieć? - zachęcała go Lena.
Widziała po nim, że coś go trapi.
- No więc, Leno, zaczęliśmy z Mendingerem trochę

plotkować i... - Daniel zrobił przerwę. Wyglądał na
zmartwionego.

- Dalej, Danielu, no, dalej...
- Powiedział mi, że firma Bellert odebrała twojemu bratu

licencje na wszystkie produkty.

To niemożliwe. Daniel musiał coś pomylić albo Mendinger

rozsiewa plotki. Bellert nigdy by tego nie zrobił. Jest lojalnym i
wiernym partnerem hurtowni Fahrenbach. Przyjaźnił się z
ojcem Leny. Owszem, Frieder różnie postępuje z klientami i
dostawcami, zwłaszcza od czasu, gdy został szefem hurtowni,
ale nie pozwoliłby sobie na utratę kogoś takiego jak Bellert. To
żyła złota. Jego produkty same się sprzedają. Zresztą Bellert
wybaczyłby mu drobne przewinienie. Frieder musiałby się
dopuścić czegoś naprawdę potwornego, żeby Bellert wycofał
się ze współpracy.

- Wykluczone! - powiedziała Lena. - To jakaś bujda.
Daniel wyjął z kieszeni złożoną kartkę i podał ją Lenie.

background image

- Mendinger przysłał to właśnie faksem... Na moją prośbę...

To informacja do wszystkich klientów.

Lena rozłożyła kartkę.
- „Wielce szanowny panie Mendinger - zaczęła czytać,

upewniwszy się, że nadawcą jest rzeczywiście firma Bellert. -
Uprzejmie informujemy, że ze skutkiem natychmiastowym
kończymy naszą wieloletnią współpracę z hurtownią
Fahrenbach. Do momentu nawiązania współpracy z nowym
dystrybutorem wszelkie sprawy związane z naszymi
produktami proszę kierować bezpośrednio do naszej firmy.
Przestrzegamy jednocześnie przed regulowaniem płatności na
konto hurtowni Fahrenbach. W tej sprawie skontaktuje się z
panem nasz adwokat, doktor Krupp. Wszelkie zamówienia
proszę kierować bezpośrednio do nas. Zapewniamy
natychmiastową dostawę. Z góry przepraszamy ze ewentualnie
nieprzyjemności ze strony hurtowni Fahrenbach. Mając
nadzieję na dalszą owocną współpracę, łączymy wyrazy
szacunku"

Ten zamaszysty podpis znała jeszcze z czasów, kiedy sama

pracowała w hurtowni. Kiedy jeszcze żył ojciec i Frieder nie
wyrzucił jej z pracy.

- Na miłość boską, Danielu, co to ma znaczyć?

background image

Nie chciała uwierzyć w to, co przed chwilą prze czytała. To

nie mogła być prawda...

- Jak to co? To chyba jednoznaczne. Twój brat nie

wywiązywał się z płatności, pewnie też nieregularnie
dostarczał towar. Mendinger też się na to skarży.

Lena upuściła kartkę.
- Frieder pogrąża się coraz bardziej... Stracił już tyle dobrych

firm. Dlaczego on to robi? Tata zostawił mu żyłę złota... Nawet
bez nowych klientów przy starych mógł sobie żyć jak pączek w
maśle. Zainwestowałby tylko trochę w reklamę i byłby królem.
Zamiast tego wymyśla jakieś bzdury, ma dalekosiężne plany,
które okazują się jedną wielką klapą... Danielu, tata
przewróciłby się w grobie, gdyby wiedział, co jego najstarszy
syn robi z firmą.

- To prawda, Leno. Na szczęście nie musi tego oglądać.
- Nawet nie mogę zadzwonić do Friedera, żeby z nim

porozmawiać. Dopiero jak mu oddam działki nad jeziorem,
będzie łaskaw ze mną rozmawiać.

- Przestań wreszcie w kółko to powtarzać i się

usprawiedliwiać. Każde z was dostało pokaźny spadek. Na
dodatek dokładnie to, co chciało.

Uśmiechnął się.

background image

- No, prawdę mówiąc, na początku nie wiedziałaś, co zrobić

ze swoim, czyli posiadłością i wszystkim, co do niej należy.

- Zgadza się, ale to się szybko zmieniło. Chyba wtedy, gdy

jechałam tu na skróty. Ujrzałam wtedy naszą Słoneczne
Wzgórze w całej krasie i od razu podbiło moje serce.
Zrozumiałam, że tata zostawił mi raj.

- A komu poza tobą miałby go zapisać? Twoje rodzeństwo już

dawno by sprzedało posiadłość, nie zważając na to, że jest w
posiadaniu rodziny Fahrenbachów już od pięciu pokoleń.
Wokół naszego jeziora już dawno stałyby hotele, okazałe wille
i przystań dla jachtów. Twoje rodzeństwo nie rozumie, co to
tradycja. Ba! Oni nawet nie rozumieją, co to rodzina. Leno,
powinnaś codziennie dziękować Bogu, że jesteś inna, że
wdałaś się w ojca!

Daniel był coraz bardziej podekscytowany. Nic dziwnego,

kocha posiadłość i nie da powiedzieć złego słowa na ojca Leny,
który mu pomógł w najgorszym okresie jego życia. Lubi też
Lenę, a Lena lubi jego.

- Ja też się cieszę, ale wróćmy do Friedera. Co mam teraz

zrobić? Zadzwonić do Bellerta i spróbować nakłonić go do
zmiany decyzji?

background image

- Oczywiście, że powinnaś zadzwonić do Bellerta, ale nie w

sprawie Friedera. Po co? Co chcesz przez to osiągnąć? Bellert
zakończył współpracę z hurtownią i to, jak się zdaje, w dość
drastyczny sposób. Powinnaś spróbować nawiązać z nim
współpracę.

- Nie mogę.
- W takim razie ktoś inny będzie spijał śmietankę... Zastanów

się, dziesięć produktów za jednym zamachem.

- Brzmi kusząco, ale nie mogę tego zrobić Friederowi. Nie

mogę podbierać partnerów hurtowni Fahrenbach.

- Byłych partnerów, Leno, byłych. Skoro hurtownia

Fahrenbach nie zajmuje się już dystrybucją produktów
Bellerta, bo twój brat sknocił sprawę. Niech przynajmniej
zostaną w rękach Fahrenbachów. Leno, zadzwoń do Bellerta.
Znasz go przecież osobiście.

Lena zastanawiała się.
- No może... Ale to przyszło tak niespodziewanie... Daj mi

czas do namysłu.

- Leno, w takim przypadku liczy się każda sekunda. Ludzie

ustawiają się w kolejce, żeby zdobyć przedstawicielstwo.
Zaraz... - Spojrzał na faks.

background image

- Został wysłany dziesięć dni temu. Kto wie, co się wydarzyło

w tym czasie. Kto pierwszy, ten lepszy, nie zapominaj.

- Już dobrze. Najpierw zadzwonię do Grit, potem napijemy

się kawy, a później... Na miłość boską, Danielu, zamęczysz
mnie... Przecież już powiedziałam, że zadzwonię. Gdzieś tu
musi być jego numer telefonu. Tata utrzymywał z nim kontakt
również prywatnie.

- Zaraz znajdę numer Bellerta. Zrobię też kawę, a ty zadzwoń

teraz do swojej narwanej siostrzyczki.

Daniel wyszedł z biura.
Lena westchnęła głęboko i spojrzała na zdjęcie ojca stojące na

biurku w srebrnej ramce.

- Tato, jak myślisz, zadzwonić do twojego przyjaciela

Bellerta?

Ojciec jej nie odpowie. Sama przecież musi podjąć decyzję.
Była w rozterce. Jasne, że trzeba zwiększyć obroty, a to

oznacza powiększenie oferty. Ale dlaczego muszą to być
akurat dostawcy jej brata... Hurtownia Fahrenbach jest, a w
zasadzie była, największym dostawcą produktów Bellerta. Jak
Frieder mógł się poróżnić z panem Bellertem? To tak, jakby
podciął gałąź, na której siedzi.

background image

Sięgnęła po telefon i zadzwoniła do Grit.
Czekała i czekała na połączenie. Pomyślała, że siostry nie ma

w domu, i już chciała odłożyć słuchawkę, kiedy Grit wreszcie
odebrała. Jak zwykle była zdyszana i rozdrażniona.

- Dzień dobry, Grit.
- A, to ty. Czego chcesz? Niezły początek.
- Jeśli nie masz czasu i ochoty na rozmowę ze mną,

zadzwonię kiedy indziej. Powiedz tylko, kiedy... Kiedy
będziesz miała czas...

- Już dobrze - złagodniała Grit. - Jestem trochę zestresowana.
- A kiedy nie jesteś? • Grit westchnęła.
- Nie jest tak łatwo z Robertino.
- Nie musisz z nim być.
- Nie zaczynaj starej śpiewki. Kocham go. Tak trudno to

zrozumieć? Po co dzwonisz?

Lena wzięła głęboki oddech.
- Jak wiesz, Holger i dzieci przyjeżdżają do posiadłości.

Holger chciałby, żebyś przyjechała. Po pierwsze, żeby
zobaczyć się z dziećmi, a po drugie, żeby ustalić warunki
rozwodu.

- Dzwonisz jako orędowniczka jego interesów?

background image

Na głowę upadła czy co?
- Grit, w końcu ktoś musi to z tobą ustalić. Holger nie miał

szans. Nie dałaś mu dojść do głosu. W ogóle nie chciałaś z nim
rozmawiać.

- Wiesz, co ci powiem? Jesteś podstępna i podła. Frieder ma

rację, mówiąc, że za nic masz rodzinę. Trzymasz ze służbą i z
tymi, którzy się wżenili w naszą rodzinę. Dlatego zaraz
odłożę...

Nie miała okazji dokończyć. Lena jej przerwała.
- Nie odłożysz słuchawki! Zrozumiano? -- Jej głos zabrzmiał

tak autorytarnie, że Grit nie odważyła się rozłączyć.

- Znasz termin przyjazdu dzieci i zastanów się, proszę, kiedy

ty przyjedziesz. I pamiętaj, przez cały czas będziesz mieszkać
w posiadłości. Jeśli nie chcesz zamieszkać w moim domu,
możesz się wprowadzić do jednego z apartamentów w daw-
nych czworakach. Są tak urządzone, że sprostają nawet twoim
wysokim wymaganiom. I nie waż mi się planować żadnych
zakupów w sklepach obuwniczych w Bad Helmbach. Nie
ruszysz się stąd, jak długo będą tu dzieci. Potem możesz sobie
splądrować wszystkie sklepy. Jest mi to obojętne. I jeszcze
jedno, przyjedziesz sama.

Grit zaśmiała się głośno.

background image

- Naprawdę myślisz, że mogłabym namówić Robertino na

wyjazd do gospodarstwa rolnego na jakimś pustkowiu?

- Nie, ale mogłabyś go ulokować w jakimś luksusowym

hotelu w Bad Helmbach i krążyć między Bad Halmbach a
Fahrenbach jak wystraszony królik. Twojemu żigolakowi
zapewne spodobałoby się w Bad Helmbach. Zwłaszcza gdybyś
go wyposażyła w swoje karty kredytowe.

- Przyjadę bez niego.
Sposób, w jaki to powiedziała, świadczył tylko o jednym.

Chciała go ze sobą zabrać i zrobić dokładnie tak, jak
powiedziała Lena.

- Poinformuj mnie, kiedy przyjedziesz. I zarezerwuj sobie

czas dla dzieci. Niedługo wyjadą. Nie oddalaj się od nich.

- Coś jeszcze, pani nauczycielko? - zadrwiła Grit.
- Nie. Powiedz, dlaczego jesteś dla mnie taka niemiła? Nie

robię ci nic złego.

- Przestań! Denerwujesz mnie tym swoim przestarzałym

wyobrażeniem o moralności i wiecznym pouczaniem.
Zachowujesz się jak stara baba koło osiemdziesiątki, a nie jak
młoda, nowoczesna dziewczyna.

background image

- Ty też będziesz kiedyś miała osiemdziesiąt lat. Nie

unikniesz starości. Jak się będziesz wtedy czuła, kiedy ktoś cię
nazwie starą babą, co? Jak możesz tak pogardliwie wyrażać się
o ludziach?

- Przestań już! Pohamuj swoje emocje. Zadzwonię do ciebie.

Chyba rozumiesz, że najpierw muszę porozmawiać z
Robertino.

- Nie, nie rozumiem.
- Nie musisz, zgorzkniała wieśniaczko! - roześmiała się, jakby

usłyszała dobry dowcip. - Odezwę się - dodała i się rozłączyła.

Jeszcze nie tak dawno po takiej rozmowie Lena

wybuchnęłaby płaczem, ale nie tym razem. Nie pozwoli wejść
sobie na głowę ani Grit, ani Friederowi, ani nikomu innemu.

Nie ma też zamiaru ratować stosunków rodzinnych. Już od

dawna nie ma porozumienia w rodzinie Fahrenbachów. A Lena
nie ma już złudzeń. Umarły.

Odłożyła słuchawkę i wyszła z biura.
Zasłużyła teraz na kawę. Wprawdzie ma zamiar ograniczyć

ilość filiżanek kawy wypijanej w ciągu dnia, ale niech tam!
Wie, że pije za dużo kawy. Nie dlatego, że jest uzależniona,
lecz z przyzwyczajenia. No i przy kawie przyjemniej się
plotkuje.

background image

Potem zadzwoni do Bellerta i złoży mu ofertę. Zrobi

wszystko, żeby zostać przedstawicielem jego firmy. Nikt nie
może jej zarzucić braku lojalności wobec brata. Niczego mu
nie odbiera, tylko stara się odzyskać to, co on stracił. Nawet nie
wie, jaka jest kondycja hurtowni Fahrenbach. Co jakiś czas
dochodzą do niej strzępy informacji, ale, niestety, tylko złe.

background image

Przyjaźń ojca Leny i Richarda Bellerta nie miała żadnego

wpływu na jego rozmowę z Leną. Frieder go zawiódł i
rozczarował. Poza tym był mu dłużny ogromną sumę pieniędzy
za alkohol, który od niego wziął. Nietrudno sobie wyobrazić,
jakiego rzędu jest kwota, z którą zalega Frieder. Chodzi w
końcu o dziesięć dobrze sprzedających się produktów. Poza
tym nie idzie jedynie o stratę finansową. Dużo bardziej dotknął
Bellerta fakt, że został oszukany przez człowieka, któremu
ufał.

- Nie, koniec z Fahrenbachami. Mam ich po dziurki w nosie -

przyznał bez ogródek.

Lena doskonale rozumiała jego postawę, ale nie chciała się

tak szybko poddać.

- Panie Bellert, proszę mnie nie wrzucać do jednego worka

razem z Friederem. Mam inny styl pracy. Pracuję tak, jak robił
to mój ojciec. Nie zaprzepaściłam jego nauk. Bardzo proszę
zapytać moich

background image

partnerów, Brodersena, Horlitza czy Schaapendonka z

Holandii. Zajmuję się też dystrybucją produktów Madowa,
Perlingera, sprzedaję słynną morelówkę. Marjorie Ferguson
dała mi koncesję na sprzedaż swojej wspaniałej whisky
Finnemore Eleven. Ich wszystkich może pan zapytać o
współpracę ze mną. Mogę też panu przesłać listę klientów,
których zaopatruję. Ich też może pan zapytać. Są wśród nich
poważni odbiorcy i... Przerwał jej.

- Leno, już dobrze, wierzę pani. Ale przyrzekłem sobie, że

zrywam z Fahrenbachami, a pani jest jedną z nich.

Lena nie poddawała się. Przecież musi go jakoś przekonać.
- Panie Bellert, nie jestem moim bratem, a moja firma nie ma

nic wspólnego z hurtownią Fahrenbach. Już panu mówiłam, że
brat nawet ze mną nie rozmawia. Proszę, niech pan do mnie
przyjedzie i zobaczy mój zakład.

Odkąd dostawcy, a szczególnie krytyczna Marjorie, widzieli

jej destylarnię i byli nią zachwyceni, Lena nie miała żadnych
obiekcji, żeby zapraszać kontrahentów i pokazywać im firmę,
chociaż była to raczej miniaturka w porównaniu z hurtownią

background image

Fahrenbach. Ale wszystko było nowoczesne i - co

najważniejsze - działało. Można było powiedzieć, że to taki
mały zakład pokazowy.

- Nigdy się pani nie poddaje, prawda?
- Jeśli mi na czymś zależy, walczę do upadłego. Pana

produkty są dla mnie ważne. I to nie tylko ze względu na zysk,
jaki mogą mi przynieść. Tu chodzi o coś więcej. Fahrenbach i
Bellert od zawsze ze sobą współpracowali. Panie Bellert, nie
można takiej współpracy, która trwa już od dziesięcioleci, tak
po prostu wyrzucić do kosza. Proszę mi dać szansę, chociażby
przez wzgląd...

Nie dokończyła zdania. Chciała powiedzieć: „chociażby

przez wzgląd na mojego ojca", ale nie, tak nie wolno.

Chce zdobyć ten kontrakt, to oczywiste, ale nie dlatego, że

jest córką Hermanna Fahrenbacha, kiedyś powszechnie
szanowanego i uczciwego przedsiębiorcy.

- Nie zawiodę pana, panie Bellert - powiedziała ostatecznie.
Odpowiedział dopiero po chwili.
- Droga Leno, wszystko, co pani mówi, brzmi naprawdę

dobrze, ale nie wystarczy, żeby mnie przekonać. Za bardzo się
zawiodłem.

background image

Zanim Lena zdążyła przystąpić do kolejnego ataku, pan

Bellert kontynuował:

- Obiecuję, że się zastanowię nad pani propozycją. Ale nie

wiem, dokąd mnie zaprowadzą moje przemyślenia. Proszę
sobie nie robić nadziei. Nie chciałbym, żeby się pani czuła
rozczarowana w przypadku odmowy.

Dalsze przekonywanie go nie miało sensu. Dobrze, że

przynajmniej chce się nad tym zastanowić. To już coś. Nie
powinna liczyć na szczególne względy. Owszem, pan Bellert
był uprzejmy, ale nic więcej. Raczej nie ma co liczyć na
kontrakt. Zadzwoni do niej lub przyśle faks zaczynający się od
słów: „Z żalem informujemy, że...".

- Panie Bellert, mimo wszystko mam nadzieję, że wybierze

pan moją firmę - powiedziała, ale w jej głosie nie było już
entuzjazmu.

Zamienili jeszcze parę słów i się pożegnali. „Próbowałam,

naprawdę próbowałam", pocieszała się, zanim wstała i poszła
do Daniela.

- I jak? Dostaniemy licencję na sprzedaż produktów Bellerta?

- zapytał Daniel wyraźnie podekscytowany.

Lena wzruszyła ramionami.
- Jak mam to rozumieć? - dopytywał Daniel.

background image

- To znaczy, że stoi to pod wielkim znakiem zapytania, ale

raczej nie.

- Nie rozumiem. Dlaczego? Przecież do tej pory zawsze ci się

udawało pozyskać dostawców. Mało tego, byli zadowoleni, że
mogą z tobą współpracować. Co tym razem poszło nie tak?

- Frieder musiał mu się tak dać we znaki, że nie chce mieć nic

wspólnego z całym rodem Fahrenbachów.

- Zaraz, zaraz. Przecież nie jesteś Friederem. Tak nie można...

Nie wolno... Nie wolno uprawić takiej polityki... wyklętego
rodu.

Lena westchnęła.
- Jemu wolno. Ale próbowałam, naprawdę próbowałam. Nie

mogę go jednak do niczego zmusić.

- Na czym stanęło?
- Odezwie się, ale od razu dał mi do zrozumienia, że nie

powinnam sobie robić zbyt wielkich nadziei.

- Głupia sprawa. Ale trudno, trzeba będzie zrezygnować z

produktów Bellerta. Wprawdzie zwiększyłyby nasze dochody,
ale bez nich też damy sobie radę. - Daniel się podniósł. - Idę do
magazynu. Mam tam sporo roboty. Czekałem jedynie na wynik
rozmowy.

background image

Lena położyła mu rękę na ramieniu.
Był jeszcze bardziej rozczarowany niż ona. To dlatego, że się

tak bardzo identyfikuje z firmą, no i z Fahrenbachami.

- Jeśli współpraca z Bellertem jest nam pisana, to

zdobędziemy ten kontrakt - pocieszała go Lena. - Jeśli nie, na
pewno trafi się coś innego.

- Sam nie wiem - powątpiewał Daniel. - Brzmi to dla mnie za

bardzo ezoterycznie... Ale warto było spróbować, Leno... Idę
na dół. Długo jeszcze zostaniesz w biurze?

- O tak. Mam masę roboty.

background image

Brak akceptacji ze strony Richarda Bellerta zabolał Lenę

bardziej, niż chciała przyznać. Nie chodziło o urażoną dumę, o
to, że nie przyjął jej oferty z pocałowaniem ręki, lecz o fakt, że
nazwisko Fahrenbach nagle nic dla niego nie znaczyło. To
bolało, i to bardzo. Najchętniej zadzwoniłaby do brata i
powiedziała mu parę słów do słuchu.

Ale i tak nic by to nie dało. Nawet nie połączyłaby się z

bratem, tylko z którąś z jego sekretarek, których w ogóle nie
znała, a ta po prostu by ją spławiła.

Już lepiej popracuje nad projektami, które wyjdą na dobre

wszystkim dostawcom, z jakimi teraz współpracuje. Musi
podbudować swoje zranione ego. Zranione nie tylko przez
Bellerta, lecz również przez rozstanie z Thomasem i nieudaną
próbę pojednania Nicoli z Yvonne, jej biologiczną córką.
Yvonne nie była zainteresowana bliższym

background image

poznaniem. Krótka wizyta w posiadłości Fahrenbachów

wystarczyła, żeby ją przekonać, że Yvonne nigdy nie
zaakceptuje Nicoli jako swojej matki. Była nieubłagana i nie
chciała zrozumieć, że jedynie bieda zmusiła Nicolę do oddania
jedynego dziecka do adopcji, że od tego czasu strasznie cier-
piała i nadal cierpi. Kontakt z Grit i Friederem był prawie
zerowy. Jörg zniknął nagle i nikt nie wiedział, jak długo będzie
go bawić włóczęga z plecakiem. A teraz jeszcze klapa z
Bellertem.

Spojrzała na zdjęcie ojca.
- Tak, tatusiu, nic już nie jest jak dawniej, a ja mam związane

ręce... Tatusiu, ja mam chyba jakiś feler. Znowu czuję się za
wszystko odpowiedzialna. Kiedy to się wreszcie skończy?

Zajęła się projektem kampanii reklamowej morelówki. To

naprawdę świetny trunek. Jak go polecić? Jak zachęcić
konsumentów, żeby dali się na niego skusić? Cudowny bukiet,
pełny aromat, delikatny smak?

Lena spojrzała na słowa, które napisała pod wpływem

impulsu. Nie jest źle. Chyba tak może zostać.

Pracowała pilnie aż do późnego popołudnia. Potem

zadzwoniła do przyjaciółki. Sylvia poma-

background image

lutku odnajdywała się w życiu bez ukochanego męża.
Dzisiaj nie musi odwiedzać Sylvii. Idzie z Markusem do kina.

Jemu też jest potrzebna odmiana. W głębi duszy miał pewnie
nadzieję, że Doris nie poleci do Nowej Zelandii do byłego
męża, lecz zostanie z nim. Ale Doris zamówiła wcześnie rano
taksówkę i pojechała, a teraz siedzi pewnie w samolocie do
Auckland, gdzie wpadnie w ramiona mężczyzny, z którym się
właśnie rozwiodła.

Jaki ten świat jest szalony!
Kiedy Lena wróciła po pracy do domu, czuła się strasznie

samotna. Bez Doris było pusto. Przyzwyczaiła się już do
towarzystwa bratowej. Była miłym gościem w jej domu.

Poszła do kuchni. Na stole stało coś do przegryzienia od

Nicoli. Wyglądało apetycznie, ale Lena nie miała jakoś ochoty
na jedzenie.

Nikt do niej nie dzwonił. Nie było żadnego nagrania na

automatycznej sekretarce.

Poszła na górę do łazienki. Napuściła wody do wanny i dodała

pięknie pachnącego olejku różanego. W okamgnieniu całą
łazienkę wypełnił aromat róż. Lenie od razu poprawił się
humor. Już po chwili leżała w pachnącej wodzie. Zamknęła
oczy.

background image

Wcześniej, kiedy jeszcze w jej świecie wszystko było w

porządku, myślała o Thomasie, leżąc w wannie. Teraz
zabroniła sobie myśleć o nim. Nie może, nie wolno jej myśleć
o Thomasie! Dlaczego ciągle o nim myśli? Dlaczego zadręcza
się wspomnieniami o nim? Thomas i ona to już przeszłość.
Straciła do niego zaufanie. Wszystkie dowody miłości, jakie od
niego dostała, schowała głęboko do szuflady. Tylko jednego
nie dało się schować, wyrytego na przegubie ręki T.

Dlaczego nie powiedział jej o żonie? To pytanie nie dawało

jej spokoju. Na pewno nie ucieszyłaby jej ta wiadomość, ale by
go zrozumiała. W końcu nie widzieli się przez ponad dziesięć
lat. Ona też mogłaby już od dawna być mężatką.

Nie! Po stokroć nie! Koniec z myślami o Thomasie! Czy to się

nigdy nie skończy?

Przeszła jej ochota na kąpiel. Wyszła z wanny i energicznym

ruchem pociągnęła zatyczkę. Pachnąca woda z bulgotem
znikała w odpływie.

Lena otuliła się w duży, włochaty ręcznik kąpielowy i stanęła

przed lustrem. Miała wrażenie, że jej krótkie włosy na znak
protestu w ogóle nie chcą rosnąć. Nie widziała żadnej zmiany...

background image

Jak mogła dać się tak oszpecić? I to na własne życzenie.

Dlaczego nie posłuchała tego młodego fryzjera? Przecież ją
ostrzegał. Ale nie, była uparta i krnąbrna, tak długo się upierała
przy swoim, aż nie pozostało mu nic innego, jak sięgnąć po
nożyczki. Gdyby tego nie zrobił, pewnie poszłaby do innego
fryzjera.

Ale to musztarda po obiedzie. Co się stało, to się nie odstanie.

Nie ma się nad czym zastanawiać.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Dornberg Michaela Lena ze Słonecznego Wzgórza 12 Koniec złudzeń (1)
Dornberg Michaela Lena ze Słonecznego Wzgórza 08 Promyk nadziei
Dornberg Michaela Lena ze Słonecznego Wzgórza 02 Wszystko zaczęło się na przyjęciu
Dornberg Michaela Lena ze Słonecznego Wzgórza 03 Szczere wyznanie
Dornberg Michaela Lena ze Słonecznego Wzgórza 14 Niespodzianka
Dornberg Michaela Lena ze Słonecznego Wzgórza 04 Mój osobisty Romeo
Dornberg Michaela Lena ze Słonecznego Wzgórza 16 Szczęśliwe rozwiązanie
Dornberg Michaela Lena ze Słonecznego Wzgórza 18 Drugi testament
Dornberg Michaela Lena ze Słonecznego Wzgórza 07 Rozczarowanie
Dornberg Michaela Lena ze Słonecznego Wzgórza 06 Pokusa
Dornberg Michaela Lena ze Słonecznego Wzgórza 15 Początek czegoś nowego
Dornberg Michaela Lena ze Słonecznego Wzgórza 20 Czas decyzji
Dornberg Michaela Lena ze Słonecznego Wzgórza 01 Kłopotliwy spadek 41 str
Dornberg Michaela Lena ze Słonecznego Wzgórza 17 Między miłością a cierpieniem
Dornberg Michaela Lena ze Słonecznego Wzgórza 10 Dwa serca
Dornberg Michaela Lena ze Słonecznego Wzgórza 11 Zaproszenie
Dornberg Michaela Lena ze Słonecznego Wzgórza 02 Wszystko zaczęło się na przyjęc
Dornberg Michaela Lena ze Słonecznego Wzgórza 19 Powrót do korzeni
Dornberg Michaela Lena ze Słonecznego Wzgórza 09 Spotkanie

więcej podobnych podstron