Dornberg Michaela Lena ze Słonecznego Wzgórza 16 Szczęśliwe rozwiązanie

background image

Dornberg Michaela


Lena ze Słonecznego

Wzgórza 16




Szczęśliwe rozwiązanie

background image

W poprzednich tomach

Lena pochodzi z dobrze sytuowanej rodziny. Fahrenbachowie

jednak tylko wydają się szczęśliwi. Matka dawno odeszła do
innego mężczyzny, a ojciec właśnie zmarł, zostawiając duży
majątek. Lena ma troje rodzeństwa: dwóch braci, Friedera i
Jorga, i siostrę Grit. Wszyscy mają już swoje rodziny. Mona
jest żoną Friedera - odziedziczyli po ojcu dobrze prosperującą
hurtownię win. Jórg z żoną Doris otrzymali w spadku
wyremontowany zamek Dorleac we Francji wraz z
przyległymi winnicami. Grit i jej mąż Holger dostali willę w
mieście. Lenie przypadła w udziale posiadłość Słoneczne
Wzgórze w miejscowości Fahrenbach, na pierwszy rzut oka
najmniej intratna część spadku. Za dwa lata rodzina ma się
ponownie zebrać, żeby poznać decyzje w sprawie reszty
majątku.

Ze wszystkich obdarowanych tylko Lena pozostaje wierna

tradycji i nie sprzedaje swojego majątku. Nie zamierza
dokonywać także żadnych poważnych rewolucji. Tak jak
ojciec planuje się zajmować dystrybucją alkoholi i dbać o
Słoneczne Wzgórze, żeby nie popadło w ruinę. Przeprowadza
się do posiadłości i rozpoczyna prace remontowe - w
przyległych do domu budynkach zamierza otworzyć pensjonat.
Tymczasem jej rodzeństwo podejmuje kolejne nieudane
decyzje finansowe. Frieder unowocześnia hurtownię i
rezygnuje z dotychczasowych dostawców, ponosząc ogromne
straty. Jorg wycofuje się z branży alkoholowej, a nowy pomysł
na agencję eventową pogrąża go finansowo. Grit sprzedaje
willę, a uzyskane w ten sposób pieniądze inwestuje w siebie.

Otrzymany spadek wydaje się całkowicie zmieniać kochającą

się do tej pory rodzinę. Rozpada się związek Friedera i Mony,
którzy zaczynają zaniedbywać także swojego syna, Linusa.
Chłopiec próbuje popełnić samobójstwo. Jego ojciec wydaje

background image

się jednak zupełnie tym nie przejmować. Ma nową, młodszą od
żony kobietę i wiedzie dostatnie życie, w którym nie ma
miejsca dla rodziny. Doris, stęskniona za domem i
wyniszczona nałogiem alkoholowym odchodzi od Jorga, by
zacząć szczęśliwy związek z innym mężczyzną. Małżeństwo
Grit i Holgera też się nie układa. Holger ma dość rozrzutnej i
egzaltowanej żony, która zupełnie zaniedbuje dom i dzieci,
Merit i Nielsa. Dlatego wyjeżdża do Kanady w nadziei, że żona
wreszcie się opamięta. Grit jednak nie ma najmniejszego
zamiaru rezygnować z atrakcyjnego kochanka i wracać do
nudnego rodzinnego życia. Lena jako jedyna z Fahrenbachów
nie porzuca dotychczasowych wartości, często odwiedza grób
ojca i za żadne skarby nie zamierza sprzedawać ziemi, która od
pokoleń należy do rodziny. W ten sposób

background image

zraża do siebie Friedera, który stojąc przed widmem

bankructwa, liczy na to, że ona odstąpi mu część
odziedziczonych przez siebie gruntów. Jeśli natomiast chodzi o
samą Lenę...

Jej największym, a wciąż niezrealizowanym marzeniem, jest

ślub z Thomasem, miłością jej życia, która wbrew
przeciwnościom losu znów ich odnalazła. Jednak mimo
ciągłych obietnic i zapewnień deklarujący wielkie uczucie
Thomas wciąż odkłada kolejne wizyty na Słonecznym
Wzgórzu i nie chce rozmawiać o swojej aktualnej sytuacji
życiowej. Zakochana Lena obdarza go zaufaniem i wierzy, że
w Ameryce, gdzie mieszka na stałe, pozostaje jej wierny.
Swoje życie zamienia w czekanie na kolejny telefon od
ukochanego i najmniejszy choćby dowód miłości. W czekaniu
pomaga jej wytrwać piękna bransoletka z romantycznym
napisem LOVE FOREVER - dowód miłości od Thomasa. Gdy
jednak ten odwodzi Lenę od pomysłu odwiedzenia go w Ame-
ryce, dziewczyna zaczyna coraz bardziej wątpić w jego miłość.
Przyczynia się do tego także pojawienie się Jana van Dahlena,
dziennikarza, który bez pamięci zakochuje się w ślicznej
Lenie. Jego pocałunek wpędzają w wyrzuty sumienia, ale nie
zniechęca do walki o związek z Thomasem. Wolny czas Lena
poświęca na ciężką pracę, która pozwala jej w końcu zaistnieć
w branży alkoholowej. Odnosi coraz większe sukcesy i
podpisuje kontrakty z kolejnymi dystrybutorami. Część
odremontowanej posiadłości zamienia w pensjonat. Ma nawet
pierwszych gości - doktor von Orthen, która okazuje się by tą
narzeczoną jej zmarłego ojca, i znaną aktorkę Isabelle Wood.
Stara się również dbać o mieszkańców posesji, którzy
otrzymali od zmarłego gospodarza prawo dożywotniego
zamieszkiwania. Nie jest to trudne, bo bardzo ich kocha. To oni
po śmierci ojca stali się jej najbliższą rodziną. Nicola, Daniel i
Aleks też starają się jej pomagać tak, jak tylko potrafią. Nicola

background image

zajmuje się kuchnią, Daniel odnawia posiadłość, a Aleks
pomaga w kwestii kontraktów z dystrybutorami alkoholi. Lena
umie się odwdzięczyć. Obiecała sobie, że odnajdzie córkę
Nicoli, którą ta przed laty, z powodu braku środków do życia,
oddała do adopcji. Wydaje się, że właśnie wpadła na właściwy
trop.

Jej najbliżsi przyjaciele z Fahrenbach, Sylvia i Martin, wrócili

z podróży poślubnej. Lena ich uwielbia i życzy im jak
najlepiej, ale intuicja podpowiada jej, że coś złego czyha na ich
związek. Wciąż poszukuje także receptury Fahrenbachówki,
likieru, którego skład był znany jedynie jej ojcu. Tymczasem
Aleks informuje Lenę o dziwacznym odkryciu. W starej
skrzyni

znajduje

kilka

obrazów, które wydają się

bezwartościowymi bohomazami. Lena jest jednak całkowicie
pochłonięta problemami rodzinnymi, do których straciła już
dystans.

background image

Kiedy Lena wracała od Sylvii ze szpitala, niespodziewanie

jakaś dziewczyna popchnięta przez drugą wpadła na jezdnię
prosto pod jej samochód. Na szczęście Lenie udało się
zahamować.

Kiedy sprawczyni całego zamieszania ponownie zaatakowała

dziewczynę, a ludzie na przystanku przyglądali się temu
obojętnie, Lenę ogarnęła złość.

Agresję trzeba zwalczać! Nie może być tak, że ktoś

wyładowuje swoje frustracje na innych, w dodatku słabszych.

Wyskoczyła z samochodu i podbiegła do dziewczynek.

Rozdzieliła je siłą. Przesunęła awanturnicę na wiatę i ją
przytrzymała.

- Zgłupiałaś?! - krzyknęła do niej. - Nie wolno wpychać ludzi

na ulicę. To mogło skończyć się tragicznie!

background image

Poszkodowana skorzystała z okazji i uciekła. Ludzie

czekający na autobus podeszli bliżej. Dopiero teraz
zainteresowali się całą sytuacją. Zwietrzyli sensację...

- Czego państwo tu chcą?! - wrzasnęła poirytowana Lena. -

To nie jest przedstawienie. Powinniście się wstydzić, że
wcześniej bezczynnie przyglądaliście się bójce. Proszę stąd
odejść i przestać się gapić!

Odeszli.
Dziewczyna próbowała się wyrwać.
- Stój spokojnie! - odezwała się stanowczo Lena, lekko nią

potrząsając.

W tej samej chwili nastolatka obróciła głowę i ugryzła Lenę w

rękę. Ta wzmocniła uścisk.

- Aaaa, kim jesteś? - spytała awanturnica. - Urząd do spraw

młodzieży?

Widocznie nie byłoby to jej pierwsze spotkanie z

przedstawicielem urzędu. -Nie...

Dziewczyna popatrzyła na nią wrogo. Lena dopiero teraz

zauważyła, że była bardzo ładna.

- To po co się wtrącasz?

background image

- Nie toleruję przemocy. I nie lubię, gdy ktoś zaczepia

słabszych.

- Innych - wskazała ludzi na przystanku - jakoś to nie

obchodziło.

-1 to jest smutne... Dlaczego dokuczałaś tamtej dziewczynce?
Wzruszyła ramionami. -Nie wiem...
- Słucham? Szarpałaś ją tak po prostu? Nie napada się na ludzi

bez powodu...

- Gapiła się na mnie. Nie znoszę wypacykowanych,

wypindrzonych panienek... Kretynki! Mają się za kogoś
lepszego.

Lenie zrobiło się słabo. Ile agresji tkwiło w tej dziewczynie...
-1 co? Poprawiłaś sobie w ten sposób nastrój? - spytała.
Dziewczyna nie odpowiedziała.
- Prawdopodobnie nie. Powiedzieć ci dlaczego? Bo agresja i

przemoc nie rozwiązują problemów, one je tylko na chwilę
oddalają. W gruncie rzeczy miła z ciebie dziewczyna. Chyba
nie wiedzie ci się w życiu... Jak właściwie masz na imię?

- Veronika... Niech mnie pani puści. Jedzie mój autobus.

background image

Już nie mówiła do Leny na „ty". Chyba poczuła nagle respekt.
- Możesz pojechać następnym. Chciałabym z tobą

porozmawiać.

- Dlaczego?
- Ponieważ mimo tej całej awantury nie wietrzę, żebyś była

zła.

-Naprawdę?
Lena pokiwała głową.
- Jak najbardziej...
Veronika nic nie odpowiedziała. Nagle wyrwała się z uścisku

Leny.

- Obejdzie się! - krzyknęła. - Muszę już iść, bo inaczej będę

miała kłopoty...

Podbiegła do autobusu, który właśnie się zatrzymał.

Wysiadało z niego sporo ludzi. Lena pobiegła za dziewczynką.

- Zaczekaj... - Poszperała w torebce. - Weź moją wizytówkę.

Zadzwoń, gdybyś bardzo chciała pogadać.

Veronika otworzyła usta ze zdziwienia.
- Mogę zadzwonić tak po prostu?
- Tak, kiedy tylko będziesz chciała. Gdyby mnie nie było,

nagraj się na sekretarkę. Poza tym możesz zadzwonić na
komórkę. Numer jest na dole.

background image

Veronika wepchnęła wizytówkę do kieszeni dżinsowej kurtki

i wskoczyła do autobusu.

Lena przez chwilę patrzyła na odjeżdżający autobus.
Dlaczego to zrobiła? Dlaczego dała jej wizytówkę? Przecież

zwykle nie rozdawała ich każdej napotkanej osobie, a już na
pewno nie takiej pełnej agresji.

Coś ją jednak urzekło w tej dziewczynie...
Po co zaprząta sobie tym głowę? Ona prawdopodobnie

wyrzuci wizytówkę na następnym przystanku. .

Wsiadła do samochodu i odjechała. Wyłączyła radio i

skręciła. Pojedzie do sklepu dziecięcego w Bad Helmbach,
żeby kupić coś dla maleństwa Babette Hagemann. Nie
wiedziała, czy Babette miała przyjaciół i rodzinę, którzy
odwiedzą ją w szpitalu. Ale zdawała sobie sprawę, że na pewno
nie zjawi się tam jej mąż, który porzucił ją dla kochanki.

W sumie Babette powinna się cieszyć, że mąż wybrał tę

drugą. Ten łajdak nie był jej wart. Zachował się jak gówniarz.
Znalazł się wielki maczo, który uznaje wyłącznie męskiego
potomka!

Kiedy czyta się o czymś takim w gazetach, zazwyczaj

człowiek uważa, że dziennikarze mają

background image

bujną wyobraźnię i zmyślają. Okazuje się jednak, że takie

historie zdarzają się naprawdę.

Lena znowu włączyła radio. Przedstawiali prognozę pogody.

Zapowiadali deszcz i silny wiatr.

Dojechała do Bad Helmbach. Długo szukała wolnego

miejsca. W sezonie znalezienie go było nie lada wyczynem. Do
tej niewielkiej miejscowości przyjeżdżali ludzie chcący choć
trochę zasmakować życia celebrytów. Lena nie miała takich
potrzeb. Raczej ją to śmieszyło. Dziękowała Bogu, że nie
mieszka w Bad Helmbach. Było tam dla niej za głośno.
Zdecydowanie wolała spokój Słonecznego Wzgórza.

Jaskrawoczerwone ferrari zaczęło się właśnie wycofywać...

Lena wjechała na jego miejsce.

Uradowana pomaszerowała w stronę deptaka, gdzie

znajdował się dobry sklep z artykułami dziecięcymi.

background image

Kiedy dotarła do domu, zauważyła leżącą na komodzie

pocztówkę z pięknym krajobrazem z pieczątką z Australii.

Czyżby niespodziewanie Jórg przeniósł się tam z Nowej

Zelandii? Odwróciła kartkę.

Droga Leno,
Dopadły mnie wyrzuty sumienia, wiej: postanowiłem

odezwać sie do Ciebie. Miewam się dobrze i jak się domyślasz
po pocztówce, obecnie przebywam w Australii. Mieszkańców
tego kraju cechuje niebywale nonszalanckie podejście do ży-
cia. Ciągle powtarzają „no worries", czyli nie przejmuj się.
Zatem nie martw sie o mnie.

Buziaki i pozdrowienia od brata Jórga, który nie pisze do

Ciebie często, ale często o Tobie myśli. Naprawdę!

background image

Lena z uśmiechem na twarzy odłożyła kartę.
Ach, gdyby zaraziła się od Jorga choć cząstką

lekkomyślności...

„No worries", pomyślała.
Odsłuchała wiadomość na automatycznej sekretarce.
Nagrał się Jan.
- Szkoda, że nie ma cię w domu. Tęsknię za tobą i nie mogę

się doczekać, kiedy znowu cię zobaczę... Wieczorem spróbuję
jeszcze raz zadzwonić i mam nadzieję, że usłyszę twój głos.
Ściskam gorąco. Jan.


Odsłuchała tę wiadomość dwa razy. Postanowiła, że jej nie

skasuje. Jan...

Brakowało go jej.
Czy to była miłość? A czym jest miłość?
Nieważne. Tego, co czuła do Jana, nie musiała opisywać

słowami. Wystarczy, że to nienazwane uczucie dodawało jej
skrzydeł.

Westchnęła, po czym sięgnęła po telefon, żeby wykręcić jego

numer.

Włączyła się skrzynka pocztowa.
- Jan, cieszę się na naszą wieczorną rozmowę. Nigdzie nie

wychodzę... Nie wyściubię nawet

background image

nosa za drzwi... Tęsknię... I ja również nie mogę się doczekać,

kiedy cię zobaczę - nagrała się.

Pocztówkę od brata zabrała do kuchni. Zaparzyła kawę i się

rozmarzyła...

Jan van Dahlen...
Od początku jej się spodobał, ale ponieważ w tamtym czasie

jej jedyną miłością był Thomas, świadomie odpierała zaloty
Jana.

Raz uległa namiętności i całowała się z nim podczas

wieczornego spaceru w świetle księżyca. Okupiła tę chwilę
zapomnienia potwornymi wyrzutami sumienia. Męczyła się
niemiłosiernie. Dręczyło ją poczucie winy, że zdradziła
Thomasa. Natychmiast zerwała kontakt z Janem. Wtedy nie
miała pojęcia, że Thomas nie mieszkał w Ameryce sam, lecz z
żoną Nancy.

Lena napiła się kawy, po czym przeszła do dawnego pokoju

ojca, w którym przechowywała dużo osobistych rzeczy i
prowadziła prywatną korespondencję.

Po tym, jak odkryła podwójne życie Thomasa, spaliła

wszystkie jego listy i zdjęcia... Poza jednym. Włożyła je do
szuflady biurka. Od czasu do czasu wyciągała je i wpatrywała
się w twarz człowieka, który kiedyś tak wiele dla niej znaczył.

background image

Wyjęła z dolnej półki bransoletkę Tiffany'ego z

wygrawerowanymi inicjałami L + T oraz napisem LOVE
FOREVER. Wzięła stary medalion ze zdjęciem ukochanego.
Thomas podarował jej tę biżuterię jako dowód wiecznej
miłości.

Kłamstwo! Wierutne kłamstwo!
Wstała. Spakowała wszystko do bąbelkowej koperty i

zaadresowała ją do Thomasa.

Niech podaruje te kosztowności swojej Nancy! Leny nie

obchodziło, że przez tę przesyłkę Thomas może się pokłócić z
Nancy. Nie miała sobie nic do zarzucenia. Nie była kochanką,
ponieważ nie miała pojęcia o istnieniu żony. A kiedy się o niej
dowiedziała, natychmiast zerwała z Thomasem. Nie chciała z
nim nawet rozmawiać.

Drżącą ręką napisała jego imię, prawdopodobnie ostatni raz.
Zaraz zaniesie kopertę do destylarni. Niech Daniel zawiezie ją

na pocztę razem z innymi przesyłkami.

Kawa wystygła i straciła smak. Wylała ją do zlewu, a

pocztówkę od Jórga włożyła do torebki.

Kiedy wyszła z domu, z naprzeciwka przybiegły psy.

Obskoczyły ją, szczekając i merdając ogonami. Lena je
pogłaskała.

background image

- O, moje włóczykije, zaniedbałam was. Nadrobimy nasze

spacery. A teraz dam wam wasze ulubione smakołyki...

Wysypała garść psich ciasteczek.
- Te są dla ciebie, Hektor, a te dla ciebie, moja droga Lady.
Przyglądała się, jak zwierzaki pałaszują swoje przysmaki.
Pochłonęły je w ułamku sekundy, po czym wbiły błagalny

wzrok w panią.

- OK, milusińscy, wyjątkowo dosypię wam dokładkę, ale o

więcej nie proście. Zrozumiano?

Psiaki zaskomlały i odbiegły, bo przez podwórze szedł

Daniel.

- Właśnie się do ciebie wybierałam. Mam list. - Wymachiwała

kopertą.

- Daj go. I tak muszę jechać na pocztę. Zerknął ukradkiem na

adresata, a następnie

spojrzał pytająco na Lenę.
- Odsyłam mu stare prezenty.
- Jesteś pewna, że tego chcesz?
- Absolutnie. Działo się coś ciekawego w destylarni? -

zmieniła temat.

- Nic, co by nie mogło zaczekać do jutra. Jak było u Sylvii?

background image

- Krótko u niej byłam. Po południu jadę do niej z Nicolą.
- Chyba oszaleje z radości. O niczym innym nie mówi. Tylko

o dzieciach.

- Maluchy są prześliczne... Widziałam dziś Amalię. Jest

drobniutka.

- W końcu to dziewczynka. Co z nią w ogóle?
- Już lepiej. Dziś będziemy wiedzieli więcej. Dlatego

Christian został w szpitalu. Porozmawia z lekarzami. Koledzy
po fachu nie będą przed nim niczego ukrywać.

- Miły gość z tego twojego wyłonionego z nicości brata.
- Uhm. Bardzo go lubię. Czy to nie dziwne? To tylko brat

przyrodni, a wydaje mi się, że kocham go bardziej niż Friedera.

Daniel popukał się w czoło.
- Nic w tym dziwnego, Leno. Trudno kochać Friedera.
- Słusznie. Zszedł na złą drogę.
- Zawsze był aroganckim egoistą.
Lena nie miała ochoty rozmawiać o Friederze, bo zaraz

popsułaby sobie humor.

- Jórg napisał do mnie pocztówkę. Jest teraz w Australii.

background image

- Wiem. Nicola mi o tym wspomniała.
- Nie jesteś entuzjastycznie nastawiony do jego podróży,

prawda?

- No nie, choć niewiele mnie one obchodzą. Jednak

mężczyzna ponoszący odpowiedzialność za okazałą posiadłość
oraz winnice nie powinien tak nagle pakować plecaka i ruszać
w świat, bo taki ma kaprys.

- Daniel, Jórg jest, jaki jest. Może gdzieś tam w odległym

kraju uświadomi sobie wreszcie, że Chateau Dorleac przynosi
mu mnóstwo korzyści, pozwala żyć...

- Lena, chyba sama nie wierzysz w swoje słowa?
- Powiedzmy, że tego bym sobie życzyła.
- Prędzej spotkasz wróżkę z bajkowego lasu, niż twój

braciszek Jórg stanie się odpowiedzialnym przedsiębiorcą.

- Ale on przynajmniej jest wobec mnie bardzo uprzejmy.
- Bo ma w tym interes. Podróżuje po wszystkich

kontynentach, a ty i Marcel odwalacie za niego robotę.

- Głównie Marcel. Daniel machnął ręką.

background image

Nie było sensu kontynuować wątku Jórga, ponieważ Lena

zawzięcie go broniła.

- Idziesz teraz do Nicoli?
-Tak.
- Przekaż jej proszę, że nie przyjdę dziś na obiad.
Obrzuciła go zagadkowym spojrzeniem. Zdawało się jej czy

naprawdę się zarumienił? Czyżby potwierdziły się jej domysły,
że ma dziewczynę?

- OK - odparła Lena. - W takim razie zobaczymy się później.
- Uhm. Pozdrów ode mnie Sylvię. Jutro do niej wpadnę.

Przecież muszę się przyjrzeć Fryderykowi, mojemu
chrześniakowi.

Lena uprzytomniła sobie, że koniecznie musi zadzwonić do

Markusa. Jeszcze nie wiedział, że bliźniaki się urodziły, a
przecież będzie ojcem chrzestnym obojga maluszków.

- Muszę zawiadomić Markusa... - wymamrotała. - Pobiegnę

szybko do destylarni. Przy okazji przejrzę pocztę.

background image

Gdy Nicola zmagała się w szpitalu z emocjonalnym

rozdarciem miedzy bolesnymi wspomnieniami a radością z
narodzin bliźniąt, Lena opuściła na moment ją oraz Sylvie.

Sięgnęła po prezent zapakowany w ozdobny papier z

nadzieją, że Babette Hagemann i jej córeczka Marie są w
swoim pokoju. Kupiła pluszową owieczkę oraz kurteczkę z
wyhaftowanym kwiatuszkiem.

Lena zapukała, wetknęła głowę przez uchylone drzwi i

odetchnęła z ulgą.

Babette leżała na łóżku z nowo narodzoną córeczką.
Kiedy zobaczyła Lenę, rozpromieniała.
- Pani Fahrenbach, co za niespodzianka...
- Przecież obiecałam, że panią odwiedzę. - Pogratulowała

Babette pięknej córki i wręczyła prezent.

background image

Marie była śliczna. Czy wszystkie noworodki są takie?
Lena jeszcze nie widziała, żeby któreś dziecko było brzydkie.
Marie optycznie przewyższała wzrostem bliźniaki Sylvii. No,

ale ona przyszła na świat zgodnie z terminem. Miała
różowiutką twarzyczkę, blond włoski i wąziutki nosek.

- O Boże, jaka ładna! - pisnęła zachwycona Babette, oglądając

kurteczkę. - I jeszcze ta owieczka. Położymy ją do łóżeczka
Marie. Pani Fahrenbach, zawstydza mnie pani... Nie mogę
przyjąć takich drogich prezentów.

- Dlaczego nie?
- Bo, bo... - jąkała się. - Przecież my ledwie się znamy...
Lena wybuchła śmiechem.
- No i co z tego? Bez przesady. Prezenty nie mają nic

wspólnego ze stopniem zażyłości dwojga ludzi. Daje się je,
kierując się impulsem. Moją intencją było sprawienie pani
radości i chyba mi się udało.

- Uszczęśliwiła mnie pani. Po tysiąckroć dzięki... Żadne

słowa nie wyrażą tego, co w tej chwili czuję.

background image

- Czasem nie potrzeba słów... Nieważne, nie będziemy się nad

tym rozwodzić. Miała pani lekki poród?

- Tak. Marie to skarb... Tylko godzinkę męczyłam się na

porodówce.

Prowadziły ożywioną rozmowę, dopóki Marie nie zaczęła

płakać. Lena wstała.

- Muszę wracać do przyjaciółki, zanim zgłosi na policję moje

zaginięcie.

Babette zaczerwieniła się.
- Przepraszam, że panią przetrzymałam.
- Niech pani nie przeprasza. Siedziałam u pani z własnej woli.

I jeśli mnie pani nie wyrzuci, jeszcze przyjdę.

- Będę się bardzo cieszyć - odparła Babette. Pożegnały się.
Ciekawe, w jakim nastroju jest Nicola? Sylvia była sama.
- Gdzie Nicola i Christian?
- Nie spotkałaś ich? Poszli zobaczyć Amalię. Trzymała na

rękach Fryderyka. Lena usiadła.

- Lena, twój brat Christian bardzo mi pomógł. Chyba

sfiksowałabym bez niego... Przez moment

background image

zapomniałam, że jest kimś obcym. Widziałam w nim Martina.

Emanuje od niego niebywałe ciepło. Jego postawa budzi
zaufanie... Lena pogładziła dłoń Sylvii.

- Cieszę się... Ja też uważam, że mój... brat to wspaniały

człowiek. A co z twoją stopą?

Sylvia zachichotała.
- Podwiń kołdrę.
- O Najświętsza Panienko, co to jest? - spytała Lena, gapiąc

się na czarne coś na nodze swojej przyjaciółki.

- Wygląda strasznie, ale jest super. Dzięki temu cacku nie

muszę kuśtykać o kulach. Na szczęście kostka nie jest złamana.
Stłukłam ją sobie i skręciłam. Christian uratował mnie przed
kulami, bo lekarze chcieli mi je wcisnąć na co najmniej dwa
tygodnie. Jak niby miałabym funkcjonować? W prawej i lewej
ręce kule, jedno dziecko przywiązane do piersi, a drugie do
pleców?

Lena zaśmiała się.
- Powiedz, jak zachowała się Nicola, kiedy ujrzała Fryderyka?
- Znasz ją przecież... Omal nie pękła z radości. Nie mogła się

na niego napatrzeć. Potem uparła się, żeby zobaczyć Amalię.
W końcu będzie jej

background image

chrzestną. Malutka rozwija się prawidłowo. Jutro rano

przeniosą ją do mnie. Profesor powiedział, że jest bardziej
aktywna niż jej braciszek. Ach, Lena, nawet sobie nie
wyobrażasz, jaka to dla mnie ulga, że obyło się bez większych
komplikacji. Serce by mi pękło, gdyby Amalia cierpiała na coś
poważnego.

- Gdyby tak było, musiałbyś się z tym pogodzić. Bóg nie

wkłada ludziom do kołyski tylko laureatów Nagrody Nobla czy
samych królowych piękności.

Sylvia machnęła ręką.
- Nie o to mi chodzi. Widocznie źle się wyraziłam. Naturalnie,

że pogodziłabym się z ewentualnym kalectwem jednego z
dzieci, ale umarłabym, gdyby któreś z nich nie przeżyło.
Fryderyk i Amalia są jedynym skarbem, który pozostał mi po
Martinie.

- Nieprawda - oznajmiła Lena. - Tkwi w tobie mnóstwo

wspomnień z nim związanych.

Sylvia pokiwała głową.
- Racja... Łączyło nas z Martinem coś szczególnego,

magicznego... Zbyt pięknego, żeby mogło trwać wiecznie.
Wiele znaków na niebie i ziemi mówiło mi, że to małżeństwo
długo nie potrwa,

background image

ale je ignorowałam, ponieważ pragnęłam naszego szczęścia...
- Co ty mówisz?
- No, na przykład ten czarny ptak, który w dniu mojego

wesela przeleciał mi nad głową.

Lena widziała, do czego zmierzała Sylvia, i musiała jakoś

zmienić temat.

- Pamiętam - mruknęła. - Tyle że ptak zaplątał się w twoje

włosy, a nie Martina.

- A Cyganka? - kontynuowała Sylvia. - Chciała wróżyć mi z

ręki... Oddała pieniądze, ponieważ nie była w stanie przekazać
mi tych tragicznych wieści.

- Sylvia, przecież ona nie wyczytała z twojej dłoni żadnego

nieszczęścia. Po prostu zauważyła mój nieufny, pogardliwy
wzrok. Przypominam ci, że ja nie wierzę w durne zabobony. Ta
kobieta nie odważyła się wciskać ci kitu, bo domyśliła się, że
nie pozostawię tego bez komentarza.

-A pamiętasz...
Weszli Nicola i Christian. Nicola była blada jak kreda i trzęsła

się jak galareta.

- Chryste Panie, Nicola, co z tobą?! - krzyknęła Sylvia.
Nicola osunęła się na krzesło.

background image

- Mam napad migreny - wymamrotała. - Przepraszam was.
- Oj, biedactwo. Napijesz się wody?
- Dzięki. Christian przyniósł mi tabletkę. Stało się to, czego

obawiała się Lena. Nicola

znowu myślała o córce, którą tuż po porodzie oddała do

adopcji.

- Zawieźć cię już do domu? Jutro znowu przyjedziemy.
Nicola pokiwała głową.
- Tak będzie lepiej. Potrzebuje ciszy i przyciemnionego

pokoju - stwierdziła Sylvia. - Nicola, zanim wyjdziesz,
powiedz mi, czy spodobała ci się moja Amalia.

- Jest śliczna - odparła Nicola. - Podziękuj Bogu za to

dziecko... Za oboje maluchów.

Christian spojrzał na Sylvię.
- A może nie zostawiać pani samej? - spytał.
- Poradzę sobie, doktorze Berger. Dziękuję. Lena popatrzyła

raz na jedno, raz na drugie.

-Dlaczego wciąż zwracacie się do siebie per „pan" i „pani"?

Sylvia, jesteś moją przyjaciółką, a Christian moim bratem. W
pewnym sensie jesteśmy rodziną - zachichotała. - Przejdźcie na
„ty". Macie z tym jakiś problem?

background image

Oboje uśmiechnęli się. Ulżyło im, że Lena przejęła za nich

inicjatywę.

- Dla uczczenia dzisiejszego dnia zjecie kolację w mojej

gospodzie - zawołała Sylvia. - Zaraz zawiadomię ekipę.

- Proszę, nie zamawiaj nic dla mnie - powiedziała Nicola. -

Acha, nasi panowie mają dziś wieczorek z kręglami, więc
pewnie na nim się pożywią.

- Lena i Christian, wy nie macie wyboru. Nie akceptuję

odmowy.

- Zaproszenie przyjęte - odpowiedzieli jednocześnie, po czym

pożegnali się, ponieważ Nicola słaniała się na nogach.

- Christian, będziesz kierował? - spytała Lena, podtrzymując

Nicolę. - Ja usiądę z Nicolą z tyłu.

Parę minut później odjechali.

background image

W gospodzie panował wzmożony ruch. Praca paliła się

personelowi w rękach. Nie było żadnego wolnego stolika.

- Chyba Sylvia nikogo nie powiadomiła - powiedział

Christian. - Wszystko zajęte.

- Nie wszystko. Chodź!
- O, znalazł się wolny stolik. Hm, chyba najpiękniejszy w tym

lokalu, ponieważ obok pieca kaflowego. Sylvia zarezerwowała
dla nas wyborne miejsce.

- Nie musiała. Przy tym stole nie obsługuje się obcych gości.

Ten stolik jest przeznaczony dla rodziny, Fahrenbachów,
Herzogów, Gruberów i ogólnie dla przyjaciół. Gdzie chcesz
usiąść? Na ławce przy piecu? To wprawdzie moje ulubione
miejsce, ale z chęcią ci je odstąpię.

- Dobrze.
Christian rozejrzał się dookoła.

background image

- Niesamowite, że jeszcze istnieją takie gospody z tradycją...
- Sylvia doskonale łączy tradycję i nowoczesność. Ta gospoda

powstała mniej więcej wtedy, gdy stworzono posiadłość
Słoneczne Wzgórze. My nie mieszkaliśmy tu na stałe. Carla nie
przepadała za wiejskim klimatem. Dlatego posiadłość stała się
naszym rodzinnym ośrodkiem letniskowym. Ale jej nie
zadowalała nawet bliskość Bad Helmbach. Tatuś nigdy nie
wyparł się swoich korzeni. Pielęgnował tradycję. Często
powtarzał, że człowiek poznaje lepiej samego siebie i rozumie
swoją naturę, jeśli nie odcina się od swoich korzeni. Popieram
jego słowa.

- Kochałaś ojca, prawda?
- Uhm... Był cudownym człowiekiem. Ukształtował moją

osobowość.

Przyszła kelnerka. Podała im menu.
- Polecam państwu danie dnia: tatar z wędzonego łososia z

kawiorem, comber sarni w sosie grzybowym, a na deser mus
czekoladowy.

Lena odłożyła kartę.
- Ja nie muszę się zastanawiać. Wezmę danie dnia.
- Ja też - powiedział Christian.

background image

- Świetny wybór - stwierdziła kelnerka. - A co do picia?

Pewnie czerwone bordeux - uśmiechnęła się do Leny. -
Oczywiście z winiarni Chateau Dorleac, pani Fahrenbach.

Lena pokiwała głową.
- Tak. Rocznik 2006. Kelnerka oddaliła się.
- Christian, przepraszam, że podjęłam decyzję, nie pytając cię

o zdanie, ale to wino jest wyśmienite.

Zachichotał.
- Zdaję się na ciebie. Nie znam się na winach> Ty jesteś

ekspertką. Ja zamówię jeszcze wodę.

- Zapomniałam o niej - powiedziała Lena i zawołała kelnerkę.
- Lena, co dolegało Nicoli? To nie była migrena... Gwoli

wyjaśnienia, podałem jej środek uspokajający, a nie lek
przeciwbólowy.

Christian był nie tylko znakomitym lekarzem, lecz również

doskonałym psychologiem.

- Spostrzegawczy jesteś. Symulowała. Lena upiła łyk wina.
- Christian, los jej nie rozpieszczał... Nie mogę o tym mówić.

Jeśli Nicola się zgodzi i będzie chciała, opowiem ci o jej
traumie. Nie chcę

background image

nadużywać jej zaufania. Powierzyła mi swoją tajemnice.

Chyba mnie rozumiesz...

- No jasne. Do niczego cię nie zmuszam. Przeraziłem się,

widząc jej nagłe załamanie nerwowe. Miałem ją za stabilną,
silną osobę.

- Bo nią jest... Z wyjątkiem jednej sprawy.
- Którą chwilowo puścimy w niepamięć. Podano im pyszną,

apetycznie wyglądającą

przystawkę.
- Niesamowite, coś takiego w..., proszę, nie interpretuj

błędnie mojej wypowiedzi, bo nie ma ona obraźliwego
wydźwięku, w wiejskiej gospodzie. Obłędny ten łosoś.

Zanim odpowiedziała, spróbowała odrobinę tatara.
- Sylvia lubi dobrze zjeść, w związku z czym przywiązuje

szczególną wagę do serwowanych u niej potraw. Zaopatruje się
w świeże produkty pierwszej klasy. Tutaj dostaniesz zarówno
regionalne specjały, jak i potrawy z najróżniejszych zakątków
świata - oprócz pizzy i makaronów. W takich daniach
specjalizuje się włoska restauracja usytuowana na nowym
osiedlu. Stołują się w niej nowi mieszkańcy Fahrenbach.

- Są wam solą w oku, co?

background image

- Coś w tym stylu. Przez nich wszystko tu się zmieniło. Na

gorsze. Chociaż żeby oddać sprawiedliwość, na osiedle
wprowadzili się również mili ludzie. Niestety niewielu...
Większość tych

no

wych chce przekształcić Fahrenbach w

drugie Bad Helmbach. Ale my temu zapobiegniemy.

-Jak?
- Do mnie, Sylvii i Markusa należą najcenniejsze ziemie.

Wisienki na torcie. Żadne z nas ich nie sprzeda.

- Tak, ale najpiękniejszym i najcenniejszym miejscem jest

jezioro. Można je całkiem nieźle zagospodarować.

Lena uśmiechnęła się do niego.
- Jezioro w całej swojej okazałości należy do mnie.
- Zatem jesteś świetną partią.
- Najlepszą, jeśli mowa o gruntach. Niedawno uzyskały one

status działek budowlanych i zyskały na wartości. Na ich
sprzedaży można by się dorobić milionów. Mnie jednak na
nich nie zależy. Dlatego nie mam zbyt dużo gotówki.
Wprawdzie sprzedałam za horrendalną sumę obrazy olejne, ale
wiesz, jak jest, pieniądze rozchodzą się błyskawicznie: spłata
długów, kredytów, podatki.

background image

Poza tym przeznaczyłam sporą kwotę na przytułek dla

bezdomnych, poparłam inicjatywę wspierania matek samotnie
wychowujących dzieci i ośrodek dla dzieci chorych na raka.
Gdybym mogła, wspomogłabym więcej instytucji.

- Lena i tak zrobiłaś bardzo dużo.
- Odczuwałam wewnętrzną potrzebę podzielenia się z innymi

pieniędzmi, które tak nagle spadły mi z nieba.

- Nie każdego byłoby stać na taki gest. Jesteś aniołem.
Zawstydziła się.
- Tata mi wpoił, że trzeba się dzielić z innymi. Sprzątnięto

talerze i podano danie główne.

Comber wyglądał fantastycznie - trzy smakowicie

wysmażone kawałki mięsa. Rewelacja. Niebo w gębie. A mus
czekoladowy wprost powalił ich na kolana.

Christiana oczarowało nie tylko jedzenie. Ujęła go atmosfera

gospody.

Kiedy już popijali kawę, do stołu podszedł Markus.
Zirytował się, widząc u boku Leny obcego mężczyznę, z

którym notabene ucięła sobie wesołą pogawędkę.

background image

- Markus, fajnie, że jesteś. Poznaj mojego brata. Christian,

przywitaj się proszę z moim starym przyjacielem.
Rozmawialiśmy wcześniej o nim. Jest właścicielem tartaku.

- Miło mi pana poznać - powiedział nieśmiało Christian.
- Lena, czy możesz mi wytłumaczyć, co to za teatr? - parsknął

wyraźnie zirytowany Markus.

Lena wybałuszyła oczy.
- Co ty bredzisz? Jaki teatr?
- No, ten numer z braciszkiem? Nie jesteś moją żoną ani

kochanką, więc przede mną nie musisz udawać. Dlaczego
nazywasz tego faceta - wskazał palcem Christiana - bratem? Po
co ta farsa? Mnie się nie musisz tłumaczyć. Możesz się
spotykać, z kim chcesz...

Lena wreszcie załapała, o co mu chodzi.
- Markus, usiądź, proszę. Niczego nie udaję. Christian jest

moim bratem, o którym do niedawna sama nie miałam pojęcia.

, - Zgadza się - zawtórował jej Christian.
Markus ze zdziwienia aż usiadł. Patrzył raz na jedno, raz na

drugie.

- Nie pojmuję. Nie spodziewałabym się tego po twoim

zacnym staruszku. Niewiarygodne. On

background image

i kolejny syn? To nie w jego stylu. Był uczciwym

człowiekiem.

- Markus, tatuś nie jest jego ojcem... Christian jest

pierworodnym synem mamy. Oddała go siostrze bliźniaczce.

Chwilę potrwało, zanim Markus przetrawił szokujące

nowiny.

- Przepraszam, Lena. Odkupię ci wino. Muszę się szybko

napić czegoś mocniejszego - powiedział, wychylając kieliszek
Leny. - Wspaniała Carla Fahrenbach... Nie, teraz nazywa się
inaczej.

- Aranchez de Moreira - dodała Lena. Machnął ręką.
- Nieważne. Nie muszę zapamiętywać jej nowego nazwiska.

W każdym razie miała niechlubną tajemnicę.

Spojrzał na Christiana.
- Poznał pan już biologiczną matkę?
- Wolałbym zaoszczędzić sobie tego wątpliwej przyjemności

- odparł Christian. - Pospieszyłem się jednak i doświadczyłem
piekielnego spotkania z moją niby matką.

- To było do przewidzenia - powiedział Markus, przywołując

obsługę. - Poproszę trzy pięćdziesiątki. Napije się pan z nami?

background image

-Tak, chętnie.
- Wie pan, panie... - zwlekał chwileczkę. - Jak pan się

nazywa? Chyba nie Fahrenbach?

- Nie, Berger... Christian Berger.
- Doktor Christian Berger - uzupełniła Lena. - Jest świetnym

lekarzem. Pomógł naszej drogiej Sylvii.

-Ach, to pan? Sylvia wyrażała się o panu w samych

superlatywach. Ale ani słówkiem nie pisnęła, że niejaki doktor
Christian Berger jest bratem Leny.

Christian rozpromieniał, słysząc te słowa. Czyżby coś się

kroiło?

- Darujmy sobie te grzeczności. Powinniście przejść na „ty" -

zaproponowała Lena.

- Nie mam nic przeciwko...
- Zgoda.
Wypili bruderszaft i wznieśli toast.
- Spośród Fahrenbachów najwyżej cenię sobie Lenę -

deklarował Markus. - Jest perełką. Pozostała część sławetnego
rodu nie dorasta jej do Piet.

- Poza Leną miałem do czynienia jeszcze tylko z jednym

członkiem sławetnej rodziny Fahrenbachów.

background image

- Niech no pomyślę... Z Friederem? Jego należałoby spalić i

zatroszczyć się, żeby prochy zakopano gdzieś głęboko.

- Markus! - upomniała go Lena.
- No co, taka jest prawda. Przypomnij sobie, co ci zrobił. Na

przykład nasłał na ciebie kontrolę podatkową. Próbował
wrobić w oszustwo. Potem przysłał ludzi, żeby zmierzyli twoje
grunty...

Lena zatkała uszy.
- Przestań. Nie chcę tego słuchać. Nie psuj mi humoru.
Markus zwrócił się do Christiana.
- Frieder jest gburem. Czy był dla ciebie miły?
- Nie wpuścił mnie nawet do siebie. Posłużył się swoją

sekretarką, która oznajmiła mi w jego imieniu, że mam zakaz
wstępu do ich budynku.

- Cały Frieder. OK, opowiedz coś o sobie, skoro dołączyłeś do

naszej paczki. Chyba że masz z tym problem.

- Nie, żadnego.
I zaczął opowiadać.
Lena dowiedziała się o wielu sprawach, o których wcześniej

nie mówił. Ale zauważyła, że niektóre szczegóły przemilczał.

Potem rozmawiali na tematy ogólne.

background image

Gdy Christian poszedł do toalety, Markus nachylił się ku

Lenie.

- Sympatyczny z niego koleś. Fajniejszy niż pozostałe

rodzeństwo. Szczerze? Nie ma w nim nic z waszej matki...

- Na szczęście! Pewnie jest podobny do swojego ojca, o

którym notabene nic nie wie.

- Straszne. Będąc już dorosłym, dowiedzieć się, że ktoś inny

jest twoją matką... No i nie mieć żadnych informacji o ojcu...
Brrr, zmroziło mnie.

- Christian podszedł do tego dość spokojnie. Markus, cieszę

się, że zjawił się w moim życiu.

- To super. Masz jakieś wieści od Doris?
- Tak. Utrzymujemy kontakt telefoniczny. -1... ma kogoś?
- Nic mi o tym nie wiadomo.
- Naprawdę rozstała się ze mną, ponieważ nie chce mieszkać

w Fahrenbach?

- Tak. Przecież ci mówiła.
- Nie wierzyłem jej. Zachowałem się jak głupek.
- Dobrze, że to zrozumiałeś. Powinieneś ją przeprosić. Ona z

miłości do ciebie próbowała się tu zadomowić, ale potrzebuje
do życia miejskiego powietrza.

background image

Wrócił Christian. Usłyszał jej ostatnie słowa.
- Istnieją ludzie, którzy dla życia w mieście porzuciliby

tutejszy raj? Ja bez wahania spakowałbym walizki i sprowadził
się tutaj. Zakochałem się w Fahrenbach od pierwszego
wejrzenia.

- Christian, szkoda, że nie masz na imię Doris i nie jesteś

kobietą. Gdyby tak było, nie miałbym żadnych problemów.

background image

Kolejne dni minęły nadspodziewanie szybko. Lena

przeprowadziła wiele rozmów z Christianem. Z każdą chwilą
lubiła swojego brata coraz bardziej.

Odwiedzili razem Sylvię, która najwyraźniej odżywała w

obecności Christiana. Lena zaś skorzystała z okazji, żeby
zajrzeć do Babette i jej słodkiej Marie.

Jednak Babette została wypisana ze szpitala już po czterech

dniach.

Lena miała nadzieję, że zgodnie z obietnicą odezwie się do

niej. Jeśli nie, ona zadzwoni do Babette. W końcu wymieniły
się telefonami. Sylvia również zapałała do niej sympatią. Nic
dziwnego, miały wspólne tematy, a szczególnie jeden - dzieci.

Nicola otrząsnęła się z pierwszego szoku i słowem nawet nie

nawiązała do swojego załamania.

background image

Lena zaś nie umiała wymazać go z pamięci. Po wyjeździe

Christiana zabrała się za napisanie listu do Yvonne.

Usiadła przy biurku i zastanawiała się, jak zacząć i jakie

dobrać słowa.

Wspomnieć o bliźniakach Sylvii i tym ataku Nicoli?
Nie. To zbyt długa historia.
Gniotła kolejne kartki z napisanym nagłówkiem i wrzucała je

do kosza. To na nic. Nie będzie się zmuszała. Później zredaguje
list.

Na wszelki wypadek wyrzuciła śmieci do kontenera z

makulaturą.

Kiedy wróciła do domu, zabrzęczał telefon.
To był Jan.
- Serduszko moje, chciałbym cię zaprosić na jutrzejszy

wieczór - zagadnął. - Duffy daje koncert. Kolega odstąpił mi
bilety, ponieważ jego żona zachorowała.

- Jan, wybacz, ale ja nie mam pojęcia, kim jest Duffy.
Zaśmiał się.
- Dla mnie też stanowi zagadkę. To młoda piosenkarka

pochodząca z Walii. Obecnie święci triumfy na muzycznej
scenie.

background image

- Gdzie będzie ten koncert'?
- W Bad Gravenforst. Przenocujemy w hotelu Grand.
- O nie!
- Hej, Lena, co jest?
Próbowała się uspokoić. Nadaremnie. Hotel Grand w

Gravenforst wybudował bogaty argentyński mąż jej matki.
Tam też doszło do ich niefortunnego spotkania.

- Moja noga nie przekroczy progu tego hotelu - mruknęła.
- To przenocujemy gdzie indziej.
- Jan, nie odbierz tego źle, proszę... Nie jestem humorzastą

damulką. Nie chcę w ogóle jechać do Bad Gravenforst.
Przyrzekłam sobie, że nigdy więcej nie odwiedzę tego miejsca.

- Z powodu Thomasa?
- Nie, z powodu mojej matki. Nie chcę teraz o tym mówić.
- OK, nie ma problemu. Odstąpię komuś te bilety. Chętnych

nie brakuje.

-1 nie zobaczymy się? - spytała.
- Głuptasie, skąd taki pomysł? Nie pozbędziesz się mnie tak

łatwo. Chciałem, żebyś się rozerwała na koncercie.

background image

- Przepraszam...
- Lena, nie musisz przepraszać. Dobrze, że się z tobą

skonsultowałem. Gorzej, gdybym cię zabrał tam w ramach
niespodzianki.

- Jan...
- Zmieńmy temat - zaproponował. - Jak ci minął dzień? Co u

bliźniaków?

Z nim można było przynajmniej porozmawiać o

codzienności. A z Thomasem?

background image

Lenę dopadły wyrzuty sumienia. Przebimbała cały dzień.

Weszła do destylarni ze spuszczoną głową. Ale przecież
odwiedziny Christiana i narodziny bliźniaków były
ważniejsze. Poza tym myślała o Veronice, agresywnej
dziewczynce, która w jakiś sposób ją rozczuliła. Jutro
przyjedzie Jan.

Dziwne, że wiązała się z mężczyznami, którzy stale

podróżowali.

Daniel siedział już w swoim biurze. Odebrał właśnie faks.
Wziął kartkę, rzucił okiem na kilka pierwszych linijek,

pobladł i podał Lenie.

- Mamy kłopot... - wymamrotał.
Lena otworzyła usta ze zdziwienia. Trzymała w ręku oficjalną

informację, że sieć supermarketów Grosik ogłosiła upadłość.
Sprawdziły się jej obawy.

background image

Upuściła kartkę.
- Ile?
- Nic mniej, Lena. Do tej pory nie uiścili żadnych opłat. To

chyba palec Boży, że zawiesiliśmy dalsze dostawy.

- W takim razie pięćdziesiąt tysięcy euro - szepnęła.
Daniel pokiwał głową.
- Możemy je spisać na straty. Nie sądzę, żebyśmy cokolwiek

od

nich

ściągnęli.

To

spółka

z

ograniczoną

odpowiedzialnością.

- Daniel, mam ochotę na pięćdziesiątkę wódki. Ale po

pierwsze, za wcześnie na alkohol, a po drugie, to nie rozwiąże
naszych problemów. Jakoś z tego wybrniemy. Akurat wtedy,
gdy wszystko zaczęło się dobrze układać...

- W interesach zawsze trzeba się z tym liczyć. Są wzloty i

upadki...

- Chryste Panie, pięćdziesiąt tysięcy euro! Zaraz osiwieję.
- Lena, damy radę. Widzisz, niepotrzebnie szalałaś z

prezentami po sprzedaży obrazów. Nie powinnaś była
wydawać tych pieniędzy.

- Daniel, opanuj się. Nie będę wszystkiego sobie odmawiała.

Nie żałuję tych zakupów. Masz

background image

rację, poradzimy sobie. Przejrzę listy klientów,

a

ty wyślesz

upomnienia do dłużników... Musimy zatrudnić kogoś do
księgowości.

-Ja...
Przerwał.
- Co chciałeś powiedzieć?
- Nic. Do roboty!
Lena przeszła do swojego biura. Co chciał powiedzieć? Że ma

kogoś na to stanowisko?

Puściła wodze fantazji. Swatała w myślach Christiana z

Sylvią, a Daniela z potencjalną księgową.

background image

Lena wróciła do domu zupełnie wykończona. Miała za sobą

wyczerpujący dzień. Łudziła się, że odzyska chociaż trochę
pieniędzy z masy upadłościowej Grosika.

Odruchowo zerknęła na automatyczną sekretarkę. Nikt nie

zostawił wiadomości.

Poszła do kuchni. Nalała lampkę wina i poczłapała do

biblioteki, gdzie Aleks rozpalił w kominku.

Usiadła wygodnie w ulubionym fotelu i zamknęła oczy.
Wzdrygnęła się, gdy usłyszała jakieś dziwne odgłosy.
Skąd dochodziły?
Wstała i rozejrzała się po pokoju. Chyba się przesłyszała. Nic

nie było widać. Upiła łyk wina.

Drewno przyjemnie trzeszczało w kominku.

background image

Lena odchyliła głowę. Rozkoszowała się buchającym

ciepłem. Uwielbiała siedzieć przed kominkiem. Przy jego
płomieniach marzyła o wspaniałej przyszłości.

Zerwała się na równe nogi.
Znowu do jej uszu dobiegły podejrzane odgłosy. Zauważyła

czarny cień przesuwający się zwinnie od sofy do regału z
książkami.

Czyżby jakieś zwierzę?
Zapaliła światło i podeszła ostrożnie do regału.
Zza rogu wyskoczył młody, przestraszony czarny kot z

zielonymi oczami.

Co powinna zrobić? Wypuścić zwierzę na wolność? Na takie

zimno?

Jak ten kot dostał się do domu? Lena doszła do wniosku, że

musiał się wśliznąć do środka w ciągu dnia. Może jak była tu
Nicola? A może przyszedł wtedy, gdy Aleks rozpalał w
kominku?

Kot schował się za sofę.
Lena poszła do kuchni i wróciła po chwili z miseczką mleka.

Postawiła ją obok drzwi i oddaliła się na tyle, żeby kot nie czuł
się zagrożony, a ona mogła go obserwować.

Jej cierpliwość została wystawiona na ciężką próbę. Kot

zaczął się skradać do miseczki. I w tym

background image

momencie... zadzwonił telefon. Zwierzak natychmiast

czmychnął za sofę. Lena podniosła słuchawkę.

- Cześć, moja piękna - odezwał się Jan. - Wszystko w

porządku?

- Mam gościa.
- Mężczyzna czy kobieta?
- Hm, trudno powiedzieć - parsknęła Lena.
- Co? Przecież wiesz, kto cię odwiedził, kobieta czy

mężczyzna...

W tonie jego głosu zabrzmiała lekka nutka zazdrości.
- Wiem jedynie, że dziwnym trafem rozgościł się u mnie

czarny kot. Taki dziki lokator.

Zadowoliła go ta odpowiedź.
- Uważaj, moja piękna, jeśli to dziki kot, może być chory.
- Spokojnie, nic mi nie będzie. Zdzwonimy się za parę minut,

dobrze? Najpierw muszę się zająć kotem, ponieważ inaczej w
ogóle się nie skupię na rozmowie.

- Ładne rzeczy. Pierwszy raz w moim życiu kobieta wystawia

mnie do wiatru dla jakiegoś kota. Niewiarygodne!

Zezłościł się? Nie!

background image

- Słońce, spójrz na tę sytuację z innej strony. Jesteś dla mnie

tak ważny, że chcę ci poświęcić całą swoją uwagę, a nie tylko
trochę...

- Dobrze, tym razem ci wybaczę - przekomarzał się. - Przez

komórkę złapiesz mnie o każdej porze. Tymczasem życzę
udanego polowania na kota.

Pożegnali się.
Po chwili kot ponownie podkradł się do miseczki. Powąchał,

a potem krążył wokół niej, jakby się zastanawiał, czy powinien
się z niej napić.

Lena lubiła koty. Nigdy jednak nie miała własnego, ponieważ

matka brzydziła się nimi.

Miseczka została opróżniona w jednej chwili. Potem kot

podbiegł do drzwi i je podrapał.

Chyba chciał wyjść...
Lena otworzyła drzwi, zarówno te od biblioteki, jak i

wyjściowe, po czym usiadła na krześle obok komody.

Kot wybiegł na korytarz, odkrył uchylone drzwi wejściowe i

niczym błyskawica wymknął się na podwórko.

Lena wyjrzała za nim. Po kocie nie było ani śladu. Zniknął w

ciemności.

Szkoda!

background image

Cóż, zadzwoni teraz do Jana. Mieli sobie sporo do

opowiedzenia.

Czy powinna mu powiedzieć o upadłości Grosika?
Lepiej nie. Po co go zasmucać?

background image

Lena przestała się kryć z uczuciami, którymi darzyła Jana. Po

prostu chciała dla niego pięknie wyglądać.

Trzy razy przerzuciła zawartość szafy, aż wreszcie położyła

wszystko na kupkę i zdecydowała się założyć dżinsy oraz
sweter. Postawiła na swobodę. Zresztą taką właśnie znał ją Jan.
On i tak oszaleje na jej widok, bo podoba mu się taka, jaka jest.

Ku jej uciesze włosy nieco odrosły. Nie były już przesadnie

krótkie jak u tybetańskiego mnicha. Tęskniła za puklami
sięgającymi ramion. Niestety, nie posłuchała rady fryzjera,
który odradzał takie drastyczne cięcie.

W konsekwencji musiała znosić liczne docinki w stylu: Pod

jaką kosiarkę wpadłaś?

Jan zachował klasę i nie komentował jej dziwnej fryzury.

background image

Stanęła przed lustrem. Sprawdziła, czy wszystko wygląda tak,

jak powinno. Pomalowała usta szminką i użyła swoich
ulubionych perfum.

Była gotowa na przywitanie Jana.
Kiedy szła przez podwórze, żeby odebrać od Nicoli

przygotowane dla siebie jedzenie, dostrzegła czarnego kota.
Jak gdyby nic leżał pod jej drzwiami. Chciał wejść do domu?

Lena natychmiast zawróciła. Ale gdy tylko zbliżyła się do

kota, uciekł na parking.

Poprosi Nicolę, żeby kupiła karmę dla kotów. Tym zwabi

przybysza i może wkupi się w jego łaski.

Nicola ją zaskoczyła. Widząc jej determinację w pozyskaniu

zaufania kota, wyjęła ze spiżarki małą puszkę.

- Daj mu to... Dostałam tę puszkę gratis, kiedy zamówiłam

psią karmę. Naszych włóczykijów taką ilością nie nakarmisz.

- Ale to jest jedzenie dla psów...
- Lenka, nie przesadzaj. Tam jest wątróbka. Dzikie koty nie są

wybrednymi smakoszami. Niedługo wybieram się z Aleksem
do supermarketu. Przywieziemy ci dwie lub trzy puszki. A jeśli
kot znów się pojawi, kupimy więcej smakołyków.

background image

- Nicola, jesteś nieoceniona. Dzięki.
- Robisz tyle hałasu z powodu jednej puszki karmy?
- Nie, bo ugotowałaś mi pyszne jedzonko. No i cieszę się na

przyjazd Jana.

- Zdefiniowałaś wreszcie swoje uczucia względem niego?

Odkryłaś to przed nim?

-Tak.
Lena postawiła na tacy dwie plastikowe miski.
- Dasz radę sama czy ci pomóc?
- Dam radę.
Nicola otworzyła jej drzwi.
- Gratuluję ci.
- Czego?
- Że się wreszcie zdecydowałaś. Jan van Dahlen jest uroczym

mężczyzną. On cię nie zawiedzie. Kocha cię.

- Dzięki, Nicola. Nie zapomnij o karmie dla kota.
- Ach, ty męczy buło... Baw się dobrze z Janem. Jak długo

zostanie?

- Nie mam pojęcia.
Kiedy doszła do domu, Jan właśnie wyłonił się zza rogu.
Wyglądał zniewalająco, chociaż ubrał się na sportowo.

background image

Założył czarne dżinsy, czarną skórzaną kurtkę i stylowy szal,

na wzór tych reklamowanych w czasopismach dla panów.

Przyspieszył kroku. Wziął od niej tacę z jedzeniem i odstawił

je na ławkę. Następnie przytulił mocno Lenę i nie wypuszczał
jej ze swoich ramion.

- Tego mi brakowało - szepnął, składając namiętny pocałunek

na jej ustach. - Chodź, mój kwiatuszku. Wejdźmy do domu.
Gdzie postawić tacę?

- W kuchni... To nasze jedzenie. Nicola nam przygotowała.

Wiesz, ja raczej kiepsko gotuję...

- Serce moje, gdyby to było dla mnie ważne, poderwałbym

jakąś kuchareczkę...

- No, coś tam ugotować umiem - zachichotała Lena.
- Ja też. W razie czego razem staniemy przy piecu i upichcimy

sobie pyszne jedzonko. A teraz muszę cię znowu pocałować.
Jestem spragniony twoich ust...

background image

W trakcie romantycznej kolacji Lena i Jan obsypywali się

czułościami, nie mogąc oderwać od siebie oczu. Po posiłku
oraz kilku godzinach rozmowy przerywanej pieszczotami udali
się do sypialni. Spędzili razem cudowną noc. Upajali się
bliskością swoich ciał. Dali upust drzemiącej w nich
namiętności, żarowi uczuć oraz pożądaniu.

Lena po przebudzeniu z powrotem zamknęła oczy, żeby

powrócić myślami do upojnych chwil. Chciałaby zatrzymać
czas, zostać w ramionach ukochanego. Nagle poczuła, że się do
niej przysunął, pocałował ją i lekko się odsunął, jakby chciał jej
się przyjrzeć.

- Serduszko moje, nie musisz zamykać oczu z powodu tego,

co się wydarzyło. Spędziliśmy ze sobą bajeczną noc.
Kochaliśmy się. Nie stało się nic, czego musiałabyś się
wstydzić.

background image

Zaczerwieniła się.
- Dzień dobry, moja piękna - dodał.
- Dzień dobry - szepnęła.
Nie powiedziała nic więcej, ponieważ jego pocałunki zaparły

jej dech w piersiach.

- Lena, kocham cię... Nawet nie wiesz, jak bardzo!
Pragnęła odpowiedzieć mu podobnym wyznaniem, ale nie

chciało jej przejść przez gardło.

Wyszli z łóżka dopiero przed południem.
Wspólnie

przygotowali

śniadanie.

Oczywiście

nie

przeszkadzało im to w przerwach namiętnie się całować.

- Lena, chciałbym spędzać z tobą więcej czasu.
- Ja też.
- Nic nie stoi na przeszkodzie, żebym stąd wyjeżdżał w

delegacje i wracał z nich do ciebie.

Serce Leny biło coraz szybciej.
- Słoneczne Wzgórze wiele dla ciebie znaczy, a ja chętnie tu

przyjeżdżam. Moglibyśmy więc lepiej się poznać i
rozkoszować naszą bliskością w miejscu, które jest twoją
świątynią... Oczywiście zatrzymam mieszkanie w Berlinie i
apartament w Nowym Jorku. Tam nocowalibyśmy

background image

podczas urlopu i podróży, w których mam nadzieję, będziesz

mi czasem towarzyszyć.

Lenie wprost odebrało mowę. Jan błędnie zinterpretował jej

milczenie.

- Przepraszam, chyba się zagalopowałem. Wyskoczyłem z tą

propozycją jak Filip z konopi. Nie miałem zamiaru na ciebie
naciskać. Po prostu kocham cię i chciałbym być z tobą do
końca moich dni. Chciałbym, żebyś została moją żoną. Jeśli
będziesz na to gotowa...

Lena zamknęła oczy. Omal nie zemdlała ze szczęścia.
Jan był konkretny, szczery i mówił, co mu w duszy grało.
Był całkowitym przeciwieństwem Thomasa. On ciągle

wynajdywał jakieś wymówki.

- Lena, ja...
- Cieszę się - weszła mu w słowo. - Świetny pomysł. Kiedy się

do mnie wprowadzisz?

Wstał, obszedł stół i gwałtownie przyciągnął ją do siebie.
- Moje serduszko, ale mnie uszczęśliwiłaś! Nie pożałujesz

tego. Obiecuję. Pasujemy do siebie. Jesteśmy dwiema
połówkami tego samego jabłka.

background image

- Wiem, kochany... Z każdym dniem fascynujesz mnie coraz

bardziej, co utwierdza mnie w przekonaniu, że do siebie
należymy. U twojego boku czuję się bezpiecznie. Z Thomasem
było inaczej. W zasadzie prawie nic o sobie nie wiedzieliśmy...

Przyłożył palec do jej ust.
- Pssst, nie wracajmy do przeszłości. Ona jest za tobą.

Budujmy wspólną teraźniejszość i naszą przyszłość.

background image

Jan musiał tylko załatwić kilka formalności i za jakieś trzy

tygodnie zamierzał się przeprowadzi na Słoneczne Wzgórze.

Lena nie posiadała się z radości, choć musiała się oswoić z

myślą, że zamieszka z ukochanym mężczyzną pod jednym
dachem. Do tej pory nie była w takiej sytuacji.

Zadziwiała ją otwartość oraz konsekwencja Jana. Nie

poddawał się łatwo i cierpliwi dążył do wyznaczonych celów.

Ponieważ wyjechał, postanowiła zaopiekować się kotem.

Otworzyła puszkę tuńczyka, przesypała go do miseczki i
postawiła pod ławką na dworze.

Ale kot jakby zapadł się pod ziemię. Rozglądała się za nim,

idąc do destylarni.

Daniel adresował upomnienia do opornych klientów, a obok

niego leżał stos jakichś mniejszych zamówień.

background image

Tak dalej być nie może. Muszą zatrudnić profesjonalną

księgową.

- Daniel, potrzebujemy dodatkowej pary rąk do biura.
- Mówisz serio? -Tak.
- Stać nas na nowego pracownika?
- Jasne. Napijemy się kawy i wyjaśnię ci, jak to sobie

wyobrażam.

Daniel zaparzył kawę, a ona pokrótce przedstawiła mu swoją

wizję.

- Brzmi nieźle... - zwlekał chwilę, a w końcu powiedział: -

Chyba miałbym kogoś, kto nadawałby się na to stanowisko...

A jednak! Czyżby Nicola trafiła w dziesiątkę? Związał się z

jakąś kobietą?

- Tak? - spytała.
- Księgową zajmującą się bilansami. Świetne odnajduje się w

warunkach biurowych. Jest miła, kompetentna i pilnie
poszukuje pracy.

- Twoja dziewczyna?
- No coś ty?
- Wiesz, wieczorami dokądś wybywasz, stroisz się jak nigdy

przedtem, więc pomyśleliśmy, że się z kimś spotykasz...

background image

Wybuchnął śmiechem.
- Inge nie jest moją dziewczyną. Gdyby tak było, nie

sprowadzałabym jej do naszej firmy. Uważam, że nie powinno
się pracować razem z ukochaną osobą.

- Skąd ją z nasz?
- Z grupy samopomocy.
- Nie rozumiem. Jakiej grupy samopomocy?
- Wciąż nie uporałem się ze stratą Laury. Nie pogodziłem się

z tym, że popełniła samobójstwo. Winię siebie za to, że jej nie
powstrzymałem... Trafiłem do tej grupy przez internet,
zupełnie przypadkiem. Należą do niej ludzie, którzy mają za
sobą podobne doświadczenia. Początkowo byłem sceptycznie
nastawiony do jakiejkolwiek terapii. Ale poszedłem tam i
uzmysłowiłem sobie, że nie jestem sam i nie tylko mną targają
silne emocje. Inni także walczą ze swoimi słabościami. Z tymi
ludźmi łatwiej się rozmawia o swojej tragedii. Człowiek czuje
się rozumiany... Regularnie uczęszczam na te sesje.

- To dobrze, Daniel. A my już planowaliśmy twój ślub!

Dlaczego nic nie powiedziałeś?

- Wstydziłem się... Dorosły mężczyzna zapisał się do grupy

terapeutycznej. Tam są naprawdę

background image

wartościowi ludzie, z którymi można się wymienić

doświadczeniami.

- Super - odparła Lena. - I tam poznałeś tę kobietę.
- Tak. Inge Koch. Była żoną elektryka prowadzącego własną

działalność gospodarczą. Ich interes prosperował wyśmienicie,
a ona była odpowiedzialna za dokumentację.

Spojrzał w filiżankę. Była pusta.
- Chcesz jeszcze jedną kawę? Lena potrząsnęła głową.
- A ja sobie doleję. Poczekaj chwileczkę. Ruszył do ekspresu.
- Firma Koch otrzymała wielkie zlecenie od jednego z

potentatów budowlanych. Tygodniami opracowywali projekt,
inwestując własne materiały. Efekty ich wysiłku były
oszałamiające. Niestety, nie otrzymali za nie wynagrodzenia.
W związku z tym Koch nie mógł opłacić dostawców. Mało
tego, musiał zwolnić niektórych pracowników. Potentat
budowlany zbankrutował i wyjechał za granicę. Koch
przeszedł załamanie nerwowe. Z rozpaczy rzucił się pod
pociąg.

- O Najświętsza Panienko! - krzyknęła przerażona Lena. - To

straszne...

background image

- Zostawił Inge samą. Zlikwidowała ubezpieczenie na życie,

sprzedała dom, spłaciła długi, ale brakuje jej środków do życia.
Podziwiam ją. Jest bardzo dzielna. Nie poddaje się. Lubię ją.
Po sesjach umawiamy się czasem na jedzenie. Ale nic nas nie
łączy, poza przyjaźnią.

- Wierzę. Daniel, zadzwoń do niej i wyznacz jakiś termin na

rozmowę.

- Serio?
- Uhm. Miejsca jest sporo, a z tego, co opowiadasz, ona jest

idealną kandydatką na naszą księgową. Gdzie mieszka?

- W Dortenfeld. Obecnie szuka mieszkania w naszych

okolicach.

- Jeśli ją przyjmiemy, możemy wyszykować któryś z domków

na Słonecznym Wzgórzu. W każdym jest prąd, ogrzewanie i
woda. Zaproponuję jej niewysoki czynsz...

- Lena, byłoby super... Mogę zadzwonić do Inge i przekazać

te rewelacyjne wieści?

- Tak. Najlepiej niech przyjdzie dzisiaj w południe albo

późnym popołudniem, bo chciałabym jeszcze odwiedzić
Sylvię. Pojutrze wypisują ją ze szpitala.

Wstała i przeszła do swojego biura.

background image

Usiadła przy biurku i wyciągnęła dokumenty. Była w trakcie

przygotowywania

kampanii

reklamowej

z

licznymi

promocjami.

background image

Oczywiście Inge Koch bez wahania wyraziła zgodę na

spotkanie w destylarni w południe. Lena i Daniel obejrzeli
domki, które ewentualnie nadawały się do wynajęcia: domek
ogrodnika, woźnicy oraz taki, w którym czasami mieszkali
robotnicy.

Na Słonecznym Wzgórzu znajdowało się sporo budynków

gospodarczych . Lena nie miała jednak czasu, żeby zrobić z
nich użytek. Miała teraz inne ważne spray. W pierwszej
kolejności musiała zadbać o rozwój firmy. Poza tym powinna
zareklamować swoje apartamenty.

Domek ogrodnika był za duży dla jednej osoby, ten woźnicy

wymagał gruntownego remontu, ale domek dla robotników
wydawał się idealny.

Składał się z przestronnego pokoju dziennego z małym

tarasem, sypialni, kuchni oraz spiżarni, którą można było
zmienić w pokój gościnny.

background image

- Idealny - stwierdził Daniel. - Jeśli Inge się z nami dogada,

wyszykuję ten domek.

- Oby odpowiadało jej życie na wsi. Nie każdy jest do tego

stworzony. Pamiętasz, jak było z moją szwagierką Doris?

- Inge jest zupełnie inna. Mimo to powinniśmy odświeżyć ten

domek, bo będziemy mogli go później wynajmować, gdyby
Inge do niego się nie wprowadziła.

- Nie spieszmy się, Daniel. Na razie apartamenty w

czworakach świecą pustkami. Ale masz rację, powinniśmy tu
coś zmienić.

- Zostało nam sporo kafelków. Na podłogi wystarczą.

Pogadam z Aleksem, żeby odrestaurował stare meble z szopy.

- Sprawimy mu ogromną radość. On uwielbia się zajmować

antykami.

- Wiem. Ja też chętnie popracuję fizycznie. Wyrzucę z siebie

negatywną energię.

- OK, więc ja wypoleruję drzwi. Będę miała jakiś wkład w

remont...

Daniel się roześmiał.
- Niech ci będzie. Na pewno warto je odnowić. Opłaci się.

Posłużą nam jeszcze wiele lat. Trzeba przyznać, że twoi
przodkowie przywiązywali

background image

ogromną wagę do jakości. Dziś już nigdzie nie dostanie się

takich solidnych drzwi.

- Zatem zakasam rękawy i ruszam do boju - odparła

żartobliwie Lena.

- A kiedy chcesz polerować? Nocami?
- Nie, oczywiście, że nie. Jakoś się wyrobię czasowo. Nasza

Nicola powiada, że dla chcącego nic trudnego.

Daniel ją objął.
- Lena, każdy ma określone granice wytrzymałości. Spójrz,

ile obowiązków spoczywa na twoich barkach: firma,
apartamenty w czworakach... Nie za dużo bierzesz na siebie?

- Oj tam, oj tam... Gdzie umówiłeś się z panią Koch?
- W destylarni.
- OK, zaraz się tam spotkamy. Tylko na chwilę muszę zajrzeć

do domu.

Chciała zobaczyć, czy kot się nie zjawił. Nie przyznała się

przed Danielem, bo uznałby ją za wariatkę.

Po kocie ani śladu, ale miska stała pusta. To dobry znak.

background image

Inge Koch była dość niska. Miała krótkie, brązowe, kręcone

włosy i brązowe oczy. Na pierwszy rzut oka było widać, że to
energiczna osoba. Z pewnością przed tragicznymi
wydarzeniami była pełna radości.

Lena jej wytłumaczyła, co będzie należało do jej obowiązków

i na czym będą one dokładnie polegały. W tej kwestii były
zgodne. Miały te same metody pracy.

Inge okazała się rzetelną, wykwalifikowaną pomocą biurową.
- Proszę obejrzeć dom. Daniel go pani pokaże, a potem

jeszcze porozmawiamy...

Lena obserwowała ich, jak razem szli przez dziedziniec.
Inge Koch wywarła na niej pozytywne wrażenie. Podziwiała

ją za opanowanie i siłę charakteru. Lena nie była pewna, czy
potrafiłaby się

background image

podnieść po takich traumatycznych przeżyciach. Ledwie

pozbierała się po zawodzie miłosnym.

Na szczęście znalazła nową miłość, która ją uleczyła.

Zastanawiała się, jak potoczy się jej życie u boku Jana.

Zanim przystąpiła do pracy, wysłała do niego e-mail:

„Tęsknię za tobą i nie mogę się doczekać, kiedy znowu cię
zobaczę".

Następnie wzięła wyliczenia Finnemore Eleven, najlepiej

sprzedającego się produktu.

Czym zachęcić potencjalnych klientów do tego, żeby

zapełniali swoje magazyny jeszcze większą ilością trunków?
Może ceną? Co mogła zrobić?

Obmyślanie koncepcji pochłonęło ją na tyle, że wzdrygnęła

się, kiedy Daniel i Inge wrócili do biura.

Kobieta była oczarowana.
- Cudo! - krzyknęła podekscytowana. - Nie wierzę, że mogę

się tam wprowadzić... Sama wykończę niektóre rzeczy. Jestem
dość sprawna manualnie i świetnie posługuję się narzędziami.
To dla mnie nie pierwszyzna. Mogę malować, lakierować,
polerować... Najchętniej od razu wcisnęłabym się w robocze
ciuchy i zaczęła

background image

działać. O Boże, tyle szczęścia spłynęło na mnie tak nagle.

Dziękuję. Pani Fahrenbach, będę wdzięczna do końca życia. I
ty, Danielu, zasłużyłeś na serdeczny uścisk. Tobie
zawdzięczam to wszystko.

Usiedli przy stole, żeby omówić szczegóły. Inge podsunęła im

kilka interesujących, funkcjonalnych i praktycznych pomysłów
oraz rozwiązań w sprawach remontowych.

Zabrzęczał telefon.
Lena podniosła słuchawkę.
To była Doris.
- Za chwilę do ciebie oddzwonię, OK? Mam właśnie

spotkanie.

- Przykro mi, że przeze mnie... - wyjąkała Inge.
Lena machnęła ręką.
- Nic istotnego. Na czym stanęliśmy? Ach, już wiem. Daniel,

oprowadź panią Koch po zakładzie, zapoznaj z Nicolą i
Aleksem, pokaż piękno Słonecznego Wzgórza, psy, konie, a
potem pójdźcie do domku.

- Ma pani konie? - spytała Inge.
-Tak. Trzy.
-Wierzchowce?

background image

- Bondadosso jest wierzchowcem, Blacky i Mabelle są za

młode, żeby je ujeżdżać. Uratowaliśmy je spod noża rzeźnika.

- Straszne... Ludzie hodują te zwierzęta, żeby je sprzedać jako

bydło rzeźne. Serce mi się ściska, kiedy o tym pomyślę.

- Mnie również. Dlatego postanowiłam małymi kroczkami

zwalczać ten bestialski proceder.

- Pani jest aniołem zarówno dla ludzi, jak i dla zwierząt...

Niech Bóg ma panią w swojej opiece.

- Dziękuję i proszę mi wybaczyć, ale muszę się wziąć do

pracy. Wy dwoje też macie co robić. Zobaczymy się później.

Daniel i Inge wyszli.
Lena wykręciła numer do Doris.
- Miło, że oddzwaniasz. Co nowego na Słonecznym

Wzgórzu?

- Mnóstwo. Przede wszystkim urodziły się bliźniaki. Są

słodkie. Przy nich u każdej kobiety budzi się instynkt
macierzyński.

Opowiedziała jej o początkowych problemach z Amalią,

kontuzji Sylvii i heroicznym wsparciu Christiana.

- Oj, chyba za wcześnie się wyprowadziłam - zażartowała

Doris. - Skoro wychwalasz go pod

background image

niebiosa, musi być kimś szczególnym. Czy się mylę?
- Nie mylisz się. On rzeczywiście jest wyjątkową osobą.

Nadal nie dociera do mnie, że to mój brat. Trzymałabym go z
dala od ciebie, ty uwodzicielski wampie.

- Hola, hola, nie zarzucam sieci na każdego napotkanego

samca. Nie mam na swoim koncie wielu podbojów. Trzech
mężczyzn nie robi ze mnie bałamutki - zachichotała Doris.

- To znaczy, że nie polujesz na jakąś kolejną zdobycz?
- Nie. Mówiłam ci, że między mną a Hansenem nic nie ma.

Spotykamy się, chodzimy razem do kina i tyle. Arne jest miły,
a co z tego wyniknie, Bóg raczy wiedzieć. Teraz jestem wolna.
Robię, co chcę, chodzę na kurs angielskiego, zapisałam się z
koleżanką na jogę... Żyć, nie umierać. A, i w przyszłym
miesiącu zaczynam treningi jazz gimnastyki, więc raczej
odpuszczę sobie jogę. Pozycje wojownika i drzewa mnie nie
kręcą. A co u Markusa? Odzywał się do ciebie?

- Tak. Nawet się z nim widziałam, kiedy byłam z Christianem

na kolacji w gospodzie Pod lipą. Pytał o ciebie.

background image

- Często o nim myślę - przyznała Doris. - Wciąż coś do niego

czuję. Nie potrafię się wyzwolić z tego uczucia.

- Mam nadzieję, że zostaniecie przyjaciółmi.
- Oby. Dlaczego Markus nie zamieszka ze mną w mieście?

Dlaczego nie zmieni swojej mentalności? Bylibyśmy razem i
nie mielibyśmy żadnych problemów.

- On zadaje podobne pytanie odnośnie ciebie. Gdybyś

osiedliła się na wsi...

- Muszę kończyć - przerwała jej Doris. - Pan Brodersen mnie

wzywa. Mówiłam ci, że teraz osobiście powierza mi nowe
zadania?

- Nie. Wspaniale. Szybko się rozwijasz, moja droga.
- OK, zmykam do szefa. Zdzwonimy się.
Lena w zamyśleniu odłożyła słuchawkę.
Doris sprawiała wrażenie zadowolonej. Miasto było jej

żywiołem. Na wsi zdecydowanie by się dusiła, nawet u boku
Markusa.

Lena wyjrzała przez okno.
Ona za nic w świecie nie zrezygnowałaby z tej sielanki, tych

baśniowych krajobrazów. Dziwiła się sama sobie, że przez tyle
lat wytrzymała wśród miejskiego zgiełku.

background image

Zerknęła na zdjęcie taty stojące w ramce na biurku.
- Ach, tatku - szepnęła. - Dziękuję, że zapisałeś mi w spadku

tę posiadłość. Wiedziałeś, że to miejsce jest mi przeznaczone.
Szkoda tylko, że nie pozostawiłeś receptury na
Fahrenbachówkę.

Ostatnie słowa przypomniały jej, że powinna zejść na ziemię i

przyłożyć się do pracy. Wprawdzie Fahrenbachówki nie było,
ale dystrybuowała inne trunki, które trzeba zareklamować.

Zatem jak zmotywować i zachęcić klientów? Na pewno

obniżką cen. Ale jaki slogan reklamowy przykuje uwagę
potencjalnych nabywców? Chyba opuściła ją wena. Miała
pustkę w głowie. Nieustannie błądziła myślami gdzie indziej.
Zastanawiała się, czy Jan przeczytał jej wiadomość, czy czarny
kot leżał pod drzwiami domu i czy Inge Koch wdroży się w ich
system pracy.

Wyjrzała przez okno.
A to co?
Nicola pędziła przez podwórze na złamanie karku. Miała na

sobie jedynie krótką spódniczkę i cienką bluzę. Zaziębi się
przy tej pogodzie. Co z nią? Przecież nigdy nie opuszczała
domu bez ciepłej kurtki.

background image

Może Inge Koch nie przypadła jej do gustu?
Nie, z tego powodu nie biegłaby tutaj.
A może bliźniakom coś się stało? Albo Sylvii? A może

Aleksowi?!

Pod Leną ugięły się kolana. Miała przyspieszony puls.
Nicola wparowała do biura.
- Co się dzieje?
Odepchnęła ją na bok i osunęła się na fotel.
- Przepraszam... - wysapała. - Najpierw muszę usiąść.
Pot spływał z jej czoła. Ledwie łapała oddech.
- Lena, właśnie oglądałam wiadomości... - wyjąkała załamana

Nicola. - Mówili o katastrofie lotniczej...

- W Nowym Jorku? Nicola potrząsnęła głową. Lena

odchodziła od zmysłów.

- Nie trzymaj mnie w napięciu. Mów wreszcie, o co chodzi!
- Samolot rozbił się na bezdrożach... Na pustkowiu... W

Australii.

W Australii?
Jórg tam był. Niedawno przeniósł się z Nowej Zelandii.

background image

- Wśród pasażerów zidentyfikowali jednego obywatela

Niemiec - kontynuowała Nicola.

Lena usiadła. Przełknęła ślinę. Zakręciło jej się w głowie.
- Podali jego nazwisko... To twój brat Jórg! Lena zamknęła

oczy. Zrobiło jej się niedobrze.

Nie wierzyła własnym uszom. Jórg zginął w katastrofie

lotniczej?! Nie, to nie może być prawda. Jej beztroski brat nie
żyje...

Lena siedziała z zamkniętymi oczami. Chciała, żeby to był

tylko zły sen. Zaraz się obudzi i przekona, że to tylko sen...

Ale to nie jest sen. To gorzka prawda, przed którą najchętniej

schowałaby się w mysią dziurę, gdzie nikt jej nie znajdzie i nie
będzie musiała zmierzyć się z faktami. Niestety, to
niemożliwe.

W biurze było porażająco cicho. Co jakiś czas rozlegał się

jedynie bezradny szloch Nicoli siedzącej na krześle.

Nie ma sensu tak bezczynnie czekać. Trzeba coś robić.
Lena otworzyła oczy, pochyliła się do Nicoli i ujęła jej dłonie.
- Powiedz mi jeszcze raz, co dokładnie podano w

wiadomościach.

background image

Nicola przestała szlochać.
- Mój Boże, już ci mówiłam... Podano, że samolot rozbił się

nad australijskim buszem i jedynym niemieckim pasażerem na
pokładzie tego samolotu był Jörg Fahrenbach... Potem była
prognoza pogody, a ja jak najszybciej przybiegłam do ciebie,
żeby ci to wszystko od razu opowiedzieć.

- Nic nie wspomniano o poszukiwaniach? Nicola pokręciła

głową.

- Nie, przecież bym ci powiedziała. Leno, co my teraz

zrobimy? Katastrofa lotnicza, to straszne, jeszcze w takiej
dzikiej okolicy. Czegoś takiego nikt nie przeżyje. Biedny Jörg,
popełnił w życiu wiele błędów, ale nawet największemu
wrogowi nie życzy się takiej śmierci.

Lena nie chciała słuchać o żadnej śmierci.
- Nie wiemy, czy Jörg nie żyje, więc nie mów tak... O której są

następne wiadomości?

Nicola spojrzała na zegarek.
- Za pół godziny.
Lena wstała i pociągnęła Nicolę.
- Chodź, idziemy do domu. Takie wiadomości podają na

okrągło na pasku na dole ekranu.

Wyszły z destylarni.

background image

W domu Dunkelów włączyły telewizor. Skakały po kanałach,

ale nigdzie nie było paska z wiadomością.

Pojawił się cień nadziei.
„Nicola na pewno się przesłyszała", pomyślała Lena.
Już sekundę później ta nadzieja została pogrzebana. Na

jednym z kanałów nadawano wiadomości. Mówiono o
katastrofie lotniczej w Australii i wymieniono Jórga
Fahrenbacha jako jednego z pasażerów rozbitego samolotu.
Nie było żadnych wątpliwości.

Jórg był w tym samolocie!
Co robić? Nikt jej przecież nie powiadomi, chyba że przy

rezerwacji lotu Jórg podał jej adres. Tylko po co miałby to
robić? Przecież mieszka we Francji na zamku Dorleac... Jednak
gdyby podał francuski adres, to ta wiadomość powinna się
pojawić we francuskiej telewizji.

Do kogo się zwrócić?
Do linii lotniczych? Nie podano, do jakich linii należał rozbity

samolot. Z pewnością były to małe linie obsługujące loty
krajowe albo samolot wyczarterowany przez jakieś prywatne
biuro podróży.

background image

Ambasada... Ale jaka? Niemiecka czy może australijska?
Miała wrażenie, że natłok myśli zaraz rozsadzi jej głowę. Do

palącej potrzeby zrobienia czegoś dołączył się potworny ból
głowy. Dobijała ją myśl, że Jórg może nie żyć, a niestety,
wszystko za tym przemawiało.

Dzwoniła jej komórka, którą zostawiła w torbie. Niech sobie

dzwoni, niech ją wszyscy zostawią w spokoju, nie ma ochoty
na głupie gadki!

- Odbierz - nalegała Nicola. - Może to coś ważnego.
Lena w to nie wierzyła, ale wiedziała, że Nicola nie ustąpi.

Odebrała, nie sprawdzając na wyświetlaczu, kto dzwoni.

- Leno, skarbie, jak dobrze, że wreszcie odebrałaś, a już

miałem się rozłączyć.

To Jan.
Lena miała ochotę się rozpłakać, wylać wszystkie łzy, które

powstrzymywała, a które nie pozwalały jej jasno myśleć.

Jan! On jej pomoże!
Jest dziennikarzem, ma różne kontakty, skutecznie zbiera

informacje, o czym przekonała się na własnej skórze, gdy
odnalazł ją w posiadłości

background image

po jednym krótkim spotkaniu, praktycznie nic o niej nie

wiedząc.

Zaczęła głośno płakać.
- Na miłość boską, skarbie, co się dzieje?! Leno, co się stało?!

- krzyczał do słuchawki.

Przez kilka sekund nie była w stanie wydusić z siebie słowa.
- Kochanie, uspokój się... Wszystko będzie dobrze...
- Nic nie będzie dobrze! - krzyknęła do słuchawki. - Nie może

być dobrze...

- Leno, spokojnie. Co się stało? Powiedział to takim tonem, że

Lena zebrała się

w sobie i przestała szlochać.
- Jörg... - wyjąkała. - Samolot Jörga... Samolot Jörga... Rozbił

się... i...

- Leno, weź się w garść! Do diabła! Jak mam ci pomóc, skoro

nie mówisz o konkretach. Jeszcze raz, po kolei mi opowiedz,
co się stało. Co z Jörgiem? Gdzie się rozbił ten samolot? Kto
cię o tym poinformował?

Jan jej pomoże, dowie się wszystkiego. Otarła łzy, wzięła

głęboki oddech i opowiedziała mu, co się wydarzyło i co wie.
W zasadzie niewiele, prawie nic.

background image

- Zaraz się tym zajmę, a ty masz się uspokoić, OK? Miej przy

sobie telefon... Podaj mi wszystkie dane brata. Imię i nazwisko
znam, ale potrzebna mi jest jeszcze data urodzenia, aktualne
miejsce zameldowania, poprzednie też i ostatnie miejsce
pobytu, o ile je znasz...

Poprosił ją o wszystkie informacje na temat Jórga. Jan wie, co

robić. Ta myśl ją uspokoiła. Jeśli ktoś może się czegoś
dowiedzieć, to tylko Jan.

- Kochanie, obiecaj mi, że nie będziesz się tak denerwować.

Nerwy tu nic nie pomogą. Musisz być silna i dzielna.

- Obiecuję. Jan, dziękuję, że się tym zajmiesz.
- To oczywiste. Przecież to mój zawód. Leno, będę już

kończył. Pamiętasz, co mi obiecałaś?

- Tak. Będę spokojnie czekać na twój telefon. Mam nadzieję,

że niedługo zadzwonisz.

- Zrobię, co będę mógł. Na razie, skarbie. Mam nadzieję, że

zadzwonię z dobrymi wiadomościami... Kocham cię i dziękuję
za e-maił.

Skończyli rozmawiać.
Lena położyła komórkę na stole. Opowiedziała Nicoli, co

ustaliła z Janem.

- Widzisz, a nie chciałaś odebrać... Wszystko będzie dobrze.

Jan wszystkim się zajmie.

background image

- Nie jest czarodziejem.
- Nie jest, ale wie, od czego zacząć.
- Mam nadzieje, że Jórg przeżył katastrofę. Przecież takie

rzeczy się zdarzają. Nie może umrzeć. Jest na to za młody.

- Martin też był za młody na śmierć. Co ma być, to będzie.

Przecież człowiek nie oszuka przeznaczenia.

Nicola miała rację, ale ona nie wierzyła w śmierć Jórga, nie

chciała uwierzyć.

Dopóki nie było żadnych dowodów, będzie mieć nadzieję, że

Jórg przeżył katastrofę.

Nagle coś innego przyszło jej do głowy.
Może Jórg w ostatniej chwili się rozmyślił i wcale nie wsiadł

do samolotu, tylko jego nazwisko widniało na liście
pasażerów. Takie rzeczy też się zdarzają.

Może w przypadku lotów krajowych nikt nie zwraca aż takiej

uwagi na wszelkie formalności i procedury.

Po co miałby lecieć? Przecież dopiero przyleciał do Sydney!

Takiego miasta nie zwiedza się lotem błyskawicy.

- Zrobię kawę - powiedziała Nicola. Wstała i poszła do

kuchni.

background image

Lena podreptała za nią. Nie musi już siedzieć

z

nosem

przyklejonym do ekranu telewizora i czekać niecierpliwie na
kolejne wiadomości. Jan dowie się wszystkiego.

Usiadła przy stole. Nicola zajęła się ekspresem do kawy.
- Może coś przeczuwał - powiedziała Nicola i włączyła

ekspres.

- Co przeczuwał?
Nicola postawiła na stole kubki, mleczko do kawy, cukier i

ciastka. Ciastka przed obiadem nie są najlepszym pomysłem,
ale i tak pewnie ze zdenerwowania nic nie przełkną. Ona na
pewno nie, a kawa dobrze im zrobi.

Podała kawę i usiadła.
- Przed wyjazdem sporządził testament. Ty i Marcel

dostaliście wszelkie pełnomocnictwa do zarządzania
winnicami.

Lena pobladła.
O tym nie pomyślała. Zdarza się, że niektórzy ludzie już za

młodu sporządzają testament. Ale Jórg, ten beztroski Jórg? To
rzeczywiście dziwne.

Wbrew własnym przyzwyczajeniom uregulował sprawy

spadkowe i ustanowił ją jedyną spadkobierczynią. Zrobiło jej
się słabo. Niczego od

background image

niego nie chce, nie chce żadnego spadku, tylko chce, żeby

Jórg żył!

Przyszli Daniel i Inge. Daniel od razu się zorientował, że coś

jest nie tak.

- Co się stało? - zapytał. Nicola znowu zaczęła płakać.
Lena opowiedziała w kilku słowach, co się wydarzyło.
- Rany boskie! - powiedział Daniel.
- Będzie lepiej, jak pójdę - oznajmiła Inge Koch. - Bardzo mi

przykro. Proszę nie tracić nadziei.

Odwróciła się i chciała odejść. Lena ją zatrzymała.
- Nie, proszę zostać. Życie toczy się dalej. Mamy sporo do

omówienia.

- Możecie tutaj porozmawiać. Kawy jest dosyć, a ja wyjdę na

ten czas.

- Zostań - powiedziała Lena. Zdobyła się nawet na uśmiech. -

Nie będę musiała ci powtarzać, co ustaliliśmy.

- W takim razie proszę siadać, droga pani -powiedziała

Nicola. - A ty, Danielu, też nie musisz tak stać.

Inge wahała się przez chwilę.

background image

- Naprawdę mogę przyjść jutro. Nie ma problemu. Mają

państwo teraz co innego na głowie.

- Proszę wreszcie siadać. Jaką pije pani kawę? Z mleczkiem

czy bez? Słodzi pani?

- Bez mleczka i z odrobiną cukru - odpowiedziała Inge i

usiadła.

Wyraźnie była przejęta historią Jórga. Nic dziwnego, sama

przeżyła śmierć męża i jeszcze jej nie przebolała.

Różnica polegała jedynie na tym, że jej mąż sam odebrał

sobie życie, a w przypadku Jórga ślepy los wepchnął go w
szpony śmierci, a może to wcale nie był los, tylko
przeznaczenie?

Co czuł Jórg, kiedy już wiedział, że samolot się rozbije? Może

wszystko działo się tak szybko, że nie zdążył nic poczuć ani o
niczym pomyśleć?

- Pani Koch, wymyśliła już pani coś? - zapytała Lena, żeby

zmienić temat.

- Tak. Daniel sprawdził, że płytek wystarczy nie tylko na

podłogę w łazience, ale też na ściany. Pokazał mi, jak
wyglądają... Super, czegoś tak

- ładnego i wytwornego jeszcze nie widziałam.
- Inge chce też kupić nowe tapety. Jutro zerwiemy stare i

razem położymy nowe - kontynuował Daniel.

background image

- Świetnie. Daniel da pani pieniądze, ale nie jestem pewna,

czy możemy wrzucić to w koszty.

Inge nie chciała o tym słyszeć.
- To nie wchodzi w rachubę - zaprotestowała. - Już i tak dużo

mi państwo pomogli. Tapety, farbę i klej kupię za własne
pieniądze. Mam jeszcze trochę oszczędności, ja też chciałabym
mieć jakiś wkład... Do tej pory nie mogę uwierzyć, że będę
mieszkać w takim ładnym domku i mogę tu pracować. Pani
Fahrenbach, dla mnie to jak dar od Boga.

Rozmawiali jeszcze przez chwilę. Potem Daniel poszedł

pomóc Inge, Aleks zajął się uprzątaniem rupieci, Nicola
gotowaniem, a Lena... wiedziała, że nie skupi się na żadnej
pracy.

„Założę ciepłe buty i kurtkę, i pójdę z psami na długi spacer",

pomyślała. Obowiązkowo wstąpi do kapliczki. Zapali
świeczkę i pomodli się za Jórga.

Kiedy doszła do domu, na najwyższym schodku siedział mały

czarny kot. Lena pochyliła się, żeby go pogłaskać, ale uciekł.

Szkoda!
Nabrał już więcej ufności, bo podchodzi pod dom. Kto wie,

może pewnego dnia wejdzie do

background image

środka, nieprzypadkowo, tylko zupełnie świadomie, bo nie

będzie się już bał.

Kot był teraz najmniejszym problemem.
Jórg!
Lena myślała o bracie. I oczywiście o reszcie rodzeństwa.
Powiadomić Friedera i Grit? Może już wiedzą?
Do Friedera nie ma po co dzwonić. I tak nie odbierze telefonu,

gdy zorientuje się, kto dzwoni. Przecież w ogóle z nią nie
rozmawia...

A Grit?
Ona interesuje się tylko sobą i swoim kochankiem Robertino.
Zaczeka. Może Jan się czegoś dowie. Na rozmowę z

rodzeństwem jest jeszcze czas.

Poza tym dlaczego to ona ma zawsze wykonywać pierwszy

ruch? Oni też mogą zadzwonić. Na pewno słuchali wiadomości
albo ktoś ich poinformował.

Nazwisko Fahrenbach jest znane.
Lena założyła kozaki, ciepłą kurtkę, a szyję owinęła szalem.

Nie zapomniała oczywiście o smakołykach dla psów. No, teraz
jest już gotowa na spacer.

background image

- Hektor, Lady, chodźcie do mnie, idziemy na spacer -

zawołała.

Już po chwili psy były przy niej i wesoło skakały. Potem

popędziły do przodu.

- Nie, z powrotem. Nie idziemy nad rzekę. Do kapliczki.
Nachyliła się i podniosła dwa patyki. Rzuciła je przed siebie.

Psy pobiegły za patykami, złapały je w zęby i przyniosły z
powrotem. Z wyczekiwaniem wpatrywały się w Lenę.
Westchnęła. Już wiedziała, co ją czeka. Psy uwielbiają, kiedy
rzuca się im patyki. Najgorsze, że nigdy nie mają dosyć.

Jeszcze raz!
- Aport! - krzyknęła i rzuciła.
Psy ponownie wyrwały do przodu przez puste pole.

background image

Chociaż Jan uruchomił wszystkie kontakty, niczego się nie

dowiedział. Samolot zaginął, ekipy ratunkowe zawiesiły loty.
Po pierwsze, ze względu na fatalną pogodę, po drugie, bo nikt
nie wierzył, że ktokolwiek mógł przeżyć katastrofę. Nikt też
nie wierzył w znalezienie wraku samolotu. Przypuszczalnie
spadł w dżungli.

Gdyby

spadł

duży

samolot

realizujący

lot

międzykontynentalny, poszukiwania wyglądałyby zupełnie
inaczej. W tym przypadku chodziło „tylko" o czternaście osób
razem z załogą.

- Leno, jeszcze dzisiaj będę u ciebie, ale to może być bardzo

późno. Kiedy przyjadę, dokładnie omówimy wszystko. Proszę,
nie denerwuj się - powiedział Jan.

Łatwo mu mówić. To nie jego brat był na pokładzie tego

samolotu. Zresztą Jan nie miał brata.

background image

Jest niesprawiedliwa! To nie jego wina, że doszło do

katastrofy. Zrobił, co mógł.

- Cieszę się, że przyjedziesz - powiedziała Lena.
Mówiła szczerze, chociaż wołałby się z nim spotkać w innych

okolicznościach.

Nie wiedziała, co zrobić z czasem do jego przyjazdu. Nie ma

mowy o pracy. Nie jest w stanie trzeźwo myśleć.

Postanowiła pojechać do Sylvii. Jej przyjaciółka jest już z

dziećmi w domu.

Do domu przyjaciółki weszła bocznymi drzwiami.

Wykluczone, żeby Sylvia była w gospodzie. Jest pracowita, ale
na powrót do pracy jest jeszcze stanowczo za wcześnie.

Poszła na górę. Sylvia siedziała w salonie i czytała.
- Masz świetne wyczucie czasu. Akurat położyłam moje

brzdące do łóżek. Najadły się i śpią. Leno, nie idź teraz do nich.
Nie chcę, żeby się obudziły.

Lena usiadła.
- Jakoś nie wierzę, że będą długo spać. Na pewno zdążę je

wziąć na ręce.

Spojrzała na przyjaciółkę.

background image

- Ładnie wyglądasz. Nic nie widać, że kilka dni temu

urodziłaś dwoje dzieci. Jak noga?

Sylvia roześmiała się i wystawiła nogę z założoną szyną.
- Może być. Jak widać, jakoś kuśtykam przez życie. Trochę to

uciążliwe, ale przecież mogło być gorzej.

Cała Sylvia, optymistka, która stara się w każdej sytuacji

dostrzec dobre strony.

- A twoja dusza?
- Moja dusza... Moja dusza ciągle się smuci, kiedy pomyślę,

jaki Martin byłby teraz szczęśliwy. Tak bardzo się cieszył, że
zostanie ojcem. Skoro już musiał umrzeć, to dlaczego dobry
Bóg nie dał mu trochę więcej czasu, żeby zdążył zobaczyć
dzieci?

- Sylvio, nie myśl tak. Gdyby Martin teraz zginął,

pomyślałabyś, dlaczego nie mógł dożyć do pierwszych urodzin
dzieci... Żaden czas nie jest dobry na umieranie.

Sylvia westchnęła.
- Masz rację. Muszę się pogodzić z jego śmiercią. Jest, jak

jest. Powinnam się cieszyć, że zostały mi po nim moje słodkie
maleństwa. Mogło też być inaczej. Przecież nie chciałam mieć
tak

background image

szybko dzieci, a wtedy nie miałabym mc, co przypominałoby

mi o miłości mojego życia.

- Właśnie tak powinnaś myśleć.

1

- Christian też tak uważa.

Lena spojrzała na swoją przyjaciółkę z nieukrywanym

zaskoczeniem.

- No co? Dzwonimy do siebie. Bardzo mi pomaga. Wiesz, jest

wspaniałym człowiekiem, takim wrażliwym i ciepłym.

Lena pokiwała głową. Ucieszyła się, że Sylvia utrzymuje

kontakt z Christianem, tylko dlaczego brat nic jej o tym nie
powiedział? Od jego powrotu do Hamburga dzwonili do siebie
kilka razy. Może dlatego, że nie dała mu okazji? Bez przerwy
mówiła o sobie i Janie.

- Masz rację, Sylwio, Christian jest wyjątkowy, a przede

wszystkim umie słuchać.

- To prawda. Leno, ciągle tylko o sobie. Powiedz lepiej, czy są

jakieś nowe wiadomości o Jórgu?

Lena potrząsnęła głową.
- Nie, ale nie chcę myśleć, że Jörg nie żyje. Nie będę tak

myśleć.

- Leno, przykro mi to mówić, ale będziesz musiała. Wiem z

własnego doświadczenia, że nie

background image

chce się spojrzeć prawdzie w oczy, ale będziesz musiała to

zaakceptować. Powinnaś zacząć się oswajać z tą myślą.

Nagle w sąsiednim pokoju rozległ się płacz dziecka.

Właściwie trudno to nazwać płaczem, było to raczej ciche
kwilenie, ale obydwie kobiety zerwały się na równe nogi, jakby
je osa użądliła, i pobiegły do dzieci. Kiedy wpadły do pokoju,
było już cicho. Pewnie któreś z dzieci zapłakało przez sen. Ale
skoro już były w ich pokoju, Lena chciała na nie spojrzeć.
Sylvia też nie mogła się napatrzeć na własne pociechy. Po
cichutku podeszły do łóżeczek. Były takie słodkie. Lena
musiała się siłą powstrzymać, żeby nie wyjąć ich z łóżeczka i
nie zacząć całować. Po cichu wyszły z ich pokoju. Potem
rozmawiały o Amalii i Fryderyku. Zrobiło się dość późno.
Lena musiała wracać. Wprawdzie Jan powiedział, że
przyjedzie późno, ale może jakimś sposobem uda mu się
wcześniej wyrwać z pracy. Nie chce przegapić jego przyjazdu.

Przyjaciółki się uściskały.
- Nie denerwuj się - prosiła Sylvia. - Nerwy na nic się tu

zdadzą... Daj znać, jak się czegoś dowiesz.

background image

Lena obiecała, że zadzwoni. W tym momencie rozległ się

dźwięk telefonu Sylvii. Pobiegła do aparatu.

- Cześć Christian - powiedziała. - Świetnie, że dzwonisz.
Teraz już najwyższy czas, żeby wrócić do domu. Lena

pomachała przyjaciółce, ale nie była pewna, czy Sylvia to
widziała. Była zajęta rozmową z Christianem.

„Może kiedyś będzie z nich para", pomyślała, schodząc po

schodach. Podobała jej się ta perspektywa - jej najlepsza
przyjaciółka i przyrodni brat, który dopiero pojawił się w jej
życiu.

background image

Lena wróciła do domu. Co zrobić z czasem do przyjazdu

Jana? Poczytać? Nie, jest zbyt rozkojarzona. Posłuchać
muzyki? Nie, działa jej na nerwy.

Wzięła kąpiel relaksującą - żadnego efektu. Przebrała się, ale

wyglądała nijako. To wszystko przez te krótkie włosy!

Może jeszcze raz spróbować napisać do Yvonne, córki

Nicoli? Przypomniała sobie dotychczasowe nieudane próby
napisania listu. Przemysł papierniczy na pewno nieźle na niej
zarobił.

Nie miała innego pomysłu, co zrobić z czasem, więc usiadła

przy biurku i zaczęła pisać.

Musi jej się udać doprowadzić do pojednania Nicoli i Yvonne.

Dlaczego Yvonne jest taka uparta i nie chce nic wiedzieć o
swojej biologicznej mamie? Lena tyle razy jej tłumaczyła, co
zmusiło Nicolę do oddania córki do adopcji. Yvonne

background image

spędziła w posiadłości tylko jeden dzień. W tak krótkim

czasie trudno się przekonać, jakim wspaniałym człowiekiem
jest jej matka. Jak można być takim nieprzejednanym i
zacietrzewionym!

Gdyby Nicola wiedziała, że rozmawiała ze swoją córką, którą

nadal opłakuje...

Lena wzięła papier listowy. Postanowiła, że otwarcie napisze,

co o tym wszystkim sądzi. Nie będzie używać pięknych
słówek. Wzięła pióro. Takie listy najlepiej pisać odręcznie.

Droga Pani Doktor Wiedemann!
Wiem, że nie życzy sobie pani żadnych kontaktów, ale nie

mogę już dłużej patrzeć, jak Nicola cierpi, kiedy patrzy na
nowo narodzone dzieci mojej przyjaciółki.

Wiele lat temu nie miała wyboru. Musiała oddać swoje

ukochane dziecko, czyli Panią.

Proszę, niech Pani da jej szanse, jej i sobie.
Nicola jest i bedzie kobietą, która Panią urodziła, jest i

będzie Pani biologiczną matką, jeśli nawet nie chce Pani
przyjąć tego do wiadomości.

Naprawdę nie ma Pani serca i nie chce Pani dopuścić do

siebie prawdy? Nie wierze. W moich oczach jest pani
wyjątkowo wrażliwym i ciepłym

background image

człowiekiem. Te cechy odziedziczyła Pani właśnie po matce.
Proszę mi wybaczyć, że piszę do Pani wbrew życzeniu, ale w

tym wypadku nie mogę postąpić inaczej.

Pozdrawiam Panią serdecznie, Lena Fahrenbach
Nie chciała czytać tego, co napisała. Jeśli to zrobi, znowu

zacznie się zastanawiać nad każdym słowem i zmieniać zdania.

Wystarczy to, co napisała. W zasadzie było tam wszystko, co

chciała powiedzieć. Szybko złożyła list i wsadziła go do
koperty.

Adres znała na pamięć.
Wielmożna Pani Dr Yvonne Wiedemann, ul. Leśna 10,

Hersbeck. Jeszcze tylko znaczek i gotowe.

List musi schować do kieszeni. Gdyby znalazła go Nicola,

dziwiłaby się, dlaczego Lena pisze do kogoś, kto nawet nie
spędził w czworakach nocy, tylko po kilku godzinach pobytu
wyjechał z mało przekonujących powodów.

No, wreszcie zrobiła to, co od dłuższego czasu nie dawało jej

spokoju. A czy list jest dobry, czy

background image

nie, to nie ma żadnego znaczenia. Napisała szczerze, co myśli,

i tylko to się liczyło.

Lena zeszła na dół. Była z siebie zadowolona i jakby trochę

się uspokoiła. Rozpaliła w kominku, nalała czerwonego wina i
wyjęła płytę CD.

„Wariacje Goldbergowskie" Jana Sebastiana Bacha. Tak, to

odpowiednia muzyka. Miała kilka płyt z „Wariacjami..." w
różnych wykonaniach. Najbardziej podobała jej się
interpretacja Glenna Goulda. W 1954 roku nagrał w studio cały
cykl i ostatnio publiczność odkryła go na nowo. Lena napiła się
trochę wina, włączyła płytę i usiadła w fotelu. Zamknęła oczy i
oddała się czarowi muzyki.

background image

Jan przyjechał dopiero po dwudziestej drugiej. Wyglądał na

zmęczonego. Kiedy Lena zapytała go o to, machnął ręką.

- Pięć minut przy tobie, a wrócą mi siły i będę się czuł jak ryba

w wodzie.

Wziął ją w ramiona i czule pocałował. Na moment Lena

zapomniała o wszystkich problemach.

Jan jest przy niej. Czuła, jak stają się sobie coraz bliżsi. Co za

wspaniałe uczucie.

- Zjesz coś? - zapytała po chwili. Jan pokręcił głową.
- Kieliszek wina, ty w moich ramionach i nic więcej nie trzeba

mi do szczęścia...

To akurat dało się szybko załatwić. Lena nalała mu wina,

usiadła obok niego, oparła się o jego ramię i cieszyła się
bliskością.

Dopiero teraz uświadomiła sobie, jaka kiedyś była samotna i

jak wspaniale mieć przy sobie

background image

partnera, który kocha i którego... Tak, nie musi się już nad

tym zastanawiać, którego ona kocha. Jana kocha inaczej, niż
kochała Thomasa. Nic dziwnego, Thomas był jej młodzieńczą
miłością, a Jan pojawił się w jej życiu, kiedy była już dorosłą
kobietą.

Zakochał się w niej od pierwszego wejrzenia, ona go polubiła,

może trochę więcej niż tylko polubiła, ale wtedy była jeszcze
związana z Thomasem, a zdrada nie wchodziła w rachubę.

Mocno wierzyła w swoją wielką miłość, była jej pewna, aż do

momentu, gdy odkryła, że Thomas w Stanach ma żonę.

Ale po co teraz o tym myśli? To minęło, skończone raz na

zawsze. Nie znosi kłamstwa. Nie radzi sobie z nim. Nie
widzieli się z Thomasem ponad dziesięć lat. Zrozumiałaby,
gdyby powiedział jej o żonie. Ale on milczał i nigdy mu tego
nie wybaczy.

- Dam ci pensa, jeśli zdradzisz mi swoje myśli - powiedział

Jan.

Spojrzała na niego płomiennym wzrokiem.
- O nie, mój drogi, drugi raz nie dam się na to nabrać. Wiem,

że masz w portfelu pensa.

- No dobrze, w takim razie powiedz, co zaprząta twoje myśli.

Błądziłaś myślami bardzo daleko.

background image

Oczywiście nie powie mu, że przez chwilę myślała o

Thomasie.

- Myślałam o tobie i tym, że jestem z tobą szczęśliwa i że...

Cieszę się, że jesteś w moim życiu...

Odpowiedział jej długim pocałunkiem.
Lena nie broniła się, wręcz przeciwnie, tylko się

zrewanżowała.

Obydwoje poddali się swoim namiętnościom, ale wiedzieli,

że jest coś, o czym muszą pilnie porozmawiać.

Jan zaczął ten przykry temat, który zniszczył urok chwili i

sprawił, że szybko zeszli z obłoków na ziemię.

- Leno, moje poszukiwania tutaj nic nie dają. Dlatego

postanowiłem polecieć do Australii i zająć się sprawą na
miejscu.

- Co takiego?
- Dobrze słyszałaś. Polecę do Australii i tam zacznę

poszukiwania. Byłem tam niejeden raz i wiem, jak działają,
szczególnie w odległych prowincjach. Trzeba ich męczyć
pytaniami, inaczej wszystko ucichnie.

Lena nie wiedziała, co powiedzieć.
- Jan, mam polecieć z tobą?

background image

Czule przesunął dłoń po jej krótkich włosach.
- Co chcesz tam robić? Zobaczyć dżungle, nudzić się, kiedy ja

będę chodził, szukał, pytał? Nie, serce ty moje, zostaniesz tu,
chociaż wiesz, ile dla mnie znaczy twoja obecność. Poza tym to
męcząca wyprawa, naprawdę...

-Ale...
- Leno, proszę. Nie jadę na urlop, dlatego nie chcę cię tam

ciągnąć ze sobą. Sam będę niezależny. Gdybyśmy byli razem,
ciągle musiałbym myśleć o tobie. Im szybciej tam polecę, tym
prędzej wrócę do ciebie, a wierz mi, niczego bardziej nie
pragnę.

W głębi duszy Lena przyznała mu rację. Podróż do Australii

nie była jej marzeniem, ale czuła się w obowiązku zapytać, czy
ma mu towarzyszyć. Przecież chodziło o jej brata.

- Co chcesz tam robić? Od czego chcesz zacząć?
- Nie mam pojęcia. Okaże się na miejscu. Kafka powiedział

kiedyś: „Drogi powstają w ten sposób, że je wydeptujemy".

Lena przytuliła się do niego.
- Tyle dla mnie robisz... Jan przytulił ją mocno.

background image

- Robię to dla ciebie, dla twojego brata, ale to jest też moja

praca. Zajmuję się właśnie takimi sprawami. Wyprawa do
Australii to wyzwanie. Dobrze wiem, jak wszystko tam
wygląda.

Lena zamknęła oczy. Nagle poczuła ulgę. Jak to dobrze mieć

przy sobie kogoś, kto się wszystkim zajmie i nie robi wokół
tego dużo hałasu.

- Dla mnie to zupełnie nowe doświadczenie, że ktoś inny

zajmie się moimi sprawami. Do tej pory było tak, że czułam się
za wszystko odpowiedzialna i wszystkim zajmowałam się
sama. Mało tego, zawsze byłam otwarta na problemy
rodzeństwa.

Pogłaskał ją czule po twarzy i spojrzał w jej piękne niebieskie

oczy.

- Teraz masz mnie, kochanie. To było ostatni dzwonek, żeby

pojawić się w twoim życiu.

Lena pokiwała głową. Nie mogła nic powiedzieć, bo Jan

zaczął ją całować. Zdążyła jeszcze pomyśleć, że to wspaniale,
że Jan jest w jej życiu, że jest ktoś, kto bez zbędnych słów
zajmuje się jej sprawami. Potem oddała się miłości, czułości i
namiętności.

Nie miała wprawdzie żadnych nowych informacji o miejscu

katastrofy, nie wiedziała, gdzie

background image

jest Jórg, ale głęboko wierzyła, że Jan wszystko załatwi. Ta

myśl sprawiła, że poczuła spokój.

background image

Nikt z rodzeństwa nie zadzwonił do Leny, a to mogło

oznaczać, że nie wiedzą o katastrofie. Informację o rozbiciu
samolotu podano tylko jednego dnia. Potem wiadomości
zdominowały ważniejsze i bardziej spektakularne wydarzenia.

Istniała też inna możliwość - wiedzą, ale nie czują potrzeby

skontaktowania się z Leną.

Frieder nie dzwoni, bo w ogóle z nią nie rozmawia, a Grit, bo

jej życie kręci się wokół tego pasożyta Robertino, dla którego
poświęciła własne dzieci.

Lena nie chciała snuć przypuszczeń. Początkowo

postanowiła, że zadzwoni do nich, kiedy Jan dowie się czegoś
konkretnego, ale w końcu nie wytrzymała.

Najpierw zdecydowała się na mniej przyjemną rozmowę z

Friederem. Oczywiście sekretarka nie chciała jej z nim
połączyć.

background image

Co on sobie wyobraża?
- W takim razie proszę przekazać mojemu bratu, żeby pilnie

ze mną się skontaktował. Chodzi o naszego brata Jórga -
powiedziała i odłożyła słuchawkę.

Potem zadzwoniła do siostry.
Grit jak zwykle była rozgorączkowana, co oznaczało, że

znowu posprzeczała się ze swoim młodym kochankiem. Lena
nie rozumiała, dlaczego Grit niszczy własne życie i krzywdzi
siebie. Ten typ jest na jej utrzymaniu, jest w mieszkaniu, które
kupiła mu Grit, jeździ samochodem, za który jej siostra
zapłaciła, korzysta do woli z jej karty kredytowej i jeszcze nad
nią się pastwi... Bezczelny typ.

- To nie jest dobry moment na rozmowę - powiedziała. -

Jestem trochę zestresowana.

- Zawsze jesteś zestresowana. Przykro mi, ale musisz mi

poświęcić pięć minut. Zrozumiano?

- W porządku. Już jestem ciekawa, co chcesz mi powiedzieć,

skoro w twoim życiu nic się nie dzieje.

- Dzięki. Wiesz, rodzeństwo zwykle dzwoni do siebie nawet

bez specjalnej potrzeby, choćby tylko po to, żeby zapytać o
samopoczucie.

background image

- Na miłość boską, tak robią ludzie, którzy się nudzą i nie

mają nic lepszego do roboty... Przecież wiem, że u ciebie
wszystko w porządku, więc po co dzwonisz? Tylko po to, żeby
mi powiedzieć, że powinnam od czasu do czasu do ciebie
zadzwonić? Jak będę miała czas, to zadzwonię. Coś jeszcze?

Lena była coraz bardziej zła na siostrę. Grit jest nieznośna.

Tyle razy podrzucała jej Merit i Nielsa, kiedy dzieci mieszkały
jeszcze w Niemczech, a teraz tak ją traktuje?

- Tak, jest coś jeszcze, ale nie wiem, czy w twoim mniemaniu

warte tego, żeby cię niepokoić. Rozbił się samolot, którym
leciał Jórg. Spadł gdzieś w dżungli. Nie wiadomo nawet, czy
ktoś przeżył... Nie wygląda to najlepiej.

Na moment zapadła cisza w słuchawce. Potem rozległ się

histeryczny krzyk i Grit zapytała:

- Co się stanie z zamkiem Dorleac?! Teraz my jesteśmy jego

właścicielami...

Lenie zrobiło się niedobrze.
To niemożliwe! Co się z nią stało? Dostała duży spadek, ale

chce więcej, wyciąga ręce po jeszcze.

background image

Dobrała się też do rodzinnego domu męża. Holger musiał go

przepisać na nią, bo inaczej nie zgodziłaby się na rozwód.

A teraz jeszcze to! Jórg nie jest jeszcze oficjalnie uznany za

zmarłego, a ona już wyciąga ręce po jego własność.

- Jak ci nie wstyd? - ofuknęła siostrę. - Nie ma pewności, czy

Jórg nie żyje.

- Oczywiście, że nie żyje. Chyba nie sądzisz, że ktoś mógł

przeżyć katastrofę lotniczą, chyba że jest aniołem i ma
skrzydła. Nie słyszałam, żeby Jórgowi urosły skrzydła. To
proste, nasz brat nie żyje, więc musimy się zająć posiadłością
Dorleac. Zaraz zadzwonię do Friedera.

- Zadzwoń i powiedz mu o wypadku. Ja, niestety, nie mogłam

się z nim połączyć, zresztą jak zawsze. Nie martw się o zamek.
Marcel i ja mamy od Jórga wszelkie pełnomocnictwa. Sami
decydujemy się o winnicach. Dziwi mnie, że Frieder nic ci nie
powiedział. Przecież o tym wie.

- Takie pełnomocnictwa tracą ważność z chwilą śmierci

Jórga. Zaraz się skontaktuję z moim adwokatem i zlecę mu
uregulowanie spraw spadkowych. Tu chodzi o olbrzymi
majątek. Na jego sprzedaży można zbić fortunę.

background image

„To już nie jest moja siostra. To jakiś żądny pieniędzy

potwór", pomyślała Lena.

Jórg został uznany za zaginionego... Zaginionego, a nie

martwego, a Grit już teraz chce położyć łapę na jego majątku.

- Oszczędź sobie angażowania adwokata. Nie ma czego

regulować, ponieważ wszystko jest już uregulowane.

- Co chcesz przez to powiedzieć? Lena wzięła głęboki

oddech.

Bała się, jaka będzie reakcja siostry, gdy przekaże jej kolejną

informację.

- Przed podróżą Jórg wszystko uregulował u notariusza.
- Patrz, no kto by pomyślał. Kto by podejrzewał tego

lekkoducha i marzyciela o taki pragmatyzm. Ale dobrze, to
nam wszystkim zaoszczędzi kłopotów. Egzekutorem
testamentu ustanowił pewnie Friedera, w końcu jest z nas
najstarszy, ale każdemu należy się jedna trzecia. Jedno mogę ci
już na pewno powiedzieć. Szykuj się na to, że cały ten kram
zostanie sprzedany. Mamy z Friederem większość. Z łatwością
możemy cię przegłosować.

Pieniądze, pieniądze, jeszcze raz pieniądze...

background image

Ani cienia żalu z powodu Jórga, poza jednym histerycznym

okrzykiem.

- Przykro mi, ale muszę cię pozbawić złudzeń. Naprawdę nie

martw się o majątek Jórga. W notarialnie poświadczonym
testamencie Jórg... - zawahała się przez moment i wzięła
głęboki oddech, ponieważ zdawała sobie sprawę, że zaraz
nastąpi eksplozja. - Jórg ustanowił mnie jedyną
spadkobierczynią...

Grit nie odezwała się ani słowem.
Lena nie była pewna, czy jest jeszcze przy telefonie, czy też

była tak wściekła, że po prostu się rozłączyła.

- Grit, jesteś tam? - zapytała.
- Powtórz... Powtórz to jeszcze raz - wyjąkała. - Powiedz, że

się przesłyszałam.

- Nie przesłyszałaś się. W przypadku swojej śmierci Jórg

ustanowił mnie jedyną spadkobierczynią. Ale ja nie myślę o
spadku. Mam tylko jedno życzenie. Chcę, żeby zdarzył się cud
i żeby Jórg wrócił cały i zdrowy.

- Nie nabierzesz mnie na swoje pobożne życzenia. Dobrze

wiesz, że Jórg nie żyje. Jak ci się udało przekabacić tego
durnia, żeby zapisał wszystko na ciebie?

background image

- Nijak. Kompletnie nic nie zrobiłam. Jórg mnie zaskoczył,

kiedy przed wyjazdem dał mi dokumenty.

-Ty podstępna bestio! Wyglądasz potulnie jak baranek, a

jesteś kuta na cztery nogi. Ale nie ciesz się za wcześnie. Nasi
adwokaci wszystko dokładnie sprawdzą.

Nie da rady dłużej z nią rozmawiać. Nie, to niebywałe.
- Może łaskawie zaczekasz, aż będziemy mieć pewność, że

Jórg nie przeżył katastrofy. Powinnaś się raczej modlić, żeby
wyszedł z tego cało, a nie...

Po tych słowach Lena odłożyła słuchawkę i zaczęła głośno

płakać.

Rozmowa z siostrą była dla niej straszna.
Nicola, która niepostrzeżenie weszła do pokoju, usłyszała

płacz Leny.

- Na miłość boską, czyżbyś dostała potwierdzenie, że... - Nie

była w stanie dokończyć zdania.

Lena spojrzała na nią.
- Nie, rozmawiałam właśnie z Grit. Streściła Nicoli przebieg

rozmowy z siostrą.

- Twoje rodzeństwo to jakiś koszmar - złościła się. - Jedno

warte drugiego. Leno, daj spokój,

background image

nie są warci tego, żeby o nich myśleć, a tym bardziej, żeby

przez nich płakać.

- Ale to moje rodzeństwo...
- Przez które ciągle cierpisz. Zapomnij o nich. Dobry Bóg

postawił na twojej drodze Christiana. Jego powinnaś się
trzymać. Wprawdzie jest tylko przyrodnim bratem, ale nigdy
nie zrobiłby ci tylu przykrości, ile tych dwoje.

Nie, Christian by jej tego nie zrobił. Co do tego nie było

żadnych wątpliwości. Jest serdecznym człowiekiem, skorym
do niesienia pomocy.

Ale nie jest łatwo zapomnieć o rodzeństwie. Nie może ich tak

po prostu wykreślić ze swojego życia. Mimo wszystko za
bardzo ich kocha. Są jej rodziną, a o rodzinę trzeba walczyć.
Wciąż jest gotowa do bitwy o utrzymanie rodziny. Kiedyś
Frieder i Grit byli inni. Zepsuły ich pieniądze i wydobyły na
światło dzienne ich najgorsze cechy. Ale to jeszcze może się
zmienić. Niczego bardziej nie pragnie, jak zgody w rodzinie i
szacunku do siebie nawzajem.

- Ten mały kot chyba uciekł - dotarł do niej głos Nicoli. - W

każdym razie nie tknął karmy.

- A ja miałam nadzieję, że się oswoi i zamieszka z nami. Co

się z nim mogło stać?

background image

- Kto to wie... Dzikie koty to łazęgi. Pewnie poszedł gdzieś

dalej. Do nas też skądś przyszedł. Nie myśl już o tym. Jeśli
koniecznie chcesz kota, kup jakiegoś domowego. Ale na twoim
miejscu nie spieszyłabym się tak. Skoro Jan ma się do ciebie
wprowadzić, to powinnaś go zapytać, czy lubi koty i czy nie
jest na nie uczulony. Mnóstwo ludzi jest uczulonych na kocią
sierść i mimo całej sympatii do kotów nie mogą trzymać ich w
domu. Alergia na sierść kończy się w najlepszym przypadku
katarem, a w najgorszym astmą.

Nigdy nie zastanawiała się nad tym. Do tej pory mieszkała

sama i wszystkie decyzje podejmowała spontanicznie.

Nicola ma rację. Musi zmienić swój sposób myślenia. Nie

będzie tu już sama. Zamieszka z nią Jan.

- Zdaje się, że muszę się przestawić na inne myślenie -

powiedziała.

- W tym przypadku naprawdę warto. Jan van Dahlen jest

miłym mężczyzną i cię kocha. Wystarczająco długo byłaś
sama. Jesteś młodą kobietą. Do życia potrzeba czegoś więcej
niż tylko ładnego domu czy dobrze prosperującej firmy...
Potrzebujesz ciepła i bliskości drugiej osoby.

background image

No i kiedyś powinnaś też mieć dzieci. Posiadłość

Fahrenbachów musi mieć dziedzica. Lena zaczerwieniła się.

- Nie mam jeszcze wrażenia, że mój zegar biologiczny tyka.
- Nie to miałam na myśli. Ważne, żeby znaleźć

odpowiedniego ojca dla swoich dzieci. Jan jest OK.

W ustach Nicoli to był wielki komplement.
- Tak, Jan jest cudownym człowiekiem. Zobacz, jak szybko

zajął się sprawą Jórga.

- Kochasz go?
Lena nie musiała się długo zastanawiać.
-Tak.
Nicola pokiwała głową.
- To dobrze... Obiad punktualnie o pierwszej. Uprzedzę twoje

pytanie. Będzie smażony sandacz w selerze i sałatka. Daniel i
Aleks będą kręcić nosem, ale trudno. Dwa razy w tygodniu ma
być ryba i basta. Gdybym miała gotować pod ich dyktando, to
codziennie jedlibyśmy pieczeń wieprzową i kluski.

Nicola machnęła Lenie na pożegnanie. Odwróciła się jeszcze

w drzwiach i powiedziała na koniec:

background image

- Nie smuć się już, ani z powodu rodzeństwa, ani kota, ani

Jörga. Jeśli nawet leciał tym samolotem, to przeżył katastrofę.
Czuję to.

- Oby tak było - westchnęła Lena. - Nie zaszkodzi zapalić

kilka świeczek w jego intencji i się pomodlić.

- Moja droga, nie musisz mi tego mówić, robię to

codziennie... Wiesz, ta Inge Koch jest całkiem miła. Nie
wyobrażasz sobie, jak zasuwa przy remoncie domku.
Niesamowite. Kto by pomyślał, że taka delikatna osóbka ma
tyle siły i energii. Szkoda, że Daniel w niej się nie zadurzył.
Widzi w niej jedynie dobrą przyjaciółkę. Jest za młody, żeby
być sam... Inge zje z nami dzisiaj obiad. Nie jesteś zła?

- Skądże - powiedziała Lena. - Ja też uważam, że jest miła.
Nie była pewna, czy Nicola usłyszała jej odpowiedź. Raczej

nie, bo już biegła przez dziedziniec. Lena przygotowała
dokumenty, które chciała zabrać do destylarni. Pomyślała o
Yvonne. Pewnie dostała już list, ale na jej reakcję jest jeszcze
za wcześnie.

Oby zmiękło jej serce i przyjechała do posiadłości poznać

mamę! Nicola zasługuje na to.

background image

Lena wzięła komórkę, sprawdziła, czy włączyła

automatyczną sekretarkę, i wyszła z domu.

Jej wzrok powędrował ku miseczce z karmą dla kota.
Nicola miała rację. Kot nawet nie tknął jedzenia. Szkoda!

Miała nadzieję, że powędrował dalej i nic mu się nie stało.

Takie jest życie. Ktoś przychodzi, ktoś odchodzi, ktoś się

rodzi, ktoś umiera.

Jórg... Nie, Jórg żyje, nie może umrzeć. Uczepiła się tej myśli

jak ostatniej deski ratunku.

background image

Ze względu na przesunięcie czasowe Jan dzwonił o

przeróżnych porach. Lena doskonale to rozumiała. Uparła się,
żeby dzwonił natychmiast, gdy tylko czegoś się dowie, jeśli
nawet miałby ją wyrwać ze snu. Chciała wiedzieć wszystko.
Poza tym pragnęła usłyszeć jego głos. Tęskniła za nim
bardziej, niż miała odwagę przyznać. Sama się dziwiła, że tak
szybko na dobre zagościł w jej sercu. Wspomnienie o
Thomasie było coraz bledsze. Prawie o nim nie myślała.

Wiadomości, jakie dostarczał Jan, były naprawdę skąpe, a na

dodatek mało optymistyczne. Wyglądało na to, że nieprzebyta
dżungla na zawsze ukryła w sobie wrak samolotu. Nic
dziwnego, że przerwano intensywne poszukiwania. Wszyscy
byli przekonani, że nikt nie przeżył upadku małego samolotu.

background image

Jan przygotowywał Lenę na najgorsze, ale ona nie chciała

tego przyjąć do wiadomości. To głupie i dziecinne, ale Jorg
musiał żyć.

Jan zamierzał rozpocząć poszukiwania na własną rękę. Zebrał

grupkę ludzi, którzy mieli mu pomóc w akcji ratunkowej. To
była ostatnia nadzieja...

Jan wszystko załatwi, znajdzie Jórga, żywego lub martwego.

Przynajmniej będzie miała pewność. Niepewność ją dobijała.

Lena zmuszała się do pracy. Codziennie spodziewała się

jakiejś wiadomości od adwokatów Grit. Ale nic takiego nie
nastąpiło. Spróbowała jeszcze raz porozmawiać z siostrą. Nie
miała szczęścia. Grit wprawdzie odebrała telefon, ale kiedy
tylko usłyszała głos Leny, bez słowa odłożyła słuchawkę.
Trudno, musi się pogodzić z faktem, że Frieder i Grit ją
wykluczyli z rodziny, a powodem są pieniądze. Tylko
pieniądze. Bardzo ją to bolało.

Żeby odwrócić uwagę od ponurych myśli, odwiedzała Sylvię

i jej dzieci. Były urocze. Ich widok potęgował w niej chęć
posiadania własnych. Cieszyła się z postępów remontu w
byłym domku dla robotników. Inge niestrudzenie pracowała.

background image

Pomagał jej Aleks, czasem też Daniel, jeśli tylko miał czas.

Stworzyli istne cudo. Pomieszczenie gospodarcze przemieniło
się po remoncie w mały, ładny domek. I to wszystko zrobili bez
dużych nakładów finansowych.

Lena zaniedbywała własne obowiązki, przez co miała

wyrzuty

sumienia.

Wykonywała

jedynie

rzeczy

najpotrzebniejsze i konieczne, a i to z wielkim trudem, bo
wciąż myślała o Jórgu. „Nadzieja umiera ostatnia",
powiedziała jej na pocieszenie Nicola. Lena kurczowo
trzymała się jej słów.

Ucieszyła się, gdy Babette Hagemann zapowiedziała swoje

odwiedziny razem z małą Marie. Rozmawiały już kilka razy
przez telefon i stwierdziły, że mają ze sobą wiele wspólnego.
Nic więc dziwnego, że dość szybko przeszły na „ty".

Kiedy Lena usłyszała warkot silnika, pobiegła w stronę

parkingu, żeby przywitać Babette i małą Marie.

Ale to nie Babette przyjechała, tylko Daniel.
- Aż tak mnie witasz? - zaśmiał się.
- Marzenie ściętej głowy... Myślisz, że biegnę na łeb, na szyję,

żeby cię przywitać? Chyba żartujesz... W końcu należysz do...
elity mieszkańców

background image

posiadłości. A tak już całkiem poważnie, to czekam na gości.
- Na gości?
- Tak, przyjedzie urocza młoda dama.
- Powinienem ją poznać? Lena spoważniała.
- Myślę, że nawet książę z bajki nic u niej nie wskóra.
- Nie brzmi to dobrze...
- Bo nie jest dobrze. Wiesz, przez co Babette przeszła? Jej

mąż miał kochankę i obydwóm kobietom zrobił dziecko
prawie w tym samym czasie. Ponieważ Babette urodziła córkę,
a ta druga syna, wybrał kochankę i zostawił żonę. Rozwód jest
w toku.

- Coś nieprawdopodobnego - oburzył się Daniel. - Jak tak

można?

- Jak widać, można. A ja... - nie dokończyła zdania. - O,

właśnie przyjechała.

Na wzgórze wjeżdżał właśnie mały szary samochód. Daniel

chciał już odejść, ale Lena go zatrzymała.

- Zostań. Poznasz Babette. Mam nadzieję, że częściej będzie

nas odwiedzać. Może dla niej wyszykujemy domek
ogrodnika? Wówczas

background image

mogłaby codziennie pomagać Nicoli w czworakach, a ja...
Samochód był już na górze.
Babette wysiadła z auta i ruszyła w stronę Leny.
-Witaj, Leno.
Objęły się.
- Cieszę się, że jesteś. Serdecznie witamy w posiadłości

Fahrenbachów.

Daniel natrętnie wpatrywał się w nowo poznaną kobietę.
Lena odwróciła się.
- Poznajcie się...
Co się dzieje z Danielem? Jest blady jak ściana... Źle się

czuje?

- Babette, to Daniel Greiner, moja podpora, przyjaciel i

mieszkaniec posiadłości. Danielu, Babette Hagemann.

- Miło mi pana poznać - powiedziała Babette i śmiało podała

rękę.

Uścisnął ją bez słowa.
Zachowanie Daniela było zastanawiające, ale nie miała czasu

myśleć nad powodami, bo w tym momencie do ich uszu
dobiegł płacz dziecka. Mała Marie była jeszcze w
samochodzie.

background image

Kobiety podeszły do niej.
- Pójdę już... - powiedział Daniel.
Ostatni raz z niedowierzaniem spojrzał na Babette, odwrócił

się i odszedł.

Babette podała Lenie małą Marie. Dziewczynka sporo urosła.

Kiedy Lena wzięła ją na ręce i zaczęła kołysać, Marie
momentalnie się uspokoiła.

Babette wyjęła z samochodu fotelik dla dziecka i poszła

razem z Leną do domu.

- Mój Boże, jak tu pięknie - zawołała z zachwytem. -

Posiadłość jest ogromna.

- Tak, mamy tu dużo miejsca. To mój dom -powiedziała,

kiedy się zatrzymały przed ciężkimi dębowymi drzwiami. -
Siedziba rodu Fahrenbachów. Już od pięciu pokoleń.

- Taka długa tradycja rodzinna... To musi być wspaniałe

uczucie należeć do takiej rodziny - zachwycała się Babette. - Ja
nie znałam swoich dziadków, a moja mała Marie pewnie nie
pozna nawet swojego ojca. Do dzisiaj się nie pokazał i nie
zadzwonił. Pieniędzy też nie płaci.

- To jego obowiązek.
- Tak, ale co ja mogę? Mam mu wyrwać te pieniądze z gardła?

Niech się nimi udławi. Dam

background image

sobie radę. Cały czas pracowałam, więc nadal dostaję

pieniądze, najpierw z mojej firmy, a teraz z kasy chorych.
Szukam też jakiegoś małego, w miarę taniego mieszkania.

- Gdzie właściwie pracowałaś? - zapytała Lena. -

Rozmawiałyśmy o tylu rzeczach, ale nie o twojej pracy.

- Moja praca nie jest aż takim zajmującym tematem. Jestem

specjalistą do spraw reklamy, ale zajmowałam się głównie
wyszukiwaniem kontaktów.

Fantastycznie! Jeśli Babette zechce, może zamieszkać w

posiadłości i zająć się reklamą czworaków, potem szopy, o ile
rzeczywiście urządzą w niej salę na wystawy i inne imprezy.
Poza tym mogłaby jej pomagać w kampaniach reklamowych
alkoholu.

Może ich spotkanie było zapisane w gwiazdach? Lena

powstrzymała się od pytania. Nie chciała robić niczego na
łapu-capu i otwarcie mówić o swojej propozycji, jeszcze za
wcześnie. Ale kiedyś... Tak, spodobał jej się ten pomysł.

Weszły do domu.
Lena pokazała Babette pomieszczenia na dole
i zostawiła jej decyzję, gdzie usiądą. Babette wybrała

bibliotekę. Lena ucieszyła się, bo to było jej

background image

ulubione miejsce. Panowała tam domowa, przytulna

atmosfera.

- To niesamowite, tu jest tak pięknie - zachwycała się Babette.

- Urocze stare meble. Pewnie wszystkie dostałaś w spadku?

- Tak i dlatego trudno byłoby mi się z nimi rozstać. Wolę

stare, tradycyjne meble od nowoczesnych. Niektóre z tych
nowoczesnych są nawet ładne, ale nie mogłabym mieszkać w
tak urządzonym domu. Mogę tu i ówdzie dostawić coś nowego,
taka mieszanka stylów też ma swój urok, ale wszystko
nowoczesne... Nie, to nie w moim guście.

- Zgadzam się z tobą w stu procentach. Marie zasnęła. Babette

położyła ją do fotelika

i przypięła pasami.
- Ten pan Greiner... wydaje się sympatyczny.
- Daniel? O tak, to prawdziwy skarb.
- Ma żonę?
- Nie Jest kawalerem. Babette była zaskoczona.
- Sprawił na mnie wrażenie bardzo rodzinnego człowieka.
- Na pewno chciałby mieć rodzinę. -Ale?

background image

- Przeżył tragedię.
Babette spojrzała na nią pytającym wzrokiem. Lena pokręciła

głową.

- Nie gniewaj się, ale nie chcę o tym mówić. To zbyt osobiste

sprawy.

- Przepraszam, nie chciałam być wścibska - powiedziała

Babette.

W tym momencie weszła Nicola z talerzem cudownie

pachnącego ciasta.

Lena przedstawiła Nicolę i Babette. Nicola spostrzegła małą

Marie.

- Mogę ją zobaczyć? - zapytała.
- Oczywiście. Akurat zasnęła, inaczej dałabym pani na ręce

moją myszkę. Jest mała, a już wie, że najlepiej jest na rączkach
- oznajmiła Babette.

Lena zamknęła oczy.
Czy widok małej słodkiej dziewczynki nie obudzi w Nicoli

bolesnych wspomnień o własnej córce? Nicola z zachwytem
przyglądała się dziecku. Na jej twarzy pojawił się cień
cierpienia, ale zaraz wzięła się w garść.

- Jaka słodka - szeptała. - Ładne dziecko.
- Ładne, prawda? - powiedziała Babette z dumą.

background image

- Napijesz się z nami kawy? - wtrąciła Lena.
- Nie, dziękuję. Są u mnie Inge, Daniel i Aleks. Przyszli

właśnie na kawę.

- My też mogłybyśmy dołączyć - stwierdziła Babette.
- Na pewno macie sobie dużo do powiedzenia... Niech

zostanie tak, jak jest. Miłego popołudnia i mam nadzieję, że do
zobaczenia.

- Do zobaczenia! - odpowiedziała Babette.
- Zaparzę kawę. To nie potrwa długo.
- Pójdę z tobą do kuchni, to pogadamy. Drzwi zostawimy

otwarte, żeby słyszeć Marie, gdyby miała zamiar płakać...
Nicola też jest bardzo sympatyczna, ale była jakaś smutna.

- Wydaje ci się. Rozczula się na widok małych dzieci.
- Ach tak - westchnęła Babette.
Lena parzyła kawę, a Babette ostrożnie gładziła ręką blat

drewnianego stołu.

- Jest piękny - powiedziała. - Ten stół pewnie też

odziedziczyłaś.

- Tak, należał do mojej prababci. Przy nim możemy się napić

kawy.

- Świetny pomysł - stwierdziła zachwycona Babette. -

Przyniosę ciasto.

background image

Jan wrócił po tygodniu. Jego wysiłki nie przyniosły żadnego

rezultatu. Nadzieje Leny runęły jak domek z kart.

Musi się pogodzić z myślą, że według wszelkiego

prawdopodobieństwa Jórg nie żyje. Dziwne, ale jakoś nie umie
sobie tego wyobrazić. Zwykle człowiek ma okazję pożegnać
się ze zmarłym, wie, gdzie jest jego grób lub gdzie rozsypano
jego prochy.

Trzymała w ręku kilka zdjęć zrobionych przez Jana. Na nich

była tylko zieleń, zieleń i jeszcze raz zieleń.

A gdzieś w środku zielonej masy jest Jórg.
Dlaczego nie krzyczy? Dlaczego nie histeryzuje? Dlaczego

się jeszcze nie załamała?

Przecież to jej brat nie żyje.
Wyjaśnienie jest tylko jedno. Nie przyjmuje tego do

wiadomości.

background image

Uwierzy dopiero wtedy, gdy będzie to miała czarno na białym

ze wszystkimi możliwymi pieczęciami.

- Kochanie, im wcześniej zaakceptujesz ten fakt, tym szybciej

z tym się uporasz. Nie ma już nawet cienia nadziei.

- Muszę poinformować Marcela - powiedziała. - I Doris. Mój

Boże, oni jeszcze nic nie wiedzą.

- Kim są Marcel i Doris?
- Marcel zarządza zamkiem i winnicami, a Doris to była żona

mojego brata.

- Byłej żony chyba nie musisz o tym informować.
- W tym przypadku muszę. Doris była i jest moją bratową.

Ona i Jórg nie rozstali się jak wrogowie, wręcz przeciwnie,
niewiele brakowało, a Doris poleciałaby do niego do Nowej
Zelandii, a potem być może towarzyszyłaby mu w podróży do
Australii i mogłaby teraz...

Nie dokończyła zdania, bo nie było takiej potrzeby.
- Na nią nie nadeszła jeszcze pora - powiedział i ziewnął. -

Kochanie, nie przeszkadza ci, że położę się na godzinkę, może
dwie? Mam za sobą

background image

długi lot. Ty możesz tymczasem podzwonić tam, gdzie

chciałaś.

Wziął ją w ramiona.
- Dziękuję, dziękuję ci za pomoc... Zaczął ją całować i nie dał

jej dokończyć.

- Muszę się teraz położyć, bo inaczej zasnę na stojąco. Zrobisz

coś dla mnie?

Lena pokiwała głową.
- Obudź mnie najpóźniej za dwie godziny. Nie chcę spać

dłużej, bo nigdy się na przestawię na tutejszy czas i będę
nieznośny. Poza tym tak długo cię nie widziałem i stęskniłem
się za tobą. Kochanie, wspaniale jest znowu być z tobą i wie-
dzieć, że gdy się obudzę, ty będziesz przy mnie.

- Ja też tęskniłam - powiedziała szeptem. Dała mu buziaka i

wygoniła do łóżka.

Bała się dzwonić do Marcela i Doris. Na pewno będą

wstrząśnięci. W przeciwieństwie do Grit i Friedera, który
zresztą z nią się nie skontaktował. Będą do głębi poruszeni.

Najpierw zadzwoniła do Doris.
Bratowa od razu odebrała. Była w doskonałym humorze.
- Coś się stało? - zapytała Doris. - Masz taki dziwny głos.

background image

- Tak, coś strasznego - przyznała Lena i opowiedziała

bratowej o katastrofie.

Jeszcze w trakcie opowiadania usłyszała w słuchawce cichy

płacz. Kiedy skończyła mówić, zapadła cisza. Lena nie chciała
jej przerywać.

Nagle Doris zaczęła mówić.
- Nie mogę uwierzyć, że Jórg nie żyje. Zawsze był taki

beztroski, taki pełen życia... Miał tyle pomysłów i planów....
Nie, ja w to nie wierzę. To niemożliwe!

- Jan przywiózł zdjęcia domniemanego miejsca upadku

samolotu. Leciał helikopterem nad dżunglą. To dzikie tereny
położone z dala od cywilizacji. Nie da się tam dotrzeć.

- Mój Boże, Leno, oni wszyscy na pewno wypadli z wraku

samolotu. A później dzikie zwierzęta rozszarpały ich na
strzępy. Nikt ich nigdy nie zidentyfikuje.

Lena nie mogła tego słuchać. -Doris, przestań.
- Leno, nie mogę znieść myśli, że Jórg, ten przystojny

mężczyzna.... - nie dokończyła zdania. - Jak zareagowało twoje
rodzeństwo?

- Frieder dowiedział się od Grit, bo ze mną nie chciał

rozmawiać. A moja siostra po krótkim

background image

histerycznym okrzyku zaczęła dzielić spadek, chociaż kiedy

do niej dzwoniłam, nie było wcale pewności, że Jörg nie
przeżył wypadku.

- Dziwisz się? Oni są jak sępy. Co za szczęście, że Jörg ciebie

ustanowił spadkobierczynią. Jakby coś przeczuwał...

- Ja też tak pomyślałam, ale nie chcę żadnego spadku. Zamek i

winnice nie mają dla mnie żadnego znaczenia. Oddałabym
wszystko, żeby tylko Jörg żył, nawet własny majątek.

- Leno, ty jesteś inna... Wybacz, nie mogę dłużej rozmawiać,

nie jestem w stanie. Muszę to jakoś przetrawić. Później się
zdzwonimy. Boże, biedny Jörg... - znowu zaczęła płakać i
odłożyła słuchawkę.

Lena też najchętniej by się rozpłakała, ale nie może, bo musi

zadzwonić do Marcela. Za chwilę. Musi się zebrać w sobie.

Przypomniały jej się słowa Doris o dzikich zwierzętach...
Nie chciała o tym myśleć, ale te słowa ciągle do niej wracały.

Jörg rozszarpany przez dzikie zwierzęta... Nie! Lena zaczęła
głośno płakać. Długo nie mogła się uspokoić.

background image

Chwile czekała, aż ktoś zawoła Marcela do telefonu, i myślała

o rozmowach, jakie razem prowadzili, planach, jakie mieli,
żeby wyciągnąć winnice z dołka finansowego, w jakim się
znalazły przez lekkomyślność Jörga.

Była wtedy zła na niego, że zorganizował festiwal, nie mając

pojęcia o takich imprezach, i wpakował w realizację swojego
pomysłu mnóstwo pieniędzy. Jakie to ma teraz znaczenie?
Jórga już to nie dotyczy. Może właśnie wtedy był szczęśliwy,
kiedy realizował swoje irracjonalne pomysły? Może ta podróż
była spełnieniem jego marzeń? Może kiedy samolot się
rozbijał, Jörg wciąż był w połowie drogi do samego siebie? To
też nie miało teraz najmniejszego znaczenia.

- Leno, przepraszam byłem na dole w tłoczni. Dostałaś moją

przesyłkę z winem?

-Nie.

background image

- Powinna przyjść lada dzień. Wysłałem ci kilka butelek

naszego nowego wina. Jest świetne, na pewno podbijemy nim
rynek. To wymarzone wino po wymarzonej cenie. Możemy je
sprzedawać poniżej dziesięciu euro, a mimo to jakością
dotrzymuje kroku najlepszym winom. Jest wytrawne,
wyraziste w smaku, ma wspaniały aromat, w którym wyraźnie
czuć wiśnię i zioła, jest delikatne i rozpływa się w ustach...
Pierwsze opinie naszych klientów są bardzo zadowalające. Nie
uwierzysz, z kim ponownie nawiązałem współpracę... Z
Coucherte France. Swojego czasu Jörg zepsuł współpracę z
nimi, ale nieważne... Znowu jesteśmy w grze i tylko to się
liczy.

Marcel uświadomił sobie, że Lena słuchała go bez słowa

komentarza. To nie w jej stylu. Zwykle cieszyła się jak
dziecko, kiedy interesy dobrze szły, a nowe wino było
niewątpliwie czymś bardzo pozytywnym.

- Leno...
- Marcel, Jörg rozbił się samolotem w Australii.

Prawdopodobnie nie żyje. - Pierwszy raz nazwała fakt po
imieniu. - Nie znaleziono ani wraku samolotu, ani ludzi.
Samolot spadł gdzieś w dżungli. Przerwano poszukiwania...

background image

Teraz Marcel nic nie mówił.
Lena usłyszała jego szloch.
Jórg popełnił wiele błędów, odkąd stał się właścicielem

zamku i winnic. Czasem udawało mu się doprowadzić Marcela
do białej gorączki. Był taki moment, że chciał nawet
zrezygnować z pracy i odejść z winnicy. Jednak lubił Jórga i od
lat był związany z Fahrenbachami. Pracował jeszcze dla ojca
Leny.

- Mon Dieu... To potworne - powiedział w końcu drżącym

głosem. - Nie mogę sobie tego wyobrazić... Po co w ogóle
wyjeżdżał...?

- Marcel, równie dobrze mogło go to spotkać we Francji w

drodze z zamku do Bordeaux.

-Tu przynajmniej moglibyśmy go pochować...
Marcel był wstrząśnięty. Mówił z trudem. Nie zapytał, co

dalej z winnicami, tylko przeżywał śmierć Jórga. Jego pytanie
o los winnic Dorleac byłoby bardziej uzasadnione niż pytanie
Grit.

- Marcel, mam do ciebie prośbę. Poinformuj innych, co się

wydarzyło. Na razie wszystko zostaje po staremu. Zdzwonimy
się.

- Dobrze, Leno. Skończmy już naszą rozmowę, bo nie mogę

teraz zebrać myśli. Taki młody człowiek...

background image

Pożegnali się i to było naprawdę lepsze rozwiązanie. Lena nie

była w stanie dłużej rozmawiać o Jórgu. Do tej pory odrzucała
myśl, że brat nie żyje. Głęboko wierzyła, że jakimś cudem
ocalał.

Nie może się już dłużej oszukiwać. Musi się pogodzić z myślą

o jego śmierci. Już nigdy z nim nie porozmawia, nigdy nie
będzie się na niego złościć, że robi coś nie tak, że rujnuje
winnice.

Usiadła w swoim ulubionym fotelu i zaczęła głośno płakać.

background image

Kiedy się uspokoiła, spojrzała na zegarek. Przeraziła się,

ponieważ minęły już ponad dwie godziny.

Musi obudzić Jana.
W sieni spojrzała w lustro. Miała zapłakane oczy i opuchniętą

twarz. Wyglądała okropnie, ale teraz wygląd nie miał dla niej
żadnego znaczenia.

Nie ma zamiaru specjalnie robić się na bóstwo dla Jana, jak to

wiecznie czyni jej siostra dla swojego amanta.

Kiedy jest się w związku zbudowanym na szczerych

uczuciach, szminka, tusz i puder nie są potrzebne.

To oczywiście nie oznacza, że nie powinno się używać

kosmetyków! Ale tuszować nimi ślady łez... Nie, to by
znaczyło, że w związku coś nie gra.

background image

Lena poszła na górę. Po cichutku otworzyła drzwi sypialni.
Jan leżał w poprzek łóżka i spał głębokim i mocnym snem.

Lena usiadła na brzegu łóżka i mu się przyglądała.

Są sobie tak bardzo bliscy, a ona wciąż nie wierzy, że ten

przystojny mężczyzna jest jej partnerem i ponownie udało jej
się zakochać.

Po rozstaniu z Thomasem wydawało się, że już nigdy nikogo

nie obdarzy uczuciem. A jednak! Nie planowała tego, nie
zabiegała o ten związek.

Jedne drzwi się zamykają, a drugie otwierają... To też jedno z

powiedzonek Nicoli. Nie chciała wierzyć w tę sentencję.
Zamknięte drzwi to zamknięte drzwi. W takiej sytuacji nie
wierzy się w nowy początek.

A jednak wszystko potoczyło się inaczej. W jej życiu pojawił

się Jan. Na nim można polegać. Jest człowiekiem czynu; nie
mówi dużo, tylko przystępuje do działania. Mają tyle
wspólnych cech...

Jan odwrócił się na bok, zamrugał i uśmiechnął się, kiedy

zobaczył Lenę. Wyciągnął ramiona.

- Chodź do mnie, kochanie.
Lena położyła się obok niego i wtuliła się w niego. „Jak

cudownie!", pomyślała.

background image

Jan pochylił się nad nią. Odnalazł jej usta. Całował ją i mocno

do siebie przytulał.

Lena poddała się fali ciepła, która powoli ogarniała jej ciało.
- Kocham cię - szeptała między pocałunkami i była absolutnie

pewna, że mówi prawdę.

Miłość z Thomasem była inna. Kiedy z nim przebywała,

miała wrażenie, że unosi się w obłokach.

Ale życie jest tu, na ziemi, a nie nad chmurami. Lepiej stąpać

po twardym gruncie, niż przeżywać bolesne upadki.

Czuła się teraz szczęśliwa, zadowolona i pewnie patrzyła w

przyszłość.

Thomas twierdził, że nie istnieje coś takiego jak pewność.

Rzeczywiście, przy nim tego nie czuła. Przy Janie jest inaczej.
Była pewna jego uczuć i ich związku.

- Wspaniale znowu być przy tobie i czuć, że jesteś tak blisko. -

Głos Jana wyrwał ją z zamyślenia. - Nawet sobie nie
wyobrażasz, jak bardzo za tobą tęskniłem.

Nie czekał na odpowiedź, tylko całował ją delikatnie i czule.

A potem jego pocałunki stały się coraz bardziej namiętne...

background image

Zycie toczyło się dalej. Sprawy dnia codziennego

zdominowały rytm życia Leny, chociaż miała wrażenie, że
unosi się w jakimś pomieszczeniu bez powietrza.

Jórg nie żyje. Co do tego nie ma najmniejszych wątpliwości.

Mimo wszystko ten fakt jakoś do niej nie docierał, bo nie było
typowych spraw związanych ze śmiercią członka rodziny. Nie
rozmawiano z zakładem pogrzebowym, nie szukano trumny,
nie organizowano pogrzebu ani stypy. Nie było typowego
pożegnania. Nie było też żadnego punktu zaczepienia, żeby
jakoś przetrwać ból po utracie kogoś bliskiego i zaakceptować
ten smutny i nieodwracalny fakt.

Jan wyjechał, a w posiadłości wszystko toczyło się utartym

rytmem. Od rodzeństwa nie miała żadnych wieści. Przyszedł
jedynie list od adwokatów. Zażądali kopii testamentu.

background image

Lena nie chciała myśleć o tym, że jest jedyną

spadkobierczynią zmarłego brata. Nie pojedzie do Francji i nie
rzuci się jak sęp na majątek Jorga.

Będzie tak, jakby wciąż był w podróży.
Tymczasem dawny domek dla robotników przemienił się w

prawdziwe cacko.

Drzwi, drewniane podłogi i ramy okienne - wszystko było w

miodowym kolorze. To sprawiło, że wyglądał jak przytulne
domowe gniazdko rodzinne.

Łazienka wyglądała tak jak te w dawnych czworakach. Na

szczęście wystarczyło płytek na podłogę i ściany.

Na białych ścianach zawisły obrazy, które pochodziły z

czasów, kiedy Inge Koch jeszcze dobrze się wiodło i była
szczęśliwa ze swoim mężem. Podobnie jak meble, które Inge
wstawiła do domku.

Inge miała wiele umiejętności. Okazało się, że umiała też

szyć. Już po kilku dniach pracy w destylarni Lena była pewna,
że zatrudnienie Inge było doskonałym posunięciem.

Pracowała szybko, znała się na księgowości i pracy w biurze.

Nic dziwnego, w firmie męża zajmowała się właśnie biurem.

background image

Nie widać było po niej, że coś bardzo przeżywa. Ale wszyscy

rozumieli, że nie pogodziła się jeszcze z tym, co ją spotkało.
Najłatwiej było zaakceptować upadek firmy. Doprowadzili do
niego oszuści i niesolidni partnerzy, którzy zalegali z
płatnościami. Najbardziej przeżywała śmierć męża. Wciąż
cierpiała, choć nie pokazywała tego po sobie. Nie jest łatwo
pogodzić się z naturalną śmiercią kogoś bliskiego, a co dopiero
z tragiczną śmiercią ukochanego męża, który w akcie despe-
racji i w obliczu beznadziejnej sytuacji, w jakiej się znalazł,
rzuca się pod pociąg... Sama przez to nie przejdzie. Lena
zdawała sobie sprawę, że trzeba jej pomóc i pogodzenie się z
losem będzie długotrwałym procesem.

Przed laty Laura, narzeczona Daniela, też popełniła

samobójstwo, bo nie mogła się pogodzić z życiem na wózku
inwalidzkim, na który była skazana po wypadku
samochodowym. Poniosła największą ofiarę, choć to nie ona
spowodowała ten wypadek.

Daniel do dziś nie uporał się z tym dramatycznym

przeżyciem. To dlatego przyłączył się do grupy wsparcia
jednoczącej osoby, które przeżyły samobójczą śmierć swoich
bliskich. Spotykali się

background image

i opowiadali o emocjach. Przynosiło im to ulgę i pomagało się

pogodzić z nieodwracalną rzeczywistością. To właśnie tam
poznał Inge Koch. Szkoda, że nie łączyło ich nic więcej poza
przyjaźnią. Byłoby wspaniale, gdyby znalazł towarzyszkę
życia.

Lena siedziała przy biurku w swoim biurze. Wyjrzała przez

okno. Nic, tylko szarość. Mgła spowiła drogi i całą posiadłość.
Kontury budynków było ledwo widoczne.

Na dworze ponuro, w duszy też smutno. Po co Jórg wybrał się

w tę podróż? Pojechał pełen entuzjazmu, a wyprawa przyniosła
mu tragiczny koniec.

Dlaczego znalazł się na pokładzie tego małego samolotu? To

nie był lot do jakiejś atrakcji turystycznej, tylko z jednej
zaspanej miejscowości do drugiej...

Dlaczego... Dlaczego... Dlaczego...
Można tak pytać bez końca.
Przecież sama też niejednokrotnie była w dziwnych

sytuacjach i potem się zastanawiała, dlaczego to czy tamto
zrobiła.

Dlaczego Thomas ją oszukał? Dlaczego nie powiedział, że ma

żonę w Stanach?

background image

Dlaczego oszukano małżeństwo Kochów i musieli

splajtować?

Dlaczego mąż Inge rzucił się pod pociąg?
Dlaczego Martin, mąż Sylvii, tego feralnego dnia musiał

zastępować kolegę? Dlaczego wjechał w niego jakiś
samobójca?

Dlaczego mąż Babette wybrał inną?
Dlaczego Yvonne nie chce poznać biologicznej matki?
Można tak pytać bez końca.
Ale życie nie jest sceną z reklamy, nie jest leniwie płynącą

rzeką...

Jest kolorowe, piękne, ale bywa też smutne...
Nagle otworzyły się drzwi. Do środka wszedł Daniel.
- Leno, przeszkadzam ci? Pokręciła głową.
- Nie, rozmyślałam o życiu...
- Dziewczyno, daj spokój. Życie trzeba brać takim, jakie jest. I

tak będzie, co ma być.

- Masz rację, ale ludzie mają skłonność do opierania się

własnemu losowi. Buntujemy się... A, już sama nie wiem... Co
tam nowego?

- Dobra wiadomość. Nasz towar jest jeszcze w sklepach sieci

Grosik, częściowo nawet

background image

w oryginalnym opakowaniu. Strata będzie mniejsza, niż

zakładaliśmy.

- Ile zostało tam jeszcze towaru?
- Mniej więcej za dziesięć tysięcy euro.
- W takim razie nasza strata wyniesie nie pięćdziesiąt tysięcy

tylko czterdzieści. Zresztą mamy za co żyć.

- Być może strata będzie jeszcze mniejsza. Nie ma na razie list

towarów ze wszystkich filii. Leno, jadę odebrać towar, dopóki
syndyk go wydaje. Możemy udowodnić, że Grosik nie zapłacił
nam za produkty. Nie powinno być problemu z ich odbiorem.

- Masz rację. Jedź. Mam tu teraz Inge, więc nie zostanę sama

na gospodarstwie.

- Nieźle się już wgryzła, prawda?
- O tak! Miałeś nosa. Jest nie tylko dobrym pracownikiem, ale

przede wszystkim człowiekiem. Jest też bardzo miła.

- Powiedziała, że świetnie u nas się czuje i jest taka

szczęśliwa, że ma swój domek.

- Po remoncie domek to naprawdę niesamowite cacko, a

remont wcale nie pochłonął jakiejś zawrotnej sumy. Za tapety i
farbę Inge sama zapłaciła. Mieliśmy też sporo rzeczy do
łazienki,

background image

poza wanną, kabiną prysznicową, sedesem i umywalką...
- Do czego zmierzasz?
- Pomyślałam, że... - urwała nagle.
Bez sensu teraz o tym myśleć. Ale Daniel nie ustępował.
- O czym pomyślałaś?
- Obejrzałam domek ogrodnika... Trzeba by policzyć, ile

kosztowałby remont.

- Dlaczego akurat domek ogrodnika? Przecież chciałaś

najpierw wyremontować szopę.

- Słusznie i tak pozostanie. Przyszedł mi tylko do głowy

pewien szalony pomysł.

- Jaki?
- To głupie, ale... Pomyślałam.... No dobrze, powiem ci.

Pomyślałam, że mogłaby się tam wprowadzić Babette ze swoją
córeczką. Mąż ją zostawił i nie jest jej łatwo. Nasze domki
stoją puste i marnieją, a można by zrobić z nich użytek.

Myli się czy twarz Daniela pojaśniała? Kiedy pierwszy raz

zobaczył Babette, nie mógł oderwać od niej wzroku.

Babette i Daniel?
To była wspaniała wizja! Daniel by ją ubóstwiał, a ona

miałaby jak w niebie.

background image

„Leno Fahrenbach, brakuje ci piątej klepki! - upomniała

siebie. - Teraz, kiedy sama masz partnera, chcesz wszystkich
swatać", dodała jeszcze w myślach.

- Leno, to wspaniały pomysł. Domek ogrodnika można

wyremontować przy okazji prac w szopie. Zresztą nie mamy
jeszcze żadnych konkretnych planów co do niej. Dopóki Klaus
nie obejrzy szopy i nie powie nam, co da się zrobić, a czego nie,
możemy się zająć domkiem ogrodnika. Może trzeba będzie
zamówić trochę więcej materiałów, ponieważ niewiele już nam
zostało, ale zaoszczędzimy na robociźnie. Razem z Aleksem
wyremontujemy dom. Nie muszę cały czas siedzieć w
destylarni. Mamy przecież naszą mróweczkę Inge.

Daniel, zwykle oszczędny w słowach, mówił teraz jak najęty.
- Pójdziemy razem z Aleksem obejrzeć dom, no i muszę

porozmawiać z Babette, czy w ogóle chce tu zamieszkać.
Posiadłość bardzo jej się spodobała, ale co innego wyrażać
zachwyt nad nią, a co innego mieszkać tutaj. Przypomnij sobie
Doris. Ona też była oczarowana, ale kiedy trzeba było podjąć
decyzję o zamieszkaniu na wsi na

background image

stałe, wycofała się i odeszła od Markusa; chociaż go kochała.
- Babette jest inna - powiedział.
- Przekonamy się, ale przedtem musimy z nią o tym

porozmawiać.

- Kiedy to zrobisz?
- W niedzielę. Przyjedzie do nas z Marie. -A kiedy pójdziemy

obejrzeć dom ogrodnika? Jak Daniel się do czegoś zapali, to od
razu chce

działać. Na tyle zdążyła go już poznać.
- Jeśli chcesz, nawet teraz. Może uda nam się przebrnąć przez

tę mgłę.

- Da się zrobić. Zaczekaj, przyniosę z biura papier, ołówek i

calówkę. Załatwimy wszystko za jednym zamachem. W domu
jest przecież prąd.

Daniel wyszedł z biura. Lena odprowadziła go wzrokiem,

tajemniczo się uśmiechając.

Tym razem nic jej się nie wydaje. Jest pewna, że Babette

zauroczyła Daniela. Jeśli tak, to musi się uzbroić w
cierpliwość, bo na razie Babette ma dosyć mężczyzn. Być
może Daniel się zakochał, ale nie wiadomo, czy Babette też.
Owszem, Lena zauważyła, że od samego początku obdarzyła
go sympatią, ale nie ma w tym nic dziwnego. Daniela każdy
lubi.

background image

Kiedy Lena leżała w salonie na kanapie, zadzwonił telefon.

To nie może być Jan, bo dopiero skończyła z nim długą, pełną
czułych słów rozmowę. A może chce jej jeszcze coś
powiedzieć? Sięgnęła po telefon i odebrała. Dzwonił jej
szwagier Holger.

- Holger! Wieki całe się nie słyszeliśmy! - zawołała. - Mam

nadzieję, że nie dzwonisz z jakąś złą wiadomością.

- To zależy, jak na to patrzeć. Dla mnie to dobra wiadomość,

ale nie wiem, jak ty ją przyjmiesz... Jestem już po rozwodzie.
Mam wszystkie urzędowe dokumenty. Sąd przyznał mi opiekę
nad dziećmi i prawo wyboru miejsca pobytu.

- Wspaniale. Nareszcie koniec nerwów i użerania się z Grit.
- Leno, i ty to mówisz?

background image

- Masz na myśli to, że skoro Grit jest moją siostrą, to

powinnam trzymać jej stronę, tak? Posłuchaj, jesteś moim
szwagrem i nadal nim będziesz. Grit jest wszystkiemu winna.
Prosiła się o ten rozwód i takie właśnie orzeczenie.

- Dostała wszystko, co chciała, włącznie z moim rodzinnym

domem, chociaż nie miała do niego żadnych praw. Leno, życzę
jej jak najlepiej. Niech będzie szczęśliwa z tym swoim
amantem. Już nie cierpię. Te czasy minęły bezpowrotnie.
Dzieci też prawie nie mówią o mamie. Wierz mi, proszę, nie
bronię im ani kontaktu z Grit, ani nie unikam rozmów o niej.

- Holger, przecież wiem. Dla Grit liczy się tylko ten jej

amancina, który bezwzględnie ją wykorzystuje, wyciska ją
dosłownie jak cytrynę. Jestem też pewna, że ją zdradza.

- Sam nie wiem, co się z nią stało. Nie powinna była dostać

spadku. Zepsuł ją nadmiar pieniędzy. Ale przecież ty też
dostałaś spadek, a się nie zmieniłaś.

- Ja niczego nie sprzedałam. Wszystko zostawiłam. Mam

rozległe tereny, nawet jezioro, ale jeśli chodzi o gotówkę... No,
nie śpię na pieniądzach i gdyby nie te ze sprzedaży obrazów,

background image

byłoby naprawdę krucho. Niestety, najpierw sama muszę

wyłożyć pieniądze, żeby cokolwiek zarobić.

- Ty przynajmniej płacisz rachunki w przeciwieństwie do

twojego brata Friedera. W hurtowni musi być niezły bałagan.

- Holger, przecież siedzisz w Vancouver. Skąd masz takie

informacje?

- Mieszkam w Kanadzie, ale wciąż mam sporo kontaktów w

Niemczech. Znajomi mi mówili, że Frieder jest już na skraju
bankructwa. Swoim nieudolnym zarządzaniem doprowadził
hurtownię do ruiny. Niegdyś znamienita firma sypie się po
trochu.

- Dobrze, że tata tego nie dożył.
- Chyba tak.
Lena nie chciała już tego słuchać. To potworne, okropne, ale

prawdziwe. Najgorsze, że nic już nie można zrobić, bo Frieder
jest taki uparty.

- Zmieńmy temat. Powiedz lepiej, co u dzieci?
- Bardzo dobrze. Świetnie się tu zaaklimatyzowały. Mówią po

francusku i angielsku jakby to był ich język.

- Mam nadzieję, że nie zapomniały swojego ojczystego -

wtrąciła Lena.

background image

- Nie martw się. W domu rozmawiamy po niemiecku.

Mieszkamy wprawdzie w Kanadzie, ale jesteśmy i zostaniemy
Niemcami. Poza tym jest tu sporo Niemców, z którymi mamy
kontakt.

- A Irina? - zapytała ostrożnie. - Wciąż jest w twoim życiu?

Dzieci bardzo ją lubią i są takie dumne, że nauczyły się od niej
kilku słów po rosyjsku.

Holger wahał się przez moment.
-Tak, Irina wciąż jest w moim życiu. To wspaniała kobieta.

Ma cudowną rodzinę. Wszyscy są tacy ciepli i serdeczni.
Wiesz, że jest Kanadyjką rosyjskiego pochodzenia? Ale ma
rosyjską duszę. Jej rodzice też. A dzieci uwielbiają u nich
przebywać, bo świetnie się tam czują.

- A ty?
Znowu krótka przerwa.
- Lubię Irinę, nawet bardzo. -A ona?
- Ona mnie też.
- W takim razie już nic nie stoi na przeszkodzie , żebyście byli

szczęśliwi.

- Leno, nie tak szybko. Dopiero teraz mogę się I otworzyć

przed Iriną i zbliżyć do niej. Wcześniej I było to niemożliwe.
Byłem żonaty, a ona maj

background image

zasady. Jej ojciec przepędziłby mnie, gdybym tylko do niej

się zbliżył, nie mając rozwodu,

Proszę, w dzisiejszych czasach taka godna pochwały postawa.

To przemawiało dodatkowo na korzyść Iriny.

Grit, matka dzieci, nie miała żadnych skrupułów. Od razu po

przyjęciu spadku zaczęła zdradzać męża, najpierw z
przygodnymi kochasiami, potem uczepiła się tego Roberto.
Zaniedbywała własne dzieci. W gruncie rzeczy była
zadowolona, że Holger zabrał je do Kanady. Sam podjął de-
cyzję o wyprowadzce do Vancouver. Zrobił to w akcie
desperacji, żeby nabrać do wszystkiego dystansu.

- Życzę ci dużo szczęścia. Mówię szczerze. A przy okazji

następnej wizyty w Niemczech przywieź ze sobą Irinę. Będzie
mi miło gościć ją w posiadłości.

- Dziękuję, Irina bardzo się ucieszy. Dzieci już się nie mogą

doczekać, kiedy przyjadą do Fahrenbach. Pamiętaj,
odwiedzimy was w ferie zimowe. Leno, samoloty latają w
obydwie strony, ale jakoś nie skorzystałaś z tego i nie
przyleciałaś do nas. Nicola była taka zadowolona z pobytu w
Kanadzie. Miała przyjechać z mężem jeszcze raz i co?

background image

- Musi jeszcze trochę popracować nad Aleksem. Nie byłoby

problemu, gdyby można było pojechać do was samochodem...
Samoloty są dla Aleksa podejrzanym środkiem lokomocji,
szczególnie, gdy musi do nich wsiadać.

- Zadzwonię do Dunkelów i spróbuję ich przekonać. Może

będę miał więcej szczęścia. A Daniel? On też boi się latać?

- Nie, skądże. Do niego też zadzwoń. Daniel jest

człowiekiem, który nikomu nie chce sprawiać kłopotów.

- Co za bzdura! Należy do rodziny. Niels byłby w siódmym

niebie. Wiesz, jak się do niego przywiązał. Myślę, że Daniel do
chłopaka też.

Rozmawiali jeszcze dość długo. Kiedy Lena odkładała

słuchawkę, miała gorące ucho. Nagadała się z Holgerem za
wszystkie czasy. Co za przemiły facet! Ależ ta Grit jest głupia,
że zamieniła kogoś takiego na kelnerzynę roznoszącego sosy.

Jeszcze kiedyś pożałuje, ale wtedy będzie za późno. Zostaną

jej tylko pieniądze. Dostała ich w spadku tyle, że nie jest w
stanie ich wydać. Ale pieniądze nie ogrzeją duszy.

background image

Lena wróciła z długiego spaceru z psami. Pogłaskała jeszcze

konie. Pogoda się poprawiła, więc były na wybiegu. Znowu
zobaczyła biegnącą w jej stronę Nicolę. Była trochę
roztrzęsiona, co zaniepokoiło Lenę.

- Masz pilnie zadzwonić do Isabelli. Jeszcze przez pół

godziny złapiesz ją na komórkę, potem zaczynają się zdjęcia
do filmu. To ważne.

- Powiedziała, o co chodzi?
- Tak, chce u nas kogoś ulokować.
- Świetnie, czworaki stoją puste. Dlaczego chce rozmawiać ze

mną? Przecież ty się zajmujesz wynajmem apartamentów.

- Tak, tak, ale Izabella chce ci jakoś szczególnie polecić tego

gościa.

- Kogo ona chce u nas zakwaterować? Prezydenta Stanów

Zjednoczonych?

- Leno, nie bądź niemądra.

background image

- No więc kogo?
- Jakiegoś pianistę.
- I z tego powodu tyle hałasu? Chce przyjechać ze swoim

fortepianem i bębnić od rana do nocy?

- Nie. I to jest właśnie ten problem.
- Kochana, nie każ się ciągnąć za język. O co chodzi z tym

pianistą i dlaczego Isabella robi o niego tyle hałasu?

- Ten pianista nazywa się Juri Barlenki i jest przyjacielem

tego zmarłego Borisa...

- Juri Barlenki jest znanym kompozytorem, ale ostatnio było o

nim cicho.

- Bo nie może grać. -To znaczy?
- Miał wypadek i doznał obrażeń rąk.
- Dla pianisty to prawdziwa tragedia.
- Jeśli dobrze zrozumiałam Isabellę, rany już się zagoiły i w

zasadzie mógłby grać, ale ma jakąś blokadę - powiedziała
Nicola i pokazał na swoje czoło.

- Takie rzeczy się zdarzają, ale to nie znaczy, że ktoś ma

nierówno pod sufitem... Dobrze, dobrze, już idę zadzwonić do
Isabelli. Dziękuję za informację.

background image

- Powiedz mi potem, co i jak.
- Jasne - obiecała Lena i pobiegła przez dziedziniec.
Najwidoczniej Isabella nie przebolała jeszcze tragicznej

śmierci ukochanego, Borisa Adrimanowa, uzdolnionego
skrzypka. Pewnie dlatego nadal utrzymuje kontakt z jego
przyjaciółmi, żeby móc z nimi rozmawiać o Borisie.

Doskonale rozumiała Isabellę. Osoba publiczna nigdy nie

może pokazać swojej prawdziwej twarzy, prawdziwych uczuć,
bólu. Od takich ludzi oczekuje się ciągle uśmiechu, co Isabelli
jako aktorce światowej sławy nietrudno wyczarować.

Ona poznała inną Isabellę. Zna jej prawdziwą twarz. W jej

posiadłości leczyła rany po stracie ukochanego mężczyzny.

Teraz Isabella chce umieścić w posiadłości znanego pianistę.

Czyżby miała nadzieję, że on pozbędzie się tutaj blokady?

Zaraz wszystkiego się dowie.

background image

Isabella wynajęła kiedyś dla siebie całe czworaki. Tak też

miało być w przypadku Juriego Barlenki.

Wprowadzi się ze swoim terapeutą i oczywiście własnym

fortepianem. Nie ma problemu ze wstawieniem go do
czworaków. Aleks uprzątnął jedną ze świetlic i zrobił miejsce
na instrument.

Gdyby powód wynajęcia czworaków nie był taki smutny,

Lena cieszyłaby się, że poza sezonem może wynająć cały
budynek.

Miała nadzieję, że Juri szybko odzyska siły twórcze i już

niedługo świat będzie się mógł cieszyć jego piękną grą. Zrobią
wszystko, żeby mu pomóc, ale czarować nie potrafią.

Kiedy Isabella przyjechała do posiadłości, była roztrzęsiona,

jej dusza była zraniona, a serce było przepełnione bólem.
Pomogli jej swoją serdecznością, wsparciem i zrozumieniem.

background image

Juri Barlenki miał problem innej natury. Nie mógł dobrze

poruszać palcami, a palce to jego narzędzie pracy. Lekarze
orzekli, że są już sprawne, ale on wciąż nie mógł grać. Ta
niemoc musiała mieć podłoże psychiczne. Ale jak mu pomóc?
Razem z nim ćwiczyć?

W każdym razie wszyscy w posiadłości byli poruszeni

przyjazdem pianisty, ale ich emocje budziła przede wszystkim
wizyta Isabelli.

Cieszyli się na spotkanie z nią, ponieważ była dla nich kimś

więcej niż tylko jednym z gości w czworakach.

Inge Koch nie mogła wprost uwierzyć, że Isabella, ta słynna

aktora filmowa, przyjedzie do posiadłości. Cieszyła się, że ją
zobaczy, i miała nadzieję, że uda się jej z nią porozmawiać.
Nikt z domowników nie miał nic przeciwko temu.

Lena zapoznała Inge z regułami panującymi w posiadłości.

Prywatność jest świętym i nienaruszalnym prawem gości.
Należy im się oczywiście uprzejmie ukłonić przy
przypadkowym spotkaniu, ale inicjatywa rozmowy i
jakichkolwiek dalszych kontaktów musi wyjść od gości i tylko
od nich. Jeśli Isabella będzie chciała mieć w kręgu znajomych
nową mieszkankę posiadłości, to

background image

proszę bardzo, jeśli nie, nie wolno nalegać. Inge okazała pełne

zrozumienie dla reguł panujących na Słonecznym Wzgórzu.

Najpierw przyjechał fortepian. To był naprawdę imponujący

instrument.

Pomieszczenie, w którym go ustawiono, od razu nabrało

niepowtarzalnego wyrazu.

Później przyjechał terapeuta.
Nazywał się doktor Dirk Rubens-Fangmann.
Miał podwójne nazwisko. Czyżby przyjął też nazwisko żony?

Jest w ogóle żonaty? Wyglądał trochę dziwnie.

Był mężczyzną w średnim wieku, miał siwe włosy i był

ubrany na szaro. Bardzo wysoki i bardzo szczupły, ale jakiś
taki nijaki, bezbarwny i nieprzenikniony. Takich ludzi nie
pamięta się już po pięciu minutach. Taki wygląd w jego za-
wodzie jest na pewno zaletą, bo nadmierną wyrazistością
mógłby wystraszyć lub odstraszyć niektórych pacjentów.

Na szczęście był miły. Zdystansowany, ale miły.
Dwa dni później przyjechali Isabella i Juri. Kierowca, który

ich przywiózł, dyskretnie trzymał się z boku.

background image

Mimo że Isabella była prawie bez makijażu i miała na sobie

skromne, nierzucające się w oczy ubranie, prezentowała się tak
niesamowicie, że aż trudno było oderwać od niej wzrok. Z
jednej strony wielka gwiazda, a z drugiej wrażliwy i serdeczny
człowiek.

Z Dunkelami przywitała się serdecznym uściskiem, w taki

sam sposób z Danielem, a czerwonej ze zdenerwowania Inge
podała rękę.

Potem serdecznie objęła Lenę i szepnęła jej do ucha:
- Tak się cieszę, że wreszcie jesteście razem, ty i Jan. Później

o tym porozmawiamy, ale nie wytrzymałam, koniecznie
musiałam ci to teraz powiedzieć.

Pociągnęła za rękę Juriego, który cały czas trzymał się z tyłu.
Na scenie wydawał się trochę wyższy. Był szczupłym, niemal

kruchym blondynem, bardzo bladym. Miał za to cudowne
dłonie. To właśnie jego dłonie były najładniejsze.

- Juri, to są moi przyjaciele. U nich będziesz się dobrze czuł.

To wspaniali ludzie, a duszą tej posiadłości jest Nicola.

Poznała go z każdym po kolei.

background image

Juri był uprzejmym, miłym i trochę powściągliwym

mężczyzną. Na pewno nie będzie z nim problemów. Mówił
biegle po niemiecku, chociaż dało się wyczuć rosyjski akcent.

Jego twarz miała zbolały, pełen melancholii wyraz, ale w

obliczu jego cierpienia nikogo to nie dziwiło.

Lena życzyła mu z całego serca, żeby szybko pokonał blokadę

i znowu oczarowywał ludzi swoją grą.

background image

Ze względu na zdjęcia mogła zostać na noc.
i do filmu Isabella nie Po wspólnym obiedzie
poszła z Leną do jej domu na kawę.
Usiadły naprzeciwko siebie. Isabella od razu przystąpiła do

rzeczy.

- Tak się cieszę, że Jan podbił wreszcie twoje serce. Już nie

mogłam patrzeć, jaki jest nieszczęśliwy. Jak wiesz, już w
dzieciństwie był moim najlepszym przyjacielem. Jest dla mnie
jak brat. Cieszę się, że wreszcie się zdecydowałaś. Jan nigdy
cię nie zawiedzie. Można na nim polegać. Jest szczery i
uczciwy do bólu, no i kocha cię bezgranicznie. Żadnej kobiety
nie kochał tak jak ciebie. Gdybyś go skrzywdziła, złamałabyś
mu serce... Wiem oczywiście, nie tylko z filmów, że uczucia
mogą się zmienić. Proszę cię tylko, żebyś go nie oszukiwała,
była z nim szczera i po prostu mu powiedziała, że coś się
zmieniło.

background image

Isabella sięgnęła po filiżankę.
- Leno, nie myśl, proszę, że jestem arogancka i bezczelna...

Jan jest dla mnie kimś ważnym i dlatego nie chcę, żeby był
nieszczęśliwy.

- Isabello, nie martw się. Doskonale cię rozumiem. Powiem ci

jedno, kocham Jana. Nie uciekłam tak po prostu w jego
ramiona, nie szukałam w nich pocieszenia, nie leczyłam ran po
rozstaniu z Thomasem.

- Cieszę się, że tak mówisz. Właśnie tego obawiałam się

najbardziej. Wiem, jak bardzo kochałaś Thomasa, że cierpiałaś
po waszym rozstaniu i jak bolała cię jego zdrada. Byłaś sama,
zraniona, a Jan był w pobliżu...

- Isabello, nie umiem kochać na pół gwizdka. Jan nie zasłużył

na połowiczne uczucia. Powtórzę to jeszcze raz. Kocham go,
kocham szczerze. Niedługo wprowadzi się do mnie.

Isabella zerwała się na równe nogi, podbiegła do Leny i ją

objęła.

- To wspaniała wiadomość! Nic mi o tym nie mówił... Racja,

nie miał czasu, przecież był w Australii z powodu twojego
brata. Straszna historia. Jan bardzo się tym przejął. Tak bardzo
chciał ci przywieźć inne wiadomości.

background image

- Wiem, ale nie da się zmienić rzeczywistości. Isabella

wróciła na miejsce.

- A co u ciebie? Może jakieś nowe uczucie? Może to właśnie

Juri?

- Nie, Juri jest tylko bardzo dobrym przyjacielem. Z nim

mogę rozmawiać o Borisie. Juri tak dobrze go znał... Ja wielu
rzeczy nie wiedziałam o Borisie... Za krótko byliśmy razem.

Jej piękne oczy napełniły się łzami.
Lena kolejny raz zrozumiała, dlaczego ludzie tak bardzo chcą

oglądać filmy z jej udziałem. Isabella jest autentyczna, a
uczucia, jeśli nawet tylko je gra, sprawiają wrażenie
prawdziwych. Łzy, które pojawiły się teraz w jej oczach, nie
były jednak udawane. Isabella nie grała. To była jej prawdziwa
twarz.

- Nigdy nie zapomnę Borisa. Nie umiem jeszcze sobie

wyobrazić, że jakiś inny mężczyzna mógłby go zastąpić.
Wiesz, Leno, Boris i ja nie tylko się kochaliśmy, byliśmy
bratnimi duszami... Nie tak łatwo znajduje się bratnią duszę.
Nie czeka na nas na każdym rogu.

Isabella podniosła się.
- Muszę już iść. Leno, proszę cię, nie bądź na mnie zła i nie

myśl, że wtrącam się w twoje życie.

background image

Moje słowa nie były skierowane przeciwko tobie. Wiesz, jak

bardzo cię lubię, naprawdę bardzo. Lena również się podniosła.

- Nie jestem zła, wręcz przeciwnie, podoba mi się, że tak

dbasz o Jana. Od tego ma się przyjaciół, prawda?

Uścisnęły się na pożegnanie.
Lena uparła się, że odprowadzi Isabellę do samochodu.

Kierowca siedział już w środku i czekał. Gdy tylko zobaczył
Isabellę, szybko wysiadł, żeby otworzyć jej drzwi.

- Po zdjęciach przyjadę tu na kilka dni. Ta posiadłość ciągle

mnie zachwyca. Tu jest jak w raju. To zupełnie inny świat, taki,
do którego się tęskni i trudno sobie wyobrazić, że w ogóle
istnieje. Szkoda, że nie spodobał ci się pomysł, żeby kręcić tu
film. Jednocześnie cię rozumiem. Do mojego nowego filmu to
miejsce byłoby idealne.

- Co to za film?
Isabella zatrzymała się, uniosła ręce w teatralnym geście i

zamrugała.

- Dramat... Veronica, czyli główna bohaterka, musi przejść

przez piekło, zanim zostanie wybawiona przez księcia na
białym koniu i zaświeci dla niej słońce... Szkoda, że w życiu
jest inaczej.

background image

Kiedy padło imię Veronica, Lenie przypomniała się ta młoda,

agresywna dziewczyna, którą musiała porządnie skarcić. W
przypływie uczuć dała jej swoją wizytówkę, gdyby
potrzebowała pomocy lub chciała z nią porozmawiać. Do tej
pory nie zadzwoniła, bo i po co. Takie dziewczyny jak ona
przypuszczalnie w ogóle nie chcą rozmawiać. Agresją
rekompensują sobie bezradność i gniew.

Doszły do samochodu.
Ostatni uścisk i Isabella wsiadła do środka. Szofer zaniknął za

nią drzwi. Jeszcze pomachała na pożegnanie i już jej nie było.
Samochód zjeżdżał ze wzgórza w stronę wsi, żeby wyjechać
potem na autostradę.

To wzruszające, że przy wszystkich swoich zobowiązaniach

Isabella znajdywała jeszcze czas, żeby martwić się o Jana.
Może rzeczywiście przemawiają przez nią siostrzane uczucia.

Lena chciałaby, żeby przynajmniej jedno z jej rodzeństwa tak

o nią się martwiło. Ale może na to czekać aż do śmierci. Jörg,
tak, on ją lubił, ale Jörg... Nie, nie przyjmuje tego do
wiadomości. Dla niej Jörg nie umarł. Wciąż jest zaginiony.

background image

Juri nie pokazywał się zbyt często. Przypuszczalnie spędzał

wiele godzin ze swoim terapeutą, ale jak dotąd bezskutecznie.

Nie było słychać gry na fortepianie, nawet zwykłej gamy. Po

trzech dniach wybiegł z domu. Daniel wybierał się akurat na
spacer z psami. Juri przyłączył się do niego.

Następnego dnia poszedł na spacer z psami sam. Nie było go

kilka godzin.

Dzień później doktor Dirk Rubens-Fangmann wyjechał. Był

wściekły, kiedy opuszczał posiadłość. Lena przypadkowo
widziała tę scenę. Terapeuta przebiegł obok niej i rzucił ledwo
słyszalne „Do widzenia", co w zasadzie chyba nie odpowiadało
prawdzie. Lena podeszła do stojącego na środku dziedzińca
Juriego.

- Ten człowiek mi nie pomoże - powiedział. - Nie rozumie, co

ze mną się dzieje.

background image

Uderzył się w pierś, odwrócił i pobiegł do czworaków.
„Jednak problem natury psychicznej", pomyślała Lena.

Chciała się udać do destylarni, ale zatrzymał ją odgłos
nadjeżdżającego samochodu.

Kto to może być?
Obcy raczej nie wjeżdżają na wzgórze, chyba że to goście do

czworaków. Ale poza pianistą nie było w nich nikogo.

Lena odwróciła się w stronę parkingu, zrobiła kilka kroków w

tył i nie mogła uwierzyć własnym oczom. Zza rogu wyszedł
Jan.

Przyjechał bez zapowiedzi. Nie spodziewała się tego.
Zaczęła biec w jego stronę. Jan rzucił na ławkę torbę

podróżną i ruszył z szeroko otwartymi ramionami. Lena rzuciła
się w jego objęcia.

- Nie wierzę...! - zawołała głosem pełnym radości.
Nic więcej nie mogła powiedzieć, bo Jan zamknął jej usta

długim pocałunkiem.

- Wygospodarowałem trochę czasu i mogę zostać do jutra

rano - powiedział po jakimś czasie.

Lena milczała. Wszystko było dla niej jeszcze takie nowe,

takie niezwykłe i niezwyczajne.

background image

Z Thomasem spotykała się raczej rzadko. Nigdy nie mógł

sobie wziąć wolnego na dłużej. Nie chciał też, żeby ona
poleciała do Ameryki. Teraz już wie, jaki był tego powód. Dla
Jana nic nie stanowiło problemu. Przyjeżdżał do niej choćby na
kilka godzin. Nie mógł bez niej wytrzymać i chciał z nią
spędzać jak najwięcej czasu.

Weszli do domu.
- Nie wierzę. Tak się cieszę, że jesteś. Powiem Nicoli, że

będzie dodatkowa osoba na obiedzie.

- Nie, stop! Leno, nie rób tego, proszę. Spojrzała na niego ze

zdziwieniem. -Nie?

- Leno, lubię tych ludzi, lubię wszystkich, którzy mieszkają w

posiadłości, nawet bardzo. Chętnie spotkam się z nimi od czasu
do czasu, ale nie chcę tu żyć jak... w komunie. Nie chcę
uczestniczyć w tym zbiorowym życiu.

- Komuna? Zbiorowe życie? Co ty mówisz?
- Jesteście ze sobą bardzo blisko, razem jecie, pijecie kawę,

spędzacie wieczory, wiecie o sobie wszystko.

- Mieszkamy tu razem i świetnie się rozumiemy... Nicola,

Aleks i Daniel są moją rodziną.

- Od rodziny też trzeba czasem się odciąć.

background image

- Jan, czy to znaczy, że nie chcesz zamieszkać na Słonecznym

Wzgórzu?

- Chcę, ale nie od razu.
- Już mnie nie kochasz? Przyjechałeś mi powiedzieć, że mnie

nie kochasz?

Mówiła z trudem. Ta myśl była dla niej nie do zniesienia.
Jan podbiegł do niej i wziął ją w ramiona.
- Przyjechałem, bo się za tobą stęskniłem. Nawet sobie nie

wyobrażasz, jak bardzo cię kocham, głuptasie...

- Już nic nie rozumiem... Nie podoba ci się tu?
- Podoba, bardzo mi się podoba. Ale to dla mnie zupełnie

nowa sytuacja i potrzebuję czasu.

Uniósł w górę jej twarz.
- Przecież wiem, że nie chcesz się stąd wyprowadzić, ale

stwierdziłem, że nie mogę się tu tak nagle wprowadzić, na
łapu-capu z całym dobytkiem. Musimy znaleźć rozwiązanie,
zastanowić się, jak zorganizujemy nasze życie. Ten dom jest
piękny, podoba mi się, jak jest urządzony, ale nie chcę się
zanurzyć w twoje życie. Chcę razem z tobą budować nasze
wspólne, a to oznacza również przemeblowanie w domu, nową
aranżację wnętrz, żebyśmy obydwoje mieli poczucie, że to

background image

jest nasze, że to my stworzyliśmy to gniazdko, w którym

obydwoje będziemy się dobrze czuli.

Jan ma rację. Do tej pory nie zastanawiała się nad tym. Chyba

zbyt prosto i naiwnie wyobrażała sobie ich wspólne życie.
Myślała, że Jan wprowadzi się tu tak po prostu i dostosuje do
jej poukładanego życia. Przecież on też ma swoje życie. Może
powinna zacząć w nim uczestniczyć i zobaczyć, jak
funkcjonuje, obejrzeć jego mieszkanie, przynajmniej to w
Berlinie.

Ma teraz do pomocy Inge. Dziewczyna świetnie sobie radzi.
Dlaczego nie miałaby spędzić z Janem trochę czasu w

Berlinie? Zobaczyć, jak wygląda dzień powszedni razem z
nim, włącznie z zakupami i gotowaniem. Sama też daje sobie z
tym radę, może nie tak perfekcyjnie jak Nicola.

- Jan, przepraszam, wybacz mi - odezwała się i opowiedziała

mu, co jej przyszło do głowy.

- Fantastycznie, piękności ty moje. Ale niczego nie musimy

robić w pośpiechu. Mamy czas, mamy całe życie, na pewno
wpadnie nam do głowy jakiś pomysł. Może tak będzie lepiej.
Będziesz miała czas, żeby przeboleć śmierć brata. To dużo
ważniejsze od zastanawiania się, jak

background image

przemeblować dom. Czuję się tu doskonale, wierz mi. Nie

chodzi o to, że coś mi się tu nie podoba. Zresztą parę mebli,
obrazów czy książek nie ma tu decydującego znaczenia, ale
każdy człowiek chce mieć przy sobie coś swojego, żeby nie
czuć się ciągle gościem. To też nie jest znowu aż takie ważne
ani miejsce, gdzie się mieszka. Ważne jest tylko to, że jesteśmy
razem, rozumiemy się, kochamy... Mógłbym z tobą żyć
wszędzie, na pustyni, na księżycu, wśród Eskimosów czy
Indian. Tylko ty się dla mnie liczysz, tylko ty nadajesz sens
mojemu życiu... Ale musiałem też powiedzieć o tak
przyziemnych sprawach, bo nie chcę, żeby cokolwiek stało
między nami czy nas dzieliło. Chcę, żebyśmy byli ze sobą
szczerzy i mówili o wszystkim, co nas gryzie. Tylko tak
możemy sobie pomóc. Dobra, koniec z tym. Już nic więcej nie
powiem.

Objął ja bardzo mocno.
- Mówiłem ci już, jak bardzo cię kocham, serce ty moje?
Owszem, powiedział jej, ale nie wyjaśniła mu, że kolejne

wyznanie jest jej potrzebne. Tych dwóch słów „kocham cię"
mogła słuchać bez końca.

background image

Spędzili ze sobą cudowny dzień, mimo że nie mieli żadnych

planów. Wszystko wyszło zupełnie spontanicznie. Najpierw
poszli na wystawę o Tybecie. Z fascynacją przyglądali się, jak
mnich z niesamowitą koncentracją tworzy man-dalę z
kolorowego piasku, prawdziwe dzieło sztuki, które, niestety,
po zakończeniu wystawy ulegnie zniszczeniu.

Samo przyglądanie się mnichowi było czymś w rodzaju

medytacji - sypiący się piasek, kształt, jaki przybierał...
Wszystko się zmienia, wszystko podlega nieustannym
zmianom.

Później poszli do księgarni. Sami byli zdziwieni, że tak często

sięgają po te same tytuły. Kupili kilka płyt CD i DVD. Po
księgarni zdecydowali się na kino. Każde z nich już od jakiegoś
czasu nosiło się z zamiarem pójścia właśnie na ten film, który
akurat leciał. Obejrzeli go razem. Lena była

background image

przeszczęśliwa. To dla niej zupełnie nowa sytuacja. Nie jest

już samotna, nie musi wszystkiego robić czy wszędzie jeździć
sama. Przeżywa teraz tyle pięknych chwil, mając u boku
ukochanego mężczyznę.

Owszem, czasem wypuszczała się gdzieś z Sylvią lub Nicolą.
Ale to nie to samo. Z Janem jest zupełnie inaczej. Pewnie

dlatego, że w tym samym czasie słowami, czułymi gestami,
skradzionymi pocałunkami pokazywał, jak bardzo ją kocha.

Po tylu wrażeniach właściwie chcieli już wracać do domu, ale

w drodze do samochodu odkryli nowo otwartą hiszpańską
restaurację.

Spojrzeli na siebie, roześmiali się i, trzymając się za ręce,

pobiegli w stronę rozświetlonego wejścia.

Restauracja nie była wielka. Lena naliczyła piętnaście

stolików. W środku nie było też dużo gości. Była dość
skromnie urządzona. Zwykłe drewniane stoły i krzesła na
wyłożonej terakotą podłodze, białe ściany, których skromność
miała swój urok.

Właściciel restauracji, szczupły wysoki mężczyzna o lekko

melancholijnym wyrazie twarzy,

background image

zaprowadził ich do stolika, skąd mieli widok na całą salę, ale

jednocześnie byli odizolowani od innych gości i mogli
swobodnie rozmawiać.

Jan rozmawiał z nim po hiszpańsku.
Lena nie zrozumiała prawie nic, chociaż wydawało jej się, że

dość dobrze znała ten język.

Kiedy zostali sami, powiedziała do Jana:
- Znam hiszpański, a nic nie zrozumiałam. Jan uśmiechnął się

do niej.

- Piękności moje, to nie był hiszpański, tylko kataloński...

Właściciel jest Katalończykiem. Oni mają swój dialekt, z
którego są bardzo dumni.

- Skąd znasz ten dialekt? Jan uśmiechnął się szeroko.
- Kiedy byłem dzieckiem, przez kilka lat moją opiekunką była

Katalonka. Zostało mi jeszcze w pamięci, czego się nauczyłem
jako chłopiec.

Do ich stolika zbliżył się właściciel restauracji. Przyniósł

sherry. Wytrawna, bardzo dobra i na koszt restauracji.

Podał im karty dań i polecił danie dnia o nazwie Cazuela de

Pescado y Mariscos a la Catalana, czyli danie z ryb z owocami
morza, oczywiście po katalońsku.

Wybrali właśnie to.

background image

- Świetnie, mam ochotę na coś typowo hiszpańskiego -

powiedziała Lena, kiedy mężczyzna się oddalił.

- Nie chciałby cię pouczać - wtrącił Jan. - Ale nie ma czegoś

takiego jak typowo hiszpańskie danie. Każdy region ma swoje
specjały i własne odmiany nawet tak typowego dla Hiszpanii
dania jak paella. Wszędzie robią ją inaczej. Jeśli nawet w
jakimś regionie robią ją bez homara, który uchodzi za
obowiązkowy jej składnik, to wciąż jest to paella. Niewłaściwe
jest też porównywanie kuchni hiszpańskiej z meksykańską.
Kuchnia hiszpańska nie jest ostra, a raczej dobrze wyważona w
smaku. Obca jest jej rywalizacja kucharzy meksykańskich
prześcigających się w przyprawach najbardziej piekących w
język. Nie, takie rzeczy nie mają tu miejsca. Hiszpańscy
kucharze przykładają dużą wagę do tego, żeby przyprawy i
niuanse smakowe doskonale się ze sobą komponowały, bez
przewagi tej czy innej przyprawy, tego czy innego smaku.

- Lubisz Hiszpanię i Hiszpanów - stwierdziła Lena.
- To prawda. Moi rodzice byli zafascynowani Hiszpanią.

Często jeździliśmy na wakacje właś-

background image

nie tam, za każdym razem do innego miejsca i zawsze na

dłużej. Dlatego tak dobrze znam ten kraj, jego kulturę i dobrze
się tam czuję. Gdyby rodzice wyjeżdżali ze mną zimą na narty,
to kochałbym góry.

- Masz rację. Przeżycia z dzieciństwa zostają w nas na zawsze

i w jakiś sposób nas kształtują. To dlatego tak kocham
Fahrenbach i Francję.

Rozmawiali o swoim dzieciństwie i przeżyciach z tamtego

okresu. Wreszcie kelner podał jedzenie. Wyglądało
fantastycznie i pachniało smakowicie. Lenie ciekła już ślinka.
Zdziwiła ją też ilość ryb i owoców morza.

- Przepraszam, jakie składniki są w tym daniu? - zapytała.
Kelnerowi spodobało się jej zainteresowanie.
- Mątwa, morszczuk, okoń, dorsz i małże - wyliczał. -

Oczywiście homar i krewetki.

Lena uśmiechnęła się do niego.
- Do tego dochodzi porządna porcja czosnku, a ten piękny

kolor daje szafran.

- Szafran i czosnek są nieodzowne w naszej kuchni -

powiedział z dumą i nalał im do prostych kieliszków
ciemnoczerwone doskonałe wino.

background image

Życzył im smacznego, po czym się oddalił. Lena i Jan zabrali

się za jedzenie.

Lena cieszyła się każdą chwilą - wspaniałym posiłkiem,

ożywioną rozmową, aksamitnym winem, które jakby
zamknęło w sobie smak minionego lata.

Właśnie o tym zawsze marzyła - mieć blisko siebie

mężczyznę, z którym może się wszystkim dzielić,
codziennością i pięknymi chwilami.

Najadła się do syta. Jak już Jan mówił wcześniej, a teraz

przekonała się sama, kuchnia kata-łońska jest treściwa i szybko
można się nasycić.

Ale była jedna rzecz, której nigdy i nigdzie się nie oprze:

crema catalana, czyli krem kataloński. Musiała spróbować tego
deseru.

Próbowała go zresztą wszędzie, ale najlepiej jej smakował,

kiedy kilka lat temu jadła go na wyspie Lanzarote w małej
skromnej restauracji. Kto wie, może jej właścicielem też był
rodowity Katalończyk?

Chociaż najadła się do syta i nie miała już w brzuchu miejsca,

zamówiła deser. Ucieszyła się, że Jan przyłączył się do niej.

Gdy tylko deser wjechał na stół, wiedzieli, że to była

właściwa decyzja. Podano go w płytkich

background image

glinianych miseczkach. Nie brakowało też na wierzchu

warstwy skarmelizowanego cukru. To jest to!

- Mniam, mniam! - zachwycała się Lena. - Właśnie taki

powinien być krem kataloński. Ale się cieszę, że tu weszliśmy.
Zapamiętam tę restaurację. Może przyjadę tu z Sylvią... Ach,
nie, teraz nie da rady. Szkoda!

- Kochanie, ja nie znikam z twojego życia. Będę częstym

gościem w Fahrenbach. Pozwolisz, że od tego czasu będę ci
towarzyszył podczas twoich wypadów do restauracji?

- Mój drogi, jako towarzysz w wypadach do restauracji jesteś

dla mnie zawsze numerem jeden.

Jan wziął ją za rękę. Delikatnie pogłaskał jej dłoń i wychylił

się lekko do przodu.

-Widzisz je?
-Co?
-Motyle.
- Motyle? Nie jestem pewna...
- Mam ich pełno w brzuchu, część z nich właśnie wyfrunęła.
Lena spojrzała na niego rozmarzonym wzrokiem.

background image

Miał na myśli motylki w brzuchu, które czuje każdy

zakochany. Ona też je czuje. Ma ich pewnie tak dużo jak on.

- A ty widzisz moje? - szepnęła.
Ich spojrzenia spotkały się ze sobą. Zapomnieli o wspaniałym

deserze. Nic nie szkodzi. W tym momencie nie było nic
piękniejszego od cudownego uczucia miłości.

Lena zamknęła oczy. Była taka szczęśliwa, taka zakochana.

Jan był przy niej. Co za wspaniałe uczucie!

background image

Mieszkańcy posiadłości byli wyjątkowi. Jak kiedyś Isabella,

teraz Juri z każdym dniem nabierał ufności i przyłączał się do
nich. Szczególnie ważną osobą była dla niego Nicola, nie tylko
dlatego, że tak świetnie gotowała. Biła od niej szczerość,
dobroć i serdeczność. Jako Rosjanin Juri wyczuł to do razu.
Mówi się, że Rosjanie są bardzo uczuciowi i wrażliwi. Juri taki
właśnie był, poza tym był artystą.

Czy to nie dziwne? Wszyscy lubią Nicolę, widzą w niej

wartościowego człowieka. Tylko na Yvonne, swojej rodzonej
córce, nie robi to żadnego wrażenia. Do tej pory nie
zareagowała na list Leny.

Lena zastanawiała się, czy nie popełniła błędu, pisząc w tak

prosty i otwarty sposób. Może powinna bardziej ważyć słowa.
Jeśli ma być szczera, to nawet nie pamięta, co napisała.
Napisała po prostu to, co myślała, i nie czytała już listu.

background image

Takie listy trzeba właśnie pisać pod wpływem emocji. W

końcu chodzi tu o coś bardzo osobistego, a nie o ofertę
reklamową czy handlową, w których trzeba zwracać uwagę na
każde słowo.

Poznała Yvonne. Wydawała się miłą, serdeczną kobietą. Jako

pediatra miała też do czynienia z pacjentami, którzy jeszcze nie
potrafią mówić. A to wymaga ogromnej empatii.

Dlaczego jest wobec własnej matki taka nieustępliwa i

surowa?

Lena nie umiała sobie tego wytłumaczyć. Wiedziała, że już

nic więcej nie może zrobić. Yvonne dała jej wyraźnie do
zrozumienia, że nie życzy sobie żadnego kontaktu z matką.
Lena zignorowała jej życzenie.

Niewykluczone, że Yvonne w ogóle nie przeczytała tego listu,

tylko od razu go wyrzuciła. To rozwiązane wydawało się Lenie
coraz bardziej prawdopodobne.

Codziennie zapalała świeczkę w intencji Jórga, modliła się,

żeby żył, żeby był jedynie zaginiony. Uczepiła się tej myśli jak
ostatniej deski ratunku. Żeby nie myśleć o jego śmierci, co było
zresztą najbardziej prawdopodobne, rzuciła się w wir pracy.

background image

Poza tym odwiedzała Sylvię i jej dzieci i dosłownie mijała się

w drzwiach z Nicolą, która z upodobaniem zajmowała się małą
Amalią. Przezwyciężyła już szok wywołany widokiem małej
dziewczynki, który obudził w niej wspomnienia o własnej
córeczce. Bawiła się nawet z małą Marie, kiedy Babette
przyjechała w niedzielę w odwiedziny.

Spędziły razem wspaniały dzień. Po odjeździe Babette Lena

długo się zastanawiała, dlaczego nie zapytała, czy nie chce
zamieszkać w domku ogrodnika i u niej pracować.

Jeszcze niedawno tak by właśnie zrobiła, ale ciągle miała w

pamięci słowa Jana, który mówił, że żyją tu jak w komunie.
Powiedział to pewnie bez podtekstu, tak po prostu. Komuś z
zewnątrz, niezależnemu mężczyźnie nie jest łatwo się do-
stosować do takiego układu. Nie miała mu za złe tych słów, ale
utkwiły jej w pamięci. Dlatego postanowiła odczekać jeszcze
trochę i nie działać zbyt szybko.

Nie chodzi o to, że teraz wszystkie decyzje uzależnia od

zdania Jana. Nie, to nie tak. Ale nie może być już tak, jak było
do tej pory. Kiedy jest się w związku, to może nie trzeba
koniecznie

background image

pytać partnera o zdanie, ale przynajmniej należy się

zastanowić, co by powiedział.

„Jeśli będę mieszkać z Janem w posiadłości, jeśli się

pobierzemy, założymy rodzinę, to on też ma tu coś do
powiedzenia", pomyślała.

Czy wszystko ma zostać po staremu, czy też ożywią

posiadłość nowymi mieszkańcami, coś przebudują...

Zawsze marzyła o tym, żeby na co dzień być z mężczyzną, ale

jak się okazuje, żyła w świecie iluzji. Prawdziwa codzienność
nie mieszka na błękitnym obłoku, codzienność to po prostu
życie, samo życie.

Rozległ się dźwięk telefonu. Dzwonił Jan.
- Jak się masz, kochanie? - zapytał. - Co teraz robisz?
- Myślałam o tobie i zastanawiałam się, jak powinno

wyglądać życie w posiadłości, bo nie chcę, żebyś się czuł tu
nieswojo lub myślał, że pomijam twoje potrzeby.

Opowiedziała mu o Babette i pomyśle, jaki miała, i że na razie

o nic jej nie pytała.

Kiedy skończyła, Jan głośno się roześmiał.
- Wiem, skąd u ciebie takie osobliwe myśli, kochanie... To z

powodu tej komuny, tak?

background image

- Tak... - odpowiedziała zaskoczona.
- Kochanie, to nie ma nic wspólnego z twoimi decyzjami.

Możesz robić to, co chcesz. Nie będę cię do niczego
przekonywał ani namawiał, co najwyżej mogę z tobą
porozmawiać, jeśli takie będzie twoje życzenie... Mówiąc o
komunie, chciałem jedynie zasygnalizować, że potrzebuję
dystansu, osobności, intymności, a tego nam nie zabraknie, bo
twój dom leży trochę na uboczu i między nim a innymi
budynkami jest ogromna przestrzeń.

- Dla mnie to zupełnie nowa sytuacja, to znaczy ty i ja...

Muszę się nauczyć, jak to jest żyć z kimś w stałym związku.

- Ja też, moja piękna, ale myślę, że to nie może być takie

trudne. Trzeba tylko głośno mówić o swoich pragnieniach, bo
żadne z nas nie jest duchem świętym i nie odgadnie wszystkich
myśli drugiego. Leno, myślę, że jesteśmy na dobrej drodze.
Najważniejsza jest nasza miłość, o nią musimy dbać i ją
pielęgnować, żeby nie wymknęła się nam z rąk.

- To się nigdy nie stanie - powiedziała z przekonaniem. -

Nasza miłość to nie tylko puste słowo, to szczere, płynące z
głębi serca uczucie.

background image

Jan był tego samego zdania. Kiedy skończyli rozmawiać,

Lena zaczęła się śmiać z siebie. No tak, przesadziła, źle
zinterpretowała jego słowa.

Ta rozmowa pokazała jej, że Jan nie jest trudnym

człowiekiem o skomplikowanym charakterze, że nie chce się
wtrącać w jej sprawy i ją kocha. A to najważniejsze.

Zadzwoni do Babette i z nią porozmawia. Pasuje do

posiadłości i jej komuny. Może ją namówi do tego, żeby tu
zamieszkała? Daniel bardzo, ale to bardzo by się z tego
ucieszył.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Dornberg Michaela Lena ze Słonecznego Wzgórza 12 Koniec złudzeń (1)
Dornberg Michaela Lena ze Słonecznego Wzgórza 08 Promyk nadziei
Dornberg Michaela Lena ze Słonecznego Wzgórza 02 Wszystko zaczęło się na przyjęciu
Dornberg Michaela Lena ze Słonecznego Wzgórza 03 Szczere wyznanie
Dornberg Michaela Lena ze Słonecznego Wzgórza 14 Niespodzianka
Dornberg Michaela Lena ze Słonecznego Wzgórza 04 Mój osobisty Romeo
Dornberg Michaela Lena ze Słonecznego Wzgórza 13 Druga szansa
Dornberg Michaela Lena ze Słonecznego Wzgórza 18 Drugi testament
Dornberg Michaela Lena ze Słonecznego Wzgórza 07 Rozczarowanie
Dornberg Michaela Lena ze Słonecznego Wzgórza 06 Pokusa
Dornberg Michaela Lena ze Słonecznego Wzgórza 15 Początek czegoś nowego
Dornberg Michaela Lena ze Słonecznego Wzgórza 20 Czas decyzji
Dornberg Michaela Lena ze Słonecznego Wzgórza 01 Kłopotliwy spadek 41 str
Dornberg Michaela Lena ze Słonecznego Wzgórza 17 Między miłością a cierpieniem
Dornberg Michaela Lena ze Słonecznego Wzgórza 10 Dwa serca
Dornberg Michaela Lena ze Słonecznego Wzgórza 11 Zaproszenie
Dornberg Michaela Lena ze Słonecznego Wzgórza 02 Wszystko zaczęło się na przyjęc
Dornberg Michaela Lena ze Słonecznego Wzgórza 19 Powrót do korzeni
Dornberg Michaela Lena ze Słonecznego Wzgórza 09 Spotkanie

więcej podobnych podstron