Dornberg Michaela Lena ze Słonecznego Wzgórza 17 Między miłością a cierpieniem

background image

Dornberg Michaela


Lena ze Słonecznego

Wzgórza 17



Między miłością a

cierpieniem

background image

W poprzednich tomach

Lena pochodzi z dobrze sytuowanej rodziny. Fahrenbachowie

jednak tylko wydają się szczęśliwi. Matka dawno odeszła do
innego mężczyzny, a ojciec właśnie zmarł, zostawiając duży
majątek. Lena ma troje rodzeństwa: dwóch braci, Friedera i
Jórga, i siostrę Grit. Wszyscy mają już swoje rodziny. Mona
jest żoną Friedera - odziedziczyli po ojcu dobrze prosperującą
hurtownię win. Jorg z żoną Doris otrzymali w spadku
wyremontowany zamek Dorleac we Francji wraz z
przyległymi winnicami. Grit i jej mąż Holger dostali willę w
mieście. Lenie przypadła w udziale posiadłość Słoneczne
Wzgórze w miejscowości Fahrenbach, na pierwszy rzut oka
najmniej intratna część spadku. Za dwa lata rodzina ma się
ponownie zebrać, żeby poznać decyzje w sprawie reszty
majątku.

Ze wszystkich obdarowanych tylko Lena pozostaje wierna

tradycji i nie sprzedaje swojego majątku. Nie zamierza
dokonywać także żadnych poważnych rewolucji. Tak jak
ojciec planuje się zajmować dystrybucją alkoholi i dbać o
Słoneczne Wzgórze, żeby nie popadło w ruinę. Przeprowadza
się do posiadłości i rozpoczyna prace remontowe - w
przyległych do domu budynkach zamierza otworzyć pensjonat.
Tymczasem jej rodzeństwo podejmuje kolejne nieudane
decyzje finansowe. Frieder unowocześnia hurtownię i
rezygnuje z dotychczasowych dostawców, ponosząc ogromne
straty. Jorg wycofuje się z branży alkoholowej, a nowy pomysł
na agencję eventową pogrąża go finansowo. Grit sprzedaje
willę, a uzyskane w ten sposób pieniądze inwestuje w siebie.

Otrzymany spadek wydaje się całkowicie zmieniać kochającą

się do tej pory rodzinę. Rozpada się związek Friedera i Mony,
którzy zaczynają zaniedbywać także swojego syna, Linusa.
Chłopiec próbuje popełnić samobójstwo. Jego ojciec wydaje

background image

się jednak zupełnie tym nie przejmować. Ma nową, młodszą od
żony kobietę i wiedzie dostatnie życie, w którym nie ma
miejsca dla rodziny. Doris, stęskniona za domem i
wyniszczona nałogiem alkoholowym odchodzi od Jórga, by
zacząć szczęśliwy związek z innym mężczyzną. Małżeństwo
Grit i Holgera też się nie układa. Holger ma dość rozrzutnej i
egzaltowanej żony, która zupełnie zaniedbuje dom i dzieci,
Merit i Nielsa. Dlatego wyjeżdża do Kanady w nadziei, że żona
wreszcie się opamięta. Grit jednak nie ma najmniejszego
zamiaru rezygnować z atrakcyjnego kochanka i wracać do
nudnego rodzinnego życia. Lena jako jedyna z Fahrenbachów
nie porzuca dotychczasowych wartości, często odwiedza grób
ojca i za żadne skarby nie zamierza sprzedawać ziemi, która od
pokoleń należy do rodziny. W ten sposób

background image

zraża do siebie Friedera, który stojąc przed widmem

bankructwa, liczy na to, że ona odstąpi mu część
odziedziczonych przez siebie gruntów.






























background image

Jeśli natomiast chodzi o samą Lenę...

Jej największym, a wciąż niezrealizowanym marzeniem, jest

ślub z Thomasem, miłością jej życia, która wbrew
przeciwnościom losu znów ich odnalazła. Jednak mimo
ciągłych obietnic i zapewnień deklarujący wielkie uczucie
Thomas wciąż odkłada kolejne wizyty na Słonecznym
Wzgórzu i nie chce rozmawiać o swojej aktualnej sytuacji
życiowej. Zakochana Lena obdarza go zaufaniem i wierzy, że
w Ameryce, gdzie mieszka na stałe, pozostaje jej wierny.
Swoje życie zamienia w czekanie na kolejny telefon od
ukochanego i najmniejszy choćby dowód miłości. W czekaniu
pomaga jej wytrwać piękna bransoletka z romantycznym
napisem LOVE FOREVER - dowód miłości od Thomasa. Gdy
jednak ten odwodzi Lenę od pomysłu odwiedzenia go w Ame-
ryce, dziewczyna zaczyna coraz bardziej wątpić w jego miłość.
Przyczynia się do tego także pojawienie się Jana van Dahlena,
dziennikarza, który bez pamięci zakochuje się w ślicznej
Lenie. Jego pocałunek wpędzają w wyrzuty sumienia, ale nie
zniechęca do walki o związek z Thomasem. Wolny czas Lena
poświęca na ciężką pracę, która pozwala jej w końcu zaistnieć
w branży alkoholowej. Odnosi coraz większe sukcesy i
podpisuje kontrakty z kolejnymi dystrybutorami. Część
odremontowanej posiadłości zamienia w pensjonat. Ma nawet
pierwszych gości - doktor von Orthen, która okazuje się byłą
narzeczoną jej zmarłego ojca, i znaną aktorkę Isabelle Wood.
Stara się również dbać o mieszkańców posesji, którzy
otrzymali od zmarłego gospodarza prawo dożywotniego
zamieszkiwania. Nie jest to trudne, bo bardzo ich kocha. To oni
po śmierci ojca stali się jej najbliższą rodziną. Nicola, Daniel i
Aleks też starają się jej pomagać tak, jak tylko potrafią. Nicola
zajmuje się kuchnią, Daniel odnawia posiadłość, a Aleks
pomaga w kwestii kontraktów z dystrybutorami alkoholi. Lena

background image

umie się odwdzięczyć. Obiecała sobie, że odnajdzie córkę
Nicoli. którą ta przed laty, z powodu braku środków do życia,
oddała do adopcji. Wydaje się, że właśnie wpadła na właściwy
trop.

Jej najbliżsi przyjaciele z Fahrenbach, Sylvia i Martin, wrócili

z podróży poślubnej. Lena ich uwielbia i życzy im jak
najlepiej, ale intuicja podpowiada jej, że coś złego czyha na ich
związek. Wciąż poszukuje także receptury Fahrenbachówki,
likieru, którego skład był znany jedynie jej ojcu. Tymczasem
Aleks informuje Lenę o dziwacznym odkryciu. W starej
skrzyni

znajduje

kilka

obrazów, które wydają się

bezwartościowymi bohomazami. Lena jest jednak całkowicie
pochłonięta problemami rodzinnymi, do których straciła już
dystans.

background image

Od notariusza doktora Limmera, osoby, której ojciec Leny

bardzo ufał, przyszło zaproszenie na uzupełniające otwarcie
testamentu.

Lena próbowała się z nim skontaktować, żeby powiadomić o

zaginięciu Jórga. Jednak notariusz wyjechał na kilka dni, a
Lena nie chciała zostawiać takiej wiadomości asystentce.
Poprosiła więc Grit, żeby skontaktowała się z doktorem
Limmerem po jego powrocie, przekazała mu wiadomość o
Jórgu i poprosiła o przesunięcie terminu spotkania.

Grit obiecała, że zadzwoni do notariusza. Dlatego Lena

zdziwiła się, że otwarcie drugiego testamentu mimo wszystko
się odbędzie.

Z mieszanymi uczuciami pojechała do miasta, w którym

spędziła tyle lat, ale z którym w ogóle nie czuła się związana.

background image

Czuła niepokój, kiedy zatrzymała się przed domem doktora

Limmera. Zaraz spotka się z rodzeństwem. Jak się wobec niej
zachowają?

Pomyślała o ojcu. Sporządził dwa testamenty. Dlaczego?

Pewnie miał swoje powody...

Wysiadła z samochodu, wzięła głęboki oddech, poszła w

stronę wejścia i zadzwoniła do drzwi. Ktoś uruchomił
domofon. Lena otworzyła drzwi i pokonała pięć stopni
pokrytych wykładziną. Przywitała ją starsza kobieta, którą
Lena pamiętała z wcześniejszych spotkań.

- Dzień dobry, pani Fahrenbach. Pani brat i siostra już są.
Lena zdziwiła się. Spojrzała na zegarek. Była piętnaście

minut przed czasem. Miała za sobą kilkugodzinną jazdę
samochodem. Wyjechała wcześniej, bo trudno dokładnie
wyliczyć czas, jaki zajmie podróż. Wolała być wcześniej, niż
się spóźnić. Jej rodzeństwo mieszka w mieście. Dlaczego więc
przyszli tak wcześnie?

Kiedy ruszyła w stronę gabinetu notariusza, kobieta

powiedziała:

- Pan notariusz ma jeszcze spotkanie. Muszą państwo trochę

zaczekać. Napije się pani kawy?

- Chętnie - odpowiedziała Lena.

background image

Po tak drugiej podróży kawa od razu postawi ją na nogi.
- Proszę bardzo - powiedziała kobieta i pchnęła ciemne

drewniane drzwi. - Zaraz przyniosę pani kawę.

Kobieta oddaliła się, a Lena wzięła głęboki oddech i weszła

do przestronnego pomieszczenia. Stały tu stare meble, dzięki
którym pokój miał swoisty, trochę może nostalgiczny urok.
Doktor Limmer lubił tradycję. Był właścicielem największej i
najbardziej znanej kancelarii notarialnej w mieście. Stać było
go na drogie designerskie meble, ale ich nie potrzebował, w
przeciwieństwie do Friedera, który natychmiast wyrzucił z
hurtowni wszystkie stare meble.

Brat stał przy oknie, odwrócił się i od niechcenia machnął

ręką:

- Cześć.
Lena nie podeszła do niego i nie objęła go na powitanie. Tym

krótkim „cześć" dał jej do zrozumienia, że chce zachować
dystans. Nawet teraz.

Kiedy Grit się podniosła, Lenę ogarnęło przerażenie. Jej

siostra wydawała się jeszcze szczuplejsza. Lena była pewna, że
ma anoreksję. Wcześniej Grit zadowalała się tylko botoksem

background image

i niewielkimi zabiegami poprawiającymi wygląd. Teraz

widać było, że przeszła kompletną odnowę, nie tylko twarzy,
lecz całego ciała. Piersi miała o wiele za duże i zbyt jędrne - nie
pasowały do wychudzonej sylwetki.

Na twarzy wyglądała prawie jak Mona, żona Friedera.

Podniesione

kości

policzkowe,

napompowane

usta,

poprawiony nos, gładka twarz i te wiecznie zdziwione, szeroko
otwarte oczy. Wszystkie sztuczne piękności wyglądają tak
samo, jakby wyszły z jednej formy.

Co się stało z tą niegdyś ładną, naturalną kobietą? Spadł na

nią deszcz pieniędzy i chce zupełnie zmienić skórę?

Widok oszpeconej Grit zaparł Lenie dech w piersiach. Siostra

nie musiała tego robić. Była ładną, pewną siebie kobietą.

Mona - tak, jej brakowało wiary w siebie i próbowała to

nadrobić sztucznie poprawionym wyglądem. Ale Mona zawsze
była głupiutka i pusta. Jej już nic nie pomoże. Nawet tony
botoksu, nowy nos, usta czy piersi nie zrobią z niej innego
człowieka. -

Lena podeszła do siostry.
- Dzień dobry, Grit.

background image

Objęła ją, a właściwie pokryte skórą kości, które z niej

zostały. Grit wysunęła się nieco do przodu, ułożyła
napompowane usta w dzióbek i udawała, że całuje Lenę na
powitanie, podczas gdy jej usta muskały jedynie powietrze. No
cóż, tak wyglądają powitania w tak zwanym towarzystwie.
Lena o mało nie wybuchła śmiechem. Z tymi nienaturalnie
wytrzeszczonymi oczami i ustami w ciup Grit wyglądała jak
karp, który łapie powietrze.

- Co ty zrobiłaś z włosami? - zawołała oburzona Grit. -

Wyglądasz potwornie! Wyjdź stąd, idź umalować usta... Nałóż
też trochę różu na policzki. Wyglądasz jak śmierć na chorągwi!

„A ty jak postać z horroru", pomyślała Lena, ale

powstrzymała się od tej uwagi. Zamiast tego powiedziała:

- Nie przejmuj się moim wyglądem. Nie przyjechałam tu,

żeby brać udział w konkursie piękności, a doktor Limmer nie
będzie przyznawał nagród za wygląd. Chce nam jedynie coś
odczytać. Nie muszę się malować, żeby dobrze słyszeć.

Wróciła kobieta z kawą. Podała Lenie filiżankę, dolała kawy

Grit. Frieder podziękował.

background image

Grit usiadła, Lena też i zaczęła pić kawę.
Między rodzeństwem panowało paraliżujące milczenie.

Właśnie tak wyglądała teraz rodzina Fahrenbachów...

Frieder wydał się Lenie bardzo spięty, Grit zdenerwowana i

jakby trochę zakłopotana.

Nie było sensu pytać, co im jest. Wiedziała, że dostanie jakąś

głupią odpowiedź, więc dała sobie spokój.

To smutne, ale prawdziwe - nie mieli sobie nic do

powiedzenia. Zupełnie nic.

Lena ucieszyła się, kiedy wreszcie poproszono ich do

gabinetu notariusza.

Doktor Limmer przywitał wszystkich uprzejmie. Posiwiał

znacznie od ich ostatniego spotkania. No cóż, minęło już sporo
czasu.

Usiedli. Lenie przypomniało się, jak byli tu ostatnim razem.

Wyraźnie pamiętała ten dzień, tak wyraźnie, że aż zabolało ją
to wspomnienie.

Wtedy Frieder przyszedł z Moną, teraz był sam, Grit i Holger

byli małżeństwem, teraz są już po rozwodzie, więc i Grit jest
dzisiaj sama. Jorg i Doris cieszyli się, że odziedziczyli zamek i
posiadłość Dorleac. I na co im to było? Rozstali się, a Jorg...

background image

Właściwie już nie wierzyła, że tylko zaginął, ale też nie

akceptowała tego, że nie żyje.

Zamknęła oczy. Przypomniała sobie wszystko, jakby to było

dopiero wczoraj. Przypomniała sobie też brzęczenie muchy,
która ciągle uderzała w szybę, aż w końcu notariusz wstał,
otworzył okno i ją uwolnił.

- Bardzo mi przykro, że musieli państwo czekać - powiedział

doktor Limmer, a jego głos brzmiał gniewnie. - Ale bez
państwa brata Jórga nie możemy zacząć.

Lena otworzyła oczy. Co to ma znaczyć?
Spojrzała na siostrę. Grit odwróciła wzrok. Lena natychmiast

nabrała podejrzeń, które już po chwili się potwierdziły.

- Doktorze Limmer, Jórg nie przyjdzie. Zaginął po katastrofie

samolotu w Australii. Prawdopodobnie nie żyje...

Notariusz się wściekł.
- Powinni mnie państwo o tym wcześniej poinformować !

Wtedy nasze spotkanie nie doszłoby do skutku.

- Wyjechał pan na kilka dni, więc prosiłam siostrę, żeby

pana poinformowała. Siostra

background image

powiedziała, że wszystko... To znaczy... Ze pana

poinformowała... - usprawiedliwiała się Lena. Czuła się
niezręcznie.

- Nikt mnie o niczym nie poinformował. Grit miała wciąż

odwrócony wzrok.

- Skoro już tu jesteśmy, to możemy odczytać drugi testament

ojca. Jórg nie żyje, to znaczy, że zostało nas tylko troje -
powiedział Frieder oschłym głosem.

Był pod presją i koniecznie chciał, żeby drugi testament został

odczytany. Uknuli to razem z Grit. To dlatego nie
poinformowała notariusza. Lena była pewna, że tak właśnie
było...

Notariusz od razu się zorientował, co w trawie piszczy.

Rozgniewał się jeszcze bardziej.

- Drogi panie Fahrenbach, popełnili państwo błąd, nie

informując mnie o śmierci brata. Na darmo się państwo
fatygowali i zmarnowali tylko mój i swój czas. Niestety, nie
odczytam dzisiaj drugiego testamentu. To nie jest takie proste,
jak się panu wydaje. Na podstawie ustnej informacji nie mogę
wykreślić pańskiego brata z testamentu, jakby był pomyłkowo
napisanym słowem. Muszę mieć w rękach urzędowy
dokument.

background image

- Jórg ustanowił Lenę jedyną spadkobierczynią. Jego udziały i

tak przypadną jej. My chcemy tylko to, co nam się należy. Nie
mogę dłużej czekać, potrzebuję pieniędzy.

„Frieder ma nóż na gardle", pomyślała Lena. Potwierdziły się

wszystkie plotki. Nie były to oszczerstwa zawistnych
konkurentów. Frieder doprowadził hurtownię do upadku lub
zrobi to lada dzień.

Widać było, że doktor Limmer z trudem panuje nad nerwami.
- Skąd pewność, że dostanie pan pieniądze?
- Bo wiem, że ojciec miał wielki majątek, mam na myśli

gotówkę, której jeszcze nie dostaliśmy. Śmiem też
podejrzewać, że przeczyta nam pan dzisiaj, ile się komu
należy.

- Odczytanie drugiego testamentu może nastąpić dopiero

wtedy, gdy będę miał w rękach urzędowy dokument
potwierdzający tragiczną śmierć Jórga Fahrenbacha...
Chciałbym już zakończyć nasze spotkanie. Dzisiaj niczego nie
załatwimy. Mam też inne obowiązki. Jeszcze dzisiaj muszę
sporządzić sporo dokumentów.

- Nie, nie może nas pan tak po prostu wyprosić. Nie wyjdę

stąd, dopóki nie dostanę akonto

background image

co najmniej stu tysięcy euro lub pisemnego zaświadczenia o

wysokości mojego spadku. Muszę to przedłożyć w banku.

Doktor Limmer podniósł się z fotela.
- Niestety, to niemożliwe.
Spojrzał na Lenę, którą uważał za najrozsądniejszą z całego

towarzystwa.

- Jeśli ma pani jakieś dokumenty, proszę mi je przesłać.

Uzgodnimy nowy termin spotkania. Proszę pamiętać, że muszę
mieć oryginały, żadnych kopii... Przykro mi, że musiała pani
tak daleko jechać. Na pewno przyjechała pani prosto z
Fahrenbach. Może pani podziękować rodzeństwu. Postąpili
nieuczciwie.

- Doktorze Limmer! - zawołał Frieder. - Tak szybko się mnie

pan nie pozbędzie. Potrzebuję pieniędzy z mojej części spadku
albo zaświadczenia o przysługującej mi kwocie. Przynajmniej
tym będę mógł uspokoić bank... Chyba że pan chce, aby
wspaniała hurtownia Fahrenbach zbankrutowała!

- Są przepisy, a ja jestem zobowiązany ich przestrzegać. Nie

mogę panu pomóc, nawet gdybym chciał.

Frieder podniósł się z miejsca.

background image

- Pożałuje pan tego, wytoczę panu proces, oskarżę pana! Ty...

Ty skostniały kołtunie!

Odwrócił się na pięcie, z impetem odsunął krzesło, które z

hukiem się przewróciło, i wybiegł z gabinetu notariusza.

-Frieder, ja...
Nawet nie dał Lenie dokończyć.
Grit też wstała. Wzruszyła ramionami.
- Nie mogę mu pomóc, moje pieniądze są na lokacie, poza

tym straciłam przez krach na giełdzie i muszę odrobić stratę.

Zrobiła krok w stronę siostry. Lena się podniosła. Grit znowu

udawała, że obejmuje ją na pożegnanie i całuje w policzki.

- Muszę już iść. Robertino czeka. Gdyby nie to, mogłybyśmy

porozmawiać... Zdzwonimy się, dobrze? Wracaj szczęśliwie
do domu. A może zostajesz tu na noc?

-Nie, wracam.
- Nawet dobrze się składa, że wcześniej skończyliśmy.

Możesz zaraz wyruszyć. To w końcu kilka godzin jazdy.

Potem zwróciła się do notariusza.
- Przykro mi, doktorze Limmer. To nie był mój pomysł.

Frieder nie chciał, żebym pana

background image

poinformowała o śmierci Jorga... No cóż, do widzenia.
Odwróciła się i poszła do wyjścia. W swoich butach na bardzo

wysokich obcasach wyglądała, jakby szła na szczudłach.

Lena też chciała już wyjść, ale notariusz ją zatrzymał.
- Niech pani nie bierze sobie tego do serca. Pani rodzeństwo

nie jest tego warte. Szkoda zawracać sobie nimi głowę. Bardzo
mi przykro z powodu Jorga. To okropne, był jeszcze taki
młody...

- Doktorze Limmer, Frieder i ja nie mamy teraz dobrych

relacji, ale zdaje się, że brat ma nóż na gardle. Mimo wszystko
chcę mu pomóc. Nie mogę dopuścić, żeby dzieło życia mojego
ojca trafiło pod młotek.

Doktor Limmer poklepał ją po ręce.
- Moje drogie dziecko, to bardzo szlachetna postawa, ale nie

może pani pomóc bratu. Nie zdradzam pani żadnej tajemnicy,
bo nawet gazety już o tym piszą - źle się stało, że akurat pani
brat dostał w spadku tę liczącą się na rynku hurtownię. Wydał
mnóstwo pieniędzy na rozbudowę i zmianę profilu firmy, która
miała takie

background image

tradycje. Gdyby nie te wydumane pomysły, może nie

doprowadziłby hurtowni do ruiny. Pani brata zrujnowała też
ryzykowna gra na giełdzie, stracił tam fortunę. Nie można mu
już pomóc. Niedługo banki odetną mu dostęp do pieniędzy, a
zrobią to na pewno, ponieważ same podjęły ryzykowną grę,
inwestując w podejrzane interesy z nieruchomościami.

Lena zaczęła drżeć na całym ciele. To niewyobrażalne!

Frieder przetrwonił cały majątek, a hurtownia... Nie, nie
chciała dokończyć tej myśli.

- Często wspominam Hermanna, pani ojca - dotarły do niej

słowa notariusza. - Odszedł o wiele za wcześnie, ale
jednocześnie dobrze, że tego nie dożył... - westchnął. - Ale za
to pani świetnie sobie radzi. Hermann byłby z pani naprawdę
dumny.

Spojrzała na niego trochę zdziwiona. Skąd wie? Przecież

posiadłość jest daleko stąd.

- Drugi testament związany jest z tym, co każdemu z was

udało się osiągnąć... Pani ojciec cieszyłby się tylko z pani.

Weszła sekretarka notariusza.
- Przyszedł doktor Hummel.

background image

- Dziękuję. Proszę go zaraz wprowadzić.
- Przykro mi, chętnie bym z panią jeszcze pogawędził, może

następnym razem. Proszę nie zapomnieć o dokumentach i je
przesłać, gdy tylko je pani zdobędzie. Bez nich nic nie
zrobimy.

Pożegnali się.
Kiedy wychodziła z gabinetu notariusza, miała wrażenie, że

jej nogi są z waty.

Frieder jest bankrutem!
Zrujnował liczącą się na rynku firmę o bogatej tradycji,

przegrał cały majątek firmy. Lena nie mogła uwierzyć. Ale
jednocześnie, po co notariusz miały ją nabierać i opowiadać
historie wyssane z palca?

Nawet gazety już o tym piszą. Jaki wstyd! To jasne, że taki

temat jest pożywką dla dziennikarzy. Fahrenbachowie są
znani, a Frieder chełpił się tym, że został właścicielem
hurtowni. Budynek biurowy, starą piękną willę w stylu
secesyjnym, przemienił w świątynię najnowszej techniki,
urządzał spektakularne imprezy, żeby wszyscy o nim mówili,
każdy znał jego czarne porsche. Był kimś w mieście... Był...
No właśnie - był...

Zwolnił starych pracowników, a w ich miejsce zatrudnił

młode, dynamiczne osoby. Czy

background image

zostaną z kapitanem, kiedy okręt będzie tonął i spróbują

uratować, co się da?

Stara załoga zostałaby, pracowałaby dalej nawet za mniejsze

pieniądze, bo ci ludzie identyfikowali się z firmą. A nowi?
Odlecą jak wędrowne ptaki. Nie trzeba być jasnowidzem, żeby
to przewidzieć.

background image

Lena miała przenocować u Grit. Umówiły się, że właśnie u

niej się zatrzyma. Chciała wykorzystać okazję na odbudowanie
poprawnych relacji z siostrą.

Ale zdaje się, że Grit zapomniała, co ustaliły, albo nie chciała

pamiętać. Lenie zrobiło się bardzo przykro. Musiała jednak
przełknąć tę gorzką pigułkę.

Sama nie wiedziała, dlaczego wciąż tak to przeżywa. Powinna

sobie oszczędzić negatywnych emocji. Niestety, inaczej nie
umiała, po prostu nie potrafiła być obojętna.

Przejechała samochodem obok hurtowni. Na nowoczesnym

szyldzie widniał wykonany bezosobowymi literami napis
„Fahrenbach", tylko tyle, nic więcej. Stojąc przed budynkiem,
można by pomyśleć, że za tymi białymi murami mieści się na
przykład agencja reklamowa.

background image

Spojrzała na pierwsze piętro. Drugie i trzecie okno z lewej

strony, tam było kiedyś jej biuro, a tuż obok biuro taty.

Poczuła bolesne ukłucie, kiedy przypomniała sobie, jak

Frieder już następnego dnia po przejęciu hurtowni wyrzucił ją z
pracy.

Nie, nie może o tym myśleć, ból jest coraz silniejszy i zalewa

ją jak fala.

Drżącą ręką przekręciła kluczyk w stacyjce i odjechała.
Chciała jeszcze spojrzeć na rodzinną willę, którą

odziedziczyła Grit i pośpiesznie sprzedała z całym
wyposażeniem.

Jeszcze kiedy żył tata, Grit w kółko powtarzała, jak ważny jest

dla niej ten dom, a po cichu planowała już jego sprzedaż.

Jadąc do rodzinnej willi, minęła budynek, w którym miała

kiedyś swoje mieszkanie. Był to piękny dom przy spokojnej
ulicy. Lena nie mogła sobie teraz wyobrazić, że naprawdę tu
mieszkała i nawet dobrze się czuła.

Wydawało jej się to niemożliwe, jakby zdarzyło się w jakimś

innym życiu.

Pojechała dalej. Zatrzymała się dopiero przed dawną rodzinną

willą. Stała pośrodku parku.

background image

W tym domu dorastała, ale kiedy teraz na niego patrzyła, nie

czuła nic. Żadnej tęsknoty ani chęci, żeby wejść do środka i
jeszcze raz wszystko obejrzeć.

Jej matka dawno wyprowadziła się z tego domu. Dopóki żył

ojciec, Lena przychodziła tu dość często.

Po śmierci ojca nie czuła się już związana z willą, w której

wszyscy razem mieszkali, ale nie byli szczęśliwi. To przez jej
matkę, skoncentrowaną na sobie egoistę. Lena była szczęśliwa
tylko z ojcem. Robił wszystko, żeby dać dzieciom miłość,
której tak potrzebowały. Ale sam cierpiał. Został zdradzony i
opuszczony. Dopiero dużo później odnalazł miłość życia.
Skrywał ją przed nimi. A kiedy już mógł się do niej przyznać i
poślubić wybrankę swojego serca, zabrała go śmierć.

Lena przez przypadek odkryła, kim była jego wybranka.

Spotkała doktor von Orthen na cmentarzu, kiedy kładła na
grobie jej ojca czerwoną różę. Christina von Orthen była
pierwszym gościem w apartamentach na Słonecznym
Wzgórzu. Ciekawe, co u niej słychać? Czy przebolała już
utratę wielkiej miłości?

background image

Szkoda, że nie mają ze sobą kontaktu. Pani von Orthen nie

chciała tego, a Lena musi uszanować jej decyzje.

Dlaczego ojciec nigdy z nią o niej nie rozmawiał? Przecież

byli sobie tacy bliscy.

Poczucie obowiązku kazało mu odłożyć miłość na później.

Najpierw chciał przygotować synów do przejęcia dzieła jego
życia. Mógł sobie tego oszczędzić. Stracił tylko czas.

Frieder odrzucił wszystko, czego nauczył się do ojca, a Jörg...
Lena uruchomiła silnik i odjechała.
Nie chciała już myśleć o przeszłości, o tym, co by było,

gdyby... Najchętniej nigdy by tu już nie wracała. Niestety,
będzie musiała przyjechać jeszcze raz, ale wtedy pojedzie
prosto do doktora Limmera, a od niego od razu autostradą do
domu.

Teraz też skieruje samochód na autostradę. Musi jeszcze

wstąpić do cukierni po szampańskie trufle dla Sylvii i
mieszkańców posiadłości.

Ciekawe, czy Inge Koch też lubi trufle? Jeśli tak, to jakie?
Raczej lubi.
Zawsze chętnie kosztuje wypieki Nicoli. Lena spokojnie

może z nich zrezygnować.

background image

Jeśli znajdzie miejsce do parkowania, to wstąpi na kawę.

Strasznie rozbolała ją głowa, a boli ją bardzo rzadko. To z
emocji, trochę za dużo wrażeń jak na jeden dzień. Spotkanie z
rodzeństwem, które traktuje ją jak obcą, szczególnie dało jej się
we znaki.

Obcą?
Dla Friedera jest już tylko powietrzem.
To boli, bardzo boli.
Z trudem powstrzymywała łzy.
Kiedy podjechała pod cukiernię, zwolniło się akurat miejsce

tuż przed wejściem. Dobry znak. Napije się kawy, a potem
ruszy prosto do domu, do swojego świata, swojego raju.

background image

Po powrocie pokrótce opowiedziała, co się wydarzyło. Potem

chciała pobyć sama.

Podróż była męcząca, ale po błogiej kąpieli w pachnącej

lawendzie szybko odzyskała siły witalne.

Nie mogła jednak zapomnieć spotkania z rodzeństwem.

Obojętność Grit, jej przerażający wygląd i chłód Friedera...

Lena tęskniła za zgodą w rodzinie. Bolał ją brak harmonii.

Zboczyli z właściwego kursu. Tylko jak go teraz odnaleźć? A
może wcale go nie szukać? Nie martwić się i nie przejmować?

Nie, nie potrafi.
Wyszła z wanny, wytarła się starannie ręcznikiem i

nasmarowała balsamem. Założyła miękki szlafrok z białej
flaneli w niebieską kratkę i poszła do gabinetu, dawnego
pokoju ojca. Usiadła w fotelu, podciągnęła nogi. To było
ulubione

background image

miejsce ojca. Ona tu przychodzi, kiedy ma problemy albo

chce być blisko ojca. Dzisiaj zdecydowanie jest jej to
potrzebne.

Wizyta u doktora Limmera obudziła w niej wspomnienia,

tęsknotę za ojcem, najwspanialszym i najbardziej
wyrozumiałym człowiekiem na świecie. Los tak szybko go
zabrał. Oparła brodę na kolanach.

Jak wiele wydarzyło się od śmierci taty.
Frieder doprowadził firmę do ruiny. Grit oszpeciła się i stała

się wyrachowaną egoistką. Dla kochanka zostawiła męża i
dzieci. Doris i Jörg się rozwiedli. Jörg zaginął, tak, właśnie tak,
zaginął, nie zginął!

Ona odnalazła Thomasa i straciła. Teraz kocha Jana... Czy

kiedyś go poślubi, będzie miała z nim dzieci i razem się
zestarzeją?

Nikt nie ma zagwarantowanego prawa do zestarzenia się z

ukochanym. Przekonał ją o tym przypadek Sylvii. Martin i
Sylvia byli tacy szczęśliwi i byliby do końca swoich dni, gdyby
nie ten szaleniec za kierownicą.

Trzeba żyć i cieszyć się chwilą. Dlaczego nie jest to takie

proste? Dlaczego trzeba myśleć o jutrze, planować każdy
dzień? Dlaczego ludzie

background image

tacy właśnie są? „Zwierzętom jest łatwiej - pomyślała - nie

wiedzą, co to jutro".

Tęskniła za Janem. Szkoda, że nie ma go teraz przy niej. Od

razu schowałaby się w jego ramiona i poddała czułościom. On
umiałby ją pocieszyć, zasypałby pocałunkami i zaraz
zapomniałaby o przykrościach mijającego dnia.

Ale Jan jest daleko, gdzieś w Boliwii. Trudno się z nim

skontaktować. Czasem przyjdzie od niego wiadomość, ale
nawet nie może mu odpowiedzieć. Zazwyczaj ma wyłączoną
komórkę. Pewnie dlatego, że nie może złapać zasięgu.

Zrobiła drinka i usiadła przed telewizorem. Telewizję mogła

sobie jednak odpuścić. Nie było nic na tyle interesującego,
żeby odwrócić jej uwagę od ponurych myśli. Czytać nawet nie
próbowała. Może muzyka? Ale co? Nie, muzyka też nie...

Szkoda, że nie ma przy niej tego małego czarnego kotka. Lena

sama nie wiedziała, dlaczego wciąż o nim myśli.

Byłoby wspaniale przytulić się do ciepłego małego ciałka i

posłuchać mruczenia.

Co za głupota tak się nakręcać. Kot nie pojawia się już od

kilku dni. Poza tym na pewno nie

background image

jest takim milutkim, grzeczniutkim, mruczącym kotkiem. To

zwykły dzikus - zawsze czujny, gotowy do ataku. Taki nie daje
się tak po prostu głaskać. Kiedy tu jeszcze przychodził, Lena
nawet nie zdążyła go dotknąć, a już uciekał. A psy?

Hektor już śpi u Daniela, a Lady poszła razem z nim.
Od razu pokochała te psy.
Szkoda, że nie ma ich teraz przy sobie. Ale przecież nie może

wybić zwierząt z utartego rytmu tylko dlatego, że jest
sentymentalna i czuje się samotna jak palec.

Dlaczego tak się czuje? Przez rodzeństwo. W zasadzie może

wiele znieść, ale tu chodzi o jej najbliższych, którzy zrobili
dzisiaj wyjątkowe przedstawienie. Frieder chciał wymusić
pieniądze, które i tak by mu nie pomogły, nawet gdyby je
dostał. A Grit? Dla niej liczy się tylko ten jej amant. Nie
znalazła nawet czasu, żeby pójść z siostrą na kawę. Dlaczego
wciąż się temu dziwi?

Pozwoliła, żeby Holger wyprowadził się do Kanady i zabrał

ze sobą dzieci. Która matka rezygnuje z własnych dzieci?

background image

Lena wstała, chodziła niespokojnie w tę i z powrotem, zrobiła

sobie herbatkę uspokajającą, choć i tak wiedziała, że jej nie
pomoże. Nic nie jest w stanie jej uspokoić. Miała wrażenie, że
jest jak beczka z prochem i zaraz eksploduje. Czuła napięcie w
każdej części ciała. Wspomnienia z przeszłości, wizyta w
mieście, w którym spędziła tyle lat, wszystko dało jej się we
znaki, choć samo miasto nie miało już dla niej żadnego
znaczenia, bo tu, w posiadłości, odkryła swój raj na ziemi.

Poszła z herbatą do biblioteki, ponownie usiadła w fotelu i

wpatrywała się w czarny otwór kominka. Zwykle przyjemnie
trzaskał tu ogień. Lubiła tańczące w kominku płomienie, ale
dzisiaj nie miała siły w nim rozpalić.

Na nic nie miała ochoty.
Zastanawiała się, czy pójść do Dunkelów, żeby nie siedzieć

samej. Nagle zadzwonił telefon.

Kto to może być? Odezwała się niemrawym głosem. Kiedy

jednak się zorientowała, kto dzwoni, jej nastrój zmienił się w
jednej chwili.

Nie do wiary! Tego się nie spodziewała. Jan! A ona myślała,

że jej mężczyzna jest gdzieś z dala od cywilizacji.

background image

- Kochanie, nareszcie mogę do ciebie zadzwonić. Bardzo

tęskniłem za twoim głosem i oczywiście za tobą. Co u ciebie?

Opowiedzieć mu, co dzisiaj przeżyła, skoro ma go wreszcie

na linii? „Ani mi się śni - pomyślała Lena. - Nie będę go teraz
obarczać moimi smutkami".

Precz z nimi! Niech wiatr rozwieje je na cztery strony świata!
Jan, za którym tak tęskniła, dzwoni do niej. Może wyczuł, jak

bardzo go teraz potrzebuje.

Jej milczenie wydało mu się podejrzane.
-Kochanie...
Lena roześmiała się.
- U mnie wszystko w porządku - pospieszyła z odpowiedzią. -

Powiem nawet, że doskonale, bo wreszcie słyszę twój głos,
wreszcie mogę ci powiedzieć, że bardzo cię kocham i że bardzo
się za tobą tęskniłam.

Jan nie znał jej od tej strony. Wcześniej nigdy nie była taka

wylewna.

- Leno - zapytał. - Czy ty coś piłaś?
- Tak, herbatkę uspokajającą. Niepotrzebny mi alkohol, żeby

się wspaniale czuć. Jestem pijana ze szczęścia.

background image

Jest, naprawdę jest! Jest tak szczęśliwa, że nie da się tego

wyrazić słowami...

już nigdy nie pozwoli, żeby czyjeś zachowanie tak bardzo ją

przygnębiło, nigdy i nikomu! Ma Jana, którego kocha, który ją
kocha. Jak mogła choćby na chwilę o tym zapomnieć?

- Kochanie, jutro wracam do domu. Moja misja skończona

szybciej, niż myślałem. Nie mogę się już doczekać, żeby wziąć
cię w ramiona, całować i czuć, że jesteś blisko. Leno, kocham
cię i...

Nagle rozległy się jakieś trzaski w słuchawce, a potem już nic

nie było słychać.

Koniec rozmowy. Już nie zadzwoni. W zasadzie powiedział

wszystko.

Jutro go zobaczy. Nie ma pojęcia kiedy, ale czy to będzie po

południu, wieczorem czy w nocy, nie ma żadnego znaczenia.
Najważniejsze, że przyjedzie.

background image

Kiedy Lena kładła się do łóżka i chciała zgasić światło, zdała

sobie nagle sprawę, że do tej pory nie postawiła na nocnej
szafce żadnego zdjęcia Jana. W sumie nigdzie go nie miała -
ani tu, ani w innych pokojach, ani też na biurku w destylarni.

Dziwne, bo zdjęcia Thomasa znajdowały się niemal

wszędzie. Nawet jeśli wyjeżdżała, zabierała ze sobą srebrną
ramkę z jego fotografią. Dawało jej to poczucie bliskości z
ukochanym. Nieustannie wpatrywała się w jego zdjęcia, po-
grążając się w marzeniach.

Dlaczego nie robiła tak w wypadku Jana, nowego mężczyzny

w jej życiu? Przecież go kochała. Nie potrafiła sobie tego
wytłumaczyć.

Może dlatego, że z Janem widywała się częściej i mogła się

nacieszyć jego obecnością. Dzięki temu nie musiała spoglądać
na jego zdjęcie.

background image

W każdym razie cudownie, że Jan często przyjeżdżał na

Słoneczne Wzgórze, że razem organizowali sobie czas wolny i
że on wspierał ją we wszystkim, bez robienia wokół tego
zbędnego szumu.

Nie wahał się ani przez sekundę, kiedy poprosiła go, aby

poleciał do Australii, żeby poszukał Jorga i ustalił ewentualne
miejsce jego pobytu. A przecież wyjazd do Australii to nie
wypad do knajpki za rogiem.

Biedny Jórg...
Łzy napłynęły jej do oczu. Jórg wyruszył w swoją podróż

dokoła świata pełen energii, radości i chęci przeżycia
przygody. Niewyobrażalne, że okrutny los dopadł go w tak
krótkim czasie... Nowa Zelandia, Australia, dalej nie dotarł.

Lena nie dowierzała, że nie żył. Wmawiała sobie, że tylko

zaginął. Złudna nadzieja!

Aczkolwiek jej nie traciła, ponieważ na razie nie odnaleziono

jego ciała.

Zgasiła światło i przekręciła się na bok. Powędrowała

myślami do Jana, cudownego mężczyzny, który dosłownie i w
przenośni nosił ją na rękach, z którym łączyło ją wiele rzeczy...
Kochała go.

background image

Po bolesnym rozczarowaniu się Thomasem nie sądziła, że w

jej życiu kiedykolwiek pojawi się ktoś inny. A jednak...

Jan zakochał się w niej od pierwszego wejrzenia i to on

uparcie o nią zabiegał, wierząc w ich wspólną przyszłość.
Darzył ją silnym uczuciem, jeszcze kiedy była z Thomasem,
zdawało się murowanym kandydatem na męża.

Kiedyś wzdychała do Thomasa. On był całym jej światem.

Niestety, ich miłość pękła jak bańka mydlana, okazało się
bowiem, że ją oszukiwał. W Ameryce mieszkał z żoną Nancy.
Któż wie, czy nie mieli dzieci...

Nie!
Nie będzie myślała o Thomasie Sibeliusie.
Teraz liczył się tylko Jan. Nikt więcej.
Dlaczego wciąż ma różne rozterki?
Wstała i zeszła na dół do kuchni, żeby zaparzyć sobie zioła.

Nicola zaopatrzyła ją w specjalną miksturę złożoną z melisy,
korzeni lukrecji, skórki cytryny, rumianku, kopru włoskiego...
Ulała, wybuchowa mieszanka! Po spożyciu takiej herbatki
będzie spać jak suseł.

Lena wstrząsnęła buteleczką i przeszła z dużym kubkiem

ceramicznym do biblioteki. Tam

background image

rozsiadła się wygodnie w fotelu i z nudów włączyła telewizor.
Przeskakiwała z kanału na kanał i przypadkiem trafiła na film

kryminalny.

Będzie go oglądać, dopóki nie dopije herbaty. No chyba że ją

zainteresuje. Istniała taka szansa, ponieważ lubiła głównego
aktora, występującego w tej brytyjskiej produkcji.

Zapatrzyła się. Wartka akcja sprawiła, że zapomniała na

moment o Janie i Thomasie.

Kiedy film się skończył, zakopała się w miękkiej kołdrze. No

i znowu zaczęła myśleć o Janie.

Koniecznie musi go poprosić o kilka zdjęć. Albo sama mu

jakieś pstryknie...

Zasnęła z błogim uśmiechem na twarzy.

background image

Po raz pierwszy od dłuższego czasu zapadła w głęboki, z

początku bardzo przyjemny sen. Ałe obudziła się zlana potem.
Dygotała z rozkoszy i trwogi zarazem, gdyż był bardzo
realistyczny.

Biegła z Janem przez piękną, pokrytą dywanem kwiatów łąkę.

Trzymali się za ręce. Świeciło słońce. Jego złociste promienie
rozjaśniały ich twarze. Świerszcze cykały w rytm
sentymentalnej muzyki, kolorowe motyle latały w powietrzu, a
ważki tańczyły nad małym, wartkim strumykiem
przepływającym przez łąkę.

Rozpierało ją szczęście... Nagle Jan puścił jej rękę, odskoczył

gdzieś w bok i rozpłynął się w nicości.

Lena próbowała go wołać, ale nie mogła wydobyć z siebie

głosu. Wtem coś świsnęło jej koło ucha. Odwróciła się i
zobaczyła Friedera, który

background image

z zaciętą miną ciskał w nią nożami. Wprawdzie chybił, ale i

tak ogarnął ją strach.

Chciała prosić brata, żeby przestał. Nadaremnie. Jej gardło się

zacisnęło. Bardziej coś cicho skrzeczała, niż artykułowała
jakiekolwiek zrozumiałe dźwięki.

Chciała uciec, lecz miała nogi jak z ołowiu. Uchylała się to w

prawo, to w lewo, żeby żaden nóż nie wbił się w jej ciało.

Słońce zaszło za chmury.
Po jego blasku nie pozostał nawet ślad. Kwiecista łąka

zmieniła się w podwórze. Było ciemno i zimno. Stała boso na
jego środku ubrana tylko w piżamę. Zmarzła.

Lena ocknęła się z zamyślenia. Mimo że jedynie odtwarzała

ten sen, aż dostała gęsiej skórki. Szczęknęła zębami z zimna.

Co on oznaczał? Jak interpretować tę senną marę? Że jej

szczęście z Janem jest pozorne?

To, że Frieder rzucał w nią nożami, była w stanie zrozumieć.

Ostatnio raczej nie pałał do niej braterskim uczuciem. Dla
niego była gorsza od dżumy.

Dlaczego Jan nie pospieszył jej z pomocą? Taka postawa do

niego nie pasowała.

background image

Ach, nie będzie zaprzątać sobie tym głowy! To bez sensu.

Pewnie nadmiar przykrych doświadczeń przywoływał ten
koszmar.

Poza tym Nicola zawsze jej powtarzała: sen mara, Bóg wiara.
Lena zamknęła oczy i próbowała ponownie zasnąć, ale nie

mogła.

Oddychała głęboko, liczyła owce, medytowała... Na próżno.

Na nic zdały się wszystkie techniki relaksacyjne.

Przypomniała sobie o liście, który zapomniała wysłać do

urzędu skarbowego, próbkach artykułów dla nowego klienta...
Zleciła to Danielowi. Czy ta kartka nadal leżała na biurku?

Nie odebrała jeszcze zamówionej książki. I co z tym

butikiem? Sprzedawczyni mówiła, że do niej zadzwoni... A
może ustaliły, że to ona się do niej zgłosi?

Niby błahe sprawy, a burzyły jej spokój. Ciągle odkładała je

na później.

Chce zasnąć!
Jutro przyjedzie Jan... Uporał się szybciej z reportażem w

Boliwii, żeby móc się z nią zobaczyć. I jak ona będzie
wyglądać? Niewyspana, z workami pod oczami...

background image

Im bardziej zmuszała się do zaśnięcia, tym trudniej jej to

przychodziło. Do diaska!

Zapaliła światło i zerknęła na zegarek, ale zaraz je zgasiła.
Niedawno gdzieś wyczytała, że jeśli ma się trudności z

zaśnięciem, nie powinno się patrzeć na zegarek. Głupie
zabobony!

W końcu znużona zasnęła.
Rano czuła się jakby ktoś przepuścił ją przez wyżymaczkę.
Zwlokła się z łóżka z nadzieją, że nie łapie jej przeziębienie.
Poczłapała do łazienki. Gorący strumień wody z prysznica

stopniowo przywracał jej energię. Rozruszała się i
uśmiechnęła.

Na dworze było zimno. Wokół domu szalała burza. Wiał

mroźny, porywisty wiatr.

A jej serce było gorące niczym lawa. Dziś przyjedzie Jan!
Poszła do kuchni i zaparzyła mocną herbatę.
Właściwie nie miała ochoty na jedzenie, ale zmusiła się do

przełknięcia

przynajmniej

jednej

kromki

chleba,

posmarowanej przepyszną marmoladą brzoskwiniową, rzecz
jasna produkcji Nicoli.

background image

Przy śniadaniu analizowała strategie biznesowe, które

ułatwiłby jej wykaraskanie się z niewesołego położenia.
Kryzys gospodarczy uderzył ją po kieszeni. Obroty znacznie
spadły. Poza tym musiała wyrównać straty wynikłe z ogło-
szenia upadłości przez sieć Grosik. .

Dlaczego w interesach szala przechyla się raz na jedną, raz na

drugą stronę? Dlaczego nie ma stabilizacji?

Lena była zmęczona ciągłą walką o byt. Kiedy zaczynało się

układać i już wierzyła w sukces, nagle coś się waliło.

Co

by

zrobiła,

gdyby

nie

sprzedaż

obrazów

przedstawiających

bitwy

morskie?

Sięgnęłaby

dna.

Zbankrutowałaby.

Westchnęła i nalała sobie kawy. Jeszcze nie przejrzeli

wszystkich mebli po jej przodkach. Kto wie, może znowu
nastąpi cud i znajdą kolejną porcję skarbów?

Zachichotała. Mrzonki. Marzenie ściętej głowy. Powinny się

cieszyć, że w ogóle szczęście się do niej uśmiechnęło.

Posmarowała marmoladą drugą kromkę i wyjęła z lodówki

jogurt. W końcu apetyt rośnie w miarę jedzenia.

background image

O której przyjedzie Jan? Zdążyła o tym pomyśleć, gdy ktoś

nacisnął klamkę.

Pewnie Nicola chce jej coś powiedzieć.
- Jestem w kuchni - zawołała.
Słychać było kroki, a potem w drzwiach... stanął Jan.

Osłupiała. Tradycyjnie był w dobrym humorze. Prezentował
się oszałamiająco. Miał na sobie skórzaną kurtkę, czarne
dżinsy i golf, czyli standardowy strój, który notabene bardzo do
niego pasował. Jakby ktoś go dla niego zaprojektował.

Wpatrywała się w niego jak w obraz. Nie przypuszczała, że

zobaczy go tak wcześnie rano.

To znaczy, że nie dzwonił do niej z Boliwii, lecz z kraju, w

którym miał między lądowanie.

- Jan...
Uśmiechnął się.
- Moja piękna. Co za powitanie... Nie masz mi nic więcej do

powiedzenia?

Przysunął ją do siebie i mocno uściskał.
Lena zamknęła oczy, oparła głowę o jego klatkę piersiową i

napawała się aromatem jego wody po goleniu - drzewo
sandałowe, odrobina trawy cytrynowej...

background image

Nie potrafiła opisać słowami tego, co działo się w jej wnętrzu.

Jan był przy niej.

Uniósł delikatnie jej szczupłą twarzyczkę i pocałował czule.
- Zaoferujesz zmęczonemu repatriantowi kawę, serce ty

moje?

- Oczywiście. Akurat przygotowałam jej trochę więcej. Podać

jaśnie panu obfite śniadanko?

- Nie, dziękuję. Zjadłem w samolocie.
- Fajnie, że wróciłeś - szepnęła, siadając przy stole.
- Nie mogłem się doczekać powrotu. Muszę uporządkować

moje życie na walizkach i skoncentrować się na reportażach,
które nie wymagają ciągłych wyjazdów. Po paru dniach
dopadła mnie taka tęsknota za tobą, że chciałem rzucić
wszystko w diabły.

- I ja ledwie bez ciebie wytrzymuję - odpowiedziała Lena,

zdając sobie sprawę z tego, że raczej nic się nie zmieni.

Jan był nienależnym dziennikarzem o wysokich ambicjach.

Dąży do doskonałości. Błyszczał wśród kolegów z branży.
Zależało mu na nieustannym rozwoju zawodowym. A przecież

background image

interesujące historie czerpie się głównie z zagranicy. O czym

miałby pisać na Słonecznym Wzgórzu? O rocznym walnym
zgromadzeniu stowarzyszenia hodowców drobiu?

- O czym myślisz, moja piękna? Lena spojrzała na niego.
- O tym, że prawdopodobnie pozostaniemy przy starym

schemacie. Ty będziesz wyjeżdżał, a ja będę z utęsknieniem na
ciebie czekać. Uwielbiasz swoją pracę i potrzebujesz zastrzyku
adrenaliny... Co prawda wolałabym, żebyś się nie pchał w sam
środek międzynarodowych afer i nie przeprowadzał
wywiadów z niebezpiecznymi typami.

Zaśmiał się.
- Brzmi groźniej, niż jest w rzeczywistości. Poza tym sławę

zyskałem dzięki poważnym, zakrawającym na naukowe
dokumentom. Na przykład dzięki wielokrotnie nagradzanemu
reportażowi o Stromboli, najaktywniejszym wulkanie naszego
globu. Albo o ponad dziesięciometrowym wodospadzie w
pobliżu Nowego Jorku. Odkryto, że w jego grotach od setek lat
nie zapłonął żaden ogień. Albo o Los Padres, gdzie płomienie...

background image

- Więc fascynuje cię ogień, mój strażaku... - weszła mu w

słowo.

- Nie ogień sam w sobie, lecz jego fenomen. Sieje

spustoszenie... Ojej, gadam jak belfer. Na koniec dodam tylko,
że najbardziej interesuje mnie ogień naszej miłości. Oby nigdy
nie zgasł! Kocham cię.

Jan przyciągnął jej dłonie do ust i pocałował delikatnie.
Lena westchnęła niesiona na skrzydłach szczęścia.
- Ja też cię kocham - szepnęła zalotnie.

background image

Jan od jakiegoś czasu mieszkał na Słonecznym Wzgórzu. W

pokoju gościnnym urządził dla siebie prowizoryczne biuro.
Specjalnie dla niego Lena skracała dzień pracy o kilka godzin.

W wolnych chwilach, jeśli pogoda na to pozwalała,

oprowadzała go po okolicy. Spacerowali godzinami, jeździli na
rowerze przez pola, wieś oraz nowe osiedle. Pokazała mu
kapliczkę, zaprowadziła go na cmentarz.

Dziś chciała pojeździć wzdłuż jeziora i zahaczyć o stanicę

wodną.

- No, jesteśmy na miejscu - powiedziała, kiedy dotarli do

ogrodzonej części jeziora.

Odstawili rowery. Lena otworzyła furtkę i wprowadziła Jana

do stanicy, z której można było korzystać także zimą, ponieważ
zamontowali w niej ogrzewanie.

background image

- Cudo - zawołał oczarowany Jan. - Duża i przytulna

powierzchnia. Dlaczego jej w ogóle nie użytkujecie?

- Ależ użytkujemy, tyle że przede wszystkim latem. Dawniej

tata spędzał tu mnóstwo czasu. Siadał na tamtym fotelu z
wysokim oparciem i bocznymi poręczami, wpatrywał się w
wodę i czytał...

- Lena, stanica byłaby dla mnie idealnym zakątkiem do pracy.

Nikt by mi tu nie przeszkadzał, natura inspirowałaby mnie do
pisania, a w przerwach podziwiałabym piękne widoki... - Jan
piał z zachwytu. - Tu mógłbym posegregować materiały, które
zbieram do książki.

Odwrócił się i wziął ją w ramiona.
- Pani Leno Fahrenbach, czy wynajmie mi pani swoją stanicę?
- Panie Janie van Dahlen, udostępnię ją panu nieodpłatnie,

rzecz jasna, pod jednym małym warunkiem.

- Jakim?
Musi mi pan obiecać, że nie zabarykaduje się pan w niej na

wieki i nadal będzie znajdował czas dla mnie. Przytulił ją.

background image

- OK. Lena, a tak poważnie... Naprawdę chętnie przeniósłbym

się tu z moimi bazgrołami. Tu nic nie będzie mnie rozpraszać.

- Jak na podwórzu?
- Coś w ten deseń...
- Nie tłumacz się, kochanie. Rozumiem cię. Ale nie będziesz

miał nic przeciwko, jeśli czasem będę do ciebie zaglądała?

- No coś ty... Sprawisz mi tym ogromną radość.
Lena ucieszyła się, że podobała mu się jej posiadłość.
- Chodź, pokażę ci jeszcze jedno ładne miejsce - zawołała

dumnie. - To istny raj, szczególnie w lecie.

Przebiegli przez pomost i przystanęli przy ławeczce,

znajdującej się na jego końcu.

- Tu - powiedziała - możesz zapomnieć o bożym świecie...
Popatrzył na ławkę z konsternacją, bowiem w oczy rzuciły mu

się wyryte inicjały L + T.

- Thomas też chętnie tu przebywał - oznajmiła śmiało. - Na tej

ławeczce czytaliśmy wiersze, snuliśmy plany na...

Nie dał jej dokończyć.

background image

- Uhm, ponadto całowaliście się i przyrzekaliście sobie

dozgonną miłość.

Czyżby zżerała go zazdrość?
- No tak. Przecież byliśmy zakochani...
- Najchętniej wymieniłbym tę ławkę. Lena wybuchnęła

śmiechem.

- Skarbie, chyba nie jesteś zazdrosny? Nie masz powodu.

Thomas to zamknięty rozdział. Jednak niektóre rzeczy będą mi
go przypominać. To normalne... - Podwinęła rękaw i pokazała
mu wyrytą na nadgarstku literę T. - I co powinnam z tym
zrobić? Obciąć sobie rękę?

Objął ją.
- Przepraszam, moja piękna. Przesadziłem. Zareagowałem jak

szczeniak. Ale przyznaję, że przez chwilę byłem zazdrosny.
Nie tyle o Thomasa, co o czas, który spędził z tobą w tym ba-
jecznym miejscu...

--- Przytuliła się do niego.
- Kotku, przed nami tysiące godzin, dni, miesięcy... Z

Thomasem rzadko się widywałam. Początkowo jedynie w
ferie, potem rozstaliśmy się na ponad dziesięć lat, ponieważ
moja mama namieszała między nami. Później on rzadko

background image

przylatywał z Ameryki... Jan, przed nami całe życie.
- Dziękuję, moja piękna - szepnął, składając na jej ustach

czuły pocałunek.

background image

Przynaglony kolejnymi zobowiązaniami zawodowymi Jan

musiał niezwłocznie wyjechać. Nie zdążył przearanżować
stanicy na swoje studio. Lena wpadła więc na pomysł, że go
zaskoczy. Zrobi mu niespodziankę. Wyremontuje po-
mieszczenie zgodnie z jego wizją. Ale się zdziwi, kiedy wróci.
Cieszyła się na ten dzień. Lubiła, kiedy był przy niej. Kochała
go za wszystko. Był nie tylko fantastycznym, czułym
kochankiem, lecz również przyjacielem, z którym można się
pośmiać i porozmawiać o problemach.

Zamyślona Lena wolnym krokiem zmierzała do destylarni.
Z naprzeciwka pod górkę jechał na rowerze zasapany

listonosz.

- Oj, biedaczysko... - powiedziała współczująco. - Teraz

naprawdę zasłużył pan na filiżankę

background image

kawy u Dunkelów. Nicola poczęstuje pana ciasteczkami

migdałowymi. Upiekła je specjalnie dla pana.

Mężczyzna rozpromieniał.
- Serio? Super! Przez ten pagórek dostaję zadyszki. Bogu

dzięki, że Nicola wynagradza mi jednak ten wysiłek. Zawsze
ofiarowuje mi na odchodne torbę ze smakołykami. Fajnie, co?

- Bardzo. Ma pan dla mnie pocztę?
- Jasne. Przepraszam, zapomniałem.
Dał jej stos kopert i odjechał pospiesznie do Dunkelów.
Większość listów stanowiła poczta służbowa. Jeden jednak

był zaadresowany bezpośrednio do Leny.

Wyłowiła go spośród innych.
Odwróciła kopertę i przeczytała nazwisko nadawcy - Alf

Koller, nowy mieszkaniec Fahrenbach. Kiedyś ona i Sylvia
postanowiły w ramach integracji powitać go chlebem i solą, a
on potraktował je z pogardą jak jakieś niedorozwinięte
wieśniarki. W sumie powinny być mu wdzięczne, że ich nie
zaprosił.

Potem spotkała go jeszcze raz. Przyszedł do niej w interesach.

background image

Lena odłożyła pozostałą pocztę na ławkę obok domu i

rozerwała kopertę.

Bezczelność! No niepojęte! Co za draństwo!
Otworzyła drzwi, rzuciła listy na komodę, założyła kurtkę,

wzięła kluczyki od samochodu i wybiegła.

Odpaliła silnik i z piskiem opon ruszyła do gospody Sylvii,

żeby wyżalić się swojej wiernej przyjaciółce.

- Z nieba mi spadłaś - zawołała Sylvia. - Pomożesz przy

karmieniu. Komu chcesz przytrzymać butelkę, księżniczce czy
księciu?

- Księżniczce - odparła Lena, podążając za nią.
Sylvia postawiła przy ich stałym stoliku parawan i urządziła

tam kącik dla bobasów. Dzięki temu mogła pracować i
jednocześnie zajmować się dziećmi.

- Już je przewinęłam. Musimy je tylko nakarmić. Lena wyjęła

Amalię z łóżeczka. Pogładziła ją

delikatnie po główce. Przeczesała palcami jedwabiste włoski.

Przeszył ją przyjemny dreszcz. Obudził się w niej instynkt
macierzyński.

Sylvia podała jej butelkę. Usiadły na ławce przy piecu

kaflowym.

background image

Dzieciaki od razu zaczęły jeść.
- Moje dzieci są najcudowniejszymi okazami
- zachwalała Sylvia. - Nie krzyczą, nie płaczą i przesypiają

niemal całe noce.

- Bo się nimi odpowiednio opiekujesz. Nie owijasz je w

ochronny kokon i nie wystajesz przy nich całą dobę.

- Nie mogłabym sobie pozwolić na taki luksus. Muszę

zarządzać gospodą. Czasem czuję się tak, jakbym miała
rozdwojenie jaźni, ale w gruncie rzeczy cieszę się, że mam tę
odskocznię. Nie zaniedbuję moich brzdąców, a przy okazji
realizuję się zawodowo. Nie wyobrażam sobie, żeby Amalia i
Fryderyk bawili się na górze z opiekunką. Dzieci potrzebują
matki. Poza tym nie skoncentrowałabym się na pracy, bo ciągle
bym rozmyślała, co robią, czy płaczą... Uspokajają się, kiedy
słyszą mój głos.

- I kiedy bierzesz je na ręce... - zachichotała Lena. -

Rozpieszczasz je.

- A wy mi w tym w ogóle nie ustępujecie
- odparła Sylvia. - Nieraz przyłapałam ciebie, Nicolę, Aleksa i

Daniela, jak je bujacie na rękach. No i dobrze! Przecież
biedactwa nie mają ojca, to niech się napawają miłością innych
ludzi

background image

- zająknęła się. - Ach, Leno, Martin byłby szczęśliwy. Tak

wyczekiwał naszych dzieci. Nienawidzę samobójcy, przez
którego zginął. Oby smażył się w piekle!

- Sylvia, przestań, nienawiść rujnuje duszę. Nie powinnaś

złorzeczyć temu mężczyźnie. Bóg go ukarze.

- Hm, Bóg... Nie wierzę w jego sprawiedliwość. Dlaczego

pozwolił Martinowi umrzeć? Akurat jemu, człowiekowi
wyciągającemu do wszystkich pomocną dłoń. Gdyby nie
zastępował kolegi, nie padłby ofiarą tego wypadku.

- Sylvio, stało się... Nikt nie wie dlaczego. Fryderyk wypił

kaszkę. Zapłakał. Widocznie

było mu za mało.
- Wystarczy, mój mały żarłoku - zawołała Sylvia, unosząc go

do góry, żeby mu się odbiło.

Przestał płakać.
Amalia piła swoją porcję, robiąc sobie krótkie przerwy.
Lena nie mogła się napatrzeć na maleństwa.
Dziewczynka dopiła swoją kaszę. Lena uniosła ją i czekała

cierpliwie, aż i jej się odbije.

Zrelaksowała się przy dzieciach na tyle, że zapomniała, w

jakim celu tu przyjechała.

background image

Dopiero kiedy maluchy zasnęły, usiadła z Sylvia, przy kawie i

coś zaszeleściło jej w kieszeni, przypomniała sobie powód
wizyty.

Wyciągnęła list i przesunęła go po stole.
- Przeczytaj! Koller mi go przysłał. -Ten Koller?
-Dokładnie ten.
- Czego chce? Przecież mówiłaś mu, że nie wydzierżawisz

rewiru łowieckiego i nie udostępnisz miejsca do cumowania
łódki.

- Przeczytaj...
Sylvia rozłożyła list i zaczęła czytać.
Szanowna Pani Fahrenbach,
Pan Rhode sprzedaje swoją łódź. W związku z tym przejmuję

jego miejsce na przystani. Od następnego miesiąca to ja będę
przelewał na pani konto pieniądze za wynajem. Zatem i wilk
syty, i owca cała. Mój problem się rozwiązał, a pani nie traci
płynności finansowej.

Z pozdrowieniami
Alf Koller
Sylvia upuściła kartkę. Aż otworzyła usta ze zdziwienia.

background image

- Bezczelny! Co za przebiegły cham! Wyrzucisz go drzwiami,

to wejdzie oknem. Kim jest Rhode?

- Całkiem miły gość. Może sprzedaje łódkę, ale nie ma prawa

odstępować miejsca do cumowania. Przecież jest lista
oczekujących, o czym Koller doskonale wie.

- Przekupił Rhode'a. I jeszcze miał czelność napisać do ciebie

list... Co on sobie myśli, że kim jest? Ja bym go teraz załatwiła
na szaro. Rhode złożył ci wymówienie?

Lena potrząsnęła głową.
- Więc skontaktuj się z nim i niech potwierdzi, że rezygnuje z

wynajmu, a potem podpisz umowę z pierwszą osobą z listy
oczekujących.

Lena pokiwała głową.
- Powinnam tak zrobić, ale nie chcę wszczynać awantury.
- Ale proszę cię, jakiej awantury? Ten facet niedawno

sprowadził się do Fahrenbach i zachowuje się tak, jakby
wszystko do niego należało. On powinien się do nas
dostosować, a nie odwrotnie . Gdzie mieszka Rhode ?

- Ma aptekę w Steinfeld. -Wyjaśnij tę sprawę.

background image

Lena była skołowana. Była właścicielką portu jachtowego na

wschodnim brzegu. Jej tata jasno określił, ile łódek może tam
cumować. Nie chciał bowiem, żeby Fahrenbach przerodziło się
Bad Helmbach, gdzie zamiast wody widać było jedynie łodzie.
Podkreślał przy tym, że nie wolno naruszać tego przepięknego
ekosystemu.

- Jedź do niego natychmiast! - podpowiadała jej Sylvia. -

Wsparłabym cię, ale muszę zostać z brzdącami.

Lena machnęła ręką.
- Sama sobie poradzę... Nie pójdzie im ze mną tak łatwo!
Wstała.
- W drodze powrotnej wstąpię do ciebie i zdam relację -

obiecała.

- OK.

background image

Lena zaparkowała przed apteką Cornelius. Przez okno

wystawowe zauważyła, jak aptekarz, zobaczywszy ją, aż
poczerwieniał.

Cieszyła się, że w środku nie było klientów.
- Dzień dobry, panie Rhode! - przywitała się z mężczyzną.
- Dzień dobry, pani Fahrenbach! - odpowiedział, nie patrząc

jej w oczy.

- Panie Rhode, z końcem miesiąca rezygnuje i pan z miejsca

do cumowania na jeziorze. Pomijam fakt, że obowiązuje pana
dłuższy okres wy-I powiedzenia, i zgadzam się na zwolnienie
tego j miejsca. Proszę jednak złożyć w moim biurze !
stosowne pismo. Albo nie - spiszmy je teraz. Potrzebne będą
tylko długopis i kartka papieru. Był rozkojarzony i
zdenerwowany.

- Tak, tak, oczywiście... Chwileczkę. Przyniósł notatnik.

background image

- Proszę napisać, że dobrowolnie zrzeka się pan tego miejsca.
Dłoń drżała mu niemiłosiernie.
- Tak, pani Fahrenbach?
Lena przeczytała uważnie kilka linijek, które napisał, skinęła

głową, złożyła kartkę i schowała ją do torebki.

- Grzeczniej byłoby, gdyby wcześniej złożył pan to

wymówienie u mnie, a nie...

- Naturalnie, ale pan... - Przerwał. Otarł pot z czoła.
- Pan Koller? Proszę się nim nie przejmować. Nie będzie ze

mną tak pogrywał. Nie dostanie tego miejsca, ponieważ inni od
dawna na nie czekają. Przypadnie pierwszej osobie z listy
oczekujących.

Popatrzył na nią z przerażeniem.

;

- Nie... Nie może pani...
- Bo co? Takie są reguły. Zna je pan.
- Tak, ale... Ja... Zrezygnuję z tego miejsca, jeśli otrzyma je

pan Koller.

- Zaoferował panu pieniądze, panie Rhode? Bingo! Trafiła w

dziesiątkę!

Rhode złapał głęboki oddech i poprawił swój kołnierzyk.

background image

- Interesy... No, nie idą najlepiej... Dostało się nam,

aptekarzom. Reforma zdrowia i apteki internetowe przyczyniły
się do spadku obrotów... Pan Koller skusił mnie pokaźną sumą.

- Przykro mi, ale nie powiedzie się wam ta sztuczka, panie

Rhode.

- Potrzebuję tych pieniędzy - skomlał.
- Panie Rhode, nie mam zamiaru pana dobijać, ale chodzi o

zasady. Mój tata brzydził się machlojkami i szachrajstwem, a ja
zamierzam iść w jego ślady.

- Pan Koller...
- Pan Koller mnie nie interesuje. Nie zrobię dla niego wyjątku.

Może wreszcie zrozumie, że nie wszyscy są przekupni i nie
wszystko da się załatwić za pieniądze.

- Wymusiła pani na mnie to wymówienie...
- Nic nie wymusiłam. Pan Koller napisał, że sprzedaje pan

łódkę. Panie Rhode, rozumiem, że jest pan na mnie zły,
ponieważ pokrzyżowałam panu plany. Ale proszę się postawić
w mojej sytuacji. OK, nie będę panu dłużej przeszkadzać w
pracy. Do widzenia!

Nie odpowiedział. Obrócił się na pięcie i zaszył na zapleczu,

jeszcze zanim opuściła aptekę.

background image

Pewnie się wściekł. Przez nią musiał zrezygnować z

pokaźnego zastrzyku finansowego. No i dobrze! Spiskował za
jej plecami.

Lena wsiadła do samochodu i odjechała.
Słusznie postąpiła. Gdyby nie była konsekwentna, tacy dranie

bez wahania puściliby ją z torbami.

Czy powinna odpisać Kollerowi? Po co? Rhode mu o

wszystkim doniesie.

background image

Przed destylarnią Lena natknęła się na Inge Koch. Świetnie

prezentowała się w czarnych obcisłych spodniach, liliowym
golfie z grubej wełny i czarnej sportowej kamizelce. Włosy
zaczesała do tyłu i zebrała w kucyk.

- Witam, pani Fahrenbach. Właśnie położyłam na pani biurku

analizy i wyliczenia, o które pani prosiła.

- Już się pani z nimi uporała?
- Tak. Sprężyłam się, bo sama byłam ciekawa, na czym

stoimy.

Lenie podobało się, że Inge identyfikowała się z firmą.
- I jak stoimy? - zapytała Lena.
- W porównaniu z zeszłym miesiącem wyszliśmy na mały

plus. Rozliczenia są na górze.

- Dziękuję.
Lena szybkim krokiem przeszła do biura.

background image

Poczuła wyraźny zapach alkoholu! Zdarzyło

s

ie to już

wcześniej, ale go ignorowała, gdyż czasami wypili sobie z
Danielem po kieliszku wódki.

Ale teraz zapach był jakby intensywniejszy.
Czyżby Inge była alkoholiczką?
Zapijała upadek firmy jej męża? Nie mogła przeboleć tego, że

rzucił się pod pociąg? Przecież uczęszczała do grupy
terapeutycznej. Może te spotkania nie przynosiły
spodziewanego efektu?

Jeśli chodzi o jej obowiązki, nie było się do czego przyczepić.

Inge pracowała jak mrówka.

Lena usiadła przy biurku.
Wielu alkoholików, żeby odwrócić uwagę od nałogu,

przywiązywało dużą wagę do wyglądu zewnętrznego,
czystości w mieszkaniu... Inge też tak postępowała.

Dużo piła? Czy to kontrolowała?
Lenie przypomniała się bratowa, która w Dorleac coraz

częściej zaglądała do kieliszka, ponieważ czuła się samotna.
Na własne oczy widziała, jak dolewała sobie do herbaty
alkoholu.

Doris zupełnie zmieniła swoje życie. Opuściła męża i winnice

we Francji. Wzięła się w garść i zerwała z nałogiem. Kiedyś
piła z nudów. Dziś

background image

delektuje się lampką wina lub szampana przy obiedzie czy

wystawnej kolacji. A jak jest z Inge?

Może nie była alkoholiczką? W każdym razie będzie ją

obserwować i jeśli jej podejrzenia się potwierdzą, rozmówi się
z Inge.

Milczenie i ignorowanie problemu tu nie pomoże. A ona

chciała pomóc tej kobiecie.

Zerknęła na wiersz „Stopnie" Hermanna Hessego. Jan

podarował jej go w ślicznej srebrnej ramce.

Może skopiuje go dla Inge, żeby uwolniła się od demonów

przeszłości?

„Nuże więc, żegnaj i ozdrowiej, serce!" - tak brzmiał ostatni

wers.

Ten cytat stał się życiowym mottem Leny.
Chociaż nie lubiła SMS-ów, sięgnęła po komórkę i

wystukała: „Mój kochany, smutno tu bez ciebie".

Potem pogrążyła się w obliczeniach.

background image

Ostatecznie Lena zdecydowała się odpowiedzieć Alfowi

Kollerowi.

Szanowny Panie Koller,
jak dobrze Panu wiadomo, przydzielanie miejsc do

cumowania zawsze odbywa sie

L

według zasad. Istnieje lista

oczekujących. Tym samym Pana prywatne uzgodnienia nie
mają mocy prawnej.

Z wyrazami szacunku
Lena Fahrenbach
Pewnie będzie kipiał ze złości. Ale Leny to nie interesowało.
Zabrzęczał telefon. Wyświetlił się numer jej szwagra

Holgera.

„Oby tylko nic nie przydarzyło się dzieciom", pomyślała.

background image

Holger rozpoznał po jej tonie, że jest zdenerwowana, dlatego

od razu ją uspokoił.

- Cześć, dzieciaki mają się znakomicie. Muszę załatwić kilka

spraw w macierzystej siedzibie firmy i prosiły mnie, żebym je
ze sobą zabrał. Zwolniłem je ze szkoły, bo teraz nie ma ferii.
Mógłbym je zakwaterować u ciebie? Maksymalnie na pięć dni,
bo w tym czasie wypada weekend.

- Holger, jeszcze pytasz? Tak, tak i jeszcze raz tak! Wspaniała

wiadomość. Czy Irina też przyleci?

Zwlekał sekundę.
- Nie. Za krótka podróż. Aczkolwiek chciałbym, żeby

odwiedziła Niemcy. Przecież nie zna naszego kraju.

- Nie ma jakiś zgrzytów między wami? - spytała Lena,

zaniepokojona niepewnością w jego głosie.

- Nie. Jest tak, jak było. Przyjaźnimy się.
- Holger, przecież ty chciałeś... To znaczy... Po rozwodzie

zamierzałeś wyznać jej miłość.

- Wiem, ale za wcześnie na takie deklaracje... Potrzebuję

czasu. Nie potrafię skakać z kwiatka na kwiatek. Z Grit nie
zawsze było tragicznie. Jest matką moich dzieci. Najpierw
muszę

background image

przetrawić rozwód, żeby mieć czysty umysł, zanim zwiąże się

z kimś na poważnie.

Ponieważ Lena nie odpowiedziała, zapytał:
- Uważasz mnie za pomyleńca?
- Nie, za rozsądnego człowieka. Niech Grit pluje sobie w

brodę, że pozwoliła ci odejść. Po tylu podłościach znajdujesz
jeszcze dla niej dobre słowo... Fantastycznie!

-Ach, Lena, przykro mi, że ona nie widzi, jak dojrzewają

nasze cudowne dzieci.

- Pożałuje tego...
- Naważyła sobie piwa i sama będzie musiała je wypić. Dzieci

coraz bardziej się od niej oddalając ona nie zabiega o kontakt z
nimi. One wyczuwają jej obojętność. Kurcze, Grit jest przecież
inteligentną kobietą. Powinna się zorientować, że ten facet na
niej żeruje...

- Kiedyś się ocknie i wtedy ją to naprawdę zaboli.
Zadzwoniła komórka Holgera.
- Lena, muszę kończyć. Mam kolejne połączenie. Jeszcze się

odezwę i powiem ci dokładnie, kiedy przylatujemy.

- OK. Cieszę się. Naprawdę. Chętnie gościmy na Słonecznym

Wzgórzu Merit i Nielsa.

background image

- A mnie?
- Ciebie również, kochany szwagrze. Ty jesteś poza wszelką

konkurencją.

-1 to właśnie chciałem usłyszeć - zaśmiał się i rozłączył.
Nicola podczas posiłku było nieco markotna. Zapewne

poprawi jej humor, gdy powie, kto ich niespodziewanie
odwiedzi. Lena chciała przekazać nowinę osobiście.

Wychodząc z biura, omal nie zderzyła się z Inge Koch,

spieszącą się do działu wysyłkowego. Podeszła do niej bliżej i
dyskretnie ją powąchała. Nie czuła od niej alkoholu.

- Gdyby ktoś o mnie pytał, jestem u Nicoli. W razie czego

biorę komórkę ze sobą.

- OK. Zniosę paczki na dół i przełączę telefon do sekretariatu.
Lena pokiwała głową i czym prędzej udała się do Dunkelów.

Przy kuchennym stole oprócz Nicoli zastała Juriego.

- Przyszłaś w samą porę. Chcesz gofra?
- Nie, dziękuję.
- Są pyszne - zachwalał Juri.
Zmusił się do uśmiechu, lecz wyraz jego twarzy zdradzał

panujący w jego sercu smutek. Nic

background image

dziwnego, że się tak zadręczał. Od kilku tygodni mieszkał w

czworakach i nic się nie zmieniło.

Lena jednak nie była pewna, czy uczynił cokolwiek, żeby się

wyleczyć.

Już po kilku dniach wygonił terapeutów.
Wprawdzie w holu stało piękne pianino, ale Juri omijał je

szerokim łukiem.

Dlaczego nie próbował zagrać? Przełamałby w sobie

blokadę... Podobnie jak swojego czasu Isabella stopniowo
zaprzyjaźniał się z mieszkańcami Słonecznego Wzgórza.
Jednak nie mówił głośno o tym, co go gryzło i co wywołało w
nim tę blokadę. Lekarze pozytywnie zaopiniowali fizyczny
stan jego zdrowia.

- No dobra, zjem jednego gofra - stwierdziła Lena i usiadła. -

Juri, jak się pan miewa? Spacerował pan dziś z psami?

- Tak, dwa razy. Hektor i Lady powaliły mnie na kolana.

Rozkoszne zwierzaki.

Prowadzili ożywioną dyskusję na temat psów. Lena

opowiedziała mu, jak Lady trafiła na Słoneczne Wzgórze.

- Niewiarygodne! - krzyknął skonsternowany. - Ludzie

wrzucili to zwierzątko do studni, bo chcieli się go pozbyć?

background image

- Tak, właśnie... Młodzież uratowała Lady, a Martin ją

odkarmił. Miał świetną rękę do zwierząt, szczególnie tych
maltretowanych. Był znakomitym weterynarzem.

- Był? Nie wykonuje już zawodu?
- Nie żyje - odparła zduszonym głosem Lena. - Samobójca

wjechał w jego samochód. Nie miał żadnych szans...

Nastała cisza.
Juri poderwał się nagle, aż obie panie się wzdrygnęły.
- Przepraszam... - wymamrotał i wyskoczył na zewnątrz jak

oparzony.

- Lena, rozumiesz coś z tego? - westchnęła Nicola.
- Domyślam się, że przeżył równie traumatyczną historię i

dlatego podświadomie unika grania na pianinie.

- Dlaczego nie rozmawia o tym? Inaczej nie da się mu pomóc.
- Może to dla niego zbyt bolesne...
Lena nie chciała dłużej rozprawiać o Jurim. Lubiła tego

rosyjskiego pianistę, którego przywiozła do nich Isabella.

- Mam radosne wieści - zmieniła temat.

background image

- Dostaliście duże zlecenie! - krzyknęła radośnie Nicola.
- Byłoby super. Niestety, tych intratnych zleceń jest jak na

lekarstwo...

- Jan ci się oświadczył? Roześmiała się.
- Kochana, takich ważnych rzeczy nie robi się przez telefon.
Aczkolwiek wcale by nie pogardziła taką formą oświadczyn.
Jan wprawdzie wielokrotnie wyznawał jej miłość, snuł plany

na przyszłość, lecz nigdy nie poprosił jej o rękę i nigdy nie
wspomniał o ślubie.

Za wcześnie czy należał do tej grupy mężczyzn, dla których

urzędowy papierek nie miał większego znaczenia?

Ona marzyła o ślubie i wszystkim, co się z nim wiązało. W jej

mniemaniu

przysięga małżeńska była zwieńczeniem

prawdziwej miłości. Poza tym nie chciała, żeby jej dzieci
zostały poczęte bez ślubu. Powinny dorastać w normalnym
domu, razem z mamą i tatą, którzy formalnie są małżeństwem.

Bujała myślami w obłokach...

background image

- Lena, czy ty śnisz na jawie? - zawołał Nicola. - Co chciałaś

mi powiedzieć?

- A... Holger przylatuje w interesach do Niemiec i przywiezie

ze sobą dzieciaki. Będą nocować na Słonecznym Wzgórzu.

- Serio! ? Kiedy i na jak długo?
- Powiadomi mnie, kiedy dokładnie, a zabawią u nas

najwyżej pięć dni.

- Co, tak krótko? - zmartwiła się Nicola.
- Nicola, nie marudź. Nie mają teraz ferii.
- Racja. Muszę pojechać do miasta. Kupię trochę materiałów i

uszyję jakiś ciuszek dla mojego promyczka... Daniel już wie?
A powiedziałaś Aleksowi?

-

Nie, Nicola, ty jesteś pierwszą osobą, którą

poinformowałam. Wiem, że ubóstwiasz dzieciaki, szczególnie
Merit.

- Nielsa też kocham. Ale z chłopcami jest inaczej...
Nicola wstała. Krzątała się przy piecu.
- Gofra i kawę?
- Nie dziękuję. Muszę wracać do biura. Wiesz co, podeślę ci

Inge. Ona nie odmówi. Wcina twoje słodkości na potęgę.

Zwlekała chwilę.

background image

Czy powinna podzielić się z Nicolą swoimi podejrzeniami?

Nie. Nie będzie rozsiewać niepotwierdzonych wiadomości.

- Jeśli będziesz mogła się obejść bez Daniela, poproś go, żeby

do mnie przyszedł... Aleks już pałaszuje swoją porcję gofrów.
Mówię o tym, żebyś mi nie zarzuciła, że zaniedbuję męża.
Szkoda, że między Danielem i Inge nie zaiskrzyło. Pasowaliby
do siebie.

- Zgadzam się z tobą.
- Cóż, nic straconego...
Zanim wyszła, odwróciła się jeszcze raz.
- Wybij to sobie z głowy. Daniel podkreślał, że poza

przyjaźnią nic ich nie łączy i nie będzie łączyć.

- Racja. A jak on coś powie...
- Właśnie. Dlatego nie zaprzątajmy sobie tym głowy. Do

zobaczenia później, Nicola.

Kiedy szła przez podwórze, zobaczyła Juriego idącego z

psami w kierunku rzeki.

Przed czym uciekał? Dopadły go demony przeszłości?

background image

Ponieważ Jan miał spędzić w Wietnamie co najmniej dwa

tygodnie, Lena ucieszyła się, że przyjedzie do niej z wizytą
Christian.

Czekając na niego, przypomniała sobie ich pierwsze

spotkanie. Oznajmił jej wówczas, że jest jej bratem, a ona mu
nie uwierzyła. Sądziła, że żartuje.

Christian był pierworodnym, nieślubnym synem jej matki!

Tuż po porodzie podrzuciła go siostrze bliźniaczce. Nigdy o
nim nie wspomniała i teraz również nie chciała mieć z nim do
czynienia. Christian bardzo pragnął poznać biologiczną matkę,
a ona go odrzuciła.

Frieder i Grit wrodzili się w nią. Skupiali się wyłącznie na

sobie i własnych potrzebach. Egoiści. Rozpychali się w życiu
łokciami i po trupach dążyli do celu. Rodzina nie miała dla nich
żadnej wartości.

background image

Christian prawdopodobnie odziedziczył charakter po ojcu.

Jego i Carlę Aranchez de Moreirę dzieliła przepaść. Byli jak
dwa odmienne żywioły, woda i ogień.

Na dźwięk zbliżających się kroków Lena podskoczyła do

drzwi i z radości rzuciła się Christianowi na szyję.

- Fajnie, że przyjechałeś - zawołała, odbierając bukiet

kwiatów. - Nie musisz przywozić mi prezentów. Przecież
jesteś moim bratem i...

- A dlaczego bracia nie mogą dawać prezentów? - wszedł jej

w słowo. - Lena, jesteś cudownym człowiekiem. Nigdy nie
zapomnę ci tego, z jaką łatwością przyjęłaś mnie do rodziny.
Zaakceptowałaś człowieka, którego w ogóle nie znałaś.

- Normalka. Nie zrobiłam niczego nadzwyczajnego. Wejdź

do środka i rozgość się. Jesteśmy umówieni na dziś wieczór.

Christian zarumienił się. Wiedział bowiem, dokąd pójdą.
- Sylvia mówiła mi już, że zaprasza nas do siebie.
Lena wiedziała, że ci dwoje dość często rozmawiali przez

telefon. Czyżby coś się kroiło?

background image

Doskonale się dogadywali, chętnie ze sobą gawędzili...

Wszystko się może zdarzyć. Christian odstawił torbę.

- Och, Lena, u ciebie człowiek wprost odżywa. Twoja

posiadłość wydobywa cały mój optymizm. W tym raju aż chce
się oddychać pełną piersią. Człowiek przenosi się jakby w
inny, magiczny wymiar...

- Cieszę się, że twoje odczucia są takie jak moje. Słoneczne

Wzgórze faktycznie kryje w sobie czarodziejską moc. Nie
wyobrażam sobie, żebym mogła mieszkać gdzie indziej. Tu są
moje korzenie. Stąd wywodzą się moi przodkowie.

Wzięła go pod rękę.
- Czego się napijesz? Głodny jesteś?
- Wody i kawy. Wolę się nie najadać. Sylvia zaserwuje obfite

menu. Oczywiście złożone z potraw portugalskich, a posiłek
będzie nam umilać fado.

- Razem z Martinem fascynowali się tym gatunkiem

muzycznym. Zresztą Amalię nazwali na cześć portugalskiej
pieśniarki Amalii Rodrigues... Ten kraj odgrywa w jej życiu
szczególną rolę. W Portugalii spędziła zarówno naj-
szczęśliwsze, jak i najsmutniejsze chwile.

background image

Pokiwał głową i podążył za nią do kuchni.
- Opowiadała mi co nieco. W Portugalii byli

w

podróży

poślubnej, na urlopie, no i tam rozsypała prochy męża.

Lena oniemiała.
Sylvia zwykle nie była zbyt wylewna, raczej nie opowiadała o

prywatnych sprawach. Tylko że Christiana w zasadzie od
początku obdarzyła niebotycznym wprost zaufaniem.

Lena ustawiła na stole stare, piękne filiżanki z porcelany.

Odziedziczyła je po prababci. Włączyła ekspres do kawy i
nalała bratu wody.

- Skoro Sylvia wyprawia typowo portugalską kolację, śmiem

przypuszczać, że pomału pokonuje ból po utracie męża.
Dotychczas stroniła od rozmów o Portugalii i fado. Wiesz,
braciszku, pozytywnie wpływasz na jej samopoczucie.

Zakłopotał się. Nerwowo zamieszał kawę.
- Ja... Co masz na myśli?
- Sylvia nie otwiera się szybko na obcych. Od śmierci Martina

dodatkowo zamknęła się w sobie. A tobie od razu zaufała i na
dodatek zwierza ci się z problemów.

- Sylvia jest wspaniałą kobietą. Swobodnie się z nią

rozmawia. Nigdy się nie nudzimy.

background image

Lenę korciło, żeby zapytać, czy zrodziło się między nimi

jakieś uczucie. Ale powstrzymała te zapędy. Nie chciała być
niedyskretna.

Christian podjadał ciasteczka orzechowe.
- O Chryste Panie, pyszne są. Aż grzech ich nie spróbować...

Lena, odstaw ten talerz, bo nie ręczę za siebie.

Z zadowoleniem odchylił się do tyłu.
- Zazdroszczę ci tej sielanki. Na Słonecznym Wzgórzu jest jak

na wiecznym urlopie.

- A więc sprowadź się tu. Mamy sporo wolnych pomieszczeń.

Znajdziemy jakieś lokum na twój gabinet.

- Lenko, na razie muszę zaoszczędzić trochę pieniędzy. W

szpitalu, niestety, nie zarabia się wiele. Ale kiedyś na pewno
zrealizuję to marzenie... Na razie będę odwiedzał ciebie i twój
raj... Dziękuję Bogu, że mam taką możliwość. Cieszę się, że cię
odnalazłem. To błogosławieństwo mieć taką siostrę jak ty.

- Braciszku, wzbogaciłeś swoją osobą moje skromne życie.

Na szczęście nie wrodziłeś się w matkę.

- Roberta wychowała mnie na porządnego człowieka. Ona i

Carla są bliźniaczkami, a tak

background image

zasadniczo różnią się od siebie... Może odziedziczyłem geny

po babci albo po dziadku?

- Albo po tacie?
- Niewykluczone, choć nic o nim nie wiem. Łudziłem się, że

nasza matka uchyli rąbka tajemnicy. Tyle że ona mnie
przegnała...

Lena napiła się kawy.
- Nie przejmuj się. Tysiąc razy powtarzałam ci, że uważa się

za pępek świata. Wszystko musi się kręcić wokół niej. Carla
jest wszechświatem dla samej siebie.

- Przykro ci z tego powodu, prawda?
- Nie. Już nie. Kiedyś bardzo mnie bolała jej oziębłość, ale

tata wyleczył mnie z melancholii. Otoczył niesamowitą
miłością. Podarował kawałek nieba. Szkoda, że nie żyje.
Brakuje mi go.

Popatrzyła na niego.
- Chcesz jeszcze wody?
- Nie, dziękuję. Jaki strój obowiązuje u Sylvii? Szykowny?
- Niekoniecznie. Swobodny. Możesz zostać w dżinsach i

golfie. Prezentujesz się doskonale, braciszku.

- Skoro tak uważasz... Hm, ulegnę pokusie i schrupię jeszcze

jedno ciasteczko. Potem

background image

zaniosę torbę na górę. Mam dla Sylvii i bliźniaków małe

upominki.

- Ucieszy się.
- Mam nadzieję... Pogniewasz się, jeśli nie zmyję naczyń?
Lena wybuchła śmiechem.
- Zastanowię się... Jakoś się sprężę i włożę je do zmywarki.

Szykuj się, bo za godzinę wyruszamy. Serio mówię. Idziemy
pieszo. Nie wsiadam do samochodu. Zapewne wypijemy u
Sylvii więcej niż jedną butelkę wina. Nie będę ryzykować.

- Pochwalam twój rozsądek, siostrzyczko - stwierdził i

wyszedł z kuchni.

„On i Sylvia?", zastanawiała się Lena. Byłoby super.

background image

Ku uciesze Leny Christian większość czasu spędzał u Sylvii.

Aby ułatwić im zbudowanie nieco bliższych relacji,
zaproponowała, żeby poszli do kina, a ona i Nicola zaopiekują
się bliźniakami.

Naturalnie Christian i Sylvia bez mrugnięcia okiem przystali

na jej propozycję. Szczególnie ucieszyła się Sylvia, ponieważ
od narodzin dzieci rzadko opuszczała dom.

Nicola i Lena już wielokrotnie udowodniły, że świetnie

sprawdzają się w roli opiekunek. Rozpieszczały Amalię i
Fryderyka na wszelkie możliwe sposoby. Bujały na rękach,
śpiewały piosenki, recytowały wierszyki i tańczyły wokół nich.
Wymęczone dzieciaki zasnęły w ułamku sekundy z
rozkosznymi wypiekami.

Po ułożeniu ich w łóżeczkach Lena i Nicola rozsiadły się

wygodnie w salonie. Nalały po lampce czerwonego wina i
odpoczywały.

background image

Lena z lubością przyglądała się, jak Nicola zajmowała się

dziećmi. Podziwiała jej cierpliwość oraz wrodzone zdolności
pedagogiczne. Z pewnością byłaby fantastyczną mamą. Dla-
czego Yvonne była nieubłagana? Dlaczego nie chciała dać
szansy biologicznej matce i poznać jej od tej lepszej strony?
Dlaczego nie potrafiła odciąć się od przeszłości?

Lena dołożyła wielu starań, żeby ją przekonać, że Nicola nie

miała innego wyjścia, musiała ją oddać do adopcji.

- O czym myślisz? - spytała Nicola.
Lena otrząsnęła się. Nicola nie miała bladego pojęcia, że

Yvonne była jej córką. Zwracała się do niej jako do pani doktor
Yvonne Wiedemann.

Ach, gdyby wiedziała...
- O Janie, Jórgu oraz Christianie i Sylvii.
- Założę się, że ta dwójka niebawem stanie się parą. Christiana

przyrównałabym do trafionej szóstki w totolotku. Lepszego
kandydata na partnera Sylvia nie mogłaby sobie wyobrazić.

- Racja. Gdyby tylko Christian osiedlił się w Fahrenbach...
- Dobrze kombinujesz, maleńka. Przecież może się tutaj

świetnie realizować jako lekarz.

background image

Przebudowalibyśmy mu gabinet Martina. Miałby do

dyspozycji całe piętro. Świetna lokalizacja, zaplecze jest bez
zarzutu. Czegóż chcieć więcej? Trzeba z nimi pogadać.

- Stop! Nie zagalopowałaś się trochę? Niczego nie

przyspieszajmy. Oni sami muszą wyjść z taką inicjatywą.
Życzę im, żeby kroczyli tą samą ścieżką, ale pozwólmy im się
dotrzeć.

- Pofantazjować dobra rzecz. A jak ci się układa z Janem?

Rzadko do nas zagląda. Thomas częściej przekraczał próg
naszego domu.

Nicola zauważyła, że Jan się nieco izolował. Nie zintegrował

się z mieszkańcami posiadłości.

- Musi najpierw lepiej was poznać. Thomas znał was od

dziecka.

- Słusznie. Ale nie odpowiedziałaś na moje pytanie.
- Ach, tak... - Lena wzruszyła ramionami. - Trudno

przewidzieć, jak potoczą się nasze losy. Na razie jest
cudownie... Jeśli chodzi ci o to, czy mi się oświadczył, to nie,
nie zrobił tego. Ale mnie kocha. Bardzo.

- A ty?
- Ja też go kocham. Pomógł mi uporać się z rozpaczą po

Thomasie.

background image

Nicola łyknęła nieco wina.
- Naprawdę zamknęłaś rozdział pod tytułem „Thomas"?
Lena odetchnęła z ulgą, że nie musiała odpowiedzieć na to

pytanie, ponieważ w tym momencie do pokoju weszli Sylvia i
Christian. Oboje w szampańskich nastrojach.

- Fajny film? - zapytała Lena.
- Nie byliśmy w kinie.
- Co? Przecież...
Sylvia umościła się w fotelu.
- Po drodze skręciliśmy do małej winiarni i zagadaliśmy się.

Potem doszliśmy do wniosku, że nie ma sensu spóźniać się na
film i gadaliśmy dalej.

- Nigdy nie przytrafiło mi się coś takiego...
- zarechotał Christian.
- Właśnie namawiam Christiana, żeby się tu przeprowadził...

Jutro obejrzy pomieszczenia po gabinecie Martina -
powiedziała Sylvia.

- Kapitalnie! - krzyknęła uradowana Nicola.
- Parę minut temu dyskutowałyśmy z Leną o tym, że Christian

mógłby zapuścić korzenie w Fahrenbach, że tak się wyrażę...

- Hola, hola, nie rozpędzajcie się - oponował Christian. -

Naturalnie kusi mnie, by przenieść

background image

się bliżej was... - Zerknął na Nicole. - Ty zwykle kwitujesz

wszystko różnorodnymi powiedzonkami, więc powinnaś się ze
mną zgodzić: dobre rzeczy wymagają czasu!

- Oj, polemizowałabym... Zrób dziś, co masz zrobić jutro!
Christian trochę się nastroszył.
- Pfoszę, zlitujcie się nade mną... Nie lubię rozmawiać o

czymś na wyrost. Przecież chodzi o moją egzystencję,
rewolucyjne zmiany W moim życiu... Zmieńmy temat! Proszę!

- Zgoda - zareagowała natychmiast Sylvia. - Jak było z moimi

dwoma serduszkami? Dały wam popalić?

- Nie. Są aniołeczkami - zawołała Nicola.
- Oho, po twoim tonie wnioskuję, że wynosiłyście je na

rękach za wszystkie czasy.

- Dzieci tego potrzebują. Muszą poczuć bliskość drugiego

człowieka.

- Przecież nie zgłaszam sprzeciwu. Skoro się powiodło,

musimy częściej praktykować takie wypady.

- Zawsze do usług - zawołała podekscytowana Nicola. - Jeśli

Lena nie będzie mogła, przyprowadzę ze sobą Aleksa.

background image

Sylvia zachichotała.
- Super! Pasowałoby wam jutro wieczorem? Nadrobilibyśmy

z Christianem kino.

Nicola posłała Lenie spojrzenie typu: „A nie mówiłam, z tej

mąki będzie chleb!".

- Kochana przyjaciółeczko, możesz na nas liczyć. Obie nianie

zameldują się punktualnie.

background image

Lena zaoferowała Christianowi pomoc finansową, żeby mógł

szybciej urzeczywistnić marzenie o własnym gabinecie.
Jednak on kategorycznie odmówił i nie chciał nawet o tym
słyszeć. Wyjechał bez podejmowania jakiejkolwiek decyzji,
choć oczywiście gabinet Martina bardzo przypadł mu do
gustu.

Jeśli jest mu pisane uprawianie zawodu lekarza w

Fahrenbach, z pewnością niebawem to nastąpi. Lena
westchnęła głęboko i pochyliła się nad służbowymi
dokumentami.

Inge Koch rozesłała większość upomnień, ale do niektórych

klientów Lena wolała zadzwonić osobiście. Sięgnęła po
słuchawkę i w tym momencie weszła Inge.

- Przepraszam, muszę pani przeszkodzić - zagadnęła. - Przed

chwilą faksem przyszło nowe zlecenie. Ucieszy się pani.

background image

Podeszła do biurka, położyła wydrukowaną kartkę i wtedy

Lena poczuła woń alkoholu.

Miała mętlik w głowie. Co powinna zrobić? Poprosić o

wyjaśnienia? W sumie Inge nie zaniedbywała obowiązków...
Jeszcze nie!

- O, od Gasmanna - powiedziała Lena. - Dawno nie składali u

nas zamówienia. Czyli moja akcja promocyjna się opłaciła.

- Była genialna - zawołała Inge.
Hm, miła z niej kobieta. Dzisiaj wyglądała oszałamiająco.

Założyła ciemnoszare spodnie, dobrany kolorystycznie
sweterek, włosy zaczesała do góry...

Lena jednak postanowiła, że musi z nią od razu porozmawiać.
- Ma pani ochotę na kawę, espresso albo może cappuccino?
- Z chęcią napiję się kawy... Zaparzę!
Przeszła do kącika dla petentów, przygotowała naczynia i

nastawiła ekspres. Sprawiała wrażenie spokojnej i
wyluzowanej.

Czoło Leny zrosiło się potem. Zastanawiała się, zagadnąć

Inge czy nie?

Kilka minut później na jej biurku stała już gorąca,

aromatyczna kawa.

background image

- Świetnie wywiązuje się pani ze swoich obowiązków -

zaczęła ostrożnie Lena. - Jest pani bardzo sympatyczna, ale...

Zawiesiła głos, a Inge uniosła głowę.
-Ale?
Lena westchnęła.
- Proszę nie poczytać mi tego za wścibstwo i niedyskrecję...

Muszę zadać pani jedno pytanie.

Zwykle była wygadana. Dlaczego z trudem przychodziło jej

sformułowanie prostego pytania? Bo dotyczyło sfery
intymnej?

- Proszę pytać. Śmiało.
- Inge, czy ma pani problem z alkoholem? Bingo!
Kobieta pobladła na twarzy. Splotła dłonie i spuściła wzrok.
- Skąd takie domysły... - wyjąkała po paru sekundach.
- Bo czuć od pani na odległość. Przepraszam za

bezpośredniość.

- Czuć ode mnie alkohol?
- Tak. Dziwi to panią?
- No... Hm, tak... Nie jestem alkoholiczką, choć przyznaję, że

czasem wypiję kieliszek... Nie piję dużo... Po prostu miewam
duszności...

background image

- Wiem, że los pani nie rozpieszczał i nie uporała się pani ani z

samobójstwem męża, ani z bankructwem waszej firmy. Ale
alkohol w niczym nie pomaga, tylko pozornie znieczula i to na
krótko. Człowiek błyskawicznie przyzwyczaja się do tego
iluzorycznego przyjaciela. Wiem, o czym mówię...

Streściła naprędce historię Doris, która również wpadła w

sidła nałogu. Najpierw popijała szampana, a potem wlewała w
siebie, co popadło.

- Z Doris nikt nie rozmawiał. Wszyscy mieli świadomość, że

zapija smutki, ale nikt nie zareagował. Brat zrobił wówczas
głupotę, przyłapał ją na gorącym uczynku, wylał alkohol do
zlewu i wyszedł z kuchni. Zostawił żonę samą z niebotycznym
poczuciem winy.

- Ja nie piję dużo...
- Wierzę. Tyle że stopniowo będzie pani zwiększać ilość

wypijanego alkoholu, o ile temu nie zapobiegniemy. Chcę pani
pomóc. Może wskazane byłoby leczenie? Być może obecna
grupa terapeutyczna pani nie wystarcza.

Inge wodziła wzrokiem dookoła. Zapadła cisza. Po chwili

podniosła głowę. Łzy napłynęły do jej oczu.

background image

- Boże, jest mi strasznie głupio... Proszę mi uwierzyć,

naprawdę nie piję dużo... Prawdopodobnie wszyscy się tak
tłumaczą. Nie jestem alkoholiczką. Miewam napady paniki i
wtedy jeden łyk wyprowadza mnie na prostą...

- W takich sytuacjach powinna pani dmuchać w plastikową

torebkę.

- Słucham?
- Nie przesłyszała się pani... Przystawia pani plastikową

torebkę do ust i wdmuchuje w nią powietrze. To stary
sprawdzony sposób...

- Pomaga? -Tak.
- Skąd pani wie? Od brata? Lena potrząsnęła głową.
- Nie, choć Christian pewnie potwierdziłby moje słowa.

Koleżanka ze szkoły miała nerwicę lękową i zawsze nosiła
przy sobie plastikową torebkę. Lekarze podpowiedzieli jej tę
metodę hiperwentylacji. Spróbowanie nic panią nie kosztuje, a
warto odstawić wódkę. Chociażby dla własnego zdrowia...
Jeśli pani chce, pomogę pani znaleźć odpowiedniego terapeutę
albo też terapeutkę. Chyba łatwiej dogadać się z kobietą...

background image

- Po śmierci męża chodziłam do terapeuty. Na nic się zdały te

sesje u niego. Nie potrafię otworzyć się przed obcymi ludźmi.
Sama walczę z moimi słabościami. Kieruję się mottem: czas
leczy rany... Lubię uczestniczyć w spotkaniach mojej grupy
samopomocy. Tam czuję się rozumiana, ponieważ łączą nas
podobne doświadczenia.

- Skoro się tam pani odnajduje, proszę kontynuować terapię.
- Hm, spróbuję z tą torebkę. I proszę, niech mi pani wierzy,

piłam tylko wtedy, gdy miałam napady... Brałam łyk i koniec.
Wyciągnie pani jakieś konsekwencje? - Spytała pełna
wątpliwości. - Chyba bym się załamała. Praca u pani sprawia
mi przyjemność, no i zadomowiłam się u was.

Lena machnęła ręką.
- Nie, obejdzie się bez konsekwencji. Proszę się nie

zadręczać. Zagadnęłam panią, ponieważ bardzo panią lubię i
nie chciałabym, żeby się pani stoczyła i zmarnowała sobie
życie. Ciągle przed oczami mam obraz mojej szwagierki.

- Uwolniła się od nałogu?
- Tak. W sumie ona też nie była alkoholiczką, choć niewiele

brakowało. Teraz pije tylko przy wyjątkowych okazjach, z
umiarem.

background image

- Obiecuje poprawę. Dziękuję, bardzo dziękuję,

ze

mnie pani

nie zwolniła.

Lena była dumna, że zdobyła się na tę rozmowę. Wierzyła

Inge.

- W ogóle nie miałam takiego zamiaru - odpowiedziała. -

Dostrzegłam w pani szlachetnego człowieka i nie będę się
biernie przypatrywać, jak zbacza pani z właściwej drogi.
Trzymam za panią kciuki. Proszę przejąć kontrolę nad
własnym życiem. W razie czego proszę się do mnie zgłosić i
razem temu zaradzimy.

Inge się rozpłakała. Po policzkach spływały jej łzy wstydu i

ukojenia.

- Dziękuję - wyszlochała. - Dziękuję... Lena wstała i ją

przytuliła.

- Wszystko będzie dobrze - szepnęła.
Nie wątpiła, że Inge odstawi wódkę. Z pewnością będzie ją w

tym wspierała.

- Oczywiście ta rozmowa zostaje między nami - dodała na

koniec Lena. - To nie powinno nikogo obchodzić, także
Daniela.

Inge odetchnęła z ulgą.
- Dziękuję - powtórzyła kolejny raz. Otarła łzy. - OK,

obowiązki wzywają. Zmarnowałyśmy mnóstwo czasu.

background image

- Wcale nie - powiedziała Lena. - Pożytecznie go

wykorzystałyśmy. Są sprawy ważne i ważniejsze. Dziękuję za
zaufanie. I gdyby coś, wie pani, gdzie mnie szukać.

Inge powstrzymywała łzy.
- Nigdy tego pani nie zapomnę - wyszeptała na odchodne.
Lena pochyliła się nad rachunkami. Uzbierało się tego trochę:

faktury dostawców, podatek od towaru i usług...

background image

Lena planowała odebrać szwagra, siostrzenicę i siostrzeńca z

lotniska, lecz znowu musiała ustąpić Nicoli i Aleksowi. Oni nie
dawali za wygraną. Zakrzyczeli ją.

Cieszyła się, że zobaczy się z dziećmi i Holgerem. Dobrze się

z nim rozumiała, lepiej niż z własną siostrą. Szkoda, że Irina
nie przyleciała. No, ale wiadomo, Holger musi się najpierw
otrząsnąć po rozwodzie, dojść do ładu z miotającymi nim
emocjami... W każdym razie nie chciał robić niczego na siłę,
żeby nikogo nie zranić.

Lena dokonywała właśnie przeglądu stołu, na którym leżał

stos upominków dla dzieci, kiedy usłyszała krzyki.

- Ciociu Leno, gdzie jesteś? - wołała Merit.
- Dzień dobry! Przyjechaliśmy! - wtórował jej Niels.
Lena wybiegła na zewnątrz.

background image

- Spójrz, jak urosłam - powiedziała Merit.
- Ciociu Leno, nie uwierzysz, w samolocie siedział David

Griersson, znakomity hokeista. Dał mi autograf.

- Serdecznie witam na Słonecznym Wzgórzu
- zaśmiała się Lena, ściskając dzieciaki.
W towarzystwie Daniela przybiegły Hektor i Lady.
- Cześć, Holger! - zwróciła się Lena do szwagra. - Mieliście

przyjemny lot?

Uściskom i powitaniom nie było końca. Lena zaprosiła

wszystkich do środka. Niels nie odstępował Daniela na krok.

- Znów kupiliście nam mnóstwo prezentów?
- spytała zaciekawiona Merit.
- Oczywiście. Zaraz je dostaniecie, ale najpierw coś

przekąsimy - powiedziała Nicola. - Wy spaliście w samolocie,
ale wasz tata nie zmrużył oka nawet na godzinkę. Zaparzymy
mu kawę.

- Tymczasem my rozpakujemy prezenty - zawołała Merit.
- A może my byśmy chcieli przy tym być?
- wtrąciła Nicola. - Wstrzymajcie się chwilę.
- Powiedz przynajmniej, ile prezentów dostaniemy. Po

jednym?

background image

Nicola potrząsnęła głową.
-Po dwa?
-Pudło!
- Hura! Po trzy?
- Jeśli się nie uspokoicie, w ogóle nic nie dostaniecie - wtrącił

się Holger. - Poza tym niegrzecznie jest się upominać o
prezenty. Mało wam, że przylecieliście do Niemiec? Biletów
nie rozdają za darmo.

- Ja nic nie mówiłem - bronił się Niels.
- Wiem, co dostanę. Daniel mi powiedział. Marzyłem o tym.
- To niesprawiedliwe - marudziła Merit. Ja też chcę

wiedzieć...

Zanim Holger zdążył interweniować, Nicola szepnęła coś

Merit na ucho.

- Nicola, jesteś boska. Nie zapomniałaś...
- Obrzuciła brata triumfalnym wzrokiem. - Ha! Ja też już

wiem!

- Dosyć. Jeszcze słowo i naprawdę niczego nie dostaniecie!
Podziałało. Dzieci usiadły z posępnymi minami.
- Ciociu Leno, jak umrzesz, dostanę w spadku tę filiżankę? -

spytała Merit, popijając herbatę z filiżanki praprababci.

background image

- Kotku, przecież nie musisz czekać aż tak długo. Sprezentuje

ci ją, kiedy tylko troszkę podrośniesz.

- Jak będę w wieku Nielsa?
- Zobaczymy. Ta filiżanka jest bardzo stara i ma ogromną

wartość sentymentalną. Szkoda by było, gdyby się rozbiła.

- A gdybym zażyczyła sobie czegoś innego, dałabyś mi to?
Lena się uśmiechnęła.
- Serduszko, zależy, o co poprosisz. Zawsze możemy się

potargować.

- Nicola, upiekłaś pyszne ciasto czekoladowe. Nałożysz mi

jeszcze kawałek? - wymamrotał Niels.

- Niels, nie mówi się z pełną buzią - upomniał go tata.
- Mój skarbie, jedz tyle, ile chcesz, skoro ci smakuje - odparła

Nicola.

- I mnie zachciało się słodkiego - jęknęła Merit. - Poproszę

ciasto z kolorowymi cukierkami na wierzchu. Na pewno
upiekłaś je specjalnie dla mnie.

- Dla wszystkich, ty przemądrzalcu! - krzyknął z pełną buzią

Niels.

background image

Holger z rezygnacją wzruszył ramionami. Popatrzył na

wszystkich, jakby chciał powiedzieć: „Staram się nauczyć ich
dobrych manier, ale mi się nie udaje".

background image

Holger postanowił, że szybko załatwi sprawy służbowe, a

potem wypocznie parę dni na Słonecznym Wzgórzu.

Lena żałowała, że Grit nie spotka się z dziećmi. Zwiedzała

bowiem z Robertino butiki i galerie handlowe w Mediolanie.
Naturalnie całą eskapadę pokryła z własnej kieszeni. Ten
lowelas wyciskał ją jak cytrynę. Miał ją za dojną krowę.
Dlaczego ona nie widzi, że on wielbi nie ją, lecz jej pieniądze?
Przecież zazwyczaj była bystra. Przy rozwodzie bez skrupułów
obłupiła Holgera do gołej skóry.

Wycyganiła od niego nawet jego dom rodzinny. Oj,

przejedzie się ostro na tym playboyu. Słono zapłaci za swoje
zaślepienie. Wkrótce pewnie puści ją kantem, jak poderwie
inną, bogatszą naiwniaczkę.

A Grit porzuciła dla niego męża i dzieci.

background image

Smutne, że ani Merit, ani Niels nie pytali o matkę.
Harcowali beztrosko po Słonecznym Wzgórzu. Wygłupiali

się z psami, organizowali wycieczki z Danielem, Nicolą i
Aleksem, bawili się z bliźniakami Sylvii i byli zafascynowani
Jurim Barlenką.

- Szkoda, że Irina z nami nie przyleciała - powiedział Niels,

stojąc z Leną przy wybiegu i przyglądając się galopującym
koniom.

- Bo? - spytała Lena, głaszcząc Mabelle.
- Porozmawiałaby z Jurim po rosyjsku. Wydobyłaby z niego,

czy rzeczywiście jest pianistą, czy może tajnym agentem.

Lena parsknęła śmiechem.
- Litości, Niels, skąd taki pomysł?
- Widziałem film, w którym pewien facet przez wiele lat

mieszkał w Kanadzie i podawał się za lekarza. Potem został
zdemaskowany i okazało się, że był agentem.

- Filmy to fikcja, Niels. Zapewniam cię, że Juri jest słynnym

pianistą.

- To dlaczego nie gra na pianinie? Widocznie nie potrafi...

Maskuje się.

Pogłaskała go po głowie.

background image

- Serduszko, oglądasz za dużo nieodpowiednich filmów...

Tata wie o tym?

Zarumienił się.
- Nie... Proszę, nie wydaj mnie.
- Będę trzymała język za zębami. Radzę ci jednak, żebyś

ograniczył oglądanie bzdurnych filmów o agentach.

Zarechotał.
- Mówisz jak Irina. Ona też potępia tego rodzaju kino,

ponieważ reżyserzy uprawiają pro-pra..., propa..., nie umiem
wymówić tego dziwacznego słowa.

- Propagandę - uzupełniła Lena.
- O tak... Irina mówi, że nie wszyscy Rosjanie są złymi

ludźmi. Oj, ciociu Leno, fajnie jest u ciebie na Słonecznym
Wzgórzu. Lubię tu przyjeżdżać.

- Miło mi. I przyznam szczerze, że my wszyscy jesteśmy

przeszczęśliwi, że możemy was tu gościć. Najchętniej
zatrzymalibyśmy was tutaj na zawsze.

- Ciociu, a właściwie dlaczego nas nie odwiedzasz w

Kanadzie? Nicola już była i spodobało się jej...

- Obiecuję, że i ja was odwiedzę. Być może wezmę kogoś ze

sobą.

background image

-Thomasa?
-Nie, Jana.
- Rozwiodłaś się z Thomasem jak... tatuś
z mamą?
- Rozwieść można się tylko wtedy, gdy zawarło się z kimś

związek małżeński. A ja i Thomas byliśmy przyjaciółmi i się
rozstaliśmy.

- Ja też się rozstałem z moim najlepszym przyjacielem. Justin

mnie okradł, a potem wyparł się tego, chociaż znalazłem moją
komórkę w jego plecaku.

Dołączyła do nich Merit.
- Ciociu, ja też chcę pojeździć na koniu!
- krzyczała z daleka. - Założyłam dżinsy i buty sportowe.
- Wspaniale - powiedziała Lena. - Zatem idziemy po siodła i

resztę sprzętu.

Niels zniknął gdzieś wewnątrz stajni. Pewnie chciał uprzedzić

siostrę i odszukać wszystkie elementy uprzęży, żeby
zademonstrować swoją wyższość.

- Ciociu, ty jesteś siostrą mamy, prawda?
- spytała Merit ni z gruszki, ni z pietruszki.
- Tak - odparła Lena.
- A zupełnie się różnicie...

background image

- To znaczy?
- No, ty jesteś kochana, uśmiechasz się, cieszysz się, kiedy do

ciebie przyjeżdżamy...

O Boże! Co powinna teraz powiedzieć?
- Ja... Yyy... Twoja mama... Niespodziewanie Merit puściła

rękę cioci

i przeskoczyła przez kałużę.
- Widziałaś, jak umiem skakać? - zawołała z zadowoleniem.
- Fantastycznie. Wykonałaś superskok.
- No - zachichotała Merit, łapiąc ją ponownie za rękę. - Mama

jest niemiła - dodała.

- Nie mów tak, Merit. Mama was kocha. -Wcale nie, ciociu

Leno. Ona jest zapatrzona

w tego beznadziejnego Robertino. I dobrze. My jej nie

potrzebujemy. Mamy tatusia, ciebie, Nicolę, Aleksa, Daniela,
Irinę, jej mamę i tatę oraz babuszkę, która jest stara i mówi
tylko po rosyjsku. Ale jest kochana. Śpiewa mi rosyjskie pio-
senki. Tylko zawsze przy nich płacze. Tęskni za ojczyzną,
ciociu Leno. Irina sporo rozmawia z babuszką, ale ja nic z tego
nie rozumiem... Bardzo lubię Irinę.

Lenie omal nie pękło serce. Uzmysłowiła sobie, że Grit

wyrządziła dzieciom ogromną

background image

krzywdę. Na szczęście rodzina Iriny otoczyła je ciepłem i

miłością.

Weszły do stajni, gdzie Niels wszystko już przygotował.
- O nie, to niesprawiedliwe - pisnęła Merit. - Ja chciałam to

zrobić!

Zanim rzuciła się na brata, Lena chwyciła ją za bluzkę.
- Stop! Jutro ty się wykażesz, OK? Nicola powiedziałby teraz:

mądry głupiemu ustępuje. A ty jesteś mądrą dziewczynką,
prawda?

- Tak - odparła dumnie Merit. - Pani Gillspie często mi to

powtarza. Wiesz, ciociu, ona jest moją wychowawczynią.

Lena odetchnęła.
- Wypuścimy Bondiego na piętnaście minut, żeby się

wybiegał. W tym czasie pójdziemy po Nicolę. Na pewno
będzie chciała popatrzeć, jak ujeżdżacie naszego ulubieńca.

Wyszli ze stajni. Z naprzeciwka nadszedł Juri. Obok niego

biegły psy, które natychmiast obskoczyły dzieciaki.

Juri pomachał im na przywitanie i skręcił w stronę

czworaków.

Sprawiał wrażenie załamanego.

background image

Lena życzyła mu, żeby wreszcie przełamał blokadę i zaczął

grać na pianinie. Niestety, jego stan się nie poprawiał, a
niedługo wyjeżdża z Fahrenbach. Co się z nim stanie? Co
będzie robił?

Niels przysunął się do Leny.
- Ciociu, gwarantuję ci, że on jest agentem...
- Juri zawsze jest smutny - wtrąciła Merit. - Smutniejszy niż

babuszka Iriny, kiedy śpiewa piosenki. Ciociu, czy wszyscy
Rosjanie są tacy smutni?

- Nie, kochanie. Narodowość nie ma nic do tego. W każdym

kraju są ludzie weseli i poważni. Problemy i cierpienie
sprawiają, że się smucimy. A to, skąd pochodzimy, nie jest
ważne.

- On jest smutnym rosyjskim agentem - szepnął Niels,

zafascynowany swoimi podejrzeniami.

Lena nie odpowiedziała na jego zaczepkę. Potknęła się o coś.

Pochyliła się i podniosła małego aniołka z brązu.

Juri musiał go zgubić.
- Co masz? - spytała Merit. - Dasz mi?
- Nie, ten aniołek prawdopodobnie należy do Juriego. Zaraz to

ustalimy.

-A jeśli nie, dostanę tego słodkiego aniołka?
- Wtedy popytamy wśród mieszkańców Słonecznego

Wzgórza.

background image

Niels pociągnął Lenę za rękę.
- Ciociu, sprawdź, czy to nie jest nadajnik. Lena ledwie

powstrzymała się od śmiechu.

- Już sprawdziłam. Figurka jest czysta - odpowiedziała

konspiracyjnym szeptem.

Doszli do czworaków.
Lena nacisnęła dzwonek do Juriego.
- Nie musi pani dzwonić - rzekł Juri. - Proszę wejść.
Niels przecisnął się obok Leny i Juriego. Merit podążyła za

nim.

Lena wyciągnęła aniołka.
- Czy ta figurka jest pana?
Popatrzył na nią z przerażeniem i chwycił aniołka.
- Tak. Gdzie go zgubiłem?
- Leżał na podwórzu. Prawdopodobnie wypadł panu z

kieszeni.

Przycisnął figurkę do serca.
- Dziękuję, że go pani znalazła. Gdyby on... Urwał.
Dzieciaki tymczasem przebiegły do holu, na środku którego

stało pianino, i zaczęły na nim grać.

Juri aż otworzył szeroko oczy.

background image

- Przestańcie! Co wy robicie? Nie wolno tak na ślepo uderzać

w klawisze! Trzeba je naciskać z czułością, żeby wydobyć
piękne dźwięki.

Odsunął dzieci na bok.
- O tak... Tak to się robi... - Nieświadomie zaczął grać.
Lena podeszła do dzieci, chwyciła je za ręce i wyprowadziła

na zewnątrz.

Juri tego nie zauważył. Był jak w transie.
Lena najchętniej usiadłaby w rogu i posłuchała koncertu. Grał

Chopina.

Juri przełamał blokadę. Przemógł się.
- A jednak nie jest agentem - stwierdził rozczarowany Niels. -

Tylko pianistą. Ale się na nas wściekł...

Lena nie skomentowała jego słów. Błądziła myślami gdzie

indziej. Juri znów grał...

background image

Wszystko, co dobre, szybko się kończy. Holger z dzieciakami

odleciał do Kanady. Została po nich pustka. Na Słonecznym
Wzgórzu zrobiło się cicho. Za cicho. Niedługo i Juri opuści
Lenę.

Wreszcie przełamał się i znowu z entuzjazmem zasiadał przy

pianinie. Odzyskał energię i ochotę na koncertowanie w
największych salach świata. Ponadto zamierzał sfinalizować
nagranie płyty z utworami Beethovena.

Lena i on wybrali się na ostatni wspólny spacer. Nicola

przygotowywała kolację pożegnalną, w trakcie której Juri
chciał zagrać koncert dla mieszkańców Słonecznego Wzgórza.

Szli wzdłuż rzeki. Była ładna pogodna. Nie padało. Łyse

drzewa rozciągały rozłożyste gałęzie ku niebu, tworząc
bajkowy krajobraz.

- Juri, gratuluję panu. Wykazał się pan nie lada odwagą.

Cudownie, że znów będzie pan

background image

uszczęśliwiał swoją grą tysiące ludzi - powiedziała Lena,

rzucając psom patyk.

- Ten przełom zawdzięczam dzieciom. Gdyby nie brzdąkały

na moim pianinie, pewnie nadal omijałbym je szerokim
łukiem.

- Niby błahostka, a jednak... Nie uderza się tak w klawisze... I

kto by pomyślał, że to pana odblokuje.

Westchnął.
- Proszę nie zapominać, że fizycznie jestem zupełnie zdrowy.

Tkwił we mnie problem natury psychicznej...

- Chce pan o tym porozmawiać?
- Czemu nie. Kiedyś moim sercem zawładnęła pewna kobieta

- Sonja Michaelis... Poznałem ją przed trzema laty po
koncercie w Londynie. Przyjechała tam specjalnie dla mnie,
ponieważ uwielbiała moją interpretację Mozarta. Sama
również chciała zostać pianistką. Była bardzo zdolna...

Wziął głęboki oddech.
- Rodzice odwiedli ją od tego pomysłu. Uważali, że muzyką

na chleb nie zarobi i powinna zdobyć solidne wykształcenie
oraz pewny zawód. Ojciec był policjantem i upierał się, żeby

background image

kontynuowała tę tradycję, nie pytając jej o zdanie.

Podporządkowała się jego żądaniom i robiła karierę w policji
kryminalnej. Piastowała stanowisko nadkomisarza. Mieli ją
awansować, gdy nagle...

Przerwał. Przyspieszył kroku. Psy dopominały się, żeby rzucił

im patyk, ale zignorował ich skomlenie.

Przystanął.
- Sonja nie żyje - wycedził zduszonym głosem, a w jego oku

zakręciła się łza.

Lena wzdrygnęła się.
Nie ważyła się zadawać mu jakichkolwiek pytań.
- Żeby móc mnie odwiedzić w szpitalu, wzięła dodatkowe

dyżury. Dzięki temu zyskałaby kilka dni urlopu ponad wymiar.
Roczny urlop chciała bowiem przeznaczyć na... naszą podróż
poślubną. Sonja i ja zamierzaliśmy się pobrać tuż po mojej
rehabilitacji. Chciałem pokazać jej moją ojczyznę, poznać ją z
rodziną i krewnymi, którzy są rozproszeni po całym kraju.

Włożył ręce do kieszeni płaszcza i popędził naprzód. Lena

ledwie za nim nadążała. Co się stało z Sonją?

background image

Nareszcie dogoniła Juriego. Czy był świadomy, że gnał na

oślep przed siebie? Drżał. Postawił kołnierz płaszcza.

- Sonja zastępowała koleżankę, która zajmowała się

przestępczością wśród młodzieży - narkotyki, pedofilia... Nie
zdążyła usiedzieć za biurkiem nawet kwadransa, kiedy do biura
wparował młody mężczyzna. Strzelał z pistoletu gdzie
popadnie. Trafił Sonję w głowę. Zmarła na miejscu.

- O przenajświętsza panienko, Juri, to straszne - pisnęła

przerażona Lena.

Pokiwał głową.
- Nie celował do Sonji. Polował na inną kobietę. Pech chciał,

że Sonja znalazła się w złym miejscu o złej porze.

„Zupełnie jak Martin", pomyślała Lena. Zawrócili.
- Sparaliżowało mnie, kiedy przekazali mi tę wiadomość -

kontynuował zduszonym głosem. - Od stóp do głów nie
miałem czucia.

- Juri, tym bardziej się cieszę, że nie porzucił pan gry na

pianinie. Sonja by tego nie chciała. Ona kochała pana kunszt...

Pokiwał głową.

background image

- Wie pani, co jest dla mnie paranoją? Rodzice Sonji domagali

się, żeby wybrała pewny zawód... Gdyby ukończyła studia
muzyczne, nie spoczywałaby teraz na cmentarzu!

- Niezbadane są wyroki boskie, Juri. Być może wydarzyłoby

się coś innego. Pana przyjaciel Boris na przykład zginął,
ponieważ mechanicy odwalili fuszerkę. Martin, mąż mojej
najlepszej przyjaciółki umarł, bo przejął dyżur za kolegę...
Wierzę w przeznaczenie. I umacniam się w tej wierze, odkąd
samolot mojego brata Jórga rozbił się w Australii. Jórg zaginął.
Prawdopodobnie nie żyje, aczkolwiek wypieram tę myśl,
ponieważ na razie nie odnaleziono ciała. Dlaczego nie został
we Francji, w winnicach, które odziedziczył po ojcu? Dlaczego
uparł się, żeby zwiedzać świat?

- Ma pani rację. Następny koncert zadedykuję Sonji. Była

cudowną kobietą, wspaniałym człowiekiem.

Zatrzymał się. Wyjął portfel, a z niego kolorowe zdjęcie.
Uśmiechała się z niego piękna kobieta z brązowymi lokami i

brązowymi oczami.

- Śliczna - powiedziała Lena.

background image

- Gdybym nie przechodził rehabilitacji, Sonja nie brałaby

dodatkowych dyżurów, nie siedziałaby za czyimś biurkiem i...

Lena położyła rękę na jego ramieniu.
- Stop! - przerwała mu. - Obwiniając się, nie przywróci jej pan

życia... Jest jak jest i im wcześniej się pan z tym pogodzi, tym
szybciej zacznie pan normalnie funkcjonować.

Zatrzymał się. Wykrzesał z siebie delikatny uśmiech.
- Dziękuję, że mnie pani wysłuchała - rzekł. - Potwierdziły się

zapewnienia Isabelli. Chwaliła panią. Mówiła, że jest pani
aniołem i że na sto procent na Słonecznym Wzgórzu na moją
duszę spłynie balsam. Mieszka pani w raju, do którego nie
dociera zło...

background image

Kiedy po wyjeździe Juriego Lena weszła do biura, zobaczyła

piękny bukiet białych róż przeplatanych bluszczem. Na
dołączonej do niego karteczce było napisane tylko jedno
słowo: „Dziękuję".

Lena od razu się domyśliła, kto przysłał jej te kwiaty. Kiedy

już się na nie napatrzyła, przeszła do pokoju Inge.

- Po tysiąckroć dzięki - powiedziała. - Kwiaty są wspaniałe.

Niepotrzebnie się pani tak wykosztowała.

- Cieszę się, że trafiłam w pani gust. Daniel mi

podpowiedział, jakie pani lubi - przyznała. - Zasłużyła pani na
każdą z tych różyczek. Składam ręce do Boga w
podziękowaniu, że zagadnęła mnie pani o alkohol. Odstawiłam
go na dobre. Ratuję się plastikową torebką.

- Super, Inge! Brawo!

background image

- Przemyślałam też kwestię terapii. Zapiszę się na nią. Na

Słonecznym Wzgórzu moje życie znów nabiera sensu. Czuję
się tu swojsko. Ludzie dookoła są życzliwi i serdeczni.
Realizuję się w pracy, mieszkam w przepięknym domu... Po
prostu cudownie! Wie pani, co mnie najbardziej boli? Nie
utrata dóbr materialnych, lecz to, że mój mąż z taką łatwością
odebrał sobie życie. Przecież mógł ze mną porozmawiać...
Byliśmy przykładnym małżeństwem.

- Nie powinna pani zaprzątać sobie tym głowy. I tak już nic

pani nie zmieni.

Zabrzęczał telefon.
Inge podniosła słuchawkę.
- Fabryka likierów Fahrenbach, dzień dobry! W czym mogę

pomóc?

Lena pomachała jej i wyszła. Fabryka likierów...
Przecież od dawna nią nie byli i nie będą, ponieważ nie

posiadali receptury na słynną Fahrebachówkę.

Poszła do Daniela. Akurat zestawiał listę artykułów do

zapakowania.

- Daniel, poświęcisz mi minutkę czy bardzo ci przeszkadzam?

background image

Odwrócił się.
- A o co chodzi?
- Chciałabym sprzedać wszystkie sprzęty z destylarni.
- Słucham? - spytał skonsternowany.
- Stoją bezużytecznie... Nie uzyskamy za nie zbyt dużej ceny,

do najnowocześniejszych nie należą... Ale po co nam złom?

- Lena, nie demontujmy naszej pierwszorzędnej wytwórni.
- Która powoli popada w ruinę. Utrzymanie jej miałoby sens,

gdybyśmy mieli recepturę.

- Znajdziemy ją - obstawał przy swoim Daniel. - Szef jej nie

zniszczył. Dlaczego nagle przyszedł ci do głowy taki pomysł?

- Bo Inge z entuzjazmem wykrzykuje do słuchawki: Fabryka

likierów Fahrenbach. Pewnie Nicola ją nauczyła...

- Nie, kochana Leno, ja. To jest Fabryka likierów Fahrenbach.

Była nią od pokoleń.

- Uhm, kiedy produkowano Fahrenbachówkę. Daniel, my już

jej nie robimy! Ten okres minął bezpowrotnie. Teraz
dystrybuujemy alkohole, przebranżowiliśmy się, jesteśmy
hurtownią...

Potrząsnął głową.

background image

- Gwarantuję ci, że nie zakończyliśmy produkcji

Fahrenbachówki. Ona ponownie znajdzie się na półkach
sklepowych. Będziemy ją wytwarzać w wytwórni urządzonej
przez twojego tatę.

- Śnij dalej, Daniel. A kiedy się przebudzisz, zorientuj się,

proszę, jak najlepiej sprzedać wszystkie maszyny. Pojedynczo,
w komplecie, handlowcom czy w Internecie.

- Lena, będziemy produkować Fahrenbachówkę i basta!
Lena podeszła do drzwi.
- Daniel, mnie również podoba się nasza wytwórnia. Tatuś nie

oszczędzał przy jej budowie.

- No właśnie. Ze świeczką takich szukać. Pamiętasz, jak

Marjorie Ferguson się nią zachwycała? Narzekała, że oni
wytwarzają Finnemore eleven w jakiejś prymitywnej,
podupadłej budzie. I co? Finnemore eleven jest produktem
najwyższej klasy.

Lena odwróciła się.
- Zgadza się. Tyle że Marjorie Ferguson ma co sprzedawać.

Daniel, dyskutowaliśmy tę kwestię z milion razy... Fakty
mówią same za siebie. Bez receptury nie ma produkcji. Zajmij
się tym, o co cię prosiłam.

background image

Zanim zdążył zaprotestować, opuściła pospiesznie biuro.

Prawie się rozkleiła. Nie chciała podejmować tak drastycznych
kroków, ale czy miała inne wyjście? Nikt nie znajdzie
receptury, nie sfrunie im z nieba.

background image

Lena i Aleks skrupulatnie planowali przebudowę dawnego

domu ogrodników. Chcieli go odrestaurować, by wkrótce
mogła się wprowadzić do niego Babette z córeczką Marie.
Taka była bowiem wola Leny. Niestety, architekci zmącili
nieco jej fantastyczną wizję.

Remont naturalnie był możliwy, jednak pochłonąłby dość

pokaźną sumę. Lena niekoniecznie nią dysponowała. Miała
inne, priorytetowe wydatki.

Ogólnie nie byłoby problemu, gdyby podała solidną cenę za

czynsz, czym dobiłaby biedną Babette. Nie takie przecież
miała zamiary. Chciała jej pomóc.

- Porwałam się z motyką na słońce - mruknęła zrezygnowana

Lena po wyjściu Klausa.

Na szczęście architekt był bratankiem Aleksa i pracował na

Słonecznym Wzgórzu dosłownie

background image

za grosze. Doradzał im przy projektowaniu nowych

pomieszczeń oraz przearanżowywaniu tych starszych. Według
niego remizę można było przerobić na miejsce do
organizowania imprez, eventów czy wystaw... Aleks poklepał
ją po ramieniu.

- Dziewczyno, nie kracz i nie lamentuj. Zawsze jest jakieś

wyjście. Spójrz, na czworaki nie mieliśmy funduszy, ich
renowacja wymagała większego nakładu, a udało nam się
wyczarować z nich apartamenty o bardzo wysokim
standardzie.

- Faktycznie, choć przy nich mieliśmy sporo szczęścia. Daniel

i ty harowaliście tam dniami i nocami. Załatwiłeś kafelki po
okazyjnej cenie. Klaus podesłał nam za darmo robotników...

- No i? Ten budynek wymaga drobnych korekt. Nie

poddawajmy się. Przejadę się po okolicy, rozejrzę się po
sklepach z kafelkami... Damy radę. Drzwi i parkiety sami
wyszlifujemy. Założę się, że i ty się przyłączysz do
polerowania niektórych części. Lena, ja się wszystkim zajmę, a
ty pilnuj interesów w destylarni i fabryce likierów. Obiecuję ci,
że razem z kolegami odpicujemy dom ogrodników na cacy.
Potem wspólnie

background image

się zastanowimy nad celem jego użytkowania. Wiem, że

chciałaś go przeznaczyć dla tej młodej miłej kobiety, ale może
ona wprowadzi się gdzie indziej?

- Czyżbym o czymś nie wiedziała?
- Nie rzuciło ci się w oczy, że Daniel przy niej promienieje i

wypycha pierś do przodu? Zdaje się, że i ona wykazuje
zainteresowanie.

Jasne, że rzuciło się jej w oczy. Tyle że Babette Hagemann

była rozbita emocjonalnie po tym, jak jej mąż wyprowadził się
do kochanki, która urodziła mu upragnionego syna. Ale nigdy
nie wiadomo, co się dzieje w jej sercu.

- Aleks, myślisz, że ich coś łączy?
- Jeszcze nie, ale to, moim zdaniem, kwestia czasu. Pasują do

siebie. Ponadto oboje zasłużyli na szczęście. Są zbyt młodzi,
by iść samotnie przez życie. Los dał im popalić, ale najwyższa
pora wziąć się w garść i budować rzeczywistość. Nie mogą
wiecznie rozczulać się nad sobą i rozpamiętywać dawne dzieje.
Nowa miłość to nowe życie i tego im obojgu życzę.

Aleks wciąż zadziwiał Lenę. Niby był małomówny, ale

bacznie obserwował to, co się wokół działo, i zawsze
wysnuwał trafne wnioski.

background image

- Słusznie, Aleks. Trzymajmy za nich kciuki.
- Będziemy. A teraz z innej beczki. Kiedy chcesz

wyremontować dla Jana stanicę?

- Jak tylko znajdziesz czas...
- Już go mam. Nie zwlekajmy z tym. Najpierw uporam się ze

stanicą, a potem zabiorę za dom ogrodników. Zgoda?

- Jesteś nieoceniony. - Rzuciła mu się na szyję.
- Ach, gdybym nie miała ciebie...
- To miałabyś kogoś innego.
- Nie. Ty jesteś niezastąpiony. Jedyny w swoim rodzaju.

Serio. Pobiegnę teraz do destylarni, przekażę Danielowi kilka
dokumentów i przełączę telefon do Inge.

- Poczciwa kobieta z niej. Ona też by pasowała do Daniela, ale

Babette bardziej...

- Aleks, nie od nas zależy, jakiego wyboru dokona Daniel. Nie

maczajmy w tym palców. To znaczy nie przekombinujmy.
Zresztą on wcześniej deklarował, że Inge była, jest i będzie
tylko przyjaciółką... OK, spotkamy się na parkingu?

- Tak. Przed superautem, które sprezentowała mi

superkobieta!

Lena pobiegła. Nie żałowała pieniędzy wydanych na

samochody dla Aleksa i Daniela. Wręcz

background image

przeciwnie. Cieszyła się, że mogła ich uszczęśliwić. Zasłużyli

na to.

Od taty nauczyła się dzielić z innymi tym, co miała najlepsze.

On uważał, że jeśli bezinteresownie czyni się dobro, to ono
wraca do człowieka ze zdwojoną siłą, niekoniecznie w formie
materialnej. Lena doświadczyła tego na własnej skórze.
Pieniądze nie odgrywały dla niej najważniejszej roli w życiu.
Są potrzebne do normalnego funkcjonowania, zgoda, ale nie
powinno się przeceniać ich wartości.

background image

Stanica została kompletnie przemeblowana. Aleks przytargał

do niej kilka mebli z remizy i poustawiał je w różnych
konfiguracjach. Poza tym odmalował ściany, odświeżył
podłogi i wypolerował drzwi.

Lena nie mogła się napatrzeć na efekt ich wysiłku. Jan

oniemieje z wrażenia. Pomysł przerobienia stanicy na biuro i
studio okazał się trafiony w dziesiątkę, tym bardziej że
oznaczało to, iż Jan rzadziej będzie wyjeżdżał w podróże
służbowe. Czyli będą spędzali ze sobą więcej czasu.

- Aleks, kapitalna robota! Fajnie, że przyniosłeś dodatkowo tę

szafę i skrzynię. Świetnie się komponują z całym wystrojem.

- Rzeczywiście, powstało nieziemskie pomieszczenie z

widokiem na jezioro... - przyznał nieskromnie Aleks. - Piękniej
nie mogliśmy tego zrobić. Jedźmy już do domu, bo inaczej

background image

przywitają nas awanturą. Wiesz, że Nicola nie znosi, kiedy

spóźniamy się na posiłek. - Zerknął na zegarek. - Czeka na nas
od pięciu minut. Lena się zaśmiała.

- Więc zmykajmy. Jutro tu przyjdę. Usiądę wygodnie w fotelu

tatusia i będę podziwiała nasze dzieło.

background image

Po obiedzie Lena i Aleks opowiedzieli Nicoli, Danielowi i

Ingę o zmianach, jakich dokonali w stanicy. Potem piątka
przyjaciół plotkowała przy lampce wina o rzeczach błahych i
poważnych. Lena wróciła do domu dość późno. Była w
wybornym nastroju.

Wszystko układało się po jej myśli. Dzięki Aleksowi stanica

przemieniła się w nowoczesne biuro z antycznymi elementami.

Daniel zaś przedstawił jej lukratywną ofertę kolejnego

klienta. Z uzyskanych dochodów będzie mogła pokryć część
strat, które poniosła w wyniku ogłoszenia upadłości przez
Grosik.

Inge znakomicie wywiązywała się z obowiązków i tym

samym odciążała ją, biorąc na siebie większość roboty
papierkowej.

Na jej głowie pozostało kierowanie destylarnią i wymyślanie

kampanii reklamowych dla

background image

dystrybuowanych przez nią produktów. A może Babette

wsparłaby ją przy tworzeniu nowych sloganów. Przecież
kiedyś działała w branży reklamowej.

Tyle że trzeba by było płacić jej wynagrodzenie. Niestety,

Lena nie miała tylu środków.

Kątem oka dostrzegła migającą diodę na automatycznej

sekretarce. Wzięła telefon, usadowiła się w salonie na sofie i
zaczęła odsłuchiwać wiadomości.

Przy pierwszym połączeniu ktoś się po prostu rozłączył.
Przy drugim w jej uchu rozbrzmiał ochrypły męski głos,

najprawdopodobniej jakiegoś młodego mężczyzny.

- Szanowna Pani Fahernbach. Nazywam się Ulf Pax i

chciałbym złożyć pani niebagatelną propozycję. Jeśli poważnie
myśli pani o kosztach osobowych, jesteśmy idealnym
partnerem dla pani...

Dynamiczny, energiczny głos. Nie musi tego słuchać.
- Sorry, Ulf Pax - mruknęła pod nosem i skasowała

wiadomość.

Następny telefon był od Jana.

background image

- Moja piękna, gdzie ty się podziewasz? Szkoda, że cię nie

zastałem. Chętnie bym z tobą porozmawiał. Myślę o tobie cały
czas. Tęsknię! Kocham cię!

Odsłuchała tę wiadomość jeszcze raz. Ależ jej go brakowało.

Rozmarzyła się.

Z zadumy wytrącił ją dźwięk telefonu. Kto dzwonił o tej

godzinie? Serce waliło jej jak młotem. To był Jan.

- Kochany! - krzyknęła. - Właśnie odsłuchałam automatyczną

sekretarkę. Ubolewałam nad tym, że nie było mnie w domu...

- A ja tak tęsknię, że musiałem spróbować ponownie. No i

udało się. Jak się miewasz, moja piękna?

- Lepiej, dużo lepiej. Brakuje mi ciebie. Kiedy przyjedziesz?
- Tu jest nudniej, niż przypuszczałem. Zejdzie mi jeszcze z

tydzień.

- Dzisiaj z Aleksem umeblowaliśmy twoje biuro nad

jeziorem. Dokonaliśmy tam kilku zmian. Spodoba ci się. Nie
będziesz chciał stamtąd wychodzić. Kocham cię.

- No, mam nadzieję - zachichotał.

background image

Pokrótce zrelacjonował jej, czym się aktualnie zajmuje.

Potem ku niezadowoleniu obojga musieli zakończyć rozmowę.

Lenie przeszła ochota na cokolwiek. Znowu śniła na jawie o

Janie. Westchnęła głośno.

Zerknęła na zegarek. O matko! Już po północy, a jutro

wyczerpujący dzień. Postanowiła, że odsłucha pozostałe
wiadomości i położy się spać.

Kolejny telefon był od doktora Limmera. W mig dopadły ją

wyrzuty sumienia. Mimo obietnic nie podjęła bowiem żadnych
starań, żeby uzyskać stosowne dokumenty poświadczające
śmierć Jórga.

Po trosze celowo z tym zwlekała. Zazwyczaj urzędy same

wysyłają takie świstki. Poza tym wciąż wierzyła, że Jórg żyje.

- Witam, pani Fahrenbach. Z tej strony Limmer. Ponieważ

zdobyłem już dokumenty dotyczące pani brata, chciałbym się
umówić na spotkanie. Dostosuję się do zaproponowanego
przez panią miejsca i terminu. Proszę o telefon.

„Co jest? Przecież nic mu nie wysyłała", pomyślała

skonsternowana Lena. Nikt jej nie powiadomił...

Zaraz, chwileczkę...

background image

Frieder!
No jasne. On musiał namieszać. Prawdopodobnie zakasał

rękawy i liczył na spadek po bracie. Fakt, że śmierć Jórga
została potwierdzona urzędowymi dokumentami, był jak
gwóźdź do jej trumny.

Załamała się. Jórg nie żył!
Już nie utną sobie żadnej pogawędki, nie będą się razem

śmiać, kłócić...

Najgorsze było to, że nie pochowają go w grobie, który

mogłaby odwiedzać.

Jego ciało będzie leżało gdzieś na odludziu...
Rozpłakała się.
Jórg nie żył... Jórg nie żył...
Nie potrafiła myśleć o niczym innym.
Nie zaginął, lecz zginął!
Wyszła z pokoju. Zgasiła światło, jakimś cudem wdrapała się

po schodach, rozebrała się i umyła, zupełnie nieświadoma tego,
co robi. Potem wślizgnęła się pod kołdrę. Szczękała zębami.
Przekręcała się z boku na bok.

Dlaczego Jana nie było teraz przy niej? W jego ramionach

znalazłaby ukojenie.

Nicola też umiała ją pocieszyć, uspokoić...
Zasnęła.

background image

Kiedy zbudziła się następnego ranka, miała wrażenie, jakby

ktoś ją przeciągnął przez maszynkę do mielenia mięsa. Bolało
ją wszystko.

Powoli zwlokła się z łóżka i starała się nie myśleć o Jórgu,

żeby znowu się nie rozpłakać.

Wściekła się na Friedera. Wyrwał się jak Filip z konopi z

prośbą o oficjalne uznanie ich brata za zmarłego.

Musi zadzwonić do doktora Limmera i ustalić termin

spotkania.

Poczłapała do łazienki. Odkręciła kurki prysznica i długo

stała pod ciepłym strumieniem wody. Orzeźwiła się kąpielą, a
następnie wskoczyła w dżinsy i miękki, ciepły golf.

Nie miała ochoty na śniadanie. Zaparzyła mocną czarną kawę.
Z filiżanką usiadła przy dużym drewnianym stole. Błądziła

gdzieś myślami, aż przypomniała

background image

sobie, że przecież doktor Limmer czeka na jej telefon.
Zastanowiła się chwilę, gdzie wczoraj położyła słuchawkę.
No tak, zostawiła ją w salonie.
Na szczęście bateria się nie rozładowała.
Numer notariusza miała zakodowany w elektronicznej

książce telefonicznej.

Doktor Limmer przywitał się z nią serdecznie i podziękował

za oddzwonienie. Był miłym człowiekiem. Jej tata wysoko go
cenił.

- Doktorze Limmer, szczerze mówiąc, nie ubiegałam się o

wydanie dokumentów poświadczających śmierć Jórga.

- Pani brat Frieder dopełnił wszystkich formalności. Nawet

pofatygował się osobiście do Australii, żeby udostępnili mu
właściwe dokumenty. Widać, że mu zależało.

- Więc nie ma żadnych wątpliwości, że Jórg... Przerwała. Po

co ten pośpiech? Przecież nie

ma zwłok! Ciała nie odnaleziono!
- Tak należałoby zakładać - odpowiedział. - W każdym razie

pani brat przywiózł dokumenty, które upoważniają mnie do
tego, żeby otworzyć drugi testament pani ojca.

background image

- OK - wyjąkała. - Przyjadę do pana, kiedy tylko będzie pan

chciał.

Ustalili datę i godzinę.
Doktor Limmer zapewnił ją, że na spotkanie zaprosi również

Friedera i Grit. Na wszelki wypadek wyznaczyli drugi termin.

Zamienili jeszcze parę zdań i rozłączyli się.
Roztrzęsiona Lena uznała, że najlepiej będzie, jak pójdzie do

Nicoli, która ukoi jej skołatane nerwy.

Przeszła do sieni. Zakładała właśnie wygodne buty, kiedy

nagle olśniło ją, że nie odsłuchała wczoraj wszystkich
wiadomości z automatycznej sekretarki.

Teraz to zrobi.
Kiedy nacisnęła guzik, żeby odtworzyć ostatnie nagranie,

otworzyła szeroko usta ze zdziwienia. Ugięły się pod nią
kolana.

Jako ostatnia nagrała się Yvonne Wiedemann, córka Nicoli.
- Witam, pani Fahrenbach. Szkoda, że nie mogę porozmawiać

z panią na żywo. - Głos Yvonne był nieco przygnębiony. -
Chciałabym się z panią spotkać. Ale nie na Słonecznym
Wzgórzu. Czy istniałaby taka możliwość?

background image

Aktualnie jestem na kongresie lekarzy, ale odezwę się

jeszcze... Do następnego razu.

Lena kilkakrotnie odsłuchiwała wiadomość od córki Nicoli.
Yvonne wreszcie się z nią skontaktowała. Świadczyło to o

tym, że chciała poznać bliżej biologiczną matkę.

Lena wrzasnęła euforycznie „Hura!", po czym natychmiast

się uspokoiła.

„Skąd takie przypuszczenie?", pytała siebie w duchu.
Przecież Yvonne wyraźnie podkreśliła, że chce się spotkać z

Leną i nie na Słonecznym Wzgórzu.

A jej biologiczna matka mieszkała właśnie na Słonecznym

Wzgórzu... Co o tym wszystkim myśleć? Nie miała pojęcia!

Cóż, nie pozostaje jej nic innego, jak spróbować kolejny raz

nakłonić Yvonne, żeby dała szansę Nicoli, by pozwoliła jej
pokazać się od jak najlepszej strony.

Lena stwierdziła w końcu, że zamiast do Dunkelów, pojedzie

do kapliczki. Zapali świeczki i pomodli się za bliskich.

background image

Lena siedziała w kapliczce i wpatrywała się w równomierny i

spokojny płomień świeczek. Z różnych powodów zapaliła
dzisiaj świeczki.

Przede wszystkim za Jórga. Po katastrofie samolotu jego ciało

leży gdzieś w niedostępnej australijskiej dżungli. Ekipy
ratunkowe pewnie nigdy go nie zjadą. Przerwano zresztą
poszukiwania. Frieder, jej drugi brat, zdobył w sobie tylko
wiadomy sposób dokumenty potwierdzające śmierć Jórga.

Lena wiedziała, że już czas pogodzić się ze śmiercią brata i jej

przekonanie, że Jórg się odnajdzie, jest niedorzeczne.

Rozum podpowiadał jej, że Jórg nie żyje, ale serce mówiło

inaczej. Uczepiła się nadziei, że jakimś cudem przeżył upadek
samolotu. Nie znaleziono przecież ciała. A nadzieja umiera
ostatnia.....

background image

Zamknęła oczy i myślała o Jörgu. Był lekkomyślny i

roztrzepany, ale był kochanym bratem.

Oczami wyobraźni widziała, jak sunie łodzią po wodzie,

motorem pędzi po piaszczystych i niebezpiecznych torach
wyścigowych.

Był marzycielem, który lekkomyślnie naraził swój spadek.

Organizował festiwale muzyczne, nie mając o tym pojęcia.

Jego pomysły pochłonęły mnóstwo pieniędzy, ale jakie to ma

teraz znaczenie? Oddałaby wszystko, żeby zobaczyć go
żywego.

Zatopiła się we własnych myślach. Kiedy się ocknęła, poczuła

nagle pewność, że Jörg żyje.

Nie może się tym z nikim podzielić. Wszyscy wzięliby ją za

wariatkę, gdyby zdradziła im swoje przeczucie.

Może tylko Nicola pomyślałaby inaczej. Ona też wciąż ma

nadzieję.

Lena westchnęła głęboko. Ach, Nicola!
Tak bardzo chce pomóc tej kobiecie o złotym sercu i

doprowadzić do jej spotkania z córką. To kolejny powód, dla
którego zapaliła dzisiaj świeczki.

Sprawa z Yvonne, córką Nicoli, to prawdziwa jazda kolejką

górską.

background image

Mimo wielu trudności i przeciwieństw losu Lena odnalazła

Yvonne. Po wielu zabiegach i ciągłym wahaniu pani doktor
przyjechała wreszcie do posiadłości, niby na wypoczynek, a w
gruncie rzeczy po to, żeby zobaczyć rodzoną matkę. I co się
stało? Nie została nawet na noc, bo nie mogła znieść myśli, że
w pobliżu jest kobieta, która ją urodziła i oddała.

Biedna Nicola nie miała o niczym pojęcia!
Nie odezwało się pokrewieństwo krwi. Takie rzeczy dzieją się

tylko w powieściach.

Później Yvonne zadzwoniła do Leny, żeby ją poinformować,

że nie jest zainteresowana kontaktami z matką. Nie chce więcej
słyszeć o tej kobiecie. Początkowo Lena zaakceptowała jej
życzenie, ale potem nie wytrzymała. Napisała do Yvonne list z
prośbą, żeby dała matce choć jedną szansę.

Minęło dużo czasu, aż pewnego dnia Yvonne zostawiła

wiadomość na automatycznej sekretarce. Poprosiła Lenę o
spotkanie, ale nie w posiadłości. „Panie Boże, spraw, proszę,
żeby Nicola mogła wreszcie przytulić córkę, którą zaraz po
porodzie musiała oddać do adopcji. Ona tak bardzo cierpi",
modliła się Lena.

background image

Sama nie wiedziała, ile razy powtórzyła swoje błaganie. Jeśli

się uda, będzie się tu modlić dzień i noc. Oprócz powrotu Jórga
niczego bardziej nie pragnie niż pojednania matki i córki.

Kiedy nagle promienie zimowego słońca przebiły się przez

szare chmury i wpadły przez okno do kapliczki, Lena uniosła
głowę. Słońce odbijało się w kolorowych szkiełkach witraży i
malowało osobliwe kształty na ciemnej podłodze wyłożonej
płytami.

Czy to znak?
Czyżby niebo chciało jej dać do zrozumienia, że wszystko

będzie dobrze?

Tak bardzo chce w to wierzyć.
Nagle otworzyły się drzwi wejściowe do kapliczki. Lena

odwróciła się.

O nie! Tylko nie to!
Tylko tego brakowało! Nie mogła przyjść trochę później?
Do kapliczki weszła Cilly Herzog, ciotka Markusa, w

zasadzie miła osoba, ale niesamowicie wścibska i ciekawska.
Najgorsze jest jednak to, że wbiła sobie do głowy, że musi
wyswatać Markusa i nie przepuszczała żadnej okazji, żeby
zrealizować swój zamiar.

background image

Cilly podeszła bliżej.
- Ach, Lena! - zawołała i spojrzała na palące się świeczki. -

Na Boga, dla kogo zapaliłaś tyle świeczek? Kurczaka można
na nich upiec! Na szczęście przyniosłam nowe.

Mieszkańcy Fahrenbach mieli w zwyczaju, że zawsze coś

przynosili do kapliczki, którą wybudował jeden z przodków
Leny. Jedni przynosili świeczki, inni kwiaty. Na zmianę też
sprzątali.

Tu, w tej kapliczce, odbywały się chrzty, tu

Fahrenbachwowie brali śluby, tu miały miejsce msze żałobne.
Pastor przyjeżdżał z pobliskiej gminy.

- Dzień dobry, pani Herzog - powiedziała Lena, siląc się na

przyjazny ton. Każdy może przyjść do kapliczki. Skąd kobieta
ma wiedzieć, że przyszła akurat nie w porę. - Te świeczki są dla
mojego brata Jórga.

Cilly Herzog opadła na ciemną ze starości brązową ławkę z

drewna. Wszystkie ławki w kapliczce połyskiwały teraz w
promieniach słońca.

- Ach tak, biedaczysko... Markus opowiedział mi o

katastrofie. Znaleziono już Jórga?

- Nie, niestety...

background image

- Leno, czego on szukał w tej Australii? Na dodatek na

terenach, gdzie normalnie nikt nie podróżuje?

Lena nie miała ochoty na rozmowę o Jórgu. Wiedziała, że

Cilly lubi poplotkować i tak łatwo nie odpuści.

Wstała.
- Nie mam pojęcia, po co tam pojechał - powiedziała. -

Przepraszam, muszę już wracać... Życzę pani miłego dnia i do
widzenia.

Na twarzy starszej pani malowało się rozczarowanie.

Wyraźnie miała ochotę na dłuższą pogawędkę.

Lena uśmiechnęła się do niej i odwróciła.
- Do widzenia, Leno. Szkoda, że już idziesz. Chętnie bym

sobie z tobą porozmawiała.

- Innym razem, pani Herzog - pocieszyła ją Lena i wyszła z

kapliczki.

Kiedy wyszła na dwór, ciemna chmura zakryła słońce. Teraz

już była pewna, że to był znak, znak, że wszystko będzie
dobrze - z Jórgiem i Yvonne.

To przekonanie dodało jej skrzydeł. Miała ochotę głośno

krzyczeć z radości. Wydawało się, że nawet strumyk przy
kapliczce płynie

background image

jakby szybciej i szepce: „Wszystko będzie dobrze, wszystko

będzie dobrze, będzie dobrze".

Może to szaleństwo, ale chce w to wierzyć. Ta wiara

motywuje ją i pozwala pozytywnie myśleć.

Złapała rower, wskoczyła na niego i zjechała ze wzgórza

prosto do wsi.

Odwiedzić jeszcze Sylvię i słodkie bliźniaki, na które nigdy

nie może się napatrzeć?

„Nie", przywołała się do porządku. Przecież postanowiła, że

zajrzy tylko do kapliczki i zapali świeczki. Była tam dłużej, niż
planowała. Musi się zająć pracą, a to wymaga zaangażowania.
Owszem, w destylarni jest Daniel, ma też wsparcie obrotnej
Inge, ale nie wolno jej zaniedbywać obowiązków.

Jej partner w interesach, pan Schaapendonk, przygotował

ajerkoniak o nowym smaku i oczekuje, że Lena szybko i
skutecznie wprowadzi go na rynek. Oczywiście zrobi
wszystko, co się da, bo jest to winna swoim partnerom, ale nie
do końca rozumie pana Schaapendonka. Przecież jego produkt,
stary, sprawdzony ajerkoniak o klasycznym smaku, znana
marka,

odnosi

sukcesy

na rynku. Po co więc

eksperymentować?

background image

Ajerkoniak jest trunkiem dla dość wąskiego grona

konsumentów, a ci ludzie chcą pić klasyczny trunek, a nie taki
z dodatkowymi nutami smakowymi. Odkąd Lena zajmuje się
dystrybucją ajer-koniaku Schaapendonka, firma wypuściła już
na rynek pięć dodatkowych smaków: czekoladowy, orzechowy
i trzy owocowe. Nowe produkty nie podbiły rynku mimo
świetnej akcji reklamowej. Na szczęście pozostali partnerzy
handlowi postępują inaczej. Stawiają na sprawdzone trady-
cyjne produkty, nie zmieniają ich składu i dobrze na tym
wychodzą, na przykład Finnemore eleven, szkocka whisky
słodowa, albo wódki Horlitza, który wprawdzie wypuszcza też
nowe produkty, ale wciąż utrzymuje stary asortyment,
Perlinger dalej produkuje morelówkę, Brodersen ma dwa
podstawowe trunki i świetnie na nich wychodzi. Inni partnerzy
też nie robią takiego zamieszania jak Schaapendonk. Może
trzeba mu przypomnieć stare przysłowie: „Pilnuj szewcze
swego kopyta"? Stworzenie nowego trunku kosztuje przecież
mnóstwo pieniędzy.

Lena wjeżdżała już na wzgórze. Musiała mocno pedałować,

bo droga była dość stroma. Nieźle się namęczyła.

background image

Gdyby miała recepturę Fahrenbachówki, produkowałaby

tylko to i nic innego. Ale to tylko marzenie. Ojciec zniszczył
recepturę. Zostawił jej jedynie nowoczesną linię produkcyjną.

Dziwne, dlaczego akurat teraz o tym myśli? Przecież nie

wytrząśnie z rękawa receptury, która zawiera ponad sto
składników - przyprawy, zioła i owoce. Zresztą likwidacja
destylarni jest już postanowiona, wystawią urządzenia na
sprzedaż. Żeby tylko nie zapomniała zapytać Daniela, czy
podjął już w tym kierunku jakieś kroki.

Szkoda, że ojciec tuż przed śmiercią stworzył fantastyczną,

supernowoczesną linię produkcyjną, która teraz jest nieczynna.
Fahrenbachowie od pokoleń produkowali Fahrenbachówkę,
najpierw tu, w posiadłości, gdzie wszystko się zaczęło, później
w dużym zakładzie produkcyjnym, potem znowu, w tajemnicy,
ojciec przeniósł produkcję do Fahrenbach, bo Frieder i Jórg
uważali, że Fahrenbachówka nie jest na czasie i nie pasuje do
oferty hurtowni Fahrenbach.

Było, minęło... Nie ma sensu o tym myśleć. Rzeczy dzieją się

tu i teraz. A teraźniejszość jej nie rozpieszcza. Nie jest łatwo
przeprowadzić

background image

okręt przez wzburzone morze. Kryzys gospodarczy dał im się

we znaki. Ale Lena się nie martwi. Da sobie radę, ale
warunkiem jest stuprocentowe zaangażowanie w pracę. Na
budynku destylarni wciąż widniał napis „Fabryka likieru
Fahrenbach". Nigdy go nie zdejmie. Nawet jeśli nie pasuje to
do tego, czym się teraz zajmują. W końcu niczego nie
produkują. Ale ten napis przypomina jej, że ma obowiązki
wobec tradycji, a tradycja żywi się nie tylko spektakularnymi
sukcesami. Fahrenabachowie byli we wsi szanowaną rodziną,
od ich nazwiska wywodzi się nazwa wsi. Przodkowie Leny
wybudowali kapliczkę, która służy wszystkim mieszkańcom.
Udostępnili też swoje prywatne jezioro. Ludzie ich szanowali.
A oni nie wykorzystywali tego szacunku do wywyższania się,
szacunek

mieszkańców

wsi przypominał im, jaka

odpowiedzialność spoczywa na każdym, kto nosi nazwisko
Fahrenbach.

Wcześniej Lena nie zdawała sobie sprawy, że to coś zupełnie

wyjątkowego nosić nazwisko Fahrenbach. Owszem, miała z
tego tytułu pewne przywileje, bo pochodziła z zamożnej
rodziny. Dopiero kiedy sprowadziła się do posiadłości,

background image

zrozumiała, co to znaczy być Fahrenbachem, zrozumiała też,

dlaczego ojciec przykładał ogromną wagę do tradycji,
dlaczego wychowywał ich w jej duchu, dlaczego uczył ich
odpowiedzialności i przywiązania do miejsca. W jej przypadku
nauki ojca trafiły na podatny grunt, ale w przypadku jej
rodzeństwa... Aż strach o tym pomyśleć: Frieder doprowadził
do bankructwa bogatą w tradycje hurtownię, Grit czym prędzej
sprzedała rodzinną willę z całym wyposażeniem, a Jórg... Na
szczęście dzięki pomocy współpracowników udało się
uratować winnice we Francji.

Kiedy wreszcie była na samej górze i zobaczyła posiadłość w

całej okazałości, zrobiło jej się ciepło na sercu.

Jej raj...
Zmieniła tu co prawda kilka rzeczy, ale nie ma zamiaru

przeprowadzać jakichś radykalnych posunięć. Posiadłość ma
zostać taka, jaka jest od ponad pięciu pokoleń Fahrenbachów.
Niech kolejne pokolenia cieszą się jej pięknem. Nigdy nie
sprzedali kawałka ziemi. I ona też tego nie zrobi, choć
większość terenów przekształcono w działki budowlane, nawet
te wokół jeziora.

background image

Nie ulegnie pokusie łatwego zarobku. Utrzyma jezioro w

niezmienionym stanie. To przecież przestrzeń życiowa wielu
gatunków roślin i zwierząt, które w innych miejscach już
dawno by wymarły. Jezioro jest też miejscem rekreacji
mieszkańców wsi.

Właśnie dlatego nie mogła odstąpić bratu żadnej działki nad

jeziorem. Chciał tam wybudować luksusowy hotel. Odmówiła
mu, a on się obraził, dokuczał jej, dręczył i nękał, a na koniec
ukarał pogardą.

Zanim oparła rower o ławkę stojącą przy wejściu do domu,

spojrzała w górę. Na niebie ukazał się mały promyk słońca, a
jej serce wypełniła błogość.

- Dziękuję ci, Boże - powiedziała. - Dziękuję za to wszystko,

co do mnie należy. Pomóż mi, proszę, utrzymać posiadłość.

background image

Przed pójściem do destylarni Lena chciała zajrzeć do Nicoli.

Może zostało jeszcze trochę kawy? Poplotkuje z nią pięć
minut, a potem zabierze się do pracy.

- Cześć - zawołała wesoło. - Masz może kawę i pięć minut na

pogaduszki, zanim zacznę się głowić, jak wypromować nowy
ajerkoniak Schaapendonka?

Nicola siedziała przy stole w kuchni. Podniosła wzrok znad

gazety. Nie była w takim dobrym nastroju jak Lena. Wręcz
przeciwnie, zdawało się, że jest zła. Tylko dlaczego?

Zdjęła okulary i odłożyła je na bok.
- Kiedy następnym razem będziesz wychodzić z psami, to

bądź uprzejma mnie poinformować.

Lena wpatrywała się w rozgniewaną kobietę.
- Słucham? Nie rozumiem... Przecież nie byłam na spacerze z

psami. Pojechałam rowerem

background image

do kapliczki. Zresztą kiedy biorę ze sobą Hektora i Lady,

zawsze cię o tym informuję. Nicola spojrzała na nią zdziwiona.

- Nie zabrałaś ich ze sobą?
- Nie.
Teraz Lena była zła.
- Nic już nie rozumiem. To znaczy, że nie ma ich w

posiadłości?

Lena usiadła przy stole.
- Jak to nie ma? Więc gdzie są?
- Od godziny nikt z nas ich nie widział. Sama wiesz, że nie

uciekają.

- Lady pobiegła raz za mną, ale to było dawno temu. Może

znowu się odważyła, a Hektor pobiegł za nią?

Nicola potrząsnęła głową.
- To niemożliwe... Wszyscy są w posiadłości. Aleks

remontuje domek ogrodnika, Daniel i Inge są w destylarni, a
Juri, który zabierał czasem psy na spacer, wyjechał, jak sama
dobrze wiesz.

- Nie ma w posiadłości nikogo, z kim mogłyby wyjść.
- Powiem Danielowi i Aleksowi, żeby poszli ich poszukać.
-Idę z nimi...

background image

Nicola machnęła ręką.
- Leno, nie ma sensu. Przecież będą szukać jedynie w

promieniu kilometra. Sami dadzą radę. Idź do biura i zajmij się
pracą.

Nicola ma rację. Bez sensu, żeby wszyscy naraz szukali psów.
Nie uciekły daleko. Nikt z mieszkańców Fahrenbach nie

zabrałby ich tak po prostu. O tej porze roku nie ma we wsi
turystów, a nawet gdyby byli, to nie są przecież hyclami.

Zdarzyło się wprawdzie, że mały Timmy Basler zabrał Lady.

Wszyscy już dawno o tym zapomnieli. Chłopiec nie zdawał
sobie sprawy z tego, co robi. Czuł się samotny, nie miał
kolegów i mała Lady miała być jego towarzyszką zabaw.

Timmy zamieszkał z rodzicami na nowym osiedlu, które

powstało na teranie byłej posiadłości Hubera. Jego rodzice i on
już dawno zintegrowali się z mieszkańcami wioski i byli jedny-
mi z nich.

Chłopiec ma teraz kolegów ze szkoły i przyjaciół, ma też

własnego psa, którego Martin przywiózł mu ze schroniska.

Nie, nie ma się czym martwić. Hektor i Lady pobiegli

zapewne za jakimiś kawałkami papieru

background image

lub fruwającymi liśćmi i bawią się teraz w najlepsze.
- Przecież nasze psy nie są łazęgami - powiedziała Lena.
Czuła się nieswojo. Rozważała wszystkie możliwości,

tłumaczyła sobie zniknięcie psów, ale wciąż czuła niepokój.
Zapomniała nawet o kawie i pogawędce z Nicolą. Nie ma teraz
do tego głowy. Trzeba znaleźć psy. Tylko to się teraz liczy.

- Gdzieś muszą być - stwierdziła Nicola, odłożyła gazety i

wstała.

- Nie ma co tracić czasu na czcze gadanie. Idź do Daniela i

przyślij go tu, ja pójdę po Aleksa. Potem zastanowimy się we
trójkę, co dalej.

Tak właśnie trzeba zrobić. Lena wybiegła z małego domku

Dunkelów. Jeszcze jej ojciec przekazał im go w wieczyste
użytkowanie. Kiedy wyszła z kapliczki, była dobrej myśli i
pełna nadziei. Nic pozostał po tym nawet ślad.

Oby psom nic się nie stało!
Rzuciła się pędem w stronę destylarni. Wpadła z impetem i od

razu zaczęła wołać Daniela.

Wyszedł z magazynu. W dłoni miał rolkę z taśmą.

background image

- Co tak krzyczysz? Goni cię ktoś czy co? - zażartował.
Lena nie była w nastroju do żartów.
- Psy uciekły - wydusiła z siebie, dysząc.
- Co takiego?
- Dobrze słyszałeś. Hektor i Lady zniknęły. Nie zabrałam ich

ze sobą. Wzięłam rower i pojechałam sama.

Opowiedziała mu, co ustaliły z Nicolą. Daniel nie zwlekał,

tylko wcisnął Lenie rolkę z taśmą i wybiegł z destylarni, jakby
zobaczył ducha. Lena odniosła taśmę do magazynu i wróciła
do biura.

O pracy nad kampanią reklamową nowego ajerkoniaku

Schaapendonka nie ma nawet co marzyć. Nie może się na
niczym skupić. Wciąż myśli o psach.

Gdzie one się podziewają?
To głupota siedzieć tak bezczynnie i się zamartwiać. Wstała i

poszła do biura Inge Koch. Kobieta siedziała przy komputerze i
pracowała. Lena opowiedziała jej, co się stało.

- Telefon przełączam do pani - powiedziała Lena. - Komórkę

zabieram ze sobą. Idę szukać psów.

background image

Już na dworze przypomniała sobie, że nie założyła kurtki. Z

powrotem do destylarni, wziąć kurtkę i udać się na
poszukiwania...

Nie miała pojęcia, gdzie Nicola i mężczyźni szukają psów.

Postanowiła pobiec nad rzekę. Lubiła tę drogę i często chodziła
tam z psami. Poszła na skróty przez pola, wołała raz Hektora,
raz Lady. Z całego serca pragnęła, żeby przybiegły do niej i
położyły jej patyczek pod nogi...

Nic takiego się nie wydarzyło.
Nie widziała psów. Nie widziała też żadnych ludzi, których

mogłaby o nie zapytać.

Doszła do rzeki. Poszła kawałek wzdłuż brzegu. Rzeka

płynęła leniwie. O tej porze roku nie było na brzegu żadnych
wędkarzy. Nie widziała nawet kaczek taplających się w
wodzie. Pewnie są nad jeziorem.

Było przeraźliwie cicho, szaro i ponuro.
Zawróciła. Nie ma sensu tak iść bez celu. Może Nicola i

mężczyźni znaleźli już psy. Tu nad rzeką na pewno ich nie ma.

Lena westchnęła. Czasem denerwowało ją wieczne rzucanie

kijków. Psy nigdy nie miały dość. Teraz byłaby szczęśliwa,
gdyby mogła się z nimi pobawić i rzucałaby do upadłego.

background image

Zaczęło padać. Ostatni kawałek drogi pokonała biegiem.

Zdyszana dotarła do posiadłości. Czas zacząć ćwiczyć. Same
spacery i jazda na rowerze to jak widać za mało. Kondycję ma
równą zeru.

Zastanawiała się, gdzie iść. Do biura, do domu, a może

sprawdzić, czy Nicola już wróciła? Nagle zobaczyła ją
wychodzącą zza rogu.

Spostrzegła Lenę i zatrzymała się. Lena już wiedziała, że stało

się coś złego. Miała wrażenie, że jakaś lodowata ręka ściska ją
za gardło. Chciała podbiec do Nicoli i zapytać, co z pasami, ale
nie mogła się ruszyć. Była jak sparaliżowana.

Nicola miała poważną minę i była bardzo zdenerwowana.
- Co... Co z Hektorem i Lady? - wykrztusiła Lena z trudem.
Tak bardzo chciała usłyszeć coś dobrego, ale wiedziała

jednocześnie, że się tego nie doczeka.

- Daniel i Aleks znaleźli psy na parkingu... Pojechali z nimi do

weterynarza.

- Potrącił je samochód? Tu na wzgórzu? Jak to możliwe?

Przecież to teren prywatny, obcy tu nie wjeżdżają!

- To nie samochód...

background image

Dlaczego trzeba ją tak ciągnąć za język?
- A co?
Niech wreszcie powie!
- Musiały coś zjeść. -Lena myślała, że się przesłyszała.
- Zjeść? - powtórzyła. - Truciznę? Nicola pokiwała głową.
- Skąd tu trucizna? Przecież nie od nas. Nicola wzruszyła

ramionami.

- Nie wiem. Aleks tak powiedział. Od razu zapakował psy do

samochodu i pojechał z nimi do weterynarza.

- Jak się czują?
Tego Nicola nie mogła i nie chciała powiedzieć. Widziała

psy. Obraz nędzy i rozpaczy. Nawet nie reagowały na swoje
imiona.

- Nie wiem. Aleks nic więcej nie powiedział, od razu pojechał

z psami. Leno, musimy czekać. Nic innego nie możemy zrobić.

- Ktoś je musiał otruć. Wiedział, że psy są na górze i był na

tyle bezczelny, że przyniósł truciznę w pobliże domu.

- Ale kto?
- Tylko jeden człowiek przychodzi mi do głowy. Ten Koller.

Jest na mnie wściekły, bo nie

background image

wydzierżawiłam mu lasu pod teren łowiecki i nie wynajęłam

miejsca na przystani na jego łódź. Groził mi, że tego pożałuję.
Nicola wzięła ją pod rękę.

- Leno, nie nakręcaj się. Ten człowiek jest zarozumiały i

myśli, że jak ma pieniądze, to może wszystko kupić, ale
przychodzić tu i trać niewinne psy... Nie, raczej nie.
Zaczekajmy, co powie weterynarz.

- Myślisz, że uratuje Hektora i Lady? - zapytała Lena szeptem.
- Nie wiem, nie jestem lekarzem, ale mam nadzieję. Nadzieja

umiera ostatnia...

Lena nie miała teraz ochoty na jej powiedzonka. Ale to

prawda, nie mogą nic zrobić, tylko czekać. Gdyby żył Martin!
Był zdolnym weterynarzem i czynił cuda. Poza tym przecież
byłby na miejscu.

Ale Martin nie żyje i nie ma co gdybać.
- Idę do stajni. Wy szczotkuję konie i oczyszczę im kopyta -

powiedziała Lena.

Musiała się czymś zająć. Nicola złapała ją za ramię.
- Aleks już to zrobił. Rano. Pójdziesz teraz do mnie i razem

zaczekamy. Daniel obiecał, że

background image

zadzwoni. Wiesz, że nie rzuca słów na wiatr. Można snuć

domysły bez końca, ale zaprowadzą nas tylko w ślepą uliczkę.
Chodź! Zaparzę kawę, zrobię kilka gofrów i pogadamy albo
przejrzymy kolorowe czasopisma. W jednym z nich są zdjęcia
Isabelli. Znowu dostanie jakąś nagrodę... Nic dziwnego, jest
utalentowaną aktorką, na dodatek miłą i zupełnie normalną
kobietą. Wciąż nie mogę uwierzyć, że tak dobrze się u nas
czuje i ciągle nas zaprasza.

- Byliśmy przy niej w najgorszych chwilach jej życia. Tego

się nie zapomina.

- Rzeczywiście, była w strasznym stanie, kiedy tu

przyjechała, ale w końcu jakoś przebolała utratę wielkiej
miłości.

Lena bardzo lubiła słynną aktorkę Isabellę Wood.

Zaprzyjaźniły się, ale teraz nie miała ochoty o niej rozmawiać,
nawet z Nicolą, którą tak kocha.

- Pójdę do destylarni i spróbuję trochę popracować. Jeśli nie

uda mi się wymyślić niczego mądrego dla Schaapendonka, to
podzwonię po klientach, którzy zalegają z płatnościami.

- Tym zajmuje się Inge - przypomniała jej Nicola.

background image

Wszelkimi sposobami próbowała zatrzymać Lenę. Nie

chciała być teraz sama.

- W przypadku niektórych klientów będzie lepiej, kiedy sama

zadzwonię i ich upomnę. Daj znać, jak się czegoś dowiesz. Nie
zapomnij.

- Nie zapomnę. Przecież nie mam jeszcze sklerozy.
Lena przytuliła ją i pocałowała w czoło.
- Nie masz. Jesteś najukochańszym człowiekiem na świecie -

powiedziała i pobiegła, zanim Nicola zdążyła coś powiedzieć.

Musi się zająć pracą. Praca odwróci jej uwagę od smutnych

myśli. Hektor i Lady muszą żyć! Oby nie było dla nich za
późno! I oby zajął się nimi dobry weterynarz!

Znowu pomyślała o Martinie. On zrobiłby wszystko. Nie

musiałaby się teraz martwić o psy.

Wróciła do destylarni.
Najpierw poszła do Inge powiedzieć, że już wróciła i że psy są

u weterynarza.

- Działo się coś ciekawego? - zapytała.
- Przyszło kilka mniejszych zamówień, nic nadzwyczajnego.

Wystawiłam też rachunki i położyłam Danielowi na biurku. A,
zapomniałabym, dzwoniła pani bratowa.

background image

- Doris? - zapytała Lena.
Ma w końcu dwie bratowe. Jest jeszcze Mona, żona Friedera.

Ale telefon od Mony? Nie, to zupełnie nieprawdopodobne. Ma
dużo lepsze zajęcia niż kontaktowanie się z Leną. Przede
wszystkim wizyty u chirurga plastycznego i odnowę całego
ciała.

- Tak, Doris - potwierdziła Inge i zaczęła czegoś szukać na

biurku. - Dzwoniła też niejaka pani Winkeimann.

- To moja siostra Grit - wyjaśniła jej Lena.
- Mówiła, w jakiej sprawie dzwoni?
- Nie, ale miałam wrażenie, że jest strasznie zdenerwowana.
Lena roześmiała się.
Inge od razu poznała się na Grit.
- Moja siostra zawsze jest zdenerwowana
- powiedziała Lena. - Dziękuję, zaraz do niej oddzwonię.
Wyszła z biura Inge. Zatrudnienie jej było doskonałym

pomysłem. W zasadzie nie ona na niego wpadła, tylko Daniel.
Poznał Inge na spotkania grupy wsparcia dla osób, które
przeżyły samobójstwo bliskich. Jak na osobę, która straciła
cały majątek i męża, Inge była nad wyraz

background image

spokojna. Panowała nad lekiem i emocjami. Nie musiała topić

smutku w alkoholu. Nie każdy jest taki silny, o nie! Postawa
Inge jest godna podziwu. I z jaką energią zabrała się do pracy!
Można brać z niej przykład.

background image

W gruncie rzeczy Lena była zadowolona, że nie musi się

zajmować żadną pracą. I tak nie mogłaby się na niczym
skoncentrować. Wykona jedynie dwa telefony. Rozmowa z
Doris będzie przyjemna, natomiast z Grit - zapewne nie.

Najpierw zadzwoni do Grit, żeby mieć za sobą tę wątpliwą

przyjemność. Czego może od niej chcieć? Zobaczą się
niedługo u notariusza.

Nie miała ochoty na rozmowę z siostrą. Wiedziała, że to

będzie okropne przeżycie. Wcześniej tak dobrze się rozumiały,
ale odkąd Grit otrzymała spadek, bardzo się zmieniła i relacje
między nimi uległy pogorszeniu. Z miłej kobiety o naturalnym
wyglądzie zrobiła się sztuczna lala, która zajmuje się błahymi
sprawami. Złapała młodego amanta, którego utrzymuje. Dla
Robertino poświęciła małżeństwo i pozwoliła, żeby dzieci
zamieszkały z ojcem w Kanadzie.

background image

Z niechęcią wybrała numer siostry.
Grit odebrała zdyszanym i udręczonym głosem.
- A, to ty - powiedziała zamiast powitania. Zawsze tak robiła.

Lena przestała się tym

przejmować.
- Dzwoniłaś do mnie - powiedziała.
- No tak... Mamy spotkanie u doktora Lim-mera i wreszcie

dostaniemy pieniądze, które nam się należą.

Skąd taka pewność? Przecież nikt z nich nie wie, co jest w

drugim testamencie taty.

- Chwileczkę - powiedziała. - Jak to pieniądze, które nam się

należą?

- Przecież tata miał ogromny majątek, my jesteśmy jego

dziećmi, czyli jego jedynymi spadkobiercami. Po co tak się
wygłupił i sporządził drugi testament? Po co opóźniać
przekazanie nam tych pieniędzy? Mógł to zrobić za jednym
zamachem. Mam nadzieję, że dobrze je ulokował i doliczą nam
niezłe procenty.

Grit jest okropna.
- No właśnie, oby przypadkiem nie ulokował ich w jakichś

podejrzanych papierach wartościowych - odgryzła się Lena. -
Jeśli tak, to pieniądze diabli wzięli.

background image

Grit roześmiała się.
- Tata i ryzyko? Nigdy by tego nie zrobił. Miał bzika na

punkcie pewnych interesów, zupełnie jak ty. Nigdy nie
ryzykował. Ty zresztą też nigdy nie ryzykujesz...

Lena nie miała ochoty na rozmowę w takim tonie.
- Grit, nie dzwoniłaś chyba po to, żeby mi to powiedzieć.
- Masz rację, nie. Chciałam ci tylko powiedzieć, że nie

możesz u mnie przenocować.

Lena wcale na to nie liczyła ani tego nie planowała. Miała w

pamięci ostatnie spotkanie, kiedy siostra ją zaprosiła, a potem
bez skrupułów spławiła.

- Nie ma problemu, nie zamierzam nawet - powiedziała.
- I coś jeszcze - kontynuowała Grit. - Nie wiem, czy będziemy

miały okazję porozmawiać po wizycie u notariusza, bo
Robertino będzie na mnie czekał. Zaraz po odczytaniu
testamentu lecimy do Paryża uczcić nowy spadek. Skapnie
nam niemała gotówka.

Co za potworność!
Lena nie mogła już tego słuchać. Dla Grit i Friedera liczą się

tylko pieniądze! Grit już je

background image

wydaje, choć nie wie nawet, co jest w testamencie. A przecież

dostali już spory spadek.

- Coś chciałaś mi powiedzieć? - zapytała, nie reagując na

słowa siostry.

- Odbiegłam trochę od tematu. Jesteś w świetnych kontaktach

z moim ex. Powiedz mu, że dzieci mają mieć dla mnie czas,
kiedy dzwonię. Nie mam zamiaru wysłuchiwać ich wykrętów,
że nie mają akurat czasu lub ochoty. Znudziło mi się słuchanie
tych wymówek. Holger nastawia je przeciwko mnie, żeby
zepsuć relacje między nami.

Nie do wiary! To ona nie miała ochoty spotkać się z dziećmi,

kiedy były w Niemczech, bo ważniejsza była dla niej podróż z
amantem do Mediolanu lub coś w tym stylu. Myśli, że dzieci
warują przy telefonie i czekają, aż mamusia zadzwoni.

- Dzieci mają w Vancouver swoje życie. Nie oczekuj, że będą

pod ręką, kiedy ty masz ochotę do nich zadzwonić. Ustalcie
stałe terminy. Holger nie nastawia dzieci przeciwko tobie,
wręcz przeciwnie, robi wszystko, żebyście się za bardzo od
siebie nie oddalili.

- Stałe godziny! Bzdura! To niemożliwe. Nie jestem tu sama.

Muszę wziąć pod uwagę potrzeby Robertino.

background image

- Jest dla ciebie ważniejszy niż dzieci? Co z ciebie za matka!
- Na miłość boską, przestań wreszcie prawić mi morały.

Dzieci są wystarczająco duże, żeby zrozumieć, że mam prawo
do własnego życia. I tak dużo dla nich zrobiłam.

- Tak? Zdradź mi proszę, co takiego? Jakoś nie mogę sobie

przypomnieć... Powiem ci, jaka jest prawda. Jesteś
nieodpowiedzialna, zostawiłaś dzieci dla tego żigolaka,
którego musisz utrzymywać, żeby od ciebie nie odszedł.

Grit z trudem łapała powietrze.
- Nie muszę tego wysłuchiwać od takiej wieśniary jak ty!

Frieder ma rację, ty umiesz tylko pięknie gadać o rodzinie, a
nie masz za grosz poczucia więzów rodzinnych. Jak to
możliwe, że bliżsi są ci, którzy się wżenili w naszą rodzinę, niż
własne rodzeństwo?! To nienormalne, że wciąż utrzymujesz z
nimi kontakt. Jórg rozwiódł się z Doris, a ja z Holgerem.

- Lubię ich, bo obydwoje są cudownymi ludźmi, szczególnie

Holger. Jest wspaniałym ojcem, który zrobi wszystko dla
swoich dzieci.

- Jasne! Nawet ugania za opiekunką na ich oczach.

background image

Grit jest okropna. Sama ma sporo za uszami. Miała

kochanków, kiedy jeszcze dzieci mieszkały z nią. Była
wniebowzięta, kiedy mogła wreszcie wypchnąć je do Kanady.

- Jeśli masz na myśli Irinę, to wiedz, że nie jest opiekunką

twoich dzieci. Jest kobietą, która z całego serca je kocha.

- Holgera pewnie też!
- Nawet jeśli, to nic ci do tego! Jesteście po rozwodzie. Ty

masz nowego partnera, Holgerowi też wolno mieć partnerkę.
Ale sprawy wyglądają zupełnie inaczej... W przeciwieństwie
do ciebie nie rzuca się w ramiona pierwszej z brzegu, najpierw
musi nabrać dystansu do waszego małżeństwa i rozwodu.
Nigdy źle o tobie nie mówi. Wręcz przeciwnie, wspomina
jedynie dobre rzeczy i dobre czasy, kiedy jeszcze byliście
normalną rodziną, a ty normalną kobietą, a nie oderwaną od
życia bogatą snobką.

Grit zaśmiała się histerycznie. Jej śmiech był równie sztuczny

jak ona sama po tych wszystkich zabiegach, którym się
poddała, żeby tylko podobać się swojemu żigolakowi.

- Wzruszyłam się do łez. Powinnaś napisać powieść o

ludziach ze swojego otoczenia. Nie

background image

zapomnij też skrobnąć rozdziału o sobie, najszlachetniejszej

ze wszystkich, nieomylnej, chodzącej moralności... Wiesz, kim
jesteś? Zakłamaną podstępną bestią ukrywającą się pod fasadą
dobroci. Wypchaj się swoją Doris i Holgerem... Powiem ci coś
jeszcze. Po spotkaniu u doktora Limmera nie mam ochoty na
rozmowę z tobą. Jesteś nudna jak flaki z olejem, wredna i
zakłamana. Frieder poznał się na tobie. Nie pozostaje mi nic
innego, jak przyznać mu rację!

Nie powiedziała „do widzenia", nie powiedziała zupełnie nic.

Po prostu odłożyła słuchawkę.

Lena wpatrywała się chwilę w słuchawkę, którą wciąż miała

w ręce.

Jeszcze kilka tygodni temu rozpłakałaby się. Wszystkie

złośliwości siostry przełknęłaby jak gorzką pigułkę i
zadzwoniłaby do Grit, żeby ratować zgodę w rodzinie.

Teraz już nie wierzy w zgodę. Nie ma już rodziny. Każde z

nich żyje własnym życiem. Po śmierci ojca nie są już
jednością. Najgorszy jest Frieder. Teraz Grit dołączyła do
niego. Są do siebie podobni. Każde z nich walczy do upadłego
o przeforsowanie własnych egoistycznych interesów.

background image

Frieder zawsze był egoistą, myślał tylko o sobie, ale co się

stało z Grit? Godzinami może się nad tym zastanawiać i tak nie
znajdzie wytłumaczenia. Złośliwości rodzeństwa wciąż bardzo
bolą.

Nie będzie się nad tym zastanawiać. Spędziła wiele

bezsennych nocy, bezskutecznie szukając przyczyny rozpadu
rodziny.

Zadzwoni teraz do Doris. Bratowa awansowała i nie pracuje

już w centrali telefonicznej. Jest asystentką pana Brodersena,
czyli swojego szefa.

- Fajnie, że oddzwaniasz, Leno - powiedziała Doris.
- Nawet nie wiesz, jaka to frajda, móc porozmawiać z kimś

rozsądnym.

Głos Leny brzmiał tak ponuro, że Doris od razu zrobiła się

czujna.

- Co się dzieje? - zapytała.
- Rozmawiałam z Grit.
- Nie musisz już nic mówić... .
- O Grit ani słowa. Ktoś podrzucił truciznę naszym psom.
- Na miłość boską, jak to możliwe? Żyją? W głosie Doris było

słychać przerażenie.

Kiedy mieszkała w posiadłości, często chodziła na spacery z

Hektorem i Lady.

background image

Lena powtórzyła jej wszystko, co wie. Potem rozmowa

przybrała inny obrót.

- Doris, o czym chciałaś ze mną porozmawiać? Chyba nie

dzwoniłaś tylko po to, żeby mi powiedzieć „cześć".

- Po to też, ale... Są jakieś wieści? Znaleziono może Jórga?
-Nie.
- Więc jest jeszcze nadzieja?
- Doris, Friederowi udało się zdobyć dokumenty, w których

uznano Jórga za zmarłego... Wiem to od notariusza, doktora
Limmera. Wyznaczył termin odczytania drugiego testamentu
taty.

W słuchawce zapadła cisza. Lena już podejrzewała, że

połączenie zostało przerwane.

- Doris, jesteś tam jeszcze? Cisza.
- Tak... Wiesz, Leno, ja nie wierzę w jego śmierć. To

niemożliwe. Codziennie modlę się za niego. Coś mi mówi, że
Jórg żyje... Zdarza się przecież, że ktoś cudem ocalał i
uratowano go z katastrofy. Jórg jest w czepku urodzony.

Jak to dobrze słyszeć takie słowa z ust kobiety, z którą Jórg

kiedyś był.

background image

- Ja też nie mogę w to uwierzyć, ale są te dokumenty...
- Frieder to cwaniak kuty na cztery nogi. Wiesz, jak je zdobył?
- Po nim można się spodziewać wszystkiego, ale to urzędowe

dokumenty.

- Leno, w urzędach też pracują ludzie, a niektórzy z nich są

przekupni... Dla mnie to zwykły brak szacunku skreślać kogoś
po tak krótkim czasie. Nie rozumiem, skąd ten pośpiech?

- Frieder chce pieniędzy... Grit zresztą też. Kupiła już bilety

do Paryża, żeby tam uczcić z kochankiem drugi spadek. A
przecież nikt z nas nie wie, co jest w drugim testamencie.

- Ale można się domyślać. Twój ojciec był bogaty.
Lena nie miała ochoty wałkować tego tematu.
- Niebawem się dowiemy - powiedziała. - Koniec z

narzekaniem. Jak ci się wiedzie, Doris?

- Bardzo dobrze. Praca sprawia mi coraz większą

przyjemność, robię postępy w angielskim. Miałam już okazję
opisać jakiemuś turyście drogę... Po angielsku oczywiście.
Nagimnastykowałam się trochę, ale mnie zrozumiał.

background image

- Cieszę się, że u ciebie wszystko w porządku. Chyba nie

żałujesz, że się wyprowadziłaś do miasta.

- Ani trochę. Tu oczywiście też nie wszystko złoto, co się

świeci, ale sama wiesz, że jestem dzieckiem miasta. Wolę
wdychać spaliny, niż oddychać świeżym wiejskim
powietrzem. Wolę widok tętniącego życiem miasta niż
szczęśliwych krów.

Lena roześmiała się serdecznie.
- Mamy tu trochę więcej do zaoferowania niż tylko widok

szczęśliwych krów. Nie zapominaj, że w pobliżu jest Bad
Helmbach, miasteczko światowej sławy, mekka pięknych i
bogatych.

- Dziękuję za takie atrakcje. Snujące się po Bad Helmbach

kobiety za bardzo przypominają mi moje byłe szwagierki,
Monę i Grit, a tamtejsze restauracje są jak na mój gust zbyt
ekskluzywne. Wolę już zwykłą knajpkę na rogu, a ze sklepów
stoły z przecenionym towarem w typowych sieciówkach.

- Widzę, że straciliśmy cię już na dobre.
- Nigdy nie robiłam z tego tajemnicy, że nie jestem stworzona

do wiejskiej idylli. Próbowałam ze względu na Markusa, ale
nawet moja miłość do niego nie wystarczyła... Co u niego?

background image

- Myślę, że nadal cierpi z powodu waszego rozstania. Za

każdym razem pyta, co u ciebie. Ale chyba stracił już nadzieję,
że kiedyś do niego wrócisz.

- Leno, musiałam z nim zerwać, inaczej wszystko bym

zepsuła. Przeżyłam to już we Francji. Zamek i posiadłość
Dorleac były jak marzenie, dla wielu kobiet na pewno idealne
miejsce do życia... Mnie ta idylla wpędziła w alkoholizm. Nie
chcę tego przeżywać jeszcze raz. Nie można żyć wbrew
własnej naturze, a już na pewno nie przez całe życie. Kiedy
mija pierwsze uniesienie, można przeżyć twarde i bolesne lą-
dowanie w szarej rzeczywistości.

- To odwaga postąpić wbrew uczuciom.
- To nie odwaga, tylko rozsądek.
- A co z twoim życiem uczuciowym? Doris zaśmiała się.
- To aluzja do Arne Flansena, siostrzeńca mojego szefa?
- Dokładnie to mam na myśli.
- Trafiłaś kulą w płot. Świetnie się rozumiemy, można

powiedzieć, że coraz lepiej, ale nic nas nie łączy, chociaż nie
wykluczam, że kiedyś może się to zmienić. Arne jest miły, ale
jak sama

background image

wiesz, nauczyłam się już, że nie skacze się z kwiatka na

kwiatek. Nie można dzisiaj zakończyć jednego związku, a już
jutro być w nowym. Najpierw trzeba się zastanowić nad sobą i
nad tym, co było.

Brzmiało to bardzo rozsądnie. Lena podziwiała bratową za

konsekwencję. Doris ma rację. Kiedy odeszła od Jórga, z
miejsca wprowadziła się do tego wdowca z córkami i wstrętną
teściową, potem od razu związała się z Markusem. Nigdy by od
niego nie odeszła, gdyby mieszkał w mieście. Ale Markus nie
umie żyć poza Fahrenbach. Jest właścicielem pobliskiego
tartaku, tu są jego korzenie.

- Leno, dlaczego nic nie mówisz? Pytanie bratowej

sprowadziło ją na ziemię.

- Przepraszam, zamyśliłam się. Myślałam o Markusie.

Szkoda, że wam nie wyszło.

- Świetnie się dogadywaliśmy, tylko otoczenie było nie to.
Lena usłyszała w tle jakiś głos. Ktoś wszedł do

pomieszczenia, w którym była Doris.

- Leno, muszę kończyć - powiedziała Doris. - Zadzwoń do

mnie, jak się czegoś dowiesz. Trzymam kciuki za Hektora i
Lady.

background image

Pożegnały się.
Lena wiedziała, że dzisiaj już nic nie zrobi. W najlepszym

wypadku będzie bezczynnie siedzieć i wpatrywać się w szare
niebo. Już lepiej pójdzie do Nicoli i razem z nią zaczeka na
wieści o psach.

Dlaczego Daniel nie dzwoni?
Lena powiedziała Inge, że wychodzi. Opuściła budynek

destylarni pełna złych przeczuć.

background image

Aleks i Daniel wrócili dopiero po kilku godzinach. Nie

musieli nic mówić. Z ich min można było wyczytać wszystko.

Lena była jak porażona. Chciała krzyczeć, płakać, ale nie

mogła. Siedziała jak sparaliżowana.

- Zostały otrute - powiedział Aleks i wyjął dla siebie i Daniela

piwo z lodówki. - Nic nie można było zrobić.

- Martin by je uratował! - krzyknęła Lena. - Nie pozwoliłby

im umrzeć...

Aleks wlał piwo do kufla. Pokręcił z dezaprobatą głową.
- Leno, nie bądź dzieckiem. Martin był wspaniałym

weterynarzem, ale nie cudotwórcą. On też nie pomógłby
Hektorowi i Lady. Trucizna zadziałała od razu. Nie ma na nią
lekarstwa.

Lena zaczęła cicho płakać. Nawet nie zauważyła, że płyną jej

łzy.

background image

- Mój Boże, kto mógł zrobić coś takiego... - powtarzała Nicola

pod nosem.

- Gdzie one teraz są? - zapytała Lena.
- Zawieźliśmy ja na cmentarz dla psów. Zostaną tam

pochowane.

- Dlaczego nie tutaj? - uniosła się.
- Bo tak się robi. Twój tata tak chciał i tak ma być.
Lena umilkła, jakby te pytania pozbawiły ją sił. Siedziała i

płakała.

Aleks wstał, przyniósł kieliszek wódki i postawił przed Leną.
- Wypij, to lepiej się poczujesz.
Chciał dobrze. Ale gdyby nawet wypiła całą butelkę, nie

poczułaby się lepiej. Hektor i Lady...

Już nigdy nie będą biec przez dziedziniec, nigdy nie będą

żebrać o smakołyki, nie będzie wspólnych spacerów, rzucania
kijków, radosnego szczekania na powitanie...

To straszne! Co to za człowiek, który truje niewinne psy?! Jak

bardzo musi być przepełniony nienawiścią! Lena uniosła
głowę.

- To na pewno ten Koller! - krzyknęła. - Złożę na niego

doniesienie.

background image

- Leno, nie bądź niemądra - włączył się Daniel, który do tej

pory nie odezwał się ani słowem. - Możliwe, że to on, ale
trzeba to udowodnić. Jak chcesz to zrobić?

Daniel ma rację. Nie udowodni tego, nic mu nie zrobią.
- Los go za to ukarze - powiedziała Nicola, jakby odgadła

myśli Leny. - Jeszcze za to zapłaci. Pan Bóg nierychliwy, ale
sprawiedliwy.

- Dlaczego Bóg do tego dopuścił? - zapytała Lena. - Psy

nikomu nic nie zrobiły. To naprawdę niesprawiedliwe...

Aleks dolał sobie piwa.
-Wiele rzeczy trudno pojąć, a jednak się dzieją - filozofował. -

Pomyśl o Martinie, o przyjacielu Isabelli, o Laurze,
narzeczonej Daniela... Nie zasłużyli na taki los.

Aleks ma rację, ale w takiej chwili nie chce się tego słuchać.
- Musimy podejść tego Kollera, sprowokować go do

przyznania się.

- To szczwany lis. Jest kuty na cztery nogi, a ty za uczciwa -

powiedziała Nicola. - Ale czas działa na naszą korzyść. Nie
chciałabym być w jego skórze. Codziennie będą mu dokuczać

background image

niecne czyny, jakich się dopuścił, jeśli to rzeczywiście on. Zło

potrafi się zagnieździć w człowieku. Nie na darmo mówią, że
kto ma czyste sumienie, ten śpi spokojnie.

- On w ogóle nie ma sumienia. Musimy coś zrobić!
- Możemy dać ogłoszenie w gazecie, nie podając żadnego

nazwiska. Można jedynie nadmienić, że są pewne
przypuszczenia co do sprawcy.

Nicola wstała i podeszła do szafy.
- Co robisz? - zapytał Aleks.
- Biorę wódkę dla siebie - odpowiedziała. - Nie nalałeś mi.
Aleks nie chciał być nieuprzejmy. Wiedział jednak, że jego

żona nigdy nie pije w dzień, chyba że w wyjątkowych
sytuacjach. Ta właśnie do takich należała.

Kochała Hektora i Lady. Nie mogła sobie teraz wyobrazić

życia bez psów. Będzie musiała, nie tylko zresztą ona,
pozostali mieszkańcy posiadłości również. Życie toczy się
dalej.

background image

Tego wieczoru Lena nie nadawała się do niczego. Nie mogła

czytać, oglądać telewizji, nie mówiąc już o słuchaniu muzyki.

Ciągle myślała o Hektorze, Lady i o tym potworze Kollerze.

Była święcie przekonana, że to on otruł psy. Nikt inny nie
byłby zdolny do tak niecnego czynu. Koller przypominał jej
częściowo Friedera. Jeden i drugi to ohydni egoiści, którzy za
wszelką cenę chcą osiągnąć swój cel.

Koller otruł jej psy. A Frieder? Aż strach pomyśleć, ile to już

razy ją nękał.

Oczami wyobraźni ujrzała psy. Przypominała sobie różne

sytuacje, które z nimi przeżyła, widziała ich proszący wzrok,
któremu trudno było się oprzeć.

Wszystko minęło bezpowrotnie, już nigdy się nie powtórzy...
Nie ma już Lady i Hektora!

background image

Wpatrywała się obojętnie w ogień w kominku. Nie przyszło

jej do głowy, że powinna już dołożyć nowe polana, jeśli nie
chce, żeby zgasł. Przecież tak przyjemnie ją grzeje! Rozległ się
dźwięk telefonu. Lena bezwiednie sięgnęła po słuchawkę i
odezwała się beznamiętnym głosem.

- Kochanie, co się stało? - zapytał Jan. Lena ucieszyła się, że

może usłyszeć jego

głos. Najchętniej rozpłakałby się. Rzuciła do słuchawki

jedynie imię i nazwisko, a on już wiedział, że jest smutna.

- Tak się cieszę, że dzwonisz - powiedziała. - Stało się coś

strasznego.

Łamiącym się głosem opowiedziała mu całą historię.
- Kochanie, a mnie nie ma przy tobie i nie mogę cię pocieszyć,

wziąć w ramiona i przytulić. Najwcześniej mogę przyjechać w
przyszłym tygodniu. Chociaż, zaczekaj, może mógłbym...

Lena przerwała mu.
- Nie, najdroższy, niczego nie zmieniaj. Nie przyjeżdżaj, nie

wrócisz życia Hektorowi i Lady.

- Nie, tego nie potrafię, ale mógłbym otrzeć twoje łzy,

pocieszyć cię i odwrócić uwagę od smutnych rzeczy.

background image

- Wystarczy mi twój głos. Już mi lepiej... A co u ciebie? Jak

postępy w pracy?

- Kochanie, to sprawa drugorzędna. Teraz tylko ty jesteś

ważna... Leno, to straszne, co się przydarzyło psom, ale proszę
cię, nie nakręcaj się. Ten Koller nie jest tego wart, żeby się
przez niego denerwować. Głową muru nie przebijesz. Nic nie
zwróci ci Hektora i Lady, a zmarnujesz tylko siły i
niepotrzebnie stracisz energię. Weź ołówek i kartkę papieru, i
spróbuj wszystko spisać, wszystko, co ci przyjdzie na myśl w
związku z psami. Przelej też na papier swoją wściekłość. To
pomaga, wierz mi.

- Tobie może tak. Jesteś dziennikarzem i pisanie jest częścią

twojego życia.

- Skarbie, to nie ma nic wspólnego z moim zawodem. Kiedy

spiszesz swoje myśli, uwolnisz od nich głowę. Chętnie
przeczytam, co napisałaś.

- Sama nie wiem...
- Leno, musisz się przemóc. Rzadko kiedy jesteś taka

niezdecydowana. Zwykle wiesz, co robić.

- Dobrze, spróbuję, nawet jeśli nie jestem do tego przekonana.

Mogę też pisać o ogromnej tęsknocie, jaka mnie ogarnia, kiedy
wyjeżdżasz i jaka jestem szczęśliwa, kiedy wracasz do domu.

background image

Jan nie mieszka jeszcze na stałe w posiadłości, ale bywa tu

dużo częściej niż Thomas. Dlatego nie traktuje Jana jak gościa,
tylko jak domownika.

- Napisz, najdroższa. Mam nadzieję, że niedługo znajdziemy

jakieś rozwiązanie, żeby nie żyć w rozłące. Przez ciebie coraz
bardziej mnie ciągnie do osiadłego trybu życia. Podróżując bez
ciebie, czuję się bardzo samotny. A skoro już wiem, jak
wspaniale jest być przy tobie, nie mam ochoty na marzenia,
tylko chcę przeżywać z tobą każdą chwilę... Oczarowałaś i
zaczarowałaś mnie, serce ty moje. Chcę coraz więcej... Leno,
kocham cię i nie wyobrażam sobie życia bez ciebie.

Te słowa pomogły jej nieco złagodzić ból po stracie psów.

Nie był już taki palący.

- Ja też cię kocham - krzyknęła do słuchawki. - Nie chcę żyć

bez ciebie. Tak się cieszę, że jesteś!

- Życie z tobą jest piękne, jest czymś wyjątkowym, każda

minuta, każdy dzień jest niczym klejnot. Niedawno zwróciłem
uwagę na tekst piosenki Grónemeyera. „Każdą przestrzeń wy-
pełniłaś słońcem, każdą przykrość zamieniłaś

background image

w przyjemność...". Napisał te słowa dla zmarłej żony. Bardzo

ją kochał. One idealnie pasują do ciebie. „Kiedy cię widzę, od
razu wschodzi słońce, kiedy cię czuję przy sobie, wszystko jest
już dobrze".

Lena zaczęła cicho łkać, łzy cisnęły się jej do oczu. Nie był to

jednak objaw smutku i bólu, lecz miłości i szczęścia. Jak
wspaniale słuchać jego słów! Jak wspaniale słuchać mądrego,
odważnego, światowego Jana van Dahlena, który zawsze wie,
co jej jest, czego potrzebuje.

- Jan, ja...
- Nie mów nic, kochanie - przerwał jej. - Wysłuchaj tego bez

komentarza. Od pierwszego momentu byłaś dla mnie kobietą
moich marzeń. Nic się w tym względzie nie zmieniło. Może
jedno, jest mi z tobą coraz lepiej, życie z tobą jest coraz
piękniejsze, moja wróżko.

- Jan, ja... - zaczęła ponownie, ale tym razem rozmowa została

przerwana.

Zaczekała chwilę, ale Jan już nie zadzwonił. Nie musiał. Nic

piękniejszego nie mógł jej dzisiaj powiedzieć.

Była nieszczęśliwa, przepełniona bólem, a Jan umiał ją

pocieszyć.

background image

Jak bardzo go kocha! O, jak bardzo!
Zamknęła oczy i oparła głowę. Nie myślała teraz o Hektorze i

Lady, lecz o Janie, o jego słowach. Zatopiła się we
wspomnieniach.

Ocknęła się, kiedy zrobiło się zimno. Ogień w kominku już

dawno wygasł. Została tylko kupka popiołu.

Lena wstała, przeciągnęła się i poczuła lekki ból w plecach.

Za długo siedziała w niewygodnej pozycji.

Zrobiło się późno. Czas do łóżka.
W łóżku pomyśli o psach, ale też o Janie. Myśli o nim pomogą

jej zasnąć i uchronią przed gorzkimi łzami.

Wolnym krokiem szła po schodach.
Co Jan powiedział? Jak zinterpretował słowa Grónemeyera?
„Kiedy cię widzę, od razu wschodzi słońce, kiedy cię czuję,

wszystko jest już dobrze...".

Czy istnieje piękniejsze wyznanie miłości?
- Ach, Janie - szepnęła, idąc do łazienki. - Tak pięknie to

powiedziałeś... Kocham cię, naprawdę cię kocham.

Na jej ustach zagościł uśmiech. Stała przed lustrem i

uśmiechała się do siebie.

background image

Oczy miała jeszcze trochę czerwone. Włosy wreszcie zaczęły

odrastać. Nie były już takie króciutkie, jak wtedy, gdy w akcie
rozpaczy po rozstaniu z Thomasem kazała je obciąć na
zapałkę.

Musi jeszcze trochę zaczekać, zanim osiągną poprzednią

długość. Na szczęście Janowi to nie przeszkadza, kochają taką,
jaka jest. To pocieszające, tym bardziej że może mieć każdą
kobietę. Jest nie tylko przystojny i mądry, ale też bogaty. Na
szczęście nie obnosi się ze swoim majątkiem. Gdyby to Frieder
miał jego miliony...

Nie!
Tylko nie to!
Nie chce teraz myśleć o Friederze. Wystarczy, że niedługo się

z nim spotka, znowu będzie wyniosły i arogancki. Oczywiście
będzie ją ostentacyjnie ignorował.

Na szczęście jego zachowanie już nie boli, przynajmniej nie

tak bardzo jak kiedyś.

Jan... Chciała myśleć o Janie. Była wściekła, że akurat Frieder

przyszedł jej do głowy. No cóż, brat pojawia się w jej życiu jak
duch w nawiedzonym domu.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Dornberg Michaela Lena ze Słonecznego Wzgórza 12 Koniec złudzeń (1)
Dornberg Michaela Lena ze Słonecznego Wzgórza 08 Promyk nadziei
Dornberg Michaela Lena ze Słonecznego Wzgórza 02 Wszystko zaczęło się na przyjęciu
Dornberg Michaela Lena ze Słonecznego Wzgórza 03 Szczere wyznanie
Dornberg Michaela Lena ze Słonecznego Wzgórza 14 Niespodzianka
Dornberg Michaela Lena ze Słonecznego Wzgórza 04 Mój osobisty Romeo
Dornberg Michaela Lena ze Słonecznego Wzgórza 13 Druga szansa
Dornberg Michaela Lena ze Słonecznego Wzgórza 16 Szczęśliwe rozwiązanie
Dornberg Michaela Lena ze Słonecznego Wzgórza 18 Drugi testament
Dornberg Michaela Lena ze Słonecznego Wzgórza 07 Rozczarowanie
Dornberg Michaela Lena ze Słonecznego Wzgórza 06 Pokusa
Dornberg Michaela Lena ze Słonecznego Wzgórza 15 Początek czegoś nowego
Dornberg Michaela Lena ze Słonecznego Wzgórza 20 Czas decyzji
Dornberg Michaela Lena ze Słonecznego Wzgórza 01 Kłopotliwy spadek 41 str
Dornberg Michaela Lena ze Słonecznego Wzgórza 10 Dwa serca
Dornberg Michaela Lena ze Słonecznego Wzgórza 11 Zaproszenie
Dornberg Michaela Lena ze Słonecznego Wzgórza 02 Wszystko zaczęło się na przyjęc
Dornberg Michaela Lena ze Słonecznego Wzgórza 19 Powrót do korzeni
Dornberg Michaela Lena ze Słonecznego Wzgórza 09 Spotkanie

więcej podobnych podstron