Dornberg Michaela Lena ze Słonecznego Wzgórza 06 Pokusa

background image

Dornberg Michaela



Lena ze Słonecznego

Wzgórza 06



Pokusa

background image

Lena wybiegła z domu z takim impetem, że o mało nie

przewróciła własnego gościa.

- Pani Fahrenbach, skąd u pani tyle energii z samego rana?!
Lena roześmiała się.
- Zwykle taka nie jestem... Przepraszam, o mało pani nie

przewróciłam... Tak w ogóle to dzień dobry, pani doktor.

Lena zauważyła, że pani von Orthen miała na ramieniu

torebkę i dodatkowo dźwigała dwie torby podróżne.

- Pomogę pani - zaproponowała i nie czekając na odpowiedź,

wzięła od kobiety ciężką torbę.

Christina von Orthen odetchnęła z ulgą.
- Dziękuję. Chyba przeceniłam własne siły. Tak to jest, gdy

człowiekowi nie chce się chodzić. Mogłam przecież znieść
torby jedna po drugiej.

background image

Ani nie uciekam, ani nie wymykam się chyłkiem, więc bez

problemu mogłam to zrobić.

Kobieta była ubrana w wąskie dżinsy i bawełnianą koszulkę,

na którą zarzuciła luźną kamizelkę z głębokim wycięciem. Na
nogach miała wygodne balerinki. Świetnie wyglądała i
sprawiała wrażenie bardziej wypoczętej niż na początku po-
bytu w posiadłości.

- Szkoda, że pani wyjeżdża. Przyjemnie było gościć kogoś tak

miłego, tym bardziej że... - zawahała się. - Szczerze mówiąc,
jest pani moim pierwszym gościem. Dopiero wyszykowaliśmy
apartamenty w czworakach.

- Są bardzo ładne i mają coś w sobie. Niepowtarzalny nastrój.

Wkrótce będzie pani miała komplet gości. Takie wieści szybko
się rozchodzą.

- Oby! Włożyłam w remont wszystkie pieniądze. Nie

wyobrażam sobie, żeby... - urwała w połowie zdania. -
Przepraszam, nie chcę pani zanudzać.

Doszły do samochodu.
Lena pomogła pani von Orthen włożyć bagaż. Stały

naprzeciwko siebie.

- Pięknie tu u pani. Pobyt w posiadłości bardzo mi pomógł

wypocząć. Dziękuję, że mogłam

background image

skorzystać ze stanicy i pozachwycać się jeziorem. Jest pani

naprawdę wspaniałomyślna. Lena machnęła ręką.

- To nic wielkiego. Cieszę się, że podobało się pani u nas.

Może jeszcze nas pani odwiedzi?

Christina von Orthen zwlekała z odpowiedzią, potem

pokręciła głową.

- Nie sądzę... Ale to nie ma żadnego związku z panią. Życzę

powodzenia i szczęścia w życiu. Pani ojciec byłby z pani
dumny. Dobrze zrobił, że zapisał pani posiadłość. Jest we
właściwych rękach.

Lena spojrzała na kobietę trochę zdziwiona. Skąd ona wie?

Nie rozmawiała z nią o tym. Na pewno Nicola się wygadała.
No i co z tego? Nie skłamała przecież.

- Myślę, że tatuś byłby zadowolony.
- Z całą pewnością.
Doktor von Orthen podała Lenie rękę. Uścisk jej dłoni był

zadziwiająco mocny.

- Jeszcze raz wielkie dzięki... Niech Bóg ma panią w swojej

opiece.

- Dziękuję. Szczęśliwej podróży. Jeśli zmieni pani zdanie, to

zawsze będzie pani u nas mile widziana.

background image

Christina von Orthen uśmiechnęła się.
- Dziękuję. Dobrze wiedzieć. Muszę już jechać. Do widzenia.
Wsiadła do samochodu. Lena stała na parkingu do momentu,

aż kobieta wykręciła i wjechała na drogę prowadząca do wsi.

„To naprawdę miła osoba" - pomyślała. Szkoda, że się nie

dowiedziała, w jakiej dziedzinie uzyskała tytuł doktora. Już na
zawsze pozostanie to tajemnicą. Pani von Orthen wyjechała i
Lena nie będzie miała okazji, żeby zadać jej to pytanie.

Lena poszła do posiadłości. A Daniel wracał właśnie z psami

z porannego spaceru. Psy z radością rzuciły się na Lenę.

- Łobuzy, wiem, czego chcecie - roześmiała się i wyjęła ich

przysmaki z jednej z puszek stojących na parapecie.

- Dzień dobry, Danielu. Wszystko w porządku?
- Oczywiście. Pani doktor już wyjechała?
-Tak.
- Widziałem samochód. Naprawdę miła kobieta, chociaż,

muszę przyznać, że trochę dziwaczka.

- To prawda, ale każdy z nas ma swoje dziwactwa. Kto wie, co

ludzie o nas mówią... Pójdę

background image

do Nicoli. Może dostanę jeszcze kawę. Potem przyjdę do

biura.

- Ja też zaraz przyjdę. Idę teraz do magazynu. Sprawdzę

zapasy od Horlitza. Coś mi się zdaje, że trzeba je uzupełnić.

- Nieźle się sprzedają.
- Dziwisz się? Ciągle wymyślasz jakieś kampanie reklamowe

albo promocje. Masz jakieś wieści ze Szkocji? Dostaniemy
licencję na Finnemore Eleven?

Lena wzruszyła ramionami.
- Nie mam pojęcia. Musimy być cierpliwi.
- Gdyby się udało... - rozmarzył się Daniel. - Świetnie by

było, gdybyśmy mogli produkować Fahrenbachówkę...

- Ale nie możemy - przerwała mu Lena. - To marzenie już się

nie spełni.

Daniel pokręcił głową.
- Ciągle mam wrażenie, że nie wszystko stracone. Jeszcze

uruchomimy naszą piękną linię produkcyjną. To niemożliwe,
żeby twój ojciec wyrzucił coś, co od pokoleń jest własnością
rodziny.

- Nie dowiemy się, co tata zrobił z recepturą. Faktem jest, że

jej nie mamy, i nie spodziewam się,

background image

że spadnie nam z nieba. To przykre, ale musimy zapomnieć o

Fahrenbachówce i inaczej sobie radzić. -Ale...

Lena nie miała ochoty na dalszą dyskusję. Temat

Fahrenbachówki

przedyskutowali

już

wystarczająco,

bezskutecznie przetrząsnęli każdy kąt w poszukiwaniu
receptury. U wykonawcy testamentu też jej nie było. Przez
chwilę Lena miała nadzieję, że dostanie ją od braci, ale oni też
jej nie posiadali.

- Zobaczymy się później - powiedziała i poszła w stronę

małego domku.

Mieszkali tu Dunkelowie. Ojciec Leny przyznał im

dożywotne prawo do zamieszkania, podobnie zresztą jak
Danielowi, który zajmował inny domek. To była doskonała
decyzja i Lena popierała ją z całego serca.

Nicola, Aleks i Daniel byli dla niej jak rodzina. Zasłużyli

sobie na dobre traktowanie.

Nicola siedziała przy stole w kuchni i kroiła zieloną fasolkę.

Przerwała pracę, kiedy zobaczyła Lenę.

- Już lepiej się czujesz? - zapytała przejęta.

background image

Rano Nicola wybawiła Lenę z koszmaru, który przyśnił się jej

tej nocy.

- Tak. Przyszłam zapytać, czy masz jeszcze trochę kawy. Nie

chce mi się specjalnie parzyć.

- Mam, siadaj. Pani von Orthen wyjechała. Widziałaś się z nią

jeszcze?

- Tak. Pomogłam jej zanieść bagaż do samochodu. Miła

kobieta. Myślisz, że jest lekarzem?

- Możliwe. Jest taka spokojna i rozsądna. Ale nie tylko lekarze

są tacy. Zapytam ją, jeśli jeszcze kiedyś do nas przyjedzie. -

Nicola podała Lenie filiżankę kawy.
- Nie sądzę, żeby tu jeszcze kiedyś przyjechała.
- Dlaczego? Przecież jej się podobało. Sama mi to

powiedziała.

- Wiem, też z nią rozmawiałam. Ale kiedy zapytałam, czy nas

jeszcze odwiedzi, powiedziała, że nie. Dziwne.

Nicola przysiadła się do Leny. Sobie też nalała kawy.
- Dzisiaj po południu przyjeżdża do nas dwunastoosobowa

grupa. Zostają na trzy noce. Jakiś klub wędrowny. Ciągle się
przemieszczają.

- Jak do nas trafili?

background image

- Właściwie chcieli się zatrzymać w Bad Heim- . bach, ale

kiedy w punkcie informacji turystycznej zobaczyli nasze
foldery, zdecydowali, że przenocują u nas.

- Świetnie. Wprawdzie to tylko trzy noce, ale za to aż

dwanaście osób. Trochę na nich zarobimy. Oby byli tacy mili
jak pani von Orthen.

- Leno, jedni goście będą mili, inni nie. Przyjeżdżają do nas

obcy ludzie, którzy płacą za nocleg. Chociażby z tego względu
zasługują na miłe przyjęcie z naszej strony. :>

Lena wzięła filiżankę w obydwie dłonie.
- Muszę się przyzwyczaić, że jesteśmy teraz swego rodzaju

pensjonatem. Goście przyjeżdżają i wyjeżdżają. Cóż, trzeba
było zagospodarować puste budynki. Pieniądze nie spadają z
nieba. Może za bardzo się pospieszyłam z przebudową
czworaków. Trzeba było zaczekać i zobaczyć, czy damy radę
finansowo, sprzedając produkty Brodersena i Horlitza. Może
dostaniemy też licencję na Finnemore Eleven.

- Leno, niepotrzebnie zawracasz sobie tym głowę. Słusznie

postąpiłaś. Twój ojciec wszystko by pochwalił. Jak goście będą
nam przeszkadzać,

background image

to możemy oddzielić czworaki od naszych domów.

Zobaczymy. Na razie nie zanosi się na zamknięcie czworaków
z powodu przepełnienia. Goście jeszcze nas nie rozdeptali.
Spokojnie. Pożyjemy, zobaczymy. W każdym razie ja się
cieszę, że mamy chętnych do naszych apartamentów.

- Ja też. Masz rację - przyznała Lena. Wypiła ostatni łyk

kawy. .

- Co dzisiaj na obiad?
- Eintopf z zieloną fasolką. Aleks i Daniel zajadają się tym.
- Ja też - powiedziała Lena i podniosła się. - Na razie. Dzięki

za kawę.

- Idziesz może do biura? Zajrzyj po drodze do szopy i przyślij

do mnie Aleksa. Już chyba sto razy mi obiecywał, że
zamontuje w trójce dodatkowy uchwyt na ręczniki i ciągle
zapomina. Mężczyźni...

- No wiesz co? Kto jak kto, ale ty nie powinnaś narzekać na

męża. To złoty człowiek.

- Przecież wiem - powiedziała Nicola pod nosem i znowu

zajęła się fasolką.

Lena poszła do szopy. Aleks zdążył już tam zrobić porządek.

Robota dosłownie paliła mu się w rękach. W szopie zrobiło się
dużo miejsca.

background image

- Dzień dobry, Danielu. Twoja żona stęskniła , się za tobą. Od

razu ci powiem, o co chodzi... Uchwyt na ręczniki w trójce.

- Na miłość boską, nie da mi spokoju. Ciągle wierci mi dziurę

w brzuchu o ten uchwyt. Na śmierć zapomniałem. Zaraz to
załatwię. Wreszcie Nicola się uspokoi.

- Na pewno się ucieszy - oznajmiła Lena. Misja spełniona.

Lena chciała wyjść z szopy, ale

zatrzymał ją głos Aleksa.
- Masz już pomysł, co zrobić z obrazami?
- Obrazami? Jakimi obrazami?
- Zapomniałaś? Obrazy ze skrzyni. Te z bitwami morskimi i

tak dalej.

- O nie! Zupełnie zapomniałam. Dobrze, że mi o nich

przypomniałeś. Zajmę się nimi. Danielu, nie rób sobie nadziei.
Te obrazy nie mają żadnej wartości. Ale i tak trzeba z nimi coś
zrobić, bo zupełnie zmurszeją w skrzyni. Ja na pewno nigdzie
ich nie powieszę. Jak chcesz, mogę ci je podarować.

Aleks roześmiał się.
- Nie, nie, dziękuję. Nicola przegnałaby mnie z nimi. Oddaj je

do jakiegoś muzeum. Może ktoś będzie nimi zainteresowany -
zaproponował.

background image

- Obawiam się, mój drogi, że dla muzeum nie są zbyt

wartościowe. Jak ten malarz, jak mu tam było, mógł coś
takiego malować... Dobra, ja się zajmę obrazami, a ty
uchwytem - powiedziała i mu pomachała. - Na obiad mamy
dzisiaj eintopf z fasolką.

- Wiem, w końcu to mój pomysł. Przez kilka dni jedliśmy

tylko to, co dzieci sobie zażyczyły. To niekoniecznie moje
wymarzone jedzenie.

- Moje też nie... Na razie!
W drodze do destylarni zastanawiała się, do kogo by się

mogła zwrócić w sprawie obrazów. Nie miała zielonego
pojęcia.

W końcu postanowiła zadzwonić do Lisy, młodej malarki.

Może coś jej podpowie.

Najpierw musiała jednak wyjąć ze skrzyni jeden z obrazów,

żeby zanotować nazwisko malarza. Zupełnie wyleciało jej z
głowy.

W zasadzie nie ma pośpiechu. Obrazy już tak długo

przeleżały w skrzyni, że jeden dzień dłużej naprawdę nie zrobi
różnicy.

Lena weszła do biura. Zauważyła, że przyszło kilka

zamówień. Od razu zaniosła je Danielowi. Nie było jeszcze
żadnej wiadomości od Marjorie

background image

Ferguson. Dość długo zwlekała z odpowiedzią. . Może nie

spodobała jej się koncepcja?

Lena próbowała się zająć nową kampanią reklamową, ale nie

mogła się skoncentrować. Dała sobie spokój. To chyba nie jej
dzień. Może to przez ten sen, który ciągle ją prześladował. Już
na samo wspomnienie dostawała gęsiej skórki. Widziała siebie
stojącą na szczycie wysokiej góry, a ojciec, Thomas i jacyś
obcy ludzie namawiali ją, żeby skoczyła. Wciąż czuła strach.
Potem przyszedł jej brat Frieder i cynicznie się uśmiechając,
brutalnie zepchnął ją w dół... Przypomniała sobie, jak krzy-
czała przez sen. Na szczęście pojawiła się Nicola i obudziła ją z
tego koszmaru.

Lena odłożyła długopis.
Co ten sen może oznaczać?
Dlaczego ojciec i Thomas nakłaniali ją do skoku? Dlaczego

zignorowali jej strach? Dlaczego nie pośpieszyli jej z pomocą?
Dlaczego Frieder ją popchnął?

Lena nie znała odpowiedzi na żadne z pytań.
Nie chciała dalej rozmyślać, ale wiedziała też, że nie jest w

stanie pracować. Na szczęście nie miała niczego ważnego do
załatwienia.

background image

Wyszła z biura. Postanowiła przejechać się rowerem. Może

świeże powietrze wywieje jej ponure myśli z głowy. Pojedzie
do kapliczki, a potem na grób ojca. Na cmentarzu jest tak
spokojnie. Czuje tam bliskość ojca.

Ożywiła się trochę. Pedałowała co sił w nogach. Uzmysłowiła

sobie, że mimo trosk ma naprawdę szczęście, że tu mieszka.
Mogła sobie po prostu wyjść z pracy i robić, co chce. Inni
ludzie też miewają koszmary. Ale nie mogą tak jak ona po
prostu uciec. Muszą wytrzymać na miejscu niezależnie od
tego, jak się czują.

Weszła do kapliczki, którą wybudował jeden z jej przodków.

Zauważyła, że był tu ktoś przed nią. Na ołtarzu stał bukiet
białych róż, a na metalowym stelażu paliły się świeczki.
Obecność innych nie dziwiła Leny. Mieszkańcy Fahrenbach
lubią swoją kapliczkę. Przychodzą tu posiedzieć w ciszy,
zapalić świeczki w podziękowaniu za coś lub w jakiejś intencji.
Ktoś dokłada świeczki do pojemnika, ktoś przynosi kwiaty.
Lena też zapaliła świeczki. Jedną dla ojca w podziękowaniu, że
jest szczęśliwa w Fahrenbach, drugą dla Thomasa, żeby
wreszcie do niej przyjechał.

background image

Ledwo wytrzymywała rozłąkę. Mężczyzna, którego kocha z

całego serca, mieszka w Ameryce. Tęskniła za Thomasem,
jego ciepłem i bliskością.

Usiadła na jednej ze starych ławek z ciemnego drewna i

wpatrywała się w płomyki. Błagalnym szeptem powtarzała:

- Panie Boże, proszę, spraw, żeby Thomas szybko do mnie

przyjechał... Na zawsze.

Zamknęła oczy i myślała o Thomasie. Przeraziła się, gdy się

zorientowała, że nie może skupić na nim swoich myśli. Zwykle
nie miała z tym żadnego problemu.

Trochę zaniepokojona wyszła z kapliczki. Nie widziała

pięknie kwitnących drzew, nie słyszała szumu strumyka ani
śpiewu ptaków.

Była zdruzgotana. Pierwszy raz nie udało jej się oderwać od

rzeczywistości i całkowicie zatopić w myślach i marzeniach o
Thomasie. Przed jej oczami nieustannie przewijały się inne
obrazy, które nie miały nic wspólnego z jej miłością do
Thomasa.

background image


Jadąc na cmentarz, postanowiła, że przy następnej rozmowie

telefonicznej z Thomasem powie mu, że albo on szybko do niej
przyjedzie, albo ona poleci do niego do Ameryki.

Same e-maile i rozmowy telefoniczne nie zadowolą

zakochanej kobiety ani nie zastąpią obecności ukochanego.

Kiedy opierała rower o mur cmentarza, za gęstymi, wysokimi

zaroślami wypatrzyła samochód pani doktor von Orthen.
Dziwne.

Lena mimochodem zerknęła na zegarek. Było prawie

południe, a pani von Orthen już z samego rana wyjechała z
posiadłości.

Ciekawe, czego szuka na cmentarzu, gdzie leżą jedynie ludzie

ze wsi i z okolicznych gospodarstw wiejskich?

background image

Lena stała niepewnie. , Jak się zachować?
Iść na grób ojca czy przyjść później?
Może pani von Orthen wcale nie ma na cmentarzu, a jedynie

zaparkowała w pobliżu.

Może przed powrotem do domu postanowiła jeszcze raz

przejść się po okolicy?

Kiedy Lena przeszła przez bramę z kutego żelaza, zobaczyła

panią von Orthen. Musiała przyjechać przed chwilą. Szła przed
nią żwirową drogą. W dłoni trzymała długą czerwoną różę.

Co to ma znaczyć?
Dla kogo ta róża?
Taką różę przynosi się na grób kogoś, kto dla nas dużo

znaczył.

To ktoś z Fahrenbach?
Jedna myśl goniła drugą.
Przyniesienie komuś na grób kwiatów to jedno, ale

przyniesienie czerwonej róży to już co innego. Czerwone róże
są symbolem miłości.

Jakoś nie pasuje to do pani von Orthen. Ona i ktoś z

Fahrenbach? Kto? Raczej mało prawdopodobne, żeby znała
kogoś z Fahrenbach. Ludzie żyją tu spokojne, szanują swoje
rodziny. Nikt nie

background image

wdałby się w romans z dystyngowaną i wykształconą kobietą,

która na dodatek nie jest stąd.

Lena nieświadomie zboczyła z drogi i schowała się za

wysokim rozłożystym krzewem.

Co robić?
Wrócić, żeby pani von Orthen nie miała wrażenia, że jest

śledzona?

Przyspieszyć kroku i jak gdyby nigdy nic z nią się przywitać?
Przypomniało jej się, że już raz spotkała ją na cmentarzu.

Wtedy wydawało jej się to bez znaczenia.

A dzisiaj?
Wszystko przez tę czerwoną różę!
Lena wyszła zza krzewu i schowała się za następnym. Zrobiła

to zupełnie nieświadomie.

Tak dzieci bawią się w Indian, kiedy skradają się do swojej

ofiary i znienacka rzucają się na nią.

Lena nie miała zamiaru rzucać się na nikogo ani też napadać.

Była po prostu ciekawa. Chciała się przekonać, komu kobieta
przyniosła czerwoną różę.

Pani von Orthen szła wolnym krokiem zatopiona we

własnych myślach. Pokonywała drogę, którą zazwyczaj Lena
chodzi na grób ojca.

background image

Zaraz dojdzie do skromnego drewnianego krzyża.
Tu będzie musiała zdecydować. Albo go obejdzie i pójdzie

prosto, albo skręci w prawo lub lewo. Dróżka w lewo prowadzi
do rodzinnego grobowca Fahrenbachów.

Lena wstrzymała oddech.
Pani von Orthen zatrzymała się na moment przy krzyżu, a

potem skręciła w lewo.

Lena wzięła głęboki oddech. Teraz gorzej o kryjówkę. Nie ma

już krzewów. Musi się jakoś dostać do szopy na narzędzia.
Stamtąd będzie miała widok na grób ojca.

Ostrożnie przebiegła dróżkę i odetchnęła z ulgą, gdy dobiegła

do białej ściany szopy. Schowała się za nią.

Pani von Orthen niczego nie zauważyła. Dalej szła wolnym

krokiem.

Lena ostrożnie wyjrzała zza rogu.
Doktor von Orthen zatrzymała się przy grobie Fahrenbachów.

To jeszcze nic nie znaczy.

Grób prezentował się naprawdę okazale, był zadbany,

ponadto kobieta spędziła kilka dni w posiadłości Fahrenbach.

background image

Po chwili nachyliła się, pozbierała zwiędłe liście i położyła

różę na grobie ojca Leny, Hermanna Fahrenbachs

Lena nie wierzyła własnym oczom. Pani von Orthen i jej

ojciec? Co ich łączy?

W życiu jej ojca nie było przecież żadnej kobiety.

Wiedziałaby, gdyby było inaczej.

Ale czerwona róża mówi sama za siebie.
Spociły jej się ręce. Na zmianę była raz blada, raz czerwona.

Stała jak skamieniała i nie wiedziała, co robić. W głowie miała
mętlik.

Jej ojciec i pani von Orthen?
Może kobieta kochała go skrycie, a ojciec nic nie wiedział o

jej uczuciu.

Prześladowała go swoją miłością? Jeździła za nim jak

morderca za ofiarą? Bzdura! Pani von Orthen nie jest typem
prześladowcy!

Jeśli teraz nic nie zrobi, nigdy się nie dowie.
Wzięła głęboki oddech, wyszła ze swojej kryjówki i poszła

prosto na grób ojca. Nie starała się już być cicho. Pod jej
stopami skrzypiał żwir. Pani von Orthen odwróciła głowę i
spojrzała w jej stronę. Kiedy spostrzegła Lenę, na jej twarzy
pojawiło się przerażenie. Teraz ona robiła się na zmianę

background image

blada i czerwona. Była tak zaskoczona, że nie wiedziała, co

robić.

Kiedy Lena stanęła obok niej, kobieta jedynie wzruszyła

ramionami.

- Przykro mi - powiedziała zachrypniętym głosem.
Lena przełknęła ślinę.
Dlaczego jest jej przykro? Bo się tu spotkały? Bo została

przyłapana na tym, jak kładzie czerwoną różę na grobie jej
ojca?

Lena czuła, że krew jej pulsuje. Spodziewała się wszystkiego,

ale nie tego, że coś łączyło panią von Orthen i jej ojca.

Nie była w stanie nic powiedzieć. Pani von Orthen też

milczała.

W oczach kobiety pojawiły się łzy.
- Ja... ja... kochałam Hermanna.
Słysząc te słowa, Lena jakby straciła grunt pod nogami.
Bezwiednie pociągnęła kobietę w stronę pobliskiej ławki, tej

samej, na której zwykle siadała, gdy przychodziła do ojca i z
nim rozmawiała.

Siedziały obok siebie w milczeniu. Pierwsza odezwała się

Lena.

background image

- Mój ojciec... mój ojciec i... pani... Nie rozumiem ... Nie

wiedziałam...

Jąkała się jak ktoś, kto nie jest w stanie wypowiedzieć

sensownego zdania. Wyznanie pani von Orthen, fakt, że w
życiu jej ojca była jakaś kobieta, wytrąciło ją z równowagi.

Christina von Orthen wzięła głęboki oddech, zacisnęła dłonie.
- Bardzo mi przykro... Nie sądziłam, że panią tu spotkam...

Niepotrzebnie się spotkałyśmy.

- Wcale nie. Tak musiało się stać. Chodzi o mojego ojca,

którego bardzo kochałam. Niech mi pani powie, co było
między wami. Proszę. Nie miałam pojęcia...

- Wiem.
Christina von Orthen zrobiła krótką przerwę. Na moment

zatopiła się w swoich myślach, a potem zaczęła mówić cichym
głosem.

- Poznaliśmy się ponad pięć lat temu w samolocie do Paryża.

Hermann miał lecieć dalej do Bordeaux, ja chciałam zwiedzić
Paryż... Hermann zasłabł w czasie podróży, a ja udzieliłam mu
pomocy... Jestem lekarzem... Poprosił mnie, żebym w Paryżu
pojechała razem z nim do szpitala.

background image

Zrobiono mu badania i go wypuszczono. Zaprosił mnie do

restauracji... - westchnęła. - Tak się wszystko zaczęło. Od razu
doskonale się rozumieliśmy. Hermann przełożył podróż do
Bordeaux. Pojechał tam kilka dni później. W Paryżu spędzi-
liśmy dwa dni. Hermann doskonale znał miasto, więc pokazał
mi wszystko. Potem poleciał do Bordeaux. W drodze
powrotnej zatrzymał się jeszcze na trzy dni w Paryżu.
Zakochaliśmy się w sobie od pierwszego wejrzenia. Obydwoje
nie mogliśmy w to uwierzyć. Nie chcieliśmy przyjęć do
wiadomości, że w naszym wieku można przeżyć tak wspaniałą
miłość. Rozumieliśmy się bez słów. Tak samo czuliśmy, nasze
serca biły jednakowym rytmem. Po śmierci męża poświęciłam
się pracy. Hermann z kolei zamknął swoje serce na uczucia,
kiedy odeszła od niego żona. I nagle stanęliśmy jak bezradne
dzieci przed potęgą miłości.

- Ale skoro...
Lena znowu nie mogła nic z siebie wydusić. Chciała

wiedzieć, dlaczego nie byli razem na co dzień, skoro tak bardzo
się kochali.

- W naszym wieku człowiek w ogóle się nie spieszy. Cieszy

się każdą wspólnie spędzoną

background image

chwilą, miłością, która niczego nie żąda, nie ma oczekiwań...

Ja miałam swoją pracę, a Hermann firmę. Razem
wyjeżdżaliśmy na urlop, czasem spędzaliśmy razem weekend i
codziennie dzwoniliśmy do siebie... Wiedzieliśmy, że chcemy
razem spędzić życie. Chcieliśmy zacząć wszystko od nowa.
Hermann nie chciał wejść w moje życie, a ja w jego. Nasze
wspólne życie chcieliśmy zacząć budować od podstaw, z dala
od przeszłości... Zamknięcie gabinetu nie było dla mnie
problemem, ale Hermann nie mógł tak po prostu wycofać się z
firmy. Nie dlatego, że nie chciał, lecz dlatego, że jego synowie
nie byli godnymi następcami w firmie, która była dziełem
życia Hermanna. Pani brat Jórg zawsze miał dużo planów, ale
nigdy ich nie realizował. Hermann najbardziej martwił się
Friederem. Pani brat nie umiał się dostosować do koncepcji
firmy, miał własne pomysły, które nijak miały się do
dalekosiężnych planów ojca. Frieder chciał mieć wszystko,
coraz więcej, ale bez kiwnięcia palcem. Pani ojcu nie udało się
nauczyć go porządnej pracy. Czekał. Miał nadzieję, że coś się
zmieni. Mijał rok za rokiem i nic. W końcu Hermann się
poddał. Stwierdził, że niech się dzieje,

background image

co chce. Postanowił przekazać synom firmy, pani siostrze

willę, a pani posiadłość Fahrenbach, a my mieliśmy zacząć
nowe życie. Chcieliśmy najpierw podróżować po świecie i
wybrać miejsce, gdzie zamieszkamy. Ustaliliśmy już datę
ślubu... - Głos jej się łamał. - Dlaczego odszedł...? Dlaczego?

Lena była wstrząśnięta do głębi. Gdyby się tu nie spotkały,

nigdy nie dowiedziałaby się o wielkiej miłości ojca.

jej ojca i panią von Orthen połączyło głębokie uczucie. Tak

głębokie, że mieli się pobrać.

Po długim milczeniu Lena odezwała się jako pierwsza.
- Dlaczego tatuś utrzymywał swoją miłość w tajemnicy?

Dlaczego nic nie powiedział? Nawet mi nic nie powiedział, a
przecież byliśmy tak blisko. Kochałam ojca. jego szczęście
byłoby moim szczęściem.

- Wiem, Hermann też wiedział... Ale pani rodzeństwo nie

byłoby zadowolone. Za kogo by mnie wzięli? Za łowcę
spadków... Hermann chciał tego uniknąć. Dopiero po podziale
majątku ujawniłby nasz związek... Ostatecznie stało się tak, jak
chciał i jak chciało pani rodzeństwo...

background image

Znowu milczenie.
Znowu Lena odezwała się jako pierwsza.
- Pani von Orthen, gdybyśmy nie spotkały się przypadkowo,

nigdy by nam... mi... pani tego nie powiedziała?

Kobieta pokręciła głową.
- Po co? Kiedy się dowiedziałam, że przeniosła pani ojca do

Fahrenbach, chciałam się z nim jeszcze raz pożegnać i poznać
miejsca, które znałam z jego opowieści. Apartament w
posiadłości był z jednej strony szczęśliwym zbiegiem
okoliczności, a z drugiej wielkim obciążeniem emocjonalnym.

- To dlatego była pani taka smutna i taka nieobecna.
- Czasem trudno mi było wytrzymać. Hermann tak dokładnie

opisał mi posiadłość, jezioro, stanicę, że miałam wrażenie, że
jest gdzieś w pobliżu. To bolało. Wyobrażałam sobie, że
wychodzi skądś zza rogu, bierze mnie w ramiona i mówi, że
wcale nie umarł, a ja jedynie miałam zły sen... Niestety to nie
był sen... Trochę lepiej się poczułam, gdy pozwoliła mi pani
skorzystać ze stanicy i z działki nad jeziorem. Tam mogłam się
z nim pożegnać. Jeszcze raz za wszystko pani dziękuję...

background image

Proszę mi wybaczyć... Gdybym nie była taka sentymentalna i

nie zawróciła z autostrady na cmentarz, moja mała tajemnica
nie ujrzałby światła dziennego.

- A ja się cieszę, że tak się stało. Wprawdzie muszę się jeszcze

oswoić z myślą, że pani i mój ojciec. .. Ale cieszę się, że tatuś
zaznał jeszcze miłości... i że to właśnie pani... Od razu wydała
mi się pani sympatyczna.

Uśmiechnęła się.
- Dziękuję... Pani też od razu mi się spodobała. Jest pani

dokładnie taka, jak opisywał Hermann. On kochał wszystkie
swoje dzieci, chociaż ciągle przysparzały mu trosk, ale pani,
Leno, chyba wolno mi tak do pani mówić, była jego oczkiem w
głowie.

Lena nie wytrzymała. Rozpłakała się.
Szukała pocieszenia w ramionach pani von Orthen. Zrobiła to

nieświadomie.

Kobieta głaskała ją po plecach.
Dopiero po dłużej chwili Lena opanowała wzruszenie.

Wyprostowała się i wygładziła włosy.

- Przepraszam... Za dużo emocji. Potrzebuję czasu. Muszę to

wszystko przemyśleć... Dlaczego

background image

tatuś postawił na pierwszym miejscu obowiązek, a nie

miłość? Zawsze tak robił.

- Już taka jego natura. Jeszcze nikomu się nie udało

przeskoczyć własnego cienia.

- Tak, ale siebie i panią pozbawił szczęścia. Pani von Orthen

pokręciła głową.

- Proszę tak nie myśleć. Gdybyśmy się nie spotkali, nie

doświadczylibyśmy magii późnej miłości. Cieszyliśmy się
naszym uczuciem, każdą wspólnie spędzoną chwilą. Zawsze
byliśmy blisko siebie, nawet wtedy, gdy nie byliśmy razem.
Pokrewieństwo dusz...

Teraz pani von Orthen nie mogła mówić. Emocje wzięły górę.
Tym razem Lena przytuliła ją do siebie.
Dziwne, ale zrodziła się między nimi silna więź. Rozumiały

się bez słów.

Łączył je mężczyzna, którego kochały, każda na swój sposób.
Jakaś kobieta przeszła obok nich i się ukłoniła. Jej

pozdrowienie Lenę i panią von Orthen przywołało do
rzeczywistości.

- No cóż, na mnie już pora - powiedziała Christina von

Orthen.

background image

- Pani von Orthen, skoro już wiem o waszym związku, może

chciałaby pani zabrać coś ze sobą na pamiątkę? Proszę coś
wybrać, co pani chce... Może fotel taty ze stanicy?

Przypomniała sobie, z jakim namaszczeniem pani von Orthen

siadała w tym fotelu i jak ostrożnie gładziła oparcie.

- Dziękuję, miło z pani strony, ale nie potrzebuję pamiątek.

Hermann jest w moim sercu i zostanie na zawsze. Był
cudownym człowiekiem, miłością mojego życia.

Tak pięknie mówiła o jej ojcu, a on stchórzył, nie przyznał się,

że kogoś kocha. Potrzebował aż pięciu lat na decyzję o ślubie.
Potem niestety okazało się, że jest za późno. Los miał inne
plany. Ojciec już się nie dowie, że kobieta, którą kochał, do
końca życia będzie żyła ze świadomością, że jego
niezdecydowanie pozbawiło ich wspólnego życia.

- Nie jest pani zła na tatę, że tak długo zwlekał z decyzją?
- Nie, kochałam go takim, jakim był. Ze wszystkim zaletami i

z wadami. Nikt nie jest doskonały. Każdy musi we własnym
sumieniu rozważyć, co jest ważniejsze. Jestem pewna, że inny
mężczyzna

background image

nie kochałby mnie tak szczerze, a ja z żadnym nie czułabym

takiej silnej więzi... Co ja pani będę niówić. Przecież sama pani
wie, jakim cudownym człowiekiem był pani ojciec.

Pani von Orthen podniosła się z ławki.
- Nie chciałam zakłócać pani spokoju, ale stało się... Może tak

miało być. Z całego serca życzę pani wszystkiego dobrego.
Niech pani pozostanie sobą... na zawsze. Jest pani bardzo
podobna do ojca. Nie tylko zewnętrznie. Ma pani wiele z jego
charakteru.

Nagle Lena wpadła w panikę.
- Nie może pani tak po prostu odejść... Nie teraz, kiedy

dowiedziałam się, że pani i tatuś... To znaczy... Musimy
jeszcze porozmawiać. Proszę zostać i wszystko mi
opowiedzieć.

- Co było najważniejsze, już pani opowiedziałam. Wszystko

inne to tylko słowa... Są rzeczy, które łatwo zniszczyć ciągłym
mówieniem o nich. Proszę nie zapominać, że pani ojciec był
wyjątkowym człowiekiem i byliśmy bezgranicznie szczęśliwi,
nawet jeśli nie spędzaliśmy ze sobą wiele czasu. W uczuciach
nie chodzi o ilość, tylko o jakość... - Podała Lenie rękę. -
Wszystkiego dobrego.

background image


Proszę nie bronić się przed szczęściem, kiedy się pojawi.
Nie było sensu nalegać. Lena wstała z ławki i spontanicznie

objęła panią von Orthen.

- Dziękuję za pani otwartość i za to, że dała pani szczęście

mojemu tacie.

Łzy przesłaniały jej oczy. Głos jej się łamał.
Christina von Orthen pogłaskała ją po głowie, potem odeszła,

nie odwracając się.

Lena ponownie usiadła na ławce i wpatrywała się w grób ojca,

na którym leżała czerwona róża.

- Tatusiu, dlaczego nic mi nie powiedziałeś? Przecież byliśmy

tak blisko. Cieszyłabym się razem z tobą z twojego szczęścia.
Zrobiłabym wszystko, żebyś zadbał o swoją miłość, a nie o
pracę.

Zaczęła głośno szlochać. Płakała z bólu i nagromadzonych

emocji.

Spodziewała się wszystkiego, ale nie tego, że w życiu jej ojca

była kobieta, na dodatek tak wyjątkowa.

Przez swoje niezdecydowanie pozbawił ją cudownych chwil

we dwoje, a ona wcale nie miała do niego pretensji. Wręcz
przeciwnie. Rozumiała jego postępowanie.

background image

Lena zawsze życzyła ojcu, aby spotkał jakąś kobietę i ułożył

sobie z nią życie. Spotkał, ale nie było mu dane ułożyć sobie z
nią życia.

Dlaczego Bóg odmówił mu szczęścia? Przecież na nie

zasłużył. Żona w perfidny sposób odeszła od niego. Teraz on
musiał odejść od kobiety, którą kochał. Życie bywa
niesprawiedliwe.

Lena żałowała, że nie mogła choćby napić się kawy z panią

von Orthen.

Zerwała się na równe nogi. Chciała ją jeszcze zatrzymać.
Jednak usłyszała już tylko warkot silnika i odjeżdżający

samochód, i Za późno.

Lena rzuciła przelotne spojrzenie na grób ojca i opuściła

cmentarz.

Czuła się wykończona. Nic dziwnego. Musi to wszystko jakoś

przetrawić.

Jej ojciec i pani doktor von Orthen.
I nikt nic nie wiedział. A może jednak?
Zaczęła biec. Szybko wsiadła na rower i popędziła do domu.
Nicola, Aleks i Daniel dużo wiedzieli o jej ojcu, dużo więcej

niż ona.

background image

Może opowiedział im o swojej miłości. Jeśli nawet, to na

pewno nie wymienił żadnego nazwiska.

Nicola, Aleks i Daniel traktowali panią von Orthen jak

zwykłego gościa, pierwszego gościa w apartamentach. Inaczej
by się zachowywali, gdyby wiedzieli, że była przyjaciółką
ojca.

Lena była tak rozkojarzona, że o mało nie wywróciła się,

najeżdżając na puszkę, którą ktoś bezmyślnie wyrzucił na
drogę. W ostatnim momencie odzyskała kontrolę nad rowerem.

Jej ojciec i pani von Orthen! Ciągle myślała o tym, czego się

dowiedziała. Przypadkowo!

Gdyby nie pojechała na cmentarz, nie spotkałaby pani von

Orthen. Nie, to nie był przypadek. Tak miało być. Jakaś siła
wyższa zainscenizowała ich spotkanie. Może to ojciec zadbał,
żeby poznała ostatnią tajemnicę jego życia. Ojciec cenił ot-
warte i jasne sytuacje.

Zeskoczyła z roweru i spojrzała w górę.
- Tatusiu, chciałeś, żebyśmy się spotkały? Chciałeś, żebym

się dowiedziała o twojej miłości?

Chmura odsłoniła słońce, a z krzewu czarnego bzu dobiegł

słodki śpiew ptaka. To słowik?

background image

Lena nasłuchiwała. To znak.
Nikomu o tym nie powie, bo i tak nikt nie uwierzy.
Dla niej był to znak od ojca. Była szczęśliwa. Sama nie

wiedziała dlaczego.

Przez jakiś czas prowadziła rower. Pomału wyciszyła się i

ułożyła wszystko w myślach.

Dopiero teraz zdała sobie sprawę, jaka naprawdę jest

Christina von Orthen. To wspaniałomyślna kobieta. Kochała
jej ojca szczerym uczuciem. Nie chciała go mieć tylko dla
siebie. Nie chciała go mieć na własność.

Myśli Leny powędrowały do Thomasa. Lena chciała mieć go

wyłącznie dla siebie, chciała, żeby wreszcie był z nią o każdej
porze. Pragnęła dzielić z nim codzienność. Kochała go mniej
niż Christina jej ojca? Nie, kochała go inaczej. Poza tym jest
młoda. Każdy młody człowiek ma inne wyobrażenie o życiu,
ma inne marzenia niż dojrzały i doświadczony.

Dotarła na szczyt wzgórza. Roztoczył się przed nią wspaniały

widok. Patrzyła na rynek we wsi, rozpoznała gospodę Sylvii.
Koniecznie musi

background image

opowiedzieć swojej przyjaciółce o wszystkim. Ale jeszcze nie

teraz. Najpierw sama musi się z tym uporać.

Jej wzrok powędrował do wzgórza, na którym było kiedyś

gospodarstwo Hubera. Wszystkie budynki już wyburzono.
Wkrótce powstaną tu nowe domy. Trudno nie zauważyć
dźwigu, ciężkiego sprzętu i rusztowań. Odbiorą pierwotny
spokój temu miejscu.

Co za szczęście, że gospodarstwo Hubera leży na drugim

końcu Fahrenbach i przynajmniej nie widać go z posiadłości.

Niewykluczone, że po Huberze jakiś inny rolnik da się skusić

i w innych miejscach też rozpoczną się prace budowlane, które
na zawsze zniszczą krajobraz.

Niczego nie da się ani zatrzymać, ani powstrzymać. Życie

toczy się swoim torem. Raz jest się na wozie, raz pod wozem.

Lena zjechała ze wzgórza i wjechała na kolejne. Stąd zobaczy

własną posiadłość, swoją małą ojczyznę, swój azyl.

Zapyta Nicolę, czy wiedziała o miłości ojca.

background image

Kiedy dojechała do posiadłości, nie odstawiła jak zwykle

roweru na miejsce, tylko oparła go o ławkę obok domu.

Pobiegła przez dziedziniec, a za nią Hektor i Lady. Gdy tylko

ją zobaczyły, natychmiast do niej przybiegły. Miały nadzieję
na pieszczoty, a jeszcze bardziej na smakołyki. Ale nie było jej
to w głowie. Lena nawet nie zwróciła uwagi na psy. Pobiegły w
drugą stronę.

Nicola właśnie prasowała, kiedy Lena wpadła do domu jak

bomba.

- Ktoś cię goni czy co? - zapytała spokojnie Nicola i

wyłączyła żelazko.

- Wiedziałaś, że tatuś miał przyjaciółkę? - zapytała zdyszana.
Nicola wyciągnęła z kontaktu przewód od żelazka. Domyślała

się, że czekają dłuższa rozmowa.

background image

-Tak.
- Tak? - powtórzyła Lena i opadła na krzesło. Nicola pokiwała

głową.

Wtedy Lena spojrzała na nią niezrozumiałym wzrokiem.
- Dlaczego ty wiedziałaś, a ja nie? Rozumiem, że tatuś nic nie

powiedział Friederowi, Jörgowi i Grit, ale dlaczego nic mi nie
powiedział? Przecież tatuś i ja doskonale się rozumieliśmy.

Nicola wzruszyła ramionami.
- Być może nie chciał cię obarczać swoimi problemami.
- Co za bzdura! Jestem silna. Zniosłabym taką wiadomość.
- Naprawdę? To dlaczego ponad dziesięć lat nie przyjeżdżałaś

do posiadłości? Dlaczego nikomu nie powiedziałaś, że to z
powodu Thomasa? Dlaczego nie zwierzyłaś się ojcu?

Lena wzruszyła ramionami.
- Wiesz, jako ojciec i córka rozumieliście się doskonale, ale

nie umieliście rozmawiać o sprawach, którą były dla was
najważniejsze. Unikaliście takich tematów. Dlaczego nie
powiedziałaś ojcu, że nie przyjedziesz do Fahrenbach, bo nie

background image

zniesiesz widoku miejsc, które przypominają ci Thomasa,

przez którego czułaś się oszukana? Wtedy jeszcze nie
wiedziałaś, jaka jest prawda.

- Bo... bo... nie chciałam tatusia obarczać moimi problemami.
- Bardziej go bolała twoja odmowa przyjazdu do Fahrenbach.

Gdybyś chociaż raz z nim przyjechała, byłby taki szczęśliwy...

- Nie mów tak, proszę.
- Muszę tak mówić, bo taka jest prawda. Ktoś musi ci to

powiedzieć. Wy Fahrenbachowie jesteście uzależnieni od
harmonii w życiu. Nikogo nie chcecie obarczać swoimi
problemami. Tak nie można. W życiu nie zawsze wszystko jest
albo białe, albo czarne. Nie istnieje jedynie harmonia, są też
problemy. Z ważną dla mnie osobą muszę umieć rozmawiać o
wszystkim. O wszystkim. Rozumiesz?

- Myślisz... - Lena była porażona słowami Ni-coli. - Myślisz,

że nie powiedział mi ze strachu, że ta wiadomość mnie zaboli?

- Mniej więcej. Przyznaj, ojciec był twoim idolem. .. Ale

zaraz, zaraz... - Nagle zdała sobie sprawę z pytania Leny. -
Skąd ty wiesz o przyjaciółce ojca?

background image

- Bo ją poznałam. Ty też ją znasz. To znaczy. Sama

dowiedziałam się już po fakcie, że... Chcę powiedzieć...

- Leno, policz do dziesięciu, weź głęboki oddech i powiedz

wreszcie, skąd wiesz o przyjaciółce ojca.

Lena wzięła głęboki oddech.
- Była nią pani Christina von Orthen. Chcieli się pobrać.

Gdyby tatuś nie umarł, teraz byliby małżeństwem.

Nicola aż usiadła z wrażenia.
- Nie wiedziałam, nigdy nie wymienił żadnego nazwiska...

Pani doktor von Orthen... To dlatego była czasem taka
nieobecna duchem. Mój Boże, co tak kobieta musiała
przeżywać, kiedy patrzyła na posiadłość, kiedy wyobrażała
sobie, jak żył i pracował jej ukochany mężczyzna... Leno,
kiedy się dowiedziałaś? Przecież ona wyjechała dzisiaj rano.
Nie dała się poznać jako przyjaciółka twojego ojca.

- Na cmentarzu
Lena opowiedziała Nicoli o nieoczekiwanym spotkaniu z

Christiną von Orthen, o czerwonej róży, o niezdecydowaniu
ojca, który ciągle czekał

background image

na właściwy moment, aż będzie mógł przekazać synom swoje

firmy, i że ten moment nigdy nie nastąpił, o tym, że wreszcie
postanowił oddać firmy w ręce synów, o terminie ślubu, który
nigdy się nie odbył, bo los brutalnie wkroczył w ich życie i
udaremnił ich plany.

- Gdybym przez przypadek nie znalazła się na cmentarzu,

nigdy bym się nie dowiedziała, prawda? Nie powiedziałabyś
mi. Mam rację?

- Tak. Twój ojciec powierzył mi swoją tajemnicę, a ja nigdy

nie zawiodłam jego zaufania. Zresztą po co miałabym ci
mówić? Jakie to ma teraz znaczenie? Doktor von Orthen nie
przyjechała domagać się swoich praw do spadku. Przyjechała
pożegnać się z miłością swojego życia.

- Przynajmniej dowiedziałam się, że tatuś nie był samotny, że

był ktoś, do kogo należało jego serce... Chcieli razem
wyjechać.

- Widzisz? Lekarz, a nie potrafiła wyleczyć jego chorego

serca.

- Ale przynajmniej mogła je ogrzać swoją miłością.
Obydwie zaczęły płakać jak na komendę. Tak je zastał

Daniel, który akurat wszedł do domu.

background image

- Co tu się dzieje? -r zaniepokoił się. - Ktoś umarł?
- Nie, dlaczego tak myślisz? - zapytała Nicola. Pozbierała się

jakoś i otarła łzy.

- Szkoda, że się nie widzicie - powiedział. -Leno, dobrze, że

jesteś. Był telefon ze Szkocji od pani Ferguson. Prosi o
niezwłoczny kontakt... Chyba dostaniemy ten kontrakt. Przez
telefon była bardzo miła.

W innych okolicznościach Lena zerwałaby się na równe nogi

i pobiegła do destylarni zadzwonić do Szkocji. Po wszystkim,
czego dzisiaj się dowiedziała, nie miała jednak siły na
rozmowę z Marjorie Ferguson.

Taka rozmowa wymaga koncentracji i jasnego umysłu. Teraz

nie ma o tym mowy. Ma splątane myśli, jest rozdygotana.

- Później zadzwonię - oznajmiła. Daniel nie mógł tego

zrozumieć.

- Leno, przecież to ważne. Na pewno chce potwierdzić

kontrakt. Nie chcesz się dowiedzieć?

- Danielu, później.
- Nie rozumiem cię. Codziennie miałaś nadzieję na jakąś

informację, a teraz, gdy być może

background image

dostaniemy wyłączność na Finnemore Eleven, nie jesteś tym

zainteresowana.

- Danielu, przecież powiedziała, że zadzwoni później -

wtrąciła się Nicola. - Bez obaw. Na pewno zadzwoni.

- Jak chcecie - powiedział Daniel i wyszedł trochę obrażony.
- Wiesz co? Zrobię kawę i zjesz do niej...
- O nie! Tylko nie rób nic do jedzenia - broniła się Lena. - Nic

nie przełknę.

- Dobrze, zrobię tylko kawę. Nicola poszła do kuchni, a Lena

za nią.

- Kiedy myślę, że tata...
- Nie mów teraz o tym. Najpierw się uspokój. Porozmawiamy,

jak dojdziesz do siebie, ale nie teraz, bo to nie najlepszy
moment.

Nicola z pewnością ma rację. Ale Lena chciała o tym

rozmawiać, chociaż wiedziała, że rozmowa do niczego nie
doprowadzi.

Wypiła kawę. Emocje opadły, wyciszyła się i ogarnęło ją

lekkie znużenie. Nie miała już ochoty na spacer z psami. Poszła
do domu. Postanowiła zadzwonić do rodzeństwa. Nie po to,
żeby im opowiedzieć o ukochanej ojca, ale aby po prostu

background image

ich usłyszeć. To w końcu jej rodzina. Poza rodzeństwem nie

ma nikogo.

Najpierw wybrała numer Grit. Siostra powinna być teraz w

domu, bo dzieci zwykle o tej porze wracają ze szkoły. Lena nie
czekała długo na połączenie. Grit odebrała już po chwili, ale w
jej głosie słychać było zdenerwowanie.

- Ach, to ty, Leno. Źle trafiłaś. Nie bardzo mogę teraz

rozmawiać. Dopiero wróciłam do domu. Muszę coś szybko
ugotować, zanim dzieci przyjdą ze szkoły. Zadzwoń później.
Teraz nie dam rady. Cześć!

Lena odłożyła słuchawkę. Wykręciła numer do Francji.
Powiedziano jej, że pana nie ma, a pani nie wróciła jeszcze z

Niemiec. Służąca zapewniła ją, że przekaże informację, że
dzwoniła.

Dokąd Jórg mógł pojechać? Pojechał sam czy w towarzystwie

Catheriny Regnier?

Zadzwonić do Friedera? Może lepiej nie, bo będzie jeszcze

bardziej sfrustrowana. Przecież jej brat nie chce z nią
rozmawiać, dopóki nie sprzeda mu działki nad jeziorem. Chce
ją w ten sposób zmiękczyć. Ale nic z tego. Lena nie ma
zamiaru

background image

sprzedawać ziemi. Mimo wszystko wybrała numer Friedera.
- Bardzo mi przykro, pani Fahrenbach - usłyszała głos jego

sekretarki - ale szef jest na bardzo ważnej naradzie.

Jakże często słyszała ten wykręt.
- Dziękuję - powiedziała Lena i odłożyła słuchawkę.
Powstrzymała łzy. Wykręciła jeszcze numer prywatny

Friedera. Odebrała Mona, jej bratowa.

- Witaj, cieszę się, że cię zastałam. Chciałam zapytać, czy

miałabyś coś przeciwko, gdybym odwiedziła Linusa w
internacie.

Lena doszła do wniosku, że przed ewentualną wizytą lepiej

zapytać Monę. Zresztą nie wiedziała dokładnie, gdzie jest ten
superekskluzywny internat.

- Linusa? Nawet nie wymawiaj jego imienia. Już na sam jego

dźwięk krew mnie zalewa.

- Mono - przeraziła się Lena. - To twój syn.
- Który ciągle sprawia mi problemy. Ten chłopak nic nie

rozumie. W kółko mnie męczy, żeby go zabrać do domu. Jest
uparty jak osioł. Jego upór doprowadza mnie do szewskiej
pasji. Co on

background image

sobie wyobraża? Mam go może jeszcze pochwalić za

kradzież?

- Mona, przecież to nie była typowa kradzież. Chciał zwrócić

na siebie uwagę. To było wołanie o pomoc.

- Już raz słyszałam od ciebie te bzdury. Ma za dobrze. To

wszystko. Inne dzieci skakałyby z radości, gdybym mogły
zamieszkać w zamku Friedrichsberg. Jego pobyt w internacie
kosztuje nas majątek, a on nie umie tego docenić. Ma charakter
ojca.

- Co ma z tym wspólnego Frieder?
- Twój brat jest niewdzięcznikiem. Już zapomniał, ile dla

niego zrobiłam.

- A co takiego dla niego zrobiłaś? - zdenerwowała się Lena.
Jakoś nie mogła sobie przypomnieć, żeby Mona cokolwiek

zrobiła dla Friedera. Jedno, co jej doskonale wychodziło, to
wydawanie pieniędzy.

- Widzę, że ty też zapomniałaś. Przypomnę ci. Urodziłam mu

syna. Poświęciłam swoje życie.

Lena nie chciała tego słuchać.
- Rzeczywiście postąpiłaś szlachetnie, a Linlis jest cudownym

dzieckiem.

background image

- Jest uparty jak osioł. Nie pozwolę, żeby wrócił do domu.

Najpierw muszę postawić do pionu twojego brata. Chce
rozwodu, ale nie tędy droga. Po moim trupie. Powiedziałam
mu, co o tym sądzę- Nie mam zamiaru stracić pozycji
społecznej przez jakąś gówniarę, z którą się włóczy. Zniszczę
go, jeśli nie zrezygnuje z rozwodu. Zgniotę go jak pchłę.

Lena żałowała, że zadzwoniła do bratowej. Powinna

wiedzieć, że z tą kobietą nie da się normalnie porozmawiać.

- Mono, między tobą a Friederem jakoś się ułoży. Kiedy

indziej o tym porozmawiamy. Troszkę się spieszę. Powiedz mi
tylko, czy się zgadzasz, żeby odwiedziła Linusa.

- Nie ma to dla mnie żadnego znaczenia. Ale dobrze, że

przynajmniej pytasz. Chcesz, to jedź, nie chcesz, nie jedź.
Wszystko mi jedno. Ale nie utwierdzaj go w jego głupim
buncie, tylko powiedz, żeby wziął się w garść, jeśli chce
odzyskać kieszonkowe.

- Chcę go tylko odwiedzić. Nie mam zamiaru nastawiać go

przeciwko tobie. Nigdy bym tego nie zrobiła.

background image

- To akurat prawda - przyznała Mona. - Ty byś tego nie

zrobiła.

- Powiedz mi tylko, gdzie jest ten internat i kiedy są

odwiedziny.

Lena zapisała adres. Była szczęśliwa, że może wreszcie

skończyć rozmowę z Moną. Strasznie ją zmęczyła. Nie
podobało jej się nastawienie Mony do własnego dziecka. Coś
potwornego!

Mona nie interesowała się niczym innym, tylko sobą i swoim

wyglądem. Friedera chciała zatrzymać nie dlatego, że go
kocha, ale dla pozycji społecznej i wygodnego życia, jakie jej
zapewniał.

Mogła sobie darować wszystkie telefony. Tylko ją

zdenerwowały. Znowu czuła się samotna i przygnębiona. Nie
mogła znieść, że rodzina się rozpada.

Gdyby przynajmniej Thomas był przy niej! Albo żeby

przynajmniej mogła do niego zadzwonić! Niestety. Nie może
tego zrobić, bo po pierwsze, u niego jest teraz inna godzina, po
drugie nie wie, czy jest w domu, czy w biurze. Ciągle był w
drodze.

Poszła na górę do pokoju, który kiedyś był pokojem jej ojca.

Zamknęła oczy i myślała o nim

background image

i jego wielkiej miłości, dzięki której jesień jego życia nie była

taka smutna.

Sfera emocjonalna Fahrenbachów ma jednak jakiś feler.
Lena odnalazła Thomasa, którego nie widziała ponad dziesięć

lat. Przez intrygę matki wykreśliła go ze swojego życia. Teraz
znowu są razem. Ich miłość jest silna jak przedtem. I co z tego?
Nic. Ona jest tu, w Fahrenbach, a on w Ameryce. Obydwoje
przy każdym telefonie zapewniają się o uczuciach, ale to tylko
słowa, słowa, słowa... Ile czasu spędzili razem? Zbyt mało.

Grit ma wspaniałego męża i dwoje cudownych dzieci. I co

robi? Depcze własne szczęście i własną rodzinę. Wdaje się w
krótsze lub dłuższe romanse, a swojego aktualnego kochanka
właściwie sobie kupiła. Obdarowała go pięknym mieszkaniem

i świetnym samochodem sportowym.
Jórg nie widzi i chyba nie chce zobaczyć, że jego żona coraz

częściej zagląda do kieliszka i topi w nim swoje smutki. Nie
traktuje poważnie jej choroby. A Frieder? Kupił sobie drogie
porsche i zaraz potem poderwał dziewczynę, która dobrze
będzie się w nim prezentować. Jego kochanka

background image

niewiele różni się od jego żony. Wypacykowana, wystrojona i

pusta jak Mona, tylko o wiele od niej młodsza.

Brawo! Rodzina świetnie się spisuje. Nie ma co!
Jakby jej jeszcze było mało, Christina von Orthen wyjawia jej

swoją tajemnicę. Przyznaje się do miłości do jej ojca i związku
z nim, który trwał ponad pięć lat.

Tylko że ojciec nie umiał się obchodzić ze swoim szczęściem.

Zamiast żyć i być szczęśliwym, ciągle odkładał decyzję.

Gdyby na miejscu Christiny von Orthen była inna kobieta, nie

wytrzymałaby jego wahania.

Lena zaczęła płakać. Płakała przez ojca i swoje rodzeństwo...
Czuła się nieszczęśliwa, samotna i opuszczona. Nie widziała

żadnej jasnej strony życia. Wszystko było ponure i
bezgranicznie smutne.

Na dworze hałasowały psy. Bawiły się, radośnie przy tym

szczekając.

Nicola zawołała je na jedzenie.
Aleks powiedział coś wesołego. Nicola roześmiała się.

background image

Lena nie miała siły się podnieść i zejść na dół. Wcisnęła się

głęboko w fotel i zasnęła.

background image

Kiedy się obudziła, miała nienaturalnie wykrzywione

ramiona i sztywne plecy. Z trudem się wyprostowała.
Postanowiła wziąć kąpiel. Musi się odprężyć.

Po kąpieli czuła się o wiele lepiej. Wypiła espresso i

zdecydowała się pójść na spacer. Zastanawiała się, czy wziąć
ze sobą psy. Nagle usłyszała warkot silnika. Niemożliwe, żeby
to była zapowiedziana grupa wędrowców. To wyraźnie odgłos
samochodu.

Zaciekawiona wyszła z domu. Akurat ktoś parkował całkiem

nowym kombi.

Kto to może być? Poszła w stronę parkingu i zaparło jej dech

w piersiach. To niemożliwe. Z szerokim uśmiechem na ustach i
wesoło do niej machając, wysiadł z samochodu mężczyzna,
którego poznała w księgarni. Jeszcze tylko tego jej brakowało.

background image

Po co tu przyjechał? Skąd wiedział, kim jest i gdzie mieszka?
- Dzień dobry, pani Fahrenbach - zawołał, zbliżając się do niej

szybkim krokiem. - Pięknie pani mieszka.

- Co pan tu robi? - zawołała, jakby zobaczyła ducha.
Roześmiał się.
- Przyjechałem panią odwiedzić. Moja droga, jakoś blado pani

wygląda. Źle się pani czuje?

Jego pytanie puściła mimo uszu, sama za to zapytała:
- Skąd pan zna moje nazwisko? Skąd pan wie, gdzie

mieszkam? Nie powiedziałam panu ani jak się nazywam, ani
gdzie mieszkam.

- Nie musiała pani tego robić. Nie było trudno się dowiedzieć.

Poszedłem za panią. Widziałem, jak chowa pani książki do
samochodu. Zapamiętałem numer rejestracyjny. Niewiele
brakowało, a poszedłbym za panią do kawiarni, ale odpuściłem
sobie. Po numerze rejestracyjnym ustaliłem pozostałe dane.

- Ach, rozumiem. Pracuje pan w urzędzie ruchu drogowego?

background image

To pytanie go rozbawiło.
- Nie, jestem dziennikarzem. Zdobycie takich informacji jest

jednym z najłatwiejszych zadań. No i jestem na miejscu. Jest
jakaś szansa, że zaprosi mnie pani na kawę?

- Mam kogoś - powiedziała Lena, ponownie ignorując jego

pytanie.

- Wiem - odpowiedział niewzruszony - ale jest daleko i bardzo

rzadko panią odwiedza.

Patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami. Skąd tyle wie?

Przecież nie wyczytał tego z tablicy rejestracyjnej. Urząd ruchu
drogowego też mu tego nie powiedział.

- Niech pan stąd odjedzie - powiedziała.
Była speszona. Po pierwsze, patrzył na nią jakoś tak dziwnie

swoimi niesamowicie niebieskimi oczami, po drugie, tak dużo
o niej wiedział.

- Chyba nie mówi pani tego poważnie. Przejechałem taki

kawał drogi, żeby panią odwiedzić, a pani posyła mnie do
diabła. Dlaczego? Boi się mnie pani? Nie jest pani Czerwonym
Kapturkiem, a ja nie jestem złym wilkiem... Poza tym nie
przyjechałem tu tylko na kawę. Chciałem panią zaprosić do
Bad Helmbach. Pojutrze jest tam

background image

festiwal reggae. Będzie między innymi znany zespół z

Jamajki. Udało mi się zdobyć bilety. Czegoś takiego nie wolno
przegapić. To reggae na najwyższym poziomie.

:

- Aleja...
Nie pozwolił jej dokończyć.
- Proszę nie mówić, że nie lubi pani reggae. Uwielbia pani tę

muzykę, podobnie jak tango, jazz, muzykę klasyczną, w
szczególności Bacha i...

Tym razem ona nie dała mu dokończyć.
- Aż tyle się pan o mnie dowiedział? Ale skąd, jak i gdzie?
Roześmiał się.
- Nie musiałem. Intuicja mi podpowiedziała. Widziałem, jakie

książki pani czyta i po prostu odgadłem pani gust muzyczny.
Pani Leno, jeśli się mylę, proszę mnie poprawić.

Lena pokręciła głową.
- Nie myli się pan.
- Świetnie. W takim razie pojutrze przyjeżdżam po panią o

dziewiętnastej. Przed koncertem możemy jeszcze pójść coś
zjeść. Najpierw i tak będzie support. Możemy go sobie
odpuścić. Czy teraz dostanę kawę?

background image

Ten mężczyzna jest niemożliwy.
- Nigdy się pan nie poddaje, prawda?
- Owszem, ale tylko wtedy, gdy nie jestem zainteresowany.

Ale nie w pani przypadku. Dla pani zgiąłbym nawet stalowy
pręt.

Kiedy zobaczył jej minę, dodał szybko:
- Proszę się nie obawiać. Nie posunę się za daleko. Na

początek wystarczy mi, że mogę z panią porozmawiać i cieszyć
się pani bliskością.

- Proszę sobie nie robić żadnych nadziei. Poza tym

początkiem, jak pan powiedział, nic więcej nigdy nie będzie.
Kocham już kogoś.

- Wspaniale. Nie mam zamiaru odebrać pani tej miłości.
- Czego pan właściwie ode mnie chce, panie...? Gorączkowo

się zastanawiała. Było jej głupio,

ale za nic nie mogła sobie przypomnieć jego nazwiska.
- Jan van Dahlen - powiedział. - Chcę jedynie z panią

rozmawiać. Jest pani fascynującą kobietą.

Lena zaczerwieniła się.
- To nie jest pusty komplement. Naprawdę uważam, że jest

pani wyjątkowa. Dostanę wreszcie tę kawę?

background image

Nie odczepi się. Może dzięki niemu nie będzie myślała o

smutnych sprawach.

- Dostanie pan. Gdzie pan chce wypić kawę, na dworze czy w

domu? -

- W domu. Z natury jestem ciekawski. Chcę wiedzieć, jak

pani mieszka. Pięknie tu na wzgórzu. Całe Fahrenbach jest
piękne. Cudowna malownicza wioska. Aż trudno uwierzyć, że
uchował się tu taki klejnot, zwłaszcza że w pobliżu są takie
miejscowości jak Bad Helmbach.

- Dlaczego zatrzymał się pan akurat w Bad Helmbach?
Roześmiał się.
- Nie z własnej woli. Przyjechałem odwiedzić ciotkę... i

pracuję nad książką. W przyszłym tygodniu muszę wyjechać.
Sprawy zawodowe gnają mnie aż do Brazylii.

- Pisze pan dla jakiejś konkretnej gazety?
- Nie, jestem dziennikarzem niezależnym. Potrzebuję

niezależności.

Poszedł za nią aż do kuchni. Lena nie miała ochoty specjalnie

się wysilać i podawać mu kawę w salonie lub bibliotece. A Jan
van Dahlen wcale tego nie oczekiwał.

background image

- Pięknie tu u pani. Lubię stare domy.
- Posiadłość jest od pięciu pokoleń własnością rodziny -

powiedziała Lena z dumą.

- To musi być niesamowite! Świadomość odpowiedzialności

za rodzinną posiadłość i utrzymanie jej dla następnej generacji.

Takie słowa w jego ustach wywołały jej ogromne zdziwienie.

Ten człowiek w ogóle ją zaskakiwał.

- To prawda. Jestem szczęśliwa i zarazem dumna, że ojciec

powierzył mi to zadanie. Ale chyba nudzi pana ten temat. Jaką
chce pan kawę? Espresso czy latte?

- Jestem pod wrażeniem. Uszczęśliwi mnie zwykła czarna

kawa.

Lena włączyła ekspres. Na plecach czuła jego wzrok. Starała

się ukryć zdenerwowanie.

Dlaczego dała mu się przekonać i zaprosiła go na kawę?
Na pewno nie pojedzie z nim na festiwal reggae. Chociaż...

Przecież lubi reggae, no i ten zespół z Jamajki...

Jan van Dahlen nie tylko umiał zbierać informacje, ale chyba

też czytać w myślach.

background image

- Nie przyjmuję odmowy. Pojutrze przyjeżdżam po panią i

bez pani się nie ruszam.

- Pojadę z panem - powiedziała, niosąc ostrożnie kawę. - Jadę

tylko z uprzejmości. Już powiedziałam, nie mam zamiaru
zdradzać swojego chłopaka.

- Nawet nie wolno pani tego robić... Jak pani powiedziała, z

uprzejmości...

Zmienili temat rozmowy. Zabawna rozmowa z gościem

oderwała ją od ponurych myśli. Janowi udało się ją nawet
rozśmieszyć.

Gdyby nie było Thomasa, ten mężczyzna mógłby ją

zainteresować.

Nigdy! Spojrzała na srebrną bransoletkę i wygrawerowany

napis LOVE FOREVER.

Jej miłość do Thomasa jest wieczna. Żaden, nawet najbardziej

czarujący mężczyzna nigdy tego nie zmieni.

- Jest pan Holendrem czy Belgiem? - zapytała, żeby nie

myśleć już o Thomasie.

- Chodzi pani o nazwisko? Nie, od pokoleń jesteśmy

Niemcami... Chociaż nie wykluczam, że któryś z moich
praprzodków pochodził z Niderlandów.

background image

- Nigdy nie próbował się pan dowiedzieć?
- Nie. Nie interesuje mnie przeszłość. Dla mnie liczy się

teraźniejszość. Pewnie to panią przeraża.

- Nie, dlaczego. Ja też nie przestudiowałam drzewa

genealogicznego swojej rodziny, ale akurat w moim przypadku
wszystko jest jasne. Fahrenbachowie mieszkają tu od pięciu
pokoleń. Nawet wioska zawdzięcza im swoją nazwę. Nie
wychowywałam się w Fahrenbach. Przyjeżdżałam tu jedynie
na wakacje, ale potem... potem nie było mnie tu ponad dziesięć
lat...

Nagle urwała. Że też musi tak paplać! Co się z nią dzieje?! O

mało nie opowiedziała mu historii swojego życia.

- A teraz zamieszkałam tu już na stałe.
- Podoba się tu pani?
- Oczywiście. Nie wyobrażam sobie innego miejsca.

Przyjęłam się tu i zapuściłam korzenie. To wspaniałe uczucie.

- Tak, na pewno. Chciałabym móc powiedzieć kiedyś tak o

sobie. Ale kto wie...

Patrzył na nią z fascynacją. „Koniecznie muszę zmienić

temat", pomyślała Lena.

background image

- Panie van Dahlen, dziękuję panu za odwiedziny i

zaproszenie na festiwal. Chętnie z panem pojadę. Uwielbiam
reggae. Ale teraz muszę już wrócić do pracy.

- Mogę zapytać...? Nie dała mu skończyć.
- Nie. To może zaczekać. Innym razem. To na pewno dość

długa historia.

- Ale na jedno pytanie musi mi pani odpowiedzieć. Swego

czasu byłem niedaleko Bordeaux na zamku... Jak on się
nazywał? Już wiem, zamek Dorleac. Miał tam miejsce
nadzwyczajny koncert z udziałem wszystkich gwiazd
operowych. Niestety, nie dopisała publiczność, to znaczy
dopisała publiczność, ale nie ta, która płaci za wejście na
koncert. Prasa miał wstęp wolny. Większość publiczności to
była chyba rodzina i przyjaciele. Tylko jakiś szaleniec mógł
wpaść na taki pomysł. Podejrzewam, że ten koncert kosztował
go majątek. On też nazywał się Fahrenbach. To jakiś pani
krewny?

- Ten szaleniec jest moim bratem. Zrobiło mu się głupio.
- Bardzo panią przepraszam. Tak mi przykro.

background image

- Nie ma powodu. Jórg rzeczywiście postąpił jak szaleniec, a

koncert kosztował go majątek. Trafnie ocenił pan sytuację.
Większość publiczności nie płaciła za udział w koncercie, czyli
krewni i przyjaciele.

- Pani tam nie widziałem. Od razu bym panią zauważył. Coś

pani wypadło i nie mogła pani przyjechać?

- Nie. Nie zostałam zaproszona.
- Nie rozumiem.
- Trudno to zrozumieć. To też długa historia,
- Którą opowie mi pani następnym razem. Lena roześmiała

się.

- Szybko pan chwyta. Odprowadziła go do drzwi i pożegnała.
To rzeczywiście atrakcyjny mężczyzna. Na dodatek świetnie

się z nim rozmawia. Schlebiało jej, że ją podziwia i otwarcie to
przyznaje. Ale do niczego więcej nie dopuści.

Kiedy Jan odjechał, Lena poszła do Nicoli. Dopiero teraz

uświadomiła sobie, że nie jadła obiadu. Może zostało coś
smacznego. Poprosi Nicolę, żeby jej podgrzała jedzenie.

background image

Kim był ten przystojny mężczyzna? - zapytała Nicola na

powitanie.

- To dziennikarz.
- Chce o nas napisać? O naszych apartamentach? Może o

posiadłości?

- Nie, był tu z prywatną wizytą.
- Nigdy o nim nie mówiłaś - poskarżyła się Nicola.
- Nie było o czym. Spotkaliśmy się kiedyś w księgarni.

Wytrzasnął skądś mój adres i przyjechał mnie odwiedzić.
Zaprosił mnie na koncert. Pojutrze.

- Mam nadzieję, że się zgodziłaś.
- Tak, ale powiedziałam mu jasno i wyraźnie, żeby sobie nie

robił żadnych nadziei, bo znalazłam już tego jednego jedynego.
Dosyć o tym. Jestem strasznie głodna. Zostało coś z obiadu?

background image

- Przykro mi, akurat zamroziłam resztę obiadu. Ale mogę ci

przygotować omlet. Z serem? Z pieczarkami?

- Z pieczarkami.
Lena poszła za Nicolą do kuchni i przyglądała się, jak kobieta

sprawnie przyrządza omlet.

Nicola, Aleks i Daniel są prawdziwymi skarbami. Ma z nimi

dużo lepszy kontakt niż z własną rodziną. Właściwie to oni
stanowią jej rodzinę. Jest naprawdę wielką szczęściarą, że ich
ma obok siebie.

Lena nie chciała już nawet myśleć o rozmowach

telefonicznych ze swoją siostrą i z bratową. Tylko się
zdenerwowała i przygnębiła.

- Wiesz, chyba pojadę jutro odwiedzić Linusa. Dzwoniłam do

Mony. Na szczęście nie ma nic przeciwko temu.

Nicola sprawnie zsunęła omlet z patelni na talerz, który

postawiła przed Leną.

- Pojedź. Dzieciak się ucieszy. Szkoda mi go.
- Nie jest już takim dzieciakiem. Ma czternaście lat.
- Czternaście? Co to za wiek? Przywieź go do nas na kilka dni.

Podkarmimy go trochę.

background image

- Nie ma teraz ferii. Poza tym nie wiem, czy chciałby. Linus

jest inny niż Merit i Niels. Nie mam z nim takiego dobrego
kontaktu.

- Przez twoją zwariowaną bratową. Zawsze izolowała chłopca

od rodziny, a sama o niego nie dba. Jest tak bardzo zajęta sobą,
że brak jej czasu dla własnego dziecka. Co jeszcze musi sobie
naciągnąć? Chyba nie zostało już tego wiele.

Lena roześmiała się.
- Nie widziałam jej, rozmawiałam z nią jedynie przez telefon.
Nagle dobiegły do nich głosy z podwórza. Lena ucieszyła się.
- Nicola, to pewnie ci wędrowcy. Pójdziesz ich przywitać?

Jakoś nie mam ochoty na kontakty z ludźmi.

- Nie denerwuj się. Już idę.
Lena obserwowała, jak Nicola z uśmiechem wita gości i

prowadzi ich do czworaków.

Mieszana grupa. Ludzie w różnym wieku, mężczyźni i

kobiety. Kiedy zniknęli w czworakach, Lena przebiegła przez
podwórze. Zadzwoni do Marjorie Ferguson. Teraz już czuje się
na siłach. Poza tym życie toczy się dalej. Nie może przecież

background image

przy każdym, nawet najmniejszym zdenerwowaniu

zaniedbywać pracy.

Zanim poszła do biura, zajrzała jeszcze do Daniela. Akurat

przeglądał rachunki.

- Danielu, przepraszam. Nie gniewaj się. Naprawdę kiepsko

się czułam.

- Nie ma sprawy.
Na szczęście Daniel już się nie gniewał.
- Chodź ze mną do biura - zaproponowała mu. - Posłuchasz

rozmowy z Marjorie Ferguson.

Daniel zerwał się na równe nogi.
- Świetnie, dzięki! Oby jeszcze była w biurze.
- Dlaczego miałoby jej nie być? Pewnie siedzi tam do nocy.
Weszli do biura. Lena wybrała numer do Szkocji. Sekretarka

od razu połączyła ją z szefową. Marjorie była w dobrym
humorze.

- Dziękuję, że pani oddzwania. No cóż, droga pani

Fahrenbach, przekonała mnie pani oferta. Jestem gotowa z
panią współpracować.

- Dziękuję, bardzo się cieszę. Mam przyjechać do Glasgow?
- Nie ma pośpiechu, ale w przyszłości tak. Zobaczy pani nasze

urządzenia. W końcu powinna

background image

pani wiedzieć, gdzie powstaje nasza cudowna Fin-nemore.

Ale najpierw to ja chciałabym panią odwiedzić i rozejrzeć się
trochę na miejscu. Przywiozę ze sobą umowę. Jeśli
pomieszczenia pani firmy okażą się tak przekonujące, jak pani
koncepcja, to podpiszemy umowę.

Lena przełknęła ślinę.
Tylko tego jej brakowało.
Jeśli pokaże Marjorie Ferguson swoją małą firmę, to nigdy nie

dostanie kontraktu. Nie ma tu ani dużych powierzchni
magazynowych, ani biurowych, jak na przykład w hurtowni
Friedera. Bez porównania!

Lena wpadła w panikę, ale nie dała tego po sobie poznać.
- Świetnie. Będzie mi miło panią gościć. Kiedy możemy się

pani spodziewać?

- Niebawem. Pojutrze się z panią skontaktuję i podam

konkretny termin. Jutro mam niestety bardzo ważne spotkanie.
Obawiam się, że zajmie mi cały dzień. Cieszę się, że wreszcie
poznam panią osobiście.

Zamieniły jeszcze kilka słów i skończyły rozmowę.

background image

- Udało się - powiedział Daniel. - Wiedziałem, że tak będzie.

Czułem to w kościach. Pani Ferguson może być zadowolona,
że zajmiemy się jej whisky. Szybko zwiększymy obroty.
Finnemore Eleven łatwiej sprzedać niż produkty Brodersena
czy Horlitza, a i tak mamy świetne wyniki w sprzedaży.

- Daniel, ona chce tu przyjechać, do Fahrenbach, do naszej

posiadłości.

- No wiem.
- Nie rozumiesz? Kiedy zobaczy naszą małą firmę, nigdy nie

da nam licencji. Daleko nam do hurtowni Friedera. Ona na
pewno spodziewa się firmy mniej więcej wielkości hurtowni.

- Leno, uspokój się. Widziałaś kiedyś gorzelnie w górzystych

regionach Szkocji?

-Nie.
- A ja tak. W większości są to naprawdę stare zakłady ze

starym sprzętem. Niewiele się w nie inwestuje. Gdy Majorie
zobaczy naszą nowoczesną destylarnię, będzie zaskoczona.
Nie spodziewa się czegoś takiego. Będzie zachwycona.

- Chyba przesadzasz.
- Nie. Wiem, co mówię. Możemy być dumni z naszego

sprzętu. Chodź, trzeba opić nasz sukces.

background image

Kontrakt mamy już w kieszeni, a to znaczy, że wspięliśmy się

na kolejny szczebel drabiny. Lena tak się wzruszyła, że aż
objęła Daniela.

- Dziękuję... Co ja bym bez was zrobiła?
- Co my byśmy bez ciebie zrobili? Chodźmy do Nicoli i

Aleksa. Ucieszą się z dobrych wieści.

- Nicola jest w czworakach. Przyjechała nowa grupa gości. To

ten klub wędrowny.

- W takim razie poczekamy na nią u Aleksa. Jak znam Nicolę,

wszystko załatwi w okamgnieniu. Im więcej zamieszania, tym
lepiej. Dopiero wtedy Nicola jest w swoim żywiole.

- To prawda. Ale my chyba możemy się napić.
- Niezły pomysł. Na szczególne okazje mam coś

szczególnego. Zaczekaj. Możesz już wziąć kieliszki.

- Ale jakie? - zapytała Lena.
- Do wódki. W końcu opijamy whisky. Przecież nie będziemy

szampanem wznosić toastu za whisky.

Lena wyjęła kieliszki z szafy. Jeszcze ojciec je tam schował.

Czekała na Daniela. Już po chwili był z powrotem. Pod pachą
trzymał butelkę Fahrenbachówki.

background image

Niemal z namaszczeniem otworzył butelkę i nalał złoty trunek

do starych kryształowych kieliszków.

- Fahrenbachówka - powiedziała Lena z nutką nostalgii w

głosie.

W kieliszkach był alkohol, który dał podwaliny pod majątek

rodziny Fahrenbachów. Dlaczego ojciec zgodził się wycofać
Fahrenbachówkę z oferty hurtowni? Dlaczego uległ jej
upartym braciom? To oni uważali, że trunek nie przystaje do
nowych czasów. Chciał uniknąć konfliktów czy dać im wolną
rękę w podejmowaniu decyzji?

- Gdyby nie ponad sto różnych owoców, ziół i przypraw, już

dawno wypróbowalibyśmy produkcję, ale tak...

Daniel podniósł kieliszek.
- Leno, wypijmy za przyszłość. Wypijmy za licencję na

dystrybucję Finnemore Eleven. Ona otwiera kolejne
możliwości. No i wypijmy przede wszystkim za ciebie, bo to
twoja zasługa. To ty przekonałaś Marjorie, to znaczy twój
projekt. Mój Boże, ale twój ojciec byłby z ciebie dumny, tym
bardziej że jemu samemu nie udało się zdobyć tej licencji.

background image

- Danielu, wypijmy za nas, za naszą przyjaźń, za to, że

jesteśmy tu razem. Bez was nic bym nie zrobiła. ,

Stuknęli się kieliszkami i wypili.
Dopiero teraz, gdy Fahrenbachówka właściwie już nie

istnieje, Lena uświadomiła sobie, jaki to wyśmienity trunek.
Tak to już w życiu jest. Dopiero po stracie potrafimy tak
naprawdę docenić wartość pewnych rzeczy.

Odstawili kieliszki.
Lena jeszcze raz wróciła do poprzedniego tematu.
- Daniel, nie chcę cię denerwować, ale powiedz szczerze,

naprawdę jesteś pewien, że Marjorie nie rozczaruje się naszą
destylarnią?

- Leno, po pierwsze, nie produkujemy i nie będziemy

produkować Finnemore Eleven. Naszym zadaniem jest
dystrybucja tego trunku. Mamy odpowiednią powierzchnię
magazynową, a logistyka sprawnie działa. Ale pokażemy
Marjorie naszą linię produkcyjną. Niech zobaczy, jak wygląda
supernowoczesna destylarnią.

Po jej minie zorientował się, że nadal wątpi. Wtedy uderzył w

iście ojcowski ton:

background image

- Nie wiem, jak wygląda destylarnia, gdzie produkowana jest

Finnemore Eleven. Ale wiem, że to też firma rodzinna. Takie
firmy mają to do siebie, że są małe i - jak już mówiłem -
przestarzałe. Czasem sprawiają wrażenie zapuszczonych i
zaniedbanych. Są usytuowane wśród wzgórz, najczęściej na
skraju wiosek, niekoniecznie urokliwych. Stoją tam same szare
domy z kamienia, wszędzie rosną krzewy janowca i same
niskie zarośla. Mało tam kwiatów... wszystko jest takie...
surowe, trochę dzikie. Gdy Majorie zobaczy naszą piękną po-
siadłość i ten bajeczny krajobraz, zacznie podskakiwać z
radości.

Lena westchnęła.
- Już dobrze. Wierzę ci. Chodź, idziemy do Aleksa i Nicoli.

Zabierz Fahrenbachówkę.

- Jasna sprawa - powiedział i wziął butelkę pod pachę.
Wyszli z destylarni. Kiedy szli przez dziedziniec, z

czworaków dobiegł gromki śmiech. Nowi goście byli dość
rozrywkowi.

background image

Zgodnie z postanowieniem następnego ranka Lena pojechała

odwiedzić Linusa. W biurze nie miała nic ważnego do
załatwienia. A nawet gdyby miała, to i tak nie mogłaby się
skoncentrować na pracy. Ciągle myślała o wyznaniu Christiny
von Orthen.

jest coś jeszcze, czego nie wie o swoim ojcu? Była święcie

przekonana, że dobrze go zna. Jak łatwo się pomylić.

Męczyły ją te myśli. Włączyła radio. Może muzyka odwróci

jej uwagę. Może trafi na jakąś ciekawą audycję.

Nic nie pomogło. Wyłączyła radio. Zaczęła myśleć o Linusie.

Słabo go zna. Mona, matka chłopca, trzymała go z daleka od
rodziny Fahrenbachów.

Linus jest już w takim wieku, że ma swoje zdanie. Nie

potrzebuje podpowiedzi mamusi. Musi

background image

za wszelką cenę poprawić kontakty z chłopcem. Zajmie się

nim, na ile to będzie możliwe. W końcu jest jego ciotką. Nie
może decydować o jego losie, ale może go wspierać duchowo.

Ruch na autostradzie był niewielki. Po niespełna trzech

godzinach jazdy Lena w końcu dotarła na miejsce.

Zamek Friedrichsberg leżał na skraju miasteczka o takiej

samej nazwie.

Był ogromny i rozległy. Nie miał w sobie nic z uroku

dawnych zamków. Na Lenie zrobił wrażenie chłodnej i
odpychającej budowli. Żadnych wykuszy, szczytów i
balkonów. Zwykła gładka fasada. Gdyby piął się po niej jakiś
bluszcz, może wyglądałby lepiej. Ale ani na murach, ani wokół
nie było żadnych roślin.

W porządku, to szkoła. Ale mimo wszystko. Trochę

przytulności by nie zaszkodziło. Na dodatek to szkoła
prywatna, za którą rodzice słono płacą.

Lena zostawiła samochód na parkingu i poszła szeroką,

asfaltową drogą w stronę zamku.

Było cicho. To znaczy, że są lekcje. Weszła do ogromnego,

również mało przyjemnego holu. Gołe ściany. Ani jednego
obrazu.

background image

Skierowała się do sekretariatu. Siedziały tam dwie kobiety w

średnim wieku.

Kiedy weszła, od razu przerwały pracę. Jedna z nich zwróciła

się do Leny. Była uprzejma, chociaż wyglądała na dość
surową. Może to przez kostium, który miała na sobie. Lena
przedstawiła się, a kobieta sprawdziła w komputerze plan
lekcji Linusa.

- Za piętnaście minut skończy matematykę. Potem ma

godzinę przerwy i jeszcze wf. Myślę, że pan dyrektor może go
wyjątkowo zwolnić z ostatniej lekcji. Będzie się pani mogła
wcześniej spotkać z bratankiem... Może pani zostać z Linusem
na terenie szkoły. Mamy tu dobrze zaopatrzoną kantynę. Ale
jeśli pani chce, może pani pojechać z chłopcem na przykład do
miasta.

- Wolę to drugie - zdecydowała Lena..
- Dobrze - powiedziała sekretarka i wstała. -Zaprowadzę

panią do pokoju odwiedzin. Tam zaczeka pani na bratanka.

Kiedy szły przez hol, kobieta zwróciła się do Leny:
- Pani Fahrenbach, robię dla pani wyjątek.
- Nie rozumiem... Jaki wyjątek?

background image

- Przyjechała pani bez zapowiedzi. Osoby odwiedzające

muszą zgłosić swój przyjazd. Odwiedziny nie powinny
kolidować z zajęciami. Na szczęście Linus już prawie kończy,
ale gdyby miał jeszcze inne lekcje, musiałaby pani czekać do
popołudnia. Z reguły nie zwalniamy uczniów z lekcji.

- Nie wiedziałam. Proszę mi wybaczyć.
- Ale chyba to zrozumiałe, prawda? Musimy się trzymać

ustalonych zasad. Dotyczy to uczniów i odwiedzających.
Inaczej mielibyśmy bałagan.

Lena nie miała ochoty na dyskusję i pouczenia.
- Ma pani rację - powiedziała. - Głupio zrobiłam, że o tym nie

pomyślałam.

Ta odpowiedź zadowoliła sekretarkę.
- Zaraz pójdę do dyrektora i załatwię sprawę. Nie będzie pani

musiała długo czekać.

- Dziękuję. Miło z pani strony.
- Nie ma za co - powiedziała sekretarka i otworzyła drzwi. -

To nasz pokój odwiedzin. Zaraz przyślę tu pani bratanka.

Lena jeszcze raz serdecznie podziękowała. Po chwili została

sama.

Z zaciekawieniem rozglądała się po pokoju. Mimo

designerskich mebli sprawiał wrażenie

background image

chłodnego i nieprzytulnego, zresztą jak wszystko tutaj.

Prawdziwe wyzwanie dla wrażliwego człowieka.

Lena wyjrzała przez okno, które wychodziło na korty

tenisowe i basen znajdujący się trochę dalej. Gdzieś na pewno
jest też pole golfowe. Wszystko tu było dokładnie
rozplanowane i wytyczone. Zupełnie jak w wojsku. I za to
ludzie płacą tyle pieniędzy? Własne dzieci wolałaby posłać do
starej wiejskiej szkoły.

Lena niedużo wiedziała o Linusie. Zresztą nie trzeba dużo

wiedzieć o człowieku, żeby stwierdzić, że w zamku
Friedrichsberg nie można czuć się dobrze.

Ogarnęła ją ogromna złość na brata, a jeszcze większa na

bratową. Mona nie pracuje. Popracowała kilka dni w hurtowni i
zaraz rzuciła pracę. Ciągle jest zajęta sobą i własnym
wyglądem. No i oczywiście zakupami.

Z wygodnictwa posłała dziecko do internatu. Nawet teraz nie

widzi, że chłopak źle się tu czuje i próbuje dać jej to do
zrozumienia.

Lena zamyśliła się. Nie zauważyła, że Linus wszedł do

pokoju. Odwróciła się dopiero wtedy, gdy chłopiec zawołał:

background image

- Cześć, ciociu!
Wyrósł. Był wysokim, o wiele za szczupłym chłopcem.

Bardzo przypominał Friedera, gdy był w jego wieku.

- Cześć, Linus.
Była niepewna. Jak się zachować? Podejść do niego?

Uścisnąć go? W przypadku Nielsa i Merit nie miała takich
wątpliwości.

Przez moment zawahała się. Ale krótko. Nie posłuchała

rozumu, lecz głosu serca, który jej podpowiedział, żeby po
prostu przytulić chłopca.

Linusowi takie powitanie się podobało, ale szybko wyrwał się

z objęć.

- Po co przyjechałaś? - dopytywał się podejrzliwie. - Przysłali

cię?

-Kto?
-No oni!
Jak bardzo zraniona musiała być jego dusza, skoro nie umiał

nawet wypowiedzieć słowa „rodzice".

- Nikt mnie nie przysłał.
- Przecież jeszcze nigdy mnie nie odwiedziłaś, nigdy nie

zadzwoniłaś, nigdy nie napisałaś do mnie. I teraz tak nagle
przyjeżdżasz?

background image

Powiedzieć mu, że to przez jego rodziców, a przede

wszystkim przez jego matkę ich kontakty był ograniczone do
absolutnego minimum?

Nie!
Dusza chłopca i tak jest poraniona. Jest też zły na rodziców.
Nie chciała dolewać oliwy do ognia. Jego słowa puściła mimo

uszu.

- Może gdzieś pojedziemy i wtedy porozmawiamy?

Miasteczko Friedrichsberg jest chyba niebrzydkie.

-Może być.
- To chodź - powiedziała i już wyciągnęła rękę, żeby go

złapać za ramię, ale zrezygnowała.

Z chłopcem trzeba ostrożnie postępować. Nie może go

wystraszyć ani wzbudzić w nim nieufności.

Razem wyszli z zamku. Kiedy już siedzieli w samochodzie,

Linus powiedział:

- Fajnie, że przyjechałaś. Przynajmniej do wieczora będę miał

wolne. Chyba zostaniesz tak długo, co?

Właściwie nie miała zamiaru zostać tak długo. W końcu

będzie wracać do domu co najmniej trzy godziny.

background image

- Oczywiście. Tak długo, jak zechcesz.
- Super! Może pójdziemy do kina. Właśnie leci świetny film.

Jest też seans popołudniowy. Uczniowie z internatu mogą iść
na ten film jedynie z nauczycielem lub w towarzystwie
dorosłych.

- Dlaczego? Jest tylko dla dorosłych?
- Nie, dla młodzieży od dwunastu lat. Ale czasem mają jakieś

dziwaczne przepisy... Nie wolno i już. Nie muszą się nawet
fatygować i sprawdzać, od ilu lat film jest dozwolony -
powiedział i spojrzał na ciotkę. - To jak, idziemy do kina?

- Jasne, jeśli masz ochotę. Dzisiaj robimy wszystko, co ci się

podoba.

- Wszystko?
- Tak.
- To nie oni cię tu przysłali? Naprawdę? Powiedz, dlaczego do

mnie przyjechałaś?

- Nie mieliśmy za dużo kontaktu i strasznie tego żałuję. Jesteś

moim bratankiem i chętnie lepiej bym cię poznała.

- Ale dlaczego akurat teraz, kiedy pokłóciłem się z nimi.

Dlaczego akurat teraz przyjechałaś?

- Posłuchaj, nie będę owijać w bawełnę. Rozmawiałam przez

telefon z twoją mamą.

background image

- Oczywiście, wiedziałem. Na pewno ci na mnie nagadała.

Naopowiadała bzdur, jakie to ze mnie przestępcze nasienie,
jaki wstyd jej przyniosłem, a ona wszystko dla mnie robi, chce
dla mnie jak najlepiej. Na pewno ci powiedziała, że wpędzę ją
do grobu, że jestem najbardziej niewdzięcznym dzieckiem pod
słońcem, że...

- Dosyć - przerwała mu Lena. - Nie jestem twoją matką i nie

podzielam jej zdania.

- Nie? - Linus nie mógł uwierzyć. -Nie.
Dojechali akurat do miasteczka.
- Teraz musisz mi pomóc. Gdzie najlepiej zaparkować?
- Na następnych światłach skręć w prawo. Niedaleko jest duży

parking. Bezpłatny. Stąd blisko jest też do kina.

- Ale do kina idziemy po południu. Szczerze mówiąc,

zjadłabym coś. jestem okropnie głodna.

- Ja też... Ciociu, mogę zdecydować, gdzie zjemy?
- Jasne. To twój dzień. To gdzie?
- Tylko że ja chcę coś, co może ci się nie spodobać. Uczniom

z internatu nie wolno tam chodzić

background image


bez opieki dorosłych. Właściwie w ogóle nie wolno, bo to

niezdrowe jedzenie.

- A co to jest? - dopytywała Lena, choć miała już pewne

przypuszczenia.

- McDonald's. Mam ochotę na co najmniej dwa big maki,

dużą porcję frytek, lody i dużą colę.

Patrzył na nią niepewnym wzrokiem.
- Zgadzasz się, ciociu? - zapytał nieśmiało.
- Jasne.
- A co ty zjesz?
- Będzie mi potrzebna twoja pomoc. Na pewno coś mi

doradzisz.

- Nie wiem, co lubisz. Na twoim miejscu zjadłbym jednego

big maka. Dwóch nie dasz rady. Weź też małe frytki... Lubisz
colę? Jeśli nie, to mają też wodę, sok jabłkowy, napój z soku
jabłkowego i wody, no i oczywiście kawę.

- Co proponujesz?
- Colę, ale małą. Dla ciebie w zupełności wystarczy.
- W porządku, tak zrobimy - stwierdziła Lena i skręciła na

parking.

Nie było łatwo o miejsce.
- Ciociu, teraz prosto - powiedział Linus.

background image

Lena miała ochotę przytulić do siebie chłopca, ale nie mogła,

bo by go tym wystraszyła. Musi się do niego zbliżać małymi
kroczkami i bardzo ostrożnie. W duchu przysięgła sobie, że
teraz już cały czas będzie utrzymywać kontakt z Linusem,
niezależnie od tego, czy tego chcą Frieder i Mona.

Spojrzała na chłopca. Jest naprawdę ładny.
Zatrzymał się, kiedy przechodzili obok sklepu muzycznego.
- Ciociu, możemy wejść na chwilę? Chcę coś zobaczyć.
Lena poszła za Linusem.
- Co cię interesuje? Machnął ręką.
- Nie znasz się na tym. Chcę sprawdzić, czy jest już pewna

płyta. Właściwie powinna już być.

- Co to za muzyka?
- Na pewno ci się nie podoba. Reggae, muzyka z Jamajki. Hot

Spoons to bardzo znany zespół. Właśnie ich płyty szukam.
Miała się teraz ukazać.

Lena w duchu dziękowała opatrzności, choć właściwie

powinna dziękować Janowi van Dahlen za to, że ją odwiedził i
zaprosił na koncert tego zespołu.

background image

- Lubię reggae - powiedziała. Spojrzał na nią z

niedowierzaniem.

- Tylko tak mówisz.
- Nie. Jutro idę na koncert reggae. Hot Spoonsi też mają

wystąpić.

- Jutro grają w Bad Helmbach.
- Tak. Mieszkam niedaleko. Jadę właśnie do Bad Helmbach.
- Nigdy bym nie pomyślał. Ale super... Dla nich - znowu

przez gardło nie przeszło mu słowo „rodzice" - reggae jest
okropne. Ona mówi, że to murzyńska muzyka - powiedział,
mając na myśli matkę.

- Posłuchaj, każdy z nas ma inny gust. Trzeba to uszanować.
- Szanuję, ciociu. Nikt nie powinien gardzić gustem innych. A

oni tak właśnie robią.

Na szczęście dotarli do działu z płytami i Lena nie musiała

odpowiadać na uwagę Linusa. Nie chciała bratu i bratowej
wbijać noża w plecy.

Chłopak zapytał o płytę. Niestety nie było jej jeszcze w

sprzedaży. Przynajmniej w tym sklepie.

- Nic nie szkodzi. Na pewno jutro będzie można ją kupić. Na

koncertach zawsze sprzedają płyty.

background image

Jedną kupię dla siebie, drugą dla ciebie i od razu
ci wyślę.
- Naprawdę?
- No jasne, inaczej bym nie mówiła.
- Może uda ci się zdobyć płytę z autografem. Na koncertach

często sprzedają podpisane płyty. Wiesz, jak trudno się
dopchać do muzyków po autograf.

- Idę na koncert z dziennikarzem. Na pewno wie, jak zdobyć

autograf. Poza tym dziennikarze zawsze jakoś wejdą tylnymi
drzwiami.

- To twój chłopak? -Nie.
- A masz chłopaka?
- Tak.
- To dlaczego nie idziesz z nim na koncert?
- Bo mieszka w Ameryce.
Lena nie miała ochoty rozmawiać na temat Thomasa.
- Wiesz, myślę, że na koncercie będzie kilka płyt tego

zespołu. Znasz tytuł nowej płyty?

- Jasne. „Sun is shining".
- O, stary utwór Boba Marleya. Linus nie mógł wyjść z

podziwu.

background image

- Coś takiego! Naprawdę się znasz. Na nowej płycie jest dużo

nowych utworów, ale są też stare, szczególne Boba Marleya.

Lenie znowu dopisało szczęście. Nie chciała nic mówić, że

„Sun is shining" jest jednym z niewielu utworów, które
zapamiętała. Był naprawdę łatwy. Co za szczęśliwy zbieg
okoliczności, że jest akurat na nowej płycie Hot Spoonsów.
Lena widziała, że pomału zdobywa zaufanie u chłopca.
Ogromnie ją to cieszyło.

- Jaką jeszcze lubisz muzykę? - dopytywał Linus.
Lena zastanawiała się gorączkowo. Co mu powiedzieć? Na

kolejny strzał w dziesiątkę nie ma chyba co liczyć.

A jednak. Tym razem też miała szczęście.
Zanim jeszcze zdążyła odpowiedzieć na jego pytanie, Linus

już pociągnął ją do działu z instrumentami.

- Patrz, jakie świetne klarnety.
- Grasz na klarnecie? - zapytała.
Nie miała zielonego pojęcia, czy jej bratanek w ogóle gra na

jakimś instrumencie. Chłopiec pokręcił głową.

background image

- Nie, niestety.
- Dlaczego niestety?
- Bo oni nie chcą.
- Nie rozumiem. Zwykle rodzice cieszą się, kiedy dzieci chcą

się nauczyć grać na jakimś instrumencie.

- Tak, ale mi wolno jedynie grać na fortepianie. Ale nie chcę.
- Dlaczego akurat na fortepianie?
- Bo ona jako dziecko chciała się nauczyć grać na fortepianie,

ale jej rodzice byli przeciwni. No więc teraz ja mam się
nauczyć. Ale nie, nigdy, przenigdy tego nie polubię. Jeśli już
miałbym się nauczyć na czymś grać, to tylko na klarnecie. Ale
nie kupią mi klarnetu. Szkoda, bo mógłbym się tutaj uczyć. To
byłaby jedyna dobra rzecz w internacie.

- Nie lubisz internatu, prawda?
- Nienawidzę.
Lena nie chciała drążyć tego tematu. Nie miała zamiaru

buntować Linusa. I tak sytuacja wydawała się napięta.

- Jeśli chcesz, kupię ci klarnet.
- Zrobiłabyś to dla mnie? Ale klarnety są drogie, bardzo

drogie. Zdziwisz się, jak bardzo.

background image

- Chodź najpierw coś zjeść. Pogadamy przy jedzeniu. Jeśli

naprawdę marzysz o klarnecie, wrócimy tu i porozmawiamy ze
sprzedawcą.

- Świetnie.
Spojrzał na nią z promiennym uśmiechem.
- Nie sądziłem, że jesteś taka fajna.
- Dziękuję. Ty też jesteś fajny. Chciałabym cię lepiej poznać.
- Ja ciebie też, ciociu. Chodź już. Strasznie zgłodniałem.

McDonald's jest za rogiem. Często chodzisz do McDonalda?

- Nie. Zwykle jem w domu. Inaczej Nicola pogniewałaby się

na mnie.

- Kim jest Nicola?
- Wierną duszą posiadłości Fahrenbach. Świetnie gotuje. Poza

tym dba o mnie.

- Fajnie. Masz dużo pieniędzy? Lena roześmiała się.
- Nie. Ale mam za to piękny dom, dużo ziemi i las. Mam też

jezioro.

- W takim razie musisz być bogata.
- I tak, i nie. Patrząc na to, co posiadam, można powiedzieć, że

jestem bogata. Ale nie mam pieniędzy. Miałabym, gdybym coś
z tego sprzedała.

background image

- A ty nic nie sprzedajesz.
- Nigdy nic nie sprzedam.
- I dlatego on jest na ciebie taki zły.
- Skąd ci to przyszło do głowy?
- Słyszałem co nieco. Kiedy ostatnio byłem w domu, strasznie

się rzucał, że nie chcesz mu dać żadnej działki. Ja też nic bym
mu nie oddał. Ma przecież swoją firmę.

- Wpadłam na pewien pomysł. Jak będziesz miał w szkole

wolne, koniecznie musisz do mnie przyjechać. Spodoba ci się
w posiadłości.

Nie chciała komentować słów chłopca. Na szczęście chłopiec

podchwycił pomysł.

- Masz żaglówkę? Uwielbiam żagle.
- Ja też - roześmiała się Lena. - Widzisz, jednak mamy coś

wspólnego.

W McDonaldzie było dość tłoczno. W oddzielnym

pomieszczeniu bawiły się dzieci. Pewnie jakieś urodziny. Przy
kasach wiły się długie kolejki.

Lena wcisnęła Linusowi swoją portmonetkę.
- Wiesz, co masz wziąć. Ty stój w kolejce, a ja poszukam

wolego miejsca. Pod oknem zwalnia się akurat stolik. Zajmę
miejsce.

background image

- Ciociu, dałaś mi wszystkie pieniądze.
- No i co? Chyba ich przypilnujesz. Stój, a ja idę. Aha, dla

mnie cola bez lodu.

- W porządku.
Linus stanął w kolejce, a Lena usiadła przy stoliku.
Jej bratanek jest naprawdę miłym chłopcem. Dlaczego jego

rodzice nie widzą, że trzeba mu pomóc. Patrzyła na Linusa.
Zrobiło jej się ciepło na sercu.

background image

Niekiedy dni mijają leniwie, a kiedy indziej dzieją się tak

szybko, że nie ma czasu na zastanowienie i ma się wrażenie, że
życie płynie obok, że wszystko, co się dzieje, to jakiś film,
którego sceny następują niepostrzeżenie jedna po drugiej.

Najpierw wyznanie pani doktor von Orthen. Ponad pięć lat

była przyjaciółką ojca Leny, a ona nie miała o tym pojęcia.

Potem Jan von Dahlen. Nagle zjawił się u niej i zaprosił ją na

koncert. Nie byle jaki koncert. Dzięki niemu zdobyła punkty u
swojego bratanka.

I jeszcze Marjorie Ferguson zapowiedziała swoją wizytę.
Roześmianej grupie wędrowców tak się spodobał pobyt w

posiadłości, że zapowiedzieli już kolejny przyjazd.

background image

Lena zastanawiała się nad tym wszystkim i doszła do

wniosku, że nic tu nie dzieje się przypadkowo. Wszystko
układało się w jakąś całość.

Przyjechał Jan, żeby zabrać ją na koncert. Lena od razu

pomyślała o Linusie.

Na ten wieczór wygrzebała z szafy ubrania, które kupiła

swego czasu w Positano. Jakoś pasowały jej do atmosfery
koncertu

reggae.

Włosy

upięła

grzebyczkami

przyozdobionymi małymi kwiatuszkami.

Była w dobrym humorze. Cieszyła się, że idzie koncert

głównie dlatego, że kupi Linusowi płytę, może nawet z
autografami. Chciała tym sprawić chłopcu radość. Linus źle się
czuł w tym okropnym internacie. Potrzebował takich
radosnych niespodzianek.

- Ho, ho - krzyknął Jan na powitanie. - Świetnie pani wygląda.

Każdy facet będzie mi zazdrościł takiej kobiety u mojego boku.
Chyba przywiążę panią do siebie, żeby mi pani nie zniknęła -
powiedział, patrząc na nią z zachwytem. -Dziękuję.

- Dziękuję? Za co?

background image

- Że idzie pani ze mną na koncert. Marzyłem o tym, ale

szczerze mówiąc, nie do końca wierzyłem, że się pani
zdecyduje. W głębi duszy liczyłem się z odmową.

- Można się pomylić. Zresztą nie mogę odmówić, bo mam

misję do spełnienia.

Lena opowiedziała mu o prośbie bratanka i dodała:
- Ma pan u mnie dług wdzięczności, panie van Dahlen. Dzięki

zaproszeniu na koncert zapunktowałam u Linusa.

- W takim razie proponuję, żebyśmy zrezygnowali z tego

formalnego van Dahlen i Fahrenbach. Przejdźmy na „ty". Jeśli
mogę mieć jeszcze jakieś życzenie, to chciałbym, żeby to nie
było nasze jedyne spotkanie.

- Zgoda. Przechodzimy na „ty". To za zaproszenie. Kolejne

spotkanie, jeśli uda się panu zdobyć płytę z autografami dla
Linusa.

- To nic trudnego... Przepraszam na chwilę, pani

Fahrenbach... To znaczy, przepraszam cię na chwilę.

Wyjął telefon komórkowy i wystukał jakiś numer.

background image

- Cześć, Claudius, to ja. Dzięki za bilety. Już je odebrałem.

Ale mam do ciebie ogromną prośbę. Muszę mieć płytę Hot
Spoonsów, ale z autografami... - zamilkł na chwilę i słuchał
kolegi. - Mają kilka płyt. O którą konkretnie chodzi? - zapytał,
patrząc na Lenę.

- „Sun is shining"...
- Słyszałeś? Tak, właśnie to. Napisz na niej proszę „dla

Linusa"...

Słuchał przez chwilę i pokiwał głową.
- Super, dzięki. Odbiorę w kasie. Mam u ciebie dług

wdzięczności.

Zadowolony schował telefon do kieszeni.
- Załatwione, teraz możemy iść coś zjeść. Potem obierzemy

płytę dla twojego bratanka.

Ten mężczyzna ją zadziwiał.
- Wszystko załatwiasz tak... pstryknięciem palców?
- Nie, niestety nie. To akurat było dziecinnie proste. Menedżer

Spoonsów jest moim starym znajomym. Razem zdawaliśmy
maturę. Bez jego pomocy nie zdobyłbym biletów. Już od
miesięcy nie można ich kupić. Na inne koncerty, jutro czy
pojutrze, jeszcze są, ale wtedy nie występują Spoonsi.

background image

- Dzięki, jesteś niesamowity. Występ Hot Spo-onsów

rzeczywiście jest wydarzeniem.

- Można tak powiedzieć. Teraz pojedziemy coś zjeść.

Zaprosiłbym cię do Parkowego, ale tam niechybnie trafię na
ciotkę. Tobie to chyba nie na rękę.

- Rzeczywiście. Poza tym nie lubię Parkowego. Nie zgadza

mi się tam stosunek cen do usług. Zresztą nie czuję potrzeby
pokazania się w takim miejscu.

- No nie wiem... Ubrałaś się tak, jakbyś naprawdę chciała być

podziwiana.

Ukradłabyś

show

tym

wszystkim

wypacynkowanym damom z twarzami kipiącymi botoksem.
Już dobrze. Wiem, co masz na myśli. To też niekoniecznie mój
świat. Na obrzeżach Bad Helmbach odkryłem małą francuską
restaurację. Tylko pięć stolików i dość skromne menu. Lubisz
francuską kuchnię?

-Uwielbiam.
- Jasne. Jak mogłem zapomnieć. Masz rodzinę we Francji.
Pomógł jej wsiąść do samochodu. Usiadł na siedzeniu

kierowcy, uruchomił silnik i po chwili wyłączył.

background image

- Co jest? - zaniepokoiła się Lena.
Patrzył na nią swoimi niesamowicie niebieskimi oczami.
- Leno, jesteś czarującą kobietą. Jestem szczęśliwy, że mogę

ci towarzyszyć - powiedział i znowu uruchomił silnik. -
Musiałem ci to powiedzieć.

Lena zmieszała się. Odwróciła głowę. W zasadzie nic takiego

nie powiedział, ale sposób, w jaki na nią patrzył, mówiąc jej
komplementy, wprawiał ją w zakłopotanie.

Jan jest bardzo przystojny, a ona w zasadzie samotna. To dość

wybuchowa mieszanka. Musi uważać. Nie wolno jej
ryzykować. Przecież kocha Thomasa. Nie wolno jej się wdać w
romans z Janem. Igranie z ogniem zawsze źle się kończy.

Ale tego wieczoru ma zamiar się bawić, a potem. .. Jan

wyjedzie do Brazylii. Nie wiadomo, czy jeszcze kiedyś zawita
w te okolice. Jest tu przecież tylko ze względu na ciotkę. I kto
wie, może Thomas wreszcie przyjdzie i zostanie na dłużej.

- Dam pensa za twoje myśli.
- Jeśli masz, to zdradzę ci moje myśli.
Jan sięgnął do tyłu. Samochód zaczął tańczyć na drodze, ale

szybko nad nim zapanował.

background image

- Co robisz?! Chcesz mnie zabić?! - krzyknęła Lena.
- Skądże, tu... - Podał jej portfel, który wyciągnął z tylnej

kieszeni, wykonując przy tym karkołomne ruchy.

- Po co mi twój portfel?
- Jak to po co? Żebyś sobie wzięła pensa i zdradziła mi swoje

myśli.

- Blefujesz. Wcale nie masz pensa w portfelu.
- Mam. Sama sprawdź i weź. To uczciwy interes. Ty bierzesz

pensa, a ja poznaję twoje myśli.

- Jesteś niemożliwy, naprawdę niemożliwy - powiedziała i

zaczęła szukać w przegródce na monety. Znalazła. - W
porządku, biorę. Myślałam o...

Myśli zaczęły jej wirować w głowie. Oczywiście nie powie

mu prawdy. Wymyśli jakąś piękną bajeczkę. Z nim nigdy nic
nie wiadomo. Nie wiadomo, co powie i jak się zachowa. Jan
van Dahlen. Gdyby nie Thomas...

Stop!
Nie tędy droga. Skąd u niej takie myśli?! To proste. Tak mało

miała Thomasa dla siebie. Niby jest w jej życiu, a jakby go nie
było. Same słowa

background image

nie wystarczą. W miłości to za mało. Nie wystarczy też

bransoletka z wygrawerowanym napisem LOVE FOREVER.
Stale ją nosiła.

- Powiem szczerze. Niepotrzebnie straciłeś pensa. Myślałam

jedynie o tym, że cieszę się na ten wieczór i koncert Hot
Spoonsów.

- Fantastycznie. Za każdą taką odpowiedź dam pensa. Włożę

do portfela sto jednopensówek, żeby móc poznawać twoje
myśli.

- Szybko ci się to znudzi.
Droczyli się jeszcze przez chwilę. W doskonałych humorach

dojechali do małej francuskiej restauracji. Lena nigdy
wcześniej jej nie widziała. Chyba znali ją tylko wtajemniczeni
lub ludzie pokroju Jana, którzy zawsze wszystkiego się
dowiedzą. Zdobywanie informacji jest przecież wpisane w
jego zawód.

Nie pozwolił, żeby sama wysiadła z samochodu. Otworzył jej

drzwi i pomógł wysiąść. Kiedy weszli do malutkiej restauracji,
niski, ruchliwy, troszkę zaokrąglony Francuz, który był
właścicielem, powitał ich w taki sposób, jakby od samego
początku byli jego stałymi gośćmi. Lena wcale się już nie
dziwiła. Po Janie wszystkiego

background image

można się było spodziewać; Nawet zarezerwował stolik.
Był naprawdę niesamowity.
Zanim usiadł, przysunął jej krzesło.
Aperitif był oczywiście poczęstunkiem od właściciela.
- Często tu przychodzisz? - zapytała Lena.
- Nie. jestem tu trzeci raz.
- Tak, ale... Nic nie rozumiem. Właściciel traktuje cię jak

stałego bywalca, aperitif jest za darmo. Jak ty to robisz?

Nachylił się do niej. Jego twarz niebezpiecznie blisko zbliżyła

się do jej twarzy. Lena gwałtownie się odchyliła.

- Na tym polega mój urok - szepnął. - Mam nadzieję, że

kiedyś i ty mu ulegniesz.

„Oby nie", pomyślała, ale nie powiedziała tego na głos.
Do ich stolika podszedł właściciel. Wyliczył dania, które nie

były wypisane na tablicy.

Nie posiadał się z radości, gdy Lena zaczęła z nim rozmawiać

doskonałą francuszczyzną. Trzeba było to uczcić. Oczywiście
szampanem na koszt restauracji.

background image

Właściciel poszedł po szampana, a Jan znowu nachylił się do

Leny i powiedział szeptem:

- Pobiłaś mnie. Nawet mi nigdy nie zaproponował szampana.

Ale nie ma się co dziwić. Tak samo jak ja jest zafascynowany
twoją urodą, urokiem...

- Janie... - upomniała go, bo onieśmielały ją jego

komplementy.

- No co? To nie tylko czcze gadanie. To wszystko prawda.

Gdybym nie wiedział, że masz kogoś, chociaż nie ma go tutaj,
od razu bym ci się oświadczył, bo jesteś kobietą, o jakiej
zawsze marzyłem.

- Janie...
- Już dobrze, dobrze. Nic więcej nie powiem. Ale chcę, żebyś

wiedziała. Od teraz - położył palec na ustach - już nic więcej na
ten temat nie powiem.

Gaston, właściciel restauracji, wrócił z szampanem. Dosiadł

się do nich i poniósł kieliszek.

- A votre Santé. Wypijmy za uroczą damę przy naszym stole.
- Zawsze i wszędzie - powiedział Jan. - Zgadzam się w stu

procentach.

background image

Lena cieszyła się, że w małej restauracyjce oświetlenie było

dość skąpe. Nikt nie zauważył, że zrobiła się cała czerwona.

background image

Po naprawdę udanym wieczorze Lena zadowolona wróciła do

domu.

Jedzenie u Gastona było wyśmienite. Musi tam pójść z Sylvią

i Martinem i oczywiście z Thomasem, kiedy wreszcie
przyjedzie.

Zabierze tam też Nicolę, Aleksa i Daniela, może nawet

Marjorie Ferguson.

Koncert też był świetny. Mieli doskonałe miejsca. Ale

najbardziej cieszyła się z autografów, które zdobyła.

Miała płytę dla bratanka, płytę z dedykacją.
Z wdzięczności uściskała Jana. Spodobał mu się spontaniczny

uścisk Leny, jej z kolei trochę zawrócił w głowie. Jego bliskość
jest dla niej niebezpieczna.

Jan zachowywał się bez zarzutu. Świetnie się razem bawili.

background image

Nicola napisała Lenie kartkę i zostawiała ją przy telefonie.
Droga Leno!
Dzwoniła twoja bratowa Doris. Jutro przyjeżdża w

odwiedziny. Pytała, czy o jedenastej nie będzie za wcześnie.
Powiedziałam jej, że nie ma problemu. Chyba nic na jutro nie
planujesz. Mam nadzieję, że miałaś udany wieczór.

Do jutra! Śpij dobrze.
Nicola
Lena ucieszyła się, że Doris chce ją odwiedzić. Na pewno jest

w drodze powrotnej do Francji. Oby udało jej się pozbyć tego
problemu z alkoholem! Może pomógł jej pobyt u przyjaciółki
w Niemczech.

Kiedy Leny nie było w domu, na sekretarce nagrały się dwie

rozmowy.

Pierwszy telefon był od Linusa.
- Cześć, ciociu. To ja - mówił zdyszanym głosem. - Jeszcze

raz dziękuję za wspaniały dzień. Tak się cieszę, że mam taką
ciocię. Mam nadzieję, że uda ci się zdobyć płytę Spoonsów.
Nie

background image

zawsze mogę odebrać komórkę, ale SMS z informacją, czy się

udało, zaspokoiłby moją ciekawość. Na razie.

Szkoda, że nie może do niego zadzwonić. Tak bardzo

chciałaby mu powiedzieć, że ma dla niego płytę i coś jeszcze.
Autografy! Jak dobrze, że odwiedziła chłopca. Lena była z
siebie zadowolona. Spotkanie z nim dużo jej dało.

Następny telefon był od Thomasa. Po jego głosie poznała, że

nie jest w najlepszej formie. Był smutny i rozgoryczony.

- Ach, Lenko, szkoda, że nie mogę usłyszeć twojego głosu.

Dzisiaj jest mi to szczególnie potrzebne. Szkoda, że cię nie ma.
Kocham cię.

Szkoda. Znowu się minęli. Tym razem Lena nie była aż tak

nieszczęśliwa jak zwykle, gdy przegapiała jego telefony.

Spędziła

cudowny

wieczór.

Została

obsypana

komplementami, nie tylko od Jana, również od pana Gastona.
Wprawdzie nie przywiązywała do nich dużej wagi, ale to miłe
uczucie uchodzić za atrakcyjną kobietę.

To nie miało nic wspólnego z Thomasem, z jej miłością do

niego. Nigdy nie przestanie go

background image

kochać. Ale coraz gorzej znosiła ich związek na odległość.
Wyjęła z lodówki butelkę z wodą, poszła na górę, otworzyła

w sypialni drzwi balkonowe i wyszła na balkon.

Odruchowo spojrzała w stronę czworaków na pokój, w

którym jeszcze niedawno mieszkała Christina von Orthen.

W pokoju świeciło się światło. Lena wiedziała, że ktoś inny

teraz tam mieszka, ktoś z grupy wędrownej.

Lena pomyślała o Christinie von Orthen. Co teraz robi? Leży

już w łóżku i śpi? A może nie śpi, tylko myśli o jej ojcu lub o
jego grobie na cmentarzu w Fahrenbach. Ciekawe, czy myśli
też o niej, córce mężczyzny, którego kochała?

W dawnym pokoju Christiny von Orthen zgasło światło.

Świeciło się jeszcze w innym na parterze. Członkowie grupy
wędrownej spali. Nic dziwnego. Muszą być wypoczęci, skoro
rano znowu chcą wyruszyć na wędrówkę, a robili to
codziennie.

Lena westchnęła i wróciła do sypialni. Drzwi balkonowe

zostawiła otwarte, ale zasunęła

background image

zasłony. Nie chciała, żeby słońce zbyt wcześnie ją zbudziło.

Poszła do łazienki przyszykować się do snu.

Przyglądała się swojemu odbiciu w lustrze. Nie była brzydka,

ale nie była taka piękna, żeby oczarować Jana i pana Gastona.

Francuzi zawsze przesadzają, a Jan jest typowym

uwodzicielem. Jest błyskotliwy i ma poczucie humoru. Ale
Lena kocha innego. Nie wolno jej o tym zapominać.

Ale jest podatna na pochlebstwa. Musi to przyznać.

Wszystkiemu winna jest samotność. Telefony, listy, maile i
SMS-y nigdy nie zastąpią bezpośredniego kontaktu z drugim
człowiekiem.

Tak wspaniale czuć ciepło kochanej osoby, jej bliskość...
Lena wzięła wacik i nasączyła go mleczkiem do demakijażu.

Musiała zmyć tusz.

Nie lubiła tego. Jak to dobrze, że na co dzień się nie maluje.

To nie w jej stylu. Poza tym ciągłe poprawianie ust szminką, co
nieustannie robią Grit i Mona, musi być okropnie uciążliwe.

Spojrzała w lustro. Oczywiście, jakże mogłoby być inaczej.

Rozmazała cały tusz.

background image

Niewiele myśląc, złapała mydło. Namydliła całą twarz.

Wszystko jedno, czy tak się robi, czy nie, czy dostanie od tego
zmarszczek, czy nie. Jest zmęczona, chce się położyć, a tak
szybciej pozbędzie się makijażu.

Niecałe pięć minut później leżała już w łóżku. Wsunęła się

pod kołdrę, zamknęła oczy i zasypiała przy dźwiękach reggae.
Już po chwili spała. Tej nocy znowu przyśnił jej się sen, który
niejeden raz towarzyszył jej w nocy. Po drugiej stronie rzeki
stał ojciec i coś do niej krzyczał, ale nie mogła go zrozumieć.
Chciała się do niego przedostać. Ale tym razem nie była ani
zrozpaczona, ani nieszczęśliwa. Pomachała ojcu, ale ten
rozpłynął się nagle w powietrzu.

background image

Następnego ranka Lena obudziła się wypoczęta i w dobrym

humorze. Najpierw napisała do Linusa, potem zapakowała
płytę i poprosiła Daniela, żeby od razu pojechał na pocztę i
wysłał ją ekspresem. Potem czekała na bratową. Doris była w
Fahrenbach tylko jeden raz i to bardzo krótko, dziesięć lat
temu, na dodatek przejazdem. Może tym razem zostanie na
kilka dni.

Tuż przed jedenastą Lena usłyszała warkot silnika. Pobiegła

w stronę parkingu. Ze srebrnego mercedesa wysiadła Doris.

Lena nie wierzyła własnym oczom.
Doris zmieniła się nie do poznania. Świetnie wyglądała. Ani

śladu obrzęku twarzy, który wywołuje alkohol. Zeszczuplała,
podcięła włosy na wysokość podbródka, rozjaśniła je
pasemkami

background image

w dwóch odcieniach blond. Miała na sobie spódniczkę do

kolan. Lena spostrzegła, że Doris ma bardzo ładne i szczupłe
nogi. Wcześniej tego nie zauważyła.

Świetnie wyglądała w truskawkowym bliźniaku. Ten kolor do

niej pasował.

- Doris, jakże miło cię powitać w posiadłości Fahrenbach.

Wyglądasz kwitnąco.

Objęła bratową i ją uścisnęła.
- Gdzie twój bagaż?
- Nie mam bagażu... Zaraz jadę dalej. Chciałam się tylko

pożegnać.

- Wracasz do Francji? Doris cofnęła się.
- Nie rób ze mnie głupka.
- Nie rozumiem.
- Nie wracam do Francji. Rozstałam się z Jórgiem. Nic ci nie

powiedział?

Lena musiała się szybko otrząsnąć z pierwszego szoku.
- Nie, dawno z nim nie rozmawiałam. Zawsze wtedy, gdy

dzwonię, nie ma go w domu i nigdy nie oddzwania. Chodź! Nie
będziemy stały na parkingu. Zrobię kawę. Zjesz coś?

background image

- Nie, dziękuję. Jestem po śniadaniu. Ale kawy chętnie się

napiję. Masz może wodę? Chce mi się pić.

Zauważyła spojrzenie Leny.
- Pić, normalnie pić. Nie suszy mnie. Lena zmieszała się i

lekko zaczerwieniła.

- Przepraszam.
- Nie przepraszaj. Masz prawo mnie podejrzewać. Kiedy się

ostatnio widziałyśmy, prawie cały czas byłam wstawiona.
Koniec z tym - powiedziała i rozejrzała się. - Pięknie tu. Jakoś
inaczej zapamiętałam posiadłość. Zresztą wtedy prawie nic nie
widziałam.

Doris poszła za Leną do domu. Lena chciała ją zaprowadzić

do salonu, ale Doris machnęła ręką.

- Nie rób sobie kłopotu. Gdzie zwykle pijesz kawę?
- Najchętniej w kuchni.
- W takim razie idziemy do kuchni. Lubię kuchnie.

Pamiętasz? Na zamku zawsze spotykałyśmy się w kuchni.

Usiadły przy starym drewnianym stole. Lena przyniosła

bratowej wodę, potem podała kawę.

background image

- Świetnie wyglądasz. Co się takiego stało? Doris ostrożnie

wzięła łyk gorącej kawy.

- Kiedy byłam u mojej przyjaciółki, dotarło do mnie, że

muszę coś zmienić w swoim życiu. Potem nad morzem
poznałam mężczyznę i... zakochałam się. Jest wdowcem, ma
dwie córki. Jedna ma dziesięć, a druga dwanaście lat. Jest
mistrzem stolarskim. Poznałam go, gdy siedziałam na plaży w
barze i popijałam koniak jak oranżadę. Siedział przy sąsiednim
stoliku i mnie obserwował. Nie zauważyłam tego. Kiedy byłam
już przy szóstej lampce koniaku, powiedział całkiem
spokojnie: „I na tym koniec. Co pani powie na długi spacer?" -
Doris spojrzała na Lenę. - Wyobrażasz sobie? Zwykle
wkurzałam się na takie uwagi. Miałam już nieźle w czubie. Ale
tym razem nie. Pozwoliłam, żeby zapłacił za mnie rachunek,
pomógł mi założyć żakiet, potem szłam za nim brzegiem
morza jak grzeczna dziewczynka. Bił od niego taki spokój,
miał w sobie tyle siły. Wcale mnie nie pouczał. Kiedy trochę
wytrzeźwiałam, okropnie się wstydziłam. Wtedy powiedział
coś nieprawdopodobnego: „Pomogę pani, jeśli tylko pani na to
pozwoli".

background image

Znowu napiła się kawy.
- Pozwoliłam. Godzinami ze sobą rozmawialiśmy, godzinami

spacerowaliśmy po plaży. W całym moim dotychczasowym
życiu nie nachodziła się tak dużo ani też nie mówiłam tak dużo
- roześmiała się. - On zresztą też. Jest z tych oszczędnych w
słowach i rozważnych w czynach.

- Cieszę się, że ci się udało. Bałam się, że alkohol cię

zniszczy, ale nie mogłam cię do niczego zmusić.

- Leno, i tak bym wtedy nie posłuchała, ale wiedziałam, że się

o mnie martwisz.

- Jeszcze kawy? Wody też? Doris pokiwała głową.
- Tak, poproszę. Zaczekała, aż Lena naleje kawę.
- Dość szybko się zorientowałam, że Franz jest dokładnie

takim mężczyzną, jakiego potrzebuję. Jest dla mnie opoką.
Wie, co robi, a ja mogę na nim polegać. Nie zostawia mnie
samej z moimi problemami. Jest zawsze przy mnie, kiedy go
potrzebuję. Kocha mnie. Z nim mogę mieć dzieci. Zawsze
bardzo chciałam mieć dzieci. I ja też go kocham.

background image

- A co z Jórgiem? Przecież go kochałaś. Doris przytaknęła.
- Z Jórgiem można szaleć i dobrze się bawić. To też wspaniałe

uczucie. Ale kiedyś trzeba zejść na ziemię. Jak już to zrobisz,
stwierdzasz momentalnie, że nie masz pewnego gruntu pod
nogami. Potrzebuję pewności i stabilizacji. Jórg mi tego nie
dał. Jest chwiejny i niestały. Kiedy mieszkaliśmy w
Niemczech, nie widziałam tego. Dopiero we Francji, kiedy
zmarł twój ojciec, a Jórg stał się nagle właścicielem zamku,
zauważyłam, że mój mąż nie wie, czego chce od życia. Umie
jedynie marzyć. Mnie z kolei brakuje pewności siebie. We
Francji nie umiałam znaleźć sobie miejsca. Czułam się
niepotrzebna, zbędna. Byłam głupia, bo negowałam i
odrzucałam wszystko, co francuskie, a przecież zdecydowałam
się na życie we Francji. Przez to odrzucenie zatraciłam
poczucie własnej wartości. Jórg nie miał dla mnie czasu, a ja
marniałam z każdym dniem. Nikt nie traktował mnie
poważnie. Nawet służba.

- Wmówiłaś to sobie. Ludzie na zamku są bardzo mili.

background image

- Oczywiście, ale dla was. Wy Fahrenbachowie wszędzie

jesteście panami, nieważne, dokąd traficie. Macie to we krwi.

- Doris, ty też jesteś Fahrenbach.
- Owszem, ale tylko spowinowaconą. To wielka różnica. Poza

tym pochodzę z niezamożnej rodziny, nie jestem też jakoś
szczególnie wykształcona. Już sam fakt, że Jórg się we mnie
zakochał i ze mną ożenił, był dla mnie jak sen, jak szczęśliwy
los na loterii. Nie mogłam uwierzyć, że spełniło się moje
marzenie. Ale tak naprawdę nigdy nie należałam do rodziny.

- To nieprawda - zaprzeczyła Lena. - Bardzo cię lubię, zawsze

cię lubiłam, a ojciec przyjął cię do rodziny z otwartymi
ramionami.

- Twój ojciec był bardzo miłym człowiekiem. Nigdy nikogo

by nie skrzywdził.

- Doris, na miłość boską, nie wolno ci tak mówić. Ojciec cię

lubił.

- Leno, tolerował mnie. Na pewno wolałby synową z

bogatego domu. Inną kobietę wymarzył sobie dla swojego
syna.

Lena pokręciła głową.
- To nieprawda.

background image

- Leno, nie zrozumiesz mnie. Pochodzisz z innego świata i

wychowałaś się w nim. Spójrz na Monę. Ledwo można ją
poznać. Jak nie przystopuje operacji plastycznych, to pewnego
dnia pępek wyląduje jej na brodzie, bo tak będzie miała
naciągniętą skórę.

Lena roześmiała się. Po chwili spoważniała.
- Monie odbiło. Uważa się za kogoś lepszego od innych. Jest

jeszcze bardziej wyniosła niż Frieder. A to już o czymś
świadczy. Ale wracając do ciebie. Zawsze byłaś
pełnoprawnym członkiem rodziny Fahrenbach.

- Dziękuję za te słowa, ale widzę to inaczej. Nie będziemy się

kłócić, która z nas ma rację. Odeszłam od Jórga. Nie wrócę już
na zamek. Nie pojadę nawet po moje rzeczy. Może je rozdać
lub spalić. Nic chcę niczego, co będzie mi przypominać moje
dawne życie, przede wszystkim moje porażki. Nie chcę też
pieniędzy. Nie mam żadnych roszczeń finansowych, chociaż
nie spisaliśmy intercyzy.

- Masz święte prawo do części majątku. Nie sądzę, żeby Jórg

z tobą się targował.

- Tak, wiem. Jórg tego nie zrobi. Ale ja niczego nie chcę.

Przeliczył się z tym festiwalem. Nie

background image

umiałam mu wyperswadować tego szalonego pomysłu. Ale

pozbędzie się problemów finansowych. Ma teraz przy sobie
Catherinę. Pomoże mu.

- Jesteś o nią zazdrosna? Coś jest między nimi? To dlatego nie

chcesz wrócić do Jórga?

Doris pokręciła głową.
- Nie, to nie tak. Jestem pewna, że Jórg nie ma z nią romansu.

Jeszcze. Po naszym rozstaniu zbliży się do niej i mogę się
założyć, że Catherinę będzie następną panią Fahrenbach.

- Nie rozumiem.
- W takim razie nie znasz swojego brata tak dobrze jak ja. Jórg

nigdy mnie nie zdradził. Nawet podczas mojej przygody z
alkoholem. Nie jest człowiekiem, który szuka kobiety. Po
prostu sięga po następną, która akurat przy nim się kręci.
Równie dobrze mogłaby to być jakaś Janetta, Paulina lub
jakakolwiek inna.

- Doris, proszę. Jórg jest atrakcyjnym mężczyzną. Stać go na

to, żeby wybrać sobie partnerkę. Jestem pewna, że musi ją
najpierw pokochać, żeby się z nią związać.

- Leno, Jórg jest marzycielem. On kocha nie kobietę, lecz jej

obraz, jaki sobie stworzy w głowie.

background image

Mnie też sobie wymyślił. Dokładnie wiedział, jaka mam być.

Nie spełniłam jego oczekiwań, więc odłożył ten obraz na bok i
zajął się innymi sprawami. Nie wyrzucił go. Pamiętasz, jakie
miał szalone pomysły? Na szczęście żył jeszcze twój ojciec i
umiał go powstrzymać... Jórg ma wiele dobrych cech.
Spędziliśmy razem sporo pięknych lat. Ale raczej niewiele nas
łączyło. Mijaliśmy się w życiu, mieliśmy wspólne szaleństwa,
ale nie miały one nic wspólnego z prawdziwym życiem. Dopiła
kawę.

- Gadam i gadam, a przyjechałam, żeby się z tobą pożegnać.

Wprawdzie nigdy nie miałyśmy ze sobą wiele do czynienia, ale
zawsze byłaś dla mnie miła. Dlatego chciałam się z tobą
pożegnać osobiście, a nie przez telefon.

- To bardzo miło z twojej strony. Jesteś i na zawsze

pozostaniesz moją bratową. To, że odeszłaś do Jórga, nie
zakończy naszej znajomości. Mam nadzieję, że uda nam się
utrzymać kontakt.

- Leno, tak się tylko mówi. Na początku może człowiek ma

nawet szczere chęci i chce kontynuować znajomość, ale
rzeczywistość jest inna. Wchodzę w nową rodzinę, w zupełnie
inne

background image

środowisko. Tu nikt nie słyszał o Fahrenbachach i nigdy nie

miał z nimi nic wspólnego. Wkrótce Jórg wprowadzi do
rodziny nową kobietę. Może kilka razy zadzwonimy do siebie,
ale potem kontakt się urwie. Każda z nas będzie zajęta swoimi
sprawami, będzie miała wyrzuty sumienia, że nie dzwoni,
będzie sobie obiecywać, że jutro zadzwoni, potem coś nam w
tym przeszkodzi i zapomnimy. W przyszłości obydwie
będziemy żyły w dwóch różnych światach, które nie mają ze
sobą żadnych punktów wspólnych. Zróbmy krok dalej i po
prostu zachowajmy o sobie dobre wspomnienie. Muszę już iść.
Franz czeka na mnie w kawiarni. Jedziemy do Włoch,
właściwie do południowego Tyrolu. Franz ma tam mały domek
letniskowy i koniecznie chce mi go pokazać.

- Jesteś szczęśliwa?
- Tak. Życie z Franzem jest inne. Nie ma w nim żadnego

szaleństwa, ale przyziemność mnie uspokaja. Jest troskliwy i
czuły. Jego córki mnie polubiły. Cieszę się na moje nowe
spokojne życie. Ty też spokojnie żyjesz i wyglądasz na
zadowoloną. Twój chłopak jest już w Niemczech?

background image

- Nie, jeszcze nie.
- Jakoś długo to już trwa. Nie może się zdecydować czy coś

stoi mu na przeszkodzie? Jest twoją wielką miłością i o ile
dobrze zrozumiałam, ty jego też.

Lena pokiwała głową.
- Zawsze coś mu wypada i przeszkadza w podróży do

Niemiec.

Doris wstała od stołu. Filiżankę i szklankę odsunęła na bok.
- Leno, samoloty latają w obydwie strony Doris objęła Lenę.
- Z całego serca życzę ci szczęścia. Jeśli ktoś na nie zasłużył,

to na pewno ty.

- Dziękuję ci, Doris.'.. Odprowadzę cię do samochodu.
- To samochód Franza. Na początku bałam się nim jeździć, bo

nie ma automatycznej skrzyni biegów. Franz poćwiczył ze
mną, powiedział, że nie mam się czego bać i świetnie sobie
radzę. Już mówiłam, jest moją opoką. Dokładnie tego
potrzebuję.

Wyszły z domu i wolnym krokiem udały się w stronę

parkingu.

background image

Lena chciała przeciągnąć moment pożegnania. Znowu ktoś

znika z jej życia.

Najpierw odszedł ojciec, na zawsze. Potem Holger. Może

jeszcze wróci. Teraz Doris. Rozkwitła i już nie pije. Za moment
wsiądzie do samochodu i odjedzie do nowego życia bez
Fahrenbachów.

Doszły do samochodu.
- Doris, dziękuje, że do mnie przyjechałaś. Lena objęła

bratową.

- Życzę ci wszystkiego dobrego. Bądź szczęśliwa w nowym

życiu. Jeśli kiedykolwiek miałoby się coś wydarzyć, wiesz,
gdzie mnie znaleźć.

- Dziękuję, Leno. Wiem, że mówisz to szczerze. Tobie też

życzę szczęścia... Byłaś wspaniałą szwagierką. Będzie mi
ciebie brakować.

Wsiadła do samochodu i odjechała.
Lena machała jej na pożegnanie. Po jej policzkach płynęły

łzy. Wcale się ich nie wstydziła.

Kiedy wracała do domu, zobaczyła Nicolę niosącą worek ze

śmieciami.

- Już pojechała? - zapytała Nicola. - Myślałam, że zostanie

kilka dni.

- Nie, przyjechała się ze mną pożegnać. Odeszła od Jórga.

Zakochała się w innym mężczyźnie.

background image

- Jesteś zła?
- Tak, ale nie na Doris, tylko na Jórga. Wie już od jakiegoś

czasu i nawet do mnie nie zadzwonił. Gdyby Doris nie
przyjechała, kto wie, kiedy bym się dowiedziała o ich
rozstaniu.

- Jak ten drugi mężczyzna daje sobie radę z nałogiem Doris?

Może nic nie wie, że ona pije?

- Doris już nie pije. W głównej mierze to jego zasługa. Swoją

wyrozumiałością i wsparciem pomógł jej rozwiązać problem.

Lena opowiedziała Nicoli, czego się dowiedziała.
- Doris znalazła swoje miejsce, swoją opokę, jak się wyraziła.

Ja też chciałabym wiedzieć, na czym stoję. Thomas zapewnia
mnie o swojej miłości, obiecuje, że przyjedzie i co? Tak dalej
być nie może.

- Mówisz tak dlatego, że w twoim życiu pojawił się Jan?
- Nie. Właściwie to Doris otworzyła mi oczy, a Jan

uświadomił, jak ważna jest bliskość drugiego człowieka i
że-miłości nie wykarmi się samymi słowami i zapewnieniami.

- Co to znaczy bliskość? Zbliżyliście się z Janem do siebie? -

dopytywała Nicola.

background image

- Nie, oczywiście, że nie. Kocham Thomasa. Ale ma w sobie

coś takiego, co może człowieka denerwować, szczególnie tak
samotnego jak ja. Sylvia jest szczęśliwa z Martinem, ty też nie
mogłabyś żyć bez swojego Aleksa, a ja...

Nicola odstawiła worek ze śmieciami i przytuliła Lenę.
- Masz rację, moja gołąbeczko, na dłuższą metę tak nie

można. Ale jeszcze trochę cierpliwości. Przyjedzie ten twój
Thomas. Wynagrodzi ci wszystkie godziny spędzone bez
niego.

Dołączył do nich Aleks.
- Co się dzieje? Moje objęcia ci nie wystarczą, kobieto?
- Wystarczą, ale nasza Lenka też do czasu do czasu potrzebuje

czułości.

- W porządku. Jak skończycie, muszą ją o coś zapytać.
Lena uwolniła się z objęć Nicoli.
- O co chodzi?
- Wiem, że jestem namolny, ale czy postanowiłaś już coś z

tymi obrazami?

- Nie, zupełnie zapomniałam - zawstydziła się.
- Z jakimi obrazami?

background image

- Okropne bitwy morskie, rzeź na pokładzie. Aż pięć takich

okropieństw. Chcesz je zobaczyć?

- Lepiej nie - powiedziała Nicola i złapała worek ze

śmieciami.

- Obiad jemy o pierwszej. Będzie pieczeń z rusztu w sosie

musztardowym - dodała jeszcze.

- Palce lizać - powiedziała Lena.
- Nie może być nic innego? - skrzywił się Aleks.
- Nie. Gdyby to od ciebie zależało, to codziennie jedlibyśmy

sznycle lub pieczeń wołową.

Nicola poszła ze śmieciami. Lena chciała iść do domu, ale

Aleks ją zatrzymał.

- A obrazy?
Nie da jej spokoju.
- Masz przy sobie ołówek i kartkę, żebym mogła coś zapisać?
Aleks poklepał się po kieszeniach.
- Chodź! Muszę zapisać nazwisko autora tych bohomazów, a

potem do kogoś zadzwonię.

Poszli do szopy. Aleks wyjął ze skrzyni jeden z obrazów.

Postawili go w jasnym miejscu.

Lena próbowała rozszyfrować pełny zawijasów podpis.

background image

- Moim zdaniem to Aegidius Patt. A ty co
widzisz?
Wolnym ruchem Aleks wyjął okulary. Równie powoli je

założył i przyglądał się podpisowi.

- Tak. Aegidius Patt... To jakieś dziwne imię i nazwisko.
- Tak zapisuję. Schowaj obraz do skrzyni. Ja muszę

zadzwonić. Obiecuję ci, że jeszcze dzisiaj zajmę się obrazami.

Lena zapisała imię i nazwisko malarza, a kartkę schowała do

kieszeni.

- Nie zapomnisz, gdzie ją chowasz? - upewniał się Aleks.
- Nie, na pewno nie. Na razie. Pobiegła do domu i usiadła w

fotelu. Najpierw musi przemyśleć rozmowę z Doris".
Dzwoniący telefon wyrwał ją z zamyślenia. Dzwoniła Sylvia.

- Jestem wprawdzie mężatką, ale to nie znaczy, że nie jestem

już twoją przyjaciółką. Dlaczego się nie pokazujesz? Nie
chcesz mnie widzieć?

- Bzdura! Tak dużo się wydarzyło. Nie chciałam cię zamęczać

własnymi problemami. Właśnie

background image

przed chwilą była u mnie Doris, żona Jörga. Przyjechała mi

powiedzieć, że się rozwodzą. Szczerze pogadałyśmy. Bardzo
żałuję, że już nigdy jej nie zobaczę. Smutno mi.

- Skoro ci smutno, przyjedź do mnie. Martin pomaga małemu

cielaczkowi przyjść na świat. Mam teraz czas. W gospodzie nie
ma ruchu. Poza tym od czego są pracownicy.

Lena nie miała ochoty wychodzić z domu, ale wiedziała, że

Sylvia odwróci jej uwagę od ponurych myśli. Jej przyjaciółka
umiała słuchać. Tylko czy Lenie wolno ją obarczać własnymi
problemami? Powiedzieć jej o pani doktor von Orthen,
Linusie, Doris, no i o Janie van Dahlen? Trochę tego za wiele.

- Nie ociągaj się, tylko przyjeżdżaj - nalegała Sylvia.
- Ale Nicola ugotowała obiad. Mamy jeść o pierwszej. To już

niedługo.

- W takim razie przyjedź po obiedzie. Martin tak szybko nie

wróci, a jeśli nawet zjawi się wcześniej, to żaden problem.
Ucieszy się ze spotkania z tobą. W takim razie do zobaczenia
później. Pa!

background image

- Pa!
Lena odłożyła słuchawkę.
Odwiedzi Syhdę, pojedzie nad jezioro, później na grób ojca, a

potem musi trochę przestudiować koncepcję dystrybucji
whisky.

Ma pewien pomysł, dzięki któremu można jeszcze podnieść

efektywność sprzedaży whisky. Powinien się spodobać
Marjorie Ferguson.

Kiedy się podnosiła z fotela, coś jej zaszeleściło w kieszeni.

To była kartka z nazwiskiem malarza tych olejnych
bohomazów.

Lena wyjęła notes z numerami telefonów i wybrała numer

Lisy, młodej malarki, która spędziła nad jeziorem cudowne
lato ze swoim chłopakiem, ale ich miłość skończyła się jeszcze
przed jesienią.

- Stop! Proszę nie odkładać. To wprawdzie tylko

automatyczna sekretarka Lisy Joost, ale można zostawić
wiadomość. Oddzwonię po odsłuchaniu. Dziękuję.

- Cześć, Liso, mówi Lena Fahrenbach. Szkoda, że pani nie

zastałam... Ale to nic ważnego. Spróbuję jeszcze raz. Na razie.
Miłego dnia.

Lena schowała kartkę do notesu. Trudno, spróbuje kiedy

indziej.

background image

Nie jest to chyba aż takie ważne.
Wstała, poszła do kuchni i sprzątnęła filiżanki i szklanki. Była

już prawie pierwsza. Postanowiła pójść na obiad.

Kiedy wychodziła, zauważyła, że na telefonie mruga

czerwona lampka.

Dzwonił Linus.
- Ciociu, fantastycznie. Dostałem twoją wiadomość. Wysłałaś

już może płytę? ja też mam dla ciebie dobrą wiadomość.
Dostałem szóstkę z klasówki z matematyki. Muszę już
kończyć. Będę miał problemy, jak mnie przyłapią, że dzwonię.
Na razie.

Lena trzy razy odsłuchała wiadomość od Linusa. Tak bardzo

ją ucieszyła.

Ma do niej zaufanie. Dzieli się z nią smutkami i radościami.

Świetnie! O to właśnie chodzi.

background image


Tego dnia, kiedy miała przyjechać Marjorie Ferguson, Lena

od rana była zdenerwowana. Nie miała pojęcia, w co się ubrać.
Założyć kostium? Spodnie i marynarkę? Tak się ubierała, gdy
towarzyszyła ojcu łub przyjmowała ważnych partnerów
handlowych hurtowni Fahrenbach. Ale taki ubiór w
posiadłości? Czułaby się jak na balu przebierańców. Wybrała
proste czarne spodnie i białą bluzkę. Nic nie można zarzucić
takiemu strojowi. Musi tylko uważać, żeby w całym tym
zdenerwowaniu nie ubrudzić bluzki przed przyjazdem gościa.

- Leno, nie denerwuj się - powiedział Daniel. -Przecież nie

odwiedza nas prezydent, a nawet gdyby, to nie trzeba się tak
denerwować. Kontrakt mamy już praktycznie w kieszeni.
Trzeba go tylko podpisać.

background image

- Ale ona przyjeżdża, żeby obejrzeć nasz zakład. Kto wie,

czego oczekuje.

- Na pewno nie tego, co zobaczy. Będzie zaskoczona, a wręcz

mile zaskoczona.

- Oby! Idę do domu. Będziesz patrzył na drogę dojazdową?
- Robi się - obiecał Daniel. - Zawołam cię, jak zobaczę

taksówkę.

- W porządku.
Lena wróciła do domu, ale nie mogła usiedzieć na miejscu.

Ciągle chodziła po domu. Góra, dół, góra, dół.

Byłoby wspaniale dostać wyłączność na dystrybucję

Finnemore Eleven, ale świat się nie zawali, jeśli się nie uda.
Finansowo nie stoją aż tak źle. Sytuacja stopniowo się
poprawia. Wynajem apartamentów też kwitnie. Sprzedaż
produktów Horlitza i Brodersena przyniosły właśnie pokaźny
zysk. Pewnie, że zyskaliby na dystrybucji Finnemore Eleven.
Nie tylko finansowo. Podniosłoby to prestiż ich firmy i
przyciągnęło nowych partnerów handlowych.

Nagle otworzyły się drzwi wejściowe. Daniel wsadził głowę

do środka.

background image

- Jedzie - powiedział. - Taksówka wjeżdża już na wzgórze.
Lena wzięła głęboki oddech, spojrzała w lustro, nerwowo

odgarnęła kosmyk włosów. Potem wyszła z domu przywitać
gościa.

Jak wygląda Marjorie Ferguson?
U boku Daniela, którego koniecznie chciała mieć przy sobie,

szła w stronę parkingu, gdzie akurat zatrzymała się taksówka.
Marjorie wysiadła z samochodu. To była niska i raczej chuda
kobieta o rudych, kręconych włosach, szczupłej piegowatej
twarzy i zielonych oczach.

Gdyby Lena nie wiedziała, że Marjorie jest Szkotką, wzięłaby

ją za Irlandkę. Właśnie tak wyobrażała sobie Irlandki.

I ta delikatna istotka pokonała w wyścigu do fotela prezesa

wszystkich męskich konkurentów? No, no. Marjorie z
uśmiechem i mocnym uściskiem ręki odpowiedziała na
powitanie Leny. Nawet męski uścisk nie jest mocniejszy.

- Pięknie tu. Gdzie jest zakład?
Poszła za Leną i Danielem do „Fabryki likieru Fahrenbach",

jak wciąż głosił stary szyld na starym budynku.

background image

Rozglądała się z zaciekawieniem. Nic nie uszło jej uwadze.
Dokładnie obejrzała pomieszczenia magazynowe i dział

ekspedycji.

- A co tu jest? - zapytała, wskazując wejście do destylarni.
- Tutaj wcześniej produkowaliśmy naszą Fahrenbachówkę.
- Teraz już nie?
- Nie, chwilowo nie.
- Nie była dobra?
- Była doskonała - wtrącił Daniel, który nie dał złego słowa

powiedzieć na ukochany trunek.

- Nie wolno zaprzestawać produkcji dobrych rzeczy. Tradycję

trzeba pielęgnować. Skoro produkcja zawieszona, to mogę
zajrzeć do destylarni?

- Oczywiście - powiedziała Daniel z dumą i otworzył drzwi.
- Mój Boże! - zawołała Marjorie.
Lena źle odczytała jej słowa. Była pewna, że Marjorie nie

spodobał się ich zakład, że jest o wiele za mały, by zasłużyć na
licencję na dystrybucję trunku światowej sławy.

- Nie spodziewała się pani tego, prawda?

background image

Marjorie przeszła obok jednego z błyszczących kotłów,

ostrożnie go dotknęła, poszła dalej i podziwiała urządzenia.

- Nie, jak pragnę zdrowia, nie - powiedziała. -Co za wspaniały

zakład!

Odwróciła się do Leny.
- Nie muszę już więcej oglądać. Wystarczy mi, co

zobaczyłam. Wszystko jest solidne, porządne. Dużo bardziej
niż się spodziewałam. Zostanie pani moją partnerką w
interesach. Gdzie jest pani biuro? Od razu podpisałybyśmy
umowę. Niestety zaraz muszę jechać dalej.

- Nie zostanie pani?
- Nie, dzisiaj po południu mam spotkanie biznesowe w

Wiedniu. Nie jestem pewna, czy ci ludzie zostaną moimi
partnerami. Brakuje mi w ich projekcie kreatywności,
wyczucia dla mojego produktu. Zapraszam panią i pana
Daniela do Szkocji. Ale muszę państwa ostrzec. Nie zobaczą
państwo u mnie tak nowoczesnego zakładu. Wszystko u nas
jest bardzo stare. Kto wie - głośno się zaśmiała - może gdyby
najpierw pani do mnie przyjechała i zobaczyła mój zakład,
wcale nie chciałaby pani ze mną współpracować.

background image

Mój zakład jest taki... przestarzały i trochę zapuszczony.
Lena posłała Danielowi spojrzenie pełne wdzięczności.

Właśnie tak opisał jej wcześniej szkockie zakłady.

- Państwa zakład będzie dla mnie impulsem do modernizacji

mojego. Kiedyś jeszcze raz wszystko sobie dobrze obejrzę. Ale
nie teraz. Mam sporo na głowie. Muszę pozamykać kontrakty.
Głównie w dystrybucji. Wiem, że mam wspaniały produkt i
oczekuję pełnego zaangażowania. Dosyć o tym. Gdzie jest to
biuro?

Poszli na pierwsze piętro.
- Piękne - powiedziała Marjorie. - Moje jest małe i ciemne.

Stoją w nim ohydne meble.

Wyjęła z torby trzy porządnie spięte komplety dokumentów.
Umowa! Upragniona umowa!
Jeden egzemplarz wręczyła Lenie, drugi Danielowi. Widać

było, że jest dumny z tego, iż może uczestniczyć w tym
historycznym momencie. Trzeci egzemplarz trzymała w jednej
ręce, a w drugiej pióro wieczne. Nie było stare, ale za to drogie.
Nie oszczędzała na nim.

background image

Lena przejrzała treść umowy. W hurtowni wiele ra?y była

obecna przy zawieraniu umów. Ich treści były z reguły mniej
lub bardziej podobne, różniły się jedynie warunkami.

Lena szybko się zorientowała, że to bardzo uczciwa umowa.
Pokiwała głową i chciała wziąć jakiś długopis z biurka.
Ale Marjorie podała jej swoje drogie pióro.
- Proszę - powiedziała i obserwowała, jak Lena zamaszyście

pisze swoje nazwisko pod treścią umowy, wcześniej już
podpisanej przez Marjorie równie energicznie.

- Za współpracę! - powiedziała Marjorie, gdy Lena złożyła

swój podpis. - Opijemy to kiedy indziej. Po południu muszę
trzeźwo myśleć.

Jeden egzemplarz umowy zostawiła Lenie, dwa pozostałe

schowała do torby.

- Sugestia naszego wspólnego przyjaciela, pana Brodersena,

była strzałem w dziesiątkę. Muszę mu podziękować.
Powiedział mi, że jest pani zupełnie inna niż pani brat. Wie
pani, że doprowadził firmę pani ojca do fatalnej sytuacji
finansowej? Dużo poważnych firm wycofuje się ze
współpracy.

background image

A wiele z nich już odebrało mu licencje na sprzedaż

produktów. Lena zbladła.

- Nie, nic nie wiedziałam.
- No tak, nic przyjemnego rozmawiać o porażce, na dodatek z

taką siostrą jak pani.

Nie może powiedzieć Marjorie, że Frieder w ogóle z nią nie

rozmawia, bo nie chce mu odstąpić działki nad jeziorem. To
sprawy rodzinne. Nie mają nic wspólnego z interesami.

Marjorie spojrzała na zegarek. Na jej szczuplutkiej ręce

sprawiał wrażenie o wiele za dużego.

- Już tak późno?! Czy zamówią mi państwo taksówkę?
- Pani Ferguson, jeśli nie ma pani nic przeciwko, chętnie

odwiozę panią na lotnisko - zaproponował Daniel.

- O, jak miło, ale proszę do mnie mówić Marjorie.
Wstała.
- Pani też, pani Leno. Szkoda, że mam tak mało czasu.

Następnym razem zostanę tu na dłużej. Chciałabym dokładnie
obejrzeć tę wspaniałą posiadłość.

background image

Pożegnały się. Marjorie i Daniel wyszli z biura. Do uszu Leny

dobiegł jeszcze głośny, ale serdeczny śmiech Marjorie. Po
chwili była już zupełnie sama.

Usiadła przy biurku i gładziła ręką przed chwilą podpisaną

umowę.

Udało się. I po co były te nerwy? Zupełnie niepotrzebnie się

martwiła. Marjorie wpadła tu jak po ogień. Wszystko jej się
podobało, a nic nie uszło jej uwadze. Ta delikatna osoba dobrze
wie, czego chce. Lena była pewna, że ich współpraca będzie
owocna.

W interesach wszystko idzie coraz lepiej. Żeby jeszcze miała

tyle szczęścia w życiu prywatnym. Powinna je dzielić z
Thomasem, powinna go mieć u swego boku, a nie zadowalać
się jedynie bransoletką od niego, którą musi potrząsać, żeby
przeczytać LOVE FOREVER.

background image

Spojrzała na zegarek. Było jeszcze bardzo wcześnie. Przy

odrobinie szczęścia dodzwoni się do Jórga. Zazwyczaj o tej
godzinie jadał śniadanie. ; Nie myliła się.

- Cześć, Lena - przywitał się z nią skonfundowany. - Coś się

stało?

Wkurzył ją tym pytaniem. Odparła ostrzej niż zamierzała:
- U mnie nie... Co, nie możemy ze sobą od tak po prostu

porozmawiać? Musi się od razu coś stać?

- Wiem, powinienem się wcześniej z tobą skontaktować, ale

miałem mnóstwo rzeczy na głowie. Wreszcie zajmuję się
czymś, co mnie naprawdę interesuje. Teraz mój dzień jest
wypełniony po brzegi.

background image

Te słowa zasmuciły Lenę.
- I nie masz czasu, żeby oddzwonić do swojej siostry? Hm, no

bo co taka szara myszka ze wsi miałaby ci ciekawego do
powiedzenia?

- Leno, proszę, nie mów tak. Przepraszam, że cię uraziłem. Ja

świętuję zmiany na lepsze i... -przerwał.

Nie wierzyła mu.
- Jórg, chciałabym porozmawiać z tobą o Doris.
- Po co?
- Ponieważ mnie odwiedziła. Przykro mi, że od ciebie

odeszła. Była dla mnie miła, mimo że jej nie pomogliśmy.
Zlekceważyliśmy jej problem.

- Nikt jej nie zmuszał do tego, żeby od samego rana zaglądała

do butelki. Miała wspaniałe, beztroskie życie.

- Jórg, ona się czuła samotna. Za mało się o nią troszczyłeś.

Przeprowadziła się do obcego kraju bez znajomości języka.
Przecież nie mówiła po francusku.

- Mogła się go nauczyć. Nikt jej nie bronił.
Nie było sensu drążyć tego tematu. Na wszystko miał gotową

odpowiedź. Nie dopatrywał się swojej winy w rozpadzie
własnego małżeństwa.

background image

Zresztą w tej kwestii klamka zapadła.
Doris do niego nie wróci. Zakochała się w innym mężczyźnie.

Przy nim znalazła to, czego potrzebują wszystkie kobiety, czyli
bliskość i poczucie bezpieczeństwa.

- Nie chcę się z tobą kłócić o Doris. Jej już z nami nie ma.
- Wróci do nas na kolanach, kiedy się zorientuje, z jakiego

raju zrezygnowała. Nikt nie zaoferuje jej więcej...

Jórg był jej bratem, ale jego krnąbrność doprowadzała ją do

szewskiej pasji. Raj? Cwaniaczek. Sam go nie stworzył.
Przecież odziedziczył fortunę po tacie.

- Jórg, Doris złożyła mi krótką wizytę. Wyglądała na

wypoczętą, wzmocnioną i szczęśliwą. I nie zapowiada się,
żeby chciała zburzyć tę harmonię.

- Nigdy nie zgodzę się na rozwód.
- Dlaczego nie? Przecież wasze małżeństwo nie było usłane

różami. Rozminęliście się, nie mieliście już sobie nic do
powiedzenia. Nie cieszysz się, ujmę to drastycznie, że się jej
pozbędziesz?

- Nie chodzi o Doris.
Lena nie rozumiała, co miał na myśli.

background image

- Słucham? Jeśli nie o Doris, to o kogo? O co ci chodzi?
- Powiem ci, kochana siostrzyczko. Doris i ja nie mamy

rozdzielności majątkowej. Niczym się z nią nie podzielę.
Jeszcze nie zwariowałem. Chce, niech wraca. Jestem w stanie
zapomnieć o jej romansiku.

Zaniemówiła. Nie dowierzała, że z ust jej brata usłyszała coś

tak wstrętnego. Lena głęboko westchnęła.

- Jórg, kochasz Doris?
- Kochasz? Cóż za górnolotne słowo. Pobraliśmy się wieki

temu. Kto z takim stażem mówi o kochaniu czy miłości. Po
prostu przyzwyczailiśmy się do siebie i jeśli ona rzeczywiście
przestała pić, da się z nią jakoś wytrzymać. Dobrze się z nią
żyje i jest dość łatwa w utrzymaniu.

- Co? Boże, mówisz o niej jak o ubraniu... Jórg napawasz

mnie strachem. Nie spodziewałam się po tobie takiej
oziębłości... Chcesz tkwić w chorym związku małżeńskim ze
względu na majątek?

- Tak - przyznał bez zażenowania. - Przynajmniej jestem

szczery.

Jej zły nastrój osiągnął punkt krytyczny.

background image

- Jórg, niczym się nie przejmuj i zgódź się na ten rozwód.

-Doris nic od ciebie nie chce, zupełnie nic. Także jej
prywatnych rzeczy, które znajdują się w Chateau Dorleac.

- Uhm, ja się zgodzę, a ona zacznie stawiać żądania.
- Wcale nie. Doris na piśmie zrzeknie się jakichkolwiek praw

do twoich dóbr. Zatrzymasz wszystko, co dostałeś od taty.
Zanim kolejny raz staniesz na ślubnym kobiercu, sporządź
odpowiednią intercyzę. Wówczas w razie rozstania będziesz
mógł spać spokojnie. Wiedz też, że już nie znajdziesz takiej
kobiety jak Doris.

- Hej, dlaczego się mnie czepiasz? Ja jestem twoim bratem, a

ty opowiadasz się po stronie Doris.

- Powiedzieć ci coś? Żałuję, że wcześniej nie zadałam sobie

trudu, żeby ją lepiej poznać. Ona jest wspaniałą, wartościową
osobą.

- To sobie z nią zamieszkaj... - wysyczał z wściekłości.
- Jórg, nie wyżywaj się na mnie. Nie potrafisz znieść żadnej

krytyki. Nic do ciebie nie dociera. Jeśli chcesz, możemy
skończyć tę rozmo-

background image

wę. Szkoda, że ty mnie nie informujesz o ważnych

zmianach w twoim życiu, tylko Doris. Separacja z żoną nie jest
jakimś wyjściem do kina. Chyba to nie fair, że przemilczałeś
przede mną ten fakt.

- Nie traktowałem naszego rozstania serio. Nie wierzyłem, że

ona ode mnie odejdzie. No, ale skoro tego chce... Niech składa
pozew o rozwód.

- I mówisz o tym bez wzruszenia? Nie spróbujesz jej

odzyskać?

- Lena, nie każdy ma romantyczną duszę i bajkowe

wyobrażenie o miłości oraz szczęściu. Małżeństwo jest
związkiem

służącym

określonym

celom.

Powinno

funkcjonować jak dobrze kierowana firma.

Gdyby była złośliwa, wygarnęłaby mu, że i na tym polu się

nie sprawdził. Jednak nie chciała wszczynać awantury.

Co za licho wstąpiło w członków rodu Fahrenbach? Nie

potrafili się ze sobą dogadać. Nie znajdowali ze sobą
wspólnego języka.

- Lena, kiedy indziej dłużej sobie pogadamy. Dzisiaj mam

trzęsienie ziemi. Musimy przesłuchać z Catherine kilku
muzyków.

background image

- Zatem nie przeszkadzam ci już. Życzę dużo sukcesów.
- Dzięki. Do usłyszenia! - mruknął, nie czekając, aż powie mu

„do widzenia".

Lena posmutniała. Była wstrząśnięta.
Gdyby wiedziała, jak potoczy się ich rozmowa, nie

zadzwoniłaby do niego w ten posępny poranek.

Chyba jednak Doris słusznie postąpiła, uciekając od niego.

Zasłużyła na kogoś lepszego.

Czy powinna tak myśleć? W końcu Jórg był jej bratem.

Powinna ze względu na pokrewieństwo tolerować jego
nikczemne

zachowanie?

Nicola

prawdopodobnie

przytoczyłaby aforyzm: krew jest gęstsza niż woda.

Z powodu majątku zostałby z Doris... Co za głupota.
Lenie przeszły ciarki po plecach. Ona nie przywiązywała

większej wagi do spraw materialnych. Fajnie je mieć, ale nie
należy przeceniać ich posiadania.

Kiedy zabrzęczał telefon, sądziła, że Jórg się zreflektował i

chciał ją przeprosić.

Myliła się. W słuchawce usłyszała głos swojej przyjaciółki

Sylvii.

background image

- Wiem, dzisiaj jest smętny dzień - stwierdziła po przywitaniu

się z Leną. - Martin właśnie mnie oświecił, że cały dzień będzie
w rozjazdach. Może masz ochotę na babską przechadzkę po
mieście? Połaziłybyśmy po sklepach, a potem zjadłybyśmy co
nieco w tej nowej włoskiej restauracyjce. Wybadam przy
okazji konkurencję.

Przechadzka po mieście? W taką pogodę?
No, niekoniecznie. Tyle że jeśli zaszyje się w czterech

ścianach, sfiksuje do reszty. Usiądzie gdzieś w kącie i będzie
się zadręczać.

Nie miała siły pracować.
Wprawdzie zamierzała stworzyć zarys nowej kampanii

reklamowej produktów Brodersena, ale dzisiaj nie miała weny.

Jej obecność w destylarni nie była niezbędna. Daniel stał tam

na straży. Świetnie się spisywał.

Udało mu się nawet oczarować Marjorie Ferguson. Nie lada

wyczyn w tej branży.

- Chyba nie puścisz w odstawkę starej przyjaciółki? -

zawołała Sylvia po dłuższej chwili milczenia. - Przez pomyłkę
ustawiłam mojemu personelowi podwójną zmianę. Nie mogę
ich teraz

background image

odesłać do domu. W gospodzie zrobiło się tłoczno, więc ja nie

będę im się plątać pod nogami. Martina nie ma w domu... No
powiedz „tak".

Lena zgodziła się, tym bardziej, że chciała porozmawiać z

przyjaciółką w cztery oczy o pani von Orthen, jej pierwszej
wczasowiczce. Pani doktor i jej tata byli kiedyś parą i mieli się
pobrać.

Czy Sylvia wiedziała coś na ten temat?
- Gdzie i o której się spotkamy? - spytała Lena.
- Najprościej będzie, jeśli po mnie przyjedziesz. Poza tym

odkąd jestem mężatką, przyzwyczaiłam się do bycia
pasażerem.

Lena zaśmiała się.
- Dobra, księżniczko, nie zrzucę cię z twojego pasażerskiego

troniku - powiedziała żartobliwie. - O której podjechać po
jaśnie panią?

- Hm, no nie wiem, ile czasu będziesz się stroić i robić

makijaż...

- Pięć sekund. Przecież nie startuję w żadnym konkursie

piękności.

- Hola, hola, kochanieńka, nie tędy droga. Musimy się zrobić

na bóstwo. Chcę się trochę rozerwać. Zaszalejmy w Bad
Helmbach! Zabrylujemy jako dwie naturalne piękności z
prowincji.

background image

- Moja naturalna piękności, za pół godzinki usłyszysz pod

swoim oknem pisk opon mojego samochodu.

Lenie poprawił się humor. W sumie była wdzięczna

przyjaciółce, że wymusiła na niej ten wypad do miasta.

Zamówiła klika książek. Przy okazji odbierze je z księgarni.
A włoskie jedzenie? Dawno nie jadła południowych

przysmaków. Nicola gotowała raczej tradycyjne dania. W
gospodzie Sylvii też nie eksperymentowali z zagranicznymi
specjałami.

background image

Na szczęście przestało padać. Niebo się przejaśniło. Zza

chmur wyjrzało słońce. Lena odebrała przesyłkę z książkami i
pomaszerowała za Sylvią do sklepu z butami.

Sylvia, kupując buty na bardzo wysokim obcasie, zauważyła

zdziwione spojrzenie Leny.

- Martin uwielbia, kiedy zakładam takie fikuśne pantofelki.

Uważa, że mam boskie nogi... Ach, czego się nie robi dla
swojego męża, żeby mu się przypodobać. .. O, przymierzę
jeszcze tamte szpilki.

Niesamowite. Małżeństwo zupełnie odmieniło Sylvię. Kiedyś

była konserwatywna, a teraz stała się szykowną, modną
kobietą.

Lena zazdrościła jej czasami szczęścia, jakiego zaznała przy

Martinie.

Sylvia miała męża, którego kochała i przy niej był. A

Thomas? Mieszkał w Ameryce. Nawet nie

background image

wiedziała, kiedy do niej przyleci. Ciągle przesuwał termin

odwiedzin.

Tęskniła za nim, jego bliskością i czułością.
Jej wzrok powędrował na lewy nadgarstek, gdzie miała

wyrytą bliznę w kształcie litery T. Pozostałość po ich
rytualnym wyznaniu miłości. W młodości złożyli sobie
przysięgę, że będę się kochać na zawsze. Tyle że ta szrama była
jedynie symbolem, a nie czymś, co mogłoby ogrzać samotne
serce.

Sylvia zapłaciła za buty i paradując dumnie z firmowymi

torebkami, które ściskała niczym trofea, zapytała Lenę:

- Kontynuujmy naszą wyprawę po miejskie zdobycze. Albo

napijemy się najpierw kawy i trochę poplotkujemy.

Tą propozycją trafiła w dziesiątkę. Lena chciała się jej

zwierzyć, a takie sprawy najlepiej omawia się bez pośpiechu,
patrząc rozmówcy prosto w oczy.

- Kawa? Świetny pomysł. Odkryłam niedawno fajną,

przytulną kawiarenkę. W niej nie ma tłumów ani
wypacykowanych panienek. Usiądziemy w jakimś zacisznym
kącie.

background image

- Brzmi zachęcająco. Chodźmy. Zostawmy nasze zakupy w

samochodzie. Zaparkowałyśmy przecież w pobliżu.

-OK.
Lena spakowała swoje książki, a Sylvia buty. Potem poszły

do kawiarenki. Sylvia jej nie znała i była oczarowana panującą
tam atmosferą. Usiadły przy oknie.

Zamówiły świeżo parzoną kawę. Sylvia jako niepoprawny

łasuch poprosiła jeszcze o kawałek ciasta. Wtedy do środka
wszedł Jan van Dahlen.

Lena spodziewałaby się wszystkiego, ale nie tego. Od razu się

zarumieniła. Jan ruszył w ich stronę.

Natknęła się już na niego kilkakrotnie, ale unikała go jak

ognia.

Jan był przystojnym, zabawnym i mądrym mężczyzną. Nie

krył swojej sympatii do niej. Otwarcie przyznawał, że mu się
podoba. Bała się bowiem, że ulegnie jego czarowi.

Thomas był daleko za oceanem, a Jan tutaj, dyspozycyjny i

zakochany w niej po uszy.

- Spójrz na tego przystojniaka - szepnęła Sylvia. - Zerka na

nas ukradkiem... U la, la, idzie do naszego stolika.

background image

Zanim Lena zdołała cokolwiek wyjaśnić, Jan stał już przy

nich.

- Co za niespodzianka, Leno - zagadnął uśmiechnięty, po

czym spojrzał na Sylvie, która lustrowała ich wzrokiem.

- Pozwólcie, że was sobie przedstawię - powiedziała Lena. -

Pan Jan van Dahlen, a to moja przyjaciółka pani Gruber.

- Miło mi - odpowiedział Jan. - Przeszkadzam paniom czy

mogę się dosiąść?

Przeszkadzał. Lena chciała opowiedzieć przyjaciółce o

tajemnicy swojego taty. Chciała odpowiedzieć, ale Sylvia ją
uprzedziła.

- Ależ skąd. Panie van Dahlen, proszę siadać -odezwała się

zaciekawiona.

Pragnęła jak najszybciej się dowiedzieć, gdzie Lena poznała

takiego pięknisia.

Dość szybko wywiązała się między nimi interesująca,

zabawna

rozmowa.

Jan raczył

ich

fascynującymi

opowiastkami i epizodami ze swoich dziennikarskich dokonań.

W pewnym momencie spojrzał na zegarek.
- Ojej, ale się zagadałem. Wyskoczyłem na małą kawę i nie

przypuszczałem, że ją wypiję

background image

w towarzystwie tak uroczych pań. - Zerknął na Lenę. - Jeśli

teraz nie pojadę do mojej ciotki, wydziedziczy mnie -
zażartował.

Zawołał kelnerkę, zapłacił za siebie, Lenę i Sylvię, po czym

wstał.

- Leno, wybrałabyś się ze mną do kina? Niedaleko jest. Na

plakatach widziałem zapowiedź fajnego filmu. Potem
poszlibyśmy się czegoś napić i pogadalibyśmy o życiu.

- Przykro mi - wzbraniała się Lena. - Mam... Nie dokończyła

zdania, ponieważ Sylvia weszła

jej w słowo.
- Oczywiście, że pójdzie. Lena uwielbia kino. Jan zachichotał.
- Dziękuję, będę pani winien przysługę - zwrócił się do Sylvii,

po czym powiedział do Leny: -Przyjadę po ciebie o
dziewiętnastej, zgoda?

Nie miała innego wyboru, jak przytaknąć. Nie chciała

kompromitować Sylvii.

W zasadzie jej przyjaciółka nie skłamała. Kiedy jeszcze

mieszkała w mieście, chętnie chodziła do kina. Po
przeprowadzce na Słoneczne Wzgórze niestety nie znajdowała
zbytnio czasu na oglądanie filmów na dużym ekranie.

background image

- Stokrotne dzięki. Nigdy pani tego nie zapomnę - powiedział

Jan do Sylvii. - Bardzo się cieszę na dzisiejszy wieczór - dodał
i pomachał im na pożegnanie.

Kiedy wyszedł z kawiarenki, Sylvia przemówiła do

przyjaciółki.

- Gdzieś ty go wyrwała?
- Wyrwała? Co ty mówisz. Przypadkiem natknęliśmy się na

siebie w księgarni. Zamieniliśmy ze sobą kilka słów. Nie
sądziłam, że go jeszcze kiedykolwiek zobaczę, tym bardziej, że
on tu tylko odwiedza ciocię. Ale on jest dziennikarzem i dla
niego to żaden problem, żeby mnie namierzyć. Któregoś dnia
zapukał do moich drzwi i zaprosił mnie na koncert jakiegoś
zespołu. Widywałam go od czasu do czasu, aż w końcu
odrzuciłam jego zaproszenie...

- Dlaczego? Przecież jest zabawny.
- Wiem.
- Nie rozumiem...
- Sylvio, ja kocham Thomasa i nikogo więcej. Jan jest

zabójczo uroczym mężczyzną i bez ogródek przyznaje, że jest
mną oczarowany. Nie jest natarczywy. Absolutnie nie.
Powiedziałam mu

background image

o Thomasie, a on odpowiedział: „Wiem, ale on jest daleko

stąd". Jak widzisz, wybadał teren.

- Hm, fakt, Thomasa tu nie ma - mruknęła Sylvia.
- Zgadza się. Brakuje mi go coraz bardziej. Kocham go ponad

wszystko. Nie mogę się doczekać, kiedy znowu go zobaczę.

- I z tego powodu chcesz żyć jak zakonnica?
- Przecież nie będę się rzucała pierwszemu lepszemu

mężczyźnie na szyję.

- No nie powinnaś, Leno. Ale nikt ci nie zabroni wychodzić z

domu i na przykład zabawić się w jakimś lokalu. Każda kobieta
lubi być adorowana i ty też powinnaś... - przerwała.

- Co chciałaś powiedzieć, Sylvia?
- Ach, nieważne. Nie moja sprawa.
- Dokończ. Zawsze byłyśmy wobec siebie szczere i otwarte.

Więc co chciałaś powiedzieć?

Sylvia trochę zwlekała z odpowiedzią.
- Thomas i ty... Byliście parą z bajki. My wszyscy wam

zazdrościliśmy, bo zakochaliście się w sobie na zabój. Później
twoja matka namieszała między wami. Przez nią się
rozstaliście i nie mieliście ze sobą żadnego kontaktu.

background image

- Ponad dziesięć łat - szepnęła Lena ze łzami w oczach.
- Ale ponownie się zeszliście. Wasza miłość jest niezmiernie

silna.

Lena pokiwała głową.
-

Dlatego zupełnie nie rosumiem, dlaczego nie

sformalizowaliście waszego związku i nie poszliście za
ciosem...

Lena przełknęła ślinę.
- Zrozumiałe, że Thomas nie może od tak spakować swoich

walizek i wylecieć z Ameryki, jednak powinien wyjść z jakąś
inicjatywą, dać ci jakiś znak, że chce z tobą spędzić resztę
życia, powiedzieć, gdzie chce je z tobą spędzić. Tutaj czy za
oceanem.

- Nigdy nie poruszał tego tematu.
- Więc ty weź ster w swoje ręce. Przejmij inicjatywę i ustalcie

coś.

Sylvia miała rację. Lena nie była w stanie się jej

przeciwstawić.

- Przepraszam, nie chciałam się wtrącać - dodała z wyrzutami

sumienia Sylvia. - Jesteś moją przyjaciółką, a Thomasa bardzo
lubię i może dlatego chciałabym dla was jak najlepiej. Kolejny
raz

background image

mówię - ty i Thomas jesteście dwiema pasującymi do siebie

połówkami.

Kelnerka zbliżała się do ich stolika.
- Podać paniom coś jeszcze? - zapytała uprzejmie.
Lena i Sylvia popatrzyły na siebie.
- Nie, dziękujemy - powiedziały niemal równocześnie.
- Skoro sponsor uregulował za nas rachunek, możemy

kontynuować naszą zakupową wyprawę - zaproponowała
Sylvia. - Z chęcią kupiłabym nowe perfumy. Hm, wybiorę
jakiś uwodzicielski zapach.

Natomiast Lena chciała koniecznie porozmawiać o tajemnicy

ojca. Niestety, to nie był odpowiedni moment. Wbrew swojej
woli ruszyła z Sylvią na podbój sklepów.

Właściwie nie musiały kupować perfum, bo Lena mogła

jakieś podarować Sylvii.

Kiedyś dostała małe próbki. Rzadko ich używała. Tylko na

specjalne okazje.

- Chodźmy do najbliższej drogerii. Ty wiesz, gdzie mają

największy wybór - zawołała Sylvia.

Opuściły małą kawiarenkę.

background image

W tym czasie chmury się rozeszły i wyjrzało piękne słońce.
Lena odczytała to jako znak z nieba.
Wkrótce i dla niej zaświeci słońce. Rozpromienieje, kiedy

wreszcie przyjedzie do niej Thomas.

Wieczorem spotka się z Janem. Tłumaczyła sobie, że on nie

zawróci jej w głowie. Przecież żaden mężczyzna, choćby
przystojniejszy niż Adonis, nie dorastał Thomasowi do pięt.

- Ach, ja też poszukam dla siebie nowego zapachu -

stwierdziła. - Ubóstwiam perfumy.

Gdyby Thomas tu był, uwiodłaby go nimi.
A tak moc nowych perfum wypróbuje podczas spotkania z

Janem.

background image

Lena rozradowana wróciła po południu do posiadłości

Fahrenbach.

Nie mogła się nadziwić, że ślub z Martinem miał tak ogromny

wpływ na Sylvię. Przeszła zupełną metamorfozę.
Osobowościowo była nie do poznania. Dawniej pięć razy się
zastanowiła, zanim wydała na coś pieniądze. Zaopatrywała się
jedynie w najpotrzebniejsze artykuły. A teraz? Hulaj dusza,
piekła nie ma. Bez opamiętania kładła na ladę ciuchy i
kosmetyki, ponieważ chciała się podobać swojemu Martinowi.

Naturalnie nadal zwracała uwagę na ceny. Głupia nie była.

Nie kupowała byle czego albo drogiego. Jeśli coś przekraczało
przyzwoitą cenę, nie kupowała tego. Lena też nie.

Ona nigdy nie pozwoliłaby sobie na roztrwonienie fortuny w

ciągu pół godziny. Do takich

background image

lekkomyślnych posunięć były zdolne tylko jej siostra Grit i

szwagierka Mona. Niektórzy ludzie nie zarabiali tyle przez
kilka miesięcy, ile one wydawały jednorazowo.

Lena z natury była oszczędna.
Pieniądze inwestowała przede wszystkim w konkretne,

przydatne rzeczy. Poza tym musiała, a właściwie chciała
spłacić pożyczkę w wysokości siedemdziesięciu siedmiu
tysięcy euro na uzbrojenie działek. Thomas za to zapłacił w
gminie i nie chciał słyszeć o żadnym wyrównywaniu długów.
Pomógł jej i tyle. Nie oczekiwał niczego w zamian. Ale ona
uparła się, że odda mu wszystko.

Zastanawiała się, czy sama też będzie bardziej rozrzutna na

zakupach, kiedy wyjdzie za mąż za Thomasa.

Miała nadzieję, że do tego dojdzie. Nie przyrzeka się kobiecie

dozgonnej miłości, jeśli nie ma się wobec niej poważnych
zamiarów.

Lena zaparkowała samochód i poszła do małego domku.
Nicola krzątała się w kuchni przy piecyku. Lena spostrzegła

się, że płakała. Chciała zapytać, co się stało, ale kątem oka
dostrzegła leżącą na stole

background image

gazetę. Przeczytała nagłówek na pierwszej stronie i stało się

dla niej jasne, dlaczego Nicola tak zmarkotniała.

Szczęśliwy zbieg okoliczności.
Młoda kobieta, którą tuż po porodzie oddano do adopcji,

odnalazła swoją biologiczną matkę.

Także Nicola zaraz po porodzie oddała swoją córkę. Nie

miała innego wyjścia. Od tamtego czasu bardzo cierpiała.

Lenę gryzły wyrzuty sumienia, bo zdeklarowała się, że

poszuka, tak jak ojciec próbował, rodziców adopcyjnych,
którzy przysposobili dziecko Nicoli, ale dotychczas nie
wysiliła się za bardzo. Dwa lub trzy razy usiadła przy
komputerze i na tym poprzestała. Zajęła się innymi, bieżącymi
sprawami. Potem zapomniała o swojej obietnicy złożonej w
głównej mierze sobie, ponieważ ciągle biegała po jakichś
urzędach, a Nicola w ogóle nie mówiła o swojej córce.

Postanowiła nie wypytywać Nicoli, dlaczego płacze. Nie

chciała jej rozdrażnić. Nazajutrz poszuka informacji na temat
tej adopcji. Czekają nie lada wyzwanie, bo córka Nicoli ma już
około trzydziestu lat. Dowiedzieć się po tylu latach...

background image

- Nicola, mam coś dla ciebie! - krzyknęła radośnie.
Kobieta ukradkiem otarła łzy, odwróciła się i podbiegła do

stołu, żeby zamknąć gazetę.

- Nie trzeba było - powiedziała.
- Na pewno się ucieszysz. - Lena wyciągnęła ładnie

zapakowany prezencik.

- Ojej, śliczne opakowanie, aż szkoda je tak rozrywać.
Nicola usiadła i pogładziła palcami kremowy papier i wstążkę

tego samego koloru.

- Rozpakuj. Nie krępuj się.
- Zwariowałaś... - wyjąkała Nicola, wyciągając z pudełka

perfumy. - Przecież nie mam dzisiaj urodzin...

- Tak, jest normalny dzień, kochana. Czy tylko przy

szczególnych okazjach można zrobić przyjemność drugiemu
człowiekowi? Nicola, jesteś dla mnie kimś ważnym. Robisz
dla mnie wiele dobrego. Tak naprawdę powinnam cię
obdarowywać mnóstwem prezentów i to codziennie.

- Twoja przeprowadzka na Słoneczne Wzgórze była dla mnie

największym darem. To najlepsze, co nam się mogło
przytrafić. Twój tata słusznie

background image

przepisał tę posiadłość tobie. Twoje rodzeństwo już dawno

wystawiłoby te ziemie na licytację. Obłowiliby się, tym
bardziej, że tutejsze działki zostały przemianowane z
rekreacyjnych na budowlane. A propos rodzeństwa. Dzwoniła
Grit. Wpadła w histerię, bo nie mogła się z tobą skontaktować.
Może zadzwoń do niej. No i po tysiąckroć dzięki. Sprawiłaś mi
ogromną radość tymi perfumami. Lubię ten zapach.

- Więc ich użyj! - zaproponowała Lena.
- Ech, tak bez okazji? Nie. To by było marnotrawstwo.
Lena objęła w pasie.
- Nie myl pojęć. Dbanie o siebie nie jest marnotrawstwem -

oznajmiła. - Dziękuję Bogu, że mam ciebie. Pójdę do siebie i
zadzwonię do siostry. Dziwię się, że ona jeszcze wie, kim ja
jestem.

- Ona zawsze będzie czegoś od ciebie chciała, więc nie

zapomni o tobie. Nie daj się jej zmanipulować. Nie pozwól,
żeby się tobą wysługiwała. Pewnie szuka kozła ofiarnego, żeby
w czymś ją zastąpił.

- Będzie chciała pozbyć się dzieciaków, żeby mogła zabawić

się ze swoim kochasiem.

background image

- Jeśli chodzi o dzieci, zgódź się, Leno. Nicola ubóstwiała

dzieci. Szczególnie Merit.

Była w niej zakochana.
- Dam ci znać, co chciała Grit... Aha, dzisiaj wieczorem

wychodzę z Janem van Dahlenem do kina, potem do jakiejś
knajpki.

- Super - pisnęła Nicola. - Nie możesz ciągle przesiadywać z

nami albo Sylvią.

Zatem Nicola również nie widziała niczego nieprzyzwoitego

w tym, że zadawała się z innymi mężczyznami.

Kiedy Lena przechodziła przez podwórze, do-skoczyły do

niej psy.

- Hektor, moja psinko - zawołała, głaszcząc labradora, po

czym pogładziła po gęstej sierści suczkę. - Lady, moja
słodziutka... Wiem, wiem, czego chcesz. No, chodźcie za mną -
zaśmiała się, idąc w stronę swojego domu.

Na gzymsie obok drzwi wejściowych stała puszka z karmą dla

psów. Oba psy ustawiły się w pobliżu okna, machały
zamaszyście ogonami i obserwowały każdy ruch Leny.

- OK, starczy na dziś - powiedziała, wysypując im solidną

porcję.

background image

Lubiła psy. Kiedy sprowadziła się na Słoneczne Wzgórze,

Hektor już tu był. Kupił go jej tata. Od początku przypadli
sobie do gustu. Byli nierozłączni, dopóki nie pojawiła się Lady.

Lena doskonale pamięta, jak Martin przyniósł jej ten mały

kłębek sierści. Niewiarygodne, że ludzie wrzucili tę psinę do
studni. Na szczęście ktoś ją uratował i zaniósł do weterynarza.
Martin ją odkarmił, a Lena przygarnęła pod swój dach. Lady od
razu zdobyła serca wszystkich mieszkańców Słonecznego
Wzgórza.

Psiaki wbiły w nią błagalny wzrok. Lena zmiękła. Nie

potrafiła się oprzeć ich cudnym ślepiom.

- Ostatni smakołyk! - krzyknęła. - Potem gapcie się na mnie,

ile chcecie, ale mnie nie przechytrzycie. Zrozumiano, moje
włóczykije?

Hektor i Lady zaszczekali radośnie. Chyba zrozumieli.
- A teraz wynocha. Uciekajcie do Daniela... Posłuchali jej.

Zwierzaki dodawały Lenie sporo

sił. Cieszyła się, że je miała.
Westchnęła i weszła do domu. Zżerała ją ciekawość, po co

Grit się do niej dobijała. Musiała mieć jakiś powód. Ona nie
dzwoniła bezinteresownie.

background image

Lena wykręciła numer do siostry, która odebrała po

pierwszym sygnale.

- Cześć, Grit...
Nie zdążyła powiedzieć nic więcej. Siostra weszła jej w

słowo.

- Wreszcie! Gdzieś ty się podziewała? - odezwała się, zamiast

się przywitać.

Lena powinna się jej tłumaczyć z tego, że nie było jej w

domu? Pozostawiła to bez komentarza.

- W piątek musisz przyjechać po dzieci. Przenocujesz je u

siebie przez weekend - wypaliła apodyktycznym tonem. -
Robertino się na nich wkurza i przerzuca całą złość na mnie.
Muszę pobyć z nim trochę sam na sam. Dzieci go drażnią. W
piątek mają wolne od szkoły, bo nauczyciele wyjeżdżają na
wycieczkę.

Bezczelność i zuchwalstwo siostry oburzyły Lenę. To szczyt

wszystkiego!

Od tygodni nie miała żadnych wieści od Grit, a kiedy

dzwoniła do niej, żeby z nią porozmawiać, zawsze ją zbywała.
Nie znajdowała czasu dla swojej rodziny.

Grit zwykle obskakiwała swojego włoskiego lowelasa. Była

wpatrzona w niego jak w obrazek.

background image

A on ją wykorzystywał. Wysysał z niej energie i pieniądze.
Lena kochała siostrzenicę i siostrzeńca. Z chęcią ich u siebie

gościła. Ale złościła się na siostrę, która arogancko się do niej
odnosiła. Rozkazywała jej jak służącej, chociaż potrzebowała
od niej łaski.

- Weźmiesz ich do siebie? To ważne dla miłości mojego

życia.

- Miłością twojego życia są twoje dzieci, a nie jakiś tam

włoski żigolo.

- Daruj sobie te morały. Ty nie masz o niczym pojęcia. Nie

wiesz, co znaczy namiętność. Tyle razy ci powtarzałam.
Krótka piłka. Tak czy nie?

Grit była chamska i impertynencka. Gdyby nie chodziło o

dzieci, Lena odłożyłaby słuchawkę. Dzieci nie były niczemu
winne. Nie powinny cierpieć przez niedorozwiniętą matkę.

- Wezmę dzieciaki... Dlaczego ty ich nie przywieziesz?

Czyżby w tym drogim sklepie obuwniczym nie wystawili
nowych modeli i dlatego jest ci to nie po drodze?

Grit odetchnęła z ulgą. Udało jej się wcisnąć siostrze swoje

pociechy. Odstawiła je na boczny

background image

tor, dzięki czemu mogła swobodnie działać, bez zbędnego

balastu. Nikt i nic poza włoskim amantem nie powinien
absorbować jej uwagi. Musiała udobruchać rozdrażnionego
Roberto. Zadurzyła się w nim niemiłosiernie. Umarłaby z
rozpaczy, gdyby z nią zerwał. Uczyniłaby wszystko, żeby go
przy sobie zatrzymać. Nawet dzieci nie odgrywały w jej życiu
tak znaczącej roli.

Zamiast podziękować siostrze za przysługę, powiedziała

ironicznie:

- Ogarnij się, siostrzyczko. Gdybyś choć trochę orientowała

się w najnowszych trendach mody i była na bieżąco,
wiedziałabyś, że tych modeli nikt już nie nosi. Zero ogłady.
Pozwól, że cię uświadomię. Ten, kto naprawdę dba o swoją
reputację, zakłada teraz buty od Gordona Sharpa, eks-
trawaganckiego, młodego projektanta z Wielkiej Brytanii.

- I rozumiem, że buciki od tego młodego ekstrawagancka

kosztują kilka euro więcej.

- Kilka tysięcy, słodziutka. Marka jego butów klasą

porównywana jest do ferrari. W każdym razie są warte swojej
ceny.

Lenie zrobiło się mdło.

background image

- Grit, gdyby tata cię posłuchał, w jednej chwili miałby cię

dość.

Grit zaśmiała się szelmowsko.
- Racja. Na szczęście jego nic już nie ruszy. Widać jednak, że

pouczanie innych scedował na ciebie. Jesteś jego głosem na
ziemi. Powoli zaczynasz mnie nudzić tymi swoimi
upomnieniami.

Grit szybko się obrażała. Łatwo ją było zranić.
Kiedy zabrzęczała jej komórka, bez namysłu przerwała

rozmowę z Leną. Rozłączyła się. Prawdopodobnie dzwonił
Robertino. Telefony od niego odbierała w okamgnieniu. Bała
się, że mógłby poczuć się urażony.

Nicola wystąpiła z propozycją, że ona i Aleks pojadą po

dzieciaki.

- Wtedy będziemy mieli je tu szybciej. Lena wybuchła

śmiechem.

- Hm, wcale nie, po prostu wcześniej je zobaczysz... Ale co

tam, niech ci będzie. Zawiadomię Grit, że wy podjedziecie po
dzieciaki. Zaraz przyjdę, to spokojnie pogadamy.

Ledwie odłożyła słuchawkę, a znów zadzwonił telefon.
- Ej, zwariowałaś...

background image

Tym razem Lena przerwała siostrze.
- Tak, zwariowałam - wrzasnęła. - Bo daję ci ciche

pozwolenie, żebyś traktowała mnie jak pomywaczkę, chociaż
nie, bo nawet ona nie zniosłaby twojej arogancji. Potrzebujesz
ode mnie łaski, a zachowujesz się tak, jakbym to ja miała ci być
wdzięczna za umożliwienie mi opieki nad Merit i Nielsem. Co
się z tobą dzieje? Gdzie twoje maniery?

- jestem podenerwowana, bo nie układa mi się najlepiej z

Robertino.

- Nikt cię nie zmusza do związku z nim. Nie jesteś na smyczy.

Skoro się z nim męczysz, odejdź od niego.

- No co ty? Przecież go kocham. Poza tym zainwestowałam w

niego za dużo pieniędzy.

- Grit! - krzyknęła oburzona Lena. - Kochanek nie jest lokatą

kapitału.

Znowu zabrzęczała jej komórka.
- Weźmiesz dzieciaki?
- Nicola i Aleks odbiorą je od was.
- Nie mam nic przeciwko. Mogą przyjechać już w czwartek.

Merit i Niels kończą szkołę po czwartej lekcji.

background image

- Zapytam Nicolę.
- Namów ją, żeby przyjechali w czwartek. Dzięki temu

dzieciaki pobędą u was dłużej. Wy je kochacie, one was, zatem
wilk syty i owca cała. Ja też coś z tego będę miała.

- No, przede wszystkim swojego lowelasa.
Grit nie przeciągała na siłę tej rozmowy. Szybko ją

zakończyła. Spieszno jej było do kogoś innego. Oczywiście
„dziękuję" nie padło z jej ust.

Lena posmutniała. Grit i jej bracia zmienili się na gorsze.

Woda sodowa uderzyła im do głowy. Odziedziczyli pokaźny
majątek i nagle zaczęli zadzierać nosa. Stali się
bezwzględnymi i zimnymi ludźmi.

Grit żądała, aby każdy spełniał jej zachcianki. Księżniczka od

siedmiu boleści. Kiedyś ta wyniosłość odbije jej się czkawką.
W życiu nic nie jest pewne. Dlatego ludzi trzeba szanować,
okazywać im wdzięczność...

Rodzina stawała się dla Leny coraz bardziej obca.

Rodzeństwo oddalało się od niej. A może zawsze tacy byli?

Spojrzała na fotografię taty.
Wiele mu zawdzięczała. W życiu kierowała się wartościami,

które wpajał jej od dzieciństwa.

background image

I dobrze na tym wychodziła. Z czystym sumieniem mogła

spojrzeć na siebie w lustrze. Niestety, nie miała wpływu na to,
co wyczyniało jej rodzeństwo. Oni przyczyniali się do rozpadu
rodziny.

Lena poszła do Nicoli, żeby jej przekazać, kiedy powinna

przywieźć dzieciaki.

Nicola cieszyła się na odwiedziny Merit i Nielsa. Lubiła się

nimi zajmować. Przy czym w tej kwestii istniał klarowny
podział: jej faworytką była Merit, a Niels był ulubieńcem
Aleksa. Zresztą z wzajemnością.

- Napijesz się z nami kawy? - spytała Nicola przytulona do

Aleksa.

Oboje siedzieli wygodnie przy stole. Lena potrząsnęła głową.
- Nie, dzięki. Dostarczyłam już swojemu organizmowi

optymalną dawkę kofeiny. Porozmawiajmy o dzieciach. Grit
chce, żeby pojechać po nie w czwartek.

- Tym lepiej - powiedziała Nicola. - W czwartek dom jest

pusty. Pierwsi goście zaczynają się zjeżdżać dopiero w piątek.
W tym tygodniu zameldują się u nas członkowie klubu
kręglarskiego.

background image

Chyba nie stać ich na nocleg w Bad Helmbach. Tak czy owak,

większość czasu będą spędzać tam.

- Ach, Lena, nie chcę cię denerwować, tym bardziej, że na

wieczór umówiłaś się z Janem -wtrącił Aleks. - Zastanawiałaś
się, co z tymi obrazami? Działasz coś w tej sprawie?

Fakt, te straszne obrazy... Omal o nich nie zapomniała. Że też

Aleks musiał je znaleźć w starych skrzyniach. Po co w nich
grzebał? Lena najchętniej by ich nie ruszała.

Po tym, jak Lisa nie odebrała telefonu, wyleciało jej to z

głowy.

Tyle że Aleks nie odpuści. Będzie wiercił jej dziurę w

brzuchu.

- Zajmę się tym jutro z samego rana... - obiecała mu.
- Co masz zrobić jutro, zrób dziś - powiedziała w swoim stylu

Nicola, której specjalnością były powiedzonka i przysłowia.

Lena zaśmiała się.
- Wiem, ale tym razem naprawdę nie mam innego wyjścia.

Muszę się szybko wyszykować i elegancko ubrać. Nie chcę,
żeby Jan na mnie czekał.

Pomachała obojgu i wybiegła z domu.

background image

Chociaż Lena zarzekała się przed wszystkimi, że spotkanie z

Janem nie ma dla niej większego znaczenia, dołożyła
wszelkich starań, by wyglądać olśniewająco. Niby dla samej
siebie.

Mizdrzyła się przed lustrem kilkadziesiąt minut. Skrupulatnie

nakładała każdą warstewkę skromnego makijażu. Przegrzebała
z pół szafy w poszukiwaniu odpowiedniego stroju. Kiedy
spojrzała na stertę ubrań na łóżku, doszła do wniosku, że
zwariowała. Po co się tak stroiła?

Ostatecznie zdecydowała się na dżinsy, zwykłą koszulkę i

sweter. Wskoczyła w wygodne buty na płaskiej podeszwie i
uczesała włosy w kitkę. Popsikała się nowymi perfumami i
była gotowa.

Zarzuciła torebkę na ramię i wtedy rozległo ,się pukanie.
Spojrzała na zegarek.

background image

Jan był zadziwiająco punktualny. Za minutę wybije

dziewiętnasta. Otworzyła mu drzwi.

- Och, jesteś punktualny jak szwajcarski zegarek - zagadnęła.
- Hm, prezentujesz się oszałamiająco. Bajecznie pachniesz -

westchnął. - Chyba stworzyli te perfumy specjalnie dla ciebie.

Lena zarumieniła się, ale schlebiały jej te słowa. Był bardzo

bezpośredni i okazywał otwarcie swój zachwyt, co z jednej
strony jej się podobało, a z drugiej ją irytowało.

Gdyby nie było Thomasa.
Nie, nie powinna się zapędzać ze swoimi myślami. Miała

Thomasa i kochała go najmocniej na świecie.

Zamknęła drzwi na klucz i energicznie wsiadła do

samochodu.

- Wyczytałem w gazecie, że dzisiaj grają dwa seanse, a w

pobliżu kina otworzyli bar tapas. W przerwie moglibyśmy
skoczyć tam na małą przekąskę, napić się wina i wrócić na
drugi film. Albo pójść tylko na drugi film. Co ty na to?

- Super - zgodziła się.

background image

Od obiadu we włoskiej restauracji nic nie jadła. Zgłodniała.

Lubiła tapas, obojętnie ciepłe czy zimne. Lampką wina też nie
pogardzi.

Jan obchodził się z nią jak z damą. Był grzeczny, szarmancki i

niemalże leżał u jej stóp. Zrobiłby dla niej dosłownie wszystko.
Lena cieszyła się na ten wieczór w jego towarzystwie.

Mieli sobie sporo do opowiedzenia. Okazało się, że oboje

gustowali w podobnych gatunkach filmowych.

A jakie filmy interesowały Thomasa? Lena uzmysłowiła

sobie, że nie wie.

Nie rozmawiali ze sobą o swoich zainteresowaniach i o

sprawach przyziemnych. Pewnie w młodości wybrali się parę
razy do kina, lecz nie na film. Tam trzymali się za ręce i
zatapiali w namiętnych pocałunkach.

- Proszę, nie myśl teraz o nim - powiedział Jan i skręcił na

parking przed barem tapas.

Czytał w jej myślach?
Pomógł jej wysiąść z samochodu. Właściciel powitał ich,

jakby byli stałymi gośćmi. Zaprowadził ich do najlepszego
stolika.

- Często tu bywasz? - spytała.

background image

- Jestem tu pierwszy raz.
- Ludzie lgną do ciebie. Szybko zjednujesz sobie ich

sympatię.

Popatrzył na nią poważnie.
- Nie zawsze udaje mi się ta sztuka. Na przykład ty stawiasz

opór. Trzymasz mnie na dystans. Uczyniłbym wszystko, żeby
móc pokonać twoją niedostępność i rozkochać w sobie na
zabój.

- Jan, jeśli chcesz, żebyśmy miło spędzili ten wieczór, nie

przekraczaj granicy przyzwoitości. Kocham Thomasa.

- Szczęściarz. Bronisz go i jesteś mu wierna, mimo że on nic

dla ciebie nie robi. Dlaczego nie ma go przy tobie? Dlaczego
jasno się nie określi i nie przedstawi ci wizji wspólnej
przyszłości?

Lena zbladła.
- Skąd masz takie informacje? Uśmiechnął się i chwycił jej

prawą dłoń.

- W moim zawodzie wyszukiwanie newsów o ludziach i

wydarzeniach jest chlebem powszednim. Poza tym Słoneczne
Wzgórze jest mniejsze, niż ci się wydaje. Ludzie nagminnie
plotkują. Wy, Fahrenbachowie, jesteście powszechnie znani w
tej okolicy.

background image

Lena zagotowała się w środku. Nie potrafiła mu udzielić

racjonalnej odpowiedzi na zadane pytania. Irytował ją fakt, że
nie umiała zdefiniować tego, co łączyło ją z Thomasem.
Kochała go, ale co poza tym?

Na szczęście pojawił się kelner. Zapoznał ich z menu,

ponieważ nie wszystkie dania były wypisane. Polecił im także
pyszne hiszpańskie wino.

Skusili się na nie. Rzeczywiście miało wytworny smak.

Wznieśli toast.

- Lena, muszę ci coś powiedzieć. Jesteś pierwszą kobietą,

która spodobała mi się nie tylko wizualnie. Urzekł mnie twój
charakter. Zakochałem się. Mówię poważnie.

- Jan, pojutrze wyjeżdżasz. Najpóźniej za tydzień zapomnisz

o mnie.

- Żartujesz? Zrobię wszystko, żeby być blisko ciebie. Jestem

gotów przeprowadzić się na Słoneczne Wzgórze, żebyś miała
szansę mnie lepiej poznać. Zresztą w dzisiejszych czasach
związki na odległość nie są czymś osobliwym. Nawet gdybym
musiał zamieszkać w Australii, przylatywałbym często do
ciebie. Przecież są samoloty.

background image

Czy to był przytyk odnośnie Thomasa i tego, że rzadko ją

odwiedzał?

Popatrzyła na niego. Nie, on nie był uszczypliwy. Wyznał jej

po prostu swoje uczucia.

Z kłopotliwej sytuacji znowu uratował ją kelner. Przyniósł

zamówione tapas. Przy jedzeniu wdali się w pogadankę o
kulinariach.

Od Jana biło jakieś ciepło. Był nadzwyczaj miły. Nie narzucał

się jej przesadnie.

Oboje stracili poczucie czasu. Omal nie przegapili drugiego

seansu.

Kiedy weszli do kina, większość miejsc była już zajęta. Sala

pękała w szwach. Udało im się jednak znaleźć dwa wolne
fotele w ostatnim rzędzie, co ucieszyło Lenę. W dzieciństwie
zawsze tam siadała. Jan zresztą też.

A Thomas? Gdzie on lubił siadać? Nie wiedziała. Starała się

oderwać od myśli o nim i skupić się na filmie. Początkowo
bezskutecznie, ale z minuty na minutę wartka akcja filmu
wciągała ją coraz bardziej. To był dramat psychologiczny o
kobiecie, która staczała się na dno. Beztroskie życie porzuciła
na rzecz narkotyków. Przeszła na złą stronę. Wsiąkła w światek
przestępczy.

background image

Aktorka odgrywająca główną rolę mistrzowsko wcieliła się w

tę postać. Lena z otwartymi ustami śledziła każdy moment tej
zatrważającej historii. Ciarki przeszły jej po plecach.

Nieświadomie złapała Jana za dłoń. A może on złapał ją?
Dopiero wtedy, gdy skończył się film, zauważyła, że jej lewa

dłoń spoczywała na jego prawej ręce. Westchnęła głęboko, po
czym ostrożnie i delikatnie ją wysunęła.

Wyszli z kina jako ostatni.
Po chwili Jan zapytał: - Idziemy się gdzieś pobawić przy

muzyce?

Lena potrząsnęła głową.
- Nie, dziękuję. Zawieź mnie, proszę, do domu. Możemy

porozmawiać o filmie. Zrobił na mnie spore wrażenie. Nie
mam dziś ochoty na nocne życie.

- OK, więc chodźmy na spacer. Lena zgodziła się.
- Okolice mojej posiadłości są wręcz idealne na wieczorne

przechadzki. Za późno na pływanie po jeziorze, ale od
podwórza w dół rzeki wiedzie cudna ścieżka przez pola.

background image

- Zatem na co czekamy?
Zapadła zmrok. W milczeniu dojechali do Fahrenbach. Lena

schowała swoją torebkę do sieni. Równie dobrze mogłaby
położyć ją na ławce przed domkiem.

Dotychczas złodzieje nie nawiedzili tej posiadłości i oby tak

pozostało, jednakże odkąd przyjeżdżali wczasowicze, Nicola
ostrzegała Lenę, żeby uważała.

- jestem gotowa - stwierdziła Lena i poprowadziła Jana swoją

ulubioną ścieżką.

Maszerowali równym krokiem obok siebie, cały czas mówiąc

o filmie. Zadziwiające, że ich poglądy i spojrzenie na niektóre
aspekty życiowe były bardzo zbliżone.

- Kochasz tę ziemię, prawda? - spytał ni z tego, ni z owego.
- Jasne, jest dla mnie świętością - odpowiedziała bez

zastanowienia Lena. - Nie wyobrażam sobie, że musiałbym się
stąd wynieść. Dziękuję ojcu, że przepisał mi tę posiadłość.

Stanął. Popatrzył na nią w świetle księżyca.
- Bardzo pasujesz do tego miejsca. Ono jest ci przeznaczone.

Lena Fahrenbach z posiadłości

background image

Słoneczne Wzgórze. Twój tata świadomie podjął decyzję.
Ujął ją tymi pochlebstwami, choć czuła się onieśmielona.

Zarumieniła się. Odwróciła się na pięcie i ruszyła do przodu, a
on poszedł za nią.

Po paru minutach znaleźli się nad jeziorem. Wsłuchiwali się

w szum wody niezmącony kwakaniem kaczek czy śpiewem
ptaków.

Romantyczna atmosfera. Powiew wiatru rozdmuchiwał ich

włosy. Obecni byli tylko oni, natura i błoga cisza. Wpatrywali
się w gwiaździste niebo, ukradkiem zerkając sobie w oczy. W
pewnym momencie Jan wtulił ją w swoje ramiona i pocałował
w usta. Delikatnie i czule. Lena poddała się tej namiętnej
chwili. Uległa mu. Odwzajemniła jego pocałunki.
Rozkoszowała się ciepłem jego objęcia. Ogarnęło ją poczucie
bezpieczeństwa.

Nagle wzdrygnęła się i odskoczyła.
- Przepraszam, nie mogę...
Wbiegła na pagórek. Serce waliło jej jak młotem. Zaczęła

płakać.

Co ona wyczynia?!
Zdradziła Thomasa!
Zrobiło się jej niedobrze na samą myśl o tym.

background image

Jan dobiegł do niej.
- Lena, nie chciałem cię przestraszyć... i nie chciałem być

natarczywy. Samo wyszło. Spontanicznie. Co w tym złego?
Uczucia są po to, żeby za nimi podążać, a nie żeby przed nimi
uciekać. Czego się boisz?

- Ja... kocham Thomasa... ja...
- A może nie do końca tak jest? Może przemawia przez ciebie

przyzwyczajenie? Stworzyłaś sobie w głowie obraz was
dwojga jako nierozłącznej pary i kurczowo się tego trzymasz.
Ludzie się zmieniają, ulegają wpływom. Przegapiliście sporo
ważnych chwil. Wiele was dzieli. Coś wam umknęło. Widać,
że starasz się dociec, co Thomas robił podczas waszej
dziesięcioletniej rozłąki. Próbujesz budować wasz związek od
etapu, kiedy go kiedyś zakończyliście. Tak się nie da. Leno, nie
chcę rozmawiać z tobą o Thomasie. Wolę być swoim
poplecznikiem, adwokatem, czy jak to nazwać... Proszę, daj mi
szansę. Mamy ze sobą wiele wspólnego. Jesteś wspaniałą
kobietą, o którą warto walczyć i na którą warto czekać. Mówię
to jak najbardziej poważnie, Leno.

background image

Wierzyła mu, ale kochała Thomasa. W Janie mogłaby się

zakochać, gdyby nie podarowała swojego serca innemu
mężczyźnie, temu za oceanem.

Odwróciła się i pobiegła w górę. Jan dotrzymywał jej kroku.

Zdyszana zatrzymała się przed drzwiami swojego domu.

- Dzięki za wszystko, Jan... Proszę, nie bądź zły na mnie... Nie

mogę inaczej... W każdym razie życzę ci powodzenia!

- Leno, mam nadzieję, że się jeszcze zobaczymy. Uszanuję

twoją wolę, jednak będę czujny. Będę śledził twoje losy,
oczywiście w dobrej wierze. Nie powstrzymasz mnie przed
tym. A kiedy pojawi się dla mnie choćby cień szansy, skorzy-
stam z niej. Przyjadę i nie wypuszczę cię z rąk. Zaczarowałaś
mnie. Zakochałem się w tobie od pierwszego wejrzenia. Jesteś
cudowna.

Nie odrywał od niej oczu. Delikatnie przeczesał palcami jej

włosy. Prawą dłonią pogładził czule jej policzek.

background image

W poprzednich tomach:

Sytuacja finansowa Leny znacznie się polepszyła. Właśnie

podpisała umowę na dystrybucję najsłynniejszego szkockiego
Malt Whisky, Finnemore Eleven. Ponadto coraz więcej osób
wynajmuje noclegi w jej apartamentach. Dlaczego zatem Lena
wciąż zrzędzi i utyskuje? Ponieważ pieniądze i sukces to nie
wszystko.

Tęskni za Thomasem, mężczyzną, którego kocha i który

mieszka w odległej Ameryce. Oczywiście są w stałym kontak-
cie, jednak prawie się nie widują. Dzielą ich tysiące kilome-
trów. Dlatego sama musi o siebie zadbać i na własną rękę wieść
nowe życie na Słonecznym Wzgórzu. Nie do końca jest
pozbawiona wsparcia. Pomagają jej przecież Nicola, Aleks i
Daniel. Są dla niej jak rodzina. Właściwie nawet kimś więcej
niż rodzina. Troszczą się o nią, czynnie uczestniczą w jej życiu
zarówno zawodowym, jak i osobistym, i robią wszystko, żeby
posiadłość odzyskała dawny blask i znów tętniła życiem.
Bezinteresownie poratowali Lenę swoimi oszczędnościami,
czego nie da się powiedzieć o jej rodzeństwie.

Po śmierci jej taty zmieniło się wiele rzeczy.
Jej najstarszy brat Frieder zwolnił ją z firmy rodzinnej w

trybie natychmiastowym. Nie zaważał na nic i na nikogo.
Zaprzepaścił wiele kontaktów biznesowych, doprowadzając
stopniowo hurtownię win Fahrenbach do ruiny. Zerwał kon-
trakty z poważnymi zleceniodawcami, żeby wejść w spółkę z
jakimiś krętaczami czy wytwórcami produktów sezonowych.
Nadaremnie kreował się na lepszego i odnoszącego większe
sukcesy przedsiębiorcę niż ich zmarły ojciec.

background image

Lena wielokrotnie próbowała przemówić mu do rozumu, lecz

na próżno. Przestał się do niej odzywać, ponieważ nie chciała
mu odstąpić działki przy jeziorze. Szantażował ją. Ale ona nie
odpuszczała. Jezioro i tereny wokół niego od pięciu pokoleń
pozostawały w nienaruszonym stanie i według niej należało
pielęgnować tę tradycję. Nie pozwoli, by ktoś wybudował tu
sieć hoteli i okazałych willi jak przy jeziorze w Bad Helmbach.

Rozmyślała również o szwagierce Monie, żonie Friedera,

która wiele razy korzystała z usług chirurga plastycznego,
przez co bardziej przypominała lalkę niż kobietę. Zabiegi
upiększające na nic się jej zdały, ponieważ Frieder i tak wdał
się w romans z młodszą kochanką. W sumie trafił z deszczu
pod rynnę, ponieważ jego nowa wybranka była po prostu
młodszą wersją Mony. Lenie szkoda było brata.

Martwiła się też o jego jedynego syna Linusa.
Frieder i Mona odesłali go bowiem do internatu, aby móc w

pełni skupić się na realizowaniu własnych potrzeb, no i co tu
dużo mówić, oddawać się wszelakim uciechom. Wmawiali
sobie i chłopcu, że to dla jego dobra. Ale drogie, ekskluzywne
internaty nie zastąpią nikomu miłości i bliskości rodziców.
Linus na swój sposób starał się zaznaczyć własną obecność.
Sygnalizował im, że potrzebuje ich miłości. Jego biedna,
maleńka duszyczka wołała o pomoc, ale rodzice zignorowali
wysyłane przez niego komunikaty. A nawet ganili go za
niewdzięczność.

Współczuła Linusowi oraz dzieciom jej siostry Grit, Nielsowi

i Merit.

Im wcale nie powodziło się lepiej. Wprawdzie Grit nie posłała

ich do internatu, ale zwykle wynajdowała coś ciekawszego do
roboty niż zajmowanie się własnymi pociechami. Po
sprzedaniu swojej części spadku zabawiała się z młodocianym
lowelasem. Aby mu się przypodobać, poddawała się róż-
norodnym zabiegom upiększającym. Odbiło jej na stare lata.

background image

Niels i Merit zaś byli zdani albo na samych siebie, albo na

opiekunki. Ich ojciec wyleciał na dwa lata do Kanady. Nie
mógł dłużej znieść ekscesów i nocnych eskapad żony. A Jórg,
drugi' z braci?

On był nieco serdeczniejszym, ale przesadnie powierz-

chownym i niefrasobliwym człowiekiem. W krótkim czasie
doprowadził swoją część spadku, przepiękne winnice we
Francji, na skraj bankructwa. Zraził do siebie jednego z
największych klientów. Zamiast wdrożyć się w system
funkcjonowania przedsiębiorstwa, popisywał się jako
rozrzutny organizator stylowych eventow.

Ku uciesze Leny, udało się jej go namówić, żeby przekazał

zarządzanie majątkiem w ręce kogoś doświadczonego i roz-
ważnego, dzięki czemu nie roztrwoni przynajmniej całości
majątku. Nie musiał się więc trudnić czymś, do czego się
zniechęcił. Od niedawna rozwijał się na innej płaszczyźnie.
Organizował w Chateau Dorleac imprezy okolicznościowe.
Asystowała mu profesjonalna event manager Catherine
Regnier.

Natomiast szwagierka Leny, Doris, pewnego dnia spakowała

walizki i wyjechała z Francji na dobre. Zakochała się w innym
mężczyźnie. Z jego pomocą wyleczyła się z alkoholizmu.
Lenie było przykro, że Doris definitywnie zerwała kontakt z
nią i pozostałą rodziną, choć obiektywnie rzecz ujmując, miała
rację. Otworzyła zupełnie nowy etap w swoim życiu i nie było
w nim miejsca dla Fahrenbachów. Oni nie mieli już z nią nic
wspólnego. Każdego z nich pochłaniały własne sprawy.
Wspomnienia przeszłości, chcąc nie chcąc, powoli się zaciera-
ją. Zatem uczciwiej nie składać fałszywych przyrzeczeń...


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Dornberg Michaela Lena ze Słonecznego Wzgórza 12 Koniec złudzeń (1)
Dornberg Michaela Lena ze Słonecznego Wzgórza 08 Promyk nadziei
Dornberg Michaela Lena ze Słonecznego Wzgórza 02 Wszystko zaczęło się na przyjęciu
Dornberg Michaela Lena ze Słonecznego Wzgórza 03 Szczere wyznanie
Dornberg Michaela Lena ze Słonecznego Wzgórza 14 Niespodzianka
Dornberg Michaela Lena ze Słonecznego Wzgórza 04 Mój osobisty Romeo
Dornberg Michaela Lena ze Słonecznego Wzgórza 13 Druga szansa
Dornberg Michaela Lena ze Słonecznego Wzgórza 16 Szczęśliwe rozwiązanie
Dornberg Michaela Lena ze Słonecznego Wzgórza 18 Drugi testament
Dornberg Michaela Lena ze Słonecznego Wzgórza 07 Rozczarowanie
Dornberg Michaela Lena ze Słonecznego Wzgórza 15 Początek czegoś nowego
Dornberg Michaela Lena ze Słonecznego Wzgórza 20 Czas decyzji
Dornberg Michaela Lena ze Słonecznego Wzgórza 01 Kłopotliwy spadek 41 str
Dornberg Michaela Lena ze Słonecznego Wzgórza 17 Między miłością a cierpieniem
Dornberg Michaela Lena ze Słonecznego Wzgórza 10 Dwa serca
Dornberg Michaela Lena ze Słonecznego Wzgórza 11 Zaproszenie
Dornberg Michaela Lena ze Słonecznego Wzgórza 02 Wszystko zaczęło się na przyjęc
Dornberg Michaela Lena ze Słonecznego Wzgórza 19 Powrót do korzeni
Dornberg Michaela Lena ze Słonecznego Wzgórza 09 Spotkanie

więcej podobnych podstron