Millner辬ene Dziewcz臋ta marze艅 Dreamgirls


Denene Millner

na podstawie scenariusza Billa Condona

DREAMGIRLS

Dziewcz臋ta Marze艅

Dla wszystkich dziewcz膮t, kt贸re odwa偶y艂y si臋 marzy膰 i dla tych po nich, na tyle bystrych, i偶 spostrzeg艂y, 偶e unosz膮 si臋 na skrzyd艂ach Dreamgirls.


Rozdzia艂 1

- Effie, mo偶esz szybciej? - rzuci艂a przez rami臋 Deena, p臋dz膮c w kierunku Teatru.

Lew膮 r臋k膮 przytrzymywa艂a peruk臋, z ka偶dym nast臋pnym energicznym ruchem sprawiaj膮c膮 wra偶enie, 偶e zerwie si臋 z jej g艂owy i odleci. Praw膮 艣ciska艂a morelowe buty, kt贸re jej matka nosi艂a zazwyczaj do ko艣cio艂a. Porwa艂a je z szafy matki tu偶 po tym, jak May Jones wysz艂a na Rad臋 Pedagogiczn膮, i przez ca艂e p贸艂torej godziny podczas nieobecno艣ci matki modli艂a si臋 偶eby: a) wr贸ci艂a tak okropnie zm臋czona po ca艂ym dniu pracy z trzecioklasistami i k艂贸tniach z rodzicami ze Szko艂y Podstawowej na Spruce Street, 偶e p贸jdzie prosto do 艂贸偶ka, nie spieraj膮c si臋 zbytnio o godzin臋, kiedy Deena gasi 艣wiat艂a; b) nie wr贸ci zbyt wcze艣nie szukaj膮c tych but贸w. By艂y po prostu idealnym dodatkiem do morelowych sukni, kt贸re razem z przyjaci贸艂kami, Effie i Lorrell, uszy艂y sobie na Poniedzia艂kow膮 Rewi臋 Talent贸w R&B w Teatrze Detroit i najzwyczajniej w 艣wiecie nie by艂aby w stanie wykona膰 krok贸w z odpowiedni膮 gracj膮 i wdzi臋kiem, gdyby ich nie mia艂a na nogach. Na szcz臋艣cie, matka by艂a tak skonana, 偶e zamiast zapali膰 艣wiat艂o i poklepa膰 Deen臋 po ramieniu, 偶eby da膰 jej zna膰 o swoim powrocie, wsadzi艂a tylko g艂ow臋 do jej pokoju, po czym cichutko zamkn臋艂a drzwi, wycofa艂a si臋 do du偶ego pokoju i u艂o偶y艂a si臋 na rozk艂adanej kanapie, zupe艂nie nie艣wiadoma tego, 偶e jej c贸rka le偶a艂a pod ko艂dr膮 ca艂kowicie ubrana i w pe艂nym makija偶u, czekaj膮c na odpowiedni moment, by wykra艣膰 si臋 w ciemn膮 noc i ruszy膰 w kierunku s艂awy. Niestety, May wr贸ci艂a o wiele p贸藕niej ni偶 Deena si臋 spodziewa艂a i postanowi艂a zrelaksowa膰 si臋 czytaj膮c sobie w 艂贸偶ku, co sprawi艂o, 偶e up艂yn臋艂o mn贸stwo czasu, zanim Deena mog艂a si臋 wykra艣膰. Przez to Dreamettes sp贸藕ni艂y si臋 na sw贸j wyst臋p prawie ca艂膮 godzin臋.

- S艂uchaj, id臋 tak szybko jak mog臋, ale nie 艂atwo biec na obcasach - wysapa艂a Effie, ci膮gn膮c si臋 z ty艂u za o wiele bardziej zr臋cznymi Deen膮 i Lorrell. Brat Effie, C.C., kt贸ry szed艂 wolniej ze wzgl臋du na to, 偶e ni贸s艂 nuty i kosmetyczk臋 z przyborami do makija偶u, zamyka艂 poch贸d. - Poza tym, nie sp贸藕niamy si臋 na przedstawienie, dlatego 偶e to ja id臋 za wolno, panno Moja Mama P贸藕no Wr贸ci艂a, wi臋c nie zwalaj winy na mnie.

- Chod藕 i nie marud藕 - j臋kn臋艂a Deena, przyspieszaj膮c. Lorrell, kt贸ra pierwsza dotar艂a do Teatru, zatrzyma艂a si臋 przed ogromnym zadaszeniem, maj膮cym tyle lamp, 偶e o艣wietla艂o prawie ca艂y budynek. Kiedy czyta艂a napis widniej膮cy na plakacie, na jej twarzy stopniowo pojawia艂 si臋 u艣miech:

DZI艢 WIECZOREM

JAMES „THUNDER" EARLY

ORAZ REWIA MIEJSCOWYCH TALENT脫W

Teatr, kt贸ry w szczytowym momencie swojej kariery by艂 eleganckim kinem wy艣wietlaj膮cym kroniki filmowe i nieme filmy dla bia艂ej publiczno艣ci, stanowi艂 jedynie cie艅 swojej dawnej 艣wietno艣ci - siedzenia, dywany i niegdy艣 wspania艂a purpurowa kurtyna, o kt贸re od dawna nikt nie dba艂, pokryte by艂y kurzem i gdzieniegdzie ple艣ni膮. Ale w ka偶dy poniedzia艂kowy wiecz贸r ca艂a okolica o偶ywa艂a - to by艂a jedyna noc, kiedy ledwo wi膮偶膮cy koniec z ko艅cem w艂a艣ciciele pozwalali czarnym wej艣膰 do 艣rodka, a pracownicy miejscowego radio dla kolorowych prowadzili niesamowicie popularn膮 Rewi臋 Motor City. Przychodzi艂 na ni膮 ka偶dy, kto mia艂 w co si臋 ubra膰 i dwa dolary pi臋膰dziesi膮t cent贸w na bilet wst臋pu. Nawet gwiazdy R&B, takie jak James „Thunder" Early, miejscowy ch艂opak s艂yn膮cy z kilku hit贸w w stylu soul, kt贸re bezustannie puszczano w radiostacjach dla kolorowych wiedzia艂, 偶e podczas tournee po Detroit, 偶eby zyska膰 popularno艣膰 i fan贸w Motor City, najlepiej wst膮pi膰 w poniedzia艂ek do Teatru.

Deena p臋dem min臋艂a przyjaci贸艂k臋 i pospieszy艂a za kulisy, gdzie konkurenci ubrani w b艂yszcz膮ce smokingi palili cygara i popijali whisky z wype艂nionych do po艂owy butelek, odpoczywaj膮c od wrzawy wyst臋pu. Niemal wpad艂a na dwie elegancko ubrane damy w butach na wysokich obcasach, kt贸re wybiega艂y za drzwi z walizkami w r臋kach, najwidoczniej k艂贸c膮c si臋 z m臋偶czyzn膮 b艂agaj膮cym je, by zosta艂y i wys艂ucha艂y go.

- Dajcie spok贸j, nie mo偶ecie teraz wyj艣膰. Co z waszym wyst臋pem? A co z Jimmym? - pyta艂, dotykaj膮c ramienia jednej z kobiet.

- Marty, wiesz ju偶, 偶e potrafi臋 si臋 odezwa膰. Zobacz, 偶e potrafi臋 te偶 odej艣膰 - powiedzia艂a kobieta odsuwaj膮c si臋 od niego.

- Joann, kochanie, Jimmy po prostu zachowa艂 si臋 jak to zwykle on. Wiesz, 偶e szaleje na twoim punkcie. Zwyczajnie szaleje.

. - Naprawd臋? To mo偶e przeka偶 temu szale艅cowi ode mnie wiadomo艣膰, co ty na to? - powiedzia艂a Joann, staj膮c z Martim twarz膮 w twarz. - Powiedz mu, 偶e mam jego numer. Jego numer telefonu.

- Ale偶, kotku...

- Do domu. Gdzie mieszka - przerwa艂a mu kobieta - razem ze swoj膮 偶on膮.

Przyjaci贸艂ka Joann, wygl膮daj膮ca na r贸wnie w艣ciek艂膮, przesz艂a ko艂o Deeny, kt贸ra stan臋艂a w miejscu, widz膮c dwie pi臋kne, szykownie ubrane kobiety w obszywanych b艂yskotkami sukniach i bi偶uterii, jak膮 Deena widzia艂a jedynie w eleganckich magazynach. Czyta艂a je ukradkiem w bibliotece, gdzie mia艂a si臋 uczy膰. Ich uroda u艣wiadomi艂a Deenie, 偶e ma ko艣ciste, delikatne cia艂o (nie wspominaj膮c ju偶 o jej r臋cznie uszytej, szmacianej sukience); a ich g艂osy, g艂臋bokie, z atrakcyjn膮 chrypk膮, sprawi艂y, 偶e niemal wtopi艂a si臋 w 艣cian臋. Jak, pomy艣la艂a sobie, Dreamettes b臋d膮 mog艂y kiedykolwiek wsp贸艂zawodniczy膰 z kim艣 takim?

- Chod藕 Joann, nasza limuzyna czeka - odezwa艂a si臋 kobieta, gestem d艂oni wskazuj膮c brudn膮 taks贸wk臋, kt贸ra w艂a艣nie zatrzyma艂a si臋 przed Teatrem.

- Cholera - zakl膮艂 Marty, rzucaj膮c spojrzenie na zgromadzony wok贸艂 t艂um, przygl膮daj膮cy si臋 temu widowisku, i ruszy艂 w kierunku m臋偶czyzny w jedwabnym garniturze, kt贸ry w艂a艣nie przytrzymywa艂 mu drzwi.

- Prosz臋 pana - odezwa艂 si臋 m臋偶czyzna do mijaj膮cego go pospiesznie Martiego. - Czy by艂by pan zainteresowany nowoczesnym brzmieniem?

Marty splun膮艂 mu pod nogi i wszed艂 do 艣rodka bez s艂owa. Curtis szybko wsun膮艂 stop臋 w drzwi ruchem, kt贸ry wyrwa艂 Deen臋 z transu.

- O Bo偶e! Jeste艣my za p贸藕no! - wykrzykn臋艂a. Spojrza艂a na m臋偶czyzn臋 stoj膮cego w przej艣ciu. Jego twarz, skrzywiona w poczuciu odtr膮cenia, przypomnia艂a jej w艂asn膮 trudn膮 sytuacj臋. Postanowi艂a jednak nie podda膰 si臋 ogarniaj膮cemu j膮 l臋kowi. Stwierdzi艂a, 偶e nie po to tyle 膰wiczyli i wierzyli tak mocno w to, co robi膮, 偶eby teraz si臋 odwr贸ci膰 i odej艣膰, niewa偶ne, jak bardzo si臋 ba艂a. Poza tym, Effie zabi艂aby j膮, gdyby teraz postanowi艂a nawet nie spr贸bowa膰 wej艣膰 na scen臋. Deena wyprostowa艂a si臋 i podesz艂a do opieraj膮cego si臋 o 艣cian臋 m臋偶czyzny z b艂yszcz膮c膮 grzywk膮 ubranego w tani garnitur. W ustach trzyma艂 peta.

- Hej, ty te偶 jeszcze wchodzisz?

- Gra艂em ju偶 z godzin臋 temu - odpowiedzia艂 nonszalancko. Deena pobieg艂a z powrotem i chwyci艂a Lorrell za rami臋.

- Chod藕, musimy si臋 tam dosta膰 - powiedzia艂a, ci膮gn膮c j膮 do drzwi prowadz膮cych za kulisy. - A gdzie Effie?

Lorrell, pod膮偶aj膮c za Deen膮, obejrza艂a si臋 na C.C., kt贸ry dysza艂 tu偶 za jej plecami.

- C.C., id藕 tam i pom贸偶 swojej siostrze - poprosi艂a, kiedy dotarli do drzwi i wpadli do 艣rodka, niemal uderzaj膮c nimi Pana B艂yszcz膮ca Grzywka.

- Och, przepraszam pana - powiedzia艂a Deena, podczas gdy Lorrell wpad艂a na ni膮 z tak膮 si艂膮, 偶e omal nie zderzyli si臋 g艂owami. Na widowni s艂ycha膰 by艂o wyra藕nie podekscytowany t艂um ludzi oklaskuj膮cych Little Albert & Tru - Tones, grup臋 pokroju Dreamettes. Deena, Lorrell i Effie widywa艂y ich niemal codziennie po szkole, jak wykonywali na podw贸rku t臋 sam膮 piosenk臋, „Goin' Downtown". W tym samym czasie one roz艣piewywa艂y si臋 i pracowa艂y nad krokami. S膮dz膮c po krzykach publiczno艣ci to 膰wiczenie bardzo si臋 im op艂aci艂o.

- Taylor. Curtis Taylor, junior - przedstawi艂 si臋 im m臋偶czyzna, najwidoczniej niewzruszony nieszcz臋艣liwymi minami dziewcz膮t. Ale Deena nie s艂ysza艂a tego, co m贸wi艂; ca艂a jej uwaga zwr贸cona by艂a na Oak, 艂owc臋 talent贸w, kt贸ry mija艂 j膮 w艂a艣nie w po艣piechu z notatnikiem w r臋ce. Zrobi艂a krok do przodu, tak 偶e znalaz艂a si臋 tu偶 przed nim i lekko dotkn臋艂a jego klatki piersiowej.

- S艂uchaj, wiem, 偶e si臋 sp贸藕nili艣my, ale moja mama, ona nie lubi, kiedy wychodz臋 z domu w weekendy, wi臋c musia艂am poczeka膰 a偶 po艂o偶y si臋 spa膰...

- Jak si臋 nazywasz? - Oak przerwa艂 jej z wyra藕nym zniecierpliwieniem.

- Deena Jones - odpowiedzia艂a, wypl膮tuj膮c si臋 z p艂aszcza i u艣miechaj膮c promiennie. - Jedna z Dreamettes.

- Mieli艣cie wyj艣膰 jako drudzy - warkn膮艂 艂owca talent贸w po przejrzeniu notatnika, prawie nie zwracaj膮c uwagi na s艂owa Deeny.

- Wiem - wyj膮ka艂a Deena. - Ale moja matka zosta艂a d艂ugo na Radzie Pedagogicznej. Jest nauczycielk膮 i...

- Trudno, moja droga. Zabawa ju偶 si臋 ko艅czy - powiedzia艂 i po prostu odwr贸ci艂 si臋 do niej plecami, chc膮c powr贸ci膰 do swoich spraw. Powstrzyma艂 go jednak Curtis, 艂api膮c mocno za rami臋 i pochylaj膮c si臋 nad nim. Wyra藕nie g贸rowa艂 nad nieprzyjemnym cz艂owiekiem z w膮sikiem grubo艣ci o艂贸wka. Jego spojrzenie by艂o ostre i gro藕ne - niemal z艂owieszcze.

- Bracie, pozw贸l, 偶e co艣 ci wyja艣ni臋 - powiedzia艂 cicho nachylaj膮c mu si臋 do ucha i ca艂y czas mocno trzymaj膮c za rami臋. - Widz臋, 偶e dobry z ciebie facet, wi臋c nie chc臋, 偶eby艣 wyszed艂 na s艂abeusza. Twoja praca nie polega na upokarzaniu ludzi, nie? Myl臋 si臋? Wi臋c jak, pozwolisz im wyst膮pi膰 w przerwie?

Curtis rozlu藕ni艂 uchwyt i przyja藕nie poklepa艂 Oaka po ramieniu. Deena s艂ysza艂a, 偶e poprzedni zesp贸艂 ko艅czy艂 ju偶 gra膰, dopingowany grzmi膮cymi oklaskami i dono艣nym g艂osem konferansjera.

Oak spojrza艂 na swoje rami臋, z powrotem na Curtisa, wygl膮da艂 na po cz臋艣ci zawstydzonego, po cz臋艣ci zirytowanego.

- No dobra - powiedzia艂 w ko艅cu. - Mog臋 ich ustawi膰 na sam koniec, po wyst臋pie Ma艂ego Joe Nixona.

- Dzi臋kuj臋! - wykrzykn臋艂a Deena z podnieceniem w g艂osie, 艂api膮c Lorrell za r臋k臋. - Kt贸ry to Ma艂y?

Oak wskaza艂 na wielkiego m臋偶czyzn臋 na oko wa偶膮cego ponad 250 funt贸w. Pod 藕le dopasowanym garniturem wyra藕nie by艂o wida膰 mi臋艣nie ramion i grzbietu. Na ramieniu przewieszon膮 mia艂 gitar臋. Wtedy prowadz膮cy zawo艂a艂 do mikrofonu:

- Panie i Panowie, Ma艂y Joe Dixoooooooooon! - ten przeszed艂 obok nich dumnym krokiem, zmuszaj膮c Deen臋, Lorrell i w艂a艣ciwie wszystkich stoj膮cych mu na drodze do cofni臋cia si臋 o krok w kierunku 艣ciany.

- Hmm, przebieralnia jest tam - odezwa艂 si臋 Oak, wskazuj膮c brod膮 niewielkie, odgrodzone od reszty pomieszczenie. By艂o wyj膮tkowo obrzydliwe - na zniszczonym dywanie wala艂y si臋 brudne papierowe serwetki i jednorazowe kubki, z popielniczek wysypywa艂y si臋 pobrudzone szmink膮 niedopa艂ki papieros贸w. Na jednej 艣cianie, tu偶 nad sk艂adanymi krzese艂kami wisia艂 szereg pod艣wietlanych luster.

Deena i Lorrell podesz艂y do lustra i zacz臋艂y pospiesznie uk艂ada膰 peruki kupione raptem dwa dni temu za pieni膮dze, kt贸re uzbiera艂y wykonuj膮c r贸偶ne drobne prace, na przyk艂ad, pior膮c bia艂ym damom, kt贸re by艂y zbyt zaj臋te lub zbyt dumne, by pra膰 swoje w艂asne ubrania. Nie mog艂y si臋 powstrzyma膰 od zachwytu, kiedy wci艣ni臋te we tr贸jk臋 do male艅kiej 艂azienki Lorrell przymierza艂y te nowe br膮zowe fryzurki, kt贸re falowa艂y i wirowa艂y przy ka偶dym najmniejszym ruchu ramion.

- Te peruki sprawi膮, 偶e wszyscy na rewii talent贸w nas zauwa偶膮 - stwierdzi艂a Deena, przybieraj膮c dumn膮 poz臋.

C.C. wpad艂 do przebieralni i rzuci艂 torb臋 z przyborami do makija偶u na pe艂n膮 drobiazg贸w toaletk臋. D藕wi臋ki gitary Ma艂ego Joe Dixona i zawodzenie „baby, baby" doprowadza艂y go do sza艂u.

- Mam nowe nuty dla perkusisty! - wykrzykn膮艂 podekscytowany.

- C.C., zaraz wchodzimy, gdzie Effie? - pop臋dza艂a Deena.

- Jestem tutaj - Effie przechadza艂a si臋 po korytarzu. Jej charakterystyczny czarno bia艂y p艂aszcz imituj膮cy sk贸r臋 lamparta przykuwa艂 uwag臋 tak samo jak i ona. Jeszcze lekko zdyszana opar艂a si臋 o 艣cian臋, rozchyli艂a p艂aszcz i zacz臋艂a umieszcza膰 na g艂owie k艂膮b syntetycznych w艂os贸w, kt贸re sprawia艂y wra偶enie, 偶e jej g艂owa jest za ma艂a.

- Jezu, musz臋 odpocz膮膰. Gdzie nasza przebieralnia? - obejrza艂a brudne pomieszczenie i skrzywi艂a nos.

- Effie, nie ma na to czasu - t艂umaczy艂a Lorrell, wpinaj膮c agrafk臋 w prz贸d sukienki, tak aby uwypukli膰 rowek mi臋dzy piersiami. - Wchodzimy za dwie minuty.

- Co? - uwaga Effie by艂a wyra藕nie napi臋ta.

- Chod藕cie, zr贸bmy sobie rozgrzewk臋 - powiedzia艂a Deena, podchodz膮c do Lorrell i wystukuj膮c rytm. Lorrell zacz臋艂a porusza膰 si臋 z ni膮 w rytm melodii, 艣piewaj膮c i ko艂ysz膮c si臋: „odejd藕, odejd藕, odejd藕 z mojego 偶ycia..."

Przesta艂y 艣piewa膰, kiedy dostrzeg艂y spojrzenie dziewcz膮t ze Stepp Sisters, schodz膮cych ze sceny po dobrym wyst臋pie. Mija艂y wszystkich z wyra藕n膮 dum膮. Zatrzyma艂y si臋 jednak widz膮c Dreamettes. Wyra藕nie s艂ycha膰 by艂o westchnienia, kt贸re sprawi艂y, 偶e ci艣nienie w przebieralni gwa艂townie si臋 podnios艂o.

- O nie! One maj膮 nasze peruki! - wykrzykn臋艂a Deena.

- Jeste艣my zrujnowane, chyba 偶e uda nam si臋 znale藕膰 nowe peruki - powiedzia艂a Lorrell. - Inaczej wszyscy pomy艣l膮, 偶e ukrad艂y艣my ich pomys艂 na wygl膮d!

- W艂a艣ciwie, po co nam peruki? - Effie by艂a wyra藕nie zdenerwowana.

- Bo musimy wygl膮da膰 - sapn臋艂a Deena, odwracaj膮c si臋 do lustra i zrywaj膮c z g艂owy sztuczne w艂osy. Szczerze m贸wi膮c, nie mog艂a zrozumie膰, dlaczego Effie nie pojmowa艂a, 偶e dziewcz臋ta z zespo艂u musz膮 wygl膮da膰 podobnie - mie膰 co艣 wsp贸lnego w wygl膮dzie, co艣 na kszta艂t umundurowania. W ko艅cu to nie by艂 przecie偶 zesp贸艂 o nazwie Effie i Dreamettes, nawet mimo tego, 偶e to jej brat pisa艂 ich piosenki, a Effie 艣piewa艂a wszystkie sol贸wki. Wygl膮d mia艂 sprawi膰, 偶e wszyscy zapami臋taj膮 Dreamettes jako zesp贸艂. Deena ca艂y czas musia艂a przypomina膰 o tym Effie.

- Daj spok贸j - Effie zawsze reagowa艂a w ten spos贸b, kiedy zaczyna艂y sprzeczki na temat „s艂awy", co zdarza艂o si臋 zazwyczaj wtedy, gdy siada艂y u Effie, by obejrze膰 w telewizji program „American Bandstand".

- Mo偶e im si臋 wydawa膰, 偶e w tych sukienkach wygl膮daj膮 prze艣licznie, jak trojaczki. Ale nie ma mo偶liwo艣ci 偶eby艣 w najbli偶szym czasie wygl膮da艂a jak ja - 偶artowa艂a.

Deena patrzy艂a si臋 w lustro, ogl膮daj膮c swoje odbicie, kiedy zdejmowa艂a peruk臋. W艂osy sp艂ywa艂y jej na twarz pod dziwnym k膮tem - odgarni臋te z ty艂u, z przodu d艂u偶sze.

- Mam! Za艂o偶ymy peruki ty艂 na prz贸d!

- Co? - spyta艂a Lorrell, gapi膮c si臋 na Deen臋.

- Za艂o偶ymy peruki ty艂 na prz贸d!

Wszystkie trzy st艂oczy艂y si臋 przed lustrem, mocuj膮c peruki, aby ich nowe fryzury trzyma艂y si臋 na miejscu.

- Deena, to wygl膮da tak... inaczej - stwierdzi艂a Lorrell, przecieraj膮c oczy w nadziei, 偶e ich nowy styl b臋dzie wygl膮da膰 lepiej ni偶 w rzeczywisto艣ci.

- Wygl膮da bardzo efektownie. Idziemy! - powiedzia艂a Deena, maszeruj膮c w kierunku sceny.

Effie, kt贸ra zawsze bardzo si臋 troszczy艂a o sw贸j wygl膮d, szczeg贸lnie na tle kole偶anek z zespo艂u, troch臋 si臋 oci膮ga艂a, staraj膮c si臋 przyzwyczai膰 do nowego wygl膮du. Nie by艂a zbyt zadowolona.

- Przodem czy ty艂em, w艂osy kupione w sklepie nie s膮 naturalne. A co z sukienkami? Chodzi mi o to, 偶e ta sukienka nie poprawia w 偶aden spos贸b mojej figury.

Lorrell stan臋艂a i odwr贸ci艂a si臋, przewracaj膮c oczami w kierunku Effie.

- Masz tak膮 sam膮 peruk臋 jak ja?

- Tak - odpowiedzia艂a Effie, przegl膮daj膮c si臋 w lustrze.

- Masz tak膮 sam膮 sukienk臋 jak ja?

- Tak - potwierdzi艂a Effie, odwracaj膮c si臋 i patrz膮c Lorrell w oczy.

- To si臋 zamknij - powiedzia艂a Lorrell i odesz艂a.

Effie obr贸ci艂a peruk臋 jeszcze raz i zacz臋艂a co艣 z ni膮 kombinowa膰, kiedy stan膮艂 za ni膮 Curtis.

- Wydaje mi si臋, 偶e panienka wygl膮da doskonale.

Effie u艣miechn臋艂a si臋 do niego kokieteryjnie - jej spojrzenie m贸wi艂o: „Oczywi艣cie, 偶e tak" - i pogna艂a za Deen膮 i Lorrell, kt贸re by艂y ju偶 gotowe do wej艣cia na scen臋.

- Jeszcze raz powiedzcie, jak si臋 nazywacie? - spyta艂 prowadz膮cy.

- Dreamettes! - odpowiedzia艂a Deena, krzycz膮c mu nazw臋 prosto w ucho, aby przebi膰 si臋 przez zawodzenie Ma艂ego Joe Dixona.

Konferansjer podzi臋kowa艂, szczypi膮c Deen臋 w pup臋. Ten gest spowodowa艂, 偶e dziewczyna prychn臋艂a g艂o艣no, a to zwr贸ci艂o uwag臋 Effie, kt贸ra zobaczy艂a starego t艂ustego faceta dotykaj膮cego ty艂ka jej przyjaci贸艂ki. Podesz艂a do niego i klepn臋艂a go w rami臋. Kiedy si臋 odwr贸ci艂 jego oczy chwil臋 w臋drowa艂y po obfitych kszta艂tach Effie, dop贸ki nie napotka艂y jej ognistego spojrzenia. Patrzy艂a na niego jakby za moment mia艂 zabrzmie膰 dzwonek og艂aszaj膮cy pierwsz膮 rund臋 w zawodach boksu. Konferansjer odsun膮艂 si臋 i wszed艂 na scen臋 mijaj膮c si臋 ze schodz膮cym z niej Ma艂ym Joe.

- A teraz, prosz臋 powitajmy nasze ostatnie zawodniczki, odwa偶ne, obfite... Creamettes!

- Dreamettes, Dreamettes! - wo艂a艂a Deena, wybiegaj膮c z Lorrell na scen臋 i zajmuj膮c pozycj臋 za Effie. Muzycy zacz臋li gra膰, a ci臋偶kie kurtyny rozsun臋艂y si臋 na boki z piskiem, ods艂aniaj膮c wielkie, o艣lepiaj膮ce reflektory i ciemne sylwetki blisko setek cia艂. Wszyscy czekali na to, 偶eby Dreamettes za艣piewa艂y pierwsze nuty. Lorrell zamar艂a niepewna, czy ko艂ysa膰 si臋 w rytm z Deen膮, czy te偶 uciec do wyj艣cia, gdzie z pewno艣ci膮 straci艂aby swoje marzenia o zostaniu profesjonaln膮 piosenkark膮, ale za to znalaz艂aby mi艂e, spokojne miejsce do schowania g艂owy w piasek i ukrycia si臋 przed tym t艂umem ludzi, 艣wiat艂ami i wysokimi oczekiwaniami. Deena by艂a niewiele mniej przera偶ona, ale za to kontrolowa艂a swoje nerwy o tyle lepiej, 偶eby z艂apa膰 Lorrell za r臋k臋 i zmusi膰 do lekkiego ko艂ysania si臋 w rytm muzyki. Effie, stoj膮ca na 艣rodku sceny, nie艣wiadoma tremy swoich kole偶anek, czu艂a jak basy wibruj膮 w jej 偶o艂膮dku i rusza艂a si臋 w takt, wch艂aniaj膮c ca艂膮 energi臋 muzyk贸w w艂o偶on膮 w odegranie skomponowanej przez C.C. melodii. Jednak t艂um nie wydawa艂 si臋 zbytnio poruszony. Potem zacz臋艂a 艣piewa膰. Jej g艂os brzmia艂 elektryzuj膮co.

- „Odejd藕" - grzmia艂a do mikrofonu, podczas gdy Deena i Lorrell wt贸rowa艂y jej: „Odejd藕".

C.C. obserwowa艂 wszystko zza kulis, na艣laduj膮c kroki, kt贸re sam dla nich wymy艣li艂. Obok niego sta艂 Curtis. Zaintrygowany, przechwyci艂 spojrzenie Effie, kiedy si臋 obraca艂a. Effie, dodatkowo zakr臋ci艂a biodrami dla przystojnego m臋偶czyzny, kt贸ry w艂a艣nie skomplementowa艂 jej wygl膮d nie tylko s艂owami.

Deena, nic z tego nie zauwa偶ywszy, skoncentrowana by艂a ca艂kowicie na jurorach. Jeden z nich potrz膮sa艂 g艂ow膮, najwidoczniej zniech臋cony ich brakiem obycia ze scen膮. W艂a艣nie wtedy Effie zacz臋艂a 艣piewa膰 tak wysoko, z wyra藕n膮 si艂膮 w g艂osie, 偶e nawet ten niezbyt zachwycony juror mia艂 na twarzy wyraz uznania.

Kiedy ko艅czy艂a piosenk臋 ostatni膮, tryumfaln膮 nut膮, ca艂a publiczno艣膰 by艂a rozta艅czona i krzycza艂a, prosz膮c o wi臋cej. Deena i Lorrell obejmowa艂y si臋 i skaka艂y z rado艣ci, podczas gdy Effie dyga艂a, jakby przed chwil膮 wyst膮pi艂a dla samej kr贸lowej.

- Dalej! - wo艂a艂 konferansjer, wchodz膮c szybko na scen臋, kiedy dziewcz臋ta k艂ania艂y si臋 publiczno艣ci.

- Mo偶ecie wo艂a膰 g艂o艣niej, o doskona艂e, delikatne i drapie偶ne Dreamettes!

T艂um rycza艂, wo艂aj膮c Dreamettes jeszcze wtedy, kiedy wszyscy zawodnicy stali ju偶 za kulisami, czekaj膮c na decyzj臋 s臋dzi贸w. Kiedy przydzielano punkty, Curtis wyszed艂 na korytarz Teatru. Znalaz艂 tam konferansjera, kt贸ry wyszed艂 na papierosa. Klepn膮艂 go w rami臋 i powiedzia艂:

- Te dziesi臋膰 dolc贸w mi m贸wi, 偶e Dreamettes dzisiaj nie wygraj膮 - nachyli艂 si臋 do niego, wr臋czaj膮c mu banknot.

Konferansjer wzi膮艂 z jego r臋ki pieni膮dze i u艣miechn膮艂 si臋.

- Zrobione. I tak by nie wygra艂y - przydepta艂 niedopa艂ek papierosa i wr贸ci艂 do 艣rodka.

Chwil臋 p贸藕niej zawodnicy zostali zaproszeni na scen臋. Dziewcz臋ta, kt贸re sta艂y na 艣rodku sceny by艂y ca艂kowicie przekonane o tym, 偶e wezm膮 ze sob膮 g艂贸wn膮 nagrod臋 do domu.

- Pami臋tajcie, 偶e zwyci臋zca tegorocznego konkursu dostaje p艂atny anga偶 na ca艂y rok w tym oto Teatrze Detroit - oznajmi艂 konferansjer, przejmuj膮c wyniki od jednego z juror贸w.

- I t膮 szcz臋艣liw膮, utalentowan膮 Gwiazd膮 Jutra jest... - jego nast臋pnym s艂owom akompaniowa艂 d藕wi臋k b臋bna - Ma艂y Joe Dixon!

Ma艂y Joe podszed艂 do konferansjera na sam prz贸d sceny, podczas gdy przegranych zas艂ania艂a opadaj膮ca kurtyna i wszystkie 艣wiat艂a reflektor贸w skierowa艂y si臋 na niego. Jednak nadal by艂o wystarczaj膮co jasno, by zauwa偶y膰 b贸l i upokorzenie w oczach dziewcz膮t.

- Czy to znaczy, 偶e nie b臋dziemy s艂awne? - spyta艂a zrozpaczona Lorrell. W jej oczach zbiera艂y si臋 艂zy.

- No c贸偶, nie dzisiaj - w g艂osie Effie s艂ycha膰 by艂o przygn臋bienie. - Chod藕my do domu.

C.C. poda艂 Lorrell i Effie ich p艂aszcze, ale Deena ca艂y czas sta艂a w miejscu. Jej w艣ciek艂o艣膰 by艂a wyczuwalna z daleka.

- Czemu? - zapyta艂a ostrym g艂osem.

- Bo jestem zm臋czona i musz臋 jutro rano wsta膰 do pracy, dlatego w艂a艣nie wychodzimy.

- Nie, pytam, o co tu chodzi? Lorrell, ile mia艂y艣my lat kiedy zacz臋艂y艣my razem 艣piewa膰? - spyta艂a Deena.

- Dwana艣cie.

- C.C., ile wymy艣li艂e艣 dla nas uk艂ad贸w? Ile napisa艂e艣 dla nas piosenek? - zwr贸ci艂a si臋 do C.C.

- Nie wiem, mo偶e ze sto.

- A ty Effie? Powiedz mi, czy spotka艂a艣 ju偶 kogo艣, kto 艣piewa艂by z takim szalonym zapa艂em, jak ty?

- Nie - odpowiedzia艂a Effie pewnym siebie g艂osem.

- I ca艂y czas nam si臋 nie udaje. Wi臋c pytam, o co chodzi? W艂a艣nie wtedy pojawi艂 si臋 Curtis, wraz z d藕wi臋kami muzyki

Jimmiego Early, kt贸ry w艂a艣nie 膰wiczy艂 swoje hity na pianinie.

- Chodzi o to, 偶e niepotrzebny wam konkurs dla amator贸w. Nie ma w was nic z amator贸w. Potrzebujecie jakiego艣 prze艂omu i zamierzam wam go dzisiaj zaproponowa膰. Trzydzie艣ci dolc贸w za 艣piewanie jako ch贸rek Jimmiego Early, dzisiaj wieczorem - powiedzia艂. - I gwarantowany anga偶 na dziesi臋膰 tygodni w trasie, pocz膮wszy od jutra rano, to czterysta dolar贸w tygodniowo! - kontynuowa艂 Curtis, ciesz膮c si臋 ich podnieceniem.

- O rany - j臋kn臋艂a Deena. - Cztery st贸wy? Przysi臋gasz?

- Zabijcie mnie, je艣li k艂ami臋. A pan Early zgodzi艂 si臋 naj膮膰 moj膮 ciotk臋, Ethel, 偶eby opiekowa艂a si臋 wami, kiedy b臋dziecie daleko od domu.

- Nawet mamie to si臋 mo偶e spodoba膰! - ucieszy艂a si臋 Deena.

- Effie, s艂yszysz? B臋dziemy 艣piewa膰 jako ch贸rek Jimmiego Early!

- Nie robi臋 ch贸rk贸w - powiedzia艂a Effie, podchodz膮c do Curtisa, opieraj膮c r臋k臋 na biodrze i wysuwaj膮c jedn膮 nog臋 na prz贸d. W tej pozycji by艂a tak blisko jego twarzy, 偶e czu艂a zapach jego mi臋towej gumy do 偶ucia.

- Daj spok贸j, Effie, wystarczy, 偶e zrobimy par臋 „aaaa" i „ooo" - przekonywa艂a podekscytowana Deena.

- Ja nie robi臋 „aaaa" i „ooo" - odpowiedzia艂a prosto Effie.

- Effie, pos艂uchaj - powiedzia艂a Lorrell, przysuwaj膮c si臋 do niej i podnosz膮c palec wskazuj膮cy. - To mo偶e by膰 prze艂om w naszej karierze.

- 艢piewanie w ch贸rkach to pu艂apka. Przepraszam pana, ale nie mo偶emy przyj膮膰 pa艅skiej oferty - stwierdzi艂a Effie.

Deena i Lorrell umilk艂y, nie wiedz膮c, co dalej robi膰. Curtis wiedzia艂 ju偶, o kt贸r膮 z nich musia艂 walczy膰, 偶eby wygra膰 wszystkie. Przysun膮艂 si臋 do Effie.

- Wiem, 偶e jeste艣 naprawd臋 dobra i ty te偶 o tym wiesz. Masz talent, a na dodatek jeste艣 waleczn膮 tygrysic膮, kotku - u艣miechn膮艂 si臋, ogarniaj膮c wzrokiem ca艂膮 jej figur臋.

Effie chyba odrobin臋 zmi臋k艂a. Czy偶by w艂a艣nie nazwa艂 j膮 tygrysic膮? Przenios艂a ci臋偶ar cia艂a na drug膮 nog臋 i wypi臋艂a piersi. Tak, flirtowa艂 z ni膮 - ten przystojniak z g艂adko przyczesanymi w艂osami i jeszcze g艂adsz膮 mow膮. Przyzna艂a sama przed sob膮, 偶e, chocia偶 normalnie nie przyj臋艂aby tego typu komplement贸w od nieznajomego, ten kole艣 oferowa艂 prawdziw膮 p艂atn膮 tras臋 koncertow膮 i na dodatek powiedzia艂 o niej „tygrysica". Jej oczy u艣miechn臋艂y si臋, ale nie odzywa艂a si臋, chc膮c us艂ysze膰, co jeszcze mia艂 jej do powiedzenia.

- Ale to nie wystarcza - kontynuowa艂 Curtis. - Kto艣 m贸g艂by skrzywdzi膰 dziewczyn臋 tak膮 jak ty, gdyby nie mia艂a nikogo do obrony.

Postanowienie Effie stawa艂o si臋 coraz s艂absze. Spu艣ci艂a wzrok, a potem zerkn臋艂a na kole偶anki, kt贸re patrzy艂y na ni膮 b艂agalnym wzrokiem. Do tej pory to ona robi艂a wi臋kszo艣膰 tych rzeczy - organizowanie koncert贸w, zbieranie pieni臋dzy, zdobywanie dodatkowych funduszy na od艣wie偶enie kostium贸w. Mo偶e niewielka pomoc nie b臋dzie oznacza膰 jej ko艅ca.

- Mog臋 to dla was za艂atwi膰, ale musicie mi zaufa膰 - m贸wi艂 dalej Curtis. - Uwierzcie mi, nie zawiod臋 was.

- Effie, co ty na to? - spyta艂a Deena.

- No c贸偶, prosz臋 pana...

- Curtis Taylor, junior.

- Curtis Taylor, junior, nasz manager, m贸wi, 偶e dzisiaj 艣piewamy jako ch贸rki Jimmiego Early! - zawo艂a艂a Effie.

Deena i Lorrell podskoczy艂y do niej i zacz臋艂y j膮 艣ciska膰 i ca艂owa膰, zostawiaj膮c Curtisa z boku.

- Wspaniale Effie, kocham ci臋!

- Bo偶e, w tej bran偶y naprawd臋 s膮 chwile wzlot贸w i upadk贸w - powiedzia艂a Lorrell, u艣miechaj膮c si臋.

- Drogie panie, prosz臋 tu zaczeka膰. Zaraz wr贸c臋, prosz臋 mi tylko pozwoli膰 zaj膮膰 si臋 waszymi interesami - przeprosi艂 Curtis, wycofuj膮c si臋 i ruszaj膮c p臋dem przed siebie. Effie z przechylon膮 na bok g艂ow膮 obserwowa艂a, jak si臋 spieszy艂. Tak, jest niez艂y, pomy艣la艂a. Niez艂y.

James „Thunder" Early ledwo wpu艣ci艂 swojego managera, Martiego, do pomieszczenia i od razu wyskoczy艂 do niego z pretensjami.

- Marty, m贸wi艂em, 偶adnego majonezu! Ile razy musz臋 ci powtarza膰, 偶adnego majonezu w kanapce z kurczakiem?

- Mamy wi臋ksze problemy, m贸j drogi. Ostrzega艂em ci臋, 偶eby艣 nie bzyka艂 kobiet, z kt贸rymi pracujesz. Jest na 艣wiecie wiele innych...

- Z pewno艣ci膮. Ale kto ma czas na to, 偶eby ich szuka膰? - odpowiedzia艂 z u艣miechem Jimmy, poprawiaj膮c swoj膮 czerwon膮 b艂yszcz膮c膮 marynark臋 i siadaj膮c z powrotem przed toaletk膮. Roz艂o偶y艂 kanapk臋 na p贸艂 i u偶y艂 starych serwetek, 偶eby wytrze膰 majonez ze 艣rodka kanapki. Robi膮c to, ca艂y czas patrzy艂 w lustro, najpierw na jedn膮 stron臋 swoich na g艂adko przyczesanych w艂os贸w, a potem na drug膮.

- Ja ca艂y czas pracuj臋! - klawiszowiec i czterech tr臋baczy, kt贸rzy siedzieli w tym samym pomieszczeniu, z zapa艂em graj膮c w ko艣ci, skwitowali jego 偶art wybuchem 艣miechu.

- Tak, bo to Marty ca艂y czas dba o to, 偶eby艣 pracowa艂 - Marty promienia艂 z rado艣ci.

W艂a艣nie wtedy 艣wiat艂a w pomieszczeniu zamruga艂y, sygnalizuj膮c, 偶e za chwil臋 maj膮 zacz膮膰 wyst臋p.

- Czy jeste艣cie gotowi na przyj臋cie Jimmiego Early? - krzycza艂 do mikrofonu konferansjer. Publiczno艣膰 wrzeszcza艂a jak oszala艂a i tupa艂a tak g艂o艣no, 偶e ca艂y Teatr trz膮s艂 si臋 w posadach. Jimmy wsta艂, ponownie poprawi艂 swoj膮 marynark臋 i spojrza艂 w lustro. Po艣lini艂 palec i wyg艂adzi艂 nim swoje w膮siki, a potem przejecha艂 r臋k膮 po w艂osach.

- Sp贸jrz, co dla ciebie znalaz艂, stary dobry Marty - g艂os Martiego ledwo by艂o s艂ycha膰 przez ha艂as, jaki robi艂a widownia. - Mam elektryzuj膮c膮 grupk臋 dziewcz膮t, kt贸re chc膮 tu dzisiaj wyst膮pi膰.

- Super - powiedzia艂 Jimmy, nie do ko艅ca zdaj膮c sobie spraw臋, o co chodzi.

- Rzecz w tym, 偶e s膮 we trzy.

- Potrzebuj臋 tylko dw贸ch - Jimmy rzuci艂 szybkie spojrzenie w ty艂. - To ju偶 i tak za du偶o, 偶eby sobie z nimi radzi膰. Dodajesz mi trzy laski na scen臋 i zanim si臋 obejrz臋, sp臋dzam ca艂y sw贸j czas, staraj膮c si臋 utrzyma膰 je z ty艂u w linii prostej, 偶eby zosta艂o miejsce na scenie dla Jamesa „Thunder" Early.

- Ale...

- Do diab艂a, Marty. Potrzebne mi tylko dwie.

Marty wzruszy艂 ramionami, pokiwa艂 g艂ow膮 i spojrza艂 na zegarek.

- W porz膮dku. Zaczynamy.

Marty i Jimmy wychodzili ju偶 na scen臋. Za nimi pod膮偶ali pozostali cz艂onkowie grupy. Marty wpad艂 na Curtisa, kt贸ry z niecierpliwo艣ci膮 czeka艂 przed przebieralni膮, chodz膮c nerwowo w t膮 i z powrotem. Curtis wiedzia艂, 偶e je艣li uda mu si臋 to przeforsowa膰, b臋dzie na dobrej drodze do spe艂nienia swoich marze艅 - by zosta膰 managerem zdolnych, ale ubogich artyst贸w. Marzenie to towarzyszy艂o mu ju偶 od dzieci艅stwa, kiedy s艂ucha艂 szafy graj膮cej w rodzinnym miasteczku swego ojca w Mississippi i widywa艂 Lady Day, wplataj膮c膮 gardenie we w艂osy i skrzecz膮c膮 „Good Morning, Heartache". To, jak wspania艂a by艂膮 Lady Day, sk艂ania艂o Curtisa do zastanowienia si臋 nad tym, jaka to wielka strata, 偶e kto艣 taki jak Billie Holiday, o anielskim g艂osie, musi sp臋dza膰 ca艂e 偶ycie, 艣piewaj膮c w brudnych zapomnianych dziurach, za niewielkie pieni膮dze i w zamian za niewielkie uznanie. 艢wiat zas艂ugiwa艂, by us艂ysze膰 Billie, a ona zas艂ugiwa艂a na publiczno艣膰, niezale偶nie od koloru jej sk贸ry, niezale偶nie od koloru sk贸ry jej publiczno艣ci. A偶 tyle wiedzia艂 wtedy ma艂y Curtis. A mia艂 dopiero dwana艣cie lat.

Kilka lat p贸藕niej bawi艂 si臋 troch臋 w pisanie w艂asnych piosenek, pr贸buj膮c, bezskutecznie, przekaza膰 je do r膮k uznanych, nagrywaj膮cych swoj膮 muzyk臋 artyst贸w. A p贸藕niej, amatorom szukaj膮cym jakiego艣 materia艂u, kt贸ry mogliby pokaza膰 na konkursie m艂odych talent贸w. Wzi膮艂 nawet 艣lub z jedn膮 z takich amatorek, c贸rk膮 miejscowego sprzedawcy samochod贸w, kt贸ra stylem przypomina艂a Bessie Smith. Curtis j膮 kocha艂 i to by艂 jedyny pow贸d, dla kt贸rego pohamowa艂 swoje muzyczne ambicje; chcia艂a, by pom贸g艂 jej ojcu w prowadzeniu salonu u偶ywanych Cadillac贸w, a on obieca艂, 偶e b臋dzie rozwija艂 swoje umiej臋tno艣ci sprzeda偶owe, by w ko艅cu przej膮膰 firm臋. Ale Curtis nigdy nie zapomnia艂 o swojej mi艂o艣ci do muzyki; w wolnym czasie bez przerwy bada艂 rynek, przegl膮da艂 og艂oszenia drobne zamieszczane w „Billboard", obserwowa艂 sukcesy najwi臋kszych grup i nadal zajmowa艂 si臋 troch臋 pisaniem tekst贸w. Te艣膰 Curtisa powierzy艂 mu swoj膮 firm臋 po 艣mierci (w tamtym okresie jego c贸rk臋 zajmowa艂a bardziej pogo艅 za kokain膮 ni偶 za nowymi klientami salonu) i Curtis zacz膮艂 wykorzystywa膰 cz臋艣膰 zarobk贸w z handlu na sfinansowanie jego wej艣cia na rynek manager贸w muzycznych. Potrzebowa艂 zaledwie niewielkiej luki, by m贸c si臋 w ni膮 wstrzeli膰.

Uwaga Curtisa by艂a maksymalnie napi臋ta, kiedy zobaczy艂 Martiego.

- Wszystko ustalone? - spyta艂 z niecierpliwo艣ci膮 w g艂osie.

- Tak, Jimmy zgodzi艂 si臋 na dwie dziewczyny - odpowiedzia艂 Marty, przesuwaj膮c si臋 ko艂o rozm贸wcy i staraj膮c si臋 pod膮偶a膰 za swoim klientem.

Curtis zmru偶y艂 oczy, staraj膮c si臋 przetrawi膰 t臋 informacj臋.

- Dwie?

- O cholera - wymamrota艂, zanim pop臋dzi艂 za artyst膮 i jego managerem.

- Hej, poczekaj chwil臋 cz艂owieku - zawo艂a艂 rozzuchwalony.

- To zesp贸艂. Albo trzy, albo 偶adna.

- O co chodzi, Marty? - spyta艂 Jimmy lekko rozdra偶niony, zatrzymuj膮c si臋.

- Moje klientki zawsze pracuj膮 razem - powiedzia艂 Curtis, id膮c zdecydowanie wolniej, aby uspokoi膰 nerwy i wyda膰 si臋 bardziej zr贸wnowa偶onym. Napr臋偶y艂 si臋 i spojrza艂 Jimmiemu w oczy.

- Hej, ja ci臋 znam - powiedzia艂 Jimmy, patrz膮c uwa偶nie na Curtisa. - Czy to nie ty sprzedawa艂e艣 mojego Cadillaca?

- No... tak - wydusi艂 Curtis, niezbyt pewien, czy powinien si臋 zmartwi膰 tym skojarzeniem. To nie by艂 pierwszy raz, kiedy klient wypina艂 na niego dup臋, kiedy jego samoch贸d zaczyna艂 pokazywa膰 pierwsze oznaki zu偶ycia. Po chwili jednak odzyska艂 pewno艣膰 siebie.

- Tak. Opr贸cz firmy managerskiej prowadz臋 salon z u偶ywanymi samochodami na Woodward Avenue.

Jimmy u艣miechn膮艂 si臋 przebiegle. Od razu pozna艂 cz艂owieka po g艂osie.

- No c贸偶, m贸j kociak potrzebuje tuningu. A Jimmy pracuje tylko z dwoma.

- Przykro mi bracie. Albo dwie, albo 偶adna - wtr膮ci艂 si臋 Marty, bior膮c Jimmiego pod rami臋 i kieruj膮c go do windy prowadz膮cej na scen臋.

- Wi臋c 偶adna - odpar艂 stanowczo Curtis, patrz膮c jak odchodz膮. Jimmy wzruszy艂 ramionami i wszed艂 do windy. Wyprostowa艂 si臋 i patrzy艂, jak Marty naciska艂 przycisk uruchamiaj膮cy wind臋. Zacz膮艂 si臋 rozgrzewa膰 i podskakiwa膰 jak bokser tu偶 przed wielk膮 walk膮, kiedy pojawi艂y si臋 przed nim na scenie trzy pary zgrabnych n贸g. Spojrza艂 na jedn膮 par臋 i poprowadzi艂 wzrok ku g贸rze, obejrza艂 uda, biodra, kobiece piersi i w ko艅cu twarz. Przed nim sta艂y trzy rozchichotane dziewczyny, kt贸re nie mog艂y si臋 doczeka膰 spotkania z nim. Na twarzy Jimmiego pojawi艂 si臋 szeroki u艣miech, kiedy uwa偶niej spojrza艂 na jedn膮 z nich. By艂a to Lorrell. Dziewczynie opad艂a szcz臋ka. Najwyra藕niej nigdy wcze艣niej nie spotka艂a gwiazdy tego formatu, gwiazdy, kt贸rej muzyk臋 s艂ysza艂a wcze艣niej w radio. James „Thunder" Early pochodzi艂 z ulic Detroit. Niewiele by艂o dzieciak贸w w Motor City, kt贸re nie zna艂yby go albo nie widzia艂y na jakim艣 koncercie. Jego wyst臋py na scenie by艂y elektryzuj膮ce. Podczas gdy tr膮bki nakr臋ca艂y publiczno艣膰, Jimmy krzycza艂 i ta艅czy艂 na scenie z pasj膮, kt贸ra sprawi艂a, 偶e sta艂 si臋 jednym z najbardziej ekscytuj膮cych muzyk贸w R&B. Wszyscy chcieli podrobi膰 jego styl, ale nikt nie potrafi艂 tak porusza膰 biodrami, wydobywa膰 takich nut z tr膮bki i tak dzia艂a膰 na t艂ocz膮c膮 si臋 w hali koncertowej publiczno艣膰, jak Jimmy, kt贸ry rzeczywi艣cie zas艂u偶y艂 na sw贸j pseudonim „Piorun". Plotka g艂osi艂a, 偶e mia艂 ca艂膮 flot臋 fantazyjnych samochod贸w, a jego 偶ona op艂ywa艂a w diamenty. Mieszkali razem w艣r贸d bia艂ych w pi臋knym domu z hektarami trawnika.

Zachwycona tym, 偶e Jimmy zwr贸ci艂 na ni膮 uwag臋 Lorrell pomacha艂a mu, jeszcze bardziej zachichota艂a i odwr贸ci艂a wzrok na Deen臋. Deena r贸wnie偶 by艂a podekscytowana, ale Effie, jak zawsze niczym ska艂a, by艂a ca艂kiem spokojna.

- W porz膮dku Marty - krzykn膮艂 Jimmy w d贸艂 windy, podchodz膮c do dziewcz膮t z wyci膮gni臋tymi r臋kami, aby obj膮膰 Dreamettes.

- Wszystko b臋dzie w porz膮dku - doda艂 potem do dziewcz膮t.

- Drogie panie, ratujecie mi 偶ycie! Potrzebowa艂em bardzo waszej pomocy, padam do st贸p w podzi臋ce - ukl臋kn膮艂 przed Lorrell z wdzi臋czno艣ci膮, sprawiaj膮c, 偶e wybuch艂a radosnym 艣miechem.

- Czy rozumiecie, co chc臋 wam powiedzie膰? Dzi臋kuj臋. Zrobi臋 dla was wszystko, cokolwiek zechcecie. Wszystko. Co mog臋 dla ciebie zrobi膰 kochana? - spyta艂, bior膮c j膮 za r臋k臋.

- C贸偶, panie Early... M贸g艂by pan nas nauczy膰 piosenki - powiedzia艂a lekko zawstydzona Lorrell, a jej g艂os by艂 tak cichy, 偶e ledwo go by艂o s艂ycha膰 w艣r贸d wrzask贸w publiczno艣ci, skanduj膮cej z niecierpliwo艣ci膮 „Thunder! Thunder! Thunder!".

Jimmy podskoczy艂, zagra艂 kilka akord贸w - d藕wi臋ki sprawi艂y, 偶e publiczno艣膰 rykn臋艂a z podw贸jn膮 si艂膮 - i zacz膮艂 艣piewa膰: „trzyna艣cie lat z艂otych p艂yt, rosn膮ce koszta i rozm贸w w knajpach zgrzyt, t艂u艣ci muzycy i stereo d藕wi臋ki, kochanie, ten hit b臋dzie nie艣miertelny".

Wsta艂, pianista zaj膮艂 swoje miejsce, a Jimmy podszed艂 do Lorrell, nuc膮c jej do ucha.

- „Ale mo偶esz oszuka膰 w drodze na szczyt/ tu i tam" - 艣piewa艂. - Spr贸buj teraz, kochana.

Lorrell zestresowana powt贸rzy艂a ostatnie za艣piewane przez niego wyrazy.

- „Oszuka膰 w drodze na szczyt" - powt贸rzy艂 Jimmy, tym razem z jeszcze wi臋kszym naciskiem.

Deena do艂膮czy艂a do niego. S艂ysz膮c jej s艂odki g艂osik, Jimmy u艣miechn膮艂 si臋 szeroko.

- Tak, dobrze ci idzie, kochana - powiedzia艂, odwracaj膮c si臋 do niej i ko艂ysz膮c wraz z ni膮 w rytm muzyki. - „Oszuka膰 w drodze na szczyt" - 艣piewa艂 dalej.

Tym razem do艂膮czy艂a Effie, ze swoim niskim, g艂臋bokim g艂osem, kt贸ry nada艂 s艂owom takiej si艂y, 偶e Jimmy a偶 odskoczy艂.

- Cholera, wiedzia艂em, 偶e tak ostro to za艣piewasz! - za艣mia艂 si臋. - „To zawsze takie prawdziwe" - 艣piewa艂.

Dreamettes ch贸rkiem powtarza艂y po nim, ko艂ysz膮c si臋 w rytm narzucany przez pianist臋.

- Tak - powiedzia艂, podczas gdy dziewcz臋ta 艣piewa艂y kolejn膮 linijk臋. - Tak, trzy b臋d膮 idealne.

- Gotowi? - spyta艂 konferansjer, wbiegaj膮c na scen臋.

- Tak - odpowiedzia艂 Jimmy, zajmuj膮c miejsce.

Kurtyna posz艂a w g贸r臋 i Jimmy z g艂o艣nym krzykiem wjecha艂 na 艣rodek sceny na kolanach, wprowadzaj膮c t艂um w niekontrolowany sza艂. Jimmy podskoczy艂 i wykona艂 ol艣niewaj膮cy obr贸t, wij膮c si臋 po scenie, podczas gdy tr臋bacz wirowa艂 dooko艂a jednocze艣nie ko艂ysz膮c si臋 w szale艅czym rytmie narzuconym przez wokalist臋. Jimmy wirowa艂 dalej, podskakiwa艂 i ta艅czy艂, a偶 z jego twarzy tryska艂 pot. Ca艂膮 dusz臋 wk艂ada艂 w 艣piew.

„ Wiem, o co chodzi/ bywa艂em tu i tam Oszukuj膮c po drodze/ w ka偶dym miejscu 呕yj臋 z mojej muzyki/ i z listy hit贸w Kt贸re grane s膮 wci膮偶/ tu i tam Tu i tam/ Tu i tam"

Dreamettes by艂y r贸wnocze艣nie niesamowicie podekscytowane, przera偶one i stremowane - ze wszystkich si艂 stara艂y si臋 dor贸wna膰 Jimmiemu i jego grupie. Lorrell ca艂y czas gubi艂a rytm, a Deena fa艂szowa艂a, co najmniej trzy razy staraj膮c si臋 w tym samym czasie odpowiednio ko艂ysa膰 biodrami i 艣piewa膰, zachwycona zar贸wno samym Jimmim, jak i sposobem, w jaki zosta艂 przyj臋ty przez t艂um. Effie dawa艂a z siebie wszystko, by uspokoi膰 dziewcz臋ta, ale na nic si臋 to nie zda艂o. Po prostu nie mog艂y rywalizowa膰 z mistrzem. Ale z pewno艣ci膮 mia艂y si臋 tego nauczy膰.


Rozdzia艂 2

Mo偶na by pomy艣le膰, 偶e C.C. by艂 osobistym s艂u偶膮cym Effie, kt贸ra tak te偶 si臋 zachowywa艂a, mizdrz膮c si臋 przed lustrem i rozkazuj膮c m艂odszemu bratu, by „po艂o偶y艂 zestaw kosmetyczny przy drzwiach, 偶eby艣my go nie zapomnieli" i „teraz u艂贸偶 moj膮 sukni臋 tak, 偶eby si臋 nie pomi臋艂a" i „przesta艅 si臋 bawi膰 moimi sukniami i znie艣 je na d贸艂 zanim wr贸ci Jimmy!". A on us艂u偶nie, bez s艂owa skargi, spe艂nia艂 jej 偶yczenia. Tak by艂o mi臋dzy nimi od zawsze - Effie White stawia艂a 偶膮dania, Clarence Conrad White je spe艂nia艂. Osobom z zewn膮trz wydawa艂o si臋, 偶e Effie wykorzystuje brata, kt贸ry jest ulegaj膮cym s艂abeuszem i nie potrafi si臋 jej przeciwstawi膰. Ale w rzeczywisto艣ci C.C. po prostu darzy艂 swoj膮 starsz膮 siostr臋 podziwem i mi艂o艣ci膮, nie tylko ze wzgl臋du na jej wiek, kt贸ry powinien automatycznie wywo艂ywa膰 w nim szacunek, ale te偶 dlatego, 偶e szczerze uwa偶a艂 Effie za jedn膮 z najbardziej utalentowanych piosenkarek, jakie w 偶yciu s艂ysza艂. Ponadto, ka偶da za艣piewana przez Effie nuta sprawia艂a, 偶e wierzy艂 w to, 偶e jest jednym z najbardziej utalentowanych, nieodkrytych pisarzy w Detroit. Ich obustronny podziw by艂 z pewno艣ci膮 szczery - i by艂o tak, odk膮d C.C. i Effie rozmawiali z pastorem, wielebnym Goode Wright, i nam贸wili go na to, by pozwoli艂 im zostawa膰 po pr贸bach ch贸ru i 膰wiczy膰 we dw贸jk臋, przygrywaj膮c sobie na pianinie. C.C., muzyk - samouk, potrafi艂 zagra膰 wi臋kszo艣膰 melodii ze s艂uchu ju偶 w wieku lat sze艣ciu, wymy艣la艂 piosenki, a Effie, kt贸r膮 podziwia艂, 艣piewa艂a jego teksty. W wieku jedenastu lat C.C. by艂 dyrektorem do spraw muzycznych dzieci臋cego ch贸ru baptyst贸w Beulah Land Missionary. A Effie? No c贸偶, by艂a jego solistk膮.

Jak wida膰 muzyka by艂a, tym co ich 艂膮czy艂o. I 偶adne zachowania diwy, k艂贸tnie w rodze艅stwie czy zdrada kogo艣 z zewn膮trz nie mog艂y nigdy zachwia膰 tej wi臋zi.

- Panie, miej lito艣膰! Effie, ten autobus mo偶e tu by膰 w ka偶dej chwili! - Lorrell wrzeszcza艂a prosto w otwarte okno pa艅stwa White, czekaj膮c niecierpliwie ze swoj膮 ma艂膮 walizeczk膮 i podniszczon膮 szmacian膮 torb膮. Ojciec Effie sta艂 w drzwiach, gotowy odpowiednio po偶egna膰 dziewcz臋ta. Deena, kt贸ra czeka艂a na Effie na zewn膮trz, zostawi艂a matce na poduszce notk臋, w kt贸rej napisa艂a, jak bardzo jej przykro, 偶e matka nie rozumie jej marze艅, i 偶e wyje偶d偶a spr贸bowa膰 swych si艂 w showbiznesie. Teraz b艂aga艂a Lorrell, aby si臋 uciszy艂a. Nie chcia艂a, by jej matka si臋 obudzi艂a i przy艂apa艂a j膮 na ucieczce z Jimmim, kt贸rego nazywa艂a „wcieleniem szatana".

Ronald 艣mia艂 si臋, naci膮gaj膮c na uszy kapelusz, maj膮cy go chroni膰 przed porannym zimnem.

- Zaraz zejdzie, kochanie - chichota艂 Ronald. - Effie nie przegapi 偶adnej szansy, 偶eby zab艂ysn膮膰.

Lorrell wci膮gn臋艂a g艂o艣no powietrze.

- Effie jeszcze nigdy nie przegapi艂a okazji, 偶eby zab艂ysn膮膰, ale nie raz i nie dwa zdarzy艂o si臋 jej sp贸藕ni膰 na autobus - odpowiedzia艂a, ca艂y czas wpatruj膮c si臋 w okno, jakby to mia艂o pom贸c w sprowadzeniu jej przyjaci贸艂ki na d贸艂. Lorrell wiedzia艂a lepiej ni偶 wszyscy ludzie, jak trudno by艂o nak艂oni膰 Effie White do post臋powania zgodnie z ustalonym planem. A ten by艂 bardzo napi臋ty od czasu, kiedy Effie zda艂a do pi膮tej klasy, a Lorrell, jej trzech braci i samotna mama przeprowadzili si臋 do budynku D, znajduj膮cego si臋 na zaniedbanym, obdartym osiedlu, co by艂o nieuchronnym skutkiem nieprzyjemnego rozstania rodzic贸w. Lorrell spotka艂a Effie na przystanku pierwszego dnia w nowej szkole, 艣piewa艂a g艂o艣no odwa偶n膮 interpretacj臋 piosenki „Summertime". Lorrell, kt贸rej nigdy nie kr臋powa艂o przebywanie w centrum uwagi, nuci艂a sobie melodi臋 i zanim autobus zatrzyma艂 si臋 na parkingu przed szko艂膮, oboje z C.C. wybijali rytm na jego ksi膮偶ce, tworz膮c razem tak ostry duet, 偶e a偶 kierowca musia艂 si臋 do nich odwr贸ci膰, 偶eby przywr贸ci膰 ich do porz膮dku. Pragn膮c zosta膰 profesjonalnymi piosenkarkami, obie wi臋kszo艣膰 czasu w liceum sp臋dza艂y w 艂azience i dominowa艂y szkolne pokazy talent贸w. Ca艂y czas szuka艂y trzeciej wokalistki, 偶eby razem za艂o偶y膰 trio, po tym jak szef miejscowego pubu powiedzia艂 im, 偶e sz艂o by im lepiej, gdyby Lorrell mia艂a wi臋cej ni偶 jedn膮 osob臋 w ch贸rku. Nieca艂y tydzie艅 po tej sugestii Lorrell przedstawi艂a Deenie Effie, o oczach 艂ani, cich膮 i skryt膮, c贸rk臋 nauczycielki jej brata z trzeciej klasy. Nikt, ani C.C., ani Lorrell, ani Deena, nikt nigdy nie mia艂 w膮tpliwo艣ci, co do tego, kt贸ra z nich powinna by膰 g艂贸wn膮 wokalistk膮. A Effie spija艂a 艣mietank臋 swojej niby s艂awy, na tyle, na ile si臋 da艂o - bawi艂a si臋 do p贸藕na w nocy, podrywa艂a ch艂opc贸w, imprezowa艂a i zachowywa艂a si臋 tak g艂o艣no i ekstrawagancko, jak tylko potrafi艂a.

- Czemu wrzeszczysz pod moim oknem jakby艣 to ty tu rz膮dzi艂a? - wydysza艂a Effie, wychodz膮c przez metalowe drzwi. C.C. ni贸s艂 jej wielk膮 walizk臋, dwie papierowe torby, zestaw do makija偶u i ci膮gn膮艂 za sob膮 jeszcze jedn膮 siatk臋 z materia艂u.

- Aha, bo wszystkie tu rz膮dzimy, kochanie - odpowiedzia艂a Lorrell.

- To nie potrwa d艂ugo - skwitowa艂a Effie, wskazuj膮c podbr贸dkiem na ulic臋, kt贸r膮 w艂a艣nie nadje偶d偶a艂 srebrny bus z ogromnym napisem „James 禄Thunder芦 Early" z boku. Deena, Lorrell, Effie i C.C. zacz臋li si臋 przepycha膰, ich walizki i torby niemal lata艂y w powietrzu, kiedy podnieceni ruszyli do staj膮cego przy kraw臋偶niku busa.

- Spraw, 偶ebym by艂 z ciebie dumny - wo艂a艂 C.C., biegn膮c niemal za ruszaj膮cym busem. Effie, siedz膮c ju偶 w 艣rodku, opar艂a r臋ce na szybie. Z ruchu jej warg brat m贸g艂 odczyta膰, 偶e odpowiada: „Tak zrobi臋".

Ale ju偶 wkr贸tce przekona艂y si臋, 偶e trudno by艂o czu膰 dum臋 na tego typu wyprawie. Nie by艂o w niej nic, co wyda艂oby si臋 im mi艂e; podr贸偶owa艂y brudnymi drogami od jednej hali koncertowej do drugiej, jedynie po to, by zobaczy膰, jak w艂a艣ciciele odprawiaj膮 ich gwiazd臋 i traktuj膮 je jak wszystkie inne kolorowe panienki, kt贸re u nich bywaj膮. Wi臋kszo艣膰 czasu musia艂y sp臋dza膰 w wype艂nionych dymem pomieszczeniach „tylko dla kolorowych" w r贸偶nych spelunach, czekaj膮c na swoj膮 kolej do wej艣cia na scen臋. Nikogo tak naprawd臋 nie obchodzi艂o, 偶e by艂y ch贸rkiem Jimmiego, co wi臋cej, nawet Jimmy musia艂 naciska膰 na Martiego, 偶eby wym贸g艂 na w艂a艣cicielach klubu podstawowe rzeczy dla niego - gwiazdy - takie jak darmowy drink, ciep艂y posi艂ek czy miejsce dla niego i zespo艂u, gdzie mogliby usi膮艣膰 na chwil臋 przed wyst臋pem i po膰wiczy膰. Czasem musia艂 si臋 nawet upomina膰 o swoj膮 zap艂at臋. Jednym s艂owem, by艂o to wszystko upokarzaj膮ce - czekanie, a偶 grupa nijakich wyjc贸w przebrnie przez sw贸j wyst臋p zanim b臋d膮 mogli wyj艣膰 na scen臋, by pokaza膰 wszystkim, jak to naprawd臋 powinno wygl膮da膰.

Na dodatek, Bo偶e, czy by艂y jakie艣 ambitne dziewczyny, kt贸re czeka艂y za kulisami, staraj膮c si臋 by kto艣 je zauwa偶y艂? No c贸偶, wida膰 by艂o, 偶e niezale偶nie od tego, jak bardzo Lorrell zainteresowa艂a Jimmiego, ka偶da z Dreamettes zwraca艂a uwag臋 innych dziewcz膮t, kt贸re tak偶e stara艂y si臋 dosta膰 do autobusu Jimmiego „Thunder" Early.

Mimo wszystko, w chwilach, kiedy krzepkie cia艂o Jimmiego wi艂o si臋 na scenie, dziewcz臋ta wiedzia艂y, 偶e s膮 艣wiadkami czego艣 nieziemskiego. Wystarczy艂o 偶eby Jimmy ugi膮艂 lekko swoje muskularne nogi, poruszy艂 energicznie biodrami, przekrzywi艂 g艂ow臋 na bok i zawo艂a艂 „Heeeeeeeeeeeeeeej" i ju偶 ca艂a publiczno艣膰 wybucha艂a okrzykami i oklaskami jak wulkan. Tupaniu i dzikim ta艅com nie by艂o ko艅ca - jakby sam Duch 艢wi臋ty przechodzi艂 przez t艂um. Sobotni wiecz贸r nie by艂 wyj膮tkiem. A jednak nie by艂o nic boskiego w tym, co wznieca艂 Jimmy. „Cz艂owiek czuje si臋 samotny", zawodzi艂 podczas jednego z wyst臋p贸w w Waszyngtonie D.C., kiedy Effie, Lorrell i Deena poci艂y si臋 za jego plecami, wy艣piewuj膮c swoje „do, do, do, do" i ko艂ysz膮c biodrami w rytm melodii. Ramiona im falowa艂y, jakby energia Jimmiego przep艂ywa艂a przez ich cia艂a. Widzia艂y ju偶 jego wyst臋p z dziesi臋膰 razy i mia艂y dwa razy tyle pr贸b, a jednak z ka偶dym kolejnym przedstawieniem upija艂y si臋 Jimmim, podziwia艂y, jak wznieca艂 emocje w pomieszczeniu, s艂ucha艂y, jak modulowa艂 g艂os, zachwyca艂y si臋 jego poczuciem rytmu i tym, jak potrafi艂 wydoby膰 z siebie i zgromadzonego t艂umu maksimum emocji. Effie i Deena nauczy艂y si臋 traktowa膰 jego wyst臋py jak dobry posi艂ek - prze偶uwa艂y wszystko dok艂adnie, prze艂yka艂y i wstawa艂y od sto艂u. Ale Lorrell, c贸偶, uwielbia艂a Jimmiego, wi臋c wsysa艂a jego wyst臋py jak t艂usty facet wysysa szpik z ko艣ci, ko艂ysz膮c biodrami odrobin臋 mocniej, tak 偶eby Jimmy to zauwa偶y艂. Ku swojemu zaskoczeniu, by艂a nawet troch臋 zazdrosna, kiedy Jimmy zaczyna艂 flirtowa膰 z fankami po wyst臋pie w Washington D.C.

- Czas zapali膰 艣wiat艂a - powiedzia艂 Jimmy, kiedy pianista zasygnalizowa艂 sekcji tr臋baczy i perkusi艣cie, 偶e pora ko艅czy膰 utw贸r. Jimmy podszed艂 na sam prz贸d sceny, przy艂o偶y艂 r臋k臋 do brwi, zmru偶y艂 oczy i patrzy艂 na rytmicznie pulsuj膮cy t艂um.

- Tak, popatrzmy, kt贸ra z tych pi臋knych pa艅 p贸jdzie dzisiaj z Jimmim do domu - my艣la艂 g艂o艣no, wymawiaj膮c s艂owa jak kaznodzieja. - Mam ciep艂e 艂贸偶ko, kt贸re czeka na jak膮艣 mi艂膮 dam臋. No, kt贸ra chce posiedzie膰 tatusiowi na kolankach?

Kobiety na widowni ruszy艂y energicznie na scen臋, powstrzymane przez kilku miejscowych policjant贸w, kt贸rzy tak naprawd臋 byli po prostu kumplami Jimmiego z trasy, przebranymi w kostiumy za kilka cent贸w i op艂acanymi za pomaganie przy scenie. Jimmy dojrza艂 艣licznotk臋 o jasnej sk贸rze i d艂ugich, czarnych l艣ni膮cych w艂osach i rozkaza艂 „policjantom", aby mu j膮 przyprowadzili na scen臋.

- Jeste艣 tu z ch艂opakiem? - spyta艂 rozchichotan膮 kobiet臋, kt贸ra przysun臋艂a si臋 do niego, wyja艣niaj膮c mu co艣 na ucho.

- Co? Jest w 艂azience? Hej, niech kto艣 zamknie 艂azienk臋 - po czym Jimmy zacz膮艂 ta艅czy膰 ze swoj膮 „fank膮". Lorrell wiedzia艂a, 偶e tak naprawd臋 jest to siostra perkusisty, kt贸ra by艂a z nimi w trasie. Jednak, mimo wszystko, nie podoba艂 jej si臋 spos贸b, w jaki patrzy艂a na Jimmiego, ani to, 偶e zawsze, kiedy uwa偶a艂a, 偶e nikt nie zwraca na ni膮 uwagi przepycha艂a si臋 na stron臋 autobusu, po kt贸rej znajdowa艂 si臋 Jimmy.

Naenergetyzowana publiczno艣膰 piszcza艂a, kiedy Jimmy wr贸ci艂 w g艂膮b sceny i wezwa艂 do siebie Dreamettes. Podesz艂y do niego w rz膮dku.

- „To wszystko jest tak prawdziwe" - 艣piewa艂, a muzyka stopniowo stawa艂a si臋 coraz mocniejsza, kiedy zbli偶a艂 si臋 do mikrofonu.

- „Tak prawdziwe" - 艣piewa艂a Deena do mikrofonu Jimmiego. Effie jej wt贸rowa艂a. Ale kiedy przysz艂a kolej na Lorrell, ta utkwi艂a swoje spojrzenie w jego oczach i dotkn臋艂a jego d艂oni, oddaj膮c mu mikrofon.

- „Tak, to takie prawdziwe" - za艣piewa艂a uwodzicielskim g艂osem.

To wtedy postanowi艂a, 偶e musi dosta膰 si臋 do „Harlemu", tej cz臋艣ci autobusu, w kt贸rej ciocia Ethel, przyzwoitka ca艂ej grupy, kaza艂a przebywa膰 m臋skiej cz臋艣ci grona. A dziewcz臋ta? One by艂y w „Hollywood", oczywi艣cie, po drugiej stronie autobusu. Ciocia Ethel jasno wyt艂umaczy艂a facetom z zespo艂u i ca艂ej reszcie, a szczeg贸lnie Jimmiemu, 偶e „nie s膮 mile widziani w Hollywood". Lorrell poczeka艂a wi臋c, a偶 ciocia Ethel za艣nie tak mocno, 偶e podmuch jej chrapania zacznie unosi膰 firanki, sprawdzi艂a, czy ma przy sobie szmink臋, przesz艂a nad ortopedycznymi butami starszej pani i uda艂a si臋 na ty艂 autobusu. Id膮c poprawi艂a sobie w艂osy i u艣miechn臋艂a si臋 szeroko widz膮c, 偶e Jimmy j膮 obserwuje. U艂o偶y艂a si臋 na miejscu tu偶 obok niego. Bez s艂owa poda艂 jej swoj膮 butelk臋.

- Och, panie Early, nie mog臋 uwierzy膰 w to, co si臋 ze mn膮 dzieje - powiedzia艂a, u艣miechaj膮c si臋 tak, 偶e wida膰 jej by艂o 贸semki.

- W 艣wiecie R&B cuda zdarzaj膮 si臋 ca艂y czas, kochana - odpar艂 z u艣miechem.

- A co w艂a艣ciwie znaczy R&B?

Jimmy pochyli艂 si臋 nad ni膮 tak, 偶e ich usta niemal si臋 styka艂y.

- Rozkoszne i Boskie - wyszepta艂.

- Och, panie Early, jest pan taki szalony - za艣mia艂a si臋 cichutko zaskoczona jego sugesti膮, a nawet gotowa uciec od niego.

- Jimmy, male艅ka, m贸w do mnie Jimmy.

- Och... panie Jimmy, jest pan taki szalony - powiedzia艂a, u艣miechaj膮c si臋 jeszcze bardziej, podczas gdy Jimmy przysun膮艂 si臋 nieco bli偶ej i przytuli艂 si臋 do jej piersi.

Mimo 偶e Effie by艂a zaj臋ta gr膮 w pokera z Martim i jednym z tr臋baczy, od razu zorientowa艂a si臋, co jest grane. Chcia艂a zerkn膮膰 na Deen臋, ale ta by艂a ju偶 w swoim w艂asnym 艣wiecie poduszek - czym艣 na kszta艂t osobnego pomieszczenia, sza艂asu, kt贸ry u艂o偶y艂a sobie z satynowych poduszek i pluszak贸w. Deena mia艂a troch臋 dodatkowych pieni臋dzy i zawsze ignorowa艂a wsp贸lne obiady i wieczorki towarzyskie po koncertach. Zamiast tego zazwyczaj p臋dzi艂a do jakiego艣 butiku, 偶eby wyda膰 troch臋 pieni臋dzy na drobiazgi albo pobawi膰 si臋 perukami i wypr贸bowa膰 nowe makija偶e, czy te偶 po prostu p贸j艣膰 gdzie艣 i posiedzie膰 samotnie, jakby nie by艂a cz艂onkiem grupy. Gdyby Effie jej dobrze nie zna艂a, mog艂aby pomy艣le膰, 偶e si臋 wywy偶sza. Ale, oczywi艣cie, to nie by艂aby 偶adna nowo艣膰. Jej matka wierzy艂a, 偶e bycie nauczycielk膮 zmieni艂o je obie w przedstawicielki klasy 艣redniej. Czy kto艣 m贸g艂by w to uwierzy膰? Bogaci w 艣wiecie muzyki. Deenie a偶 g艂owa puch艂a od tego wszystkiego. Effie przewraca艂a oczami, potrz膮sa艂a g艂ow膮 i odwr贸ci艂a si臋 do niej ty艂em, ale zasugerowa艂a partnerom od kart, 偶eby zwr贸cili uwag臋 na to, o czym rozmawiaj膮 Lorrell i Jimmy.

- 艁adnie pachniesz - zachichota艂a Lorrell i przerwa艂a niemal tak szybko, jak zacz臋艂a. Odchrz膮kn臋艂a i powiedzia艂a:

- Chcia艂am powiedzie膰, 偶e czuj臋 si臋 dziwnie. Masz 偶on臋, prawda?

Jimmy, kt贸ry o偶eni艂 si臋 ze swoj膮 mi艂o艣ci膮 z liceum, zanim kt贸rekolwiek z nich sko艅czy艂o siedemnasty rok 偶ycia i lata przed tym, zanim sta艂 si臋 znany, odpowiedzia艂 na pytanie z u艣miechem:

- Tak, kochanie.

I doda艂 mimochodem:

- Wszyscy wiedz膮, 偶e Jimmy jest 偶onaty. U艣miech Lorrell znikn膮艂.

- To zabieraj ode mnie swoje 偶onate 艂apska - powiedzia艂a, uwalniaj膮c si臋 z u艣cisk贸w Jimmiego. Usiad艂, przygl膮daj膮c si臋, jak odchodzi.

- Hmm - chrz膮kn膮艂, uk艂adaj膮c si臋 do drzemki i napotka艂 wzrok Effie. Za艣mia艂 si臋 delikatnie i zamkn膮艂 oczy.

Deena i Effie siedzia艂y razem po koncercie przy rogu sto艂u w klubie „Blue Bleu", a Jimmy z kolegami poszli co艣 przek膮si膰. Dziewcz臋ta stara艂y si臋 odizolowa膰 od ha艂asu, kt贸ry ca艂y czas jeszcze dochodzi艂 ze sceny, ale nie by艂o to 艂atwe. W ko艅cu uda艂o im si臋 przebrn膮膰 przez ostatnie wyst臋py na trasie i wraca艂y do tej samej desperacko trudnej sytuacji 偶yciowej - mieszkania w najbiedniejszej dzielnicy, najbiedniejszej cz臋艣ci Detroit. Jimmy i Dreamettes z niecierpliwo艣ci膮 czekali na to, 偶eby po艂o偶y膰 swoje zm臋czone g艂owy na w艂asnych materacach - mimo 偶e ostatni wyst臋p w jego rodzinnym mie艣cie nie by艂 zbyt wielkim tryumfem.

Effie zrzuci艂a buty i postawi艂a je na 艣wie偶o przetartym z kurzu krze艣le. Rozejrza艂a si臋 dooko艂a po klubie, wydawa艂o si臋 to jednak zbyt eleganckie s艂owo na tak ma艂膮 zaszczurzon膮 klitk臋, specjalizuj膮c膮 si臋 w mocnych drinkach i gor膮cych potrawach ze sma偶onego kurczaka, wo艂owiny i 偶o艂膮dk贸w wieprzowych. W „Blue Bleu" nie by艂o nic specjalnego; to po prostu ma艂a dziura w 艣cianie, kt贸ra by艂a ulubionym miejscem tubylc贸w - rozklekotane krzes艂a, odpadaj膮ca farba i wyszczerbione talerze potwierdza艂y to. Kolorowi specjalnie niszczyli ten male艅ki klubik, a Ruby Mills, w艂a艣ciciel klubu, nie troszczy艂 si臋 zbytnio o 艣wiece, drogie srebrne nakrycia czy eleganckie ubrania kelner贸w. W艂a艣ciwie, jedyn膮 rzecz膮, kt贸ra liczy艂a si臋 dla jego klient贸w by艂a drewniana scena i wyst臋py, a przynajmniej tak mawia艂 Ruby, aby usprawiedliwi膰 swoje inwestycje we wszystko, z wyj膮tkiem wyremontowania tego miejsca. Effie wiedzia艂a o tym, poniewa偶 kiedy艣 podawa艂a tu drinki, maj膮c nadziej臋, 偶e pomo偶e jej to w dostaniu si臋 na scen臋 z w艂asnym zespo艂em. Pomys艂 jednak nie wyszed艂; zwolniono j膮, zanim ktokolwiek si臋 zorientowa艂, jak dobrze 艣piewa - jak na gust Rubiego sp贸藕ni艂a si臋 o kilka razy za du偶o. Effie do艣膰 podoba艂o si臋 to, 偶e wesz艂a do klubu razem z Jimmim i jego zespo艂em. Nawet nie musia艂a specjalnie przypomina膰 si臋 Rubiemu, 偶eby zwr贸ci膰 na siebie uwag臋. Wymuszonym gestem pozdrowi艂a jedn膮 osob臋 z obs艂ugi, zaj臋t膮 wycieraniem nielicznych stolik贸w, kt贸re Ruby upchn膮艂 pod 艣cian膮. Wi臋kszo艣膰 ludzi zazwyczaj sta艂o z drinkami w r臋ce i 艂yka艂o posi艂ek, stoj膮c przy scenie, aby nie przegapi膰 偶adnych wa偶nych wydarze艅, wi臋c tak naprawd臋 nie by艂o tam wiele do sprz膮tania. Kelnerka odmacha艂a jej i Effie wr贸ci艂a do rozmowy.

- Po prostu m贸wi臋, 偶e mog艂oby ci i艣膰 lepiej, gdyby艣 by艂a bardziej... no wiesz... - j膮ka艂a si臋 Deena.

- Wstydzisz si臋? - dra偶ni艂a si臋 z ni膮 Effie. - Taka lalunia, jak ty?

- Ch艂opcy chyba to lubi膮 - powiedzia艂a Deena, kul膮c plecy w ge艣cie obrony.

- No c贸偶, mnie nie interesuj膮 ch艂opcy, Deena - odpowiedzia艂a Effie, patrz膮c jak Curtis przechodzi od baru do ich stolika. Wsta艂a i opar艂a 艂okcie o st贸艂, wychylaj膮c si臋 do przodu, by podkre艣li膰 sw贸j okaza艂y biust. U艣miechn臋艂a si臋 szeroko, kiedy wr臋cza艂 jej drinka i poda艂 Deenie butelk臋 coli.

- O czym gadacie?

- No c贸偶, Curtis - odpar艂a kpiarskim g艂osem Effie, jednocze艣nie patrz膮c na niego z powag膮. - Czy ty zdradzasz swoj膮 偶on臋, tak jak pan Jimmy Early?

- Effie - zareagowa艂a z oburzeniem Deena. - Ja jej nie znam - powiedzia艂a do Curtisa.

Effie skwitowa艂a reakcj臋 Deeny machni臋ciem d艂oni.

- Deena ma racj臋. To nie nasz interes. Nawet nie wiemy, czy ty jeste艣 偶onaty.

Curtis napr臋偶y艂 ramiona, aby wygl膮da膰 na jeszcze wi臋kszego ni偶 w rzeczywisto艣ci by艂.

- By艂em 偶onaty, ale nie uda艂o si臋.

- Czy to by艂a jedna z tych m艂odziutkich ptaszynek, jak Deena? Czy wolisz prawdziwe kobiety? - spyta艂a Effie, prostuj膮c si臋.

- Effie, natychmiast przesta艅! - za偶膮da艂a Deena, rumieni膮c si臋 mocno.

- Tak w艂a艣ciwie to wychowa艂y mnie dwie starsze siostry i obie s膮 tak samo prawdziwe jak i wy - odpowiedzia艂 bez namys艂u Curtis, patrz膮c Effie prosto w oczy.

Effie podsun臋艂a krzes艂o i poklepa艂a je, sugeruj膮c, by Curtis z nimi usiad艂.

- Mo偶e mi o nich opowiesz?

Curtis odchrz膮kn膮艂 i zwr贸ci艂 si臋 do nich.

- Za chwilk臋, drogie panie - powiedzia艂 i kiwn膮艂 g艂ow膮 do C.C., kt贸ry podszed艂 do stolika, 偶eby u艣cisn膮膰 r臋k臋 Curtisa.

- Gotowy? - spyta艂 Curtis.

- Jak cholera.

Podeszli we dw贸ch do stolika, gdzie Marty z Jimmim pili razem whisky.

- To nic nie daje, Marty! Cz艂owieku, pami臋tam, jak panienki mdla艂y na m贸j widok! Pada艂y ju偶 na samym pocz膮tku, cz艂owieku!

- zawo艂a艂 podekscytowany Jimmy, ca艂y czas staraj膮c si臋 odreagowa膰, po ma艂o entuzjastycznym przyj臋ciu przez publiczno艣膰 z Detroit, kt贸rej wyra藕nie nie spodoba艂 si臋 jego firmowy taniec pod koniec hitu „Fake Your Way To The Top". By艂 taki czas, kiedy Jimmy upada艂 na scen臋, a kobiety na mil臋 wok贸艂 zaczyna艂y piszcze膰 i krzycze膰, staraj膮c si臋 przy tym przebrn膮膰 przez „ochron臋", by dotkn膮膰 jego rozci膮gni臋tego cia艂a - ale nie tej nocy.

- Zbyt wielu innych ludzi teraz to robi - skar偶y艂 si臋.

- Masz racj臋, Jimmy - potakiwa艂 Marty. - Wszyscy teraz to robi膮.

- Ale ja by艂em pierwszy! Wiesz o tym przecie偶.

- I ca艂y czas jeste艣 pierwszy! Zabi艂e艣 ich dzisiaj. By艂o wspaniale. Wspa - nia - le!

- Pieprzysz, Marty! - Jimmy opar艂 si臋 wygodnie i spojrza艂 uwa偶nie na Martiego. - Czego艣 mi trzeba, bracie, czego艣... - w艂a艣nie wtedy min臋艂a ich Lorrell, kt贸ra podchodzi艂a do baru, gdzie natychmiast zacz臋艂a flirtowa膰 z jednym z tr臋baczy. - Czego艣 takiego - wskaza艂 na Lorrell. - Panie miej lito艣膰! Mamo! - zawo艂a艂.

- Potrzebujesz nowocze艣niejszego brzmienia - zawyrokowa艂 Curtis. Jimmy tak bardzo gapi艂 si臋 na Lorrell, 偶e nie zauwa偶y艂, jak do stolika podeszli Curtis i C.C.

- Nie, z艂otko - zawt贸rowa艂 mu Jimmy z tonem niech臋ci w g艂osie. - Potrzebny mi nowy Cadillac. Ten, kt贸ry mi ostatnio sprzeda艂e艣 przecieka.

Marty zarechota艂. Zignorowali Curtisa i C.C., szybko wracaj膮c do rozmowy, jakby nie by艂o ko艂o nich tych dw贸ch m臋偶czyzn. C.C. odrobin臋 si臋 skuli艂, ale rezolutny Curtis m贸wi艂 dalej.

- Jimmy, pami臋tasz brata Effie, C.C.? To bardzo utalentowany m艂ody kompozytor.

- Tak - Jimmy spojrza艂 na C.C., pstrykaj膮c palcami. - To ty napisa艂e艣 t臋 piosenk臋 dla dziewczyn. Jak to leci? „Odejd藕, odejd藕...". Ty napisa艂e艣 ten kawa艂ek, nie?

C.4C. znowu si臋 wyprostowa艂.

- I zupe艂nie nikt mi przy tym nie pomaga艂 - powiedzia艂 z dum膮.

- Co s膮dzisz o tej piosence, Marty? - spyta艂 Jimmy, patrz膮c ca艂y czas na C.C.

- S膮dz臋, 偶e jest...

- Nudna? - podsun膮艂 Jimmy.

- Tak, jest naprawd臋 nudna, ma艂y - przytakn膮艂 Marty, bior膮c 艂yk whisky.

- Nie jestem ma艂y, prosz臋 pana - odpar艂 C.C. Jego oczy znacznie si臋 zw臋偶y艂y.

- Przykro mi, ale nie ma w tym duszy. Wiesz, o co mi chodzi, kochanie? Jestem Jimmy i musz臋 mie膰 dusz臋! - wrzasn膮艂 w niewiadomym kierunku w chwili, kiedy jeden z tr臋baczy na scenie gra艂 solo. - Tak! - wrzeszcza艂 dalej Jimmy. - Musz臋 mie膰 dusz臋, bracia!

Curtis w艣lizgn膮艂 si臋 na siedzenie obok Jimmiego.

- Z pewno艣ci膮 dusz臋 i mo偶e troch臋 gospel. Ale R&B, jazz, blues i wszystko inne zosta艂o ju偶 zagarni臋te przez innych ludzi - powiedzia艂 Curtis, po偶yczaj膮c pomys艂 z wyk艂adu, kt贸ry wcze艣niej prowadzi艂 dla C.C. po tym, jak kilka nocy wcze艣niej we dw贸ch sko艅czyli pisa膰 piosenk臋. Obaj sp臋dzili ostatnio sporo wsp贸lnych nocy, pisz膮c nowe utwory, korzystaj膮c z u偶ywanego pianina, kt贸re Curtis kupi艂 na wyprzeda偶y z miejscowej szko艂y. Zap艂aci艂 za nie pieni臋dzmi z interesu i szybko umie艣ci艂 w zapchanym, zakurzonym gara偶u. C.C., kt贸ry od tygodni namawia艂 go, by zagra艂 z nim pisane przez niego utwory, obieca艂, 偶e zap艂aci za pianino i piosenki skomponowane dla Dreamettes. Curtisowi podoba艂y si臋 w tym ch艂opcu dwie rzeczy - jego energia i niewinno艣膰, kt贸re oznacza艂y, 偶e jest tak g艂odny jak Curtis. Wystarczy艂y dwa zdania, by nak艂oni膰 C.C. do wyczarowania ponad tuzina oryginalnych utwor贸w pop w ci膮gu trzech tygodni, kiedy pianino sta艂o w gara偶u. Ca艂y ten czas Curtis s艂ucha艂 uwa偶nie, tu zmieniaj膮c akord, tam wyd艂u偶aj膮c nut臋, a wszystko, by stworzy膰 hit dla Jimmiego, kt贸rego Curtis desperacko pragn膮艂 zdoby膰. M贸g艂by wtedy wyd艂u偶y膰 list臋 wykreowanych przez siebie talent贸w. C.C. spija艂 z ust s艂owa Curtisa - szanowa艂 nie tylko jego talent do biznesu, ale te偶 jego wyra藕n膮 mi艂o艣膰 do muzyki i to, 偶e stara艂 si臋 otworzy膰 jego umys艂 i zrobi膰 z niego kogo艣 wi臋cej ni偶 tylko autora drugorz臋dnych piosenek R&B. Chcia艂 by膰 cz臋艣ci膮 pracy Curtisa - przeczuwa艂, i偶 pewnego dnia oka偶e si臋, 偶e Curtis tworzy histori臋. By膰 mo偶e dlatego nie z艂o艣ci艂 si臋 nawet, kiedy Curtis zmienia艂 jego muzyk臋. Zamiast tego s艂ucha艂, kiwa艂 g艂ow膮 i pochyla艂 si臋 nad pianinem, a Curtis spacerowa艂 w t膮 i z powrotem, dorzucaj膮c w艂asne pomys艂y, podczas gdy C.C. wygrywa艂 swoje kawa艂ki.

- Musi by膰 jaki艣 spos贸b na to, by nasza muzyka trafi艂a do szerszej widowni - powiedzia艂 Curtis, mru偶膮c oczy i pochylaj膮c si臋 w kierunku Jimmiego. - Tylko 偶e tym razem z w艂asnymi wykonawcami, za w艂asne pieni膮dze.

Poderwa艂 go g艂os Jimmiego.

- Marty, ten cz艂owiek wciska mi jakie艣 bzdury.

- Wiem, s艂o艅ce - odrzek艂 Marty, na艣miewaj膮c si臋 z Curtisa. Jednak g艂upawy u艣miech znikn膮艂 z jego twarzy, kiedy us艂ysza艂 艣piew C.C.

- „Chc臋 Cadillaca, Cadillaca, Cadillaca/ Niech pan na mnie spojrzy, jestem gwiazd膮!" - 艣piewa艂 nieco g艂o艣niej, a Deena, Effie i Lorrell do艂膮czy艂y si臋, jak to robi艂y niezliczon膮 ilo艣膰 razy, 膰wicz膮c w domu Effie, kiedy C.C. przygotowywa艂 dla nich nowy materia艂 na pokaz miejscowych talent贸w. Po chwili nawet Jimmy przytupywa艂 sobie w rytm chwytliwej melodii.

- Wiem, co chcecie zrobi膰, kociaki, i zapomnijcie o tym - odezwa艂 si臋 Marty, uderzaj膮c pi臋艣ci膮 w st贸艂. Sta艂o si臋 dla niego jasne, 偶e Curtis chce mu zwin膮膰 sprzed nosa jego najwa偶niejsz膮 i jedyn膮 gwiazd臋, z kt贸r膮 pracowa艂.

- Jimmy Early to nie jaki艣 艣mie膰 zza rogu, kt贸ry czeka na swoj膮 pierwsz膮 w 偶yciu randk臋. Jest wa偶nym artyst膮 z podpisanymi kontraktami na p艂yty.

- Z ma艂膮 miejscow膮 wytw贸rni膮 muzyczn膮, kt贸ra nawet nie potrafi przepchn膮膰 jego utwor贸w na listy przeboj贸w - wtr膮ci艂 g艂adko Curtis.

- Z tym nic si臋 nie da zrobi膰 - wyj膮ka艂 Marty, patrz膮c na Jimmiego, kt贸ry nagle zacz膮艂 si臋 wszystkiemu uwa偶nie przys艂uchiwa膰.

- Jedno nagranie, cz艂owieku - Curtis potrz膮sn膮艂 g艂ow膮 i zwr贸ci艂 si臋 do Jimmiego. - Tylko o to ci臋 prosz臋. Jeden utw贸r z prostym haczykiem, kt贸ry ka偶demu b臋dzie si臋 z czym艣 kojarzy膰. „Sp贸jrz na m贸j w贸z/ jakby m贸j szofer gwiazd臋 wi贸z艂" - powiedzia艂 melodyjnym g艂osem.

Marty poderwa艂 si臋 ze swojego miejsca i si臋gn膮艂 po sw贸j p艂aszcz i kapelusz. Curtis poczu艂 zbli偶aj膮cy si臋 rozlew krwi.

- Wiesz, gdzie s膮 wszystkie nowoczesne przeboje? W samochodzie, cz艂owieku! Piosenki, kt贸re wprowadzaj膮 ci臋 w dobry nastr贸j, kiedy jedziesz autem.

- No c贸偶, fani Jimmiego je偶d偶膮 raczej autobusem - sykn膮艂 przez z臋by Marty. - Chod藕my st膮d, Jimmy - podsumowa艂, bior膮c do r臋ki p艂aszcz Jimmiego. Ten wsta艂, min膮艂 Martiego i ruszy艂 w kierunku pianina. Curtis si臋 u艣miechn膮艂. Pokonany Marty zdj膮艂 kapelusz i opad艂 ci臋偶ko z powrotem na siedzenie.

- Hej, kochanie, pami臋tasz jeszcze t臋 melodi臋? - rzuci艂 Jimmy w stron臋 C.C., pstrykaj膮c palcami i 艣piewaj膮c fragment piosenki, wspierany przez ch贸rek dziewcz膮t.

- Dobrze. Jedziemy - u艣miechn膮艂 si臋 C.C., siadaj膮c na sto艂eczku przed pianinem.

Nie wi臋cej ni偶 dwadzie艣cia cztery godziny p贸藕niej Jimmy i dziewcz臋ta stali w gara偶u Curtisa, wci艣ni臋ci mi臋dzy czteroosobow膮 kapel臋 i 艣cian臋 pe艂n膮 reflektor贸w domowej roboty. Curtis i Wayne, starszy facet, niby sprzedawca u Curtisa, w rzeczywisto艣ci pracuj膮cy jako asystent, przyni贸s艂 skrzynk臋 na narz臋dzia, do kt贸rej powk艂adali cz臋艣膰 drobiazg贸w, by zrobi膰 miejsce na u偶ywany magnetofon dwu艣cie偶kowy i niewielk膮 konsol臋.

- Brzmi nienajgorzej, tylko troch臋 skrzypi - oceni艂 Curtis. - Mo偶e bez szale艅stwa na pocz膮tku. I, Jimmy, 艂agodnie jak w ko艣ciele. 艁adnie i 艂agodnie, jak w ko艣ciele. Wiem, 偶e masz 艣wietny g艂os, ale do tej piosenki chcia艂bym, 偶eby艣 za艣piewa艂 艂agodnie.

Curtis kiwn膮艂 g艂ow膮 do Wayne'a.

- Wstrzyma膰 prac臋! - Wayne zawo艂a艂 do mechanika pracuj膮cego po drugiej stronie gara偶u, kt贸ry w艂a艣nie malowa艂 sprayem felgi 艣wie偶o pomalowanego czarnego Cadillaca. Curtis wynaj膮艂 go specjalnie, 偶eby zada艂 szyku.

- Nagranie „Cadillac". Uj臋cie dziewi膮te - rzuci艂 Wayne. C.C. potrz膮sn膮艂 艂a艅cuchami do opon, aby zaakcentowa膰 rytm, i wtedy Jimmy zacz膮艂 艣piewa膰. Dreamettes ko艂ysa艂y si臋 za nim, dodaj膮c tu i 贸wdzie s艂odkie „oooch" i perliste „Cadillac". Curtis sta艂 za konsol膮. Wyg艂adza艂 d藕wi臋ki, przycisza艂 tr膮bki i uwypukla艂 wokale. W艂膮czy艂 przycisk i jego wersja zacz臋艂a wydobywa膰 si臋 z ma艂ych g艂o艣nik贸w. Brzmia艂a, jakby kto艣 j膮 puszcza艂 w male艅kim radioodbiorniku w samochodzie. Jimmy pokiwa艂 g艂ow膮 i zacz膮艂 dalej 艣piewa膰. Dwa wieczory p贸藕niej C.C. i Wayne stali na parkingu A&B Distributors w z艂otym Cadillacu Curtisa, za艂adowanym p艂ytami z pierwszym wydaniem utworu „Cadillac". C.C. po prostu tryska艂 energi膮, kiedy ca艂a tr贸jka jecha艂a do WAMK, gdzie Curtis um贸wi艂 si臋 na kr贸tk膮 rozmow臋 z Elvisem Kelly, znanym miejscowym spikerem radiowym, aby przes艂ucha艂 now膮 p艂ytk臋 wydan膮 przez „Rainbow Records". Podejrzewa艂, 偶e kiedy ju偶 Elvis us艂yszy ich hit, nie b臋dzie trudno go przekona膰, by zagra艂 utw贸r na antenie.

- Curtis, czemu je藕dzimy w k贸艂ko tym samochodem, jakby艣my nie mieli dok膮d i艣膰? I na dodatek ten 艣nieg... - marudzi艂a Effie z tylnego siedzenia Cadillaca, wci艣ni臋ta mi臋dzy Deen臋 i Lorrell. C.C. by艂 zdenerwowany. Curtis nie odpowiada艂, tylko podg艂o艣ni艂 radio i jecha艂 dalej. Effie tak marudzi艂a, 偶e nie us艂yszeli, jak Elvis zaanonsowa艂 ich utw贸r:

- „Pozw贸lcie, 偶e wam co艣 puszcz臋!" - krzycza艂 do mikrofonu. - „To co艣 innego ni偶 Thunder i my艣l臋, 偶e si臋 wam spodoba". W samochodzie trwa艂a cisza, kiedy nagle z g艂o艣nik贸w pop艂yn膮艂 g艂os Jimmiego, do kt贸rego po chwili do艂膮czy艂y g艂osy dziewcz膮t. Omal nie eksplodowa艂y z rado艣ci.

- Curtis, jeste艣my w radio! - wo艂a艂a Effie, rzucaj膮c si臋 mu na szyj臋. Ale w艂a艣nie wtedy, muzyka zamilk艂a.

- Co si臋 sta艂o? - spyta艂a Lorrell, ze zdziwienia otwieraj膮c szeroko oczy.

- Stacja dla kolorowych... sygna艂 jest za s艂aby - odpowiedzia艂 C.C. Kr臋ci艂 ga艂k膮 przy radioodbiorniku, ale nie m贸g艂 znale藕膰 radiostacji.

- Curtis, zawr贸膰. Szybko! - rozkaza艂a Effie, pop臋dzaj膮c go klepaniem po ramieniu. Samoch贸d skr臋ci艂 gwa艂townie i zrobi艂 spory znak w kszta艂cie litery U na 艣wie偶o nagromadzonej warstwie 艣niegu. Kiedy tylko samoch贸d skierowa艂 si臋 z powrotem do miasta piosenka znowu zabrzmia艂a w g艂o艣nikach. Dziewcz臋ta zacz臋艂y 艣piewa膰, chichocz膮c i wznosz膮c radosne okrzyki.

Tak wygl膮da艂 pocz膮tek wznoszenia si臋 na wy偶yny list przeboj贸w. Ale musieli si臋 jeszcze napoci膰, 偶eby to osi膮gn膮膰: Curtis, Lorrell, Effie, Deena, C.C. i Wayne stali si臋 marketerami i dystrybutorami utworu „Cadillac", kt贸ry w ci膮gu kilku pierwszych tygodni sta艂 si臋 numerem osiem na listach przeboj贸w R&B i dziewi臋膰dziesi膮t osiem na listach popowych - na kt贸rych czarni arty艣ci soul, krzycz膮cy i wiruj膮cy w ta艅cu, zazwyczaj si臋 nie pojawiali. Ich pierwszy i jedyny hit „Cadillac", z dedykacj膮 dla Rainbow Records, zosta艂 numerem trzydzie艣ci osiem na li艣cie przeboj贸w „Billboard".

Stali si臋 prawdziwymi gwiazdami - nikt nie m贸g艂 im niczego zarzuci膰.


Rozdzia艂 3

W oczach C.C. p艂on膮艂 ogie艅. Trz臋s艂y mu si臋 nogi, ale nie m贸g艂 si臋 zmusi膰 do tego, 偶eby usi膮艣膰, mimo i偶 Effie delikatnie g艂aska艂a go po plecach m贸wi膮c, 偶e kto艣 „za to zap艂aci". Ale C.C. wiedzia艂 lepiej. Biali nigdy nie p艂ac膮, kiedy zabieraj膮 co艣 Czarnym, poniewa偶 ju偶 w 1963 roku, nikt nie uwa偶a艂 tego za kradzie偶. Curtis uciek艂 si臋 wi臋c do jedynej zemsty, jakiej w tej chwili m贸g艂 dokona膰 - podni贸s艂 pierwsz膮 rzecz, kt贸r膮 mia艂 pod r臋k膮 i rzuci艂 ni膮 z ca艂ej si艂y w telewizor, w kt贸rym ogl膮dali przed chwil膮 ulubiony program Amerykan贸w, „American Bandstand". Gniew C.C. skierowany by艂 na go艣ci programu, Dave i Sweethearts, grup臋 szczup艂ych blondyneczek, kt贸re cieszy艂y si臋 ostatnio du偶ym skokiem na listach przeboj贸w oraz wzrostem og贸lnej uwagi medi贸w, szczeg贸lnie „Billboard", lecz r贸wnie偶 radiostacji dla bia艂ych. Dave i dziewcz臋ta prezentowali co艣, co Dick Clark okre艣la艂 jako „ich cudowne nowe nagranie 禄Cadillac芦". Szklanka rozbi艂a si臋 w drobny mak na sztywno poruszaj膮cym si臋 ciele Dava. P艂yn kapa艂 z twarzy Sweethearts i ciek艂 po ich sukienkach. Na tle cudownego nieba ko艂ysa艂y si臋, niewzruszone deszczem coca - coli, palmy, kt贸re stanowi艂y cz臋艣膰 wystroju studia.

- C.C.! - wrzasn臋艂a Effie, podczas gdy Lorrell podesz艂a do telewizora i go wy艂膮czy艂a. - Czy masz zamiar porazi膰 pr膮dem nasze ty艂ki, rzucaj膮c napojami w urz膮dzenia elektryczne!

- Niech to szlag, Effie! Ten bia艂as 艣piewa艂 moj膮 piosenk臋. Moj膮 piosenk臋! - krzycza艂 C.C., wymachuj膮c pi臋艣ciami w powietrzu. - Nie wierz臋!

Podbieg艂 do drzwi i otworzy艂 je na o艣cie偶. Wszystkie trzy dziewcz臋ta a偶 podskoczy艂y, kiedy nimi trzasn膮艂. S艂ysza艂y, jak odpala silnik i rusza z piskiem opon, odje偶d偶aj膮c w ciemn膮 noc.

Curtis us艂ysza艂, jak C.C. hamuje z piskiem opon na parkingu, ale ca艂y czas patrzy艂 przed siebie, mocno zaci膮gaj膮c si臋 papierosem. Wayne, kt贸ry przygl膮da艂 si臋 siedemnastoletniemu chudeuszowi, jak zatrzaskuje drzwi od samochodu i kieruje swe ci臋偶kie kroki do biura, podni贸s艂 si臋 i przysun膮艂 do Curtisa. Spojrzenie pe艂ne troski sprawi艂o, 偶e wok贸艂 oczu pojawi艂o mu si臋 wi臋cej zmarszczek.

- Jak mogli tak zrobi膰? To moja piosenka, Curtis. Nasza piosenka! - zawo艂a艂 C.C., wpadaj膮c do pomieszczenia i podbiegaj膮c do Curtisa, kt贸ry niewzruszenie patrzy艂 si臋 przed siebie wydmuchuj膮c dym w zat臋ch艂e powietrze biura.

- Marty m贸wi, 偶e tak jest ca艂y czas - odezwa艂 si臋 Wayne, potrz膮saj膮c g艂ow膮. - Kiedy ju偶 raz wypu艣ci si臋 jaki艣 hit...

- Ten typ - przerwa艂 Waynowi Curtis - mia艂 nas chroni膰. Ukradli nasz hit. Nigdy nie przypuszcza艂bym...

Curtis odwr贸ci艂 wzrok na wspomnienie imienia „Marty", kt贸re porusza艂o nim do g艂臋bi.

- Zapomnijcie o Martim. Teraz musz臋 sam nad tym pomy艣le膰 - powiedzia艂 Curtis, wstaj膮c powoli. Jego cia艂o zdawa艂o si臋 przewy偶sza膰 C.C. Po chwili 艣ciszy艂 g艂os i doda艂:

- Wszystko jest pod kontrol膮.

W艂a艣nie wtedy zadzwoni艂 mu telefon. Curtis z艂apa艂 s艂uchawk臋, powiedzia艂 „tak", a potem tylko s艂ucha艂, nie odzywaj膮c si臋 ani s艂owem przez jak膮艣 minut臋.

- C.C., id藕 teraz do domu. B膮d藕 tu z samego rana w garniturze. Mamy du偶o pracy.

Lekko zaskoczony, ale zbyt zdenerwowany, by zadawa膰 jakiekolwiek pytania, C.C. powoli podszed艂 do drzwi, spogl膮daj膮c kolejno to na Curtisa, to na Wayna, to na pod艂og臋. Mo偶e by艂 m艂ody, ale za to na tyle sprytny, by wiedzie膰, kiedy ma si臋 zanikn膮膰 i robi膰 to, co mu ka偶膮. Uzna艂 Curtisa za swojego mentora. Mimo 偶e do艣wiadczenie dealera samochodowego w przemy艣le muzycznym by艂o tak samo ma艂e jak i jego w艂asne, C.C. mia艂 przeczucie, 偶e je艣li b臋dzie si臋 go trzyma艂, Curtis wymy艣li spos贸b na to, 偶eby m艂ody autor piosenek otrzyma艂 nale偶ne mu uznanie, a potem mo偶e co艣 wi臋cej.

C.C. najpierw zobaczy艂 og艂oszenie. Musia艂 je zobaczy膰, bior膮c pod uwag臋 to, 偶e zajmowa艂o ca艂e okno salonu samochodowego. Napis g艂osi艂 „Zamkni臋cie - Wyprzeda偶 Wszystkiego". Zaparkowa艂 na ulicy, wyskoczy艂 z auta i sta艂 przez chwil臋, przygl膮daj膮c si臋 z wyrazem zaskoczenia na twarzy, jak Curtis wr臋cza艂 m艂odej parze Afroamerykan贸w kluczyki do nowiutkiego, kremowego Cadillaca, kt贸rego w艂a艣nie wyprowadza艂 dla nich Wayne. Para nieomal podbieg艂a do samochodu. C.C. przechwyci艂 spojrzenie Wayne'a i spyta艂 gestami: „Co tu si臋 dzieje?". Ten wskaza艂 tylko brod膮 na Curtisa i podszed艂 do kolejnego klienta, starszego pana w wytwornym garniturze, bacznie przygl膮daj膮cego si臋 czerwonemu u偶ywanemu samochodowi, kt贸ry, jak pami臋ta艂 C.C., by艂 tu偶 po naprawach.

Curtis pomacha艂 do C.C. r臋k膮 i zaprosi艂 go do biura.

- Dobra, oto twoje zadanie: nie wypuszczaj st膮d nikogo, kto przyjdzie ogl膮da膰 samoch贸d, bez kluczyk贸w w r臋ce. Rozumiemy si臋? - spyta艂 Curtis. - Chc臋, 偶eby wszystkie samochody znikn臋艂y st膮d w ci膮gu najbli偶szych dziesi臋ciu dni.

- A co z twoim interesem? - zacz膮艂 C.C.

- Teraz moim interesem b臋dzie muzyka - przerwa艂 mu Curtis. - I nie mo偶emy tworzy膰 muzyki tutaj, tu偶 obok g艂贸wnej siedziby Rainbow Records, je艣li musimy tu sta膰 i przekonywa膰 ludzi do kupowania tych samochod贸w. Ani m贸j g艂贸wny autor tekst贸w, ani dyrektor muzyczny nie mog膮 wykonywa膰 swojej pracy w takich warunkach - powiedzia艂, klepi膮c C.C. po plecach. - Potrzebuj臋 ci臋 teraz, 偶eby艣 oczy艣ci艂 to sk艂adowisko z aut. Do roboty.

Na twarzy C.C. powoli pojawi艂 si臋 u艣miech. O cholera, pomy艣la艂. Przez te wszystkie lata, kiedy pisa艂 swoje piosenki, ca艂y czas s艂a艂 modlitwy do nieba, aby kto艣 si臋 na nich pozna艂, ale nigdy nie pomy艣la艂, 偶e jego pro艣by zostan膮 wys艂uchane i 偶e opr贸cz Rewii Talent贸w na Motor City i okazyjnych wyst臋p贸w na weselach czy studni贸wkach, szersza publiczno艣膰 pozna jego muzyk臋. A jednak, w ci膮gu zaledwie kilku miesi臋cy Curtis zmieni艂 jego 偶ycie, wprowadzaj膮c skomponowan膮 przez niego muzyk臋 do radio - nie tylko dlatego, 偶e podoba艂y mu si臋 utwory C.C., ale dlatego, 偶e mia艂 prawdziw膮 pasj臋 do muzyki, kt贸ra go inspirowa艂a. Godzinami przesiadywali przy pianinie, przestawiaj膮c nuty i deliberuj膮c nad tekstami, k艂贸c膮c si臋, kto by艂 lepszy, Billie Holiday (ulubieniec Curtisa) czy Sarah Vaughn (idol C.C.). Nie zna艂 偶adnego cz艂owieka tak ceni膮cego muzyk臋, ani nikogo innego, kto zauwa偶y艂by talent C.C. i zechcia艂by go przedstawi膰 szerszemu gronu. Nikogo. I czu艂 pod艣wiadomie, 偶e Curtis ma jakie艣 wi臋ksze plany odno艣nie jego osoby i muzyki, kt贸r膮 tworzy.

C.C. pokiwa艂 potakuj膮co g艂ow膮 swojemu nowemu szefowi, klasn膮艂 w d艂onie i wyszed艂 na zewn膮trz. Spostrzeg艂 par臋 ogl膮daj膮c膮 przepi臋kny zielony samoch贸d, kt贸ry zawsze podziwia艂a Effie, ilekro膰 przychodzi艂a do salonu Curtisa.

- Czy偶 nie jest pi臋kny? - spyta艂, podchodz膮c do nich. - Mog臋 pa艅stwu zaproponowa膰 naprawd臋 okazyjn膮 cen臋 za ten samoch贸d.

Sprzedali wszystko w zaledwie siedem dni. Kiedy tylko ostatnie auto znikn臋艂o za rogiem, Curtis postawi艂 nowy neonowy znak, kt贸ry g艂osi艂 „Rainbow Records - Nowoczesne Brzmienie". Stan膮艂 w drzwiach z papierosem przyklejonym do dolnej wargi.

- C.C. podejd藕 do pianina i zagraj t臋 piosenk臋, nad kt贸r膮 pracowa艂e艣 ostatnio - t臋, jak ona sz艂a? „Wkraczam, wkraczam, wkraczam na z艂膮 stron臋" - zaintonowa艂. - Mam na dzisiaj jeszcze kilka spraw do za艂atwienia, ale chc臋, 偶eby Jimmy i dziewczyny przyszli tu jutro rano. Musimy to nagra膰. Je艣li co艣 jeszcze trzeba zmieni膰 w utworze, trzeba to zrobi膰 teraz - doda艂, bior膮c walizk臋 i podchodz膮c do biurka, przy kt贸rym siedzia艂 Wayne.

- Wayne, pom贸偶 mi to policzy膰 - powiedzia艂, stawiaj膮c walizk臋 na pod艂odze. Otworzy艂 j膮. By艂a pe艂na pieni臋dzy. C.C. a偶 wstrzyma艂 oddech, 偶eby nie wyda膰 z siebie g艂o艣nego westchnienia. Wydawa艂o mu si臋, 偶e to pieni膮dze do zabawy. By艂o ich tam tyle... Stara艂 si臋 na nie nie patrze膰 tak intensywnie, ale nie m贸g艂 oderwa膰 wzroku. Curtis u艣miechn膮艂 si臋 lekko ironicznie.

- No chod藕, walnij mnie w 艂eb i we藕 sobie wszystko, ch艂opcze. Min臋艂y ponad dwie godziny, zanim Curtis z Waynem policzyli, posegregowali i popakowali pieni膮dze w pliki, owijaj膮c je gumkami. Curtis kilka razy podszed艂 do pianina i zmienia艂 odrobin臋 tekst i kilka akord贸w w ich nowej piosence, ale wydawa艂 si臋 do艣膰 zadowolony z ostatecznego produktu, jeszcze zanim sko艅czyli pakowa膰 pieni膮dze z powrotem do walizki.

- Chod藕, przejedziemy si臋 - rzuci艂 do C.C., kieruj膮c si臋 do wyj艣cia. - Wayne, zanikniesz za mnie, ok.?

- Jasne, szefie - Wayne i C.C. odpowiedzieli r贸wnocze艣nie. C.C. nie mia艂 konta w banku, wi臋c nie by艂 stuprocentowo pewien, ale wydawa艂o mu si臋, 偶e banki zamykano po po艂udniu, wi臋c nie m贸g艂 zrozumie膰 dok膮d udaj膮 si臋 o tej porze z tak膮 fur膮 pieni臋dzy w baga偶niku. Curtis nie pomaga艂 mu w domys艂ach, po prostu jecha艂 w ciszy, mijaj膮c liczne instytucje finansowe i obdarte budynki ubogich dzielnic, co sprawia艂o, 偶e czu艂 si臋 troch臋 niepewnie. Co艣 by艂o nie w porz膮dku. Mimo 偶e dziwne uczucie w jego brzuchu kaza艂o mu siedzie膰 cicho, C.C. nie m贸g艂 si臋 powstrzyma膰 i spyta艂:

- Wi臋c dok膮d jedziemy, szefie?

- Jedziemy zaj膮膰 si臋 interesami - odpowiedzia艂 prosto Curtis.

- Wiem, szefie, ale wieziemy ze sob膮 walizk臋 pe艂n膮 pieni臋dzy i ju偶 ponad kilka minut jedziemy jakimi艣 podejrzanymi ulicami i...

- Pos艂uchaj m艂odzie艅cze, jest kilka rzeczy, kt贸rych b臋dziesz si臋 musia艂 nauczy膰 o tym interesie. Ch臋tnie ci w tym pomog臋, ale zamiast gada膰 b臋dziesz musia艂 si臋 przygl膮da膰 i obserwowa膰, dobrze?

- Rozumiem szefie, ale...

- Ale chcesz pozna膰 plan gry, tak? - Curtis zerkn膮艂 na C.C.

- To znaczy, czuj臋, 偶e jestem cz臋艣ci膮 czego艣 wa偶nego. I chc臋 si臋 od ciebie uczy膰, Curtis. Jeste艣 biznesmenem, kt贸ry odnosi sukcesy i chc臋 si臋 od ciebie tego nauczy膰.

- Chcesz si臋 uczy膰, co? - powt贸rzy艂 Curtis z ironi膮.

- Tak jest - odpowiedzia艂 z si艂膮 C.C.

- No to naucz si臋 tego - odezwa艂 si臋 po chwili Curtis. - Jedziemy do moich przyjaci贸艂, kt贸rzy pomog膮 nam wypromowa膰 nowy singiel do radio. Ale to nie jest byle jaka radiostacja, m艂odzie艅cze. Ja m贸wi臋 o nich radiostacje dla bia艂ych. Nadaj膮 na ca艂y kraj - wyja艣ni艂 w ko艅cu Curtis. - Maj膮 znajomo艣ci w miastach, kt贸rych nigdy jeszcze nie widzieli艣my, w wa偶nych miastach - w Atlancie, Nowym Jorku, L.A., Dallas, Miami. I nie m贸wi臋 tu o powi膮zaniach z czarnymi prezenterami muzyki. Chodzi mi o powi膮zania z lud藕mi, kt贸rzy pomagaj膮 innym wej艣膰 na rynek, na map臋 „American Bandstand" - sko艅czy艂 i zaparkowa艂 samoch贸d na ty艂ach jakiego艣 industrialnego magazynu. 艢wiat艂a by艂y przy膰mione, ca艂a okolica opustosza艂a. C.C. nie wiedzia艂, gdzie do cholery jest. Curtis zgasi艂 silnik, si臋gn膮艂 do kieszeni marynarki i wyci膮gn膮艂 nowiutki studolarowy banknot.

- Idziemy - powiedzia艂, wysiadaj膮c z samochodu i id膮c do baga偶nika.

Banknot okaza艂 si臋 naprawd臋 przydatny ju偶 przy tylnym wej艣ciu tego magazynu, gdzie wartowa艂 krzepki ochroniarz w 艣wietnie uszytym garniturze. C.C. nie spodoba艂 si臋 jego wygl膮d. Facet go po prostu denerwowa艂 - nie tylko dlatego, 偶e wygl膮da艂 na podejrzanego typa, ale poniewa偶 wygl膮da艂 na bia艂ego podejrzanego typa, najgorszy rodzaj cz艂owieka, jaki mo偶na spotka膰 w艣r贸d ciemnych ulic rasistowskiego Detroit. C.C. stara艂 si臋 mocno wyprostowa膰, 偶eby wygl膮da膰 na pot臋偶nego faceta, kt贸ry si臋 nie boi, ale mimo stara艅 by艂 nadal ni偶szy od Curtisa. Ochroniarz chwyci艂 banknot, z艂o偶y艂 go na p贸艂 i wsun膮艂 do kieszeni. Otworzy艂 drzwi do windy towarowej, zapraszaj膮c Curtisa i C.C. do 艣rodka. Zjechali i wysiedli na podmok艂膮 pod艂og臋 pustego magazynu, je艣li nie liczy膰 kilku biurek, d艂ugiego sto艂u i kolejnego bia艂ego, podejrzanego typa z siwymi w艂osami i brzuchem, kt贸ry niemal wyp艂ywa艂 spod ciasnej koszuli. Curtis podsun膮艂 m臋偶czy藕nie walizk臋.

- Kto to, do cholery? - spyta艂 m臋偶czyzna, wskazuj膮c na C.C.

- Kto, on? - zapyta艂 Curtis. - To C.C., pisze dla nas hity.

- Yhy. Mi艂o... Mi艂o pana pozna膰 - wyj膮ka艂 C.C., wyci膮gaj膮c d艂o艅.

M臋偶czyzna zignorowa艂 go i zamiast poda膰 mu r臋k臋 otworzy艂 walizk臋, zajrza艂 do 艣rodka i pokiwa艂 g艂ow膮. .

- Wyje偶d偶am za trzy dni - powiedzia艂. - Czy do tej pory b臋dziesz mia艂 wszystko, czego mi potrzeba?

- Bez problemu - zapewni艂 Curtis.

- Wi臋c do zobaczenia - powiedzia艂 m臋偶czyzna.

C.C. przyni贸s艂 pud艂a z singlem Dreamettes Nickiemu Cassaro, kt贸ry, jak C.C. si臋 p贸藕niej dowiedzia艂, dostarczy艂 ich nowy utw贸r wszystkim swoim „kumplom" w r贸偶nych miastach kraju, z jednym lub dwoma banknotami z walizki Curtisa w podzi臋ce, jako niewielki dow贸d uznania, jak powiedzia艂 Cassaro, aby utw贸r Jimmiego pojawi艂 si臋 w ich programach radiowych. C.C. nie zastanawia艂 si臋 nad tym zbytnio. Oczywi艣cie, Nicky i jego zausznicy denerwowali go, ale doszed艂 do wniosku, 偶e to standardowa procedura, je艣li chce si臋, 偶eby muzyka dosta艂a si臋 w odpowiednie r臋ce. A przynajmniej tak powiedzia艂 mu Curtis i C.C. w to uwierzy艂.

W ko艅cu spikerzy radiowi wyra偶ali swoj膮 wdzi臋czno艣膰 w taki spos贸b, 偶e nieca艂y miesi膮c p贸藕niej nawet nie艂atwo wzruszaj膮cy si臋 Curtis by艂 poruszony.

- Numer pi臋tna艣cie, na popowej li艣cie przeboj贸w! - wrzeszcza艂, wpadaj膮c do Rainbow Records i wymachuj膮c nad g艂ow膮 „Billboardem". - Idziemy jak burza!

C.C., kt贸ry w艂a艣nie zajmowa艂 si臋 膰wiczeniem czternastoosobowej grupy tancerek do nowego wyst臋pu Jimmiego, zamar艂 w p贸艂obrocie, kiedy zda艂 sobie spraw臋 z tego, co w艂a艣nie powiedzia艂 Curtis.

- Numer pi臋tna艣cie? - powt贸rzy艂, podbiegaj膮c do Curtisa i wyrywaj膮c mu z r臋ki „Billboard". - Gdzie to jest? Na kt贸rej stronie?

- Na jedenastej - odpowiedzia艂 Curtis, wy艂膮czaj膮c utw贸r „Wkraczaj膮c na z艂膮 stron臋" p艂yn膮cy z u偶ywanych g艂o艣nik贸w, kt贸re C.C. po偶yczy艂 dla studio, by mogli 膰wiczy膰.

C.C. pospiesznie przerzuca艂 kartki, z trudem powstrzymuj膮c podniecenie. I znalaz艂, ich nowa piosenka, wci艣ni臋ta na list臋 Gor膮ca Setka tu偶 za „Wildwood Days" Bobbiego Rydella i „Wipe Out" Surfaris. Obok tytu艂u jego piosenki widnia艂o nazwisko Jimmiego i w nawiasie dodane by艂o nazwisko C.C. i Curtisa. Na ten widok pod C.C. ugi臋艂y si臋 nogi. Jednak Curtis przerwa艂 jego zachwyt.

- Teraz s艂uchaj, C.C., musimy ku膰 偶elazo p贸ki gor膮ce - m贸wi艂 chodz膮c w t臋 i z powrotem. - Skontaktowa艂em si臋 ju偶 z kilkoma osobami i zorganizowa艂em Jimmiemu wyst臋p w Apollo. Dwudziestego trzeciego czerwca. Wyje偶d偶amy wszyscy w przysz艂y pi膮tek - w ten spos贸b b臋dziemy mie膰 ca艂y tydzie艅 na prze膰wiczenie naszych numer贸w na scenie, pr贸by i przygotowanie ca艂ej reszty...

- Dwudziesty trzeci czerwca? - spyta艂 C.C. i mina mu zrzed艂a.

- Cholera...

- Co jest? - zirytowa艂 si臋 Curtis, z艂y, 偶e C.C. nie wykazuje w艂a艣ciwej ekscytacji, s艂ysz膮c jego najwa偶niejsz膮 wiadomo艣膰. Apollo by艂 w ko艅cu klejnotem w koronie wszystkich hal koncertowych - Nowy Jork, gdzie wszyscy bohaterowie muzyczni odnajdowali swoje przeznaczenie i zyskiwali s艂aw臋. Billie, Sarah, Ella, Little Anthony, Chuck Berry, Ray Charles - wszyscy oni ta艅czyli na tamtej scenie i 艣piewali, staraj膮c si臋, by ich g艂osy rozkr臋ci艂y publiczno艣膰 wype艂niaj膮c膮 sal臋. A teraz Curtisowi uda艂o si臋 zdoby膰 to miejsce dla Jimmiego, kt贸ry b臋dzie 艣piewa膰 piosenki C.C. A ten czarnuch jeszcze mia艂 jakie艣 w膮tpliwo艣ci?

- Nic - odpowiedzia艂 C.C., orientuj膮c si臋, 偶e pope艂ni艂 gaf臋.

- Naprawd臋 nic. Po prostu dwudziestego trzeciego czerwca wybiera艂em si臋 z kilkoma kolesiami z grupy na marsz do Cobo Hall.

- Marsz? - powt贸rzy艂 Curtis ze szczerym zdziwieniem. - Czy chodzeniem po ulicy zarobisz pieni膮dze?

- No, nie, ale... - zacz膮艂 si臋 j膮ka膰 C.C. - Ale my艣l臋, 偶e wszyscy powinni艣my uwa偶a膰 na to, 偶eby Cz艂owiek trzyma艂 si臋 od nas z dala, kiedy my pr贸bujemy jako艣 pouk艂ada膰 sobie 偶ycie. To znaczy, Martin Luther King m艂odszy ma zamiar przemaszerowa膰 przed Cobo Hall. To b臋dzie cz臋艣膰 historii.

- Pos艂uchaj, Cz艂owiek b臋dzie zbyt zaj臋ty ta艅czeniem w rytm twojej muzyki, 偶eby mu si臋 chcia艂o dobiera膰 do twojego ty艂ka - odpar艂 Curtis. - Je艣li chcesz, by zapami臋ta艂a ci臋 historia, pisz dalej 艣wietne piosenki. Ludzie nigdy nie zapomn膮 dobrej piosenki. Po prostu wr贸膰 do pr贸b i wymy艣l 艣wietny uk艂ad, na jaki ta piosenka, twoja piosenka, zas艂uguje - m贸wi膮c to, w艂膮czy艂 adapter i po艂o偶y艂 ig艂臋 na czarnym kr膮偶ku.

C.C. powoli odwr贸ci艂 si臋 do tancerek, kt贸re ustawi艂y si臋 za nim w odpowiednich pozycjach, ich cia艂a odbija艂y si臋 w lustrach poustawianych wzd艂u偶 艣ciany. Nie zgadza艂 si臋 z Curtisem, kt贸ry twierdzi艂, 偶e wygra t臋 walk臋 przy pomocy kilku hit贸w. Wierzy艂, 偶e kto艣 musi walczy膰 na ulicach, i 偶e na linii frontu by艂oby o wiele wi臋cej ch臋tnych, gdyby mia艂a nadej艣膰 prawdziwa zmiana. Ale C.C. wiedzia艂 te偶 co艣 jeszcze: mia艂 do wykonania zadanie, mia艂 poczyni膰 przygotowania do wielkiego prze艂omu i je艣li oznacza艂o to nieobecno艣膰 na marszu Dr. Kinga, to by艂a to ofiara, kt贸r膮 musia艂 z艂o偶y膰. C.C. rzuci艂 wi臋c „Billborad" na metalowy st贸艂 i jeszcze raz uwa偶nie mu si臋 przyjrza艂. Gdyby mia艂 kilka minut, 偶eby przejrze膰 czasopismo, zauwa偶y艂by artyku艂 ze strony trzeciej, o napa艣ciach na manager贸w radiostacji w Atlancie, Dallas i Miami - chodzi艂o o pobicia. Policja spekulowa艂a, 偶e mog艂o chodzi膰 o 艂ap贸wki, aby uzna膰 jak膮艣 p艂yt臋 za najlepsz膮 p艂yt臋 w kraju. Nie mieli jednak 偶adnych podejrzanych, kt贸rzy byliby odpowiedzialni za t臋 fal臋 przemocy. Ale dla Curtisa sprawa by艂a jasna. By艂aby te偶 przejrzy艣cie jasna dla C.C.

- Pi臋膰, sze艣膰, siedem, osiem - zawo艂a艂 C.C., podskoczy艂 w lewo, obr贸ci艂 si臋 i wygi膮艂 biodra w prz贸d. Tancerki na艣ladowa艂y jego kroki. C.C. pilnowa艂, by trzyma艂y rytm.

Nie trzeba dodawa膰, 偶e C.C. nie my艣la艂 o 偶adnym Martinie Lutherze Kingu Juniorze, ani o jego wielkim dniu czy Historycznym Zje藕dzie w Detroit, kiedy sta艂 za kulisami w Apollo, a grzmi膮cy ze znudzenia nowojorczycy traktowali Jimmiego, Dreamettes i jego 艣wit臋 jak nieistotn膮 grupk臋 t臋pych wie艣niak贸w, kt贸rzy nie zas艂u偶yli na t臋 legendarn膮 scen臋. Nawet ochroniarz stoj膮cy przy drzwiach, kt贸remu najprawdopodobniej powiedziano, 偶e wyst臋powa膰 b臋dzie zesp贸艂 z utworem numer jeden w kraju, powita艂 ich spojrzeniem m贸wi膮cym: „Kim jeste艣cie i czego tu chcecie?", kiedy Curtis poda艂 mu r臋k臋 i zacz膮艂 przedstawia膰 Jimmiego. Letnie przyj臋cie pozosta艂ych gwiazd przez publiczno艣膰, kt贸ra s艂yn臋艂a z tego, 偶e wygwizda艂aby nawet w艂asne matki, gdyby im si臋 nie spodoba艂a ich muzyka, sprawi艂o, 偶e wszyscy, nawet Jimmy, byli ogromnie zdenerwowani.

- Jeste艣 pewien, 偶e tancerki znaj膮 dobrze kroki? - dopytywa艂 si臋 Jimmy, kiedy Marty przebiega艂 szybko przez jego przebieralni臋. - Bo one naprawd臋 musz膮 ca艂y czas ta艅czy膰 r贸wno, ca艂y czas. Koniecznie.

Marty, stara艂 si臋 wci膮偶 utrzyma膰 resztki bezustannie malej膮cej kontroli nad Jimmim poprzez odwo艂ywanie si臋 do jego ego. Znowu wykona艂 kolejn膮 pr贸b臋 pomniejszenia tego, co dla nich uczyni艂 Curtis i C.C.

- Wiesz, bracie, zastan贸w si臋, czy to ma sens, bo ja nie zostawi艂bym ciebie i twojego wyst臋pu na pastw臋 grupce amator贸w - odpowiedzia艂 mu. - Jedno potkni臋cie z ich strony, a tw贸j ty艂ek zostanie wystawiony na kopniaki - Marty nie zdawa艂 sobie sprawy, 偶e stoi za nim Curtis.

- Nie martwcie si臋 o tancerki - uspokoi艂 Curtis, poci膮gaj膮c papierosa. - C.C., tancerki i dziewczyny, wszyscy gotowi s膮 do wyj艣cia na scen臋 i pokazania w Apollo, 偶e Jimmy „Thunder" Early to prawdziwy artysta.

Effie, Lorrell i Deena miota艂y si臋 po przebieralni otoczone grupk膮 fryzjerek i wiza偶ystek z grzebieniami i g膮bkami do r贸偶u w pogotowiu.

- O Bo偶e, widzia艂y艣cie ten t艂um ludzi? - spyta艂a Effie z podnieceniem w g艂osie. - Nie widzia艂am tak ubranego t艂umu od Wielkanocy.

- No tak, ale nie zachowuj膮 si臋, jak ludzie w ko艣ciele - rzuci艂a Lorrell. - Czy widzia艂y艣cie, jak wygwizdali poprzedni膮 grup臋?

- Tak w艂a艣nie maj膮 si臋 zachowywa膰 - wtr膮ci艂 Curtis. - To pokaz talent贸w. Wszyscy jeste艣cie w pewnym sensie mi臋sem armatnim, ale te偶 rozgrzewk膮. Pami臋tajcie, 偶e wyst臋pujecie przed g艂贸wn膮 gwiazd膮. Nie zapominajcie o tym.

- Dajcie czadu. Nie mamy zamiaru sp臋dzi膰 tu ca艂ej nocy! - konferansjer wydziera艂 si臋 na nich, wal膮c pi臋艣ci膮 w drzwi, jakby chcia艂 si臋 przez nie przebi膰.

Jimmy spojrza艂 na C.C. i Curtisa, potem na dziewczyny, reszt臋 zespo艂u i w ko艅cu na Martiego.

- Wiecie wszyscy, 偶e Jimmy si臋 nie modli, ale kusi mnie, 偶eby zanie艣膰 dzi艣 do nieba jak膮艣 litani臋 - powiedzia艂 i ruszy艂 na scen臋.

- Panie i panowie! Powitajmy na legendarnej scenie Apollo Jimmiego Early i Dreamettes z ich hitem, kt贸ry znacie z list przeboj贸w „Steppin' to the Bad Side" - og艂osi艂 konferansjer i zszed艂 ze sceny. Ci臋偶kie purpurowe zas艂ony rozsun臋艂y si臋, ods艂aniaj膮c tancerzy. Dreamettes wbieg艂y na scen臋 tu偶 po nich, ruszaj膮c si臋 z pasj膮, by przyci膮gn膮膰 uwag臋 widowni. Publiczno艣膰 zacz臋艂a klaska膰 i niemal wybuch艂a, kiedy Jimmy wskoczy艂 na scen臋.

- „Chyba wkroczy艂em na z艂膮 stron臋" - 艣piewa艂.

Curtis obserwowa艂 wszystko zza kulis. Pod艂oga dudni艂a w rytm muzyki. „Uda艂o si臋", pomy艣la艂, a jego serce wype艂ni艂o si臋 dum膮. By艂o jasne, 偶e co艣 mu si臋 uda艂o, i 偶e teraz wszystko mia艂o si臋 zmieni膰 dla niego, dziewcz膮t, Jimmiego, dla C.C. i dla ca艂ego przemys艂u muzycznego. Mia艂 przej艣膰 do historii jako architekt nowej ery czarnych muzyk贸w. To ja sprawi艂em, 偶e to si臋 wydarzy艂o.

Marty obserwowa艂 wszystko niewzruszenie. Wiedzia艂, co si臋 dzieje. Ten wyst臋p mia艂 by膰 ko艅cem jego pracy z Jimmim.

G艂贸wna ta艣ma przechodzi艂a powoli przez szpul臋, a maszyna zapisuj膮ca sygna艂 audio wdziera艂a si臋 na p艂yt臋. Jak n贸偶 w mi臋kkim ma艣le, wycina艂a rowki w obracaj膮cej si臋 p艂ycie z acetylowego lakieru, podczas gdy g艂os Martina Luthera Kinga juniora wype艂nia艂 pomieszczenie.

- Silnik jest ju偶 gotowy, jedziemy autostrad膮 wolno艣ci w kierunku miasta r贸wno艣ci... - powiedzia艂 King, podczas gdy mi臋kki kawa艂ek gor膮cego winylu opada艂 na t艂oczark臋, kt贸ra kszta艂towa艂a p艂yt臋 i wyciska艂a na niej etykiet臋: „Dr. Martin Luther King, junior, 1963, Zjazd Wolno艣ci w Detroit, Cobo Hall". - I nie mo偶emy teraz pozwoli膰 sobie na przystanek, poniewa偶 nasza nacja ma spotkanie z przeznaczeniem! Musimy prze膰 do przodu! - d藕wi臋cza艂 g艂os Kinga.

Trzymaj膮c album Kinga w r臋ce, Effie sz艂a do gara偶u Rainbow Records, kt贸ry by艂 pe艂en ruchu jak mrowisko.

- Zrobi艂am ciasto brzoskwiniowe, Effie! - zawo艂a艂a do niej ciotka Ethel z kuchni, ale Effie ju偶 wyruszy艂a z misj膮, wi臋c min臋艂a ciotk臋 i wpad艂a jak burza do biura Curtisa, gdzie ten puszcza艂 album Kinga swoim siostrom: Rhondzie i Janice.

- Curtis! - zawo艂a艂a.

Spojrza艂 na ni膮 i przechyli艂 g艂ow臋.

- Effie, znasz moje sios... - zacz膮艂.

- Powiedz mi jedn膮 rzecz - Effie przerwa艂a mu w po艂owie zdania. - Czy uwa偶asz, 偶e w porz膮dku jest promowa膰 amatorszczyzn臋 zamiast profesjonalizmu?

Curtis podni贸s艂 ig艂臋 z adaptera, a Rhonda i Janice spojrza艂y na siebie, podczas gdy Effie nadal atakowa艂a ich brata.

- Nie jestem pewien, czy wiem, o co ci chodzi - zacz膮艂.

- Chodzi o sprawiedliwo艣膰, Curtis. Chodzi o ludzi i ich obowi膮zki. Czy偶 nie to ci膮gle mi powtarzasz? „Ustaw si臋 w kolejce, Effie. Czekaj a偶 na ciebie przyjdzie kolej" - powiedzia艂a ironicznie.

- No tak, chyba... - Curtis chcia艂 jej jako艣 sensownie odpowiedzie膰, orientuj膮c si臋 w ko艅cu, o co w tym wszystkim chodzi. Effie zacz臋艂a ostatnio do niego uderza膰, 偶膮daj膮c, by jako jej manager/co艣 w stylu ch艂opaka - Curtis i Effie szcz臋艣liwi z powodu ich triumfalnego przyj臋cia w Harlemie stworzyli co艣 w rodzaju zwi膮zku, wracaj膮c z Apollo do Detroit - da艂 jej parti臋 solo.

- Tylko jedn膮 piosenk臋 - prosi艂a za ka偶dym razem, kiedy z艂apa艂a go w jakim艣 k膮cie, a ostatnio nawet przy pozosta艂ych dziewcz臋tach. Curtis nie mia艂 ochoty na ponown膮 tak膮 dyskusj臋.

- To dlaczego tu jestem na jakiej艣 stronie B na singlu, kiedy taki amator, Martin Luther King junior, ma ca艂y sw贸j pieprzony album - zapyta艂a wojowniczo.

Zastanawiaj膮c si臋, jak odpowiedzie膰 Effie nie doprowadzaj膮c jej do sza艂u, odwr贸ci艂 si臋 z b艂agalnym spojrzeniem w oczach do si贸str.

- Czy on chocia偶 potrafi 艣piewa膰? - spyta艂a Effie z r臋kami na biodrach.

Chwilk臋 p贸藕niej wszystkie trzy dziewczyny razem z Effie wybuch艂y 艣miechem, daj膮c Curtisowi do zrozumienia, 偶e da艂 si臋 z艂apa膰. Effie pochyli艂a si臋 nad nim i obj臋艂a go.

- 艢wietny z ciebie cz艂owiek, Curtis - powiedzia艂a s艂odko. - Czy偶 wasz brat nie jest wspania艂ym cz艂owiekiem?

Curtis przechyli艂 si臋 i delikatnie poca艂owa艂 Effie, jasno pokazuj膮c publiczno艣ci, 偶e ich zwi膮zek rzeczywi艣cie si臋 rozwija艂. W co dok艂adnie si臋 rozwija艂, nadal jednak podlega艂o dyskusji. Effie s膮dzi艂a, 偶e zmierzali ku oficjalnemu zwi膮zkowi. Curtis nie nale偶a艂 do tych, kt贸rzy uciekaj膮 z podwini臋tym ogonem, uwa偶a艂, 偶e b臋dzie 艂atwiej, jak zajmie Effie, podczas gdy on b臋dzie pracowa艂 nad mark膮. W najbli偶szym czasie mia艂 zaj膮膰 si臋 seksowno艣ci膮 i artyzmem Jimmiego. Mimo 偶e Effie nie kr臋powa艂o zbytnio kr臋cenie ty艂kiem, Curtis nie uwa偶a艂, 偶e mia艂a to, co mog艂oby wzbudzi膰 wielk膮 sensacj臋. W jej g艂osie za bardzo s艂ycha膰 by艂o ko艣ci贸艂, a na jej ciele by艂o za du偶o mi臋sa, stwierdzi艂. Poza tym do艣膰 szybko zrozumia艂, 偶e o wiele 艂atwiej by艂oby mu sprawi膰, 偶eby Effie my艣la艂a, 偶e jest jej m臋偶czyzn膮, ni偶 wyja艣ni膰 jej, 偶e nie b臋dzie nast臋pnym talentem Rainbow Records.

- Hej, male艅ka, mo偶e poszukasz C.C. i popracujesz z nim nad t膮 piosenk膮, kt贸r膮 zacz膮艂 pisa膰? - zaproponowa艂. - Ja teraz musz臋 wyj艣膰 i zobaczy膰, jak idzie Waynowi z szukaniem dla mnie nowej sekretarki.

- Nie szukajcie za bardzo - powiedzia艂a Effie, pochylaj膮c si臋 po kolejnego buziaka zanim posz艂a do studio nagra艅.

Curtis podni贸s艂 si臋 z krzes艂a i skierowa艂 do biura, kt贸re by艂o tak pe艂ne r贸偶nych ludzi zwi膮zanych z muzyk膮, 偶e a偶 wylewali si臋 oni na parking. Zacz臋li si臋 t艂oczy膰 wok贸艂 Curtisa, kiedy tylko zorientowali si臋, kim jest.

- Ojej - powiedzia艂 Curtis, cofaj膮c si臋 i szukaj膮c wzrokiem Wayne'a, kt贸rego w艂a艣nie karmiono historyjkami o ci臋偶kim 偶yciu pe艂nym pecha. Liczni, uwa偶aj膮cy si臋 za obiecuj膮cych artyst贸w, ludzie starali si臋 go przekona膰, 偶e to w艂a艣nie oni zas艂u偶yli na wsp贸艂prac臋 z Rainbow Records. Curtis podni贸s艂 r臋ce, prosz膮c t艂um o spok贸j.

- Obiecuj臋, 偶e skontaktujemy si臋 z ka偶dym z was, ale teraz potrzebny mi kto艣, kto potrafi odbiera膰 telefony - przem贸wi艂 Curtis. - Czy jest tu kto艣, kto ma jakie艣 do艣wiadczenie jako sekretarka?

Przez t艂um przepchn臋艂a si臋 m艂oda kobieta z migda艂owymi oczami o barwie takiej samej jak jej jasnobr膮zowa sk贸ra.

- Ja mog臋 to robi膰 - powiedzia艂a pewnym g艂osem.

Curtis zerkn膮艂 na jej palce, ozdobione syntetycznymi kilkucentymetrowymi paznokciami. Jak mia艂aby sobie poradzi膰 z pisaniem na maszynie list贸w czy kontrakt贸w z czym艣 takim? Curtis podni贸s艂 do g贸ry brew, a ona zacz臋艂a kolejno odrywa膰 sztuczne paznokcie.

- No dobrze, dobrze, praca jest twoja - obieca艂 Curtis. - Wayne? Poka偶 pani... hmm, jak si臋 nazywasz?

- Michelle Morris - zapiszcza艂a.

- Dobrze, pani Morris - za艣mia艂 si臋 Curtis. - Prosz臋 ze mn膮 - powiedzia艂 do niej i zwr贸ci艂 si臋 do t艂umu:

- Dzi臋kuj臋 wszystkim za to, 偶e tu wpadli. Wayne b臋dzie tu z wami. Skontaktuje si臋 z ka偶dym z was z osobna. Rainbow Records wita was nowym brzmieniem!

Curtis wetkn膮艂 g艂ow臋 do studia nagra艅, gdzie C.C. gra艂 na pianinie, a jego siostra wy艣piewywa艂a piosenk臋 napisan膮 dla niej przez m艂odszego brata. Kiedy ujrza艂a Curtisa doda艂a troch臋 wi臋cej emocji, 艣piewaj膮c: „Jeste艣 silny i m膮dry/ We藕 moje serce/ a ja oddam ci siebie", i patrz膮c mu prosto w oczy. Kiedy kontynuowa艂a, na jego twarzy pojawi艂 si臋 szeroki u艣miech. Za艣mia艂 si臋 delikatnie.

- Hmm, nie chcia艂bym przerywa膰, a szczeg贸lnie tego, ale C.C., m贸j drogi, jeste艣 mi potrzebny w biurze - spojrza艂 na Effie i doda艂.

- Zaraz go tu sprowadz臋 z powrotem, kochanie.

C.C. i Michelle ruszyli za Curtisem do salonu, gdzie siedzia艂y Rhonda i Janice, szyj膮c suknie za parawanem oddzielaj膮cym przebieralni臋 od sali konferencyjnej, w kt贸rej Deena ci臋偶ko pracowa艂a, staraj膮c si臋 wcisn膮膰 w nowy srebrny kostium.

- W porz膮dku - powiedzia艂 Curtis. Potrzebna mi wasza opinia w pewnej kwestii. Wybieram zdj臋cie na ok艂adk臋 i chcia艂bym, 偶eby艣cie mi powiedzieli, kt贸ry album wybraliby艣cie w sklepie z p艂ytami.

C.C. i Michelle pochylili si臋 od razu nad projektami, ale Curtis je przed nimi schowa艂.

- Ale - doda艂 - nie w zwyk艂ym sklepie z s膮siedztwa. M贸wi臋 o takim sklepie dla bia艂ych - i dopiero wtedy pokaza艂 im projekty ok艂adek. Na jednej sta艂 Jimmy pochylaj膮cy si臋 nad mikrofonem, a za nim dziewcz臋ta podziwiaj膮ce piosenkarza. Na drugim by艂o zdj臋cie m臋偶czyzny i trzech kobiet w sylwetce cz艂owieka, ich twarze i ubrania by艂y tak ciemne, 偶e wygl膮dali niemal jak cienie. Trzecia pr贸bka przedstawia艂a rysunek zabawnego faceta i trzech lasek nieokre艣lonej rasy. Michelle pokiwa艂a nad ni膮 z aprobat膮. Curtis ju偶 chcia艂 spyta膰 C.C. o jego zdanie, kiedy zza parawanu wysz艂a Deena, w d艂ugiej rozkloszowanej od kolan srebrnej sukni - jej patykowate cia艂o zaokr膮gli艂o si臋 od licznych poduszek, kt贸re Rhonda wszy艂a na pro艣b臋 Curtisa. Curtis przygl膮da艂 si臋 z zaskoczeniem, jak pi臋knie Deena wygl膮da. Nawet kiedy obraca艂a si臋 przed lustrem wpatrywa艂 si臋 w ni膮, a偶 przechwyci艂a jego spojrzenie. Odwr贸ci艂a si臋 do niego przodem, by m贸g艂 podziwia膰 j膮 w pe艂nej krasie.

C.C., kt贸ry ca艂y czas patrzy艂 na projekty ok艂adek, nie dostrzeg艂 tego mini pokazu mody, ale Rhonda i Janice widzia艂y wszystko i wymieni艂y znacz膮ce spojrzenia. S艂ysza艂y dochodz膮cy z korytarza g艂os 艣piewaj膮cej Effie, jeszcze zanim wesz艂a do pomieszczenia 艣piewaj膮c, jakby tylko dla Curtisa, „Jestem tu, kiedy mnie wzywasz/ masz ode mnie wszystko/ ca艂膮 moj膮 pewno艣膰 siebie/ jeste艣 moim idea艂em/ i kocham ci臋, o tak."

- No dobra - odezwa艂a si臋 Janice. - Lepiej 艣piewaj t臋 piosenk臋.

- To C.C. j膮 dla mnie napisa艂 - odpowiedzia艂a Effie, bior膮c Curtisa za r臋k臋.

- Co o tym s膮dzisz, Curtis? - spyta艂 C.C., podnosz膮c w ko艅cu wzrok znad ok艂adek.

- Niez艂e, ale troch臋 za delikatne - odrzek艂 Curtis. - Chcemy delikatne, ale nie a偶 tak.

C.C. by艂 ogromnie zdziwiony, 偶e Curtis tak szybko i szorstko odrzuci艂 kawa艂ek, nad kt贸rym tak d艂ugo pracowa艂. Usiad艂 ci臋偶ko na krze艣le pokonany. Wci膮偶 jeszcze nie by艂 got贸w na k艂贸tnie z Curtisem, a tym bardziej nie przy tak du偶ej widowni. Mo偶e, pomy艣la艂, zajmie si臋 tym nast臋pnym razem, kiedy b臋d膮 w studio tylko we dw贸ch. Mo偶e.

- Dobrze... - odezwa艂a si臋 Effie. - Ale je艣li to poprawimy, b臋dzie na wyst臋pie, prawda?

- Najpierw zajmiemy si臋 tym, co wa偶ne. Trzeba zarezerwowa膰 Jimmiemu miejsce w Miami, nawet je艣li mia艂oby to oznacza膰 wykupienie ca艂ego hotelu na w艂asno艣膰 - odpowiedzia艂 Curtis, staraj膮c si臋 zmieni膰 temat.

- Ale, Curtis, obieca艂e艣 mi, 偶e nie b臋d臋 ca艂e moje 偶ycie 艣piewa膰 w ch贸rze.

- Oczywi艣cie, kochanie. Czy my艣lisz, 偶e pozwol臋 zmarnowa膰 tak wspania艂y g艂os? - zareagowa艂, staraj膮c si臋 nie patrze膰 Effie w oczy. Jego wzrok spotka艂 si臋 ze wzrokiem Deeny. U艣miechn臋艂a si臋 i schowa艂a za parawan.

K膮tem oka dostrzegaj膮c ruch, Curtis wyjrza艂 przez okno i zobaczy艂 Martiego, jak wysiada z samochodu trzaskaj膮c drzwiami.

- Effie, b臋dziesz musia艂a mi zaufa膰 - powiedzia艂, mimo 偶e ca艂a jego uwaga skupiona by艂a na Martim.

- Czy mo偶emy o tym porozmawia膰 wieczorem? - poprosi艂a Effie.

- Jasne. Wieczorem - odpar艂 Curtis id膮c do drzwi.

- O rany, prawdziwy z ciebie w膮偶! - sykn膮艂 Marty, podchodz膮c do niego. - Tani, podrz臋dny oszust drugiej kategorii, kuglarz z rogu ulic! - wrzeszcza艂.

- Marty, nie wiem, o co ci chodzi, ale mo偶e porozmawiamy u mnie w biurze...

- Nie ma mnie raptem tydzie艅, a ty, za moimi plecami, odwo艂ujesz daty? - przerwa艂 Curtisowi. - Sp臋dzi艂em sze艣膰 miesi臋cy, ustalaj膮c Jimmiemu t臋 tras臋!

- Jimmy jest teraz zbyt popularny na takie podejrzane, zapyzia艂e miejsca. My艣l臋, 偶e uda mi si臋 zorganizowa膰 mu koncerty w Paradise na Miami Beach - powiedzia艂 Curtis, zachowuj膮c zimn膮 krew.

- Miami? - powt贸rzy艂 Marty z niedowierzaniem. - Naprawd臋 tam jedziesz, czubie! Nie da si臋 tam zorganizowa膰 nawet wyst臋p贸w Sammiego Davisa juniora. To miejsce jest tak bia艂e, 偶e nasi nie mog膮 tam nawet by膰 parkingowymi.

- Po prostu uda艂o mi si臋 za艂atwi膰 dla niego przes艂uchanie - wyja艣ni艂 Curtis.

Marty by艂 zszokowany t膮 wiadomo艣ci膮.

- Fuksiarz, szcz臋艣cie oszusta - powiedzia艂 w ko艅cu z pogard膮.

- A Miami to dopiero pocz膮tek - doda艂 Curtis, ignoruj膮c zniewag臋. - Nie widz臋 powodu, dla kt贸rego Jimmy mia艂by nie zagra膰 w Copa, Americana czy „American Bandstand."

- Za d艂ugo zajmuj臋 si臋 tym biznesem, 偶eby s艂ucha膰 jakiego艣 napale艅ca gadaj膮cego bzdury - rzuci艂 Marty i w艂o偶y艂 kapelusz.

- To nie bzdury, to zmiana - odpowiedzia艂 Curtis. - M贸wi臋 o zmianach. Rozejrzyj si臋 dooko艂a, cz艂owieku. Nadszed艂 ju偶 czas! Ale Jimmiemu potrzebna jest nowa otoczka. Co艣 z wi臋ksz膮 klas膮, bardziej chwytliwy d藕wi臋k.

- Taki, kt贸ry b臋dzie lepiej pasowa艂 bia艂ej publiczno艣ci? - spyta艂 pogardliwie Marty.

- Taki, kt贸ry postawi go tam, gdzie powinien si臋 znale藕膰 i da mu pieni膮dze, na jakie zas艂u偶y艂 - zareagowa艂 Curtis, odrobin臋 podnosz膮c g艂os. - Jimmy jest teraz na listach przeboj贸w. Jest rozchwytywany. Mo偶emy wiele dla niego zrobi膰.

- My? My nic nie musimy dla niego robi膰! - wrzasn膮艂 Marty. - Jimmy jest m贸j. Wi臋c lepiej si臋 wycofaj Curtis. Jimmy jest m贸j.

呕aden z nich nie zauwa偶y艂 Jimmiego, kt贸ry podszed艂 z ty艂u do Martiego.

- Jimmy - odezwa艂 si臋 - nie nale偶y do nikogo. Marty obr贸ci艂 si臋.

- Bronisz tego sprzedawcy samochod贸w, Jimmy? - zapieni艂 si臋. - Nie widzisz, 偶e ci臋 wykorzystuje?

- Nikt nie wykorzystuje Jimmiego! Nikt! - powiedzia艂 z naciskiem Jimmy.

- My艣lisz, 偶e do kogo m贸wisz, m贸j drogi? - prawie wyszepta艂 Marty. - To ja, Marty. Ten, kt贸ry zaopiekowa艂 si臋 tob膮, kiedy mia艂e艣 dziesi臋膰 lat i 艣piewa艂e艣 na ulicy za marne grosze.

- Tak, Marty - odpar艂 Jimmy. - Teraz s膮 ju偶 inne czasy. I Jimmy jest inny.

Marty potrz膮sn膮艂 g艂ow膮 i obr贸ci艂 si臋 na pi臋cie, aby spojrze膰 Curtisowi w twarz.

- Chcesz go, bracie? Masz go. Ja mam ju偶 do艣膰 - powiedzia艂 i min膮艂 Jimmiego, kieruj膮c si臋 w stron臋 samochodu.

- Ale pos艂uchaj... - zacz膮艂 Jimmy.

- Nie mo偶na mie膰 wszystkiego, m贸j drogi! - krzykn膮艂 za siebie Marty.

- Prosz臋 Marty, nie chc臋, 偶eby艣 tak odszed艂 - uspokaja艂 Jimmy.

- Kocham ci臋 Jimmy, ale nie mo偶na mie膰 wszystkiego! - jeszcze raz krzykn膮艂 przez rami臋 Marty.

- Wracamy do pracy - powiedzia艂 Curtis. Ale obaj patrzyli jeszcze przez chwil臋, jak Marty zak艂ada kapelusz i wsiada do swojego Plymoutha. Jimmy, kt贸ry przyja藕ni艂 si臋 z Martim od lat, by艂 zrozpaczony.


Rozdzia艂 4

Stooooo laaaaat! - 艣piewali Jimmy, Effie i Deena, kiedy Lorrell sta艂a nad ciastem z jej imieniem i wielk膮 r贸偶ow膮 osiemnastk膮 wypisan膮 na lukrze. U艣miechaj膮c si臋 szeroko, czeka艂a z niecierpliwo艣ci膮 czterolatka, 偶eby zatopi膰 palec w grubej warstwie masy, klaska艂a w d艂onie i piszcza艂a, a偶 w ko艅cu zdmuchn臋艂a 艣wieczki przy g艂o艣nym aplauzie ze strony przyjaci贸艂.

- A pomy艣la艂a艣 偶yczenie, z艂otko? - spyta艂 przebiegle Jimmy.

- No jasne - odpowiedzia艂a Lorrell, a jej u艣miech zdradzi艂 w艂ochate my艣li, jakie j膮 nawiedza艂y od czasu wyst臋p贸w w Miami Beach. Nie mog艂a zapomnie膰 o Jimmim ani na chwil臋. A w szczeg贸lno艣ci, nie mog艂a zapomnie膰 o tym, co Jimmy wyszepta艂 jej do ucha, kiedy wyje偶d偶ali z Detroit.

- Jeste艣 teraz malutka, ale jak sko艅czysz osiemna艣cie lat b臋dziesz ca艂a nale偶e膰 do Jimmiego - powiedzia艂, kiedy si臋 do niego przytula艂a.

- B臋dziesz ju偶 ca艂kiem doros艂a i gotowa dla Jimmiego, prawda? Ja mog臋 naprawd臋 d艂ugo poczeka膰. Jestem cierpliwy. Jimmy potrafi czeka膰.

- Co, ca艂e trzy dni, nie? - za艣mia艂a si臋.

- Cholera, to dla mnie strasznie d艂ugo, ale na szcz臋艣cie dla ciebie jestem cierpliwy. Tylko nie ka偶 mi czeka膰 zbyt d艂ugo, s艂yszysz?

A teraz stali razem w trzypi臋trowej kamienicy pani Barbary, kt贸ra sprytnie przemieni艂a j膮 w luksusowy hotel dla Murzyn贸w i odgrodzi艂a od hotelu dla bia艂ych przy pla偶y. Czekali na swoj膮 kolej do wyst臋p贸w. Jimmy ca艂y dzie艅 mrucza艂 jej „Sto lat", robi膮c wiele szumu wok贸艂 tego, 偶e Lorrell sta艂a si臋 kobiet膮. Wiedzia艂a dok艂adnie, co to dla niego znaczy艂o, ale teraz, nie by艂a ju偶 taka pewna, czy chce odda膰 swoje dziewictwo 偶onatemu piosenkarzowi, kt贸remu by艂o tak ci臋偶ko z powodu oddalenia od 偶ony i odrzucenia przez nastoletni膮 przyjaci贸艂k臋, 偶e otwarcie chwali艂 si臋 tym, i偶 regularnie uprawia艂 seks ze swoimi fankami. Lorrell zagrozi艂a, 偶e kiedy艣 to nag艂o艣ni, ale Effie - niespodziewany adwokat Jimmiego - zacz臋艂a go broni膰.

- S艂uchaj, Jimmy jest doros艂ym m臋偶czyzn膮, a doro艣li m臋偶czy藕ni maj膮 swoje potrzeby. A kiedy m臋偶czyzna taki jak Jimmy czego艣 potrzebuje, dostaje to. To nie ma nic wsp贸lnego z tob膮. B臋dziesz mog艂a stawia膰 wymagania, co do tego, gdzie wsadza swojego ptaszka, kiedy ju偶 co艣 mu oferujesz. Ale na razie po prostu odwr贸膰 g艂ow臋 i pami臋taj, 偶e je艣li nie jeste艣 gotowa mu si臋 odda膰, jedyn膮 kobiet膮, kt贸ra mo偶e ro艣ci膰 prawa do Jimmiego to pani Early.

No c贸偶, po tym jak zdmuchn臋艂a 艣wieczki, Lorrell wiedzia艂a, 偶e jest gotowa by膰 dla Jimmiego kim艣 wi臋cej ni偶 kole偶ank膮 z zespo艂u. Na dodatek, jakby to by艂 znak od samego Stw贸rcy, kiedy otworzy艂a oczy, Jimmy kl臋cza艂 przed ni膮 z ma艂ym pude艂eczkiem w d艂oni. Lorrell ch臋tnie si臋gn臋艂a po prezent i odpakowa艂a go, a potem zapiszcza艂a z rado艣ci. Wszyscy w pomieszczeniu westchn臋li z zachwytem, widz膮c szmaragdowy pier艣cionek z oczkiem wielkim jak kostka palca. Lorrell podskakiwa艂a ze szcz臋艣cia, staraj膮c si臋 r贸wnocze艣nie pom贸c wsta膰 Jimmiemu, ale zanim si臋 podni贸s艂, poca艂owa艂a go tak nami臋tnie, 偶e po ca艂ym kr臋gos艂upie przesz艂y mu ciarki.

Deena przerwa艂a ich u艣ciski. Zesz艂a po schodach na palcach, ale odchrz膮kn臋艂a, by zrobi膰 sobie wielkie wej艣cie.

- Bardzo mi przykro, 偶e si臋 sp贸藕ni艂am - powiedzia艂a, podchodz膮c do Lorrell i ca艂uj膮c powietrze dooko艂a jej policzk贸w.

- No c贸偶, tak to bywa, kiedy kto艣 przebiera si臋 cztery razy - dogryz艂a jej Effie, niewinnie patrz膮c na swoje paznokcie u r膮k.

Deena rzuci艂a jej kr贸tkie spojrzenie, ale przemilcza艂a ten komentarz. Effie obj臋艂a Lorrell i podesz艂a do Curtisa, zas艂aniaj膮c mu widok na reszt臋.

- Curtis, czy to prawda, 偶e p艂aka艂e艣, kiedy pierwszy raz us艂ysza艂e艣 艣piew Billie Holiday? - spyta艂a, wysuwaj膮c do przodu klatk臋 piersiow膮 i u艣miechaj膮c si臋 do niego.

- Zastanawiam si臋, kto ci to powiedzia艂 - odpowiedzia艂, rzucaj膮c znacz膮ce spojrzenie w kierunku si贸str, Rhondy i Janice, kt贸re w艂a艣nie zacz臋艂y chichota膰.

- A mo偶e sam mi o tym opowiesz na g贸rze - kusi艂a, bior膮c go za r臋k臋. Curtis nie zawaha艂 si臋 ani przez chwil臋, tylko pozwoli艂 Effie poprowadzi膰 si臋 na g贸r臋.

Jimmy, patrz膮c jak wychodz膮, przysun膮艂 si臋 do Lorrell.

- Hej, kochanie, co powiesz na to, 偶eby艣my przed wyj艣ciem wzi臋li sobie kawa艂ek ciasta i troch臋 szampana? - wyszepta艂 jej do ucha.

- A gdzie p贸jdziemy? - spyta艂a.

Jimmy po prostu wskaza艂 brod膮 na wyj艣cie. Lorrell zaczyna艂a si臋 coraz bardziej denerwowa膰.

- Dobrze, mo偶e si臋 tam spotkamy? Zaraz do ciebie dojd臋 - powiedzia艂a, staraj膮c si臋 unikn膮膰 jego spojrzenia.

- Nie ka偶 mi czeka膰 zbyt d艂ugo, dobrze? - wyszepta艂 Jimmy, zbieraj膮c si臋 do wyj艣cia.

Up艂yn臋艂o dobre pi臋tna艣cie minut zanim Lorrell posz艂a za nim. Gra艂a na zw艂ok臋, pokazuj膮c Deenie pier艣cionek, oferuj膮c pomoc pani Barbarze przy zmywaniu i sprz膮taniu po przyj臋ciu urodzinowym i udaj膮c, 偶e przegl膮da gazet臋 z informacjami na temat przemowy Martina Luthera Kinga podczas tego, co prasa nazwa艂a „Marszem na Waszyngton". Kiedy w ko艅cu Deena posz艂a do swojego pokoju i cicho zamkn臋艂a za sob膮 drzwi, pani Barbara wygl膮da艂a na zadowolon膮, 偶e ju偶 nikomu nic nie trzeba, a C.C. poszed艂 posiedzie膰 troch臋 z miejscowym zespo艂em w pobliskim klubie dla kolorowych, Lorrell wreszcie wykrzesa艂a z siebie tyle si艂y, 偶eby wej艣膰 na uginaj膮cych si臋 z niepokoju nogach na trzecie pi臋tro. Zawaha艂a si臋 przez chwil臋, zanim zapuka艂a ostro偶nie do drzwi Jimmiego. Otworzy艂y si臋 niemal natychmiast, jakby sta艂 tam przez ca艂y czas i czeka艂 na ni膮.

- Gdzie by艂a艣, kotku? My艣la艂em, 偶e ju偶 nigdy nie przyniesiesz mi tu ciasta.

- O rany, Jimmy, zapomnia艂am ciasta. Zosta艂o na dole. Zaraz zejd臋 i ci przynios臋 - odpowiedzia艂a Lorrell, ruszaj膮c z powrotem do drzwi.

Jimmy zdj膮艂 jej r臋k臋 z klamki i przyci膮gn膮艂 j膮 do siebie.

- To nic, kochanie. Wol臋 spr贸bowa膰 ciebie - powiedzia艂 i pochyli艂 si臋 by j膮 poca艂owa膰.

Lorrell, staraj膮c si臋 jako艣 wywin膮膰 Jimmiemu, podsun臋艂a si臋 do jego biurka. Le偶a艂y na nim nuty i kosmetyczka, otwarta na tyle, 偶e Lorrell mog艂a dostrzec w niej kokain臋 zamkni臋t膮 w charakterystycznym plastykowym woreczku. S艂ysza艂a, jak w s膮siednim pokoju j臋czy jej kole偶anka i co艣 delikatnie i rytmicznie postukuje w 艣cian臋. Zawstydzona tym, 偶e s艂yszy kochaj膮c膮 si臋 przyjaci贸艂k臋, Lorrell odskoczy艂a od 艣ciany, jak oparzona i wpad艂a na Jimmiego. Nie zauwa偶y艂a, 偶e sta艂 tu偶 za ni膮.

- Kochanie, chyba si臋 nie boisz odrobiny mi艂o艣ci? Co? - zapyta艂, g艂aszcz膮c j膮 wierzchem d艂oni po policzku. Wzi膮艂 jej brod臋 w d艂o艅 i zacz膮艂 j膮 delikatnie ca艂owa膰, by po chwili wsun膮膰 jej j臋zyk g艂臋boko w usta. Lorrell odepchn臋艂a go.

- Nie boj臋 si臋 - wyj膮ka艂a. - Ale to wszystko dzieje si臋 troch臋 za szybko.

- Nie martw si臋, dziecinko, nie b臋d臋 si臋 spieszy艂...

- Nie jestem dziecink膮 - przerwa艂a mu Lorrell. - Jestem teraz kobiet膮.

- Wiem o tym - powiedzia艂 Jimmy. Ka偶de jego s艂owo podkre艣lone by艂o j臋kami Effie zza 艣ciany. - A ja jestem m臋偶czyzn膮. Chc臋 si臋 z tob膮 kocha膰 jak m臋偶czyzna z kobiet膮 - powiedzia艂 i zacz膮艂 j膮 k艂a艣膰 na 艂贸偶ko. Lorrell spojrza艂a nerwowo na tapczan i z powrotem na Jimmiego.

- Ja... nigdy tego jeszcze nie robi艂am - wyj膮ka艂a.

- Cii... wiem - odpowiedzia艂, ca艂uj膮c j膮 delikatnie i powoli si臋gaj膮c, by rozpi膮膰 jej sukienk臋. Lorrell stara艂a si臋 odwr贸ci膰 wzrok, ale Jimmy skierowa艂 jej twarz w swoim kierunku.

- Rozepnij mi koszul臋, a ja zdejm臋 ci sukienk臋. Mi艂o i delikatnie.

Kiedy sko艅czyli si臋 kocha膰, Lorrell wybuch艂a p艂aczem. Jimmy obca艂owywa艂 jej twarz, uspakaja艂 j膮 i stara艂 si臋 j膮 utuli膰, podczas gdy ona trzyma艂a r臋k臋 przy ustach, staraj膮c si臋 powstrzyma膰 histeryczny p艂acz.

- Spokojnie, kochanie, wszystko b臋dzie w porz膮dku - m贸wi艂 do niej, ca艂y czas j膮 ca艂uj膮c. Odwr贸ci艂a si臋 do niego plecami, ale on przysun膮艂 si臋 do niej i obj膮艂 j膮 z ty艂u, staraj膮c si臋 pocieszy膰 szlochaj膮c膮 w poduszki dziewczyn臋.

- Jeste艣 teraz moja, kochanie. Tak oficjalnie. A ja jestem tw贸j, s艂yszysz? Teraz jeste艣my razem ja i ty.

Lorrell troch臋 pocieszy艂a my艣l, 偶e jest teraz dziewczyn膮 Jimmiego Early. Otar艂a 艂zy z policzka i u艣miechn臋艂a si臋 s艂abo.

- Och, Jimmy - westchn臋艂a i pochyli艂a si臋, by poca艂owa膰 swojego m臋偶czyzn臋.

Do tej pory Effie te偶 ju偶 by艂a w 艂贸偶ku z Curtisem. Ale on mia艂 w g艂owie co艣 ca艂kiem innego ni偶 mi艂o艣膰.

Manager klubu Paradise szybko przypomnia艂 Curtisowi, 偶e mimo osi膮gni臋膰 Jimmiego i Dreamettes w Miami na scenie Hotelu Crystal Room jego czarny ty艂ek jest nadal z Dalekiego Po艂udnia.

- Powiedz Jimmiemu i wszystkim, kt贸rzy mu towarzysz膮, 偶e mog膮 korzysta膰 z przebieralni, ale niech zjedz膮 i wysikaj膮 si臋 zanim tu przyjd膮, bo czarnym nie wolno to korzysta膰 z jadalni i z toalet - powiedzia艂 prosto Martin Jack zza swojego biurka, podczas gdy kolorowy kelner w bia艂ych r臋kawiczkach i fraku z much膮 stawia艂 przed nim koktajl. Kelner odszed艂 do dalszej pracy po tym, jak obs艂u偶y艂 Martina Jacka - niskiego, przysadzistego m臋偶czyzn臋 z lini膮 w艂os贸w cofni臋t膮 tak mocno, 偶e patrz膮c na niego pod pewnym k膮tem wydawa艂o si臋, 偶e by艂 艂ysy - zupe艂nie jakby us艂ysza艂 kogo艣, kto podaje przepis na s艂odzon膮 herbat臋, ale swoboda, z jak膮 Martin Jack wypowiedzia艂 s艂owo „czarny" ubod艂a Curtisa i sprawi艂a, 偶e si臋 wzdrygn膮艂. Jednak jad膮c na ten wyst臋p wiedzia艂, 偶e musi sta膰 si臋 grubosk贸rny, aby dosta膰 to, po co tam przyjecha艂: publiczno艣膰 producenta „American Bandstand" i sal臋 pe艂n膮 bia艂ych par ko艂ysz膮cych si臋 w rytm muzyki Jimmiego. Skoro dziewcz臋ta b臋d膮 musia艂y naje艣膰 si臋 w hotelu, przed przyj艣ciem na koncert i skorzysta膰 z toalety przed wyj艣ciem, trudno. M贸g艂 te偶 znie艣膰 kilka komentarzy na temat koloru sk贸ry, w ko艅cu Dick Clark by艂 tego wart.

- Nie ma sprawy - odpowiedzia艂 Curtis Martinowi Jackowi, kt贸ry ju偶 zd膮偶y艂 zaj膮膰 si臋 jak膮艣 gazet膮 na biurku, wyra藕nie daj膮c do zrozumienia, 偶e uznaje rozmow臋 za zako艅czon膮. Curtis zrozumia艂 t臋 sugesti臋 i skierowa艂 si臋 do wyj艣cia, zawaha艂 si臋 tylko na chwil臋, kiedy kelner podbieg艂 us艂u偶nie i otworzy艂 przed nim drzwi.

- To naprawd臋 dobry wyb贸r, panie Taylor, s艂yszy pan? - powiedzia艂, zaskakuj膮c Curtisa, kt贸ry nie spodziewa艂 si臋, 偶e zosta艂 rozpoznany. Curtis kiwn膮艂 do niego g艂ow膮 i min膮艂 go. By艂a dziewi臋tnasta. Za p贸艂torej godziny mieli tam by膰 Jimmy i dziewcz臋ta, wi臋c musia艂 przywita膰 za艂og臋 autobusu i upewni膰 si臋, 偶e wiedz膮, jakie b臋d膮 konsekwencje, je艣li co艣 schrzani膮.

Jednak dwadzie艣cia minut p贸藕niej, zesp贸艂 da艂 Curtisowi do zrozumienia, 偶e mimo cudu, kt贸ry sprawi艂 wprowadzaj膮c ich na t臋 scen臋, ani Jimmy, ani Deena, ani Effie za nic nie chcieli uspokoi膰 swoich nerw贸w, by okaza膰 mu wdzi臋czno艣膰. W艂a艣ciwie, wychodz膮c z autobusu robili wok贸艂 siebie mn贸stwo chaosu.

- M贸wi臋 tylko, 偶e moja publiczno艣膰 nie przywyk艂a do ogl膮dania mnie w takim stanie - m贸wi艂 Jimmy, wskazuj膮c na swoje w艂osy, u艂o偶one na kszta艂t kasku Perry'ego Como, zupe艂nie inaczej ni偶 jego normalne afro, piel臋gnowane przez osobistego stylist臋 za pomoc膮 odpowiedniej ilo艣ci wosku i tapirowania.

- A ten garnitur, bracie? Kremowy? A moje panie? Wygl膮daj膮 jak panny m艂ode na wiejskim weselu.

- Amen - dopowiedzia艂a Effie, id膮c z trudem na wysokich szpilkach numer dziewi臋膰, kt贸re obciera艂y jej stopy numer dziesi臋膰 do krwi.

- Nie widz臋 w tych sukienkach nic z艂ego - wtr膮ci艂a Deena, poprawiaj膮c swoj膮 natapirowan膮 peruk臋 i spogl膮daj膮c w kieszonkowe lusterko. - My艣l臋, 偶e wygl膮daj膮 do艣膰 艂adnie.

- My艣l臋, 偶e wygl膮daj膮 do艣膰 艂adnie - szydzi艂a Effie. - 艁adnie na chudej drobnej laseczce, takiej jak ty, ale na kobiecie takiej, jak ja? Wcale nie by艂o mi mi艂o wciska膰 si臋 w taki obcis艂y kombinezon. Tyle ci powiem.

Niewzruszony Curtis nie zada艂 sobie trudu, by im odpowiedzie膰. Po prostu poprowadzi艂 ca艂膮 grup臋 przez wej艣ciowe drzwi, obok kuchni, prosto do przebieralni.

- Zaczekajcie tu. Wasza kolej b臋dzie za jakie艣 pi臋tna艣cie minut.

W艂a艣nie wtedy do Jimmiego podszed艂 ostro偶nie kelner otoczony kilkoma kolegami, kt贸rzy mamrotali co艣, obserwuj膮c 艣wit臋 Jimmiego od chwili, kiedy weszli do 艣rodka.

- Przepraszam, pana - powiedzia艂 do piosenkarza. - Nazywam si臋 Cletus. Cletus Wilks. Mieszkam u pani Barbary, tam gdzie pa艅stwo si臋 zatrzymali podczas waszego pobytu w Miami. Chc臋 tylko powiedzie膰, 偶e to dla nas niezwyk艂y honor go艣ci膰 tu pana. I ja, to znaczy, my - poprawi艂 si臋, zerkaj膮c w ty艂 na reszt臋 - z rado艣ci膮 dostarczymy panu, co tylko pan zechce. Nie za wiele kolorowych tu przychodzi, chyba 偶e chodzi o prac臋 w kuchni. B臋dzie nam mi艂o zobaczy膰 pana tu na scenie. Jeste艣my z pana dumni. Bardzo dumni.

Po raz pierwszy odk膮d ubrano go w ten kostium Perrego Como, Jimmy si臋 u艣miechn膮艂.

- Dzi臋kuj臋 m艂odzie艅cze - odpowiedzia艂, wyci膮gaj膮c do niego r臋k臋.

- Pomo偶esz nam bardzo, przynosz膮c tu kilka stek贸w po wyst臋pie - za艣mia艂 si臋.

- To na pewno niez艂y pomys艂 - przytakn膮艂 C.C.

Curtis zdenerwowany t膮 wymian膮 s艂贸w, ale nie a偶 tak pozbawiony wra偶liwo艣ci, 偶eby przerwa膰, przeprosi艂 ich i wyszed艂.

- Wr贸c臋 tu z producentem - powiedzia艂, poprawiaj膮c krawat i oddali艂 si臋.

- A wy si臋 rozgrzejcie i przygotujcie! - zawo艂a艂 do nich przez rami臋. - O to chodzi - po czym zawo艂a艂 C.C. - Idziemy!

Mo偶e i wygl膮da艂 na niewzruszonego, wchodz膮c do Crystal Room, ale to by艂y tylko pozory. Kiedy wymieni艂 uprzejmo艣ci z Mikiem Igerem, m艂odym, pewnym siebie producentem „American Bandstand", i usiad艂 w cieniu masywnej kurtyny w zat艂oczonej sali teatru, omal nie zemdla艂 z wra偶enia. Pomy艣la艂 sobie, 偶e ten wiecz贸r musi by膰 idealny, a po tym, co widzia艂 w kuchni i autobusie, nie by艂 do ko艅ca pewny, czy Jimmy powali na kolana bia艂膮 publiczno艣膰. Ale wiedzia艂 te偶, 偶e ten wiecz贸r musi si臋 uda膰. Po prostu musi. Curtis u艣cisn膮艂 d艂o艅 Mika, przedstawi艂 mu C.C. i pocz臋stowa艂 cygarem, staraj膮c si臋 go zagada膰. Mike jednak nie chcia艂 go s艂ucha膰. By艂 zbyt zaj臋ty 艣mianiem si臋 z dowcip贸w prezentera, Sandiego Prica, wulgarnego komika, kt贸ry przechodzi艂 przez sal臋, rzucaj膮c publiczno艣ci ostre i k膮艣liwe 偶arty.

- Kuba艅czyk, mam racj臋? - zagadn膮艂 Sandy bogato wygl膮daj膮cego m臋偶czyzn臋 we fraku i z cygarem w d艂oni. - Ty jeste艣 Kuba艅czykiem, ja 呕ydem. M贸wi臋 ci to z g艂臋bi serca: w moim s膮siedztwie mo偶e zamieszka膰 Murzyn, ale ty nie - powiedzia艂, a lekko wstawion膮 publiczno艣ci膮 wstrz膮sn臋艂a fala 艣miechu. Jakby ten 艣miech doda艂 mu energii Price podszed艂 do swojej nast臋pnej ofiary, grubszej, bogato ubranej kobiety, siedz膮cej ko艂o Kuba艅czyka.

- Pani na pewno jest 呕yd贸wk膮. Tu jest ze 105 stopni Fahrenheita, a pani jest jedyn膮 tutaj osob膮 z futrze z norek. Czy jest pani na wakacjach? Czy specjalnie siad艂a pani ko艂o Kuba艅czyka? Wzi臋艂a pani ze sob膮 bro艅?

Mike niemal spad艂 z krzes艂a. Curtis za艣mia艂 si臋 nerwowo, g艂贸wnie po to, by pokaza膰 Mikowi, 偶e s艂ucha i dobrze si臋 bawi, ale najwyra藕niej to nie by艂a prawda. Tymczasem komik podszed艂 do kolejnego m臋偶czyzny, tym razem starszego pana, kt贸ry siedzia艂 sam.

- O m贸j Bo偶e. A co si臋 panu sta艂o? Czy kto艣 jeszcze prze偶y艂 ten wypadek? - naigrywa艂 si臋 Sandy. Publiczno艣膰 zagregowa艂a jeszcze g艂o艣niejszym 艣miechem.

- Nie, prosz臋 pana - odpowiedzia艂 m臋偶czyzna, staraj膮c si臋 wychyli膰 do kamery.

- Nie m贸w do mnie „prosz臋 pana" - odpali艂 Sandy. - Nie jeste艣 Murzynem.

C.C. odwr贸ci艂 si臋 do Curtisa z min膮 m贸wi膮c膮 „co to ma by膰 do cholery". Ale Curtis udawa艂, 偶e tego nie zobaczy艂. Po prostu u艣miecha艂 si臋 ca艂y czas i patrzy艂 przed siebie, mniej wi臋cej w kierunku komika. C.C. przygl膮da艂 si臋, jak obs艂uga, g艂贸wnie Kuba艅czycy i Murzyni, podawali napoje i chodzili w t臋 i z powrotem, najwidoczniej niezra偶eni i - co wydawa艂o si臋 C.C. najgorsze - przyzwyczajeni do tego, 偶e takie s艂owa pada艂y ze sceny.

- Ale tak serio, moi drodzy, B贸g zes艂a艂 nas na ziemi臋, 偶eby艣my si臋 艣miali. 呕ydzi, Aryjczycy, Kuba艅czycy, Murzyni, nawet Portoryka艅czycy. No, w艂a艣ciwie, mo偶e nie Portoryka艅czycy - wyrecytowa艂, a t艂um rycza艂 ze 艣miechu tak g艂o艣no, 偶e jego dalsze s艂owa trudno by艂o us艂ysze膰.

- Dzi艣 wieczorem nast膮pi historyczny moment. Wyst膮pi膮 tu pierwsi w Historii Miami Murzyni z pierwszych stron gazet. W sumie, to do艣膰 wygodny uk艂ad: ci ludzie mog膮 po艣piewa膰, a potem pozmywa膰 po sobie pod艂ogi. W dzisiejszych czasach nie艂atwo o taki zestaw.

S艂ysz膮c to Jimmy po prostu opu艣ci艂 nisko g艂ow臋, czuj膮c zbli偶aj膮c膮 si臋 pora偶k臋. Effie i Lorrell spojrza艂y na siebie z szeroko otwartymi oczami i otwartymi ustami, g艂臋boko dotkni臋te tym, co us艂ysza艂y. Stoj膮c tak, nie wiedzia艂y, czy uciec ze sceny, czy te偶 sta膰 i czeka膰 a偶 rozsun膮 si臋 kurtyny i da膰 taki wyst臋p, 偶eby ca艂a ta publiczno艣膰, razem z ma艂ym cz艂owieczkiem, kt贸ry ich tak bawi艂, pad艂a z wra偶enia. Obie spogl膮da艂y na Deen臋, kt贸ra poprawia艂a sp贸dnic臋 i wyg艂adza艂a r臋kawy, wyra藕nie nie poruszona tym, co si臋 dzia艂o. Rzeczywi艣cie, nie zwraca艂a najmniejszej uwagi na to, co m贸wi艂 prezenter - czego innego mo偶na si臋 spodziewa膰 po miejscu takim, jak Paradise, gdzie czarni s艂u偶膮cy nie mogli nawet zamoczy膰 st贸p w wodzie z basenu, by go wyczy艣ci膰, nie wspominaj膮c nawet o relaksacyjnej k膮pieli. Deena by艂a zdecydowanie za twarda, by co艣 takiego mia艂o j膮 wzruszy膰. W momencie, kiedy pojawili si臋 w Miami postanowi艂a, 偶e jest tam tylko z jednego powodu: aby za艣piewa膰. U艣miechn臋艂a si臋 najszerzej jak umia艂a, przybra艂a w艂a艣ciw膮 poz臋 i czeka艂a na has艂o prezentera.

- Wi臋c prosz臋, do艂膮czcie do mnie, witaj膮c utalentowanego Jimmiego Early i Dreamettes! - wrzasn膮艂 do mikrofonu Sandy, a kurtyny rozsun臋艂y si臋, ukazuj膮c czekaj膮cy na wyst臋p zesp贸艂.

Kiedy wystartowali z ugrzecznion膮 wersj膮 „I Want You Baby", a Jimmy zacz膮艂 ta艅czy膰 przed ko艂ysz膮cymi si臋 dziewcz臋tami z Dreamettes, Curtis rozejrza艂 si臋 dooko艂a sali. Pokaza艂 C.C. gestem, 偶eby ten te偶 si臋 rozejrza艂: przy stoliku obok ca艂owa艂a si臋 bia艂a para, inne pary trzyma艂y si臋 za r臋ce, ko艂ysz膮c si臋 w rytm romantycznej muzyki. Nawet producent „American Bandstand" zdawa艂 si臋 by膰 oczarowany spokojn膮 wersj膮 numeru jeden ich zespo艂u. Zapisywa艂 sobie co艣 w notatniku, ale mimo usilnych stara艅 Curtis nie potrafi艂 nic z tego przeczyta膰.

Curtis spr贸bowa艂 swojej szansy.

- Oczywi艣cie, 偶e razem sprawimy, by „American Bandstand" by艂 dla m艂odszej publiczno艣ci - odezwa艂 si臋 do producenta, kt贸ry u艣miechn膮艂 si臋 do niego, grzecznie udaj膮c, 偶e s艂ucha, po czym skupi艂 uwag臋 z powrotem na scenie i akurat zd膮偶y艂 zauwa偶y膰, jak Jimmy porzuca sw贸j romantyczny image i zaczyna soulowa膰. Na dodatek zacz膮艂 po swojemu rusza膰 miednic膮 艣piewaj膮c: „Ochhhhh, b艂agam ci臋 / Ochhhhh, kochanie, kochanie, prosz臋, prosz臋/ Ooooooch, Oooooch!". To by艂 jego charakterystyczny taniec, kt贸ry porywa艂 wszystkie kobiety - siostry - do ta艅ca; sprawia艂, 偶e zdejmowa艂y majtki i rzuca艂y je na scen臋, ale tutaj, w Crystal Room, to si臋 nie wydarzy艂o. O nie, na艂adowane seksualnie ruchy Jimmiego wywo艂a艂y ca艂kiem inn膮 reakcj臋; bia艂a kobieta odwr贸ci艂a si臋, wyra藕nie zgorszona. Jej m膮偶 wzi膮艂 j膮 za r臋k臋 i wyszed艂 z podniesion膮 g艂ow膮. Wysz艂o te偶 kilka innych par, podczas gdy Jimmy niepomny na to co si臋 dzia艂o ca艂y czas ta艅czy艂 jak w transie, z zamkni臋tymi oczami.

Curtis da艂 znak Lorrell, kt贸ra stara艂a si臋 przechwyci膰 uwag臋 Jimmiego, ale i tak odnie艣li ju偶 straty; producent „American Bandstand" zatrzasn膮艂 notatnik, a wraz z nimi marzenia o tym, by Jimmy Early czy Dreamettes robili cokolwiek dla Dicka Clarka, z wyj膮tkiem, mo偶e, czyszczenia jego but贸w. Curtis prze艂kn膮艂 szybko swojego drinka i odwr贸ci艂 wzrok od Jimmiego, patrz膮c na Deen臋, kt贸ra, w przeciwie艅stwie do pozosta艂ych dziewcz膮t, ca艂y czas z ch艂odnym wyrachowaniem obserwowa艂a, co si臋 dzia艂o. Rozejrza艂 si臋 po sali i zobaczy艂, 偶e kilku bia艂ych m臋偶czyzn z publiczno艣ci tak偶e patrzy艂o si臋 na Deen臋. Curtis podni贸s艂 palec na kelnera, aby podszed艂 do jego stolika z kieliszkiem szkockiej, ca艂y czas patrz膮c na Deen臋.

- Podw贸jna szkocka - zam贸wi艂.

Po wyst臋pie dziewcz臋ta siedzia艂y przed lustrem w przebieralni i niemal r贸wnocze艣nie 艣ci膮gn臋艂y swoje peruki.

- Kocha mnie pewien Jimmy, ale musi przesta膰 m贸wi膰 do mnie dziecinko - powiedzia艂a nagle Lorrell. - Jestem ju偶 kobiet膮 - doda艂a, wpatruj膮c si臋 intensywnie w swoje odbicie w lustrze.

- Widzia艂a艣 tego faceta, z kt贸rym siedzia艂 Curtis? - spyta艂a podekscytowana Deena, ignoruj膮c Lorrell.

- Czy s艂ysza艂a艣, co powiedzia艂am, Deena? - Lorrell zwr贸ci艂a si臋 do Deeny. - Jestem ju偶 kobiet膮.

- Lorrell, wiem - odpowiedzia艂a ze zdenerwowaniem w g艂osie Deena.

- Jak to, wiesz? Czy Jimmy co艣 ci m贸wi艂?

- Nie musia艂 nic m贸wi膰 - powiedzia艂a z mieszanin膮 pogardy i obrzydzenia. - Jak mog艂a艣, Lorrell? Jeste艣 jeszcze ma艂膮 dziewczynk膮!

- Nieprawda, Deena! Jestem ju偶 kobiet膮! - wrzasn臋艂a ku swojemu w艂asnemu zaskoczeniu. Nie trzeba by艂o w艂膮cza膰 ca艂ego budynku w t臋 rozmow臋, zdecydowa艂a jednak szybko i 艣ciszy艂a g艂os. - Mam osiemna艣cie lat, wi臋c jestem kobiet膮.

- Tak, jeste艣 tak samo dojrza艂膮 kobiet膮, jak i ja - wtr膮ci艂a si臋 Effie, wyci膮gaj膮c niewidoczne nitki z peruki. - I kochasz Jimmiego, tak samo jak ja kocham Curtisa. Nic z艂ego w tym, 偶e si臋 kogo艣 kocha.

Deena odsun臋艂a si臋 od toaletki i od dziewcz膮t.

- Czy tylko o tym my艣licie? - zapyta艂a.

- Tak - odpowiedzia艂y razem dziewcz臋ta.

- Nie ma w膮tpliwo艣ci, 偶e moja matka wychowa艂a mnie lepiej - westchn臋艂a Deena.

- Ojej, po prostu jeste艣 zazdrosna - powiedzia艂a Lorrell.

- W艂a艣nie. Daj sobie na luz. Chocia偶 raz - odezwa艂a si臋 Effie.

- Cudownie jest mie膰 kogo艣, kogo si臋 kocha - powiedzia艂a, dotykaj膮c swoich oczu w lustrze. Podskoczy艂a, kiedy nagle otworzy艂y si臋 drzwi, ale rozlu藕ni艂a si臋, kiedy stan膮艂 w nich C.C.

- Jeste艣cie grzeczne, dziewczynki? - spyta艂 niewinnie.

- No c贸偶, ja tak, ale nie mog臋 tego powiedzie膰 o nich - odpowiedzia艂a Deena.

Effie zerkn臋艂a na Deen臋 tak z艂ym wzrokiem, 偶e gdyby mog艂a, wypali艂aby jej dziur臋 w g艂owie samym spojrzeniem. Niepomni na to, co powiedzia艂a Deena, C.C. i tu偶 za nim Curtis wsun臋li si臋 do pomieszczenia.

- A wi臋c jak posz艂o z „American Bandstand" - niecierpliwi艂a si臋 Deena.

- Niew艂a艣ciwy czas - odpali艂 Curtis.

- C贸偶, mo偶e zainteresuj膮 si臋 bardziej, jak zagramy w Copa - powiedzia艂a Effie.

- Nie b臋dziecie gra膰 w Copa - odpar艂 szybko Curtis. Zaciska艂 z臋by, a偶 wida膰 by艂o napi臋cie na jego skroniach. Ten tik nerwowy ostatnio stawa艂 si臋 u niego coraz cz臋stszy. Nie za bardzo chcia艂 im to m贸wi膰, ale je艣li chcia艂, by jego plan wypali艂, musia艂 dzia艂a膰 szybko. Po wieczorze sp臋dzonym z Effie Curtis wr贸ci艂 do Crystal Room i nam贸wi艂 managera, kt贸ry kr臋ci艂 si臋 w pobli偶u baru na zwyk艂ego drinka. Wypili kilka kieliszk贸w w贸dki na zmian臋 z wytrawnym Martini, kt贸re donosi艂a im obs艂uga przygotowuj膮ca miejsce do kolejnych wyst臋p贸w. Curtis wiedzia艂, 偶e musi wszystko obgada膰 ze starym Martinem Jackiem, bo to on ustawia艂 wyst臋py na jednej z najwi臋kszych scen w kraju. Wystarczy艂oby, gdyby Martin Jack zadzwoni艂 do Copa i innych du偶ych klub贸w dla bia艂ych, m贸wi膮c, 偶e Jimmy wyg艂upia艂 si臋 na scenie, odstraszaj膮c bia艂e kobiety z widowni - i kiedy tylko wydarzy艂oby si臋 to, Curtis i jego muzycy dostaliby do偶ywotni zakaz wyst臋powania dla bia艂ej elity. Bia艂a publiczno艣膰 mog艂aby ju偶 nigdy ich nie zobaczy膰 na 偶ywo czy us艂ysze膰 w radio. Nie o to chodzi艂o Curtisowi, wi臋c 艂ykn膮艂 whisky i zacz膮艂 dzia艂a膰.

- No, by艂o kilka niezr臋cznych wyskok贸w, ale mimo to wydaje mi si臋, 偶e wyst臋p by艂 dobry - zacz膮艂, pocieraj膮c palcem brzeg szklanki.

- Tak, my艣lisz? - spyta艂 Martin Jack. - No zza mojego stolika wygl膮da艂o na to, 偶e te wyskoki stanowi艂y du偶y problem. Te ruchy biodrami - czysta perwersja. Mamy tu do czynienia z lud藕mi z wy偶szych sfer, kt贸rzy nie czuj膮 si臋 dobrze na takich wyst臋pach. To by艂o dobre dla posp贸lstwa. Czuj臋, 偶e straci艂em 艂adnych par臋 setek dolc贸w, kiedy te trzy stoliki opustosza艂y, co oznacza, 偶e wasze wyskoki kosztowa艂y mnie troch臋 kasy.

- Ale skoro tylko trzy z ponad stu par wysz艂y, nadal jeste艣 na plusie...?

- A masz te par臋 setek, 偶eby mi odda膰, ch艂opcze? Si臋gnij do kieszeni i wyci膮gnij mi got贸wk臋, a potem mi powiedz, kto tu jest na plusie, nawet wtedy, kiedy traci pieni膮dze. Taka logika nie ma najmniejszego sensu - odpowiedzia艂 Martin Jack, 艂ykaj膮c swoj膮 w贸dk臋. - Powiem ci, 偶e jedyn膮 rzecz膮, kt贸ra ocali艂a wam ty艂ki by艂a ta laseczka na scenie. 艁adna, male艅ka, kolorowa dziewczynka.

- O kim m贸wisz?

- Ta z wielkimi oczami - odrzek艂 Martin Jack, u艣miechaj膮c si臋.

- Masz na my艣li Deen臋?

- Nie wiem, jak si臋 nazywa, wiem tylko, 偶e niez艂a z niej dupcia. Curtis natychmiast zrozumia艂, czego mu by艂o trzeba, 偶eby zmieni膰 wspomnienia po ich wyst臋pie: Deeny. By艂a 艂adna w taki spos贸b, kt贸ry przypada艂 do gustu bia艂ym m臋偶czyznom - szczuplutka, przyjemna, seksowna. On tak偶e widzia艂, w jaki spos贸b patrz膮 na ni膮 m臋偶czy藕ni i w jaki spos贸b kobiety reaguj膮, widz膮c, 偶e ich partner nakr臋ca si臋, obserwuj膮c jej czar i klas臋. A jej g艂os, mimo 偶e do艣膰 s艂aby, by艂 idealny do radio - ma艂o charakterystyczny, 艂atwy do prze艂kni臋cia. Idealny do popu. Z pewno艣ci膮 mia艂a te偶 styl i klas臋 wystarczaj膮ce, by zacz膮膰 艣piewa膰 solo, w przeciwie艅stwie do Effie, kt贸rej ego, jak uwa偶a艂 Curtis, w takiej sytuacji uros艂oby tylko do niewyobra偶alnych rozmiar贸w.

Zanim jeszcze odszed艂 od baru po rozmowie z Martinem Jackiem, Curtis wiedzia艂 ju偶, co zrobi膰, aby utrzyma膰 Rainbow Records w grze i spe艂ni膰 swoje marzenie o szczytach list przeboj贸w. Musia艂 tylko jeszcze sprzeda膰 ten pomys艂 dziewczynom, a w szczeg贸lno艣ci Effie.

- O co ci chodzi? Dlaczego mamy nie gra膰 w Copa? - zareagowa艂a Effie skr臋powana tym, 偶e Curtis wraca艂 do ich rozmowy z poprzedniej nocy. - Powiedzia艂e艣...

- Oddzielam was od Jimmiego - Curtis wszed艂 jej w s艂owo. Lorrell obr贸ci艂a si臋, jakby diabe艂 posiad艂 jej dusz臋 i podarowa艂 j膮 Curtisowi.

- Wiem, o co ci chodzi, Curtis! Chcesz nas rozdzieli膰, bo nie podoba ci si臋 to, 偶e jestem z Jimmim! Nikomu z was si臋 to nie podoba, bo jeste艣cie zazdro艣ni! - zawo艂a艂a przez 艂zy. - Nic nie rozdzieli mnie z Jimmim! Nic!

Curtis by艂 troch臋 zaskoczony tym wybuchem histerii. Wiedzia艂, 偶e Lorrell i Jimmy ze sob膮 spali (Jimmy omal nie wywiesi艂 plakatu na autobusie, aby wszyscy si臋 dowiedzieli, 偶e pozbawi艂 j膮 dziewictwa), ale nie spodziewa艂 si臋, 偶e Lorrell nie b臋dzie chcia艂a wyj艣膰 z cienia Jimmiego. Wiedzia艂 te偶, 偶e nietrudno b臋dzie j膮 zamkn膮膰. Ale Effie...

- Rozdzielam was, bo Jimmy jedzie w dalsz膮 tras臋, podczas gdy wy zostajecie tutaj i dzia艂acie osobno - powiedzia艂 cicho.

Trzy kobiety znieruchomia艂y zszokowane t膮 informacj膮.

- Czy powiedzia艂e艣 osobno? - spyta艂a Deena z oczami wielkimi jak spodki.

- W ko艅cu - skomentowa艂a Effie. - Na to w艂a艣nie czeka艂am. Curtis, kocham ci臋 - powiedzia艂a, rzucaj膮c mu si臋 na szyj臋.

Oczy Lorrell, kt贸re tak szybko nape艂ni艂y si臋 艂zami, r贸wnie szybko wysch艂y.

- Kochanie, pasuje mi takie rozwi膮zanie - powiedzia艂a tak spokojnie, jak tylko potrafi艂a. - Mo偶e i ten Jimmy mnie kocha, ale nie chc臋 sta膰 za nim na scenie ca艂e moje 偶ycie!

Curtis przeszed艂 na 艣rodek przebieralni.

- Panie i panowie, przedstawiam wam Dreams! - dziewcz臋ta zachichota艂y i zacz臋艂y klaska膰, kiedy Curtis roz艂o偶y艂 ramiona z u艣miechem. - Dreamettes to ma艂e dziewczynki, a teraz jeste艣cie przecie偶 ju偶 doros艂ymi kobietami.

- A widzisz, Deena? M贸wi艂am ci - za艣mia艂a si臋 Lorrell, ale Deena nie przyj臋艂a tego 偶artu do wiadomo艣ci.

- Zaczynamy za tydzie艅 w Crystal, wi臋c przed nami mn贸stwo pracy i zmian - kontynuowa艂 Curtis. - Wprowadz臋 Jolly Jenkins do opracowania nowego wyst臋pu na scenie. Zajmowa艂 si臋 ju偶 filmami na Broadwayu, wyst臋pami w klubach, czym tylko chcecie...

- Ale to C.C. zajmuje si臋 naszymi uk艂adami - skrzywi艂a si臋 Effie. - Zawsze si臋 tym zajmowa艂.

- W porz膮dku, Effie - odezwa艂 si臋 C.C., zaznaczaj膮c swoj膮 obecno艣膰 po raz pierwszy od pojawienia si臋 prze艂omowych informacji. Curtis powiedzia艂 mu ju偶 o swoich planach wynaj臋cia nowego choreografa - 艂adnie mu to przedstawi艂, m贸wi膮c: „najm臋 kogo艣, kto zajmie si臋 uk艂adami dziewcz膮t, 偶eby艣 ty m贸g艂 si臋 skupi膰 na muzyce". C.C. na pocz膮tku poczu艂 si臋 troch臋 dotkni臋ty - zawsze udawa艂o mu si臋 艂膮czy膰 pisanie muzyki i wymy艣lanie krok贸w. Ale Curtis wyja艣ni艂 mu kr贸tko:

- S艂uchaj, cz艂owieku, jeste艣 dobrym tek艣ciarzem, ale kiedy stoisz na scenie i uczysz dziewcz臋ta, jak maj膮 rusza膰 biodrami, to ci wcale nie pomaga. Pozw贸l mi zatroszczy膰 si臋 o interes, a ty zajmij si臋 muzyk膮 - powiedzia艂 stanowczo. C.C. nie by艂 zbyt zadowolony, ale kiedy ju偶 och艂on膮艂, zrozumia艂 wszystko i jak zawsze zrobi艂 to, czego chcia艂 Curtis.

- Jolly jest najlepszy - potwierdzi艂 C.C.

Curtis podszed艂 do Deeny. Na ciemnej, du偶ej twarzy nadal mia艂 przyklejony u艣miech.

- B臋dziemy wyst臋powa膰 w nowych, drogich miejscach. I w nowych strojach, kt贸re b臋d膮 atrakcyjne dla m艂odszej publiczno艣ci - opowiada艂, roz艣mieszaj膮c j膮. Curtis patrzy艂 Deenie w oczy i wtedy wypu艣ci艂 bomb臋.

- Effie, Deena b臋dzie g艂贸wn膮 wokalistk膮.

- Deena b臋dzie czym?! - wybuch艂a Effie, obracaj膮c si臋, by spojrze膰 Curtisowi w oczy.

- G艂贸wn膮 wokalistk膮 - powt贸rzy艂.

- Co chcesz przez to powiedzie膰? To ja zawsze robi臋 g艂贸wne wokale - m贸wi艂a, przest臋puj膮c z nogi na nog臋 i opieraj膮c r臋ce na biodrach. - C.C., powiedz mu co艣.

- Chcemy wypr贸bowa膰 czego艣 nowego, Effie - t艂umaczy艂 C.C. cicho. W jego oczach wypisane by艂o uczucie zdrady.

- Wiedzia艂e艣 o tym? - spyta艂a cicho Effie, troch臋 zmieszana i g艂臋boko zraniona.

- W艂a艣nie przed chwil膮 omawiali艣my to z Curtisem - odpowiedzia艂 C.C. - To tylko tymczasowo, na pr贸b臋.

Effie chodzi艂a nerwowo po pomieszczeniu, a s艂owa p艂yn臋艂y z jej ust niemal tak szybko, jak w g艂owie pojawia艂y si臋 nowe my艣li.

- W ko艅cu mamy szans臋 na wyst臋py jako osobna grupa i to Deena robi g艂贸wne wokale? Ona nie potrafi 艣piewa膰 tak jak ja.

- Ona ma racj臋, Curtis, nie potrafi臋 - zgodzi艂a si臋 Deena z niepokojem. Zawsze podziwia艂a umiej臋tno艣ci Effie, spos贸b, w jaki wy艣piewywa艂a nuty i od samego pocz膮tku rozumia艂a, 偶e jej g艂os by艂 fantastycznym uzupe艂nieniem wyj膮tkowego instrumentu Effie, ale na pewno sam w sobie nie poderwa艂by publiczno艣ci. Pragn臋艂a z ca艂ego serca by膰 gwiazd膮, ale nie by艂a pewna, czy uda si臋 jej zachowywa膰 na scenie tak jak Effie, ani, czy uda si臋 jej tak rozgrza膰 widowni臋 jak inni piosenkarze soul.

- Nie chc臋 tego robi膰.

- Zrobisz, co ci ka偶臋 - uci膮艂 Curtis. - To ma by膰 nowe brzmienie, nowy wygl膮d...

- Nowy wygl膮d? - powt贸rzy艂a Effie, odsuwaj膮c si臋. - Nikt jej nie widzia艂 na p艂ycie!

Curtis zaczyna艂 si臋 robi膰 niecierpliwy. Nie m贸g艂 poj膮膰, dlaczego dziewczyny nie rozumia艂y jego wizji - wizji stworzenia z Dreams grupy o 艣wiatowej klasie.

- Mo偶e si臋 nam to uda膰 tylko w jeden spos贸b: sk艂aniaj膮c si臋 ku dzieciakom. To dzieciaki ogl膮daj膮 teraz telewizj臋 - Curtis wiedzia艂, 偶e to, co teraz powiedzia艂 zabrzmia艂o ch艂odno. Ale jest, jak jest.

- Wi臋c Deena b臋dzie solistk膮, bo podoba ci si臋 jej wygl膮d? - podsumowa艂a cicho Effie ze 艂zami w oczach. - Czy wed艂ug ciebie jestem brzydka, Curtis?

- Oczywi艣cie, 偶e nie kochanie - powiedzia艂, podchodz膮c do Effie i g艂aszcz膮c j膮 po twarzy. - Wiesz, co do ciebie czuj臋. Nie bierz tego do siebie.

- A jak mam to niby odbiera膰? Deena jest pi臋kna. Zawsze by艂a pi臋kna, ale to ja mam g艂os, Curtis. To ja mam g艂os. Nie mo偶esz mnie zostawi膰 w ch贸rkach. Po prostu nie mo偶esz.

- Effie, b臋dziesz 艣piewa膰 w ch贸rku ze mn膮 - stara艂a si臋 j膮 pocieszy膰 Lorrell. - Co w tym takiego z艂ego? Daj spok贸j. Pozw贸l spr贸bowa膰 Deenie. Tak dla odmiany.

C.C., kt贸ry zosta艂 poinformowany o zmianach na chwil臋 przed tym, jak dowiedzia艂y si臋 o nich dziewcz臋ta, na pocz膮tku zareagowa艂 tak samo jak siostra. Effie, wprowadzaj膮ca Dreamettes na szczyty list przeboj贸w, to w ko艅cu by艂o co艣, o czym oboje od zawsze marzyli, i w co oboje w艂o偶yli ca艂膮 swoj膮 prac臋. I w chwili, kiedy ich marzenie by艂o o krok od realizacji, wcina艂 si臋 Curtis ze swoimi zmianami, kt贸re daj膮 Effie raptem rol臋 postaci z ch贸rku.

- Nie mo偶esz tego zrobi膰 moje siostrze - powiedzia艂 mu na pocz膮tku. - To j膮 zabije.

- Dlatego przychodz臋 z tym do ciebie. Chc臋, 偶eby艣 mi pom贸g艂 roz艂adowa膰 jej z艂o艣膰, m艂odzie艅cze - wyja艣ni艂 Curtis. - Pos艂uchaj mnie teraz, synu, musisz ze mn膮 nad tym pracowa膰. Przejmiemy szturmem ca艂y przemys艂 muzyczny, ty i ja, i zrobimy wszystko, co sobie zaplanowali艣my. Musimy to zrobi膰 dobrze, zgodzisz si臋 chyba ze mn膮?

- No tak, ale...

- Nie ma 偶adnego ale, ch艂opcze - przerwa艂 mu Curtis. - Musisz zrozumie膰, 偶e jak dot膮d nie skrzywdzi艂em nikogo z was i tak zostanie. Czy twoja siostra ma talent? Tak. Czy potrafi 艣piewa膰 lepiej ni偶 ci wszyscy muzycy R&B z list przeboj贸w? O wiele lepiej. Czy uda si臋 wprowadzi膰 na te listy przeboj贸w Dreams? O nie. Nie z jej brzmieniem, wygl膮dem. Ale z pewno艣ci膮 mo偶emy pozwoli膰 jej 艣piewa膰 solo, kiedy ju偶 wejdziemy na listy. A wejdziemy tam tylko z Deen膮. Po prostu zaufaj mi. Musisz j膮 nam贸wi膰, sprawi膰, 偶eby zrozumia艂a to, kiedy og艂osz臋 te zmiany, albo nie b臋dzie 偶adnych Dreams, 偶adnych list przeboj贸w, 偶adnego Rainbow Records, ani mnie, ani ciebie. Po prostu daj mi troch臋 czasu, bracie. Zajmij si臋 siostr膮.

I C.C. tak w艂a艣nie zrobi艂. Kupi艂 marzenie Curtisa - wypuszczenie Dreamettes na szerokie wody, a teraz byli tu偶 tu偶 od spe艂nienia go, nie m贸g艂 wi臋c teraz zawie艣膰. Dlatego zrobi艂 dok艂adnie tak, jak mu powiedzia艂 Curtis i zacz膮艂 pracowa膰 nad Effie.

- Tw贸j g艂os jest zbyt charakterystyczny - t艂umaczy艂 jej. - 呕eby przebi膰 si臋 na listy przeboj贸w potrzeba nam delikatniejszego brzmienia. Tego w艂a艣nie nam potrzeba.

- A co z moimi potrzebami? - wysapa艂a z irytacj膮.

„ To co艣 wi臋cej ni偶 ty

Co艣 wi臋cej ni偶 ja

Cokolwiek si臋 stanie

Jeste艣my rodzin膮

To marzenie nasze wsp贸lne jest

I mo偶e spe艂ni膰 si臋

I nie mo偶esz nas powstrzyma膰

Poniewa偶 jest ci 藕le"

Curtis, Deena i Lorrell do艂膮czyli do Effie i C.C. na scenie. C.C. intonowa艂.

„To co艣 wi臋cej ni偶 ty

Co艣 wi臋cej ni偶 ja

Nasze marzenia

S膮 dla rodziny

Nie jeste艣my ju偶 sami

S膮 w艣r贸d nas inni

A naszym marzeniem

Podzielimy si臋 ze sob膮 .

Wi臋c nie my艣l, 偶e odchodzisz

Zostajesz z nami

By doda膰 swoj膮 cz臋艣膰

A je艣li znowu si臋 zl臋kniesz

B臋d臋 przy tobie"

Deena i Lorrell podesz艂y do Effie i do艂膮czy艂y do Curtisa, 艣piewaj膮c wsp贸lnie:

„Jeste艣my rodzin膮

Jak wielkie drzewo

Z ga艂臋ziami do nieba

Jeste艣my rodzin膮

Czym艣 o wiele wi臋cej

Ni偶 ty i ja

Jeste艣my rodzin膮

Jak wielkie drzewo

Coraz silniejsze

Coraz m膮drzejsze

Coraz bli偶ej wolno艣ci

Potrzebujemy ciebie

Jeste艣my rodzin膮"

Effie nie mog艂a uwierzy膰 w to, co s艂yszy - nie mog艂a odczyta膰 ukrytego znaczenia 艣piewanych s艂贸w. Ale wiedzia艂a, 偶e skoro Curtis, jej m臋偶czyzna, przekona艂 jej najwi臋kszego fana - jej m艂odszego braciszka - 偶e to dla jej dobra, nie mia艂a innego wyj艣cia, jak po prostu si臋 na to zgodzi膰. Walka ju偶 si臋 odby艂a i zako艅czy艂a ich zwyci臋stwem, wi臋c musia艂a da膰 za wygran膮. Effie rzuci艂a si臋 w ramiona Curtisa i ukry艂a w nich g艂ow臋, pokonana. Jej m臋偶czyzna, jej cia艂o i krew podj臋li decyzj臋. Oczywiste by艂o, 偶e jedyne, co mog艂a zrobi膰, to zgodzi膰 si臋.


Rozdzia艂 5

Jestem zdumiona, panie Taylor. Bardzo kocham moj膮 c贸rk臋, ale nigdy nie uwa偶a艂am, 偶eby mia艂a g艂os - powiedzia艂a May Jones, a jej palce bezwiednie pod膮偶a艂y za kropelk膮 wody 艣ciekaj膮c膮 po szklance z wod膮 sodow膮. Nie mog艂a oderwa膰 oczu od Deeny na scenie, kt贸ra sta艂a na samym 艣rodku, przy mikrofonie, ubrana w eleganck膮 bia艂膮 sukni臋, i przyci膮ga艂a uwag臋 m臋偶czyzn z publiczno艣ci Crystal Room. Wydawa艂oby si臋, 偶e niedalej jak tydzie艅 temu tkwi艂a w swoim ma艂ym mieszkanku ubrana w opadaj膮ce skarpety, za du偶e koszule i powyci膮gane swetry, z nosem w ksi膮偶kach. Co jej dziewi臋tnastoletnia, skromna i delikatna pociecha mog艂a wiedzie膰 o „marzeniach m臋偶czyzn"? Ale teraz sta艂a na scenie, seksowna i wyrafinowana, jak wiele innych gwiazd, kt贸re May widzia艂a w 偶yciu (nie 偶eby by艂o ich zbyt wiele; May wola艂a uduchowion膮 muzyk臋 gospel od pe艂nych seksualnych aluzji tekst贸w i ta艅c贸w, kt贸re towarzyszy艂y 艣wieckiej muzyce). By艂a tak zaskoczona nowym, dojrza艂ym wygl膮dem swojej c贸rki, kiedy zobaczy艂a j膮 przed wyst臋pem w przebieralni, 偶e w pierwszym odruchu chcia艂a zaci膮gn膮膰 j膮 si艂膮 z powrotem do Detroit, gdzie mog艂aby zapomnie膰 o tych g艂upotach zwi膮zanych z byciem piosenkark膮, wr贸ci膰 do ksi膮偶ek i sta膰 si臋 kim艣 szanowanym i podziwianym, na przyk艂ad piel臋gniark膮 albo nauczycielk膮, jak jej mama i mama jej mamy. To po to, przede wszystkim, May tak ci臋偶ko pracowa艂a przez te wszystkie lata, u偶eraj膮c si臋 z dzieciakami w miejscowej szkole dla kolorowych. Nie wierzy艂a w ca艂膮 t膮 gadk臋 o wzbogaceniu si臋 i podr贸偶owaniu po 艣wiecie, kt贸r膮 Effie i Lorrell karmi艂y jej c贸rk臋. Tego rodzaju sukcesy rzadko zdarza艂y si臋 Murzynom, a kiedy ju偶 si臋 zdarza艂y, pakowa艂y ich w k艂opoty, alkohol, narkotyki, seks i co tam jeszcze. Kiedy tylko si臋gn臋li szczytu, staczali si臋 na 艂eb na szyj臋.

To dlatego May nie by艂a pod wra偶eniem, kiedy Curtis pos艂a艂 po ni膮, aby mog艂a by膰 艣wiadkiem debiutu jej c贸rki jako wokalistki Dreams. Powiedzia艂a Curtisowi, 偶e w艂a艣ciwie nie interesowa艂 jej sam wyst臋p, i 偶e by艂a o krok od zabrania swojego dziecka z powrotem do Detroit gdzie umo偶liwi艂aby jej „w艂a艣ciw膮 edukacj臋", Curtis jednak u偶y艂 swojego uroku osobistego i przekona艂 j膮, 偶e transformacja Deeny to co艣, co jako matka musi zobaczy膰 na w艂asne oczy. A kiedy Deena wkroczy艂a na scen臋 w strumieniu 艣wiat艂a i May us艂ysza艂a pr贸bk臋 g艂osu swojej c贸rki w towarzystwie dwunastu instrument贸w i si艂y g艂os贸w Effie i Lorrell, nawet ona da艂a si臋 uwie艣膰 atmosferze gwiazdorstwa Deeny. Jednak po chwili, May chwyci艂a mocniej szklank臋 i z trudem powstrzymywa艂a si臋 od rzucenia jej na scen臋, sk膮d Deena wy艣piewywa艂a skandaliczne s艂owa: „To my dziewcz臋ta waszych marze艅/Ch艂opcy, uszcz臋艣liwimy was, o tak!/To my dziewcz臋ta waszych marze艅/Ch艂opcy, b臋dziemy o was dba膰/To my dziewcz臋ta waszych marze艅, nie opu艣cimy was, o nie/Wystarczy, 偶e zaczniesz marzy膰, a my pojawimy si臋 przy tobie". Dziewcz臋ta wskaza艂y na t艂um i roz艂o偶y艂y ramiona w ge艣cie „podejd藕 bli偶ej". May by艂a jak zaczarowana.

- Deena ma w sobie co艣 lepszego, jako艣膰 - powiedzia艂 Curtis, nachylaj膮c si臋 do ucha May, kiedy ta podziwia艂a swoj膮 c贸rk臋.

- M贸wi pan o niej, jakby by艂a produktem - odpowiedzia艂a May.

Curtis przerwa艂 jej obserwowanie Deeny.

- Produkt. To mi si臋 podoba - podchwyci艂 po chwili namys艂u i u艣miechn膮艂 si臋 szeroko.

Jak wiadomo, produkt mo偶e by膰 zapakowany, sprzedany i skonsumowany przez niemal ka偶dego, wystarczy tylko zna膰 rynek i wiedzie膰, jak on dzia艂a. A Curtis wiedzia艂, patrz膮c na Deen臋, na to, jak publiczno艣膰 spija艂a s艂owa z jej ust, 偶e z odpowiedni膮 strategi膮 rynkow膮, jego „produkt" uro艣nie i stanie si臋 wi臋kszy ni偶 ktokolwiek inny wyst臋puj膮cy w Crystal Room. O wiele wi臋kszy. I od tej pory Curtis skupi艂 si臋 wy艂膮cznie na tym, by Deena mia艂a w zasi臋gu r臋ki wszystkie narz臋dzia, jakie mog艂y si臋 jej przyda膰 na drodze do zdobycia tytu艂u g艂贸wnej wokalistki - wokalistki, jak膮 sobie wymarzy艂 - a wi臋c, odpowiednie suknie, grup臋 wiza偶yst贸w, fryzjer贸w, ekspert贸w od zachowania zabiegaj膮cych o to, by opracowa膰 dla niej w艂a艣ciwy styl i nauczy膰, jak czerpa膰 korzy艣ci z w艂adzy na scenie i w mediach. Nie trzeba dodawa膰, 偶e Deena nie mia艂a problem贸w z wkroczeniem w swoj膮 now膮 rol臋. Z chwil膮, kiedy ich pierwszy hit „Dreamgirls" wszed艂 na szczyty list przeboj贸w - raptem p贸艂tora miesi膮ca po tym, jak trio pokaza艂o si臋 na scenie - Deena czu艂a si臋 prawdziw膮 gwiazd膮. Diablica ukaza艂a swoje prawdziwe oblicze, kiedy mia艂a przyby膰 prasa, aby sfotografowa膰 Dreams przyjmuj膮ce swoj膮 pierwsz膮 z艂ot膮 p艂yt臋.

- Curtis, kochanie - powiedzia艂a Deena, zjawiaj膮c si臋 nagle w jego biurze. - Ta suknia nie wystarczy. Ma z艂y kolor, a szwaczki pok艂u艂y mnie szpilkami, kiedy chcia艂y sfastrygowa膰 gorset. Nie mog臋 przez co艣 takiego przechodzi膰 w tak wa偶ny dzie艅. M贸g艂by艣 co艣 z tym zrobi膰?

Effie, kt贸ra po raz kolejny dosta艂a odmow臋 za艣piewania sol贸wek na kolejnym kr膮偶ku Dreams, p艂aka艂a niezauwa偶ona przy drzwiach. Nie mog艂a uwierzy膰, 偶e Deena by艂a w biurze jej m臋偶czyzny, rozmawia艂a z nim, jakby by艂 jakim艣 pomocnikiem technicznym, narzekaj膮c, 偶e str贸j zespo艂u nie by艂 wystarczaj膮co dobry. A sk膮d jej si臋 wzi臋艂o to „kochanie"? Effie musia艂a powa偶nie si臋 skupi膰, by nie podskoczy膰 ze z艂o艣ci na krze艣le.

Dopiero po chwili Deena zorientowa艂a si臋 po sztucznym u艣miechu Curtisa i pod膮偶y艂a za jego wzrokiem ku szlochaj膮cej na krze艣le Effie.

- O, Effie, cze艣膰 - powiedzia艂a oboj臋tnym tonem i zwr贸ci艂a si臋 z powrotem do Curtisa. - Wi臋c co zamierzasz z tym zrobi膰?

- Nie zamierzamy nic z tym zrobi膰 - prychn臋艂a Effie. - Wybra艂a艣 t臋 kieck臋 doskonale wiedz膮c, 偶e tylko na najchudsz膮 z nas b臋dzie pasowa膰 bez poprawek. Teraz si臋 w ni膮 ubierz albo id藕 go艂a.

- S艂ucham? - spyta艂a Deena robi膮c krok w ty艂. - O czym ty, do diab艂a, m贸wisz? Nie przypominam sobie, 偶ebym ci臋 prosi艂a o zdanie...

- Ale偶, moje panie - Curtis wsta艂 z krzes艂a i gestem d艂oni nakaza艂 im spok贸j. - Mamy dok艂adnie p贸艂 godziny do przyjazdu telewizji, nie ma czasu na zmian臋 garderoby - podszed艂 do Deeny i spojrza艂 jej w oczy. - W tej sukni wygl膮dasz cudownie. Nie b臋d膮 mogli oderwa膰 od ciebie oczu przez ca艂y wiecz贸r. Posied藕 teraz i rozlu藕nij si臋, czekaj膮c na swoich fan贸w. To b臋dzie wspania艂y dzie艅, dziecinko.

Effie, pe艂na obrzydzenia po ca艂ej tej sprzeczce, opu艣ci艂a pospiesznie pok贸j. Lorrell z trudem j膮 nam贸wi艂a, 偶eby jednak przysz艂a na konferencj臋. Effie nie po偶a艂owa艂a tej decyzji. Kiedy wesz艂a do sali zobaczy艂a t艂umy fan贸w przyci艣ni臋tych do szyby, aby lepiej widzie膰 Dreams. Ale jej euforia znik艂a, kiedy reporterzy zacz臋li zadawa膰 pytania Curtisowi, kt贸ry odpowiada艂 im w spos贸b, jakiego Effie nigdy by si臋 po nim nie spodziewa艂a.

- Ludzie pytaj膮 mnie, jak uda艂o mi si臋 stworzy膰 takie brzmienie, a ja zawsze im powtarzam, 偶e to jak robienie smakowitego deseru lodowego - pyszni艂 si臋 przed kamer膮 Curtis. - Zaczyna si臋 od ga艂ki lod贸w, potem dos艂adza si臋 j膮 sosem czekoladowym, orzeszkami i na samej g贸rze k艂adzie si臋 wielk膮 s艂odk膮 wisienk臋.

- I t膮 wisienk膮 jest Deena Jones? - zawo艂a艂 jaki艣 reporter.

- Panna Jones jest wisienk膮, bit膮 艣mietan膮, sosem, orzeszkami i nawet bananem! - na te s艂owa reporterzy zacz臋li przepycha膰 si臋 do Deeny, omijaj膮c Effie, jakby jej tam nie by艂o.

Z pewno艣ci膮 to nie tylko oni j膮 tak traktowali. Nawet Curtis rozpocz膮艂 kampani臋 pomniejszania roli Effie w ich sypialni - polubi艂 cz臋ste „wyprawy w interesach", znika艂 na ca艂e dnie, czasem nawet zostawa艂 w hotelu na noc, bo by艂 zbyt zm臋czony, 偶eby wraca膰 do mieszkania. Kiedy by艂 w pobli偶u, ca艂y czas sp臋dza艂 w studio albo chodzi艂 do miejscowych pub贸w i radiostacji, 偶eby promowa膰 nowe single. Wszystko to sprawia艂o, 偶e nie mia艂 czasu dla Effie. Nawet kiedy rozpuszcza艂a powabnie w艂osy, ubiera艂a si臋 w seksown膮 bielizn臋 i sz艂a do 艂贸偶ka wyperfumowana i ze szmink膮 na ustach, odpycha艂 j膮.

„Chod藕, zr贸b przyjemno艣膰 swojej damie, bo chc臋 mie膰 troch臋 s艂odyczy w mojej cukiernicy", 艣piewa艂a mu delikatnie do ucha, kiedy k艂ad艂 si臋 do 艂贸偶ka w jedn膮 z tych rzadkich nocy. Pods艂ucha艂a wcze艣niej, jak odrzuci艂 zaproszenie C.C., aby posiedzieli razem i popatrzyli na zespo艂y w ma艂ym klubie na Dwunastej Ulicy, m贸wi膮c, 偶e chce zosta膰 w domu i po艂o偶y膰 si臋 wcze艣niej spa膰, 偶eby rano p贸j艣膰 do studia. Pop臋dzi艂a wi臋c na g贸r臋, upi臋kszy艂a si臋 i po艂o偶y艂a na jego 艂贸偶ku, czekaj膮c a偶 wr贸ci.

Curtis cmokn膮艂 j膮 w policzek i po艂o偶y艂 si臋 na boku. Jego plecy stanowi艂y masywn膮 艣cian臋, kt贸ra go izolowa艂a od jej seksualnych 偶膮dzy. Niewzruszona Effie przysun臋艂a si臋 do niego. Jej piersi opad艂y 艂agodnie na jego 艂opatki. Si臋gn臋艂a i zacz臋艂a go delikatnie g艂aska膰 po klatce piersiowej i brzuchu, schodz膮c r臋k膮 coraz ni偶ej.

- „Chod藕, chc臋 mie膰 troch臋 s艂odyczy w mojej cukiernicy" - zanuci艂a.

Curtis westchn膮艂 ci臋偶ko, wyci膮gn膮艂 i odepchn膮艂 d艂o艅 Effie.

- Effie, nie teraz, naprawd臋...

- Je艣li nie teraz, to kiedy? Bo moja cukiernica jest cholernie pusta - prychn臋艂a Effie i odsun臋艂a si臋 od niego. - O co chodzi? Powiesz mi co艣?

- O nic nie chodzi. Po prostu jestem zm臋czony i tyle - odpowiedzia艂. - A teraz, je艣li nie masz nic przeciwko, musz臋 troch臋 odpocz膮膰 i sugeruj臋, 偶eby艣 ty r贸wnie偶 to zrobi艂a, bior膮c pod uwag臋 fakt, 偶e te偶 musisz by膰 wcze艣nie na nogach, je艣li chcesz zd膮偶y膰 do radio i po膰wiczy膰, 偶eby zako艅czy膰 jutro nagrywanie p艂yty. Czy mo偶esz wy艂膮czy膰 艣wiat艂o, prosz臋?

Effie prze艂kn臋艂a 艂zy, wsta艂a i wysz艂a z pokoju. Spojrza艂a jeszcze raz na swojego m臋偶czyzn臋, zanim wy艂膮czy艂a 艣wiat艂o i wysz艂a cicho, zamykaj膮c za sob膮 drzwi. Bez s艂owa przesz艂a do kuchni i postanowi艂a os艂odzi膰 sw贸j smutek czekoladowymi pralinkami i lodami, a potem, zbuntowana, posz艂a spa膰 na kanapie w pokoju.

Kilka minut po czwartej rano do pokoju wpad艂 C.C. W jego oczach by艂 strach.

- Effie, w Etta's Joint policja i kolorowi zwariowali! - zawo艂a艂, zrzucaj膮c z siebie p艂aszcz i wbiegaj膮c do 艣rodka.

Effie, jeszcze nieprzytomna ze z艂o艣ci i z braku snu, nie mia艂a nastroju na tego typu teatralne zagrania.

- O rany, o czym ty m贸wisz? Jest czwarta rano, a ty tu wpadasz i wrzeszczysz jak wariat.

- M贸wi臋 ci, Effie, co艣 z艂ego si臋 dzieje na Dwunastej Ulicy. Nigdy w 偶yciu czego艣 takiego nie widzia艂em. Chyba nasi bracia zarazili si臋 gor膮czk膮 buntu z Watts.

- O czym ty, do cholery, m贸wisz? - spyta艂a Effie, nadal nie wiedz膮c, o co chodzi.

- No, policja wpad艂a tam zaraz po ostatnim wyst臋pie i powiedzieli, 偶e zamkn膮 to miejsce. A potem za艂adowali kilka os贸b do furgonetki, kto艣 rzuci艂 w ni膮 butelk膮, potem polecia艂o kilka puszek. Cholera, chyba kto艣 te偶 wrzuci艂 zapalone zapa艂ki do baku z benzyn膮. Tam jest naprawd臋 gor膮co. Effie, bunt!

- Co? - Effie w ko艅cu zaczyna艂a rozumie膰 s艂owa C.C. Usiad艂a. - Nie wtr膮ca艂e艣 si臋 w to?

- Cholera, nie. Curtis obdar艂by mi ty艂ek ze sk贸ry, gdyby si臋 dowiedzia艂, 偶e by艂em tam, w samym 艣rodku - odpowiedzia艂. Usiad艂 na kanapie i zdj膮艂 buty. - Ale powiem ci, 偶e w tym, co si臋 tam dzia艂o, by艂o co艣 innego. Bracia maj膮 ju偶 wszystkiego do艣膰 i nie mog臋 powiedzie膰, 偶e si臋 z nimi nie zgadzam.

C.C. pope艂ni艂 b艂膮d, powtarzaj膮c to na g艂os tego samego wieczoru przy Curtisie, kiedy robili sobie przerw臋 podczas nagrywania piosenki Dreams, „Heavy", singla przygotowywanego na ich nowy album. Wayne poprawia艂 co艣 przy g艂o艣nikach i reszcie sprz臋tu, Deena i Lorrell 偶artowa艂y sobie z zespo艂em, a Curtis przegl膮da艂 papiery, kt贸re przygotowywa艂 na wyst臋p wa偶nego piosenkarza na nast臋pny dzie艅. W rogu cicho gra艂 telewizor, zaraz obok siedzia艂a naburmuszona Effie. Wszyscy dobrze s艂yszeli syreny i wystrza艂y w pobli偶u.

- O czym my艣lisz ch艂opcze? - spyta艂 Curtis.

- Ja... ja chc臋 tylko powiedzie膰, Curtis, 偶e... my艣l臋, 偶e ludzie maj膮 prawo stan膮膰 w obronie swoich praw, a szczeg贸lnie wtedy, kiedy kto艣 ich coraz bardziej uciska - odpowiedzia艂 C.C.

D藕wi臋k t艂uczonego na zewn膮trz szk艂a sprawi艂, 偶e zadr偶a艂. Curtis od艂o偶y艂 d艂ugopis i opar艂 si臋 wygodnie.

- Powiedz mi, C.C., w jaki spos贸b bronisz swoich praw, kiedy palisz w艂asny dom? Powiedz mi.

- Ja... tylko... chcia艂em powiedzie膰...

- Masz racj臋, to, co si臋 tam dzieje jest bardzo wa偶ne. Ale to nie ma nic wsp贸lnego z tym, co my robimy tutaj. Ty masz sw贸j luksusowy samoch贸d, 艂adny domek i fajne ciuszki, a masz to wszystko dzi臋ki ci臋偶kiej pracy i hitom, kt贸re komponujesz. Mo偶e wi臋c teraz si膮dziesz i co艣 napiszesz. Bo w艂a艣nie to mo偶e pom贸c twoim braciom.

- Ale, widzisz - odezwa艂 si臋 C.C. - ludzie na ulicach zaczynaj膮 si臋 zastanawia膰, dlaczego sobie tu siedzimy w tym budynku i zak艂adamy te swoje fajne ciuszki, pojawiamy si臋 w prasie i 艣piewamy w miejscach tylko dla bia艂ych, nocujemy w hotelach tylko dla bia艂ych, podczas gdy nasze miasto si臋 pali. Jak mo偶emy by膰 g艂osem m艂odych, kiedy m艂odzi walcz膮 i wo艂aj膮 o pomoc? Jak mo偶emy to ignorowa膰?

- Nie ignorujemy tego - odpowiedzia艂 Curtis. - Tworzymy muzyk臋. I ka偶dy cent, kt贸ry tutaj zarabiamy wpada do kieszeni braci, chwytasz? Wspieramy Krajowe Stowarzyszenie Post臋pu Ludzi Kolorowych. Nagra艂em te偶 przem贸wienie Martina Luthera Kinga. To wi臋cej ni偶 wystarczaj膮ce po艣wi臋cenie dla tego celu. Teraz wszyscy wracamy do pracy, bo inaczej wyl膮dujemy tam, na ulicy.

C.C. usiad艂, czuj膮c si臋 pokonany. Wszyscy w pomieszczeniu starali si臋 za wszelk膮 cen臋 unikn膮膰 jego wzroku. C.C. zrozumia艂, 偶e g艂upio wypali艂. Podziwia艂 etyk臋 pracy Curtisa, ale nie m贸g艂 si臋 jednak pogodzi膰 z tym, 偶e jego szef by艂 tak apolityczny, kiedy chodzi艂o o to, co si臋 dzia艂o na ulicy. Czy偶 nie na tych samych ludziach polegali, kiedy chodzi艂o o kupowanie ich p艂yt? C.C. postanowi艂, 偶e w jaki艣 spos贸b zrobi co艣 wi臋cej - potrzebowa艂 tego. Ale Curtis mia艂 racj臋: je艣li nie b臋d膮 tworzy膰, nikt im nie zap艂aci, a je艣li nie dostan膮 pieni臋dzy, nie b臋d膮 mieli co je艣膰. A to z pewno艣ci膮 nie pomog艂oby nikomu.

Cisz臋 przerwa艂o wycie syren. Curtis odepchn膮艂 papiery na bok.

- Wayne, gotowe?

- Tak, szefie.

- No to zaczynamy - powiedzia艂 Curtis. Na d藕wi臋k jego s艂贸w wszyscy przyj臋li poprzednie pozycje. Starali si臋 oszcz臋dza膰 Effie, kt贸ra od czasu do czasu wzdycha艂a do mikrofonu i nie zawsze nad膮偶a艂a z krokami. Przewraca艂a oczami w kierunku Curtisa, ale on tego nie zauwa偶a艂.

- Nagranie „Heavy, Heavy". Uj臋cie trzydzieste - wyrecytowa艂 Wayne.

Zabrzmia艂a muzyka, a Deena pochyli艂a si臋 do mikrofonu z zamkni臋tymi oczami. Zacz臋艂a 艣piewa膰: „By艂e艣 taki lekki i wolny/U艣miecha艂e艣 si臋 patrz膮c na mnie/Teraz mi臋dzy nami jest tylko zazdro艣膰 i nienawi艣膰/Chod藕 kochanie, polecimy razem".

W艂膮czy艂y si臋 Effie i Lorrell „Ci臋偶ki, ci臋偶ki/sta艂e艣 si臋 taki ci臋偶ki/ci臋偶ki, ci臋偶ki/Jeste艣 dla mnie za ci臋偶ki".

Curtis zatrzyma艂 nagrywanie, uderzaj膮c pi臋艣ci膮 w klawisz.

- Stop! - wszed艂 do pomieszczenia, gdzie nagrywali wokale. - Effie, ca艂y czas jeste艣 za g艂o艣no. - By艂 ju偶 zm臋czony t膮 ca艂odzienn膮 walk膮 z Effie, 偶eby stonowa艂a troch臋 sw贸j soulowy g艂os, kt贸ry g贸rowa艂 nad delikatniejszym wokalem Deeny.

- Staram si臋 Curtis... - zacz臋艂a si臋 t艂umaczy膰 Effie.

- Je艣li ci nie wychodzi pozw贸l, 偶e zrobi臋 to za ciebie - uci膮艂 rozgniewany Curtis, odsuwaj膮c mikrofon od Effie. - Teraz powinno by膰 lepiej.

Upokorzona Effie zagryz艂a warg臋.

- Mo偶e zaczniemy od nowa rano - zasugerowa艂a delikatnie Deena.

- Ten album ma ju偶 miesi膮c op贸藕nienia - powiedzia艂 Curtis spokojniejszym ju偶 g艂osem. - Wiem, 偶e jeste艣cie ju偶 zm臋czone, ale to ostatnie uj臋cia.

Deena u艣miechn臋艂a si臋 delikatnie, prawie niewidocznie. Dostrzeg艂a to Effie i zacz臋艂a uwa偶niej przygl膮da膰 si臋 obojgu: Deenie i Curtisowi. To nie by艂 moment, w kt贸rym po raz pierwszy co艣 dojrza艂a, ale teraz ju偶 by艂a pewna, 偶e co艣 jest nie tak.

- Jeszcze raz - powiedzia艂 Curtis, unikaj膮c spojrzenia Effie. By艂o jednak za p贸藕no. Kiedy dziewcz臋ta zacz臋艂y ponownie 艣piewa膰, Effie specjalnie za艣piewa艂a swoj膮 cz臋艣膰 mocnym altem, kt贸ry obudzi艂by nawet umar艂ych, i ca艂kowicie zag艂uszy艂a Deen臋.

Deena i Lorrell przesta艂y 艣piewa膰 i spojrza艂y na Effie jak na oszala艂膮. Effie natomiast 艣piewa艂a dalej, przyci膮gaj膮c do siebie mikrofon i ci膮gn膮c ostatni膮 nut臋, specjalnie celuj膮c ni膮 w Curtisa. „Mnie!" i wybieg艂a z pomieszczenia.

- Dok膮d to niby idziesz?! - wrzasn膮艂 za ni膮 Curtis, odsuwaj膮c krzes艂o od konsoli.

- Curtis, jeste艣 k艂amc膮! - krzykn臋艂a Effie.

- Uwa偶aj, co m贸wisz, Effie!

- Sypiasz z ni膮. I wszyscy o tym wiedz膮! - krzycza艂a, wybiegaj膮c korytarzem na zewn膮trz.

Wysz艂a w ciemn膮 noc, pe艂n膮 dymu. W oddali wida膰 by艂o p艂on膮cy blok. M艂odzi kolorowi ludzie z podskakuj膮cymi afro i uniesionymi w g贸r臋 pi臋艣ciami wygl膮dali, jakby ta艅czyli w p艂omieniach. Ich krzyki brzmia艂y jak g艂o艣ne zawodzenie.

- Effie, wracaj tutaj! - zawo艂a艂 Curtis. Przed nimi zahamowa艂 z piskiem jaki艣 samoch贸d. Kierowca zacz膮艂 chaotycznie strzela膰 z pistoletu. Curtis z艂apa艂 Effie i wci膮gn膮艂 j膮 z powrotem do 艣rodka.

- To interes Czarnych! Nale偶ymy do Czarnych! - wrzasn膮艂 Curtis, chowaj膮c si臋.

- Czarna si艂a, bracie! - odkrzykn膮艂 kierowca, wycofuj膮c si臋 w innym kierunku i strzelaj膮c w powietrze. Curtis ruszy艂 do biura, ale Effie pad艂a mu w ramiona.

- Nie czuj臋 si臋 dobrze, Curtis - powiedzia艂a. Spojrza艂 tylko na ni膮, kiedy razem szli z powrotem do studio. Nie odezwali si臋 ju偶 ani s艂owem.

Deena, Effie i Lorrell pojawi艂y si臋 na scenie CBS „Star Cavalcade". Trzy osza艂amiaj膮co pi臋kne kobiety w pomara艅czowych sukniach sta艂y za kurtyn膮 z cienkich srebrnych fr臋dzli, przypominaj膮cych sople. Deena podesz艂a na 艣rodek sceny i 艣piewa艂a do kamery, jakby by艂a jej kochank膮. W pomieszczeniu kontrolnym, Curtis wyszczekiwa艂 rozkazy dyrektorowi technicznemu.

- Zbli偶enie kamer膮 dwa - powiedzia艂.

Poirytowany dyrektor telewizyjny potwierdzi艂 polecenie.

- Zbli偶enie z kamery dwa - powt贸rzy艂.

Effie lekko przesz艂a na lewo, staraj膮c si臋 przechwyci膰 uwag臋 kamery, tak by ona tak偶e mia艂a okazj臋 艣piewa膰 prosto do publiczno艣ci. Ale, niestety, wszystkie kamery skierowane by艂y na Deen臋.

- Niewiarygodne - wymamrota艂a Effie.

To Lorrell, kt贸rej zadaniem by艂o porusza膰 si臋 zgodnie z Effie podczas sol贸wki Deeny, pierwsza zauwa偶y艂a, 偶e jej kole偶anka wybiega ze sceny. Pobieg艂a wo艂aj膮c za ni膮. Deena k膮tem oka zauwa偶y艂a co si臋 dzia艂o, a jej odbicie w monitorze potwierdza艂o, 偶e zosta艂a sama na scenie.

- Effie, co艣 ci odbija! - wo艂a艂a Lorrell, goni膮c za Effie. Ta odwr贸ci艂a si臋 i spojrza艂a z w艣ciek艂o艣ci膮 na Deen臋, kt贸ra te偶 ju偶 j膮 dogania艂a.

- Powiedz, co ci takiego zrobi艂am?! - spyta艂a Deena, mimo 偶e dobrze wiedzia艂a, o co chodzi艂o.

- Ukrad艂a艣 mi marzenia, Deena! I ukrad艂a艣 mi m臋偶czyzn臋! Za nimi pojawi艂 si臋 rozw艣cieczony Curtis.

- Nie chc臋 tego wi臋cej s艂ysze膰! - rykn膮艂. Effie zupe艂nie go zignorowa艂a.

- Nie udawaj, 偶e nie wiesz o co chodzi! - krzykn臋艂a do Deeny.

- Effie, nie krzycz, wszyscy us艂ysz膮 - odezwa艂a si臋 Lorrell.

- Nic mnie to nie obchodzi, niech s艂ysz膮!

- Ostrzegam ci臋, Effie - wysycza艂 przez z臋by Curtis i chwyci艂 j膮 za rami臋. - Przesta艅 psu膰 nam wszystkim prac臋.

- Dlaczego, Curtis? Nie potrzebujesz mnie. Troszczysz, si臋 tylko o jej ko艣cisty ty艂ek - odwarkn臋艂a Effie.

Curtis podni贸s艂 r臋k臋 i przez chwil臋 chcia艂 j膮 uderzy膰 w policzek. Ale wymy艣li艂 co艣 lepszego. Wskaza艂 na ni膮 palcem i powiedzia艂:

- Wycofaj to.

- Bo co? - rzuci艂a Effie, patrz膮c mu w oczy, niemal prowokuj膮c do uderzenia.

Jednak uwag臋 Curtisa zwr贸ci艂a obecno艣膰 pracownik贸w CBS. Nie mia艂 zamiaru robi膰 przedstawienia dla producent贸w, kt贸rzy t艂oczyli si臋 w korytarzu, ogl膮daj膮c dramat odgrywany przez Murzyn贸w. O wiele bardziej przejmowa艂 si臋 tym, jak teraz nak艂oni ich do tego, 偶eby nie przejmowali si臋 zbytnio nieudanym wyst臋pem. Postanowi艂 wi臋c za艂atwi膰 spraw臋 z Effie z godno艣ci膮, przynajmniej przed nimi. Nie odezwa艂 si臋 do niej.

- Tak s膮dzi艂am - powiedzia艂a Effie i wysz艂a.

Sz艂a korytarzem CBS, a tusz sp艂ywa艂 jej strugami po policzkach. Zrobi艂o si臋 jej niedobrze od ci臋偶kiego, g臋stego powietrza. Stara艂a si臋 powstrzyma膰, ale by艂o ju偶 za p贸藕no, zwymiotowa艂a na chodnik, brudz膮c sobie przy tym buty i sukienk臋. Wpad艂a do pobliskiej jad艂odajni i poprosi艂a pierwsz膮 z brzegu kelnerk臋 o serwetk臋.

- Czy to ty jeste艣 z tego zespo艂u Murzynek? - spyta艂a.

- Prosz臋, czy mog臋 dosta膰 serwetk臋? - Effie niemal b艂aga艂a. Kobieta obejrza艂a Effie od g贸ry do do艂u i powiedzia艂a:

- Jasne, ale musisz st膮d wyj艣膰. Nie potrzeba nam tu kolorowych, kiedy nasi bogaci klienci sobie jedz膮.

Effie z艂apa艂a od kobiety serwetk臋, wytar艂a usta, wyprostowa艂a si臋 i wysz艂a, ratuj膮c resztki swojej godno艣ci. Nadal by艂o jej niedobrze. Nie chcia艂a w to wierzy膰 - z trudem o tym my艣la艂a, ale wiedzia艂a, 偶e musi i艣膰 do lekarza i potwierdzi膰 swoje przeczucia.

Kilka dni p贸藕niej, kiedy Effie siedzia艂a u lekarza, dowiaduj膮c si臋 od piel臋gniarki, 偶e jest w trzecim miesi膮cu ci膮偶y, Deena i Lorrell by艂y na scenie w Las Vegas na ostatniej pr贸bie technicznej.

- Panie i panowie! Scena Caesars Palace ma zaszczyt przedstawi膰 pa艅stwu niesamowit膮 Deen臋 Jones i Dreams! - prezenter wyg艂osi艂 has艂o, na kt贸re dziewczyny mia艂y wyj艣膰 zza srebrnej kurtyny na g艂贸wn膮 scen臋, gdzie otacza艂 je tuzin luster. Miejsce Effie by艂o puste. Deena i Lorrell 艣piewa艂y i ta艅czy艂y, jakby nic si臋 nie sta艂o. C.C. podawa艂 kapeli nuty, a Curtis dowodzi艂 wszystkim spoza sceny.

Kiedy Effie wesz艂a do sali, Deena i Lorrell by艂y ju偶 ca艂kiem przebrane i 膰wiczy艂y numer, kt贸ry mia艂 otwiera膰 ich wyst臋p.

- Przepraszam za sp贸藕nienie - powiedzia艂a Effie, zdejmuj膮c p艂aszcz. Deena i Lorrell zamar艂y w bezruchu. Pianista i perkusista przestali gra膰, a C.C. podszed艂 do sceny. Zbli偶a艂 si臋 dramatyczny moment, wszyscy pod艣wiadomie ju偶 od dawna na to czekali i wiedzieli, 偶e teraz si臋 zacznie.

C.C. s膮dzi艂, 偶e uda mu si臋 troch臋 za艂agodzi膰 jej wybuch.

- Effie... - zacz膮艂.

- C.C., przepraszam, 偶e si臋 sp贸藕ni艂am na pr贸b臋. By艂am u lekarza, ale teraz czuj臋 si臋 o wiele lepiej - powiedzia艂a, podchodz膮c do sceny.

- S艂uchaj, postaraj si臋 dzisiaj, dobrze? - poprosi艂.

- O czym m贸wisz, kochanie? Przecie偶 jest Sylwester.

- Curtis wyszed艂 na chwil臋 zadzwoni膰. Mo偶e p贸jdziesz do swojego pokoju, a on zaraz do ciebie przyjdzie i sobie pogadacie - zaproponowa艂 C.C. po chwili wahania.

- Powiedzia艂am, 偶e wszystko w porz膮dku - zachmurzy艂a si臋 Effie. Odwr贸ci艂a si臋 do Deeny i Lorrell. Wyczyta艂a z ich twarzy, 偶e co艣 jest nie tak. - Wybaczcie, id臋 si臋 przebra膰.

W艂a艣nie kiedy Effie mia艂a wychodzi膰, na scen臋 wesz艂a Michelle Morris, sekretarka firmy, ubrana w kostium Effie, pospinany i poskracany, aby pasowa艂 do jej figury. Nie dostrzeg艂a napi臋cia na sali i nie zauwa偶y艂a te偶 Effie.

- O Bo偶e, tak si臋 denerwuj臋. Chyba ju偶 znam kroki, ale to 艣piewanie... - zatrzyma艂a si臋 na widok Effie.

Brwi Effie podjecha艂y wysoko, a oczy wygl膮da艂y, jakby zaraz mia艂y wyskoczy膰 z orbit.

- C.C., co si臋 dzieje? Lorrell, co jest grane?

- Effie, Curtis mia艂...

- Mnie kocha膰 - doko艅czy艂a Effie. - Curtis mia艂 mnie kocha膰.

Do pomieszczenia w艂a艣nie wkroczy艂 Curtis i widz膮c, co si臋 dzieje da艂 muzykom i technikom chwil臋 przerwy.

- Jeste艣 w ko艅cu Effie - powiedzia艂. - Szuka艂em ci臋 po ca艂ym... - przerwa艂, widz膮c Michelle.

- Odwracam si臋 na chwil臋, id臋 zaj膮膰 si臋 moimi osobistymi sprawami, a ty tu przychodzisz i zast臋pujesz mnie w moim w艂asnym cholernym zespole? Grupie, kt贸r膮 sama stworzy艂am - warkn臋艂a.

- Ostrzega艂em ci臋 od miesi臋cy, 偶eby艣 uwa偶a艂a na to, co robisz. - Curtis postanowi艂 da膰 sobie spok贸j z udawaniem. - Zachowywa艂a艣 si臋 podle, sp贸藕nia艂a艣 si臋, dokucza艂a艣 wszystkim. A dzisiaj nawet nie pojawi艂a艣 si臋 na pr贸bie.

- To k艂amstwo, nie dokucza艂am wszystkim. W艂a艣nie wracam od lekarza. Nie czu艂am si臋 dobrze.

- Effie, daj spok贸j, nie dzisiaj. To trwa ju偶 za d艂ugo, to dziwaczne, destrukcyjne zachowanie. Poza tym, tak przyty艂a艣, 偶e nied艂ugo stracimy jednolito艣膰 w grapie. Potrzebujesz przerwy.

- Co? Nigdy nie by艂am chudsza - zaprzeczy艂a Effie, patrz膮c na siebie, jakby to mog艂o co艣 udowodni膰. - M贸wisz tak, bo walisz j膮 w ten chudy pospolity ty艂ek.

- Kogo nazywasz pospolit膮? - spyta艂a Deena, k艂ad膮c r臋ce na biodrach. - Wiesz co? Jeste艣 po prostu zarozumia艂膮, zakochan膮 w sobie, nieprofesjonaln膮, g艂upi膮 bab膮.

- Ciebie! - odkrzykn臋艂a Effie. - Ciebie nazywam pospolit膮 dup膮, kt贸r膮 on wali!

- A teraz pos艂uchaj mnie, panienko „Wini臋 Ca艂y 艢wiat" - powiedzia艂a przez zaci艣ni臋te z臋by Deena. - Za d艂ugo ju偶 ciebie znosz臋, to marudzenie, zrz臋dzenie, chamstwo i krzyki.

- Do cholery, przestaniecie w ko艅cu si臋 k艂贸ci膰? - wtr膮ci艂a si臋 Lorrell.

- Zostaw Lorrell, to sprawa mi臋dzy mn膮 i Deen膮.

- Tak? - zapyta艂a z niedowierzaniem Lorrell. - Tu chodzi te偶 o mnie. Jestem cz臋艣ci膮 tego zespo艂u, tak samo jak i wy dwie. I mam tego do艣膰, Effie. Mam do艣膰 problem贸w, jakich nam przysparzasz!

Effie potrz膮sn臋艂a z w艣ciek艂o艣ci膮 g艂ow膮, jakby mog艂a sobie wytrz膮sn膮膰 w ten spos贸b z g艂owy s艂owa kole偶anki. Machn臋艂a energicznie r臋k膮 i zawo艂a艂a:

- Zawsze wiedzia艂am, 偶e obie spiskujecie przeciwko mnie!

- Ona nie ma nic wsp贸lnego z t膮 zmian膮. Ty sama my艣lisz zawsze tylko o sobie.

Curtis wskoczy艂 na scen臋 i chwyci艂 rami臋 Effie, 偶eby podkre艣li膰 wag臋 swoich s艂贸w.

- Od razu wiedzia艂em, 偶e b臋d膮 z tob膮 k艂opoty.

- K艂opoty? Curtis, jestem twoj膮 kobiet膮.

- Ale teraz odchodzisz. Nie po to budowa艂em t臋 grap臋, 偶eby艣 teraz j膮 zniszczy艂a. Odejd藕 i krzycz sobie do woli. Dam ci pieni膮dze.

- Nie ma pieni臋dzy wystarczaj膮co brudnych, 偶eby mog艂y mnie kupi膰. Zapami臋taj to, Curtis! - zawo艂a艂a.

- Daj spok贸j, we藕 pieni膮dze i odejd藕 - powiedzia艂 C.C.

Jego oczy zdradza艂y ogromne zm臋czenie. Effie obr贸ci艂a si臋 i spojrza艂a bratu w twarz.

- I ty te偶 jeste艣 z nimi, C.C.?

- Uspok贸j si臋 Effie. Sama wiesz, co narobi艂a艣.

- Wi臋c wykupili te偶 tw贸j czarny ty艂ek?

- Powiedzia艂em, uspok贸j si臋, przesadzi艂a艣.

- Mog臋 zrobi膰 co艣 jeszcze, o wiele wi臋cej ni偶 teraz - zagrozi艂a Effie i zacz臋艂a chodzi膰 nerwowo po scenie.

Michelle pragn臋艂a zapa艣膰 si臋 pod ziemi臋, znikn膮膰 za kurtyn膮 albo uciec do biura, 偶eby popisa膰 co艣 przy biurku, cokolwiek.

- Nie chc臋 w tym uczestniczy膰. To wasza sprawa, mnie nic do tego.

- Teraz to dotyczy te偶 ciebie, ma艂a siostrzyczko. To teraz r贸wnie偶 twoja wina. Co musia艂a艣 zrobi膰, 偶eby si臋 tu dosta膰?

- Uwa偶aj na to, co m贸wisz, panno „Effie Niewinna"! - odgryz艂a si臋 Michelle. - Nie mam zamiaru wys艂uchiwa膰 uwag drugorz臋dnej diwy, kt贸ra nie wytrzymuje stresu.

- Dobra, wszyscy wychodz膮. Musz臋 pogada膰 z Effie na osobno艣ci - rozkaza艂 Curtis i ca艂a reszta ruszy艂a szybko za kulisy.

- Effie, tym razem sama sobie wykopa艂a艣 gr贸b - zacz膮艂, kiedy wszyscy ju偶 wyszli. - Daj spok贸j, jeste艣my w Caesars Palace, nie mo偶na ci臋 by艂o nigdzie znale藕膰. Co mia艂em robi膰?

Effie nie odezwa艂a si臋 ani s艂owem, tylko sta艂a i patrzy艂a. Ale Curtis stara艂 si臋 j膮 przekona膰. Nie obchodzi艂o go, czy si臋 z nim zgadza艂a, czy nie, wyst臋p i tak mia艂 si臋 odby膰 tak, jak go zaplanowa艂, z Michelle zamiast Effie. Ale chcia艂, 偶eby Effie przyj臋艂a do wiadomo艣ci, 偶e to ona by艂a sprawczyni膮 ca艂ej tej afery, nie on.

- Mo偶e p贸藕niej, jak si臋 troch臋 pozbierasz mo偶emy ci臋 z powrotem w艂膮czy膰 do grupy, ale w tej chwili, nie widz臋 mo偶liwo艣ci wsp贸艂pracy, je艣li b臋dziesz si臋 tak zachowywa膰.

Effie po prostu zamkn臋艂a oczy i zacz臋艂a robi膰 to, co umia艂a najlepiej.

„I m贸wi臋 ci, 偶e nie odejd臋

Jeste艣 najlepszy jakiego znam

Nie odejd臋 nigdy

Nie odejd臋

Nigdy .

Nie, nie, nie

Nie b臋d臋 bez ciebie 偶y膰

Nie b臋d臋 bez ciebie 偶y膰

Nie chc臋 wolna by膰

Zostaj臋, zostaj臋

A ty, a ty

B臋dziesz mnie kocha膰

B臋dziesz mnie kocha膰

I m贸wi臋 ci, 偶e nie odejd臋

Mimo k艂opot贸w, nie odejd臋

Nie odejd臋 nigdy, nie

Jeste艣my cz臋艣ci膮 tego miejsca

Jeste艣my cz臋艣ci膮 tego czasu

Mamy wsp贸ln膮 krew

I wsp贸lny umys艂

I czas, czas

Kt贸ry sp臋dzimy razem

Nie chc臋 obudzi膰 si臋 jutro rano

Z pustym miejscem ko艂o mnie

Kochanie, nie odejd臋 nigdy

Nie odejd臋 nigdy

Nie b臋d臋 bez ciebie 偶y膰

Nie b臋d臋 bez ciebie 偶y膰, zrozum

Nie b臋d臋 bez ciebie 偶y膰

Prosz臋, nie odchod藕

Zosta艅 ze mn膮, zosta艅

Zosta艅 i mnie przytul

Zosta艅 i mnie przytul

Zosta艅 i mnie przytul

Prosz臋 zosta艅 i mnie przytul, m贸j m臋偶czyzno

Spr贸buj, spr贸buj, m贸j drogi

Wiem, wiem, 偶e potrafisz

Przenosi膰 g贸ry

Krzycz, wrzeszcz i p艂acz

M贸w, co chcesz

Nie odejd臋

Zatrzymaj rzeki

Morduj i bij

Nie opuszcz臋 ci臋

Nigdy, nie

Nie poznam ju偶 lepszego

Nie odejd臋 nigdy

Nie odejd臋 nigdy

Nigdy, nigdy, nigdy, nie

Nie b臋d臋 bez ciebie 偶y膰

Nie b臋d臋 bez ciebie 偶y膰

Nie chc臋 by膰 wolna

Zostaj臋, zostaj臋

A ty, a ty

B臋dziesz mnie kocha膰..."

Effie przeci膮gn臋艂a ostatni膮 bojow膮 nut臋, otworzy艂a oczy i spostrzeg艂a, 偶e jest sama. Curtis sobie poszed艂.


Rozdzia艂 6

O艣wiadczy艂 si臋 jej w Pary偶u, kiedy szli wzd艂u偶 Sekwany, patrz膮c na migocz膮ce 艣wiat艂a wie偶y Eiffla. To by艂 niezwyk艂y moment, po艣r贸d licznych konferencji prasowych, tournee i wypraw na zakupy w towarzystwie t艂um贸w paparazzi. Deena wygl膮da艂a na wyko艅czon膮. W ko艅cu by艂a gwiazd膮 zespo艂u Deena Jones i Dreams, a za tym sz艂a odpowiedzialno艣膰 - to ona odpowiada艂a za g艂贸wny wokal na scenie i na p艂ytach, reagowa艂a na pytania reporter贸w, zachowywa艂a zimn膮 krew wobec wszystkich delegat贸w z Europy i urz臋dnik贸w pa艅stwowych, kt贸rzy postanowili zaleca膰 si臋 do niej i dziewcz膮t, ubiera艂a si臋 i by艂a gotowa gra膰 swoj膮 rol臋 o ka偶dej porze dnia i nocy, aby 偶aden fotograf nie zrobi艂 jej zdj臋cia, na kt贸rym nie wygl膮da艂aby nienagannie. Deena nade wszystko chcia艂a m贸c wychodzi膰 na wieczorne spacery, nie troszcz膮c si臋 o to, kto widzia艂 j膮 trzymaj膮c膮 za r臋k臋 m臋偶czyzn臋, nie musz膮c udawa膰, 偶e nie s膮 razem - a tak by艂o odk膮d Curtis uwi贸d艂 j膮 w oddalonym domku w okolicy Michigan, na d艂ugo przed tym, jak Effie wszystkiego si臋 domy艣li艂a. Twierdzi艂, 偶e trzeba ukry膰 ten romans, 偶eby media - i wszyscy inni - skupi艂y si臋 na ich nagrodzie, na tym, 偶e Dreams sta艂y si臋 艣wiatowymi gwiazdami, kt贸re maj膮 wielu fan贸w, ogromne wp艂ywy, pieni膮dze i presti偶 por贸wnywalny do Beatles贸w.

- Jeste艣 - mawia艂 Curtis Deenie - jak czarny John Lennon w sp贸dnicy. Bez niego Beatlesi nie mogliby istnie膰. Tak samo jest z nasza grup膮: nie ma Deeny, nie ma Dreams.

Deena cieszy艂a si臋 ze szcz臋艣cia Curtisa. Upija艂a si臋 jego presti偶em i szcz臋艣ciem jak winem. Podziwia艂a jego si艂臋, spos贸b, w jaki zarz膮dza艂 danym miejscem, kiedy do niego wchodzi艂, to, jak go wszyscy s艂uchali. Niezale偶nie od tego, jak szalone rzeczy m贸wi艂, i tak wiadomo by艂o, 偶e mu si臋 uda, bo potrafi艂 czyni膰 cuda, wydoby膰 wod臋 ze ska艂y i uczyni膰 z niej najs艂odszy eliksir. Z podziwem przygl膮da艂a si臋, jak Rainbow Records stawa艂o si臋 s艂ynne z pierwszorz臋dnej muzyki, jak膮 wydawa艂o i ilo艣ci gwiazd niepor贸wnywalnie wi臋kszej od jakiegokolwiek innego studio nagra艅. Wi臋kszo艣膰 wydawnictw muzycznych walczy艂o w贸wczas o to, by nagra膰 p艂yt臋 czy dwie, bezustannie stoj膮c twarz膮 w twarz ze zbli偶aj膮c膮 si臋 ruin膮 i bankructwem. Podczas gdy pozostali ledwo dawali sobie rad臋, Curtis zajmowa艂 si臋 budowaniem wizerunku swojej firmy na kilku grupach: Beat Machine, DeeDee Dawson, Family Funk, Martha Reed i fenomenalnym zespole m艂odych braci, Campbell Connection. Pod dyrekcj膮 Curtisa, ka偶da z tych grup dominowa艂a listy przeboj贸w pop i R&B. Oczywi艣cie dziewczyny z Dreams ca艂y czas pozostawa艂y w centrum uwagi, niczym diamenty w koronie chwa艂y Rainbow Records.

Jego si艂a i zdecydowanie w 偶yciu zawodowym, w 偶yciu intymnym zmienia艂y si臋 w czu艂o艣膰 i delikatno艣膰. By艂 pierwszym kochankiem Deeny i nie zmieni艂aby tego za 偶adne skarby 艣wiata. Kocha艂a go g艂臋boko, bezwarunkowo. W rezultacie, Deena, zakochana bez pami臋ci, wype艂nia艂a plan Curtisa, co do litery, ubieraj膮c si臋, 艣piewaj膮c i m贸wi膮c w spos贸b, w jaki sobie 偶yczy艂. Obojgu jednak z trudem przychodzi艂o ukrywanie przejaw贸w uczucia. Nie potrafi艂a trzyma膰 w tajemnicy tego, co do niego czu艂a. Podobnie Curtis, mimo ca艂ej swojej si艂y. Prawdziwe uczucia nie potrafi膮 k艂ama膰, a ciekawskie siostry zawsze znajd膮 spos贸b na to, 偶eby powiedzie膰 prawd臋 wszystkim. Dlatego Deena i Curtis wymieniali mi臋dzy sob膮 czu艂e spojrzenia, a Rhonda i Janice rozpowiada艂y wszystkim, kt贸rzy chcieli s艂ucha膰 o tym, 偶e wiedz膮, co te spojrzenia oznaczaj膮 - przede wszystkim gor膮ce uczucie.

W ko艅cu, po kr贸tkim okresie publicznego uwodzenia, Curtis zacz膮艂 trzyma膰 j膮 za r臋k臋 i ca艂owa膰 na oczach medi贸w. Zrozumia艂 wtedy, 偶e jako para dokonaj膮 wi臋cej, zar贸wno Dreams, jak i on, stan膮 w centrum uwagi medi贸w - i o艣wiadczy艂 si臋 jej tej pi臋knej nocy nad parysk膮 rzek膮, a ona przyj臋艂a go bez wahania.

- Tak, tak, tak, wyjd臋 za ciebie Curtisie Taylorze juniorze!

- zawo艂a艂a, podskakuj膮c i rzucaj膮c mu si臋 na szyj臋. Obj臋li si臋 i zacz臋li si臋 d艂ugo i nami臋tnie ca艂owa膰 i w艂a艣nie wtedy Deena zda艂a sobie spraw臋, 偶e nie chcia艂aby by膰 teraz w 偶adnym innym miejscu na ziemi.

- Kupimy sobie pi臋kny dom na wzg贸rzach Michigan i b臋dziemy mieli grupk臋 dzieciak贸w...

- Hehe - za艣mia艂 si臋 Curtis, wyzwalaj膮c si臋 delikatnie z obj臋膰 Deeny. - Poczekaj, zwi膮偶emy si臋, ale nadal b臋dziemy mieli kup臋 pracy. Dreams maj膮 teraz mi臋dzynarodow膮 s艂aw臋, nie mo偶emy zatrzyma膰 tego p臋du na dziewi臋膰 miesi臋cy, kiedy b臋dziesz nosi膰 w sobie nasze dziecko...

- Ale... nie chcesz mie膰 ze mn膮 rodziny? - wyszepta艂a.

- Ale偶 oczywi艣cie, kochanie, 偶e chc臋 - odpowiedzia艂 艂agodnie, g艂aszcz膮c jej twarz. - Chc臋 mie膰 dzieci z moj膮 偶on膮, ale jeszcze nie teraz. B臋dziemy mieli mn贸stwo czasu na powi臋kszanie rodziny, ale teraz naszym dzieckiem jest zesp贸艂, nasza marka, nasze marzenie, 偶eby Deena Jones i Dreams sta艂y si臋 najs艂ynniejsz膮 grup膮 pop na 艣wiecie. Nie mo偶emy sobie pozwoli膰 na utrat臋 tego wszystkiego. Pomy艣limy o tym za par臋 lat, kochanie. Ale nie teraz. Rozumiesz to, prawda, kochanie?

Deena przez chwil臋 milcza艂a, ale po chwili niech臋tnie potakn臋艂a.

- A je艣li chodzi o dom w Michigan - doda艂 z wahaniem - mo偶emy to zrobi膰, ale nasze g艂贸wne apartamenty powinny znajdowa膰 si臋 w pobli偶u Rainbow Records. Postanowi艂em te偶, 偶e musimy troch臋 zmieni膰 kierunek. Pojedziemy na zach贸d kochanie. Przenosimy si臋 do L.A.

- Co? - Deena cofn臋艂a si臋 ze zdziwienia.

- Hollywood - odpowiedzia艂 z jeszcze wi臋ksz膮 pewno艣ci膮 w g艂osie. - Kochanie, mam muzyk臋 we krwi, a ty jeste艣 produktem, doskona艂ym i odnosz膮cym sukcesy, a takie produkty nie ograniczaj膮 si臋 do jednego tylko gatunku. Chc臋, 偶eby艣 by艂a nie tylko na scenie. Twoja pi臋kna twarz stworzona jest do czego艣 wi臋cej ni偶 pokazywanie si臋 na 偶ywo - powinna by膰 pokazywana na ekranach kin.

- Ekranach kin? - powt贸rzy艂a Deena, wci膮偶 czuj膮c zmieszanie.

- Rozpoczynam dzia艂alno艣膰 filmow膮 w ramach Rainbow Records - o艣wiadczy艂. - Wynaj膮艂em ju偶 producenta z Hollywood, Adama Brooksa, kt贸ry ma si臋 tym zaj膮膰. Szuka ju偶 czego艣 dla ciebie. Teraz jest w艂a艣nie w L.A. i przegl膮da scenariusze filmowe.

- Co? To ju偶 wszystko um贸wione? - niedowierza艂a.

- Za miesi膮c przenosimy si臋 do L.A.

- A 艣lub? Zawsze marzy艂am o 艣lubie w domu...

- B臋dziesz mia艂a 艣lub, o jakim nawet nie marzy艂a艣, obiecuj臋. Kupi臋 ci posiad艂o艣膰 wi臋ksz膮 ni偶 jakikolwiek dom, jaki w 偶yciu widzia艂a艣 i wyposa偶臋 go w najpi臋kniejsze przedmioty 艣wiata. Mo偶esz zaplanowa膰 nasz 艣lub w ogrodzie pe艂nym ulubionych kwiat贸w. Wynajm臋 s艂u偶膮cych, kt贸rzy spe艂ni膮 ka偶de twoje 偶yczenie, ka偶d膮 zachciank臋. I sprowadz臋 wszystkich z Detroit do Kalifornii, 偶eby byli 艣wiadkami tego, jak m贸wi臋 „tak" kobiecie moich marze艅. To b臋dzie niezapomniane prze偶ycie, zobaczysz.

Rzeczywi艣cie, to by艂o niezapomniane prze偶ycie. Curtis nad wszystkim sprawowa艂 piecz臋. Mieli wspania艂y 艣lub w altanie z tysi膮cem bia艂ych r贸偶, pi臋膰dziesi臋cioma go艂臋bicami, dwoma zespo艂ami na 偶ywo, reporterami z „Ebony" i „Jet", z czterema tysi膮cami go艣ci 艂膮cznie z rodzin膮, przyjaci贸艂mi i, oczywi艣cie, z licznymi s艂awami zaproszonymi, by podziwia膰 艣lub we wspania艂ym ogrodzie ich bogatej posiad艂o艣ci w Beverly Hills, wybudowanej nie tylko dla ich osobistej satysfakcji, ale, uwaga, dla cel贸w marketingowych, kt贸re nie mia艂y nic wsp贸lnego z wyra偶aniem mi艂o艣ci. Kaseta video ze 艣lubu mia艂a stanowi膰 cz臋艣膰 promocji filmu, kt贸r膮 Curtis planowa艂, 偶eby wzm贸c zainteresowanie debiutem Deeny. To by艂 pomys艂 Brooksa. Uzna艂, 偶e je艣li zarz膮d studia i producenci filmowi dostan膮 ta艣my dokumentuj膮ce wzniesienie Deeny z obdartych ulic Detroit na wy偶yny mi臋dzynarodowej s艂awy, z wi臋ksz膮 ch臋ci膮 ujrz膮 w Deenie 艣wietn膮 aktork臋, szczeg贸lnie dobr膮 do g艂贸wnej roli w filmie o Kleopatrze.

Deena nie by艂a przekonana, czy ta艣ma - lub kt贸rakolwiek z szybkich przem贸w Curtisa - sprawi, 偶e b臋dzie w stanie odegra膰 t臋 rol臋. Siedzia艂a w sali kinowej w podziemiach swojej posiad艂o艣ci, patrz膮c nerwowo, jak narrator opowiada艂 kr贸tk膮 histori臋 Dreams, zaczynaj膮c od wczesnych fotografii Deeny, Effie i Lorrell i zamieniaj膮c Effie na Michelle. Deena skrzywi艂a si臋 i zaci膮gn臋艂a papierosem.

- Wszystko zacz臋艂o si臋 na ulicach Detroit, gdzie trzy dziewczyny, Deena, Lorrell i Michelle, zacz臋艂y marzy膰 o s艂awie piosenkarek - zacz膮艂 narrator, a na ekranie pojawia艂 si臋 klip ze zdj臋膰, kt贸re pokazywa艂y g艂贸wnie Deen臋 i Dreams staraj膮ce si臋 odtworzy膰 atmosfer臋 rodzinnego getta w Detroit w tekturowej makiecie miasta. Mia艂y peruki afro i porwane d偶insy, kilkucentymetrowe rz臋sy i 艣wiec膮ce paski.

- Podczas tryumfalnego marszu ku mi臋dzynarodowej s艂awie, gra艂y wsz臋dzie, od Bia艂ego Domu po Pa艂ac Buckingham - kontynuowa艂 narrator. W tle s艂ycha膰 by艂o piosenk臋 Dreams „Fm Somebody".

Deena oderwa艂a wzrok od ekranu, 偶eby zapali膰 kolejnego papierosa, ogl膮daj膮c nerwowo, jak film pokazywa艂 ich 艣lub i prac臋 Curtisa. U艣miechn臋艂a si臋 na widok Teddiego Campbella, dziesi臋ciolatka 艣piewaj膮cego i ta艅cz膮cego w Campbell Connection, a potem zacz臋艂a uwa偶niej si臋 przygl膮da膰, kiedy na ekranie pojawi艂a si臋 twarz Curtisa.

- My艣l臋, 偶e nasza muzyka jest tak popularna, poniewa偶 przekracza wszystkie mo偶liwe granice - m贸wi艂 do kamery Curtis. - Jest za i przeciw wojnie, dla m艂odych i starych, czarnych i bia艂ych - ka偶dy mo偶e znale藕膰 co艣 dla siebie w ramach brzmienia Rainbow.

Deena u艣miechn臋艂a si臋, s艂ysz膮c jego s艂owa, ale potem opad艂a jej szcz臋ka, kiedy narrator zacz膮艂 m贸wi膰 o tym, co czeka艂o „kr贸la i kr贸low膮 sceny muzycznej."

- Deena Jones podbi艂a 艣wiat muzyki, sceny i telewizji, a wkr贸tce podejmie nowe, najwi臋ksze wyzwanie: kino - zapowiedzia艂 narrator, a ekran wype艂ni艂 si臋 wizerunkiem Deeny w naszkicowanym kostiumie Kleopatry. - Scenarzy艣ci z Hollywood pracuj膮 obecnie nad epick膮 wersj膮 nieopowiedzianej jeszcze na du偶ym ekranie historii m艂odych lat Kleopatry z nowoczesn膮 muzyk膮 w tle.

- Lito艣ci! - krzykn臋艂a Deena, gasz膮c papierosa w kryszta艂owej popielniczce i wybiegaj膮c z salki kinowej. Pop臋dzi艂a korytarzem swego domu urz膮dzonego w doskona艂ym gu艣cie. D藕wi臋k jej wysokich obcas贸w odbija艂 si臋 echem. W dyskretnej odleg艂o艣ci pod膮偶a艂 za ni膮 ochroniarz, Du偶y Rob.

- Rob, powiedz kierowcy, 偶eby trzyma艂 w pogotowiu limuzyn臋. Musz臋 pojecha膰 natychmiast do Rainbow Records - powiedzia艂a.

- Czy Curtis jest u siebie w biurze? - spyta艂a recepcjonistk臋, zanim jeszcze dosz艂a do drzwi.

- W艂a艣ciwie jest teraz w sali konferencyjnej z panem Brooksem, Waynem, C.C. i kilkoma innymi. Maj膮 spotkanie na temat filmu o Kleopatrze. Gratulacje! - odpowiedzia艂a ciep艂o.

Deena nie odpowiedzia艂a - po prostu min臋艂a j膮, jakby nie s艂ysza艂a jej s艂贸w.

- Poczekam - powiedzia艂a, wchodz膮c do sanktuarium Curtisa. Zamkn臋艂a za sob膮 drzwi i natychmiast zobaczy艂a sw贸j wielki i czarno - bia艂y plakat na szeroko艣膰 艣ciany za biurkiem Curtisa. Sta艂a tam, wpatruj膮c si臋 w niego i zastanawiaj膮c, jak uda jej si臋 nad膮偶y膰 za wizerunkiem, kt贸ry stworzy艂 dla niej m膮偶.

Nie by艂a jedyn膮 osob膮, kt贸ra w膮tpi艂a w Deen臋 Jones, gwiazd臋 filmow膮. W sali konferencyjnej dowiadywa艂 si臋 w艂a艣nie o tym Curtis.

- Na koniec zostawi艂em z艂e wie艣ci, Curtis - oznajmi艂 Brooks, prze艂ykaj膮c g艂o艣no 艣lin臋, zanim doko艅czy艂 to, co mia艂 powiedzie膰. W pomieszczeniu pe艂no by艂o producent贸w, byli mi臋dzy innymi Wayne i C.C., a tak偶e ca艂a kadra m艂odych bia艂ych ch艂opc贸w, kt贸rych Curtis naj膮艂 do dzia艂u dystrybucji, marketingu, promocji. Wszyscy zachichotali nerwowo. - Paramount odrzuci艂o Kleo.

- Dlaczego? - spyta艂 Curtis.

- Za p贸藕no. I nie s膮 przekonani, czy Deena ma talent - odpowiedzia艂 prosto Brooks, dochodz膮c do wniosku, 偶e w艂a艣nie tak powinien przekaza膰 informacj臋, a nie owija膰 w bawe艂n臋.

Curtis zacz膮艂 nerwowo rusza膰 szcz臋k膮. By艂a to oznaka wkurzenia. Kiedy tak robi艂, zawsze dzia艂o si臋 co艣 z艂ego. Zawsze. Wszyscy w pomieszczeniu spu艣cili wzrok, staraj膮c si臋 uchroni膰 od jego gniewu.

- Do roboty, m艂ody - powiedzia艂 z艂ym g艂osem Curtis.

- S艂ucham szefie? - spyta艂 Brooks. Tym razem tylko on si臋 艣mia艂.

- Wiesz. Zr贸b to - powiedzia艂 Curtis, wzmacniaj膮c swoje s艂owa odpowiednim gestem d艂oni. Brooks zaczerwieni艂 si臋 jak burak i powoli wsta艂 ze swojego mi臋kkiego krzes艂a, po czym zacz膮艂 skaka膰 na jednej nodze, wykonuj膮c odg艂osy jak ma艂pa. Tak膮 kar臋 dawa艂 mu Curtis, kiedy by艂 w wyj膮tkowo pod艂ym nastroju. Po raz pierwszy, kiedy kaza艂 mu to zrobi膰, bia艂y ch艂opak odm贸wi艂, nie mia艂 zamiaru tak si臋 poni偶a膰 przed innym m臋偶czyzn膮, a tym bardziej czarnym m臋偶czyzn膮. Ale szybko zacz膮艂 skaka膰, kiedy Curtis zagrozi艂, 偶e „wywali go na jego ma艂pi ty艂ek", je艣li tego nie zrobi - co by艂o opcj膮, na kt贸r膮 Brooks, wyrzucony z poprzedniego studio z powodu malej膮cych zarobk贸w firmy i przykrego na艂ogu kokainowego, nie m贸g艂 sobie pozwoli膰. Skaka艂 wi臋c i wydawa艂 dziwne d藕wi臋ki za ka偶dym razem, kiedy Curtis by艂 w艣ciek艂y, co zdarza艂o si臋 do艣膰 cz臋sto, a szczeg贸lnie w ostatnich dniach.

Curtis za艣mia艂 si臋, kiedy Brooks zacz膮艂 wykonywa膰 jego polecenie. W ko艅cu wszyscy zaczynali si臋 艣mia膰, z wyj膮tkiem C.C. i Wayne'a, kt贸rzy spogl膮dali na siebie i potrz膮sali przecz膮co g艂owami.

- Zapomnij. Sami sfinansujemy ten film - powiedzia艂 Curtis po艣r贸d wybuch贸w 艣miechu. Brooks przesta艂 podskakiwa膰. W pomieszczeniu znowu zapad艂a cisza.

Do sali wesz艂a Benita, sekretarka Curtisa, i pochyli艂a si臋 nad jego uchem. Wsta艂 natychmiast.

- Panowie? Spotkanie zako艅czone - powiedzia艂 i wyszed艂. Wayne i C.C. pod膮偶yli tu偶 za nim.

- Po prostu nie wiem, gdzie to wci艣niemy. Za bardzo si臋 rozdrabniasz - odezwa艂 si臋 Wayne. - Muzyczna strona firmy zacznie na tym cierpie膰. Ju偶 zaczyna.

- Muzyka sama si臋 nakr臋ca - sapn膮艂 Curtis.

- Te dni dawno si臋 sko艅czy艂y - przerwa艂 C.C. - Samo umieszczenie imienia Deeny na p艂ycie nie oznacza ju偶, 偶e p艂yta b臋dzie hitem. A naszym muzykom w trasach zaczyna brakowa膰 materia艂贸w. Szczeg贸lnie Jimmiemu. Potrzeba mu nowych utwor贸w.

- Jimmy potrzebuje kilku dni trze藕wo艣ci - odpali艂 Curtis zatrzymuj膮c si臋 przy biurku sekretarki. - Wayne, zacznij pracowa膰 nad sk艂adank膮 jubileuszow膮. Zamie艣cimy tam wszystkie najwi臋ksze hity i nagrabimy tyle zielonych, 偶e b臋dziemy mogli zrobi膰 dziesi臋膰 film贸w, a przy okazji op艂acimy tych wszystkich bezu偶ytecznych maruder贸w.

Curtis odszed艂 zostawiwszy C.C. i Wayne'a z otwartymi ustami i wpad艂 do swojego biura. Obj膮艂 z ty艂u Deen臋 stoj膮c膮 przed plakatem przyt艂aczaj膮cym swoj膮 wielko艣ci膮.

- Jak tam moja ukochana 偶onka?

Deena odsun臋艂a si臋 troch臋 zdenerwowana tym, co chcia艂a powiedzie膰 Curtisowi.

- Curtis - zawaha艂a si臋. - Nie jestem pewna, jak ci to powiedzie膰.

- Po prostu to powiedz, kochanie - Curtis rozlu藕ni艂 troch臋 uchwyt.

- Wiem, jak wiele czasu po艣wi臋ci艂e艣 temu filmowi, ale... nie mog臋 zagra膰 tej roli - wydusi艂a w ko艅cu z siebie.

- Oczywi艣cie, 偶e mo偶esz, jeste艣 tylko troch臋 zdenerwowana, to wszystko...

- Nie, Curtis, nie rozumiesz - przerwa艂a m臋偶owi - ja nie chc臋. Curtis wzi膮艂 Deen臋 za r臋k臋 i poprowadzi艂 j膮 do wielkiej kanapy pod 艣cian膮, z kt贸rej wida膰 by艂o ca艂e biuro. Usiedli.

- Obieca艂em ci, 偶e b臋dziesz gwiazd膮 filmow膮 i Kleo ci w tym pomo偶e. Ona by艂a kr贸low膮, Deena, w艂ada艂a ca艂ym narodem. Nie jak膮艣 dziwk膮/膰punk膮/s艂u偶k膮, jak te wszystkie inne role, kt贸re tam maj膮 dla czarnych aktorek.

- Wiem, 偶e to wa偶na historyczna posta膰...

- A tu nie chodzi tylko o ciebie. Pomy艣l o tych wszystkich nienarodzonych czarnych kobietach. Pewnego dnia powiedz膮: mog臋 zagra膰 ka偶d膮 rol臋, jak膮 tylko zechc臋. Sp贸jrzcie na Deen臋 Jones, jej si臋 uda艂o.

- Ale to niedorzeczne - odpar艂a niewzruszona Deena. - Przez wi臋kszo艣膰 czasu ona ma szesna艣cie lat.

- Dla mnie zawsze b臋dziesz mia艂a szesna艣cie lat - odpowiedzia艂 Curtis, ca艂uj膮c jej r臋k臋.

- Mo偶e w tym w艂a艣nie tkwi problem - wsta艂a i podesz艂a do plakatu na 艣cianie. - Mo偶e nie widzisz mnie takiej, jak膮 jestem.

- Dok艂adnie wiem, kim jeste艣 - podszed艂 do niej i znowu obj膮艂 w pasie. - Jeste艣 niewinna i radosna, uwodzicielska i beztroska, zbuntowana i pe艂na emocji. I jeste艣 pi臋kna. Zawsze marzy艂em o tym, by mie膰 tak膮 kobiet臋 u boku - wyszepta艂 jej do ucha. - Kt贸偶 by uwierzy艂, 偶e ca艂y 艣wiat widzi, jak spe艂niaj膮 si臋 moje marzenia. Jeste艣 moim marzeniem, Deena, nic tego nie zmieni. Pragn臋 nade wszystko, 偶eby艣 by艂a szcz臋艣liwa - zapewnia艂, obracaj膮c j膮 twarz膮 do siebie i ca艂uj膮c delikatnie w usta. Deena dos艂ownie roztopi艂a si臋 w jego ramionach.

- Powiedz mi, co mog臋 zrobi膰, 偶eby艣 by艂a szcz臋艣liwa, Deena - pyta艂, a Deena upija艂a si臋 jego poca艂unkiem i nami臋tno艣ci膮.

- Wiesz, czego chc臋 - powiedzia艂a.

- Na to mamy mn贸stwo czasu - odpowiedzia艂 Curtis, odsuwaj膮c si臋 troch臋.

- Prosz臋, Curtis, pozw贸l mi nosi膰 w sobie twoje dziecko - nalega艂a Deena.

Curtis zacz膮艂 nerwowo porusza膰 szcz臋k膮.

- Musz臋 i艣膰 na kolejne spotkanie - powiedzia艂 i wyszed艂.

- Magic, do ksi膮偶ek - warkn臋艂a Effie do siedmiolatki z oczami tatusia i charakterem mamusi.

Szczerze m贸wi膮c, Magic ju偶 dawno mia艂a do艣膰 siedzenia w k膮cie zapchanego biura, s艂uchania p艂aczu niemowl膮t i j臋k贸w matek czekaj膮cych, a偶 urz臋dnik przejrzy ich papiery i skarci jak ma艂e dzieci. I za co? Za ksi膮偶eczk臋 z kartkami, ledwo wystarczaj膮c膮 na kilka wycieczek na zakupy w brudnym warzywniaku na Trzynastej Ulicy, kt贸ry specjalizowa艂 si臋 chyba w czarnym chlebie, na wp贸艂 skwa艣nia艂ym mleku i zakurzonych torbach fasoli, nikomu nie smakuj膮cej, i owoc贸w, przewa偶nie podgni艂ych. To wszystko nie wydawa艂o si臋 tego warte, nawet siedmiolatce, kt贸ra dzi臋ki matce i okoliczno艣ciom by艂a m膮drzejsza od innych dzieci w jej wieku. Magic nienawidzi艂a biur opieki spo艂ecznej i wszystkiego, co si臋 tam znajdowa艂o. Nie rozumia艂a te偶, dlaczego jej matka nara偶a艂a si臋 na takie nieprzyjemne pytania za tak marn膮 pomoc.

Effie robi艂a tak, bo nie mia艂a wyboru. Po tym, jak Curtis wykopa艂 j膮 z Dreams, walczy艂a, usi艂uj膮c utrzyma膰 si臋 ze 艣piewania. Sama pr贸bowa艂a nagrywa膰 piosenki, kt贸re napisa艂 dla niej C.C. Ale w nieca艂e dwa lata zmarnowa艂a p贸艂 miliona dolar贸w, staraj膮c si臋 utrzyma膰 poziom 偶ycia, do kt贸rego przywyk艂a, kiedy by艂a gwiazd膮 s艂ynnej na ca艂y 艣wiat grupy. Nie zdawa艂a sobie sprawy, ile Curtis i Rainbow Records wydawali, 偶eby op艂aci膰 jej rozrzutny styl 偶ycia. Wiedzia艂a tylko, 偶e Curtis i Wayne p艂acili za wszystko, kiedy tylko opuszczali hotel czy restauracj臋, a ich ubrania czeka艂y na nie, kiedy tylko wchodzi艂y do przebieralni przed wyst臋pem. Podobnie bilety lotnicze, rachunki za serwis samochodu czy jakiekolwiek inne zachcianki. Je艣li dziewcz臋ta potrzebowa艂y pieni臋dzy, po postu dzwoni艂y do Rhondy, kt贸ra zajmowa艂a si臋 finansami Rainbow Records i niemal natychmiast czeka艂 na nie wypisany czek.

W ci膮gu dw贸ch lat po op艂aceniu wysokich rachunk贸w w szpitalu, po tym, jak urodzi艂a dziecko, kupi艂a dom i wyda艂a krocie na eleganckie zakupy na wyst臋py w towarzystwie pianisty i basisty z zespo艂u, konto bankowe Effie wyczy艣ci艂o si臋 do zera. Nie mog艂a zarobi膰, bo nie pozwala艂a na to jej tusza. Ledwo dawa艂a rad臋 na wyst臋pach, kt贸re uda艂o jej si臋 za艂atwi膰. Odbywa艂y si臋 w zat艂oczonych spelunach pe艂nych dymu z papieros贸w, kt贸ry 藕le wp艂ywa艂 na jej g艂os i sprawia艂, 偶e jeszcze 艂atwiej si臋 m臋czy艂a. Pomimo faktu, 偶e 艣piewa艂a kiedy艣 z Dreams, w艂a艣ciciele bar贸w i sponsorzy nie byli zainteresowani eks - gwiazd膮, kt贸ra straci艂a swoje walory. Kiedy pianista odszed艂 do miejscowego zespo艂u, kt贸ry jeszcze nawet nie zaczyna艂 zyskiwa膰 rozg艂osu, Effie wiedzia艂a, 偶e to koniec.

Jeszcze przed trzecimi urodzinami Magic Effie sprzeda艂a dom, 偶eby sp艂aci膰 d艂ugi i debet z karty kredytowej i przeprowadzi艂a si臋 do czynsz贸wki w ubogiej dzielnicy, gdzie mieszka艂a, kiedy dorasta艂a. Effie by艂a dobr膮 mam膮 - karmi艂a i ubiera艂a c贸rk臋 najlepiej jak mog艂a - ale przewa偶nie pociesza艂a si臋 butelk膮 wina Southern Comfort i talerzem karczk贸w z fasolk膮 i chlebem kukurydzianym.

- Ju偶 - powiedzia艂a Magic do mamy, klepi膮c zamkni臋t膮 ksi膮偶k臋 le偶膮c膮 na jej kolanach.

- To przeczytaj j膮 od nowa - powiedzia艂a Effie, rzucaj膮c zagniewane spojrzenie c贸rce, zanim zwr贸ci艂a si臋 ponownie do pracownika biura, przysadzistego, bia艂ego, lekko 艂ysiej膮cego m臋偶czyzny, kt贸ry mia艂 zmarszczki na ca艂ej twarzy od czo艂a a偶 po szcz臋ki.

- Szuka艂a pani w tym tygodniu pracy, panno Wbite? - spyta艂, postukuj膮c o艂贸wkiem w stert臋 papier贸w le偶膮c膮 na jego biurku.

Effie przewr贸ci艂a oczami, opar艂a si臋 i skrzy偶owa艂a r臋ce na piersiach.

- Prosz臋 pana, mo偶e i pomaga mi pan, zadaj膮c te pytania, ale odpowiedzi niestety ca艂y czas b臋d膮 takie same. Umiem tylko 艣piewa膰, a poniewa偶 od dawna nikt ju偶 nie pozwala mi 艣piewa膰, przesta艂am te偶 szuka膰 pracy.

- Czy bra艂a pani pod uwag臋 poproszenie ojca dziewczynki o pomoc? - spyta艂 m臋偶czyzna, notuj膮c co艣 w papierach.

- Magic nie ma ojca - powiedzia艂a wzburzona Effie. - Czy dostan臋 ju偶 kupony, czy musi si臋 pan poradzi膰 kierownika?

Pracownik westchn膮艂, napisa艂 co艣 jeszcze w aktach i si臋gn膮艂 do szafki, gdzie w folderze trzyma艂 kupony Effie z wypisanym jej nazwiskiem.

- Prosz臋 - powiedzia艂.

Effie z艂apa艂a kopert臋 z jego r臋ki i wsta艂a z krzes艂a.

- Magic , chod藕. Jak si臋 pospieszymy z艂apiemy autobus 42 i dostaniemy si臋 szybko do domu - pogania艂a, zerkaj膮c to na c贸rk臋, to na zegarek. - Chod藕, bierz ksi膮偶eczk臋 i lecimy.

Effie i Magic zd膮偶y艂y na autobus o 15.15 na przystanku nieopodal budynku pomocy spo艂ecznej. Effie wepchn臋艂a si臋 do pojazdu i kaza艂a Magic usi膮艣膰 ko艂o starszego pana, kt贸ry roz艂o偶y艂 ko艂o siebie torby, zostawiaj膮c jednak wystarczaj膮c膮 ilo艣膰 miejsca na ma艂膮 os贸bk臋.

- Tu - wskaza艂a Effie na siedzenie, szukaj膮c jednocze艣nie czego艣 do trzymania, 偶eby si臋 nie przewr贸ci膰 podczas jazdy. M艂oda kobieta z dzieckiem na r臋ku i torb膮 pieluch stara艂a si臋 przej艣膰 ko艂o Effie, ale nie wystarczy艂o dla niej miejsca. Magic odwr贸ci艂a twarz, ze wstydem patrz膮c na grub膮 i niechlujn膮 matk臋 blokuj膮c膮 ca艂e przej艣cie w autobusie swoim wielkim cielskiem.

Effie dostrzeg艂a to spojrzenie w oczach swojej c贸rki i po raz kolejny poczu艂a b贸l w sercu. Spojrza艂a na swoj膮 c贸reczk臋 i za siebie, przez okno na Woodward Avenue. Ulica by艂a teraz zniszczona po bombach i nic si臋 na niej nie dzia艂o - stanowi艂a pozosta艂o艣膰 po buncie, kt贸ry wyry艂 na zawsze znaki na tej niegdy艣 t臋tni膮cej 偶yciem ulicy, centrum murzy艅skiej spo艂eczno艣ci. Nikt nie zada艂 sobie trudu, by j膮 posprz膮ta膰 - biali nie widzieli takiej potrzeby, a czarni nie potrafili zgra膰 si臋 na tyle, 偶eby zrobi膰 to razem. W zwi膮zku z tym, ca艂a okolica by艂a tylko cieniem swojej uprzedniej 艣wietno艣ci, tak samo jak i jej mieszka艅cy - zbyt biedni, zm臋czeni i bezsilni, 偶eby co艣 zmieni膰 czy ulepszy膰.

- B臋dziesz kiedy艣 pracowa膰? - spyta艂a Magic. By艂a szczera do b贸lu, zupe艂nie jak jej matka.

Effie nie odpowiedzia艂a jej. Patrzy艂a na stary zak艂ad Curtisa, gdzie brakowa艂o po艂owy liter z napisu „Nowoczesne Brzmienie". Okna by艂y zabite deskami, a ca艂y budynek by艂 pomazany i obdarty z tynku. Zawsze, kiedy by艂a w pobli偶u, jej serce zaczyna艂o bi膰 szybciej, jakby co艣 mia艂o si臋 wydarzy膰. Chcia艂a usi膮艣膰 i odpocz膮膰, ale mia艂a tak wiele do zrobienia: wysi膮艣膰 ko艂o bankomatu, pop臋dzi膰 do supermarketu po te kilka warzyw, kt贸rych potrzebowa艂a, i mo偶e kilka zabawek dla Magic, pod choink臋.

- Wysi膮d藕 na nast臋pnym przystanku i id藕 prosto do domu - powiedzia艂a do ma艂ej, ignoruj膮c jej pytanie. - Dziadek b臋dzie na ciebie czeka膰, a ja jeszcze musz臋 co艣 zrobi膰.

Zanim Effie wspi臋艂a si臋 po schodach na trzecie pi臋tro do swojego mieszkania, my艣la艂a tylko o swojej butelce i telewizorze. Pomodli艂a si臋 po cichu, 偶eby okaza艂o si臋, 偶e c贸rka 艣pi i dopiero potem wesz艂a do 艣rodka. Magic spa艂a na tapczanie, jej buzi臋 o艣wietla艂y lampki z ma艂ej choinki stoj膮cej na stole. Ojciec Effie, - Ronald, kt贸ry przyszed艂 popilnowa膰 ma艂ej, podczas gdy c贸rka by艂a na zakupach, siedzia艂 przy plastykowym stoliku w kuchni z poczt贸wk膮 w r臋ce.

- Od twojego brata - powiedzia艂 z u艣miechem.

- Ode艣lij mu j膮 - sapn臋艂a Effie, rzucaj膮c zakupy na st贸艂 kuchenny.

- Tu s膮 pieni膮dze.

- To je wydaj - krzykn臋艂a.

- Effie White, jeste艣 uparta jak osio艂 - powiedzia艂 jej ojciec, zniesmaczony tym, 偶e mimo usilnych stara艅 nie udawa艂o mu si臋 przekona膰 c贸rki, by przesta艂a nosi膰 uraz臋 wobec Curtisa i, przede wszystkim, wybaczy艂a bratu. Ronald niejednokrotnie zapewnia艂 j膮, 偶e C.C. m贸g艂by pom贸c jej w trudnej sytuacji, i 偶e to ona sama przyczyni艂a si臋 do powstania ca艂ego tego ba艂aganu. Pr贸bowa艂 ju偶 wszystkiego opr贸cz zap艂acenia c贸rce, usi艂uj膮c j膮 nak艂oni膰 do kroku naprz贸d - do odrzucenia pomocy opieki spo艂ecznej i poszukania mo偶liwo艣ci skorzystania z tego cudownego instrumentu, jakim obdarzy艂 j膮 B贸g, jej prawdziwego talentu. Ale Effie nie chcia艂a o tym s艂ysze膰 nawet wtedy, kiedy jej ojciec w艣cieka艂 si臋 na ni膮 i krzycza艂, co ostatnio mia艂o miejsce coraz cz臋艣ciej, niemal tak cz臋sto, jak Effie si臋 upija艂a. Bardzo cz臋sto.

Effie, nie czuj膮c si臋 gotowa na kolejne starcie z ojcem, podesz艂a do kanapy i pog艂aska艂a c贸rk臋 po twarzy.

- Chod藕, kotku, czas do 艂贸偶ka - szepn臋艂a, ca艂uj膮c j膮 delikatnie.

- Jeste艣 uparta jak twoja matka - powiedzia艂 Ronald.

- Id藕 do domu staruszku - urwa艂a, machaj膮c ojcu na po偶egnanie i podnosz膮c ma艂膮. Zanios艂a j膮 do jej pokoju i zosta艂a tam, dop贸ki nie us艂ysza艂a, jak ojciec zamyka za sob膮 drzwi wej艣ciowe. Wysz艂a wtedy do kuchni i si臋gn臋艂a do szafki po swoj膮 butelk臋. Zawaha艂a si臋 przez chwil臋, po czym powoli zamkn臋艂a szafk臋, zostawiaj膮c butelk臋 na miejscu. Z telewizora dolecia艂a j膮 reklama bo偶onarodzeniowej sk艂adanki Rainbow Records. Effie siad艂a na tapczanie i wpatrywa艂a si臋 w ekran. Dreams u艣miecha艂y si臋, 艣piewaj膮c „Winter Wonderland", a potem ich najs艂ynniejszy hit „Dreamgirls", kt贸ry lecia艂 jako t艂o muzyczne dla s艂贸w lektora. Effie zamkn臋艂a oczy i stara艂a si臋 us艂ysze膰 sw贸j g艂os.

Ca艂y czas siedzia艂a z zamkni臋tymi oczami, nawet kiedy reklama si臋 sko艅czy艂a, nawet po tym, jak sko艅czy艂 si臋 program. Nie s艂ysza艂a nic. W g艂owie brzmia艂y jej tylko s艂owa ojca, „jeste艣 uparta jak osio艂". Nag艂y przeb艂ysk 艣wiadomo艣ci sprawi艂, 偶e Effie podj臋艂a jedyn膮 mo偶liw膮 i sensown膮 decyzj臋: p贸jdzie do biura Martiego z samego rana i odzyska to, co si臋 jej nale偶y - swoj膮 karier臋. Nie tylko dla siebie, ale, przede wszystkim, dla swojej c贸rki.


Rozdzia艂 7

Jimmy nie m贸g艂 przesta膰 przytupywa膰 praw膮 nog膮, mimo 偶e stanowi艂o to dla niego wysi艂ek. Czu艂 si臋, jakby by艂 ju偶 na scenie i ta艅czy艂, a jego dzwony falowa艂y w g臋stym, pe艂nym dymu powietrzu wype艂niaj膮cym salon Deeny i Curtisa. Wprawdzie ze sprz臋tu Curtisa p艂yn臋艂a nowa piosenka Jimmiego, „Patience", on jednak s艂ysza艂 inn膮 艂agodn膮 melodi臋, kt贸ra dochodzi艂a z salonu. To by艂 utw贸r „This Christmas" Donniego Hathawaya. O tak, Donny nie藕le gra艂, pomy艣la艂 Jimmy. Ale nie ma nic lepszego od „Getto" Hathawaya, o rany, te b臋bny i Donny na organkach riffuj膮cy do mikrofonu. Tak, to dopiero muzyka, pomy艣la艂 Jimmy. No i James Brown m贸wi膮cy wszystkim: „Powiedzcie to na g艂os - jestem czarny i jestem z tego dumny!", nawet Aretha si臋 coraz bardziej stara艂a: „Pomy艣l o tym, co chcesz mi zrobi膰/Wolno艣膰! Wolno艣膰! Wolno艣膰!" Wszyscy prawdziwi arty艣ci soul u偶ywali swojej muzyki, 偶eby o偶ywi膰 ruch - wyrazi膰 solidarno艣膰 z lud藕mi z ulicy, kt贸rzy przyjmowali ciosy armatek wodnych, uderzenia pa艂ek i warczenie ps贸w policyjnych jak prawdziwi wojownicy. Jak m臋偶czy藕ni. Nic z tych trz臋s膮cych ty艂kiem ze strachu bzdur, kt贸re Curtis z upodobaniem wpycha艂 na listy przeboj贸w. Jimmy omal nie zatka艂 sobie ust r臋k膮. Tak bardzo chcia艂 to wszystko powiedzie膰 na g艂os, ale wiedzia艂, mimo swojego maniakalnego stanu, 偶e nie wolno zadziera膰 z Curtisem. A szczeg贸lnie nie wtedy, kiedy przekonywa艂 swojego managera za pomoc膮 nowej piosenki, 偶e najwy偶szy czas zmieni膰 brzmienie Jimmiego Early i Rainbow Records.

„Cierpliwo艣ci drogie siostry/Cierpliwo艣ci drodzy bracia/ P贸ki nie nadejdzie nowy, lepszy dzie艅", g艂osy Lorrell i Jimmiego 艂膮czy艂y si臋 w podnosz膮cej na duchu balladzie. C.C. pokiwa艂 z uznaniem g艂ow膮 i powtarza艂 bezg艂o艣nie s艂owa utworu, bior膮c za r臋k臋 Michelle, kt贸ra ostatnio ujawni艂a swoj膮 s艂abo艣膰 do producenta. Lorrell delikatnie po艂o偶y艂a r臋k臋 na nodze Jimmiego, a drug膮 g艂aska艂a go po plecach, maj膮c nadziej臋, 偶e uda si臋 jej uspokoi膰 partnera, ca艂y czas wierc膮cego si臋 i obgryzaj膮cego paznokcie. „Hej, Hej, cierpliwo艣ci, cierpliwo艣ci/P贸ki nie nadejdzie nowy, lepszy dzie艅", zako艅czy艂o si臋 nagranie.

Na chwil臋 zapad艂a kompletna cisza. Jimmy, Lorrell, C.C., Michelle i Deena wstrzymywali oddech, czekaj膮c na komentarz Curtisa, kt贸ry wys艂ucha艂 ca艂ego utworu z zamkni臋tymi oczami. W ko艅cu Curtis przem贸wi艂:

- To jest dobre. O rany, to jest naprawd臋 dobre.

Jimmy poprawi艂 d偶insow膮 kurtk臋 ozdobion膮 cekinami, usiad艂 na samym brzegu kanapy i u艣miechn膮艂 si臋 szeroko. By艂 strasznie zdenerwowany, ale C.C. stresowa艂 si臋 jeszcze bardziej - praktycznie przez ca艂y utw贸r wstrzymywa艂 oddech. Wynika艂o to z tego, 偶e produkcja nowego singla Jimmiego oznacza艂aby, i偶 Rainbow Records zmienia sw贸j styl i dostrzega to, co dzieje si臋 w muzyce soul i w艣r贸d czarnych artyst贸w, kt贸rzy teraz, bardziej ni偶 kiedykolwiek, solidaryzowali si臋 z czarn膮 si艂膮 i ruchem popieraj膮cym prawa czarnych.

- Pomy艣leli艣my, 偶e najlepiej b臋dzie ci臋 zaskoczy膰, Curtis - powiedzia艂 podekscytowany C.C. - Dlatego najpierw sami to nagrali艣my.

- Co艣 w stylu prezentu na gwiazdk臋 - wtr膮ci艂a si臋 Lorrell z u艣miechem.

- A C.C. ma uk艂ad na scen臋 do tego utworu - doda艂a Michelle, z dum膮 g艂aszcz膮c C.C. po r臋ce.

Deena r贸wnie偶 pog艂aska艂a d艂o艅 C.C.

- Ten utw贸r jest 艣wietny. Ma w sobie tak膮 si艂臋.

- M贸wi臋 ci, Curtis - przerwa艂 Jimmy - tego w艂a艣nie nam teraz potrzeba. Tak jak to cz臋sto powtarzasz, nowoczesnego brzmienia.

- Ale to jest piosenka z przes艂aniem - zawyrokowa艂 Curtis. Szum w pokoju usta艂, wszyscy znieruchomieli i u艣miechy znik艂y z ich twarzy.

- Ale m贸wi prawd臋 - odezwa艂a si臋 Michelle, jedyna osoba w pomieszczeniu, kt贸ra nie widzia艂a jeszcze jasno, 偶e Curtis nie b臋dzie chcia艂 rozmawia膰 z ni膮 na temat jej przekona艅. - Jestem pe艂na gniewu. M贸j brat walczy w Wietnamie, w bezsensownej wojnie, a ja jestem z tego powodu rozgniewana.

Zainspirowany s艂owami swojej dziewczyny i mo偶e zbyt przestraszony, 偶e Curtis si臋 potem tego przyczepi, C.C. wtr膮ci艂 swoje dwa grosze:

- Dok艂adnie tak, Curtis. Czy muzyka nie powinna wyra偶a膰 uczu膰 ludzi?

- Nie - Curtis wsta艂. - Powinna si臋 sprzedawa膰. Zaufaj mi Jimmy, wykombinuj臋 dla ciebie jaki艣 nowy materia艂. Deena, chod藕 ze mn膮, chcia艂bym, 偶eby艣 pozna艂a pewnego faceta - powiedzia艂 podchodz膮c do drzwi i nie m贸wi膮c ani s艂owa wi臋cej na temat piosenki Jimmiego, tak jak zreszt膮 wszyscy przypuszczali. Deena wsta艂a, troch臋 zawstydzona. - I wypu艣膰 bluzk臋 na wierzch. Tak wygl膮da o wiele lepiej i pasuje do twojego wizerunku.

Deena poczeka艂a a偶 jej m膮偶 wyjdzie i podesz艂a do Jimmiego, kt贸ry pokonany siedzia艂 na kanapie ze spuszczon膮 g艂ow膮. Jego noga ca艂y czas tupa艂a.

- Tak mi przykro, Jimmy - powiedzia艂a Deena, dotykaj膮c jego ramienia. Przeprosi艂a tak偶e innych.

Nikt nie przyj膮艂 jej s艂贸w do wiadomo艣ci, ani nawet nie spojrza艂 na ni膮, kiedy znika艂a za drzwiami. W艂a艣ciwie nikt si臋 nawet nie poruszy艂, opr贸cz Jimmiego, kt贸ry wyj膮艂 z kieszeni kulk臋 srebrnej cynfolii i wysypa艂 cz臋艣膰 jej zawarto艣ci na stolik.

- Ej, kochanie, nie musisz tego od razu robi膰 - odezwa艂a si臋 Lorrell, potrz膮saj膮c g艂ow膮 i marszcz膮c brwi.

Ale Jimmy potrzebowa艂 tego. I to bardzo.

I zaczyna艂 tego u偶ywa膰, tak jak ludzie pij膮 co rano kaw臋 i jedz膮 na lunch kanapki, a na kolacj臋 t艂ustego kurczaka - odrobink臋 koki albo amfy, 偶eby wsta膰, kilka pigu艂ek, 偶eby si臋 uspokoi膰, troch臋 marychy, 偶eby rozja艣ni膰 umys艂, i nieco alkoholu, 偶eby si臋 wyluzowa膰. Uwa偶a艂, 偶e narkotyki s膮 jego zbawieniem, jedyn膮 ukochan膮, na kt贸r膮 zawsze m贸g艂 liczy膰. Tak, Lorrell mu pomaga艂a jak umia艂a; przekona艂a Curtisa, 偶eby napisa艂 dla niego "Patience", a kiedy by艂a w pobli偶u, zawsze dawa艂a mu to, czego potrzebowa艂. Ale to by艂o zbyt rzadko. Zawsze gdzie艣 wyje偶d偶a艂a z Curtisem i Deen膮, je藕dzi艂a eleganckimi wozami, wydawa艂a mas臋 pieni臋dzy - tak du偶o pieni臋dzy! - i 艣piewa艂a na scenach, gdzie, tak naprawd臋, na miejscu mogli si臋 czu膰 tylko biali. Podczas gdy ona zabawia艂a si臋 w miejscach stosownych dla gwiazdy pop (czytaj: bia艂ej gwiazdy pop), Jimmy czu艂 presj臋 coraz mniejszej grupki fan贸w, kt贸rzy byli zbyt zaj臋ci Dreams, wojn膮 i prawdziw膮 muzyk膮 soul, 偶eby zwraca膰 uwag臋 na starego, t艂ustego Murzyna 艣piewaj膮cego ca艂y czas rockandrollowe piosenki w stylu „usialalala" sprzed siedmiu czy o艣miu lat, sprzed czas贸w Malcolma i Martina, sprzed czas贸w, kiedy wszyscy wyszli na ulice. Jego wyst臋py stawa艂y si臋 coraz rzadsze, a kiedy 艣piewa艂 zazwyczaj by艂 to jaki艣 przegl膮d starych wykonawc贸w w towarzystwie kilku innych md艂ych artyst贸w, kt贸rych p艂yty zbiera艂y kurz w magazynach sklep贸w muzycznych ca艂ej Ameryki.

To wszystko sprawia艂o, 偶e Jimmy m贸g艂 tylko d膮sa膰 si臋 w domu z Melb膮, wierz膮c膮 katoliczk膮, kt贸ra codziennie modli艂a si臋 do Pana i wydawa艂a pieni膮dze, zarobione przez Jimmiego na muzyce, kt贸rej nie lubi艂a. Uwielbia艂a za to gospel, a poza tym swoj膮 Bibli臋 i pastora Ko艣cio艂a Misyjnego Baptyst贸w Beulah Land i wydawanie pieni臋dzy na drogie samochody, diamenty i ubrania. Nie informowa艂a go, kiedy wychodzi艂a z domu, po prostu sz艂a sobie do diab艂a i pojawia艂a si臋 d艂ugie godziny p贸藕niej z torbami pe艂nymi zakup贸w w jednej r臋ce i Bibli膮 w drugiej.

To nie przeszkadza艂o zbytnio Jimmiemu, bo kiedy Melba wychodzi艂a z domu, m贸g艂 kocha膰 si臋 ze swoj膮 najdro偶sz膮 dam膮, kt贸ra niczego od niego nie chcia艂a i uwielbia艂a Jimmiego jak kochanka. I, o tak, Jimmy kocha艂 swoj膮 bia艂膮 kobiet臋 bardzo mocno - swoj膮 kokain臋.

Oczywi艣cie Curtis nie przeoczy艂 tego faktu.

* * *

- Hej, musz臋 z tob膮 chwil臋 pogada膰 - powiedzia艂 Curtis, zamykaj膮c za Jimmim drzwi biura, do kt贸rego wcze艣niej go wezwa艂 na spotkanie.

- Przepraszam za sp贸藕nienie - odpar艂 Jimmy, poci膮gaj膮c nosem i poruszaj膮c nerwowo nog膮. Bia艂a kobieta dawa艂a o sobie zna膰 z kieszeni spodni. Chcia艂 wr贸ci膰 do domu, rozebra膰 si臋 do naga i pie艣ci膰 si臋 z ni膮 na kanapie przy stereo - przytula膰 j膮, s艂uchaj膮c muzyki Marana Gaye'a. Ale Jimmy wiedzia艂, 偶e to spotkanie by艂o wa偶ne. C.C. ju偶 go poinformowa艂 o wielkim programie telewizyjnym, kt贸ry Curtis planowa艂 dla Rainbow Records, wi臋c czeka艂 na wezwanie i informacj臋 o tym, 偶e bierze w nim udzia艂.

- Zatrzyma艂o mnie co艣 w domu, wiesz, jak to czasem jest. Ale ju偶 jestem. Co masz dla mnie, s艂o艅ce?

- Pos艂uchaj mnie uwa偶nie - zacz膮艂 Curtis. - Dick Clark poprowadzi specjalny program z gwiazdami Rainbow Records...

- Aha, s艂ysza艂em o tym co nieco - wtr膮ci艂 Jimmy, wycieraj膮c nos i staraj膮c si臋 z ca艂ych si艂 utrzyma膰 nog臋 nieruchomo. - B臋d臋 zaszczycony wykonuj膮c moje utwory, ale musisz pozwoli膰 C.C. popracowa膰 nad jakim艣 nowym materia艂em dla mnie, bo, bracie...

- Pos艂uchaj mnie Jimmy, pozw贸l, 偶e ci to jasno przedstawi臋, bracie - przerwa艂 Jimmiemu Curtis. - Nie mia艂em zamiaru wprowadza膰 ci臋 do tego programu, ale producenci chc膮, 偶eby艣 wyst膮pi艂, poniewa偶 warto by by艂o umie艣ci膰 w programie na moj膮 cze艣膰 pierwsz膮 wypromowan膮 przeze mnie gwiazd臋. Nie pozostaje mi wi臋c nic innego, jak tylko pozwoli膰 ci wyst膮pi膰. Ale powiem ci jedn膮 rzecz - m贸wi艂 Curtis wyprostowawszy si臋 o biurko. - Masz by膰 czysty i to od zaraz.

- Czekaj, o co ci chodzi, cz艂owieku? - spyta艂 Jimmy z oburzeniem.

- Chodzi mi o to, 偶e masz przesta膰 zabawia膰 si臋 narkotykami i wyj艣膰 na scen臋 czysty jak 艂za. Masz problem, przyjacielu. Znamy si臋 i lubimy od dawna, czasem robili艣my r贸偶ne g艂upie rzeczy, nie? Nie? - powt贸rzy艂 Curtis, czekaj膮c, a偶 Jimmy odpowie.

- Jasne. Stare dobre czasy, bracie - wyj膮ka艂 Jimmy.

- Kiedy zaczyna艂em ten interes, bardzo mi pomog艂e艣 w odniesieniu sukcesu. A teraz oddaj臋 ci przys艂ug臋 za przys艂ug臋, pozwalaj膮c ci na udzia艂 w tym programie. Je艣li rzucisz to ca艂e picie i narkotyki i uda ci si臋 wyst臋p, mo偶emy wtedy wr贸ci膰 do studio i zobaczymy, co si臋 da zrobi膰, 偶eby艣 zyska艂 to nowoczesne brzmienie, o kt贸rym ostatnio rozmawiali艣my - doko艅czy艂 Curtis.

- Ale... - zacz膮艂 Jimmy.

Jednak Curtis nie chcia艂 wi臋cej s艂ysze膰 od niego ani s艂owa. Ju偶 dawno skre艣li艂 Jimmiego. Stwierdzi艂, 偶e nigdy nie osi膮gnie sukcesu takiego jak Deena, bo nie by艂 w stanie odrzuci膰 w sobie ulicy. M贸g艂by da膰 Jimmiemu utw贸r Sinatry „My Way", a Jimmy spapra艂by go tak, 偶e sam Sinatra nie rozpozna艂by swojej piosenki. To nie by艂o nowoczesne brzmienie, o kt贸re walczy艂o Rainbow Records, nie pasowa艂o do ich niewzruszonego wizerunku zdrowej solidnej klasy 艣redniej, apolitycznych czarnych Amerykan贸w; nie by艂o tam miejsca dla ha艂a艣liwego, wojowniczego, ubranego byle jak, zmarnowanego 膰puna. Przynajmniej z punktu widzenia Curtisa. Ale skoro Dick Clark chcia艂 Jimmiego w programie, Curtis powinien mu go dostarczy膰 i tak te偶 zrobi艂.

Podni贸s艂 si臋 ponownie z krzes艂a i wyci膮gn膮艂 r臋k臋 do Jimmiego.

- Musz臋 lecie膰, bracie - powiedzia艂. - Mam kilka spotka艅, na kt贸rych musz臋 by膰. Wiesz, jak to jest.

Jimmy powoli wsta艂 z miejsca. Oczy mia艂 czerwone z w艣ciek艂o艣ci.

- Tak, bracie, zajmij si臋 swoimi interesami. Ja zajm臋 si臋 moimi.

- Zr贸b to, bracie. Zr贸b to - odpar艂 Curtis, kieruj膮c si臋 do drzwi. - Wyst臋p w programie jest w przysz艂y wtorek. Moja sekretarka poinformuje ci臋 o szczeg贸艂ach. Za艣piewasz „I Meant You No Harm", wiesz, mi艂ym i 艂adnym g艂osem. Tak jak to lubi膮, bracie. I wszystkie kroki s膮 ju偶 um贸wione, wi臋c nie musisz si臋 o to martwi膰.

- Tak - mrukn膮艂 Jimmy - 艂adnym g艂osem.

- No dobra, kochany, trzymaj si臋 - powiedzia艂 Curtis i wyszed艂 z pokoju.

Jimmy mia艂 ochot臋 wyci膮gn膮膰 r臋k臋 i zrzuci膰 wszystko z biurka Curtisa, potem wszystko z p贸艂ek i na koniec po艂ama膰 meble. Jak, u licha, Curtis wykombinowa艂, 偶e robi jemu przys艂ug臋? To ja wyci膮gn膮艂em go za dup臋 z b艂ota - gdyby nie ja, ca艂y czas sprzedawa艂by sp艂ukanym Murzynom swoje zepsute auta na zasyfionej Woodward Avenue, pomy艣la艂 Jimmy. A teraz, Curtis przechadza艂 si臋 jak kr贸l, odgrywaj膮c rol臋 zbawiciela Jimmiego - jakby chcia艂 pokaza膰, 偶e to dzi臋ki niemu Jimmy jest traktowany jak gwiazda, mimo 偶e takie traktowanie nale偶a艂o mu si臋 od dawna.

Jimmy wiedzia艂, 偶e zdemolowanie biura Curtisa to nie by艂 najlepszy pomys艂, ale nie chcia艂 tak po prostu wyj艣膰 z poczuciem niesprawiedliwo艣ci. Wyj膮艂 wi臋c z kieszeni swoj膮 bia艂膮 kobiet臋, za pomoc膮 karty kredytowej Curtisa rozdzieli艂 proszek na dwie r贸wne 艣cie偶ki na biurku i wci膮gn膮艂 je jak odkurzacz.

- Tak, b臋d臋 dla ciebie 艣piewa艂 艂adnym g艂osem ca艂膮 noc - powiedzia艂 na g艂os, oblizuj膮c palce, wycieraj膮c 艣lady z biurka Curtisa i wcieraj膮c je w z臋by. Poderwa艂 si臋 i niemal wybieg艂 z biura po schodach, mijaj膮c studio Rainbow Records, prosto na ulic臋. Obni偶y艂 rondo swojego kapelusza na brwi, 偶eby uchroni膰 wra偶liwe oczy przed s艂o艅cem. Musia艂 zadzwoni膰 i pogada膰 z Cukiernikiem

- Jimmy potrzebowa艂 troch臋 cukiereczk贸w. Tyle, 偶eby wystarczy艂o mu do nast臋pnego wtorku.

- Panie Early, pan wchodzi nast臋pny - oznajmi艂 producent, stukaj膮c do drzwi przebieralni Jimmiego.

Jimmy chrz膮kn膮艂.

- Kochanie, zdawa艂o mi si臋, 偶e mia艂e艣 by膰 dzisiaj czysty - powiedzia艂a Lorrell, staraj膮c si臋 nak艂oni膰 Jimmiego do wypicia letniej kawy. - Wiesz, jakie to wa偶ne.

- Sz艂o mi dobrze, kotku, dop贸ki Melba nie zacz臋艂a awantury - westchn膮艂 Jimmy. - Nigdy mnie ze sob膮 nie zabierasz! Mam dosy膰 siedzenia w domu co wiecz贸r! - na艣ladowa艂 j膮. - I zanim si臋 zorientowa艂em, zesz艂a na d贸艂 w swojej imprezowej sukience!

- Czekaj... czekaj chwil臋 - Lorrell a偶 cofn臋艂a si臋 ze zdziwienia. - Czy chcesz mi powiedzie膰, 偶e tam w艣r贸d publiczno艣ci jest teraz twoja 偶ona? W tej chwili tam siedzi? - dopytywa艂a si臋.

- Co mia艂em robi膰, kochanie? - Jimmy wzruszy艂 ramionami. - Dlatego musia艂em si臋 jako艣 rozlu藕ni膰.

Lorrell odstawi艂a kaw臋 i si臋gn臋艂a po szampana.

- Masz, kotku, napij si臋.

- Dzi臋kuj臋, Lorrell - Jimmy z wdzi臋czno艣ci膮 艂ykn膮艂 p艂yn.

- Wiesz co? - powiedzia艂a s艂odko Lorrell. - Dzisiaj jest nasza rocznica. Nie pami臋tasz? Pozw贸l mi si臋 poca艂owa膰 za ka偶dy razem sp臋dzony rok. Jeden, dwa, trzy, cztery, pi臋膰, sze艣膰, siedem, osiem. Osiem lat bezma艂偶e艅skiego 偶ycia.

- Oj, chyba nie masz zamiaru znowu zaczyna膰 - mrukn膮艂 Jimmy.

W艂a艣nie wtedy do przebieralni wetkn膮艂 g艂ow臋 pomocnik producenta.

- Pana kolej, panie Early.

Jimmy poderwa艂 si臋 z krzes艂a i uda艂 si臋 na scen臋.

- Dlaczego taki jeste艣, Jimmy Early? - zawo艂a艂a Lorrell, id膮c za nim korytarzem.

- Obiecuj臋 Lorrell, 偶e jej o nas powiem - rzuci艂 jej przez rami臋.

- Ale kiedy, Jimmy, kiedy? - Lorrell nie odpuszcza艂a id膮c z nim za kulisy.

- ... prosz臋 kochanie, daj mi jeszcze troch臋 czasu.

- Czas nie stoi w miejscu, Jimmy. Teraz dopiero to naprawd臋 rozumiem. Nigdy mnie nie kocha艂e艣 - wyrzuca艂a mu przekrzykuj膮c burz臋 oklask贸w towarzysz膮c膮 opuszczaj膮cym w艂a艣nie scen臋 braciom Tedy i Campbell.

- Kocham ci臋 Lorrell. Przecie偶 wiesz - powiedzia艂 Jimmy.

Lorrell spojrza艂a na mi艂o艣膰 swego 偶ycia, zdesperowana, 偶eby mu uwierzy膰.

- Ale teraz mam wyst臋p - doda艂 Jimmy.

- Ju偶 nie - powiedzia艂a do siebie Lorrell. Z jej twarzy znikn臋艂y emocje. - Ju偶 nie.

Jimmy wszed艂 na scen臋 i ol艣ni艂 publiczno艣膰. „I mimo, 偶e trudno mi to pokaza膰/chc臋 by艣 o tym wiedzia艂a/偶e, kochanie, co dzie艅 kocham ci臋 mocniej/Ale nie mog臋 tego wyrazi膰 s艂owami/nie chcia艂em ci臋 skrzywdzi膰", 艣piewa艂 wpatrzony w 偶on臋, kt贸ra siedzia艂a w drugim rz臋dzie. Melba kiwa艂a g艂ow膮 w rytm muzyki, pewna, 偶e to do niej kierowa艂 s艂owa. Artysta wykona艂 obr贸t i dostrzeg艂 Lorrell ogl膮daj膮c膮 go zza kurtyny. Podszed艂 do niej i za艣piewa艂 patrz膮c jej prosto w oczy. „I umr臋, je艣li mnie zostawisz/kocham ci臋, kocham ci臋...".

Zako艂ysa艂 si臋 i odwr贸ci艂 z powrotem do publiczno艣ci, ponownie patrz膮c na sw膮 偶on臋 i 艣piewa艂 dalej. Wtedy jego bia艂a kobieta stwierdzi艂a, 偶e czas, by po艣piewa艂 te偶 i dla niej. Jimmy zrobi艂 krok do przodu i da艂 zespo艂owi znak, 偶eby przestali gra膰.

- Nie mog臋 tak. Nie mog臋 ju偶 艣piewa膰 smutnych piosenek. Curtis, bracie, to tw贸j wiecz贸r i musisz si臋 tu dobrze bawi膰! - krzykn膮艂 Jimmy do mikrofonu.

Publiczno艣膰 za艣mia艂a si臋 i zacz臋艂a klaska膰. Curtis pomacha艂 Jimmiemu, staraj膮c si臋 dobrze wypa艣膰 przed kamerami. Jimmy zwr贸ci艂 si臋 do dyrygenta zespo艂u.

- Brian, z艂otko, dam ci troch臋 czasu, a reszta zespo艂u wchodzi na scen臋, kiedy ich wywo艂am, dobrze? Raz, dwa, trzy, jazda, zapraszam basist臋!

Basista zacz膮艂 gra膰.

- Raz, dwa, trzy, jest nie藕le. Saksofon na scen臋 - wo艂a艂 Jimmy.

Saksofonista zagra艂 delikatn膮 nut臋 w stylu funky. Jimmy widzia艂, 偶e kamerzy艣ci z trudem nad膮偶aj膮 za nim, kiedy tak szala艂 na scenie, biegaj膮c tam i z powrotem. W studio dyrektor techniczny gor膮czkowo sprawdza艂 scenariusz.

- Co on wyprawia? - zawo艂a艂, ale nikt mu nie odpowiedzia艂. Wszyscy starali si臋 uchwyci膰 jego wyst臋p.

- Raz, dwa, trzy, o tak! Tr膮bki! Czadu! - wrzeszcza艂 Jimmy. Sekcja d臋ta do艂膮czy艂a si臋 do wyst臋pu. Jimmy zacz膮艂 wykonywa膰 numer przypominaj膮cy co艣 pomi臋dzy rapem i muzyk膮 gospel.

„Hej panienko

Chod藕 si臋 zabawi膰 z Jimmim Early

Mam domek na wzg贸rzu

I Mercedesa na podw贸rzu

Mam basen jak lustro

I przyjaci贸艂 mn贸stwo

Ubra艅 kilogramy

I kredyt dla swej damy

Ale mog臋 obudzi膰 si臋 jutro tam

I zosta膰 sam

Ale Jimmy chce wi臋cej/Jimmy chce wi臋cej

Ale Jimmy chce wi臋cej/Jimmy chce wi臋cej/ S艂uchajcie!"

Publiczno艣膰 oszala艂a, klaszcz膮c i podskakuj膮c na siedzeniach, kiedy Jimmy zdj膮艂 p艂aszcz i odrzuci艂 go. Przebiega艂 przez scen臋, jak za starych, dobrych czas贸w - syc膮c si臋 ka偶dym krzykiem, piskiem i gwizdem, wykonuj膮c uk艂ady sprzed lat.

„Jimmy chce 偶eberka

Jimmy chce stek, s艂oneczko

Jimmy chce zje艣膰 twoje ciasteczko

Ale, by ukoi膰 nerwy

Jimmy chce przerwy

Bo Jimmy dusz臋 ma/Jimmy dusz臋 ma

Jimmy dusz臋 ma/Jimmy dusz臋 ma/Jimmy dusz臋 ma!"

Zerwa艂 krawat i zdj膮艂 koszul臋. C.C., kt贸ry siedzia艂 troch臋 ni偶ej z przodu, przed orkiestr膮, za艣mia艂 si臋 i pokr臋ci艂 g艂ow膮. Curtis rzuci艂 mu znacz膮ce spojrzenie, wsta艂 z krzes艂a z wymuszonym u艣miechem na ustach i wy艣lizgn膮艂 si臋 z lo偶y. Pop臋dzi艂 pustym korytarzem i wpad艂 za kulisy. Stan膮艂 tu偶 obok Lorrell, kt贸ra sta艂a tam potrz膮saj膮c g艂ow膮.

- Wiedzia艂a艣, 偶e chce to zrobi膰? - spyta艂.

- Curtis, jestem zszokowana, tak samo jak ty. Tego nie by艂o na pr贸bach.

- Bez 偶art贸w, Lorrell - powiedzia艂 Curtis, jego szcz臋ki pracowa艂y ze zdwojon膮 si艂膮.

„Nie mog臋 rocka gra膰

Nie mog臋 go 艣piewa膰

Mog臋 ci, kochanie, sw膮 dusz臋 pokaza膰"

Jimmy odwr贸ci艂 si臋, rozpi膮艂 guzik spodni i wypu艣ci艂 na wierzch koszul臋, wrzeszcz膮c do mikrofonu „Jimmy dusz臋 ma!". Publiczno艣膰 zach臋ca艂a go dzikimi wrzaskami.

„Wcze艣niej czy p贸藕niej/Nadejdzie taki czas Kiedy m臋偶czyzna odwag臋 w sobie zbierze By stworzy膰 swoje brzmienie Chc臋 zrobi膰 co艣/By wstrz膮sn膮膰 艣wiatem Jak Johnny Mathis/Ale tak nie potrafi臋 Bo Jimmy dusz臋 ma, Jimmy dusz臋 ma..."

Odwr贸ci艂 si臋 i zdj膮艂 koszul臋, a kiedy to zrobi艂, spodnie opad艂y mu do kostek. Publiczno艣膰 zacz臋艂a piszcze膰 - Melba j臋kn臋艂a i zas艂oni艂a usta elegancko ozdobion膮 bi偶uteri膮 d艂oni膮 w r臋kawiczce. Dyrektor techniczny rykn膮艂 do mikrofonu:

- Zdj膮膰 go z wizji!

Niemal natychmiast wszystkie monitory pokaza艂y tablic臋 z informacj膮: „Przepraszamy, za chwil臋 dalszy ci膮g programu", aby publiczno艣膰 w domach nie zobaczy艂a, jak Jimmy wykonuje kolejny szalony obr贸t, zdejmuje z siebie spodnie i k艂ania si臋 widzom. Uk艂oni艂 si臋 jeszcze raz, przes艂a艂 ca艂usa fanom, a tak偶e Lorrell i Curtisowi stoj膮cym za kulisami i zszed艂 偶wawo ze sceny.

- Hej, Curtis - powiedzia艂 z promiennym u艣miechem na twarzy. - Podoba艂 ci si臋 m贸j wyst臋p?

- Zrobi艂e艣 z siebie g艂upka - wysycza艂 Curtis przez zaci艣ni臋te z臋by.

- Chwileczk臋, chwileczk臋, by艂em po prostu Jimmim - za艣mia艂 si臋. Wpad艂 na scen臋 i jeszcze raz si臋 uk艂oni艂 - publiczno艣膰 nadal klaska艂a jak szalona. A on z powrotem pojawi艂 si臋 ko艂o Curtisa i Lorrell.

- Lorrell, powiedz mu, je艣li mo偶esz - powiedzia艂 pewny siebie Jimmy, wpatruj膮c si臋 Curtisowi w oczy.

- Jimmy ca艂y czas b艂aga ci臋 o co艣 nowego, ale spos贸b, w jaki go ignorujesz sprawia, 偶e czuje si臋 zagro偶ony. Oczywi艣cie, czuje si臋 z tego powodu zagubiony - potok s艂贸w wyp艂ywa艂 z ust Lorrell na jednym oddechu. - Chyba nie ma w膮tpliwo艣ci, 偶e tylko prawdziwie zdesperowany cz艂owiek zrzuci spodnie, b臋d膮c na 偶ywo w telewizji! - powiedzia艂a i odwr贸ci艂a twarz ku Jimmiemu.

- Dzi臋kuj臋 Lorrell, doskonale to uj臋艂a艣 - pochwali艂 usatysfakcjonowany Jimmy.

- Tak, ale to nie wszystko, co mam do powiedzenia, kotku - ci膮gn臋艂a Lorrell, opieraj膮c d艂o艅 na biodrze. - Ty... - Curtis jednak nie da艂 jej sko艅czy膰.

- Bracie, m贸j przyjacielu, to ju偶 koniec - powiedzia艂 po prostu.

- O co, o co ci chodzi, jak to koniec? - zapyta艂 Jimmy, zbli偶aj膮c swoj膮 twarz do twarzy Curtisa.

- Przykro mi Jimmy, tw贸j czas si臋 sko艅czy艂.

- Mam dusz臋, bracie. Nie zabijesz cz艂owieka, kt贸ry ma dusz臋

- Jimmy zacz膮艂 podnosi膰 g艂os. Tymczasem producent biega艂 nerwowo po studio, wrzeszcz膮c do mikrofonu. W pobli偶u sta艂a Deena i Michelle z zespo艂em stylist贸w uk艂adaj膮cych im w艂osy i poprawiaj膮cych makija偶. Wok贸艂 unosi艂 si臋 puder i opary lakieru do w艂os贸w. Ich zesp贸艂 ustawia艂 swoje instrumenty, po tym jak kapela Jimmiego zd膮偶y艂a ju偶 z艂o偶y膰 swoje. Program mia艂 trwa膰 dalej.

- Po prostu spr贸bujmy po偶egna膰 si臋 jak przyjaciele. Kiedy b臋dziesz potrzebowa艂 pomocy, zwyczajnie do mnie zadzwo艅 - zaproponowa艂 Curtis wyci膮gaj膮c do Jimmiego d艂o艅. Ale Jimmy jej nie przyj膮艂 - wygl膮da艂o na to, 偶e pr臋dzej by na ni膮 naplu艂 i odtr膮ci艂, ni偶 j膮 u艣cisn膮艂. Curtis spojrza艂 na niego gro藕nie i odszed艂.

- Nie martw si臋 Curtis, ja si臋 nie czo艂gam! Jestem orygina艂em i nie 偶ebrz臋! - zawo艂a艂 za nim Jimmy.

Lorrell uda艂a si臋 na scen臋, gdzie czeka艂a na ni膮 Michelle. Ale Jimmy z艂apa艂 j膮 za r臋k臋, zanim odesz艂a.

- Poczekaj, chwilk臋, kochanie. Chc臋 偶eby艣 to wiedzia艂a - poprosi艂. - Kocham ci臋 male艅ka.

Lorrell podesz艂a do niego i poca艂owa艂a go nami臋tnie.

- A Lorrell kocha Jimmiego - powiedzia艂a, patrz膮c mu w oczy.

- Ale na razie z Lorrell i Jimmim koniec, mam co艣 do zrobienia, pami臋tasz? Teraz mam wyst臋p - przypomnia艂a odsuwaj膮c si臋, w艂a艣nie wtedy, kiedy wesz艂a Melba. Obie patrzy艂y przez chwil臋 na siebie. 呕adna si臋 nie odezwa艂a.

- A teraz powitajmy najja艣niej 艣wiec膮ce gwiazdy konstelacji Rainbow: Deena Jones i niesamowite Dreams! - z g艂o艣nik贸w pop艂yn膮艂 g艂os prezentera. Lorrell wesz艂a na scen臋, Melba wybieg艂a. Jimmy zosta艂 sam, patrz膮c jak Deena przesy艂a buziaki widowni. Wszyscy wstali i skandowali jej imi臋, kiedy podchodzi艂a do mikrofonu i przesy艂a艂a kolejne ca艂usy Curtisowi, kt贸ry w艂a艣nie zajmowa艂 miejsce w lo偶y.

Jimmy s艂ysza艂 bia艂膮 kobiet臋 - jego narkotyk - wo艂aj膮c膮 go z przebieralni. Kiedy tylko us艂ysza艂 jej g艂os, jego nogi zacz臋艂y ta艅czy膰 jak szalone. Podrapa艂 si臋 po szyi i odwr贸ci艂, 偶eby do niej pobiec, ale wpad艂 prosto w ramiona wielkiego jak d膮b ochroniarza.

- Czas na nas panie Early - powiedzia艂, k艂ad膮c mu d艂o艅 na ramieniu.

Jimmy nie ruszy艂 si臋.

- Nie 偶ebrz臋, Curtis! - zawo艂a艂, staraj膮c si臋, 偶eby s艂ycha膰 go by艂o mimo g艂o艣nej muzyki i wrzask贸w publiczno艣ci. - Nie czo艂gam si臋! Bo by艂em tu na d艂ugo przed tob膮 i b臋d臋 tu d艂u偶ej ni偶 wy wszyscy!

Ale nikt go nie s艂ysza艂, opr贸cz ochroniarza, kt贸ry wzi膮艂 go pod rami臋 i pom贸g艂 opu艣ci膰 budynek - jego bia艂a kobieta ca艂y czas wo艂a艂a do niego.


Rozdzia艂 8

Mimo 偶e mia艂a okulary s艂oneczne, Deena pochyla艂a nisko g艂ow臋 id膮c przez hotel w kierunku basenu, gdzie czekali na ni膮 producent filmowy, Jerry Harris, i re偶yser, Sam Walsh.

- Jest pani niezwykle pi臋kn膮 kobiet膮 - wypali艂 Harris, kiedy Deena siada艂a na krze艣le naprzeciwko niego. Ochroniarz Deeny sta艂 nieopodal w czarnym garniturze, z r臋kami splecionymi na plecach.

- Dzi臋kuj臋, Jerry - odpowiedzia艂a Deena, popijaj膮c herbat臋 i posy艂aj膮c mu charakterystyczny skromny u艣miech. Nie by艂a pewna, co s膮dzi膰 o Walshu. Jego hippisowski str贸j i d艂ugie str膮kowate, siwe w艂osy, to nie by艂o co艣, czego si臋 spodziewa艂a po s艂ynnym re偶yserze filmowym z Hollywood. Nie da艂a jednak nic po sobie pozna膰: wykonywa艂a misj臋, kt贸rej celem by艂o przej臋cie jednej z g艂贸wnych r贸l w „Vegas Score", filmie, o kt贸rym czyta艂a w „Hollywood Reporter". „Film, napisany i wyre偶yserowany przez Sama Walsha i wyprodukowany przez Jerrego Harrisa zapowiada si臋 bardzo dobrze", pisano o nim. „Niekt贸rzy przypuszczaj膮, 偶e z odpowiednimi aktorami i Walshem w fotelu re偶ysera „Vegas Score" z 艂atwo艣ci膮 zdob臋dzie przynajmniej jednego Oskara."

Na tak膮 w艂a艣nie rol臋 mia艂a nadziej臋 Deena - dok艂adnie w takim filmie chcia艂a, musia艂a zagra膰. Curtis ca艂y czas stara艂 si臋 przepchn膮膰 j膮 do roli Kleopatry i wygl膮da艂o na to, 偶e Deena b臋dzie ju偶 grubo po czterdziestce, kiedy jej m膮偶 w ko艅cu zgromadzi odpowiedni scenariusz i w艂a艣ciwych producent贸w, 偶eby zacz膮膰 kr臋ci膰. Powtarza艂a mu to ca艂y czas, 偶e powinien zapomnie膰 o tym, 偶e rola g艂贸wna w tym filmie nie jest dla niej, 偶e jest na ni膮 zbyt dojrza艂a.

- Niech zagra w tym Bebe Vine albo Debbie Bullach - m贸wi艂a Curtisowi, podsuwaj膮c mu imiona m艂odszych si贸str z Rainbow Records. Ale Curtis nie chcia艂 o tym s艂ysze膰.

- Ta rola zosta艂a napisana specjalnie dla ciebie. Wi臋c teraz nie ma mowy o tym, 偶eby艣my dali sobie z tym spok贸j. Za du偶o pieni臋dzy ju偶 w to zainwestowa艂em - odpowiada艂 jej.

- Pozw贸l mi si臋 tylko tym zaj膮膰, kochanie, i ca艂y czas dawaj z siebie wszystko. I nie zawracaj tym sobie swojej ma艂ej 艣licznej g艂贸wki.

No c贸偶, Deena przesta艂a si臋 tym martwi膰 ju偶 dawno temu i postanowi艂a wzi膮膰 sprawy w swoje r臋ce. Zm臋czy艂o j膮 ju偶 bycie cich膮 i skromn膮 kukie艂k膮 Curtisa Taylora juniora. Poza tym wiedzia艂a ju偶 wystarczaj膮co du偶o na temat biznesu, a szczeg贸lnie na temat swojego m臋偶a i sposobu, w jaki on si臋 wszystkim zajmowa艂, 偶eby zda膰 sobie spraw臋, i偶 ka偶dy dzia艂 Rainbow Records mo偶na poszerzy膰. Nawet Deen臋 Jones. W ko艅cu to ona siedzia艂a w pierwszym rz臋dzie na przedstawieniu, w kt贸rym Curtis bezceremonialnie odrzuca艂 i zmienia艂 piosenkarzy, autor贸w tekst贸w, producent贸w, leader贸w zespo艂贸w, sekretarki, str贸偶贸w - ka偶dego, kto, jego zdaniem, nie pasowa艂 do jego 艣ci艣le okre艣lonego poj臋cia muzyki pop. Szczerze m贸wi膮c, nie obchodzi艂 jej los wi臋kszo艣ci z nich - tak po prostu by艂o od zawsze w przemy艣le muzycznym, niezale偶nie od tego, kto podejmowa艂 decyzje. Ale widz膮c, jak Curtis systematycznie niszczy karier臋 Jimmiego Early - cz艂owieka, kt贸ry wprowadzi艂 ich wszystkich na drog臋 do s艂awy - zorientowa艂a si臋, 偶e ona sama te偶, w ka偶dej chwili, mo偶e sta膰 si臋 niepotrzebna. Nie mia艂a zamiaru siedzie膰 z za艂o偶onymi r臋kami i czeka膰, a偶 to si臋 stanie. Deena Jones postanowi艂a, 偶e Deena Jones, jej produkt, zaczyna sama dba膰 o siebie. Kiedy zobaczy艂a ten artyku艂 w „Hollywood Reporter", powiedzia艂a asystentce, 偶eby um贸wi艂a j膮 na spotkanie.

- I, hmm, zostawmy to mi臋dzy nami - doda艂a. - Chc臋 zrobi膰 Curtisowi niespodziank臋, dobrze?

Jerry Harris poruszy艂 si臋 na siedzeniu, kiedy Deena u艣miechn臋艂a si臋 do niego i podzi臋kowa艂a za komplement.

- Nie, chc臋 powiedzie膰, 偶e tak naprawd臋 jeste艣 zbyt pi臋kna - wyja艣ni艂. - To film o trzech szulerkach, kt贸re jad膮 do Vegas, 偶eby ostatni raz tam zagra膰 i wygra膰. Kiedy Dawn leci na tego kierowc臋 ci臋偶ar贸wki, musisz poczu膰 jej desperacj臋. To musi by膰 brzydkie. Surowe.

- Wiem. I to w艂a艣nie mi si臋 w niej podoba - podchwyci艂a Deena. - Bezpretensjonalno艣膰, 偶adnego pieprzenia bzdur - powiedzia艂a, specjalnie dorzucaj膮c przekle艅stwo.

Harris zszokowany odwr贸ci艂 si臋 do Walsha.

- O rany, najs艂odsza Amerykanka ma tak膮 niewyparzon膮 bu藕k臋 - za艣mia艂 si臋.

- Oczywi艣cie, gdybym zosta艂a zatrudniona, musieliby艣my troch臋 dopracowa膰 rol臋 - u艣miechn臋艂a si臋, si臋gaj膮c po herbat臋.

- Co masz na my艣li? - Walsh podni贸s艂 si臋 i wyprostowa艂.

- Napisanie tego scenariusza zaj臋艂o mi ca艂y rok.

- I jest naprawd臋 dobry - zapewni艂a go Deena. - Ale ona jeszcze nie jest prawdziwa. Na przyk艂ad, co to za imi臋: Dawn? 呕adna z si贸str, kt贸re spotka艂am w 偶yciu, nie mia艂a na imi臋 Dawn - powiedzia艂a, dodaj膮c charakterystyczne dla czarnych elementy slangu, dla efektu. Wiedzia艂a, 偶e z艂apa艂a byka za rogi.

- Scenariusz nie jest wykuty w kamieniu i jeste艣my otwarci na zmiany - odpar艂 Harris. - Prawda Sam?

- Mo偶e si膮dziemy nad nim razem, kiedy wr贸ci Al. Przejrzymy kilka scen, pobawimy si臋 nimi? - Walsh m贸wi艂 bardziej do Harrisa ni偶 do Deeny.

- To mi si臋 podoba - u艣miechn臋艂a si臋 Deena.

- S艂ysza艂em, 偶e Curtis ca艂y czas chce nakr臋ci膰 t臋 szalon膮 wersj臋 czarnej Kleopatry - zagai艂 Harris. - Chryste, czy wersja z Elizabeth Taylor nie by艂a wystarczaj膮co z艂a?

- Wiadomo, 偶e to go zrujnuje - za艣mia艂 si臋 nerwowo Walsh.

- Widzia艂em ju偶 co艣 takiego wiele razy. Faceci, kt贸rzy wydaj膮 dziesi臋膰 dolc贸w, 偶eby zarobi膰 pi臋膰. Czy to prawda, 偶e ma na to pieni膮dze z mafii?

Deena spodziewa艂a si臋 tych pyta艅. Powiedzia艂a sobie, 偶e musi to odegra膰 z rezerw膮.

- M贸j m膮偶 ma teraz pe艂ne r臋ce roboty, je艣li chodzi o muzyczn膮 stron臋 interesu - odpowiedzia艂a. - Dlatego nie chcia艂am mu zawraca膰 g艂owy tym dzisiejszym spotkaniem.

Wszyscy wiedzieli, 偶e to k艂amstwo, ale w prawdziwie Hollywoodzkim stylu, wi臋c zgodzili si臋 je zignorowa膰.

- Ale, powiedzmy, 偶e b臋dziesz mia艂a do zagrania scen臋 艂贸偶kow膮. Czy Curtis ci na to pozwoli? M贸wi膮, 偶e trzyma ci臋 do艣膰 kr贸tko. Diamentowa obro偶a, ale kr贸tka smycz - prowokowa艂 Harris.

Pozwoli膰 jej? Takie w艂a艣nie pierdo艂y nie podoba艂y si臋 Deenie

- Curtis mia艂 nad ni膮 tak膮 kontrol臋, 偶e nawet m臋偶czy藕ni, kt贸rych nigdy wcze艣niej nie widzia艂a wiedzieli, 偶e Deena nie ma w艂adzy ani nad swoim czasem, ani nad cia艂em. Jej produkt. No c贸偶. Ju偶 nie.

- To nie b臋dzie problem, Jerry - odpowiedzia艂a, zaciskaj膮c wargi. 艁ykn臋艂a herbat臋.

Deena by艂a z siebie dosy膰 zadowolona. P贸藕niej w studio jej rado艣膰 by艂o niemal s艂ycha膰, kiedy 膰wiczy艂a now膮 piosenk臋, kt贸r膮 napisa艂 dla niej C.C. Jednak mimo przepe艂niaj膮cego j膮 entuzjazmu trudno jej by艂o nie zauwa偶y膰 ostrej k艂贸tni, kt贸ra mia艂a miejsce w studio na jej oczach. Michelle i Lorrell, kt贸re ko艂ysa艂y si臋 w rytm basu i 艣piewa艂y swoje „ah, ah, ah" spojrza艂y na siebie i zmarszczy艂y brwi, patrz膮c w okienko, gdzie byli Curtis i C.C. Wygl膮dali jakby za chwil臋 mieli si臋 rozszarpa膰. Kiedy C.C. rzuci艂 si臋 na Curtisa, Deena zerwa艂a s艂uchawki, chc膮c p贸j艣膰 do nich i przypomnie膰 im, 偶e s膮 w 艣rodku nagrania, a nie na ulicy, ale w艂a艣nie wtedy C.C. wybieg艂 ze studio, a Curtis pobieg艂 za nim.

- Nie my艣la艂em, 偶e to mo偶liwe, Curtis! - wrzeszcza艂 C.C., podczas gdy Michelle, Lorrell i Deena pospieszy艂y za nimi gotowe interweniowa膰. Ester, asystentka Deeny, ju偶 tam by艂a, ale ani Curtis, ani C.C. jej nie widzieli.

- Nie my艣la艂em, 偶e potrafisz pozbawi膰 moj膮 muzyk臋 duszy a偶 do tego stopnia.

- Po prostu zmieni艂em j膮 tak, 偶eby mo偶na by艂o do niej ta艅czy膰 - oponowa艂 Curtis.

- A teksty? Ten rytm zabija emocje w piosence - piekli艂 si臋 C.C.

- O to w艂a艣nie prosi艂e艣 - Curtis zaczyna艂 traci膰 cierpliwo艣膰.

- O ca艂kiem nowe brzmienie, silniejsze ni偶 kiedykolwiek mia艂 rock and roll. Ludzie nie wr贸c膮 teraz do boogie, a nawet je艣li, to i tak b臋d膮 ta艅czy膰 do naszej muzyki!

- Twojej muzyki, Curtis - C.C. niemal plu艂 ze z艂o艣ci. - Ja nie mam z ni膮 nic wsp贸lnego.

- Daj spok贸j bracie, jeste艣 tu dla mnie najwa偶niejszym facetem

- powiedzia艂 Curtis wyci膮gaj膮c r臋k臋 do C.C., ale ten odtr膮ci艂 j膮 i szybkim krokiem ruszy艂 do biura, gdzie czeka艂y na niego jego spakowana walizka i wolno艣膰.

- Poca艂uj mnie w dup臋, bracie! - wrzasn膮艂 C.C. Zatrzyma艂 si臋, kiedy zobaczy艂, jak ludzie wychodz膮 z biur i gromadz膮 si臋 na korytarzu. Rhonda i Janice p艂aka艂y, inni si臋 obejmowali.

- A tu co si臋 dzieje? - spyta艂 zaskoczony Curtis.

W tym momencie powietrze przeszy艂 ostry g艂o艣ny krzyk, kt贸ry sprawi艂, 偶e wszyscy zadr偶eli. To by艂a Lorrell, histerycznie p艂acz膮ca z b贸lu. 艁zy tryska艂y z jej oczu razem z tuszem do rz臋s i sp艂ywa艂y strumieniami po twarzy. Deena stara艂a si臋 j膮 uspokoi膰, ale Lorrell nie mog艂a si臋 opanowa膰. Trz臋s艂a si臋 ca艂a. Michelle powoli odwr贸ci艂a si臋 do C.C. ze 艂zami w oczach, przekazuj膮c swojemu ch艂opakowi straszne wie艣ci: Jimmy Early zmar艂.

Wiadomo艣膰 o 艣mierci Jimmiego roznios艂a si臋 bardzo szybko. Reporterzy ochoczo pochylali si臋 nad swoimi mikrofonami, roztrz膮saj膮c najdrobniejsze szczeg贸艂y zwi膮zane ze 艣mierci膮 Jimmiego, a stacje telewizyjne bezustannie pokazywa艂y nagranie z cia艂em Jimmiego, przykrytym bia艂ym prze艣cierad艂em wynoszonym na noszach z jakiego艣 podejrzanego hotelu.

- Wed艂ug policji pan Early le偶a艂 tam martwy ca艂y dzie艅. Badania potwierdzaj膮, 偶e zmar艂 z powodu przedawkowania narkotyk贸w - m贸wi艂 reporter do kamery. - Najprawdopodobniej, jego cia艂o zostanie przewiezione z powrotem do Detroit, gdzie zostanie pochowany.

C.C. i Michelle patrzy艂y bezmy艣lnie w telewizor stoj膮cy na pod艂odze u Curtisa. Curtis prze艂kn膮艂 troch臋 szkockiej, 偶eby st臋pi膰 wszechogarniaj膮cy go b贸l. W jego sypialni Deena stara艂a si臋 pocieszy膰 zrozpaczon膮 Lorrell, kt贸ra znik艂a na kilka godzin i pojawi艂a si臋 z powrotem w rezydencji Taylora w jeszcze gorszym stanie ni偶 by艂a w studio dowiedziawszy si臋 o 艣mierci swojego ukochanego.

- M贸j Jezu - westchn臋艂a Deena, kiedy wyjrza艂a na korytarz i ujrza艂a Lorrell skulon膮 na pod艂odze ze sp艂ywaj膮cym po twarzy razem ze 艂zami makija偶em i potarganymi w艂osami. - Niech mi kto艣 pomo偶e!

Curtis przygl膮da艂 si臋, podczas gdy C.C. i Michelle pomogli Lorrell wspi膮膰 si臋 po spiralnych schodach do pokoju szefa. Lorrell nie mog艂a nawet na nich spojrze膰, nie mog艂a nawet si臋 odezwa膰. Przez d艂ugi czas siedzia艂a w ca艂kowitym milczeniu. Bola艂o j膮 gard艂o od krzyczenia w szpitalu, gdzie kaza艂a si臋 zawie藕膰 swojemu kierowcy, zaraz po tym, jak dowiedzia艂a si臋 o 艣mierci Jimmiego.

- Co to znaczy? Dlaczego nie mog臋 go zobaczy膰? - spyta艂a zap艂akana ochroniarza, kt贸ry nerwowo przegl膮da艂 papiery na biurku. Tu偶 za nim znajdowa艂a si臋 kostnica, gdzie le偶a艂o cia艂o Jimmiego, przygotowane na oficjalne rozpoznanie, tu偶 za wahad艂owymi drzwiami. - Kochali艣my si臋 z Jimmim. Przecie偶 nie zaszkodzi panu, je艣li pozwoli mi si臋 pan z nim zobaczy膰 ostatni raz. Po偶egna膰 si臋. Prosz臋 pana...

W艂a艣nie wtedy otworzy艂y si臋 drzwi i wyszed艂 zza nich m臋偶czyzna w bia艂ym kitlu, tu偶 za nim sz艂a Melba. Mia艂a spuszczon膮 g艂ow臋, wi臋c nie od razu dostrzeg艂a dziewczyn臋 m臋偶a, kt贸ra sta艂a naprzeciwko.

- Jeszcze raz wyra偶am 偶al - odezwa艂 si臋 lekarz - z powodu 艣mierci pani m臋偶a, pani Early.

- Dzi臋kuj臋... - zacz臋艂a Melba i przerwa艂a ujrzawszy przed sob膮 Lorrell. - Co ty tu robisz? - patrzy艂a na ni膮, a jej s艂owa przepe艂nione by艂y jadem, niemal plu艂a m贸wi膮c.

- Ja... ja...

- Id藕 do diab艂a - przerwa艂a jej wzburzona Melba. - Masz jeszcze czelno艣膰 pokazywa膰 si臋 tutaj, jakby to dotyczy艂o te偶 ciebie. Pozw贸l, 偶e co艣 ci powiem, male艅ka - powiedzia艂a, wskazuj膮c palcem na twarz Lorrell. - Ten cz艂owiek, to m贸j m膮偶. M贸j! Nie tw贸j.

- Ale ja go kocha艂am - powiedzia艂a s艂abo Lorrell. - Chcia艂am si臋 tylko po偶egna膰.

- Wyjd藕 st膮d natychmiast, do diab艂a - warkn臋艂a Melba i odwr贸ci艂a si臋 do lekarza. - Prosz臋 nie pozwoli膰 tej kobiecie zbli偶y膰 si臋 do cia艂a mojego m臋偶a, albo pozw臋 do s膮du j膮, was i wszystkich, kt贸rzy b臋d膮 mieli z tym co艣 do czynienia.

Lorrell ca艂y czas d藕wi臋cza艂y w uszach te s艂owa. Nawet kiedy siedzia艂a w obj臋ciach Deeny, ca艂y czas nie mog艂a zrozumie膰, jak teraz b臋dzie 偶y膰 bez Jimmiego.

- Nawet mi nie pozwoli艂a go zobaczy膰 - odezwa艂a si臋 do ko艂ysz膮cej j膮 delikatnie Deeny. - Nie pozwoli艂a mi si臋 zobaczy膰 z moim Jimmim.

W pomieszczeniu obok Curtis potrz膮sa艂 g艂ow膮.

- Co za nieszcz臋艣cie.

- C贸偶... dzi臋ki za drinka - odezwa艂 si臋 C.C., wstaj膮c do wyj艣cia. Pom贸g艂 Michelle wsta膰, staraj膮c si臋 nie spojrze膰 na Curtisa.

- Powiedz Lorrell, 偶e wpadn臋 jutro - powiedzia艂a Michelle, bior膮c C.C. za r臋k臋.

- C.C. ... niezale偶nie od tego, co by艂o mi臋dzy nami, nie ma nic wa偶niejszego ni偶 rodzina - powiedzia艂 Curtis do wychodz膮cego C.C. Ten stan膮艂, ale si臋 nie odwr贸ci艂, dop贸ki nie wypowiedzia艂 tych trzech s艂贸w, kt贸re chcia艂 powiedzie膰 g艂o艣no przez ca艂y dzie艅.

- To ju偶 koniec, Curtis.

- Jimmy sam sobie to zrobi艂! - zawo艂a艂 Curtis. - Dobrze o tym wiesz.

C.C. nie mia艂 wi臋cej nic do powiedzenia. Po prostu z艂apa艂 Michelle za r臋k臋 i wyszed艂.

- Michelle - powiedzia艂 Curtis spokojnie, zatrzymuj膮c j膮. - C.C. mo偶e odej艣膰, ale ty nie.

C.C. stara艂 si臋 zrozumie膰, jak Curtis m贸g艂 by膰 a偶 tak wyrachowany, nawet w takiej chwili jak ta - kiedy straci艂 brata, cz艂owieka, kt贸rego kochali jak cz艂onka rodziny. Odwi贸z艂 Michelle do domu, pojecha艂 prosto na lotnisko i pierwszym samolotem polecia艂 do Detroit, gdzie uda艂 si臋 do swojej rodzinnej dzielnicy, wspominaj膮c dni, kiedy chodzi艂 tamt臋dy szukaj膮c kogo艣, kogokolwiek, kto by pos艂ucha艂 jego muzyki i g艂osu jego siostry. Min膮艂 naro偶ny bar, gdzie mieli pierwszy koncert dla prawdziwej publiczno艣ci - kilku pijak贸w, kt贸rzy czekali na otwarcie baru, 偶eby kupi膰 butelk臋 czy dwie i owin膮膰 je w papierowe torby. Kilka kilometr贸w dalej znajdowa艂o si臋 podw贸rko, z kt贸rego razem z Effie obserwowali samochody i gdzie napisa艂 ich trzeci膮 piosenk臋, „Moody Girl", na cze艣膰 pierwszej dziewczyny, kt贸ra go poca艂owa艂a i odesz艂a z innym ch艂opcem. I tam te偶 by艂 Teatr Detroit, na samym 艣rodku, zniszczona ruina - tak pe艂na wspomnie艅. By艂 taki czas, kiedy nawet nie potrafi艂by sobie wyobrazi膰, jak to jest, kiedy s艂yszy si臋 swoje piosenki w radio, a co dopiero widzi je na szczycie list przeboj贸w „Billboard". A teraz niewyobra偶alne sta艂o si臋 rzeczywisto艣ci膮. Nie rozumia艂, dlaczego tak si臋 to wszystko sko艅czy艂o. Detroit by艂o zniszczone. Zesp贸艂 si臋 rozpada艂. Jimmy umar艂. Jak Curtis m贸g艂 by膰 taki pod艂y - i tak go poni偶y膰. Rzuci艂 wszystko, 偶eby za nim p贸j艣膰, pasj臋 dla muzyki soul, kreatywno艣膰, rodzin臋. Tak bardzo chcia艂 by膰 ze swoj膮 rodzin膮. 艢mier膰 cz臋sto sprawia, 偶e chce si臋 obejmowa膰 ludzi i przytula膰 tych, kt贸rych nie ma w pobli偶u, ponaprawia膰 zerwane wi臋zi. My艣la艂 o Effie. Czu艂, 偶e musi j膮 jak najszybciej znale藕膰, powiedzie膰 jej, 偶e chce, pragnie, potrzebuje jej przebaczenia.

Do mieszkania siostry wpu艣ci艂 go ojciec. C.C. czeka艂 tam na ni膮 dwie godziny, ca艂y czas my艣l膮c o tym, jak to si臋 sta艂o, 偶e Effie 偶y艂a w tak ubogich warunkach i do艣wiadczy艂a takiej degradacji.

- Przecie偶 przesy艂a艂em jej pieni膮dze, czy nie dosz艂y? - wypytywa艂 ojca bezustannie.

- Dostawa艂a je.

- Nie korzysta艂a z nich? Wys艂a艂em jej przez ten czas wystarczaj膮co du偶o, 偶eby mog艂a mieszka膰 lepiej ni偶 mieszka, 偶eby 偶y艂a lepiej.

- Nie chcia艂a ich wydawa膰 - odpowiedzia艂 ojciec, otwieraj膮c szuflad臋 biurka w male艅kim pokoiku Effie. Wyj膮艂 z niej pude艂ko pe艂ne list贸w, list贸w od C.C. Wi臋kszo艣膰 z nich by艂a nawet nie otwierana, wszystkie pe艂ne by艂y pieni臋dzy, kt贸re jej przesy艂a艂.

- Twoja siostra - powiedzia艂 Ronald - jest uparta jak osio艂.

C.C. potrz膮sn膮艂 g艂ow膮 i zacz膮艂 chodzi膰 po male艅kim mieszkanku. Patrzy艂 na uciekaj膮ce po niemal pustych szafkach karaluchy, dotyka艂 cienkich, pouk艂adanych r贸wno w kostk臋 koc贸w le偶膮cych na zu偶ytej sofie, gdzie spa艂a Effie, i na porozrzucane wsz臋dzie zabawki. Pok贸j dziecinny. Siedzia艂 na 艂贸偶ku dziecka, kiedy us艂ysza艂 Effie witaj膮c膮 si臋 z s膮siadk膮. Podbieg艂 do drzwi i otworzy艂 je, wygl膮daj膮c na klatk臋 schodow膮, aby zobaczy膰 siostr臋 z c贸reczk膮, jak wchodz膮 po schodach.

- Co to jest czuwanie przy zw艂okach? - spyta艂a Magic, pokonuj膮c po dwa schodki naraz.

- Tak si臋 m贸wi, kiedy przyjaciele gromadz膮 si臋 razem i obdarowuj膮 kogo艣 mi艂o艣ci膮 - odpowiedzia艂a Effie, z trudem wspinaj膮c si臋 po schodach.

- Mamo, czemu zawsze tak wolno chodzisz?

- Bo jestem ju偶 stara, kochanie - odpowiedzia艂a prosto Effie, ignoruj膮c kolejn膮 obraz臋 ze strony c贸rki. Zatrzyma艂a si臋 na chwil臋, 偶eby z艂apa膰 oddech, a Magic pobieg艂a do ich mieszkania. Zatrzyma艂a si臋 ze zdumienia, kiedy zobaczy艂a obcego m臋偶czyzn臋 stoj膮cego w drzwiach.

- Kim jeste艣? - spyta艂a.

Effie zobaczywszy C.C. zacz臋艂a z powrotem schodzi膰 po schodach. Serce wali艂o jej z w艣ciek艂o艣ci. C.C. pobieg艂 za ni膮. W drzwiach pojawi艂 si臋 Ronald i wzi膮艂 Magic za r臋k臋.

- Kto to jest? - powt贸rzy艂a dziewczynka.

- To tw贸j wujek, ma艂a.

- Effie! - zawo艂a艂 C.C.

Us艂ysza艂 trza艣ni臋cie drzwiami i zakl膮艂 pod nosem. Jego siostra nigdy niczego nie u艂atwia艂a, wi臋c spodziewa艂 si臋 tego. Pobieg艂 za ni膮, wybieg艂 na ciemn膮 ulic臋, ale Effie przepad艂a. Gdyby popatrzy艂 uwa偶niej, mo偶e zobaczy艂by j膮, jak chowa si臋 ze 艂zami w cieniu wielkiego d臋bu, gdzie niegdy艣 艣piewa艂a mu piosenki z takim uczuciem, 偶e oboje p艂akali ze wzruszenia. Kocha艂a go - t臋skni艂a za nim, ale wiedzia艂a, 偶e zbyt d艂ugo by艂a zagniewana i teraz nie by艂a pewna, czy uda si臋 jej zapomnie膰 o g艂臋bokiej urazie. Tata ma racj臋, pomy艣la艂a, jestem uparta jak osio艂.

C.C. powoli wszed艂 na g贸r臋, 偶eby po偶egna膰 si臋 z ojcem.

- Nie poddawaj si臋 synu - Ronald u艣ciska艂 go ciep艂o. - Ona ci臋 teraz potrzebuje bardziej ni偶 kiedykolwiek, nawet je艣li stara si臋 tego po sobie nie pokazywa膰. Znajd藕 j膮, synu, i spraw, 偶eby zrozumia艂a, 偶e sta膰 j膮 na wi臋cej ni偶 to.

O tym w艂a艣nie my艣la艂 C.C., kiedy pochyla艂 si臋 nad drinkiem w klubie Max Washington, gdzie zebra艂o si臋 kilku muzyk贸w z Detroit, 偶eby wsp贸lnie pogra膰 i porozmawia膰 o Jimmim. Przy jednym ze stolik贸w siedzia艂a Effie z Martim, z kt贸rym ostatnio od nowa zaczyna艂a wsp贸艂prac臋 i stara艂a si臋 zorganizowa膰 dla siebie kilka wyst臋p贸w. C.C. siedzia艂 przy barze, wiedz膮c, 偶e cokolwiek powie, i tak nie uda mu si臋 zrekompensowa膰 lat, przez kt贸re Curtis wykorzystywa艂 t臋 dw贸jk臋. Wi臋c siedzia艂 tylko, pi艂 i obserwowa艂.

- Wiecie, 偶e wtedy nie m贸wiono o nim „Thunder" Early tylko Ma艂y Jimmy - powiedzia艂a wokalistka jazzowa Martiemu i Effie, przygotowuj膮c dla swojego starego znajomego piosenk臋. - Ile on mia艂 wtedy lat, Marty?

- Nie wiem, pewnie ze dwana艣cie.

- Hehe, ale r臋ce mia艂 jak kto艣 dwa razy starszy i nie wstydzi艂 si臋 ich u偶ywa膰 - za艣mia艂a si臋 kobieta.

- Prawdziwy by艂 z niego 艣wintuch - Marty pokiwa艂 potakuj膮co g艂ow膮. - Prawdziwy ma艂y 艣wintuch - powt贸rzy艂 i jego oczy wype艂ni艂y si臋 艂zami. Effie obj臋艂a go ramieniem, a kobieta skin臋艂a na pianist臋. Melodia by艂a delikatna i 艂agodna, g艂os piosenkarki by艂 szorstki, nieco skrzekliwy. 艢piewa艂a piosenk臋 mi艂osn膮 dla przyjaciela, kt贸ry odszed艂. „T臋skni臋 za tob膮, przyjacielu/Czy mog臋 ci臋 przytuli膰? Mimo, 偶e ju偶 wiele czasu up艂yn臋艂o, przyjacielu/Czy pozwolisz?", 艣piewa艂a.

Effie obieca艂a Martiemu, 偶e nie b臋dzie wi臋cej pi艂a, i 偶e, je艣li pomo偶e jej w karierze, zostanie abstynentk膮. Marty, siwiej膮cy starszy pan z ogromn膮 ilo艣ci膮 wspomnie艅, ale niewielk膮 ilo艣ci膮 bliskich, z kt贸rymi m贸g艂by si臋 nimi podzieli膰, chcia艂, 偶eby mog艂a wr贸ci膰 do gry bez tych wszystkich wad, kt贸re utrudnia艂y sukcesy, a czasem - tak jak w przypadku Jimmiego - zabija艂y. W zwi膮zku z tym kaza艂 jej rzuci膰 alkohol na czas wsp贸lnej pracy. Effie by艂a zdeterminowana, 偶eby dotrzyma膰 obietnicy, ale siedzenie w knajpie i wspominanie zmar艂ego przyjaciela nie pomaga艂o jej w tym.

- Id臋 po drinka. Chcesz co艣?

- Nie, kotku. Dzi臋ki - odpowiedzia艂 Marty.

Effie podesz艂a do baru i k膮tem oka dostrzeg艂a C.C. Mia艂a przeczucie, 偶e go tam spotka - po tym, co powiedzia艂 jej ojciec - ale mimo wszystko nadal nie by艂a przygotowana na rozmow臋. W艂a艣ciwie, nie mia艂a mu nic do powiedzenia, po tym, jak jej ojciec ub艂aga艂 j膮, 偶eby przynajmniej wys艂ucha艂a, co brat chcia艂 jej przekaza膰.

- Nie pracuje ju偶 z Curtisem, Effie - powiedzia艂 jej Ronald, kiedy w ko艅cu wr贸ci艂a do domu po tym, jak pierwszy raz zobaczy艂a Curtisa w drzwiach swojego mieszkania.

- Chce zacz膮膰 pracowa膰 dla siebie i chce pom贸c ci w nagraniu p艂yty.

- Niepotrzebna mi jego pomoc - z w艣ciek艂o艣ci膮 odpowiedzia艂a Effie. - Nie potrzebowa艂am go wtedy, nie potrzebuj臋 go te偶 teraz.

- Ale偶 to nieprawda kochanie. Rodzina potrzebuje si臋 nawzajem. Tu nie chodzi o pieni膮dze, ani o to, co si臋 wydarzy艂o w przesz艂o艣ci. To twoja krew, twoje cia艂o.

- Zabawne, 偶e nie my艣la艂 o tym, kiedy Curtis wykopa艂 mnie z mojego w艂asnego zespo艂u i...

- Czy naprawd臋 spodziewa艂a艣 si臋, 偶e tw贸j brat porzuci swoje marzenia, Effie? Czy gdyby wr贸ci艂 tu, z tob膮 i nie otrzyma艂 nagrody za swoj膮 ci臋偶k膮 prac臋, by艂aby艣 szcz臋艣liwsza? Przez te wszystkie lata robi艂 to, o czym marzy艂: pisa艂 hity, s艂ucha艂 swojej muzyki, kt贸ra by艂a obecna wsz臋dzie. Czy jeste艣 a偶 tak膮 egoistk膮, 偶e chcia艂aby艣 mu to wszystko odebra膰? W艂asnemu bratu?

Effie wiedzia艂a, 偶e ojciec ma racj臋, ale mimo to nie mia艂a zamiaru u艂atwia膰 C.C. powrotu do jej 偶ycia.

- Od kiedy jeste艣 taki bezczelny, C.C.? Wracasz tu po tych wszystkich latach... - wybuch艂a gniewnie.

- Effie, nie mog臋 nic powiedzie膰 na swoj膮 obron臋... chyba tylko to, 偶e by艂em m艂ody i pope艂ni艂em b艂膮d.

- M贸wi臋 ci, 偶e ju偶 nikt mnie nie wykorzysta. Ani ty, ani nikt inny. Nigdy wi臋cej.

- Obiecuj臋, 偶e napisz臋 ci hit, Effie. Pozw贸l mi to zrobi膰.

- Nie potrzebuj臋 ci臋 - niemal plu艂a ze z艂o艣ci.

- Nie, Effie, ale ja ciebie potrzebuj臋 - C.C. podsun膮艂 si臋 do siostry. - Min臋艂o tyle lat, a ty nawet si臋 ze mn膮 nie przywita艂a艣. Jestem twoim bratem. Powiedz do mnie „cze艣膰". Wiesz, 偶e mi przykro. Powinienem tu przyjecha膰 du偶o wcze艣niej.

- Zawsze by艂e艣 dzieckiem - powiedzia艂a, bawi膮c si臋 oprawk膮 okular贸w.

- Ale staram si臋 zmieni膰.

- Ja te偶 - powiedzia艂a Effie.

- Tyle lat musia艂o up艂yn膮膰, 偶eby si臋 wyzwoli膰 - zacz膮艂.

- Wiesz, kocha艂am Curtisa jeszcze przez d艂ugi czas po tym, co si臋 wydarzy艂o. A to bardzo d艂ugo hamowa艂o moj膮 z艂o艣膰. My艣la艂am, 偶e to ju偶 za mn膮, ale kiedy tu przyjecha艂e艣, kiedy umar艂 Jimmy, to wszystko wr贸ci艂o ze zdwojon膮 si艂膮.

- A mi zaj臋艂o lata, 偶eby zrozumie膰, kim jestem i zorientowa膰 si臋, 偶e mam pomys艂 na piosenk臋 - tak膮 prawdziw膮. I my艣l臋, 偶e tylko ty mo偶esz j膮 za艣piewa膰 we w艂a艣ciwy spos贸b. Effie, pozw贸l mi pom贸c - C.C. obj膮艂 siostr臋 ramieniem. - Zr贸bmy to, czego zawsze pragn臋li艣my, razem.

Effie nie odezwa艂a si臋 przez d艂u偶sz膮 chwil臋, tylko popija艂a drinka. Oboje s艂uchali piosenkarki 艣piewaj膮cej „My Funny Valentine", utworu, kt贸ry niegdy艣 艣piewa艂a Effie, a jej brat przygrywa艂 jej na starym rozstrojonym pianinie. Effie zamkn臋艂a oczy i s艂ucha艂a, jak kobieta moduluje perlisty g艂os. Stanowi艂 prawdziwie pi臋kny instrument, ale Effie nieco inaczej wyobra偶a艂a sobie idealne wykonanie tego utworu: z odrobin膮 chrypki i naciskiem na s艂owa „zosta艅, 艣mieszn膮 Walentynk膮 - zosta艅" i przeci膮gaj膮c ostatnie s艂owo, a偶 publiczno艣膰 wstanie i zacznie klaska膰.

- D艂ugo czeka艂am, a偶 mi to powiesz - odezwa艂a si臋 w ko艅cu otwieraj膮c oczy. - Powiedz to jeszcze raz.

- Effie, 艣piewaj moje piosenki, tak jak nale偶y - powt贸rzy艂 C.C., obejmuj膮c siostr臋.

Nie zmarnowali ani chwili czasu. Niemal od razu udali si臋 do studio. Marty zaaran偶owa艂 wszystko, a C.C., ca艂y czas zarabiaj膮cy na tantiemach, op艂aci艂 rachunek. Effie zrobi艂a to, co umia艂a najlepiej; pochyli艂a si臋 nad mikrofonem i wydoby艂a z siebie g艂os s艂odki jak mi贸d.

„Chcesz ode mnie mi艂o艣ci i oddania

Chcesz mie膰 moje kochaj膮ce serce

Wiem, 偶e mog艂abym ci臋 kocha膰 wiecznie

Ale problem w tym,

呕e nie mam tyle czasu

Masz tylko jedn膮 noc

Tylko jedn膮 noc

I tylko tyle

Tylko jedn膮 noc

Nie udawaj, 偶e ci zale偶y

Tylko jedn膮 noc

Tylko jedn膮 noc

Chod藕, kochanie, chod藕"

C.C. sta艂 przy konsoli, zajmuj膮c si臋 miksowaniem i zachwycaj膮c si臋 d藕wi臋kami swojej muzyki, muzyki swojej siostry. Tak w艂a艣nie zawsze to sobie wyobra偶a艂.


Rozdzia艂 9

Magic nastawi艂a radio, uwa偶nie ws艂uchuj膮c si臋 w g艂os matki. Effie, C.C. i ich ojciec przygl膮dali si臋 jej uwa偶nie, dumni z utworu Effie, niemal tak samo, jak jej ma艂a c贸reczka. Magic zerka艂a na mam臋, staraj膮c si臋 po艂膮czy膰 偶yw膮 osob臋 z t膮, kt贸rej g艂os dobiega艂 z g艂o艣nika.

- To by艂a Effie White z Detroit, by艂a cz艂onkini Dreams, z now膮 piosenk膮 „One Night Only". Mog臋 wam wyjawi膰, 偶e Effie to niegrzeczna mamusia i pot臋偶ny g艂os z Krainy Wielkich Jezior. Mieli艣cie okazj臋 us艂ysze膰 j膮 u nas po raz pierwszy!

C.C., Effie i Magic klaskali jak szaleni, kiedy w艂膮czy艂y si臋 reklamy.

Podczas gdy Effie z rodzin膮 by艂a zaj臋ta celebrowaniem nowego sukcesu, Curtis siedzia艂 w Rainbow Records w L.A., s艂uchaj膮c kasety z „One Night Only", kt贸r膮 na jego polecenie przyni贸s艂 mu Wayne od Nickiego Cassaro. Curtis 艣ledzi艂 sukces Effie. Kiedy w艂膮czy艂 kaset臋 niemal podskoczy艂, a oczy zmieni艂y mu si臋 w dwie w膮skie szparki.

- Chce zrobi膰 ze mnie g艂upca - powiedzia艂 Curtis do Wayne'a.

- Nicky m贸wi, 偶e dystrybucja tego nagrania jest tylko lokalna, graj膮 to g艂贸wnie stacje dla czarnych. Ale zaczyna po prostu chwyta膰.

- Skoro napisa艂 to C.C., czy偶 nie nale偶y do mnie? - spyta艂 Curtis, pochylaj膮c si臋 nad kierownic膮.

- Technicznie tak, przynajmniej dop贸ki oficjalnie nie zerwiemy umowy. Zbior臋 prawnik贸w, 偶eby napisali pismo, w kt贸rym za偶膮damy po艂owy wp艂yw贸w z tantiem.

- Nie. To 艣wietny utw贸r z nowoczesnym brzmieniem. Chc臋 to nagra膰 z Deen膮 i dziewcz臋tami.

Wayne zmarszczy艂 czo艂o. Wiedzia艂, 偶e chodzi o co艣 innego. Chyba pierwszy raz w swojej karierze sprzeciwi艂 si臋 Curtisowi i nie zawaha艂 si臋 tego powiedzie膰 na g艂os.

- Daj spok贸j, Curtis, ich p艂yta ju偶 jest nagrana.

- I co z tego? - powiedzia艂 ze z艂o艣ci膮 Curtis. - Je艣li mog臋 kupi膰 hit, mog臋 te偶 kupi膰 kicz.

- Cz艂owieku, to wielki prze艂om dla Effie. S膮 inne utwory - stara艂 si臋 go przekona膰 Wayne.

- To jest biznes, Wayne. Zajmij si臋 tym.

Nie zaj臋艂o im d艂ugo, 偶eby zdetronizowa膰 piosenk臋 Effie. Curtis przekaza艂 kaset臋 swojemu ostatniemu produktowi, parze tek艣ciarzy z Philly znanych jako Pulley Brothers, kt贸rych zatrudni艂 w zast臋pstwie za C.C. jako dyrektor贸w do spraw produkcji Rainbow Records. Bracia dodali troch臋 instrument贸w smyczkowych pod s艂odki, o wiele bardziej uwodzicielski g艂os Deeny i zmienili utw贸r na bardziej popowy, tak jak kaza艂 im Curtis.

- No dobrze, teraz szybko zagramy wam fragment - powiedzia艂 Eddie Pulley do mikrofonu zza konsoli. - Poczujcie rytm, a Raymond popracuje nad tekstem.

呕adna z kobiet nie pozna艂a piosenki. Nie s艂ysza艂y wersji Effie „One Night Only".

Za tydzie艅, przy pomocy Nickiego, piosenka by艂a gotowa, Elvis Kelly je藕dzi艂 po Detroit nowiutkim Cadillakiem, a hit Deeny Jones i Dreams bez przerwy grany by艂 w ameryka艅skich radiostacjach. Kiedy grupka wyst膮pi艂a na wspaniale o艣wietlonej scenie w jednym ze s艂ynnych klub贸w tanecznych w Nowym Jorku, Curtis u艣miecha艂 si臋 z dum膮 ze swojej lo偶y nad scen膮. Od samego pocz膮tku wiedzia艂, 偶e po raz kolejny ubi艂 z艂oty interes.

To samo sta艂o si臋 jasne dla Effie, C.C., Martiego i nawet dla ma艂ej Magic, kiedy ogl膮dali w telewizji ten wyst臋p. Czuli si臋, jakby 艣nili jaki艣 koszmar. S艂yszeli wcze艣niej ten utw贸r w radio, i nawet przez chwil臋 grano te dwa utwory po kolei, pytaj膮c dzwoni膮cych, kt贸ra wersja jest ich zdaniem lepsza. Ale teraz, na wyst臋pie u Johnnego Garsona, Curtis wygrywa艂 t臋 wojn臋. Znowu.

Deena jak zawsze wygl膮da艂a ol艣niewaj膮co w charakterystycznej l艣ni膮cej szacie do ziemi, kiedy stoj膮c przed Michelle i Lorrell potrz膮sa艂a peruk膮 do ramion i 艣piewa艂a piosenk臋 - piosenk臋 Effie.

Magic rzuci艂a mamie rozczarowane spojrzenie, pe艂ne z艂o艣ci.

- Tak mi przykro, Effie - odezwa艂 si臋 C.C.

Effie u艣cisn臋艂a jego r臋k臋 w ge艣cie, kt贸ry zapewnia艂, 偶e nie wini go za to, co si臋 wydarzy艂o. Effie w pogoni za swoim marzeniem stan臋艂a u bram piek艂a i by艂a ju偶 w samym 艣rodku gor膮cego kot艂a, kiedy Curtis odebra艂 jej to, o co tak zawsze walczy艂a. Tym razem by艂a silna. W艣ciek艂a jak cholera i silna. Poniewa偶 wiedzia艂a, 偶e wszyscy przyznaj膮 jej racj臋. 呕eby nie wiem co si臋 sta艂o. Przejrz膮 na oczy i zrozumiej膮, jakim w臋偶em jest Curtis. Effie patrzy艂a, jak Magic uciek艂a do swojego pokoju, zakry艂a g艂ow臋 poduszk膮 i wybuch艂a p艂aczem. Wiedzia艂a, po prostu wiedzia艂a, 偶e marzenie c贸reczki - 偶eby mama przesta艂a siedzie膰 w domu ob偶eraj膮c si臋 do przesady - mo偶e si臋 zrealizowa膰. Ma艂a natomiast czu艂a, 偶e mama w ko艅cu stara艂a si臋 przej膮膰 kontrol臋 nad swoim 偶yciem - zrobi膰 co艣, by poprawi膰 ich warunki i wyrwa膰 si臋 z tego getta. Zosta膰 kim艣. A teraz to wszystko leg艂o w gruzach. Uwa偶a艂a, 偶e si艂a jej matki jest tylko udawana. Magic my艣la艂a, 偶e ma s艂ab膮 mam臋, kt贸ra nie b臋dzie umia艂a tego ani wyprostowa膰, ani uratowa膰 ich od biedy, jedynej rzeczy, kt贸r膮 zna艂a w swoim m艂odym 偶yciu.

Podczas gdy 艂zy Magic wsi膮ka艂y w poduszk臋, Deena by艂a za kulisami Studia NBC i zrywa艂a z g艂owy peruk臋.

- Dlaczego nikt mi nie powiedzia艂, 偶e to piosenka Effie? - zapyta艂a asystent贸w i reporter贸w, kt贸rzy towarzyszyli im w programie „The Tonight Show". Nikt jej nie odpowiedzia艂. - Mogliby nas r贸wnie dobrze oskar偶y膰 o kradzie偶 czy plagiat!

- No bo tak w艂a艣nie jest, nie? - mrukn臋艂a Lorrell.

- Co powiedzia艂a艣? - spyta艂a Deena, odwracaj膮c si臋 do niej twarz膮.

- M贸wi臋 tylko, 偶eby艣 przesta艂a udawa膰, 偶e nie wiesz, jaka kryje si臋 za tym polityka. Piosenka Effie by艂a w radio, my wzi臋li艣my j膮 sobie, nagrali艣my, wprowadzili艣my nasz膮 wersj臋 na anteny i zniszczyli艣my j膮. Znowu. Cholera, to samo w sobie jest jak serial - lepsze ni偶 wszystkie opery mydlane, kt贸re kiedykolwiek ogl膮da艂 m贸j czarny ty艂ek!

- Drogie panie, mo偶e powinni艣my chwil臋 odczeka膰, zanim przejdziemy do rozmowy na ten temat w studio... - przerwa艂 im reporter.

- Spakujcie moje rzeczy - powiedzia艂a Deena, chwytaj膮c p艂aszcz. - Jestem gotowa. Teraz!


Rozdzia艂 10

S艂u偶膮cy otworzy艂 butelk臋 szampana i nape艂ni艂 kieliszek Deeny, podczas gdy Curtis opowiada艂 co艣 o „Kleo". Deena s艂ucha艂a go jednym uchem. Nie chcia艂a tej roli, ale nie mog艂a znale藕膰 s艂贸w, by o艣wiadczy膰 m臋偶owi, 偶e po ci膮gn膮cych si臋 od d艂u偶szego czasu negocjacjach i spotkaniach, tego w艂a艣nie ranka podpisa艂a z Walshem i Wrightem umow臋 odno艣nie jej roli w „Vegas Score". Wiedzia艂a, 偶e si臋 w艣cieknie, kiedy si臋 dowie. Curtis zainwestowa艂 mn贸stwo czasu i energii w zbudowanie swojej wizji tego filmu, tak wiele, 偶e muzyczna strona jego interesu zacz臋艂a na tym traci膰. Patrzy艂, co si臋 dzia艂o w dyskotekach i, widz膮c, 偶e kr贸luje tam po艂yskliwy rytm disco, zacz膮艂 nagrywa膰 w Rainbow Records disco z nadziej膮, 偶e przyniesie mu to sukces kasowy i b臋dzie m贸g艂 podpisa膰 nowe umowy z m艂odymi utalentowanymi artystami. Deena wiedzia艂a o tym wszystkim, bo zaczyna艂a sama stawia膰 pytania i sprawdza膰, co dok艂adnie jej m膮偶 planowa艂 dla niej samej. Kilka dni wcze艣niej wkrad艂a si臋 do jego biura i nerwowo przejrza艂a papiery i szafk臋 z dokumentami. Nie by艂a pewna, czego w艂a艣ciwie szuka, ale by艂a ju偶 zm臋czona niewiedz膮, zm臋czona uczuciem, 偶e jest czyj膮艣 w艂asno艣ci膮, kt贸ra nie ma prawa wiedzie膰, co dalej, dop贸ki nie poinformuje jej o tym Curtis. Chcia艂a jakich艣 konkretnych informacji. Chcia艂a wi臋cej w艂adzy. Chcia艂a wolno艣ci. I wiedzia艂a, 偶e to wszystko mo偶e znale藕膰 w biurze swojego m臋偶a. Trz臋s艂y jej si臋 r臋ce, kiedy zobaczy艂a szczeg贸艂owy plan promocji nowego albumu grupy napisany przez Curtisa. Ucieszy艂a si臋 widz膮c, 偶e, poza tournee, by艂a wolna. Odkry艂a te偶 wiele interesuj膮cych j膮 detali, kiedy trafi艂a na rozmaite rachunki, stare zdj臋cia, bilety oraz notatki i zapiski z pocz膮tku istnienia Rainbow Records, ale 偶adna z tych rzeczy nie by艂a teraz istotna. Przecie偶 nie chcia艂a rozmawia膰 o przesz艂o艣ci, tylko o tym, co ma si臋 wydarzy膰. By艂a gotowa na to, by przyzna膰 si臋, 偶e podpisa艂a kontrakt. Szuka艂a tylko jeszcze s艂贸w, 偶eby powiedzie膰 m臋偶owi, m臋偶czy藕nie, kt贸ry ca艂y czas prowadzi艂 j膮 za r臋k臋 i m贸wi艂, co ma robi膰 od siedemnastego roku 偶ycia, 偶e podj臋艂a w艂asn膮 decyzj臋, dotycz膮c膮 swojej kariery. Deena rozejrza艂a si臋 po pokoju, omiot艂a wzrokiem bogato rze藕biony st贸艂 dla dwunastu os贸b i elegancki kryszta艂owy serwis, w kt贸rym le偶a艂a pieczona kaczka i puree ziemniaczane, przygotowane i podane przez ekspert贸w w dziedzinie gotowania. Jej wzrok spocz膮艂 na ich wsp贸lnym ma艂偶e艅skim zdj臋ciu, kt贸re wisia艂o na 艣cianie nad pot臋偶n膮 komod膮. By艂 na nim Curtis siedz膮cy w fotelu w stylu Louisa XIV, a za nim sta艂a Deena, jej r臋ce by艂y delikatnie oparte na jego ramionach - on, tw贸rca kr贸l贸w, ona, jego wierna podw艂adna. Jego s艂u偶膮ca. Nie b臋dzie 艂atwo powiedzie膰 mu, 偶e przeci臋艂a sznurki i nie jest ju偶 jego marionetk膮.

- ... wi臋c Cecil Osborne w ko艅cu si臋 zgodzi艂 - us艂ysza艂a Curtisa, kiedy w ko艅cu skupi艂a si臋 na tym, co do niej m贸wi艂.

- To b臋dzie kosztowa膰 ponad milion dolc贸w, ale na pewno b臋dzie tego warte. Ten facet jest 艣wietny, je艣li chodzi o dob贸r aktor贸w - s艂u偶膮cy dope艂ni艂 kieliszek Curtisa i odszed艂. Deena zacz臋艂a bawi膰 si臋 serwetk膮. - Co si臋 dzieje?

- Nic, Curtis. Chyba nigdy nie przypuszcza艂am, 偶e to si臋 naprawd臋 wydarzy.

- To dzi臋ki tobie, kochanie - u艣miechn膮艂 si臋 Curtis i odkroi艂 kawa艂ek mi臋sa. - Jeste艣 kr贸low膮 disco.

- Chyba jestem troch臋 zm臋czona... - zacz臋艂a Deena.

- Oczywi艣cie, 偶e jeste艣 zm臋czona. To jest szalony okres. Wywiady, sesja fotograficzna dla „Vogue'a" i wszystkie te spotkania przy basenie.

Deena zaskoczona podnios艂a na niego wzrok. Sk膮d do diab艂a m贸g艂 wiedzie膰? Chcia艂a to wykrzykn膮膰 na g艂os.

- Czy my艣lisz, 偶e jestem g艂upi? - spyta艂 ch艂odno Curtis podnosz膮c jednocze艣nie brwi i kieliszek do ust. Upi艂 odrobin臋 szampana. - Kiedy zamierza艂a艣 mi o tym powiedzie膰?

- Przepraszam Curtis, powinnam ci by艂a powiedzie膰 wcze艣niej. To taka... To taka 艣wietna rola. A ten film jest dok艂adnie taki, w jakim powinnam zagra膰 - Curtis zamilk艂 kiedy m贸wi艂a. - Nikt nie zna si臋 na muzyce lepiej ni偶 ty, Curtis - zacz臋艂a si臋 przymila膰, staraj膮c si臋 os艂odzi膰 t臋 nieprzyjemn膮 chwil臋 prawdy i maj膮c nadziej臋, 偶e uspokoi m臋偶a, widocznie zdenerwowanego. - Masz muzyk臋 we krwi. Ale film, to co innego.

- Czy wiesz dlaczego ci臋 wybra艂em na wokalistk臋, Deena? - spyta艂 Curtis, ignoruj膮c s艂owa 偶ony. - Bo tw贸j g艂os nie ma osobowo艣ci. Ne ma g艂臋bi. Jest tylko tym, co ja z nim potrafi臋 zrobi膰 - serce Deeny zabi艂o mocniej na te s艂owa. Chcia艂 j膮 zrani膰 i uda艂o mu si臋. - Nikt nie rozumie ci臋 lepiej ni偶 ja.

Deena zacz臋艂a my艣le膰 nad tym, co jej sugerowa艂: m贸wi艂 jej prosto w twarz, 偶e sama siebie nie rozumia艂a, i 偶e jej si臋 nie uda. Teraz ona si臋 wkurzy艂a. ,

- Zaproponowano mi rol臋 i bior臋 j膮 - powiedzia艂a prosto.

- Tak? Przeczytaj sw贸j kontrakt. Kochanie, nie mo偶esz si臋 nawet wysra膰, je艣li ci na to nie pozwol臋 - zakpi艂 cicho.

- Zatrudni臋 adwokata - powiedzia艂a Deena. Jej g艂os by艂 pewny siebie, mimo 偶e nie do ko艅ca czu艂a t臋 pewno艣膰.

- Czy my艣lisz, 偶e te bia艂asy b臋d膮 siedzie膰 i czeka膰 a偶 mnie pozwiesz do s膮du? Zapomnij, Deena. To si臋 nie uda - Curtis wsta艂 i odepchn膮艂 krzes艂o. - Przykro mi, kotku, ale nie pozwol臋, 偶eby ci faceci si臋 tob膮 zajmowali. Nie wiedz膮, jak to zrobi膰. I nie przejmuj si臋 niczym, Deena. Wybaczam ci.

Deena gapi艂a si臋 zrozpaczona w sw贸j pusty talerz, kiedy Curtis wychodzi艂. Us艂ysza艂a, jak zamyka za sob膮 drzwi do biura i to przyku艂o jej uwag臋. Nagle wiedzia艂a dok艂adnie, co ma robi膰.

- Ale nie rozumiem, dlaczego musisz to zrobi膰 w艂a艣nie w taki spos贸b - przekonywa艂a Deen臋 matka, do kt贸rej zadzwoni艂a z przebieralni ze swojego prywatnego numeru.

- Mamo, je艣li nie rozumiesz tego teraz, nigdy nie zrozumiesz - odpowiedzia艂a Deena. - Je艣li teraz czego艣 nie zrobi臋, ten cz艂owiek mnie zrujnuje.

- A ty mo偶esz zrujnowa膰 to, co razem we dwoje zbudowali艣cie. To imperium muzyczne jest zar贸wno twoje, jak i jego - nalega艂a May. - Po prostu nie rozumiem, dlaczego nie mo偶ecie doj艣膰 do jakiego艣 porozumienia...

- Curtis nie zgadza si臋 z nikim, kto nie zgadza si臋 z Curtisem - odci臋艂a si臋 Deena.

- Ale jeste艣 jego 偶on膮...

- Jestem jego pracownic膮, tyle mi powiedzia艂 przy stole - powiedzia艂a 艂agodnie Deena, staraj膮c si臋, by matka zrozumia艂a jej sytuacj臋. - Musz臋 tak zrobi膰 mamo, nie widz臋 innego wyj艣cia.

- Zastan贸w si臋 nad tym jeszcze - poprosi艂a May.

- Ju偶 si臋 zastanawia艂am. Mamo, musz臋 ko艅czy膰 - powiedzia艂a Deena i odwiesi艂a s艂uchawk臋. Po twarzy p艂yn臋艂y jej gor膮ce 艂zy. Kapa艂y na stary wymi臋ty kawa艂ek papieru, kt贸ry trzyma艂a w pude艂eczku z bi偶uteri膮, pod naszyjnikami. Na nim by艂 adres i numer telefonu Effie. Deena przepisa艂a adres na 偶贸艂t膮 kopert臋, w艂o偶y艂a do niej papiery i zaklei艂a j膮. Otar艂a 艂zy i w艂o偶y艂a p艂aszcz przeciwdeszczowy. Zapinaj膮c si臋, przesz艂a do kuchni, by wezwa膰 kierowc臋. Mog艂aby poprosi膰 Bentona, 偶eby sam zani贸s艂 na poczt臋 kopert臋 pe艂n膮 osobistych dokument贸w Curtisa, ale mia艂a pewne podejrzenia, 偶e to on opowiedzia艂 Curtisowi o jej sekretnych spotkaniach w Paramount. Musia艂a sama doko艅czy膰 t臋 misj臋.

* * *

Effie natychmiast rozpozna艂a ten charakter pisma i podnios艂a do g贸ry brew, kiedy ujrza艂a nazwisko Deeny naskrobane na kopercie.

- Po tylu latach... - powiedzia艂a g艂o艣no, obracaj膮c j膮 w r臋kach. Mia艂a ochot臋 j膮 spali膰, tak niewiele j膮 obchodzi艂o, co Deena ma jej do powiedzenia, nawet, je艣li mia艂by to by膰 d艂ugi i serdeczny list. Ale tylko jedna rzecz wzbudzi艂a zainteresowanie Effie: co takiego Deena w艂o偶y艂a w tak wielk膮 kopert臋?

Effie z trudem wspi臋艂a si臋 po schodach i wesz艂a do swojego mieszkania, gdzie pracowa艂a z C.C. nad nowym utworem.

- Nie uwierzysz, co przynios艂am - powiedzia艂a Effie, rozrywaj膮c kopert臋. Palce C.C. le偶a艂y spokojnie na klawiaturze, dop贸ki Effie nie pomacha艂a mu papierami przed twarz膮. W jednej r臋ce mia艂a zapisan膮 r臋cznie niewielk膮 kartk臋, a w drugiej p臋k podniszczonych i po偶贸艂k艂ych papier贸w.

- Droga Effie, oto tw贸j bilet do s艂awy - tylko tyle napisane by艂o w li艣ciku.

Effie szybko przejrza艂a papiery, nie do ko艅ca rozumiej膮c, co widzi, dop贸ki nie zauwa偶y艂a kartek, na kt贸rych widnia艂y nazwiska spiker贸w radiowych, nazwy radiostacji, adresy i wypisane obok nich sumy pieni臋dzy. Na samej g贸rze kto艣 napisa艂: „Curtis, zaj臋li艣my si臋 tymi stacjami. Podrzu膰 C.C. nast臋pn膮 paczk臋, a zajm臋 si臋 kolejnymi z listy". Notka podpisana by艂a „Nicky".

- C.C., tu jest twoje imi臋 - odezwa艂a si臋 Effie. - Nie rozumiem, co to jest - pochyli艂a si臋 nad swoim bratem, podsuwaj膮c mu papiery pod sam nos. - Kim jest Nicky?

C.C. przesta艂 gra膰 i skupi艂 si臋 na dokumentach. Kiedy zorientowa艂 si臋, 偶e widzi list臋 spiker贸w radiowych, kt贸rzy brali 艂ap贸wki za przepychanie utwor贸w z Rainbow Records do pierwszej setki utwor贸w z list przeboj贸w, wyrwa艂 je Effie z r臋ki i szybko, ale uwa偶nie przejrza艂. Najpierw si臋 u艣miechn膮艂, a po chwili wybuch艂 gromkim 艣miechem.

- O rany, dziewczyna w ko艅cu si臋 wyzwoli艂a, nie?

- Co, C.C.? - spyta艂a Effie. U艣miecha艂a si臋, ale sama nie wiedzia艂a dlaczego. - O czym m贸wisz?

- To w艂a艣nie jest nasz bilet powrotny do 艣wiata muzyki, starsza siostrzyczko - powiedzia艂 C.C., wstaj膮c od pianina. Cmokn膮艂 Effie w policzek. - Nadszed艂 nasz czas, kochana.

Prawnik, z kt贸rym nast臋pnego dnia spotkali si臋 Effie, C.C. i Marty potwierdzi艂 ich przypuszczenia.

- Bez w膮tpienia to mo偶e doprowadzi膰 Rainbow Records do ruiny - zawyrokowa艂 adwokat, David Bennett. - Z tych dokument贸w jasno wynika, 偶e Curtis Taylor i jego zausznicy kupowali czas radiowy i miejsca na listach przeboj贸w. Zakres tego procederu by艂 ogromny. Mo偶emy zaskar偶y膰 radiostacje na terenie ca艂ej Ameryki. 艁ap贸wkarstwo jest nielegalne, a je艣li im to udowodnimy, pan Taylor b臋dzie mia艂 nie lada k艂opoty.

- I o to chodzi - Effie zaklaska艂a w r臋ce. - Nie wiem, co takiego zrobi艂 Deenie, ale nie藕le go za to urz膮dzi艂a.

Marty po艂o偶y艂 r臋k臋 na ramieniu Effie, sygnalizuj膮c jej, 偶eby si臋 uspokoi艂a.

- Ale na tych papierach jest te偶 nazwisko C.C. Bra艂 w tym udzia艂. Czy mo偶na go jako艣 uchroni膰 przed konsekwencjami?

Bennett zacz膮艂 przegl膮da膰 papiery i poprawi艂 si臋 na krze艣le.

- No c贸偶, panie White, nie mog臋 k艂ama膰; je艣li to p贸jdzie do s膮du, pan te偶 b臋dzie o to obwiniony. Pana imi臋 widnieje kilkakrotnie na najbardziej obci膮偶aj膮cych dokumentach.

C.C. zwiesi艂 g艂ow臋. Kilka dni wcze艣niej dyskutowa艂 z Martim nad skutkami pozwania Curtisa do s膮du i obwinienia go o fa艂szerstwa raport贸w ze sprzeda偶y p艂yt, aby oszuka膰 inwestor贸w, co do ich zarobk贸w, i jasne by艂o, 偶e je艣li Curtis za to poleci, C.C. zostanie oskar偶ony wraz z nim. Na pocz膮tku nie wydawa艂o mu si臋 to wa偶ne, tak bardzo chcia艂 zem艣ci膰 si臋 na Curtisie. Ale Effie b艂aga艂a go, by da艂 spok贸j - aby oszcz臋dzi艂 sobie konsekwencji wynikaj膮cych ze 艣cis艂ej wsp贸艂pracy z Curtisem w sprawie korupcji.

- Nie chc臋, 偶eby m贸j braciszek szed艂 do wi臋zienia przez tego bydlaka! - Effie niemal plu艂a, krzycz膮c na Martiego i C.C., kiedy wyja艣nili jej, 偶e posadzenie Curtisa r贸wna艂o si臋 z posadzeniem jej brata.

- Ju偶 do艣膰 napsu艂 w naszej rodzinie, nie pozwol臋, 偶eby znowu mi ci臋 odebra艂.

- Ale nie rozumiesz, Effie? W艂a艣nie dlatego musz臋 to zrobi膰 - powiedzia艂 艂agodnie C.C., podchodz膮c do Effie i k艂ad膮c jej r臋ce na ramionach. - Jestem twoim bratem. Mia艂em ci臋 chroni膰, ale zamiast tego, pozwoli艂em, 偶eby ten cz艂owiek zamydli艂 mi oczy i uwierzy艂em, 偶e to wszystko - op艂acanie radiostacji, wywalenie ci臋 z zespo艂u - 偶e musz臋 to wszystko zrobi膰, by m贸c wspi膮膰 si臋 na szczyty. Ale koniec ju偶 z czo艂ganiem si臋 dla Curtisa Taylora. Ju偶 koniec. I je艣li zap艂acenie za to, co uczyni艂em to jedyny spos贸b, 偶eby i on zap艂aci艂, to tak w艂a艣nie musz臋 zrobi膰.

- Chwileczk臋, m艂odzie艅cze - wtr膮ci艂 si臋 Marty. - Nie s膮dz臋, 偶eby Curtis si臋 przyzna艂 i tak po prostu poszed艂 do wi臋zienia. Mam wra偶enie, 偶e zrobi dok艂adnie to, czego zechcemy, 偶eby tylko uratowa膰 sw贸j ty艂ek. Nie martw si臋 o nic i pozw贸l mi dzia艂a膰, dobrze? - Marty obj膮艂 Effie i C.C.

- Panie Bennett - powiedzia艂, nachylaj膮c si臋 do prawnika i odchrz膮kuj膮c. - Mam dla pana propozycj臋: je艣li we藕mie pan nasz膮 spraw臋 i przekona pan pana Taylora, 偶e nic si臋 nie stanie, je艣li zgodzi si臋 na nasze warunki i pomo偶e pani i panu White w rozkr臋ceniu niewielkiego interesu, jeste艣my gotowi chojnie pana wynagrodzi膰.

- Prosz臋 m贸wi膰 dalej - zach臋ci艂 prawnik.

- No c贸偶, sprawa jest nast臋puj膮ca: pan White to znany na 艣wiecie autor tekst贸w, kt贸ry do tej pory pracowa艂 z najlepszymi muzykami na 艣wiecie.

- Wiem o tym - u艣miechn膮艂 si臋 prawnik. - Jestem wielkim fanem Deeny Jones i Dreams, Campbell Connection i Jimmiego Early. Jak偶e mi przykro z powodu tego, co si臋 z nim sta艂o.

Marty przez chwil臋 mia艂 wizj臋 pogrzebu Jimmiego, zadr偶a艂a mu lekko dolna warga, ale szybko wzi膮艂 si臋 w gar艣膰.

- Prosz臋 pos艂ucha膰, chcemy otworzy膰 now膮 wytw贸rni臋 p艂ytow膮, pod nadzorem pana White, ale musimy przekona膰 Rainbow Records, 偶eby zwolnili go z umowy, kt贸r膮 z nimi podpisa艂 - m贸wi艂 Marty. - Je艣li pan nam w tym pomo偶e, z przyjemno艣ci膮 wynajmiemy pa艅sk膮 firm臋 jako reprezentanta naszej wytw贸rni. Jestem pewien, 偶e pa艅scy szefowie wezm膮 to pod uwag臋, wybieraj膮c przysz艂ych partner贸w sp贸艂ki. Co pan na to?

Bennett pomy艣la艂 chwil臋 nad tym, co mog艂oby wynikn膮膰 z przyj臋cia takiej oferty. Pracowa艂 ju偶 w Whitestone, Berger, English od pi臋ciu lat i mia艂 kilku wa偶nych klient贸w, ale 偶aden z nich nie mia艂 s艂awy C.C. Zorientowa艂 si臋 te偶, 偶e to na sto procent wygrana sprawa - je艣li pomo偶e, oka偶e si臋 艣wietnym prawnikiem, kt贸ry poradzi艂 sobie z najwi臋ksz膮 i najbardziej znan膮 i szanowan膮 firm膮 bran偶y muzycznej. I je艣li C.C. rzeczywi艣cie uda si臋 otworzy膰 swoj膮 wytw贸rni臋, sp贸艂ka Whitestone, Berger, English przekszta艂ci艂aby si臋 w Whitestone, Berger, English i Bennett.

- Umowa stoi. Pojedziemy do L.A., hmm, co powiecie na przysz艂y wtorek? - zaproponowa艂, przegl膮daj膮c sw贸j kalendarz.

- Przysz艂y wtorek pasuje nam idealnie. Idealnie - powt贸rzy艂 Marty.

艢wiat艂a by艂y przy膰mione, ale Deena i tak mia艂a zamkni臋te oczy. Musia艂a widzie膰 s艂owa w wyobra藕ni, poczu膰 je w wg艂臋bi duszy. 艢piewa艂a je z tak膮 intensywno艣ci膮, jakiej Curtis nigdy by si臋 po niej nie spodziewa艂.

„ S艂uchaj d藕wi臋k贸w, co p艂yn膮 z samego 艣rodka

To dopiero pocz膮tek drogi ku wolno艣ci

Nadszed艂 ju偶 czas

Aby kto艣 wys艂ucha艂 moich Marze艅

Nikt ich nie odtr膮ci i nie zmieni膮 si臋

W twoje w艂asne, tylko dlatego, 偶e ich nie dos艂yszysz

S艂uchaj, stoj臋 sama na rozdro偶u

We w艂asnym domu jestem obca

Tyle razy chcia艂am to powiedzie膰

W艂asnymi s艂owami

Nie wiedzia艂e艣, 偶e ju偶 ci nie ufam

Nie wiesz, co czuj臋

Jestem czym艣 wi臋cej ni偶 twoim produktem

Pod膮偶a艂am za twoim g艂osem

Ale teraz musz臋 znale藕膰 sw贸j w艂asny"

G艂os Deeny unosi艂 si臋 wysoko, kiedy 艣piewa艂a „Fm moving on", w taki spos贸b, jak wtedy, kiedy 膰wiczy艂a sama w studio. Wcze艣niej czyta艂a sobie te s艂owa, powoli, wyra藕nie, pojmuj膮c ich prawdziwe znaczenie. Zupe艂nie jakby autor tekstu wiedzia艂, co zrobi艂a, jak zdradzi艂a m臋偶czyzn臋, kt贸rego kocha艂a ca艂e 偶ycie, tego, kt贸ry j膮 stworzy艂 z py艂u Detroit. Ale teraz musia艂a nauczy膰 si臋 sta膰 sama, bez opierania si臋 o Curtisa. W ko艅cu Deena poczu艂a si臋 jak Effie i Lorrell ju偶 dawno temu - jak doros艂a kobieta.

Bogactwo tego uczucia i odwaga dociera艂y do niej z ka偶d膮 kolejn膮 nut膮, kt贸ra wyp艂ywa艂a z jej pe艂nych ust i wype艂nia艂a jej serce emocjami, tak trudnymi do ukrycia - smutkiem, uniesieniem, podnieceniem, strachem.

Curtis by艂 oczarowany, s艂uchaj膮c jak 艣piewa艂a. Od razu postanowi艂 zachowa膰 to nagranie i zostawi膰 je na p贸藕niej, a teraz kaza膰 jej nagra膰 kolejn膮, bardziej popow膮 wersj臋, kt贸r膮 dostarczyli mu niedawno Evers Brother. Curtis w艂a艣nie usiad艂, 偶eby delektowa膰 si臋 艣piewem Deeny, kiedy do pomieszczenia wszed艂 Wayne. Pochyli艂 si臋 i wyszepta艂 Curtisowi do ucha:

- Przyjechali tu Marty i C.C. z jakim艣 bia艂ym m臋偶czyzn膮. Chc膮 si臋 z tob膮 zobaczy膰.

- Powiedz im, 偶eby sobie poszli - odpowiedzia艂 Curtis, wyciszaj膮c g艂os Deeny dobiegaj膮cy z g艂o艣nika.

- To chyba nie jest najlepszy pomys艂 - odradzi艂 Wayne.

- O co ci chodzi? Ja tu pracuj臋. Powiedz, 偶eby si臋 um贸wili przez sekretark臋, czy co艣 takiego.

- Wiesz co, my艣l臋, 偶e naprawd臋 powiniene艣 tam p贸j艣膰 i sprawdzi膰, o co chodzi. Twierdz膮, 偶e maj膮 jakie艣 dokumenty z nazwiskiem Nicky Cassaro.

Curtis podni贸s艂 si臋 z irytacj膮 i opu艣ci艂 pomieszczenie, nie m贸wi膮c ani s艂owa Deenie, kt贸ra przesta艂a 艣piewa膰 widz膮c, 偶e jej m膮偶 wychodzi w po艣piechu.

C.C., Marty i Bennett siedzieli w pokoju konferencyjnym rozmawiaj膮c ze sob膮 po cichu, kiedy wpad艂 tam Curtis.

- Marty, kop臋 lat.

- Tak, Curtis. A ty nadal jeste艣 podst臋pnym w臋偶em drugiej kategorii - odpowiedzia艂 Marty, nie mog膮c powstrzyma膰 wybuchu z艂o艣ci, mimo 偶e Bennett uprzedza艂 ich, 偶eby zachowali spok贸j i pozwolili jemu prowadzi膰 rozmow臋.

Curtis usiad艂 i opar艂 nogi o krzes艂o.

- Panowie, prosz臋 dajcie mi spok贸j - powiedzia艂.

- Dlaczego, Curtis, czy ty da艂e艣 spok贸j Effie? My艣la艂em, 偶e ci臋 zabij臋 za to, co jej zrobi艂e艣 - warkn膮艂 C.C.

- Przypuszczam, 偶e przybyli艣cie tu z jakiego艣 powodu. Innego ni偶 obra偶anie mnie. Mam racj臋? - spyta艂 Curtis.

- Panie Taylor, planujemy zwr贸ci膰 si臋 do w艂adz federalnych - odezwa艂 si臋 Bennett, przejmuj膮c kontrol臋 nad rozmow膮.

- A to kto?

- Nazywam si臋 David Bennett.

- To nasz prawnik - doda艂 C.C.

- Tak, chcemy powiedzie膰 federalnym o tym, jak zniszczy艂e艣 p艂yt臋 Effie. O korupcji, cz艂owieku.

Curtis s艂ucha艂 niewzruszenie z cierpliwym u艣miechem na twarzy.

- Pami臋taj Curtis, by艂em 艣wiadkiem wszystkiego. Ca艂ej tej brudnej operacji od samego pocz膮tku.

- Pleciesz bzdury, m贸j drogi - powiedzia艂 ch艂odno Curtis, a oczy zw臋偶y艂y mu si臋 ze z艂o艣ci. - Poza tym, kto ci臋 b臋dzie chcia艂 s艂ucha膰? Kolejny go艣膰, kt贸ry si臋 wkurzy艂, bo go wylano z roboty.

Bennett otworzy艂 walizk臋 i zacz膮艂 wyk艂ada膰 na st贸艂 kopie dokument贸w, kt贸re przes艂a艂a Deena.

- Mamy spis dokument贸w, panie Taylor - rzuci艂 przebiegle Bennett. - Sfa艂szowane dokumenty, kt贸re pozbawiaj膮 inwestor贸w ich zarobk贸w. Nabywanie drogich rzeczy, 偶eby wpu艣ci膰 je w koszta i ukry膰 oszustwa.

Curtis i Wayne wymienili spojrzenia, podczas gdy Bennett wyci膮ga艂 z torby papiery.

- Po偶yczki od mafii. I dowody na jedenastoletni proceder korupcyjny.

Curtis z艂apa艂 dokumenty. Natychmiast rozpozna艂 swoje prywatne papiery.

- Kto wam to da艂?

- Szanowny pan p贸jdzie do wi臋zienia - odezwa艂 si臋 C.C.

- No c贸偶, nie b臋d臋 tam sam - odpowiedzia艂 Curtis z coraz bardziej widocznym gniewem.

- Nie rozumiesz, Curtis - oburzy艂 si臋 C.C. - Nie mam nic przeciwko wi臋zieniu, je艣li ciebie te偶 tam zamkn膮 i to na d艂ugo.

Curtis przek艂ada艂 dokumenty coraz bardziej w艣ciek艂y.

- Jak... to s膮 moje prywatne dokumenty. Nikt nie ma do nich dost臋pu, tylko ja i moja...

Na jego twarzy pojawi艂o si臋 przera偶enie. Zaczyna艂 ju偶 rozumie膰, jak Marty i C.C. weszli w posiadanie tych dokument贸w. Deena go zdradzi艂a. Ale kiedy i sk膮d wiedzia艂a czego szuka膰? My艣la艂.

Kiedy Curtis s艂ucha艂 i zastanawia艂 si臋 nad planem, kt贸ry przedk艂adali mu Marty i C.C., Effie i Deena siedzia艂y razem w studio nagra艅.

- Nie 偶a艂ujesz, 偶e nie mo偶esz zobaczy膰 teraz jego wyrazu twarzy? - za艣mia艂a si臋 Effie.

Deena u艣miechn臋艂a si臋, ale nie czu艂a si臋 szcz臋艣liwa, ani troch臋. Wys艂anie tych papier贸w do Effie nie przysz艂o jej 艂atwo. Nie by艂o jej te偶 艂atwo mieszka膰 w domu udaj膮c, 偶e wszystko mi臋dzy ni膮 a Curtisem jest w porz膮dku. Nie mog艂a nawet znie艣膰 jego dotyku, kiedy byli razem w 艂贸偶ku. By艂a zdenerwowana, chcia艂a wiedzie膰, co Effie zamierza zrobi膰 z informacjami, kt贸re jej wys艂a艂a i jak na to zareaguje Curtis. Jak zmieni si臋 jej 偶ycie - kariera.

A teraz sta艂a naprzeciwko Effie, modl膮c si臋 w g艂臋bi duszy, by to, co zrobi艂a m臋偶owi naprawi艂o wszystkie 艣wi艅stwa, jakie razem z Curtisem wyrz膮dzili jej przyjaci贸艂ce. To wszystko powinno by膰 dla niej, a nie dla chudego mola ksi膮偶kowego, kt贸ry ledwo potrafi艂 czysto 艣piewa膰.

Si臋gn臋艂a po r臋k臋 Effie.

- Tyle razy chcia艂am si臋 z tob膮 zobaczy膰, Effie. Zastanawia艂am si臋, jak sobie dajesz rad臋. Czy wszystko u ciebie w porz膮dku.

- Jestem szcz臋艣liwa, Deena. Mam kochaj膮c膮 c贸reczk臋.

- Masz dziecko? - spyta艂a Deena z radosnym zdziwieniem.

- No c贸偶, Magic nie jest ju偶 takim dzieckiem. Ma dziewi臋膰 lat.

S艂owa Effie uderzy艂y j膮 w samo serce. Policzy艂a szybko i natychmiast zrozumia艂a, 偶e to, czego chcia艂a najbardziej w 偶yciu, i czego m膮偶 jej odm贸wi艂, dosta艂a Effie.

- Chcia艂am ci to powiedzie膰. Ca艂y czas naprawd臋 chcia艂am ci to powiedzie膰 - powiedzia艂a Effie, spuszczaj膮c wzrok. W艂a艣nie wtedy wszed艂 Curtis. - Deena, on nic nie wie - powiedzia艂a szybko Effie przyjaci贸艂ce, kt贸rej oczy zap艂on臋艂y z gniewu i 偶alu.

- No c贸偶, Effie, widz臋, 偶e sprawiasz k艂opoty, jak zawsze - powiedzia艂 Curtis, podchodz膮c do kobiet.

- Witaj, Curtis. Ty te偶 niewiele si臋 zmieni艂e艣 - odpali艂a Effie, rzucaj膮c mu gro藕ne spojrzenie. - Wycofuj臋 to, wygl膮dasz do艣膰 grubo, m贸j drogi. M贸g艂by艣 zrzuci膰 par臋 kilo - doda艂a wychodz膮c z pokoju.

- Z tob膮 pogadam potem - Curtis warkn膮艂 do Deeny i poszed艂 za Effie.

- Wi臋c? - spyta艂a Effie czekaj膮cych na ni膮 na korytarzu C.C., Martiego i Bennetta. Za ni膮 stan膮艂 Curtis.

- Pan Taylor zgadza si臋, 偶e w najlepszym interesie wszystkich le偶y rozwi膮zanie sprawy bez drako艅skich krok贸w prawnych - powiedzia艂 Bennett.

- Prosz臋 to powiedzie膰 ja艣niej - poprosi艂a Effie, wykrzywiaj膮c wargi.

- Oznacza to dla nas dystrybucj臋 na ca艂y kraj naszej wersji „One Night Only", Effie - na twarzy C.C. pojawi艂 si臋 u艣miech.

- I otwarcie naszej wytw贸rni p艂ytowej - doda艂 Marty.

- A wszystko to zostanie op艂acone przez pana Taylora - uzupe艂ni艂 Bennett.

- To mi si臋 podoba - za艣mia艂a si臋 Effie.

- I pami臋taj, Curtis, je艣li te negocjacje zawiod膮, l膮dujesz prosto w wi臋zieniu - zastrzeg艂 C.C.

- Dok艂adnie, Curtis. Raz mnie powstrzyma艂e艣, ale ju偶 nigdy nie uda ci si臋 to po raz drugi. Bo tym razem Effie White wygra - powiedzia艂a Effie, odwracaj膮c si臋 na pi臋cie i wychodz膮c. Za ni膮 wyszli Marty, C.C. i Bennett.

Curtis nie sta艂 patrz膮c jak wychodzili - za bardzo chcia艂 wr贸ci膰 do studio na rozmow臋 z Deen膮. Wpad艂 do pomieszczenia, wykrzykuj膮c jej imi臋, zanim jeszcze przekroczy艂 pr贸g. Ale Deeny nie by艂o. Curtis siad艂 na krze艣le i ukry艂 twarz w d艂oniach. Zacz膮艂 przypomina膰 sobie swoj膮 drog臋 do sukcesu - jak zmieni艂 salon samochodowy w wytw贸rni臋, jak grywa艂 r贸偶ne utwory, siedz膮c z C.C. do p贸藕na w nocy i poprawiaj膮c je, z mi艂o艣ci do muzyki, jak je藕dzili na tournee, tym podniszczonym autobusem, graj膮c w karty, pij膮c i 艣miej膮c si臋 z zespo艂em, dop贸ki nie pozwijali si臋 w k艂臋bki na niewygodnych siedzeniach i nie pozasypiali. Curtis wyci膮gn膮艂 ich wszystkich z najubo偶szej dzielnicy Detroit i uczyni艂 z nich gwiazdy - sprawi艂, 偶e ludzie na ca艂ym 艣wiecie znali ich nazwiska i pragn臋li s艂ucha膰 ich muzyki.

- I takie dostaj臋 za to podzi臋kowania - powiedzia艂 sobie na g艂os. - Takie podzi臋kowania.


Rozdzia艂 11

Na okr膮g艂ym podje藕dzie czeka艂a taks贸wka, kiedy Curtis podjecha艂 pod dom, gdzie mieszka艂 z 偶on膮. Wyj膮艂 kluczyki i wyskoczy艂 z wozu, wbiegaj膮c do 艣rodka po kilka schod贸w na raz. Wpad艂 do przedpokoju i biega艂, szukaj膮c 偶ony.

- Deena! Rusz tu sw贸j ty艂ek! Natychmiast! - wrzeszcza艂, wbiegaj膮c po spiralnych schodach na g贸r臋. Wychyli艂 si臋 i k膮tem oka zobaczy艂, jak kto艣 wychodzi z pokoju na dole. To by艂a matka Deeny, kt贸ra przylecia艂a cztery dni temu z Detroit. Curtis o tym nie wiedzia艂. Deena wynaj臋艂a jej pok贸j w hotelu Beverly Hills, gdzie obie prowadzi艂y pertraktacje z firm膮 muzyczn膮, kt贸ra ogromnie chcia艂a z ni膮 podpisa膰 kontrakt na p艂yt臋 solow膮, i agentami nieruchomo艣ci, kt贸rzy wychodzili z siebie, by znale藕膰 dla Deeny odpowiedni膮 posiad艂o艣膰, godn膮 s艂ynnej na ca艂y 艣wiat gwiazdy pop.

- Musz臋 powiedzie膰, 偶e dziwi nas to, i偶 opuszcza pani Rainbow Records - powtarzali szefowie firmy, podpisuj膮c z ni膮 umowy, kt贸rymi zajmowa艂 si臋 prawnik Deeny (nadal nie by艂a pewna, kto powiedzia艂 Curtisowi o „Vegas Score", ale podejrzewa艂a swojego ochroniarza i kierowc臋 o to, 偶e zdawali sprawozdania jej m臋偶owi z tego, gdzie i z kim przebywa艂a w ci膮gu dnia).

Z pewno艣ci膮 Deena mog艂a sama zaj膮膰 si臋 swoimi sprawami. Nie by艂a g艂upia, a je艣li czego艣 nie rozumia艂a, wszystko wyja艣nia艂 jej prawnik. Ale potrzebowa艂a wsparcia, kogo艣, komu mog艂aby zaufa膰, kogo艣, kto nie bra艂 od Curtisa pieni臋dzy, i w艂a艣nie wtedy, pierwsz膮 osob膮, o kt贸rej pomy艣la艂a by艂a jej mama, May.

- Witaj, Curtis - powiedzia艂a May, krzy偶uj膮c r臋ce na piersi.

- May, co tu robisz? - spyta艂 Curtis z wymuszonym, grzecznym u艣miechem. - Wydawa艂o mi si臋, 偶e nienawidzisz L.A.

- Ale偶 to prawda - potwierdzi艂a May. - Ale moja c贸rka mnie potrzebuje, wi臋c przyjecha艂am.

W艂a艣nie wtedy na d贸艂 zesz艂a Deena.

- Mamo, zaczekaj na mnie w samochodzie - powiedzia艂a mijaj膮c Curtisa. May po raz ostatni zerka艂a na swojego zi臋cia i ruszy艂a do drzwi.

Curtis odczeka艂, a偶 za May zamkn膮 si臋 drzwi zanim zacz膮艂.

- Kochanie, zrobi艂a艣 mi prawdziwe 艣wi艅stwo - wyrzuci艂 z siebie.

- Musia艂am ci臋 jako艣 powstrzyma膰 - odpowiedzia艂a Deena wychodz膮c. - Jak mog艂e艣 to zrobi膰 Effie?

- Zrobi艂em, co musia艂em - odpowiedzia艂, id膮c za ni膮. Weszli do pokoju, gdzie le偶a艂y spakowane walizki. - Dok膮d si臋 wybierasz?

- Szuka膰 nowego brzmienia, kochanie. Tak samo jak i ty.

- Daj spok贸j, Deena. Nie mo偶esz teraz odej艣膰.

- Dlaczego?! - wrzasn臋艂a. - Bo jestem twoj膮 w艂asno艣ci膮? Mo偶esz mnie pozwa膰 do s膮du, Curtis, mo偶esz mi zabra膰 wszystko, co mam. Ale to niewa偶ne. Zaczynam od nowa. Effie si臋 uda艂o, to i mnie si臋 uda.

- Nie potrafi臋 bez ciebie 偶y膰, Deena.

Deena domkn臋艂a walizk臋, powstrzymuj膮c 艂zy. Curtis obj膮艂 j膮, pewien, 偶e przekona j膮 odrobin膮 b艂agania.

- Kocham ci臋, s艂onko. Poza tob膮 nie widz臋 艣wiata - powiedzia艂, z satysfakcj膮 patrz膮c jak Deena zamyka oczy. - Jeste艣 moim marzeniem.

- Ale teraz mam te偶 swoje w艂asne marzenia - odpowiedzia艂a powoli Deena patrz膮c m臋偶owi w oczy. - I nie pozwol臋, 偶eby艣 mi je odebra艂. Nie pozwol臋. I nie mog臋 tu zosta膰 ani chwili d艂u偶ej. Przykro mi, Curtis - powiedzia艂a Deena, podnosz膮c walizk臋. - Do widzenia.

Curtis sta艂 bezradnie na podje藕dzie swojej pustej, ale pe艂nej przepychu posiad艂o艣ci i patrzy艂, jak samoch贸d z Deen膮 i May znika w oddali.

- Na lotnisko, prosz臋 - powiedzia艂a Deena taks贸wkarzowi. Ca艂y czas jeszcze by艂a zdenerwowana, nawet kiedy wyl膮dowa艂a w Detroit. Ale kiedy wsiad艂a do samochodu matki i opu艣ci艂a okno, wci膮gaj膮c powietrze, poczu艂a spok贸j. Im bli偶ej by艂y domu matki, sporej posiad艂o艣ci w pobli偶u rzeki Michigan, tym lepiej wiedzia艂a co ma robi膰: musia艂a zadzwoni膰 do Effie i C.C. i przedstawi膰 im sw贸j plan.

- Czy naprawd臋 my艣lisz, 偶e po tylu latach Effie znowu zechce z tob膮 艣piewa膰? - spyta艂a May, kiedy wsp贸lnie usiad艂y do obiadu.

- Nie wiem, mamo. Je艣li powie nie, nie mog臋 jej wini膰. Ale musz臋 j膮 spyta膰, czy zechce by膰 cz臋艣ci膮 po偶egnalnego tournee Dreams. To b臋dzie spektakularne wydarzenie. Znowu na scenie, we trzy, razem. Poza tym, jestem jej wiele winna, prawda? W ten spos贸b obie b臋dziemy mog艂y si臋 po偶egna膰 z Dreams i przywita膰 z czym艣 nowym.

- Mam nadziej臋, 偶e ona te偶 zobaczy w tym jakie艣 dobre strony, mimo ca艂ej nienawi艣ci, kt贸r膮 karmi艂a si臋 przez te wszystkie lata - May westchn臋艂a kroj膮c kotleta. - Sta艂a si臋 wi臋ksza ode mnie.

- Zaufaj mi mamo, je艣li uda mi si臋 z ni膮 spotka膰 na jej warunkach, jestem na to przygotowana. Zgodzi si臋 na to - powiedzia艂a Deena. - Zrobi to.

Deena mia艂a racj臋, ale musia艂a postara膰 si臋 troch臋 bardziej ni偶 my艣la艂a. Musia艂a p贸j艣膰 do opuszczonej zaniedbanej dzielnicy, gdzie, przy Woodward Avenue, Effie mia艂a swoje mieszkanie. Od lat nie by艂a na takiej ulicy. Deena wysiad艂a z auta matki i spojrza艂a na rozwalaj膮c膮 si臋 czynsz贸wk臋, gdzie mieszka艂a Effie, obj臋艂a wzrokiem dobudowane do niej budynki, kt贸re wydawa艂y si臋 z innego 艣wiata. Potrz膮sn臋艂a g艂ow膮.

- Idziemy, staruszko - powiedzia艂a do siebie, wchodz膮c na klatk臋 schodow膮.

Kiedy Deena zapuka艂a do drewnianych drzwi mieszkania Effie, C.C. otworzy艂 i obj膮艂 j膮 serdecznie.

- Chod藕, wszyscy na ciebie czekaj膮 - powiedzia艂, 艂api膮c j膮 za r臋k臋 i wprowadzaj膮c do 艣rodka. Przy male艅kim kuchennym stole siedzieli Marty, Lorrell i Michelle. Effie siedzia艂a na kanapie, g艂aszcz膮c w艂osy c贸reczki, kt贸ra le偶a艂a obok przytulona.

- Cze艣膰 wszystkim - powiedzia艂a s艂abo Deena, po raz pierwszy niepewna, czy uda si臋 jej to, do czego by艂a tak przekonana siedz膮c w samochodzie. Rzuci艂a okiem na wn臋trze mieszkania i zrobi艂o jej si臋 niedobrze; nie mog艂a uwierzy膰, 偶e Effie tak mieszka艂a.

- Hej - odpowiedzieli jej wszyscy, z wyj膮tkiem Effie.

- Usi膮d藕 - Effie wskaza艂a jej miejsce na podniszczonej kanapie.

- Pozw贸lcie mi zacz膮膰 - odezwa艂a si臋 Deena. - Jak pewnie ju偶 wiecie, i z powod贸w, kt贸rych jeste艣cie 艣wiadomi, odesz艂am z Rainbow Records. Zamierzam zacz膮膰 karier臋 solow膮.

- Zdaj臋 sobie z tego spraw臋 - powiedzia艂a Lorrell.

Ca艂y miniony tydzie艅 Lorrell my艣la艂a o swoim 偶yciu i o tym, jak cieszy艂a j膮 s艂awa, ale te偶 o t臋sknocie. Bezustannie udziela艂a wywiad贸w, nagrywa艂a p艂yty, spotyka艂a si臋 z dziennikarzami, koncertowa艂a, uwa偶a艂a, 偶eby jej fryzura by艂a doskona艂a, nawet je艣li tylko na chwil臋 wychodzi艂a do pobliskiego warzywniaka. I po co to wszystko? Oczywi艣cie, zarabia艂a dobrze, ale nie mia艂a tak naprawd臋 na co zarabia膰. Opowiada艂a wszystkim, kt贸rzy chcieli tego s艂ucha膰, 偶e kiedy Jimmy umar艂, wraz z nim umar艂a cz臋艣膰 jej samej. Ale Lorrell wiedzia艂a, 偶e zako艅czy艂a pewn膮 cz臋艣膰 偶ycia, zanim Jimmy przedawkowa艂 narkotyki - zako艅czy艂a j膮, kiedy zgodzi艂a si臋 na zabaw臋 w dom z m臋偶czyzn膮, kt贸ry nale偶a艂 do innej kobiety. „Zmarnowane Lata" 艣piewa艂a, chodz膮c po domu. U艂o偶y艂a t臋 smutn膮 piosenk臋, kiedy rozmy艣la艂a, co teraz ze sob膮 pocznie. 艢piewanie solo nie by艂o dla niej wyj艣ciem. Postanowi艂a, po d艂u偶szym wahaniu, 偶e zacznie nowe 偶ycie - ciche i spokojne.

- Nie mog臋 powiedzie膰, 偶e ci臋 obwiniam za to, co si臋 sta艂o - powiedzia艂a Lorrell do Deeny. - Szczerze m贸wi膮c, jestem zm臋czona. I tak my艣la艂am o emeryturze. Kupi臋 sobie ma艂y domek z du偶ym telewizorem. Mo偶e znajd臋 m臋偶a i b臋d臋 mie膰 dzieci, jedno albo dwoje. Przegapi艂y艣my kawa艂 偶ycia, nie?

- To prawda - przyzna艂a Deena, patrz膮c na Magic. Dotkn臋艂a jej. - To prawda.

- Czy spotkali艣my si臋 tutaj wszyscy, 偶eby ponarzeka膰, 偶e ju偶 nie mamy pracy? - spyta艂a niewzruszona Effie.

- Absolutnie nie, Effie - odpowiedzia艂a Deena. - W艂a艣ciwie przychodz臋 tu spyta膰, czy chcia艂aby艣 ze mn膮 znowu pracowa膰.

- Pracowa膰? Z tob膮? - z niedowierzaniem powt贸rzy艂a Effie. - Ostatnim razem kiedy pr贸bowa艂y艣my, chyba si臋 nie uda艂o.

- Zaczekaj, Effie, niech m贸wi - wtr膮ci艂 si臋 C.C.

- Chyba te偶 powiniene艣 by膰 troch臋 ostro偶niejszy, C.C. - odpali艂a Effie.

- Effie, jestem biznesmenem i kocham muzyk臋. Ka偶dy, kto ma jaki艣 pomys艂, jak robi膰 co艣, co kocham, zas艂uguje na moj膮 uwag臋.

- Wiem o tym a偶 za dobrze - zapewni艂a Effie.

- Pos艂uchaj - zacz臋艂a znowu Deena. - Nie przysz艂am tu po to, 偶eby kogokolwiek denerwowa膰. Przysz艂am z ofert膮. Chc臋, 偶eby艣my razem dali koncert po偶egnalny. Tutaj w Detroit. Lorrell, Michelle i ja wyst膮pimy...

- I co to ma niby, do diab艂a, wsp贸lnego ze mn膮? - przerwa艂a jej Effie.

- Wszystko, Effie - Deena spojrza艂a jej w oczy. - Nie rozumiesz? Kiedy przejdziemy do naszej najs艂ynniejszej piosenki, chc臋, 偶eby艣 to ty przej臋艂a g艂贸wny wokal. Poniewa偶 zas艂ugujesz na to, 偶eby j膮 za艣piewa膰.

Effie zastanawia艂a si臋 chwil臋 nad t膮 propozycj膮, ale nie mia艂a pewno艣ci, czy by艂a a偶 tak dobra, jak my艣leli pozostali. Powr贸t na scen臋 by艂by dla niej zbyt bolesny, m贸g艂by przynie艣膰 zbyt wiele wspomnie艅 o utraconym bezpowrotnie 偶yciu.

- Nie wiem - odpowiedzia艂a cicho.

- Effie, to mo偶e by膰 艣wietny koncert. Sprawi臋, 偶e publiczno艣膰 b臋dzie pe艂na producent贸w i szef贸w wytw贸rni p艂ytowych, kt贸rzy b臋d膮 b艂aga膰, 偶eby艣 zechcia艂a z nimi pracowa膰, po tym, jak us艂ysz膮 tw贸j g艂os - b艂aga艂a Deena.

- A Curtis? - spyta艂a Effie.

- On nie ma z tym nic wsp贸lnego, naprawd臋 - odpowiedzia艂a Deena. - Umowy i pozosta艂e rzeczy mog膮 opracowa膰 nasi prawnicy. Wiem tylko, 偶e nie mo偶emy pozwoli膰, 偶eby ten cz艂owiek znowu zrujnowa艂 nasze kariery. Nigdy.

- Dalej, Effie. Co ty na to? - spyta艂 C.C.

- No dalej, Effie - zach臋ci艂a j膮 Lorrell. - Zg贸d藕my si臋.

Lorrell poprosi艂a kierowc臋, 偶eby zatrzyma艂 si臋 przed Teatrem Detroit i u艣miechn臋艂a si臋 na widok tego, co ujrza艂a. By艂 tam wielki napis „Deena Jones & Dreams: Wyst臋p Po偶egnalny".

- Nie przywyk艂a艣 do patrzenia na Dreams w 艣wiat艂ach reflektor贸w, prawda? - Deena zerkn臋艂a zza ramienia Lorrell na plakat.

- Czas wej艣膰 do 艣rodka - doda艂a i kiwn臋艂a na kierowc臋, 偶eby podjecha艂 do wej艣cia dla gwiazd.

Nieca艂膮 godzin臋 p贸藕niej powietrze pe艂ne by艂o napi臋cia. Publiczno艣膰 w czarnych krawatach wype艂nia艂a sal臋. Curtis wysiad艂 z limuzyny i podprowadzono go do miejsca, gdzie czekali na niego reporterzy.

- To musi by膰 noc pe艂na smutnych i radosnych wspomnie艅, panie Taylor - odezwa艂 si臋 jeden z reporter贸w. - Jak si臋 pan czuje, m贸wi膮c „do widzenia" Dreams?

- To utalentowane panie i musz臋 uszanowa膰 ich decyzj臋, chc膮 odkrywa膰 nowe mo偶liwo艣ci - odpowiedzia艂. - Poza tym, nie wierz臋 w po偶egnania, wierz臋 w przywitania. I chc臋 wam wszystkim przedstawi膰 Tani臋 Williams - powiedzia艂 skin膮wszy na pi臋kn膮 dziewczyn臋, kt贸ra wygl膮da艂a na niewiele starsz膮 ni偶 Deena, kiedy pozna艂a Curtisa.

- W przysz艂ym miesi膮cu wydajemy nowy album Tani i powiem wam tylko, 偶e to prawdziwa bomba. Ca艂kiem nowe brzmienie.

Curtis niemal ton膮艂 w艣r贸d t艂ocz膮cych si臋 wok贸艂 niego fan贸w, kiedy Effie wesz艂a na czerwony dywan w towarzystwie C.C. i Magic.

- Panno White! - zawo艂a艂 za ni膮 jaki艣 reporter, kiedy zbli偶y艂a si臋 do dziennikarzy, staj膮c nieopodal Curtisa. - Pani p艂yta sta艂a si臋 numerem jeden. Z pewno艣ci膮 bardzo to pani膮 cieszy.

- Tak, to naprawd臋 mi艂e - odpowiedzia艂a Effie.

- Planuje pani przenie艣膰 si臋 do Kalifornii?

- Nie. M贸j dom jest tutaj. Poza tym, ludzie tam s膮 za chudzi - reporter za艣mia艂 si臋 i zwr贸ci艂 uwag臋 na Magic.

- Kim jest ta ma艂a dama, Effie?

Effie zerkn臋艂a na Curtisa, kt贸ry mija艂 j膮, id膮c do 艣rodka Teatru.

- To Magic, moja c贸rka - odpowiedzia艂a.

Curtis zatrzyma艂 si臋 i natychmiast poj膮艂, 偶e by艂 jej ojcem. By艂a naprawd臋 pi臋kna - mia艂a jego oczy i u艣miech Effie. Wpatrywa艂 si臋 w ni膮 z dum膮. Jego oczy napotka艂y spojrzenie Effie; odwr贸ci艂 wzrok i ruszy艂 do Teatru.

- Panie i panowie, na swoim ostatnim wyst臋pie, niesamowite Dreams! - wykrzykn膮艂 konferansjer.

Publiczno艣膰 wsta艂a i zacz臋艂a 偶ywo oklaskiwa膰 dziewcz臋ta pojawiaj膮ce si臋 na scenie w metalicznie po艂yskuj膮cych strojach. Deena, Lorrell i Michelle sta艂y nieruchomo. Deena wzi臋艂a oddech i czeka艂a, a偶 publiczno艣膰 si臋 uspokoi. Mrugn臋艂a na dziewczyny i powoli odwr贸ci艂y si臋 twarz膮 do widowni. Widzia艂a Martiego, May i Ronalda w pierwszym rz臋dzie. Michelle dostrzeg艂a C.C. i przes艂a艂a mu poca艂unek. Fani ocierali ju偶 艂zy z policzk贸w, kiedy Deena zacz臋艂a 艣piewa膰 pierwszy wers.

„Nie mo偶emy wiecznie trwa膰

Ka偶da musi w swoj膮 drog臋 i艣膰

Teraz bezradne stoimy tu

Nie wiedz膮c, co powiedzie膰 dzi艣

By艂y艣my d艂ugo razem

Nie my艣l膮c, 偶e to sko艅czy si臋

Zawsze tak blisko siebie

Zawsze przyjaci贸艂ki, na dobre i na z艂e

Tak trudno po偶egna膰 si臋, kochanie

Tak przykro patrze膰 na twe 艂zy

Trudno jest otworzy膰 drzwi te

Kiedy nie wiadomo, co za nimi spotka ci臋

Nie chcia艂y艣my, aby tak si臋 sta艂o

Dobrze nam razem by艂o

Po prostu pami臋taj

Pami臋taj

O wsp贸lnie sp臋dzonych chwilach..."

Kiedy sko艅czy艂y piosenk臋, dziewcz臋ta unios艂y r臋ce i 艂agodnym, precyzyjnie wy膰wiczonym gestem podsumowa艂y znaczenie s艂贸w.

Publiczno艣膰 szala艂a przez ca艂y wyst臋p, skacz膮c, zrywaj膮c si臋 na r贸wne nogi, klaszcz膮c i 艣piewaj膮c piosenki.

Kiedy koncert zbli偶a艂 si臋 ku ko艅cowi, Deena podesz艂a na sam prz贸d sceny.

- My艣l臋, 偶e to ju偶 czas. Ostatni utw贸r. Wiecie, 偶e d艂ugo by艂y艣my razem. Obieca艂am Lorrell, 偶e nie b臋d臋 p艂aka膰 - powiedzia艂a Deena, a Lorrell do niej pomacha艂a. W jej oczach zbiera艂y si臋 艂zy. - Wi臋c nie p艂acz臋. Jestem bardzo szcz臋艣liwa, bo jest tutaj z nami ca艂a rodzina. Tak naprawd臋 Dreams to nie trzy osoby, tylko cztery. I naprawd臋 jeste艣my szcz臋艣liwe, 偶e mo偶emy dzisiaj dla ciebie za艣piewa膰 t臋 piosenk臋. Effie...

Publiczno艣膰 ca艂kiem oszala艂a, kiedy na scen臋, w rytm muzyki „One Night Only", wkroczy艂a Effie. Deena, Lorrell i Michelle wycofa艂y si臋, kiedy utw贸r niepostrze偶enie przeszed艂 w piosenk臋 „Dreamgirls". Effie 艣piewa艂a pe艂nym g艂osem, wspierana przez cudownie harmonijny ch贸rek Dreams. Kiedy uchwyci艂a wzrok Magic, serce uros艂o jej ze szcz臋艣cia - poczu艂a dum臋, kt贸ra wype艂nia艂a jej c贸reczk臋.

W ko艅cu Effie zaj臋艂a nale偶ne jej miejsce.

I to by艂o niesamowite.


Podzi臋kowania

Chwa艂a Panu za otworzenie przede mn膮 drzwi i dodanie mi si艂, odwagi i m膮dro艣ci, bym przez nie przesz艂a.

Dzi臋kuj臋 mojemu m臋偶owi i wieloletniemu wsp贸艂pracownikowi, Nickowi Chilesowi, i naszym pi臋knym c贸rkom, Mari i Lili, za dodawanie mi energii i zapa艂u do pracy.

Dzi臋kuj臋 tacie, Jamesowi Millnerowi, za wytrwa艂o艣膰 i zach臋t臋 do pracy, szczeg贸lnie w chwilach zw膮tpienia. To dzi臋ki tobie trwam i pami臋tam o Mamie.

Dzi臋kuj臋 bratu, Troyowi; te艣ciom i najlepszym przyjacio艂om, Helen i Walterowi Chiles oraz Angelou i Jamesowi Ezeilo; moim 艣mia艂ym kuzynom, Milesowi i Cole; oraz ca艂ej reszcie mojej wspania艂ej, wielkiej rodziny, krewnych i przyjaci贸艂. Dzi臋kuj臋 wam za uszanowanie mojej pracy i dopingowanie po艣r贸d ca艂ego tego zamieszania.

Dzi臋kuj臋 mojemu wydawcy, Willowi Hintonowi; mojej wspania艂ej agentce, Victorii Sanders; i redaktorowi Amistad, Dawn Davis, za 艣ci膮gni臋cie mnie z pla偶y i zmuszenie do pracy nad tym fantastycznym, niezapomnianym i wa偶nym z punktu widzenia historii projektem.

Dzi臋kuj臋 tak偶e Billowi Condonowi oraz aktorom wyst臋puj膮cym w filmie „Dreamgirls" za wasz zapa艂 i po艣wi臋cenie dla tej, jak偶e wa偶nej, historii o Afroamerykanach i ich ludzkich do艣wiadczeniach.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Millner Denene Dziewczeta marzen Dreamgirls
DJ Decibel Dziewczyna w Marzeniach
Dziewczyna z marzeniami rozdzia艂
BOYS Dziewczyna z Marze艅 2
Denene Millner Dreamgirls (Novelizaton) (pdf)(1)
Cabot Meg Marzenie ka偶dej dziewczyny
egz dziewcz rok1 2013 14
ZIZEK SLAVOJ, Zizek Slavoj Tybet w wi臋zieniu marze艅
chlopiec czy dziewczynka XUDHZZKC4E64BAD26DODKYBJNXI7KLO44H2SDUI
Michaels Leigh Sprzedaj mi marzenie
Gdy marzenia staj膮 si臋 rzeczywisto艣ci膮 Etnografia wykopalisk archeologicznych
dziewczynki
Chlopiec czy dziewczynka
Chlopiec czy dziewczynka(1)
Ananasowe marzenie
Idzie dziewcz臋 po lesie, Teksty piosenek, TEKSTY
Przynosz臋 Tobie moja dziewczyno, Teksty piosenek, TEKSTY

wi臋cej podobnych podstron