To dziwnie wyglądające zwierzę to karaluch wyposażony w sprzęt elektroniczny, czyli karalucho-robot. Jeszcze wygląda niezgrabnie, jak żołnierz piechoty z całym sprzętem do walki w ataku i obronie. Ale to już przeszłość. Współczesne karaluchy wojskowe, bo o nich tu mowa, prawie niczym nie różnią się od swoich nie zmilitaryzowanych braci. Oprzyrządowanie elektroniczne, jakie im się zakłada na plecy, jest tak zminiaturyzowane, że prawie go nie widać, a karaluch nie wie, że je ma na sobie, choć zupełnie jest w jego niewoli. Już teraz można mu założyć miniaturowe czujniki przekazujące bezprzewodowo obraz najbliższego otoczenia. A co najważniejsze, znajomość stosunkowo prostej sieci nerwowej pozwala na przekazywanie karaluchowi rozkazów typu - teraz skręć w prawo, teraz w lewo, teraz biegnij prosto.. itd. Armat nie można mu jeszcze instalować na plecach, ale wkrótce nie będzie rzeczą niemożliwą obarczanie go małym zbiornikiem trucizny czy gazu, który uwolni się na sygnał z centrali dowodzenia karaluszą armią .
Karaluch to wcale nie maleńki zwierz. Niektóre gatunki mierzą sobie ponad 10 cm, kilkugramowy pojemniczek sarinu to dla nich fraszka. W zasadzie wojna na karaluchy może być prowadzona satelitarnie, zminimalizuje to straty spowodowane 'ogniem przyjacielskim', Wiadomo, 'friendly fire' jest przyczyną największych strat na współczesnym froncie. Karaluchy zginą, ale można je uważać za bohaterów - samobójców, choć nie z własnej woli.
Świetlana jest więc przyszłość przed karaluszą techniką wojenną i zimnowojenną. Wyobraźmy sobie stado karaluchów uwalniających pojemniki z gazem rozweselającym w czasie zebrania najwyższych czynników partyjnych i państwowych....