cie f1+anio b3a+ 8cmierci TDQR32VCXNGRS53ZU6K4MBMCEEDBVQL7C6MI26Q


Karl E. Wagner

KANE

Cień Anioła Œmierci

A gdy odwróciem si, nie ujrzaem nikogo,

Tylko wasny cie,

Cie anioa mierci.

MIRA

Prolog

mier kroczya w blasku popoudniowego soca. W ciszy, przerywanej jedynie przeklestwami, gromada najemników uciekaa zakurzon, górsk drog. Ponad nimi soce prayo okrutnie i niemiosiernie nawet rzadki las nie chroni przed jego arem, palcym wyndzniaych zbiegów. Potykajc si na rozpalonych kamieniach, wlekli si wci dalej i dalej, zdesperowani koniecznoci ucieczki. Kurz tumi ich chrapliwe oddechy, brudem pokrywa ich spocone, pokrwawione ciaa.

Pidziesiciu bojowników przegranej sprawy. Ludzie, którzy ryzykowali ycie dla bkarta - bo przecie Talyvion by nieprawnym bratem Jasseartiona, wykwintnego króla Chrosanthe. Tak, Jasseartion zdoa udowodni, e mimo caej swojej prónoci - nie jest gupcem; mia prywatn armi i szpiegów, dziaajcych skrupulatnie i drobiazgowo, a do tego jego poddani byli bardzo lojalni. Doprowadzi w kocu do tego, e Talyvion siedzia jczc w niewielkiej klatce, zwieszajcej si z belki tej samej sali tronowej, ku której niegdy wabia go ambicja. Teraz rozsypane po kraju resztki jego pobitej armii uciekay przed niezmordowanymi onierzami i mciwymi poddanymi Jasseartiona.Za kadego zabitego wyznaczono nagrod.

Premia za gow Kane'a bya bardzo wysoka. By on ostatnim oficerem Talyviona, który pozostawa nieuchwytny nawet dla skrupulatnej suby Jasseartiona. Wprawdzie, dopiero niedawno przyczy si do tajnego stronnictwa, lecz by tam postaci szczególn, o niezwykym talencie tak do walki otwartej, jak i do ukrytej intrygi. Std wadza Chrosanthe mniemia, e Kane jest zdecydowanym, wrcz zaciekym wrogiem jego poddanych i niego samego. Proklamacja królewska zapewniaa zbiegowi pene przebaczenie i wicej zota, ni Zdoaoby zarobi w cigu rocznej suby wojskowej. W ten sposób, król chcia wzbudza wród zbiegów zaufanie do swej opiewanej sprawiedliwoci; faktycznie jednak proklamacja stanowia tylko kuszc przynt.

Kane zdawa sobie z tego spraw, postanowi, zatem by bardzo ostrony. Ukry twarz pod zakrwawionymi bandaami, wypcha brzuch do niezwykych rozmiarów i okry si brudnym, obszernym paszczem. Tak przebrany wmiesza si midzy uciekajcych zbiegów majc nadziej, ze ani cigajcy ich onierze Jasseartiona, ani jego wasna wita nie rozpoznaj w brudnym, otyym piechurze arystokratycznego cudzoziemca, który przyczy si do Talyviona niedugo przed zesan mu przez zmienny los klsk.

Rozgrzane letnie powietrze wypeni nagle wist leccych strza. Zasadzka! Oddzia armii Jasseartiona zaczai si wród drzew i ska, zamykajcych zakurzony górski trakt.

W furii, czujc si jak owca zapana w puapk, Kane rozchyli okrycie, jego prawica niezdarnie signa w wilgotne fady paszcza po miecz. Gboka rana, jak odniós w ostatniej bitwie sprawiaa, e wci nic wada jeszcze w peni sprawnie lew rk. Normalnie nie przeszkadzao mu to, ale wiedzia, e bdzie mia problemy w chaotycznej walce, do jakiej za chwil mia stan.

Ostatnia strzaa poszybowaa w kierunku osaczonych najemników i jednoczenie wypadli na nich onierze króla. Wielu z nich ju skrcio na rozpalon górsk ciek. Zdesperowani uciekinierzy stanli twarz w twarz z napastnikami. Pierwszego wroga, który si zbliy, Kane odrzuci w ty miadcym uderzeniem miecza. Zaraz potem pojawi si nastpny atak: Kane dostrzeg, jak siekiera napastnika zatacza nad nim wietlisty uk z impetem uskoczy w bok. Czowiek z siekier upad, zaraz jednak zerwa si i ponownie podniós bro. Kane zakl w bezsilnej zoci. Gdyby móg swobodnie wada lew rk, napastnik ju byby wypatroszony. Kane stara si stan przodem do czowieka z siekier, kiedy z lewej strony wpad na niego inny onierz. Cudem zdoa unikn tego nagego ataku i jednoczenie zapa siekier na ostrze swego miecza. Szybki ruch doni i topór wypad ze zranionej rki przeciwnika. Zaraz potem Kane ponowi atak, wpychajc mu miecz midzy ebra.

Sekunda na uwolnienie miecza. Zbyt dugo. Kolejny atakujcy onierz by ju o krok. Kane zmusi si, aby lew rka pochwyci do przeciwnika. Uczyni to jednak niezdarnie i wrogi miecz wbi si w niego gboko, przecinajc paszcz i gruchoczc ukryt pod nim zbroj. Wstrzsna nim fala bólu. Upad, siln doni trzymajc wci rami onierza. Pocigajc go za sob na ziemi, w ostatniej chwili zdoa przebi go mieczem. Poczu na sobie ciar umierajcego napastnika i w tym samym momcie nieprawdopodobny cios przygniót jego czaszk. W czarnej fali agonii straci wiadomo, nie wiedzc ju, czy zosta celowo ugodzony, czy te kopnity przypadkiem przez inn par walczcych.

I LAS NOC

Kiedy Kane ockn si, bya chodna noc. Z wysikiem zsun si z ciaa innego onierza. Ziemia pod nim koysaa si, przed oczami latay rozmazane plamy, huczcy ból rozsadza mu czaszk. Zagryzajc wargi, dwign si na kolana. Wokó niego leeli tylko zabici.

Ostronie rozwin cikie bandae spowijajce gow i delikatnie bada j palcami. Musia to by silny cios, lecz opatrunki i gste wosy Kane'a zagodziy go. Zdoa wsta. Ze wstrtem odrzuci okrywajcy go paszcz i szmaty, którymi wypcha brzuch. Okazao si, e pancerz zatrzyma uderzenie miecza, ale sia ataku wgniota ogniwa zbroi w jego bok, ranic go bolenie.

le si dzieje wokó - rozmyla Kane, raz jeszcze przeklinajc decyzj uciekania z motochem, a nie samemu. W tych okolicznociach mia i tak duo szczcia, e zdoa uciec po katastrofie konspiracji Talyviona, nie mówic ju o przeyciu tej zasadzki. Bya penia. Ksiyc dopiero, co pojawi si na niebie, jasno owietlajc pobojowisko. Kane widzia wyranie ten niezwyky obraz.

Cisza. Spokój. mier. Zimne wiato ksiyca padao na dziwn panoram biaych ksztatów, porozrzucanych niedbale po czarnej ziemi. aden podmuch wiatru nie zakóca tego bezruchu. Czarne drzewa rzucay cienie na kadego z umarych czy wiato ksiycowe moe je tworzy? Obok niego moda twarz z zastygym grymasem ust - czy mier z rozerwanym brzuchem bya dla upragniona? Kto zada Kane'owi kilka ju zapomnianych pyta, gdy nadszed atak. Czy by to wanie ten modzieniec? By moe tak.

Nocna powiata czynia t scen odrealnion; twarze, które w blasku soca zdaway si wyrane, prawdziwe - teraz stay si fantastyczne i puste.

Kane nie by nawet pewien, czy ból w jego umczonym ciele by realny.

Gdzie teraz jestem? - zastanawia si, usiujc przywoa jak wiadom myl. - Na ziemiach pogranicza Chrosanthe, w nie zasiedlonym obszarze królestwa. Chrosantyjczycy unikali tego lenego regionu, dlatego wanie uciekinierzy podyli t drog. Kolejny zy pomys - stwierdzi Kane. Mciwy Jasseartion ignorowa niech swych poddanych do tego szczególnego zaktka pastwa. Tym bardziej najemnicy Talyviona nienawidzili tych ziem po nieudanym zamachu stanu.

Kiedy zdoa wsta, drzewa zamigotay mu przed oczami. Cieszy go chód nocy agodzcy ból, za dnia bowiem prace soce czynio miertelnym kady wysiek. Kane stwierdzi, e nie powinien tu zosta. onierze mogliby z nadejciem poranka wróci po swych zabitych towarzyszy - a ju z pewnoci po to, by ograbi ciaa umarych. Jedynie zmrok i lk przed tym regionem powstrzymyway ich od owego swoistego rytuau.

Widma mierci. Duchy poerajce ludzkie ciaa. To byo to. Kane przypomnia sobie niezwyk, przewrotn wojn prowadzon przez Chrosantyjczyków ponad dwa wieki temu. Walki podzieliy wówczas te ziemie. Zwyciska klika bezwzgldnie wymordowaa wielkich panów i ich poddanych. Tak, byo to dzieo przodków Jasseartiona. Obszar ten nigdy nie zosta ponownie zasiedlony. Kryo wiele dziwnych legend o zwycizcach wojny, napadajcych na przybyszów, aby utrzyma wadz - nad nie pogrzebanymi komi pokonanych.

Dziwna rze przywabia tu zowieszcze demony - lub by moe uczynia nimi paru pozostaych przy yciu, godujcych ludzi. Kane rozmyla nad tym. Tak, mia wszelkie powody, aby opuci to miejsce jak najszybciej. Gdyby tak mie konia!

Bardzo zmczony, odnalaz swój miecz i pokutyka wzdu biaych ksztatów, uoonych na ciemnej ziemi jak dziwny wzór. Czasem stopy jego trafiay na cieki, odznaczajce si ciemniejsz lini. Przed oczami zjawia mu si jaka plama. Drc ze strachu i bólu wstrzsn gow, lecz istniaa ona nadal. Wielka skaa za drzewami wabia go; Kane wspar si na ni, pólec jak na jednym z wielu tronów, które fortuna podsuwaa mu przez lata i które póniej zabieraa ponownie. Na Thoema! Tak wiele dugich lat! Czy jakikolwiek czowiek mógby znie ich ciar?! Przez chwile gorzkie wspomnienia przesuny si w jego zbolaej gowie, skazanego na wieczn wdrówk, banit rodzaju ludzkiego.

Rozmylania - gdy ucieczka powinna by jego jedynym problemem. Majaki. Nocne gosy chwiay si jak muzyczne kadencje, regularnie rozlegajce si - jak uderzenia wewntrz jego czaszki - ochrype huczenie, które czasami ogarniao go cakowicie. Kane zda sobie spraw, e cios, jaki otrzyma w bitwie by ciszy ni przypuszcza wczeniej. By moe mia wstrzs mózgu. Co za wspaniay zbieg okolicznoci! Za dnia onierze Jasseartiona wróc tu i znajd go siedzcego lub lecego, bredzcego bez przytomnoci o zapomnianych cesarstwach.

Gardo mia wysuszone pragnieniem i zastanawia si, czy gdzie midzy zabitymi nie udaoby si znale troch wina. Byo to gupie, bowiem ju podczas ucieczki najemnicy mieli zaledwie do wody dla siebie samych. Wina smakuj jednak bardzo dobrze, a zwaszcza biae wina pochodzce z Latroxii, cho wielu sdzi, e s one zbyt kwane. Jest ono dobre do przemywania ran dziki oczyszczajcym waciwociom. Sona woda dziaa tak samo, lecz jest bezuyteczna jako napój. Szkoda, e oceany nie s pene wina. Wielu eglarzy z rozbitych okrtów przyklasnoby takiej zmianie. Zapewne jednak, przeszkadzaaby ona rybom. Jadem kiedy omiornic marynowan w winie - subtelny smak, ale ogólnie to jednak nieudana potrawa.

Ocean wina uniós Kane'a na swych falach, koyszc go w gór i w dó, podczas gdy wokó niego ciaa marynowanych eglarzy wiroway w purpurowej toni, a omiornice wypezay ze swych ukrytych w wodorostach nor.

Dwik. Ostry trzask. Kane odruchowo otrzsn si z majaków. Wyraz jego zimnych, niebieskich oczu zmieni si zaskakujco szybko - trzewo i podejrzliwie przeszukiwa teraz wzrokiem teren bitwy.

Dwik rozleg si ponownie i tym razem Kane rozpozna go. By to nieprzyjemny suchy trzask, taki, jaki sycha, gdy zwierz ogryza koci swej ofiary.

Teraz móg ju rozróni widmo poeracza cia, zgitego nad jedzeniem na ciemnej lenej drodze. By miertelnie blady i przypomina nieco lece na ziemi trupy. Spomidzy drzew wylizgiway si inne biae, bezksztatne postaci; ich pochylone i powyginane ciaa byy ndzn parodi ludzkiej formy. Zatem legendy nie kamay.

Kane wiedzia, e widma te nigdy nie atakuj uzbrojonego mczyzny, jednake byo ich tak wiele, a on tak bezbronny - mogo to sta si dla nich zbyt kuszce. Poza tym, najwyraniej dawno nic nie jady; zwykle nie ruszaj wieo zabitego ciaa, czujc do niego wstrt, podobnie jak wikszo ludzi zwykle nie jada surowego misa.

Ostronie ukry si midzy drzewami. Duchy byy teraz zainteresowane wycznie rozpoczynajc si uczt, gód przytumi ich naturaln ostrono. Kamie skrzypn pod butem Kane'a; zamar i rozejrza si trwonie. Kilka par martwych, bladych, lnicych oczu spojrzao w jego kierunku, ale adna z postaci nie wydawaa si chtna do poszukiwa. Zadowolony, e nikt go nie ledzi, wsun si gbiej w cie lasu. Skoro tylko drzewa i sterczce skay osoniy go cakowicie, przypieszy uciekajc od tej owietlonej ksiycem makabrycznej sceny.

Zamiarem Kane'a byo i przez lasy i w ten sposób omin pole walki, a póniej odnale górski trakt. Przy odrobinie szczcia, do witu móg zostawi za sob adnych par mil, a za dnia ukry si w lesie. Ale cieka bya pena nieznanych meandr6w - i kiedy wdrowa wród drzew próbujc j odnale, pncza majaków ponownie opltay jego umys. Obawa przed nagym niebezpieczestwem odpychaa dotd zwidy, teraz jednak wróciy one znowu. Mina godzina i Kane zgubi si cakowicie, z dala od wszelkiej pomocy.

Pod jego butami ziemia draa i jczaa, lecz marynarski chód by w stanie utrzyma go na kadym pokadzie i Kane nawet w czasie sztormu szed beztrosko szerokim krokiem.

Nagle zawirowanie otaczajcych go drzew wzbudzio w nim lk; zosta zapany w kosmiczny wir jak w puapk. Groty wystajcych poniej wapiennych ska rozdziawiay swe kamienne paszcze, ukazujc jaskinie pene grzmotów i trzasków, cuchnce zgniym, strasznym wyziewem. Pod lnicym okiem ksiyca trwa taniec tysica kolosalnych fantomów, gotowych zniszczy szaleca, który przekroczyby ich tajemne krgi. Dugie szpony dosigay twarzy, skate pazury bezustannie uderzay i smagay go. Strzeliste cienie zmarych umiechay si do niego w ciemnoci: szydercze oblicza odwiecznych wrogów, twarze wadczy dawniej agodne, teraz twarde i kociste. Wirujca fantasmagoria drwicych umiechów. Kane nie pamita imion nawet poowy z nich.

Bkajc si, znalaz si przypadkowo w ruinach wioski. Przynajmniej tak si zdawao, bo cho wszystkie figury jego torturowanego umysu znikay i pojawiay si jak mga w ciemnociach, te pokruszone ciany pozostaway nienaruszone. Mocno uderzy pici w kamienie i studiowa odczuwanie bólu. Tak, to musi by rzeczywiste. Opuszczona wioska z kamiennymi murami poronitymi winorol, cigle noszca zwglone lady zapomnianych najazdów i dawnego ognia. Wszystko w tych ruinach - mieszkania bez dachów, zburzone ciany - tworzyo w wiadomoci majaczcego Kane'a obraz wielkich, monolitycznych czaszek, których oczodoami byy mroczne, puste okna, a ustami - framugi drzwi. Pustka bya przenikajca. Tylko biae cienie na pó zagrzebanych koci daway wiadectwo, e kiedy mieszka tu czowiek - przynajmniej Kane sdzi, e widzi te rozrzucone pomidzy innymi szcztkami ludzkie pozostaoci. Czy nie byy osobliwoci wskie cieki, wijce si wród poszycia lenego? Kane sdzi, e od wielu lat nikt ywy nie przechodzi przez to miejsce, niegdy wzniesione ludzk rk, a teraz tak przeraajce.

Ksiyc w peni owietla sylwetk opuszczonego zamku, majaczcego niewyranie na stromym wzniesieniu, które górowao nad wiosk. W ostatecznej bitwie forteca ta upada wraz z wsi, która pacia tak haracz za niewystarczajc opiek. Fantastyczne góry czarnych kamieni wznoszce si ku ksiycowi, zrujnowany zamek, czyniy na Kanie wraenie spustoszenia, ale take czego wzniosego, niezdobytego. - Tutaj stoi twój aobny pomnik - zamia si Kane, wskazujc palcem na ruiny wartowni, a puste okna kiwny potakujco. - O, bogowie! Prawdziwy grobowiec bohatera, prawda?

Wysokie, strzeliste ciany milczco potwierdzay jego sowa.

W poranionym ciele czu ostry, tncy ból. Odrtwiay, powoli umiera z wyczerpania. By bezsilny. Pomidzy zwalonymi kamieniami Kane dostrzeg zielon poduszk mchu. Peen wdzicznoci opad na to lene oe. Do diaba ze wszystkimi onierzami tego... jak mu tam... Krótki odpoczynek by najwaniejszy. Nikt nie powinien go tutaj znale.

Pooywszy gow na kamieniach, Kane oddycha ciko, z trudem apic powietrze. Czu, e zapada si w jaki czarny obd, gdzie miedzy jaw a snem. Po chwili zobaczy, jak powraca dawna wietno zrujnowanej mieciny. Na kamiennym pustkowiu wyrosy pene sklepy i pikne, jasne fasady domów; zaronite zielskiem cieki stay si znów ulicami. Alejami odrodzonego miasteczka chodzili piesznie jego mieszkacy. W wikszoci zajci wasnymi sprawami, nie zwracali uwagi na obcego przybysza, który spoczywa na jedwabnych noszach.

Ale byli i tacy, którzy spostrzegli intruza. Ci nieliczni zgromadzili si wokó niego i wpatrywali si w Kane'a godnymi, bladymi oczami. By na wpó przekonany, e otaczaj go duchy - poeracze cia, lecz nie miao to dla niego znaczenia.

Ostronie, jak spy zataczajce coraz nisze krgi nad umierajcym lwem, widma skupiay si cianiej wokó Kane'a. Z ich ótych, zepsutych ków kapaa brudna lina, gdy lkliwie zbliali si do swej nieruchomej ofiary.

- W ty! - jej gos smaga jak bicz i duchy cofny si z penym przeraenia posuszestwem. - Idcie do diaba! Odej, powiedziaam!

Duchy rzuciy si w ty, uciekajc przed jej gniewem. Na mgnienie oka Kane odzyska pen wiadomo. W tej przeraajcej chwili zobaczy pó tuzina bladych, pokrconych postaci, czogajcych si w strachu, ciganych przez pen wciekoci dziwn, niezwykle pikn dziewczyn.

Umys Kane'a by jasny zaledwie przez uamki sekund, potem przysza zupena niepami. Czu, e zanurza si w niewiadomo, która bya wyzwoleniem. Jak przez mg usysza peen radoci okrzyk dziewczyny:

- Ten czowiek bdzie mój!

II PO DRUGIEJ STRONIE LASU

- Jak wiele dni tu jestem?

Podstarzay sucy starannie odmierzy pi kropli ótego pynu do kubka z winem, zanim odpowiedzia:

- Och, niezbyt dugo, trzy, cztery dni.

Lokaj delikatnie zamiesza eliksir uwaajc, aby nie opryska cennej, dziwacznej liberii.

- Czy to co zmienia?

- Nie, po prostu chciabym wiedzie, jak dugo byem niewiadomy. Cho wszystko w nim kipiao, kwesti t zdoa wypowiedzie bardzo cierpliwie.

- Ach, tak? - sucy poda mu puchar.

Rka Kane'a draa nieco, kiedy bra kielich i kilka kropel prysno na kosztown futrzan narzut na óku, co wywoao grymas na twarzy towarzyszcego mu sugi.

- Jak dugo... Doprawdy, to oryginalne. Czyste szalestwo, interesowa si tylko tym: jak dugo byem w tym stanie? lub: gdzie jestem? - i pyta o to za kadym cholernym razem!

- O! Wanie tak brzmiao drugie pytanie, które chciaem zada - mrukn Kane i wzi gboki yk mikstury. Czu jej sodki smak, lecz jednoczenie palia gardo. Zaalarmowany, przesta pi. Pomyla jednak, e gdyby jego gospodarze chcieli go zabi, mogliby z atwoci uczyni to, gdy spa, zatem ju bez obawy wypi mieszanin do koca. - Ostatni rzecz jak pamita, byo... - szuka w pamici. - Wydaje mi si, e leaem w wietle ksiyca w ruinach wioski. Byy tam widma - poeracze ludzi. Ich grupa otoczya ciasno moj nieruchom posta. Kto rozgoni je. Wanie w chwili, kiedy pograem si w ciemnoci. Kobieta, jak sdz.

Lokaj zamia si sucho.

- Kto musia ci solidnie uderzy w gow, cudzoziemcze. Leae w opustoszaej wiosce, to fakt. Ale wokó ciebie byo tylko kilku parszywych zodziei i kiedy znaleziono ci, moja pani przegonia ich. Szczliwie dla ciebie, tego dnia wraz z myliwymi nieco póniej wracaa z polowania. Zapewne nie doczekaby poranka - przyj pusty kielich i ostronie umieci delikatne naczynie na srebrnej tacy.

Kane wzruszy ramionami i usiad. Eliksir przywraca mu siy. Wreszcie rozjanio mu si w gowie.

- Zatem, gdzie teraz jestem? - zapyta.

- By moe w Altbur Keep - rozemia si lokaj. - Czy nie widziae zamku, kiedy wchodzie?

- Jedyny mijany po drodze zamek, jaki sobie przypominam - rozmyla gono Kane - to zbiorowisko omszaych kamieni na wzgórzu nad wiosk.

- Zbiorowisko omszaych kamieni? Czy to miejsce naprawd tak dla ciebie wyglda? - szeroki gest lokaja obj kunsztowne materie na cianach i bogate umeblowanie pokoje. Dobrze, zgadzam si, by moe Altbur Keep nie jest tak wspaniae, jak w czasach moich przodków, ale mówi o nim "gromada omszaych kamieni"? Rzeczywicie! - zachichota. -

Chopcy Jasseartiona musieli uderzy ci naprawd porzdnie

Oczy Kane'a bysny niebezpiecznie, lecz lokaj mia si nadal.

- Och, sdzisz, e nie moemy domyla si, kim jeste? Wydajesz si by takim gupcem! To jasne, e wiemy o zasadzce. Ach nie, nie obawiaj si! Nie jestemy przyjaciómi Jasseartiona - przyrzekam ci to. Nie, panie, wadczyni Altbur Keep z pewnoci nie darzy sympati obecnej wadzy oportunistycznych bandytów. Absolutnie nie. Jasseartion nie ma tu przyjació, moesz by tego pewien. Moja pani wystpia przecie przeciw niemu, otaczajc ci opiek. Dzikuj swoim bogom, e przez pomyk nie wzia ci za jednego z jego onierzy.

- Kim jest ta twoja pani? Kiedy bd móg zoy jej podzikowania za ochron?- spyta Kane.

- Na imi ma Naichoryss, jeli to ci cokolwiek mówi. Przyjmie twoje usugi, kiedy nadejdzie waciwy czas. Do tej chwili myl tylko o tym, aby odzyska siy - cho zdaje si, e robisz to niezwykle szybko.

Lokaj przykry tac i ruszy w stron drzwi.

- A ty? Czy masz jakie imi?

- Ja nie pytam o twoje - brzmiaa odpowied.

Kane przygryz wargi i opuci stopy na ziemie.

III ALTBUR KEEP

Skoro tak, postanowi Kane, mona by zobaczy, gdzie si podzia ar sonecznego dnia. Chód Altbur Keep, bardzo wyczuwalny, mia w sobie co dziwnego, cho by moe bya to tylko sztuczka kaprynych promieni soca. Kane zadra, siedzc na wystpie muru i owin si mocniej paszczem. Jego wasne ubranie i bro znikny; odkry to odzyskiwajc wiadomo. Ale od wci nie znanej mu opiekunki otrzyma w zamian duo lepsze stroje.

Nie, nie mia zastrzee do sposobu, w jaki go tu traktowano. Wytworne apartamenty, doskonaa kuchnia i napoje, suba gotowa na kade jego skinienie. Odnalaz nawet swoj bro. W zasadzie by tu wolny, móg caymi dniami wóczy si po zamku. Jednak bramy Altbur Keep byy uprzejmie, acz kategorycznie przed nim zamknite. W zasadzie jednak, sdzi Kane, jeli ju musia by winiem, to ten rodzaj niewoli bardzo mu odpowiada.

Kane wychyli si z wystpu, na którym siedzia i pocz uwanie obserwowa mury zamku. Rzucajc si w dó z tej wysokoci, mona by atwo zabi si. Dostrzeg take wiele miejsc, które zdaway si by dostatecznie dobre na kryjówki. Zatem, aby zapewni sobie bezpieczestwo, wystarczyo zdoby lin. Nikt go aktualnie nie pilnowa, cho Kane przypuszcza, e niekiedy kto ze suby pod pozorem zwykych, codziennych zaj, ledzi uwanie ruchy gocia. W tej chwili, w cieniu pobliskiej wiey straniczej dostrzeg tylko dziewk kuchenn w objciach mczyzny - zdawao si, e s cakowicie pochonici sob. Poza tym nie byo nikogo.

Gdyby zasza taka potrzeba, ewentualna ucieczka nie powinna nastrcza trudnoci; Kane mia due zaufanie do swoich moliwoci w tej dziedzinie. I by moe by zbyt beztroski - "paranoicznie", jak byo napisane w niezrozumiaym jzyku jakiego traktatu, który przeczyta dawno temu. Uratowano mu ycie, traktowano go tutaj pierwszorzdnie i byo pewne, e ma tutaj bezpieczne schronienie, aby nabra si i przygotowa si do ucieczki z Chrosanthe. Ostrono, jaka wykazywaa suba w kontaktach z obcym najemnikiem, wydawaa mu si naturalna. Zadawa sobie wiele pyta, na kade jednak znajdowa atw odpowied. Nie byo tu nic niejasnego.

Jednak Kane nie przestawa by niespokojny. y ju zbyt dugo, aby lekceway przestrogi swego wewntrznego gosu. Oczywicie, mia mae moliwoci dowiedzenia si, które z obrazów widzianych w majakach byy prawdziwe. Z zamku wioska wygldaa na opuszczon, nie bya to jednak ta zowieszcza gmatwanina ruin, jak widzia w nocy. Równie Altbur Keep sprawiao wraenie zapomnianego przez wiat, lecz z pewnoci nie miao nic wspólnego ze zburzon fortec, która ukazaa si w jego nocnej wizji. Czy jednak mimo wszystko, zamek taki powinien sta tu, w regionie o zej sawie i - jak wie niesie - niezamieszkaym od dwóch wieków? Kane wiedzia, e mona czasem spotka cienie dawno ju wymarych, dumnych i penych chway rodów; widma te wci jeszcze mieszkaj poród ruin minionej wietnoci.

Nie byy to jedyne istoty tam yjce. Cisza. Chód. Wydarzenia w zamku sprawiay, e czas zatrzymywa si. Niepamitne fragmenty snu, w dziwny sposób przywoane z powrotem. Obrazy zamazujce si w poczerniaym ze staroci lustrze. Co niejasnego zdawao si mówi, ze podobnie jak Altbur Keep - pod porastajc je pleni jest tylko mira i wicej nic.

Kane czu to wszystko wdrujc korytarzami zamku. W zasadzie nie byo to nic konkretnego - czasami cie, zdawao mu si, jest nie na swoim miejscu, lub te zmieni si jaki detal zawieszonego na cianie gobelinu. Sdzi, ze nierealno wiata Altbur Keep, bardziej zauwaalna jest u suby, zupenie tak, jakby bya to jaka groteskowa sztuka i jej aktorzy. Kady z nich wspaniale odgrywa swoj role; aden szczegó, aden gest nie zosta zaniedbany w charakteryzacji. Patrzy na roznamitnion par w cieniu i zastanawia si, jak dugo scena ta bya wiczona. Doskonaa suba - wydawao si, e jej niezawodno rodzia si w wielu próbach. Wszystko wygadzone jak setne przedstawienie popularnej sztuki, lecz bardzo kruche i nierealne. To "co" trudno wci byo okreli.

Zastanawia si, czy przedstawienie odbywa si take wtedy, gdy nie jest na nim obecny, czy te aktorzy przerywaj gr, gdy znika im z oczu.

Na przykad jego lokaj. Albo wadczyni Altbur Keep - Naichoryss. Gdzie teraz bya? Na jego pytania suba odpowiadaa pósówkami. Naichoryss. Czy bya fikcj? Czy te moe postaci, która uwietni miaa kocowe akty sztuki? A moe to ona stworzya ca te maskarad, a teraz staa za kurtyn, obserwujc reakcje publicznoci? Naichoryss. Wadczyni Altbur Keep - czy wadczyni zamku-widma?

Kane zszed z wystpu muru. Nadszed czas, kiedy mia znale odpowied na niepokojce go pytania.

IV WADCZYNI ALTBUR KEEP

- Prosz za mn.

Kane odwróci si, aby zobaczy swego rozmówce - lokaja, który pojawi si za nim niepostrzeenie. Wydawao mu si dziwne jego nage przybycie - zupenie, jakby wysun si spod wiszcego na cianie gobelinu. - Za tob?

- Tak. Moja pani, Naichoryss - powiedzia oficjalnym tonem - przygotowaa skromny obiad w swych apartamentach. Pyta, czy zechcesz jej towarzyszy.

Wic to tak po prostu...

- Zatem zdecydowaa si w kocu rzuci okiem na swoje ,,znalezisko"?

Lokaj wzruszy ramionami i wyrecytowa:

Umys kobiety, przyjacielu Eistenallis,

Jest tajemnic;

Jego przepastne gbie

S jak niezbadane cieki boskiego kaprysu.

- Ciekawe, e przytoczye wanie te sowa. Myl, e pochodz z fragmentu o tym, jak Halmonis namówi Eistenallis do schadzki, z której biedny dworzanin nie zdoa powróci.

- Ach! Zatem znasz dzieo Gambroniego? Jeste wic oczytany!

- Znam Gambroniego - odpar Kane majc nadzieje, e nie sprowokuje to tego pretensjonalnego gupca do dalszych pyta o jego erudycj.

- Oto doszlimy - lokaj zakoczy rozmow i zastuka mocno w obite mosidzem drzwi. Wydawao si, e ze rodka sycha cich odpowied. Lokaj pchn drzwi i odsun si na bok z pozbawion wyrazu min dobrego sugi.

Przywitay Kane'a dwie umiechnite suce, ubrane identycznie: w skórzane stroje z mosinymi pasami. Cicho otworzyy nastpne drzwi, gestem zapraszajc go do rodka.

Kiedy przechodzi przez kotary zasaniajce wejcie, pikna dama wstaa, aby go przywita. Jej czerwone wargi rozchyliy si w umiechu, ukazujc drobne, biae zbki.

- Nazywam si Naichoryss - gos miaa czysty, lecz chodny i daleki jak we nie. - Witam ci Altbur Keep.

Dugie, biae ramie wysuno si z tald jej czarnej szaty, ukazujc Kane'owi miejsce na sofie przy niskim stole.

- Prosz, usid teraz i opowiedz mi co o sobie. Tak rzadko miewam jakichkolwiek goci!

Dyskretnym gestem skina w stron usugujcych dziewczt, potem usiada obok niego. Poruszaa si ze spokojem i wdzikiem - jak cie.

Kane opar si wygodnie i przyglda si, jak suce napeniaj winem jego kielich. Przejrzysty, czerwony trunek wyglda jak rubiny, którymi wysadzany by brzeg pucharu

- Mam na imi Kane - zacz. Sdzi, ze nie ma powodów, aby ukrywa si przed Naichoryss, a by zbyt dumny, aby pozwoli, by brano go za zwykego najemnika, zwaszcza, e otaczano go duym splendorem.

Naichoryss umiechaa si. W doni trzymaa kielich wina, a w jej ciemnych oczach odbijaa si purpurowa barwa pynu. Pukle czarnych, dugich wosów figlarnie otaczay jej blad twarz o delikatnych rysach. Studiowa jej niepokojca, dziwn pikno, zimn i wynios jak arcydzieo sztuki - wysadzana drogimi kamieniami rzeba wykuta w elazie.

- Kane - sowo to zabrzmiao w jej ustach jak pieszczota.

- Myl, e to okrutne imi. Nie jest ono pospolite.

W jej oczach bysno szyderstwo. Kane zorientowa si, e Naichoryss wie o nim bardzo wiele.

Nie sposób byo pomyli go z kim innym. Jego rude wosy, uroda i silna, niedwiedzia sylwetka zdradzay, e nie jest urodzonym mieszkacem Chrosanthe. Ludzie tutaj byli raczej drobni i ciemnowosi. Wród najemników, którzy z zimnych krajów przywdrowali na poudnie, nie wyrónia si specjalnie: mia tak samo jak oni szorstkie rysy, tak samo wielkie, muskularne rce. Lecz oczy jego sprawiay, e brano go za cudzoziemca.

Nikt, kto raz napotka wzrok Kane'a, nie móg tego zapomnie. Zimne, niebieskie spojrzenie urodzonego mordercy, w którym byszcza obd, piekielne ognie zniszczenia i dza krwi. Oczy, które nosiy w sobie mier. By to jego prawdziwy znak.

Naichoryss przygldaa mu si badawczo. Przyjmowa to z udawana obojtnoci.

- Skoro nawet tutaj, w Altbur Keep, znane s szczegóy sporu Jasseartiona z Talyvionem, jego opakanym póbratem, nie bd zanudza ci starymi wieciami. Jak sama rozumiesz, najszybsza ucieczka przed zoci Jasseartiona bya dla mnie spraw wielkiej wagi. Jednakowo nastpio pewne opónienie. By moe nie byem naleycie przygotowany na podstpne metody króla i jego ludzi. W kadym razie, onierze, którzy napadli na nas, nie rozpoznali mnie i zostawili, mylc, e nie yje. Póprzytomny, bdziem po lesie do chwili, kiedy znalaza mnie wród ruin. Zacz dzikowa jej za opiek, za troskliwe pielgnowanie i leczenie.

Jej miech brzmia jak dwik srebrnych fletów i dzwonków. Jednak na dnie, pod jasnymi, szczliwymi tonami kryo si drenie.

- Zatem Kane jest tym utalentowanym dworzaninem, tak wychwalanym przez kobiety! Jake niezwyke jest, e za tak brutaln si kryje si mia, delikatna, ukadana osobowo! Na kadym kroku dostrzegam w tobie sprzecznoci. Kane! Có za ywotno! W par dni wyleczono ci z ran, które mogy zabi lub przynajmniej unieruchomi na wiele tygodni! Jake si ciesz teraz, e tamtej nocy zwróciam na ciebie uwag w mej wiosce!

- Obawiam si, e niewiele z tego pamitam, mój umys jest jak czysta karta - rzek Kane - Twój lokaj wspomnia mi, e jacy bandyci...

Naichoryss lekcewaco machna rk.

- Bandyci? Istotnie! Banda nikczemnych zodziejaszków i kusowników, zaledwie kilku, jednak ju byli gotowi podern ci gardo i skra twoje buty. Zmykali jak szczury, kiedy nadjechaam z myliwymi! Ale prosz! Wszystkie te oficjalne rozmowy i wyszukane grzecznoci s tak nudne! I bez nich ycie w Altbur Keep nie jest zbyt ciekawe. Musisz opowiedzie mi o wszystkich fascynujcych rzeczach, które dziej si w dalekim wiecie, albo bd ziewa ca noc! Mów mi o egzotycznych krainach, które odwiedzie. Rozpd moj nud, a pozostaniesz tutaj, a Jasseartion i jego potga pójd w zapomnienie.

Proba ta spodobaa si Kane'owi. Rola towarzysza przy obiedzie bardzo go bawia i bya ciekawym dowiadczeniem. Wieczór wypeniony anegdotami móg zaj na pewien czas pikn dam, troch za bardzo zainteresowan jego yciem. Podczas gdy suce Naichoryss wnosiy coraz to nowe przysmaki, dziwna pani Altbur Keep suchaa opowieci Kane'a o starodawnych bitwach i intrygach. Historie te brzmiay jak banie.

Wino pochodzio ze starych, dobrych piwnic. Kane z przyjemnoci wdycha jego rzadki, delikatny aromat i z aprobat patrzy na usugujce dziewczta napeniajce wci na nowo jego kielich. Trunek by mocny i wkrótce potem Kane poczu, e mci mu si w gowie. Zacz si nawet zastanawia, czy wino nie zawiera jakiego narkotyku. Jego towarzyszka zdawaa si nie mie takich problemów, ale przez cay czas wypia niewiele.

Kiedy suce uprztny stó i pozostao na nim tylko wino, Naichoryss wstaa i poprowadzia gocia w kierunku otwartego balkonu. Kane szed za ni po owietlonych ksiycem kamieniach. Porusza si jako ociale - by to skutek dziaania alkoholu, ale te i magia jej piknoci. W milczeniu oparli si o balustrad i spojrzeli w dolin, gdzie zimny blask ksiyca malowa ruiny wioski srebrem i czerni. Delikatny wiatr porusza jej dugie wosy. Dziwny by to wiatr, tak chodny letni noc!

Ksiyc owietla jej ciemn sukni. W jego blasku biae ciao Naichoryss wydawao si przeroczyste. Kane'a ogarno dziwne wzruszenie; czu, e stojca obok niego kobieta rozpala w nim namitno. Nigdy jeszcze nie spotka osoby tak piknej, tak fascynujcej.

- Zimno?

- Tak. Tak, zimno mi. Ale nie jest to chód nocy. Czuj go duo, duo gbiej, wiem o tym... Myl, e pomóc mi mógby tylko...

Biae ostre zbki lniy, owietlone nikym blaskiem ksiyca. Twarz jej rozjani zapraszajcy umiech, a oczy nabray dziwnego, godnego wyrazu.

- Sdz, e by moe ty potrafiby wypdzi chód z mojej duszy.

Kane zbliy si, chcc j obj, lecz porusza si tak niezdarnie, e ze miechem wymkna si z jego ramion. Oszoomiony, wpatrywa si w ni jak mody wiejski chopak, optany przez wytrawn kurtyzan. Delikatnie dotkn palcami jej ciaa - byo zimne jak lód.

- Nie tak gwatownie, mój gruboskórny wojaku! - zamiaa si. Staraj si zachowa siy! Caa wieczno nocy jest jeszcze przed nami, a ty zachowujesz si jak rozbuhany niedwied!

Kane walczy ze sob, z najwikszym wysikiem starajc si opanowa emocje. Jakich zakl uya ta pikna istota, e sta si tak grubiaski i niecierpliwy?! Pragnienie posiadania jej byo tak potne, e na nic zday si jego próby zachowania gadkich, wyszukanych manier.

Naichoryss wzia do rki instrument przypominajcy lir i wydobya ze kilka dwików.

- Staraj si zachowa siy - powtórzya ochrypym gosem. - Bd gotów na dug noc. Czy mog zapiewa dla ciebie, Kane? Czy mógby jeszcze na kilka chwil powstrzyma sw energi?

Jego rka draa, kiedy podnosi do ust kielich wina i cho nie odway si tego wypowiedzie, czu rosnce podanie, tak potne, e a widoczne...

Naichoryss bya zamylona; delikatnie pocigna palcami po strunach liry. Kane czu jednak, e ta niedbaa poza bya udawana. Jak kat, który igra ze sw ofiar, a przy tym stara si okaza jej zupeny brak zainteresowania - pomyla.

Zabrzmiay dwiki liry i Naichoryss zanucia cicho, jakby zapomniaa o jego obecnoci. A potem rozpocza pie o sowach utkanych z tego wszystkiego, co otaczao: z blasku ksiyca, chodu, samotnoci, nocy:

Chod do mnie kochany, tej nocy bdmy razem,

Sta przy mnie w zimnym, jasnym blasku ksiyca,

Chc, by na kamiennym otarzu mojej wityni zoy sw dusz

Dotknij mej doni, kochany, mego ciaa zimnego jak lód -

Moje piersi niech bd dla ciebie poduszk mikk jak nieg.

Pie moje usta, kochany, owionie ci mrone tchnienie -

Spójrz gboko w me oczy, kryjce mocny chód.

Potem pozwól, bym wzia ci w zimne objcia,

I powioda w wiat poza wszelkim bólem;

Zaufaj moim pocaunkom, one naucz ci,

e najczystszym wyrazem mioci

Jest mier i tylko mier.

Omdlewajcym ruchem Naichoryss odsuna lir i opara si wygodnie. Kane wpatrywa si w ni z najwyszym zachwytem.

- Hej, czemu milczysz, Kane? Mam nadziej, e moja pie nie ukoysaa ci do snu.

Przemkna obok niego i z blasku ksiyca wesza w cie swojej sypialni. Kane pody za ni; dzikie podanie sprawio, e jego ciao i umys byy w najwyszym napiciu.

- Naichoryss - wyszepta ochrypym gosem. Lecz ona gestem doni nakazaa mu milczenie. Staa zwrócona twarz ku niemu, tu koo oa, w ciemnoci lniy ciemne, spragnione jego ciaa oczy. Staa teraz przed nim naga, a przenikajca przez drzwi smuga wiata obrysowaa jej pikne ciao, czynic je nieomal czarodziejskim.

- Czy pragniesz mnie, Kane? - zapytaa, a w gosie jej nie byo ju nuty miechu.

- Wiesz, e tak jest! - odpar Kane, wiadomy, jak niepotrzebne byy to sowa.

- A czy jeste gotów odda mi si cay, dusz i ciaem, na wszystkie noce wiecznoci?

Kane zaczyna ju rozumie, e szykuje sobie zgub, nie móg jednak cofn swej odpowiedzi.

- Daj ci caego siebie.

Bysk dzikiego triumfu przemkn przez jej twarz. Wycigna ku niemu rce i zawoaa z radoci:

- Wic chod, chod do mnie!

Kane obj j mocnym uciskiem i ukry jej gitkie ciao za sw potn sylwetk. Pocz caowa j dugo, gboko, czujc na swych rozpalonych wargach jej usta, wci dziwnie chodne. Nagle poczu take - a moe to byo zudzenie - ukucie jej ostrych zbków, tak jakby ugryza go w usta.

Z zaskakujc si zerwaa z niego koszul, odsaniajc nagi tors.

Oszoomiony jej pocaunkami przyglda si, jak Naichoryss osuwa si na przykrywajc oe futrzan narzut. Gorczkowo zrzuca z siebie reszt ubrania. Mimo popiechu, zauway na piersi czerwone prgi - lady jej dugich, drapienych paznokci. Ksiyc rzuca blask na jej zowrogo umiechnit twarz i wydobywa z ciemnoci biae, ostre ky. Kane nie zauway jednak tego.

Poczu, jak Naichoryss obejmuje go chodnymi ramionami i przyciga ku sobie. W chwil potem ciaa ich sploty si w ucisku czarnej ekstazy. Przenikajce go fale rozkoszy wprawiay jego ciao w drenie; czu, e pogra si wirujc midzy ogniem a lodem, midzy rozkosz a oderwaniem. Jej prce si na nim ciao, jej pocaunki przerywane, gdy lodowatymi ustami piecia jego tors, wprawiay go w omdlenie.

Kiedy w kocu wbia mu ky w jego gardo, poczu, jakby zerwane z uwizi ognie pochony jego wntrze.

V OTCHA MIRAU

Czas utraci dla niego jakiekolwiek znacznie. Byo to tak, jakby cae istnienie stao si jedn, bezkresn noc. Kane nie widzia ju soca, cho nie móg powiedzie, czy dlatego, e przez cae dnie lea nieprzytomny, czy te czas stan w miejscu.

Rzeczywistoci byy jedynie noce spdzone z Naichoryss, lecz Kane nie pamita nawet, ile razy mroczny ucisk czy ich ciaa.

Budzi si. Na zewntrz byo wci ciemno. Czasami czu si wystarczajco silny, aby przespacerowa si po pokojach Naichoryss. Kiedy indziej by tak bardzo saby, e potrafi jedynie przesun si z wysikiem ku krawdzi oa, gdzie na niewielkim stoliku przygotowano dla niego skromny, zoony z wina i misa posiek. Nie widywa ju paacowej suby, lecz i nie szuka jej, nie opuszczajc apartamentów kochanki. Nie przychodzio mu do gowy, eby sprawdzi, czy drzwi jej pokoi byy zamknite na klucz; w jego umyle nie pojawia si adna myl o ucieczce.

Spogldajc na swe odbicie w lustrze widzia chud, wyndznia twarz jednak nie wzbudzao to jeszcze jego niepokoju. Bez zainteresowania przyglda si dwóm ranom, które znaczyy jego bia szyj brudn, czerwon opuchlizn.

Jedyn rzecz, która wywoaa w nim wzruszenie, byo oczekiwanie na rozpoczcie dziwnego misterium sekretnych przyjemnoci, których przez wieki by pozbawiony. Byo to tak, jakby po nieskoczonym okresie beznadziejnej tsknoty, speni si miay wszystkie jego pragnienia, aby by wolnym i wyruszy w upragnion od wieków podró. Majaczc, Kane czeka tylko; jego ciao i dusza byy za sabe, aby zajc si czymkolwiek. Czeka na mier. Przychodzia do niego zawsze. Czasami przez drzwi, lub te zdawao si, e ju bya w sypialni, w której lea.

Zawsze z tym samym szyderczym zainteresowaniem Naichoryss komentowaa jego sabo, nalegajc by co zjad, jakby dobry posiek móg przezwyciy jego znuenie. Zawsze Kane czyni wysiki, aby zadowoli wadczyni Altbur Keep, czerpic brakujce siy z ukrytych gdzie w nim zapasów. Zazwyczaj rozmawiali lub Naichoryss piewaa co. Za kadym razem jednak koczyo si w ten sam sposób - zaczynali si kocha. I kiedy ju Kane lea saby, wyczerpany a do omdlenia, po raz kolejny poznawa ból, jaki zadawao mu gwatowne podanie. Po raz kolejny zanurza si w ciemno.

Czasami Naichoryss mówia mu nieco o sobie lub o tym, co chce z nim robi. Ona, kobieta-wampir czynia to, gdy bya pewna swej ofiary. Wiedziaa te, e Kane utraci moc i nawet znajomo tego, co go czeka nie przywróci mu si. Nie wyrwie si spod jej uroku!

Opowiadaa mu, jak dwa wieki temu, w wielkiej wojnie domowej tamtych czasów upado Altbur Keep. Zwycizcy wymordowali wówczas wszystkich mieszkaców wioski i zamku. Tylko ona pozostaa przy yciu, musiaa jednak znosi podliwo lubienych odaków, którzy gwacili j na tym samym ou, na którym lea teraz Kane. Rosa w niej gwatowna nienawi, a kiedy pewnego dnia walczya o ycie z usiujcym j udusi onierzem, uczucie to przepenio j ca. Stao si tak silne, e nie mogo ju znikn bez ladu. W ten oto sposób pani upadego królestwa pocza czerpa siy z przekltej, nigdy nie zaspokojonej zemsty, pozostawiajc za sob tysice zabitych. Tak zyska moc, która bya silniejsza ni sama mier. Nocami wóczya si po spustoszonej krainie, a nadchodzcy wit znaczy jej diabelsk zemst szlakiem pokrwawionych cia. Siaa bezlitosny terror - i by moe to wanie wygnao ludzi z jej ziemi, za Naichoryss pozostaa wadczyni nawiedzanych przez widma mierci ruin.

Mino wiele lat. Potomkowie tych, na których szukaa zemsty, postarzeli si i umarli. Sama wojna staa si odlegym fragmentem historii i nawet uczniom w szkoach mieszay si jej kolejne wydarzenia.

Noszce lady wieków mury Altbur Keep porosy mchem. Wikszo duchów - poeraczy cia przeniosa si tutaj, na ziemie bardziej dla nich askawe. Naichoryss pozostaa w zapomnianych ruinach swego królestwa; polowaa gównie na zwierzyn len, rzadko bowiem zdarzao si by jaki czowiek niewiadomie zapuszcza si a tutaj.

To bya samotno. Tylko niemiertelny pozbawiony ostatecznego wytchnienia w grobie - moe pozna jej ogrom.

Naichoryss wiedziaa od razu, co powinna czyni, gdy rozpdzia zgromadzone w wiosce duchy i znalaza Kane'a. Zabrawszy go do zamku postanowia wydoby Altbur Keep z kurzu minionych wieków i przywróci mu dawn chwa. Podczas gdy Kane odzyskiwa siy, poczynia wiele stara, aby ukaza mu bogactwo fortecy - i zapa go w sida swego czaru. I kiedy uznaa, e w peni wróci do zdrowia, ofiarowaa mu swe ciao, by móc czerpa siy z jego niespoytej energii i ywi si ni.

Lecz nie mier bya przeznaczeniem Kane'a - to Naichoryss wyranie mu obiecaa. Jej zamiarem byo, by sta si wiecznym towarzyszem, razem z ni wdrujcym drogami niemiertelnego królestwa cieni. Powoli, powoli wypijaa z niego ycie, ostronie przygotowujc Kane'a do przejcia przez mier do krainy nocy szlakiem, który ona - nocna posta - przesza ju dawno. Pragna, by mogli wada tym odludziem, zamieszkaym jedynie przez duchy. Sdzia, e podzieli z nim ciemne, niewyobraalne rozkosze niemiertelnoci.

Pewnej nocy Kane obudzi si zbyt saby, by wsta. Lea na ou z trudem apic oddech, jego blade, zapadnite ciao czekao, by Naichoryss przysza znowu.

Ogromna rado pojawia si w jej oczach, kiedy zobaczya go ostatniej nocy.

- Nareszcie! - zawoaa jak panna moda, która w kocu doczekaa si swej nocy polubnej. - Zaczynaam ju wierzy, e nie mona ugasi w tobie iskry ycia. W jej gosie brzmiaa czuo, kiedy powiedziaa:

- Ta noc bdzie ostatni, podczas której zadam ci ból, Kane, ukochany mój. Tylko ten ostatni raz. Musisz pozna cierpienie umierania. Nie popadniesz w wieczny sen, lecz w sodk, mierteln drzemk bez snów. I kiedy w kocu zmartwychwstaniesz, bdziemy mogli by naprawd razem! Ty i ja, Kane - razem na ca wieczno!

Kiedy pochylia si nad nim, na twarzy Kane'a pojawi si tskny umiech. Sabym gosem stara si co powiedzie, lecz zamkna mu usta, pocaunkiem nakazujc milczenie.

Jej wargi paliy go coraz gbiej. Czu, jakby igy lodu wbijay si w kady nerw jego ciaa. Nieziemski chód wypeni jego dusz, przynoszc mu dziwny spokój. Ciemno wypenia si kosmiczn pustk, która zbliaa si, pochaniajc go caego. Agonia i ekstaza przytaczay go, dwie skrajnoci, które rozryway jego istnienie, to znów stapiay je w jedn cao.

Twarz Kane'a tona w jej czarnych, spltanych wosach. Czu na swej piersi ciar zimnego ciaa, traci oddech. Nienasycone usta wysysay z niego ostatnie tchnienie ycia. Kane zapada si...

VI POWRÓT

Czer. Kane pyn bez koca przez wieczn, wszechobecn ciemno. Nie by to jedynie brak blasku wiata - ale nieistnienie wszystkiego: przedmiotów, energii, czasu. eglowa w kosmicznej otchani midzy yciem a mierci.

Tajemnicze nici delikatnej sieci w dziwny sposób rozwijay si w ciemnoci, chronic go przed upadkiem w nieskoczon pustk. ycie czynio ostatnie próby, aby zatrzyma Kane'a, dajc od niego zachowania choby najbardziej pierwotnych instynktów.

Miny wieki, Kane wydosta si z ciemnoci matczynego ona; ruchliwa, czerwona istota, której pierwszym aktem ycia by krzyk, by zaczerpn oddechu. Teraz te same instynkty nakazyway mu odpuci kosmiczny mrok.

Kane westchn i otworzy oczy. Otaczay go cikie, kamienne mury. Pocztkowo wzrok jego napotka jedynie czarn pustk. Powietrze w jego pucach pene byo stchego, wiekowego kurzu. Peen strachu i bólu krzykn gono, ruchami rk i nóg stara si za wszelk cen odepchn cian napierajc na z góry. Ogarna go lepa panika. Przez chwil zdawao si, e jest zbyt saby, eby si uwolni, lecz póniej instynkt ycia uwolni siy, które tkwiy w nim upione jeszcze przed narodzeniem. Teraz ta nowa moc wspara jego znuone ciao.

Pod silnym naporem mini Kane'a ciana drgna. Runa z hukiem, otwierajc wyjcie. Mamroczc co szeptem, wyprostowa si i gboko wcign w puca zimne powietrze grobowca.

Wci jeszcze pozostawa w ciemnym lochu, oddychajc powoli. W miar, jak ycie strumieniami wpywao w jego drce ciao, umys zacz znów funkcjonowa jasno, racjonalnie - uwolniony z okowów, w których tak dugo by uwiziony.

Powoli zaczyna rozrónia ksztaty w ciemnoci grobowca; po czerni, która niemal go pochona, przychodzia jasno. Kane pomyla, e musi znajdowa si w rodzinnej krypcie wadców Altbur Keep, gdzie w podziemiach zamku. W mroku dostrzeg zarysy kamiennych trumien, niektóre ukryte byy w gbokich niszach, inne - podobnie jak jego - stay na podwyszeniach. Z wysikiem wydosta si ze swego sarkofagu i stan na pododze. Idc przez pokryte kurzem podziemia, przyglda si mijanym grobowcom i zastanawia si, jaki te spotka dawnych mieszkaców zamku. Stopy jego odnalazy prowadzce w gór schody. Wszed na nie, kierujc si nikymi promieniami soca, które wsk smug przenikay przez drzwi krypty. Kane doszed do drzwi, zapar si ramieniem i mocno je pchn. Ustpiy niechtnie, z gonym zgrzytem odsaniajc wyjcie.

Kane'owi zakrcio si w gowie, gdy opuszcza lochy. Korytarz, w którym si teraz znalaz, by zawalony gruzem. Póne, popoudniowe soce ciepymi promieniami przewiecao przez mocno ju zniszczony dach, gdzie przy kocu tego dugiego pomieszczenia. Rozczarowany i peen bólu, wlók si wzdu cian do przeciwlegych drzwi, za którymi spodziewa si ujrze dalsze pokoje. Nie znalaz jednak nic prócz ruin.

Altbur Keep byo ogromn, opustosza stert gruzu. Kane szed przez pogrone w milczeniu resztki sal i pokoi, napotykajc pustk. Nie byo suby; mieszkay tu teraz tylko nietoperze i stare szczury o mdrych oczach, na jego widok kryjce si wród kamieni. ciany fortecy nie byy tak bardzo zniszczone, za to dach zawali si w wielu miejscach, zostawiajc wielkie, postrzpione dziury. Strzaskane bramy i osmalone ogniem ciany twierdzy opowiaday Kane'owi o jej upadku. Wiele kosztownych mebli rozgrabiono, lecz pozostay jeszcze kawaki nadgniych tkanin i zbutwiaego drewna - resztki dawnej wielkoci i sawy Altbur Keep. Jego wasne ubranie te pochodzio z tych czasów; nosio lady wielu bitew i lat spdzonych w sarkofagu.

Nagle Kane spostrzeg co byszczcego. Podszed bliej i z radoci odkry, e jest to jego bro. Z zacitym wyrazem twarzy przypasa miecz, przypi pugina i tak uzbrojony ruszy w kierunku miejsca, gdzie znajdoway si niegdy pokoje Naichoryss.

Czsto przystawa, by nabra si. Ciaem jego wstrzsny dreszcze; wszystkimi czonkami walczy z ogarniajc go saboci. Jednake Kane czu si teraz znacznie silniejszy, ni by wtedy, gdy pochania go czar Naichoryss. Wyzwolony spod jej uroku, lekceway sabo i zmczenie, i zmusza swe umczone ciao do ruchu.

Soce zachodzio ju, kiedy dotar do apartamentów. Naichoryss. Tutaj take wszystko tchno staroci i upadkiem. Nie byo tu jednak ani ruin, ani gruzów na pododze; zdawao si, e kto próbowa uprztn pozostawiony przez zodziei niead, by wntrzom tym przywróci pozory minionego blasku. Ze cian zwisay resztki dawnych tkanin, podogi pokryte byy zniszczonymi dywanami, meble stay we waciwych miejscach, wazony i drobne kobiece byskotki leay rozrzucone po wszystkich ktach. Wszystko skrywaa gruba warstwa kurzu. Pokoje czyniy wraenie, jakby pieszczotliwa rka starannie przygotowaa je na wieczny odpoczynek.

Cienie zmierzchu wkraday si do wntrza. Kane przyglda si uwanie znanym meblom, lecz wzrok jego nie napotka nigdzie adnego ladu ycia. Prawie nic si tu nie zmienio, mimo niszczcego dziaania czasu, moe tylko brakowao w tym obrazie paru drobiazgów, które Kane zapamita z dawnych dni. oe Naichoryss stao cigle w tym samym miejscu, lecz przewidywania Kane'a nie sprawdziy si - nie znalaz swej piknej, demonicznej kochanki. Z pewnoci od dawna nie spdzaa tu nocy, bowiem kurz pokrywajcy oe by nienaruszony. Popad w zakopotanie. Powinien by przypuszcza, e kobieta wampir wybraa sobie inne miejsce odpoczynku, by schroni si przed wiatem dnia. To by powany bd. Kane chcia raz jeszcze stan twarz w twarz z Naichoryss - teraz jako zwycizca. Wiedzia, e ma nad ni przewag.

Kane wyszed na balkon i spojrza w szarzejcy si zmierzch. Zakl gniewnie, doszed bowiem do wniosku, e Naichoryss umiecia na pewno jego martwe ciao w grobowcu ssiadujcym z jej wasnym. Naleao zatem szuka jej w zamkowej krypcie. Wiedzia teraz, e nie odnajdzie piknej damy, dopóki ciemno nie wywoa jej na zewntrz lochów. Cicho cofn si do ciemnego ju korytarza. Chcia dotrze do krypty, gdy wadczyni Altbur Keep bdzie jeszcze pogrona we nie.

Brakowao mu si, aby wygra wycig z nadchodzc szybko noc. Wanie wzeszed ksiyc, rzucajc na korytarz smug wiata. W tym nikym blasku Kane dostrzeg Naichoryss. Czekaa na niego. Czas, który zmieni wspaniae Altbur Keep w ponure ruiny, nie zdoa naruszy jej urody. „Przynajmniej to nieziemskie pikno nie byo czci mirau” - pomyla Kane.

Twarz jej rozjani spragniony umiech. Wycigna biae donie w gecie powitania.

- Zatem spotykam ci znowu, obudzonego i penego si. Czy ciekawo kazaa ci ju spróbowa, jak smakuje nowa egzystencja, do której musiae doj bez mojego udziau? By moe...

Nagle zamilka, jakby przeczuwajc niebezpieczestwo. Umiech zamar na jej ustach, gdy Kane podszed bliej.

- Co jest nie w porzdku! - krzykna przeraona. - Ty cigle yjesz. Ty nie...

- Tak, co jest nie w porzdku - Kane umiechn si ze smutkiem. - Mimo najwikszych wysików, jakie czynia, pozostaa we mnie odrobina ycia. Wystarczajco dua, by przestao mnie kusi twoje sodkie zaproszenie do krypt Altbur Keep!

Jej twarz zastyga w przeraeniu.

- Nic nie rozumiem. To niemoliwe, aby zwyky miertelnik móg sta przede mn ywy, skoro pozna ju si moich pocaunków. Kropla po kropli wypijaam z ciebie moc. Bye zbyt saby, by protestowa, gdy ostatniej nocy wyssaam esencj ycia z twoich ust. Zanim nasta wit, zaniosam twe ciao do krypty; czuam, jak staje si zimne i sztywne.

Naichoryss zamilka w zadumie.

- Uoyam ci w trumnie stojcej obok mej wasnej. Te dwa grobowce ustawiono razem bardzo dawno temu. Przeznaczono je dla mnie i mojego ma - którego nigdy nie miaam!

Kane opar si o framug okna i patrzy w zamyleniu na stojc obok kobiet. Gbokie, niebieskie oczy nie zdradzay jego uczu.

Milczc, Naichoryss przygldaa mu si w zamyleniu. Cisz przerywao jedynie szukanie szczura w kcie i cichy szmer ocierajcych si o mury aksamitnych skrzyde nietoperzy.

- Chyba ju wiem - rzeka cicho. - Tak szybko wyleczye si z ran, nie pozostay nawet blizny! Potem zdawao si, e twoja sia jest niewyczerpana, cho wysysaam j z ciebie kadej nocy. Ludzkie ciao nie potrafi tak szybko tworzy yciodajnej krwi - jest to nienaturalne. I tylko nadzwyczajna energia moga mierzy si z moim nioscym mier pocaunkiem, moga wyprowadzi ci z powrotem z królestwa wieczystej nocy. - Duchy ciemnoci wspominay czasami o czowieku noszcym imi Kane. Mówiy, e jest on jednym z pierwszych ludzi, czowiekiem wykltym przez bogów, gdy powsta przeciw swemu stwórcy, gdy by pierwszym, który wprowadzi do raju mier i gwat. Ten czowiek zosta napitnowany przeklestwem niemiertelnoci - skazany na wieczn wdrówk po ziemi, nigdy nie zaznajcym spokoju, przynoszcy zo i zniszczenie wszdzie tam, gdzie si uda - a do czasu, gdy gwat, któremu da pocztek, zdoa go pokona. Aby ludzie wiedzieli, kim jest naprawd, oczy jego uczyniono oczami mordercy.

Gos Naichoryss by peen szacunku i grozy.

- Niemiertelne ciao potrafi szybko uleczy kad ran. Nie wida po nim staroci. Albowiem trwa niezmiennie od czasu, gdy zostao oboone kltw. - Byo w tobie co niezwykego, Kane, czuam to cay czas. Wybraam jednak marzenia, nie mylc o tych niepokojcych rzeczach. Teraz widz, e szalestwem byo lekceway mdre rady szeptane mi przez nocny wiatr.

Kane, wci patrzc na ni w milczeniu, wzruszy ramionami.

- Zosta ze mn, ukochany mój! - zawoaa gosem penym rozpaczy. - Nie bro si! Poddaj si moim pocaunkom! Prosz, nie walcz z moim czarodziejskim wdzikiem! Oddaj mi si ostatni raz, a obudzisz si, by zosta na wieczno moim kochankiem, moim panem! Przysigam ci, bdziemy ksiciem i ksin Altbur Keep! Bdziemy tu panowa, a gwiazdy uton w morzu nocy! Nasza mio, nasze wspólne ycie, przenios nas w wiat, gdzie nie istnieje czas ani ból. - Czy te ruiny przeszkadzaj ci? Zatem spójrz na nie oczami niemiertelnego, a ujrzysz dawny splendor Altbur Keep. Razem przywrócimy mu wietno i potg, w jakiej ye przez minione dni. Jeli tylko zapragniesz, odbudujemy chwa caego królestwa. Zostaniemy wadcami silnego pastwa wtedy, gdy cay wiat rozpada si w gruzy!

miech. Gorzki miech.

- Wszystko to tylko mira - wyszepta Kane.

- Mira? - wykrzykna popiesznie. - Zmartwychwstanie Altbur Keep mojej modoci nazywasz miraem? O nie, Kane. Bdzie to dla nas rzeczywisto nie mniej prawdziwa, ni te ruiny, które widzisz teraz. Spdzie wiele dni pod oson tych starych murów, obsugiwanych przez biae kociotrupy sucych, bye karmiony przez nich, pie ich napoje, ubierae si w luksusowe szaty z minionych epok. Czy wszystko to nie byo dla ciebie realne? Czy naprawd moesz stwierdzi, który obraz Altbur Keep jest rzeczywistoci, a który snem?

- Sen i jawa s czsto trudne do oddzielenia - odpar cicho Kane. - Filozofia twierdzi, e rzeczywisto to tylko subiektywna interpretacja mikrokosmosu, w którym porusza si czowiek. By moe ycie jest tylko snem, z którego budzi nas mier. - Ale ty, Naichoryss, nie zrozumiaa mnie. Myl, e nie rozumiaa mnie od pocztku. mier. Tajemnica mierci. Czy jest zapomnieniem, czy now przygod? Czy przynosi spokój, jak uwaa wielu? Czy jest jakim wyszym poziomem egzystencji? Czy jest powtórnym narodzeniem? Stworzono na jej temat tak wiele teorii, a tam mao naprawd wiadomo! Spdziem lata, rozmylajc o mierci. Czasem rzucaem jej wyzwanie, czasem chyliem czoa przed jej niezbadan tajemnic. Krg bez pocztku i bez koca. Kiedy pierwszy raz odzyskaem tutaj wiadomo, poczuem, e jest co nierealnego w Altbur Keep. Pobudzio to moj ciekawo i pozostaem nieufny nawet wtedy, gdy spotkaem ci i gdy póniej przekonaem si, kim jeste. Wiesz, sdz, e mogem wyrwa si spod twojego uroku - przynajmniej na pocztku. Byem jednak zbyt ciekawy. Tak dalece, e w kocu poznaem wasn mier. Myl, e zbliyem si do niej tak bardzo, jak tylko czowiek moe to uczyni i wróciem do ycia bogatszy, z now wiedz. Lecz okazao si, e i ona bya miraem. Obietnic dalekich horyzontów. Odlega i niedostpna. Dziwne, lecz zudne przyjemnoci i tajemnice. Raz poznana, staje si tylko piaszczyst pustyni. Nuda z nieubagan sprawiedliwoci karze butnych i zuchwaych. Towarzyszya mi od wieków, nie dajc chwili wytchnienia. Na nieszczcie, ycie z regularn monotoni powtarza swe ulubione, najnudniejsze wzory. Zdawao mi si, e mier moe by now przygod - ucieczk od wiata, w którym wzrastaem, który sta si dla mnie mczarni. Lecz mier - lub przynajmniej jaki jej rodzaj, to, ku czemu zbliya mnie tak bardzo - jest tylko kolejn nieskoczon pustyni nudy. Czy ukryty w krypcie, czy wdrujcy po otaczajcych te ruiny lasach, czy wskrzeszajcy marzenia przeszoci - wszdzie tak samo bybym skazany na wieczno. Wydaje mi si nawet, e twoja propozycja tchnie wiksz nud - tak, jakiej jeszcze nie zaznaem! - A zatem ujrzaem mier jako mira - nic poza tym. To odkrycie rozpalio we mnie bunt i dao mi siy, by powróci do wiata ywych. Ono take nakazuje mi teraz opuci i ciebie, i Altbur Keep.

Naichoryss staa w wietle ksiyca, jej drobnym ciaem wstrzsay dreszcze. Bya bardzo napita.

- Nie zmieni twego postanowienia, rozumiem to. Nawet gdybym chciaa raz jeszcze oplta ci, jeste teraz na to zbyt silny.

Nagle smutek znik z jej twarzy; zastpia go wcieko.

- Jeli nie mog uczyni ci swym towarzyszem, moesz jeszcze sta si moj ofiar! Rozerw twoje delikatne gardo, wypij ostatni kropelk twojej purpurowej krwi! O, tak - i zostawi twe ciao duchom na poarcie - niech walcz o nie i pochon ci. Taki powinien by los wszystkich tych, którzy omielaj si wtargn do mego królestwa! Jeste teraz zbyt saby, by mnie pokona w tej chwili, gdy pragn twojego ycia!

Oczy Kane'a bysny niebezpiecznie, rka signa po miecz.

- Nie zmuszaj mnie, Naichoryss, abym uy siy! - warkn. - Czas spdzony z tob okaza si pouczajcy. Wiedz, e nie ywi do ciebie urazy. Ale ostrzegam, e przeszkadzajc mi opuci Altbur Keep, szykujesz sobie zgub!

Przez moment Kane sdzi, e kobieta-wampir rzuci si na niego. Zamiast tego Naichoryss rzeka z westchnieniem:

- By moe powinnam ci zatrzyma. Nic ju nie wiem. Czegokolwiek bym nie zrobia, oznacza to koniec naszej mioci.

Mimo wszystko, bya pena dumy waciwej jej arystokratycznemu pochodzeniu.

- Cigle nie mog uwierzy, e tak szybko zapominasz, jak smakuj moje pocaunki - umiechna si z rezygnacj. - Zatem odejd i pozostaw mnie sam, jeli jest taka twoja decyzja. ycz ci, aby zdoa umkn duchom-poeraczom i onierzom Jasseartiona. Tylko odejd, zanim... Dopóki nie wyczerpaa si moja gocinno. - Lecz zawsze pamitaj, e jestem tutaj, w Altbur Keep. I kiedy trudno bdzie ci znie ciar istnienia, gdy wspomnienie moich pieszczot i pocaunków pojawi si w twoich snach, wiedz, e w krypcie tej twierdzy dwa grobowce stoj wci blisko siebie. Pamitaj, e w jednym z nich znale moesz spokój, a w drugim jest mio, która zawsze ni bdzie o tobie. Wtedy, gdy bdzie ci to potrzebne, wró do mnie, Kane, ukochany mój!

Kane wskoczy lekko na wystp w murze.

- Bd pamita. Ale nie chc, by udzia si co do mego powrotu. Altbur Keep nauczyo mnie czego; nie bd drugi raz przemierza tej samej drogi.

- Czy jeste tego pewien, Kane? - w jej gosie znów pojawio si szyderstwo.

- egnaj, Naichoryss - brzmiaa jego odpowied.

Ostronie, starannie wybierajc drog, Kane schodzi w dó oddala si od Altbur Keep. Gdyby unikn przez opuszczon wiosk, miaby szans, e nie spotka duchów-poeraczy a do witu. W dzie mógby ukry si w gaziach drzew i spa. Upolowaby królika czy dwa i zaspokoi pierwszy gód. Kiedy minby granic Chrosanthe... Nasuwao mu si wiele moliwoci!

U podnóa wzniesienia przystan i obejrza si, mylc o tym piknym dziecku mierci, które skaza na samotn wdrówk wród zapomnianych ruin. Kane bardzo dobrze zna katusze samotnoci. Rozumia ból Naichoryss, której jednym towarzyszem by teraz blask ksiyca.

Ból? Czy umary moe odczuwa ból? zy w martwych oczach, zapewne skrz si zimnym blaskiem w ksiycowej powiacie.

ZIMNE WIATO

PROLOG

W brutalnej walce zdobyli twierdz ludoerców. Lord Gaethaa, znuony, patrzy na pobojowisko. Zdjwszy srebrny hem otar okrwawion twarz wierzchem doni i odgarn z oczu swoje jasne wosy. Czerwone soce przewiecao przez dymy, które unosiy si jeszcze nad ruinami. Wntrze fortecy byo teraz mietniskiem zwalonych murów, poncych i pogruchotanych budynków, maszyn oblniczych i cia polegych.

Mciciel zepchn z przewróconego wozu ciao jakiego onierza i wycign si na wolnym miejscu. Mimo bólu, jaki sprawia mu kady gbszy oddech - w najlepszym razie kilka poamanych eber - lord Gaethaa by zadowolony. Odczuwa dum, naturaln u czowieka, który brawurowo rozpocz i wypeni trudne zadanie; tyle honorowe, co niebezpieczne. Z pewnoci uznanie naleao si take wielu innym. Nie zdoano by ugasi zaczarowanych pomieni, ani sforsowa kamiennej bramy, gdyby nie geniusz Cereba Ak-Cetee, modego czarownika z Tradoneli. Wspaniay by Mollyl, gdy przez ponc wyrw w murze prowadzi pierwsze uderzenie - prosto w rozszalay tum pachoków Purpurowej Trójki. Ludoercy bliscy byli nawet pokonania jego onierzy, mimo nieskutecznoci czarów i rozgromienia ich sug. Wielu bohaterów zostao rozszarpanych przez ogromne machiny wojenne nalece do, zdawaoby si, niezwycionych purpurowych braci. Wtedy Gesell, poredni brat, pad od strzay wycelowanej przez Anmuspiego w otwart przybic jego hemu. Omsell, najstarszy, ciko zraniony przez umierajcego Malandera, zgin ostatecznie od miecza samego lorda Gaethaa. Pozosta tylko Dasell, oguszony upadkiem z murów fortecy podczas próby ucieczki; tego lord Gaethaa kaza powiesi. Prawie czterometrowe ciao ludoercy koysao si teraz w groteskowym tacu, podczas gdy martwe ju oczy spoglday z góry na krain, któr on i jego bracia sterroryzowali na tak dugi czas.

Z mgy wynurzy si Alidor. Jego zamana rka bya teraz zabandaowana. "To ty obronie mnie przed toporem Omsella", pomyla lord Gaethaa i postanowi odstpi wiernemu porucznikowi swoj cz zdobyczy.

- Przeszukalimy cay teren, milordzie - Alidor chcia zasalutowa lew rk, ale zdecydowa, e wygldaoby to niezrcznie. - Wszystkich ywych, których udao nam si odnale, zgromadzilimy razem. Nie jest ich wielu. Prawdopodobnie ludoercy kazali wymordowa wszystkich jeców, gdy byo ju jasne, e sforsujemy mury. Przeyo moe dwudziestu, których zatrzymalimy, czekajc na paskie rozkazy. S to ich ostatni onierze i sudzy.

- Zabijcie ich.

Alidor przerwa, nie chcc dyskutowa z przywódc.

- Milordzie, wikszo z nich przysiga, e byli zmuszeni do suby. Mogli sucha rozkazów lub zosta zjedzeni, tak jak inni.

Twarz lorda Gaethaa wyraaa zdecydowanie.

- Wikszo prawdopodobnie kamie - powiedzia zimno. - Inni zasuguj na gorsz kar, bo poniyli si, aby ratowa wasne ycie; stali si narzdziami niewolnictwa i przyczynili si do mierci swoich towarzyszy. Nie, Alidorze - miosierdzie jest godne pochway, ale jeli chcesz pokona absolutne zo, musisz zniszczy je absolutnie. Oka miosierdzie w walce z zaraz, a zostawisz tylko nasiona, z których rozpta si znowu. Zabi ich wszystkich.

Alidor odwróci si, aby wyda rozkaz, ale Mollyl, który przysuchiwa si rozmowie, oddala si ju popiesznie na miejsce egzekucji. "Bdzie mu si podobao" - pomyla Alidor z niesmakiem, ale prdko odsun buntownicz myl. Zwróci si szczerze do lorda Gaethaa.

- Milordzie, zrobi pan dzisiaj naprawd wielk rzecz. Przez lata ten kraj y pod okrutnym terrorem Purpurowej Trójki. Wikszo okolicy zostaa ogoocona i nikt nie jest w stanie powiedzie, ilu jeców zakoczyo ycie na stole tych nikczemników. Wraz z upadkiem ludoerców ta ziemia powróci do ycia, ludzie bd uprawia zboa i sprzedawa swoje towary w spokoju, podróni mog czu si odtd bezpiecznie w tych okolicach. I tym razem, jak po poprzednich misjach, nie przyjmie pan od ludzi niczego poza wdzicznoci.

Lord Gaethaa umiechn si i gestem nakaza mu milczenie.

- Prosz, Alidorze, zachowaj mowy pochwalne do czasu mojej mierci; nie znios ich teraz. Wielu zgino, walczc przy mojej krucjacie, bez nich nie zdziaabym niczego. Oni s jedynymi, którzy zasuguj na twoje pochway. Nie - jego gos by natchniony. - Moim jedynym yczeniem jest zniszczy tych wysanników za. To jest celem mojego ycia i nie chc niczego w zamian.

Na pokrytej bitewnym kurzem twarzy Alidora odmalowa si podziw.

- A teraz, gdy pokonalimy Purpurow Trójk, jaka bdzie nasza nastpna misja?

Gos lorda Gaethaa sta si uroczysty.

- W mojej nastpnej misji odszukam i unicestwi jednego z najniebezpieczniejszych agentów za, jakich zna historia i legendy. Jutro wyruszam, aby zgadzi czowieka zwanego Kane'em.

I ZIEMIA MIERCI

W owych czasach ciyo na Kanie przeraajce przeklestwo niemiertelnoci. Opanoway go na dugo ciemne noce bezdennej rozpaczy, podczas których zupenie opuszcza wiat i spdza czas na mrocznych rozmylaniach. Jego umys, bdzc poprzez stulecia, wykrzykiwa wci niespenion tsknot za spokojem. W kocu jakie nowe zdarzenie, odmiana losu, niespodziewany zakrt, przerywa ten beznadziejny stan i popycha go znów ku wiatu ludzi. Wówczas lodowiec rozpaczy topnia pod szataskim arem wyzwania rzuconego staroytnemu bogu, który go przekl.

Zdarzyo si, e taki nastrój opanowa Kane'a, gdy przyby on do Sebbei. Uciek wanie z pustyni Lormaskiej, gdzie jego bandyci napadali na bogate karawany i pustoszyli oazy. Siy rabusiów zostay w wikszoci zniszczone w wyniku sprytnego podstpu, a sam Kane zbieg do krainy duchów, Dermonte. Tutaj nie mogli go dosign wrogowie. Zaraza, która unicestwia yjcy tu naród, wci napeniaa ludzi trwog. Chocia zaatakowaa t ziemi prawie dwadziecia lat temu, wci nikt tu nie przybywa i nikt jej nie opuszcza.

Umara Dermonte. Dermonte, której miasta stay puste, a wsie powoli obracay si w kniej. Dermonte, kraina mierci, gdzie tylko cienie zamieszkiway opuszczone miasta, gdzie ywi byli nik garstk wobec nieprzeliczonych rzesz umarych. Duchy bdziy tam po pustych ulicach krok w krok za ludmi, a ludzie szli rami przy ramieniu z duchami i tylko z bliska mona byo odróni jednych od drugich. Jaki kaprys natury uksztatowa przed wiekami ten kraj, wcinity pomidzy wielkie pustynie Lartrokcji na zachodzie i Lormean na wschodzie. Zielona ziemia wród piasków, agodne wzgórza i chodne jeziora przycigny ludzi, którzy osiedlili si tutaj. Dermonte byo gigantyczn oaz, gdzie yo si przyjemnie, pracujc w maych gospodarstwach i handlujc z wielkimi karawanami, które przemierzay pustyni ze wschodu na zachód.

Z jedn z takich karawan przybya zaraza. Zaraza, jakiej ta ziemia jeszcze nie widziaa. By moe w dalekim kraju, z którego przysza, ludzie stawili jej opór, ale tu, w yznym Dermonte przemkna jak huragan przez zielon ziemi i tysice spony w jej ogniu. Krain uwizia pustynia. Zaraza nie bya w stanie przekroczy piasków, wic z ca furi spada na ten spokojny kraj. Gdy w kocu odesza, ziemia bya ju jednym opustoszaym grobowcem, bo nie byo nawet do ywych, aby pochowa wszystkie jej ofiary.

Nielicznych plaga oszczdzia. Wikszo z nich zebraa si w Sebbei, dawnej stolicy, liczcej sobie niegdy dziesi tysicy mieszkaców. Odtd kilkuset ludzi yo tam w oczekiwaniu na mier.

Kane przyby do Sebbei, szukajc ukojenia. Niemiertelny zamieszka w kraju mierci. Przycign go spokój tego miasta. Ko niós jedca po zaronitych drogach, przez gospodarstwa, w których las nielitociwie zatar lady ludzkiej pracy. Jecha przez zawalone gruzami ulice opustoszaych miast, witany przez olepe okna i póotwarte drzwi martwych domów. Czsto mija sterty biaych koci i niekiedy jaki szkielet zdawa si umiecha i mruga do niego porozumiewawczo, lub grzechota komi na powitanie. Witamy czerwonowosego jedca. Witamy ci oczami mierci, witamy czowieka oblonego kltw. Czy zostaniesz z nami? Czemu jedziesz tak szybko?

Ale Kane zatrzyma si dopiero w Sebbei. Wjecha przez nie pilnowan bram. Wlokc si cichymi ulicami, mija rzdy pustych domów. Aleje utrzymane byy jednak w czystoci i niektóre domy zdradzay obecno mieszkaców. Smutne twarze wpatryway si w niego ze zdziwieniem. Nikt go nie woa, nikt nie zadawa mu pyta. To byo Sebbei, gdzie yo si mierci i tylko na ni si czekao. Sebbei ze swoimi nielicznymi mieszkacami zamknitymi w skorupie milczenia. To miasto wydao si Kane'owi duo bardziej niesamowite ni tamte, zamieszkae wycznie przez umarych osiedla.

Zatrzyma si w jedynej dziaajcej karczmie. Atakowany zewszd przez przeraajc martwot miasta sta przez chwil, oblizujc wyschnite wargi. Znad prawego ramienia sterczaa rkoje jego dugiego, przymocowanego do pleców miecza. Bro grzechotaa za kadym razem, gdy porusza miniami, aby wypdzi z nich sztywno. Zeskoczy z sioda i wszed do karczmy, wpatrujc si w oczy witajcych. Oczy tak otpiae, tak martwe, e zdaway si by pokryte jakim osadem.

- Jestem Kane - powiedzia. Jego gos zabrzmia dononie, bo w Sebbei mówio si tylko szeptem. - Jestem zmczony podró przez pustyni i zamierzam zosta tu przez pewien czas.

Kilku siedzcych przy stoach ludzi skino gowami i wszyscy wrócili do swoich spraw. Kane wzruszy ramionami i próbowa wypytywa mieszkaców o róne rzeczy. Na koniec wskazano mu bladego starca, siedzcego przy stole w rogu. By to Gavein, penicy w Sebbei funkcj burmistrza. Bya to ironiczna godno, bo niewiele mia obowizków w tym miecie duchów, a presti by jedynie dalekim echem dawnej tradycji. Gavein patrzy na Kane'a, jakby nie rozumiejc, czego chce od niego ten przybysz, ale po chwili ockn si.

- Tu jest wiele pustych domów - powiedzia. - Prosz zaj którykolwiek. S paace i szaasy, wedle yczenia. Wiksza cz naszego miasta zostaa zaniedbana przez wszystkie te lata od czasów zarazy, wic tylko duchy bd zainteresowane paskim przybyciem. Jedzenie moe pan kupi tu na bazarze. Moe pan te uprawia ziemi. Nasze potrzeby s mae, wic pewnie zmczy pana jednostajno potraw. Ta gospoda zapewnia nam rozrywk, jeli pana interesuj takie rzeczy. Prosz zosta u nas, jak dugo si panu spodoba. Moe pan robi co pan chce, nikt nie bdzie si wtrca. Jestemy ludmi umierajcymi. Gocie pojawiaj si rzadko i niewielu zostaje na duej. Nasze myli i zwyczaje s naszymi wasnymi i nie obchodzi nas, co pana tutaj sprowadzio. Chcemy tylko zosta sami z naszymi problemami, zostawimy te pana z paskimi.

Gavein zarzuci paszcz na chude ramiona i pogry si w swoim nie.

Kane wóczy si po pustych ulicach, z rzadka tylko obserwowany przez jak par zamglonych oczu. W kocu wybra sobie na mieszkanie star will kupieck, której bogate umeblowanie odpowiadao jego gustom, a zaniedbane ogrody wokó maego jeziorka obiecyway pocieszenie jego zbolaej duszy.

Nie mieszka tu sam. Czsto przychodzia dziwna dziewczyna o imieniu Rehhaile. Wielu uwaao j za czarownic. Ona jedna, sporód mieszkaców Sebbei, okazywaa przybyszowi wicej, ni pen roztargnienia obojtno. Spdzaa w towarzystwie Kane'a dugie godziny i na wiele sposobów staraa si mu pomóc.

II MIER WRACA DO DERMONTE

Do Dermonte wracaa mier. Jechaa na dziewiciu wyndzniaych wierzchowcach, mijajc zaronite pola, puste domostwa, witana szyderczymi umiechami szkieletów. mier powrócia do tej krainy, przyodziana w zwodnicze maski idealizmu, obowizku, zemsty, przygody. Wszystkowidzce oczy opuszczonych domów i zbielaych czaszek rozpoznaway j w nowym przebraniu i witay w domu.

Tylko dziewiciu mczyzn. Wyruszyo ich wielu, sezonowych najemników, zwoanych przez lorda Gaethaa, poszukiwaczy przygód, ludzi nienawici. Ale droga bya trudna i cz z nich odpada zaraz na pocztku, inni zdezerterowali póniej. W Omlipttei banici wzili ich za lormaskich gwardzistów i wielu zgino w przygotowanej przez nich zasadzce. Na granicy Dermonte niektórzy wycofali si, nie ufajc zaklciu Cereba Ak-Cetee, które miao chroni ich przed zaraz. Lord Gaethaa ogosi ich zdrajcami i rozkaza kara mierci wszystkich dezerterów. Podniós si bunt i rozgorzaa walka. W kocu dziewiciu tylko ludzi ruszyo do Sebbei, gdzie wedug sów Cereba zatrzyma si Kane.

- Wystarczy nas tylu - powiedzia lord Gaethaa. - Kane'a musi spotka los, na jaki zasuy.

Lord Gaethaa, zwany te Krzyowcem, Dobrym lub Mcicielem by dziedzicem rozlegego majtku w Kamathae. Jako chopiec wikszo czasu spdza w towarzystwie onierskiej braci. Wzrasta w pogardzie dla luksusu i bezsensu pustej egzystencji ludzi swojej klasy. Poda przygód takich jak te, o których opowiadano sobie przy ogniskach. Ju jako mczyzna postanowi uy swojego bogactwa do walki z grzebicymi rodzaj ludzki sugami za. Sta si fanatykiem dobra. Poznawszy istot za, gotów by przej kad przeszkod na swojej drodze, dotrze do jdra ciemnoci i zetrze je raz na zawsze z powierzchni ziemi. Przez kilka lat walczy przeciwko pomniejszym tyranom, czarnoksinikom, grabiecom i potworom. Zawsze zwycia zo w imi dobra. Moc prawa ujarzmia chaos. A wreszcie teraz wyruszy przeciwko Kane'owi, którego imi zawsze go fascynowao, cho przez dugi czas traktowa tego czowieka jako posta legendarn. W kocu zrozumia jednak, e w starych opowieciach kryje si prawda. Kane by dla Krzyowca wielkim wyzwaniem.

Alidor towarzyszy lordowi Gaethaa od pocztku. Mody potomek zbiedniaego Lartroksjaskiego rodu wczenie opuci dom i pody za Krzyowcem, gdy ten organizowa sw pierwsz misj. Alidorowi szybko udzieli si idealizm wodza i mody czowiek z entuzjazmem i oddaniem uczestniczy we wszystkich wyprawach. By teraz porucznikiem i najbardziej zaufanym przyjacielem lorda Gaethaa.

Cereb Ak-Cetee by modym czarownikiem z równin Tranodeli. Chodzi w jedwabnym paszczu, mia sylwetk chopca, jednak jego niegrony wygld by tylko pozorem. Cereb potrzebowa bogactwa i dowiadczenia, aby kontynuowa studia na poziomie odpowiadajcym jego wysokim ambicjom. Lord Gaethaa dostrzeg zdolnoci czarownika i paci sowicie za jego usugi.

Nastpnym wedug rangi jedcem by Mollyl. Pochodzi z okrytej z saw wyspy Pellin w Imperium Thovnozyjskim. Wielka odwaga czynia go niezastpionym podczas bitwy. Mollyl mia si tylko, gdy kto inny jcza w agonii. Prawdopodobnie poszedby za lordem Gaethaa nawet bez zapaty, gdy wódz dawa mu wci nowe okazje wyycia si w ulubionych rozrywkach.

Równie z Thovnosu, lecz z wyspy Josten pochodzi Jan. Dziesi lat wczeniej, gdy piracka flota Kane'a opanowaa Imperium, rodzin Jana wymordowano, a jemu samemu Kane obci praw do, gdy ten próbowa stawia opór. Od tego czasu Thovnozyjczyk nosi na prawym przegubie rodzaj protezy, do której móg przymocowywa specjalny hak lub ostry szpikulec. Do wyprawy przyczy si przez ch zemsty.

Niemody ju Anmuspi ucznik chwali si, e umie trafi strza do celu z odlegoci stu kroków. Nieliczni, którzy widzieli jak strzela przekonali si, e mówi prawd. Szczcie opucio go w Nostoblet w Lartroksji Poudniowej. Po upadku przewrotu paacowego dosta si do niewoli i przypadkiem tylko umkn ukrzyowania. Lord Gaethaa wykupi go na licytacji, gdy dowiedzia si o jego umiejtnociach. Dla Anmuspiego oznaczao to po prostu nowe zatrudnienie. Nie istniaa dla niego kwestia susznej i niesusznej sprawy. Zwyczajnie, wykonywa rozkazy swego nowego wodza.

Dron Missa by wolnym poszukiwaczem przygód. Urodzi si w Waldanie w rodzinie o tradycjach onierskich, ale nawet wród swoich uchodzi za wietnego szermierza. Lord Gaethaa obiecywa wielk przygod, wic Missa radonie przyczy si do wyprawy.

Dwóch pozostaych szukao zemsty. Pierwszym by Beli, wieniak z Gór Myceum. By on tyle silny co tpy i brutalny. Pi lat wczeniej Kane uy dwóch jego sióstr w charakterze ofiar w czarnoksiskim eksperymencie. Beli nigdy nikomu nie powiedzia, jaki rodzaj zemsty obmyli.

Sed Dosso uwanie sucha opowieci Bella o torturach, bo sam równie mia porachunki z Kane'em. Kilka miesicy wczeniej walczy przeciw jego bandom na pustym Lormaskiej. Przegra jednak i dosta si do niewoli. Kane przywiza go wtedy do supa i zostawi na socu. Przypadek tylko ocali nieszcznika od mierci. Sed przyczy si do druyny lorda Gaethaa, gdy tylko usysza o wyprawie.

Przemierzali wic Dermonte milczcy, kady pogrony we wasnych mylach. Wraz z nimi jechaa mier.

III KRGI NA WODZIE

Ksiyc rzuca blade wiato na zgrabn sylwetk Rehhaile. Dziewczyna patrzya, jak Kane rzuca kamyki do jeziora. Miaa gsi skórk i draa z zimna, przytulia si wic do jego ciepego ciaa i z zadowoleniem opara mu gow na ramieniu.

Rehhaile nie dzielia ze swoimi ziomkami uczu apatii i rozpaczy. Cieszya si socem, gdy inni siedzieli w domach. W rezultacie opalia si na brzowo tak, e kolor skóry na jej piegowatej twarzy odpowiada odcieniowi rozpuszczonych wosów. Rysy miaa nieco wyzywajce ale tak, e jej kobieco nic na tym nie tracia. Niedue, pene piersi i szczupe biodra czyniy t dwudziestolatk o kilka lat modsz.

Dugimi palcami masowaa potne minie ramion i szyi Kane'a, jakby chcc nada im ksztat sfalowanej powierzchni jeziora. On zdawa si j ignorowa, ale dziewczyna wiedziaa, e jest podniecony.

Rehhaile bya niewidoma. Jej matka umara podczas zarazy, kiedy dziecko byo jeszcze w jej onie. Ojciec nie chcc, aby mier zabraa mu wszystkich, wraz z lekarzem wydoby Rehhaile z wntrza martwego ciaa. On sam i lekarz zmarli w przecigu tygodnia, ale dziecko jakim sposobem ocalao, chocia zaraza zniszczya wszystko wokó. Zaopiekowaa si ni jaka kobieta. Dermonte byo wtedy krajem bezdzietnych matek i osieroconych dzieci. Póniej sama staraa si jako przey, przez wikszo czasu krcc si wokó jedynej w Sebbei gospody.

Rehhaile bya ociemniaa od urodzenia. W zamian obdarzona bya jednak zdolnoci patrzenia nieskoczenie gbszego. Makabryczne narodziny, mutacja genetyczna, kaprys jakiego boga - przyczyna bya nieznana i niewana. Otrzymaa psychiczny dar postrzegania daleko bardziej cudownego ni wzrokowe. Rehhaile potrafia osign zespolenie swojego umysu z innym. Poprzez ten niezwyky kontakt moga patrze oczami innego czowieka, sucha jego uszami, czu opuszkami jego palców. Jednoczenie dziewczyna dzielia take cudze odczucia; nie w tym stopniu, aby czyta w mylach, lecz aby dowiadcza miliardów drobnych emocji, bdzcych po niezliczonych zakrtach umysu. Ta niesamowita umiejtno wyrobia jej wród mieszkaców Sebbei opini czarodziejki. Pogreni w swej rozpaczy, zaakceptowali j jednak bez zainteresowania czy zdziwienia.

Uczestniczc w yciu emocjonalnym innych, Rehhaile dzielia cierpienia tej duszy, z któr si czya. Jeeli by to ból, próbowaa zagodzi go, jak tylko moga. Ludziom z Sebbei nie sposób byo jednak pomóc. Ich cierpienie byo niepojte i beznadziejne, a uczucia - podobne do jaowej ziemi. Mieszkacy Sebbei ignorowali Rehhaile tak, jak wszystkich i wszystko, prócz swych gorzkich myli. Ona za, bdc skazan na ycie wród nich, smucia si ich smutkiem i pograa si w przenikajcym dusz mroku.

Dlatego fascynujcy byli dla niej ci nieliczni, których losy zapdziy do Sebbei. Moga kpa si w egzotycznych kolorach ich myli, odkrywajc wszechwiat cakiem nowy i niebywale interesujcy. Czsto próbowaa przekona tych przybyszów, aby wzili j ze sob w drog przez pustyni, ale za kadym razem nieszczsne miano czarownicy odstraszao od niej potencjalnych wybawców.

Gdy pojawi si Kane, Rehhaile dowiadczya istnienia duchowych wiatów niepodobnych do niczego, co przedtem odkrya w ludzkich umysach. By dla niej wirujcym, niezbadanym labiryntem. Wikszo jego uczu bya dla niej cakowicie obca, wiele j przeraao, ale rozpoznaa w nim krzyczc potrzeb odpoczynku, niezaspokojone pragnienie ciszy. Trwaa wic przy nim w jego agonii, jak mistrzyni tajemnej wiedzy i po miesicach zaczo jej si wydawa, e ból powoli ustpuje.

Rehhaile figlarnie pocigna go za kosmyk rudych wosów.

- Hej, co widzisz, kiedy patrzysz na jezioro? Kane by mylami daleko std.

- Krgi na wodzie, podobne do przemijajcego czasu. Narodziny czowieka s jak plusk, gdy kamyk wpada do jeziora. Kady, swoim yciem, wzbudza fale. Wiksze fale pochaniaj mniejsze. Ale koniec zawsze jest taki sam; krgi oddalaj si, nikn i jezioro znów staje si gadkie. Czeka na nowe ycia, nowe kamienie.

- Wymylie to w tej chwili?

- Nie, syszaem t alegori od mdrca Monpelloni, u którego studiowaem niegdy. Tylko e ja nie mieszcz si w tym schemacie. Jestem jak samotna ódka, walcz i wzbudzam nie koczce si pokolenia fal na powierzchni egzystencji.

- Widz ci tutaj. Jak stary patyk, rzucony na wod... Zacisna mocno palce na jego ramieniu.

- Bd ze mn, Kane. Kochasz mnie?

Odwróci si tak gwatownie, e Rehhaile o mao nie wpada do wody. Wbi w ni przenikliwe spojrzenie. Jake przeraay j te oczy, kryjce w sobie zapowied mierci. Czua, e jego wzrok jest dziki, bardziej ni kiedykolwiek.

- Nie, Rehhaile - powiedzia dobitnie. - Nic nie rozumiesz. Twoje ycie jest tylko jednym maym krgiem na jeziorze, a moje - niezmiennym ródem fal, pyncych do nieskoczonoci. Giniesz wród nich, ledwie zauwaona.

Rehhaile draa.

- A czy ty mnie kochasz? - zapyta.

- Nie - odpowiedziaa agodnie. - Ciebie nie mona kocha. Ja ci tylko wspóczuj, staram si agodzi ból, który uleczony nie moe by nigdy.

- Myl, e zaczynasz rozumie - powiedzia Kane z gorzkim umiechem.

Pooyli si, spleceni razem, w bladym wietle ksiyca. Nad nimi spokojnie spay duchy Dermonte.

IV KRZYOWIEC W SEBBEI

- Ich twarze s puste jak te czaszki, które mijalimy - skomentowa Dron Missa, schylajc dug szyj, aby przyjrze si jednemu z mieszkaców miasta. - Rybie twarze. Jadaem zreszt ryby, które w swoich rozgotowanych oczach miay wicej inteligencji ni ci kretyni.

- Pomyl, e ywi si wycznie surowym misem. Szydzi Ak-Cetee.

Misa umiechn si sztucznie.

- Nie ma nic zego w surowym misie. Z odrobin soli jest bardzo smaczne. Kiedy zaoyem si, e zjem yw wiewiórk, ca od wsów do ogona... Od tamtej chwili nienawidz tego maego cierwa...

- Miae pilnowa, ebymy nie przegapili tej gospody - przerwa Gaethaa. Jego nerwy byy wci napite od czasu, jak wjechali do Sebbei. Zrujnowane miasta nie byy dla niego nowoci ale cakowity brak zainteresowania ze strony miejscowych zniechca. Obojtno na widok uzbrojonych po zby obcych w ich wasnym miecie niepokoia, a nawet bya w subtelny sposób obraliwa.

Pierwszym czowiekiem na jakiego si natknli by potargany, gruby mczyzna z ótaw brod. Siedzia koo nieczynnej fontanny w pobliu bramy miasta. Gapi si na nich przez pewien czas z tpym wyrazem twarzy, po czym odbieg, gdy Alidor chcia go o co spyta. Takie witanie nie wróyo niczego dobrego; Inni odwracali si na widok przybyszów lub zamykali drzwi swoich domów i lordowi Gaethaa przypomniay si, zasyszane w czasie podróy przez Lorman opowieci, e w Sebbei mieszkaj tylko duchy i szalecy. Byo jasne, e nie spotkaj si z adn zorganizowan opozycj. Bd mogli zaatakowa bezporednio. Lord Gaethaa by przygotowany na konieczno zastosowania subtelniejszej taktyki w przypadku, gdyby Kane ustanowi si wadc miasta.

W kocu, wypytujc cierpliwie wszystkich spotkanych, dowiedzieli si o istnieniu niejakiego Gaveina, penicego obowizki burmistrza. Mona go znale w karczmie Jethranna. Sebbei byo starym miastem o chaotycznej zabudowie. Proste ulice spltane byy w prawdziwy labirynt, a mieszkacy wskazywali drog do karczmy w taki sposób, jakby zakadali, e obcy znaj ich miasto tak, jak oni sami.

Po jakim czasie krcenia si w kóko zobaczyli, siedzc pod drzewem, ciemnowos dziewczyn. Zdawaa si spa, bo nie zauwaya ich, dopóki nie podeszli zupenie blisko. Wówczas gwatownie podniosa gow i spojrzaa na nich niesamowitym wzrokiem duych, przestraszonych oczu.

- Na Thoema, przynajmniej jest to kto, kto nie stoi obiema nogami w grobie - zamia si Dron Missa.

- Hej, panienko, pomoesz zmczonym wdrowcom znale chodne miejsce odpoczynku? Szukamy gospody Jethranna.

Dziewczyna wstaa, jej twarz zastyga w przeraeniu. Lord Gaethaa przemówi agodnie, wyjaniajc, e on i jego ludzie przejedaj przez Sebbei, e...

- Dziewczyna rzucia si do ucieczki. Jedcy wybuchnli miechem, zadzwoniy koskie kopyta. Nieszczsna istota jkna z przeraenia, czyje brzowe rami poderwao j z ziemi i posadzio na siodle.

Mollyl, miejc si, krpowa jej rce.

- Przetnij wizy, kotku - szydzi. - Taka moda dziewczyna jak ty musi czu si samotna wród tych wysuszonych strachów na wróble. Czy dlatego zmykasz, gdy zobaczysz jakiego normalnego czowieka? Moe nauczy ci grzecznoci wobec obcych?

- Daj spokój, Mollyl, nie chc przestraszy jej jeszcze bardziej - mrukn lord Gaethaa. - Przesta si wierci, dziecko, Szukamy karczmy Jethranna. Wybacz moim ludziom grubiastwo, nie chcemy ci skrzywdzi. Czy teraz moesz pokaza nam drog?

W jej oczach wci wida byo strach, ale napicie jakby zmalao. Siedziaa bezbronna, tward rk przycinita do piersi Mollyla.

- To niedaleko - odpowiedziaa amicym si gosem. - Trzeba jecha t ulic moe jakie pó mili. Po lewej stronie jest plac targowy, gospoda jest na placu.

- Stokrotne dziki, moje dziecko - powiedzia lord Gaethaa. - Wic bylimy na dobrej drodze.

Dziewczyna wiercia si, próbujc zej z sioda. Na jej twarzy wci malowao si zwierzce przeraenie. Cereb Ak-Cetee chrzkn, zaintrygowany; podjecha bliej i przyjrza si jej uwanie. Marszczc czoo, przesun swój dugi palec przed jej oczami. Wzdrygna si, gdy musn jej skór.

Lord Gaethaa wyda rozkaz i Mollyl niechtnie pozwoli swemu jecowi zeskoczy na ziemi. Otrzsajc si ze wstrtem, dziewczyna zrobia krok do tyu, wpatrujc si w nich z wyrazem fascynacji. Nagle odwrócia si i znikna gdzie midzy domami.

- Ona jest niewidoma - powiedzia Cereb Ak-Cetee, gdy ruszyli dalej - zauwaylicie? Jej oczy s lepe.

- Co masz na myli? - zapyta Alidor. - Zachowywaa si tak, jakby widziaa wietnie. Miaa dziwne spojrzenie, zgoda, ale na pewno nie bya lepa.

- Mówi, e bya lepa - powtórzy czarownik. - Nie jestem pewien, w jaki sposób odbieraa wraenia, ale wiem dostatecznie duo, eby rozpozna lepot w oczach, które widz przed sob.

- Tak, w porzdku - odpowiedzia pojednawczo Alidor. Nie chcia prowokowa draliwego czarownika.

- Ej, Beli - wyszepta Dron Missa - Cereb mówi, e nam wskazaa nam drog lepa dziewczyna. Czy nie budzi to podejrze nawet w twojej ospaej gowie?

- mieszny jeste Missa - mrukn Beli - naprawd mieszny. Powiniene zosta baznem, byby dobry.

Alidor zastanawia si, jak dugo Missa wytrzyma te docinki. Miecz Waldaczyka by w jego rku zawsze zabójczy, ale potny Beli móg bez trudu rozszarpa przedtem Miss na kawaki.

- To tam. - Jan wycign swój hak. - Do diaba, a tu czuje si zapach wina.

- Dobrze - rzek lord Gaethaa. - Ta cz miasta jest równie martwa, jak caa reszta. Z pewnoci nie istnieje tu adna zorganizowana sia zbrojna, ale nie wiadomo co zamierza Kane. Zasigniemy jzyka, zanim zaczniemy dziaa. Udawajmy podrónych, którzy przejedaj przez Dermonte i chc odpocz w gospodzie. Alidor i ja wybadamy tego Gaveina, jeli jest tutaj. Niech nikt nie wymienia nazwiska Kane, dopóki nie dam znaku. I ostronie z tym winem, zdarzenia mog potoczy si szybko.

Lord Gaethaa i towarzysze przywizali konie przed dwupitrowym kamiennym budynkiem i weszli przez otwarte drzwi. Powietrze wewntrz byo chodne, chocia duszne. Kilku ludzi siao przy barze lub siedziao przy stoach, zastawionych kubkami, z winem. Przyciszone rozmowy umilky, gdy jedcy weszli, kierujc si przez zadymione pomieszczenie w stron baru. Po chwili, kiedy ucicho zamieszanie, ludzie powrócili do swoich spraw i cichy szmer rozmów zabrzmia od nowa.

Jethrann, waciciel karczmy, z pustym umiechem przyj monet i przyniós wino. W odpowiedzi na pytanie lorda Gaethaa wskaza burmistrza, siedzcego na swoim staym miejscu i na wpó upionego.

Ocierajc z wsów krople wina, lord Gaethaa ruszy w stron stou Gaveina. Za nim, z butelk w rku, szed Alidor.

- Mona si przysi? - zapyta lord Gaethaa. Gavein wzruszy ramionami.

- Prosz bardzo.

- Napije si pan z nami? - zaproponowa Alidor, widzc pusty kubek Gaveina.

Co takiego - odezwa si burmistrz. - Grupa uzbrojonych osików przybya do miejsca, gdzie widujemy moe tuzin obcych na rok i od razu chce pi z naczelnikiem miasta. Moe najemnicy s teraz lepiej ni kiedy wychowani, chocia raczej wtpi. W kadym razie dzikuj. Czego panowie sobie ycz?

- Nazywam si Gaethaa - przedstawi si Krzyowiec, zamierzajc od razu przej do rzeczy.

Gavein nie zareagowa, chyba nigdy nie sysza tego imienia. Lord Gaethaa nie by zarozumiay i zdawa sobie spraw, e opowieci o jego czynach miay niewielk szans dotrze do Sebbei. Spróbowa wic od innej strony.

- Widz, e moje imi nie jest znane tu w Dermonte, ale jest wiele imion znanych duo lepiej ni Gaethaa. Wemy na przykad imi Kane. Nosi je czowiek, którego sawa obiega cay wiat. Doszy mnie suchy, e Kane przejeda przez to miasto. Moe pan si z nim widzia?

- Znam czowieka o tym imieniu - zgodzi si Gavein. Lord Gaethaa pochwyci znaczce spojrzenie Alidora.

- By moe to nie ten sam czowiek. Kane, o którym mówi jest istnym gigantem. Ma prawie dwa metry wzrostu i muskuy, jakby wzite od trzech silnych mczyzn. Ma szerok twarz, rude wosy i czsto nosi krótk brod. Zazwyczaj miecz ma przytroczony na plecach, jak rycerze z Carsultyalu. Jest leworczny, cho doskonale trzyma miecz w obu rkach. Jego oczy... trudno je zapomnie. Ma niebieskie oczy i jak obkan grob w spojrzeniu...

- Mówimy o tym samym czowieku - owiadczy Gavein niechtnie. - Co w zwizku z tym?

Lord Gaethaa si woli powstrzyma si od powiedzenia wszystkiego.

- Wic Kane jest w Sebbei, czy tak?

Burmistrz wpatrywa si w swój kubek z winem.

- Tak, Kane jest w naszym miecie. Thoem raczy wiedzie, po co tu zosta. Mieszka w starej willi kupca Nandai. Jedyn osob, która wie o nim wicej jest Rehhaile. Jestecie jego przyjaciómi?

Lord Gaethaa zamia si, wstajc od stou. Widzc to jego ludzie przy barze pooyli rce na broni, lecz cofnli je, ujrzawszy wyraz triumfu na pocigej twarzy Krzyowca.

- Nie, Kane nie jest moim przyjacielem - powiedzia dobitnie. Ludzie przy stolikach spojrzeli na niego, zaskoczeni.

- Na caym wiecie zw mnie Mcicielem. Drog mego ycia uczyniem ciganie i bezwzgldne niszczenie agentów za, nioscych mier i zagad. Zbyt dugo zo panowao nad nami, zbyt dugo jego wyznawcy dziaali nierozpoznani. Ono kierowao yciem ludzi przy pomocy bezlitosnej siy, a rodzaj ludzki zmuszony by kania mu si pokornie, aby umkn cakowitego unicestwienia. Poprzysigem zgadzi sugi za wszdzie tam, gdzie trzymaj ludzi w niewoli. Wielokrotnie staczaem bitwy z siami za i za kadym razem wygrywaem z pomoc wikszej potgi, dobra. Zawsze miaem odwag spojrze przeciwnikowi prosto w oczy, dlatego walczyem z nim na jego wasnym terenie. Wprowadzaem porzdek tam, gdzie panowa chaos. Zwalczaem zo, stosujc t sam przemoc, której uywali jego agenci. Si zwalczaem si, brutalno - brutalnoci.

Twarz Krzyowca skpana bya w demonicznym blasku. Z jego gosu emanowaa jaka dzika moc. Wszyscy wpatrywali si we w najwyszym napiciu, zahipnotyzowani przemow tego witego, czy szaleca. I nawet tu, w Dermonte, nikt nie omieli si zignorowa czaru, jaki na nich rzuci.

Kontynuujc oracj, lord Gaethaa wskaza na swoich ludzi.

- Oni s ze mn. Niewielka to armia, ale zoona z samych dobrych onierzy. Wielu z nich walczyo przy mnie podczas moich poprzednich wypraw. Wszyscy wytrwali w niebezpieczestwach i oto jestemy tu w Sebbei, aby zawstydzi bohaterów dawnych legend. Przybyem tu z moimi ludmi, aby zgadzi tego potwora, który nazywa siebie Kane'em. Jestem wic i chc uwolni wasze miasto od Kane'a.

- Ale Kane nic nam nie zrobi. Jak powiedziaem, mieszka w willi na kocu miasta. Widujemy go tylko od czasu do czasu, gdy przychodzi kupi co do jedzenia. Dlaczego nie wyaduje pan swojej zoci gdzie indziej?

Lord Gaethaa by zdumiony. Oszoomiony obojtnoci burmistrza, popatrzy na Alidora by stwierdzi, czy szalestwo ogarno wszystkich obecnych. Alidor wypi yk wina i powiedzia w jzyku Kamathae:

- By moe, milordzie, nie doceniamy zaciankowoci tych ludzi. To niesamowite, ale sdz, e oni nie maj najlejszego pojcia o tym, kim moe by Kane. Dlaczego nie pozwoli mu zosta w tym miecie?

Powtórnie zaskoczony lord Gaethaa odezwa si wciekle.

- Oczywicie nie zdajecie sobie sprawy, jaki diabe mieszka wród was. Znajc jego histori mona by pewnym, e ma ju w gowie jaki demoniczny plan opanowania waszego kraju. Spotykaem w przeszoci róne bezlitosne, ciemne potwory w ludzkiej skórze, ale Kane jest najgorszym czowiekiem, jaki kiedykolwiek chodzi po ziemi. Jego zbrodnie s tak wielkie i tak liczne, e wikszo ludzi uwaa go za posta wycznie legendarn. Sam kiedy mylaem o nim w ten sposób, dopóki podczas moich krucjat nie natknem si na jego krwawe lady. Legendy, niezliczona ilo legend. Niezwyke, jak gboko sigaj w ludzk histori. Czciowo z pewnoci zmylone, zawieraj jednak wystarczajco wiele faktów przycigajcych moj uwag. Legendy te mówi, e Kane jest niemiertelny a nawet, e by jednym z pierwszych ludzi. Mówi, e zbuntowa si przeciwko swemu stwórcy, zapomnianemu bogu, który próbowa wykreowa doskonay rodzaj ludzki wedug swojej niedoskonaej idei. Po wielokrotnych, nieudanych próbach powstaa wreszcie zota rasa, któr bóg ten osiedli w raju, wycznie dla swojej rozrywki. W jaki niewyjaniony do koca sposób, Kane sprowokowa tych doskonaych ludzi do buntu przeciwko rajskiemu yciu. Zabi nawet starszego brata, gdy ten próbowa zapobiec nieszczciu. Wyzwanie rzucone przez Kane'a i to morderstwo zaowocowao zagad wietnoci zotego wieku i rozkadem etyki w caym staroytnym wiecie. Bóg rzuci na Kane'a kltw, kltw wiecznego wdrowania i wewntrznego niepokoju. Kane'a miaa odtd przeladowa ta sama przemoc, któr zaszczepi rodzajowi ludzkiemu. Ona wanie wycisna na jego oczach pitno wygnaca i mordercy. Zabi go moe tylko sia równa tej, jak sam stworzy, ale do tej pory nie znalaz si nikt wadny zniszczy Kane'a przy pomocy jego wasnego ywiou. Tyle mówi najstarsze legendy i oczywicie trudno powiedzie, gdzie w nich ley granica midzy prawd, a zmyleniem. Imi Kane'a pojawiao si jednak i w póniejszych stuleciach. Kilka faktów wydaje si pewnych. Kane y co najmniej kilkaset lat. Nie by zreszt pierwszym wysannikiem za obdarzonym dugowiecznoci, Przez cay ten czas nie przyniós wiatu nic, prócz mierci i destrukcji. Zniszczenie zdaje si i za nim jak cie. To on, jest w gównej mierze, autorem tych ruin i przelewu krwi. Uczestniczy w najohydniejszych eksperymentach czarnej magii i nawet czarownicy z Carsultyal wygonili go kiedy ze wstrtem ze swojej ziemi. By piratem, bandyt, skrytobójc. Dopuci si niezliczonych aktów przemocy. Organizowa potne armie i prowadzi je przeciwko spokojnym krajom. Rzdzi pokoleniami najczarniejszych tyranów. Bra udzia w wielu spiskach przeciw prawowitym rzdom. Przez cae stulecia jego imi byo symbolem zdrady. To wszystko nie jest zbiorem fantastycznych legend. Ludzie, którzy s tutaj ze mn potwierdz jego winy. Na wasne oczy widzieli skutki obkanej dziaalnoci Kane'a.

Dla lorda Gaethaa istotne byo, aby Gavein i mieszkacy miasta zrozumieli, e jego misja jest dzieem sprawiedliwoci.

- Zapytajcie ich, zapytajcie Jana, czy Mollyla czym jest imi Kane'a dla ich rodaków z Imperium Thovnozyjskiego. Zapytajcie Bella, co uczyni Kane mieszkacom Gór Myceum. Poprocie Seda Dosso, aby opisa wam mordercze ataki Kane'a i jego bandytów na karawany przejedajce przez Lorman tu pod waszymi drzwiami, zaledwie kilka miesicy temu. Ja powiedziaem wystarczajco wiele, prosz zapytajcie tych ludzi.

Lord Gaethaa rozejrza si. Wszystkie twarze odwracay si przed jego wzrokiem w trwoliwym zakopotaniu. W kocu Gavein zacz mówi, mrugajc powiekami jak gdyby oczekiwa, e przybysze rozpyn si nagle w popoudniowym powietrzu. Odpowied burmistrza bya dla lorda Gaethaa najwikszym szokiem w cigu caego dugiego ycia.

- Prosz wybaczy, ale nie mam ochoty sucha paskich opowieci o starych legendach i zych mocach, krzewicych si bujnie na wiecie poza naszym krajem. My w Dermonte mamy do wasnego smutku. Mówi pan o mierci i zniszczeniu, ale my widzielimy ju mier caego naszego pastwa i jego obywateli. Nic dla nas nie znacz zbrodnie Kane'a. Nie dbamy o nic, co dotyczy zewntrznego wiata. Nie interesuje nas to co dzieje si, lub dziao gdzie indziej.

Blado jego twarzy uwypuklay czerwone obwódki wokó ust. Kadc do na rkojeci miecza, lord Gaethaa wybuchn.

- Chce pan powiedzie, e zamierza pan ochrania Kane'a? Gavein spojrza na niego z lekkim wyrazem wspóczucia.

- Nie zrozumia pan. Nie bdziemy si wtrca do paskiego sporu z Kane'em. To jest sprawa midzy panem a nim, wic prosz pój z tym do niego. Osdcie razem ten spór wedug praw, jakie wydaj wam si najlepsze. My, w Sebbei damy tylko, aby kady by pozostawiony sam ze swoim smutkiem. Odnonie paskiej misji nie pomoemy panu, ani nie przeszkodzimy w aden sposób. Jeli chce pan walczy, prosz bardzo, ale nas niech pan zostawi w spokoju.

Potrzsajc ze zdumieniem gow lord Gaethaa zwróci si do Alidora.

- To jest obsesja - wykrzykn jak w gorczce. - W caym tym kraju ludzie s tak optam jedn rzecz, e wszystko inne stracili z oczu. Nie sdz, eby kto z nich zrozumia to, co staraem si im powiedzie.

- Zgadzam si, e nie mona im pomóc. W kadym razie nie s dla nas zagroeniem - zauway Alidor. - Tym razem Kane zapdzi si w kozi róg i moe oczekiwa pomocy tylko

od siebie. Prosz zapyta tego starego czowieka, gdzie jest willa Kane'a.

- I znowu zabdzi? - warkn lord Gaethaa. - Mam lepszy pomys. Niech on zaprowadzi nas osobicie.

Gavein próbowa protestowa, ale kiedy na skinicie Krzyowca podeszli Bell i Sed Dosso, burmistrz wsta i da si wyprowadzi na ulic.

V OSACZY TYGRYSA W JEGO KRYJÓWCE

Rehhaile biega zrozpaczona, drc jeszcze ze strachu i wstrtu, Jej dusza czua si zniewaona spotkaniem z ludmi lorda Gaethaa. Nigdy jeszcze nie dowiadczya takiego adunku nienawici, tylu bestialskich wyobrae i poda. Umys Kane'a by jej cakowicie obcy i nawet nie próbowaa dosign gbi jego cierpie. Ale w mylach bandytów lorda Gaethaa otwarte okruciestwo mieszao si z jak obkan dz i umys Rehhaile wci by skaony tym spotkaniem.

Biega, potykajc si z popiechu. Aleje Sebbei przedstawiay dla niej skomplikowany wzór z jasnych i ciemnych plam. Gdy tylko byo to moliwe, Rehhaile staraa si czy swój umys z jakimi cudzymi oczami. Czasem udawao jej si zespoli ze wiadomoci przechodnia idcego w tym samym kierunku i moga korzysta przez pewien czas z jego wzroku. Jednak w opustoszaym Sebbei taka okazja zdarzaa si rzadko, wic przez wikszo czasu dziewczyna szukaa drogi po omacku. W takich sytuacjach krya w poszukiwaniu jakiej pary oczu, które mogyby rozwietli jej drog. W ten sposób tracia jednak zbyt wiele cennego czasu, wic czsto brna po prostu przez ciemny labirynt ulic, zadowalajc si niewyranymi cieniami odlegych umysów, albo sza cakiem na lepo. Znaa przecie dobrze Sebbei i wszystkie przeszkody na drodze do domu Kane'a.

Wreszcie dotara do willi. Dyszc ciko przebiega przez ogród. Kane, pogrony w pónie, kontemplowa popoudniowe soce, siedzc w cieniu spltanych odyg winnej latoroli. Obok sta prawie opróniony dzban wina i miska z truskawkami.

- Witaj, Rehhaile - powiedzia i poderwa si na nogi, widzc panik na jej twarzy. - Co si stao, u diaba? Czy kto ci goni?

- Kane - krzykna zdawionym z wyczerpania gosem - jeste w niebezpieczestwie. Jacy ludzie szukaj ci w Sebbei. Chc ci zabi. Szukali ci przez kilka tygodni i wiedz, e jeste tutaj. Przyjd, eby ci zabi, gdy tylko dowiedz si, gdzie mieszkasz. Mog by w kadej chwili. Chc ci zabi.

Kane rozpaczliwie próbowa otrzewie.

- Jacy ludzie szukaj mnie w Sebbei - powtórzy gorczkowo. - Ilu ich jest, kim s? Jak s uzbrojeni? Skd wiesz, e s na dobrym tropie?

Rehhaile zdaa mu chaotyczn relacj ze swojego spotkania z lordem Gaethaa i jego onierzami. Bekotaa o obcych mczyznach i o ich czarnych pragnieniach przemocy i mierci. Mówia urywanymi zdaniami, próbujc opisa uczucia niewyraalne w ludzkim jzyku. Kane natychmiast zrozumia niebezpieczestwo, jakie mu zagraao. Gorzko przeklinajc niewybaczalny brak czujnoci, w jaki go wpdzia rozpacz, zada od niej szczegóów. Pobiega za nim do willi, patrzya jak w popiechu przypina miecz i szuka dodatkowych strza do kuszy.

- Kane, co ty chcesz zrobi? - jkna. - Zamierzasz zatrzyma ich przed will?

Kane zahaczy o co butem i zatoczy si niebezpiecznie, mamroczc jakie przeklestwo.

- Nie wiem jeszcze co zrobi. Dziewiciu najemnych onierzy to powane niebezpieczestwo w otwartej walce. I musz by cholernie dobrzy, jeli dotarli a do Sebbei, Tloluvin raczy wiedzie po co. Jeli bd czeka tutaj, zakorkuj mnie, jak niedwiedzia w jego norze. Mog uciec, ale jeli pojad za mn, z pewnoci upoluj mnie gdzie w Dermonte lub na pustyni.

Wprawnymi rkami Kane sprawdza kusz. Bro bya w idealnym stanie. Poczu satysfakcj: nie da si wic cakowicie omota ponurej atmosferze Dermonte.

- Mam najwiksze szans, jeli opuszcz will, ale pozostan w Sebbei. Mog ukrywa si w pustych budynkach i nieuchwytny, przej inicjatyw w walce. Te przybdy nie bd pierwszymi myliwymi, którzy popenili bd, chcc zaskoczy tygrysa na jego posaniu.

Ruszy w kierunku bramy, gdy Rehhaile krzykna ostrzegawczo.

- Kane, wracaj, oni s ju prawie tutaj. Nie zdoasz si ukry.

- Uciekaj - zawoa i zawróciwszy w miejscu rzuci si z powrotem w stron willi, klnc ordynarnie w kilku jzykach-

Wbieg na pierwsze pitro i popatrzy przez okno w kierunku wskazanym przez Rehhaile. W zachodzcym socu dostrzeg

Dugie cienie jedców, stojcych nieopodal i wpatrujcych si w will.

- Widzisz ich teraz?

- Tak, widz - powiedzia Kane. - Chyba ju wiedz, gdzie jestem. Czy to Gavein jest tam z nimi? Co ich zatrzymuje?

Na zewntrz lord Gaethaa przystan ze swoimi ludmi, aby przyjrze si willi. Mieli przed sob stary wewntrzny mur Sebbei, Za nim rozcigay si peryferie z nowszymi zabudowaniami - sklepami, gospodami, rezydencjami bogaczy. Podmiejski teren pooony z dala od brudu i haasu zatoczonego dawniej miasta otoczony by murem zewntrznym.

Stara willa kupca Nandai usytuowana bya w pewnej odlegoci od nowszych budynków. Staa nad maym jeziorkiem, które z jednej strony zakrcao pod wewntrznym murem, a z drugiej wyduao si w kierunku zewntrznego. Na zaronitym trzcinami i krzakami brzegu stao kilka odzi. Will otacza zapuszczony ogród, a dalej - uprawne niegdy pola. Roso tam kilka samotnych palm i sosen ale nie byo miejsca, w którym mona by si ukry.

- Nie da si podjecha niepostrzeenie - stwierdzi Alidor. Lord Gaethaa skin gow i zwracajc si do Cereba Ak-Cetee zapyta:

- Gavein przysiga, e nie wie o adnych czarach, które broniyby dostpu do tej nory. Co o tym sdzisz? Czarownik wpatrywa si w will.

- Na pierwszy rzut oka nie wydaje si, ebymy mieli do czynienia z jakimi czarami. Myl, e zastalimy Kane'a cakowicie bezbronnego.

Mollyl szepta co do ucha Janowi, patrzc na Gaveina. Jan zamia si, ostrzc jednoczenie swój hak o skórzane spodnie.

- Teraz, Gavein - powiedzia Mollyl szyderczo - teraz widz, e mówie prawd. Kane mieszka tutaj sam. Ale Jan twierdzi, e by moe ukrye jednak co przed nami. Moe Kane trzyma tu ochron osobist, albo ma na swoich usugach jakie czarodziejskie moce. Jeste pewien Gavein, e powiedziae wszystko? Moe jednak zmienisz zdanie?

Gavein zblad, zerkajc na hak sterczcy z janowego przegubu.

- Milcz, Mollyl - rozkaza lord Gaethaa. - Ja mu wierz. Ci ludzie s zbyt tchórzliwi, aby kama. Zreszt Cereb zapewnia, e Kane nie ma dla nas w zanadrzu adnej niespodzianki. Mimo to musimy jednak pamita, z kim mamy do czynienia. Byli ju tacy, których zniszczy, gdy atakowali w przekonaniu, e jest bezbronny. Tote nie sdz, e wszedszy tam zastaniemy go picego smacznie, z gow opart o opróniony dzban wina.

Czarownik zeskoczy na ziemi i zacz odpakowywa du liczb jakich przedmiotów.

- Za chwil dowiemy si na pewno, ale stracimy moliwo dziaania z zaskoczenia.

- Kane nie ma powodu sdzi, e go zaatakujemy - zauway Alidor.

- No rzeczywicie, nie wygldamy zbyt podejrzanie - powiedzia ironicznie Cereb i schyli si, kontynuujc prac. Jego ruchy byy pewne. Smuke palce pracoway z zawodow rutyna. Cereb od wczesnej modoci by dobrze zapowiadajcym si czarownikiem. Szuka kurateli którego ze starych mistrzów z Carsultyal. Biorc udzia w kilku wyprawach lorda Gaethaa, zdoby bogactwo i dowiadczenie.

Ostronie napeni wod miedzian czar, dodajc kilka kropel oleistego pynu, pochodzcego z trzech maych flaszek. Posypa opalizujc powierzchni cieczy jakim proszkiem. Przykucnwszy, zaintonowa pie. Powierzchnia wody pozostawaa zamglona. Nagle ukaza si may, czerwony ogienek, skaczcy w pobliu rodka czary. Ciecz zamigolata przez chwile i eksplodowaa tysicami pomyków. Na moment rozjarzya si ponuro jakim wiatem, po czym wszystko zgaso.

Cereb wytar rce o paszcz.

- Tak jak powiedziaem, nic - wyjani. - Wszystkie magiczne siy zwizane z will odbiyby si w powierzchni cieczy. Jak widzielicie, jedyn odpowiedzi byo to karmazynowe wiato. Wedug mnie, reprezentowao ono samego Kane'a, który - jeli wierzy legendom - dysponuje dostateczn moc, aby wywoa taki elekt. Zastalimy wic Kane'a cakowicie bezbronnego. Mówi si o nim, e jest dobrym czarownikiem, lecz o ile wiem, nie zawar nigdy paktu z adnym bogiem ani demonem. A to oznacza, e nie moe si spodziewa natychmiastowej pomocy ze strony tajemnych si. Jeeli czarównik, nawet dobry, nie moe wezwa bóstwa, z którym zawar przymierze, to potrzebuje wiele czasu, wysiku i rodków materialnych, aby rzuci skuteczny czar. Magia nie polega na tanich, szarlataskich chwytach, wymagajcych jedynie zrcznoci palców i odróbiny dymu. Kane za nie ma przy sobie adnych magicznych przedmiotów. Jest cay w paskich rkach, milordzie.

- Dzikuj, Cereb - umiechn si Lord Gaethaa. Sprawdzimy teraz twoje sowa. Bdziemy dziaa tak, jakby Kane nie wiedzia, e go szukamy. Droga do zewntrznego muru wiedzie obok wejcia do willi. Pojedziemy ni udajc, e opuszczamy Sebbei, zajci wasnymi sprawami. Przystaniemy przy wejciu. Kane nie powinien nic podejrzewa, a do tego momentu. Sforsowanie bramy nie bdzie problemem. Mollyl, Jan i Bell pojad ze mn z przodu, za nimi Sed Missa i Alidor. Anmuspi i Cereb bd pilnowa tyów. Cereb, licz, e bdziesz czujny. Ty, Gavein, moesz odej.

Burmistrz patrzy za nimi ponuro. Pogadzi palcami sw szyj jakby z zadowoleniem, e pozostaa nietknita i pody z powrotem, mruczc co pod nosem.

Lord Gaethaa powoli prowadzi swoich ludzi, z rzadka tylko spogldajc na will. Dron Missa gra z Mollylem w wyimaginowan gr w koci, a Jan narzeka gono, e dwaj mczyni oszukali go przy podziale wygranej.

Podjechali bliej. Wewntrz nie byo wida adnego ruchu. Wydawao si jednak niemoliwe, aby Kane ich nie obserwowa. Czyby co podejrzewa?

Nagle da si sysze gony syk. Beli jkn i spad z sioda. Z jego lewego ramienia, przebitego strza, popyna krew. Przeraony ko stan dba. A wic Kane ich oczekiwa! Lord Gaethaa odwróci si w siodle by wyda rozkaz, kiedy druga strzaa rozprua powietrze w miejscu, z którego wanie si odsun. Zaskoczony dokadnoci i szybkoci strzau, wódz powtórnie zda sobie spraw, e nie zdoaj si ukry.

- Wycofa si - rykn, gdy jego ludzie rozjechali si w popiesznym poszukiwaniu schronienia. - Wycofa si z zasigu strzau, szybko.

Trzecia strzaa otara si o pancerz Alidora. Porucznik zakl i przylgn do szyi swojego konia. Na szczcie zosta uderzony tylko drzewcem i nie dozna szwanku. Dokadny strza nawet z tej odlegoci móg uszkodzi pancerz. Czwarta strzaa przemkna tu przed Dronem Miss.

Beli trzyma si w siodle a do chwili, gdy znów znaleli si pod palmami. Wówczas zsun si i usiad pod drzewem, pozwalajc Sedowi zbada ran.

- Nie jest le, jeli jest w stanie tak kl - powiedzia powanie Missa. - Tylko kilka centymetrów od serca. Dlaczego kaza pan zawróci, milordzie?

Lord Geathaa ponuro patrzy na will.

- Nie chc straci jeszcze kilku ludzi. Kane jest dobrym strzelcem, a my nie mamy adnej osony. Zauwaylicie, e nie strzela, od razu. Czeka, a podjedziemy zupenie blisko. Nie warto teraz ryzykowa drugiego podejcia. Zaraz zrobi si ciemno. Podejdziemy go, gdy wiato bdzie za sabe, eby dobrze wycelowa, ale zbyt silne, by Kane zdoa zbiec. Anmuspi, moesz posa tam ponc strza, która go wykurzy z willi? W otwartym polu dorwiemy go od razu.

ucznik namyli si.

- Dach jest drewniany. Mog podjecha bliej i zasypa go tyloma strzaami, iloma pan sobie yczy. To atwy cel, wic mog strzela z bezpiecznej odlegoci. adna kusza nie ma takiego zasigu, jak ciki uk. Oczywicie jeli nie liczy tych idiotycznie wygldajcych wielkich machin, których nacignicie zajmuje silnemu mczynie pi minut.

- wietnie, wic wykurzymy go stamtd ogniem - powiedzia lord Gaethaa.

Anmuspi ucznik ruszy w kierunku willi. Zsiadszy z konia w pobliu kpki palm, owin kilka strza paskami materiau nasczonego ywic i skrzesa ogie. Napi uk. Pierwsza strzaa spada na dach, druga - niecay metr od niej. Pony smtnie, najwyraniej nie zdolne do podpalenia belek. Trzecia próba zakoczya si podobnie.

- Strzelaj w okno, Anmuspi - krzykn Alidor. ucznik skin gow i namierzy cel. Dwie kolejne strzay wpady do rodka przez otwarte okno, a trzecia utkwia w cianie nieopodal. Tym razem ujrzeli kby dymu wydobywajce si z wntrza willi. Dron Missa cieszy si gono.

Anmuspi po raz siódmy napina uk, gdy strzaa pochodzca z kuszy przebia mu serce. Ostatni ognisty pocisk pofrun w niebo, zakrelajc wietlisty uk w zapadajcym zmroku.

- Niech to diabli! - krzykn lord Gaethaa, patrzc na lece na ziemi ciao ucznika. - Zgin wspaniay czowiek. Jeszcze jedna zbrodnia na konto Kane'a.

- Beli bdzie y, ale jest chwilowo niezdolny do walki - stwierdzi Alidor. - Zostao nas siedmiu.

- Siedmiu, eby go wygoni z willi - powiedzia z namysem lord Gaethaa. - Wci jest to chyba najlepsza strategia. Gdy zrobi si ciemniej, zaatakujemy. Rozproszymy si i pojedziemy szybko przy sabym wietle. Jeden czowiek nie pokona siedmiu. Kane moe zabi jeszcze kilku z nas, ale dostaniemy go i tak.

Cereb Ak-Cetee od kilku minut pociera w zamyleniu twarz. Teraz rozemia si jak uczniak i owiadczy wesoo.

- By moe Kane nie bdzie ju stawia oporu, milordzie. Znam zaklcie, które powinno stpi mu ky i zd je wypowiedzie, zanim zrobi si zupenie ciemno.

- Znalaze wietny moment, eby sobie o tym przypomnie! - wybuchn Alidor. - Có wstrzymywao ci przed powiedzeniem tego wczeniej?

- Pamitaj, e jeste porucznikiem, Alidorze i mnie zostaw sprawy magii - warkn Cereb. - W prostych sowach dla prostego umysu chc ci powiedzie, e sztuka czarnoksiska ma swoje prawa i ograniczenia. Jak wiesz, nie zawarem paktu z adnym bogiem, bo gdybym to zrobi, nie tracibym teraz czasu na wóczenie si z wami. Nie majc boskiej protekcji musz posugiwa si czarn magi, a to oznacza przede wszystkim, e potrzebuj czasu i wysiku, aby wypowiedzie skuteczne zaklcie. Fakt, ze nie posiadam adnego wosa, paznokcia, adnego kawaka ciaa Kane'a ani przedmiotu jego osobistego uytku uniemoliwia zastosowanie wikszoci zakl. Nigdy nawet go nie widziaem i moemy tylko ywi nadziej, e to wanie on znajduje si w willi. Dodaj do tego fakt, e Kane sam jest czarownikiem i moe zablokowa wikszo moich wysików swoj wasn moc. Powiedz teraz, co mi pozostaje?

- W porzdku, przepraszam - ustpi Alidor. - Wic co miae na myli? W oczach Cereba Ak-Cetee ukaza si szyderczy bysk.

- Znam proste zaklcie, powodujce parali. Mog zdekoncentrowa jego dziaanie tak, aby objo wszystkich znajdujcych si w willi, osabi to jednak powanie jego moc i Kane moe zneutralizowa je zupenie. Jest on prawdopodobnie w stanie si woli oprze si efektom zaklcia. Niezalenie jednak od tego, czy tak si stanie, czy nie, czar bdzie stopniowo niszczy jego siy, chocia nie unieruchomi go cakowicie. Nie mówiem o tym wczeniej bo sdziem, e jego wiedza jest zbyt wielka, aby zaklcie miao nad nim wadz. Teraz nie jestem ju tego pewien. Wtpi, czy przedsiwzi jakiekolwiek rodki obrony. W kadym razie mog spróbowa. Jeli to nie pomoe, to nie stanie si w kadym razie nic gorszego.

- Wypowiedz zaklcie, Cereb - rozkaza lord Gaethaa. - Jeli zdoasz unieruchomi choby t kusz, to Kane trafi prosto w moje rce.

Kane patrzy w kierunku miejsca, gdzie ukryli si napastnicy. Zapadajce ciemnoci utrudniay mu widzenie w daleko mniejszym stopniu, ni normalnemu czowiekowi.

- Zdaje si, e zrezygnowali z pomysu z poncymi strzaami. Chyba chc teraz zaatakowa wspólnie. Dobrze, e udao si ugasi poar.

Delikatnie gadzi swoj kusz. Wykonano j wedug jego wasnego pomysu i Kane wysoko j ceni.

- To dobra bro, cho wtpi, czy wielu potrafioby si ni posugiwa. Zbyt wiele czasu zabiera nacignicie jej i wycelowanie, chocia ostatni strza jeszcze raz dowiód jej wartoci. Gdybym mia uk tego zabitego, wystrzelabym ich wszystkich, zanim zdyliby przej przez t polan.

Zwróci si do Rehhaile.

- Co robi teraz?

Jej twarz bya pobrudzona sadz - Rehhaile pomagaa Kane'owi gasi poar. Ostronie poczya swój umys z napastnikami. Unikajc kontaktu z tymi, których myli tak j przeraziy, zespolia si z Alidorem. Z tej odlegoci bya w stanie odebra jedynie mglisty obraz impulsów, jakie przebiegay w jego mózgu.

- Trudno co powiedzie, Kane. Ten, którego trafie na pocztku, yje. Zdaje si, e nie s gotowi do ataku. Kilku patrzy w naszym kierunku, a inni - na kogo, kto robi co... nie potrafi powiedzie co. Kane... to jest ten, którego najbardziej si boj... Ten, który wie, e jestem lepa. Wydaje mi si, e jest czarownikiem. Nigdy wicej nie chc dotkn jego myli.

- Czarownik. Jak gdyby atak bandy najemników to byo jeszcze mao - zoci si Kane. - Syszaem o pewnym szalecu imieniem Gaethaa, który trzyma w swoim oddziale czarownika. Moe to wanie Gaethaa zada sobie tyle trudu, eby mnie wytropi. Jest, jak syszaem, wystarczajcym fanatykiem, aby zrobi co takiego. Chocia on zazwyczaj prowadzi ze sob niewielk armi,

Z niepokojem spojrza na ciemniejce niebo.

- Nie bd czeka, a zrobi si cakiem ciemno. Rusz, gdy tylko brak wiata uniemoliwi mi wystrzelanie ich w otwartej przestrzeni. Bez problemu przejd przez ogród. Spróbuj wybi ich pojedynczo w sieni. Nie, na pewno spodziewaj si tego i otocz mnie z dwóch stron jednoczenie. Do diaba, chciabym wiedzie, co potrafi ten czarownik. Rehhaile, moesz spróbowa wej w jego umys na tak dugo, aby...

Rehhaile krzykna w panice.

- Kane, co niedobrze! Trac przytomno. Kane, czuj, e... - jej przeraony gos zamilk, dziewczyna wycigna rce usiujc si czego przytrzyma i po chwili z guchym oskotem zwalia si na podog. Jej ciao przebieg dreszcz, jakby chciaa si jeszcze podnie, ale rysy twarzy zastygy ju w wyrazie panicznego lku.

Kane walczy, aby utrzyma si na nogach. Zrobio mu si ciemno przed oczami, a minie stay si cikie jak z oowiu. Z przeraeniem uwiadomi sobie, e jest to wpyw zaklcia, przeciwko któremu nie potrafi si obroni. Istniao wprawdzie kontrzaklcie, znane nawet trzeciorzdnemu czarownikowi, ale on nie mia ju czasu, aby je wypowiedzie. Broni si desperacko. Ociekajc potem, próbowa rozrusza skamieniae minie. Jedynym ratunkiem byo wyjcie poza zasig dziaania czarów. Chwiejnym krokiem podszed do schodów, ca si woli przeciwstawiajc si niemocy. Na pierwszym stopniu straci równowag i jak pijany, sturla si a na parter. Z ustami póotwartymi w trupim umiechu, przetoczy si do tylnych drzwi. Sysza ju ttent koskich kopyt. Przecisnwszy si przez drzwi zamkn je kopniciem. Jezioro byo jedyn szans ucieczki lub mierteln puapk, jeeli nie zdoa utrzyma si na wodzie. Na przemian toczc si i czogajc na brzuchu zmierza w stron brzegu. Gosy jedców przybliyy si, lecz uciekinier nie widzia, czy dostrzeono go w ciemnociach. W kocu dopezn do jeziora. Sysza teraz, jak napastnicy forsuj frontow bram. Zostao tylko kilka metrów. Kane stoczy si po pochyoci brzegu. Przez chwil czoga si w mule, próbujc dotrze do gbszego miejsca. Oplota go zimna masa wody, ciki miecz ciga w dó. Z trudem apic oddech, odepchn si od brzegu. Mia nadziej, e na gbszej wodzie uda mu si popyn. By dobrym pywakiem, ale ciar jego ciaa utrudnia swobodne poruszanie si nawet w bardziej sprzyjajcych warunkach. Z najwyszym wysikiem uniós gow, aby zaczerpn powietrza. Stwierdzi z ulg, e jest ju do daleko od brzegu, a napastnicy zajci s na razie przeszukiwaniem willi.

Dziaanie czaru zdawao si sabn. Z kadym kolejnym ruchem ramion szo mu atwiej. Ciemne plamy przed oczami nie przesaniay ju pola widzenia. Woda i odlego osabiy si zaklcia. Prawdopodobnie czarownik zdj czar z willi teraz, gdy jego towarzysze byli w rodku. Jakkolwiek byo, Kane czu, e wracaj mu siy. Odgarn wod sprawnymi uderzeniami, pync tu pod powierzchni ciemnego jeziora. Z tyu za nim jego przeladowcy z rosnc zoci przetrzsali will i ogród. Kiedy zorientuj si, którdy uciek ich niedoszy jeniec, bdzie ju za póno na pogo.

VI MIECZ ZIMNEGO WIATA

Lord Gaethaa wpad w furi, gdy stao si jasne, e Kane uciek. W willi znaleli jedynie Rehhaile wci jeszcze upion. Przeszukujc ogród, trafili na lady czowieka, czogajcego si w kierunku jeziora. Krzyowiec rozkaza swoim ludziom objecha jezioro dookoa. Teraz jednak zupene ciemnoci nie pozwalay niczego dostrzec w gstych zarolach. Kane znikn bez ladu.

Ze wstrtnym uczuciem niespenienia powrócili do karczmy Jethranna. Rehhaile zwizali i zabrali ze sob, gdy lord Gaethaa mia nadziej wydoby z niej jakie wane informacje.

- Moe uton - powiedzia Dron Missa. - Jeli zaklcie Cereba byo tak skuteczne, Kane nie by w stanie pyn. Ale wtedy nie mógby take doczoga si do jeziora.

- Nie bdziemy robi o to zakadów - Mciciel zmarszczy brwi i nerwowo szarpa koniuszki wsów. - Missa, do diaba, przesta nudzi, musz si skupi.

Dron Missa umilk. Pooy na stole swój krótki miecz i zacz nerwowo bbni w blat.

- Co teraz? - zapyta Jan.

- Dobre pytanie - odpowiedzia ironicznie lord Gaethaa - nie moemy zrobi niczego do rana, a wtedy Kane bdzie ju wiele mil std. Nie ma sposobu, eby go zatrzyma. Moemy tylko opatrywa ran Bella i próbowa wytropi Kane'a po ladach, gdy zrobi si janiej. Co z t dziewczyn? - zapyta Ali-dora, który usiad obok niego.

- Jaka zwariowana historia, ale wszyscy mówi mniej wicej to samo. Nazywa si Rehhaile i jest t, o której Gavein powiedzia, e spdzaa duo czasu z Kane'em. Bya chyba jego kochank, chocia podobno idzie z kadym, kto tego chce. Mieszka w Sebbei od urodzenia, rodzin stracia podczas zarazy. Zafascynowa j Kane, wic przez wikszo czasu mieszkaa u niego. Ludzie uwaaj j za czarownic. Mówi, e jest lepa od urodzenia, ale obdarzona jest jakim drugim wzrokiem. Mówi si, e potrafi przenikn czyj umys i patrze czyimi oczami. Podobno umie czyta w mylach. Wypróbowaem j i zdaje si, e to prawda.

Lord Gaethaa pokiwa gow.

- Czarownica z nadprzyrodzonymi zdolnociami. Cereb mówi mi o tym, on pierwszy j zauway. Dobre towarzystwo dla Kane'a. Oczywicie wyczua nasze zamiary, kiedy spotkalimy j na ulicy i ucieka, eby ostrzec swego kochanka. Przeklty pech.

- Co z ni zrobimy? - spyta Jan.

- Jutro zdecyduj. Ona moe si nam jeszcze przyda, wic póki co j zatrzymamy. Poza tym jako wspólniczka tego diaba zasuguje na mier.

- Wic chyba moemy si z ni troch zabawi - mrukn Mollyl.

- Przez ni stracilimy Kane'a - powiedzia zimno lord Gaethaa. - Ale nie bdcie zbyt brutalni, bd jej póniej potrzebowa. Zdaje si, e nie wie niczego wanego, ale nigdy nie wiadomo.

- Nawet jeli musi umrze, to czy wolno nam j tak po prostu zgwaci? - sprzeciwi si Alidor. - Zadawa jej bezcelowe tortury?

- Przecie to jej zawód, Alidorze - zamia si Dron Missa.

Gdy wszyscy wyszli, Alidor zosta na swoim miejscu obok lorda Gaethaa. Wino stao przed nim nietknite. Jego dolna warga lekko draa, jak gdyby na usta cisny mu si jakie sowa, które wola przemilcze. Lord Gaethaa zauway zy nastrój porucznika. Wysoko sobie ceni wspóprac Alidora. Spodobaa mu si jego modziecza odwaga i inteligencja, gdy poznali si przed prawie dwoma laty. Alidor nie mia jeszcze wtedy dwudziestu lat i duo starszy Gaethaa traktowa go jak modszego brata. Wiedzia, e zawsze moe liczy na modego porucznika i czsto zasiga jego rady w sprawach strategii. Lord Gaethaa wiedzia, e podczas gdy wikszo onierzy uczestniczya w jego misjach dla zota, przygody, zemsty czy innych osobistych powodów, Alidor hodowa tym samym, co jego dowódca ideaom.

- Alidor - powiedzia cicho Krzyowiec. - Co jest? Co ci gryzie od dobrej chwili. Widz, jak to w tobie narasta. Wiesz, e jeli co ci si nie podoba, nie musisz tego przede mn ukrywa. Wyrzu to z siebie.

Alidor przygryz warg i podniós kubek z winem, unikajc wzroku lorda Gaethaa.

- Nic wanego... to dziwne - zacz z wysikiem - jakby co wzbierao we mnie coraz bardziej. Nie wiem, moe jestem zmczony po tych wszystkich kampaniach. Nic okrelonego, ale...

Lord Gaethaa patrzy na niego niespokojnie wiedzc, e za chwil porucznik powie wszystko. Skryto nie leaa w jego charakterze.

- Chodzi o t dziewczyn, Rehhaile...

- Rehhaile? - zdziwi si lord Gaethaa. - Co ci niepokoi w zwizku z t czarownic?

- To nie chodzi tylko o ni, myl o wielu rzeczach. Ona jest tylko przykadem. Bunt, jaki mielimy na granicy Dermonte, egzekucja winiów Purpurowej Trójki. Sposób, w jaki w zeszym roku zajlimy miasto Burwhet, ci ludzie, których pozwolie Mollylowi torturowa, aby powiedzieli o planowanym ataku. Zakadnicy, których wymordowa, kiedy...

- Alternatyw byo wycofa si i pozwoli tym zbrodniarzom odzyska kontrol nad szlakami handlowymi. Musiaem wiedzie, kiedy i gdzie uderzy podczas pierwszej bitwy. ycie tych kilku przestpców i zakadników nie byo wane wobec wikszego dobra, jakim byo umoliwienie tysicom ludzi bezpiecznej podróy przez te tereny. Burwhet mogo zosta odbudowane i rozwija si po tym, jak zmietlimy tych bandytów z powierzchni ziemi. To nie na winiach wykonalimy egzekucj, lecz na wspólnikach Czerwonej Trójki, splamionych potwornymi zbrodniami. Jeli chodzi o tych, którzy zdradzili mnie na granicy Dermonte, to przecie kady, kto kiedykolwiek nosi miecz, wie, e dezercja karana jest mierci. Inaczej nie sposób byoby utrzyma dyscypliny. To wszystko ju za nami, Alidorze. Ta czarownica, Rehhaile - mógbym przymkn oczy na jej stosunki z Kane'em. Ostatecznie jest moda i niedowiadczona. Ale ona ostrzega go o naszym istnieniu i za t zbrodni musi zapaci. Jeli wzilibymy Kane'a cakowicie z zaskoczenia, a tak by pewnie byo, nasza misja byaby wypeniona, a Anmuspi yby. Chocia gupot jest myle, e mona zgadzi Kane'a bez adnych przygód. Gupot jest zastanawia si, co mogo si zdarzy.

Z góry dobieg ich bolesny kobiecy jk w akompaniamencie wybuchów miechu. Alidor zadra.

- Dlaczego nie da jej umrze w czystoci, po co j torturowa?

- Ona jest nierzdnic, sam to powiedziae - lord Gaethaa wzruszy ramionami. - Nie dzieje si jej nic, co nie byoby naturalne dla kobiety. Poza tym ci mczyni potrzebuj rozrywki, przebyli cik drog. Dajmy im si zabawi.

Alidor wci by markotny.

- To brzmi logicznie. Nie twierdz, e kiedykolwiek posunlimy si do stosowania nieludzkiej przemocy. Nie wiem, moe miknie mi krgosup. Wydaje mi si, e trzeba by zrobi troch miejsca dla miosierdzia.

Odgarniajc wosy z wysokiego czoa, lord Gaethaa odetchn gboko i poprawi si na krzele. Popatrzy gorzko na Alidora.

- Oczywicie, miosierdzie. Pamitasz jak kiedy Reanist namawia mnie, abym oszczdzi t dziewczyn, któr znalelimy skut w zaczarowanej wiey? Miejscowi protestowali, ale Reanist mia na ni oko, nalega, twierdzi, e ona jest tylko winiem. Tej nocy jej pocaunki umierciy Reanista i piciu innych dobrych onierzy, zanim mój miecz nie pozbawi jej ycia. Nawet Cereb nie by pewny, z jakim rodzajem demona mielimy wtedy do czynienia. Albo wczeniej, gdy oszczdzilimy czonków rodziny Tirliego Selana i gdy si póniej okazao, e s gorszymi tyranami, ni ich wuj. Alidorze, to nie jest tak, jak mylisz. Zbyt wielu ludziom pozwoliem umrze od zatrutej krwi, wci proszc chirurga, aby nie usuwa w caoci róda zakaenia. Trucizna rozprzestrzenia si. Nawet may nowotwór uronie i zniszczy najsilniejszy organizm. Jeli najmniejsze zo ostanie si twoim egzorcyzmom, to spowoduje w przyszoci wicej jeszcze cierpienia ni uprzednio. W walce przeciw siom za, faszywe miosierdzie gorsze jest ni zy doradca. Jego konsekwencje mog cakowicie zaprzepaci idee, którymi si kieruje.

Lord Gaethaa poblad z emocji, oczy pony, krople potu wystpiy mu na czoo. Mówi drcym ze wzruszenia gosem.

- Nazywaj mnie Krzyowcem i ufam, e wart jestem tego imienia. Celem mego ycia uczyniem krucjat przeciwko zu, krucjat, która bdzie trwaa, póki nie zganie we mnie ostatnia iskra. Jako dziecko syszaem legendy, opowiadane przez onierzy mojego ojca. Suchaem te czarnych opowieci o obcych krajach, sterroryzowanych przez siy za. Przysigem sobie wtedy, e gdy dorosn, nie bd marnowa ycia wród uperfumowanych pasoytów ze szlacheckimi tytuami. Odwróciem si od ospaego, dworskiego bytowania i wybraem jazd pod wiatr, z bojowym zawoaniem na ustach i mieczem w rku. Od dziecistwa przygotowywaem si do takiego ycia. Najlepsi taktycy uczyli mnie sztuki prowadzenia bitew. Walk wrcz trenowaem u najlepszych jej mistrzów. Nauczyem si mówi i pisa w dwunastu jzykach. Najwiksi geniusze naszych czasów wykadali mi logik i filozofi bo wiedziaem, e wprawdzie rka trzyma miecz, ale to rozum kieruje jej ruchami, i e aden suga nie zastpi moich wasnych uszu i jzyka. Alidorze, dostrzegem zimne wiato dobra, rozsiewane przez prawd, praworzdno i sprawiedliwo. Zimne wiato, które rozprasza ciemnoci za. Wszechwiat opiera si na tych dwóch filarach: potdze dobra, wieccej czystym blaskiem, jak latarnia morska, i dusznych ciemnociach za. W chodnej potdze dobra zniknie cie. Poprzysigem suy temu chodnemu wiatu. lubowaem rozpru ciemnoci mieczem jego szlachetnego blasku. W tej walce nie ma miejsca na pócienie. Ci, którzy nie podaj za zimnym wiatem, s dziemi mroku i musz by i bd zniszczeni. I jeli czasem moja krucjata wydaje ci si by pozbawiona miosierdzia, to jest tak dlatego, e w tej walce nie moe by niezdecydowania. Chodne wiato rozproszy wszystkie ciemnoci, nawet jeeli bdzie to kosztowao ycie tysicy ludzi. Ich cierpienie jest mao znaczc cen ostatecznego zwycistwa.

Alidor sucha, porwany si tej przemowy, niepewny, czy suy witemu, czy szalecowi. Lord Gaethaa milcza przez kilka minut, a Alidor wyrwa go z transu.

- Przykro mi, milordzie, e okazaem si niegodny zaufania, jakie pan we mnie pokada.

Lord Gaethaa wsta z agodnym umiechem.

- Dlaczego przepraszasz? Twoje wtpliwoci s zrozumiae, a miosierdzie jest bezcenn zasad wtedy, gdy jest podane. Twoje uczucia s na niewaciwym miejscu, to wszystko. Mam nadziej, e zrobiem co, aby usun twoj rozterk. Musisz pamita, e jestemy jedynie nieskoczenie maym oddziaem w kosmicznej walce midzy sprzecznymi siami. Mikko serca nie jest tu miosierdziem, lecz niewybaczaln gupot. No, zrobio si póno, a musimy ruszy o wicie. Id przespa si troch i tobie radz to samo. Jeste wyczerpany, rano wiele spraw ci si wyjani.

Alidor odprowadzi swego pana wzrokiem. Rozumia teraz wszystko lepiej. Nie by picy. Wci odczuwa dziwny niepokój, przeuwa swoje myli, wolno popijajc wino. Sen nie przychodzi by moe dlatego, e ilekro próbowa zamkn oczy, wyraniej sysza pacz dochodzcy z pokoju na górze. Gdy inni ju dawno zaspokoili swoje podanie, Alidor take poszed do Rehhaile.

By ju prawie wit, gdy zacz zakada koszul i spodnie. Rehhaile nie spaa, leaa odwrócona w jego stron. Jej niezwyke, niewidzce oczy byy czerwone od ez. Purpurowe sice pokryway w wielu miejscach jej smag skór. Na plecach widniay czerwone prgi po uderzeniach bata. Alidor pomyla, e w porównaniu z innymi kobietami, z którymi Mollyl si zabawia, ta bya prawie nienaruszona. Wygldaa na bardzo nieszczliw i Alidor mia wyrzuty sumienia.

Nie sprawiaa wcale wraenia nierzdnicy. Nie bya twarda, nie miaa zawodowej rutyny. Porucznika nasza dziwna myl, e zgwaci jedyn osob, która go kochaa. Nie móg pozby si wstrtnego uczucia zdrady.

Rehhaile przecigna jzykiem po nabrzmiaych wargach. Wiedziaa o jego poczuciu winy.

- Nie smu si, bye przynajmniej bardziej uprzejmy ni tamci. Alidor mrukn co i zaproponowa jej kubek wina.

- Co stanie si ze mn? - zapytaa.

Nagle zrobio mu si niewygodnie. Odpowiedzia niezobowizujco, e lord Gaethaa jeszcze nie zadecydowa. Ostronie usiada i dotkna posiniaczonego brzucha.

- Dlaczego to zrobie? - jkna.

Alidor spojrza w inn stron. Móg jej powiedzie, e nie zasugiwaa na nic lepszego, bo sprzymierzya si z diabem, ale takie sowa wyday mu si jakie nierzeczywiste.

- Zrobia gupstwo, pomagajc Kane'owi w ucieczce. Sprzeciwia si w ten sposób sprawiedliwoci, a za to trzeba ponie kar.

- Czy gwat na mnie by aktem sprawiedliwoci? Mylisz, e zasugiwaam na to, co mi zrobilicie?

Alidor szuka w gowie odpowiedzi, gdy jaki krzyk dobieg od strony stajni.

VII RANIONY TYGRYS

Kane nie opuci Sebbei. Odzyskujc siy, przepyn jezioro i ukry si wród wysokich trzcin, gdy ludzie lorda Gaethaa brodzili w wodzie, prowadzc bezowocne poszukiwania. Kane widzia z ukrycia jak napastnicy wracaj do Sebbei. Bezszelestnie pobieg za nimi do karczmy Jethranna. Szed jak zjawa, a w jego oczach odbijaa si mier. Nie zamierza uciec od swoich przeladowców. Omieszyli go. By tak pogrony w apatii, e prawie im si to udao. Teraz jednak krew si w nim zagotowaa.

Przyczajony w ciemnoci, na zewntrz karczmy, Kane pilnie patrzy i nasuchiwa, pragnc dowiedzie si czego wicej o napastnikach. Rozpozna tylko Seda Dosso. W pewnej chwili usysza nazwisko Gaethaa. Wtedy zrozumia przyczyn napaci.

Gaethaa Mciciel - a wic postanowi w kocu wczy Kane'a w poczet ofiar swej krucjaty. Kane usiowa przypomnie sobie wszystkie, zasyszane niegdy informacje o tym czowieku. Widoki nie byy zachcajce. Gaethaa by niebezpiecznym przeciwnikiem, czowiekiem o ogromnej odwadze, dobrym onierzem i byskotliwym strategiem. Mia jedn z najlepszych prywatnych armii w caym cywilizowanym wiecie.

Omiu ludzi, zawodowców, plus czarownik. Ten ostatni by chyba owym modym Tranodelczykiem, o którym Kane troch sysza, czonkiem klanu Cetee, jednym z najzdolniejszych - po upadku Carsultyalu - adeptów czarnej magii. Siy zbyt przewaajce, aby zaatakowa bezporednio. Naleao dziaa w bardziej subtelny sposób.

Kane czeka na okazj. Do jego uszu dobiegay krzyki gwaconej Rehhaile. Przed witem ukry si w stajni. Chcia zaatakowa ludzi lorda Gaethaa podczas snu, lecz kilku z nich w ogóle si nie pooyo. Poniechawszy wic tego zamiaru, Kane wspi si na ciemne poddasze i czeka na rozwój wypadków. Najwyraniej Krzyowiec wierzc we wasne siy, sdzi, e Kane wci ucieka. Ukryty w cieniu zbieg czu si w miar bezpieczny. Noc bya zimna, a Kane jeszcze mokry i oblepiony botem po przymusowej kpieli w jeziorze. Zawin si w derki i zakopa w sianie. Wprawdzie w derkach roio si od pche, ale przynajmniej byy ciepe.

Tu przed witem jego czujno zostaa nagrodzona. Jaki czowiek potykajc si wszed do stajni. Kane rozpozna Seda Dosso. Rabu nie spa przez wiksz cz nocy i teraz przeklina lorda Gaethaa za to, e kaza mu doglda koni. Chwiejnym krokiem przechodzi od jednego do drugiego, sprawdzajc, czy kady ma do ziarna i wody. Skoczywszy obchód, Sed postawi latarni na beczce i zacz ponuro wgapia si w stert siode i uprzy. Zdecydowa, e jest do czasu, eby si jeszcze zdrzemn. Z westchnieniem uoy si na pododze i zamkn oczy. Kane uwanie obserwowa przywódc lormaskich bandytów. Mia doskona okazj, aby pozby si jednego ze swych wrogów, lecz wyaniao si tu kilka problemów. Kane mia przy sobie miecz i sztylet, ale byy one w tej chwili bezuyteczne. Aby dosign Seda, musia zej po drabinie, co narobioby haasu. Pozycja, w jakiej uoy si bandyta, czynia go trudnym celem, jeli Kane chciaby rzuci sztyletem. Nie byo moliwoci, eby zabi go szybko i cicho, a po pierwszym krzyku Seda ludzie lorda Gaethaa natychmiast otoczyliby stodo.

Kane powoli uwolni si z derek. W kcie lea zwinity sznur. To bya jaka szansa. Ostronie przeczoga si przez poddasze, bacznie obserwujc upionego Seda. Grube deski nawet nie zaskrzypiay, spomidzy belek posypao si tylko troch piachu i somy. Kane obawia si, e moe to obudzi Seda.

Czowiek pustym lekko chrapa. Kane podniós si z podogi i sign po sznur. Na dworze zaczo szarze, ale na poddaszu byo jeszcze cakiem ciemno. Ludzie lorda Gaethaa mogli nadej w kadej chwili. Kane czu, e czas ucieka. Sprawnie zawiza jeden koniec sznura w ruchom ptl, robic w ten sposób cakiem nieze, konopne lasso. Sta pewnie na kracu poddasza, patrzc na upionego bandyt. Przygotowywa si do rzutu.

- Sed. Sed Dosso! - zawoa przyciszonym gosem. - Wstawaj!

Lormaczyk drgn, na wpó przez sen uniós gow i rozejrza si niepewnie.

- Co jest?

Kane rzuci lasso. Dokadnie wycelowana ptla spada na gow Seda i zacisna si na jego szyi. Sed zdy wydoby z siebie cienki pisk, a potem sznur zdawi mu oddech. Rozpaczliwie próbowa si uwolni, ale gwatowne szarpnicie podcigno go do góry. Kane zakl. Minie jego ramion i pleców uwypukliy si jeszcze bardziej, gdy podnosi zawieszonego na sznurze bandyt. Szybko przerzuci sznur przez belk i trzymajc za wolny koniec, zeskoczy na podog. Sed gwatownie podjecha do góry. Swój koniec Kane przywiza na dole. Wszystko to zajo zaledwie kilka sekund. Sed patrzy wytrzeszczonymi oczami na swojego przeciwnika, który zamia si, pomacha mu rk na poegnanie i znikn za tylnymi drzwiami.

Kilka minut póniej lord Gaethaa wszed ze swoimi ludmi do stajni. Rozejrzeli si zdezorientowani, a Jan wskaza na gór. Szybko opucili Seda na ziemi. Lormaczyk mia zamany kark. Zanim umar, zdyli z ukadu jego ust odczyta imi Kane^.

- Kane! - krzykn lord Gaethaa. - Byem gupcem sdzc, e uciek. Jak raniony tygrys wróci, aby zapolowa na myliwych. Przeliczy si tym razem, bo nie musimy ju tropi jego ladów. Wpad w puapk. Cereb, czy moesz go odszuka?

Czarownik wzruszy ramionami.

- Zobaczymy - odpowiedzia leniwie.

Niedugo póniej Kane zbytnio si nie zdziwi widzc, jak mury Sebbei zapalaj si bkitnym pomieniem. Z dachu jakiego pustego domu obserwowa wybuch ognia. Nie byo adnej widocznej przyczyny poaru, a ogarnite pomieniami mury pozostaway nienaruszone. Kane rozpozna dziaanie czarów i umiechn si dziko. Tak, to potne czary i on nie jest w stanie nic zrobi, ale take nie mia zamiaru ucieka, dopóki gra si nie skoczy.

Trzeba byo co zrobi z tym czarownikiem, Kane usiowa sobie przypomnie jak magiczn sztuczk, któr mógby si zrewanowa. W kocu, sfrustrowany, zda sobie spraw, e jego przeciwnik potrafi si obroni przed kadym zaklciem dostpnym w obecnej sytuacji. Lord Gaethaa ochroni swojego pupila równie przed zagroeniami fizycznymi. Kane poaowa utraconej kuszy. Jak dotychczas, jedyn broni jak znalaz w opuszczonych domach, bya cika wócznia, przystosowana do walki wrcz i krótkich rzutów. Zrezygnowany, zszed na dó, aby sprawdzi, dlaczego wrogowie jeszcze nie atakuj.

Na placu przed karczm lord Gaethaa z towarzyszami patrzyli zafascynowani, jak Cereb Ak-Cetee wymawia dugie zaklcie nad skomplikowanym pentagramem. Nagle powietrze zafalowao i wród dymu kadzide pojawi si, pokryty kolorowymi uskami, demon. Poraniona twarz Cereba rozjania si w chopicym umiechu. Uwiziony w pentagramie demon spojrza gniewnie do tym i kapn zbami, wypuszczajc kby dymu.

Nagle garbata poczwara gwatownie wycigna apy, usiujc zaatakowa czarownika pazurami. Nie udao jej si jednak przebi magicznej bariery - posypao si tylko kilka iskier. Cereb Ak-Cetee zachichota, syszc ryk boleci.

- Próbuj, niewolniku, ile chcesz. Ten pentagram bdzie ci trzyma, dopóki ci askawie nie uwolni, a nie zrobi tego, a nie przysigniesz, e bdziesz mi suy.

- Wezwae niewaciwego sug - odpowiedzia demon chrapliwym gosem. - Ja dysponuj bardzo niewielk moc. Uwolnij mnie i wezwij potniejszego, który zrobi to, co kaesz.

- Nie bd taki skromny! Nie, nie wezw adnego z twoich braci. Wiksza ryba moe okaza si zbyt silna jak na moj sie. Ale ty doskonale nadajesz si do tego, czego dam. Ukry si gdzie tu przed nami pewien czowiek - rozkazuj ci przyprowadzi go. Jest uwiziony, otoczyem miasto krgiem ognia. Moje zaklcie pozwoli ci porusza si po miecie, mimo rónic midzy twoim a naszym rodowiskiem. Masz go odnale, to wszystko. Aby ci pomóc, postaralimy si o ten...

- Patrzcie! - krzykn Jan. - Tam jest Kane. Atakuje! Wszyscy odwrócili si gwatownie - Kane celowa w nich wóczni.

- Ukryj si, Cereb - rozkaza lord Gaethaa - mamy... Kane cisn wóczni. Niezdarny pocisk chwiejnym lotem zatoczy uk nad placem. Kane nie celowa w czarownika, ani w nikogo z ludzi. Przy tej odlegoci wysiek byby daremny. Rzuci w pentagram. Ostrze uderzyo w tward ziemi. Wócznia roztrzaskaa si, przerywajc magiczny krg. Demon wybuchn nieludzkim miechem. Cereb jkn w zwierzcym strachu, gdy potwór zamkn go w swoim ohydnym ucisku.

- No i kto teraz bdzie rozkazywa swojemu niewolnikowi? - zarycza triumfalnie.

Z piekielnym haasem otworzyy si kosmiczne wrota, i po chwili zatrzasny si z hukiem, ucinajc krzyk przeraenia i szyderczy miech. I tylko opary siarkowego dymu wskazyway miejsce, gdzie przed chwil stali demon i czarownik.

Gdy obecni otrzsnli si z pierwszego szoku, nie byo te ladu po Kanie.

VIII ZGADZI SUG ZA

Zostao ich szeciu.

- Bariera ognia upada, milordzie - powiedzia Alidor - czary przestay dziaa wraz ze mierci mistrza. Lord Gaethaa w zamyleniu drapa si w brod.

- Niewane - powiedzia. - Jest oczywiste, e Kane chce zakoczy ca spraw tu, w miecie. Teraz wida, e dorasta do poziomu legend, które o nim opowiadaj. Najgroniejszy i najsprytniejszy agent za, sporód wszystkich, których postanowiem pokona.

Na jego twarzy odmalowaa si ponura satysfakcja. Krzyowiec wszed do karczmy. Jedcy z ulg podyli za nim. Dron Missa przetrzsa wszystkie kty w poszukiwaniu nietknitej jeszcze poprzedniego wieczoru butelki wina. Gonym okrzykiem zadowolenia obwieci sukces.

- Pytanie, jak mamy go znale w caej tej gmatwaninie - kontynuowa lord Gaethaa. - Do diaba, przestacie si kóci nad tym winem! Dajcie mi pomyle! Jan, powiedz temu tchórzliwemu gospodarzowi, eby przyniós jeszcze par butelek. Po tym, co widzielimy, wino dobrze nam zrobi.

cign brwi i w zamyleniu przygadzi wsy. Mollyl patrzy na zwizan Rehhaile lec pod filarem.

- Kane mia oko na t suk. Moe jeli wyprowadzimy j na zewntrz i zabawimy si z ni troch, to przyjdzie j odbi. Jeli ona nic nam nie moe powiedzie, to bdzie chocia dobr przynt.

Lord Gaethaa rozwaa t propozycj, patrzc pustym wzrokiem na Rehhaile, jakby niewiadomy jej przeraenia.

- Niech tak bdzie - postanowi.

Alidor poczu skurcz w odku. Czarownica, nierzdnica, jakiekolwiek byy jej zbrodnie - oddawa j Mollylowi, dla zaspokojenia jego chorych poda - to byo zbyt wiele.

- Milordzie - powiedzia szybko - wydaje mi si cakowicie nieprawdopodobne, aby taki diabe jak Kane, przywizywa znaczenie do cudzego cierpienia. Propozycja Mollyla daaby tylko Kane'owi czas na ucieczk lub realizacj jakiego nowego pomysu.

Lord Gaethaa przytakn i Alidor poczu ogromn ulg. Ujrza wyraz wdzicznoci na twarzy Rehhaile i bysk nienawici w oczach Mollyla.

- Po prostu trzeba przeszuka wszystkie domy, jeden po drugim - podsumowa lord Gaethaa, wstajc od stou. - Jest nas tylko szeciu, bdziemy wic potrzebowali pomocy mieszkaców miasta. Gavein, chc, eby zwoa tu wszystkich mczyzn zdolnych do noszenia broni! Bdziemy systematycznie przeczesywa miasto, a nie znajdziemy tego diaba.

Gavein by bardzo znuony, ale w jego zachrypnitym gosie sycha byo determinacj.

- Prosz, milordzie, mówiem ju, e my w Sebbei nie chcemy uczestniczy w paskiej walce z Kane'em. Chcemy tylko...

- Wiem, chcecie rozsi si wygodnie i powoli umiera. Powicacie umieraniu wicej czasu ni ktokolwiek ma do tego prawo. Moecie pogry si w tym swoim sodkim, spleniaym yciu, ale najpierw skoczymy z Kane*em. Do tego czasu bd od was wymaga penej wspópracy!

- Prosz wymaga, czego lord sobie yczy, ale nikt w Sebbei nie bdzie sucha paskich wymysów - powiedzia Gavein przez zacinite zby.

Lord Gaethaa zakl w bezsilnej zoci.

- Mollyl i Jan, przemówicie temu gupcowi do rozumu! Zmusz ich wszystkich, aby nam pomogli! Zrobi to, nawet si! Ta banda próniaków nie omieli si podnie na nas rki!

Mollyl chwyci wtego burmistrza, podczas gdy Jan pracowicie przykrci hak do przegubu doni.

- Milordzie, nie moe lord torturowa tego czowieka tylko dlatego, e nie chce nam pomóc. - Sprzeciwi si Alidor. Twarz Krzyowca spochmurniaa.

- Wiem, to godne poaowania, ale jestem zmuszony. Gotów jestem powici kad ilo ludzi, aby zniszczy Kane'a, poniewa w ten sposób ocal wikszo od jego potwornych zbrodni. W kadym razie Gavein i mieszkacy Sebbei odmawiajc pomocy, stanli po stronie za. Sami s sobie winni.

Zdecydowanym krokiem wyszed z pomieszczenia.

- Zosta tutaj z t suk, jeli jeste taki wraliwy, Alidorze - zaproponowa Mollyl z szyderczym umiechem.

- Jan, ty i Beli pomoecie mi. Mollyl, zbierz wszystkich. Zirytowany Alidor zmarszczy brwi i zamierza wyj, lecz Rehhaile zawoaa go po imieniu. Zatrzyma si niezdecydowany i pomylawszy, podszed do niej. Z zewntrz dochodziy krzyki mordowanego czowieka i miech oprawców.

- Czy to samo stanie si ze mn? - zapytaa. Alidor poczu si winny.

- Zrobi wszystko, eby ci nie bolao - powiedzia i natychmiast przekl swoj nieczuo, widzc zy w jej oczach. Do diaba, dlaczego w tej tak oczywistej sprawie dopuszcza do gosu osobiste uczucie? Co go obchodzi los tej kochanki diaba? Jej ycie nie znaczyo przecie nic wobec susznego celu ich misji. Z trudem uprzytomni sobie, e dla niej jej wasny los znaczy najwicej. Wycign nó.

- W gruncie rzeczy nie liczysz si zbytnio w caej tej historii. Twoje zbrodnie nie s dla nas tak istotne... - bka, niezdolny powiedzie niczego, co w jego wasnych uszach nie brzmiaoby gupio i niezdolny przesta mówi. Nó powoli przecina jej wizy-

Rehhaile wstaa.

- Puszczasz mnie wolno - powiedziaa nieprzytomnie.

- Moesz wyj tylnymi drzwiami, wszyscy s od frontu - mrukn przez zacinite zby.

Dziewczyna zblada. Alidor pomyla o jej drugim wzroku i zda sobie spraw, e musiaa czu kady detal wykonywanej na zewntrz egzekucji.

- Odejd od nich! Nie pasujesz do tych ludzi. W twojej duszy nie wygasy jeszcze ludzkie uczucia.

- Co masz na myli? - zaprotestowa. - Ci ludzie, to moi towarzysze broni w misji szerzenia dobra. Czasem jestemy zmuszeni stosowa brutalne metody, ale naszym celem jest pomóc rodzajowi ludzkiemu. Bez wahania oddabym ycie za lorda Gaethaa. To najwybitniejszy czowiek naszych czasów.

Zamiaa si - a moe by to jk, Alidor nie mia pewnoci. Widzia, jak spluwa z pogard.

- Ty nazywasz mnie lep, Alidorze? Gaethaa wielkim czowiekiem? Krzyowiec, walczcy z siami za. Gdy mieszka tu Kane nie skrzywdzi nikogo. Za to wy, od wczoraj, sterroryzowalicie miasto, zgwacilicie mnie, zdemolowalicie karczm, zncalicie si nad Gaveinem, a teraz twój wielki czowiek i twoi towarzysze broni -bij go, aby zmusi mieszkaców Sebbei do posuszestwa rozkazom, które nic dla nich nie znacz.

- Ale to dla dobra wszystkich! - zaoponowa gorco Alidor. - Czowiek, którego szukamy jest jednym z najnikcze-mniejszych....

- A czy wy jestecie lepsi? Czy Gaethaa jest witym? Czy ludzie tacy jak Mollyl, Jan i Beli s bohaterami? Perwersyjni mordercy! Zwierzta! Najemnicy, którzy zabijaj dla pienidzy i przyjemnoci. Alidorze, prosz, odejd od nich teraz!

- Wyno si std natychmiast - warkn - ja nie opuszcz lorda Gaethaa,

By zmieszany, ukry gow w ramionach, pólec na stole. Kroki Rehhaile oddalay si spiesznie, ale on ich ju nie sysza.

Miny tysice lat, nim lord Gaethaa zawoa go i Alidor wyszed na zewntrz olepiony wiatem.

- Stary gupiec ju nie yje - poinformowa go Krzyowiec. - Zreszt zupenie niepotrzebnie. Te chodzce trupy ucieky, gdy tylko próbowalimy da im szko. Zamknli si w domach. Naprawd poumieraj, zanim wyjd z tej apatii. Niewane, przez swoje tchórzostwo i tak s dla nas bezwartociowi. Sami znajdziemy Kane'a w ten czy inny sposób.

Majc nadziej, e Rehhaile bdzie ju w bezpiecznym miejscu, gdy kto spostrzee jej nieobecno, Alidor poszed z lordem Gaethaa na plac. Na piachu leao powykrcane ciao Ga-veina. Wilgotne jeszcze, krwawe lady rysoway si w porannym socu. Alidor pomyla, e w yach tego czowieka nie zostao ju chyba nic, prócz piasku. Unika wzrokiem zmasakrowanej twarzy, skierowanej ku niemu. Zauway to Jan i wykrzywi usta w zoliwym umiechu, czyszczc hak o udo.

- Przyprowadzi dziewczyn? - zamia si Mollyl. Jego blada twarz bya nieruchoma jak maska. - Warto by znowu czego spróbowa.

Lord Gaethaa wzruszy ramionami.

- Mona. Wypucimy j i bdziemy ledzi. To moe przycign uwag Kane'a, nawet jeli nie zaryzykuje spotkania z ni.

Alidor niedbale patrzy, jak Mollyl i Beli wchodz do karczmy. Nie aowa ju swojej decyzji. Umiechn si prawie, syszc dochodzcy ze rodka krzyk wciekoci.

- Nie ma jej! - rykn Mollyl, stajc w drzwiach. - Jej wizy s rozcite. Do diaba z tob, Alidorze, uwolnie t czarownic!

- Nic nie zrobiem - najey si Alidor - bya zwizana jeszcze przed minut, kiedy wychodziem. Musia kto z miejscowych albo wróci Kane. Do diaba, w caej karczmie jes.t peno rozbitego szka, sama moga poprzecina wizy, kiedy wy zabawialicie si z Gaveinem!

- Dobrze, zostawmy to. Ucieka - przeci dyskusj lord Gaethaa. Patrzy uwanie na porucznika, ale w kocu zdecydowa, e nie ma sensu wszczyna ledztwa. Moe Alidor bdzie teraz weselszy.

- W gruncie rzeczy nie bya nam potrzebna - powiedzia. - Jeli jest teraz z Kane'em, to tym lepiej dla nas. Ograniczy tylko swobod jego ruchów i bdzie dziesi razy atwiej zapa ich dwoje ni jego samego. Podzielimy si na dwie grupy. Trzech na jednego, wolabym, eby nasza przewaga bya wiksza, ale jeli bdziemy trzyma si razem, moemy co najwyej goni w kóko. Z drugiej strony, jeli podzielimy si aa wicej grup, to Kane wystrzela nas pojedynczo, jednego za drugim. Nie wolno nam nie docenia przeciwnika! Pamitajcie, e ma za sob stulecia praktyki w kierowaniu kadym posuniciem. Jeli go znajdziecie nie dawajcie mu szansy. Zawoajcie pozostaych, gdy znajdziecie si w jego pobliu i bdcie gotowi na wszystko. Mollyl i Jan pójd ze mn na zachód. Alidorze, we Miss i Bella, i szukajcie we Wschodniej czci miasta. Pomylnych owów! Dron Missa zerkn krytycznym okiem na Bella.

- Szkoda, e nie moesz wymieni tego temblaku na taki hak jaki ma Jan. Moe wtedy do czego by si przyda! Beli poczerwienia ze zoci.

- Kiedy tylko zechcesz. I nie musisz si nawet dopomina. Dostaniesz w t swoj rozemian gb praw rk tak samo jak obiema. Chcesz spróbowa?

- W porzdku, zachowajcie swoj energi na spotkanie z Kane'em - rozkaza Alidor.

Mczyni ruszyli przez plac i zagbili si w ciche ulice wyczuleni na kady dwik, kady sygna mówicy o niebezpieczestwie. Gdzie w tym miecie duchów czai si czowiek, którego mieli zgadzi. Misja, która kosztowaa ju tyle wysiku i ofiar, miaa si wkrótce zakoczy.

- Przy okazji, Alidorze - wyszepta Dron Missa, gdy ruszyli. - Z Rehhaile, to byo dobre posunicie.

Alidor spojrza ze zdumieniem na Waldaczyka, ale widzc jego umiech, te si umiechn.

IX MIER UKRYTA W CIENIU

Kane ostronie czoga si po dachu, obserwujc trzech mczyzn idcych ulic na dole. Ranek przeszed w popoudnie i cienie znów kady si w poprzek pustych alei. Wkrótce dotr do przeciwlegych domów, strac na ostroci, a wreszcie pokryj cae miasto. Wtedy do Sebbei powróci noc.

Kane wyczekiwa nocy. W cigu dnia wytrwale unika swoich przeladowców, idc zawsze troch przed nimi. W ten sposób mia ich cay czas na oku i, tym samym, zapobiega spotkaniu. Ufa bezgranicznie swojemu mstwu, ale wiedzia, e przeciwnicy s take zahartowani w walce. Nie chcia wpa im w rce nieprzygotowany. Trzech z nich byo w stanie przytrzyma go, do nadejcia pozostaych. Kane nie zamierza da si znów wpdzi w puapk. Czeka wic, a nadejd ciemnoci. Noc mu sprzyjaa, wyczerpujc siy przeciwników i stpiajc ich uwag.

Dach by gorcy. Lec na poyskliwej, pokrytej upkami powierzchni, Kane pomyla ze wzruszeniem, e to soce pustyni wieci nad Dermonte. Rozgrzane dachówki parzyy jego ciao, a pot znaczy drog, tworzc wilgotn smug na czarno-zielonej powierzchni. Mokre donie lizgay si podczas wspinaczki po nierównym dachu. atwiej byo przemyka si ulicami i alejami, lub bdzi po opuszczonych domach. Tych niewielu mieszkaców, których spotyka, uciekao na jego widok, unikajc jego spojrzenia. Kane wiedzia, e tak samo uciekali przed jego przeladowcami. Gdy tamci wypytywali o niego, zaszywali si w swoich norach. Czu, e nie zdradziliby go. Patrzyli biernie, jak ci obcy przetrzsali ich sklepy i domy. Wskazywali gdziekolwiek, gdy wród pogróek dano od nich wyjawienia miejsca pobytu Kane'a. W kocu Gaethaa i jego towarzysze zaniechali bezcelowego wypytywania.

Kane porzuci pltanin ulic i domów. Móg si w nich wprawdzie ukrywa, ale nie by w stanie ledzi posuni przeciwników. Taka kryjówka moga sta si puapk. Chodzc za po dachach, uciekinier mia wszystkich na oku.

Zaalarmowa go jaki szelest. Wycign nó. Spod jego buta wyskoczya duga, szara jaszczurka. Paz zatrzyma si kilka kroków dalej i zacz przyglda si czowiekowi swoim nieprzeniknionym, szklanym wzrokiem. Kane obliza wysuszone wargi i wierzchem brudnej doni otar lepk od potu twarz. Pochwa miecza bolenie obtara mu skór na plecach, a pot cakiem zmoczy ubranie. Rozpicie koszuli i podwinicie rkawów niewiele dao, bo skórzane spodnie i kamizelka parzyy bezlitonie. Dopiero noc powietrze stanie si chodniejsze. Znów znaleli si w pobliu wewntrznego muru Sebbei, a dobiegaa druga runda poszukiwa. Raz ju onierze lorda Gaethaa przemierzy-li drog od placu do muru i z powrotem. Nastroje byy równie jak powietrze gorce i Kane usysza strzp rozmowy, w której kto argumentowa, e poszukiwany prawdopodobnie opuci ju miasto. Czujno malaa, a niezadowolenia roso. Kane zdecydowa, e jest to najlepszy moment, eby uderzy.

Kada grupa poszukiwaczy wyposaona bya w uk. Przed wejciem do kadego domu, ogldali go dokadnie. Teraz zbliali si wanie do budynku, na którego dachu ukrywa si Kane. Stoczyli si pod kamiennym zwieczeniem, znad którego ich obserwowa. Alidor sta z tyu z przygotowan strza i uwanie bada wzrokiem frontow cian domu. Dron Missa i Beli weszli do rodka. Po chwili, zawoany przez nich, wszed równie Alidor.

Przyciskajc ucho do dachówki, Kane usysza stumiony oskot. Znudzeni mczyni po kolei badali pokoje rozwalonego mieszkania. Ze rodka nie byo przejcia na dach, wic uciekinier wiedzia, e chwilowo jest bezpieczny. Dom najwyraniej by zniszczony jeszcze przed nadejciem zarazy, a póniejsze lata przywiody go do niemal cakowitej ruiny. Kilka godzin wczeniej Kane o mao nie straci równowagi, gdy kamienny gzyms zachwia si pod jego ciarem. Podczas gdy jego wrogowie penetrowali wntrze, Kane pracowicie zaatakowa noem kamienne zwieczenie. Ostrze zagbiao si w zaprawie, tak jakby to by mu. Wokó jego nóg szybko rosa sterta gruzu. Pozostawao mie nadziej, e gbiej kamie nie bdzie twardszy.

Z ulicy znów zaczy dochodzi gosy i Kane szybko schowa nó. Podnoszc si usiowa dostrzec mczyzn, wychodzcych z domu. Szczcie wci mu sprzyjao. Mogli przecie wyj tylnymi drzwiami. Pole widzenia mia ograniczone, wic tylko na podstawie dochodzcych z dou dwików okreli moment, w którym znaleli si pod zwieczeniem. Nadszed czas, eby zaryzykowa. Powoli zacz napiera na kamienn konstrukcj, majc nadziej, e wraz z ni nie zawali si caa frontowa ciana. Pocztkowo kamie opar si naciskowi, wic Kane rzuci si na caym ciarem swojego masywnego ciaa. Fasada zachwiaa si i runa w dó. Tracc równowag, Kane rozpaczliwie zatrzepota rkami, ale udao mu si utrzyma na krawdzi dachu. Mczyni wynurzali si ju z ciemnego wntrza gdy Dron Missa poczu, e tynk osypuje mu si na twarz. - Uwaga! - krzykn. Jego reakcja bya szybsza ni myl. Wyskoczywszy na ulic, byskawicznie przeturla si na jej drug stron. Jednoczenie stojcy w drzwiach Alidor wskoczy z powrotem do rodka. Ociay Beli nie by obdarzony takim refleksem. Nie rozumiejc czemu Missa krzyczy, zmarnowa ca sekund, aby spojrze w gór. W jego oczach zdy si jeszcze odbi strach, gdy zobaczy lecc wprost na niego kamienn cian. Wyda z siebie krótki jk i pad, zmiadony pod gruzami. Alidor patrzy z przeraeniem na stert kamieni przed drzwiami. Uamek sekundy dzieli go od mierci.

- Jest tam! - krzykn Missa, wskazujc na uciekajcego po dachu Kane'a. - Alidor, szybko, chod tu z ukiem! Kane jest na dachu!

Uciekinier zamierza przedosta si na ssiedni dom. Niezbyt odlege gosy onierzy odpowiedziay na krzyk Missy, a Kane chcia unikn spotkania z napastnikami w otwartym terenie. Podskoczy i zacz wspina si na nieco wyej pooony drugi dach. W poowie drogi jedna z dachówek pka pod jego ciarem i Kane zelizn si na dó, próbujc wyhamowa paznokciami. Przekoziokowa raz i upad z powrotem na poprzedni dach. Serce walio mu ze zdenerwowania, gdy znów rozpocz wspinaczk, cieszc si, e polecia tylko kilka metrów, a nie na sam dó. Uchylajc si przed strza, dotar do szczytu i zelizn si na drug stron.

Budynek przylega tu do niszego o pitro domu. Przytrzymujc si rynny, Kane skoczy na ssiedni dach. Wcieke krzyki z dou znów si przybliyy, ale czu si ju pewniej. Dotarszy do schodów, zbieg po nich na równoleg ulic. Wszed do najbliszego budynku po drugiej stronie, zanim ludzie lorda Gaethaa zorientowali si, którdy uciek. Gdy w popiechu usiowali odtworzy jego ruchy, Kane przebieg przez kilka pustych, poczonych od wewntrz domów i znów, nieco dalej, wyskoczy na ulic. Bya ju noc. Na Dermonte opada aksamitna kurtyna, wysadzana perami gwiazd i ksiyca. Ich wiato, jak niky blask cmentarnych wiec, gbokimi cieniami rzebio twarz mierci. Gdzie wród ruin przemykali synowie nocy, kroczc uroczycie jak aobnicy w absolutnej ciszy.

W caym miecie tylko z kilku domów przez szpary w okiennicach sczyy si stróki wiata. mier znów sza ulicami Seb-bei i mieszkacy dreli na dwik jej znajomych kroków. Nawet nocne widma zdaway si wiedzie, e powrócia do Dermonte i umykay w cie przed jej nagim mieczem. Piciu ludzi z pochodniami szo ulic, wlokc za sob dugie cienie. Mczyni o ponurych twarzach podejrzliwie badali kady kamie i kady dom. Z uwag wypatrywali ladów obecnoci swojej ofiary. Zdecydowany zakoczy wreszcie t niebezpieczn zabaw w kotka i myszk, lord Gaethaa zebra pozostaych przy yciu towarzyszy i zarzdzi caonocne poszukiwania. Teraz, przy wietle pochodni, raz jeszcze przemierzali znajome ulice i zagldali do pustych domów. Bya to walka na przetrzymanie i lord Gaethaa postanowi nie da swojemu przeciwnikowi ani chwili odpoczynku. Jeli nawet nieco atwiejsza bya rola lisa ni psa goczego, to psy miay przewag liczebn i mogy polowa na zmian. Coraz bardziej zmczony Kane stawa si przecie mniej ostrony.

- Do diaba, id o zakad, e Kane'a nie ma ju w Sebbei! - mrukn Jan, którego pewno siebie zmniejszya si po kilku godzinach bezowocnych poszukiwa. - Pewnie pi gdzie po drugiej stronie muru, podczas gdy my drepczemy po tych ulicach w t i z powrotem. Byby gupcem, gdyby zosta tutaj i ucieka przez ca noc.

- To prawda, jeli zaoymy, e Kane rzeczywicie przed nami ucieka - zauway Dron Missa, jakby z trudem dobywajc gosu. - Myl, e on idzie cay czas za nami. Wydaje nam si, e gonimy za lisem, a moim zdaniem jest to polowanie na tygrysa. Uczestniczyem kiedy w czym takim daleko na poudnie std i pamitam uczucie niebezpieczestwa towarzyszce kademu ruchowi w ciemnej dungli. Polowalimy na drapienika na jego wasnym terenie i nikt nie by pewien, czy to wanie tygrys jest ofiar. Trzech z nas zgino, zanim go w kocu dopadlimy.

- Jest oczywiste, e Kane nie ogranicza si do. ucieczki - przerwa mu ostro lord Gaethaa. - Wiemy, e szed za nami do karczmy i zamordowa Seda. Wci jest w pobliu. Stoi gdzie przyczajony jak kobra i czeka na okazj do ataku. Ale jego odwaga moe go zgubi. Zniszczymy go prdzej ni on nas! Wic miejcie oczy otwarte! Pamitajcie, e on tylko czeka, ebymy mu dali szans!

Znów skoncentrowali si na poszukiwaniach. Alidor szed obok Drona Missy i z niepokojem obserwowa tego, zazwyczaj zuchwaego, Waldaczyka.

- Co z tob, Missa? - spyta cicho. - Nigdy nie widziaem ci w takim ponurym nastroju. Czy to miejsce tak na ciebie dziaa?

onierz spojrza na niego ostro, jakby nieco zawstydzony.

- Ze mn wszystko w porzdku. To by dugi dzie i tyle. Przerwa na moment.

- Nie, to nie wszystko. Kane, to miejsce, ci ludzie... Co mi przeszkadza. Moje nerwy s jakby... To jest tak jak na tym polowaniu na chwil przedtem, zanim ten prkowany diabe wyskoczy z gszczu i rozerwa czowieka na sztuki o trzy metry za mn. Teraz mam to samo uczucie. Jeszcze gorsze... Myl, e tym razem tygrys moe skoczy na mnie...

Zamilk, niepewny. Klepn Alidora po ramieniu, a jego twarz rozjania si w dawnym umiechu.

- Nie pozwól mi zarazi ci tymi mylami. Wróc do formy, gdy wykurzymy Kane'a na otwart przestrze. Ten monotonny spacer po miecie duchów nie jest w moim stylu, to wszystko.

- Do diaba, nie obawiam si o twoje nerwy, Missa! - upewni go Alidor. - Wszyscy jestemy na granicy wytrzymaoci, a Kane z pewnoci czuje si jeszcze gorzej. Pytanie, czy zdecyduje si tu zosta, czy ucieknie z miasta. Do witu zostao ju niewiele godzin.

mier czekaa w cieniu.

Kane otworzy cik klap. Nie uywane od dawna zawiasy jkny. Zadowolony, e w pobliu nie ma nikogo, dokadnie obejrza cuchnc, wilgotn piwnic.

Bez wiata trudno byo stwierdzi, czy stary tunel wci jest dostpny. Cisza. Jego przeciwnicy nie dotarli jeszcze do tego miejsca, chocia gdy Kane rozejrza si po raz ostatni, wiata ich pochodni zbliay si ju do pozornie opuszczonego budynku. Piwnica bya czci magazynu, zbudowanego niegdy z mocnych kamiennych cian, które miay chroni róne kosztowne towary przed zodziejami. Magazyn sta w pewnej odlegoci od innych budynków, tak e niewielka odlego dzielia jego tyln cian od wewntrznego muru miasta. Swego czasu, najwyraniej jeszcze przed wzniesieniem murów zewntrznych, kupcy kazali wydry tunel czcy magazyn z piwnicami sklepów lecych poza ówczesnymi granicami miasta. W tamtym okresie karawany wiozce róne towary zatrzymyway si w podmiejskiej gospodzie dla zaycia odpoczynku i oferowanych tam rozrywek. Korzystne byo wtedy przeniesienie niektórych dóbr tu-nelem, wprost do magazynu, bez koniecznoci pacenia wysokiego ca i bez wiedzy wadz, gdy niektóre towary pochodziy z przemytu. W póniejszych czasach mniej korzystano z tunelu, a opustosza on zupenie po nadejciu zarazy. Kane odkry go kiedy przypadkiem, gdy wóczy si bez celu po miecie umarych. Ciekawo kazaa mu zaryzykowa podró korytarzem, mimo e spróchniae podpory i zapadajce si ciany groziy zawaleniem.

Przypomnia sobie teraz o starej piwnicy i tunelu, i postanowi wykorzysta je w planowanym ataku na przeladowców. Kane przypuszcza, e lord Gaethaa i jego ludzie zechc wej do magazynu i rozejrze si wród zakurzonych stert i bel materiau.

Bya maa szansa, e znajd klap. Kane sam pierwszy raz dosta si do magazynu, zaczynajc od drugiego koca tunelu, tamtdy móg te wyj w razie niebezpieczestwa, zakadajc, e tunel zapad si od czasu, gdy szed nim wiele tygodni temu. To byo pewne ryzyko.

Kane wspi si cicho po piwnicznych schodach i przeszed przez ciemny magazyn. Sprawdzi, czy wielkie zasuwy na tylnych drzwiach s na swoim miejscu. Mniejsze drzwi frontowe byy podobnie zaryglowane. Pozostaway tylko te najbardziej masywne, zamykajce gówne wejcie do magazynu. Wszystkie zrobione byy z grubego, okutego, elazem drewna. W pomieszczeniu nie byo okien, a ciany wykonano z cikich kamiennych bloków. Gówne drzwi, jeli byy zamknite, mona byo sforsowa tylko przy pomocy toporów i taranów. Wszdzie, poród kurzu i pajczyn, walay si skrzynie z kosztownymi towarami, czekajc na kupców, którzy nigdy ju nie nadejd. Byy tam cae góry ozdobnych dywanów, stosy ubra i futer, póki z pordzewiaymi wyrobami z metalu. Nieco dalej pokryte pleni meble, rozwalajce si skrzynie z przyprawami korzennymi. Przepych rozkadajcy si pod wpywem nieubaganego czasu.

Gówne wejcie byo tak olbrzymie, e mogy przez nie wjeda cae wozy. Drzwi otwierao si, podnoszc je do góry, dziki systemowi przekadni i acuchowi nawinitemu na obracajcy si drewniany bben. Uruchomienie mechanizmu wymagaoby ogromnej siy, ale teraz wejcie byo otwarte, cho nie uywane od czasów, gdy mier zabraa wacicieli magazynu i ich klientów. Obrotowy mechanizm by zamontowany na frontowej cianie. Przymocowany do drzwi gruby acuch poruszao si przy pomocy korby.

Kane ju wczeniej, zapozna si z dziaaniem tej maszynerii. Wycign z pochwy swój dugi miecz i ukry si w cieniu sterty materiaów w pobliu korby. Spod jego buta wyskoczy wielki szczur. Kane wykrzywi usta w lekkim umiechu, gdy dojrza na cianie odblask migoczcych wiate pochodni i usysza zbliajce si kroki. Napicie zwizane z oczekiwaniem opucio go w jednej chwili. Przebiegy czy zuchway, Kane by teraz gotów na wszystko. wiata przybliyy si. Echo ludzkich gosów odbijao si od cian. W drzwiach pojawiy si sylwetki onierzy. Weszli.

Stojc ze wzniesionymi pochodniami, dokadnie ogldali wntrze. Kane przywar do ciany dobrze ukryty za belami materiau. Dwóch mczyzn weszo, reszta zostaa na zewntrz.

- Widzisz co, Mollyl? - dobiego od strony wejcia.

- Nic, jak zwykle - krzykn czowiek z hakiem w miejscu prawej doni. Jan zdecydowanym krokiem wszed do magazynu. Mollyl poda za nim.

Kane wynurzy si z cienia i podszed do korby. Jego sylwetka zarysowaa si wyranie w wietle pochodni.

- Kane jest tutaj! - krzykn Mollyl ostrzegawczo. Lord Gaethaa wyda okrzyk triumfu.

Zostay tylko sekundy. Kane pocign za dwigni, odbloko-wujc hamulec. Korba moga si teraz swobodnie obraca, nic nie blokowao ju mechanizmu i drzwi powinny byy opa. Pozostay jednak na swoim miejscu!

Zaskoczony niepowodzeniem swojego planu, Kane straci kilka sekund na niepotrzebne rozwaania. Czy le zrozumia dziaanie mechanizmu? Moe urzdzenie popsuo si przez lata nie uywania?

Z wciekoci rzuci si na korb i napar na ni caym swoim ciarem. Jeszcze kilka sekund i wrogowie bd go mieli. Jan i Mollyl otrzsnli si ju z pierwszego szoku. Ich krzyki i tupanie przybliay si. Jednym uderzeniem muskularnego ramienia Kane strzaska drewnian poprzeczk. Pod wpywem gwatownego wstrzsu, przekadnia drgna i zacza si posusznie obraca, zgrzytajc i warczc. Zardzewiay acuch pk i potne drzwi runy w dó. W nocnej ciszy rozleg si oguszajcy grzmot. Bben zawirowa, niczym wielki bk, wprawiony w ruch pocigniciem acucha. Jan i Mollyl cofnli si, uderzeni fal powietrza. Obracajca si dwignia cia Kane'a z nóg i rzucia nim o cian. Cay budynek zadra, gdy drzwi zatrzasny si jak brama piekie. Drewniany bben odpad od ciany i wraz z acuchem przetoczy si przez magazyn, przewracajc Jana i Mollyla na ziemi i demolujc doszcztnie skrzynie z drogimi towarami ze szka. Na zewntrz na lorda Gaethaa i jego dwóch towarzyszy posypay si kamienie. Wszystko znikno na chwil w gstej chmurze pyu.

- Alidor, Missa, szukajcie wejcia do rodka, szybko! - w gosie lorda Gaethaa dwiczaa nuta bezsilnej zoci. - Jeeli wszystkie drzwi s zamknite, to sforsujemy te, które bd najsabsze. Przeklty Kane, znowu udao mu si nas rozdzieli.

Zapada cisza. Podniósszy si z ziemi, trzej mczyni przy-stpili do ataku. Mollyl i Jan trzymali jeszcze pochodnie. Kane podniós si i wyprostowa. Poczu bolesne pulsowanie w prawym boku. Z natenia bólu wywnioskowa, e ebra s cae. Praw rk sign do pochwy.

- Kane - zawoa Jan. - Pamitasz mnie? .To byo ponad dziesi lat temu. Mino ju dziesi lat od czasu, gdy miaem praw do, dom i rodzin, ale wtedy przybye ty ze swoj Czarn Flot; czy nie tak byo, Kane? Powiniene by obci mi wówczas gow zamiast rki. Poluj na ciebie od tego czasu. Zgubiem ci w Montes, mówiono, e zgine, ale ja wiedziaem, e yjesz i prowadzisz swoje diabelskie interesy w innych krajach. Wiedziaem, e kiedy znów skrzyuj si nasze miecze. Los tak zrzdzi, e twoje serce zawinie na moim haku.

- Wic znasz mnie. Haku? - zadrwi Kane. - Przepraszam, ale zapomniaem twojego imienia tak jak i twojej twarzy. Powinienem pamita czowieka na tyle gupiego, e omieli si wej mi w drog po raz drugi.

Od strony bocznych drzwi dobiegay odgosy stumionego walenia, ale Kane wiedzia, e drzewo nie podda si tak atwo.

Z wciekym wrzaskiem Jan cisn pochodni prosto w twarz Kane'a. Dzielio ich kilka metrów i Kane z atwoci uskoczy w bok. Pomie musn jego brod i pochodnia upada na stert materiaów i ubra. Nasczone olejem, zapaliy si natychmiast. Mollyl umieci swoj pochodni pomidzy dwoma skrzyniami.

- Ja te ci znam, Kane - zawoa. - Czy jeste zaskoczony, e dwóch mieszkaców Wyspowego Imperium gonio za tob, po twoich krtych ciekach, nawet przez piaski Lormauu? Jan, przekonamy si teraz, jak walczy Kane, gdy nie ma za sob swoich ludzi, zobaczymy, czy w moe by niebezpieczny poza swoj kryjówk.

Jan zapa miecz swoj lew rk, bysno ostrze jego haka. W doni Mollyla sztylet zastpi pochodni i Pellimita rzuci si na Kane'a. Jan przemkn na bok, aby zaatakowa z flanki. Z tym, za Kane'em, z podpalonych bel materiau strzelay pomienie. Uderzony fal gorca, Kane odbi miecz Mollyla, jego samego odrzucajc do tyu potnym pchniciem. Jednoczenie usiowa zablokowa Janowy hak przy pomocy puginau. Posypay si iskry. Kane cofn si, aby uniemoliwi napastnikom zajcie go od tym. Jeszcze wiele razy krzyoway si ostrza mieczy. Dwóch sprawnych szermierzy atakowao z furi. Boczne drzwi dygotay, uderzane od zewntrz, ale wci pozostaway na swoim miejscu. Sforsowanie ich zajmie lordowi Gaethaa i pozostaym jeszcze troch czasu. Zarówno Kane, jak i napastnicy nie mieli zbroi ani kolczug, a wic pojedynek nie powinien potrwa dugo. Ogie rozprzestrzenia si szybko, obejmujc ju dywany, skrzynie i meble. Piekielny ar zmusi Kane'a do odsunicia si od pomieni. Dym gryz w oczy i drani garda. Wprawiajc swój miercionony miecz w ruch okrny, Kane rzuci si pomidzy przeciwników. Janowy miecz niemal otar si o jego rami. Walczyli teraz w otwartej przestrzeni i Kane przeszed do natarcia, syszc dwik toporów uderzajcych w boczne drzwi. Pomieszczenie byo teraz jasno owietlone przebijajcym si przez dym ótym wiatem pomieni. Sterty skrzy rzucay groteskowe cienie, taczce na pododze i cianach ksztaty, które take zdaway si ucieka przed niszczc si ognia.

Z najwyszym wysikiem Kane'owi udao si rozdzieli napastników. Zanim Jan zrozumia, co si stao, Kane rzuci si na Mollyla. Pellimite nie mia do siy, aby odpowiedzie ciosem na cios, wic wycofa si byskawicznie, lekko odparowujc uderzenie. Ogie poparzy go teraz w plecy i Mollyl wykrzywi twarz w bólu i strachu. Jego obrona zachwiaa si. Nie zdy si nawet odwróci, gdy miecz Kane'a uderzy go w rami. Mollyl w przeraeniu puci swój miecz i skoczy do tyu, padajc na rozpalone do czerwonoci fragmenty drewnianych mebli i skórzanych siode. Jczc w ogniu, usiowa jeszcze wsta. Jzyki ognia taczyy na jego wosach i ubraniu. Olepiony i na wpó spalony rzuci si na podog, próbujc uciec przed potwornym bólem, ale bya to ju jego ostatnia chwila.

W midzyczasie Jan zdy zebra si w sobie i ponowi atak. Ruszy od tyu na swojego znienawidzonego wroga. Kane nie zapomnia jednak o drugim przeciwniku i wyczuwajc za sob niebezpieczestwo, uchyli si, aby unikn ciosu. Miecz uderzy w próni, ale Kane poczu przeszywajcy ból w prawym ramieniu. Hak przebi skórzan kamizelk i zagbi si w ciao. Raniony usiowa zada cios puginaem, ale ból utrudnia ruchy. Jan zamia si i uderzy hakiem w sztylet, wyrywajc go z rki Kane'a. Zamachn si mieczem. Kane odpowiedzia walc w przeciwnika z furi, niemal na olep. Ogie rozprzestrzeni si, a boczne drzwi zaczynay ustpowa. Brutalne uderzenie oszoomio Jana na chwil i Kane wykorzysta ten moment, aby zaatakowa. Ciki miecz rozpru ciao jego wroga, amic mu ebra. Jan zwali si na podog wypuszczajc z rki bro. Podczoga si jeszcze w kierunku Kane'a, wycigajc hak. Skona w chwil póniej z wyrazem nienawici w oczach. Gorce powietrze uderzyo Kane'a w twarz. Poar ogarn ju t cz magazynu, gdzie leay zwoki Mollyla. Boczne drzwi wytrzymyway jeszcze taranowanie, ale prawie cae pomieszczenie byo w ogniu. Palia si podoga. Zwglone deski zapaday si do piwnicy. Trudno byo oddycha i dostrzec cokolwiek w kbach dymu. Kane w popiechu odszuka swój pugina i ruszy w kierunku schodów do piwnicy. Na zewntrz czekali wrogowie, wic tunel by jedyn drog ucieczki. Ale jeli podoga zapadnie si, zasypujc wejcie...

Wejcie byo jeszcze dostpne. Trzymajc w rku pochodni, zaimprowizowan z poncej szczapy, Kane podniós klap i zszed do tunelu. Cuchnce pleni podziemie nie doznao, w wyniku poaru, adnego szwanku. Stchlizna i wilgotne powietrze byy jakby odwróceniem tego, co dziao si na górze. Szed przez tunel tak szybko, jak tylko móg. Pochodnia dawaa niewiele wiata, ale to wystarczyo, eby znale drog. Nad jego gow wisiay spróchniae deski, odczepione od cian, a zway gruzów gdzieniegdzie niemal zupenie zagradzay przejcie. Kane czoga si po tych stertach kamieni, drewna i brudu pilnujc tylko, aby nie zgasa pochodnia. Osypujca si ziemia wraz z krwi z jego ran tworzya ciemnoczerwone boto, które przyklejao si do jego pleców i nóg.

Kane w kadej sekundzie zdawa sobie spraw, e tunel moe okaza si cakiem zasypany i stanie si jego grobowcem. W pewnym momencie da si sysze, dobiegajcy od tylu, tpy oskot. Kane popatrzy niespokojnie na ciany tunelu, ale pomyla, e przyczyn haasu byo prawdopodobnie zawalenie si dachu magazynu. Szed teraz gboko pod ziemi i tunel by tu solidniejszy. Po chwili poczu, e idzie pod gór. W wietle pochodni zamajaczyy stopnie schodów. Wszed po nich z popiechem i pchn ukryte drzwi, prowadzce do piwnicy pod star opuszczon gospod. Przeszedszy przez pusty budynek, dotar do drzwi i wynurzy si na zewntrz. Odlegy magazyn strzela jasnym pomieniem w szarzejce ju w porannym blasku niebo. Jego wrogowie z pewnoci myl, e nie yje. Drc z bólu Kane zatrzyma si przy gospodzie, eby umy i opatrzy swoje poparzone, krwawice ciao. Sporód tych, którzy postanowili go zgadzi, yje jeszcze trzech. Ani rany, ani zmczenie, nic nie osabio wciekoci Kane'a.

X KRAINA UMARYCH

Gdy ze szpar w murze zacz si sczy dym, a drzwi stay si nieznonie gorce, lord Gaethaa rozkaza zaprzesta wysików ich forsowania.

- To miejsce jest stracone - owiadczy odkadajc topór. - Wszyscy, którzy pozostali przy yciu, musz wyj stamtd natychmiast. W przeciwnym razie udusz si w dymie, jeli wczeniej nie spon. Jan i Mollyl otworz drzwi, jeli yj, a jeli zginli, to Kane ma do wyboru upiec si w rodku, lub wyj prosto pod nasze miecze. W kadym razie jeszcze przed witem bdzie si smay w piekle. Odsucie si i obserwujcie drzwi.

Mczyni wykonali polecenie. Jeden obserwowa drzwi, podczas gdy dwóch pozostaych miao na oku boczne wejcie. Z pewnoci nikt nie wymkn si ze rodka w czasie, gdy bez powodzenia próbowali si tam przedrze. Z mieczami gotowymi do natychmiastowego uycia czekali, a otworz si które drzwi, a wród pomieni i kbów dymu pojawi si w nich ludzka posta. Jeeli bdzie ni Kane, to nie dadz mu nawet czasu, aby nabra w puca wieego powietrza.

Ale adne drzwi si nie otworzyy, nikt nie wyszed na zewntrz. Haas dobiegajcy ze rodka oznajmi o zawaleniu si podogi. Po chwili z potnym hukiem run dach. Z wntrza budynku, jak z wulkanicznego krateru wystrzeliy ku niebu jzyki ognia. Wkrótce trawione pomieniami drzwi runy do rodka, odsaniajc obraz strasznego spustoszenia. Rozgrzane mury wci stay, ale ludzie przestali ju obserwowa wyjcie.

- Stos pogrzebowy Kane'a - powiedzia triumfalnie lord Gaethaa. - Zabra ze sob jeszcze dwóch wspaniaych ludzi, ale ci zginli jak bohaterowie.

Odwróci si do Alidora, aby przyj od niego gratulacje.

- Zostao nas tylko trzech. To bya kosztowna kampania, najniebezpieczniejsza w mojej karierze. Ale nasz cel by wielki i w kocu osignlimy sukces. Najczarniejszego potwora wszechczasów w kocu spotkaa mier, któr tak dugo udawao mu si oszukiwa. Zasuylimy sobie na wdziczno rodzaju ludzkiego. Raz jeszcze zimnym wiatem dobra rozproszyem zy cie.

Nagle uwag ich przycign jaki szelest.

- To czarownica - owiadczy lord Gaethaa, widzc jej owietlon blaskiem poaru sylwetk.

Rehhaile zatrzymaa si na pocztku ulicy, teraz prawie niewidoczna w cieniu budynku. Jej niewidzce oczy skierowane byy w jaki odlegy punkt. Mieli wraenie, e zbiera si na odwag, aby do nich podej. Dlaczego wrócia? - pomyla Alidor. Z pewnoci drugi wzrok powiedzia jej, e j zauwayli. Czy Kane znaczy dla niej tak wiele, e rzucia wszystko, aby by przy jego mierci? Alidor poczu co w rodzaju zazdroci.

- Milordzie - zacz - czy nie moglibymy zapomnie o jej...?

Lord Gaethaa wzruszy ramionami. By w uroczystym nastroju i jeli porucznik interesowa si tym stworzeniem, to móg spokojnie zadouczyni temu kaprysowi.

- Oczywicie, Alidorze, jeli to ma umierzy twoje wtpliwoci. Kane nie yje, a ona bya tylko jego kochank i ofiar. Zostaa ju ukarana za swój udzia w jego zbrodniach.

- Wyjd z cienia, wiedmo. Postanowilimy potraktowa ci agodnie - owiadczy wspaniaomylnie. - Nie musisz si ju obawia naszej sprawiedliwoci. Chod i zobacz, jaki los spotka potwora, któremu suya.

Rehhaile podesza do nich.

- Kane nie yje - powiedziaa smutnym gosem. - Poczuam to, gdy go osaczylicie, wic przyszam, eby by przy jego mierci. Zosta uwiziony w poncym magazynie i zgin w ogniu. Czuam ten moment. Zniszczylicie Kane'a tak, jak to byo waszym zamiarem, wasza misja jest wypeniona. Czy rankiem opucicie Sebbei?

- Wic twój diabelski wzrok powiedzia ci, e Kane nie yje? - umiechn si Gaethaa. - Zazdroszcz ci - dabym wiele, eby móc dzieli z tob t wizj. Ale zobacz, Alidorze, mimo e tak si ni interesujesz, ona pragnie tylko naszego wyjazdu. Ruszymy, gdy tylko troch odpoczniemy i zaopatrzymy si w prowiant. Nigdy nie czekaem na wdziczno tych, którym suyem, a Sebbei mao mnie pociga. Ale teraz chc ogrza si przy poncym pogrzebowym stosie mego wroga.

- A ja pójd odetchn wieym powietrzem. - Dron Missa ziewn. - Ten dym wydziela zapach palonych mieci. Co za graty musiano trzyma w tym magazynie...

Waldaczyk skierowa si w stron miejskiego muru i wspi si na nasyp. Na tle szarzejcego nieba widzieli jego szczup sylwetk, gdy przechadza si po murze, jak stranik miasta umarych.

Krzyowiec usadowi si naprzeciw ciany magazynu. Rozmarzony, umiecha si do gasncych ju pomieni, raz jeszcze przeywajc wszystkie emocje minionych dni i zastanawiajc si, dokd teraz poprowadzi go zimne wiato. Najpierw do Kamethae po nowych ludzi i ekwipunek. Nadworni poeci bd opiewa mier Kane'a, ale w wielu jeszcze miejscach ludzie oczekuj pomocy Mciciela.

Alidor i Rehhaile wóczyli si po ulicy. Czarownica chce porwa porucznika, pomyla lord Gaethaa. Alidor jest ni zafascynowany i ma prawo do rozrywki.

Znad jeziora unosia si poranna mga. Dron Missa leniwie opar si o nasyp i rozluni minie. Usysza za sob kroki i spojrza w gór, aby zobaczy kto idzie.

Jaki czowiek szed po murze w jego kierunku. Pync we mgle sprawia wraenie anioa mierci. Z jego postaci emanowaa groba, byszczaa w jego oczach, promieniowaa z obnaonego miecza.

- Kane! - wyszepta Missa, poznajc zabandaowanego rycerza. Jego zaskoczenie trwao tylko kilka sekund. Wycign miecz. Kane ruszy na Waldaczyka. Missa byskawicznie odparowa cios i sam z kolei przeszed do ataku. Uchyliwszy si, Kane znów natar na niego, stosujc ju bardziej przemylan taktyk. Jego przeciwnik wietnie wada broni, a usztywniona prawa rka Kane'a nie moga porusza si ze zwyk sprawnoci.

Missa zawsze bez trudu potrafi przystosowa si do leworcznych przeciwników. Jednak szybko Kane1 a zaskoczya go. Zupenie nie pasowaa do potnej postury tego mczyzny. Uwiadomi sobie, jak olbrzymiej sile musi stawia czoa. To by najzdolniejszy i najniebezpieczniejszy szermierz, z jakim kiedykolwiek dane mu byo walczy, i tylko jego wasna doskonaa technika raz za razem bronia go przed mieczem napastnika.

Z rosncym niepokojem Missa przypomnia sobie wszystkie opowieci o Kanie i mierci swoich towarzyszy podczas wyprawy lorda Gaethaa.

Waldaczyk poczu ostry ból w prawym udzie. Rana nie bya gboka. Cofn si o krok udajc, e zaraz upadnie. Gdy Kane doskoczy do niego, Missa podniós miecz i jednoczenie pchn przeciwnika sztyletem. Trzymajc pugina, prawa rka Kane'a nie bya na tyle sprawna, aby odparowa cios. Klnc z wciekoci Kane cisn puginaem w Waldaczyka. Rzut nie by celny, ale Dron Missa, uchylajc si, straci na chwil moliwo obrony. Miecz Kane'a spad na jego rami, niemal odcinajc rk. Drugie uderzenie wyrwao mu z rki bro. Ciko ranny i uzbrojony tylko w sztylet Missa patrzy, jak Kane z jak nierzeczywist powolnoci zadaje miertelny cios. Zostay mu uamki sekund. Raz jeszcze uchyli si przed spadajcym na ostrzem i rzuci si do jeziora. Zimna woda i ciemnoci zamkny go w swoim ucisku.

Wynurzywszy si na powierzchni zacz niezdarnie pyn. Rany silnie krwawiy i w wodzie byy jeszcze bardziej dokuczliwe. Nie byy jednak miertelne, mona je byo wyleczy i za kilka miesicy Missa znów mógby wzi miecz do rki i walczy. Lecz walczy ju pod rozkazami innego pana. Obkane misje Krzyowca daway dobry dochód, ale lord Gaethaa nie kupi przecie jego ycia. Missa zna pojcie lojalnoci i obowizków najemnika wzgldem jego pana, ale tylko w granicach rozsdku. Wyprawa przeciwko Kane'owi od samego pocztku obciona bya jakim przeklestwem losu i Dron Missa zdecydowa, e nadszed czas na dyskretne wycofanie si. Bogowie dali mu szans. witokradztwem byo by jej nie wykorzysta.

Spojrza do tyu na niezgrabn sylwetk, rysujc si na tle nasypu.

- Id do diaba, Kane! - krzykn i znikn we mgle. Gdy lord Gaethaa usysza pierwszy krzyk Missy i szczk broni, spojrza w kierunku nasypu nie wierzc wasnym oczom. Powoli zacza do niego dociera niesamowita prawda - Kane yje! Diabe nie zgin w pomieniach, jakie czary pozwoliy mu uciec. Wiedma skamaa, aby cakowicie upi ich czujno. Teraz Kane powróci. Ile jeszcze razy uda mu si oszuka mier!

- Alidorze, zabij t przeklt czarownic i wracaj tu szybko - krzykn ostrym gosem, obserwujc pojedynek. - Alidorze, biegnij! Kane yje, zaatakowa Miss na murze.

Zapominajc na moment o Rehhaile Alidor pobieg do swojego pana. Ju z nim popdzi w kierunku muru, ale odlego bya zbyt wielka i dotarszy do nasypu, mczyni ujrzeli jak Dron Missa spada i pogra si w wodach jeziora.

- Missa te. - Lord Gaethaa zakl z wciekoci. - Teraz zabi Miss. Walczymy chyba z samym Panem Tloluvinem. Ale zostao nas jeszcze dwóch. Damy Kane'owi spróbowa naszego elaza, zanim wstanie soce.

Gdy wspinali si na mur, Kane znikn ju gdzie we mgle.

- Uciek nam, milordzie - powiedzia Alidor, oszoomiony. - Nie chce walczy otwarcie nawet z dwoma przeciwnikami.

- Nie - sykn lord Gaethaa, a jego oczy rozjarzyy si. - Spójrz na te kamienie. Krew! Kane jest ranny. Missa nie zgin na próno. Nie wane w tej chwili, czy rana jest miertelna. Teraz go dopadniemy. To s lady, które nas zaprowadz.

Lecz krwawa cieka urwaa si, gdy przeszli niewielki odcinek drogi ulicami Sebbei. Byo ju jasno. Lord Gaethaa ze smutkiem stwierdzi, e rana Kane'a nie bya tak powana, jak mia nadziej. Niezalenie od tego, jak bardzo Kane by osabiony, by przecie w stanie zatamowa krew. Teraz ukry si gdzie znowu w tym labiryncie miasta umarych.

- Próbujemy dalej - ciko powiedzia lord Gaethaa - nie osignlimy niczego. Znowu musimy szuka Kane'a w tym przekltym miecie duchów. Od dzisiaj tylko nas dwóch poluje na tygrysa. W ten sposób nigdy nie zniszczymy Kane'a.

Alidor spojrza z zakopotaniem na swojego pana. Nigdy wczeniej nie sysza w jego gosie takiego tonu rozpaczy. Krzyowiec opar podbródek na swojej pici i pogry si w mylach. Jego duga twarz pokrya si zmarszczkami, gdy rozwaa wszystkie strategie, stosowane w poprzednich kampaniach.

Nagle jego twarz rozpogodzia si i lord Gaethaa zamia si triumfalnie.

- Nie zrobilimy jeszcze wszystkiego - krzycza. - Spalimy to przeklte miasto!

- Spali Sebbei? - wybuchn przeraony Alidor.

- Tak, spalimy wszystko. Kane ukrywa si w tych pustych budynkach. Wykurzymy go stamtd ogniem. Thoem raczy wiedzie, jak udao mu si uciec z tego magazynu, ale nic mu nie pomoe, jeli cae Sebbei bdzie w pomieniach. Zginie wraz z miastem, albo ucieknie na otwart przestrze. Nawet jeli z pocztku go zgubimy, wytropienie go po ladach bdzie dziecinnie proste. Dopadniemy go jeli nawet bdzie próbowa przedrze si przez Lonman. Jest ranny, nie dojdzie daleko. Teraz my przejmiemy inicjatyw.

- Milordzie Gaethaa - protestowa Alidor. - Lord nie mówi powanie. Spali cae miasto, eby zabi jednego czowieka? A co z mieszkacami?

- Maj spróchniae krgosupy. Nie martw si o nich. Zapalimy kilka budynków, wiatr zrobi reszt. Zdymy to zrobi, zanim ktokolwiek tu podniesie rk. Nie sdz, eby kto mia czelno nam si sprzeciwi. Moemy im powiedzie, e to Kane roznieci poar; moe to wytrci ich z tej ociaoci i powiedz nam, gdzie si ukrywa, cho jest to raczej wtpliwe.

- Nie, nie moemy zrówna z ziemi caego miasta po to, eby zniszczy Kane'a. Ci ludzie zgin, a w najlepszym razie strac wszystko, co posiadaj.

Lord Gaethaa niecierpliwie wzruszy ramionami.

- Miasto nie liczy sobie wicej ni kilkuset mieszkaców. Wikszo bez trudu ucieknie. Jest do opustoszaych miast, do których mog si przeprowadzi. Nie tramy czasu na ualanie si nad nim. Nie spenili swojego obowizku wobec rodzaju ludzkiego. S winni mierci wszystkich moich ludzi, s zdrajcami sprawy dobra. Wykurzenie tych szczurów z ich mierdzcych nor jest dla nich sprawiedliw kar. Chodmy, Alidorze - tracimy czas.

Alidor chwyci lorda Gaethaa za rami i odwróci go do siebie.

- Ale spali cae miasto dla jednego czowieka! Kane nie jest tego wart.

Blednc z wciekoci. Krzyowiec odepchn porucznika.

- Kane nie jest wart! - rykn. - Alidorze, stracie rozum. Przejechalimy pó kontynentu, eby zgadzi tego demona. Wszyscy twoi towarzysze oddali swoje ycie za t spraw, I po wszystkich tych trudach i ofiarach czowiek, którego mamy zabi, wci ze mnie szydzi. Nawet sto miast gotów jestem zburzy, jeli bdzie to potrzebne. Tak, uwaam, e cena jest niska, wobec za, jakie ten czowiek wyrzdza i jakie wyrzdzi jeszcze ludzkoci, zanim nie zostanie zabity. Có znaczy to miasto duchów w porównaniu z dobrem caego rodzaju ludzkiego!

Logika tego wywodu bya niezaprzeczalna, ale Alidor wci by nie pogodzony.

- Ale taka strategia moe okaza si cakowicie nieskuteczna - powiedzia sabym gosem. - Kane bez trudu ucieknie z miasta. Nie jestemy w stanie pilnowa wszystkich bram, poza tym zostaje jeszcze droga przez mur. Ulotni si z Sebbei i nigdy ju nie odnajdziemy jego ladów.

- Genera, który wierzy w niezawodno swojej strategii, jest gupcem - rzek lord Gaethaa. - Poka mi lepiej plan, to posucham twojej rady. Musimy sobie powiedzie, e Kane pokona nas w tej grze w kotka i myszk. Lepiej ni my zna Sebbei, wic czeka tylko, a wpadniemy w jego puapk. Stracilimy wczoraj szeciu ludzi, nie moemy teraz zaczyna we dwójk. Musimy zmusi go do wyjcia na otwart przestrze. Do diaba, Alidor, co si z tob dzieje? Stracie swoje ideay i nerwy jednoczenie?

Alidor mia zamt w gowie. Gdzie za nimi rozlego si woanie:

- Alidorze, co robisz? Czy sprzedae cakiem swoj dusz lordowi Gaethaa? Ten szaleniec wyrzdzi wraz ze swoj band wicej za ni Kane przez cae ycie. Pomoesz mu teraz zniszczy Sebbei i jego nieszczsnych mieszkaców po to, eby zabi Kane? Alidorze, jeeli w twojej duszy zostao cokolwiek ludzkiego, odejd od tego czowieka. Zatrzymaj go, zanim zgadzi jeszcze wicej ludzi w imi swojego bezlitosnego dobra.

- Ach, sysz t wiedm - wyszepta lord Gaethaa. - Ten sam obudny gos, który mówi mi o mierci Kane'a. Oto niwo faszywego miosierdzia. Teraz wszystko jest jasne. Wiedma omotaa mojego porucznika, rzucia jaki urok na jego dusz, uwioda go, aby suy ciemnym siom za.

Wycign miecz i podszed do niej powoli.

- Chod w moje objcia, wiedmo - sykn. - Myl, e tym razem przecenia moj krótkowzroczno i swoj moc. Alidor zagrodzi mu drog.

- Nie, milordzie. Ona nie jest czarownic.

Lord Gaethaa odsun go, mówic z alem w gosie:

- Jeste optany, postradae rozum. Odsu si, uratuj ci jeszcze moim mieczem, posyajc t wiedm do pieka, któremu suy. Na twarzy Alidora pojawi si wyraz determinacji. On take wycign swój miecz,

- To nie jest optanie, milordzie, a Rehhaile nie jest czarownic. Zrozumiaem, e ona mówi prawd, pojem te wszystkie ze przeczucia i wtpliwoci, jakie drczyy mnie przez ostatnie miesice. Nie pozwol zabi tej niewinnej dziewczyny...

- Niewinna dziewczyna! To wiedma. Okamaa ci. Pomagaa Kane'owi od pocztku.

- ... ani nie pozwol spali tego miasta. Chodmy, milordzie, wyjedamy z tego kraju umarych. Wrócimy do Kamathae, zgromadzimy now armi i przybdziemy tu znowu z wystarczajcymi siami aby zgadzi Kane'a.

- To niemoliwe - Kane wie, e chc go zabi. Ukryje si gdzie, gdzie nikt go nie znajdzie. Zapewni sobie obron wszystkich ciemnych mocy, których nigdy nie uda si pokona. Odsu si, Alidorze, wybacz ci t niesubordynacj.

- Przykro mi, lordzie Gaethaa - powtórzy wolno - moesz, panie zniszczy miasto i zabi Rehhaile, ale wpierw musisz zabi mnie.

Lord Gaethaa krzykn z nag wciekoci.

- To jest zdrada! Jeli jeste po stronie si za, przeciwko zimnemu wiatu dobra, zostaniesz przez to wiato zmiadony. Zejd z mojej drogi!

- Niech pan mnie nie zmusza, abym podniós na pana miecz, milordzie - ostrzeg Alidor.

- Jeste gupcem! - wrzasn Krzyowiec i zamachn si mieczem.

Alidor odskoczy do tym, decydujc, e ograniczy si do obrony. Jego dusza, targana sprzecznymi uczuciami, bliska bya cakowitego rozbicia. Zawali si nagle cay jego wszechwiat. Stawa teraz do walki z czowiekiem, za którego jeszcze godzin temu gotów by odda ycie. Sprzeciwi si ideaom, którym przysig by suy do koca swoich dni. Kierujc si ju wycznie instynktem samoobrony, odparowa atak lorda Gaethaa. W tym stanie umysu nie móg broni si skutecznie. Pierwsze uderzenie miecza rozpruo mu bok, drugie - roztrzaskao hem. Alidor upad na ziemi, olepy od zalewajcej mu oczy krwi. Czu, jak pod czaszk narasta wielka czarna chmura. Z bardzo daleka, usysza pacz dziewczyny.

Lord Gaethaa spojrza na porucznika, wci jeszcze z obdem w oczach.

- Przepraszam, Alidorze - zacz z alem - bye dla mnie jak brat, przyjaciel w tylu bojach. Ale musz ci teraz zabi, aby odrzuci ten zy urok, który mi ci odebra. Bd ci zawsze wspomina jako wiernego i odwanego porucznika, którym dla mnie bye.

Wzniós miecz, aby zada miertelny cios.

- Legendy mówi o przeklestwie, które ciy na Kanie. Mówi, e kady, kto go spotka na swojej drodze, musi zgin. Teraz rozumiem prawd zawart w tych opowieciach. egnaj Alidorze. Bd pewny, e zostaniesz pomszczony.

- Zabij go, jeli chcesz, ale nie przypisuj zasugi umiercenia go mnie. Jest dla mnie kopotliwe przyjmowa wzgldy od czowieka, którego za chwil zabij - powiedzia jaki szyderczy gos. - Jeli ci trudno zabi przyjaciela, to zostaw go na chwil, a ja to zrobi, gdy ju skocz z tob.

Lord Gaethaa odwróci si. Przed nim sta Kane. Wynurzy si z mgy, owinity w potargane bandae, z morderczym byskiem w oczach.

- Wic tygrys wyszed z kryjówki - mrukn lord Gaethaa. - Mylaem, e bd musia wykurzy ci z twojego legowiska. Ale teraz nasza gra zblia si do koca i susznym jest, e gówni gracze spotkali si w kocu. Kosztowae mnie wielu ludzi, Kane, i musisz ponie kar za to i za stulecia zbrodni, które szy za tob jak cie.

- Popenie cakiem spor liczb niegodziwoci, jak na tak krótkie ycie, zbliajce si do koca - zadrwi Kane, wznoszc miecz.

Lord Gaethaa ruszy do przodu. Zderzya si stal. Kane odrzuci przeciwnika do tyu i nó w drugiej rce lorda Gaethaa trafi w próni. Cios pada za ciosem. Kane nie móg uywa prawej rki, ale nieprawdopodobna szybko jego ruchów przechylaa szal na jego korzy.

- Wezwij na pomoc siy za - zaszydzi lord Gaethaa, widzc na bandaach Kane'a rosnc plam krwi. Rany si otworzyy i przeciwnik wkrótce zacznie sabn. - Twój ciemny bóg opuci ci, bo zo zawsze ustpuje przed niezwycionym mieczem dobra.

- Nie su adnym bogom, ani innym przegranym sprawom - powiedzia Kane. - A ty nie oszukuj si, mówic, e jeste niezwyciony. - Wykona niespodziewany ruch i z policzka lorda Gaethaa popyna krew. - Pierwsza krew - zamia si.

Mczyni walczyli w milczeniu, dyszc ciko. Lord Gaethaa by trudnym przeciwnikiem, obarczonym niespoytymi siami i wielkimi umiejtnociami szermierzem. Ponadto by wzgldnie wypoczty, podczas gdy Kane traci siy w wyniku ran odniesionych w poprzednich starciach. Wci jednak broni si pewnie. Obaj walczyli zaciekle, kady z nich przekonany, e uda mu si doprowadzi przeciwnika do kresu si. To nacierali na siebie, to znów odskakiwali. Lord Gaethaa zaatakowa sztyletem; w tym samym momencie Kane rzuci puginaem. Krzyowiec odskoczy, ale przeciwnik chwyci go za przegub, zmuszajc swoje osabione minie do najwyszego wysiku. Wykrci rk, z gonym chrzstem amic koci przedramienia. Lord Gaethaa zapa oddech i z dzik desperacj uderzy mieczem, celujc w trzymajce go rami. Kane zwolni ucisk i cofn si. Miecz ze wistem przeci powietrze. Wykorzystujc t chwil, gdy przeciwnik by bezbronny, potnym ciosem rozupa jego tuów. Uderzy powtórnie. Gowa lorda Gaethaa spada na bruk i podskoczya jeszcze dwukrotnie, wydajc pusty odgos.

Kane sta przed lecym w groteskowej pozie ciaem Krzyowca, oddychajc ciko wielkimi haustami powietrza. Cienkie stróki pary unosiy si jeszcze z ociekajcego miecza i poplamionych krwi kamieni. Zmieszane z jego gorcym oddechem rozpyway si, niknc w porannej mgle.

Saniajc si z wyczerpania, Kane spojrza na lecego na bruku Alidora. Marszczc brwi ruszy w Jego kierunku.

- Nie, Kane - Rehhaile stana w obronie onierza. - Prosz, nie zabijaj go. Alidor kilkakrotnie ocali mnie przed tymi mordercami. Oszczd go dla mnie. Prosz, Kane. On nie podniesie na ciebie rki.

Kane chwia si, stojc przed nimi ze wzniesionym mieczem, wci jeszcze opanowany dz zabijania. Alidor patrzy na niego pusto. Jego twarz zastyga w pozbawion wyrazu mask. Nie wykona adnego ruchu, aby si obroni czy uciec. Kane opuci miecz, wzruszajc ramionami. Wyraz krwawego podania znikn ju z jego twarzy, tlc si jedynie w oczach, gdzie nie wygas nigdy.

- Dobrze, Rehhaile - powiedzia - daj ci go. Ale wtpi, czy twoja lito bdzie co dla niego znaczy. Zdaje si, e Gaethaa cakiem zagniedzi si pod t wielk czaszk.

- Nie, Kane. Ten czowiek ma jeszcze dusz. Potrafi wyleczy jego obolae serce.

- Wic dobrze - Kane umiechn si ze smutkiem - nie ma wic sensu namawia ci, eby posza ze mn. Rozumiem. Odchodz, Rehhaile. Mam ju do ycia wród duchów. Wci pociga mnie przygoda. Twoje towarzystwo byo dla mnie bardzo interesujce, naprawd. Jestem ci wdziczny.

- egnaj, Kane - powiedziaa mikko Rehhaile, odwracajc swój umys od wiata jego myli i uczu.

Kane mrukn jeszcze co, czego nie usyszaa i oddali si pust ulic. Jego odejcie ledziy duchy. Odejd z Dermonte, krainy umarych; ze wiata cieni, gdzie mieszka mier, a ycie nie moe si rozwija.

Alidor poruszy si. Usiad z trudem i sign po swój miecz. Drc rk przytkn jego ostrze do swojej piersi. Jego wszechwiat lea w gruzach. Zawaliy si jego niewzruszone przekonania, niezaprzeczalne prawdy. Jaki sens miaoby ycie, gdy bogowie umarli?

- Alidorze, nie - jkna Rehhaile wyczuwajc, co chce zrobi. - Nie rób tego, bagam. Chc, eby y. Razem opucimy t krain umarych i zamieszkamy w normalnym wiecie,

- Mylaem, e id za zimnym, czystym wiatem dobra - powiedzia Alidor. - Zamiast tego suyem zimnemu wiatu mierci.

Ostrze miecza wci dotykao jego piersi. Znale zapomnienie w mierci? Wróci do ycia, w raz z Rehhaile? Jego dusza bya zbyt chora by zdecydowa.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
cie F1 VXXFN2LUA77B4MWPEJG3EGQNFEZGHPA6USQLR2I
chce panie slawic cie wciaz
F1 15 Tablica kodu ASCII
Lubię cię
F1 91 UkƂady arytmetyczne 6
F1 0
pokaz na co cie stac
F1-kol1-info, SiMR sem1, fizyka 1, I Kolokwium
f1 2011, Opisy zdobycia archivementĂłw i trofeĂłw
ON CIĘ ZNA (fragm), WYCHOWANIE W CZAS WOJNY RELIGIJNEJ I KULTUROWEJ - MATERIAƁY, TEKSTY
Kocham Cie
Makowiec na cie c5 9bcie dro c5 bcdzowym
Maly Modelarz 1976 08] Auto F1 & GT(GT Only)
Mocowanie cieÉ przedmiot
Niech Cie zauwaza! Obudz w sobie charyzme
F1 L 08N

więcej podobnych podstron