19. Przypowieść o trzech gołąbkach
Z perspektywy szeroko rozumianej kultury w drugiej połowie XX wieku zarysowały się takie oto trzy obszary: Europa, Związek Radziecki i Stany Zjednoczone. Dość prostym wyróżnikiem będzie w ich wypadku proporcja autorytetu i wolności, którą stosują w wychowaniu. Dla Stanów Zjednoczonych charakterystyczna jest bardzo wyraźna przewaga wolności nad autorytetem. W nauczaniu panuje tam troska o poszanowanie jednostki, i to w takim stopniu, że spowodowany tą sytuacją ostry kryzys dostrzegli obcokrajowcy, nie tylko oni zresztą i nie oni pierwsi. Coraz więcej Amerykanów, którzy są świadkami albo ofiarami tego systemu, oskarża go bezlitośnie słowem pisanym bądź filmem. Widzieliśmy w Europie film Blackboard Juhgle\ obraz jest w nim na pewno nazbyt dramatyczny i widziany w nazbyt czarnych kolorach, tym niemniej bardzo znamienny.
Obawa przed „stwarzaniem kompleksów" paraliżuje wychowawcę i zabija dyscyplinę. Obawa przed wymaganiem nadmiernego wysiłku intelektualnego kończy się tym, że nie wymaga się niczego. Jeśli uczeń oświadczy, że nie ma dziś ochoty zajmować się matematyką (a któż ma na to szczególną ochotę?), odpowiada mu się z uśmiechem, że po prostu powinien się zająć czymś innym. Nowe metody nauczania mają nieodmiennie tendencję do tego, aby zaoszczędzić uczniowi wysiłku rozumienia, zapamiętywania i uwagi. Ukształtowały one pokolenie młodych, którym nie można narzucić żadnego poszanowania, którzy nie boją się żadnych zasad prawnych ani przepisów. Szkoła stała się dla nich zabawką i nie mogą pojąć, dlaczego nauczyciel nie pozwala się nią bawić, a jeśli im się spodoba — popsuć jej. Powszechnie przyjmowana zasada mówi, że jeśli jakiś tekst jest za trudny, należy go zastąpić łatwiejszym, „nowocześniejszym"... Czcionka staje się coraz większa, obrazków jest coraz więcej i należy się obawiać, czy nie zastąpią one w końcu bez reszty słów. Język podlega analogicznej degradacji. Odcienie znaczeniowe znikają razem ze słowami, które je wyrażały... Poziom nauczania obniża się do jakiegoś najniższego wspólnego mianownika i — o ironio — nikt nie korzysta na tym, nawet największy nieuk, ponieważ on, jak jego nieuctwo, staje się normą! Jeśli zaś chodzi o zdolniejszych, to znajdują oni w toku nauczania coraz mniej zachęty do szlachetnej rywalizacji.
Taki właśnie opis sytuacji i takie opinie znalazłem w książce pewnej zniechęconej nauczycielki, książce, która ukazała się niedawno w Stanach Zjednoczonych. Zawartą w niej diagnozę, którą zresztą potwierdza ze dwudziestu innych autorów, można streścić następująco: poszanowanie indywidualności dziecka osiągnęło stopień, w którym tę indywidualność przestaje się kształtować. Dodajmy jeszcze jedno: o ile przygotowanie intelektualne, jakie daje szkoła amerykańska, staje się coraz bardziej przeciętne, o tyle wciąż przypisuje sobie ona zdolność formowania „osobowości pełnych i społecznie przystosowanych". Zastępuje ona niemal bez reszty rodzinę, przyjmując dzieci trzy lub czteroletnie (nursery schoolś), a najpóźniej pięcioletnie (Kindergar ten), a zajmuje się nimi aż do osiemnastego roku życia, i to nie tylko w czasie godzin szkolnych, ale także poprzez niezliczone zajęcia „społeczne", wypełniające czas wolny od nauki. A oto najogólniejszy tego wynik: obniżenie poziomu umysłowego, zrównanie poziomu kosztem zdolniejszych i oddanie młodzieży we władzę takiej czy innej „mody". Nadmierne poszanowanie jednostki, obawa przed spaczeniem jej przez poddanie wymogom dyscypliny — dają w rezultacie tyranię konformizmu, której ofiarą pada w pierwszym rzędzie potencjalna elita. Celem była wolność jednostki i wolna od przymusu droga do wolności, rezultatem okazała się jednostka „dopasowana", nie umiejąca oprzeć się naciskom mody, reklamy, telewizji.
Na przeciwnym biegunie Związek Radziecki dąży do gruntownego wyeliminowania indywidualizmu i wyłącznego poszanowania praw zbiorowości. Charakterystyczną cechą jest tu realizowana przez państwo specjalizacja. Uczeń, który pomyślnie zdał egzaminy końcowe (po dziesięciu latach szkoły), może dostać się do jednego z ośmiuset instytutów technicznych (uniwersytetów jest w Związku Radzieckim tylko trzydzieści trzy). Nauczanie techniczne dzieli się na pięć podstawowych kierunków, dzielących się z kolei na dwadzieścia cztery węższe kierunki, obejmujących dwieście dziewięćdziesiąt pięć specjalności i pięćset dziesięć wyższych specjalności. Przewidziany jest szczegółowy plan studiów dla każdej specjalności: studiujący nie ma żadnego prawa wyboru, nie ma ani zajęć fakultatywnych, ani zajęć poświęconych ogólnemu wykształceniu, chyba że uznamy za takie zajęcia z wiedzy politycznej, tj. marksizmu-leninizmu i partyjnej propagandy; obejmują one zresztą tylko 6% czasu studiów, 27% poświęca się na nauki ścisłe, a 67% na specjalizację. W kilka dni po złożeniu egzaminów końcowych Państwo przydziela studentowi miejsce pracy i ten praktyczny staż trwa co najmniej trzy lata. Po czym niektórzy z najlepszych dostają zezwolenie na dalszy etap studiów wyższych i przygotowanie doktoratu, ale trzy czwarte kandydatów kieruje się ku doktoratowi z nauk ścisłych.
W ten sposób wykształcenie zostaje wyznaczone potrzebami planu, to znaczy potrzebami zbiorowości, które interpretuje partia i państwo. Jest to powrót do pragmatycznego formowania jednostki, jak to ma miejsce w społecznościach typu religijnego, gdzie wszystko było przewidziane i nie wymagało dyskusji. Oto antypody tego, co realizuje się w Ameryce. Nadmiernej swobodzie wyboru został przeciwstawiony zupełny brak wyboru, którego mogłaby dokonać jednostka. Poszanowaniu dziecięcej czy młodzieńczej osobowości, prowadzącemu do zupełnego zlikwidowania dyscypliny (intelektualnej czy moralnej) przeciwstawia się lekceważenie indywidualnych upodobań i wszechmoc społecznego uwarunkowania pod egidą państwa. W ostatecznym rachunku jednak również system amerykański poddaje ucznia swoistemu uwarunkowaniu społecznemu, oczywiście nie kierowanemu odgórnie, zgodnemu z kaprysami mody, ale jak ona — zniewalającemu umysły.
Tak więc z jednej strony, anarchiczna wolność kończy się konformizmem narzucanym przez modę, z drugiej — brak wolności prowadzi do konformizmu narzucanego przez państwo.
Określiwszy w ten sposób owe dwa punkty odniesienia, będzie nam łatwiej ustalić, czym jest propozycja europejska. Postawmy bardzo proste pytanie: dlaczego reagujemy negatywnie na oba te wynaturzenia, amerykańskie i sowieckie? Dlaczego odczuwamy je jako wynaturzenia? Czy nie dlatego, że istnieje w nas wymagająca i nastawiona na realizację potrzeba równowagi, jakiejś drogi pośredniej, albo — jak wolałbym to określić — szukania trwałych napięć, żywego współistnienia tych dwu tendencji: poszanowania jednostki i woli jej formowania?
Szanować jednostkę to tyle, co widzieć w niej osobę ludzką, którą może się stać, jeśli odnajdzie swoje powołanie i otrzyma możność samorealizacji. Formować jednostkę to tyle, co przekazywać jej, poprzez wyraźne, choć elastyczne wymagania, poczucie wspólnoty (kulturalnej, politycznej i społecznej), w której ramach zrealizuje się jej jednostkowe powołanie. Nadmiar wolności bez wysiłku, nadmiar wysiłku narzuconego bez wolności — obie te formy nadmiaru prowadzą do analogicznego rezultatu: będzie to osłabienie zmysłu krytycznego, brak odporności na mody czy presję zarządzeń społecznych, przeciętność poziomu kulturalnego i wyjałowienie przyszłych elit. Jasna się więc staje idea przewodnia wychowania specyficznie europejskiego: jest to formowanie i popieranie ludzi zarazem wolnych i odpowiedzialnych, świadomych obowiązków wobec siebie, jako jednostek poszukujących własnego powołania, oraz obowiązków wobec społeczności, w której przyszło im żyć. Oto typ człowieka obdarzonego dynamiczną równowagą i zasługującego na miano osoby, który jest celem wszelkiego wychowania, nie tylko w Europie, ale dla Europy.
Przedstawiłem tu trzy tendencje, mające — praktycznie biorąc — przewagę w trzech regionach zachodniego świata. Należałoby oczywiście usunąć pewne uproszczenia. Wiem, że w Stanach Zjednoczonych istnieją oznaki pewnego powrotu do autorytetów, podobnie jak w nowszej literaturze radzieckiej pojawiają się nieomylne oznaki rodzącego się głodu wolności. Zgadzam się ponadto z tym, że i w samej Europie, niezależnie od wyznawanych ideałów, cierpimy w praktyce bądź na przewagę tendencji „rosyjskich", bądź też — „amerykańskich".
Na koniec, w formie ilustracji — „Przypowieść o trzech gołąbkach".
Słynny jest gołąbek Kanta, wyobrażający sobie, że latałby swobodniej w próżni, bez męczącego oporu, jaki stawia powietrze jego skrzydłom. To obraz amerykańskiej utopii — wychowania nadto swobodnego.
Rosyjska utopia to gołąbek zaprogramowany, a w każdym razie uwarunkowany odruchami Pawłowa. Nie musi on co chwila zadawać sobie pytań: co robić? Dokąd lecieć? Wszystko zostało z góry zaprogramowane przez system.
Wreszcie gołąbek europejski: wie on, że aby latać, potrzeba pewnego oporu, jaki stawia powietrze, i nie otrzymał niezmiennego programu. Musi nieustannie wybierać, przeciwstawiać się prądom powietrza, narażać się na niebezpieczeństwa. Prawdę powiedziawszy, przygotowano go tylko do tego, aby „latał o własnych skrzydłach".
1 Retreat from Learning (Rezygnacja z nauczania), Joan Dunne, McKay, 1955
1 Por. raport prof. Nicolasa de Witta, z Harvard's Russian Research Center, ogłoszony w 1956 roku przez National Science Foundation