Patriotyzm, nacjonalizm, globalizacja.
Państwo narodowe jest państwem krańcowo świadomym siebie. Posiada swoje terytorium, swoją ludność, swój język, czasami nawet swój Kościół. Pokazuje to wszystko światu nie jako dar natury, lecz jako nabytą własność, za które gotowe jest posłać swych obywateli do walki na śmierć i życie.
Roger Scruton
Co znaczy konserwatyzm
Na zarzut anachronizmu i niezrozumienia ducha czasu naraża się każdy, kto wyraża dziś swe poparcie dla koncepcji silnego państwa narodowego. Osobiście jest mi trudno powiedzieć na ile jest to skutkiem pamięci o wszystkich tych tragediach jakie zafundowała w dziejach ta idea, a na ile jest to po prostu bezrefleksyjne powtarzanie usilnie lansowanych twierdzeń. Trudno przy okazji poruszania kwestii państwa narodowego nie wspomnieć o zjawisku nacjonalizmu. Skoro zaś mowa o nacjonalizmie, to nie da się nie wspomnieć o globalizacji. Tym wiec sposobem zamykamy się w triadzie pojęciowej, która jest podstawą do dalszych rozważań.
Idea państwa narodowego, czyli wróg europejskich salonów.
Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że w państwach tzw. starej Unii sama idea powrotu do państwa narodowego budzi w najlepszym wypadku poruszenie. Można to zapewne tłumaczyć wciąż jeszcze funkcjonującym w zbiorowej pamięci doświadczeniu dwóch wojen światowych, które targały Starym Kontynentem w XX wieku. Wszak powstanie Wspólnot Europejskich były w prostej linii skutkiem okropieństwa drugiej wojny światowej. Żywiono w czasie ich formowania głębokie przekonanie, że organizmy na kształt unii są remedium na wojny wywoływane właśnie przez narody. Przekonanie to istnieje po dziś dzień. Jednakże nie jest ono powszechne w całej Unii. Wraz z ostatnim rozszerzeniem w szeregi Wspólnot wstąpiło 8 krajów postkomunistycznych. Występowanie zaś w tych krajach idei państwa narodowego ma pełne uzasadnienie w ich historii. Nie ma w tym nic niezwykłego. Wszak kraje postkomunistyczne stosunkowo niedawno uzyskały bądź to niepodległość, bądź możliwość swobodnego (na ile to możliwe biorąc uwagę liczne zobowiązania wynikające z umów międzynarodowych czy faktycznych wpływów ponadnarodowych instytucji) decydowania o swoim losie. Państwa te nie traktują Unii jako bezpośredniego gwaranta pokoju w Europie (Polacy świetnie pamiętają co zrobiły Francja i Wielka Brytania we wrześniu 1939 r.). Nie uważają unijnych regulacji za receptę na swe przetrwanie. Wręcz przeciwnie. Podejrzliwie a czasem wręcz alergicznie reagują na wszelkie próby stanowczego ograniczenia swej suwerenności związanego nieuchronnie z członkostwem w Unii. To zapewne tłumaczy zdecydowany sprzeciw wielu polskich polityków wobec zapisu Traktatu Ustanawiającego Konstytucję dla Europy statuującego zasadę prymatu prawa wspólnotowego względem prawa krajowego. Państwa te postrzegają wstąpienie do Unii jako kolejny - jeden z wielu - sposób ochrony przed swymi historycznymi agresorami. Z Niemcami grają w jednej drużynie, która w razie sporów z Rosją będzie jednością. W dodatku rzeczywistość pokazuje, że akcesja nie może być jedynym sposobem ochrony przed tymi krajami, co brutalnie unaocznił Polsce kazus bałtyckiej rury.
Na podstawie powyższego wyraźnie widać, że to kolejna kwestia, która dzieli faktycznie Unię Europejską. Czas pokaże, który model państwa jest lepszy. W mniemaniu zachodnich elit z brukselskimi biurokratami na czele, państwo narodowe to anachronizm i konstrukcja, nie mająca w dobie globalizacji szans powodzenia. Co więcej, elity owe odnoszą się wręcz z arogancką troską o los tych krajów, gdzie idea państwa narodowego odgrywa istotną rolę. To jest kolejny wyraz braku wyczucia ze strony Europy Zachodniej. Wydaję się, że zachodnioeuropejskie elity w pełni podzielają sposób myślenia Jaquesa Chiraca o nowych krajach członkowskich. Skoro więc nowe kraje członkowskie weszły do Unii, to niech zajmą miejsca gdzieś z tyłu i słuchają o czym debatują mądrzejsi. Ci mądrzejsi jednak nie zdają sobie sprawy bądź udają, że nie wiedzą dlaczego te państwa tak bardzo cieszą się z możliwości samostanowienia o własnym losie i dlaczego idea państwa narodowego jest dla nich czymś długo oczekiwanym. Dla Polaków takie zachowanie rodzi od razu skojarzenia historyczne. Całkiem z resztą uprawnione. Będąc czwartą co do wielkości armią aliancką w czasie drugiej wojny światowej, zostaliśmy przehandlowani w Jałcie. To właśnie dzięki temu obecna Unia Europejska musi łożyć na nas środki pomocowe, aby zniwelować cały ten bagaż komunizmu, który nasz kraj za sobą ciągnie. Nie czyni tego rzecz jasna bezinteresownie. Tymczasem nowe kraje członkowskie jak zauważa John Ralston Saul, wreszcie mogą występować na arenie światowej jako niezależni aktorzy i podaje przykład wysyłanie przez te kraje wojsk do Iraku.
Mówiąc o państwie narodowym, nie sposób nie poruszyć kwestii Turcji w Unii Europejskiej. Mimo, że ostatnie miesiące pokazały jak wielki jest opór przed akcesją do Unii tego kraju. Jak słusznie zauważył Roger Scruton, Ataturk dokonał rzeczy bardzo doniosłej. Potrafił stworzyć naród na gruzach imperium. Dzięki temu można było wybudować w Turcji świecki ustrój państwowy. Skoro więc Turków spaja rzeczywistość państwa narodowego w jakiej żyją, to można sobie wyobrazić, że rozmywanie tegoż elementu narodowego w strukturach Unii sprawiłoby, że Turcy zaczęliby szukać innego spoiwa. Nie znajdując go w ustroju świeckim, najpewniej zwrócili by się w stronę islamu. To z kolei dla Europy byłoby poważnym zagrożeniem.
Patriotyzm tak, nacjonalizm nie?
Przyjęło się postrzegać patriotyzm jako poczucie więzi ze swoim krajem, nie podszyte wrogością czy wręcz nienawiścią do innych, połączone szacunkiem dla innych patriotyzmów. Z kolei nacjonalizm to w opinii wielu uczucie na aprobatę nie zasługujące. Przejawia się on w postrzeganiu interesu narodowego jako najważniejszego i co za tym idzie wszelkie metody osiągnięcia go - także te wyzute z wszelkich norm etycznych - uważa za dozwolone. Nacjonalizm więc, jawi się jako antydemokratyczna ideologia przemocy. Czym więc różni się ona od faszyzmu, jak trafnie zauważa Jakub Lubelski? Ten sam autor postuluje głębszą refleksję nad pojęciem nacjonalizmu. W moim głębokim przekonaniu nie istnieje jeden nacjonalizm. Nawet Saul wskazuje na istnienie nacjonalizmu pozytywnego i negatywnego. Ten pierwszy polega na akceptacji więzi lokalnych i zdolności do współpracy na łonie swego narodu, a przy tym na otwarciu się na inne narody. Ten drugi zaś, to po prostu wrogość wobec innych. Pozytywny nacjonalizm zatem, pomaga współtworzyć silną pozycję swego narodu w świecie z poszanowaniem innych. Powszechnie jednak wiadomo, że najlepszym motywatorem jest konkurencja, współzawodnictwo. Potrzeba nam uchwycić różnicę między tzw. sportową i pozytywną złością piłkarza, który dzięki niej wzbija się na wyżyny swych możliwości i strzela decydującą o zwycięstwie bramkę w ostatniej minucie gry, a wrogością tzw. kibiców piłkarskich niszczących stadion z powodu porażki ich drużyny. Śmiem twierdzić, że esencję pozytywnego nacjonalizmu stanowi dobrze pojęte współzawodnictwo, motywujące obywateli do współdziałania na rzecz narodu. Robią to po to, by im się lepiej żyło, ale też dlatego, żeby pokazać innym swój sukces. Aby inni dostrzegali jego znaczenie i splendor. I to dla mnie jest całkowicie naturalne. Współzawodnictwo w ramach ustalonych reguł i z poszanowaniem innych przynosi wyłącznie dobre efekty. Czy więc możliwe jest wprowadzenie podziału na ciepły, nikomu nie wadzący i wręcz sentymentalny patriotyzm a pozytywny nacjonalizm, który poprzez wzbudzanie w ludziach swoistej sportowej złości umożliwia ich aktywizację na rzecz wspólnego dobra? A może są to pojęcia w gruncie rzeczy tożsame? Podobnie jak negatywny nacjonalizm i faszyzm? Może więc nie ma w ogóle czegoś takiego jak nacjonalizm albo patriotyzm i faszyzm to jego skrajne postacie? Jak widać jest się na czym zastanawiać, więc postulat głębszej refleksji nad pojęciem nacjonalizmu zasługuje ze wszechmiar na akceptację.
A globalizacja?
John Ralston Saul uważa, że globalizacja przeżywa kryzys a w niektórych regionach świata jest już martwa. W jej miejsce pojawia się tzw. neonacjonalizm. Charakteryzuje się on powrotem protekcjonizmu a nawet stosowaniem przemocy przez niektóre państwa. Śmierć globalizacji stanowi pożywkę dla populistycznych przywódców Wenezueli czy Brazylii. Nawet największy promotor globalizacji, a więc Stany Zjednoczone, coraz bardziej kierują się w stronę nacjonalizmu. Podyktowane jest to lękiem przed zagrożeniem terrorystycznym. Wszak otwarcie granic czy swobodny dostęp do informacji, które są nieodłącznie związane z globalizacją, umożliwiają jednocześnie skuteczniejsze działanie grup terrorystycznych. Saul jednocześnie zwraca uwagę na swoisty dogmat globalizacji. Jest on nie do podważenia do tego stopnia, że nikt nie zauważył jej kryzysu. Uważam, że nawet jeśli uznać, że globalizacja jest w kryzysie, to trudno sobie wyobrazić, że z dnia na dzień przestanie funkcjonować. Poza tym model państwa narodowego ze swoim nacjonalizmem w wydaniu krajów Europy środkowej nie wpisuje się w ramy neonacjonalizmu Wenezueli. Trudno jest szukać analogii pomiędzy tymi nacjonalizmami. Same ich przyczyny jest zgoła inne. W Europie środkowej przyczyną nacjonalizmu jest możliwość tak długo oczekiwanego samostanowienia o losie swego narodu. W Ameryce Południowej tą przyczyną jest odwrócenie się od globalizacji na rzecz działań w ramach regionu czy kontynentu. Czyżby więc Unia Europejska wprowadzająca cła na niektóry towary z Chin także odchodziła od globalizacji?
Przyszłość UE.
Skoro UE odchodzi od globalizacji (co utrzymuje Saul) to powinna wręcz się cieszyć, ze nacjonalizm państw Europy środkowej jest nacjonalizmem pozytywnym. Nowe państwa chcą przecież konsekwentnie realizować ekonomiczne wolności traktatowe. Nie zamierzają wprowadzać ograniczeń wolnego handlu wewnątrzwspólnotowego, współpracują z UE w zwalczaniu nieuczciwej konkurencji i stosują się do jej wytycznych w zakresie pomocy publicznej, prywatyzują majątek państwowy. Co jest więc przyczyną niepokojów targających europejskimi salonami? Otóż śmiem twierdzić, że przyczyną jest fakt, że Unii nie wystarcza integracja na poziomie gospodarki i absolutnie podstawowych wartości (do czego nie jest potrzebna Karta Praw Podstawowych ani Agencja Praw Podstawowych) czy wzorców cywilizacyjnych. Elity Europejskie są obłąkane „oświeceniowym uniwersalizmem”. Najlepszym tego przykładem jest Traktat ustanawiający Konstytucję dla Europy. I jeśli nawet Francuzi odrzucili go z powodu niechęci do władzy czy z powodu lęku przed polskim hydraulikiem to ja go odrzucam z uwagi na tenże właśnie „oświeceniowy uniwersalizm”. Jestem zwolennikiem integracji krajów hołdujących wspólnym wartościom i wzorcom cywilizacyjnym na poziomie ekonomicznym. Nie ma dla mnie wspólnej europejskiej tożsamości a idea Stanów Zjednoczonych Europy w ogóle do mnie nie przemawia. Przyszłość Europy to wspólnota silnych państw narodowych. Ich siłą ma być pozytywny nacjonalizm, motorem działanie zdrowe współzawodnictwo w ramach ekonomicznej integracji. Uważam, że taki model sprawdzi się w praktyce także wtedy, gdy okaże się, iż twierdzenia Saula co do kryzysu globalizacji okażą się - podobnie jak swojego czasu pogłoski o śmierci Marka Twaina - mocno przesadzone.