Licytujemy "ducha" - artykuł Stanisława Michalkiewicza Wysłane poniedziałek, 2, sierpnia 2004
Jak tak dalej pójdzie, to Polska zaimponuje nie tylko całej Europie, ale nawet całemu światu. Chodzi oczywiście o "ducha", którym mamy świecić w oczy zmaterializowanym europejsom. Pomysł jest prosty; my im "ducha", a oni nam - materię, najlepiej w postaci gotówki. Taka wymiana oznacza, mówiąc nawiasem, że Polska nadal poświęca się dla Europy, bo co tam jakaś materia w porównaniu z autentycznym, patentowanym "duchem"? Udowodnił to niedawno sam prezes Polskiego Stronnictwa Ludowego Janusz Wojciechowski, wprawdzie posłujący już do Parlamentu Europejskiego, ale nadal obmyślający sposoby przychylenia nam nieba. Otóż wykombinował sobie, że najlepiej będzie, jeśli "bezpłatną" służbę zdrowia będziemy opłacali nie tylko podwyższonymi składkami, ale i pieniędzmi z akcyzy na wódkę i papierosy. Potoczny pogląd głosi, że wódka i papierosy szkodzą zdrowiu. Na tym nieubłaganym stanowisku stał dotychczas rząd, nakazując umieszczanie na papierosach Ostrzegawczych napisów, że "palenie tytoniu może być przyczyną wielu groźnych chorób", a w sklepach monopolowych - że "alkohol szkodzi zdrowiu". Jednakowoż potęga "ducha" obala wszelkie prawa przyrody. Pozornie wódka i papierosy zdrowiu szkodzą, ale jeśli ochronę zdrowia oprzeć na akcyzie od wódki i papierosów, to sytuacja natychmiast się zmienia; im więcej ludzie pija i palą, tym większe dochody z akcyzy. Im większe dochody z akcyzy, tym lepsza ochrona zdrowia. Ergo - im więcej ludzie piją i palą, tym lepiej dla zdrowia. Znaczy się - wódka i papierosy wcale nie szkodzą, tylko sprzyjają zdrowiu. Episkopat, który usiłuje wprowadzić nową świecką tradycję, żeby w sierpniu nie pić wódki, będzie musiał chyba zmienić poglądy. W sierpniu (i w innych miesiącach też) trzeba właśnie ze względów patriotycznych jak najwięcej pić i przepalać, żeby podtrzymać podstawową zdobycz ludu pracującego miast i wsi w postaci złudzenia, jakoby istniała "bezpłatna" ochrona zdrowia. "Spirit - wyjaśniała Caryca Leonida - eto znaczit duch. A patom jeszcze wydech - chuch". Inicjatywa Episkopatu w świetle tych ustaleń wygląda na antypaństwowe sypanie piasku w szprychy. Taka ci jest potęga myśli politycznej Polskiego Stronnictwa Ludowego.
Na tle takiej finezji pomysły niejakiego posła Wołowicza z SLD sprawiają wrażenie prostactwa. Proponuje on mianowicie, żeby gwoli sprawniejszego zdarcia z ludzi tzw. abonamentu, czyli podatku majątkowego od radioodbiornika czy telewizora, wprowadzić do ustawy "domniemanie", że każdy ma telewizor. Ale po cóż jakieś "domniemania" drogi pośle Wołowiczu, po co ta hipokryzja? Taki np. "Grzegorz Korczyński", późniejszy generał LWP, kolega generała Jaruzelskiego, czy np. niejaki "Przepiórka" (późniejszy pułkownik LWP, też kolega generała Jaruzelskiego, attache wojskowy itd.), mordowali i rabowali bez żadnych "domniemań". Przypomina o tym Piotr Gontarczyk w książce o PPR-ze, wykorzystując zresztą dokumentację wytworzoną przez GL i PPR, a nie przez obóz niepodległościowy. O generale Jaruzelskim wspominam przy tym dlatego, że to właśnie on, wraz z drugim "człowiekiem honoru", gen. Czesławem Kiszczakiem, jako "Biuro Polityczne" organizacji przestępczej pod nazwą Komitet Centralny Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, jeszcze w drugiej połowie lat 80. ub. wieku nakazali Prokuratorowi Generalnemu PRL umorzyć śledztwo w sprawie tzw. afery "Żelazo", która polegała na tym, że pod koniec lat 70. UB-owcy zajęli się morderstwami rabunkowymi i inwestowaniem zdobytych w ten sposób walorów. Jeśli zatem SLD deklaruje dzisiaj zamiar powrotu do swoich korzeni, to nie ma co bawić się w "domniemania", tylko poradzić się generała Milewskiego, jak się robi taką bandyterkę. Jestem pewien, że generał, chociaż emeritus, nie da się długo prosić i coś tam młodszym towarzyszom podpowie.
Takie nawiązanie do tradycji będzie w sam raz akurat teraz, kiedy druga część Polaków będzie nawiązywała do własnej tradycji niepodległościowej. Ironia losu, czy może jednak Nemezis dziejowa sprawia, że 60. rocznica Powstania Warszawskiego przypadła akurat w roku, w którym rząd Rzeczypospolitej Polskiej podpisał traktat konstytucyjny, pozbawiający państwo suwerenności politycznej. Taki postępek wzburzył ponoć nawet tych, którzy rok wcześniej nawoływali do poparcia Anschlussu. Ano, Stanisław Cat-Mackiewicz nie na darmo pisał, że tylko język polski wytworzył makabryczne powiedzenie: "marzenia ściętej głowy". Cóż właściwie będziemy tak uroczyście czcili 1 sierpnia? Przecież powstańcy warszawscy porwali za broń, by w sytuacji politycznie beznadziejnej przynajmniej zademonstrować przywiązanie do niepodległości i suwerenności narodowej. Ostentacyjny hołd składany im przez ludzi, którzy gotowi są skwapliwie wymienić suwerenność za "subwencje", sprawia wrażenie nieszczerego, a taka nieszczerość graniczy już z obelgą. Ale widać nad Powstaniem Warszawskim ciąży już jakieś fatum; jeśli nie więzienia i "zapluty karzeł", to hołdy ze strony prezydenta Kwaśniewskiego. Już sam nie wiem, co gorsze...
Przy okazji 60. rocznicy Powstania Warszawskiego, w obliczu niemieckiej presji na zmianę stosunków własnościowych na Ziemiach Zachodnich i Północnych, a także (któż to wie?) w perspektywie przyszłorocznych wyborów prezydenckich, władze Warszawy podjęły pomysł rzucony przed bodajże pięciu laty przez Janusza Korwin-Mikkego, by zażądać od Niemiec odszkodowania za zniszczenia Warszawy dokonane na rozkaz kanclerza Rzeszy Adolfa Hitlera już po kapitulacji Powstania, a więc - bez jakiegokolwiek uzasadnienia wojskowego. Roszczenia polskie wyceniane są na kwotę 20-30 mld obecnych dolarów, co podobno bardzo Niemców niepokoi. Ano, jeśli udałoby się jakimś cudem wyegzekwować od Niemiec takie odszkodowania, to trzeba liczyć się z tym, że wtedy już żadna siła nie powstrzyma Niemców przed przeprowadzeniem programu dokończenia procesu zjednoczenia państwa niemieckiego. Mogą zatem wyliczyć sobie, że "opcja zerowa" w stosunkach z Polską może im się opłacać, zwłaszcza w perspektywie poddania sprawy roszczeń przesiedleńców arbitrażowi międzynarodowemu, który dzisiaj jest już właściwie pewny, mimo zaprzeczeń naszych mężyków stanu, którym Niemcy do czasu pozwalają udawać lwy.