29. Połączyć dwie rzeczy w jedno, ale nie myląc ich ani nie rozdzielając
A więc najpierw trzy definicje
Proponuję, aby problemem federalistycznym nazywać sytuację, w której dochodzi do konfrontacji dwu ludzkich antynomicznych w stosunku do siebie rzeczywistości, w równym stopniu wartościowych przy tym i żywotnych. Rozwiązaniem nie może być ponadto ani redukcja jednego z dwu członów, ani podporządkowanie jednego drugiemu, ale wyłącznie stworzenie twórczej całości, która by objęła; zadowoliła potrzeby każdego z nich i wzniosła się ponad nie, Rozwiązaniem federalistycznym będę nazywał każde rozwiązanie, które przyjmuje zasadę poszanowania obu antynomicznych członów, gdy dochodzi.do konfliktu, przy dążeniu do pozytywnego wyniku napięcia. (W języku teorii gier von Neumanna i Morgensterna powiedzieć by można, że idzie tu o określenie pewnego optimum, w którym dochodzi do pogodzenia dwu sprzecznych ze sobą maksimów — jak w wypadku cen podaży i popytu.)
Całość tak zdefiniowanych problemów i rozwiązań tworzy to, co będę nazywał polityką federalistyczną, w szerokim rozumieniu tego słowa.
Zanim zaczniemy się zastanawiać, jakiemu typowi człowieka odpowiada taka polityka, i jaki typ człowieka zamierza ona wytworzyć bądź ukształtować, warto stwierdzić, że wyraża ona pewną formę myślową, pewną strukturę dwubiegunowych relacji, której „model" jest nam znany; jest to mianowicie model wypracowany przez ojców zachodniej filozofii, poprzez dialog przeciwstawiający filozofów jońskich eleatom, a dotyczący podstawowej antynomii jedności i różności, albo nieustannych przemian. Równolegle z tym powstawały pierwsze definicje człowieka jako odrębnej jednostki i społeczności państwa-miasta jako pewnej autonomii (dosłownie: samoregulacji), jako podstawowej komórki różnych lig i federacji.
A oto co wyraźnie charakteryzuje Zachód: jeśli idzie o ten sam problem — Jedności i Wielości, wschodnie metafizyki decydują się rozwiązać konflikt anulując jeden z członów, to jest Wielość, za cenę wytrwałej i wymagającej ascezy. Dla brahmana, dla buddysty, celem jest zatrzeć różnice, wygasić to, co indywidualne, stopić wszystko w niezróżnicowanej Jedności. Natomiast Zachód, od greckiego zarania swoich dziejów, stara się utrzymać pomiędzy obydwoma członami nie neutralną równowagę, ale twórcze napięcie; i właśnie uwieńczeniem tego wciąż odnawianego i wciąż zagrożonego starania jest dobra kondycja myśli europejskiej, jej precyzja i umiar, z jakim panuje i nad chaosem niezróżnicowanej masy, i nad anarchią zbiorowości wyizolowanych jednostek. Dzieje się tak zaś w domenie zarówno metafizyki, jak rzeczywistości fizycznej, w dziedzinie estetyki czy polityce. Zacytuję tu zdanie Heraklita: „To, co przeciwstawia się sobie, to i współdziała, a z walki sprzeczności rodzi się najdoskonalsza harmonia".
Sztuka i umiejętność operowania tymi napięciami, komponowania tych sprzecznych, ale w równym stopniu cennych rzeczywistych wartości, concordia discors stołków, ta coincidentia oppositorum Mikołaja z Kuzy, oto cechy oryginalnego i specyficznego bogactwa myśli zachodniej. I to, co się sprawdzało w wielkich epokach dziejów Grecji: dialektyka jednostki i zbiorowości, pogodzona dzięki pojęciu obywatela, sprawdza się także w pełni jako definicja federalizmu, przynajmniej tak, jak ja rozumiem to słowo.-
Ale decydujący moment dla całej tej specyficznie zachodniej ewolucji zmierzającej do pogłębienia i wzbogacenia modelu twórczego napięcia pomiędzy przeciwieństwami przypada na okres wielkich soborów chrześcijaństwa. W Nicei, a potem w Chalcedonie dochodzi do porozumienia kilkuset biskupów i doktorów teologii dla wypracowania w języku greckim definicji troistej, a zarazem jednej natury Boga Ojca, Syna i Ducha Świętego oraz jednej, a zarazem dwoistej osoby Jezusa Chrystusa. Piszą oni: „Wyznajemy jednego i tego samego Pana, Jezusa Chrystusa, prawdziwego Boga [prawdziwego człowieka... syna jednorodzonego o dwu naturach, nie stapiających się ze sobą ani oddzielnych. Ta jedność nie przekreśliła bynajmniej różnicy natur, przeciwnie, zachowała właściwości każdej natury, które się spotykają w jednej osobie...
Niezależnie od wiary, z którą się przyjmuje bądź odrzuca treść tych wypowiedzi, utrzymuję, że ich forma i kompozycja ustanawiają pewien typ relacji, ustanawiają zatem pewną społeczność i pewną politykę.
Ów trynitarny model soborowy zostanie wykorzystany przez Keplera w jego spekulacjach na temat koła i ich zastosowaniu w astronomii, czy też przez Hegla w jego troistej dialektyce oraz jej zastosowaniach w historyczno--politycznym przebiegu dziejów. Ale tak samo też model współistnienia dwu natur „niestapiających się ze sobą ani oddzielnych" i jedności, która „nie przekreśla bynajmniej różnicy natur, przeciwnie, zachowuje właściwości każdej natury zostanie podjęty przez zachodnich myślicieli, szanujących rzeczywistość i konkret życia, a w nich zawierają się: antynomie, przeciwieństwa, walka sprzecznych elementów, z których rodzi się najdoskonalsza harmonią. W pierwszym rzędzie myślę tu oczywiście o takich umysłach dialektycznych jak Pascal, Kierkegaard lub Nietzsche i o twórcach doktryn politycznych jak Rousseau, Toqueville i Proudhon. Ale również o współczesnych szkołach fizyki i logiki, dla których komplementarność zjawisk określanych jako wykluczające się wzajem przestała być czymś skandalicznym, a nawet stała się podstawową zasadą interpretacji rzeczywistości. (Myślę tu o teoriach L. de Broglie na temat światła, tworzonego przez prawdziwe cząsteczki, ale i prawdziwe fale...)