Ogniem i mieczem opracowanie


Ogniem i mieczem

Ogniem i mieczem” do dziś uważana jest za jedną z najbardziej poczytnych i lubianych powieści w historii polskiej literatury. Z drugiej strony utwór ten od samego momentu opublikowania jest krytykowany przez badaczy polskiej przeszłości. Historycy zarzucają Sienkiewiczowi, że umyślnie manipulował faktami, co uważali za niedopuszczalne. Pisarz bronił się wówczas, iż jako artyście przysługuje mu pełna wolność tworzenia. Nie sposób nie zgodzić się z Sienkiewiczem, ale po zapoznaniu się z treścią „Ogniem i mieczem” można zrozumieć pretensję historyków. Otóż dzieło to porywa czytelnika od pierwszych stron, żeby przenieść go w świat XVII-wiecznej Polski i czyni to tak przekonująco, że odbiorca nabiera całkowitej pewności, że jest świadkiem autentycznych wydarzeń. Henryk Sienkiewicz nigdy nie upierał się przy tym, że „Ogniem i mieczem” to powieść rzetelnie oddająca realia historyczne. Zupełnie nie o to mu chodziło! Dla niego liczyło się napisanie dzieła, które przemówi do Polaków, natchnie ich optymizmem, pokrzepi ich serca. Zniewolony naród, który po kolejnych klęskach powstań niepodległościowych, miał już dość pozytywistycznych haseł, które nie dawały żadnych rezultatów. Sienkiewicz doskonale wyczuł nastrój społeczny i dał ludziom to, czego potrzebowali. Zamiast opisywać kolejne porażki i krytykować ludzi za nie odpowiedzialnych, postanowił przenieść swoich czytelników w czasy, kiedy Rzeczypospolita była europejską potęgą. Tworząc szereg postaci, głównie rycerzy, dał całym pokoleniom Polaków prawdziwych bohaterów, z którymi mogli się identyfikować i naśladować ich w życiu codziennym.

Powieść, która z początku miała być romansem stepowym poświęconym klasycznemu trójkątowi miłosnemu, z czasem zaczęła przeradzać się w prawdziwą epopeje. Stało się tak za sprawą niecodziennego procesu powstawania dzieła. Sienkiewicz rozpoczął publikowanie fragmentów powieści, która początkowo miała nosić tytuł „Wilcze gniazdo”, na łamach warszawskiego dziennika „Słowo” w 1883 roku. Szybko okazało się, że utwór stał się wielkim przebojem, a jego autor musiał na bieżąco tworzyć dalsze losy bohaterów. Często kierował się przy tym sugestiami czytelników. Powieść powstawała niejako na zamówienie społeczne. Dlatego też wątek romantyczny, który miał początkowo dominować, szybko ustąpił miejsca tematom historyczno-politycznym.

Akcja „Ogniem i mieczem” toczy się w czasach powstania Chmielnickiego, a konkretnie w latach 1648-1651. Zdecydowana większość wydarzeń ma miejsce na terenach dzisiejszej Ukrainy, które kiedyś stanowiły wschodnie rubieże Rzeczypospolitej. Fabuła powieści została wpleciona pomiędzy szereg bitew pomiędzy wojskami polskimi a sprzymierzonymi siłami kozacko-tatarskimi, poczynając od bitwy pod Żółtymi Wodami, a na bitwie pod Beresteczkiem kończąc.

Jednak „Ogniem i mieczem” swoją niezwykłą popularność zawdzięcza wspaniałym postaciom nakreślonym przez Sienkiewicza. Warto wymienić chociażby Skrzetuskiego, który przeszedł do historii jako przykład idealnego rycerza, przykładnego patrioty, a także człowieka zawładniętego miłością do pięknej kobiety. Nie sposób nie docenić kreacji Bohuna, krewkiego watażki kozackiego, który nie cofnie się przed niczym i nikim, by wziąć za żonę piękną Helenę. Ulubieńcami czytelników do dziś pozostają tacy bohaterowie jak Zagłoba, Podbipięta czy Wołodyjowski, którzy zapisali się trwale w kulturowej świadomości Polaków.

Okoliczności powstania i geneza „Ogniem i mieczem”

„Niewiele utworów literatury światowej zrobiło tak zawrotną karierę jak Trylogia Sienkiewicza. Triumf tego „szeregu ksiąg” przełamał niewzruszone, zdawałoby się, bariery sztywnych norm estetycznych i zmusił krytyków do szukania nowych kryteriów oceny powieści historycznej. Ukazanie się pierwszej części cyklu, Ogniem i mieczem, wywołało wielką dyskusję, która obejmując dalsze części, przetrwała do chwili obecnej. Zwolennicy Trylogii wszystkim się zachwycali - przeciwnicy wszystko ganili. Wielu krytyków drażnił lub śmieszył cel napisania Trylogii „dla pokrzepienia serc”, a tymczasem w ostatnich latach wielki pisarz amerykański, William Faulkner, uznał to za najbardziej istotny cel pisarstwa.

Ostre wycieczki publicystyczne Jeża i Kaczkowskiego, Prusa i Świętochowskiego kwestionowały już w roku 1884 zarówno wartości artystyczne, jak i ideowe Ogniem i mieczem. Prus w późniejszych latach zmienił swój sąd ogólny o twórczości Sienkiewicza, ale w tym samym czasie zaatakowano go jeszcze gwałtowniej (Nałkowski i Brzozowski)(…)”

- takimi słowami, przybliżającymi okoliczności powstania i recepcję dzieła Sienkiewicza Tomasz Jodełka rozpoczął Wstęp do opracowania „Trylogii” z 1962 roku.

Henryk Sienkiewicz początkowo nie planował napisania wielkiej powieści historycznej. Zainspirowany siedemnastowiecznymi dziełami „Jerozolima wyzwolona” Tassa (w przekładzie Piotra Kochanowskiego), wspomnieniami o Żółkiewskim, Chodkiewiczu, Czarnieckim(„Stefan Czarniecki” Michała Czajkowskiego), Sobieskim, Janie Kazimierzu („Jan Kazimierz” Słowackiego) czy „Szkicami historycznymi” doskonałego historyka Ludwika Kubali z 1880 roku, po lekturze których pisał:

„Jest to po prostu epos tego rodzaju, że w dziejach rozmaitych obron na próżno szukalibyśmy z nim porównania? Kubala pod wpływem przedmiotu znajduje prawdziwe natchnienie i z historyka staje się malarzem… Zamiast czytać o oblężeniu, widzimy je jakby świadkowie naoczni”

, chciał sam stworzył dzieło historyczno-obyczajowe. Pragnął zawrzeć w nim doświadczenia zdobyte podczas własnych wędrówek po Ameryce Północnej w latach 1876-1878 „gdy poznawał ogromne stepy i lasy, i ludzi o pierwotnej tężyźnie, i naród „młody, orli i pełen sił wewnętrznych”, gdy pisał listy z podróży i szkice amerykańskie - i gdy różnica między żartobliwością listów najwcześniejszych a szerokim oddechem przestrzeni niezmierzonych , którą odczuć dają szkice późniejsze, świadczyła o dokonywającej się w nim przemianie wyraźnej. Może wtedy właśnie zaczęły się odzywać w wątłym, chorowitym młodym człowieku jakiejś instynkty rycerskich przodków; miał przecież w rodzie tradycje wojskowe; żołnierzami bywali dawni Sienkiewicze, a dziadek pisarza, podpułkownik, walczył w armii Napoleona” (Juliusz Kleiner, „»Ogniem i mieczem« Henryka Sienkiewicza”, [w:] „Trylogia Henryka Sienkiewicza. Studia. Szkice. Polemiki” oprac. T. Jodełka, Warszawa 1962).

Interesowało go stworzenie romansu osadzonego w czasach powstania Chmielnickiego, który nosił roboczy tytuł „Wilcze gniazdo”. Określenie to odnosiło się do Rozłogów, czyli siedziby sympatyzujących z Kozakami Kurcewiczów. Sienkiewicz zakładał, że romans Heleny ze Skrzetuskim oraz chęć przerwania go przez Bohuna miały stanowić główną oś powieści. Z czasem jednak, zupełnie jak w przypadku „Pana Tadeusza” Adama Mickiewicza, dzieło zaczęło się rozrastać:

„Plan się rozrósł, wyolbrzymiał. Nie jedyny to w dziejach twórczości przykład takiego przekształcenia zawiązków początkowych. Z historii szlacheckiej na kilka pieśni obliczonej urosła wielka epopeja Mickiewicza; z obrazu stepowej, na pół rycerskiej, na pół zbójeckiej, siedziby kniaziów rozwinęła się epopeja o czasach chmielniczcyzny”.

Choć na początku autor „chciał z grozy wojennej czasów Chmielnickiego, z dzikiej romantyki stepowego, kresowego życia wydobyć jeden epizod”, to z czasem stworzył epopeję powstania Chmielnickiego, nazwaną „powieścią z lat dawnych Sienkiewicza”, w której wskrzesił romantyzm i najlepsze lata neoromantyki Młodej Polski.

„Ogniem i mieczem” nie powstawała jak inne powieści. Sienkiewicz publikował fragmenty swojego dzieła w najpoczytniejszych polskich dziennikach, czyli w „Słowie”, „Dzienniku”, „Kurierze” i „Czasie”. Pierwszy odcinek utworu ukazał się na łamach prasy 2 maja 1883 roku, a ostatni pod koniec lutego następnego roku. Początkowo planowano, że ukaże się 60 odcinków powieści, określanych „Feljetonami”. Ostatecznie jednak do rąk czytelników trafiło ich aż 206 (tylko w „Słowie” można było przeczytać wszystkie kolejne odcinki).

Cała Trylogia powstawała w podobny sposób, a wielki wpływ na jej ostateczny kształt mieli także czytelnicy, którzy na bieżąco mogli przekazywać pisarzowi swoje odczucia i sugestie. Duże znaczenie na ostateczny kształt cyklu przypisuje się także małżonce Sienkiewicza, Marii, która wyraźnie ingerowała zwłaszcza w proces budowania charakterystyk głównych postaci. Z czasem okazało się, że kolejne odcinki „Ogniem i mieczem” wyraźnie przyczyniały się do wzrostu sprzedaży numerów „Słowa”, którego Sienkiewicz był redaktorem. Przygody Skrzetuskiego i jego kompanów zawładnęły umysłami Polaków do tego stopnia, iż

„Błagali, by żadnego z nich autor nie uśmiercał, a kiedy z rąk tatarskich pod Zbarażem zginął Podbipięta, w kraju zapanowała żałoba, dawano na msze, modlono się za duszę pana Longinusa”

, opisuje Marceli Kosman (M. Kosman „»Ogniem i mieczem« Prawda i legendy”, Poznań 1999). Z kolei Bolesław Prus - naoczny świadek premiery dzieła, dawał swoje słowo, że

„ani jeden odcinek nie przeszedł bez odgłosu w opinii publicznej. O każdym ciągu rozprawiano, najczęściej żałując, że jest za krótki, podziwiano wyraźnie kreślone charaktery, wzruszano się sytuacjami, rozkoszowano prześlicznym językiem, nieledwie przypatrywano się temu, co opisywał”

. Podobne odczucia miał Józef Bohdan Zaleski. W rozdziale „Wrażenia poety romantycznego z lektury Ogniem i mieczem”, opublikowanych w opracowaniu „Trylogia Henryka Sienkiewicza. Studia. Szkice. Polemiki” (Warszawa 1962) pisze:

„»Ogniem i mieczem« stało się wydarzeniem w życiu zgnębionego terrorem zaborców narodu polskiego. Takiego utworu społeczeństwo oczekiwało w latach ciemnej nocy Apuchtinowskiej w Warszawie i szalejącego bezprawia w zaborze pruskim. Zanim ukazały się pierwsze odcinki tej powieści, wytworzyła się specyficzna atmosfera wokół…samego zamiaru!”

. Na potwierdzenie swojej tezy przytacza relację Stanisława Tarnowskiego:

„Naraz rozchodzi się głos, że ten autor szkiców i obrazków pisze powieść dużą, w dwóch lub może więcej tomach, powieść historyczną: treść wzięta z dziejów XVII wieku, z wojen Chmielnickiego podobno. Ciekawość, niepewność, niedowierzanie…(…) Niechętni i zazdrośni wiedzieli z góry, że przedsięwzięcie udać się nie może; życzliwi pragnęli gorąco, żeby się udało, ale nie wiedzieli, czy się uda. Wśród oburzonej, nieledwie naprężonej ciekawości zaczęła powieść wychodzić. (…) Zaczęło się powodzenie tej książki, powodzenie, jakiego w naszych czasach nikt nie widział”

. Pierwszą recenzję dzieła opublikował znany krytyk warszawski Władysław Bogusławski. Zwrócił w niej uwagę między innymi na fakt, iż Sienkiewicz posiada „rozległą wiedzę i zna obowiązki patriotycznego zawodu”, nazywa go „pierwszorzędnym powieściopisarzem i poetą”, posiadaczem „wyobraźni prawdziwie czarodziejskiej” posługującym się piękną polszczyzną.

Niewiele osób zdaje sobie sprawę z tego, że w oryginale „Ogniem i mieczem” akcja powieści miała się zakończyć Zbarażem i Beresteczkiem. Zakończenie było bardzo krótkie, co spowodowane było zmęczeniem Sienkiewicza, który pisał i drukował kolejne odcinki powieści na bieżąco. Jak pisze Wojciech Dzieduszycki -

„w kilku tylko słowach doniósł o tym, że Skrzetuski i Helena się pobrali, że mieli dwanaścioro dzieci, że wcale niechlubne układy doprowadziły do oswobodzenia Zbaraża i że potem była jeszcze wielka bitwa pod Beresteczkiem, w której Chmielnicki doznał bolesnego szwanku, choć to wcale nie zakończyło sprawy pomiędzy Rzeczpospolitą a rycerstwem zaporoskim. Nie słyszysz uniesień, z którymi się oboje kochanków powitało. Zamiast tryumfu oswobodzonych rycerzy zbaraskich, słyszysz tylko fałszywy ton uspokajających układów”.

Czas i miejsce akcji „Ogniem i mieczem”

„Na ogromnej przestrzeni ziem kresowych, pełnej powietrza, rozwija się akcja, której ruchliwość wyraża się samą już ustawiczną zmianą miejsca”

- cytat z Juliusza Kleinera, autora syntetycznego opracowania Trylogii „Artyzm Sienkiewicza” z 1946 roku, należącego do najbardziej cenionego takiego dzieła w dwudziestoleciu międzywojennym.

Akcja i miejsce wydarzeń „Ogniem i mieczem” są ściśle określone prawdą historyczną. Sienkiewicz zarysował fikcyjną fabułę powieści na rzeczywistym tle faktów, które rozegrały się pomiędzy 1647 a 1651 rokiem, które określane są dziś mianem powstania Chmielnickiego. Powieściopisarz starał się najdokładniej odtworzyć czas historyczny i wiernie opisać miejsca, w których rozgrywa się jego utwór. I tak dowiadujemy się na przykład, że „

Rok 1647 był to dziwny rok, w którym rozmaite znaki na niebie i ziemi zwiastowały jakoweś klęski i nadzwyczajne zdarzenia”. Sienkiewicz powołuje się kronikarzy, według których południowo-wschodnie rubieże Rzeczypospolitej nawiedziła wówczas wiosną plaga szarańczy, a latem przytrafiło się zaćmienie słońca, a wkrótce potem na niebie pojawiła się kometa. Wydarzenia ta spowodowały, że w Warszawie odprawiano „posty i dawano jałmużny, gdyż niektórzy twierdzili, że zaraza spadnie na kraj i wygubi rodzaj ludzki”.



Areną większości wydarzeń powieści jest historyczna kraina Dzikie Pola (określana mianem Zaporoże), położona nad Dnieprem, a od 1569 roku, czyli od zawarcia unii lubelskiej, należąca do Korony. Zima 1647 roku była tam niezwykle łagodna:

„W południowych województwach lody nie popętały wcale wód, które podsycane topniejącym każdego ranka śniegiem wystąpiły z łożysk i pozalewały brzegi. Padały częste deszcze. Step rozmókł i zmienił się w wielką kałużę, słońce zaś w południe dogrzewało tak mocno, że - dziw nad dziwy! - w województwie bracławskim i na Dzikich Polach zielona ruń okryła stepy i rozłogi już w połowie grudnia”.



Tereny te były w większości niezamieszkane i pustynne,

„ostatnie ślady osiadłego życia kończyły się, idąc ku południowi, niedaleko za Czehrynem ode Dniepru, a od Dniestru -niedaleko za Humaniem, a potem już hen, ku limanom i morzu, step i step, w dwie rzeki jakby w ramę ujęty”.

W większości Dzikie Pola zamieszkiwali Kozacy, którzy często wojowali z Tatarami, przez co tamtejsze ziemie i pastwiska często były niszczone.

Akcja „Ogniem i mieczem” rozpoczyna się w grudniu 1647 roku na północnym krańcu Dzikich Pól, nad rzeką Omelniczkiem (dopływ Dniepru), gdzie Skrzetuski ratuje Chmielnickiego. Kończy się natomiast w roku 1651 wielką bitwą pod Beresteczkiem, której skrócony przebieg poznajemy w epilogu. W kolejności chronologicznej, akcja przenosi się mniej więcej w następujące miejsca:

· położony niedaleko Dniepru Czehryń, gdzie w gospodzie Dzwoniecki Kąt Skrzetuski spotkał Zagłobę i Podbipiętę; ciekawostką jest fakt, iż na początku powstania kozackiego swoją kwaterę miał tam sam Bohdan Chmielnicki;

· Łubnie - siedziba księcia Wiśniowieckiego na Zadnieprzu, a dokładnie nad rzeką Sułą;

· Rozłogi - majątek Kurcewiczów niedaleko Łubniów będący fikcyjną posiadłością;

· Sicz - obronny obóz kozacki na Zaporożu, główna siedziba Kozaczyzny;

· Żółte Wody - podmokłe tereny leżące nad rzeką Żółtą, dokładnie nad dopływem Dniepru, gdzie 16 maja 1648 roku rozegrała się pierwsza bitwa polsko-kozacka; Stefan Potocki, syn hetmana wielkiego Mikołaja bronił się tam dzielnie aż do momentu zdrady walczących w jego oddziale Kozaków;

· Korsuń - tam 26 maja miejsce miała kolejna, także przegrana dla Polaków, bitwa z Kozakami;

· Bar - twierdza na Podolu, w której Zagłoba umieścił Helenę, a którą następnie zdobyli Kozacy; Bar istnieje w rzeczywistości, został założony przez królową Bonę w XVI wieku, a o jego rozwój zadbał najbardziej Wilhelm Beauplan;

· Warszawa - gdzie 20 listopada 1648 roku wybrano Jana Kazimierza II nowym królem;

· Zbaraż - miasto na Ukrainie nieopodal Tarnopola (leżące nad Gniezną), należące do Zasławskich, a potem Wiśniowieckich, gdzie w lipcu i sierpniu 1649 roku miała miejsce słynna obrona zamku i miasta przed wojskami kozacko-tatarskimi. Oblężenie trwało aż 43 dni, od 10 lipca do 22 sierpnia. Wówczas 14-tysięczny oddział pod przywództwem Jeremiego Wiśniowieckiego dzielnie bronił się przed niemal 300-tysięczną armią nieprzyjaciela, dowodzoną przez Chmielnickiego i chana Islama Gereja.

· Beresteczko - gdzie w dniach 28-30 czerwca 1951 roku odbyła się jedna z największych bitew lądowych XVII wieku. Wówczas armia dowodzona przez Jana Kazimierza rozniosła kozacko-tatarskie oddziały Chmielnickiego. Miasto to istnieje naprawdę. Jest położone nad Styrem.

Innymi miejscowościami, wymienionymi przez Sienkiewicza na kartach pierwszego tomu „Trylogii” są w kolejności alfabetycznej: Chanat Krymski, czyli tatarskie imperium istniejące od XV wieku na Półwyspie Krymskim, położony na północnej Ukrainie Czernihów, Czortowy Jar - fikcyjna nazwa wąwozu niedaleko Dniepru i Jampola, gdzie mieszkała Horpyna, stepowe Dzikie Pola, leżące po obu stronach Dniepru, o których Marceli Kosman napisał, że: „były rzeczywiście areną ustawicznych walk, tam kryli się też ścigani przez prawo, a w dodatku nad pustynią pojawiła się wraz z nocą „godzina duchów”, twierdza Kamieniec Podolski, Korsuń - miasteczko w okolicy Dniepru, Kudak, czyli twierdza na lewym brzegu Dniepru zbudowana w XVII wieku przez Wilhelma Beauplana, Lwów, ukraińska Machnówka (walka polsko-kozacka w 1648 roku), Perejasław, gdzie w 1649 roku miały miejsce negocjacje komisarzy Rzeczypospolitej z Chmielnickim, a pięć lat później podpisano ugodę, na mocy której Ukrainę przyłączono do Rosji, leżące na Podolu Piławce - miejsce nierozstrzygniętej bitwy z września 1648 roku, Raszków - tam Bohun ukrył Helenę, Wraże Uroczyszcze - zmyślona nazwa kamiennego wzgórza niedaleko Czortowego Jaru, twierdza i miasto Zamość, które nie poddało się naciskowi Chmielnickiego oraz położone między Wielkim Księstwem Litewskim a Chanatem Krymskim Zaporoże.

Historia w „Ogniem i mieczem”

Henryk Sienkiewicz wielokrotnie bywał oskarżany o celowe i świadome zniekształcanie polskiej historii. Sam nigdy nie upierał się przy tym, że dzieła składowe Trylogii są rzetelną rekonstrukcją wydarzeń z przeszłości naszego państwa. Powieściopisarz wyjaśniał, że posłużył się polską historią jako inspiracją dla napisania swoich utworów. Sienkiewicz nigdy nie twierdził, że wydarzenia i postaci opisane w Trylogii są autentyczne, a jedynie na nich wzorowane. Nie uchroniło go to jednak od krytyki historyków.

Z jednej strony należy przyznać Sienkiewiczowi, że dokonany przez niego zabieg miał artystyczny, sens, a efekt końcowy odniósł pożądany sukces. Przypomnijmy, że najważniejszym celem Trylogii było „pokrzepienie serc” Polaków, a nie odzwierciedlanie prawdziwych wydarzeń. Z drugiej jednak strony Sienkiewicz napisał „Ogniem i mieczem” tak sugestywnie, że wielu czytelników nie miało wątpliwości, iż tak właśnie wyglądała historia Polski. Biorąc także pod uwagę fakt, iż dzieło szybko stało się lekturą obowiązkową w szkołach, przeświadczenie o autentyczności wydarzeń opisanych w Trylogii opanowywało całe pokolenia. Autor został okrzyknięty przez znanego krytyka Władysława Bogusławskiego „głosem historii”:

„Powiedziano, nie pomnę już gdzie, że Ogniem i mieczem to nie powieść, lecz szereg obrazów (…) W tych obrazach jest natura jako tło, barwy dziejowe jako koloryt, ludzie jako działacze, wypadki jako motywy kompozycji (…) mimo słabo pulsującego w opowiadaniu Sienkiewicza tętna powieściowego, przykuwa ono do siebie bogactwem i rozmaitością obrazów, żywotnością historycznego pierwiastku i tą dziwnie spokojną epicką powagą, która wśród ruin, zgliszczów i widoków zniszczenia nie przestaje być przedmiotową, choć ani na chwile nie jest obojętną. Jest to jakby przemawiający do nas głos historii, tym wymowniejszy, że odzywa się językiem, który zdaje się być wskrzeszonym duchem mowy ówczesnej, tym godniejszy posłuchania, im zawzięciej dziś najemne skrzeczenie zagłuszyć by go pragnęły”.



Krytykując dziś Sienkiewicza nie można zapominać, że autor przed napisaniem dzieła przeprowadzał solidne badania dostępnych ówcześnie źródeł, które pozostawiały wiele do życzenia. Juliusz Kleiner w artykule „»Ogniem i mieczem« Henryka Sienkiewicza” broni powieściopisarza:

„Fakty, którymi się zajmuje, starał się poznać źródłowo. Studiował i dzieła historyczne, i pamiętniki; kilkakrotnie powołuje się w przypisach na relacje współczesne. Przebieg zdarzeń układał zgodnie ze źródłami (nie zawsze jednak wiarygodnymi). (…) Nie może, oczywiście, Sienkiewicz ponosić odpowiedzialności za to, że z historiografii ówczesnej przyjmował twierdzenia błędne, że wierzył wiadomościom o liczbie ogromnej wojsk nieprzyjacielskich, które to wiadomości dopiero w ostatnich czasach poddano rewizji”

(J. Kleiner, „»Ogniem i mieczem« Henryka Sienkiewicza”, [w:] „Trylogia Henryka Sienkiewicza. Studia, szkice, polemiki”, opr. T. Jodełka, Warszawa 1962, s. 478).
O ile Sienkiewicz mógł być wprowadzony w błąd, jeśli chodzi o wydarzenia, to zupełnie świadomie nie kierował się względami historycznymi przy tworzeniu postaci „Ogniem i mieczem”. Niektórzy badacze dowodzą, że bohaterowie pierwszej części trylogii stanowią niemal dosłowne przeciwieństwo swoich historycznych pierwowzorów:

„(…) gdziekolwiek Sienkiewicz włączył w swą fabułę osoby historyczne, znane i stwierdzone źródłami, wszędzie i zawsze sformował je w »Ogniem i mieczem« wręcz odwrotnie, niż się one przedstawiały w rzeczywistości, którą nam ukazują naprawdę stwierdzone czy opublikowane potem materiały i dane historyczne”

(O. Górka, „»Ogniem i mieczem« a rzeczywistość historyczna”, s. 27).

Zanim przejdziemy do wyliczenia nieścisłości historycznych w „Ogniem i mieczem” warto dowiedzieć się, jaki naprawdę przebieg miało powstanie Chmielnickiego, stanowiące kanwę dla powieści Sienkiewicza. Na początku XVII w. ukraińskie Naddnieprze w szybkim tempie ulegało polonizacji za sprawą licznie pojawiających się tam polskich magnatów. Sytuacja ta nie podobała się rdzennym mieszkańcom tego terenu, zwłaszcza narzucanie przez obcych swojego języka i odmiennej wiary. Kiedy w 1596 r. zawarto unię brzeską, czyli połączenie Cerkwi prawosławnej z Kościołem katolickim w Rzeczypospolitej Obojga Narodów, Ukraińcy i Białorusini uważali pakt za próbę narzucenia im wiary Polaków. Podtekst religijny w połączeniu z licznymi konfliktami społecznymi wytwarzał atmosferę zagrożenia i niepokoju na Naddnieprzu.

Mniej więcej w tym samym czasie region kolonizowany był przez buntowników i chłopów - zbiegów z zachodnich ziem ukraińskich. Większość z nich przyłączała się do autonomicznej wobec władz feudalnych organizacji, czyli Kozaczyzny. Polskie władze państwowe dążyły do maksymalnego ograniczenia tej grupy, która z czasem zaczęła przybierać na sile. Doprowadziło to do serii krwawych starć zbrojnych w latach 1625, 1630, 1636, 1937 i 1638. Większość z konfrontacji kończyła się triumfem polskiej magnaterii. Po walkach w 1638 r. „Kozaczyzna - zbrojne ramię mas ukraińskich - została całkowicie uzależniona od hetmana wielkiego koronnego i rzeczywiście ograniczona do 6000 rejestrowych. Nie złamało to jednak jej ducha oporu”, pisze Górka (O. Górka, „»Ogniem i mieczem« a rzeczywistość historyczna”, s. 235). Podporządkowanie Kozaczyzny spotęgowało dążenia tej grupy do osiągnięcia autonomii i zrzucenia polskiego jarzma.

Kilka lat później król Władysław IV Waza nosił się z zamiarem wypowiedzenia wojny niebezpiecznie zbliżającej się do granic Rzeczypospolitej Turcji, dzięki której Polska opanowałaby Krym. Monarsze nie udało się jednak przekonać do swojego pomysłu senatu. W wyniku braku poparcia szlachty, król zwrócił się z propozycją współpracy do Kozaczyzny. W kwietniu 1646 r. Władysław IV wystosował do Kozaków dwa pisma. W pierwszym przyznał im środki finansowe na uzbrojenie, a w drugim zezwolił na podwojenie oddziałów z 6000 do 12000. Ukraińcy zrozumieli ten gest jako zapowiedź zbliżającej się możliwości uzyskania autonomii.

Władysław IV zwrócił się także z prośbą o wsparcie jego działań wobec Turków do polskich magnatów posiadających ukraińskie latyfundia. Działania króla zgodzili się poprzeć między innymi Jeremi Wiśniowiecki, Władysław Dominik Zasławski czy Aleksander Koniecpolski. Szybko jednak po głośnym sprzeciwie szlachty, magnaci wycofali swoje poparcie dla planów monarchy. Jednak pod koniec 1647 r. „uzgodniono, że Wiśniowiecki i Koniecpolski podejmą wyprawę na posiadłości tatarskie, aby sprowokować odwetową wyprawę ordy, która dostarczyłaby pretekstu do wszczęcia wojny zaczepnej przeciw Krymowi” (O. Górka, „»Ogniem i mieczem« a rzeczywistość historyczna”, s. 236).

Koniecpolski i Wiśniowiecki sprawowali władzę we wszystkich sześciu starostwach (każdy z nich zarządzał trzema), zamieszkiwanych przez Kozaków. Magnaci uważali Ukraińców za darmozjadów i z czasem zaczęli stosować wobec nich różnego rodzaju represje i szykany. Odczuł to Bohdan Chmielnicki, jeden z kozackich przywódców, pisarz wojskowy i setnik czehryński. Za aprobatą Koniecpolskiego odebrano mu majątek w Subotowie. Nic zatem dziwnego, że Chmielnicki zaczął spiskować przeciwko magnatowi, a wspólny wymarsz, pod dowództwem Koniecpolskiego, na posiadłości tatarskie uznał za świetną okazję do odegrania się na Polakach. Zamierzał przedostać się na Zaporoże, a tam na własną rękę organizować wielki oddział, który miałby mieć realne szanse na podjęcie walki zbrojnej o autonomię Kozaków na terenie Rzeczypospolitej. Chmielnicki uważał Władysława IV za sprzymierzeńca sprawy kozackiej, jednak zdawał sobie sprawę, że musi siłą zmusić szlachtę polską do przyjęcia tego samego stanowiska, grożąc wybuchem powstania. Jeszcze przed wyprawą na Zaporoże Chmielnicki wykradł asaułowi wojskowemu Iwanowi Barabaszowi tzw. przywileje Władysława IV, czyli dokumenty zezwalające na powiększenie liczebności oddziału kozackiego oraz pozwalające na rozpoczęcie wyprawy morskiej.

Jeszcze w listopadzie 1647 r. Koniecpolski dowiedział się o planowanym spisku Chmielnickiego, ale nie uznał tych informacji za wiarygodne, a ponadto wstawiennictwo Łaszcza, Zaćwilichowskiego i Krzeczkowskiego spowodowało, że magnat zaprzestał podejrzeń wobec kozackiego dowódcy. Wkrótce po tym Chmielnicki wraz z grupą 250 spiskowców zbiegł na Ukrainę. Po licznych namowach jego oddział kozacki nieznacznie się powiększał, nie dając nadziei na zbudowanie potęgi, która mogłaby zrobić na kimkolwiek wrażenia. Dlatego też Chmielnicki zawiązał pakt z Tataram

Przymierze z Tatarami pozwoliło Kozakom na wystosowanie żądania wycofania się Polaków z Naddnieprza pod groźbą wybuchu powstania. Nie zdając sobie sprawy z faktu, iż Chmielnicki zawiązał porozumienie z potężnym sprzymierzeńcem, hetman Potocki stojący na czele wojsk nakazał zdławienie ewentualnego powstania, nie konsultując się z królem Władysławem IV, ale z jego doradcą do spraw kozackich Adamem Kisielem.

W kwietniu Polacy i podległe im jeszcze oddziały kozackie dotarli do Zaporoża. Szybko okazało się, że czekają tam na nich liczne wojska tatarskie i ludzie Chmielnickiego. Wkrótce wszyscy Kozacy przeszli na stronę przeciwną, a nieliczne wojska polskie znalazły się w potrzasku. Dowodzony przez Stefana Potockiego i Stefana Czarnieckiego, dwutysięczny oddział żołnierzy został otoczony przez o wiele liczniejsze wojska tatarskiego wodza Tohaj beja perekopskiego. 15 maja Polacy podjęli próbę wydostania się z pułapki, lecz zostali rozgromieni. Nierówna bitwa przeszła do historii jako starcie pod Żółtymi Wodami.

Wielki hetman Mikołaj Potocki, ojciec Stefana Potockiego, zgromadził pokaźne siły i wyruszył na odsiecz synowi, lecz na wieść o pakcie Tatarów z Kozakami zmienił plany. Hetman postanowił stawić czoła oddziałom nieprzyjaciela pod Karsuniem. 25 maja doszło do pierwszego starcia. Mimo początkowych sukcesów wojsk Potockiego, 26 maja oddział Chmielnickiego wspomógł Tatarów, co przyniosło klęskę Polaków.

Klęska pod Karsuniem postawiła w osłupienie polską opinię publiczną, która nie zdążyła się jeszcze otrząsnąć po innej tragicznej wieści. 20 maja 1648 roku zmarł Władysław IV (prawdopodobnie z powodu przedawkowania środku na przeczyszczenie), a miejsce na tronie zajął interrex prymas Maciej Łubieński, lecz faktycznie rządy sprawował kanclerz wielki koronny Jerzy Ossoliński.

Porażki pod Żółtymi Wodami i Korsuniem spowodowały, że największą nadzieję na ostateczne zwycięstwo wojsk polskich na Ukrainie pokładano głównie w doborowym sześciotysięcznym oddziale Jeremiego Wiśniowieckiego. Ponadto na tereny powstańcze wyruszyły także wojska z głębi kraju. Chmielnicki zdawał sobie także sprawę z tego, że nie ma większych szans na zaatakowanie potężnych twierdzy broniących dostępu do Polski, takich jak Kamieniec Podolski, Bar czy Lwów. Doszedł do wniosku, że musi przeczekać i gromadzić siły. Jednocześnie, aby nie narażać się na ataki, zapewniał, iż zależy mu na rychłym zawarciu porozumienia z Polakami. Tego samego pragnął Ossoliński, który uważał, że jest to absolutnie osiągalne. Kanclerz powierzył misję zawarcia porozumienia Adamowi Kisielowi.

Przeciwnikiem zawierania jakiekolwiek ugody z Chmielnickim był Jeremi Wiśniowiecki, który wciąż uważał, że jest w stanie pokonać Kozaków na polu bitwy. Osamotniony oddział magnata musiał wycofać się w głąb kraju, aby tam oczekiwać na posiłki. Odwrót Wiśniowieckiego był bardzo krwawy i naznaczony wieloma brutalnymi zajściami:

„28 czerwca Wiśniowiecki wszedł do Pohrebyszcz. Niedługo przedtem dzięki pomocy mieszczan opanowali je powstańcy, wycięli szlachtę i Żydów, ale przed nadejściem księcia uszli z miasta. Wiśniowiecki wszczął śledztwo, kto pomógł powstańcom. Gdy nie usłyszał pewnych informacji, kazał wbić na pal wójta z kilku rajcami i popami. Innych podejrzanych ścinano, odrąbywano im ręce. Tak rozpoczął książę ciąg krwawych represji, kontynuował je w marszu przez Kijowszczyznę, Bracławszczyznę i Wołyń”

(O. Górka, „»Ogniem i mieczem« a rzeczywistość historyczna”, s. 242).

Pod koniec lipca wojska Wiśniowieckiego odniosły wspaniałe zwycięstwo pod Konstantynowem. Atakowane przez Maksyma Krzywonosa i jego sześciotysięczną armię kozacką miasto było bronione przez kilka dni przez polskie oddziały. W międzyczasie okazało się, że niektórzy z mieszkańców Konstantynowa pomagają ludziom Krzywonosa, za co Wiśniowiecki zastosował zasadę odpowiedzialności zbiorowej i skazał na śmierć czterystu mieszczan. Oddziałom księcia udało się pokonać Krzywonosa, który stracił około piętnastu tysięcy ludzi (szeregi kozackie powiększały się regularnie za sprawą posiłków). Natomiast według szacunków Wiśniowiecki stracił jedynie trzystu żołnierzy. Mimo to książę wycofał się na Zachów do miejscowości Kolczyn, pozostawiając Konstantynów Krzywonosowi. Bitwa ta nie miała większego znaczenia strategicznego, jednak miała wielki wymiar symboliczny.

Przekonane o pokojowych intencjach Chmielnickiego nowe władze polskie były wielce zaskoczone, kiedy przywódca Kozaków oznajmił, że nie ma zamiaru zawierać żadnych paktów. Nowo powstała armia polska zmierzyła się we wrześniu z oddziałami zdrajcy na pograniczu Podola i Wołynia pod Piławcami. Bitwa ta przeszła do historii jako jedna z najdotkliwszych porażek oręża polskiego. Nowi dowódcy wojsk królewskich: Władysław Zasławski-Ostrogski, Mikołaj Ostroróg i Aleksander Koniecpolski wykazali się niedołężnością i niefrasobliwością w prowadzeniu działań bitewnych.

Przyczyną klęski wydawał się brak zdecydowanego przywództwa, a także tchórzostwo szlachty oraz fakt, iż większość żołnierzy stanowili najemnicy. Oddziały polskie zostały rozbite przez wojska Chmielnickiego i sprzymierzonego z nim Tatara Krym Gijera, które po triumfie wyruszyły w głąb Rzeczypospolitej i dotarły pod potężne twierdze: Lwów i Zamość.

W oblężeniu Lwowa zmarł Krzywonos, jednak jego oddziałom udało się zdobyć historyczną twierdzę. Wojska Chmielnickiego znęcały się nad jeńcami, dlatego też wielu mieszkańców miasta skapitulowało. Trudna sytuacja zmusiła władze Lwowa do zapłacenia wysokiego okupu, dzięki czemu Kozacy i Tatarzy odstąpili od oblężenia po niemal miesiącu.

Z początkiem listopada wojska Chmielnickiego oblegały Zamość, ówcześnie najnowocześniejszą twierdzę we Wschodniej Europie. Po oblężeniu trwającym siedemnaście dni obrońcy Zamościa zgodziły się na wypłacenie okupu.

Chmielnicki zdawał sobie sprawę, że nie będzie w stanie maszerować dalej na Zachód od Zamościa, ponieważ zbliżała się zima, a jego ludzie byli wyczerpani. Dlatego też Kozacy zaczęli wycofywać się do Kijowa. Nastał wówczas zimowy rozejm przełomu lat 1648-1649. Wówczas Chmielnicki zdał sobie sprawę, że powstanie, które wywołał, przybrało postać wojny religijno-narodowościowej. Przywódca kozacki zaczął snuć powołania całkiem nowego państwa - Królestwa Ruskiego, zupełnie niezależnego od Rzeczypospolitej. Podczas spotkań z posłami nowego króla Polski Jana Kazimierza, Chmielnicki prowadził rozmowy o utworzeniu federacji, chociaż jednocześnie rozważał możliwość utworzenia państwa niezależnego.

Wybór Jana Kazimierza na króla Rzeczypospolitej oznaczał zwycięstwo frakcji pokojowej wobec Kozaków, reprezentowanej przez Ossolińskiego i Kisiela. W lutym 1649 r. posłowie polscy złożyli wizytę Chmielnickiemu, podczas której wręczyli mu królewski sztandar i buławę, jednocześnie ogłaszając go hetmanem zaporoskim. Jednakże poselstwo nie osiągnęło żadnego celu. Chmielnicki nie był skory do kompromisu. Wówczas stało się jasne, że porozumienie nie będzie możliwe i spór będzie trzeba rozstrzygnąć na polu bitwy.

Po zakończeniu zimy wojna rozgorzała na nowo. Po oblężeniu twierdzy Zbaraż przez Tatarów i Kozaków zawarto porozumienie pomiędzy Janem Kazimierzem a Chmielnickim. W myśl paktu zwiększono rejestr wojsk zaporoskich do czterdziestu tysięcy, a także wydzielono województwo kozackie, bracławskie i czernichowskie dla Kozaków. Po zawarciu porozumienia na niemal rok zapanował pokój. Jednak w lutym 1651 r. wojska Stefana Czernieckiego uderzyły na kozacki oddział pułkownika Nieczaja. Działania doprowadziły do wielkiej bitwy, która zakończyła okres powstania Chmielnickiego. W czerwcu pod Beresteczkiem klęskę poniosły wielkie armie kozackie i tatarskie. Zwycięstwo Polski umożliwiło zajęcie Kijowa przez Janusza Radziwiłła, a także podpisanie nowego porozumienia z Chmielnickim na dużo lepszych dla królestwa warunkach.

Za datę ostatecznie kończącą powstanie Chmielnickiego uważa się początek 1654 r., kiedy przywódca Kozaków zawarł w Perejasławiu unię z Rosjanami, w myśl której przyłączono lewobrzeżną Ukrainę do Rosji. Wówczas także Rada Kozaków dostała się pod panowanie cara. Wkrótce, realizując postanowienia Unii, Rosja zaatakowała Rzeczpospolitą. Jednak po przegranej bitwie pod Jezierną w 1655 r. Chmielnicki został zmuszony do uznania formalnej zwierzchności Rzeczypospolitej nad Ukrainą.

O ile wydarzenia historyczne zostały dość dobrze odzwierciedlone przez Sienkiewicza w „Ogniu i mieczem”, to najwięcej zastrzeżeń można mieć do opisanych w powieści postaci historycznych. Pisze o tym Górka:

„Niejednego na przykład czytelnika Trylogii serce na pewno zaboli, gdy się dowie o stwierdzonym fakcie historycznym, że główny bohater Sienkiewiczowski, Skrzetuski, znany z wielu źródeł i bitew, który rzeczywiście wraz ze swoimi sługami Rusinami wydostał się ze Zbaraża i pierwszy przyniósł królowi oraz wojskom odsieczy wieści do Toporowa, był Rusinem, schizmatykiem, towarzyszem chorągwi kozackiej i Firleja, nie zaś porucznikiem ciężkiej chorągwi Wiśniowieckiego. Wróg zaś jego Iwan Teodorowicz Bohun, zwany Fedoreńką, rzeczywista sława kozacza Ukrainy, w roku 1648/9 starszawy jegomość, mający dorosłego syna, był nie Kazkiem „chłopem”, nie mającym prawa podnieść oczy na kniaziównę, lecz szlachcicem, synem dzierżawcy, pisującym dyplomatyczne listy do Lanckorońskiego”.

Po wielu latach i badaniach historycznych udowodniono, iż profesor Górka mylił się co do Skrzetuskiego. Pierwowzór Jana, czyli obecny w bitwie pod Zbarażem Mikołaj Skrzetuski, pochodził z Wielkopolski.

Z historycznego punktu widzenia rażącym błędem „Ogniem i mieczem” jest przypisywanie zbyt wielkich zasług polskiej szlachcie i jeździe konnej. W rzeczywistości to piechota stanowiła wówczas o sile polskiego wojska. Równie wielką moc rażenia miała polska artyleria. Nie jest to wielkim przewinieniem Sienkiewicza, jednak za sprawą Trylogii wiele osób nie zdaje sobie sprawy z tego, kto był wówczas prawdziwym bohaterem. Historycy atakują do dziś Trylogię, ponieważ „schowana w archiwach i bibliotekach przeszłość polska tych lat woła, wobec zniekształcenia przez »Ogniem i mieczem« polskiego odczuwania ówczesnych wypadków i ludzi - o sprawiedliwość!” (O. Górka, „»Ogniem i mieczem« a rzeczywistość historyczna, s. 42).

Najwięcej zastrzeżeń historyków budzi gloryfikowanie przez Sienkiewicza postaci Jeremiego Wiśniowieckiego:

„Jego wyidealizowanie, jego wyolbrzymienie w mityczną niemal postać to najsilniejsze oddalenie się od prawdy historycznej. Był przecież Jeremi jednym z tych królewiąt, na których ciąży wina katastrofy kozackiej”

(J. Kleiner, „»Ogniem i mieczem« Henryka Sienkiewicza”, s. 479). Poza tytułem kniazia, Wiśniowiecki nie miał prawa nazywać się hetmanem wielkim koronnym ani księciem. W rzeczywistości także nie płynęła w nim polska krew, ale ruska, włoska i rumuńska. Mieszanka ta powodowała, że wyróżniał się na tle polskich magnatów. Jego naczelnymi cechami były pazerność i tchórzostwo. Wiśniowieckiego uważano za jednego z najbardziej podstępnych ludzi w Rzeczypospolitej, który otwarcie groził królowi zbrodnią. Widział on swoją wielką szansę w powstaniu Chmielnickiego. Kiedy na polach bitewnych śmierć ponieśli Potocki i Koniecpolski, a wkrótce po nich zmarł Władysław IV, Wiśniowiecki był przekonany, że nowy król mianuje go hetmanem koronnym. Uważa się, że właśnie dlatego dowodzone przez Jeremiego oddziały nie interweniowały pod Korsuniem.

Problematyka „Ogniem i mieczem”

„I nie tylko uroda tego cyklu zafascynowała kilka już pokoleń. Pasjonują również problemy Trylogii. Tradycja, status prawny, prawo do wolności, wierność przysiędze i motywy zdrady, miłość i nienawiść, szlachetność i znikczemnienie, okrucieństwo wojny i wyzwalanie przez nią bohaterstwa jednostek oraz całych społeczeństw - te sprawy nie przestały nurtować”

- na wachlarz problemów, poruszanych przez Sienkiewicza w „Ogniem i mieczem” uwagę zwrócił między innymi Tomasz Jodełka we Wstępie do opracowania „Trylogia Henryka Sienkiewicza. Studia. Szkice. Polemiki” z 1962 roku. Słuszne zatem wydaje się być stwierdzenie, że pierwsza część trylogii powieści historycznych to dzieło o bogatej i różnorodnej problematyce. Przede wszystkim rozpatruje się je na dwóch płaszczyznach: wojna i miłość. Faktycznie, te dwa wątki wyraźnie dominują w powieści, ale poza nimi można odnaleźć inne. Warto także zauważyć, że obydwa główne problemy zostały opisane w bardzo wnikliwy sposób, ukazując wiele aspektów, zarówno wojny, jak i miłości.

Skupmy się na pierwszym wielkim problemie „Ogniem i mieczem”. Sienkiewicz od samego początku zamierzał napisać utwór, który będzie opiewał historyczne dokonania polskiego oręża. Autor zdecydował się, by umieścić akcję w czasach, kiedy Rzeczypospolita była prawdziwą potęgą polityczną i militarną, czyli w XVII wieku. Posłużył się przy budowaniu fabuły autentycznymi wydarzeniami, które rozegrały się w latach 1648 i 1649, określanych jako powstanie Chmielnickiego. Sienkiewicz w „Ogniem i mieczem” zaprezentował mechanizm wywoływania wielkiego konfliktu, który zazwyczaj zaczyna się albo od drobnego i przypadkowego incydentu, albo od świadomej działalności niewielkiej grupki ludzi. W powieści widzimy Skrzetuskiego, który, nie znając tożsamości napotkanego człowieka, pomaga mu w ucieczce. Wkrótce okazuje się, że mężczyzną tym był zdrajca Bohdan Chmielnicki, legendarny przywódca Kozaków, który zaplanował powstanie zbrojne.

Od tamtego wydarzenie wszystko potoczyło się już niemal lawinowo. Od złowieszczego pomysłu Chmielnickiego do jego realizacji wystarczyło zebranie odpowiednio dużej grupy Kozaków, a następnie zawiązanie strategicznego sojuszu z Tatarami. W ten sposób przeciwko Rzeczypospolitej zorganizowano wielką siłę, które realnie zagrażała istnieniu królestwa. Sienkiewicz pokazał w ten sposób, że w historii często decyduje przypadek i indywidualne cechy wybitnych jednostek, jaką bez wątpienia był Chmielnicki.

W „Ogniem i mieczem” wojna została ukazana głównie za pomocą opisu wielkich bitew, które następują po sobie, a każda z nich ma ważne znaczenie strategiczne. Pierwsze bitwy są przez stronę polską wyraźnie przegrywane, co wynikało z nieznajomości realnej siły przeciwnika. Chodzi tu o Korsuń. Kolejne bitwy są już zdecydowanie bardziej wyrównane, a ostatnie zwyciężają rycerze Rzeczypospolitej. Sienkiewicz, mając na celu „pokrzepienie serc” Polaków, a nie wierne odzwierciedlanie przeszłości, starał się pomijać klęski strony polskiej, koncentrując się na tych, gdzie nasi żołnierze zwyciężali lub wykazywali się szczególnym męstwem. Dlatego też niewiele znajdziemy w „Ogniem i mieczem” o bitwach pod Krosuniem czy Żółtymi Wodami, ale bardzo dużo o obronie Zbaraża i całkiem sporo o bitwie pod Beresteczkiem.

Na przykładzie „Ogniem i mieczem” Sienkiewicz pokazał, że w zasadzie każda wojna jest taka sama. Wywołana przez polityków lub watażków, odciska swoje piętno na niewinnych ludziach. Warto przytoczyć fragment, w którym uwięziony Skrzetuski był zmuszony do oglądania kozackiej i tatarskiej brutalności:

„(…) Widział hańbę i klęskę Rzeczypospolitej, hetmanów w niewoli; widział tryumfy kozackie, piramidy poukładane z głów odciętych poległym żołnierzom, szlachtę wieszaną za żebra, odrzynane piersi niewiast, profanacje panien, widział rozpacz odwagi, ale i nikczemność strachu (…)”.

Sienkiewicz wspomniał też o tym, że nie tylko Kozacy dopuszczali się takich niecnych czynów:

„Wedle kołowrotu krwawy widok uderzył żołnierskie oczy. Na płocie w chrustach widać było pięć odciętych głów kozaczych, które patrzyły na przechodzące wojska martwymi białkami otwartych oczu, a opodal, już za kołowrotem, na zielonym pagórku, rzucał się jeszcze i drgał, zasadzony na pal, ataman Sucharuka. Ostrze przeszło już pół ciała, ale długie godziny konania znaczyły się jeszcze nieszczęsnemu atamanowi, bo i do wieczora mógł tak drgać, zanimby śmierć go uspokoiła”

. W ten sposób z nieprzyjacielem rozprawiały się wojska księcia Wiśniowieckiego.

Jednak w powieści Sienkiewicza przeważa inne ujęcie wojny. Dla większości bohaterów wojowanie jest sensem życia, najwyższą powinnością i czystą przyjemnością. Tacy rycerze jak Skrzetuski, Podbipięta czy Wołodyjowski, znakomicie odnajdowali się na polu bitwy. Świetnie radzili sobie z orężem, o czym szybko przekonali się ich wrogowie. Nie sposób zliczyć, ilu Tatarów i Kozaków uśmiercili główni bohaterowie „Ogniem i mieczem”, ale czyniąc to w obronie Ojczyzny z pewnością nikt nie miał wątpliwości, że postępują słusznie i zasługują na najwyższe uznanie.

Drugi wielki problem, jaki został poruszony w „Ogniem i mieczem” jest miłość. Jak zostało to już powiedziane, wątek wojny był realizowany głównie poprzez kolejne bitwy, natomiast miłość wypełnia w powieści okresy pomiędzy tymi bitwami. Najwięcej miejsca Sienkiewicz poświęcił wielkiemu uczuciu, jakie połączyło Skrzetuskiego z Heleną. Główni bohaterowie zakochali się w sobie od pierwszego wejrzenia. Pomimo że sprawa ich ślubu została przesądzona, nie mogli być od razu ze sobą, lecz musieli na dłuższy czas się rozstać. Rozłąka odciskała wyraźnie wielkie piętno na Skrzetuskim, który niemalże nieustannie rozmyślał o ukochanej. Sienkiewicz jednak skomplikował losy zakochanych, wprowadzając pomiędzy nich trzecią postać.

Uczucie Bohuna do Heleny to klasyczny przykład miłości niespełnionej. Dziewczyna nie ukrywała swojej niechęci do porywczego Kozaka, która z czasem zamieniła się w strach. Watażka z kolei był zakochany bez pamięci w Kurcewiczównie i nie potrafił zrozumieć, dlaczego ta woli Skrzetuskiego od niego. Działania Bohuna, czyli prześladowanie, a następnie porwanie Heleny, były głównymi przeszkodami w szczęściu dwójki głównych bohaterów. Sienkiewicz jednak nie zdecydował się na klasyczne rozwiązanie tego konfliktu poprzez bezpośredni pojedynek dwóch mężczyzn. Ostatecznie to nie Skrzetuski, a Wołodyjowski, i to dwukrotnie, pokonuje Bohuna.

Konstruując postaci Heleny i Jana Sienkiewicz dał wyraz swoim przekonaniom odnośnie relacji damsko-męskim. Na kartach „Ogniem i mieczem” widzimy niezłomnego rycerza, przystojnego, silnego, mądrego, nieustraszonego i bogobojnego, czyli Skrzetuskiego. Natomiast jego wybranką jest delikatna, urodziwa, niezbyt mądra, ale poczciwa dziewczyna z grubymi warkoczami, czyli Kurcewiczówna. Bez wątpienia postać Jana wyraźnie dominuje w tym związku, natomiast Helena wydaje się pełnić rolę „dodatku”. Dał do zrozumienia Sienkiewicz, że ich małżeństwo będzie przykładowym, czego owocem będzie dwunastu synów. Widzimy także w ostatnich scenach Helenę rozpromienioną sławą męża, która przecież „pada na żonę jak światło słońca na ziemię”. W ten sposób Sienkiewicz złożył hołd patriarchalnego układowi rodziny, w której mężczyzna rządzi i dzieli, a kobieta zgadza się z nim we wszystkim, rodzi i wychowuje dzieci.

„Ogniem i mieczem” w ogóle jest książką bardzo „męską”. Nie chodzi tu oczywiście o fakt, że doskonała większość z bohaterów to mężczyźni, ale o wartości, jakim dzieło hołduje. Poza miłością, powieść opiewa również zalety męskiej przyjaźni oraz wychwala wartości etosu rycerskiego. Czwórka bohaterów, to jest Skrzetuski, Wołodyjowski, Podbipięta i Zagłoba, stanowią bardzo zgraną i oddaną sobie drużynę. Ich siła tkwi w ich różnorodności. Wystarczy im się przyjrzeć - przystojny i postawny Skrzetuski, maleńki Wołodyjowski, chudy i wysoki Podbipięta i okrągły Zagłoba. Każdy z nich jest inny. Każdy z nich jest dobry w czym innym: Jan jest doskonałym przywódcą, Michał wybitnym fechmistrzem, Longinus posiada ogromną siłę, a Onufry jest „mocny w gębie”. Bohaterowie wspierają się na wzajem i są gotowi oddać życie za drugiego. Nawet kobiety nie są w stanie ich poróżnić, co udowodnił Wołodyjowski rezygnując z zalecania się do Anusi, gdy zorientował się, że woli ona Longinusa (Sienkiewicz wynagrodzi później ten szlachetny gest pana Michała).

Drugi „męski” aspekt „Ogniem i mieczem” odnosi się do odkurzonego przez Sienkiewicza ideału rycerskiego. Na przykładzie Skrzetuskiego, Podbipięty, Wołodyjowskiego, ale i po części Bohuna, autor zademonstrował najczystsze cechy doskonałego żołnierza, które przejawiały się nie tylko na polu bitwy, ale i poza nim. Właściwie to Sienkiewicz udowodnił, że o rycerskości bardziej świadczy zachowanie w życiu codziennym, a nie w walce. Chociaż wszyscy wymienieni bohaterowie prezentowali w sumie taki sam zestaw cech, to różnili się pod względem ich dominacji. Jan Skrzetuski był najodważniejszy, najbardziej pewny siebie i kochający, Podbipięta był najbardziej poczciwy, pokorny i bogobojny, z kolei Wołodyjowski waleczny i oddany. Warto także docenić Bohuna, który walcząc po drugiej stronie barykady cechował się uporem i fantazją. Pamiętając, że „Ogniem i mieczem” to powieść pisana „ku pokrzepieniu serc” nie sposób oprzeć się wrażeniu, że taki wspaniały dobór bohaterów miał wpłynąć na świadomość czytelnika. I tak też się stało, przecież bohaterowie „Ogniem i mieczem” szybko stali się idolami młodych chłopców, ale i dorosłych mężczyzn.

„Ogniem i mieczem” porusza także problematykę społeczną. Chociaż Chmielnicki został przedstawiony wyłącznie w złym świetle, to w pewnym momencie Sienkiewicz „pozwolił” mu zabrać bardzo ważny głos:

„Gdzież to bym znalazł pomocników, gdzie owe tysiące, które się już za mną opowiedziały i opowiedzą, gdybym jeno własnych ucisków chciał dochodzić? Spójrz, co się dzieje na Ukrainie? Hej! ziemia bujna, ziemia matka, ziemia rodzona! A kto w niej jutra pewien? kto w niej szczęśliw? kto wiary nie pozbawion, z wolności nie obran, kto w niej nie płacze i nie wzdycha? Sami jeno Wiśniowieccy a Potoccy, Zasławscy, a Kalinowscy, a Koniecpolscy, i szlachty garść! Dla nich starostwa, dostojeństwa, ziemia i ludzie, dla nich szczęście i złota wolność, a reszta narodu ręce we łzach do nieba wyciąga czekając bożego zmiłowania, bo i królewskie nie pomoże! Ileż to szlachty nawet nieznośnego ich ucisku wytrzymać nie mogąc na Sicz ucieka, jako ja sam uciekłem! Nie chcę też wojny z królem, nie chcę z Rzeczpospolitą! Ona mać, on ojciec! Król miłościwy pan, ale królewięta! Z nimi nam nie żyć; ich to zdzierstwa, ich to arendy, stawszczyzny, pojemszczyzny, suchomielszczyzny, oczkowe i rogowe; ich to tyrania i uciski przez Żydów czynione o zemstę do nieba wołają. Jakiejże to wdzięczności doznało wojsko zaporoskie za tak wielkie zasługi w licznych wojnach oddane? Gdzie przywileje kozackie? Król dał, królewięta odjęli. Nalewajko poćwiertowan! Pawluk w miedzianym wole spalon! Krew nie obeschła po ranach, które nam szabla Żółkiewskiego i Koniecpolskiego zadała! Łzy nie obeschły po pobitych, ściętych, na pal wsadzonych (…)”.

Przywódca kozacki przedstawił swoje racje, dla których zdecydował się na zawiązanie spisku, skierowanego nie przeciwko królowi, ale przeciwko wyzyskującym Kozaków magnatom i książętom. Chmielnicki miał dość nierówności i prześladowań swoich ludzi na ziemiach, które należały przecież do nich.

Na kartach „Ogniem i mieczem” możemy także obserwować zderzenie dwóch wielkich cywilizacji, czyli chrześcijaństwa i islamu. Konflikt pomiędzy Sienkiewicz bardzo wyraźnie zarysował różnicę pomiędzy tymi dwiema siłami, ukazując bogobojnych Polaków jako światłych mężów, natomiast Tatarów i Kozaków jako bezwzględnych, brutalnych i zakłamanych barbarzyńców. Można powiedzieć, że na kartach „Ogniem i mieczem” rozgrywa się batalia pomiędzy dobrem a złem. Oczywiście starcie nie mogło zakończyć się inaczej, niż triumfem dobra.

Bardzo ważnym przesłaniem „Ogniem i mieczem” było przybliżenie czytelnikom potęgi Rzeczypospolitej. Przypomnijmy, że po nieudanych powstaniach niepodległościowych, ówcześni Sienkiewiczowi Polacy rozpamiętywali głównie swoje klęski. Dlatego też pisarz, aby podnieść naród na duchu, stworzył cykl powieści opiewających najwspanialsze triumfy polskiej wojskowości. Nie zawsze robił to w sposób rzetelny i oddający rzeczywiste wydarzenia i fakty, ale też nie o to mu chodziło. Z powieści „Ogniem i mieczem” Polacy mogli dowiedzieć się, że Rzeczypospolita była siłą, z którą nawet potężne armie ze Wschodu nie mogły się mierzyć. Sienkiewicz wyraźnie zaznaczył, że największym atutem Polaków od zawsze nie była ich ilość, ale waleczność, mądrość i miłość do Ojczyzny. Nie stronił autor od przedstawiania także wad, zwłaszcza szlachty, ale pokazywał także, że w obliczu zagrożenia całe społeczeństwo potrafiło być solidarne, tworząc jednolitą siłę. Patrząc z tej perspektywy, problematykę „Ogniem i mieczem” można także nazwać socjalną, na co uwagę zwrócił już w latach 60. XX wieku Wojciech Dzieduszycki:

„Sienkiewicz poruszył w swojej powieści najważniejsze zagadnienia, tyczące się życia narodu naszego i życia ludzkości. Odwieczna kwestia socjalna, walka wściekła ubogich i ciemnych z bogatymi i oświeconymi, poznaczyła krwią wszystkie kartki księgi”

(Wojciech Dzieduszycki, „O powieści Henryka Sienkiewicza »Ogniem i mieczem«”, [w:] „Trylogia Henryka Sienkiewicza. Studia. Szkice. Polemiki” oprac. T. Jodełka, Warszawa 1962).

Za podsumowanie problematyki dzieła posłuży doskonale cytat z Bolesława Prusa, który wyodrębnił dwa główne motywy „Ogniem i mieczem”:

„Powieść (…) w najogólniejszych zarysach przedstawia dwie walki: jedną toczy Rzeczpospolita z Kozaczyzną, Wiśniowiecki z Chmielnickim o Ukrainę, drugą - oficer husarii Skrzetuski i jego przyjaciele z pułkownikiem kozackim Bohunem i jego przyjaciółmi o pannę Helenę Kurcewiczównę. Połączenie dwóch tematów: społecznego i ludzkiego, jest znakomitym pomysłem. Ogarnia on tak szerokie pole, że może pomieścić wszystkie ludzkie zdolność - od siły fizycznej żołnierza do geniuszu wodza i wszystkie uczucia - od głodu i strachu do ambicji i miłości ojczyzny”.

„Ogniem i mieczem” jako powieść pisana „ku pokrzepieniu serc”

Jeden z najznamienitszych teoretyków polskiej literatury Kazimierz Wyka uważał, że:

„Trylogia w swoim bezkrytycznym uznaniu dla przeszłości i dla najzwyklejszych cech polskiego charakteru narodowego posiada znamiona dzieła wybitnie kompensacyjnego, przez swoją przesadę nastawionego na pewne lecznictwo kompleksów psychosocjalnych”

(K. Wyka, „Sprawa Sienkiewicza”, [w:] S. Tarnowski, „Trylogia Henryka Sienkiewicza”, s. 444). Spoglądając na kondycję ówczesnego społeczeństwa polskiego, niewolonego przez zaborców, nie trudno domyślić się, że ukazujące się cyklicznie fragmenty cyklu powieści historycznych Sienkiewicza odbijały się wielkim echem. Nagle naród, który spędzał większość czasu na narzekaniu na beznadzieję swojej sytuacji, a także rozpamiętywaniu klęsk niedawnych zrywów niepodległościowych, otrzymał dzieło opiewające największe sukcesy rycerstwa Rzeczypospolitej. Ukazujące się w „Słowie” kolejne fragmenty „Ogniem i mieczem” okazały się ogromnym sukcesem i przyniosły zamierzony efekt. Wspomniany przed momentem Kazimierz Wyka pisał:

„Na kompleks małej wartości ówczesnego społeczeństwa polskiego odpowiedzią było pobudzenie do życia kompleksu buńczucznej pewności siebie”

(K. Wyka, „Sprawa Sienkiewicza”, s. 445). Reakcja społeczeństwa z czasem zaczęła przerastać najśmielsze oczekiwania wybitnego powieściopisarza.

Sienkiewicz nigdy nie ukrywał, że jego celem nie jest dokładne odzwierciedlenie wydarzeń historycznych, lecz stworzenie utworu, który „pokrzepi serca” Polaków, znudzonych już hasłami pozytywizmu, które nie przyniosły wielu rezultatów. Nie wszystkim to się jednak podobało, o czym pisze Tomasz Jodełka:

„Wielu krytyków drażnił lub śmieszył cel napisania Trylogii «dla pokrzepienia serc», a tymczasem w ostatnich latach wielki pisarz amerykański, William Faulkner, uznał to za najbardziej istotny cel pisarstwa”

(„Trylogia Henryka Sienkiewicza. Studia. Szkice. Polemiki”, oprac. T. Jodełka, Warszawa 1962). Jednak to nie dla krytyków literackich, a dla czytelników tworzył Sienkiewicz. Szybko okazało się, że „Ogniem i mieczem” otworzyło cykl trzech najbardziej poczytnych powieści w dziejach polskiej literaturze.

O tym, że dzieło w najlepszy możliwy sposób stanowiło odpowiedź na zapotrzebowanie społeczne świadczy fakt, iż powstawało ono niejako na zamówienie czytelników. Warto zwrócić uwagę, iż Sienkiewicz publikował kolejne fragmenty „Ogniem i mieczem” codziennie na łamach „Słowa”, czasem, pisząc kolejne odcinki na dzień przed drukiem! Wielki wkład w ostateczny kształt dzieła mieli czytelnicy, którzy niesłychanie mocno zaangażowali się w proces powstawania powieści, kierując bezpośrednio do autora swoje uwagi, pochwały i sugestie. W ten sposób, niejako interaktywnie, Sienkiewicz wsłuchując się w głos społeczeństwa, stworzył dzieło, którego zadaniem było nie tylko chwilowe podniesienie czytelników na duchu, ale wręcz wyleczenie ich narodowych kompleksów.

Opisując losy dzielnego Skrzetuskiego, pięknej Heleny, zabawnego Zagłoby, mężnego Podbipięty czy walecznego Wołodyjowskiego, Sienkiewicz pokazywał społeczeństwu, że „Polak potrafi”. W piękny sposób pisarz podkreślał wszystkie nasze narodowe zalety: odwagę, waleczność, zawziętość, a także poczucie humoru. Ukazał także mniej chwalebne: pieniactwo, awanturnictwo, małostkowość, jednak obdarzył w nie postaci, które wyraźnie przegrywają z grupą głównych bohaterów.

Sienkiewicz udowodnił, że literatura może odgrywać ogromną rolę w życiu społecznym. Otóż za sprawą Trylogii udało mu się diametralnie zmienić nastrój panujący w narodzie, czego nie był w stanie dokonać żaden działacz polityczny. Nagle okazało się, że rycerskie ideały, miłość do ojczyzny, a także wielka przygoda są w stanie przemówić do wyobraźni Polaków, którzy wolą czytać o sobie dobre, a nie złe rzeczy. Bezsprzecznie udało się Sienkiewiczowi natchnąć społeczeństwo nowym duchem, a efekty tego wydarzenia są obecne w nas do dziś.

Gatunek literacki, narracja, język, budowa i kompozycja „Ogniem i mieczem”

Najczęściej „Ogniem i mieczem”, jak i pozostałe części Trylogii, zalicza się do gatunku powieści historycznej. Podstawowymi jej wyznacznikami są:

· umieszczenie świata przedstawionego w mniej lub bardziej odległej przeszłości, licząc od chwili powstania utworu,

· dążenie do respektowania prawdy historycznej,

· zestawienie postaci historycznych i fikcyjnych przeżywających przygody prawdopodobne w danych realiach historycznych.
Z założeń tych jasno wynika, że fabuła oraz bohaterowie takiej powieści nie muszą dokładnie odzwierciedlać prawdy historycznej, a jedynie się na niej opierać. Sam Henryk Sienkiewicz usiłował wielokrotnie tłumaczyć to krytykom, którzy zarzucali mu fałszowanie historii:

„Zdarza się zapewne, że powieść historyczna przekręca wypadki lub nawet zmyśla je; zdarza się, że to czyni i historia. Wówczas i pierwsza i druga będą kłamstwem. Ale mówią, że powieść przekręcać i zmyślać musi. Dlaczego? Bo jeśli tego nie uczyni, to będzie historią; więc albo historia albo powieść (…)”.

(H. Sienkiewicz, „O powieści historycznej”, [w:] S. Tarnowski, „Trylogia”…, s. 240).

W „Ogniem i mieczem” często mamy do czynienia z zabiegiem mieszania się wydarzeń autentycznych z sytuacjami fikcyjnymi. Podobnie sytuacja ma się do postaci historycznych, które wchodzą w różnego rodzaju relacje z bohaterami wymyślonymi przez autora. Przykładem tego może być związek Skrzetuskiego z Heleną. Sienkiewicz zastosował również zabieg „dopisywania” życiorysów postaciom autentycznym. Warto tu zwrócić uwagę na Skrzetuskiego, o którym pisarz wiedział tylko tyle, że walczył pod Zbarażem i przedostał się obleganej przez Tatarów i Kozaków fortecy, by wręczyć królowi Janowi Kazimierzowi II listy od Jeremiego Wiśniowieckiego.

Narracja w „Ogniem i mieczem” jest trudna do precyzyjnego sklasyfikowania. Można mówić o niej, że czerpie ona z różnych gatunków literackich. Tadeusz Bujnicki, znany historyk literatury, pisze:

„W Trylogii zrealizował Sienkiewicz jeden z dwóch podstawowych wzorców narracyjnych, które funkcjonowały w prozie historycznej dziewiętnastego wieku. Wybierając pomiędzy «podmiotowością», czyli żywą wówczas jeszcze tradycją szlacheckiej gawędy, a «przedmiotowością» sięgnął po tę ostatnią”

(T. Bujnicki, 1972, s. 66). Powieściopisarz zdecydował się na dominację narracji z autorskiego punktu widzenia, komentującą nie tyle losy, postawy i dokonywane przez bohaterów wybory, co wydarzenia historyczne.

Wymagało to od Sienkiewicza zaczerpnięcia wielu informacji i solidnego przygotowania. Narrator w „Ogniem i mieczem” często przyjmuje rolę historyka, który z pasją opowiada czytelnikowi o wydarzeniach, które miały miejsce w XVII wieku. Opowiadający charakteryzuje się wszechwiedzą nie tylko odnośnie faktów historycznych, ale także i postaci. Jednocześnie narrator unika jednostronnych komentarzy, starając się zachować obiektywizm, stroni też od dydaktyzmu.

Wielką siłą „Ogniem i mieczem” jest język. Bolesław Prus, który nigdy nie ukrywał swojego uwielbienia dla Trylogii, pisał o języku powieści:

„Dzięki tym prześlicznym zdolnościom, zarzuca on na duszę czytelnika tyle haczyków, że wywikłać się z nich nie można. Widzisz, słyszysz, dotykasz, czujesz, a w końcu wierzysz. A jest tych wrażeń takie mnóstwo, że wydaje ci się, że on nie pisze, ale że gra pełnymi akordami, całą orkiestrą, albo że maluje wszystkimi barwami tęczy”

(B. Prus, „»Ogniem i mieczem« - powieść z dawnych lat Henryka Sienkiewicza, [w:] Trylogia Henryka Sienkiewicza”… oprac. T. Jodełka, Warszawa 1962).

W słowach autora „Lalki” jest dużo racji, gdyż faktycznie język „Ogniem i mieczem” jest niezwykle zróżnicowany. Każda z postaci powieści mówi w specyficzny dla siebie sposób, dzięki czemu czytelnik po jednej wypowiedzi może odgadnąć, kto wymawia daną kwestię. Autor najwięcej serca włożył w oddanie mowy kozaczej, czego najlepszym przykładem jest specyficzna mieszanka językowa, jaką posługuje się Bohun. Z wielką finezją Sienkiewicz oddał także litewski zaśpiew w języku Podbipięty. Pisarz nie ograniczył się jedynie do stosowania przez bohaterów charakterystycznego słownictwa, ale także składni właściwej dla danej mowy narodowej. Autor nie dążył do tego, by dokładnie oddać mowę XVII-wiecznych Polaków, ale w artystyczny sposób zmodyfikował ją na tyle, by była zrozumiała dla współczesnego czytelnika, a jednocześnie wydawała się być autentyczna.

Wielkość „Ogniem i mieczem” leży również w tym, że czyta się ją niezwykle lekko. Czytelnik nie zauważa nawet kunsztu doboru słownictwa czy stosowanych środków artystycznych, gdyż zdania wydają się płynąć zwykłym, naturalnym tokiem. Stosowanie przez Sienkiewicza zdania są bardzo jasne, a ich rytmika pozwala na szybkie „pochłanianie” tekstu. Nie bez przyczyny Stefan Żeromski powiedział kiedyś, że Sienkiewicz potrafiłby w porywający sposób odtworzyć nawet tak prozaiczny proces, jak produkcja cegły. Stosowne wydaje się przytoczenie kolejnego cytatu z Prusa, który był zdania, że

„Sienkiewicz zasługuje na tytuł znakomitego pisarza i najzupełniej wart jest rozgłosu, jaki pozyskał. Gdyby Sienkiewicz wziął na temat swoich pism, a lepiej - swoich sonat czy koncertów, nie tylko wojnę kozacką, ale nawet kawałek cegły, jeszcze wywołałby wrażenie i był rozchwytywany”

(recenzja „Ogniem i mieczem” z 1884 roku, opublikowana w 30. numerze pisma „Kraj”).

„Ogniem i mieczem” składa się z dwóch tomów. Pierwszy z nich zawiera 33 rozdziały, a drugi 30 i epilog. Rozdziały łączą się wyraźnie w grupy, które tworzą pewną ciągłość następujących bezpośrednio po sobie zdarzeń:

„Akcja powieści biegnie jednym torem przez szesnaście rozdziałów: czytelnik towarzyszy namiestnikowi w jego powrocie do Łubinów, a następnie w ponownej wyprawie, tym razem na Sicz, aż do przybycia na zgliszcza Rozłogów. Dopiero w tym momencie akcja ta rozdwaja się, bowiem cofa się do chwili, kiedy Bohun znalazłszy przy Rzędzianie listy pana Jana do Kurcewiców, wpada w szał i morduje rodzinę kniaziowską, zaś odmieniony (uszlachetniony!) oczajdusza Zagłoba rozpoczyna swą Odyseję z ocaloną przed watażką Heleną. Zajmuje to kolejnych pięć rozdziałów, po czym autor wraca do wojsk księcia Jeremiego i towarzyszy im podczas heroicznego wymarszu z Zadnieprza. Potem zaś ciężarem akcji obarcza już nie tyle pana Jana, co jego towarzyszy, przede wszystkim zaś Wołodyjowskiego i Zagłobę. I tak już będzie niemal do końca, pan Jan bowiem stanie się główna postacią jedynie podczas samotnej przeprawy ze Zbaraża do obozu królewskiego pod Toporowem”

(Marceli Kosman „»Ogniem i mieczem«. Prawda i legendy”, Poznań 1999).

Jeśli chodzi o kompozycję powieści, to w oczy rzuca się od razu dwuwarstwowość fabuły. Z jednej strony czytelnik zapoznaje się z przebiegiem wojny polsko-kozackiej. Warto zwrócić tu uwagę na fakt, iż Sienkiewicz część rozdziałów poświęcił na relacjonowanie sytuacji dotyczących całych zbiorowości, ujmując sprawy całościowo, a w pozostałych rozdziałach zapoznaje czytelnika z losami poszczególnych bohaterów, którzy nie mają większego znaczenia na przebieg wydarzeń historycznych, ale są interesujące z punktu widzenia czytelnika. Drugą warstwę fabularną stanowi wątek miłosnego trójkąta Skrzetuski-Helena-Bohun, a także przygody pozostałych bohaterów, które w jakimś stopniu łączą się z wątkiem miłosnym trójki głównych bohaterów. Należy jednak zauważyć, że pierwsza warstwa, którą można określić historyczną, wyraźnie dominuje (także objętościowo) nad drugą, nazwijmy ją romantyczną.

„Ogniem i mieczem” to dzieło wyjątkowe. Zdaniem Juliusza Kleinera Sienkiewicz

„dał narodowi polskiemu powieść wyjątkowo zajmującą, skłaniającą do wielokrotnego czytania, o niezwykłym bogactwie zawartości, powieść przystępną, a jednak wznoszącą czytelnika na wyżyny. Pomimo kart bolesnych darzyła ona przyjemnością szlachetną, postaci swe zaś czyniła trwałą własnością pamięci. Dał utwór budzący w narodzie poczucie siły i wielkości, krzewiący kult bohaterstwa. Podniósł powieść na poziom eposu narodowego. Dal utwór mający prawo do wyjątkowego stanowiska w literaturze światowej - bo nigdy chyba nie została tak przelana w nurt powieści dynamika kataklizmu dziejowego”.

Bohaterowie

Charakterystyka Skrzetuskiego

Poszukując pierwowzoru dla głównego bohatera historycznej powieści, Henryk Sienkiewicz sięgnął między innymi do „Księgi pamiętniczej” autorstwa Jakuba Michałowskiego. W książce tej zamieszczony został list biskupa poznańskiego Andrzeja Szołdrskiego do nie znanego bliżej adresata, w którym autor „Ogniem i mieczem” przeczytał:

„Król Jmć w dziewięciu milach był od Zbaraża, wojska ma 16 000, ale coraz to więcej przybywa posiłków. Towarzysz z wojska oblężonego Skrzetuski przybył do Króla Jmci pod Toporów, który powiedział, iż do środy albo czwartku mogli się jeszcze nasi bronić, dalej nie, bo już dwóch szaleńców musieli nieprzyjacielowi ustąpić; tylko pod miastem w trzecim szańcu stoją, a z zamku z dział strzelają do Kozaków. Puszkarków dobrych mają; prochu, kul o małe i żywności. Nie mogąc szturmem naszym szkodzić, już podkopami ziemnymi chcą naszym obesse. Powiedział także P. Skrzetuski, iż kilka tysięcy ordy tylko przy Kozakach, i tuszy naszym dobrze. Jakoż i wojsko przy ochocie Króla Jmci bardzo jest ochotne. Ten P. Skrzetuski, ubrawszy się po chłopsku, przyszedł pod wojsko kozackie do rzeki, którą przebywszy, w boru leżał cały dzień, a w nocy poszedł manowcami do Króla Jmci”.

Bohaterski czyn, jakiego dokonał niejaki rycerz Skrzetuski, czyli przedostanie się przez oblegające Zbaraż wojska kozackie i dotarcie z wieściami do króla, zrobił na Sienkiewiczu tak wielkie wrażenie, że postanowił uczynić z niego głównego bohatera swojej powieści. Pisarz nadał postaci imię Jan (chociaż „prawdziwy” Skrzetuski spod Zbaraża nosił imię Mikołaj), a następnie wykreował go na jedną z najbardziej znanych i lubianych postaci polskiej literatury.

Niewiele miejsca w „Ogniem i mieczem” poświęcone zostało pochodzeniu Skrzetuskiego. Właściwie poza krótką informacją, że nie zależało mu na posagu Heleny, co świadczyć ma o jego rodowym bogactwie. Sienkiewicz nie odnalazł pewnie w historycznych księgozbiorach wiadomości na temat awanturniczej przeszłości Mikołaja Skrzetuskiego, który w 1634 roku podczas pijackiej sprzeczki w Chwastowie zakatował rotmistrza piechoty królewskiej. Pierwowzór dzielnego rycerza z „Ogniem i mieczem” całe życie służył w wojsku, przez co nie miał nawet czasu na założenie własnej rodziny.
Nie można powiedzieć, że Jan jest bohaterem dynamicznym, ponieważ przez cały czas trwania powieści jest wierny tym samym ideałom i pozostaje takim samym niezłomnym, szlachetnym i odważnym rycerzem. Z drugiej jednak strony można zauważyć, iż wyraźnie zmienia się jego wygląd zewnętrzny. Czytelnik poznaje Skrzetuskiego, kiedy ten spotyka Bohdana Chmielnickiego, wówczas Jan prezentował się okazale:

„Był to młody jeszcze bardzo człowiek, suchy, czarniawy, wielce przystojny, ze szczupłą twarzą i wydatnym orlim nosem. W oczach jego malowała się okrutna fantazja i zadzierżystość, ale w obliczu miał wyraz uczciwy. Wąs dość obfity i nie golona widocznie od dawna broda dodawały mu nad wiek powagi”.

W pierwszej scenie widzimy więc Skrzetuskiego młodego, piekielnie przystojnego, pełnego zapału.

Z czasem jednak, głównie przez tęsknotę za ukochaną, a także niewyobrażalne trudy boju, bohater wyraźnie się zmienia:

„Rzeczywiście pan Skrzetuski wyglądał jak cień. Rany i ostatnie wypadki zwaliły z nóg tego olbrzymiego młodziana, który takie teraz miał pozory, jakby nie obiecywał jutra dożyć. Twarz mu pożółkła, a czarna broda, nie strzyżona od dawna, podnosiła jeszcze mizerię oblicza. Pochodziło to z utrapień wewnętrznych. Rycerz omal się nie zagryzł”.

Jednak pod koniec powieści Jan powrócił do dawnej dobrej formy, chociaż ślady stoczonych walk, więzienia, zgryzoty i przebytych setek kilometrów na stale odcisnęły się na jego wyglądzie:

„Jakoż Skrzetuski zdrów był już w istocie, bo młodość i potężna siła zwalczyły w nim chorobę. Zgryzoty przeżarły mu duszę, ale ciała zgryźć nie mogły. Wychudł tylko bardzo i pożółkł tak, że czoło, policzki i nos miał jakby z wosku kościelnego uczynione. Dawna kamienna surowość została mu w twarzy i był w niej taki skrzepły spokój, jak w twarzach umarłych. Więcej jeszcze srebrnych nici wiło się w jego czarnej brodzie, a zresztą nie różnił się niczym od innych ludzi (…)”.



„Jan Skrzetuski, namiestnik chorągwi pancernej J.O. księcia Jeremiego Wiśniowieckiego”, jak sam przedstawiał się bohater, swoim wyglądem często wywoływał popłoch u przeciwników. Był wysoki i postawny, co w połączeniu ze znakomitymi umiejętnościami szermierczymi i przywódczymi czyniło z niego żołnierza idealnego. Niejednokrotnie wystarczyło, że jedynie dobył szabli, aby przeciwnikowi zmiękły kolana:

„Teraz pan Skrzetuski podniósł się także całą wysokością swego wzrostu, ale nie wyjmował szabli z pochew, tylko jak ją miał spuszczoną nisko na rapciach, chwycił w środku i podsunął w górę tak, że rękojeść wraz z krzyżykiem poszła pod sam nos Czaplińskiemu. - Powąchaj no to waść - rzekł zimno”.

Jego widok na polu bitwy musiał budzić podziw, ale i przerażenie u wrogów: „W jednym z czółen stał pan Skrzetuski, wyższy nad innych, dumny, spokojny, z porucznikowskim buzdyganem w ręku i z gołą głową, bo mu strzała tatarska zerwała czapkę”. Nawet wówczas, gdy został ciężko ranny, prezentował wspaniałą postawę:

„(…) pod masztem stał pan Skrzetuski, z zakrwawioną twarzą, ze strzałą utkwioną aż po brzechwę w lewym ramieniu, i bronił się z wściekłością. Postać jego wydawała się olbrzymią wśród otaczającego go tłumu, szabla migotała jak błyskawica. Uderzeniom odpowiadały jęki i wycie”.

Imponujący wygląd, a także wyraźnie wyczuwalna charyzma i opanowanie pomagały Janowi nie tylko w czasie bitew, ale również w życiu codziennym. Nawet kniahini, zazwyczaj dominująca nad swoimi rozmówcami, głośna i kłótliwa, nie miała odwagi podnieść na niego głosu: „(…) pan Skrzetuski, choć człowiek młody, tyle miał w sobie jakowejś powagi rycerskiej i tak jasne wejrzenie, że mu zaoponować nie śmiała (…)”.

Główną cechą charakteru Jana była jego zawziętość i nieugiętość. Bohater nigdy się nie poddawał, zarówno w walce, jak i w życiu codziennym „pan Skrzetuski poddawał się (…) tylko Bogu (…)”. Nie miał zwyczaju poddawać się, zawsze walcząc do ostatniego tchu. Był także człowiekiem bardzo lojalnym wobec przełożonych, co w połączeniu z nieskrywaną miłością do ojczyzny, czyniło go jednym z najznamienitszych rycerzy Rzeczypospolitej.

Zawsze robił wszystko, by wypełnić powierzoną mu misję, nawet jeśli miałoby to oznaczać oddanie życia:

„(…) namiestnikowi chodziło już o to tylko, by poselstwo swoje krwią przypieczętować, pohańbienia godności nie dopuścić i zginąć nie bez sławy. Dlatego też, podczas gdy semenowie poczynili sobie z worów z żywnością rodzaj zasłon, spoza których razili nieprzyjaciela, on stał widny i na pociski wystawiony”.

Widzimy, że był niesłychanie odważny i mężny co udowadniał wiele razy. Zdawał sobie sprawę ze swojej popularności oraz wartości, jaką reprezentował. Dodawało mu to jeszcze więcej pewności siebie, którą porażał oponentów, co widać w jego konfrontacji z synami kniahini, kiedy zaatakowany skrzyżował dumnie i spokojnie ręce na piersiach, a następnie wykrzyczał:

„Jako książęcy poseł z Krymu wracam (…) i niech tu jedną kroplę krwi uronię, a w trzy dni i popiołu z tego miejsca nie zostanie, wy zaś pognijecie w lochach łubniańskich. Jest-li na świecie moc, co by was uchronić zdołała? Nie groźcie, bo was się nie boję!”.

Nie musiał nawet dobywać szabli, aby zatrwożyć gorliwych do bójki młodziaków. Wspomniana pewność siebie owocowała tym, że najczęściej to „Namiestnik był panem położenia”.

Można nawet powiedzieć, że Jan posiadał aż nadto odwagi i pewności siebie, przez co nieustannie z własnej woli wpadał w różnego rodzaju kłopoty, z których zwykł wychodzić obronną ręką: „(…) cięty to był jak osa człowiek pan Skrzetuski, dufny aż nadto w siebie i również nie cofający się przed niczym, a na niebezpieczeństwa chciwy prawie”. Zdawał sobie sprawę ze swojej porywczości i niejednokrotnie musiał się pohamowywać. Wówczas przejawiał niesłychane zdyscyplinowanie i podporządkowanie się etyce rycerskiej. Skrzetuski zawsze postępował zgodnie z tym kodeksem, czego przejawem było wywiązywanie się z danego słowa, nawet wówczas, gdy bardzo tego żałował: „Pan Skrzetuski trząsł się jak w febrze na tę myśl, targał się jak wilk na łańcuchu, żałował swego rycerskiego słowa danego kniahini - i nie wiedział, co ma począć”. Nigdy jednak nie złamał danego słowa i zawsze postępował z rycerską godnością.

Takie, a nie inne, cechy charakteru określały także stosunek Skrzetuskiego do życia i samego siebie. Był to człowiek,

„który nierad pozwalał się ciągnąć za brodę wypadkom. W jego naturze leżała wielka przedsiębiorczość i energia. Nie czekał on na to, co mu los zdarzy; wolał los brać za kark i zmuszać, by zdarzał fortunnie”.

Nade wszystko nie cierpiał siedzieć z założonymi rękami i przyglądać się rozwojowi wydarzeń. Był człowiekiem bardzo niecierpliwym, który zwykł działać, i to bardzo energicznie.

W kontaktach z innymi ludźmi był bardzo bezpośredni. Swoich przełożonych szanował i był gotów oddać za nich życie na polu bitwy. Natomiast wobec przeciwników był bardzo srogi, choć daleko mu było do mściwości. Nawet w bardzo trudnych sytuacjach pozostawał wierny swoim poglądom i prawdomówności. Widać to doskonale w konfrontacji z Tuhaj bejem, kiedy pojmany i skuty Skrzetuski z odwagą zabrał głos:

„Nie myśl, atamanie koszowy, bym się śmierci obawiał albo żywota bronił, albo się z mej niewinności wywodził. Szlachcicem będąc, od równych tylko sobie sądzon być mogę i nie przed sędziami tu stoję, jeno przed zbójcami, nie przed szlachtą, jeno przed chłopstwem, nie przed rycerstwem, jeno przed barbarzyństwem, i wiem dobrze, że się od śmierci nie wybiegam, którą wy też dopełnicie miary swej nieprawości. Przede mną jest śmierć i męka, ale za mną moc i zemsta całej Rzeczypospolitej, przed którą drżyjcie wszyscy”.

Nawet wówczas, gdy spętanemu Janowi w oczy zaglądał sam Chmielnicki, Skrzetuski nie bał się wykrzyczeć zdrajcy prosto w twarz: „Krew przelana ci zaciąży, łzy ludzkie oskarżą, śmierć cię czeka, sąd czeka!”.

Wobec przyjaciół Skrzetuski był bardzo ciepły. Widać to doskonale w jego relacjach z Zagłobą, Wołodyjowskim i Podbipiętą. Łatwo to jednak zrozumieć, ponieważ wszyscy czterej wywodzili się ze szlachty i ramię w ramię walczyli w imieniu Rzeczypospolitej. Co ważniejsze, Skrzetuski nie miał oporów przed okazywaniem sympatii również gorzej od niego urodzonym. Doskonale widać to w relacjach bohatera z Rzędzianem, jego szesnastoletnim pachołkiem. Jan był dla niego niczym ojciec. Nie uważał chłopca za kogoś gorszego od siebie, często wysłuchiwał jego zdania, a nawet się z nim sprzeczał, chociaż bardziej przypominało to droczenie się. Czasami jednak pozostawał wobec Rzędziana stanowczy, co wynikało nie ze złej woli Skrzetuskiego, a konieczności: „Wiedziałem, żeś dobry pachołek, powiem ci jednak: nie chcesz po dobrej woli jechać, pojedziesz z rozkazu, bo już inaczej nie może być”. Jednak Jan za wszelką cenę starał się unikać sytuacji, w których stanowczo rozkazywałby Rzędzianowi, ponieważ było mu chłopca po prostu żal.

Osobą, do której Skrzetuski miał szczególny stosunek była oczywiście Helena. Okazało się, że Jan był człowiekiem porywczym i niecierpliwym także w miłości. Zakochał się bez pamięci w pięknej dziewczynie już od pierwszego wejrzenia. Kiedy okazało się, że Helena odwzajemnia jego uczucie, a kniahini zgodziła się oddać swoją podopieczną rycerzowi za żonę, Jan był najszczęśliwszym człowiekiem na świecie:

„(…) pan Skrzetuski mało ze skóry nie wyskoczył. Pił na umór, ale miód nie działał na niego, bo już był pijany miłością. Nie widział nikogo więcej przy stole, tylko swoją dziewczynę”.

Miłość i tęsknota za ukochaną nieraz doprowadzały go do skraju wytrzymałości. Skrzetuski nieustannie martwił się o Helenę, a na samą myśl o Bohunie, który również ją kochał:

„(…) pięście ściskał i miecza szukał wedle siebie”. Zakochany bez pamięci wciąż pozostawał jednak przede wszystkim żołnierzem, rycerzem: „Jednakże służbę ściśle pełnił i co się tyczyło wojny albo spodziewanego oblężenia, tym na równi ze wszystkimi się zajmował”.



Warto w tym momencie zwrócić szczególną uwagę na stosunek Skrzetuskiego do dzielnego Kozaka. Chociaż uważał on Bohuna za swojego wroga na placu boju, a na dodatek rywala w ubieganiu się o Helenę, w decydującym momencie wyzbył się nienawiści i mściwości. Skrzetuski dobrodusznie darował życie Bohunowi, zapominając mu wszystkie złe rzeczy, jakie ten uczynił, ponieważ darzył go szacunkiem: „Wielkiej to jest fantazji żołnierz, a że nieszczęsny, tym bardziej go żadną chłopską funkcją nie pohańbię”. Swoim zachowaniem Jan udowodnił, że jest prawdziwym rycerzem, a żądnemu wymierzenia kary Kozakowi Rzędzianowi odparł: „Zemstę zostaw Bogu”.

Skrzetuski posiadał także oblicze bardziej stonowane, czasem smutne i nostalgiczne. Z pewnością najtrudniejszymi dla niego momentami były dni spędzone w niewoli kozackiej, kiedy był naocznym świadkiem niewyobrażalnych zbrodni:

„Widział hańbę i klęskę Rzeczypospolitej, hetmanów w niewoli; widział tryumfy kozackie, piramidy poukładane z głów odciętych poległym żołnierzom, szlachtę wieszaną za żebra, odrzynane piersi niewiast, profanacje panien, widział rozpacz odwagi, ale i nikczemność strachu (…)”.

Te straszne obrazy niesłychanie mocno dręczyły jego sumienie, ponieważ to przecież on pomógł w ucieczce Chmielnickiego, nieświadom jego tożsamości. Dręczył się okrutnie i nie pomieszczała go myśl, że nie mógł się spodziewać „rycerz chrześcijański, że ratunek podany bliźniemu takie wyda owoce”.

Również tęsknota za Heleną zmuszała go do zatrzymywania się i rozmyślania. Często uciekał w ciche i odludne miejsca, by tam oddawać się refleksji:

„Tam to Skrzetuski chronił się przed gwarem dworskim i zamiast strzelać do ptaków, rozpamiętywał; tam to przed oczyma jego duszy stawała przywoływana pamięcią i sercem postać kochanej dziewczyny; tam wśród mgły, szumu oczeretów i melancholii owych miejsc doznawał ulgi we własnej tęsknocie”.

Okazał się więc Skrzetuski być nie tylko niezłomnym rycerzem, który nie wie co to strach, ale również wrażliwym romantykiem.

O jego wrażliwości może także świadczyć fakt, iż Skrzetuski był uzdolniony muzycznie. Zanim jeszcze poznał Helenę, wzdychał do pięknej Anusi Borzobohatej-Krasieńskiej, której czasem śpiewał, akompaniując sobie lutnią. Ciężko sobie wyobrazić rosłego, wąsatego rycerza, który wykonuje serenady, ale Skrzetuski właśnie taki był.

Jan nie pozostawał także obojętny w obliczu piękna przyrody. Z uwagi na to, że niemal nieustannie przebywał na łonie natury czuł się niemal częścią krajobrazu. Jednak raz na jakiś czas, kiedy jego oczom ukazywało się szczególnie piękne zjawisko zatrzymywał się i oddawał kontemplacji:

„Ciszę przerywał więc tylko huk fali o skały Nienasytca. Przez czas, gdy ludzie toczyli czółna, pan Skrzetuski przypatrywał się temu dziwowisku natury. Straszny widok uderzył jego oczy”.

Skrzetuski był także człowiekiem wielkiej wiary. Każdego wieczora oddawał się modlitwie. Zaraz po przyjeździe do jakiekolwiek miasta, kierował swoje kroki najpierw do kościoła: „W mieście dzwoniono na »Anioł Pański« i na pochwalnię. Wyszli. Pan Skrzetuski poszedł do kościoła, pan Zaćwilichowski do cerkwi, a pan Zagłoba do Dopuła w Dzwoniecki Kąt”. Zawsze starał się postępować według chrześcijańskich zasad, nawet na polu walki. Warto także zwrócić uwagę na sposób, w jaki Jan zareagował, gdy było już jasne, że Helena wkrótce zostanie jego żoną:

„Skrzetuski jak prawdziwy rycerz chrześcijański spuścił pokornie głowę - ale kniaziówna wstała, strząsnęła warkocze, rumieńce biły jej na twarz, a z oczu strzelała duma, bo ten rycerz miał być jej mężem, a sława męża pada na żonę jak światło słońca na ziemię”.

Można powiedzieć, że kodeks rycerski, a także religia były jedynymi siłami, które potrafiły utemperować temperament i charakter tego wielkiego rycerza.

Nie ulega wątpliwości, że w odróżnieniu od swojego pierwowzoru, Sienkiewiczowski Skrzetuski „(…) był człowiek jak łza”. Nie sposób doszukać się jakichkolwiek skaz na tej postaci. Był to nie tylko przykładny rycerz, ale i prawdziwy chrześcijanin, przyjaciel, mąż i patriota. Dzięki tym przymiotom Skrzetuski na zawsze wszedł do panteonu najpopularniejszych bohaterów polskiej literatury.
Charakterystyka Bohuna

Eugeniusz Latacz, znany badacz XVII-wiecznej wojskowości, pisał o prawdziwym Iwanie Bohunie:

„Mimo awanturniczego żywota i smutnego końca wypadnie zaliczyć Bohuna do postaci jaśniejszych i sympatyczniejszych od wielu ze współczesnych mu i późniejszych dostojników kozackich. Reprezentując najczystszy typ Kozaka zawadiaki, miał on jednak obce wielu jego towarzyszom zasady i przekonania, którym starał się pozostać wiernym do ostatka. Będąc gorącym zwolennikiem samodzielności Ukrainy, odrzucał możliwość jakiejkolwiek zależności zarówno w stosunku do Rzeczypospolitej, jak i do Moskwy czy Turcji, bronił też tej niepodległości do upadłego. A bił się przy tym znakomicie i z niezwykłą odwagą osobistą. Wrodzony spryt i przebiegłość wcielił niejako w sposób wojowania; fortele i wykręty stanowiły cechę tej strategii. Najlepiej temu dał może wyraz sam gmin ruski, nazywając żołnierzy jego pułku bohunowcami, a każdy zręczny manewr wojenny bohunowskim figlem”

W świetle dokumentów znanych historykom dziś można powiedzieć, że Latacz dał się nieco ponieść fantazji i stworzonemu przez Sienkiewicza obrazowi Bohuna, który faktycznie oblegał Zbaraż, a także stał na czele pułku kozackiego w bitwie pod Beresteczkiem. Był wówczas człowiekiem podstarzałym, statecznym i żonatym, któremu dużo brakowało do awanturniczego młokosa, znanego z kart „Ogniem i mieczem”.

Sienkiewiczowski Bohun, określany często mianem „sokoła” lub „młodego watażki”, był mężczyzną o niezwykłej urodzie. Przystojny Kozak był smukły

„jak topola, z obliczem smagłym, zdobnym w bujny, czarny wąs zwieszający się ku dołowi. Wesołość na tej twarzy przebijała przez ukraińską zadumę jako słońce przez mgłę. Czoło miał watażka wysokie, na które spadała czarna czupryna w postaci grzywki ułożonej w pojedyncze kosmyki obcięte w równe ząbki nad silną brwią. Nos orli, rozdęte nozdrza i białe zęby, połyskujące przy każdym uśmiechu, nadawały tej twarzy wyraz trochę drapieżny, ale w ogóle był to typ piękności ukraińskiej, bujnej, barwnej i zawadiackiej”.

Stanowił zatem przeciwwagę dla Skrzetuskiego, który reprezentował inny typ urody, bardziej męski.

Również swoim strojem „sokół” wyróżniał się spośród pozostałych bohaterów „Ogniem i mieczem”:

„Bohun miał na sobie żupan z cienkiej lamy srebrnej i czerwony kontusz, którą to barwę nosili wszyscy Kozacy perejasławscy. Biodra otaczał mu pas krepowy, od którego bogata szabla zwieszała się na jedwabnych rapciach; ale i szabla, i ubiór gasły przy bogactwie tureckiego gindżału, zatkniętego za pas, którego głownia tak była nasadzona kamieniami, że aż skry sypały się od niej. Tak przybranego każdy by snadnie poczytał raczej za jakie paniątko wysokiego rodu niż za Kozaka, zwłaszcza że i jego swoboda, jego wielkopańskie maniery nie zdradzały niskiego pochodzenia”.

Widzimy więc, że Bohun był młodzieńcem niezwykle eleganckim, schludnym i znającym dobre maniery. Kozak jest doskonałym przykładem na to, że nie należy osądzać książki po okładce, a także na to, że pozory mylą. Pod wymuskaną powierzchownością czaił się bowiem prawdziwy drapieżnik, wilk.
Wielokrotnie na kartach powieści Bohun porównywany jest do dzikiego zwierza, bestii, bezwzględnego łowcy. Dla przykładu warto przytoczyć fragmenty:

„Przy świetle księżyca ujrzał dwoje oczu, które patrzyły na niego zuchwale, wyzywająco i szyderczo zarazem. Straszne te oczy świeciły jak ślepie wilka w ciemnym borze”; „Bohun uchwycił się tymczasem za głowę i skowyczał jak ranny wilk. Potem padł na ławę nie przestając skowyczeć, bo się w nim dusza z wściekłości i bólu rozdarła. Nagle zerwał się, dobiegł do drzwi, wywalił je nogą i wypadł do sieni”

;

„Przypomniawszy sobie wszystko, co się stało, wpadł we wściekłość, ryczał jak dziki zwierz, krwawił ręce na własnym krwawym łbie i nożem godził w ludzi, tak że semenowie nie śmieli do niego przystąpić”

. Można przypuszczać, że zabieg ten miał na celu uświadomienie czytelnikowi prawdziwej natury kozaczej - porywczej, namiętnej, ale i brutalnej

Chyba nie będzie nadużyciem stwierdzenie, że Bohun wiele razy dawał upust swoim samczym instynktom. Najlepiej widać to w jego pierwszej konfrontacji ze Skrzetuskim, w którym dostrzegł zalotnika swojej ukochanej Heleny. Wówczas bez słowa zbliżył się do Jana i zaczął wpatrywać mu się w oczy, wyzywając niejako na pojedynek o kobietę:

„Namiestnik, jako był człowiek do czynu skory, zamiast odpowiedzieć, uderzył tak silnie nogą w brzuch konia napastnika, że rumak jęknął i w jednym szczupaku znalazł się na samym brzegu gościńca. Jeździec osadził go na miejscu i przez chwilę zdawało się, że pragnie rzucić się na namiestnika, ale wtem zabrzmiał ostry, rozkazujący głos starej kniahini (…)”.

Bohun nie bał się niczego i nikogo, czym przerażał swoich rywali. Kniahini, która miała wielki na niego wpływ, do czasu, mówiła o nim: „To szalona głowa i bies kozaczy”.

Nie był jednak Bohun zwykłym awanturnikiem i zawadiaką. Bohater pożytkował swoje umiejętności w walce o niepodległość Ukrainy. Był podpułkownikiem, sławnym junakiem, o którym słyszeli niemal wszyscy:

„Spośród imion różnych pułkowników i atamanów kozackich wypłynęło ono na wierzch i było na wszystkich ustach po obu stronach Dniepru. Ślepcy śpiewali o Bohunie pieśni po jarmarkach i karczmach, na wieczornicach opowiadano dziwy o młodym watażce”.

Nieodgadnione było jego pochodzenie, podobnie jak Skrzetuskiego. Według legend „kolebką były mu stepy, Dniepr, porohy i Czertomelik ze swoim labiryntem cieśnin, zatok, kołbani, wysp, skał, jarów i oczeretów. Od wyrostka zżył się i zespolił z tym dzikim światem”. Stanowił więc część natury, na łonie której się wychował. Dlatego pewnie wielokrotnie porównywano go ze zwierzęciem. Według przekazów ludowych Bohun

„tłukł się po zakrętach Dnieprowych, brodził po bagniskach i oczeretach wraz z gromadą półnagich towarzyszów - to znów całe miesiące spędzał w głębinach leśnych. Szkołą były mu wycieczki na Dzikie Pola po trzody i tabuny tatarskie, zasadzki, bitwy, wyprawy przeciw brzegowym ułusom, do Białogrodu, na Wołoszczyznę lub czajkami na Czarne Morze. Innych dni nie znał, jak na koniu, innych nocy, jak przy ognisku na stepie”. Bardzo szybko dzięki bitewnym osiągnięciom stał się „ulubieńcem całego Niżu”.

Już jako młodzian zaczął pełnić funkcje przywódcze wśród Kozaków, ponieważ już wtedy przewyższał wszystkich odwagą. Jako dowódca charakteryzował się nie tylko fantazją i rozmachem, ale także brutalnością i bezwzględnością:

„Gotów był w sto koni iść choćby do Bakczysaraju i samemu chanowi zaświecić w oczy pożogą; palił ułusy i miasteczka, wycinał w pień mieszkańców, schwytanych murzów rozdzierał końmi, spadał jak burza, przechodził jak śmierć. Na morzu rzucał się jak wściekły na galery tureckie. Zapuszczał się w środek Budziaku, właził, jak mówiono, w paszczę lwa. Niektóre jego wyprawy były wprost szalone. Mniej odważni, mniej ryzykowni konali na palach w Stambule lub gnili przy wiosłach na tureckich galerach - on zawsze wychodził zdrowo z i łupem obfitym”.



Bohun był nieodgadniony dla otaczających go ludzi. Jego zachowania nie dało się przewidzieć; raz opływał w złoto i piękne tkaniny, a innym razem chodził bosko; raz pił na umór przez kilka dni z przyjaciółmi, a innym razem zachowywał abstynencję, żyjąc tygodniami jak mnich. Był człowiekiem niespokojnym, a „Czynami jego powodowała fantazja”. Właśnie przez to nie potrafił nigdzie na dłużej zagrzać miejsca.

Posiadał także unikalną umiejętność idealnego dopasowywania się do otoczenia: „Między szlachtą umiał być dwornym kawalerem, między Kozaki najdzikszym Kozakiem, między rycerzami rycerzem, między łupieżcami łupieżcą”. Z łatwością wkupywał się łaski innych ludzi, budząc w ich oczach sympatię i poważanie.

W odróżnieniu od Skrzetuskiego, Bohun nie miał konkretnego celu w życiu. Starał się czerpać pełnymi garściami z tego, co daje mu los:

„Dlaczego na świecie żył i czego chciał, dokąd dążył, komu służył - sam nie wiedział. Służył stepom, wichrom, wojnie, miłości i własnej fantazji. Ta właśnie fantazja wyróżniała go od innych watażków grubianów i od całej rzeszy rozbójniczej, która tylko grabież miała na celu i której za jedno było grabić Tatarów czy swoich. Bohun brał łup, ale wolał wojnę od zdobyczy, kochał się w niebezpieczeństwach dla własnego ich uroku; złotem za pieśni płacił, za sławą gonił, o resztę nie dbał”.

Widzimy zatem, że nie bogactwa i łupy napędzały jego działanie, lecz żądza wrażeń. Pod tym względem był podobny do Skrzetuskiego, który także prowokował los.

Bohun potrafił być bezwzględny wobec każdego, kto stanie na jego drodze, a zwłaszcza wobec tego, kto odważy się przeciwko niemu knuć. Przekonała się o tym boleśnie kniahini, która traktowała Kozaka niczym swojego syna. On zresztą także odnosił się do kobiety z szacunkiem i poważaniem, ale tylko do momentu, kiedy dowiedział się, iż obiecała ona rękę Heleny Skrzetuskiemu. Wówczas ogarnęła go furia, w której zabił dwóch synów kniahini, swoich przyszywanych braci. Pałając nienawiścią i żądzą zemsty zapowiadał swoim podwładnym:

„Albo mnie pohybel, albo im! Ot, ja duszu by zhubyw za nich, za Kurcewiczów, oni mi byli bracia, a stara kniahini mać, której ja w oczy jak pies patrzył! A jak Wasyla Tatary złapały, tak kto do Krymu poszedł? kto go odbił? - ja! Kochał ich i służył im jak rab, bo myślał, że tę dziewczynę wysłużę. A oni za to prodały, prodały mene jak raba, na złuju dolu i na neszczastje... Wygnali precz - no, tak i pójdę, tylko się wprzód pokłonię; za sól i chleb, com u nich jadł, po kozacku zapłacę - i pójdę, bo swoją drogę znaju”.



Napady szału i gniewu były elementem jego osobowości. Generalnie nie potrafił sobie radzić z rozbujanymi emocjami, chociaż czasami udawało mu się utemperować je puszczając się konno „na stepy i lasy, by się wiatrem spić, zgubić w dali i zapamiętać, i to, co duszę bolało - przeboleć”. Przeważnie jednak nie potrafił się opamiętać, czego świadkiem była Helena, na oczach której „rozszczepił” mężczyznę zabiegającego o jej względy.
Z taką samą siłą, z jaką nienawidził i gardził, kochał i pożądał. Przekonała się o tym Helena, w której kochał się na zabój. Uczucie, jakim darzył Kurcewiczównę było wyjątkowe, ponieważ ukazywało zupełnie inne jego oblicze. Wobec Heleny nigdy nie zachowywał się agresywnie czy brutalnie, nigdy nie chciał jej skrzywdzić. Szczerze ją kochał i nie mógł zrozumieć, że ona nie kocha jego. Na jej widok „zdawało mu się, że serce chyba mu rozsadzi żebra w piersiach”. Dzięki niej czuł, że jego życie może mieć sens. Dlatego też nie mógł pogodzić się z tym, że Helena wolała Skrzetuskiego. Z czasem jednak zrozumiał, że nie może poślubić ukochanej siłą. Widać to najlepiej, kiedy ze łzami w oczach, co wydawało się niemożliwe, mówił:

„Jeśli ja ją pohańbił? Ot, nie wiem, jak wy miłujecie, panowie szlachta, rycerze i kawalery, ale ja Kozak, ja ją w Barze od śmierci i hańby obronił, a potem w pustynię wywiózł - i tam jak oka w głowie pilnował, palca na nią nie skrzywił, do nóg padał i czołem bił jak przed obrazem. Kazała precz iść, tak poszedł - i nie widział jej więcej, bo wojna-matka trzymała”.

Porywczość Bohuna powodowała, że miał zdecydowanie więcej wrogów niż przyjaciół. Jednak niemal każdy darzył go szacunkiem, nawet Zagłoba, który spędził z nim wiele czasu, myślał sobie:

„Dziw (…) że taki gładysz, a i dziewki nawet sobie nie umiał skonwinkować. Kozak jest - to prawda - ale rycerz znamienity i podpułkownik, któren też, prędzej późniéj, jeśli tylko do rebelii nie przystanie, będzie nobilitowany, co wcale od niego zależy. A już pan Skrzetuski, zacny kawaler - i przystojny, ale z tym malowanym watażką na urodę i porównać się nie może. Hej, wezmą też się oni za łby, jak się spotkają, bo obaj zabijaki nie lada”.



Sam Zagłoba jednak przekonał się własnej skórze, jaki naprawdę jest Bohun, którego uważał nawet za swojego przyjaciela. Kiedy jednak okazało się, że Kozak złorzeczy Skrzetuskiemu, szlachcic ujrzał prawdziwe oblicze watażki, który grożąc mu nożem wycedził przez zaciśnięte zęby: „Wieprzu nieczysty, pasy drzeć z ciebie każę, na wolnym ogniu spalę, ćwiekami nabiję, na szmaty rozerwę!”. Widzimy, że Bohun był bezwzględny wobec swoich wrogów, nawet jeśli wcześniej darzył ich sympatią. Przyglądając się tej sytuacji, możemy także stwierdzić, że nie darzył szacunkiem osób starszych.

O ile Bohun szczycił się swoimi umiejętnościami szermierczymi i brutalnością, bardzo wstydził się tego, że nie potrafi czytać. Nie wiedzieli o tym jego podwładni, którym zawsze kazał wychodzić, kiedy przychodziło do niego jakieś pismo. Obawiał się, że jeśli dowiedzą się o tym, to straci u nich część autorytetu. Fakt ten nie może dziwić, ponieważ Bohun wychowywał się na stepie, ale biorąc pod uwagę to, że potrafił zachowywać się niczym szlachcic, zmusza do refleksji.

Prawdziwą lekcją pokory dla Kozaka okazały się być szermiercze pojedynki z Michałem Wołodyjowskim. Dwukrotnie okazało się, że to Polak jest mistrzem szabli, a Bohun miał wielkie szczęście, iż z obydwu starć wyszedł żywy. Z charakterystycznym dla siebie poczuciem humoru jeden z pojedynków skomentował Zagłoba:

„Wiedziałem, że dobry żołnierz, ale żeby tak sobie na Bohunie jechał, jak na łysej kobyle, tegom się po nim nie spodziewał. Że też to w tak małym ciele taki może być animusz i wigor! Bohun mógłby go u pasa na sznurku nosić jak kozik. Niechże go kule biją! albo lepiej: niech mu Bóg szczęści! (…) No, no, ale żeby tak na Bohunie jechać! Muszę się temu Wołodyjowskiemu jeszcze przypatrzyć, bo chyba diabeł w nim siedzi”.


Upokorzenie, jakiego doznał w pierwszym starciu z panem Michałem wyraźnie podcięło mu skrzydła:

„Bohun wrzał jak ogień; cięty w rękę, stratowany, chory, pobity, i wroga zaklętego z rąk wypuścił, i sławę nadwerężył (…). Gdy o tym watażka myślał, świat mu czerniał w oczach, w głowie się przewracało i rozpacz kąsała mu duszę jak pies wściekły. On, który na Czarnym Morzu na galery tureckie się rzucał; on, który aż do Perekopu na karkach tatarskich dojeżdżał i chanowi w oczy pożogą ułusów świecił; on, który księciu pod ręką przy samych Łubniach regiment w Wasiłówce wyciął - musiał uciekać w koszuli i bez czapki, i bez szabli, bo i tę w spotkaniu z małym rycerzem utracił. Toteż, gdy nikt nie patrzył, na postojach i popasach, watażka chwytał się za głowę i krzyczał: «Gdzie moja sława mołojecka, gdzie moja szabla-drużka?!» A gdy tak krzyczał, porywał go obłęd dziki i spijał się jak nieboże stworzenie, po czym na księcia chciał iść, na całą siłę jego uderzyć - i zginąć, i przepaść na wieki”.

Z czasem jednak, kiedy zagoiły się rany, zaczął pałać chęcią rewanżu. Kiedy po raz kolejny stanął naprzeciwko Wołodyjowskiego otwarcie wyzwał go na pojedynek. Tym razem ledwo uszedł z życiem, ale zasłużył sobie na szacunek Polaków, którzy mieli go za dzielnego i odważnego Kozaka.

Charakterystyka Heleny

W odróżnieniu od Skrzetuskiego i Bohuna, czyli pozostałej dwójki głównych bohaterów „Ogniem i mieczem”, postać Heleny Kurcewiczówny nie jest wzorowana na żadnej autentycznej postaci historycznej. Zarówno ona, jak i cała jej rodzina, została wykreowana przez Sienkiewicza, choć ród Kurcewiczów w XVII-wiecznej Polsce istniał naprawdę. Ciężko doszukać się w polskiej literaturze bohaterki równie pięknej, a jednocześnie tak poczciwej i prostej, jak Helena.

Uroda kniaziówny nie pozwalała żadnemu mężczyźnie przejść obok niej obojętnie. Przekonał się o tym sam Skrzetuski, który spoglądając w jej oczy poczuł się wręcz rażony miłością, ale czy można mu się dziwić? Przypomnijmy widok, jaki ujrzał Jan:

„spod kuniego kapturka spojrzały nań takie oczy, jakich jak życie swoje nie widział, czarne, aksamitne, a łzawe, a mieniące się, a ogniste, przy których oczy Anusi Borzobohatej zgasłyby jak świeczki przy pochodniach. Nad tymi oczami jedwabne ciemne brwi rysowały się dwoma delikatnymi łukami, zarumienione policzki kwitnęły jak kwiat najpiękniejszy, przez malinowe wargi, trochę otwarte, widniały ząbki jak perły, spod kapturka spływały bujne czarne warkocze”.

Bez dwóch zdań, Helena stanowiła ideał polskiej urody.

Była ciężko doświadczona przez los. Nigdy nie poznała swojej matki, która zmarła przy jej porodzie. Przez jakiś czas wychowywał ją ojciec, ale i on zmarł, przekazując ją pod opiekę swojemu bratu. Helena wychowywała się w Rozłogach pod czułą opieką stryja, ale i na niego przyszedł czas. Wówczas przeszła pod kuratelę ciotki, której zależało głównie na tym, by dobrać się do rodzinnego majątku Kurcewiczów, a by tego dokonać, musiała znaleźć podopiecznej odpowiednio bogatego kandydata na męża. Bezpieczeństwo zapewniał jej jednak fakt, iż dzięki zasługom ojca, pieczę nad nią sprawował książę Wiśniowiecki, dzięki czemu ciotka nie odważyła się na żaden występek przeciwko niej. Kniahini jednak nie skrywała swej niechęci wobec Heleny i często podkreślała, że większy pożytek ma ze swojego najstarszego syna, oślepionego Wasyla.

W rzeczywistości jednak Kurcewiczówna była osobą niezwykle poczciwą i pomocną. Nigdy nie sprzeczała się z kniahinią, a wręcz przeciwnie, podporządkowała się jej. Bardzo kochała kalekiego Wasyla, którego wszyscy lekceważyli twierdząc, że jest opętany. Helena często umilała krewniakowi czas pięknie śpiewając, czego świadkiem był Skrzetuski.

Jan zupełnie stracił dla niej głowę, a i ona także szczerze go pokochała. Dzięki rycerzowi mogła wreszcie dać upust swojej naturze:

„Bo też Helena, choć zahukana przez Kurcewiczową, choć żyjąca w sieroctwie, smutku i obawie, była przecie Ukrainką o krwi ognistej. Gdy tylko padły na nią ciepłe promienie miłości, zaraz zakwitła jak róża i do nowego, nie znanego rozbudziła się życia. W jej twarzy zabłysło szczęście, odwaga, a te porywy, walcząc ze wstydem dziewiczym, umalowały jej policzki w śliczne kolory różane”.


Zupełnie inaczej wyglądał stosunek Heleny do Bohuna. Dziewczyna zdawała sobie sprawę, że Kozak się w niej kocha, co napawało ją przerażeniem. Wyjawiła swe odczucia wobec watażki Zagłobie:

„Co ja mu uczyniłam, nieszczęśliwa, że mnie prześladuje? Z dawna go znałam i z dawna miałam go w nienawiści; z dawna bojaźń we mnie tylko wzbudzał. Czy to ja jedna na świecie, że mnie umiłował, że przeze mnie tyle krwi rozlał, że pomordował mi braci?... Boże, gdy wspomnę, krew we mnie krzepnie. Co ja pocznę? gdzie się przed nim schronię? Waćpan się nie dziw moim narzekaniom, bom nieszczęsna, bo mnie i wstyd tych afektów, bo stokroć wolałabym śmierć”.

Delikatność charakteru i usposobienia Heleny powodują, że w zaistniałej sytuacji, kiedy walczy o nią dwójka mężczyzn, dziewczyna przeżywa prawdziwe katusze. Ponadto nieustający strach, że wkrótce może wpaść w ręce Bohuna, wywołuje u niej omdlenia. Helena kilkakrotnie traci przytomność ze zgryzoty, strachu lub zmęczenia.

Kurcewiczówna zdawała się „nie grzeszyć mądrością”, ponieważ sam Skrzetuski długo

„(…) nie był pewny, czy Helena pisać umie. Kresowe niewiasty nie bywały uczone, a Helena chowała się do tego między prostakami. Jednakże widocznie ojciec nauczył ją jeszcze tej sztuki, gdyż skreśliła długi list na cztery strony papieru. Biedaczka nie umiała wprawdzie wyrażać się ozdobnie, retorycznie, ale wprost od serca pisała (…)”.

Nadrabiała jednak te braki dobrotliwością.

W postaci Heleny można zaobserwować w pewnym momencie dość radykalną przemianę. Proces ten rozpoczął się w momencie, kiedy niewiasta razem z Zagłobą uciekła Bohunowi. Wówczas nabrała więcej hartu ducha i pewności siebie. Bardzo symboliczny był też moment, kiedy zgodziła się na obcięcie warkocza, aby nie rzucać się w oczy przejezdnym. Bardzo dzielnie zniosła to upokorzenie:

„Helena podniosła się żywo i natychmiast krótko obcięte włosy rozsypały się czarnym koliskiem koło jej twarzy, na którą biły rumieńce wstydu, bo w owych czasach ucięcie warkocza dziewczynie poczytywano za hańbę wielką, więc była to z jej strony ciężka ofiara, którą z konieczności tylko przenieść mogła. Nawet i łzy pokazały się w jej oczach, a pan Zagłoba, niekontent z siebie, wcale jej nie pocieszał”.

Nie sprzeciwiła się również szlachcicowi, kiedy nakazał jej przywdzianie chłopskich łachmanów, żeby jeszcze lepiej zamaskować jej prawdziwą tożsamość, a nawet płeć.

Helena, która początkowo wydawała się być istotą powabną, bojaźliwą i delikatną, wykazała się prawdziwą odwagą w konfrontacji z Bohunem. Kozak był jej największym koszmarem, a mimo to zdołała powiedzieć mu prosto w twarz:

„Bom wolała śmierć niż hańbę (…) i przysięgam, że jeśli mnie nie uszanujesz, to się zabiję, choćbym też i duszę zgubić miała. Z oczu dziewczyny strzelił ogień - i widział watażka, że nie ma co żartować z tą krwią Kurcewiczowską, książęcą, bo w uniesieniu dotrzyma tego, czym grozi, a drugim razem lepiej nadstawi noża”.

Wkrótce okazało się, że Helena nie rzuca słów na wiatr i faktycznie ugodziła się nożem. Na szczęście dzięki szybkiej reakcji Bohuna, który zawiózł ją do wiedźmy, dziewczynę udało się odratować.

Kiedy panu Wołodyjowskiemu udało się odnaleźć wreszcie ukochaną przyjaciela, Helena wyraźnie była już odmieniona, nawet zewnętrznie: „W głębi izby, ręką oparta o krawędź łoża, stała Helena Kurcewiczówna, blada, z rozpuszczonym na plecy i ramiona włosem (…)”, chociaż wciąż pozostała tą samą delikatną niewiastą, co udowodniła, mdlejąc ze szczęścia.

Powieść kończy się dla Heleny niezwykle pomyślnie, ponieważ widzimy ją ponownie rumianą, z warkoczami, u boku ukochanego Skrzetuskiego. Wówczas z jej oczu „strzelała duma, bo ten rycerz miał być jej mężem, a sława męża pada na żonę jak światło słońca na ziemię”.

Ciężko powiedzieć o Helenie, że pełni jedną z głównych ról w powieści. Z pewnością tak jest z formalnego punktu widzenia, ale czytelnik nie odczuwa, że Kurcewiczówna jest kimś więcej, niż pięknym dodatkiem do postaci niezłomnego Jana Skrzetuskiego. Jej głównym zadaniem w „Ogniem i mieczem” jest zwracanie uwagi „zarówno swoją płcią, jak i nadzwyczajną urodą”, z czego „rodziły się i niebezpieczeństwa, które z największym trudem trzeba było przezwyciężać”.

Charakterystyka Podbipięty

Rosłego i bogobojnego rycerza czytelnik poznaje w bardzo zabawnych okolicznościach. W karczmie bohater ten został przedstawiony Skrzetuskiemu przez Zagłobę jako Powsinoga herbu Zerwpludry z Psichkiszek. Naprawdę jednak nazywał się Longinus Podbipięta, był szlachcicem z rodu Zerwikaptur, pochodzącym z Myszykiszek na Litwie.

Nie bez powodu rycerz nazywany był przez wielu „cudakiem”, wystarczy mu się przyjrzeć:

„Przede wszystkim był to mąż wzrostu tak wysokiego, że głową prawie powały dosięgał, a chudość nadzwyczajna wydawała go wyższym jeszcze. Szerokie jego ramiona i żylasty kark zwiastowały niepospolitą siłę, ale była na nim tylko skóra i kości. Brzuch miał tak wpadły pod piersią, że można by go wziąć za głodomora, lubo ubrany był dostatnio, w szarą opiętą kurtę ze świebodzińskiego sukna, z wąskimi rękawami, i wysokie szwedzkie buty, które na Litwie zaczynały wchodzić w użycie. Szeroki i dobrze wypchany łosiowy pas nie mając na czym się trzymać opadał mu aż na biodra, a do pasa przywiązany był krzyżacki miecz tak długi, że temu olbrzymiemu mężowi prawie do pachy dochodził”.



Podbipięta budził zdziwienie nie tylko swoim wzrostem, ubiorem i ogromny mieczem przypasanym do boku, ale także obliczem:

„Była to twarz chuda, również jak i cała osoba, ozdobiona dwiema zwiśniętymi ku dołowi brwiami i parą tak samo zwisłych konopnego koloru wąsów, ale tak poczciwa, tak szczera, jak u dziecka. Owa obwisłość wąsów i brwi nadawała jej wyraz stroskany, smutny i śmieszny zarazem. Wyglądał na człeka, którego ludzie popychają, ale panu Skrzetuskiemu podobał się z pierwszego wejrzenia za ową szczerość twarzy i doskonały moderunek żołnierski”.

Można powiedzieć, że łagodna twarz Longinusa zupełnie nie pasowała do reszty jego wizerunku, ale właśnie taka dwoistość: z jednej strony potworna siła, a z drugiej łagodność i poczciwość, doskonale oddawała charakterystykę tej postaci.

Podbipięta potrafił budzić sympatię ludzi: „(…) jako człek słodki, od razu pozyskał serca, a okazawszy przy próbach z mieczem nadludzką swą siłę, powszechny sobie zjednywał szacunek”. Na jego „słodkość” składały się takie czynniki jak: przyjazne usposobienie, poczucie humoru, dobroć, szczerość, bogobojność, a także litewska mowa, która wyróżniała go spośród wszystkich bohaterów. Człowiek ten bardzo szybko nawiązywał przyjaźnie, czego dowodem mogą być jego mocne więzy ze Skrzetuskim, Wołodyjowskim i Zagłobą, których poznał stosunkowo niedawno. Tu jednak pojawił się problem, ponieważ Podbipięta był prawdziwym chrześcijańskim rycerzem, dla którego dane słowo (a co dopiero śluby!), cenniejsze było od życia.

Przysiągłszy Najświętszej Pannie w Trokach, że nie stanie na ślubnym kobiercu, dopóki nie jednym cięciem nie strąci trzech głów na raz. W ten sposób Longinus zamierzał oddać honor swojemu wielkiemu przodkowi Stowejce, który podobnego wyczynu dokonał niegdyś podczas oblężenia krzyżackiego i od tamtego czasu ich ród nosił herb Zerwikaptur. Podbipięta niemalże nieustannie myślał o tym, czy nadarzy mu się okazja, by powtórzyć wyczyn pradziada. Wiedział, że będzie to przełomowe wydarzenie w jego życiu, które pozwoli mu na założenie własnej rodziny i uchroni ród przed wyginięciem, ponieważ Longinus był jego ostatnim przedstawicielem. Czas jednak nieubłaganie uciekał, a rycerzowi udało się kilkakrotnie ściąć dwie głowy za jednym zamachem, ale nigdy nie trzy. W wieku czterdziestu pięciu lat wciąż szukał swojej szansy. Z tego powodu często użalał się nad sobą i swoim losem:

„Ot! nie zdarzyło się! Szczęścia nie ma! Po dwie na raz nieraz bywało, ale trzech nigdy. Nie udało się zajechać, a trudno prosić wrogów, by się ustawili równo do cięcia. Bóg jeden widzi moje smutki: siła w kościach jest, fortuna jest... ale adolescentia uchodzi, czterdziestu pięciu lat dobiegam, serce do afektów się wyrywa, ród ginie, a trzech głów jak nie ma, tak nie ma!... Taki i Zerwikaptur ze mnie. Pośmiewisko dla ludzi, jak słusznie mówi pan Zagłoba, co wszystko cierpliwie znoszę i Panu Jezusowi ofiaruję”.

Podbipięta miał drugie oblicze. Na placu bitwy, ten łagodny i pogodny człowiek zmieniał się w prawdziwą machinę do zabijania:

„Tam (…) szalał pan Longinus ze swoim Zerwikapturem. Nazajutrz po bitwie rycerze ze zdziwieniem oglądali te miejsca, a pokazując sobie ręce poodwalane wraz z ramionami, rozcięte głowy od czoła do brody, ciała rozchlastane straszliwie na dwie połowy, całą drogę ludzkich i końskich trupów, szeptali wzajem do siebie: »Patrzcie, tu walczył Podbipięta!« Sam książę trupy oglądał i choć nazajutrz bardzo był różnymi wieściami stroskany, dziwić się raczył, bo takich cięć zgoła dotąd w życiu nie widział”.

Warto także zwrócić uwagę na inny fragment:

„Jak orzeł spada na stado białych pardew, a one zbite przed nim w lękliwą kupę idą na łup drapieżnika, który rwie je pazurami i dziobem - tak pan Longinus Podbipięta wpadłszy w środek nieprzyjacielskich szyków szalał ze swym Zerwikapturem. I nigdy trąba powietrzna nie czyni takich spustoszeń w młodym i gęstym lesie, jakie on czynił w ścisku janczarów. Straszny był: postać jego przybrała nieczłowiecze wymiary; kobyła zmieniła się w jakiegoś smoka ziejącego płomień z nozdrzy, a Zerwikaptur troił się w ręku rycerza. Kislar-Bak, olbrzymi aga, rzucił się na niego i padł przecięty na dwoje. Próżno co tęższe chłopy wyciągną ręce, zastawią mu się włóczniami - wnet mrą, jakby rażeni gromem - on zaś tratuje po nich, ciska się w tłum największy i co machnie - rzekłbyś: kłosy pod kosą padają, robi się pustka, słychać wrzask przestrachu, jęki, grzmot uderzeń, zgrzyt żelaza o czaszki i chrapanie piekielnej kobyły”.

Jak przystało na prawdziwego rycerza, Longin walczył tylko wówczas, gdy jego przeciwnicy byli uzbrojeni i chętni do walki. Wiele osób zarzucało mu, że zbyt czule obchodził się z jeńcami.

Niezwykła siła i odwaga Podbipięty zostały docenione przez samego Wiśniowieckiego, który mianował Longinusa swoim namiestnikiem po tym, jak na porucznika awansował Skrzetuskiego. Również dzięki swojej waleczności zawładnął sercem Anusi, która pasowała go swoim rycerzem. Kobieta wręczyła Podbipięcie symboliczną szarfę, aby wszyscy wiedzieli, że jest jej wybrankiem. Zagłoba relacjonował później Anusi: „Kiedy się szarfą waćpanny do bitwy przepasze - strach, co dokazuje!

Narrator szczególnie wyróżnił Podbipiętę, jako najdzielniejszego rycerza walczącego pod Zbarażem: „Wielu prostych rycerzy okryło się nieśmiertelną sławą w tym pamiętnym okopie zbaraskim, lecz lutnia będzie sławiła w pierwszym rzędzie pana Longina Podbipiętę dla jego tak wielkich przewag, że chyba jego skromność mogła wejść z nimi w paragon”. Przede wszystkim Longinusowi udało się tam dopełnić rodowej powinności:

„Nim światło zgasło, pan Longinus zamachnął się i ciął okropnie, aż powietrze zawyło pod ostrzem. Trzy ciała spadły w fosę, trzy głowy w misiurkach potoczyły się pod kolana klęczącego rycerza. Wówczas, choć piekło zawrzało na ziemi, niebo otworzyło się nad panem Longinem, skrzydła urosły mu u ramion, chóry anielskie rozśpiewały mu się w piersi i był jakoby wniebowzięty, i walczył jak we śnie, i cięcia jego miecza były jakby modlitwą dziękczynną”.

W podzięce dla Boga Podbipięta całą noc leżał krzyżem na swoim mieczu, co pokazuje jak religijnym był człowiekiem. Jednak nawet po tak bohaterskim i niesłychanym wyczynie, Podbipięta pozostał tym samym skromnym rycerzem. W odpowiedzi na wiwaty i gratulacje za ścięcie trzech głów za jednym zamachem „Pan Podbipięta zmieszał się nadzwyczajnie i zaczerwienił aż do uszu”.

Swojej niezwykłej odwagi dowiódł wtedy, gdy z uśmiechem na ustach zgodził się wybrać niemalże na samobójczą misję. Rozpierała go duma, że może wykazać się swoimi umiejętnościami, a także wypełnić osobiste polecenie samego księcia. Kiedy zorientował się, że wkrótce nadjedzie śmierć, ponieważ siły kozackie okazały się dla niego zbyt wielkie, a w dodatku nie mógł odeprzeć ataku łuczników, z właściwym sobie spokojem zaczął się modlić do Najświętszej Panny, podczas gdy jego ciało przeszywały strzały nieprzyjaciela. O tym, że zmarł jak prawdziwy, wielki rycerz może świadczyć fakt, iż „Aniołowie niebiescy wzięli jego duszę i położyli ją jako perłę jasną u nóg »Królowej Anielskiej«”.

Ciekawostką jest, że Sienkiewicz zaczerpnął pomysł na postać Longinusa „z życia”. W swoich wspomnieniach przyjaciółka pisarza, Helena Modrzejewska, szczegółowo opisała okoliczności poznania pierwowzoru tego bohatera z Sienkiewiczem:

„Do dawnego pokolenia należał również inny weteran z powstania listopadowego, sędziwy kapitan Franciszek Wojciechowski, stary towarzysz Piotrkowskiego, znany jako kapitan Francis. U niego to przemieszkiwał obecnie [1877 roku] Sienkiewicz po swym przyjeździe z Anaheim. Ja nie znałam go bliżej, pamiętam tylko, iż był bardzo wysoki, bardzo chudy i małomówny. Opowiadał mi Sienkiewicz, jak raz w dzień słoneczny przechadzał się piaszczystą drogą z zażywnym i barczystym kapitanem Piotrkowskim i chudym jak tyka kapitanem Wojciechowskim, a idąc w środku między nimi, zobaczył na ziemi cień własny pomiędzy cieniami dwóch owych kapitanów: małą a zwinną sylwetkę pomiędzy otyłą i zamaszystą postacią Piotrkowskiego i chudą a cichą figurą Wojciechowskiego. I ta dziwna trójca cieniów tak uderzyła jego wyobraźnię, iż mówił, że coś o tym napisze. Wówczas nie napisał. Kto wie jednak - bo dziwne bywają drogi myśli twórczej - czy wspomnienie tej trójcy cieniów nie było Sienkiewiczowi później podnietą do stworzenia niezrównanej trójcy epicznej: Zagłoby, Podbipięty i Wołodyjowskiego”.

Charakterystyka Zagłoby

Według Bolesława Prusa „wielka figura, najznakomitsza w powieści, lecz nierealna”, posiadająca cechy dwóch olbrzymów: „Szekspirowskiego Falstaffa i Homerowego Ulissesa”, według Kosmana „rzymski Żołnierz Samochwał Plauta” - bez wątpienia postać Jana Onufrego Zagłoby należy do najbardziej rozpoznawalnych w całej polskiej literaturze. Pojawia się on we wszystkich częściach Trylogii, za każdym razem odgrywając ważną rolę. Dzięki Zagłobie na kartach cyklu pojawia się przede wszystkim wspaniały humor, który niejako równoważy powagę, a nierzadko tragiczność, opisywanych przez Sienkiewicza wydarzeń.

„Niestary, gruby, oczy miał jak u ryby, na jednym bielmo”
- tak najlepiej można określić wygląd szlachcica. Właściwie to poza tą krótką informacją nie można odnaleźć w „Ogniem i mieczem” dokładnego opisu wizerunku Zagłoby. Ze szczątkowych informacji dowiadujemy się jednak, iż zwykł on nosić na głowie rysi kołpaczek, poza tym, jego ubiór nie różnił się niczym od strojów ówczesnej szlachty. Wygląd zewnętrzny Jana powoduje, że możemy określić go postacią spójną, ponieważ doskonale odzwierciedla on jego charakter i usposobienie. Grubiutki szlachcic słynął z ciętego poczucia humoru, a przede wszystkim z zamiłowania do dobrego jedzenia i pitnego miodu.

Można powiedzieć, że był mitomanem. Już w pierwszej scenie czytelnik przekonał się o tym, iż Zagłoba często koloryzuje swój życiorys i przypisuje sobie dokonania, które nigdy nie miały miejsca. Oto w jaki sposób przedstawił się Skrzetuskiemu:

„Jan Zagłoba herbu Wczele, co każdy snadno poznać może choćby po onej dziurze, którą w czele kula rozbójnicka mi zrobiła; gdym się do Ziemi Świętej za grzechy młodości ofiarował”.

Szybko okazało się, że dziura w czole to ślad po kuflu, a w dodatku blizna ta nie powstała na Ziemi Świętej, ale w Radomiu w trakcie pijackiej awantury. Nigdy nie przepuszczał okazji, by pochwalić się jakimś wspaniałym wyczynem, którego w istocie nie dokonał, nawet Helenie próbował w ten sposób zaimponować: „Waćpanna nie wiesz, żem ja już w Galacie od Turków palmę otrzymał (…)”.

Zagłoba potrafił zjednywać sobie sojuszników nie tylko dlatego, że był idealnym kompanem do biesiad, ale dzięki umiejętności wkupywania się w łaski. Z tego powodu przyjaciela mieli w nim tacy wzajemni wrogowie jak Skrzetuski i Bohun (do czasu). Zagłoba doskonale wiedział, co trzeba powiedzieć, żeby przymilić się do drugiego człowieka, zwłaszcza, jeśli był on w jakiś sposób związany z magnaterią. Na widok Skrzetuskiego, namiestnika księcia Wiśniowieckiego, zawołał:

„Niech żyją wiśniowiecczycy! Tak młody, a już porucznik u księcia. Vivat książę Jeremi, hetman nad hetmany! Z księciem Jeremim pójdziemy na kraj świata! - Na Turków i Tatarów! - Do Stambułu! Niech żyje miłościwie nam panujący Władysław IV!”.

Zagłoba nie był człowiekiem o kryształowym sumieniu i godnej pochwały przeszłości. Można jedynie przypuszczać, że hulaszczy tryb życia wpędził go w nie lada tarapaty. Z wiadomych tylko sobie przyczyn obawiał się hetmanów i zawsze omijał ich obozy dalekim łukiem:

„Mógł się wprawdzie pan Zagłoba schronić i do obozu hetmanów, ale miał swoje powody, dla których tego nie czynił. Była-li to kondemnatka za jakie zabójstwo czy też mankamencik w księgach, on sam jeden tylko wiedział; dość, że nie chciał w oczy leźć”.

Dlatego też zamieszkiwał długie lata w Czehrynie, gdzie nikt nie zadawał mu trudnych pytań. Szybko wtopił się w nowe otoczenie i stał się ulubieńcem okolicznych szlachciców, ekonomów i starych Kozaków. Jak łatwo się domyślić, Zagłoba kolegował się z każdym, kto mógł postawić mu coś do picia:

„Pan Zagłoba był warchoł nie lada, ale jego warcholstwo miało pewną miarę. Hulać po karczmach czehryńskich z Bohunem i inną starszyzną kozacką, zwłaszcza za ich pieniądze - i owszem; wobec gróźb kozackich dobrze nawet było takich ludzi mieć przyjaciółmi”.


Przede wszystkim Zagłoba był lubiany za swoje poczucie humoru. Niemalże każda jego wypowiedź w powieści wydaje się być zabawna. Często z jego ust padają kąśliwe i złośliwe komentarza na temat opisywanych wydarzeń lub też osób biorących w nich udział. Zagłoba w charakterystyczny dla siebie sposób szczególnie często naśmiewał się z Podbipięty: „Bo Bóg jest sprawiedliwy (…). Waści na przykład dał wielką fortunę, wielki miecz i ciężką rękę, a za to mały dowcip”. Jego stosunek do Longinusa zasługuje na szczególna uwagę, ponieważ bohaterzy ci stanowili osobliwą parę. Jeden był niezwykle wysoki i chudy, a drugi korpulentny, jednego cechowała odwaga i waleczność, a drugiego raczej miganie się od walki, pierwszy był ucieleśnieniem skromności, drugi natomiast bałwochwalstwa. Jednak byli ze sobą bardzo zżyci. W pewnym sensie byli do siebie podobni: „(…) żyjąc w stanie bezżennym, własnych prawych potomków zostawić nie mogłem, a jeśli mam nieprawe, to są bisurmanami, bom w Turczech długo przebywał. Na mnie też kończy się ród Zagłobów herbu Wczele” - mówił Jan do Heleny.

Ciężko dokładnie powiedzieć, czy Zagłoba kiedykolwiek nie znajdował się pod wpływem alkoholu. Utrzymywał bowiem, że miód pitny na niego zbawienne działanie:

„Srogi miód, srogi, czuję, że mi ulżyło i żem się trochę pocieszył. Jakoż ulżyło panu Zagłobie rzeczywiście, w głowie mu pojaśniało, nabrał fantazji i widocznym było, że krew jego, podlana miodem, utworzyła on wyborny likwor, o którym sam powiadał, a od którego na całe ciało rozchodzi się męstwo i odwaga”.

Miód pitny był także źródłem mądrości Zagłoby:

„Pan Zagłoba wychylił kwartę miodu i rzekł:

- ...Sed jam nox humida coelo praecipitat,
Suadentque sidera cadentia somnos,
Sed si tantus amor casus cognoscere nostros,
Incipiam…”.

Brak odwagi, na trzeźwo, rekompensował sobie w inny sposób. Za każdym razem, kiedy znajdował się w opresji, starał się wymyślić jakiś fortel, by sprytem wywinąć się z trudnej sytuacji. Trzeba mu przyznać, że prawie zawsze mu się to udawało, a kiedy jego plan zawodził w sukurs przychodziło mu szczęście. Jednak kiedy dzięki własnemu intelektowi udało mu zwieść rywala, wówczas był z siebie dumny i zaraz szukał okazji, by się chwalić:

„A co? ma Zagłoba głowę na karku? Chytrym jak Ulisses i to muszę waćpannie powiedzieć, iż gdyby nie ta chytrość, dawno by mnie krucy zdziobali”.

Czasem jednak Zagłoba był zmuszony do tego, by stanąć z przeciwnikiem w otwartej walce. Wówczas przeważnie nachodził go strach i za wszelką cenę starał się wymigać od bitwy:

„Nie myśl waćpan, że ja się boję (…) ale mam krótki oddech i nie lubię tłoku, bo gorąco, a jak gorąco, to już nic po mnie. Bodaj to w pojedynkę sobie radzić! Człek przynajmniej fortelów może zażyć, a tu nic i po fortelach. Nie głowa, jeno ręce wygrywają. Tu ja głupi przy panu Podbipięcie. Mam na brzuchu te dwieście czerwonych złotych, co mi je książę darował, ale wierzaj mi waszmość, że brzuch wolałbym mieć gdzie indziej. Tfu! tfu! nie lubię ja tych wielkich bitew! Niech je zaraza tłucze!”.

Jednak wielokrotnie udowadniał, że nie jest byle tchórzem, lecz prawdziwym wojownikiem. Przeważnie zdawał się w walce na łut szczęścia: „Leciał tedy przymknąwszy oczy, a w głowie latały mu z błyskawicową szybkością myśli: »Na nic fortele! na nic fortele! głupi wygrywa, mądry ginie!«”. Jednak kiedy bardzo się zdenerwował, zaczynał kląć i ciąć szablą na wszystkie strony, „Czasem przecinał powietrze, a czasem czuł, iż ostrze mu grzęźnie w coś miękkiego. Jednocześnie czuł, że jeszcze żyje, i to dodawało mu nadzwyczajnie otuchy”.

Szczególnie wzruszający w „Ogniem i mieczem” jest moment, kiedy po śmierci Podbipięty, Zagłobę, jego serdecznego przyjaciela, ogarnął prawdziwy szał:

„(…) strach było na niego spojrzeć: na ustach miał pianę, twarz siną, oczy wyszły mu na wierzch. - Krwi! krwi! - ryknął tek strasznym głosem, że aż dreszcz przeszedł blisko stojących. I skoczył w fosę. Za nim rzucił się, kto był żyw na wałach. Żadna siła, nawet rozkazy książęce nie zdołałyby powstrzymać tego wybuchu wściekłości. Z fosy wydobywali się jedni na ramionach drugich, chwytali się rękoma i zębami za brzeg rowu - a kto wyskoczył, biegł na oślep, nie bacząc, czy inni biegną za nim. Beluardy zadymiły jak smolarnie i wstrząsły się od huku wystrzałów, ale nic to nie pomogło. Zagłoba leciał pierwszy, z szablą nad głową, straszny, wściekły, podobny do rozhukanego buhaja. (…) Pan Zagłoba szalał; rzucał się w największy tłum jak lwica, której zabrano lwięta; rzęził, chrapał, ciął, mordował, deptał!”.

Śmierć Longinusa bardzo dotknęła Zagłobę. Pokazał wówczas, że jest człowiekiem bardzo wrażliwym i oddanym przyjacielem. Do końca nie potrafił się pogodzić z utratą kompana: „W chwili gdy trumnę położono na sznurach, pana Zagłobę trudno było od niej oderwać, jakby mu brat albo ojciec umarł”.

Pierwowzorem tej barwnej postaci byli między innymi weteran powstania listopadowego kapitan Rudolf Korwin Pieorowski, poznany przez Sienkiewicza w czasie pobytu w Kalifornii (gdy powiedział mu o tym, że kiedyś go uwieczni, tez rzekł: „A bodaj ci się pysk skrzywił!”), teść pisarza z pierwszego małżeństwa, stary szlagon litewski Kazimierz Szetkiewicz (uczestnik powstania styczniowego) czy warszawski dziennikarz Władysław Olendzki, uczestnik powstania 1863 roku, służący pisarzowi zdaniem Kosmana

„pomocą w chwilach trudnych, jak choćby wtedy, kiedy ten nie wiedział, w jaki sposób uwolnić Zagłobę przywiązanego w chlewie do własnej szabli i oczekującego swego losu z ręki Bohuna. A uwolnić go musiał, więc podobno przez parę dni chodził wielce zafrasowany. Wówczas to Olendzki na własnym grzbiecie pokazał, jak to można uczynić: tyle tylko, iż szablę zastąpił kij”.

Charakterystyka Wołodyjowskiego

Michał Wołodyjowski nie jest bohaterem pierwszego planu w „Ogniem i mieczem”. Z całej czwórki przyjaciół, to jemu poświęcono w powieści najmniej miejsca, jednak Sienkiewicz wynagrodził mu to z nawiązką w ostatniej części Trylogii. Nie zmienia to jednak faktu, iż mały rycerz, jak często nazywana jest ta postać, zasługuje na uznanie i uwagę czytelnika.

Sienkiewicz w „Ogniem i mieczem” jedynie zarysował obraz pana Michała. Dotyczy to również wyglądu rycerza, o którym dowiadujemy się jedynie, że jest niski, szczupły, a jego znakiem rozpoznawczym są wąsiki podkręcone w górę tak, „że aż za nozdrza sięgały jak u chrabąszcza” oraz zadarty nos. Narrator powieści bardzo ciepło wypowiadał się o wyglądzie małego rycerza, a czasami nawet pieszczotliwie:

„Więc wspinał się na strzemionach, żółte wąsiki nad falę traw wytykał i patrzył, wietrzył, słuchał jak Tatar, kiedy to w Dzikich Polach wśród burzanów myszkuje”.



Aby jeszcze lepiej oddać charakter tej postaci Sienkiewicz kilkakrotnie przyrównuje ją do dzikiego kota: „(…) Wołodyjowski rzucił się jak ryś na środek gościńca (…)”, „(…) stojąc wraz z innymi nad samą fosą, przysłonił swe rysie oczy ręką i zakrzyknął (…)”, „(…) pan Michał skoczył jak żbik (…)”, „(…) mały rycerz zaś zerwał się jak dziki kot i całą niemal długością ostrza ciął straszliwie w odkrytą pierś Kozaka”, „Wołodyjowski podobny do rannego rysia”.

Wielokrotne przyrównywanie Wołodyjowskiego do drapieżnego kota miało na celu nie tyle odzwierciedlenie jego wyglądu, ale zwinności i szybkości, które były jego największymi zaletami na placu boju. Dzięki nim pan Michał był niedościgłym mistrzem fechtunku. Niezwykłe umiejętności szermiercze w połączeniu z niepozornym wyglądem, stanowiły śmiertelną dla wroga mieszankę, ponieważ znaczna część rywali małego rycerza była przekonana, że nie będzie wymagającym przeciwnikiem. Gdy spoglądał pod światło na ostrze szabli, a następnie poruszał żółtymi wąsikami i przyjmował pozycję do walki, jego oponenci byli niemalże rozbawieni. Jednak zawsze oznaczało to dla nich porażkę.

Pan Michał zdawał sobie sprawę z tego, że wielu przeciwników nie traktuje go poważnie i czasami wykorzystywał to dla zabawy. Ponieważ nade wszystko uwielbiał się pojedynkować, w „Ogniem i mieczem” widzimy go wędrującego z Zagłobą w poszukiwaniu awantur.

„Zaczepiali tylko co znamienitszych rębajłów, których sława była niezachwiana i ustalona”, a następnie prowokowali ich do pojedynku. Zazwyczaj pan Michał udawał ucznia Zagłoby, który prosił swojego mistrza o możliwość sprawdzenia swoich umiejętności. Rywal niemal zawsze zgadzał się na udzielenie „lekcji” młodzianowi, a wtedy pan Michał „puszczał się w taniec, a że istotnie mistrz to był nad mistrzami, więc po kilku złożeniach kładł zwykle przeciwnika”

Niezwykła odwaga, a także pewność swoich umiejętności pozwalały Wołodyjowskiemu na wygranie pojedynku z każdym, nawet wyraźnie przewyższającym go przeciwnikiem. Swojego kunsztu dowiódł pan Michał w dwóch pojedynkach z samym Bohunem, chociaż na pierwszy rzut oka nie miał z nim szans:

„Ale jakże marnie wyglądał mały pan Michał przy rosłym i silnym atamanie! Prawie go nie było widać. Świadkowie z niepokojem spoglądali na szeroką pierś Kozaka, na olbrzymie muskuły widne spod zawiniętego rękawa, podobne do sęków i węzłów. Zdawało się, iż to mały kogucik staje do walki z potężnym jastrzębiem stepowym”.

Jednak dzięki wspomnianej już kociej zwinności i szybkości, to pan Michał był górą.

Wołodyjowski zrobił także wielką karierę wojskową. Waleczny rycerz stał na czele elitarnego oddziału dragonów, który siał popłoch na polach bitew. O jego umiejętnościach przywódczych przekonał się Zagłoba, kiedy obserwował jego poczynania:

„I dojrzał na koniec pan Zagłoba małego pana Wołodyjowskiego, jak stojąc wedle wrot na czele kilkunastu żołnierzy, głosem i buławą wydawał innym rozkazy, a niekiedy rzucał się na swym gniadym koniu w zamęt i wówczas ledwo się złożył, ledwie się zwrócił, już padał człowiek, nawet i nie wydawszy okrzyku. O, bo mistrz to był nad mistrzami mały pan Wołodyjowski! - i żołnierz z krwi i kości, więc bitwy nie tracił z oka, ale poprawiwszy tu i owdzie, znowu się wracał - i patrzył, i poprawiał, właśnie jak ów, który kapelą kierując, czasem sam zagra, czasem grać przestaje, a nad wszystkimi ustawicznie czuwa, by każdy swoje odegrał”.

Oddział dragonów składał się głównie z Rusinów, z których jednak pan Michał uczynił wybornych żołnierzy wiernych Rzeczypospolitej.

Tak samo jak walecznym, Wołodyjowski był człowiekiem bardzo kochliwym. Na kartach „Ogniem i mieczem” wzdycha niemal do wszystkich pięknych kobiet! Narrator mówi o nim nawet: „Odznaczał się ten kawaler tym, iż ustawicznie był zakochany”. Lista kobiet, do których wzdychał jest imponująca:

„Przekonawszy się o nieszczerości Anusi Borzobohatej, zwrócił był czułe serce ku Anieli Leńskiej, pannie również z fraucymeru, a gdy i ta przed miesiącem właśnie zaślubiła pana Staniszewskiego, wówczas Wołodyjowski dla pociechy jął wzdychać do starszej księżniczki Zbaraskiej, Anny, synowicy księcia Wiśniowieckiego”.

Podkochiwał się nawet w Helenie, a także w siostrze Anny - Barbarze. Niezwykła wrażliwość na kobiece wdzięki była największym mankamentem pana Michała. Zawsze zakochiwał się szybko i na krótko, przez co wciąż cierpiał i wzdychał.
Miłosne niespełnienie z czasem zaczęło wpychać go nawet w kompleksy. Przeważnie nie miał odwagi, by wyjawić swojej wybrance, co do niej czuje. Obawiał się, że narazi się na śmieszność. Dlatego też obserwował, jak inni mężczyźni sięgają po obiekty jego westchnień. Zdarzyło mu się także kilkakrotnie zostać wyśmianym. Czasami wydawało mu się, że jest „niezgrabny, głupi, a zwłaszcza, mały, ale to tak mały, że aż śmieszny”. Wówczas jednak zapewniał samego siebie, że gdyby tylko „się jaka przygoda zdarzyła, żeby z ciemności ukazał się jaki olbrzym, (…) wówczas pokazałby biedny pan Michał, że nie taki to on mały, jak się wydaje!”.

Chociaż był wspaniałym fechmistrzem i niezwykle walecznym wojownikiem, a podczas wielkich bitew czuł „radość w sercu”, „nie miał w sobie jednak ani na szeląg tej powagi, jaką np. w Skrzetuskim wyrobiły nieszczęścia i cierpienie”. Nie interesował się polityką, a jedynie „bił, kogo mu kazano”. Wołodyjowski nie działał w pełni świadomie, to znaczy nie rozumiał dokładnie, co dzieje się wokół niego. Jak mówi narrator:

„Był to słowem młodzik-wietrznik, który dostawszy się w szum stołeczny utonął w nim po uszy i przyczepił się jak oset do Zagłoby, bo ten był mu mistrzem w swawoli”.



Wołodyjowski koncentrował się wyłącznie na tym, na czym znał się najlepiej, czyli na byciu oficerem. Można także o nim mówić, że był przykładnym rycerzem, ponieważ obok odwagi i waleczności, cechował się poszanowaniem przeciwnika. Udowodnił to po drugim pojedynku z Bohunem, kiedy nie pozostawił go na placu boju, ale zadbał, by przeniesiono rannego w bezpieczne miejsce i opatrzono rany.

Pan Michał był także oddanym przyjacielem. Z każdym z kompanów łączyły go bardzo mocne więzi, ale szczególnie blisko „podobali się sobie” z Podbipiętą. Mężczyźni wzdychali nawet do tej samej kobiety, która ostatecznie wybrała Longinusa na swojego rycerza. Wołodyjowski wykazał się wówczas lojalnością wobec Podbipięty i już zawczasu usunął się w cień widząc, że niewiasta woli jego przyjaciela.

Najlepiej postać Wołodyjowskiego ujmują słowa Zagłoby: „Ale ten mały fircyk! niech go kule biją! Cięta to sztuka jak osa”. Z jednej strony był to nieustraszony fechmistrz, który siał popłoch na polach bitew, a także w indywidualnych pojedynkach na szable, a z drugiej kochliwy i prosty człowiek, którego wielkości nie należało mierzyć wzrostem.

Charakterystyka szlachty jako bohatera zbiorowego

W „Ogniem i mieczem”, jak i w pozostałych dwóch częściach Trylogii, Henryk Sienkiewicz ukazał szereg wad i zalet polskiej szlachty, która w XVII wieku stanowiła najważniejszą część społeczeństwa polskiego. Wszyscy niemal główni bohaterowie powieści wywodzą się z tej warstwy, każdy z nich posiadał herb i rodowód, którego dobrego imienia bronił. Nie sposób jednak pojmować szlachty w sposób zbiorowy, ponieważ nie była to grupa spójna. W jej szeregach możemy zaobserwować szereg postaw, z których nie wszystkie były godne pochwał

Sienkiewicz, starając oddać się charakter szlachty, posłużył się sceną zbiorową. W czehryńskim zajeździe na kresach Rzeczypospolitej zwanym Dzwonieckim Kątem miało miejsce wielkie spotkanie, byli tam

„i dzierżawcy Koniecpolskich, i urzędnicy czehryńscy, i właściciele ziem pobliskich siedzący na przywilejach, szlachta osiadła i od nikogo niezależna, dalej urzędnicy ekonomii, trochę starszyzny kozackiej i pomniejszy drobiazg szlachecki, bądź to na kondycjach żyjący, bądź na swoich futorach”

. Łatwo domyślić się, że w takim towarzystwie znajdowali się ludzie o różnych charakterach, dążeniach, upodobaniach, zamiłowaniach i interesach. Wszystkich jednak połączyła wspólna sprawa, czyli ucieczka Chmielnickiego na Sicz. Oznaczało to dla nich nadciągające kłopoty. Spodziewali się, że wkrótce na zamieszkiwanych przez nich ziemiach wybuchnie powstanie, skierowane przeciwko Polakom.

Mężczyźni rozmawiali między sobą o ostatnich wydarzeniach, a w gwarze padały takie wypowiedzi:

„Zwyczajnie szlachcic szlachcicowi z nieprzyjaźni sadła zalewał. Nie jeden on i nie jednemu jemu. Mówią przy tym, że żonę starostce bałamucił: starostka mu kochanicę odebrał i z nią się ożenił, a on mu ją za to później bałamucił, a to jest podobna rzecz, bo zwyczajnie... kobieta lekka. Ale to są tylko pozory, pod którymi głębsze jakieś praktyki się ukrywają”

. Widzimy, że codzienne problemy szlachty nie były bardziej dystyngowane i skomplikowane od reszty społeczeństwa. Byli to prawdziwi ludzie, z krwi i kości. Jedni z nich próbowali przekrzyczeć innych, aby zwrócić na siebie szczególną uwagę. Przykładem takiego szlachcica może był Czapliński, zaufany sługa chorążego Koniecpolskiego. Miejscowi szlachcice nie przepadali za nim, bo

„był zawadiaka wielki, pieniacz, prześladowca, ale miał niemniej wielkie plecy, przeto ten i ów z nim politykował”

. Przekonał się o tym Skrzetuski, który został zmuszony by utemperować porywczego szlachcica wyrzucając go za drzwi karczmy.

Właśnie w zajeździe Jan poznał Zagłobę, który najlepiej chyba utożsamiał cechy zbiorowe polskiej szlachty. Onufry był wspaniałym kompanem do picia i jedzenia, umilał wszystkim czas przezabawnymi historyjkami, które przeważnie były zmyślone. Zagłoba był w pewnym stopniu nieuleczalnym mitomanem, co objawiało się w notorycznym przypisywaniu sobie cudzych zasług, lub wymyślanie ich. Widać to już w sposobie, w jaki się przedstawiał:

„Jan Zagłoba herbu Wczele, co każdy snadno poznać może choćby po onej dziurze, którą w czele kula rozbójnicka mi zrobiła; gdym się do Ziemi Świętej za grzechy młodości ofiarował”.

W rzeczywistości ślad na czole był pamiątką po kuflu, a Ziemi Świętej nie widział na oczy.

Zarówno Zagłoba, jak i inni szlachcice zgromadzenie w Dzwonieckim Kącie co rusz wykrzykiwali wiwaty po adresem księcia Jeremiego Wiśniowieckiego. Ich służalczość wobec magnata wydawała się być obłudna i nieszczera, jednak nikt nie odważył się okazać namiestnikowi swojego prawdziwego stosunku do hetmana. W podobnym tonie, co szlachta o magnaterii, wypowiadali się poddani o szlachcie. Dysproporcje pomiędzy poziomem życia tych trzech grup społecznych były tak wielkie, że nie sposób ich nawet porównywać. Najciężej pracujący chłopi nie mieli wówczas nawet prawa, by nazwać siebie obywatelami Rzeczpospolitej, ponieważ przywilej ten zarezerwowany był dla szlachty.

W „Ogniem i mieczem” Sienkiewicz przedstawił szlachtę przede wszystkim jak tę grupę, której udało się obronić ojczyznę przed najazdem nieprzyjaciela. Głównie dzięki pospolitemu ruszeniu szlachty udało się obronić Zbaraż, a także wygrać bitwę pod Beresteczkiem. Wówczas szlachta podporządkowała się rycerstwu, tworząc silną armię:

„Żołnierz przeważał tam nad dworzaninem, żelazo nad złotem, dźwięk trąb obozowych nad gwarem uczt i zabaw. Wszędy panował wzorowy ład i nie znana gdzie indziej dyscyplina; wszędy roiło się od rycerstwa spod różnych chorągwi: pancernych, dragońskich, kozackich, tatarskich i wołoskich, pod którymi służyło nie tylko całe Zadnieprze, ale i ochocza szlachta ze wszystkich okolic Rzplitej”.

Warto jednak pamiętać, że w rzeczywistości było inaczej. Szlachta migała się od walki, a sukces udało się osiągnąć głównie dzięki zaangażowaniu piechoty i chłopów.

Sienkiewicz pośrednio ukazał także drugie oblicze omawianej grupy społecznej, która przecież przyczyniła się w największej mierze do wybuchu powstania Chmielnickiego. Narrator opisuje sytuacje, w której okoliczna szlachta na Naddnieprzu posługuje się Kozakami do realizacji własnych celów:

„Kozak wszystko umiał, wszystko zrobił: dom postawił i siodło uszył. Powszechnie jednak nie byli to osadnicy spokojni, bo żyli życiem tymczasowym. Kto chciał wyrok zbrojno wyegzekwować, na sąsiada najazd zrobić lub się od spodziewanego obronić, potrzebował tylko krzyknąć, a wnet mołojcy zlatywali się jak krucy na żer gotowi. Używała ich też szlachta, używało duchowieństwo wschodnie, wiecznie spory ze sobą wiodące, gdy jednak i takich wypraw brakło, to mołojcy siedzieli cicho po wsiach pracując do upadłego i w pocie czoła zdobywając chleb powszedni”.

Wyrazicielem krzywd, jakie ponieśli Kozacy z rąk polskiej szlachty jest Bohdan Chmielnicki, który w rozmowie ze Skrzetuskim powiedział:

„Gdzież to bym znalazł pomocników, gdzie owe tysiące, które się już za mną opowiedziały i opowiedzą, gdybym jeno własnych ucisków chciał dochodzić? Spójrz, co się dzieje na Ukrainie? Hej! ziemia bujna, ziemia matka, ziemia rodzona! A kto w niej jutra pewien? kto w niej szczęśliw? kto wiary nie pozbawion, z wolności nie obran, kto w niej nie płacze i nie wzdycha? Sami jeno Wiśniowieccy a Potoccy, Zasławscy, a Kalinowscy, a Koniecpolscy, i szlachty garść! Dla nich starostwa, dostojeństwa, ziemia i ludzie, dla nich szczęście i złota wolność, a reszta narodu ręce we łzach do nieba wyciąga czekając bożego zmiłowania, bo i królewskie nie pomoże!”.

Miał rację Chmielnicki twierdząc, że polscy szlachcice zagarnęli dla siebie nie tylko ukraińską ziemię, ale i wszelkie przywileje z nią związane. Kozacy stali się obywatelami drugiej kategorii na własnych włościach.

Z drugiej strony nie można także pominąć odpowiedzi Skrzetuskiego:

„Tyranię paniąt i szlachty widzisz, ale tego nie widzisz, że gdyby nie ich piersi, nie ich pancerze, nie ich moc, nie ich zamki, nie ich działa i hufce, tedyby ta ziemia, mlekiem i miodem płynąca, pod stokroć cięższym jarzmem tureckim albo tatarskim jęczała! Kto bowiem by jej bronił? Czyją to opieką i mocą dzieci wasze w janczarach nie służą, a niewiasty do sprośnych haremów nie są porywane? Kto osadza pustynie, zakłada wsie i miasta, wznosi świątynie boże?”.

38



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
OGNIEM I MIECZEM OPRACOWANIE
Sienkiewicz H. - Ogniem i mieczem (opracowanie), Filologia Polska, Pozytywizm
Sienkiewicz - Ogniem i mieczem (opracowanie), Filologia Polska, Pozytywizm
OGNIEM I MIECZEM OPRACOWANIE
Opracowania różnych tematów, Henryk Sienkiewicz - Ogniem i mieczem, Henryk Sienkiewicz “Ogniem
Opracowania lektur, Ogniem i mieczem, Henryk Sienkiewicz „Ogniem i mieczem”
Ogniem i mieczem
H Sienkiewicz Ogniem i mieczem
Sienkiewicz H , OGNIEM I MIECZEM (streszczenie krótkie i szczegółowe,1)
Ogniem i mieczem - recenzja, ściągi
Omówienie lektur, Henryk Sienkiewicz - ogniem i mieczem, Henryk Sienkiewicz “Ogniem i mieczem&
Ogniem i mieczem na ćwiczenia
OGNIEM I MIECZEM
ogniem i mieczem
OGNIEM I MIECZEM POWIEŚĆ Z DAWNYCH LAT HENRYKA SIENKIEWICZA ocenił BOLESŁAW PRUS
Sienkiewicz Ogniem I Mieczem

więcej podobnych podstron