Dawno, dawno temu w niewielkiej wiosce żyło sobie małżeństwo. Do szczęścia nie brakowało im niczego poza dzieckiem. Czas płynął, a oni wciąż byli sami. Kiedy, więc urodziła się im córeczka, ich radość nie miała granic. Dbali o swe jedyne dziecko, chuchali na nie i chronili przed wszelkim złem. A dziewczynka rosła sobie szczęśliwie i z każdym dniem, miesiącem i rokiem stawała się coraz piękniejsza.
Wieść o jej urodzie roznosiła się po wszystkich wioskach i miasteczkach. Nic wiec dziwnego, że kiedy dorosła, zewsząd zaczęli zjeżdżać młodzi mężczyźni gotowi ją poślubić. Jedni byli majętni, inni wykształceni, a jeszcze inni urodziwi. Niestety, każdy kandydat na męża odchodził z kwitkiem, ponieważ ojciec dziewczyny postawił warunek nie do spełnienia. Już na początku oznajmił publicznie:
- Swoją ukochaną córkę oddam za żonę tylko temu, kto dorówna mojej
mądrości i spełni pewien warunek. Otóż mam sporo uprawnego pola, ale mam także kawałek nieużytków. Ten, który zechce zostać moim zięciem, w ciągu jednego dnia musi to pole wykarczować, obrobić i posadzić ryż. Tego samego dnia ryż musi dojrzeć, trzeba go też zebrać i wymłócić. Wieczorem zaś ma być podany na przyjęciu weselnym. Powtarzam, tego wszystkiego trzeba dokonać w ciągu jednego dnia.
I tak ojciec dziewczyny powtarzał to każdemu, kto przychodził prosić o rękę jego jedynego dziecka.
- Ależ to niemożliwe! Nie da się zrobić tylu rzeczy naraz - oburzali się kandydaci. - Nawet, jeśli uda się przygotować pole i obsiać je, to za nic w świecie ryż nie wyrośnie w ciągu jednego dnia. To rzecz niewykonalna!
Chętni do ożenku odchodzili z niczym, a gospodarz z radości zacierał ręce. Był teraz pewien, że jego ukochana córka na zawsze pozostanie w domu. Wiedział, bowiem doskonale, że nikt nie jest w stanie tego dokonać.
Pewnego razu przed chatą dziewczyny stanął młodzieniec. Przybył z dalekich stron. Na wieść o tym, co ma zrobić, pokiwał ze zrozumieniem głową. Natychmiast się domyślił, że jeśli chce zdobyć rękę dziewczyny, musi przechytrzyć jej ojca.
Gospodarzu - rzekł - jeśli spełnię twój warunek, czy na pewno zostanę twoim zięciem?
Masz na to moje słowo - oświadczył ojciec.
- To oczekuj mnie, bo wkrótce powrócę poślubić twoją córkę - powiedział młodzieniec i odszedł. Udał się do najbliższego miasteczka i zaczął rozmyślać. Minął jeden dzień, minął i drugi, a jemu nic nie przychodziło do głowy. Trzeciego dnia, kiedy przetarł oczy ze snu, jego wzrok padł na palmę.
- Mam pomysł! - zawołał i poderwał się na równe nogi. Natychmiast udał się do kupca i kupił strój weselny, maczetę, gracę oraz worek ryżu, po czym ubrał się odświętnie i ruszył w drogę. Wkrótce stanął przed przyszłym teściem.
- A coś się tak wystroił? - zapytał gospodarz.
- Przyszedłem poślubić twoją córkę, panie - odpowiedział pewnie
młodzieniec.
- Znasz mój warunek, a przychodzisz tak wystrojony. Najpierw ruszaj w pole - zaśmiał się ojciec.
- Udam się tam natychmiast, kiedy tylko dostarczysz mi odpowiednie ubranie - rzekł młodzieniec. - Jednak musi to być specjalna szata, inaczej nie zdążę w jeden dzień.
Chętnie spełnię twoje życzenie. Mów szybko, jaka ma być? - zapytał gospodarz. Był święcie przekonany, że żadne na świecie ubranie nie sprawi, by wykonać to zadanie.
Oto owoc palmy - rzekł młody człowiek. - Posadź go, a gdy wyrośnie z niego drzewo, wyciągnij z jego pnia włókna i przygotuj z nich materiał na moje ubranie. Ale masz też jeden warunek: wszystko to ma się stać w ciągu jednego dnia, inaczej szata nie będzie miała specjalnej mocy. Kiedy tylko dostanę ubranie, natychmiast zabiorę się za pracę. Obiecuję ci, że jutro wieczorem zasiądziemy do uczty weselnej.
Gospodarz był wyraźnie zakłopotany. Jak to możliwe, żeby palma urosła w jeden dzień? I jeszcze trzeba by zdjąć z niej włókna, utkać z nich materiał i zdążyć uszyć ubranie? Nie, tego nie da się zrobić!
- Widzę, że jesteś mądrym mężczyzną. Takiego właśnie męża szukałem dla swojej jedynaczki. Teraz będę mógł spać spokojnie, bo mojemu jedynemu dziecku nic nie grozi przy tak mądrym mężczyźnie.
Bajka afrykańska
Świat Misyjny 3 (2008) s. 14-15