Grodecka Historia niewidomych polskich w zarysie (wyd II)


Ewa Gródecka

HISTORIA

NIEWIDOMYCH

POLSKICH

w zarysie

Wydanie drugie 6 października 1996 r.

POLSKI ZWIĄZEK NIEWIDOMYCH

SPIS TREŚCI

Od zespołu redakcyjnego wydania drugiego ……………………………. V

Wprowadzenie do wydania drugiego: Spór o koncepcję ……………………………………..... VI

***************

HISTORIA NIEWIDOMYCH POLSKICH W ZARYSIE. SPRAWA NIEWIDOMYCH. ZESZYT VII-VIII

SPRAWA NIEWIDOMYCH W POLSCE DO ROKU 1918

Zabór rosyjski …………………………….. 6

Zabór austriacki …………………………….. 14

Zabór pruski …………………………..…….. 23

SPRAWA NIEWIDOMYCH W POLSCE W LATACH 1918-1945

Ociemniali inwalidzi wojenni. Ich związki i instytucje pomocnicze …………… 30

Niewidomi cywilni i ich organizacje …………………………………. 48

Działalność na rzecz niewidomych …………………………………. 61

SPRAWA NIEWIDOMYCH W POLSCE LUDOWEJ W LATACH 1945-1960

Związki Niewidomych w latach 1945-1951 ……………………………………….. 102

Działalność organizacji społecznych na rzecz niewidomych…………………………… 121

Działalność państwa na rzecz niewidomych …………………………………132

Polski Związek Niewidomych i spółdzielczość niewidomych…………………………… 155

ZAKOŃCZENIE …………………………………193

BIBLIOGRAFIA …………………………………194

SPIS RZECZY………………………………………………………………………………………..196

Od zespołu redakcyjnego drugiego wydania

Drugie wydanie książki dr Ewy Gródeckiej pt. "Histo­ria niewidomych polskich w zarysie" ukazuje się z datą 6 października 1996 r. Tego, bowiem dnia minęło 50 lat od zjazdu w Chorzowie, na którym dokonało się zjednoczenie ruchu niewidomych w Polsce i powstała ogólnopolska, or­ganizacja pn. Związek Pracowników Niewidomych R.P.

Zarząd Główny Polskiego Związku Niewidomych po­stanowił z tej okazji wznowić książkę, która jest jedyną dotychczas pozycją wydawniczą obrazującą ponad stuletni okres dziejów niewidomych w naszym kraju.

Przygotowując drugie jej wydanie staraliśmy się za­chować w jak największym stopniu pierwotny kształt ksią­żki. Zachowaliśmy jej układ wraz ze stroną tytułową i pełny tekst bez skrótów, poprawiając jedynie dostrzeżone w pier­wszym wydaniu błędy co do przytaczanych przez Autorkę dat i nazwisk.

Wstęp do drugiego wydania, napisany przez red. Jó­zefa Szczurka, oraz dodany przez nas na początku spis tre­ści, dla odróżnienia od oryginalnego tekstu Ewy Gródeckiej oznaczyliśmy rzymską numeracją stron.

Zachowaliśmy także wszystkie umieszczone przez Au­torkę odnośniki i przypisy, choć wielu z cytowanych mate­riałów dziś już nie ma w zasobach archiwum Zarządu Głów­nego Polskiego Związku Niewidomych. Niech więc współ­cześni czytelnicy książki wiedzą, że takie materiały niegdyś archiwum zawierało i dr Gródecka wykorzystała je, pisząc "Historię niewidomych polskich w zarysie".

Wprowadzenie do wydania drugiego SPÓR O KONCEPCJĘ

W bieżącym roku mija pięćdziesiąt lat od czasu. Jak powstała pierwsza ogólnopolska organizacja cywilnych niewidomych - Związek Niewidomych Pracowników R.P. Stało się to w październiku 1946 roku na zjeździe zjednoczeniowym w Chorzowie. Jednym z najważniej­szych elementów uczczenia tego ważnego wydarzenia będzie udostępnienie szerokiemu ogółowi czytelników książki dr Ewy Gródeckiej pt. "Historia niewidomych pol­skich w zarysie", wydrukowanej w 1959 roku w wydaw­nictwie "Sprawa Niewidomych" w zeszytach nr 7 / 8 i potem nieco zapomnianej, odłożonej na biblioteczną półkę, z której mało kto korzysta. Na pytanie: dlaczego tak się stało, postaram się odpowiedzieć w dalszej części niniejszego wstępu. Najpierw jednak kilka wyjaśnień, gdyż większość dzisiejszych czytelników niewiele wie o wydarzeniach sprzed kilkudziesięciu lat, a przez to róż­ne fakty, a nawet określenia i pojęcia mogą się wydać dalekie i niezrozumiałe. A zatem przejdźmy do konkretów.

Pierwsze zdania wprowadzające do omawianej książki brzmią następująco: "Oddajemy do rąk Czytel­ników "Sprawy Niewidomych" pierwsze opraco­wanie historii niewidomych polskich. Stanowi ono l część książki pt. "Niewidomi, ich przygoto­wanie do życia i pracy", którą opracowuje Centralny Ośrodek Tyflologiczny Polskiego Związku Niewidomych na podstawie badań, przeprowadzo­nych z udziałem wszystkich okręgów Związku i li­cznych współpracowników niewidomych i widzą­cych".

W fatach 1957-1959 ukazało się dziewięć zeszytów pod wspólnym tytułem "Sprawa Niewidomych", które zawierały całokształt ówczesnej wiedzy tyflologicznej. Omawiano tam takie zagadnienia, jak: problemy rehabili­tacji podstawowej i zawodowej, oświata dzieci i doros­łych, sprawy organizacyjne Związku, wydawanie czaso­pism i książek, nauka brajla, współpraca z zagranicą, działalność kulturalna PZN. Autorami poszczególnych szkiców byli przeważnie merytoryczni pracownicy Związ­ku - Zygmunt Jursz, Stanisław Pietrzyk, Stanisław Żemis, Jan Silhan, Jadwiga Stańczakowa, Ewa Gródecka, Stanisław Błaszczyk, Dobrosław Spychalski i inni ludzie zajmujący się zawodowo problematyką niewidomych.

Do kolegium wydawnictwa wchodzili: dr Włodzi­mierz Dolański, dr Ewa Gródecka i Stanisław Żemis. Oprócz tematów dotyczących naszych, polskich zagad­nień, we wspomnianych zeszytach znajdowały się rów­nież opracowania poświęcone innym krajom, l tak na przykład dr Włodzimierz Dolański przedstawił sytuację niewidomych w krajach Europy zachodniej, a Jan Silhan - w krajach Europy wschodniej i środkowej. Ostatni ze­szyt z 1959 roku poświęcony jest statystyce dającej szczegółowy obraz sytuacji inwalidów wzroku w Polsce pod koniec lat pięćdziesiątych.

"Historia niewidomych polskich w zarysie", jak to wynika z pierwszych zdań poprzedzających treść książki. miała być częścią większej pracy zatytułowanej "Niewi­domi, ich przygotowanie do życia i pracy", jednak takie dzieło nigdy się nie ukazało. Autorka przeliczyła się z ów­czesnymi możliwościami finansowymi i kadrowymi PZN, ale nie powinniśmy mieć do niej o to pretensji, gdyż publikacje zawarte w "Sprawie Niewidomych" i tak sta­nowią wielki sukces naszej organizacji z tamtych lat.

Centralny Ośrodek Tyflologiczny powołany został decyzją Prezydium Zarządu Głównego PZN w 1951 roku. Na początku zajmował się działalnością naukową, szkole­niem kadr i archiwizacją osiągnięć niewidomych. W czte­ry lata potem COT został zreorganizowany. W jego skład weszły działy Zarządu Głównego - produktywizacji i wy­chowawczo-oświatowy, ośrodek wypoczynkowy w Mu­szynie, warszawski ośrodek rehabilitacji podstawowej. Biblioteka Centralna oraz wydawanie naukowych pozycji tyflologicznych. Funkcję kierownika COT powierzono dr Ewie Gródeckiej, a po jej odejściu w roku 1962 szefem placówki został mgr Adolf Szyszko. Centralny Ośrodek Tyflologiczny istniał do końca 1964 roku. Zlikwidowano go po odejściu ze Związku prezesa Mieczysława Michalaka. Nowy przewodniczący Zarządu Głównego - Stani­sław Madej, przeprowadził reorganizację, w wyniku któ­rej powstało kilka nowych działów merytorycznych.

Kim była Ewa Gródecka? Przed wojną aktywnie działała w Związku Harcerstwa Polskiego, zajmując się głównie drużynami dziewcząt. Doszła do najwyższych stopni władzy w harcerstwie. W latach dwudziestych stu­diowała w Uniwersytecie Warszawskim na wydziale his­torii, specjalizując się w filozofii i w tej dziedzinie uzys­kała doktorat.

W czasie wojny, w randze kapitana działała w Ko­mendzie Głównej Armii Krajowej. Za swe czyny otrzyma­ła Krzyż Walecznych. Jasne jest, że z taką przeszłością nie mogła być politycznie akceptowana w okresie stali­nowskim. Trudno jej było dostać pracę zgodną z kwalifi­kacjami. W tych okolicznościach nawiązała kontakt z PZN. Zatrudniono ją w okręgu warszawskim. Swoje nowe zadania wykonywała z wielką odpowiedzialnością i sumiennością, nie dziw więc, że wkrótce przeniesiona została do Zarządu Głównego, gdzie jej kwalifikacje mo­gły być lepiej wykorzystane dla dobra niewidomych.

Ewę Gródecką cechowała wielka uczciwość, odpo­wiedzialność i pracowitość. Dla Związku chciała zrobić jak najwięcej, ale czasem brakowało jej praktycznej wie­dzy o niewidomych, toteż niejednokrotnie jej koncepcje przekraczały możliwości kadrowe i finansowe PZN. W lip­cu 1962 roku na własną prośbę odeszła na emeryturę. Nadal jednak współpracowała ze Związkiem aż do odej­ścia prezesa Michalaka.

Mieszkała w Piastowie koło Warszawy. 18 paździer­nika 1973 roku, kiedy szła chodnikiem, najechał na nią motocyklista. W dwa tygodnie później zmarła w pruszkowskim szpitalu.

Praca dr Ewy Gródeckiej w Polskim Związku Nie­widomych miała ogromne, pozytywne znaczenie. To głó­wnie dzięki niej mamy obraz sytuacji niewidomych w Polsce i Europie pod koniec lat pięćdziesiątych. Spra­wiły to jej inicjatywy wydawnicze i własne publikacje, a wśród nich najważniejsza - "Historia niewidomych polskich w zarysie", która w naszej literaturze tyflologicz­nej na stałe zajęła jedną z pierwszorzędnych pozycji.

Warto się przez chwilę zastanowić, jak to się stało, że na początku lat pięćdziesiątych, a więc w okresie, kiedy terror stalinowski był największy, Ewa Gródecka - przedstawicielka prawicy politycznej - mogła rozpo­cząć pracę w naszej organizacji. Na pewno złożyły się na to, co najmniej dwie okoliczności. Ówczesne władze poli­tyczne patrzyły nieco "przez palce" na poglądy ludzi przyjmowanych do pracy w strukturach związkowych. Jednak okolicznością najważniejszą okazała się postawa i podejście do tych spraw pierwszego prezesa Polskiego Związku Niewidomych - mjr. Leona Wrzoska.

Był bardzo wrażliwy na ludzkie niedole. Zatrudniał, więc w Zarządzie Głównym PZN ludzi mających AK-owską przeszłość, wypuszczonych z więzień za działalność polityczną lub nieodpowiednie poglądy oraz przedwojen­nych oficerów. Wszyscy oni mieli duże trudności ze zna­lezieniem pracy. W ten sposób do Związku trafiły takie wartościowe jednostki, jak: mgr Halina Adamowicz, dr Ewa Gródecka, płk Stanisław Pietrzyk, płk Zygmunt Necer, Czesław Żyhoniuk, Stanisław Kałuża i wielu innych. Wszyscy ci ludzie związali się potem ze środowiskiem niewidomych na całe życie, a mając wysokie kwalifikacje intelektualne, zawodowe i moralne, odegrali doniosłą rolę w rozwoju naszej organizacji i spółdzielczości niewido­mych. Na temat działalności Leona Wrzoska jeszcze nie raz będziemy mieli okazję mówić w dalszej części ni­niejszej pracy, toteż wróćmy teraz do książki Ewy Gró­deckiej.

Trzeba od razu powiedzieć, że jest to bardzo war­tościowa pozycja i gdyby prawie czterdzieści lat temu nie została napisana, prawdopodobnie nie byłoby jej do dzisiaj, a najwcześniejsze dzieje niewidomych w Polsce w znacznej mierze utonęłyby w mrokach przeszłości. Książka obejmuje okres, począwszy od trzeciego dziesię­ciolecia XIX wieku do końca lat pięćdziesiątych naszego stulecia, a więc około 140 lat. W tym czasie działo się bardzo dużo, rodziły się, zmieniały i przekształcały orga­nizacje niewidomych, koncepcje pomocy i formy dzia­łania. Już wtedy powstawały zręby naszego dzisiejszego Związku.

Książka dobrze ujmuje najwcześniejsze dzieje, two­rzenie się związków i stowarzyszeń, zakładów pracy, szkół dla niewidomych dzieci i form rehabilitacji. Gdyby jej zabrakło, kto by na przykład wiedział, że Towarzystwo Opieki nad Ociemniałymi już przed pierwszą wojną świa­tową organizowało nie tylko warsztaty pracy i nauczanie, ale opiekę nad licznymi rodzinami niewidomych, tak zwane patronaty, kolonie dla dzieci, naukę w szkołach w języku polskim, z zastosowaniem alfabetu Braille'a. Na uznanie zasługuje również opis szkół, zakładów pracy, stowarzyszeń niewidomych wojskowych i cywilnych, ścieranie się rozmaitych poglądów i dążeń, w ogniu któ­rych rodził się postęp.

Ważną rzeczą jest to, że historia autorstwa Ewy Gródeckiej ukazuje wielu ludzi działających dla dobra niewidomych. Dzięki wskazaniu źródeł, mamy dostęp do ich wypowiedzi książkowych i prasowych, w których for­mułowano programy, zadania i cele. Docenić należy wy­siłek autorki przejawiający się w wyszukiwaniu jak naj­większej ilości dokumentów w celu zdobycia wiarygo­dnych wiadomości, zwłaszcza w najwcześniejszym okre­sie. W każdym zaborze były przecież inne warunki ekonomiczne, społeczne i polityczne. Wszystko to rzutowało na sytuację inwalidów wzroku. Dotarcie do źródeł, stwo­rzenie z niejednokrotnie cząstkowych elementów spójne­go obrazu życia niewidomych w Polsce, to chyba naj­większa zasługa Ewy Gródeckiej, zapewniająca jej stałe miejsce wśród najwybitniejszych ludzi, którzy przerzucali mosty między przeszłością a naszą dzisiejszą rzeczywi­stością.

Prawdą jest, co podkreślają bardziej wnikliwi kry­tycy, że gdyby autorka mniej opierała się na przekazach prasowych, a głębiej sięgała do dokumentów znajdują­cych się bezpośrednio w szkołach, zakładach opiekuń­czych i poszczególnych stowarzyszeniach, praca byłaby jeszcze lepsza, ale prawdopodobnie na jej napisanie na­leżałoby wtedy przeznaczyć więcej czasu, co w praktyce mogłoby się okazać trudne, a nawet wręcz niemożliwe. A zatem nie będziemy się zajmować rozdziałami przed­stawiającymi dzieje do II wojny światowej, jako nie bu­dzącymi większych wątpliwości. Przejdziemy natomiast do ostatniej części omawiającej sprawy czasowo nam najbliższe, gdyż te nadal najmniej są skomentowane i uwiarygodnione, czyli do lat po II wojnie światowej. Dyskusje wówczas rozpoczęte do dziś nie zostały od­powiednio naświetlone, gdyż w rzeczywistości były to spory o koncepcję, a te zawsze są najtrudniejsze.

Przyjrzyjmy się więc, jak przedstawia się obraz w sferze organizacji spraw niewidomych w latach 1945-1946 przed zjednoczeniem. Istnieją cztery ośrodki - w Warszawie pod kierownictwem Michała Lisowskie­go, w Łodzi z Adamem Tobisem, w Bydgoszczy z Włady­sławem Winnickim i na Górnym Śląsku z Pawłem Niedurnym. Każdy z nich ma własne metody i formy działania mocno wrośnięte w tradycję. W takiej sytuacji dr Włodzi­mierz Dolański z grupą bliskich współpracowników, a zwłaszcza Józefem Buczkowskim, rozpoczyna akcję ma­jącą doprowadzić do połączenia regionalnych związków.

Wkrótce okazało się, iż nie jest to zadanie łatwe. Istniało, bowiem różne pojmowanie i widzenie form dzia­łania, zadań i celów oraz struktury zjednoczonej organi­zacji, l tak na przykład Dolański chciał, aby w nowym stowarzyszeniu było miejsce dla niewidomych pracują­cych zawodowo i niezdolnych do pracy. Pierwsi mieli stanowić podmiot działania, drudzy zaś - przedmiot opieki. Przeciwnicy zgrupowani głównie w organizacji warszawskiej domagali się, aby do nowego związku na­leżeli wyłącznie niewidomi pracujący. Miało to, bowiem zagwarantować stowarzyszeniu aktywność, siłę i pręż­ność. Zwyciężyła koncepcja rozszerzonego członkostwa, reprezentowana przez zwolenników dr. Dolańskiego, ale, jak się potem okazało - tylko pozornie, gdyż opozycja warszawska nie dawała za wygraną, buntowała i jątrzyła. Do sporu o charakterze społeczno-ekonomicznym dołą­czyły się różnice ideologiczne, a to całej sprawie wróżyło już bardzo źle.

Niewątpliwie sytuację pogarszała nieumiejętność występująca po obydwu stronach cierpliwego negocjo­wania, dochodzenia do kompromisu w imię dobra ogól­nego i ciągle przybierająca na sile wzajemna niechęć. Obydwie strony zarzucały sobie nieustępliwość. W koń­cu, jak wiemy, doprowadziło to do samozniszczenia i za­wieszenia Zarządu Głównego Związku Pracowników Nie­widomych R. P.

Chcąc ustosunkować się do przedmiotu sporu odnoszącego się do programowo-ideowej koncepcji or­ganizacji niewidomych, z perspektywy czasu przyznać trzeba rację dr. Dolańskiemu. Jego wizja związku była bardziej humanitarna i obejmująca szerszy horyzont społeczny. Poglądy Michała Lisowskiego i jego zwo­lenników cechowały dążenia wynikające z grupowego egoizmu, zacietrzewienia i aspołecznej postawy. Jednak nie należało ich jedynie zwalczać i potępiać, lecz wy­kazać więcej elastyczności i szukać płaszczyzn porozu­mienia; tak się jednak nie stało.

Konflikty koncepcyjne i ideologiczne nie wydają się główną przyczyną upadku Związku Pracowników Niewi­domych R.P. Spójrzmy na panoramę stowarzyszenia po roku 1946, cytując fragment szkicu Ewy Gródeckiej:

"W federacji niewidomych cywilnych od­dział terenowy stanowił jednostkę organizacyjną i gospodarczo-samodzielną w stopniu tym wyż­szym, im mocniejszą miał tradycję ugruntowaną na działalności przedwojennej i powojennej przed zjednoczeniem.

Zarząd Główny Związku scalał działalność poszczególnych oddziałów, reprezentował całą federację wobec władz państwowych, społeczeń­stwa i instytucji międzynarodowych, zdobywał środki materialne i pomoce rzeczowe, które na­stępnie rozprowadzał za pośrednictwem oddzia­łów.

Zgodnie z nazwą organizacji, sensem istnie­nia Związku i jego oddziałów była działalność gos­podarcza. Według założeń statutowych Związek miał być bowiem zrzeszeniem pracowników nie­widomych, opiekujących się kolegami niezdolnymi do pracy. Dlatego prowadzenie, wspomaganie i organizowanie własnych zakładów pracy stano­wiło główne zadanie Związku i podstawę, gwa­rantującą rozwój działalności w innych kierun­kach.

Koncepcyjnie Związek tkwił bardzo mocno w tradycjach przedwojennych, nadal uważał za swoje zadanie i za swój obowiązek zastępowanie i wspomaganie działalności państwa na rzecz nie­widomych przez akcję społeczną w całym tego słowa znaczeniu, a więc dobrowolną, bezintereso­wną, nieskrępowaną odgórnie w metodach, for­mach i programach pracy, jak najmniej obciążają­cą państwo finansowo, jak najwydatniej czerpiącą środki materialne z dochodów własnych i z ofiar­ności społecznej".

W 1949 roku władze państwowe przyjęły nowe przepisy, w myśl których związkowe zakłady pracy prze­szły do Centrali Spółdzielni Inwalidów. Nasuwa się pyta­nie: czy tym decyzjom można się było przeciwstawić? Odpowiedź jest jednoznaczna - kierownictwo Związku nie miało tu nic do powiedzenia. Zarządzeniom najwyż­szych władz państwa przyświecało dążenie do ujednoli­cenia i uporządkowania w skali krajowej spraw produk­cyjnych w organizacjach społecznych. Odrzucenie ich nie leżało ani w możliwościach, ani kompetencjach Zarządu Głównego ZPN R.P. Utrata własnych warsztatów pracy stanowiła główną przyczynę upadku Związku. Tak też widzi to zagadnienie Ewa Gródecka, pisząc:

"Przedmiotem przemian, dokonywanych w tym celu podczas okresu kurateli, był Związek Pracowników Niewidomych o strukturze organi­zacyjnej i działalności z roku 1950, mimo, że nie był on już wtedy organizmem żywym i zdolnym do życia, opartym na określonej koncepcji społecznej i koncepcję tę realizującym. Jak już mówiliśmy bowiem rewolucyjne uderzenie z roku 1949 pozba­wiło go sensu istnienia i bazy gospodarczej w po­staci związkowych zakładów pracy, uczyniło zbio­rowiskiem szukającym gruntu pod nogami", l to właśnie jest główna przyczyna upadku Związku, a spory ideowe tylko ją wzmocniły.

Warto się zastanowić, jaką rolę w rozwoju spraw niewidomych w Polsce odegrał Związek Pracowników, bo chyba nie jest tak, jak twierdzi autorka, że Leon Wrzosek odrzuci/ wszystko co było przed nim. Uważam, iż Związek Pracowników stanowił kolejny, niezbędny etap na drodze do powstania nowej organizacji. Bez te­go ogniwa w łańcuchu wydarzeń nie można było iść dalej. Z takiego punktu widzenia rolę Związku Pracow­ników Niewidomych R.P. należy ocenić bardzo wysoko. Włodzimierz Dolański i bliscy mu ludzie zrobili to, co na danym etapie można było zrobić. Dzięki temu wpi­sali się na jasne karty historii ruchu niewidomych w Polsce.

Warto przy tej okazji przypomnieć, iż w pierwszych latach po wojnie działalność społeczna była o wiele trud­niejsza niż w okresie późniejszym. Podróże w niewyo­brażalnie zatłoczonych pociągach jadących z małą pręd­kością trwały niejednokrotnie po kilkanaście godzin. Starania o bezpłatne bilety kolejowe nie zawsze przynosiły pożądane rezultaty. Przeważnie kupowało się je za włas­ne pieniądze. Na noclegi w hotelu naszych działaczy nie było stać. Noce podczas wyjazdów służbowych spędzali oni najczęściej na krzesłach przy biurkach w lokalach związkowych. Praca społeczna wymagała więc wielkiego poświęcenia i ofiarności oraz jasno wytyczonego celu, dla którego warto ponosić tak olbrzymie trudy i wyrze­czenia.

W marcu 1950 roku władze państwowe zawiesiły działalność Zarządu Głównego Związku Pracowników Niewidomych R.P., a stanowisko kuratora powierzyły mjr. Leonowi Wrzoskowi. Jego celem było uporządkowanie spraw związkowych, wyciszenie konfliktów, przestawie­nie działalności organizacji na nowe tory i dostosowanie jej do wymagań ówczesnego państwa, doprowadzenie do zjazdu krajowego i wyboru nowych władz. Nieco da­lej spróbujemy się zastanowić nad oceną sposobu i stop­nia wykonania tych zadań, ale najpierw zapoznajmy się, choć bardzo pobieżnie, z sylwetką człowieka, który miał kształtować dalsze losy niewidomych.

Leon Wrzosek urodził się w Warszawie 5 marca 1906 roku w rodzinie robotniczej. Wychowywał się w bardzo trudnych warunkach materialnych. Można mniemać, iż te okoliczności już we wczesnej młodości Utorowały mu drogę do lewicowych związków zawodo­wych, gdzie rozwijał działalność społeczną i polityczną. Pod koniec lat trzydziestych skończył szkołę podoficer­ską. Wzrok stracił w walkach w czasie Powstania War­szawskiego. W pierwszych latach po wojnie pracował, już jako niewidomy, w Państwowym Przedsiębiorstwie Robót Kolejowych, najpierw w sekcji technicznej, a na­stępnie na stanowisku kierownika personalnego. Stąd przyszedł do Związku i przyjął funkcję kuratora. W młodości nie miał możliwości zdobycia większego wy­kształcenia, może właśnie dlatego przez całe życie przy­wiązywał dużą wagę do oświaty, czytelnictwa i różnych form nauki. Znał pismo punktowe i czytał książki i czaso­pisma brajlowskie. Był człowiekiem uczciwym, wrażli­wym, chętnym do pomocy.

Przypatrzmy się teraz, jak okres kurateli ocenia au­torka "Historii niewidomych polskich": "Określając swoje zadanie jako "walkę o nową formę i nową socjalistyczną treść naszej organizacji", major Wrzosek, jako kurator Związku Pracowników Nie­widomych R.P., przeprowadził następujące prze­kształcenia:

1. Zreorganizował aparat związkowy, przy­stosowując go do pełnienia roli centralnego kiero­wnictw/a organizacji jednolitej i zdyscyplinowanej. Czteroosobową obsadę dotychczasowego biura Zarządu Głównego powiększył do ośmiu osób, zwalniając większość dawnych pracowników, an­gażując nowych.

Dziewięciu istniejącym oddziałom nadał cha­rakter centralnie kierowanych ogniw terenowych o jednakowym zakresie zadań, wykonywanych wg przygotowanych odgórnie instrukcji oraz na pod­stawie wytycznych, udzielanych drogą odpraw ogólnokrajowych. Dla wszystkich oddziałów usta­lił obsadę pracowniczą statutową i zastąpił nią dotychczasowych pracowników społecznych.

Drukarnię brajlowską wraz z wydawnictwem czasopism, książek i podręczników przeniósł z Wrzeszcza do Warszawy, rozbudował technicz­nie, rozszerzył personalnie. Zlikwidował wydawa­nie w zwykłym druku "Przyjaciela Niewidomych".

  1. Przeprowadził komisyjną weryfikację wszystkich członków Związku, założył ich jedno­litą ewidencję. Na tej drodze stwierdził przynależ­ność do Związku 2 200 niewidomych.

  2. Scentralizował finanse Związku. Po przy­jęciu dotacji państwowej z funduszu koncesyjne­go, dysponował sumą przekraczającą 1.000.000 zł. Wprowadził systematyczne finansowanie działal­ności oddziałów, stopniując wysokość dotacji miesięcznych w zależności od zakresu działań".

Nieco dalej czytamy: "W ramach przygotowań do l Zjazdu Krajowego, na którym miało nastąpić ostateczne zjednoczenie polskich niewidomych przez połączenie Związku Ociemniałych Żołnierzy R.P. ze Związkiem Pracowników Niewidomych R.P., kompletował i przygotowywał politycznie aktyw związkowy, złożony z wybieranych na specjalnych zebraniach delegatów na Zjazd. Ze­brania wykorzystywał nadto dla szerokiej kam­panii uświadamiającej rzesze członkowskie, sto­jące poza aktywem, dla których bodźcem stała się dyskusja nad nową formą działalności ich Związku.

W rezultacie bowiem kurator uznał Związek Pracowników Niewidomych i Związek Ociemnia­łych Żołnierzy za podstawę dla całkowicie nowej organizacji scentralizowanej, dążącej do pełnego rozwinięcia sieci terenowej i objęcia nią jak naj­większej liczby niewidomych i ociemniałych, bez względu na przyczynę i czas utraty wzroku".

Jak więc widzimy, jest to ocena odpowiadająca faktom tamtego czasu, nie wymagająca dodatkowych ko­mentarzy i należy się z nią zgodzić. Podjęte przez ku­ratora przedsięwzięcia organizacyjne, merytoryczne, fi­nansowe i kadrowe stanowiły mocny grunt i można już było przystąpić do tworzenia nowej organizacji niewido­mych.

Pierwszy zjazd odbył się w czerwcu 1951 roku. Zjazd delegatów powołał do życia Polski Związek Niewi­domych. Na przewodniczącego Zarządu Głównego wy­brano mjr. Leona Wrzoska. Od tego czasu rozwój struktur związkowych następuje bez wstrząsów i załamań, a wy­stępujące różnice zdań w aktywie traktowane są jako zjawiska naturalne i nie powodują regresu.

Nowa organizacja nie w pełni cieszy się aprobatą dr Ewy Gródeckiej. Może przyczyniło się do tego zby­tnie przywiązanie do tradycji, a może niechęć do stru­ktur scentralizowanych kojarzących się z nowym syste­mem politycznym. Pamiętajmy, że od tegoż systemu autorka książki doznała niemało przykrości za swą dzia­łalność i przekonania polityczne. W jej odbiorze mjr Wrzosek nierozdzielnie łączył się z tym właśnie syste­mem. Dla zobrazowania tej tezy posłużmy się znowu cytatem:

"Wbrew pozorom, przypuszczanie, iż Kura­tor, odrzucając koncepcje dawne, tworzył organi­zację rozbudowaną i kosztowną, lecz pozbawioną koncepcji, byłoby niesprawiedliwe i krzywdzące. Koncepcja istniała, lecz nie była to koncepcja sa-modzielna. Polegała ona na ustawieniu Związku jako organizacji usługowej w stosunku do ogółu niewidomych, oraz jako organu państwa do spraw niewidomych, a więc w gestii Ministerstwa Pracy i Opieki Społecznej, równocześnie zaś między re­sortami państwowymi, organami rad narodowych, spółdzielczością inwalidzką, wszelkiego typu zakładami produkcyjnymi, leczniczymi, opiekuń­czymi, nauczającymi itp.

Każda z tych instytucji miała w odpowied­nim zakresie świadczyć na rzecz niewidomych - Związek zaś miał być w stosunku do każdej z nich czynnikiem inicjatywy, koordynacji, inter­wencji, pośrednictwa, współpracy, a wszystko to z punktu widzenia wykrytych organizacyjnie po­trzeb niewidomych. Samodzielnie miał prowadzić jedynie to, czego nie mógł podjąć się nikt inny: wydawnictwa i biblioteki brajlowskie, nauczanie niewidomych posługiwania się systemem Braille'a, prowadzenie zespołów artystycznych, czytel­niczych, sportowych itp., przy świetlicach skupia­jących oczywiście jedynie tych niewidomych, któ­rzy odczuwali potrzebę takich form, a więc sto­sunkowo nielicznych.

Koncepcja ta pozbawiała zorganizowanych niewidomych prawa do samodzielnego zaspokaja nią potrzeb o ogólnym zasięgu, które najlepiej znali, bo bezpośrednio odczuwali. Istotą jej był brak wiary w możliwości organizacyjne i gospodar­cze niewidomych, brak wiary, uzasadniony jedynie nieznajomością problematyki niewidomych i ich przeszłości organizacyjnej, społeczno-gospodarczej, choćby tylko w Polsce. Powierzając Związ­kowi zadanie pozornie doniosłe, faktycznie czyniła go petentem i organizatorem petentów, osobowo­ścią prawną z reguły niezadowoloną i nieprzerwa­nie wysuwającą nowe żądania na wszystkie stro­ny, bo liczącą na działanie innych, nie własne. Czyniła go nadto organizacją ludzi o stale nieza­spokojonych takich lub innych potrzebach i wciąż stawiających nowe wymagania, nie zawsze po­wiązane z możliwościami państwa i z sytuacją ogółu ludności".

Trudno się pogodzić z taką oceną nowego Zwią­zku. Autorka stwierdza, że jest on petentem wobec wszy­stkich innych instytucji. Może jedynie żądać, ale sam nic nie jest w stanie wykonać. Zastanówmy się jednak, czy możliwe by/o inne usytuowanie nowej organizacji. W czasach poprzednich, kiedy Związek praktycznie nie wychodził poza granice dużego miasta, kiedy obejmował opieką kilkudziesięciu lub w najlepszym wypadku kilkuset członków, mógł się zajmować samodzielnie organizowa­niem oświaty, zatrudnienia, pomocy materialnej, działal­ności kulturalnej i zastępować instytucje państwowe, w dodatku czyniąc to wszystko siłami społecznymi. Takie działanie nie mogło być jednak skuteczne i uzasadnione, gdy organizacja programowo miała objąć tysiące lub dziesiątki tysięcy niewidomych, rozsianych po całym kra­ju, nie tylko w miastach, lecz i przede wszystkim na wsiach. Jej pracy nie dało się wykonać jedynie siłami społecznymi, nie zawsze odpowiednio wykwalifikowa­nymi.

Związek nie występował jako petent ale jako or­ganizacja odpowiedzialna społecznie za określoną grupę inwalidów. Miał formułować zadania nie tylko dla siebie, ale i dla innych instytucji, koordynować je, strzec inte­resów niewidomych. W tym celu powstały odpowiednie przepisy prawne, które sprawiały, że nie był bezsilny.

Dzięki nowemu i nowoczesnemu ustawieniu statu­towemu i programowemu w całym kraju powstały woje­wódzkie i powiatowe jednostki PZN skupiające tysiące działaczy społecznych, którzy nie tylko teoretycznie mogli docierać do wszystkich potrzebujących pomocy, ale także pomoc tę realnie świadczyć. Prawdę tę dobitnie potwier­dziły późniejsze lata.

Nie można też zgodzić się z innym twierdzeniem autorki, iż takie ustawienie Związku czyni z niewidomych - ludzi o nigdy nie zaspokojonych potrzebach, nie liczą­cych się z możliwościami państwa i ogółu ludności, po­nieważ nie tylko agendy związkowe, ale wszystkich nie­widomych uznaje się za jednostki oderwane od realnego życia, aspołeczne, mogące jedynie w niepohamowany sposób żądać, l w tym wypadku, na szczęście, prognozy autorki się nie spełniły.

Jak świadczą fakty, ogniwa PZN na wszystkich szczeblach, jeśli było to konieczne, w obronie spraw nie­widomych wysuwały żądania, ale przede wszystkim ich aktyw pracował bezinteresownie i ofiarnie, niosąc pomoc tysiącom członków Związku w małych miasteczkach i wsiach. Niedocenianie lub wypaczanie tej prawdy wy­rządza krzywdę niewidomym i widzącym działaczom, któ­rzy niejednokrotnie całe swoje dorosłe życie poświęcili w służbie ludzi samotnych, niezaradnych, oczekujących czyjejś pomocnej ręki. Inwalidzi wzroku pracowali zawo­dowo, jak inni pełnosprawni obywatele, wytwarzali dobra materialne i duchowe, a nieuzasadnione roszczenia jed­nostek, jeśli występowały, nie mogą negatywnie rzuto­wać na społeczną dojrzałość ogółu.

Każdy, kto chce oceniać obiektywnie i spojrzeć na omawianą przeszłość bez ideologicznych i politycznych okularów zniekształcających obraz, opierając się jedynie na faktach, musi przyznać, że Związek stworzony przez mjr. Leona Wrzoska dostosowany jest do realiów ów­czesnego państwa i pozytywnie zweryfikowany przez póź­niejsze lata. Dzięki niemu inwalidzi wzroku stali się gos­podarzami w swej organizacji, a jednocześnie, wszyscy w razie potrzeby mogli liczyć na pomoc w takich dziedzi­nach, jak: oświata, kultura, zatrudnienie, zaopatrzenie w niezbędne pomoce rehabilitacyjne, a wreszcie w okreś­lone instrumenty prawne. Model taki sprawdził się w pra­ktyce, o czym najdobitniej świadczy fakt, że Polski Zwią­zek Niewidomych istnieje już prawie pięćdziesiąt lat w niewiele zmienionej postaci i jak na razie nie wymyś­lono nic lepszego.

Pojawiają się wprawdzie tu i tam głosy nawołujące do federalizmu z końca lat czterdziestych, ale moim zda­niem są to żądania nieprzemyślane i nieodpowiedzialne. Zmieniły się, bowiem warunki ekonomiczne i społeczne. Inna jest również świadomość samych niewidomych. Po wrót do form organizacyjnych i programowych sprzed pięćdziesięciu lat byłby wielkim regresem.

Jeszcze bardziej niebezpieczne wydają się suges­tie, o charakterze podpowiedzi, aby PZN wziął na wła­sne barki koszty swej działalności, tak jak to było w Związku Pracowników Niewidomych. Niektórzy dzia­łacze społeczni i państwowi uważają, że Związek pro­wadzi własne zakłady pracy w formie spółek i te po­winny dostarczać zdecydowaną większość środków na działalność naszej organizacji.

W tych rozważaniach nie bierze się pod uwagę faktu, że są to przeważnie zakłady małe, nie przynoszące większych dochodów. Na pracujących w nich inwalidów wzroku trzeba przeznaczać więcej funduszów na oprzy­rządowanie, szkolenie i pomoc rehabilitacyjną. Zasadni­cza różnica tkwi w tym, że kiedyś Związek miał pod opieką bardzo nieliczną grupę niewidomych, dzisiaj jest ich w Polsce ponad osiemdziesiąt tysięcy i coraz mniej spośród nich ma zapewniony samodzielny byt materialny.

Jak więc w nowych warunkach ekonomicznych i społecznych powstałych po roku 1989 na nowo ożyły spory o koncepcję organizacyjną, programową i ideową, X tym tylko, że nawiązywanie w tych sporach do roz­wiązań sprzed pięćdziesięciu lat ma wyraźne cechy szko­dliwego epigonizmu.

j:.. Warto zauważyć, że Ewa Gródecka nie jest konsekwentna w swych opiniach. Oto, co pisze kilka stron dalej po sformułowaniu niepochlebnych ocen dotyczących PZN

"Liczba członków w grudniu 1959 r. wynosiła 10 731 osób. Dzięki samodzielnej akcji ogniw te ren owych, docieranie do poszczególnych człon­ków poprawiło się znacznie, sytuacja ich jednak nie uległa zasadniczym zmianom, ponieważ Zwią­zek w dalszym ciągu był tylko interwentem, po­średnikiem, koordynatorem, petentem. Mimo to, sprawy socjalno-bytowe niewidomych, teoretycz­nie znajdujące się w kompetencji rad narodo­wych, stanowiły przez cały okres przedmiot spe­cjalnej troski Związku na wszystkich szczeblach organizacyjnych i starań Zarządu Głównego, o których częściowo pozytywnym załatwieniu świadczą zarządzenia państwowe wydane w la­tach 1951-1960.

Za pośrednictwem Związku państwo zaopa­trywało niewidomych w pomoce krajowe i zagra­niczne, kompensujące brak wzroku, podnoszące zaradność życiową, zdolności zawodowe, możli­wości społeczne. Były to zegarki brajlowskie, psy przewodniki, białe laski, brajlowskie maszyny do pisania, wydawnictwa, tabliczki i zwykłe maszyny do pisania, aparaty radiowe i inne.

Specjalną opieką Związek otaczał naukę i wypoczynek dzieci i dorosłych niewidomych, ich życie kulturalne, ich rozrywki itp. l w tej dziedzi­nie nie mógł jednak rozwinąć szerokiej akcji samo­ dzielnej, obejmującej wszystkie dzieci niewidome, których część pozostaje poza szkołami specjalnymi i ogół członków dorosłych, zwłaszcza zamieszka­łych po wsiach. Mimo to Związek posiadał sieć czynnych świetlic, bibliotek i punktów bibliotecz­nych, zespołów artystycznych, czytelniczych, sportowych i innych, organizował kolonie letnie dla dzieci i obozy dla młodzieży, wczasy rodzinne nad morzem i wczasy indywidualne we własnym Do­mu Wypoczynkowym w Muszynie. Związek wyra­źnie idzie naprzód, z jednej strony zabiegając o re­gulowanie sytuacji z jak największą korzyścią dla niewidomych, z drugiej o wyciągnięcie wniosków z wieloletnich doświadczeń i o wprowadzenie w życie opartych na wnioskach reform. Między innymi Związek coraz radykalniej przeciwstawia się izolacji niewidomych w naszym społeczeń­stwie i zacieśnianiu się jednostek samodzielnych i zaradnych do życia we własnym skupisku, w or­bicie własnych tylko problemów. Gdy więc w pier­wszym pięcioleciu istnienia Polskiego Związku Niewidomych nakazem chwili było zawodowe i materialne usamodzielnienie niewidomych /pro­duktywizacja/ bez wysuwania na plan pierwszy aspektów społecznych, to w łatach ostatnich has­łem naczelnym stało się przystosowanie członków Związku do życia i pracy w środowisku natural­nym, razem z widzącymi. Nowość tego hasła jest tylko pozorna. Związek przez cały okres swej dzia­łalności nie zapomina ani na chwilę, że każdy nie­widomy jest w Polsce Ludowej pełnoprawnym obywatelem, nie tylko korzystającym ze specjal­nych udogodnień, ale i pełniącym obowiązki spo­łeczne i polityczne w warunkach normalnych ".

Tak więc, mimo pojawiających się tu i ówdzie ak­centów niechęci do nowego oblicza Związku, Ewa Gró­decka, Jako realistka, dostrzega pozytywne przemiany / daje temu wyraz w wielu miejscach na kartach swej książki.

Warto jeszcze na chwilę wrócić do sprawy Wło­dzimierza Dolańskiego. Autorka, omawiając okres kura­teli, stwierdza, że Wrzosek postawił go poza Związkiem. Czy rzeczywiście i czy właśnie Wrzosek? Pamiętać trzeba, iż w końcowym okresie sporu Dolański-Lisowski sprawa przeniosła się na grunt ideologiczny i polityczny. W tam­tym okresie to było bardzo ważne, zwłaszcza, że mjr Wrzosek miał w Prezydium takich ludzi, jak Tadeusz Rad-wański czy Stanisław Madej, znanych z nieprzejednanej postawy wrogości wobec reprezentujących poglądy nie­zgodne z duchem socjalizmu. Mimo to, w 1953 r. dr Dolański, na zlecenie Zarządu Głównego wraz z Marią i Zdzisławem Zajączyńskimi pracuje nad przygotowaniem podręcznika do nauki brajla dla dorosłych pt. "Równajmy krok". Jako ekspert jest także członkiem komisji progra­mowej, razem z pro f. Marią Grzegorzewską, przy Mini­sterstwie Oświaty, co na pewno nie stało się bez zgody władz Związku. Kiedy w 1955 roku nastąpiła w dzie­dzinie polityki nawet lekka odwilż. Zarząd Główny wy­cofał zarzuty wobec Włodzimierza Dolańskiego i włączył go do aktywnej pracy w strukturach PZN. Staraniem mię­dzy innymi mjr. Wrzoska, w sierpniu 1957 roku Wło­dzimierz Dolański otrzymał za swe zasługi w pracy dla dobra niewidomych Krzyż Komandorski Orderu Odrodze­nia Polski.

Często w pretensjach pod adresem mjr. Wrzoska pojawia się zarzut że oddał państwu obiekt po niemiec­kim ośrodku dla niewidomych w Gdańsku-Wrzeszczu. Uważam, iż zarzut ten nie ma nic wspólnego z realizmem.

Wiadomo, że PZN nie mógłby właściwie wykorzystać budynku mającego siedemset miejsc, co w tamtym okre­sie ogromnych zniszczeń i wielkiego głodu lokalowego było nie do przyjęcia. Upieranie się przy utrzymaniu obie­ktu skazane było z góry na niepowodzenie. Dodać warto jeszcze, że budynek przekazany został Akademii Medycz­nej, a więc instytucji potrzebnej całemu społeczeństwu. Może dzięki takiej postawie kuratora władze państwowe łatwiej zgodziły się na wybudowanie w stolicy pięknego obiektu przy ulicy Konwiktorskiej.

Chcąc się pokusić o choćby bardzo skrótowe pod­sumowanie działalności mjr. Leona Wrzoska na stanowis­ku kuratora i prezesa Zarządu Głównego PZN, należy powiedzieć, iż stworzył on nowoczesny Związek zdolny do podjęcia zadań, których wykonanie dobrze przysłużyło się społeczności niewidomych. Tysiące spośród nich mo­gło podjąć pracę - zawodową i społeczną, zdobyć wy­kształcenie, założyć rodziny i żyć jak każdy inny obywa­tel. Owoce z drzewa, które on zasadził i które tak pięknie wyrosło, do dziś wszyscy spożywamy, l to jest jego naj­większą zasługą dla niewidomych w Polsce.

W 1956 roku Wrzosek odszedł ze stanowiska prze­wodniczącego Zarządu Głównego, ale nie odszedł ze Związku, nie obraził się, nie odizolował, nadal pracował wśród niewidomych i wspierał ich przedsięwzięcia swym doświadczeniem i umiejętnościami współżycia z ludźmi. To także jeszcze jeden dobry rys jego charakteru.

Warto się przez chwilę zastanowić, na czym polega największa wartość książki dr Ewy Gródeckiej. Przede wszystkim chyba na tym, że była to pierwsza poważna pozycja w naszej literaturze tyflologicznej omawiająca tak wszechstronnie dzieje niewidomych w Polsce. To jest tak, jakby autorka wybudowała drogę, jeszcze nie w pełni doskonałą, ale szeroką, bitą, po której można iść, oglądać to co było dawniej, słuchać co mówili ludzie, których przeważnie nie ma już wśród nas. Teraz drogę tę trzeba ciągnąć dalej, naprzód.

Ewa Gródecka interesowała się nie tylko zagadnie­niami ściśle związkowymi. Sporo miejsca poświęciła pro­blematyce spółdzielczej. Najdobitniejszym tego przykła­dem może być obszerny wykaz spółdzielni niewidomych zamieszczony na końcu książki. Jest to istotny przyczy­nek dla tych, którzy chcieliby w sposób twórczy trak­tować rozwój tych placówek. Odegrały one bowiem wiel­ką i pozytywną rolę w dziele włączania niewidomych w nurt normalnego życia społecznego i w pełni zasługują na większe zainteresowanie, zresztą nie tylko w sferze historii i publicystyki.

Nasuwa się pytanie, dlaczego książka dająca tak szeroką panoramę spraw niewidomych, przez długie lata praktycznie nie była znana ogółowi. Moim zdaniem przyczyniły się do tego przedstawione w książce spory i konflikty między działaczami i zderzenia różnych kon­cepcji rozwiązywania problemów niewidomych. Po uka­zaniu się pracy w druku wielu ludzi miało pretensje i żal o niewłaściwe przedstawienie lub naświetlenie wydarzeń i motywów. Nie chcąc zaogniać sytuacji, książkę niejako schowano. Potem, choć emocje wygasły, tak to już ja­
koś zostało. Czas, więc wypełnić luki. "Historia niewido­mych polskich w zarysie" powinna być na nowo wy­dana w zwykłym druku, a także w brajlu i nagrana na taśmę magnetofonową, aby również jak największa licz ba inwalidów wzroku mogła ją przeczytać, poznać swe korzenie i ludzi, którzy sprawie służyli. Wyzwoli to na pewno zainteresowanie problematyką historyczną, co może zaowocować nowymi publikacjami na ten temat. Byłbym szczęśliwy, jeśli tak by się stało i gdyby niniejszy wstęp do książki Ewy Gródeckiej również do tego się przyczyn/ł.

JÓZEF SZCZUREK

SPRAWA NIEWIDOMYCH

ZESZYT VII -VIII

Dr fil. Ewa Gródecka

0x01 graphic

w zarysie

POLSKI ZWIĄZEK NIEWIDOMYCH

WARSZAWA 1960

Oddajemy do rąk Czytelników "Sprawy Nie­widomych" pierwsze opracowanie HISTORII NIE­WIDOMYCH POLSKICH.

Stanowi ono I część książki pt. "Niewidomi, ich przygotowanie do życia i pracy", którą opraco­wuje Centralny Ośrodek Tyflologiczny Polskiego Związku Niewidomych na podstawie badań, prze­prowadzonych z udziałem wszystkich Okręgów Związku i licznych współpracowników niewidomych i widzących.

Polski Związek Niewidomych Centralny Ośrodek Tyflologiczny

Warszawa ul. Konwiktorska 9

W Polsce, tak jak na całym świecie, działal­ność widzących na rzecz niewidomych rozwinęła się znacznie wcześniej, niż działalność samych niewido­mych.

Inicjatorem i głównym realizatorem założeń, przede wszystkim leczniczych, wychowawczych i opiekuńczych, był zrazu tylko czynnik religijny. Potem do rozpoczętej przez niego akcji włączył się świecki czynnik filantropijny i wreszcie, współdziała­jący z nimi aż do osiągnięcia przewagi, czynnik spo­łeczny, samorządowy, państwowy. Na tym podłożu rozwinęła się działalność organizacyjna samych nie­widomych, świadcząca o ich prężności życiowej i doj­rzałości społecznej.

W Polsce sprawa niewidomych była ściśle związana z sytuacją kraju, pozbawionego w ciągu 150 lat jednolitości terytorialnej oraz prawa stano­wienia o sobie w ramach własnej państwowości.

Fakt rozbiorów i długiej niewoli naszego pań­stwa ciąży bardzo poważnie na wszystkim, co działo się w Polsce nie tylko przed odzyskaniem niepodleg­łości w r. 1918, ale i po tej wielkiej i za mało jeszcze docenianej przemianie, która rozpoczęła okres histo­rii Polski zwanej "międzywojennym". Fakt ten nie przestał ciążyć także na naszym życiu i na naszej działalności po II Wojnie Światowej1*, która wpro­wadziła naród polski, ocalały dzięki samodzielnej egzystencji w latach 1918-1939, na rewolucyjnie inną drogę bytu i rozwoju państwowego, w rewolucyjnie zmieniony układ stosunków sąsiedzkich, międzypań­stwowych i międzynarodowych.

Z przyczyn polityczno-społecznych, zatem roz­wój sprawy niewidomych w Polsce musiał mieć cha­rakter swoisty, bo odmienny w każdym zaborze, opóźniony w stosunku do państw zachodnich, dwu­krotnie zniwelowany przez poważne straty w lu­dziach i ciężkie zniszczenia wojenne.

Dlatego przeszłość sprawy niewidomych pol­skich rozpatrywać musimy w trzech odrębnych okresach:

I - do roku 1918, II - od roku 1918 do roku 1945, III - od roku 1945.

Okres I

SPRAWA NIEWIDOMYCH W POLSCE DO ROKU 1918

Zabór rosyjski

Nie zachowały się żadne ślady działalności na rzecz niewidomych w Polsce przed wiekiem XIX.

Potem, na terenie każdego z trzech zaborów, w zależności od istniejącej w nich sytuacji, pomyślano przede wszystkim o zorganizowaniu zakładów wycho­wawczych dla dzieci niewidomych, następnie zajęto się dorosłymi. Powstały również w tym czasie pierwsze stowarzyszenia samych niewidomych.

Najbardziej sprzyjające warunki wytworzyły się w zaborze rosyjskim.

Od roku 1817 istniał w Warszawie Instytut Głu­choniemych, założony według wzorów zachodnich przez ks. Jakuba Falkowskiego. Twórca i rektor In­stytutu zdawał sobie sprawę z konieczności kształcenia dzieci nie tylko głuchoniemych, ale i niewidomych. Od roku 1821 przyjmował on do Instytutu po kilku ocie­mniałych, którzy uczyli się tu czytania tekstów druko­wanych wypukłymi literami łacińskimi oraz muzyki. W broszurze swej pt. "O początku i postępie Instytutu Warszawskiego Głuchoniemych", wydanej w r. 1823, zamieścił projekt przekształcenia Instytutu Głuchonie­mych w Instytut Głuchoniemych i Ociemniałych /str. 66/. Wybuch Powstania Listopadowego uniemożliwił ks. Falkowskiemu zorganizowanie oddzielnej szkoły dla niewidomych, dla której odpowiednie warunki zna­lazł w Częstochowie. W tymże 1831 roku ks. Falkowski ustąpił ze stanowiska rektora Instytutu.

Dopiero w r. 1842, za rektoratu ks. Szczygielskiego, wrócono do kompromisowej koncepcji objęcia działalnością Instytutu i dzieci niewidomych. Na razie zorganizowano dla nich jedną klasę, przy czym co roku miała przybywać klasa następna. Program całej szkoły miał być obszerniejszy, niż program ówczesnej szkoły elementarnej. Uczono nadto rzemiosł /szczotkarstwo, koszykarstwo/ oraz muzyki.

Od tego czasu wytwarzała się w naszym społe­czeństwie, podobnie jak w wielu innych, tradycja łącze­nia pojęć "głuchoniemy" i "niewidomy". U nas trady­cje te uzasadniały jedynie trudne warunki polityczne i ucisk, ograniczający nawet tego typu oświatowe po­czynania polskie.

Specjalnością szkoły stało się z czasem kształce­nie niewidomych muzyków, których liczba stale wzras­tała.

* * *

W roku 1864 zorganizowali się oni z inicjatywy i pod kierunkiem dyrektora Papłońskiego, tworząc Towarzystwo Niewidomych Muzyków1*, byłych Wychowanków w Instytutu Głuchoniemych i Ociemniałych w War­szawie.

'Włodzimierz Dolański, Francja, Anglia i my. Sprawa Niewido 1958, Zeszyt V.

Janina Ender, Ks. Falkowski, nauczyciel głuchoniemych. Dziennik „Dziś i Jutro", Warszawa 1954, nr 16, Biblioteka Centralna PZN. Uroczysty obchód setnej rocznicy urodzin ks. Jakuba Falkowskiego założyciela i pierwszego rektora Instytutu Głuchoniemych i Ociemniałych". Pamiętnik 1875, odbitka, streszczenie w Archiwum Tyflologicznym PZN.

Było to pierwsze w Polsce samopomocowe sto­warzyszenie samych niewidomych.

Od roku 1870 siedzibą Towarzystwa był gmach poklasztorny przy ul. Piwnej 9/11. W czasie Powstania 1863 roku skonfiskowany przez władze carskie jako dobro kościelne, gmach ten został przekazany Instytu­towi Głuchoniemych i Ociemniałych do użytkowania "na cele charytatywne". Przyznany na siedzibę niewido­mych muzyków, mieścił w dwóch pokojach biuro i świetlicę, w pozostałej zaś części — pokoje mieszkalne.

Towarzystwo liczyło przeszło 50 członków niewi­domych, nadto zaś widzących, popierających i honoro­wych. Prezesami byli kolejno dyrektorzy Instytutu, sta­le opiekował się on bowiem instytucją, którą sam po­wołał do życia. Członkami zarządu byli niewidomi w liczbie pięciu i czterech widzących.

Prowadzone przez Towarzystwo biuro pośrednic­twa pracy przyjmowało od instytucji i osób prywat­nych zamówienia na dorywczą pracę muzyków oraz starało się o stałe zatrudnienie dla członków w re­stauracjach i kawiarniach, w szkołach tańca i przy baletmistrzach. Członkowie, którzy otrzymali pracę za pośrednictwem Towarzystwa, wpłacali 5% dochodów do jego kasy.

W świetlicy były dwa fortepiany. Odbywała się tu wzajemna nauka nowych utworów muzycznych. Po­moc stanowił widzący pracownik Towarzystwa, lektor, który odczytywał nuty czarnodrukowe. Towarzystwo prowadziło chóry, które śpiewały w kościołach i ze­społy muzyczne, przeważnie trzyosobowe /fortepian, skrzypce i wiolonczela/. W Warszawie, Płocku i Łodzi organizowane były koncerty na dochód Towarzystwa i na cele społeczne.

Przy Towarzystwie istniało Koło Pań. Jego członkinie prowadziły w świetlicy głośne czytanie ksią­żek czarnodrukowych.

Pokoje mieszkalne odnajmowane były za niską opłatą lub przyznawane bezpłatnie członkom, zwłasz­cza przybywającym spoza Warszawy. Znajdowało tu stałą siedzibę około 20 niewidomych muzyków, samo­tnych i z rodzinami.

Pomoc Towarzystwa nie ograniczała się do sta­rań o pracę i udzielania mieszkań. Poważną rolę peł­niła kasa zapomogowa, pożyczkowa i pogrzebowa. Za­pomóg przyznawano dużo, tak członkom jak wdowom i dzieciom po zmarłych kolegach. Pożyczki w wysoko­ści do 50 rubli przyznawano za poręczeniem dwóch osób, zwrot następował ratalnie.

Materialna sytuacja Towarzystwa była dobra i mocno ugruntowana. Prócz 5% podatku od docho­dów wpływały składki członkowskie, wynoszące dwa ruble od osoby rocznie. Towarzystwo starało się także o wpływy dodatkowe, z których zamierzało zabezpie­czyć starość swoich członków. Kapitał żelazny Towa­rzystwa doszedł do 15.000 rubli.

W roku odzyskania niepodległości przez państwo polskie Towarzystwo Niewidomych Muzyków, byłych Wy­chowanków Instytutu Głuchoniemych i Ociemniałych miało za sobą prawie pięćdziesięcioletnią działalność.1}

ł) Jan Marczewski, Wacław Katowski, Relacje spisane w r. 1957. Archiwum Tyflologiczne PZN.

Około roku 1880 powstało w Wilnie Kuratorium Opieki nad Ociemniałymi /nazwa rosyjska: Obszczestwo Popieczytielstwa o Sliepych/. Była to organizacja filantropijna, do której należały głównie osoby widzą­ce. O działalności jej pod zaborem rosyjskim — wiado­mości nie posiadamy.

* * *

Działalność Towarzystwa Opieki nad Ociemniały­mi w Warszawie zapoczątkowana została przez Różę Czacką.

Urodzona w roku 1876, utraciła ona wzrok ma­jąc 22 lata. Zwodzona przez różnych lekarzy w kraju i za granicą, prawdę, iż nigdy już widzieć nie będzie, przyjęła od okulisty warszawskiego, dr. Gepnera. Równocześnie wskazał on jej cel i sens dalszego życia — w niesieniu pomocy niewidomym polskim, opusz­czonym i zaniedbanym.

Uznawszy postawiony przed sobą drogowskaz za własny, lata 1900-1910 poświęciła gruntownym przygo­towaniom do zamierzonej działalności. Podczas podró­ży po zachodniej Europie zapoznawała się z sytuacją niewidomych oraz z formami akcji, mającej na celu poprawę ich bytu i otworzenie przed nimi szerszych możliwości. Najwięcej znalazła we Francji: system Brail-le'a i formy działalności Association Yalentin Haiiy stały się głównymi filarami dla jej przeświadczenia

1} Halina Temerson, Odpowiedź na ankietę o stowarzyszeniach niewidomych w Polsce. Archiwum Tyflologiczne PZN.

o własnym powołaniu i dla podejmowanej działalności. Właśnie we Francji znalazła Czacka podstawy dla swej tezy podstawowej, znacznie później sformułowanej: "Praca niewidomych dla niewidomych stanowi jedną z najodpowiedniejszych form ich zatrudnienia i daje względnie szerokie, lecz nie dość wyzyskane, pole dzia­łalności".

Po powrocie do kraju w r. 1910, Czacka otwo­rzyła w Warszawie przy ul. Dzielnej Ognisko dla Nie­widomych Kobiet. Zamieszkało tu ich 7. Uczyły się galanterii koszykarskiej, trykotarstwa ręcznego i wy­platania krzeseł.

W tym samym roku wspólnie z ociemniałym mecenasem St. Bukowieckim zorganizowała Towarzys­two Opieki nad Ociemniałymi i z nim złączyła swoje dalsze plany i działania.

W roku 1913 Towarzystwo założyło przy ul. Złotej szkołę dla niewidomych chłopców, ochronkę dla dzieci oraz warsztaty koszykarskie wraz z inter­natem dla mężczyzn. Była to pierwsza na terenie za­boru rosyjskiego szkoła dla dzieci niewidomych z pol­skim językiem nauczania. Na ul. Złotą przeniesione zostaje również Ognisko dla Kobiet z ulicy Dzielnej, gdzie powstaje teraz nowa placówka: schronisko dla niewidomych staruszek wraz z warsztatem torebkarskim.

W tym samym czasie Towarzystwo zapoczątko­wało akcję kolonii letnich dla wychowanków, co było wyrazem troski o ich zdrowie i rozwój fizyczny. Pier­wsze kolonie organizowane były w majątkach prywa­tnych.

Zdając sobie sprawę z różnorodności potrzeb, odczuwanych przez ludzi niewidomych w ówczesnych warunkach, Róża Czacka dała inicjatywę akcji "pat-ronatowej" Towarzystwa, polegającej na udzielaniu in­dywidualnej pomocy niewidomym i ich rodzinom w warunkach istniejących, w mieszkaniach prywat­nych. Działalność ta okazała się bardzo potrzebna i rozwijała się coraz lepiej. W roku 1914 Towarzystwo miało pod swoją opieką 110 rodzin niewidomych war­szawskich. Niektórzy z nich otrzymywali pomoc mate­rialną, inni zostali zatrudnieni w warsztatach koszykar­skich.

Rozpowszechnienie w zaborze rosyjskim systemu pisma punktowego Ludwika Braille'a jest zasługą Ró­ży Czackiej i Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi. Jego zdecydowane stanowisko w tej sprawie różniło się zasadniczo od pełnej wątpliwości postawy nauczycieli Instytutu Głuchoniemych i Ociemniałych, którzy nie wychodzili poza próby w stosowaniu tego systemu i to wyłącznie w języku rosyjskim. Czacka staje się pierw­szą nauczycielką brajla w zakładzie na Dzielnej i wśród patronowanych w ich mieszkaniach. Staje się także organizatorką pierwszego zespołu widzących i niewidomych kopistów książek dla niewidomych i za­łożycielką pierwszej w Polsce pokaźnej polskiej biblio­teki brajlowskiej.

W czasie pierwszej wojny światowej Róża Czacka przebywała na Wołyniu, odcięta od Warszawy przez działania wojenne. Placówki Towarzystwa prowadzili w tym czasie jej współpracownicy tak jak umieli i jak to było możliwe w warunkach okupacyjnych.

Pozostając w oddaleniu od terenu swej działalno­ści i od jej żywotnych problemów, Czacka miała moż­ność przemyśleć najwłaściwsze drogi rozwoju i najko­rzystniejsze dla Towarzystwa formy organizacyjne. W trosce o odpowiednio dobrany i ustabilizowany per­sonel opiekuńczy, postanowiła odwołać się do wraż­liwości kobiet na cierpienie ludzkie i do ich uczuć religijnych. Doszła do wniosku, że jedynie zakonna organizacja personelu zapewni działalności Towarzyst­wa jednostki konsekwentnie dobrane i wychowane, na całe życie dobrowolnie związane ze sprawą niewido­mych, pojmowaną jako służba Bogu i cierpiącemu człowiekowi.

Wiosną 1918 roku wraca do Warszawy w habicie franciszkańskim, jako siostra Elżbieta. Stwierdza, iż utworzona przez nią placówka stała się podobna do średniowiecznego przytułku dla niewidomych. Obejmu­je kierownictwo Zakładu przy ul. Polnej 40, od razu przekształcając go w instytucję nowoczesną. Równo­cześnie przystępuje do organizowania zakonu Sióstr Franciszkanek Służebnic Krzyża.

Ta podstawowa reorganizacja Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi przeprowadzona była w ostatnich miesiącach wojny i w pierwszych miesią­cach organizowania się wyzwolonego państwa pols­kiego.1}

lj Według opracowań pt. Założycielka Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi, pionierka sprawy niewidomych w Polsce i Patronat, otrzymanych z Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi w Laskach w r. 1959. Archiwum Tyflologiczne PZN.

Zabór austriacki

Pierwszą polską placówką wychowawczą, prze­znaczoną wyłącznie dla dzieci niewidomych w zaborze austriackim, był Zakład Ciemnych we Lwowie, ufun­dowany w 1845, otwarty w 1851.

Początek tej fundacji dał hr. Wincenty Zaremba Skrzyński, który w ten sposób pragnął utrwalić pamięć swego niewidomego syna. Dla Zakładu, obliczonego na 30 miejsc internatowych, fundator wzniósł specjalny budynek przy ul. Łyczakowskiej. Po 50 latach nastąpi­ło przeniesienie rozwijającej się instytucji do większego gmachu, również zbudowanego przez fundację, przy ul. Św. Zofii.

Działalnością Zakładu kierowała honorowa dyre­kcja, na której czele stał kurator. Rzeczywiste kierow­nictwo sprawowali pedagodzy widzący.

W latach 1851-1868 do Zakładu przyjmowano wyłącznie chłopców, potem otworzono oddział dla dziewcząt, powiększając liczbę wychowanków do 40. Dzieci niewidome w wieku poniżej 10 lat uważano wtedy za zbyt słabe do nauki szkolnej i wymagające opieki rodzinnej, przyjmowano więc je tylko wyjątko­wo. Za to nie robiono trudności zgłaszającym się analfabetom i niewidomym w wieku powyżej 14 lat i uczono ich wszystkiego od początku razem z młod­szymi dziećmi. W roku 1902 otworzono przedszkole, obejmując opieką także i dzieci najmłodsze.

Nauka prowadzona była w dwóch oddziałach, niższym i wyższym. Oddział niższy miał kurs dwuletni, wyższy — czteroletni. Dzieci uczyły się czytać, pisać i rachować po polsku, gramatyki i składni polskiej, wygłaszania wierszy, matematyki w zakresie czterech działań, reguły trzech i procentów, historii Polski i Au­strii, podstawowych wiadomości z botaniki i zoologii. Znacznie później dodano chemię i fizykę. W pierwszym okresie języka niemieckiego uczono nieobowiązkowo, potem naukę języków obcych skasowano, pozwalając jednak poszczególnym uczniom brać lekcje prywatne.

Czytania uczono systemem Kleina /wykłuwane litery łacińskie/ bądź w brajlu. Pierwsze tabliczki braj­lowskie do pisania sprowadzono bardzo późno — do tego czasu dzieci pisały literami łacińskimi na tablicz­kach łupkowych lub usiłowały wykłuwać litery braj­lowskie bez tabliczek.

Poza przedmiotami ogólnymi uczono gry na skrzypcach, organach i na fortepianie.

Z rzemiosł chłopcy uczyli się koszykarstwa i wy­platania mat, później także szczotkarstwa. Dziewczęta za roboty koronkarskie, szydełkowe i na drutach zdo­bywały dla Zakładu nagrody i pochwały od wystaw krajowych i zagranicznych, "ponieważ żaden inny za­kład dla ciemnych tak udatnych robót dotąd jeszcze nie dostarczał".

Zasługują na uwagę przyczyny, dla których Za­kład zrezygnował z nauczania dwóch rzemiosł, wpro­wadzonych w pierwszym okresie.

Jednym z nich było szewstwo, "którego 11 lat uczono, a które, iż nadzoru widzącej i biegłej osoby wymaga, czego znowu ociemniały po opuszczeniu Za­kładu rzadko kiedy z wielką trudnością poza Zakładem doświadcza, nie praktycznym się okazało". Po roku 1910 wypłacano tylko zarobione w szkole pieniądze, absolwentom zaś nie wolno było odwiedzać Zakładu. Przez cały jednak okres jego ist­nienia najzdolniejsi wychowankowie zatrzymywani byli i zatrudniani jako nauczyciele. I tak: "przez szereg lat /aż do śmierci/ były uczeń Zakładu, ociemniały Otton Kłodnicki, uczył swych dawnych kolegów gry na for­tepianie". Także "dawna wychowanka, Salomea Bukowska, pozostała w Zakładzie i pomagała innym przy wykonywaniu robót ręcznych". W latach późniejszych nauczycielem muzyki był Aleksander Stankiewicz, "po­mocnikiem nauczycielskim" zaś absolwent Zakładu, Włodzimierz Dolański.

Liczba miejsc w Zakładzie, ze względu na ograni­czone fundusze, wzrastała bardzo powoli, co stanowiło przedmiot troski dyrekcji.

W roku założenia Zakład utrzymywał 7 chłop­ców i jednego nauczyciela /l851/. W 19 lat potem w Zakładzie wychowywało się 21 chłopców i 14 dziew­cząt. Zatrudniano wtedy nauczyciela kierującego, po­mocnika nauczycielskiego, nauczyciela muzyki, majstra koszykarskiego i katechetę. Nauczycielką robót kobie­cych była przez szereg lat bezinteresownie Anna Ma­kowska, żona nauczyciela kierującego, Marka Makow­skiego.

Był to nieoceniony pracownik, "który i szkolne przedmioty wykładał i nauki rzemiosł wszystkich przez wiele lat sam udzielał, względnie udzielania tychże nad­zorował". Nadto "niemniej skutecznie wpływał na kształcenie charakterów uczniów oraz niezmordowanie pilnował porządku domowego".

Zgodnie z regulaminem, opartym na akcie fun­dacyjnym, warunki przyjęcia do Zakładu były następu­jące: metryka chrztu, świadectwo formalne o przynale­żności do chrześcijańskiej gminy w Galicji, w Krakow­skim lub na Bukowinie, dowód "szczepionej lub natu­ralnej ospy", świadectwo zdrowia, "przy czem się do­daje, że epileptycy i idioci w Zakładzie pomieszczeni być nie mogą".

Jak z tego wynika, Zakład odrzucał dzieci niewdome upośledzone umysłowo i fizycznie. Uzasadnie­niem tego była troska o należyte wykonanie zadania, niewątpliwie nowatorskiego, oraz dbałość o wycho­wanków mimo ślepoty zdolnych do nauki i pracy. Prywatna fundacja miała prawo dowolnie określać za­kres i charakter podejmowanej działalności. Z prawa tego Zakład Ciemnych we Lwowie korzystał bezwzglę­dnie, martwiąc się jednak, że nie może przyjmować wszystkich kandydatów.

Wychowankowie Zakładu otrzymywali w nim "wikt skromny, ale pożywny, ubiory letnie i zimowe, bieliznę, pościel, obuwie".1} Wyrazem troski o zdrowie dzieci były ćwiczenia gimnastyczne na przyrządach, prowadzone dwa razy na tydzień. Poza tym ruchu było mało. Dzieci spacerowały po sali dwójkami lub trójkami, trzymając się pod ręce. Do ogrodu wolno było wychodzić tylko parami. Innych gier prócz do-

x) Wyjątki w cudzysłowach i informacje dotyczące pierwszego okre­su działalności Zakładu — z broszury pt. Galicyjski Zakład Ciemnych we Lwowie, — streścił Julian Topolnicki, sekretarz Zakładu Ciem­nych. Lwów 1887, stron 8.

mina i warcab dzieci nie poznawały. Wymagano, by same ubierały się, myły, by dawały sobie radę przy jedzeniu. Poza tym nie myślano o ich usamodziel­nianiu.

Braki, cechujące system wychowawczy Zakładu, częściowo tylko mogły być usuwane podczas pobytów dzieci w domach rodzinnych. Regulamin wymagał bo­wiem pozostawania wszystkich dzieci w czasie ferii świątecznych, nakazując za to obowiązkowy wyjazd na wakacje letnie. Zasada ta była przestrzegana tak do­kładnie, że dzieci, które nie miały rodzin lub nie mogły do nich pojechać, umieszczano na lato w prywatnych domach ziemian galicyjskich.

W późniejszych latach błędem Zakładu był brak troski o przyszłość wychowanków, którzy w większości pochodzili z rodzin robotniczych i chłopskich.

Uczono ich w szkole muzyki, lecz nie chciano w nich widzieć przyszłego zawodu niewidomych. Za­braniano więc grać utwory lekkie, których znajomość umożliwiałaby pracę zawodową w zespołach muzycz­nych. Grywanie uczniów w restauracjach i kawiar­niach było źle widziane tak przez dyrekcję szkoły, jak przez kuratorium Zakładu. Ostatecznie kilku absol­wentów zostało organistami, kilku wyspecjalizowało się w muzyce tanecznej, dwóch zostało nauczycielami muzyki w szkołach dla dzieci niewidomych. Najtru­dniejsza była sytuacja życiowa niewidomych dziewcząt i kobiet. Słabym wyrazem troski społeczeństwa o nie było stypendium, przeznaczone dla jednej z byłych wy­chowanek Zakładu, a ufundowane przez urzędnika lwowskiego, którego nazwiska nie utrwalono. Wypłacane stale co miesiąc, zapewniało ono spokojny byt wybrance losu, gdy pozostałe absolwentki musiały bo­rykać się z codziennymi trudnościami bez żadnych perspektyw.1*

* * *

W lecie roku 1914, tj. w chwili wybuchu wojny światowej, Zakład stał pusty, wychowankowie bowiem, wysłani na czas wakacji, przebywali w domach rodzin­nych.

W rozumieniu potrzeb wojennych i dla osłony dobra fundacji przed zniszczeniem, dyrekcja urządziła w gmachu Zakładu szpital dla 60 żołnierzy i oficerów austriackich. Istniał on do chwili ewakuacji Lwowa przed wkroczeniem wojsk rosyjskich, to znaczy do ostatnich dni sierpnia 1914 r.

W kilka dni potem budynek Zakładu został za­jęty na kwaterę dla oddziału rosyjskiego liczącego 500 ludzi, co groziło dewastacją siedziby dzieci niewido­mych. Dlatego dyrekcja postanowiła bez zwłoki wzno­wić działalność Zakładu i zakwaterowała w nim dzie­sięciu wychowanków i byłych wychowanków, przeby­wających wówczas we Lwowie. Wobec ogłoszenia przez władze okupacyjne zakazu prowadzenia systema­tycznej nauki, niewidomi powtarzali już nabyte wia­domości oraz uczyli się rzemiosł, robót ręcznych i mu­zyki.

1} Karol During, Zaklad Ciemnych we Lwowie, 1851-1926. Lwów 1926. Aleksander Stankiewicz — Relaga. Archiwum Tyflologiczne PZN.

Od wiosny 1916 roku do późnej jesieni roku następnego władze wojskowe austriackie kierowały tu ociemniałych inwalidów wojennych, Polaków i Rusi-nów. W ten sposób powstał we Lwowie pierwszy na ziemiach polskich Zakład Rehabilitacyjny dla Ociem­niałych Żołnierzy. Otrzymywali oni tutaj pełne utrzy­manie oraz naukę czytania i pisania, muzyki, szczotkarstwa i koszykarstwa. W pierwszym okresie było ich 50, stopniowo liczba ta wzrosła do 100 szeregowców, jednego oficera i 4 cywilnych ofiar wojny. Wraz z nimi przebywało czterech wychowanków Zakładu, oczekują­cych na wznowienie nauki szkolnej.

Inwalidzi byli otaczani opieką i ofiarnością spo­łeczeństwa i władz. Na wiosnę 1917 r. dyrekcja Za­kładu zorganizowała wystawę-kiermasz z wyrobami in­walidów, które ludność natychmiast rozkupiła.

W tym czasie rozpoczynał swą działalność ociem­niały oficer, kpt. Jan Silhan.

Wybuch I wojny światowej zastał go w szeregach armii austriackiej, gdzie odbywał służbę wojskową /1913-1914/. Wysłany na front serbski, w listopadzie 1914 r. został ciężko ranny i stracił wzrok. Podczas leczenia szpitalnego w Budapeszcie znany tyflopedagog z Czerniowiec, G. Halarewicz, nawiązał z nim kontakt i wprowadził go na drogę służby dla sprawy niewido­mych.

Po powrocie do zdrowia Silhan, zrazu sam, po­tem zaś z żoną przygotowywał się do planowej, poważ­nej działalności. Nie mogąc z powodu utraty wzroku kończyć zaawansowanych studiów politechnicznych, specjalizuje się w tyflopedagogice. Jako hospitant za poznaje się z działalnością Instytutu Wychowawczego dla Niewidomych w Wiedniu. Czyta podstawową lek­turę fachową. Przez rok uczęszcza na wydział filozofi­czny Uniwersytetu Wiedeńskiego, uzupełniając studia pedagogiczne. W roku 1916 odbywa wraz z żoną sześciotygodniową podróż po Austrii, zwiedzając różne za­kłady, instytucje wychowawcze i opiekuńcze dla niewi­domych. Pracę ułatwia mu znajomość pisma brajlows­kiego, które opanował w parę tygodni po utracie wzroku, i pisania na maszynie. Posługiwał się także skrótami brajlowskimi i różnymi usprawnieniami tech­nicznymi. Głównym czynnikiem kompensacyjnym była jednak pełna oddania pomoc żony.

W roku 1917 plany obojga Silhanów ulegają za­sadniczej zmianie. Ociemniały kapitan zostaje powoła­ny do czasowej służby czynnej i odkomenderowany do Lwowa celem zorganizowania i prowadzenia Szkoły dla Ociemniałych Żołnierzy na Kleparowie. Pierwszą grupę uczniów stanowił zespół ociemniałych inwali­dów, dotąd przebywających w Zakładzie Ciemnych.

Na stanowisku tym doczekał końca pierwszej wojny światowej i wyzwolenia państwa polskiego.x)

Zakład Ciemnych zaś po odejściu inwalidów wrócił do swych normalnych zadań wychowawczych.2)

1} Czterdziestolecie pracy Koi. Silhana /niepodpisane/. "Pochodnia" nr 8/1956. Życiorys z r. 1951 — tekst użyczony przez kpt. Silhana. Odpowiedź na ankietę Komisji Zarządu Głównego PZN do spraw zatrudnienia niewidomych absolwentów szkół wyższych, 1957. Ar­chiwum Tyflologiczne PZN. 2) Karol Diiring, patrz przypis na str. 20.

Zabór pruski

W latach 1831 i 1834 zabór pruski był objęty spisami niewidomych, które na terenie całej monarchii pruskiej przeprowadzał Blindenheim berliński. Pierw­szy z tych spisów ujawnił w "prowincji poznańskiej" na l 056 278 mieszkańców 668 niewidomych, wśród nich zaś 55 dzieci do lat 15.

W związku z wynikami spisów władze pruskie powołały do życia szkołę dla niewidomych przy po­znańskim seminarium nauczycielskim i w oparciu o ist­niejący już zakład dla dzieci głuchoniemych. Specjalnie sprowadzony z Berlina niewidomy nauczyciel Mejer uczyć miał dzieci niewidome. Szkoła istniała jednak bardzo krótko, tak z powodu bardzo małej liczby uczniów, jak ze względów narodowościowych i finan­sowych. Dla seminarium stanowiła bowiem nadmierne obciążenie materialne.

Ponieważ jednak były to lata organizowania za­kładów dla niewidomych w całej Europie, władze pańs­twowe zainicjowały utworzenie fundacji, która miała zapewnić podstawy dla takiej placówki w Poznańskiem.

Niezależnie od tego powstał w r. 1853 w Wol­sztynie, z inicjatywy miejscowego aptekarza, mały, pry­watny Zakład dla Dzieci Niewidomych. Po zbudowaniu z funduszy fundacji specjalnego budynku w Bydgosz­czy, zakład wolsztyński, liczący 30 wychowanków, zo­stał w r. 1872 tam przeniesiony i umieszczony w no­wym gmachu.

Znalazło się w nim teraz 88 wychowanków, po­bierających naukę w ośmiu klasach. W warsztatach szkolnych uczono koszykarstwa, tapicerstwa, szczotkar-stwa, trykotarstwa i kobiecych robót ręcznych. Zdol­niejszym uczniom udostępniono naukę masażu. Kształ­cono także nauczycieli muzyki, organistów i stroicieli fortepianów.

W programie szkoły główny nacisk kładziono na przygotowanie do zawodu. W nauce przedmiotów ogól­nych stosowany był system Braille'a.

Zakład od południa miał duży ogród, co sprzyja­ło urządzaniu różnych zajęć i rozrywek na wolnym powietrzu tak w lecie, jak w zimie. W świetlicy były prowadzone gry towarzyskie, głośne czytanie itp. Per­sonel pedagogiczno-administracyjny liczył 24 osoby. W r. 1910 budynek został powiększony i unowocześ­niony. Wprowadzono wodociągi i gaz, centralne ogrze­wanie, telefon, windę do podawania posiłków z kuchni do jadalni.1}

W chwili przejmowania terenów zachodnich przez nowe władze polskie był to jedyny w Wielkopol­sce i na Pomorzu zakład dla dzieci niewidomych. Nie był to jednak zakład, który pod zaborem pruskim wychowywał i nauczał przyszłych niewidomych działa­czy polskich.

Podobną jak zakład bydgoski rolę spełniały bo­wiem wielkie BHndenheimy: we Wrzeszczu koło Gdań­ska /założony w 1864 roku/ i we Wrocławiu /1817/.

1} A. Stróżyk, Szkoła dla Dzieci Niewidomych w Bydgoszczy, źródła informacji nie podano. Materiały do historii niewidomych. Ar­chiwum Tyflologiczne PZN.

Wszystkie te zakłady nie uwzględniały wcale na­rodowości uczniów, wobec czego wychowywane w in­ternatach niewidome dzieci polskie były narażone na germanizację w stopniu znacznie wyższym, niż dzieci widzące, uczęszczające do szkół niemieckich, lecz nie wyrywane z rodzin.

Po ukończeniu szkół ich niewidomi absolwenci nie posiadali w społeczeństwie żadnego oparcia.

* * *

Jedyne stowarzyszenie samopomocowe niewido­mych na terenie zaboru pruskiego zorganizowali właś­nie niewidomi Ślązacy, byli wychowankowie zakładu dla niewidomych we Wrocławiu.

Był to Yerein der Blinden im Oberschlesischen Industriebezirk, założony 15 grudnia 1912 roku w By­tomiu przez Rudolfa Andrzeja Stasika, Jana Janasa, Jana Pinczoka i in. Na 2 000 niewidomych, wykazywa­nych na terenie Górnego Śląska przez oficjalną statys­tykę ówczesną, do stowarzyszenia należało 500-600. Posiadało ono 9 kół: w Bytomiu, Gliwicach, Zabrzu, Raciborzu, Opolu, Koźlu, Nysie, Prudniku i Głubczy­cach.

Celem Stowarzyszenia było niesienie pomocy wszystkim niewidomym na Śląsku. Stowarzyszenie by­ło organizacją samych niewidomych, korzystającą z pomocy widzących, jako członków wspierających. Z pomocą przychodziły też władze terytorialne. Dzia­łalność ułatwiało pełnienie przez R. A. Stasika funkcji płatnego opiekuna niewidomych na Górnym Śląsku z ramienia berlińskiego Ministerstwa Opieki Społecznej. Odezwa Stowarzyszenia, rozesłana do dyrekcji hut, kopalni i zakładów przemysłowych oraz do osób prywatnych z prośbą o legaty i dotacje, przyniosła jako odzew fundusze, które pozwoliły nabyć dom w Bytomiu. Stał się on następnie głównym ośrodkiem działalności niewidomych śląskich.

Członkowie Stowarzyszenia korzystali z przywi­lejów, przysługujących niewidomym w całej Rzeszy zniżki w podatkach obrotowym i dochodowym, zwolnienie od podatku dochodowego niewidomych, zarabiających mniej niż 400 marek rocznie, 50% zniżki na kolejach dla niewidomych i ich przewodni­ków, ulgi przy przejazdach tramwajami, przyznawa­ne w różnej wysokości przez władze poszczególnych miast/. Nadto Stowarzyszenie wystarało się dla wszystkich członków o ulgi w opłatach komunal­nych, wyrabiało poszczególnym niewidomym renty i zapomogi, broniło w razie potrzeby przez swych przedstawicieli w sądach, a z okazji Gwiazdki roz­dzielało liczne paczki z odzieżą i żywnością oraz da­ry pieniężne.

Celem zatrudnienia członków zdolnych do pracy, Stowarzyszenie zorganizowało większe warsztaty szczotkarskie i koszykarskie w Bytomiu i Chorzowie oraz mniejsze w Prudniku i Nysie. Organizowało również zatrudnienie chałupnicze i prowadziło szkolenie przy-warsztatowe. Większość niewidomych miała karty rze­mieślnicze, np. na wyrób trzepaczek. Kilku niewido­mych Stowarzyszenie umieściło jako telefonistów w Hucie "Pokój". Kilku pracowało jako muzycy, stroi­ciele, kupcy.

Przy współpracy z Katolicką Ligą Kobiet Stowa­rzyszenie wysyłało dzieci i dorosłych do szkół i za­kładów dla niewidomych we Wrocławiu i w Berlinie oraz do konserwatoriów muzycznych, organizowało rę­czne przepisywanie książek w brajlu dla własnej biblio­teki w Bytomiu, prowadziło kursy brajla, urządzało przedstawienia teatralne i wystawy. Posiadało własne zespoły muzyczne i chóry.

Nie wydawało natomiast czasopism ani książek, nie miało bowiem drukarni. Członkowie czytywali mie­sięcznik "Blindenwelt", wydawany przez Reichsdeutsche Blinden Yerband w Berlinie.

Z organizacją ogólnoniemiecką Stowarzyszenie śląskie było w stałym kontakcie i co trzy lata wysyłało swych delegatów na kongresy przez nią organizowane.

Tak przedstawiała się działalność Stowarzyszenia aż do odzyskania niepodległości przez Polskę i do złą­czenia z nią części Górnego Śląska w wyniku Powstań Śląskich.1'

* * *

Jedyne w zaborze pruskim Towarzystwo Opieki nad Niewidomymi powstało w Bydgoszczy w r. 1889. Celem jego było "uszczęśliwienie niewidomych przez pracę". Pod opieką Towarzystwa znajdowało się około l 000 niewidomych. Plan zbudowania domu z miesz­kaniami dla niewidomych i ich rodzin nie został zreali-

1} Rudolf Andrzej Stasik, Maksymilian Janas, Informacje zawarte w tych relacjach dotyczą okresu 1913-1922, bez dokładniejszych dat, co nie pozwala odtworzyć stopniowego rozwoju Stowarzyszenia. Archiwum Tyflologiczne PZN.

zowany.1} Powstało natomiast schronisko dla niewido­mych samotnych. Od roku 1912 Towarzystwo miało drukarnię i wydawało czasopismo "Feierstunde". Pro­wadziło także bibliotekę brajlowską. Tyle tylko danych posiadamy o jego działalności.2)

x) Według opracowania A. Stróżyka, źródła informacji nie podane. Materiały do historii niewidomych. Archiwum Tyflologiczne PZN. 2) Odpowiedź Feliksa Banacha na ankietę o stowarzyszeniach niewi­domych. Informuje on, iż wszystkie dokumenty Towarzystwa uległy zniszczeniu w czasie II wojny światowej. Archiwum Tyflologiczne PZN.

Okres II

SPRAWA NIEWIDOMYCH W POLSCE W LATACH 1918 -1945

Ociemniali inwalidzi wojenni. Ich związki i instytucje pomocnicze

Sprawa zabezpieczenia egzystencji i przyszłości inwalidów wojennych była jednym z niecierpiących zwło­ki problemów, które oczekiwały rozwiązania w naszym państwie podobnie jak w innych, a więc bezpośrednio po zakończeniu działań wojennych. Tymczasem państwo nasze organizowało się na nowo nie tylko po sześciolet­niej wojnie, która przeszła przez wszystkie jego ziemie, ale i po 150-letniej niewoli, przetrwanej w trzech obcych organizmach państwowych. W tej sytuacji wiele bardzo pilnych spraw nie mogło być niezwłocznie załatwionych. Jeżeli ludzie, których te sprawy dotyczyły, nie mogli czekać, musieli własne sprawy ujmować we własne ręce, by wysiłkiem społecznym wspomóc i przejściowo zastąpić działalność państwa.

Ociemniali inwalidzi wojenni od pierwszej chwili mieli do swej dyspozycji państwowy zakład rehabilitacyj­ny w postaci przejętej przez władze polskie Szkoły Ociemniałych Żołnierzy we Lwowie, zorganizowanej z ini­cjatywy austriackiego Ministerstwa Wojny już w r. 1917 przez kpt. Jana Silhana i przez niego prowadzonej. Nie rozwiązywało to jednak problemu w całości. Konieczny był pomocniczy wysiłek społeczeństwa i samodzielny ruch inwalidów, dotkniętych ślepotą.

Najwcześniej zrozumiała to Wielkopolska.

Bezpośrednio po wyzwoleniu, Okręg Wielkopols­kiego Czerwonego Krzyża w Poznaniu stworzył Sekcję Opieki nad Ociemniałym Żołnierzem, w skład której z ramienia inwalidów wszedł ociemniały oficer, inż. Czesław Perzyński. W ciągu stosunkowo krótkiego czasu okazało się, że utrata wzroku nie pozbawiła młodych i dzielnych ludzi umiejętności myślenia i działania, zdol­ności stanowienia o sobie i troszczenia się o innych, nie przekształciła ich w bierną masę podopiecznych, oczeku­jących na opiekę i pomoc ze strony widzących.

Odpowiedzią ociemniałych żołnierzy w Wielkopol­sce na akcję pomocy, niesionej im przez Czerwony Krzyż, było utworzenie własnej organizacji, która powstała już 18 grudnia 1919 r. Był to Związek Ociemniałych Wojaków na były zabór pruski z siedzibą w Poznaniu, liczący około 40 członków, którzy wybrali inż. Czesława Perzyńskiego, jako swego przywódcę i prezesa Związku. W roku 1920 siedziba stowarzyszenia została przeniesiona do Bydgosz­czy. W roku 1928 Zjazd Walny członków uchwalił zmianę nazwy organizacji na Związek Ociemniałych Wojaków na Wielkopolskę, Pomorze i Górny Śląsk z siedzibą w Byd­goszczy. W rok potem w Związku zorganizowani byli wszyscy ociemniali inwalidzi wojenni, zamieszkali na tych terenach w liczbie 132 /Wielkopolska — 86, Pomorze — 25, Górny Śląsk — 21/. Nadto Związek sprawował opiekę nad 11 wdowami po zmarłych członkach.

Podstawę materialną działalności Związku stano­wiły składki członkowskie /5 zł rocznie/, kwoty wpła­cane przez Dyrekcję Monopoli Państwowych, subwen­cje państwa i samorządu, wpłaty 110 członków wspie­rających i dobrowolne ofiary.

Z chwilą powstania Związku, stosunek Okręgu Wielkopolskiego Polskiego Czerwonego Krzyża prze­kształcił się z opiekuńczego w pomocniczy i współ­działający. Wspólnie dążono teraz do zrealizowania hasła, rzuconego w lutym 1919 r. na zebraniu Sekcji Opieki: "ociemniałym inwalidom trzeba zapewnić za­wód i przydzielić psy przewodniki".

W rezultacie Czerwony Krzyż fundusze otrzyma­ne od Polonii amerykańskiej przeznacza na kupno do­mu dla ociemniałych żołnierzy i za pośrednictwem pre­zesa Perzyńskiego nabywa dwupiętrowy budynek w Bydgoszczy przy ulicy 3 Maja 13. Początkowo w domu tym otrzymywali zakwaterowanie i wyżywie­nie na koszt Czerwonego Krzyża ociemniali żołnierze, którzy w Wojewódzkim Zakładzie dla Dzieci Niewido­mych uczyli się rzemiosł i posługiwania się systemem Braille'a. Po pewnym czasie szkolenie przeniesiono do warsztatów związkowych, zorganizowanych przez Czer­wony Krzyż w Domu Ociemniałego Żołnierza. W ra­mach tej akcji przeszkolenie zawodowe w szczotkarstwie uzyskało do r. 1926 około 50% członków Związ­ku, który następnie zaopatrywał ich w narzędzia, przy­dzielał bezpłatnie surowiec na pierwsze dwa miesiące i, założywszy własną hurtownię, zapewniał dostawę dob­rego i taniego surowca. I po roku 1926, który uznany był przez państwo za datę końcową bezpłatnego szko­lenia inwalidów wojennych, Związek zapewniał utrzy­manie członkom, szkolącym się w Wojewódzkim Za­kładzie dla Dzieci Niewidomych.

W roku 1929 Związek całkowicie przejął prowa­dzenie Domu Ociemniałego Żołnierza, dzierżawiąc go od Czerwonego Krzyża za odpowiednią opłatą.

Pełnym powodzeniem została również uwieńczo­na sprawa przydziału psów przewodników. W odpo­wiedzi na starania Związku, Ministerstwo Pracy i Opieki Społecznej powierzyło mu prowadzenie za­kładu tresury psów dla ociemniałych żołnierzy z całej Polski. W latach 1927-1930 Związek przydzielił wy­tresowane psy 111 inwalidom, z których każdy był przedtem odpowiednio przeszkolony.

Nie uważając bynajmniej szczotkarstwa za uni­wersalny zawód niewidomych, Związek pomagał wielu swym członkom w uzyskaniu innej, odpowiadającej im pracy. W rezultacie do roku 1930: osady rolne otrzy­mało z Urzędu Ziemskiego 9 członków, koncesje lub udziały w przedsiębiorstwach koncesyjnych — 29, kio­ski — 5, sprzedaż gazet — 4. Nadto dwóch zatrud­niono w Urzędzie Umundurowania, dwóch w banku przy liczeniu pieniędzy, jednego jako telefonistę, jed­nego w szpitalu wojskowym jako stenotypistę.

Dążąc do poprawy i ułatwienia warunków byto­wych członków, Związek wystarał się dla nich o bez­płatne przejazdy tramwajowe w Bydgoszczy i w Po­znaniu, pośredniczył we wszelkich sprawach u władz państwowych i samorządowych, zapewniał pomoc pra­wną, od roku 1927 pokrywał koszty leczenia. Na wy­padek niespodziewanych wydarzeń życiowych prowa­dził kasę zapomogową, członkom zaś nie posiadającym żadnych dochodów przydzielał "udziały w gotówce" z kwot otrzymywanych z Dyrekcji Monopoli Państwo­wych. Cenna umiejętność prezesa Perzyńskiego włącza­nia akcji społecznej w nurt działalności Związku spo­wodowała udział Komitetu "Gwiazdka Radiowa" w dostarczeniu 50 członkom aparatów radiowych i udział państwa w zaopatrzeniu wszystkich członków w zegarki brajlowskie.

Co roku Związek organizował ogólne "zjazdy gwiazdkowe", połączone z rozdawnictwem podarków w gotówce i w naturze. Odbywały się one kolejno w coraz to innym mieście Wielkopolski i Pomorza, miały charakter walnych zjazdów organizacji. Z cza­sem zjazdy te stały się uroczystością tradycyjną, niemal rodzinną, na którą zapraszano także ociemniałych żoł­nierzy z innych części kraju.

Udostępnienie wiedzy i książki znalazło się ró­wnież w zasięgu działalności Związku. Już w pierw­szych latach jego istnienia Perzyński osobiście prze­prowadził dwa kursy brajla dla osób widzących, które następnie zajęły się przepisywaniem odpowiednio wy­branych książek. Były one stopniowo włączane do bi­blioteki Wojewódzkiego Zakładu dla Dzieci Niewido­mych. Na oddzielnych kursach szkoleni byli w brajlu niewidomi, którym na podstawie porozumienia ze Związkiem, Zakład Wojewódzki umożliwiał korzysta­nie z posiadanego przez niego księgozbioru i na tym odcinku spotykamy się więc ze współdziałaniem, opar­tym na obustronnej korzyści, zamiast inicjowania i prowadzenia od początku akcji izolowanej i skromnej w wynikach.

Działalnością Związku, niewątpliwie wszech­stronną, przemyślaną i sprawnie organizowaną, kiero­wał Zarząd, który składał się z 5 członków i 20 ław­ników komisyjnych. Obok ociemniałych, wśród któ­rych czołowe role pełnili inż. Czesław Perzyński i Leon Łepczyński, we władzach brały udział osoby widzące, "wybitnie zasłużone na polu opieki nad ociemniałym żołnierzem".

Związek Ociemniałych Wojaków na Wielkopols­kę, Pomorze i Górny Śląsk stanowił jeden z najcenniej­szych przejawów tak działalności organizacyjnej smych ociemniałych, jak harmonijnej współpracy mię­dzy nim a ludźmi widzącymi. Ludzi tych, zajmujących odpowiedzialne stanowiska państwowe i samorządowe oraz kobiety uspołecznione i aktywne niezależnie od swej pracy zawodowej i domowej, Zarząd Związku umiał trwale wiązać ze sprawą ociemniałych żołnierzy, z ich dążeniami i potrzebami, znajdującymi swój wyraz w działalności stowarzyszenia.

W atmosferze tej współpracy i tego zrozumienia powstało środowisko społeczne, w którym nie mówiło się o rehabilitacji, lecz w którym co dzień stawała się ona faktem i podnosiła na coraz wyższy poziom.

* * *

Pragnąc uzyskać dodatkowe fundusze na rozsze­rzenie swej działalności, lwowska Szkoła Ociemniałych Żołnierzy zwróciła się w roku 1921 o pomoc do Polo­nii amerykańskiej za pośrednictwem posła polskiego w Waszyngtonie. Przeprowadzona przy jego poparciu zbiórka przyniosła 6 min zł i spowodowała przyjazd do Lwowa działaczki amerykańskiej Miss Winifred Holt, organizatorki instytucji opiekującej się niewido­mymi "Phare" /Latarnia/ w USA, a następnie we Francji i w innych krajach.

Po zapoznaniu się z działalnością Szkoły lwows­kiej i Związku Ociemniałych Wojaków w Bydgoszczy, stwierdziwszy brak takiej akcji na terenie Warszawy,

Miss Holt wystąpiła z inicjatywą zorganizowania sto­warzyszenia "Latarnia" w naszej stolicy i znalazła oso­by chętne w sferach arystokratycznych. W rezultacie już w grudniu 1921 r. powstało Towarzystwo Pomocy Ociemniałym Ofiarom Wojny w Polsce pod nazwą "Latarnia" z siedzibą w Warszawie i z oddziałem we Lwowie.

Miss Holt zorganizowała nadto wyjazd do Pa­ryża dwóch ociemniałych oficerów polskich, aby po­znali tam "pokrewne instytucje, rzemiosła dostępne ociemniałym i ulepszenia, poczynione w tej dziedzinie".

Jednym z tych oficerów był mjr Edwin Wagner, człowiek młody i wybitnie zdolny, były harcerz i legio­nista, po powrocie z niewoli przebywający w lwowskiej Szkole Ociemniałych Żołnierzy. Poza obowiązującym szkoleniem przygotowywał się tutaj do działalności społecznej wśród ociemniałych inwalidów wojennych. Przeszło roczny pobyt we Francji stał się niewątpliwie cennym uwieńczeniem tych przygotowań.

Po powrocie Wagner otrzymuje na Wołyniu osa­dę żołnierską i przystępuje do pracy na roli wraz z żo­ną, poślubioną w tym czasie. Dojeżdżając często do Lwowa, inicjuje wraz z por. Stanisławem Kłakiem utworzenie Małopolskiego Związku Ociemniałego Żoł­nierza "Spójnia" /luty 1922/ i zostaje jego pierwszym przewodniczącym.

Główny wysiłek nowej organizacji zwrócony był w kierunku zgromadzenia funduszy umożliwiających działalność. Zgodnie z ówczesną praktyką, Zarząd od­wołał się do społeczeństwa, w wyniku czego pierwsze wpływy do kasy "Spójni" były odzewem ze strony młodzieży szkolnej i nauczycielstwa lwowskiego oraz robotników z zagłębia naftowego w Borysławiu. Dążąc jednak do uregulowania stałych podstaw materialnych, Zarząd zorganizował Spółdzielnię Handlową, która objęła prowadzenie przedsiębiorstw, opartych na pańs­twowych koncesjach monopolowych, uzyskanych w wyniku usilnych starań Związku.

Rozpoczął się teraz drugi etap działalności "Spój­ni": użytkowanie posiadanych funduszy i stałych do­chodów dla bezpośredniej pomocy, udzielanej poszcze­gólnym inwalidom ociemniałym, członkom Związku.

Pomoc ta polegała przede wszystkim na stara­niach o koncesje państwowe dla inwalidów oraz na opiece nad prowadzonymi przez nich przedsiębiorst­wami, zwłaszcza w pierwszych najtrudniejszych mie­siącach. Nadto Związek starał się u władz o różne przywileje dla swych członków, jak np. uzyskane we Lwowie prawo do bezpłatnych przejazdów tramwaja­mi i do bezpłatnego wstępu na przedstawienia teat­ralne.

Na wiosnę 1925 r. odbył się walny zjazd "Spój­ni", który wybrał nowe władze Związku. Przewodni­czącym został por. Stanisław Kłak, elektrotechnik, który wzrok utracił stopniowo, skutkiem rany, odnie­sionej podczas służby w Legionach. W Szkole Ociem­niałych Żołnierzy we Lwowie nauczył się brajla, gry na fortepianie i pisania na maszynie. Ukończył potem Akademię Handlową, co dawało mu kwalifikacje od­powiadające kierunkowi działalności "Spójni", nakreś­lonemu w pierwszych latach jej istnienia.

Wagner rezygnuje w tym czasie z osady na Wo­łyniu i otrzymuje inną, w okolicy Inowrocławia, a więc w zasięgu działalności Związku Ociemniałych Woja­ków, w ułatwionym kontakcie z Perzyńskim. Celem obydwóch działaczy staje się połączenie stowarzyszeń regionalnych i utworzenie ogólnopolskiego związku ociemniałych żołnierzy.

Zanim to jednak mogło nastąpić, trzeba było zwalczyć zasadniczą trudność, która polegała na braku organizacji regionalnej w centrum i na wschodzie kraju.

Na terenie Warszawy sprawą ociemniałych żoł­nierzy zajmowała się jedynie "Latarnia". Wkrótce po powstaniu "Spójni" uruchomiła ona Szkołę Reeduka-cyjną dla Ociemniałych Żołnierzy /1923/.

Początkowo Szkoła mieściła się na Mokotowie /ul. Olkuska l O/. Po dwóch latach została przeniesiona na Pragę, do gruntownie przebudowanych baraków przy ul. Zygmuntowskiej 9. W Szkole przebywało rów­nocześnie 30 inwalidów. Kurs trwał 3 lata. Instruk­torzy widzący uczyli szczotkarstwa, trykotarstwa. Pro­gram obejmował nadto naukę brajla i historię Polski — przedmiotów tych uczył niewidomy absolwent Szkoły Opieki nad Ociemniałymi, Feliks Woźniak.

Szkoła znajdowała się pod stałą opieką lekarską i religijną. Wszyscy pensjonariusze otrzymywali bezpła­tnie utrzymanie i ubranie. Praca była wynagradzana. Najmniej zarabiali koszykarze, więcej szczotkarze i dziewiarze. Maszyn dziewiarskich było 5. Pensjona­riusze, którzy chcieli święta spędzać w domach rodzin­nych, otrzymywali zwrot kosztów podróży. Wielu wy­syłano corocznie na odpoczynek letni do siedzib ziemiańskich. Po ukończeniu kursu każdy inwalida otrzy­mywał świadectwo i pomoc pieniężną na założenie warsztatu, którym Towarzystwo opiekowało się nadal, dostarczając zamówień na wyroby. Absolwenci mogli również pozostać w internacie i pracować zarobkowo w warsztacie szkolnym.

System ten uległ zakłóceniu wiosną 1926 r. w związku z ukazaniem się zarządzenia, na podstawie którego inwalidzi, znajdujący się jeszcze na szkoleniu fachowym, tracili renty. Nastąpił wtedy gremialny wy­jazd ociemniałych inwalidów, przebywających w "La­tarni" i ich osiedlenie się poza Warszawą.15

Stosunki między działaczami "Latarni" a ociem­niałymi żołnierzami, korzystającymi z jej opieki, nie układały się harmonijnie, nie były nacechowane wzaje­mnym zrozumieniem i zaufaniem.

W Towarzystwie panował pogląd, że "niewidomi nie mogą brać udziału w życiu społecznym. Są cięża­rem dla społeczeństwa i nie ma na to rady. Dążenie ich do własnej organizacji równoznaczne jest z rewolu­cją komunistyczną." Dlatego istotną treść życia miesz­kańców internatu trzeba było ukrywać przed opieku­nami, a nawet przed ociemniałym kierownikiem Szko­ły. Dopiero w nocy "Latarnia" była "miejscem doj­rzewania planów organizacyjnych" niewidomych. "Tu odbywały się dyskusje gorące i rozmowy, sprzeczki.

^Życiorys por. Stanisława Kłaka. Archiwum Tyflologiczne PZN. Latarnia /artykuł nie podpisany/ oraz Zygmunt Wojdaliński, Zwią­zek Ociemniałych Inwalidów Wojennych i Ofiar Wojny w Warszawie. Jednodniówka Ociemniałego Żołnierza. Bydgoszcz 1929.

Z książką i międzynarodową prasą brajlowską docierał kpt. Silhan. Stąd rozchodziła się na miasto propagan­da sprawy niewidomych. "1}

Jeszcze wiosną 1925 r. Zarząd "Spójni" nawiązał kontakt z kolegami warszawskimi i zaprosił ich de­legację na zjazd Związku do Lwowa. Zaznajomieni z organizacją i formami pracy Związku Małopolskie­go, przywódcy warszawskich ociemniałych żołnierzy z kpt. Mikołajem Wroczyńskim na czele przystąpili do organizowania Związku Ociemniałych Inwalidów Wojennych i Ofiar Wojny z siedzibą w Warszawie, lecz z zasięgiem na województwa centralne i wscho­dnie.

Pierwszym zadaniem nowo utworzonego Związ­ku było wyszukiwanie i zrzeszenie ociemniałych inwali­dów wojennych, którzy zbyt długo pozostawali w roz­proszeniu i zaniedbaniu. W roku 1926 zdołał on skupić 50 inwalidów i 22 ofiary wojny, wśród których także znajdowali się ociemniali żołnierze, lecz nie zareje­strowani we właściwym czasie i dlatego nie posiadający uprawnień inwalidzkich.

Działalność Związku musiała przyjąć formy od­powiadające potrzebom członków. Jedni otrzymywali pomoc w staraniach o koncesje monopolowe, ułatwie­nia i porady w okresie organizowania przedsiębiorstw. Dla innych sprawą najważniejszą było szybkie otrzy-

1} Feliks Woźniak, Antoni Sieja, relacje. Archiwum Tyflologicze PZN. Zygmunt Wojdaliński, patrz przypis na str. 39. Edwin Wagner, O ruchu organizacyjnym ociemniałych inwalidów w Polsce. Jedno­dniówka Ociemniałego Żołnierza. Bydgoszcz 1929.

manie zapomogi pieniężnej. "Ofiary wojny", nie posia­dające żadnego zaopatrzenia państwowego i prawa do koncesji, szkolono zawodowo, przede wszystkim w szczotkarstwie i udzielano pomocy w organizowaniu prywatnych warsztatów.

Instytucją wspomagającą społecznie działalność Związku warszawskiego było Koło Polek. Zorganizo­wało ono Sekcję Pań Opieki nad Ociemniałymi, zape­wniło Związkowi lokal. Członkinie Koła weszły do Zarządu Związku.

Tymczasem w r. 1926, po uznaniu akcji szkolenia inwalidów wojennych za ukończoną, nastąpiło prze­kształcenie lwowskiej Szkoły Ociemniałych Żołnierzy i złączonego z nią Oddziału Inwalidów Ciężkich w Dom Inwalidów i jego przejęcie przez Ministerstwo Pracy i Opieki Społecznej. Silhan przeszedł w stan spoczynku i wyjechał do Radziechowa, gdzie otrzymał osadę żołnierską. Komendantem Domu Inwalidów zo­stał Wagner.

Rozpoczyna się teraz druga faza jego działalności zjednoczeniowej: zbliżanie do siebie wszystkich trzech związków i ich członków, organizowanie wspólnych poczynań, łączne występowanie do władz, gdy chodziło o sprawy wszystkich dotyczące.

Bazą stał się Związek Ociemniałych Wojaków w Bydgoszczy, najdłużej istniejący, najtrwalej zorgani­zowany, najbardziej zdyscyplinowany. W jego "zjaz­dach gwiazdkowych" coraz liczniej zaczęli brać udział przedstawiciele pozostałych dwóch stowarzyszeń. Na jego terenie wspólnym wysiłkiem zostało zorganizowa­ne w r. 1928 Letnisko Ociemniałych Żołnierzy w Ziemicach Nowych /pow. Kościan/, w którym dla wspól­nego odpoczynku spotykali się członkowie wszystkich Związków. Wspólne wystąpienie na gruncie samorządu i władz państwowych o poprawę zaopatrzenia inwali­dów ciężko poszkodowanych nie tylko zwiększało szansę pozytywnego zakończenia starań, ale przygoto­wało nadto opinię publiczną do uznania jednolitości ruchu ociemniałych żołnierzy.

To zdecydowane dążenie do zjednoczenia wywo­łało sprzeciw ze strony Związku Inwalidów Wojen­nych, którego władze nie chciały dopuścić do "szkod­liwego" dla sprawy inwalidzkiej "separatyzmu" ociem­niałych żołnierzy. I tutaj Wagner stanął na wysokości zadania. Potrafił on bowiem przekonać współtowarzy­szy widzących, że "specyficzne warunki kalectwa, po­wodujące nawet odmienną psychologię inwalidów ocie­mniałych, wymagają posiadania własnej komórki or­ganizacyjnej", potrafił uzgodnić, że "inwalidzi ociem­niali z pełną solidarnością chcą współpracować", ale nie rozproszeni, tylko jako grupa zwarta i samodziel­na. Potrafił następnie stanowisko oporne przekształcić w życzliwość i pomoc.

Zakończeniem tej drugiej fazy działalności zjed­noczeniowej było powołanie do życia organizacji na­czelnej, reprezentującej wszystkich inwalidów ociem­niałych w Polsce: Związku Stowarzyszeń Ociemniałych Żołnierzy R.P., co nastąpiło na Zjeździe Delegatów w dniu 11 maja 1929.

Według słów Wagnera, zgodnych ze statutem, zatwierdzonym przez Ministerstwo Pracy i Opieki Spo­łecznej, celem Związku było:

^ "uzgodnienie i wzmożenie działalności przy­należnych związków i ściślejsze ich zespolenie,

^ występowanie wobec władz państwowych i społeczeństwa we wszystkich sprawach zasadniczej i ogólnej natury, dotyczących interesów organizacji związkowych w zakresie poszczególnych działań, przez nie podejmowanych,

^ inicjowanie nowych dróg działania w dziedzi­nie zadań ogólnych Związku i organizacji związko­wych,

^ czuwanie nad prawidłową działalnością i gos­podarką organizacji związkowych".

Zarząd składał się z przewodniczącego, sekreta­rza, skarbnika oraz z "przewodniczących wszystkich organizacji związkowych, jako członków wydziału". Przewodniczącym z wyboru został mjr Edwin Wagner, sekretarzem Zygmunt Wojdaliński z Warszawy, skarb­nikiem Kazimierz Mroczkiewicz. Jako członkowie z urzędu weszli: inż. Czesław Perzyński, por. Stanisław Kłak, kpt. Mikołaj Wroczyński.1)

Pierwsze posunięcia nowego Zarządu Głównego zdobyły dla niego uznanie wszystkich członków. Po­legały one na przyznaniu wszystkim związkom regio­nalnym stałych subwencji na zapomogi, pożyczki itp. do rozdziału między członków, oraz na wyjednaniu u władz państwowych dla inwalidów ociemniałych stałej 50%-wej zniżki kolejowej, a także "znaczniej-

x) Edwin Wagner, O ruchu organizacyjnym Ociemniałych Inwalidów w Polsce. Jednodniówka Ociemniałego Żołnierza. Bydgoszcz 1929.

szego zasiłku dla inwalidów ciężko poszkodowanych, będącego częściowym ekwiwalentem nie wypłacanych dodatków dla ciężko poszkodowanych i pielęgnacyj­nego".

Równocześnie Zarząd Główny wprowadził do akcji samopomocowej ociemniałych żołnierzy nowy ton. Polegał on na podkreślaniu siły zbiorowej ich zwartej grupy oraz na obowiązkach wobec państwa i społeczeństwa, które podejmowali i wykonywali dzię­ki tej sile.

Związek został członkiem Federacji Polskich Związków Obrońców Ojczyzny i brał czynny udział w działalności społecznej tej organizacji, nie szczędząc kosztów na jej cele. Został także członkiem między­narodowych organizacji kombatanckich, do których należała Federacja i przez swego przedstawiciela brał udział w ich pracach.

To cechujące inwalidów zrehabilitowanych uzna­wanie spraw ogólnych za równie ważne, jak sprawy własnej doli i niedoli, ujął mjr Wagner w następujące słowa:

"Przychodząc z pomocą w potrzebie materialnej i broniąc bytu ociemniałych żołnierzy, Związek Stowa­rzyszeń Ociemniałych Żołnierzy, jako organizacja na­czelna, skupiająca wszystkich inwalidów ociemniałych w całej Polsce, stoi na straży godności i honoru swoich członków, i pracę swą prowadzi w myśl hasła: "Dobro Najjaśniejszej Rzeczypospolitej niechaj będzie dla nas najwyższym prawem".

Zasadom swym mjr Wagner był wierny do końca życia.

Prowadzony przez niego Związek Ociemniałych Żołnierzy R.P.1) w szczytowym okresie swej działalności zrzeszał wszystkich polskich ociemniałych żołnierzy w li­czbie 700. Nie prowadził ani szkolenia zawodowego, ani warsztatów pracy dla swych członków. Rozwijał nato­miast szeroką działalność gospodarczą, opartą o mono­pole państwowe, dzięki której mógł otaczać członków opieką indywidualną i służyć im pomocą, świadczoną poprzez zrzeszone w nim związki regionalne.

W szczególności:

^ prowadził starania o koncesje, korzystne dla każdego z posiadających je inwalidów,

^ dopomagał w uruchamianiu i prowadzeniu opartych na tych koncesjach przedsiębiorstw,

^ dopomagał w uzyskiwaniu, zakładaniu i roz­wijaniu gospodarstw rolnych,

^ dopomagał w nabywaniu narzędzi dla prywa­tnych warsztatów szczotkarskich,

^ przyznawał zapomogi wypłacane co miesiąc i okolicznościowe, z okazji różnych wydarzeń rodzin­nych itp.,

^ przyznawał pożyczki na różne cele.

W latach 1929-1939 Związek prowadził dla swych członków Letnisko w Wielkopolsce i Dom

W roku 1934 nastąpiła zmiana nazwy organizacji na Związek Ociemniałych Żołnierzy R.P., mimo iż 3 związki wchodzące w jego skład w dalszym ciągu posiadały dużą samodzielność organizacyjną. Stanisław Kłak, odpowiedź na ankietę o stowarzyszeniach niewido­mych; Edward Wancar, Relacja. Miesięcznik "Ociemniały Żołnierz", lata 1931-1938 - odpisy. Archiwum Tyflologiczne PZN.

Zdrowia w Zakopanem. Ten ostatni został zlikwido­wany w r. 1936, po wybudowaniu i uruchomieniu wła­snego Domu Leczniczo-Wypoczynkowego w Muszynie koło Krynicy.

Wagner był do końca życia czołowym przedstawi­cielem i przywódcą ruchu inwalidów w Polsce. Podczas dwóch kadencji /1930 i 1935/, jako poseł do Sejmu R.P., był referentem spraw inwalidzkich w odpowied­nich komisjach, często zabierając głos na ich posiedze­niach w sposób rzeczowy i jasny. W grudniu 1933 został prezesem Zarządu Głównego Związku Inwalidów Wojennych R.P., liczącego około 200 000 członków.

Posiadał wyjątkową znajomość całokształtu spra­wy niewidomych i głęboki do niej stosunek. Trafne oświetlenie faktycznej sytuacji niewidomych w Polsce zawiera jego wypowiedź z roku 1935, opublikowana w czasopiśmie "Świat Niewidomych".x)

Cytujemy ją niemal w całości:

"...Najbardziej w oczy rzucająca się wada w dzie­dzinie wykonywania opieki nad niewidomymi w Polsce leży przede wszystkim w nieskoordynowaniu tych prac przez naczelne organa, zobowiązane do sprawowania opieki. Na myśli mam przede wszystkim Ministerstwo Opieki Społecznej i Ministerstwo Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego. Brak skoordynowania prac obu tych naczelnych organów, skupiających u siebie

1} "Naczelne postulaty zagadnień niewidomych — Prezes Związku Ociemniałych Żołnierzy, poseł E. Wagner, mówi o konieczności koordynacji prac we władzach i konsolidacji ruchu niewidomych." "Świat Niewidomych", Nr l, 1936.

opiekę nad niewidomymi, daje w konsekwencji smutne rezultaty. (...) Nikt w Polsce nie myśli o tym, by niewi­domemu, który przeszedł specjalne przeszkolenie i zdo­był jakiś fach, dać odpowiadającą jego umiejętnościom pracę. Wyjątki w tej dziedzinie są nieliczne. Należy tu Schronisko Niewidomych w Bydgoszczy oraz Zjedno­czenie Pracowników Niewidomych w Warszawie. W tym stanie rzeczy pieniądz, wydany na specjalne szkolnictwo dla niewidomych przez rząd, względnie sa­morząd, nie jest należycie zamortyzowany i często idzie na marne. Jest to druga wielka bolączka zagadnienia opieki nad niewidomymi, wypływająca również z nie-skoordynowania prac przez oba wspomniane Minister­stwa. (...) W Polsce przeważa typ organizacji opiekuń­czych nad organizacjami samopomocowymi, przy czym wielką wadą jest niemal wyłącznie lokalny chara­kter działania. (...) Sprawa konsolidacji organizacji nie­widomych ma w Polsce już zapisaną kartę. Z inic­jatywy kpt. Jana Silhana ze Związku Ociemniałych Żołnierzy R.P. został wyłoniony w r. 1933 komitet porozumiewawczy, który pod auspicjami Ministerstwa Opieki Społecznej i przy współudziale szeregu organi­zacji niewidomych, po licznych i mozolnych konferen­cjach, opracował statut Głównego Komitetu Pomocy Niewidomym w Polsce. Statut ten został w r. 1934 zatwierdzony przez Komisariat Rządu m. st. Warsza­wy. Niestety, statutu tego nie wprowadzono w życie i sprawa konsolidacji ruchu niewidomych utknęła na martwym punkcie. (...) Idea konsolidacji i korzyści z tej idei płynące nie dotarły jeszcze widocznie do świadomości tych obywateli, którzy siłą przyzwyczaję nią pozostają w dalszym ciągu na ciasnym podwórku dotychczasowych metod pracy. Mam jednak nadzieję, że rzeczywistość potrzeb niewidomych przezwycięży te trudności i że w najbliższym czasie zrozumienie tej sprawy znajdzie swój oddźwięk w społeczeństwie pol­skim."

Nie zacieśniał się w środowisku inwalidzkim — równie bliskie były mu sprawy ogólne. Był preze­sem Społecznego Komitetu Radiofonizacji Kraju. Był członkiem jednej z zagranicznych delegacji polskich.

W czasie II wojny światowej brał czynny udział w pracach konspiracyjnych na terenie Warszawy. Are­sztowany i więziony w Oświęcimiu — został zamor­dowany przez hitlerowców jesienią 1944 r.1}

Niewidomi cywilni i ich organizacje

Najdawniejszą organizacją niewidomych, rozwi­jającą się nadal i w tym okresie, było Towarzystwo Niewidomych Muzyków, byłych Wychowanków Insty­tutu Głuchoniemych i Ociemniałych w Warszawie. Działało ono aż do Powstania Warszawskiego, w któ­rym został zniszczony dom przy ul. Piwnej 9/11, stano­wiący siedzibę Towarzystwa i części jego członków.2)

ł) Jan Silhan — szkic życiorysu mjr. Edwina Wagnera. Archiwum Tyflologicze PZN.

2) Relacje Jana Marczewskiego i Wacława Katowskiego. Archiwum Tyflologiczne PZN.

Na czoło nowych organizacji niewidomych cywil­nych wysunęło się Zjednoczenie Pracowników Niewido­mych R.P., założone w roku 1923 przez ociemniałego Stefana Brewińskiego, który utracił wzrok przed r. 1914 będąc podoficerem w armii carskiej. Prezesem honorowym Zjednoczenia, czuwającym przede wszyst­kim nad jego sytuacją i działalnością od strony pra­wnej, był ociemniały prezes Prokuratorii Generalnej, Stanisław Bukowiecki.

Zjednoczenie zrzeszało niewidomych i ociemnia­łych, którzy nie korzystali z uprawnień, przysługują­cych inwalidom wojennym, znajdowali się w sytuacji bez porównania gorszej, jednoczyli się więc po to, by wspólnie walczyć o bardziej ludzką organizację włas­nych spraw, o zwiększenie wśród członków poczucia godności osobistej, o podniesienie szacunku społeczeń­stwa widzącego dla ludzi pozbawionych wzroku i o usamodzielnienie gospodarcze.

Brewiński, były pracownik warsztatów Towa­rzystwa Opieki nad Ociemniałymi, miał własną kon­cepcję działalności Zjednoczenia i wytrwale ją reali­zował, początkowo przy poparciu organizacyjnym i finansowym Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi. Jako cel postawił sobie udostępnienie niewidomym pracy i wychowanie ich do działania użytecznego społecznie, osobiście zaś zapewniającego samodziel­ność i zrównanie w prawach z ogółem ludzi pracy; tę swoją koncepcję, której wyrazem była nazwa Sto­warzyszenia, przeciwstawiał filantropijnym nastawie­niom społeczeństwa widzącego w stosunku do niewi­domych.

Pierwszym organizacyjnym posunięciem Zjedno­czenia było uruchomienie w lokalu przy ul. Leszno 142/144 warsztatów szczotkarskich i koszykarskich oraz wytwórni torebek papierowych, nadto zaś urzą­dzenie w tymże domu internatu dla pracowników.

W r. 1924/25, gdy Zjednoczenie skupiało oko­ło 30 członków, zarząd wystarał się o prawo dzia­łania na terenie całej Polski. Mimo to Warszawa pozostała nadal ogniskiem twórczej myśli i jej realzacji.

Wkrótce potem z inicjatywy Zjednoczenia nastą­piło w Warszawie upowszechnianie noszenia przez nie­widomych białych lasek1*, co dla widzących było w wielu wypadkach równoznaczne z dostrzeżeniem niewidomych, dla nich zaś wiązało się ze stawianiem większych wymagań sobie, jako reprezentantom ogółu niewidomych między widzącymi.

W ciągu pierwszych 15 lat istnienia Zjednoczenie miało we władzach swych wyłącznie ludzi niewido­mych. Powołane do życia Towarzystwo Przyjaciół Hie-widomych, składające się z osób widzących, istniało krótko i zdziałało niewiele. Akcję kulturalno-oświatową, w której konieczni byli współpracownicy widzący, Brewiński powierzył Macierzy Szkolnej. Własnym czarnodrukowym organem Zjednoczenia był "Świat Niewi­domych", od założenia aż do r. 1939 redagowany przez Henryka Piotrowskiego. Pismo to nie tylko sze­rzyło w społeczeństwie wiedzę o życiu i pracy zor-

1} Białe laski dla niewidomych zostały wprowadzone w r. 1931 w Paryżu z inicjatywy Guilly d'Herbemont /widzącej/.

ganizowanych niewidomych, ale także stanowiło powa­żne źródło dochodów, dzięki obszernemu i dobrze ob­służonemu działowi ogłoszeń. Było to bardzo ważne, dotacje miasta bowiem nie przekraczały 3-5 tysięcy rocznie.

W roku 1929 Zjednoczenie wystąpiło do Mini­sterstwa Zdrowia z inicjatywą dopuszczenia niewido­mych do pracy w masażu i, mimo początkowych sprzeciwów, uzyskało zgodę. Jeszcze w tym samym roku około 10 niewidomych otrzymało wyszkolenie za­wodowe na kursie, prowadzonym przez dr Martę Biernacką. Nadto w wyniku starań mających na celu zdo­bycie pracy dla jak największej liczby członków, tak, by ich tryb życia odpowiadał nazwie stowarzyszenia, Brewiński doprowadził do zatrudnienia pierwszych w Warszawie niewidomych. Jego też starania przynios­ły Zjednoczeniu dla jego członków przydział pewnej liczby bezpłatnych biletów tramwajowych, których uzyskiwano coraz więcej. W trosce o poprawę warun­ków bytowych członków Zjednoczenie przyznawało zapomogi i pożyczki, kilka razy do roku zaś, przy różnych okazjach, rozdzielało pokaźną liczbę paczek z żywnością, słodyczami i różnymi przedmiotami co­dziennego użytku.

Utrzymywano, głównie drogą osobistych stosun­ków i zainteresowań kpt. Silhana, kontakty zagranicz­ne ze Związkiem Esperantystów. Najdalej sięgającym i bardzo ambitnym jak na nowe czasy dążeniem Brewińskiego było zjednoczenie wszystkich stowarzyszeń niewidomych rozsianych po kraju w jeden związek samopomocowy.

Realizacja tych planów była ściśle uzależniona od możliwości stowarzyszenia i od ówczesnych stosun­ków społecznych. Te zaś były niewspółmierne z plana­mi Brewińskiego i Bukowieckiego.

Liczba członków Zjednoczenia nie przekraczała 300, przy czym przed rokiem 1935 tylko 20 było nieza­leżnych materialnie, 70 znajdowało się na całkowitym lub częściowym utrzymaniu rodzin, 200 zaś żyło z han­dlu ulicznego. Przyjmowano wszystkich zgłaszających się bez względu na wyznanie i przekonania polityczne, bez względu na poprzednią przynależność organizacyj­ną i przyczyny jej zmiany. Dlatego w Zjednoczeniu znajdowali oparcie niewidomi usunięci z innych związ­ków. Zjawiskiem codziennym był alkoholizm, moral­ność pozostawiała dużo do życzenia. Przy tym Zjed­noczenie bywało przedmiotem ataków prasowych, oskarżających je o tendencje skrajnie lewicowe, a na­wet komunistyczne, co stanowiło wówczas poważny zarzut. W rzeczywistości, mimo silnych akcentów kato­lickich, miało charakter proletariacki, który przejawiał się między innymi w niezależności od jakiegokolwiek czynnika filantropijnego. Im szerszą prowadziło działa­lność, tym poważniej odczuwało niedostatek kadr kwa­lifikowanych, tym większe miało trudności materialne i gospodarcze.

W roku 1935 nastąpiło przesilenie. Kontrola z Ubezpieczalni Społecznej stwierdziła niepłacenie składek za pracowników warsztatowych w ciągu dłuż­szego czasu. Wytyczono sprawę sądową, zarządzono licytację. Nie doszła ona do skutku, ponieważ komor­nik powiedział: "co z niewidomych brać będę?" i po stawił wniosek o umorzenie sprawy. Ostatecznie wła­dze stanęły na stanowisku uogólniającym sprawę i uznały, że "niewidomi nie umieją sami się rządzić". Zjednoczenie otrzymało komisarza, który dobrał sobie współpracowników również widzących.

W wyniku reorganizacji skasowano warsztaty koszykarskie jako najbardziej deficytowe, zmechanizo­wano warsztaty dziewiarskie, wprowadzono różne usprawnienia. Uzdrowiono gospodarkę. Brewiński przestał pracować w Zjednoczeniu, członkowie zarządu pozostali pracownikami warsztatowymi. Jeden z człon­ków zarządu został woźnym, chociaż jak wspomina, nadal sprowadzał surowiec i podpisywał weksle. Sto­sunki ułożyły się korzystnie, chociaż niewidomi pra­cownicy stracili prawo korzystania z Kasy Chorych i musieli leczyć się prywatnie. Tenże członek zarządu sytuację charakteryzuje krótko: "nam z komisarzem było dobrze, kochany człowiek. Oko widzące było po­trzebne".1*

W r. 1938 za poparciem Bukowieckiego odbyła się konferencja przedstawicieli Zjednoczenia z senato­rem Petrażyckim w sprawie memoriału do Sejmu z po­stulatami, dotyczącymi projektu ustawowego zabezpie­czenia niewidomych w Polsce.

Wojna przecięła i dążenia, i normalną działal­ność. Tolerowane przez Niemców Zjednoczenie prze­trwało okupację. Dopiero Powstanie rozbiło je ostate­cznie.

1} R. Piotrowski, E. Donica, A. Hiller, Relacje. Archiwum Tyf-lologiczne PZN. Artykuły w piśmie "Świat Niewidomych".

Brewińskiego Niemcy zastrzelili w jego własnym mieszkaniu.

* * *

"Oberschlesischer Blindenverein" w Bytomiu ist­niał do roku 1921. Po Powstaniach Śląskich i podziale Śląska większość jego członków znalazła się po stronie Polski. Na specjalnym posiedzeniu postanowili oni "odłączyć się od Niemców" i utworzyć własną organi­zację. W rezultacie powstało Polsko-Śląskie Stowarzy­szenie Niewidomych z siedzibą w Chorzowie. Zarząd stanowili widzący i niewidomi. Z dawnych członków zarządu najczynniejszym był Janas i on to był przewo­dniczącym Stowarzyszenia podczas okupacji hitlerows­kiej /Stasik pozostał w Związku niemieckim/. Niewido­mi członkowie Zarządu byli wybierani według klucza branżowego: dwóch koszykarzy, dwóch szczotkarzy i jeden powroźnik.

Najważniejszym zadaniem Stowarzyszenia było zatrudnienie niewidomych we własnych warsztatach szczotkarskich. Pracowało w nich około 30 osób. Byli to przeważnie wykwalifikowani szczotkarze, wycho­wankowie szkół we Wrocławiu i Bydgoszczy. Rozwój warsztatów napotykał ustawicznie na trudności, powo­dowane przez brak surowca, co było przyczyną częs­tych przestojów, i brak zbytu, wynikający z konkuren­cji. W rezultacie zarobki były tak niskie, że szczotkarze nie mogli z nich wyżyć. Samowystarczalni byli jedynie renciści. Pozostali zmuszeni byli korzystać z zapomóg opieki społecznej i z pomocy Stowarzyszenia, które wypłacało jednorazowo niewielkie zasiłki. Jedynie z okazji Gwiazdki rozdzielało ono między wszystkich członków paczki i pieniądze.

Stowarzyszenie nie zaniedbywało działalności kul­turalnej. Posiadało własny chór, prowadziło kółko esperantystów, organizowało wycieczki.

Fundusze pochodziły z dotacji województwa śląs­kiego i samorządu, z ofiar wpłacanych w odpowiedzi na rozsyłane wezwania, ze skromnych składek człon­kowskich i z występów chóru.

Po roku 1934 nastąpił wzrost trudności material­nych, które dopełniała rozpoczęta budowa własnego domu w Chorzowie. Jedynym wyjściem było wzmoc­nienie sił przez połączenie się z innym regionalnym związkiem niewidomych. Nawiązano kontakt z Towa­rzystwem Opieki nad Niewidomymi w Bydgoszczy, nie osiągnięto jednak pozytywnych rezultatów. Ostatecznie w roku 1936 Stowarzyszenie zostało rozwiązane. Jego działalność przejęło Towarzystwo Opieki nad Ociem­niałymi z Lasek, do którego zwrócił się w tej sprawie Zarząd Stowarzyszenia. Liczba niewidomych śląskich wynosiła wtedy około 250 osób.1*

* * *

Równolegle do Związków Ociemniałych Woja­ków na Wielkopolskę, Pomorze i Górny Śląsk i w tym samym roku, co Zjednoczenie, powstał Związek Cywil­nych Niewidomych na Wielkopolskę /1923/ z siedzibą w Bydgoszczy, który w następnym roku i Pomorze objął swą działalnością.

1} Paweł Niedurny, Relacja. Archiwum Tyflologiczne PZN.

Celem Związku było "polepszenie doli niewido­mych". Wzrastająca stale liczba członków w roku 1939 doszła do 110.

Działalność Związku obejmowała:

^ udzielanie zapomóg stałych i okolicznościo­wych,

^ udzielanie pożyczek na uruchamianie kiosków itp., zakup odzieży i innych,

^ rozdawnictwo paczek świątecznych z żywnoś­cią i odzieżą,

^ prowadzenie kasy pogrzebowej,

^ organizowanie akademii okolicznościowych z bogatym programem artystycznym,

^ organizowanie pogadanek, uzupełniających wiedzę członków o Polsce.

Przez krótki czas Związek prowadził mały warsz­tat szczotkarski i koszykarski /4 osoby/ oraz punkt sprzedaży szczotek. Placówki te trzeba było zlikwido­wać, ponieważ były bardzo kosztowne i przyczyniały się do niezgody między członkami.

Fundusze Związku pochodziły ze składek człon­kowskich i z dobrowolnych ofiar społeczeństwa, wpła­canych jako odzew na prośby listowne, których rocz­nie rozsyłano około 10 000. Celom dochodowym miały również służyć organizowane przez Związek imprezy — nie opłacały się one jednak nigdy z powodu zbyt małego zainteresowania ze strony widzących.

Zarząd Związku, którego prezesem prawie przez cały okres istnienia był Władysław Winnicki, znajdo­wał się stale w trudnej sytuacji materialnej i musiał kierować się daleko idącą oszczędnością.

W czasie wojny Związek nadal opiekował się swymi członkami, o ile tylko było to możliwe. Niemcy bowiem po wkroczeniu do Bydgoszczy rozwiązali go oficjalnie wraz z innymi organizacjami, konfiskując ulokowane w banku fundusze.x)

* * *

Około roku 1932 władze państwowe uznały, że dojrzała sprawa utworzenia organizacji nadrzędnej o charakterze ogólnokrajowym, zrzeszającej wszystkie związki i instytucje opiekujące się niewidomymi.

W związku z tym została zorganizowana z inic­jatywy Komisariatu Rządu w Warszawie konferencja, w której prócz przedstawicieli rządu wzięli udział dele­gaci Zjednoczenia Pracowników Niewidomych, Związ­ku Ociemniałych Żołnierzy, Towarzystwa Niewido­mych Muzyków, Towarzystwa "Latarnia", Instytutu Głuchoniemych i Ociemniałych, Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi.

Wyrazem stosunku niewidomych do tej inicjaty­wy i oceną konferencji są następujące słowa: "O ile przed konferencją cieszyliśmy się ogromnie, że nare­szcie zajęto się problemem, który nam wszystkim spę­dza sen z powiek, o tyle po jej zakończeniu zmuszeni byliśmy głośno wyrazić swoje ubolewanie, gdyż oka­zało się, że prócz tarć między organizacyjnych i pry­waty, nie było tam niczego, co mogłoby dać niewi­domym iskierkę nadziei na polepszenie ich coraz to

1} Relacja Władysława Winnickiego. Archiwum Tyflologiczne PZN.

trudniejszych warunków bytowych. Oburzeni do głębi faktem, że konferujący zarówno niewidomi jak i wi­dzący, nie stanęli na wysokości zadania, rozpoczęli­śmy między sobą rozważać możliwości powołania ta­kiej organizacji przez samych niewidomych, bez po­mocy opiekunów widzących, którzy sprawę ambicji osobistej i reprezentowanych przez siebie instytucji wysuwali na plan pierwszy. Okazało się jednak, że na terenie Warszawy nie można bez oparcia się o któ­ryś z istniejących tam związków nic zrobić, gdyż wła­dze nie pozwalały na powołanie nowego związku, a już istniejące były sztywno obsadzone przez ludzi uspołecznionych, ale nieżyciowych. A tymczasem życie chłostało niemiłosiernie tych, którzy powinni być otoczeni należną im opieką. Bezrobocie szerzyło się ogólnie i wśród niewidomych dawało się odczuć szcze­gólnie ciężko."

W tych warunkach doszło do utworzenia poza Warszawą jeszcze jednego związku regionalnego. Był to Związek Niewidomych miasta Łodzi, utworzony na początku 1937 roku. Intencją jego organizatorów, głó­wnie byłych wychowanków warszawskiego Instytutu Głuchoniemych i Ociemniałych, było "utworzenie jed­nostki organizacyjnej, mogącej pomagać naszym towa­rzyszom niedoli", ale także zdolnej "stać się bazą czy odskocznią do powołania organizacji centralnej z sie­dzibą w stolicy, a może nawet w Łodzi, która zjed­noczyłaby wszystkie istniejące już zjednoczenia, towa­rzystwa, związki itp., która reprezentowałaby ogół nie­widomych już zorganizowanych lub organizujących się w przyszłości na terenie całego kraju".

Działalność swą Związek zaczął od zorganizowa­nia i uruchomienia z pomocą władz wojewódzkich szczotkami, dwóch gabinetów masażu leczniczego i wytwórni wycieraczek kokosowych. Niezależnie od tego prowadzono dział muzyczno-stroicielski, który starał się o pracę dla kilku członków-muzyków. Po roku sama szczotkarnia zatrudniała 20 niewidomych. "Były wypadki, iż na to, aby niewidomy zgodził się pracować w związkowym warsztacie trzeba go było wyciągnąć z przytułku, gdzie zatrzymany na ulicy jako kwestarz, odsiadywał wyrok. Niektórzy z takich rekon­walescentów nigdy do swego poprzedniego procederu nie powrócili, a nawet zakładali własne warsztaty pra­cy, najczęściej szczotkarnie."

Liczba członków Związku wzrastała powoli, aż do 50, ale warsztaty rozwijały się dobrze. "Były pro­wadzone na zasadach spółdzielczych, choć spółdzielnią w pełnym znaczeniu tego słowa nie były. Pracownik otrzymywał za pracę 80% czystego zysku, a na Zwią­zek szło 20%."

"Przedsiębiorstwem" Związku, zatrudniającym członków rodzin niewidomych, było wynajmowanie składanych krzesełek, rozstawianych w parkach miejs­kich. W ciągu dwóch sezonów letnich przyniosło to Związkowi 2 500 zł.1}

Akcja socjalna Związku dała w rezultacie: "sub­wencje na przejazdy tramwajowe zamiast bezpłatnych biletów, o jakie zabiegaliśmy w prywatnej Dyrekcji

1} Adam Tobis, Zew Koleżeństwa, referat. Archiwum Tyflologiczne PZN.

Tramwajowej, 55 białych lasek od Zarządu Miejskiego, prawo bezpłatnego wstępu z przewodnikiem do teat­rów łódzkich, prawo wsiadania do tramwaju przednim pomostem."

Przy Związku utworzona została "organizacja członków wspierających", która miała na celu: "po­magać niewidomym materialnie", "wyławiać niezorganizowanych niewidomych" i "opiekować się Związ­kiem przez udzielanie mu pomocy technicznej przy urządzaniu imprez dochodowych oraz uroczystości we­wnętrznych". Liczba członków wspierających doszła do 70. Przygotowania do utworzenia Związku Stowa­rzyszeń Niewidomych R.P. przerwał wybuch II wojny światowej.

W czasie okupacji Związek, zrazu tolerowany przez Niemców, ułatwiał członkom "przeżycie z dnia na dzień" pośrednicząc w dostawie żywności odsprze­dawanej po niskich cenach, po kilku miesiącach zaś uruchomił warsztaty szczotkarskie, pracujące w zależ­ności od surowca, nie izolując się od działalności pod­ziemnej społeczeństwa łódzkiego.

W połowie 1941 roku Związek został oficjalnie rozwiązany, majątek jego zaś przekazany był człon­kom, niewidomym Niemcom. Długie lata okupacji by­ły dla niewidomych ciężką próbą życiową, Zaznaczały się one dość dużym ubytkiem członków, niejednokrot­nie bardzo wartościowych i oddanych sprawie związ­kowej. ^

15 Adam Tobis, Zew koleżeństwa, referat. Archiwum Tyflologiczne PZN.

Działalność na rzecz niewidomych

Pierwsze polskie wydawnictwa brajlowskie nad­chodziły do kraju z Paryża, gdzie drukowane były w ramach działalności American Braille Press.

Instytucja ta powstała w roku 1915 jako funda­cja prywatna, mająca na celu niesienie pomocy kulturalno-oświatowej niewidomym, zrazu tylko w Ame­ryce, potem zaś na całym świecie. Rozszerzenie działal­ności na tereny pozaamerykańskie wymagało urucho­mienia odpowiedniego aparatu w Europie. Jeszcze w czasie trwania wojny powstał on w Paryżu, jako Europejska Sekcja American Braille Press.

W roku 1925 Włodzimierz Dolański, niewidomy nauczyciel przebywający wówczas na studiach w Sor­bonie, nawiązał kontakt z Sekcją American Braille Press w Paryżu i spowodował objęcie Polski jej działal­nością. Wkrótce potem zaczęto drukować w Paryżu miesięcznik "Braille'a Zbiór", a także wydano kilka powieści. "Braille'a Zbiór" miał charakter popularno­naukowy. Podawał on przeważnie przedruki z różnych czasopism polskich, dobierane przez zespół redakcyjny.

W roku 1926 Dolański otrzymał od American Braille Press brajlowski aparat do powielania. Zainsta­lował go we Lwowie u swojej matki i z jej udziałem rozpoczął wydawanie "Pochodni", do której artykuły nadsyłał z Paryża.

W roku 1927 American Braille Press postanowiła zdecentralizować swą działalność i dopomóc poszcze­gólnym krajom do usamodzielnienia wydawnictw dla niewidomych.

W związku z tym przybył do Polski G. Rawerat, sekretarz generalny Sekcji ABP w Paryżu. Po za­poznaniu się z sytuacją niewidomych polskich i z in­stytucjami niosącymi im pomoc zaproponował utwo­rzenie w Warszawie Sekcji Polskiej ABP. Zapowie­dział, iż otrzyma ona bezpłatnie urządzenie drukarni brajlowskiej wraz z materiałami pomocniczymi oraz środki finansowe na pokrywanie w ciągu dwóch lat wszystkich wydatków wydawnictwa z personelem włą­cznie. W ciągu tego czasu Sekcja winna przygotować się organizacyjnie i materialnie do prowadzenia samo­dzielnej działalności wydawniczej w latach następ­nych. Gdyby to nie okazało się możliwe, cały sprzęt Sekcja byłaby obowiązana zwrócić do Paryża. Umo­wy takie ABP zawierała w owym czasie ze wszystkimi krajami, które w poprzednich latach korzystały z jej pomocy.

W roku 1931 dr Dolański uczestniczył w Kon­gresie Niewidomych, odbywającym się w Nowym Yor­ku. Jego osobiste kontakty z czołowymi działaczami centrali ABP doprowadziły do sfinalizowania umowy. Po powrocie do kraju przygotowywał warunki dla przyjęcia maszyn i urządzenia drukarni. Ostatecznie jednak w skład Sekcji Polskiej American Braille Press weszły osoby spokrewnione z Towarzystwem Pomocy Ociemniałym Ofiarom Wojny w Polsce pod nazwą "Latarnia" i zdecydowały o umieszczeniu drukarni w barakach tego Towarzystwa przy ul. Zygmuntowskiej na Pradze. Po wygaśnięciu umowy i zlikwidowa­niu Sekcji Polskiej ABP drukarnia stała się własnością Towarzystwa.

Od roku 1932 drukowany był tutaj "Braille'a Zbiór" w nakładzie 450-475 egzemplarzy, od r. 1936 nadto "Nasz Przyjaciel", brajlowski dwutygodnik dla dzieci i młodzieży w nakładzie 200 egzemplarzy.

Utworzone obok drukarni biuro kopistów ksią­żek w brajlu zatrudniało w 1937 roku 17 osób. Książki te, przepisywane skrótami I stopnia w jednym egzemp­larzu, przeznaczone były dla biblioteki "Latarni", z której wypożyczali je niewidomi. W roku 1939 bi­blioteka posiadała l 250 tomów, nie licząc około 700 tomów przygotowanych do oprawy. W czasie działań wojennych biblioteka została zniszczona, maszyny zaś poważnie uszkodzone.

* * *

W roku 1921 Ministerstwo Oświaty powołało do życia roczne Seminarium Pedagogiki Specjalnej, które w roku następnym, po połączeniu z Państwowym In­stytutem Fonetycznym zostało przekształcone w Państ­wowy Instytut Pedagogiki Specjalnej.

Zadaniem Instytutu było przygotowanie czyn­nych nauczycieli do pracy w szkołach specjalnych dla dzieci upośledzonych umysłowo, głuchych, moralnie zagrożonych oraz niewidomych.

Na czele Instytutu stała od początku dr Maria Grzegorzewska, najwybitniejszy w Polsce znawca spe­cjalnych problemów wychowawczych, autorka dzieła

1} Relacja Feliksa Woźniaka, nauczyciela szkoły reedukacyjnej i kie­rownika biura kopistów i biblioteki "Latarni". Archiwum Tyflologiczne PZN.

pt. "Psychologia Niewidomych", którego pierwszy tom ukazał się drukiem, zaś drugi uległ w czasie wojny całkowitemu zniszczeniu, z niepowetowaną stratą dla sprawy niewidomych.

W czasie swego stopniowego rozwoju Instytut stał się nie tylko uczelnią, ale także placówką badań i prac naukowych, gromadzącą materiały archiwalne i muzealne z zakresu szkolnictwa specjalnego. W chwili wybuchu drugiej wojny światowej Instytut prowadził:

^ Muzeum Szkolnictwa Specjalnego,

^ Bibliotekę, przystosowaną do studiów i ba­dań naukowych,

>• Czytelnię czasopism ogólno-pedagogicznych i specjalnych, krajowych i zagranicznych,

^ Laboratorium psycho-pedagogiczne/od 1922 r./,

^ Poradnię Pedagogiki Leczniczej dla rodziców i wychowawców,

^ Poradnię Ortofoniczną /od 1922 r./ w zakre­sie wad i zaburzeń mowy.

W czasie wojny Instytut ucierpiał więcej może, niż inne uczelnie, gdyż poza stratą lokalu, wszystkich urządzeń, pomocy naukowych, całej biblioteki i muze­um szkolnictwa specjalnego — stracił prawie wszyst­kich swych profesorów, którzy wieloletnią pracą w tej instytucji zdecydowanie zaważyli na jej losie i wpłynęli twórczo na rozwój prac Instytutu i na ich poziom. Wszyscy prawie zostali rozstrzelani lub zamęczeni w obozach.

1} Maria Grzegorzewska, Państwowy Instytut Pedagogiki Specjalnej w Warszawie. "Przyjaciel Niewidomych", nr 8-9, 1949.

* * *

W skład organizującego się szkolnictwa polskie­go weszły istniejące w okresie poprzednim szkoły inter­natowe dla dzieci niewidomych. Były to zakłady Towa­rzystwa Opieki nad Ociemniałymi w Warszawie, a po­tem w Laskach, dział niewidomych w Instytucie Głu­choniemych i Ociemniałych w Warszawie, Zakład Cie­mnych we Lwowie i Szkoła dla Dzieci Niewidomych w Bydgoszczy.

Sytuacja ówczesnego szkolnictwa powszechnego i średniego dla widzących, jednoczonego, odbudowy­wanego i organizowanego po 150-letniej niewoli w trzech obcych organizmach państwowych i po znisz­czeniach wojny światowej, nie pozwalała na postawie­nie problemu wychowania i nauczania dzieci niewido­mych na właściwym poziomie. Gdy przed odzyskaniem niepodległości instytucje społeczne musiały zastępować działalność własnego państwa tam, gdzie to było moż­liwe, teraz musiały działalność tę uzupełniać — dopóki to było konieczne. Dlatego artykuł 32 dekretu o obo­wiązku szkolnym, wprowadzonego w życie w roku 1919 /Dz. Ustaw póz. 147/ ustalił, iż dzieci pozbawio­ne wzroku mają podlegać obowiązkowi szkolnemu, ale tylko wtedy, gdy w danej miejscowości istnieje zakład kształcenia tych dzieci.

Sprawa ta w rzeczywistości przedstawiała się zna­cznie lepiej niż przewidywał dekret. Dzięki posiadaniu

1} Władysław Witkowski, Opieka prawna nad niewidomymi. Odbitka ze "Szkoły Specjalnej", 1935, tom II.

internatu szkoły przyjmowały dzieci z rozległych tere­nów Polski, a nawet z całego kraju opierając się nie na obowiązku szkolnym, lecz na dobrowolności i na społe­cznej akcji wyszukiwania dzieci niewidomych, przeko­nywania rodziców o potrzebie i możności ich kształce­nia i umieszczania w szkołach. Państwo ze swej strony czuwało nad poziomem i właściwym kierunkiem pracy szkół, zasilając je dotacjami państwowymi w ramach przewidzianych budżetem. Dopiero ustawa o ustroju szkolnictwa, wydana w roku 1932 przewidywała "two­rzenie zakładów i szkół powszechnych specjalnych, względnie oddziałów specjalnych, celem wychowania i kształcenia również dzieci niewidomych" /artykuł 13/. Sytuacja gospodarcza i polityczna Polski nie pozwoliła jednak i w dalszych latach na planową rozbudowę sieci szkół specjalnych dla dzieci niewidomych.

W rezultacie, prócz szkół dawniej zorganizowa­nych działały w latach 1919-1939 dwie nowe społeczne szkoły dla dzieci niewidomych: w Łodzi i Wilnie.

Działalność Instytutu Głuchoniemych i Ociemnia­łych rozwijała się pomyślnie. Dla dzieci w wieku od lat 7 do 14 prowadzona była 7-klasowa szkoła ogólno­kształcąca, z programem szkół tego stopnia dla widzą­cych, lecz odpowiednio przystosowana. Różnica pole­gała na wyłączeniu nauki rysunków i na pewnych zmianach w programie robót ręcznych. Młodzież, któ­ra ukończyła szkołę powszechną, rozpoczynała naukę jednego z trzech zawodów, kształcąc się na koszyka­rzy, szczotkarzy lub muzyków. Ostateczna decyzja co do przyszłego zawodu była podejmowana przez ucznia i szkołę w ciągu trzech ostatnich lat nauki w szkole powszechnej na podstawie wyników przysposobienia zawodowego prowadzonego od 5-7 klasy w wymiarze sześciu godzin tygodniowo. Nauka zawodu szczotkarza lub koszykarza, po przysposobieniu zawodowym, trwała do trzech lat i kończyła się egzaminem czelad­niczym przed komisją egzaminacyjną przy Izbie Rze­mieślniczej. Świadectwo jej dawało prawo do samo­dzielnego wykonywania zawodu. Kształcenie muzyków odbywało się w prowadzonej przez Instytut Szkole Muzycznej według programu Konserwatorium War­szawskiego. Nauczanie muzyki było od wielu lat swego rodzaju specjalnością Instytutu, który wychował wielu niewidomych muzyków zawodowych. Egzystencję ich podcięła mechanizacja muzyki po upowszechnieniu gramofonów i patefonów, a potem radia. Wpłynęło to na zwiększenie się w Instytucie liczby wychowanków uczących się rzemiosł i zmniejszenie się kandydatów na przyszłych muzyków.

Uczniowie Instytutu byli bardzo przywiązani do swej szkoły — ten uczuciowy kontakt utrzymali i w la­tach późniejszych.

* * *

W wolnej Polsce Zakład Ciemnych we Lwowie

znajdował się w bardzo trudnych warunkach material­nych. Budynek, zaniedbany i niszczony w ciągu lat wojennych, wymagał gruntownego remontu, gospodar­stwo nie miało odpowiedniego inwentarza, pomoce szkolne, a zwłaszcza biblioteka i instrumenty muzycz­ne, były całkowicie zniszczone, podstawy finansowe zaś zupełnie zrujnowane.

Dzięki energii Kuratorium Zakładu i dzięki od­wołaniu się do ofiarności społeczeństwa, w latach 1923-1926 doprowadzono Zakład do stanu pozwalają­cego na normalną działalność. Z pomocą przyszła tak­że American Braille Press, nadsyłając bezpłatnie 50 tomów dzieł Sienkiewicza i Żeromskiego, drukowa­nych po polsku w brajlu, oraz po 50 egzemplarzy każdego numeru miesięcznika "Braille'a Zbiór".

Zakład pracował obecnie pod opieką Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego, według programów obowiązujących w szkołach specjalnych te­go typu. Kierownik szkoły i nauczyciele przedmiotów ogólnokształcących byli na etatach państwowych.

W internacie było 60 miejsc. Przyjmowano dzieci w wieku od 7 do 14 lat, starsze zaś tylko wyjątkowo. Była to zasadnicza zmiana w stosunku do zasad stoso­wanych w poprzednim okresie. Dzieci upośledzonych umysłowo w ogóle nie przyjmowano. Przewidywano usuwanie wychowanków ze szkoły przed jej ukończe­niem w wypadkach: "objawienia się zaburzeń umys­łowych, nieobyczajnego zachowania się, systematyczne­go popełniania kradzieży, zupełnej apatii i braku chęci do jakichkolwiek wysiłków i pracy, przy objawach gru­źlicy lub innych chorób zakaźnych, wreszcie na wypa­dek uleczenia ślepoty".

Nauka w zasadzie była bezpłatna /regulamin, paragraf nr 4/, w rzeczywistości wymagano jednak opłat, których wysokość ustalano po zbadaniu sytuacji materialnej rodziny ucznia.

Większy niż dawniej kładziono obecnie nacisk na przygotowanie młodzieży do pracy zawodowej i na zatrudnienie absolwentów. Większość chłopców kształ­ciła się na organistów, część przygotowywała się wyłą­cznie do pracy w rzemiośle, niektórzy zdobywali znajo­mość muzyki i rzemiosła. Dziewczęta uzdolnione mu­zycznie i odpowiednio przygotowane starały się o sta­nowiska organistek w klasztorach żeńskich. I teraz jed­nak sytuacja kobiet niewidomych była znacznie trud­niejsza, niż niewidomych mężczyzn.15

* * *

Wojewódzki Zakład dla Dzieci Niewidomych w Bydgoszczy zorganizował w r. 1930 pierwszą w Pol­sce klasę dla dzieci slabowidzących, która prowadzona była rozwojowo przez 6 lat. Sprawą tą zajmował się okulista dr K. Szymanowski. Nauczyciel niewidomych Konwiński wysłany był przedtem do Niemiec celem zapoznania się ze szkołami tego typu, które istniały tam od 1919 r.

Po jego powrocie spośród uczniów szkoły dla niewidomych wydzielono na podstawie badań okulis­tycznych 18 dzieci zdolnych przy nauce posługiwać się wzrokiem. Zespół ten wzrokowego czytania i pisania uczył się oddzielnie, pozostałych zaś przedmiotów, wraz z brajlem, razem z dziećmi niewidomymi. Celem, dla którego utworzono tę klasę, było "uchronienie dzieci słabowidzących przed mianem i psychiką niewi­domych".

W roku 1932/33 okulista dr Zofia Galewska, ba­dając dzieci uczące się w szkole dla niewidomych

1} Karol Diiring, patrz przypis na str. 20.

w Laskach oraz w Instytucie Głuchoniemych i Ociem­niałych w Warszawie, uznała 28% tych dzieci nie za niewidome, lecz za niedowidzące /ostrość wzroku po­wyżej 1/60, u 9,8% zaś - od 1/20 do 1/4/.

Specjalnie zwołana konferencja z udziałem leka­rzy i pedagogów, która wypowiedziała się za koniecz­nością oddzielnego kształcenia tych dzieci /15 III 1933/, miała znaczenie tylko teoretyczne. Dzieci niedo­widzące nadal albo wychowywały się i uczyły razem z niewidomymi, albo w szkołach normalnych usiłowały z ogromnym wysiłkiem dorównać dzieciom widzącym.

Należy podkreślić, że dr Szymanowski, który o eksperymentalnej klasie bydgoskiej informował leka­rzy na IV Zjeździe Okulistów Polskich w Krakowie o na łamach organu Polskiego Towarzystwa Okulis­tycznego "Klinika Oczna", wypowiadał się za organzowaniem dla dzieci niedowidzących oddzielnych szkół specjalnych, klasy przy szkołach dla niewidomych tra­ktując jedynie jako formę przejściową.

Nie ulegało już wówczas wątpliwości, że szkoły dla dzieci słabowidzących muszą mieć charakter nie tylko uczelni, ale i zakładu adaptacyjnego)

* * *

Specjalnie dużo uwagi poświęcimy Towarzystwu Opieki nad Ociemniałymi w tym okresie, ze względu

1} Zofia Galewska, Rozwój szkolnictwa dla dzieci niedowidzących. "Szkolnictwo Specjalne." Wybrane zagadnienia z działu niedowidzą­cych. Kwiecień 1958. Wydawnictwo Zarządu Głównego Związku Nauczycielstwa Polskiego.

na doświadczalny charakter jego poczynań na rzecz niewidomych oraz z powodu niemal laboratoryjnego traktowania działalności, której wszystkie formy objęły do roku 1939 na terenie całego kraju 650 niewido­mych.

Uważamy, że dorobek Towarzystwa z lat 1918-1945 musi być dzisiaj dwojako oceniany: z punktu widzenia tych niewidomych, którzy znaleźli się w zasię­gu bezpośredniego oddziaływania Lasek i ze względu na społeczno-naukową wartość poczynionych doświad­czeń, tak pozytywnych jak negatywnych w skutkach.

Ten drugi aspekt ma specjalne znaczenie dla roz­ważanego przez nas problemu readaptacji niewido­mych. Pierwszy etap działalności Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi został zamknięty w r. 1918. Rozpo­czynający się w tymże roku etap drugi charakteryzują następujące słowa: "... zaraz po skończeniu wojny wszystkie działy naszej instytucji zaczęły rozwijać się niepowstrzymanym pędem. Dotychczasowe małe, wy­najęte pomieszczenia w Warszawie nie wystarczały... Na małej, darowanej, z czasem wielokrotnie powięk­szanej działce gruntu w Laskach pod Warszawą za­częło się rozbudowywać osiedle niewidomych...)

Rozbudowie tej przyświecał ten sam cel, dla któ­rego Towarzystwo zostało powołane do życia. "Przeni­kanie działalności od strony teoretycznej i praktycznej we wszystkie rodzaje potrzeb niewidomych" wymagało stałej bazy terytorialnej i materialnej.2)

1} Antoni Marylski, Laski. "Szkoła Specjalna", nr 1-4, 1946/47. 2) jw.

Laski rosły od roku 1922 do 1932. Cytujemy charakterystykę tego okresu ze sprawozdania Towa­rzystwa:

"To dziesięciolecie stanowi w historii Towarzyst­wa okres ciężkich prac, trudów i wielkich wysiłków... Było ciasno, odludnie i biednie w tworzącym się osied­lu, tak, że prócz trudności materialnych zarząd miał do pokonania uprzedzenia i niezadowolenia ówczesne­go personelu i samych niewidomych, którzy niechętnie widzieli przenosiny do Lasek. Wielu z nich odeszło, nie rozumiejąc dokonujących się zmian."x)

Dwa wielkie, nowoczesne gmachy, przeznaczone na internaty i szkoły dla chłopców /1926-1927/ i dziew­cząt /1932/ wzniesione zostały z dotacji Zarządu Miej­skiego Warszawy, z długoterminowych pożyczek ban­kowych i z ofiar. Obok budowane były stopniowo mniejsze domy pomocnicze i mieszkalne oraz zabudo­wania gospodarcze. W roku 1938 osiedle w Laskach składało się z 11 budynków mieszkalnych i z 6 gos­podarczych.

W ciągu lat 1923-1926 nastąpiło przeniesienie wszystkich zakładów zamkniętych Towarzystwa z War­szawy do Lasek, w latach 1926-1932 zaś — rozlo­kowanie ich w odpowiednich pomieszczeniach i roz­szerzenie. W Warszawie Towarzystwo otrzymało w da­rze budynki po fabryczne przy ul. Wolność 4, wobec czego mogło zrezygnować z pomieszczeń wynajmowa­nych.

1} Sprawozdanie z działalności Towarzystwa Opieki nad Ociem­niałymi, broszura. Laski 1938, str. 36.

W pierwszych latach swej działalności Towarzys­two uważało za poważną trudność "brak personelu odpowiednio przygotowanego, a co najważniejsze, cał­kowicie oddanego sprawie". Jak wiemy, założycielka Towarzystwa powołała do życia specjalny zakon żeń­ski, uważając to za jedyny radykalny sposób zerwania z personelem przypadkowym, zmiennym i zawodnym, a przy tym interesownym. Prócz zakonnic pracowali w Laskach "patronowani" niewidomi oraz osoby świe­ckie i widzące, całkowicie oddane sprawie niewido­mych i zrośnięte z działalnością Towarzystwa.

Formy działalności Towarzystwa, wprowadzane i rozwijające się stopniowo pod nakazem potrzeb, w znacznej mierze zapoczątkowane zostały przed pier­wszą wojną światową. Formy te, tj. zakłady wychowa­wcze z internatami, zakłady opieki zamkniętej dla do­rosłych, patronat i jego agendy, jako swoista postać opieki otwartej, oraz dział teoretyczny, znalazły w dru­gim okresie działalności Towarzystwa zastosowanie i warunki dla wszechstronnego i szerokiego rozwoju.

Omówimy kolejno ich charakter i osiągnięcia w latach 1918-1945.

Zakłady wychowawcze, organizowane i prowa­dzone przez Towarzystwo, stanowiły w jego działalno­ści nie cel lecz środek. Celem było bowiem "kształcenie i wychowanie zastępu dzielnych niewidomych, którzy powinni stać się pionierami sprawy i służyć innym niewidomym swoją pracą i przykładem pomagając swoim towarzyszom niedoli i sami znajdując radość w użytecznej pracy".1} Charakter tych placówek był ściśle związany z dostrzeżonymi potrzebami. W rezul­tacie stopniowego narastania i przystosowywania się, w roku 1939 prowadzone były w Laskach następujące placówki wychowawcze:

1. Przedszkole z internatem, które wychowywało 11 dzieci niewidomych w wieku od 5 do 7 lat. Specjal­ną uwagę zwracano na ćwiczenie zmysłów, sprawności
ruchowej i orientacji, traktowane jako "przygotowanie do ogólnego rozwoju fizycznego i umysłowego dziecka, oraz wstęp do nauki szkolnej".2) Przeszkodę w rozwoju przedszkola stanowił brak odrębnego i odpowiednio przystosowanego budynku oraz trudność w rekrutowa­niu dzieci, powodowana przez brak uświadomienia ro­dziców o celu, zadaniach, o dobrodziejstwach przed­szkola dla dziecka niewidomego".

2. Szkoła powszechna 7-klasowa o programie szkoły dla widzących odpowiednio przystosowanym. Na przykład zamiast rysunków dzieci uczyły się mo­delowania, przy nauce innych przedmiotów korzysta­ły ze specjalnych pomocy szkolnych, jak mapy wy­pukłe, modele i okazy. Wszystkie dzieci zaopatrzone
były w podręczniki, wykonane w drukarni brajlows­kiej Towarzystwa. Poza przedmiotami ogólnymi, wie­lki nacisk kładziono w klasach niższych na roboty
ręczne, stanowiące przygotowanie do pracy zawodo­wej, wyższych zaś na rzemiosła. Ważny środek wy­chowawczy widziano w gimnastyce, w sportach
i grach ruchowych. Specjalne uprzywilejowane miejs-

1} Sprawozdanie ..., str. 32. 2) jw., str. 13.

ce przyznawano śpiewowi z solfeżem i muzyce. Na­uczanie języków obcych miało na celu umożliwienie niewidomym utrzymania łączności z niewidomymi w innych państwach i korzystanie z ich pięknych bi­bliotek brajlowskich. Szkoła stawiała przed sobą nie­łatwe i ambitne zadanie: "doprowadzić niewidomych do przeciętnie wyższego poziomu umysłowego i ku­lturalnego niż ten, który by mogli osiągnąć w szkole powszechnej dla widzących". Uważano to za konie­czne z dwóch przyczyn:

a/ "aby przyzwyczaiwszy umysł niewidomego do poważnej pracy i dobrych zainteresowań odsunąć od niego apatię, nudę i zniechęcenie",

b/ "aby uzbroić go lepiej w walce o byt i dać mu przewagę pod względem duchowym i kulturalnym nad tymi, którym zwykle musi ustępować pod względem zaradności fizycznej".1}

W roku 1938 szkoły powszechne Towarzystwa /męska i żeńska/ liczyły 138 uczniów i uczennic.

Zdolniejsi wychowankowie Zakładu już od roku 1920 byli umieszczani po skończeniu szkoły powszech­nej w szkołach średnich dla widzących /w gimnazjach, liceach, seminariach nauczycielskich/, co wówczas nie było jeszcze nigdzie praktykowane. Niektórzy kształcili się następnie na wyższych uczelniach.

Troszcząc się o fizyczny rozwój wychowanków, Towarzystwo organizowało nadal kolonie letnie w pry­watnych majątkach, w miejscowościach kuracyjnych, nad morzem itp.

1} Sprawozdanie ..., str. 14.

  1. Specjalna klasa dla dzieci niewidomych upśledzonych umysłowo. Prowadzenie tego zespołu uza­sadnione było troską o należyte wyniki nauki dzieci
    dobrze rozwiniętych i względami pedagogicznymi.

  2. Doświadczalne wychowywanie i kształcenie dziewczynki głuchociemnej.

  3. Dwie czteroletnie szkoły zawodowe, męska i żeńska. Program ich obejmował następujące przed­mioty: a/ zawodowe: technologia, organizacja przedsię­biorstw, materiałoznawstwo z wiadomościami z bota­niki, zoologii i chemii, fizyka z maszynoznawstwem, modelowanie figur i brył geometrycznych, b/ pomoc­nicze: religia, język polski, jeden z języków obcych, historia, matematyka, geografia gospodarcza, nauka o Polsce współczesnej, nauka o człowieku, tyflologia,
    hodowla zwierząt i roślin, ćwiczenia cielesne i śpiew. Przy szkole prowadzone były warsztaty szczotkarskie i koszykarskie, przy czym chłopcy wyrabiali meble,
    walizki i kosze wiklinowe, dziewczęta zaś galanterię z rafii, petyku i trzciny. Absolwenci szkół zawodowych dostawali dyplomy czeladnicze. Mniej zdolnym umoż­liwiał ich zdobycie specjalny kurs dokształcający. W 1938 roku było 49 uczniów.

Zajęcia pozaszkolne prowadzone były w for­mach możliwie urozmaiconych. Istniał chór wielogło­sowy, organizowane było głośne czytanie książek, uczestniczenie w przedstawieniach teatralnych, koncer­tach itp.

Przedmiotem specjalnej troski była młodzież w wieku pozaszkolnym. Jeżeli wychowawcom uda się dobrze przeprowadzić wychowanków przez ten trudny okres można powiedzieć, że odnieśli oni wielkie zwy­cięstwo nad kalectwem — stwierdza sprawozdanie za­rządu.

Patronat /opieka otwarta/ w r. 1938 prowadzony był w następujących oddziałach:

- w Laskach. Obejmował "niewidomych pracu­jących dla niewidomych" jako nauczyciele przedmio­tów ogólnokształcących /5/, nauczyciele muzyki /2/, pracownicy drukarni brajlowskiej, biura ręcznego prze­pisywania książek brajlem, introligatorni, biblioteki brajlowskiej, zatrudnieni w gospodarstwie podwórzo­wym i jako pomoc w warsztatach mechanicznych. Pe­wna liczba niewidomych i półwidzących pracowała w biurze, przy obsłudze telefonów i w dziale lekarskim /masaż/. Razem w Laskach było w 1938 r. 55 osób niewidomych "patronowanych".

- w Warszawie. Patronat otaczał opieką 108 rodzin niewidomych; zdolnych do pracy w liczbie 31 osób zatrudniał w warsztatach Towarzystwa, gdzie pracowali w koszykarstwie i galanterii koszykarskiej, tkactwie i dziewiarstwie, w wyplataniu mat. Otrzymy­wali wynagrodzenie i wyżywienie. Kilku osobom do­starczano pracę do domu, wprowadzając w ten sposób chałupniczą formę pracy niewidomych.

Niezdolni do pracy byli w swoich mieszkaniach odwiedzani przez patronujących, którzy służyli im radą i pociechą, wykonywali przy nich i dla nich różne posługi w domu i urzędach, pośredniczyli w wyszuki­waniu pracy dla członków rodzin, w umieszczaniu dzieci w szkołach itp. Lekarze i adwokaci z Patronatu udzielali niewidomym porad bezpłatnie. Potrzebujący otrzymywali pomoc w naturze, zapomogi lub pożyczki, bezpłatne bilety na przejazdy tramwajami i do kąpie­lisk. Organizowano również rozrywki i przyjemności dla patronowanych, jak koncerty, odczyty, słuchowis­ka radiowe, wycieczki itp. Patronat prowadził świetlicę i organizował dla niewidomych i ich rodzin kolonie letnie.

^ W Poznaniu. Patronat istniał tutaj nieoficjal­nie od roku 1933. Zalegalizowany przez władze ad­ministracyjne został w trzy lata potem. Posiadał włas­ny lokal, prowadził sklep z wyrobami niewidomych oraz wystawę ich prac, organizował zebrania patrono­wanych, połączone z występami artystycznymi.

^ W Wilnie. Patronat utworzony w tych sa­mych latach /1933-1936/ otaczał niewidomych różno­rodną opieką indywidualną.

^ W Krakowie. Patronat utworzony dopiero na jesieni 1936 r. rozwinął tu ożywioną działalność opie­kuńczą. Osoby patronujące odwiedzały również niewi­domych i tracących wzrok, którzy przebywali w szpitlach.

^ Na Śląsku, w wyniku rocznej współpracy między Towarzystwem a Polsko-Śląskim Stowarzysze­niem Niewidomych, nastąpiło w roku 1936 przejęcie przez Towarzystwo działalności i majątku Stowarzy­szenia oraz znajdującego się w budowie domu w Cho­rzowie.

Był to pierwszy terenowy oddział Towarzystwa z odrębnym zarządem. Istniejący tu warsztat szczotkarski został przekształcony na dwa zakłady: męski i żeński. W czterech nowych warsztatach prowadzono szkolenie zawodowe młodych niewidomych i reeduka­cję dorosłych ociemniałych. Razem zatrudniono 37 osób ociemniałych. Dla pracowników dalej mieszkają­cych zorganizowano internat. Utworzono nadto biblio­tekę brajlowską wraz z wypożyczalnią książek. W Pat­ronacie oddziału Śląskiego pracowały 23 osoby.

W latach 1938-1939 Kuratorium Zakładu Ciem­nych we Lwowie zwracało się do Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi w Laskach, proponując przejęcie tego zakładu. Sprawa ta nie została sfinalizowana z powodu wybuchu II wojny światowej.1' W Laskach był już przygotowany fachowy personel, który miał przejść do Lwowa.

Ponieważ głównym zadaniem Towarzystwa było przygotowanie niewidomych do pracy, przytułek dla niewidomych staruszek, istniejący od roku 1913 prze­niesiono z Warszawy do Lasek, gdzie traktowany był jako dodatkowy dział opieki.

Prowadzonymi w Warszawie i Laskach pomocni­czymi placówkami Towarzystwa były: drukarnia braj­lowska, dar American Braille Press, która od 1927 r. do 1939 r. wydrukowała 2 106 tomów i l 000 różnych druków, biblioteki brajlowska i czarnodrukowa, muzeum pomocy szkolnych, biuro ręcznego przepisywania ksią­żek w brajlu i publikacje propagandowo-informacyjne.

Wszystkie te placówki stanowiły pomost między akcją wychowawczo-opiekuńczą a działem tyflologicz-

1} Relacje otrzymane z Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi w r. 1959. Archiwum Tyflologiczne PZN.

nym, który posiadał specjalną bibliotekę, liczącą 700 tomów oraz zaczątek muzeum. Doniosłymi pracami tego działu było wykończenie polskiego alfabetu braj­lowskiego i opracowanie polskich skrótów brajlows­kich. Tak alfabet jak i skróty, w formie opracowanej w Laskach, zostały zatwierdzone w roku 1934 przez Ministerstwo Wyznań Religijnych i Oświecenia Pub­licznego, jako "obowiązujące we wszystkich szkołach specjalnych dla niewidomych w Polsce".

Środki Towarzystwa na tak bogatą działalność pochodziły głównie z ofiar, z dotacji różnego typu i z kwesty ogólnokrajowej organizowanej przez Towa­rzystwo co roku w ciągu całego września. Gospodarst­wem aprowizacyjnym Lasek był majątek Żułów w wo­jewództwie lubelskim.

W czasie II wojny światowej zniszczenia nie omi­nęły Lasek, ani warszawskiej placówki Towarzystwa. We wrześniu 1939 r. dom chłopców w Laskach został nieomal zburzony, dom dziewcząt zaś poważnie uszko­dzony. Całość zniszczeń obliczono na 77%. W War­szawie całkowitemu zniszczeniu uległ dom przy ul. Wolność 4.

Spłonęła cenna biblioteka tyflologiczna wraz z muzeum. Ten sam los spotkał bibliotekę czarnodrukową, muzeum szkolne i drukarnię. Najmniej ucier­piała biblioteka brajlowska.

Dzieci znajdowały się w tym czasie w domach rodzinnych. Wobec niepokojącej sytuacji politycznej powrót ich do szkoły wstrzymano. Te, które nie mając rodzin pozostały na wakacje w Laskach wywieziono w pierwszych dniach września do Ośrodka Towarzystwa w Żułowie, skąd już od r. 1940 powracały do Lasek w miarę odbudowywania Zakładu, uruchamia­nia internatu i szkoły.

Tymczasem trzeba było zająć się nowoociemniałymi podczas działań wojennych żołnierzami i osobami cywilnymi, których znaleziono w szpitalu ujazdowskim wśród tysięcy rannych.

W rezultacie przewieziono do Lasek 8 pozbawio­nych wzroku żołnierzy i 5 cywilnych.

Na terenie Zakładu przechodzili oni specjalnie zaplanowane przystosowanie do życia bez wzroku, uczyli się czytać, pisać systemem Braille'a, zapoznawali się z wyrobem szczotek i koszyków. Jeden z nich pró­bował nie widząc wykonywać przedmioty, które pro­dukował przed wojną. Były to słomiane beczki do przechowywania ziarna powszechnie używane w jego wsi.

Ten mały zespół, nie wiedząc o tym, dopomógł personelowi Zakładu przygotować się do pracy w Za­kładach Rehabilitacyjnych dla Ociemniałych Żołnierzy po zakończeniu wojny.

Wznowiona po krótkiej przerwie działalność szkół przystosowana została do warunków okupacyj­nych /klasy nieliczne, dawny program realizowany konspiracyjnie, szkoła zawodowa zamiast zawodowego gimnazjum, tajne komplety gimnazjalne dla zdolniej­szych uczniów/.

W grupie dziewcząt umieszczonej w Żułowie przeprowadzono pod przymusem sytuacji wojennej próby pracy kobiet niewidomych w gospodarstwie wiejskim i domowym. Okazało się, że mogą one z dobrymi wynikami pracować przy czyszczeniu zboża, wy­trząsaniu maku, obrzynaniu i krajaniu buraków pas­tewnych i cukrowych, przy wiązaniu snopów za żni­wiarką. Pod kierunkiem jednej osoby widzącej praco­wały jako całkowita obsada pralni. Były głównymi si­łami pomocniczymi w kuchni, w mleczarni, przy wy­pieku chleba itp.

W rezultacie "zakłady Towarzystwa przetrwały koszmarny okres okupacji nie rozwijając się, nawet uszczuplone, ale zachowując wszystkie swoje działy".

* * *

Założone w r. 1889 Towarzystwo Opieki nad Nie­widomymi w Bydgoszczy po roku 1918 przekształciło się w organizację polską i prowadziło dalej działalność niezmienioną w formach.

Główną placówką Towarzystwa było schronisko dla niewidomych w Bydgoszczy. Mieszkało w nim stale około 50 osób z ogromną przewagą kobiet /mężczyzn 7-8/. Kierownikiem w ciągu wielu lat był nauczyciel szkoły dla dzieci niewidomych, Bronisław Konwiński. Personel opiekuńczy stanowiły trzy siostry elżbietanki. Urządzenie schroniska Towarzystwo ulepszało w miarę uzyskiwanych środków. Pensjonariusze otrzymywali pracę w schronisku, w szkole i w warsztatach prywat­nych. W latach 1935-1936 w szczotkarniach zatrud­nionych było 16 osób, w koszykarstwie i wyplataniu 6, w dziewiarstwie ręcznym 9, w drukarni — 1. W roku 1936 pierwszy niewidomy pensjonariusz zdał egzamin

lj A. Marylski, patrz przypis na str. 71.

czeladniczy. Liczba niezatrudnionych z powodu niemo­żności znalezienia dla nich pracy /bezrobocie/ wynosiła 18 osób, gdy w ciągu kilkunastu poprzednich lat nie przekraczała 4-6. Na lato pensjonariusze wyjeżdżali do rodzin lub w wyniku starań Towarzystwa byli gosz­czeni w okolicznych majątkach.

Towarzystwo prowadziło także akcję opieki ot­wartej nad niewidomymi. Obejmowała ona udzielanie zapomóg, pożyczek i zaliczek, pomoc w naturze /o-dzież, żywność, opał/, kierowanie na bezpłatne obiady /l 300 w ciągu roku/, porady prawne itp.

W ramach swej działalności kulturalno-oświatowej Towarzystwo prowadziło bibliotekę brajlowską i organizowało ręczne przepisywanie książek do tej biblioteki i podręczników szkolnych. W odpowiedzi na każde zamówienie dostarczało tabliczki i rysiki do pi­sania brajlem, wykonywane przez miejscowych dostaw­ców. Za swój udział w Światowej Wystawie Książek, która odbyła się w Pradze Czeskiej, Towarzystwo otrzymało dyplom pamiątkowy.

W świetlicy Schroniska odbywały się lekcje śpie­wu, lektorat książek czarnodrukowych, zespołowe słu­chanie audycji radiowych itp. Organizowane też były wycieczki za miasto i grupowy udział niewidomych w przedstawieniach teatralnych i koncertach.

Zarząd Towarzystwa składał się wyłącznie z osób widzących. Fundusze na działalność pochodziły z ofiar nadsyłanych w odpowiedzi na prowadzone stale "uświadamianie szerokich warstw społeczeństwa o huma­nitarnym zadaniu Towarzystwa i jego instytucji", z do­tacji pieniężnych i z darów w naturze. Sprawozdanie,

które jest głównym źródłem informacji o pracach To­warzystwa, z uznaniem podkreśla "życzliwe ustosun­kowanie się czynników samorządowych i nadzorczych do spraw organizacji naszej".1*

* * *

W r. 1926 staraniem ociemniałej lekarki dr Marii Strzemińskiej i jej przyjaciół, głównie prawników i le­karzy okulistów, powstało w Wilnie stowarzyszenie, celem którego była "pomoc moralna i materialna dla niewidomych". Stowarzyszenie to przyjęło nazwę To­warzystwo Kuratorium nad Ociemniałymi, nawiązywało bowiem do tradycji instytucji istniejącej między rokiem 1860 a 1914.

Przedmiotem troski Towarzystwa stało się w pier­wszym rzędzie wychowanie niewidomych dzieci oraz przygotowanie do pracy zawodowej dorosłych niewi­domych.

Inspiratorką i organizatorką całej akcji była dr Strzemińska. Urodzona w r. 1887, po uzyskaniu dyp­lomu lekarza-internisty rozpoczęła ona pracę zawodo­wą w szpitalu zakaźnym w Wilnie na Zwierzyńcu. Po kilku miesiącach zachorowała na tyfus plamisty, po wyzdrowieniu zaś utraciła całkowicie wzrok. Okres pierwszej wojny światowej spędziła wraz ze swoją przy­jaciółką, dr Muszyńską, która nie opuściła jej do koń-

1} Sprawozdanie z czynności Towarzystwa Opieki nad Niewidomy­mi w Bydgoszczy za czas od l IV 1935 r. do 31 III 1936 r. /46 rok gospodarczy Towarzystwa/. "Świat Niewidomych", organ Zjed­noczenia Pracowników Niewidomych, 1936, nr 2.

ca życia. Po wojnie, postanowiwszy wszystkie siły od­dać sprawie niewidomych, ukończyła Studium Pedago­giki Specjalnej w Warszawie, nawiązując równocześnie kontakt z Towarzystwem Opieki nad Ociemniałymi w Laskach.

Czując się przygotowaną do podjęcia planowej działalności, wróciła do Wilna i zainicjowała powstanie Kuratorium.

Pierwszym jego osiągnięciem było doprowadzenie do utworzenia w Wilnie Państwowej Szkoły Specjalnej dla Dzieci Niewidomych /1928-1929/. Towarzystwo wystarało się dla niej o tymczasowy lokal w drew­nianym domu przy ulicy Antokolskiej 44, który posia­dał 6 pokoi. Dwie sale przeznaczono na klasy, dwie na sypialnie, jedna była salą gimnastyczną, jeden naj­mniejszy pokój był zarazem kancelarią i mieszkaniem nauczycielki i kierowniczki internatu w jednej osobie. Domek posiadał werandę, prowadzącą do niewielkiego ogródka, w którym rosło kilka klonów i krzaków jaś­minu. W pierwszym roku było dzieci sześcioro, w dru­gim przybyła nowa, liczniejsza grupa. W roku 1930 w szkole wileńskiej uczyło się 30 dzieci.

Stopniowo Zakład dla Niewidomych rozszerzył się na dalsze domki przy ul. Antokolskiej. Przybyła też druga nauczycielka. Kierowniczką szkoły i całego za­kładu, prowadzonego przez Towarzystwo, była stale dr Strzemińska.

Internat szkoły był placówką Towarzystwa, które utrzymywało większość dzieci z własnych funduszy.

W połowie 1929 roku powstały warsztaty koszy­karskie Towarzystwa wraz z internatem dla pracowników dalej mieszkających. Wkrótce potem rozpoczęto w Zakładzie naukę gry na skrzypcach i na fortepianie dla dzieci ze szkoły i dla dorosłych pracowników war­sztatów. Aby umożliwić tym pracownikom złożenie eg­zaminów czeladniczych Towarzystwo utworzyło kurs dokształcający z nauką czytania i pisania w brajlu. W roku następnym prowadzenie tego kursu przejęły władze szkolne. W rezultacie pracownicy warsztatów Towarzystwa i absolwenci kursów zdali egzaminy cze­ladnicze przed komisją z Izby Rzemieślniczej, następ­nie zaś /1933/ zorganizowali spółdzielnię koszykarską. Kilku koszykarzy po egzaminie wróciło do swych sta­łych miejsc zamieszkania i rodzin, a następnie założyło własne warsztaty chałupnicze.

Towarzystwo stało się oparciem tak dla spółdziel­ni, jak i dla chałupników. Dla łatwiejszego uzyskania surowca koszykarskiego, który trzeba było sprowadzać z Małopolski, założyło doświadczalną plantację wik­liny, rozszerzając ją w następnych latach. Dla ułat­wienia zbytu wyrobów niewidomych otworzyło specjal­ny sklep przy ul. Gdańskiej. Aby nauczyć społeczeń­stwo cenić wyroby niewidomych, dwukrotnie wysta­wiało je na Targach Pomocnych w Wilnie, gdzie uzys­kały one dwa złote medale, mały i wielki.

Od początku swego istnienia Towarzystwo zabie­gało o przekazanie mu na zakład dla niewidomych dwóch kamienic przy ul. Mała Pohulanka 20, stano­wiących przed wojną siedzibę Popieczitielstwa Sliepych. Kamienice te, przyznane sądownie dopiero w r. 1933, wymagały gruntownego remontu, po przeprowa­dzeniu którego znowu staraniem Towarzystwa szkoła i zakład zostały przeniesione do własnych budynków. "Był to duży obiekt, między ulicami Wielką i Małą Połmlanką. Od strony Wielkiej Pohulanki był długi dziedziniec i sad owocowy, a także boisko. W głębi stał budynek internatowy, a w domu stojącym od stro­ny ulicy Małej Pohulanki mieściły się: szkoła, warsz­taty i internat dla dorosłych."

W roku 1934 w zakładzie mieszkało 3 dzieci w wieku przedszkolnym, 34 dzieci starszych, uczniów szkoły państwowej i 23 dorosłych. Spośród tych 60 niewidomych 32 osoby były na całkowitym utrzymaniu Towarzystwa.

W roku 1933 ze szkoły wyszli pierwsi jej absol­wenci, nad którymi opiekę roztoczyło Towarzystwo, uruchamiając w ten sposób nowy dział swej pracy. Jedni z nich szli do warsztatów i spółdzielni, inni do muzycznych i innych szkół dla widzących na dalszą naukę.

W następnych latach dr Strzemińska doprowa­dziła do utworzenia w ramach zakładu 3-letniej szkoły zawodowej dla niewidomych. Uczono w niej oprócz przedmiotów ogólnokształcących towaroznawstwa, his­torii handlu z ekonomią, maszynopisania, przędzalnict­wa lnu, koszykarstwa i szczotkarstwa.

Dążeniem dr Strzemińskiej było udostępnienie niewidomym jak największej wiedzy ogólnej i zawodo­wej celem usamodzielnienia ich w życiu i pracy. Całym sercem oddana sprawie niewidomych, wprowadzała ona także różne pomoce własnego pomysłu, jak tafelki i sztyfciki do początkowej nauki brajla oraz wyszywa­ne mapy.

Po długiej chorobie zmarła w r. 1937, ugrun­towawszy przedtem podstawy założonej i rozwiniętej przez siebie placówki.

W roku 1939 w Zakładzie mieszkało 35 wycho­wanków. Internatu dla dorosłych już nie było, przejęła go Spółdzielnia. Po działaniach wojennych i zajęciu Wilna przez wojska litewskie, część dzieci polskich za­brano do Kowna, a na ich miejsce przywieziono dzieci litewskie. W zakładzie szkolono teraz dorosłych w koszykarstwie i szczotkarstwie. "W roku 1944 Niemcy musieli opuścić miasto pod naporem wojsk radziec­kich. Na ulicy miasta toczyły się walki. Obie Pohulanki były w ogniu. Część niewidomych uciekła z za­kładu, ale część została chroniąc się w piwnicach. W pewnej chwili Niemcy podpalili budynek internatu. Wówczas niewidomi wybiegli, szukając innego schro­nienia. Z nimi była stara kucharka i dozorczyni. Niem­cy przywitali ich ogniem z automatów. Wszyscy pole­gli. Zakład został spalony i zniszczony prawie doszczę­tnie po 15 latach swego istnienia. "1}

* * *

x) St. Żyłko, Historia Zakładu Towarzystwa. Kuratorium nad Ociem­niałymi w Wilnie. Otrzymano za pośrednictwem Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi 1939 r. Opracowanie obejmuje okres do roku 1934. Archiwum Tyflologiczne PZN.

Halina Filanowiczowa Temerson, Odpowiedź na ankietę o stowarzy­szeniach niewidomych w Polsce.

Napoleon Mitraszewski i Stanisława Jacynówna, Relacje wychowan­ków szkoły wileńskiej. Archiwum Tyflologiczne PZN.

W roku 1929 rozgłośnia łódzka Polskiego Radia rozpoczęła nadawanie audycji poświęconej doli dziecka niewidomego. Audycje te spotkały się z tak żywym odzewem radiosłuchaczy, że koniecznym się stało uję­cie samorzutnej akcji pomocy w formie organizacji trwałej i prowadzącej planową działalność.

W rezultacie na zebraniu zwołanym przez roz­głośnię łódzką na wiosnę 1931 roku, 1500 radiosłu­chaczy powołało do życia stowarzyszenie, które przy­jęło nazwę Łódzka Rodzina Radiowa. Celem jego była opieka nad ociemniałymi dziećmi z województwa łódz­kiego.

Rodzina zorganizowała i prowadziła zakład in­ternatowy, w którym 21 dzieci niewidomych otrzymało "dach nad głową, ludzkie pożywienie, naukę, fachowe wykształcenie i serdeczną opiekę." Dzieci te pobierały nadto lekcje muzyki i uczyły się zawodu w dwóch warsztatach szkolnych, szczotkarskim i koszykarskim.

W roku 1936 Łódzka Rodzina Radiowa liczyła 4000 członków w Łodzi oraz w Oddziałach i kołach utworzonych w Pabianicach, Zgierzu, w Zduńskiej Woli i Rudzie Pabianickiej. Łącznikiem między zarzą­dem stowarzyszenia a członkami i społeczeństwem była specjalna "skrzynka", nadawana przez rozgłośnię łódz­ką dwa razy w miesiącu.

W ciągu kilku lat Rodzina stała się czynnikiem społecznym tak poważnym, iż została uprawniona przez władze do sprawowania na terenie woj. łódz­kiego wyłącznej opieki nad dziećmi niewidomymi.

Nie poprzestając na prowadzonej już działalno­ści, podjęła ona w myśl uchwały II zgromadzenia członków budowę na peryferiach Łodzi dużego zakła­du internatowo-szkolnego, obliczonego na 100 dzieci niewidomych, tzn. dla połowy liczby tych dzieci, wyka­zywanej przez statystykę na terenie województwa łódz­kiego.

Miał to być zbiorowy czyn radiosłuchaczy, zrze­szonych przez regionalną rozgłośnię radiową, fakt bez precedensu na terenie ówczesnej Polski. Plac pod bu­dowę ofiarowało miasto, fundusze zbierali radiosłucha­cze drogą składek, kart na radiowe koncerty życzeń, ofiar i imprez, organizowanych przez sekcje dochodów niestałych we wszystkich ogniwach terenowych stowa­rzyszenia. Opracowano i uzyskano zatwierdzenie planu "pięknego dwuskrzydłowego gmachu piętrowego zbu­dowanego według najnowszych wymagań techniki i hi­gieny".

Gmach miał kosztować 160 tysięcy złotych. W dniu 3 października 1936 roku odbyła się uroczys­tość założenia kamienia węgielnego. W kasie Rodziny znajdowało się wtedy 50.000 zł.

Ale szkoła dla dzieci niewidomych pojęta jako zbiorowy czyn społeczny stała się marzeniem i punk­tem honoru każdego członka Łódzkiej Rodziny Radio­wej. Rozgłośnia umiała podtrzymywać i organizować zapał i uspołecznienie wielkiej liczby radiosłuchaczy.

W związku z rozpoczęciem budowy w jednej ze "skrzynek" radiowych prelegent oznajmił: "odtąd wi­tać się możemy i witać będziemy hasłem b u d u j e m y".

Radiosłuchacze na podstawie opisywanego przez radio planu gmachu widzieli go wzrokiem wyobraźni:

"Obszerne sale wykładowe, słoneczne sypialnie, boisko sportowe i ogród — oto co czeka w najbliższej przyszłości na naszych wychowanków. Takie warunki pozwolą im na swobodny rozwój. Nie będą zduszeni w ciasnych murach wielkiego miasta, nie będzie im odjęta swoboda poruszania się, nie czyha tutaj na nich na każdym kroku śmierć niosący tramwaj lub samo­chód. (...) Na razie rozpoczęta jest budowa jednego skrzydła. Praca rozpoczęta została we wrześniu, obe­cnie skrzydło jest już pod dachem. Wykończenie na­stąpi wiosną. Przy internacie założony będzie ogród ozdobny oraz sad. (...) Z dochodów Rodziny utrzy­muje się 20 dzieci w internacie oraz buduje się własny gmach. Pogodzenie tych dwóch źródeł rozchodów wy­maga dużej umiejętności. Gmach powinien stanąć jak najprędzej. A z drugiej strony trzeba dać dach nad głową 20 dzieciom, nakarmić je, zaopatrzyć w odzież letnią i zimową, dać fachową opiekę i nauczyć rze­miosła. Cyfry mają swoją wymowę i to bardzo prze­konywającą. Gdy wszyscy przekonają się, że zamiary nasze nie są budowaniem zamków na lodzie, ale mają realne podstawy chętnie pomogą, bowiem grosz ofia­rowany nie będzie wyrzucony, lecz pożytecznie umie­szczony i dający duży procent. Procentem tym będzie zadowolenie moralne ze spełnionego czynu miłosierne­go i obywatelskiego."^

*' Łódzka Rodzina Radiowa — Opiekunka Dzieci Ociemniałych. "Świat Niewidomych", grudzień 1936. Jednodniówka wydana przez Oddział Łódzkiej Rodziny Radiowej w Rudzie Pabianickiej. Bez daty. Odpis maszynowy w Archiwum Tyflologicznym PZN.

Centralny Zakład dla Żydowskich Dzieci Czterozmyslowych /ociemniałych i głuchoniemych/ założyła w r. 1926 posłanka na Sejm Róża Malcer, wynająwszy na ten cel jedno piętro w budynku Fundacji Żydows­kiej dla Starców w Bojanowie /Wielkopolska/. Dla ży­dowskich dzieci ociemniałych był to jedyny zakład w Polsce.

W rok potem, również z inicjatywy Róży Malcer, powstało Centralne Stowarzyszenie dla Opieki nad Ży­dowską Dziatwą Czterozmysłową w Polsce, które objęło pod swą opiekę działalność Zakładu włącznie z jego finansowaniem.

W latach 1930-1931 czyli w trzecim roku istnie­nia Zakładu, przebywało w nim 7 dzieci niewido­mych i 27 głuchoniemych. Według relacji kierownika Zakładu, Artura Loewensteina, liczba dzieci niewido­mych wynosiła potem do 25, a więc była prawie ró­wna liczbie dzieci głuchoniemych. Dzieci niewidome uczyły się "czytania i pisania po polsku systemem Braille'a, rachunków, geografii, historii świata, pol­skiej i żydowskiej, jako też nauk przyrodniczych". Później dodano esperanto. Prócz przedmiotów ogól­nych dzieci uczyły się grać na skrzypcach i mando­linach oraz deklamować. Nauka rzemiosł dla chłop­ców obejmowała koszykarstwo, potem także szczotkarstwo, dziewczęta uczyły się także robót ręcznych. Stan zdrowotny był "jak najlepszy", chorób zakaź­nych nie było, a dzięki racjonalnie stosowanej gim­nastyce systemem Moullera i Sadowa rozwinęli wy­chowankowie znaczną siłę, jako też przybrali z koń­cem roku na wadze. Zakład miał charakter wyznaniowy, "specjalna siła" była zaangażowana do nauki religii. "Święta ob­chodzono uroczyście, a w przyrządzaniu potraw prze­strzegano ściśle zasady koszer."

Mimo to, jak stwierdza sprawozdanie-konspekt, Zakład "prawie nie został przyjęty do wiadomości przez społeczeństwo żydowskie w Polsce, co ujemnie odbiło się na jego sytuacji materialnej. W tych warunkach rola Stowarzyszenia była bardzo trudna. Mogło ono tylko w połowie pokrywać budżet Zakładu — na resztę składały się opłaty rodziców i dobroczynne datki". Dla absolwentów szkoły Stowarzyszenie urządziło jednak około 30 warsztatów koszykarskich i szczotkarskich.

Siedziba Stowarzyszenia mieściła się w Warsza­wie, filię posiadało w Krakowie.

W roku 1934 zmarła Róża Malcer, założycielka Zakładu i Stowarzyszenia. W dwa lata potem nastąpi­ło przeniesienie Zakładu do Warszawy. Internat umie­szczono przy ulicy Granicznej 8, naukę dzieci pobiera­ły w Instytucie Głuchoniemych i Ociemniałych. Wy­buch II wojny światowej zakończył istnienie tak Za­kładu, jak Stowarzyszenia.^

* * *

, Obraz sytuacji niewidomych polskich w latach 1918-1939 nie byłby pełny, gdybyśmy nie spojrzeli na niego od strony ówczesnego ustawodawstwa polskiego.

1} Sprawozdanie z działalności Centralnego Zakładu dla Żydow­skich Dzieci Czterozmysłowych za rok szkolny 1930/31. Listy i relacje w Archiwum Tyflologicznym PZN.

Według autora pracy o uprawnieniach niewido­mych w Polsce przepisy prawne dotyczące niewido­mych, a znajdujące się w różnych ustawach "mają na celu nie ograniczenie zdolności prawnej niewidomego, lecz otoczenie go specjalną opieką i ochroną prawną".

Równocześnie autor stwierdza jako fakt, że "u-stawodawstwo polskie nie posiada ani jednolitej ter­minologii, ani definicji odnośnie osób pozbawionych wzroku". Stwierdzenie tego faktu w roku 1935 ma z dzisiejszego punktu widzenia większe znaczenie niż samo istnienie tego faktu. Na forum międzynarodo­wym problem definicji ślepoty wypłynął dopiero w ro­ku 1954 i to jako zagadnienie postawione przez sa­mych niewidomych. Mimo prób rozwiązania, problem ten wciąż jeszcze pozostaje otwarty.

Na podstawie odpowiednich ustaw autor pracy stwierdza dalej, że nie istnieją w ustawodawstwie pol­skim przepisy uniemożliwiające niewidomym z tytułu braku wzroku:

> korzystanie z czynnego i biernego prawa wy­borczego,

^ zajmowanie stanowisk urzędniczych w admi­nistracji państwowej,

^ pełnienie w sądach obowiązku przysięgłego,

^ zajmowanie w sądownictwie stanowisk sędzie­go i prokuratora,

^ występowanie w sądach bez obrońcy z urzędu,

^ składanie zeznań w charakterze świadków,

^ podpisywanie aktów prawnych, np. pełnomo­cnictw i kwitowanie odbioru pism sądowych,

^ zawieranie małżeństw i występowanie w cha­rakterze świadków przy aktach stanu cywilnego,

^ pisanie testamentu, o ile posługuje się braj­lem,

^ wykonywanie zawodu kupca i samodzielne prowadzenie przedsiębiorstwa handlowego.

Istnieją natomiast pewne ograniczenia prawne, które dotyczą:

^ wykonywania powszechnego obowiązku wojs­kowego — wymaga on bowiem bezwzględnie wzroku,

^ zawierania umów pisemnych w formie aktu z podpisem prywatnym. Umowy pisemne niewidomi muszą zawierać w formie notarialnej. Przepis ten ma na celu zabezpieczenie niewidomych przed oszukań­czym wyłudzaniem podpisu,

^ wystawiania weksli — z tejże przyczyny. Nie­widomych obowiązują ogólne przepisy prawne w za­kresie opieki społecznej, z wyjątkiem ociemniałych in­walidów wojennych i inwalidów pracy,

> postępowania karnego i cywilnego, roszczeń z tytułu szkód poniesionych w wypadkach kolejowych, samochodowych itp.

Pewne przepisy kodeksu karnego mają jednak dla niewidomych specjalne znaczenie, a mianowicie na­stępujące:

^ za pozbawienie wzroku grozi kara do 10 lat;

^ każdy obywatel choćby nie zobowiązany z mocy umowy lub ustawy, ma obowiązek udzielania człowiekowi pomocy, jeśli znajduje się on w położeniu, które grozi bezpośrednim niebezpieczeństwem dla ży­cia. Przepis ten stosuje się przede wszystkim do niewidomych nie posiadających opieki, których prawo w ten sposób oddaje pod opiekę całego społeczeństwa;

^ za złośliwe niepokojenie i wprowadzanie w błąd celem dokuczenia — stosowane są sankcje karne.

W kodeksie zobowiązań istnieją przepisy specjal­nie dotyczące niewidomych:

^ za szkodę powstałą z winy niewidomego od­powiedzialny jest sam niewidomy, odpowiedzialność za szkodę spowodowaną przez psa przewodnika obciąża niewidomego, bez względu na to, czy jest czy też nie jest właścicielem psa.

Specjalnymi przepisami uregulowana była opieka państwa nad inwalidami, którzy utracili wzrok w zwią­zku ze służbą wojskową lub w związku z wykonywa­niem zawodu.

Ociemniałym inwalidom wojennym, jako najciężej poszkodowanym, przysługiwały następujące upraw­nienia:

l/ obok renty zasadniczej, która dla 100% po­szkodowanych wynosiła 125 zł miesięcznie otrzymywali dodatek pielęgnacyjny w wysokości 50 zł miesięcznie;

2/ mieli prawo do bezpłatnej nauki w odpowied­nich zakładach celem podniesienia lub odzyskania da­wniejszej zdolności do pracy;

3/ mieli pierwszeństwo przy równych kwalifika­cjach przy obsadzaniu urzędów, nadawaniu zezwoleń na sprzedaż wyrobów monopolowych i biletów loteryj­nych, prowadzenie gospod, księgarni kolejowych itp.;

4/ pracodawcy w rolnictwie, przemyśle, handlu i komunikacji obowiązani są zatrudniać na każdych 50 robotników przynajmniej jednego inwalidę;

5/ mieli prawo, przysługujące wszystkim ciężko poszkodowanym, do umieszczania na stałe w Domu Inwalidów we Lwowie lub w innym zakładzie opiekuń­czym. Nie otrzymywali wtedy dodatku do ręki: pielęg­nacyjnego i dla ciężko poszkodowanych;

6/ jako inwalidzi ociemniali mogli otrzymać od państwa, po przejściu odpowiedniego szkolenia, kom­plet narzędzi warsztatowych, potrzebnych do wykony­wania dostępnego zawodu;

7/ jako inwalidzi ociemniali mogli otrzymywać specjalnie szkolone psy-przewodniki oraz dodatek do renty na utrzymanie psa w wysokości 25 zł miesięcznie, niezależnie od tego, czy psy posiadają czy też nie. W razie zawinionej utraty psa tracili prawo do po­nownego otrzymania psa i do dodatku na utrzymanie psa.

Według obowiązujących przepisów inwalidą pra­cy był człowiek, który z powodu choroby lub ułomno­ści bądź fizycznej, bądź umysłowej, stał się niezdolny do zarobienia własną pracą jednej trzeciej tego, co zarabia w tejże miejscowości osoba w pełni sił fizycz­nych i umysłowych o podobnym wykształceniu. Inwa­lidzi pracy, którzy przebyli w ubezpieczeniu 200 tygo­dni składkowych w ciągu ostatnich 10 lat, mieli prawo do rent inwalidzkich, lecznictwa i opieki w zakładach zamkniętych.

Przepisy dotyczące nauczania dzieci niewidomych pochodzą z lat 1919-1923. Wykazują one wzrost moż­liwości państwa w stosunku do potrzeb tych dzieci.

Według dekretu z roku 1919 "dzieci pozbawione wzroku podlegają obowiązkowi szkolnemu, o ile w danej miejscowości istnieje zakład dla kształcenia ociem­niałych".

Według ustawy o ustroju szkolnictwa z roku 1932 "przewiduje się tworzenie zakładów i szkół po­wszechnych specjalnych, względnie oddziałów specjal­nych celem wychowania i kształcenia również dzieci niewidomych)

Wybuch II wojny światowej nie tylko wstrzymał wykonywanie już wydanych i obowiązujących przepi­sów prawnych dotyczących niewidomych, ale uniemo­żliwił uchwalenie i wydanie wielu przepisów już przy­gotowanych. Na specjalną uwagę zasługuje projekt ustawy, opracowanej przez Zjednoczenie Pracowników Niewidomych i złożonej w Sejmie w r. 1925:

"USTAWA w przedmiocie opieki nad ociemnia­łymi.

Art. 1. Wszyscy ociemniali obywatele Polski ko­rzystają ze specjalnej opieki państwa. Opieka ta obej­muje opiekę nad ociemniałymi dziećmi i ociemniałymi osobami dorosłymi.

Art. 2. W celu odpowiedniego wykształcenia ociemniałych dzieci obywateli polskich, którzy nie są w stanie umieścić ich w instytutach dla ociemniałych na własny koszt, państwo na koszt publiczny umiesz­cza ociemniałe dzieci w wieku szkolnym w istniejących lub mających być utworzonymi instytutach dla ociem­niałych. Wybór miejsca dla takich zakładów winien nastąpić na podstawie statystycznych danych co do

lj Władysław Witkowski, Opieka prawna nad niewidomymi. "Szkoła Spegalna", 1935, tom II.

liczby ociemniałych w województwach polskich przy uwzględnieniu mowy ojczystej tychże. Rodzice stosow­nie do ich położenia materialnego mogą być pociągani do uiszczenia opłat dla utrzymywania dzieci w tych zakładach.

Art. 3. W instytutach dla ociemniałych dzieci kształcone są w odpowiednich zawodach.

Art. 4. Osoby, które wskutek nieszczęśliwego wy­padku straciły swój wzrok będą umieszczane w specjal­nych oddziałach instytutu bądź to na własny koszt lub na koszt państwa, gdzie otrzymają wykształcenie w od­powiednim zawodzie. Do zawodów tych należą: szczotkarstwo, koszykarstwo, masaż i muzyka.

Art. 5. Aby ułatwić egzystencję ociemniałym, wy­konującym swój zawód, ustanawia się dla nich nastę­pujące przywileje:

a/ wyjeżdżający w interesie wykonywania swego zawodu ociemniali korzystają z wolnego przejazdu na kolejach polskich, zaś osoby towarzyszące im otrzyma­ją 50% zniżkę kolejową,

b/ przy wykupieniu świadectw przemysłowych niewidomi otrzymują 50% zniżkę opłat stemplowych,

c/ przy obliczaniu podatku obrotowego ociem­niali korzystają z odpowiednich ulg. W razie prowa­dzenia interesu bez żadnej siły pomocniczej zniżka zmniejsza się do 25%. W razie zatrudnienia więcej niż trzech sił pomocniczych nie będzie stosowana żadna zniżka. Postanowienia powyższe dotyczą tylko sił po­mocniczych nie ociemniałych.

Art. 6. W celu obrony ociemniałych przed nie uprawnioną konkurencją zawody wykonywane przez ociemniałych uzależnione będą od warunku złożenia specjalnego dowodu kwalifikacji.

Art. 7. Wykonanie ustawy niniejszej powierza się Ministrowi Pracy i Opieki Społecznej w porozumie­niu z Ministrem Wyznań Religijnych i Oświecenia Pu­blicznego.

Art. 8. Ustawa niniejsza wchodzi w życie z dniem jej ogłoszenia."15

Projekt ten nie był w ogóle wzięty pod obrady Sejmu. Wydobyty z zapomnienia, stanowi on obecnie cenny dokument historyczny.

x) Pełny tytuł projektu brzmi: "Wniosek posła Piescha i Kolegów w sprawie opieki nad ociemniałymi. Niżej podpisani wnoszą: WYSO­KI SEJM UCHWALIĆ RACZY załączoną ustawę. Warszawa dnia 9 czerwca 1925 roku. Wnioskodawca". Piesch, Naumann, Daczko, Utta, Graebe, Pryłucki, ks. Klinke, Zerbe, Spickerman, Kronik, Rosumek, Badzian, Pużak, Bobrowski, Malinowski, Reger, Piot-rowski, Walicki, Cupiał, Perl, Śledziński, Kwapiński, Niski, Adamek, Gardecki.

Ustawa w przedmiocie opieki nad ociemniałymi. Tekst wydrukowa­ny w czasopiśmie "Świat Niewidomych", 1937, nr 9-10, z dopiskiem: "projekt ten pozostał wówczas tylko projektem, a odgrzebaliśmy go w chwili, gdy czynione są starania o urzeczywistnienie marzeń ociemniałych, dojście do ostatniego etapu walki o swój byt i prawo do życia...".

Okres III

SPRAWA NIEWIDOMYCH W POLSCE LUDOWEJ W LATACH 1945-1960

Związki niewidomych w latach 1945-1951

Po II wojnie światowej jedynie Towarzystwo Nie­widomych Muzyków, byłych wychowanków Instytutu Głuchoniemych i Ociemniałych w Warszawie nie wznowiło swej działalności.

Niezwłocznie natomiast, bo już w roku 1945, ociemniali inwalidzi wojenni przystąpili do odbudowy ogólnokrajowego Związku Ociemniałych Żołnierzy, który potrzebny był teraz nie tylko dawnym jego członkom, ale także, i to w znacznie wyższym stopniu, nowym rzeszom Polaków ociemniałych we wszystkich armiach podczas II wojny światowej. Na świecie zbyt wiele się zmieniło, by mogli oni, a także by chcieli liczyć jak dawniej na koncesje i wysokie renty. Zro­zumienie dla wartości własnej pracy i głód pracy — były to hasła naczelne.

W tym samym czasie i niemal jednocześnie wznowiły swą działalność regionalne związki niewido­mych cywilnych w Warszawie, Łodzi, Bydgoszczy i Chorzowie.

W Warszawie, na miejscu dawnego Zjednoczenia, powstał w lutym 1945 r. Związek Zawodowy Pracow­ników Niewidomych, zorganizowany i prowadzony przez Michała Blaufuksa-Lisowskiego. Związek niósł pomoc niewidomym, wracającym do Warszawy, udo­stępniał, im pracę i zarobek we własnym warsztacie szczotkarskim przy ul. Widok 22, zwracał dużą uwagę na akcję kulturalno-oświatową.^

Relacja Michała Lisowskiego. Archiwum Tyflologiczne PZN.

Związek Niewidomych miasta Łodzi przystąpił do pracy w tym samym czasie. Po odzyskaniu dawnego lokalu przy ul. Żwirki 20 i sprowadzeniu z Odolanowa w Wielkopolsce wywiezionych przez Niemców urzą­dzeń biurowych i warsztatowych, uruchomił warsztat szczotkarski. Lokal ciasny i ciemny pozwalał jednak na zatrudnienie zaledwie kilkunastu ludzi, pozostali musieli czekać na poprawę warunków, korzystając na razie z pomocy, jaką Związek wywalczał dla swych członków w postaci przydziałów odzieży i żywności, bezpłatnych biletów tramwajowych itp. Prowadzone było w tym trudnym okresie dokształcanie dorosłych, głośne czytanie książek, organizowanie akademii z okazji świąt państwowych. Uzyskany przez Związek dla jego członków bezpłatny wstęp na przedstawienia teatralne umożliwiał korzystanie z rozrywek kultural­nych wspólnie z widzącymi. W ośrodku rolnym Osse pod Strykowem Związek zorganizował kursy tkactwa, introligatorstwa i masażu, które jednak po pewnym czasie musiały być zwinięte)

Stowarzyszenie Niewidomych Województwa Śląsko-Dąbrowskiego zorganizowało się ponownie w maju 1945 r. jako samodzielne zrzeszenie samopomocowe niewidomych, podporządkowane kuratorium, w skład którego wchodzili przedstawiciele Urzędu Wojewódzkie­go i Caritasu. Posiadało ono 400 członków, prowadziło dwa warsztaty, zatrudniające niewidomych: w Chorzo­wie /szczotkarstwo/ i w Bytomiu /szczotkarstwo, pędzla-

u Relacja Adama Tobisa i Józefa Buczkowskiego. Archiwum Tyflologiczne PZN.

rstwo i wyplatanie mat. Przy obydwóch zakładach pracy zorganizowane były internaty pracownicze.

Dysponując dużymi funduszami, pochodzącymi z dotacji samorządowych, z działalności gospodarczej warsztatów, ze składek członkowskich itp., Stowarzy­szenie prowadziło szeroką akcję pomocy, obdarzając członków żywnością i odzieżą, przyznając zapomogi pieniężne itp. W roku 1945 w wyniku starań Stowarzy­szenia niewidomi śląscy zostali zwolnieni od opłat za przejazdy tramwajami, otrzymywali karty żywnościo­we, a po ich skasowaniu tzw. "ekwiwalent" pieniężny.

W ramach akcji kulturalno-oświatowej prowa­dzone było dokształcanie młodych pracowników war­sztatowych, odbywały się kursy brajlowskie. Stowarzy­szenie posiadało własną orkiestrę i chór oraz bibliotekę brajlowską w Chorzowie, składającą się jednak prze­ważnie z książek niemieckich.

Podobną działalność prowadził wznowiony we wrześniu 1945 r. Związek Niewidomych w Bydgoszczy. Jego wielką troską było utrzymanie Szkoły dla Dzieci Niewidomych, o której gmach, jak w całym zniszczo­nym wojną kraju, ubiegały się różne instytucje.1*

* * *

Przygotowywane przed wojną połączenie wszyst­kich regionalnych stowarzyszeń niewidomych cywil­nych w jeden związek ogólnopolski stało się teraz nie

^Włodzimierz Dolański, Zrzeszenie się niewidomych w Polsce. "Przyjaciel Niewidomych", 1948, nr 1-2. Relacja Józefa Buczkowskiego. Archiwum Tyflologiczne PZN.

tylko dla wszystkich oczywiste, ale i konieczne w no­wym układzie stosunków.

Zachęcony przez władze państwowe, do których zwrócił się z memoriałem przedstawiającym sytuację i potrzeby niewidomych, dr Włodzimierz Dolański przystąpił do organizowania ogólnokrajowego Związ­ku Pracowników Niewidomych, stawiając sobie jako cel zasadniczy "pracę wszystkich niewidomych do pracy zdolnych i opiekę nad niezdolnymi".

W sierpniu 1946 r. odbyło się w Łodzi pierwsze spotkanie przedstawicieli wszystkich związków regio­nalnych, na którym uzgodniono zasady wspólnego sta­tutu.

W październiku tegoż roku odbył się w Chorzo­wie zjazd delegatów wszystkich stowarzyszeń regional­nych, który powołał do życia Związek Pracowników Niewidomych R.P. z siedzibą w Warszawie.

Według statutu członkiem Związku mógł zostać każdy niewidomy bez względu na wyznanie i przeko­nania religijne, pod następującymi warunkami:

^- utrata wzroku w granicach od 85 do 100%,

^ wiek powyżej lat 18,

^ obowiązek pracy na utrzymanie swoje i rodziny,

^- podporządkowanie się postanowieniom statutu.

Na przewodniczącego Związku został wybrany dr Włodzimierz Dolański. Liczba zrzeszonych niewido­mych wynosiła l 913 osób.

Czując się spadkobiercą poniemieckich zakładów dla niewidomych, Związek spodziewał się uzyskać stałą bazę roboczą i organizacyjną w dawnym Blindenheimie, położonym w centrum Wrzeszcza, a składającym

się z pięciu budynków w ośmiohektarowym parku. Wszystko to było zaplanowane i zbudowane ze zro­zumieniem potrzeb ludzi pozbawionych wzroku i w trosce o nich. Od roku powstania /1864/ zakład był wielokrotnie odnawiany, rozszerzany, ulepszany i wyposażany coraz bardziej nowocześnie. Bezpośred­nio po wojnie niewidomi polscy wprowadzili się tu i zorganizowali warsztaty szczotkarskie. Nie zdołali je­dnak ani objąć wszystkich budynków, ani ocalić boga­tych urządzeń i zbiorów muzealnych przed rozgrabieniem.

Związek Pracowników Niewidomych czynił wszystko, co było w jego mocy, by obiekt we Wrze­szczu został mu oddany w całości i na stałe, by mógł być zagospodarowany przez niewidomych, by ich do­bru służył. Prócz warsztatu szczotkarskiego została tu uruchomiona drukarnia brajlowska i tu powstał oś­rodek szkolenia zawodowego niewidomych z całej Polski.

Niestety, wśród toczącej się wówczas na terenie zniszczonego kraju walki różnych instytucji o gmachy i lokale — niewidomi przegrali. Były Blindenheim we Wrzeszczu okazał się jedynym pomieszczeniem odpo­wiednim dla Gdańskiej Akademii Medycznej /1950/.

Zarząd Główny Związku prowadził pracę w kil­ku uzupełniających się wzajemnie kierunkach.

Dbając o należyty poziom oświaty i kultury nie­widomych zorganizował dwa biura przepisywania w brajlu książek, w pierwszym rzędzie podręczników dla szkół specjalnych, które po zniszczeniach wojen­nych znajdowały się w krytycznej sytuacji pod względem pomocy szkolnych. Biura, w których zatrudnione były kobiety niewidome, dostarczały szkołom i człon­kom Związku 300 tomów różnych książek. Po urucho­mieniu drukarni brajlowskiej wznowione zostało wyda­wanie "Pochodni", a następnie zaczęto drukować pi­semko dla dzieci pt. "Światełko". Miesięcznik czarno-drukowy pt. "Przyjaciel Niewidomych", wydawany ja­ko organ Związku, spełniał podwójne znaczenie: infor­mował widzących o sprawie niewidomych w Polsce i zagranicą, ułatwiając w ten sposób wzajemne zbliże­nie i zrozumienie, nadto zaś za ogłoszenia i artykuły propagandowe, umieszczane w piśmie przez różne in­stytucje i firmy, uzyskiwał poważne fundusze na dzia­łalność Związku /1948/.

Zgodnie z własnym hasłem "nic o nas bez nas", za pośrednictwem swego prezesa Związek brał czynny udział w zorganizowanej przez Ministerstwo Oświaty naradzie w sprawie szkół dla dzieci niewidomych, na­stępnie zaś w pracach stałej Komisji Doradczej dla Spraw Niewidomych w tymże Ministerstwie.

Uważając się za reprezentację niewidomych pol­skich w dotyczącej sprawy niewidomych akcji między­narodowej, Związek gościł w r. 1948 Rolanda Bergera, delegata Departamentu Społecznego ONZ, a następnie doradcę Królewskiego Narodowego Instytutu dla Nie­widomych w Londynie, Artura Platta. Berger, po za­poznaniu się z Zakładem Niewidomych we Wrzeszczu obiecał swą pomoc, życząc rozwinięcia tej skromnej placówki we wzorowy ośrodek pracy niewidomych. Platt, który gruntownie zapoznał się z sytuację niewi­domych polskich i z działalnością, mającą na celu ich dobro, wygłosił szereg odczytów i wnioski swoje przed­stawił na konferencji, zwołanej w tym celu przez Mini­sterstwo Pracy i Opieki Społecznej.

W związku z bytnością w Polsce R. Bergera i A. Platta, dr Dolański został wysłany z ramienia Depar­tamentu Społecznego ONZ i naszego Ministerstwa Pracy i Opieki Społecznej do Anglii, celem zapoznania się z urzędami dla niewidomych w tym kraju, a następ­nie przeniesienia na teren Polski wszystkiego, co uzna za odpowiednie i korzystne.

W sierpniu 1949 r. przebywający w Anglii Do­lański uczestniczył w Międzynarodowym Kongresie Niewidomych w Oksfordzie i brał czynny udział w or­ganizowaniu światowego Biura do Spraw Niewido­mych przy Departamencie Społecznym ONZ. Został następnie wybrany na członka Komitetu Wykonawcze­go tego Biura.

Zgodnie ze swymi podstawowymi założeniami i nazwą, Związek Pracowników Niewidomych wkładał duży wysiłek w podnoszenie istniejących i tworzenie nowych zakładów pracy, zatrudniających niewidomych i przez nich kierowanych. Posiadane stosunki pozwoli­ły mu zaciągnąć pożyczką w wysokości 30 min zł i zakupić surowce krajowe i zagraniczne, "dzięki cze­mu pracownicy niewidomi nie zaznali bezrobocia" w tych trudnych latach. Zakupione surowce, którymi dysponował Zarząd Główny, zmagazynowane zostały w gmachu Oddziału Związku w Chorzowie i stąd roz­syłane były do wszystkich Oddziałów, które prowadzi­ły dalszy rozdział według własnego, bezpośredniego ro­zeznania potrzeb.

Na wiosnę 1948 r. Związek posiadał zorganizo­wane przed jego powstaniem i przejęte Oddziały w Warszawie, Chorzowie, Łodzi, Bydgoszczy, oraz no­wo zorganizowane w Poznaniu i Wrzeszczu. Nadto przy Państwowym Zakładzie Szkoleniowym dla Ociemnia­łych Żołnierzy w Jarogniewicach-Głuchowie /Wielko­polska/ istniała delegatura Związku.

W roku 1949 Związek posiadał 10 Oddziałów wojewódzkich, których działalności nie krępował. Oto krótka charakterystyka każdego z tych Oddziałów.

Oddział w Bydgoszczy, na którego czele, jak da­wniej tak i teraz, stał Władysław Winnicki, stanowił i po połączeniu "samodzielną organizację niewidomych na Pomorze". Skupiał on 135 do 450 członków. Po­średniczył w przeszkalaniu i zatrudnianiu niewidomych w przemyśle, kierując ich na kursy państwowe. Po­szczególnym członkom udzielał pomocy w formie po­życzek na uruchomienie warsztatu, zakup surowca i in. Prowadził kasę pogrzebową. W wyniku usilnych starań uzyskiwał dla członków i rozdzielał odzież i żywność /UNRRA/, opał na zimę i in. Wystarał się o karty żywnościowe I kategorii, a po ich skasowaniu o ek­wiwalent w gotówce dla wszystkich niewidomych. Uzy­skał dla swych członków bezpłatne bilety tramwajowe i bezpłatny wstęp na przedstawienia teatralne. Uczest­niczył w staraniach o renty, gdy przyznanie ich po­szczególnym członkom nastręczało z różnych przyczyn trudności. Organizował uroczyste obchody świąt państ­wowych z urozmaiconym programem artystycznym, wycieczki podmiejskie, zabawy taneczne w zamkniętym gronie. Rozdzielał przydzielone przez Zarząd Główny Związku i nadsyłane z Warszawy zegarki brajlowskie1^ maszyny czarnodrukowe i surowiec szczotkarski dla indywidualnych warsztatów.

Fundusze Oddziału pochodziły ze składek człon­kowskich, z ofiar, nadsyłanych w odpowiedzi na we­zwania kierowane do firm i osób prywatnych, z dotacji Wojewódzkiego Wydziału Opieki Społecznej oraz z 10% daniny dobro wolnej, wpłacanej przez niewido­mych przy zakupie w Związku surowca.

Udzielona z tych funduszy przez Oddział "za­gwarantowana pożyczka" przyspieszyła w r. 1948 uru­chomienie Spółdzielni Niewidomych "Gryf, która i potem korzystała z pomocy Oddziału, zatrudniając w zamian jego członków.2)

Oddział w Chorzowie — mimo formalnego przy­stąpienia Stowarzyszenia Niewidomych Województwa Śląskiego do ogólnokrajowego Związku Pracowników Niewidomych R.P. /1946/, działał do roku 1949 jako organizacja odrębna.

Oddział prowadził trzy zakłady pracy, zatrudnia­jące niewidomych i widzących, a mianowicie:

W Bytomiu, gdzie od roku 1945 posiadał dom po dawnym niemieckim związku niewidomych. Obec­nie mieściła się tutaj wytwórnia wyrobów szczotkars-

x) Uzyskiwane jako dar Międzynarodowego Czerwonego Krzyża w Szwajcarii.

2) Władysław Winnicki, Relacja i odpowiedź na ankietę o stowarzy­szeniach niewidomych. Archiwum Tyflologiczne PZN.

kich, pędzlarskich i koszykarskich, zatrudniająca 57 niewidomych. Prowadzony był także internat, w któ­rym mieszkało 37 pracowników, członków Związku.

W Chorzowie, również we własnym budynku, mieścił się warsztat szczotkarski, zatrudniający 29 nie­widomych i internat, w którym mieszkało 14 pracow­ników, członków Związku.

W Zabrzu, w lokalu wynajętym, Oddział pro­wadził warsztat szczotkarski i wytwórnię torebek pa­pierowych. Pracowało tu 24 niewidomych.

Liczby pracowników widzących, zatrudnianych razem z niewidomymi, posiadane przez nas źródła nie wymieniają.

Warsztaty Oddziału nie korzystały z żadnych ulg podatkowych, co przy obrocie, który w r. 1949 wy­niósł przeszło 62 min zł dało Skarbowi Państwa ponad 2.100.000 zł podatku obrotowego i ponad 3.000.000 zł podatku dochodowego.

Zgodnie z systemem, wprowadzonym przed woj­ną przez Towarzystwo Opieki nad Ociemniałymi, w in­nych salach pracowali mężczyźni, w innych kobiety.

Pomoc, udzielana członkom przez Oddział, obej­mowała:

1. Zatrudnienie niewidomych w warsztatach wła­snych oraz współdziałanie z Wojewódzkim Wydziałem dla Spraw Inwalidzkich w akcji przygotowywania do pracy w przemyśle i zatrudniania niewidomych w fab­rykach państwowych. Nadto Oddział wyszukiwał kan­dydatów na szkolenie zawodowe i kierował ich do odpowiednich zakładów Ministerstwa Pracy i Opieki Społecznej.

  1. Wypłacanie niewidomym niezdolnym do pra­cy, obciążonym rodzinami i znajdującym się w ciężkich warunkach, zapomóg z sum na ten cel przeznaczonych.

  2. Organizowanie porad prawnych i współdziała­nie z członkami w załatwianiu różnych spraw urzędo­wych. Załatwianie spraw zniżek kolejowych, tramwajo­wych i autobusowych, zwolnień od opłat za korzy­stanie z radia itp. W roku 1949 sprzedano członkom po cenach zniżonych około 50 radioodbiorników, uzy­skanych w wyniku starań Zarządu Głównego. Od roku 1948 Oddział prowadził dla swych członków kasę po­grzebową.

Działalność kulturalno-oświatowa Oddziału obej­mowała głośne czytanie książek w Chorzowie i Byto­miu, prowadzenie stałego chóru i zespołu recytator­skiego, kolportaż "Pochodni" i "Przyjaciela Niewido­mych". W lecie organizowane były wycieczki.

Fundusze Oddziału pochodziły ze składek człon­kowskich, z dotacji państwowych i samorządowych na zapomogi i stypendia szkoleniowe, których przyznawa­nie powierzone było Oddziałowi /około 2 min zł rocz­nie/ i in.

W r. 1949 Oddział liczył 644 członków /w tym 198 kobiet/ na l 000 niewidomych, zamieszkałych na Śląsku. Pracę prowadził Paweł Niedurny.1)

1} Sprawozdanie z działalności Stowarzyszenia Niewidomych Woj. Śląskiego /obecnie Oddział Związku Pracowników Niewidomych R.P./ w Chorzowie za 1949 r. Archiwum Tyflologiczne PZN. Henryk Piotrowski, Śląscy niewidomi przodują. "Przyjaciel Niewido­mych", 1950, nr 1-2.

Oddział w Krakowie powstał stosunkowo późno, bo na wiosnę 1948 r. z inicjatywy Zarządu Głównego Związku. Organizatorem jego był mec. Włodzimierz Abłamowicz, pierwszymi kierownikami pracy Jan Silhan i Władysław Poleski.

Na terenie województw krakowskiego, kieleckie­go i rzeszowskiego Oddział współdziałał z odpowie­dnimi organami państwowymi i samorządowymi w szkoleniu i zatrudnianiu niewidomych w przemyś­le. W Krakowie przeprowadzał próby tworzenia war­sztatów własnych. Organizował akcję zaopatrywania niewidomych w odzież i żywność. W ramach akcji kulturalno-oświatowej uruchomił bibliotekę brajlows­ką, jedną z pierwszych po wojnie. Wynikiem działal­ności Oddziału, a zwłaszcza kpt. Jana Silhana, jest powołanie do życia krakowskiej szkoły dla dzieci ociemniałych /1948/, otaczanej następnie troskliwą opieką.15

Oddział w Lublinie powstał również w roku 1948 staraniem Spółdzielni Niewidomych, zorganizowanej tu w 1945 r. przez dziesięcioosobowy zespół niewidomych absolwentów szkoły zawodowej w Laskach.

W roku 1949 siedzibą Oddziału był lokal Spół­dzielni przy ul. l Maja. Spółdzielnia pokrywała w tym czasie wszystkie wydatki organizującego się Oddziału. Ona też przeprowadziła rejestrację niewidomych we wszystkich powiatach województwa lubelskiego, otrzy-

1} Relaqje Włodzimierza Abłamowicza, Jana Silhana, Władysława Poleskiego. Archiwum Tyflologiczne PZN.

mując w ten sposób podstawy statystyczne dla dal­szych prac tak Spółdzielni jak Oddziału.

Po stwierdzeniu, że wśród 600 niewidomych za­mieszkałych na Lubelszczyźnie, 100 ze względu na swój wiek wymaga nauki lub pracy, Spółdzielnia /Od­dział/ zajęła się gorliwie umieszczaniem dzieci w szko­łach i organizowaniem szkolenia dla dorosłych. Orga­nizatorem i kierownikiem całej akcji był Modest Sę­kowski.

Oddział w Łodzi w roku 1948 liczył 290 człon­ków. Aż do roku 1950 działał pod nazwą dawną, jako Związek Niewidomych m. Łodzi, pragnął bowiem jak najdłużej utrzymać swą samodzielność.

W latach 1948-1950 Oddział prowadził razem z Wojewódzkim Wydziałem Inwalidzkim akcję szkole­nia i zatrudniania niewidomych w przemyśle.

Zdając sobie sprawę ze znaczenia własnej siedzi­by dla prowadzonej działalności społecznej, Oddział wystarał się o plac, zebrał niezbędne fundusze i w r. 1950 zamierzał przystąpić do budowy Domu Niewido­mych w Łodzi. Miał on być siedzibą Oddziału i warsz­tatów związkowych. Z przyczyn formalnych realizacja tego planu nie doszła do skutku. W rezultacie, według słów organizatora i kierownika pracy, Adama Tobisa, "pieniądze roztrwoniono, samych niewidomych zaś skazano na pracę w warunkach urągających wszelkim zasadom przepisów zdrowotnych". Nie odebrało to je-

1} Modest Sękowski, Niewidomi Lubelszczyzny organizują się. "Przy­jaciel Niewidomych", 1949, nr 10.

dnak niewidomym działaczom łódzkim przeświadcze­nia o słuszności ich planu: "wierzymy, że nasza kon­cepcja nie umarła, i że wcześniej lub później ktoś ją podejmie i zrealizuje".

Małe możliwości materialne i obojętność społe­czeństwa odbijały się na działalności Oddziału. Zakła­dy zatrudniające niewidomych rozwijały się niezależnie od niego.1}

Oddział w Poznaniu powstał już w ramach dzia­łalności Związku Pracowników Niewidomych R.P. W roku 1947, tj. w pierwszym roku swej pracy, liczył 227 członków i podopiecznych, znajdujących się w bar­dzo ciężkiej sytuacji materialnej. Oddział usiłował przyjść im z pomocą, rozdzielając zapomogi z ofiar społeczeństwa, rozdając odzież i żywność z darów YMCA, Poznańskiego Komitetu Opieki Społecznej, Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi z Lasek. W owym czasie Oddział nie otrzymywał żadnych dota­cji państwowych ani samorządowych, nie prowadził też własnych warsztatów.2)

Oddział w Warszawie prowadził nadal wytwórnię szczotek przy ul. Widok 22 i organizował dla człon­ków pomoc materialną.

1} Związek Niewidomych w Łodzi, /niepodpisane/ "Przyjaciel Niewi­domych", 1948, nr 1-2. AdamTobis, Relacja. Archiwum Tyflologiczne PZN.

2) Sprawozdanie z działalności Związku Pracowników Niewido­mych — Oddział w Poznaniu za 1947 r. Archiwum Tyflologiczne PZN.

Zarząd Oddziału brał czynny udział w akcji, ma­jącej na celu połączenie związków regionalnych i utwo­rzenie ogólnokrajowego Związku Pracowników Niewi­domych. Stanowił zdecydowaną i nie przebierającą w środkach opozycję w stosunku do koncepcji dr. Dolańskiego i jego osoby.1}

Województwo warszawskie stanowiło teren odrę­bnego oddziału z siedzibą w Izabelinie koło Lasek.

Oddział we Wrocławiu został zorganizowany w r. 1949 przez Aleksandra Króla.

Oddział we Wrzeszczu istniał do czasu wysied­lenia niewidomych z byłego Blindenheimu. Pracę pro­wadzili: Eugeniusz Bartoszewski, a następnie Józef

Buczkowski.

* * *

Tak więc to, co Wagner zrealizował w r. 1929, tworząc z trzech regionalnych związków ociemniałych inwalidów wojennych organizację federacyjną o jedno­litym kierownictwie nadrzędnym — dr Dolański osiąg­nął w r. 1946 w formie również federacyjnego Związku Pracowników Niewidomych.

W federacji niewidomych cywilnych Oddział tere­nowy stanowił jednostkę organizacyjną i gospodarczo-samodzielną w stopniu tym wyższym, im mocniejszą miał tradycję ugruntowaną na działalności przedwojen­nej i powojennej przed zjednoczeniem.

1} Michał Lisowski, Relacja. Józef Buczkowski, Relacja. Archiwum Tyflologiczne PZN.

Ewa Gródecka, Życie, które uczy żyć. W' 80-cio lecie działalności dr. Dolańskiego. "Pochodnia", 1967.

Zarząd Główny Związku scalał działalność po­szczególnych Oddziałów, reprezentował całą federację wobec władz państwowych, społeczeństwa i instytucji międzynarodowych, zdobywał środki materialne i po­moce rzeczowe, które następnie rozprowadzał za po­średnictwem Oddziałów.

Zgodnie z nazwą organizacji, sensem istnienia Związku i jego Oddziałów była działalność gospodar­cza. Według założeń statutowych Związek miał być bowiem zrzeszeniem pracowników niewidomych, opie­kujących się kolegami niezdolnymi do pracy. Dlatego prowadzenie, wspomaganie i organizowanie własnych zakładów pracy stanowiło główne zadanie Związku i podstawę, gwarantującą rozwój działalności w innych kierunkach.

Koncepcyjnie Związek tkwił bardzo mocno w tradycjach przedwojennych, nadal uważał za swoje zadanie i za swój obowiązek zastępowanie i wspoma­ganie działalności państwa na rzecz niewidomych przez akcję społeczną w całym tego słowa znaczeniu, a więc dobrowolną, bezinteresowną, niekrępowaną odgórnie w metodach, formach i programach pracy, jak naj­mniej obciążającą państwo finansowo, jak najwydatniej czerpiącą środki materialne z dochodów własnych i z ofiarności społecznej.

Na tym samym zresztą gruncie stał wznowiony Związek Ociemniałych Żołnierzy, który przekształcił dawną formę samopomocy opartej na koncesjach i rentach w formę nową, polegającą na organizowa­niu i prowadzeniu własnych warsztatów rzemieślni­czych.

Odmienne stanowisko w stosunku do sprawy niewidomych zajmował jedynie Michał Blaufuks-Lisowski i prowadzony przez niego Oddział Warszawski Związku Pracowników Niewidomych. Zwalczano tutaj filantropię i filantropów. Dążono do nadania organiza­cji niewidomych cech zdyscyplinowanego związku za­wodowego.

Tymczasem sprawa inwalidów, a więc i sprawa niewidomych, zaczęła coraz wyraźniej wchodzić w or­bitę poczynań polityczno-społecznych państwa budują­cego socjalizm na ściśle sformułowanych zasadach pod kierownictwem partii i rządu. W obliczu wielkiej prze­miany ustrojowej i społecznej związki niewidomych nie mogły pozostać w swych dawnych formach i w swej przedrewolucyjnej roli.

Pierwszym rewolucyjnym faktem było wydziele­nie związkowych dotąd zakładów pracy, przekształce­nie ich w spółdzielnie i włączenie do nowo utworzonej Centrali Spółdzielni Inwalidów.

Nastąpiło to w roku 1949.

Drugim faktem było, po rozwiązaniu Związku Inwalidów Wojennych, zawieszenie Zarządu Głównego Związku Pracowników Niewidomych i mianowanie Kuratora, którym miał pozostawione przy życiu zwią­zki niewidomych zreorganizować, przystosowując do nowej roli w nowym ustroju.

W marcu 1950 r. ociemniały w czasie Powstania Warszawskiego major Leon Wrzosek zapoczątkował na gruncie polskiej sprawy niewidomych okres rewolu­cji, nazwany "okresem kurateli".

Uprawnienia i przywileje, które poszczególne Związki Niewidomych uzyskiwały dla swych członków, stawały się przedmiotem zarządzeń państwowych, dzię­ki czemu otrzymywały moc prawną w skali krajowej.

Zarządzenia państwowe z lat 1945-1950, wydane dzięki staraniom władz centralnych Związków Pracow­ników Niewidomych i Ociemniałych Żołnierzy, doty­czyły następujących uprawnień i przywilejów niewido­mych:

1945/46 Przyznanie niewidomym na równi z pracow­nikami państwowymi kart żywnościowych I kategorii. Przyznanie takich samych kart przewodnikom niewidomych — w wyniku sta­rań Zarządu Związku Pracowników Niewido­mych w Warszawie /Dziennik Urzędowy Mi­nisterstwa Aprowizacji i Handlu Nr 8/46/.

Przyznanie niewidomym w okresie likwidowa­nia kart żywnościowych tzw. ekwiwalentu w gotówce, wypłacanego wszystkim niewido­mym w okresie od l IV do 31 XII 1948 na podstawie zaświadczenia okulisty lub Związku
Pracowników Niewidomych R.P., stwierdzają
cego ślepotę /Uchwała Komitetu Ekonomicz­nego Rady Ministrów — w wyniku starań Zarządu Głównego Związku Pracowników Niewidomych R.P./.

1949 Przyznanie wszystkim inwalidom wojennym, a więc i ociemniałym żołnierzom, 33% zniżki kolejowej oraz bezpłatnego przejazdu dla przewodników niewidomych na podstawie od­powiedniego stempla w książce inwalidzkiej. Wynik starań Zarządu Głównego Związku Ociemniałych Żołnierzy.

1949 Przyznanie przewodnikom towarzyszącym nie­widomym w podróży koleją zwolnienia od opłat za przejazd na podstawie zaświadczeń, wydawanych przez Związek Pracowników Niewidomych /Nowa taryfa kolejowa — waż­ność od dnia l I 1949/. Wynik starań Za­rządu Głównego Związku Pracowników Nie­widomych.

1949 Przyznanie prawa do bezpłatnego korzystania z komunikacji miejskiej ociemniałym człon­kom Związku Ociemniałych Żołnierzy R.P. oraz ich przewodnikom, tudzież przewodni­kom niewidomych zrzeszonych w Związku Pracowników Niewidomych R.P. Pozostawie­nie prawa do przejazdów bezpłatnych niewi­domym cywilnym w tych miejscowościach, w których prawo to już uzyskali. Wynik sta­rań Zarządów o6u Związków /Pismo Mini­sterstwa Administracji Publicznej L. dz. S.g. V/O/ /49 z dnia 15 XII 1949 r./.

1950 Zwiększenie zatrudnienia inwalidów, a w tym i niewidomych, przez wszystkie resorty gos­podarcze w zawodach i czynnościach dla nich dostępnych, oraz zabezpieczenie odpowied­nich warunków bytowych pracowników nie­widomych /Uchwała Prezydium Rządu z dnia 29 XI 1950 r., 21 zarządzeń resortów z I poło­wy 1951 r./. W stosunku do niewidomych uchwała ta nigdy nie była respektowana.1'

Działalność organizacji społecznych na rzecz niewidomych

Spośród organizacji społecznych, których celem była pomoc dla niewidomych, po drugiej wojnie świato­wej tylko Towarzystwo Opieki nad Ociemniałymi prowa­dziło dalej działalność, nie przerwaną w czasie okupacji. Towarzystwo Pomocy Ociemniałym Ofiarom Wojny w Polsce pod nazwą "Latarnia" i Towarzystwo Opieki nad Niewidomymi w Bydgoszczy przestały istnieć. To­warzystwo Kuratorium nad Ociemniałymi w Wilnie rozproszyło się w granicach Polski Ludowej, podobnie jak w Kuratorium Zakładu Ciemnych we Lwowie. Łó­dzka Rodzina Radiowa, zrezygnowawszy z opieki nad dziećmi niewidomymi, zajęła się sierotami po poległych.

1} Zarząd Główny Związku Pracowników Niewidomych, Triumf sprawiedliwości społecznej. "Przyjaciel Niewidomych", 1948, nr 9-10. Specjalna taryfa pocztowa. Tamże, 1948, nr 6-7. Komunikat w spra­wie przejazdów w komunikacji miejskiej. Tamże, 1949, nr 1-2.

Ale w nowym ustroju działalność Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi nie mogła rozwijać się utartym już torem. Rolę opiekunów niewidomych objęły teraz bowiem odpowiednie resorty państwowe, a więc Mini­sterstwo Pracy i Opieki Społecznej, Ministerstwo Oświa­ty, Ministerstwo Zdrowia, częściowo zaś i inne. Organi­zacje społeczne, które w pierwszym okresie /przed ro­kiem 1918/ zastępowały — w drugim zaś /1918-1945/ uzupełniały i zastępowały władze państwowe, teraz mia­ły ich działalność wspomagać, pracując w formach od­górnie regulowanych, pod kierunkiem właściwych resor­tów i częściowo w ramach ich budżetów.

W tym układzie stosunków zadaniem powierzo­nym Towarzystwu Opieki nad Ociemniałymi było pro­wadzenie w Laskach największego w Polsce zakładu wychowawczego i szkoleniowego dla niewidomych do lat 18, w Żułowie zaś zakładu opieki zamkniętej dla dorosłych niewidomych, zwłaszcza kobiet. Nadto, w pierwszych latach po wojnie Towarzystwo współ­działało z władzami państwowymi w prowadzonej przez nie akcji na rzecz niewidomych. Było to koniecz­ne, ponieważ akcja ta wymagała znajomości rzeczy i przygotowanego personelu. Było to możliwe, ponie­waż Towarzystwo w ciągu swej bogatej i wszechstron­nej działalności wykształciło działaczy i pracowników, posiadających najlepszą w Polsce znajomość problema­tyki niewidomych, dzięki zaś rozbudowanej i znanej bazie roboczej, jaką stanowiły Laski — największe do­świadczenie i warunki dla prac badawczych.

W okresie tym ten stan rzeczy uległ zmianie. Towarzystwo prowadziło subwencjonowany przez państwo zakład wychowawczy i troszczyło się o byłych wychowanków. Nie mogło natomiast rozwijać tak bo­gatej w latach 1923-1939 działalności zewnętrznej, ani przeszczepiać nadal własnych osiągnięć na teren akcji prowadzonej przez resorty państwowe i związki niewi­domych.

Po październiku 1956 roku unormowanie tej sy­tuacji nie nastąpiło. Nowatorskie osiągnięcia zaś nie są wykorzystywane z uszczerbkiem dla wszystkich dzie­dzin działalności niewidomych i na rzecz niewidomych.

Zapoznajmy się teraz z kolejną działalnością To­warzystwa wewnętrzną, tj. na terenie zakładów, oraz zewnętrzną — opartą na pracach doświadczalnych i badawczych.

Działalność wewnętrzna

Dla zobrazowania działalności Zakładu w Las­kach podajemy dwa wykazy zespołów dziecięcych i młodzieżowych, wychowywanych i kształconych w Laskach w roku szkolnym 1948/49 i w 10 lat potem.

1948/1949

  1. Przedszkole — zespół 7 dzieci.

  2. 7-klasowa szkoła podstawowa. Uczniów 116.

  3. 3-letnia średnia szkoła zawodowa z warsztatami: tkackim, dziewiarskim i szczotkarskim. Uczniów 34.

  4. 4-osobowy zespół młodzieży, przygotowującej się
    do egzaminów maturalnych w liceum ogólnokształ­cącym.

  1. 5-osobowy zespół młodzieży po maturze licealnej,przygotowującej się do egzaminów pedagogicz­nych.

  2. Zespół 2 uczniów Szkoły Muzycznej im. Kurpińskiego w Warszawie /gra na organach/.

  3. Zespół 2 uczniów II klasy liceum im. T. Rejtana w Warszawie.

  4. 4-osobowy zespół uczący się poza szkołą zawodo­wą dziewiarstwa, szczotkarstwa i introligatorstwa.

  5. Kurs masażu dla uczniów szkoły zawodowej poza jej programem — 19 uczniów.

10. Kurs przysposobienia do pracy w przemyśle, rów­nież poza programem szkoły zawodowej — 21 uczniów.1}

Razem 214 uczniów.

1958/1959

  1. Przedszkole 18

  2. Przedszkole dla dzieci niewidomych i debilnych 5

  3. 7-klasowa szkoła podstawowa /li zespołów/ 108

  4. Klasy szkoły podstawowej jak w p. 2 /4 zespoły/ 23

  5. 3-letnia szkoła zawodowa /3 zespoły/ 34

  6. Szkoła zawodowa dla opóźnionych wiekiem 10

  7. Szkoła zawodowa dla upośledzonych umysłowo 12

  8. Próby zatrudnienia niewidomych amputantów 3

  9. Próby wychowania dzieci głuchociemnych 2

Razem 215

1} Włodzimierz Dolański, Francja, Anglia i my. Sprawa Niewido­mych — 1958 r. Zakład Niewidomych w Laskach pod Warszawą. "Przyjaciel Niewidomych", 1949, nr 6-7.

Szkolenie zawodowe /p. 5/ prowadzone było w tym roku szkolnym w następujących działach: tkact­wo, dziewiarstwo, szczotkarstwo, tapicerstwo, stolar­stwo, koszykarstwo, galanteria metalowa, prace na ob­rabiarkach.

Wśród nauczycieli przedmiotów ogólnokształcą­cych i instruktorów w szkole zawodowej było 16 niewi­domych, nadto zaś 3 pomocników instruktorów. Poza tym niewidomi pracowali na terenie Zakładu w na­stępujących działach: ręczne przepisywanie książek w brajlu /4 osoby/, doszkalanie niewidomych uczniów /!/, pomoc dorosłym niewidomym /!/, introligatornia /!/, pralnia /!/, tkactwo /4/, szczotkarstwo /2/, pomoc w pracach podwórzowych /2/, praca w kuchni i pomoc w domu /2/. Działalność Zakładu w stosunku do by­łych wychowanków wyrażała się w pomocy indywidua­lnej, wiodącej do ustalenia się życiowego i zawodowe­go oraz w pomocy, udzielanej grupie niewidomych, przygotowującej się do utworzenia i organizującej no­wy własny zakład pracy. Ta druga forma, nie stosowa­na poza Laskami przez żadną z istniejących u nas szkół dla dzieci niewidomych, zasługuje specjalnie na uwagę. Doprowadziła ona do powstania spółdzielni niewidomych w Lublinie /obecnie Spółdzielcze Zakłady Pracy Niewidomych Inwalidów/, zorganizowanej w la­tach 1945-1946.

Zakład w Żułowie do roku 1950 miał charak­ter Ośrodka Pracy Niewidomych Kobiet. Prowadzo­ny tu był dla nich kurs dokształcający zawodowy, 5 osób stanowiło komplet przygotowujący się do matury.

Wszystkie mieszkanki Żułowa pracowały w gos­podarstwie.

Następnie mieszkanki zdolne do pracy zostały przeniesione do Zakładu Towarzystwa w Pniewie, zor­ganizowanego po Powstaniu Warszawskim, w Żułowie zaś Towarzystwo zorganizowało Zakład opiekuńczy dla dorosłych niewidomych.

W Pniewie Towarzystwo zorganizowało dwunas­tomiesięczny kurs dziewiarstwa i tkactwa dla 37 dziew­cząt niewidomych. Kurs był finansowany przez Mini­sterstwo Pracy i Opieki Społecznej, obsadę instruktors­ką i pracowniczą stanowili byli wychowankowie i dzia­łacze z Lasek.

Program był dostosowany do poziomu uczennic, które trzeba było podzielić na dwie grupy: do pierw­szej zaliczono dziewczęta po 2-3 klasach szkoły pod­stawowej, nawet ze słabą znajomością brajla, do dru­giej — uczennice wyższych klas szkoły podstawowej dla niewidomych.

W zakresie przedmiotów zawodowych kurs przy­gotowywał do egzaminu czeladniczego. Zakres nauki przedmiotów ogólnokształcących w ramach programu szkoły podstawowej uzależniony był na każdym pozio­mie od przygotowania uczennic i od czasu trwania kursu. Praktyczna nauka tkactwa i dziewiarstwa od­bywała się w specjalnie zorganizowanych warsztatach. Poziom przedmiotów wyrabianych przez uczennice był wysoki.

1} Antoni Marylski, Laski, "Szkoła Specjalna", 1946/47, nr 1-4. Archiwum Tyflologiczne PZN.

Zakończeniem kursu był egzamin czeladniczy, który zdały wszystkie uczennice. Zakwaterowane w po­bliskiej Łodzi, zapoczątkowały one działalność tkacko-dziewiarskiej spółdzielni niewidomych "Przyjaźń".

Planowane przez Towarzystwo dalsze kursy tego typu nie mogły się już odbyć wobec decyzji władz, na podstawie której placówka w Pniewie została przejęta przez Prezydium Rady Narodowej w Łodzi i prze­kształcona na Państwowy Zakład Opieki Zamkniętej dla Dorosłych.

Działalność zewnętrzna

Zaklady rehabilitacyjne dla ociemnialych żołnierzy

Sprawy inwalidów wojennych PKWN powierzył Polskiemu Czerwonemu Krzyżowi w Lublinie. Jako jedno z pilniej szych zadań uznał on zorganizowanie Zakładu Rehabilitacyjnego dla Ociemniałych Żołnie­rzy. Zdając sobie sprawę, że wymaga to znajomości rzeczy, właściwej organizacji doświadczonego persone­lu, zwrócił się do kierownictwa Ośrodka Pracy Kobiet Niewidomych, który przez całą okupację Towarzystwo Opieki nad Ociemniałymi prowadziło w Żułowie /po­wiat Krasnystaw, woj. lubelskie/. W rezultacie plano­wany zakład postanowiono umieścić w pałacu majątku Surchów, położonego w bezpośrednim sąsiedztwie Żułowa. Istnienie zorganizowanego zaplecza uznano za rację ważniejszą, niż inne względy, które przedstawiały się raczej niekorzystnie. Budynek był ciasny i nieod­powiednio rozplanowany, Surchów miał złą komuni­kację, co stwarzało poważne trudności dla zakładu, który miał skupić nowoociemniałych żołnierzy z całego kraju.

W lutym 1945 roku, a więc gdy tylko pozwoliły na to działania wojenne, organizowaniem zakładu zajął się wydelegowany z Lasek zespół pracowników admi­nistracyjnych i niewidomych instruktorów pod kierun­kiem Henryka Ruszczyca. Gospodarstwo objął perso­nel zakonny z Żułowa. Pierwsi ociemniali żołnierze przybyli do Surchowa w marcu. Później przyjmowano także osoby cywilne, pozbawione wzroku w czasie woj­ny. Na przyjęcie ich czekał dom, życzliwi ludzie i kole­dzy niewidomi, służący posiadaną wiedzą wyniesioną ze szkoły i poświadczeniem, czerpanym z życia zakła­dowego w Laskach.

Już w maju 1946 r. Zakład został przekazany nowo utworzonemu w ramach Ministerstwa Pracy i Opieki Społecznej, Głównemu Urzędowi Inwalidzkiemu.

Opierając się na doświadczeniach państwowych kursów, przygotowujących do pracy w przemyśle, jak już wspomnieliśmy — planowanych i realizowanych z wybitnym udziałem Henryka Ruszczyca, Towarzy­stwo postanowiło przeprowadzić w Laskach jako eks­peryment kurs przysposobienia do pracy w przemyśle dla uczniów 3 wyższych klas szkoły podstawowej w godzinach pozaszkolnych/, dla uczennic I klasy szko­ły zawodowej oraz dla zapóźnionych uczniów tejże szkoły.

Instruktorem został niewidomy, który kurs przy­sposobienia do pracy w przemyśle ukończył w Katowi­cach.

Program całorocznego kursu obejmował 3 etapy:

I — dostępny dla wszystkich uczniów, od któ­rych wymagano doskonałego opanowania techniki posługiwania się narzędziami,

II — przeznaczony był tylko dla uczniów zdol­niejszych. Wykonywali oni wzorcowo czynności najczęściej spotykane w prze­myśle i mające największe znaczenie dla ogólnego usprawnienia ucznia. Wykaz ich był starannie opracowany i ustalony,

III — obejmował udział uczniów w pełnym pro­cesie reedukacyjnym. W danym przypadku obejmował on produkcję wieszaków meta­lowych, składanych systemem taśmowym. W dalszych latach szkolenia przewidywało się:

Rok II — wciąganie uczniów do dalszych podo­bnych, lecz trudniejszych procesów produkcyjnych: ro­boty ręczne, montaż, kontrola sortowania, brakowa­nie, praca z mikromierzem, praca na prasach ręcznych i mechanicznych oraz na innych nieskomplikowanych maszynach.

Rok III — szkolenie indywidualne w zakresie czynności drugiego stopnia /obsługiwanie tokarki re­wolwerowej i gwinciarki, skomplikowane montaże/. Za cel tak pojętego szkolenia uznano: l/ inteligentne opanowanie przez ucznia każdej nieznanej mu, nawet najbardziej skomplikowanej, a dostępnej dla niewidomego funkcji w fabryce lub spółdzielni,

2/ taką znajomość podstaw mechaniki i umiejęt­ność używania narzędzi, aby umożliwiła ona wykonywanie samodzielnie drobnych napraw maszyn, samo­dzielne wprowadzanie zmiany narzędzi w maszynach, przy robotach II stopnia zaś — samodzielne nastawia­nie maszyn.

Jak z tego wynika, kurs miał umożliwić absol­wentom szkoły wejście od razu w życie zawodowe, w którym stanowiliby kadrę pracowników już znają­cych szereg czynności i ogólnie usprawnionych.

Eksperyment doprowadził do uznania, że przy­sposobienie niewidomych do pracy w rzemiośle i w przemyśle winno być częścią składową programu szkoły podstawowej. W tym samym roku prowadzone było eksperymentalne szkolenie w zakresie szczotkarstwa i dziewiarstwa, nastawione na opracowanie no­wych metod i rozszerzenie możliwości niewidomych, pracujących w tych zawodach.1}

Z doświadczenia tego skorzystała jedynie szkoła Towarzystwa w Laskach.

Doświadczenia metodyczne, opracowane na pod­stawie pracy kursu dziewiarskiego, stały się w przyszło­ści — ale znowu tylko na terenie Lasek — punktem wyjścia w poczynaniach Towarzystwa, mających na celu podniesienie kwalifikacji zdolnych niewidomych dziewiarzy i tkaczy do poziomu artystycznego. Ostate­cznym rezultatem wspólnej pracy młodych artystów-dziewiarzy i tkaczy niewidomych oraz ich kierownict­wa, zwłaszcza zaś Henryka Ruszczyca, było powstanie

1} Na podstawie materiałów, udzielonych przez Towarzystwo Opieki nad Ociemniałymi w Laskach w r. 1959. Archiwum Tyflologiczne PZN.

w ramach CEPELIA Spółdzielni "Nowa Praca Niewi­domych" w Warszawie.

. W ciągu szeregu lat poważnym utrudnieniem był dla Towarzystwa brak siedziby w Warszawie. Częś­ciowo został on usunięty, gdy po wybudowaniu gma­chu Polskiego Związku Niewidomych jeden z lokali, zajmowanych przedtem przez Związek /ul. Foksal 15/ został oddany na internat dla niewidomych pracow­ników Spółdzielni "Nowa Praca Niewidomych", cał­kowicie zaś w rok potem, gdy władze kościelne przeka­zały siostrom z Lasek gmach poklasztorny przy ul. Piwnej, w którym przed jego zburzeniem w czasie Po­wstania Warszawskiego miało swoją siedzibę Towarzy­stwo Niewidomych Muzyków.

Tak więc Towarzystwo Opieki nad Ociemniałymi pozostało w obecnym okresie jako jedyny, choć ogra­niczony w zasięgu prac i możliwościach rozwojowych, przejaw działalności społecznej organizacji widzących na rzecz niewidomych.

Dzięki założeniom podstawowym, wiążącym nierozdzielnie ugruntowaną na doświadczeniach wie­dzę teoretyczną z działalnością praktyczną, nieprzer­wanie dostosowywaną do zmieniającej się sytuacji w kraju i na świecie, dzięki posiadanej bazie robo­czej, jaką stanowi Zakład w Laskach, dzięki wreszcie ustalonej obsadzie pracowniczej, w Towarzystwie uznać należy najlepszego i najwszechstronniejszego znawcę wiedzy tyflologicznej w Polsce. Z wiedzy tej korzystały i nieprzerwanie korzystają, oficjalnie lub nieoficjalnie, wszystkie czynniki współczesne, mające do czynienia z niewidomymi i ich sprawą. Wydaje się, że dobro tej sprawy wymaga oficjalnego powią­zania wszelkich naszych wysiłków badawczych z dzia­łalnością Lasek w tej dziedzinie i ujęcia dorobku tyflologicznego Lasek w formę opracowania rzeczo­wego i gruntownego, jakiego brak tak bardzo odczu­wamy.

Działalność państwa na rzecz niewidomych

W Polsce Ludowej opieka nad obywatelami nie­widomymi, konstytucyjnie uznanymi za równopraw­nych, sprawowana jest przez partię i rząd przy współ­udziale organizacji samych niewidomych. Resortem, któremu powierzony został całokształt potrzeb niewi­domych było w latach 1945-1960 Ministerstwo Pracy i Opieki Społecznej. Inne resorty uczestniczyły w tej akcji w ramach swej działalności.

Punktem wyjścia dla akcji, dotyczącej wyłącznie obywateli pozbawionych wzroku była konstytucyjna działalność czynników państwowych i samorządo­wych, mająca na celu zaspokajanie potrzeb ogółu lu­dności.

Na tym podłożu kształtowały się stopniowo i kształtują nadal specjalne formy pomocy i opieki nad niewidomymi. Obejmują one:

^ zarządzenia państwowe uchylane i wprowa­dzane w życie z inicjatywy samych niewidomych za pośrednictwem ich organizacji, odpowiednio do moż­liwości państwa. Zarządzenia te przedstawione są w rozdziale Związki niewidomych w latach 1945-1951(str. 102) oraz Polski Związek Niewidomych i spółdziel­czość niewidomych (str. 155),1}

^- system wychowania i kształcenia dzieci niewi­domych w prowadzonych przez państwo lub otoczo­nych jego opieką szkołach specjalnych podstawowych i zawodowych,

^ system opieki otwartej i zamkniętej nad nie­widomymi niezdolnymi do pracy, realizowany przez państwo i samorząd terytorialny,

^ system przygotowania do pracy i zatrudnienia dorosłych niewidomych i ociemniałych, realizowany przez samo państwo i samorząd terytorialny za pośred­nictwem spółdzielczości inwalidzkiej i samych niewido­mych,

^ rzeczowe i materialne popieranie działalności społecznej organizacji niewidomych jako wykładnika ich potrzeb oraz aparatu docierającego do potrzebują­cych.

W niniejszym rozdziale przedstawimy bezpośred­nią działalność państwa na rzecz niewidomych.

Państwowe zakłady wychowawcze dla dzieci i młodzieży

Jak wiemy, Polska posiadała przed II wojną światową państwowe internatowe szkoły specjalne dla dzieci niewidomych w Warszawie /Instytut Głuchonie­mych i Ociemniałych/, w Bydgoszczy i Wilnie, oraz zakłady społeczne w Laskach koło Warszawy /Towa­rzystwa Opieki nad Ociemniałymi/, we Lwowie /Za-

lj Uprawnienia niewidomych, "Sprawa Niewidomych", 1958, zeszyt l.

kład Ciemnych/ i w Łodzi /Szkoła Łódzkiej Rodziny Radiowej/.

Po wojnie gmach Instytutu Głuchoniemych i Ociemniałych był prawie całkowicie zburzony. Szkole bydgoskiej z powodu ogólnych zniszczeń przydzielono tylko część jej gmachu. Laski wymagały częściowo od­budowy, częściowo gruntownych remontów. Szkoły w Wilnie i we Lwowie znalazły się poza granicami naszego państwa. Łódzka Rodzina Radiowa przysto­sowała swoje cele i swoją działalność do sytuacji po­wojennej i, zrezygnowawszy z troski o dzieci niewido­me, dom dla nich wzniesiony przekazała na żłobek dla dzieci widzących.

W Polsce Ludowej szkoły dla dzieci niewido­mych stały się jednym z działów szkolnictwa specjal­nego, kierowanego przez odpowiedni Departament Mi­nisterstwa Oświaty.

Nauczycieli w dalszym ciągu przygotowywał Państwowy Instytut Pedagogiki Specjalnej w Warsza­wie. Wznowiony w grudniu 1945 r., pierwsze lata dzia­łalności musiał poświęcić odbudowie placówki i kom­pletowaniu nowych sił fachowych. Kierowany w dal­szym ciągu przez dr Marię Grzegorzewską, od roku 1946/47 Instytut rozszerzył zakres swej działalności na piąty już typ szkół specjalnych — dla dzieci kalekich i przewlekle chorych.

Od lipca 1948 r. Instytut otrzymał jako swą sie­dzibę specjalnie odbudowany gmach przy ul. Spiskiej 16. W kilka miesięcy potem wznowił przerwane przez wojnę kształcenie nauczycieli dla szkół specjalnych wszystkich typów.

Wśród wykształconych przez Instytut nauczycieli szkół dla dzieci niewidomych spotykamy coraz liczniej­szych tyflopedagogów pozbawionych wzroku. ^

Oto krótko przedstawione dzieje każdej szkoły:

W Instytucie Głuchoniemych i Ociemniałych, naj­starszej na ziemiach polskich szkole dla niewidomych, od roku 1949 istnieje tylko mały zespół dzieci niewido­mych, uczniów jednej klasy. W roku 1946 Zakład przyjął grupę dzieci polskich przeniesionych tutaj z Za­kładu Ciemnych we Lwowie. Z chwilą zlikwidowania w Instytucie działu niewidomych Warszawa została bez szkoły dla dzieci, dotkniętych utratą wzroku.

Państwowa Szkoła Specjalna dla Dzieci Niewido­mych w Bydgoszczy pracuje w dawnym budynku, pro­wadząc nauczanie w zakresie szkoły podstawowej i za­wodowej.

Wobec zlikwidowania szkoły Łódzkiej Rodziny Radiowej, konieczne było utworzenie w Łodzi Państ­wowej Szkoły Specjalnej dla Dzieci Niewidomych. Dla­tego na wiosnę 1945 r. władze szkolne powołały na stanowisko organizatora i kierownika mającej powstać szkoły niewidomego nauczyciela Józefa Buczkowskiego oraz również niewidomą nauczycielkę Sabinę Kalińską, jako jego najbliższą współpracownicę.

Rozpoczęli oni pracę od starań o przydzielenie dla szkoły budynku. Po wielu zabiegach uzyskano dom przy ul. Tkackiej 34/36. Zaczęły się teraz usilne

ł) Maria Grzegorzewska, Państwowy Instytut Pedagogiki Specjalnej w Warszawie. "Przyjaciel Niewidomych", 1949, nr 8-9.

starania o doprowadzenie budynku do możliwego sta­nu, o przydział urządzeń i sprzętu dla szkoły i in­ternatu. W zabiegach tych ociemniali nauczyciele byli prawie wyłącznie zdani na własne siły, część społeczeń­stwa bowiem przyjęła postawę wyczekującą, przyglą­dając się pracy niewidomych organizatorów, uważanej za eksperyment, część zaś zajęła wrogie stanowisko twierdząc, że niewidomy nie może być kierownikiem szkoły.

W rezultacie, gdy szkoła była już gotowa na przyjęcie dzieci, rozgorzała walka o odebranie jej kie­rownictwa niewidomemu i o oddanie go kandydatce widzącej.

Tymczasem pierwsze dzieci w liczbie 20 przybyły do szkoły i zamieszkały w internacie, który musiał je żywić przez 8 miesięcy, nie otrzymując jeszcze przy­działów żywności. Wkrótce potem liczba uczniów wzrosła dwukrotnie. Kierownictwo wystarało się w tym czasie o przyznanie szkole położonego w jej sąsiedztwie ogrodu i pola o powierzchni kilku hek­tarów i zdobyło niezbędny inwentarz żywy i -martwy. Teraz już nowa szkoła miała licznych przyjaciół w kra­ju i zagranicą, o czym świadczyły nadsyłane dary w naturze i pieniądze. Według słów kierownika szkoły "na początku stycznia 1946 r. nie było nic, prócz znisz­czonego budynku. Z początkiem września tegoż roku, a więc w 8 miesięcy później, zakład posiadał urządze­nia szkolne i internatowe, 2 pianina, 2 fisharmonie oraz pomoce szkolne, a z inwentarza żywego i mart­wego: konia z uprzężą, krowę, przeszło 70 kur, wóz i cały szereg innych sprzętów. W listopadzie 1946 r. za

zezwoleniem Ministra Ziem Odzyskanych przywieziono z Wrocławia 2 samochody ciężarowe książek i nut brajlowskich i wiele innych pomocy naukowych. Za pośrednictwem Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej Zakład otrzymał 50 tabliczek brajlowskich — dar niewidomych w Rosji".J)

Oparciem społecznym było dla szkoły Koło Przy­jaciół Niewidomych, zorganizowane w r. 1946.

W końcu sierpnia 1947 r., gdy nowa placówka już zorganizowana stała u progu nowego roku szkol­nego, polecono niewidomemu jej organizatorowi prze­kazać kierownictwo osobie widzącej, co nastąpiło.

W roku 1955 szkołę specjalną dla dzieci niewido­mych w Łodzi zamknięto, jako zbędną. I tak jest do dzisiaj, mimo nieustających starań Polskiego Związku Niewidomych.

Miasto Poznań i województwo poznańskie otrzy­mało Szkołę Specjalną dla Dzieci Niewidomych w Owińskach pod Poznaniem, w budynku po szpitalu psychiatrycznym. Szkoła została otwarta w roku 1946/47. W pierwszym roku było tu zaledwie trzech uczniów, stopniowo liczba ich wzrosła do 130. Klasy zawodowe kształciły szczotkarzy i koszykarzy.

Zakład opiekował się swymi wychowankami, kończącymi szkołę. Starał się dla nich o pracę, po­trzebujących zaopatrywał w odzież i zapomogi pienięż­ne. Zdolniejszych umieszczał w szkołach średnich dla widzących, zwłaszcza w Poznaniu i Kórniku. Absol-

1} Józef Buczkowski, Szkolą dla Niewidomych w Łodzi. "Przyjaciel Niewidomych", 1948, nr 4-5.

wenci nie zrywali kontaktu ze szkołą, która umiała wytworzyć i podtrzymywać cenną obustronną więź uczuciową. Najsilniejszą zbiorową jej manifestacją był zjazd około 150 byłych wychowanków na uroczystość dziesięciolecia szkoły.^

Na terenie wolnego miasta Gdańska i we Wroc­ławiu istniały przed drugą wojną światową dwa wielkie Blindenheimy, specjalnie dla niewidomych budowane i bogato zaopatrzone. W każdym z nich prowadzona była internatowa szkoła dla dzieci niewidomych. Oba te zakłady uległy dewastacji wojennej i powojennej. W Polsce Ludowej żaden z nich nie został przeznaczo­ny na zakład dla niewidomych.

W rezultacie Gdańsk został w ogóle pozbawiony szkoły dla dzieci niewidomych, we Wrocławiu zaś przy­dzielono na ten cel budynki przy ul. Kasztanowej, wy­magające odgrzybienia, gruntownego remontu i adap­tacji.

Szkoła Specjalna dla Dzieci Niewidomych we Wrocławiu została uruchomiona we wrześniu 1947 r. w bardzo prymitywnych warunkach, a następnie stop­niowo przystosowywana i rozszerzana. Dzięki temu liczba dzieci wzrosła z ośmiorga w pierwszym roku do setki po 10 latach, internat został powiększony do 130 miejsc. Zorganizowana została szkoła zawodowa z war­sztatami szczotkarskimi, tkackimi i dziewiarskimi. Stopniowo ustabilizował się personel należycie przygo-

lj Józef Weber, Państwowy Zakład dla Dzieci Niewidomych w Owińskach koło Poznania. Relaqja w odpowiedzi na ankietę o stowarzysze­niach niewidomych. Archiwum Tyflologiczne PZN.

towany, a przy tym oddany szkole i dzieciom niewido­mym, poważnie przyczyniający się do rozwoju szkoły i jej osiągnięć.

Prócz nauki w zakresie podstawowym i zawodo­wym szkoła organizowała urozmaicone zajęcia poza­szkolne. Wpływały one poważnie na stopień przygoto­wania wychowanków do życia i pracy, wiązały działal­ność szkoły z działalnością społeczną i kulturalną miej­scowego społeczeństwa, z instytucjami takimi, jak szkoła muzyczna, teatr, opera. Dzięki współpracy szkoły z Polskim Związkiem Niewidomych poprawiało się zaopatrzenie uczniów w podręczniki i pomoce szkol­ne, rozwijała się biblioteka, spełniały swoją rolę czaso­pisma brajlowskie. Co roku szkoła wysyłała zespół uczniów na kolonie letnie, organizowane przez Zarząd Główny PZN dla wychowanków państwowych szkół specjalnych.

W r. 1957 w szkole uczyły się dzieci z terenu 14 województw. Liczba wszystkich absolwentów wynosiła do 1959 r. 53 osoby.

Szkoła nie poprzestawała na wychowywaniu i kształceniu zespołów uczniowskich i na kontakcie z byłymi wychowankami. Przedmiotem jej żywej troski były dzieci niewidome, które z różnych względów nie dotarły do przeznaczonej dla nich szkoły we Wroc­ławiu lub w innych ośrodkach, dla których brak jest miejsca w szkołach istniejących, lub brak szkół w po­bliżu miejsca zamieszkania.15

x) Waldemar Ziilsdorff, Referat wygłoszony na uroczystości dziesię­ciolecia Zakładu w dniu 4 VI 1958. Archiwum Tyflologiczne PZN.

Państwowa Szkoła dla Dzieci Niewidomych w Krakowie przy ul. Józefińskiej otwarta została w ro­ku szkolnym 1948. Zakład przewiduje miejsca dla 40 uczniów.

W roku 1952 dwa Ministerstwa: Oświaty oraz Kultury i Sztuki zgodziły się na przekształcenie tego zakładu w podstawową szkołę muzyczną dla dzieci niewidomych. Poczynając od roku szkolnego 1953/54 nastąpiło stopniowe przekształcanie szkoły w tym kie­runku. Do I klasy muzycznej były kierowane specjalnie uzdolnione muzycznie dzieci z innych szkół, które rów­nocześnie kształciły się w zakresie szkoły podstawowej.

W miarę przybywania dzieci i rozwijania się je­dynej tego typu placówki w Polsce, zajmowany przez szkołę budynek stawał się zbyt ciasny, nie mówiąc już o tym, że pod żadnym względem nie był on przy­stosowany do celu, jakiemu służył. ^

* * *

Zagadnieniem odrębnego wychowania i kształce­nia dzieci słabowidzących zajęła się po drugiej wojnie światowej Sekcja Okulistyki Społecznej przy Polskim Towarzystwie Okulistycznym.

Z punktu widzenia pedagogicznego potrzebę szkół tego typu tak uzasadnił dr Włodzimierz Dolań-ski:

"Dzieci o niskim procencie widzenia, uczęszczają­ce do szkół normalnych nie są w stanie podążać w na-

1} Artykuły w "Przyjacielu Niewidomych", 1948, nr 6-7, 9-10; 1949, nr 10, 11, 12; 1950, nr 7, 8-9, 10-11.

uce na równi ze swymi kolegami normalnie widzącymi, a skierowane do szkól dla niewidomych, posługując się jeszcze resztkami widzenia, nie mogą przystosować się do metody nauczania, opartej wyłącznie na strukturze dotykowej. Dlatego z wielu dobrze umotywowanych racji wynika konieczność dostosowania dla tego typu dzieci sposobu nauczania i pomocy szkolnych, przy­stosowanych do ich możliwości wzrokowych."^

Na podstawie badań wzroku dzieci szkolnych w Warszawie dr Witold Starkiewicz stwierdził, iż na ogólną liczbę około 80 000 dzieci — 400 winno uczyć się w specjalnych szkołach dla niedowidzących.

Orzeczenie to stało się podstawą do zorganizo­wania w Warszawie /ul. Tamka/ pierwszej w Polsce rozwojowej ogólnokształcącej specjalnej szkoły podsta­wowej dla dzieci słabowidzących.

W pierwszym roku szkolnym — 1950/51 — uru­chomione zostały tylko trzy klasy /II-IV/. Liczba uczniów wzrosła w ciągu roku z 11 do 36. Przenoszo­no tutaj z innych szkół dzieci o normalnym rozwoju umysłowym i z orientacyjną ostrością wzroku w lep­szym oku po korekcji szkłami od 1/20 do 1/3, czyta­jące przynajmniej Sn. 1,5 /wysokość czcionki ok. 2,5 mm/.

Liczba klas i liczba uczniów stopniowo wzras­tała. W r. 1954 12 pierwszych absolwentów opuściło szkołę po ukończeniu pełnych 7 klas. W szkole było wtedy 91 uczniów.

° Szkoła specjalna dla słabowidzących. "Przyjaciel Niewidomych", 1949, nr 11, 12.

Od nowego roku szkolnego 1955/56 na miejsce zlikwidowanej szkoły dla niewidomych przy ul. Tkac­kiej została otwarta w Łodzi druga podstawowa szkoła specjalna dla dzieci niedowidzących. Przy szkole tej uru­chomiony został internat dla zamiejscowych, którego brak utrudniał działalność szkoły warszawskiej. W ro­ku 1956/57 szkoła łódzka miała 97 uczniów. Zbyt już mała liczba miejsc w internacie nie pozwalała na przy­jęcie wszystkich kandydatów.J)

W roku 1956/57 uruchomiono przy Sanatorium Gruźlicy Oka w Zakopanem przedszkole i szkołę dla leczących się tam dzieci w wieku od 3 do 15 lat. Nauka w zakresie 7 klas szkoły podstawowej udzielana jest w wymiarze 3 godzin dziennie, przy czym lekcja trwa 40 minut. Przygotowywania materiału poza lek­cjami nie stosuje się. Dzieci podzielone są na dwie grupy. Do grupy A zaliczone są dzieci tzw. "wydolne", tj. te, które w Sanatorium przechodzą tylko kurację klimatyczną, czytać zaś i pisać mogą bez ograniczeń, a więc wymagają typowej szkoły dla słabowidzących. Grupę B tworzą dzieci "niewydolne", a więc te, któ­rych posługiwanie się wzrokiem jest ograniczone cał­kowicie lub częściowo, wysiłek i ruch zaś są niedo­zwolone.2)

1} Zofia Galewska, Rozwój szkolnictwa dla dzieci niewidzących. "Szkolnictwo specjalne". Wybrane zagadnienia z działu niedowidzą­cych, 1958, str. 37-47.

2) M. Fiszerowa, Szkoła przy Sanatorium Gruźlicy Oka w Zakopa­nem. "Szkolnictwo Specjalne", jw., str. 53-55. "Przyjaciel Niewido­mych", 1949, nr 11-12.

Szkolenie zawodowe i zatrudnienie niewidomych

Na wiosnę 1946 r. w ramach Ministerstwa Pracy i Opieki Społecznej powstał Główny Urząd Inwalidzki, którego zadaniem było w pierwszym rzędzie szkolenie zawodowe i zatrudnianie inwalidów.

Działalność swą na odcinku niewidomych Urząd ten rozpoczął od przyjęcia i przeniesienia do Głuchowa i Jarogniewic Zakładu Rehabilitacji Ociemniałych Żoł­nierzy, zorganizowanego na początku 1945 roku w Sur-chowie przez Polski Czerwony Krzyż i Towarzystwo Opieki nad Ociemniałymi.

Zakład ten, umieszczony teraz w dwóch pięknych ośrodkach pod Poznaniem, sąsiadujących ze sobą, zo­stał rozszerzony i otrzymał odpowiednio urządzone warsztaty szkoleniowe. Duże znaczenie miała również stosunkowo niewielka odległość od Poznania i dobra komunikacja.

Prowadzone tu były kursy szczotkarskie, koszy­karskie i dziewiarskie. Zorganizowano także doświad­czalne szkolenie i zatrudnienie niewidomych w obsłu­dze central telefonicznych. Pierwszy tego typu kurs dziewiarski otoczony był specjalną opieką Minister­stwa Pracy i Opieki Społecznej. Zaopatrzyło ono war­sztat w 15 maszyn dziewiarskich, cewiarkę, różne ma­szyny pomocnicze i surowiec. W kursie brało udział 31 uczniów, którzy po zakończonym szkoleniu i egzami­nie komisyjnym otrzymali cechowe świadectwa czelad­nicze.

Tak po pierwszej, jak i po drugiej wojnie świato­wej prowadzenie zakładów rehabilitacyjnych wiązano z problemem inwalidztwa wojennego i uznawano za

wskazane likwidować zakłady z chwilą, gdy spełniły one swoje zadanie w stosunku do powojennej fali ocie­mniałych żołnierzy.

Zakład w Jarogniewicach-Głuchowie zlikwidowa­no w sierpniu 1949 r. W ciągu swego istnienia prze­szkolił on około 200 ociemniałych inwalidów wojen­nych.

Przygotowanie niewidomych do pracy w przemyś­le. Po wprowadzeniu w życie wypróbowanej w Las­kach koncepcji zakładu rehabilitacyjnego dla ociemnia­łych inwalidów wojennych, autor koncepcji i działacz Towarzystwa Henryk Ruszczyc został powołany do Ministerstwa Pracy i Opieki Społecznej na stanowisko radcy do spraw inwalidzkich. Głównym jego zadaniem było teraz zorganizowanie szkolenia niewidomych do pracy w przemyśle.

W rezultacie zostały opracowane szczegółowe programy i metody szkolenia, następnie zaś nagrany został film, obrazujący pracę niewidomych w różnych fabrykach. Film ten, wyświetlany w różnych instytu­cjach, przekonał czynniki decydujące o faktycznych możliwościach niewidomych i usunął istnienie zapory, utrudniającej realizację zamierzeń. Teraz można już było przystąpić do szkolenia niewidomych, którzy na­stępnie mieli być zatrudnieni w fabrykach. Kursy or­ganizowane przez Ministerstwo Pracy i Opieki Społe­cznej /Główny Urząd Inwalidzki/, odbyły się w latach 1947-1948 w Poznaniu, Katowicach, Nowej Soli i Wrzeszczu-Gdańsku.

Pierwszy taki kurs, zorganizowany w Poznaniu przez Główny Urząd Inwalidzki przy Ministerstwie Pracy i Opieki Społecznej, skupił 44 niewidomych. Kurs odbywał się poza terenem fabryk i trwał 3 mie­siące. Fabryki poznańskie: "Centra", "Stomil" i "Goplana" wybrały 17 czynności, dostępnych dla niewido­mych po odpowiednim przeszkoleniu, które prowadzili majstrowie tych fabryk.1} Niewidomi odbywali ćwicze­nia na materiale i częściach, dostarczonych przez fab­ryki. Tempo ich pracy obliczano z zegarkiem w ręku, ponieważ specjalny nacisk położony był na szybkość w wykonywaniu każdej czynności, "aby w przyszłości fabryki nie ucierpiały z powodu nieproduktywności, względnie nie zarzuciły nam, że poleciliśmy pracow­ników bez należytego przygotowania". W wyniku kur­su 34 niewidomych otrzymało pracę:

^ w "Stomilu" — 9 przy produkcji dętek rowe­rowych,

^ w "Centrze" — 8 przy zakładaniu izolacji do ogniw bateryjnych, kantowaniu blachy, szyciu karto­nów i pakowaniu,

^- w "Goplanie" — 7 przy zawijaniu cukierków,

^ w Zakładach Cegielskiego — 10 przy mon­tażu piast rowerowych.

Wyniki ich pracy okazały się dobre. Na przykład w "Centrze" niewidoma pracownica założyła 10 800 sztuk izolacji, podczas gdy najwyższe osiągnięcie pra-

x) D. W., Niewidomi pracują w przemyśle. "Przyjaciel Niewidomych", 1948, nr 1-2.

cewników widzących wynosiło 8 000 sztuk.l) "Stomil" stwierdził na piśmie, że "wyniki po miesięcznej pracy są dobre i równocześnie wpływają na podciągnięcie się innych pracowników"; Dyrekcja Fabryki Cegielskiego oświadczyła, że "niewidomi pracują ku pełnemu jej zadowoleniu, osiągając średnio 200% normy. Jeden z nich jest już przodownikiem pracy, osiąga bowiem 300%." Okazało się następnie, że 11 ociemniałych, za­trudnionych przy zakładaniu piast rowerowych wyko­nuje tę samą pracę, którą wykonywało przedtem 22 pracowników widzących.

Omawiając zagadnienie pracy niewidomych w przemyśle J. Bankiewicz2), naczelnik wydziału prac inwalidzkich w Urzędzie Wojewódzkim w Poznaniu, pisze w "Przyjacielu Niewidomych": "Wybicie się ocie­mniałego, jako pełnowartościowego pracownika w przemyśle, mogło nastąpić dzięki przemianom, jakie nastąpiły po wojnie w naszym życiu politycznym i go­spodarczym kraju, kiedy to w miejsce prywatnego właściciela fabryki weszło państwo, a gospodarzem fa­bryki stał się robotnik. Przedwojenny kapitalista, ma­jąc na uwadze jedynie własny zysk, nie dopuszczał do pracy ociemniałego, którego uważał za zbędny ba­last. W Polsce Ludowej, kiedy główną wartością czło-

lj W. Bryx, Ociemniali pracują w przemyśle i osiągają rekordy. "Przyjaciel Niewidomych", 1948, nr 9-10.

1} Jerzy Bankiewicz, Targi Poznańskie a praca niewidomych w prze­myśle. "Przyjaciel Niewidomych", 1949, nr 4-5. Relacje z Towarzyst­wa Opieki nad Ociemniałymi w Laskach. Archiwum Tyflologiczne PZN.

wieka jest jego produkcyjna praca, dopuszczono do niej również ociemniałego, dając mu tym samym ró­wne szansę do wykazywania swych kwalifikacji i ró­wne prawo do pełnego życia. Brak wzroku nie dys­kwalifikuje ociemniałego jako pracownika fabryczne­go. Wyostrzony słuch, wyczulony dotyk, szybka orien­tacja przy skoncentrowanej uwadze oraz wiara we własne siły rekompensują brak wzroku, zapewniają ociemniałemu swobodę ruchów i umożliwiają niejed­nokrotnie lepsze i szybsze wykonywanie pracy od wi­dzącego."

Państwowe Zakłady Szkolenia Zawodowego Nie­widomych. Celem przygotowania dorosłych niewido­mych do pracy zawodowej Ministerstwo Pracy i Opie­ki Społecznej prowadziło specjalne kursy w zakładach szkolenia inwalidów i odrębne zakłady szkoleniowe wyłącznie dla niewidomych.

Pierwsze kursy szczotkarskie i dziewiarskie od­bywały się po roku 1949 w Lisowicach koło Koluszek, skąd po kilku miesiącach zostały przeniesione do Wrzeszcza. Za czasów niemieckich i Wolnego Miasta istniał tam wielki Blindenheim, mieszczący się w szere­gu dużych i mniejszych budynków, wzniesionych na terenie dużego parku w centrum miasta. Bezpośrednio po zakończeniu wojny władze miejscowe jeden z czte­rech dużych budynków oddały na biura Wydziału Opieki Społecznej, drugi na Dom Dziecka i Matki, trzeci Akademii Medycznej, czwarty na Zakład Niewi­domych. Początkowo mieścił się tu dom opieki, nie przewidujący zatrudnienia licznych mieszkańców, przy­bywających tu z całej Polski, udręczonych i zdemoralizowanych tułaczką. Potem utworzono tu Państwowy Zakład Szkoleniowy dla Niewidomych i prowadzono liczne kursy. W czerwcu 1950 roku zostały one prze­rwane z powodu przekazania Akademii Medycznej wszystkich budynków po Blindenheimie.1)

Te same kursy zostały po kilku miesiącach wzno­wione we Wrocławiu również w zabudowaniach po Blindenheimie, w których został zorganizowany Państ­wowy Zakład Szkolenia Inwalidów różnych typów. Po­tem przez kilka lat odbywały się tutaj trzymiesięczne kursy dziewiarskie dla niewidomych. W związku z czę­ściowym tylko wyszkoleniem, uzyskiwanym na nich przez niewidomych, zaniechano w r. 1954 szkolenia krótkoterminowego i otworzono Państwową Trzyletnią Zawodową Szkołę Dziewiarską dla Niewidomych na 30 osób.

Państwowy Ośrodek Szkolenia Zawodowego In­walidów w Warszawie /ul. Słupecka/ istniał w latach 1950-1954. Odbywały się w nim między innymi na­stępujące kursy, przeznaczone wyłącznie dla niewido­mych lub dla niewidomych razem z widzącymi:

1. Jeden kurs szczotkarski dla niewidomych z Warszawy i województwa warszawskiego w latach 1950-1951. Trwał on 3 miesiące, wyszkolił szereg szczotkarzy, zatrudnionych następnie najliczniej warsz­tatowo i chałupniczo w Spółdzielni Ociemniałych Żoł­nierzy w Warszawie oraz w jej filii w Płocku /później­szy warsztat szczotkarski Spółdzielni "Świt"/.

Ł) Józef Buczkowski, Zakład dla Niewidomych w Gdańsku-Wrzeszczu. Relacja. Archiwum Tyflologiczne PZN.

  1. Trzy kursy masażu leczniczego dla niewido­mych z całego kraju. Były to kursy roczne, prowadzo­ne pod kierunkiem profesora dr. Zaorskiego.

  2. Trzy kursy obsługi central telefonicznych dla inwalidów widzących z udziałem niewidomych z całej Polski. Na pierwszym kursie np. wśród 33 uczestników
    było 4 całkowicie niewidomych i 5 szczątkowo widzą­cych. Kursy miały na celu przygotowanie zawodowe telefonistów wraz z uzupełnieniem ich wykształcenia
    ogólnego do zakresu 7 klas szkoły podstawowej. Ten
    typ szkolenia został następnie wycofany, ponieważ wprowadzenie central świetlnych na miejsce klapkowych uniemożliwiało obsługiwanie ich przez niewido­mych. Przy tym praca ta była niewspółmiernie nisko wynagradzana. W rezultacie ogromna większość wy­
    szkolonych przeszła do pracy w innych zawodach, głó­wnie w szczotkarstwie.

W roku 1954 Ośrodek Warszawski został całko­wicie zlikwidowany.

Od roku 1955 Ministerstwo Pracy i Opieki Spo­łecznej prowadzi w Krakowie Ośrodek Szkolenia Zawo­dowego Niewidomych, w którym dotąd odbywały się wyłącznie kursy masażu leczniczego.

Zatrudnienie niewidomych. Warsztaty szczotkarskie, kartoniarskie i koszykarskie w Odolanowie koło Ostrowa Wlkp., zorganizowane i prowadzone przez władze okupacyjne dla niewidomych Niemców, zostały w krytycznym momencie zabezpieczone przed grabieżą i już w 1945 roku przekazane organizującym się wła­dzom polskim w Poznaniu. Działalność warsztatów zo­stała wznowiona przez polskich niewidomych pod ich własnym kierownictwem. W następnym roku cały za­kład produkcyjny został przeniesiony z Odolanowa do Owińsk pod Poznaniem i umieszczony w zabudowa­niach po szpitalu psychiatrycznym, obok organizowa­nej w tym samym czasie internatowej szkoły specjalnej dla dzieci niewidomych.

W latach 1946-1951 warsztaty te zatrudniały w tych samych trzech działach około 30 niewidomych mężczyzn i kobiet. Wszyscy ci pracownicy mieszkali na miejscu, co bardzo utrudniało pracę wychowawczą rozwijającej się szkoły. Przygotowani do pracy w ró­żnych zawodach stopniowo opuszczali Owińska, osie­dlając się tam, gdzie otrzymywali pracę. Likwidację warsztatów w Owińskach przyspieszył pożar, który w roku 1949 zniszczył zajmowane przez nie budyn­ki.1}

W roku 1948 Ministerstwo Pracy i Opieki Społe­cznej zorganizowało wojewódzkie inspektoraty produktywizacji inwalidów, których zadaniem było dobiera­nie odpowiednich zajęć i zatrudnianie inwalidów w przemyśle, handlu, rolnictwie — zwłaszcza zaś w spółdzielczości inwalidzkiej.

Wyniki działalności inspektorów centralnie opra­cowane pozwoliły Ministerstwu Pracy i Opieki Społe­cznej wydać kilkanaście broszur, zawierających wytycz­ne zatrudnienia w różnych zawodach i branżach in­walidów wszystkich typów.

1} Maria Wilczyńska, Tomasz Kosowski, Opracowanie życiorysu Mariana Przybylaka. Archiwum Tyflologiczne PZN. Życiorysy, nr 12/125.

Stopniowo charakter pracy w zakresie produk­tywizacji uległ zmianie. Obecnie sprawy szkolenia za­wodowego i zatrudnienia inwalidów włączone są do działalności Wydziałów Zatrudnienia i Spraw Socjal­nych Prezydiów Powiatowych /Miejskich/ Rad Naro­dowych. Zadaniem inspektorów wojewódzkich zaś jest nadzór nad pracą tych Wydziałów, współdziałanie ze specjalistycznymi zakładami służby zdrowia oraz pla­cówkami Ministerstwa Oświaty, ze związkami inwa­lidzkimi i ze spółdzielczością inwalidzką w zakresie rehabilitacji inwalidów.1}

Ta struktura i organizacja niewątpliwie umożli­wia zaspokajanie potrzeb inwalidów widzących, niewi­domych jednak w większości przypadków omija. Przy­czyną tego stanu rzeczy jest z jednej strony znacznie mniejsza w zestawieniu z widzącymi liczba inwalidów pozbawionych wzroku, z drugiej zaś duży ciężar gatun­kowy problemów niewidomych, konieczność dobrej znajomości tych problemów ze strony ludzi, działają­cych na tym odcinku inwalidztwa, specjalne trudności, które towarzyszą umieszczaniu niewidomych w pracy, a wreszcie swoista aktywność samych niewidomych, którzy czują się w prawie ujmować własne sprawy we własne ręce.

Dlatego w realizacji zadania teoretycznie okreś­lonego nastąpiło niespodziewane przesunięcie praktycz­ne punktu ciężkości z płaszczyzny ogólnoinwalidzkiej

1} Bronisław Pruski, Działalność Ministerstwa Pracy i Opieki Społe­cznej oraz Rad Narodowych w zakresie produktywizacji niewidomych. "Sprawa Niewidomych", 1958, Zeszyt IV,

na płaszczyznę odmiennych spraw niewidomych. Or­ganizacyjnie oznaczało to załatwianie formalne spraw niewidomych przez organa rad narodowych, faktycznie zaś przez organa Polskiego Związku Niewidomych i przez Związek Spółdzielni Niewidomych.

Otwarta i zamknięta opieka nad niewidomymi

Wg przyjętej koncepcji opieka nad niewidomymi miała być w Polsce Ludowej częścią akcji socjalno-bytowej, prowadzonej przez aparat rad narodowych w stosunku do ogółu potrzebujących.

Patronat jako formę opieki indywidualnej, opra­cowaną i wypróbowaną przez Towarzystwo Opieki nad Ociemniałymi oraz pomoc materialną, udzielaną przez społeczeństwo, a nawet przez własne związki nie­widomych, uznano za filantropię i odrzucono, jako działalność krzywdzącą korzystających, sprzeczną z za­sadami naszego ustroju i zbędną wobec zorganizowa­nia sieci organów samorządu terytorialnego.

Tymczasem życie wykazało, że potrzeby niewido­mych są przytłaczane ilościowo przez potrzeby ludzi widzących, że aparat urzędniczy nie jest zdolny dotrzeć do wszystkich potrzebujących, zwłaszcza zaś do tych, którzy są zbyt mało odporni, by dobijać się o pomoc w różnych urzędach. Wpłynęły równocześnie specyficz­ne przyczyny, dla których sprawowanie skutecznej opieki otwartej nad niewidomymi przez aparat samo­rządowy okazał się fikcją. Utrzymanie tej fikcji, jako stanu rzeczy formalnie obowiązującego, uniemożliwiło Towarzystwu Opieki nad Ociemniałymi i związkom niewidomych wznowienie i prowadzenie indywidual­nych działalności opiekuńczych.

Usiłowano znaleźć kompromisowe wyjście z sy­tuacji przez wydawanie zarządzeń państwowych, do­stosowanych do indywidualnych potrzeb niewidomych i obdarzających wszystkich ułatwieniami życiowymi i świadczeniami o wysokiej wartości /np. ulgi komuni­kacyjne, zwolnienie od opłat radiowych, udostępnienie lecznictwa i inne/. Aby jednak korzystać z przywile­jów, trzeba je znać. Poznanie zaś bez pośrednictwa w każdym niemal przypadku jest poważnie utrudnione. Nadto różnorodność potrzeb jest tak ogromna, zaś labirynt, przez który prowadzą drogi ku ich zaspokoje­niu tak skomplikowany, że bez indywidualnej i to nie urzędniczej pomocy wybrnąć nie można.

Ten stan rzeczy powoduje brak rozeznania po­trzeb, koniecznego przy ustalaniu form zaradczych, co gorsza zaś, powoduje tworzenie form, nie odpowiada­jących potrzebom i utrudniających pomoc, zamiast ją udostępniać. Przykładem tego stanu rzeczy jest brak u nas pomostu między okulistycznym lecznictwem za­mkniętym a życiem i pracą po całkowitej lub znacznej utracie wzroku, brak jest formy opieki otwartej dla niewidomych starców, którzy z różnych przyczyn nie mogą lub nie chcą korzystać z domów opieki zamknię­tej czy też z domów rencistów, brak jest ulg przejaz­dowych dla niewidomych, podróżujących bez przewod­nika itp. Braki te są przyczyną nie tylko trudności dla potrzebujących pomocy. Są one także przyczyną pono­szenia przez państwo zbędnych kosztów i popełniania błędów niezawinionych.

Po październiku 1956 r. i w omawianej dziedzi­nie, jak w wielu innych nastąpił zwrot ku zwalczaniu biurokratyzmu w stosunkach między aparatem organi­zacyjnym a człowiekiem, któremu ten aparat ma słu­żyć, oraz zwrot ku zaspokajaniu przez społeczeństwo potrzeb, istniejących mimo wysiłku państwa i samo­rządu terytorialnego.

Na odcinku niewidomych zmiany te nie przynio­sły jeszcze wyraźnych efektów. Nadal Związek Niewi­domych musi pośredniczyć między swymi członkami, potrzebującymi pomocy a organami rad narodowych itp., nadal zaspokajanie każdej prostej potrzeby wyma­ga przebycia labiryntu od instancji do instancji, nadal nie udaje się dotarcie do każdego potrzebującego, w razie dotarcia zaś — lęk budzi niemożność zaspoko­jenia potrzeb faktycznie prostych i zrozumiałych.

W zakresie opieki zamkniętej wytworzyły się w ciągu 15 lat istnienia Polski Ludowej dwie możliwo­ści dla niewidomych:

^ Uzyskanie miejsca w państwowym zakładzie opiekuńczym /domu rencistów/ dla osób niezdolnych do pracy bez względu na posiadanie wzroku lub jego brak. W tych zakładach dobrze czują się ci niewidomi, którzy przywykli do obcowania z widzącymi i odczu­wają potrzebę tego obcowania.

^ Uzyskanie miejsca w zakładzie opiekuńczym dla niewidomych, a więc w izolacji od naturalnego środowiska życiowego.

Ministerstwo Pracy i Opieki Społecznej prowadzi takie zakłady w Jarogniewicach /woj. poznańskie/, w Trawniku /woj. opolskie/ i w Piechocinie /woj. byd goskie/. Każdy z tych zakładów ma inny charakter, inaczej pojmuje i inaczej realizuje swoje zadanie w sto­sunku do podopiecznych.

Niewidomi ciężko poszkodowani są umieszczani w państwowych zakładach dla nieuleczalnie chorych razem z widzącymi.

Polski Związek Niewidomych i spółdzielczość niewidomych

"Okres kurateli" w Związku Pracowników Niewidomych R.P. i I Krajowy Zjazd Polskiego Związku Niewidomych /El 1950 - VI1951/

Określając swoje zadanie jako "walkę o nową formę i nową socjalistyczną treść naszej organizacji", major Wrzosek, jako Kurator Związku Pracowników Niewidomych R.P., przeprowadził następujące prze­kształcenia:

1. Zreorganizował aparat związkowy, przystoso­wując go do pełnienia roli centralnego kierownictwa organizacji jednolitej i zdyscyplinowanej. Czteroosobo­wą obsadę dotychczasowego biura Zarządu Głównego powiększył do 8 osób, zwalniając większość dawnych pracowników, angażując nowych.

Dziewięciu istniejącym oddziałom nadał charak­ter centralnie kierowanych ogniw terenowych o jed­nakowym zakresie zadań, wykonywanych wg przygo­towanych odgórnie instrukcji oraz na podstawie wyty­cznych, udzielanych drogą odpraw ogólnokrajowych. Dla wszystkich oddziałów ustalił obsadę pracowniczą statutową i zastąpił nią dotychczasowych pracowników społecznych.

Drukarnię brajlowską wraz z wydawnictwem czasopism, książek i podręczników, przeniósł z Wrzesz­cza do Warszawy, rozbudował technicznie, rozszerzył personalnie. Zlikwidował wydawanie czarnodrukowego "Przyjaciela Niewidomych".

  1. Przeprowadził komisyjną weryfikację wszyst­kich członków Związku, założył ich jednolitą ewiden­cję. Tą drogą stwierdził przynależność do Związku 2 200 niewidomych.

  2. Scentralizował finanse Związku. Po przyjęciu dotacji państwowej z funduszu koncesyjnego dyspono­wał sumą przekraczającą 1.000.000 zł. Wprowadził systematyczne finansowanie działalności oddziałów, stopniując wysokość dotacji miesięcznych w zależności od zakresu działań.

  3. Wycofał Związek ze Światowej Organizacji Pomocy Niewidomym, dr. Dolańskiego zaś z KomitetuWykonawczego tej organizacji.

  4. Zrezygnował całkowicie z udziału dr. Dolańs­kiego w dalszym budowaniu sprawy niewidomychw Polsce, stawiając go poza Związkiem.

W ramach przygotowań do I Zjazdu Krajo­wego, na którym miało nastąpić ostateczne zjednocze­nie polskich niewidomych przez połączenie Związku
Ociemniałych Żołnierzy R.P. ze Związkiem Pracowni­ków Niewidomych R.P., kompletował i przygotowywał politycznie aktyw związkowy, złożony z wybieranych
na specjalnych zebraniach delegatów na Zjazd. Zebra­
nia wykorzystywał nadto dla szerokiej kampanii uświadamiającej rzesze członkowskie, stojące poza aktywem, dla których bodźcem stała się dyskusja nad nową for­mą działalności ich Związku.

W rezultacie bowiem Kurator uznał Związek Pracowników Niewidomych i Związek Ociemniałych Żołnierzy za podstawę dla całkowicie nowej organiza­cji scentralizowanej, dążącej do pełnego rozwinięcia sieci terenowej i objęcia nią jak największej liczby nie­widomych i ociemniałych, bez względu na przyczynę i czas utraty wzroku.

Przedmiotem przemian, dokonywanych w tym celu podczas okresu kurateli, był Związek Pracowni­ków Niewidomych o strukturze organizacyjnej i dzia­łalności z roku 1950, mimo, że nie był on już wtedy organizmem żywym i zdolnym do życia, opartym na określonej koncepcji społecznej i koncepcję tę realizu­jącym. Jak już mówiliśmy bowiem, rewolucyjne ude­rzenie z roku 1949 pozbawiło go sensu istnienia i bazy gospodarczej w postaci związkowych zakładów pracy, uczyniło zbiorowiskiem szukającym gruntu pod noga­mi, bo z celem statutowym włączonym do zadań innej organizacji. Przypominamy, że założenie statutowe Związku Pracowników Niewidomych z roku 1946 brzmiało: "praca wszystkich niewidomych do pracy zdolnych i opieka nad niezdolnymi". A więc istotą koncepcji społecznej nie była tu filantropia. Była nią praca i samopomoc społeczna, wzajemna, obie wbudowane w środowisko naturalne, wspólne dla nie­widomych i widzących.

Że koncepcja ta była zgodna całkowicie z zasa­dami, na których Polska budowała swój nowy ustrój, dobrze zdawał sobie sprawę Minister Oświaty Skrze-szewski, gdy w roku 1946 kształtował pozytywny sto­sunek premiera i rządu do zjednoczonych poczynań i polityczno-społecznej koncepcji Dolańskiego jako przywódcy polskich niewidomych cywilnych. Nie mógł natomiast zrozumieć tego, z powodu głębokich różnic w strukturze osobowości, Michał Lisowski, prezes Od­działu Warszawskiego Związku, organizator opozycji, utrudniającej realizację koncepcji, aż do jej zupełnego rozbicia.

Kurator nie przejął także, bo przejąć nie mógł, koncepcji Wagnera w tej jej części, która przystosowa­na do przedwojennych form opieki państwa nad in­walidami wojennymi, uznawała przedsiębiorstwa hand­lowe, oparte o monopole państwowe, za bazę gospo­darczą działalności samopomocowej. Odrzucił również, mimo iż tego uczynić nie musiał, drugą część tej kon­cepcji, polegającą na indywidualnym docieraniu do ka­żdego członka w celu zaspokajania jego potrzeb i na organizowaniu stałych placówek związkowych, przy­stosowanych do zaspokajania potrzeb ogólnych /Dom Ociemniałego Żołnierza w Bydgoszczy, dawny i nowy, specjalnie zbudowany, który miał być w jesieni 1939 roku oddany do użytku, Dom Zdrowia w Zakopanem, Letnisko w Ziemnicach Nowych, Dom Leczniczo-Wy­poczynkowy w Muszynie-Zdroju i inne/. Podobnie nie musiał odrzucać trzeciej części koncepcji Związku Ociemniałych Żołnierzy, tej, której autorem był inż. Czesław Perzyński, polegającej na ścisłym łączeniu sprawy niewidomych ze środowiskiem naturalnym, z dążeniami i osiągnięciami całego społeczeństwa, ze zrozumieniem i współdziałaniem widzących. Odrzucił, bo współdziałanie to, nie kierowane odpowiednio, mo­gło istotnie wyradzać się w filantropię.

Gdybyśmy zechcieli sięgnąć w przeszłość jeszcze dalej, znaleźlibyśmy odrzucenie koncepcji Brewińskiego z roku 1923, o której mówimy na str. 49, a która polegała na "udostępnianiu niewidomym pracy i wy­chowywaniu ich do działania pożytecznego społecznie, osobiście zaś zapewniającego samodzielność i zrówna­nie w prawach z ogółem ludzi pracy" oraz na "prze­ciwstawianiu się filantropijnym nastawieniom widzące­go w stosunku do niewidomych".

Możemy zatem stwierdzić, że w okresie kurateli związkowej, zgodnie z panującymi nastawieniami re­wolucyjnymi owych lat, odrzucane było wszystko, co stanowiło przedłużenie przedrewolucyjnego stanu rze­czy, przenoszenie "starego" w "nowe". W Związku, tak samo jak poza nim, nie brano pod uwagę, że "stare" nie musi być "przestarzałe", że "nowe", aby osiągnęło przewagę, musiało narodzić się, rosnąć i roz­wijać wśród "starego", przygotowując się do walki z nim i do zwycięstwa. I my, jak inne narody rewolu­cyjne, musieliśmy przebyć okres odrzucania wszystkie­go, co wiązało się z bezpowrotnie skończoną przeszłoś­cią, i my, jak inne narody rewolucyjne, w pierwszych latach budowania socjalizmu nie byliśmy zdolni do wydzielenia i uznania za budulec społeczny tego, co w dorobku pokoleń minionych było nieprzemijające

i zawsze "nowe".

Wbrew pozorom, przypuszczanie, iż Kurator, odrzucając koncepcje dawne, tworzył organizację rozbudowaną i kosztowną, lecz pozbawioną koncepcji, byłoby niesprawiedliwe i krzywdzące.

Koncepcja istniała, lecz nie była to koncepcja samodzielna. Polegała ona na ustawieniu Związku jako organizacji usługowej w stosunku do ogółu niewido­mych, oraz jako organu państwa do spraw niewido­mych, a więc w gestii Ministerstwa Pracy i Opieki Społecznej, równocześnie zaś między resortami państ­wowymi, organami rad narodowych, spółdzielczością inwalidzką, wszelkiego typu zakładami produkcyjnymi, leczniczymi, opiekuńczymi, nauczającymi itp.

Każda z tych instytucji miała w odpowiednim zakresie świadczyć na rzecz niewidomych — Związek zaś miał być w stosunku do każdej z nich czynnikiem inicjatywy, koordynacji, interwencji, pośrednictwa, współpracy, a wszystko to z punktu widzenia wykry­tych organizacyjnie potrzeb niewidomych. Samodziel­nie miał prowadzić jedynie to, czego nie mógł podjąć się nikt inny: wydawnictwa i biblioteki brajlowskie, nauczanie niewidomych posługiwania się systemem Braille'a, prowadzenie zespołów artystycznych, czytel­niczych, sportowych itp. przy świetlicach skupiających oczywiście jedynie tych niewidomych, którzy odczuwali potrzebę takich form, a więc stosunkowo nielicznych.

Koncepcja ta pozbawiała zorganizowanych nie­widomych prawa do samodzielnego zaspokajania po­trzeb o ogólnym zasięgu, które najlepiej znali, bo bez­pośrednio odczuwali. Istotą jej był brak wiary w moż­liwości organizacyjne i gospodarcze niewidomych, brak wiary, uzasadniony jedynie nieznajomością problema­tyki niewidomych i ich przeszłości organizacyjnej, spo łeczno-gospodarczej, choćby tylko w Polsce. Powierza­jąc Związkowi zadanie pozornie doniosłe, faktycznie czyniła go petentem i organizatorem petentów, osobo­wością prawną z reguły niezadowoloną i nieprzerwanie wysuwającą nowe żądania na wszystkie strony, bo li­czącą na działanie innych, nie własne. Czyniła go nad­to organizacją ludzi o stale niezaspokojonych takich lub innych potrzebach i wciąż stawiających nowe wy­magania, nie zawsze powiązane z możliwościami pań­stwa i z sytuacją ogółu ludności.

* * *

Zjazd Delegatów Związku Pracowników Niewi­domych R.P. i Związku Ociemniałych Żołnierzy R.P. odbył się w Warszawie, w czerwcu 1951 roku.

Powołał on do życia Polski Związek Niewido­mych, jako jedyną w Polsce Ludowej organizację spo­łeczną wszystkich obywateli pozbawionych wzroku i reprezentację ich spraw wobec partii, rządu i społe­czeństwa.

W przemówieniu swym, otwierającym Zjazd, Ku­rator stwierdził, że "walka o nową formę i nową so­cjalistyczną treść naszej organizacji została wygrana".

Równocześnie przyszłym władzom Związku, za­nim przez tenże Zjazd zostały wybrane, wskazał jako oczekujące je zadanie: "dalsze pogłębianie procesu przemian społecznych, jakie dokonały się w naszym Związku, oraz rozbudowywanie i usprawnianie na tej bazie roboty związkowej." Na Zjeździe wybrano Za­rząd, liczący 15 członków. Przewodniczącym Polskiego Związku Niewidomych został mjr Leon Wrzosek, członkami Prezydium obywatele: Stanisław Maciej, Stefan Połeć, Stanisław Żemis, Czesław Radej.

Zjazd zapoczątkował nowy okres historii niewi­domych polskich, których sprawa rozwijała się odtąd w dwóch pionach: społecznym — związkowym i spół­dzielczym — pozazwiązkowym.15

Polski Związek Niewidomych jako organizacja interwencyjno-uslugowa w latach 1951-1960

W ciągu pierwszych lat istnienia Polskiego Zwią­zku Niewidomych etapy jego działalności nie były wy­znaczane przez czteroletnie okresy czasu, dzielące jeden Krajowy Zjazd Delegatów od drugiego: 1951-1955 /przewodniczący — Leon Wrzosek, członkowie Prezy­dium: Stanisław Madej, Maria Oczkowska, Józef Buczkowski, Czesław Radej, Jan Trznadel, Mieczysław Michalak/; 1956-1959 /przewodniczący — Mieczysław Michalak, członkowie Prezydium: Stanisław Madej, Aleksander Król, Jan Trznadel, Rudolf Wysocki, He-noch Drat, Zbigniew Tomalak/.

Działalność Związku była przez cały czas ściśle zespolona z życiem społeczeństwa i państwa. Przeło­mowe wydarzenia w r. 1956 stanowiły dla aktywu związkowego bezpośrednie przeżycie i znalazły od­dźwięk w dalszej działalności organizacji, kierowanej przez ten aktyw.

u Opracowane na podstawie materiałów archiwalnych Zarządu Głównego PZN, znajdujących się w materiałach do historii niewido­mych. Archiwum Tyflologiczne PZN.

Przekształcenia, które zapoczątkowane zostały w tym czasie na terenie Związku, wiązały się również ze zmianą na stanowisku przewodniczącego, jaka za­szła w pierwszej połowie 1956 r., wobec rezygnacji mjra Wrzoska.

Od kwietnia 1956 roku przewodniczącym Pol­skiego Związku Niewidomych został Mieczysław Mi-chalak. Do pracy związkowej wrócił dr Dolański, jako wiceprzewodniczący Zarządu Głównego i przewodni­czący Rady Tyflologicznej do III Zjazdu Krajowego /1959/, a następnie jako przewodniczący Komisji Tyf­lologicznej Zarządu Głównego.

W piątym roku swej działalności Związek wszedł w posiadanie własnej siedziby władz i instytucji cent­ralnych. Stanowi ją dwupiętrowy gmach Centralnego Ośrodka Niewidomych w Warszawie przy ul. Konwik-torskiej 9, wzniesiony ogromnym wysiłkiem Zarządu, a zwłaszcza pierwszego przewodniczącego Związku mjra Leona Wrzoska.

Po roku 1956 struktura władz centralnych Zwią­zku i ich aparatu wykonawczego została uwolniona od przerostów i przystosowana do warunków zmienio­nych wraz ze znacznym usamodzielnieniem ogniw wo­jewódzkich. Odbijało się to dodatnio na składzie etato­wych pracowników Związku. Zmniejszenie liczby eta­tów o blisko 20% pozwoliło na podniesienie uposaże­nia, a tym samym wpłynęło na podniesienie poziomu kwalifikacji.

W roku III Zjazdu Krajowego /1959/ Związek posiadał 17 okręgów wojewódzkich, 189 kół i grup, podlegających okręgom i 80 pełnomocników społecznych PZN w tych powiatach, które z różnych przyczyn nie posiadały warunków dla zorganizowania nawet najmniejszych komórek związkowych /grup/. Dzięki decentralizacji działalność okręgów nie jest zmechani­zowana, organizacja sieci związkowej na szczeblu po­wiatu zaś stale jest otwarta. Zmiany, zahamowania i ulepszenia zachodziły i będą zachodzić nadal, bo tego wymaga życie i inaczej być nie może. Rola Zarządu Głównego polegała głównie od tego czasu na czuwaniu nad działalnością ogniw terenowych i niesieniu im po­mocy w dostępnych formach.

Liczba członków w grudniu 1959 r. wynosiła 10 731 osób. Dzięki samodzielnej akcji ogniw tereno­wych docieranie do poszczególnych członków popra­wiło się znacznie, sytuacja ich jednak nie uległa za­sadniczym zmianom, ponieważ Związek w dalszym ciągu był tylko interwentem, pośrednikiem, koordyna­torem, petentem.

Mimo to, sprawy socjalno-bytowe niewidomych, teoretycznie znajdujące się w kompetencji rad narodo­wych, stanowiły przez cały okres przedmiot specjalnej troski Związku na wszystkich szczeblach organizacyj­nych i starań Zarządu Głównego, o których częściowo pozytywnym załatwieniu świadczą zarządzenia państ­wowe wydane w latach 1951-1960.

Za pośrednictwem Związku państwo zaopatry­wało niewidomych w pomoce krajowe i zagraniczne, kompensujące brak wzroku, podnoszące zaradność życiową, zdolności zawodowe, możliwości społeczne. Były to białe laski, zegarki brajlowskie, psy przewo­dniki, brajlowskie wydawnictwa, tabliczki i maszyny do pisania, zwykłe maszyny do pisania, aparaty ra­diowe i inne.

Specjalną opieką Związek otaczał naukę i wypo­czynek dzieci i dorosłych niewidomych, ich życie kultu­ralne, ich rozrywki itp. I w tej dziedzinie nie mógł jednak rozwinąć szerokiej akcji samodzielnej, obejmującej wszy­stkie dzieci niewidome, których część pozostaje poza szkołami specjalnymi, i ogół członków dorosłych, zwła­szcza zamieszkałych po wsiach. Mimo to Związek posia­dał sieć czynnych świetlic, bibliotek i punktów bibliote­cznych, zespołów artystycznych, czytelniczych, sporto­wych i innych, organizował kolonie letnie dla dzieci i obozy dla młodzieży, wczasy rodzinne nad morzem i wczasy indywidualne we własnym Domu Wypoczynko­wym w Muszynie, zbudowanym i użytkowanym przed wojną przez Związek Ociemniałych Żołnierzy.

Problem szkolenia zawodowego, zatrudnienia i pracy niewidomych nie został rozwiązany w całości, ani teoretycznie, ani praktycznie, przez powołane do tego czynniki pozazwiązkowe. Tym potrzebniejsze były na każdym niemal kroku usługi Polskiego Związku Niewidomych.

Miały one na celu ujawnianie drogą organizacyj­ną niewidomych wymagających szkolenia zawodowego i zatrudnienia lub pomocy w pokonywaniu przeszkód, występujących w toku pracy. Polegały na współdziała­niu z zakładami i instytucjami szkolącymi i zatrud­niającymi niewidomych, a napotykającymi w swej pra­cy liczne trudności, związane ze specyfiką niewido­mych. Udzielane były czynnikom, powołanym do za­spokajania potrzeb i regulowania spraw niewidomych w terenie, w praktyce jednak biernym lub popełniają­cym błędy z powodu tej samej nieznajomości niewido­mych i ich spraw.

Na wszystkich odcinkach Związek stosował me­tody, służące jego zadaniom statutowym, a więc:

  1. Inicjował nowe formy pracy, nowe kierunki szkolenia zawodowego, nowe zawody i branże, dostęp­ne dla niewidomych, nowe placówki różnego typu,
    których jemu prowadzić nie było wolno.

  2. Koordynował działalność poza Związkiem prowadzoną dla niewidomych przez różne instytucje, często krzyżujące się ze sobą, często dublowaną, naj­częściej nacechowaną dobrą wolą, bez znajomości za­gadnienia.

  3. Interweniował u właściwych czynników tam, gdzie niewidomym pracownikom działo się źle, pośred­niczył między niewidomymi pracownikami a zakładami pracy i znowu interweniował w sprawach bezpieczeńst­wa i higieny pracy, w sprawach mieszkań, w sprawach przestoi, norm i planów nieprzystosowanych do moż­liwości niewidomych, braku surowca, zbyt małej jego ilości, zbyt złego gatunku itp., w sprawach zbytu, ob­sługi technicznej chałupników zamieszkałych na wsi, zatrudnienia skazanych na bezczynność niewidomych mieszkańców domów rencistów i domów opieki, w sprawach niewidomych amputantów, reumatyków,
    dzieci dotkniętyc
    h gruźlicą oczu i dzieci głuchociemnych. Różnorodność potrzeb była ogromna i zawsze otwarta, możność ich załatwiania przez właściwe or­gany — minimalna, skuteczność interwencji niewspół­mierna do wysiłku.

Wszystko, co czynił Związek jako organizacja interwencyjno-usługowa, należy określić jako udział w akcji, realizowanej przez innych, pomaganie innym, aby oni z kolei mogli pomóc niewidomym. Ta ogólna droga wcale nie była łatwiejsza, ani mniej kosztowna, niż praca samodzielna, niż oddziaływanie bezpośrednie na niewidomych, umożliwiające wspólny podział ich wymagań na słuszne i niesłuszne, wykonalne i przynaj­mniej na razie niewykonanie, jednym słowem — niż oddziaływanie, pozwalające na pracę wychowawczą, uświadamiającą, usamodzielniającą, uspołeczniającą.

Należy rozważyć jeszcze jeden, bardzo istotny aspekt. Jak udowodniliśmy, życie wymagało od Związ­ku, by większość jego usług zwrócona była ku instytu­cjom, powołanym do pomagania niewidomym, a nie czyniącym tego bez interwencji Związku. W konsek­wencji niewidomi, zwracając się w swych sprawach do Związku, nie ze Związku otrzymali to, na czym im zależało. Ten tryb postępowania zmniejszał wśród nie­widomych autorytet Związku. Członkowie, zwłaszcza już ustabilizowani zawodowo, materialnie, mieszkaniowo itp., coraz częściej dochodzili do wniosku, że "Związek nic nie robi", "nic nie daje", że "taki Zwią­zek wcale nie jest potrzebny". Działanie w takiej atmo­sferze wcale nie było łatwiejsze, niż samodzielne pono­szenie odpowiedzialności: gdy gdzieś działo się źle, wi­nien był Związek, gdy sytuacja wykazywała osiągnię­cia, nie widziano w tym udziału Związku, zwłaszcza, że jego "sprawozdania z wykonania planu usług" mało komu były znane, a przy tym nie każda "usługa" trafia do sprawozdań.

Na tym tle nastąpiło w roku 1956, za zgodą władz państwowych, wyłamanie się grupy członków z jedności organizacyjnej niewidomych, zmontowanej w okresie kurateli i przesądzonej przez pierwszy Zjazd Krajowy w r. 1951. Grupę tę stanowiła część ociemniałych żoł­nierzy niezadowolonych z działalności Polskiego Związ­ku Niewidomych na ich odcinku. Działacze związkowi, wśród nich zaś ociemniali żołnierze, uważają ten fakt za szkodliwy dla sprawy niewidomych w Polsce.

W tym samym czasie /rok 1957/ z inicjatywy Polskiego Związku Niewidomych nastąpiło powołanie do życia Związku Spółdzielni Niewidomych, jako or­ganizacji niewidomych spółdzielców skupiającej 17 spółdzielni zatrudniających 3 326 osób, w tym l 949 niewidomych. Organizację tę powiązano statutowo ze spółdzielczością inwalidzką — z Polskim Związkiem Niewidomych łączy ją tylko umowa o współpracy. Do sprawy tej powrócimy w następnym rozdziale.

Mimo powstania tych organizacji Związek wyra­źnie idzie naprzód, z jednej strony zabiegając o regulo­wanie sytuacji z jak największą korzyścią dla niewido­mych, z drugiej o wyciągnięcie wniosków z wielolet­nich doświadczeń i o wprowadzenie w życie opartych na wnioskach reform.

Między innymi Związek coraz radykalniej prze­ciwstawia się izolacji niewidomych w naszym społe­czeństwie i zacieśnianiu się jednostek samodzielnych i zaradnych do życia we własnym skupisku, w orbicie własnych tylko problemów. Gdy więc w pierwszym pięcioleciu istnienia Polskiego Związku Niewidomych nakazem chwili było zawodowe i materialne usamodzielnienie niewidomych /produktywizacja/ bez wysu­wania na plan pierwszy aspektów społecznych, to w la­tach ostatnich hasłem naczelnym stało się przystosowa­nie członków Związku do życia i pracy w środowisku naturalnym, razem z widzącymi. Nowość tego hasła jest tylko pozorna. Związek przez cały okres swej dzia­łalności nie zapomina ani na chwilę, że każdy niewido­my jest w Polsce Ludowej pełnoprawnym obywatelem, nie tylko korzystającym ze specjalnych udogodnień, ale i pełniącym obowiązki społeczne i polityczne w warun­kach normalnych.

Zwalczanie przez Związek skłonności do izolacji dotyczy nie tylko stosunku do widzących i nie tylko sytuacji wewnątrz kraju.

Około roku 1955 skończyła się izolacja niewido­mych polskich w stosunku do niewidomych w innych krajach wschodu i zachodu. Po roku 1956 nasilił się wybitnie kontakt pośredni i bezpośredni naszego Zwią­zku z organizacjami niewidomych w Związku Radziec­kim, Czechosłowacji, Niemieckiej Republice Demokra­tycznej, Bułgarii, na Węgrzech, w Austrii. Przerwana w roku 1950 przynależność grupy polskiej do Świato­wej Organizacji Pomocy Niewidomym została wzno­wiona w roku 1957. Nie jest to ciasne szukanie sprzy­mierzeńców i wzorów. Na terenie innych krajów i w stosunkach międzynarodowych niewidomi polscy posiadają własny ciężar gatunkowy i mają możność właściwego reprezentowania swojej ojczyzny i jej osiąg­nięć nie tylko na własnym odcinku.

Ze swej strony Związek dąży coraz bardziej świa­domie do budowania przyszłości niewidomych polskich w oparciu o koncepcję własną i samodzielną. Nie wystarcza już działanie niepodbudowane teore­tycznie, niesprawdzone doświadczalnie. Konieczne okazały się prace długofalowe i usługowe z zakresu tyflologii.

Dla aktywu związkowego, bowiem i dla wszyst­kich oddanych sprawie współpracowników nie ulega dziś wątpliwości, że Związek poprzez taką działalność praktyczną, na jaką pozwalały mu warunki, dorósł już do realizacji własnej koncepcji społecznej, przy federa­cyjnej współpracy z pionem odrębnym, integralnie wbudowanym w sprawę niewidomych, a realizującym wspólnie koncepcję pracy zawodowej niewidomych i przygotowania do niej.

Sprawa jest otwarta.

Spółdzielnie i spółdzielczość niewidomych w latach 1949-1960

Po ustawieniu pracy inwalidów w przemyśle /1949/, władze państwowe przystąpiły do regulowania organizacji i rozwoju licznych społecznych zakładów pracy, zatrudniających inwalidów.

Wobec uznania, że spółdzielczość pracy jest for­mą najbardziej związaną z naszym ustrojem i najlepiej odpowiadającą potrzebom inwalidów, przystąpiono do przekształcania istniejących inwalidzkich zakładów pracy w spółdzielnie i do nadania nowo powstającym zakładom spółdzielczych form działalności.

Równocześnie /1949/ Rada Naczelna Centralne­go Związku Spółdzielczego powołała do życia Centralę Spółdzielni Inwalidów /CSI/, która objąć miała istnie­jące zakłady inwalidzkie i repatrianckie. Stanowisko prezesa CSI objął dr Piotr Durkacz, doświadczony i zasłużony spółdzielca.

Spółdzielniami niewidomych miała zająć się spe­cjalna komisja, w skład której weszli: z ramienia Związ­ku Ociemniałych Żołnierzy — Kazimierz Mroziński i Jan Silhan, z ramienia Związku Pracowników Niewi­domych — dr Włodzimierz Dolański i Modest Sękowski. W Prezydium Rady Nadzorczej CSI reprezentan­tem spółdzielczości niewidomych został prezes Związku Ociemniałych Żołnierzy Kazimierz Mroziński.

Na wiosnę 1960 r. CSI zrzeszała ponad 100 spół­dzielni inwalidzkich, zatrudniając 5 188 pracowników w 297 zakładach pracy.

Wśród wielkiej na owe czasy liczby 100 spółdziel­ni istniało zaledwie 9 "dobrze prosperujących" spół­dzielni niewidomych cywilnych i ociemniałych żołnie­rzy. Spółdzielnie te zatrudniały 260 pracowników po­zbawionych wzroku.1}

Ta ogromna dysproporcja mogła nasuwać obawy co do przyszłości placówek niewidomych, które były nieliczne, niewielkie, zasadniczo różniące się od wszyst­kich pozostałych, a przy tym otaczane dotąd opieką państwa i posiadające oparcie w związkach niewido­mych. Mimo to niewidomi byli pełni optymizmu, który nie zmalał do końca roku 1960 dzięki dobrej współ­pracy między spółdzielczością inwalidzką a związkami

1} Jan Silhan, Produktywizacja inwalidów. "Przyjaciel Niewido­mych", 1949, nr 6-9.

niewidomych. Według informacji, zamieszczanych przez Zarząd Główny Związku Pracowników Niewido­mych w "Przyjacielu Niewidomych", współpraca ta rozwijała się systematycznie, dając coraz lepsze wyniki w akcji szkolenia przywarsztatowego i produktywizacji niewidomych. Na szczeblu centralnym rozwiązano wie­le terenowych trudności, które nie dały się usunąć lo­kalnie, ustalono również listę ważnych postulatów, które są zgodnie realizowane)

Liczba spółdzielni niewidomych należących do CSI stopniowo wzrastała. Oto ich wykaz w kolejności powstawania:

1. Spółdzielnia "Praca Niewidomych" w Chorzo­wie, z należącymi do niej zakładami w Bytomiu i Zab­rzu.

Jak już mówiliśmy, działalność jej zapoczątkowa­na została przed pierwszą wojną światową przez Oberschlesischer Blindenverein in Beuthen, który w Cho­rzowie i w Bytomiu zorganizował większe zakłady szczotkarskie i koszykarskie. Po powstaniach śląskich i podziale spornego terytorium, warsztat chorzowski przejęło Polsko-Śląskie Stowarzyszenie Niewidomych, które z wielkim trudem utrzymało go do roku 1936, zatrudniając do 30 niewidomych. W latach 1936-1939 Stowarzyszenie nie istniało. Działalność zaś na rzecz niewidomych na terenie Śląska prowadziło Towarzyst­wo Opieki nad Ociemniałymi w Laskach. Warsztat

1} Właściwa współpraca z CSI ... Kronika. "Przyjaciel Niewido­mych", 1950, nr 10-11.

szczotkarski przejęło ono, zreorganizowało i rozwinęło. Po zakończeniu rozpoczętej przez Stowarzyszenie bu­dowy domu niewidomych przeniosło do niego warsztat i internat.

W czasie drugiej wojny światowej znowu działał Oberschlesischer Blindenverein.

W latach 1945-1946 wznowione Stowarzyszenie Niewidomych Województwa Śląsko-Dąbrowskiego prowadziło w Chorzowie i Bytomiu wytwórnię szczo­tek, pędzli i mat oraz internaty dla pracowników.

Po zjednoczeniu regionalnych związków niewido­mych cywilnych /1946/ zakłady te były placówkami Związku Pracowników Niewidomych R.P., który za­opatrywał je w surowiec i otaczał opieką.

W roku 1949 w myśl wytycznych polityki gos­podarczej państwa, na skutek zalecenia Ministerstwa Pracy i Opieki Społecznej, zakłady te zatrudniające 148 niewidomych zostały przekształcone w Inwalidzką Spółdzielnię Szczotkarską "Praca Niewidomych". W końcu roku Spółdzielnia posiadała:

^ w Chorzowie — biura Zarządu, zakład pro­dukcji zatrudniający 37 niewidomych i l osobę widzą­cą "do specjalnych robót, których niewidomi nie mogą wykonywać", internat, w którym mieszkało 16 samo­tnych pracowników,

^ w Bytomiu — zakład produkcyjny, zatrudnia­jący 82 ludzi, w tym 7 widzących, którzy pracowali "przy przeróbce włosia i szczeciny, której to pracy niewidomi wykonywać nie mogą". W internacie miesz­kało 40 niewidomych samotnych, nadto zakład dys­ponował 12 mieszkaniami dwuizbowymi, które przydzielał pracownikom niewidomym, posiadającym ro­dziny,

^ w Zabrzu — zakład produkcyjny, zatrudnia­jący 27 pracowników, w tym 2 widzących.

W każdym zakładzie prowadzone było współza­wodnictwo pracy. Z okazji 22 lipca Spółdzielnia otrzy­mywała od Centrali Spółdzielni Inwalidów adapter z kompletem płyt jako nagrodę "za wyniki współzawo­dnictwa, sprężystą organizację oraz jakość produkcji, jak również za wysoki procent inwalidów, zatrudnio­nych w spółdzielni". Indywidualne nagrody otrzymało 9 przodowników pracy.

Dzięki stypendium Ministerstwa Pracy i Opieki Społecznej Spółdzielnia przeszkoliła, a następnie za­trudniła w szczotkarstwie i wyplataniu mat 30 niewido­mych.

Obrót roczny Spółdzielni w roku 1950 wynosił 100 min zł /według nowej waluty 300 tyś. zł/. Plan produkcyjny na rok 1950 wykonano do 25 paździer­nika, zgodnie z podjętym zobowiązaniem. Wyroby Spółdzielni były rozprowadzane przez CSI do Spół­dzielni Spożywców Samopomocy Chłopskiej, Miejskie­go Handlu Detalicznego i do przemysłu. Sprzedaży detalicznej Spółdzielnia nie prowadziła.

Każdy zakład posiadał własną świetlicę, w świet­licach odbywało się głośne czytanie powieści i literatu­ry politycznej, zorganizowane przez Związek kursy ję­zyka polskiego dla pracowników ziem odzyskanych, próby chóru /Bytom/. Z wczasów pracowniczych w ro­ku 1950 korzystało 26 pracowników, z kolonii letnich 16 dzieci pracowników niewidomych.

Działalność i zamierzenia Spółdzielni były ściśle powiązane z pracami Oddziału Związku Pracowników Niewidomych. Było to tym łatwiejsze, że prezes Spół­dzielni był zarazem przewodniczącym Oddziału.

Plany organizacyjne Spółdzielni obejmowały roz­budowę warsztatów chałupniczych, w których znaleźli­by pracę niewidomi, mieszkający daleko od zakładów.

"Do wprowadzenia w życie tego zamierzenia — oświadczył Paweł Niedurny, przywódca niewido­mych śląskich — potrzebne nam są surowce, surowce i jeszcze raz surowce. Spodziewamy się, że CSI nie pozostawi nas w tej dziedzinie bez pomocy."1}

2. Spółdzielnia Pracy Niewidomych w Lublinie

została założona w r. 1945 przez 10-osobowy zespół wykwalifikowanych szczotkarzy, absolwentów szkoły podstawowej i zawodowej w Laskach.

Zespół ten osiedlony został w Lublinie, aby zor­ganizować życie i pracę niewidomych na całkowicie jeszcze zaniedbanym terenie Lubelszczyzny. Działal­ność swoją od początku ujął w obowiązujące potem formy spółdzielni.

Poczynaniami młodych działaczy opiekowało się z Lasek i Surchowa Towarzystwo Opieki nad Ocie­mniałymi, na miejscu zaś — Czerwony Krzyż. Zakład w Laskach zaopatrzył swych wychowanków w narzę-

1} Henryk Piotrowski, Śląscy niewidomi przodują. "Przyjaciel Niewi­domych", 1950, nr 1-2.

Jan Wiśniewski, Niewidomi Górnego Śląska. "Przyjaciel Niewido­mych", 1950, nr 12.

dzia do wyrobu szczotek, kierownik zakładu w Surchowie, Henryk Ruszczyc, niósł im pomoc organiza­cyjną. Polski Czerwony Krzyż przydzielił lokal przy ul. 3 Maja i pomagał pokonywać różnorodne trud­ności.

Największą przeszkodę stanowił brak funduszów na zakup surowca i uruchomienie produkcji.

W artykule zamieszczonym w "Przyjacielu Nie­widomych" z roku 1945, organizator i prezes Spółdzie­lni, Modest Sękowski, mówi: "Zaczynaliśmy dosłownie bez grosza, a jedynym kapitałem, na który liczyć mog­liśmy, była praca. Pierwsze fundusze Spółdzielni po­wstały ze sprzedaży komisowej szczotek, o ogólnej wa­rtości nie przekraczającej 100.000 złotych. — Należy zaznaczyć, że żaden z nas nie mógł liczyć na pomoc ze strony rodziny, a nadchodząca zima przypominała o gwałtownej potrzebie uzupełnienia kardynalnych braków odzieżowych. Usunięciem ich zajęło się kiero­wnictwo Spółdzielni. (...) Z czasem przychodziło do­świadczenie i znajomość terenu, czego brak w począt­kach dotkliwie dawał się we znaki. Zaczęliśmy nawią­zywać kontakty z miejscowymi niewidomymi, którzy dopiero od nas dowiedzieli się, że i bez wzroku można pracować, brać udział w życiu społecznym i kultural­nym. (...) Stopniowo w miarę zdobywania surowców, uruchomiliśmy produkcję. Przyjęliśmy do warsztatu ki­lka osób na przeszkolenie w dziale szczotkarskim. Dą­żyliśmy do tego, aby stać się ośrodkiem uświadamiają­cym coraz szersze kręgi zupełnie zaniedbanych niewi­domych Lubelszczyzny o ich ludzkiej godności i konie­czności przezwyciężenia zniechęcenia i apatii. (...) Równocześnie Spółdzielnia zyskiwała coraz mocniejszą i szerszą bazę gospodarczą."

Dalej prezes Sękowski zwraca uwagę na zna­mienny fakt, psychologicznie zresztą wytłumaczalny: "W początkach samych, kiedy niezbędną była pomoc finansowa z zewnątrz, nie byliśmy w stanie jej uzyskać. Władze miejscowe odnosiły się z rezerwą i niedowie­rzaniem do placówki organizowanej i prowadzonej wy­łącznie przez niewidomych. Gdy jednak nie zważając na nieufność, doszliśmy własnymi siłami do pozytyw­nych wyników gospodarczych i społecznych, gdy w stosunku do początku byliśmy już "potentatami", wtedy Ministerstwo Pracy i Opieki Społecznej udzieliło nam subsydium, przyczyniając się do dalszego rozwoju naszej placówki. Tak w życiu bywa. Przede wszystkim trzeba liczyć na siebie."

Po usunięciu zasadniczych przeszkód zadaniem rozwijającej się stopniowo Spółdzielni stało się szkole­nie zawodowe i zatrudnianie niewidomych nie zawsze we własnym zakładzie pracy i podejmowanie prac niestanowiących formalnego obowiązku Spółdzielni.

Tak, więc w roku 1947 Spółdzielnia umożliwiła 8 niewidomym z Lublina przejście kursu masażu le­czniczego. Spośród absolwentów tego kursu tylko 3 osoby otrzymały stałą pracę w szpitalach, dla po­zostałych zaś zdobyty zawód mógł być tylko zajęciem ubocznym.

W roku 1948 Spółdzielnia stała się organizato­rem i opiekunem Lubelskiego Oddziału Związku Pra­cowników Niewidomych i wraz z nim przeprowadziła rejestrację niewidomych na terenie Lubelszczyzny, uzyskując dla siebie i dla Związku podstawy dla działalno­ści planowej.

Spółdzielnia wraz ze Związkiem zajmowała się kierowaniem do szkół odszukanych dzieci niewido­mych i przekonywaniem tych rodziców, którzy stawia­ją opór, iż jest to dla dobra dzieci konieczne.

W drugiej połowie 1949 roku Spółdzielnia za­trudniała 18 osób.15

3. Warsztat szczotkarski Związku Pracowników Niewidomych w Warszawie przy ul. Widok 22 został założony w roku 1945 przez Michała Lisowskiego.

W pierwszym roku istnienia zakładu pracowało tu kilkunastu ociemniałych, którzy utracili wzrok w czasie działań wojennych i z tułaczki wrócili do Warszawy.

Z powodu ciasnoty lokalu i trudności surowco­wych powiększenie liczby pracowników nie było moż­liwe. Od lipca 1950 roku warsztat został przekształ­cony w Spółdzielnię Pracowników Niewidomych i wszedł w skład CSI. W roku 1952 otrzymał znacznie większy lokal przy ul. Kujawskiej 1.2)

4. Spółdzielnia Inwalidzka i Ociemniałych Żołnie­rzy w Warszawie powstała w czerwcu 1948 r. Zało-

x) Modest Sękowski, Niewidomi Lubelszczyzny organizują się. "Przy­jaciel Niewidomych", 1949, nr 10.

2) Michał Lisowski, Relacja. Archiwum Tyflologiczne PZN. Tadeusz Cisowski, Niewidomi Warszawy przy swoich warsztatach pracy. "Przyjaciel Niewidomych", 1950, nr 12.

życielami jej było 22 ociemniałych inwalidów wojen­nych. W lokalu użyczonym przez Związek Ociemnia­łych Żołnierzy przy ul. Hożej l znalazł pomieszczenie pierwszy warsztat szczotkarski. Już w roku następnym, dzięki uzyskaniu maszyn, powstał warsztat dziewiarski /Hoża 41/.

Do wiosny 1949 r. odbiorcą wyrobów Spółdziel­ni była Centrala Spółdzielni Pracy. Potem Spółdzielnia weszła w skład Centrali Spółdzielni Inwalidów. W tym samym czasie zaczęto przyjmować do pracy także in­walidów ociemniałych cywilnych.

Dowodem stałego rozwoju Spółdzielni było po­wstanie dalszych zakładów pracy: szczotkarskiego /Krakowskie Przedmieście 62/, wytwórni oprawek do szczotek /Żelazna 59/ i tkackiego, który traktowano jako eksperyment nowatorski /Kozietulskiego 6/.

W roku 1950 Spółdzielnia zatrudniała 117 pra­cowników, głównie inwalidów, w tym 60% niewido­mych. W istniejącym już wtedy współzawodnictwie pracy /norma: zapełnianie l 230 otworków w ciągu 8 godzin/ 20 spółdzielców przekraczało normę w granicach od 127 do 162%.

W roku 1952 staraniem Spółdzielni powstał jej zakład pracy w Płocku, zatrudniający w szczotkarstwie licznie tam zamieszkałych ociemniałych inwalidów wo­jennych. Zakład ten stał się potem placówką Spółdziel­ni Inwalidów /widzących/ "Świt".1)

1} Wiesław Wernic, Ludzie pełnej wartości. "Przyjaciel Niewido­mych", 1950, nr 10-11. Tadeusz Cisowski, patrz przypis na str. 178.

5. Dziewiarska Spółdzielnia Pracy "Niewidomy" w Poznaniu została założona przez ociemniałych inwa­lidów wojennych, którzy kurs dziewiarski ukończyli w Państwowym Zakładzie Rehabilitacyjnym w Głu-chowie.

Organizowanie Spółdzielni zaczęło się jeszcze w czasie trwania kursu, w listopadzie 1948 r. Działal­ność gospodarcza została zapoczątkowana w czerwcu 1949 roku, natychmiast po otrzymaniu lokalu przy Placu Wielkopolskim nr 9.

Pierwszy Zarząd Spółdzielni stanowili sami ocie­mniali. W skład Rady Nadzorczej weszło 5 ociemnia­łych i jedna inwalidka widząca. Kierownikiem hand­lowym został widzący. W zakładzie produkcyjnym me­chaniczna cewiarnia przygotowywała przędzę do pro­dukcji na ręcznych, saneczkowych i pończoszniczych maszynach dziewiarskich. Maszyny te obsługiwali sami niewidomi pod kierunkiem instruktorek widzących. W szwami pracowały same inwalidki widzące. Wykań­czały one artykuły dziewiarskie, wykonywane przez niewidomych.

W pierwszym półroczu 1950 roku Spółdzielnia zatrudniała 72 pracowników, w tym 22 ociemniałych, spośród których 18 ukończyło kurs w Głuchowie, 4 zaś przeszło w Spółdzielni szkolenie przywarsztatowe.

W ciągu zaledwie półrocznej działalności Spół­dzielnia plan produkcji wykonała z nadwyżką. Gdy rozpoczynała produkcję, dysponowała kapitałem za­kładowym w wysokości 500 tyś. zł oraz odpowiednim kredytem surowcowym, otrzymanym z Ministerstwa Pracy i Opieki Społecznej, w wysokości 1.500.000 zł. W ciągu pierwszego półrocza rozbudowała park ma­szynowy już z własnych funduszów około 500.000 zł. W tym czasie obrót jej wynosił 13.000.000 zł.

Badania wykazały, że procent wydajności pracy ociemniałych wynosi przeciętnie 160. Od stycznia 1950 r. warunki pracy polepszyły się, ponieważ zaopatrywa­nie Spółdzielni w surowiec przejęła Centrala Spółdziel­ni Inwalidów.

6. Spółdzielnia Inwalidów Szczotkarsko-Koszykarska "Niewidomy" we Wrocławiu-Leśnicy została zorga­nizowana w r. 1949.

W roku 1950 powstały spółdzielnie:

  1. Spółdzielnia Inwalidów Niewidomych "Pra­cownik" w Łodzi /szczotkarska/. Zaczątkiem jej były warsztaty niewidomych miasta Łodzi, założone w r. 1937, wznowione w r. 1946.

  2. Spółdzielnia Inwalidów Niewidomych "Szczotkarz" w Poznaniu.

  3. Spółdzielnia Inwalidów Niewidomych "Gryf w Bydgoszczy /szczotkarstwo/.

W roku 1951:

  1. Spółdzielnia Inwalidów Ociemniałych im. J. Marchlewskiego w Białymstoku /szczotkarstwo/.

  2. Spółdzielnia Inwalidów Niewidomych w Szczecinie /szczotkarstwo/.

W roku 1952:

  1. Spółdzielnia Inwalidów Niewidomych "Przy­jaźń" w Łodzi /tkactwo i dziewiarstwo/.

  2. Krakowska Spółdzielnia Niewidomych w Krakowie /szczotkarstwo, galanteria metalowa/.

  3. Spółdzielnia Inwalidów Niewidomych "Start" w Przemyślu /szczotkarstwo/.

Nadto istniały w owych latach należące do różnych spółdzielni inwalidzkich warsztaty niewidomych w El­blągu, Gdańsku-Jelitkowie, Giżycku-Rynie i w Płocku.

Specjalnego omówienia wymagają spółdzielnie w Krakowie i w Przemyślu.

Krakowska Spółdzielnia Niewidomych została zor­ganizowana w r. 1952 na gruncie przygotowanym przez dwa zakłady pracy, utworzone przez Krakowski Oddział Związku Pracowników Niewidomych R.P. Pierwszym z nich był warsztat szczotkarski należący do Spółdzielni Inwalidów "Robotnik"; od r. 1950 za­trudniał on 9 niewidomych. Drugim był warsztat szczotkarski, zorganizowany przez Oddział w r. 1951, umieszczony w wynajętym lokalu przy ulicy Stradom. Pracowało tu 20 niewidomych. Warsztat został włączo­ny do Spółdzielni "Trud". Znaleźli tu zatrudnienie zdolni do pracy ociemniali renciści, którzy nie chcieli iść do zakładu dla starców, ponieważ groziła im tam dośmiertna bezczynność.

Otworzenie samodzielnej spółdzielni zawdzięcza Kraków zespołowi działaczy niewidomych i widzących, na którego czele stanął ociemniały w dzieciństwie Wła­dysław Poleski oraz przychylnemu ustosunkowaniu się władz.

Ambicją założycieli Spółdzielni było nie tylko za­trudnienie niewidomych w tradycyjnym już szczotkarstwie, lecz znalezienie innych zawodów, odpowiadają­cych możliwościom niewidomych, dostosowanych do warunków ich i potrzeb. W rezultacie wprowadzone zostało w życie, po raz pierwszy na terenie Polski, produkowanie przez niewidomych przedmiotów meta­lowych, takich jak pluskiewki, gwoździe tapicerskie, zaczepy do ozdób choinkowych itp. Liczono się z tym, że surowiec do takich wyrobów jest lekki i czysty, nieszkodliwy dla zdrowia i łatwy do transportu. Sprzy­jało to rozwojowi zatrudnienia chałupniczego, a nawet zatrudnienia niewidomych starców, "nękanych bez­czynnością i bezsennością", których stosunkowo dużo było w Krakowie.

Największą trudność dla rozwijającej się Spół­dzielni stanowił brak lokalu, konieczność wyszukiwa­nia i wykorzystywania różnych ruder, rozrzuconych po całym mieście, nieodpowiednich, a wymagających ko­sztownych i częstych remontów.

O osiągnięciach Spółdzielni w pierwszych latach jej istnienia świadczą następujące liczby:

W roku 1952 Spółdzielnia zatrudniała 99 ludzi, we wszystkich warsztatach. W roku 1953 miała 194 pracowników warsztatowych i 17 chałupników. W ro­ku 1954 w warsztatach pracowało 294 niewidomych i widzących, chałupniczo zaś 135 niewidomych. War­tość produkcji wynosiła w roku 1952 jeden milion zł, w 1953 5.861.000 zł /chałupnictwo 257.000 zł/. W roku 1954 - 11.111.000 zł /chałupnictwo - 1.707.000 zł/.

Wzrost funduszu płac w tychże latach określały liczby: 282.000, 1.723.000, 2.842.000, wzrost zaś zysku Spółdzielni: 65.000, 1.070.000, 1.367.000.

Według słów Prezesa Spółdzielni, Władysława Poleskiego, "nie można mierzyć rezultatów działalności Spółdzielni naszymi danymi liczbowymi. Rezultaty te sięgnęły szerzej i objęły stronę wychowawczo-społeczną. Niewidomi z ludzi skazanych na łaskę losu i demo­ralizującą filantropię, stali się pełnowartościowymi pra­cownikami produkcyjnymi. Umożliwiono im także ko­rzystanie z dóbr kulturalnych, dawniej przeważnie dla nich niedostępnych. Sięgnięto nie tylko do niewido­mych z terenu Krakowa, lecz, dzięki chałupnictwu, objęto prawie wszystkie powiaty. Duże, choć wciąż jeszcze niewystarczające efekty kulturalne osiągnięto nie przez sztywną formę zajęć, ale przez materialną podbudowę egzystencji, przez podnoszenie stopy życio­wej i utrwalenie u niewidomych opartego na pracy poczucia własnej wartości".

"Przez swą pracę niewidomi zdobyli: po pierwsze — zarobki zapewniające utrzymanie; po drugie — po­zycję społeczną, która pozwoliła im zakładać własne rodziny i starać się o żony na równi z innymi ludźmi, nie dotkniętymi kalectwem, po trzecie — szacunek społeczeństwa, w którym przestali być przedmiotem litości, a nawet naigrywania się zdarzającego się da­wniej. Stosunki między widzącymi a niewidzącymi opierają się już nie na przeciwieństwie, lecz na rów­ności."

Od początku swego istnienia Spółdzielnia współ­działała z Oddziałem Polskiego Związku Niewido­mych, którego członkowie byli równocześnie pracow­nikami Spółdzielni.15

Spółdzielnia Niewidomych "Start" w Przemyślu zor­ganizowana była przez niewidomych z udziałem Mini­sterstwa Pracy i Opieki Społecznej, władz lokalnych i Centrali Spółdzielni Inwalidów w latach 1952-1953.

W maju 1953 roku do gotowego już warsztatu szczotkarskiego i internatu przyjęto 25 niewidomych na szkolenie przywarsztatowe. Ludzie ci przybyli z te­renu całego województwa, stanowili dowód głębokiego zaniedbania i opuszczenia wychowawczego i kultural­nego, graniczącego z nędzą. Nawet zdobyciem dla nich odzieży zająć się musiała Spółdzielnia, razem z Od­działem wojewódzkim Związku Niewidomych, nie mó­wiąc już o stałej i powolnej akcji podnoszenia na współczesny poziom osobistego i rodzinnego życia każ­dego niemal pracownika.

* * *

Optymizm niewidomych spółdzielców w stosun­ku do Centrali Spółdzielni Inwalidów stopniowo przy­gasał. Niewiele pomogło spółdzielniom niewidomych powołanie w r. 1954 do życia Ośrodka Szkolenia Za­wodowego Niewidomych w Bydgoszczy. Jak każda placówka utworzona dla niewidomych bez udziału nie-

1} Początki, rozwój i perspektywy Krakowskiej Spółdzielni Niewido­mych, nadesłane przez Zarząd Spółdzielni do Archiwum Tyflologicznego PZN.

widomych, od początku nie posiadał on wyraźnie sfor­mułowanego i odpowiadającego potrzebom celu. Zna­lezienie go zaś było tym trudniejsze, że ośrodek mieścił się w budynku pod względem otoczenia i roz­planowania nie przystosowanym do wymagań niewi­domych.

W latach 1954-1956 Centrala Spółdzielni Inwali­dów, wraz ze wszystkimi jej placówkami, była częścią składową Centralnego Związku Spółdzielczości Pracy. Zatopione w morzu licznych spółdzielni inwalidzkich, spółdzielnie niewidomych znalazły się teraz w oceanie całej polskiej spółdzielczości pracy. Nastąpiło dalsze pogorszenie się ich sytuacji, już w CSI pozostawiającej dużo do życzenia. Cytujemy: "Złe warunki lokalowe, brak maszyn, brak troski o bezpieczeństwo i higienę pracy odpowiadające specyfice niewidomych, niewystar­czający ilościowo i często zły gatunkowo surowiec, stwarzały niedostateczne warunki pracy. Nakładanie na spółdzielnie niewidomych zbyt wysokich planów produkcyjnych powodowało, przy nierytmicznym za­opatrzeniu, konieczność pracy niewidomych w pew­nych okresach powyżej 8 godzin dziennie, w innych zaś — przestoje."1}

W okresie tym rozwój liczebny spółdzielni niewi­domych był również minimalny. Nastąpiło jedynie przekształcenie dwóch warsztatów, należących do spół­dzielni inwalidów widzących, w samodzielne spółdziel­nie niewidomych.

1} Stanisław Pietrzyk, Rola i osiągnięcia PZN w zakresie produktywizacji. "Sprawa Niewidomych", 1938, kwiecień.

Ten stan rzeczy wywołał ze strony niewidomych spółdzielców i Polskiego Związku Niewidomych zro­zumiałą samoobronę placówek stworzonych ogrom­nym wysiłkiem i posiadających zasadnicze znaczenie dla tysięcy ludzi, dotkniętych utratą wzroku.

Na wiosnę 1956 roku zwołana została do Łodzi specjalna narada spółdzielcza, której uczestnicy opra­cowali i postawili przed Centralnym Związkiem Spół­dzielczości Pracy swoje postulaty. Nie znalazły one jednak zrozumienia i nie zostały wprowadzone w życie.

Dopiero w 1956 r. na zwołanej przez Polski Związek Niewidomych naradzie aktywistów zapadła radykalna uchwała wydobycia spółdzielni niewidomych z organizacji skupiającej wszystkie polskie spółdzielnie pracy, a nawet ze zrzeszenia spółdzielni inwalidzkich i utworzenia odrębnego Związku Spółdzielni Niewido­mych. Uznano, że jedynie własna organizacja niewido­mych spółdzielców potrafi zadbać o należyty rozwój spółdzielni już istniejących i o tworzenie nowych tam, gdzie to okaże się konieczne i możliwe z przyczyn tak społecznych, jak gospodarczych.

Związek Spółdzielni Niewidomych powstał w ro­ku 1957 jako część składowa Związku Spółdzielni In­walidów. Do Związku należały w 1959 roku 22 spół­dzielnie niewidomych oraz Ośrodek Szkoleniowo-Badawczy w Bydgoszczy. Poza Związkiem pozostawały: Spółdzielnia Inwalidów "Gryf w Bydgoszczy, należą­ca bezpośrednio do Związku Spółdzielni Inwalidów, oraz Spółdzielnia Przemysłu Ludowego i Artystyczne­go "Nowa Praca Niewidomych" w Warszawie, założo­na w r. 1956 przez zespół wychowanków Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi, przygotowany do artystycz­nej produkcji dziewiarskiej i tkackiej.

Polski Związek Niewidomych w dalszym ciągu nie prowadzi działalności gospodarczej.

Uprawnienia niewidomych, uzyskane w latach 1951-1960

Zarządzenia państwowe, mające na celu kompen­sację braku wzroku, a uzyskane przez niewidomych polskich w latach 1951 i 1960 podajemy w zestawieniu chronologicznym.

1951 r. Przyznanie niewidomemu i jego przewodniko­wi prawa do bezpłatnych przejazdów środka­mi dziennej komunikacji miejskiej w całym kraju, do wsiadania i wysiadania przednim po­mostem i do zajmowania miejsca "dla inwali­dów". Podstawa: legitymacja członkowska Pol­skiego Związku Niewidomych. Uzyskano w wyniku starań Zarządu Głównego PZN /Za­rządzenie Ministra Gospodarki Komunalnej z 3 X 1951 r./.

1953 r. Przyznanie inwalidom wojennym o utracie zdrowia powyżej 65% /ociemniałym żołnie­rzom/ prawa do bezpłatnych leków na pod­stawie książki inwalidzkiej /Dz. Urzędowy Mi­nisterstwa Zdrowia 1953 r. Nr 12j. 1953 r. Przyznanie przewodnikowi towarzyszącemu niewidomemu prawa do bezpłatnego przejazdu autobusem PKS w komunikacji międzymias­towej na podstawie specjalnego zaświadczenia, wydanego przez PZN /Zarządzenie Ministra Transportu Drogowego i Lotniczego z 13 XI

1955 r./.

1953 r. Zwolnienie od opłaty pocztowej "druków nie-

widomych" /w brajlu/ o wadze do 7 kg /Za­rządzenie Ministra Poczt i Telegrafu z 28 IX 1953 r./.

1954 r. Przyznanie niewidomym członkom PZN,

utrzymywanym przez nich członkom ich ro­dzin oraz przewodnikom prawa do leczenia w sanatoriach uzdrowiskowych na koszt Mi­nisterstwa Zdrowia. Przyznanie tych samych uprawnień inwalidom wojennym i wojskowym — ociemniałym żołnierzom /Uchwała Prezy­dium Rządu z 17 VII 1954 r./.

1955 r. Zwolnienie od pełnej opłaty za przejazd koleją

tych niewidomych, którzy posiadają uprawnie­nia do biletów ulgowych. Potwierdzenie upraw­nień przewodników do przejazdów bezpłatnych /Taryfa osobowa, bagażowa i ekspresowa PKP z r. 1955/.

1956 r. Zwolnienie wszystkich niewidomych od rejestracyjnych i miesięcznych opłat za korzystanie z radia na podstawie zaświadczeń PZN /Za­rządzenie Ministra Łączności z 30 VI 1955 r./-1956 r. Przyznanie ociemniałym żołnierzom prawa do najwyższego wymiaru renty /Ustawa z 15 XI 1956 r./-

1956 r. Przyznanie studentom niewidomym prawa do stypendiów zwyczajnych i premiowych w ciągu nie 10, lecz 12 miesięcy rocznie /Uchwała Ra dy Ministrów z 22 IX 1956 r./ oraz prawa do zasiłków miesięcznych na opłacenie lektorów w wysokości 375 zł /Pismo Ministra Szkół Wyższych z 23 III 1956 r./.

1956 r. Przyznanie niewidomemu i towarzyszącemu

mu przewodnikowi prawa do zniżkowych bile­tów wstępu do niektórych teatrów na podsta­wie legitymacji PZN /pismo zalecające Mini­sterstwa Kultury i Sztuki do dyrektorów teat­rów z 20 XI 1956 r./.

1957 r. Zwolnienie wszystkich pracujących niewido-

mych od płacenia podatku od wynagrodzenia /Zarządzenie Ministra Finansów z 31 V 1957 r./.

1957 r. Zalecenie organizacjom rzemiosła, aby przy­znawały pierwszeństwo w produkcji szczotkarskiej tym indywidualnym warsztatom rzemieśl­niczym, które prowadzone są przez rzemieśl­ników ociemniałych /Pismo Ministra Przemys­łu Drobnego i Rzemiosła do przewodniczącego Komisji Pracy i Spraw Socjalnych Sejmu PRL z 29 IV 1957 r./.

Przyznanie wykazanym przez PZN i Związek Ociemniałych Żołnierzy warsztatom niewido­mych rzemieślników prawa do zaopatrzenia surowcowego przed wszystkimi innymi warsz­tatami /Zarządzenie Związku Izb Rzemieślni­czych z 26 IX 1957 r./.

1957 r. Przyznanie organom finansowym Prezydiów Rad Narodowych prawa do udzielania niewi­domym chłopom ulg w podatkach i w dosta­wach obowiązkowych, oraz Prezydium Rad Narodowych — do udzielania niewido­mym chłopom ulg w zakresie świadczeń w na­turze /Zarządzenie Ministra Finansów z 3 VII

1957 r./.

1957 r. Zmniejszenie czasu pracy niewidomych masa­żystów do 36 godzin tygodniowo /Rozporzą­dzenie Rady Ministrów z 20 IX 1957 r./.

1957 r. Przyznanie niewidomym członkom PZN prawa

do świadczeń zakładów społecznych służby zdrowia na zasadach ustalonych dla osób uprawnionych do korzystania z tych świadczeń z tytułu ubezpieczeń społecznych. Te same uprawnienia przysługują członkom rodziny niewidomego, pozostającym na jego wyłącz­nym utrzymaniu. Podstawa: dla niewidomego — legitymacja członkowska PZN, dla małżon­ka i dzieci — zaświadczenie Prezydium odpo­wiedniej Rady Narodowej /Dziennik Ustaw Nr 54/51/.

1958 r. Przyznanie niewidomym uczniom liceów ogól-

nokształcących i szkół muzycznych prawa do stałych zasiłków na opłacanie lektorów w wy­sokości 200 zł miesięcznie niezależnie od stypendiów /Pismo Ministerstwa Oświaty do Kuratoriów Okręgów Szkolnych z 24 VI 1958 r. i Ministerstwa Kultury i Sztuki z 12 VII 1958 r./.

1958 r. Uprawnienie organów finansowych szczebla wojewódzkiego do zwalniania niewidomych od zobowiązań podatkowych w zakresie podat­ków obrotowego i dochodowego, od przychodów nie z tytułu pracy, gruntowego, o ile za­trudniają stale nie więcej niż l pracownika lub członka rodziny /nie licząc małżonka/, od lo­kali — w określonych przypadkach /Monitor Polski Nr 88/S8/.

1958 r. Zwolnienie inwalidów I grupy, a tym samym i niewidomych, od zasady niemożności łącze­nia pracy z równoczesnym pobieraniem renty. Niewidomym, w myśl tego rozporządzenia, którzy zarabiają nie mniej niż 500 zł — zawie­sza się jedynie 20% podstawy renty do 1.200 zł /Rozporządzenie Rady Ministrów z 6 V 1958 roku, Dziennik Ustaw Nr 26, póz. 111/.

1958 r. Wprowadzenie, jako obowiązującej, międzynarodowej definicji ślepoty. Osoby odpowiadają­ce tej definicji są inwalidami I grupy /Rozpo­rządzenia Ministra Pracy i Opieki Społecznej z 27 XI 1958 r., Dziennik Ustaw Nr 73, póz. 368/.

1959 r. Przyznanie czynnym nauczycielom niewidomym specjalnego dodatku lektorskiego w wy­sokości 300 zł miesięcznie /Uchwała Rady Mi­nistrów Nr 95/59 z 12 III 1959 r./.

ZAKOŃCZENIE

Dorobek lat minionych, stosunek partii i rządu do niewidomych w Polsce Ludowej, czynna postawa aktywu związkowego wobec dążeń i prac kraju budu­jącego socjalizm, coraz żywsze i bardziej twórcze po­wiązania niewidomych polskich z działalnością na tym samym odcinku w innych krajach — oto składniki sytuacji obecnej, które pozwalają Polskiemu Związko­wi Niewidomych przystąpić do realizowania własnej koncepcji organizacyjnej i programowej, stanowiącej rozszerzenie dotychczasowej, interwencyjno-usługowej formy działalności.

Istotą tej koncepcji, narzuconej przez życie i w Związku opracowanej, jest oddziaływanie poprzez terenowe organy związkowe na każdego członka w kie­runku jego jak najlepszego przystosowania do życia i współżycia w środowisku naturalnym, wspólnym dla widzących i tych niewidomych, którzy nie wymagają wyjątkowych ułatwień. Równocześnie — udostępnianie niewidomym starszym i ciężko poszkodowanym, życia w środowisku chronionym, przystosowanym do ich zwiększonych potrzeb i ograniczonych możliwości.

Istotą tej koncepcji jest nadto przystosowywanie oddziaływania Związku do potrzeb jego niewidomych członków, a także do potrzeb niezorganizowanych osób słabowidzących, znajdujących się z tego tytułu w orbicie ogólnopolskiej organizacji niewidomych.

Lata 1959-1960 stanowią granicę, dzielącą drogę dawną od nowej. Dlatego do tego momentu doprowa­dzony został zarys niniejszy.

BIBLIOGRAFIA

L Biblioteka Tyflologiczna Polskiego Związku Niewidomych Archiwum Tyflologiczne Polskiego Związku Niewido­mych

Materiały do historii niewidomych w Polsce. Wyszczegól­nienie w przypisach.

II. Czasopisma

"Ociemniały Żołnierz" — czarnodrukowy organ Związku Ociemniałych Żołnierzy. Warszawa, 1931-1939.

"Świat Niewidomych" — czarnodrukowy organ Zjedno­czenia Pracowników Niewidomych. Warszawa, 1935-1939.

"Przyjaciel Niewidomych" — czarnodrukowy organ Zwią­zku Pracowników Niewidomych R.P. Warszawa-Kraków, 1948-1950.

"Pochodnia" — brajlowski organ Polskiego Związku Nie­widomych. Warszawa, 1953-1960.

"Szkoła Specjalna" — czasopismo poświecone sprawom pedagogiki specjalnej.

III. Specjalne wydawnictwa nieperiodyczne

Rocznik Zarządu Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi w Królestwie Polskim. Za VI okres działalności Towarzystwa, od l stycznia do 31 grudnia 1918 r. Warszawa, 1919, str. 12.

Małopolski Związek Ociemniałego Żołnierza "Spójnia" we Lwowie 1922-1932. Wydanie pamiątkowe. Lwów, 1932.

Jednodniówka Ociemniałego Żołnierza 1919-1929. Z okazji 10-lecia wydana przez Związek Ociemniałych Woja ków na Wielkopolskę, Pomorze i Górny Śląsk. Bydgoszcz 1929, str. 36.

Niewidomi w Polsce Ludowej. Zarząd Główny Polskiego Związku Niewidomych. Warszawa, 1955, str. 32.

Nasze życie i praca. Zarząd Główny Polskiego Związku Niewidomych. Warszawa, 1959, str. 32.

Sprawa niewidomych — czarnodrukowe wydawnictwo ze­szytowe Zarządu Głównego Polskiego Związku Niewidomych. Zeszyty I-IV. Warszawa, 1957-1959.

Szkolnictwo Specjalne. Wybrane zagadnienia z Działu Nie­dowidzących. Zarząd Główny Związku Nauczyciels­twa Polskiego. Warszawa, 1958, str. 126.

IV. Broszury, ulotki itp.

Galicyjski Zakład Ciemnych we Lwowie, streścił Julian Topolnicki, sekretarz Zakładu Ciemnych. Lwów, 1887, str. 8.

Karol Diiring, Zakład Ciemnych we Lwowie, 1851-1926. Lwów 1926.

Władysław Witkowski, Opieka prawna nad niewidomymi. Odbitka "Szkoły Specjalnej". Warszawa, 1935.

Towarzystwo Opieki nad Ociemniałymi. Warszawa-Laski. Sprawozdanie z działalności. Warszawa, 1938, str. 40.

Dziecko niewidome. Druk bez daty i miejsca.

O jasny świat. Warszawa, 1938, str. 32.

U niewidomych. Laski-Warszawa, 1938, str. 30.

U niewidomych /tekst inny/. Laski-Warszawa, 1939, str. 31.

Sprawozdanie z działalności Centralnego Zakładu dla Ży­dowskich Dzieci Czterozmysłowych w Bojanowie za rok szkolny 1930/31. Ulotka 2 str.

SPIS RZECZY

Okres L Sprawa niewidomych w Polsce do roku 1918

Zabór rosyjski 6

Instytut Głuchoniemych i Ociemniałych 6

Towarzystwo Niewidomych Muzyków 7

Kuratorium Opieki nad Ociemniałymi w Wilnie .... 10
Towarzystwo Opieki nad Ociemniałymi w Króle­stwie Polskim 10

Zabór austriacki 14

Zakład Ciemnych we Lwowie 14

Zakład Rehabilitacyjny dla Ociemniałych Żołnie­rzy we Lwowie 21

Szkoła dla Ociemniałych Żołnierzy we Lwowie 22

Zabór pruski 23

Zakład dla Dzieci Niewidomych w Wolsztynie 23

Zakład dla Dzieci Niewidomych w Bydgoszczy 23

Stowarzyszenie Niewidomych w Okręgu Przemys­łowym Górnego Śląska z siedzibą w Bytomiu 25

Towarzystwo Opieki nad Niewidomymi w Byd­goszczy 27

Okres n. Sprawa niewidomych w Polsce

w latach 1918-1945

I. Ociemniali inwalidzi wojenni. Ich związki i insty­tucje pomocnicze 30

Szkoła Ociemniałych Żołnierzy we Lwowie 30

Sekcja Opieki nad Ociemniałym Żołnierzem w Poznaniu 30

Związek Ociemniałych Wojaków na Wielkopol­skę, Pomorze i Górny Śląsk 31

Towarzystwo Pomocy Ociemniałym Ofiarom Wojny w Polsce "Latarnia" 36

Małopolski Związek Ociemniałego Żołnierza "Spójnia" we Lwowie 36

Związek Ociemniałych Inwalidów Wojennych i Ofiar Wojny w Warszawie 40

Związek Stowarzyszeń Ociemniałych Żołnierzy R.P. /późniejszy Związek Ociemniałych Żołnierzy R.P./ 42

II. Niewidomi cywilni i ich organizacje 48

Towarzystwo Niewidomych Muzyków w Warsza­wie 48

Zjednoczenie Pracowników Niewidomych R.P 49

Polsko-Śląskie Stowarzyszenie Niewidomych w Chorzowie 54

Związek Cywilnych Niewidomych na Wielkopols­kę w Bydgoszczy 55

Pierwsza próba zjednoczenia 57

Związek Niewidomych miasta Łodzi 58

III. Działalność na rzecz niewidomych 61

American Braille Press i jego Sekcja Polska 61

Państwowy Instytut Pedagogiki Specjalnej 63

Szkoły państwowe i samorządowe dla dzieci niewi­domych 66

Instytut Głuchoniemych i Ociemniałych w War­
szawie 66

Zakład Ciemnych we Lwowie 67

Wojewódzki Zakład dla %Dzieci Niewidomych w Bydgoszczy i pierwsza klasa dla dzieci słabowidzących 69

Towarzystwo Opieki nad Ociemniałymi w Warsza-

wie-Laskach 70

Towarzystwo Opieki nad Niewidomymi w Byd­
goszczy 82

Towarzystwo Kuratorium nad Ociemniałymi

w Wilnie 84

Łódzka Rodzina Radiowa 89

Centralny Zakład dla Żydowskich Dzieci Cztero-zmysłowych w Bojanowie i Centralne Stowarzysze­nie dla Opieki nad Żydowską Dziatwą Czterozmy-

słową w Polsce 92

Sytuacja prawna niewidomych w latach 1918-1939 93

Okres ni. Sprawa niewidomych w Polsce Ludowej 1945-1960

I. Związki niewidomych w latach 1945-1950 102

Towarzystwo Niewidomych Muzyków 102

Związek Ociemniałych Żołnierzy R.P 102

Związek Zawodowy Pracowników Niewidomych

w Warszawie 102

Związek Niewidomych miasta Łodzi 103

Stowarzyszenie Niewidomych Województwa Śląs-

ko-Dąbrowskiego 103

Związek Niewidomych w Bydgoszczy 104

Związek Pracowników Niewidomych R.P 105

Uprawnienia niewidomych uzyskane przez ich
Związki w latach 1945-1950 119

II. Działalność organizacji społecznych na rzecz

niewidomych 121

Towarzystwo Opieki nad Ociemniałymi w War-
szawie-Laskach 121

[II. Działalność państwowa na rzecz niewidomych 132

Państwowe Zakłady Wychowawcze dla Dzieci

i Młodzieży 133

Instytut Głuchoniemych i Ociemniałych w Wa­
rszawie 135

Państwowa Szkoła Specjalna dla Dzieci Niewi­
domych w Bydgoszczy 135

Państwowa Szkoła Specjalna dla Dzieci Niewi­
domych w Łodzi 135

Państwowa Szkoła Specjalna dla Dzieci Niewi­
domych w Owińskach 137

Państwowa Szkoła Specjalna dla Dzieci Niewi­
domych we Wrocławiu
138

Państwowa Szkoła Specjalna Muzyczna dla

Dzieci Niewidomych w Krakowie 140

Państwowa Szkoła Specjalna dla Dzieci Słabo-

widzących w Warszawie 141

Państwowa Szkoła Specjalna dla Dzieci Słabo-

widzących w Łodzi 142

Szkolenie zawodowe i zatrudnienie niewidomych 143 Zakład Rehabilitacji Ociemniałych Żołnierzy

w Jarogniewicach-Głuchowie 143

Przygotowanie niewidomych do pracy w przemyśle 144 Państwowe Zakłady Szkolenia Zawodowego

Niewidomych 147

Kursy w Lisowicach koło Koluszek 147

Kursy we Wrzeszczu 147

Kursy w Państwowym Zakładzie Szkolenia In­
walidów we Wrocławiu 148

Kursy w Państwowym Ośrodku Szkolenia Za­
wodowego Inwalidów w Warszawie 148

Ośrodek Szkolenia Zawodowego Niewido­
mych w Krakowie
149

Zatrudnienie niewidomych 149

Otwarta i zamknięta opieka nad niewidomymi 152

IV. Polski Związek Niewidomych i spółdzielczość nie­
widomych 155

Okres kurateli w Związku Pracowników Niewido­mych R.P. i I Krajowy Zjazd Polskiego Związku

Niewidomych 155

Polski Związek Niewidomych jako organizacja in-

terwencyjno-usługowa w latach 1951-1960 162

Spółdzielnie i spółdzielczość niewidomych w latach

1949-1960 170

Uprawnienia niewidomych uzyskane w latach
1951-1960 188

Bibliografia 194

Spis rzeczy 196

67



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
historia wychowania polskie ideały wychowawcze, II rzeczpospolita
Grodecka Historia polskich niewidomych w zarysie
Historia Polski XX i XXIw, II RP w latach 1921-1939
Historia Nowoczesna Polski, Ćwiczenia II, Legiony Polskie we Włoszech
egzamin2007-II, Gramatyka historyczna języka polskiego
HISTORIA KULTURY POLSKIEJ W XIX wieku, WYKŁAD II, 14 10 11
Odmiana zaimków rodzajowych, Gramatyka historyczna języka polskiego
Ustrój polityczny Rzeczpospolitej Polskiej – powtórzenie wiadomości.II, WOS - matura, Matura 2015
15 Historie osobiste polskich AA
Różowa tabletka, Gramatyka historyczna języka polskiego
Historia krótkofalarstwa polskiego
Historia stosunków Polski i Republiki Czeskiej z EWG (12 str DMYN4EMDQISCYJT43AOHCJER2YP3CLVKH6DJYMQ
Historia Poczty Polskiej, Historia Poczty Polskiej-obca administracja
REFERATY, Rola Zbigniewa Oleśnickiego w polityce polskiej XV wieku II, Marek Biesiada
Historia Poczty Polskiej, Historia Poczty Polskiej-ll Rzeczpospolita
Historia Filmu Polskiego Tom 1
historia literatury polskiej - staropolska 2 k, KARTA KURSU
Historia Poczty Polskiej, Pocztyllioni w 1827 roku

więcej podobnych podstron