Mariusz Seklecki
Gimnazjum Nr 12
we Włocławku
W cieniu kujawskich wiatraków
„Stoi wach na drwach. Rozłożył ręce na Bożej Męce” - mówiła o tej konstrukcji jedna z ludowych zagadek. Od niepamiętnych bowiem czasów fascynowała ona ludzi, a jej pełna dynamiki sylwetka tchnęła tajemniczością, wywoływała podziw i zdziwienie u jednych, obawę i strach u drugich. Architektura tej budowli osiągnęła idealne wręcz formy, fascynujące niekonwencjonalnymi rozwiązaniami, prostotą, niezawodnością. Jej siłę motoryczną stanowił wiatr, żywioł tajemniczy i trudny do okiełznania, przejmujący jednak na siebie ciężką pracę kobiet przy żarnach. Z jej wprowadzeniem niewiasty mogły więcej czasu przeznaczać na życie towarzyskie i sprawy rodziny.
Prawdopodobnie mechanizm ten przywędrował do nas z Bliskiego Wschodu. Pierwsze o nim wzmianki na terenach dzisiejszej Polski pochodzą z II połowy XIII wieku. Konstrukcje te jednak znacznie odbiegały od znanych jeszcze dzisiaj i miały ożaglowane skrzydła.
Tak, tak, drodzy słuchacze, jak się zapewne domyślacie, chodzi o młyny wietrzne, potocznie zwane wiatrakami.
Pierwsze ślady ich istnienia na Kujawach pochodzą z czasów Władysława Łokietka i dotyczą Radziejowa. W II połowie XIV wieku biskup włocławski Zbylut wydał zezwolenie na budowę wiatraka we wsi Parchanie.
Oto stoję przed wami - młynarz z Kujaw, zatroskany o los swego młyna, a pamiętający jeszcze czasy świetności, kiedy wiatraki były ośrodkami życia towarzyskiego wsi. A znajdowało się ich u nas wiele, począwszy od XVI aż do połowy XX w.
Nasza kujawska ziemia ze względu na słabe zalesienie i przewagę wiatrów o kierunku wschód - zachód sprzyjała wiatrakom. Szybko też potrafiono znaleźć tu tzw. „miejsca wietrzne”, gdzie wiatr wieje przez 200 dni w roku, jak w Radziejowie, Byczynie, Orlu, Słupach Małych i tam ulokowano kilka młynów.
Na Kujawach występowały trzy ich rodzaje: młyny słupowe - koźlaki, wiatraki wieżowe i paltraki. Zdecydowanie najpopularniejsze były koźlaki, które w końcu XIX wieku stanowiły 90% wszystkich wiatraków w regionie. Ich konstrukcje ustawiano na kamieniach polnych, a wspierały się na podstawach w kształcie kozła (stąd nazwa), na którym obracały się całe obudowy.
Budynek nakrywał dach dwuspadowy z naczółkiem od strony skrzydeł. Od strony wejściowej dach wystawał poza lico ściany, tworząc okap - wystawę. Była ona wysięgnikiem dla windy i wciąganych worków ze zbożem, stanowiąc zarazem przeciwwagę dla najbardziej obciążonej mechanizmem przeciwnej strony młyna. Do obracania obiektu pod wiatr za tzw. dyszel służył kołowrót, nazywany inaczej babą.
Budynki wiatraków wieżowych były nieruchome, natomiast wokół obracały się tylko czapy wraz ze skrzydłami. Popularnie młyny te nazywano „holendrami” i traktowano jako wytwór obcej, germańskiej kultury, co stanowiło wraz z kosztami budowy skuteczną zaporę dla ich rozpowszechniania.
Wiatraki paltraki budowano na fundamentach w kształcie koła, pośrodku którego osadzano niski pal. Drewniane budynki młynów spoczywały na obrotowych rusztach belkowych. Obracały się całe wokół pala na rolkach. Można powiedzieć, że paltrak stanowił kompilację dwóch omówionych wcześniej typów młynów. Paltraki spotykamy w Byczynie, Pomianach, Sowach, Orlu, Kowalkach, Stodolnie.
Praca w młynie wietrznym wymagała dużej siły i zręczności oraz bezustannego wsłuchiwania się w odgłosy mechanizmów - dla uniknięcia większych usterek. Każdy jednak wiatrak „grał inaczej” i trzeba było praktyki w kilku przynajmniej młynach, by uchodzić za biegłego w tym zawodzie.
Większości napraw młynarz dokonywał sam. Niełatwą czynnością było napierzanie skrzydeł w zależności od siły wiatru i nastawienie całej konstrukcji. Ale najbardziej żmudnym i skomplikowanym zabiegiem było ostrzenie kamieni. Kamienie zaś szybko kruszyły się i pękały, zwłaszcza te najpopularniejsze zwane „ślązakami”. Za sporo lepsze uchodziły sprowadzane z Węgier i z Ardenów nad Renem oraz „francuzy”. Prawdziwym przełomem w tym względzie okazało się jednak wprowadzenie na początku XX w. metalowych walców.
Aby uzyskać dobrą mąkę żytnią należało przepuścić mlewo 4 - 5 razy, zaś pszenicę 6 - 7 razy. Przerób dobowy wynosił więc średnio 400kg ziarna, a roczny 60 do 80 ton.
Dopiero od II połowy XIX w. poczęto płacić pieniędzmi, wcześniej zadowalano się opłatą w naturze. Najczęściej wynosiła ona około 10% wartości ziarna. Jeszcze do końca tegoż wieku obowiązywała też zasada, że klient otrzymywał przemiał z ziarna, które dostarczył. Stąd w niektórych okresach szczególnego spiętrzenia pracy, zwłaszcza jesienią i przed świętami Bożego Narodzenia, ustawiała się kolejka oczekujących na usługę. Wiatrak stawał się wówczas miejscem życia towarzyskiego oraz spotkań służących wielu transakcjom handlowym.
Młynarzom często pomagali wędrusi, osobnicy znający się na młynarstwie, lecz ubodzy. Wędrując od młyna do młyna przekazywali nowinki techniczne oraz informowali o wydarzeniach „ze świata”, które zawsze interesowały miejscowych. Istniał zresztą niepisany obowiązek ugoszczenia czeladnika czy też oferującego pomoc najemnego wędrusa. Przybysz zawieszał na końcu dyszla swój tobołek, wchodził do wnętrza i w obecności młynarza odmawiał pacierz. Podanie ręki było świadectwem profesji młynarskiej. Jeśli nie miano pracy, wędrus otrzymywał posiłek, drobny datek pieniężny i szedł dalej. To dzięki nim rozchodziły się opowiadania, bajki i humoreski o młynach i wszystko co składało się na bogaty folklor młynarski. Nie bez powodu również zachowało się popularne ongiś stare powiedzenie: „Tylko ksiądz i młynarz wie, co we wsi dzieje się”.
Świętem młynarzy był 11 listopada, dzień św. Marcina z Tours, sprzyjający też kojarzeniu młynarskich małżeństw.
Zazdrośni i mniej obeznani w technice przypisywali młynarzom obcowanie z siłami nieczystymi, z demonami powietrznymi, latawcami i płanetnikami. Z drugiej zaś strony dobra sytuacja materialna młynarzy powodowała, że to właśnie oni byli prekursorami wprowadzania nowych narzędzi czy upraw w swoim gospodarstwie. Często powierzano im funkcje wójta lub sołtysa oraz zapraszano w „kumotry”. Posiadali też swój odrębny Cech Młynarzy we Włocławku z wiatrakiem na pieczęci.
Przemiany techniczne i gospodarcze ostatnich dziesięcioleci spowodowały, że obecnie na Kujawach pracują tylko dwa wiatraki: jeden we wsi Sowy, drugi w Pomianach, napędzane silnikami elektrycznymi. Kilka jednak jest wciąż utrzymywanych w dobrym stanie technicznym przez starych właścicieli. Chociaż nie świadczą już usług, są codziennie odwiedzane, konserwowane i sprzątane. Są wciąż gotowe do pracy, jakby usilnie nie chciały pogodzić się z faktem, że ich czas minął, a ich obecność w naszym krajobrazie to tylko sprawa sentymentu i ukochania reliktów przeszłości.