Męskie (nie)porządki
Męskie pojęcie porządku różni się od kobiecego...
Kawalerka, pokój w akademiku czy w wynajmowanym mieszkaniu - twoje męskie królestwo. Panuje tam twój własny porządek, nie wiadomo czemu przez złośliwych pedantów zwany bałaganem.
A przecież to, że wolny i niezależny mężczyzna rzeczy układa po swojemu nie wynika bynajmniej z tego, że mu się nie chce posprzątać, ale z tego, że bierze on pod uwagę niezrozumiałe dla laików (a raczej laiczek) względy praktyczne.
To, co dla niewtajemniczonych jest bałaganem, dla mężczyzny ma swoją nieubłaganą logikę. Wiadomo, że rzeczy najczęściej używane są po prostu na wierzchu i w ten sposób łatwiej je znaleźć. Owszem, nie jest to może logika nazbyt wyszukana, ale czasem najprostsze rozwiązania są najlepsze.
Nadto męski nieład jest zazwyczaj nieładem artystycznym, choć nie jest to na pewno artyzm zrozumiały dla każdego. Jeśli jednak za sztukę uznaje się dziś pokazywanie w muzeum muszli klozetowej, to niewątpliwie i męski porządek powinien się doczekać wystawy. Kompozycja stworzona z wczorajszych skarpetek, puszek po piwie i opakowań po czipsach z pewnością zachwyciłaby niejednego postmodernistycznego krytyka.
Poważny konflikt interesów pojawia się, kiedy w męskim królestwie zjawia się samica, czyli przedstawicielka gatunku, który ma raczej tradycyjne wyobrażenie o porządku. Wtedy niestety facet musi zrobić parę ustępstw i nieco się pilnować. Owszem, układanie wszystkiego na regałach według koloru, rozmiaru i nie wiadomo czego jeszcze jest nudne i bez polotu, ale cóż - taką cenę płaci się za życie w stadzie.
Zawsze jednak mężczyźnie pozostanie pewien azyl, namiastka własnego królestwa - kieszenie, szuflady i garaż. Miejsca, do których ona nie ma prawa ani nawet ochoty zaglądać. Tam wszystko pozostanie w jak najlepszym - męskim rzecz jasna - porządku.