MICHALKIEWICZ Z wielkiej radości (2)


Z wielkiej radości - artykuł Stanisława Michalkiewicza Wysłane sobota, 3, stycznia 2004

No, nareszcie karta się odwróciła. Można powiedzieć, że brniemy od sukcesu do sukcesu. Jeszcze nie skończyliśmy radować się z kolejnego sukcesu Polski w integracji z Unią Europejską, a tu znowu trzeba się radować, tym razem z powodu złapania przez Amerykanów złowrogiego Saddama Husajna. Z Unią Europejską zaś było tak, że na szczyt do Brukseli pojechała delegacja polska, żeby pod przewodnictwem samego premiera Millera bronić Nicei albo śmierci. Na ten wyjazd premier Miller otrzymał błogosławieństwo wszystkich zwolenników Anschlussu, trochę zakłopotanych kierunkiem ewolucji Unii Europejskiej ukazanym w projekcie konstytucji. Widać stamtąd wyraźnie, że Unia zmierza w stronę imperium europejskiego, którego suwerenami pragną być Niemcy w porozumieniu z Francją. Dla Polski i drobniejszego płazu przewidziano tam rolę prowincji o nieznanym jeszcze zakresie autonomii. Zapis o tzw. podwójnej większości, czyli takim sposobie liczenia głosów w Radzie Europejskiej, żeby Niemcy wespół z Francją i W. Brytanią lub Włochami miały prawo weta, jest tylko jednym z elementów tej tendencji, ale przecież nie jedynym. Projekt konstytucji UE przewiduje też stanowisko wspólnego ministra Spraw Zagranicznych, wspólne siły zbrojne, a nawet "bratnią pomoc" dla niegrzecznych państw. Niezależnie od tego jest już wspólna waluta, no i Komisja, pełniąca rolę imperialnego rządu. Eksponowanie sposobu liczenia głosów, chociaż oczywiście uzasadnione, nie oddaje jednak całości problemu. Chodzi bowiem o to, jaka właściwie będzie Unia; czy przekształci się w imperium, czy zatrzyma się, a nawet cofnie do etapu współpracy czysto ekonomicznej. Z punktu widzenia amerykańskiego to drugie rozwiązanie jest oczywiście lepsze, więc na zaporowe wejście premiera Millera w Brukseli warto spojrzeć również pod tym kątem. Patrząc tak, łatwiej możemy zrozumieć też przyczyny, dla których przez brukselskim szczytem nastąpiła mobilizacja niemieckiej agentury w Polsce. Okazała się niewystarczająca, ale prezydent Kwaśniewski wkrótce da jej kolejną szansę, bo zapowiada ogólnonarodową "debatę" pod swoim przewodnictwem, która ma doprowadzić do sformułowania stanowiska bardziej elastycznego niż "Nicea albo śmierć". Na razie jednak w Brukseli konstytucji nie przyklepano, więc naturalnie radujemy się jak wściekli, chociaż radość nasza podszyta jest rosnącym niepokojem, że zirytowani Niemcy pokażą nam teraz ruski miesiąc. Ano, jest czego się obawiać, bo przecież płynność finansowa Polski zależy wyłącznie od dobrego humoru lichwiarzy, który pod wpływem niemieckiej perswazji może zmienić się w mgnieniu oka. Żebyśmy sobie tymi rozterkami nie zatruli Bożego Narodzenia, nasi sojusznicy przygotowali nam jeszcze jedną atrakcję: złapali Saddama Husajna. Nosił wilk razy kilka, ponieśli i wilka. Takie wydarzenie ma nie tylko swój wymiar filozoficzny, ale i pedagogiczny. Każdego, kto zbuntuje się przeciw prawosławnym carom, tzn. pardon, oczywiście przeciwko Izraelitom, czeka podobny los. Nic więc dziwnego, że i u nas autorytety moralne robią w majtki, jak tylko pani Tulli i pan Kowalski czemuś się sprzeciwią albo coś każą zlikwidować. Dzisiaj, odwrotnie niż w czasach Jana Chryzostoma Paska, lepiej być jerozolimską - niż polską szlachtą. Nic więc dziwnego, że szlachetkowie, czyli intelektualiści i poprzebierani w różne uroczyste stroje chłopi przepoczwarzają się na potęgę. Najbardziej gorliwi nawet udają Żydów, co nieubłaganym palcem wytyka im kol. Zambrowski.
Więc Amerykanie złapali wprawdzie Saddama, ale po pierwszej euforii poczuli się jak Murzyni, co to na pustyni złapali grubasa ("raz Murzyni na pustyni zł
apali grubasa, nie wiedzieli co mu zrobić, ucięli... no mniejsza z tym). Wiadomo, że coś mu trzeba zrobić za zbrodnie, jakich dopuścił się na Kurdach i Irakijczykach, no a przede wszystkim za zbrodnię najstraszniejszą, że zuchwale nie miał żadnej broni masowej zagłady, przez co naraził na konfuzję samego prezydenta Busha. Nawiasem mówiąc, Amerykanie wyznaczyli za wskazanie kryjówki Sadama 25 mln dolarów. Widać, że cenią go wyżej, niż George Sörös prezydenta Busha, za którego nie chciał dać więcej, niż 18 milionów. Ten Sörös podobno jest bardzo bystry, więc nie będziemy się z nim tutaj spierać, bo w końcu coś tam musi wiedzieć. Więc wiadomo, że Saddamowi trzeba coś zrobić. Ostateczne rozwiązanie tej kwestii nie jest jeszcze obmyślone, ale sugestie idą w tym kierunku, żeby zrobić mu proces, żeby, jak to się mówi, sprawiedliwości stało się zadość. I słusznie, Stalin też tak uważał, tylko trzeba wszystko starannie przygotować. Szkoda, że nie ma już Adama Humera, bo mógłby podzielić się z sojusznikami swoim bogatym doświadczeniem, ale w końcu nie ma ludzi niezastąpionych i Amerykanin też potrafi. Krótko mówiąc, Saddam ma zachować się na poziomie, tzn. przyznać się do wszystkiego i złożyć obszerną samokrytykę, a następnie niezawisły sąd (który trzeba też otoczyć opieką, żeby nie zrobił jakiego głupstwa) skaże go na karę śmierci. Można nawet, przed rozprawą główną, przeprowadzić kilka rozpraw próbnych, żeby każdy dobrze nauczył się roli i nie było żadnych kiksów. Po wykonaniu wyroku, podobnie jak kiedyś Anglicy Mahdiemu, trzeba Saddamowi obciąć głowę, włożyć do dużego słoja ze spirytusem i umieścić w jakimś muzeum osobliwości, najlepiej w którejś z najbardziej zaangażowanych stolic. Resztę ciała można spalić, a prochy rozsiać, jak to Izrael zrobił z Eichmannem albo jeszcze lepiej - poćwiartować i zamarynowane rozesłać do szefów wszystkich państw uczestniczących w antysaddamowskiej koalicji. Może to pomysł niekonwencjonalny, ale to nic nie szkodzi, bo przecież na naszych oczach tworzy się właśnie nowa, świecka tradycja, a po drugie - taka część marynowanego Saddama może okazać się jedyną korzyścią, jaką Polska wyniesie z Iraku. Ale o tym sza, bo i tak Niemcy już nam wytykają "kramarską duszę", ale to przez zazdrość, bo do kanclerza Schrödera prezydent Bush nie zadzwonił, a do prezydenta Kwaśniewskiego zadzwonił. Co prawda dopiero po telefonie do premiera brytyjskiego, ale podobnie, jak wśród kur jest kolejność dziobania, tak wśród polityków jest kolejność dzwonienia, z której można wnioskować o miejscu w hierarchii. Według tego kryterium Polska wysforowała się przed Japonię, dzięki czemu mamy dodatkowy powód, żeby święta obchodzić weselej niż zwykle.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
MICHALKIEWICZ WIELKI SPISEK (2)
W WIELKI DZIEŃ RADOŚCI, Ciekawe teksty
Garapich Michał P , ZARADNI INDYWIDUALIŚCI CZY ANOMICZNI EGOIŚCI STEREOTYPY I AUTO STEREOTYPY POLSKI
Bede wielkim mowca PozI zabawy buzi i jezyka MichalakWidera I
02 Boża radość Ne MSZA ŚWIĘTAid 3583 ppt
5 tydzień, V Niedziela Wielkiego postu C
6 Wielki kryzys 29 33 NSL
6 tydzień, VI Wielki Poniedziałek
Wielkie katastrofy ekologiczne
wielkie odkrycia geograficzne
Wielki Post droga krzyzowa
1 tydzień, od Środy popielcowej, I Niedziela Wielkiego postu A
michalpasterski pl 10 sposobw na nieograniczon motywacj
CESARZOWA, Tarot, ARKANA WIELKIE

więcej podobnych podstron