Miłosne perypetie z przymrużeniem oka
Rozdział 1: Plan
Pogoda tego dnia była cudowna. W powietrzu unosił się zapach rozgrzanej trawy, niesiony przez lekki, ciepły wietrzyk. Ze strony Zakazanego Lasu dobiegały rozmaite, nie do końca zidentyfikowane i zdecydowanie niemoralne odgłosy, których rozszyfrowania lepiej było się nie podejmować - dla własnego zdrowia. Błonia były pełne uczniów, którzy zachęceni sprzyjającą aurą, postanowili pochwycić kilka promieni słońca. Nawet profesor Snape rozłożył się ze swoim „wielce-mrocznym-morderczym-krzesłem” (który w istocie był zwykłym, szarym, mugolskim leżakiem) i popijając sobie tylko znany trunek (którego sama woń upajała wszystkie mniejsze stworzenia, w zasięgu najbliższych kilku metrów), leniwie pomrukiwał, narzekając to na „parszywe słońce”, to na swój „zakichany los”.
Zamek opustoszał do tego stopnia, że najbardziej zagęszczaną przez uczniów powierzchnią stała się biblioteka.
Między starymi regałami, tam, gdzie z trudem docierały nawet pojedyncze promienie słońca, a z kurzu zrobiły się koty odpowiadające wielkością swoim afrykańskim pobratymcom, przy drewnianym, kołyszącym się stoliku, siedziała Hermiona Granger - ucząca się do nadchodzących egzaminów. Towarzyszyła jej para nierozłącznych przyjaciół, w postaci Rona i Harry'ego. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że miedzy chłopcami zdecydowanie coś się działo.
- Ron, najdroższy, czy mógłbyś mi podać swój kałamarz?
- Ależ oczywiście, Harry. Mrrrrr... Marzę, byś zamoczył pióro w moim atramencie.
- Mmm... Dla ciebie wszystko.
Pewna fretka, słysząc powyższą wymianę zdań, zachwiała się niebezpiecznie, straciła równowagę i wyleciała z cichym piskiem przez najbliższe okno.
Chłopcy spojrzeli ukradkiem na Hermionę, która nie wykazała żadnej, nawet najmniejszej reakcji.
Harry westchnął, po czym zrzucił swój pergamin na ziemię.
- Och, nie! Mój pergamin! Co ja teraz zrobię?! Ron, kochanie, czy pomożesz mi go szukać?
- Ależ oczywiście, mój brzasku poranka.
Chłopcy zanurkowali pod stół.
- Nie działa.
- Nie musisz mi mówić, jest niewzruszona. - Ron westchnął cicho.
- Nie chcę cię martwić, ale chyba nic z tego nie będzie. Jeśli nie jest zazdrosna nawet o mnie, to chyba naprawdę nie masz u niej szans. - Harry poklepał kumpla po ramieniu. Na twarzy Weasleya pojawił się grymas determinacji.
- Nie, Harry. Nie możemy się poddać. Widać... Za mało się staramy.
- Co masz na myśli? - W głosie Pottera można było wyczuć dość kiepsko skrywaną obawę.
- Musisz mnie pocałować.
Stolik zaczął lekko podrygiwać. Hermiona Granger, nie odrywając spojrzenia od książki, brutalnie uderzyła pięścią w stół. Ten zamarł na chwilę, po czym znowu zaczął podrygiwać. Na czole gryfońskiej niewiasty pojawiła się zmarszczka, zdecydowanie nie wróżąca niczego dobrego. Hermiona z irytacją odłożyła pióro, z głośnym sztyknięciem wyciągnęła ręce, po czym schyliła głowę pod stół.
- Harry! Ron! Czy moglibyście uczyć się nieco ciszej, tak jak was… - Głos dziewczyny urwał się raptownie. Jej oczom ukazał się przecudny obrazek Harrego, przypartego do podłogi i desperacko całowanego przez jego rudego kolegę.
Plan w końcu się powiódł. Może nie do końca - bo Hermiona zamiast wykazać zainteresowanie Ronaldem, po prostu zemdlała i chłopcy zmuszeni byli odnieść ją do Skrzydła Szpitalnego, no ale przynajmniej nie musieli dłużej tkwić w bibliotece. Wydawałoby się, że wszystko dobrze się skończyło, gdyby nie fakt, że Potter stał się nagle brutalnie świadom swej orientacji seksualnej.
- Przepraszam, Harry. No wiesz... Po prostu... Bardzo mi na niej zależy.
- R-Rozumiem. - Chłopcy wyszli na błonia.
- Wiem, że to okropne. Ja też o mało nie zwymiotowałem. Fuj. Nie to, żebym coś do ciebie miał, Harry, rozumiesz. No, ale całowanie się z facetem, nie należy do zbyt przyjemnych. - Ron uśmiechnął się, lekko zakłopotany.
- T-Tak. Masz rację. - Chłopcy zmierzali w stronę drzewa nad jeziorem.
- Nie wiem jak ci się odwdzięczę za tak wielkie poświęcenie. Jesteś prawdziwym kumplem.
- U-Uhm.
- Harry? Wszystko z tobą okej? Niewyraźnie wyglądasz. - Ron zatrzymał się i zaczął bacznie przyglądać się koledze.
- T-Tak. Wszystko w jak najlepszym porządku. - Potter utkwił spojrzenie w zielonej trawie.
- Nie no, stary. Wiesz, że ze mną możesz pogadać o wszystkim. - Potter nieśmiało uniósł głowę. Chłopcy mierzyli się przez dłuższą chwilę, podczas której Harry na przemian otwierał i zamykał usta, w końcu zdobywając się na niepewne:
- Ja... - Ron zmarszczył brwi.
- Ja…
- Jesteś chory?
- Nie… Ja...
- Używasz preparatu do zagęszczenie włosów, nie martw się, od razu poznałem.
- Nie, Ron. Ja po prostu…
- Oj, Harry. Nie krępuj się. To był twój pierwszy pocałunek?
- Nie! Ja... Chyba... To znaczy... Nie na pewno... Ale wydaje mi się, że możliwe, że….
- No mówże!
- Jestem gejem!
Wszyscy uczniowie znajdujący się na błoniach raptownie zamilkli. Kilka osób zemdlało z wrażenia (w tym Ginny Weasley i McGonagall), inni kręcili z niedowierzaniem głowami, jeszcze inni wydawali się dość zadowoleni, a od strony leżaka, Harrego i Rona dobiegło nawet ciche: „Ha, wiedziałem!”.
Ron rozejrzał się gwałtownie, po czym złapał Harry'ego za ramię, ciągnąc go z powrotem w stronę Hogwartu.
- Chodź, tu jest za dużo ludzi.
Chłopcy byli nieświadomi pary szarych oczu Draco Malfoya, śledzących ich z pobliskich krzaków.
Och nie! Więc to jednak prawda! Potter jest gejem. Co ja teraz zrobię? Przestanę być monopolistą na hogwarckim rynku! Ten rozczochrany pięknooki podbierze mi wszystkich klientów! Co tu zrobić… - blondyn zwęził oczy, myśląc intensywnie i kiedy jego spojrzenie przetoczyło się z Pottera na Weasleya, olśniło go. Ha! Genialne! Poderwę Potterowi chłopaka. Niech wie, że nie ma ze mną najmniejszych szans. Draco skrzywił się lekko, myśląc o tym, jak nisko musiał upaść, by być zmuszonym do zabiegania o względy któregokolwiek z Weasleyów. No, ale cóż. Takie życie. Musi przecież pokazać Potterowi, gdzie jego miejsce, a ten rozczochrany patyk, bez najmniejszej odrobiny dobrego gustu, obrał sobie za obiekt westchnień właśnie jednego z gangu rudzielców. Nie ma co ubolewać nad własnym losem Draco ogarnął wzrokiem sylwetkę Rona, która właśnie ginęła w wejściu do zamku. Ronaldzie Weasley - Twoje serce już wkrótce będzie należeć do mnie.
Rozdział 2: Sowia poczta
Ten dzień zaczął się dla Harry'ego Pottera jak każdy inny. Chłopak wstał, przeciągnął się, spadł z łóżka, podniósł się z podłogi, zaczął szukać spodni, ponownie spadł z łóżka, po czym wczołgał się pod nie, wypełznął z drugiej strony z zakurzonymi spodniami w garści. Następnie, próbując ubrać dolne odzienie, potrącił wazon z wodą, który tor swojego lotu zakończył na łóżku Neville'a (tym samym go budząc). Udając się do łazienki, w połowie drogi zawrócił do dormitorium po buty, po czym kontynuował wycieczkę.
Umyty i zadowolony z siebie, wrócił do dormitorium po koszulę i tak oto przygotowany do witania nowego dnia, udał się do Wielkiej Sali na śniadanie. Ron dołączył do niego raptem pięć minut później.
Od wczorajszego wyznania Harry'ego, pozornie nic się nie zmieniło. Weasley postanowił tolerować nowoodkrytą orientację swojego kolegi, pod warunkiem, że będzie ją trzymał jak najdalej od jego tyłka. Pozostali mieszkańcy gryfońskiego dormitorium również zapewnili Harry'ego o swej daleko posuniętej tolerancji, a Neville przyznał się nawet do niezdrowego pociągu do drzew. Harry Potter czuł się więc szczęśliwy i powszechnie akceptowany. Nie do końca jednak zdawał sobie sprawę z tego, co mogło go teraz czekać.
Między trzecim a czwartym tostem, do Wielkiej Sali wleciało stado sów.
- O, ile poczty. Mamy dzisiaj jakieś święto? - Luna zapatrzyła się na skrzydlastą chmurę zmierzającą w kierunku ich stołu.
Harry Potter został zasypany dokładnie trzysta sześćdziesięcioma siedmioma listami.
- Ou. Czyżby fanki znowu dały o sobie znać? - Dean szturchnął łokciem przysypanego kolegę.
- N-Nie wiem. Może znowu odzew na jakiś głupi artykuł w Proroku. - Chłopiec z blizną wyzbierał listy, przeczesał dłonią włosy, poprawił okulary i zabrał się za czytanie korespondencji.
„Drogi Harry!
Doszły mnie słuchy a propos Twojego wczorajszego wyznania. Zawsze uważałem cię za zdolnego chłopca, jednak teraz urosłeś do mojego ideału. Może nie jestem już zbyt młody, jednak gwarantuje Ci, że moje doświadczenie zapewni Ci doznania, o jakich nigdy nawet nie śniłeś. Jeśli więc znajdziesz trochę czasu, proszę, wpadnij do mnie na herbatkę.
Twój oddany i drżący z niepewności:
A. Dumbledore”
Harry bardzo powoli spojrzał w stronę stołu nauczycielskiego. Dyrektor właśnie rozmawiał w najlepsze z profesor Sprout, jednak kiedy zauważył, że chłopak go obserwuje, mrugnął zalotnie.
Pottera zemdliło.
- Harry? Coś nie tak?
Chłopiec tylko pokręcił głową i sięgnął po kolejny list.
„Witam Panie Potter,
pozwól, że oszczędzę sobie ckliwych wstępów.
Co powiesz na to?
Ja, moje lochy, dużo wazeliny i ty błagający o litość.
Podpisano:
Severus Snape”
Chłopiec zaczął się raptownie krztusić.
- Harry! Wszystko w porządku? - Luna wydawała się być zaniepokojona.
- Ja… - Tu jego spojrzenie skrzyżowało się z płomiennym wzrokiem mistrza eliksirów.
- Nie wiem co jest w tych listach, ale chyba powinieneś przestać je czytać. - Ron pokiwał znacząco głową, jednak Harry postanowił sięgnąć po jeszcze jeden list.
„Och, cholibka, Harry.
Chcę z Tobą Haba-haba za moją chatką. Wiesz, to, co mówią o odwrotnym stosunku wzrostu do wielkości pewnych narządów płciowych, to nieprawda. Mam gigan(…)”
Czarnowłosy nie miał siły czytać dalej. Dopiero teraz zauważył, że przeważająca część męskiej populacji Hogwartu robi do niego zalotne miny. Jedynie Malfoy mierzył go jeszcze bardziej wściekle niż zwykle, rozdziobując widelcem swoje śniadanie. Potter zdziwił się tym trochę - zawsze uważał, że Draco idealnie nadawałby się na homo. Te nażelowane włoski, wydepilowana klata, dłonie zadbane aż do przesady. Cudowne, pełne usta, koloru malin.
- Harry. Ziemia do Harry'ego. - Ron szturchnął swojego kolegę.
- Rumienisz się i… - W tym momencie na talerzu Rona wylądował bukiet pięćdziesięciu czerwonych róż. Koledzy popatrzyli po sobie.
- Ty… Te sowy coraz gorzej celują.
- Nie, Ron. Wydaje mi się, że to jednak do ciebie.
- Co? Przestań gadać głupoty. Kto niby miałby mi wysyłać bukiet róż? - Rudzielec sięgnął po liścik dołączony do kwiatów. - Mi wysyła się kremówki.
Nagle Ron zamarł po to, by następnie przyjąć kolor świeżo wypalonej cegły. Harry starał się za wszelką cenę zignorować rozmaite sygnały, wysyłane w jego stronę od stołu nauczycielskiego i z wielu innych, mniej lub bardziej, ciekawych miejsc. Odwrócił się więc w stronę kolegi i zapytał:
- Co pisze w liściku?
Ron drżącą ręką podsunął mu kartkę pod nos.
„Oddałbym wszystko, by choć przez chwilę móc zanurzyć rękę w Twych rudych włosach.
Wyglądają na tak cudownie miękkie. Mam nadzieję, że kiedyś mi na to pozwolisz.
Nie mogę dłużej skrywać swoich uczuć. Pragnę Cię. Całego.
Te róże, to królowe wśród kwiatów - przy Tobie wydają się niczym.
Bądź mój.
Draco Malfoy
PS: Potter nie jest Ciebie wart, najdroższy!”
Rozdział 3: Obiekt seksualny
Harry kroczył samotnie w stronę sali od transmutacji i, o dziwo, rozmyślał.
Ron był w wielkim szoku, że ktokolwiek był w stanie wziąć go - czyście-heteroseksualnego-mężczyznę, za kochanka słynnego Pottera. Postanowił więc spędzić resztę dnia w wieży Gryffindoru, wpychając w siebie słodycze i grając ze swoimi HETEROseksualnymi kumplami w eksplodującego durnia (olewając wszystkie zajęcia). Harry czuł się tym trochę dotknięty. W końcu przyjaciele powinni trzymać się razem, zwłaszcza, gdy jeden z nich staje się ogólnie pożądanym obiektem seksualnym! Na szczęście, Potter miał wystarczająco dużo frajdy, obserwując irracjonalny strach Weasleya, który zaczął odczuwać w stosunku do osoby Draco Malfoya (na sam dźwięk jego nazwiska wybuchał kobiecym piskiem i chował się pod/za najbliższy przedmiot, przylegając do niego ściśle tyłkiem), by wybaczyć kumplowi tą drobną niesprawiedliwość.
Po rozczochranej głowie Chłopca-Który-Przeżył zaczęła się nagle pałętać postać Blond-Ikony-Slytherinu. Zawsze w głębi siebie, uważał go za kogoś o niezwykłej urodzie, jednak teraz, kiedy przeczytał list przeznaczony dla Rona (Rona! Co Draco widzi w tym umięśnionym tępaku?!), coś w nim drgnęło. Z piersi chłopaka wydobyło się mimowolne westchnienie, na myśl o jego niesamowicie pociągającym wrogu.
- Czemu pan tak wzdycha, panie Potter?
Harry raptownie wyrwał się z zamyślenia, na ten mroczny pomruk.
- P-Profesorze Snape. - Harry'ego mimowolnie uderzyła fala gorąca, na wspomnienie porannego listu. Mistrz eliksirów, który do tej pory opierał się o drzwi od schowka na miotły, wykrzywił usta w lekkim, drapieżnym uśmiech.
***
Gdzie ten durny Weasley? Jak mam go poderwać, jeśli nie wiem, gdzie jest? Draco w dość podłym nastroju, maszerował przez korytarz Jest gorzej niż myślałem. Te góry listów, które dostał dzisiaj rano. Jeśli szybko nie utrę mu nosa, zagarnie dla siebie najlepsze ciacha! Głupi Potter. Od samego początku mi podpadł. Najpierw nieczuły na moje zaloty, teraz podbierający mi klientów. Nie rozumiem go! Jest jeszcze gorszy od kobiet! Nagle do uszu blondyna dobiegły dziwne odgłosy. Chłopak zwolnił nieco i zaczął się rozglądać. Te głosy - brzmią dziwnie znajomo.
Draco zrobił kilka kroków w stronę schowka na miotły.
- Jesteś mi coś winien!
- Niby dlaczego?
- Och, jaką masz cudowną szyję.
- Och! Mmmm... Nie. Proszę przestać! Po stokroć powtarzam - nie jestem panu nic winien!
- Uratowałem CI życie! Gdyby nie ja, roztrzaskał byś się o ziemie na drugim roku.
- Mmmm... Ale... ale...
- Potter. Na litość boską. Zamknij się i ssij.
Oczy Draco zrobiły się wielkie jak dwa tłuczki. Ułamek sekundy później drzwi od schowka otworzyły się raptownie, a na posadce wylądował roznegliżowany, zarumieniony i rozczochrany Potter, przygnieciony przez mistrza eliksirów.
Szczęka Malfoya wylądowała na podłodze.
- Yyy... - Severus szybko wstał, niepostrzeżenie zapiął rozporek i w teatralny sposób oznajmił:
- ...tak więc. Niech pan przeprosi pana Filcha, panie Potter! Teraz już chyba nie pozostawiłem panu żadnych wątpliwości, co do przydatności profesji woźnego. - Odwrócił się i odszedł, powiewając swoją czarną szatą. Draco po pięciu minutach oprzytomniał na tyle, by zamknąć usta. Chłopak spiorunował Gryfona morderczym spojrzeniem.
- Ja... ja...
- Nie wysilaj się Potter. Znam te twoje głupie sztuczki, ale gwarantuje ci, że to jeszcze nie koniec. - Harry mrugnął zdziwiony, nie mając zielonego pojęcia, o czym bredzi ten cudowny, romantyczny, blond włosy młodzieniec. Och cholera, że też musi mnie widzieć w takim stanie.
Draco odwrócił się na pięcie i odszedł z mocnym postanowieniem zrobienia TEGO z Wealeyem i to koniecznie na oczach Pottera.
Jak on mógł? I to w dodatku z kim!? Ciacho nr 1 - Snape! Nie wybaczę mu!
Harry zebrał się z podłogi i ogarnął. Doszedł do wniosku, że tak dłużej być nie może.
Nie pozwolę się tak bezkarnie wykorzystywać! Doniosę na Snape'a do Dumbledore'a! Niech wie, że ze mną się nie zadziera.
*10 minut później*
- Dyrektorze! Muszę panu powiedzieć coś bardzo ważnego!
- O... Harry. - Dumbledore uśmiechnął się ciepło, zamykając przy tym drzwi jednym ruchem różdżki.
- Eee... Więc... yy... - Chłopiec-Który-Przeżył zaczął nabierać pewnych obaw.
- Nawet nie wiesz jak bardzo mnie cieszy, że zdecydowałeś się przyjść do mnie na herbatkę. - Dyrektor dźwignął się zza biurka. Jego oczy migotały w sposób, który nie bardzo podobał się Potterowi.
- Poczekaj. Skoczę tylko po niezbędne instrumenty...yy... to znaczy, dzbanek do herbaty. - Staruszek obszedł stół i zanim zniknął w drugiej części gabinetu, nachylił się nad Harrym i wyszeptał mu do ucha ciche:
- Nie pożałujesz.
***
Profesor McGonagall wspinała się po schodach do gabinetu Dumbledore'a. Niestety - kiedy doszła na samą górę, przywitała ją wielka kartka z napisem „nie przeszkadzać”. Początkowo Minerwa chciała zignorować ten zakaz. Miała pilną sprawę do dyrektora. Już sięgała za klamkę, kiedy z drugiej strony drzwi coś mocno łupnęło, a następnie zaczęło rozpaczliwie drapać o drewnianą przeszkodę.
Czyżby Albus znów zaczął eksperymentować z transmutowaniem mebli w dzikie zwierzęta? Stary zbok. Profesorka wzruszyła ramionami i odwróciła się z powrotem w stronę schodów. No, ale cóż. Niektóre rzeczy nigdy się nie zmienią.
Rozdział 4: Eliksir
W mrocznym lochu pełnym wilgoci i pleśni, gdzie na półkach piętrzyły się liczne obrzydliwości zamknięte (lub nie do końca zamknięte) w wielkich, zakurzonych słojach, Draco Malfoy - nadworny żigolak Hogwartu, otoczony nikłym światłem trzech unoszących się w powietrzu świec, wdrażał w życie swój demoniczny plan. Pochylony nad potężną księgą, przewracał kolejne strony przy pomocy pincety, w którą zaopatrzył się w celu chronienia swych arystokratycznych palców. Rzecz była genialna w swej prostocie i miała raz na zawsze udowodnić Potterowi jedną z najstarszych prawd świata.
Faceci wolą blondynów.
Draco przygotowywał Eliksir Miłosny. Miał zamiar naszprycować nim czekoladki i wysłać je temu rudemu kociołkowi na słodycze. A kiedy ten głupi rudzielec pochłonie Eliksir Miłosny, Potter będzie zmuszony w końcu uznać moją wyższość. Malfoy uśmiechnął się do swoich myśli, jednocześnie wrzucając do gotującej się przed nim mikstury włosy wili i odrobinę sproszkowanego kamienia księżycowego. Chłopak sięgnął do torby i wyciągnął z niej ampułkę z własnym włosem łonowym, po czym dodał go do mikstury. Eliksirowi brakowało już tylko jednego składnika, na którego zdobycie Draco miał mniej niż dwadzieścia cztery godziny.
- "...włos łonowy oblubieńca" - przeczytał.
***
Harry Potter nie miał łatwego życia, chociażby z samego faktu, że był Harrym Potterem. Kilkakrotnie walczył z Czarnym Panem, był torturowany, mieszkał w schowku pod schodami, wielokrotnie upokarzany i bity przez swojego kuzyna oraz jego kumpli, znosił przedokresowe humory Hermiony i paplanie wiecznie niedowartościowanego Rona. Jednak dopiero tego popołudnia Harry Potter zrozumiał, co to znaczy PRAWDZIWY strach. Przeżył coś tak traumatycznego, że miał wątpliwości, czy jeszcze kiedykolwiek jego życie będzie wyglądało tak jak dawniej. Widział profesora Dumbledore'a nago. Cudem udało mu się ocalić swoje analne dziewictwo. Gdyby Albus nie cofnął się po „jadalną, dropsową bieliznę-stringi”, a Zgredek nie wybrał tego momentu na przyniesienie herbaty, Bóg jeden wie, jakby to się skończyło. Harry raz jeszcze podziękował w myślach skrzatowi, który uratował mu skórę, po czym udał się w stronę wieży Gryffindoru. Zasłużył na dłuuugi, gorący prysznic.
***
Neville Longbottom nie był ani szkolną gwiazdą, ani prymusem. Urodę miał przeciętną, zainteresowania średnio porywające. Całe swoje serce oddał przyrodzie i jej poświęcał każdą wolną chwilę, był dość nieśmiały i zakompleksiony. Z powyższych powodów Neville bardzo się zdziwił, gdy dostał liścik od jednego z najseksowniejszych i najbardziej popularnych uczniów Hogwaru: Draco Malfoya.
Blond-włosy chłopak prosił go o potajemne spotkanie w ustronnym miejscu i tak oto Neville skończył w Wieży Astronomicznej. Chłopiec westchnął ciężko i oparł się o ścianę, spoglądając w okno. Słońce zaszło już jakiś czas temu, niebo było jednak stosunkowo jasne i dopiero pojawiały się na nim pierwsze gwiazdy. Nagle do uszu Gryfona dotarł odgłos zbliżających się kroków. Odwrócił się na pięcie i utkwił spojrzenie w drewnianych drzwiach. Serce w nim zamarło, a dłonie zaczęły się pocić. Wtedy właśnie drzwi otworzyły się. Stał w nich Draco Malfoy trzymający jakieś zgrabnie zapakowane zawiniątko. Chłopak uśmiechnął się kpiąco i zrobił krok naprzód. Neville'a nagle ogarnął zapach truskawkowego szamponu przemieszanego z łagodnym zapachem wody kolońskiej. Draco postawił paczkę na kamiennym parapecie.
- Witaj, Neville - powiedział Draco do Gryfona, starając się nie krzywić ze wszystkich sił. Och, Boże, zmiłuj się. Za jakie grzechy muszę to robić?
- Cz-cześć. Ja właśnie zastanawiałem się...
- Ciii. - Draco zwinnie podskoczył do Longbottoma i przyłożył mu palec do ust.
- Pozwól mi nacieszyć się twym niemym pięknem. - Neville zamilkł i zaczął wpatrywać się w Malfoya szeroko otwartymi, migoczącymi oczami.
Na Merlina, jest mniej pociągający niż skrzaty służące w mojej rezydencji.
- Och, Draco. - Gryfon zaskomlał, a Draco zdusił w sobie chęć odskoczenia na bok i wzięcia nóg za pas.
- Ja... ja nie ośmielałem się nawet marzyć o tobie. - I dzięki Bogu.
- Najdroższy! - Malfoy teatralnie pochwycił obie ręce Nevilla i przyciągnął je bliżej swojej piersi.
- Nie wiem, czy mogę ci ufać. Wszak jesteśmy przedstawicielami zwaśnionych domów. Czy zanim zatracimy się w tym bezdennym uczuciu, pozwolisz mi się przetestować?
- Uczynię, co zechcesz!
- Nie żądam wiele. Chcę tylko byś dostarczył to oto zawiniątko Ronowi Weasleyowi.
Neville wpatrywał się w Draco, zastygniętego w teatralnej pozie z jedną ręką przystawioną do czoła, jak ciele w namalowane wrota.
Nastała chwila ciszy.
- Zgodzisz się więc?
- Ee.. - Gryfon ocknął się, a Draco szybko wetknął mu w ręce zawiniątko.
- Co w nim jest?
- Aa... - Draco czule musnął dłonią policzek Neville'a. - ...żadnych pytań.
Longbottom zmarszczył brwi.
- Och, dobrze więc. Powiem ci. W środku jest mydło. Chciałbym, żebyś dał je Weasleyowi, a gdy ten się nim umyje, przyniósł mi je z powrotem. Zrobisz to dla mnie?
Neville niepewnie błądził wzrokiem od paczki do Draco.
- Wiesz, ja... - Malfoy, widząc, że Gryfon najwyraźniej chce odrzucić jego propozycję, postanowił się chwycić ostatniej deski ratunku. Pochylił się i szybko zamknął usta chłopaka w namiętnym pocałunku, odrywając się po chwili z głośnym mlaśnięciem.
- Wow... Dobrze... Zrobię to dla ciebie. - Neville, lekko się chwiejąc, ruszył w stronę schodów.
- Uważaj na siebie, kochanie! - Kiedy tylko drzwi się zamknęły, na twarz blondyna wpełzł paskudny grymas. Zaczął wycierać usta i pluć dookoła.
- Pfu! Paskudztwo! Och, jak nisko jeszcze będę musiał upaść, by umocnić swoją pozycję na szczycie?!
***
Kiedy Harry dotarł do dormitorium, zastał w nim tylko Rona.
- Hej.
- O, hej stary. Wiesz, głupio wyszło. Przepraszam, że cię tak dzisiaj wystawiłem na cały dzień. - Ron posłał koledze spojrzenie zbitego psa.
- Ta... Jasne. Spoko. - Potter zaczął grzebać w swoim kuferku i po chwili wyciągnął z niego czerwony ręcznik.
- Cholera. Zapomniałem uzupełnić zapas mydła.
- Nigdy nie zrozumiem tych twoich mugolskich nawyków. Tak jakbyś nie mógł się oczyścić przy pomocy magii. - Ron przewrócił oczami. Harry rzucił mu w zamian bardzo wymowne, mordercze spojrzenie.
- Och, już dobrze. Siedzę cicho. O! Właśnie! Wiesz, dostałem od Neville'a mydło. Nie wiem, co go napadło. Jeśli chcesz, możesz je zabrać. Nie lubię specyfików o zapachu truskawek. - Rudy chłopak schylił się pod łóżko, po czym podał koledze różowe mydło w kształcie kaczuszki. Potter przyjął je i powąchał. W istocie pachniało truskawkami i to nie byle jakimi. Harry gdzieś już czuł tę konkretną odmianę tego zapachu. Nie pamiętał tylko gdzie... A zresztą. Mydło jak mydło.
- Dzięki, stary. Idę się myć.
- Ciężki dzień?
- Nie wyobrażasz sobie, jak bardzo.
Rozdział 5: Finał
Słońce wzeszło, rzucając pierwsze promienie na błonia spowite w porannej mgle. Cały Hogwart wydawał się jeszcze pogrążony we śnie i jedynie szuranie, wydobywające się spod miotły starego Filcha, odbijało się echem od zmurszałych murów.
W podziemiach zamku dostrzec można było postać młodzieńca przekradającego się do starej sali. Był to nie kto inny, jak sam Draco Malfoy. Na jego twarzy malował się drapieżny uśmiech, a w oczach czaiło szaleństwo. W ręku, niczym najcenniejszy artefakt, niósł różową, mydlaną kaczkę. Chłopak stanął przed drewnianymi, brudnymi drzwiami, zastanawiając się, czy otworzyć je świeżo pastowanymi butami, czy dopiero co wyczyszczoną szatą. Koniec końców, wykonując niezwykle skomplikowaną akrobację, otworzył je przy pomocy starego gobelinu, wiszącego na lewo od sali, nie brudząc się przy tym. W środku czekał na niego kociołek pełen zielonej mazi.
- Zdobyłem ostatni składnik! - Draco wzniósł w górę różową kaczkę i roześmiał się diabolicznie. Kociołek, czując się zobowiązany do jakiejś reakcji, zabulgotał w odpowiedzi. Malfoy położył mydło na stole, sięgnął po pincetę - przy jej pomocy zdjął z mydła czarny, lekko kręcony włos i dodał go do bulgoczącego kotła.
- Swoją drogą, dziwne. Myślałem, że będzie miał rude włosy łonowe. Ha! Wiedziałem! Na pewno Weasley się farbuje. Możliwe, że cała jego rodzina to farbowani oszuści. Urządzają sobie masowe farbowanko, traktując to jak wyśmienitą, rodzinną rozrywkę.
Kociołek prychnął, a mikstura zmieniła kolor ze zgniłej zieleni na malinowy róż.
Draco zaczął sobie wyobrażać minę Pottera w godzinę jego porażki. Jakie to będzie upokorzenie - dostać kosza na forum całej społeczności Hogwaru. Malfoy podniecił się nie na żarty zbliżającym się sukcesem. Nagle chłopak zdał sobie sprawę, że jego spodnie zaczynają się robić ciasne, a wyimaginowany obraz upokorzonego Pottera nie ułatwiał sprawy. Blondyn westchnął ciężko, kiedy jego spaczona wyobraźnia zaczęła mu podsuwać kolejne obrazy nagiego, związanego Pottera, błagającego o litość. Malfoy wstał, zrzucił wierzchnią szatę, podciągnął koszulę, by jej nie ubrudzić, rozpiął spodnie i - przeklinając w duchu Pottera - zabrał się za swoją pulsującą męskość.
***
Snape opuścił swoje prywatne komnaty, przeszedł przez salę i wyszedł na korytarz z zamiarem udania się na śniadanie. Nagle drzwi na końcu korytarza skrzypnęły i uchyliły się. Severus uniósł brew i zaintrygowany podążył w ich stronę. Jak przystało na szpiega z wieloletnim doświadczeniem, niezauważalnie podkradł się do sali. Po chwili na korytarzu pojawiła się blond czupryna, a za nią jej właściciel.
- Panie Malfoy.
Chłopak aż podskoczył.
- Profesor Snape. Przestraszył mnie pan. - Draco dyskretnie cofnął dłoń za siebie. Nie umknęło to jednak uwadze profesora.
- Co tam masz? - Mistrz eliksirów spojrzał znacząco na lewą dłoń młodzieńca i ponownie uniósł brew, widząc, że ten się rumieni.
To zaczyna być interesujące.
- N-nic. Zupełnie nic.
Jąkający się Draco? Nie wierzę.
- Pokaż swoją rękę.
Draco powoli wyciągnął dłoń, która pełna była mocno zużytych chusteczek. Spojrzał na profesora, któremu powoli w głowie zaczęło świecić słuszne skojarzenie. Chłopak - nie wiedząc, co zrobić, by ukryć niezręczną prawdę - uniósł chusteczki do nosa i wysmarkał się w nie, starając nie wdychać charakterystycznego zapachu nasienia. Wytrzymał tak przepisowe trzy sekundy, odsunął od siebie chusteczki i z miną kłamcy doskonałego stwierdził:
- Przeziębiłem się, to tyle. - Chłopak szybko wyminął profesora i zniknął za pierwszym zakrętem.
Profesor Snape podrapał się po głowie i wtedy stało się: jego wyczulone nozdrza wyłapały w powietrzu woń eliksiru. Severus wszedł do otwartej sali, wciągając w płuca kolejne partie zapachu i zbliżył się do stołu. Leżała na nim szara, lekko poruszająca się tkanina, pod którą najwyraźniej krył się gotujący kociołek. Profesor chwycił za rąbek materiału, uniósł go i zajrzał do kotła.
Hm... Włosy wily i kamień księżycowy.
Profesor przyjrzał się miksturze.
Ciecz dość mulista w kolorze malinowego różu. Eliksir miłosny jak się patrzy. Tylko po cholerę Malfoyowi eliksir miłosny?
Snape rozejrzał się, następnie wyciągnął różdżkę i zamruczał nad kociołkiem. Coś zabulgotało, zaczęło dymić i po chwili oczom Severusa ukazał się napis:
"Draco Malfoy - Harry Potter"
A to drań. Chce zaciągnąć Pottera do łóżka przy pomocy eliksiru. Że też sam na to nie wpadłem...!
Severus niemal się uśmiechnął, kiedy dosypał do mikstury proszek neutralizujący znajdujące się w nim składniki ludzkiego pochodzenia. Następnie włożył rękę w spodnie, wyrwał sobie włos z wiadomych okolic i dodał go do mikstury.
Teraz tylko poczekam aż Draco odwali za mnie brudną robotę.
***
Draco śmiał się w duchu jak nigdy.
Jestem genialny. Udało mi się oszukać nawet tak wykwalifikowanego szpiega, jak Snape! Przykrycie kotła tą starą kotarą było strzałem w dziesiątkę. Hahaha!
Chłopak jeszcze raz pogratulował sobie pomysłu, po czym ściągnął materiał z kociołka i przy pomocy chochli przelał nieco mikstury do małej buteleczki. Fakt - miał zamiar wprowadzić plan w życie dopiero przy obiedzie, ale po spotkaniu ze Snape'em doszedł do wniosku, że przetrzymywanie dalej mikstury jest dość ryzykowne.
Czas działać!
Według zapisu z księgi - wystarczyło już tylko zaaplikować obiektowi miksturę i poczekać na kontakt wzrokowy.
***
Harry Potter powolnym krokiem wtoczył się do Wielkiej Sali. Mimo że dnia poprzedniego poszedł spać wyjątkowo wcześnie, nie udało mu się zbytnio wyspać. Najpierw, pod prysznicem - Seamus i Neville walczyli o to, kto ma mu umyć plecy. Obaj skończyli w skrzydle szpitalnym po bliskim spotkaniu z kamienną umywalką.
Potem, kiedy Złoty Chłopiec już się położył, pojawił się Zgredek, ubrany w wyjątkowo skąpe, różowe stringi. Wskoczył przerażonemu Potterowi na pościel, złapał go za rękę i - kierując ją w stronę własnego krocza - powiedział:
- Jeśli Harry Potter chce, to Zgredek mu da. Zgredek kocha Harry'ego Pottera.
Resztę nocy młody Gryfon spędził na „poważnej rozmowie” ze skrzatem, tłumacząc mu, że mimo iż jego propozycja jest bardzo kusząca, to jednak nie wypada mu - jako Wybrańcowi - wchodzić w takie relacje ze skrzatem.
- Hej, Harry! Jak się spało? - Ron powitał swojego przyjaciela z promiennym uśmiechem.
Chłopiec-Który-Przeżył posłał mu w odpowiedzi bardzo długie, wymowne spojrzenie.
- Aż tak źle?!
- Nie mów, że nie słyszałeś - westchnął Harry. Weasley zamrugał dwa razy.
- No... w nocy.
Kolejne zdziwione mrugnięcie.
- Mojej rozmowy ze Zgredkiem.
- Co? Był u ciebie Zgredek? Czego chciał? - Ron przechylił lekko głowę.
- Dobra, nieważne. Podaj mi kufel z kremowym piwem. Muszę się napić. - Potter usiadł ciężko koło kolegi. Rudzielec przyglądał mu się przez moment, najwyraźniej nic nie rozumiejąc, po czym posłusznie podsunął kufel z piwem. W tej samej chwili coś przemknęło koło jego lewej nogi. Chłopak podskoczył jak oparzony i krzyknął.
- Na Merlina, co się stało?! - Harry był zdezorientowany. Ron już miał odpowiedzieć, kiedy jego wzrok napotkał Hermionę.
- Hermiona!
Harry obrócił głowę tak gwałtownie, że coś chrupnęło mu w karku.
- Hermiona! No nareszcie! Brakowało nam... ciebie? - Potter w ostatnim momencie zrobił unik przed pięścią dziewczyny.
- Jak śmiałeś?!
Grupka uczniów zaczęła zwracać się w ich kierunku, czując w powietrzu szykującą się awanturę. Nikt nie zauważył, że spod stołu Gryffindoru wyłoniła się blada ręka, która wlała coś do kufla z piwem.
- Ale o co ci chodzi?
- Jak śmiałeś pocałować MOJEGO Rona?! - Dziewczyna machała na oślep rękoma. Ron zamarł na dźwięk tych słów.
- Co tutaj się dzieje? - Zza Hermiony odezwał się zimny, niski głos profesora Snape'a.
- Hermiona! Ale to wszystko było ukartowane! Chciałem wzbudzić w tobie zazdrość, byś zrozumiała, że naprawdę mnie kochasz! - Ron wkroczył między Harry'ego a rozwścieczoną dziewczynę.
- Naprawdę?
- Ależ oczywiście.
- Doprawdy, wzruszające. - Snape przewrócił oczami. - Mimo to, jestem zmuszony odebrać wam dziesięć punktów za zakłócanie porządku w Wielkiej Sali.
- To... to niesprawiedliwe! - Harry spojrzał profesorowi prosto w oczy - Prawda? Ron? Hermiona?
Ron i Hermiona byli jednak tak zafascynowani nowo odkrytym uczuciem, że zapatrzeni w siebie, wrócili do stołu.
- Wydawało mi się, czy coś pan mówił, panie Potter?
- Niee... Ja... zupełnie nic...
- Dopraw... - Severusowi przerwał wysoki, kobiecy pisk. - Na Merlina, co znowu?
Hermiona klęczała przy Ronie, który po wypiciu piwa upadł na ziemie i przybrał kolor świeżej pietruszki.
- Ron! Co się stało?
Harry i Severus podeszli do leżącego na podłodze rudzielca. Tymczasem Draco Malfoy wyczołgał się spod stołu i wlazł na jego blat.
- Hahaha! Masz za swoje, Potter. Teraz poczujesz smak prawdziwego upokorzenia. Zobaczysz jak to jest, gdy osoba, którą kochasz, rzuca się w ramiona innego, na oczach wszystkich.
Oczy Harry'ego, Hermiony, Severusa - i większości osób znajdujących się w Wielkiej Sali - skierowały się na Malfoya. Zapadła względna cisza, przerywana jedynie kaszlem wciąż dławiącego się Rona.
- Przepraszam... - Harry wstał z podłogi i zaczął drapać się po głowie - ...ale co masz na myśli?
Draco wykrzywił usta w zwycięskim uśmiechu.
- Widzisz... Twój ukochany Ron, wypił właśnie eliksir miłosny i lada moment...
- Profesor Snape? - Severus odruchowo odwrócił się, a jego spojrzenie skrzyżowało się ze spojrzeniem Rona.
- Och, do jasnej cholery... - Severusowi zrzedła mina.
- Jak już mówiłem - lada moment Ron zakocha się we mnie na zabój, a ty nie będziesz w stanie nic na to poradzić!
- Profesorze... ja pana... kocham! - Ron chwycił zdezorientowanego Snape'a za szaty, przyciągnął go do siebie i pocałował. Hermiona zemdlała, a cała Wielka Sala wstrzymała oddech.
- Och, nie! Jak to możliwe?! Przecież on się miał zakochać we mnie! Och... Cóż za porażka. - Draco teatralnie przyłożył wierzch lewej dłoni do czoła.
- Malfoy... Jednego nie rozumiem. Przecież ja nie kocham Rona. On nawet nie jest w moim typie. - Blondyn zamrugał zdziwiony.
- Ale jak to? Przecież... przecież się całowaliście. Poza tym, jeśli nie on, to kto? Nie wierzę, że w tym cholernym zamku nie ma nawet jednej osoby, która byłaby w twoim typie!
- Draco... Ty jesteś jak najbardziej w moim typie.
Malfoy mimowolnie spłonął szkarłatnym rumieńcem, a po sali przebiegło chóralne "oooooch".
Severus tymczasem oswobodził się z żelaznego uchwytu Rona.
- Ty mały, rudy...
- Och, mów mi więcej, kochanie. I bynajmniej nie mały - chcesz, to ci pokażę.
Severus lekko pozieleniał na dźwięk tych słów i czym prędzej wycofał się z sali.
- Nie zostawiaj mnie samego, kochanie! - Ron pobiegł jego śladem.
Uczniowie tymczasem wrócili do jedzenia, starając się nie zwracać uwagi na parę całujących się chłopaków w kącie, będąc przekonanym, że to ani nie najdziwniejsza, ani nie ostatnia tego rodzaju historia, która spotkała ich w Hogwarcie.
KONIEC