Charakterystyczną cechą prozy Białoszewskiego jest niesłychana wierność i dokładność topograficzna. Z perspektywy dwudziestu trzech lat pisarz rekonstruuje dawną Waszawę, jej ulice, domy oraz opisuje proces umierania miasta, powolnego rozsypywania się w gruzy. Ta dokładność jest próbą odtworzenia Warszawy, która już nie istnieje, hołdem złożonym miastu. Pisarz drobiazgowo opisuje proces umierania Warszawy. Ciągle wraca pamięcią do znajomych ulic, które w trakcie walk zmieniały swój wygląd i traciły swoją tożsamość. Pierwsze dni powstania to pożary i niszczenie domów. Na Chłodną, przy której mieszkał Białoszewski z matką, spadają bomby, budynki zaczynają się palić, domy rozsypywać w gruzy: "Samoloty bez przerwy teraz, (...) stadami leciały, wracały i znów leciały, i bombardowały do po domu, oficyne po oficynie. Chłodną. Ogrodową. Krochmalną. Leszno. Grzybowską. Lucką. Itd. Waliły i paliły". Z gruzów budowano barykady, które zmieniały wygląd ulic. Pożary wypalały ściany, gzymsy osypywały się, zabytkowe budowle stawały w płomieniach. Kościoły, pałace, które przetrwały setki lat, w ciągu kilku godzin zamieniały się w gruzy i ruiny.
"Dużo tu może mówie o tych zabytkach - zauważa Białoszewski i dodaje - Ale to było ważne. Bo z nami ginęły". Opisując proces destrukcji miasta: pękanie murów, walenie się ścian, pożry, wybuchy, zasypywanie ulic, budowanie barykad, pisarz zwraca uwagę, jak zniszczenia wpłynęły na "topograficzne przepojęciowanie" miasta. Granice między dzielnicami zacierały się. Serie bomb wyznaczały nowe terytoria. Stare Miasto, najsilniej atakowane, rozszerzyło się o ulice, które od reszty miasta odcinał zmasowany atak samolotów niemieckich. Jako przykład Białoszewski podaje Miodową oraz część Muranowa, które to rejony od powstania zaczęto uważać za część Starego Miasta. "I chyba nawet rzutuje do dzisiaj ta sprawa." - zauważ pisarz. Białoszewski często powraca myślą na Rybaki i opisuje proces transformacji ulic i skrzyżowań: "Rybaki wyglądały już inaczej niż na początku. Co ileś kroków barykady z ziemi, szyn, bruku i płyt (...)Domy już zaczynały już zatracać swoje normalne ciągi. Wysokości. Linie fasad". Wszystko odmieniało się i zmieniało swoje kształty. Domy, ulice, budynki przestawały być do siebie podobne. Chodniki zasypane były gruzami, szkielety domów, barykady zmieniały układ ulic, miasto powoli traciło swoje dawne oblicze. "Nigdy Warszawa - chociaż jest teraz cztery razy większa niż wtedy - nie wydawała się taka skomplikowana i duża, bez końca. Odległości rozciągnięte. Układy i podziały przetentegowane, przełuskane, wykopane i przełapane w drobną siatuchnę."
Zniszczenia i chaos powodowąły, że mieszkańcy miasta gubili się, tracili orientację. Na starym Mieście większość domów zamieniła się w ruinę, ale przybywało barykad, okopów i rowów. Warszawa zaczęła przypominać teren frontu. Naloty powodowały ogromne zniszczenia, miasto starzało się i wyglądało jak po trzęsieniu ziemi. Ściany, domy, chodniki, zamieniały się w gruzy i pył, odkrywały swoją konstrukcję, fragmenty materiałów z których zostały wykonane. "Rozłupane na piony. W ukosy. Puste. W wióry. W wisiory. Z wapna, trzcin, desek, cegieł. Strasznie dużo tego. Z tego była cała Warszawa. Prawie. Te pięciopiętrowe też: trzcina, wapno, cegła, dechy." Ten proces zniszczenia, zauważył Białoszewski, przebiegał już prawie od września 1939 r. Drugim etapem było powstanie w getcie, trwające od 19 kwietnia do około 20 maja i wreszcie powstanie (od 1 sierpnia do 2 października 1944 r.). A wszystko to "w tych upałach, paleniach, samolotach". Atakowane przez całą wojnę państwo umierało, rozsypywało się w proch. Topograficzny układ uległ zmianie. "Góry. Rowy. Barykado-ściany. Gruzo-barykady. Coś raczej w poprzek. I na głęboko." Zniszczenia sięgające w głąb ziemi odkrywały dawne historyczne miasto, przywoływały poprzednie epoki. "Warszawa zdradzała się ze wszystkich swoich sekretów (...) Już się sypnęła. Wkopała. I te sto lat wkopała. I te dwieści. I te trzysta. I te więcej. Wszystko się wydało. Od góry do dołu. Od Książąt Mazowieckich do nas. I z powrotem. Staś, Sobieski, Sasy, Wazy, Wazy, Sasy, Sobieski, Staś, Fukier. Sobiescy, Marysieńka Sakramentki." Kolejne, następujące po sobie warstwy miasta uległy przemieszaniu. Słowa "i z powrotem" unaoczniają ogrom zniszczeń, które sięgnęły w głąb miasta. Warszawa, jak mówi Białoszewski, "wkopała". Wkopała w sobie budynki, ulice, kościoły, pałace, wbiła w ziemię gruzy zabytków, sprzed stu, dwustu, trzystu lat i zmieszała je razem ze sobą. Odsłaniając swoje pokłady historyczne "sypnęła się" i to zarówno w znaczeniu dosłownym jak i przenośnym: zdradziłaa swoją historię, materiały z jakich została zbudowana, całą swoją kulturę materialną, wszystkie minione style i epoki. Wszystko, co było piękne i świadczyło o wspaniałości i świetności miasta, w ciągu sześćdziesięciu trzech dni rozsypało się w gruzy.
Zniszczenie miasta nie oznaczało tylko ruiny materialnej, ale było także destrukcją totalną, obejmującą cały dorobek kulturalny, cywilizacyjny i historyczny. Dwa dni przed upadkiem powstania stolica była już jednym wielkim gruzowiskiem. Zostało tylko trochę ocalałych domów i ulic, "które tyle, że były do ulic podobnawe." Z tych gruzów i ruin wyszli ludzie, gdy nastąpiła kapitulacja. Piekło walk skończyło się, życie niby wróciło do normy, ale zmiany były już niodwracalne. "Dwieście tysięcy ludzi leży pod gruzami. Razem z Warszawą" te słowa, którymi Białoszewski kwituje koniec powstania, uzmysławiają, jak wielką cenę przyszło zapłacić za zryw wolnościowy. W ciagu sześćdziesięciu trzech dni umierali mieszkańcy, a wraz z nimi ich miasto. Ci, co przeżyli, zostali na gruzach, na ogromnym cmentarzysku. "Szliśmy po potwornych zwaliskach - wspomina pisarz - To wysoko. To nisko. Tu było pusto. I Swen zaczął nagle płakać". Warszawa umarła tak, jak umiera człowiek, pokaleczona, zniszczona, wzbudzała żal i współczucie.
Proces burzenia miasta Białoszewski opisuje z wielką dokładnością. pisarz próbuje ocalić od zapomnienia miasto takim, jakim było przed powstaniem. Nie używa patetycznych, wzniosłych słów. Prostym, potocznym językiem mówi o zniszczeniach i cierpieniu miasta. Poszarpana, kaleka składnia odzwierciedla cierpienia stolicy, ogrom zniszczeń i gwałtowność ataków lotniczych. Warszawa, o której pisze Białoszewski, była w czasie powstania miastem trzypoziomowym. Na zewnątrz, na ulicach toczyły się walki, powierzchnia miasta najbardziej narażona była na ataki, tutaj proces destrukcji przebiegał najwyraźniej i najszybciej. Życie mieszkańców toczyło się pod ziemią, w piwnicach, schronach. Tam powstało drugie miasto, z przejściami i korytarzami. Pod ziemią ludzie mieszkali, jedli, spali, organizowali swoje życie. Jeszcze głębiej znajdowwały się kanały, będące jedyną drogą komunikacyjną, łączącą Starówkę i Śródmieście z innymi częściami Warszawy. Białoszewski prostym językiem opisuje tę trójwarstwowość miasta: "Pierwsza na wierzchu właśnie. Ta z przejściami przez podwórza i sienie. Druga - schronowa. Z systemem podziemnych połączeń. A pod tą podziemną jedną ta podziemna. Z ruchem."
Topograficzna dokładność opisu, wierność w rekonstrukcji procesu umierania miasta jest wyrazem miłości, jaką pisarz żywił do stolicy. Jako jeden ze świadków powstania warszawskiego nie opisuje walk, bohaterskich czynów, które stały się przedmiotem wielu tekstów literackich i historycznych, ale odtwarza z pamięci swoje miasto, poszczególne ulice, domy. Ukazuje jak kolejne ataki systematycznie zamieniały Warszawę w gruzy. Białoszewski jest bardzo dokładny. Podaje konkretne adresy, numery domów, drobiazgowo przedstawia proces niszczenia, pękania murów, pożary, osypywanie się ścian, powstające barykady. Obserwuje w jaki sposób ulice i dzielnice podlegają transformacji, próbuje odtworzyć dawne układy, z gruzów i ruin na nowo w pamięci zrekonstuować zniszczone miasto.