Upadek rodu Dreptaków
Gdy Józef Ignacy Dreptak wyleciał ze stanowiska,
Zadrżała jego rodzina dalsza i całkiem bliska.
Oblicza zasnuły się smutkiem, jak wdowy żałobnym kirem,
I wszyscy cicho jęknęli: "No, teraz nam dadzą wciry".
I rzeczywiście, nazajutrz zaczęły się wielkie łowy.
Najsampierw ciotkę Patrycję wywalił główny księgowy
Pod bardzo logicznym pretekstem, że jakoś z bilansem zwleka,
I mniej logicznym, że była kochanką Czang Kaj-szeka.
Tymczasem słychać wokoło okrzyki: "Łapcie! Ich łapcie!".
Związek Rencistów natychmiast wykluczył Dreptaka babcię.
Ze żłobka zaś usunięto dwie wnuczki, przemiłe dziewuszki
Pod zarzutem, że z wrogich pozycji nafajdały onegdaj w pieluszki.
Stryjek Dreptaka natomiast, usłyszawszy, co się stało z ciocią,
Uprzedził rozwój wydarzeń i od Dreptaka się odciął.
Wpadają na niego z krzykiem: "Ty, zaraz pójdzie ci w pięty!".
A on powiada: "Guano, od wczoraj jestem odcięty".
Tymczasem obława trwa nadal, coraz bardziej zażarta i dzika.
Pudel Kociutków pogryzł Dreptakowego jamnika,
I na młodego Dreptaka nauczyciel wpadł, krzycząc w euforii:
"Już nie boję się twego starego! Ha! Ha! Masz pałę z historii!".
Wieczorem rodzina Dreptaków w smutku i w konsternacji
Posiniaczona, spłakana, zebrała się przy kolacji.
I wtedy w ogólnej ciszy rozległ się groźny głos mamy:
"No, powiedz rzesz coś, baranie". A tatko rzekł: "Przetrzymamy".
I zaraz nieśmiały uśmiech na twarz powoli powrócił,
Bo wszyscy zrozumieli, że jeszcze się wszystko odwróci.
Bo przecież żyjemy w Polsce, a nie w jakiejś pogańskiej krainie.
I jęli natychmiast notować, komu jaką podłożyć świnie.
I wszystko wydało się znowu łatwe, junackie i proste,
Bo wzorem nam cosa nostra , a Kozak - Pater Noster.