Dreptak się budzi
Dreptak się budzi. Skrzypią sprężyny.
Dreptak przeciąga się i mamrocze.
Widać wyraźnie z Dreptaka miny,
Że sny miał takie więcej... prorocze.
A śniły mu się kwiatki, ruczaje,
Że był przepiękny, że kochał ludzi...
Nad sennym miastem - świt blady wstaje,
A w centrum miasta - Dreptak się budzi.
Dreptak się budzi, jest mu przyjemnie,
Sen o realia w nim się zazębia:
Ach - myśli - ileż jest dobra we mnie,
I jaka, prawdę mówiąc, jest głębia.
W kuchni, za ścianą stukają szklanki -
To żona kawę poranną studzi,
I promień słońca padł przez firanki,
I cały w blasku - Dreptak się budzi.
Głowa szlachetna, choć troszkę łysa,
Noga kosmata, lecz z drobnej kości,
I jedna ręka przez krawędź zwisa
Jakby szukała nowych wartości.
Z odgiętym jeszcze o pościel uchem,
Z lekkim trzeszczeniem obu podudzi,
I z białej dłoni powolnym ruchem,
Potężny duchem - Dreptak się budzi.
Dłoń, jak mówiłem, zwisa z krawędzi,
I szuka czegoś na dywaniku,
Cha, Cha - powiecie - też dowcip będzie -
Dreptak się zbudzi z ręką w nocniku!
Tak myśląc jednak byście nie zgadli
A on szukając także się łudzi.
Dreptak to Polak - nocnik mu skradli,
I z ręką w pustce - Dreptak się budzi.