Wujek Karol
Spektakl na Dzień Papieski o wędrowaniu po górach
(opracowanie na podst. P. Zuchniewicz „Wujek Karol”, „Hobby Jana Pawła II”, „Autobiografia”)
Scena I
Recytator, Głos
Recytator:
Wróciliśmy z gór. Było pięknie. Namioty schły w słońcu.
Żywica się sączy po konarach, trawy wysokie,
środkiem biegnie ścieżyna,
ledwo, ledwo przedeptana w trawie.
Więc człowiek może się zaszyć
i dumać.
Odkrywać głębie istot cudzych i własnej —
odkrywać, dosięgać.
Dosięgać tym, co jest we mnie, tego — co w Tobie.
(...)
Potem sosny — piramidy cienia.
Potem niskie krzewy
pełne jagód
i potok.
Głos: Ilekroć mam możność udać się w góry i podziwiać górskie krajobrazy, dziękuję Bogu za majestat i piękno stworzonego świata. Dziękuję Mu za Jego własne piękno, którego wszechświat jest jakby odblaskiem, zdolnym zachwycić wrażliwe umysły i pobudzić je do wielbienia Bożej wielkości.
W górach znajdujemy nie tylko wspaniałe widoki, które można podziwiać, ale niejako szkołę życia. Uczymy się tutaj znosić trudy w dążeniu do celu, pomagać sobie wzajemnie w trudnych chwilach, razem cieszyć się ciszą, uznawać własną małość w obliczu majestatu i dostojeństwa gór.
Scena II
Danka, Teresa, Jurek, Staszek,
potem Maciek, Janek, Ela
drzwi z napisem „Egzamin z historii literatury”, ławka
wchodzi Danka, ziewa, siada na ławce, otwiera książkę, chwilę czyta, znów ziewa, pochyla się nisko nad książką, jakby drzemała
wchodzą Jurek, Staszek i Teresa, rozmawiając, nie zauważają początkowo Danki
Staszek: (do Jurka) Słuchajcie, przypomnijcie mi jeszcze wybitnych twórców renesansu i baroku w Polsce.
Jurek: Przecież już ich powtarzaliśmy!
Staszek: No tak, ale te nazwiska ciągle mi się mylą!
Teresa: Rey, Kochanowski, Frycz-Modrzewski - to renesans, a Morsztyn, Sęp-Sarzyński i Pasek to barok.
Staszek: (powtarza) Rey, Kochanowski, Frycz-Modrzewski - to renesans, a Morsztyn, Sęp-Sarzyński … (zauważa Dankę) O! A co ty tak cicho tu siedzisz?
Teresa: (szeptem) Ciii, popatrz, ona chyba śpi?
Jurek: Rzeczywiście. Pewnie, biedaczka, całą noc wkuwała. Ta historia literatury to ciężki przedmiot.
Danka: (budzi się) O, to wy?! Chyba się zdrzemnęłam, nawet coś mi się śniło … Zaraz ten okropny egzamin, a ja jestem taka zmęczona (ziewa).
Teresa: A czemuż to? Pewnie kilka nocy przesiedziałaś nad książkami?
Danka: Nie, nie. To moje dzisiejsze niewyspanie z turystycznej przyczyny.
Staszek: Co to znaczy „turystycznej”? Gdzie ty się włóczysz, zamiast pogłębiać znajomość historii literatury?
Danka: Nie włóczyłam się, tylko całą paczką pojechałyśmy do Zakopanego, miałyśmy zaproszenie od mamy Eli, nie można było odmówić. Jechałyśmy jedną noc, a następną wracałyśmy i dlatego jestem nieprzytomna. Ale jak tam było pięknie …
Jurek: Pięknie to ty egzamin oblejesz.
Danka: No coś ty, nie życz mi tego! A zresztą Wujek mnie pobłogosławił, więc mam nadzieję, że zdam.
Teresa: Jaki wujek? Masz w Zakopanem rodzinę?
Danka: Nie, ten wujek to nie z rodziny. Tak nazywamy naszego Księdza Karola, który od jakiegoś czasu wędruje po górach razem z nami.
Staszek: A dlaczego do Księdza mówicie „Wujku”?
Danka: Żeby atmosfera była bardziej rodzinna i żeby go obcy nie zaczepiali, kiedy chodzi razem z nami. Ksiądz, i to bez sutanny, z młodzieżą w górach - to może budzić zdziwienie, a nawet zgorszenie. Po co narażać się na głupie komentarze…
zza drzwi wychodzi grupka młodzieży (Maciek, Janek, Ela)
Maciek: Kto na egzamin, niech wchodzi, profesor ma dziś dobry humor.
muzyka …
Scena III
Narratorzy, Głos
Narrator 1: Być może nie rozumiecie, dlaczego widok kapłana wędrującego z młodzieżą po górach mógł kogoś dziwić lub nawet gorszyć.
Narrator 2: Gdy młody ksiądz Karol Wojtyła rozpoczynał wędrowanie ze studentami po turystycznych szlakach, niezwykłą to było rzadkością.
Narrator 3: W latach 50-tych XX wieku inne były zwyczaje, inne możliwości pracy kapłana wśród ludzi.
Narrator 4: Ksiądz Karol był zapalonym turystą i jednocześnie chętnie przebywał wśród młodych ludzi, spragnionych rozmowy z kapłanem.
Narrator 5: Dostrzegał możliwość duszpasterstwa indywidualnego, sięgającego głębi młodej duszy na zasadzie zaufania.
Narrator 6: Wspólne wyprawy to nie tylko spędzanie czasu w gronie przyjaciół, podziwianie piękna przyrody, ale także długie rozmowy z Wujkiem o najważniejszych życiowych sprawach.
Narrator 1: Gdzie szukać sprawiedliwości?
Narrator 2: Czy można udowodnić istnienie Boga?
Narrator 3: Dlaczego ludzie cierpią?
Narrator 4: Jak znaleźć prawdziwe szczęście?
Narrator 5: Skąd wiadomo, że dusza nie ginie po śmierci?
Narrator 6: Jak sumienie rozpoznaje, co jest dobre, a co złe?
Narrator 1: W czasie wypraw Wujek był z młodzieżą wszędzie i nie uchylał się od codziennych zajęć - zbierał gałęzie na ognisko, rozstawiał namioty, piekł ziemniaki i dźwigał najcięższy plecak.
Narrator 2: Plecak Wujka był taki ciężki dlatego, że w nim znajdowała się przenośna zakrystia, czyli wszystko, co jest potrzebne do odprawienia Mszy św. polowej.
Narrator 3: Dzięki obecności Wujka mogli młodzi turyści uczestniczyć codziennie we Mszy św., którą sprawował dla nich każdego ranka.
Narrator 4: Ołtarz budowali z dostępnych materiałów: raz to były kamienie, innym razem jakieś pniaki lub po prostu ich własne plecaki.
Narrator 5: Zawsze mówił kilka ważnych słów, które towarzyszyły im przez cały dzień wędrowania.
Narrator 6: A w trasie był dostępny dla każdego, kto chciał porozmawiać: o nauce, o pracy, o badaniach naukowych, przeczytanej książce, obejrzanym filmie, o muzyce i o miłości.
Głos: Zacząłem jako kapłan pracujący naukowo, uprawiać turystykę dla wypoczynku. Wkrótce jednak zorientowałem się, że wypoczynek ten można wykorzystać jeżeli nie bardziej po kapłańsku, to z pewnością bardziej po duszpastersku. Oto istnieją młodzi ludzie, którzy nie tylko jeżdżą na nartach, wędrują po górach i szosach (rowery) i pływają kajakami po naszych wspaniałych północnych jeziorach, ale również uczestniczą we Mszy św., i to nie tylko z obowiązku raz w niedzielę, oraz przystępują do Komunii św. Ludzie ci przyciągają się wzajemnie i nawet mimo woli szukają sobie podobnych, nie tylko świeckich, ale również wśród księży. Obecność kapłana ułatwia przecież dalekie wędrówki po odludnych Bieszczadach albo też zapadanie w głuszę puszcz nad Brdą. Tam się wypoczywa po całym roku męczącej, nerwowej pracy na uczelni albo w biurze projektów czy w szpitalu, a chyba podobnie po roku w konfesjonale, na ambonie, na katedrze uniwersyteckiej. Wypoczywa się prawdziwie i do dna przez kontakt z przyrodą, której nie można podpatrzeć na żywo i w całej pełni poprzez werandy wczasowych domów czy nawet hoteli i schronisk turystycznych.
muzyka…
Scena IV
Ela, Janek, Maciek, Głos
Ela: I jak podobało ci się na naszej małej wyprawie? Bo ty chyba nie chodzisz często w góry?
Janek: Rzeczywiście, raczej nie, przecież od nas z Mazur w góry to daleka wyprawa. Ale studia w Krakowie zmobilizowały mnie do poznania także górskich okolic. Jest pięknie, tylko trzeba mieć kondycję. Ten wasz Wujek to rasowy turysta, wcale nie widać było po nim zmęczenia.
Maciek: O tak, Wujek nieraz nas zawstydzał, gdy po całym dniu marszu myśmy w schronisku padali ze zmęczenia, a on organizował posiłek. A rano zawsze wstawał najwcześniej: gdy my się gramoliliśmy ze śpiworów, on już się przygotowywał do Mszy św.
Janek: Czy u was zawsze najpierw jest modlitwa, a potem inne zajęcia?
Ela: Taki plan dnia ustalił Wujek, ale kto nie chce, nie musi wstawać na Mszę. To jest dobrowolne. I powiem ci, że wszyscy wstają, nawet ci najbardziej zmęczeni.
Janek: Później w trasie widziałem, jak każdy z was zostaje z tyłu i rozmawia w Wujkiem. Spróbowałem. Najtrudniej było zacząć, bo nie wiedziałem, o czym można z Wujkiem rozmawiać.
Maciek: Jak to, nie wiadomo? O nic nie chciałeś go zapytać?
Janek: Właściwie miałem wiele pytań, ale chyba się go trochę bałem. A on sam zaczął, pytał o rodzinę, studia.
Ela: To niezwykły człowiek. Nie lubi za dużo mówić, za to słucha i widzi też bardzo dużo. Zna nas dobrze i nigdy niczego nie przeoczy.
Maciek: Byłem z nim niedawno na Turbaczu, wkrótce po śmierci mojego taty. Bardzo mi pomógł. Miałem wrażenie, że on wie o wszystkim, co jest we mnie. Potem okazało się, że jemu też umarł ojciec. Dzięki Wujkowi stanąłem na nogi.
Janek: Turyści z kapelanem! Pierwszy raz coś takiego przeżyłem. Właściwie na drogach mojej wiedzy nie znajdowałem Boga. Ale wobec majestatu przyrody, na przykład wobec piękna gór, czuję z jakąś pewnością, że On jest! I wtedy zaczynam się modlić.
Ela: Wypoczywa się zaś w całej pełni — a lepiej można powiedzieć: w całej głębi, kiedy kontakt z przyrodą staje się kontaktem z Bogiem obecnym w przyrodzie i obecnym w duszy ludzkiej.
Maciek: Dzięki obecności Wujka to, co naturalne, staje się jakby przemienione i uduchowione. Na naszych wycieczkach nie tylko ciało zyskuje, ale właśnie dusza, która potrzebuje oddechu właściwej atmosfery, żeby nie skarlała, nie uschła, jak drzewo bez wody.
Ela: Jest jeszcze jedna strona jego obecności: w rozmowach z nim często odkrywamy w sobie to, czego dotąd nie widzieliśmy; odkrywamy siły do dobra, których nie zauważaliśmy. Uczymy się podejmować właściwe decyzje, nieraz na całe życie.
Janek: Szczęściarze z was, że macie takiego Wujka. Jak mnie nie wyrzucicie ze swojej paczki, to chciałbym częściej z wami wędrować.
Maciek: Jeśli tylko podołasz trudom turystyki górskiej …
Ela: … i zgodzisz się na nasze zasady, to nie ma przeszkód.
Głos: Jeżeli kapłan w wycieczce nie przeszkadza, jeżeli jest wręcz poszukiwany, to znak, że mamy do czynienia z możliwością duszpasterstwa indywidualnego, sięgającego do głębi młodej duszy na zasadzie obustronnego zaufania, a przy tym przedmiotem tego duszpasterstwa są właśnie ludzie młodzi, ludzie z rasy zdobywców. Nie można się wówczas cofnąć, kto wie nawet, czy nie wypada poszukać takiej możliwości. Jest ich więcej, niż się na ogół przypuszcza. Czas urlopu może być wówczas lepiej odkupiony, a odpoczynek stanie się bardziej twórczy. Nie jest to bez znaczenia, jeżeli ten czy ów młody człowiek powiada: „Tęsknię za tym naszym chrześcijańskim stylem życia na wycieczce”, a ten „styl życia” wykazuje tendencję do przedłużania się w jakiejś bodaj mierze na inne, pozawycieczkowe, okresy życia, których jest rzecz jasna niewspółmiernie więcej.
muzyka, zmiana dekoracji (biały ekran do slajdów)
Scena V
Recytator, Narratorzy, Głos
(liczby w nawiasach oznaczają nr kolejnego slajdu)
(1) Recytator:
Ledwie odrośnie od ziemi
ledwie krok pierwszy postawi
już na pagórek się wspina
szczebel
próg
Człowieczy skrzat tak się bawi
tak w nim objawia się
Bóg
(Bohdan Drozdowski — Homo Dci)
Narrator 1: (2) Wędrowanie młody Karol Wojtyła miał chyba we krwi. Być może tę skłonność odziedziczył po pradziadku Franciszku Wojtyle i dziadku Macieju. Zarówno pradziadek jak i dziadek byli stałymi przewodnikami kompanii pielgrzymów idących do Kalwarii Zebrzydowskiej (3), słynącej siedemnastowiecznym kościołem Matki Boskiej Anielskiej i klasztorem bernardynów, z czterdziestu dwoma kalwaryjskimi kapliczkami na stokach góry Żar i w malowniczej dolinie rzeczki Cedron, gdzie corocznie, w Wielkim Tygodniu, odbywa się misterium Drogi Krzyżowej (4), a w dniach 13 i 15 sierpnia odgrywany jest „pogrzeb i triumf Matki Bożej”.
Narrator 2: W rodzinnym mieście Karola wcześnie powstały organizacje turystyczne. Pojawili się ludzie propagujący turystykę i krajoznawstwo. W 1927 roku utworzono Koło Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego, przystąpiono do wytyczania szlaków turystycznych w Beskidzie Małym, w 1932 roku otwarto schronisko na Jaworzynie (5), dziś zwanej Groniem Jana Pawła lI i połączonej z Jego rodzinnym miastem znakowanym szlakiem imienia Czesława Panczakiewicza, w tamtych latach nauczyciela gimnastyki w wadowickim gimnazjum, organizatora turystyki młodzieży (6).
Narrator 3: Profesor Panczakiewicz uczył w latach 1930—1938 Karola Wojtyłę i on też wprowadzał go w górski świat. Ale pierwsze wycieczki w Beskidy, i nie tylko w te góry, także w Tatry, a także do słynnej kopalni soli w Wieliczce i do wspomnianej już Kalwarii Zebrzydowskiej, odbywał przyszły Papież w towarzystwie, między innymi, ojca (7), który po śmierci żony poświęcił się bez reszty wychowaniu dwóch synów — Karola i starszego o cztery lata Edmunda, późniejszego lekarza, zmarłego w 1932 roku.
Narrator 4: Ojciec, emerytowany porucznik, mężczyzna obdarzony dobrą kondycją fizyczną, wysportowany, był nie tylko troskliwym opiekunem, ale zarazem kolegą, przyjacielem i... trenerem Karola. Zabierał malca na długie spacery i wędrówki. Uczył go nazw drzew, kwiatów i ptaków (8).
Narrator 5: Grzbiety Beskidów podnoszą się niemal za rogatkami Wadowic. Wystarczyło pójść na przykład do Jaroszowic, a stamtąd było już blisko na Jaroszowicką Górę (9) w pięknej szacie jodłowo-świerkowej w której otwierają się okna z widokami na Chełm i dalsze szczyty Beskidu Makowskiego. Można też było skierować się na południe, na Iłowiec, popatrzeć z niego na grupę Gancarza i Jaworzyny, na okoliczne doliny i przysiółki.
Narrator 6: Można było jeszcze inaczej... Z miasta na południowy zachód, na Łysą Górę (10), a z niej albo grzbietem ku zachodowi, na Bliźniaki, ciekawy szczyt o dwóch podobnych do siebie wierzchołkach, albo na południe, na Jaworzynę i Leskowiec — trzeci co do wysokości szczyt Beskidu Małego.
Narrator 1: A na Leskowcu? Jeśli spojrzysz na zachód, zobaczysz Potrójną i Jawornicę, spoza której wygląda Palenica. jeśli na północny zachód, dostrzeżesz rodzinne Wadowice (11), Górę Jaroszowicką, a za Skawą szczyty Beskidu Makowskiego. Ale najlepiej obróć oczy ku południowi: na Czarną Górę, Kiczorę i Jałowiec, na wyłaniające się za nimi całe Pasmo Babiogórskie (12) oraz inne szczyty Beskidu Żywieckiego, a jeśli pogoda dopisze, nawet na dalekie Tatry... (13)
Narrator 2: To wszystko — przydrożne świątki, sobótkowe watry, górska ziemia sławiąca pięknem Stwórcę — głęboko zapadło w serce Karola Wojtyły. Sercem pisał więc swoje najwcześniejsze, młodzieńcze utwory poetyckie — Ballady beskidzkie. Księgę słowiańską: (14)
Recytator:
Sobótkom się kłaniaj ode mnie
i świątkom starego Wowra
post sprawującym na drogach
ascetycznym, wychudłym świątkom.
Płomień sobótki się zegnie,
zakotli nad goryczkami,
na dwóch zakolebie się nogach,
Kłaniaj się dębom, świerkom — wszystkim pamiątkom.
W tych sobótkach się serca sprzęgają
utajonych płomieni węzłami.
Poezja jest ukojeniem — sobótek córa.
Madohorze się kłaniaj ode mnie
Z poszarpanymi sosnami —
Ładnie dziś u Was, w górach!
Narrator 3: Młodego kapłana Karola Wojtyłę, wikariusza u św. Floriana w Krakowie (15), młodzież akademicka szybko odkryła i poprosiła o cykl referatów. Jednak potrzebowali go bardziej, szerzej, niż tylko do wykładów i naukowych dyskusji. Stąd propozycja wspólnych wycieczek.
Narrator 4: (16) Trzeba było przełamać szereg barier psychicznych — chociażby zdjęcie sutanny, zdjęcie koloratki, włożenie na siebie świeckiego ubrania. To wtedy w Polsce, w Krakowie, jeszcze prawie było nie do przyjęcia, a przynajmniej podejrzane, ale ksiądz Karol czuł, że wycieczki z młodzieżą to jest właściwa droga.
Narrator 5: (17) Kolejne wyprawy potwierdzają to przekonanie. Powoli coraz wyraźniej kształtuje się sposób odbywania tych wycieczek. Ksiądz Karol nie bawi się w kierownika ani organizatora technicznego czy gospodarczego. Pozostaje na boku jako „duchowy” Wujek.
Narrator 6: (18) Nazywany Wujkiem, żeby nie gorszyć ludzi, nie wywoływać odruchów zdziwienia, dezaprobaty, gdy ktoś z obcych usłyszy „proszę księdza” zwrócone do człowieka ubranego po świecku, z plecakiem na plecach.
Narrator 1: (19) Chodził z młodzieżą, chodził też samotnie lub z kolegami kapłanami. Wiedział dobrze, że takie jest prawo ludzkiej pracy, iż przedzielana ona być musi momentami świadomie wprowadzanej do niej przerwy czy choćby chwilowej. ale prawdziwej odmiany.
Narrator 2: (20) Po ten wypoczynek szedł w góry z głębokim przeświadczeniem, że to one właśnie pozwolą wymogowi temu zadośćuczynić w sposób niezawodny. Szedł więc na długie wakacyjne wędrówki po całorocznej pracy, ale dokonywał również wypadów w ciągu roku. Nigdy nie żałował tego poświęconego, ale przecież nie zmarnowanego czasu na wypoczynek, właśnie najchętniej spędzanego w ukochanych górach.
Narrator 3: (21) Góry pozwalają doświadczyć trudu wspinaczki, strome podejścia kształtują charakter, a kontakt z przyrodą daje pogodę ducha. I dlatego też nic dziwnego, że ciągną tutaj ludzie z różnych stron Polski, a także i spoza Polski. Ciągną latem i zimą. Szukają odpoczynku. Pragną odnaleźć siebie w kontakcie z przyrodą. Pragną odzyskać siły w zdrowym marszu, w podejściu, we wspinaczce, w zjeździe narciarskim.
Narrator 4: (22) Piękno przyrody idzie jakoś w serce ludzkie i te zakątki rodzą też pięknych ludzi. Piękno ludzkie wyraża się w kulturze, w dziełach kultury. W każdej sytuacji, nawet bardzo ciężkiej, potrzebne jest to piękno, które niesie w sobie ojczysta kultura. Również ta kultura ludu, najbardziej podstawowy przejaw kultury narodu.
Narrator 5: (23) Potrzebne jest to piękno, ażeby zachwycało, żeby podnosiło człowieka, żebyśmy nie chodzili z głowami spuszczonymi w dół, tylko podniesionymi do góry, bo nie ma powodu, żeby spuszczać głowy w dół. „Piękno na to jest, by zachwycało do pracy. Praca, by się zmartwychwstało”. Norwid tu się wypowiedział jako chrześcijanin i jako Polak, jako człowiek XIX wieku i XX wieku — naszych czasów (24).
Narrator 6: Chodził po Beskidzie Żywieckim, Beskidzie Małym, Beskidzie Sądeckim, Gorcach, Pieninach, Tatrach, Beskidzie Niskim, Bieszczadach, Sudetach... (25)
Głos: Jestem człowiekiem gór, ja z rodu jestem człowiekiem gór (...) chociaż moją ojczyzną jest cała Polska, wszędzie, gdzie jest Polska, i wszystko, co jest polskie — to jednak z tą częścią ojczyzny (...) byłem szczególnie związany, bo tam się urodziłem, bo tam spędziłem prawie całe moje życie, tam zostałem powołany do kapłaństwa, do biskupstwa — byłem (...) góralskim biskupem, góralskim kardynałem, a na końcu zostałem góralskim papieżem. (26)
Stanąłem na przełęczy … Świat czarów przede mną!
Wzrok zdumiony weń topię — podziw duszę tłoczy...
Dołem — stawy czernieją, jak pawich piór oczy,
W górze — pieśń!... ale myślą stworzona nadziemną.
Pieśń runami granitów pisana przede mną!
Skamieniały sen Stwórcy, dumny sen, uroczy!
Tam — ku krańcom pustyni gwiazda dnia się toczy
Płonę szczyty — tam z głębin wstaje wieczór ciemno. (27)
Siadłem; — cisza na górach — oko stawów drzymie,
Patrzę w Tatry, w te runy przedwiecznej zagadki
Chciałbym przejrzeć, przeniknąć jej myśli olbrzymie.
Wiatr-bajarz lekkim palcem strunę marzeń trąca
Zwolna uchodzą z serca goryczy ostatki,
O! Tu siedzieć i słuchać i dumać bez końca!
muzyka zmiana dekoracji (ekran do slajdów należy ukryć)
drzwi z napisem „Duszpasterstwo Akademickie”
Scena VI
Jurek, Staszek, Maciek, Janek, Danka Teresa, Ela, Głos
wchodzą wszyscy
Jurek: (rozkłada mapę) Słuchajcie, wymyśliliśmy, że tym razem pójdziemy w rodzinne strony naszego Wujka, czyli w Beskid Mały.
Danka: A to się dobrze składa, bo przecież ja z Bielska pochodzę, możemy zacząć stamtąd.
Jurek: W takim razie pojedziemy w piątek do Bielska. Tylko czy u twoich rodziców będzie dość miejsca dla nas wszystkich?
Staszek: Wiem, że Wujek ma kolegę na parafii pod Bielskiem, w Kozach. Może zgodzi się, żeby chłopcy tam przenocowali? Zapytam go o to.
Jurek: Dobrze, zapytaj. Jak się zgodzi, to plan będzie taki: spotkamy się rano w Bielsku, Msza św., a potem pójdziemy na Magurkę. Stamtąd przez przełęcz Kocierską na Łamaną Skałę, zaraz potem na Leskowiec i na Jaworzynę, tam jest schronisko.
Teresa: To chyba będzie dość, jak na jeden dzień?
Maciek: Też mi się tak wydaje. Może tam zanocujemy?
Jurek: Owszem, tym bardziej że planuję zejście z Jaworzyny do doliny Skawy, a stamtąd przez Jaroszowicką górę i Żar do Kalwarii Zebrzydowskiej. To będzie drugi dzień.
Ela: To może zostańmy na kolejną noc u Ojców Bernardynów w Kalwarii, a następnego dnia odprawimy dróżki. Dawno tam nie byłam, a Wujek chyba je lubi. Jego dziadek z Czańca zdaje się był przewodnikiem kalwaryjskim?
Janek: Tylko czy Wujek znajdzie tyle czasu, żeby z nami iść?
Jurek: A wy myślicie, że my te plany to tak całkiem sami wymyśliliśmy? Wujek sam nam podpowiedział, gdzie by chciał się wybrać tym razem. Co do Kalwarii i dróżek, to nie obiecuję, bo jednak od poniedziałku normalny tydzień pracy.
Teresa: W taki razie - skoro Wujek już się zgodził - to plany zatwierdzamy. Co wy na to?
Wszyscy: Oczywiście!
Danka: Kto tym razem będzie odpowiedzialny za prowiant? Ja byłam poprzednio i narzekaliście, że ciągle jemy konserwy wieprzowe.
Staszek: Trochę ci dokuczaliśmy, to prawda, ale nie gniewaj się, to tak po przyjacielsku.
Danka: Nie gniewam się, ale w takim razie może ty będziesz głównym zaopatrzeniowcem?
Staszek: Chyba nie mam wyjścia…
Danka: Ja zajmę się kwaterunkiem, skoro mamy nocować u moich rodziców.
Teresa: To ja wezmę apteczkę.
Jurek: Ja postaram się każdemu przygotować opis trasy.
Janek: Czy ja mogę być tym razem ministrantem Wujka?
Maciek: Pewnie, ale za to będziesz miał cięższy plecak, bo będziesz też niósł zakrystię…
Jurek: Nie martw się, pomożemy ci. Wyznaczymy odcinki, na których każdy będzie miał szansę ponieść tę najważniejszą część naszego bagażu.
Staszek: Oczywiście ja będę zwolniony? Przecież te konserwy nie są leciutkie…
Ela: Nie pozwolimy, żebyś się przemęczył, nie martw się.
Jurek: Skoro już wszystko omówiliśmy, to chodźmy do Wujka. Przekażemy nasze ustalenia i poprosimy o ostateczne zatwierdzenie. (wychodzą)
Głos: Nigdy bez was, młodzi przyjaciele, nie byłbym nawiedził, a przez to nie umiłował jeszcze bardziej, tylu miejsc, które należą do bogactwa mojej Ojczyzny; nie wchłonąłbym tego całego bogactwa w sposób bardzo prosty, a równocześnie w sposób bardzo autentyczny. Do tego była potrzebna właśnie wasza młodość, wasze umiejętności, które mi pozwoliły — mnie, niewiele starszemu od niektórych wśród z was — na nowo czuć się młodym. Kiedy byłem w waszym wieku, nie było mi dane doświadczyć tego wszystkiego. Był to czas drugiej wojny światowej i okupacji. Kiedy okupacja się skończyła, nastały wprawdzie czasy stalinowskie, ale okazało się, że młodość jest silniejsza od tych zagrożeń, jakie system niósł w sobie, i że znajduje drogę do prawdziwych wartości, że je odnajduje w kontekście wielkiego dziedzictwa, które jest nie tylko dziedzictwem kultury, ale przedtem jeszcze dziedzictwem kraju ojczystego i krajobrazu. Mogłem modlić się. Przemierzałem rosnące na zboczach gór lasy, podziwiając piękno natury i majestatyczny krajobraz (...). A przede wszystkim mogłem modlić się (...).
muzyka…
Scena VII
Narratorzy, Głos, Recytator
Narrator 1: Człowiekowi potrzebne jest to piękno naszych gór, które same chwalą Boga, które same wzywają człowieka, ażeby stał się głosicielem Jego chwały.
Narrator 2: Ksiądz Karol dziękował Bogu za czas odpoczynku w ciszy tych gór, których majestatyczna panorama porywa duszę do kontemplacji mądrości i dobroci Stwórcy.
Narrator 3: W górach poza ciszą ułatwiającą samotność, były wyjątkowo sprzyjające warunki do modlitwy, do kontaktu z Bogiem. Góry urzekały, ale i ułatwiały kontakt z Tym, który był ich niezaprzeczalnym Stwórcą i Architektem, a ciągle jeszcze i głównym Gospodarzem.
Narrator 4: W tym jedynym w swoim rodzaju domu Boga modlitwa jawiła się naturalną potrzebą duszy, istniał tu klimat, w którym rozmowa z Bogiem stawała się spontaniczna, wyjątkowo łatwa, a przy tym autentyczna i pogłębiona.
Narrator 5: Wujek miał takie chwile, kiedy oddalał się od grupy i szedł powoli, wyraźnie zamyślony. Długie godziny marszu w milczeniu, wydawałoby się, że monotonnego, a w rzeczywistości pełnego skupienia przemierzania tatrzańskich zboczy, zmagania się z wichrem, deszczem czy śnieżycą, stawały się godzinami zanurzenia w modlitwie.
Narrator 6: Ich zwieńczeniem, namacalnym wyrazem był odmawiany na koniec z towarzyszami drogi Magnificat czy dziękczynny psalm.
Głos: Księga Mądrości, której echo znajdujemy w Listach św. Pawła, śpiewa tę obecność Boga we wszechświecie, przypominając, że „z wielkości i piękna stworzeń poznaje się przez podobieństwo ich Stwórcę” (Mdr 13, 5; por Rz 1, 20). Jest to prawda, którą wyśpiewuje także starodawna tradycja: „Dokądkolwiek pójdę, tam Ty jesteś! Gdziekolwiek się zatrzymam, tam Ty jesteś! Gdziekolwiek się zwrócę, cokolwiek podziwiam, tylko Ty jesteś, znowu Ty, zawsze Ty!”
Narrator 1: Tak kończy się opowieść o Wujku Karolu, który nie tylko chodził po górach
Narrator 2: jeździł na nartach, pływał kajakiem,
Narrator 3: ale także rozmawiał z młodymi ludźmi i uczył ich miłości do Boga,
Narrator 4: ustawiania właściwej hierarchii wartości
Narrator 5: zachwytu nad pięknem przyrody
Narrator 6: a przede wszystkim uczył ich stawania się pięknymi ludźmi, którzy potrafią w trudnych życiowych sytuacjach wybierać dobro i prawdę.
Recytator:
Zasnuły się senne góry
W mgławą jesienną oponę -
Słońce nad nimi się pali,
Wyzłaca pola skoszone.
Kurz osiadł na jesionach
Na brzozach liść się czerwieni -
O smutna godzino rozłąki,
O smutna, cicha jesieni
Odchodzę, bo czas mnie woła…
Ślad po mnie czyż tu zostanie?
O góry, o pola skoszone,
O ciche, smutne żegnanie!
muzyka…
8