Len辤ghton SS GB


LEN DEIGHTON

SS-GB

Prze艂o偶y艂: S艁AWOMIR K臉DZIERSKI

AMBER

Tytu艂 orygina艂u: SS-GB

Opracowanie graficzne: ADAM OLCHOWI K

Redaktor: LUCYNA LEWANDOWSKA

Redaktor techniczny: JANUSZ FESTUR

Copyright 漏 1978 by Len Deighton

For the Polish edition Copyright 漏 1991 by Wydawnictwo Amber Sp. z o.o.

W Anglii s膮 zdziwieni i wci膮偶 pytaj膮:

„Dlaczego on nie przychodzi?”

B膮d藕cie spokojni. B膮d藕cie spokojni.

Nadchodzi! Nadchodzi!

Adolf Hitler, 4 wrze艣nia 1940 na zje藕dzie piel臋gniarek i

pracownik贸w pomocy spo艂ecznej w Berlinie.

0x01 graphic

Akt kapitulacji — tekst angielski.

Wszystkie si艂y zbrojne Wielkiej Brytanii w Zjednoczonym

Kr贸lestwie Wielkiej Brytanii i Irlandii P贸艂nocnej

oraz na wszystkich wyspach.

1. Brytyjskie dow贸dztwo zgadza si臋 na kapitulacj臋 wszystkich podleg艂ych mu si艂 zbrojnych w Zjednoczonym Kr贸lestwie Irlandii P贸艂nocnej, na wszystkich wyspach oraz na terytoriach zamorskich. Dotyczy to tak偶e jednostek marynarki wojennej we wszystkich cz臋艣ciach 艣wiata, w portach i na morzu.

2. Wszelkie dzia艂ania wojenne na l膮dzie, morzu i w powietrzu prowadzone przez brytyjskie si艂y zbrojne zostan膮 przerwane o godzinie 08.00 czasu Greenwich 19 lutego 1941 roku.

3. Dow贸dztwo brytyjskie bezdyskusyjnie i niezw艂ocznie wykonywa膰 b臋dzie wszelkie dalsze rozkazy wydawane przez dow贸dztwo niemieckie.

4. Niepos艂usze艅stwo wobec wydanych rozkaz贸w, b膮d藕 ich niespe艂nienie, b臋dzie rozpatrywane jako z艂amanie warunk贸w kapitulacji i traktowane przez dow贸dztwo niemieckie zgodnie z prawem i zwyczajami wojny.

5. Niniejszy akt kapitulacji jest autonomiczny

i bezwarunkowy, i zostanie zast膮piony przez og贸lny akt kapitulacji wystosowany przez, b膮d藕 te偶 w imieniu dow贸dztwa niemieckiego i dotyczy膰 b臋dzie jednoczonego Kr贸lestwa i sojuszniczych narod贸w Wsp贸lnoty Brytyjskiej.

6. Niniejszy akt kapitulacji zosta艂 spisany w j臋zykach niemieckim i angielskim. Tekstem oryginalnym jest wersja niemiecka.

7. W przypadku zaistnienia w膮tpliwo艣ci b膮d藕 kwestii spornych odno艣nie znaczenia lub interpretacji warunk贸w kapitulacji, decyzja dow贸dztwa niemieckiego b臋dzie traktowana jako ostateczna.

Rozdzia艂 1

Himmler zamkn膮艂 kr贸la w londy艅skiej Tower — powiedzia艂 Harry Woods. — Ale teraz niemieccy genera艂owie uwa偶aj膮, 偶e to armia powinna go pilnowa膰.

Drugi m臋偶czyzna zajmowa艂 si臋 papierami le偶膮cymi na jego biurku i nie skomentowa艂 tych s艂贸w. Uderzy艂 piecz膮tk膮 w poduszeczk臋 do tuszu, a potem przystawi艂 j膮 na dokumencie. Scotland Yard, 14 listopada 1941 r. A偶 trudno uwierzy膰, 偶e wojna wybuch艂a zaledwie dwa lata temu. Teraz by艂o ju偶 po wszystkim — walki si臋 sko艅czy艂y, sprawa zosta艂a przegrana. W dw贸ch kartonowych pude艂kach od but贸w, do kt贸rych wk艂adano przychodz膮c膮 i wychodz膮c膮 korespon­dencj臋, le偶a艂o wiele papier贸w. Buty ze sklepu Dolcis — sk贸rzane pantofelki na wysokim obcasie, w膮ska sz贸stka. Detektyw nadinspektor Douglas Archer zna艂 tylko jedn膮 kobiet臋, kt贸ra kupi艂aby takie obuwie — swoj膮 sekretark臋.

— C贸偶, tak ludzie m贸wi膮 — doda艂 Harry Woods, starszy m臋偶­czyzna w stopniu sier偶anta, kt贸ry stanowi艂 drug膮 po艂ow臋 „grupy zab贸jstw”.

Douglas Archer postawi艂 paraf臋 na dokumencie i wrzuci艂 go do pude艂ka. Potem spojrza艂 w drugi k膮t pokoju i pokiwa艂 g艂ow膮. Biuro wygl膮da艂o 偶a艂o艣nie. Jego pomalowane na zielono i kremowo 艣ciany pociemnia艂y z latami, a ma艂e okienka z grubymi ramami i szybami zapa膰kanymi przemieszanym z sadz膮 deszczem przepusz­cza艂y tak niewiele 艣wiat艂a, 偶e przez ca艂y dzie艅 musieli mie膰 w艂膮czon膮 elektryczno艣膰.

— Nie r贸b tego nigdy w swoim najbli偶szym otoczeniu... —

powiedzia艂 nagle Harry Woods. Kto艣 inny ni偶 Harry, kto艣 mniej 艣mia艂y czy mniej 偶yczliwy, na tym by zako艅czy艂. Ale Harry nie zwr贸ci艂 zupe艂nie uwagi na zak艂opotany u艣miech swojego starszego stopniem kolegi. — R贸b to z t膮 blondyn膮 z g贸ry, z Rejestracji. Albo z t膮 cycat膮 Niemr膮 z Biura 艁膮cznikowego Waffen-SS — m贸wi膮, 偶e jest nie od tego. Ale ze swoj膮 w艂asn膮 sekretark膮... — Harry Woods skrzywi艂 si臋.

— Zbyt wiele czasu tracisz na s艂uchanie tego, co ludzie wygaduj膮 — odpar艂 spokojnie Douglas Archer. — To tw贸j s艂aby punkt, Harry.

Woods wytrzyma艂 pe艂en dezaprobaty wzrok Douglasa bez mrug­ni臋cia okiem.

— Gliniarz nigdy nie traci czasu, je偶eli s艂ucha, co ludzie m贸wi膮, nadinspektorze. I gdyby艣 spojrza艂 prawdzie w oczy, te偶 by艣 o tym wiedzia艂. Mo偶esz by膰 cholernie dobrym detektywem, ale zupe艂nie si臋 nie znasz na ludzkich charakterach — to jest t w 贸 j s艂aby punkt.

Nie by艂o zbyt wielu sier偶ant贸w detektyw贸w, kt贸rzy odwa偶yliby si臋 m贸wi膰 w ten spos贸b do Douglasa Archera, ale oni dwaj znali si臋 od 1920 roku, kiedy Harry by艂 m艂odym i przystojnym konstablem z baretk膮 Military Medal na piersi. Wtedy ca艂y jego rewir pe艂en by艂 z艂amanych serc m艂odych przystojnych pokoj贸wek i wsz臋dzie u za­patrzonych w niego kucharek czeka艂y gor膮ce piero偶ki z mi臋sem. W tym czasie Douglas Archer by艂 dziewi臋cioletnim ch艂opaczkiem, kt贸ry p臋ka艂 z dumy, je偶eli widziano go rozmawiaj膮cego z konstablem Woodsem.

Kiedy Douglas Archer zosta艂 m艂odym, zielonym aspirantem s艂u偶by 艣ledczej, 艣wie偶o wypuszczonym z college'u policyjnego w Hendon, zaprzyja藕ni艂 si臋 z nim w艂a艣nie Harry Woods. A by艂y to czasy, kiedy absolwenci takich szk贸艂 mieli ci臋偶kie 偶ycie ze swoimi starszymi kolegami-praktykami.

Harry wiedzia艂 wszystko to, co policjant wiedzie膰 powinien, a nawet wi臋cej. Wiedzia艂, gdzie ka偶dy nocny str贸偶 gotuje sobie herbat臋 i ko艂o kt贸rej kot艂owni mo偶na go znale藕膰, gdy zaczyna pada膰. Orientowa艂 si臋 te偶, pod kt贸r膮 wielk膮 kup膮 艣mieci mog膮 znajdowa膰 si臋 pieni膮dze, i nigdy nie bra艂 wi臋cej ni偶 jedn膮 trzeci膮, bo w przeciwnym razie sklepikarze znale藕liby inny spos贸b, by op艂aca膰 zamiataczy ulic za ich dodatkow膮 prac臋. By艂o to jednak dawno temu, zanim hojno艣膰 w艂a艣cicieli pub贸w i barman贸w na londy艅skim West Endzie poszerzy艂a go w talii i nada艂a jego twarzy czerstwy wygl膮d. I zanim up贸r Douglasa Archera doprowadzi艂 go do CID, a potem do Wydzia艂u Zab贸jstw Scotland Yardu.

— Sekcja C ma tu 艂adny gips — stwierdzi艂 Woods. — Wszyscy s膮 zaj臋ci. Czy mam przygotowa膰 walizk臋 艣ledcz膮?

Douglas zdawa艂 sobie spraw臋, 偶e sier偶ant spodziewa si臋 po nim, i偶 oka偶e zdziwienie, uni贸s艂 wi臋c brew.

— Sk膮d u diab艂a o tym wiesz?

— Mieszkanie na Shepherd Market, a w nim pe艂no whisky, kawy, herbaty, i tak dalej. Na stole pe艂no talon贸w na paliwo, wystawionych przez Luftwaffe. Ofiar膮 jest dobrze ubrany m臋偶czyzna, najpraw­dopodobniej spekulant handluj膮cy na czarnym: rynku.

— Tak s膮dzisz?

Harry u艣miechn膮艂 si臋. — Pami臋tasz ten gang z czarnego rynku, kt贸ry zamordowa艂 zarz膮dc臋 magazyn贸w w Fulham...? Fa艂szowali kupony na paliwo wystawiane przez Luftwaffe. To mo偶e by膰 ta sama banda.

— Pos艂uchaj, Harry. Czy powiesz mi, sk膮d masz t臋 informacj臋, czy te偶 masz zamiar wyja艣ni膰 t臋 zbrodni臋 nie ruszaj膮c ty艂ka?

— Sier偶ant z komisariatu na Savile Row jest moim starym kumplem od kielicha. W艂a艣nie do mnie telefonowa艂. S膮siad znalaz艂 cia艂o i powiadomi艂 policj臋.

— Nie ma po艣piechu — odpar艂 Archer. — B臋dziemy dzia艂a膰 powoli.

Harry przygryz艂 warg臋. Jego zdaniem nadinspektor Douglas Archer nigdy nie dzia艂a艂 inaczej. Harry Woods nale偶a艂 do policjant贸w starej szko艂y. Nie cierpia艂 papierkowej roboty, kartotek i mikroskop贸w. Lubi艂 pogada膰 z lud藕mi, wypi膰, przes艂uchiwa膰 i dokonywa膰 aresztowa艅.

Douglas Archer mia艂 trzydzie艣ci lat, by艂 wysoki i szczup艂y. Zalicza艂 si臋 do nowego pokolenia detektyw贸w i zrezygnowa艂 z noszenia czarnej marynarki, sztuczkowych spodni, kapelusza z podwini臋tym rondem oraz sztywnego ko艂nierzyka, kt贸re w Wydziale Zab贸jstw stanowi艂y niemal str贸j s艂u偶bowy. Douglas wola艂 ciemne koszule i kapelusz z szerokim rondem — taki, jaki nosi艂 George Raft w hollywoodzkich gangsterskich filmach. Dopasowuj膮c si臋 do tego obrazu, cz臋sto si臋ga艂 po niewielkie czarne cygara. W艂a艣nie po raz trzeci pr贸bowa艂 zapali膰 jedno z nich. Tyto艅 by艂 n臋dznej jako艣ci i nie sz艂o mu zbyt dobrze. Poszuka艂 wzrokiem zapa艂ek. Harry rzuci艂 z k膮ta pokoju pude艂ko.

Archer by艂 londy艅czykiem, b艂yskotliwym i o wyrafinowanych zainteresowaniach, z kt贸rych londy艅czycy s艂yn臋li, jednak — podobnie jak wielu innych wychowuj膮cych si臋 bez ojca — by艂 zamkni臋ty w sobie

i trzyma艂 si臋 na dystans. 艁agodny g艂os i oksfordzki akcent lepiej pasowa艂yby do bardziej spokojnej profesji prawniczej, ale nigdy nie 偶a艂owa艂 tego, 偶e zosta艂 policjantem. U艣wiadomi艂 sobie obecnie, 偶e zawdzi臋cza to przede wszystkim Harry'emu. Dla samotnego bogatego ch艂opczyka mieszkaj膮cego w wielkim domu Harry Woods, nawet nie zdaj膮c sobie z tego sprawy, sta艂 si臋 niemal ojcem.

— Za艂贸偶my, 偶e kupony na paliwo z Luftwaffe nie s膮 falsyfikatami. Za艂贸偶my, 偶e s膮 autentyczne — powiedzia艂 Archer. — Wtedy b臋dziemy mogli mie膰 prawie pewno艣膰, 偶e wmieszany w to jest niemiecki personel i spraw臋 przejmie Feldgericht der Luftwaffe na Lincolns Inn. Nasze dzia艂ania b臋d膮 tylko strat膮 czasu.

— To przecie偶 morderstwo — odpar艂 Harry. — Par臋 kupon贸w na paliwo nie zmieni postaci rzeczy.

— Nie pr贸buj pisa膰 na nowo prawa, Harry. Mamy wystarczaj膮co du偶o pracy staraj膮c si臋 zapewni膰 przestrzeganie tego, kt贸re ju偶 mamy. Wszelkie przest臋pstwa, w kt贸re wmieszany jest w najmniejszym nawet stopniu personel Luftwaffe, podlegaj膮 jurysdykcji s膮d贸w Luftwaffe.

— Mo偶emy tego unikn膮膰, je偶eli w艂a艣ciwie rozegramy spraw臋 — zaoponowa艂 Harry, przesuwaj膮c d艂oni膮 po wiecznie niepos艂usznych w艂osach. — Je偶eli uda si臋 nam wycisn膮膰 zeznania, a potem wy艣lemy ich kopie do Geheime Feldpolizei i Kommandantur, daj膮c im w ten spos贸b wyrok na talerzu. W przeciwnym razie te niemieckie pierdo艂y zaklajstruj膮 wszystko z powodu braku dowod贸w winy albo wy艣l膮 winnych na jak膮艣 ciep艂膮 posadk臋 do innego kraju.

Dla Harry'ego walka nie ko艅czy艂a si臋 nigdy. Jego pokolenie, kt贸re walczy艂o i zwyci臋偶y艂o w b艂ocie Flandrii, nigdy nie mog艂oby si臋 pogodzi膰 z kl臋sk膮. Ale Douglas Archer nie by艂 偶o艂nierzem. Dop贸ki Niemcy pozwalali mu wykonywa膰 jego prac臋 i 艣ciga膰 morderc贸w, wykonywa艂 j膮 tak jak zawsze. I zamierza艂 przekona膰 Harry'ego o s艂uszno艣ci swojego punktu widzenia.

— Bardzo by艂bym ci wdzi臋czny, Harry, gdyby twoje prywatne opinie nie mia艂y wp艂ywu na przyj臋ty tryb post臋powania. — Douglas stukn膮艂 palcem w wyci膮gi z raport贸w SIPO. — I wcale nie uwa偶am, 偶e oni traktuj膮 艂agodnie sw贸j niemiecki personel. Pi臋膰 egzekucji w ci膮gu ostatniego miesi膮ca. W tym majora z dywizji pancernej, odznaczonego Krzy偶em Rycerskim. Jego jedynym przewinieniem by艂o to, 偶e sp贸藕ni艂 si臋 o godzin臋 na kontrol臋 parku samochodowego. — Cisn膮艂 arkusze informacyjne na biurko sier偶anta.

— Czy ty rzeczywi艣cie czytasz ten ca艂y pasztet?

— Gdyby艣 mia艂 cho膰 troch臋 oleju w g艂owie, Harry, czyta艂by艣 to r贸wnie偶. Wiedzia艂by艣 wtedy na przyk艂ad, 偶e genera艂 Kellerman organizuje swoje konferencje CID we wtorki rano o jedenastej, czyli dok艂adnie za dziesi臋膰 minut.

— A to wszystko dlatego, 偶e stary sukinsyn pije zbyt du偶o w czasie lunchu. Za ka偶dym razem, kiedy po po艂udniu wytacza si臋 z klubu oficer贸w SS, nie pami臋ta z angielskiego nic poza Jutro, jutro”.

Harry Woods zauwa偶y艂 z satysfakcj膮 spojrzenie, jakim Archer obrzuci艂 puste krzes艂a i biurka — jakby obawia艂 si臋, 偶e kto艣 m贸g艂by us艂ysze膰 t臋 uwag臋.

— Bez wzgl臋du na to, czy masz racj臋, czy nie — stwierdzi艂 ostro偶nie Douglas — chce mie膰 te swoje konferencje. A rozpoczynanie dochodzenia, do kt贸rego nawet nie zostali艣my zaproszeni, mo偶e okaza膰 si臋 niewystarczaj膮cym wyt艂umaczeniem mojej nieobecno艣ci na g贸rze o jedenastej. — Wsta艂 i zebra艂 dokumenty, z kt贸rymi genera艂 m贸g艂 chcie膰 si臋 zapozna膰.

— Powiedzia艂bym mu, 偶eby poszed艂 sobie do diab艂a — oznajmi艂 Harry. — Powiedzia艂bym mu, 偶e praca jest zawsze na pierwszym miejscu.

Douglas Archer obci膮艂 starannie cygaro, 偶eby zachowa膰 jego nie wypalon膮 cz臋艣膰, a potem w艂o偶y艂 je do g贸rnej szuflady biurka, w kt贸rej le偶a艂o szk艂o powi臋kszaj膮ce, nie wykorzystany bilet na koncert i zepsute wieczne pi贸ro.

— Kellerman nie jest wcale taki z艂y — powiedzia艂. — Utrzyma艂 Policj臋 Metropolitaln膮 mniej wi臋cej w ca艂o艣ci. Czy zapomnia艂e艣 ju偶 o tych gadkach, 偶eby usadowi膰 na g贸rze niemieckiego zast臋pc臋 komisarza? Kellerman si臋 temu sprzeciwi艂.

— Zbyt du偶a konkurencja — mrukn膮艂 Harry. — A Kellerman nie lubi konkurencji.

Douglas w艂o偶y艂 raport i pozosta艂e dokumenty do swojej teczki i zapi膮艂 jej pasek. — Na wypadek ma艂o prawdopodobnej mo偶liwo艣ci, 偶e West End Central poprosi o nas, przygotuj walizk臋 艣ledcz膮 i zam贸w samoch贸d. Powiedz im, 偶eby trzymali tam fotografa, dop贸ki go nie zwolni臋. I lekarza z s膮d贸wki.

— Lekarzowi si臋 to nie spodoba — stwierdzi艂 Harry.

— Dzi臋kuj臋, 偶e mi o tym przypomnia艂e艣, Harry. Po艣lij doktorowi pude艂ko pigu艂ek na wstrzymanie z pozdrowieniami ode mnie i przypomnij mu, 偶e dzwonisz z Whitehall 1212, Komenda G艂贸wna Kriminalpolizei, Ordnungspolizei, Sicherheitsdienst i Gestapo. Wsze­lkie za偶alenia mo偶e wys艂a膰 tam na pi艣mie.

— Nie denerwuj si臋 — powiedzia艂 pojednawczym tonem Woods. Zadzwoni艂 telefon. Spokojny, bezosobowy g艂os osobistego sek­retarza genera艂a Kellermana oznajmi艂:

— Nadinspektor Archer? Genera艂 przysy艂a wyrazy uszanowania i pyta, czy m贸g艂by pan po艣wi臋ci膰 mu troch臋 czasu i poinformowa膰 go o dzia艂aniach CID?

— Niezw艂ocznie, majorze — powiedzia艂 Douglas i od艂o偶y艂 s艂u­chawk臋.

— Jawohl, Herr Major. Ca艂uj臋 pana w dup臋, Herr Major — wykrzywi艂 si臋 Harry.

— Och, Harry, na lito艣膰 bosk膮. To ja musz臋 za艂atwia膰 sprawy z tymi lud藕mi, a nie ty.

— Mimo to wci膮偶 nazywam to w艂a偶eniem w ty艂ek.

— A jak s膮dzisz, jak bardzo trzeba by艂o w艂azi膰 im w ty艂ek, 偶eby uchyli膰 rozkaz deportacji twojego brata? — Douglas postanowi艂 wtedy, 偶e nigdy nie powie o tym Harry'emu, i teraz by艂 w艣ciek艂y na samego siebie.

— Zosta艂 uchylony na podstawie medycznej opinii wystawionej przez jego lekarza — odpar艂 Woods, ale m贸wi膮c te s艂owa u艣wiadomi艂 sobie, 偶e najprawdopodobniej wi臋kszo艣膰 technik贸w wysy艂anych do niemieckich fabryk posiada艂a podobne za艣wiadczenia od mi艂osiernych medyk贸w.

— To pomog艂o — przytakn膮艂 niezgrabnie Douglas.

— Nigdy nie zdawa艂em sobie z tego sprawy, Doug — powiedzia艂 Harry, ale Douglas szed艂 ju偶 szybkim krokiem na pierwsze pi臋tro. Niemcy byli znani ze swojego zami艂owania do punktualno艣ci.

Rozdzia艂 2

Genera艂 Fritz Kellerman — wed艂ug 偶argonu SS gruppenf眉hrer — by艂 jowialnie wygl膮daj膮cym m臋偶czyzn膮 pod sze艣膰dzie­si膮tk臋. Wzrost mia艂 艣redni, lecz rumiana cera i lekka oty艂o艣膰 wynikaj膮ce z zami艂owania do dobrych potraw i trunk贸w oraz nawyk trzymania obu r膮k w kieszeniach powodowa艂y, 偶e sprawia艂 wra偶enie raczej niskiego i t臋giego. Jego sztab nazywa艂 go „Vater”, ale cho膰 spos贸b bycia mia艂 ojcowski, to jednak nie odznacza艂 si臋 a偶 tak膮 dobrotliwo艣ci膮, by zas艂u偶y膰 na cieplejsze przezwisko „Vati” — Tatu艣. G臋sta strzecha bia艂ych w艂os贸w genera艂a zmyli艂a ju偶 niejednego m艂odego oficera, kt贸ry nieopatrznie przyj膮艂 zaproszenie na poranny bieg po parku. Rzadko kto podejmowa艂 tak膮 pr贸b臋 po raz drugi. R贸wnie偶 tylko najmniej do艣wiadczeni mogli zgodzi膰 si臋 na przyjacielsk膮 parti臋 szach贸w, Kellerman by艂 bowiem niegdy艣 najm艂odszym mistrzem szachowym w Bawarii. „Wydaje mi si臋, 偶e mia艂em dzi艣 szcz臋艣cie” — m贸wi艂 zazwyczaj swoim przeciwnikom po zadaniu im druzgoc膮cej kl臋ski.

Przed zwyci臋stwem Niemiec Douglas bardzo rzadko odwiedza艂 gabinet na pierwszym pi臋trze. By艂 to pok贸j w wie偶yczce u偶ywany do tej pory wy艂膮cznie przez komisarza. Teraz jednak Archer cz臋sto rozmawia艂 tu z Kellermanem, kt贸rego policyjna w艂adza rozci膮ga艂a si臋 na ca艂y okupowany kraj. A Douglas — wraz z niekt贸rymi innymi oficerami — uzyska艂 przywilej wchodzenia do gabinetu komisarza wej艣ciem prywatnym, nie za艣 przez sekretariat. Przed przyj艣ciem Niemc贸w pozwalano na to jedynie zast臋pcom komisarza. Genera艂 Kellerman powiada艂, 偶e jest tu cz臋艣膰 „das F眉hrerprinzip”, a Harry Woods nazywa艂 to pieprzeniem do kwadratu.

Gabinet komisarza pozosta艂 prawie nie zmieniony. W k膮cie sta艂o masywne mahoniowe biurko. Umieszczony za nim fotel znajdowa艂 si臋 w male艅kiej okr膮g艂ej wie偶yczce, dzi臋ki czemu 艣wiat艂o pada艂o ze wszystkich stron. Rozpo艣ciera艂 si臋 st膮d wspania艂y widok na rzek臋. W gabinecie by艂 te偶 wielki marmurowy kominek, na kt贸rym sta艂 ozdobny zegar wybijaj膮cy godziny i p贸艂godziny. Na p贸艂okr膮g艂ym palenisku mi臋dzy wypolerowanymi szczypcami a wiaderkiem na w臋giel p艂on膮艂 ogie艅. Jedyn膮 widoczn膮 zmian膮 by艂a 艂awica ryb, kt贸ra w oszklo­nych gablotkach p艂yn臋艂a przez przeciwleg艂膮 艣cian臋. Ka偶da spreparo­wana ryba by艂a zaopatrzona w tabliczk臋, na kt贸rej znajdowa艂o si臋 wypisane z艂otymi literami nazwisko Fritza Kellermana oraz miejsce i data po艂owu.

Gdy Douglas wszed艂 do gabinetu, znajdowa艂o si臋 w nim dw贸ch m臋偶czyzn w mundurach wojsk l膮dowych. Zawaha艂 si臋.

— Niech pan wchodzi, nadinspektorze! Niech pan wchodzi! — zawo艂a艂 Kellerman.

Dwaj nieznajomi spojrzeli na Archera, a potem na siebie, i skin臋li potakuj膮co g艂owami. Ten Anglik doskonale im odpowiada艂. Nie tylko kr膮偶y艂a o nim opinia, 偶e jest jednym z najlepszych detektyw贸w w Wydziale Zab贸jstw, ale by艂 r贸wnie偶 m艂ody, mia艂 wysportowany wygl膮d i ko艣cist膮 blad膮 twarz, charakterystyczn膮, wed艂ug Niemc贸w, dla angielskich arystokrat贸w. Stanowi艂 „germa艅ski typ”, doskona艂y okaz „nowego Europejczyka”. A poza tym m贸wi艂 doskonale po niemiecku.

Jeden z m臋偶czyzn wzi膮艂 notatnik z biurka Kellermana.

— Jeszcze jedno, generale Kellerman — powiedzia艂.

Drugi wyci膮gn膮艂 nie wiadomo sk膮d leic臋 i kl臋kn膮艂 spogl膮daj膮c w wizjer.

— Prosz臋, 偶eby pan i nadinspektor patrzyli razem na jakie艣 notatki albo map臋... No, rozumie pan.

Na r臋kawach mundur贸w w kolorze feldgrau widnia艂y opaski z napisem: Propaganda-Kompanie.

— Lepiej r贸bmy, co nam ka偶膮, nadinspektorze — powiedzia艂 Kellerman. — Ci faceci s膮 z tygodnika „Signal”. Przyjechali tu a偶 z Berlina, 偶eby z nami pom贸wi膰.

Douglas niezgrabnie obszed艂 biurko. Upozowa艂 si臋 nie艣mia艂o, dotykaj膮c palcem egzemplarza „Angler's Times”. Czu艂 si臋 idiotycznie, ale Kellerman poradzi艂 sobie z tym doskonale.

— Nadinspektorze Archer — powiedzia艂 dziennikarz z PK, mocno akcentuj膮c poszczeg贸lne wyrazy — czy to prawda, 偶e tu, w Scotland Yardzie, ludzie nazywaj膮 genera艂a Kellermana „Ojcem”?

Douglas zawaha艂 si臋 i chc膮c zyska膰 na czasie udawa艂, 偶e w dalszym ci膮gu pozuje do fotografii.

— Czy nie widzi pan, 偶e wprawia pan nadinspektora w za­k艂opotanie? — powiedzia艂 Kellerman. — I prosz臋 m贸wi膰 po niemiecku, nadinspektor pos艂uguje si臋 tym j臋zykiem r贸wnie dobrze jak pan i ja.

— Ale czy to prawda? — nalega艂 dalej dziennikarz, staraj膮c si臋 zmusi膰 Douglasa do odpowiedzi. Trzasn臋艂a migawka aparatu. Fotograf sprawdzi艂 ustawienie aparatu i potem szybko zrobi艂 jeszcze dwa zdj臋cia, jedno po drugim.

— O c z y w i 艣 c i e, 偶e to prawda — rzek艂 Kellerman. — Czy pan przypuszcza, 偶e jestem k艂amc膮? A mo偶e uwa偶a pan, 偶e jestem takim szefem policji, kt贸ry nie wie, co si臋 dzieje w jego w艂asnej instytucji?

Dziennikarz zesztywnia艂, a fotograf opu艣ci艂 aparat.

— To ca艂kowita prawda — powiedzia艂 Douglas.

— A teraz, panowie, musz臋 troch臋 popracowa膰 — oznajmi艂 Kellerman. Wyprosi艂 ich gestami starej kobiety wyganiaj膮cej kury, kt贸re znalaz艂a w swojej sypialni. — Przepraszam za t臋 histori臋 — powiedzia艂 Douglasowi po wyj艣ciu dziennikarzy. — Powiedzieli, 偶e zajm膮 mi tylko pi臋膰 minut, ale siedzieli bez ko艅ca. Jak s膮dz臋, korzystanie z nadarzaj膮cych si臋 okazji stanowi cz臋艣膰 ich pracy. — Wr贸ci艂 do biurka i usiad艂.

— Powiedz mi, m贸j ch艂opcze, co si臋 wydarzy艂o.

Douglas odczyta艂 sw贸j raport, komentuj膮c go i udzielaj膮c niezb臋d­nych wyja艣nie艅. Kellerman przede wszystkim troszczy艂 si臋 o to, by wszystkie wydatki mia艂y swoje uzasadnienie, i Douglas zawsze pisa艂 swoje raporty w taki spos贸b, aby znalaz艂y si臋 w nich podane w okupacyjnych markach informacje o 艣rodkach finansowych wydzia艂u i poniesionych kosztach.

Po sko艅czeniu z formalno艣ciami Kellerman otworzy艂 pude艂ko cygar. Je偶eli wzi臋艂o si臋 pod uwag臋, 偶e na czarnym rynku papierosy kosztowa艂y pi臋膰 okupacyjnych marek za sztuk臋, to 艂atwo by艂o zrozumie膰, dlaczego jedno z cygar „Monte Cristo No. 2”, jakimi cz臋stowa艂 teraz Kellerman, stawa艂o si臋 znacz膮cym wyr贸偶nieniem. Genera艂 bardzo uwa偶nie wybra艂 dwa cygara. Podobnie jak Douglas, wola艂 aromat tych, kt贸rych zewn臋trzny li艣膰 upstrzony by艂 zielonymi i 偶贸艂tymi plamkami. Potem nast膮pi艂a ceremonia obcinania ko艅c贸w i usuwania lu藕nych pasemek tytoniu. Jak zwykle, Kellerman mia艂 na sobie jeden ze swoich g艂adkich tweedowych garnitur贸w i kamizelk臋 z kieszonkowym zegarkiem na z艂otej dewizce. Charakterystyczne by艂o, 偶e nie za艂o偶y艂 swego esesma艅skiego munduru nawet na spotkanie z fotografem. Kellerman, podobnie jak wielu nale偶膮cych do jego pokolenia starszych rang膮 esesman贸w, wola艂 pos艂ugiwa膰 si臋 stopniem wojskowym ni偶 niepor臋czn膮 nomenklatur膮 SS.

— Wci膮偶 nie ma pan 偶adnych wiadomo艣ci o swojej 偶onie? — zapyta艂. Obszed艂 biurko i poda艂 cygaro Douglasowi.

— Musz臋 chyba pogodzi膰 si臋 z my艣l膮, 偶e zgin臋艂a — odpar艂 Archer. — Cz臋sto w czasie nalot贸w chodzi艂a do domu s膮siad贸w, kt贸ry zosta艂 ca艂kowicie zniszczony w czasie walk ulicznych.

— Niech pan nie traci nadziei — powiedzia艂 Kellerman. Douglas zastanowi艂 si臋 przez chwil臋, czy nie jest to przypadkiem aluzja do jego romansu z sekretark膮. — A pa艅ski syn dobrze si臋 miewa?

— Ca艂e szcz臋艣cie tego dnia by艂 w schronie... Tak, czuje si臋 doskonale, dzi臋kuj臋.

Genera艂 pochyli艂 si臋, 偶eby przypali膰 mu cygaro. Douglas jeszcze nie przywyk艂 do tego, 偶e niemieccy oficerowie po goleniu nacieraj膮 twarz wod膮 kolo艅sk膮, i jej zapach znowu go zdziwi艂. Zaci膮gn膮艂 si臋 mocno i czubek cygara roz偶arzy艂 si臋. Wola艂by wprawdzie zabra膰 cygaro ze sob膮, ale genera艂 zawsze przypala艂 je obdarowanemu. Archer pomy艣la艂, 偶e by膰 mo偶e robi to, bo chce, 偶eby obdarowany wypali艂 cygaro, a nie sprzeda艂. Albo po prostu uwa偶a, 偶e w Anglii 偶aden d偶entelmen nie mo偶e da膰 koledze szansy schowania nie zapalonego cygara do kieszeni.

— I nie ma pan 偶adnych innych problem贸w, nadinspektorze? — Kellerman stan膮艂 za krzes艂em Douglasa i lekko, jakby dodaj膮c mu otuchy, dotkn膮艂 jego ramienia. Archer zastanawia艂 si臋, czy genera艂 wie, 偶e jego poranna s艂u偶bowa poczta zawiera艂a list od sekretarki z infor­macj膮, 偶e jest w ci膮偶y, i 偶膮daniem dwudziestu tysi臋cy marek okupacyj­nych. Funt szterling nie by艂 walut膮, kt贸r膮 by przyjmowali dokonuj膮cy skrobanek, ale Douglas mia艂 zezwolenie na otrzymywanie cz臋艣ci pobor贸w w markach okupacyjnych. Do tej pory nie zdo艂a艂 si臋 zorientowa膰, w jaki spos贸b list dotar艂 do niego. Czy wys艂a艂a go do jednej ze swoich przyjaci贸艂ek w kancelarii, czy te偶 mo偶e sama przysz艂a?

— 呕adnych, kt贸rymi musia艂bym zawraca膰 g艂ow臋 genera艂owi — stwierdzi艂.

Kellerman u艣miechn膮艂 si臋. Niepok贸j dr臋cz膮cy Archera sprawi艂, 偶e u偶y艂 tej dziwnej trzecioosobowej formy, stosowanej przez niekt贸rych Niemc贸w dla podkre艣lenia swojego podporz膮dkowania.

— Czy zna艂 pan dawniej ten gabinet? — zapyta艂.

Przed wojn膮 komisarz mia艂 zwyczaj zostawia膰 w czasie swojej nieobecno艣ci otwarte drzwi do gabinetu, 偶eby pos艂a艅cy mogli swobod­nie wchodzi膰. Wkr贸tce po przeniesieniu do Scotland Yardu Douglas wymy艣li艂 jaki艣 pretekst, 偶eby wej艣膰 do gabinetu i obejrze膰 go z przej臋­ciem maj膮cym swoje 藕r贸d艂o w dzieci臋cych lekturach powie艣ci detek­tywistycznych.

— Kiedy by艂 to gabinet komisarza, rzadko tu przychodzi艂em.

— Nasta艂y trudne czasy — stwierdzi艂 Kellerman, jakby prze­praszaj膮c za przyczyny, kt贸re sprawi艂y, 偶e wizyty Archera sta艂y si臋 obecnie bardziej cz臋ste. Pochyli艂 si臋 do przodu, by strz膮sn膮膰 centymet­rowy sto偶ek popio艂u do wykonanego z bia艂ej porcelany modelu Tower Bridge, kt贸ry jaki艣 przedsi臋biorczy producent przeprojektowa艂 nieco, umieszczaj膮c na nim flagi ze swastyk膮 i wykonany czerwonymi i czarnymi gotyckimi literami napis: Waffenstillstand. London. 1940. — Do tej pory — stwierdzi艂 Kellerman starannie dobieraj膮c s艂owa — od si艂 policyjnych nie wymaga艂o si臋 wykonywania zada艅 politycznych.

— Zawsze byli艣my ca艂kowicie apolityczni.

— Nie jest to do ko艅ca prawda — odpar艂 艂agodnym tonem genera艂. — My, w Niemczech, na czarne m贸wimy czarne, a policj臋 polityczn膮 nazywamy policj膮 polityczn膮. Tu natomiast wasz膮 policj臋 polityczn膮 nazywacie „Special Branch”. To dlatego, 偶e wy, Anglicy, nie jeste艣cie w tych sprawach w pe艂ni szczerzy.

— Tak jest, sir.

— Nadejdzie jednak moment, kiedy nie b臋d臋 m贸g艂 d艂u偶ej opiera膰 si臋 naciskom Berlina stale domagaj膮cego si臋, 偶ebym w艂膮czy艂 was, cho膰by przymusem, do niemieckiego systemu policyjnego.

— No c贸偶, wie pan, sir, 偶e my, Anglicy, nie dostosowujemy si臋 tak szybko do nowych idei.

— Niech si臋 pan ze mn膮 nie bawi w ciuciubabk臋, nadinspektorze — rzek艂 Kellerman nie przestaj膮c si臋 u艣miecha膰 ani nie zmieniaj膮c uprzejmego tonu g艂osu. — Wie pan dobrze, o czym m贸wi臋.

— Nie jestem tego pewien, sir.

— Ani pan, ani ja nie chcemy mie膰 w tym gmachu politycznych doradc贸w, nadinspektorze. Pa艅skie si艂y policyjne mog艂yby wtedy zosta膰 wykorzystane do zwalczania grup brytyjskiego Ruchu Oporu, ukrywaj膮cych si臋 偶o艂nierzy, uchod藕c贸w politycznych, 呕yd贸w, Cygan贸w i innych niepo偶膮danych element贸w. — Kellerman powiedzia艂 to tonem sugeruj膮cym, 偶e wcale nie uwa偶a tych element贸w za a偶 tak niepo偶膮dane, jak jego prze艂o偶eni w Berlinie.

— To zupe艂nie rozbi艂oby policj臋 — stwierdzi艂 Douglas. Kellerman nie odpowiedzia艂. Si臋gn膮艂 po le偶膮cy na biurku wydruk teleksu i przeczyta艂 go, jakby pr贸buj膮c przypomnie膰 sobie jego tre艣膰.

— Jedzie tu starszy stopniem oficer Sicherheitsdienst — powie­dzia艂. — Wyznaczam pana do wsp贸艂pracy z nim.

— Czy jego zadania b臋d膮 natury politycznej? — spyta艂 ostro偶nie Douglas. SD by艂a wywiadem SS. Ten nowy, gro藕ny obr贸t sprawy wcale mu si臋 nie podoba艂.

— Nie wiem — odpar艂 pogodnym tonem genera艂. — Ale jest cz艂onkiem osobistego sztabu reichsf眉hrera SS i w swoich wszystkich poczynaniach odpowiedzialny b臋dzie wy艂膮cznie przed Berlinem. — Kellerman zaci膮gn膮艂 si臋 cygarem i wypu艣ci艂 dym nosem. Pozwoli艂 nadinspektorowi przemy艣le膰 zaistnia艂e fakty i u艣wiadomi膰 sobie, 偶e ten nowy cz艂owiek stanowi膰 b臋dzie zagro偶enie dla nich obu. — Standartenf眉hrer Huth — oznajmi艂 wreszcie. — Tak si臋 nazywa ten nowy facet. — To, 偶e u偶y艂 stopnia SS, mia艂o dobitnie podkre艣li膰, i偶 Huth jest cz艂owiekiem z zewn膮trz. Kellerman uni贸s艂 d艂o艅. — Podlega bezpo艣rednio Berlinowi, co 艣wiadczy o jego szczeg贸lnych... —zawaha艂 si臋 i opu艣ci艂 r臋k臋 — ...prerogatywach.

— Rozumiem, sir — rzek艂 Archer.

— A wi臋c, mo偶e zechce pan, m贸j drogi, zrobi膰 wszystko, co w pa艅skiej mocy, aby zapobiec pewnej, mog膮cej dla nas wszystkich sta膰 si臋 przyczyn膮 k艂opot贸w, nieogl臋dnosci — szczeg贸lnie w doborze s艂贸w — ze strony pa艅skiego znajduj膮cego si臋 pi臋tro ni偶ej mentora.

— Sier偶anta Woodsa?

— Cieszy mnie, 偶e si臋 tak doskonale rozumiemy, nadinspektorze — oznajmi艂 Kellerman.

Rozdzia艂 3

Ixtos powiedzia艂, 偶e od zawieszenia broni nie by艂o nawet jednego pogodnego i s艂onecznego tygodnia. I chyba nie odbiega艂o to zbytnio od prawdy. Dzisiaj r贸wnie偶 powietrze by艂o wilgotne, a bezbarwne s艂o艅ce ledwo przebija艂o si臋 przez szare chmury i przypomina艂o pusty talerz na brudnym obrusie.

Ale nawet gdyby londy艅czyk z krwi i ko艣ci, taki jak Douglas Archer, przechodzi艂 Curzon Street z p贸艂przymkni臋tymi oczami, nie dostrzeg艂by tu 偶adnych lub prawie 偶adnych zmian od ubieg艂ego roku. Wywieszka soldatenkino przed kinem „Curzon” by艂a ma艂a i dyskret­na, i dopiero je偶eli pr贸bowa艂oby si臋 wej艣膰 do restauracji „Mirabelle”, portier w cylindrze szepn膮艂by, 偶e obecnie jest ona do wy艂膮cznej dyspozycji oficer贸w sztabowych z dow贸dztwa 8 Floty Powietrznej Luftwaffe. I je偶eli sz艂oby si臋 dalej z na wp贸艂 przymkni臋tymi oczami, nie dostrzeg艂oby si臋 napis贸w firma 偶ydowska, kt贸re nie odstrasza艂y jedynie najodwa偶niejszych klient贸w. A we wrze艣niu owego 1941 roku Douglas Archer, podobnie jak wi臋kszo艣膰 jego rodak贸w, chodzi艂 z na wp贸艂 przymkni臋tymi oczami.

Miejscem morderstwa, do kt贸rego zgodnie z przepowiedni膮 sier­偶anta detektywa Harry'ego Woodsa zostali wezwani, okaza艂a si臋 Shepherd Market. W tym labiryncie w膮skich uliczek i zau艂k贸w zamieszkiwali zar贸wno londy艅scy robotnicy i w艂oscy sklepikarze, jak i bogaci go艣cie, kt贸rzy w kr臋tych uliczkach i trzeszcz膮cych domach odnajdywali co艣 z klimatu Londynu Dickensa, a jednocze艣nie byli wystarczaj膮co blisko eleganckich sklep贸w i restauracji centrum.

Budynek by艂 typowy dla tej dzielnicy. Przed Archerem i Woodsem przybyli ju偶 tu mundurowi policjanci, sprzeczaj膮cy si臋 w艂a艣nie z dwoma reporterami. Na parterze znajdowa艂 si臋 n臋dzny antykwariat, w kt贸­rym — je偶eli roz艂o偶y艂o si臋 ramiona na boki — mo偶na by艂o nieomal dotkn膮膰 przeciwleg艂ych 艣cian. Nad nim mie艣ci艂y si臋 pokoje, kt贸rych rozmiary pasowa艂yby bardziej do domku dla lalek. Na pi臋tro prowa­dzi艂y kr臋te schody, tak w膮skie, 偶e istnia艂o niebezpiecze艅stwo str膮cenia ramionami ze 艣cian jednej z ozdabiaj膮cych je litografii z powozami. Harry mia艂 trudno艣ci z przeniesieniem ci臋偶kiej walizki 艣ledczej na g贸rne pi臋tro, tam gdzie le偶a艂o cia艂o.

Lekarz policyjny znajdowa艂 si臋 ju偶 na miejscu i siedzia艂 na pokrytej perkalem sofie w zapi臋tym pod szyj臋 brytyjskim p艂aszczu wojskowym i z r臋kami w kieszeniach. By艂 to m艂ody cz艂owiek, w wieku oko艂o dwudziestu pi臋ciu lat, ale Douglas dostrzeg艂 w jego oczach wyraz tej straszliwej rezygnacji, z kt贸r膮 tak wielu Brytyjczyk贸w przyj臋艂o ostatecz­n膮 kl臋sk臋.

Na pod艂odze le偶a艂 martwy m臋偶czyzna. Jego wiek mo偶na by艂o okre艣li膰 na jakie艣 trzydzie艣ci pi臋膰 lat. Mia艂 blad膮 twarz i 艂ysiej膮c膮 g艂ow臋. Za 偶ycia mo偶na go by艂o wzi膮膰 za jakiego艣 naukowca — roztargnionego profesora, posta膰 z popularnych komedii filmowych.

Na jego kamizelce widnia艂a krew i du偶a plama rozsypanego br膮zowego proszku. Douglas dotkn膮艂 proszku czubkiem palca, ale zanim jeszcze podni贸s艂 go do nosa, rozpozna艂 przenikliwy zapach tabaki. Jej 艣lady znajdowa艂y si臋 r贸wnie偶 pod paznokciami denata. Wraz ze wzrostem cen papieros贸w tabaka stawa艂a si臋 coraz bardziej popularna. Poza tym do tej pory nie by艂a jeszcze racjonowana.

Archer znalaz艂 tabakierk臋 w kieszeni kamizelki. Uderzenia pocisk贸w zerwa艂y z niej pokrywk臋. W tej samej kieszonce by艂o r贸wnie偶 wypalone do po艂owy cygaro, jeszcze z opask膮 — „Romeo y Julieta” — warte teraz niemal maj膮tek. Nic dziwnego, 偶e ten cz艂owiek zachowa艂 nie wypalon膮 po艂贸wk臋.

Douglas spojrza艂 na doskona艂y gatunkowo materia艂 r臋cznie szytego garnituru denata. Jednak drogie, robione na miar臋 ubranie le偶a艂o na nim tak lu藕no, jakby nieboszczyk nagle podda艂 si臋 bardzo ostrej diecie i straci艂 wiele funt贸w wagi. Wskazywa艂y na to r贸wnie偶 zapadni臋te policzki i pomarszczona twarz. Nadinspektor dotkn膮艂 艂ysiej膮cych plack贸w na g艂owie martwego m臋偶czyzny.

Alopecia areata — powiedzia艂 doktor. — To do艣膰 rozpowszech­niona dolegliwo艣膰.

Archer zajrza艂 denatowi do ust. Wygl膮da艂o na to, 偶e zamordowany mia艂 do艣膰 pieni臋dzy, by zapewni膰 sobie dobr膮 opiek臋 dentystyczn膮. W jego ustach po艂yskiwa艂o z艂oto, ale by艂a w nich r贸wnie偶 krew.

— Ma w ustach krew.

— Pewnie padaj膮c uderzy艂 si臋 w twarz.

Douglas nie podziela艂 tego zdania, ale nie protestowa艂. Spostrzeg艂 male艅kie wrzodziki na twarzy i krwawe wybroczyny pod sk贸r膮. Podwin膮艂 wysoko r臋kaw koszuli — przedrami臋 by艂o mocno zaczer­wienione, jak po zbyt d艂ugim opalaniu si臋.

— Gdzie mo偶na znale藕膰 takie s艂o艅ce o tej porze roku? — zapyta艂 doktor.

Archer nie odpowiedzia艂. Sporz膮dzi艂 niewielki szkic sytuacyjny. Cia艂o upad艂o do ty艂u, do male艅kiej sypialenki. M臋偶czyzna w chwili, gdy trafi艂y go pociski, musia艂 sta膰 w drzwiach. Dotkn膮艂 plamy krwi, 偶eby sprawdzi膰 jej lepko艣膰, a potem po艂o偶y艂 d艂o艅 na piersi denata. Nie czu艂 w og贸le ciep艂a. Na podstawie do艣wiadczenia m贸g艂 powiedzie膰, 偶e ten m臋偶czyzna nie 偶y艂 ju偶 od sze艣ciu godzin — albo nawet d艂u偶ej. Lekarz obserwowa艂 Archera, ale nie komentowa艂 jego poczyna艅. Douglas wsta艂 i rozejrza艂 si臋 po pokoju. By艂 male艅ki, ozdobiony pstrokatymi tapetami, reprodukcjami Picassa i lampami zrobionymi z pustych butelek chianti.

Sta艂 tam r贸wnie偶 sekretarzyk z drzewa orzechowego z otwart膮 klap膮. Wygl膮da艂, jakby czego艣 w nim szukano. Staro艣wieck膮 lamp臋 z br膮zu ustawiono tak, 偶e rzuca艂a 艣wiat艂o prosto na sk贸rzany zielony blat. 呕ar贸wki jednak w lampie nie by艂o, zosta艂a wykr臋cona i w艂o偶ona do jednej z przegr贸dek sekretarzyka, obok taniego papieru do pisania i kopert.

Archer rozejrza艂 si臋 uwa偶nie. Nigdzie nie by艂o ksi膮偶ek, fotografii, niczego osobistego. Mieszkanie przypomina艂o raczej luksusowy pok贸j hotelowy. Ko艂o male艅kiego kominka sta艂o wiaderko z drewnem. Palenisko wype艂nia艂a sterta popio艂u ze spalonych papier贸w.

Wkr臋ci艂 偶ar贸wk臋 do lampy. Potem w艂膮czy艂 j膮 na chwil臋, by sprawdzi膰, czy 偶ar贸wka nie jest zepsuta, a potem znowu j膮 wy艂膮czy艂. Podszed艂 do kominka i wsun膮艂 r臋k臋 w popi贸艂. Nie poczu艂 ciep艂a. Nie ocala艂 te偶 nawet skrawek papieru, kt贸ry m贸g艂by zdradzi膰, co w艂a艣ciwie zosta艂o zniszczone. Spalenie takiej ilo艣ci papieru musia艂o zaj膮膰 bardzo du偶o czasu. Wytar艂 r臋ce w chusteczk臋.

— Czy jest tu anatomopatolog? — spyta艂.

— Jeszcze nie — odpar艂 g艂uchym g艂osem lekarz. Douglas domy艣li艂 si臋, o co chodzi: bardzo nie podoba艂o mu si臋 to, 偶e kazano mu czeka膰.

— I co pan na to, doktorze?

— Skoro wsp贸艂pracuje pan z SIPO, to mo偶e ma pan jakiego艣 papierosa na zbyciu?

Douglas wyj膮艂 z艂ot膮 papiero艣nic臋, kt贸ra by艂a jedynym warto艣­ciowym przedmiotem, jaki posiada艂. Lekarz wzi膮艂 papierosa, po­dzi臋kowa艂 skinieniem g艂owy i przyjrza艂 mu si臋 dok艂adnie. Na bibu艂ce znajdowa艂a si臋 podw贸jna czerwona opaska, 艣wiadcz膮ca o tym, 偶e papieros pochodzi z przydzia艂贸w Wehrmachtu. W艂o偶y艂 go do ust, wyj膮艂 z kieszeni zapalniczk臋 i zapali艂. Robi艂 to wszystko nie zmieniaj膮c ani wyrazu twarzy, ani pozycji. W dalszym ci膮gu siedzia艂 rozparty na sofie, z wyci膮gni臋tymi na 艣rodek pokoju nogami.

Przed drzwiami wej艣ciowymi, na male艅kim pode艣cie klatki scho­dowej, sta艂 umundurowany sier偶ant policji. W pewnej chwili wsun膮艂 g艂ow臋 do pokoju i rzek艂:

— Przepraszam, sir. Wiadomo艣膰 od anatomopatologa. B臋dzie najwcze艣niej po po艂udniu.

Harry Woods rozpakowywa艂 swoj膮 walizk臋 艣ledcz膮. Douglas nie m贸g艂 si臋 powstrzyma膰 i zerkn膮艂 na niego. Harry ze zrozumieniem pokiwa艂 g艂ow膮. Zatrzymanie na miejscu lekarza policyjnego by艂o dobrym pomys艂em.

— No i co pan mo偶e o tym powiedzie膰, doktorze? — spyta艂 Douglas.

Popatrzyli obaj w d贸艂, na cia艂o. Archer dotkn膮艂 but贸w denata. Stopy zawsze sztywnia艂y najp贸藕niej.

— Fotografowie postarali si臋 zako艅czy膰 wszystko przed przyby­ciem anatomopatologa — powiedzia艂 Harry. Douglas rozpi膮艂 koszul臋 martwego m臋偶czyzny i ods艂oni艂 wielkie czarne podbiegni臋cia, otaczaj膮ce dwa otwory pokryte warstw膮 zaschni臋tej krwi.

— Co mog臋 powiedzie膰? — powt贸rzy艂 lekarz. — 艢miertelne rany postrza艂owe klatki piersiowej. Pierwszy pocisk trafi艂 w serce, drugi w szczyt p艂uca. Zgon prawie natychmiastowy. Czy mog臋 ju偶 i艣膰?

— Na pewno nie b臋d臋 pana zatrzymywa艂 bez niezb臋dnej potrze­by — odpar艂 sucho Douglas. Przykucni臋ty obok cia艂a, spojrza艂 na miejsce, w kt贸rym przedtem musia艂 znajdowa膰 si臋 morderca. Pod 艣cian膮, g艂臋boko pod fotelem, dostrzeg艂 po艂ysk metalu. Podszed艂 i wyci膮gn膮艂 sporz膮dzon膮 z jakiego艣 stopu ma艂膮, obci膮gni臋t膮 sk贸r膮 konstrukcj臋. Wsun膮艂 znaleziony przedmiot do kieszeni kamizelki. — A wi臋c to pierwszy pocisk trafi艂 w serce, a nie drugi, co, doktorze?

Lekarz nie zmieni艂 swej na wp贸艂 le偶膮cej pozycji, jedynie przekr臋ci艂 stopy tak, 偶e czubki but贸w styka艂y si臋 teraz. — Gdyby pierwszy pocisk trafi艂 go w p艂uco, kiedy serce jeszcze pracowa艂o, by艂oby wi臋cej pienistej krwi.

— Istotnie — przytakn膮艂 Douglas.

— By膰 mo偶e w chwili oddania drugiego strza艂u ju偶 pada艂. To mog艂oby t艂umaczy膰 tak du偶y rozrzut.

— Rozumiem.

— W ci膮gu ubieg艂ego roku widzia艂em tyle ran postrza艂owych, 偶e chyba mog臋 si臋 uwa偶a膰 za eksperta w tych sprawach — stwierdzi艂 lekarz bez u艣miechu. — Pistolet kalibru dziewi臋膰 milimetr贸w. Pociski znajdzie pan, je偶eli pod艂ubie w tynku pod tymi koszmarnymi tapetami w stylu Regencji. Zrobi艂 to kto艣 znany denatowi. Na pana miejscu poszukiwa艂bym lewor臋cznego eks-偶o艂nierza, kt贸ry cz臋sto tu przychodzi艂 i mia艂 sw贸j w艂asny klucz do mieszkania.

— Dobra robota, doktorze... — Harry Woods uni贸s艂 g艂ow臋, odrywaj膮c si臋 na chwil臋 od przeszukiwania kieszeni denata.

— Zna pan moje metody, Watsonie — odpar艂 lekarz z ironi膮.

— Ten m臋偶czyzna by艂 w p艂aszczu. Wywnioskowa艂 wi臋c pan, 偶e wszed艂 do mieszkania, a zab贸jca ju偶 czeka艂 w 艣rodku. Znajdowali si臋 na wprost siebie, z tym 偶e zab贸jca siedzia艂 w fotelu ko艂o kominka. Na podstawie drogi pocisku zorientowa艂 si臋 pan, 偶e zab贸jca trzyma艂 pistolet w lewym r臋ku... czy偶 nie tak, doktorze? — zapyta艂 Archer.

— Cholernie dobre papierosy daj膮 panu ci Niemcy — rzek艂 lekarz unosz膮c d艂o艅 w g贸r臋 i spogl膮daj膮c na smug臋 dymu.

— By艂y 偶o艂nierz za艣 dlatego, 偶e trafi艂 go w serce pierwszym strza艂em? — Lekarz zaci膮gn膮艂 si臋 i skin膮艂 g艂ow膮. — A czy zauwa偶y艂 pan, 偶e my wszyscy te偶 wci膮偶 jeste艣my w p艂aszczach? Tu jest bardzo zimno, licznik jest pusty i zamkni臋to dop艂yw gazu. I niezbyt wielu 偶o艂nierzy jest snajperami, doktorze, a spo艣r贸d nich mo偶e jeden na milion tak doskonale strzela z pistoletu. Poza tym s膮dzi pan, 偶e zab贸jca mia艂 klucz, bo nie spostrzeg艂 pan na drzwiach 偶adnych 艣lad贸w w艂amania. M贸j sier偶ant jednak zdo艂a sforsowa膰 te drzwi przy u偶yciu paska celuloidu szybciej, ni偶 pan otworzy艂by je kluczem — i zrobi to o wiele ciszej.

— Och — wykrztusi艂 lekarz.

— A teraz, co mi pan powie na temat czasu zgonu? — spyta艂 Douglas.

Lekarze nie cierpieli okre艣lania czasu zgonu, i ten r贸wnie偶 da艂 to Archerowi odczu膰. Wzruszy艂 ramionami.

— Mog臋 wymy艣li膰 dowoln膮 liczb臋 i pomno偶y膰 j膮 przez dwa.

— No to niech pan t臋 liczb臋 wymy艣li, doktorze. Ale prosz臋 jej nie mno偶y膰.

Wci膮偶 rozwalony na otomanie lekarz wykruszy艂 偶ar z papierosa i w艂o偶y艂 niedopa艂ek do poobijanej puszki na tyto艅, kt贸r膮 wyci膮gn膮艂 z kieszeni.

— Zmierzy艂em temperatur臋 zaraz po przyj艣ciu. Normalnie oblicza si臋 czas zgonu przyjmuj膮c, 偶e cia艂o stygnie w tempie p贸艂tora stopnia Fahrenheita na godzin臋.

— Dosz艂y mnie kiedy艣 takie s艂uchy — stwierdzi艂 Douglas. Doktor u艣miechn膮艂 si臋 do niego pos臋pnie, schowa艂 puszk臋 z tyto­niem i spojrza艂 w d贸艂, na zetkni臋te ze sob膮 czubki swoich but贸w.

— 艢mier膰 mog艂a nast膮pi膰 dzisiaj, mi臋dzy sz贸st膮 a si贸dm膮 rano. Douglas spojrza艂 na mundurowego sier偶anta.

— Kto was zawiadomi艂?

— S膮siad z do艂u przynosi tu co rano butelk臋 mleka. Zobaczy艂, 偶e drzwi s膮 otwarte. Nie by艂o zapachu kordytu ani niczego innego — doda艂.

Doktor zachichota艂. Kiedy chichot zamieni艂 si臋 w kaszel, uderzy艂 si臋 kilka razy d艂oni膮 w pier艣.

— Nie by艂o zapachu kordytu — powt贸rzy艂. — Musz臋 to zapami臋­ta膰, 艣wietne.

— Niewiele pan wie o gliniarzach, doktorze — powiedzia艂 Ar­cher. — Troch臋 to dziwne, je偶eli we藕mie si臋 pod uwag臋, 偶e jest pan lekarzem policyjnym. Obecny tu sier偶ant ze s艂u偶by mundurowej, funkcjonariusz, kt贸rego nigdy dot膮d nie spotka艂em, daje mi teraz delikatnie do zrozumienia, 偶e jego zdaniem 艣mier膰 nast膮pi艂a wcze艣niej. O wiele wcze艣niej, doktorze. — Douglas podszed艂 do stoj膮cego w k膮cie ozdobionego pi臋kn膮 polichromi膮 kredensu i otworzy艂 go. W 艣rodku znajdowa艂a si臋 imponuj膮ca kolekcja alkoholi. Na wi臋kszo艣ci etykietek znajdowa艂 si臋 napis: Butelkowane specjalnie dla Wehrmachtu. Zamkn膮艂 kredens. — Czy s艂ysza艂 pan kiedy艣 o plamach opadowych? — spyta艂.

— Owszem, 艣mier膰 mog艂a nast膮pi膰 wcze艣niej — przyzna艂 lekarz. Siedzia艂 ju偶 prosto i m贸wi艂 uprzejmie.

— Ale nie przed p贸艂noc膮?

— Nie, nie przed p贸艂noc膮 — przytakn膮艂 lekarz.

— Innymi s艂owy, 艣mier膰 nast膮pi艂a ju偶 po godzinie policyjnej?

— To bardzo prawdopodobne.

— Bardzo prawdopodobne? — powt贸rzy艂 z sarkazmem Douglas.

— Z pewno艣ci膮 po godzinie policyjnej — potwierdzi艂 lekarz.

— W co pan gra, doktorze? — spyta艂 Archer. Podszed艂 do kominka i jeszcze raz przyjrza艂 si臋 dok艂adnie pot臋偶nemu stosowi spalonych papier贸w wci艣ni臋tych w niewielkie palenisko. Wypolerowany mosi臋偶ny pogrzebacz pokryty by艂 plamami kopcia. Kto艣 pos艂ugiwa艂 si臋 nim, by uzyska膰 ca艂kowit膮 pewno艣膰, 偶e p艂omie艅 poch艂onie nawet najdrobniejszy strz臋p papieru. Douglas ponownie wsun膮艂 d艂o艅 pomi臋­dzy lekkie warstwy popio艂u. Musia艂a to by膰 naprawd臋 pot臋偶na sterta papier贸w.

— Co on ma w kieszeniach, Harry? — zapyta艂.

— Dow贸d to偶samo艣ci, osiem funt贸w, trzy szylingi i dziesi臋膰 pens贸w, wi膮zk臋 kluczy, scyzoryk, drogie wieczne pi贸ro, chusteczk臋 do nosa i bilet kolejowy, powrotna po艂贸wka wa偶na przez miesi膮c — z Londynu do Bringle Sands.

— I to wszystko?

Harry wiedzia艂, 偶e Archer poprosi go o dow贸d to偶samo艣ci, i poda艂 mu go.

— Najwyra藕niej ten facet podr贸偶owa艂 z pustymi r臋kami — powiedzia艂.

— Albo mu kto艣 wypatroszy艂 kieszenie — oznajmi艂 lekarz nie ruszaj膮c si臋 z sofy.

Harry przechwyci艂 spojrzenie Douglasa i dostrzeg艂 w nim cie艅 u艣miechu.

— Albo mu kto艣 wypatroszy艂 kieszenie — powt贸rzy艂 Archer.

— Tak jest — przytakn膮艂 Harry.

Douglas otworzy艂 dow贸d. Przeczyta艂 w nim, 偶e okaziciel niniejszego by艂 ksi臋gowym, mia艂 trzydzie艣ci dwa lata i mieszka艂 w Kingston, w Surrey.

— Kingston — powiedzia艂.

— Aha — Harry skin膮艂 g艂ow膮. Wiedzieli obaj, 偶e od momentu, kiedy archiwum w Kingston uleg艂o zniszczeniu w czasie walk, by艂 to adres, kt贸ry najcz臋艣ciej wpisywali fa艂szerze dokument贸w to偶samo艣ci.

Douglas schowa艂 dow贸d i powt贸rzy艂 pytanie:

— W co pan gra, doktorze? — Spojrza艂 na lekarza, czekaj膮c na odpowied藕. — Dlaczego pr贸bowa艂 mnie pan wprowadzi膰 w b艂膮d, podaj膮c mi fa艂szywy czas zgonu?

— No c贸偶. To by艂a g艂upota z mojej strony. Ale s膮siedzi powinni informowa膰 Feldgendarmerie o wszystkich osobach przychodz膮cych i wychodz膮cych po godzinie policyjnej.

— A sk膮d pan wie, 偶e nie z艂o偶yli takiego meldunku? Lekarz uni贸s艂 obie d艂onie do g贸ry i u艣miechn膮艂 si臋.

— Tak sobie pomy艣la艂em — odpar艂.

— Pomy艣la艂 pan — Douglas pokr臋ci艂 g艂ow膮. — Czy mo偶e dlatego, 偶e wszyscy pa艅scy s膮siedzi naruszaj膮 godzin臋 policyjn膮? — zapyta艂. — Jakie jeszcze przepisy 艂ami膮 regularnie?

— Jezu! — odpar艂 lekarz. — Jeste艣cie gorsi od tych cholernych Niemc贸w. Wola艂bym rozmawia膰 z Gestapo ni偶 z takimi sukinsynami jak wy. Przynajmniej nie przekr臋caj膮 ka偶dego mojego s艂owa.

— Niech pan wobec tego porozmawia na ten temat z Gestapo — powiedzia艂 Douglas. — Ale mo偶e zechcia艂by pan przedtem, doktorze, zaspokoi膰 moj膮 prymitywn膮 ciekawo艣膰 i powiedzie膰, czy pa艅ska opinia o 艂agodnych metodach przes艂ucha艅 stosowanych przez t臋 instytucj臋 oparta jest na osobistym do艣wiadczeniu, czy na plotkach?

— No dobrze, dobrze — rzek艂 lekarz. — Powiedzmy, trzecia rano.

— To ju偶 lepiej — oznajmi艂 Douglas. — A teraz niech pan porz膮dnie zbada cia艂o, 偶ebym m贸g艂 zacz膮膰 dzia艂a膰 nie czekaj膮c na anatomopatologa. Ja za艣 postaram si臋 nie pami臋ta膰 o tych wszystkich innych bzdurach... Ale niech pan o niczym nie zapomni, bo zawioz臋 pana do Scotland Yardu i wezm臋 w obroty. Zgoda?

— Zgoda — odpar艂 lekarz.

— Na dole jest jaka艣 pani — oznajmi艂 od drzwi mundurowy sier偶ant policji. — Przysz艂a odebra膰 co艣 z antykwariatu na dole. Powiedzia艂em posterunkowemu, 偶eby j膮 poprosi艂, by na pana poczeka艂a.

— Dobrze — powiedzia艂 Archer.

Wyszed艂, zostawiaj膮c lekarza zaj臋tego obdukcj膮 zw艂ok, a Harry'ego Woodsa przegl膮daniem zawarto艣ci szuflad sekretarzyka.

Antykwariat by艂 jednym z wielu podobnych, jakie wyros艂y po bombardowaniach i pojawieniu si臋 uciekinier贸w z teren贸w d艂ugotrwa­艂ych zaci臋tych walk na obszarze Kent i Surrey. Korzystaj膮c ze sztucznie wy艣rubowanego kursu marki niemieckiej, okupanci ca艂ymi wagonami wysy艂ali do domu dzie艂a sztuki i przedmioty rzemios艂a artystycznego.

Handlarze dobrze na tym zarabiali, ale nie trzeba by艂o by膰 specjalist膮 od ekonomii, aby zauwa偶y膰, jak ogo艂aca to kraj.

W sklepie znajdowa艂o si臋 kilka egzemplarzy pi臋knych starych mebli. Douglas zastanawia艂 si臋 przez chwil臋, ile z nich zosta艂o nabytych zgodnie z prawem, a ile wyszabrowano z opuszczonych dom贸w. Inne swoje nabytki w艂a艣ciciel antykwariatu magazynowa艂 wstawiaj膮c je do male艅kich mieszkanek na pi臋trach — dzi臋ki temu m贸g艂 zapewne pobiera膰 du偶o wy偶sze op艂aty za ich wynajem.

Zapowiedziana przez sier偶anta kobieta siedzia艂a na eleganckim krze艣le w stylu Windsoru. By艂a bardzo pi臋kna — mia艂a wysokie czo艂o, delikatnie zarysowane ko艣ci policzkowe i do艣膰 szerok膮 twarz o wyrazis­tych, skorych od u艣miechu ustach. Ca艂o艣膰 dope艂nia艂y zgrabne d艂ugie nogi i szczup艂e r臋ce.

— Mo偶e wreszcie kto艣 b臋dzie m贸g艂 mi udzieli膰 konkretnej od­powiedzi — powiedzia艂a z lekkim ameryka艅skim akcentem. Si臋gn臋艂a do du偶ej sk贸rzanej torebki, znalaz艂a ameryka艅ski paszport i wyci膮gn臋艂a go w stron臋 Archera.

Skin膮艂 g艂ow膮. Przez chwil臋 czu艂 si臋 jak zahipnotyzowany. By艂a najbardziej poci膮gaj膮c膮 kobiet膮, jak膮 kiedykolwiek widzia艂.

— Czym mog臋 pani s艂u偶y膰?

— Panno — poprawi艂a go. — W moim kraju nie lubimy, kiedy do kobiety niezam臋偶nej zwraca si臋 jak do m臋偶atki. — Odni贸s艂 wra偶enie, 偶e bawi si臋 jego zmieszaniem. U艣miechn臋艂a si臋 w swobodny, niewymu­szony spos贸b, jaki cechuje ludzi albo bardzo bogatych, albo bardzo pi臋knych i pewnych siebie.

— Czym wi臋c mog臋 s艂u偶y膰?

Mia艂a na sobie r贸偶owy we艂niany kostium, kt贸rego surowy i prak­tyczny kr贸j by艂 niew膮tpliwie ameryka艅ski. Jej ubranie wsz臋dzie zwraca艂oby na ni膮 uwag臋, ale w tym zbrukanym wojn膮 mie艣cie, w艣r贸d ludzi cz臋sto odzianych w 藕le dopasowane mundury albo garnitury przerobione z mundur贸w, od razu mo偶na si臋 by艂o zorientowa膰, 偶e jest przybyszem z innego 艣wiata. Na ramieniu mia艂a zawieszonego nowiut­kiego rolleiflexa. Niemcy sprzedawali te aparaty po obni偶onej cenie cz艂onkom swoich si艂 zbrojnych i wszystkim, kt贸rzy p艂acili dolarami ameryka艅skimi.

— Nazywam si臋 Barbara Barga. Jestem dziennikark膮, i moje korespondencje ukazuj膮 si臋 w czterdziestu dw贸ch ameryka艅skich pismach — gazetach i periodykach. Attache prasowy ambasady niemieckiej w Waszyngtonie zaproponowa艂 mi bilet na inauguracyjny przelot Lufthansy z Nowego Jorku do Londynu, kt贸ry odby艂 si臋 w ubieg艂ym miesi膮cu. Wyrazi艂am zgod臋 i jestem tutaj.

— Witamy w Londynie — odpar艂 sucho Douglas.

To, 偶e wymieni艂a inauguracyjny przelot pasa偶erskiego focke-wulfa, by艂o z jej strony sprytnym posuni臋ciem. W locie tym brali udzia艂 G枚ring oraz Goebbels i by艂o to zajmuj膮ce najwi臋cej miejsca w ca艂ej prasie wydarzenie roku. Doprawdy, dziennikarz musia艂 by膰 niezwykle wa偶n膮 figur膮, by zdoby膰 miejsce w tym samolocie.

— A teraz prosz臋 mi powiedzie膰, co si臋 tu dzieje — powiedzia艂a z u艣miechem.

Douglas Archer do tej pory nie styka艂 si臋 ze zbyt wieloma Amerykanami i z ca艂膮 pewno艣ci膮 nie spotka艂 dot膮d nikogo, kto da艂by si臋 por贸wna膰 z t膮 dziewczyn膮. Kiedy u艣miecha艂a si臋, jej twarz marszczy艂a si臋 w spos贸b, kt贸ry uzna艂 za czaruj膮cy. Mimo woli odpowiedzia艂 u艣miechem.

— Prosz臋 mnie 藕le nie zrozumie膰 — powiedzia艂a dziewczyna. — Nie mam nic przeciwko policjantom, ale nie spodziewa艂am si臋, 偶e spotkam ich dzi艣 w sklepie Petera.

— Petera...?

— Petera Thomasa — powiedzia艂a. — Przecie偶 na drzwiach jest napisane: „Peter Thomas — Antyki” — prawda?

— Czy zna pani tego Petera Thomasa, panno Barga? — spyta艂 Douglas.

— Ma jakie艣 k艂opoty?

— By艂oby szybciej, gdyby ograniczy艂a si臋 pani do odpowiadania na moje pytania, panno Barga.

— Kto powiedzia艂, 偶e chc臋, aby by艂o szybciej... — u艣miechn臋艂a si臋. — OK. Zna艂am go...

— Czy mog艂aby go pani opisa膰 w kilku s艂owach?

— Jakie艣 trzydzie艣ci osiem lat, mo偶e m艂odszy, blady, w艂osy przerzedzone, mocno zbudowany, sze艣膰 st贸p wzrostu, w膮siki w stylu Ronalda Colmana, g艂臋boki g艂os, dobrze ubrany.

Douglas skin膮艂 g艂ow膮. To, co powiedzia艂a, wystarczy艂o, 偶eby zidentyfikowa膰 martwego m臋偶czyzn臋.

— Czy m贸g艂bym si臋 dowiedzie膰, co 艂膮czy艂o pani膮 z Peterem Thomasem?

— Tylko interesy. A teraz mo偶e wreszcie by mi pan powiedzia艂, kim pan jest, kolego?

— A tak, przepraszam — odpowiedzia艂 Douglas. Czu艂, 偶e rozgrywa to fatalnie. Dziewczyna, widz膮c jego zmieszanie, u艣miechn臋艂a si臋. — Jestem detektywem nadinspektorem prowadz膮cym 艣ledztwo. Pana Thomasa znaleziono tu dzi艣 rano — martwego.

— Och! Ale to chyba nie by艂o samob贸jstwo? Peter nie nale偶a艂 do takich ludzi.

— Zosta艂 zastrzelony.

— Paskudna sprawa — stwierdzi艂a. — Zdaje si臋, 偶e wy, Brytyj­czycy, tak to okre艣lacie?

— Jakiego rodzaju interesy pani z nim prowadzi艂a?

— Pomaga艂 mi w zbieraniu materia艂贸w do artyku艂u, kt贸ry w艂a艣nie pisz臋. O Amerykanach przebywaj膮cych tu w czasie walk. Poznali艣my si臋, kiedy wst膮pi艂am do sklepu, 偶eby si臋 dowiedzie膰 o cen臋 jakiego艣 mebla. Zna艂 tu wszystkich — 艂膮cznie z wieloma zamieszka艂ymi w Londynie obcokrajowcami.

— Doprawdy?

— Peter by艂 sprytny. By艂 w stanie znale藕膰 wszystko, na czym komu艣 mog艂oby zale偶e膰, pod warunkiem jednak, 偶e mia艂 z tego jak膮艣 korzy艣膰. — Spojrza艂a na kolekcj臋 wyrob贸w ze srebra i ko艣ci s艂oniowej na p贸艂ce nad kas膮. — Przysz艂am tu dzisiaj, 偶eby odebra膰 film. Sko艅czy艂 mi si臋 wczoraj i Peter powiedzia艂, 偶e postara si臋 o nast臋pn膮 rolk臋. Mo偶e ma j膮 jeszcze w kieszeni.

— Przy ciele nie znaleziono 偶adnego filmu.

— No c贸偶, to nie ma znaczenia. Zdob臋d臋 go gdzie indziej. Sta艂a tu偶 obok niego i czu艂 zapach jej perfum. Wyobrazi艂 sobie, 偶e

j膮 obejmuje, a ona, jakby domy艣laj膮c si臋 tego, spojrza艂a na niego i u艣miechn臋艂a si臋.

— W jaki spos贸b mog臋 si臋 z pani膮 skontaktowa膰, panno Barga?

— B臋d臋 w hotelu „Dorchester” do ko艅ca tego tygodnia. Potem przeprowadzam si臋 do mieszkania przyjaci贸艂ki.

— A wi臋c „Dorchester” jest ju偶 znowu otwarty?

— Tylko kilka pokoi od ty艂u. Odbudowanie cz臋艣ci frontowej zajmie jeszcze du偶o czasu.

— Niech pani pami臋ta o zostawieniu nowego adresu — przypom­nia艂 jej Douglas, cho膰 doskonale zdawa艂 sobie spraw臋, 偶e musia艂a zosta膰 zarejestrowana zar贸wno jako obca obywatelka, jak r贸wnie偶 w Biurze Prasowym Komendantury.

Sprawia艂a wra偶enie, 偶e wcale jej si臋 nie 艣pieszy, by odej艣膰.

— Peter m贸g艂 za艂atwi膰 wszystko. Poczynaj膮c od kawa艂ka mar­mur贸w Elgina razem z metryczk膮 podpisan膮 przez faceta, kt贸ry w艂asnor臋cznie wykopa艂 go z ruin British Museum, a ko艅cz膮c na zwolnieniu od s艂u偶by wojskowej — kategoria 1A, Aryjczyk, robotnik wykwalifikowany, bez ogranicze艅 w podr贸偶owaniu i z przepustk膮 na godzin臋 policyjn膮. Peter by艂 wysokiej klasy kombinatorem, nadinspek­torze. Faceci tacy jak on cz臋sto wpadaj膮 w k艂opoty. Niech si臋 pan nie spodziewa, 偶e kto艣 b臋dzie po nim p艂aka艂.

— Bardzo mi pani pomog艂a, panno Barga, dzi臋kuj臋. Kiedy wychodzi艂a, Douglas odezwa艂 si臋 ponownie:

— A przy okazji — zapyta艂 — mo偶e pani wie, czy Thomas by艂 ostatnio w jakich艣 ciep艂ych krajach?

— Dlaczego pan pyta? — odwr贸ci艂a si臋 w jego stron臋.

— Ma poparzone r臋ce — odpar艂 Douglas. — Zupe艂nie jakby zasn膮艂 na silnie operuj膮cym s艂o艅cu.

— Spotka艂am go zaledwie przed kilkoma tygodniami — od­powiedzia艂a. — Ale mo偶e u偶ywa艂 kwarc贸wki.

— To by wyja艣nia艂o spraw臋 — rzek艂 z pow膮tpiewaniem w g艂osie.

Na g贸rze Harry Woods rozmawia艂 z jedynym s膮sia­dem Thomasa. Zidentyfikowa艂 on cia艂o i powiedzia艂 r贸wnie偶, 偶e Thomas wcale nie by艂 idealnym wsp贸艂mieszka艅cem.

— Bywa艂 tu feldfebel Luftwaffe... pot臋偶ny m臋偶czyzna w okularach. Pracowa艂 w magazynach kwatermistrzostwa na Marylebone Road. Przynosi艂 tu r贸偶ne rzeczy — 偶ywno艣膰 w puszkach, tyto艅 i rozmaite medykamenty. S膮dz臋, 偶e r贸wnie偶 handlowali narkotykami. Wci膮偶 urz膮dzali przyj臋cia i gdyby tylko zobaczy艂 pan niekt贸re z dziewczyn, jakie tu przychodzi艂y... wymalowane i 艣mierdz膮ce alkoholem. Czasem przez pomy艂k臋 stukali do moich drzwi — koszmarni ludzie. Wie pan, nie lubi臋 m贸wi膰 藕le o umar艂ych, ale ci, z kt贸rymi on si臋 zwi膮za艂, byli rzeczywi艣cie koszmarni.

— Mo偶e wie pan, czy pan Thomas mia艂 lamp臋 kwarcow膮? — spyta艂 Douglas.

— Trudno zgadn膮膰, czego on n i e mia艂, nadinspektorze! Je偶eli dobrze pan poszuka w tych szafach, znajdzie pan prawdziwy sezam Ali Baby. I niech pan nie zapomni o strychu.

— Nie. Nie zapomn臋, dzi臋kuj臋.

Kiedy s膮siad wyszed艂, Douglas wyj膮艂 z kieszeni metalowy przed­miot, kt贸ry znalaz艂 pod fotelem. Wykonano go z wysztancowanych fragment贸w lekkiego stopu, a mimo to by艂 niepor臋czny i ci臋偶ki jak na swoje wymiary. Nie pomalowano go, jego kraw臋d藕 za艣 obci膮gni臋to paskiem jasnobr膮zowej sk贸ry. By艂 w nim wywiercony 膰wier膰calowy otw贸r z przyspawan膮 nad nim nagwintowan膮 nakr臋tk膮. Ca艂o艣膰 zosta艂a wzmocniona fragmentem rurki. Na podstawie kszta艂tu, rozmiar贸w i wyra藕nie pospiesznego wykonania Douglas wywnioskowa艂, 偶e by艂a to cz臋艣膰 jednej z wielu setek sztucznych ko艅czyn, w kt贸re zaopatrywano ofiary niedawnych walk. Je偶eli by艂a to cz臋艣膰 protezy prawej r臋ki, lekarz m贸g艂 istotnie wyci膮gn膮膰 trafny wniosek i Douglas powinien rzeczywi艣cie zacz膮膰 szuka膰 by艂ego wojskowego, lewor臋cznego snajpera.

Kiedy Harry wszed艂 do pokoju, Archer w艂o偶y艂 metalow膮 konstruk­cj臋 do kieszeni.

— Zwolni艂e艣 ju偶 doktora? — zapyta艂.

— Nie藕le go przycisn膮艂e艣, Doug.

— Co jeszcze ci powiedzia艂?

— Nic wi臋cej. S膮dz臋, 偶e powinni艣my spr贸bowa膰 odnale藕膰 tego feldfebla z Luftwaffe.

— Czy lekarz powiedzia艂 co艣 o tych oparzeniach na przed­ramionach?

— Kwarc贸wka — oznajmi艂 Harry.

— Lekarz ci to powiedzia艂?

— Nie, to ja tak my艣l臋. Doktor tylko mrucza艂 i wzdycha艂. Wiesz, jacy oni s膮.

— A wi臋c s膮siad powiedzia艂 nam — rzek艂 Douglas — 偶e Thomas dzia艂a艂 na czarnym rynku. By膰 mo偶e ta Amerykanka r贸wnie偶.

— Wszystko do siebie pasuje, prawda?

— Wszystko do siebie pasuje i 艣mierdzi jak diabli. Harry nic nie powiedzia艂.

— Czy znalaz艂e艣 kwarc贸wk臋?

— Nie, ale jest jeszcze strych.

— No dobra, poszukaj na strychu. A potem id藕 do Feldgendarmerie i wydob膮d藕 od nich zezwolenie na rozmow臋 z tym feldfeblem.

— Jak my艣lisz, bardzo ta sprawa 艣mierdzi? — spyta艂 Harry.

— S膮siad z do艂u powiedzia艂 wszystko o tym cholernym feldfeblu — poza jego nazwiskiem i numerem s艂u偶bowym. A opr贸cz tego pojawia si臋 ta Amerykanka i pyta mnie, czy znalaz艂em przy zw艂okach rolk臋 filmu. Powiedzia艂a mi, 偶e ten Peter Thomas ubieg艂ej nocy mia艂 jej zdoby膰 film... uff! Taka dziewczyna jak ona mog艂aby przewie藕膰 setk臋 film贸w. Je偶eli chcia艂aby ich wi臋cej, dosta艂aby je z naszej agencji prasowej albo ambasady ameryka艅skiej. A gdyby to si臋 jej nie uda艂o, da艂oby jej te filmy niemieckie biuro prasowe. Wiesz przecie偶, co ci urz臋dnicy z propagandy zrobiliby dla ameryka艅skiego dziennikarza. Nie musia艂aby wcale nawi膮zywa膰 kontakt贸w z czarnym rynkiem.

— A mo偶e ona w艂a艣nie chcia艂a nawi膮za膰 kontakty z czarnym rynkiem? Mo偶e chcia艂a nawi膮za膰 kontakt z Ruchem Oporu, 偶eby zrobi膰 z tego materia艂 prasowy?

— Te偶 sobie tak pomy艣la艂em, Harry.

— Co jeszcze ci nie pasuje?

— Wzi膮艂em ze sob膮 na d贸艂 klucze Thomasa. 呕aden z nich nie pasuje do 偶adnego zamka. Ani do drzwi wej艣ciowych z ulicy, ani do tych. Ma艂e kluczyki wygl膮daj膮, jakby by艂y do zamk贸w kartotek, a ten z br膮zu sprawia wra偶enie klucza do sejfu. Ale nie ma tu 偶adnych kartotek, a je偶eli jest jaki艣 sejf, to niezwykle dobrze schowany.

— Czy co艣 jeszcze?

— Je偶eli on tutaj mieszka艂, to dlaczego wyje偶d偶aj膮c wczoraj rano z Bringle Sands kupi艂 bilet powrotny? Poza tym gdzie s膮 jego koszule, bielizna i ubrania?

— Zostawi艂 je w Bringle Sands...

— I mia艂 zamiar po艂o偶y膰 si臋 tu do 艂贸偶ka, a potem wsta膰 i na艂o偶y膰 t臋 sam膮 koszul臋 i kalesony, co? Popatrz na niego, Harry. Ten facet bardzo dba艂 o czysto艣膰 bielizny.

— S膮dzisz, 偶e tu nie mieszka艂?

— Nie s膮dz臋, by mieszka艂 tu ktokolwiek. To miejsce by艂o wykorzys­tywane do spotka艅.

— My艣lisz o interesach... czy kochankach?

— Zapomnia艂e艣 o czym艣, co ludzie z Ruchu Oporu nazywaj膮 „baz膮”, Harry. Mo偶e to by膰 miejsce, w kt贸rym si臋 spotykaj膮, ukrywaj膮 albo przechowuj膮 co艣. I nie powinni艣my przeoczy膰 tego jego p艂aszcza...

— Powiedzia艂e艣 lekarzowi, 偶e mia艂 go na sobie, bo jest tu ch艂odno.

— Doktor pr贸bowa艂 wyprowadzi膰 mnie z r贸wnowagi i prawie mu si臋 to uda艂o. Nie znaczy to jednak, 偶e nie mia艂 racji m贸wi膮c, 偶e kto艣 tu siedzia艂 i czeka艂 na przyj艣cie Thomasa. Cho膰 nie t艂umaczy, dlaczego denat mia艂 na g艂owie kapelusz...

— Nigdy nie wiem, co naprawd臋 my艣lisz — powiedzia艂 Woods.

— Kiedy b臋dziesz w Feldgendarmerie, Harry, uwa偶aj na to, co m贸wisz.

— Co艣 ty, masz mnie za g艂upiego?

— Nie za g艂upiego, tylko za romantycznego — odpar艂 Douglas.

— Jak my艣lisz, czy te oparzenia rzeczywi艣cie mog艂y zosta膰 spowo­dowane przez kwarc贸wk臋? — zapyta艂 Harry.

— Nigdy nie s艂ysza艂em, 偶eby kto艣 spa艂 pod kwarc贸wk膮 — odpar艂 Archer. — Ale wszystko kiedy艣 zdarza si臋 po raz pierwszy. Spr贸buj pomy艣le膰, dlaczego kto艣 wykr臋ci艂 偶ar贸wk臋 z lampy stoj膮cej na sekretarzyku. By艂a zupe艂nie w porz膮dku.

Rozdzia艂 4

Wydawa艂o si臋, 偶e piwo jest z ka偶dym dniem coraz s艂absze, ale ci, co wierzyli w opowie艣ci, 偶e w czasie walk uleg艂y zniszczeniu pola chmielowe, nigdy chyba nie pr贸bowali eksportowych gatunk贸w, kt贸re sprzedawano w kantynach dla niemieckich wojs­kowych. Douglas kupi艂 drugie du偶e piwo i grubo posmarowa艂 musztard膮 zupe艂nie pozbawion膮 smaku kanapk臋 z serem. W „Czer­wonym Lwie” na Derby Gate znajdowa艂o si臋 jeszcze kilku funkcjo­nariuszy z Wydzia艂u Zab贸jstw. By艂 to w艂asny pub Scotland Yardu i przy jego barze rozwi膮zano wi臋cej zagadek kryminalnych ni偶 we wszystkich biurach, laboratoriach i archiwach razem wzi臋tych. Tak przynajmniej twierdzili po paru kieliszkach regularni bywalcy.

Wszed艂 gazeciarz sprzedaj膮cy „Evening Standard”. Douglas kupi艂 egzemplarz i spojrza艂 na notk臋 zamieszczon膮 na ostatniej stronie.

ZW艁OKI M臉呕CZYZNY W LUKSUSOWYM MIESZKANIU NA WEST ENDZIE!

Funkcjonariusze Scotland Yardu przybyli dzi艣 na Shepherd Market w Mayfair, gdzie m臋偶czyzna przynosz膮cy codziennie porann膮 butelk臋 mleka znalaz艂 cia艂o swojego s膮siada. Nazwisko denata nie zosta艂o jeszcze ujawnione przez policj臋. Przypuszcza si臋, 偶e by艂 to antykwariusz i znany rzeczoznawca od pere艂ek. Scotland Yard podejrzewa mo偶liwo艣膰 zab贸jstwa i 艣ledztwo w tej sprawie prowadzone jest przez „Archera z Yardu”, kt贸ry ubieg艂ego lata rozwi膮za艂 zagadk臋 ,,Zab贸jstw maniaka seksualnego”.

Douglas wyczu艂 w tym r臋k臋 Harry'ego Woodsa, kt贸ry doskonale wiedzia艂, 偶e nie cierpi, by go nazywano „Archerem z Yardu”. Domy艣li艂 si臋 r贸wnie偶, i偶 Harry przekazywa艂 wiadomo艣膰 przez telefon i powiedzia艂, 偶e denat by艂 „rzeczoznawc膮 od panienek”, a potem usi艂owa艂 w nie­przekonuj膮cy spos贸b to przerobi膰.

Kiedy wyszed艂 z „Czerwonego Lwa” i spojrza艂 na drug膮 stron臋 ulicy, by sprawdzi膰 czy co艣 nie nadje偶d偶a, zobaczy艂 Sylwi臋, swoj膮 sekretark臋. Najwidoczniej czeka艂a na niego. Przepu艣ci艂 par臋 przeje偶­d偶aj膮cych autobus贸w i szybko zacz膮艂 przechodzi膰 przez jezdni臋. Znowu zatrzyma艂 si臋, przepuszczaj膮c dwa samochody z proporczykami Sztabu Generalnego. Trafi艂y na wyboje po zasypanych lejach bombowych i ochlapa艂y go wod膮. Zakl膮艂, ale niewiele to pomog艂o.

— Kochanie — powiedzia艂a Sylwia. W jej g艂osie nie s艂ycha膰 by艂o szczeg贸lnej nami臋tno艣ci, ale Sylwia nigdy si臋 ni膮 specjalnie nie odznacza艂a. Douglas obj膮艂 j膮 ramieniem, a ona podstawi艂a mu ch艂odny policzek do poca艂unku.

— Martwi艂em si臋 przez ca艂y ranek. W li艣cie napisa艂a艣, 偶e od­chodzisz.

— Wybacz mi, kochanie — odpar艂a Sylwia. — Pogardza艂am sob膮 od chwili wys艂ania tego przekl臋tego listu. Powiedz, 偶e mi wybaczasz.

— Jeste艣 w ci膮偶y?

— Nie mam ca艂kowitej pewno艣ci.

— Do diab艂a, Sylwio, wys艂a艂a艣 list, w kt贸rym piszesz mi...

— Nie krzycz na ulicy, kochanie. — Zakry艂a mu usta d艂oni膮. — Mo偶e nie powinnam tu przychodzi膰?

— Po trzech dniach musia艂em zameldowa膰 o twojej nieobecno艣ci. Herbaciarka pyta艂a, gdzie jeste艣. Nie mog艂em d艂u偶ej ci臋 kry膰.

— Oczywi艣cie, wcale nie chcia艂am, 偶eby艣 ryzykowa艂, kochanie.

— Telefonowa艂em do twojej ciotki w Streatham, ale powiedzia艂a mi, 偶e nie widzia艂a ci臋 od paru miesi臋cy.

— Tak, musz臋 si臋 z ni膮 zobaczy膰.

— Czy mnie wreszcie pos艂uchasz, Sylwio?

— Pu艣膰 moj膮 r臋k臋, to boli. Przecie偶 s艂ucham.

— Sk膮d偶e. W og贸le nie wiesz, co do ciebie m贸wi臋.

— Podobnie jak ty. Nigdy nie zwracasz uwagi na to, co j a do ciebie m贸wi臋.

— Masz wci膮偶 przepustk臋 SIPO.

— Jak膮 przepustk臋?

— Swoj膮 przepustk臋 do Scotland Yardu. Pi艂a艣, czy co?

— Co ci przychodzi do g艂owy?! No i co z tego, 偶e mam? Czy my艣lisz, 偶e p贸jd臋 na Petticoat Lane i sprzedam j膮 temu, kto da wi臋cej? Przecie偶 do tego obrzydliwego budynku nikt nie chcia艂by wej艣膰 z w艂asnej woli.

— Przejd藕my si臋 — rzek艂 Douglas. — Czy nie wiesz, 偶e na Whitehall s膮 regularne patrole 偶andarmerii?

— O czym ty m贸wisz? — U艣miechn臋艂a si臋. — Lepiej by艣 mnie poca艂owa艂. Czy nie cieszysz si臋, 偶e mnie widzisz?

Poca艂owa艂 j膮 pospiesznie.

— Oczywi艣cie, 偶e si臋 ciesz臋. Przejd藕my si臋 w stron臋 Trafalgar Square, dobrze?

— Dobrze.

Przeszli obok Whitehall, ko艂o uzbrojonych stra偶nik贸w stoj膮cych nieruchomo przed niedawno zaj臋tymi biurami. Byli ju偶 ko艂o Whitehall Theatre, gdy zobaczyli 偶o艂nierzy dokonuj膮cych wyrywkowej kontroli dokument贸w. W poprzek ulicy sta艂y trzy ci臋偶ar贸wki ze 艣wie偶o wymalowanymi znakami dow贸dztwa niemieckiej Grupy Armijnej L (Dystrykt Londyn) — schematyczny rysunek Tower Bridge zwie艅­czony gotyck膮 liter膮 L. 呕o艂nierze byli w polowych bluzach mas­kuj膮cych, a na ramionach mieli pistolety maszynowe. Szybko i sprawnie rozk艂adali kolczast膮 zapor臋, kt贸ra mia艂a dziurawi膰 opony pojazd贸w, blokuj膮c jezdni臋 tak, 偶e dla ruchu w obu kierunkach otwarte by艂o tylko jedno pasmo. Samoch贸d dowodzenia punktem kontrolnym sta艂 u st贸p pomnika Karola I. Niemcy szybko si臋 zorientowali, pomy艣la艂 Douglas, 偶e Policja Metropolitalna w centrum Londynu zawsze w艂a艣nie tutaj przeprowadza艂a kontrole. Inni 偶o艂nierze ustawili tak膮 sam膮 zapor臋 za ich plecami.

Sylwia nie okaza艂a niepokoju, ale zaproponowa艂a, 偶e b臋dzie lepiej, je偶eli skr臋c膮 na Whitehall Place i p贸jd膮 w stron臋 Embankment.

— Nie — odpar艂 Archer. — Zawsze najpierw organizuj膮 blokad臋 bocznych ulic.

— Poka偶臋 moj膮 przepustk臋 — zaproponowa艂a.

— Czy艣 ty zupe艂nie upad艂a na g艂ow臋? — spyta艂 Douglas. — W budynku Scotland Yardu mie艣ci si臋 SD, Gestapo i inne takie instytucje. Mo偶esz sobie t臋 przepustk臋 lekcewa偶y膰, ale Niemcy uwa偶aj膮, 偶e jest ona najcenniejszym dokumentem, jaki mo偶e otrzyma膰 obco­krajowiec. Nie przychodzi艂a艣 do pracy i nie powiadomi艂a艣 o chorobie, a mimo to zatrzyma艂a艣 przepustk臋. Gdyby艣 przeczyta艂a niemieckie przepisy, kt贸re podpisywa艂a艣, przekona艂aby艣 si臋, 偶e jest to traktowane na r贸wni z kradzie偶膮. W chwili obecnej twoje nazwisko i numer przepustki znajduj膮 si臋 na li艣cie Gestapo. Ka偶dy patrol od Land's End do John O'Groats ma ci臋 szuka膰.

— No to co mam zrobi膰? — Nawet teraz w jej g艂osie nie by艂o s艂ycha膰 l臋ku.

— Nic. Ale zachowuj si臋 spokojnie. Maj膮 tu tajniak贸w, kt贸rzy zwracaj膮 uwag臋 na ka偶dego, kto w jaki艣 spos贸b odbiega od normy.

呕o艂nierze zatrzymywali wszystko i wszystkich — samochody sztabowe, pi臋trowe autobusy. Nawet w karetce pogotowia dow贸dca sprawdzi艂 dokumenty kierowcy i chorego. Nie zwracali uwagi na deszcz, od kt贸rego ich he艂my zacz臋艂y b艂yszcze膰, a bluzy maskuj膮ce pociemnia艂y. Cywile natomiast starali si臋 ukry膰 przed s艂ot膮 w wej艣ciu do Whitehall Theatre. Wystawiano tu dzi艣 rewi臋 „Wiede艅 odwiedza Londyn”. Na plakacie rozebrane dziewczyny kry艂y si臋 mi臋dzy bia艂ymi skrzypcami.

Douglas schwyci艂 Sylwi臋 za rami臋 i, zanim zd膮偶y艂a zaprotestowa膰, brutalnie zatrzasn膮艂 na jej przegubie kajdanki.

— Co ty do cholery wyprawiasz?! — krzykn臋艂a, ale Douglas ju偶 ci膮gn膮艂 j膮 za sob膮 obok czekaj膮cych ludzi. Zacz膮艂 przepycha膰 si臋 jeszcze gwa艂towniej i w 艣lad za nim rozleg艂o si臋 kilka pe艂nych oburzenia pomruk贸w.

— Dow贸dca patrolu! — zawo艂a艂 rozkazuj膮cym tonem. — Dow贸d­ca patrolu!

— Czego pan chce? — odezwa艂 si臋 m艂ody, pryszczaty feldfebel. Na jego piersi wisia艂a metalowa odznaka s艂u偶bowa 偶andarmerii wojskowej. Nie mia艂 na sobie bluzy maskuj膮cej i Douglas domy艣li艂 si臋, 偶e to dow贸dca dru偶yny. Machn膮艂 w powietrzu swoj膮 przepustk膮 SIPO i zacz膮艂 szybko m贸wi膰 po niemiecku:

— Wachtmeister! Prowadz臋 t臋 dziewczyn臋 na przes艂uchanie. Oto moja przepustka.

— A jej dokumenty? — spyta艂 beznami臋tnie dow贸dca patrolu.

— Twierdzi, 偶e je zgubi艂a.

Feldfebel nie zareagowa艂. Wzi膮艂 z r臋ki Douglasa przepustk臋 i przestudiowa艂 j膮 uwa偶nie. Potem przyjrza艂 mu si臋 i por贸wna艂 z fotografi膮.

— No szybciej, szybciej — irytowa艂 si臋 Douglas. Wiedzia艂 dobrze, 偶e 偶aden 偶andarm nie jest w stanie wyczu膰 r贸偶nicy mi臋dzy uprzejmo艣ci膮 a poczuciem winy. — Nie mam ca艂ego dnia na czekanie.

— Zgniot艂e艣 mi przegub — wrzasn臋艂a Sylwia. — Popatrz na moj膮 r臋k臋, sukinsynu!

呕o艂nierz spojrza艂 gro藕nie na Archera, a potem na dziewczyn臋.

— Nast臋pny! — rykn膮艂.

— No, chod藕 — powiedzia艂 Douglas i pospieszy艂 przez zapor臋, ci膮gn膮c dziewczyn臋 za sob膮.

Przecisn臋li si臋 przez czekaj膮cych z drugiej strony punktu kontrol­nego. Obydwoje byli mokrzy i nie odzywali si臋 do siebie. Przez 艁uk Admiralicji na Trafalgar Square przejecha艂 luksusowy autobus. W jego oknach wida膰 by艂o twarze m艂odych 偶o艂nierzy. Ze 艣rodka pojazdu niewyra藕nie dobiega艂 wzmocniony aparatur膮 g艂os przewodnika m贸­wi膮cego szkolnym niemieckim. M艂odzi ludzie 艣miali si臋, s艂ysz膮c jego wymow臋. Jeden z 偶o艂nierzy pomacha艂 do Sylwii.

Kilka mokrych go艂臋bi zerwa艂o si臋 do lotu, uciekaj膮c im z drogi, gdy przechodzili przez pusty, smagany deszczem plac.

— Czy zdajesz sobie spraw臋 z tego, co przed chwil膮 powiedzia­艂e艣? — spyta艂a Sylwia. Wci膮偶 pociera艂a 艣ci艣ni臋ty kajdankami przegub.

Jakie偶 to kobiece, pomy艣la艂 Douglas — zaczyna膰 teraz rozmow臋 pe艂n膮 niewyra藕nych aluzji do czego艣 ju偶 zapomnianego.

— Powiedzia艂e艣, 偶e to najwa偶niejszy dokument, jaki Niemcy wydaj膮 obcokrajowcom.

— Daj spok贸j, Sylwio — odpar艂 Douglas. Spojrza艂 za siebie, by upewni膰 si臋, 偶e s膮 poza zasi臋giem wzroku patrolu, po czym otworzy艂 kajdanki i pu艣ci艂 jej rami臋.

— A wi臋c tym wed艂ug ciebie jeste艣my — obcokrajowcami! To Niemcy maj膮 prawo tu by膰, my za艣 jeste艣my pieprzonymi intruzami, kt贸rzy mog膮 jedynie k艂ania膰 si臋 i prosi膰?!

— Daj spok贸j, Sylwio — powt贸rzy艂. Pracuj膮c w policji powinien si臋 ju偶 do tego przyzwyczai膰, ale mimo to nie cierpia艂, gdy kobiety kl臋艂y.

— We藕 te r臋ce, ty cholerny szwabski sukinsynu. — Odepchn臋艂a go. — Mam przyjaci贸艂, kt贸rzy nie boj膮 si臋 i nie trz臋s膮 jak galareta przed Szwabami. Ale ty nic nie chcesz o tym wiedzie膰, prawda? Nie! Jeste艣 zbyt zaj臋ty za艂atwianiem za nich brudnej roboty.

— Chyba musia艂a艣 rozmawia膰 z Harrym Woodsem — powiedzia艂 Douglas, na pr贸偶no usi艂uj膮c zmieni膰 k艂贸tni臋 w 偶art.

— Jeste艣 偶a艂osny — stwierdzi艂a Sylwia — wiesz? Jeste艣 偶a艂osny! By艂a 艂adna, ale teraz, w 藕le dopasowanym p艂aszczu przeciwdesz­czowym, kt贸ry zawsze by艂 na ni膮 zbyt ma艂y, z pozlepianymi deszczem w艂osami i rozmazan膮 szmink膮 nie wygl膮da艂a zbyt dobrze. Douglas nagle po raz pierwszy ujrza艂 j膮 zupe艂nie inaczej. I zobaczy艂 r贸wnie偶, jaka b臋dzie za dziesi臋膰 lat — j臋dza z wiecznie zaci艣ni臋tymi wargami, zbyt dono艣nym g艂osem i cholerycznym usposobieniem. U艣wiadomi艂 sobie, 偶e nigdy nie mia艂 szans na u艂o偶enie swoich spraw z Sylwi膮. Kiedy jednak jej rodzice zgin臋li w bombardowaniu, a kilka dni p贸藕niej Douglas straci艂 偶on臋, by艂o czym艣 zupe艂nie naturalnym, 偶e odnale藕li si臋 nawzajem, poszukuj膮c rozpaczliwie pociechy, kt贸ra wtedy wydawa艂a si臋 mi艂o艣ci膮. To, co kiedy艣 Douglas uwa偶a艂 za interesuj膮c膮, cho膰 przesadn膮 pewno艣膰 siebie, tak charakterystyczn膮 dla m艂odego wieku, teraz sprawia艂o wra偶enie bezkompromisowego egoizmu. Przez chwil臋 za­stanawia艂 si臋, czy w gr臋 nie wchodzi jaki艣 inny, mo偶e o wiele m艂odszy m臋偶czyzna, ale odrzuci艂 t臋 my艣l. Wiedzia艂, 偶e powiedzia艂aby mu to, cho膰by dlatego, 偶eby dokuczy膰.

— Oboje jeste艣my 偶a艂o艣ni, Sylwio — rzek艂. — I to jest ca艂a prawda.

Stali przed jednym z lw贸w Landseera, b艂yszcz膮cym czarno w zaci­naj膮cym deszczu jak wypolerowany heban. Byli zupe艂nie sami, bowiem nawet najbardziej zahartowani niemieccy 偶o艂nierze schowali swoje kupione za p贸艂 ceny aparaty fotograficzne i ukryli si臋 przed niepogod膮. Sylwia sta艂a z jedn膮 r臋k膮 w kieszeni, a drug膮 odgarnia艂a z czo艂a mokre w艂osy. U艣miecha艂a si臋, ale nie by艂o w tym rozbawienia, czy nawet cienia czu艂o艣ci albo wsp贸艂czucia.

— Nie ironizuj na temat Harry'ego Woodsa — powiedzia艂a z gorycz膮. — To jedyny przyjaciel, jakiego jeszcze masz. Czy u艣wia­damiasz to sobie?

— Nie mieszaj w to Harry'ego — odezwa艂 si臋 Douglas.

— Orientujesz si臋 chyba, 偶e jest jednym z nas, prawda?

— Co...?

— On jest w Ruchu Oporu, ty durniu. — Wyraz twarzy Archera sprawi艂, 偶e roze艣mia艂a si臋. Kobieta pchaj膮ca dzieci臋cy w贸zek, w kt贸rym le偶a艂 worek w臋gla, odwr贸ci艂a si臋, aby na nich popatrze膰, a potem oddali艂a si臋 szybkim krokiem.

— Harry...?

— Owszem. Harry Woods, pomocnik Archera z Yardu, protego­wany Gestapo, postrach wszystkich, kt贸rzy o艣mielaj膮 si臋 okazywa膰 pogard臋 zwyci臋zcom, a mimo to — zaprawd臋, zaprawd臋 powiadam wam, cz艂owiek ten odwa偶y艂 si臋 walczy膰 przeciwko cholernym Szwabom. — Podesz艂a do fontanny i spojrza艂a na swoje odbicie w p艂ytkiej wodzie.

— Chyba jednak pi艂a艣.

— Tylko upajaj膮cy nap贸j wolno艣ci.

— Uwa偶aj, 偶eby艣 go nie przedawkowa艂a — powiedzia艂. Jej za­chowanie budzi艂o w nim niepok贸j. By膰 mo偶e by艂a to reakcja na strach, kt贸ry czu艂a w czasie kontroli.

— Postaraj si臋 dba膰 o naszego przyjaciela Harry'ego! — zawo艂a­艂a. — I przeka偶 mu to, z moimi wyrazami mi艂o艣ci.

Wyj臋艂a r臋k臋 z kieszeni. W d艂oni trzyma艂a przepustk臋 SIPO. Zanim Douglas zdo艂a艂 j膮 powstrzyma膰, unios艂a rami臋 i cisn臋艂a dokument do zbiornika ko艂o fontanny, najdalej jak potrafi艂a. Deszcz zacina艂 o ka­mienne p艂yty z tak膮 si艂膮, 偶e sp艂ywaj膮ca po nich woda rozbryzgiwa艂a si臋 pod uderzeniami kropli. Jej powierzchnia przypomina艂a szar膮 p艂aszczyzn臋 sk艂臋bionego py艂u. Sylwia ruszy艂a przed siebie szybkim krokiem, kieruj膮c si臋 w stron臋 schod贸w prowadz膮cych do National Gallery.

Ledwo widoczny pod zmatowia艂膮 od uderze艅 kropli deszczu powierzchni膮 wody, obramowany czerwono kartonik przepustki opada艂 powoli na dno, mi臋dzy rzucone przez turyst贸w monety, pude艂ka po filmach Agfa i opakowania po lodach. Gdyby tam pozosta艂, m贸g艂by zosta膰 znaleziony przez jakiego艣 wysokiego stopniem urz臋dnika, kt贸ry potem zrobi艂by piek艂o ca艂emu wydzia艂owi. Douglas sta艂 patrz膮c przez chwil臋 na przepustk臋, i w ko艅cu uzna艂, 偶e jest ju偶 do tego stopnia mokry, i偶 wej艣cie po kolana w wod臋 sprawi mu niewielk膮 r贸偶nic臋.

Rozdzia艂 5

Kiedy Douglas tego popo艂udnia wr贸ci艂 do biura, ledwo zd膮偶y艂 doprowadzi膰 si臋 do porz膮dku i za艂o偶y膰 suche buty, otrzyma艂 wiadomo艣膰 z pierwszego pi臋tra. Genera艂 Kellerman chcia艂by, je偶eli to mo偶liwe, zamieni膰 z nim kilka s艂贸w. By艂o to mo偶liwe i Douglas pospieszy艂 na g贸r臋.

— A, nadinspektor Archer, 艣wietnie, 偶e pan przyszed艂 — o艣wiad­czy艂 Kellerman takim tonem, jakby Douglas by艂 jakim艣 przeprowa­dzaj膮cym wizytacj臋 dygnitarzem. — Wygl膮da na to, 偶e mamy dzi艣 pracowity dzie艅. — Starszy oficer ze sztabu Kellermana poda艂 swojemu prze艂o偶onemu kartk臋 z teleksu. Genera艂 zerkn膮艂 na ni膮 przelotnie i rzek艂: — Ten facet z Berlina, Standartenf眉hrer Huth... pami臋ta pan?

— Pami臋tam wszystko, co mi pan powiedzia艂, sir.

— Wspaniale. Ot贸偶 Standartenf眉hrer otrzyma艂 specjaln膮 rezerwacj臋 na lot dzi艣 po po艂udniu z Berlina na Croydon. Przyb臋dzie ko艂o pi膮tej. Czy nie zechcia艂by pan tam pojecha膰 i go spotka膰?

— Tak jest, sir, ale zastanawiam si臋... — Douglas nie by艂 w stanie wymy艣li膰 szybko wystarczaj膮co dobrego sposobu zasugerowania genera艂owi, 偶e Standartenf眉hrer z Centralnego Biura Bezpiecze艅stwa Rzeszy mo偶e uzna膰, i偶 powitanie go przez jakiego艣 angielskiego nadinspektora jest czym艣, co uw艂acza jego randze i pozycji.

— Standartenf眉hrer za偶yczy艂 sobie, aby go kto艣 oczekiwa艂 — o艣wiadczy艂 Kellerman.

— Ale dlaczego ja osobi艣cie? — spyta艂 Douglas.

— Ma prowadzi膰 dochodzenie w sprawie tego morderstwa — odpar艂 Kellerman. — S膮dzi艂em, 偶e b臋dzie w艂a艣ciwe, je偶eli przydziel臋 mu mojego najlepszego detektywa. — U艣miechn膮艂 si臋. Prawd臋 m贸wi膮c, Huth prosi艂 konkretnie o Archera, wymieniaj膮c jego nazwisko. Kellerman energicznie protestowa艂 przeciwko rozkazowi, kt贸ry od­dawa艂 Douglasa pod komend臋 nowego cz艂owieka, ale interwencja samego Himmlera zako艅czy艂a spraw臋.

— Dzi臋kuj臋, sir — rzek艂 Douglas.

Kellerman si臋gn膮艂 do kieszeni tweedowej kamizelki i spojrza艂 na z艂oty zegarek.

— Natychmiast wyje偶d偶am — o艣wiadczy艂 Archer, chwytaj膮c w lot aluzj臋.

— B臋dzie pan tak dobry? — spyta艂 Kellerman. — No c贸偶, prosz臋 porozumie膰 si臋 z moim osobistym sekretarzem i zorientowa膰 si臋, jakie przygotowania poczynili艣my na przyj臋cie standartenf眉hrera.

Lufthansa mia艂a codziennie trzy rejsy na trasie Berlin—Londyn, nie licz膮c mniej wygodnych i mniej presti偶owych po艂膮cze艅 wojskowych. Standartenf眉hrer dr Oskar Huth otrzyma艂 jedno z pi臋tnastu miejsc w samolocie, kt贸ry startowa艂 z Berlina w porze lunchu.

Douglas czeka艂 w nie ogrzewanym budynku portu lotniczego i przygl膮da艂 si臋 orkiestrze Luftwaffe przygotowuj膮cej si臋 na przywitanie codziennego rejsu z Nowego Jorku. Jedynie Niemcy posiadali samoloty, kt贸re by艂y w stanie utrzymywa膰 na tej trasie regularne po艂膮czenia bez mi臋dzyl膮dowa艅, i Ministerstwo Propagandy wykorzystywa艂o ten fakt w pe艂ni.

Deszcz pada艂 przez ca艂e popo艂udnie, ale obecnie na horyzoncie wida膰 ju偶 by艂o luk臋 w niskich chmurach. Samolot z Berlina kr膮偶y艂, podczas gdy pilot podejmowa艂 decyzj臋, czy ma l膮dowa膰. Po wykonaniu trzeciej rundy nad lotniskiem wielki, trzysilnikowy junkers przelecia艂 z rykiem nisko nad budynkiem portu lotniczego, a potem zawr贸ci艂, by wreszcie precyzyjnie wyl膮dowa膰 na mokrym pasie. Wypolerowany metal b艂ysn膮艂, gdy samolot ko艂owa艂 w stron臋 hali przylot贸w.

Douglas pod艣wiadomie spodziewa艂 si臋, 偶e cz艂owiek, kt贸rego tytu艂 doktorski wymieniony by艂 w teleksie obok stopnia s艂u偶bowego, zachowa艂 cho膰 艣lad w艂a艣ciwego lekarzowi sposobu bycia. Ale Huth by艂 doktorem praw oraz najbardziej twardym i bezkompromisowym oficerem SS, jakiego Archer kiedykolwiek widzia艂. A widzia艂 ich ju偶 wielu.

W przeciwie艅stwie do Kellermana nowo przyby艂y mia艂 na sobie mundur i nic nie wskazywa艂o na to, 偶e woli cywilne ubrania. Nie by艂 to czarny uniform esesmana, noszony obecnie tylko przez cz艂onk贸w Allgemeine SS — najcz臋艣ciej wiejskich kmiot贸w w 艣rednim wieku, kt贸rzy zak艂adali go na sobotnio-niedzielne popijawy w gospodzie. Mundur dr. Hutha by艂 srebrzystoszary i sk艂ada艂 si臋 mi臋dzy innymi z but贸w z cholewami i bryczes贸w. Na mankiecie kurtki mia艂 w膮sk膮 opask臋 z literami RF SS, kt贸r膮 nosili wy艂膮cznie cz艂onkowie osobistego sztabu Himmlera.

Douglas obrzuci艂 go uwa偶nym spojrzeniem. Ten wysoki szczup艂y m臋偶czyzna przypomina艂 w jaki艣 spos贸b manekin krawiecki, mimo 偶e jego starannie wyprasowany i wyczyszczony mundur nie by艂 nowy. Huth mia艂 oko艂o trzydziestu pi臋ciu lat i siln膮, muskularn膮 sylwetk臋. Jego energiczne ruchy i spos贸b bycia zaprzecza艂y wra偶eniu pewnej senno艣ci, sugerowanej przez na wp贸艂 przymkni臋te powieki. Pod pach膮 trzyma艂 kr贸tk膮 trzcink臋 ze srebrn膮 g艂贸wk膮, a w r臋ku du偶膮 teczk臋. Nie podszed艂 do drzwi prowadz膮cych do sali odpraw paszportowych i celnych, tylko stuka艂 w blat biurka tak d艂ugo, a偶 zjawi艂 si臋 urz臋dnik w mundurze Lufthansy, otworzy艂 przed nim bramk臋 i wpu艣ci艂 go do poczekalni.

— Archer?

— Tak jest, sir.

Huth zdawkowo u艣cisn膮艂 mu d艂o艅, zupe艂nie jakby na odprawie powiedziano mu, 偶e wszyscy Anglicy spodziewaj膮 si臋 takiego gestu.

— Na co czekamy? — zapyta艂.

— Na pa艅ski personel... pa艅skie baga偶e...

— Chodzi panu o strzelby my艣liwskie, kije do golfa i sprz臋t w臋dkarski? Szkoda mi czasu na takie bzdury — odpar艂 Huth. — Ma pan tu jaki艣 samoch贸d?

— Rollsa — oznajmi艂 Douglas wskazuj膮c na drzwi dworca lotniczego, za kt贸rymi sta艂 wypucowany do po艂ysku samoch贸d ze s艂u偶bowym proporczykiem Kellermana i kierowc膮 w mundurze SS.

— Kellerman da艂 panu swojego rolls-royce'a? — rzek艂 Huth, kiedy wsiedli do samochodu. — A z czego sam korzysta tego popo艂udnia, z karety koronacyjnej? — Huth m贸wi艂 po angielsku doskonale, z perfekcj膮, jakiej nabywa si臋 jedynie w wieloj臋zycznej rodzinie lub u boku wieloj臋zycznej kochanki. Ale pomimo ca艂ej jego og艂ady mo偶na by艂o dostrzec skrywaj膮c膮 si臋 pod ni膮 arogancj臋.

Ojciec Hutha by艂 profesorem filologii. Ca艂a rodzina mieszka艂a w Schleswig-Holstein, dop贸ki po pierwszej wojnie 艣wiatowej nowa granica nie sprawi艂a, 偶e ich dom sta艂 si臋 cz臋艣ci膮 Danii. Musieli przeprowadzi膰 si臋 do Berlina, gdzie Oskar Huth studiowa艂 prawo, zanim pojecha艂 kontynuowa膰 nauk臋 w Oksfordzie, w kt贸rym kilka lat wcze艣niej zacz膮艂 si臋 kszta艂ci膰 Douglas Archer. Mimo r贸偶nicy wieku Archer i Huth mogliby znale藕膰 wsp贸lne wspomnienia i znajomo艣ci. Poza tym matka Douglasa jako m艂oda kobieta by艂a angielsk膮 guwer­nantk膮 w Berlinie.

— Nad czym pan obecnie pracuje? — zapyta艂 zdawkowo Huth wygl膮daj膮c przez okno. Samoch贸d zwolni艂 w艂膮czywszy si臋 w ruch uliczny na Norwood. D艂ugie kolejki ludzi czeka艂y w deszczu na dostarczenie przydzia艂owego chleba. Douglas spodziewa艂 si臋, 偶e Huth jako艣 to skomentuje, ten jednak pochyli艂 si臋 do przodu i zastuka艂 sygnetem w szyb臋 oddzielaj膮c膮 go od kierowcy. — W艂膮cz syren臋, durniu — powiedzia艂. — Czy my艣lisz, 偶e mam ca艂y dzie艅 do stracenia?

— We wtorek w Kentish Town mia艂 miejsce przypadek 艣mierci. M臋偶czyzna i kobieta rzucili si臋 na szyn臋 zasilaj膮c膮 metra. Pocz膮tkowo uwa偶a艂em to za morderstwo, ale potem uzna艂em, 偶e by艂a to umowa samob贸jcza. M臋偶czyzna by艂 uciekinierem z obozu dla brytyjskich je艅c贸w wojennych w Brighton. — Douglas podrapa艂 si臋 w policzek. — W nocy z soboty na niedziel臋 strzelanina w nocnym klubie na Leicester Square. U偶yto pistoletu maszynowego, z kt贸rego wystrzelono oko艂o stu pi臋膰dziesi臋ciu pocisk贸w. Najwyra藕niej nie cierpieli na brak amunicji. Wygl膮da to na napad dokonany przez gang. W艂a艣ciciel stwierdzi艂, 偶e zrabowano sze艣膰 tysi臋cy funt贸w w u偶ywanych bank­notach. Przede wszystkim marki okupacyjne. Je偶eli wolno mi zauwa偶y膰, najprawdopodobniej fa艂szuje zeznania podatkowe i nale偶a艂oby to raczej podwoi膰. Kierownik i kasjer zabici, trzej go艣cie ranni, w tym jeden jeszcze w szpitalu.

— A co z morderstwem Petera Thomasa? — zapyta艂 Huth, wci膮偶 spogl膮daj膮c przez okno na ponur膮, smagan膮 deszczem ulic臋.

— To by艂o dopiero dzi艣 rano — rzek艂 Douglas, zaskoczony, 偶e Huth ma tak aktualne informacje. — Jak dot膮d nie znale藕li艣my nikogo, kto s艂ysza艂by strza艂 z pistoletu, ale lekarz s膮dzi, 偶e 艣mier膰 nast膮pi艂a oko艂o trzeciej nad ranem. Denat mia艂 przy sobie dokumenty stwierdzaj膮ce, 偶e nazywa si臋 Peter Thomas, ale najprawdopodobniej s膮 fa艂szywe. W archiwum kryminalnym nie maj膮 zarejestrowanego nikogo o takim nazwisku. Przeprowadzane s膮 badania odcisk贸w palc贸w, lecz zanim zostan膮 uko艅czone, up艂ynie troch臋 czasu. Mia艂 przy sobie bilet kolejowy z Bringle Sands. To taka niewielka miejs­cowo艣膰 wypoczynkowa w Devon.

Spojrza艂 na Hutha, kt贸ry wci膮偶 wygl膮da艂 przez okno.

— Doskonale wiem, gdzie znajduje si臋 Bringle Sands — stwierdzi艂 Standartenf眉hrer. Douglas by艂 zaskoczony. Sam nie orientowa艂 si臋, gdzie to jest, dop贸ki nie sprawdzi艂 w atlasie.

— Prosz臋 dalej — rzek艂 Huth nie patrz膮c na niego.

— W mieszkaniu by艂o troch臋 rzeczy pochodzenia wojskowego... Typowe towary czarnorynkowe — papierosy, alkohole, kartki na paliwo. Mamy zapisane zeznania s膮siada, kt贸ry twierdzi, 偶e bywa艂 tam cz臋sto feldfebel Luftwaffe. Da艂 nam jego dok艂adny rysopis, i w zwi膮zku z tym m贸j sier偶ant poszed艂 skontaktowa膰 si臋 z Feldgendarmerie. Oczekuj臋 teraz odpowiedzi, czy zechc膮 przej膮膰 艣ledztwo, czy te偶 b臋d臋 m贸g艂 je kontynuowa膰.

— A co ze spraw膮 morderstwa?

— Wszystko wskazuje na to, 偶e morderca wszed艂 do mieszkania i czeka艂 na ofiar臋...

— Ale pan tak nie uwa偶a?

Douglas wzruszy艂 ramionami. Nie spos贸b by艂o wyja艣ni膰 temu oficerowi SS, jakie problemy nastr臋czaj膮 tego rodzaju 艣ledztwa. Kary za minimalne nawet naruszenie przepis贸w by艂y tak surowe, 偶e r贸wnie偶 szanuj膮cy prawo ludzie sk艂adali fa艂szywe zeznania. Archer rozumia艂 to i, podobnie jak ca艂a policja w Wielkiej Brytanii, przymyka艂 oczy na mniej powa偶ne wykroczenia.

— Najprawdopodobniej jest to morderstwo zwi膮zane z czarnym rynkiem — o艣wiadczy艂, cho膰 intuicja podpowiada艂a mu, 偶e kryje si臋 za tym co艣 wi臋cej.

Huth odwr贸ci艂 si臋 w jego stron臋 i u艣miechn膮艂.

— Chyba zaczynam rozumie膰 pa艅skie metody pracy, nadinspek­torze — o艣wiadczy艂. — Najprawdopodobniej morderstwo zwi膮zane z czarnym rynkiem, powiedzia艂 pan. A w sobot臋 — gangsterskie. We wtorek — umowa samob贸jcza. Czy tak w艂a艣nie dzia艂acie w Scotland Yardzie? Macie wygodne szufladki, kt贸re w gruncie rzeczy s膮 sprytn膮 metod膮 klasyfikowania spraw, jakie w przeciwnym razie mog艂yby utworzy膰 gigantyczn膮 grup臋 opatrzon膮 napisem „Nie wykryte”. Czy mam racj臋?

— To nie ja u偶y艂em tego s艂owa, standartenf眉hrerze, ale pan. Moim zdaniem sprawy te s膮 bardzo proste do rozwi膮zania, poza przypadkami, w kt贸rych mamy do czynienia ze wsp贸艂udzia艂em os贸b z Wehrmachtu. W tych sytuacjach mamy zwi膮zane r臋ce.

— Bardzo to wygodne — stwierdzi艂 Huth.

Douglas odczeka艂 chwil臋, kiedy jednak Huth nie doda艂 nic wi臋cej, odezwa艂 si臋:

— Czy zechcia艂by pan to sprecyzowa膰?

— Ani przez chwil臋 nie uwa偶a艂 pan tego za „zab贸jstwo zwi膮zane z czarnym rynkiem” — powiedzia艂 pogardliwie Huth. — S膮dz臋 bowiem, 偶e taki cz艂owiek jak pan zna ka偶dego cholernego przest臋pc臋 w Londynie. Gdyby pan przypuszcza艂, 偶e ma to istotnie jaki艣 zwi膮zek z czarnym rynkiem, odnalaz艂by pan wszystkie typy zwi膮zane z nielegal­nym handlem w Londynie i zmusi艂 ich, 偶eby wydali panu winnego. Czy mo偶e mi pan wyja艣ni膰, dlaczego pan tego nie zrobi艂?

— Nie — odpar艂 Douglas.

— Co to znaczy: „nie”?

— Nie mog臋 panu powiedzie膰, bo sam nie wiem, dlaczego tak nie zrobi艂em. Wszystkie poszlaki wskazuj膮, 偶e jest tak, jak powiedzia艂em... ale przypuszczam, 偶e kryje si臋 za tym co艣 wi臋cej.

Huth wbi艂 wzrok w Douglasa i czubkiem palca przesun膮艂 do ty艂u sw膮 esesma艅sk膮 czapk臋. By艂 przystojnym m臋偶czyzn膮, ale mia艂 bezkrwist膮 twarz i jego szary mundur z czarno-srebrnymi odznakami SS na ko艂nierzu niewiele r贸偶ni艂 si臋 kolorem od jego bladej cery, kt贸ra by艂a rezultatem d艂ugotrwa艂ego przebywania w 藕le o艣wietlonych pomiesz­czeniach biurowych. Douglas w 偶aden spos贸b nie m贸g艂 si臋 zorientowa膰, co Huth w艂a艣ciwie my艣li, mia艂 jednak nieprzyjemne wra偶enie, 偶e tamten widzi go na wskro艣. Nie opu艣ci艂 jednak oczu. Po chwili, kt贸ra wydawa艂a si臋 ci膮gn膮膰 w niesko艅czono艣膰, Huth odezwa艂 si臋:

— A wi臋c, co pan ma zamiar z tym pocz膮膰?

— Je偶eli Feldgendarmerie zidentyfikuje feldfebla, o kt贸rym m贸wi艂 s膮siad, sprawa znajdzie si臋 w kompetencji Feldgericht der Luftwaffe...

Huth machn膮艂 lekcewa偶膮co r臋k膮.

— W teleksie z Berlina polecono Luftwaffe, 偶eby wszystkie dokumenty przekaza艂a panu.

Dla Douglasa by艂o to prawdziwym zaskoczeniem. Wehrmacht zazdro艣nie strzeg艂 swojego prawa do prowadzenia w艂asnego do­chodzenia. SD — s艂u偶ba wywiadowcza SS — dokonywa艂a niekiedy niemal niemo偶liwych rzeczy, gdy musia艂a rozszerzy膰 swe dochodzenio­we kompetencje nie tylko na SS, ale r贸wnie偶 na SA i parti臋 nazistowsk膮. Ale nawet oni nigdy nie pr贸bowali postawi膰 w stan oskar偶enia nikogo z si艂 zbrojnych. By艂 tylko jeden cz艂owiek, od kt贸rego Luftwaffe mog艂a otrzyma膰 rozkaz przekazania dochodzenia SIPO — cz艂owiek, kt贸ry by艂 najwy偶szym zwierzchnikiem w艂adzy cywilnej i najwy偶szym dow贸dc膮 si艂 zbrojnych — Adolf Hitler.

Douglas pu艣ci艂 wodze wyobra藕ni zastanawiaj膮c si臋, czy morderstwo to mog艂o by膰 pope艂nione przez jakiego艣 wysoko postawionego cz艂onka partii — lub mo偶e krewnego, wsp贸艂pracownika czy kochank臋 takiej osobisto艣ci.

— Istnieje jaka艣 hipoteza, kim mo偶e by膰 贸w zab贸jca? — zapyta艂.

— Ma pan go znale藕膰. To wszystko — odpar艂 Huth.

— Ale sk膮d bierze si臋 wasze zainteresowanie w艂a艣nie tym zab贸jst­wem? — nalega艂 Douglas.

— Poniewa偶 si臋 zdarzy艂o — odpar艂 Huth zm臋czonym g艂osem. — Powinno panu to wystarczy膰.

Archer by艂 pe艂en obaw i zastrze偶e艅. Nie mia艂 ochoty bra膰 udzia艂u w tym dochodzeniu wiedz膮c, 偶e gro藕ny oficer SS wci膮偶 b臋dzie mu zerka艂 przez rami臋. By艂o jednak zupe艂nie oczywiste, 偶e nie jest to w艂a艣ciwy moment na zg艂aszanie jakichkolwiek obiekcji. Wodniste 艣wiat艂o s艂oneczne przes膮czy艂o si臋 przez chmury i o艣wietli艂o mokre ulice. Kierowca zrobi艂 u偶ytek z syreny policyjnej i pomkn膮艂 wzd艂u偶 wysokich mur贸w ogradzaj膮cych tereny do krykieta na Oval.

— Przyjad臋 po pana o si贸dmej trzydzie艣ci — o艣wiadczy艂 Huthowi Douglas — 偶eby zabra膰 pana na przyj臋cie urz膮dzone na pa艅sk膮 cze艣膰 w „Savoyu”. Ale genera艂 Kellerman przypuszcza艂, 偶e po drodze do pa艅skiego hotelu na Brook Street zechce pan zobaczy膰 Buckingham Pa艂ace i Parlament.

— Genera艂 Kellerman jest kmiotem — odpar艂 grzecznie Huth po niemiecku.

— Czy oznacza to, 偶e pan 偶yczy sobie, aby艣my przejechali obok Buckingham Palace, czy nie?

— To oznacza, drogi nadinspektorze, 偶e nie mam najmniejszego zamiaru traci膰 wieczoru gapi膮c si臋 na sal臋 pe艂n膮 oficer贸w i ich wyfiokowanych kobiet, ch艂epcz膮cych szampana, i s艂ucha膰, jak prze偶u­waj膮c w臋dzonego 艂ososia b臋d膮 mi wyja艣nia膰, gdzie mo偶na dosta膰 straffordzk膮 porcelan臋. — M贸wi艂 w dalszym ci膮gu po niemiecku i u偶y艂 s艂owa „fressen”, zazwyczaj stosowanego do okre艣lania konsumpcyjnych obyczaj贸w byd艂a domowego.. — Prosz臋 mnie zawie藕膰 do Scotland Yardu — poleci艂. — I niech pan sprowadzi najlepszego z anatomopa­tolog贸w, 偶eby obejrza艂 tego Petera Thomasa. Chc臋 by膰 obecny przy sekcji. — Dostrzeg艂 oszo艂omiony wyraz twarzy Douglasa. — Wkr贸tce przyzwyczai si臋 pan do mojego stylu pracy.

Mo偶na si臋 przyzwyczai膰 nawet do 偶贸艂tej febry, pomy艣la艂 Douglas, ale wielu pr贸buj膮cych rozsta艂o si臋 przy tej okazji z 偶yciem.

— Mam wi臋c odwo艂a膰 przyj臋cie?

— I pozbawi膰 Kellermana oraz jego przyjaci贸艂 przyjemno艣ci? C贸偶 z pana za cz艂owiek, nadinspektorze. Czy偶by lubi艂 pan psu膰 ludziom zabaw臋?

Roze艣mia艂 si臋 cicho. Potem znowu zastuka艂 w szyb臋 dziel膮c膮 go od kierowcy i zawo艂a艂:

— Do Scotland Yardu!

Rozdzia艂 6

Tak wi臋c w tym samym czasie, gdy genera艂 Kellerman, dow贸dca SS i policji w Wielkiej Brytanii, podejmowa艂 niekt贸rych najwa偶niejszych londy艅skich dostojnik贸w, jego go艣膰 honorowy znaj­dowa艂 si臋 w kostnicy na ty艂ach Baker Street i ubrany w bia艂y fartuch przygl膮da艂 si臋, jak sir John Shields, anatomopatolog, kroi zw艂oki Petera Thomasa.

Kostnica mie艣ci艂a si臋 w ponurym budyneczku odsuni臋tym od Paddington Street tak, by karawany i ambulanse mog艂y wje偶d偶a膰 ze swym 艂adunkiem za d臋bow膮 bram臋, wygl膮daj膮c膮 dla przechodni贸w zupe艂nie zwyczajnie. Wn臋trze kostnicy pomalowano tak wieloma warstwami zielonej i br膮zowej farby, 偶e 艣ciany by艂y g艂adkie i l艣ni膮ce, podobnie jak kamienne schody i wyfroterowana drewniana pod艂oga. S艂abe 偶ar贸wki rzuca艂y niewielkie plamy m臋tnego, 偶贸艂tego 艣wiat艂a. Wyj膮tek stanowi艂a jedynie mosi臋偶na lampa z zielonym aba偶urem, przysuni臋ta blisko bladego brzucha Petera Thomasa.

W sali znajdowa艂o si臋 dziewi臋膰 os贸b — Huth, sir John Shields i jego asystent, Douglas Archer, m臋偶czyzna z biura koronera, pisarz, dw贸ch pracownik贸w kostnicy w gumowych fartuchach i kaloszach oraz zaaferowany niemiecki major policji, kt贸ry r贸wnie偶 przylecia艂 dzisiaj z Hamburga. Robi艂 notatki i wci膮偶 prosi艂, by t艂umaczono mu fragmenty beznami臋tnego komentarza Shieldsa. Wok贸艂 sto艂u prosektoryjnego sta艂o ju偶 zbyt wiele os贸b i Douglas bez 偶alu zrezygnowa艂 z miejsca w pierwszym rz臋dzie. Nie przepada艂 za tymi makabrycznymi wycieczkami. Ale cho膰 odwr贸ci艂 wzrok, odg艂osy przecinaj膮cego tkanki skalpela i zgrzyt pi艂y nadal przyprawia艂y go o md艂o艣ci.

— Wylew, wylew! — oznajmi艂 Shields wskazuj膮c skalpelem. Wszyscy przybli偶yli si臋, by spojrze膰 we wn臋trzno艣ci denata. — Nie podoba mi si臋 wygl膮d jego w膮troby — stwierdzi艂 Shields. Schwyci艂 j膮, odci膮艂 i podni贸s艂 bli偶ej do 艣wiat艂a. — Co pan o tym s膮dzi, doktorze? — Jego g艂os odbi艂 si臋 echem w ciemnej kostnicy.

Asystent Shieldsa dotkn膮艂 w膮troby i przez d艂u偶sz膮 chwil臋 ogl膮da艂 j膮 przez szk艂o powi臋kszaj膮ce. Shields pochyli艂 si臋, 偶eby pow膮cha膰 wn臋trzno艣ci trupa.

— Prosz臋 mi to wyja艣ni膰 — rzek艂 Huth zniecierpliwionym tonem.

— Prawie ca艂kowita marsko艣膰 w膮troby — stwierdzi艂 asystent. — Niezwykle ciekawe. Nigdy czego艣 podobnego nie widzia艂em. Za­stanawiam si臋, jakim cudem ten facet w og贸le si臋 porusza艂.

Male艅ki major z niemieckiej policji pisa艂 gor膮czkowo w notesie. Potem r贸wnie偶 wyrazi艂 ch臋膰 obejrzenia w膮troby przez szk艂o powi臋k­szaj膮ce.

— W jakim czasie czeka艂a go 艣mier膰 z powodu marsko艣ci? — spyta艂 po niemiecku i czeka艂, a偶 Huth przet艂umaczy jego pytanie.

— Wola艂bym na to pytanie nie odpowiada膰 — odpar艂 Shields. — Cz艂owiek mo偶e cholernie d艂ugo funkcjonowa膰 z chor膮 w膮trob膮. Powinien pan zobaczy膰 niekt贸rych go艣ci z mojego klubu! — Ro­ze艣mia艂 si臋.

— To nie 偶art — powiedzia艂 Huth. — Czy ten cz艂owiek by艂 chory?

— Z ca艂膮 pewno艣ci膮 — przytakn膮艂 sir John.

— 艢miertelnie?

— Nie mia艂 przed sob膮 wi臋cej ni偶 par臋 miesi臋cy 偶ycia, prawda, doktorze?

Asystent sir Johna przytakn膮艂, nabieraj膮c g艂o艣no powietrza w p艂uca i kiwaj膮c lekko g艂ow膮.

Huth po艂o偶y艂 r臋k臋 na ramieniu majora i odprowadzi艂 go na bok, poza zasi臋g g艂osu. Stali tam przez chwil臋 szepcz膮c co艣 do siebie. Shields wyra藕nie uzna艂 to za z艂amanie zasad dobrego wychowania i nie pr贸bowa艂 ukry膰 swojej irytacji.

Kiedy Huth powr贸ci艂 do sto艂u prosektoryjnego, oznajmi艂 sir Johnowi 偶e chcia艂by, aby wszystkie wewn臋trzne narz膮dy zosta艂y zapakowane i przygotowane do wys艂ania nast臋pnego dnia do Berlina samolotem.

— A wi臋c jestem tu ju偶 zb臋dny — stwierdzi艂 sir John Shields.

— Niech si臋 pan nie czuje ura偶ony, sir — odpar艂 Huth z niewy­muszonym wdzi臋kiem, kt贸rego do tej pory Douglas u niego nie zaobserwowa艂. — Nie mamy w Berlinie nikogo, kto dor贸wnywa艂by panu wiedz膮 i do艣wiadczeniem, ale tu nie o to chodzi. Mam nadziej臋, 偶e pan i pa艅ski kolega b臋dziecie dalej prowadzi膰 sekcj臋, i ju偶 jutro rano b臋dziemy mieli wyniki.

Sir John nabra艂 g艂臋boko powietrza i wyprostowa艂 si臋. Douglas cz臋sto widzia艂, jak w s膮dzie robi tak na chwil臋 przed zabraniem si臋 do zmia偶d偶enia zbyt pewnego siebie obro艅cy.

— Bez mo偶liwo艣ci korzystania z laboratorium szpitalnego — w pe艂ni wyposa偶onego i z pe艂n膮 obsad膮 — nie ma mowy o jakichkol­wiek dalszych badaniach.

Huth skin膮艂 g艂ow膮, ale nic nie odpowiedzia艂.

— I nawet wtedy — ci膮gn膮艂 sir John — b臋dzie to d艂ugotrwa艂e zaj臋cie. Personel wszystkich szpitali londy艅skich jest przepracowany niemal do granic wytrzyma艂o艣ci z powod贸w, kt贸rymi nie b臋d臋 zaprz膮ta膰 uwagi ani pana, ani pa艅skich wojskowych koleg贸w.

— Oczywi艣cie — Huth skin膮艂 powa偶nie g艂ow膮. — Dlatego te偶 poleci艂em, by szpital SS na Hyde Park Corner odda艂 swoje laborato­rium do pa艅skiej ca艂kowitej dyspozycji. S膮 tam dwa samochody i karetka oraz linia telefoniczna. Wszystko b臋dzie wy艂膮cznie dla pa艅skich potrzeb.

Sir John, zanim odpowiedzia艂, patrzy艂 d艂ugo na Hutha.

— Chcia艂bym wierzy膰, panie brygadierze, 偶e ten niezwyk艂y pokaz mo偶liwo艣ci niemieckiej armii stanowi komplement pod adresem mojej osoby. Podejrzewam jednak, i偶 jest to raczej przejaw pa艅skiego szczeg贸lnego zainteresowania t膮 w艂a艣nie 艣mierci膮. By艂bym w zwi膮zku z tym wdzi臋czny, gdyby zechcia艂 pan by膰 nieco bardziej otwarty...

— Standartenf眉hrerze — poprawi艂 go Huth. — Standartenf眉hrerze, nie brygadierze. Mog臋 panu jedynie powiedzie膰, sir Johnie, 偶e nie lubi臋 tajemnic chyba jeszcze bardziej ni偶 pan. A szczeg贸lnie, je偶eli s膮 to zagadkowe zgony.

— Epidemia? — spyta艂 sir John. — Choroba zaka藕na? Wirus? Zaraza? M贸r? — Podni贸s艂 nieco g艂os. — Czy chce pan przez to powiedzie膰, 偶e zetkn膮艂 si臋 pan ju偶 z czym艣 takim?

— Niekt贸rzy z moich wsp贸艂pracownik贸w widzieli ju偶 wcze艣niej podobne przypadki — przyzna艂 Huth. — A je艣li chodzi o zaraz臋 i m贸r, to mamy do czynienia z czym艣, co mo偶e okaza膰 si臋 niepor贸wnanie bardziej gro藕ne ni偶 Czarna 艢mier膰. Tak przynajmniej twierdz膮 moi eksperci.

Rozdzia艂 7

By艂o ju偶 po p贸艂nocy, gdy Huth i Douglas Archer wr贸cili do Scotland Yardu. Po raz pierwszy Huth da艂 si臋 nam贸wi膰 i przyszed艂 do biura, urz膮dzonego dla niego na p贸艂pi臋trze. Jego gabinet mie艣ci艂 si臋 we wspania艂ym pokoju, z kt贸rego rozci膮ga艂 si臋 widok na Tamiz臋 a偶 do County Hall. Zadano sobie niezwykle wiele trudu, aby urz膮dzi膰 pomieszczenie w odpowiedni spos贸b, i genera艂 Kellerman dwukrotnie odwiedza艂 gabinet, troszcz膮c si臋 bardzo, by biurko z drzewa r贸偶anego by艂o wypolerowane do po艂ysku, kryszta艂owe klosze wymyte, dywan wyczyszczony i wyszczotkowany. Sta艂 tu r贸wnie偶 nowy odbiornik telewizyjny Telefunkena, czekaj膮cy na rozpocz臋cie obiecanego na Bo偶e Narodzenie programu BBC. Pod nim znajdowa艂 si臋 ozdobiony kasetonami barek, w kt贸rym ustawiono waterfordzkie kryszta艂y i butelki z trunkami.

— Na pewno mu si臋 to spodoba, prawda? — spyta艂 Kellerman chrapliwym szeptem, kt贸ry tak doskonale potrafi艂 na艣ladowa膰 Harry Woods.

— Ka偶demu by si臋 spodoba艂o — przytakn膮艂 oficer ze sztabu Kellermana.

Bardzo mi艂e miejsce — oznajmi艂 Huth sarkastycznym tonem, kiedy zobaczy艂 swoje biuro. — Bardzo mi艂e miejsce, w kt贸rym mo偶na mnie upchn膮膰, 偶ebym nie przeszkadza艂 w dzia艂alno艣ci wydzia艂u. Jak zauwa偶y艂em, nawet m贸j telefon 艂膮czony jest przez central臋 Kellermana.

— Czy nie podoba si臋 panu urz膮dzenie pokoju? — spyta艂 Douglas.

— Niech pan wyrzuci st膮d to umeblowanie i ca艂y ten ch艂am — poleci艂 Huth. — To wszystko przypomina bardziej wiktoria艅ski burdel ni偶 biuro. Czy Kellerman s膮dzi, 偶e mam zamiar siedzie膰 tu i upija膰 si臋 do chwili, a偶 uruchomi膮 telewizj臋?

— To jest r贸wnie偶 po艂膮czenie telewizji kablowej — wyja艣ni艂 Douglas. — Mo偶e by膰 wykorzystywane do przekazywania informacji policyjnych, fotografii poszukiwanych os贸b, i tak dalej.

— Mam za艂atwi膰 panu robot臋 w tym cholernym Ministerstwie Propagandy? — zapyta艂 Huth.

— Musi pan da膰 mi nieco czasu, 偶ebym to przemy艣la艂 — powiedzia艂 Douglas, udaj膮c, 偶e traktuje serio t臋 propozycj臋.

— Niech pan zabierze st膮d te meble. Chc臋 mie膰 tu metalow膮 szafk臋 kartotekow膮 z dobrym zamkiem, metalowe biurko z zamyka­nymi szufladami i porz膮dn膮 lamp臋. Pan b臋dzie siedzia艂 w s膮siednim gabinecie, niech wi臋c pan 艣ci膮gnie tam wszystko, co b臋dzie potrzebne. Prosz臋 zainstalowa膰 telefony — cztery bezpo艣rednie linie. Pa艅ski telefon wewn臋trzny r贸wnie偶 niech prze艂膮cz膮 tutaj. W korytarzu chc臋 mie膰 st贸艂 i krzes艂o, 偶eby m贸j wartownik nie musia艂 przez ca艂y czas sta膰... I gdzie, do diab艂a, jest wartownik?

— Wartownik, sir?

— Niech pan nie powtarza ka偶dego mojego s艂owa — oznajmi艂 Huth. — 艢ledztwo w sprawie zamordowania Petera Thomasa jest cz臋艣ci膮 operacji o nazwie kodowej „Apokalipsa”. 呕adna informacja na jej temat — a w gruncie rzeczy nic w og贸le — nie ma prawa przedosta膰 si臋 na zewn膮trz bez zezwolenia na pi艣mie — mojego albo reichsf眉hrera SS, Heinricha Himmlera. Czy to jasne?

— Z ca艂膮 pewno艣ci膮, sir — odpar艂 Douglas, staraj膮c si臋 zrozumie膰, co si臋 za tym wszystkim kryje.

Huth u艣miechn膮艂 si臋.

— Na wypadek, gdyby ta pewno艣膰 uleg艂a os艂abieniu, w korytarzu na zewn膮trz b臋dzie si臋 znajdowa艂 uzbrojony wartownik z SS. — Spojrza艂 na zegarek. — Ju偶 powinien by膰 na s艂u偶bie, niech go diabli. Niech si臋 pan po艂膮czy z dow贸dc膮 warty SS na Cannon Row. Prosz臋 mu powiedzie膰, 偶eby przys艂a艂 wartownika i p贸艂 tuzina ludzi, kt贸rzy wynios膮 st膮d te meble.

— W膮tpi臋, czy o tej porze b臋dzie mo偶na znale藕膰 jakich艣 pracow­nik贸w — wyrazi艂 w膮tpliwo艣膰 Douglas. — Jest przecie偶 noc.

Huth odchyli艂 g艂ow臋 do ty艂u i spojrza艂 na Archera spod ci臋偶kich powiek.

— Czy to kolejny z pa艅skich 偶art贸w? A mo偶e jaki艣 nowy rodzaj prowokacji?

Douglas wzruszy艂 ramionami.

— Dobrze, zatelefonuj臋.

— B臋d臋 w sali konferencyjnej numer trzy razem z majorem Steigerem. Niech pan powie dow贸dcy warty, 偶e 偶ycz臋 sobie, aby ca艂e umeblowanie zosta艂o wyniesione przed moim powrotem. I 偶eby wstawiono nowe.

— Sk膮d mam wzi膮膰 metalowe biurka? — spyta艂 Douglas.

Huth odwr贸ci艂 si臋, jakby daj膮c do zrozumienia, 偶e pytanie to nie zas艂uguje na odpowied藕.

— Prosz臋 przejawi膰 inicjatyw臋, nadinspektorze. Niech pan przej­dzie wzd艂u偶 korytarza i poszuka wszystkiego, co pan potrzebuje. I zabierze.

— Ale przecie偶 z rana b臋dzie dzika awantura — zaprotestowa艂 Archer. — Przyjd膮 ludzie i b臋d膮 chcieli, 偶eby im wszystko odda膰.

— I znajd膮 przed drzwiami uzbrojonego wartownika z SS, kt贸ry z rozkazu reichsf眉hrera SS zabroni zabiera膰 cokolwiek.

— Tak jest, sir.

— W mojej teczce znajdzie pan tekturowy walec, w kt贸rym jest ma艂y obraz p臋dzla Piera delia Franceski. Niech go oprawi膮 i powiesz膮 na 艣cianie, 偶eby cho膰 troch臋 zakry膰 te koszmarne tapety.

— Autentyczny obraz Piera delia Franceski? — spyta艂 Douglas, kt贸ry s艂ysza艂 ju偶 niezwyk艂e historie o rabowaniu dzie艂 sztuki w czasie walk w Polsce, Francji i Holandii.

— W biurze policjanta, co, nadinspektorze Archer? — powiedzia艂 Huth. — Uwa偶a pan, 偶e to niezbyt w艂a艣ciwe miejsce, prawda? — I wyszed艂 nie czekaj膮c na odpowied藕.

Douglas zadzwoni艂 do dow贸dcy warty i przekaza艂 polecenie Hutha wraz z przyjacielsk膮 uwag膮, 偶e standartenf眉hrerowi Huthowi zale偶y na po艣piechu.

Dow贸dca warty by艂 mocno skonsternowany. Najwyra藕niej polece­nia genera艂a Kellermana, zwi膮zane z przybyciem nowego cz艂owieka, zosta艂y przez s艂u偶by wartownicze potraktowane niezwykle serio.

Douglas podszed艂 do okna i spojrza艂 w d贸艂 na Embankment. Godzina policyjna sprawi艂a, 偶e na ulicach by艂o niewielu cywil贸w — cz艂onkowie parlamentu i robotnicy pracuj膮cy na nocn膮 zmian臋 w kluczowych ga艂臋ziach przemys艂u oraz w s艂u偶bach komunalnych nale偶eli do nielicznych wyj膮tk贸w. Jezdnie 艣wieci艂y pustk膮. Wida膰 by艂o na nich jedynie szeregi zaparkowanych pojazd贸w s艂u偶bowych i uzbro­jone patrole wok贸艂 jaskrawo o艣wietlonych budynk贸w rz膮dowych.

Przy punkcie kontrolnym, w miejscu gdzie Victoria Embankment styka si臋 z Westminster Bridge, zatrzyma艂 si臋 motocykl z przyczep膮. Nast膮pi艂o kr贸tkie sprawdzanie dokument贸w, a potem motor z ry­kiem pomkn膮艂 w noc za rzek膮. Z drugiej strony ulicy rozleg艂o si臋 g艂o艣ne uderzenie Big Bena. Douglas Archer ziewn膮艂 i pomy艣la艂 przez chwil臋, jakim cudem ludziom takim jak Huth udaje si臋 wytrzyma膰 bez snu.

Otworzy艂 teczk臋 Hutha, 偶eby wyj膮膰 przeznaczony do oprawienia obrazek Franceski, ale zanim zd膮偶y艂 go rozwin膮膰, zobaczy艂 w bocz­nej kieszonce teczki zapiecz臋towan膮 czerwonym woskiem du偶膮 br膮­zow膮 kopert臋 z dobrze znanym symbolem RSHA — G艂贸wnego Biura Bezpiecze艅stwa Rzeszy, sanktuarium Heinricha Himmlera. Koperta by艂a ju偶 rozci臋ta wzd艂u偶 kraw臋dzi i wida膰 by艂o stercz膮cy z niej papier.

Douglas nie m贸g艂 opanowa膰 ciekawo艣ci. Wyci膮gn膮艂 du偶y arkusz i rozwin膮艂 go. Zobaczy艂 skomplikowany diagram o rozmiarach sukiennej podk艂adki na biurko. Narysowano go czarnym niezmywal­nym tuszem na r臋cznie czerpanym papierze, niemal tak cienkim jak pergamin. Nawet doskona艂a znajomo艣膰 niemieckiego nie pozwoli艂a mu jednak w pe艂ni zrozumie膰 tego, co napisano odr臋cznie na rysunku, I rozpozna艂 jednak kilka symboli.

Znajdowa艂 si臋 tam odwr贸cony tr贸jk膮t r贸wnoboczny wpisany w podw贸jny okr膮g. W tr贸jk膮cie widnia艂y wypisane dwa krzy偶uj膮ce si臋 s艂owa — Elohim i Tzabaoch. Dzi臋ki do艣wiadczeniu zdobytemu w czasie dochodzenia, kt贸re przeprowadzi艂 w 1939 roku w zwi膮zku z morder­stwami zwanymi Seri膮 Czarnej Magii, Archer wiedzia艂 od razu, 偶e jest to pentagram przedstawiaj膮cy „boga wojsk, r贸wnowag臋 si艂 natury i harmoni臋 liczb”.

Drugi pentagram tworzy艂a ludzka g艂owa o trzech twarzach, ukoronowana tiar膮 i wychylaj膮ca si臋 z naczynia wype艂nionego wod膮.

Znajdowa艂y si臋 tam r贸wnie偶 i inne symbole wody. Z boku dopisano r臋cznie: Laboratorium Joliot-Curie College de France, Pary偶. A tu偶 obok innego symbolu wody napisano: Norsk Hydro Company, Rijukan, 艣rodkowa Norwegia.

Kopce ziemi, piki i kara przebite magicznym mieczem z napisem Deo Duce, comite ferro by艂y emblematem Wielkiej Tajemnicy i przed­stawia艂y „wszechw艂adz臋 adepta”. Znajdowa艂 si臋 tam r贸wnie偶 podw贸jny runiczny znak b艂yskawicy, god艂o SS, i s艂owa: RSHA, Berlin.

Trzecim symbolem by艂a spirala oznaczona s艂owem Transforma­tion przekszta艂caj膮ca si臋 w dzieci臋cego b膮ka, na wierzcho艂ku kt贸rego napisano: Laboratorium Clarendon, Oksford, Anglia. Nad s艂owem Transformatio wpisano Formatio i Reformatio, tworz膮c z nich tr贸jk膮t. Poni偶ej, obok schematycznego rysunku wiruj膮cego urz膮dzenia, umieszczono napis: Niemiecki reaktor wojskowy w Anglii. W tym samym miejscu znajdowa艂o si臋 r贸wnie偶 nazwisko Peter Thomas zanotowane o艂贸wkiem, zupe艂nie jakby dodano je pospiesznie w ostatniej chwili.

Douglas wyprostowa艂 si臋, s艂ysz膮c odg艂os niemieckich podkutych but贸w na wy艂o偶onej mozaikowymi p艂ytkami pod艂odze korytarza. Z艂o偶y艂 szybko wykres, wsun膮艂 kopert臋 z powrotem do wy艂o偶onej czerwonym suknem kieszonki i zamkn膮艂 teczk臋.

Rozleg艂o si臋 stukanie do drzwi.

— Wej艣膰 — powiedzia艂, rozwijaj膮c obraz Franceski.

— Wartownik i sze艣ciu ludzi do wyznaczonych prac — zameldowa艂 oficer SS.

— Standartenf眉hrer Huth 偶yczy sobie, by zabrano st膮d te meble — wyja艣ni艂 Douglas. — Prosz臋 je zast膮pi膰 metalowymi meblami z biur mieszcz膮cych si臋 przy tym korytarzu.

Oficer SS wcale nie okaza艂 zdziwienia s艂ysz膮c ten rozkaz. Douglas mia艂 uczucie, 偶e ten ch艂opski syn z Hesji — bezb艂臋dnie odgad艂 jego pochodzenie — bez namys艂u wyskoczy艂by przez okno, gdyby mu to polecono. Oficer zdj膮艂 kurtk臋 od munduru i wraz z sze艣cioma krzepkimi podw艂adnymi zabra艂 si臋 do roboty, podczas gdy ich uzbrojony towarzysz obj膮艂 s艂u偶b臋 na korytarzu.

Gdy o drugiej nad ranem przyby艂 Harry Woods, praca by艂a niemal uko艅czona. Harry by艂 na przyj臋ciu w „Savoyu” i Douglas zauwa偶y艂 z pewn膮 obaw膮, 偶e sier偶ant jest lekko pijany.

— Powiadaj膮, 偶e nowa miot艂a sprz膮ta do czysta — rzek艂 Harry obserwuj膮c przenoszenie mebli. — Nie widzia艂em tu takiego ruchu od nocy, kiedy zacz臋艂a si臋 inwazja.

— Czy wiesz, gdzie mo偶na da膰 do oprawienia obraz? — spyta艂 Douglas.

Harry uj膮艂 obraz za kraw臋d藕 i przyjrza艂 mu si臋. By艂o to „Biczowa­nie”. Douglas zna艂 to dzie艂o. Plac z przepi臋kn膮 kolumnad膮, zalany padaj膮cym z b艂臋kitnego nieba 艣wiat艂em s艂onecznym. W g艂臋bi bi­czowany Chrystus. Trzech wspaniale odzianych m臋偶czyzn na pierw­szym planie — hrabia Urbino i jego dwaj doradcy — odwraca si臋 plecami do tej sceny i spokojnie rozmawia ze sob膮. Obydwu doradc贸w podejrzewano o udzia艂 w spisku na 偶ycie hrabiego, tote偶 historycy sztuki przez wieki ca艂e sprzeczali si臋, jakie jest ukryte znaczenie obrazu. Douglas uzna艂, 偶e jest to w艂a艣ciwa ozdoba biura tego wys艂annika dworu reichsf眉hrera SS.

— Zabawny palant, prawda? — stwierdzi艂 Harry, spogl膮daj膮c na obraz.

— Lepiej, 偶eby艣my potrafili doj艣膰 z nim do 艂adu — powiedzia艂 Archer.

— Jest teraz na dole w sali konferencyjnej numer trzy — oznajmi艂 sier偶ant. — Rozmawia z tym piskliwym majorem z policji, kt贸rego przyprowadzi艂 do kostnicy. Kto to taki?

— Nie mam poj臋cia.

— Rozmawiali tak gor膮czkowo, jakby ca艂y 艣wiat mia艂 si臋 za chwil臋 zawali膰. — Harry wyj膮艂 papierosy i pocz臋stowa艂 Douglasa, kt贸ry jednak pokr臋ci艂 odmownie g艂ow膮. Ju偶 nie wypada艂o korzysta膰 z przydzia艂u kolegi. — O co tu chodzi, szefie? — spyta艂 Harry. — Przecie偶 rozumiesz te ich gadki. O co tu chodzi?

— S膮dzi艂em, 偶e to ty b臋dziesz mi m贸g艂 co艣 na ten temat powiedzie膰, Harry. Widzia艂em si臋 dzi艣 z Sylwi膮. Powiedzia艂a mi, 偶e jeste艣 wmieszany we wszystko, co si臋 dzieje w mie艣cie.

Je偶eli Harry nawet domy艣la艂 si臋, co Sylwia mog艂a powiedzie膰 na jego temat, zupe艂nie tego nie okaza艂. Ale nie okaza艂 te偶 zdziwienia, 偶e pojawi艂a si臋 znowu w Scotland Yardzie. Douglas zastanawia艂 si臋, czy z nim r贸wnie偶 si臋 widzia艂a.

— Powiem ci jedno — rzek艂 Harry. — Ten male艅ki major nie ma nic wsp贸lnego z s膮d贸wk膮, medycyn膮 albo czym艣 podobnym. Bardzo chcia艂bym wiedzie膰, po co by艂 w kostnicy. Czy przypuszczasz, 偶e ten ca艂y Huth pozwoli艂 mu tam przyj艣膰 po prostu dla 偶artu?

— Wkr贸tce si臋 przekonasz, 偶e ten nowy Standartenf眉hrer nie jest zbyt sk艂onny do 偶art贸w — powiedzia艂 mu Douglas.

— Przy tej sprawie pl膮cz膮 si臋 jacy艣 cholernie dziwni ludzie... Sprowadzanie tu tego ma艂ego technika radiowego by艂o b艂臋dem. Powiem to Huthowi prosto w oczy. Powiem mu, 偶e to cholerny b艂膮d. Mo偶e my艣lisz, 偶e tego nie zrobi臋, ale zobaczysz, 偶e mu powiem. — Harry zachwia艂 si臋 lekko i odzyska艂 r贸wnowag臋 chwytaj膮c za kraw臋d藕 biurka.

— Technik radiowy...?

— Aha! — oznajmi艂 Harry z samozadowoleniem podpitego cz艂o­wieka. — Widzia艂em jego akta. Ma na sobie mundur policyjny, ale to tylko dla pucu. Zadzwoni艂em do Lufthansy, zapyta艂em o numer na li艣cie pasa偶er贸w, a potem poszed艂em na g贸r臋 i zajrza艂em do teczki z jego dokumentami.

— Wzi膮艂e艣 akta?

— Tylko kart臋 personaln膮. Je偶eli powiesz, 偶e pracujesz dla Ges­tapo, to mo偶esz dosta膰 wszystko co zechcesz. Wiesz o tym, Douglas?

— Ale ty n i e pracujesz dla Gestapo — zauwa偶y艂 Douglas. Harry pomacha艂 mu d艂oni膮 przed nosem, jakby wyciera艂 jak膮艣

plamk臋 z brudnej szyby samochodowej.

— Tam jest napisane, 偶e jest mechanikiem radiowym, doktorem zajmuj膮cym si臋 teori膮 radia. Te wszystkie Hansy s膮 doktorami, zwr贸ci艂e艣 na to uwag臋, Douglas...? Studiowa艂 w T眉bingen. W policji zacz膮艂 s艂u偶y膰 dopiero rok temu. Powo艂ali go prosto z Monachium, gdzie prowadzi艂 wyk艂ady.

— Mechanicy radiowi nie studiuj膮 w T眉bingen i nie wyk艂adaj膮 w Monachium — stwierdzi艂 Douglas.

— Dobra, dobra — rzek艂 Harry. — Nie gadam tak p艂ynnie po niemiecku jak ty, ale przecie偶 potrafi臋 przebrn膮膰 przez kart臋 personal­n膮. — U艣miechn膮艂 si臋 chytrze i gestem cyrkowego prestidigitatora wyci膮gaj膮cego kr贸lika z cylindra wyj膮艂 dokument z wewn臋trznej kieszeni marynarki. — Masz, stary, sam przeczytaj.

Douglas wzi膮艂 kart臋 i zacz膮艂 studiowa膰 j膮 w milczeniu.

— No, szefie, u艣miechnij si臋. Nie mia艂e艣 racji, i dobrze o tym wiesz.

— Major jest fizykiem. — Douglas m贸wi艂 wolno, staraj膮c si臋 zebra膰 my艣li. — Specjalist膮 w zakresie substancji radioaktywnych. Wyk艂ada艂 fizyk臋 nuklearn膮.

— To dla mnie czarna magia — odpar艂 Harry, pocieraj膮c czubek nosa.

— Te oparzenia na r臋kach denata... — rzek艂 Douglas. — Sir John ostatniej nocy nic o tym nie wspomnia艂. Mo偶e ten ma艂y major zjawi艂 si臋 tu, 偶eby je zbada膰.

— Te od kwarc贸wki?

— Wcale nie od kwarc贸wki, Harry. Te oparzenia by艂y bardzo silne, rodzaj uszkodzenia sk贸ry, na jakie nara偶ony jest kto艣, na kogo oddzia艂ywa艂yby promienie wydzielane przez rad albo co艣 w tym rodzaju.

Rozleg艂o si臋 znowu pukanie do drzwi. Dow贸dca warty przyszed艂 i o艣wiadczy艂, 偶e 艂膮czno艣ciowcy SS melduj膮 o za艂o偶eniu oraz wy­pr贸bowaniu czterech bezpo艣rednich linii telefonicznych. Niemal w tej samej chwili zadzwoni艂 telefon Hutha. Douglas podni贸s艂 s艂uchawk臋 i odezwa艂 si臋:

— Biuro standartenfuhrera Hutha, nadinspektor Archer przy aparacie.

— Archer... o, to 艣wietnie. Tu genera艂 Kellerman. Czy Standarten­f眉hrer jest z panem?

Douglas spojrza艂 na zegarek. To, 偶e Kellerman dzwoni艂 o tej porze, by艂o doprawdy zadziwiaj膮ce. Dot膮d nie by艂 znany z zami艂owania do p贸藕nych godzin pracy.

— Jest w sali konferencyjnej numer trzy, generale — oznajmi艂.

— Tak, tak mi powiedziano. — Zapad艂a d艂uga cisza. — Niestety wyda艂 polecenie, 偶eby nie 艂膮czono go z nikim. Oczywi艣cie nie odnosi si臋 to do mnie, ale nie chc臋 zbytnio komplikowa膰 偶ycia telefoni艣cie. Poza tym chyba z telefonem w sali konferencyjnej jest co艣 nie w porz膮dku.

Douglas domy艣li艂 si臋, 偶e Huth wyda艂 telefoni艣cie polecenie „z bezpo艣redniego upowa偶nienia reichsf眉hrera”, a potem od艂o偶y艂 s艂uchaw­k臋. On sam mia艂 jednak wszelkie powody, by spr贸bowa膰 pom贸c genera艂owi zachowa膰 twarz.

— Zapewne telefon nie dzia艂a, bo 艂膮czno艣ciowcy zmieniali linie telefoniczne — powiedzia艂.

— Co?! — zawo艂a艂 sp艂oszony Kellerman. — O tej porze? O czym pan m贸wi? — Zacz膮艂 m贸wi膰 po niemiecku i zmieni艂 ton na bardziej stanowczy: — Prosz臋 pos艂ucha膰. Co ma oznacza膰 ta zmiana telefon贸w w moim biurze? Niech mi pan wyja艣ni, co si臋 dzieje. Natychmiast!

— To tylko rutynowe zmiany, generale — odpar艂 Douglas. — Standartenf眉hrer wola艂, 偶eby艣my wraz z sier偶antem Woodsem urz膮dzili si臋 w pokoju s膮siaduj膮cym z jego gabinetem. To za艣 oznacza艂o konieczno艣膰 przeprowadzenia kilku dodatkowych linii dla nas i doci膮g­ni臋cia naszego miejskiego numeru tutaj — zazwyczaj staramy si臋, 偶eby w trakcie dochodzenia miejskie numery nie ulega艂y zmianie... to sprawa kontakt贸w z informatorami, i tak dalej.

Us艂ysza艂 nagle w s艂uchawce jaki艣 poirytowany i pe艂en wyrzutu szept. G艂os by艂 m艂ody, damski i w niczym nie przypomina艂 Douglasowi g艂osu 偶ony genera艂a, kt贸ra w ubieg艂ym tygodniu polecia艂a z Croydon do Breslau, 偶eby odwiedzi膰 matk臋.

— Aha, powiada pan, 偶e to rutynowa sprawa — stwierdzi艂 pospiesznie Kellerman. — W takim razie wszystko w porz膮dku. — Przerwa艂 na chwil臋 zas艂aniaj膮c mikrofon d艂oni膮, a potem odezwa艂 si臋 znowu: — Czy by艂 pan ze standartenf眉hrerem Huthem przez ca艂y wiecz贸r?

— Tak, sir — powiedzia艂 Douglas.

— Co si臋 w艂a艣ciwie sta艂o, nadinspektorze? Dlaczego nie pojawi艂 si臋 w „Savoyu”?

— Standartenf眉hrer mia艂 mn贸stwo pilnych prac, generale.

W tej samej chwili do pokoju wszed艂 Huth. Spojrza艂 na Harry'ego Woodsa, kt贸ry sta艂 z zamkni臋tymi oczyma opieraj膮c si臋 o biurko. Potem popatrzy艂 na Douglasa i uni贸s艂 pytaj膮co brwi.

Z drugiej strony linii telefonicznej genera艂 Kellerman spyta艂:

— Czy s膮dzi pan, 偶e powinienem przyjecha膰, nadinspektorze (Archer? My艣l臋, 偶e tak lojalny i 艣wiadomy swoich obowi膮zk贸w funkcjonariusz jak pan w艂a艣ciwie ocenia sytuacj臋.

Huth podszed艂 do biurka i stan膮艂 pochylaj膮c g艂ow臋, by m贸c s艂ysze膰 dobiegaj膮cy ze s艂uchawki g艂os.

— Jestem pewien, 偶e pan genera艂... — zacz膮艂 Huth i chcia艂 schwyci膰 s艂uchawk臋, Douglas jednak przytrzyma艂 j膮 wystarczaj膮co d艂ugo, aby powiedzie膰:

— W艂a艣nie przyszed艂 Standartenf眉hrer, sir. Huth uj膮艂 s艂uchawk臋, odchrz膮kn膮艂 i rzek艂:

— Tu Huth, generale Kellerman. Czego pan sobie 偶yczy?

— Jestem rad, 偶e uda艂o mi si臋 pana wreszcie znale藕膰, drogi panie Huth. Chcia艂bym powiedzie膰 panu...

Standartenf眉hrer przerwa艂 mu:

— Jest pan w mi艂ym, ciep艂ym domu, generale, w mi艂ym, ciep艂ym 艂贸偶ku z mi艂膮, ciep艂膮 kobiet膮. Niech pan tam zostanie i pozwoli mi pracowa膰 bez przeszk贸d.

— To wszystko dlatego, 偶e moja centrala nie by艂a w stanie... — Prztykni臋cie w telefonie zasygnalizowa艂o przerwanie po艂膮czenia, gdy Huth rzuci艂 s艂uchawk臋 na wide艂ki.

Zmierzy艂 Douglasa spojrzeniem.

— Kto panu pozwoli艂 omawia膰 prace tego biura z osob膮 z ze­wn膮trz?

— Ale przecie偶 to by艂 genera艂 Kellerman...

— Sk膮d pan wie, 偶e to by艂 on? S艂ysza艂 pan tylko g艂os przez telefon. Z wiarygodnych 藕r贸de艂 wiem, 偶e pa艅ski pijany kolega... — pokaza艂 kciukiem w stron臋 Woodsa, kt贸ry patrzy艂 na niego mrugaj膮c powie­kami — potrafi w bardzo przekonuj膮cy spos贸b na艣ladowa膰 angielsz­czyzn臋 genera艂a Kellermana.

Nikt si臋 nie odezwa艂. Zamiary Woodsa dotycz膮ce powiedzenia Huthowi prosto w oczy wszystkiego, co my艣li o sprowadzaniu ma艂ego majora do kostnicy, zosta艂y prze艂o偶one na p贸藕niej.

Huth rzuci艂 czapk臋 na wieszak za drzwiami i usiad艂.

— Powiedzia艂em ju偶 raz i teraz powt贸rz臋 to panu, ale po raz ostatni. Nie b臋dzie pan omawia艂 pracy prowadzonej w tym biurze absolutnie z nikim. Teoretycznie, mo偶e pan rozmawia膰 swobodnie na ten temat jedynie z reichsf眉hrerem SS, Heinrichem Himmlerem. — Huth pochyli艂 si臋 do przodu i trzyman膮 w r臋ku trzcink膮 szturchn膮艂 偶artobliwie Woodsa. — Wie pan, kto to taki Heinrich Himmler, sier偶ancie?

— Tak — warkn膮艂 Harry.

— Ale to tylko teoria. W praktyce za艣 nie powiecie nic nawet jemu, chyba 偶e w mojej obecno艣ci. Albo je艣li oka偶e si臋, 偶e nie 偶yj臋, wy za艣 osobi艣cie upewnili艣cie si臋, i偶 jestem istotnie martwy. Zro­zumiano?

— Tak jest — odpar艂 szybko Douglas, obawiaj膮c si臋, 偶e Harry w艣cieknie si臋 i rzuci na wymachuj膮cego trzcink膮 Hutha.

— Ka偶de naruszenie tego polecenia — oznajmi艂 Huth — b臋dzie uznane za zbrodni臋 g艂贸wn膮 flie tylko w 艣wietle artyku艂u 134 Prawa Wojennego ustanowionego przez g艂贸wnodowodz膮cego wojskami na obszarze Wielkiej Brytanii, karan膮 艣mierci膮 przez rozstrzelanie, ale r贸wnie偶 na podstawie paragrafu 11 waszych w艂asnych Uprawnie艅 Nadzwyczajnych, ustawa z 1941 roku, kt贸ra przewiduje kar臋 艣mierci przez powieszenie w wi臋zieniu Wandsworth.

— Czy najpierw zostaje si臋 rozstrzelanym, czy powieszonym? — spyta艂 Douglas.

— Jak膮艣 decyzj臋 musimy pozostawi膰 do uznania s膮du — odpar艂 Huth.

Rozdzia艂 8

Seven Dials znane by艂o dawniej jako dzielnica przest臋pczo艣ci i przemocy. Teraz by艂 to tylko zapuszczony rejon po艂o偶ony na zapleczu londy艅skiej dzielnicy teatr贸w. Douglas pozna艂 to miejsce i jego mieszka艅c贸w w czasach, kiedy by艂 inspektorem w policji mundurowej, nie przypuszcza艂 jednak wtedy, 偶e kiedy艣 b臋dzie tu mieszka艂.

Gdy podmiejski dom Douglasa zosta艂 zniszczony w czasie oskrzyd­laj膮cego natarcia niemieckich jednostek pancernych na Londyn, pani Sheenan zaofiarowa艂a mu mieszkanie i wy偶ywienie. Jej m膮偶, kt贸ry w czasie pokoju s艂u偶y艂 w policji, jako rezerwista zosta艂 powo艂any do wojska. Wzi臋to go do niewoli w ubieg艂ym roku w Calais i obecnie przebywa艂 w obozie jenieckim ko艂o Bremy. Termin jego ewentualnego zwolnienia by艂 nieznany.

Kiedy Archer dotar艂 na Monmouth Street, do male艅kiego domku po艂o偶onego nad sk艂adem materia艂贸w opa艂owych, nakryto ju偶 st贸艂 do 艣niadania. Bob, syn pani Sheenan, i ma艂y Douggie byli w艂a艣nie ubierani przed p艂on膮cym kominkiem w pokoju pozawieszanym schn膮c膮 bielizn膮. Douglas rozpozna艂 pasiasty r臋cznik, kt贸ry okrywa艂 jego syna. By艂 to jeden z niewielu przedmiot贸w, kt贸re uda艂o mu si臋 uratowa膰 z ruin domu w Cheam. Przywo艂a艂o to wspomnienia szcz臋艣liwych dni, o kt贸rych wola艂by zapomnie膰.

— Cze艣膰, tatusiu! Pracowa艂e艣 przez ca艂膮 noc? Czy to morderstwo?

— Pracuje pan nad tym morderstwem w antykwariacie, panie Archer?

— Owszem.

— M贸wi艂em ci, Douggie — powiedzia艂 m艂ody Sheenan. — Pisali o tym w gazetach.

— St贸j spokojnie — poleci艂a pani Sheenan zapinaj膮c sweterek syna. Douglas pom贸g艂 jej ubra膰 Douggiego. Kiedy ju偶 z tym sko艅czyli, zdj臋艂a rondelek z p贸艂ki. — Lubi pan jajka na mi臋kko, prawda, panie Archer? — Przez ca艂y czas utrzymywa艂a panuj膮ce mi臋dzy nimi stosunki na formalnej stopie.

— Przecie偶 ju偶 zjad艂em w tym tygodniu swoje przydzia艂owe jajka, pani Sheenan — zdziwi艂 si臋 Douglas. — Usma偶y艂a mi je pani w niedziel臋 rano, pami臋ta pani?

Kobieta wy艂owi艂a ugotowane jajka wygi臋t膮 艂y偶k膮 i w艂o偶y艂a je do kieliszk贸w. — Moja s膮siadka otrzyma艂a je od krewnych ze wsi. Da艂a mi sze艣膰 sztuk za pa艅ski stary szary sweter, kt贸ry spruje na we艂n臋. Wi臋c w艂a艣ciwie wszystkie jajka s膮 pa艅skie.

Douglas podejrzewa艂, 偶e jest to jedynie wybieg, 偶eby podzieli膰 si臋 z nim w艂asnym przydzia艂em, ale mimo to zacz膮艂 je艣膰 jajko. Na stole znajdowa艂 si臋 r贸wnie偶 talerz pe艂en kromek chleba i ma艂a kostka margaryny, na kt贸rej opakowaniu umieszczono informacj臋, 偶e jest to dow贸d przyja藕ni niemieckich robotnik贸w. A co z dowodem przyja藕ni niemieckich ch艂op贸w — pytali 偶artownisie, kt贸rzy woleli mas艂o.

— Za艂贸偶my, 偶e pope艂niono morderstwo we francuskim samolocie lec膮cym nad Niemcami i 偶e morderc膮 by艂 W艂och, a zamordowany zosta艂... — Bob my艣la艂 przez chwil臋. — Brazylijczyk.

— Nie m贸w z pe艂nymi ustami — upomnia艂a go matka.

Spiker w radio pu艣ci艂 p艂yt臋 z walcem Straussa, o kt贸ry prosi艂 niemiecki 偶o艂nierz stacjonuj膮cy w Cardiff. Pani Sheenan wy艂膮czy艂a odbiornik.

— Albo Chi艅czyk! — ci膮gn膮艂 swoje Bob.

— Nie m臋cz pana nadinspektora. Widzisz przecie偶, 偶e pr贸buje zje艣膰 w spokoju 艣niadanie.

— To raczej by艂aby sprawa dla prawnik贸w — odpowiedzia艂 Douglas Bobowi. — Ja jestem tylko policjantem. Musz臋 wykry膰, kto to zrobi艂.

— Pani Sheenan obieca艂a, 偶e w niedziel臋 zabierze nas do Muzeum Wiedzy — powiedzia艂 Douggie.

— To bardzo mi艂e z jej strony — odrzek艂 Douglas. — B膮d藕 grzecznym ch艂opcem i r贸b wszystko, co ci ka偶e.

— Zawsze tak robi — pochwali艂a kobieta Douga. — Obaj si臋 s艂uchaj膮. To dobrzy ch艂opcy. — Spojrza艂a na Archera. — Wygl膮da pan na zm臋czonego — stwierdzi艂a.

— W艂a艣nie 艂api臋 drugi oddech.

— Chyba nie wraca pan do pracy tak od razu, bez odpoczynku?

— To dochodzenie w sprawie morderstwa — powiedzia艂 Dou­glas. — Musz臋.

— M贸wi艂em, m贸wi艂em, m贸wi艂em! — zawo艂a艂 Bob. — To morder­stwo. M贸wi艂em ci przecie偶!

— Cicho, ch艂opcy — usi艂owa艂a ich uspokoi膰 pani Sheenan.

— Mam tu samoch贸d — rzek艂 Douglas. — B臋d臋 jecha艂 ko艂o szko艂y... Mniej wi臋cej za p贸艂 godziny. Czy to wystarczy?

— Samoch贸d? Awansowano pana?

— Dosta艂em nowego szefa — odpar艂 Douglas. — Powiedzia艂, 偶e lubi, aby jego ludzie mieli wszystko, co najlepsze. W jego samochodzie jest nawet radio. Mo偶na w czasie jazdy wysy艂a膰 polecenia prosto do Scotland Yardu.

— Pos艂uchajcie! — zawo艂a艂 Bob. Udawa艂, 偶e m贸wi do mikro­fonu: — Wzywam Scotland Yard. Bob Sheenan wzywa Scotland Yard. Podoba si臋 panu, nadinspektorze? Czy tak to dzia艂a?

— To radio na alfabet Morse'a — wyja艣ni艂 Douglas. — Radio­operator musi nadawa膰 kluczem, ale mo偶e odbiera膰 m贸wione komu­nikaty.

— Ciekawe, co nowego jeszcze wymy艣l膮? — westchn臋艂a pani Sheenan.

— Mog臋 obejrze膰 samoch贸d? — spyta艂 Bob. — Czy to flying standard?

— Policja ma wszystkie typy samochod贸w, prawda, tato?

— Wszystkie.

— Czy mo偶emy podej艣膰 do okna i popatrze膰 na niego?

— Jak sko艅czycie je艣膰.

Po chwili obaj ch艂opcy z okrzykami rado艣ci przebiegli do pokoju od ulicy i podnie艣li okno, 偶eby popatrze膰 na stoj膮cy pod domem samoch贸d.

— K膮piel jest jeszcze ciep艂a — powiedzia艂a pani Sheenan. — Tylko ch艂opcy z niej korzystali. — Odwr贸ci艂a wzrok, wyra藕nie zmieszana. Podobnie jak wielu innych ludzi uwa偶a艂a, 偶e spo艂eczna degradacja wynikaj膮ca z tego nowego rodzaju ub贸stwa jest o wiele trudniejsza do zniesienia ni偶 zwi膮zane z nim niewygody.

— Poczuj臋 si臋 po niej jak nowo narodzony — odpar艂 Archer, cho膰 w nowych szatniach Scotland Yardu by艂y 艂azienki i pod dostatkiem gor膮cej wody.

— W drzwiach umywalni jest zasuwka — poinformowa艂a go. — A czy nie spotkaj膮 pana jakie艣 k艂opoty za podwiezienie nas do szko艂y?

— Wszystko b臋dzie w porz膮dku.

— Kary za niew艂a艣ciwe wykorzystywanie paliw s膮 przera偶aj膮ce. Ten handlarz w臋glem z Neal Street zosta艂 skazany na kar臋 艣mierci. Ubieg艂ej nocy czyta艂am o tym w „Evening News”.

— Nie ma obaw — uspokoi艂 j膮 Douglas. U艣miechn臋艂a si臋.

— Od ponad roku nie jecha艂am samochodem. Od pogrzebu mojego wujka Toma. To by艂o przed wojn膮... Ma si臋 wra偶enie, 偶e min臋艂o ju偶 sto lat od tej chwili, prawda?

Podesz艂a do kominka, usiad艂a i zapatrzy艂a si臋 w ogie艅.

— Drewno prawie si臋 sko艅czy艂o — powiedzia艂a — ale ten cz艂owiek ze sk艂adu opa艂owego po偶yczy mi par臋 bierwion do nowego przydzia艂u w przysz艂ym tygodniu.

Douglas wzdrygn膮艂 si臋, s艂ysz膮c jej g艂os. Pe艂ny 偶o艂膮dek, gor膮ca herbata i ciep艂o p艂yn膮ce od kominka sprawi艂y, 偶e przysn膮艂 na chwil臋.

— Musz臋 pana o czym艣 poinformowa膰, panie Archer — powie­dzia艂a.

Douglas si臋gn膮艂 do kieszeni.

— Nie chodzi o pieni膮dze — wyja艣ni艂a. — To, co mi pan daje, wystarczy w zupe艂no艣ci, a ta dodatkowa kartka 偶ywno艣ciowa, kt贸r膮 pan otrzymuje, jest wspania艂ym uzupe艂nieniem. — Wyci膮gn臋艂a r臋k臋 i machi­nalnie sprawdzi艂a, czy imbryk pod w艂贸czkowym przykryciem jest jeszcze ciep艂y. — Obaj ch艂opcy we wtorki i czwartki maj膮 dodatkow膮 godzin臋 muzyki. To kosztuje tylko szylinga na tydzie艅, a chyba im si臋 podoba.

Douglas zdawa艂 sobie spraw臋, 偶e pocz膮tkowo zacz臋艂a m贸wi膰 co艣 innego, ale nie nalega艂. Ponownie przymkn膮艂 powieki.

— Jeszcze herbaty?

— Nie, dzi臋kuj臋.

— To ta niemiecka namiastka. M贸wi膮, 偶e trzeba j膮 pi膰 z cytryn膮. Mleko nie bardzo tu pasuje, prawda?

Znikn臋艂a za wisz膮cymi festonami wilgotnej bielizny. Dotyka艂a ka偶dej sztuki sprawdzaj膮c, czy ju偶 wysch艂a. Niekt贸re rzeczy odwraca艂a na drug膮 stron臋.

— Jedna kobieta, kt贸ra mieszka nieco dalej na tej ulicy, m贸wi艂a, 偶e w ubieg艂y poniedzia艂ek widzia艂a poci膮g sanitarny przeje偶d偶aj膮cy przez Clapham Junction. Wagony pe艂ne rannych 偶o艂nierzy — brudnych i w podartych mundurach — a na samym ko艅cu dwa wagony pasa偶erskie z czerwonymi krzy偶ami, takie, jakich u偶ywaj膮 do transportu rannych na noszach. — Wieszaj膮c ponownie g贸r臋 od dzieci臋cej pi偶amy, w艂o偶y艂a do ust spinacze do bielizny. — Czy walki jeszcze si臋 tocz膮?

— Radzi艂bym uwa偶a膰 na to, komu pani powtarza takie rzeczy.

— Nie wymy艣la艂aby przecie偶 jakich艣 niestworzonych historii. To rozs膮dna kobieta.

— Wiem — rzek艂 Douglas

— Nie powiedzia艂abym tego nikomu obcemu, panie Archer, ale zawsze by艂am przekonana, 偶e z panem mog臋 by膰 zupe艂nie szczera.

— W miastach to tylko podk艂adanie bomb i zab贸jstwa niemieckich 偶o艂nierzy. W rejonach wiejskich dzia艂aj膮 wi臋ksze grupy, kt贸re robi膮 zasadzki na niemieckie patrole zmotoryzowane. Ale w膮tpi臋, czy przetrwaj膮 zim臋.

— Z powodu ch艂od贸w?

— Tak. Nie mog膮 rozpala膰 ognia, bo daje to dym. A potem, kiedy li艣cie opadn膮 z drzew, nie b臋d膮 mieli jak si臋 ukry膰, gdzie schowa膰. Poza tym w czasie zimy samoloty zwiadowcze mog膮 艂atwiej wytropi膰 ludzkie 艣lady. A je偶eli spadnie 艣nieg... — Douglas uni贸s艂 d艂onie do g贸ry.

— Biedni ch艂opcy — westchn臋艂a pani Sheenan. — M贸wi膮, 偶e w strefie nieokupowanej jest strasznie, cho膰 zima nawet si臋 jeszcze nie zacz臋艂a. Wszystkiego brakuje. — Kr臋ci艂a si臋 ko艂o Douglasa, kt贸ry zdawa艂 sobie spraw臋, 偶e gospodyni chce mu powiedzie膰 co艣 wa偶nego. Jak ka偶dy dobry policjant, czeka艂 cierpliwie, a偶 si臋 zdecyduje.

— Nauczyciel muzyki, kt贸ry daje im lekcje... Jest bardzo m艂ody, by艂 ranny w czasie wojny i tak dalej, nie chcia艂abym si臋 wi臋c na niego skar偶y膰... — umilk艂a na chwil臋. — Ale zadaje ch艂opcom mn贸stwo pyta艅, a wiem, 偶e nie podoba艂oby si臋 to panu.

Senno艣膰 opu艣ci艂a nagle Douglasa.

— Pytania? Jakiego rodzaju?

— Wczoraj po po艂udniu na lekcji muzyki. Mieli gramofon i g艂o艣­niki, i wszystko do odtwarzania muzyki — bo to w艂a艣ciwie jest wychowanie muzyczne — i musia艂 mie膰 kogo艣 do pomocy przy obs艂ugiwaniu aparatury. St膮d ten dodatkowy szyling.

Douglas kiwn膮艂 g艂ow膮.

— Jak on si臋 nazywa?

— Nie wiem, panie Archer. Pa艅ski Douggie powiedzia艂 mi potem, 偶e nauczyciel pyta艂 go o pana. O jakiej porze wraca pan do domu, i tak dalej. Nie chcia艂am za bardzo wypytywa膰 o to ma艂ego. Wie pan, jakie z niego wra偶liwe dziecko, jeszcze po stracie matki... Chce mi si臋 p艂aka膰, kiedy o tym pomy艣l臋. — Nagle u艣miechn臋艂a si臋 i potrz膮sn臋艂a g艂ow膮. — Pewnie g艂upia baba ze mnie. Nie powinnam pana martwi膰 t膮 spraw膮.

— Dobrze pani zrobi艂a — rzek艂 Douglas. — A wi臋c m贸wi pani, 偶e zadawa艂 pytania?

— Och, nie, to nie tak. On nie jest taki, jak pan my艣li. Poznaj臋 takich na mil臋.

— A wi臋c jaki?

— S膮dz臋, 偶e chcia艂 si臋 zorientowa膰, czy pan lubi Niemc贸w. — Wsta艂a i patrz膮c w lustro przyg艂adzi艂a w艂osy. — Nie chcia艂abym wp臋dzi膰 偶adnego z nich w k艂opoty. Wiem, 偶e pan r贸wnie偶, ale gdyby sta艂o si臋 co艣 z panem albo z pa艅skim synkiem, to do ko艅ca 偶ycia nie wybaczy艂abym sobie, 偶e panu tego nie powiedzia艂am.

— Jest pani m膮dr膮 kobiet膮, pani Sheenan. 呕yczy艂bym sobie, 偶eby paru moich podkomendnych mia艂o tyle zdrowego rozs膮dku co pani. A teraz niech mi pani powie o tych dw贸ch nauczycielach.

— Tylko jeden jest nauczycielem, drugi pomaga mu przy muzyce. Obaj byli na wojnie... chyba jako oficerowie. I obaj byli ranni. Jeden straci艂 r臋k臋.

— Kt贸r膮?

— Praw膮. A przed wojn膮 gra艂 na fortepianie. To straszne, prawda? Ma nie wi臋cej ni偶 dwadzie艣cia pi臋膰 lat...

— Wyk膮pi臋 si臋 teraz, pani Sheenan. Niech pani przygotuje tymczasem ch艂opc贸w, zawioz臋 was do szko艂y za jakie艣 pi臋tna艣cie minut.

Wyj臋艂a z szafy dwa dzieci臋ce p艂aszcze przeciwdeszczowe. Jeden z nich by艂 bardzo wytarty.

— W ubieg艂ym tygodniu skradziono Bobowi p艂aszcz z szatni. Musia艂 znowu zacz膮膰 nosi膰 stary. Powiedzia艂am ch艂opcom, 偶eby na przysz艂o艣膰 zabierali swoje okrycia do klasy. S膮 tu straszne typy w okolicy, panie Archer, ale chyba pan wie o tym lepiej ni偶 ja.

— Powiedzia艂a pani, 偶e ten cz艂owiek ma protez臋 r臋ki?

— Nie, nie ma, biedaczysko.

Rozdzia艂 9

Douglas wysadzi艂 pani膮 Sheenan z ch艂opcami ko艂o szko艂y, a po powrocie do Scotland Yardu odszuka艂 m艂odego konstabla Jimmy'ego Dunna i uzyska艂 zezwolenie na wykorzystanie go jako funkcjonariusza po cywilnemu. Dunnowi bardzo zale偶a艂o, 偶eby dosta膰 si臋 do Wydzia艂u Zab贸jstw, i ju偶 w poprzednich sprawach Archera udowodni艂, 偶e jest dobrym detektywem.

— Dowiedz si臋 wszystkiego, czego tylko b臋dziesz m贸g艂, o tym nauczycielu muzyki — powiedzia艂 Douglas. — Zainteresowania polityczne. Seksualne. Czy to kto艣, kto ma jakie艣 pretensje do gliniarzy?

— Nie chc臋 zajmowa膰 si臋 tym sam, bo wygl膮da na to, 偶e mo偶e mnie rozpozna膰.

— Mo偶e mi pan zaufa膰 — odpar艂 rado艣nie Dunn. Nie m贸g艂 si臋 ju偶 doczeka膰 chwili, kiedy zabierze si臋 do roboty.

— Mo偶e to tylko jaki艣 艣wir — doda艂 Douglas. — Mo偶e to nic takiego.

Uszcz臋艣liwiony Jimmy Dunn zacz膮艂 porz膮dkowa膰 swoje biurko. Tolerowa艂 prac臋 w biurze zast臋pcy komisarza tylko dlatego, 偶e jego pok贸j na antresoli by艂 tak blisko grupy do spraw morderstw i zespo艂贸w alarmowych.

— Aha, Jimmy, jeszcze jedno... — rzek艂 Douglas, odwracaj膮c si臋 w stron臋 drzwi. — Jest szansa jedna na milion, 偶e ten jednor臋ki facet mo偶e by膰 zwi膮zany z morderstwem Petera Thomasa. S膮dz臋, 偶e by艂oby I lepiej, gdyby艣 wzi膮艂 od naszych przyjaci贸艂 z do艂u jaki艣 pistolet. Dam ci zlecenie.

— Pistolet?

Douglas musia艂 si臋 u艣miechn膮膰.

— We藕 co艣 niedu偶ego, Jimmy, co艣, co nie b臋dzie widoczne. I nie pokazuj tego, chyba 偶e b臋dziesz musia艂 si臋 broni膰. Musimy by膰 cholernie ostro偶ni. W mie艣cie jest obecnie zbyt wiele broni palnej i je偶eli zgubi si臋 pukawk臋, wybucha piek艂o.

W nowym gabinecie z drugiej strony budynku Douglas us艂ysza艂, jak Harry Woods dzielnie k艂amie w 偶ywe oczy wszystkim interesantom, staraj膮c si臋 ukry膰 jego nieobecno艣膰. Sekretariat genera艂a Kellermana dopytywa艂 si臋 o Archera od dziewi膮tej rano.

Od Whitehall dobiega艂 ci膮g艂y stukot m艂otk贸w. Berlin oznajmi艂, 偶e w celu uczczenia wi臋z贸w przyja藕ni 艂膮cz膮cych nazistowskie Niemcy i Zwi膮zek Socjalistycznych Republik Radzieckich we wszystkich cz臋艣ciach obu imperi贸w zorganizowany zostanie tydzie艅 Kamerad­schaft. Mia艂 on si臋 zacz膮膰 w nast臋pn膮 niedziel臋 w Londynie. Oddzia艂y Armii Czerwonej i radzieckiej Marynarki Wojennej, wraz z ch贸rem i orkiestr膮, po艂膮cz膮 si臋 z Wehrmachtem, by przemaszerowa膰 wsp贸lnie przez miasto.

Dekorowano ca艂膮 tras臋 przemarszu, ale Whitehall i Parliament Square potraktowano w spos贸b szczeg贸lny. Poza setkami flag roz­mieszczono tu r贸wnie偶 tarcze herbowe z sierpem, m艂otem i swastyk膮, kt贸re zwie艅cza艂y niewielki Krzy偶 艢wi臋tego Jerzego, przy wszystkich oficjalnych okazjach zast臋puj膮cy w strefie okupowanej flag臋 Zjed­noczonego Kr贸lestwa.

Hitler udost臋pni艂 radzieckiej Marynarce Wojennej kotwicowiska w Rosyth, Scapa Flow i Invergordon. Ministerstwo Propagandy Goebbelsa twierdzi艂o, 偶e jest to naturalny proces krzepni臋cia wi臋z贸w przyja藕ni 艂膮cz膮cych oba wielkie narody. Cynicy natomiast powiadali, 偶e to taktyka Hitlera, maj膮ca na celu stworzenie z Rosjan buforu mi臋dzy nim a Stanami Zjednoczonymi.

Mimo 偶e Tydzie艅 Przyja藕ni Niemiecko-Radzieckiej przyni贸s艂 Scotland Yardowi mn贸stwo dodatkowej pracy, genera艂 Kellerman jak zwykle by艂 spokojny i w jowialnym nastroju. Nawet gdy wr贸ci艂 z konferencji w Feldkommandantur z teczk膮 wype艂nion膮 FK-Befehle, nadal by艂 w dobrym humorze.

Mno偶膮ce si臋 rozkazy, kt贸re sp艂ywa艂y od Komendanta Wojskowego Wielkiej Brytanii (oraz od Kierownika Administracji Wojskowej Wielkiej Brytanii, nadzoruj膮cego dzia艂alno艣膰 marionetkowego rz膮du brytyjskiego i urz臋dnik贸w niemieckich), 艣wiadczy艂y o narastaj膮cych obawach, 偶e Tydzie艅 Przyja藕ni mo偶e sta膰 si臋 okazj膮 do gwa艂townych demonstracji. Jednak偶e zaci臋ta rywalizacja, 偶eby nie u偶y膰 s艂owa nienawi艣膰, kt贸r膮 genera艂owie niemieckiej armii 偶ywili do podleg艂ej Himmlerowi SS i jej policyjnych agend, sprawi艂a, 偶e ich 偶yczenia do genera艂a Kellermana dotyczy艂y jedynie zwyk艂ych policyjnych dzia艂a艅.

— Co pan o tym my艣li? — spyta艂 genera艂 Kellerman. — Mo偶e pan by膰 ze mn膮 zupe艂nie szczery, nadinspektorze, wie pan o tym.

Kellerman roz艂o偶y艂 na biurku porann膮 pras臋. Wsz臋dzie w nag艂贸w­kach podawano o艣wiadczenie Berlina na temat Tygodnia Przyja藕ni. Nieco ironicznej wymowy nabiera艂 fakt, 偶e oficjalna hitlerowska gazeta wydawana w Londynie, „Die Englische Zeitung”, ograniczy艂a si臋 do wydrukowania pe艂nego tekstu oficjalnego komunikatu, umiesz­czaj膮c go w ozdobnej ramce na pierwszej stronie, podczas gdy „Daily Worker” po艣wi臋ci艂 tej informacji ca艂e cztery strony — BRYTYJSCY ROBOTNICY M脫WI膭: NAPRZ脫D!, zamieszczaj膮c r贸wnie偶 foto­grafie rosyjskich i brytyjskich osobisto艣ci, kt贸re b臋d膮 obecne na trybunie honorowej. Stalin wystosowa艂 ju偶 odpowiednie pos艂anie. Ci, kt贸rzy pami臋tali depesz臋 gratulacyjn膮, jak膮 Stalin wys艂a艂 Hitlerowi po upadku Francji, uznali, 偶e jego ostatnia episto艂a r贸wnie偶 jest lizusowska do obrzydliwo艣ci.

— Czy b臋d膮 k艂opoty? — spyta艂 Kellerman.

— Z czyjego powodu? — odpowiedzia艂 pytaniem Douglas. Kellerman roze艣mia艂 si臋 cicho.

— W艂adza ma swoich wrog贸w, nadinspektorze. — Podrapa艂 si臋 po g艂owie, jakby pr贸buj膮c sobie przypomnie膰, co to za jedni. — I nie wszyscy z nich s膮 w Sztabie Generalnym. — U艣miechn膮艂 si臋, zadowo­lony ze swojego dowcipu. Douglas nie by艂 pewien, czy istotnie mia艂 to us艂ysze膰. Pokr臋ci艂 g艂ow膮, udaj膮c, 偶e nie wszystko zrozumia艂.

— B臋dziemy mieli mn贸stwo dodatkowej pracy — oznajmi艂 Keller­man. — Berlin nalega, 偶eby armia obstawi艂a ca艂膮 tras臋 przemarszu szpalerem 偶o艂nierzy. Obawiam si臋, 偶e niewielu im ich zostanie na sam膮 defilad臋. — Ponownie za艣mia艂 si臋 cicho. Mog艂o si臋 wydawa膰, 偶e nic nie wprawia艂o genera艂a Kellermana w lepszy humor ni偶 k艂opoty niemieckiej armii. — A poza tym zamierzaj膮 rozstawi膰 oddzia艂y 偶andarmerii w trzystumetrowych odst臋pach. Sk膮d ich tyle wezm膮?

— A Policja Metropolitalna?

— Normalne zadania policyjne, nie licz膮c wystawiania przepustek.

— W jaki spos贸b b臋dzie to funkcjonowa膰?

— Mieszka艅cy satelitarnych dzielnic Londynu b臋d膮 mogli w tym tygodniu przyje偶d偶a膰 codziennie do centrum miasta. Obawiam si臋, 偶e to lokalne komisariaty b臋d膮 musia艂y wystawia膰 przepustki. Jedno­dniowe.

Douglas skin膮艂 g艂ow膮. Bez trudu m贸g艂 sobie wyobrazi膰 chaos, jaki zapanuje w podmiejskich komisariatach. Po艂owa londy艅czyk贸w mia艂a bliskich krewnych, kt贸rych nie mog艂a odwiedzi膰 ze wzgl臋du na ograniczenia w poruszaniu si臋. Zauwa偶y艂:

— Mo偶na by艂oby zmniejszy膰 t臋 robot臋 o po艂ow臋, gdyby komisa­riaty posiada艂y uprawnienia do wydawania pewnej liczby przepustek ca艂otygodniowych. — Kellerman uni贸s艂 g艂ow臋 i spojrza艂 na niego uwa偶nie. Douglas doda艂: — Wydawano by je wy艂膮cznie w udokumen­towanych przypadkach losowych.

Kellerman patrzy艂 na niego d艂ugo, a偶 wreszcie z jego twarzy znikn膮艂 wyraz napi臋cia i pojawi艂 si臋 lekki, tajemniczy u艣mieszek.

— Oczywi艣cie, nadinspektorze. Tylko w... jak pan to nazwa艂? Udokumentowanych przypadkach losowych. — Kellerman wzi膮艂 z biurka FK-Befehle i odnalaz艂 ust臋py dotycz膮ce wydawania przepus­tek. — Nie widz臋 powodu, dla kt贸rego nie m贸g艂bym wprowadzi膰 takich uzupe艂nie艅 do instrukcji.— U艣miechn膮艂 si臋 do Douglasa. Obydwaj zdawali sobie spraw臋, 偶e jedynie dzi臋ki temu lokalne komisariaty policji b臋d膮 mog艂y ograniczy膰 nawa艂 pracy.

— A poza tym przepustki b臋d膮 wspania艂ymi prezentami — rzek艂 Kellerman. — Zleci艂em prac臋 nad nimi projektantowi z Wydzia艂u Propagandy. Mn贸stwo ozd贸b i tylko niezb臋dne minimum tekstu na odcinku kontrolnym.

— Tak jest, sir — odpar艂 Douglas. By艂 to wspania艂y spos贸b, 偶eby udaremni膰 Wehrmachtowi dokonanie analizy odcink贸w.

— Oczywi艣cie wszystko to nie le偶y w zakresie pa艅skich obo­wi膮zk贸w, ale zawsze wysoko ceni艂em pa艅skie zdanie w tych sprawach.

— Dzi臋kuj臋, sir.

— Zdaj臋 sobie spraw臋, 偶e pa艅ska wsp贸艂praca ze standarten-fuhrerem jest przedmiotem szczeg贸lnego zainteresowania reichsf眉hrera SS. Dlatego te偶 wyda艂em polecenie zwolnienia pana od wszystkich innych spraw.

— To bardzo mi艂e z pa艅skiej strony, panie generale.

— Wygl膮da pan na zm臋czonego, nadinspektorze. Chyba p贸藕no si臋 pan po艂o偶y艂 spa膰.

— Wcale si臋 nie k艂ad艂em.

— O, to fatalne. Nie mog臋 na to pozwoli膰. Nawet tak wspania艂y oficer jak Standartenf眉hrer Huth nie ma prawa doprowadza膰 moich funkcjonariuszy do stanu ca艂kowitego wyczerpania.

— Pan genera艂 jest niezwykle 艂askawy.

Kellerman podszed艂 do niewielkiego p贸艂kolistego wyst臋pu znaj­duj膮cego si臋 w rogu pokoju.

— Czy widzia艂 pan to?

Douglas zbli偶y艂 si臋 do niego. Popatrzyli obaj na Westminster Bridge. Brygada malarzy pokrywa艂a go z艂ot膮 farb膮. Radzieckie i hitlerowskie flagi by艂y mocowane wzd艂u偶 wysokiego na trzy metry rusztowania. Douglas domy艣li艂 si臋, 偶e w ten spos贸b zas艂aniano most, ulic臋 i rzek臋. Najprawdopodobniej tam w艂a艣nie mia艂y by膰 skoncent­rowane lotne oddzia艂y 偶andarmerii, gotowe do natychmiastowego przerzucenia do zagro偶onych miejsc.

— Podoba si臋 panu? — spyta艂 Kellerman. Douglas przypomnia艂 sobie jaki艣 cytat z klasyki m贸wi膮cy o budowaniu z艂otych most贸w dla nieprzyjaci贸艂, ale uzna艂, 偶e lepiej b臋dzie nie przytacza膰 go genera艂owi.

— Jestem londy艅czykiem — odpar艂. — I wola艂bym, 偶eby wszystko pozosta艂o takie, jakie by艂o przedtem.

— Lubi臋 ludzi, kt贸rzy szczerze wypowiadaj膮 swoje my艣li — stwierdzi艂 Kellerman. — Chcia艂bym, aby pan pami臋ta艂, nadinspektorze Archer, 偶e jest pan wa偶nym cz艂owiekiem w Scotland Yardzie. Wszelkie propozycje z pana strony b臋d膮 mia艂y wielkie znaczenie dla zwierzch­nictwa. — Kellerman si臋gn膮艂 do pude艂ka na cygara i otworzy艂 je. Tym razem nie powt贸rzy艂 rytua艂u z przypalaniem mu cygara. Douglas odni贸s艂 wra偶enie, 偶e Kellerman traktuje go inaczej ni偶 w czasie wszystkich poprzednich spotka艅.

Genera艂 odczeka艂, a偶 Douglas wybierze, obetnie i zapali swoje cygaro. Potem powiedzia艂:

— Ma pan wi臋ksze wp艂ywy, ni偶 pan my艣li, nadinspektorze. Berlin gratuluje nam naszej statystyki zwalczania przest臋pczo艣ci. Jest w tym wielki pa艅ski udzia艂.

— Tylko w przypadku zab贸jstw — sprostowa艂 Douglas.

— A czy pan przypuszcza, 偶e kogokolwiek interesuje w statystykach co艣 poza morderstwami? Si艂y policyjne i ich dow贸dztwo... — u艣miech­n膮艂 si臋 i podrapa艂 po r贸偶owym policzku — ...s膮 oceniane na podstawie proporcji wykrytych i nie wykrytych morderstw. Nikt si臋 nie przejmuje innymi przest臋pstwami — oszustwami, sabota偶em, podpaleniami, rabunkami, szanta偶ami, i tak dalej. Nie, wszyscy interesuj膮 si臋 morderstwami, cho膰 to przest臋pstwo nie zawsze pope艂­niane przez przest臋pc贸w. A wi臋c wy, ch艂opcy z Wydzia艂u Zab贸jstw, jeste艣cie cholernie wa偶ni, i dlatego stare, szczwane lisy takie jak ja robi膮 wszystko, 偶eby do spraw zab贸jstw byli wyznaczani najlepsi detektywi.

— Rozumiem, sir — odpar艂 Douglas z pow膮tpiewaniem w g艂osie.

— B臋d臋 pana popiera艂 we wszystkim. Prosz臋 o tym pami臋ta膰. Je偶eli jest pan zadowolony z pracy dla tego nowego faceta, Hutha — to doskonale. Ale je艣li pojawi膮 si臋 jakie艣 trudno艣ci, prosz臋 przyj艣膰 do mnie, a ja przydziel臋 mu kogo艣 innego.

— Dzi臋kuj臋, panie generale. Nie mam 偶adnych skarg.

— Nie nale偶y pan do ludzi, kt贸rzy by si臋 skar偶yli, nadinspektorze. Wiem o tym dobrze. Ale moje drzwi s膮 zawsze otwarte... To znaczy s膮 otwarte przed panem.

— Dzi臋kuj臋, sir.

Douglas wyszed艂 z gabinetu Kellermana, czuj膮c jak kr臋ci mu si臋 w g艂owie z niewyspania, od s艂odkawego dymu cygar i pot臋偶nej porcji pochlebstw.

Gdy wr贸ci艂 do swojego pokoju, Harry Woods by艂 zagrzebany w papierach. Feldgendarmerie nie mia艂a poj臋cia, 偶e sprawa Petera Thomasa mo偶e podpada膰 pod ich jurysdykcj臋, dop贸ki Woods nie przyby艂 do nich z plikiem kupon贸w paliwowych Luftwaffe oraz pisemnym zeznaniem, w kt贸rym wymieniony by艂 feldfebel i jego czarnorynkowa dzia艂alno艣膰.

Policja wojskowa i cywilna zazwyczaj doskonale dogadywa艂y si臋 ze sob膮 przy tego rodzaju przest臋pstwach i w normalnych okoliczno艣ciach sprawa ta by艂aby poprowadzona przez wydzia艂 policji najlepiej przygotowany do wdro偶enia 艣ledztwa nad najpowa偶niejsz膮 cz臋艣ci膮 przest臋pstwa. W danym przypadku poproszono by Policj臋 Met­ropolitaln膮 o zaj臋cie si臋 spraw膮 morderstwa.

Nadszed艂 jednak niezwykle pilny teleks z Oberkommando der Wehrmacht z Berlina, w kt贸rym znajdowa艂o si臋 zaopatrzone w mn贸s­two adnotacji „Streng Geheim”, „Chef Sache”, i tak dalej, polecenie. aby wszystkie akta, dokumenty i notatki zosta艂y przekazane standartenf眉hrerowi SS Huthowi w Scotland Yardzie.

Wszyscy powiadomieni o nowym obrocie sprawy wiedzieli, 偶e zaprzeczanie, i偶 maj膮 jakiekolwiek akta, dokumenty czy nawet notatki, zostanie w najlepszym razie uznane za przejaw lenistwa i niekom­petencji, a w najgorszym za 艣wiadom膮 odmow臋 wykonania rozkazu.

Wobec zaistnia艂ej sytuacji Harry Woods zupe艂nie nie mia艂 racji przeklinaj膮c ludzi, kt贸rzy nadsy艂ali mu niemal puste teczki z aktami, nie wype艂nione karty rejestracyjne i papierki bez znaczenia. Wszystko to by艂o jednak zarejestrowane jako 艣ci艣le tajne, a wi臋c wymagaj膮ce nienagannej dokumentacji, kt贸r膮 w razie ponownego wyp艂yni臋cia tej sprawy mo偶na by艂oby okaza膰.

Douglas pom贸g艂 Woodsowi upora膰 si臋 z najtrudniejszymi przypad­kami. Z wieloma wydrukowanymi po niemiecku formularzami obaj stykali si臋 po raz pierwszy. Archer poprosi艂 jednego z portier贸w, 偶eby przyni贸s艂 im herbat臋 oraz kanapki, i pracowali przez ca艂膮 przerw臋 na lunch. Zawsze potrafili znale藕膰 wsp贸lny j臋zyk w czasie pracy. Hutha nie by艂o. Otrzymali wprawdzie wiadomo艣膰, 偶e jest na konferencji, ale Harry stwierdzi艂, 偶e najprawdopodobniej 艣pi smacznie w swoim 艂贸偶ku.

O drugiej trzydzie艣ci po po艂udniu zatelefonowa艂 konstabl Jimmy Dunn.

— Widzia艂em tego cz艂owieka — powiedzia艂 Douglasowi. — Nie rozmawia艂em z nim, ale wiem, 偶e spotka艂 si臋 ze swoim koleg膮, nauczycielem muzyki, podczas lunchu. Kierownik szko艂y powiedzia艂, 偶e tego popo艂udnia powinien prowadzi膰 lekcj臋. Nazywa si臋 John Spode.

— Dobra robota, Jimmy — pochwali艂 go Douglas.

— Ten Spode nie jest nauczycielem. Pracuje tam tylko dorywczo. Zdoby艂em w szkole jego adres. Powiedzia艂em, 偶e jestem z Wydzia艂u O艣wiaty, ale nie jestem pewien, czy mi uwierzyli. Potem poszed艂em obejrze膰 jego mieszkanie. To zapuszczona rudera na Mafeking Road w Marylebone, niedaleko szko艂y. Nie mia艂 dobrego zamka w drzwiach, dozorca gdzie艣 si臋 zawieruszy艂, no to wszed艂em do 艣rodka i rozejrza艂em si臋.

— I co?

— Dwa pokoje i wsp贸lna 艂azienka. W艂a艣ciwie nie najgorzej, bior膮c pod uwag臋 obecn膮 sytuacj臋. Troch臋 tam brudno, ale ma fajne inkrustowane biureczko, a na 艣cianie kilka obraz贸w, kt贸re sprawiaj膮 wra偶enie, 偶e warte sa par臋 groszy. Wprawdzie sztuka i antyki to nie moja specjalno艣膰, ale te rzeczy wygl膮daj膮 na stare i s膮 w bardzo dobrym stanie.

— Jest czysty?

— No c贸偶, sir, nie sprawdzi艂em go zbyt dok艂adnie. Ale jest czysty. Powiedzia艂bym, 偶e czysty, lecz nie koszerny.

W 偶argonie angielskich policjant贸w by艂 to spos贸b na okre艣lenie wykroczenia, na kt贸re mogliby przymkn膮膰 oko.

— Zosta艅 tam, Jimmy — poleci艂 Douglas. — Przyjad臋 i sam si臋 rozejrz臋.

Rozdzia艂 10

G贸rne kondygnacje budynku by艂y wypalone bomb膮 zapalaj膮c膮 i przez puste otwory, kt贸re kiedy艣 by艂y oknami, Douglas widzia艂 przekre艣laj膮ce niebo zw臋glone krokwie dachu. Okna parteru zabito deskami. Wysokie ceny szk艂a sprawi艂y, 偶e w tej dzielnicy nie by艂 to rzadki widok. Mieszkanie podejrzanego znajdowa艂o si臋 na drugim pi臋trze. Jimmy Dunn poprowadzi艂 Archera na g贸r臋.

Zupe艂nie s艂usznie oceni艂 urz膮dzenie wn臋trza jako warto艣ciowe. To, co znajdowa艂o si臋 w pokoju, mog艂o stanowi膰 藕r贸d艂o utrzymania w ci膮gu dziesi臋ciu lat, by艂o bowiem kolekcj膮 o wiele ciekawsz膮 i lepiej dobran膮 ni偶 przedmioty wystawione na sprzeda偶 w antykwariacie na Shepherd Market.

— Wci膮偶 ani 艣ladu dozorcy? — spyta艂 Douglas.

— Przed jego drzwiami stoi butelka mleka. Wygl膮da na to, 偶e nie by艂o go przez ca艂膮 noc. Mo偶e nie zd膮偶y艂 przed godzin膮 policyjn膮 i przenocowa艂 gdzie indziej.

Douglas skin膮艂 g艂ow膮. Omijanie niemieckich przepis贸w, kt贸re wymaga艂y, by poza sta艂ymi lokatorami wszyscy nocuj膮cy w jakim艣 mieszkaniu posiadali na to specjalne zezwolenia, by艂o cz臋st膮 praktyk膮.

— Czy jest tu co艣 dziwnego, Jimmy? Czy po prostu si臋 starzej臋?

— Pod jakim wzgl臋dem, sir?

— Cenne antyki w tym pokoju i pop臋kana mydelniczka w 艂azience. Bezcenny dywan na pod艂odze i brudne prze艣cierad艂o na 艂贸偶ku.

— Mo偶e jest skner膮, sir.

— Sknera w og贸le nie kupuje myd艂a — odpar艂 Douglas. By艂a to niezbyt m膮dra odpowied藕, ale Archer wiedzia艂, 偶e nie jest to brud wynikaj膮cy ze sk膮pstwa. — Czujesz naftalin臋? — Stan膮艂 na czworakach i pow膮cha艂 dywan. Zapach jednak p艂yn膮艂 nie st膮d. — To raczej magazyn — stwierdzi艂 wstaj膮c i Otrzepuj膮c r臋ce z kurzu. Zacz膮艂 przegl膮da膰 kom贸dk臋, wyci膮gaj膮c kolejno szufladki i przek艂adaj膮c niezbyt liczne koszule i sztuki bielizny, pochodz膮ce w wi臋kszo艣ci z brytyjskich sort贸w wojskowych. — Przecie偶 tu musi by膰 co艣 bardziej osobistego — mrukn膮艂, szperaj膮c dalej. — Bloczki kartek, papiery demobilizacyjne, ksi膮偶eczka rentowa czy co艣 takiego.

— Wiele os贸b nosi takie rzeczy przy sobie — powiedzia艂 Dunn. — Tyle jest teraz w艂ama艅 do mieszka艅, a odtwarzanie dokument贸w zajmuje strasznie du偶o czasu.

— A te wszystkie cenne przedmioty? Przecie偶 tu nie ma nawet porz膮dnego zamka w drzwiach! — Douglas wysun膮艂 kolejn膮 szufladk臋 i zacz膮艂 przegl膮da膰 uwa偶nie jej zawarto艣膰. — O! A co tu mamy? — Pod wy艣cie艂aj膮cymi dno szuflady starymi gazetami jego palce odnalaz艂y kopert臋. Znajdowa艂o si臋 w niej kilka fotografii — rodzice Spode'a stoj膮cy gdzie艣 w podmiejskim ogr贸dku razem z dw贸jk膮 dzieci. Dziecko na tr贸jko艂owym rowerku. — Trudno jest wyrzuci膰 tego rodzaju pami膮tki, Jimmy — odezwa艂 si臋 do konstabla. — Nawet je偶eli chodzi o 偶ycie, trudno jest wyrzuci膰 swoj膮 rodzin臋. — Na kolejnym, troch臋 nieostrym zdj臋ciu by艂a para nowo偶e艅c贸w.

Douglas obejrza艂 wszystkie fotografie. Najwi臋ksze by艂o stare zdj臋cie z agencji prasowej — ostra, kontrastowa, dobrze sporz膮dzona odbitka na l艣ni膮cym papierze. Widnia艂a na niej grupa ubranych w bia艂e fartuchy pracownik贸w laboratorium stoj膮cych wok贸艂 starszego m臋偶­czyzny. Odwr贸ci艂 fotografi臋, aby przeczyta膰 opis. Na piecz膮tce podana by艂a data, numer katalogu oraz adnotacja, 偶e fotografia jest strze偶ona prawem autorskim agencji fotograficznej. Na wystrz臋pionym kawa艂ku papieru znajdowa艂 si臋 wypisany na maszynie podpis:

W dniu dzisiejszym profesor Frick obchodzi艂 swoje siedemdziesi膮te urodziny. U jego boku w laboratorium znajduje si臋 zesp贸艂, kt贸ry pracowa艂 wraz z nim w ubieg艂ym roku, kiedy to rezultaty jego eks­peryment贸w przynios艂y mu 艣wiatowy rozg艂os. Bombarduj膮c uran neu­tronami w celu uzyskania gaz贸w baru i kryptonu, udowodni艂 s艂uszno艣膰 opublikowanej wcze艣niej teorii o rozpadzie j膮dra uranu.

Nie by艂 to materia艂 nadaj膮cy si臋 na nag艂贸wek gazetowy. Podano w nim jednak r贸wnie偶 nazwiska naukowc贸w. Ale tylko dwa m贸wi艂y co艣 Douglasowi: Dr John Spode i dr William Spode. Douglas ponownie odwr贸ci艂 fotografi臋 i zacz膮艂 uwa偶nie przygl膮da膰 si臋 twarzom ludzi, kt贸rzy w贸wczas, w ten spokojny dzie艅, patrzyli mru偶膮c oczy w blask s艂o艅ca. Tak dawno temu.

— Czy to nasz cz艂owiek? — spyta艂 Dunna.

— Tak, sir — odpar艂 policjant. — To w艂a艣nie on.

— Chryste! Ten, kt贸ry stoi obok niego, to denat z Shepherd Market!

— Mam si臋 zwr贸ci膰 do agencji fotograficznej i dowiedzie膰 si臋, czy maj膮 w swojej kartotece zarejestrowanego cz艂owieka, kt贸ry kupowa艂 dodatkow膮 odbitk臋 tej fotografii? — zapyta艂 Dunn. — Ta, kt贸r膮 pan trzyma, zosta艂a przes艂ana na ten adres.

— Na pewno warto spr贸bowa膰 — przytakn膮艂 Douglas. Ponownie obszed艂 ca艂y pok贸j sprawdzaj膮c, czy 艣ciany, szafy i pod艂oga nie nosz膮 jakich艣 艣wie偶ych 艣lad贸w, ale na szafach i pod dywanem by艂y tylko warstwy kurzu i brud. Nie znalaz艂 te偶 niczego ukrytego w zbiorniku sp艂uczki w ubikacji.

Przyjrza艂 si臋 dok艂adnie wielkiemu kuchennemu sto艂owi, wepchni臋­temu w k膮t, by nie zajmowa艂 zbyt du偶o miejsca. Pomaca艂 pod spodem, sprawdzaj膮c, czy nic nie przyczepiono ta艣m膮 klej膮c膮 pod blatem, a potem ukl膮k艂 i obejrza艂 st贸艂 od do艂u.

— Sp贸jrz na to, Jimmy — powiedzia艂.

Podobnie jak wi臋kszo艣膰 sto艂贸w kuchennych, r贸wnie偶 i ten mia艂 szuflad臋 na sztu膰ce. Tutaj jednak ukryto j膮, przysuwaj膮c st贸艂 do 艣ciany tak, 偶e szuflada sta艂a si臋 niewidoczna. Odsun臋li ci臋偶ki mebel na tak膮 odleg艂o艣膰, 偶eby da艂o si臋 j膮 otworzy膰.

By艂a do艣膰 du偶a. Znajdowa艂o si臋 w niej kilka 艂y偶ek i widelc贸w, po艂amana trzepaczka do piany, wi臋kszo艣膰 miejsca jednak zajmowa艂a proteza prawej r臋ki, wykonana z lekkiego nie pomalowanego stopu. Wyj臋to z niej 艣rub臋 z nakr臋tk膮 i by艂a roz艂o偶ona na cz臋艣ci. Douglas wiedzia艂 dok艂adnie, kt贸rego fragmentu brakowa艂o. Gestem pres­tidigitatora wyci膮gn膮艂 go z kieszeni i w艂o偶y艂 na miejsce.

Dunn gwizdn膮艂 cicho z uznaniem.

— Wszystko pasuje — stwierdzi艂 Douglas. — Ta cz臋艣膰 pochodzi z miejsca zab贸jstwa. Ciekaw jestem, czy wypad艂a podczas walki?

— Morderstwo Petera Thomasa?

— Od tej pory b臋dziemy to nazywali zab贸jstwem Williama Spode'a, Jimmy. — Schowa艂 znalezion膮 cz臋艣膰 do kieszeni i ponownie umie艣ci艂 protez臋 w szufladzie. Znajdowa艂a si臋 tam r贸wnie偶 papierowa torba. Douglas otworzy艂 j膮 i zobaczy艂 podniszczon膮, ale zadban膮 leic臋. By艂y tam r贸wnie偶 pier艣cienie po艣rednie, filtry, os艂ony obiektyw贸w i cztery nogi statywu zwi膮zane razem sznurkiem, kt贸rym przymoco­wana by艂a r贸wnie偶 du偶a g艂owica w kszta艂cie pier艣cienia. — To jest warte par臋 pens贸w — stwierdzi艂. Umie艣cili wszystko z powrotem w szufladzie i przysun臋li st贸艂 do 艣ciany.

— Aparaty tego typu sta艂y si臋 teraz drug膮 obiegow膮 walut膮 — powiedzia艂 Dunn. — Znam cz艂owieka, kt贸ry zainwestowa艂 w nie oszcz臋dno艣ci ca艂ego 偶ycia.

— To chyba do艣膰 niebezpieczna inwestycja.

— Papierowe pieni膮dze r贸wnie偶 — odpar艂 Dunn. — Przypuszcza wi臋c pan, 偶e ten denat zosta艂 b艂臋dnie zidentyfikowany?

— Nigdy nie udowodnimy, 偶e by艂o to rozmy艣lne — stwierdzi艂 Douglas. — Wszyscy b臋d膮 twierdzi膰, 偶e post臋powali w dobrej wierze. Ale za艂o偶y艂bym si臋 o miesi臋czny przydzia艂 tytoniu, 偶e k艂ami膮.

— Dlaczego, sir?

— Zbyt wielu 艣wiadk贸w m贸wi mi to samo, Jimmy.

— Mo偶e dlatego, 偶e to prawda, sir.

— Prawda nigdy nie jest dok艂adnie taka sama — rzek艂 Douglas. — Powiedzia艂e艣, 偶e ten Spode ma by膰 dzi艣 popo艂udniu w szkole?

— Powinien by膰 — przytakn膮艂 Dunn. — Czy p贸jdziemy tam?

— Zadzwoni臋 najpierw do Centrali — odpar艂 Archer. — Mam wra偶enie, 偶e m贸j nowy szef zechce si臋 w艂膮czy膰 do akcji.

Przypuszczenie okaza艂o si臋 s艂uszne. Standartenf眉hrer Huth zd膮偶y艂 ju偶 urz膮dzi膰, wed艂ug okre艣lenia Harry'ego Woodsa, „typowy pieprzony esesma艅ski cyrk”.

Rozdzia艂 11

Szko艂a przy Beech Road mie艣ci艂a si臋 w przypomina­j膮cym do z艂udzenia twierdz臋, ponurym wiktoria艅skim budynku. Z jednej jego strony by艂 na wp贸艂 rozpadaj膮cy si臋 ko艣ci贸艂, a cz臋艣ciowo wybrukowany fragment znajduj膮cego si臋 przy nim cmentarza zmieniono na szkolne boisko. W jakim koszmarnym miejscu nasze dzieci zmuszone s膮 sp臋dza膰 swoje najlepsze lata, pomy艣la艂 Douglas. Biedny Douggie.

Przed szko艂膮 znajdowa艂a si臋 herbaciarnia. Dawniej by艂o to mi艂e, przytulne miejsce, pachn膮ce dobrymi papierosami, grzankami z mas艂em i skondensowanym mlekiem. Douglas pami臋ta艂 ten lokal z czas贸w, kiedy by艂 jeszcze m艂odym detektywem. Obecnie z wytartego do go艂ego mosi膮dzu ekspresu do parzenia herbaty podawano jedynie jej namias­tk臋, a w 艣rodku herbaciarni by艂o tak ch艂odno, 偶e nawet nie skrapla艂a si臋 na oknach para.

— Mamy w rezerwie cztery plutony piechoty — oznajmi艂 Doug­lasowi Huth. — Trzymam je w ukryciu. Pozostali ludzie otoczyli ca艂y kwarta艂. — Douglas podszed艂 do drzwi i wyjrza艂 na zewn膮trz. 呕o艂nierze byli w pe艂nym bojowym rynsztunku — poczynaj膮c od polowych bluz maskuj膮cych i na zatkni臋tych za pas granatach trzonkowych ko艅cz膮c. W Lisson Grove sta艂y ci臋偶ar贸wki, a obok nich czeka艂y wyposa偶one w sk艂adane stoliki, przeno艣ne maszyny do pisania i zapasy kajdanek zespo艂y masowych aresztowa艅.

Archer wiedzia艂, 偶e zgodnie z niemieckimi oficjalnymi wytycznymi „utrzymanie 艂adu i porz膮dku powinno odbywa膰 si臋 poprzez demons­tracj臋 si艂 i 艣rodk贸w dost臋pnych wojskom okupacyjnym”, ale nie spodziewa艂 si臋, 偶e b臋dzie to wygl膮da艂o a偶 tak.

— Wola艂bym, 偶eby pan pozwoli艂 mi samemu si臋 tym zaj膮膰 — powiedzia艂 Huthowi.

— Chc臋 pokaza膰 tym ludziom, 偶e traktujemy spraw臋 powa偶nie — odpowiedzia艂 Standartenf眉hrer. — Chod藕my po niego, dobrze?

Przeszli przez ulic臋. Jaki艣 偶o艂nierz roze艣mia艂 si臋. Douglas spojrza艂 za siebie, na przygotowane grupy szturmowe stoj膮ce w rozlu藕nionych pozach, przybieranych zawsze przez 偶o艂nierzy w ka偶dej wolnej chwili. Zastanawia艂 si臋, czy 偶o艂nierze SS otworzyliby ogie艅 do szko艂y, gdyby dostali taki rozkaz. O ile zna艂 dzieci, to w tej w艂a艣nie chwili przyciska艂y nosy do szyby, albo pr贸bowa艂y uzyska膰 na to pozwolenie. Z niepoko­jem szuka艂 w oknach twarzy swojego syna, ale nie m贸g艂 jej dojrze膰.

Kiedy weszli do holu szko艂y, przywita艂 ich zaaferowany wo藕ny. Panowa艂 tu nastr贸j sztucznego spokoju, zupe艂nie jakby ca艂a szko艂a otrzyma艂a polecenie, by nie zwraca膰 uwagi na wojskowe przygotowania na zewn膮trz.

— Czym mog臋 panom s艂u偶y膰? — spyta艂 wo藕ny.

— Z drogi! — warkn膮艂 Huth. — Gdzie jest kierownik? Chowa si臋 pod biurkiem?

— Standartenf眉hrerze — zwr贸ci艂 si臋 Douglas do Hutha. — Ten cz艂owiek obj臋ty jest moim dochodzeniem. Nalegam, by nie naruszano jego praw obywatelskich. To ja dokonam jego aresztowania.

— Nie mamy zamiaru — u艣miechn膮艂 si臋 Huth — zastrzeli膰 go „w czasie pr贸by ucieczki”, je偶eli to mia艂 pan na my艣li wyg艂aszaj膮c swoj膮 mow臋. — Zrobi艂 krok do przodu, otworzy艂 wahad艂owe drzwi, za kt贸rymi znikn膮艂 wo藕ny, i krzykn膮艂 w g艂膮b mrocznego korytarza: — Kierownik! Pospieszy膰 si臋, do diab艂a! — Potem odwr贸ci艂 si臋 znowu w stron臋 Douglasa i powiedzia艂: — Mamy do tego cz艂owieka zbyt wiele pyta艅, 偶eby go nara偶a膰 na tym etapie rozgrywki.

Kierownik podszed艂 szybkim krokiem, kt贸ry nie przyni贸s艂by ujmy lekkoatlecie startuj膮cym w chodzie sportowym.

— C贸偶 ma znaczy膰 to zak艂贸canie porz膮dku? — zapyta艂 tonem, jakiego Douglas nie s艂ysza艂 od swoich szkolnych czas贸w.

Huth odwr贸ci艂 si臋 i zmierzy艂 go wzrokiem. Potem podni贸s艂 swoj膮 trzcink臋 ze srebrn膮 r膮czk膮 i wyci膮gn膮艂 j膮 tak, 偶e dotyka艂a piersi kierownika.

— Nie m贸w... — powiedzia艂 i przerwa艂 na d艂ug膮 chwil臋, kt贸r膮 zak艂贸ca艂 jedynie ci臋偶ki oddech m臋偶czyzny — ...do mnie... — cedzi艂 s艂owa bardzo wolno i szturcha艂 tamtego trzcink膮, jakby akcentuj膮c ka偶d膮 sylab臋 — ...ani do moich podw艂adnych takim tonem. To daje z艂y przyk艂ad twoim uczniom.

Oczy kierownika zrobi艂y si臋 nagle okr膮g艂e i jego pe艂en dystynkcji, spokojny g艂os zmieni艂 si臋 nagle w szybkie mamrotanie:

— Panowie w sprawie tego Spode'a? 呕a艂uj臋, 偶e go w og贸le zatrudni艂em. By艂y z nim same k艂opoty i wcale nie jestem pewien, czy post臋powa艂 lojalnie w stosunku do mnie...

— Gdzie on jest? — zapyta艂 Huth tonem, jakim si臋 m贸wi do dziecka.

— Spode?

— A o kogo innego mog艂oby mi chodzi膰? Czy s膮dzi pan, 偶e wpad艂em tu, 偶eby si臋 dowiedzie膰, gdzie znajduje si臋 reichsmarschall G枚ring? — D艂uga chwila ciszy. — Albo o miejscu pobytu kr贸la Anglii, kr贸lowej i obu ksi臋偶niczek?

— Oczywi艣cie, 偶e nie, panie pu艂kowniku. Kr贸l... no c贸偶, wiem, 偶e kr贸l przebywa na zamku w Windsor wraz z ca艂膮 rodzin膮 i wszyscy ciesz膮 si臋 doskona艂ym zdrowiem. Czyta艂em biuletyn na ten temat i oznajmi艂em ca艂emu personelowi, i偶 nie b臋d臋 tolerowa艂 tych nieprzyzwoitych plotek, jakoby Jego Wysoko艣膰 by艂 wi臋ziony w londy艅skiej Tower.

— Gdzie jest Spode? — zapyta艂 Huth, przesuwaj膮c czapk臋 nieco do ty艂u, jakby uciska艂a go w czo艂o.

— Spode? — Nerwowy u艣miech. — Spode? Przecie偶 pan dobrze wie, gdzie on jest. W komisariacie policji. — Kolejny u艣miech, kt贸ry powoli przekszta艂ca艂 si臋 w nienaturalny grymas. — Tego ranka przyszed艂 funkcjonariusz i spyta艂 o domowy adres Spode'a. — Huth uni贸s艂 brew i spojrza艂 na Douglasa, kt贸ry potakuj膮co skin膮艂 g艂ow膮.

Kierownik obserwowa艂 nerwowo t臋 niem膮 wymian臋 pogl膮d贸w, a potem ci膮gn膮艂 dalej: — Oczywi艣cie wsp贸艂dzia艂a艂em z nim w ka偶dy mo偶liwy spos贸b i prosz臋 nie s膮dzi膰, 偶e wtr膮cam si臋 w wasz spos贸b prowadzenia spraw. Nic podobnego. Przed wojn膮 sp臋dza艂em wakacje w Niemczech.

Podziwia艂em wasz system — oczywi艣cie w dalszym ci膮gu go podziwiam, szczeg贸lnie w Niemczech... co oczywi艣cie wcale nie znaczy, 偶e nie podziwiam systemu, jaki zosta艂 wprowadzony w Anglii...

Douglas przeszed艂 przez hol, do miejsca, w kt贸rym czeka艂 konstabl Dunn.

— Lepiej wr贸膰 do mieszkania tego faceta i we藕 t臋 protez臋 r臋ki, fotografi臋 i ca艂a reszt臋 — powiedzia艂.

— Panuj nad sob膮, 艂ajzo! — warkn膮艂 Huth do kierownika. — Gdzie jest ten Spode?

— Powiedzia艂em panu, Herr Oberst. Zadzwoniono z komisariatu policji i wezwano go. Oczywi艣cie pozwoli艂em mu opu艣ci膰 lekcj臋.

— Kto odebra艂 telefon?

— Moja sekretarka. Natychmiast pos艂a艂em po Spode'a, 偶eby policja mog艂a z nim porozmawia膰. Widzi pan, mamy tylko jeden telefon.

— Jak dawno temu to by艂o?

Kierownik spojrza艂 na zegarek, postuka艂 w szkie艂ko i przy艂o偶y艂 do ucha.

— Mniej wi臋cej godzin臋 temu.

Huth podszed艂 do g艂贸wnych drzwi, wyszed艂 na zewn膮trz i dwukrot­nie dmuchn膮艂 w sw贸j gwizdek. Oddzia艂 piechoty z 艂oskotem podkutych but贸w ruszy艂 biegiem przez boisko. Stan臋li przed Huthem w dwu­szeregu jak do przegl膮du, a oficer przed szykiem zasalutowa艂.

— Zabra膰 tego durnia do specjalnego aresztu i trzyma膰 go w izolacji — poleci艂 Huth, wskazuj膮c na kierownika.

— My艣li pan, 偶e ten telefon by艂 od jakiego艣 jego wsp贸lnika...? O m贸j Bo偶e! — zawo艂a艂 kierownik. Schwyci艂 kurczowo Archera za r臋k臋. — Ten Spode mnie oszuka艂 — rzek艂. — Niech im pan powie. Jest pan Anglikiem... Niech im pan powie, 偶e jestem niewinny.

Douglas a偶 zesztywnia艂 ze wstydu i odrazy. 呕o艂nierz oderwa艂 palce kierownika od jego r臋kawa.

— Niech pan chocia偶 pozwoli mi zadzwoni膰 do 偶ony — b艂aga艂 kierownik. Ale 偶o艂nierze ju偶 wywlekali go przez drzwi wej艣ciowe.

— We藕cie wszystkich nauczycieli — poleci艂 Huth oficerowi SS — i starszych uczni贸w te偶. Nie mo偶emy mie膰 pewno艣ci, czy oni r贸wnie偶 nie byli w to wmieszani. W ci膮gu ostatnich kilku miesi臋cy zdarza艂o si臋, 偶e pi臋tnastolatki zabija艂y naszych 偶o艂nierzy.

— Spr贸buj臋 odnale藕膰 tego Spode'a, ale niech pan nie robi takiego pogromu — zaproponowa艂 Douglas.

— On ju偶 jest daleko st膮d — odpar艂 Huth. — Ci ludzie s膮 cholernie sprytni.

— Jacy „ludzie”? — spyta艂 Archer.

— Terrory艣ci. — Huth pos艂u偶y艂 si臋 oficjalnym okre艣leniem, jakiego Niemcy u偶ywali w stosunku do Ruchu Oporu. — Nie. Niech pan lepiej poszuka swojego syna. Jest tu dzisiaj, prawda? Niech go pan we藕mie do domu. I wyt艂umaczy mu wszystko.

— Wyt艂umaczy膰 mu! — westchn膮艂 Douglas. Wiedzia艂, 偶e nie jest w stanie wyt艂umaczy膰 synowi szale艅stwa, jakie ow艂adn臋艂o 艣wiatem.

— Dzieci s膮 stworzeniami, kt贸re 艂atwo si臋 dostosowuj膮 — rzek艂 Huth. — Niech pan nie pr贸buje obarcza膰 si臋 ca艂膮 win膮 za to, 偶e pana syn pozbawiony jest matki.

Douglas nie odezwa艂 si臋. 呕o艂nierze wyprowadzali na podw贸rko grup臋 nauczycieli. Ci臋偶ar贸wki wolno wje偶d偶a艂y ty艂em przez w膮sk膮 bram臋.

— To wszystko nie by艂o potrzebne — powiedzia艂 Douglas. — Ci nauczyciele s膮 niewinni. Nic nie wiedz膮.

— Ju偶 jest zbyt p贸藕no, 偶eby to zatrzyma膰 — odrzek艂 Huth. — Nawet gdybym si臋 z panem zgadza艂.

Klapa ci臋偶ar贸wki opad艂a z trzaskiem. Po chwili pierwszy nauczyciel zacz膮艂 wspina膰 si臋 na skrzyni臋. By艂 to leciwy ju偶 cz艂owiek i 偶o艂nierz musia艂 mu poda膰 r臋k臋. Jeden z pozosta艂ych nauczycieli doda艂 mu otuchy cichym okrzykiem i starszy m臋偶czyzna u艣miechn膮艂 si臋 niepewnie. Zawsze tak to wygl膮da przy masowych aresztowaniach, pomy艣la艂 Douglas. Wi臋藕niowie czuli si臋 bezpieczniej, kiedy przebywali z lud藕mi, kt贸rych znali. Mieli wtedy wra偶enie, 偶e nie mo偶e im si臋 sta膰 nic szczeg贸lnie z艂ego i zawsze pocieszali si臋 my艣l膮, 偶e nie pope艂nili 偶adnego przest臋pstwa. Aresztowanie stawa艂o si臋 wyjazdem za miasto, piknikiem, zerwaniem z monotoni膮 codziennego 偶ycia. 呕o艂nierze zdawali sobie z tego spraw臋 i nawet zach臋cali aresztant贸w do swobodnego za­chowania, wiedz膮c, 偶e ich zadanie stanie si臋 艂atwiejsze i mniej m臋cz膮ce, je偶eli wi臋藕niowie b臋d膮 si臋 u艣miechali przez ca艂膮 drog臋 do aresztu.

— Czy mia艂 pan jeszcze jak膮艣 wiadomo艣膰 od tej dziewczyny? — spyta艂 Huth.

Zaskoczony Douglas nic nie odpowiedzia艂.

— Wiem o tej sprawie na Trafalgar Square, idioto — rzek艂 Huth. — Czy skontaktowa艂a si臋 z panem ponownie?

— Kaza艂 mnie pan 艣ledzi膰? A jej nie?

Huth popatrzy艂 na Douglasa z udanym smutkiem.

— Dotkn膮艂 pan bolesnego punktu, przyjacielu. Ona by艂a szybka i sprytna — sprytniejsza od cz艂owieka, kt贸rego do niej przydzielono.

— Tylko jednego?

— No w艂a艣nie. S艂owa zawodowca! Tak, moi ludzie musz膮 si臋 jeszcze wiele nauczy膰. Nie u艣wiadomili sobie, 偶e maj膮 do czynienia z bardzo do艣wiadczonym agentem.

— Sylwia...?

— Nie zdawa艂 pan sobie z tego sprawy, co? Tak, to wa偶na dziewczynka. Powinni艣my j膮 zapuszkowa膰, kiedy nadarzy艂a si臋 nam taka szansa. Ale tacy jak ona potrafi膮 wyczu膰 nadci膮gaj膮ce k艂opoty.

— Wyczu艂a nadci膮gaj膮ce k艂opoty?

— Albo kto艣 j膮 uprzedzi艂. Zawsze znajdzie si臋 kto艣, kto przeka偶e wiadomo艣膰. — Prychn膮艂 pogardliwie. — Zreszt膮 to nieistotne, spr贸buj膮 znowu, bo musz膮 rozpaczliwie nawi膮za膰 z panem kontakt, nadinspek­torze.

— Rzeczywi艣cie?

— Tak s膮dz臋. Niech pan zwr贸ci uwag臋 na ryzyko, jakie podej­muj膮... nast臋pnym razem zapewne to nie b臋dzie dziewczyna. To mo偶e by膰 ka偶dy. Niech pan zgodzi si臋 na wszystko, co zechc膮. Niech pan przyjmie ich propozycj臋.

— Propozycj臋?

— Zapewne maj膮 zamiar podj膮膰 kolejn膮 pr贸b臋 uwolnienia kr贸la.

— Z londy艅skiej Tower?!

— To wcale nie jest niemo偶liwe. Pr贸bowali na pocz膮tku ubieg艂ego miesi膮ca od strony rzeki i omal im si臋 nie powiod艂o.

— Dobry Bo偶e! — Douglasowi wiele to t艂umaczy艂o. Nadz贸r nad kr贸lem by艂 najwa偶niejszym zadaniem genera艂a Kellermana. Archer przypomnia艂 sobie teraz wielkie wrzenie panuj膮ce w ubieg艂ym miesi膮cu w艣r贸d s艂u偶b bezpiecze艅stwa SS, a tak偶e p贸藕niejsz膮 kuracj臋 wstrz膮sow膮, jak膮 Kellerman zaaplikowa艂 swojemu wy偶szemu personelowi.

— Mieliby lepsze rezultaty, gdyby spr贸bowali pertraktacji, a nie przeprowadzali terrorystyczne ataki — oznajmi艂 Huth.

— Tak pan uwa偶a?

— To nie jest moja opinia — stwierdzi艂 Huth — ale wiadomo艣膰, kt贸r膮 ma pan przekaza膰.

— Widz臋 mojego syna — rzek艂 Douglas.

— Niech pan we藕mie mercedesa. Ch艂opak b臋dzie zachwycony, je偶eli przejedzie si臋 takim wozem.

— To niedaleko — odpar艂 Archer — i spacer pozwoli mi zaczer­pn膮膰 troch臋 艣wie偶ego powietrza. — Ale nie odchodzi艂. Pozosta艂 na miejscu obawiaj膮c si臋, 偶e dzieci b臋d膮 藕le traktowane. Albo 偶e wszystko nagle eksploduje przemoc膮.

Sta艂 wci膮偶 w tym samym miejscu, gdy nagle zobaczy艂 czerwonego i spoconego z wysi艂ku konstabla Dunna biegn膮cego przez podw贸rko.

— Wszystko znikn臋艂o, sir. Proteza. I torba ze sprz臋tem foto­graficznym.

— Jeste艣 pewien?

— Nawet nie zada艂 sobie trudu, 偶eby znowu przysun膮膰 st贸艂 do 艣ciany. Musia艂 wej艣膰 do domu, kiedy telefonowali艣my do Yardu.

— Niezwyk艂y zbieg okoliczno艣ci... — stwierdzi艂 z gorycz膮 Douglas. Dunn przez chwil臋 patrzy艂 na niego nic z tego nie rozumiej膮c.

A potem odezwa艂 si臋:

— Czy uwa偶a pan, 偶e zadzwoni艂 do niego kto艣 z Yardu?

— Bardzo chcia艂bym to wiedzie膰 — odpar艂 Douglas. — No c贸偶, w ka偶dym razie brakuje mu tej cz臋艣ci — rzek艂, wk艂adaj膮c palec do kieszeni kamizelki i upewniaj膮c si臋, 偶e ci膮gle ma tamten znaleziony element. — Proteza by艂a standardowym wyrobem przydzielanym przez ministerstwo inwalidom wojennym, prawda?

— Takie sprawia艂a wra偶enie.

— 呕eby otrzyma膰 co艣 takiego, trzeba poda膰 swoje prawdziwe nazwisko, Dunn. Ministerstwo sprawdza je z aktami i najpraw­dopodobniej petent musi jeszcze udokumentowa膰 swoj膮 s艂u偶b臋 wojs­kow膮 — nazwisko, stopie艅 wojskowy i numer ewidencyjny — albo przedstawi膰 „zbiorcz膮” kart臋, je偶eli jest cywilem. Id藕 do ministerstwa i zobacz, czego ci si臋 uda dowiedzie膰. Je偶eli wyst膮pi do nich o przydzia艂 brakuj膮cej cz臋艣ci, chc臋 by膰 o tym poinformowany, zanim mu od­powiedz膮.

— Mo偶e doj艣膰 do wniosku, 偶e to zbyt niebezpieczne.

— To j e s t zbyt niebezpieczne. Podobnie jak zakradanie si臋 do w艂asnego mieszkania, kiedy policja depcze mu po pi臋tach. Nie, temu facetowi potrzebna jest ta proteza, i s膮dz臋, 偶e zada sobie wiele trudu, 偶eby m贸c z niej znowu korzysta膰. — Douglas dostrzeg艂 nagle swojego syna i podszed艂 do niego.

Tymczasem zespo艂y masowych aresztowa艅 rozstawi艂y ju偶 swoje sto艂y i krzes艂a, wype艂nia艂y formularze i dawa艂y je do podpisu dowo­dz膮cemu akcj膮 oficerowi. Rejestrowano nie tylko ludzi, ale spisywano r贸wnie偶 wszystkie papiery, ksi膮偶ki i akta, kt贸re grupy przeszukuj膮ce przynosi艂y z budynku. Na twarzach 偶o艂nierzy malowa艂o si臋 znudzenie, zdawali sobie bowiem spraw臋, 偶e operacja ta, podobnie jak dziesi膮tki innych, kt贸re przeprowadzano codziennie, najprawdopodobniej nie wykryje nic istotnego. Wszystkie one mia艂y za zadanie jedynie podkre艣li膰 fakt, 偶e jakakolwiek forma oporu wobec hitlerowskich naje藕d藕c贸w powoduje nieprzyjemne konsekwencje zar贸wno dla win­nych, jak i niewinnych.

St艂oczeni na ci臋偶ar贸wkach nauczyciele pr贸bowali zorientowa膰 si臋, czy nie ma gdzie艣 w pobli偶u krewnych lub znajomych, ale 偶o艂nierze brutalnie przep臋dzali wszystkich gapi贸w. W najbli偶szej ci臋偶ar贸wce jeden ze starszych uczni贸w rozp艂aka艂 si臋. Nauczyciel m贸wi艂 co艣 do niego, pr贸buj膮c go pocieszy膰. Siwow艂osy m臋偶czyzna w pogi臋tych okularach u艣miechn膮艂 si臋 do ch艂opca i wysokim, piskliwym g艂osem zaintonowa艂:

Je艣li jeste艣 wes贸艂 i o tym wiesz, kla艣nij w d艂onie raz.

Klasn膮艂. Za chwil臋 drugi g艂os podj膮艂 t臋 star膮 skautowsk膮 piosenk臋:

Je艣li jeste艣 wes贸艂 i o tym wiesz, kla艣nij w d艂onie raz.

Rozleg艂 si臋 tuzin albo wi臋cej kla艣ni臋膰 i ch艂opiec wci膮偶 jeszcze p艂acz膮c r贸wnie偶 przy艂膮czy艂 si臋 do ch贸ru. Niemcy rozgl膮dali si臋, czekaj膮c na rozkaz uciszenia 艣piewaj膮cych, ale poniewa偶 rozkazu nie by艂o, nic nie robili.

Je艣li jeste艣 wes贸艂 i o tym wiesz, mo偶esz to okaza膰. Je艣li jeste艣 wes贸艂 i o tym wiesz, kla艣nij w d艂onie raz.

Wszyscy wi臋藕niowie klasn臋li.

— Odje偶d偶a膰! — wrzasn膮艂 Huth.

Ci臋偶ar贸wki zapu艣ci艂y silniki i pierwsza z nich ruszy艂a do przodu. Teraz ju偶 艣piewali wi臋藕niowie we wszystkich samochodach. Ich g艂osy nie brzmia艂y dziarsko. By艂 to raczej ch贸r przestraszonych ludzi, ale jednak w tym niezgranym 艣piewie mo偶na by艂o wyra藕nie us艂ysze膰 nut臋 wyzwania, dodaj膮c膮 otuchy wszystkim Anglikom, kt贸rzy to s艂yszeli:

Je艣li jeste艣 wes贸艂 i o tym wiesz, tupnij nog膮 raz. Je艣li jeste艣 wes贸艂 i o tym wiesz, tupnij nog膮 raz. Je艣li jeste艣 wes贸艂 i o tym wiesz, mo偶esz to okaza膰. Je艣li jeste艣 wes贸艂 i o tym wiesz, tupnij nog膮 raz.

Konw贸j z rykiem silnik贸w ruszy艂 w stron臋 Edgware Road, ale Douglas wci膮偶 s艂ysza艂 tupot st贸p uderzaj膮cych o pod艂og臋 skrzy艅 ci臋偶ar贸wek. Schwyci艂 d艂o艅 syna, jakby by艂a to jedyna rzecz, jaka pozosta艂a mu na 艣wiecie. Do tej pory nie widzia艂 nic z艂ego w tym, 偶e pracowa艂 dla Niemc贸w. W ko艅cu dalej polowa艂 na morderc贸w i nie musia艂 mie膰 z tego powodu wyrzut贸w sumienia. Ale czu艂, jak stopniowo coraz silniej wci膮ga go g艂臋boki, ciemny wir. I nie widzia艂 mo偶liwo艣ci ucieczki. W 艣wietle nowych przepis贸w policjant nie mia艂 prawa wyst膮pi膰 ze s艂u偶by, ci za艣, kt贸rzy pr贸bowali to zrobi膰, byli pozbawiani kartek, kart pracy i stawali si臋 niemal 偶ebrakami. Douglas 艣cisn膮艂 mocno d艂o艅 malca.

— Tato, boli — powiedzia艂 ch艂opczyk.

— Przepraszam — odpar艂 ojciec. Zastanawia艂 si臋, czy jego syn os膮dza go z tym samym bezlitosnym obiektywizmem, z kt贸rym wszyscy ch艂opcy oceniaj膮 swoich ojc贸w.

W Marylebone min臋li cz艂owieka sprzedaj膮cego sma偶one kawa艂ki rzepy. Ma艂y Douggie podszed艂 do w贸zka, aby zajrze膰 do rondla, i Douglas pod膮偶y艂 za nim. Chrupi膮ce sma偶one kawa艂ki jarzyny by艂y syc膮ce, ciep艂e, mo偶na je by艂o kupi膰 bez kartek i niewielka torebka kosztowa艂a zaledwie dwa pensy. Stary sprzedawca w艂o偶y艂 do torebki Douggiego dodatkowy kawa艂ek.

— Podzi臋kuj, Douggie — powiedzia艂 odruchowo Douglas.

— Wszystko w porz膮dku, panie Archer. Ciesz臋 si臋, 偶e ch艂opiec dobrze wygl膮da.

Douglas popatrzy艂 na niego zaskoczony.

— To pan Samuels, tato — powiedzia艂 ch艂opczyk. — Pami臋tasz go, prawda?

Douglas poczu艂 si臋 wstrz膮艣ni臋ty, u艣wiadamiaj膮c sobie, 偶e jest to w艂a艣ciciel „Restauracji i Herbaciarni Samuelsa”, znanego lokalu na West Endzie, s艂yn膮cego przed wojn膮 ze swoich krem贸wek. Wiedzia艂, 偶e restauracj臋 przekszta艂cono w Soldatenheim, o艣rodek wypoczynku dla niemieckich 偶o艂nierzy. Teraz zobaczy艂, 偶e pozbawiony swojej restauracji Samuels zmieni艂 si臋 w starego cz艂owieka o pomarszczonej sk贸rze i g艂臋boko zapadni臋tych oczach.

— Staj臋 si臋 strasznie roztargniony — powiedzia艂, staraj膮c si臋 niezgrabnie wyja艣ni膰, dlaczego nie pozna艂 Samuelsa od razu. Przed wojn膮 systematycznie przychodzi艂 do niego z 偶on膮 i synkiem na krem贸wki. — Czy mog臋 r贸wnie偶 poprosi膰 o porcj臋? Wygl膮daj膮 wspaniale.

Pan Samuels wsypa艂 gor膮ce kawa艂ki rzepy do gazetowej torebki i zawin膮艂 jej otwart膮 cz臋艣膰. Douglas poda艂 mu funtowy banknot.

— Bardzo mi przykro, panie Archer, ale nie mam reszty — powiedzia艂 staruszek.

— Wyda mi pan nast臋pnym razem.

— Nie — zaprotestowa艂 w pierwszej chwili Samuels, zmieni艂 jednak zdanie i z wdzi臋czno艣ci膮 w艂o偶y艂 banknot do kieszeni. Gdy szpera艂 pod starymi swetrami, kt贸re nosi艂 pod p艂aszczem, Douglas zauwa偶y艂, 偶e do ubrania ma przyszyt膮 gwiazd臋 z 偶贸艂tego materia艂u.

— Pana ch艂opiec zawsze si臋 ze mn膮 wita — powiedzia艂 Samuels, jakby daj膮c do zrozumienia, 偶e nie wszyscy tak post臋puj膮.

— Wszystko si臋 u艂o偶y, panie Samuels — rzek艂 Douglas. Samuels u艣miechn膮艂 si臋 i nic nie odpowiedzia艂.

Douglas ruszy艂 szybko, aby dogoni膰 syna, kt贸ry sta艂 z nosem przyklejonym do wystawy krawca Bensona. Ceny materia艂u zmusi艂y wielu krawc贸w do zamkni臋cia pracowni, ale interes Bensona, kt贸rego c贸rka m贸wi艂a po niemiecku, rozkwita艂. Jego witryna pe艂na by艂a niemieckich mundur贸w. Douggie wzi膮艂 ojca za r臋k臋 i razem ruszyli wzd艂u偶 High Street.

— Czy pracujesz dla Gestapo, tato? — zapyta艂 nagle ch艂opiec bez 偶adnego wst臋pu.

— Nie. Pracuj臋 w Scotland Yardzie. Jestem detektywem w Policji Metropolitalnej. Przecie偶 o tym wiesz, Douggie.

— Gestapo jest w Scotland Yardzie.

— Oni s膮 w nast臋pnym budynku, na Norman Shaw North, i prawie wszyscy z nich to Niemcy.

— Ale pracujesz z Gestapo... — naciska艂 syn.

— No c贸偶...

— Czasami to robisz, prawda?

— Czy kto艣 ci o tym m贸wi艂?

— Ch艂opcy w szkole. — Douggie poci膮gn膮艂 ojca za r臋k臋. — Tato, zastanawia艂em si臋 razem z ch艂opcami...

— No, powiedz wreszcie, o co chodzi. Przecie偶 jeste艣my przyjaci贸艂­mi, prawda?

— Czy mo偶esz zdoby膰 odznak臋 Gestapo?

— Gestapo nie ma odznak. Maj膮 specjalne legitymacje.

— No to mo偶e m贸g艂by艣 dosta膰 tak膮 opask臋, jak膮 nosi na r臋kawach SS... albo jeden z tych znak贸w SD zrobionych ze srebrnego drucika?

— Nie s膮dz臋, Douggie.

— Och, tato. — Ch艂opiec by艂 zrozpaczony. — Na pewno m贸g艂by艣.

Za艂o偶臋 si臋, 偶e gdyby艣 poprosi艂 kogo艣 w Scotland Yardzie, m贸g艂by ci da膰 jedn膮.

— Po co, Douggie? — spyta艂 Archer. — Co b臋dziesz z ni膮 robi膰?

— Och, nie wiem — odpar艂 Douggie. — Wszyscy ch艂opcy je zbieraj膮, ale 偶aden z nich nie ma odznaki SS. Poprosili mnie, 偶ebym ci臋 spyta艂.

Kiedy doszli do domu pani Sheenan, niebo pociemnia艂o i spad艂y pierwsze krople deszczu. Douglas kichn膮艂. Obawia艂 si臋, 偶e z艂apa艂 gryp臋. Po wej艣ciu do mieszkania usiad艂 blisko ognia, kt贸ry teraz ledwo si臋 tli艂, i otulony p艂aszczem skuli艂 si臋 z r臋kami w kieszeni. Douggie siedzia艂 przy stole w kuchni i odrabia艂 lekcje, od czasu do czasu prosz膮c ojca by mu pom贸g艂.

Na kolacj臋 zjedli ma艂y kawa艂ek gotowanej ryby i Archer, po艂o偶yw­szy ch艂opca do 艂贸偶ka, sam poszed艂 spa膰. Mia艂 troch臋 szkockiej whisky, nala艂 wi臋c nieco dla pani Sheenan i ze swoj膮 szklaneczk膮 oraz ksi膮偶k膮 Agaty Christie po艂o偶y艂 si臋 do 艂贸偶ka. Zanim jednak zdo艂a艂 przeczyta膰 kilka stron powie艣ci, zasn膮艂.

Rozdzia艂 12

Douglas Archer wsta艂 wcze艣nie rano i zabra艂 si臋 do pracy. Pr贸bowa艂 wykorzysta膰 swoich najlepszych kapusi贸w, ale wkr贸tce u艣wiadomi艂 sobie, 偶e jego zwyk艂a siatka informacyjna zwi膮zana z podziemiem w 偶aden spos贸b nie pomo偶e mu w rozwi膮zaniu sprawy zab贸jstwa na Shepherd Market. Niekt贸rzy z jego bardziej znanych informator贸w zostali zamkni臋ci w areszcie. Pod koniec poranka wiedzia艂 ju偶, 偶e ludzie wmieszani w morderstwo trzymaj膮 si臋 z dala od licznej armii londy艅skich donosicieli.

Po po艂udniu by艂 na spotkaniu w Caxton Hall. Starszy rang膮 urz臋dnik z Reichsleitung der NSDAP — Najwy偶szego Kierownictwa Narodowosocjalistycznej Partii Niemiec — by艂 w Londynie na zwy­czajowej wycieczce wype艂nionej zakupami, jedzeniem, piciem i zwie­dzaniem. Za kolacj臋 zap艂aci艂 trzygodzinn膮 mow膮 zaadresowan膮 do starszych oficer贸w londy艅skiej policji i dow贸dztwa SS.

Nawet sprytny Huth nie zdo艂a艂 si臋 wykr臋ci膰 i Douglas widzia艂, jak ziewa, kiwa g艂ow膮 i uprzejmie klaszcze obci膮gni臋tymi w r臋kawiczki d艂o艅mi. Interesuj膮co wypada艂o por贸wnanie go z genera艂em Kellermanem, kt贸ry r贸wnie偶 znajdowa艂 si臋 na podium. Genera艂 doskonale wiedzia艂, jak zachowywa膰 si臋 w takich sytuacjach. Pochyla艂 si臋 do przodu, kiwa艂 g艂ow膮 przy ka偶dym mocniej zaakcentowanym przez m贸wc臋 zdaniu oraz wydawa艂 g艂o艣ne okrzyki zachwytu, kiedy pada艂y stare slogany. Potrafi艂 zmienia膰 swoje ziewni臋cia w u艣miechy, a kiedy pochyla艂 g艂ow臋 opieraj膮c czo艂o o d艂o艅, umia艂 uda膰, 偶e jego drzemka jest w gruncie rzeczy g艂臋bokim namys艂em, wymagaj膮cym przymkni臋cia oczu. Kiedy za艣 przedstawiciel Partii sko艅czy艂 swoj膮 d艂ug膮 mow臋

i Huth szuka艂 pod krzes艂em swojej czapki i trzcinki i rozgl膮da艂 si臋 za najbli偶szym wyj艣ciem, Kellerman stal na podium klaszcz膮c zawzi臋cie i u艣miechaj膮c si臋 do go艣cia. R贸wnie偶 to Kellerman, nie zwa偶aj膮c na oficjalny program, podszed艂 do mikrofonu i zaimprowizowa艂 kr贸tkie podzi臋kowanie „za mow臋 przepojon膮 prawdziwym duchem narodowo-socjalistycznym, klarown膮 w swych my艣lach i o przes艂aniu, kt贸re nie pozostawia najmniejszych w膮tpliwo艣ci”.

A kiedy zebrani zacz臋li si臋 rozchodzi膰, genera艂, wci膮偶 u艣miechaj膮c si臋 do wszystkich obecnych w sali, mrukn膮艂 do Douglasa:

— Teraz ju偶 pan wie, nadinspektorze, dlaczego nie nale偶a艂o podawa膰, 偶e w艂ada si臋 j臋zykiem niemieckim?

Kiedy Douglas dotar艂 znowu do Scotland Yardu, Harry Woods siedzia艂 nad herbat膮 i tostami.

— Dzwoni艂 detektyw konstabl Dunn — powiedzia艂 niezwykle oficjalnym tonem. By艂 wyra藕nie poirytowany, 偶e w dochodzeniu bierze udzia艂 jeszcze jeden funkcjonariusz.

— Co powiedzia艂?

— Agencja fotograficzna oznajmi艂a, 偶e kto艣 zam贸wi艂 u nich t臋 odbitk臋 listownie. I to wszystko, co wiedz膮 na ten temat. Op艂acono przekazem pocztowym. Nie spos贸b ustali膰 to偶samo艣ci zamawiaj膮cego.

— Niedobrze — odpar艂 Douglas.

— Nie powiniene艣 chodzi膰 na te nazistowskie przemowy, skoro ci臋 to wprawia w taki z艂y humor — skomentowa艂 Harry. — Dunn chce sprawdzi膰 wszystkich, kt贸rzy s膮 na fotografii.

— Czy jest jeszcze herbata?

— Nic nie wiedzia艂em o tej fotografii, kt贸r膮 znale藕li艣cie w miesz­kaniu nauczyciela.

— No c贸偶, teraz ju偶 wiesz.

— Powiedzia艂em Dunnowi, 偶eby mi j膮 jutro da艂. Zobacz臋, co si臋 da zrobi膰. Nie, nie ma ju偶 herbaty. Zreszt膮 i tak by艂a koszmarna.

— W takim razie mo偶esz go odwo艂a膰. Je偶eli znowu zadzwoni, powiedz mu, 偶eby zaj膮艂 si臋 tym, co mu zleci艂em.

— Dunn jest jeszcze dzieciakiem. To mo偶e by膰 niebezpieczne, dobrze o tym wiesz. I wcale nie jestem przekonany, czy ma wystar­czaj膮co du偶o do艣wiadczenia, 偶eby zajmowa膰 si臋 tak skomplikowan膮 spraw膮.

Douglas podszed艂 do sto艂u w k膮cie. Znajdowa艂y si臋 tu efekty niewiarygodnie d艂ugich godzin benedykty艅skiej pracy technik贸w policyjnych. Warstwy popio艂u papier贸w spalonych na kominku w mie­szkaniu na Shepherd Market zosta艂y rozdzielone p艂atek po p艂atku, po艂膮czone i umieszczone mi臋dzy szklanymi p艂ytkami.

— Zr贸b po prostu to, co ci powiedzia艂em, Harry. Dobrze? — Douglas przyjrza艂 si臋 z bliska jednej z czarnych 艂amig艂贸wek ze spalonego papieru. Nic tu nie widzia艂.

— Tak jest, sir! — odpar艂 Woods 偶artobliwie s艂u偶bistym tonem.

— Wychodz臋 ju偶. Gdzie jest Huth?

— Rozmawia z jakimi艣 facetami z SD, kt贸rzy przyjechali z Nor­wegii. Ma to jaki艣 zwi膮zek z zak艂adami produkcji ci臋偶kiej wody. Czy co艣 ci to m贸wi?

Douglas mrukn膮艂 potwierdzaj膮co.

— A co mam powiedzie膰 — spyta艂 Harry — je偶eli zechce si臋 dowiedzie膰, gdzie jeste艣?

— Powiedz mu, 偶e nie wiesz — zaproponowa艂 Douglas z oboj臋t­nym u艣miechem i wyszed艂.

Rozdzia艂 13

„U Berty” by艂o prywatnym klubem na Old Compton Street w Soho. Na dobr膮 spraw臋 by艂 to zaledwie ma艂y, zat艂oczony bar usytuowany na drugim pi臋trze pomi臋dzy salkami, w kt贸rych mon­towano filmy, a star膮 pracowni膮 krawieck膮 Charliego Rossi. 艢wiat艂o s艂oneczne t艂umi艂a istna d偶ungla ro艣lin doniczkowych, kt贸re zdawa艂y si臋 偶ywi膰 papierosowymi niedopa艂kami i alkoholami wylewanymi na ich korzenie przez ostro偶ne dziewczyny i stanowczych policjant贸w.

Berta kr贸lowa艂a nad barmanem i klientami ze swego wysokiego sto艂ka stoj膮cego za ozdobn膮 kas膮. Swym ostrym j臋zykiem i niewybred­nym s艂ownictwem zdoby艂a sobie powa偶anie nawet u najgorszych 艂ajdak贸w. Niemcy wykorzystywali jej lokal do pods艂uchiwania prowa­dzonych tu rozm贸w i cz臋sto jaki艣 grzeczny m艂ody turysta siedzia艂 w k膮ciku obok pianina niewiele m贸wi膮c, ale za to bardzo uwa偶nie s艂uchaj膮c.

Kiedy zjawi艂 si臋 Douglas, w klubie by艂o p贸艂 tuzina sta艂ych go艣ci. Wszyscy byli poprzednio na wy艣cigach w Epsom, jednym z niewielu tor贸w wy艣cigowych w po艂udniowej Anglii, kt贸re ocala艂y podczas walk. Teraz t艂umaczyli przyczyny swoich przegranych i dyskutowali nad wygranymi. Na kontuarze sta艂a butelka francuskiego szampana, a obok, w wiaderku z lodem, druga. M臋偶czy藕ni przyj臋li nadinspektora Archera przyja藕nie, cho膰 poprzednio wsadzi艂 dw贸ch z nich na trzy lata i sprawi艂 k艂opoty pozosta艂ym czterem. By艂 tam „Uczciwy” Roger, australijski zawodowy gracz o melancholijnym wygl膮dzie, kt贸rego sta艂y doch贸d pochodzi艂 z gry w ko艣ci, mimo 偶e nigdy nie pos艂ugiwa艂 si臋 fa艂szowanymi kostkami. Swoje wygrane zawdzi臋cza艂 wy艂膮cznie ko艣ciom u偶ywanym przez frajer贸w. By艂y obci膮偶one tak, 偶e pada艂y tylko ma艂膮 liczb膮 oczek do g贸ry.

Gry „Wrednego” Jimmy'ego Seckera by艂y jeszcze bardziej uczciwe. Zazwyczaj Jimmy i jego kumple przegrywali du偶o do jeleni. Ale pechowym zbiegiem okoliczno艣ci nielegalne partyjki Jimmy'ego za­wsze przerywa艂y naloty „policji”, kt贸ra konfiskowa艂a jako dowody rzeczowe wszystkie karty, kostki i pieni膮dze. Jego ofiary by艂y za­zwyczaj niezmiernie szcz臋艣liwe, je偶eli nie us艂ysza艂y ju偶 nic wi臋cej o ca艂ej sprawie.

— Berto, kieliszek dla mojego kumpla, nadinspektora Archera z Yardu.

S艂owa te wypowiedzia艂 m臋偶czyzna najwyra藕niej pe艂ni膮cy rol臋 przyw贸dcy tej grupy. By艂 elegancko ubrany w garnitur, z drogiego tweedu Donegal, upstrzonego br膮zowymi i czarnymi c臋tkami prz臋dzy. W g贸rnej kieszonce marynarki znajdowa艂a si臋 nieco zbyt ostentacyjna chusteczka w kolorze ciemnego z艂ota. Jedynie jego twarz k艂贸ci艂a si臋 ze starannie dobran膮 odzie偶膮. Cer臋 mia艂 偶贸艂taw膮, oczy ma艂e i rozbiegane. R贸wnie偶 jego w膮sy nie pasowa艂y do stroju w艂a艣ciciela ziemskiego. By艂y cieniutkie i starannie przystrzy偶one , jak u aktora graj膮cego rol臋 偶igolaka.

— Zamknij si臋, Arturze — odpar艂 Douglas. Omal nie wymkn臋艂o mu si臋 wyznanie, 偶e nie cierpi, by nazywano go Archerem z Yardu, ale postanowi艂 nie przyznawa膰 si臋 do tego.

— Bez obrazy, stary — powiedzia艂 Artur. Wzi膮艂 butelk臋 szampana z r膮k barmana i nape艂ni艂 drugi kieliszek. — Przep艂ucz pan gard艂o, nadinspektorze, to autentyk. — Obr贸ci艂 zroszon膮 drobnymi kropelkami butelk臋, aby pokaza膰 Douglasowi etykiet臋.

— Wierz臋 ci, Arturze — uspokoi艂 go Archer. Artur, kr贸l kapusi贸w, handlowa艂 kradzionym winem oraz papierosami. Dla tego rodzaju ludzi by艂y to wspania艂e czasy.

— S艂yszeli艣my, 偶e ma pan opu艣ci膰 Yard i zaj膮膰 si臋 jak膮艣 specjaln膮 robot膮 dla Hans贸w.

— Przykro mi, 偶e ci臋 rozczaruj臋, ale jeszcze si臋 tu troch臋 pokr臋c臋 — odpowiedzia艂 Douglas. Upi艂 troch臋 szampana z kieliszka. — Bardzo dobry, Arturze.

— Niech pan pije — zach臋ci艂 go Artur. — 呕ycie jest kr贸tkie.

— Wygl膮da na to, 偶e jeste艣 we wspania艂ym humorze — skomen­towa艂 Douglas.

— Niech pan nie b臋dzie taki cholerny czepialski, nadinspektorze. Wszyscy mieli艣my dobry dzie艅 — i to zupe艂nie legalnie.

— Na zdrowie — rzek艂 Douglas i wychyli艂 kieliszek do dna.

— No, teraz bardziej przypomina mi pan tego nadinspektora Archera, jakiego zna艂em dawniej — oznajmi艂 Artur. Wszyscy wypili. Siedz膮ca za kas膮 Berta r贸wnie偶 unios艂a kieliszek do ust, dotykaj膮c jedynie jego kraw臋dzi, tak jak robi膮 to ludzie, kt贸rych 偶ycie up艂ywa w艣r贸d alkoholu.

— Ile wygra艂e艣, Arturze? Nigdy nie uwa偶a艂em ci臋 za cz艂owieka, kt贸ry interesuje si臋 konikami.

— I ma pan racj臋, nadinspektorze. Pojechali艣my tam dzisiaj, 偶eby zobaczy膰 si臋 ze starymi kumplami, i postawili艣my co nieco na par臋 konik贸w. Ale to, co wygra艂em, nie starczy艂oby nawet na taryf臋. — Artur upi艂 troch臋 szampana z kieliszka z podniecon膮 min膮, kt贸ra wyra藕nie 艣wiadczy艂a, 偶e nie sko艅czy艂 jeszcze. — Moja mamusia, niech B贸g da jej zdrowie i ma j膮 w swojej opiece, zawsze m贸wi艂a, 偶e w ko艅skim 艂bie jest wi臋cej rozumu ni偶 w ludzkiej g艂owie, bo czy kto艣 s艂ysza艂, 偶eby ko艅 stawia艂 na cz艂owieka? Kapujesz pan?

— Wygl膮da na to, 偶e twoja mamusia, Arturze, lubi sobie po偶ar­towa膰.

— Pozna艂 j膮 pan — odpar艂 Artur. — Pozna艂 j膮 pan, nadinspek­torze, tu u Berty, w wigili臋 Bo偶ego Narodzenia 1938 roku. Bardzo pana szanuje. Postawi艂 jej pan porto z cytryn膮 i powiedzia艂, 偶e by艂em uczciwym, ci臋偶ko pracuj膮cym ch艂opakiem, kt贸ry wpad艂 w z艂e towarzys­two. — Artur roze艣mia艂 si臋 tak serdecznie, 偶e a偶 wyla艂 szampana na r臋kaw Douglasa. Wytar艂 mu r臋kaw wci膮偶 si臋 艣miej膮c. — Najmocniej pana przepraszam, nadinspektorze. Niech si臋 pan jeszcze napije. To prawdziwy szampan — z Francji.

— W przeciwie艅stwie do tego francuskiego szampana, kt贸ry robisz w tej wynaj臋tej piwnicy w Fulham.

— No, no, nadinspektorze, niech pan b臋dzie sprawiedliwy. Ka偶dy robi to, co umie. Przecie偶 nie m贸wi臋 panu, jak wsadza膰 艂obuz贸w.

— Skoro nie wygra艂e艣 pieni臋dzy na koniach, to co w takim razie 艣wi臋tujesz? Sk膮d ta forsa?

Artur zauwa偶y艂 jeszcze kilka kropli szampana na r臋kawie Douglasa. Wyj膮艂 z g贸rnej kieszonki marynarki jedwabn膮 chusteczk臋 i wytar艂 je.

— Legalna, nadinspektorze — oznajmi艂. — Zupe艂nie legalna. Zna pan Sydneya Garina?

— Ka偶dy go zna — odpar艂 Douglas. — To ten ma艂y ormia艅ski handlarz dzie艂ami sztuki, czy偶 nie?

— Obecnie ma艂y niemiecki handlarz dzie艂ami sztuki — po­prawi艂 go Artur. — Hrabia von Garin, s艂ynny rzeczoznawca sztuki aryjskiej. — Roze艣miali si臋 obaj. Artur znowu nala艂 wszystkim szampana. — No c贸偶, Garin wszed艂 w sp贸艂k臋 z Peterem Shetlandem, kt贸ry po 艣mierci swojego ojca zosta艂 w ubieg艂ym roku ksi臋ciem Jakim艣tam. Zna go pan, nadinspektorze. To taki wysoki, chudy ch艂opak, od czasu do czasu wpada艂 tu do Berty na kieliszek.

— Znam — przytakn膮艂 Douglas.

— Peter Shetland nosi teraz monokl... — Artur wykrzywi艂 si臋 — ...i jest w doskona艂ych uk艂adach z Hansami. Te kwadratowe 艂by lubi膮 si臋 snobowa膰! Sydney Garin dzia艂a jako m贸zg, Peter Shetland robi reprezentacj臋, i dobrze im si臋 wiedzie.

— W jakiej bran偶y?

— Sprzedaj膮 obrazy i dzie艂a sztuki Niemcom oraz prowadz膮 w ich imieniu transakcje. Je偶eli jaki艣 wysoko postawiony nazista r膮bnie obraz z o艂tarza w polskiej katedrze, to w艂a艣nie Garin jedzie do Szwajcarii albo Nowego Jorku i wyst臋puje tam jako agent, kt贸ry wystawia obiekt na rynku, unikaj膮c w ten spos贸b zb臋dnych pyta艅 na temat pochodzenia dzie艂a. Robi膮 obaj grub膮 fors臋. Rzecz w tym, 偶e niekt贸re z tych antyk贸w id膮 za setki tysi臋cy funt贸w, i jak mo偶e si臋 pan domy艣la膰, ci dwaj bior膮 za to niez艂膮 prowizj臋.

— Mog臋 — przytakn膮艂 Douglas.

— Trzymaj膮 towar w posiad艂o艣ci Petera Shetlanda na wsi — niedaleko Newmarket. To cholernie wielki dom, spa艂a tam kiedy艣 El偶bieta i inne takie szychy. Zawo偶膮 tam Hans贸w na weekendy z polowaniami i 艂apaniem ryb, i sprzedaj膮 im towar ca艂ymi ci臋­偶ar贸wkami.

— Wci膮偶 nie mog臋 poj膮膰, co ty masz z tym wsp贸lnego — stwierdzi艂 Archer. — I jak dosz艂o do tego, 偶e mog臋 si臋 teraz delektowa膰 tym wspania艂ym szampanem?

— Ma pan klas臋, szefie, chyba ju偶 panu to m贸wi艂em?

— O ile mog臋 sobie przypomnie膰, Arturze, to nie — odpar艂 Douglas. — Mog臋 sobie natomiast przypomnie膰, jak krzycza艂e艣 z 艂awy oskar偶onych, co mi zrobisz, kiedy dosta艂e艣 trzy lata za zadanie powa偶nych obra偶e艅 cielesnych tamtemu bukmacherowi.

— C贸偶, oczywi艣cie przesadzi艂em — rzek艂 Artur. — By艂em wtedy m艂odym ch艂opakiem, nadinspektorze. Ale, jak ju偶 powiedzia艂em, ma pan klas臋. Gdyby pan wyst臋powa艂 w moim imieniu i trzyma艂 mnie z dala od k艂opot贸w z prawem, m贸g艂bym naprawd臋 rozkr臋ci膰 interes. Douglas zignorowa艂 t臋 propozycj臋 przekupstwa.

— A wi臋c sprzeda艂e艣 szampana Sydneyowi Garinowi?

— Czy sprzeda艂em szampana Garinowi? Co najmniej pi臋膰dziesi膮t skrzynek. Dzisiejszej nocy b臋d膮 urz膮dzali najwi臋kszy cholerny jubel, jaki tego lata odbywa艂 si臋 w mie艣cie. Je偶eli p贸jdzie pan wieczorem na Portman Square, nadinspektorze, wyja艣ni pan po艂ow臋 nie rozwi膮zanych londy艅skich przest臋pstw.

— Mo偶e to zrobi臋 — odpar艂 Douglas. — B臋dziesz tam?

— Daj pan spok贸j! — 偶achn膮艂 si臋 Artur. — Przecie偶 jestem tylko dostawc膮. Nie wpuszcz膮 mnie przez frontowe drzwi, nawet po to, 偶ebym odebra艂 pieni膮dze, kt贸re s膮 mi winni za te b膮belki.

— A czy Peter Thomas — zapyta艂 Douglas dzia艂aj膮c pod wp艂ywem jakiego艣 impulsu — bra艂 antyki do swojego sklepu od Garina?

Artur podszed艂 do baru, wzi膮艂 paczk臋 papieros贸w i wr贸ci艂, by kontynuowa膰 rozmow臋:

— 呕artuje pan, nadinspektorze. Nie ma 偶adnego Petera Thomasa, przecie偶 sam pan to wie. A nasz Sydney nie zajmuje si臋 towarem takiego rodzaju. Garin i Shetland to handlarze dzie艂ami sztuki, kupuj膮 i sprzedaj膮 eksponaty muzealne.

— A Peter Thomas?

— Peter Thomas nigdy nie istnia艂. To tylko przykrywka dla Ruchu Oporu. Wykorzystywali ten sklep, 偶eby zdobywa膰 pieni膮dze, p艂aci膰 ludziom, i tak dalej. Niekiedy sympatycy Ruchu dawali im jakie艣 antyki, aby pieni膮dze z ich sprzeda偶y wspomog艂y spraw臋. — Odwr贸ci艂 si臋 i zauwa偶y艂 spojrzenie Berty obserwuj膮cej ich z powa偶nym wyrazem twarzy. — Wszystko w porz膮dku, Berto. M贸wienie o rzeczach, kt贸re zosta艂y zako艅czone i zamkni臋te, nie mo偶e niczemu zaszkodzi膰.

— Kim wi臋c by艂 ten nieboszczyk? — spyta艂 Douglas. — Wygl膮da na to, 偶e wiesz o wszystkim.

— Wiem tylko to, co s艂ysza艂em — odpar艂 Artur. Odbi艂o mu si臋. Troch臋 za du偶o wypi艂. — To starszy z braci Spode, naukowiec. Przed wojn膮 by艂 zwi膮zany z tymi nonsensami o rozbijaniu atomu. Strasznie 艂ebski facet, jak mi m贸wili.

— I pracowa艂 w antykwariacie...?

— Nie — odpar艂 Artur. — Wszyscy ci naukowcy zostali zwini臋ci przez Hans贸w w pi臋膰 minut po ich zwyci臋stwie, wie pan o tym, nadinspektorze. Niekt贸rych z nich wywieziono do pracy w Niemczech, a inni — tacy jak Spode — musieli pracowa膰 dla Szwab贸w tutaj, w Anglii.

— Spode te偶?

— By艂 w jakim艣 wielkim niemieckim o艣rodku bada艅 wojskowych w Devon. S艂ysza艂em, 偶e pr贸buj膮 tam wyprodukowa膰 jaki艣 nowy gaz truj膮cy.

— Bringle Sands?

— Mo偶liwe — odpar艂 Artur. — No to napijmy si臋.

Douglas pr贸bowa艂 wyci膮gn膮膰 co艣 jeszcze od Artura, ale wkr贸tce u艣wiadomi艂 sobie, 偶e jego informator nic wi臋cej nie wie, a to, co wie, to w艂a艣ciwie tylko plotki.

Z budki telefonicznej u Berty Archer zadzwoni艂 do rezydencji Sydneya Garina przy Portman Square.

— Nadinspektor Archer? — odezwa艂 si臋 Garin jedwabistym g艂osem. — C贸偶 za niezwyk艂y zbieg okoliczno艣ci. Na stole przede mn膮 le偶y w艂a艣nie funtowa paczka cejlo艅skiej herbaty, kt贸r膮 mia艂em panu przes艂a膰. Wiem, jak膮 rado艣膰 sprawia panu fili偶anka prawdziwej herbaty. Nie ma sensu obdarowywa膰 ni膮 ludzi, kt贸rzy dodaliby do niej mleko i cukier.

— To bardzo mi艂e, 偶e pan o mnie pami臋ta艂, panie Garin — stwierdzi艂 Douglas — ale wie pan, jakie mam w膮tpliwo艣ci, je偶eli chodzi o tego rodzaju prezenty.

— Nie musi pan mie膰 偶adnych w膮tpliwo艣ci, panie nadinspek­torze — odpar艂 bez chwili wahania Sydney Garin. — To osobisty prezent od przewodnicz膮cego indyjskiej delegacji handlowej, kt贸ra ostatnio by艂a w Londynie. Wr臋czy艂 mi kilka paczek, abym obdarowa艂 nimi ludzi, kt贸rzy to doceni膮.

— Mo偶e spotkaliby艣my si臋 na fili偶ance herbaty, panie Garin?

— By艂aby to dla mnie ogromna przyjemno艣膰, nadinspektorze.

— S艂ysza艂em, 偶e dzi艣 w nocy urz膮dza pan przyj臋cie.

— W por贸wnaniu z przedwojennymi standardami to skromna impreza — odpar艂 Garin — ale mia艂em szcz臋艣cie wykopa膰 troch臋 delikates贸w i napoj贸w.

— W艂a艣nie przed chwil膮 rozmawia艂em z jednym z pa艅skich „archeolog贸w” — powiedzia艂 Douglas. — Z Arturem.

— Ach! Tak, Artur to wspania艂y facet. Za艂atwia艂 dla mnie jedn膮 czy dwie sprawy. — Podczas ich rozmowy Douglas s艂ysza艂, 偶e kto艣 m贸wi w tle i rozpozna艂 modulowany g艂os Petera Shetlanda, kt贸ry odczytawszy wreszcie nazwisko Archera nakre艣lone na czym艣 przez Garina, zapyta艂: — Czeg贸偶 on u diab艂a chce?

Ale Sydney Garin wywin膮艂 si臋 ju偶 z wielu ryzykownych sytuacji i dobrze wiedzia艂, jak robi膰 dobr膮 min臋 do z艂ej gry.

— Niech pan pos艂ucha, Douglas — rzek艂 odnalaz艂szy wreszcie w pami臋ci imi臋 policjanta — mo偶e wpad艂by pan wieczorem i sam si臋 rozejrza艂, co? Spotka pan paru wspania艂ych ludzi i kilku swoich prze艂o偶onych ze Scotland Yardu.

— No c贸偶, wygl膮da na to, 偶e towarzystwo b臋dzie bardzo uroz­maicone.

— Weso艂y z pana cz艂owiek, Douglas — roze艣mia艂 si臋 Sydney Garin. — Ale b臋dzie pan m贸g艂 przyj艣膰?

— Musz臋 pana zmartwi膰, panie Garin — odpar艂 Douglas — ale przyjd臋. Wygl膮da na to, 偶e b臋dzie pan potrzebowa艂 kogo艣, kto b臋dzie mia艂 na oku pa艅skie diamentowe tiary.

— Przecie偶 nie mo偶e pan pracowa膰 dwadzie艣cia cztery godziny na dob臋, nadinspektorze.

— Chcia艂bym, 偶eby pan m贸g艂 wyt艂umaczy膰 to mojemu prze­艂o偶onemu.

— A kto nim jest? — spyta艂 Garin.

— Standartenf眉hrer SS doktor Oskar Huth — odpar艂 Douglas.

— Go艣cie zaczn膮 si臋 schodzi膰 ko艂o 贸smej trzydzie艣ci — oznajmi艂 Garin. W jego g艂osie nie by艂o ju偶 nawet cienia weso艂o艣ci. — Oczywi艣cie str贸j wieczorowy.

— Albo mundur?

— Albo mundur, nadinspektorze, tak, oczywi艣cie. Ale przepra­szam, musz臋 ju偶 i艣膰. A tout 盲 l'heure.

Arrivederci, panie Garin — odpowiedzia艂 Douglas.

Rozdzia艂 14

Gdy „Tatler” i „Queen” oraz inne ilustrowane czasopisma zajmuj膮ce si臋 偶yciem wy偶szych sfer pokazywa艂y, jak brytyjska arystokracja i ziemia艅stwo 艣wi臋tuj膮 swoje 艣luby i dwudzieste pierwsze urodziny przy zapiekanych kanapkach z serem i domowym piwie, na ruinach pozostawionych przez kl臋sk臋 pojawi艂a si臋 nowa klasa. Shetland, arystokrata o lodowatym spojrzeniu, i Sydney Garin, eks-Ormianin, byli klasycznymi przyk艂adami tworz膮cej si臋 nowej grupy superbogaczy, podobnie jak i inne osoby z listy ich go艣ci.

— Dobry wiecz贸r, Douglasie — rzek艂 Garin, kiedy nadinspektor wszed艂 do g艂贸wnego holu.

— Dobry wiecz贸r, panie Garin. Dobry wiecz贸r pani.

呕ona Garina, myszowata male艅ka kobieta o g臋stych falistych w艂osach, w sukni pokrytej diamentami i per艂ami, u艣miechn臋艂a si臋 do niego jakby z wdzi臋czno艣ci, 偶e zosta艂a dostrze偶ona. Ich syn r贸wnie偶 u艣miecha艂 si臋 przymilnie do ka偶dej wchodz膮cej osoby.

Byli tu Niemcy — genera艂owie i admira艂owie oraz pracownicy nielicznej administracji cywilnej, kt贸ra pod kierownictwem Naczelnego Dow贸dcy Wojsk Okupacyjnych zarz膮dza艂a okupowan膮 Wielk膮 Bryta­ni膮. Nie brakowa艂o oczywi艣cie r贸wnie偶 Anglik贸w: cz艂onk贸w par­lamentu i marionetkowego rz膮du, umiej臋tnie odgrywaj膮cych swoje role w nowym nazistowskim superpa艅stwie obejmuj膮cym wi臋kszo艣膰 Europy. Premiera zatrzyma艂y inne wa偶ne sprawy, mia艂 bowiem przemawia膰 do niemieckich nauczycieli, przes艂a艂 jednak swoje po­zdrowienia.

Przyszli tak偶e ludzie z Whitehall — urz臋dnicy wysokiego szczebla, kt贸rych wydzia艂y pracowa艂y r贸wnie sprawnie pod niemieckim nad­zorem, jak pod rz膮dami angielskich konserwatyst贸w czy socjalist贸w. Swoich przedstawicieli mia艂a tu r贸wnie偶 europejska arystokracja. Byli reprezentanci rod贸w z Polski, Francji i W艂och oraz przedstawiciele rodzimej b艂臋kitnej krwi. I oczywi艣cie biznesmeni — osobnicy, kt贸rzy mogli w razie potrzeby zdoby膰 tysi膮c par but贸w gumowych, sto kilometr贸w kabla elektrycznego albo trzy krzy偶e i dziewi臋膰 d艂ugich 膰wiek贸w.

Przypomina to przebudzenie z jakiego艣 straszliwego koszmaru, pomy艣la艂 Douglas. D艂ugie suknie ze wspania艂ego, r臋cznie haftowanego jedwabiu, 艣wietnie skrojone smokingi m臋偶czyzn, nienagannie ubrani kelnerzy — wszystko to by艂o wstrz膮sem, je偶eli pami臋ta艂o si臋 okrutne realia kl臋ski za bram膮 z kutego 偶elaza, za starannie utrzymanym 偶wirowym podjazdem i przystrzy偶onym, l艣ni膮cym w ostatnich promie­niach zachodz膮cego s艂o艅ca trawnikiem.

Zachowania te偶 by艂y odmienne. B艂yskotliwe odpowiedzi i niedba艂e ruchy, kt贸re s艂ysza艂o si臋 i widzia艂o w tych wielkich, ciep艂ych i wygod­nych pokojach, w niczym nie przypomina艂y st艂umionych g艂os贸w i ukradkowych ruch贸w, b臋d膮cych nieod艂膮czn膮 cz臋艣ci膮 brytyjskiej rzeczywisto艣ci. Szczeg贸lnie jednak zaskoczy艂o Douglasa 艣wiat艂o — by艂o go tak du偶o, i to w ka偶dym pokoju. Z艂ocisty blask o艣wietla艂 bogate stiuki, marmurowe kominki i antyczne meble, za艂amywa艂 si臋 w kryszta艂owych kandelabrach i migota艂 w b膮belkach musuj膮cych w niezliczonych kieliszkach szampana.

By艂 to wspania艂y dom, por贸wnywalny ze znajduj膮cym si臋 za rogiem Portman House, i zawiera艂 wystarczaj膮co wiele dzie艂 sztuki, by pretendowa膰 do miana muzeum. I jak muzeum zape艂niony by艂 dzie艂ami sztuki st艂oczonymi tu偶 obok siebie, jakby w jakim艣 niesamowitym d膮偶eniu do osi膮gni臋cia absolutu.

W drugim ko艅cu sali balowej, za dwoma mniejszymi salami recepcyjnymi i rozsuwanymi drzwiami, kt贸rych p艂yciny pokryte by艂y szesnastowiecznymi ornamentami florystycznymi, ustawiono reflektor punktowy. Pod nim, na specjalnie skonstruowanym podium pokrytym czerwonym pluszem, umieszczono ma艂y pi臋tnastowieczny flamandzki dyptyk, kt贸ry Sydney Garin kupi艂 w Genewie. Na ten jeden wiecz贸r zosta艂 wyeksponowany, by cieszy膰 oczy go艣ci. Jutro mia艂 zosta膰 zapakowany i wys艂any do galerii sztuki reichsmarschalla G枚ringa w Karinhall. W zamian za to Garin i Szetland wzi臋li osiem „dekadenckich” obraz贸w surrealist贸w, kt贸re G枚ring skonfiskowa艂 niearyjskim w艂a艣cicielom.

Wok贸艂 sali balowej sta艂y ma艂e grupki niemieckich oficer贸w 艣red­niego szczebla, zak艂opotanych nieznajomo艣ci膮 angielskiego i czuj膮cych si臋 niezr臋cznie w swoich mundurach. Tu i 贸wdzie tkwi艂 przed nimi jaki艣 samozwa艅czy t艂umacz, zachowuj膮c si臋 jak przewodnik z biura turystycznego opiekuj膮cy si臋 stadkiem turyst贸w. Wida膰 by艂o r贸wnie偶 wy偶szych oficer贸w, starszych, pewnych siebie m臋偶czyzn o kr贸tko ostrzy偶onych siwych w艂osach, niekiedy z monoklami w oku, ze z艂otymi admiralskimi galonami na r臋kawach bia艂ych kurtek galowych mun­dur贸w albo szerokimi czerwonymi lampasami na spodniach, wskazu­j膮cymi na generalski stopie艅. Niekt贸rym towarzyszyli ich osobi艣ci t艂umacze w mundurach sonderfiihrer贸w.

By艂y i dziewczyny. Pulchne dziewczyny o zbyt grubo po艂o偶onym makija偶u, w bardzo wydekoltowanych i obcis艂ych sukniach. Wsz臋dzie w Londynie spotyka艂o si臋 takie dziewczyny, ale w tym dystyngowanym towarzystwie rzuca艂y si臋 w oczy tak, jak zapewne zamierza艂y. Nauczy艂y si臋 ju偶, jak skleci膰 kilka niemieckich zda艅, a kiedy ich znajomo艣膰 j臋zyka si臋 ko艅czy艂a, u艣miech zazwyczaj za艂atwia艂 spraw臋. Wsz臋dzie by艂o du偶o 艣miechu i u艣miech贸w, a pary, kt贸re nie potrafi艂y ze sob膮 rozmawia膰, po prostu ta艅czy艂y.

Pod wspania艂ym „Ukrzy偶owaniem” Cranacha Douglas rozpozna艂 skupion膮 w ciasnym kr臋gu grupk臋 najbardziej reprezentatywnych przedstawicieli londy艅skich nowych socjalist贸w. Los u艣miechn膮艂 si臋 do nich tej nocy, kiedy niemiecka agencja prasowa poinformowa艂a, 偶e Churchill poprosi艂 o wstrzymanie ognia.

By艂 tu te偶 cz艂owiek, kt贸rego skromna restauracja w Soho sprzeda艂a ponad dwa tysi膮ce butelek szampana w czasie pierwszych dni 艣wi臋to­wania zwyci臋stwa. Obok sta艂a obwieszona diamentami wdowa, kt贸ra oszukiwa艂a na porcjach i cerowa艂a prze艣cierad艂a w swoim trzeciorz臋d­nym, podupadaj膮cym hotelu. Mie艣ci艂 si臋 on w s膮siedztwie wielkiego klubu dla niemieckich oficer贸w, dzi臋ki czemu bardzo szybko sta艂 si臋 ulubionym miejscem spotka艅 oficer贸w z dziewczynami. Nie zadawano tam 偶adnych pyta艅, a specjalno艣ci膮 sta艂y si臋 kr贸tkie, jednodniowe pobyty. Niedawno wdowa sprzeda艂a sw贸j hotel konsorcjum niemiec­kich biznesmen贸w za prawie milion funt贸w.

Wszystkie hotele dawa艂y teraz udzia艂owcom wysokie dywidendy, ale by艂y te偶 inne dobrodziejstwa, kt贸re przynie艣li ze sob膮 Niemcy.

Potinger, m臋偶czyzna o ciemnej cerze, z br贸dk膮 i w膮sami, kt贸re mia艂y nadawa膰 mu wygl膮d Francuza, dawniej siedzia艂 po uszy w d艂ugach prowadz膮c swoje korespondencyjne kursy j臋zyka angielskiego. Teraz martwi艂 si臋 nap艂ywem got贸wki tak wielkim, 偶e musia艂 p艂aci膰 za doradztwo inwestycyjne.

Cz艂owiek w koronkowej koszuli, szkockiej sp贸dniczce, podkolan贸wkach i z wysadzanym drogimi kamieniami sztyletem przy pasie by艂 w艂a艣cicielem podupadaj膮cej gorzelni w Argyll. Ale d艂ugoterminowy kontrakt z urz臋dnikami zaopatrzeniowymi niemieckiego EVM da艂 mu mo偶liwo艣膰 za艂o偶enia sp贸艂ki akcyjnej i zbicia fortuny niemal w ci膮gu jednej nocy. Niemiecki urz臋dnik, kt贸ry zarobi艂 na tej umowie, zrobi艂 ze szwagra Szkota dostawc臋 irlandzkich koni i paszy dla Po艂udniowego Okr臋gu niemieckich si艂 zbrojnych w Wielkiej Brytanii.

Douglas usun膮艂 si臋 na bok, przepuszczaj膮c starszego pu艂kownika przepychaj膮cego si臋 w stron臋 jednego z bufetowych sto艂贸w. Towarzy­szy艂 mu 艂adny m艂ody ch艂opiec w nowiutkim smokingu. Kilku stoj膮cych nie opodal my艣liwskich pilot贸w Luftwaffe roze艣mia艂o si臋 g艂o艣no. Pu艂kownik zaczerwieni艂 si臋, ale nie spojrza艂 w ich stron臋.

— Ma pan przed sob膮 wspania艂膮 akwarelk臋 Turnera, nadinspek­torze. — Douglas odwr贸ci艂 si臋 od obrazu, aby przywita膰 si臋 z Peterem Shetlandem. — Niewielu ludzi u艣wiadamia sobie, jakim Turner by艂 mistrzem. Ta kropeczka przechodz膮ca pod 艂ukiem to Napoleon. Tak, ma pan przed sob膮 wyj膮tkowy okaz. — Shetland nabra艂 od Sydneya Garina dziwnej maniery m贸wienia o dzie艂ach sztuki tak, jakby w艂a艣nie sprzedawa艂 je rozm贸wcy.

— Ju偶 widzia艂em ten obraz — odpar艂 Douglas.

— O, c贸偶 za wspania艂a pami臋膰 — powiedzia艂 Shetland. — Kiedy艣 nale偶a艂a do Tate Gallery, ale oni maj膮 tak ma艂o miejsca, 偶e doprawdy szkoda by艂o, aby takie arcydzie艂o ple艣nia艂o w ich magazynach.

— Czy jest na sprzeda偶?

— Wszystkie muzea musz膮 pozbywa膰 si臋 eksponat贸w. — Shet­land wzruszy艂 ramionami. — Uwa偶am, 偶e powinni艣my znale藕膰 na t臋 akwarel臋 odpowiedniego nabywc臋.

Douglas popatrzy艂 na obraz.

Shetland poci膮gn膮艂 si臋 za d艂ugi ko艣cisty nos i zdo艂a艂 zrobi膰 zmartwion膮 min臋:

— Subsydia pa艅stwowe zosta艂y obecnie zmniejszone prawie do zera, a nie mo偶emy przecie偶 oczekiwa膰, 偶eby niemiecka administracja finansowa艂a nasze muzea sztuki, prawda?

— O m贸j Bo偶e, oczywi艣cie, 偶e nie — oznajmi艂 Douglas tak energicznie, 偶e Shetland spojrza艂 na niego sprawdzaj膮c, czy nie jest to ironia. Douglas Archer by艂 znany ze sk艂onno艣ci do ironizowania. — Jeste艣cie wi臋c panowie po艣rednikami?

— Uznali艣my, 偶e lepiej, uczciwiej i bardziej handlowo b臋dzie, je偶eli dokonamy zakupu bezpo艣rednio w muzeum. A potem, we w艂a艣ciwym czasie, odprzedamy obrazy klientom.

— Jak s膮dz臋, jest to r贸wnie偶 bardziej zyskowne — stwierdzi艂 Douglas.

— Nie zawsze — odpar艂 Shetland.

— Zaskakuje mnie pan.

— Ma pan spos贸b my艣lenia policjanta — rzek艂 Shetland. U艣miech­n膮艂 si臋.

— Wol臋 raczej uwa偶a膰 to za spos贸b my艣lenia ksi臋gowego — zareplikowa艂 Douglas. Dostrzeg艂, jak po przeciwleg艂ej stronie Garin przedstawia swojego siedemnastoletniego syna Dawida niemieckiemu pu艂kownikowi z Wydzia艂u Prawnego.

U艣miechni臋ty Shetland odszed艂.

— Halo! To cudowne spotka膰 kogo艣, z kim mo偶na pom贸wi膰. Douglas odwr贸ci艂 si臋 i zobaczy艂 Barbar臋 Barg臋 we wspania艂ej d艂ugiej sukni z szarego jedwabiu, z koronkow膮 g贸r膮.

— Witam, panno Barga. C贸偶 za mi艂a niespodzianka.

— Mo偶e mi pan pogratulowa膰 sukni — powiedzia艂a. — To Schiaparelli z Pary偶a: kosztowa艂a mnie moj膮 ca艂膮 miesi臋czn膮 pensj臋. Jeden czy dwa komplementy to przecie偶 niewielkie wymagania.

— Zaniem贸wi艂em na jej widok.

— Gratuluj臋 wi臋c odzyskania mowy, nadinspektorze — roze艣mia艂a si臋. Spostrzeg艂, 偶e 艣miej膮c si臋 jest szczeg贸lnie pi臋kna.

Odwr贸cili si臋, by spojrze膰 na sal臋 balow膮, gdzie tuzin lub troch臋 wi臋cej par ta艅czy艂o pod zgrabn膮 aran偶acj臋 „Red River Valley”. St艂umione, 艂agodnie brzmi膮ce d藕wi臋ki saksofon贸w unosi艂y melodi臋 w powietrzu.

— Przypomina mi to moje dawne czasy na uczelni — powiedzia艂a.

— W Ameryce?

— W Wisconsin. M贸j ch艂opak by艂 w dru偶ynie pi艂karskiej i mia艂 kluczyki od chevroleta swojego taty. Ja za艣 mia艂am dobre stopnie i 偶adnych zmartwie艅 poza tym, czy b臋d臋 przewodzi膰 grupie dziewcz膮t kibicuj膮cych dru偶ynie.

— Zata艅czy pani?

— Mo偶emy spr贸bowa膰 — odpar艂a.

Barbara Barga nie ta艅czy艂a doskonale, ale porusza艂a si臋 lekko, by艂a szcz臋艣liwa i gotowa si臋 zakocha膰.

— O, nadinspektorze, jest pan wspania艂ym tancerzem!

— Prosz臋 nie wierzy膰 w to, co wypisuj膮 o platfusowatych stopach policjant贸w. Swego czasu do艣膰 du偶o ta艅czy艂em.

— S艂ysza艂am o pa艅skiej 偶onie. To straszne. I 偶e ma pan ma艂ego synka.

— Taka tragedia by艂a nie tylko moim udzia艂em — stwierdzi艂. — A wi臋c zasi臋gn臋艂a ju偶 pani o mnie wiadomo艣ci? — Pochlebia艂o mu to i wcale tego nie ukrywa艂.

— Powinnam ju偶 przedtem skojarzy膰 pa艅skie nazwisko i u艣wiado­mi膰 sobie, 偶e jest pan Archerem z Yardu. Dopiero p贸藕niej... Czy nie czuje si臋 pan ura偶ony, 偶e napastliwa dziennikarka nie rozpozna艂a pana?

— To, 偶e si臋 mnie nie rozpoznaje, wynika z charakteru mojej pracy. U艣miechn臋艂a si臋 i zanuci艂a cicho fragment piosenki.

— Co si臋 sta艂o z tym pi艂karzem z uniwersytetu w Wisconsin? — zapyta艂.

— Wysz艂am za niego za m膮偶 — oznajmi艂a. — Czy jest jaki艣 post臋p w 艣ledztwie w sprawie tego morderstwa? — Zanim jednak zd膮偶y艂 odpowiedzie膰, rzuci艂a impulsywnie: — O, do licha... przecie偶 nie poprosi艂 mnie pan do ta艅ca po to, 偶eby艣my teraz rozmawiali o mor­derstwach, prawda?

— No c贸偶...

Zakry艂a mu usta d艂oni膮.

— Nie, niech pan nic nie m贸wi. Mimo to zapyta艂:

— Czy w dalszym ci膮gu jest pani zam臋偶na?

Przytuli艂a si臋 do niego mocniej, po艂o偶y艂a mu g艂ow臋 na ramieniu. Douglas poczu艂 zapach jej perfum.

— Uwielbiam t臋 piosenk臋, wie pan? Nie, nie jestem zam臋偶na. Ju偶 nie. Nuci艂a melodi臋 piosenki i szeptem powtarza艂a mu do ucha niekt贸re s艂owa: ,,...Je偶eli mnie kochasz, nie zostawiaj mnie nigdy na d艂ugo. Nigdy nie 艣piesz si臋, by powiedzie膰 mi 禄adieu芦. Pami臋taj o Red River Valley i dziewczynie, kt贸ra czeka na ciebie...”

Barbara Barga by艂a niezwykle atrakcyjn膮 kobiet膮. Ta noc, jej delikatne m艂ode cia艂o i u艣miech rozbudzi艂y w g艂owie Douglasa Archera my艣li, kt贸re mo偶e powinny pozosta膰 u艣pione. Niedawno umyte w艂osy Barbary ociera艂y si臋 o jego policzek i przycisn膮艂 j膮 do siebie nieco mocniej. Nagle odwr贸ci艂a g艂ow臋 i u艣miechn臋艂a si臋 do niego figlarnie.

— Nie p贸jdzie pan do domu beze mnie, prawda?

— Nie — odpowiedzia艂. Ta艅czyli dalej, ale ju偶 nie rozmawiali. Je偶eli Douglas s膮dzi艂, 偶e b臋dzie m贸g艂 sp臋dzi膰 ca艂y wiecz贸r tylko we dwoje z jedn膮 z najpi臋kniejszych kobiet obecnych na balu, nadzieje te prysn臋艂y, gdy tylko muzyka przesta艂a gra膰. Kilku 艣wie偶o przyby艂ych z Nowego Jorku dziennikarzy natychmiast rozpozna艂o Barbar臋. Douglas pozostawi艂 j膮 pogr膮偶on膮 w rozmowie o zawodowych sprawach i ruszy艂, by zdoby膰 dwa kieliszki szampana.

Przepchn膮艂 si臋 przez ha艂a艣liw膮 grupk臋 oficer贸w Armii Czerwonej, kt贸rzy podejrzliwie obw膮chiwali kawior, ale za to ca艂ymi szklankami poch艂aniali szkock膮 whisky.

— Dwa kieliszki szampana? Czy to nie przesada, nadinspek­torze? — By艂 to niski weso艂y g艂os George'a Mayhew.

— Jeden jest dla mojej matki, sir. Czeka na zewn膮trz, na ulicy.

— Chyba j膮 widzia艂em. Czy mia艂a na sobie mundur gruppenfuhrera SS?

Douglas przez moment zastanawia艂 si臋, jak zareagowa膰 na ten okrutny 偶art z wygl膮du genera艂a SS Kellermana, po chwili jednak pozwoli艂 sobie na dyskretny u艣miech.

— Dobrze, 偶e pana widz臋, Archer. — George Mayhew by艂 cz艂owiekiem 艂膮cz膮cym gracj臋 urodzonego lekkoatlety z postaw膮 zawo­dowego 偶o艂nierza. Jego smoking mia艂 do艣膰 konserwatywny, 偶eby nie powiedzie膰 staro艣wiecki kr贸j. Nosi艂 te偶 stoj膮ce, a nie wyk艂adane ko艂nierzyki, o kt贸rych powiada艂, 偶e nadaj膮 si臋 tylko dla dyrygent贸w orkiestr tanecznych. G臋ste i zaczesane g艂adko do ty艂u w艂osy mia艂 wci膮偶 ciemne, zachowa艂 te偶 przystrzy偶one w膮sy, kt贸re zapu艣ci艂 w 1914 roku, 偶eby wygl膮da膰 wystarczaj膮co doros艂o jako dow贸dca kompanii. Potem zacz膮艂 nosi膰 baretki DSO i MC, ale w膮sy zachowa艂.

Pomi臋dzy wojnami pu艂kownik George Mayhew sta艂 si臋 wa偶n膮 postaci膮 w pogr膮偶onym w mroku 艣wiecie, w kt贸rym instrukcje komisarza policji nak艂ada艂y si臋 na zlecenia kontrwywiadu. Widywano go cz臋sto w Whitehall. Pracownicy Scotland Yardu, Home Office, Foreign Office i Izby Gmin traktowali go jak sta艂ego go艣cia. Niejedno­krotnie gra艂 w dru偶ynie rugby Policji Metropolitalnej i nawet teraz rzadko opuszcza艂 wa偶ne mecze, a jego barytonowe wykonanie „Old Man River” by艂o obowi膮zkow膮 cz臋艣ci膮 programu ka偶dego policyjnego koncertu.

— Jak si臋 ma obecnie Harry Woods? — spyta艂 Mayhew. To w艂a艣nie za kadencji Harry'ego w dru偶ynie rugby Douglas Archer i George Mayhew spotkali si臋 po raz pierwszy w klubie.

— Trudno mu — odpar艂 Douglas.

— Wszystkim nam jest trudno — stwierdzi艂 Mayhew zacieraj膮c r臋ce, jakby pod wp艂ywem nag艂ego ch艂odu. Zawsze czu艂 szczeg贸ln膮 sympati臋 do Woodsa i jego „filozofii wiejskiego gliniarza”. Teraz przygl膮da艂 si臋 Douglasowi, zauwa偶y艂 jego wypo偶yczony smoking i pr贸bowa艂 odgadn膮膰, w jakim celu nadinspektor znalaz艂 si臋 na tej imprezie. Na pewno nie po艂akomi艂 si臋 na kawior i szampana, nikt, kto zna艂 Douglasa Archera, ani przez chwil臋 by w to nie uwierzy艂.

— Kiedy ma si臋 tyle lat co Harry — oznajmi艂 Douglas — nie艂atwo jest si臋 pogodzi膰 z tym wszystkim. Z imperium stali艣my si臋 okupowan膮 koloni膮.

— Biedny stary Harry — rzek艂 Mayhew. — Chyba idzie wkr贸tce na emerytur臋?

— Nie bardzo mo偶na si臋 utrzyma膰 za rent臋 sier偶anta.

— Wszystko p贸jdzie ku lepszemu — powiedzia艂 Mayhew. Zabrzmia­艂o to tak, jakby chcia艂 nada膰 swoim s艂owom jakie艣 szczeg贸lne znaczenie. Upi艂 艂yk szampana. — Ale tylko my sami mo偶emy poprawi膰 sytuacj臋.

— A w jaki spos贸b, sir?

— Chce pan naprawd臋 wiedzie膰, Archer?

— Tak, chc臋.

— Czy mogliby艣my porozmawia膰 troch臋 p贸藕niej wieczorem?

— Oczywi艣cie.

— Chcia艂bym, 偶eby pan kogo艣 pozna艂...

Archer skin膮艂 g艂ow膮 i rozejrza艂 si臋, by sprawdzi膰, co porabia Barbara Barga. Pu艂kownik Mayhew zauwa偶y艂 to.

— Zrobi艂 pan furor臋, stary — stwierdzi艂. — Panna Barga uwa偶a, 偶e londy艅scy policjanci s膮 wspaniali.

— Zna j膮 pan?

— To 艣wietna dziewczyna... gdybym mia艂 par臋 lat mniej, mia艂by艣 powa偶nego konkurenta. — Douglas spojrza艂 na niego zaskoczony.

Mayhew chyba uzna艂, 偶e obrazi艂 nadinspektora, doda艂 wi臋c szybko: — Nie mia艂em na my艣li nic osobistego, Archer.

— B臋d臋 czeka艂 na spotkanie z panem, sir.

Wiecz贸r ten min膮艂 Douglasowi szybciej ni偶 wszystkie inne podobne, jakie by艂 w stanie sobie przypomnie膰. Ta艅czy艂 z Barbar膮, jedli homara, doszli wsp贸lnie do wniosku, 偶e Manet jest lepszy od Rubensa, 偶e b膮belki szampana szczypi膮 w nos i 偶e Londyn nie jest ju偶 taki jak dawniej.

Do rzeczywisto艣ci przywo艂a艂 go dopiero Bernard Staines, kt贸ry zakomunikowa艂 mu, 偶e jest poszukiwany przez pu艂kownika Mayhew. Bernard by艂 sternikiem uniwersyteckiej 贸semki, kiedy Archer dosta艂 si臋 do dru偶yny. Wci膮偶 przypomina艂 z wygl膮du ptaka, z t膮 tylko r贸偶nic膮, 偶e jego du偶o powa偶niejszy obecnie spos贸b bycia, przygarbione plecy i okulary przekszta艂ci艂y pliszk臋 w s贸wk臋 p艂omyk贸wk臋.

— Zupe艂nie ci臋 nie widuj臋 w Oksfordzie i Cambridge, Douglasie. — Bernard, w przeciwie艅stwie do wi臋kszo艣ci oksfordzkich przyjaci贸艂, nigdy nie zwraca艂 si臋 do niego po nazwisku.

— Prawd臋 m贸wi膮c, nie najlepiej si臋 tam czuj臋. W dzisiejszych czasach ludzie chc膮 przyj艣膰 do swojego klubu i poby膰 troch臋 na luzie, a nie zastanawia膰 si臋, czy przypadkiem nie s艂yszy ich policjant.

— Ka偶dy, kto my艣li, 偶e w tym mie艣cie jest jakie艣 miejsce, w kt贸rym nie ma pods艂uchuj膮cego policjanta, jest idiot膮 — odpar艂 Bernard swoim 艂agodnym, nie艣mia艂ym g艂osem, kt贸ry zdradza艂, jak cz臋sto mu si臋 sprzeciwiano — zar贸wno w college'u, jak i w pracy.

— Masz racj臋, Bernardzie — rzek艂 Douglas.

Staines, podobnie jak wielu innych, wci膮偶 偶a艂owa艂, 偶e nie wykorzys­ta艂 swego wykszta艂cenia w bardziej w艂a艣ciwy spos贸b. Detektyw nadinspektor Douglas Archer uosabia艂 te niejasne i nigdy nie spe艂nione ambicje, i cho膰 Douglas wcale nie wiedzia艂 o tym, Bernard zazdro艣ci艂 mu i podziwia艂 go.

Jak w wi臋kszo艣ci tych wielkich osiemnastowiecznych gmach贸w, ukryte drzwi i dodatkowe klatki schodowe pozwala艂y s艂u偶bie porusza膰 si臋 w po ca艂ym domu bezszelestnie i niewidzialnie. S艂u偶膮cy w liberii sta艂 nie opodal, podczas gdy drugi otworzy艂 niewidoczne drzwi umieszczone w pokrywaj膮cej 艣cian臋 boazerii. Bernard poprowadzi艂 Archera na g贸r臋. Na drugim pi臋trze sta艂 kolejny s艂u偶膮cy, wysoki m臋偶czyzna, kt贸rego postura i skrzywiony nos przywodzi艂y na my艣l zawodowego boksera.

— O ile wiem, mamy zagra膰 w karty — powiedzia艂 Bernard. M臋偶czyzna popatrzy艂 na niego, potem na Douglasa, i wreszcie powiedzia艂:

— Tak jest, sir. Pozostali d偶entelmeni ju偶 czekaj膮. — Cofn膮艂 si臋, ods艂aniaj膮c George'a Mayhew.

— W porz膮dku, Jefferson — oznajmi艂 s艂u偶膮cemu Mayhew. — To moi przyjaciele.

Trzej m臋偶czy藕ni przeszli mrocznym korytarzem obok wielkiej, pustej sali bilardowej i innych pokoj贸w z przykrytymi pokrowcami meblami. Douglas nie mia艂 najmniejszych w膮tpliwo艣ci, 偶e pokoje te przez dziesi臋ciolecia wykorzystywano do prowadzenia nielegalnych gier hazardowych, kt贸re by艂y wyj膮tkowo trudne do zlokalizowania i zlikwidowania. W pokoju na ko艅cu korytarza pali艂o si臋 艣wiat艂o. Mayhew zaprowadzi艂 ich prosto do niego.

艢wieci艂a tu tylko jedna lampa, elegancki kinkiet z zielon膮 szklan膮 umbr膮. Plama 偶贸艂tego 艣wiat艂a pad艂a na karciany stolik, zamieniaj膮c pozosta艂膮 cz臋艣膰 pokoju w tajemnicz膮 d偶ungl臋 pogr膮偶on膮 w zielonym mroku, z kt贸rego spogl膮da艂y wypreparowane 艂by wielkich trawo偶erc贸w. Przy antycznym stoliku do kart Douglas zobaczy艂 sir Roberta Bensona, kt贸rego twarz o艣wietla艂 odbity blask lampy. Zna艂 go dot膮d jedynie ze s艂yszenia — pot臋偶ny cz艂owiek z Whitehall, kt贸ry unika艂 jakiegokolwiek rozg艂osu i wygrywa艂 ka偶d膮 dyskusj臋 m贸wi膮c nie g艂o艣niej ni偶 szeptem. Wiele os贸b zadawa艂o sobie pytanie, jakim cudem dostojny sir Robert mo偶e wytrzyma膰 na swoim nowym stanowisku. W biurze niemieckiego Generalnego Komisarza do spraw Administracji i Sprawiedliwo艣ci, kt贸re wch艂on臋艂o najwa偶niejsze wydzia艂y Home Office, by艂 zaledwie male艅kim trybikiem. By膰 mo偶e, pomy艣la艂 Douglas, ten wiecz贸r udzieli odpowiedzi i na to pytanie.

— Gramy w bryd偶a? — zapyta艂 pu艂kownik Mayhew bior膮c do r臋ki tali臋 kart. — Po pensie za punkt?

— Nigdy nie przypuszcza艂em, 偶e do偶yj臋 dnia, w kt贸rym taki wiecz贸r jak ten b臋d臋 musia艂 rozpoczyna膰, bior膮c do r臋ki u偶ywan膮 tali臋 kart — oznajmi艂 sir Robert. Potem roze艣mia艂 si臋 i rzek艂: — Archer... Z nikim bardziej nie chcia艂em si臋 spotka膰 tego wieczoru. — U艣cisn膮艂 r臋k臋 Douglasa mocno, ale kr贸tko.

— Dzi臋kuj臋, sir Robercie — odpar艂 Archer. — Ciesz臋 si臋, 偶e tu jestem.

Ostro偶ny ton tej odpowiedzi nie uszed艂 uwagi wszystkich obecnych.

— S膮dz臋 — zwr贸ci艂 si臋 Douglas do pu艂kownika Mayhew — 偶e przy moich bryd偶owych umiej臋tno艣ciach sir Roberta mo偶e zawie艣膰 jego s艂ynne dyplomatyczne opanowanie. Szczeg贸lnie je偶eli to ja mam by膰 jego partnerem.

— W takim razie gramy w wista — powiedzia艂 Mayhew takim tonem, jakby podejmowa艂 najwa偶niejsz膮 decyzj臋.

— Wspaniale — oznajmi艂 z entuzjazmem sir Robert. — Nie gra艂em w wista od czasu, gdy siedzieli艣my w okopach.

Bernard Staines przetasowa艂 karty, da艂 Douglasowi do prze艂o偶enia i zacz膮艂 rozdawa膰.

— Zazwyczaj gramy na pieni膮dze — wyja艣ni艂 Douglasowi. — Dzi臋ki temu jest to bardziej... — Wzruszy艂 ramionami z u艣miechem.

— Bardziej podniecaj膮ce — uzupe艂ni艂 Mayhew.

— A poza tym... — doda艂 sir Robert.

— Nadinspektor rozumie — powiedzia艂 Mayhew.

— Oczywi艣cie — stwierdzi艂 sir Robert.

Douglas skin膮艂 g艂ow膮. Wiedzia艂, 偶e je偶eli kom贸rka Ruchu Oporu przeprowadza swoje spotkanie przy stoliku karcianym, na kt贸rym przed graczami le偶膮 pieni膮dze, mo偶na mie膰 nadziej臋, 偶e w razie czego uda si臋 komu艣 wm贸wi膰, 偶e jedynym powodem tej konspiracji jest nielegalny hazard.

Mayhew odwr贸ci艂 si臋 w stron臋 kredensu, na kt贸rym sta艂a ledwo widoczna w p贸艂mroku taca z czterema kieliszkami i karafk膮 z winem. Kamerdyner zostawi艂 pust膮 butelk臋 obok tacy. Mayhew podni贸s艂 j膮 i zanim odstawi艂 z powrotem, przeczyta艂 etykiet臋.

— Sydney zaopatrzy艂 nas w par臋 butelek swojego „Chateau Lafite', rocznik 1918. — Podni贸s艂 karafk臋 i z nabo偶e艅stwem nala艂 wino do kieliszk贸w.

— To bardzo przyzwoicie z jego strony — stwierdzi艂 Bernard. — B臋d臋 ogromnie wdzi臋czny za kieliszek czerwonego wina. Po szampanie cierpi臋 na niestrawno艣膰.

— Szampan jest dla m艂odzie偶y — o艣wiadczy艂 sir Robert. — Dla ludzi dojrza艂ych jedynym w艂a艣ciwym napojem jest czerwone wino.

Mayhew odwr贸ci艂 si臋 w stron臋 kinkietu i spojrza艂 na wino pod 艣wiat艂o. Nalewaj膮c je, powiedzia艂:

— Tak, Sydney Garin jest naprawd臋 porz膮dnym facetem. Douglas zdawa艂 sobie spraw臋, 偶e uwaga ta adresowana jest wy艂膮cznie do niego, ale nie odpowiedzia艂. Mayhew r贸wnie偶 nie podni贸s艂 oczu. Pu艂kownik by艂 najbardziej typowym spo艣r贸d wszystkich znanych Douglasowi zawodowych wojskowych. W postawie tych ludzi by艂o co艣 charakterystycznego — spos贸b trzymania g艂owy, nerwowo poru­szaj膮ce si臋 palce. Douglas podejrzewa艂, 偶e gdyby Mayhew nawet wypi艂 za du偶o i sta艂 si臋 agresywny, w dalszym ci膮gu mia艂by opuszczony podbr贸dek, a kciukami usi艂owa艂by namaca膰 szwy na nogawkach spodni. Tacy ludzie s膮 zawsze spi臋ci.

Do ich czw贸rki nie pasowa艂 jedynie Bernard — zaczyna艂 ju偶 ty膰, mia艂 bia艂e d艂onie i pe艂en niepewno艣ci spos贸b bycia. Zdj膮艂 w艂a艣nie okulary w rogowej oprawie i wyciera艂 je jedwabn膮 chusteczk膮 wyj臋t膮 z g贸rnej kieszonki. Mayhew postawi艂 przed nim kieliszek z winem. Bernard zamruga艂 i podzi臋kowa艂 skinieniem g艂owy.

Sir Robert popr贸bowa艂 wina.

— Zupe艂nie dobre — stwierdzi艂 ostro偶nie.

Nie by艂 to rocznik, po kt贸rym Benson m贸g艂 si臋 wiele spodziewa膰, ale szczyci艂 si臋 swym brakiem uprzedze艅. U艣miechn膮艂 si臋 jak kto艣, kto wykonuje t臋 czynno艣膰 bardzo rzadko. Mia艂 surow膮, jakby wykut膮 w granicie twarz. W艂osy by艂y siwe i tak d艂ugie, 偶e kr臋ci艂y si臋 lekko ko艂o uszu i na karku, czo艂o za艣 tak niskie, 偶e krzaczaste brwi styka艂y si臋 niemal z lini膮 w艂os贸w. Widniej膮ce pod brwiami oczodo艂y by艂y g艂臋bokie i otoczone ciemnymi obw贸dkami, przez co oczy niekiedy zupe艂nie znika艂y w g艂臋bokim cieniu.

Sir Robert Benson mia艂 sze艣膰dziesi膮t lat, lecz obdarzony by艂 witalno艣ci膮 o wiele m艂odszego cz艂owieka. Powiadano, 偶e przez wiele nocy m贸g艂 obywa膰 si臋 bez snu, nie trac膮c przy tym nic ze swojej sprawno艣ci umys艂owej. Porusza艂 si臋 wolno i ostro偶nie jak inwalida, ale jego ma艂e niebieskie oczy zdradza艂y b艂yskotliwy umys艂. M贸wi艂 szorst­kim, niemal ochryp艂ym g艂osem.

— George by艂 w Harrow z moim najm艂odszym bratem — powie­dzia艂 do Archera, wskazuj膮c pu艂kownika Mayhew. — Dosz艂y mnie wie艣ci, 偶e stanowili par臋 niez艂ych obwiesi贸w... M贸wi臋 to, 偶eby wiedzia艂 pan, czego si臋 po nim spodziewa膰.

— A drugi brat sir Roberta by艂 tam razem z Winstonem — rzek艂 Mayhew.

— Czy prawdziwe s膮 pog艂oski, sir Robercie — spyta艂 nagle Bernard — 偶e Winston Churchill nie 偶yje?

Benson skin膮艂 ponuro g艂ow膮.

— By艂 s膮dzony przez tajny trybuna艂 wojskowy w Dow贸dztwie Pierwszej Floty Powietrznej Luftwaffe w Berlinie. Wszyscy m贸wili艣my mu, 偶eby nie nosi艂 tego cholernego munduru RAF-u, ale nie chcia艂 nas s艂ucha膰. — Westchn膮艂. — To da艂o Niemcom pretekst do postawienia go przed s膮dem wojennym. — Wzi膮艂 le偶膮ce przed nim karty i przek艂ada艂 je nie patrz膮c. — Pewni wysoko postawieni brytyjscy politycy zostali ju偶 o tym poinformowani, ale oficjalny komunikat jeszcze przez jaki艣 czas nie zostanie podany do publicznej wiadomo艣ci. — Z trzaskiem po艂o偶y艂 karty na stoliku.

— Chce pan powiedzie膰, 偶e Churchill zosta艂 stracony? — zapyta艂 Bernard.

Sir Robert wzi膮艂 karty Bernarda i obejrza艂 je. Pozostali trzej m臋偶czy藕ni spostrzegli to, ale 偶aden z nich nie zwr贸ci艂 mu uwagi.

— Zosta艂 rozstrzelany przez pluton egzekucyjny Luftwaffe w ko­szarach gwardii w Berlinie. Wykonanie egzekucji przez wojsko by艂o specjalnym aktem 艂aski f眉hrera — doda艂 sucho. — M贸wi膮, 偶e Winston nie zgodzi艂 si臋, by mu zas艂aniano oczy, i podni贸s艂 r臋k臋 z palcami u艂o偶onymi w kszta艂cie litery V. Pragn臋 wierzy膰, 偶e to prawda. — U艂o偶y艂 karty Bernarda kolorami. — No to mo偶e zaczniemy? Na co czekamy? — Popatrzy艂 na pozosta艂ych trzech m臋偶czyzn, a potem na karty le偶膮ce na stole. W ko艅cu dotar艂o do niego, 偶e wzi膮艂 niew艂a艣ciwy komplet. — Och! C贸偶 za g艂upiec ze mnie! — zawo艂a艂.

Pu艂kownik Mayhew wyci膮gn膮艂 r臋k臋, zebra艂 wszystkie karty i zacz膮艂 szybko m贸wi膰 do Archera, staraj膮c si臋 jako艣 zatuszowa膰 dystrakcj臋 sir Roberta:

— Wie pan, Bernard o偶eni艂 si臋 z kuzynk膮 mojej 偶ony. Szcz臋艣­ciarz — to cudowna dziewczyna.

— Wyrastali艣my razem — odpar艂 Bernard. — Ka偶dego lata moja rodzina je藕dzi艂a do Szkocji. Jej krewni mieli niedaleko farm臋.

— Niestety, wszystko to ju偶 min臋艂o — rzek艂 Mayhew. — Domy na farmach rozpadaj膮 si臋, a pola le偶膮 od艂ogiem.

— Kiedy sir Robert poprowadzi艂 swoj膮 kompani臋 na lini臋 frontu przed bitw膮 o Amiens w 1918 roku — powiedzia艂 Bernard — m贸j ojciec zosta艂 dow贸dc膮 kompanii, kt贸r膮 zluzowa艂.

Armia, rodziny, szko艂a... 艢ci艣le splataj膮ce si臋 ze sob膮 nici, kt贸re wi膮za艂y ze sob膮 Anglik贸w z wy偶szych sfer mocniej ni偶 pieni膮dze czy interesy. Totalitary艣ci z prawa i z lewa musieli stale podkre艣la膰 wiar臋 we wsp贸ln膮 spraw臋. Ale dla tych ludzi i tysi臋cy im podobnych sposoby dzia艂ania by艂y bez znaczenia. Uczestnictwo w dru偶ynie by艂o wa偶niejsze ni偶 sama gra, pod warunkiem, 偶e grali razem z lud藕mi takimi jak oni sami.

— A ja by艂em z Douglasem w Oksfordzie — oznajmi艂 Bernard, wprowadzaj膮c swego przyjaciela do tego kr臋gu. — I jak偶e mu zazdro艣ci艂em, 偶e zdaje ju偶 egzamin dyplomowy, podczas gdy ja 艣l臋cza艂em nad prawem cywilnym.

Sir Robert zmierzy艂 Douglasa tak d艂ugim spojrzeniem, 偶e nadins­pektor poczu艂 si臋 troch臋 nieswojo. Potem doda艂:

— Zna艂em pa艅skiego ojca, Archer.

— Naprawd臋, sir? — Ojciec Douglasa zmar艂, gdy Archer by艂 jeszcze dzieckiem. — Kiedy?

— Byli艣my bliskimi przyjaci贸艂mi, od 1916 a偶 do chwili, gdy zgin膮艂. Pa艅ski ojciec mia艂 dwadzie艣cia osiem lat, kiedy spotka艂em go po raz pierwszy. To ju偶 by艂o za du偶o jak na m艂odszego oficera piechoty. Wiem, bo sam r贸wnie偶 by艂em wtedy m艂odszym oficerem piechoty, a mia艂em dziesi臋膰 lat wi臋cej od niego. — Sir Robert za艣mia艂 si臋 sucho. — Byli艣my dwoma batalionowymi starymi piernikami. M艂odsi koledzy zawsze musieli wraca膰 i pomaga膰 nam wypl膮ta膰 si臋 z drutu kolczastego. Zawsze te偶, kiedy mieli艣my 膰wiczy膰, namawiali nas, 偶eby艣my usiedli i odpocz臋li. Pa艅ski ojciec by艂 in偶ynierem, prawda?

Douglas skin膮艂 g艂ow膮.

— Powinien wi臋c by膰 w saperach, ale uwa偶a艂, 偶e sprawi艂by zaw贸d batalionowi, gdyby si臋 tam przeni贸s艂. Co najmniej z tuzin razy zas艂u偶y艂 na Victoria Cross, wiedzia艂 pan o tym? Wszyscy jego ludzie byli o tym przekonani, a szef kompanii po prostu go ub贸stwia艂.

— Moja matka ma list od sier偶anta — powiedzia艂 Archer. — Przechowuje go do tej pory.

— Powinienem to panu powiedzie膰 ju偶 dawno temu — rzek艂 sir Robert — ale wydawa艂o mi si臋, 偶e poruszanie tak osobistych spraw b臋dzie zbyt obcesowe. I nie mia艂em pewno艣ci, czy zechce pan o tym rozmawia膰.

— Jestem panu za to wdzi臋czny — oznajmi艂 Douglas.

— Ojciec by艂by z pana dumny — stwierdzi艂 Benson — Nazywaj膮 pana Archerem z Yardu, prawda?

— Tak, sir.

— No c贸偶, wyja艣nienie jednego czy dw贸ch morderstw nigdy nie przynios艂o uszczerbku policji. Warto, 偶eby par臋 os贸b przeczyta艂o sobie o tym w gazetach.

— Z ca艂膮 pewno艣ci膮 ma pan racj臋, sir.

Mayhew z trzaskiem przesun膮艂 palcem po kraw臋dzi kart w talii.

— Chce pan zagra膰, Archer? Na pewno? — Od odpowiedzi Douglasa zale偶a艂o wyra藕nie co艣 wi臋cej ni偶 tylko partia wista.

— Zagram partyjk臋 — odpar艂.

— Niech pan prze艂o偶y, 偶eby wybra膰 partnera — powiedzia艂 Mayhew k艂ad膮c tali臋 przed Douglasem. Odkry艂 dw贸jk臋 pik. Sir Robert r贸wnie偶 wyci膮gn膮艂 dw贸jk臋, pozostali dwaj figury.

Przez chwil臋 panowa艂a cisza, a potem sir Robert stwierdzi艂:

— Jeste艣my partnerami. — Powiedzia艂 to takim samym tonem, jakim oznajmia艂 o 艣mierci Winstona Churchilla.

Mayhew wyszed艂 czw贸rk膮 kier, Douglas si贸demk膮, Bernard po艂o偶y艂 kr贸la, a sir Robert wzi膮艂 lew臋 asem.

— 呕a艂uj臋, 偶e nie studiowa艂em prawa — oznajmi艂. — Stopie艅 naukowy z historii niewiele mi pomaga, kiedy pr贸buj臋 po艂apa膰 si臋 w tych wszystkich niemieckich przepisach. Wiecie, jeden z moich ludzi powiedzia艂 mi dzisiaj, 偶e funkcjonariusze Gestapo nie podlegaj膮 areszto­waniu. To chyba nie mo偶e by膰 prawda, co? — Nikt nie odpowiedzia艂. — Pan musi wiedzie膰 wszystko na ten temat, Archer. Co pan o tym powie?

— Nie, sir Robercie. W niemieckim systemie nie ma nikogo, kto nie podlega艂by aresztowaniu. Pewnie ten pa艅ski informator mia艂 na my艣li fakt, 偶e cz艂onkowie SS podlegaj膮 jedynie w艂asnym s膮dom. Ale Gestapo nie jest cz臋艣ci膮 SS.

— Ha! — zawo艂a艂 sir Robert. Trefle by艂y atutami i zacz膮艂 je 艣ci膮ga膰, unosz膮c lekko brwi, gdy kr贸lowa Douglasa zesz艂a na jego asa. Po zebraniu atut贸w wzi膮艂 kolejne cztery lewy w swoim d艂ugim kolorze, karach. Wygrali rozdanie dziesi臋膰 do trzech. — Przykro mi z powodu pa艅skiej kr贸lowej — stwierdzi艂 — ale musia艂em zebra膰 trefle. Czasem trzeba by膰 bezwzgl臋dnym.

Mayhew rozdaj膮c karty kontynuowa艂 temat:

— Doprawdy...? Gestapo nie jest cz臋艣ci膮 SS?

— Oczywi艣cie, 偶e nie — powiedzia艂 Douglas. — Jest cz臋艣ci膮 si艂 policyjnych. Niekt贸rzy funkcjonariusze Gestapo nale偶膮 do SS, nie­kt贸rzy do NSDAP, a niekt贸rzy nigdzie nie nale偶膮.

— Wyja艣nijmy to sobie — ci膮gn膮艂 Mayhew pochylaj膮c si臋 do przodu. — To SS nie jest r贸wnie偶 cz臋艣ci膮 NSDAP?

— Formalnie stanowi jej cz臋艣膰 — odpar艂 Douglas. — Ka偶da legitymacja SS ma nag艂贸wek „Schutzstaffel der NSDAP', ale tak naprawd臋 nie ma powi膮zania mi臋dzy nimi. SA za艣 uwa偶a, 偶e jest jeszcze mniej zwi膮zana z Parti膮.

— To wiele t艂umaczy — powiedzia艂 z namys艂em Mayhew. — A SD, kt贸rej cz艂onkiem jest ten Huth?

— To tajna s艂u偶ba wywiadowcza nazist贸w. Jest superelit膮, jedyn膮 grup膮 ludzi, kt贸rej wolno wtyka膰 nos we wszystko — rzek艂 Douglas. — Robi膮, co chc膮.

— Poza Wehrmachtem — wtr膮ci艂 Bernard.

— Tak. Niemieckie si艂y zbrojne maj膮 w艂asny system prawny. Nikt z Gestapo, albo nawet z SD, nie mo偶e podj膮膰 bezpo艣rednich dzia艂a艅 prawnych przeciwko 偶adnemu 偶o艂nierzowi. — Douglas wyszed艂 niskim atutem.

— No, dalej! — oznajmi艂 sir Robert. — Gramy! — Wzi膮艂 lew臋. — Ciesz臋 si臋, 偶e pan to potwierdza. Niekt贸rzy z wojskowych s膮 nam niezwykle pomocni. Z Gestapo depcz膮cym im po pi臋tach mogliby zachowywa膰 si臋 bardziej pow艣ci膮gliwie.

Douglas skin膮艂 g艂ow膮. Bardzo chcia艂 wiedzie膰, w jaki spos贸b armia niemiecka dopomaga艂a sir Robertowi, ale nie zapyta艂.

— A co pan powie o tych ludziach z honorowymi stopniami SS albo oficerach pracuj膮cych w administracji cywilnej? — zada艂 pytanie sir Robert. — Kilku u nas pracuje. Czy oni r贸wnie偶 podlegaj膮 tylko systemowi prawnemu SS? — Podsun膮艂 pude艂ko z cygarami Doug­lasowi. Archer wzi膮艂 jedno i podzi臋kowa艂 skinieniem g艂owy.

— Himmler jest na samym szczycie systemu policyjnego, jest r贸wnie偶 naczelnym dow贸dc膮 SS — wyja艣ni艂. — W tego rodzaju sytuacjach decyzja nale偶y do niego. W ka偶dym razie ci wszyscy „p贸艂etatowi esesmani' podlegaj膮 normalnym przepisom prawnym. — Zapali艂 cygaro i zanim zacz膮艂 m贸wi膰 dalej, zaci膮gn膮艂 si臋 nim kilka­krotnie. — Himmler wykorzystuje jednak te honorowe stopnie SS do przekupywania i kontrolowania swoich przeciwnik贸w. Niekt贸rzy z tych ludzi s膮 jego zaciek艂ymi wrogami.

— Oho, wzi膮艂em lew臋! — zawo艂a艂 Mayhew. I bez 偶adnej pauzy zmieni艂 temat: — A co panowie my艣licie o kontradmirale Conollym? — Jego pytanie nie by艂o skierowane do nikogo konkretnego, ale Douglas wiedzia艂, 偶e to sprawa, kt贸r膮 omawiano w tym gronie wielokrotnie.

— Niewiele o nim s艂ysza艂em, ale z tego, co do mnie dosz艂o, wygl膮da, 偶e to twardy facet. Zej艣膰 z lotniskowca w Halifax w Nowej Szkocji i og艂osi膰 si臋 przyw贸dc膮 „Wolnej Brytanii'... Dowodzi to niewiarygodnej 艣mia艂o艣ci. — Przerwa艂 na chwil臋. Wszyscy wydawali si臋 poch艂oni臋ci w艂asnymi kartami. — Szczeg贸lnie — doda艂 — je偶eli wzi膮膰 pod uwag臋, 偶e zgodnie z tym, co g艂osi niemiecka propaganda, Conolly jest tylko komandorem.

Sir Robert wzi膮艂 lew臋 ostatnim atutem.

— Reszta chyba jest nasza. — Ods艂oni艂 karty.

— Ciekawe — rzek艂 Douglas — czy kt贸rykolwiek z pan贸w przypomina sobie francuskiego oficera piechoty — nazywa艂 si臋 de Gaulle — kt贸ry uciek艂 do Anglii po upadku Francji? Post膮pi艂 mniej wi臋cej w ten sam spos贸b. Awansowa艂 si臋 do stopnia genera艂a i obwie艣­ci艂, 偶e jest g艂osem Francji. Nic to nie da艂o. O ile wiem, Niemcy nawet si臋 nie pofatygowali, by go umie艣ci膰 w spisie os贸b do natychmiastowego aresztowania.

— Myli si臋 pan — odpar艂 艂agodnie sir Robert. — Conolly dzia艂a zgodnie z instrukcjami Gabinetu Wojennego. To by艂 pomys艂 Winstona, wysun膮艂 go po tym, kiedy Conolly ju偶 pod sam koniec odm贸wi艂 ucieczki na Islandi臋 jedn膮 z ostatnich 艂odzi lataj膮cych, jaka nam pozosta艂a. Awans za艣 na kontradmira艂a podpisany by艂 w艂asnor臋cznie przez kr贸la. Sam to widzia艂em. I cho膰 goebbelsowska prasa informuje, 偶e Conolly wyst臋powa艂 w Kongresie, w roli przyw贸dcy „Wolnej Brytanii', akta Kongresu podaj膮, 偶e przemawia艂 jako przedstawiciel narodu brytyjskiego i jako minister obrony, wyznaczony na to stanowisko przez gabinet i zatwierdzony przez kr贸la. A w zako艅czeniu swojej mowy powt贸rzy艂, 偶e jest lojalnym poddanym kr贸la Jerzego i jego prawowitych nast臋pc贸w.

— Ile jednak os贸b po tej stronie Atlantyku o tym wie? — spyta艂 Douglas. — I jakie s膮 szanse, by im o tym powiedzie膰?

— Chwilowo nas to nie obchodzi — odpar艂 sir Robert. — Naszym podstawowym zadaniem jest doprowadzenie do tego, by pozycja kontradmira艂a Conolly'ego w Waszyngtonie nie mog艂a zosta膰 pod­wa偶ona ani w wyniku dzia艂a艅 prawnych, ani za po艣rednictwem Wydzia艂u Protokolarnego. W minionym tygodniu musia艂 odpiera膰 pr贸by przej臋cia gmachu naszej ambasady. A Niemcy wykorzystuj膮 najlepszych prawnik贸w w Ameryce. Przej臋cie przez nich budynku bardzo podwa偶y艂oby pozycj臋 Conolly'ego w Waszyngtonie.

— A wi臋c jest pan z nim w kontakcie? — spyta艂 Douglas, nie mog膮c ukry膰 zdziwienia.

Nikt mu nie odpowiedzia艂. Mayhew podzi臋kowa艂 za „Upmanna', proponowanego mu przez sir Roberta, i d艂ugo rozpala艂 w艂asne „Romeo y Julieta'. Bernard! — pomy艣la艂 Douglas. To on musi by膰 kurierem.

Grali dalej, wymieniaj膮c nic nie znacz膮ce s艂owa, jak czyni膮 to zazwyczaj ludzie, gdy gra poch艂onie ich bez reszty. Sir Robert gra艂 z zaciek艂o艣ci膮 cz艂owieka, kt贸ry nie cierpi przegrywa膰.

— Ciekawe, ilu ludzi jest w londy艅skiej Tower — rzuci艂 oboj臋tnym tonem Mayhew. Zabrzmia艂o to, jakby rozwa偶a艂 szanse w meczu krykieta z Australi膮.

A wi臋c to tak, pomy艣la艂 Douglas. Huth mia艂 racj臋. Ci ludzie planuj膮 pr贸b臋 uwolnienia kr贸la z Tower.

— Stacjonuje tam specjalny batalion wartowniczy SS — oznajmi艂. Oczy sir Roberta otworzy艂y si臋 nieco szerzej. Mayhew pozwoli艂 sobie na cie艅 u艣miechu. Je艣liby nadinspektor Archer nie dawa艂 w ten spos贸b do zrozumienia, 偶e nie chce bra膰 udzia艂u w jakiejkolwiek pr贸bie ataku na wartownik贸w z SS, jego s艂owa mog艂y stanowi膰 ostrze偶enie.

— Gdyby kr贸l by艂 wolny i m贸g艂 publicznie potwierdzi膰 stopie艅 i stanowisko Conolly'ego, mia艂oby to wp艂yw na zmian臋 pozycji Wielkiej Brytanii w 艣wiecie — wyja艣ni艂 Bernard.

Czy rzeczywi艣cie, pomy艣la艂 z pow膮tpiewaniem Douglas. Podej­rzewa艂 z pewnym cynizmem, 偶e mog艂oby to zmieni膰 pozycj臋 jedynie Conolly'ego i jego towarzyszy. Popatrzy艂 na trzech siedz膮cych przy stoliku m臋偶czyzn i poczu艂 niech臋膰 do demonstrowanego przez nich poczucia wy偶szo艣ci, wynikaj膮cego z ich dobrego urodzenia.

— Chyba panowie nie rozwa偶acie na serio mo偶liwo艣ci zaatakowa­nia londy艅skiej Tower? — zapyta艂.

Trzej m臋偶czy藕ni spojrzeli po sobie z zak艂opotaniem. Wreszcie Mayhew powiedzia艂:

— Z ca艂ym szacunkiem, sir Robercie, ale wbrew naszym wcze艣­niejszym uzgodnieniom musimy wprowadzi膰 nadinspektora Archera w zagadnienie.

— Ju偶 o tym my艣la艂em — odpar艂 sir Robert.

Bernard nie odezwa艂 si臋. Nie musia艂 przypomina膰, 偶e sam radzi艂 im tak post膮pi膰.

— Niemiecka armia pomo偶e nam w ka偶dy dost臋pny spos贸b, poza bezpo艣rednim w艂膮czeniem si臋 do walki — oznajmi艂 Mayhew.

— Dlaczego?

— Uwa偶aj膮, 偶e trzymanie kr贸la Anglii w areszcie pod stra偶膮 SS jest sprzeczne z poczuciem honoru armii.niemieckiej.

— A ucieczka kr贸la spod stra偶y SS — doda艂 sir Robert — spowoduje nie艂ask臋 SS i umocni w艂adz臋 tutejszego wojskowego naczelnego dow贸dcy.

— Nie tylko tutaj — zauwa偶y艂 Mayhew. — Reperkusje tego wydarzenia dadz膮 si臋 odczu膰 i w Berlinie. Mamy w tej sprawie poparcie Sztabu Generalnego.

Douglas skin膮艂 g艂ow膮. Cho膰 z brytyjskiego punktu widzenia mog艂o to wygl膮da膰 niedorzecznie, jednak zgadza艂o si臋 zupe艂nie z jego wiedz膮 i do艣wiadczeniem zdobytym w kontaktach z Niemcami.

— S膮dz臋, 偶e jestem w stanie zapewni膰 panom jeszcze cenniejszego sojusznika — powiedzia艂. — Przypuszczam, 偶e Standartenf眉hrer SS doktor Oskar Huth mo偶e odnie艣膰 si臋 przychylnie do tego pomys艂u.

— Huth? — zdziwi艂 si臋 Mayhew. — Dlaczego, nadinspektorze?

— Kellerman jest najstarszym rang膮 oficerem SS w Wielkiej Brytanii, jest te偶 dow贸dc膮 policji. Je偶eli z jakiegokolwiek powodu nie uda mu si臋 utrzyma膰 kr贸la pod kluczem, z ca艂膮 pewno艣ci膮 zostanie zdymisjonowany. S膮dz臋, 偶e Huth marzy o stanowisku Kellermana, ale poza tym obaj nienawidz膮 si臋 z tak膮 zaciek艂o艣ci膮, 偶e te jego ambicje maj膮 tu tylko drugoplanowe znaczenie.

— Niech mnie licho — pokr臋ci艂 g艂ow膮 sir Robert.

— To do艣膰 przekonuj膮ce — rzek艂 Mayhew. — Je偶eli taki facet jak on by艂by sk艂onny przymkn膮膰 oko, ca艂a sprawa mog艂aby si臋 sta膰 o wiele prostsza.

— Jaki wi臋c b臋dzie nast臋pny krok? — spyta艂 sir Robert. — Czy mo偶e pan wysondowa膰 tego Hutha?

— Nie, je偶eli nie b臋d臋 m贸g艂 wymieni膰 nazwisk — odpar艂 Doug­las. — Lepiej niech pan wyznaczy kogo艣, kto b臋dzie m贸g艂 dzia艂a膰 jako po艣rednik.

— To mo偶e by膰 niebezpieczne — powiedzia艂 Mayhew. — Mo偶e okaza膰 si臋 pu艂apk膮.

— Do艣膰 艂agodnie powiedziane — stwierdzi艂 Douglas. — Bardzo prawdopodobne, 偶e oka偶e si臋 to pu艂apk膮.

— Ja mog臋 zosta膰 po艣rednikiem. Uwa偶am, 偶e warto podj膮膰 ry­zyko — o艣wiadczy艂 Bernard. — Co mam zrobi膰?

— Nic — odpar艂 Douglas. — Po prostu musz臋 mie膰 do dyspozycji kogo艣, kogo mog臋 wskaza膰 jako waszego rzecznika. Ale lepiej przemy艣l to przez noc, Bernardzie. Sir Robert i pu艂kownik Mayhew mog膮 uzna膰, 偶e jeste艣 zbyt cenny, 偶eby ryzykowa膰 twoj膮 osob臋 w takiej rozgrywce.

— Tak w艂a艣nie s膮dz臋 — przytakn膮艂 sir Robert. — Przepraszam ci臋, Bernardzie, ale nie mog臋 ci na to pozwoli膰. — W pokoju zapad艂a d艂uga cisza.

— W takim razie prosz臋 mnie poinformowa膰 o ostatecznym postanowieniu pan贸w — rzek艂 Douglas.

Mayhew zdecydowanym gestem z艂o偶y艂 karty razem.

— S膮dz臋, 偶e to wystarczy. Douglas spojrza艂 na zegarek.

— Powinienem ju偶 i艣膰.

— Chwileczk臋 — zatrzyma艂 go sir Robert. — Ci d偶entelmeni s膮 nam winni pieni膮dze.

Gar艣膰 pens贸w przesz艂a z r膮k do r膮k. Douglas po偶egna艂 si臋 z sir Robertem i Bernardem i poszed艂 z pu艂kownikiem ciemnym korytarzem. Dotarli do g贸rnego podestu schod贸w.

— Po偶egnam si臋 ju偶 z panem, Archer — oznajmi艂 Mayhew, nie ruszaj膮c si臋 jednak z miejsca, jakby chcia艂 co艣 jeszcze powiedzie膰.

— Nie poprosili艣cie mnie, panowie, 偶ebym zwolni艂 tempo do­chodzenia w sprawie zab贸jstwa przy Shepherd Market... — stwierdzi艂 Douglas.

Mayhew drgn膮艂.

— Wysz艂oby to wszystkim na dobre — powiedzia艂.

— 艁膮cznie ze mn膮?

— W ostatecznym rozrachunku, tak. — Pu艂kownik u艣miechn膮艂 si臋. — Wiedzia艂 pan, co mam zamiar powiedzie膰?

— Po艂owie mieszka艅c贸w Londynu wydaje si臋 bardzo zale偶e膰, abym nie wyja艣ni艂 tego morderstwa. Dlaczego panowie mieliby by膰 wyj膮tkiem?

U艣miech by艂 przylepiony do twarzy Mayhew jak tania maska z papier m盲che.

— No c贸偶, niech pan o tym pomy艣li, Archer — rzek艂.

— Ju偶 to zrobi艂em — odpar艂 Douglas. — Dobranoc. — Nie wyci膮gn膮艂 r臋ki na po偶egnanie.

Rozdzia艂 15

Douglas znalaz艂 si臋 w samochodzie obok Barbary Bargi, zanim zd膮偶yli wymieni膰 niewiele wi臋cej ponad kr贸tkie s艂owa powitania i ostro偶ny u艣cisk. Nie by艂a pijana ani nawet „w stanie wskazuj膮cym na spo偶ycie alkoholu', jak okre艣la to angielski s膮d, ale rozlu藕niona jak kociak, sk艂onna do u艣miech贸w i pe艂na humoru.

— Czy偶 nie by艂o to pierwszorz臋dne przyj臋cie?

— Do takich przyj臋膰 nale偶y si臋 przekona膰.

— W takim razie si臋 przekona艂am — odpar艂a. — Nawet kiedy wychodzili艣my, kelnerzy jeszcze przynosili skrzynki wina i funtowe puszki kawioru z bie艂ugi. Ci faceci maj膮 styl.

— Mog艂aby pani r贸wnie dobrze powiedzie膰, 偶e Al Capone te偶 mia艂 styl.

— Ale偶 ja ju偶 to powiedzia艂am. Rok, albo troch臋 wi臋cej temu, napisa艂am dwucz臋艣ciowy artyku艂 dla „Saturday Evening Post'. Znalaz­艂am dw贸ch dawnych „piwnych baron贸w', w Gary, w stanie Indiana — tu偶 za granic膮 stanu, ko艂o Chicago. Swego czasu by艂a to doskona艂a kryj贸wka dla bandzior贸w. Ci faceci dostarczyli mi wspania艂ego materia艂u. I powiedzia艂am wtedy, 偶e Al Capone mia艂 styl — naprawd臋 to powiedzia艂am. — Poci膮gn臋艂a Douglasa za r臋kaw, jakby chc膮c ze wszystkich si艂 przekona膰 go, 偶e tak by艂o.

Douglas popatrzy艂 przez okno samochodu. Nie cierpia艂 sposob贸w, w jakie Garin i Shetland za艂atwiali r贸偶ne sprawy — tak偶e samochody do przewozu go艣ci, zaopatrzone w tabliczki „Pojazd s艂u偶bowy', dzi臋ki kt贸rym mog艂y porusza膰 si臋 mimo godziny policyjnej. Zawsze uwa偶a艂 ich obu za bezwstydnych 艂ajdak贸w i kolaborant贸w — i pogodzenie si臋 z faktem, 偶e byli oni podziwiani i szanowani przez jego starego przyjaciela Bernarda, Mayhew i sir Roberta, przychodzi艂o mu z trudem. Peany Barbary Bargi na temat przyj臋cia wcale mu w tym nie pomaga艂y.

— Niech pan nie b臋dzie taki z艂y — powiedzia艂a wyci膮gaj膮c r臋k臋 z k膮cika, w kt贸rym wtuli艂a si臋 w mi臋kk膮 sk贸r臋 siedzenia. — Nie chc臋, 偶eby Al Capone stan膮艂 mi臋dzy nami.

— Przepraszam — odezwa艂 si臋 i odwr贸ci艂 do niej w tej samej chwili, gdy pochyli艂a si臋 do przodu. Zderzyli si臋.

— Auu! — zawo艂a艂a pocieraj膮c nos. Nag艂y i nieoczekiwany fizyczny kontakt ponownie przebudzi艂 w Douglasie uczucie gor膮czkowego po艣piechu, niezr臋czno艣ci, 偶aru i rozpaczy — uczucie, jakiego nie do艣wiadcza艂 od swoich ciel臋cych mi艂o艣ci w szkolnych czasach.

Samoch贸d kierowa艂 si臋 w stron臋 Belgravii.

— To nie jest droga do hotelu „Dorchester' — zauwa偶y艂.

— Czy musi pan by膰 gliniarzem przez dwadzie艣cia cztery godziny na dob臋? Wynaj臋艂am ma艂y dom w Belgravia Square Mews. Nale偶y do moich przyjaci贸艂, kt贸rzy pojechali na trzy miesi膮ce do Missouri i nie chcieli, 偶eby sta艂 pusty. Czy pan wie, 偶e w tym niewielkim kwartale dom贸w w ci膮gu trzech ostatnich miesi臋cy by艂o a偶 czterna艣cie w艂ama艅?

— No c贸偶, nie mog臋 ponosi膰 osobistej odpowiedzialno艣ci za wszystkie przest臋pstwa pope艂niane w Londynie — odpar艂 niezgrabnie Douglas. W m艂odo艣ci tak by艂o zawsze. Zawsze w jaki艣 spos贸b udawa艂o mu si臋 urazi膰 dziewczyny, na kt贸rych najbardziej mu zale偶a艂o, albo zrobi膰 z siebie durnia w ich obecno艣ci.

— Zaprosi艂abym pana na drinka — powiedzia艂a — ale proszono nas o odes艂anie samochod贸w najszybciej jak tylko mo偶na, 偶eby mogli skorzysta膰 z nich inni go艣cie.

Douglas otworzy艂 jej drzwi, zanim kierowca zd膮偶y艂 to zrobi膰.

— To 偶aden problem. Zadzwoni臋 po samoch贸d do Yardu. — Wysiad艂 razem z ni膮.

— Cz艂owiek, kt贸ry zbiera dla mnie materia艂y, twierdzi, 偶e w tym mie艣cie posiadanie samochodu do dyspozycji jest oznak膮 uprzywilejo­wania... Musi pan by膰 wa偶nym cz艂owiekiem w Scotland Yardzie. — Wyj臋艂a klucze z torebki.

— Wszyscy wci膮偶 mi to powtarzaj膮 — odpar艂 Douglas. Spojrza艂 na niewielki kwarta艂 dom贸w, brukowany dziedziniec i wierzb臋 rosn膮c膮 na murach. Par臋 lat temu uznano, 偶e te budynki nadaj膮 si臋 jedynie dla doro偶karzy i kierowc贸w. Teraz, po przekszta艂ceniu stajni w saloniki, mieszkanie w takim domku uwa偶ano za wyj膮tkowo eleganckie.

Kiedy weszli do 艣rodka, zapali艂a kolejno wszystkie 艣wiat艂a. Douglas rozejrza艂 si臋 ciekawie. Wszystko, 艂膮cznie z umeblowaniem, by艂o wykonane z rzemie艣lniczym mistrzostwem, ju偶 teraz prawie nie spotykanym. Wyposa偶enie wn臋trza by艂o niezbyt w jego gu艣cie — wielkie chi艅skie wazy przerobione na lampy, bia艂a pluszowa wyk艂adzina na pod艂odze i perski dywan na 艣cianie — ale z ca艂膮 pewno艣ci膮 by艂o tu wygodnie.

— W jaki spos贸b pani przyjaciel z Missouri zarabia na 偶ycie? — spyta艂. — Prowadzi palarni臋 opium?

— Jest pan draniem — oznajmi艂a uprzejmie.

— No c贸偶, bardzo tu luksusowo. — Zdj膮艂 p艂aszcz.

Nie zrobi艂a tego samego, a nawet podnios艂a futrzany ko艂nierz.

— Wie pan, jakie jest pochodzenie s艂owa „mews'? — zapyta艂a i najwyra藕niej nie chc膮c popsu膰 sobie przyjemno艣ci m贸wi艂a szybko dalej: — To oznacza klatk臋 dla soko艂贸w. Miejsce, w kt贸rym w dawnych czasach trzymano ptaki 艂owcze.

— Nie wiedzia艂em.

U艣miechn臋艂a si臋. Przez chwil臋 widzia艂 ma艂膮 dziewczynk臋, kt贸r膮 kiedy艣 by艂a, jak u艣miecha si臋 dumnie z pochwa艂y. Kocha艂 t臋 ma艂膮 dziewczynk臋 oraz m膮dr膮, pi臋kn膮 m艂od膮 kobiet臋, jak膮 si臋 sta艂a, i po raz pierwszy odwa偶y艂 si臋 mie膰 nadziej臋, 偶e ona r贸wnie偶 偶ywi do niego podobne uczucia.

Nie zastanawia艂 si臋 nad tym zbyt d艂ugo. Odwr贸ci艂 si臋 i zacz膮艂 przygl膮da膰 ksi膮偶kom stoj膮cym na p贸艂kach, zmuszaj膮c si臋 do uwa偶nego czytania tytu艂贸w, by w ten spos贸b nie dopuszcza膰 do siebie innych my艣li. „Encyclopaedia Britannica', XIV wydanie. Cztery przewodniki po Londynie, jeden z p臋kni臋tym grzbietem, du偶y katalog Sears Roebuck z widocznymi kilkunastoma zak艂adkami, ksi膮偶ka telefoniczna Manhattanu, ma艂y atlas i kieszonkowy s艂ownik angielski z drugim tomem angielsko-niemieckim. Czu艂, 偶e Barbara obserwuje go, ale nie odwr贸ci艂 g艂owy. Spojrza艂 na maszyn臋 do pisania stoj膮c膮 na niewielkim stoliku przy kominku. Obok niej znajdowa艂a si臋 cz臋艣ciowo zu偶yta ryza cienkiego papieru przyci艣ni臋ta aparatem fotograficznym Rolleiflex, sta艂 te偶 s艂oiczek kremu i le偶a艂y spinki do w艂os贸w. Kosz na 艣mieci do po艂owy wype艂nia艂y zmi臋te arkusze papieru maszynowego.

— Czy ma pan zapa艂ki?

Podszed艂 do niej.

— Wam, Anglikom, nie jest zimno, prawda? — Byli teraz bardzo blisko siebie, skuleni przy kominku. Niemal czu艂 ciep艂o jej cia艂a. Spogl膮da艂a na niego, mo偶e pr贸buj膮c sprawdzi膰, czy nie odczuwa ch艂odu. Podnios艂a si臋 i cofn臋艂a o krok. — Tu nie ma centralnego — powiedzia艂a.

Wiedzia艂, 偶e ma na my艣li centralne ogrzewanie. U艣miechn膮艂 si臋. Przekr臋ci艂 kurek i w艂膮czy艂 gaz. Zap艂on膮艂 z g艂o艣nym pykni臋ciem.'Wsta艂 r贸wnie偶.

— W moim kraju — doda艂a szybko — nawet robotnik chcia艂by mie膰 co艣 lepszego ni偶 ch艂odne mieszkanie bez windy. — Znowu cofn臋艂a si臋 do ty艂u i zamar艂a bez ruchu. Nieomal zdecydowa艂 si臋 j膮 obj膮膰, ale w tym samym momencie odwr贸ci艂a si臋 i przez wahad艂owe drzwi przesz艂a do znajduj膮cej si臋 obok kuchni.

— Jednak na tym przyj臋ciu by艂o par臋 okropnych os贸b — odezwa艂a si臋 stamt膮d.

Douglas poszed艂 do niej.

— Uci膮偶liwo艣ci wojen bywaj膮 r贸wnie偶 i takie — powiedzia艂.

— Zgadzam si臋 z panem. By艂am w Katalonii i w Madrycie. To zawsze tak wygl膮da, mo偶e mi pan wierzy膰. Czarne koszule, czerwone, brunatne, tacy sami obrzydliwi 艂ajdacy, kt贸rzy pr贸buj膮 zdoby膰 w艂adz臋 nad 艣wiatem. Styka艂am si臋 z takimi typami wsz臋dzie — od Chaco po Addis Abeb臋.

— Wygl膮da to na sporo wojen.

— Mia艂am osiemna艣cie lat, kiedy moja gazeta wys艂a艂a mnie do Paragwaju i poleci艂a mi robi膰 reporta偶e z walk w Chaco. Od tej pory wysy艂a艂am artyku艂y z Chin, Etiopii, Hiszpanii, a w ubieg艂ym roku by艂am w Abbeville, gdy wkracza艂y tam niemieckie dywizje pancerne.

— To do艣膰 dziwna praca dla kobiety — zauwa偶y艂 Douglas.

— Niech pan nie b臋dzie zarozumia艂ym angielskim durniem. — Odkr臋ci艂a kran. Rury piszcza艂y i dudni艂y, gdy nape艂nia艂a ekspres wod膮. Wyj臋艂a puszk臋 kawy z kredensu. — Mam prawdziw膮 kaw臋. Co pan na to powie, panie nadinspektorze?

— Posz艂a pani na wojn臋 w wieku osiemnastu lat? — zapyta艂 Douglas. — A co na to pani ojciec?

— Gazeta nale偶a艂a do niego.

Spojrza艂a na Archera i u艣miechn臋艂a si臋. Popatrzy艂 jej w oczy. Rozwa偶a艂a ju偶 mo偶liwo艣膰 flirtu albo kr贸tkiego romansu. Nie by艂by to pierwszy przypadek w jej 偶yciu, 偶e wykorzystywa艂a jakiego艣 wp艂ywo­wego urz臋dnika w jakim艣 zn臋kanym wojn膮 kraju, by zdoby膰 materia艂y do swej pracy. Teraz jednak spostrzeg艂a, 偶e sytuacja si臋 zmieni艂a. Zaczyna艂a lubi膰 tego d偶entelme艅skiego angielskiego gliniarza w spos贸b, kt贸ry wymyka艂 si臋 spod jej kontroli.

Pr贸bowa艂a si臋 przed tym broni膰, stosuj膮c taktyki, kt贸re do tej pory tak dobrze funkcjonowa艂y. Wspomina艂a wszystkich wrednych, samo­lubnych cudzoziemskich kochank贸w, jakich mia艂a. Skoncentrowa艂a si臋 na ko艅cowym etapie swego nieudanego ma艂偶e艅stwa, cierpieniu w momencie zerwania, goryczy rozwodu. To jednak nie pomaga艂o, ten m臋偶czyzna by艂 inny.

A mo偶e po prostu w tym nieszcz臋snym, zapomnianym przez Boga mie艣cie by艂a bardziej bezbronna ni偶 kiedykolwiek dot膮d?

— Czy pan s艂odzi, nadinspektorze? — zapyta艂a.

— Mam na imi臋 Douglas — odpowiedzia艂. — Teraz wszyscy zwracaj膮 si臋 do mnie po imieniu. To te偶 jest cz臋艣ci膮 tego nowego, bardziej swobodnego stylu, kt贸ry przynios艂a nam wojna. — Otworzy艂 now膮 puszk臋 kawy i gdy podawa艂 j膮, palce ich zetkn臋艂y si臋. Zadr偶a艂a.

— Douglas? No c贸偶, chyba bardziej mi si臋 to podoba ni偶 nadinspektor. — Wsypa艂a kaw臋 do ekspresu, zamkn臋艂a przykrywk臋 i postawi艂a go na ogniu. Nie rozgl膮da艂a si臋, ale czu艂a na sobie jego spojrzenie. Zacz臋艂a m贸wi膰 szybko: — Czy teraz ma pan zamiar podda膰 mnie przes艂uchaniu trzeciego stopnia, 偶eby dowiedzie膰 si臋, w wyniku jakiej czarnorynkowej transakcji zdoby艂am t臋 kaw臋?

— S艂ysza艂em, 偶e Ambasada Stan贸w Zjednoczonych za艂atwi艂a przydzia艂y dla mieszkaj膮cych tu Amerykan贸w.

— Tylko 偶artowa艂am — odpar艂a. — Tak, dosta艂am j膮 z am­basady. — Znowu zacz臋艂a krz膮ta膰 si臋 przy kuchni. Ustawi艂a na tacy swoje najlepsze fili偶anki i spodeczki oraz cukiernic臋, po艂o偶y艂a srebrne 艂y偶eczki. Potem otworzy艂a puszk臋 mleka i wla艂a je do dzbanuszka. — Prosz臋 wzi膮膰 butelk臋 brandy i kieliszki — powiedzia艂a bior膮c tac臋. — Zima w tym mie艣cie mnie zabije, je偶eli nie znajd臋 sposobu, aby mie膰 ciep艂o w mieszkaniu.

— Mo偶e b臋d臋 m贸g艂 w tym pom贸c.

Przesz艂a z tac膮 do saloniku. Kiedy艣 ten pok贸j by艂 stajni膮 na ty艂ach domu. Na dawnej kamiennej posadzce u艂o偶ono drewniane bale, ale nawet po wy艂o偶eniu pod艂ogi bia艂ymi dywanami nie by艂a to warstwa izolacyjna mog膮ca powstrzyma膰 ci膮gn膮cy z do艂u ch艂贸d. Postawi艂a tac臋 najbli偶ej kominka, jak to tylko by艂o mo偶liwe. Potem zdj臋艂a z sofy kilka poduszek i rzuci艂a je obok. Usiedli blisko ognia. Douglas nala艂 troch臋 brandy do obu kieliszk贸w. Upi艂 nieco, a Barbara wychyli艂a wszystko jednym haustem.

— Prosz臋 mnie 藕le nie zrozumie膰 — powiedzia艂a — ale jest mi strasznie zimno. — Aby to udowodni膰, przy艂o偶y艂a zimn膮 d艂o艅 do jego twarzy. Douglas si臋gn膮艂 za siebie i zgasi艂 stoj膮c膮 na stole lamp臋. — O, teraz zrobi艂o si臋 naprawd臋 przytulnie — stwierdzi艂a. Pok贸j o艣wietlony by艂 jedynie czerwonym p艂omieniem gazu i s艂ycha膰 by艂o tylko jego syczenie i delikatne popykiwanie wywo艂ywane przez zbieraj膮ce si臋 w rurach p臋cherzyki powietrza. Douglas obj膮艂 j膮 ramieniem. — Kawa si臋 wygotuje — powiedzia艂a i spr贸bowa艂a wsta膰.

— Wy艂膮czy艂em gaz — sk艂ama艂 Douglas.

— A ja po艣wi臋ci艂am moj膮 ostatni膮 porcj臋 kawy... — S艂owa te st艂umi艂 poca艂unek i mocny u艣cisk jego ramion. Przez d艂ug膮 chwil臋 pozostawali w milczeniu i bez ruchu. — Czy a偶 do tego stopnia by艂o to po mnie wida膰? — spyta艂a wreszcie. Gdzie艣 g艂臋boko w jej umy艣le ma艂y cz艂owieczek powiewa艂 ostrzegawcz膮 flag膮.

— Nic nie m贸w.

— Dobra rada gliniarza — powiedzia艂a. — Zdaj臋 si臋 na 艂ask臋 s膮du. — Ca艂uj膮c si臋 znowu, opadli na poduszki sofy. Ostry czerwony poblask ognia sprawia艂, 偶e jej sk贸ra przybra艂a barw臋 roztopionego metalu. Mia艂a rozwichrzone w艂osy i zamkni臋te oczy. Douglas zacz膮艂 rozpina膰 male艅kie guziczki stanika jej sukni. — Nie porwij niczego — poprosi艂a. — Mo偶e do ko艅ca 偶ycia nie zdob臋d臋 takiej d艂ugiej paryskiej sukni.

Z kuchni dobieg艂 odg艂os kipi膮cej kawy, ale je偶eli nawet go s艂yszeli, nie dali tego po sobie pozna膰.

Rozdzia艂 16

Douglasa obudzi艂o niskie, zawodz膮ce wycie syreny niemieckiego pancernego samochodu patrolowego p臋dz膮cego w d贸艂 Knightsbridge. Spojrza艂 na zegarek — by艂o pi臋tna艣cie po trzeciej nad ranem. Barbara spa艂a obok niego, ich ubra艅 nigdzie nie by艂o wida膰. Gazowy p艂omie艅 o艣wietla艂 sypialni臋 czerwonym blaskiem. Jego ruch obudzi艂 j膮.

— Chyba nie wychodzisz? — zapyta艂a rozespanym g艂osem.

— Musz臋.

— Idziesz do domu?

— W ka偶dym razie nie id臋 do biura, je偶eli o to ci chodzi.

— Nie b膮d藕 taki dra偶liwy — powiedzia艂a przesuwaj膮c palcem po jego nagiej sk贸rze. — Pr贸buj臋 si臋 dowiedzie膰, czy jest kto艣 jeszcze. — Pragn臋艂a przytuli膰 go i trzyma膰 przy sobie, ale ba艂a si臋 go sp艂oszy膰.

— Inna kobieta? Na pewno nie!

— Tak g艂臋bokie przekonanie pojawia si臋 tylko wtedy, kiedy w艂a艣nie sko艅czy艂 si臋 romans.

— To prawda.

— Poca艂uj mnie.

Douglas z czu艂o艣ci膮 dotkn膮艂 warg Barbary. Potem delikatnie uwolni艂 si臋 z jej obj臋膰, wsta艂 i poszed艂 do drugiego pokoju. Pozbiera艂 cz臋艣ci garderoby i ubra艂 si臋 w 艣wietle ognia na kominku. Obserwowa艂a go, a potem powiedzia艂a:

— Chcia艂abym, 偶eby艣 m贸g艂 zosta膰 troch臋 d艂u偶ej, zrobi艂abym ci 艣niadanie. A mo偶e zaparzy膰 ci kawy? Pewnie na ulicy jest teraz straszliwie zimno.

— Zosta艅 w 艂贸偶ku i po艣pij jeszcze.

— Chcesz brzytw臋 i inne przybory?

— Prawdziw膮 brzytw臋...?

— Nie patrz na mnie w taki spos贸b. Nale偶a艂a do ludzi, kt贸rzy tu mieszkali. Jest w szafce w 艂azience, na g贸rnej p贸艂ce.

Douglas pochyli艂 si臋 nad ni膮 i poca艂owa艂.

— Przepraszam — powiedzia艂. — Kiedy si臋 znowu zobaczymy? Odp臋dza艂a od siebie my艣l, 偶e nigdy jej o to nie zapyta.

— Czy mog艂abym si臋 spotka膰 z twoim synkiem? Czy lubi zoo? Bo ja uwielbiam.

— Bardzo lubi — stwierdzi艂 Douglas. — Daj mi dzie艅 albo dwa na uporz膮dkowanie spraw. Od bardzo dawna nie zdarzy艂o mi si臋 co艣 takiego.

Przysz艂o mu do g艂owy, 偶e Barbara mo偶e si臋 roze艣mia膰, ale nie zrobi艂a tego. Skin臋艂a tylko g艂ow膮.

— Pos艂uchaj, Douglasie — odezwa艂a si臋. — Ci ludzie, z kt贸rymi rozmawia艂e艣 dzi艣 w nocy — sir Robert Benson, pu艂kownik Mayhew i Staines...

— Tak...?

— Nie odmawiaj im. Zg贸d藕 si臋, powiedz, 偶e za tydzie艅, 偶e owszem, mo偶e, ale nie m贸w im „nie'.

— Dlaczego? — Zrobi艂 krok do wn臋trza sypialni, 偶eby m贸c na ni膮 spojrze膰. Odwr贸ci艂a g艂ow臋 i le偶a艂a nieruchomo. — Dlaczego? — po­wt贸rzy艂. — Kim oni s膮? Czy jeste艣 z nimi zwi膮zana?

— To oni powiedzieli mi, 偶ebym posz艂a do antykwariatu Petera Thomasa. Prosili, 偶ebym si臋 dowiedzia艂a od ciebie, czy znale藕li艣cie rolk臋 filmu.

— I zrobi艂a艣, o co ci臋 prosili.

— Nie. Chcieli r贸wnie偶, 偶ebym potwierdzi艂a, 偶e to cia艂o Petera Thomasa.

— To mo偶e stanowi膰 powa偶ne przest臋pstwo — stwierdzi艂 Douglas.

— Przekona艂am si臋, 偶e b臋dziesz twardym orzechem do zgry­zienia, wi臋c si臋 wycofa艂am. Nie mam wobec nich 偶adnych zo­bowi膮za艅.

— Co jeszcze?

— Nic, poza tym, 偶e m贸j przyjaciel — reporter, kt贸ry dostarcza „Daily Newsowi' materia艂y o Bia艂ym Domu — powiedzia艂 mi, 偶e ten ca艂y Bernard Staines w ubieg艂ym miesi膮cu trzykrotnie spotyka艂 si臋

z prezydentem. Jedno ze spotka艅 odby艂o si臋 na jachcie prezydenta i trwa艂o niemal dwie godziny.

— Z prezydentem Rooseveltem?

— Przecie偶 nie m贸wi臋 o prezydencie sieci dom贸w towarowych. Ci faceci zajmuj膮 si臋 czym艣 bardzo wa偶nym. Prosz臋 ci臋, nie wracaj do nich ze s艂owami: „nic z tego'.

Douglas wymrucza艂 co艣 w odpowiedzi.

— Zabij膮 ci臋 — doda艂a.

Archer jako艣 nie m贸g艂 w to uwierzy膰. By艂y to jednak szalone czasy i nale偶a艂o bra膰 pod uwag臋 nawet najbardziej szalone pomys艂y.

— Chyba nie m贸wisz tego serio? Odwr贸ci艂a si臋, 偶eby popatrze膰 na niego.

— Jestem wojennym reporterem, Douglasie. Widzia艂am tysi膮ce takich facet贸w na ca艂ym 艣wiecie. Je偶eli z jednej strony na szali b臋dzie twoje 偶ycie, a z drugiej szansa uznania przez rz膮d Stan贸w Zjed­noczonych stanowiska Conolly'ego, to czy s膮dzisz, 偶e zawahaj膮 si臋 cho膰 przez chwil臋?

— Czy kr贸lowa r贸wnie偶 jest w Tower? — zapyta艂. Barbara zdawa艂a si臋 wiedzie膰 wszystko.

— Kr贸lowa i obie ksi臋偶niczki przebywaj膮 w Nowej Zelandii jako osoby prywatne. Nie maj膮 偶adnego znaczenia politycznego.

Dop贸ty, dop贸ki kr贸l b臋dzie 偶y艂, pomy艣la艂 Douglas, ale nie powiedzia艂 tego na g艂os.

— Czy mog臋 skorzysta膰 z twojego telefonu, 偶eby wezwa膰 sa­moch贸d?

— Oczywi艣cie, kochanie. — Wtuli艂a si臋 w poduszk臋.

— Barbaro...

Spojrza艂a na niego znowu. Chcia艂 jej powiedzie膰 „kocham ci臋', ale 艣wiadomo艣膰, 偶e m贸wi艂 to r贸wnie偶 Sylwii, przeszkodzi艂a mu. Zachowa te s艂owa na p贸藕niej. Zamiast tego odezwa艂 si臋:

— My obaj, Douggie i ja, bardzo lubimy zoo.

Nakr臋ci艂 Whitehall 1212 i poprosi艂 o po艂膮czenie z oficerem s艂u偶bowym CID. Kiedy wymieni艂 swoje nazwisko, rozleg艂a si臋 seria prztykni臋膰, a potem zapad艂a d艂uga chwila ciszy. W ko艅cu w s艂uchawce odezwa艂 si臋 g艂os Hutha:

— Dzwoni pan po samoch贸d, czy tak? Gdzie pan jest?

Do diab艂a! Teraz musi wci膮gn膮膰 w to dziewczyn臋 albo ryzykowa膰 k艂amstwo.

— Belgravia Square — powiedzia艂.

— Jest pan g艂upcem — odezwa艂 si臋 Huth, ale bez cienia z艂o艣ci w g艂osie. — Jak pan my艣li, po co wydajemy zgod臋 na przydzia艂 samochod贸w do obs艂ugi tych wielkich przyj臋膰?

No tak, kierowcy oczywi艣cie meldowali, kt贸rzy go艣cie wr贸cili do domu, kt贸rzy naruszyli przepisy godziny policyjnej, a tak偶e co m贸wiono, kiedy alkohol rozlu藕ni艂 j臋zyki.

— Jest pan z dziewczyn膮, prawda? — spyta艂 Huth.

— Tak jest, sir. — Spodziewa艂 si臋, 偶e Huth zrobi jak膮艣 uwag臋 na ten temat, ale nie uczyni艂 tego.

— Niech pan tam zostanie. Wy艣l臋 kogo艣, 偶eby pana stamt膮d zabra艂 i przywi贸z艂 do mnie.

— Do Yardu?

Huth od艂o偶y艂 s艂uchawk臋 bez s艂owa.

Douglas ogoli艂 si臋 szybko nie budz膮c Barbary. Gdy musia艂 ju偶 zej艣膰 na d贸艂, spa艂a mocno daj膮c dow贸d swego czystego sumienia.

Przyjechano po niego wielkim motocyklem BMW z op艂ywow膮 przyczep膮 i osi膮 艂膮cz膮c膮 oba tylne ko艂a. Motocykl mia艂 rejestracj臋 SS i znak rozpoznawczy londy艅skiej Kwatery G艂贸wnej SS. Douglas wsiad艂 do przyczepy i skin膮艂 kierowcy g艂ow膮. A potem, gdy pop臋dzili przez Grosvenor Square z rykiem zdolnym zbudzi膰 p贸艂 Londynu, trzyma艂 si臋 z ca艂ej si艂y podstawy karabinu maszynowego.

W powietrzu wisia艂a zielonkawa, przesycona sadz膮 typowa lon­dy艅ska mg艂a, ale kierowca nie zmniejsza艂 pr臋dko艣ci. Przez podjazd do stacji kolejowej Victoria maszerowa艂 pieszy patrol 偶andarmerii, ale nie zwr贸ci艂 uwagi na motocyklist臋 z SS. Kiedy zbli偶yli si臋 do rzeki, mg艂a zg臋stnia艂a jeszcze bardziej i Douglas poczu艂 jej nie­przyjemny zapach. Za Vauxhall Bridge motocyklista skr臋ci艂 w pra­wo, w ulic臋 biegn膮c膮 mi臋dzy przysadzistymi domkami otoczonymi wysokimi murami. Wida膰 tu by艂o tablice og艂oszeniowe, na kt贸rych znajdowa艂y si臋 apele o podj臋cie ochotniczej pracy w niemieckich fabrykach, zawiadomienia o normach kartkowych i niedawno przy­klejone, po艂yskuj膮ce wilgotno we mgle plakaty obwieszczaj膮ce Ty­dzie艅 Przyja藕ni Niemiecko-Radzieckiej.

Na po艂udniowym brzegu rzeki motocykl zajecha艂 na prowizoryczny s艂u偶bowy parking. By艂a to otoczona spiralami drutu kolczastego cz臋艣膰 ulicy przed brzydkim ma艂ym budynkiem opatrzonym napisem Bruns­wick House, Po艂udniowa Dyrekcja Kolei. Na otwartej przestrzeni ci膮gn膮cej si臋 a偶 do magazyn贸w i spichrz贸w na brzegu rzeki mg艂a by艂a jeszcze g臋stsza. Od strony Pool of London dobiega艂y syreny statk贸w szykuj膮cych si臋 do wyp艂yni臋cia wraz z wysokim przyp艂ywem, kt贸ry mia艂 nadej艣膰 za godzin臋.

Przed budynkiem sta艂o na warcie dw贸ch esesman贸w w kom­pletnym rynsztunku, nawet w bia艂ych r臋kawiczkach i z bia艂ymi pasami kompanii honorowej, nieruchomych i oboj臋tnych na ota­czaj膮c膮 ich mg艂臋 jak pos膮gi. Kierowca podjecha艂 z Douglasem pod same drzwi domu.

— To nadinspektor Archer, do standartenf眉hrera Hutha — wyja艣­ni艂 dow贸dcy posterunku.

Leciwy oficer SS sprawdzi艂 przepustk臋 Douglasa, a potem odezwa艂 si臋 doskona艂膮 angielszczyzn膮:

— Musi pan dotrze膰 na sam koniec stacji rozrz膮dowej. Lepiej b臋dzie, je偶eli skorzysta pan ze swojego 艣rodka transportu. Jeden z moich ludzi pojedzie z panem, 偶eby dotar艂 pan na miejsce bez b艂膮dzenia.

Niezbyt wiele pojazd贸w mog艂oby odby膰 t臋 kr贸tk膮 podr贸偶. Ko艂a motocykla uderza艂y o szyny kolejowe, podskakiwa艂y na zag艂臋bionych do po艂owy w ziemi drewnianych podk艂adach. Douglas nigdy przedtem tu nie by艂. Nine Elms, najwi臋ksza stacja towarowa w Europie, by艂a pos臋pnym miejscem. 艢wiat艂o reflektora motocykla wyrywa艂o z mroku zardzewia艂e ko艂a wagon贸w, rozbite skrzynki i inne rupiecie. Najgorsze by艂y d藕wignie zwrotnic, wyskakuj膮ce nagle z mroku jak zaczajeni oszczepnicy, kiedy kierowca przemyka艂 si臋 mi臋dzy d艂ugimi szeregami wagon贸w towarowych, zgrzytaj膮cych i poj臋kuj膮cych wok贸艂 nich w g臋stej zielonej mgle.

Zobaczyli przed sob膮 reflektory i esesman贸w otulonych w d艂ugie do kostek ko偶uchy, u偶ywane w ch艂odniejszym klimacie. Budka kontrolera kolejowego przekszta艂cona zosta艂a w posterunek wartow­niczy. Przy szlabanie powt贸rnie dok艂adnie sprawdzono przepustk臋 Douglasa, po czym pozwolono mu przeby膰 ostatnie dwie艣cie metr贸w pod uzbrojon膮 eskort膮. Przeszli przez tory i pod sprz臋gami sk艂adu towarowego. Wreszcie Douglas zobaczy艂 cel tej w臋dr贸wki. Szereg prostok膮tnych 偶贸艂tych 艣wiate艂 ci膮gn膮艂 si臋 przed nimi i znika艂 we mgle. By艂 to poci膮g.

Min臋li kolejny stoj膮cy na bocznicy wagon pasa偶erski, s艂ysz膮c pomruk aparatury klimatyzacyjnej i melodi臋 Ferenca Leh盲ra. Muzyka dobiega艂a z przedzia艂贸w zajmowanych przez wartownik贸w. Dolatywa艂 stamt膮d r贸wnie偶 zapach sma偶onej cebuli.

Douglas widzia艂 ju偶 sk艂ad, do kt贸rego zmierzali. By艂 bardzo d艂ugi, z platformami, na kt贸rych 偶o艂nierze w he艂mach siedzieli w pe艂nym pogotowiu przy ci臋偶kich karabinach maszynowych.

— Co to za poci膮g? — spyta艂 esesmana.

— Jeste艣my prawie na miejscu. Nie pali膰 — rzuci艂 偶o艂nierz, nie odpowiadaj膮c na pytanie Douglasa.

Wspi臋li si臋 po stopniach na g贸r臋 i okaza艂o si臋, 偶e nie jest to zwyk艂y wagon. Ca艂e wyposa偶enie by艂o zaprojektowane z wyj膮tkowym gustem, wykonane w chromowanej stali i sk贸rze. Fotele i stoliki do pisania sk艂ada艂y si臋, dzi臋ki czemu w czasie jazdy mo偶na by艂o dowolnie przekszta艂ca膰 wn臋trze. Douglas usiad艂 w jednym z mi臋kkich sk贸rzanych foteli.

Czeka艂 ju偶 dwie czy trzy minuty, kiedy w ko艅cu wagonu otworzy艂y si臋 drzwi. Huth wysun膮艂 g艂ow臋, zobaczy艂 Douglasa, przywita艂 go skinieniem g艂owy i cofn膮艂 si臋 do 艣rodka. Zanim jednak drzwi zamkn臋艂y si臋 do ko艅ca, Archer dostrzeg艂 stoj膮cego z ty艂u m臋偶czyzn臋 w koszuli z podwini臋tymi r臋kawami. G艂ow臋 mia艂 odwr贸con膮, a w艂osy obci臋te tak kr贸tko, 偶e prze艣wieca艂a przez nie bia艂a sk贸ra. W chwili gdy drzwi si臋 zamyka艂y, m臋偶czyzna odwr贸ci艂 si臋, 偶eby powiedzie膰 co艣 Huthowi, i Douglas zorientowa艂 si臋, 偶e widzi przed sob膮 okr膮g艂膮 twarz, szczeciniaste w膮siki i pince-nez reichsf眉hrera SS Heinricha Himmlera.

Min臋艂o jeszcze pi臋膰 minut, zanim Huth wyszed艂 z konferencji. Douglasa zaskoczy艂 jego wygl膮d. Standartenf眉hrer by艂 teraz zgarbiony, przyt艂oczony zm臋czeniem, oczy mia艂 podkr膮偶one i zaczerwienione. Jego mundur by艂 wygnieciony i poplamiony, a przerzucony przez rami臋 sk贸rzany p艂aszcz zab艂ocony podobnie jak buty.

Huth nie by艂 sam. Obok niego szed艂 wysoki, szczup艂y m臋偶czyzna o ogorza艂ej twarzy, w kt贸rym Douglas rozpozna艂 profesora Springera. Profesor mia艂 na sobie mundur gruppenf眉hrera SS i p艂aszcz ze srebrzystymi klapami, zastrze偶onymi dla najwy偶szych stopni SS. W otoczeniu Himmlera Springer by艂 jedynym prawdziwym naukow­cem, ale wzorem wielu innych Niemc贸w szybko nabra艂 manier pruskiego genera艂a. Gdy tylko wyszed艂 z konferencji, natychmiast zerwa艂 z twarzy okulary i wsun膮艂 je do kieszeni. Noszenie szkie艂 k艂贸ci艂o si臋 z 偶o艂nierskim wygl膮dem.

— Kto to? — zapyta艂 patrz膮c na Douglasa.

— M贸j asystent — odpar艂 Huth. — Mo偶e pan przy nim swobodnie m贸wi膰.

Springer rozwin膮艂 trzymane przez siebie papiery. By艂 to ten sam diagram, kt贸ry Douglas znalaz艂 w teczce Hutha. Znajdowa艂y si臋 na nim magiczne symbole wody i ognia oraz miecz oznaczaj膮cy „wszech­w艂adz臋 adepta'.

— Czy s艂ysza艂 pan kiedykolwiek o bombie atomowej? — spyta艂 Douglasa Springer.

— Przed wojn膮... Pojawia艂y si臋 na ten temat artyku艂y w gazetach, ale nikt nie traktowa艂 tego powa偶nie.

Springer skin膮艂 g艂ow膮 i odwr贸ci艂 si臋. Tylko przyozdabiaj膮c skom­plikowane problemy abrakadabr膮 czarnej magii, m贸g艂 zwr贸ci膰 na nie uwag臋 reichsfiihrera SS. Nawet w chwili obecnej bardzo niewiele os贸b mog艂o uwierzy膰 w zniszczenia, jakie wed艂ug jego oblicze艅 spowodowa­艂aby eksplozja atomowa, a jeszcze mniej by艂o w stanie prze艣ledzi膰 tok rozumowania, kt贸ry doprowadzi艂 go do tych wniosk贸w.

W czasie rozmowy Springera z Huthem Douglas trzyma艂 si臋 z ty艂u, zorientowa艂 si臋 jednak, 偶e wiedza Hutha ogranicza si臋 zaledwie do pobie偶nej znajomo艣ci zagadnienia. Ale nawet to przekracza艂o zas贸b s艂贸w p艂ynnie przecie偶 m贸wi膮cego po niemiecku Douglasa, a omawiane problemy te偶 wychodzi艂y poza zakres posiadanej przez niego wiedzy. Teraz jednak zrozumia艂, w jaki spos贸b obaj m臋偶czy藕ni uzyskali poparcie osobistego astrologa Himmlera. Za pomoc膮 magicznego diagramu przekonali reichsfiihrera SS, 偶e eksplozja atomowa jest cz臋艣ci膮 wyznaczonego przez los przeznaczenia, 艣rodkiem, dzi臋ki kt贸remu Himmler i jego F眉hrer doprowadz膮 nar贸d niemiecki do panowania nad 艣wiatem. Springer i Huth nie mieli jednak 偶adnych z艂udze艅 na temat czarnej magii. Zaj臋ci byli bardziej praktycznymi aspektami przysz艂o艣ci.

— Czy wiadomo, jak bardzo zaawansowane s膮 prace armii? — zapyta艂 Hutha Springer.

— Stos musia艂 ju偶 dzia艂a膰 — powiedzia艂 Huth. — Prawdopodobnie si臋 przegrza艂 i reakcja wymkn臋艂a si臋 spod kontroli. Tylko w ten spos贸b mo偶na wyt艂umaczy膰 oparzenia na ciele Spode'a.

— Armia dobrze pilnuje swoich tajemnic — stwierdzi艂 Springer. — Musieli przechwyci膰 brytyjsk膮 dokumentacj臋 prawie w ca艂o艣ci.

— Mam nadziej臋, 偶e b臋dziemy mogli ustali膰, czy oparzenia Spode'a by艂y spowodowane przez uran, czy pluton — rzek艂 Huth.

— Tylko nie pluton — odpar艂 Springer. — Je偶eli doszli a偶 tak ,; daleko, nigdy nie zdo艂amy przej膮膰 kontroli nad programem.

— M贸j asystent pracuje w艂a艣nie nad spraw膮 zab贸jstwa Spode'a — I wyja艣ni艂 Huth.

Springer odwr贸ci艂 si臋 w stron臋 Douglasa, jakby spostrzeg艂 go po raz pierwszy.

— Czy wie pan, co to takiego radioaktywno艣膰?

— Nie, sir — Douglas wola艂 zaprzeczy膰, ni偶 ryzykowa膰 bawienie si臋 w zgadywanki wobec tego cz艂owieka.

— Jest to wysy艂anie promieniowania przez niestabilne j膮dra atomowe — cz膮steczek alfa, promieni gamma, nukleon贸w, elektron贸w, i tak dalej. Dla ludzkiego cia艂a mo偶e mie膰 fatalne skutki. Nazywamy to chorob膮 popromienn膮 — wyja艣ni艂 Springer.

— Czy wywo艂uje oparzenia sk贸ry? — spyta艂 Douglas. — Jak w przypadku nadmiernej opalenizny?

— Tak — powiedzia艂 Huth i jakby przewiduj膮c nast臋pne pytanie doda艂: — Doktor Spode umiera艂 na ni膮.

— A czy mo偶e przenosi膰 si臋 na innych ludzi?

— Nie — odpar艂 Huth.

— Nie wiemy — rzek艂 Springer rzucaj膮c na Hutha surowe spojrzenie. — Jednak ka偶da nie os艂oni臋ta substancja radioaktywna mo偶e zabi膰 nieograniczon膮 liczb臋 os贸b.

— Mo偶e powinni艣my jeszcze raz przeszuka膰 dom na Shepherd Market? — spyta艂 z niepokojem Douglas.

— Ju偶 to zrobili艣my — odpowiedzia艂 Huth. — Nic tam nie ma. Mam do dyspozycji specjalny oddzia艂 wyposa偶ony w aparatur臋 wykrywaj膮c膮.

Springer skin膮艂 g艂ow膮.

— Musz臋 ju偶 wraca膰 do reichsfiihrera — powiedzia艂 i zwin膮艂 diagram. — Dobrze, 偶e wreszcie u艣wiadomi艂 sobie, i偶 mo偶e to oznacza膰 koniec dla nas wszystkich. — Wyszed艂 trzasn膮wszy obcasami.

Douglas zastanawia艂 si臋, czy Springer ma na my艣li zag艂ad臋 ca艂ego rodzaju ludzkiego, czy tylko karier臋 polityczn膮 swojego zwierzchnika i jego wsp贸艂pracownik贸w.

— Wprowadzam sta艂e polecenie — oznajmi艂 gniewnym tonem Huth. — Wszyscy starsi stopniem oficerowie policji maj膮 zostawia膰 adresy i telefony, pod kt贸rymi mo偶na b臋dzie ich znale藕膰 w dzie艅 i w nocv.

— Tak jest — odpar艂 Douglas.

— W dzie艅 i w nocy — powt贸rzy艂 Huth, jakby pr贸buj膮c sprowo­kowa膰 go do k艂贸tni. Potem jego z艂o艣膰 nagle wyparowa艂a. Klepn膮艂 Douglasa po ramieniu. — Chod藕my st膮d. Mam zamiar udzieli膰 panu lekcji, kt贸rej pan niech nigdy nie zapomni.

Otworzy艂 drzwi wagonu i zszed艂 po stopniach na d贸艂. Gdzie艣 z drugiego ko艅ca stacji sapn膮艂 parow贸z, po czym rozleg艂a si臋 ca艂a seria metalicznych stuk贸w, gdy poci膮g towarowy po艂膮czy艂 sprz臋gi i przesun膮艂 si臋 kilka cali do przodu.

Kiedy doszli do motocykla, Huth odsun膮艂 kierowc臋 na bok, przerzuci艂 nog臋 nad siode艂kiem i wyprostowa艂 si臋, by kopn膮膰 rozrusz­nik. Je偶eli nawet wiedzia艂, jakie niebezpiecze艅stwa gro偶膮 umun­durowanym Niemcom jad膮cym ciemnymi ulicami, nie dawa艂 tego po sobie pozna膰. Za艂o偶y艂 pod brod臋 srebrne sznury czapki z daszkiem i wyci膮gn膮艂 z kieszeni sk贸rzanego p艂aszcza gogle.

Rozpocz臋li mro偶膮c膮 krew w 偶y艂ach jazd臋 przez mg艂臋, Huth prowadzi艂 motocykl pochylony nisko nad kierownic膮, jak wied藕ma lec膮ca na miotle. Brud pokrywa艂 ca艂膮 jego twarz z wyj膮tkiem cz臋艣ci przys艂oni臋tej goglami. Wydawa艂o si臋, 偶e zupe艂nie nie pami臋ta o siedz膮­cym obok Douglasie. Wrza艂a w nim w艣ciek艂o艣膰, si艂a nap臋dowa pozwalaj膮ca mu dzia艂a膰, mimo 偶e dawno ju偶 zosta艂y przekroczone granice jego fizycznej wytrzyma艂o艣ci.

Douglas nigdy nie zapomnia艂 tej podr贸偶y na z艂amanie karku przez 艣mierdz膮c膮 londy艅sk膮 mg艂臋 wiruj膮c膮 przed reflektorem. Czasami o艣lepia艂a ich 艣cian膮 odbitego zielonkawego blasku, a niekiedy jej k艂臋by odp艂ywa艂y na bok, tworz膮c d艂ugie widmowe korytarze, gin膮ce w n臋dz­nych szarych ulicach. I przez ca艂y czas otacza艂 ich og艂uszaj膮cy ryk silnika. Ods艂oni臋te, pozbawione t艂umika cztery cylindry hucza艂y i wy艂y w w膮skich uliczkach po艂udniowego Londynu, jakby wyra偶a艂y pogard臋 i w艣ciek艂o艣膰 Hutha.

Douglas obawia艂 si臋, 偶e Huth oszala艂. Jak op臋tany pochyla艂 si臋 nad kierownic膮, nie patrzy艂 ani na prawo, ani na lewo, i tylko krzycza艂 na ca艂e gard艂o: „Poka偶臋 ci!', „Poczekaj tylko', „Zobaczysz, jacy s膮 twoi przyjaciele!' Chocia偶 wiatr porywa艂 i zniekszta艂ca艂 te s艂owa, Douglas s艂ysza艂 je, by艂y bowiem powtarzane wci膮偶 przez Hutha jak litania gniewu.

Przejechali przygn臋biaj膮ce tereny rozci膮gaj膮ce si臋 na po艂udnie od rzeki, dzikie pustkowie milcz膮ce i puste, w kt贸rym od czasu do czasu rozlega艂y si臋 jedynie kroki patroli i wezwania do podania has艂a. Za Clapham coraz cz臋艣ciej natrafiali na 艣lady zniszcze艅 pozosta艂ych po walkach ulicznych, jakie toczy艂y si臋 tu ubieg艂ej zimy. Leje po pociskach i zwa艂y ruin oznaczone by艂y jedynie 偶贸艂tymi brudnymi ta艣mami, zwisaj膮cymi lu藕no mi臋dzy prymitywnymi palikami.

W po艂owie Wimbledon High Street, na rogu, kt贸ry by艂 wymarzo­nym miejscem na zasadzk臋, sta艂a wypalona skorupa czo艂gu Pzkw IV, dzie艂o jakiego艣 nieznanego ch艂opaka, kt贸ry wraz z butelk膮 po piwie wype艂nion膮 benzyn膮 ze stacji na szczycie wzg贸rza i pude艂kiem zapa艂ek przeszed艂 do legendy i pie艣ni nuconych niekiedy poza zasi臋giem s艂uchu Niemc贸w.

Na Wimbledon Common wci膮偶 widnia艂y znaki z czaszk膮 i pisz­czelami oraz napisem Achtung Minen!, kt贸re kompania saper贸w ustawi艂a przed 艂膮kami. Kiedy Niemcom brakowa艂o ju偶 min przeciwczo艂gowych, chcieli tym podst臋pem zapobiec oskrzydleniu przez szpic臋 2 Pz. Div obrony organizowanej na szczycie Putney Hill. Zryta g膮sienicami ziemia 艂膮k by艂a dowodem, 偶e blef zawi贸d艂.

Znale藕li si臋 w Motspur Park i Douglas u艣wiadomi艂 sobie, 偶e kieruj膮 si臋 do Cheam Village, gdzie niegdy艣 偶y艂 tak szcz臋艣liwie. By艂a to niewielka osada po艂o偶ona mi臋dzy parkami, polami golfowymi, boiskami i szpitalami dla psychicznie chorych. Wi臋kszo艣膰 ludzi pami臋ta艂a j膮 jedynie jako miejsce, gdzie trzeba by艂o zakr臋ci膰 jad膮c do Sutton. Tacy podr贸偶ni znali Cheam tylko z brzydkich nowo­czesnych blok贸w ci膮gn膮cych si臋 wzd艂u偶 drogi, ale nie wiedzieli, 偶e za nimi le偶a艂a 艂adna ma艂a wioseczka. Na ulicy, przy kt贸rej mieszka艂 Douglas, znajdowa艂y si臋 domki o drewnianej konstrukcji i drewnianych 艣cianach, postawione tu na d艂ugo przedtem, zanim przepisy przeciwpo偶arowe zabroni艂y wznoszenia takich budynk贸w. W艂a艣nie ze wzgl臋du na zastosowane przy budowie materia艂y rejon ten tak bardzo ucierpia艂 w czasie walk, kt贸re kronikarz 29 Infanterie Division (mot.) wspomina jedynie jako „Pl盲nkelei', czyli utarczki. Na Sycamore Road piechota u偶ywa艂a rakiet o艣wietlaj膮cych i miotaczy ognia, a wywo艂ane nimi po偶ary zniszczy艂y wi臋cej dom贸w ni偶 pi臋膰 poprzednich nalot贸w stukas贸w.

Gdy Huth skr臋ci艂 gwa艂townie i ruszy艂 ci臋偶kim motocyklem przez 艂膮k臋 i szcz膮tki domu s膮siada, karabin maszynowy umieszczony na przyczepie uderzy艂 Douglasa w g艂ow臋. Douglas dostrzeg艂 ruiny w艂asnego domu, rozprutego tak, 偶e wida膰 by艂o jego wypalone wn臋trze.

Wychodz膮c z przyczepy us艂ysza艂 pod nogami chrz臋st popio艂贸w, kt贸rych nie zdo艂a艂y zmy膰 nawet miesi膮ce ulewnych deszczy — pogrzebane szcz膮tki jego 偶ycia. Poczu艂 te偶 贸w jedyny w swoim rodzaju, nie daj膮cy pomyli膰 si臋 z niczym innym od贸r wojny — t臋 zadziwiaj膮c膮 mieszanin臋 organicznych zapach贸w, w臋gla, starego ceglanego kurzu, przesyconej 艣ciekami ziemi. Utrzymywa艂 si臋 on zazwyczaj bardzo d艂ugo, nawet gdy znika艂 ju偶 smr贸d rozk艂adaj膮cych si臋 tkanek. Douglas przyj膮艂 ten zapach z wdzi臋czno艣ci膮, dzi臋ki niemu bowiem miejsce to sta艂o si臋 dla niego obce i zwi膮zane z nim wspomnienia by艂y teraz niewyra藕ne jak urywkowe marzenia z niespokojnego snu.

— Czy to Jill?

Huth otar艂 brudn膮 twarz grzbietem d艂oni. — S艂ucham?

— Moja 偶ona. Czy ma to co艣 wsp贸lnego z moj膮 偶on膮?

— Nie — odpar艂 Huth.

Douglas pod膮偶y艂 wzrokiem za jego spojrzeniem. Dostrzeg艂 niemiec­k膮 wojskow膮 ci臋偶ar贸wk臋, sanitark臋 i kilka samochod贸w zaparkowa­nych w miejscu, gdzie dawniej by艂 ogr贸d s膮siada. Z miejsca, w kt贸rym sta艂, widzia艂 nast臋pny szereg dom贸w, zr贸wnany z ziemi膮 kontrbateryj-nym ogniem artyleryjskim, kt贸ry zniszczy艂 dwa niemieckie dzia艂a 88 mm. Ich powykr臋cane lufy r贸wnie偶 by艂y jeszcze widoczne.

Tutaj, na skraju Surrey, mg艂a si臋 rozwia艂a, ale niskie chmury przemyka艂y wci膮偶 przez tarcz臋 ksi臋偶yca, zmieniaj膮c stale jej niewyra藕ny, rozmazany kszta艂t, niekiedy za艣 przes艂aniaj膮c go ca艂kowicie i pogr膮偶aj膮c w mroku ca艂膮 zrujnowan膮 okolic臋.

Huth odwr贸ci艂 si臋 i wrzasn膮艂 na paru saper贸w uk艂adaj膮cych kabel elektryczny:

— Drabin臋! Podajcie mi tu drabin臋! Natychmiast! — By艂 to typowy g艂os koszarowego zupaka i esesmani zareagowali zdwojonym wysi艂kiem.

Nadbieg艂o dw贸ch nast臋pnych 偶o艂nierzy, trzymaj膮cych szpul臋 na metalowym pr臋cie. Za nimi rozwija艂 si臋 kabel prowadz膮cy do kolejnej grupki ludzi zmagaj膮cych si臋 z rozrusznikiem silnika przeno艣nej pr膮dnicy.

— Niech pan idzie ze mn膮 — rozkaza艂 Huth i nie czekaj膮c na drabin臋 zacz膮艂 wspina膰 si臋 na stosy gruzu.

Douglas pod膮偶y艂 za nim. Wsp贸lnie gramolili si臋 przez le偶膮ce belki, wzbijaj膮c w powietrze zalegaj膮cy wsz臋dzie popi贸艂 i pokruszony tynk. Huth rozkaszla艂 si臋, a potem zakl膮艂, gdy sprz膮czka paska rozpi臋tego p艂aszcza zaczepi艂a o k艂膮b zardzewia艂ego drutu i urwa艂a si臋. Czubkiem buta wy偶艂obi艂 sobie oparcie w tynku i tapecie zadrukowanej pluszowymi misiami pokrywaj膮cej 艣cian臋 tego, co kiedy艣 by艂o pokojem syna Douglasa, i podci膮gn膮艂 si臋 na prawie nie zniszczon膮 balustrad臋 g贸rnego podestu schod贸w.

Oddycha艂 ci臋偶ko i nawet nie spr贸bowa艂 pom贸c wspinaj膮cemu si臋 za nim Douglasowi, przesun膮艂 si臋 tylko nieco w bok, by zrobi膰 mu miejsce na niebezpiecznym gzymsie. Opar艂 si臋 o drewnian膮 por臋cz i Archer us艂ysza艂 trzask p臋kaj膮cego drewna. Z艂apa艂 Hutha za rami臋, podtrzymuj膮c go, gdy ca艂y fragment pod艂ogi spad艂 w d贸艂. Obaj m臋偶czy藕ni przywarli mocno do siebie. Us艂yszeli grzechot po艂amanych desek sypi膮cych si臋 na le偶膮ce w dole gruzy.

Je偶eli Douglas spodziewa艂 si臋 jakich艣 podzi臋kowa艅 za uratowanie standartenf眉hrera przed po艂amaniem ko艅czyn czy rozwaleniem g艂owy, to si臋 przeliczy艂. Huth u艣miechn膮艂 si臋 tylko do niego swoim ch艂odnym, pozbawionym rado艣ci u艣miechem, kt贸ry trwa艂 jedynie przez chwil臋 potrzebn膮 mu do wyci膮gni臋cia chusteczki i g艂o艣nego wydmuchania nosa.

— Czy wszystko w porz膮dku, panie standartenf眉hrerze? — rozleg艂 si臋 g艂os z ciemno艣ci na dole.

— Wszystko poza tym, 偶e si臋 przezi臋bi艂em! — zawo艂a艂 w od­powiedzi Huth i ponownie wydmucha艂 nos. Kto艣 pod nimi roze艣mia艂 si臋 cicho. — Przesu艅my si臋 na tamt膮 stron臋 — poleci艂 Standartenf眉hrer.

Douglas pod膮偶y艂 za Huthem, kt贸ry znikn膮艂 w pomieszczeniu b臋d膮cym dawniej schowkiem na bielizn臋. Mieszcz膮cy si臋 w nim bojler, zgnieciony teraz niemal nie do poznania, zwisa艂 w po艂o偶onym ni偶ej pokoju. Po tej stronie domu, na pierwszym pi臋trze od frontu, ocala艂o wystarczaj膮co du偶o belek stropowych, by utrzyma膰 ci臋偶ar wielkiego, podw贸jnego 艂o偶a, kt贸re stanowi艂o prezent 艣lubny od rodzic贸w Jill.

— Rzu膰cie mi kabel! — krzykn膮艂 Huth. Natychmiast w jego stron臋 polecia艂a ko艅c贸wka przewodu. Wprawnie podwi膮za艂 go i przy­ci膮gn膮艂 r臋czn膮 lamp臋 do miejsca, w kt贸rym mia艂 zamiar jej u偶y膰. — W艂膮czcie ten pr膮d, do diab艂a! — wrzasn膮艂, gdy przekona艂 si臋, 偶e nie mo偶e zapali膰 艣wiat艂a.

— Ju偶, panie standartenf眉hrerze, natychmiast! — odezwa艂 si臋 g艂os kogo艣, kto rozpaczliwie usi艂owa艂 t膮 uspokajaj膮c膮 odpowiedzi膮 zyska膰 na czasie.

Wzrok Douglasa zd膮偶y艂 si臋 ju偶 przyzwyczai膰 do mroku zalegaj膮cego w pozosta艂o艣ciach sypialni. Zobaczy艂 艂贸偶ko, jego zniekszta艂con膮 ram臋 i spr臋偶yny, kt贸re przekszta艂ci艂y si臋 w k艂臋bowisko przerdzewia艂ych drut贸w. A mimo to jakiemu艣 szabrownikowi musia艂o si臋 spodoba膰, postawiono je bowiem na sztorc, opieraj膮c w miejscu, gdzie kiedy艣 okno ich sypialni wychodzi艂o na male艅ki ogr贸dek od strony Sycamore Road. Szybko p艂yn膮ce ob艂oki przerzedzi艂y si臋, przepuszczaj膮c nieco wi臋cej 艣wiat艂a ksi臋偶yca. Teraz Douglas m贸g艂 dostrzec co艣 jeszcze. Poza nimi dwoma kto艣 tu by艂. W mroku rysowa艂a si臋 niewyra藕nie jaka艣 posta膰 wyci膮gni臋ta na 艂贸偶ku w pozycji, kt贸ra zdawa艂a si臋 zaprzecza膰 istnieniu si艂y ci膮偶enia.

— 艢wiat艂o! — wrzasn膮艂 ponownie Huth. — 艢wiat艂o, do chole­ry! — By艂 to ton rozkazu, kt贸ry Douglas dobrze ju偶 pozna艂. Us艂ysza艂 g艂osy kilku 偶o艂nierzy m贸wi膮cych po niemiecku, odg艂os kilkakrotnych pr贸b zapuszczenia generatora, okrzyk i kl膮twy, kiedy strzeli艂 ga藕-nikiem.

Douglas przesun膮艂 si臋 nieco do przodu. Zobaczy艂 pod sob膮 艣wiat艂a latarek. Konstrukcja budynku trzeszcza艂a, wiatr 艣wista艂 w przewodach telefonicznych wpl膮tanych w zw臋glone krokwie dachu. Wreszcie z parskni臋ciem, a potem warkotem przechodz膮cym w ryk generator ruszy艂. Mimo to jednak 艣wiat艂a si臋 nie zapali艂y — ani lampa w r臋ku Hutha, ani reflektory ustawione przez saper贸w w ogrodzie na dole.

— Czy kto艣 powiedzia艂 panu kiedy艣, 偶e Niemcy s膮 efektywnie dzia艂aj膮c膮 ras膮? — zapyta艂 Huth Douglasa.

— To wszystko kwestia priorytet贸w — odpar艂 Douglas.

W tym samym momencie zap艂on臋艂y z trzaskiem lampy 艂ukowe. Przesuwa艂y si臋, przecinaj膮c noc jak stalowe skalpele, by wreszcie skupi膰 si臋 na jednym punkcie. Douglas zamkn膮艂 oczy i odwr贸ci艂 si臋 od o艣lepiaj膮cego blasku, zanim zdo艂a艂 si臋 dok艂adnie przyjrze膰 艂贸偶ku i zajmuj膮cej je osobie.

Cz艂owiek ten ubrany by艂 jedynie w poszarpan膮 i zakrwawion膮 bielizn臋. Jego r臋ce przywi膮zano drutem do ramy, g艂ow臋 mia艂 opusz­czon膮 na pier艣, twarz zakrwawion膮. Przypomina艂 Chrystusa, zgodnie zreszt膮 z intencjami tych, kt贸rzy go torturowali.

— Jimmy Dunn! — zawo艂a艂 Douglas.

— Widzia艂 pan ju偶 nieboszczyk贸w, nadinspektorze — stwierdzi艂 zimno Huth.

— Biedny Jimmy!

— Robi艂 co艣 na pana zlecenie?

— Bra艂 udzia艂 dochodzeniu w sprawie morderstwa na Shepherd Market — odpar艂 Douglas.

Huth pochyli艂 si臋 i swoj膮 trzcink膮 tr膮ci艂 du偶y kawa艂ek kartonu zawieszony na piersi martwego m臋偶czyzny. By艂em angielskim ogarem, w臋sz膮cym dla swoich niemieckich my艣liwych, g艂osi艂y niezgrabnie wypi­sane s艂owa.

— Biedny ma艂y Jimmy.

A wi臋c Harry Woods mia艂 racj臋. To rzeczywi艣cie by艂o zbyt niebezpieczne dla niedo艣wiadczonego, m艂odego policjanta i Douglasa dr臋czy艂o teraz poczucie winy.

— Dzielni brytyjscy patrioci! — powiedzia艂 Huth. — Jest pan z nich dumny? — Douglas odwr贸ci艂 si臋. — O nie, przyjrzyj si臋 temu dok艂adnie! — zawo艂a艂 Huth pr贸buj膮c zn贸w skierowa膰 go twarz膮 w stron臋 zalanego 艣wiat艂em zmaltretowanego cia艂a. Obaj szarpali si臋 na stosie gruzu, a偶 wreszcie Douglasowi uda艂o si臋 uderzy膰 Hutha wystarczaj膮co mocno, by wydoby膰 z niego pe艂ne b贸lu st臋kni臋cie. Uwolni艂 si臋 i zacz膮艂 schodzi膰 w d贸艂 po rumowisku.

Huth szed艂 za nim.

— A wi臋c nareszcie — powiedzia艂. — Nareszcie co艣 ci臋 ruszy艂o! My艣la艂em, 偶e ju偶 nigdy tego nie zobacz臋.

— Jimmy by艂 dobrym gliniarzem — rzek艂 Douglas.

— To najwy偶sza pochwa艂a wed艂ug pa艅skich standard贸w, prawda?

— To ja go wys艂a艂em do tej roboty.

— A pa艅scy przyjaciele go zamordowali. — Huth potkn膮艂 si臋, ale zaraz odzyska艂 r贸wnowag臋. — Uderzy艂 mnie pan! — stwierdzi艂.

— Moja 偶ona le偶y tu gdzie艣 pod gruzami — oznajmi艂 Douglas, jakby pr贸buj膮c si臋 wyt艂umaczy膰, ale w jego g艂osie nie by艂o 艣ladu przeprosin.

— Wiem, wiem — odpar艂 Huth.

— Kiedy to si臋 sta艂o?

Huth zeskoczy艂 z ostatniej pryzmy gruzu.

— Pieszy patrol wojskowy znalaz艂 go na g贸rze o 22.47. Mi臋dzy patrolami s膮 dwugodzinne przerwy... regularne patrole! Ci idioci w wojsku nigdy si臋 nie naucz膮, jak walczy膰 z partyzantami.

Wyszli z ruin i skierowali si臋 w stron臋 stoj膮cych pojazd贸w.

— To wyra藕ny sygna艂, 偶e maj膮 zamiar pana zabi膰 — powiedzia艂 艂agodnym tonem Huth. — Zdaje pan sobie z tego spraw臋, prawda?

— Mo偶liwe.

Gdy dotarli do samochod贸w, Huth odwr贸ci艂 si臋 w stron臋 m艂odego oficera SS, kt贸ry z nieruchom膮 twarz膮 robota sta艂 obok sztywno wyprostowany, czekaj膮c na rozkaz.

— Niech fotograf p贸jdzie tam na g贸r臋 — poleci艂 Huth. — I chc臋, by do rana nie zosta艂o z tego nawet 艣ladu. — Odwr贸ci艂 si臋 w stron臋 Douglasa i powiedzia艂: — Niech pan lepiej pojedzie do domu i zdejmie z siebie ten komiczny str贸j.

Archer spojrza艂 w d贸艂, na sw贸j smoking widoczny spod roz­wiewaj膮cych si臋 p贸艂 p艂aszcza.

— We藕 pan samoch贸d — doda艂 Huth. Twarz mia艂 艣ci膮gni臋t膮 i pobru偶d偶on膮, na podbr贸dku widnia艂a nie ogolona szczecina. Potar艂 twarz d艂oni膮 i zamar艂 na chwil臋, jakby szykuj膮c si臋 do kichni臋cia, ale nie kichn膮艂. — Jestem prawie wyko艅czony — stwierdzi艂 w rzadko spotykanym u niego przyp艂ywie szczero艣ci, jakby przyznaj膮c, 偶e i on ulega zwyk艂ym ludzkim s艂abo艣ciom.

— Czy b臋dziecie teraz zdejmowali Jimmy'ego na d贸艂?

— Prosz臋 jecha膰 do domu — poleci艂 Huth. — To nie jest „Jimmy'. To tylko martwe cia艂o. — Pod膮偶y艂 wzrokiem za spojrzeniem Doug­lasa. — Oczy艣cili艣my wszystkie domy a偶 do stacji kolejowej. 呕aden z pa艅skich by艂ych s膮siad贸w nic nie zobaczy.

Huth w jaki艣 przedziwny, przewrotny spos贸b zawsze umia艂 od­gadywa膰 tok my艣lenia Douglasa. I potrafi艂 zmusi膰 go do pogardzania samym sob膮 — w艂a艣nie z powodu tych my艣li. Dlaczego Douglas mia艂by si臋 przejmowa膰 tym, 偶e s膮siedzi zobacz膮, co ci ludzie zrobili Jimmy'emu? I dlaczego mia艂 si臋 z tego powodu poczuwa膰 do winy? A mimo wszystko si臋 poczuwa艂.

— Nie by艂o jeszcze 偶adnych sondowa艅? — spyta艂 Huth. — Nikt nie zada艂 panu subtelnego pytania, jak si臋 panu podoba praca dla Hans贸w?

— Nie! — odpar艂 Douglas. Gdyby odpowiedzia艂 twierdz膮co, wzbudzi艂oby to zainteresowanie Hutha ka偶dym go艣ciem z przyj臋cia u Garina. Zacz臋艂yby si臋 z jego strony naciski i gro藕by, kt贸re trwa艂yby dop贸ty, dop贸ki tajne spotkanie nie wysz艂oby na jaw. — Nie — powt贸rzy艂, ale nie akcentowa艂 ju偶 tego tak mocno.

— Dziwne. — Huth poci膮gn膮艂 nosem i wytar艂 go w kolorow膮 chustk臋. — Bardzo dziwne — powiedzia艂 w chustk臋. — Spodziewa艂em si臋, 偶e do tej pory zaczn膮 si臋 ju偶 ko艂o pana kr臋ci膰 i obw膮chiwa膰.

— Wr贸c臋 lepiej do domu — oznajmi艂 Douglas. — Mo偶e kto艣 mi przys艂a艂 wiadomo艣膰 go艂臋biem pocztowym.

— Niech pan zachowa swoje dowcipy dla Harry'ego Woodsa — zareagowa艂 natychmiast Huth. — Sier偶anci musz膮 艣mia膰 si臋 z dowcip贸w swoich prze艂o偶onych. — Wydmucha艂 nos. — To niebezpieczni ludzie, przyjacielu. Niech pan nie pr贸buje gra膰 na obie strony.

Douglas otworzy艂 drzwi volkswagena.

— Czy wie pan, jak wyleczy膰 moje zatoki? — spyta艂 nagle Huth.

— Mo偶e co艣 rozgrzewaj膮cego na g艂ow臋? — odpowiedzia艂 za­skoczony Douglas.

Huth u艣miechn膮艂 si臋.

— Mam ju偶 wystarczaj膮co du偶o na g艂owie. — Zwr贸ci艂 si臋 do kierowcy: — Odwie藕cie tego oficera do domu.

Wiatr rozp臋dzi艂 chmury i ods艂oni艂 ciemny granat nocnego nieba. Gdy docierali do centrum Londynu, 艣wit nakre艣li艂 czerwon膮 lini臋 na wschodniej cz臋艣ci horyzontu. Douglas cicho opu艣ci艂 zasuw臋 zamka, 偶eby nie pobudzi膰 wszystkich, ale pani Sheenan us艂ysza艂a samoch贸d.

— Czy to pan, panie Archer?

Wszed艂 na palcach na g贸r臋. Ze sk艂adu opa艂owego dolatywa艂y zapachy 艣wie偶o nar膮banego drewna i oleju parafinowego. Przyzwyczai艂 si臋 ju偶 do nich i by艂y czym艣 w rodzaju przywitania w domu.

— Przepraszam, 偶e obudzi艂em pani膮, pani Sheenan.

— Pij臋 w艂a艣nie herbat臋. Chce pan te偶? — Od chwili, gdy przyj臋艂a swoich dw贸ch sublokator贸w, spa艂a w pokoju od ulicy, nad sklepem. Douglas wszed艂 i zobaczy艂, jak siedzi na 艂贸偶ku, owini臋ta grubym, zrobionym na drutach swetrem, i popija herbat臋.

— Niech pan we藕mie sobie z kredensu fili偶ank臋 i spodeczek, dobrze?

Pani Sheenan, 艣wiadoma obecno艣ci w domu dw贸jki ma艂ych dzieci, zgromadzi艂a w tym male艅kim pokoiku wszystkie kruche pami膮tki swojego ma艂偶e艅skiego 偶ycia. By艂y tu porcelanowe psy z napisami Margate i Southsea, sepiowa fotografia panny m艂odej, wyszczerbiony imbryk ze Straffordshire, zegarek kieszonkowy z wygrawerowanym nazwiskiem jej ojca i najlepszymi 偶yczeniami od w艂a艣ciciela jego firmy z okazji dwudziestopi臋ciolecia pracy, dwie podkolorowane fotografie jej m臋偶a i cztery kartki ze stemplami obozu jenieckiego. Nala艂a Douglasowi herbaty.

— Czy pada?

— Nie. I mg艂a prawie znikn臋艂a. — Upi艂 艂yk herbaty. — Jaka dobra!

— Doda艂am do namiastki jedn膮 艂y偶eczk臋 prawdziwej herbaty. Zawsze budz臋 si臋 ko艂o czwartej i nie mog臋 ju偶 wtedy zasn膮膰.

— Nie wygl膮da pani najlepiej, pani Sheenan. A teraz szaleje grypa. Zauwa偶y艂a smoking, kt贸ry mia艂 pod p艂aszczem przeciwdeszczowym, ale nie skomentowa艂a tego.

— Czy my艣li pan, 偶e kiedy艣 jeszcze zobacz臋 Toma, panie Ar­cher? — Miesza艂a herbat臋 dok艂adnie i starannie. — Wie pan, ch艂opiec wci膮偶 mnie o niego pyta i zupe艂nie nie wiem, co mam mu odpowiedzie膰.

Unios艂a g艂ow臋, i Douglas u艣wiadomi艂 sobie, 偶e p艂aka艂a. Wiedzia艂, 偶e pani Sheenan nie ma 偶adnych 偶yj膮cych krewnych.

— Tom powr贸ci, na pewno powr贸ci, prosz臋 si臋 tak nie martwi膰.

— Mamy od niego wiadomo艣ci tylko raz na dwa albo trzy miesi膮ce. A nawet wtedy wolno mu wys艂a膰 jedynie wydrukowan膮 kartk臋, na kt贸rej jest napisane, 偶e czuje si臋 dobrze.

— To lepsze ni偶 d艂ugi list z wiadomo艣ci膮, 偶e choruje — odpar艂 Douglas.

U艣miechn臋艂a si臋 z pewnym wysi艂kiem.

— Oczywi艣cie, ma pan racj臋.

— Uk艂ad o zawieszeniu broni nie precyzowa艂 daty, ale Niemcy obiecali zwolni膰 je艅c贸w wojennych tak szybko, jak to b臋dzie mo偶liwe.

— A co im zale偶y? — zapyta艂a z gorycz膮. — Niemieckie matki i 偶ony odzyska艂y swoich m臋偶czyzn ju偶 wiele miesi臋cy temu. Co ich obchodz膮 nasi ch艂opcy? Wykorzystuj膮 ich jako tani膮 si艂臋 robocz膮. Co nasz rz膮d mo偶e ofiarowa膰 im w zamian?

Douglas nie znajdowa艂 argument贸w, kt贸re podwa偶y艂yby jej rozu­mowanie. Niemcy obiecali, 偶e jeden brytyjski jeniec wojenny powr贸ci do domu w zamian za dziesi臋ciu robotnik贸w, kt贸rzy p贸jd膮 na ochotnika do pracy w niemieckich fabrykach. Tom b臋dzie musia艂 d艂ugo czeka膰.

— Niech pani si臋 stara nie da膰 synowi odczu膰, 偶e jest pani nieszcz臋艣liwa, pani Sheenan. Sprawi艂oby mu to wi臋kszy b贸l ni偶 nieobecno艣膰 ojca.

— W szkole maj膮 teraz nowego nauczyciela, kt贸ry m贸wi, 偶e

Churchill i wszyscy brytyjscy 偶o艂nierze byli zbrodniarzami. Ch艂opiec wr贸ci艂 do domu i pyta艂 mnie, dlaczego?

— Porozmawiam z nim — obieca艂 Douglas — i wyt艂umacz臋 mu, 偶e jego ojciec jest wspania艂ym cz艂owiekiem.

— I kazali im meldowa膰, je偶eli rodzice b臋d膮 si臋 藕le wyra偶ali o tym, co m贸wi propaganda.

— Niemcy przynie艣li ze sob膮 wiele niedobrych pomys艂贸w.

— M贸j syn bardzo wysoko pana ceni, panie Archer. Douglas dopi艂 herbat臋 i wsta艂.

— Nie wiem, co pocz臋liby艣my bez pana, panie Archer. Nie chodzi mi tu tylko o kartki i pieni膮dze.

Douglas poczu艂 si臋 za偶enowany.

— Och, zapomnia艂am powiedzie膰 panu o paczce — doda艂a szybko pani Sheenan.

— Jakiej paczce?

— Na nalepce jest nadruk, 偶e przys艂ali j膮 ze Scotland Yardu. Pomy艣la艂am sobie, 偶e mo偶e to od sier偶anta Woodsa. Wiem, 偶e kocha pa艅skiego Douggiego, jakby by艂 jego w艂asnym synem.

— Czy to paczka adresowana do pani?

— Nie, do Douggiego. Do Douglasa Archera juniora, jak to m贸wi膮 w ameryka艅skich filmach. — Zobaczy艂a l臋k maluj膮cy si臋 na jego twarzy. — Po艂o偶y艂am j膮 w pa艅skim pokoju. Nie zrobi艂am nic z艂ego, prawda?

— Nie, nie — odpar艂 Douglas uspokajaj膮co. — Zobacz臋, co to takiego.

Us艂ysza艂a jednak, 偶e wchodzi po schodach bardzo szybko.

Douglas bardzo starannie obejrza艂 paczk臋. Nalepka HSSPf i pie­cz膮tka Scotland Yardu sprawia艂y wra偶enie autentycznych, a pismo maszynowe nosi艂o wszystkie charakterystyczne cechy nowych maszyn marki Adler, w kt贸re Niemcy wyposa偶yli ich biura. Op艂at臋 pocztow膮 uiszczono nie za pomoc膮 zwyk艂ych znaczk贸w pocztowych, ale na­klejono specjalne Dienstmarken, u偶ywane przy s艂u偶bowej niemieckiej korespondencji.

Podni贸s艂 paczk臋 i doszed艂 do wniosku, 偶e jak na bomb臋 nie jest wystarczaj膮co ci臋偶ka. By艂 zbyt zm臋czony, by stosowa膰 wszystkie normalne 艣rodki ostro偶no艣ci, i po prostu rozci膮艂 scyzorykiem opako­wanie wraz ze sznurkiem. W 艣rodku znajdowa艂 si臋 model samochodu produkcji fabryki zabawek Schuco w Norymberdze. By艂 wspaniale wykonany, mia艂 d藕wigni臋 bieg贸w, miniaturow膮 kierownic臋, dyferencja艂 i podnoszon膮 mask臋, pod kt贸r膮 znajdowa艂 si臋 odtworzony we wszyst­kich szczeg贸艂ach silnik. Do zabawki do艂膮czona by艂a karteczka, na kt贸rej eleganckim charakterem genera艂a Kellermana napisane by艂y 偶yczenia: Douglasowi Archerowi, dzielnemu ch艂opcu, z okazji urodzin. Z najg艂臋bsz膮 sympati膮, Fritz Kellerman.

Douglas zdawa艂 sobie spraw臋, 偶e model ogromnie spodoba si臋 jego synowi i b臋dzie go ceni艂 szczeg贸lnie ze wzgl臋du na t臋 karteczk臋 z 偶yczeniami. Mimo to jednak dr臋czy艂 go pewien niepok贸j.

Od艂o偶y艂 zabawk臋 do pude艂ka i zapakowa艂 j膮 ponownie. Urodziny Douggiego wypada艂y dopiero za trzy tygodnie. Do tej pory wszystko mog艂o si臋 zmieni膰.

Rozdzia艂 17

Ledwo Douglas zd膮偶y艂 zmru偶y膰 oczy, my艣li o Ji-mmym Dunnie wtargn臋艂y do jego umys艂u i wybi艂y go ze snu. Co sta艂o si臋 z fotografi膮 w br膮zowej kopercie, kt贸ra da艂a impuls poszukiwaniom Dunna?

Usiad艂 na 艂贸偶ku ca艂kowicie ju偶 rozbudzony. Gdzie ukry艂bym zaadresowan膮 kopert臋, zada艂 sobie pytanie. By艂a jedna taka doskona艂a skrytka — najbli偶sza skrzynka pocztowa. Wiedzia艂, 偶e strzela na 艣lepo, ale musia艂 to sprawdzi膰. Spojrza艂 na budzik przy 艂贸偶ku. By艂o zbyt ? p贸藕no, 偶eby przechwyci膰 list w sortowni poczty. O tej porze powinien by膰 ju偶 w drodze do adresata.

W ygl膮dzie Mafeking Road, gdzie mieszka艂 m艂od­szy z braci Spode'ow, by艂o co艣 odpychaj膮cego. Sukces wojskowy, kt贸ry na pocz膮tku wieku wzbogaci艂 brytyjskie s艂owniki o nowe s艂owo oznaczaj膮ce radosne obchody, nie znalaz艂 tu najmniejszego odbicia, ale nazwa ulicy pozwala艂a okre艣li膰 rok powstania tych brudnych domk贸w z ceg艂y.

Nie by艂o tu 偶adnej bramy. Zosta艂a zdj臋ta w czasie jednej ze zbi贸rek z艂omu, kt贸re nasila艂y si臋 z miesi膮ca na miesi膮c. W ruinach s膮siedniego domu tu偶 obok zasadzono kapust臋, ale teraz, kiedy ju偶 j膮 zebrano, wsz臋dzie rozpanoszy艂y si臋 chwasty.

Douglas nie m贸g艂 odnale藕膰 dzwonka, zastuka艂 wi臋c g艂o艣no w deski zas艂aniaj膮ce okno od ulicy. Dopiero po pi臋ciu minutach jego pukanie odnios艂o jaki艣 skutek i oty艂y nie ogolony m臋偶czyzna w brudnym podkoszulku i sztruksowych spodniach otworzy艂 drzwi. Ziewn膮艂, poprawi艂 szelki i zapyta艂:

— Taa? Czego?

— Ju偶 tu by艂em — odpar艂 Douglas. — Chodzi mi o nauczyciela z g贸ry, Spode'a.

— Co jest grane?

— Musz臋 wej艣膰 do 艣rodka.

— Lepiej niech mi pan powie, co jest grane — nalega艂 t艂u艣cioch nie cofaj膮c si臋 nawet o krok.

Douglas opar艂 mu r臋k臋 na brzuchu i popchn膮艂. Jego d艂o艅 niemal znikn臋艂a w warstwie t艂uszczu, zanim uda艂o mu si臋 zmusi膰 m臋偶czyzn臋 do odsuni臋cia si臋.

— Nie 艂am sobie g艂贸wki tym, co tu jest grane, 艣pi膮cy kr贸lewiczu — powiedzia艂. — Lepiej wracaj lulu.

— Przez wiele godzin by艂em na nogach — pr贸bowa艂 usprawie­dliwi膰 si臋 grubas.

Douglas przecisn膮艂 si臋 obok niego, poszed艂 wzd艂u偶 korytarza i otworzy艂 drzwi prowadz膮ce do ciep艂ego, jasno o艣wietlonego pokoiku, z kt贸rego wyszed艂 t艂u艣cioch. 艢mierdzia艂o tu nie mytymi cia艂ami i star膮 kapust膮. Rozejrza艂 si臋. W wielkim kuchennym kredensie wida膰 by艂o pe艂no talerzy, fili偶anek, spodeczk贸w, nie zap艂aconych rachunk贸w, do po艂owy zu偶yty kartonik aspiryny, szklany kufel z cz臋艣ciami zepsutego kieszonkowego zegarka, otwieracz do puszek i mn贸stwo zdech艂ych much. O g贸rn膮 p贸艂k臋 oparty by艂 upstrzony przez muchy kalendarz otwarty na kolorowym widoczku g贸ry Snowdon i pa藕dzierniku 1937 roku.

W k膮cie pokoju sta艂o nie zas艂ane 艂贸偶ko bez prze艣cierad艂a, za to z kolorow膮 poduszk膮 z sofy zamiast normalnej, po艣cielowej. Le偶a艂 na niej egzemplarz komiksu „Dandy'. Na krze艣le, w zasi臋gu r臋ki od 艂贸偶ka, sta艂a taca z widocznymi na niej pozosta艂o艣ciami solidnego 艣niadania — resztki jajka i sze艣膰 sk贸rek od bekonu. Tylko na niewielkim stoliku panowa艂a czysto艣膰 i porz膮dek: pi贸ra i o艂贸wki by艂y starannie u艂o偶one obok niebieskiej bibu艂y. Za telefonem znajdowa艂 si臋 skoroszyt z napisem: Sk艂adki kontrybucyjne z Mafeking Road 1941. Poza tym w panuj膮cym naoko艂o chaosie najbardziej rzuca艂 si臋 w oczy kominek z p艂on膮cymi na nim w臋glami. Takie ognisko by艂o w tych ci臋偶kich czasach bardzo rzadkim widokiem.

— Cholernie zimno dzi艣 rano na dworze, co, sier偶ancie? — zapyta艂 grubas.

— Nadinspektorze — poprawi艂 go Douglas. — Jestem detektyw nadinspektor Archer ze Scotland Yardu.

Z aparatu radiowego o kratce g艂o艣nika uformowanej w wymy艣lny wz贸r przypominaj膮cy wschodz膮ce s艂o艅ce dobiega艂 powtarzany wywiad z audycji „Wieczorem w mie艣cie'. Douglas wy艂膮czy艂 aparat.

Grubas bekn膮艂 i wykrzesa艂 w sobie do艣膰 energii, by rozetrze膰 gwa艂townie go艂e ramiona. Potem jeszcze raz sprawdzi艂 drzwi, chc膮c si臋 upewni膰, czy ch艂贸d nie ci膮gnie z korytarza.

— Nadinspektor... tak, to w艂a艣nie chcia艂em powiedzie膰, nadins­pektorze.

— Czy kto艣 wchodzi艂 do pokoju na g贸rze? — zapyta艂 Douglas rozgl膮daj膮c si臋, by sprawdzi膰, czy przyniesiono ju偶 porann膮 poczt臋.

M臋偶czyzna by艂 jednym z „blokowych'. Niemcy wykorzystali S艂u偶b臋 Obrony Przeciwlotniczej do organizowania siatki funkcjonariuszy partii nazistowskiej podobnej do tej, jak膮 mieli w Niemczech. Za po艣rednict­wem takich w艂a艣nie ludzi hitlerowcy rozprowadzali dodatkowe kartki 偶ywno艣ciowe, poczt臋 z oboz贸w jenieckich, pomoc zimow膮 i kupony na bezp艂atne zupy dla najbardziej potrzebuj膮cych. W zamian za w艂adz臋 i wp艂ywy, kt贸rymi dysponowali owi „blokowi', oczekiwano od nich wsp贸艂pracy w walce z „elementami aspo艂ecznymi'. Kontrola poczty s膮siad贸w by艂a jednym z najistotniejszych element贸w tej wsp贸艂pracy.

— Oczywi艣cie, 偶e nie. Pok贸j jest zamkni臋ty, zgodnie z poleceniem policji.

— Nie zgrywaj mi si臋 tu na wiarusa — odpar艂 Douglas, kartkuj膮c ksi臋g臋 sk艂adek kontrybucyjnyeh Mafeking Road. — To dochodzenie w sprawie morderstwa.

— Niech pan nie my艣li, 偶e mam zamiar chroni膰 tego sukinsyna — zaprotestowa艂 z oburzeniem grubas. Douglas spojrza艂 na niego. Nie by艂 w stanie wyobrazi膰 go sobie w roli obro艅cy kogokolwiek. — Cholerny arystokrata! — parskn膮艂 grubas. — Ci膮gle zgrywa艂 wa偶niaka, z tym swoim eleganckim akcentem i cholernymi rozkazami: „Prosz臋 wyrzuci膰 te 艣mieci!' — Pod膮偶y艂 za Douglasem w臋druj膮cym naoko艂o pokoju. — Sko艅czy艂y si臋 ju偶 czasy tej cholernej arystokracji, prawda? Teraz, kiedy nasta艂a nowa w艂adza, co?

— Beka膰, pierdzie膰, 偶re膰 dwa albo trzy jajka z p贸艂tuzinem plasterk贸w bekonu na 艣niadanie w pokoju tak ogrzanym, 偶e mo偶na w nim chodzi膰 w samych gaciach... Wielu arystokrat贸w chcia艂oby si臋 dowiedzie膰, sk膮d bierze si臋 taki luksus!

— No c贸偶. W tak paskudnie zbombardowanym domu jak ten trzeba stara膰 si臋 walczy膰 z wilgoci膮.

— Czy by艂 ju偶 listonosz?

Grubas otworzy艂 szuflad臋 i spojrza艂 na male艅ki budzik.

— B臋dzie lada moment, nadinspektorze — odpar艂 z lekkim sarkazmem w g艂osie.

Douglas podszed艂 do kredensu i zacz膮艂 przegl膮da膰 poczt贸wki i nie dor臋czone listy. By艂y adresowane do r贸偶nych ludzi.

— Zbieram znaczki — wyja艣ni艂 grubas. — S膮siedzi mi je daj膮. — Si臋gn膮艂 do szafki w dolnej cz臋艣ci kredensu. — Nie mia艂by pan ochoty na co艣, co chroni przed ch艂odem, nadinspektorze?

— A co takiego? Futro z norek?

— Ostro偶ny pan jest, nie ma co — zachichota艂 t艂u艣cioch. Znalaz艂 butelk臋 rumu, wyci膮gn膮艂 g艂o艣no korek i nala艂 sporo do herbaty, kt贸r膮 pi艂 z kubka z napisem: Hotel Savoy. Uzna艂, 偶e Douglas odpowiedzia艂 odmownie, odstawi艂 wi臋c butelk臋 z powrotem i usiad艂 z g艂o艣nym westchnieniem.

Kilka minut p贸藕niej rozleg艂 si臋 grzechot w skrzynce pocztowej. M臋偶czyzna zacz膮艂 si臋 podnosi膰, ale Douglas po艂o偶y艂 mu r臋k臋 na ramieniu i wepchn膮艂 z powrotem w fotel.

— Odwali艂e艣 wystarczaj膮co du偶o fizycznej pracy jak na jeden dzie艅, dozorco — powiedzia艂. — Odbior臋 za ciebie poczt臋. — Wychodz膮c z pokoju zabra艂 wisz膮cy na tablicy klucz do mieszkania Spode'a.

Domys艂 Archera okaza艂 si臋 s艂uszny. Ostatni膮 czynno艣ci膮, jak膮 Jimmy Dunn wykona艂, zanim go porwano, by艂o wrzucenie do skrzynki du偶ej br膮zowej koperty z napisem: Fotografie. Nie 艂ama膰. Douglas wzi膮艂 j膮 i poszed艂 na g贸r臋. W pokoju, w kt贸rym wraz z Jimmym D眉nnem znale藕li protez臋 schowan膮 w szufladzie kuchennego sto艂u, przez chwil臋 sta艂 nieruchomo, zanim wreszcie otworzy艂 kopert臋.

Znajdowa艂a si臋 w niej fotografia profesora Fricka i jego koleg贸w--naukowc贸w. By艂 tam r贸wnie偶 list od Jimmy'ego Dunna, napisany o艂贸wkiem na odwrocie du偶ego 偶贸艂tawego blankietu zam贸wienia na dodatkowe przydzia艂y myd艂a dla robotnik贸w przemys艂u kluczowego. Wi臋kszo艣膰 urz臋d贸w pocztowych mia艂a ca艂e stosy tych formularzy — jaka艣 administracyjna pomy艂ka zaopatrzy艂a p贸艂 Londynu w papier wykorzystywany do notatek, pakowania i ubikacji. List Jimmy'ego

Do sier偶anta Woodsa.

Poniewa偶 jutro przejmuje pan t臋 spraw臋, pomy艣la艂em, 偶e dobrze b臋dzie wykona膰 list臋 bibliotek i archiw贸w, do kt贸rych dzwoni艂em lub poszed艂em, aby dowiedzie膰 si臋 o miejscu pobytu naukowc贸w, wsp贸艂pracuj膮cych kiedy艣 ze zmar艂ym profesorem Frickiem. Jak mo偶e si臋 pan przekona膰 z za艂膮czonej kartki papieru, zajmowa艂em si臋 tym intensywnie. Ale kto艣, pojedynczy cz艂owiek albo cala grupa, pracowa艂 jeszcze intensywniej, 偶eby usun膮膰 z tych miejsc wszystkie dane dotycz膮ce profesora i jego pracy. W czasie moich w臋dr贸wek i rozm贸w nie by艂em w stanie odnale藕膰 偶adnego egzemplarza czegokolwiek, co wysz艂o spod jego pi贸ra. W dodatku usuni臋to r贸wnie偶 wszelkie dokumenty dotycz膮ce profesora.

Poniewa偶 my艣la艂em, 偶e zosta艂o to wykonane na oficjalne polecenie, porozu­mia艂em si臋 z Archiwum Scotland Yardu, archiwami Gestapo i G艂贸wnym i Archiwum SS, ale odpowiedziano mi tam, 偶e prace profesora Fricka nie podlega艂y ocenzurowaniu, zapisowi lub konfiskacie i 偶e nie ma 偶adnego szczeg贸lnego rozkazu odno艣nie samego profesora lub jego rodziny.

B臋d臋 niezmiernie wdzi臋czny, je偶eli zechce mi pan wskaza膰 b艂臋dy i przeoczenia, kt贸re dostrze偶e pan w mojej pracy. Mam te偶 nadziej臋, 偶e b臋dzie m贸g艂 pan udzieli膰 mi wyja艣nie艅 na temat tej najwi臋kszej zagadki, na jak膮 natkn膮艂em si臋 w czasie mojego kr贸tkiego okresu pracy w policji.

Przy okazji prosz臋 poinformowa膰 nadinsp. Archera, 偶e wpad艂em na 艣lad stawu 艂okciowego protezy. M臋偶czyzna u偶ywaj膮cy nazwiska Spode zg艂osi艂 si臋, by mu go dopasowano w O艣rodku Little Wittenham (Generalny Ob贸z Izolacyjny) w Berkshire. Odbi贸r wyznaczono na godzin臋 15.30 w dniu 17 listopada.

Szczerze oddany James Dunn

P贸藕niej Douglas wielokrotnie zastanawia艂 si臋, czy to jakie艣 prze­czucie, zwyk艂a ciekawo艣膰, czy po prostu poszukiwanie lepszego 艣wiat艂a sprawi艂y, 偶e podszed艂 do okna, by ponownie przeczyta膰 notatk臋. Gdy podni贸s艂 wzrok, zobaczy艂 po drugiej stronie ulicy w贸z zaprz臋偶ony w konia. Cz艂owiek, kt贸ry sta艂 na rogu trzymaj膮c wyci膮gni臋ty z gruz贸w fotel, za艂adowa艂 go na w贸z i sam wspi膮艂 si臋 na kozio艂. Brezentowa buda wozu zas艂oni艂a go przed wzrokiem Douglasa. Pi臋膰dziesi膮t jard贸w dalej dwaj rowerzy艣ci rozmawiali stoj膮c na ulicy. Zacz臋艂o pada膰 — na jezdni pojawi艂y si臋 ciemne kropki. M臋偶czy藕ni podnie艣li ko艂nierze.

Douglas otworzy艂 teczk臋 i w艂o偶y艂 do niej notatk臋 i fotografi臋. A potem wyj膮艂 je znowu. Przeczyta艂 notatk臋 po raz trzeci. Zawsze, w ci膮gu ca艂ej swej kariery zawodowej, 偶ywi艂 szacunek dla dowod贸w rzeczowych — teraz jednak uczy艂 si臋 nowych regu艂 gry. Czuj膮c wyrzuty sumienia porwa艂 notatk臋 Dunna na drobne kawa艂ki i sp艂uka艂 je w sedesie. Potem zrobi艂 to samo z list膮 odwiedzonych przez Dunna bibliotek.

Podszed艂 ponownie do okna. Przy konnym wozie nie by艂o wo藕nicy, lejce przywi膮zane by艂y do lampy ulicznej. Ko艅 sta艂 spokojnie w si膮pi膮­cym deszczu. Douglas zapi膮艂 teczk臋 i zacz膮艂 schodzi膰 po schodach. Ni偶sze pi臋tro by艂o zupe艂nie puste, je偶eli nie liczy膰 zwalonych na kup臋 po艂amanych mebli, przygotowanych zapewne na podpa艂k臋.

W korytarzu na dole przycisn膮艂 w艂膮cznik, ale 艣wiat艂o si臋 nie zapali艂o. Odczeka艂 chwil臋 chc膮c, 偶eby jego oczy przywyk艂y do ciemno­艣ci. Smuga 艣wiat艂a pada艂a jedynie przez szpar臋 pod drzwiami pokoju dozorcy, dobiega艂a stamt膮d r贸wnie偶 nadawana przez radio muzyka. Orkiestra taneczna Harry'ego Roya gra艂a „Ciekaw jestem, kto mnie kocha”. Gdy tylko na schodach rozleg艂y si臋 kroki Douglasa, radio zacz臋艂o gra膰 g艂o艣niej.

— Dalej, oficerze! — us艂ysza艂 nagle jaki艣 g艂os. Po chwili dostrzeg艂 jak膮艣 widmow膮 posta膰 stoj膮c膮 na wycieraczce i opart膮 plecami o drzwi.

— Kim pan jest, u diab艂a? — zapyta艂.

— Jestem coltem zero czterdzie艣ci pi臋膰, wycelowanym prosto w pa艅ski p臋pek, oficerze! Niech wi臋c pan idzie dalej! — Mia艂 akcent z West Country, mo偶e z Devon. A jedynymi lud藕mi, kt贸rzy zwracali si臋 do policjanta per „oficerze', byli staraj膮cy si臋 robi膰 wra偶enie kogo艣 lepszego przedstawiciele 艣redniej klasy. Douglas bardzo wolno zrobi艂 jeden krok do przodu, potem nast臋pny. M臋偶czyzna ruszy艂 mu na­przeciw. Dzieli艂y ich ostatnie trzy kroki, kiedy Douglas rzuci艂 w niego teczk膮 i skoczy艂 z ostatnich stopni.

Rozleg艂o si臋 g艂o艣ne st臋kni臋cie — teczka by艂a ci臋偶ka — a potem przypominaj膮cy ciche 艂upni臋cie wystrza艂 pistoletu z t艂umikiem. Za­brz臋cza艂o szk艂o, gdy pocisk wybi艂 szyb臋 艣wietlika nad kuchennymi drzwiami. Douglas ju偶 siedzia艂 na napastniku. Nie by艂 wprawdzie w najlepszej kondycji, ale za to, podobnie jak wiele os贸b zanied­buj膮cych codzienne 膰wiczenia fizyczne, du偶o wa偶y艂. Impet jego skoku cisn膮艂 m臋偶czyzn臋 do ty艂u. Wyr偶n膮艂 plecami w drzwi omal nie wyrywaj膮c ich z zawias贸w. Nad uchem Douglasa rozleg艂 si臋 niski i pe艂en b贸lu wydech: — Ooooch! — Z ca艂ej si艂y uderzy艂 tamtego w brzuch, chc膮c uniemo偶liwi膰 mu nabranie powietrza, a potem zrobi艂 szybko krok do ty艂u. M臋偶czyzna rozpaczliwie stara艂 si臋 za艂apa膰 oddech. Zgi膮艂 si臋 wp贸艂, jedn膮 r臋k臋 przy艂o偶y艂 do 偶o艂膮dka, w drugiej jednak wci膮偶 trzyma艂 pistolet.

Douglas kopn膮艂 bro艅 tak silnie, 偶e zarysowa艂 sk贸r臋 buta, a potem pochyli艂 si臋, by podnie艣膰 j膮 z ziemi. Colt 0.45 z du偶ym, domowej roboty t艂umikiem nakr臋conym na luf臋, by艂 wielki jak 艣redniowieczny gar艂acz i dwa razy gorzej wywa偶ony. Gdyby pistolet by艂 mniejszy, m臋偶czyzna mimo wszystko m贸g艂by wycelowa膰 i strzeli膰.

— Wstawaj! — powiedzia艂 Douglas. — Sp贸jrzmy, jak wygl膮dasz przy 艣wietle. — Cofn膮艂 si臋, by zrobi膰 mu miejsce. Gdyby m臋偶czyzna na pod艂odze nie by艂 tak oszo艂omiony, mo偶e co艣 w jego zachowaniu ostrzeg艂oby Archera. Napastnik kl臋cza艂 jednak z opuszczon膮 g艂ow膮, opieraj膮c si臋 obiema r臋kami o pod艂og臋, i usi艂owa艂 zwymiotowa膰.

Nagle Douglas zosta艂 obezw艂adniony przez kogo艣, czyje ramiona przypomina艂y stalowe liny. Pr贸bowa艂 wy艣lizgn膮膰 si臋 z tego u艣cisku, ale nie by艂 w stanie ruszy膰 nawet palcem, nie m贸wi膮c ju偶 o odwr贸ceniu g艂owy. Na brudn膮 pod艂og臋 pad艂a plama 艣wiat艂a, gdy drzwi za nim otworzy艂y si臋. Muzyka Harry'ego Roya sta艂a si臋 bardzo g艂o艣na.

— Kto zacz膮艂 t臋 cholern膮 strzelanin臋? — By艂 to g艂os grubasa-dozorcy.

— Wracaj do klatki, gorylu — rozleg艂 si臋 g艂os nad samym uchem Douglasa. — To potrwa tylko chwilk臋.

Douglas poczu艂 mdl膮cy, s艂odkawy zapach, a zaraz potem na jego twarzy leg艂a wilgotna 艣cierka. Zacz臋艂y go szczypa膰 oczy. Usi艂owa艂 zaczerpn膮膰 powietrza, ale do p艂uc trafi艂 tylko ten mdl膮cy zapach. Spr贸bowa艂 przekr臋ci膰 g艂ow臋, lecz wtedy d艂o艅 napastnika mocno zacisn臋艂a si臋 na jego twarzy. 艢wiat艂o pociemnia艂o gwa艂townie i Douglas poczu艂, 偶e spada w bezdenn膮, obracaj膮c膮 si臋 powoli otch艂a艅.

Kiedy odzyska艂 przytomno艣膰, podtrzymywa艂 go Harry Woods. G艂os kogo艣 niewidocznego oznajmi艂:

— Nie b臋dziemy potrzebowali karetki, ju偶 dochodzi do siebie. Twarz Harry'ego pojawi艂a si臋 tu偶 obok.

— Jak si臋 czujesz?

— Jak idiota — odpar艂 Douglas i zamkn膮艂 oczy.

— Mam tu samoch贸d. Czy dasz rad臋 doj艣膰 do niego, je偶eli ci pomog臋?

— Moja teczka...

Harry Woods pokr臋ci艂 g艂ow膮.

— Ju偶 jej szuka艂em. Domy艣li艂em si臋, 偶e j膮 mia艂e艣... musieli zabra膰 ze sob膮.

— A dozorca?

— Zwia艂.

— Chod藕my st膮d. — Douglas popatrzy艂 na Harry'ego zastanawiaj膮c si臋, czy rzeczywi艣cie nie uda艂o mu si臋 znale藕膰 teczki i, co wa偶niejsze, znajduj膮cej si臋 w niej fotografii profesora Fricka. Wbi艂 wzrok w sier偶anta milcz膮co oskar偶aj膮c go o wsp贸艂udzia艂 we wszystkich niepowodzeniach, kt贸re towarzyszy艂y 艣ledztwu, ale Harry odpowiedzia艂 spojrzeniem niewini膮tka.

— Za bardzo szafujesz swoimi si艂ami — stwierdzi艂. — Przez to zm臋czenie cz艂owiek staje si臋 nieostro偶ny. Pos艂uchaj dobrej rady — po艂贸偶 si臋 do 艂贸偶ka i prze艣pij ca艂膮 dob臋.

— Jad臋 do biura — oznajmi艂 Archer.

— Prosz臋 ci臋, Douglas — odezwa艂 si臋 zn贸w sier偶ant. Bardzo rzadko zwraca艂 si臋 do swojego prze艂o偶onego po imieniu. — Przecie偶 bym ci臋 nie oszukiwa艂. Potrzebujesz wypoczynku.

Rozs膮dek ostrzega艂 Douglasa, 偶e Harry Woods jest bardzo mocno powi膮zany z jak膮艣 grup膮 Ruchu Oporu, nie m贸g艂 jednak nie bra膰 pod uwag臋 przywi膮zania i lojalno艣ci okazywanych mu zawsze przez sier偶anta — zar贸wno w dzieci艅stwie, jak i potem, kiedy osi膮gn膮艂 ju偶 stopie艅 nadinspektora policji. Harry by艂 dla Douglasa jak ojciec. I mimo 偶e obecnie tak bardzo rozszerza艂a si臋 dziel膮ca ich przepa艣膰, ich wzajemne stosunki pozostawa艂y nie zmienione.

— Musz臋 wr贸ci膰 do Yardu, Harry. Ale wyrw臋 si臋 stamt膮d wcze艣niej i po艂o偶臋 do 艂贸偶ka.

— Lepiej to zr贸b — odpar艂 Harry z 偶artobliw膮 surowo艣ci膮 w glosie.

Rozdzia艂 18

BvIO ju偶 po po艂udniu, kiedy genera艂 Kellerman przekaza艂 pytanie, czy Douglas czuje si臋 wystarczaj膮co dobrze, by „porozmawia膰'. Douglas zjawi艂 si臋 w biurze genera艂a i znalaz艂 go w stanie poobiedniej euforii, kt贸r膮 Harry Woods eufemistycznie okre艣la艂 „nadmiarem wypoczynku'.

Kolekcja angielskich ubior贸w Kellermana wci膮偶 si臋 rozrasta艂a. Dzi艣 mia艂 na sobie garnitur w jode艂k臋 —jednorz臋dowy i z kamizelk膮 — kremow膮 popelinow膮 koszul臋, du偶膮 muszk臋 i buty do golfa. By艂 to str贸j, kt贸ry obcokrajowcowi m贸g艂 si臋 kojarzy膰 z jakim艣 wyk艂adowc膮 z Uniwersytetu Oksfordzkiego — aspekt, kt贸ry mia艂 niejaki wp艂yw na wyb贸r dokonany przez Fritza Kellermana.

Na znajduj膮cym si臋 obok stoliku sta艂a srebrna taca z du偶ym dzbankiem prawdziwej kawy, kt贸rej zapach wype艂nia艂 ca艂y pok贸j, dwie limo偶a艅skie fili偶anki ze spodeczkami i r贸偶ne dodatki. Kellerman starannie przygotowywa艂 swoj膮 kaw臋, dodaj膮c do niej du偶膮 porcj臋 bitej 艣mietany i posypuj膮c j膮 tart膮 czekolad膮.

— Ach, Wiede艅 — oznajmi艂, przypominaj膮c sobie, 偶e Douglas pije tylko czarn膮 kaw臋. — Taki staro艣wiecki, taki passe, taki dekaden­cki... a mimo to jest najbardziej czaruj膮cym miastem na 艣wiecie. W g艂臋bi duszy jestem wiede艅czykiem.

— Doprawdy? — zdziwi艂 si臋 uprzejmie Douglas, z przyjemno艣ci膮 upijaj膮c 艂yk kawy. Wszyscy Austriacy, z kt贸rymi zetkn膮艂 si臋 w Lon­dynie, wyra藕nie starali si臋 podkre艣la膰, 偶e s膮 Niemcami. By膰 mo偶e tylko ludzie nosz膮cy t臋 ma艂膮, zgrabn膮 z艂ot膮 odznak臋, jak膮 wyr贸偶niono pierwszych sto tysi臋cy cz艂onk贸w NSDAP, mogli bawi膰 si臋 w udawanie wiede艅czyk贸w. Kellerman, kt贸rego wymowa zdradza艂a mieszka艅ca Monachium, odznak臋 t臋 oczywi艣cie posiada艂.

— O, tak. Wiede艅 jest miastem, kt贸re ma dusz臋. — Kellerman, nawet kiedy m贸wi艂 po angielsku, potrafi艂 nadawa膰 swym s艂owom lekko nosowy za艣piew, tak typowy dla Austriak贸w. — B臋dzie pan mia艂 siniaka — powiedzia艂 nagle. — Guz ju偶 wyra藕nie zmienia kolor. Przekl臋ci bandyci! Czy jest pan pewien, 偶e nie powinien zg艂osi膰 si臋 do St. George's Hospital przy Hyde Park Corner? — Szanuj膮c uczucia swego podw艂adnego, nie u偶y艂 nazwy „G艂贸wny Szpital SS'.

— W komisariacie na Cannon Row dali mi par臋 pastylek aspiryny z ich apteczki pierwszej pomocy — wyja艣ni艂 Douglas. Wypi艂 jeszcze par臋 艂yk贸w kawy. — Dzi臋kuj臋 panu za prezent dla mojego syna. Wr臋cz臋 mu go w dniu urodzin, a wtedy napisze do pana, 偶eby podzi臋kowa膰.

— Wszyscy ch艂opcy lubi膮 samochody — stwierdzi艂 Kellerman — i przysz艂o mi do g艂owy, 偶e wola艂by pan, 偶eby nie by艂a to zabawka militarna.

— Niezwykle s艂uszna my艣l, panie generale.

— Czy jest pan w臋dkarzem, nadinspektorze?

— Nie, sir.

— Szkoda. To, wed艂ug mnie, najlepsza forma wypoczynku dla funkcjonariusza policji. W臋dkarstwo uczy cierpliwo艣ci i bardzo wielu rzeczy o ludziach. — Przeszed艂 przez pok贸j i postuka艂 w szklan膮 gablotk臋. Znajdowa艂 si臋 w niej wielki pstr膮g z rozdziawionym pys­kiem. — To ja z艂apa艂em t臋 sztuk臋, nadinspektorze.

— Doprawdy, sir? — zn贸w zdziwi艂 si臋 Douglas, cho膰 Kellerman zwraca艂 jego uwag臋 na ten fakt przynajmniej tuzin razy, a okoliczno艣ci zej艣cia nieszcz臋snego stworzenia z tego 艣wiata by艂y wypisane na gablotce z艂otymi literami.

— Natomiast Standartenf眉hrer Huth — powiedzia艂 Kellerman wracaj膮c do biurka, ale nie siadaj膮c za nim — jest 艣wietnym narciarzem. — Wzi膮艂 do r臋ki dzbanek z kaw膮 i u艣miechn膮艂 si臋 do Douglasa.

Douglas uzna艂, 偶e oczekuje si臋 od niego jakiej艣 reakcji, i odezwa艂 si臋:

— Nie wiedzia艂em o tym, sir.

— Startowa艂 w Garmisch w Olimpiadzie 1936 roku — wyja艣ni艂 Kellerman. Mimo ca艂ej swej wrogo艣ci do Hutha nie m贸g艂 ukry膰 dumy. — Startowa艂 w kombinacji — bieg zjazdowy i slalom. Nie zdoby艂 偶adnego medalu, ale sam udzia艂 jest zaszczytem, prawda?

— Oczywi艣cie — przytakn膮艂 Douglas. Zaczyna艂a go bole膰 g艂owa. By艂 to skutek poprzedniego u艣pienia eterem.

— Rodzaj uprawianego sportu bardzo wiele m贸wi o osobowo艣ci cz艂owieka — u艣miechn膮艂 si臋 Kellerman. — Standartenf眉hrer Huth zawsze si臋 spieszy, a ja nigdy. Czy rozumie pan, o co mi chodzi, nadinspektorze?

— Chyba tak, sir.

— Niech si臋 pan jeszcze pocz臋stuje kaw膮 — powiedzia艂 genera艂, nalewaj膮c mu drug膮 fili偶ank臋. Gdy pochyli艂 si臋, Douglas poczu艂 zapach mi臋towego cukierka, kt贸rym Kellerman od艣wie偶a艂 oddech.

Przy Whitehall po艂膮czone orkiestry dow贸dztwa Grupy Armijnej L (Dystrykt Londyn) zacz臋艂y pr贸b臋 przed uroczysto艣ciami Tygodnia Przyja藕ni Niemiecko-Radzieckiej. Douglas pozna艂 „Marsz petersbur­ski', w rytm kt贸rego swego czasu mia艂a prawo maszerowa膰 jedynie Druga Brygada Piechoty Gwardii, a berli艅czycy 艣piewali go do bardzo znanych nieprzyzwoitych s艂贸w.

— Czy na pewno nie chce pan 艣mietanki?

Douglas pokr臋ci艂 przecz膮co g艂ow膮. Kellerman zamkn膮艂 dok艂adniej okno, ale nie mia艂o to wp艂ywu na s艂yszalno艣膰 orkiestry.

— Reichsf眉hrer SS pyta艂 mnie o wyniki 艣ledztwa w sprawie, nad kt贸r膮 pan pracuje — tego morderstwa na Shepherd Market. Powie­dzia艂em mu, 偶e wiem bardzo niewiele, i je艣li mam by膰 szczery, czu艂em si臋 do艣膰 g艂upio.

— Nie ma jeszcze nic szczeg贸lnego do meldowania — powiedzia艂 Douglas.

— Nie bardzo rozumiem, po co wr贸ci艂 pan dzi艣 rano do tego domu?

Douglas pi艂 wolno kaw臋, staraj膮c si臋 zyska膰 na czasie. Huth poleci艂 mu trzyma膰 informacje na temat 艣ledztwa w tajemnicy, ale bez i pisemnych instrukcji od jakiego艣 ich wsp贸lnego zwierzchnika w dalszym ci膮gu musia艂 uwa偶a膰 genera艂a Kellermana za swego prze艂o偶onego.

— Jeden z moich funkcjonariuszy — konstabl Dunn, kt贸ry dzia艂a艂 po cywilnemu...

— Ten, kt贸ry zosta艂 zamordowany tej nocy?

— Tak jest, sir. Dunn pomaga艂 mi. Znale藕li艣my w domu podej­rzanego fotografi臋. Byli na niej ludzie, kt贸rzy przed wojn膮 wsp贸艂­pracowali z profesorem Frickiem. Pos艂a艂em go, by czego艣 si臋 dowiedzia艂 o tych ludziach. S膮dz臋, 偶e zorientowa艂 si臋, i偶 jest 艣ledzony, i wrzuci艂 kopert臋, na kt贸rej by艂 ju偶 wypisany adres domu przy Mafeking Road, do skrzynki pocztowej. Zdawa艂 sobie na pewno spraw臋, 偶e przy tego rodzaju dochodzeniu ca艂a poczta stamt膮d zostanie przekazana do Scotland Yardu.

— Ale pan poszed艂 tam, 偶eby wzi膮膰 t臋 kopert臋?

— Tak jest, sir.

— Czy nie wydaje si臋 panu dziwne, 偶e ci ludzie z Ruchu Oporu — a przecie偶 takie grupy zawsze maj膮 sposoby wykradania poczty w czasie przewozu — nie tylko musieli szuka膰 tego adresu, ale r贸wnie偶 przybyli zbyt p贸藕no, by przechwyci膰 listonosza?

— Musia艂 do nich zadzwoni膰 dozorca tego domu — wyja艣ni艂 Douglas. — Znikn膮艂 razem z lud藕mi, kt贸rzy mnie zaatakowali.

— I straci艂 pan fotografi臋 profesora Fricka i jego koleg贸w?

— Tak jest, sir.

— Niech pan si臋 nie dziwi, 偶e wiem tak wiele, nadinspektorze. Pa艅ski konstabl zasi臋ga艂 informacji na temat profesora Fricka w Cen­tralnym Rejestrze, G艂贸wnym Archiwum SS, a tak偶e w Gestapo. Oczywi艣cie o tego rodzaju poszukiwaniach natychmiast poinfor­mowano moje biuro.

— Oczywi艣cie, sir.

Niemiecka orkiestra na zewn膮trz ucich艂a. Po kr贸tkiej przerwie jednak zacz臋艂a gra膰 „Tannenbaum, o Tannenbaum'. A mo偶e to „Czerwony sztandar', pomy艣la艂 Douglas. Melodia by艂a ta sama.

— Profesor Frick nie 偶yje. Zgin膮艂 podczas ubieg艂orocznych walk. Jego personel zosta艂 zaanga偶owany do prac o szczeg贸lnym znaczeniu dla Rzeszy — powiedzia艂 z naciskiem Kellerman.

— O szczeg贸lnym znaczeniu?

— Och, to wcale nie oznacza, 偶e b臋dzie pan zmuszony do zmniejszenia tempa pa艅skiego 艣ledztwa. Oznacza po prostu, 偶e musi pan wykluczy膰 z niego wsp贸艂pracownik贸w profesora Fricka. — Kellerman zaczerpn膮艂 艂y偶eczk膮 odrobink臋 bitej 艣mietanki i w艂o偶y艂 j膮 do ust. — Jest to rozkaz zatwierdzony przez samego fiihrera. Nawet reichsf眉hrer SS nie ma prawa go zmieni膰. Czy wyrazi艂em si臋 jasno, nadinspektorze Archer?

— Ca艂kowicie, sir.

— Doskonale — rzek艂 Kellerman odsuwaj膮c dzbanuszek z bit膮 艣mietank膮, jakby nie by艂 mu ju偶 potrzebny. Podni贸s艂 g艂ow臋, u艣miechn膮艂 si臋 i ruchem g艂owy odrzuci艂 kosmyk siwych w艂os贸w, kt贸ry spad艂 mu na czo艂o.

Po porannym deszczu jesienny Londyn o艣wietli艂y 偶贸艂tawe, jakby przykurzone promienie s艂o艅ca. Douglas stan膮艂 w kory­tarzu od strony Embankment i wyjrza艂 przez okno, by spojrze膰 na maszeruj膮ce po ulicy po艂膮czone orkiestry. Muzykanci wygl膮dali wspaniale w swoich paradnych mundurach, tuziny mosi臋偶nych in­strument贸w b艂yszcza艂y w s艂o艅cu, Schellenbaum powiewa艂 ko艅skimi t ogonami wskazuj膮cymi na jego janczarskie pochodzenie. By艂 w tym jaki艣 imperialny przepych. Niemcy zr臋cznie wykorzystywali sw膮 muzyk臋 wojskow膮, by wprawia膰 w podziw i poskramia膰 podbite ludy Europy. Zanim Douglas doszed艂 do swojego biura, orkiestra zacz臋艂a gra膰 „Greensleeves'.

Drzwi prowadz膮ce do gabinetu Hutha by艂y otwarte i Douglas dostrzeg艂 Harry'ego Woodsa przegl膮daj膮cego urz臋dowe dokumenty pi臋trz膮ce si臋 na biurku Standartenf眉hrer a.

— Co tam robisz, Harry? — zapyta艂 siadaj膮c przy swoim biurku i zaczynaj膮c porz膮dkowa膰 nagromadzone papiery.

— Doskona艂e wyczucie czasu, sir. .— Zaczynam u艣wiadamia膰 sobie, 偶e zwracasz si臋 do mnie „sir'

tylko wtedy, gdy szykujesz jakiego艣 cholernego psikusa.

Harry u艣miechn膮艂 si臋. Jego kr贸tko przyci臋te w艂osy, cho膰 obficie }-. wysmarowane brylantyn膮, nie chcia艂y si臋 u艂o偶y膰. Wygl膮da艂 troch臋 zabawnie.

— Niech pan spojrzy na to — powiedzia艂, wymachuj膮c r贸偶ow膮 kopi膮 wypisanego na maszynie formularza meldunku. — Nie rozumiem tego ca艂ego niemieckiego, ale po艂apa艂em si臋, co tu napisali. — Douglas wszed艂 do gabinetu Hutha, lecz nie wzi膮艂 wyci膮gni臋tego w jego stron臋 dokumentu. — Przeczytaj to — nalega艂 Harry. — Ubawisz si臋 do 艂ez. No, dalej! Machiavelli nie wr贸ci przez najbli偶sze pi臋膰 minut. Ob­liczy艂em, ile czasu zajmuj膮 mu jego potrzeby naturalne.

Douglas wzi膮艂 blankiet meldunku.

MELDUNEK POUFNY

Klauzula bezpiecze艅stwa.

Dot. nadinsp. Douglasa ARCHERA

1. W czasie, gdy niewielu funkcjonariuszy Policji Metropolitalnej posiada艂o wykszta艂cenie uniwersyteckie lub przygotowanie zawodowe, wymieniony wy偶ej funkcjonariusz udowodni艂, jak wielkie ma to znaczenie, mimo 偶e wi臋kszo艣膰 przeciwna by艂a przyj臋ciu go do s艂u偶by od razu w randze inspektora.

2. Trudno艣ci, jakie stawiano przy staraniu si臋 o przeniesienie do CID absolwen­tom Szko艂y Policyjnej w Hendon, w 艣wietle wybitnych osi膮gni臋膰 nadinspektora Archera w pracy detektywistycznej okaza艂y si臋 kr贸tkowzroczn膮 polityk膮.

3. Douglas Archer jest synem zdolnego, cho膰 wcale nie wybitnego in偶yniera, kt贸ry poleg艂 na froncie zachodnim. Jego matka to c贸rka znanego kierowcy wy艣cigowego. Archer ucz臋szcza艂 do jednej ze szk贸艂 prywatnych jako ucze艅 dochodz膮cy, potem studiowa艂 na uniwersytecie w Oksfordzie, a nast臋pnie wst膮pi艂 do Szko艂y Policyjnej w Hendon. Surowe wychowanie stworzy艂o konserwatywn膮, pozbawion膮 poczucia humoru osobowo艣膰, dopasowan膮 zreszt膮 doskona艂e do powolnych, ma艂o wydajnych i zacofanych metod wci膮偶 stosowa­nych w pracy brytyjskiej policji.

4. Cho膰 uwa偶a si臋, i偶 w swoich dzia艂aniach Archer pos艂uguje si臋 intuicj膮, bardziej racjonalnym wyt艂umaczeniem jego zadziwiaj膮cej kariery detektywis­tycznej jest dobra znajomo艣膰 naukowych metod opracowanych przez teorety­k贸w kryminologii, w tym r贸wnie偶 naszego wielkiego pioniera dr. Hansa Grossa. Rozwaga w dzia艂aniu i po艣wi臋canie d艂ugich godzin pracy id膮 u niego w parze z obsesyjnym d膮偶eniem do uj臋cia przest臋pcy. Z tej te偶 przyczyny, jak r贸wnie偶 innych, klauzula bezpiecze艅stwa tego funkcjonariusza zostaje niniej­szym podniesiona z Ba na Aa.

5. Nale偶y te偶 doda膰, 偶e Douglas Archer jest jednym z najbardziej lubianych i szanowanych funkcjonariuszy Policji Metropolitalnej i wbrew niekt贸rym sugestiom niniejszej opinii jego angielscy koledzy uwa偶aj膮 go za cz艂owieka dowcipnego i 艣wietnego gaw臋dziarza.

Podpisano: Fritz Kellerman, gruppenfiihrer /H枚herer SS und Polizeif眉hrer/

— I co pan powie? — zapyta艂 Harry. — Wygl膮da na to, 偶e wyznaczyli pana do pracy sztabowej w Hendon. — By艂 to bardziej wyraz niech臋ci do Hendon ni偶 pochwa艂a dla kolegi.

— Czy rzeczywi艣cie jestem tak膮 pozbawion膮 poczucia humoru, konserwatywn膮 osobowo艣ci膮?

— By艂e艣 w porz膮dku, dop贸ki nie przysz艂y te sukinsyny — od­powiedzia艂 Harry. — Kiedy szkopy sapi膮 nam nad uchem, wszyscy tracimy poczucie humoru. — Wzi膮艂 meldunek i od艂o偶y艂 go do teczki. — I sp贸jrz jeszcze na to — powiedzia艂, przek艂adaj膮c jakie艣 papiery.

— Nie chc臋 ju偶 na nic patrze膰 — odpar艂 Douglas. Na zewn膮trz orkiestra gra艂a „D'ye ken John Peel'.

— Te niemieckie sukinsyny lubi膮 szarpa膰 nam nerwy, prawda? — rzek艂 Harry. Douglas zmarszczy艂 brwi. Harry u艣miechn膮艂 si臋 i po­prawi艂: — Chcia艂em powiedzie膰, 偶e nasi niemieccy go艣cie lubi膮 szarpa膰 nam nerwy.

— Pewnie my艣l膮, 偶e granie starych angielskich melodii ludowych jest mi艂ym gestem i zaskarbi im nasze wzgl臋dy.

Harry Woods wyda艂 wulgarny d藕wi臋k.

— Wiele os贸b podziela twoje uczucia — stwierdzi艂 Douglas. — Ale zachowuj膮 je dla siebie.

— No to bardzo bym sobie 偶yczy艂, 偶eby tego nie robili — oznajmi艂 z gorycz膮 sier偶ant. Przysun膮艂 si臋 bli偶ej do Archera. — Czy nie zechcia艂by艣 si臋 spotka膰 z paroma moimi przyjaci贸艂mi? Z ca艂膮 pewno艣ci膮 by ci臋 zainteresowali.

Douglas mia艂 przez chwilk臋 ochot臋 powiedzie膰 o spotkaniu z pu艂­kownikiem Mayhew i wyja艣ni膰, 偶e nawi膮za艂 ju偶 kontakt z Ruchem Oporu. Zawsze, od dzieci艅stwa, zwierza艂 si臋 Harry'emu, pyta艂 go o rad臋 przy ka偶dej decyzji, jak膮 podejmowa艂 w czasie ca艂ej swojej policyjnej kariery, i nawet powiedzia艂 mu o swoich planach ma艂偶e艅s­kich, zanim jeszcze oznajmi艂 to w艂asnej matce. Kiedy Jill dowiedzia艂a si臋, 偶e jest w ci膮偶y, w drodze do jej rodzic贸w zadzwonili do Harry'ego, 偶eby zakomunikowa膰 mu t臋 radosn膮 nowin臋.

Teraz jednak nie zaufa艂 swojemu przyjacielowi.

— Zawsze by艂e艣 cz艂owiekiem, kt贸ry nale偶y do wielu organizacji. Dawniej by艂 to klub rugby, klub bokserski. Potem zosta艂e艣 sekretarzem Klubu Zbieraczy Znaczk贸w...

— Towarzystwa Filatelistycznego — sprostowa艂 z uraz膮 Harry.

— Zawsze lubi艂e艣 zebrania, przemowy i...

— Picie, to chcia艂e艣 powiedzie膰, prawda? Douglas uni贸s艂 r臋ce w ge艣cie pe艂nym szacunku.

— Dzi臋ki temu jeste艣 dobrym gliniarzem, Harry. I dlatego jeste艣my dobrym zespo艂em. To ty zawsze 艂azi艂e艣, wierci艂e艣 dziur臋 w brzuchu kapusiom, gada艂e艣 z 艂obuzami i wszystko zapisywa艂e艣 w pami臋ci. Ja taki nie jestem — jestem po prostu prawnikiem.

— Porozmawiaj z moimi przyjaci贸艂mi, Doug. Porozmawiaj z nimi, prosz臋.

— Wcale mi nie u艂atwiasz sprawy, Harry. Przyszed艂em tu, aby ci臋 przekona膰, 偶e musisz z nimi zerwa膰. A ty pr贸bujesz wci膮gn膮膰 w to r贸wnie偶 mnie.

— Prosz臋, Doug. — By艂 to w艂a艣ciwie tylko szept, ale p艂yn膮艂 prosto z serca, i Douglas z wielkim trudem zdo艂a艂 wytrwa膰 w przekonaniu, 偶e post臋puje logicznie i rozs膮dnie. Pokr臋ci艂 g艂ow膮.

Na korytarzu rozleg艂 si臋 odg艂os krok贸w, stukni臋cie obcas贸w staj膮cego na baczno艣膰 wartownika i jego g艂os:

— Heil Hitler!

Drzwi otworzy艂y si臋 i wszed艂 Huth. Mia艂 na sobie czarn膮 sk贸rzan膮 kurtk臋 Luftwaffe zapinan膮 na zamek b艂yskawiczny i wojskowe spodnie. Z jego normalnego munduru pozosta艂a jedynie koszula i krawat.

— Czy kt贸ry艣 z was zna jakiego艣 krawca? Potrzebuj臋 nowego munduru. — Wydawa艂o si臋, 偶e zupe艂nie nie zwr贸ci艂 uwagi na fakt, 偶e dwaj podw艂adni stoj膮 pochyleni nad jego biurkiem.

— Jest jeden taki na Lambeth Road — powiedzia艂 Harry, kt贸ry zawsze zna艂 odpowiedzi na takie pytania. — Szyje w艂a艣nie niemieckie mundury. Bardzo dobra robota.

— Nie mam zamiaru wyst臋powa膰 w konkursie pi臋kno艣ci — odpar艂 Huth. — Czy pracuje szybko? Musz臋 mie膰 to na jutro wiecz贸r.

— Zadzwoni臋 do niego, szefie. — Huth nie zareagowa艂 na ten zwrot i Douglas domy艣li艂 si臋, 偶e przyj膮艂 to ju偶 jako zwyk艂膮 form臋 wypowiedzi Woodsa. Harry nie by艂 w stanie opanowa膰 ca艂ej z艂o偶ono艣ci systemu rang SS.

— Jeszcze jedno, Harry — powiedzia艂 dziwnie grzecznie Huth. —-Mo偶e zechcia艂by pan pos艂a膰 to do dzia艂u fotograficznego i poprosi膰 ich o sporz膮dzenie negatywu i trzech tuzin贸w kopii? B臋d臋 ich potrzebowa艂 w ci膮gu godziny. Przygotowuj臋 listy go艅cze. — Poda艂 Harry'emu to samo zdj臋cie profesora Fricka, kt贸re skradziono Douglasowi. — I prosz臋 umie艣ci膰 wszystkich znajduj膮cych si臋 na tej fotografii na li艣cie os贸b do natychmiastowego aresztowania i przynie艣膰 mi j膮 do podpisu.

— Jedyn膮 osob膮 maj膮c膮 uprawnienia do podpisywania tych list jest genera艂 Kellerman — stwierdzi艂 Harry.

— Ju偶 nie — odpar艂 Huth. Douglas spojrza艂 na Woodsa, kt贸ry uni贸s艂 brwi.

Gdy Harry Woods wyszed艂 do dzia艂u fotograficznego, a Douglas usiad艂 przy swoim biurku, Huth podszed艂 i opar艂 si臋 o parapet okienny obok niego.

— Sier偶ant Woods jest bardzo pracowity — stwierdzi艂.

— Jest najlepszym gliniarzem w ca艂ym tym budynku.

— Ale nic mu to nie pomo偶e, chyba 偶e os艂oni go pan ogniem.

— O co chodzi? — spyta艂 Douglas.

— Jest pan odpowiedzialny za sier偶anta Woodsa — a to niebez­pieczna odpowiedzialno艣膰. O to chodzi. Jak d艂ugo, wed艂ug pana, zdo艂a go pan chroni膰 przed nieuniknionym?

— A jak pan s膮dzi? — spyta艂 Douglas ze spokojem, kt贸rego wcale nie czu艂.

— Niezbyt d艂ugo. — Douglas podni贸s艂 wzrok i zobaczy艂 jeden z ostrych jak brzytwa u艣miech贸w Hutha. — Niezbyt d艂ugo — po­wt贸rzy艂 Standartenf眉hrer.

— To wymaga pa艅skiego podpisu — rzek艂 Douglas. Odwr贸ci艂 dokument, 偶eby Huth m贸g艂 go przeczyta膰. Standartenf眉hrer jednak wyci膮gn膮艂 z艂ote poro z kieszonki koszuli i z艂o偶y艂 podpis nie patrz膮c.

— Nie chce pan tego przeczyta膰?

— To notatka od Kellermana — odpar艂 Huth. — Informuje mnie, 偶e w przysz艂o艣ci kt贸ra艣 z jego konferencji w sprawach administracyj­nych odbywa膰 si臋 b臋dzie we wtorek zamiast w jaki艣 inny dzie艅 tygodnia. W przysz艂o艣ci wiele decyzji zapada膰 b臋dzie we wtorek. Przekona si臋 pan, 偶e mam racj臋, nadinspektorze Archer.

Huth wyj膮艂 z kieszeni paczk臋 players贸w i zapali艂 papierosa z-niedba艂膮 gracj膮 filmowego kowboja. Zaci膮gn膮艂 si臋 i wypu艣ci艂 dym nosem.

— Poniewa偶 we wtorki nie b臋d臋 m贸g艂 w nich uczestniczy膰 — wyja艣ni艂 po chwili. — Genera艂 bardzo si臋 boi, 偶e moje uwagi mog膮 znale藕膰 si臋 w drukowanych sprawozdaniach z tych milutkich kon-ferencyjek. — Schowa艂 papierosy nie cz臋stuj膮c nimi Douglasa. — Kellerman podejrzewa, 偶e kto艣 mo偶e mu odebra膰 t臋 sympatyczn膮 prac臋. Pochlebia mi, 偶e uwa偶a mnie za najbardziej prawdopodobnego kandydata. Zgadza si臋 pan ze mn膮?

— Owszem, sir.

— Jest pan g艂upcem, nieprawda偶, Archer?

— Ostatnio wiele os贸b wyra偶a艂o tak膮 opini臋, sir.

Huth podni贸s艂 si臋 i odwr贸ci艂, by spojrze膰 przez okno. Na biurku Douglasa zadzwoni艂 miejski telefon.

— Nadinspektor Archer? M贸wi pu艂kownik Mayhew.

Douglas z niepokojem zerkn膮艂 na Hutha, kt贸ry nie przejawi艂 jednak najmniejszego zainteresowania.

— Tak? — zapyta艂 ostro偶nie.

— O ile si臋 orientuj臋, ma pan wieczorem z艂o偶y膰 wizyt臋 pannie Barga.

— Tak — odpowiedzia艂 Douglas. Zastanawia艂 si臋, czy centrala nagrywa t臋 rozmow臋.

— Spotkamy si臋 tam... czy dziewi膮ta odpowiada panu?

— Jak najbardziej. — Od艂o偶y艂 s艂uchawk臋 nie m贸wi膮c do widzenia. Spojrza艂 na Hutha, ale Standartenf眉hrer wci膮偶 patrzy艂 przez okno.

— Je艣li dobrze zrozumia艂em, zarz膮dza pan aresztowanie wszystkich os贸b, kt贸re znajduj膮 si臋 na fotografii?

— Owszem — odpar艂 Huth nie odwracaj膮c si臋.

— W zwi膮zku z morderstwem doktora Spode'a?

— W celu przes艂uchania tych ludzi w zwi膮zku z tym morderstwem.

— Istniej膮 powa偶ne powody, by przypuszcza膰, 偶e morderstwo pope艂ni艂 jego m艂odszy brat. Z ca艂膮 pewno艣ci膮 by艂 tego dnia w miesz­kaniu na Shepherd Market.

— Nie mam zdania w tej sprawie — stwierdzi艂 Huth. — Chc臋, 偶eby wszyscy zostali aresztowani.

— To znaczy, 偶e je偶eli znajd臋 kogokolwiek z personelu profesora Fricka, mam go aresztowa膰 i przes艂ucha膰? — Douglas by艂 poirytowany pow艣ci膮gliwo艣ci膮 Hutha.

— Nie znajdzie pan profesora Fricka i w膮tpi臋, czy uda si臋 panu znale藕膰 kogokolwiek z jego personelu.

— Dlaczego?

Huth wolno odwr贸ci艂 si臋 i spojrza艂 na Douglasa.

— Dlatego, 偶e wsp贸艂pracownicy profesora Fricka znajduj膮 si臋 pod ochron膮 niemieckiej armii.

— A te listy go艅cze, kt贸re przed chwil膮 poleci艂 pan przygotowa膰 Harry'emu...?

— To tylko podst臋p. Chcemy zmusi膰 tych wojskowych idiot贸w, 偶eby powiedzieli nam, gdzie oni s膮... a nawet by pozwolili nam si臋 z nimi zobaczy膰.

— Rozumiem — odpar艂 Douglas, nie rozumiej膮c jednak niczego. Czy偶by Huth nie widzia艂 biletu kolejowego do Bringle Sands, kt贸ry znajdowa艂 si臋 w kieszeni denata? Harry Woods musia艂 go wi臋c zniszczy膰. Teraz nie mia艂 ju偶 w膮tpliwo艣ci, 偶e zesp贸艂 profesora Fricka pracuje dla armii niemieckiej gdzie艣 w okolicy Bringle Sands, sk膮d przyjecha艂 cz艂owiek, kt贸rego p贸藕niej zamordowano.

— Je偶eli dowie si臋 pan, gdzie armia schowa艂a pracownik贸w naukowych profesora Fricka — oznajmi艂 Huth — za艂atwi臋 Harry'emu Woodsowi tak膮 opiek臋, 偶e nikt nie b臋dzie mu w stanie nic zrobi膰. —

Zaci膮gn膮艂 si臋 papierosem nie spuszczaj膮c wzroku z Douglasa. — W Berlinie pracowa艂 dla mnie pijaczek homoseksualista. Przy nie­kt贸rych jego wywrotowych wypowiedziach nawet pan by zblad艂.

— Bardzo 艂atwo bledn臋 — powiedzia艂 Douglas.

Huth go nie s艂ucha艂. Jego stalowoszare oczy wwierca艂y si臋 w Ar-chera.

— Wie pan, co zrobi艂em? Da艂em cynk, 偶e dzia艂a jako prowoka­tor. — Roze艣mia艂 si臋. — Wspania艂a obrona, nie uwa偶a pan? Od tej pory nie musia艂 si臋 nikogo obawia膰.

— A kogo mia艂by si臋 obawia膰 Harry Woods?

— No c贸偶, z ca艂膮 pewno艣ci膮 nie tego siwow艂osego, ojcowskiego, starego Fritza Kellermana. To pruski d偶entelmen starej daty. — Huth zn贸w si臋 roze艣mia艂, za艂o偶y艂 p艂aszcz i wzi膮艂 kawa艂ek papieru, na kt贸rym Harry Woods napisa艂 nazwisko oraz adres krawca z Lambeth Road. Gdy zbli偶y艂 si臋 do drzwi, odwr贸ci艂 si臋 i zapyta艂: — Znajdzie pan dla mnie m艂odego Spode'a?

— Chyba tak.

— Czas ucieka — stwierdzi艂 Huth i wyszed艂.

Rozdzia艂 19

Douglas u艣miechn膮艂 si臋 do samego siebie, kiedy po raz pierwszy spostrzeg艂 tego m臋偶czyzn臋. By艂 to cz艂owiek, jakiego rzeczywi艣cie m贸g艂by wybra膰 Huth. Kr臋py, o rumianej cerze ska偶onej m艂odzie艅czym tr膮dzikiem, w wieku jakich艣 dwudziestu lat, mo偶e troch臋 m艂odszy. Mia艂 na sobie p艂aszcz z paskiem i tweedowy kapelusz, z rodzaju tych, jakie ch臋tnie nosili w臋dkarze i profesorowie college'ow. W r臋ku trzyma艂 zwini臋ty niedbale parasol i plan miasta, do kt贸rego zagl膮da艂, kiedy tylko Douglas si臋 zatrzymywa艂.

Na Haymarket Douglas wskoczy艂 do przeje偶d偶aj膮cego autobusu. Pomost by艂 ju偶 zat艂oczony, ale pozostali pasa偶erowie przesun臋li si臋, robi膮c Archerowi miejsce. Popatrzy艂 do ty艂u i zobaczy艂, jak m艂ody cz艂owiek przeciska si臋 przez t艂um wracaj膮cych do domu urz臋dnik贸w i wyci膮ga g艂ow臋, by go nie straci膰 z pola widzenia. Ko艂o Piccadilly Circus Archer zgubi艂 swego prze艣ladowc臋. W po艂owie drogi do Regent Street wysiad艂 z autobusu i ruszy艂 na wsch贸d, do Soho.

By艂o zbyt wcze艣nie, 偶eby wst膮pi膰 do baru Berty. Poszed艂 wi臋c pi臋tro wy偶ej i odda艂 po偶yczony smoking Charliemu Rossi. Charlie mrucza艂 pod nosem, 偶e dostaje go z plamami, ale par臋 papieros贸w poprawi艂o mu humor. Na p贸艂ce le偶a艂 r贸wnie偶 przygotowany w艂asny smoking Rossiego, z艂o偶ony staranniej ni偶 kiedykolwiek. Douglas pami臋ta艂 czasy, kiedy wypo偶yczalnia Rossiego s艂yn臋艂a z tego, 偶e przek艂adano w niej ubrania czarn膮 i bia艂膮 bibu艂k膮, upinano wszystko mn贸stwem szpilek i pakowano do pi臋knych pude艂ek z nazwiskiem Charliego wypisanym ozdobnym pismem. Teraz staruszek owija艂 garnitury w gazet臋.

Douglas zmusi艂 Charliego do przyj臋cia zap艂aty za wypo偶yczenie ubrania, on za艣 zrewan偶owa艂 si臋, wyci膮gaj膮c spod kontuaru butelk臋 marsali i dwie szklanki. W por贸wnaniu z innymi swoimi kolegami po fachu Charlie Rossi m贸g艂 si臋 uwa偶a膰 za szcz臋艣liwego cz艂owieka, jako W艂och uwa偶any by艂 bowiem za sprzymierze艅ca Niemc贸w. Ale wszyscy wiedzieli doskonale, jak Charlie od ponad dziesi臋ciu lat u偶ywa sobie na Mussolinim.

Zmierzcha艂o ju偶, gdy Douglas wyszed艂 na zat艂oczone uliczki Soho. Mimo ogranicze艅 w zu偶yciu elektryczno艣ci, ci膮gle by艂o tu sporo o艣wietlonych reklam i Niemcy w mundurach r贸偶nych broni ochoczo wydawali pieni膮dze na oferowane wsz臋dzie rozkosze. Na ko艅cu Old Compton Street przydzielony do policji z West End Central pododdzia艂 Feldgendarmerie obsadzi艂 sta艂y punkt kontrolny. Podoficer pozna艂 Douglasa i przepu艣ci艂 go za ogrodzenie przed dwoma umundurowa­nymi na czarno oficerami broni pancernej i ich przyjaci贸艂kami. Protestowali g艂o艣no, ale feldfebel 偶andarmerii wyja艣ni艂 im, 偶e Douglas jest oficerem SIPO. To natychmiast zamkn臋艂o oficerom usta.

Douglas spieszy艂 si臋. Skr臋ci艂 na po艂udnie ko艂o ruin Palace Theatre, zaro艣ni臋tych teraz chwastami i dzikimi kwiatami, kt贸rym podobno doskonale s艂u偶y艂y kordytowe osady w glebie. W dolnej cz臋艣ci Charing Cross Road zatrzyma艂 si臋, by spojrze膰 na wystawiony przed sklepem stela偶 z ksi膮偶kami. I wtedy zobaczy艂 go znowu. Huth zapewne wyznaczy艂 do tej roli do艣wiadczonego cz艂owieka. Archer zastanawia艂 si臋, czy ma to jaki艣 zwi膮zek z telefonem od pu艂kownika Mayhew — ale przecie偶 wygl膮da艂o na to, 偶e Huth zupe艂nie nie zwr贸ci艂 na t臋 rozmow臋 uwagi. Zatrzyma艂 si臋, aby da膰 pensa staruszkowi obracaj膮­cemu korbk膮 katarynki, i odwr贸ci艂 si臋. M臋偶czyzna stan膮艂 i spojrza艂 na plan miasta.

Poirytowany Douglas postanowi艂 urwa膰 mu si臋 raz na zawsze. Przeciska艂 si臋 szybko przez t艂um, trzymaj膮c blisko 艣cian budynk贸w. Kiedy dotar艂 do wej艣cia do metra na Leicester Square, zbieg艂 szybko po schodach, wymijaj膮c wchodz膮cych na g贸r臋. Gdy znalaz艂 si臋 w dolnym westybulu, przebieg艂 przez 艣rodek hali, obok kas, automat贸w biletowych i kiosk贸w. Trzymaj膮c w r臋ku legitymacj臋 policyjn膮, min膮艂 biletera, kt贸ry skin膮艂 mu g艂ow膮. Potem zacz膮艂 zbiega膰 ruchomymi schodami, kt贸re prowadzi艂y na perony linii Piccadilly.

Peron by艂 zat艂oczony. Douglas pomy艣la艂, 偶e 艣ledz膮cy go m艂ody cz艂owiek pewnie wci膮偶 szuka drobnych przy kasie albo sprzecza si臋 z bileterem. Ale specjalnie na to nie liczy艂. Przecisn膮艂 si臋 mi臋dzy lud藕mi do pierwszego poci膮gu. Dy偶urny pom贸g艂 wepchn膮膰 si臋 do 艣rodka kilku ostatnim pasa偶erom. Automatyczne drzwi zatrzasn臋艂y si臋 z hu­kiem i metro ruszy艂o.

Na nast臋pnej stacji — Piccadilly Circus — Douglas odczeka艂 do momentu, w kt贸rym drzwi w艂a艣nie mia艂y si臋 zamkn膮膰, i wyskoczy艂 na peron. Potem przeszed艂 na drug膮 stron臋, do poci膮g贸w jad膮cych na p贸艂noc. Sta艂, dop贸ki z wagon贸w nie zacz臋li wysypywa膰 si臋 pasa偶erowie, a potem wmiesza艂 si臋 w t艂um i wraz z nim skierowa艂 do tuneli prowadz膮cych w stron臋 wyj艣cia.

W艂a艣nie znajdowa艂 si臋 na dolnym pode艣cie ruchomych schod贸w, kiedy ponownie zobaczy艂 艣ledz膮cego go m臋偶czyzn臋. Tamten zrezyg­nowa艂 ju偶 z pr贸b zamaskowania swoich intencji i gdy Douglas zatrzyma艂 si臋, aby spojrze膰 za siebie, nie wetkn膮艂 nosa w plan miasta. Archer wszed艂 na schody i stan膮艂 nieruchomo, pozwalaj膮c unosi膰 si臋 ku g贸rze. Obydwaj musieli cho膰 przez chwil臋 z艂apa膰 oddech. Pozornie nie zwracaj膮c na siebie uwagi, patrzyli na przep艂ywaj膮ce obok nich og艂oszenia i g艂臋bokimi haustami wci膮gali cieple, st臋chle powietrze.

Od tej pory ich pojedynek stawa艂 si臋 pr贸b膮 si艂. Obydwaj wm贸wili sobie, 偶e nie istnieje nic wa偶niejszego. Zm臋czony i zdenerwowany Douglas doszed艂 do wniosku, 偶e je艣li nie uda mu si臋 zgubi膰 ogona, stanie si臋 po艣miewiskiem ca艂ej Policji Metropolitalnej. Odwr贸ci艂 si臋, by oszacowa膰 swego przeciwnika. Tunele linii Piccadilly po艂o偶one s膮 najg艂臋biej w ca艂ym londy艅skim metrze i stanowi膮 najni偶sz膮 cz臋艣膰 sieci kolejowej. Schody ruchome prowadz膮ce z peron贸w na poziom ulicy s膮 bardzo d艂ugie. Douglas obserwowa艂 m臋偶czyzn臋 uwa偶nie. Tamten bawi艂 si臋 r膮czk膮 parasola i nie patrzy艂 do g贸ry. Mo偶e by艂 to dobry znak. Je偶eli s膮dzi艂, 偶e Douglas zrezygnowa艂 z urwania si臋 spod obserwacji, ostatni wybieg mo偶e si臋 uda膰.

Kiedy wreszcie Douglas dotar艂 na sam szczyt, machn膮艂 legitymacj膮 bileterowi, ale zamiast wyj艣膰, odwr贸ci艂 si臋 i zacz膮艂 zje偶d偶a膰 w d贸艂 s膮siednimi schodami. Wkr贸tce obaj m臋偶czy藕ni znale藕li si臋 obok siebie, jad膮c w przeciwnych kierunkach. Twarz 艣cigaj膮cego wykrzywi艂 grymas w艣ciek艂o艣ci. Wsun膮艂 parasol za pasek p艂aszcza i zacz膮艂 przechodzi膰 z jednych schod贸w na drugie. Schwyci艂 jedn膮 r臋k膮 podstaw臋 lampy elektrycznej i przeturla艂 si臋 tak, 偶e opar艂 jedn膮 nog臋 na ruchomej por臋czy schod贸w, kt贸rymi zje偶d偶a艂 Douglas. Przez moment wygl膮da艂o na to, 偶e upadnie. Ale zaraz ze zr臋czno艣ci膮 akrobaty przerzuci艂 przez por臋cz ca艂e cia艂o i z艂apa艂 j膮 woln膮 r臋k膮. W tym momencie jednak lu藕no zwini臋ty parasol wy艣lizgn膮艂 mu si臋 zza paska i upad艂 z trzaskiem na schody, a on potoczy艂 si臋 w 艣lad za nim. Jaka艣 kobieta krzykn臋艂a przera藕liwie.

Wyl膮dowa艂 ci臋偶ko na ugi臋tych kolanach, pochylony do przodu, jakby mia艂 zemdle膰 lub zwymiotowa膰. Gdy stan膮艂 prosto, Douglas zobaczy艂, 偶e trzyma parasol obur膮cz. Jego d艂onie rozsun臋艂y si臋 na boki i nagle b艂ysn臋艂o stalowe ostrze ukryte w bambusowym trzonku. Skoczy艂 do przodu.

Rzuci艂 si臋 na Douglasa rozk艂adaj膮c szeroko ramiona i unosz膮c wysoko sztylet w zaci艣ni臋tej pi臋艣ci. Zupe艂nie nie zwraca艂 uwagi na swe w艂asne bezpiecze艅stwo. Jego d艂o艅 zacz臋艂a opada膰 艂ukiem, kt贸ry powinien zako艅czy膰 si臋 w sercu Douglasa, gdyby ogarni臋ty przera偶e­niem nadinspektor nie zachwia艂 si臋 nagle na kraw臋dzi stopnia. Klinga przeci臋艂a naramiennik p艂aszcza i zawadzi艂a o ucho Archera, z kt贸rego trysn臋艂a krew.

Kobieta krzykn臋艂a znowu i teraz krzycza艂a ju偶 bez przerwy. Inny g艂os wzywa艂 policj臋. M臋偶czyzna robi艂 ju偶 zamach do nast臋pnego ci臋cia. Twarz mia艂 tak blisko twarzy Douglasa, 偶e nadinspektor poczu艂 jego ciep艂y oddech i zobaczy艂 szeroko rozwarte oczy zab贸jcy. Do艣wiadczenie i trening nakazywa艂y mu czeka膰 i stosowa膰 jedynie to minimum si艂y, na kt贸re prawo zezwala w przypadku samoobrony. Instynkt jednak kaza艂 mu walczy膰.

Uderzy艂. Us艂ysza艂, 偶e m臋偶czyzna krzykn膮艂 z b贸lu, i poczu艂, jak jego pi臋艣膰 l膮duje na twarzy napastnika. Ale cios nie powstrzyma艂 skoku atakuj膮cego m臋偶czyzny. Ca艂ym ci臋偶arem run膮艂 na Douglasa i przez moment wydawa艂o si臋, 偶e upadn膮 obaj. Archer zdo艂a艂 jednak chwyci膰 si臋 por臋czy i spr贸bowa艂 uskoczy膰 w bok. Przyci艣ni臋ty do por臋czy, kopn膮艂 gwa艂townie. Jego but trafi艂 napastnika pod kolanem, wywo艂uj膮c g艂o艣ny wrzask b贸lu.

M臋偶czyzna z ugi臋tymi kolanami i roz艂o偶onymi na boki ramionami spada艂 po schodach g艂ow膮 do przodu. Uderzy艂 z trzaskiem o stopie艅 i odbi艂 si臋, jego r臋ce i nogi m艂贸ci艂y rozpaczliwie powietrze. Ale nic ju偶 nie by艂o w stanie zahamowa膰 dalszego spadania. Kiedy run膮艂 wreszcie na dolny podest, mo偶na by艂o odnie艣膰 wra偶enie, 偶e eksplodowa艂. Buty, kapelusz, parasol i mapa rozlecia艂y si臋 w r贸偶ne strony, w p艂aszczu p臋k艂 pasek, odpad艂y guziki, a po艂y zawin臋艂y si臋 mu wok贸艂 g艂owy.

Kiedy Douglas dotar艂 na d贸艂, zd膮偶y艂 si臋 ju偶 tam zebra膰 niewielki t艂um. Wkr贸tce przyby艂a r贸wnie偶 policja kolejowa. M臋偶czyzna by艂 martwy. Jego czaszka p臋k艂a, twarz mia艂 zmia偶d偶on膮. Douglas zacz膮艂 przeszukiwa膰 kieszenie zabitego. Od wewn臋trznej strony marynarki, w specjalnie wszytej kieszeni, znajdowa艂 si臋 cienki plik ulotek Ruchu Oporu, zamieniony teraz w krwaw膮 papk臋. W portfelu by艂o ponad dwie艣cie funt贸w w pi臋ciofuntowych banknotach i fa艂szywa przepustka na godzin臋 policyjn膮, kt贸ra nie zwiod艂aby nawet najbardziej kr贸tko­wzrocznego dow贸dcy patrolu.

Douglas odczeka艂, a偶 zabrano cia艂o, i porozmawia艂 chwil臋 z ofice­rem s艂u偶bowym ze Scotland Yardu, chc膮c si臋 upewni膰, 偶e raport z tego wypadku natychmiast trafi na biurko standartenf眉hrera Hutha. Odrzuci艂 propozycj臋 przebadania i opatrzenia rany karku i ucha. By艂 ju偶 sp贸藕niony na spotkanie z Barbar膮 Barg膮.

Rozdzia艂 20

Ixiedy by艂em jeszcze pocz膮tkuj膮cym inspektorem, cz臋sto musia艂em interweniowa膰 w czasie sobotnich burd pijackich. Ale to by艂o co艣 zupe艂nie innego. Nigdy nie wyobra偶a艂em sobie, 偶e b臋dzie pr贸bowa艂 mnie zamordowa膰 jaki艣 zdeterminowany dzieciak z no偶em w r臋ku. — Douglas siedzia艂 wygodnie w najlepszym fotelu i popija艂 •z kubka gor膮c膮 zup臋.

— A czy nie przypuszczasz — zapyta艂a Barbara — 偶e on mia艂 jaki艣 zwi膮zek ze standartenf眉hrerern Huthem?

— I chcia艂 mnie zabi膰 na jego polecenie? Huth nie musia艂by zadawa膰 sobie takiego trudu. Teraz, kiedy zosta艂 upowa偶niony do podpisywania spis贸w os贸b do natychmiastowego aresztowania, m贸g艂by mnie wpakowa膰 do obozu koncentracyjnego i nikt by ju偶 mnie wi臋cej nie zobaczy艂.

Wzdrygn臋艂a si臋.

— A mo偶e wys艂a艂 go, 偶eby ci臋 przestraszy膰?

— Huth nap臋dza mi stracha i bez tego — odpar艂 Douglas. — Nie potrzebuje nikogo, kto wymachiwa艂by sztyletami.

Barbara podesz艂a do fotela od ty艂u i przechyli艂a si臋 przez oparcie, 偶eby go poca艂owa膰.

— Biedactwo — powiedzia艂a. — Mo偶e chcesz jeszcze fili偶ank臋 zupy?

— Nie, dzi臋kuj臋. Ju偶 mi starczy.

— Wci膮偶 uwa偶am, 偶e powiniene艣 napi膰 si臋 szkockiej. — Poda艂a mu kromk臋 chleba i widelec do opiekania. — Prze偶y艂e艣 szok.

Douglas wzi膮艂 od niej widelec i chleb i pochyli艂 si臋, aby przysun膮膰 go do sycz膮cych p艂omieni gazowych. R臋ka mu dr偶a艂a.

— W Anglii przypiekanie grzanki nale偶y do obowi膮zk贸w m臋偶­czyzn — wyja艣ni艂. Chcia艂 w ten spos贸b powiedzie膰, 偶eby nie traktowa艂a go jak kalek臋.

— Albo jest to podst臋pny spos贸b Anglik贸w, 偶eby nikogo innego nie dopu艣ci膰 do ognia.

— Czy tak w艂a艣nie wygl膮daj膮 twoje do艣wiadczenia z Anglikami?

— Z niekt贸rymi z nich... Ludzie stali si臋 przygn臋bieni i nerwowi, prawda, Douglasie? Ich brak pewno艣ci siebie sprawia, 偶e staj膮 si臋 nieszczerzy i trudno mie膰 do nich zaufanie. — Przerwa艂a, obawiaj膮c si臋, czy przypadkiem go nie obrazi艂a.

— Zawsze byli艣my tacy — odpar艂 Douglas. — Ale je偶eli tak to czujesz, to po co nadstawiasz g艂ow臋 zadaj膮c si臋 z... — Nie wymieni艂 jednak nazwisk Mayhew, Bensona i Stainesa.

— Ojej, ale偶 jeste艣 dyskretny, Doug — powiedzia艂a. — Widz臋, 偶e dobre imi臋 damy jest u ciebie zupe艂nie bezpieczne.

Grzanka zacz臋艂a dymi膰. Douglas odwr贸ci艂 j膮 i teraz opieka艂 drug膮 stron臋.

— Nie odpowiedzia艂a艣 na moje pytanie.

— Powiedzmy, 偶e nie potrafi臋 si臋 oprze膰 utytu艂owanemu Ang­likowi.

Douglas wiedzia艂, 偶e by艂y inne powody, ale nie nalega艂. Przez radio nadawano muzyk臋 taneczn膮, prosto z sali balowej hotelu „Savoy'. Carrol Gibbons gra艂 na swoim s艂ynnym bia艂ym fortepianie. Przez par臋 minut s艂uchali piosenkarza 艣piewaj膮cego „Anything Goes'.

Poda艂a mas艂o do grzanki — jasne, domowej roboty i bardzo smaczne.

— W gruncie rzeczy nie mam z tym nic wsp贸lnego, Doug — powiedzia艂a nagle. — Ale poniewa偶 mam swoj膮 sta艂膮 kolumn臋 w gazecie, mog臋 by膰 cenna dla pu艂kownika i innych... A z mojego punktu widzenia jest to temat, kt贸rego dobry reporter nie ma prawa przepu艣ci膰.

— Ale w jaki spos贸b nawi膮zali z tob膮 kontakt? I dlaczego uznali, 偶e mog膮 mie膰 do ciebie zaufanie?

— M贸j by艂y m膮偶 pracuje w Waszyngtonie dla Departamentu Stanu.

Aha, wi臋c to tak, pomy艣la艂 Douglas. By艂y m膮偶!

— I pomaga ludziom kontradmira艂a Conolly'ego w znalezieniu odpowiednich doj艣膰.

— Jakie Conolly ma szanse?

— Ma... — chcia艂a wyg艂osi膰 jak膮艣 偶artobliw膮 uwag臋, ale zobaczy艂a, jak bardzo Douglasowi zale偶y na jej odpowiedzi. — Nie za dobre, Douglasie. Kongres nie ufa wojskowym przyw贸dcom. Maj膮 z nimi zbyt wiele do czynienia w Ameryce Po艂udniowej. Gdyby w Waszyng­tonie by艂 Churchill albo lord Halifax, czy w og贸le kto艣, o kim wcze艣niej s艂yszeli... — Odczeka艂a chwil臋, 偶eby zobaczy膰 jego reakcj臋 na t臋 pesymistyczn膮 ocen臋. Skin膮艂 g艂ow膮. — Pu艂kownik Mayhew — ci膮gn臋艂a dalej — wierzy, 偶e wydobycie kr贸la spod stra偶y Niemc贸w warte by艂oby niemal ka偶dej ceny.

— Mnie te偶 to powiedzia艂 — przytakn膮艂 Douglas. — Ale przecie偶 ostrzeg艂a艣 mnie przed nim i ca艂膮 reszt膮.

— I ostrzegam ci臋 dalej — u艣cisn臋艂a jego r臋k臋 z czu艂o艣ci膮. — Kiedy Mayhew m贸wi, 偶e zaryzykuje niemal wszystko, to znaczy, 偶e zaryzykuje dowoln膮 liczb臋 takich jak ty.

— Nie lubisz Mayhew?

— Za bardzo przypomina mi mojego by艂ego m臋偶a — powiedzia艂a. Douglasa ucieszy艂y obie te opinie.

Pu艂kownik Mayhew przyby艂 kwadrans po dziewi膮tej. Wszed艂 do ciasnego, niewielkiego saloniku strz膮saj膮c krople deszczu ze swego p艂aszcza.

— Dobry wiecz贸r, Archer. — Zdj膮艂 p艂aszcz. — W zwi膮zku z godzin膮 policyjn膮 zamykaj膮 „Boodles and Whites' zbyt wcze艣nie, i kto艣 taki jak ja nie ma gdzie sp臋dzi膰 wieczoru.

Barbara i Douglas u艣miechn臋li si臋 uprzejmie. Oboje wiedzieli, 偶e Mayhew nigdy nie nale偶a艂 do ludzi, kt贸rzy sp臋dzali wieczory w klubach.

— Co si臋 panu sta艂o w kark? — zainteresowa艂 si臋 pu艂kownik.

— Jaki艣 ch艂opak dzi艣 wieczorem usi艂owa艂 mnie zasztyletowa膰 — rzek艂 Douglas.

— M贸j Bo偶e! — zawo艂a艂 Mayhew. — Wygl膮da na to, 偶e niewiele brakowa艂o, a uda艂oby mu si臋. Kto to by艂?

— Jeden z pa艅skich ch艂opc贸w, jak s膮dz臋 — odpar艂 Douglas.

— Nie mam 偶adnych ch艂opc贸w — stwierdzi艂 ch艂odnym tonem Mayhew. — Jest tu jaki艣 korkoci膮g? — Podni贸s艂 do g贸ry butelk臋 wina, kt贸r膮 wyj膮艂 z kieszeni p艂aszcza.

Barbara trzyma艂a ju偶 korkoci膮g w r臋ku.

— Ach, ci praktyczni Amerykanie — zauwa偶y艂 Mayhew. Ze zr臋czno艣ci膮 kelnera zdj膮艂 foli臋 z szyjki, wytar艂 g贸r臋 korka i wyci膮gn膮艂 go nie wstrz膮saj膮c butelki. — Nie mam 偶adnych ch艂opc贸w — powt贸rzy艂, unosz膮c butelk臋 pod 艣wiat艂o, 偶eby sprawdzi膰, czy nie poruszy艂 osadu. — I nie mam r贸wnie偶 zab贸jc贸w na zawo艂anie.

Douglas poda艂 mu ulotk臋.

— W jego kieszeni pe艂no by艂o tego — oznajmi艂. Mayhew uj膮艂 j膮 za r贸g i podni贸s艂 z wyra藕nym niesmakiem.

— Co to za plamy? — zapyta艂 i odda艂 ulotk臋 Douglasowi.

— Krew — odpar艂 Archer. — On nie 偶yje.

— Ludzie chc膮 co艣 robi膰 — wtr膮ci艂a si臋 Barbara. — Nawet je偶eli jest to tylko rozdawanie ulotek z takimi has艂ami. Chc膮 okaza膰, jak bardzo nienawidz膮 Niemc贸w.

— No prosz臋 — rzek艂 Mayhew. — Ci Amerykanie! Porywczy, niecierpliwi i tak pe艂ni energii. — Poda艂 im obojgu kieliszki.

— Na zdrowie — powiedzia艂 Douglas. Wypili wino. — Moja praca — m贸wi艂 dalej — polega na walce z przest臋pcami. Brytyjskie spo艂ecze艅stwo ma prawo by膰 chronione przed morderstwami, rabun­kiem i przemoc膮. Czy musz臋 t艂umaczy膰 ofiarom tych przest臋pstw, 偶e nie lubi臋 pracowa膰 pod zwierzchnictwem Niemc贸w? — Dotkn膮艂 karku. Bola艂 coraz bardziej i zaczyna艂 pulsowa膰.

— Nie gor膮czkuj si臋, ch艂opie. Nikt nie krytykuje policji, podobnie jak nikt przy zdrowych zmys艂ach nie b臋dzie twierdzi膰, 偶e stra偶 po偶arna zachowuje si臋 nielojalnie, bo gasi ogie艅, cho膰 jest podporz膮dkowana Niemcom.

— 呕a艂uj臋, 偶e nikt nie wyja艣ni艂 tego temu ch艂opakowi, kt贸ry mnie napad艂.

— Jest pan szczeg贸lnym przypadkiem. — Mayhew odstawi艂 kieliszek, uni贸s艂 d艂onie, by ogrza膰 je przy ogniu, i zatar艂 je energicz­nie. — To propagowanie osi膮gni臋膰 „Archera z Yardu'... Oczywi艣cie wiem, 偶e wcale pan tego nie popiera. — U艣miechn膮艂 si臋 jak gwiazda filmowa do fotografa. — Ale znani ludzie zawsze nara偶eni s膮 na ataki. Nikt z ch贸rzyst贸w, tancerzy czy muzyk贸w, kt贸rzy wyst臋puj膮 w „Pa­lladium' w specjalnych rewiach dla Wehrmachtu, nie dostaje list贸w z pogr贸偶kami. Otrzymuje je natomiast Maurice Chevalier — podobnie jak inne najs艂awniejsze gwiazdy.

Barbara unios艂a opr贸偶niony kieliszek, wi臋c Mayhew dola艂 jej wina.

— Ale przecie偶 to wszystko akademickie rozwa偶ania, pu艂kow­niku — powiedzia艂a. — Teraz nale偶y szybko zrobi膰 co艣, co zapobiegnie dalszym pr贸bom zabicia Douglasa.

— C贸偶 pani chce, 偶ebym zrobi艂, moja droga? Czy powinienem rozpu艣ci膰 wiadomo艣膰, 偶e Douglas Archer jest obecnie pe艂noetatowym cz艂onkiem Ruchu Oporu?

— Jezu Chryste, pu艂kowniku — powiedzia艂a Barbara. — Chce go pan wystawi膰 na cel ka偶dego wariata i g艂upka, kt贸ry zjawi si臋 w pobli偶u?

— Zrobi臋 wszystko, co pani i nadinspektor sobie za偶yczycie. S膮dz臋 jednak, 偶e po chwili zastanowienia sami pa艅stwo przyznacie, 偶e o wiele bardziej niebezpiecznie jest mie膰 opini臋, i偶 nale偶y si臋 do Ruchu Oporu, ni偶... — Nie doko艅czy艂 zdania.

— Pu艂kownik Mayhew ma racj臋, Barbaro. Po prostu b臋d臋 musia艂 by膰 ostro偶niej szy.

— Najprawdopodobniej oka偶e si臋 to najlepszym rozwi膮zaniem — o艣wiadczy艂 Mayhew. — Z tego, co mi pan powiedzia艂, mo偶na s膮dzi膰, 偶e nikt nie b臋dzie przypuszcza艂, i偶 ten zamach by艂 jak膮艣 inscenizacj膮. — Upi艂 nieco wina. — Od tej pory Niemcy b臋d膮 pana uwa偶ali za jednego z najbardziej godnych zaufania ludzi.

— A je艣li nast臋pny zamach si臋 uda — rzek艂 Douglas — postawi膮 mi pomnik. W pa艅skich ustach brzmi to niezwykle atrakcyjnie, pu艂kowniku.

Mayhew u艣miechn膮艂 si臋. By艂 to zara藕liwy u艣miech i wbrew swoim uczuciom Douglas odpowiedzia艂 mu r贸wnie偶 u艣miechem.

— Tak ju偶 lepiej — powiedzia艂 pu艂kownik. — Kiedy kr贸l b臋dzie wolny i opublikuje o艣wiadczenie na temat prawdziwego statusu kontradmira艂a Conolly'ego, wszystko zacznie uk艂ada膰 si臋 w ca艂o艣膰.

— Dok膮d uda si臋 kr贸l? — spyta艂a Barbara.

— Wielu ludzi prze偶yje rozczarowanie. Jak s膮dz臋, spodziewaj膮 si臋 go w Ottawie. Ale politycznie bardziej b臋dzie przydatny w Waszyng­tonie. Jednak Jego Kr贸lewska Wysoko艣膰 mo偶e zechcie膰 przy艂膮czy膰 si臋 do swojego brata na Bahamach, albo nawet uda膰 si臋 na Bermudy...

— Wypij臋 toast na t臋 intencj臋 — oznajmi艂a.

— A Barbara Barga b臋dzie mia艂a z tego wszystkiego wy艂膮czny materia艂 — doda艂 Mayhew.

— Mam na to niewielkie szanse — odpar艂a Barbara. Wypi艂a wino. — Czy rzeczywi艣cie jest taka mo偶liwo艣膰?

— Prowadzili艣my rozmowy z cz艂owiekiem o nazwisku Georg von Ruff. To genera艂 major ze sztabu admira艂a Canarisa, dow贸dcy Abwehry — wywiadu wojskowego. Jest wprawdzie genera艂em, ale r贸wnie偶 nale偶y do zdecydowanych przeciwnik贸w Hitlera. Wspomina艂 nawet kiedy艣, 偶e istnieje plan jego zamordowania.

— I wierzy mu pan? — zapyta艂 Douglas.

— Owszem, wierz臋 — stwierdzi艂 Mayhew. — To ludzie ze 艣wiet­nych niemieckich rodzin, zawodowi 偶o艂nierze starej daty. Nie czuj膮 偶adnej sympatii ani do NSDAP, ani do tych 艂obuz贸w z SS.

— Rzeczywi艣cie, istniej膮 powa偶ne tarcia mi臋dzy niemieck膮 armi膮 okupacyjn膮 a SS — przytakn膮艂 Douglas.

— I my musimy to wykorzysta膰 — powiedzia艂 Mayhew. — Dzi臋kuj臋 Opatrzno艣ci, 偶e musz臋 negocjowa膰 z tymi Prusakami, a nie z esesma艅skimi opryszkami.

— Ale czy oni rzeczywi艣cie co艣 zrobi膮? — zapyta艂a Barbara. — Mo偶e to tylko pr贸偶ne gadanie?

— Spodziewaj膮 si臋 pewnych korzy艣ci — wyja艣ni艂 Mayhew. — Poza tym armia bardzo ostro protestuje przeciwko nowym koncepcjom, wed艂ug kt贸rych Wielka Brytania mia艂aby w nied艂ugim czasie przej艣膰 pod zarz膮d Reichskommissariatu, znalaz艂aby si臋 wtedy bowiem poza kompetencjami naczelnego dow贸dztwa wojsk l膮dowych. Wojskowi chc膮 tu pozosta膰 przy w艂adzy i s膮dz臋, 偶e by艂oby to r贸wnie偶 naszym interesem. Wszystko, co mo偶e podwa偶y膰 autorytet Kellermana i jego SS, automatycznie przynosi korzy艣ci wojsku.

— Uwolnienie kr贸la rzeczywi艣cie zrobi艂oby z SS durni贸w — przytakn膮艂 Douglas. — Prawdopodobnie Kellerman zosta艂by usu­ni臋ty.

— Pan za艣 twierdzi, 偶e mog艂oby to urz膮dza膰 tego pa艅skiego Hutha, prawda? — rzek艂 Mayhew.

— Owszem — stwierdzi艂 Douglas. — Ale dopiero si臋 oka偶e, w jakim stopniu by艂by sk艂onny wsp贸艂dzia艂a膰.

— Je偶eli Huth zostanie dopuszczony do tajemnicy — powiedzia艂a Barbara — mo偶e was zdradzi膰.

— W艂a艣nie w tej sprawie nadinspektor Archer zgodzi艂 si臋 nam pom贸c — wyja艣ni艂 Mayhew. — Mo偶e w czasie rozmowy z Huthem poczyni膰 pewne aluzje na temat naszego planu, a potem opowie nam, jak Standartenf眉hrer na to zareagowa艂.

— Owszem, mog臋 to zrobi膰 — skin膮艂 g艂ow膮 Douglas.

— Uwa偶aj na siebie, Doug — poprosi艂a Barbara. Uj膮艂 jej d艂o艅 i u艣cisn膮艂, dodaj膮c otuchy.

May hew wsta艂.

— To b臋dzie nast臋pny krok, Archer. Zostawiam panu woln膮 r臋k臋, sam pan zadecyduje, jak to rozegra膰. — Popatrzy艂 na swoje odbicie w wisz膮cym nad kominkiem lustrze w bogato rze藕bionej oprawie. — Tylko niech pan zbyt nie szar偶uje, to za ryzykowne. Delikatna aluzja wystarczy. — Zmarszczy艂 brwi i poprawi艂 muszk臋 w grochy, mocniej zaciskaj膮c w臋ze艂. — Simpson na Piccadilly ma niewielki zapas ciep艂ej bielizny — we艂nianej, przedwojennej jako艣ci. Wczoraj troch臋 kupi艂em. Zapowiada si臋 diabelnie ch艂odna zima.

— W mojej sytuacji nie b臋dzie mi zbyt zimno — stwierdzi艂 Douglas.

— No c贸偶, dobranoc — u艣miechn膮艂 si臋 Mayhew. — Niech pan da zna膰, kiedy b臋dzie pan mia艂 odpowied藕. Nie musz臋 panu wyja艣nia膰, co si臋 stanie, je偶eli si臋 pomylimy.

— Nie, nie musi pan — przytakn膮艂 Douglas.

— I niech pan z 艂aski swojej przez tydzie艅, albo troch臋 d艂u偶ej, stara si臋 nie trafia膰 na 艂amy ilustrowanych czasopism, dobrze?

Douglas skin膮艂 g艂ow膮. Wiedzia艂, 偶e pu艂kownik Mayhew lubi mie膰 ostatnie s艂owo.

Rozdzia艂 21

Chmury, kt贸re pe艂z艂y tu偶 przy ziemi, zabiera艂y ze sob膮 ostatnie 艣lady letniego ciep艂a. Powietrze by艂o zimne. Douglas zjad艂 艣niadanie z ch艂opcami i pani膮 Sheenan, a potem wyjecha艂 do Generalnego Obozu Izolacyjnego w Little Wittenham, w Berkshire.

Na t臋 podr贸偶 wzd艂u偶 doliny Tamizy do Wallingford i obozu uda艂o mu si臋 za艂atwi膰 sobie jeden z samochod贸w Lotnej Brygady. By艂 to railton special. Na g艂贸wnej drodze Douglas przydepn膮艂 peda艂 gazu i zacz膮艂 wyci膮ga膰 ponad dziewi臋膰dziesi膮t mil na godzin臋.

By艂o to doskona艂e miejsce na ob贸z tego rodzaju. P臋tla Tamizy otacza艂a ten kawa艂ek ziemi z trzech stron, a jej obw贸d zamyka艂a droga 艂膮cz膮ca dwie po艂o偶one nad rzek膮 miejscowo艣ci o tej samej nazwie — Wittenham. Przesuwaj膮ce si臋 szybko od zachodu chmury zapowiada艂y dalsze opady, a na wschodnim horyzoncie b艂yszcza艂a ostro w zimnym 艣wietle s艂onecznym linia wzg贸rz Sinodun i ich prehistorycznych fortyfikacji.

Miejsce to robi艂o przygn臋biaj膮ce wra偶enie. By艂a to mniej wi臋cej mila kwadratowa typowych, pozbawionych jakich艣 indywidualnych cech, zbudowanych z prefabrykat贸w barak贸w Ministerstwa Wojny, doskonale znanych wszystkim brytyjskim 偶o艂nierzom. Teraz jednak otacza艂 je wysoki p艂ot z drutu kolczastego, oddzielaj膮cy teren w艂a艣­ciwego obozu jenieckiego od warsztat贸w, w kt贸rych wykonywano protezy, i barak贸w obok wartowni, sk膮d inwalidzi je odbierali.

Biuro komendanta znajdowa艂o si臋 w strefie zaostrzonego re偶imu — we wspania艂ym starym domu w wiosce Long Wittenham. Douglasa powitano z zachowaniem wszelkich wymog贸w etykiety, ale nie by艂 tu mile widziany i wcale nie usi艂owano tego ukry膰. Komendant powita艂 go zaledwie skinieniem g艂owy i natychmiast przekaza艂 pod opiek臋 jakiego艣 oficera.

Kapitan artylerii by艂 m艂odym cz艂owiekiem. Wysoki i szczup艂y, mia艂 贸w rodzaj pigmentacji sk贸ry, kt贸ry sprawia艂, 偶e jego twarz pozostawa艂a blada w ka偶dym klimacie. Mia艂 tak jasne i delikatne w艂osy, 偶e brwi by艂y niemal niewidoczne, oczy natomiast osadzone g艂臋boko i pod­kr膮偶one, wargi blade i bezkrwiste. Nie by艂 to jednak wygl膮d cz艂owieka sp臋dzaj膮cego 偶ycie w rozpu艣cie. Kapitan przypomina艂 raczej jednego z tych wra偶liwych i delikatnych m艂odzie艅c贸w, kt贸rych tak ch臋tnie malowali prerafaelici.

— Bardzo prosz臋 — powiedzia艂 z nieco przesadn膮 uprzejmo艣ci膮, otwieraj膮c drzwi przed Douglasem.

M贸wi艂 nerwowo i zachowywa艂 si臋 jak ambitna gospodyni zabawia­j膮ca wa偶nego go艣cia. Pochodzi艂 z Kolonii i jego elegancki spos贸b wys艂awiania si臋 i akcent by艂y nietypowe dla 35 Infanterie Division, sformowanej w wi臋kszo艣ci z mieszka艅c贸w Schwarzwaldu. Ale kapitan by艂 jednak nie tylko kim艣, kto niezbyt pasowa艂 do otoczenia — by艂 r贸wnie偶 wytrawnym 偶o艂nierzem zawodowym, kt贸ry pracowa艂 w Ministerstwie Wojny i przez pewien czas s艂u偶y艂 w sztabie dywizji. By艂 tak偶e jednym z niewielu oficer贸w artylerii posiadaj膮cych do艣wiad­czenie bojowe w u偶yciu ca艂kowicie nowych g膮sienicowych dzia艂 samobie偶nych. Niew膮tpliwie m贸g艂 si臋 czu膰 poirytowany wyznaczeniem go na stanowisko zast臋pcy adiutanta w obozie jenieckim. I nie pozostawi艂 Douglasowi co do tego 偶adnych w膮tpliwo艣ci.

Wszystko wok贸艂 mia艂o jednolicie monotonny wygl膮d. Pomalowane na bia艂o kamienie wyznacza艂y brzegi wszystkich 艣cie偶ek, liny odgradza艂y placyk przed wartowni膮, ga艣nice wypolerowane by艂y do l艣nienia i wszystko to nosi艂o cechy wr臋cz obsesyjnego porz膮dku, jaki wszystkie si艂y zbrojne staraj膮 si臋 narzuci膰 ludziom i otoczeniu. Gdy przechodzili do nast臋pnej strefy obozu, Douglas spostrzeg艂 strza艂ki kieruj膮ce przybysz贸w do biura dow贸dcy warty i zauwa偶y艂, 偶e nie jest to Generalny, ale Generalski Ob贸z Izolacyjny. Niemcy trzymali tu brytyjskich i alianckich oficer贸w w stopniu brygadiera i wy偶ej.

— Maj膮 zapewnion膮 prac臋 — wyja艣ni艂 m艂ody oficer artylerii. — Robi膮 tu i naprawiaj膮 protezy dla inwalid贸w wojennych.

— Czy inni oficerowie-je艅cy wojenni r贸wnie偶 pracuj膮?

— Chodzi panu o Konwencj臋 Genewsk膮, prawda? — Kapitan poprawi艂 szary jedwabny szalik i podni贸s艂 ko艂nierz ci臋偶kiego wojs­kowego p艂aszcza. — Pocz膮tkowo istotnie by艂 to pewien problem, ale Wydzia艂 Prawny szybko znalaz艂 rozwi膮zanie. Udzielili艣my tym gene­ra艂om dymisji z armii brytyjskiej. Tak wi臋c z formalnego punktu widzenia s膮 obecnie cywilami przebywaj膮cymi w areszcie.

— W takim razie powinni znajdowa膰 si臋 pod stra偶膮 cywilnej policji.

— No c贸偶, jest tu pewien sprytny kruczek prawny. Zostali odosobnieni ze wzgl臋du na 艣ledztwo, kt贸re ma wyja艣ni膰 ich po­st臋powanie w czasie dzia艂a艅 wojennych. Uzasadnia to przetrzymywanie ich w wojskowym obozie izolacyjnym.

— Bardzo sprytne — stwierdzi艂 Douglas.

— Nie maj膮 r贸wnie偶 prawa do s膮du wojennego — wyja艣ni艂 kapitan. — Zgodnie z prawem mi臋dzynarodowym, jeniec wojenny posiada identyczne prawa jak r贸wny mu stopniem 偶o艂nierz armii, kt贸ra wzi臋艂a go do niewoli. A w niemieckich si艂ach zbrojnych oznacza to prawo do przewodu s膮dowego prowadzonego przez r贸wnych mu stopniem. Mo偶e pan to sobie wyobrazi膰? 呕eby os膮dzi膰 jednego z tych jegomo艣ci贸w, nale偶a艂oby zwo艂ywa膰 trybuna艂 sk艂adaj膮cy si臋 z niemiec­kich genera艂贸w. — Roze艣mia艂 si臋 na sam膮 my艣l o tym.

Szli szybkim krokiem. Wiatr szarpa艂 ich p艂aszcze i ko艂ysa艂 drzewami w op臋ta艅czym ta艅cu. Dotarli do szlabanu i ogrodzenia z drutu kolczastego. Wartownicy zasalutowali, a kapitan skierowa艂 si臋 do pierwszego baraku i wprowadzi艂 Douglasa do 艣rodka.

— To lekka praca — wyja艣ni艂. — Poza tym maj膮 tu zakwatero­wanie i wy偶ywienie. Powodzi im si臋 lepiej ni偶 wielu cywilom.

— Czy rzeczywi艣cie pan tak uwa偶a, kapitanie? — spyta艂 Douglas.

Barak nie by艂 ogrzewany. Niem艂odzi je艅cy pracowali przy sto艂ach, gdzie za pomoc膮 prostych narz臋dzi — r臋cznych pras, wiertarek i m艂otk贸w — wykonywali protezy. Pomieszczenie rozbrzmiewa艂o odg艂osami ich pracy. 呕aden z nich nie podni贸s艂 g艂owy, by spojrze膰 na przybysz贸w.

— Czy chce pan zobaczy膰, co robi膮? — zapyta艂 kapitan podnosz膮c g艂os, by przekrzycze膰 ha艂as.

Douglas pokr臋ci艂 g艂ow膮. Nagle jednak ujrza艂 twarz, kt贸r膮 pami臋ta艂 z gazet i kronik filmowych ogl膮danych w czasie ostatnich dni walk.

— Chcia艂bym porozmawia膰 z tym cz艂owiekiem — powiedzia艂. Kapitan schwyci艂 wskazanego m臋偶czyzn臋 za rami臋.

— Ty! — powiedzia艂. — Nazwisko, dawny stopie艅 i numer obozowy!

Starszy m臋偶czyzna stan膮艂 sztywno na baczno艣膰, z d艂o艅mi przyci艣­ni臋tymi do szw贸w spodni i opuszczonym podbr贸dkiem, jak podchor膮偶y z pruskiej szko艂y wojskowej.

— Tak jest, sir — odpowiedzia艂 nie podnosz膮c wzroku. — Wentworth, genera艂 major, wi臋zie艅 numer 4583.

— Czy to pan dowodzi艂 Grup膮 W? — spyta艂 Douglas.

— Tak, ja — odpar艂 stary cz艂owiek.

Pod sam koniec walk zorganizowana napr臋dce manewrowa brygada Wentwortha zaj臋艂a nadmiernie rozci膮gni臋te linie obronne wzd艂u偶 rzeki Colne. Niemieckie oddzia艂y pancerne usi艂owa艂y oskrzydli膰 Colchester i zrolowa膰 obron臋 od flanki opartej o brzeg morski. Wynik walk by艂 ju偶 wtedy przes膮dzony, ale zaci臋ta obrona Wentwortha da艂a flotylli niszczycieli Home Fleet czas na wyp艂yni臋cie z Harwich. Kr膮偶y艂y w贸wczas s艂uchy, 偶e Churchill i kr贸l s膮 na pok艂adzie tych jednostek. Niekt贸rzy wierzyli w to do tej pory.

— Dobrze pan walczy艂, generale — stwierdzi艂 Douglas.

— Zrobi艂em to, za co mi p艂acono — odpar艂 Wentworth.

— Zrobi艂 pan wi臋cej — powiedzia艂 Douglas. — Stworzy艂 pan histori臋.

W starym cz艂owieku co艣 zbudzi艂o si臋 do 偶ycia. Jego oczy roziskrzy艂y si臋 i wbi艂 wzrok w Douglasa, jakby chcia艂 si臋 zorientowa膰, czy s艂owa te oznaczaj膮, 偶e istotnie Churchill i kr贸l zdo艂ali uciec. Potem skin膮艂 g艂ow膮 i odwr贸ci艂 twarz. Jego wzruszenie sprawi艂o Douglasowi przyjemno艣膰. Odg艂osy uderze艅 m艂otk贸w prawie umilk艂y i w baraku zapad艂a cisza. By膰 mo偶e oznacza艂o to koniec rozmowy, ale nikt nie ruszy艂 si臋 z miejsca.

— Walczy艂em tam — rzek艂 kapitan. — Dowodzi艂em bateri膮 artylerii samobie偶nej StuG III, wyposa偶onej w dzia艂a szturmowe — jedyne, jakie by艂y na tym odcinku.

— Zaatakowa艂 pan wzd艂u偶 szosy z Londynu, oko艂o pi膮tej po po艂udniu — powiedzia艂 Wentworth. Pokiwa艂 g艂ow膮. — M贸j dow贸dca artylerii pu艂kowej po艂膮czy艂 si臋 ze mn膮 telefonicznie i powiedzia艂, 偶e zwalczanie was ogniem artylerii nic nie da. Byli艣cie wci膮偶 w ruchu.

— Wspiera艂em nasz batalion saper贸w — odpar艂 kapitan. — Mieli艣my zaatakowa膰 linie obronne przed Colchester i zwi膮za膰 was walk膮. Powiedziano nam, 偶e zadanie ma zosta膰 wykonane za wszelk膮 cen臋.

— Kiedy nadeszli艣cie, wszystko ju偶 si臋 w艂a艣ciwie sko艅czy艂o — stwierdzi艂 genera艂. — By艂em zaskoczony, 偶e moi ch艂opcy zdo艂ali utrzyma膰 si臋 tak d艂ugo. Wie pan, to by艂o dobre wojsko. — Podmuch wiatru za艂omota艂 szybami w oknach i drzwiami tak g艂o艣no, 偶e stary cz艂owiek popatrzy艂 z niepokojem. — O si贸dmej wieczorem rozkaza艂em artylerzystom zniszczy膰 zamki dzia艂. Powiedzia艂em dow贸dcom pod­oddzia艂贸w, 偶eby ka偶dy podejmowa艂 decyzje na w艂asn膮 r臋k臋. W tym czasie piechota, zablokowana na wyspie Mersea, wywiesza艂a ju偶 na domach bia艂e flagi. A marynarka zameldowa艂a mi, 偶e wasze ci臋偶kie dzia艂a wstrzeliwuj膮 si臋 w port w Harwich.

— Czy mog臋 przekaza膰 od pana wiadomo艣膰 komu艣 na zewn膮trz? — zapyta艂 Douglas. Spojrza艂 na kapitana, spodziewaj膮c si臋, 偶e zaprotestuje. Niemiec odszed艂 jednak na bok i nie interesowa艂 si臋 ju偶 starym genera艂em.

— Mojej 偶onie — odpar艂 genera艂. — Prosz臋 jej powiedzie膰, 偶e mnie pan widzia艂, 偶e jestem zdrowy i dobrej my艣li. — Z wysi艂kiem odpi膮艂 guziki wojskowej koszuli i odnalaz艂 kawa艂ek kartki z adresem i telefo­nem 偶ony. Wygl膮da艂o, jakby nosi艂 przy sobie ten wygnieciony skrawek papieru od wielu miesi臋cy w nadziei, 偶e kto艣 uczyni mu tak膮 propozycj臋.

Douglas wzi膮艂 karteczk臋 i poszed艂 za kapitanem, kt贸ry zmierza艂 ju偶 w stron臋 przeciwleg艂ych, prowadz膮cych dalej drzwi. Odwr贸ci艂 si臋, by jeszcze raz spojrze膰 na Wentwortha, i napotka艂 rz臋dy wpatrzonych w siebie oczu starych m臋偶czyzn, na kt贸rych twarzach malowa艂y si臋 r贸偶ne stopnie zdziwienia, pogardy, nienawi艣ci i zawi艣ci.

— Dlaczego w艂a艣nie on pana zainteresowa艂? — spyta艂 kapitan. — Dlaczego Wentworth?

Douglas si臋gn膮艂 do g贸rnej kieszeni i znalaz艂 przepustk臋 SD, zaopatrzon膮 w 艂atwy do rozpoznania podpis reichsf眉hrera SS. By艂 to dziwny, zygzakowaty podpis, podobny do runicznych znak贸w SS. Douglas uni贸s艂 przepustk臋 tak, 偶e znalaz艂a si臋 na wysoko艣ci oczu kapitana. Oficer u艣miechn膮艂 si臋 s艂abo i skin膮艂 g艂ow膮. Wi臋cej pyta艅 na temat Wentwortha nie by艂o.

— W dalszym ci膮gu chce pan i艣膰 do dzia艂u wydawania protez?

— Tak jest — odpar艂 Douglas.

Ponownie wyszli na zewn膮trz. Mijali szeregi barak贸w r贸偶ni膮cych si臋 jedynie wymalowanymi numerami. Wzg贸rza Sinodun znikn臋艂y we mgle, a ciemne chmury p臋dzi艂y przez niebo jak brudne parowozy. Zanim dotarli do czterech po艂膮czonych barak贸w, w kt贸rych wydawano protezy, w powietrzu czu艂o ju偶 si臋 deszcz.

Najd艂u偶szy barak przedzielony by艂 lad膮, biegn膮c膮 przez ca艂膮 jego d艂ugo艣膰. Za ni膮 widnia艂y szeregi p贸艂ek z dokumentami, narz臋dziami i cz臋艣ciami zamiennymi, kt贸rymi zajmowa艂 si臋 tuzin m臋偶czyzn w pode­sz艂ym wieku, ubranych w br膮zowe fartuchy magazynier贸w. Przed lad膮 stali inwalidzi czekaj膮cy na obs艂u偶enie.

— Kto tu otrzymuje protezy?

— Byli wojskowi wszystkich stopni, kt贸rzy zamieszkuj膮 po艂u­dniowo-wschodni膮 stref臋 kontroli — odpar艂 kapitan oficjalnym tonem. Entuzjazm, z jakim opisywa艂 sw贸j udzia艂 w walkach o Colchester, dawno min膮艂.

— Albo mieszka艂 tam podczas sk艂adania podania...?

— Tak jest.

— Jakie dokumenty musz膮 okaza膰, 偶eby przej艣膰 przez te drzwi?

— Nikt nie zostanie przepuszczony nawet przez zewn臋trzn膮 bram臋 bez ksi膮偶eczki 偶o艂du z po艣wiadczeniem, 偶e zosta艂 zwolniony z armii brytyjskiej i nie podlega obowi膮zkowi s艂u偶by pracowniczej, oraz adnotacj膮 informuj膮c膮, 偶e nie jest poszukiwany przez Trybuna艂 Zbrodni Wojennych. Trzeba r贸wnie偶 mie膰 aktualny dow贸d to偶samo艣ci, aby udokumentowa膰, 偶e miejsce zamieszkania zosta艂o zarejestrowane w miejscowej policji. No i oczywi艣cie kart臋 z po艣wiadczeniem terminu zg艂oszenia si臋 tutaj.

— Wygl膮da na to, 偶e wszystko jest w porz膮dku — powiedzia艂 Douglas.

— Jest w porz膮dku — o艣wiadczy艂 kapitan. Dotkn膮艂 ko艂nierza munduru w miejscu, w kt贸rym wisia艂by Krzy偶 Rycerski, gdyby nagro­dzono go tym cenionym odznaczeniem.

— Us艂ysza艂em od pana tylko teori臋 — stwierdzi艂 Douglas. — Kiedy po raz ostatni sprawdza艂 pan, czy to wszystko jest rzeczywi艣cie przestrzegane?

Kapitan skrzywi艂 si臋.

— Chce pan, 偶ebym zaalarmowa艂 wartownik贸w?

— To ostatnia rzecz, na kt贸rej by mi zale偶a艂o. Chcia艂bym, 偶eby poszukiwany przeze mnie cz艂owiek wszed艂 bez przeszk贸d. — Douglas odwr贸ci艂 si臋 i powi贸d艂 spojrzeniem wzd艂u偶 lady. — A teraz prosz臋 mi pokaza膰, gdzie s膮 g艂贸wki i panewki stawu 艂okciowego.

— Czy to jaki艣 偶art? — spyta艂 kapitan.

— Kiedy 偶artuj臋, poruszam uszami.

— Cz臋艣ci zamienne wydawane s膮 przy drugim ko艅cu lady. Za tamtymi drzwiami znajduje si臋 warsztat, w kt贸rym dopasowuj膮 ma艂e elementy i wykonuj膮 drobne naprawy.

Obaj odwr贸cili si臋, 偶eby spojrze膰 na m艂odego cz艂owieka z l艣ni膮c膮, now膮 protez膮 nogi. Najwidoczniej za艂o偶y艂 j膮 po raz pierwszy. By膰 mo偶e mia艂 nadziej臋, 偶e kiedy j膮 przymocuje, b臋dzie m贸g艂 od razu poku艣tyka膰 do domu. Tragiczne rozczarowanie wyra藕nie malowa艂o si臋 na jego twarzy. Starszy m臋偶czyzna w br膮zowym kitlu podtrzymywa艂 go, obejmuj膮c mocno ramieniem szczup艂e cia艂o ch艂opaka, kt贸ry opiera艂 si臋 na nim prawie ca艂ym ci臋偶arem.

— Zawsze na pocz膮tku jest trudno — t艂umaczy艂 艂agodnie starszy cz艂owiek.

Na czole ch艂opca b艂yszcza艂y krople wyci艣ni臋tego wysi艂kiem i b贸lem potu.

— Prosz臋 mnie pu艣ci膰! — powiedzia艂 ch艂opak cicho, ale z nacis­kiem. — Niech mnie pan pu艣ci!

— Nikomu si臋 to nie udaje za pierwszym razem — powiedzia艂 starszy m臋偶czyzna g艂臋bokim, mi臋kkim, cho膰 wyra藕nie nawyk艂ym do rozkazywania g艂osem.

— Nic mi nie b臋dzie — nalega艂 ch艂opiec. M贸wi艂 g艂osem tak w膮t艂ym jak jego cia艂o.

— Upadniesz, ch艂opie!

Znajdowali si臋 niedaleko poprzeczek i ch艂opak wyci膮ga艂 w ich stron臋 r臋ce. Starszy m臋偶czyzna trzyma艂 go jednak nadal.

— Pu艣膰 mnie! — G艂os ch艂opaka by艂 teraz g艂o艣niejszy i wy偶szy. Zacz膮艂 si臋 wyrywa膰. — Nie jeste艣 ju偶 偶adnym cholernym genera艂em. Pu艣膰 mnie, ty stary durny sukinsynu!

Starszy cz艂owiek zesztywnia艂, zatrzyma艂 si臋 i pu艣ci艂 go, lecz jego r臋ka pozosta艂a uniesiona w powietrzu w ochronnym ge艣cie. Ch艂opak zatoczy艂 si臋 do przodu, z pe艂n膮 determinacji min膮 przygryzaj膮c doln膮 warg臋 i machaj膮c r臋kami w powietrzu. Pocz膮tkowo wydawa艂o si臋, 偶e zdo艂a dotrze膰 do celu, zanim jednak zd膮偶y艂 schwyci膰 poprzeczk臋, jego metalowa noga przekr臋ci艂a si臋 i upad艂 ze straszliwym hukiem, trac膮c na chwil臋 oddech. Przez chwil臋 le偶a艂 nieruchomo jak martwy, a potem ca艂e jego cia艂o zacz臋艂o trz膮艣膰 si臋 w bezg艂o艣nym, rozpaczliwym szlochu.

M臋偶czyzna w kitlu czeka艂. Obserwowa艂 ch艂opca uwa偶nie, pozornie nie zwracaj膮c uwagi na nikogo. Potem ukl膮k艂 ze starcz膮 ostro偶no艣ci膮 i szepn膮艂:

— Spr贸buj jeszcze raz, dobrze?

Ch艂opiec nie odpowiedzia艂. Twarz mia艂 ukryt膮 w ramionach, ale ty艂 g艂owy poruszy艂 si臋 prawie niedostrzegalnym potakuj膮cym gestem. Starszy m臋偶czyzna rozwichrzy艂 mu w艂osy gestem, kt贸ry by艂 zar贸wno upomnieniem, jak i wyrazem sympatii.

— Cz臋艣ci protez r膮k s膮 tam — oznajmi艂 kapitan.

By艂o ich pe艂no — ca艂e p贸艂ki, a偶 do samego sufitu. Wi臋ksze elementy znajdowa艂y si臋 na p艂askich tacach, mniejsze by艂y zamkni臋te w blaszanych pud艂ach, do kt贸rych dla 艂atwiejszej identyfikacji przy­mocowano drutem po jednej znajduj膮cej si臋 wewn膮trz cz臋艣ci.

Douglas zobaczy艂 pud艂o, kt贸rego szuka艂. Przysun膮艂 drabink臋 i wspi膮艂 si臋 do najwy偶szej p贸艂ki, na kt贸rej sta艂o. Wewn膮trz znalaz艂 cz臋艣膰 podobn膮 do tej, kt贸r膮 podni贸s艂 z pod艂ogi mieszkania na Shepherd Market. Najwyra藕niej nie by艂 to zbytnio poszukiwany element, w pudle bowiem znajdowa艂a si臋 tylko jedna sztuka. Przywi膮zano do niej karteczk臋 z napisem: Robert John Spode pilne. Douglas spojrza艂 na ni膮. Nie by艂a identyczna z cz臋艣ci膮 znalezion膮 w mieszkaniu. Tamta rurka, kt贸ra powodowa艂a, 偶e sztuczny staw 艂okciowy by艂 tak masywny i. ci臋偶ki, nie pasowa艂aby do tego uproszczonego, lekkiego elementu. Schowa艂 go do kieszeni. Popatrzy艂 w d贸艂 na kapitana artylerii, ale twarz oficera by艂a zupe艂nie bez wyrazu.

— Czy ju偶 pan ko艅czy? — zapyta艂 Niemiec. — Je偶eli nie usi膮dzie­my do obiadu dok艂adnie o pierwszej, b臋dziemy musieli je艣膰 z oficerami s艂u偶bowymi w kantynie, a by艂by to posi艂ek, kt贸ry raczej nie przypad艂by panu do gustu.

— Nie b臋d臋 jad艂 obiadu — odpar艂 Douglas. — Chc臋 dokona膰 aresztowania. — Zszed艂 po stopniach drabiny.

— Ale nie tutaj — stwierdzi艂 kategorycznym tonem oficer.

— Co pan chce przez to powiedzie膰?

— M贸wi艂 pan, 偶e chce porozmawia膰 z cywilem, i w tej sprawie nie by艂o 偶adnych sprzeciw贸w. Ale to obiekt wojskowy i nie podlega ani policji, ani SS. Nawet Heinrich Himmler nie ma prawa wydawa膰 tu 偶adnych polece艅. Nasze rozkazy pochodz膮 z OKH w Berlinie i s膮 przekazywane za po艣rednictwem naczelnego dow贸dcy armii okupacyj­nej i Komendantury. Nikogo pan tu nie zaaresztuje.

— Prowadz臋 dochodzenie w sprawie o morderstwo — rzek艂 Douglas. — Armia brytyjska zawsze pomaga艂a policji...

— Nie interesuje mnie historia staro偶ytna — odpar艂 kapitan.—

Je偶eli trzeba tu kogo艣 aresztowa膰, zrobi to armia niemiecka. Ale tylko pod warunkiem, 偶e dostarczy mi pan pe艂n膮 dokumentacj臋 sprawy i oka偶e papiery upowa偶niaj膮ce do przej臋cia wi臋藕nia pod swoj膮 stra偶.

— W takim razie stan臋 przed bram膮 i dokonam aresztowania poza obr臋bem obiektu wojskowego.

— Doskonale — oznajmi艂 kapitan. Twarz mia艂 spokojn膮, ale w g艂osie kry艂a si臋 zjadliwo艣膰. — Je偶eli jednak jest pan uzbrojony i nast膮pi jaka艣 strzelanina, polec臋 moim wartownikom, 偶eby podj臋li niezb臋dne kroki w celu samoobrony oraz ochrony obiektu, personelu i wi臋藕ni贸w. A to oznacza jeszcze wi臋ksz膮 strzelanin臋. B臋dzie pan za to w pe艂ni odpowiedzialny, a poza tym uznam przeprowadzenie aresz­towania w pobli偶u ogrodzenia za akt prowokacji. I m贸j raport stwierdzi to wyra藕nie.

— By艂em oficerem policji, kiedy pan chodzi艂 jeszcze do szko艂y — powiedzia艂 Douglas. — Nigdy nie potrzebowa艂em broni, by kogo艣 aresztowa膰, i dzi艣 r贸wnie偶 nie b臋d臋 jej potrzebowa艂.

Kapitan skin膮艂 g艂ow膮 i ponownie spojrza艂 na zegarek, jakby sprawdzaj膮c, ile czasu pozosta艂o do obiadu.

— Mo偶e pan urz膮dzi si臋 na wartowni? — odezwa艂 si臋 pojednaw­czym tonem. — Zobaczy pan swojego cz艂owieka, kiedy b臋dzie nadchodzi艂 drog膮 z Clifton Hampden. Wszyscy musz膮 ni膮 i艣膰 do tej bramy. I mo偶e zaaresztuje go pan, zanim tu dotrze?

— Dobrze — odpar艂 Douglas.

Kapitan otworzy艂 drzwi. Wyszli obaj na zewn膮trz i ruszyli w stron臋 wartowni.

— Czy nie ma pan nic przeciwko temu, 偶e p贸jd臋 do sto艂贸wki na obiad? — spyta艂 kapitan. — Straci艂em dzi艣 rano 艣niadanie.

— Czy偶by pan zaspa艂? — rzek艂 Douglas lekko ironicznym tonem.

— Poszed艂em do ko艣cio艂a — stwierdzi艂 wynio艣le kapitan. — Przy艣l臋 panu jedzenie do wartowni. Jest mo偶e co艣, czego pan nie lubi?

— Kiedy艣 by艂o co艣 takiego — odpar艂 Douglas. — Ale ju偶 zd膮偶y艂em zapomnie膰, co.

— Kotlety wieprzowe s膮 zawsze zno艣ne.

— Bardzo pan uprzejmy, dzi臋kuj臋.

M艂ody kapitan dotkn膮艂 daszka czapki, ale jego oczy by艂y zimne i wrogie.

— Zawsze ch臋tnie pomagam d偶entelmenom z Sicherheitspolizei. — Otworzy艂 drzwi do wartowni i gestem zaprosi艂 Douglasa do 艣rodka.

By艂 to drewniany budynek z oknami wychodz膮cymi na cztery strony — jak w nastawni kolejowej — kt贸ry sta艂 po艣rodku w膮skiej, wiejskiej drogi. Z jednej strony baraku, obok podnoszonego okienka, przez kt贸re przychodz膮cy podawali swoje dokumenty, znajdowa艂 si臋 niewielki pulpit.

W pomieszczeniu by艂o bardzo ciep艂o. W powietrzu unosi艂 si臋 zapach parafinowego piecyka i pospiesznie teraz gaszonych papieros贸w. W 艣rodku znajdowa艂o si臋 trzech 偶o艂nierzy. Jeden siedzia艂 przy okienku i patrzy艂 wzd艂u偶 drogi, kt贸ra prowadzi艂a do rozkoszy Oksfordu. Pozostali dwaj siedzieli przy stole pr贸buj膮c naprawi膰 uszkodzone skrzyd艂o wielkiego modelu samolotu. Na widok wchodz膮cych wszyscy stan臋li na baczno艣膰.

— To jest nadinspektor Archer ze Scotland Yardu — oznajmi艂 kapitan. — B臋dzie korzysta艂 z tego baraku przez mniej wi臋cej godzin臋, ale jego obecno艣膰 nie b臋dzie przeszkadza膰 w pe艂nieniu przez was obowi膮zk贸w s艂u偶bowych. Prawda, nadinspektorze?

— Oczywi艣cie — odpar艂 Douglas.

Kiedy kapitan wyszed艂, 偶o艂nierze rozlu藕nili si臋 i postawili Doug­lasowi krzes艂o ko艂o pieca. Przesun膮艂 je tak, aby m贸c obserwowa膰 drog臋 na ca艂ej jej d艂ugo艣ci.

Po kr贸tkiej przerwie siedz膮cy przy pulpicie wartownik zapali艂 papierosa, a pozostali dwaj ponownie zaj臋li si臋 bals膮 i ostro pachn膮cym klejem.

Obserwacja drogi by艂a nu偶膮cym zaj臋ciem i Douglas ucieszy艂 si臋, gdy ubrany w bia艂膮 kurtk臋 kelner ze sto艂贸wki przyni贸s艂 mu tac臋 z jedzeniem — bulion w termosie, kotlet wieprzowy z kapust膮, zielon膮 sa艂at臋, ser Liederkranz i czarny chleb.

Ko艅czy艂 w艂a艣nie ostatni kawa艂ek sera, gdy o trzeciej pi臋tna艣cie powr贸ci艂 kapitan.

— Ci膮gle nie ma pan szcz臋艣cia, co? — Potrzyma艂 偶o艂nierzy w pozycji na baczno艣膰, gdy ustawia艂 sobie krzes艂o naprzeciw Dougla­sa. — Jak d艂ugo ma pan zamiar tu czuwa膰?

— Przyjdzie na pewno — odpar艂 Douglas. Kapitan usiad艂 wygodnie.

Czarne chmury zasnu艂y niebo i zacz膮艂 pada膰 drobniutki deszcz. Niemiec rozpi膮艂 mokry p艂aszcz, wyci膮gn膮艂 nogi w butach z cholewami i westchn膮艂 jak cz艂owiek, kt贸ry w艂a艣nie sko艅czy艂 obfity posi艂ek.

— Kiedy艣 pilnowa艂em o艣miuset je艅c贸w przewo偶onych promem

z Harwich do Niemiec. To by艂o w nocy... I by艂o zupe艂nie oczywiste, 偶e chcieliby uciec. Przecie偶 wszyscy mieli w Anglii 偶ony i rodziny. Niekt贸rzy z nich niemal mogli widzie膰 swoje domy — byli z pu艂k贸w formowanych w tej cz臋艣ci kraju. Wiedzia艂em, 偶e musz臋 by膰 czujny. Komendant poprzedniego transportu zosta艂 postawiony pod s膮d wojskowy, bo straci艂 dw贸ch je艅c贸w... — Kapitan zdawa艂 si臋 nie dostrzega膰 trzech 偶o艂nierzy stoj膮cych wci膮偶 sztywno na baczno艣膰. — I cho膰 by艂y dowody wskazuj膮ce na to, 偶e ci zaginieni uton臋li, oficer mimo wszystko zosta艂 zdegradowany... Cholerny pech.

— Cholerny pech — powt贸rzy艂 Douglas, ale kapitan zdawa艂 si臋 nie zauwa偶a膰 sarkazmu w jego g艂osie.

— Szkoci byli najtwardsi — a mia艂em ich na tym statku a偶 dwie kompanie. Nie podoba艂 im si臋 pomys艂, 偶e musz膮 i艣膰 do obozu jenieckiego...

Douglas spostrzeg艂 nagle w zachowaniu kapitana co艣 nienatural­nego. Zobaczy艂, 偶e Niemiec wci膮偶 zerka w bok. Wsta艂, by spojrze膰 przez znajduj膮ce si臋 za nim okno. Mniej wi臋cej w odleg艂o艣ci trzydziestu jard贸w szed艂 cz艂owiek ubrany w br膮zowy p艂aszcz, jaki nosi艂o wielu je艅c贸w. Ni贸s艂 na ramieniu du偶e tekturowe pud艂o, trzymaj膮c je w taki spos贸b, 偶e z wartowni nie wida膰 by艂o jego twarzy.

Douglas podszed艂 do drzwi. Kapitan przygl膮da艂 mu si臋.

— Prosz臋 poczeka膰! — zawo艂a艂.

Nadinspektor jednak otworzy艂 ju偶 drzwi i wyszed艂 na zewn膮trz.

Pud艂o niesione przez m臋偶czyzn臋 sprawi艂o, 偶e gdy rozbryzguj膮c namok艂膮 deszczem ziemi臋 przechodzi艂 szybkim krokiem przez bram臋, nie dostrzeg艂 Douglasa. Archer w艂o偶y艂 r臋k臋 do tylnej kieszeni.

— Nie strzela膰, bo otworz臋 ogie艅! — krzykn膮艂 kapitan s膮dz膮c, 偶e Douglas si臋ga po bro艅.

Douglas schwyci艂 m臋偶czyzn臋 za rami臋. Drug膮 d艂oni膮 wyci膮gn膮艂 z kieszeni kajdanki i zacisn膮艂 jedn膮 bransolet臋 na przegubie Spode'a, zanim ten zd膮偶y艂 pu艣ci膰 swoje pud艂o. Prawy r臋kaw jego br膮zowego p艂aszcza 艂opota艂 na wietrze.

— OK — powiedzia艂 Spode. — OK. — I tekturowe pud艂o upad艂o z 艂oskotem na ziemi臋.

Douglas odwr贸ci艂 si臋 i spojrza艂 na kapitana, kt贸ry sta艂 przed wartowni膮 trzymaj膮c w r臋ku wzi臋ty ze stojaka karabin. Nie m贸g艂 si臋 zorientowa膰, czy Niemiec ma zamiar zastrzeli膰 jego, Spode'a, czy te偶 chce broni膰 艣wi臋tego terytorium zarz膮dzanego przez niemieck膮 armi臋 Obozu Izolacyjnego w Little Wittenham. U艣miechn膮艂 si臋 do niego i za艂o偶y艂 drug膮 obr膮czk臋 kajdanek na sw贸j przeguo.

— Jest pan aresztowany, Spode — o艣wiadczy艂.

— Za co?

— Za morderstwo. Jestem ze Scotland Yardu i ostrzegam pana, 偶e wszystko, co pan powie, mo偶e zosta膰 u偶yte jako dow贸d rzeczowy przeciwko panu.

— Ach, morderstwo — rzek艂 ze smutkiem Spode.

Douglas tr膮ci艂 nog膮 tekturowe pud艂o. Rozwali艂o si臋 i w jego wn臋trzu zobaczy艂 roz艂o偶on膮 na cz臋艣ci protez臋. Podni贸s艂 pud艂o. Kapitan podszed艂 do nich.

— Czy chce pan co艣 powiedzie膰 na temat aresztowania ludzi na obszarze wojskowym, kapitanie?

Oficer spojrza艂 na kajdanki, wi臋藕nia, a potem znowu podni贸s艂 wzrok na Douglasa.

— Czego si臋 pan teraz spodziewa, nadinspektorze? — zapyta艂. — Oklask贸w?

Ale teraz Niemiec zdo艂a艂by przeszkodzi膰 Archerowi w odwiezieniu wi臋藕nia do Londynu jedynie zatrzymuj膮c ich obu. Nie m贸g艂 wiedzie膰, czy policjant ma przy sobie kluczyki do samozatrzaskuj膮cych si臋 kajdanek, pr贸ba za艣 przeszukania mog艂aby oznacza膰 konieczno艣膰 zastosowania przymusu lub aresztowania. A przed tym nawet on musia艂 si臋 zawaha膰.

— Potrzebuj臋 pokoju, w kt贸rym m贸g艂bym go przeszuka膰 — powiedzia艂 Douglas.

— Dobrze. W艂a艣nie si臋 zastanawia艂em, w jaki spos贸b ma pan zamiar prowadzi膰 samoch贸d — odpar艂 kapitan. U艣miechn膮艂 si臋. — P贸jd藕my na kompromis — zaproponowa艂. — Niech mi pan pozwoli przys艂uchiwa膰 si臋 wst臋pnemu przes艂uchaniu. Je偶eli przekonam si臋, 偶e zarzuty oskar偶enia s膮 rzeczywi艣cie niepodwa偶alne, dam panu na drog臋 do Londynu kierowc臋 i uzbrojonego konwojenta.

— Doskonale — zgodzi艂 si臋 Archer.

Spode sprawia艂 wra偶enie, 偶e nic nie rozumie z tej rozmowy prowadzonej po niemiecku, kiedy jednak ruszyli, wydawa艂 si臋 wiedzie膰, dok膮d zmierzaj膮. Trzej m臋偶czy藕ni weszli do baraku, w kt贸rym wydawano protezy, i ruszyli w膮skim przej艣ciem mi臋dzy rega艂ami. Douglas zauwa偶y艂, 偶e pude艂ko z przegubowym po艂膮czeniem stawu 艂okciowego protezy stoi w dalszym ci膮gu na ladzie, otwarte i puste, tak jak je zostawi艂. Ale kto艣 odczepi艂 wisz膮cy na pude艂ku egzemplarz okazowy i zabra艂 go. Z ca艂膮 pewno艣ci膮 wszystko by艂o gotowe na przyj臋cie Spode'a, pomy艣la艂. Czasami szczerze podziwia艂 pomys艂owo艣膰 swoich ziomk贸w.

Kapitan zaprowadzi艂 ich do jednego z zaimpregnowanych kreozo­tem drewnianych barak贸w. Niewiele si臋 w nich zmieni艂o od czas贸w, gdy urz臋dowa艂 tu RAF. Te same trzydzie艣ci metalowych 艂贸偶ek, pi臋tna艣cie poobijanych szafek, dwa proste sto艂y, cztery drewniane krzes艂a, jeden piec i metalowa skrzynka na w臋giel. Z t膮 jednak r贸偶nic膮, 偶e za czas贸w RAF-u, przed zawieszeniem broni, mieszka艅cy tego baraku nigdy nie glansowali pop臋kanego linoleum tak, 偶e b艂yszcza艂o jak lustro, nie polerowali pieca tak, 偶e po艂yskiwa艂 jak chromowany, nie myli sto艂u tak, 偶e pachnia艂 mydlinami, ani nie sk艂adali z tak膮 precyzj膮 koc贸w.

Nad ka偶dym 艂贸偶kiem wisia艂a ma艂a drewniana ramka zawieraj膮ca kawa艂ek papieru ze starannie wykaligrafowanym nazwiskiem brytyjs­kiego genera艂a. Kapitan przeszed艂 do znajduj膮cego si臋 w ko艅cu baraku pokoju, w kt贸rym poprzednio mieszka艂 podoficer, komendant baraku. Pod warstw膮 farby mo偶na by艂o dostrzec nazwisko jakiego艣 dawno ju偶 zapomnianego kaprala RAF-u. Obecnie nad tym miejscem w mosi臋偶nej ramce znajdowa艂a si臋 wizyt贸wka, na kt贸rej wypisano gotyckimi literami: Dieter Scheck, 34. F眉silier-Rgt.

— Scheck to jeden z moich ludzi — wyja艣ni艂 kapitan. — By艂y artylerzysta. Teraz jest w domu na urlopie. Mo偶emy skorzysta膰 z jego pokoju. — Otworzy艂 przed nimi drzwi.

By艂 to male艅ki pokoik, ale jego lokator zrobi艂 wszystko, 偶eby czu膰 si臋 tu wygodnie. Na 艣cianie wisia艂 niewielki stary krucyfiks. Rozpi臋ty na nim wypr臋偶ony, kanciasty Chrystus by艂 niew膮tpliwie dzie艂em niemieckiego artysty. Nad metalowym 艂贸偶kiem znajdowa艂a si臋 koloro­wa poczt贸wka — reprodukcja „Madonny z Dzieci膮tkiem' Giotta. Douglas spojrza艂 na p贸艂k臋 z ksi膮偶kami. Biografia Wagnera, Words­worth w przek艂adzie na niemiecki, Biblia, kilka niemieckich powie艣ci detektywistycznych i ksi膮偶ka o szachach. Na szafce przy 艂贸偶ku le偶a艂o pude艂ko z figurami szachowymi, szachownica, kilka blankiet贸w listowych Feldpost i rachunek od kupca b艂awatnego z Oksfordu.

— Czy to panu odpowiada?

Pok贸j by艂 bardzo ma艂y, ale Douglas uzna艂, 偶e wystarczy.

— Zostaje pan? — zapyta艂 w nadziei, 偶e mo偶e kapitan zmieni艂 zdanie.

— Tak — odpar艂 kapitan.

Archer przekr臋ci艂 klucz w zamku, wyj膮艂 go i schowa艂 do kieszeni.

— Czy ma pan bro艅, kapitanie?

— Nie. Dlaczego pan pyta?

Douglas po prostu chcia艂 wiedzie膰, czy jest w tym pokoju jaka艣 bro艅, ale tylko wzruszy艂 ramionami bez s艂owa. Nie cierpia艂 udzielania wyja艣nie艅. Harry'emu nigdy nic nie musia艂 wyja艣nia膰. Rozpi膮艂 obr膮czk臋 kajdank贸w na r臋ce Spode'a. — Nie r贸b tylko 偶adnych g艂upstw, ch艂opie — uprzedzi艂. Spode u艣miechn膮艂 si臋. Mia艂 niewinn膮 ch艂opi臋c膮 twarz i nale偶a艂 do tego typu ludzi, kt贸rzy w wieku trzydziestu lat mog膮 wci膮偶 sprawia膰 wra偶enie szesnastolatk贸w.

— Nazywa si臋 pan Spode i jest pan bratem...

— Nie musi pan zadawa膰 sobie tyle trudu z tym wszystkim — powiedzia艂 Spode i u艣miechn膮艂 si臋. — Czy nie b臋dzie pan mia艂 nic przeciwko temu, 偶e... — zrzuci艂 p艂aszcz z ramion. Bez pomocy jednej r臋ki by艂a to skomplikowana czynno艣膰, ale inwalida da艂 sobie rad臋. Rozwiesi艂 popelinowy, zmoczony deszczem p艂aszcz na oparciu krzes艂a. Ubranie mia艂 stare, ale dobrej jako艣ci. Douglas spostrzeg艂, 偶e d艂o艅 Spode'a jest bia艂a i delikatna, jak u dziecka.

— Niech mi pan powie, jak uda艂o si臋 panu wpa艣膰 na m贸j trop? — zapyta艂 kaleka. Nie by艂o w tym goryczy czy zdenerwowania. Niewielu aresztowanych okazywa艂o taki wewn臋trzny spok贸j jak on.

— Staw 艂okciowy pa艅skiej protezy. Znalaz艂em go w mieszkaniu na Shepherd Market. Potoczy艂 si臋 pod fotel.

— Wiedzia艂em, 偶e ryzykuj臋, przychodz膮c tu dzisiaj, ale cholernie trudno poradzi膰 sobie bez protezy.

— Mia艂 pan pecha — odpar艂 Douglas.

— Prawda? — Wydawa艂o si臋, 偶e Spode znalaz艂 pociech臋 w tym stwierdzeniu. — Przypuszcza艂em, 偶e ta cz臋艣膰 protezy mog艂a odpa艣膰 mi w mieszkaniu, ale uzna艂em, 偶e jest to szansa jedna na milion.

— Jedna na milion — przytakn膮艂 Douglas. — Pracuje pan w tym obozie, prawda?

— Moje papiery s膮 w ca艂kowitym porz膮dku! Nie podlegam obowi膮zkowi odbywania pracy w Niemczech. To tylko dla pe艂no­sprawnych m臋偶czyzn w wieku od osiemnastu do czterdziestu lat. Spodziewa艂 si臋 pan, 偶e nadejd臋 drog膮, co? Nieomal wymkn膮艂em si臋 panu, prawda?

— Niewiele brakowa艂o.

— I wymkn膮艂em si臋 panu w szkole na Beech Road?

— By艂em nieostro偶ny.

— Chcia艂em tylko znale藕膰 sposobno艣膰, by porozmawia膰 z panem. Pa艅ski syn jest mi艂ym ch艂opcem. Spyta艂em go, kiedy jest pan w domu. Chcia艂em przyj艣膰 i porozmawia膰 z panem.

— Chcia艂 si臋 panu odda膰 w r臋ce policji?

— Powiedziano mi, 偶e jest pan przyzwoitym facetem. Ale zawsze z艂apie swojego cz艂owieka, tak o panu pisz膮 w gazetach, prawda? Wygl膮da na to, 偶e gazety mia艂y racj臋. — Spode u艣miechn膮艂 si臋.

— Czy zabi艂 pan swojego brata?

— Tak — odpowiedzia艂 inwalida. Ju偶 si臋 nie u艣miecha艂.

— Dlaczego?

— Czy kto艣 m贸g艂by mnie pocz臋stowa膰 papierosem? — zapyta艂 Spode.

— Oczywi艣cie — odpar艂 Douglas, ale kapitan artylerii ju偶 wyci膮g­n膮艂 ci臋偶k膮 papiero艣nic臋, tak膮, jakie matki ofiarowuj膮 swoim synom w nadziei, 偶e os艂oni膮 ich serce przed kulami.

— Mo偶e spr贸buj膮 panowie moich? — zapyta艂. — Jakie pan woli, nadinspektorze? Mam francuskie, tureckie i ameryka艅skie.

Douglas popatrzy艂 na niego przez chwil臋 nic nie m贸wi膮c. Potem rzek艂:

— Od dawna ju偶 nie pali艂em francuskiego papierosa. Kapitan poda艂 mu jednego i zapyta艂:

— Czy pozwoli pan, 偶eby wi臋zie艅 r贸wnie偶 zapali艂?

— Oczywi艣cie — potwierdzi艂 jeszcze raz Douglas.

Spode siedzia艂 na niewielkim krze艣le, odwr贸cony plecami do drzwi wej艣ciowych. Kapitan podsun膮艂 mu papiero艣nic臋. — Tureckie s膮 po lewej stronie... Tu s膮 francuskie, zawsze wykrusza si臋 z nich tyto艅... Ameryka艅skie po prawej.

— Dzi臋kuj臋 — powiedzia艂 Spode. Kapitan przypali艂 mu papierosa. M艂ody cz艂owiek zaci膮gn膮艂 si臋, wydmuchn膮艂 chmur臋 s艂odkawo pach­n膮cego dymu i rzek艂: — Kocha艂em mojego brata... bardziej ni偶 kogokolwiek na 艣wiecie. — Popatrzy艂 za okno, gdzie czerwone popo艂udniowe s艂o艅ce opada艂o we w艣ciekle kot艂uj膮ce si臋 deszczowe chmury. — On chcia艂, 偶ebym zosta艂 muzykiem. — Przerwa艂, jakby jego s艂owa mog艂y by膰 dla Douglasa wystarczaj膮cym uzasadnieniem, dlaczego tak bardzo kocha艂 swojego brata.

— M贸j ojciec nie wierzy艂 we mnie. Kocha艂 mnie, ale nie wierzy艂 — ani we mnie, ani w Boga, ani w nic innego. — Spode patrzy艂 nieobecnym wzrokiem, jakby b艂膮dzi艂 my艣lami gdzie艣 daleko. Podni贸s艂 papierosa do ust i zaci膮gn膮艂 si臋 g艂臋boko.

— Dlaczego wi臋c zabi艂 pan brata? — Douglas chcia艂, 偶eby zabrzmia艂o to brutalnie, i uda艂o mu si臋.

Ale Spode'a nie艂atwo by艂o sprowokowa膰. Pali艂 dalej i u艣miecha艂 si臋.

— Zrobi艂em to. Czy nie wystarczy, 偶e to powiedzia艂em? A mo偶e chcia艂by pan dosta膰 r贸wnie偶 moje w艂asnor臋cznie podpisane przyznanie si臋 do winy?

— Owszem — odpar艂 Douglas.

Spode wykorzysta艂 jedyny dost臋pny papier do pisania — blankiet listowy Feldpost. Wyj膮艂 z kieszeni o艂贸wek i nabazgra艂 w poprzek kartki, kt贸ra wydawa艂a si臋 ucieka膰 spod jego niezgrabnych bia艂ych palc贸w: Zabi艂em mojego brata — i z艂o偶y艂 podpis. Poda艂 kartk臋 niemieckiemu oficerowi.

— Czy zechce pan to po艣wiadczy膰, kapitanie?

Kapitan umie艣ci艂 pod zeznaniem swoje nazwisko, stopie艅, numer i dat臋, a nast臋pnie przekaza艂 dokument Douglasowi.

— Dzi臋kuj臋 — rzek艂 Archer. — Wci膮偶 jednak chcia艂bym wiedzie膰, dlaczego?

— Przypomina pan kogo艣 ze starej powie艣ci detektywistycznej — powiedzia艂 Spode. — Detektyw musi ustali膰 sposoby, motywy i mo偶liwo­艣ci. Przecie偶 to w艂a艣nie ka偶膮 robi膰 detektywom w ich szko艂ach, czy偶 nie?

— Nie — odpar艂 Douglas. — Tylko w powie艣ciach.

— To najlepszy papieros, jakiego uda艂o mi si臋 wypali膰 od wie­k贸w — stwierdzi艂 Spode. — Czy pa艅ski jest r贸wnie dobry, nadinspek­torze? Przypuszczam, 偶e w wi臋zieniu nie daj膮 papieros贸w. — W jego s艂owach nie by艂o prowokacji. Sprawia艂 wra偶enie ch艂opca, kt贸remu obce s膮 podst臋py i matactwa. Douglas zrozumia艂 teraz, dlaczego tak wiele os贸b by艂o sk艂onnych chroni膰 go przed prawem.

— Czy by艂 pan w wojsku?

— Pracowa艂em razem z bratem w laboratorium. Kiedy jednak podesz艂y niemieckie czo艂gi, pr贸bowa艂em jeden z nich podpali膰 za pomoc膮 butelki z benzyn膮. W Home Guard nazywali to koktajlem Mo艂otowa. Kiedy instruktor o tym opowiada艂, wszystko wydawa艂o si臋 proste, ale butelka, kt贸r膮 rzuci艂em, nie zapali艂a si臋. Czy bra艂 pan r贸wnie偶 udzia艂 w walkach?

— Nie — powiedzia艂 Douglas. — Pierwszymi Niemcami, jakich zobaczy艂em, byli muzycy orkiestry wojskowej maszeruj膮cy po Oks­ford Street. Powiedziano mi wtedy, 偶e w nocy og艂oszono Londyn otwartym miastem. — Douglas nie chcia艂, by zabrzmia艂o to jak pr贸ba usprawiedliwienia, ale je偶eli aresztuje si臋 kogo艣, kto straci艂 r臋k臋 walcz膮c w pojedynk臋 z czo艂giem, trudno, 偶eby zabrzmia艂o to inaczej.

— Nic pan nie straci艂 — odpar艂 Spode. — Wszystko si臋 sko艅czy艂o, zanim si臋 w艂a艣ciwie zacz臋艂o. Tylko cholerny idiota mo偶e pr贸bowa膰 zablokowa膰 ko艂o nap臋dowe Pzkw IV za pomoc膮 lewarka do k贸艂. Min膮艂 mnie i nawet nie zauwa偶y艂 — zabieraj膮c po drodze moj膮 r臋k臋. — Westchn膮艂 i u艣miechn膮艂 si臋.

— Ale mimo to... — rzek艂 Douglas.

— Chce pan zezna艅, czy mo偶e rozgrzeszenia? — Spode znowu si臋 u艣miechn膮艂.

Kapitan zdj膮艂 czapk臋 i wytar艂 sk贸rzan膮 podk艂adk臋. Przedwcze艣nie 艂ysia艂 i przez jego rzadkie, cienkie blond w艂osy wyra藕nie wida膰 by艂o blad膮 sk贸r臋. Kiedy zdj膮艂 czapk臋, wydawa艂o si臋, 偶e przyby艂o mu dwadzie艣cia lat, bo jego oczy nie by艂y oczami m艂odego cz艂owieka. To nie miejsce na przes艂uchanie, pomy艣la艂 Douglas. Spode sprawia艂 wra偶enie, jakby nie traktowa艂 aresztowania powa偶nie.

— Pa艅ski brat by艂 poparzony radiacj膮 — stwierdzi艂 nadinspek­tor. — Czy pan o tym wiedzia艂?

— Jestem fizykiem — odpar艂 Spode. — Oczywi艣cie, 偶e wiedzia艂em.

— Pracowa艂 pan z nim razem?

— Tak — kiedy byli艣my w zespole profesora Fricka.

— Gdzie to si臋 sta艂o?

— W laboratorium.

— Nie b膮d藕 g艂upi, ch艂opcze — upomnia艂 go Archer. — Pr臋dzej czy p贸藕niej b臋dziesz musia艂 mi to powiedzie膰.

— Co to jest radiacja? — zapyta艂 kapitan.

— Rodzaj promieniowania wysy艂anego przez niestabilne j膮dra atomowe — wyja艣ni艂 Douglas. — Mo偶e by膰 艣miertelne.

— Posprzeczali艣my si臋 wtedy po raz pierwszy w 偶yciu — powiedzia艂 Spode. — M贸j brat zawsze o mnie dba艂. Pomaga艂 mi w moich pracach domowych, ratowa艂 przed 艂obuzami i wola艂, 偶eby za moje przewiny karano jego, a nie mnie. Podziwia艂em go i kocha艂em... Nigdy si臋 nie sprzeczali艣my, dop贸ki nie zacz臋li艣my pracowa膰 nad tym przekl臋tym eksperymentem z bomb膮 atomow膮. Powiedzia艂em mu, 偶e stanie si臋 to przyczyn膮 naszej 艣mierci, i sta艂o si臋...

— Przyczyn膮 jego 艣mierci by艂a kula — stwierdzi艂 Douglas. Spode przez chwil臋 zastanawia艂 si臋 nad jego s艂owami, a potem przytakn膮艂 skinieniem g艂owy.

— Czy ma pan ze sob膮 ten staw ramieniowy? — zapyta艂. Douglas si臋gn膮艂 do kieszeni i znalaz艂 t臋 cz臋艣膰. Pokaza艂 j膮 Spode'owi, kt贸ry przypatrywa艂 si臋 jej, jakby widzia艂 j膮 po raz pierwszy.

— Znalaz艂 pan to w mieszkaniu?

— Tak — odpar艂 Douglas. Spode ogl膮da艂 wykonany ze stopu element, jakby by艂 czym艣 nadzwyczajnym. Nie zdziwi艂o to Archera. Zetkn膮艂 si臋 ju偶 z lud藕mi tak samo zafascynowanymi dowodem rzeczowym, kt贸ry ich zdradzi艂. Dopiero gdy chowa艂 fragment protezy z powrotem, w drugiej kieszeni poczu艂 inny twardy kszta艂t. U艣wiadomi艂 sobie, 偶e pokaza艂 Spode'owi l偶ejszy egzemplarz, bez wzmacniaj膮cej rurki, a nie ten, kt贸ry mia艂 przedstawi膰 jako dow贸d rzeczowy. Nie widzia艂 jednak powodu, 偶eby wyja艣nia膰 mu t臋 pomy艂k臋. Wyda艂o mu si臋 to bez znaczenia.

. — By艂em na miejscu wcze艣niej — powiedzia艂 Spode. — Wiedzia­艂em, 偶e zawsze zostawia klucz pod wycieraczk膮. Wszed艂em do 艣rodka i czeka艂em, a偶 wr贸ci do domu.

— Z pistoletem?

— To on mia艂 pistolet, nadinspektorze. Kupi艂 go w pubie niedaleko stacji kolejowej Euston. Da艂 za niego trzy funty. — W male艅kim pokoiku zrobi艂o si臋 ciemno i nagle o szyby zab臋bni艂 deszcz. Blade 艣wiat艂o pada艂o z w膮skiego okna na blat sto艂u i wydoby艂o z mroku kszta艂t krucyfiksu.

— Dlaczego?

— Bardzo cierpia艂. By艂 nie tylko fizykiem, posiada艂 r贸wnie偶 wiedz臋 medyczn膮. Wiedzia艂, 偶e nie ma ju偶 szans.

— Czy chce pan przez to powiedzie膰, 偶e by艂o to samob贸jstwo?

— To trudno wyja艣ni膰 — odpar艂 Spode. — Obaj zdawali艣my sobie spraw臋 z ryzyka. Kiedy uruchamia si臋 tak膮 rzecz jak ta, zanim cz艂owiek zorientuje si臋, co si臋 dzieje, ma ju偶 do czynienia z reakcj膮 艂a艅cuchow膮.

— Ale przecie偶 posprzeczali艣cie si臋? — spyta艂 Douglas.

— Pracowa艂 bez tarczy, a ja j膮 mia艂em. — Spode prze偶egna艂 si臋. — Posprzeczali艣my si臋, bo martwi艂em si臋 o niego.

Kapitan za艂o偶y艂 czapk臋.

— Czy to morderstwo, nadinspektorze?

— Morderstwo ma miejsce wtedy, kiedy zab贸jstwa dokonuje si臋 z premedytacj膮.

— A wi臋c to nie by艂o morderstwo?

— O tym zadecyduje s膮d — odpar艂 Douglas. — Chod藕my. Niech pan na艂o偶y p艂aszcz. — Wsta艂 i spojrza艂 przez okno. Ci膮gle pada艂o.

— Eleazar... — powiedzia艂 Spode. — Wyda艂 si臋 na 艣mier膰, aby ocali膰 sw贸j lud.

— Eleazar? — spyta艂 Douglas. Gdy odwr贸ci艂 si臋 w stron臋 Spode'a, zobaczy艂, 偶e kl臋czy jak w modlitwie. Czeka艂 przez chwil臋 z za­k艂opotaniem. Cicha modlitwa Spode'a by艂a niemal nies艂yszalna zza d艂oni, kt贸r膮 trzyma艂 tu偶 przy twarzy. Potem nagle przewr贸ci艂 si臋, zwali艂 si臋 na bok i z 艂oskotem uderzy艂 twarz膮 o pod艂og臋.

Archer pochyli艂 si臋, schwyci艂 Spode'a za ko艂nierz i wsun膮艂 mu palce do rozchylonych ju偶 bezw艂adnie ust. Poczu艂 cierpki, 艂atwy do rozpoz­nania zapach gorzkich migda艂贸w.

— Cyjanek — powiedzia艂. — Otru艂 si臋! — Odwr贸ci艂 cia艂o na plecy i rozejrza艂 si臋 wok贸艂, poszukuj膮c wody, kt贸r膮 m贸g艂by przep艂uka膰 Spode'owi usta. — Niech pan zadzwoni do waszej sekcji medycznej — odezwa艂 si臋 do kapitana. — Prosz臋 za偶膮da膰 lek贸w pobudzaj膮cych prac臋 serca. Mo偶e uda si臋 nam go ocali膰.

Kapitan podni贸s艂 s艂uchawk臋.

— Ju偶 z nim koniec — oznajmi艂 spokojnie. — Widzia艂em, jak dzia艂aj膮 te kapsu艂ki z cyjankiem, kiedy w ci膮gu kilku pierwszych dni po zawieszeniu broni nasze grupy poszukiwawcze dokonywa艂y aresz­towa艅 zbrodniarzy wojennych. — Postuka艂 wide艂kami telefonu. — No, odezwijcie si臋 wreszcie — powiedzia艂 do milcz膮cej s艂uchawki.

Bezw艂adne cia艂o Spode'a nie reagowa艂o na ponawiane przez Douglasa pr贸by wywo艂ania torsji. Oczy by艂y ju偶 szkliste, pulsu nie dawa艂o si臋 wyczu膰.

Kapitan od艂o偶y艂 ci膮gle milcz膮c膮 s艂uchawk臋.

— Cholerni telefoni艣ci — rzek艂. — Teraz, po zako艅czeniu wojny, armia schodzi na psy. My艣l膮 jedynie o tym, jak szybko p贸jd膮 do cywila.

— Biedny dzieciak — westchn膮艂 Douglas. Zamkn膮艂 Spode'owi oczy.

— Pan nie jest katolikiem, prawda?

— Nie — odpar艂 Archer. — Nie jestem. W og贸le nie jestem wierz膮cy.

— W takim razie nic pan nie zrozumie — stwierdzi艂 kapitan.

— Niech pan spr贸buje.

Niemiecki oficer przygl膮da艂 si臋 Douglasowi z namys艂em, a potem spojrza艂 na cia艂o Spode'a.

— 艢wi臋ty Tomasz z Akwinu twierdzi艂, 偶e samob贸jstwo jest grzechem, bowiem stanowi wyst臋pek przeciwko spo艂ecze艅stwu. Od­bieraj膮c sobie 偶ycie, cz艂owiek pozbawia spo艂ecze艅stwo czego艣, co prawnie mu si臋 nale偶y. Wsp贸艂czesna teologia natomiast rozszerzy艂a mo偶liwo艣膰 rozgrzeszenia tego czynu na ludzi, kt贸rzy oddaj膮 swe 偶ycie w d膮偶eniu do wy偶szego dobra. Lekarzy, kt贸rzy 艣wiadomie ryzykuj膮 偶yciem podczas epidemii, kap艂an贸w nara偶aj膮cych si臋 na prze艣ladowa­nia. S膮 r贸wnie偶 艣wi臋te dziewice, kt贸re raczej wol膮 odebra膰 sobie 偶ycie, ni偶 ulec gwa艂towi. Obecnie czci si臋 je jako m臋czennice.

— Eleazar... Us艂ysza艂em, 偶e powiedzia艂 „Eleazar'.

— Kt贸ry poszed艂 na 艣mier膰, aby ocali膰 sw贸j lud. Tak, dla samob贸jc贸w nie wszystko jest stracone. Istot膮 sakramentu jest zawsze pojednanie. I je偶eli mamy w sobie do艣膰 mi艂osierdzia, aby wierzy膰, i偶 byli艣my 艣wiadkami wyra偶onego przed 艣mierci膮 偶alu za grzechy, Spode mo偶e nawet dost膮pi膰 ko艣cielnego pogrzebu.

— Ale dlaczego to zrobi艂?

— Zabi艂 swojego brata. Katolik nie chcia艂by 偶y膰 maj膮c sumienie obci膮偶one takim grzechem.

— Powinienem go zrewidowa膰 przedtem.

— Czy to nie wszystko jedno? — zapyta艂 kapitan. — Ma pan jego zeznania na pi艣mie, ten sw贸j 艣wistek papieru. Mo偶e pan teraz zamkn膮膰 spraw臋, prawda?

Rozdzia艂 22

Powinienem kaza膰 pana za to rozstrzela膰 — powie­dzia艂 Douglasowi Huth, gdy tylko nacisn膮艂 guzik urz膮dzenia zabez­pieczaj膮cego przed pods艂uchem. Douglas nie odpowiedzia艂.

— Jedzie pan sam, bez powiadomienia mnie, nie pozostawia 偶adnego kontaktowego telefonu, nie informuje ani mnie, ani sier偶anta Woodsa, co ma pan zamiar robi膰. Potem wdziera si臋 pan na teren wojskowy... — Huth przerwa艂, jakby zabrak艂o mu s艂贸w. — Te wojskowe sukinsyny zawsze staraj膮 si臋 znale藕膰 u nas co艣, do czego mogliby si臋 przyczepi膰, i teraz da艂 im pan doskona艂y pretekst do sk艂adania za偶ale艅. Czy wie pan, 偶e ostatnie dziesi臋膰 minut sp臋dzi艂em na przepraszaniu jakiego艣 cholernego wojskowego pu艂kownika...? Nienawidz臋 pa艅skiej krety艅skiej g臋by, Archer. Czemu, u diab艂a, nic pan nie m贸wi? Oniemia艂 pan?

— Uzyska艂em podpisane zeznanie — powiedzia艂 Douglas.

— Ty cholerny idioto! Anga偶uj臋 tysi膮c os贸b do pracy nad t膮 spraw膮. Prowadzone s膮 dochodzenia od wytw贸rni ci臋偶kiej wody w Norwegii po Laboratorium Curie w Pary偶u. Czy s膮dzi pan, 偶e jestem zainteresowany jakim艣 nagryzmolonym zeznaniem na temat ja­kiego艣 jednego cholernego morderstwa?! I to w sytuacji, kiedy mor­derca nie 偶yje?

— Poleci艂 mi pan znale藕膰 morderc臋 — rzek艂 Douglas. — Wi臋c znalaz艂em go. Mam nawet pisemne zeznanie. Czego do diab艂a jeszcze pan ode mnie chce?

Znowu na chwil臋 zapad艂a cisza. Wreszcie Huth odezwa艂 si臋:

— No, no. To ju偶 lepiej. Nie wiedzia艂em, 偶e pana na to sta膰. Nie s艂ysza艂em, 偶eby kiedykolwiek podni贸s艂 pan g艂os.

— C贸偶, skoro teraz ju偶 wiem, 偶e pan to lubi, b臋d臋 si臋 dar艂 ci膮gle.

— Niech mnie pan pos艂ucha, Archer. Zaba艂agani艂 pan ca艂e dochodzenie. Nie zale偶a艂o mi na zw艂okach Spode'a — chcia艂em dowiedzie膰 si臋 od niego jak najwi臋cej: co wie, co robi艂, z kim rozmawia艂 przez telefon. I bardzo chcia艂bym przechwyci膰 jego poczt臋, aby uzyska膰 trop, kt贸ry doprowadzi艂by mnie do pozosta艂ych cz艂onk贸w tej bandy. — Zanim Douglas zdo艂a艂 odpowiedzie膰, Huth zn贸w zacz膮艂 m贸wi膰: — Czy t臋 kapsu艂k臋 z cyjankiem wyci膮gn膮艂 z kieszeni, czy mia艂 j膮 schowan膮 w ustach? Gdzie j膮 mia艂?

— A co to za r贸偶nica?

— Wyja艣ni臋 panu, co to za r贸偶nica — warkn膮艂 Huth. — Je偶eli wyj膮艂 j膮 z kieszeni, to do przeprowadzania aresztowa艅 b臋d臋 po­trzebowa艂 lepszych funkcjonariuszy. Je偶eli natomiast ci ludzie umiej膮 umieszcza膰 cyjanek w z臋bach, b臋dziemy musieli zrewidowa膰 nasz膮 technik臋 aresztowania. I chc臋 to da膰 na teleks jeszcze przed ranem.

— On wyj膮艂 cyjanek z kieszeni. Prze偶egna艂 si臋 i zacz膮艂 si臋 modli膰. M贸g艂 wtedy w艂o偶y膰 do ust t臋 kapsu艂k臋.

— A pan po prostu sta艂 tam i patrzy艂, idioto?

— Tak.

— I ten przyg艂upi kapitan artylerii te偶 sobie patrzy艂?

— Tak.

— I 偶aden z was nie zauwa偶y艂, co on robi?

— Nie.

— Czy ten kapitan mia艂 szans臋 przekaza膰 mu kapsu艂k臋?

— Nie, sir. Oczywi艣cie, 偶e nie.

— Niech mi pan nie wciska tej gadki: „nie, sir, oczywi艣cie, 偶e nie, sir”. S艂ysza艂em ju偶 o takich przypadkach. Sprawdzono dla mnie archiwa Gestapo w Berlinie. Kto艣 w艂a艣nie po艂o偶y艂 na moim biurku odpowied藕 z teleksu. Ten kapitan Hesse jest katolikiem. Czy wiedzia艂 pan o tym?

— Nie omawiali艣my problem贸w teologicznych.

— Ten Spode r贸wnie偶 by艂 katolikiem — oznajmi艂 Huth. — Wiedzia艂 pan o tym?

— Mam obecnie powody tak s膮dzi膰 — rzek艂 Douglas.

— Niech pan nie pr贸buje by膰 wobec mnie sarkastyczny, Archer. Nie lubi臋 tego. Zadaj臋 panu proste pytania i 偶ycz臋 sobie uczciwych odpowiedzi. I jeszcze raz pytam: czy od chwili, kiedy aresztowa艂 pan Spode'a, ten cholerny kapitan mia艂 mo偶liwo艣膰 przekazania mu czego­kolwiek?

— Najmniejszej, sir.

Douglas us艂ysza艂 szelest papieru, jakby Huth kartkowa艂 le偶膮ce na biurku dokumenty. Wreszcie Standartenf眉hrer odezwa艂 si臋:

— Niech pan chwilowo nie sporz膮dza 偶adnych pisemnych rapor­t贸w, ani nawet notatek s艂u偶bowych. Za艂atwimy to wsp贸lnie. Je偶eli pope艂nimy jaki艣 b艂膮d, nadinspektorze Archer, znajdzie si臋 pan w Da­chau. Wie pan, co to takiego?

— Dociera艂y do mnie r贸偶ne pog艂oski.

— S膮 prawdziwe, prosz臋 mi wierzy膰. — Douglas wyra藕nie us艂ysza艂 w jego g艂osie nut臋 niepokoju. — Reichsf眉hrer SS mo偶e za偶膮da膰 ode mnie osobistego raportu w tej sprawie. Chcia艂bym, 偶eby by艂 jak najprecyzyjniejszy. Dzi艣 w nocy sam naszkicuj臋 co艣 na ten temat.

— Dobrze, sir.

Zapad艂a kolejna d艂u偶sza chwila ciszy.

— Musz臋 przyzna膰, 偶e by艂 to kawa艂 dobrej detektywistycznej roboty, Archer.

— Dzi臋kuj臋 panu — odpar艂 Douglas, ale Huth ju偶 od艂o偶y艂 s艂uchawk臋. Archer siedzia艂 w gabinecie udost臋pnionym mu przez kapitana, a nale偶膮cym do oficera od spraw transportu. Armia niemiecka wci膮偶 pos艂ugiwa艂a si臋 ko艅mi i z okna pokoju Douglas widzia艂 szeregi stajni oraz czu艂 zapach nawozu zgarni臋tego w stert臋 na podw贸rku. By艂o ju偶 prawie zupe艂nie ciemno, ale nie zapala艂 艣wiat艂a. Spojrza艂 przez okno. 艢wiat艂o lamp wisz膮cych nad drzwiami barak贸w odbija艂o si臋 w czarnych ka艂u偶ach marszczonych podmuchami zimnego wiatru. Panowa艂a 艣miertelna cisza. Douglasowi a偶 trudno by艂o uwierzy膰, 偶e w obozie znajdowa艂o si臋 kilkuset je艅c贸w (czy raczej aresztowanych, jak m贸wili o nich Niemcy), a tak偶e 34 F眉silier-Regiment, kt贸ry pe艂ni艂 tutaj s艂u偶b臋 wartownicz膮.

Douglas w艂膮czy艂 lamp臋 na biurku i bezmy艣lnie popatrzy艂 na pi臋trz膮ce si臋 na biurku sterty gazet i czasopism. Le偶a艂y tu r贸wnie偶 jeszcze nie wyj臋te z banderoli pocztowej gazety ze Stuttgartu oraz nowy numer „Signalu”.

Ca艂膮 ok艂adk臋 „Signalu” zajmowa艂a fotografia genera艂a Fritza Kellermana. Sfotografowano go stoj膮cego pod uliczn膮 wywieszk膮 SCOTLAND YARD. Podpis g艂osi艂: 艢ladami Sherlocka Holmesa. Niemiecki general policji kieruje prac膮 londy艅skiego Scotland Yardu.

Douglas otworzy艂 czasopismo. Ilustrowany fotografiami artyku艂 umieszczono na trzech podw贸jnych kolumnach. Zobaczy艂 siebie na najwi臋kszym zdj臋ciu. Sportretowano go ogl膮daj膮cego wraz z Kellermanem „Angler's Times”, kt贸rego ok艂adka zosta艂a wyretuszowana, by zlikwidowa膰 tytu艂. Pod fotografi膮 by艂a kr贸tka notatka:

General Kellerman wydaje rozkazy s艂ynnemu Archerowi z Yardu, najm艂odszemu brytyjskiemu mistrzowi pracy detektywistycznej, kt贸rego nazwano ,,Sherlockiem Holmesem lat czterdziestych”. Podobnie jak wi臋kszo艣膰 londy艅skich policjant贸w, przejmuje on z rado艣ci膮 wsp贸艂czesne, naukowe metody zwalczania przest臋pstw wprowadzone przez ich nowego niemieckiego dow贸dc臋. Nadinspektor Archer i jego koledzy m贸wi膮 bardzo ciep艂o o swoim generale i mi臋dzy sob膮 nazywaj膮 go „Ojczulkiem”.

Dalej by艂o jeszcze wi臋cej w tym samym idiotycznym dziennikarskim stylu. Douglas poczu艂, jak na sam膮 my艣l, 偶e kto艣 z jego przyjaci贸艂 mo偶e uwierzy膰 w te g艂upstwa, robi mu si臋 zimno. Dopiero teraz zrozumia艂 uwag臋 pu艂kownika Mayhew na temat unikania ilustrowa­nych czasopism. Oczywi艣cie! Najprawdopodobniej w艂a艣nie ten artyku艂 sta艂 si臋 powodem zamachu na jego 偶ycie na stacji metra Piccadilly. Zamkn膮艂 czasopismo i opar艂 si臋 na nim z ca艂ej si艂y obydwiema d艂o艅mi, jakby pr贸buj膮c zniszczy膰 jego zawarto艣膰. Przekl臋ty Kellerman. Wszys­tko to by艂o cz臋艣ci膮 jego walki z Huthem i SD. By膰 mo偶e by艂 to wa偶ny krok na drodze do stanowiska Reichskommissara, je偶eli do tego akurat d膮偶y艂 Kellerman. Ale wpl膮ta艂o to Douglasa w rozgrywk臋, kt贸ra zagra偶a艂a jego 偶yciu i w kt贸rej nie chcia艂 bra膰 udzia艂u.

Niech ich wszyscy diabli wezm膮, pomy艣la艂. Niech diabli wezm膮 Scotland Yard, Harry'ego Woodsa i Mayhew, i ca艂膮 reszt臋. Wszyscy s膮 samolubami. Nawet Harry sprawia wra偶enie, jakby stara艂 si臋 zrealizowa膰 m艂odzie艅cze marzenia i zosta膰 bohaterem. I niech diabli wezm膮 tego kapitana artylerii, kt贸ry nazwa艂 go gestapowcem. Mo偶e nie powinien chroni膰 kapitana przed Huthem, podejrzewaj膮cym tamtego o przekazanie kapsu艂ki z trucizn膮. Wtedy ten m艂ody cz艂owiek m贸g艂by si臋 przekona膰, jak naprawd臋 wygl膮da przes艂uchanie w Gestapo.

W tym momencie Douglas u艣wiadomi艂 sobie, 偶e kapitan rze­czywi艣cie m贸g艂 da艂 Spode'owi kapsu艂k臋. Musia艂a znajdowa膰 si臋 w papierosie. Wybra艂 jednego dla Douglasa, a potem podsun膮艂 Spode'owi papiero艣nic臋. Douglas przypomnia艂 sobie jego s艂owa na temat wykruszaj膮cego si臋 tytoniu. Mo偶e naderwa艂 czubek pa­pierosa, 偶eby ods艂oni膰 kapsu艂k臋 ukryt膮 w lu藕no wetkni臋tym tytoniu?

Z pewno艣ci膮 mia艂 mo偶liwo艣膰 zdobycia takiego wyrafinowanego 艣rodka. Nawet sam przyzna艂, 偶e zetkn膮艂 si臋 z czym艣 takim, kiedy dokonywano aresztowa艅 po zako艅czeniu walk. Jako oficer dowodz膮cy grup膮 poszu­kiwawcz膮, m贸g艂 znale藕膰 nie wykorzystane kapsu艂ki z cyjankiem.

Wszystko si臋 zgadza艂o. Niepok贸j wywo艂any niespodziewanym przybyciem funkcjonariusza SIPO... Kapitan najpierw zaproponowa艂 pomoc, a potem pr贸bowa艂 uniemo偶liwi膰 aresztowanie zabraniaj膮c przeprowadzenia go na terenie wojskowym. By膰 mo偶e w艂a艣nie on da艂 Spode'owi, wsp贸艂konspiratorowi, przepustk臋, kt贸ra pozwala艂a mu dosta膰 si臋 do o艣rodka przez wej艣cie dla personelu.

I to w艂a艣nie on zdj膮艂 z pude艂ka brakuj膮c膮 cz臋艣膰 i osobi艣cie dostarczy艂 j膮 Spode'owi. A tak偶e usadowi艂 Douglasa na krze艣le w wartowni i poleci艂 mu patrze膰 na drog臋, podczas gdy Spode mia艂 przyby膰 na spotkanie nie od strony drogi, lecz od obozu. D艂ugi obiad i ospa艂o艣膰 by艂y udawane — najprawdopodobniej sp臋dzi艂 ca艂y czas przeznaczony na obiad szukaj膮c Spode'a. Gdy mu si臋 to nie uda艂o, wr贸ci艂 na wartowni臋 i zacz膮艂 rozmawia膰 z Douglasem, usi艂uj膮c odwr贸ci膰 jego uwag臋 od obozu. Nawet to, 偶e pozostawi艂 偶o艂nierzy w pozycji na baczno艣膰, nie by艂o przypadkiem. Zrobi艂 to, aby wyeliminowa膰 ich z gry. Kiedy za艣 Douglas dokona艂 aresztowania, kapitan schwyci艂 karabin wartownika. Mo偶e mia艂 zamiar zastrzeli膰 swego wsp贸艂konspiratora, zanim zacznie m贸wi膰?

Jego cyniczne uwagi na temat Konwencji Genewskiej i szorstkie potraktowanie Wentwortha r贸wnie偶 by艂y tylko gr膮 maj膮c膮 na celu odwr贸cenie uwagi. Ale jego rozmowa na temat wiary ju偶 tak膮 gr膮 nie by艂a. Umy艣lnie zabra艂 Spode'a do pokoju 偶o艂nierza, kt贸ry by艂 katoli­kiem, 偶eby widok krucyfiksu sta艂 si臋 pociech膮 w ostatnich chwilach 偶ycia ch艂opca. I jego rozwa偶ania na temat grzechu samob贸jstwa i zab贸jstwa nie by艂y adresowane wy艂膮cznie do Spode'a. Teraz Douglas rozumia艂, dlaczego w g艂osie kapitana da艂o si臋 s艂ysze膰 cierpienie — od tej pory niemiecki oficer b臋dzie musia艂 偶y膰 z sumieniem obci膮偶onym tym grzechem.

Douglas podszed艂 do okna. Budynek mia艂 do艣膰 lekk膮 konstrukcj臋 i Archer czu艂 wstrz膮sy powodowane przez niespokojne konie znajduj膮ce si臋 w stajniach na dole. Podw贸rze by艂o mokre, ale deszcz przesta艂 ju偶 pada膰. Mi臋dzy p臋dz膮cymi chmurami przeb艂yskiwa艂y nieliczne gwiazdy. M贸g艂 teraz 艂atwiej poj膮膰 religijne rozterki innych, bowiem sam, po raz pierwszy w 偶yciu, zacz膮艂 w膮tpi膰 w to, w co wierzy艂 jako policjant.

Us艂ysza艂 odg艂os pracy silnika jakiego艣 wi臋kszego pojazdu przeje偶­d偶aj膮cego przez po艂o偶ony z drugiej strony stajni park samochodowy. Nie by艂o go wida膰, ale Douglas spojrza艂 na zegarek i uzna艂, 偶e min臋艂o ju偶 wystarczaj膮co du偶o czasu, by zjawi艂a si臋 wys艂ana z Londynu sanitarka.

W biurze parku samochodowego pe艂ni艂o s艂u偶b臋 dw贸ch m臋偶czyzn. Anemicznie wygl膮daj膮cy pisarz z kancelarii, pryszczaty i sk艂onny do u艣miechu, oraz muskularny sze艣膰dziesi臋cioletni mechanik o pod­kr臋conych w膮sach i z okularami w drucianej oprawie na nosie. Poinformowali go, 偶e 偶aden ambulans nie przyjecha艂. Douglas usiad艂 i zapyta艂, jak podoba im si臋 Anglia, oni za艣 zainteresowali si臋, gdzie tak pi臋knie nauczy艂 si臋 m贸wi膰 po niemiecku.

— Pan przyjecha艂 tym railtonem? — zapyta艂 muskularny oberfeld-febel. — To dopiero jest prawdziwy samoch贸d. — Machn膮艂 zbr膮zowia艂ym od nikotyny kciukiem w stron臋 stoj膮cych w szeregu starych ci臋偶ar贸wek, zarekwirowanych austin贸w i nowiutkich volkswagenow w wersji wojskowej. Na wszystkich wymalowana by艂a odznaka dywizyjna — ryba. Wi臋kszo艣膰 偶o艂nierzy w dywizji pochodzi艂a ze Schwarzwaldu i mechanik r贸wnie偶 m贸wi艂 ze 艣piewnym akcentem, jaki cz臋sto s艂ysza艂o si臋 w tamtejszych stronach.

Douglas rozejrza艂 si臋 po kantorku. Na 艣cianie wisia艂y podk艂adki z dykty, na kt贸rych umieszczono r贸偶ne anonse, a ponad nimi rozkaz dnia podpisany przez dow贸dc臋. Wymieniono w nim nazwiska oficer贸w z komendy obozu, kt贸rym przydzielone zosta艂y samochody.

— Znam sk膮d艣 pana twarz — stwierdzi艂 nagle starszy m臋偶czyzna.

— To chyba niemo偶liwe — odpar艂 Douglas.

— Nigdy nie zapominam twarzy — nalega艂 mechanik. — Prawda, Walterze? Nie, nigdy nie zapominam.

— Wszyscy go z tego znaj膮 — przytakn膮艂 ugrzecznionym tonem pisarz. — Nigdy nie zapomina twarzy.

— Mam! Jest pan policjantem...! — Mechanik u艣miechn膮艂 si臋 z satysfakcj膮. — Jest pan ze Scotland Yardu. Pami臋tam, 偶e przeczyta­艂em to na zleceniu, kiedy tankowa艂em pa艅ski samoch贸d. Chwileczk臋... Nie, prosz臋 mi nie m贸wi膰, za moment sobie przypomn臋...

Walter u艣miechn膮艂 si臋 jak komiwoja偶er demonstruj膮cy jak膮艣 niezwyk艂膮 zabawk臋 mechaniczn膮.

— Archer z Yardu. Pan jest Archerem z Yardu. Gdzie偶, u diab艂a, niedawno o panu czyta艂em...?

Douglas wcale nie stara艂 si臋 mu pom贸c.

Oberfeldfebel pokr臋ci艂 g艂ow膮. By艂 bardzo podniecony swoim odkryciem. — To pan jest detektywem, kt贸ry przed wojn膮 wyja艣ni艂 zagadk臋 truciciela z Bethnal Green i schwyta艂 „Rozpruwacza z Rottingdean”?

To, 偶e Douglas nie przytakn膮艂, wcale go nie speszy艂o. M贸wi艂 dalej:

— Archer z Yardu! O rany, niech mnie diabli! Pasjonuj臋 si臋 zagadkami kryminalnymi. Literatur膮 detektywistyczn膮 i prawdziwymi sprawami. W mieszkaniu w Forbach mam ca艂y pok贸j wype艂niony ksi膮偶kami, czasopismami i wycinkami prasowymi. — Zdj膮艂 wyszmel-cowan膮 czapk臋 i podrapa艂 si臋 w g艂ow臋. — Czyta艂em o panu... bardzo niedawno... Oczywi艣cie s艂ysza艂em ju偶 o panu wcze艣niej. Jest pan s艂awny... Ale przecie偶 niedawno o panu czyta艂em. Gdzie ja o nim czyta艂em, Walterze?

— W „Signalu” — odpar艂 pisarz.

— Oczywi艣cie — mechanik uderzy艂 pot臋偶n膮 pi臋艣ci膮 w otwart膮 d艂o艅. — Po raz pierwszy s艂ysza艂em o panu przy sprawie z Camden Town. M膮偶 zamordowa艂 偶on臋 podaj膮c jej zepsute mi臋so krab贸w, prawda? I niemal mu si臋 uda艂o z tego wykr臋ci膰. 艢wietna robota detektywistyczna. To by艂o ko艂o 1938 roku.

— W grudniu 1937 — odpar艂 Douglas. — I nie w Camden Town, a w Great Yarmouth.

— No tak, Great Yarmouth, oczywi艣cie. I dowiedzia艂 si臋 pan od siostry zmar艂ej, 偶e mia艂a alergi臋 na. frutti di mare. — Cofn膮艂 si臋, 偶eby obejrze膰 sobie dok艂adniej Douglasa. Zmierzy艂 go wzrokiem od g贸ry do do艂u i znowu pokr臋ci艂 g艂ow膮. — Czy kiedykolwiek przyszloby mi do g艂owy, 偶e b臋d臋 sobie sta艂 i rozmawia艂 z Archerem z Yardu? Napije si臋 pan kawy?

— Owszem, z przyjemno艣ci膮 — odpar艂 Douglas.

Starszy m臋偶czyzna zdj膮艂 okulary, w艂o偶y艂 je do sk贸rzanego futera艂u i wsun膮艂 do kieszeni czarnego kombinezonu.

— Przynie艣 trzy kawy, Walterze. Powiedz dy偶urnemu, 偶e to dla mnie i 偶e 偶ycz臋 sobie prawdziw膮 kaw臋, a nie te pomyje, kt贸re nam tu daj膮. I dzbanek ze 艣mietank膮, je偶eli chce, 偶ebym mu znowu wyremon­towa艂 ten jego cholerny motocykl.

— Sanitarka powinna ju偶 by膰 — rzek艂 Douglas.

— Zatrzymali si臋 pewnie po drodze na kaw臋 — stwierdzi艂 podofi­cer. — To esesmani? O, ci faceci wiedz膮 jak si臋 urz膮dzi膰. — Spojrza艂 na kieszonkowy zegarek. — Jak s艂ysza艂em, maj膮 zabra膰 st膮d cia艂o. Oczywi艣cie, powinienem doda膰 sobie dwa do dw贸ch, kiedy dowiedzia­艂em si臋, 偶e by艂 pan z kapitanem Hesse.

— Doda膰 dwa do dw贸ch? — spyta艂 Douglas.

— 呕eby wysz艂o cztery — odpar艂 mechanik. — Przyjecha艂 pan ze Scotland Yardu, a potem sp臋dzi艂 ca艂y dzie艅 z oficerem z Abwehry.

— Kapitan Hesse jest z Abwehry? Mechanik zachichota艂 ponownie.

— Nie musi pan przede mn膮 udawa膰 — powiedzia艂. — Nikomu nie powt贸rz臋. A poza tym tu mn贸stwo ludzi wie, kim jest kapitan Hesse.

Douglas popatrzy艂 na niego staraj膮c si臋 zrozumie膰, co chcia艂 przez to powiedzie膰. Abwehra by艂a cz臋艣ci膮 wywiadu wojskowego i zajmowa艂a si臋 zagranicznymi s艂u偶bami wywiadowczymi.

— Co oficer Abwehry ma tu do roboty?

— Wie pan o tym lepiej ode mnie. Kapitan — tak naprawd臋 jest tylko podporucznikiem, ale pracownik Abwehry mo偶e nosi膰 dowolny mundur — wyje偶d偶a i przyje偶d偶a, kiedy mu si臋 podoba. Ma tu ten fajny samoch贸d, horcha — bez odznak jednostki, niech pan zauwa­偶y — tylko do swego u偶ytku. — W tej samej chwili pojawi艂 si臋 Walter z blaszan膮 tac膮 i dwoma dzbankami. — W艂a艣nie rozmawiali艣my o naszym kapitanie Hesse, Walterze. Opowiadam nadinspektorowi Archerowi, jaki to mi艂y facet.

Walter u艣miechn膮艂 si臋 widz膮c, jak oberfeldfebel stara si臋 podkre艣li膰 swoj膮 za偶y艂o艣膰 z policjantem. Nala艂 trzy fili偶anki kawy i zacz臋li j膮 pi膰 w milczeniu.

— Moja 偶ona i syn nigdy mi nie uwierz膮, kiedy napisz臋 im o naszym spotkaniu — stwierdzi艂 po chwili starszy m臋偶czyzna. — Oboje bardzo interesuj膮 si臋 wszystkimi wi臋kszymi sprawami kryminal­nymi. W czasie nast臋pnej wycieczki do Londynu mam zamiar sfoto­grafowa膰 to miejsce w Pimlico, gdzie znaleziono szcz膮tki tej dziewczyny. Pami臋ta pan? Zamordowana za pomoc膮 no偶a do chleba. — Zdj膮艂 z dzbanka przykrywk臋 i przez chwil臋 delektowa艂 si臋 zapachem kawy. — Aha, w艂a艣nie sobie przypomnia艂em, Walterze. Tu偶 przed przyj艣ciem naszego go艣cia dzwoni艂 kapitan Hesse. We藕mie samoch贸d gdzie艣 ko艂o p贸艂nocy. Upewnij si臋, czy ma pe艂ny bak, i przygotuj do podpisu jego kart臋 drogow膮. Wiesz, 偶e nie lubi czeka膰. — Na艂o偶y艂 znowu okulary, by przestudiowa膰 spis pojazd贸w wyznaczonych na nast臋pny dzie艅. —

A wi臋c poczeka pan tu na przyjazd sanitarki, nadinspektorze? Podkr臋ci艂 koniuszek w膮sa.

— Nie — odpar艂 Archer pod wp艂ywem jakiego艣 nag艂ego impul­su. — Wszystkie formalno艣ci zwi膮zane z zabraniem cia艂a zosta艂y ju偶 za艂atwione. Wezm臋 samoch贸d i pojad臋. Spr贸buj臋 dla odmiany po艂o偶y膰 si臋 wcze艣niej spa膰.

Oberfeldfebel przeszed艂 z nim przez podw贸rze do miejsca, w kt贸rym by艂 zaparkowany railton. Gdy Douglas wsiad艂 do 艣rodka, mechanik pog艂aska艂 pieszczotliwie karoseri臋 wozu.

— Dawniej wiedzieli, jak si臋 robi samochody — powiedzia艂.

W ch艂odnym powietrzu nocy rozbrzmiewa艂y delikatnie odleg艂e d藕wi臋ki muzyki. Starszy m臋偶czyzna zauwa偶y艂, 偶e Douglas przechyli艂 g艂ow臋 nas艂uchuj膮c.

— To ch贸r — powiedzia艂. — Dywizyjny ch贸r. Dzieciaki! Powo艂ali ich ju偶 po zako艅czeniu walk. Nie maj膮 poj臋cia, jak wygl膮da wojna. Niech pan spojrzy cho膰by na tego pryszczatego Waltera w biurze — to przecie偶 tury艣ci, nie 偶o艂nierze.

— I 艣piewaj膮 w ch贸rze? — Teraz wyra藕niej s艂ysza艂 „Cicha noc, 艣wi臋ta noc” 艣piewane przez kilkadziesi膮t m艂odych, silnych g艂os贸w.

— Ma si臋 odby膰 wielkie przyj臋cie bo偶onarodzeniowe dla angiels­kich dzieci — powiedzia艂 Niemiec. — Zaskoczy艂o mnie, jak wiele pieni臋dzy uda艂o im si臋 zebra膰. A przecie偶 do 艣wi膮t jeszcze tyle czasu. — Pochyli艂 si臋 i pog艂adzi艂 d艂oni膮 lakier maski. — Przyjedzie tu jeszcze wi臋cej m艂odych rekrut贸w, a my, weterani, wr贸cimy do domu. Wkr贸tce nie b臋dzie si臋 ju偶 pami臋ta膰 o wojnie.

— By膰 mo偶e — stwierdzi艂 Douglas.

— My, kt贸rzy brali艣my w tym udzia艂, nie zapomnimy, ale nie b臋dzie tu ju偶 ani nas, ani naszych wspomnie艅, prawda?

Douglas przycisn膮艂 peda艂 gazu rozgrzewaj膮c silnik.

— Kawa by艂a doskona艂a.

Starszy m臋偶czyzna pochyli艂 si臋 jeszcze bardziej.

— Je偶eli b臋dzie pan chcia艂 zrobi膰 jaki艣 remont w swoim wozie, nadinspektorze, niech pan tu do mnie przyjedzie. — Dotkn膮艂 palcem czubka nosa, daj膮c tym do zrozumienia, 偶e us艂uga ta zostanie zachowana w tajemnicy.

— Dzi臋kuj臋 i dobranoc — odpar艂 Douglas.

Podjecha艂 do szlabanu zamykaj膮cego wjazd do parku samo­chodowego. Gdy si臋 zatrzyma艂 czekaj膮c na podniesienie zapory, z kantorka wyszed艂 m艂ody Walter nios膮c co艣, co w s艂abym o艣wietleniu wygl膮da艂o jak wielki pistolet. Wsun膮艂 jego „luf臋” przez okno tak, 偶e skierowana by艂a prosto w g艂ow臋 Douglasa. Wartownik na wie偶yczce stra偶niczej dostrzeg艂 ten gwa艂towny ruch i w艂膮czy艂 艣wiat艂o, zupe艂nie o艣lepiaj膮c Archera.

— O co chodzi? — zapyta艂 nerwowo Douglas.

— Czy da mi pan sw贸j autograf? — zapyta艂 m艂ody cz艂owiek. Teraz dopiero Archer zorientowa艂 si臋, 偶e to, co pocz膮tkowo uzna艂 za luf臋, jest ciasno zwini臋tym egzemplarzem „Signalu”. Trz臋s膮c膮 si臋 r臋k膮 z艂o偶y艂 podpis w rogu ok艂adki czasopisma.

— Dzi臋kuj臋 i 偶ycz臋 pomy艣lnych 艂ow贸w — wyrecytowa艂 Walter po偶egnalne, starannie przygotowane zdanie.

— Dobranoc — odpar艂 Douglas, widz膮c unosz膮cy si臋 szlaban. Przejecha艂 obok „Barley Mow” i przez w膮ski most prowadz膮cy do Clifton Hampden. Po zapadni臋ciu ciemno艣ci by艂a to jedyna dost臋pna droga, bowiem pozosta艂e bramy obozu zosta艂y ju偶 zamkni臋te. Na mo艣cie znajdowa艂 si臋 niemiecki posterunek kontrolny. Po mini臋ciu go Douglas znalaz艂 we wsi nie u偶ywany wjazd w boczn膮 uliczk臋 i zjecha艂 z szosy. Wy艂膮czy艂 艣wiat艂a i zacz膮艂 czeka膰 na kapitana Hesse i jego nie oznakowanego czterodrzwiowego horcha.

Nie trwa艂o to d艂ugo. Horch zakr臋ci艂 w prawo na skrzy偶owaniu za mostem i wjecha艂 na drog臋 prowadz膮c膮 przez Shillingford, Wallingford i dalej na wsch贸d do Londynu.

Ksi臋偶yca ubywa艂o, a do艣膰 szczelna pokrywa chmur przepuszcza艂a jedynie nier贸wne przeb艂yski jego 艣wiat艂a. Douglas nie mia艂 do艣wiad­czenia w takich akcjach, ale bez najmniejszego k艂opotu trzyma艂 horcha w zasi臋gu wzroku. O tej porze nocy na drodze spotyka艂o si臋 jedynie pojazdy s艂u偶bowe — d艂ugi konw贸j wojskowych woz贸w konnych, konw贸j ci臋偶ar贸wek Luftwaffe, kilku 艂膮cznik贸w na motocyklach, cywilny autobus przewo偶膮cy robotnik贸w z nocnej zmiany do dom贸w i do pracy. Dzi臋ki temu jednak Douglas m贸g艂 unikn膮膰 zauwa偶enia przez Hessego.

Po drodze znajdowa艂o si臋 kilka posterunk贸w kontrolnych, ale oby艂o si臋 bez k艂opot贸w. Wszystko wskazywa艂o na to, 偶e kapitan Hesse zna dobrze Londyn. Na Shepherd Bush zakr臋ci艂 w d贸艂 Holland Road i wjecha艂 w labirynt bocznych zau艂k贸w. Douglas zwolni艂 nieco, obawiaj膮c si臋, 偶e 艣ledzony oficer mo偶e go zauwa偶y膰 na tych pustych, ciemnych ulicach. Hesse jednak nie okazywa艂 najmniejszych podejrze艅.

Jego celem by艂a Vauxhall Bridge Road i skupisko trzeciorz臋dnych hoteli oraz podejrzanych pensjonat贸w znajduj膮cych si臋 za Victoria Station od strony Westminsteru. Nigdy nie by艂a to szczeg贸lnie nobliwa dzielnica, ale przybycie Niemc贸w uczyni艂o z niej jedno z najbardziej os艂awionych miejsc w ca艂ej Europie. Jednak nie tylko kobiety przyci膮ga艂y tu 偶o艂nierzy. W ko艅cu oficjalne burdele Wehrmachtu by艂y czystsze, ta艅sze i o wiele atrakcyjniejsze dla wszystkich — poza najbardziej perwersyjny­mi klientami. Magnesem by艂 handel. Mo偶na tu by艂o kupi膰 wszystko: m臋偶czyzn, kobiety i dzieci, heroin臋 sprzedawan膮 na kilogramy, fabrycznie nowe pistolety P 38, jeszcze pokryte konserwuj膮cym smarem, dokumenty fa艂szywe i prawdziwe. Nie bacz膮c na sta艂e patrole i surowe kary, 偶o艂nierze wci膮偶 tu przychodzili. Mo偶na by艂o odnie艣膰 wra偶enie, 偶e wobec braku prawdziwej walki szukali jakiego艣 zast臋pczego ryzyka.

Hesse zatrzyma艂 samoch贸d ko艂o ruin Victoria Palace Music Hall. Rodzice Douglasa zabierali go tu, gdy by艂 jeszcze dzieckiem. Teraz z kana艂u orkiestry wyrasta艂y wysokie chwasty, a z ostatniego ocala艂ego sektora l贸偶 zwisa艂 rz膮d foteli. Douglas odczeka艂, a偶 Hesse wyjdzie z cienia resztek 艂uku foyer. Kapitan przeszed艂 przez ulic臋 na podjazd Victoria Station, gdzie gigantyczne portrety Hitlera i Stalina, otoczone flagami i transparentami, chwia艂y si臋 na zimnym wietrze. Douglas nie ruszy艂 si臋 z miejsca, gdy przez Victoria Street przeszed艂 patrol Feldgendarmerie. Jego dow贸dca nie zwr贸ci艂 najmniejszej uwagi na samotn膮 posta膰 Hessego. D艂ugi cywilny p艂aszcz z futrzanym ko艂­nierzem, mi臋kki filcowy kapelusz za艂o偶ony bez 偶adnej ekstrawagancji, czarne sk贸rkowe r臋kawiczki i pewny krok wyra藕nie m贸wi艂y, 偶e jest to niemiecki oficer.

Douglas pozwoli艂 kapitanowi odej艣膰 na spor膮 odleg艂o艣膰, a potem ruszy艂 wzd艂u偶 Vauxhall Bridge Road o艣wietlonej jaskrawymi neonami pensjonat贸w i hoteli oraz 艣wiat艂ami czynnych przez ca艂膮 noc kawiarni. Z bramy wysun膮艂 si臋 m臋偶czyzna w tweedowym p艂aszczu. Poku艣tyka艂 w stron臋 kapitana, ale ostatecznie uzna艂, 偶e nie wygl膮da on na amatora pornograficznych poczt贸wek, wsun膮艂 wi臋c kopert臋 ze zdj臋cia­mi z powrotem do kieszeni. Hesse przyspieszy艂 kroku i podni贸s艂 futrzany ko艂nierz, jakby pr贸buj膮c ukry膰 twarz.

By艂 tu ju偶 nie po raz pierwszy. Douglas nie w膮tpi艂 w to ani troch臋, kapitan bowiem nie spogl膮da艂 ani w prawo, ani w lewo, nie spojrza艂 te偶 w g贸r臋, gdzie po amatorsku wymalowana wywieszka nad w膮skim wej艣ciem informowa艂a 偶e jest to „Hotel L眉beck”.

Kilka ciemnozielonych wygi臋tych od艂amk贸w szk艂a ze st艂uczonej butelki tkwi艂o w szczelinach brudnego linoleum na korytarzu. Deski pod艂ogi skrzypn臋艂y, gdy Douglas r贸wnie偶 wszed艂 do 艣rodka. Wcho­dz膮cy na schody kapitan nie obejrza艂 si臋. Wyci膮gn膮艂 r臋k臋 w stron臋 kontaktu i bezb艂臋dnie odnalaz艂 go w ciemno艣ci. Nad ich g艂owami, na pode艣cie pierwszego pi臋tra, zapali艂a si臋 kolejna s艂aba 偶ar贸wka.

— Hej, kole艣, czego tu szukasz? — Z mroku wysun膮艂 si臋 blady m臋偶czyzna w 艣ci膮gni臋tym mocno paskiem p艂aszczu przeciwdeszczowym i zagrodzi艂 Douglasowi drog臋.

— Id臋 na g贸r臋 — odezwa艂 si臋 cicho Douglas, nie chc膮c zwraca膰 na siebie uwagi.

— To prywatny dom — odpar艂 m臋偶czyzna. — Hotel jest prywatny i nie ma wolnych pokoi. Tylko go艣cie i obs艂uga maj膮 prawo wst臋pu.— Opar艂 d艂o艅 o pier艣 Douglasa. Mimo 偶e Archer s艂yn膮艂 jako policjant wyr贸偶niaj膮cy si臋 taktem i cierpliwo艣ci膮, poczu艂, 偶e ogarnia go przemo偶­na ch臋膰 uderzenia tego cz艂owieka.

— Przed chwil膮 wszed艂 na g贸r臋 niemiecki oficer — powiedzia艂.

— Doskonale zdaj臋 sobie z tego spraw臋, przyjacielu — oznajmi艂 m臋偶czyzna w p艂aszczu przeciwdeszczowym. Wys艂awia艂 si臋 precyzyjnie, zgodnie z ulubion膮 manier膮 drobnych urz臋dnik贸w i podrz臋dnych zbir贸w. — Ale ty, stwierdzam z przykro艣ci膮, musisz st膮d wyj艣膰.

— Jestem kierowc膮 kapitana — wyja艣ni艂 Douglas. — Zapomnia艂 mi powiedzie膰, o kt贸rej mam po niego przyjecha膰.

Rozbiegane oczka m臋偶czyzny w p艂aszczu przeciwdeszczowym zlustrowa艂y szybko ubranie Douglasa i zatrzyma艂y si臋 na jego za­frasowanej twarzy.

— Jeste艣 jego kierowc膮?

— Tak — skin膮艂 g艂ow膮 Douglas.

— Tylko si臋 pospiesz — mrukn膮艂 niech臋tnie tamten.

Douglas min膮艂 go i znalaz艂 si臋 na pierwszym pi臋trze w sam膮 por臋, by us艂ysze膰 kroki kapitana mijaj膮cego w艂a艣nie drugie pi臋tro. 艢wiat艂o na pode艣cie zapali艂o si臋.

Kiedy kapitan niemal dotar艂 do podestu trzeciego pi臋tra, nagle otworzy艂y si臋 drzwi, z kt贸rych wyszed艂 jaki艣 偶o艂nierz. By艂 to wielki m臋偶czyzna w za艂o偶onej na bakier czapce, o twarzy zaczerwienionej od alkoholu. Zapina艂 guziki rozporka i 艣piewa艂 „Ich hatt' einen Kamera­den”. Widz膮c wchodz膮cego po schodach Hessego, wyprostowa艂 si臋 i zacz膮艂 niezgrabnie zapina膰 kurtk臋. Kapitan pr贸bowa艂 go omin膮膰, ale 偶o艂nierz przegrodzi艂 mu drog臋 wysuni臋t膮 r臋k膮 i pochyli艂 si臋 w jego stron臋. Mia艂 ten charakterystyczny dla pot臋偶nie zbudowanych ludzi protekcjonalny spos贸b bycia, po艂膮czony z jowialn膮 poufa艂o艣ci膮 wywo­艂an膮 alkoholem.

— Wygl膮da pan na fajnego faceta, kapitanie. — Zdo艂a艂 dostrzec mundurow膮 kurtk臋 Hessego i dystynkcje na jej ko艂nierzu. Zatoczy艂 si臋 lekko i przytrzyma艂 balustrady. — Idzie pan na g贸r臋? — Hesse pr贸bowa艂 go wymin膮膰, ale nie uda艂o mu si臋. — W porz膮dku. Oficerskie dziewczyny na najwy偶szym pi臋trze, co? Zastanawia艂em si臋, dlaczego nie wpuszczaj膮 tam nas, biednych cholernych Feldgrauen.

— Prosz臋 mnie przepu艣ci膰 — rzek艂 Hesse.

— By艂em ranny w Dover, kapitanie — oznajmi艂 z dum膮 偶o艂­nierz. — By艂em na brzegu z pierwszym rzutem desantu. Niech pan zobaczy! — Poklepa艂 odznak臋 na lewej g贸rnej kieszeni. — Nie zobaczy ich pan wiele. Tylko ludzie z pierwszego rzutu to dostali. I niewielu nas zosta艂o, kapitanie.

— Prosz臋 mnie przepu艣ci膰 — powt贸rzy艂 Hesse ju偶 bardziej zniecier­pliwionym tonem.

— To nie艂adnie — powiedzia艂 pijany 偶o艂nierz. Stukn膮艂 Hessego palcem w pier艣. — Wszyscy jeste艣my tu grzesznikami. Prawda, kapitanie, 偶e mam racj臋?

Hesse odsun膮艂 go delikatnie i przecisn膮艂 si臋 obok. 呕o艂nierz odwr贸ci艂 si臋 i patrzy艂, jak kapitan wchodzi na nast臋pny odcinek schod贸w.

— Wszyscy jeste艣my tu grzesznikami, kapitanie — powt贸rzy艂. — Mam racj臋? — Nie us艂ysza艂 odpowiedzi, wi臋c schwyci艂 por臋cz i zacz膮艂 ostro偶nie schodzi膰 w d贸艂 po stromych stopniach. Bekn膮艂 g艂o艣no i nagle rykn膮艂 na ca艂y g艂os: „Ich hatt' einen Kameraden...”

Kiedy pijany 偶o艂nierz zr贸wna艂 si臋 z Douglasem, nadinspektor cofn膮艂 si臋 g艂臋biej w cie艅. Us艂ysza艂 cichy trzask automatu o艣wiet­leniowego i podest pogr膮偶y艂 si臋 w g艂臋bokim mroku. Pie艣艅 urwa艂a si臋 gwa艂townie.

— Niewielu pozosta艂o z pierwszego rzutu, kapitanie — powiedzia艂 cicho i ze smutkiem 偶o艂nierz, schodz膮c w d贸艂. Wspomnienia otrze藕wi艂y go nagle.

Douglas pobieg艂 schodami w g贸r臋 i zd膮偶y艂 us艂ysze膰, jak kapitan Hesse gdzie艣 na g贸rnym pi臋trze przyciska dzwonek przy drzwiach. Dwa kr贸tkie i jeden d艂ugi. W g艂臋bi tego ponurego labiryntu rozleg艂 si臋 brz臋czyk. Po d艂ugiej chwili rozleg艂 si臋 trzask odsuwanych dobrze naoliwionych zasuw przy drzwiach. Kapitana wpuszczono do 艣rodka bez cho膰by jednego s艂owa powitania. Douglas zobaczy艂 smug臋 偶贸艂tego 艣wiat艂a padaj膮c膮 na podest i us艂ysza艂 odg艂os wycierania but贸w o s艂omiank臋. Potem drzwi si臋 zamkn臋艂y.

Wchodzi艂 na schody do chwili, gdy jego oczy znalaz艂y si臋 na poziomie pod艂ogi podestu. Drzwi, przez kt贸re wszed艂 Hesse, by艂y stare i pokrywaj膮ca je niebieska farba pociemnia艂a i pop臋ka艂a. Mosi臋偶ny numer — 4a — by艂 zachlapany farb膮.

Automat o艣wietleniowy wy艂膮czy艂 si臋 z prztykni臋ciem i ca艂a klatka schodowa pogr膮偶y艂a si臋 w ciemno艣ci. Douglas podszed艂 do drzwi i zacz膮艂 nas艂uchiwa膰. Us艂ysza艂 d藕wi臋ki muzyki. Judy Garland 艣piewa艂a: „When You Wish Upon a Star”, ale wydawa艂o mu si臋, 偶e dobiega to z ni偶szego pi臋tra. Po艂o偶y艂 palec na przycisku dzwonka i powt贸rzy艂 sygna艂 Hessego. Odni贸s艂 wra偶enie, jakby obserwowa艂 go kto艣 niewi­doczny.

Zasuwy szcz臋kn臋艂y i gdy drzwi otworzy艂y si臋 wolno, Douglas cofn膮艂 si臋 o krok, nie wiedz膮c, czego si臋 spodziewa膰. 艢wiat艂o pada艂o z ty艂u za m臋偶czyzn膮, kt贸ry stan膮艂 w drzwiach. Mia艂 na sobie niemiecki, oficerski p艂aszcz z szarej sk贸ry i trzyma艂 praw膮 r臋k臋 w kieszeni.

Douglas zmru偶y艂 oczy, o艣lepiony 艣wiat艂em padaj膮cym z go艂ej 偶ar贸wki wisz膮cej w korytarzu.

— Chc臋 porozmawia膰 z kapitanem Hesse — powiedzia艂.

— Nadinspektor Archer? Lepiej niech pan wejdzie. — By艂 to pu艂kownik Mayhew. Przygryza艂 warg臋 z wyra藕nym niepokojem. — Jak, u diab艂a, znalaz艂 pan to miejsce?

By艂o to n臋dzne, ma艂e mieszkanie — trzy pokoje i kuchnia. Normalny uk艂ad domu publicznego: trzy dziewczyny pracuj膮 i jaka艣 starsza kobieta, kt贸ra otwiera drzwi klientom, sprz膮ta po nich, przygotowuje herbat臋 oraz jest podr臋cznym, stale obecnym 艣wiadkiem, w przypadku gdyby jaki艣 wariat potraktowa艂 sadomasochistyczn膮 us艂ug臋 zbyt serio.

W ka偶dym razie by艂o tak do niedawna. Obecnie 艂贸偶ka by艂y rozmontowane i sta艂y oparte o 艣ciany, poobijany emaliowany bidet wsuni臋to za rega艂. Na niewielkich umywalkach pi臋trzy艂y si臋 skrzynki z fiszkami. Z poprzedniego wyposa偶enia pozosta艂y jedynie zas艂ony.

Kapitan Hesse sta艂 przy elektrycznym kominku. Wci膮偶 mia艂 na sobie ci臋偶ki p艂aszcz z futrzanym ko艂nierzem i regulaminowe r臋kawiczki.

Przekr臋ci艂 nieco g艂ow臋, by zobaczy膰 Douglasa, ale nie odwr贸ci艂 si臋. Przysun膮艂 si臋 bli偶ej kominka.

— W porz膮dku, Hans — powiedzia艂 mu Mayhew. — To jeden z moich ludzi. — Hesse skin膮艂 g艂ow膮.

— Co pana tu sprowadza? — zapyta艂 pu艂kownik.

— Kapitan Hesse — odpar艂 Douglas. — 艢ledzi艂em go od obozu w Wittenham.

— Dzwoni艂 do mnie — stwierdzi艂 Mayhew. — Wiem o wszystkim.

— I...?

— Pr臋dzej czy p贸藕niej i tak by si臋 pan dowiedzia艂...

Drzwi prowadz膮ce do nast臋pnego pokoju otworzy艂y si臋. M臋偶czyzna ubrany w mundur majora Feldgendarmerie odezwa艂 si臋:

— Hesse, niech pan wchodzi.

Hesse wypr臋偶y艂 si臋, strzeli艂 obcasami i poszed艂 za majorem.

Douglas zosta艂 tylko z pu艂kownikiem Mayhew. Podszed艂 do kominka i zacz膮艂 grza膰 r臋ce nad elektrycznym 偶arem, daj膮c pu艂kow­nikowi czas na podj臋cie decyzji, co ma mu powiedzie膰.

— To wszystko ludzie z Abwehry — odezwa艂 si臋 wreszcie pu艂kow­nik. — Od paru miesi臋cy prowadzimy z nimi negocjacje.

— Negocjacje?

— Pomog膮 nam oswobodzi膰 kr贸la — wyja艣ni艂 Mayhew. — Armia niemiecka uwa偶a, 偶e obecna sytuacja wystawia jej honor na szwank. Zawsze mieli wra偶enie, 偶e kr贸l powinien by膰 strze偶ony przez jednostki armii niemieckiej, nie za艣 przez SS.

— My艣l臋, 偶e to niewielka r贸偶nica — stwierdzi艂 Archer.

— No c贸偶, dla n i c h to nie jest niewielka r贸偶nica — odpar艂 Mayhew. — Najwy偶sze dow贸dztwo w Berlinie upowa偶ni艂o poufnie Abwehr臋 do udzielenia pomocy w przygotowaniu ucieczki. Dopomog膮 nam zaaran偶owa膰 ca艂膮 operacj臋, pod warunkiem, 偶e p贸藕niej pomo偶emy to jako艣 zakamuflowa膰.

Douglas popatrzy艂 na niego uwa偶nie, staraj膮c si臋 przejrze膰 tego skomplikowanego i przebieg艂ego cz艂owieka.

— Nie m贸wi mi pan ca艂ej prawdy, pu艂kowniku — rzek艂. Mayhew skrzywi艂 si臋, jakby ugryz艂 cytryn臋.

— Niemcy przej臋li O艣rodek Badawczy Bringle Sands w Devon. Maj膮 nadziej臋 otrzyma膰 tam materia艂 do eksplozji atomowej. W艂a艣nie tam doktor Spode odni贸s艂 oparzenia radiacyjne. Spode ukrad艂 cz臋艣膰 najwa偶niejszych materia艂贸w, obliczenia matematyczne z wielu lat.

— Dokumenty, kt贸re spalono w mieszkaniu przy Shepherd Market?

— Jego m艂odszy brat, John, przekona艂 go, 偶e musi zapobiec przej臋ciu tej broni przez Niemc贸w. — Mayhew wyci膮gn膮艂 r臋ce i zacz膮艂 ogrzewa膰 je nad elektrycznym kominkiem.

— Huth usi艂uje posk艂ada膰 razem spalone resztki, ale nic mu z tego nie wychodzi.

— Niekt贸rzy Niemcy uwa偶aj膮, 偶e ca艂y ten projekt jest strat膮 pieni臋dzy. Inni, w tym r贸wnie偶 Huth i Springer, zdaj膮 sobie spraw臋, 偶e je偶eli eksperyment si臋 powiedzie, b臋dzie to oznacza艂o uzyskanie wojskowej dominacji nad ca艂ym 艣wiatem. — Mayhew zatar艂 energicznie r臋ce. By艂 to nerwowy gest, i kiedy pu艂kownik u艣miechn膮艂 si臋 do Douglasa, wygl膮da艂o to, jakby przyznawa艂 si臋 do ukrywanego niepo­koju, kt贸rego nie potrafi艂 wyrazi膰.

— Ale skoro obliczenia zosta艂y zniszczone, to czy armia b臋dzie dalej pomaga膰 w realizacji planu uwolnienia kr贸la?

Mayhew schwyci艂 Douglasa za rami臋 i 艣cisn膮艂 je a偶 do b贸lu.

— Istnieje du偶e prawdopodobie艅stwo, 偶e jest jeszcze drugi zestaw tych dokument贸w, nadinspektorze Archer. Doktor William Spode by艂 zbyt ostro偶ny, by powierzy膰 prac臋 ca艂ego 偶ycia tylko swojej teczce, nie podejmuj膮c 偶adnych dodatkowych 艣rodk贸w ostro偶no艣ci.

— Pan w to wierzy?

Mayhew zerkn膮艂 przez rami臋 na drzwi, za kt贸rymi znikn膮艂 Hesse.

— Obydwaj w to wierzymy, Archer — powiedzia艂 z naciskiem. — I niech pan pami臋ta, 偶eby im to potwierdzi膰. Je偶eli strac膮 nadziej臋 odzyskania tych papier贸w, istnieje niewielka szansa, 偶e kiedykolwiek zobaczymy naszego kr贸la.

Gdy tylko Mayhew sko艅czy艂 m贸wi膰, drzwi otworzy艂y si臋 ponownie.

— Genera艂 spotka si臋 teraz z obydwoma panami — odezwa艂 si臋 major.

Drugi pok贸j zosta艂 starannie wysprz膮tany i wyczyszczony, ale stare, poplamione tapety w kwiatki, spaczona pod艂oga i go艂e 偶ar贸wki sprawia艂y, 偶e wn臋trze wygl膮da艂o na zapuszczone i ubogie. Sze艣膰 prostych drewnianych krzese艂 otacza艂o politurowany st贸艂. Na jego porysowanym blacie le偶a艂y cztery notatniki i kilka zwini臋tych map. Obok sta艂 s艂oik po d偶emie z zatemperowanymi o艂贸wkami.

Major, kt贸ry ich wprowadzi艂, usiad艂 na swoim miejscu przy stole. Obok niego siedzia艂o dw贸ch m臋偶czyzn w mundurach piechoty z kapita艅skimi dystynkcjami oraz wysoki siwow艂osy m臋偶czyzna w sza­rym pr膮偶kowanym garniturze. Jego okulary w z艂otej oprawce i sta­rannie podstrzy偶one w膮sy doskonale harmonizowa艂y ze sztywnym ko艂nierzykiem i z艂ot膮 spink膮 do krawata. Douglas pozna艂 genera艂a majora Georga von Ruffa, kt贸rego Wywiadowczy Oddzia艂 Wy­dzielony zabezpieczy艂 d藕wigi prze艂adunkowe i zbiorniki z paliwem w porcie w Portsmouth, zanim grupy saperskie Royal Navy zd膮偶y艂y je wysadzi膰 w powietrze. Otrzyma艂 za to Krzy偶 Rycerski. Pali艂 papierosa w cygarniczce z ko艣ci s艂oniowej i bawi艂 si臋 stoj膮c膮 przed nim na stole kasetk膮 na cygara.

Kapitan Hesse, wci膮偶 ubrany w p艂aszcz, siedzia艂 z boku, w pewnej odleg艂o艣ci od pozosta艂ych.

— A wi臋c m艂odszy Spode te偶 ju偶 nie 偶yje? — zapyta艂 major Feldgendarmerie. By艂 to m臋偶czyzna w 艣rednim wieku. Nosi艂 okulary w rogowej oprawie i cz臋sto postukiwa艂 w blat sto艂u ko艅cem o艂贸wka.

— O ile wiem, tak — odpar艂 Mayhew. Sta艂 wyprostowany jak oskar偶ony przed s膮dem. Wszyscy w pokoju robili wra偶enie przera偶o­nych von Ruffem. To znaczy wszyscy poza Douglasem Archerem.

— Pa艅ski oficer policji 艣ledzi艂 kapitana Hesse a偶 do tego miejsca?

— Tak, dotar艂em za nim a偶 tutaj — wtr膮ci艂 si臋 Douglas, poiryto­wany ignorowaniem jego obecno艣ci.

— Zajm臋 si臋 panem p贸藕niej — stwierdzi艂 major 偶andarmerii. Douglas zrobi艂 krok do przodu, wzi膮艂 krzes艂o za oparcie, przesun膮艂 je i usiad艂 na nim.

— Teraz niech pan mnie pos艂ucha, majorze — oznajmi艂 spokoj­nie. — I niech pan powie swojemu genera艂owi, 偶eby r贸wnie偶 mnie wys艂ucha艂. Nie mam zamiaru siedzie膰 tu, podczas gdy b臋dziecie rozmawia膰 na m贸j temat. Je偶eli chcecie, 偶ebym z wami wsp贸艂pracowa艂, musicie si臋 o to dobrze postara膰, a mnie trudno zadowoli膰.

Genera艂 sztywno obr贸ci艂 g艂ow臋 i popatrzy艂 na Douglasa bez­nami臋tnym spojrzeniem. Potem przypali艂 kolejnego papierosa od niedopa艂ka poprzedniego.

Major zastuka艂 o艂贸wkiem, 偶eby zwr贸ci膰 na siebie uwag臋, i powie­dzia艂 spokojnie:

— Ma pan impertynenckie obyczaje rewolucjonisty. To prowadzi donik膮d. Chcia艂bym przypomnie膰 panu jego sytuacj臋...

Douglas wyci膮gn膮艂 r臋k臋 przez st贸艂 i dotkn膮艂 ko艅cem palca d艂oni majora. Tamten drgn膮艂.

— Nie — odpar艂 Douglas. — To ja chcia艂bym panom przypom­nie膰 ich sytuacj臋. Jestem policjantem prowadz膮cym dochodzenie w sprawie morderstwa. Mam pow贸d przypuszcza膰, 偶e wmieszany jest w ni膮 kapitan Hesse, i pod膮偶y艂em za nim, 偶eby go przes艂ucha膰. — Zmierzy艂 wzrokiem Niemc贸w jednego po drugim. — I znalaz艂em go w okoliczno艣ciach, kt贸re mog臋 okre艣li膰 jako do艣膰 niezwyk艂e. Je偶eli kto艣 b臋dzie tu co艣 wyja艣nia艂 — zrobi膮 to panowie.

— Gra pan w niebezpieczn膮 gr臋, nadinspektorze — rzek艂 major.

— O wiele mniej niebezpieczn膮 ni偶 wasza — odpar艂 Douglas. Czu艂 strach i u艣wiadomi艂 sobie, 偶e z jego 艣ci艣ni臋tego nerwowym skurczem gard艂a wydobywa si臋 zd艂awiony i wy偶szy ni偶 zazwyczaj g艂os: — Czy rzeczywi艣cie wyobra偶acie sobie, 偶e je艣li sporz膮dz臋 raport o 艣mierci Spode'a, uzyskacie cho膰 najmniejsze poparcie ze strony g艂贸wnodowo­dz膮cego niemieckimi si艂ami w Wielkiej Brytanii albo z Berlina?

— Jeszcze pan st膮d nie wyszed艂 — stwierdzi艂 major. Genera艂 przymru偶y艂 oczy, jakby ta brutalna pogr贸偶ka sprawi艂a mu b贸l.

— M贸j samoch贸d wyposa偶ony jest w radiotelegraf — wyja艣ni艂 Douglas. — Nie przyjecha艂bym do ciesz膮cej si臋 z艂膮 reputacj膮 dzielnicy o tak p贸藕nej porze, nie podejmuj膮c 偶adnych 艣rodk贸w ostro偶no艣ci.

— Co pan powiedzia艂?

— Nic, czego nie da艂oby si臋 potem zbagatelizowa膰 — rzek艂 Douglas. Zapad艂a d艂uga cisza. Douglas zacisn膮艂 pi臋艣ci i poczu艂, jak poc膮 mu si臋 d艂onie. W czasie ca艂ej wymiany zda艅 Mayhew siedzia艂 cicho, got贸w przy艂膮czy膰 si臋 do zwyci臋zcy.

Genera艂 von Ruff pochyli艂 si臋 do przodu, jakby chc膮c okaza膰 swoje zaufanie. Gdy si臋 odezwa艂, Douglas us艂ysza艂 charakterystyczny bronchitowy po艣wist na艂ogowego palacza.

— Czy m贸g艂by nam pan pom贸c odzyska膰 obliczenia doktora Spode'a, nadinspektorze?

— S膮dz臋, 偶e tak, generale.

— B臋dziemy potrzebowali gwarancji — oznajmi艂 major.

— Oczywi艣cie — przytakn膮艂 Douglas.

— Nazwisko kapitana Hessego nie mo偶e znale藕膰 si臋 w raporcie dla pa艅skich prze艂o偶onych.

— Zosta艂 umieszczony w raporcie jako 艣wiadek 艣mierci Spode'a. Nie mog臋 tego zmieni膰.

Genera艂 podni贸s艂 wolno wzrok na pu艂kownika, kt贸ry stal z jedn膮 H r臋k膮 w kieszeni, z przylepionym do twarzy u艣miechem.

— Musz臋 wiedzie膰, co panowie macie zamiar zrobi膰 z Jego Kr贸lewsk膮 Wysoko艣ci膮 — powiedzia艂 genera艂. Ton jego g艂osu zdradza艂 szacunek, jaki 偶ywi dla uwi臋zionego monarchy. — Jest spraw膮 naszego honoru, by zapewniono mu pe艂ne bezpiecze艅stwo.

— Odleci samolotem z kt贸rego艣 starego, nie u偶ywanego lotniska.

— Czy pan tak偶e odleci, pu艂kowniku?

— Jak dot膮d nie mam takich rozkaz贸w, sir.

By艂a to odpowied藕, kt贸r膮 genera艂 rozumia艂 i w pe艂ni pochwala艂. Spojrza艂 na Douglasa w nadziei, 偶e dostrze偶e r贸wn膮 ch臋膰 poddania si臋 rozkazom, ale jej nie ujrza艂. Archer wyj膮艂 chusteczk臋 i wytar艂 nos. Genera艂 odwr贸ci艂 wzrok i wydmuchn膮艂 k贸艂ko papierosowego dymu.

— To wszystko — rzek艂.

Po偶egna艂 wszystkich skinieniem g艂owy i podni贸s艂 si臋 z krzes艂a. Oficerowie zerwali si臋 i stali wyprostowani, kiedy ich prze艂o偶ony 偶yczy艂 im dobrej nocy. Nast臋pnie jeden z kapitan贸w pom贸g艂 mu za艂o偶y膰 p艂aszcz. Douglas siedzia艂 w dalszym ci膮gu i genera艂 nie spojrza艂 nawet w jego stron臋. Wyszed艂 nie 偶egnaj膮c si臋 z nim. Jego podw艂adni rozlu藕nili si臋 nieco. Major rozpi膮艂 ko艂nierzyk i westchn膮艂 z ulg膮. Zupe艂nie nie interesowa艂 si臋 ju偶 Archerem.

Kiedy Mayhew znalaz艂 si臋 z Douglasem w samochodzie, pozwoli艂 sobie da膰 upust nagromadzonej w nim w艣ciek艂o艣ci.

— Jeste艣 zwariowanym sukinsynem, Archer. Od kiedy pana znam, nie podejrzewa艂em nawet, 偶e mo偶e pan tak straci膰 rozum, jak dzisiejszej nocy. — W jego g艂osie nie by艂o nic, co mog艂oby sugerowa膰 nawet niech臋tny podziw.

— Doprawdy? — Douglas nie dba艂 o zdanie pu艂kownika. By艂 odmienionym cz艂owiekiem i cieszy艂 si臋 z tej swojej nowej osobowo艣ci.

— Genera艂 von Ruff jest prze艂o偶onym Abwehry na Wielk膮 Brytani臋. Czy u艣wiadamia pan sobie, co to znaczy?

— Nic mnie to nie obchodzi. Mam ju偶 do艣膰 ci膮g艂ego zbierania kop贸w od tych Szwab贸w.

— Imponuj膮ca postawa — odpar艂 Mayhew tonem zdradzaj膮cym raczej nagan臋 ni偶 szacunek. — I jak ja mam wed艂ug pana zje艣膰 ten pasztet?

— Pasztet...?

— Przekona艂 pan Hans贸w, 偶e posiada pan dokumenty zwi膮zane z badaniami atomowymi. Ale to nam daje jedynie kr贸tk膮 zw艂ok臋. Wkr贸tce zechc膮 zobaczy膰 na pr贸b臋 kilka stron. 1 co, u diab艂a, mam wtedy zrobi膰?

— Ci膮gle mieszka pan na Upper Brook Street? — zapyta艂 Douglas zakr臋caj膮c.

— Tak — odpar艂 Mayhew.

— A ten samolot? — ci膮gn膮艂 Douglas. — I odlot z nie u偶ywanego lotniska? Czy to tylko historyjka dla Szwab贸w, czy rzeczywi艣cie uwa偶acie, 偶e jest to najlepszy spos贸b wywiezienia kr贸la z kraju?

— A czy ma pan lepszy spos贸b?

— Je偶eli to, co m贸wi艂 mi pan na temat Franklina Roosevelta, jest prawd膮, nale偶y przekaza膰 kr贸la Ambasadzie USA. Stamt膮d mog膮 wyekspediowa膰 go w dyplomatycznej przesy艂ce. Sam widzia艂em ca艂e kontenery kolejowe z piecz臋ciami dyplomatycznymi.

— Celuj膮cy za pomys艂owo艣膰 — powiedzia艂 Mayhew protekcjonal­nym tonem. — Ale ambasadorem Stan贸w Zjednoczonych w Wielkiej Brytanii jest w dalszym ci膮gu Joseph Kennedy. Czy mam panu przypomnie膰, co powiedzia艂 w ubieg艂ym tygodniu na zje藕dzie niemiec­kich producent贸w? Nie jest przyjacielem Anglii, i na pewno nie jest te偶 monarchist膮.

Douglas mrukn膮艂 co艣 pod nosem.

— Jest pan dziewic膮 polityczn膮, Archer. Czy mo偶e pan sobie wyobrazi膰, co si臋 stanie z pozycj膮 Roosevelta, je偶eli oka偶e si臋, 偶e pom贸g艂 kr贸lowi uciec z Anglii?

— W takim razie fa艂szywe dokumenty przewozowe. Takie, kt贸re przekonaj膮 Niemc贸w, 偶e to rzeczywi艣cie przesy艂ka dyplomatyczna — zaproponowa艂 Douglas.

— To te偶 niedobre rozwi膮zanie — stwierdzi艂 Mayhew. — Ucieczka rodziny kr贸lewskiej znajdzie si臋 we wszystkich podr臋cznikach historii. Czy chcia艂by pan, 偶eby zosta艂o w nich zapisane, 偶e zdo艂ali艣my wywie藕膰 kr贸la z kraju pos艂uguj膮c si臋 sfa艂szowanym podpisem? — Pokr臋ci艂 g艂ow膮 odrzucaj膮c ten pomys艂. — Z tego samego powodu nie mo偶emy dopu艣ci膰, by Jego Kr贸lewska Wysoko艣膰 robi艂 co艣 o艣mieszaj膮cego — przebiera艂 si臋 za pokoj贸wk臋 czy udawa艂 niemieckiego sprz膮tacza ubikacji.

— A lepiej b臋dzie, je偶eli w ksi膮偶kach historycznych zostanie odnotowane, 偶e zgin膮艂 jak bohater?

— Niech pan nie b臋dzie taki nerwowy, Archer — rzek艂 Mayhew cichym, gro藕nym g艂osem. — Niech mi pan tylko powie, jak wed艂ug pana mam post膮pi膰 z pa艅sk膮 bajeczk膮... Co mam im powiedzie膰 o obliczeniach?

Douglas nacisn膮艂 peda艂 gazu i railton z rykiem przyspieszy艂, p臋dz膮c przez Park Lane na p贸艂noc, obok ruin zbombardowanego hotelu „Dorchester”. Znale藕li si臋 przed eleganckim londy艅skim domem pu艂kownika Mayhew, zanim wreszcie Douglas odpowiedzia艂:

— Nie b臋dzie 偶adnego pasztetu, pu艂kowniku. Mam te obliczenia. Pozostaje tylko kwestia decyzji, czy rzeczywi艣cie nale偶y je da膰 pa艅skim niemieckim kumplom.

Mayhew by艂 ju偶 na chodniku. Pochyli艂 si臋 do okna samochodu, aby spojrze膰 na Douglasa.

— Gdzie? — zapyta艂 nie mog膮c ukry膰 zaskoczenia i ciekawo艣ci, kt贸re w innych okoliczno艣ciach uzna艂by za niestosowne. — Gdzie s膮 te obliczenia?

Douglas pochyli艂 si臋, by zamkn膮膰 drzwi samochodu. Potem przycisn膮艂 parokrotnie peda艂 gazu, porykuj膮c silnikiem.

— Mam je w kieszeni kamizelki — powiedzia艂, u艣miechn膮艂 si臋 i odjecha艂. W lusterku wstecznym widzia艂 pu艂kownika patrz膮cego za nim z wyrazem takiego os艂upienia na twarzy, 偶e roze艣mia艂 si臋, ucieszony jak dziecko.

Rozdzia艂 23

Nast臋pnego ranka obaj ch艂opcy dostrzegli w zacho­waniu Archera jak膮艣 zmian臋, cho膰 nie u艣wiadamiali sobie, jak g艂臋boki i trwa艂y jest jej charakter. Douglas pozby艂 si臋 przygn臋bienia, kt贸re tak bardzo ci膮偶y艂o mu od chwili wej艣cia Niemc贸w. Przez ca艂y czas zadr臋cza艂 si臋 straszliwie, usi艂uj膮c pogodzi膰 swoj膮 prac臋 policjanta z represyjnymi dzia艂aniami hitlerowskiej administracji. Teraz ju偶 wiedzia艂, co ma robi膰. I po raz pierwszy od 艣mierci 偶ony poczu艂 si臋 szcz臋艣liwy.

Przy 艣niadaniu ch艂opcy 艣miali si臋 z 偶art贸w i docink贸w Douglasa, pani Sheenan za艣 przypomnia艂a sobie g艂upiutki wierszyk o dudach. Do nale艣nik贸w, kt贸re by艂y najlepszym sposobem wykorzystania ko艅cz膮cego si臋 przydzia艂u jajek, poda艂a niewielki s艂oiczek domowego miodu, przys艂anego jej przez kuzyna ze wsi. Od samego pocz膮tku by艂 to wi臋c szczeg贸lny dzie艅.

Potem Douglas poszed艂 do Soho. Najpierw uda艂 si臋 na Moor Street. Peter Piper mia艂 niegdy艣 wspania艂e, wy艂o偶one dywanami biuro nieco dalej na zach贸d, w georgia艅skim domu na Mayfair. Wtedy Pip by艂 m艂odym, zdolnym re偶yserem w brytyjskim filmie.

By膰 mo偶e przypadkowy obserwator czy turysta nie dostrzeg艂by specjalnej r贸偶nicy mi臋dzy domami na Moor Street, a tamtymi na Mayfair, kiedy jednak wesz艂o si臋 do 艣rodka, oszcz臋dno艣ci, kt贸re uczyni艂y jakiego艣 dawno ju偶 umar艂ego spekulanta bogatym, widoczne by艂y wsz臋dzie. Rur臋 wodoci膮gow膮 doprowadzaj膮c膮 wod臋 do brudnych ma艂ych umywalek, zainstalowanych pojedynczo na ka偶dym pode艣cie, umieszczono w rogu w膮skiej klatki schodowej. Jedyne pod艂膮czenie kanalizacyjne znajdowa艂o si臋 w ubikacji na niewielkim podw贸rku.

Pip spa艂 na sk艂adanym 艂贸偶ku w ciemni mieszcz膮cej si臋 na najwy偶­szym pi臋trze domu. Po przeciwleg艂ej stronie podestu znajdowa艂 si臋 drugi pok贸j, kt贸ry spe艂nia艂 rol臋 biura, poczekalni i studia. Na 艣cianach umocowano tuziny b艂yszcz膮cych fotografii z film贸w. Niekt贸re z nich wymkn臋艂y si臋 spod pinezki mocuj膮cej r贸g i zwin臋艂y si臋, jakby kul膮c ze wstydu.

Z s膮siedniego pokoju dobieg艂 okrzyk:

— Jestem w ciemni! Kto tam?!

— Doug Archer. — Douglas us艂ysza艂 odg艂os p艂yn膮cej z kranu wody i domy艣li艂 si臋, 偶e obudzony dzwonkiem przy zewn臋trznych drzwiach Pip szybko myje twarz. Czekaj膮c na pojawienie si臋 fotografa patrzy艂 na kunsztownie pod艣wietlone fotografie gwiazd filmowych i bawi艂 si臋 odnalezionym na Shepherd Market stawem 艂okciowym protezy. Rzeczywi艣cie, jak przekona艂 si臋 ubieg艂ej nocy, kiedy zatrzyma艂 samoch贸d poza zasi臋giem wzroku pu艂kownika Mayhew, wzmacniaj膮ca rurka by艂a w istocie pojemnikiem. Kiedy popchn膮艂 mocno jej denko, wysun臋艂a si臋 z niej metalowa kaseta z filmem 35 mm. Zgodnie z tym, co wydrukowano na etykietce, powinna si臋 w niej znajdowa膰 b艂ona fotograficzna wystarczaj膮ca na 36 uj臋膰.

— Cze艣膰, Doug! Przepraszam, 偶e musia艂e艣 na mnie czeka膰, stary. — Obaj znali si臋 od czas贸w, kiedy Pip mia艂 srebrnego rolls-royce'a, urz膮dza艂 wspania艂e przyj臋cia i m贸g艂 zdoby膰 dla swoich przyjaci贸艂 — w tym r贸wnie偶 Douglasa — bilety na eleganckie premiery filmowe.

— Czy mo偶esz wywo艂a膰 dla mnie film, Pip?

— Wasza pracownia w Yardzie zastrajkowa艂a?

— Co艣 w tym rodzaju.

Pip u艣wiadomi艂 sobie, 偶e zada艂 zb臋dne pytanie, i pospiesznie usi艂owa艂 naprawi膰 sw贸j b艂膮d:

— Zosta艅 na grzank臋 z fili偶ank膮 herbaty. — Z mieszcz膮cej si臋 obok sali pr贸b dobieg艂y nagle g艂o艣ne d藕wi臋ki jazzu.

— Mo偶e kiedy si臋 zg艂osz臋 po film.

— Doskonale. Przygotuj臋 go na czwart膮 trzydzie艣ci po po艂udniu. Czy masz jakie艣 specjalne 偶yczenia? Nie dowo艂a膰 czy przewo艂a膰? Drobnoziar­nisty wywo艂ywacz? Poci膮膰 na odcinki po pi臋膰 albo sze艣膰 klatek?

— Jedynym specjalnym 偶yczeniem jest to, 偶eby艣 trzyma艂 buzi臋 na k艂贸dk臋.

Pip skin膮艂 g艂ow膮. By艂 to male艅ki zadbany m臋偶czyzna, ubrany w nieco przyciasny garnitur i r贸wnie ciasn膮 koszul臋, kt贸rej ko艂nierzyk co chwila stara艂 si臋 poluzowa膰 wsuwaj膮c za niego palec. W艂osy mia艂 ciemne i g艂adko przylizane dzi臋ki zastosowanej obficie brylantynie, kt贸rej zapach niemal zupe艂nie przyt艂umi艂 od贸r utrwalacza wydzielaj膮cy si臋 z jego ubrania oraz zapach whisky wydobywaj膮cy si臋 przy ka偶dym oddechu z jego ust.

— B臋d臋 milcza艂 jak gr贸b, stary — powiedzia艂 Pip. — Nawet gdyby tw贸j Harry Woods przyszed艂, abym mu zrobi艂 portret, nie wspomn臋 mu, 偶e ci臋 w og贸le widzia艂em. — Roze艣mia艂 si臋. Pomys艂, 偶e Harry Woods m贸g艂by przyj艣膰 tu po fotografi臋, wyda艂 mu si臋 doskona艂ym 偶artem.

— No i bardzo dobrze — skin膮艂 g艂ow膮 Douglas.

— „By艂em szpiegiem” — rzek艂 Pip.

— Co? — zapyta艂 z niepokojem Douglas.

— Fotografia, na kt贸r膮 patrzysz... To Conrad Veidt w filmie „By艂em szpiegiem”. W Gaumont-British Studios w Lime Grove... Albo poczekaj, mo偶e to by艂o Gainsborough Studios w Islington? Wiesz co, Doug, chyba pami臋膰 zaczyna mnie zawodzi膰.

W s膮siednim pokoju prowadz膮cy pr贸b臋 muzykanci jazzowi trz臋艣li ca艂ym budynkiem swoj膮 wersj膮 „South of the Border”.

— Zastanawiam si臋 — powiedzia艂 Douglas — jakim cudem nie zwariowa艂e艣, je偶eli przez ca艂y czas tkwisz w tym ha艂asie.

— 呕yj sam i daj 偶y膰 innym — stwierdzi艂 Pip. Poprawi艂 krawat i przyg艂adzi艂 w艂osy. By艂 to nerwowy odruch cz艂owieka, staraj膮cego si臋 zaprzeczy膰 opinii, i偶 jest na艂ogowym pijakiem. — Czy mam ci zrobi膰 odbitki stykowe?

— Nie, tylko wywo艂aj film.

— Przykro mi z powodu twojej 偶ony, Doug.

— Nie by艂a jedyn膮 ofiar膮, Pip. W ka偶dym razie ch艂opiec ocala艂.

— Mo偶na i tak na to spojrze膰 — powiedzia艂 Pip. — Czy jeste艣 pewien, 偶e nie napijesz si臋 herbaty? To potrwa nieca艂膮 minutk臋, a uda艂o mi si臋 w tym miesi膮cu zdoby膰 dodatkowy przydzia艂.

Douglas spojrza艂 na zegarek.

— Nie. Lepiej ju偶 sobie p贸jd臋. Musz臋 by膰 na Highgate o dziesi膮tej trzydzie艣ci.

— Na tej ceremonii z okazji Tygodnia Przyja藕ni Niemiecko-Radzieckiej?

— Nie uda艂o mi si臋 od niej wykr臋ci膰 — odpar艂 przepraszaj膮cym tonem Douglas.

— No c贸偶, w ka偶dym razie wiadomo, na jakim 艣wiecie 偶yjemy — rzek艂 Pip. — Czerwone sukinsyny i hitlerowskie sukinsyny, i w艂a艣ciwie nie ma w czym wybiera膰.

— Nie ma co do tego 偶adnych w膮tpliwo艣ci.

— Wywo偶膮 od nas trupa Karola Marksa, co? Krzy偶yk na drog臋 temu 艣mieciowi.

Douglas po艂o偶y艂 d艂o艅 na ramieniu przyjaciela. By艂 to zar贸wno gest przyja藕ni, jak i ostrze偶enie, by uwa偶a艂 na to, co m贸wi. W tej samej chwili us艂yszeli kroki na schodach. Drzwi otworzy艂y si臋 i wszed艂 niemiecki 偶o艂nierz. Nieporadn膮 angielszczyzn膮 poprosi艂 o zrobienie fotografii.

— Prosz臋 tu usi膮艣膰 — powiedzia艂 Pip. W艂膮czy艂 jaskrawe lampy i Douglas przymru偶y艂 oczy o艣lepiony blaskiem. — Rami臋 nieco w t臋 stron臋 — poprosi艂 Pip. 呕o艂nierz odwr贸ci艂 si臋 troch臋 na sto艂ku, dzi臋ki czemu nowiutkie naszywki stabsgefreitera sta艂y si臋 lepiej widoczne w obiektywie aparatu.

Zapach rozgrzanych lamp przypomnia艂 co艣 Douglasowi. No tak, oczywi艣cie, 偶ar贸wka wyj臋ta z ruchomej lampy w mieszkaniu na Shepherd Market. M艂odszy brat musia艂 j膮 zamieni膰 na fotograficzn膮 lamp臋 reflektorow膮, kiedy na blacie biurka robi艂 zdj臋cia matematycz­nych oblicze艅, kt贸re p贸藕niej spali艂 na kominku. Teraz Douglas by艂 ju偶 tego pewien.

— Do zobaczenia p贸藕niej, Pip — powiedzia艂. Pip wyjrza艂 zza aparatu. W艂osy mia艂 w nie艂adzie.

— B臋d臋 na ciebie czeka艂, Doug. — Odwr贸ci艂 si臋 w stron臋 klienta. — A teraz niech pan, panie kapralu, popatrzy na fotografi臋 Tallulah Bankhead i troch臋 uniesie brod臋.

Rozdzia艂 24

Cmentarz Highgate zarastaj膮 okopcone drzewa i krzewy, oplataj膮 pn膮cze, a wzd艂u偶 w膮skich alejek stoj膮 stare, pochylone pod rozmaitymi k膮tami i pokryte liszajami ple艣ni i mchu kamienie nagrobne. Nawet wysi艂ki ca艂ego plutonu saper贸w nie by艂y w stanie zapobiec wra偶eniu, 偶e jest to plan filmowy kolejnej realizacji „Frankensteina”.

Mimo to jednak pr贸bowali. By艂 to bowiem ko艅cowy akcent Tygodnia Przyja藕ni Niemiecko-Radzieckiej: uroczysto艣ci w Moskwie i Berlinie mia艂y zosta膰 ukoronowane rytualn膮 ekshumacj膮 ko艣ci Karola Marksa z kipi膮cej robakami ziemi cmentarza Highgate.

Orkiestra d臋ta Grupy Armii L (Dystrykt Londyn) mog艂a si臋 tu pomie艣ci膰 jedynie pod warunkiem, 偶e zostanie ustawiona do艣膰 daleko w艣r贸d drzew. Nie wszyscy cz艂onkowie delegacji radzieckiej mogli mie膰 widok na gr贸b, wi臋kszo艣膰 z nich musia艂a zadowoli膰 si臋 miejscem na trybunie honorowej wzniesionej na Highgate Hill.

Przy samym grobie pomie艣cili si臋 jedynie najwa偶niejsi. Ubrany we wspania艂y mundur minister spraw zagranicznych von Ribbentrop rozmawia艂 z Mo艂otowem, rosyjskim premierem, kt贸ry specjalnie z tej okazji przylecia艂 z Moskwy. Doktor Goebbels, dla kt贸rego ca艂y ten tydzie艅 by艂 osobistym triumfem, porozmawia艂 kr贸tko z obydwoma dygnitarzami i pokaza艂 Mo艂otowowi srebrn膮 kielni臋. Mia艂a zosta膰 u偶yta, gdy nowy blok marmurowy z wyrze藕bionymi na nim symbolami nazistowskimi i komunistycznymi oraz d艂ug膮 deklaracj膮 przyja藕ni zostanie opuszczony do opr贸偶nionego grobu.

Na Dartmouth Park Hill najwy偶sze pi臋tra szpitala by艂y dla personelu doskona艂ym miejscem obserwacji uroczysto艣ci. Zaprz臋偶one do lawety armatniej specjalnie dobrane czarne konie przest臋powa艂y z nogi na nog臋 i uderza艂y kopytami o bruk. Ich wyczyszczone boki l艣ni艂y, a nerwowe ruchy sprawia艂y, 偶e zaci膮gni臋te hamulce k贸艂 popis­kiwa艂y lekko. Doje偶d偶acze siedz膮cy na ko艅skich grzbietach starali si臋 uspokoi膰 swoje wierzchowce, a kawalerzy艣ci z eskorty honorowej 艣ci膮gn臋li mocniej wodze, gdy zegar wybi艂 jedenast膮. Dow贸dca hono­rowej eskorty, pu艂kownik z elitarnego 5. Kavallerie-Regiment niemal straci艂 panowanie nad swoim wspania艂ym gniadoszem, gdy na wy­znaczone miejsce w kolumnie zajechali motocykli艣ci, po艂yskuj膮c wypolerowanymi he艂mami w zimnym 艣wietle s艂onecznym.

Orkiestra ju偶 gra艂a, podczas gdy wojskowi przewodnicy torowali drog臋 ostatnim przybyszom — premierowi marionetkowego rz膮du brytyjskiego, kt贸remu towarzyszy艂 niedawno wyznaczony niemiecki komisarz Bank of England. Za nimi Douglas dostrzeg艂 gruppenfiihrera SS profesora Maxa Springera. Prze艂o偶ony Hutha by艂 na tej uroczysto艣ci najstarszym stopniem oficerem SS i znajdowa艂 si臋 tu jako osobisty przedstawiciel Himmlera.

Sze艣ciu ludzi — reprezentant贸w armii, marynarki wojennej, wojsk powietrznych, SS, NSDAP oraz SA — czeka艂o, by ponie艣膰 doczesne szcz膮tki Karola Marksa w czasie pierwszego etapu podr贸偶y na plac Czerwony. W Mauzoleum Lenina ju偶 przygotowano dla niego miejsce i 7 listopada, w rocznic臋 rewolucji, mia艂 nast膮pi膰 dalszy ci膮g uroczys­to艣ci, kt贸re b臋d膮 towarzyszy艂y otwarciu dla moskiewskiej publiczno艣ci grobowca — teraz ju偶 z dwoma lokatorami.

Douglas mia艂 nie najlepszy widok. Sta艂 razem z Kellermanem poni偶ej grobu, od strony szpitala. Orkiestra gra艂a muzyk臋 wojskow膮. Kellerman wypowiedzia艂 jak膮艣 banaln膮 uwag臋. Douglas odwr贸ci艂 g艂ow臋, by mu odpowiedzie膰, i w tej samej chwili podmuch wybuchu uderzy艂 go w twarz jak wywatowana r臋kawica. Spojrza艂 w g贸r臋 i zobaczy艂, 偶e ziemia wok贸艂 grobu zadr偶a艂a, wypi臋trzy艂a si臋 we wzg贸rek, potem wzg贸rze, a wreszcie eksplodowa艂a wielk膮 chmur膮 dymu i b艂ota. Grudy ziemi posypa艂y si臋 na niego, przewracaj膮c go i zatykaj膮c gard艂o py艂em.

Gdy wsta艂 wreszcie z wysi艂kiem, ujrza艂 Kellermana przykrytego do po艂owy wielk膮 p艂yt膮 nagrobn膮. Jego usta porusza艂y si臋, ale nie wydobywa艂 si臋 z nich 偶aden d藕wi臋k. Obok zobaczy艂 oficera, kt贸ry pr贸bowa艂 wyzwoli膰 si臋 z zakrwawionych zwoj贸w sztandaru. Zerwa艂 poszarpany materia艂 z r臋ki, z kt贸rej pozosta艂 jedynie kikut. Tryska艂a z niego krew i zatacza艂 si臋 przez chwil臋 jak pijany. Wreszcie, wykrwawiony doszcz臋tnie, upad艂 na ziemi臋.

Zgie艂k sta艂 si臋 tak silny, 偶e wdziera艂 si臋 nawet do og艂uszonego eksplozj膮 m贸zgu Douglasa. By艂 to po艂膮czony j臋k b贸lu i strachu, do kt贸rego przy艂膮cza艂y si臋 dzwonki i klaksony karetek usi艂uj膮cych przecisn膮膰 si臋 obok sp艂oszonych koni konduktu 偶a艂obnego. Arabski gniadosz pu艂kownika kawalerii poni贸s艂. Je藕dziec utrzyma艂 si臋 jednak w siodle. Ko艅 przesadzi艂 wspania艂ymi susami kilka nagrobk贸w, a potem pogalopowa艂 pod zwisaj膮ce nisko ga艂臋zie drzew, kt贸re przetr膮ci艂y je藕d藕cowi kr臋gos艂up.

Niedaleko Retcar Street muzycy z orkiestry usi艂owali wydoby膰 martwych i rannych koleg贸w spomi臋dzy powyginanych instrument贸w i porozbijanych b臋bn贸w. Wsz臋dzie le偶a艂y cia艂a zabitych, a na trawias­tych wzg贸rkach mogi艂 widnia艂y powyrzucane ze starych trumien zw艂oki. Wygl膮da艂o to, jakby umarli powstali na zew tr膮b s膮du ostatecznego.

Genera艂 Kellerman wydoby艂 si臋 spod nagrobka i okaza艂o si臋, 偶e poza zerwanym 艣ci臋gnem prawie wcale nie ucierpia艂. Douglas pom贸g艂 mu wsta膰 i doj艣膰 do miejsca, sk膮d dwaj umundurowani sanitariusze z SS przenie艣li go do karetki. Kellerman z jak膮艣 zadziwiaj膮c膮 intuicj膮 w艂膮czy艂 do swoich rozkaz贸w dnia umieszczenie w okolicy ambulansu i zespo艂u medycznego ze szpitala SS. Zespo艂y takie mia艂y sta艂e polecenie, 偶eby wszystkim funkcjonariuszom SS, bez wzgl臋du na ich rang臋 i stopie艅 obra偶e艅, udziela膰 pomocy medycznej w pierwszej kolejno艣ci. A teraz okaza艂o si臋, 偶e Kellerman jest pierwsz膮 ofiar膮, kt贸r膮 opatrywali medycy z SS.

Tydzie艅 uroczysto艣ci by艂 organizowany przez sztab Grupy Armii L (Dystrykt Londyn) bez jakichkolwiek konsultacji z Milit盲rverwaltung­schef (Dyrektorem Administracji), marionetkowym rz膮dem brytyjskim czy te偶 Kellermanem i jego podkomendnymi z SS i policji. Bilety na wi臋kszo艣膰 miejsc z dobrym widokiem zosta艂y przekazane oficerom wysokiego stopnia i politycznym dostojnikom z Moskwy. I w艂a艣nie oni ponie艣li najci臋偶sze straty wraz z wart膮 honorow膮, orkiestr膮 i tymi cz艂onkami ch贸ru Armii Czerwonej, kt贸rych oddelegowano do od­艣piewania nowych s艂贸w „Horst Wessel Lied”.

Skierowana ku g贸rze eksplozja zada艂a najstraszliwszy cios ekipie filmowej Propaganda-Kompanie, usytuowanej na dachu specjalnie wzmocnionej ci臋偶ar贸wki Steyer, typ „A”- Samoch贸d mia艂 biegi w艂膮czone na wszystkie cztery ko艂a, szumia艂 g艂o艣no swym pracuj膮cym na wysokich obrotach wentylatorem ch艂odzonego powietrzem silnika V-8, filmowcy za艣 przed rozpocz臋ciem ceremonii wykonywali „nieme” uj臋cia napisu. Bomba wybuch艂a w chwili, gdy ju偶 odje偶d偶ali. Eksplozja wypatroszy艂a ci臋偶ki pojazd i rozrzuci艂a szcz膮tki rozszarpanych filmo­wc贸w po znajduj膮cym si臋 nie opodal Waterlow Park. Os艂oni臋ci przez chwil臋 ci臋偶ar贸wk膮 PK dostojnicy — Goebbels, Mo艂otow i von Ribbentrop — doznali niewielu uraz贸w: zaledwie p臋kni臋cia dw贸ch b艂on b臋benkowych w uszach i jednego zwichni臋cia kostki.

Standartenf眉hrer Huth usytuowa艂 si臋 najbli偶ej wyj艣cia, jak tylko m贸g艂. W chwili eksplozji bomby znajdowa艂 si臋 przy bramie Swains Lane. Wed艂ug s艂贸w stoj膮cego obok oficera, gdy rozleg艂 si臋 huk, Huth nawet nie mrugn膮艂 okiem. Harry Woods upi臋kszy艂 potem t臋 histori臋, opowiadaj膮c, 偶e Huth spokojnie zatka艂 palcami uszy na jakie艣 trzydzie艣ci sekund przed eksplozj膮. Dowcip zacz膮艂 kr膮偶y膰 po budynku Scotland Yardu. Nawet Kellerman 艣mia艂 si臋 z niego. By艂 to oszczerczy 偶art, niebezpieczny dowcip, ale zar贸wno Huth, jak i Ke­llerman z trudem mogli ukry膰 satysfakcj臋, jak膮 obaj czuli z tego publicznego dowodu nieskuteczno艣ci systemu bezpiecze艅stwa zastoso­wanego przez armi臋.

Wojsko szybko jednak zwar艂o szeregi. Jeszcze przed up艂ywem pi臋tnastu minut od chwili eksplozji w ruchomym punkcie dowodzenia, przygotowanym do kontroli ruchu w czasie procesji 偶a艂obnej, odby艂a si臋 konferencja na wysokim szczeblu. Adiutant dow贸dcy Grupy Armii rozmawia艂 z pu艂kownikiem Feldgendarmerie, oficerem GFP i dwoma wojskowymi doradcami do spraw bezpiecze艅stwa przy Mili­t盲rverwaltung, z kt贸rych jeden by艂 lekko ranny. Przed bram膮 cmen­tarn膮 otoczeni uzbrojon膮 stra偶膮 偶o艂nierze przygotowywali odpowiedzi dla wojskowej komisji 艣ledczej. Musia艂y polecie膰 czyje艣 g艂owy — by膰 mo偶e nawet dos艂ownie.

Huth spojrza艂 na wielki, dziesi臋cioko艂owy befehlskraftwagen Kru­ppa i s艂abo widocznych przez matowe szyby zaniepokojonych 偶o艂nierzy w jego wn臋trzu. U艣miechn膮艂 si臋 do Douglasa i strzepn膮艂 z bluzy kurz i brud. Potem spojrza艂 na swoj膮 brudn膮 r臋k臋.

— Wyno艣my si臋 st膮d — oznajmi艂 z wyra藕nym niesmakiem. — Chcia艂bym zmy膰 doczesne szcz膮tki Karola Marksa ze swoich w艂os贸w.

Naoko艂o nich grupy medyczne zak艂ada艂y opaski uciskowe, tamowa艂y krew, k艂ad艂y cia艂a na noszach i rozcina艂y mundury, by opatrzy膰 rany. Wsz臋dzie rozlega艂y si臋 j臋ki i krzyki. Admira艂, kt贸ry w momencie wybuchu sta艂 niedaleko Douglasa, otrzymywa艂 w艂a艣nie ostatnie namasz­czenie od niemieckiego kapelana wojskowego.

— Czy nie uwa偶a pan, 偶e eksplozja nast膮pi艂a w samym grobie? — spyta艂 Huth Douglasa.

— Nie ma najmniejszej w膮tpliwo艣ci.

— Prawdopodobnie za艂o偶yli 艂adunek ostatniej nocy. Wyci膮gn臋li biednego starego Karola z jego sosnowej jesionki i wypchali j膮 materia艂em wybuchowym. — Huth poci膮gn膮艂 nosem i skrzywi艂 si臋. Rozrzucone zw艂oki i poruszona cmentarna ziemia sprawia艂y, 偶e wszystko naoko艂o cuchn臋艂o. — Mog臋 si臋 za艂o偶y膰, 偶e armia nie postawi艂a tu warty.

Ruszy艂 w stron臋 bramy przepychaj膮c si臋 przez ci偶b臋. Przecisn膮艂 si臋 obok rannego muzykanta, kt贸ry sta艂 cierpliwie z r臋k膮 uniesion膮 wysoko do g贸ry i pr贸bowa艂 okr臋ci膰 przedrami臋 sznurkiem, by powstrzyma膰 krwawienie z uszkodzonej 偶y艂y. Jego mundur pokryty by艂 krwi膮 sp艂ywaj膮c膮 po r臋ce i Huth odsun膮艂 si臋 gwa艂townie, by si臋 nie pobrudzi膰. A potem, jakby wstydz膮c si臋 swego zachowania, powiedzia艂:

— Id藕 i poszukaj sanitarki. Stracisz r臋k臋, je偶eli b臋dziesz tak sta艂.

— Polecono mi tu czeka膰 — odpowiedzia艂 muzykant.

Huth wzruszy艂 ramionami. Zrobi艂, co do niego nale偶a艂o, i teraz m贸g艂 ruszy膰 dalej, zupe艂nie jakby ta wymiana zda艅 z ch艂opakiem z orkiestry wcale nie mia艂a miejsca.

Za budk膮 od藕wiernego sta艂 ukryty pojazd Hutha — jego „Krad”, motocykl BMW z przyczep膮. Niew膮tpliwie ukry艂 go tu w nadziei, 偶e b臋dzie m贸g艂 wymkn膮膰 si臋 z uroczysto艣ci przed jej ko艅cem. Motocykla pilnowa艂 esesman w mundurze. Zanim Huth usiad艂 na siode艂ku, wartownik wytar艂 je r臋kawem.

Zatoki standartenfuhrera zosta艂y dodatkowo podra偶nione pod­niesionym eksplozj膮 kurzem i py艂em ro艣linnym. Oczy mu 艂zawi艂y. Wydmucha艂 g艂o艣no nos.

— Czy zna pan cz艂owieka o nazwisku George Mayhew? — zapyta艂 Douglasa i ponownie wytar艂 nos.

— Pu艂kownika Mayhew? Ka偶dy policjant w Londynie go zna. By艂 najlepszym pomocnikiem, jakiego kiedykolwiek mia艂a policyjna dru­偶yna rugby.

Huth popatrzy艂 na Douglasa, jakby podejrzewa艂, 偶e usi艂uje wykr臋ci膰 si臋 od odpowiedzi.

— A czy ka偶dy policjant w Londynie widzia艂 go w ubieg艂ym tygodniu?

— To bardzo prawdopodobne. Ja w ka偶dym razie go widzia艂em.

— Dobrze go pan zna? — Standartenf眉hrer przy艂o偶y艂 sobie d艂o艅 do czo艂a. — Czy chorowa艂 pan kiedykolwiek na zatoki, nadinspek­torze?

— Nie, na szcz臋艣cie nie... To znaczy tak, znam dobrze George'a Mayhew, ale nie chorowa艂em na zatoki.

— Chwilami nie jestem pewien, czy pan wie, co m贸wi. — Huth wyj膮艂 z kieszeni jakie艣 papiery. Przejrza艂 je' i poda艂 Douglasowi niewielk膮 fotografi臋. — Czy rozpoznaje tu pan pu艂kownika?

Fotografia by艂a raczej n臋dznej jako艣ci. Gdyby jednak Douglas u艣wiadomi艂 sobie problemy wynikaj膮ce z zastosowania obiektywu o d艂ugiej ogniskowej i doprowadzenia do aparatu wystarczaj膮cej ilo艣ci 艣wiat艂a oraz konieczno艣ci unikni臋cia drga艅, kt贸re tak 艂atwo potrafi膮 popsu膰 zdj臋cie robione teleobiektywem, gdyby zna艂 ryzyko, jakie podj膮艂 贸w fotograf... pewnie uzna艂by, 偶e jest to w gruncie rzeczy doskona艂a fotografia.

— To istotnie mo偶e by膰 pu艂kownik Mayhew — przyzna艂. — M臋偶czyzn膮 spogl膮daj膮cym w obiektyw jest genera艂 major Georg von Ruff, prawda?

— Spostrzeg艂 samoch贸d grupy obserwacyjnej i siedz膮cego w nim mojego obserwatora — odpar艂 Huth. — To cholernie podejrzliwa stara 艣winia. Trzecim m臋偶czyzn膮 jest profesor Frick.

— Profesor Frick! — zawo艂a艂 z nie ukrywanym zdziwieniem Douglas. — S膮dzi艂em, 偶e ju偶 od dawna nie 偶yje. My艣la艂em, 偶e zgin膮艂 podczas ubieg艂orocznych walk.

— W takim razie zmartwychwsta艂 — powiedzia艂 Huth. — Jak pan s膮dzi, co ci trzej mog膮 mie膰 ze sob膮 wsp贸lnego...?

— Atomowy materia艂 wybuchowy?

— Powinien pan zosta膰 detektywem — stwierdzi艂 Huth. — Ale jestem pewien, 偶e m贸g艂by pan wymy艣li膰 co艣 lepszego.

— Doprawdy...?

— Genera艂 major von Ruff jest prze艂o偶onym Abwehry na terenie Wielkiej Brytanii. Za nim, ukryty w cieniu, stoi pu艂kownik z Heereswaffenamt. Najwidoczniej obaj postanowili porozmawia膰 ze starym Frickiem w nadziei, 偶e sporz膮dzi dla armii co艣 w rodzaju superbomby. Ale co robi w ich towarzystwie pu艂kownik Mayhew?

— Nie wiem.

— Ubija z nimi interes, oto, co robi — wyja艣ni艂 Huth.

Obaj m臋偶czy藕ni patrzyli na siebie przez d艂ug膮 chwil臋. Wreszcie Douglas odezwa艂 si臋:

— Czy przypuszcza pan, 偶e Mayhew sprzedaje im wyniki bada艅 naukowych?

— Sprzedaje im kopie oblicze艅, kt贸re zosta艂y spalone na kominku w mieszkaniu przy Shepherd Market. Daj臋 na to moj膮 g艂ow臋.

— Za pieni膮dze?

— Czego pu艂kownik Mayhew m贸g艂by chcie膰 najbardziej na 艣wiecie, Archer? No dalej, jest pan przecie偶 Anglikiem i zna odpowied藕 na to pytanie.

— My艣li pan o kr贸lu?

Huth poklepa艂 Douglasa po ramieniu, jakby ironicznie mu gratu­lowa艂. Potem kopn膮艂 rozrusznik, budz膮c do 偶ycia pot臋偶ny silnik swojego motocykla.

— Co pan chce, 偶ebym zrobi艂 w tej sprawie? — zapyta艂 Douglas przekrzykuj膮c ha艂as silnika.

— Niech pan powie pu艂kownikowi, 偶e chc臋 mie膰 te obliczenia.

— A co z drugim interesem? — zawo艂a艂 Douglas.

— Jakim interesem...?

Douglas zerkn膮艂 przez rami臋. Huth przymkn膮艂 przepustnic臋.

— Kr贸l — oznajmi艂 Archer.

Huth odebra艂 fotografi臋 od Douglasa i ponownie umie艣ci艂 j膮 w pliku wyci膮gni臋tych z kieszeni kopert, notatek i dokument贸w. Przerzuci艂 je ponownie i odnalaz艂 niewielki 偶贸艂tawy blankiet z艂o偶ony na p贸艂. Z艂o偶y艂 go jeszcze raz, tak by bez trudu mo偶na go by艂o wsun膮膰 do g贸rnej kieszonki marynarki. U艣miechn膮艂 si臋 swym pozbawionym weso艂o艣ci u艣miechem.

— Niech pan na to spojrzy, Archer — powiedzia艂 staj膮c na podn贸偶kach motocykla, by mie膰 lepszy widok na panuj膮cy wok贸艂 nich chaos i zniszczenie. — Iwany z ca艂膮 pewno艣ci膮 zrzuc膮 ca艂膮 win臋 na nas i zobaczy pan zdj臋cie tego, co si臋 tu dzia艂o, na pierwszej stronie jutrzejszej „Prawdy”.

Douglas obejrza艂 si臋. Najwi臋cej zabitych i rannych by艂o na samym szczycie wzniesienia cmentarza. Urz膮dzone dla Rosjan dogodne i presti偶owe miejsce ogl膮dania ceremonii wystawi艂o ich na najwi臋ksze niebezpiecze艅stwo. 呕ony, c贸rki, a tak偶e kochanki — w dokumentach wymieniane jako sekretarki — towarzyszy艂y grupie przedstawicieli komunistycznej elity w ich podr贸偶y na Zach贸d. Jedwabie z Bond Street i czesankowe we艂ny by艂y teraz poszarpane i zakrwawione, a wielu Rosjan le偶膮cych w艣r贸d przypominaj膮cych 艣nieg okruch贸w marmuru nie wstanie ju偶 nigdy.

Ale w porannych gazetach na pewno nie b臋dzie fotografii. Ani w „Prawdzie”, ani w „V枚lkischer Beobachter”, „The Times”, „Tribu­ne”, ani w 偶adnej innej gazecie czy czasopi艣mie. Przy wej艣ciu od Swains Lane, a tak偶e na ulicach, w parkach i na przyleg艂ym do cmentarza dziedzi艅cu szpitala — wsz臋dzie patrole Feldgendarmerie sprawdza艂y wszystkie aparaty fotograficzne i rewidowa艂y wszystkich posiadaczy przepustek prasowych. Przy bramie le偶a艂 stos film贸w wyj臋tych z aparat贸w fotograficznych, kaset, a nawet z nie napocz臋tych pude艂ek. Stos ten po艂yskiwa艂 br膮zowo i szaro w zimnym blasku s艂o艅ca, dygota艂, porusza艂 si臋 i rozwija艂 jak k艂臋bowisko 偶mij.

Podbieg艂 do nich oficer SS.

— Wzywa pana gruppenf眉hrer Springer — odezwa艂 si臋 do Hutha. — Prosz臋 niezw艂ocznie przyby膰.

Kiedy Douglas zosta艂 sam, wyj膮艂 z kieszeni 偶贸艂tawy z艂o偶ony blankiet. By艂 to jeden z niedawno wprowadzonych, skr贸conych nakaz贸w aresztowania, zawieraj膮cy cz臋艣膰 listy os贸b podlegaj膮cych natychmiastowemu zatrzymaniu. Znajdowa艂o si臋 tam nazwisko i adres George'a Mayhew oraz pow贸d aresztowania: Shutzhaft, aresztowanie prewencyjne — okre艣lenie-wytrych, za przyczyn膮 kt贸rego m臋偶czy藕ni, kobiety i dzieci znikali bez 艣ladu i na zawsze. Douglas wsun膮艂 dokument do portfela. Nagle rozleg艂 si臋 g艂o艣ny wrzask. Archer odwr贸ci艂 si臋 i zobaczy艂 grup臋 sapersk膮 pr贸buj膮c膮 wyci膮gark膮 unie艣膰 g艂az z umieraj膮cego cz艂owieka.

Pospieszy艂 przez Waterlow Park i na Highgate Hill znalaz艂 budk臋 telefoniczn膮. Telefon odebra艂 s艂u偶膮cy pu艂kownika Mayhew. Douglas zna艂 go, by艂 to emerytowany konstabl policji, kt贸ry przez dwa lata z rz臋du zdobywa艂 nagrody w zawodach pi臋艣ciarskich startuj膮c w wadze ci臋偶kiej i niewiele brakowa艂o, a zdoby艂by trzeci膮. Bezzw艂ocznie poprosi艂 pu艂kownika do telefonu.

— Tu m贸wi detektyw nadinspektor Archer — o艣wiadczy艂 oficjal­nym tonem. — Mam nakaz aresztowania pana.

— Czy mo偶e pan m贸wi膰?

— Jestem w budce telefonicznej. Standartenf眉hrer Huth w艂a艣nie wr臋czy艂 mi ten dokument. Podpisa艂 go osobi艣cie. Nie ma wymienionego zarzutu — to nakaz aresztowania prewencyjnego.

— I co teraz?

— Korki na ulicach s膮 koszmarne...

— S艂ysza艂em oficjalne o艣wiadczenie przez radio. Niemcy musz膮 偶a艂owa膰, 偶e udost臋pnili urz膮dzenia BBC do bezpo艣redniej transmisji... No c贸偶, nie b臋dzie pan w stanie dotrze膰 tu przez co najmniej godzin臋.

— Ma pan racj臋.

— Dzi臋kuj臋, Archer. Zobacz臋, czy uda mi si臋 poci膮gn膮膰 za par臋 sznurk贸w. W ka偶dym razie skontaktuj臋 si臋 z panem w mieszkaniu dziewczyny.

Douglas odni贸s艂 wra偶enie, 偶e pu艂kownik Mayhew nie zdaje sobie sprawy z niebezpiecze艅stwa, w jakim si臋 znalaz艂. By膰 mo偶e wierzy艂, 偶e za propagand膮 na temat oboz贸w koncentracyjnych nie kryje si臋 nic wi臋cej poza twardymi 艂贸偶kami, zimnymi prysznicami i 膰wiczeniami fizycznymi. Je偶eli tak, to czeka go straszliwe zaskoczenie.

— Pu艂kowniku — powiedzia艂 — mog艂y zosta膰 wydane dodatkowe rozkazy, o kt贸rych nic nie wiem. Mog膮 by膰 i takie, kt贸re odnosz膮 si臋 do pa艅skiej rodziny.

— Tak. Rozumiem. To nie stanowi dla mnie ca艂kowitej niespo­dzianki, Archer. Ale dzi臋kuj臋 panu.

— Do widzenia, pu艂kowniku — powiedzia艂 Archer i odwiesi艂 s艂uchawk臋.

Wizyta, kt贸r膮 Douglas z艂o偶y艂 w stoj膮cym na Upper Brook Street niedaleko Grosvenor Square domu pu艂kownika Geroge'a Mayhew, by艂a tylko formalno艣ci膮. S艂u偶膮cy, jak mo偶na si臋 tego by艂o spodziewa膰 po starym, wys艂u偶onym policjancie, mia艂 ju偶 przygotowane w艂a艣ciwe odpowiedzi. Pokaza艂 Douglasowi wszystkie pomieszczenia, a nawet otworzy艂 przed nim szafy.

— Je偶eli pu艂kownik Mayhew powr贸ci, zadzwoni pan do mnie natychmiast — przykaza艂 Douglas.

— Z ca艂膮 pewno艣ci膮, nadinspektorze — odpar艂 s艂u偶膮cy. U艣miech­n臋li si臋 do siebie i Douglas wyszed艂.

Teorie Douglasa potwierdzi艂y si臋, gdy wr贸ci艂 do ciemni Pipa Pipera i po艂o偶y艂 odcinki filmu na pod艣wietlarce. Ca艂y negatyw, klatka po klatce, zaj臋ty by艂y g臋sto wypisanymi na maszynie obliczeniami. Przy niekt贸rych znajdowa艂y si臋 nagryzmolone dopiski i poprawki. Kiedy Douglas pochyla艂 si臋 nad pod艣wietlark膮, Pip trzyma艂 si臋 z dala.

— Co o tym my艣lisz, Pip?

— Mo偶e troch臋 prze艣wietlone, ale przy kopiowaniu to nie jest du偶y b艂膮d. Nie b臋dzie 偶adnych k艂opot贸w z odczytaniem. Potrzeba tylko szk艂a powi臋kszaj膮cego.

Douglas wzi膮艂 szk艂o powi臋kszaj膮ce i popatrzy艂 na negatyw. S艂owa i cyfry by艂y ostre i za pomoc膮 silnego szk艂a m贸g艂 je bez trudu przeczyta膰.

— Nic mi to nie m贸wi — stwierdzi艂 i spojrza艂 na Pipa.

— Nie patrz na mnie — odpar艂 Pip. — Nigdy nie by艂em dobry w cyferkach.

— Dzi臋ki Bogu, ta jazzowa orkiestra sko艅czy艂a ju偶 pr贸b臋 — powiedzia艂 Douglas. Czemu, u diab艂a, Huth nie wpad艂 na pomys艂, 偶e mo偶e istnie膰 negatyw, pomy艣la艂. Szuka艂 kopii, a to oznacza艂o po­szukiwanie czego艣 o rozmiarach teczki. Potem jednak u艣wiadomi艂 sobie, 偶e ludzie Hutha nie znale藕li niczego, co mog艂oby sugerowa膰 u偶ycie aparatu fotograficznego. Jedynymi poszlakami by艂o ustawienie lampy na biurku i wyj臋ta z niej 偶ar贸wka. Ale Douglas wkr臋ci艂 ponownie 偶ar贸wk臋 i przestawi艂 lamp臋. Specjaln膮 fotograficzn膮 偶ar贸wk臋 m艂ody Spode musia艂 zabra膰 ze sob膮 i wyrzuci膰 gdzie艣 po drodze. A aparat fotograficzny i torba z akcesoriami zosta艂y z mieszkania Spode'a usuni臋te.

Zacz膮艂 znowu pada膰 deszcz. Douglas patrzy艂 przez okno na pogarbione dachy i wyszczerbione kominy. Wiatr wzm贸g艂 si臋 i pos艂a艂 k艂膮b dymu zaciemniaj膮c okno sypialni. Archer poczu艂 zapach sadzy i zacz臋艂y go szczypa膰 oczy.

— Dobrze si臋 czujesz? — spyta艂 Pip.

— Tak, wszystko w porz膮dku. — Douglas bawi艂 si臋 le偶膮cym w jego kieszeni przegubem. Zosta艂 przerobiony tak, by umie艣ci膰 w nim tajny schowek. M艂ody Spode by艂 najwyra藕niej kim艣 w rodzaju kuriera. Schowek mia艂 wystarczaj膮ce rozmiary, by pomie艣ci膰 kaset臋 filmu 35 mm, ale przer贸bka sprawi艂a, 偶e gwint po艂膮czenia by艂 kr贸tszy o 膰wier膰 cala. Os艂abi艂o to po艂膮czenie na tyle, 偶e niewielki dodatkowy wysi艂ek — strzelanie albo, co by艂o bardziej prawdopodobne, prze­k艂adanie kartki po kartce w czasie fotografowania — spowodowa艂 jego obluzowanie. No c贸偶, ludzie zawsze pope艂niaj膮 jaki艣 b艂膮d.

— Pos艂uchaj, Pip — powiedzia艂. — By艂 tam aparat fotograficzny i cztery cienkie metalowe nogi...

— Statyw do kopiowania. Tak, to najprostszy spos贸b zrobienia czego艣 takiego. Nogi statywu w艣rubowuje si臋 w ci臋偶ki metalowy pier艣cie艅, do kt贸rego mocuje si臋 opraw臋 obiektywu. Dzi臋ki temu aparat pozostaje dok艂adnie w odpowiedniej odleg艂o艣ci od fotografo­wanego za pomoc膮 pier艣cieni po艣rednich obiektu... Ustawienie ostro艣ci jest w tym przypadku wyj膮tkowo istotne...

Douglas wyci膮gn膮艂 r臋k臋 i dotkn膮艂 ramienia przyjaciela, przerywaj膮c potok jego wymowy.

— Gdyby艣 zobaczy艂 statyw do kopiowania i wszystko inne, czy zorientowa艂by艣 si臋, do czego ma s艂u偶y膰? Czy te偶 mo偶na to wykorzys­tywa膰 do jakich艣 innych cel贸w?

— Nie, nie mo偶na u偶ywa膰 takiego statywu i pier艣cieni po艣rednich do niczego innego.

— Rozumiem — odpar艂 Douglas. Odwr贸ci艂 si臋 w stron臋 okna. Woda w elektrycznym imbryku zagotowa艂a si臋. Pip przygotowa艂 herbat臋 w ma艂ym, pokrytym czerwon膮 emali膮 czajniczku. Herbata by艂a mocna, Douglas nie pi艂 tak mocnej od dawna.

— Czy jeste艣 pewien, 偶e dobrze si臋 czujesz, Douglasie?

— Dlaczego pytasz? — odpowiedzia艂 Archer patrz膮c na deszcz wci膮偶 smagaj膮cy mokre dach贸wki. Przebywanie tutaj, sk膮d wida膰 by艂o jedynie niebo i dachy innych dom贸w, wywo艂ywa艂o dziwne uczucie izolacji. Douglas doszed艂 do wniosku, 偶e mu si臋 to podoba, pozwala艂o z艂apa膰 oddech. By膰 mo偶e stary Pip by艂 szcz臋艣liwszy, ni偶 s膮dzi艂.

— No c贸偶, jest co艣, co najwyra藕niej chcesz zachowa膰 w tajem­nicy — stwierdzi艂 Pip. — A wi臋c nie jest to sprawa policyjna. Znam ci臋 zbyt dobrze, bym m贸g艂 przypuszcza膰, 偶e bierzesz w 艂ap臋 od gang贸w. A to pozostawia tylko jedn膮 ewentualno艣膰.

— Jak膮? — Douglas trzyma艂 obur膮cz kubek z herbat膮, ogrzewaj膮c nim d艂onie. Bardzo pragn膮艂, by jego ojciec 偶y艂 jeszcze. Wspomnienie nasz艂o go gwa艂townie i bez ostrze偶enia, podobnie jak w poprzednich kryzysowych sytuacjach w jego 偶yciu. Pr贸bowa艂 odsun膮膰 t臋 my艣l, ale bez skutku.

— Dzia艂asz przeciwko tym cholernym szkopom — powiedzia艂 cicho Pip.

— Czuj臋 zapach mg艂y w powietrzu — stwierdzi艂 Douglas. — Ludzie pal膮 mn贸stwo drzewa i 艣mieci, 偶eby si臋 ogrza膰. To dlatego mg艂a ma taki zapach.

— Masz na my艣li zapach tytoniu? — spyta艂 Pip. — Pami臋tam czasy, kiedy tylko m臋偶czy藕ni palili. A teraz widz臋 pal膮ce dzieciaki i stare damy, mimo 偶e ceny papieros贸w s膮 obecnie niebotyczne.

— To przynosi ulg臋 — powiedzia艂 Douglas. — Ludziom, kt贸rym jest zimno i mokro, kt贸rzy s膮 nieszcz臋艣liwi, przynosi to wiele pociechy.

— Ale szkopy te偶 pal膮. Mam wra偶enie, 偶e ka偶dy z nich ma w g臋bie cholernie wielkie cygaro. Dzia艂asz przeciwko szkopom, prawda?

Douglas nie odpowiedzia艂. Pochyli艂 si臋, by spojrze膰 w d贸艂 na ulic臋, gdzie w臋glarz z workiem przerzuconym przez rami臋 pochyla艂 si臋 do przodu, sypi膮c strumie艅 kawa艂k贸w w臋gla do piwnicy przez okr膮g艂膮 dziur臋 w trotuarze. Mimo 偶e deszcz wci膮偶 pada艂, m臋偶czyzna i jego worek znikn臋li w k艂臋bach w臋glowego py艂u.

— Musisz robi膰 to po swojemu, Douglasie — stwierdzi艂 Pip. — Ale twoje tajemnice s膮 u mnie bezpieczne.

Douglas pokr臋ci艂 g艂ow膮.

— 呕adna tajemnica nie jest bezpieczna u nikogo. — W g艂owie ci膮gle ko艂ata艂a mu jedna my艣l. Nie艣wiadomo艣膰 Hutha m贸g艂 zrozumie膰 bez trudu. Ale je偶eli to Hesse i ludzie z Abwehry zabrali leic臋, statyw do kopiowania i pier艣cienie po艣rednie, dlaczego nie u艣wiadomili sobie, 偶e dokumenty zosta艂y przefotografowane? Dlaczego wci膮偶 pytali George'a Mayhew o papiery? — Najlepiej, Pip, je偶eli b臋dziesz wiedzia艂 jak najmniej — powiedzia艂 wreszcie. — Je偶eli zdarzy si臋 co艣 najgor­szego, powiedz im, 偶e wywo艂a艂e艣 dla mnie ten film. Mnie 艂atwiej b臋dzie wymy艣li膰 jakie艣 k艂amstwa i wykr臋ty.

— Po prostu powiem, 偶e by艂em pijany — odpar艂 Pip.

I nagle Douglasa ol艣ni艂o. Ci z Abwehry byli r贸wnie sprytni i podst臋pni jak ca艂a reszta. Wiedzieli o negatywie i dlatego w艂a艣nie wci膮偶 jeszcze rozmawiali z pu艂kownikiem Mayhew. Utrzymuj膮c jednak ten fakt w tajemnicy, mogli sprawdzi膰 szczero艣膰 intencji drugiej strony. Musieli rozmawia膰 z pu艂kownikiem i innymi o papierach, ale jednocze艣nie czekali, by kto艣 wypowiedzia艂 magiczne s艂owa: „negatyw 35-milimetrowego filmu”. Douglas 艂apczywie wypi艂 gor膮c膮 herbat臋.

Potem wy艂膮czy艂 podswietlark臋, w艂o偶y艂 wysuszony film z powrotem do kasety i schowa艂 j膮 do kieszeni.

— Uwa偶aj, mo偶esz go porysowa膰 — powiedzia艂 Pip.

— Nie mam zamiaru robi膰 z niego odbitek na wystaw臋 Kr贸lews­kiego Towarzystwa Fotograficznego — Douglas pos艂u偶y艂 si臋 ulubion膮 wym贸wk膮 przyjaciela. Dopi艂 herbat臋 do ko艅ca i postawi艂 kubek na parapecie. — Dzi臋kuj臋 ci za wszystko, Pip.

Na ulicy w臋glarz trzyma艂 w r臋ku okr膮g艂膮 偶elazn膮 pokryw臋 zsypu i kopniakami zrzuca艂 ostatnie kawa艂ki w臋gla do piwnicy.

Rozdzia艂 25

Londy艅czycy nazwali to „noc膮 autobus贸w”, ale w gruncie rzeczy masowe aresztowania i selektywne 艂apanki ludzi sklasyfikowanych od I A a偶 po III E, trwa艂y przez dwie doby i po艂ow臋 trzeciej. Niekt贸rym grupom ludzi polecono zameldowa膰 si臋 na najbli偶szym posterunku policji. Obwieszczaj膮ce to plakaty i ca艂ostronicowe og艂oszenia w gazetach spowodowa艂y, 偶e wiele os贸b posz艂o do aresztu.

Stadion Wembley zosta艂 wykorzystany jako punkt zbiorczy, nato­miast Earls Court Exhibition Hall razem z Albert Hall by艂y miejscem, do kt贸rego przewo偶ono ludzi aresztowanych we wschodnim Londynie. Lokatorzy po艂o偶onego nad rzek膮 wielkiego bloku na Dolphin Square zostali wyrzuceni na ulic臋 w ci膮gu dw贸ch godzin, dzi臋ki czemu ich mieszkania mog艂y zosta膰 u偶yte do przeprowadzania setek jednoczes­nych przes艂ucha艅.

Aby znale藕膰 ludzi do prowadzenia tych przes艂ucha艅, przeczesano wszystkie jednostki w Wielkiej Brytanii. Obok zawodowc贸w z Geheime Feldpolizei, SD, Gestapo i Abwehry, 艣ci膮gni臋to r贸wnie偶 tych, kt贸rzy nie posiadali innych kwalifikacji poza czynn膮 znajomo艣ci膮 angielskiego. Byli tu wi臋c r贸wnie偶 kelnerzy z oficerskiego klubu Luftwaffe, dw贸ch kapelan贸w, flecista z wojskowej orkiestry symfonicznej Dystryktu Londyn, siedmiu telefonist贸w i dentysta z Marynarki Wojennej.

— Niech pani dzi艣 trzyma ch艂opc贸w w domu, pani Sheenan — powiedzia艂 Douglas w czasie 艣niadania nast臋pnego dnia po eksplozji.

Gospodyni po艂o偶y艂a na jego talerzu kolejn膮 grzank臋 i skin臋艂a g艂ow膮 na znak, 偶e go zrozumia艂a. Chleb by艂 czerstwy, ale posmarowany sosem z pieczeni stawa艂 si臋 niezr贸wnanym delikatesem. Douglas, zanim odgryz艂 pierwszy k臋s, upewni艂 si臋, 偶e starczy dla wszystkich. Pani Sheenan nala艂a herbaty.

— Czy s艂ysza艂 pan ci臋偶ar贸wki ubieg艂ej nocy? — spyta艂a. — Chyba aresztowali ludzi po drugiej stronie ulicy. Robili tyle ha艂asu... my艣la艂am, 偶e wy艂amuj膮 drzwi.

— To b臋dzie najwi臋ksza seria aresztowa艅, o jakiej s艂ysza艂em — powiedzia艂 Douglas — By膰 mo偶e najwi臋ksza we wsp贸艂czesnej his­torii. — Unios艂a wzrok i spojrza艂a na niego. Doda艂 niezgrabnie: — Wcale nie znaczy, 偶e to pochwalam, pani Sheenan. Po prostu stwierdzam fakt. Zamkn膮 tysi膮ce os贸b.

— Nie wiem, w jaki spos贸b ma im to pom贸c w schwytaniu tych, kt贸rzy pod艂o偶yli bomb臋 na cmentarzu.

Douglas zgadza艂 si臋 z ni膮, ale nie podj膮艂 tego w膮tku.

— Je偶eli zdarzy si臋, 偶e pani i ch艂opcy po prostu b臋dziecie szli w nieodpowiednim momencie po nieodpowiedniej stronie ulicy — powiedzia艂 — mo偶ecie mie膰 k艂opoty. I kto wie, gdzie mo偶ecie si臋 znale藕膰.

— W Niemczech — stwierdzi艂a pani Sheenan. — Zjedzcie wasze grzanki, ch艂opcy, i wypijcie herbat臋. Nie mo偶emy nic zmarnowa膰.

— Tak, w Niemczech — przytakn膮艂 Douglas. Tam w艂a艣nie trafi艂 jej m膮偶.

— Czy pan te偶 ich aresztuje? — spyta艂 syn pani Sheenan.

— Nie odzywaj si臋 w ten spos贸b do pana Archera — ofukn臋艂a go matka. — I nie m贸w z pe艂nymi ustami, tyle razy zwraca艂am ci ju偶 uwag臋. — Lekko trzepn臋艂a ch艂opca w rami臋. Uderzenie nie by艂o silne, ale taki gest ze strony tej zazwyczaj 艂agodnej kobiety zaskoczy艂 ich wszystkich. Jej syn skuli艂 si臋 w krze艣le, obejmuj膮c kolana ramionami. W oczach zakr臋ci艂y mu si臋 艂zy.

— Nie, chwa艂a Bogu, to nie ma nic wsp贸lnego z prac膮 CID — wyja艣ni艂 Douglas. Wypi艂 herbat臋. — M贸g艂bym da膰 pani jakie艣 pismo — zaproponowa艂. — Oczywi艣cie nie b臋dzie to oficjalny dokument, ale jednak na blankiecie Scotland Yardu... Mo偶e okaza膰 si臋 przydatny.

Pokr臋ci艂a g艂ow膮. Douglas zorientowa艂 si臋, 偶e ju偶 o tym my艣la艂a. Pochyli艂a si臋 przez st贸艂 do syna i poca艂owa艂a go.

— B膮d藕 dobrym ch艂opcem i wypij herbat臋. To koniec przydzia艂u na ten tydzie艅.

Odwr贸ci艂a si臋 w stron臋 Douglasa i powiedzia艂a uprzejmie:

— Co mi pomo偶e kawa艂ek papieru? A je偶eli kto艣 by go znalaz艂?

Pewnie pomy艣leliby, 偶e jestem... — Urwa艂a. Niewiele brakowa艂o, by powiedzia艂a ,,informatork膮”, ale sformu艂owa艂a to inaczej: — ... 偶e mam co艣 wsp贸lnego z Niemcami.

— No tak, oczywi艣cie — odpar艂 sztywno Douglas.

— Och, wcale nie to mia艂am na my艣li, panie Archer! — za­wo艂a艂a. — Pan jest policjantem. Musi pan za艂atwia膰 z nimi sprawy. Co by si臋 sta艂o, gdyby艣my nie mieli naszych w艂asnych policjant贸w? Zawsze to powtarzam.

Douglas zda艂 sobie spraw臋, 偶e m贸wi to cz臋sto, bo pr贸buje wyt艂umaczy膰, dlaczego ma lokatora, kt贸ry pracuje dla Szwab贸w. Wetkn膮艂 serwetk臋 w drewniany uchwyt i wsta艂.

— Niech pani nie wychodzi po zakupy tak d艂ugo, jak pani mo偶e. Ch艂opak od piekarza i mleczarz przychodz膮 regularnie, prawda? Pod koniec tygodnia te wszystkie emocje nieco opadn膮. Po prostu nie b臋d膮 ju偶 mieli gdzie umieszcza膰 wi臋藕ni贸w.

Skin臋艂a g艂ow膮, zadowolona, 偶e nie obrazi艂 si臋 z powodu jej niezr臋czno艣ci. Z szuflady szafy wyj臋艂a niedawno zrobiony na drutach sweter — bia艂y z obramowaniem wyci臋cia w barwach policyjnego klubu krykietowego. By艂 zawini臋ty w przedwojenn膮 bibu艂k臋.

— Robi si臋 ch艂odno — powiedzia艂a. — Zima zaczyna si臋 na dobre. Poda艂a sweter Douglasowi, ale zanim go przyj膮艂, waha艂 si臋 chwil臋.

Wiedzia艂, 偶e zrobi艂a go dla swojego m臋偶a, kt贸ry by艂 znanym zawod­nikiem w przedwojennej dru偶ynie krykietowej.

— W urz臋dzie pocztowym nie przyjmuj膮 paczek zawieraj膮cych odzie偶 albo 偶ywno艣膰 — wyja艣ni艂a. — To nowy przepis. Zagl膮daj膮 do ka偶dej paczki. — Zdj臋艂a bibu艂k臋 i unios艂a sweter do g贸ry. By艂a dumna ze swojego dzie艂a. — Oboje chcemy, 偶eby pan go przyj膮艂, panie Archer — powiedzia艂a spogl膮daj膮c na syna. — Mo偶e pan go odda膰, kiedy ojciec ch艂opca wr贸ci do domu.

— Od razu go na艂o偶臋 — powiedzia艂 Douglas. — Dzi臋kuj臋.

— Nigdy nie przypuszcza艂em, 偶e jest pan krykieciarzem — powiedzia艂 sarkastycznym tonem Huth, widz膮c wchodz膮cego do gabinetu Douglasa. W pokoju panowa艂 p贸艂mrok, poranne niebo by艂o ci臋偶kie i bez wyrazu, przez okna z grubymi ramami wpada艂o niewiele 艣wiat艂a. Huth by艂 tylko w spodniach od munduru, jego szara kurtka wisia艂a na oparciu krzes艂a. By艂 nie ogolony i Douglas domy艣li艂 si臋, 偶e siedzia艂 przy biurku przez p贸艂 nocy. Sta艂a przed nim pusta butelka szkockiej whisky, w powietrzu wisia艂 ci臋偶ki od贸r dymu z wypalonych cygar. — Zamknij pan te cholerne drzwi, dobra? — warkn膮艂. Douglas zamkn膮艂 drzwi.

— Niech pan sobie naleje drinka.

— Nie, dzi臋kuj臋.

— To rozkaz.

— Butelka jest pusta.

— W szafie jest wi臋cej.

Douglas nigdy dot膮d nie widzia艂 Hutha w takim nastroju, nawet nie przypuszcza艂, 偶e jest to mo偶liwe. Z kartonowego pud艂a wyci膮gn膮艂 kolejn膮 butelk臋 whisky, na etykietce kt贸rej by艂 napis: Butelkowane specjalnie dla Wehrmachtu, otworzy艂 j膮 i nala艂 troch臋 alkoholu do szklaneczki, kt贸r膮 Huth wyci膮gn膮艂 z szuflady.

— Wody? — zapyta艂 Huth i niezgrabnie przesun膮艂 dzbanek po blacie biurka, rozchlapuj膮c wod臋 na sterty papier贸w. Podni贸s艂 jedn膮 kartk臋, blankiet teleksu, i pochylaj膮c j膮 zla艂 wod臋 z rogu kartki. Robi艂 to ze staranno艣ci膮, z jak膮 cz臋sto pijani wykonuj膮 swoje czynno艣ci. — Lista ofiar — wyja艣ni艂. — Wci膮偶 umieraj膮...

— Wybuch?

Huth pomacha艂 mokrym arkuszem papieru g臋sto zadrukowanym kolumn膮 nazwisk.

— Wybuch, tak jest! Je偶eli wykopuje si臋 starego Karla po p贸艂wieku le偶enia w bogatej w fosfaty glebie p贸艂nocno-wschodniego Londynu, to trudno si臋 dziwi膰, 偶e pierdnie ci w oko, prawda?

Douglas nie odpowiedzia艂, ale zd膮偶y艂 ju偶 przeczyta膰 niekt贸re nazwiska z kartki, kt贸r膮 Huth wymachiwa艂 przed nim. Teleks pochodzi艂 ze szpitala SS przy Hyde Park Corner.

SPRINGER,. PROF. MAX. GRUPPENF脺HRER SS. NR 4099. STAB RFSS. ZMAR艁 Z RAN O 02.33.

— Tak, wci膮偶 umieraj膮 — powt贸rzy艂 Huth.

— I profesor Springer te偶 tam zgin膮艂?

— Stracili艣my dobrego przyjaciela, nadinspektorze. — Si臋gn膮艂 po butelk臋 i nala艂 sobie nast臋pnego drinka. Potem dola艂 wody.

— Stracili艣my...?

By艂 moim przyjacielem na dworze kr贸la Heinricha — rzek艂 Huth. — Reichsf眉hrer SS da艂 mu woln膮 r臋k臋, je艣li chodzi o spos贸b przej臋cia przez SS do艣wiadcze艅 nuklearnych od armii. — Huth zacisn膮艂 mocno pi臋艣膰. — Moj膮 w艂adz臋 mia艂em w艂a艣nie dzi臋ki Springerowi. — Popatrzy艂 na swoj膮 r臋k臋. — Da艂em mu miejsce z ty艂u, ko艂o sztabu marynarki, ale ten cholerny idiota musia艂 przesun膮膰 si臋 bli偶ej do grobu, 偶eby lepiej widzie膰. Spad艂 na niego kawa艂 muru.

— Czy to oznacza, 偶e dochodzenie mo偶e zosta膰 zawieszone? — spyta艂 Douglas. Przytkn膮艂 szklank臋 do ust, ale upi艂 niewiele.

— Chwa艂a Bogu, nie — powiedzia艂 Huth. Spodnie mia艂 zab艂ocone, na jednym kolanie by艂a dziura. Douglas domy艣li艂 si臋, 偶e Standarten­f眉hrer by艂 cz艂onkiem grupy, kt贸ra wydobywa艂a Springera spod gruz贸w.

— Od dawna zna艂 pan profesora Springera?

— M贸g艂bym panu opowiedzie膰 wiele historii, Archer. Rzeczy, w kt贸re pan by za nic nie uwierzy艂. By艂em ze Springerem w ten weekend, kiedy zabili艣my paru przyw贸dc贸w br膮zowych koszul. Spot­ka艂em go na Tempelhof, gdy specjalnym samolotem przywi贸z艂 Karla Ernsta z Bremy. Springer aresztowa艂 go tego ranka w hotelu. Karl Ernst by艂 zast臋pc膮 R枚hma, pos艂em do Reichstagu i radc膮 stanu, ale da艂 si臋 aresztowa膰 pokornie jak owieczka. — Poci膮gn膮艂 艂yk whisky. By艂 ju偶 bardziej rozlu藕niony, ale nadal marszczy艂 czo艂o, jakby z wysi艂­kiem usi艂owa艂 sobie przypomnie膰 weekend puczu. — Ci z SA nie mieli poj臋cia, co si臋 z nimi dzieje. — U艣miechn膮艂 si臋. — Nie mogli sobie wyobrazi膰, 偶e F眉hrer m贸g艂 kaza膰 ich zlikwidowa膰. Ernst my艣la艂, 偶e jest to przewr贸t skierowany przeciwko F眉hrerowi. I zanim nasz pluton egzekucyjny wygarn膮艂 do niego, wyprostowa艂 si臋 i zawo艂a艂: „Heil Hitler!”. Potem strzelili i zabili go. — Zabawne, co?

— Nie za bardzo — odpar艂 Douglas.

— Wyci膮gn膮艂em z tego pewn膮 nauk臋 — stwierdzi艂 Huth z gory­cz膮. — Patrzy艂em, jak ten dure艅 umiera, i da艂em sobie s艂owo, 偶e ju偶 nigdy wi臋cej nie b臋d臋 s艂ucha艂 偶adnych politycznych frazes贸w.

— I dotrzyma艂 pan s艂owa?

— Czy wygl膮dam na idealist臋, Archer?

Douglas pokr臋ci艂 g艂ow膮, ale nie odezwa艂 si臋, nie chc膮c zahamowa膰 zwierze艅 Hutha.

— Nietrudno by艂o si臋 domy艣li膰, 偶e nazi艣ci wygraj膮 — powiedzia艂 Huth. — Tylko oni byli m膮drzy i zdecydowani. No i zorganizowani. Lubi臋 zwyci臋zc贸w, Archer. M贸j ojciec tak偶e. Jest bezwzgl臋dnym sukinsynem i tylko jeden B贸g wie, jak nim pogardzam. Zdoby膰 sympati臋 mojego ojca mog艂em tylko staj膮c si臋 najlepszym w mojej grupie, a wi臋c zrobi艂em wszystko, 偶eby nim zosta膰. Nazi艣ci s膮 zwyci臋zcami, Archer, i nie ulegaj pokusie dzia艂ania przeciwko nim.

Douglas skin膮艂 g艂ow膮.

— W przysz艂ym tygodniu b臋d臋 w Berlinie. B臋d臋 rozmawia艂 z reichsf眉hrerem SS, a mo偶e r贸wnie偶 z F眉hrerem. Dadz膮 mi prac臋 Springera, nikt inny bowiem nie ma tych wszystkich informacji. — Postuka艂 si臋 palcem w g艂ow臋. — A potem dostan臋 r贸wnie偶 stopie艅 Springera. Uszy do g贸ry! Dni Kellermana s膮 policzone, Archer. Pozb臋dziemy si臋 go, zanim minie nast臋pny miesi膮c. B臋dzie siedzia艂 na krze艣le w pokoju na g贸rze i odpowiada艂 na niewygodne pytania o konto bankowe w Szwajcarii i 艂ap贸wki, kt贸re dostawa艂 od niekt贸rych przedsi臋biorc贸w buduj膮cych nowe wi臋zienia.

Na twarzy Douglasa pojawi艂o si臋 zaskoczenie.

— Mam grub膮 teczk臋 materia艂贸w na Kellermana. Jak pan my艣li, dlaczego on tak bardzo chcia艂by mie膰 szans臋 przejrzenia mojej dokumentacji? Nie jest zainteresowany przej臋ciem programu kon­strukcji bomby atomowej, ale po prostu chce uratowa膰 swoj膮 sk贸r臋. — Napi艂 si臋 wody. — Czy pan zostanie ze mn膮?

— W pa艅skim zespole?

— W grupie podleg艂ej bezpo艣rednio Springerowi nie ma zbyt wielu os贸b, kt贸re chcia艂bym zatrzyma膰. Je偶eli zostanie pan przy mnie, mo偶e pan doj艣膰 na sam szczyt. Zrobi臋 z pana obywatela niemieckiego i natychmiast przenios臋 do SD — i nie b臋dzie ju偶 wi臋cej kartek, ogranicze艅 podr贸偶y czy kontroli finansowej. — Spojrza艂 na Douglasa.

— S膮dzi艂em, 偶e lubi pan tylko zwyci臋zc贸w — zauwa偶y艂 Douglas. Huth u艣miechn膮艂 si臋 blado.

— Ale nie w moim bezpo艣rednim otoczeniu.

Propozycja ta by艂a zapewne zrobiona w dobrej wierze. Douglas nie m贸g艂 jednak zorientowa膰 si臋, w jakim stopniu jest to spontaniczna, niezgrabna teuto艅ska pr贸ba pochlebstwa, a w jakim starannie przygo­towana i przemy艣lana oferta.

Huth wsta艂 i podszed艂 do okna.

— Nie rozmawia艂 pan wczoraj z pu艂kownikiem Mayhew? — spyta艂 nie odwracaj膮c g艂owy.

— Znajd臋 go — odpar艂 Douglas.

Huth sta艂 na tle okna i Douglas spostrzeg艂, 偶e nerwowo porusza palcami, jakby pr贸bowa艂 z ich czubk贸w usun膮膰 brud.

— Mayhew jest wykszta艂conym cz艂owiekiem — powiedzia艂 bardziej do siebie ni偶 do Douglasa. — Kulturalnym, sensownym cz艂owiekiem.

— Tak, oczywi艣cie — stwierdzi艂 Archer.

— Czego on szuka, jak pan my艣li? Presti偶u i szacunku ludzi o r贸wnej mu pozycji. To w艂a艣nie jest motywacj膮 wszystkich normalnych ludzi. Mo偶emy we dw贸ch doj艣膰 do jakiego艣 porozumienia. Czy mo偶e pan powiedzie膰 mu to ode mnie?

By艂 to cynizm zapieraj膮cy dech w piersi, nawet w przypadku Hutha.

— A jakie daje mi pan gwarancje?

— Ma pan to wspania艂e wyt艂umaczenie, 偶e spe艂nia艂 pan wy艂膮cznie moje rozkazy. Niech pan b臋dzie za to wdzi臋czny, przyjacielu.

— Mog臋 pom贸c nawi膮za膰 kontakt — odpar艂 Douglas — ale nie b臋d臋 informatorem. — W chwili, gdy to powiedzia艂, u艣wiadomi艂 sobie, 偶e ten rodzaj usprawiedliwiania s艂ysza艂 od bardzo wielu ludzi, kt贸rymi pos艂ugiwa艂 si臋 w przesz艂o艣ci — i kt贸rymi pogardza艂.

Rozleg艂o si臋 stukanie do drzwi.

— Wej艣膰! — rykn膮艂 Huth.

Pojawi艂 si臋 wo藕ny z kube艂kiem w臋gla i zacz膮艂 rozpala膰 ogie艅 w kominku. Huth skinieniem g艂owy pozwoli艂 Douglasowi odej艣膰.

Archer wsta艂 i w duchu podzi臋kowa艂 Opatrzno艣ci za to, 偶e Huth nie nale偶y do tych Niemc贸w, kt贸rzy ko艅cz膮 ka偶de spotkanie rytualnym „Heil Hitler!”. W obecno艣ci starego wo藕nego by艂oby to wi臋cej, ni偶 m贸g艂by znie艣膰.

Na biurku Douglasa znajdowa艂a si臋 ca艂a sterta papier贸w, a Harry Woods si臋 sp贸藕nia艂. Douglas zakl膮艂, wyzywaj膮c go od bezu偶ytecznych durni. Dzi艣 jak nigdy dot膮d jego pomoc bardzo by mu si臋 przyda艂a. Spojrza艂 na biurko Harry'ego i spostrzeg艂, 偶e na 9.30 by艂 on um贸wiony z nadinspektorem do spraw przest臋pczo艣ci. Zadzwoni艂 do sekretarza i powiedzia艂, 偶e Harry zachorowa艂. Sekretarz potraktowa艂 to jako dowcip. Niepunktualno艣膰 Woodsa by艂a dobrze znana.

Wys艂a艂 cywilnego urz臋dnika, by poszuka艂 Harry'ego w kawiarni Joego. By艂o zbyt wcze艣nie na skok do „Czerwonego Lwa” albo „zdroiku” CID po drugiej stronie ulicy. Potem zadzwoni艂 do dy偶urnego sier偶anta s膮siedniego posterunku na Cannon Row, 偶eby dowiedzie膰 si臋, czy Harry nie wpad艂 tam na plotki.

Kiedy okaza艂o si臋, 偶e Harry'ego nigdzie nie ma, zatelefonowa艂 do g艂贸wnego sekretarza Kellermana. Zapyta艂 go o punkt zbiorczy grupy zatrzyma艅 dzia艂aj膮cej w okr臋gu Islington, w kt贸rym mieszka艂 Harry Woods. Po pi臋tnastu minutach mia艂 ju偶 odpowied藕: do 22.30 ubieg艂ej nocy aresztowanych gromadzono w magazynach towarowych linii York, na ty艂ach stacji King's Cross. Potem zacz臋li wykorzystywa膰 rezerwowy punkt na targowisku byd艂a przy Caledonian Market. Zadzwoni艂 do gabinetu Hutha.

— Standartenf眉hrerze, mo偶liwe, 偶e Harry Woods zosta艂 zatrzyma­ny przez jedn膮 z grup przeprowadzaj膮cych aresztowania. — Nie us艂ysza艂 odpowiedzi, wi臋c doda艂: — Nie przyszed艂 dzi艣 rano, mimo 偶e um贸wi艂 si臋 z nadinspektorem do spraw przest臋pczo艣ci. — Odczeka艂 chwil臋 ciszy i zapyta艂: — Czy pan mnie s艂yszy?

— Nie wiem, jakim cudem w og贸le Woodsowi udawa艂o si臋 tak d艂ugo pozostawa膰 na wolno艣ci — odezwa艂 si臋 Huth. — No c贸偶, niech pan zorganizuje sobie jakiego艣 innego sier偶anta. Czy m贸g艂by pan znale藕膰 kogo艣, kto m贸wi po niemiecku?

— Mam zamiar poszuka膰 Harry'ego — stwierdzi艂 Douglas.

— Wolna wola — odpar艂 Huth. — Ale jutro o 贸smej rano za jego biurkiem ma kto艣 siedzie膰. To nie jest w艂a艣ciwy moment, 偶eby mie膰 braki w personelu.

— Tak jest, sir — rzek艂 Douglas i od艂o偶y艂 s艂uchawk臋.

Rozdzia艂 26

VVoodsowie mieszkali na Liverpool Road. Kiedy艣 zajmowali ca艂y dom, teraz jednak dwa g贸rne pi臋tra wynaj臋li innej rodzinie. Harry Woods z 偶on膮 Joan jedli swoje posi艂ki w kuchence w suterenie i tu w艂a艣nie siedzia艂 teraz Douglas, podczas gdy Joan robi艂a mu herbat臋.

Domy艣li艂 si臋 wszystkiego, gdy tylko pani Woods otworzy艂a mu drzwi. By艂a wci膮偶 w szlafroku, w艂osy mia艂a nie uczesane, a oczy zaczerwienione od p艂aczu. By艂a o wiele m艂odsza od Harry'ego. Swego czasu by艂a naj艂adniejsz膮 maszynistk膮 w ca艂ym biurze fabryki, w kt贸rej Harry Woods j膮 pozna艂, prowadz膮c 艣ledztwo w sprawie kradzie偶y. Teraz jej blond w艂osy wyblak艂y, twarz mia艂a 艣ci膮gni臋t膮. U艣miechn臋艂a si臋 stawiaj膮c na stole s艂ab膮 gorzk膮 herbat臋, przyg艂adzi艂a d艂oni膮 w艂osy i z za偶enowaniem poprawi艂a pod szyj膮 szlafrok.

Harry zosta艂 aresztowany o trzeciej rano. Niemiecki oficer przyby艂 w asy艣cie grupy dwunastu 偶o艂nierzy. Towarzysz膮cy im m艂ody konstabl Policji Metropolitalnej z jakiego艣 peryferyjnego posterunku nigdy nie s艂ysza艂 o Harrym Woodsie.

— Mia艂am wra偶enie, 偶e w og贸le nawet nie s艂ysza艂 o Scotland Yardzie — doda艂a z gorycz膮 Joan.

— Czy Harry nie pokaza艂 im swojej legitymacji s艂u偶bowej?

— Niemiecki oficer spojrza艂 na ni膮, podzi臋kowa艂 Harry'emu i w艂o偶y艂 j膮 do kieszeni. By艂 nawet do艣膰 uprzejmy... Powiedzia艂, 偶e bardzo mu przykro. Ale prawie nie m贸wi艂 po angielsku, a wie pan, panie Archer, 偶e Harry w og贸le nie ma poiecia o niemieckim. Gdyby pan tu by艂, wszystko u艂o偶y艂oby si臋 inaczej. Pan wie, jak z nimi rozmawia膰, Harry zawsze mi to m贸wi艂.

— Powinna pani od razu zadzwoni膰 do Yardu, Joan.

— Telefony publiczne by艂y pilnowane przez 偶o艂nierzy. Pozwalali tylko na prowadzenie rozm贸w s艂u偶bowych. Widzia艂am, jak s膮siadka pr贸bowa艂a i wr贸ci艂a do domu z niczym.

— No tak. S膮dz臋, 偶e chcieli mie膰 swobodny dost臋p do publicznych telefon贸w, 偶eby mie膰 kontakt z grupami dokonuj膮cymi aresztowa艅.

— Posz艂am na komisariat i czeka艂am tam przez wiele godzin. Wreszcie uda艂o mi si臋 znale藕膰 dy偶urnego sier偶anta — to stary przyjaciel Harry'ego i dobrze znam jego 偶on臋. Powiedzia艂, 偶ebym wr贸ci艂a do domu i przespa艂a si臋 troch臋. Wyja艣ni艂, 偶e to by艂a pomy艂ka, i Harry pewnie wr贸ci do domu przede mn膮. — Wzruszy艂a ramionami. — Ale nie wr贸ci艂.

— Niemcy aresztowali setki, mo偶e nawet tysi膮ce ludzi, 偶eby przes艂ucha膰 ich w sprawie wybuchu na Highgate. By膰 mo偶e trzeba b臋dzie kilku dni, zanim uda si臋 nam odnale藕膰 Harry'ego, i dodatkowo jeden dzie艅 na formalne za艂atwienie ca艂ej sprawy. To mo偶e by膰 skomplikowane, Joan.

— Zawsze by艂 pan dla nas dobry, panie Archer — powiedzia艂a. Prawd臋 m贸wi膮c, Douglas nigdy nie potrafi艂 doj艣膰 do 艂adu z Joan Woods. Nie lubi艂a akcentu, z jakim m贸wi艂, i jego charakterystycznego dla 艣redniej klasy sposobu bycia. Nie mog艂a mu te偶 darowa膰 tego, 偶e wykszta艂cenie uniwersyteckie zapewni艂o mu stanowisko inspektora, podczas gdy Harry przez ca艂e 偶ycie dobija艂 si臋 do stopnia detektywa sier偶anta.

— Jeste艣my z Harrym partnerami — powiedzia艂.

— Harry p艂aka艂, kiedy dowiedzia艂 si臋, 偶e wyci膮gn膮艂 pan jego brata z listy wyw贸zkowej. Nie zdawali艣my sobie sprawy, 偶e to pan to za艂atwi艂. Harry wi膮偶e wielkie nadzieje z ma艂ym Sidem. P艂aka艂. S艂owo daj臋, Harry p艂aka艂.

— Niech pani podzi臋kuje przede wszystkim lekarzowi policyjnemu, Joan. Napisa艂 o艣wiadczenie, 偶e Sid jest zbyt chory, by w pe艂ni wydajnie pracowa膰. — Wsta艂 z krzes艂a. — P贸jd臋 teraz poszuka膰 Harry'ego. I prosz臋 si臋 nie martwi膰, je偶eli jeszcze tej nocy nie wr贸ci do domu. To mo偶e potrwa膰.

— Harry jest dobrym cz艂owiekiem, panie Archer.

— Wiem, Joan.

Przed oknem sutereny wida膰 by艂o pobielone stopnie prowadz膮ce na ulic臋. Na ka偶dym stopniu sta艂a skulona z zimna doniczkowa ro艣lina. Podmuch wiatru zrzuci艂 na schody jakie艣 艣miecie, kt贸re posypa艂y si臋 z szelestem.

— Strasznie zimno — powiedzia艂a Joan Woods chuchaj膮c w r臋ce. Tym gorzej, pomy艣la艂 Douglas, tym gorzej dla wszystkich tych nieszcz臋艣nik贸w, kt贸rych trzymaj膮 na otwartej przestrzeni.

— Niech si臋 pani nie za艂amuje, Joan — powiedzia艂. U艣miechn臋艂a si臋 s艂abo do niego.

Rozdzia艂 27

Douglas zacz膮艂 od targowiska na Caledonian Road. Zna艂 to miejsce jeszcze z okresu przedwojennego. W niedziele ca艂y Londyn przychodzi艂 tu po zakupy. Na bazarze mo偶na by艂o dosta膰 wszystko — od starych ubra艅 po stare srebra. Douglas cz臋sto ze zniecierpliwieniem towarzyszy艂 wujkowi Aleksowi, gdy przegl膮da艂 on stosy cz臋艣ci radiowych, zepsute maszyny do pisania i sterty starych ksi膮偶ek.

Nie spodziewa艂 si臋, 偶e b臋dzie tu a偶 tak wielu aresztowanych. W niekt贸rych miejscach wewn臋trzne ogrodzenie z drutu zosta艂o przerwane i wdeptane w ziemi臋. Ale metalowe szyny, kt贸re stanowi艂y sta艂y element zagr贸d dla byd艂a, unieruchomi艂y t艂um w stopniu wystarczaj膮cym do zapobie偶enia jakiemu艣 wi臋kszemu nieszcz臋艣ciu.

Morze g艂贸w porusza艂o si臋 ci膮gle, jak fale oceanu, uderzaj膮c o wysokie zewn臋trzne ogrodzenie z drutu kolczastego i drog臋 stale patrolowan膮 przez 偶o艂nierzy. Wielkie cyfry na s艂upach oznacza艂y miejsca, w kt贸rych poszczeg贸lne grupy wi臋藕ni贸w znajdowa艂y si臋 w momencie ich przywiezienia, ale teraz panuj膮cy t艂ok powodowa艂, 偶e grupy miesza艂y si臋 i zlewa艂y ze sob膮. Na oczach Douglasa m艂oda dziewczyna zerwa艂a z p艂aszcza 偶贸艂t膮 gwiazd臋, przesz艂a przez niskie ogrodzenie i przy艂膮czy艂a si臋 do innej grupy aresztowanych. Na Market Road sta艂o pi臋膰 autobus贸w Midland Red z napisami Im Dienst der Deutschen Wehrmacht. Douglas domy艣li艂 si臋, 偶e wiele 偶ydowskich rodzin nigdy nie dotrze na przes艂uchania. Zostan膮 wys艂ani bezpo艣rednio do obozu koncentracyjnego w Wenlock Edge.

Jego przepustka pozwoli艂a mu przej艣膰 przez zewn臋trzny pier艣cie艅 wart i dotrze膰 do baraku ko艂o wagi. Obecnie zajmowa艂o go przynajm­niej dwunastu pisarzy wojskowych, kt贸rzy wrzeszczeli, kl臋li i k艂贸cili si臋 bez przerwy. Pytanie o m臋偶czyzn臋 o nazwisku Woods nie mia艂o sensu, Niemcy sprzeczali si臋, ich spisy porannych transport贸w wykazywa艂y bowiem brak oko艂o dziewi臋膰dziesi臋ciu os贸b. Douglas machn膮艂 przepus­tk膮 i wszed艂 do wewn臋trznej cz臋艣ci ogrodzenia.

Zapewne tak w艂a艣nie wygl膮da piek艂o — pomy艣la艂 — zmieszany t艂um niespokojnych dusz. Niekt贸rzy k艂贸cili si臋, niekt贸rzy spali, inni krzyczeli, p艂akali, wielu za艣 rozmawia艂o po cichu na temat czekaj膮cego ich przes艂uchania. Najcz臋艣ciej jednak tylko patrzyli w przestrze艅 niewidz膮cymi oczyma, jakby pr贸buj膮c dostrzec to, co zdarzy si臋 jutro. Po niemal dw贸ch godzinach przepychania si臋 przez t艂um, Douglas zacz膮艂 czu膰 si臋 tak samo oszo艂omiony jak oni. Wiedzia艂, 偶e bez wzgl臋du na to, jak systematyczne b臋d膮 jego poszukiwania, mo偶e przej艣膰 obok Harry'ego na odleg艂o艣膰 r臋ki i nie spostrze偶e go. G艂odny, z obola艂ymi nogami, niemal ju偶 by艂 got贸w zrezygnowa膰. Zdawa艂 sobie jednak spraw臋, 偶e gdyby to o niego chodzi艂o, Harry nigdy nie zaprzesta艂by poszukiwa艅.

— Zgubi艂 pan kogo艣?

Douglas opar艂 si臋 o ogrodzenie, uradowany z mo偶liwo艣ci z艂apania oddechu.

— Szukam du偶ego m臋偶czyzny oko艂o pi臋膰dziesi臋ciu pi臋ciu lat, siwiej膮ce w艂osy, ciemna cera, ciemny garnitur i bia艂a koszula — aresztowany na Liverpool Road oko艂o trzeciej nad ranem.

— Cholerny ba艂agan, co? — Cz艂owiek, kt贸ry si臋 do niego odezwa艂, by艂 niski, szczup艂y, porusza艂 si臋 nerwowo. Mia艂 na sobie drogi garnitur, krawat w barwach Kr贸lewskiej Artylerii i okulary w grubej oprawce. — Mieszkam na Highbury Crescent — powiedzia艂. Douglas u艣wiadomi艂 sobie, 偶e m臋偶czyzna zapewne nie us艂ysza艂 opisu Harry'ego i chyba wcale mu na tym nie zale偶a艂o. — Wielu z tych ludzi to ho艂ota — zwierzy艂 si臋, pozytywnie wida膰 oceniaj膮c Douglasa. — Wygl膮da pan na wyko艅czonego. Czy pan ju偶 jad艂?

— Nie — przyzna艂 si臋 Douglas.

— No c贸偶, ma pan pewnie w kieszeni funta albo dwa. Je偶eli podejdzie pan tam do ogrodzenia, pewnie b臋dzie pan m贸g艂 przekupi膰 wartownik贸w, 偶eby kt贸ry艣 z nich przeszed艂 przez ulic臋 i przyni贸s艂 ryb臋 z frytkami. 呕膮daj膮 takich cen, 偶e pewnie musz膮 zbija膰 na tym maj膮tek. — U艣miechn膮艂 si臋 pob艂a偶liwie.

— Ryb臋 z frytkami? — zapyta艂 Douglas. Brzmia艂o to wspaniale.

— Ci ludzie tutaj my艣l膮, 偶e Niemcy dadz膮 im je艣膰.

— Ale pan tak nie uwa偶a, co?

— Niech si臋 pan zastanowi — powiedzia艂 m臋偶czyzna pogardliwym tonem. — Widzia艂em wojskowe kuchnie polowe w dzia艂aniu w czasie minionych wydarze艅... To znaczy ostatniej wojny — doda艂 na wypadek, gdyby Douglas go nie zrozumia艂. — Jakim cudem kuchnie mog艂yby poradzi膰 sobie z tym chaosem? I co ci ludzie spodziewaj膮 si臋 dosta膰? Kawa艂ek pieczeni i dwa rodzaje warzyw? B臋d膮 mogli m贸wi膰 o szcz臋艣ciu, je偶eli zdob臋d膮 艂yk kartoflanki. Niech pan tam idzie i zje co艣. Niekt贸re dzieciaki i starzy ludzie b臋d膮 do rana w fatalnym stanie, je偶eli te cholerne Szwaby nie zaczn膮 dzia艂a膰... Gdzie pan powiedzia艂...? Na Liverpool Road?

— Oko艂o trzeciej nad ranem.

M臋偶czyzna skin膮艂 g艂ow膮. Chaos napawa艂 go odraz膮, nie mia艂 natomiast pretensji do ludzi, kt贸rzy wiedzieli, co robi膮.

— Zesp贸艂 Aresztowa艅 numer 187. Znali si臋 na rzeczy. Uprzejmy, m艂ody oficer. Na pewno da艂 偶onie pa艅skiego przyjaciela 偶贸艂te po­kwitowanie z numerem porz膮dkowym na drugiej stronie, nad jego podpisem. Jaka by艂a ostatnia litera?

— A wi臋c powinien pan znale藕膰 swojego cz艂owieka ko艂o tej du偶ej litery T.

— Poszed艂em tam w pierwszym rz臋dzie — odpar艂 Douglas zm臋­czonym tonem. — Znam ten system.

— Tak, to musia艂 by膰 Zesp贸艂 Aresztowa艅 187. Szwabski oficer zna艂 zaledwie jakie艣 p贸艂 tuzina s艂贸w po angielsku. Przyszli z Liverpool Road... oni i jaki艣 m艂ody g艂upi gliniarz. Pewnie nie mia艂 wi臋cej ni偶 dziewi臋tna艣cie lat. — Stukn膮艂 palcem w pier艣 Douglasa. — To w艂a艣nie im mam za z艂e, tym cholernym gliniarzom. Co oni wyprawiaj膮, pomagaj膮c Szwabom aresztowa膰 niewinnych ludzi w 艣rodku nocy? Postawi艂bym ich wszystkich pod 艣cian膮 i rozwali艂. Nigdy nie lubi艂em gliniarzy.

— M贸j przyjaciel musia艂 by膰 z panem w jednym autobusie.

— Powiedzia艂 pan, 偶e to taki pot臋偶ny m臋偶czyzna? Siwiej膮ce w艂osy? Czy mia艂 krawat w kolorach Gwardii?

— Bardzo mo偶liwe.

— Wielki gwardzista. Tak, przypominam go sobie. Bardzo 藕le to zni贸s艂. Siedzia艂 przez ca艂y czas z r臋kami w kieszeni na przodzie autobusu. Pot臋偶ny facet, barczysty. Pami臋tam, pomy艣la艂em sobie, 偶e musi by膰 portierem w hotelu, bokserem albo kim艣 w tym rodzaju. — Niski m臋偶czyzna stan膮艂 na palcach, staraj膮c si臋 popatrze膰 nad g艂owami t艂umu. Nie uda艂o mu si臋, postawi艂 wi臋c stop臋 na poprzeczce ogrodzenia i podci膮gn膮艂 si臋 do g贸ry. — Niech pan p贸jdzie do litery S. Wydaje mi si臋, 偶e kierowa艂 si臋 w tamt膮 stron臋, kiedy poszed艂em do wartownika, 偶eby kupi膰 ryb臋 z frytkami.

— Dzi臋kuj臋 — powiedzia艂 Douglas odchodz膮c.

— Niech pan we藕mie do serca moj膮 rad臋 i zorganizuje sobie co艣 do jedzenia! — zawo艂a艂 w 艣lad za nim m臋偶czyzna.

Douglas zobaczy艂 najpierw Sylwi臋, a dopiero potem Harry'ego. Siedzia艂a na por臋czy ogrodzenia, gryz膮c kawa艂ek chleba. Widok Sylwii nie powinien by膰 dla niego zaskoczeniem. By艂a graczem i jak na艂ogowy hazardzista po wygraniu jakiej艣 sumy wraca znowu i znowu, aby gra膰, dop贸ki nie straci wszystkiego, tak samo Sylwia wci膮偶 b臋dzie ryzykowa膰 sw膮 wolno艣膰, dop贸ki nie utraci jej na zawsze.

— Nie potrzebujemy ci臋 — powiedzia艂a na widok Douglasa.

— Jak mnie znalaz艂e艣, szefie? — spyta艂 Harry.

— Rutynowy wywiad — odpar艂 Douglas.

— Dzi臋kuj臋 bardzo, szefie.

— Zrobi艂by艣 dla mnie to samo, Harry — stwierdzi艂 Douglas.

— Dlaczego si臋 nie pobierzecie? — spyta艂a Sylwia. Wrzuci艂a do ust ostatni okruch chleba i zeskoczy艂a ze swojego miejsca na por臋czy ogrodzenia.

— S膮dz臋, 偶e wszystko b臋dzie dobrze — oznajmi艂 Harry.

— W jaki spos贸b? — zainteresowa艂 si臋 Douglas.

— Ludzie Sylwii maj膮 ustawi膰 jednego z oficer贸w.

Dla policjanta z Policji Metropolitalnej „ustawi膰” oznacza艂o po prostu przekupi膰. Sylwia wykrzywi艂a si臋, jakby poirytowana, 偶e Woods o tym m贸wi.

— To najlepszy spos贸b — stwierdzi艂 Harry.

— Owszem, mo偶e si臋 uda膰 — odpar艂 ostro偶nie Douglas. Gdyby Harry trafi艂 do o艣rodka przes艂ucha艅, musia艂oby to zosta膰

odnotowane w jego aktach personalnych w Scotland Yardzie. Je偶eli Douglas za艂atwi jego uwolnienie, zostanie to zapisane w jego aktach. Przekupienie stra偶y by艂o jedynym sposobem zapewnienia Harry'emu wolno艣ci bez 偶adnej mog膮cej skompromitowa膰 kogokolwiek pisaniny.

— Nie potrzebujemy ci臋 — powt贸rzy艂a znowu Sylwia. Douglas mia艂by ochot臋 uwierzy膰, 偶e jej pogarda jest oznak膮 mi艂o艣ci bez wzajemno艣ci, piekieln膮 w艣ciek艂o艣ci膮, kt贸ra podobno wyzwala si臋 w odepchni臋tych kobietach. Widzia艂 jednak, 偶e sprawa jest o wiele powa偶niejsza. By艂a to przera偶aj膮ca go, irracjonalna histeria. Mo偶liwe, 偶e spostrzeg艂a na jego twarzy ten strach.

— Wracaj do swojego biura, Douglasie — powiedzia艂a szyder­czo. — Zrobimy to po swojemu. — Zwr贸ci艂a si臋 do niego po imieniu, jakby pr贸buj膮c pozbawi膰 go tej godno艣ci, jak膮 mog艂o mu zapewni膰 nazwisko czy stopie艅.

— Mam nadziej臋, 偶e oboje wiecie, co macie zamiar zrobi膰 — oznajmi艂 Douglas spogl膮daj膮c na Harry'ego.

Harry potar艂 szcz臋k臋.

— Wszystko b臋dzie w porz膮dku, szefie, s艂owo daj臋.

— Kt贸ry艣 z waszych przyjaci贸艂 mo偶e si臋 ze mn膮 skontaktowa膰, je偶eli b臋dziecie czego艣 chcieli — powiedzia艂 Douglas. By艂 zm臋czony poszukiwaniami i przygn臋biony wszystkim, co widzia艂. A teraz ust臋powa艂 przed nienawi艣ci膮 Sylwii.

— Powiedz Joan — poprosi艂 Harry.

— Co mam jej powiedzie膰? — spyta艂 Douglas.

— Powiedz, 偶e wkr贸tce b臋d臋 w domu.

— Dobrze, powt贸rz臋 jej to — skin膮艂 g艂ow膮 Archer. By艂 zadowolony z pretekstu, dzi臋ki kt贸remu m贸g艂 st膮d odej艣膰, ale gdy tylko znalaz艂 si臋 na zewn膮trz, zacz膮艂 czyni膰 sobie wyrzuty, 偶e tak szybko uwierzy艂 w zapewnienia Woodsa.

Zapach sma偶onych ryb unosi艂 si臋 w powietrzu. Douglas przeszed艂 przez ulic臋 do baru, o kt贸rym m贸wi艂 niewysoki m臋偶czyzna. Nad patelniami sta艂o pochylonych czterech m臋偶czyzn. Wszyscy zwijali si臋 jak w ukropie, by sprosta膰 zam贸wieniom niemieckich 偶o艂nierzy, kt贸rzy przenosili owini臋te w papier ryby przez pust膮 jezdni臋, do szereg贸w g艂odnych wi臋藕ni贸w stoj膮cych za kolczastym drutem ogradzaj膮cym bydl臋cy rynek. Rzucali pieni膮dze na kontuar z takim samym niedba艂ym po艣piechem, z jakim odbierali owini臋te w gazet臋 pakunki.

Douglas usiad艂 przy jednym ze stolik贸w znajduj膮cych si臋 w cz臋艣ci jadalnej.

— Tam nie obs艂ugujemy! — zawo艂a艂 jeden z m臋偶czyzn przy patelniach.

— A gdzie obs艂ugujecie? — spyta艂 Archer podchodz膮c do lady.

— Musisz znale藕膰 inny rybny bar, stary — odpar艂 m臋偶czyzna. Otar艂 czo艂o grzbietem d艂oni. — Nie mamy czasu na przypadkowych klient贸w.

— Przyniesie mi pan tu zaraz sma偶on膮 p艂astug臋 i frytki — za偶膮da艂 Douglas.

— Albo co? — zapyta艂 m臋偶czyzna pochylaj膮c si臋 nad lad膮 w stron臋 Douglasa.

— Albo przejd臋 za kontuar i wpakuj臋 ciebie i twoich trzech kumpli do sma偶alnika — odpar艂 spokojnie Douglas.

— Ty... — M臋偶czyzna spr贸bowa艂 go uderzy膰, Douglas jednak schwyci艂 go za przegub i wykr臋ci艂 jego r臋k臋 tak, 偶e wcisn膮艂 mu twarz w stert臋 gazet. — Dobra, dobra, nie w艣ciekaj si臋! — wrzasn膮艂 kucharz. Pozostali trzej woleli uda膰, 偶e niczego nie spostrzegli.

Niemiecki 偶o艂nierz schwyci艂 Douglasa za rami臋, ale us艂ysza艂 taki w艣ciek艂y ryk w koszarowej niemczyznie, 偶e nie tylko natychmiast go pu艣ci艂, ale nawet stan膮艂 na baczno艣膰.

— A teraz daj mi 艂adny kawa艂ek p艂astugi i porcj臋 frytek za cztery pensy — oznajmi艂 Archer wci膮偶 trzymaj膮c kucharza za wykr臋con膮 r臋k臋 — albo wpakuj臋 ci臋 na drug膮 stron臋 ulicy, za druty. Rozumiesz?

— Tak jest. Bardzo przepraszam, sir.

Douglas pu艣ci艂 go. M臋偶czyzna z ponur膮 min膮 po艂o偶y艂 na grubym wyszczerbionym talerzu z bia艂ego fajansu sma偶on膮 ryb臋 i doda艂 porcj臋 frytek. Umy艣lnie zrobi艂 to tak niezgrabnie, 偶e kilka z nich potoczy艂o si臋 po drewnianym blacie lady.

Archer po艂o偶y艂 na kontuarze p贸艂 korony i odebra艂 podan膮 z nie­ch臋tnym mrukni臋ciem reszt臋. Kucharz skin膮艂 g艂ow膮 niemieckiemu 偶o艂nierzowi i nast臋pna porcja ryby wyl膮dowa艂a na gazecie. Gdy sprawne d艂onie m臋偶czyzny zawija艂y j膮, Douglas spostrzeg艂, 偶e jest to pierwsza strona „Daily Telegraph”. Stary nag艂贸wek g艂osi艂: Odwr贸t wojsk niemieckich pod Ashford. Canterbury og艂oszone miastem otwartym w chwili wkroczenia niemieckich czo艂g贸w. Co oni z nami zrobili, pomy艣la艂 Douglas. Co zrobili ze mn膮?

Spojrza艂 przez okno baru rybnego. Warstwa skroplonej pary poprzecinana by艂a sp艂ywaj膮cymi kroplami, przez kt贸re wida膰 by艂o t艂umy aresztant贸w.

Skropi艂 octem ryb臋 z frytkami i posoli艂. Ca艂e swoje zawodowe 偶ycie sp臋dzi艂 w艣r贸d rozmaitego plugastwa. Do tej pory jednak umacnia艂a go wiara, 偶e podtrzymuje prawo i porz膮dek. Teraz jednak, gdy spogl膮da艂 na drug膮 stron臋 ulicy, czu艂, 偶e przekonanie to uleg艂o zachwianiu.

My艣la艂 o ojcu, kt贸rego nigdy w艂a艣ciwie nie zna艂, i o swoim szcz臋艣liwym ma艂偶e艅stwie, przerwanym tak okrutnie. Teraz pozosta艂 mu tylko syn. W jego 偶yciu nie by艂o miejsca na komplikacje, jakie mog艂aby przynie艣膰 Barbara Barga. A jednak, mimo to, zakocha艂 si臋 w niej. Nie m贸g艂 temu zaprzeczy膰, pragn膮艂 jej, jak tylko by艂o to mo偶liwe. Ale jako policjant nie dowierza艂 mi艂o艣ci. Zbyt cz臋sto widzia艂 jej drug膮 twarz, przemoc, cierpienia i rozpacz, kt贸re mog艂a przynie艣膰. Wmawia艂 sobie, 偶e w艂a艣ciwie zakochany jest w idei samej Ameryki, a Barbara jest tylko jej symbolem. Bez wzgl臋du jednak na to, jak wygl膮da艂a prawda, potrzebowa艂 Barbary i pragn膮艂 j膮 zobaczy膰.

Rozdzia艂 28

Wygl膮dasz koszmarnie — powiedzia艂a mu z roz­bawionym u艣miechem. — I pachniesz sma偶onymi rybami. Douglasie Archer, gdzie艣 ty by艂? Strasznie si臋 o ciebie martwi艂am.

Obj臋li si臋 mocno, a potem po艂o偶y艂a mu r臋k臋 na policzku i spojrza艂a na niego.

— Czy m贸g艂bym dosta膰 co艣 do picia? — zapyta艂.

— Oczywi艣cie, kochanie. — 呕ona nigdy nie m贸wi艂a do niego „kochanie” i zawsze uwa偶a艂, 偶e jest to dziwna forma zwracania si臋 do kogo艣, zastrze偶ona, jak sobie wyobra偶a艂, dla gwiazd filmowych. A to, 偶e natychmiast po przekroczeniu progu poprosi艂 o drinka, zaskoczy艂oby wi臋kszo艣膰 os贸b, kt贸re go zna艂y.

Posz艂a do kuchni, wzi臋艂a kostki lodu z tacy i wrzuci艂a je do dw贸ch szklaneczek. Douglas opowiedzia艂 jej o Harrym Woodsie zamkni臋tym na bydl臋cym targu, ale nie rozwodzi艂 si臋 specjalnie na temat Sylwii.

— Przekazywane s膮 tylko nazistowskie komunikaty prasowe — powiedzia艂a Barbara podaj膮c mu whisky. — Napisa艂am wspania艂y artyku艂, mam mn贸stwo fotografii, ale za艂o偶ono blokad臋. Setki os贸b zosta艂o aresztowanych, wystarczy wzi膮膰 taks贸wk臋 i pojecha膰 na przedmie艣cia, 偶eby zobaczy膰, co si臋 dzieje. U mnie w kraju ju偶 z dziesi臋膰 gazet wydrukowa艂oby t臋 histori臋.

— Ale nie jeste艣 u siebie w kraju — przypomnia艂 jej Douglas. — A poza tym aresztowano tysi膮ce, nie setki. — Bia艂e 艣ciany kuchni o艣wietli艂 nagle nieoczekiwany promie艅 s艂o艅ca, ale trwa艂 tylko chwil臋.

— Dzwoni艂 pu艂kownik Mayhew. Chce si臋 z tob膮 zobaczy膰. Przyjdzie tu ko艂o 贸smej.

— Mam nakaz jego aresztowania. Huth chce go przestraszy膰, 偶eby ubi膰 z nim interes.

— Jaki?

— Mayhew bierze kr贸la i wywozi go do Ameryki, a Huth dostaje wyniki bada艅 atomowych. Niemcy pr贸buj膮 przeprowadzi膰 eksplozj臋 atomow膮.

Nie okaza艂a zdziwienia.

— S艂ysza艂am o tym. Mog臋 ci jeszcze dola膰? Douglas przykry艂 szklank臋 d艂oni膮.

— Obaj s膮 szaleni — stwierdzi艂.

— Dlaczego?

— Kiedy kr贸l znajdzie si臋 w Stanach, Mayhew zostanie odsuni臋ty na bok i zapomniany. A gdy Huth zdob臋dzie materia艂y, r贸wnie偶 oka偶e si臋 zb臋dny. Jest prawnikiem i nie ma 偶adnego przygotowania nauko­wego. Pos艂uguje si臋 wyci膮gami sporz膮dzonymi z niemieckich pism naukowych i encyklopedii oraz dwoma specjalnymi raportami profe­sora Springera. Przeczyta艂em to wszystko i obecnie wiem prawie tyle, co Huth.

— Mo偶e Mayhew i Huth kieruj膮 si臋 innymi motywami, nie tylko ambicj膮?

— Chyba nie m贸wisz powa偶nie, Barbaro. — U艣miechn膮艂 si臋 smutno. — Nigdy nie spotka艂em dw贸ch tak do siebie podobnych ludzi, kt贸rymi w r贸wnym stopniu kierowa艂aby taka nieokie艂znana ambicja.

Przeszli do saloniku i usiedli na brzydkiej ma艂ej sofie. Lu藕ne pokrycie, ozdobione wzorem w wielkie zielone li艣cie, nadawa艂o jej wygl膮d jakiej艣 drapie偶nej ro艣liny.

— Czy brakuje ci twojej 偶ony? — spyta艂a. Czubkiem palca dotkn臋艂a lodu w szklaneczce i patrzy艂a, jak topnieje wolno.

— Czasami. Wychowywali艣my si臋 razem.

— To rzeczywi艣cie musi by膰 dla ciebie trudne.

— Mam ch艂opca.

Przysun臋艂a si臋 bli偶ej do niego. Obj膮艂 j膮 ramieniem. Upi艂a 艂yk swojej whisky.

— I masz r贸wnie偶 mnie — powiedzia艂a.

— Naprawd臋? — Spojrza艂 na ni膮, ale odwr贸ci艂a g艂ow臋 w bok. Dotkn膮艂 jej plec贸w. Zadr偶a艂a. — Naprawd臋? — powt贸rzy艂.

— Wiesz, 偶e tak — szepn臋艂a do kostek lodu.

— Kocham ci臋, Barbaro.

— Ja ciebie te偶, Doug. B贸g mi 艣wiadkiem, 偶e tego nie chcia艂am. — Chmury przes艂oni艂y s艂o艅ce i 艣wiat艂o przygas艂o do tego stopnia, 偶e w pokoju zrobi艂o si臋 niemal ciemno. Pochyli艂a si臋 i zapali艂a lamp臋 na stoliku. — Nie cierpi臋 tej cholernej sofy — powiedzia艂a. — A ty?

— To najpaskudniejsza rzecz, jak膮 w 偶yciu widzia艂em — przytak­n膮艂. — Czy wyjdziesz za mnie?

— Kaza艂abym j膮 ufarbowa膰, ale w艂a艣ciciele tego mieszkania pewnie uwa偶aj膮 j膮 za bardzo 艂adn膮. — Przesun臋艂a palcem po perkalowym pokryciu.

— Moja roczna pensja — stwierdzi艂 Douglas — jest nie wi臋ksza ni偶 twoje honorarium za dobry artyku艂.

— Pobierzmy si臋 szybko, jak najszybciej.

— Pami臋taj, 偶e mam syna.

— Pami臋tam.

— Nie p艂acz, Barbaro. Oznajmi艂a z 偶artobliw膮 powag膮:

— Bez twojego syna nici z umowy. — Ale s艂owa utkwi艂y jej w gardle.

P艂aka艂a, gdy otoczy艂 j膮 ramionami i poca艂owa艂.

Rozdzia艂 29

Pu艂kownik Mayhew zjawi艂 si臋 o 贸smej. Douglas i Barbara nie dali po sobie pozna膰, 偶e obserwowali jego przybycie z okna sypialni na pi臋trze.

Mayhew w艂o偶y艂 sw贸j mocno zwini臋ty parasol do mosi臋偶nego stojaka za drzwiami, a potem powiesi艂 p艂aszcz i kapelusz ze swobod膮 cz臋stego go艣cia. Douglasowi wcale si臋 to nie podoba艂o. Pu艂kownik u艣miechn膮艂 si臋 do niego, ale by艂 to raczej grymas zdradzaj膮cy niepok贸j.

— S艂ysza艂 pan wiadomo艣膰 o Harrym?

— Harrym Woodsie? — spyta艂 Douglas.

— Zosta艂 aresztowany...

— Tak — stwierdzi艂 Douglas. — Wszystko z nim w porz膮dku. By艂em tam po po艂udniu i znalaz艂em go...

— Wi臋c pan n i e wie! — zawo艂a艂 Mayhew. Spojrza艂 na Barbar臋, potem znowu na Douglasa i zatar艂 r臋ce. — Harry zapl膮ta艂 si臋 tego popo艂udnia w strzelanin臋. M贸wi膮, 偶e zosta艂 postrzelony, ale nie mam potwierdzenia. Dziewczyna, kt贸ra z nim by艂a — Sylwia Manning, pa艅ska by艂a urz臋dniczka — nie 偶yje.

— M贸j Bo偶e — powiedzia艂 Douglas. Ogarn臋艂o go poczucie winy. 艢mier膰 Sylwii by艂a dla niego wi臋kszym ciosem, ni偶 si臋 tego spodziewa艂.

— Przedostali si臋 przez druty kolczaste ogrodzenia obozu izo­lacyjnego na Caledonian Market. Wartownik o艣wiadczy艂, 偶e pr贸bowali ucieka膰. Wygl膮da to na prawd臋.

— By艂em tam prawie do czwartej — o艣wiadczy艂 Douglas. — Mieli ju偶 uzgodnion膮 spraw臋 uwolnienia. Powiedzieli mi, 偶e przekupili oficera ze s艂u偶by wartowniczej.

Mayhew skin膮艂 g艂ow膮.

— Nie chcieli pana wpl膮tywa膰 w t臋 spraw臋. — Poci膮gn膮艂 nosem. — Z Harry'ego zawsze by艂 porz膮dny facet. Nie chcia艂, 偶eby si臋 pan w to miesza艂.

— Ale oboje mi powiedzieli, 偶e wszystko jest za艂atwione... — W g艂osie Douglasa brzmia艂a rozpacz.

— Z tego obozu wydosta艂o si臋 ze dwunastu, albo i wi臋cej — rzek艂 Mayhew. — A ci mieli pecha, to wszystko. Wyszli za p贸藕no. Stra偶nicy zacz臋li by膰 nerwowi. Mo偶e starszy sier偶ant ich opieprzy艂 i zacz臋li ch臋tnie u偶ywa膰 broni. Wie pan, jak to jest.

— Powiedzia艂 pan, 偶e dziewczyna nie 偶yje? — spyta艂 Douglas.

— Wr贸ci艂a, 偶eby spr贸bowa膰 przeci膮gn膮膰 Harry'ego w bezpieczne miejsce. Rodzaj m臋stwa, za kt贸ry w czasie wojny 偶o艂nierz dostaje Victoria Cross albo awans na polu walki. Godna podziwu odwaga, prawda? By艂a ju偶 wolna i bezpieczna. M艂odo艣膰! Bieg艂a szybciej ni偶 Harry i by膰 mo偶e kiedy wartownik zobaczy艂, 偶e to kobieta, pocz膮tkowo zawaha艂 si臋, zanim wystrzeli艂. Ale kiedy wr贸ci艂a... — Skrzywi艂 si臋.

— Czy Harry jest ranny?

— Gestapo ju偶 pyta艂o armi臋 o niego. Stwierdzili, 偶e poniewa偶 Harry jest funkcjonariuszem policji w s艂u偶bie czynnej, wojsko nie ma prawa go trzyma膰.

Barbara dotkn臋艂a ramienia Douglasa i spyta艂a:

— Czy torturowali go, 偶eby uzyska膰 informacje? Mayhew pokr臋ci艂 g艂ow膮.

— Harry nic nie wiedzia艂.

— Dzia艂a艂 w jakiej艣 grupie Ruchu Oporu — stwierdzi艂 Douglas.

— Tak, w tym, co pozosta艂o z batalionu „Camden Town” Home Guard. Wsypywali cukier do zbiornik贸w z paliwem pojazd贸w wojs­kowych, napadali na pijanych niemieckich 偶o艂nierzy i pisali na murach wyzwiska pod adresem Hitlera.

Douglas skin膮艂 potakuj膮co g艂ow膮. Dosz艂y go ju偶 s艂uchy o batalionie „Camden Town”.

— Harry Woods — powiedzia艂 Mayhew — zna tylko t臋 zabit膮 dziewczyn臋 i dw贸ch innych m臋偶czyzn, z kt贸rymi wsp贸lnie pracowali.

— Cholerny dure艅 — warkn膮艂 Douglas. Jego zmartwienie zmie­nia艂o si臋 w z艂o艣膰 na Harry'ego. Podobnie matka gniewa艂aby si臋 na dziecko, kt贸re o w艂os unikn臋艂o wypadku na ulicy.

— To wymaga wielkiej odwagi — stwierdzi艂a Barbara. — By艂abym dumna z ka偶dego z moich ziomk贸w, kt贸rzy tak dzia艂aliby przeciwko naje藕d藕cy.

— Harry i dziewczyna roznosili ulotki. To cholernie niebezpiecz­ne! — o艣wiadczy艂 Mayhew. — Pe艂na walizka przemytu czy nawet cz臋艣ci radiowych mimo wszystko daje szans臋 wy艂gania si臋 z k艂opot贸w. Ale ludzie, kt贸rzy roznosz膮 polityczne ulotki, nosz膮 przy sobie w艂asne wyroki 艣mierci, je偶eli ich z艂api膮.

— O m贸j Bo偶e... — rzek艂 Douglas.

— W ka偶dym razie dwaj pozostali ludzie z ich kom贸rki — czy te偶 plutonu, jak wol膮 to nazywa膰 w Home Guard — zostali poinformowani o aresztowaniu Harry'ego. Obydwaj znikn膮... Nie, Harry nie wie nic takiego, co Gestapo uzna艂oby za szczeg贸lnie wa偶ne. Mimo wszystko jednak przewiezienie do kwatery g艂贸wnej Gestapo na Norman Shaw North nie jest czym艣, co poleca艂bym komu艣, kto potrzebuje wypoczyn­ku i spokoju.

— Lepiej, 偶ebym tam poszed艂 — powiedzia艂 Douglas.

— Lepiej nie — odezwa艂 si臋 Mayhew z naciskiem w g艂osie. — Mogliby si臋 bardziej zainteresowa膰 Harrym. Nie jest pan w odpowied­nim stanie ducha, by da膰 sobie rad臋 z tymi facetami. Je偶eli zaczn膮 podejrzewa膰, 偶e Harry i pan macie co艣 do ukrycia, wezm膮 si臋 do roboty i na pocz膮tek zabior膮 si臋 do zrywania wam paznokci.

— To jest ryzyko, kt贸re musz臋 podj膮膰.

— By膰 mo偶e — odpar艂 Mayhew staj膮c mi臋dzy Douglasem a drzwiami. — Ale nie jest to ryzyko, kt贸re mo偶e podj膮膰 pozosta艂a cz臋艣膰 organizacji.

Douglas uzna艂, 偶e pu艂kownik ma racj臋. Nie by艂 ulepiony z takiej gliny, z jakiej okaza艂a si臋 by膰 Sylwia. Usiad艂.

— A teraz niech pan spojrzy na to — rzek艂 Mayhew. Wyj膮艂 z kieszeni egzemplarz „Die Englische Zeitung” i roz艂o偶y艂 gazet臋.— To dzisiejsze wydanie. — Nag艂贸wek na ca艂膮 szeroko艣膰 kolumny g艂osi艂 wielkimi, gotyckimi literami: „Standrecht”.

— Co to znaczy? — spyta艂a Barbara.

— Stan wojenny — wyja艣ni艂 Douglas. — Niemcy og艂osili stan wojenny na ca艂ym terenie Wielkiej Brytanii.

— Jeden z naszych ludzi w centrali telefonicznej do艣膰 wcze艣nie poczu艂 pismo nosem. Ale mia艂 przy sobie tylko niewielki, kieszonkowy s艂ownik i tego s艂owa w nim nie by艂o.

Douglas czyta艂 oficjalny komunikat z trzymanej przez George'a Mayhew gazety. Powt贸rzy艂 g艂o艣no:

— Wprowadzony od p贸艂nocy, wed艂ug czasu 艣rodkowoeuropejskiego.

— Wszyscy 偶o艂nierze zostali odwo艂ani do koszar i wstrzymano wszelkie przepustki — poinformowa艂 Mayhew. — Bro艅 ma by膰 noszona ca艂y czas. Jednostki Waffen SS w Wielkiej Brytanii zostan膮 przej臋te przez armi臋 — co oznacza, 偶e b臋d膮 wykorzystywane jako 藕r贸d艂o uzupe艂nie艅. To powa偶ny cios dla Heinricha Himmlera.

— Co zmienia wprowadzenie stanu wojennego? — spyta艂a Barbara.

— Niemiecka armia podj臋艂a 艣rodki bezpiecze艅stwa na wypadek, gdyby wybuch na Highgate mia艂 by膰 pocz膮tkiem zaplanowanego na szerok膮 skal臋 powstania w ca艂ym kraju. A potem wojskowi zacz臋li nalega膰, by zalegalizowano ten stan pogotowia. I wszystko wskazuje na to, 偶e im si臋 uda艂o.

— Powiedzia艂 to pan jak prawdziwy biurokrata, Archer — oznajmi艂 Mayhew. Odstawi艂 szklaneczk臋 i zacz膮艂 bezg艂o艣nie bi膰 brawo.

— Lepiej, 偶eby przyj膮艂 pan do wiadomo艣ci, panie pu艂kowniku — stwierdzi艂 Douglas — 偶e Niemcy s膮 biurokratami. To klucz do zrozumienia wszystkiego, co m贸wi膮 i robi膮... A tak偶e wszystkiego, czego nie m贸wi膮 i nie robi膮.

— Zupe艂nie s艂usznie, zupe艂nie s艂usznie — odpar艂 Mayhew kiwaj膮c g艂ow膮 i u艣miechaj膮c si臋, jakby my艣la艂, 偶e w ten spos贸b uda mu si臋 udobrucha膰 Douglasa.

— I niech mi pan nie usi艂uje wm贸wi膰, 偶e nie czekali w艂a艣nie na to, co si臋 sta艂o. Mog臋 si臋 za艂o偶y膰, 偶e pa艅scy przyjaciele z Abwehry pij膮 dzi艣 szampana.

— Moi przyjaciele z Abwehry s膮 zbyt puryta艅scy, 偶eby zajmowa膰 si臋 czym艣 takim jak picie szampana. Ich koncepcja 艣wi臋towania sprowadza si臋 do pi臋膰dziesi臋ciu pompek i zimnego prysznica.

— Czy stan wojenny jest czym艣, co armia powinna 艣wi臋towa膰? — zapyta艂a Barbara.

— To zmienia ca艂膮 struktur臋, Barbaro — t艂umaczy艂 jej Douglas. Chcia艂 powiedzie膰 do niej „kochanie”, ale nie o艣mieli艂 si臋. — Kellerman, jego policjanci, oddzia艂y SS i SD b臋d膮 pod bezpo艣redni膮 kontrol膮 armii. Oczywi艣cie mog膮 sk艂ada膰 Himmlerowi za偶alenia na wydane im rozkazy... Ale po tym, jak je ju偶 wykonaj膮!

— Czy armia przejmie r贸wnie偶 listy os贸b do aresztowania? — zapyta艂a zn贸w Barbara.

Mayhew w艂o偶y艂 r臋k臋 do kieszeni i wyj膮艂 z niej czerwono-bia艂o--niebiesk膮 opask臋 z napisem na bia艂ej cz臋艣ci: Im Dienst der Deutschen Wehrmacht. Ten, kto j膮 nosi艂, stawa艂 si臋 praktycznie „Wehrmachtmit­glied” i mia艂 wszystkie prawa niemieckiego 偶o艂nierza.

— Bardzo sprytne — pokiwa艂 g艂ow膮 Douglas. Dzi臋ki temu Mayhew m贸g艂 nie obawia膰 si臋 nakazu aresztowania wystawionego przez Hutha.

— Armia przej臋艂a ju偶 wszystkie listy od policji i SS — powiedzia艂 Mayhew. — Nie mog膮 mnie teraz aresztowa膰.

Douglas skin膮艂 g艂ow膮.

— A czy armia wy艣le wartownik贸w, 偶eby zast膮pili stra偶nik贸w SS pilnuj膮cych kr贸la w Tower?

Mayhew u艣miechn膮艂 si臋.

— Czy m贸g艂bym dosta膰 jeszcze jedn膮 szklaneczk臋 tej doskona艂ej szkockiej?

Pu艂kownik wykona艂 ca艂y rytua艂 dolewania wody do whisky, w膮chania i pr贸bowania, zupe艂nie jakby chcia艂 zyska膰 na czasie.

— Jutrzejszej nocy b臋dziemy mieli go艣cia — powiedzia艂. — Potrzebujemy pana, Archer. Prosz臋 spr贸bowa膰 przespa膰 si臋 w dzie艅. Niech pan za艂o偶y d艂ug膮, zimow膮 bielizn臋 i we藕mie jaki艣 esesowski dokument, na wypadek, gdyby艣my musieli wy艂giwa膰 si臋 z k艂opot贸w. — U艣miechn膮艂 si臋 i otar艂 usta grzbietem d艂oni. — Je偶eli Waszyngton si臋 zgodzi, w przysz艂ym tygodniu wydob臋dziemy kr贸la z Tower i tego samego dnia wyprawimy go z kraju. — Poda艂 Douglasowi cygaro wyj臋te ze sk贸rzanej papiero艣nicy.

— Nie polega艂bym tak bardzo na tej wehrmachtowskiej opasce — przestrzeg艂 pu艂kownika Douglas. — B臋dzie pan na li艣cie os贸b przezna­czonych do aresztowania jeszcze przez przynajmniej sze艣膰 dni. Niewielu dow贸dc贸w patroli i oficer贸w Feldgendarmerie b臋dzie mia艂o do艣膰 wolnego czasu, 偶eby zapozna膰 si臋 z poprawkami i wykre艣li膰 pa艅skie nazwisko. Ka偶dy, kto jest na li艣cie aresztowa艅, najpierw zostanie wpakowany do ci臋偶ar贸wki, a dopiero potem przyjdzie czas na pytania.

Pu艂kownik z namys艂em skin膮艂 g艂ow膮.

— Czy nie smakuje panu cygaro?— zapyta艂 Archera. Douglas oderwa艂 wzrok od cygara, kt贸rym si臋 bawi艂.

— Nie, nic podobnego — odpar艂. — Jest wspania艂e. „Romeo y Julieta”. Takie samo, wypalone do po艂owy, znalaz艂em w kieszeni doktora Spode'a. Po prostu my艣la艂em o tym, to wszystko.

— No c贸偶, nie trzeba by膰 detektywem, 偶eby rozwi膮za膰 t臋 zagadk臋, Archer. Niemcy importuj膮 je ca艂ymi statkami. Dostaj膮 cygara za eksportowane na Kub臋 narz臋dzia i niemieckie samochody. Ka偶dy bli偶szy wsp贸艂pracownik Niemc贸w mo偶e liczy膰 na regularne dostawy hawa艅skich cygar.

— I w艂a艣nie w taki spos贸b p a n je dostaje? — spyta艂a Barbara. Do jej talent贸w dziennikarskich nale偶a艂a r贸wnie偶 umiej臋tno艣膰 zadawa­nia podobnych pyta艅 w spos贸b nie wywo艂uj膮cy obrazy.

Mayhew parskn膮艂 kr贸tkim, nieweso艂ym chichotem.

— Kiedy nast臋pnym razem zobacz臋 genera艂a majora von Ruffa, poprosz臋 go o kilka — oznajmi艂. — Mo偶e to przekona go o moich dobrych intencjach. — Machni臋ciem r臋ki rozp臋dzi艂 dym z cygara. — A wi臋c niemal rozwi膮za艂 ju偶 pan spraw臋 zab贸jstwa Spode'a?

— Jego brat z艂o偶y艂 zeznania — powiedzia艂a Barbara.

— Co pan powie?! — zawo艂a艂 Mayhew. Pochyli艂 si臋 nad sto艂em i poda艂 Douglasowi zapa艂ki.

— Akta s膮 wci膮偶 otwarte — stwierdzi艂 Douglas. W ciszy, kt贸ra zapanowa艂a, trza艣niecie zapa艂ki rozleg艂o si臋 niezwykle g艂o艣no.

— No c贸偶, miejmy nadziej臋, 偶e znajdzie pan zadowalaj膮cy spos贸b, by je zamkn膮膰. — Douglas zauwa偶y艂, 偶e Mayhew nie u偶y艂 s艂贸w: „wyja艣ni膰 spraw臋”.

Pu艂kownik wsta艂 i si臋gn膮艂 po p艂aszcz.

— Jutro wieczorem przyjad臋 po pana do domu, Archer. Dobrze?

Od chwili przyj艣cia pu艂kownika Douglas by艂 w rozterce, za­stanawiaj膮c si臋, czy ma przekaza膰 mu film. Teraz jednak wyci膮gn膮艂 rolk臋 i poda艂 j膮 George'owi Mayhew.

— To s膮 zdj臋cia dokument贸w, kt贸re Spode spali艂 w mieszkaniu na Shepherd Market. W膮tpi臋, czy ktokolwiek wie o ich istnieniu, ale pa艅scy przyjaciele z Abwehry mogli znale藕膰 statyw do kopiowania i wyci膮gn膮膰 w艂asne wnioski.

Pu艂kownik rozwin膮艂 br膮zowy papier i spojrza艂 na negatyw.

— Zosta艂y sfotografowane? — Popatrzy艂 na Douglasa, a potem skin膮艂 g艂ow膮. — A wi臋c do jutra wieczorem.

Rozdzia艂 30

Nast臋pnego ranka Douglas jak zawsze przedstawi艂 sw贸j raport genera艂owi Kellermanowi. Kellerman kwitowa艂 wszystkie jego punkty skinieniem g艂owy, a potem od艂o偶y艂 teczk臋.

— Czy m艂ody Douglas dobrze si臋 miewa?

— Tak, dzi臋kuj臋, sir.

— S艂ysza艂 pan o tej doskona艂ej nowej niemieckiej szkole w Highgate?

— Owszem, s艂ysza艂em. — Wiedzia艂, 偶e przeznaczona by艂a dla dzieci esesman贸w, oficer贸w Wehrmachtu i r贸偶nych wa偶nych osobisto艣ci z niemieckiej administracji.

— Program jest prowadzony oczywi艣cie w j臋zyku niemieckim, ale to wspania艂a szko艂a, a pa艅ski niemiecki jest w艂a艣ciwie bezb艂臋dny. M贸g艂by pan pomaga膰 swojemu synowi przy odrabianiu lekcji. Ta szko艂a mog艂aby da膰 m艂odemu Douglasowi doskona艂y start w nowe 偶ycie i s膮dz臋, 偶e m贸g艂bym za艂atwi膰 mu tam miejsce.

— Czy b臋d膮 tam r贸wnie偶 inne angielskie dzieci? — spyta艂 Douglas.

— Przynajmniej kilkoro powinno si臋 tam znale藕膰 — odpar艂 Kellerman. — Jestem w komitecie administracyjnym szko艂y. Nie chcemy, 偶eby niemieckie dzieci nie mia艂y kontaktu z krajem, w kt贸rym przebywaj膮... A angielskie dzieci by艂yby nieocenione z j臋zykowego punktu widzenia. Czy uwa偶a pan, 偶e m艂ody Douglas zna wystarczaj膮co dobrze niemiecki?

— Troch臋. Obecnie we wszystkich szko艂ach s膮 lekcje niemieckiego.

— To by艂by dla niego naprawd臋 doskona艂y start 偶yciowy.

— B臋d臋 musia艂 zapyta膰 syna. Wie pan, jak dzieci prze偶ywaj膮 rozstanie ze swoimi przyjaci贸艂mi.

— S艂usznie, niech pan zapyta. To rozs膮dny ch艂opczyk. Na pewno dostrze偶e wszystkie korzy艣ci. Niech go pan w tym tygodniu zabierze kt贸rego艣 popo艂udnia do tej szko艂y. Niech mu pan poka偶e laboratoria, wyposa偶enie warsztat贸w, boisko, i tak dalej.

Douglas przez ca艂y czas zastanawia艂 si臋, w jaki spos贸b zacz膮膰 z Kellermanem rozmow臋 na temat aresztowania Harry'ego. Ale genera艂 sam poruszy艂 ten temat.

— A co z tym pa艅skim wspania艂ym detektywem sier偶antem? — zapyta艂. — O co chodzi艂o z tym jego aresztowaniem?

— Detektyw sier偶ant Woods, sir. Trzymaj膮 go ludzie z Amt IV, tu w s膮siedztwie. — Ju偶 od dawna wiedzia艂, 偶e Amt IV jest popularnym eufemistycznym okre艣leniem Gestapo.

— Wie pan, Amt IV cieszy si臋 do艣膰 szczeg贸lnymi prerogatywami. Mam raczej ograniczony wp艂yw na ich poczynania.

— Doprawdy, sir?

— Maj膮 bezpo艣redni dost臋p do reichsf眉hrera SS w Berlinie.

— Nawet w czasie stanu wojennego?

— Niech pan nie pr贸buje by膰 ze mn膮 za sprytny, Archer — rzek艂 genera艂 Kellerman krzywi膮c si臋 bole艣nie. — Ja i moi ludzie jeste艣my pod rozkazami Dow贸dcy Si艂 Zbrojnych w Wielkiej Brytanii jedynie w sprawach dotycz膮cych prawa i porz膮dku. Administracja i dyscyplina pozostaj膮 nie zmienione. Amt IV podlega bezpo艣rednio Berlinowi, podobnie jak pa艅ski Standartenf眉hrer Huth. Zreszt膮 pa艅ski detektyw sier偶ant Woods r贸wnie偶. Czy rozumie pan teraz moj膮 sytuacj臋?

— Nie mo偶e pan interweniowa膰, sir?

— Niech si臋 pan nigdy nie wtr膮ca do rodzinnych k艂贸tni. Czy nie te w艂a艣nie s艂owa powtarza si臋 we wszystkich policjach 艣wiata m艂odym posterunkowym?

— Nie s膮dz臋, 偶eby sier偶ant Woods powiedzia艂 przes艂uchuj膮cym go w Amt IV osobom, 偶e r贸wnie偶 podlega Berlinowi. Standartenf眉hrer Huth bardzo stanowczo podkre艣la艂, 偶e praca, kt贸r膮 wykonujemy, ma 艣ci艣le tajny charakter.

— Te naukowe badania?

— Tak jest, sir.

— I bardzo s艂usznie. Standartenf眉hrer Huth to wspania艂y m艂ody oficer i jestem dumny, 偶e mam go w swoim zespole. By膰 mo偶e jest nieco zbyt gorliwy i czasami ma艂o elastyczny... Ale powierzono mu niezwykle delikatne zadanie.

— Tak jest, sir.

— Widz臋, 偶e martwi si臋 pan o Woodsa. Musz臋 chyba odwo艂a膰 sw贸j wyjazd na weekend do Niemiec. Mam zamiar pos艂a膰 po sturmbannf眉hrera Straussa i dowiedzie膰 si臋 od niego wszystkiego o aresztowaniu pa艅skiego sier偶anta. — Kellerman odwr贸ci艂 si臋 na obrotowym fotelu i postawi艂 nog臋 w oksfordzkim buciku do golfa na podn贸偶ku. Na jego pomarszczonej twarzy malowa艂a si臋 zaduma. — Jakiego rodzaju raporty Woods przedstawia艂?

— 呕贸艂te przebitki — wyja艣ni艂 Douglas. — Z sygnaturami berli艅­skich archiw贸w.

— O to mi w艂a艣nie chodzi艂o — o艣wiadczy艂 Kellerman.

呕贸艂te przebitkowe kopie by艂y formalno艣ci膮, kt贸r膮 Harry Woods udowadnia艂, 偶e zarabia na swoj膮 pensj臋, i by艂y zrozumia艂e jedynie dla urz臋dnik贸w w jakim艣 odleg艂ym berli艅skim archiwum. Ale powinny u艣wiadomi膰 Straussowi z Gestapo, 偶e raporty Woodsa, podobnie jak Hutha i Douglasa, sz艂y bezpo艣rednio do Berlina.

— Niech pan da mi par臋 kartek z raport贸w Woodsa, zanim spotkam si臋 ze Straussem o... — spojrza艂 do kalendarza. — Zdo艂a艂em go umie艣ci膰 dzi艣 o jedenastej rano. — Genera艂 znowu zakaszla艂 i uderzy艂 si臋 lekko w pier艣 zaci艣ni臋t膮 pi臋艣ci膮. — To wszystko jest cz臋艣ci膮 sta艂ych pr贸b podwa偶enia mojej pozycji — powiedzia艂 pe艂nym skargi tonem.

— Doprawdy, sir?

— Niedo艂臋偶ny, stary genera艂 Kellerman ukrywa wrog贸w pa艅stwa we w艂asnych si艂ach policyjnych. To w艂a艣nie powiedz膮.

— Mam nadziej臋, 偶e nie, sir.

Kellerman westchn膮艂 i ze zm臋czonym u艣miechem wsta艂 zza biurka.

— Albo jeszcze lepiej — powiedzia艂. — Stary zdrajca, genera艂 Kellerman, ho艂ubi wrog贸w pa艅stwa... Czy widzi pan, po jak grz膮skim gruncie st膮pam? — Podszed艂 do kominka i zapatrzy艂 si臋 w p艂on膮ce w臋gle. — Prosz臋 wybaczy膰 staremu cz艂owiekowi, nadinspektorze, 偶e zrzuci艂 przed panem balast z serca, ale jest pan wyj膮tkowo dobrym s艂uchaczem. I wiem, 偶e jest pan dyskretny.

— Dzi臋kuj臋, panie generale.

Douglas wsta艂, zdaj膮c sobie spraw臋, 偶e Kellerman w ten spos贸b zako艅czy艂 rozmow臋 i ruszy艂 w stron臋 drzwi. Genera艂 znalaz艂 si臋 tam pierwszy i otworzy艂 je przed nim. U艣cisn膮艂 Douglasowi d艂o艅.

Drzwi mi臋dzy gabinetem Hutha i pokojem zajmo­wanym przez Douglasa i Woodsa by艂y otwarte. Douglas zasta艂 standartenfuhrera czytaj膮cego zadrukowane petitem szpalty „Der Schwarze Korps”, oficjalnego tygodnika SS. Huth trzyma艂 jednak gazet臋 w taki spos贸b, 偶e Douglas zacz膮艂 podejrzewa膰, i偶 schwyci艂 j膮 chc膮c ukry膰 fakt czekania na niego.

— No i co Kellerman ma zamiar zrobi膰 w sprawie sier偶anta Woodsa?

— Poprosi Sturmbannf眉hrern Straussa o szczeg贸艂y — odpar艂 Douglas.

— Poprosi Sturmbannf眉hrern Straussa o szczeg贸艂y! — z uda­wanym zaskoczeniem powt贸rzy艂 Huth nabieraj膮c gwa艂townie po­wietrza. — By膰 mo偶e ja r贸wnie偶 m贸g艂bym poinformowa膰 go o paru szczeg贸艂ach, nie uciekaj膮c si臋 do pomocy sturmbannf眉hrera Straussa. Czy pan wie, 偶e nazwisko Harry'ego Woodsa zosta艂o dopisane na li艣cie os贸b wyznaczonych do aresztowania na wyra藕ne polecenie genera艂a Kellermana?

— To nieprawda!

— Jest pan chyba wystarczaj膮co d艂ugo policjantem, 偶eby si臋 zorientowa膰, kiedy jest pan szanta偶owany?

Douglas nic nie odpowiedzia艂.

— Co panu zaproponowa艂 ten stary sukinsyn? Dom na wsi? Awans? Na pewno nie kobiety, pan nie nale偶y do takich ludzi.

— Nic mi nie obiecywa艂.

— Nie wierz臋 — stwierdzi艂 Huth.

— Jako prze艂o偶ony Harry'ego Woodsa — oznajmi艂 zimnym tonem Douglas — jest pan jedyn膮 osob膮, kt贸ra na podstawie pe艂nomocnictw od reichsf眉hrera SS mo偶e spowodowa膰 jego uwolnienie.

Huth skin膮艂 powa偶nie g艂ow膮.

— I natychmiast po tym, jak podpisz臋 nakaz uwolnienia, Gestapo znajdzie spos贸b, by mnie zatrzyma膰 w celu ustalenia, czy nie jestem wsp贸lnikiem Woodsa. A potem dobior膮 si臋 do kartotek i przeczytaj膮 ca艂膮 moj膮 poufn膮 dokumentacj臋... Nast臋pnie zostan臋 wypuszczony, powiedz膮 mi, 偶e najpokorniej przepraszaj膮, wyja艣ni膮, 偶e nast膮pi艂a pomy艂ka, ale ca艂y materia艂, kt贸ry zebra艂em na Kellermana, zniknie.

— Kellerman powiedzia艂, 偶e Gestapo otrzymuje polecenia bezpo­艣rednio z Berlina.

— Niech mi pan powie w zaufaniu — Huth pochyli艂 si臋 do przodu, opieraj膮c 艂okcie na biurku — czy wci膮偶 wiesza pan skarpetk臋 pod choink膮 na Bo偶e Narodzenie? — Z艂o偶y艂 d艂onie splataj膮c palce i wyprostowa艂 je z trza艣ni臋ciem staw贸w. — Genera艂 Kellerman kaza艂 aresztowa膰 pa艅skiego przyjaciela Harry'ego Woodsa, 偶eby mie膰 mo偶no艣膰 wywarcia nacisku na pana i zmusi膰 pana, by mnie zdradzi艂. Im szybciej pan to sobie u艣wiadomi, tym pr臋dzej b臋dziemy mogli zacz膮膰 wsp贸艂pracowa膰, 偶eby pokona膰 t臋 wstr臋tn膮 star膮 艣wini臋.

— Dlaczego nie przeka偶e pan 艣ledztwa w sprawie Kellermana jakiemu艣 innemu funkcjonariuszowi?

— A komu m贸g艂bym zaufa膰?

Douglas nie odpowiedzia艂. Wiedzia艂 ju偶, 偶e 偶aden z tych ludzi nie odst膮pi od swojej wendety.

— Pi臋膰 albo sze艣膰 lat temu Kellerman by艂 nikim — stwierdzi艂 Huth pr贸buj膮c wyja艣ni膰 pow贸d swej nienawi艣ci. A mo偶e zawi艣ci...? — Dzieli艂 zapluskwione biuro na przedmie艣ciu Lipska z trzema maszynist­kami i detektywem policji. Obersekret盲r, najni偶sza forma o偶ywionej materii w niemieckiej policji kryminalnej... A potem wst膮pi艂 do NSDAP, SS i lizusostwem oraz pochlebstwem wdrapa艂 si臋 na stanowis­ko prze艂o偶onego SS i komendanta policji na Wielk膮 Brytani臋. Nie藕le, co? Niech pan nie wierzy w jego pieprzenie o tym, jak to nie dysponuje 偶adn膮 w艂adz膮, nic nie mo偶e, a Berlin go nie lubi. To tylko cz臋艣膰 jego gry.

— Zaczynam w to wierzy膰.

— Znajdzie pan Kellermana — powiedzia艂 Huth — w najlepszych domach berli艅skiej arystokracji, g艂osz膮cego swoje pos艂anie pokoju i pomy艣lno艣ci i wspaniale udaj膮cego roztargnionego starego pryka, kt贸ry lubi grzane piwo, tweedowe garnitury, cocker-spaniele i przyj臋­cia. — Huth z艂o偶y艂 gazet臋 w male艅ki pakiecik. — Uwa偶a go pan za snoba, prawda? Lubi, je偶eli tak o nim my艣l膮. — Huth cisn膮艂 gazet臋 do kosza z tak膮 si艂膮, 偶e a偶 go przewr贸ci艂, rozsypuj膮c zawarto艣膰 po dywanie. — A teraz niech pan mi powie, czego chcia艂! — wrzasn膮艂.

— 呕贸艂te przebitki — odpar艂 Douglas.

— Po co?

— 呕eby udowodni膰 Straussowi, 偶e Harry Woods wykonywa艂 bezpo艣rednie polecenia z Berlina.

— A pan pomy艣la艂 sobie, 偶e to przecie偶 tylko spis sygnatur. Co w tym z艂ego? Prawda?

— Nie — powiedzia艂 Douglas.

— Niech pan nie zaprzecza! Widz臋 to wypisane na pa艅skiej twarzy. — Kiedy Archer otworzy艂 usta, pr贸buj膮c si臋 wyt艂umaczy膰, Huth machn膮艂 r臋k膮 w powietrzu. — Dobra, dobra — powiedzia艂. — Gdyby m贸j przyjaciel mia艂 k艂opoty, m贸g艂bym sam tak pomy艣le膰.

— Czy uwa偶a pan, 偶e genera艂 Kellerman ma kogo艣, kto odnalaz艂by dla niego te akta w berli艅skim archiwum?

— Je偶eli zdo艂a uzyska膰 spis nazw teczek z aktami, b臋dzie m贸g艂 si臋 zorientowa膰, jakie mam dowody przeciwko niemu.

— Odwo艂a艂 swoj膮 podr贸偶 — rzek艂 Douglas. — Powiedzia艂, 偶e zrobi艂 to dlatego, 偶e martwi si臋 spraw膮 Woodsa.

— S艂ysz臋 ch贸ry anielskie — mrukn膮艂 Huth. — Kellerman by艂 zaproszony na polowanie do Sch枚nhof — my艣liwskiej rezydencji von Ribbentropa. To nie jest co艣, z czego by zrezygnowa艂 tylko dlatego, 偶e jaki艣 n臋dzny sier偶ant zosta艂 na jego rozkaz aresztowany, a potem pr贸bowa艂 ucieczki.

— No to dlaczego zostaje?

— Sprawy nabieraj膮 tempa, Archer. Z ca艂膮 pewno艣ci膮 pan to wyczuwa. Stan wojenny da艂 pe艂ni臋 w艂adzy moim wojskowym kolegom. Kellerman musi podj膮膰 decyzj臋, czy b臋dzie im przeszkadza膰 i przeciw­stawia膰 si臋 ich dzia艂aniom, czy te偶 uda si臋 do dow贸dcy si艂 zbrojnych i dokona wiernopodda艅czego aktu. Wr贸ci艂 z Highgate z szale艅czym pomys艂em, 偶e to w艂a艣nie armia spowodowa艂a wybuch chc膮c przej膮膰 w艂adz臋, ale spis ofiar sprawi艂, 偶e porzuci艂 t臋 ide臋.

— A jak szybko zdob臋dzie pan dowody przeciwko niemu?

— Sprawi臋, 偶e Kellerman zat臋skni do swego zapluskwionego biura w Lipsku — stwierdzi艂 Huth. — Moi ludzie w Szwajcarii przes艂ali mi telegraficznie wiadomo艣膰, 偶e poupycha艂 ponad pi臋tna艣cie milion贸w reichsmarek na zaszyfrowanych kontach. Kiedy zdob臋d臋 kopie, na kt贸re czekam, zaaresztuj臋 go na podstawie moich pe艂nomoc­nictw.

Douglas skin膮艂 g艂ow膮. W ka偶dym tygodniu gazety drukowa艂y nazwiska os贸b straconych za czarnorynkowy handel, 艂ap贸wki i gra­bie偶e. Pod tym wzgl臋dem w艂adze okupacyjne r贸wnie surowo traktowa艂y zar贸wno Niemc贸w, jak i Anglik贸w.

— Daj pan temu staremu durniowi — westchn膮艂 Huth — spis sygnatur, kt贸ry sporz膮dzili艣my, kiedy kto艣 chcia艂 materia艂y o roz­kwaterowaniu i dyscyplinie oddzia艂贸w SS w zachodniej Anglii. To go troch臋 zajmie, A potem niech mu pan powie, 偶e akta maj膮 fa艂szywe tytu艂y ze wzgl臋d贸w bezpiecze艅stwa. Ustalenie tego zajmie mu nast臋pny miesi膮c, a do tej pory, gwarantuj臋 panu, pozb臋dziemy si臋 tego starego 艂obuza na zawsze. — Uni贸s艂 pi臋艣膰, pokiwa艂 jednak tylko palcem. — Ale je艣li da mu pan cho膰 jedn膮 prawdziw膮 sygnatur臋, to jak Boga kocham...

Nie sko艅czy艂. Podmuch wiatru szarpn膮艂 oknem i wielkie krople deszczu wyp艂uka艂y ja艣niejsze plamy na zakopconych szybach. Tamiza mia艂a barw臋 o艂owiu i wygl膮da艂a, jakby by艂a r贸wnie jak o艂贸w twarda.

— Nie dam mu 偶adnej prawdziwej — obieca艂 Douglas.

— A poza tym, Archer — odezwa艂 si臋 Huth, gdy Douglas zbli偶a艂 si臋 ju偶 do drzwi — niech pan nie liczy zbytnio, 偶e Kellerman pomo偶e naszemu przyjacielowi Harry'emu. Musi pan wybra膰 jakiego艣 innego detektywa sier偶anta. I niech jutro przyst膮pi tu do pracy.

Rozdzia艂 31

Przepowiednie standartenf眉hrera Hutha na temat genera艂a Kellermana okaza艂y si臋 w r贸wnym stopniu prawdziwe, jak i fa艂szywe. Tego dnia Kellerman poszed艂 na lunch z genera艂em majorem von Ruffem, najstarszym stopniem oficerem Abwehry w Wielkiej Brytanii. Spotkali si臋 w g贸rnej sali restauracji rybnej Wheelera na Old Compton Street w Soho. Byli przekonani, 偶e aby zachowa膰 incognito, wystarczy za艂o偶y膰 cywilne p艂aszcze na mundury i nie spotyka膰 si臋 w lokalach naczelnych dow贸dztw. Jednak ka偶dy m艂ody detektyw w ich zespole m贸g艂by ostrzec swoich pryncypa艂ow, 偶e prywatny gabinet, zarezerwowany w dowolnej restauracji w Soho dla „Herr Brauna i go艣ci” w pierwszych dniach stanu wojennego, zwr贸ci natychmiastow膮 uwag臋. Nie unikn膮 tego nawet je偶eli ich adiutanci nie b臋d膮 taszczyli ze sob膮 wielkich sk贸rzanych teczek, kt贸re sta艂y si臋 znakiem rozpoznawczym niemieckich osobisto艣ci wysokiego szczebla. I nawet je偶eli 偶aden z genera艂贸w nie za艂o偶y wysokich but贸w.

Kellerman zawar艂 pok贸j ze swoimi nowymi panami, by艂 bowiem cz艂owiekiem wystarczaj膮co elastycznym, 偶eby ugi膮膰 si臋 pod naciskiem zmian. Jednak偶e przepowiednia, i偶 nic nie mo偶na pocz膮膰, by pom贸c sier偶antowi Harry'emu Woodsowi, nie sprawdzi艂a si臋. O trzeciej po po艂udniu Douglas Archer otrzyma艂 telefon od osobistego sekretarza Kellermana. Przekazywa艂 mu pro艣b臋, 偶eby — je偶eli nie b臋dzie to kolidowa艂o z planem pracy i nie przeszkodzi mu w 偶aden inny spos贸b — zechcia艂 sp臋dzi膰 kilka chwil na g贸rze, u genera艂a. Po kr贸tkim namy艣le sekretarz doda艂, 偶e b臋dzie tam r贸wnie偶 detektyw sier偶ant Harry Woods.

Je艣li si臋 zna艂o praktyki Gestapo, mo偶na by艂o uzna膰, 偶e Harry Woods jest w艂a艣ciwie ca艂y i zdrowy. Douglasem wstrz膮sn膮艂 jednak jego widok. Twarz mia艂 pokancerowan膮 i jedno oko podpuchni臋te tak, 偶e niemal nie by艂o go wida膰. Kiedy poprawia艂 si臋 na krze艣le, skrzywi艂 si臋 i przez ca艂y czas siedzia艂 z jedn膮 nog膮 sztywno wypros­towan膮, jakby chc膮c u艣mierzy膰 b贸l w kolanie.

— Cze艣膰, Harry — powiedzia艂 Douglas przywitawszy si臋 z gene­ra艂em Kellermanem.

— Witam, szefie — szepn膮艂 Harry.

— Prosz臋 usi膮艣膰, nadinspektorze Archer.

W pokoju znajdowa艂 si臋 r贸wnie偶 Sturmbannf眉hrer Strauss. Siedzia艂 w k膮cie z r臋kami skrzy偶owanymi na cienkiej papierowej teczce z aktami. Nie odzywa艂 si臋. Kellerman podszed艂 do okna i otworzy艂 je, by spojrze膰 na rzek臋.

— By艂 pan idiot膮, sier偶ancie Woods — stwierdzi艂.

— Skoro pan tak twierdzi... — odpar艂 niech臋tnie Woods.

— No c贸偶, tak twierdz臋 — rzek艂 Kellerman. Odwr贸ci艂 si臋 twarz膮 w stron臋 pokoju. — Podobnie jak nadinspektor Archer i wszyscy inni, je偶eli s膮 wobec pana szczerzy. Czy traktowano pana 藕le?

Harry Woods nie odpowiedzia艂. Genera艂 podszed艂 do Straussa, wzi膮艂 od niego teczk臋, wr贸ci艂 do biurka i na艂o偶y艂 okulary. Przeczyta艂 raport trzymaj膮c go pod stoj膮c膮 na blacie lamp膮. Wygl膮da艂 zupe艂nie inaczej w swoim eleganckim szarym mundurze z w膮sk膮 opask膮 Reichsf眉hrung-SS London na mankiecie, srebrnymi li艣膰mi d臋bu na ko艂nierzu i medala­mi na mundurowej kurtce. Srebrzystoszary materia艂 po艂yskiwa艂 w 艣wiet­le lampy, podobnie jak wyglansowane do po艂ysku buty. Wygl膮da艂o jednak na to, 偶e genera艂 niezbyt dobrze czuje si臋 w mundurze. Si臋ga艂 do kamizelki, w kt贸rej trzyma艂 z艂oty zegarek i wieczne pi贸ro — i napotyka艂 dok艂adnie zapi臋t膮 kurtk臋. Ci膮gle poklepywa艂 guziki wszystkich czterech kieszeni, by si臋 przekona膰, 偶e wszystkie s膮 w regulaminowy spos贸b pozapinane. Zgodnie z przepisami mundurowymi SS dla stopni oberf眉hrera SS i wy偶szych, mia艂 do swych but贸w z cholewami przypi臋te ostrogi. By膰 mo偶e w obawie, 偶e si臋 w nie zap艂acze, stawa艂 z szeroko rozstawionymi nogami i chodzi艂 przesadnie d艂ugimi krokami.

Gdy sko艅czy艂 czyta膰, zamkn膮艂 teczk臋 z trzaskiem.

— No, Woods, czy 藕le pana traktowano?

Harry m贸wi艂 tak cicho, 偶e Kellerman musia艂 si臋 pochyli膰, by go us艂ysze膰:

— Zimne k膮piele i brak snu.

Douglas drgn膮艂 na sam膮 my艣l, 偶e Harry, tu偶 przed emerytur膮 i w z艂ej kondycji fizycznej wynikaj膮cej z przepracowania, nadmiernego picia i braku 膰wicze艅, by艂 wrzucany do lodowatej wody i systematycznie budzony. Niewiele os贸b by艂o w stanie wytrzyma膰 tak膮 tortur臋.

— Zimne k膮piele i niewiele snu — rzek艂 Kellerman sk艂adaj膮c r臋ce na piersi i kiwaj膮c g艂ow膮. — No c贸偶, to standardowe post臋powanie w niemieckiej armii, nie powinien pan zbytnio na to narzeka膰, sier偶ancie. — Poklepa艂 si臋 po brzuchu. — Kilka tygodni w obozie rekruckim ka偶demu z nas dobrze by zrobi艂o, prawda? — Odwr贸ci艂 si臋 i u艣miechn膮艂 do Douglasa, kt贸ry siedzia艂 ze skrzy偶owanymi nogami i wzrokiem wbitym w czubek buta.

Wydawa艂o si臋, 偶e genera艂 nie mo偶e usta膰 w miejscu. Podszed艂 energicznie do Straussa i machn膮艂 mu teczk膮 przed nosem.

— Ale nie mog臋 poj膮膰, dlaczego ten funkcjonariusz by艂 trzymany w pa艅skim areszcie, Strauss. — Gestapowiec zerwa艂 si臋 na r贸wne nogi i strzeli艂 obcasami.

— Herr gruppenf眉hrer... — zacz膮艂. W innych okoliczno艣ciach wiernopoddancza postawa Straussa mog艂aby budzi膰 rozbawienie, ale w obecnej sytuacji nikt si臋 nie roze艣mia艂. — Wi臋藕nia przekazano mi dopiero dzi艣 rano. Oficer s艂u偶bowy, kt贸ry...

— Nie mamy czasu na oficjalne dochodzenie — oznajmi艂 Keller­man. — Na to przyjdzie pora p贸藕niej. Istota ca艂ej sprawy polega na tym, 偶e ten funkcjonariusz policji w og贸le nie powinien by膰 aresztowany we w艂asnym domu przez 偶adn膮 grup臋 aresztuj膮c膮. Oczywi艣cie nie usprawiedliwia to jego g艂upiej pr贸by ucieczki, ale musimy mie膰 to na wzgl臋dzie. Po drugie... — Kellerman rozprostowywa艂 palce, jakby nie by艂 w stanie bez tego wylicza膰 — ... je偶eli ma zosta膰 postawiony przed s膮dem za pr贸b臋 ucieczki z wojskowego o艣rodka izolacji, to powinna s膮dzi膰 go armia.

Strauss nie odpowiedzia艂.

— No, Strauss? — zapyta艂 Kellerman prostuj膮c si臋 i obci膮gaj膮c lekko d贸艂 bluzy.

— Wydzia艂 Prawny SS stwierdzi艂, 偶e detektyw sier偶ant Woods obj臋ty jest prawn膮 ochron膮 udzielan膮 wszystkim cz艂onkom SS — odpar艂 Strauss. — Wydzia艂 Prawny si艂 zbrojnych zgodzi艂 si臋 z tym, wi臋c oficer s艂u偶bowy przyj膮艂 go do aresztu.

— Przekl臋ci biurokraci! — krzykn膮艂 genera艂 ze z艂o艣ci膮. — Czy nie zdaje pan sobie sprawy, Strauss, 偶e armia pana podpu艣ci艂a? Pom贸g艂 im pan zatuszowa膰 bezprawne aresztowanie jednego z naszych najlep­szych detektyw贸w... Czy pan tego nie widzi?

Strauss znowu sk艂oni艂 si臋 dziwacznie, jak mechaniczna lalka.

— Tak, Herr gruppenf眉hrer.

— I niech pan nie m贸wi do mnie Herr gruppenf眉hrer.

— Nie, gruppenf眉hrerze.

— Niech pan ode艣le wi臋藕nia z powrotem do Feldgendarmerie. Albo lepiej niech pan sam z nim idzie, Strauss, na wypadek, gdyby nie chcieli wystawi膰 nakazu „zwolnienie na czas 艣ledztwa”.

— A co b臋dzie, je偶eli Feldgendarmerie zatrzyma go w areszcie, gruppenf眉hrerze?

— To pan z nim zostanie, Strauss. — Kellerman przesun膮艂 d艂o艅mi po kieszeniach, 偶eby sprawdzi膰, czy s膮 zapi臋te.

Dotkn膮艂 ramienia Straussa i gestapowiec usiad艂. Potem odwr贸ci艂 si臋 do Douglasa.

— Zanim skrzy偶ujemy szpady z naszymi przyjaci贸艂mi z armii — powiedzia艂 — upewnijmy si臋, czy wiemy, co robimy. — Przeszed艂 przez pok贸j, wsun膮艂 papierosa w usta Harry'ego i przypali艂 mu go. Harry zaci膮gn膮艂 si臋 nawet nie interesuj膮c si臋, sk膮d wzi膮艂 si臋 papieros. — Poniewa偶 Abwehra w tym momencie jest naszym panem i w艂adc膮 — stwierdzi艂 genera艂 i u艣miechn膮艂 si臋 na my艣l o absurdalno艣ci tej sytuacji. — Sier偶ant Woods by艂 niedyskretny, uparty i zbyt pochopny. Mia艂 do czynienia z przest臋pcami, ale nie czyni to z niego przest臋pcy... czy pan to zanotowa艂, Strauss?

— Tak, gruppenf眉hrerze.

— B臋dzie nam potrzebne jego o艣wiadczenie, 偶e post臋powa艂 tak wy艂膮cznie dla dobra 艣ledztwa w sprawie przest臋pczo-terrorystycznej organizacji.

— Czy mamy ujawni膰 armii szczeg贸艂y nie zako艅czonego do­chodzenia? — zapyta艂 pospiesznie Douglas, widz膮c, do czego to mo偶e prowadzi膰.

— Och, na lito艣膰 bosk膮 — odpar艂 z rozdra偶nieniem Kellerman. — Ta dziewczyna nie 偶yje. Podajmy par臋 szczeg贸艂贸w o niej. Nie wyjawimy nic, co chcieliby艣my ukry膰. Przecie偶 musi pan co艣 o niej wiedzie膰... W ko艅cu by艂a pa艅sk膮 podw艂adn膮 przez prawie sze艣膰 miesi臋cy.

— Tak, sir — rzek艂 Douglas.

Wygl膮da艂o to zupe艂nie tak, jakby genera艂 Kellerman podsuwa艂

spos贸b ocalenia przyjaci贸艂 Harry'ego z Ruchu Oporu, ale trudno by艂o w to uwierzy膰. Kellerman przeszed艂 za plecy Douglasa. By艂a to jego ulubiona metoda wprowadzania kogo艣 w zak艂opotanie i Douglas nigdy nie wiedzia艂, czy ma si臋 do niego odwr贸ci膰, czy nie. Tym razem nie zrobi艂 tego.

— Pr贸buj臋 pom贸c sier偶antowi Woodsowi — powiedzia艂 Kellerman. Douglas poczu艂 zapach brandy, kt贸r膮 genera艂 wypi艂 podczas lunchu.

— Tak, panie generale — skin膮艂 g艂ow膮 Douglas.

— S艂yszy mnie pan, sier偶ancie Woods? Pr贸buj臋 panu pom贸c. Harry skin膮艂 g艂ow膮 nie podnosz膮c wzroku i zaci膮gn膮艂 si臋 papierosem.

— Je偶eli rozpocz膮艂 pan, nadinspektorze Archer, 艣ledztwo w zwi膮z­ku z zatrudnieniem tu tej dziewczyny, to prosz臋 o tym powiedzie膰. Prosz臋 niczego nie ukrywa膰. Chc臋 te偶, 偶eby ujawni艂 pan zakres obowi膮zk贸w Woodsa w czasie pracy pod kierownictwem Standarten­f眉hrern Hutha. — Kellerman podszed艂 do Woodsa i poklepa艂 go protekcjonalnie po ramieniu.

— Czy mam to uzgodni膰 ze standartenf眉hrerem? — spyta艂 Douglas. Kellerman odpowiedzia艂 niemal szeptem:

— Prosi艂em Standartenf眉hrern o o艣wiadczenie, kt贸re mog艂oby dopom贸c w uwolnieniu Woodsa. Z przykro艣ci膮 stwierdzam, 偶e do tej pory doktor Huth nawet nie mia艂 czasu, aby porozmawia膰 ze mn膮 telefonicznie. — Westchn膮艂.

— Czy mogliby艣my teraz sporz膮dzi膰 to o艣wiadczenie? — zapyta艂 Strauss.

— Po niemiecku — poleci艂 Kellerman. — Po艂owa ludzi w tym budynku nie zna ani s艂owa po angielsku, a w Berlinie ka偶dy dokument sporz膮dzony w tym j臋zyku jest odk艂adany na bok i zapomniany. Nadinspektor Archer przet艂umaczy to dla swojego kolegi, prawda?

— Oczywi艣cie, sir — przytakn膮艂 Archer.

Obaj z Kellermanem wiedzieli, 偶e po z艂o偶eniu podpisu na ka偶dej stronie przek艂adu nie m贸g艂by twierdzi膰, i偶 nie wie, czego dokument dotyczy. Stanowi艂o to niemal r贸wnie skuteczny zabieg jak uzyskanie o艣wiadczenia od samego Douglasa. Cios by艂 celny. Douglas nie mia艂 wyboru. Chc膮c uwolni膰 Harry'ego, musia艂 narazi膰 Hutha. A Kellerman m贸g艂 dalej u艣miecha膰 si臋 do ka偶dego i odgrywa膰 swoj膮 rol臋 艂agodnego starego pryka.

— Czy mamy sprowadzi膰 Harry'ego do pokoju przes艂ucha艅? — zapyta艂 Douglas.

— Skorzystajcie panowie z pokoju mojego sekretarza — odpar艂 Kellerman. — Dzi臋ki temu b臋d臋 m贸g艂 wam pom贸c naszkicowa膰 tekst.

Pracowali ci臋偶ko przez ca艂膮 godzin臋, a potem Kellerman zatelefo­nowa艂 do biura Abwehry na Piccadilly. Papierkowej roboty by艂o mn贸stwo, ale o sz贸stej po po艂udniu Harry by艂 na wolno艣ci. W ostatniej chwili genera艂 uzna艂, 偶e na tym etapie dochodzenia o艣wiadczenie Harry'ego nie b臋dzie potrzebne. Zamkn膮艂 je w sejfie.

To by艂o mistrzowskie poci膮gni臋cie, pomy艣la艂 Douglas odtwarzaj膮c przebieg wydarze艅. Teraz Kellerman m贸g艂 zrzuci膰 na Abwehr臋 win臋 za bezprawne aresztowanie Harry'ego Woodsa, a tak偶e za jego bezprawne zwolnienie, je偶eli by 藕le si臋 zachowywa艂. Poza tym, oddaj膮c Woodsa pod jurysdykcj臋 armii, m贸g艂 twierdzi膰, i偶 pomaga wojsku zatuszowa膰 b艂臋dy. Opr贸cz tego dosta艂 od Douglasa i Harry'ego Woodsa podpisane i uwierzytelnione o艣wiadczenie, kt贸re odpowiednio wykorzystane mog艂o zaszkodzi膰 dochodzeniu prowadzonemu przeciw­ko niemu przez Hutha.

Skoro jednak Kellermanowi uda艂o si臋 tak zr臋cznie wyprowadzi膰 w pole Abwehre pomimo rozleg艂ych uprawnie艅, jakie stan wojenny dawa艂 si艂om zbrojnym, to co b臋dzie z pu艂kownikiem Mayhew i jego siatk膮? Ile czasu minie, zanim Kellerman zorientuje si臋, 偶e w艂a艣nie Abwehra sprzymierzy艂a si臋 z lud藕mi, kt贸rych nazywa艂 przest臋pcami i terrorystami? A mo偶e Fritz Kellerman rzeczywi艣cie by艂 jedynie sympatycznym starym filantropem, za jakiego zawsze chcia艂 by膰 uwa偶any? A mo偶e, jak to cz臋sto si臋 zdarza, 偶adna z tych ewentualno艣ci nie by艂a prawdziwa?

Rozdzia艂 32

Zrobi艂em ju偶 do艣膰 — powiedzia艂 Harry Woods, gdy siedzieli w samochodzie i jechali w stron臋 domu.

— Zbyt du偶o.

— M贸wi臋 powa偶nie — rzek艂 Harry. — Zrobi艂em ju偶 do艣膰. — Kiedy Douglas milcza艂 w dalszym ci膮gu, doda艂: — Hunowie powiadaj膮: „Ohne mich”, prawda? Beze mnie. No c贸偶, tak si臋 w艂a艣nie czuj臋. Ruch Oporu b臋dzie musia艂 przez jaki艣 czas da膰 sobie rad臋 beze mnie.

Douglas skin膮艂 g艂ow膮. On r贸wnie偶 s艂ysza艂, jak Niemcy m贸wili „ohne mich”, chc膮c odci膮膰 si臋 od jakich艣 偶mudnych, niebezpiecznych czy kosztownych wymog贸w Trzeciej Rzeszy. K膮tem oka widzia艂, jak Harry dotyka policzka i przesuwa po nim palcem, by sprawdzi膰 rozmiary siniaka. Szykowa艂 si臋 do spotkania z 偶on膮.

— W lutym — powiedzia艂 Harry — mia艂em wra偶enie, 偶e jest to jedyna rzecz, jak膮 mo偶na zrobi膰.

— Luty by艂 wiek temu — stwierdzi艂 Douglas.

— A potem nie mog艂em wymy艣li膰 偶adnego sposobu, by powiedzie膰 ch艂opcom, 偶e chc臋 si臋 z tego wy艂膮czy膰.

Douglas skin膮艂 g艂ow膮. By艂 przyzwyczajony do tego, 偶e ludzie staraj膮 si臋 usprawiedliwi膰 zar贸wno swoje niepowodzenia, jak i sukcesy. Zaledwie kilka dni temu Harry pr贸bowa艂 zwerbowa膰 go do ich kom贸rki Ruchu Oporu. Nie przypomina艂 mu tego.

— Czy to Kellerman za艂atwi艂 moje zwolnienie? — spyta艂 Harry.

— Powiedzia艂, 偶e to zrobi — odpar艂 Douglas. — Dlaczego pytasz? Harry wci膮偶 obmacywa艂 swoj膮 pokancerowan膮 twarz.

— Mo偶e nie jest taki z艂y — my艣la艂 g艂o艣no — Chodzi mi o to…

No c贸偶, kiedy siedzia艂em, zastanawia艂em si臋, czy byliby艣my r贸wnie 藕li jak oni... Gdyby艣my wygrali wojn臋 i teraz okupowali Niemcy.

Podjechali do niewielkiego domu Harry'ego. Mi臋dzy zas艂onami okna w suterenie widnia艂a smuga 艣wiat艂a. Harry wysiad艂 z samochodu i rozejrza艂 si臋, jakby widzia艂 t臋 ulic臋 po raz pierwszy w 偶yciu. Potem odwr贸ci艂 si臋 i pochyli艂, aby spojrze膰 na siedz膮cego przy kierownicy Douglasa.

— Bardzo bym chcia艂, 偶eby wszystko by艂o jak dawniej, Doug. — Wydawa艂o si臋, 偶e zupe艂nie nie czuje wsi膮kaj膮cego w ubranie deszczu. Douglas widzia艂 ju偶, jak zwolnieni z wi臋zienia ludzie stali nie zwracaj膮c uwagi na najgorsz膮 pogod臋. W ten spos贸b czcili odzyskan膮 wolno艣膰.

— Niemcy s膮 tutaj, Harry — rzek艂 Douglas. Zaczyna艂 si臋 ju偶 niecierpliwi膰, ale stara艂 si臋, 偶eby nie s艂ycha膰 by艂o tego w jego g艂osie.

— Nie, nie — zaprotestowa艂 Harry. — Mi臋dzy tob膮 a mn膮. Chcia艂bym, 偶eby mi臋dzy nami by艂o tak jak dawniej.

— B臋dzie — obieca艂 Douglas. — A teraz id藕 do domu i zobacz si臋 z 偶on膮. Martwi艂a si臋 o ciebie.

Odje偶d偶aj膮c ponur膮, smagan膮 deszczem ulic膮, nie m贸g艂 powstrzy­ma膰 si臋 przed zerkni臋ciem w lusterko. Harry Woods sta艂 pod lamp膮 uliczn膮 i patrzy艂 w 艣lad za odje偶d偶aj膮cym samochodem. Skr臋caj膮c za r贸g, Douglas spojrza艂 ponownie. Tym razem Harry ju偶 szed艂, ale nie do drzwi frontowych swojego domu. Przechodzi艂 przez jezdni臋 kieruj膮c si臋 w zupe艂nie innym kierunku. By膰 mo偶e do budki telefonicznej. M贸j Bo偶e, pomy艣la艂 Douglas. W ko艅cu nie jestem str贸偶em Harry'ego, tylko jego przyjacielem i koleg膮 z pracy. Spr贸bowa艂 przesta膰 o tym my艣le膰.

Skr臋ci艂, 偶eby omin膮膰 zamkni臋te ulice tworz膮ce „stref臋 艣mierci” wok贸艂 wi臋zienia Pentonville i pojecha艂 bocznymi uliczkami, unikaj膮c w ten spos贸b stacji kolejowych King's Cross i St. Pancras. Wszystkie tego typu kluczowe obiekty by艂y obecnie otoczone piechot膮 i samo­chodami pancernymi. Obok nich rozlokowano „Fliegende Feld — und Standgerichte” — dora藕ne trybuna艂y polowe w pe艂nym sk艂adzie, 艂膮cznie z plutonami egzekucyjnymi. Jak do tej pory nie by艂o doniesie艅 o natychmiastowych egzekucjach, ale sam widok takiego trybuna艂u wystarcza艂, by zasia膰 strach w najbardziej nawet niewinnych osobach.

Douglas zorientowa艂 si臋, 偶e oddzia艂, kt贸ry kaza艂 mu si臋 zatrzyma膰 na Tottenham Court Road, jest jednym z takich trybuna艂贸w. Mia艂 opla admira艂a dla dow贸dcy, sze艣膰 motocykli i dwie ci臋偶ar贸wki z brezentowymi budami, wykorzystywane do przewozu piechoty. Padaj膮cy ci膮gle deszcz b艂yszcza艂 w 偶贸艂tych promieniach reflektor贸w. Z drugiej strony tor贸w kolejowych dolatywa艂o poj臋kuj膮ce wycie syreny samochodu Feldgendarmerie. Feldfebel, kt贸ry poprosi艂 o do­kumenty, m贸wi艂 艂agodnym, uprzejmym tonem, kt贸ry tak cz臋sto cechuje ludzi nie znosz膮cych sprzeciwu. Z zainteresowaniem obejrza艂 legityma­cj臋, por贸wna艂 Douglasa z jego fotografi膮, zapisa艂 numery rejestracyjne samochodu w notatniku, stukn膮艂 obcasami, zasalutowa艂 i ruchem r臋ki da艂 znak do odjazdu.

Dzia艂o si臋 tak w ca艂ej Wielkiej Brytanii. Armia niemiecka pokazy­wa艂a ludno艣ci cywilnej, 偶e Feldgrauen sprawuj膮 pe艂n膮 kontrol臋. Gdyby jednak kto艣 zwr贸ci艂 uwag臋 na to, z jak膮 niemal przewrotn膮 satysfakcj膮 patrole wojskowe sprawdzaj膮 pojazdy policji i SS, odni贸s艂by zapewne wra偶enie, 偶e ta demonstracja si艂y ma wywrze膰 wra偶enie przede wszystkim na nich.

Rozdzia艂 33

W sobot臋 rano poszli do zoo. Douglas powiedzia艂 synowi, 偶e Barbar臋 pozna艂 w zwi膮zku ze swoj膮 prac膮. Nie musia艂 si臋 jednak martwi膰 o przebieg pierwszego spotkania, ch艂opiec bowiem zaakceptowa艂 przyjaci贸艂k臋 ojca tak, jak cz臋sto robi膮 to dzieci — z l臋kliw膮 ciekawo艣ci膮, kt贸ra po dziesi臋ciu minutach przekszta艂ca si臋 w przyjazn膮 oboj臋tno艣膰. Barbara wiedzia艂a jednak, 偶e m艂ody Douglas jest egzaminem, kt贸ry musi zda膰, je偶eli chce utrzyma膰 przywi膮zanie i mi艂o艣膰 jego ojca, i w艂o偶y艂a ca艂膮 energi臋 w zdobycie serca ma艂ego.

Je藕dzili na s艂oniach i wielb艂膮dach. Odwiedzili akwarium i pawilon hipopotam贸w. W ko艅cu Barbara da艂a si臋 nam贸wi膰 ch艂opcu na odwiedzenie pawilonu z gadami i p艂azami. Kiedy z niego wyszli, ma艂y Douglas trzyma艂 j膮 za r臋k臋, dodaj膮c otuchy, i t艂umaczy艂, 偶eby nie ba艂a si臋 w臋偶a, bo przecie偶 on j膮 obroni.

Zoo by艂o niemal ca艂kowicie puste. Niewielu londy艅czyk贸w mia艂o do艣膰 pieni臋dzy, 偶eby zap艂aci膰 za ogl膮danie mocno uszczuplonej kolekcji zwierz膮t. Douglas i Barbara przygl膮dali si臋, jak ch艂opiec je藕dzi na male艅kiej karuzeli. Nie by艂o innych dzieci, ale Douggie obraca艂 karuzel膮 biegn膮c obok niej, a potem wskakiwa艂 na siode艂ko i jecha艂 przez chwil臋.

— Przyprowadzili艣my go do zoo, lecz on nie zwraca uwagi na zwierz臋ta, tylko zajmuje si臋 hu艣tawkami i karuzelami.

— Lubi by膰 z tob膮 — stwierdzi艂a Barbara. — I nie dba o to, gdzie.

— Huth nienawidzi swojego ojca — powiedzia艂 Douglas. — To jego obsesja. — Przeszli obok drewnianych, niedawno pomalowanych na 偶贸艂to 艂awek z napisami „Tylko dla 呕yd贸w”. Dla nienawi艣ci zawsze znajdowa艂o si臋 do艣膰 pieni臋dzy i si艂y roboczej.

— Dlaczego?

Nad ich g艂owami przelecia艂 lekki samolot, po艂o偶y艂 si臋 w g艂臋boki zakr臋t i zacz膮艂 zatacza膰 ko艂a. Niemcy sprawdzali, czy w Regent's Park nie odbywa si臋 偶adne nielegalne zgromadzenie. Od chwili og艂oszenia stanu wojennego niebo pe艂ne by艂o g贸rnop艂at贸w typu Storch. Nie tylko bez przerwy sprawdza艂y otwarte przestrzenie i dachy, ale r贸wnie偶 pe艂ni艂y s艂u偶b臋 艂膮cznikow膮 mi臋dzy zaimprowizowanymi napr臋dce l膮do­wiskami na prostych odcinkach Mail Road, Edgware Road, Western Avenue, Old Kent Road i Clapham Common.

— Huth oczekuje wi臋cej podziwu, ni偶 jego ojciec sk艂onny jest mu okaza膰.

Zacz臋艂o pada膰, wcisn臋li si臋 wi臋c pod os艂on臋 dachu kiosku. Jego niewielkie okienka zastawione by艂y zakurzonymi i upstrzonymi przez muchy atrapami tabliczek czekolady i paczek papieros贸w. Na zamkni臋tej na k艂贸dk臋 偶aluzji wisia艂 napis: Papieros贸w, czekolady, monet do tele­fonu brak. Wystawiony od wielu miesi臋cy na dzia艂anie deszczu papier by艂 podarty i zaplamiony. Dawno ju偶 min臋艂y te czasy, kiedy trzeba by艂o kogokolwiek informowa膰, 偶e nie ma papieros贸w czy czekolady.

— Jeste艣 z jakiego艣 powodu z艂y.

— Nie.

— Zaniepokojony?

— Nie — odpar艂 Douglas, cho膰 rzeczywi艣cie dr臋czy艂 go niepok贸j. Czu艂 si臋 jak kto艣, komu kazano wykopa膰 w艂asny gr贸b. — Powiedzia艂a艣, 偶e Mayhew ci臋 poprosi艂, 偶eby艣 posz艂a na Shepherd Market i spr贸bowa艂a wzi膮膰 stamt膮d film. Ale przecie偶 dop贸ki mu o tym nie powiedzia艂em, Mayhew nie mia艂 poj臋cia o istnieniu filmu.

Nie odezwa艂a si臋. Deszcz sta艂 si臋 mniej rz臋sisty i ma艂y Douggie znowu zacz膮艂 je藕dzi膰 na karuzeli.

— S膮dz臋 — ci膮gn膮艂 Douglas — 偶e pracujesz dla swojego rz膮du. I przypuszczam, 偶e m艂odszy Spode r贸wnie偶 dla nich pracowa艂.

— Nie jestem szpiegiem, Douglasie — powiedzia艂a. — Cz艂owiek z ambasady poprosi艂 mnie, 偶ebym posz艂a do mieszkania na Shepherd Market. Powiedzia艂, 偶e film b臋dzie czeka艂 na odebranie. To wszystko, co wiem, musisz mi uwierzy膰. — Schwyci艂a go za rami臋.

Skin膮艂 g艂ow膮.

— To, 偶e m艂odszy Spode zabi艂 swego brata, nie ma sensu — stwierdzi艂. — Nie prowadzi si臋 rodzinnych sprzeczek o tajne dokumen­ty, ale o niewierne 偶ony albo o to, co kto otrzyma w spadku.

— Kt贸偶 wi臋c zabi艂 Spode'a?

— Nie mog臋 uwierzy膰, 偶e m艂odszy brat zrobi艂 to, a potem sta艂 spokojnie nad zw艂okami przek艂adaj膮c i fotografuj膮c kilkaset stron oblicze艅 matematycznych.

— A wi臋c tego nie zrobi艂?

— W kieszeni denata znajdowa艂 si臋 bilet kolejowy. 呕aden poci膮g z Devon nie przyje偶d偶a do Londynu tak wcze艣nie rano. Spode nie przyjecha艂 do mieszkania prosto ze stacji, by艂 tam ju偶 wcze艣niej, 偶eby przekaza膰 bratu obliczenia do skopiowania.

— Ale m艂odszy Spode przyzna艂 si臋 do zab贸jstwa brata.

— Spode powiedzia艂, 偶e jego brat nie mia艂 tarczy. Nie zrozumia艂em go z pocz膮tku. Ale teraz ju偶 wiem, o co mu chodzi艂o.

— A o co chodzi艂o?

— Mia艂 na my艣li tarcz臋 termiczn膮 i biologiczn膮. M贸wi艂 o os艂onach, w jakie wyposa偶a si臋 ludzi pracuj膮cych przy eksperymencie nuklear­nym. Spode chcia艂 przez to powiedzie膰, 偶e jest odpowiedzialny za 艣mier膰 brata spowodowan膮 radiacj膮. Chodzi艂o mu o to, 偶e pope艂ni艂 jaki艣 b艂膮d w czasie pracy w Bringle Sands.

Milcza艂a przez d艂u偶sz膮 chwil臋. Potem powiedzia艂a:

— Tak, m艂odszy Spode przefotografowa艂 dokumenty, 偶eby mo偶na je by艂o przes艂a膰 do Waszyngtonu. Nawi膮za艂 kontakt z moj膮 ambasad膮 i zaproponowa艂 im film. To wszystko, co wiem, kochanie.

Douglas obj膮艂 j膮. Chcia艂 jej powiedzie膰, 偶e jej ufa, ale nie m贸g艂 znale藕膰 s艂贸w, kt贸re nie by艂yby niezgrabne albo protekcjonalne.

— Ale dlaczego — spyta艂a — chciano by zabi膰 starszego Spode'a?

— Kto艣 wpu艣ci艂 go do mieszkania, Barbaro. To by艂 punkt kontaktowy jakiej艣 grupy Ruchu Oporu. Nie mog臋 oprze膰 si臋 podej­rzeniom, 偶e zrobiono to za wiedz膮 George'a Mayhew.

— Nie odpowiedzia艂e艣 na moje pytanie, m贸j drogi. Jaki Mayhew m贸g艂 mie膰 motyw? Dlaczego chcia艂by zamordowa膰 najlepszego atomist臋 w Wielkiej Brytanii, skoro mia艂 mo偶no艣膰 zdobycia wynik贸w jego bada艅? Czy s膮dzisz, 偶e Mayhew pracuje dla Niemc贸w?

— Po prostu nie wiem — odpar艂 Douglas. — Podejrzewam, 偶e Mayhew spotyka si臋 z Huthem... Ale nie wyobra偶am sobie pu艂kownika Mayhew w roli zdrajcy. Mo偶e kolaborant, ale nie zdrajca.

— Dlaczego wi臋c ten m艂ody kapitan z Abwehry przekaza艂 m艂od­szemu Spode'owi kapsu艂k臋 z trucizn膮?

— Kapitan my艣la艂, 偶e mam zamiar zabra膰 Spode'a i wzi膮膰 go w obroty w Sicherheitsdienst. SD mog艂aby wtedy dowiedzie膰 si臋 wszystkiego o programie bada艅 atomowych i o pewnych cholernie niewygodnych sekretach dotycz膮cych wsp贸艂pracy Abwehry z pu艂kow­nikiem Mayhew i jego lud藕mi z Ruchu Oporu.

— Biedny Spode.

— Polubi艂em go — rzek艂 Douglas.

Deszcz usta艂 i bardzo nisko przelecia艂 kolejny samolot. Poszli do pawilonu z lwami, a ma艂y Douglas trzyma艂 ich oboje za r臋ce.

Rozdzia艂 34

Nazwa Linden Manor pochodzi艂a od alei lipowej, prowadz膮cej do rezydencji. By艂 to wybudowany z czerwonej ceg艂y dworski zesp贸艂 w stylu Tudor贸w, zrekonstruowany w dziewi臋tnastym wieku przez bogatego megalomana, kt贸ry doda艂 gotyck膮 kaplic臋 i groteskow膮 wie偶臋 zainspirowan膮 opowie艣ciami o kr贸lu Arturze. Ale estetyczne walory zat艂oczonego antykami dworu Sydneya Garina i Petera Shetlanda nie by艂y przeznaczone dla nikogo poza uprzywile­jowanymi szcz臋艣liwcami. Dw贸r otacza艂 250-akrowy teren, dzi臋ki kt贸remu przypadkowi gapie trzymani byli na odpowiedni dystans.

Tego wieczoru olbrzymi sto艂owy pok贸j o艣wietlony by艂 migocz膮cym 艣wiat艂em trzech osiemnastowiecznych kandelabr贸w z barwionego szk艂a. P艂omienie 艣wiec ta艅czy艂y na srebrnej zastawie i przez u艂amki chwil wydobywa艂y z mroku holenderskie obrazy o marynistycznej tematyce.

— Nie trzymamy tych wszystkich dobrych kawa艂k贸w na wierzchu, kiedy przychodz膮 do nas Hansy — oznajmi艂 Sydney Garin. M贸wi艂 z silnym cudzoziemskim akcentem, lekko przez nos. — To, co im oferujemy, wygl膮da艂oby przy tym jak 艣miecie.

Mayhew u艣miechn膮艂 si臋 z pewnym przymusem. Historyjki Sydneya o nabijaniu klient贸w w butelk臋 wcale go nie bawi艂y, nawet je偶eli klientami byli nuworysze. A nawet szwabscy nuworysze. Nie in­teresowa艂y go te偶 rozwa偶ania Sydneya na temat aiUyk贸w, dotycz膮ce zar贸wno sztuki, jak i handlu. Te dwa tematy by艂y tabu w ka偶dym przyzwoitym klubie czy kasynie oficerskim. Grzeba艂 Videlcem w swojej perdreau 盲 la Normande. Strzelanie do kuropatw to jedno, jedzenie za艣

przepisami, w jab艂eczniku, by艂o wed艂ug pu艂kownika ca艂kiem obrzydliwe. Przesuwa艂 jedzenie po talerzu, 偶eby cho膰 wygl膮da艂o, 偶e zjad艂 troch臋. .

Na drugim kra艅cu sto艂u siedzia艂a pani Garin, cicha drobniutka kobieta, kt贸ra wyra藕nie 藕le si臋 czu艂a w po艂yskuj膮cej, brokatowej sukni. Obok niej siedzia艂 jej syn, Dawid. By艂 uprzedzaj膮co grzeczny w stosun­ku do matki i wydawa艂o si臋, 偶e oboje prawie wcale nie zwracaj膮 uwagi na toczon膮 w przeciwleg艂ym ko艅cu sto艂u rozmow臋.

Douglas obserwowa艂 George'a Mayhew. Cz艂owiek ten by艂 dla niego zupe艂n膮 zagadk膮. Jego wygl膮d i zachowanie pozwala艂y s膮dzi膰, 偶e jest raczej m艂odym cz艂owiekiem. Mia艂 urodziw膮 twarz, muskularne cia艂o i ciemne faluj膮ce w艂osy. Kiedy jednak spojrza艂o si臋 na niego z bliska, mo偶na by艂o dostrzec zmarszczki, lekko po偶贸艂k艂e z臋by i napi臋cie widoczne w ka偶dym ruchu.

S艂u偶膮cy nala艂 Douglasowi wina. Barbara Barga roze艣mia艂a si臋 z czego艣, co powiedzia艂 Sydney Garin. Douglas spojrza艂 na gospodarza i przypomnia艂o mu si臋, jak bezceremonialnie potraktowa艂 Garina w czasie poprzedniego spotkania. Spojrza艂 r贸wnie偶 na Dawida Garina, przystojnego m艂odego cz艂owieka o kr臋conych w艂osach i takich samych jak u ojca wielkich br膮zowych oczach. Ale Dawid ucz臋szcza艂 do prywatnej angielskiej szko艂y i nauczy艂 si臋, jak siedzie膰 z beznami臋tn膮 twarz膮 i opuszczonym wzrokiem.

— Tego dnia, kiedy m贸j kraj zosta艂 najechany, Barbaro — powiedzia艂 Garin dotykaj膮c jej d艂oni — powiedzia艂em sobie: Sydneyu Garin, musisz pom贸c ich wyrzuci膰.

Mayhew zmarszczy艂 brwi, pr贸buj膮c przypomnie膰 sobie, jakie偶 to wojsko najecha艂o Armeni臋 i kiedy. Gdy w艂a艣nie doszed艂 do wniosku, 偶e mowa o bolszewikach, Sydney Garin rzek艂:

— My, Anglicy, zawsze byli艣my tacy. — Machn膮艂 widelcem w powietrzu. — Naje藕d藕ca nie stan膮艂 na naszej ziemi od czas贸w Wilhelma Zdobywcy. — Garin odwr贸ci艂 si臋 w stron臋 pu艂kownika i doda艂: — Od 1066, George.

— Doprawdy? — odpar艂 sucho Mayhew. — Nigdy nie by艂em specjalnie dobry z historii.

— Nie smakuje ci kuropatwa, co? — zapyta艂 Garin, pochylaj膮c si臋 do przodu, by spojrze膰 George'owi Mayhew w talerz. — No nic, nie ma sprawy. W ubieg艂ym tygodniu go艣ci艂em tu szwabskiego pu艂kownika, kt贸ry powiedzia艂, 偶e m贸j najlepszy kawior z bie艂ugi jest s艂ony — cholerny idiota, przepraszam za wyra偶enie, Barbaro. — Podni贸s艂

palec do g贸ry i poleci艂 s艂u偶膮cemu w liberii: — Przynie艣 pu艂kownikowi p贸艂misek z zimn膮 pieczenia wo艂ow膮. To b臋dzie bardziej w twoim stylu — zwr贸ci艂 si臋 do niego.

— Nie, nie — rzek艂 pu艂kownik, unosz膮c obie d艂onie w ge艣cie grzecznej odmowy.

— I troch臋 angielskiej musztardy — powiedzia艂 Garin do s艂u偶膮cego nie zwracaj膮c uwagi na protesty. Poklepa艂 pu艂kownika po r臋ce. — Wiem, co lubi膮 wychowankowie prywatnych szk贸艂, tacy jak ty — ry偶owy pudding, zimne mi臋so i mn贸stwo sosu. Mam racj臋, George? Mam racj臋? — Ponownie odwr贸ci艂 si臋 w stron臋 Barbary Bargi. — Dziwni ludzie z nas, Anglik贸w, Barbaro — o艣wiadczy艂. — M贸j syn, Dawid, te偶 jada tylko to. — Dawid zaczerwieni艂 si臋. — A Peter jest taki sam. To robota naszych prywatnych szk贸艂, tego, 偶e karmi膮 dzieciak贸w rozmaitymi paskudztwami. Gdybym Peterowi na to pozwoli艂, jad艂by codziennie ten ohydny pudding z m膮ki i 艂oju gotowany na parze.

— M贸wi pan o swoim partnerze, sir Peterze Shetlandzie? — spyta艂a Barbara.

— O lordzie Campionie — wtr膮ci艂 Mayhew poprawiaj膮c raczej Sydneya Garina, nie Barbar臋.

Za ich plecami s艂u偶膮cy za艂o偶y艂 r臋kawiczki, zanim wyj膮艂 z kosza kilka polan i umie艣ci艂 je w p艂on膮cym na kominku ogniu.

— Och, nie zwracam specjalnej uwagi na tytu艂y — stwierdzi艂 Garin. — Kiedy mieszka艂em w Pary偶u, po艂owa ludzi sto艂uj膮cych si臋 w bieda-zupkach to byli hrabiowie i ksi膮偶臋ta.

— Prawdziwi? — spyta艂a Barbara.

— Zada艂a艣 wyj膮tkowo trafne pytanie — rzek艂 Garin rozgl膮daj膮c si臋, by sprawdzi膰, czy s艂u偶ba dba o nape艂nianie kieliszk贸w. Spostrzeg艂, 偶e Douglas prawie sko艅czy艂 g艂贸wne danie. — Widz臋, 偶e Douglasowi smakowa艂a kuropatwa. Prawda, Douglasie?

— By艂a wspania艂a.

— Podajcie jeszcze kuropatw臋 — poleci艂 s艂u偶膮cym. — Jedz, dop贸ki jest ciep艂a, Douglasie. Na zimno s膮 nic niewarte. — Garin upi艂 艂yk wody. Wina niemal nie tkn膮艂. — Prawdziwi? Chodzi ci o to, 偶e je艣li znajomi m贸wi膮 do kogo艣 „ksi膮偶臋”, to jest on prawdziwy, a je偶eli m贸wi tak o sobie sam, to fa艂szywy? — Garin spojrza艂 na Barbar臋, ale jednocze艣nie zerkn膮艂 na pu艂kownika, 偶eby sprawdzi膰, czy chwyci艂 przyn臋t臋.

— O kt贸rej ma si臋 zjawi膰 ten facet? — spyta艂 Mayhew, spogl膮daj膮c na z艂oty kieszonkowy zegarek.

— Bardzo bym chcia艂a, 偶eby艣cie mi pozwolili i艣膰 z wami — powiedzia艂a Barbara.

— A ja bardzo bym chcia艂, 偶eby by艂a taka mo偶liwo艣膰 — rzek艂 Mayhew. Odrzuci艂 kosmyk w艂os贸w z czo艂a i u艣miechn膮艂 si臋 do niej. — Ale gdybym wzi膮艂 pani膮 ze sob膮... to nawet bior膮c pod uwag臋, 偶e jest pani najbardziej wp艂ywow膮 dziennikark膮 w Wielkiej Brytanii, nasi partnerzy mogliby to uzna膰 za naruszenie zasad bezpiecze艅stwa.

— A kto by uwierzy艂, 偶e jest pani wa偶n膮 ameryka艅sk膮 dziennikar­k膮? — wtr膮ci艂 si臋 Garin. — Kiedy zobaczyliby tak膮 pi臋kno艣膰, natychmiast powiedzieliby, 偶e jest to kolejna odaliska z haremu Sydneya Garina. — Parskn膮艂 z rozbawieniem. Jego 偶ona podnios艂a wzrok i u艣miechn臋艂a si臋 pob艂a偶liwie. Mrugn膮艂 do niej.

Mayhew odwr贸ci艂 si臋 do Garina:

— M贸wi艂 pan, 偶e o kt贸rej powinien si臋 zjawi膰?

S艂u偶膮cy postawi艂 talerz z wo艂owin膮 na zimno przed pu艂kownikiem, ale ten nawet nie spojrza艂 na jedzenie. Na kominku polano zaj臋艂o si臋 ogniem. Rozleg艂a si臋 ca艂a seria trzask贸w, b艂ysn膮艂 ja艣niejszy p艂omie艅 i zapachnia艂o 偶ywic膮.

Garin pochyli艂 si臋 nad sto艂em i uspokajaj膮cym gestem po艂o偶y艂 pu艂kownikowi d艂o艅 na ramieniu.

— Nie denerwuj si臋, George. Moi ludzie zapal膮 艣wiat艂a, gdy tylko us艂ysz膮 silniki. A pilot z ca艂膮 pewno艣ci膮 zatoczy kilka kr臋g贸w, 偶eby upewni膰 si臋 czy dostarczy艂 swego pasa偶era pod w艂a艣ciwy adres. Masz mn贸stwo czasu, 偶eby zje艣膰 swoj膮 wo艂owin臋, wypali膰 cygaro, wypi膰 brandy i posiedzie膰 wygodnie przez pi臋膰 minut. — Mayhew si臋gn膮艂 po kieliszek z winem i wypi艂 ma艂y 艂yk. — Je偶eli troszk臋 by艣 si臋 rozlu藕ni艂, George, nie musia艂by艣 nosi膰 przy sobie tych tabletek na niestrawno艣膰, kt贸re masz w srebrnym pude艂eczku w kieszonce kamizelki.

— Ten facet przybywa z daleka — powiedzia艂 Mayhew. — Chc臋 by膰 na miejscu i upewni膰 si臋, czy ogniska s膮 u艂o偶one we w艂a艣ciwy wz贸r i dobrze si臋 b臋d膮 pali膰. Nie mo偶emy pozwoli膰 sobie na 偶aden b艂膮d.

— M贸j drogi George — powiedzia艂 Garin 艂agodnym tonem. — Przez ca艂e 偶ycie by艂em celem polowa艅 i prze艣ladowa艅. Dam ci dobr膮 rad臋, przyjacielu: zwolnij tempo, 偶yj ka偶dym dniem i naucz si臋 cieszy膰 drobnymi przyjemno艣ciami 偶ycia... — Zrobi艂 r臋k膮 nieokre艣lony gest — ...pi臋knymi kobietami, dobrym winem i dobrym jedzeniem.

Nie uda nam si臋 pobi膰 Niemc贸w ju偶 w nast臋pnym tygodniu. To b臋dzie d艂uga i trudna droga pod g贸rk臋. Uspok贸j si臋 i sp贸jrz na wszystko z dystansem.

— O kt贸rej zachodzi ksi臋偶yc? — spyta艂 Mayhew. Garin westchn膮艂.

— No dobrze, George. Wypij wino i we藕my nasze p艂aszcze.

I ej nocy w powietrzu by艂y r贸wnie偶 inne samoloty. Trzy transportowe junkersy przelecia艂y w pi臋ciominutowych odst臋pach kieruj膮c si臋 prosto na wsch贸d, w stron臋 Holandii i Niemiec. Garin wyj膮艂 z kieszeni p艂ask膮 srebrn膮 manierk臋 z brandy i zaproponowa艂 po 艂yczku pu艂kownikowi i Douglasowi, ale obaj odm贸wili. Garin schowa艂 j膮, nie otwieraj膮c.

— Macie racj臋 — stwierdzi艂. — Mo偶emy tu jeszcze d艂ugo posie­dzie膰.

— Czy twoi ludzie z drugiej strony tego dziesi臋cioakrowego pola wiedz膮, 偶e maj膮 czeka膰 z zapaleniem ogni, dop贸ki my nie zapalimy swoich?

— Na lito艣膰 bosk膮, George, uspok贸j si臋. Ja te偶 zaczynam si臋 denerwowa膰, kiedy ty wci膮偶 miotasz si臋 tam i z powrotem.

Wkr贸tce us艂yszeli odg艂os silnika samolotu. Syn Garina podpali艂 namoczone w nafcie szmaty i drewno zaj臋艂o si臋 wysokim 偶贸艂tym p艂omieniem.

Ludzie na l膮dowisku o lotnictwie wiedzieli niewiele albo wcale, ale wykonali w najdrobniejszym szczeg贸le przekazane im przez radio instrukcje. 艢wiat艂o A — g艂贸wne — wskazywa艂o punkt przyziemienia, a dwa ogniska pokazuj膮ce kierunek wiatru sprawdzono dwukrotnie. Wreszcie pojawi艂 si臋 samolot. Lecia艂 nisko nad zalanym 艣wiat艂em ksi臋偶yca polem. Pilot okr膮偶y艂 lotnisko, a nast臋pnie zmniejszy艂 obroty silnika, tak 偶e jego warkot ucich艂 prawie zupe艂nie. Pasa偶er samolotu dostrzeg艂 jezioro po艂yskuj膮ce w jaskrawej po艣wiacie ksi臋偶yca, a pilot ujrza艂 brzydk膮 wie偶臋, na kt贸rej w ubieg艂ym stuleciu znajdowa艂 si臋 astronomiczny teleskop.

Po wykonaniu jeszcze jednego okr膮偶enia pilot spr贸bowa艂 wyl膮do­wa膰. Cofn膮艂 manetk臋 gazu pozwalaj膮c, by ci臋偶ka maszyna zacz臋艂a si臋 obni偶a膰, i lekkimi 艣lizgami ustawi艂 sobie wszystkie trzy 艣wiat艂a na polu w jednej linii. Samolot prawie dotyka艂 ju偶 ziemi, kiedy 艣wiat艂a nagle znikn臋艂y. Pilot gwa艂townie doda艂 gazu. Silnik rykn膮艂, prz贸d maszyny uni贸s艂 si臋 w nocne niebo i samolot ponownie zacz膮艂 nabiera膰 wysoko艣ci.

— Co si臋 sta艂o? — zapyta艂 Mayhew.

— Nie uda艂o mu si臋 wyl膮dowa膰 na tym polu — odpar艂 Douglas.

— Drzewa! — zawo艂a艂 Sydney Garin. — Czy drzewa nie s膮 za wysokie?

— W radiowej informacji nie by艂o nic na temat wysoko艣ci drzew naoko艂o pola — powiedzia艂 Mayhew. — Do diab艂a z tym pilotem. Przecie偶 musi wyl膮dowa膰!

Douglas spojrza艂 na George'a Mayhew. Pu艂kownik sta艂 z r臋kami wepchni臋tymi g艂臋boko w kieszenie p艂aszcza, twarz mia艂 艣ci膮gni臋t膮.

— Prawdopodobnie zastanawia si臋 r贸wnie偶, jak mu si臋 uda st膮d wystartowa膰 — powiedzia艂 Douglas. — Pewnie domy艣la si臋, jak mokry jest grunt po tych ci膮g艂ych deszczach.

Samolot przelecia艂 tu偶 nad ich g艂owami.

— Mam nadziej臋, 偶e nie b臋dzie kr膮偶y艂 zbyt d艂ugo — rzek艂 Mayhew. — W ko艅cu zauwa偶膮 go, je偶eli b臋dzie lata艂 wok贸艂 Linden Manor przez ca艂膮 noc.

Sydney Garin nie odezwa艂 si臋 ani s艂owem. Kiedy samolot nadlecia艂 ponownie, pilot nie zmniejszy艂 obrot贸w silnika. Przelecia艂 wzd艂u偶 ognisk i dobrze przyjrza艂 si臋 wysoko艣ci drzew. Prz贸d dwup艂atowca ponownie uni贸s艂 si臋 do g贸ry.

Samolot by艂 ju偶 tylko kropk膮 na tle pi臋trz膮cych si臋 chmur, kiedy zobaczyli otwieraj膮cy si臋 spadochron. 艢wiat艂o ksi臋偶yca rozja艣ni艂o p臋czniej膮c膮 kopu艂臋. Przez chwil臋 na nocnym niebie wida膰 by艂o dwa ksi臋偶yce, a偶 wreszcie jeden z nich zacz膮艂 rosn膮膰 w oczach i gasz膮cy ognie pracownicy rolni zawo艂ali, 偶e spadochron wyl膮duje w drugim ko艅cu jeziora.

— Nawet dalej — oznajmi艂 spokojnie Garin. — Wyl膮duje na dolnym pastwisku. Mam nadziej臋, 偶e ten facet nie narobi zbyt wiele ha艂asu.

— Niemcy?

— Nie, mam tam 藕rebn膮 klacz. — Zwr贸ci艂 si臋 do syna: — Dopilnuj, 偶eby Buttercup si臋 za bardzo nie przestraszy艂a.

— Oczywi艣cie, tato.

— Wy dwaj zosta艅cie! — poleci艂 Garin pu艂kownikowi i Dougla­sowi, kt贸rzy chcieli ruszy膰 za nim. — Ch艂opcy ze wsi maj膮 trzyma膰 buzie na k艂贸dk臋 na temat r贸偶nych rzeczy zrzucanych z samolotu... ale je偶eli d偶entelmen we fraku wyl膮duje w rowie, mo偶e to ich wystawi膰 na zbyt ci臋偶k膮 pr贸b臋.

— Lepiej, 偶eby kt贸ry艣 z nas tam by艂 — zaprotestowa艂 Mayhew.

— Moi ch艂opcy mog膮 wymy艣li膰 milion powod贸w, dla kt贸rych w臋druj膮 polami po godzinie policyjnej. Ale w 偶aden spos贸b nie b臋d膮 mogli wyt艂umaczy膰, sk膮d w ich towarzystwie znale藕li si臋 tacy faceci jak wy. — Garin znowu parskn膮艂 chrapliwym 艣miechem. By艂 to brzydki d藕wi臋k, ale pobrzmiewa艂o w nim co艣 tak zara藕liwego, 偶e Mayhew z Douglasem r贸wnie偶 zacz臋li si臋 艣mia膰.

Sydney Garin o艣wiadczy艂, 偶e sprowadzenie spadochroniarza do Linden Manor zajmie jego „ch艂opcom” zaledwie p贸艂 godziny. Wiatr zani贸s艂 jednak spadochron o wiele dalej, ni偶 ktokolwiek z obecnych przy ogniskach m贸g艂 przypuszcza膰. Skoczek skr臋ci艂 kostk臋 l膮duj膮c w b艂otnistym zagajniku tu偶 nad rzek膮. Okaza艂 przesadn膮 ostro偶no艣膰 nie odzywaj膮c si臋 na wo艂ania szukaj膮cych go ludzi i znaleziono go jedynie dzi臋ki kundelkowi ch艂opaka ze stajni.

— Jego matka zawsze biega艂a z foksterierami — oznajmi艂 z dum膮 ch艂opak, gdy spadochroniarza zaprowadzono ju偶 do Linden Manor.

Dopiero po prawie dw贸ch godzinach zjawi艂 si臋 w pokoju, w kt贸rym Mayhew, Garin i Douglas oczekiwali z niecierpliwo艣ci膮 od chwili, gdy dotar艂a do nich wiadomo艣膰 o odnalezieniu skoczka. By艂 to ten sam pok贸j, w kt贸rym spotkali si臋 przed obiadem. Jedwabne story by艂y zasuni臋te tak samo jak przedtem, ogie艅 na kominku niewiele mniejszy, jednak wn臋trze zmieni艂o si臋 — tak, jak zazwyczaj zmieniaj膮 si臋 pokoje w nocy. Ka偶dy d藕wi臋k stawa艂 si臋 ostry i wyra藕ny. W nocnej ciszy s艂yszeli pohukiwanie sowy, szum drzew na wietrze, tykanie stoj膮cego zegara, potrzaskiwanie w臋gli osiadaj膮cych w kominku. Pok贸j wype艂­niony by艂 aromatycznym dymem hawa艅skiego cygara pu艂kownikowi. Wreszcie na korytarzu rozleg艂y si臋 kroki s艂u偶膮cego.

— Pa艅ski go艣膰, sir — oznajmi艂 kamerdyner, wpuszczaj膮c spado­chroniarza do salonu.

By艂 to Amerykanin, ju偶 niezbyt m艂ody, ale mimo to, podobnie jak wielu jego rodak贸w, mia艂 spos贸b poruszania si臋 kogo艣 licz膮cego sobie o wiele mniej lat. Wydawa艂 si臋 zaniepokojony, lecz nie by艂o w nim tej nerwowo艣ci, jak膮 tego wieczoru Douglas zauwa偶y艂 u George'a May­hew. Przypomina艂o to raczej niecierpliwo艣膰 u lekkoatlet贸w przed startem. Mia艂 przystojn膮 opalon膮 twarz i lekko przymru偶one oczy. Twarz cz艂owieka, kt贸ry wi臋kszo艣膰 偶ycia sp臋dzi艂 na zalanej s艂o艅cem prerii czy pustyni. A mo偶e by艂a to opalenizna z pla偶y i basen贸w? Mia艂 jasne, bardzo kr贸tko ostrzy偶one w艂osy. Douglas s艂ysza艂 ju偶 o tej dziwnej nowej modzie, ale zetkn膮艂 si臋 z ni膮 po raz pierwszy. W Wielkiej Brytanii tak ostrzy偶eni byli jedynie niedawno zwolnieni je艅cy i nie­kt贸rzy cz艂onkowie niemieckich si艂 okupacyjnych.

Amerykanin, jakby u艣wiadamiaj膮c sobie wra偶enie, jakie wywar艂a jego fryzura, przesun膮艂 d艂oni膮 po w艂osach. R臋ka m臋偶czyzny zdradza wszystkie jego sekrety. Te d艂onie by艂y mi臋kkie, bia艂e, z zadbanymi paznokciami i bez 偶adnych odcisk贸w. Widnia艂y na nich delikatne zmarszczki i linie 偶y艂. By艂y to d艂onie zamo偶nego cz艂owieka, prowadz膮­cego siedz膮cy tryb 偶ycia i nie zajmuj膮cego si臋 prac膮 fizyczn膮, r臋ce m臋偶czyzny oko艂o czterdziestki i wystarczaj膮co pr贸偶nego, by regularnie odwiedza膰 manikiurzystk臋.

Le偶膮cy przy kominku wielki irlandzki owczarek Garina podni贸s艂 艂eb, by spojrze膰 na przybysza, ziewn膮艂 i znowu u艂o偶y艂 si臋 do snu. Sydney poda艂 go艣ciowi pust膮 szklaneczk臋 i nachyli艂 nad ni膮 butelk臋 whisky. Amerykanin skin膮艂 g艂ow膮, wi臋c Garin nala艂 mu spor膮 porcj臋. Wszed艂 s艂u偶膮cy nios膮c radiostacj臋. By艂a to cz臋艣膰 baga偶u spado­chroniarza i jej brezentowy futera艂 sporz膮dzono tak, by przypomina艂 pokrowiec akordeonu. Jakim cudem ten wytworny facet m贸g艂 liczy膰 na to, 偶e istotnie wezm膮 go za w臋drownego muzyka?

— My艣leli艣my, 偶e wiatr zniesie pana w mroczne g艂臋bie Essexu — powiedzia艂 May hew.

Amerykanin upi艂 nieco whisky.

— S艂ysza艂em ju偶 b臋bny wojenne — odpar艂. — Ummm! To pierwsza szklaneczka, jak膮 wypi艂em od trzech tygodni.

— Na okr臋tach wojennych Stan贸w Zjednoczonych jest prohibi­cja — wyja艣ni艂 Mayhew.

— Jednostka by艂a brytyjska, statek handlowy o wyporno艣ci pi臋tnastu tysi臋cy ton — stwierdzi艂 Amerykanin. — Lepiej niech pan o tym pami臋ta. — Zamalowali艣my znaki rozpoznawcze na samolocie, a wasi ludzie dali pilotowi dokumenty oficera Royal Navy. Po prostu na wszelki wypadek.

— Niech si臋 pan modli, 偶eby ich nie potrzebowa艂 — rzek艂 Mayhew. Kiedy Amerykanin uni贸s艂 szklaneczk臋, 偶eby wypi膰 na t臋 intencj臋, skrzywi艂 si臋 i pomasowa艂 sobie kark.

— Wystrzelono nas ze statku wykorzystuj膮c star膮 katapult臋 jednego z waszych okr臋t贸w liniowych. Mia艂em wra偶enie, 偶e urwa艂o mi g艂ow臋.

— Pana pilot by艂 troch臋 nerwowy — powiedzia艂 Mayhew.

— Widzia艂 pan te transportowe junkersy?

— Niemcy sprowadzaj膮 drog膮 powietrzn膮 kolejn膮 dywizj臋 piecho­ty — wyja艣ni艂 Mayhew. — Te by艂y puste, wraca艂y po reszt臋 ludzi.

— Na pa艅skim polu by艂o za ma艂o miejsca do l膮dowania — stwierdzi艂 Amerykanin. — I byli艣my pewni jak diabli, 偶e nie by艂oby dobrze, gdyby panowie musieli jutro rano wyja艣nia膰, sk膮d wzi膮艂 si臋 tu wrak samolotu.

— To bardzo uprzejmie z waszej strony — oznajmi艂 Garin. — Czy jest pan g艂odny?

— Zjad艂em stek przed startem. Szkocka mi wystarczy, dzi臋kuj臋. — Spojrza艂 w d贸艂, na sw贸j but. Uderzenie o ziemi臋 w czasie l膮dowania oderwa艂o podeszw臋 od cholewki. Przekr臋ci艂 nog臋, 偶eby obejrze膰 uszkodzenie.

— Czy rozmawia艂 pan z waszymi lud藕mi w Waszyngtonie? Czy dojdzie do umowy?

— Rozmawia艂em — przytakn膮艂 Amerykanin. — I to jeszcze jak!

— I co?

— I powiedzieli: „nie”!

Mayhew wytrzeszczy艂 na niego oczy. — Nie?

— Rozmawia艂em nawet z prezydentem... przez trzydzie艣ci mi­nut. — Podniecenie uchodzi艂o z niego, ukazuj膮c zm臋czonego cz艂owieka. Przeszed艂 przez pok贸j, opad艂 na sof臋 i odchyli艂 g艂ow臋 do ty艂u, by z艂agodzi膰 b贸le mi臋艣ni karku. — Rozmawia艂em te偶 z kilkoma osobistymi przyjaci贸艂mi z Departamentu Stanu, jak r贸wnie偶 z senackiego pod­komitetu powo艂anego do prowadzenia spraw z waszymi lud藕mi.

— A armia i Marynarka Wojenna? — zapyta艂 Mayhew.

— Armia i Marynarka Wojenna r贸wnie偶.

— Chyba, u Boga Ojca, ameryka艅scy 呕ydzi wiedz膮, 偶e Hitlera trzeba powstrzyma膰? — powiedzia艂 Garin.

— W biurze szefa sztabu nie ma zbyt wielu 呕yd贸w — wyja艣ni艂 suchym tonem Amerykanin. — Przyj臋cie waszego kr贸la nie by艂oby dla Ameryki dobrym posuni臋ciem. Czy s膮dzi pan, 偶e Roosevelt chcia艂by przej艣膰 do podr臋cznik贸w szkolnych jako cz艂owiek, kt贸ry znowu zaprosi艂 kr贸la Anglii do Stan贸w Zjednoczonych Ameryki? O nie, sir! I co, u diab艂a, mieliby z nim pocz膮膰? Czy przydzieli膰 mu pok贸j w Bia艂ym Domu, jak powiedzia艂 mi pewien admira艂, czy mo偶e wybudowa膰 mu pa艂ac?

— Jestem pewien, 偶e prezydent nie powiedzia艂 nic takiego — rzek艂 Mayhew.

— Niech pan przestanie uwa偶a膰 Roosevelta za jakiego艣 fanatyczne­go anglofila. Jest politykiem, a u nas oznacza to, 偶e jest szczwan膮 sztuk膮.

— Oczywi艣cie — przytakn膮艂 Mayhew. — Jest to politycznie delikatna...

— Poprawka, kolego. To polityczne samob贸jstwo. Ka偶dy nasz polityk obiecuje, 偶e nie wpl膮cze ameryka艅skich ch艂opc贸w w zamorsk膮 wojn臋. Czy uwa偶a pan, 偶e ktokolwiek m贸g艂by zaprosi膰 do nas waszego kr贸la teraz, kiedy jest on kluczowym punktem ca艂ej tej europejskiej afery?

— Wojny — Mayhew lodowatym tonem skorygowa艂 s艂owo „afe­ra”. — My nazywamy to wojn膮.

— Mo偶ecie to sobie nazywa膰, jak si臋 wam podoba, ale dla wi臋kszo艣ci ludzi u mnie w kraju to ju偶 czas przesz艂y. I w艂a艣nie Szwaby przerobi艂y go na przesz艂y.

— Zapewne 偶膮dali艣my od pana zbyt wiele — powiedzia艂 May­hew. — Mo偶e to sir Robert Benson powinien pojecha膰 do Wa­szyngtonu.

Amerykanin odchyli艂 si臋 do ty艂u na sofie i zamkn膮艂 oczy. Trudno by艂o zgadn膮膰, czy by艂 zm臋czony, zawiedziony, czy te偶 po prostu liczy艂 do dziesi臋ciu, by nie wybuchn膮膰.

— Omawiali艣my to wszystko par臋 tygodni temu — powiedzia艂 cicho. — To panu tak bardzo zale偶a艂o, 偶eby mnie wys艂a膰. Powiedzia艂 pan, 偶e dobrze zorientowany Amerykanin, sympatyzuj膮cy z Wielk膮 Brytani膮, b臋dzie mia艂 wi臋ksze szanse. — Nakry艂 szklank臋 d艂oni膮, dzi臋kuj膮c za proponowan膮 przez Garina whisky. — Niech pan nie uwa偶a, 偶e nie by艂em do艣膰 energiczny. I prosz臋 nie przypuszcza膰, 偶e Ameryka jest 艣lepa na to wszystko, co si臋 dzieje na 艣wiecie. Kongres da艂 si艂om zbrojnym w ci膮gu ostatnich sze艣ciu miesi臋cy sze艣膰 miliard贸w dolar贸w, b臋dziemy wi臋c mogli podnie艣膰 si艂臋 bojow膮 armii i kupi膰 lotnictwu lepsze samoloty. Ale my mamy swojego w艂asnego Hitlera. Ma 偶贸艂t膮 twarz, sko艣ne oczy i nazywa si臋 Tojo.

Mayhew opar艂 d艂o艅 na okapie kominka i zapatrzy艂 si臋 w ogie艅.

— Trzeba b臋dzie powiedzie膰 o tym kr贸lowi — oznajmi艂 ze smutkiem. — Pojedzie do Kanady.

Amerykanin znalaz艂 na nogawce spodni troch臋 zaschni臋tego b艂ota, zeskroba艂 je i wrzuci艂 do ognia.

— Chyba do pana nie dotar艂o, co powiedzia艂em, prawda? Czy to sprawa mojego akcentu?

— S艂ucham? — zareagowa艂 ostro Mayhew. Odwr贸ci艂 si臋 i spojrza艂 na Amerykanina.

— Chodzi mi o to, 偶e wasz kr贸l nie b臋dzie mile widziany w ca艂ej P贸艂nocnej Ameryce.

— Waszyngton nie o艣mieli si臋 wywiera膰 nacisku na Kanadyj­czyk贸w, by odm贸wili schronienia ich monarsze!

— Waszyngton nie wywiera 偶adnych nacisk贸w. To Kanadyjczycy go nie chc膮. By艂em w Ottawie i rozmawia艂em z nimi. Maj膮 te same polityczne problemy, co my. Je偶eli Jego Kr贸lewska Wysoko艣膰 b臋dzie rezydowa膰 w Kanadzie, os艂abi to w艂adz臋 premiera.

— Kr贸l nie b臋dzie si臋 wtr膮ca艂 do kanadyjskiej polityki — stwierdzi艂 Mayhew.

— Kanadyjczycy czuli ci臋偶ar ojcowskiej d艂oni Londynu przez zbyt wiele lat, pu艂kowniku. Wreszcie uzyskali jak膮艣 autonomi臋 i suweren­no艣膰. A teraz chce pan, 偶eby kr贸l u nich zamieszka艂. 呕aden polityk nie zaryzykuje tego, co zrobi z nim opozycja, je偶eli przyczyni si臋 do takiego kroku wstecz.

— Maj膮 ca艂e brytyjskie z艂oto, oceniane na sze艣膰set trzydzie艣ci siedem milion贸w starych funt贸w szterling贸w. Kiedy HMS „Revenge” zawi贸z艂 pierwszy transport, pop艂yn臋艂o nim r贸wnie偶 ponad tysi膮c milion贸w w papierach warto艣ciowych.

— Nie ma sprawy — odpar艂 Amerykanin. — Wasze papiery warto艣ciowe s膮 w budynku przedsi臋biorstwa ubezpieczeniowego Sun-Life w Ottawie, a z艂oto w Montrealu. Nikt nie ma zamiaru zwin膮膰 kr贸lowi jego forsy.

— To nie s膮 pieni膮dze kr贸la — rzuci艂 ze z艂o艣ci膮 Mayhew.

Amerykanin zrobi艂 przepraszaj膮cy gest, ale Mayhew ju偶 si臋 od­wr贸ci艂. Str膮ci艂 popi贸艂 z cygara do ognia na kominku i z ostentacyjn膮 uwag膮 zacz膮艂 przygl膮da膰 si臋 zegarowi.

Przybysz rozsiad艂 si臋 w niew膮tpliwie ameryka艅skiej pozie. Opar艂 jedn膮 stop臋 na kolanie i masowa艂 uszkodzony but, jakby by艂 jakim艣 ma艂ym, wymagaj膮cym pieszczoty zwierz膮tkiem.

— Ma pan zupe艂nie zniszczone obuwie — powiedzia艂 Douglas. Wiedzia艂 jednak, 偶e nie b臋dzie si臋 to zbytnio rzuca膰 w oczy w kraju, gdzie po艂owa p艂aszczy by艂a wykonana z wojskowych koc贸w, a kobiety szy艂y suknie z zas艂on na okna.

— To nie ma znaczenia — powiedzia艂 Amerykanin. — Przesta艂 masowa膰 but i rozprostowa艂 d艂o艅, aby przyjrze膰 si臋 licznym skalecze­niom. Wi臋kszo艣膰 z nich powsta艂a, gdy spadochron przeci膮ga艂 go przez 偶ywop艂ot. R臋ce mia艂 pokryte mozaikowymi plamami obficie u偶ytej jodyny. — W przysz艂ym tygodniu b臋d臋 ju偶 na okr臋cie.

— Czeka na pana okr臋t? — spyta艂 Douglas.

— Drugi Dywizjon Niszczycieli — USS „Moffett” i sp贸艂ka. Bior膮 udzia艂 w jesiennych manewrach Floty Atlantyckiej.

— Tak blisko brytyjskich brzeg贸w?

— Wolno艣膰 m贸rz, prosz臋 pana. Nie naruszamy trzymilowej strefy w贸d terytorialnych.

Douglas spojrza艂 na pozosta艂ych. Mayhew patrzy艂 w ogie艅, a Garin ma艂ym scyzorykiem oprawnym w ko艣膰 s艂oniow膮 otwiera艂 nowe pude艂ko cygar.

— Czy s艂ysza艂 pan kiedykolwiek o eksplozji atomowej? — zapyta艂 Douglas Amerykanina.

Odpowiedzi nie by艂o.

— Marynarka Stan贸w Zjednoczonych — ci膮gn膮艂 Douglas — wysy艂a dywizjon niszczycieli prowokacyjnie blisko brzeg贸w Wielkiej Brytanii, cho膰 akweny te oficjalnie wci膮偶 uwa偶ane s膮 za stref臋 wojenn膮. I okr臋ty pozostaj膮 w pobli偶u w czasie, gdy pan przez tydzie艅 podziwia膰 b臋dzie widoki Londynu. Po co?

Mayhew wyprostowa艂 si臋 i poprawi艂 mankiety. Amerykanin wci膮偶 nie odpowiada艂.

— On ma zamiar ubi膰 z panem interes, pu艂kowniku Mayhew — stwierdzi艂 Douglas wci膮偶 spogl膮daj膮c na Amerykanina. — I aby si臋 upewni膰, 偶e Ameryka dostanie w tej transakcji to, co najlepsze, zaczyna licytacj臋 od „nie”.

— Ale o co chodzi? — zapyta艂 Mayhew przenosz膮c wzrok z jednego na drugiego.

— Chc膮 obliczenia, kt贸re spali艂 Spode, pu艂kowniku. Amerykanin popatrzy艂 na Douglasa, staraj膮c si臋, aby 偶adne emocje nie odbi艂y si臋 na jego twarzy, ale Douglas spostrzeg艂, jak jego palce zacisn臋艂y si臋 na rozerwanym bucie tak gwa艂townie, 偶e niemal po­wi臋kszy艂y jeszcze uszkodzenie.

— Atomowe urz膮dzenie w 艂adowni statku. To jedyny rodzaj broni, kt贸ry mo偶e da膰 europejskiemu mocarstwu mo偶no艣膰 podboju Ameryki. — Douglas podszed艂 bli偶ej do Amerykanina i m贸wi艂 teraz bezpo艣rednio do niego, jakby byli sami w pokoju: — Je偶eli Hitler dostanie takie urz膮dzenie, to nie ma najmniejszych w膮tpliwo艣ci, 偶e u偶yje go przeciwko wam.

— Wiem — odpar艂 Amerykanin. Wyci膮gn膮艂 z kieszeni pot臋偶nego colta. — Czy mo偶na by go gdzie艣 schowa膰? Ju偶 prawie oberwa艂 mi kiesze艅.

Sydney Garin odebra艂 od niego bro艅 i przed od艂o偶eniem do g贸rnej szuflady ma艂ej antycznej kom贸dki obejrza艂 j膮 sobie pod 艣wiat艂em lampy.

Amerykanin by艂 zm臋czony. Douglas widzia艂 znu偶enie r贸wnie偶 na twarzach pozosta艂ych m臋偶czyzn.

— Czy nikt w Waszyngtonie nie wspomnia艂 panu o profesorze Fricku? O badaniach z zakresu fizyki atomowej prowadzonych w Clarendon Laboratory w Oksfordzie, na Liverpool Cyclotron w Chadwick, albo przez Rutheforda w Cavendish Laboratory? Lub o pracach, kt贸rymi zajmuj膮 si臋 Niemcy od chwili przej臋cia o艣rodka w Bringle Sands?

— Nikt w Waszyngtonie nie m贸wi艂 nic o fizyce atomowej — odpar艂 Amerykanin.

Stwierdzenie to by艂o jednak zbyt lakoniczne, by przekona膰 Dou­glasa.

— Czy偶by by艂 pan tylko ch艂opcem na posy艂ki? — zapyta艂. — Po co wysy艂aj膮 okr臋ty wojenne, skoro mogliby to za艂atwi膰 listem z kr贸tkim s艂owem „nie”? — Douglas przerwa艂 i upi艂 艂yk whisky niemal nie czuj膮c jej smaku. — Za艂贸偶my, 偶e powiem panu, i偶 inne rz膮dy r贸wnie偶 s膮 zainteresowane posiadanymi przez nas obliczeniami...

— Rosjanie?

— Najwi臋cej do zaoferowania maj膮 Niemcy.

— Co?

— Przeredaguj膮 punkty traktatu pokojowego — zacz膮艂 rozpacz­liwie improwizowa膰 Douglas. — B臋dziemy mogli posiada膰 armi臋, niewielk膮 marynark臋 obrony wybrze偶a i prawdziwy cywilny rz膮d, zamiast tych kreatur z marionetkowego re偶imu. Ministerstwo Spraw Zagranicznych i Ministerstwo Obrony zostan膮 obsadzone przez nas. Strefa okupowana ograniczy si臋 jedynie do pasa wybrze偶a, a my b臋dziemy kontrolowali import, b臋dziemy mieli marynark臋 handlow膮 i kurs funta dostosowany do reichsmarki.

— I wszystko to za kilka stron oblicze艅? — spyta艂 Amerykanin.

— Za wiele lat ci臋偶kiej pracy, tysi膮ce godzin przy maszynach licz膮cych, rzeteln膮 prac臋 naszych najlepszych fizyk贸w. Czy pan wie, 偶e niemiecka armia uruchomi艂a ju偶 sw贸j stos? Kiedy ostygnie, b臋d膮 mieli pluton. Wtedy ju偶 tylko kilka krok贸w b臋dzie ich dzieli艂o od broni atomowej.

— Komitet Kongresu bada艂 ten pomys艂 — przyzna艂 Amerykanin, odrzucaj膮c pozory. — Rozmawiali z Einsteinem. Ale przewidywane koszty si臋gaj膮 miliard贸w dolar贸w i nie ma wcale pewno艣ci, 偶e to urz膮dzenie w og贸le wybuchnie.

— Par臋 miliard贸w dolar贸w to niezbyt wysoka cena za upewnienie si臋, 偶e hitlerowcy nie b臋d膮 mogli w ci膮gu jednej nocy zniszczy膰 Nowego Jorku.

Na twarzy Amerykanina wolno zacz膮艂 pojawia膰 si臋 u艣miech.

— To pan jest tym nadinspektorem policji — powiedzia艂. — Nagle u艣wiadomi艂em sobie, 偶e to pan. Ten cholerny glina ze Scotland Yardu, o kt贸rym tak wiele s艂ysza艂em.

— Mniejsza o to, kim jestem — stwierdzi艂 Douglas. By艂 poirytowa­ny. — Czy ma pan pe艂nomocnictwa do pertraktowania w sprawie kr贸la?

— Pan mi si臋 podoba. Pan mi si臋 naprawd臋 podoba! Barb powiedzia艂a mi, 偶e pana polubi臋, i niech mnie diabli, mia艂a racj臋. — U艣miechn膮艂 si臋. — To pierwsza rzecz, kt贸ra jej si臋 uda艂a od dnia naszego 艣lubu.

— Pan jest Danny Barga?!

— Komandor porucznik Daniel Albert Barga we w艂asnej osobie.

— A wi臋c powo艂ano pana do marynarki Stan贸w Zjednoczo­nych? — stwierdzi艂 Mayhew ogl膮daj膮c sto偶ek popio艂u na czubku swego cygara.

— Departament Stanu bardzo na to nalega艂.

Mayhew skin膮艂 g艂ow膮. Takie ubranie kogo艣 w mundur niczym nie r贸偶ni艂o si臋 od powo艂ywania strajkuj膮cych robotnik贸w do wojska. Dzi臋ki temu by艂o si臋 pewnym, 偶e ludzie zrobi膮 to, co im ka偶膮.

W tym momencie do pokoju wszed艂 szybkim krokiem s艂u偶膮cy i przez d艂u偶sz膮 chwil膮 szepta艂 co艣 do Sydneya Garina. Garin kiwa艂 g艂ow膮 i z ka偶d膮 chwil膮 jego twarz powa偶nia艂a coraz bardziej. Gdy s艂u偶膮cy wyszed艂, Garin powiedzia艂:

— Obawiam si臋, 偶e Niemcy znale藕li fragmenty spadochronu naszego przyjaciela.

Danny Barga wsta艂.

— Pa艅scy ludzie musieli go poci膮膰. Zapl膮ta艂 si臋 w ga艂臋zie drzewa i nie mogli dosi臋gn膮膰 cz臋艣ci linek.

— Kto艣 musia艂 spostrzec opadaj膮cy spadochron. Teraz ca艂y pluton piechoty przeszukuje moje pola.

— Czy tu te偶 przyjd膮? — spyta艂 Mayhew.

— Z ca艂膮 pewno艣ci膮 — odpar艂 spokojnie Garin. — Niemieccy 偶o艂nierze s膮 metodyczni i dok艂adni. Przeszukaj膮 ka偶dy dom w okolicy, nie wy艂膮czaj膮c tego. — Pr贸bowa艂 si臋 u艣miechn膮膰, ale nie bardzo mu to wysz艂o.

George Mayhew zgasi艂 cygaro, jakby nie chcia艂, 偶eby Niemcy przy艂apali go na paleniu.

— Lepiej uzgodnijmy, co im powiemy. Danny Barga wsta艂.

— Jestem na tej ich cholernej Sonderfahndungsliste — powiedzia艂.

— Nie ma pan dokument贸w to偶samo艣ci na jakie艣 inne nazwis­ko? — spyta艂 Garin.

— Papiery czekaj膮 na mnie w Londynie. Waszyngto艅skie fa艂szer­stwa s膮 zawsze bardzo zdezaktualizowane.

— Mo偶esz go gdzie艣 ukry膰, Garin? — spyta艂 Mayhew.

Zanim Sydney Garin mia艂 szans臋 odpowiedzie膰, w korytarzu rozleg艂 si臋 ha艂as. Drzwi do salonu otworzy艂y si臋. Wbieg艂 przez nie s艂u偶膮cy z g艂ow膮 pochylon膮 jak u szar偶uj膮cego byka. Niemal wpad艂 w ogie艅 na kominku, ale jako艣 uda艂o mu si臋 odzyska膰 r贸wnowag臋 i odwr贸ci艂 si臋 w stron臋 cz艂owieka, kt贸ry tak gwa艂townie wepchn膮艂 go do pokoju.

— Nazywam si臋 doktor Oskar Huth. Standartenf眉hrer Huth.— Spojrza艂 na stoj膮cych przed nim m臋偶czyzn. — Aha, nadinspektor Archer. Spodziewa艂em si臋, 偶e pana tu zastan臋... i pu艂kownik Mayhew, i pan Sydney Garin. Wszystkie osoby, kt贸re znam z moich tajnych akt...

Nikt si臋 nie odezwa艂. S艂u偶膮cy rozciera艂 przegub r臋ki wykr臋conej mu przez Hutha. Standartenf眉hrer przeszed艂 przez pok贸j i znalaz艂 si臋 za plecami zgromadzonych, nikt jednak nie odwr贸ci艂 si臋, by go obserwowa膰. Wreszcie us艂yszeli:

— Niedaleko st膮d znaleziono spadochron, panie Garin. Czy wie pan co艣 na ten temat?

Garin nie odpowiedzia艂.

— Czy pan s艂ysza艂 o tym spadochronie?! — rykn膮艂 Huth jak koszarowy zupak.

— S艂u偶膮cy mi powiedzieli — odpar艂 cicho Garin.

— I nic pan nie zrobi艂?

— A co m贸g艂bym zrobi膰? — Garin wzruszy艂 ramionami.

— A pan, pu艂kowniku Mayhew? — rzek艂 Huth. — Pan r贸wnie偶 nic o tym nie wiedzia艂? — Scharf眉hrer SS zajrza艂 przez otwarte drzwi. — Wszystko w porz膮dku — oznajmi艂 Huth. — Dopilnujcie, 偶eby 偶aden s艂u偶膮cy nie zosta艂 w przybud贸wkach, a potem zbierzcie ich wszystkich w pokoju dla s艂u偶by. — Scharf眉hrer strzeli艂 obcasami i ruszy艂 wzd艂u偶 korytarza.

— No a pan? — spyta艂 Huth, staj膮c za plecami Danny'ego Bargi. — Kim pan jest?

— Jestem obywatelem ameryka艅skim — odpar艂 Barga.

— Niech pan siada, ameryka艅ski obywatelu — rzek艂 Huth, k艂ad膮c r臋k臋 na ramieniu Bargi i naciskaj膮c mocno. Zaskoczony i niepewnie trzymaj膮cy si臋 na nogach z powodu skr臋conej kostki Amerykanin upad艂 na fotel. Huth podszed艂 do kominka i odwr贸ci艂 si臋 do ze­branych. — Nie wierz臋 偶adnemu z was — o艣wiadczy艂. — Zachowujecie si臋 jak ludzie o nieczystym sumieniu.

— Wdar艂 si臋 pan tu... — zacz膮艂 Mayhew.

— Milcze膰! — warkn膮艂 Huth i Mayhew zamilk艂. — Aresztuj臋 was wszystkich — o艣wiadczy艂. — I nie dyskutowa膰 ze mn膮 — zwr贸ci艂 si臋 do pu艂kownika.

Wszyscy milczeli. Wiatr usta艂 i w panuj膮cej ciszy s艂ycha膰 by艂o jedynie tykanie zegara.

Douglas podszed艂 do kom贸dki, otworzy艂 g贸rn膮 szuflad臋 i wyj膮艂 z niej colta Amerykanina. Skierowa艂 luf臋 w stron臋 Hutha.

— Nie, standartenf眉hrerze — powiedzia艂.

Huth odwr贸ci艂 si臋 i spojrza艂 na niego. U艣miechn膮艂 si臋 tak, jakby Douglas pope艂ni艂 jak膮艣 niewybaczaln膮 gaf臋.

— Niech pan nie b臋dzie g艂upcem, nadinspektorze Archer. Mam ze sob膮 ca艂y pluton SS.

— Prosz臋 mi poda膰 t艂umik, panie Garin — rzek艂 Douglas. Wzi膮艂 go i nakr臋ci艂 na luf臋.

— Niech pan od艂o偶y bro艅, a ja zapomn臋 o wszystkim — za­proponowa艂 Huth.

— Je偶eli zrobi pan jaki艣 gwa艂towny ruch, zastrzel臋 pana — ostrzeg艂 go Douglas.

— Nie odwa偶y si臋 pan — powiedzia艂 Huth, ale nie wykona艂 偶adnego gwa艂townego ruchu.

— Pu艂kowniku, prosz臋 zabra膰 standartenfiihrerowi pistolet — rzek艂 Douglas. — I niech pan trzyma si臋 od niego z daleka.

— Czy pan wie, co pan robi, stary? — zapyta艂 Mayhew.

— Nigdy nie mia艂em wi臋kszej pewno艣ci — odpar艂 Douglas, cho膰 czu艂, jak jego serce pompuje krew trzy razy szybciej, a 偶o艂膮dek skr臋ca si臋 z niepokoju.

Mayhew odpi膮艂 sk贸rzan膮 kabur臋 i si臋gn膮艂 po pistolet Hutha.

— Z przykro艣ci膮 widz臋, jak podpisujecie sw贸j wyrok 艣mierci — o艣wiadczy艂 Huth.

— Ile pojazd贸w? — spyta艂 Douglas s艂u偶膮cego Garina nie spusz­czaj膮c wzroku z Hutha.

— Pi臋膰 ci臋偶ar贸wek i motocykl z przyczep膮 — odpowiedzia艂. Douglas skin膮艂 g艂ow膮, to by si臋 zgadza艂o.

— Niech pan zadzwoni z domowego telefonu na d贸艂 — poleci艂 Huthowi. — Niech pan powie scharf眉hrerowi, 偶eby za艂adowa艂 swoich ludzi na samochody i przygotowa艂 si臋 do odjazdu.

— A co ze mn膮? — zainteresowa艂 si臋 Huth.

— Niech pan robi, co ka偶臋 — powiedzia艂 Douglas podsuwaj膮c aparat Huthowi.

— Nie — wtr膮ci艂 si臋 Mayhew. Douglas zamar艂 z pistoletem w jednej i telefonem w drugiej r臋ce. — By膰 mo偶e Standartenf眉hrer Huth i ja dojdziemy do porozumienia — o艣wiadczy艂 pu艂kownik. — Czy m贸g艂bym porozmawia膰 z panem na osobno艣ci, standartenfiihrerze?

— Chyba nie mog臋 odm贸wi膰 — odpar艂 ironicznie Huth. Mayhew spojrza艂 na Douglasa, kt贸ry skin膮艂 g艂ow膮.

Obydwaj m臋偶czy藕ni przebywali sami w drugim pokoju przez prawie p贸艂 godziny. Kiedy pojawili si臋 znowu, Huth rzek艂:

— Bardzo dobrze. — Rozejrza艂 si臋 po pokoju. — Pu艂kownik Mayhew udzieli艂 mi wyja艣nie艅 w zwi膮zku z wasz膮 obecno艣ci膮 w tym domu. Na razie nie b臋d臋 podejmowa艂 偶adnych dzia艂a艅. — Wzi膮艂 pistolet z bocznego stolika i w艂o偶y艂 go do kabury. — Ale ostrze­gam... — Odwr贸ci艂 si臋 i wbi艂 wzrok w pu艂kownika. — Ostrzegam, 偶e oczekuj臋 rekompensaty. — Podszed艂 do drzwi, nacisn膮艂 klamk臋 i odwr贸ci艂 si臋 znowu. — Pu艂kownik Mayhew przekona艂 mnie, 偶e nikt w tym domu nie ma najmniejszego zwi膮zku ze znalezionym spado­chronem. Ale mo偶ecie panowie pu艣ci膰 w obieg informacj臋, 偶e Luftwaffe dysponuje sprz臋tem do radiodetekcji, kt贸ry 艣ledzi ruchy samolot贸w bez wzgl臋du na por臋 dnia czy pogod臋.

Kiedy zobaczyli, 偶e ci臋偶ar贸wki i motocykl Hutha odje偶d偶aj膮 ju偶 d艂ug膮 alej膮 lipow膮, Mayhew powiedzia艂:

— Nie nada biegu tej sprawie z pistoletem, Archer. Obieca艂 mi, i ja mu wierz臋.

— A co p a n mu obieca艂? — zapyta艂 Douglas. Mayhew odpowiedzia艂 wykr臋tnie:

— Ksi臋偶yc i gwiazdy. Obieca艂em mu wszystko, czego sobie 偶yczy艂, w zamian za nieco wi臋cej czasu. A teraz musimy wydosta膰 kr贸la spod niemieckiej stra偶y.— Spojrza艂 na Danny'ego Barg臋. — I poka偶emy naszym ameryka艅skim przyjacio艂om, 偶e prezydent, kt贸ry dysponuje bomb膮 atomow膮, mo偶e zosta膰 wybrany, nawet je偶eli zgodzi si臋, by na ich ziemi schroni艂 si臋 kr贸l na uchod藕stwie.

Rozdzia艂 35

w Metropolitan Musie Hall na Edgware Road by艂o gor膮co i g艂o艣no. Wype艂nia艂a go publiczno艣膰, kt贸ra przysz艂a zobaczy膰 Flanagana i Allena oraz pos艂ucha膰, jak 艣piewa Vera Lynn.

Latem 1941 roku s艂owa jej piosenek wyra偶a艂y uczucia wielu ludzi w okupowanej Wielkiej Brytanii. „Pragnienia s膮 snami, kt贸re 艣nimy na jawie”, 艣piewa艂a. Inna piosenka — „Spotkamy si臋 zn贸w, nie wiemy kiedy, nie wiemy gdzie” — sta艂a si臋 odbiciem nadziei tysi臋cy kobiet i m臋偶czyzn, kt贸rych najbli偶si znajdowali si臋 w jakim艣 odleg艂ym niemieckim obozie.

Pod koniec pierwszej cz臋艣ci swojego wyst臋pu wysz艂a na scen臋 ubrana w prost膮 bia艂膮 sukni臋, na jak膮 by艂oby sta膰 ka偶d膮 ekspedientk臋, i przywita艂a j膮 taka burza oklask贸w, 偶e orkiestra musia艂a gra膰 pocz膮tkowe takty „Pragnie艅” dwu- albo trzykrotnie, zanim wreszcie muzyka przebi艂a si臋 przez zgie艂k. Kiedy Flanagan i Allen przy艂膮czyli si臋 do niej na scenie wraz z ca艂ym zespo艂em, 偶eby za艣piewa膰: „B臋d膮 znowu b艂臋kitne ptaki nad bia艂ymi brzegami Dover, poczekaj tylko, a przekonasz si臋. Zn贸w b臋dzie mi艂o艣膰 i 艣miech, i pok贸j zn贸w b臋dzie na zawsze, ju偶 jutro, gdy wolny stanie si臋 艣wiat” — ca艂a sala zamar艂a urzeczona.

W ko艅cu pierwszej cz臋艣ci ca艂y zesp贸艂 w 艣miesznych kapeluszach na g艂owach rzuca艂 serpentyny i strzela艂 balonikami, kt贸re opada艂y z wielkiego drucianego kosza zawieszonego pod sufitem.

Kiedy rozpocz臋艂a si臋 druga cz臋艣膰 przedstawienia, widownia ogar­ni臋ta by艂a eufori膮. Nawet „Profesor Zingo”, nieudolny magik, nie popsu艂 tego nastroju.

Wyst臋py galowe nie by艂y popularne w艣r贸d sprz膮taj膮cych, bowiem po przedstawieniu zostawa艂y w teatrze stosy 艣mieci, kt贸re nale偶a艂o przygotowa膰 do powt贸rnego u偶ycia. Paj臋czyna kolorowych serpentyn opl膮tywa艂a piersiaste kariatydy, a kilka ocala艂ych balon贸w pod­skakiwa艂o w przej艣ciach mi臋dzy rz臋dami foteli. Bar by艂 jedynym miejscem, kt贸rego nie dotkn臋艂y skutki galowego przedstawienia. By艂a to d艂uga w膮ska sala na ty艂ach l贸偶. Przeszklone okna pozwala艂y spragnionym go艣ciom widzie膰 scen臋, d藕wi臋ki muzyki jednak dociera艂y tu s艂abo, z wyj膮tkiem chwil, gdy otwiera艂y si臋 drzwi. Tu, w barze, m臋偶czyzna m贸g艂 rozkoszowa膰 si臋 dwoma 艣wiatami naraz — obser­wowa膰 nogi ta艅cz膮cych dziewczyn i drinkowa膰 do woli.

— A je偶eli si臋 nie zjawi? — zapyta艂 Harry Woods. Wypi艂 w艂a艣nie du偶y kufel wodnistego piwa i da艂 znak barmanowi, 偶eby przyni贸s艂 mu nast臋pny.

— Zjawi si臋 — odpar艂 Douglas. Skinieniem r臋ki podzi臋kowa艂 za kolejne piwo. Litr tego napoju by艂 chyba wszystkim, co m贸g艂 wytrzyma膰 jego p臋cherz, a dawno ju偶 nauczy艂 si臋 nie miesza膰 spraw policyjnych z mocnymi trunkami.

— Wielu tu miewasz Hans贸w, Percy? — spyta艂 barmana Harry. Percy my艂 lad臋, wyciera艂 rozlane piwo i wykr臋ca艂 艣cierk臋 do wiadra stoj膮cego na pod艂odze.

— Nie — odpar艂. Rozwin膮艂 wilgotny kawa艂ek materia艂u, strz膮sn膮艂 go i roz艂o偶y艂 na beczce piwa, 偶eby wysech艂. — Szwaby maj膮 swoje przedstawienia, z wielkimi gwiazdami z Niemiec. 1 bilet u nich kosztuje tylko sze艣膰 pens贸w. Tutaj za te pieni膮dze ma si臋 miejsce na galerii. A poza tym nie rozumiej膮 piosenek ani dowcip贸w.

Harry zapali艂 papierosa i wyci膮gn膮艂 paczk臋 w stron臋 barmana. Percy wzi膮艂 jednego.

— Szuka pan jakiego艣 Niemca? — zapyta艂.

Douglas odwr贸ci艂 g艂ow臋, by zobaczy膰, co dzieje si臋 na scenie — profesor Zingo wyci膮ga艂 nie ko艅cz膮c膮 si臋 wst臋g臋 chusteczek z pozornie pustej rurki. Niepokoi艂 si臋, czy Harry czego艣 nie wychlapie.

— Mam si臋 z jednym spotka膰 — to oficer z poczty polowej. Chce z nami pogada膰 o kradzie偶ach work贸w z poczt膮.

— Ach tak — stwierdzi艂 barman.

— To wa偶na sprawa — Harry powiedzia艂 to tak, jakby chcia艂, 偶eby barman zainteresowa艂 si臋 spraw膮.

— Oczywi艣cie — odrzek艂 barman zaczynaj膮c sp艂ukiwa膰 brudne szklanki ustawione w zlewie. Harry z ca艂膮 pewno艣ci膮 wykona艂 kawa艂 dobrej roboty — spowodowa艂, 偶e barmana przesta艂y interesowa膰 ich sprawy.

Profesor Zingo przy akompaniamencie pizzicato sze艣ciu skrzypk贸w z orkiestry otwiera艂 i zamyka艂 drzwiczki du偶ego, pokrytego czarnym lakierem pud艂a. Spojrza艂 na sal臋, potem na swoj膮 艂adn膮 asystentk臋, a nast臋pnie postuka艂 w metalowe ostrze pi艂y tarczowej. Muzyka Czajkowskiego zabrzmia艂a g艂o艣niej, gdy drzwi otworzy艂y si臋 i wszed艂 kapitan Hans Hesse. Dzi臋ki Bogu, nie mia艂 na sobie tego p艂aszcza z barankowym ko艂nierzem. W takim miejscu jak tutaj ju偶 otoczyliby go 艂owcy autograf贸w.

— Czego si臋 napijesz, Hans? — Harry zwr贸ci艂 si臋 do niego tak, jakby znali si臋 od lat.

— Piwo — odpar艂 Niemiec zdejmuj膮c czarny kapelusz z szerokim rondem i k艂ad膮c go ostro偶nie na p贸艂ce. By艂 zakaz stawiania drink贸w cz艂onkom armii okupacyjnej, barmanom za艣 nie pozwalano ich obs艂ugiwa膰. Piwo jednak zjawi艂o si臋 natychmiast. Hesse upi艂 艂yk, skrzywi艂 si臋, u艣miechn膮艂 i odstawi艂 kufel na lad臋. — Jutro rano — powiedzia艂. — Mo偶ecie by膰 gotowi?

Dziewczyna znajdowa艂a si臋 ju偶 w pudle. Profesor Zingo znowu otworzy艂 drzwiczki, aby pokaza膰, 偶e za chwil臋 rozetnie jej tors.

— Chodzi panu o Marynarza? — zapyta艂 Hessego Harry. By艂 to doskona艂y przydomek dla Kr贸la Jerzego VI, kr贸la-偶eglarza. B臋dzie to wspaniale wygl膮da膰 w podr臋cznikach historii.

— Tak, o Marynarza. Czy b臋dziecie gotowi? — Hesse popatrzy艂 podobnie jak Douglas na scen臋, na o艣wietlonego magika.

Pi艂a tarczowa ju偶 wirowa艂a, po艂yskuj膮c gro藕nie z臋bami w r贸偶owym 艣wietle reflektor贸w. Twarz dziewczyny wykrzywi艂a si臋 w udawanym l臋ku. Kapitan uzna艂, 偶e wyst臋p magika jest banalny. Odwr贸ci艂 si臋.

— B臋dziemy gotowi — odpar艂 Douglas nie spuszczaj膮c oczu ze sceny.

— Dziewczyna podci膮ga nogi do piersi — wyja艣ni艂 kapitan, upijaj膮c kolejny 艂yk ciep艂ego, wodnistego angielskiego piwa. — Pi艂a tarczowa nawet si臋 do niej nie zbli偶a.

— Odbierzemy go z Tower — rzek艂 Douglas. O wszystkich szczeg贸艂ach wiedzia艂 ju偶 od pu艂kownika Mayhew.

— B臋dzie tam jeden z moich ludzi — niewielki, w okularach i mundurze oficera weterynarii. R贸bcie wszystko, co ka偶e. Wykonujcie polecenia natychmiast i bez pyta艅. Czy rozumie pan?

— Tak, rozumiem — odpar艂 Douglas.

Obok kana艂u orkiestry otworzy艂y si臋 pogr膮偶one w cieniu drzwi ewakuacyjne. Na widowni臋 weszli dwaj 偶o艂nierze. W r贸偶owym 艣wietle padaj膮cym ze sceny Douglas ujrza艂 po艂ysk metalowych napier艣nik贸w, jakie nosili niemieccy 偶andarmi na s艂u偶bie. 呕andarmi szli powoli przej艣ciem mi臋dzy rz臋dami foteli, uwa偶nie przygl膮dali si臋 twarzom siedz膮cych os贸b i dopiero potem ruszali dalej.

— Pa艅scy ludzie? — zapyta艂 Harry. Chrz膮kn膮艂 i 艂ykn膮艂 troch臋 piwa.

— Feldgendarmerie — powiedzia艂 kapitan Hesse. — Najpraw­dopodobniej tylko rutynowa kontrola.

Obracaj膮ca si臋 pi艂a ruszy艂a z przera偶aj膮c膮 szybko艣ci膮 w stron臋 dziewczyny w lakierowanym na czarno pudle. Dwaj 偶o艂nierze nawet nie spojrzeli na scen臋. Ich g艂owy porusza艂y si臋 wolno od lewej do prawej i z powrotem, jak g艂owy widz贸w na jakim艣 rozgrywanym w zwolnionym tempie tenisowym meczu.

— Jezu! — zawo艂a艂 Harry Woods. Zobaczy艂, 偶e dziewczyna odchyla do ty艂u g艂ow臋 i wykrzywia si臋 jak w straszliwym b贸lu.

— Udaje — wyja艣ni艂 Niemiec. — To cz臋艣膰 przedstawienia. — Si臋gn膮艂 po kapelusz i za艂o偶y艂 go, naci膮gaj膮c nisko na czo艂o tak, by os艂ania艂 mu twarz od strony obu 偶andarm贸w.

— B臋dziemy w ambulansie — powiedzia艂 Harry. — Pa艅scy ludzie upierali si臋, 偶e powinien to by膰 ambulans.

— Jaki numer rejestracyjny? — spyta艂 Hesse.

— Nie ma numeru — wyja艣ni艂 Woods. — Musieli usun膮膰 tablice. Chyba nie warto instalowa膰 fa艂szywych. Przecie偶 nikt nie b臋dzie zatrzymywa膰 karetki tylko dlatego, 偶e nie ma numer贸w rejestracyjnych. A je偶eli co艣 si臋 nie uda, brak jakichkolwiek znak贸w identyfikacyjnych mo偶e nam da膰 kilka dodatkowych minut.

— Ma pan racj臋 — powiedzia艂 Hesse. U艣miechn膮艂 si臋 i nag艂y rozb艂ysk 艣wiate艂 na scenie odbi艂 si臋 l艣nieniem na jego twarzy. — Widzi pan? — zapyta艂. — Dziewczyna jest ca艂a i zdrowa.

— Marynarz nie b臋dzie skuty kajdankami, prawda? — zatroska艂 si臋 Harry.

— My, Niemcy, nie jeste艣my barbarzy艅cami, panie Woods — u艣miechn膮艂 si臋 Hesse. — Dlaczego mia艂by by膰 skuty?

Orkiestra zagra艂a tusz i przy grzmocie oklask贸w profesor Zingo uj膮艂 艂adn膮 asystentk臋 za r臋k臋 i pom贸g艂 jej wyj艣膰 z czarnego pude艂ka, kt贸re znowu po艂膮czono w jedn膮 ca艂o艣膰.

— Nie b臋dziemy mieli nikogo, kto m贸g艂by zaj膮膰 si臋 艣lusark膮 — stwierdzi艂 Harry.

Kapitan Hesse opar艂 si臋 plecami o rze藕biony mahoniowy bar i zacz膮艂 klaska膰. Patrzy艂 na scen臋 i mru偶y艂 oczy, kt贸re podra偶ni艂 dym z jego w艂asnego papierosa.

Drzwi do baru otworzy艂y si臋 i obydwa „psy 艂a艅cuchowe” zajrza艂y do 艣rodka. Ich metalowe obro偶e, kt贸re sta艂y si臋 przyczyn膮 powstania tego przezwiska, po艂yskiwa艂y w jaskrawym 艣wietle. Hesse, Douglas i Harry Woods nie odrywali oczu od sceny, jakby nie艣wiadomi obecno艣ci stoj膮cych w drzwiach 偶andarm贸w.

— Czy jest tu dzi艣 jaki艣 偶o艂nierz? — odezwa艂 si臋 jeden z nich 艣piewnym tonem, zdradzaj膮cym, 偶e powtarza to zdanie wyuczywszy si臋 go jak papuga.

— Nie — odpar艂 barman.

Postawi艂 na kontuarze dwie szklaneczki, a obok nich butelk臋 whisky. 呕andarm popatrzy艂 ponownie na stoj膮cych w drugim ko艅cu baru m臋偶czyzn, wymieni艂 spojrzenia z koleg膮, a potem podszed艂 do baru i nala艂 sobie drinka. Douglas zerkn膮艂 na nich i dopiero teraz zobaczy艂, 偶e jest to nie Feldgendarmerie, ale zwyczajni 偶o艂nierze, kt贸rych wyznaczono do zada艅 policyjnych.

Barman odsun膮艂 si臋 od 偶o艂nierzy i stan膮艂 za plecami Douglasa i dwu pozosta艂ych m臋偶czyzn.

— Widzieli艣cie? — powiedzia艂, gdy magik z dziewczyn膮 wychodzili, 偶eby ponownie si臋 uk艂oni膰. — To samo zdarzy艂o si臋 w czasie pierwszego przedstawienia w poniedzia艂ek. Kuleje. Mo偶ecie zobaczy膰 krew na jej stopie. Je偶eli nie podci膮gnie kolan pod sam膮 brod臋, pi艂a zawsze j膮 zawadzi.

Teraz zobaczyli to i oni. Bia艂a baletka mia艂a rozerwany i troch臋 zakrwawiony nosek.

— No i tak to jest — rzek艂 barman. — Mo偶na pr贸bowa膰 w k贸艂ko, ale zawsze jest mo偶liwo艣膰, 偶e co艣 p贸jdzie nie tak.

Trzej m臋偶czy藕ni wypili swoje piwa i nie odpowiedzieli mu.

Rozdzia艂 36

Londy艅ska Tower. Douglas czu艂 smak mg艂y, znaj­duj膮ca si臋 w niej zawiesina sadzy wciska艂a mu si臋 do nosa i zasycha艂a na wargach. Nawet o dziesi膮tej rano widoczno艣膰 by艂a ograniczona do kilku jard贸w. Tu, nad rzek膮, karetka porusza艂a si臋 w 偶贸艂wim tempie. 呕o艂nierze pierwszego punktu kontrolnego na Tower Hill oznakowali swoje stanowisko pochodniami. Sze艣膰 艣wiate艂ek tworzy艂o 偶贸艂ty tunel w zielonkawych k艂臋bach mg艂y. Tower za nimi by艂a jedynie szar膮 sylwetk膮 na nieprzejrzystym tle.

Dopiero gdy wiatr zmarszczy艂 powierzchni臋 rzeki, sta艂y si臋 widoczne girlandy 偶贸艂tych 艣wiate艂ek zawieszone na olinowaniu lekkiego kr膮偶ow­nika „Emden”, zacumowanego po drugiej stronie mostu.

— Wybrali dobry dzie艅 — stwierdzi艂 Harry Woods. — Musieli zna膰 prognoz臋 ju偶 ubieg艂ej nocy, zanim Hesse przyszed艂 na spotkanie z nami. — Podje偶d偶ali do drugiej linii stra偶y, wi臋c opu艣ci艂 boczn膮 szyb臋.

Z wartowni szybkim krokiem wyszed艂 oficer i stan膮艂 na stopniu. Podni贸s艂 do twarzy chustk臋 do nosa i kichn膮艂 w ni膮.

— Obrzydliwy kraj — powiedzia艂. — Zupe艂nie nie nadaje si臋 do zamieszkania przez ludzi. — Na jego naramiennikach ko艂o gwiazdek leutnanta widnia艂y w臋偶e s艂u偶by weterynaryjnej. — Jed藕cie prosto przed siebie — poleci艂. — Przez most zwodzony i wie偶e. Je偶eli kto艣 zechce nas zatrzyma膰, rozmawia膰 z nim b臋d臋 ja.

Trzyma艂 si臋 wysi臋gnika lusterka wstecznego, podczas gdy Douglas prowadzi艂 ambulans w膮skimi przesmykami zewn臋trznego dziedzi艅ca, okr膮偶y艂 skarp臋 Wakefield Tower, min膮艂 Bloody Tower i wjecha艂 na wewn臋trzny dziedziniec, gdzie, jak pot臋偶ne urwisko u艂o偶one z kamieni

z okolic Caen, White Tower gin臋艂a swym szczytem we mgle. Przejecha艂 wzd艂u偶 szeregu latarni ulicznych 艣wiec膮cych jasno gazowymi p艂omie­niami. Kilka sp艂oszonych kruk贸w przeku艣tyka艂o przez jezdni臋 i z g艂o艣­nym trzepotem skrzyde艂 zerwa艂o si臋 do lotu. Ambulans objecha艂 masywny Keep i zatrzyma艂 si臋 przed kaplic膮.

— Poczekajcie — powiedzia艂 niemiecki oficer. Zszed艂 ze stopnia i znikn膮艂 w mroku. S艂ycha膰 by艂o jak kaszle i kicha id膮c przez Tower Green i jak potkn膮艂 si臋 o tabliczk臋 z napisem: „Nie depta膰 trawnik贸w”.

Ta g臋sta mg艂a sprawi艂a, 偶e zapanowa艂 niezwyk艂y spok贸j. Ruch w powietrzu, prawie nieprzerwany od chwili wprowadzenia stanu wojennego, nagle usta艂, samoloty obserwacyjne nie mog艂y startowa膰. 艁oskot du偶ej ci臋偶ar贸wki przeje偶d偶aj膮cej przez most na niskim biegu ucich艂 w oddali i znowu zapad艂a ca艂kowita cisza.

— Mr贸z biega po grzbiecie, co? — stwierdzi艂 Harry.

Douglas spojrza艂 na tablic臋 informacyjn膮. By艂o na niej napisane: King's House. Tu Anna Boleyn sp臋dzi艂a noc przed egzekucj膮, a Guy Fawkes by艂 przes艂uchiwany, zanim z艂o偶y艂 zeznania i stan膮艂 przed s膮dem w Westminster Hall.

Od strony White Tower rozleg艂 si臋 nagle odg艂os krok贸w. Kto艣 z wyra藕n膮 艣l膮sk膮 wymow膮 oznajmi艂, 偶e jest zimno, drugi za艣 m臋偶czyzna zachichota艂, jakby us艂ysza艂 dowcip.

— Id膮 — powiedzia艂 Harry.

Bia艂y ambulans by艂 prawie niewidoczny we mgle i nadchodz膮cy niemal na niego wpadli. By艂o ich pi臋ciu. Przodem sz艂o dw贸ch leutnant贸w kawalerii w butach z cholewami. Za nimi, mi臋dzy dwoma u艣miechni臋tymi fagasami, kroczy艂 zast臋pca gauleitera Deutsche Ar­beitsfront, nazistowskich zwi膮zk贸w zawodowych.

Jego krawiec usi艂owa艂 ukry膰 stercz膮cy brzuch i zad pod wspania艂ym p艂aszczem z kolorowymi klapami i z艂oceniami, ale nic nie m贸g艂 poradzi膰 na ca艂kowicie niewojskowy ch贸d, jowialne kl膮twy i chrapliwy 艣miech.

— Do diab艂a — ambulans! Mam usi膮艣膰 ko艂o kierowcy czy po艂o偶y膰 si臋 z ty艂u? — Zast臋pca gauleitera roze艣mia艂 si臋 g艂o艣no, zakaszla艂 i splun膮艂. — Ta cholerna mg艂a w艂azi cz艂owiekowi do gard艂a, no nie?

— Pa艅ski samoch贸d jest tam dalej — oznajmi艂 leutnant kawalerii.

— Doskonale zna pan histori臋 — oznajmi艂 zast臋pca gauleitera, zwracaj膮c si臋 do drugiego towarzysz膮cego im oficera. — Te kawa艂ki o sir Walterze Raleighu i lady Jane Grey... Do diab艂a, wszystko stan臋艂o mi przed oczami jak 偶ywe... — Stukn膮艂 oficera w pier艣. — A sir Thomas More by艂 zawsze moim ulubionym bohaterem...

— Tak jest — odpar艂 oficer.

Oficjeli z DAF skierowano do rolls-royce'a, kt贸rym wo偶ono wa偶ne osobisto艣ci. Jeden z oficer贸w, nie zdaj膮c sobie sprawy, 偶e kto艣 ich s艂ucha, sykn膮艂 z pogard膮 przez zaci艣ni臋te z臋by:

— Urz臋dasy z Ministerstwa Rolnictwa, komisarz S艂u偶by Zdrowia, wiceprzewodnicz膮ca Ligi Kobiet, szef sztabu Zwi膮zku Sportowego Rzeszy... a teraz jeszcze te 艣winie z DAF. To przecie偶 ma by膰 wi臋zienie o najwy偶szym stopniu zabezpieczenia, a nie Zirkus.

Drugi oficer m贸wi艂 ciszej i s艂abo by艂o go s艂ycha膰:

— Cierpliwo艣ci, Klaus, w tym wszystkim jest metoda, wierz mi...

— Metoda...? Jaka偶 tu mo偶e by膰 metoda?

— Mam na kwaterze butelk臋 sznapsa, Klaus. Co by艣 powiedzia艂 na z艂amanie 偶yciowych zasad i kieliszek w贸dki przed obiadem?

— I o co tej nazistowskiej 艣wini chodzi艂o...? Sir Thomas More by艂 zawsze jego ulubionym bohaterem? Thomas More by艂 uczonym, cz艂owiekiem, kt贸ry rzuci艂 wyzwanie tyranii.

— Uspok贸j si臋, Klaus. Mamy rozkaz wr贸ci膰 na kwatery do dziesi膮tej trzydzie艣ci i zosta艂o nam ju偶 tylko kilka minut.

— Dlaczego mamy wraca膰 na kwatery?

— „...Im si臋 nie m贸wi, dlaczego. Maj膮 zwyci臋偶y膰 lub lec. I w g艂膮b Doliny 艢mierci wje偶d偶a je藕d藕c贸w sze艣ciuset”. — Oficer nieco zmieni艂 cytat. M贸wi艂 po angielsku niezbyt swobodnie.

— „Doskonale zna pan histori臋 — oznajmi艂 jego przyjaciel na艣laduj膮c ci臋偶k膮 艣l膮sk膮 wymow臋 zast臋pcy gauleitera. — Do diab艂a, wszystko stan臋艂o mi przed oczami jak 偶ywe...”

By艂a ju偶 dziesi膮ta czterdzie艣ci, gdy leutnant weterynarii wr贸ci艂 do Douglasa i Harry'ego Woodsa. Popycha艂 przed sob膮 drewniany w贸zek inwalidzki.

Znajdowa艂a si臋 w nim milcz膮ca, nieruchoma posta膰, pochylona lekko, jakby wpatrywa艂a si臋 w mocno zaci艣ni臋te d艂onie obci膮gni臋te sk贸rzanymi r臋kawiczkami. Kr贸l by艂 ubrany w tani szlafrok w szkock膮 krat臋, spod kt贸rego wida膰 by艂o br膮zowy sweter polo, szare flanelowe spodnie i poobcierane buty. Na g艂owie mia艂 w艂贸czkow膮 kominiark臋 koloru khaki, kt贸ra zdoby艂a sobie popularno艣膰 w艣r贸d brytyjskich 偶o艂nierzy w czasie pierwszej zimy „dziwnej wojny”.

Harry Woods otwar艂 oba skrzyd艂a drzwi z ty艂u ambulansu. Douglas stan膮艂 obok, got贸w podtrzyma膰 kr贸la, gdy b臋dzie wchodzi膰 na sk艂adane stopnie.

— Musi mu pan pom贸c — powiedzia艂 oficer weterynaryjny. Kr贸l, prawie nie poruszaj膮c g艂ow膮, spojrza艂 na obu m臋偶czyzn. Nic nie powiedzia艂.

Harry Woods pochyli艂 si臋 i wzi膮艂 kr贸la na r臋ce jak matka niemowl臋. Trzymaj膮c go w ramionach, wszed艂 do ambulansu i po艂o偶y艂 na noszach.

— Przymocujcie go pasami — poleci艂 leutnant. — Jest kompletnie wyczerpany. Jeden z was powinien zosta膰 z nim z ty艂u.

— Zostan臋 — stwierdzi艂 Harry.

— Czy dobrze si臋 pan czuje, sir? — spyta艂 nerwowo Douglas. Zastanawia艂 si臋, czy nie powinien zwraca膰 si臋 do niego „Wasza Wysoko艣膰”.

Kr贸l niemal niedostrzegalnie skin膮艂 g艂ow膮 i poruszy艂 wargami, jakby mia艂 zamiar co艣 powiedzie膰. Douglas odczeka艂 chwil臋, ale kiedy nic nie us艂ysza艂, zamkn膮艂 tylne drzwi.

— Przejad臋 razem z wami przez zewn臋trzn膮 lini臋 stra偶y — o艣wiadczy艂 leutnant. — Potem ju偶 wy za wszystko odpowiadacie.

— Tak — rzek艂 Douglas. Leutnant wydmucha艂 g艂o艣no nos.

— Czy podano mu jakie艣 narkotyki? — zapyta艂 Douglas.

— Jest chory — odpar艂 leutnant. — Cholernie chory! — Znowu wytar艂 nos. Gdy ambulans przeje偶d偶a艂 przez Lower Thames Street, zeskoczy艂 ze stopnia i mrukn膮艂 co艣 na po偶egnanie.

Byli na Lombard Street, jad膮c w stron臋 Cheapside, kiedy zacz臋艂y si臋 k艂opoty. Okienko za g艂ow膮 Douglasa otworzy艂o si臋 z trzaskiem i rozleg艂 si臋 g艂os Harry'ego:

— Chcesz, 偶ebym prowadzi艂, Doug?

— To zap艂on — rzek艂 Douglas. — Kiedy naciskam peda艂 gazu, silnik zdycha.

Ambulans przejecha艂 wolno obok Bank of England. Stoj膮cy przed nim wartownicy byli ledwo widoczni przez mg艂臋. 艢wiat艂a na skrzy偶o­waniu wysiad艂y i ruchem kierowa艂 policjant. Jego ciemna sylwetka by艂a widoczna jedynie dzi臋ki p艂on膮cemu obok niego ogniowi. Da艂 im znak, by przejechali. Gdy dotarli ju偶 do katedry 艣w. Paw艂a, silnik przerwa艂 ponownie. Ruszy艂 dopiero po kilku pr贸bach.

— Musimy dojecha膰 tylko do Barnet — powiedzia艂 z nadziej膮 w g艂osie Harry. — Tam b臋dzie czeka艂 inny samoch贸d.

— Czy znasz si臋 cho膰 troch臋 na silnikach samochodowych, Harry?

— Mo偶e znajdziemy gdzie艣 warsztat — odrzek艂 Harry.

Na dziedzi艅cu 艢w. Paw艂a sta艂y porzucone we mgle cztery samochody osobowe i ci臋偶ar贸wka. Policjant w mundurze podszed艂 do ambulansu.

— Nie mo偶ecie go tu zostawi膰 — o艣wiadczy艂. By艂 opryskliwy i nieuprzejmy. — To Schnellstrasse, obowi膮zuje bezwzgl臋dny zakaz zatrzymywania si臋 i postoju.

— Co艣 mi nawala z zap艂onem — wyja艣ni艂 Douglas. — Czy mo偶e mnie pan skierowa膰 do warsztatu, kt贸ry dokona艂by naprawy? — Us艂ysza艂 za sob膮 kaszel kr贸la.

— Niczego takiego dzi艣 pan nie za艂atwi — oznajmi艂 konstabl. — Czy nie rozumie pan, 偶e ta mg艂a wszystko unieruchomi艂a? — Spojrza艂 na ambulans i czubkiem palca w r臋kawiczce wytar艂 skroplon膮 mg艂臋 z szyby. — Niech pan porozumie si臋 ze swoimi lud藕mi, 偶eby przys艂ali mechanika.

— Czy mog臋 zostawi膰 tu samoch贸d, kiedy b臋d臋 telefonowa艂?

— Nie strugajcie mi tu g艂upk贸w — powiedzia艂 policjant. Uzna艂, 偶e nie warto by膰 grzecznym w stosunku do kierowcy ambulansu. — Powiedzia艂em wam ju偶 raz i je偶eli zmusicie mnie, 偶ebym powt贸rzy艂 jeszcze raz, to was zapuszkuj臋. Zrozumiano? A teraz spieprza膰 st膮d! — Douglas opanowa艂 ogarniaj膮c膮 go w艣ciek艂o艣膰 i odjecha艂.

— Wredny ma艂y sukinsyn, co? — powiedzia艂 Harry, gdy ujechali ju偶 kawa艂ek.

— Nigdy nie lubi艂em gliniarzy — odpar艂 Douglas. — Jak... Zanim Douglas wymy艣li艂, jakiej formy powinien u偶y膰, m贸wi膮c o kr贸lu, Harry rzek艂:

— Wci膮偶 bez zmian. Nie powiedzia艂 ani s艂owa. Chyba musia艂 si臋 zdrzemn膮膰.

— Mo偶e zdo艂aliby艣my przewie藕膰 go taks贸wk膮?

— Przy takiej pogodzie wszyscy taks贸wkarze siedz膮 w domu — stwierdzi艂 Harry. — Zrobienie jednego kursu zaj臋艂oby ca艂y dzie艅.

Douglas skin膮艂 g艂ow膮. Harry mia艂 oczywi艣cie racj臋. Przez ca艂y czas nigdzie nie widzia艂 taks贸wki.

— Zadzwoni臋 do Barbary — powiedzia艂.

Budk臋 telefoniczn膮 znale藕li na Fleet Street. Barbary nie by艂o. Telefon odebra艂 czy艣ciciel okien i zaproponowa艂, 偶e powt贸rzy wiado­mo艣膰, ale Douglas powiedzia艂, 偶e zadzwoni p贸藕niej.

Potem zatelefonowa艂 do biura Generalnego Komisarza ds. Administracji i Sprawiedliwo艣ci, kt贸re nazywa艂o si臋 kiedy艣 Home Office. Sir Robert Benson by艂 na jakim艣 spotkaniu, ale Douglas, kiedy si臋 ju偶 przedstawi艂, odni贸s艂 wra偶enie, 偶e osobisty sekretarz Bensona ch臋tnie, a nawet z zapa艂em, udzieli mu pomocy.

Wed艂ug niego, o艣wiadczy艂 sekretarz, sir Robert wr贸ci najwcze艣niej po lunchu.

Douglas powiedzia艂, 偶e sprawa jest bardzo pilna i po pewnym wahaniu sekretarz wyja艣ni艂 wreszcie, 偶e sir Robert jest na lunchu w Reform Club.

— Pojedziemy tam — o艣wiadczy艂 Douglas Harry'emu, kiedy dotar艂 ju偶 do ambulansu. — Chyba uda mi si臋 doprowadzi膰 to pud艂o a偶 do Pall Mail.

— Mg艂a g臋stnieje — powiedzia艂 Harry. — Mo偶e si臋 utrzyma膰 przez par臋 dni.

— Jeste艣 pewien, 偶e nie podali ci nazwisk tych ludzi w Barnet?

— Jestem pewien — odpar艂 Harry.

Douglas wsiad艂 do ambulansu i spojrza艂 na kr贸la. Siedzia艂 na noszach otulony cienkim szarym kocem. Twarz mia艂 bez wyrazu.

— Czy dobrze si臋 pan czuje, Wasza Wysoko艣膰? — zapyta艂. Kr贸l spojrza艂 na niego, ale nic nie odpowiedzia艂.

— To musi by膰 rezultat tej bomby, kt贸ra trafi艂a w pa艂ac tu偶 przed ko艅cem — szepn膮艂 Harry. — Kr膮偶y艂y plotki, 偶e kr贸l zosta艂 ci臋偶ko ranny, pami臋tasz?

— Czy s膮dzisz, 偶e tak z nim by艂o przez ca艂y czas?

— Widzia艂em mn贸stwo takich przypadk贸w — rzek艂 Harry. — To wstrz膮s. Podmuch mo偶e zabi膰 nie zostawiaj膮c na ciele 偶adnego 艣ladu. Albo mo偶e oszo艂omi膰 i os艂abi膰 w艂adze umys艂owe. — Douglas obejrza艂 si臋 z niepokojem, ale kr贸l nie us艂ysza艂.

— Jak s膮dzisz, czy mo偶e wyzdrowie膰?

— B贸g raczy wiedzie膰, Douglasie. Ale jak s膮dzisz, czy w obecnym stanie m贸g艂by co艣 zdzia艂a膰 w Waszyngtonie?

— Przez ca艂y czas tylko o tym my艣l臋 — odpar艂 ze smutkiem Douglas.

— Czy rzeczywi艣cie masz nadziej臋 doprowadzi膰 to cholerne pud艂o a偶 do Pall Mail?

— Spr贸buj臋 — stwierdzi艂 Douglas.

Jakby chc膮c doda膰 mu otuchy, silnik zaskoczy艂 za pierwszym razem i potoczyli si臋 z wysi艂kiem wzd艂u偶 Strandu. Przez kilka minut silnik pracowa艂 r贸wno, ale zanim kt贸ry艣 z nich zdo艂a艂 wyrazi膰 nadziej臋, 偶e uda im si臋 dosta膰 do w艂a艣ciwego celu w Barnet, znowu zacz膮艂 si臋 krztusi膰. Byli naprzeciwko teatru Adelphi, kiedy ambulans wreszcie stan膮艂 na dobre. Teraz ju偶 w og贸le nie reagowa艂 na starter. W umo­cowanej na stopniu skrzynce narz臋dziowej znajdowa艂a si臋 jedynie zat艂uszczona szmata i korba do zapuszczania silnika. Harry wzi膮艂 j膮 i spr贸bowa艂 r臋cznie uruchomi膰 motor. Pr贸bowa艂 tak wielokrotnie. Jego gor膮czkowe wysi艂ki nie przynios艂y rezultatu i czerwony na twarzy, zadyszany sier偶ant cisn膮艂 korb臋 z powrotem do skrzynki. Zakl膮艂, wycieraj膮c r臋ce szmat膮.

— Co teraz robimy? — spyta艂 trzymaj膮c si臋 za pier艣 i oddychaj膮c g艂臋boko.

— Z ty艂u jest sk艂adany w贸zek inwalidzki — odpar艂 Douglas. — Lepiej b臋dzie, je偶eli we藕miemy go ze sob膮.

— Chryste!

— Nikt go nie pozna na ulicy. Londyn pe艂en jest chorych i kalek. Harry nie m贸g艂 zaproponowa膰 nic innego, nie mia艂 te偶 si艂y na sprzeczk臋. Z pewnym trudem posadzili kr贸la na w贸zku. Paru mijaj膮­cych ich przechodni贸w spojrza艂o z zaciekawieniem na trzech m臋偶czyzn, kiedy jednak spostrzegli znajduj膮ce si臋 nie opodal wej艣cie dla aktor贸w, przestali zwraca膰 na nich uwag臋.

Zacz臋li wie藕膰 kr贸la przez mg艂臋. Przeci臋li Trafalgar Square i pod­jechali pod wielki, pos臋pny gmach, w kt贸rym mie艣ci艂 si臋 Reform Club.

— Poczekaj tu z nim — poleci艂 Douglas Harry'emu. Mg艂a po­dra偶ni艂a p艂uca kr贸la i wywo艂a艂a szarpi膮cy ca艂ym cia艂em atak kaszlu.

Douglas bywa艂 ju偶 w tym klubie. Zapyta艂 portiera o sir Roberta i w tej samej chwili zobaczy艂 go stoj膮cego po艣rodku dziedzi艅ca.

Portier podszed艂 do sir Roberta i zaanonsowa艂 go艣cia. Benson odwr贸ci艂 si臋.

— Archer? Jak偶e mi mi艂o. — Jego g艂os by艂 niski i 艂agodny, i brzmia艂 jak co艣 po艣redniego mi臋dzy szeptem a pomrukiem.

— Przepraszam, 偶e pana niepokoj臋, sir Robercie.

— Ale偶 to drobiazg. Zna pan Webstera? Ma zosta膰 nowym podsekretarzem.

— Moje gratulacje — sk艂oni艂 si臋 Douglas.

Webster by艂 w膮t艂ym m臋偶czyzn膮 o zm臋czonym spojrzeniu i dyskret­nym u艣miechu. Trudno by艂o uwierzy膰, 偶e posiada艂 a偶 tyle zdecydowa­nia, 偶eby pokona膰 t臋 poprzeczk臋. Stanowisko podsekretarza stanu dla urz臋dnika administracji pa艅stwowej by艂o tym, czym pierwsza nomina­cja na gwiazd臋 dla aktora.

— Czy by艂 pan w New College, Archer? — spyta艂 sir Robert.

— W Christ Church — odpar艂 Douglas.

— Webster by艂 w New.

U艣miechn臋li si臋. Powszechnie s膮dzono, 偶e najwa偶niejsze stanowiska w administracji otrzymywali absolwenci oksfordzkiego New College.

— Czy mog臋 zaproponowa膰 panu kieliszek sherry? — zapyta艂 Webster.

Douglas niepokoi艂 si臋 o Harry'ego, kt贸ry sta艂 na chodniku przy kr贸lu, ale uzna艂, 偶e nie spos贸b odm贸wi膰 Websterowi 艣wi臋tuj膮cemu sw贸j awans. Klubowy s艂u偶膮cy sta艂 ju偶 w pobli偶u, got贸w przyj膮膰 zam贸wienie.

— Trzy wytrawne sherry — poleci艂 Webster.

— To do艣膰 pilna sprawa, sir Robercie.

— Zawsze jest czas na kieliszek sherry — odpar艂 sir Robert. Odwr贸ci艂 si臋 do Webstera. — Archer pomaga艂 mi od czasu do czasu w przygotowywaniu odpowiedzi na IP. — Douglas jak do tej pory by艂 tylko raz poproszony o przygotowanie pewnych materia艂贸w do interpelacji parlamentarnych, ale to wystarczy艂o, by usprawiedliwi膰 jego nieoczekiwane przybycie.

Webster uprzejmie da艂 im mo偶no艣膰 porozmawia膰 na osobno艣ci.

— Pozwolicie, panowie, 偶e zamieni臋 par臋 s艂贸w z sekretarzem klubu. To oszcz臋dzi mi czas po lunchu.

Sir Robert u艣miechn膮艂 si臋. Wydawa艂 si臋 nie zwraca膰 uwagi na to, 偶e Douglas si臋 niecierpliwi. Przyniesiono sherry i nadinspektor jeszcze raz przekaza艂 swoje gratulacje. Kiedy Webster odszed艂, sir Robert poprowadzi艂 Douglasa do jednej z pokrytych sk贸r膮 艂aweczek stoj膮cych pod 艣cian膮.

Douglas rozejrza艂 si臋 uwa偶nie woko艂o, 偶eby upewni膰 si臋, czy nikt ich nie mo偶e pods艂ucha膰.

— Chodzi o kr贸la, sir Robercie — szepn膮艂.

Sir Robert nic nie odpowiedzia艂. Wypi艂 tylko 艂yk sherry. Ten jego spok贸j w najmniejszym stopniu nie poprawi艂 nastroju Douglasa. Mia艂 wra偶enie, 偶e 藕le si臋 zachowuje, 偶e przeszkadza.

— Zabrali艣my go z Tower... zgodnie z wcze艣niejszymi uzgod­nieniami — szepn膮艂 Douglas przepraszaj膮cym tonem. — Ale mieli艣my k艂opoty z silnikiem. Potrzebujemy innego samochodu.

— A teraz gdzie jest? — spyta艂 spokojnie sir Robert.

— Tutaj.

— W klubie? — G艂os sir Roberta by艂 o ton wy偶szy od normalnego szeptu.

— Na zewn膮trz, na chodniku.

Sir Robert zmarszczy艂 krzaczaste brwi i zapatrzy艂 si臋 w kieliszek sherry. Douglas spostrzeg艂, 偶e powierzchnia p艂ynu dr偶y lekko. Odwr贸ci艂 g艂ow臋 i popatrzy艂 na grup臋 m臋偶czyzn stoj膮cych przy wyj艣ciu. 艢wiat艂o, padaj膮ce przez umieszczony wysoko nad g艂owami szklany dach, sprawia艂o, 偶e sylwetki ich pozbawione by艂y cieni.

— Jest na w贸zku inwalidzkim — doda艂 Douglas. — Zosta艂 z nim m贸j cz艂owiek.

— Czy bardzo chory? — Benson rozejrza艂 si臋.

— Chyba jest w stanie 艣pi膮czki, sir Robercie.

Siedzieli nieruchomo. Gdzie艣 wysoko nad mg艂膮 rozleg艂 si臋 warkot samolotu. Ucich艂, zanim sir Robert odpowiedzia艂:

— To du偶o t艂umaczy. Niemcy zadawali sobie wiele trudu, aby trzyma膰 Jego Wysoko艣膰 w izolacji. — Si臋gn膮艂 nerwowo do kieszeni czarnej marynarki i wyj膮艂 fajk臋.

— Nie wiem, jak mamy dostarczy膰 go do domu w Barnet — stwierdzi艂 Douglas. — Musieli艣my zostawi膰 samoch贸d.

Sir Robert spojrza艂 na niego i skin膮艂 g艂ow膮. W my艣li rozwa偶a艂 teraz wszelkie mo偶liwe warianty zaistnia艂ej sytuacji.

— Potrzebuje pomocy lekarskiej — powiedzia艂 i dmuchn膮艂 w fajk臋. Rozleg艂 si臋 g艂o艣ny melodyjny d藕wi臋k.

— Uwa偶am, 偶e lekarz powinien obejrze膰 go jak najszybciej.

— Sprytne zagranie — stwierdzi艂 sir Robert. — Otrzymali艣my od nich to, na czym najbardziej nam zale偶a艂o, a jednak zadali nam bolesny cios. — Zacz膮艂 przeszukiwa膰 obie kieszenie i odnalaz艂 kapciuch. Otworzy艂 go i zanurzy艂 palce w tytoniu. Douglas poczu艂 jego intensyw­ny zapach. Sir Robert nape艂ni艂 fajk臋, obci膮艂 paznokciem zwisaj膮ce w艂贸kna, zapali艂 zapa艂k臋, przytkn膮艂 do tytoniu i zaci膮gn膮艂 si臋. Potem wypu艣ci艂 dym. — Przebiegli faceci z tych Niemc贸w, co, Archer?

— Wygl膮da na to, 偶e tak, sir Robercie. — W klubie by艂o zimno i Douglasa przeszed艂 dreszcz.

— I co pan z nim teraz pocznie? — Sir Robert wyj膮艂 fajk臋 z ust i popatrzy艂 na tl膮cy si臋 tyto艅.

Douglas wypi艂 艂yk sherry i czeka艂. By艂 przera偶ony, cholernie przera偶ony, ale nie mia艂 najmniejszej mo偶liwo艣ci pospieszenia starego cz艂owieka.

— Kilka tygodni po przyj艣ciu Hans贸w uda艂o mi si臋 zdoby膰 przyzwoitych s艂u偶膮cych — oznajmi艂 z namys艂em sir Robert. — Ma艂偶e艅st­wo, niezbyt m艂ode, oboje ca艂kowici abstynenci. Kobieta potrafi ugoto­wa膰 proste angielskie dania, a jej m膮偶 by艂 kamerdynerem u jakiego艣 ma艂o znanego cz艂onka Izby Lord贸w. Mia艂em wielkie szcz臋艣cie, 偶e uda艂o mi si臋 zdoby膰 takich ludzi, sam pan rozumie, i to za pensje, jakie by艂em w stanie im p艂aci膰. — W艂o偶y艂 fajk臋 do ust i zaci膮gn膮艂 si臋 w zamy艣leniu, 艣widruj膮c jednocze艣nie Douglasa nieruchomym spojrzeniem.

Ponad ramieniem sir Roberta Bensona Douglas spostrzeg艂 wcho­dz膮cego do klubu genera艂a Georga von Ruffa. Genera艂 odda艂 por­tierowi sw贸j p艂aszcz na jedwabnej podszewce i sta艂 wycieraj膮c okulary w z艂otej oprawce zamglone po wej艣ciu do ciep艂ego pomieszczenia. Za nim sta艂 niemiecki 偶o艂nierz w mundurze. Douglas odwr贸ci艂 wzrok. C贸偶 za przekl臋ty zbieg okoliczno艣ci sprawi艂, 偶e z kilkudziesi臋ciu ludzi w Londynie, kt贸rzy mogli rozpozna膰 kr贸la, jeden z nich w艂a艣nie w tej chwili musia艂 przyj艣膰 do Reform Club. Ale czy by艂 to istotnie zbieg okoliczno艣ci? Niew膮tpliwie to w艂a艣nie genera艂 von Ruff i sir Robert Benson uzgodnili szczeg贸艂y uwolnienia kr贸la z Tower. Douglas spojrza艂 w zimne niebieskie oczy sir Roberta, kt贸ry zdawa艂 si臋 nie widzie膰 genera艂a, i zacz膮艂 si臋 zastanawia膰, czy istotnie stan zdrowia kr贸la by艂 dla sir Roberta takim zaskoczeniem.

— Nie wiem, czy dobrze pana zrozumia艂em — powiedzia艂. — To, co powiedzia艂 pan o swoich s艂u偶膮cych. Nie wiem, czy dobrze pana zrozumia艂em — powt贸rzy艂.

Genera艂 von Ruff przeszed艂 obok sir Roberta nawet nie spojrzawszy w jego stron臋 i pod膮偶y艂 na g贸r臋. Oczywi艣cie, tak powinno si臋 to odbywa膰, dyskretna rozmowa w prywatnym pokoju.

— Nie? — zdziwi艂 si臋 sir Robert i popatrzy艂 na Douglasa. — Oczywi艣cie to informatorzy. Donosz膮 Niemcom o wszystkim, co powiem, napisz臋 lub zrobi臋. Ale rozmawia艂em na ten temat z moj膮 偶on膮 i doszli艣my do wniosku, 偶e warto znosi膰 t臋 niedogodno艣膰... — Wyd膮艂 usta, 偶eby zdj膮膰 okruch tytoniu z warg. — Czasem nawet mam ochot臋 pope艂ni膰 par臋 niedyskrecji, po prostu by da膰 temu biedakowi jaki艣 materia艂, kt贸ry m贸g艂by dostarczy膰 swoim panom. Nie mam poj臋cia, jak daliby艣my sobie bez nich rad臋... zw艂aszcza 偶e jego 偶ona prasuje mi koszule lepiej, ni偶 to robi膮 w pralni.

— Chce pan powiedzie膰, 偶e nie mo偶emy zawie藕膰 kr贸la do pana domu — rzek艂 Douglas.

Sir Robert Benson wyj膮艂 fajk臋 z ust i ko艅cem o艂贸wka ugni贸t艂 tl膮cy si臋 tyto艅.

— By艂oby to ryzykowne — odpar艂. — A pu艂kownik Mayhew?

— Czeka w Barnet, sir Robercie. Nie mam mo偶no艣ci si臋 z nim skontaktowa膰. Natomiast Bernard Staines jest gdzie艣 w Ameryce Po艂udniowej.

— A Jego Wysoko艣膰 siedzi na ulicy w w贸zku inwalidzkim?

— Tak, sir Robercie.

Benson cybuchem fajki podrapa艂 bok nosa.

— Czy nie s膮dzi pan, Archer, 偶e jest w tym co艣 z farsy?

— Nie, sir. Nie s膮dz臋.

Benson pokiwa艂 z ubolewaniem g艂ow膮.

— Hmm... Widz臋, 偶e pa艅ska sytuacja jest rzeczywi艣cie piekielnie trudna.

Teraz dopiero Archer zrozumia艂, w jaki spos贸b sir Robert osi膮gn膮艂 swoj膮 wysok膮 pozycj臋 w administracji pa艅stwowej. Nie wydawa艂 rozkaz贸w i polece艅, ale po prostu doprowadza艂 do sytuacji, w kt贸rej musia艂o si臋 zrobi膰 to, czego sobie 偶yczy艂. A w tej chwili sir Robert Benson 偶yczy艂 sobie, 偶eby Douglas powi贸z艂 kr贸la w mg艂臋 i rozwi膮za艂 problem sam, nie mieszaj膮c do tego ani sir Roberta, ani 偶adnego z jego bliskich przyjaci贸艂 czy znajomych. Dla Douglasa ta zimna oboj臋tno艣膰 na jego k艂opoty by艂a bardziej przera偶aj膮ca ni偶 manipulacje Hutha i Kellermana.

— Czy nie ma pan nic przeciwko temu, 偶ebym skorzysta艂 z telefo­nu? — spyta艂.

— Wie pan, gdzie s膮 aparaty telefoniczne?

— Tak, ale czy m贸g艂by mi pan po偶yczy膰 par臋 pens贸w?

— Naturalnie. — Sir Robert znalaz艂 w kieszeni cztery pensy i poda艂 je Douglasowi. — Oczywi艣cie, prosz臋 zawie藕膰 go do mojego domu, je偶eli s膮dzi pan, 偶e warto podj膮膰 takie ryzyko — oznajmi艂.

Douglas skin膮艂 g艂ow膮. Sir Robert zawsze wyjdzie suchy z wody. Nikt nie b臋dzie m贸g艂 powiedzie膰, 偶e nie ofiarowa艂 si臋 ca艂kowicie sprawie, nawet ryzykuj膮c, 偶e zostanie zdradzony.

— Dopilnuj臋, by Jego Wysoko艣膰 dowiedzia艂 si臋 o pa艅skiej propo­zycji, sir Robercie.

Benson u艣miechn膮艂 si臋, zupe艂nie jakby uda艂o mu si臋 odczyta膰 my艣li Douglasa. Douglas wsta艂 i poszed艂 do telefonu.

— Barbaro, tu Douglas.

— Kochanie. — Jej g艂os by艂 niewiele g艂o艣niejszy od szeptu.

— Musz臋 si臋 z tob膮 zobaczy膰.

— Czy mogliby艣my od艂o偶y膰 to do jutra, kochany?

— Chcia艂bym przyj艣膰 zaraz.

— Nie teraz, kochanie. W艂a艣nie wychodz臋.

— Czy mnie s艂yszysz, Barbaro? Bo ja bardzo s艂abo.

— Czeka ju偶 na mnie samoch贸d, a jest paskudna mg艂a. Czy m贸g艂by艣 zadzwoni膰 jutro?

Douglas postuka艂 w s艂uchawk臋, w nadziei, 偶e jej g艂os stanie si臋 dono艣niej szy.

— Barbaro, musz臋 ci臋 zaraz zobaczy膰.

— Kochanie, nie tyranizuj mnie. Zosta艅 tam, gdzie jeste艣, dop贸ki mg艂a nie ust膮pi.

— Barbaro, ja...

— To moja praca — powiedzia艂a ju偶 g艂o艣niej. — Musz臋 zaj膮膰 si臋 swoj膮 prac膮, tak jak wszyscy. A teraz mo偶e przesta艂by艣 mnie nu­dzi膰?! — Aparat zabrz臋cza艂, gdy roz艂膮czy艂a si臋 z trzaskiem.

Douglas sta艂 przez chwil臋 ze s艂uchawk膮 w r臋ku. By艂 zupe艂nie nie przygotowany na to odtr膮cenie i czu艂 ogarniaj膮c膮 go rozpacz.

— Czy wszystko w porz膮dku? — spyta艂 sir Robert, gdy Douglas min膮艂 go id膮c w stron臋 wyj艣cia.

— Tak, oczywi艣cie, sir Robercie — odpar艂 Douglas.

Kiedy dotar艂 do wyj艣ciowego holu, portier trzyma艂 ju偶 jego p艂aszcz. Doskonale wiedzia艂, 偶e Douglas nie zostanie na lunchu z sir Robertem. Przez wiele lat swej pracy nauczy艂 si臋 rozpoznawa膰 ludzi, kt贸rych okrycia trzeba by艂o trzyma膰 pod r臋k膮, bo nie zostawali tu d艂ugo.

— Nie ma szansy na taks贸wk臋, jak s膮dz臋? — zapyta艂 Douglas od藕wiernego.

— Nie widzia艂em 偶adnej przez ca艂y dzie艅.

Stali obaj przez chwil臋 na szczycie schod贸w przed g艂贸wnym wej艣ciem.

— Niech pan spojrzy na tych dw贸ch — powiedzia艂 od藕wierny, skinieniem g艂owy wskazuj膮c na Harry'ego Woodsa przy w贸zku inwalidzkim. — Biedaczyska. Pomy艣le膰, 偶e walczy艂em w dw贸ch wojnach po to, 偶eby teraz widzie膰, jak dwaj byli 偶o艂nierze 偶ebrz膮 na Pall Mail.

— Rzeczywi艣cie to robi膮?

— Niech pan sam sprawdzi — odpar艂 od藕wierny. — Oczywi艣cie zachowuj膮 si臋 dyskretnie, ale widzia艂em, jak policjant udziela艂 im ostrze偶enia i kaza艂 przej艣膰 dalej.

— Czemu ci臋 tak d艂ugo nie by艂o? — spyta艂 Harry, gdy Douglas do nich wr贸ci艂. — Posterunkowy przed chwil膮 mnie upomnia艂, a jaki艣 cholerny szczeniak wo艂a艂: „Dajcie pensa biedakowi”.

— Przepraszam ci臋, Harry. Ale nikt nas nie chce.

— Co wi臋c zrobimy?

— Mam klucz od domu Barbary Bargi. To niedaleko, i w艂a艣nie wysz艂a. W ka偶dym razie b臋dziemy mogli usi膮艣膰 na chwil臋 i spr贸bowa膰 pozbiera膰 my艣li.

— Dobrze si臋 czujesz? — zapyta艂 Harry kr贸la, kucaj膮c przy w贸zku. Nie by艂o 偶adnej reakcji. — George — ci膮gn膮艂 dalej Harry — zabierzemy ci臋 tam, gdzie b臋dziesz m贸g艂 sobie ogrza膰 r臋ce. — Wsta艂 i spotka艂 wytrzeszczone ze zdziwienia oczy Douglasa. — No dobra, a jak mia艂em si臋 do niego zwraca膰? — zapyta艂 obronnym tonem. — Nawet „sir” brzmi cholernie podejrzanie, je偶eli pochylasz si臋 nad n臋dznie ubranym staruszkiem na w贸zku inwalidzkim.

— Teraz ja go popcham — powiedzia艂 Douglas ujmuj膮c r膮czki w贸zka.

Harry zauwa偶y艂, 偶e kr贸l z wysi艂kiem uni贸s艂 nieco d艂o艅, wi臋c pochyli艂 si臋 zbli偶aj膮c ucho do jego ust, 偶eby go wys艂ucha膰. Douglas zatrzyma艂 w贸zek i czeka艂, podczas gdy kr贸l wyszepta艂 co艣 ledwo s艂yszalnym g艂osem. Harry skin膮艂 g艂ow膮 i dotkn膮艂 jego ramienia, jakby staraj膮c si臋 doda膰 mu tym gestem otuchy. Douglas u艣wiadomi艂 sobie, 偶e mi臋dzy tymi dwoma lud藕mi wytworzy艂a si臋 ju偶 jaka艣 nieosi膮galna dla niego ni膰 porozumienia. Sam czu艂 si臋 jak spo艂eczny kaleka, kt贸ry nie jest w stanie nawi膮za膰 z nikim kontaktu, ani z m臋偶czyzn膮, ani z kobiet膮.

— S膮dz臋, 偶e on pr贸buje nam powiedzie膰, 偶e ten pusty ambulans zostanie zg艂oszony na policji.

— Wiem o tym — przytakn膮艂 Douglas.

— Co zrobi Kellerman? — zainteresowa艂 si臋 Harry.

Zacz臋li i艣膰 w stron臋 domu Barbary. Przeszli przez prawie kompletnie opustosza艂y Green Park. Pod drzewami mg艂a by艂a tak g臋sta, 偶e widzieli na odleg艂o艣膰 zaledwie dziesi臋ciu jard贸w.

— Wyda „osiemnastk臋” do wszystkich komisariat贸w.

— Zatrzymanie w celu doprowadzenia na przes艂uchanie? To by艂oby do艣膰 drastyczne posuni臋cie.

— Powie, 偶e obawia艂 si臋 o nasze bezpiecze艅stwo.

— Po co ma sobie zawraca膰 g艂ow臋, dop贸ki nie upewni si臋, czy na przyk艂ad nie zachorowali艣my?

— Kellerman b臋dzie wiedzia艂, 偶e zdarzy艂o si臋 co艣 wa偶nego. Mo偶e nawet domy艣li si臋, 偶e kr贸l nie jest ju偶 w Tower. Ma w Tower swoj膮 wart臋 honorow膮 z Leibstandarte i nawet je偶eli armia tego ranka wyda艂a im zakaz opuszczania koszar, wkr贸tce zorientuj膮 si臋, 偶e co艣 si臋 zdarzy艂o. Ludzie z Abwehry nale偶膮 do spisku, ale je偶eli b臋d膮 musieli ratowa膰 swoje g艂owy, rzuc膮 pu艂kownika, ciebie i mnie na po偶arcie, Harry.

Do tego stanu nas doprowadzono, pomy艣la艂 Douglas. Dwaj policjanci i kaleki kr贸l w kraju, kt贸ry ju偶 do nich nie nale偶a艂.

Zgubili drog臋 w parku, zakr臋cili wi臋c w lewo i szli, dop贸ki nie dostrzegli gazowych lamp na Constitution Hill. Za nim znajdowa艂y si臋 ruiny Buckingham Palace. Douglas spojrza艂 na kr贸la, 偶eby przekona膰 si臋, czy poznaje te miejsca, ale nie by艂o 偶adnej reakcji. Monarcha wygl膮da艂 偶a艂o艣nie. Siedzia艂 zgarbiony, z g艂ow膮 pochylon膮 do przodu nad szczup艂ymi zaci艣ni臋tymi d艂o艅mi. Douglas przypomnia艂 sobie, kiedy widzia艂 go po raz ostatni. By艂o to w czasie kr贸lewskiej wizyty w Scotland Yardzie tu偶 po rozpocz臋ciu wojny. Pami臋ta艂, jak kr贸l w sekcji daktyloskopii zostawi艂 odciski swoich palc贸w i da艂 im t臋 kart臋 na pami膮tk臋 swojej wizyty. By艂 przystojnym cz艂owiekiem, skorym do u艣miechu i o przyst臋pnym sposobie bycia, kt贸ry tak 艂atwo zjednywa艂 mu sympati臋. Trudno by艂o pogodzi膰 tamt膮 scen臋 z ich obecn膮 sytuacj膮, ale Douglas poprzysi膮g艂 sobie, 偶e raczej da si臋 zabi膰, ni偶 opu艣ci swojego kr贸la.

— Przy Arch b臋dzie posterunek kontrolny — powiedzia艂 Harry. Wewn膮trz Wellington Arch przy Hyde Park Corner znajdowa艂 si臋 lokal Policji Metropolitalnej. Ostatnio patrole wojskowe wykorzys­tywa艂y go jako posterunek kontrolny. Je偶eli Kellerman wyda艂 za­rz膮dzenie numer osiemna艣cie, jego esesmani mog膮 tam sprawdza膰 dokumenty przechodni贸w.

— Obejdziemy bokiem — wyja艣ni艂 Douglas. — P贸jdziemy jedn膮 z bocznych uliczek, przeskoczymy Curzon Street i przez Park Lane do Hyde Park.

— Wszystko b臋dzie w porz膮dku — szepn膮艂 Harry kr贸lowi do ucha. — Nadinspektor wie, co robi.

Kiedy Douglas wk艂ada艂 klucz do zamka drzwi, us艂yszeli dzwoni膮cy telefon. Douglas wszed艂 do salonu i podni贸s艂 s艂uchawk臋.

— Panna Barga?

— Nie ma jej w domu — odpar艂 Douglas.

— Kto m贸wi? Douglas pozna艂 ten g艂os.

— Czy to pan, pu艂kowniku Mayhew?

— Archer! Pr贸bowa艂em pana znale藕膰. Mia艂em nadziej臋, 偶e skon­taktuje si臋 pan z pann膮 Barga.

— Ambulans...

— Prosz臋 nic nie m贸wi膰, b臋d臋 za pi臋膰 minut. Czy wci膮偶 jeste艣cie razem i bezpieczni?

— Jeste艣my we trzech.

— Zadzwoni臋 kr贸tko trzy razy.

— To by艂 Mayhew — powiedzia艂 Harry'emu Douglas od艂o偶ywszy s艂uchawk臋.

— Dzi臋ki Bogu — odpar艂 Harry. Zapala艂 w艂a艣nie gaz. Douglas pom贸g艂 przesun膮膰 kr贸la bli偶ej ognia. Potem poszed艂 do kuchni, 偶eby zrobi膰 herbat臋. Nie m贸g艂 ukry膰 przyjemno艣ci, jak膮 czu艂 pos艂uguj膮c si臋 przedmiotami nale偶膮cymi do Barbary.

— Nie ma nic lepszego od fili偶anki herbaty — stwierdzi艂 Harry. Podszed艂 do kr贸la i zapyta艂: — Czy pocukrzy膰, Wasza Wysoko艣膰? — Kiedy nie by艂o ju偶 niebezpiecze艅stwa, powr贸ci艂 do oficjalnych form.

Mayhew telefonowa艂 ze swojego domu na Upper Brook Street. Wr贸ci艂 z Barnet metrem, kt贸re prawie nie odczuwa艂o skutk贸w mg艂y. Dotarcie do Sloane Yard Mews te偶 nie zaj臋艂o mu wiele czasu. Trzej m臋偶czy藕ni przeszli do kuchni, by kr贸l ich nie s艂ysza艂.

Mayhew nie skomentowa艂 rozmowy Douglasa z sir Robertem Bensonem. Pochyli艂 si臋 do przodu, zacieraj膮c d艂onie nad ogniem palnika. Poczeka艂, a偶 Douglas sko艅czy艂 swoj膮 opowie艣膰, a potem powiedzia艂:

— Musieli znale藕膰 ambulans w par臋 minut po tym, jak go porzucili艣cie. Konstabl, kt贸ry patrolowa艂 ten rejon, zameldowa艂 o nim, a posterunek policji przekaza艂 wiadomo艣膰 do Scotland Yardu. Genera艂 Kellerman natychmiast przekaza艂 to na teleks. Podano w nim tylko, 偶e znaleziono ambulans skradziony nie wiadomo dlaczego, gdzie i kiedy. Oznacza to jednak, 偶e londy艅ska Feldgendarmerie ma to na pi艣mie. Co z kolei oznacza, 偶e GFP, a w ko艅cu i Abwehra musz膮 zacz膮膰 chroni膰 w艂asne ty艂ki.

— A tego w艂a艣nie Kellerman chcia艂 — stwierdzi艂 Douglas.

— Tak, musia艂 si臋 domy艣la膰, co si臋 rzeczywi艣cie sta艂o.

— Albo mia艂 gdzie艣 informatora — doda艂 Douglas. Harry nala艂 herbat臋.

— Tak, nie mo偶emy tego wykluczy膰 — przytakn膮艂 Mayhew. — Czy to moja herbata? Dzi臋kuj臋, Harry. Jego Wysoko艣膰 wci膮偶 drzemie?

— Jest w tym stanie od chwili, kiedy go odebrali艣my — rzek艂 Harry. — S膮dz臋, 偶e powinni艣my pokaza膰 go lekarzowi.

Mayhew skin膮艂 g艂ow膮, wypi艂 艂yk herbaty i odsun膮艂 od siebie my艣li o kr贸lu.

— Tak, to zmusi艂o armi臋 do okre艣lonych dzia艂a艅. Nie mieli innego wyj艣cia, mogli tylko zacz膮膰 reagowa膰 na teleksy ze Scotland Yardu.

— Co si臋 sta艂o?

— Grossfahndung — odpar艂 Mayhew. — Przekazano w nim ca艂膮 spraw臋: kr贸l uciek艂 dzi艣 rano, w centrum Londynu znaleziono porzucony pojazd. Jak na razie podano to poufnie komisariatom ale nie b臋d膮 w stanie d艂ugo utrzyma膰 tajemnicy.

— Nazwiska?

— Jak do tej pory 偶adnych.

— Grossfahndung — powt贸rzy艂 Harry. — Co to takiego?

— Najwy偶sza kategoria poszukiwa艅 — odpar艂 Douglas. — Stan pogotowia we wszystkich pododdzia艂ach si艂 zbrojnych, policji, s艂u偶by bezpiecze艅stwa, oddzia艂ach pomocniczych, pomocniczych jednostkach policji, w tym r贸wnie偶 policji portowej, kolejowej i w portach lotniczych, oczywi艣cie tak偶e w SS, obozach szkoleniowych DAF, RAD, Hitlerjugend, Uncle Tom Cobley, i tak dalej.

— Grossfahndung — powt贸rzy艂 znowu Harry.

— Od godziny Kriegsfahndung — poprawi艂 go Mayhew. — O pierwszej trzydzie艣ci zmieniono kategori臋.

— By艂em wtedy z sir Robertem w klubie.

— No c贸偶, co艣 spowodowa艂o, 偶e zmienili zdanie. — Mayhew wypi艂 do ko艅ca gor膮c膮 herbat臋 i wsta艂. — S膮dz臋, 偶e musimy ju偶 st膮d i艣膰. W ko艅cu zaczn膮 sprawdza膰 adresy wszystkich obcokrajowc贸w, w tym r贸wnie偶 panny Bargi. M贸j samoch贸d czeka przed domem.

— Jak my艣lisz, czy mogliby艣my wzi膮膰 jeden z koc贸w panny Bargi? — spyta艂 Douglasa Harry. — Dla kr贸la.

— Go艣cinna sypialnia jest na g贸rze — powiedzia艂 Douglas. — We藕 stamt膮d.

— Kellerman to cz艂owiek, kt贸rego posuni臋膰 nie spos贸b przewidzie膰 — stwierdzi艂 Mayhew. — W chwili obecnej wierzy, 偶e pan i Harry jeste艣cie w stosunku do niego ca艂kowicie lojalni. Pan — bo Ruch Oporu pr贸bowa艂 pana zabi膰, a Harry, bo 艣miertelnie boi si臋 powt贸rnego aresztowania. Ale nie mo偶emy mie膰 偶adnej pewno艣ci, jak d艂ugo to jego zaufanie si臋 utrzyma. Pr臋dzej czy p贸藕niej wasza nieobecno艣膰 zostanie zauwa偶ona i zaczn膮 podejrzewa膰, 偶e jeste艣cie w terenie pracuj膮c dla Hutha albo dla nas.

Archer skin膮艂 g艂ow膮. Z g贸ry dobiega艂y d藕wi臋ki 艣wiadcz膮ce o tym, 偶e Harry ma k艂opoty z drzwiami do sypialni. Douglas mia艂 zamiar zawo艂a膰, 偶e drzwi si臋 czasem zacinaj膮, ale doszed艂 do wniosku, 偶e nie powinien zdradza膰 swojej tak dok艂adnej znajomo艣ci mieszkania. Potem us艂ysza艂, 偶e Harry przesuwa co艣 ci臋偶kiego, i zacz膮艂 si臋 zastanawia膰, czy przypadkiem nie bierze dodatkowych kocy z walizki le偶膮cej w szafie. Wreszcie Harry zszed艂 na d贸艂. Zbiega艂 tak szybko, 偶e prawie upad艂 w progu saloniku.

— Ostro偶nie, sier偶ancie — powiedzia艂 Mayhew 艂api膮c go pod rami臋.

— Co si臋 sta艂o, Harry?

— Panna Barga... — odpar艂 Harry.

Douglas patrzy艂 na niego przez chwil臋, zanim u艣wiadomi艂 sobie, co to znaczy. Przecisn膮艂 si臋 ko艂o Woodsa, chc膮c wej艣膰 na schody, ale Harry okaza艂 si臋 szybszy.

— Zosta艅 tu, Doug... Pos艂uchaj mnie przez chwil臋. — Schwyci艂 Douglasa obur膮cz i przycisn膮艂 do siebie mocno. Wszelkie pr贸by wyrwania si臋 z obj臋膰 tego pot臋偶nego m臋偶czyzny okaza艂y si臋 bez­skuteczne. — Nie... do cholery, nie chod藕 tam, m贸wi臋 ci. — Harry dysza艂 z wysi艂ku.

— Dobrze — powiedzia艂 Douglas, czuj膮c 偶e Harry niemal wyciska z niego ostatni dech.

Woods pu艣ci艂 go.

— Jest na g贸rze. Nie 偶yje. Przykro mi. Douglas poczu艂, 偶e kr臋ci mu si臋 w g艂owie.

— Niech pan usi膮dzie na chwilk臋 — odezwa艂 si臋 Mayhew. Douglas sta艂 w dalszym ci膮gu. Przez chwil臋 obawia艂 si臋, 偶e zemdleje, ale opar艂 si臋 r臋k膮 o drzwi i utrzyma艂 r贸wnowag臋.

— Jeste艣 pewien?

— Tak, jestem pewien, Doug.

— W jaki spos贸b...

— Uderzono j膮. Lepiej nie wchod藕 na g贸r臋. Wygl膮da na to, 偶e zaskoczy艂a w艂amywacza, kt贸ry uderzy艂 j膮 mocniej, ni偶 zamierza艂.

— W艂amywacz! — powt贸rzy艂 Douglas. S艂ysza艂 sw贸j g艂os, jakby nale偶a艂 do kogo艣 innego, kogo艣, kto stoi bardzo daleko. Widzia艂 spi臋te twarze obu m臋偶czyzn, wpatrzone w niego oczy. — Bardzo poraniona? Biedna Barbara.

— Lepiej zabierajmy si臋 st膮d natychmiast — odezwa艂 si臋 Mayhew. — Zabierz kr贸la, Harry.

— A my siedzieli艣my tutaj i pili艣my herbat臋 — rzek艂 Douglas. — Podczas gdy ona...

— Na lito艣膰 bosk膮, we藕 si臋 w gar艣膰, Archer. Wiem, to dla pana straszne. Ale nie ma czasu na 偶a艂ob臋.

Douglas wydmucha艂 nos, nala艂 do fili偶anki resztk臋 ciep艂ej herbaty i wypi艂 j膮 z du偶膮 ilo艣ci膮 cukru. M贸j Bo偶e, pomy艣la艂, ile偶 to razy w czasie swojej s艂u偶by w policji poi艂em gor膮c膮 s艂odk膮 herbat膮 pogr膮偶onych w 偶a艂obie ludzi.

— Ma pan racj臋 — powiedzia艂 na g艂os.

— No, to ju偶 lepiej — stwierdzi艂 Mayhew.

— M贸j syn — powiedzia艂 Douglas. — Niepokoj臋 si臋 o niego.

— Niech pan zostawi to mnie. Cokolwiek si臋 stanie, obiecuj臋 panu, 偶e pa艅ski syn b臋dzie mia艂 opiek臋 — zapewni艂 go Mayhew.

— Jeste艣my gotowi — odezwa艂 si臋 Harry z drugiego pokoju.

— Mamy niewielkie op贸藕nienie — oznajmi艂 Mayhew. — Ale wszyscy, na ca艂ej trasie, b臋d膮 na was czekali. To specjalnie dobrani ludzie.

— Kiedy Niemcy b臋d膮 zmuszeni og艂osi膰 komunikat? — spyta艂 Harry.

— O ucieczce kr贸la? — Mayhew poci膮gn膮艂 nosem i zapatrzy艂 si臋 w drzwi, jakby zastanawiaj膮c si臋 nad pytaniem. — Najwcze艣niej dzi艣 o p贸艂nocy... a najp贸藕niej jutro w po艂udnie. Na pewno nie p贸藕niej, bo pog艂oski b臋d膮 ju偶 kr膮偶y艂y po ca艂ym kraju.

— W jaki spos贸b pa艅scy przyjaciele z Abwehry wyja艣ni膮, dlaczego nie podano informacji w dzienniku BBC, gdy tylko dowiedziano si臋 o ucieczce?

— Powiedz膮, 偶e mieli nadziej臋 go uj膮膰 — u艣miechn膮艂 si臋 — zanim o jego ucieczce b臋dzie wiadomo z nag艂贸wk贸w gazet neutralnych pa艅stw. Ale teraz Kellerman wypu艣ci艂 d偶ina z butelki. Berlin b臋dzie chcia艂 mie膰 koz艂a ofiarnego.

— Armia za艣 zaproponuje Kellermana? — spyta艂 Douglas.

— W Whitehall robi膮 na ten temat zak艂ady, ale Kellerman jest znany z tego, 偶e zwyci臋偶a swoich przeciwnik贸w nawet wtedy, gdy jest pozornie w beznadziejnej sytuacji.

— Jak daleko b臋dziemy musieli zawie藕膰 kr贸la? — zapyta艂 Harry.

— Obawiam si臋, 偶e do samego ko艅ca — odpar艂 Mayhew. — Mamy sze艣膰 godzin sp贸藕nienia. Moi ludzie nie posiadaj膮 zezwole艅 na poruszanie si臋 po godzinie policyjnej i ich dokumenty podr贸偶y trac膮 wa偶no艣膰 o p贸艂nocy. Wasze policyjne przepustki dadz膮 wam swobod臋 ruch贸w.

— Do chwili, kiedy Kellerman roze艣le teleksami nasze nazwiska — powiedzia艂 Harry.

— O, to mi zupe艂nie nie przypomina Harry'ego, jakiego dot膮d zna艂em — zdziwi艂 si臋 Mayhew. — Je偶eli Scotland Yard umie艣ci wasze nazwiska w meldunku sytuacyjnym, natychmiast si臋 o tym dowiem.

— Chyba 偶e wy艣l膮 je bezpo艣rednio do BBC, do zamieszczenia w wiadomo艣ciach.

— Mo偶e tak by膰 — przytakn膮艂 Mayhew. — Ale teraz wytrzyjmy odciski palc贸w z fili偶anek, i tak dalej, i ruszajmy. Samoch贸d stoi tu偶 obok. Czy zostawi艂 pan jakie艣 odciski palc贸w na g贸rze, Harry?

— Za艂atwi臋 to — zapewni艂 go Woods.

— Tam, dok膮d jedziemy, b臋dzie cholernie zimno, Archer — uprzedzi艂 Mayhew. — P艂aszcz przeciwdeszczowy nie wystarczy. Mam w samochodzie budrys贸wk臋. — Popatrzy艂 na zegarek kieszonkowy. — Harry, jest pan got贸w?! — zawo艂a艂.

— Czy mo偶e pan powiadomi膰 ludzi z ko艅cowego punktu, 偶e mamy parogodzinne sp贸藕nienie? — zapyta艂 Douglas.

Na twarzy George'a Mayhew pojawi艂 si臋 przelotny u艣miech.

— Spr贸buj臋. Spotka pan jeszcze paru Amerykan贸w, Archer. Jutro o 艣wicie odp艂yn膮 — z kr贸lem albo bez niego.

Rozdzia艂 37

To jest Bringle Sands. — Akcent by艂 typowy dla Bostonu w stanie Massachusetts. Kapitan piechoty morskiej Stan贸w Zjednoczonych stukn膮艂 palcem w map臋. Jej przezroczysta os艂ona b艂ysn臋艂a w 偶贸艂tym 艣wietle 偶ar贸wek. — Wasze 艂odzie dotr膮 do pla偶y o zmierzchu. Odp艂yw b臋dzie ju偶 wystarczaj膮co zaawansowany, 偶eby wszystkie podwodne przeszkody sta艂y si臋 widoczne. Wy, marines, b臋dziecie mieli do pokonania oko艂o trzystu metr贸w dna ods艂oni臋tego przez odp艂yw... — Skraca艂 odpraw臋, nie chcia艂 bowiem, by jego s艂uchacze zacz臋li si臋 zbytnio zastanawia膰 nad zagro偶eniami. — To jednak da saperom mo偶no艣膰 oczyszczenia i oznakowania trasy. I oznacza, 偶e podczas przyp艂ywu 艂odzie podejd膮 naprawd臋 blisko, 偶eby was zabra膰. Spojrza艂 na swoich ludzi siedz膮cych ciasno na sk艂adanych metalo­wych krzes艂ach, tak nie pasuj膮cych do wykonanych w siedemnastowie­cznym stylu bia艂o-z艂otych boazerii, kt贸re by艂y charakterystyczne dla wystroju pasa偶erskich statk贸w French Line. Odwr贸ci艂 si臋 i dotkn膮艂 mapy wybrze偶a Devonu, ale 偶o艂nierze nie spuszczali wzroku z jego twarzy, staraj膮c si臋 odczyta膰 w niej zapowied藕 czy te偶 przeczucie sukcesu lub kl臋ski. Uj艣cia rzek Frane, Exeter, Yorkshire czy Timbuktu nic dla nich nie znaczy艂y, by艂y tylko zapomnianymi nazwami z podr臋cznik贸w szkolnych. Wi臋kszo艣膰 marines stanowili wiejscy ch艂opcy ze 艣rodkowego zachodu Stan贸w Zjednoczonych, kt贸rzy nigdy nie mieli ambicji odwiedzenia Europy. Nam贸wiono ich, by wzi臋li dymisj臋 z Korpusu Piechoty Morskiej Stan贸w Zjednoczonych i wst膮pili —jako Kanadyj­czycy — do brytyjskich si艂 zbrojnych. Dla uwiarygodnienia tego kamufla偶u mieli na r臋kawach mundur贸w naszyte ma艂e brytyjskie flagi.

Anglik — major Albert Dodgson — skin膮艂 g艂ow膮 uzbrojonemu wartownikowi przy drzwiach i wyszed艂 z sali odpraw. Zna艂 ju偶 to wszystko. To on w艂a艣nie pom贸g艂 opracowa膰 cz臋艣膰, w kt贸rej scharak­teryzowany by艂 teren w okolicy Bringle Sands, po艂o偶onego tak blisko domu jego rodzic贸w.

Major Dodgson zosta艂 odkomenderowany do Pierwszej Dywizji Piechoty Morskiej stacjonuj膮cej w bazie w Quantico w stanie Wirginia, gdy tylko zosta艂a postawiona w stan alarmu w zwi膮zku z operacj膮 desantow膮 na francuskiej Martynice — natychmiast po tym, jak ta kolonia francuska zadeklarowa艂a lojalno艣膰 wobec proniemieckiego rz膮du w Vichy. Kiedy prezydent Roosevelt wyda艂 zgod臋 na prze­prowadzenie rajdu na Bringle Sands, ci marines, dzi臋ki szkoleniu w przeprowadzaniu zaczepnych dzia艂a艅 desantowych i specjalnie zaprojektowanym jednostkom do l膮dowania, byli jedynymi lud藕mi, kt贸rzy mogli j膮 przeprowadzi膰.

Dodgson szed艂 s艂abo o艣wietlonym korytarzem. Jeden z turbo­generator贸w wysiad艂 trzeci raz z rz臋du. Dysponuj膮c jedynie dwoma tysi膮cami kilowat贸w, u偶ywano wy艂膮cznie o艣wietlenia awaryjnego i wydawano jeden gor膮cy posi艂ek dziennie. Dzi臋ki Bogu, 偶e ogrzewanie zapewnia艂y pomocnicze kot艂y statku, na kt贸re niedob贸r energii elektrycznej nie mia艂 wp艂ywu. Byli na morzu przez dwana艣cie d艂ugich zimowych dni. Gdy wodowano ten liniowiec pasa偶erski w 1931 roku, podr贸偶 przez Atlantyk trwa艂a siedem dni. Obecnie na przednim mi臋dzypok艂adzie 艂adunkowym, przeznaczonym do transportu 艂adun­k贸w drobnicowych, znajdowa艂y si臋 dwie du偶e jednostki desantowe. Nast臋pne dwie 艣rednie barki desantowe umieszczono w miejscu, gdzie dawniej by艂a tylna 艂adownia i pomieszczenia ch艂odnicze. W ka偶dej jednostce desantowej znajdowa艂a si臋 dziwna hybryda — pojazd o przodzie ci臋偶ar贸wki i tyle czo艂gu. Wewn膮trz tych niedawno wynale­zionych p贸艂g膮sienicowych transporter贸w M 3 znajdowa艂y si臋 mechaniz- I, my opracowane i wykonane w warsztatach piechoty morskiej w Quan­tico. Przeprowadzone miesi膮c wcze艣niej pr贸by udowodni艂y, 偶e te „偶elazne dziewice” s膮 w stanie wyrwa膰 tyln膮 艣ciank臋 najmocniejszego niemieckiego sejfu w ci膮gu nieca艂ych dziesi臋ciu minut. I to nie niszcz膮c znajduj膮cych si臋 wewn膮trz dokument贸w.

Major Dodgson nie by艂 oficerem korpusu piechoty morskiej. Zdoby艂 sw贸j Distinguished Service Order walcz膮c w 1940 roku we Francji w szeregach Royal West Kents. Nigdy nie lubi艂 morza i obecna podr贸偶 wcale nie pomog艂a mu w prze艂amaniu tego uprzedzenia. Nie m贸g艂 przywykn膮膰 do ci膮g艂ego ko艂ysania, niewielkich zat艂oczonych pomieszcze艅, wywo艂uj膮cych w nim uczucie lekkiej klaustrofobii, oraz g艂o艣nych metalicznych poj臋kiwa艅 i 艂oskot贸w dobiegaj膮cych z g艂臋bi statku. Najbardziej jednak nie znosi艂 wibracji. Pierwszego dnia na morzu jedna ze 艣rub uleg艂a lekkiemu uszkodzeniu i od tej chwili nie by艂o spokoju. Teraz, gdy szed艂 do g贸ry na pok艂ad A, gdzie kiedy艣 znajdowa艂 si臋 pok艂ad spacerowy, wielkie schody z bia艂ego marmuru dr偶a艂y pod jego stopami.

Dopiero po kilku minutach uda艂o mu si臋 dostrzec przez zas艂on臋 ulewnego deszczu ciemne sylwetki innych statk贸w. Ko艂ysa艂y si臋, p艂yn膮c z zapalonymi jedynie 艣wiat艂ami wskazuj膮cymi pozycj臋 w szy­ku — male艅kimi punkcikami 艣wietlnymi po艂yskuj膮cymi na tle niskich szarych chmur zlewaj膮cych si臋 niemal z dymem unosz膮cym si臋 z ich komin贸w. Zasta艂 innych ameryka艅skich oficer贸w dok艂adnie w tym samym miejscu, gdzie ich po偶egna艂. Stali patrz膮c przez mokre szyby. W powietrzu unosi艂 si臋 zapach dymu z cygar.

— Czy zbli偶aj膮 si臋 ju偶 do ko艅ca odprawy? — zapyta艂 kapitan Waley, kt贸ry mia艂 si臋 znale藕膰 w pierwszej barce desantowej.

Podobnie jak wi臋kszo艣膰 zgromadzonych, by艂 oficerem zawodowym. Zosta艂 powo艂any do korpusu z rezerwy i cz臋sto uskar偶a艂 si臋, 偶e by艂by ju偶 dawno majorem, gdyby nie to, 偶e w jego grupie awanse przydzielano w porz膮dku alfabetycznym. Zadaniem oddzia艂u Waleya by艂o nawi膮­zanie kontaktu z grup膮 ludzi z brytyjskiego Ruchu Oporu, kt贸rzy mieli ich przeprowadzi膰 specjalnie przygotowan膮 tras膮 do O艣rodka Badawczego. Przydzielono mu trzy transportery p贸艂g膮sienicowe. Mia艂 rozkaz zdoby膰 O艣rodek i utrzyma膰 go do chwili, kiedy cz艂owiek o nazwisku Ruysdale pozwoli mu si臋 wycofa膰, albo gdy ca艂y jego oddzia艂 zostanie wyeliminowany. Nikt, kto zna艂 Waleya, nie w膮tpi艂, 偶e rozkaz ten zosta艂 przez niego zrozumiany dos艂ownie. Charakterystyczne by艂o to, 偶e ka偶dy cz艂owiek w oddziale Waleya wype艂ni艂 i podpisa艂 blankiety ostatniej woli i testamentu.

— Mo偶esz mnie pocz臋stowa膰 cygarem, Jake? — zapyta艂 Dodgson Hodge'a, oficera, kt贸ry podobno zawsze mia艂 ich pe艂n膮 kiesze艅.

— Jasne — odpar艂 Hodge. Dodgson mia艂 dobre uk艂ady z Amery­kanami. Jego do艣wiadczenia z- walk z Niemcami zyska艂y mu ich uznanie, a skromno艣膰 — ich przyja藕艅. — Szwaby musia艂y mie膰 kompletnego hopla, skoro wybudowa艂y to tajne laboratorium tak blisko morza — stwierdzi艂 Hodge. M贸wi艂 z rozwlek艂膮, typow膮 dla Alabamy wymow膮, kt贸r膮 Dodgson po paru kieliszkach zawsze usi艂owa艂 na艣ladowa膰.

Hodge i Dodgson mieli przeprowadzi膰 wsp贸lnie atak pozoruj膮cy, kt贸rego zadaniem by艂o odci膮gn膮膰 Niemc贸w od O艣rodka Badawczego i otworzy膰 drog臋 dla g艂贸wnych si艂 dzia艂aj膮cych z drugiej strony.

— Chyba 偶e te sukinsyny przenios艂y go gdzie indziej — odpar艂 Waley, powtarzaj膮c obawy wyra偶ane r贸wnie偶 w Waszyngtonie.

Wtedy odezwa艂 si臋 ostatni cz艂onek tej ma艂ej grupki. By艂 o wiele starszy od pozosta艂ych, niezgrabny, niewielkiego wzrostu i mia艂 zupe艂nie niewojskowy spos贸b bycia.

— Taki reaktor atomowy wymaga wody, bardzo du偶o wody — powiedzia艂 z ostrym niemieckim akcentem.

— A rzeka by im nie wystarczy艂a?— spyta艂 Dodgson.

— Woda z powt贸rnego obiegu zawiera cz膮stki radioaktywne — odpar艂 tamten. — Wypuszczanie ich do rzeki nie by艂oby zbyt bezpieczne.

Pozostali skin臋li g艂owami. By艂 jedyn膮 osob膮 spo艣r贸d nich, kt贸ra pojmowa艂a prawdziwy cel ich niczym nie sprowokowanej napa艣ci. Jego dokumenty g艂osi艂y, i偶 jest porucznikiem Ruysdale, obywatelem kanadyjskim holenderskiego pochodzenia, ale jego prawdziwego nazwiska nie zna艂 nikt. Wszyscy nazywali go zazwyczaj „Profesorem”. Powiedziano im jedynie, 偶e po zaj臋ciu przez oddzia艂 Waleya O艣rodka Badawczego Ruysdale b臋dzie im wskazywa膰, kt贸re sejfy maj膮 trafi膰 w obj臋cia „偶elaznej dziewicy” i kt贸re dokumenty, materia艂y badawcze oraz kt贸rzy ludzie zostan膮 za艂adowani do transporter贸w i odwiezieni na statki. Z ich zgod膮 albo bez niej.

— Profesorze — powiedzia艂 Waley nie odwracaj膮c g艂owy od smaganego deszczem okna pok艂adu spacerowego. — Powiedziano nam, 偶e Hitler m贸g艂by zwyci臋偶y膰 Stany Zjednoczone za pomoc膮 tego kastetu, kt贸ry mamy zamiar wyci膮gn膮膰 mu z jego r臋kawicy. Czy to prawda?

Nikt nie spojrza艂 w stron臋 Ruysdale'a, lecz on wiedzia艂, 偶e jest to pytanie, na kt贸re ka偶dy cz艂owiek na pok艂adzie tych statk贸w musi zna膰 odpowied藕.

— To prawda, przyjaciele — odpar艂. Jednak nawet Ruysdale, cz艂owiek, kt贸ry sta艂 obok wielkiego Ottona Hahna w Instytucie Chemii imienia Cesarza Wilhelma tego dnia, tu偶 przed Bo偶ym Narodzeniem

1938 roku, kiedy w艂a艣nie dokona艂 rozbicia j膮dra atomu uranu, nawet on niezbyt potrafi艂 sobie wyobrazi膰 ca艂膮 niszczycielsk膮 si艂臋 eksplozji atomowej. Chcia艂 im powiedzie膰, 偶e czekaj膮ca ich misja warta jest tego, by po艣wi臋ci膰 za ni膮 偶ycie, ale wiedzia艂 ju偶, 偶e Amerykanie niezbyt lubi膮 takie mowy. Zamiast tego przyj膮艂 wi臋c jedno z cygar Hodge'a i zapyta艂: — O kt贸rej b臋d膮 puszczali ten film z Betty Garble?

— O drugiej trzydzie艣ci — oznajmi艂 Waley. To pozwoli im sp臋dzi膰 czas do chwili, kiedy b臋d膮 musieli zacz膮膰 przygotowywa膰 si臋 do desantu. Chyba 偶e wcze艣niej napotkaj膮 niemieckie si艂y morskie.

Teraz ju偶 wszyscy m臋偶czy藕ni obserwowali drugi statek. R贸wnie偶 nale偶a艂 niegdy艣 do French Line i przewozi艂 w swoich luksusowych kabinach 643 pasa偶er贸w mi臋dzy Hawrem a Nowym Jorkiem. Nie mia艂 偶adnego bomu prze艂adunkowego o du偶ej no艣no艣ci, kt贸ry by艂by potrzebny do przeniesienia czterech du偶ych barek desantowych. Posiada艂 jedynie szturmowe 艂odzie o rozmiarach pozwalaj膮cych na rozmieszczenie ich na regulaminowych 偶urawikach szalup ratun­kowych. Jednak wi臋kszo艣膰 tych 艂odzi uleg艂a zniszczeniu w czasie sztormowego przej艣cia przez Atlantyk. W nowym planie zak艂adano u偶ycie tylko dw贸ch takich jednostek. Po wyl膮dowaniu g艂贸wnych si艂 dowodzonych przez Waleya, cztery barki desantowe podejd膮 do drugiego transportowca i przyjm膮 nast臋pny rzut desantu, kt贸ry przejdzie przez pla偶臋 i wykona uderzenie pozoruj膮ce.

Rozdzia艂 38

Bringle Sands i uj艣cie rzeki Frane mo偶na zobaczy膰 tylko z samego skraju stromego urwiska. Wiatr od morza powykrzywia艂 krzaki, odkszta艂ci艂 drzewa i powodowa艂 erozj臋 stoku. W rezultacie na w膮skiej 艣cie偶ce prowadz膮cej na brzeg morza co krok spotyka si臋 znaki ostrzegawcze.

P贸艂 mili dalej, w g艂臋bi l膮du przebiega linia kolejowa. Prowadzi przez 艂agodnie pofa艂dowane ziemie uprawne od Bringle i Bringle Sands do Frane Halt, aby potem po艂膮czy膰 si臋 z g艂贸wn膮 lini膮 do Exeter i dalej do Londynu.

Ale m臋偶czy藕ni w nastawni kolejowej nie widzieli nic poza l艣nieniem po艂yskuj膮cych d藕wigni i innych urz膮dze艅 oraz migotaniem p艂omieni w piecyku. Kjr贸l le偶a艂 na 艂贸偶ku polowym, Harry Woods pokazywa艂 jak mo偶na spa膰 na stoj膮co, a Danny Barga siedzia艂 skulony w k膮cie obejmuj膮c kolana i opieraj膮c o nie g艂ow臋.

— Herbaty? — spyta艂 cicho pu艂kownika i Douglasa nastawniczy. Postawi艂 powgniatany blaszany czajnik na w臋glowym 偶arze. Douglas podzi臋kowa艂 skinieniem g艂owy i usun膮艂 si臋 na bok, 偶eby u艂atwi膰 kolejarzowi dorzucenie w臋gla. — Spada z wagon贸w — powiedzia艂 nastawniczy wskazuj膮c skinieniem g艂owy kube艂ek w臋gla.

By艂 to niski m臋偶czyzna o w膮skiej klatce piersiowej, bladej twarzy i g艂adkich kasztanowych w艂osach. Douglas patrzy艂 z podziwem, jak bez wysi艂ku operuje wielkimi, niemal jego wzrostu, d藕wigniami zwrotnic. Podobnie jak wielu innych weteran贸w pierwszej wojny 艣wiatowej, przyszy艂 na przodzie swojej czarnej kurtki kolejarskiej wst膮偶eczki odznacze艅 — War Medal i Victory Medal. By艂o w tym jakie艣 smutne wyzwanie.

— Kt贸ra偶 to do cholery godzina? — zapyta艂 sennym g艂osem Mayhew. By艂 zbyt zm臋czony, 偶eby rozpi膮膰 p艂aszcz, i wyj膮膰 kieszonkowy zegarek. Zanim jednak ktokolwiek mu odpowiedzia艂, odwr贸ci艂 si臋 i spojrza艂 na kolejowy zegar przymocowany nad wielkim oknem.

— Powinien pan spr贸bowa膰 troch臋 si臋 przespa膰, pu艂kowniku — stwierdzi艂 nastawniczy. Przez chwil臋 Douglas my艣la艂, 偶e m臋偶czyzna rozpozna艂 George'a Mayhew, ale prawie natychmiast u艣wiadomi艂 sobie, 偶e jest to spos贸b, w jaki wielu by艂ych wojskowych zwraca si臋 do usytuowanych wy偶ej w hierarchii spo艂ecznej os贸b.

Odpowied藕 pu艂kownika przerwa艂 nag艂y d藕wi臋k sygnalizatora — dwa dzwonki, pauza, dwa dzwonki. Nastawniczy wyci膮gn膮艂 r臋k臋 i powt贸rzy艂 sygna艂 przyciskiem umieszczonym pod przyrz膮dami blokowymi. U艣miechn膮艂 si臋 do Mayhew.

— Niech si臋 pan nie niepokoi, szefie. To lekka lokomotywa. Pewnie prowadzi j膮 stary Bob Swanick. — Nastawi艂 urz膮dzenia blokowe na „szlak wolny”, uruchamiaj膮c sygnalizacj臋 na nast臋pnej nastawni.

Imbryk na ogniu zacz膮艂 cicho szumie膰. Kolejarz rozgrza艂 stary br膮zowy czajniczek i otworzy艂 drzwi. Wychlusn膮艂 gor膮c膮 wod臋 na wyj膮cy na zewn膮trz zimny wiatr. — Bardzo ch艂odno dzisiejszej nocy — zauwa偶y艂.

— Nigdy nie by艂o mi tak zimno — powiedzia艂 Mayhew podnosz膮c ko艂nierz p艂aszcza.

— Powinien pan by膰 ze mn膮 w 1915 — oznajmi艂 nastawniczy. — Plugstreet, drugie wojenne Bo偶e Narodzenie. To dopiero by艂 zi膮b!

Sygnalizator zadzwoni艂 dwukrotnie. Nastawniczy odpowiedzia艂 r贸wnie偶 podw贸jnym sygna艂em i ustawi艂 urz膮dzenia na „poci膮g na szlaku”.

— Min膮艂 posterunek Charliego — wyja艣ni艂. — Je偶eli ma w poci膮gu kogo艣 z waszych ludzi, zatrzyma si臋 obok nas.

Mayhew wsta艂 i przycisn膮艂 twarz do szyby. Dostrzeg艂 jednak tylko 艣wiat艂a sygnalizacji kolejowej.

— Royal Scots Fusiliers — powiedzia艂 nastawniczy.

— S艂ucham? — mrukn膮艂 Mayhew nie odracaj膮c g艂owy.

— Sz贸sty batalion Royal Scots Fusiliers.

Mayhew mrukn膮艂 co艣. Chcia艂 zobaczy膰 lokomotyw臋 i trzyma艂 r臋ce przy twarzy, os艂aniaj膮c oczy przed 艣wiat艂em. Nagle us艂yszeli ha艂as przebijaj膮cy si臋 przez wycie wiatru. Poci膮g min膮艂 nastawni臋 zostawiaj膮c za sob膮 snop iskier i kwa艣ny zapach dymu. Mayhew zagryz艂 warg臋 i znowu spojrza艂 na zegar. Nastawniczy kilkakrotnie przycisn膮艂 dzwonek nie przerywaj膮c nalewania wody do czajnika.

— A w kt贸rym pan s艂u偶y艂? — zapyta艂 pu艂kownika.

Mayhew odwr贸ci艂 si臋 i popatrzy艂, jak miesza herbat臋 w czajniku. Nastawniczy odpowiedzia艂 spojrzeniem.

— By艂 pan na wojnie, co?

— Oczywi艣cie — odpar艂 Mayhew. — By艂em w dziewi臋膰dziesi膮tym dziewi膮tym pu艂ku wirtemberskim, a obecny tu m贸j przyjaciel by艂 w osobistym sztabie kajzera Wilhelma.

Douglas poczu艂 si臋 zak艂opotany sarkazmem pu艂kownika i zauwa偶y艂:

— To mi艂e, 偶e podzieli艂 si臋 pan z nami swoimi racjami herbaty.

— Lubi臋 偶arty — powiedzia艂 nastawniczy, jakby przyjmowa艂 nie wypowiedziane przeprosiny Douglasa. Zaj膮艂 si臋 czajnikiem, a potem zn贸w odwr贸ci艂 si臋 do pu艂kownika. — Powinni艣my wybi膰 do nogi wszystkich was, cholernych wirtemberczyk贸w w 1918 — stwierdzi艂. — Nie by艂oby teraz tego pieprzonego ba艂aganu.

Obydwaj m臋偶czy藕ni popatrzyli na siebie i po chwili Mayhew roze艣mia艂 si臋.

— Ma pan racj臋, stary — rzek艂 i po艂o偶y艂 r臋k臋 na ramieniu kolejarza.

— Herbata dla starszego sier偶anta — oznajmi艂 nastawniczy. — Mn贸stwo skondensowanego mleka i tyle cukru, 偶eby 艂y偶ka sta艂a.

— Czy ja m贸g艂bym poprosi膰 bez mleka i bez cukru? — spyta艂 Douglas.

— Jasna sprawa, ch艂opie — odpar艂 nastawniczy 艂agodnym przyjaz­nym tonem, jakim Anglicy zwracaj膮 si臋 zazwyczaj do cudzoziemc贸w i pomylonych. — Je偶eli tak膮 lubisz. — Spojrza艂 na ci臋偶ki p艂aszcz, kt贸ry Mayhew po偶yczy艂 Douglasowi, i uzna艂, 偶e jego rozm贸wca musia艂 s艂u偶y膰 w Royal Navy. Ciep艂o ognia sprawi艂o, 偶e z materia艂u zacz膮艂 wydziela膰 si臋 dziwny zapach. By膰 mo偶e kolejarz r贸wnie偶 poczu艂 ten ostry, korzenny aromat. Douglas zastanawia艂 si臋, gdzie te偶 p艂aszcz m贸g艂 nim przesi膮kn膮膰.

Parzenie herbaty i ca艂y towarzysz膮cy mu rytua艂 zaj臋艂y pi臋膰 minut. Przerywa艂y im od czasu do czasu dzwonki i sygna艂y przeje偶d偶aj膮cych tras膮 poci膮g贸w towarowych.

— Jest pi臋膰dziesi膮t rozmaitych dzwonk贸w — oznajmi艂 z dum膮 nastawniczy. Poda艂 pu艂kownikowi sw贸j najlepszy porcelanowy kubek, ze Srebrnego Jubileuszu Kr贸la Jerzego V w 1935, i 艂y偶eczk臋 z wzorkiem. — Od czasu jak nastali Hunowie, zrobi艂o si臋 ich ponad siedemdziesi膮t.

— O dwadzie艣cia wi臋cej? — spyta艂 uprzejmie Mayhew.

— Dzi臋ki nim mo偶emy ich mie膰 na oku, wiemy gdzie s膮 i co to za jedni — wojskowe patrole wzd艂u偶 tor贸w, poci膮gi z amunicj膮 zaopat­ruj膮ce baterie brzegowe...

— Albo poci膮gi z w臋glem... — stwierdzi艂 Mayhew z 艂obuzerskim u艣miechem. Ci dwaj starzy 偶o艂nierze stali si臋 ju偶 przyjaci贸艂mi i Douglas nie nale偶a艂 do ich 艣wiata.

— Musz膮 si臋 zatrzymywa膰 na ka偶dym odcinku — powiedzia艂 kolejarz u艣miechaj膮c si臋 — i ch艂opcy zaopatruj膮 si臋 w kube艂ek albo dwa. — Poda艂 Douglasowi herbat臋 w kubku z poobt艂ukiwan膮 ema­li膮. — 呕eby艣 pan widzia艂 te worki, kt贸re Charlie taszczy do wioski. No, ale Charlie jest tylko zwrotniczym pe艂ni膮cym obowi膮zki nastawniczego.

Mayhew skin膮艂 g艂ow膮, przyjmuj膮c z atencj膮 wiadomo艣膰, 偶e Charlie jest w istocie tylko zwrotniczym.

— Smakuje panu herbata, szefie? — zapyta艂 nastawniczy Douglasa.

— Bardzo dobra — odpar艂 Archer.

Nagle zatrzeszcza艂y strome drewniane schodki i z otwartych drzwi poci膮gn臋艂o ch艂odem. Ogie艅 w piecyku zahucza艂, jakby zimne powietrze pos艂u偶y艂o jako dodatkowe paliwo. Mayhew i Douglas byli wyra藕nie zaskoczeni. Kolejarz roze艣mia艂 si臋:

— Nie obawiajcie si臋, panowie. To tylko Sid. Wie, 偶e zawsze o tej porze robi臋 herbat臋. Poczu艂e艣 herbat臋, co, Sid? — odezwa艂 si臋 do przybysza.

Sid by艂 barczystym m臋偶czyzn膮 o smoli艣cie czarnych w艂osach i starannie przystrzy偶onym w膮sie. Mia艂 na sobie kolejarsk膮 czapk臋 z daszkiem i czarny mundurowy p艂aszcz zacerowany na 艂okciach i u do艂u. Rozejrza艂 si臋 wok贸艂 spogl膮daj膮c na rozk艂adane 艂贸偶ko ze 艣pi膮cym kr贸lem, stoj膮cego Harry'ego, kt贸rego ci臋偶kie nosowe sapanie 艣wiadczy艂o o g艂臋bokim 艣nie, i na skulon膮 posta膰 Danny'ego Bargi.

— Niez艂y t艂um tu dzisiaj — powiedzia艂.

Po艂o偶y艂 czapk臋 na p贸艂ce nad wieszakiem ze staranno艣ci膮, kt贸ra zapewne wynika艂a z szacunku dla dobrze ubranych go艣ci, i wzi膮艂 zaproponowany kubek herbaty. Skin膮艂 g艂ow膮 Douglasowi i Mayhew i zacz膮艂 ogrzewa膰 d艂onie trzymaj膮c obur膮cz kubek z herbat膮.

— Mam pytanie w sprawie pi艂ki no偶nej, sir — odezwa艂 si臋 do pu艂kownika. — Czy jest pan kibicem Wolverhampton Wanderers?

Mayhew patrzy艂 na niego przez chwil臋 bez s艂owa, a nastawniczy obserwowa艂 ich obydwu. Wreszcie Mayhew powiedzia艂:

— Chodzi panu o Woolworth przeciwko Wolverhampton Wan­derers? Oczywi艣cie zawsze Woolworth, m贸j drogi.

Sid roze艣mia艂 si臋. By艂 to cz臋sto stosowany sprawdzian. Niewielu Niemc贸w by艂o w stanie wym贸wi膰 nazw臋 Wolverhampton Wanderers, nie wymawiaj膮c przynajmniej jednego „w” jak „v”. Odpowied藕 pu艂kownika uspokoi艂a Sida, cho膰 na pewno poczu艂by si臋 nieswojo, gdyby dowiedzia艂 si臋, jak wielu Niemc贸w w Londynie zda艂oby ten egzamin celuj膮co. Usiad艂 na skrzyni i zdj膮艂 gumiaki.

— No i co? — zapyta艂 niecierpliwie Mayhew.

— 艁odzie przyp艂ywaj膮 do pla偶y ko艂o uj艣cia i odp艂ywaj膮. Specjalne 艂odzie... S膮dz膮c z opisu, barki desantowe. Ka偶dy, kto chcia艂by zej艣膰 na d贸艂, zostanie ostrzelany. — Spojrza艂 na obu m臋偶czyzn i wreszcie przekaza艂 najbardziej dramatyczn膮 wiadomo艣膰. Harry Woods i Danny Barga obudzili si臋 ju偶 i r贸wnie偶 s艂uchali. — Jeden z dr贸偶nik贸w powiedzia艂, 偶e s艂ysza艂 ogie艅 z broni maszynowej — silny ogie艅 z broni maszynowej — od strony niemieckiego obozu wojskowego w Bringle Sands.

Mayhew wymieni艂 z Douglasem spojrzenia. Poczu艂 wyra藕n膮 ulg臋 dowiedziawszy si臋, 偶e atakuj膮cy oddzia艂 odnalaz艂 sw贸j cel.

— Bardzo silny ogie艅 — powt贸rzy艂 Sid. — Kolega chcia艂 przej艣膰 naoko艂o, g艂贸wn膮 drog膮, ale Niemcy go zawr贸cili. Gdzie艣 tam ma podobno le偶e膰 niewypa艂 bomby.

— Nie, to byli nasi ludzie — odpar艂 Mayhew. — Facet w policyj­nym mundurze i paru ludzi w wojskowych. W ten spos贸b zablokowali drog臋. A strzelano z karabink贸w automatycznych. Dla cywil贸w mog艂o to brzmie膰 jak ogie艅 z broni maszynowej.

— Nie uda si臋 panu zatrzyma膰 niemieckich posi艂k贸w przy pomocy policjanta i paru ch艂opak贸w ubranych w niemieckie mundury — zaprotestowa艂 Sid, jakby poirytowany tym, 偶e jego znajomy da艂 si臋 nabra膰 „oszustom”.

— Oczywi艣cie, 偶e nie — przytakn膮艂 Mayhew. — Sprawa po­wstrzymania wsparcia wygl膮da w planach zupe艂nie inaczej. Ale taki punkt kontrolny wystarczy, aby ich zatrzyma膰 na czas wystarczaj膮cy do wycofania si臋 naszych grup szturmowych.

— W Bringle zgin臋li ludzie. Kobiety, dzieci, staruszkowie — nie tylko Niemcy. — Sid rozciera艂 zmarzni臋te stopy.

— Niech pan nie rozpowiada takich historii — rzek艂 Mayhew. — Wie pan r贸wnie dobrze jak ja, 偶e po godzinie policyjnej wszyscy siedz膮 w domu. Czy to te偶 opowiada艂 ten pa艅ski dr贸偶nik?

— Nie wiem. Pojecha艂 do domu na rowerze...

— Niech pan lepiej dopilnuje, 偶eby trzyma艂 g臋b臋 na k艂贸dk臋 — powiedzia艂 Mayhew. — Albo zaczn臋 my艣le膰, 偶e gra dla Niemc贸w. A co z Frane Halt?

— Tam s膮 ameryka艅scy 偶o艂nierze — odpar艂 Sid. — Tylko jakie艣 p贸艂 tuzina. Maj膮 samoch贸d pancerny... Taki dziwnie wygl膮daj膮cy pojazd — co艣 w rodzaju czo艂gu, ale ma ko艂a z przodu. Musieli wy艂adowa膰 go z barki. Cz臋艣膰 偶o艂nierzy posuwa si臋 wzd艂u偶 tor贸w. Kieruj膮 si臋 w t臋 stron臋. To w艂a艣nie chcia艂em panu powiedzie膰.

— Harry — rzek艂 Mayhew — obejmujesz tu dow贸dztwo. Nikt nie mo偶e st膮d wychodzi膰. Archer i ja zejdziemy spotka膰 Amerykan贸w. — Danny Barga popatrzy艂 na pu艂kownika ze z艂o艣ci膮, ale nie zaoponowa艂. Skr臋cona kostka wci膮偶 mu dokucza艂a.

Szli zaledwie kilka minut wzd艂u偶 linii kolejowej, kiedy natkn臋li si臋 na 偶o艂nierzy.

— Sta膰! — zawo艂a艂 Mayhew.

— Misio! — poda艂 has艂o jeden z 偶o艂nierzy.

— Piknik — rzuci艂 odzew Mayhew.

— Jestem major Dodgson — powiedzia艂 najwy偶szy wzrostem wojskowy.

W stronie Bringle Sands pojawi艂y si臋 trzy rozb艂yski, kt贸re o艣wietli艂y horyzont. Po trzecim b艂ysku trzy g艂uche eksplozje przetoczy艂y si臋 po pogr膮偶onych w ciemno艣ci polach.

— Pu艂kownik Mayhew — przedstawi艂 si臋 Mayhew, kiedy eksplozje ucich艂y.

— Mo偶emy ju偶 wsp贸艂dzia艂a膰 z panem, pu艂kowniku. Gdzie jest kr贸l?

— W nastawni, zaledwie kilkaset jard贸w dalej wzd艂u偶 tor贸w.

— W takim razie ruszajmy — stwierdzi艂 Dodgson. Mayhew po艂o偶y艂 d艂o艅 na ramieniu majora.

— Lepiej, 偶eby pan co艣 wiedzia艂, majorze. Kr贸l nie mo偶e chodzi膰.

— Nie mo偶e?

— Jest bardzo chory. Musi pan zdoby膰 jaki艣 pojazd.

— Nie. Zgodnie z planem mamy go wzi膮膰 na bark臋 po tej stronie rzeki. To bardzo stroma 艣cie偶ka. 呕aden pojazd tamt臋dy nie zjedzie. — Znowu pojawi艂y si臋 rozb艂yski i za艂omota艂y eksplozje.

— W takim razie niech go poniesie dw贸ch pa艅skich najt臋偶szych ch艂opc贸w.

Pu艂kownik Mayhew zawr贸ci艂 w stron臋 nastawni.

— No tak, to jedyny mo偶liwy spos贸b — stwierdzi艂 Dodgson. Nagle dobieg艂y ich odg艂osy dalekiej strzelaniny, a na niebie nad

Bringle Sands pojawi艂o si臋 kilka rakiet o艣wietlaj膮cych.

— Wypada na was — odezwa艂 si臋 major Dodgson do towarzysz膮­cych mu 偶o艂nierzy i doda艂: — Odwr贸t g艂贸wnego oddzia艂u musia艂 rozpocz膮膰 si臋 wcze艣niej, ni偶 planowano. Za pi臋tna艣cie czy dwadzie艣cia minut b臋dzie w tej okolicy szalenie niezdrowo. Musimy si臋 pospieszy膰.

Douglas nigdy wcze艣niej nie widzia艂 bitwy i nie by艂 na ni膮 psychicznie przygotowany. Podczas pierwszej wymiany ognia obie strony oszcz臋dza艂y amunicj臋. Ale teraz marines strzelali d艂ugimi seriami. A gdy zespo艂y burz膮ce przyst膮pi艂y do akcji niszczenia urz膮dze艅 laboratoryjnych, czer艅 nocy zacz臋艂y zn贸w rozrywa膰 eksplozje.

Dwaj 偶o艂nierze nios膮cy kr贸la zatrzymali si臋 i prawie po艂o偶yli na podmok艂ym polu, kiedy seria pocisk贸w smugowych przelecia艂a nad ich g艂owami. Stali nieruchomo jedynie przez chwil臋 wystarczaj膮c膮 na z艂apanie kilku oddech贸w. Potem znowu podnie艣li kr贸la i zacz臋li szuka膰 wzrokiem ta艣m wyznaczaj膮cych niebezpieczne zej艣cie po stromym zboczu.

Douglas trzyma艂 si臋 tu偶 za nimi. Us艂ysza艂, jak jaki艣 m臋偶czyzna na skraju urwiska krzykn膮艂:

— Pospieszcie si臋, ch艂opcy. 艁odzie czekaj膮. T臋dy, t臋dy. Douglas spojrza艂 na Harry'ego, kt贸ry bieg艂 z ty艂u nios膮c latark臋 owini臋t膮 czerwonym papierem.

— Poczekaj — powiedzia艂 sier偶ant. — Nie tak szybko, nie mog臋 nad膮偶y膰.

— Za du偶o palisz, Harry — odezwa艂 si臋 Douglas, cho膰 sam r贸wnie偶 nie m贸g艂 z艂apa膰 oddechu i by艂 zadowolony z mo偶liwo艣ci kr贸tkiego odpoczynku.

Rakiety o艣wietlaj膮ce rozb艂yskiwa艂y bez przerwy na niebie. Trzesz­cz膮c i sycz膮c wisia艂y w mrocznej pustce. Z przeciwleg艂ej strony rzeki Niemcy dwukrotnie usi艂owali o艣wietli膰 ich reflektorami, ale za ka偶dym razem czyja艣 celna seria likwidowa艂a sprz臋t i obs艂ug臋. Douglas zastanawia艂 si臋, czy ci ludzie s膮 a偶 tak dzielni, czy tylko szaleni.

— Pospieszcie si臋, ch艂opcy — odezwa艂 si臋 ten sam g艂os z ciemno艣ci. Teraz reflektory odwr贸ci艂y si臋 w t臋 stron臋. Ich o艣lepiaj膮cy blask srebrzy艂 traw臋 i tworzy艂 delikatne aureole wok贸艂 poskr臋canych drzew i krzew贸w. Gdzie艣 z do艂u 艣cie偶ki rozleg艂o si臋 kilka wystrza艂贸w, ale pos艂ugiwanie si臋 ci臋偶kimi karabinami podczas balansowania na 艣liskiej 艣cie偶ce wypolerowanej deszczem i wiatrem by艂o niezbyt 艂atwe. Douglas us艂ysza艂 krzyk, kiedy jaki艣 nieszcz臋艣nik nagle potkn膮艂 si臋 i zjecha艂 po kamienistym stoku duszony ta艣mami oporz膮dzenia i nokautowany cz臋艣ciami ekwipunku.

— Skr臋ci艂em nog臋 — oznajmi艂 Harry. Promie艅 reflektora zostawi艂 ich w ciemno艣ci i przesun膮艂 si臋 w d贸艂 o艣wietlaj膮c 艣cie偶k臋.

W tej samej chwili Douglas u艣wiadomi艂 sobie, 偶e g艂os wo艂aj膮cy „Pospieszcie si臋, ch艂opcy” nale偶a艂 do Niemca. By艂 to g艂os standarten-fuhrera Hutha. Zanim zdo艂a艂 podnie艣膰 alarm, znowu rozleg艂a si臋 strzelanina. Od huku bola艂y uszy i Douglas czu艂, jak grunt dr偶y pod jego nogami, smagany pociskami 艣cinaj膮cymi ro艣linno艣膰 i przelatuj膮­cymi z wizgiem przez wilgotne powietrze.

Przez 艂oskot wystrza艂贸w s艂ycha膰 by艂o g艂osy 偶o艂nierzy, ale ha艂as nasila艂 si臋 coraz bardziej, a偶 wreszcie pociski zacz臋艂y eksplodowa膰 tak szybko, 偶e zlewa艂y si臋 w jeden nieprzerwany ryk wybuch贸w.

— Douglas, wracaj! — By艂 to g艂os Harry'ego.

Douglas spostrzeg艂, jak smuga 艣wiat艂a przesuwa si臋 na kr贸la i nios膮cych go m臋偶czyzn. Wszyscy trzej znikn臋li w chmurze grud ziemi podnoszonych seriami karabin贸w maszynowych strzelaj膮cych wzd艂u偶 promienia reflektora. Rzuci艂 si臋 do przodu, ale zaraz run膮艂 na ziemi臋 obezw艂adniony chwytem, kt贸ry odebra艂 mu dech. Kiedy doszed艂 do siebie, by艂o ju偶 po wszystkim. Wsz臋dzie wida膰 by艂o porozrzucane cia艂a. Niemcy idealnie obliczyli moment ataku. Do morza dotar艂o zaledwie kilku ludzi. Zmasakrowane cia艂a ich towarzyszy le偶a艂y wzd艂u偶 艣cie偶ki. W艣r贸d poleg艂ych byli r贸wnie偶 major Dodgson, Danny Barga i Jerzy VI, kr贸l Anglii, Irlandii i kolonii zamorskich, cesarz Indii.

Rozdzia艂 39

艢wit ods艂oni艂 ca艂y ogrom szale艅stwa nocnej bitwy. Jedna z barek desantowych tkwi艂a na pla偶y, z ramp膮 wy艂adowcz膮 oplecion膮 wok贸艂 samochodu pancernego, kt贸ry wylecia艂 w powietrze wje偶d偶aj膮c na pok艂ad. Na oleistej powierzchni morza ko艂ysa艂y si臋 lekko zw艂oki, inne le偶a艂y poskr臋cane na piasku. Wsz臋dzie by艂o wojenne 艣mietnisko — stalowe he艂my, kamizelki ratunkowe, karabiny i po艂ys­kuj膮ce w 艣wietle poranka setki mosi臋偶nych 艂usek.

W O艣rodku Badawczym niemieckich si艂 zbrojnych w Bringle Sands trzy budynki laboratori贸w przekszta艂cone zosta艂y w poczernia艂e skorupy, wci膮偶 jeszcze polewane wod膮 przez wojskow膮 stra偶 po偶arn膮. Miejscowy szpitalik by艂 przepe艂niony do granic mo偶liwo艣ci. Bez chwili przerwy pracowa艂 w nim jedyny chirurg, a sanitarki ci膮gle je藕dzi艂y do niemieckiego szpitala w Exeter i z powrotem.

Na cywiln膮 ludno艣膰 okr臋gu spad艂y natychmiastowe represje. O 贸smej trzydzie艣ci rano dwudziestu siedmiu okolicznych mieszka艅c贸w zosta艂o rozstrzelanych za udzielanie pomocy nieprzyjacielowi albo niezameldowanie o jego ruchach. Kolejne sto sze艣膰dziesi膮t dwie osoby przewieziono do obozu ko艂o Newton Abbot, sk膮d rozpoczyna艂a si臋 ich dalsza podr贸偶 do oboz贸w pracy przymusowej w Niemczech. Oddzia艂y desantowe ponios艂y trzydzie艣ci procent strat. Ale marines wykonali dobrze swoj膮 robot臋. Doprowadzeni na miejsce przez grup臋 Ruchu Oporu, kt贸ra od tygodni obserwowa艂a O艣rodek Badawczy w Bringle Sands, opanowali ca艂y obiekt po zaledwie dwudziestopi臋ciominutowej walce. Pod kierunkiem Ruysdale'a zniszczyli najwa偶niejsze budynki i wyposa偶enie, a nast臋pnie wywie藕li ca艂膮 dokumentacj臋 swoimi p贸艂-g膮sienicowymi transporterami.

Teraz zesp贸艂 niemieckich naukowc贸w sprawdza艂 radioaktywno艣膰 ruin, a grupy pogrzebowe usuwa艂y poleg艂ych. Nie by艂o je艅c贸w, kt贸rych mo偶na by艂oby przes艂ucha膰, nawet najci臋偶ej ranni zostali bowiem zabrani na statki. Waley zgin膮艂 w czasie przygotowa艅 do odwrotu, kiedy marines ostrzelano z mo藕dzierzy. Major Dodgson zosta艂 zabity w zasadzce zorganizowanej przez Hutha, ale jego przyjaciel Hodge nie odni贸s艂 najmniejszego dra艣ni臋cia i wszed艂 na ostatni膮 bark臋 desantow膮 z zapalonym cygarem w ustach. M臋偶czyzna u偶ywaj膮cy nazwiska Ruysdale ku swemu zdziwieniu zorientowa艂 si臋, 偶e wcale nie przej臋艂a go tocz膮ca si臋 walka i zupe艂nie nie czuje strachu. Wykona艂 swoj膮 prac臋 spokojnie i bez po艣piechu. Razem z nim by艂 stary profesor Frick. Obydwaj m臋偶czy藕ni spotkali si臋 ju偶 wcze艣niej, w Instytucie Fizyki Teoretycznej w Kopenhadze.

Douglas Archer sp臋dzi艂 te wczesne godziny ranne w ma艂ej i niewy­godnej celi koszar Feldgendarmerie w Bringle Sands. By艂o bardzo zimno i cieszy艂 si臋 z po偶yczonego mu przez pu艂kownika ciep艂ego p艂aszcza. Oko艂o 贸smej rano zbudzi艂 go 艂oskot otwieranych zamk贸w.

Do celi wszed艂 genera艂 Kellerman. Mia艂 na sobie sw贸j pe艂ny esesma艅ski mundur, razem z dwurz臋dowym p艂aszczem i szabl膮. Wkroczy艂 do male艅kiej celi jak syty drapie偶ny ptak i powita艂 Douglasa radosnym „dzie艅 dobry”. Podrapa艂 si臋 w r贸偶owy, 艣wie偶o wygolony podbr贸dek, rozsiewaj膮c wok贸艂 siebie intensywny zapach wody kolo艅skiej.

— Oczywi艣cie — oznajmi艂 — kiedy us艂ysza艂em o pa艅skim aresz­towaniu, prawie — niech mi pan wybaczy — prawie si臋 roze艣mia艂em. Dummkopf, powiedzia艂em, aresztowali艣cie jednego z moich najlepszych funkcjonariuszy.

— Ale mnie nie zwolniono — stwierdzi艂 Douglas.

— Nie — przytakn膮艂 Kellerman. Wcale nie poczu艂 si臋 ura偶ony brakiem przejaw贸w wdzi臋czno艣ci ze strony Douglasa. — Chcieli, 偶ebym dokona艂 identyfikacji.

— Czy mog臋 dosta膰 co艣 do jedzenia? Genera艂 wyszed艂 na pr贸g celi.

— Kawa i 艣niadanie dla tego oficera — poleci艂 m艂odemu eses­manowi stoj膮cemu na baczno艣膰 w korytarzu.

呕o艂nierz przyni贸s艂 tac臋 z jedzeniem tak szybko, 偶e Douglas zacz膮艂 podejrzewa膰, i偶 Kellerman wszystko zaaran偶owa艂 z g贸ry. Ale z Kellermanem nigdy nic nie by艂o wiadomo na pewno.

— Pa艅ski przyjaciel, sier偶ant Woods, nie zosta艂 aresztowany — oznajmi艂 genera艂.

— Przes艂a艂 mi wiadomo艣膰 — rzek艂 Douglas.

— Prawdopodobnie powinien pan podzi臋kowa膰 sier偶antowi Woodsowi za uratowanie 偶ycia — stwierdzi艂 Kellerman. Schyli艂 si臋, pow膮cha艂 kaw臋 i skrzywi艂 si臋.

— Przewr贸ci艂 mnie, gdy rozp臋ta艂a si臋 strzelanina — powiedzia艂 Douglas.

Kellerman patrzy艂 na Douglasa przez d艂ug膮 chwil臋, jakby staraj膮c si臋 dostrzec co艣 w jego oczach, potem jednak skin膮艂 tylko g艂ow膮 i przytakn膮艂.

— Owszem.

— A Standartenf眉hrer Huth zosta艂 aresztowany — doda艂 Douglas.

— Wygl膮da na to, 偶e du偶o pan wie — rzek艂 Kellerman.

— Nie — odpar艂 Douglas. — Tylko to, co przekaza艂 mi Harry, kiedy pr贸bowa艂 mnie dzi艣 rano uwolni膰.

— 呕al mi jego rodzic贸w... — powiedzia艂 niespodziewanie Keller­man. — Profesor Huth, ojciec standartenf眉hrera, jest bardzo szano­wanym uczonym.

— Ale dlaczego...? — Douglas wypi艂 kaw臋.

— Ach, pan nie mia艂 poj臋cia, co si臋 dzieje, drogi nadinspektorze. Jest pan doskona艂ym, lojalnym funkcjonariuszem i nic nie mo偶na panu zarzuci膰 — zw艂aszcza w organach policyjnych, kt贸rymi ja dowodz臋. — Kellerman u艣miechn膮艂 si臋. Kiedy upewni艂 si臋, 偶e sens tej uwagi dotar艂 do Douglasa, zacz膮艂 m贸wi膰 dalej: — Wygl膮da艂o na to, 偶e Standartenf眉hrer prowadzi jak膮艣 przedziwn膮 wojn臋 z niemieck膮 armi膮. Mam wra偶enie, 偶e nie m贸g艂 si臋 pogodzi膰 z w艂adz膮 uzyskan膮 przez ni膮 po wprowadzeniu stanu wojennego. — Powiedzia艂 to takim tonem, jakby nie m贸g艂 zrozumie膰 takiej niech臋ci.

— Rzeczywi艣cie? — zdziwi艂 si臋 Douglas, wed艂ug kt贸rego Kellerman i armia konspirowali przeciwko Huthowi. — Jak wygl膮da艂a ta przedziwna wojna, sir?

— Wyra藕nie wsp贸艂dzia艂a艂 z pa艅skim przyjacielem, pu艂kownikiem Mayhew, w spisku, kt贸ry doprowadzi艂 do uwolnienia waszego kr贸la z londy艅skiej Tower. Bra艂 te偶 udzia艂 w tym terrorystycznym napadzie, kt贸rego tragicznych konsekwencji by艂 pan 艣wiadkiem. Jestem w stanie zrozumie膰 i podziela膰 uczucia pa艅skiego pu艂kownika Mayhew, kt贸rego dzia艂ania motywowane by艂y patriotyzmem i lojalno艣ci膮 wobec kr贸la. — Genera艂 wyg艂adzi艂 nerwowo kurtk臋 munduru. — To godne pochwa艂y. Trudno mi jednak wyt艂umaczy膰 udzia艂 standartenf眉hrera Hutha w tym spisku.

— Czy ma pan pewno艣膰, 偶e istotnie by艂 w to zamieszany?

— Kiedy zdarza si臋 co艣 takiego... co艣, co mo偶e sprowadzi膰 ha艅b臋 na ca艂y Wehrmacht, nale偶y zastosowa膰 specjalne 艣rodki. W zwi膮zku z tym pu艂kownikowi Mayhew zaproponowano ca艂kowite u艂askawienie w zamian za pe艂n膮 wsp贸艂prac臋 z trybuna艂em. — Genera艂 Kellerman przesun膮艂 palcami po b艂yszcz膮cej koalicyjce i dotkn膮艂 r臋koje艣ci szabli, by upewni膰 si臋, czy wszystko jest na swoim miejscu. — Oczywi艣cie na decyzj臋 pu艂kownika Mayhew mia艂a wp艂yw tragiczna 艣mier膰 waszego monarchy.

— Oczywi艣cie — przytakn膮艂 Douglas. Obydwaj m臋偶czy藕ni u艣mie­chn臋li si臋 — Douglas zm臋czonym i melancholijnym u艣miechem, Kellerman za艣 rozlu藕nionym i pewnym siebie. A wi臋c Mayhew za艂atwi艂 sobie wolno艣膰 pomagaj膮c Kellermanowi i armii uwolni膰 si臋 od Hutha. Albo chcieli, 偶eby tak w艂a艣nie to wygl膮da艂o. — Czy standartenf眉hrera wy艣l膮 do Niemiec, aby stan膮艂 tam przed s膮dem?

— Ju偶 jest po wszystkim — stwierdzi艂 genera艂 Kellerman. Wes­tchn膮艂 i poklepa艂 szabl臋 tak, 偶e zagrzechota艂a w pochwie. — Dora藕ny s膮d polowy przyby艂 w godzin臋 po oddaniu ostatniego strza艂u. Pu艂kow­nik Mayhew natychmiast z艂o偶y艂 zeznania. Standartenf眉hrera Hutha skazano na 艣mier膰. Zostanie dzi艣 rozstrzelany.

Douglas poczu艂 md艂o艣ci. Nala艂 gor膮cej wody do resztek kawy i wypi艂.

— Nie, nie ma pan powodu do obaw — uspokoi艂 go Kellerman. Pa艅ska sprawa zosta艂a rozpatrzona przez s膮d absents reo. Chyba nie musz臋 pana informowa膰, 偶e zosta艂 pan oczyszczony z zarzut贸w. Lepiej by艂o za艂atwi膰 to w taki spos贸b. Rzadko kiedy stawia si臋 kogo艣 przed s膮dem dwa razy za to samo. — Douglas zauwa偶y艂, 偶e Kellerman nie powiedzia艂, i偶 takie niebezpiecze艅stwo w og贸le nie istnieje.

— Dzi臋kuj臋, sir — odrzek艂.

— Standartenf眉hrer Huth prosi艂, 偶eby pozwolono mu porozmawia膰 z panem, Archer. Bez wzgl臋du na to, co s膮dz臋 o jego zachowaniu, 偶al mi tego cz艂owieka. P贸jdzie pan?

— Je偶eli pan pozwoli.

— W obecnej sytuacji nie widz臋 偶adnych przeszk贸d — zgodzi艂 si臋 Kellerman.

— Jak s膮dz臋, b臋dzie pan chcia艂 pos艂ucha膰 tego, co b臋dzie mia艂 do powiedzenia?

— Nic za darmo, Archer. Jestem pewien, 偶e zna pan to powiedzon­ko — Kellerman u艣miechn膮艂 si臋, ale tym razem nie zada艂 sobie trudu, aby u艣miech wypad艂 ciep艂o i przyja藕nie.

Rozdzia艂 40

Standartenf眉hrerowi Huthowi przydzielono pok贸j w budynku przeznaczonym dla wysoko postawionych go艣ci od­wiedzaj膮cych O艣rodek Badawczy. Ostatnie godziny 偶ycia mia艂 sp臋dzi膰 w komfortowych warunkach. Na kredensie sta艂a butelka brandy oraz nie tkni臋ta taca ze 艣niadaniem, srebrnymi dzbankami, niemieck膮 porcelan膮, a nawet cukiernic膮 z bia艂ym cukrem.

— Kellerman pozwoli艂 panu przyj艣膰?

— Tak, standartenf眉hrerze.

Douglas widzia艂 przez okno wypalone budynki laboratorium. Wiatr unosi艂 spalone skrawki papieru na wysoko艣膰 okna, a potem p臋dzi艂 je dalej po po偶贸艂k艂ej od ognia trawie i zawiesza艂 na drucie kolczastym.

— Wojsko postanowi艂o zlikwidowa膰 program bada艅 atomo­wych — powiedzia艂 Huth. — Wiedzia艂 pan o tym?

— Przecie偶 pan te偶 tego chcia艂.

— Ale nie w taki spos贸b. Nikt w Berlinie go nie popiera, a reichsf眉hrer nie pozwoli, 偶eby SS kontynuowa艂a prace. Amerykanie wyprodukuj膮 bomb臋... i wygraj膮 wojn臋, kt贸r膮 rozpoczn膮, kiedy tylko b臋d膮 do niej przygotowani. My, Niemcy, jeste艣my kr贸tkowzrocznym narodem. Niemiecka armia ju偶 zaczyna uwa偶a膰, 偶e ten atak minionej nocy by艂 szcz臋艣ciem w nieszcz臋艣ciu.

— Dlaczego pan tak s膮dzi?

Huth wskaza艂 na wypalone budynki za oknem.

— To pozwoli armii utrzyma膰 stan wojenny przynajmniej przez rok. B贸g jeden wie, ile milion贸w dostan膮, 偶eby przygotowa膰 obron臋 przeciwko innym takim atakom. O, Abwehra b臋dzie zachwycona i b臋dzie trzyma艂a genera艂a Kellermana jeszcze mocniej w gar艣ci. Podszed艂 do kredensu i otworzy艂 butelk臋 brandy.

— A Kellerman — doda艂 — zachowa swoj膮 posad臋, uwolni si臋 ode mnie i mo偶e si臋 ju偶 nie obawia膰 jakichkolwiek oskar偶e艅 zwi膮zanych z jego finansowymi machinacjami. — U艣miechn膮艂 si臋. Podejrzewa艂, 偶e rozmowa jest rejestrowana. Ale bez wzgl臋du na to, czy zapis sporz膮­dzano na p艂ycie, czy te偶 stosowano nowocze艣niejsz膮 metod臋 rejestracji, genera艂 nie b臋dzie m贸g艂 pos艂u偶y膰 si臋 tym jako materia艂em dowodowym. Jakiekolwiek sfa艂szowanie zapisu r贸wnie偶 sta艂oby si臋 natychmiast widoczne. — Kellerman zrobi艂 ze mnie koz艂a ofiarnego — stwierdzi艂 Huth. — Wszelkie nie wyja艣nione przest臋pstwa, szwindle czy niepo­wodzenia b臋d膮 zapisane na moje konto. Usi艂owa艂 nawet udowodni膰, 偶e macza艂em palce w sprawie eksplozji na cmentarzu Highgate. Napije si臋 pan?

— Dzi臋kuj臋 bardzo.

— Nie musi si臋 pan wysila膰 na te grzeczno艣ci. — Huth poda艂 mu solidn膮 porcj臋 brandy. — Przez ca艂y czas grali艣my wszyscy o wysokie stawki. Kellerman wygra艂, podobnie jak Mayhew. Nie b臋d臋 skamla艂 z tego powodu.

— Mayhew...?

— Obiecywa艂 mi wszystko. To w jego stylu: pochlebstwa i obiet­nice, co? — Usiad艂 w fotelu i wypi艂 艂apczywie brandy.

— Tak, to w jego stylu.

— Powiedzia艂 mi o planowanym ataku, pom贸g艂 nawet zaplanowa膰 zasadzk臋...

— Niemo偶liwe! — zawo艂a艂 Douglas.

— Ale偶 tak. Pom贸g艂 mi przechwyci膰 grup臋 przeprowadzaj膮c膮 atak pozoruj膮cy. Da艂em si臋 oszuka膰. Kiedy walczyli艣my, si艂y g艂贸wne w swoich transporterach przesz艂y na prze艂aj i zniszczy艂y O艣rodek Badawczy.

— Grupa, kt贸ra przeprowadza艂a ten pozoruj膮cy atak, zosta艂a w艂a艣ciwie zlikwidowana w ca艂o艣ci — powiedzia艂 Douglas wstrz膮艣ni臋ty potworno艣ci膮 ca艂ej tej sprawy.

— Mayhew za wszelk膮 cen臋 d膮偶y艂 do wci膮gni臋cia Amerykan贸w do walki — wyja艣ni艂 Huth. — Kaza艂 zamordowa膰 doktora Spode'a i zniszczy膰 wszystkie jego papiery, poniewa偶 Spode chcia艂 zanie艣膰 je do ambasady ameryka艅skiej. Da艂 mu pan film, a on go spali艂. Chcia艂, 偶eby Amerykanie weszli w posiadanie tych oblicze艅 tylko walcz膮c z nami, bo w艂a艣nie to im poka偶e, jak wygl膮da prawdziwa wojna. Mayhew pomyli艂 si臋 jedynie w sprawie kr贸la. — Standartenf眉hrer wzruszy艂 ramionami. — Wszyscy jednak niekiedy pope艂niamy pomy艂ki.

— Kr贸l zgin膮艂.

— Mayhew powinien bardziej wierzy膰 we w艂asny plan. Pocz膮tkowo my艣la艂 o wys艂aniu kr贸la wraz z si艂ami g艂贸wnymi. Mieli transportery do przewiezienia dokument贸w. Kr贸l m贸g艂 pojecha膰 jednym z nich.

— Tak, oczywi艣cie — przytakn膮艂 Douglas, cho膰 w jego umy艣le zaczyna艂o ju偶 艣wita膰 straszliwe podejrzenie, 偶e Mayhew nie planowa艂 niczego takiego. Umy艣lnie wys艂a艂 kr贸la 艣cie偶k膮 wzd艂u偶 urwiska wiedz膮c, 偶e czekaj膮 tam w zasadzce ludzie Hutha. To w艂a艣nie Mayhew bawi艂 si臋 w Boga. To w艂a艣nie Mayhew pisa艂 przysz艂e podr臋czniki historii. I to w艂a艣nie Mayhew zrobi艂 wszystko, 偶eby kr贸l zgin膮艂. By艂o to o wiele lepsze rozwi膮zanie ni偶 s艂aby i 偶a艂osny kr贸l na wygnaniu, kt贸ry mieszka w Waszyngtonie i stanowi cel okrutnych 偶art贸w rysunkowych, jest ulubie艅cem pa艅 wydaj膮cych przyj臋cia i stale przypomina o s艂abej i 偶a艂osnej Wielkiej Brytanii, okupowanej przez zwyci臋skich Niemc贸w. Tak, teraz Douglas zacz膮艂 pojmowa膰 spos贸b my艣lenia pu艂kownika. Bez w膮tpienia, kr贸lowa i ksi臋偶niczki pod膮偶a艂y ju偶 do Waszyngtonu.

— Ma pan szcz臋艣cie, Archer — stwierdzi艂 Huth.

— 呕e uszed艂em z 偶yciem? Huth pokr臋ci艂 g艂ow膮.

— Nie. W tej sprawie nie by艂o co do tego 偶adnej w膮tpliwo艣ci. To zosta艂o ju偶 postanowione dawno temu.

— Postanowione? Kiedy? Przez kogo?

— Kiedy Harry Woods zgodzi艂 si臋 zosta膰 informatorem Keller-mana. Mia艂 donosi膰 mu o ka偶dym pa艅skim kroku, ka偶dym pa艅skim spotkaniu i ka偶dym s艂owie, kt贸re us艂ysza艂.

— Harry Woods? M贸j Harry?

— Woods zadzwoni艂 do Kellermana i powiedzia艂 mu o ambulansie, gdy tylko znikn膮艂 pan w Reform Club. Kellerman naskoczy艂 na Abwehre, udaj膮c 偶e wie, do czego zmierzaj膮. Dzi臋ki temu mia艂 swoich ludzi na miejscu, gdy napastnicy si臋 wycofywali. Niech pan zauwa偶y, nie wtedy, kiedy walka jeszcze trwa艂a. Wcale nie chcia艂, 偶eby atak zosta艂 odparty, chcia艂, 偶eby si臋 powi贸d艂. Potem ruszy艂 szybko do akcji ze swym dora藕nym s膮dem wojskowym i plu­tonem egzekucyjnym... Pracowali w sto艂贸wce, podczas 艣niadania... Sp臋dzili pracowity poranek.

— Kiedy? Kiedy Harry to zrobi艂?

Huth westchn膮艂.

— Kiedy by艂 aresztowany. Doszli do porozumienia. Jest pan policjantem i wie pan, co z cz艂owiekiem mo偶e zrobi膰 kilkana艣cie godzin pobytu w areszcie.

— Harry Woods jest dzielny jak lew.

— Chyba pan nie uwa偶a, 偶e Kellerman jest a偶 tak prymitywny, by grozi膰 mu stosowaniem przemocy?

— W takim razie co to by艂o?

— Pan — odpar艂 Huth.

— Ja?

— Jest pan g艂upcem, Archer. Czy nie zdaje pan sobie sprawy, 偶e Harry Woods traktuje pana jak syna, kt贸rego nigdy nie mia艂? Czy nie widzia艂 pan, jak dumny by艂 z ka偶dego pa艅skiego sukcesu? Czy nie wie pan, 偶e nawet kiedy to jemu si臋 powiod艂o, opowiada艂 wszystkim naoko艂o, 偶e to by艂o pana zas艂ug膮?

— Nie zdawa艂em sobie z tego sprawy — powiedzia艂 cicho Archer.

— Kellerman organizowa艂 wys艂anie pa艅skiego syna do o艣rodka Hitlerjugend w Czechach. I oczywi艣cie udawa艂, i偶 jest to z jego strony wyj膮tkowe wyr贸偶nienie. Harry jednak zorientowa艂 si臋, co to naprawd臋 znaczy. — Huth poci膮gn膮艂 nosem i wytar艂 go. — Wiedzia艂, 偶e to najlepszy spos贸b, 偶eby pana unieszcz臋艣liwi膰...

— W dalszym ci膮gu niezbyt to rozumiem...

— Harry zgodzi艂 si臋 na wsp贸艂prac臋 z Kellermanem po to, 偶eby zapewni膰 bezpiecze艅stwo panu i pa艅skiemu synowi. Daj pan spok贸j, Archer, to przecie偶 cz臋sto stosowany chwyt. Czy nigdy nie obiecywa艂 pan ochrony informatorowi w zamian za rzeczywi艣cie istotn膮 wiado­mo艣膰? No c贸偶, Harry dostarczy艂 towar, a Kellerman dotrzyma艂 s艂owa. Tego ranka pan i Harry byli艣cie s膮dzeni i uniewinnieni, wszystko w ci膮gu zaledwie pi臋ciu minut.

— Harry zrobi艂 to dla mnie?

— A po co mu by艂o takie 偶ycie? — zapyta艂 brutalnie Huth. — Ma ma艂y zapluskwiony dom, j臋dzowat膮 偶on臋. By膰 mo偶e, gdyby mieli dzieci, wszystko potoczy艂oby si臋 inaczej.

— Ale przecie偶 Harry kocha swoj膮 偶on臋. Standartenf眉hrer pokr臋ci艂 g艂ow膮.

— To by艂o dawno temu... Wola艂 pa艅sk膮 sekretark臋, t臋 Sylwi臋 Jak膮艣tam. T臋, kt贸ra zgin臋艂a pr贸buj膮c go ratowa膰. Ale to by艂a wy艂膮cznie sprawa Ruchu Oporu.

— Wie pan wszystko.

— I dlatego mnie rozstrzelaj膮 — wyja艣ni艂 Huth oboj臋tnym to­nem. — Potrafi臋 przejrze膰 ludzi na wylot, Archer. Policjant musi to umie膰.

— Nie chc臋 by膰 takim policjantem.

— B臋dzie pan takim policjantem, jakiego Kellerman b臋dzie po­trzebowa艂. Przynajmniej przez jaki艣 czas. — Wypi艂 艂yk brandy. — Kt贸ra godzina? Zabrali mi zegarek.

— Prawie dziesi膮ta.

— Niewiele czasu mi zosta艂o. — Zapali艂 papierosa. — Czy pa艅ski syn chce zosta膰 policjantem?

— Takim, kt贸ry je藕dzi motocyklem. Huth u艣miechn膮艂 si臋.

— Jest pan szcz臋艣ciarzem, Archer. Niech pan trzyma go z dala od tego bagna.

Douglas nie odpowiedzia艂. Za oknem widzia艂 l艣ni膮cego rolls-royce'a Kellermana. Kierowca starannie polerowa艂 przedni膮 szyb臋.

— Przykro mi z powodu tej kobiety — Barbary Bargi. Przykro mi, 偶e tak si臋 sta艂o.

— Tak — odpar艂 Douglas. Nie chcia艂 rozmawia膰 na ten temat.

— Kiedy tylko Kellerman dowiedzia艂 si臋, 偶e porzucili艣cie ambulans, wys艂a艂 do niej paru oprych贸w z Gestapo.

— Do Barbary? Dzwoni艂em do niej i jaki艣 m臋偶czyzna powiedzia艂 mi, 偶e jest czy艣cicielem okien.

— Oni nie s膮 zbyt inteligentni. Dobrze pan o tym wie.

— Uwierzy艂em mu — przyzna艂 Douglas. — Zadzwoni艂em ponow­nie. By艂a bardzo osch艂a, prawie niegrzeczna.

— Pr贸bowa艂a pana odstraszy膰, prawda? No c贸偶, to by艂o szale艅stwo z jej strony. Musia艂a pana bardzo kocha膰. To, 偶e pana ostrzeg艂a, prawdopodobnie wyprowadzi艂o ich z r贸wnowagi. Uderzyli j膮 mocniej, ni偶 mieli zamiar. To nie nale偶a艂o do planu. 艢mier膰 ameryka艅skiej dziennikarki b臋dzie wymaga艂a wielu wyja艣nie艅.

— M贸wi艂a cicho — powiedzia艂 Douglas. — Szepta艂a, staraj膮c si臋, by jej nie us艂yszano.

— Dlaczego ludzie tak pana kochaj膮, Archer? Czy dlatego, 偶e nie odwzajemnia pan wcale albo prawie wcale ich uczu膰? — Huth pokr臋ci艂 g艂ow膮. — Gestapowcy nie us艂yszeli dzwonka telefonu. Barbara Barga by艂a na g贸rze i zak艂ada艂a p艂aszcz. Musia艂a us艂ysze膰 prztykni臋cie w aparacie, kt贸re poprzedza艂o sygna艂, i podnios艂a s艂uchawk臋, zanim telefon zadzwoni艂.

— A ja my艣la艂em, 偶e nie chce mnie widzie膰...

— Nikt z nas nie potrafi w艂a艣ciwie oceni膰 tych, kt贸rych kocha­my — stwierdzi艂 Huth. — Czy m贸g艂by pan przekaza膰 wiadomo艣膰 mojemu ojcu?

— Mam urlop do wykorzystania i uzyska艂em zezwolenie na wyjazd do Niemiec — rzek艂 Douglas. — Ale s膮dzi艂em, 偶e pan go nienawidzi.

— Niech pan opowie mojemu ojcu o tym wszystkim, oczywi艣cie w takim zakresie, na jaki pozwoli cenzura. Niech mu pan powie, 偶e by艂a strzelanina i dosta艂em si臋 w krzy偶owy ogie艅. Niech mu pan powie, 偶e zgin膮艂em jak bohater. Niech mu pan opowie te wszystkie bzdury, kt贸re ojcowie chc膮 s艂ysze膰 o swoich synach, a synowie o ojcach.

Rozleg艂o si臋 dyskretne stukanie do drzwi i m艂ody oficer SS zapyta艂, czy Standartenf眉hrer m贸g艂by by膰 gotowy za pi臋膰 minut.

— No c贸偶, musz臋 wyglansowa膰 buty — stwierdzi艂 Huth — a tak偶e przyczesa膰 w艂osy i przygotowa膰 si臋 do odegrania mojej ostatniej roli w tej teuto艅skiej operze. Oficjalnie zostanie og艂oszone, 偶e poleg艂em w czasie walki.

— Przeka偶臋 wiadomo艣膰 — obieca艂 Douglas.

— Dosta艂 si臋 w krzy偶owy ogie艅 — powt贸rzy艂 Huth. — To powinno mu si臋 spodoba膰. — U艣miechn膮艂 si臋.

Douglas wzi膮艂 z krzes艂a p艂aszcz George'a Mayhew. Na艂o偶y艂 go i zapi膮艂 drewniane ko艂eczki. Na zewn膮trz b臋dzie zimno i by艂 zadowo­lony, 偶e ma to niedopasowane, dziwnie pachn膮ce okrycie. W ko艅cu rozpozna艂 ten zapach — by艂 to aromat tabaki. Oczywi艣cie na wp贸艂 wypalone cygaro „Romeo y Julieta” i rozsypana tabaka ze zniszczonej tabakierki w kieszeni kamizelki dr. Spode'a nigdy nie b臋d膮 wystar­czaj膮cymi dowodami. Ale teraz nie mia艂 ju偶 najmniejszej w膮tpliwo艣ci, 偶e to Mayhew zaprowadzi艂 Spode'a do mieszkania na Sl艂epherd Market, zamordowa艂 go tam, a p贸藕niej sp臋dzi艂 p贸艂 nocy pal膮c wszystkie matematyczne obliczenia. Nie chcia艂 dopu艣ci膰, 偶eby w r臋ce Ameryka­n贸w dosta艂y si臋 jakiekolwiek istotne materia艂y, no i oczywi艣cie nie chcia艂, aby zdo艂ali porozmawia膰 z dr. Spode'em. Postanowi艂 zmusi膰 Amerykan贸w do walki.

— Dosta艂 si臋 w krzy偶owy ogie艅 — powiedzia艂 Huth. — Wszyscy dostali艣my si臋 w krzy偶owy ogie艅.

— 呕egnaj, standartenf眉hrerze — rzek艂 Douglas zapinaj膮c ko艂nierz. Przez okno zobaczy艂 przeje偶d偶aj膮cego przez g艂贸wn膮 bram臋 rollsa genera艂a Kellermana.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Deighton Len SS GB
por麓卢呕d fizjologiczny ss
mg ss 2011z 3 w
500 GB Free Transferu
Nie fair by Mroczna88, Fanfiction, Harry Potter, ss hg
cw 2 czesc dosw SS, Szko艂a, Chemia
A c贸偶 z t膮 dziecin膮 2 g艂osy (SS) i fortepian
mg ss 2011z 9 w
Etyka w biznesie org 2015 ss
DFC I 2015l ss
GB 0,299,342 Acetic anhydride
AR 7084A B gA gB M PL
JP SS 4 start Java
AKiSO SS wyk艂ad 3 ISA
Ss scenariusz do BI1, Testy dla kl.6
auctasinistra Poca艂unek HP SS
JP SS 10 Interfejs graficzny
6 radiolinie SS Cyw(1)
Konstrukcja wi臋藕by dachowej nawy g艂贸wnej ko艣cio艂a ss wizytek w Warszawie, cz 2

wi臋cej podobnych podstron