POTĘGA
MODLITWY
Jean Lafrance
POTĘGA
MODLITWY
Przekład
Aleksander Mańdziak SJ
Wydawnictwo WAM
Kraków 2000
Tytuł oryginału: .
la puissance de lapriim
OMediaspaul, 1992
8 me Madame, 75006 P|ris
Dla wydania polskiego:
5 Wydawnictwo WAM, Kraków 1998
31-501 Kraków, ul. Kopernika 26
Opracowanie redakcyjne
Barbara Borowska
Projekt okładki i stron tytułowych
Andrzej Sochacki
Wznowienie 2000
ISBN 83-7097-364-7
Cytaty biblijne według Biblii Tysiąclecia: Pismo Święte
Starego i Nowego Testamentu, wyd. III, poprawione,
Pallottinum, Poznań-Warszawa 1987
NIHIL OBSTAT. Prowincja Polski Południowej Towarzystwa Jezusowego,
ks. Adam Żak SJ, prowincjał. Kraków, 20 XII 97 r., l.dz. 238/97.
WPROWADZENIE
„OJCZE, w IMIĘ JEZUSA,
UDZIEL Ml SWOJEGO DUCHA"
Motowiłowa, ruskiego chłopa żyjącego w ubiegłym
wieku, dręczyło pytanie, kim powinien być chrześcijanin.
Wyruszył zatem na poszukiwanie najznakomitszego star-
ca, Serafima z Sarowa, który miał przywrócić mu spokój.
Kiedy go spotkał, starzec orzekł bez wahania: Istotą
życia chrześcijańskiego jest przyjęcie Bożego Du-
cha1. Serafim skierował te słowa nie tylko do Motowi-
łowa, ale „do całego świata".
W rzeczywistości słowa starca są jedynie powtórze-
niem Ewangelii. Kilka godzin przed śmiercią Jezus mówi
do Apostołów, że Jego odejście będzie warunkiem innej
obecności, całkowicie wewnętrznej i duchowej, obecności
w Duchu:
Jednakże mówię wam prawdę: Pożyteczne jest dla
was moje odejście. Bo jeżeli nie odejdę, Pocieszyciel
nie przyjdzie do was. A jeżeli odejdę, poślę Go do
was (J 16,7).
1 Sśraphim de Sarov, Spiritualitś orientale nr 11, Ed. Bellefontaine
1973, 3.182.
Nie trzeba będzie szukać Go ponad lub poza sobą,
ale na dnie serca:
Ducha Prawdy, którego świat przyjąć nie może, po-
nieważ Go nie widzi ani nie zna. Ale wy Go znacie,
ponieważ u was przebywa i w was będzie (J 14,17).
„DUCH CZY POSTĘPOWANIE ETYCZNE"
Jeśli Duch zamieszkuje w nas, dlaczego zgodnie
z wyrażeniem użytym przez Serafima z Sarowa mamy go
„przyjmować"? Po prostu dlatego, że nasze oczy są
zamknięte na tajemnicze głębiny, gdzie przebywa w nas
Duch. Nosimy Go w naszych sercach, ale nasza wrażli-
wość nie ma dostępu do tego poziomu, głębszego niż
nasza inteligencja, niż nasza wola, niż nasza intuicja,
będącego nawet poza zasięgiem naszej miłości.
Co gorsza, nie pociąga nas ta głębia.
Aby zrozumieć tą tajemniczą obecność Ducha w nas,
Serafim sięga do przypowieści o głupich pannach. Pan
Jezus nie wytyka im braków w postępowaniu etycznym,
przeciwnie, ich postępowanie jest nienaganne, brak im
natomiast troski o oliwę Ducha Świętego.
Żyjąc nienagannie, panny te, nie znające praw życia
duchowego, wierzyły, że życie chrześcijańskie polega
jedynie na określonym zachowaniu... bez troszczenia
się o łaskę Ducha Świętego, symbolizowanego przez
olej, którego im zabrakło2.
' Ibidem, s. 185-186.
8
Ogólnie, nasze życie polega na działaniu, również
w sferze duchowej, na pielęgnowaniu cnót, na dobrych
uczynkach lub na postępowaniu według racjonalnych
zasad. Bardzo często nasze życie duchowe opiera się
jedynie na postępowaniu moralnym, ale wszystko to
pozostaje na zewnątrz nas. Żyjemy daleko od źródła,
z którego tryska Duch, obcy samym sobie. Niekiedy lan-
sujemy „duchowość działania", zapominając jednocześnie
o głębokim otwarciu się na źródło naszego istnienia.
Należy zatem pogłębiać to źródło, oczyszczać je,
odsłaniać i sprawić, aby zaczęło w nas pulsować. Wów-
czas to ono będzie działać, a nie my. Wystarczy zdać się
na nie, a ono zaspokoi pragnienie całego naszego jeste-
stwa i naszych zdolności. Trudno nam zrozumieć, że
uświęcenie dokonuje się najpierw w naszym wnętrzu,
a kończy na rzeczach zewnętrznych, a nie na odwrót.
Wystarczyłoby, abyśmy rzucili się w tę otchłań Ducha,
abyśmy pozwolili Mu przeniknąć nas i pochłonąć. Oto
miejsce pokoju, pełni, ukojenia, słodyczy: to tutaj Bóg
przebywa w nas.
Czy odkryliśmy nasze źródło, czy nie przypominamy
głupich panien, które myślały najpierw o działaniu, a póź-
niej o istnieniu?
Nazywa się je głupimi, ponieważ nie zatroszczyły się
o niezbędny owoc cnoty, którym jest łaska Ducha
Świętego. Bez niej nikt nie może zostać zbawiony,
gdyż „każdą duszę ożywia Duch Święty, aby jej ujaw-
nić świętą tajemnicę Zjednoczenia Trójcy Świętej".
(Dawny śpiew przed Ewangelią w czasie Jutrzni).
Duch Święty sam przychodzi zamieszkać w naszych
duszach i to przebywanie w nas Wszechmocnego,
współistnienie Jedności Trójcy Świętej z naszym
duchem, zostało nam dane tylko pod warunkiem uży-
cia wszystkich środków pozostających w naszej mocy
do przyjęcia Ducha świętego, który przygotowuje
w nas godne miejsce tego spotkania3.
Kiedy tylko źródło Ducha zostanie oczyszczone w na-
szym sercu, wówczas nasyci całe nasze życie, podobnie
jak woda nasyca gąbkę, a na koniec zupełnie nas prze-
mieni. Według innego zwrotu biblijnego można równie
dobrze mówić o świetle zapalonym we wnętrzu serca,
które promieniuje na całe nasze jestestwo i zmierza do
przemiany naszego ciała. Izraelici nie mogli patrzeć na
twarz Mojżesza z powodu chwały- chociaż przemijającej
- która z niej promieniowała (por. 2 Kor 3, 7 i 13), dopóki
nie przykrył twarzy chustą.
Obecnie chwała ta już nie przemija, ponieważ Chry-
stus ostatecznie powstał z martwych, a nas oblókł
w swoją chwałę. Ta właśnie chwała promieniuje z twarzy
świętych i przyciąga ludzi do Jezusa. Legenda podaje, że
rzymscy wierni ujrzeli raz tak jasny blask promieniujący
z twarzy św. Benedykta Labre i otaczający go niby
aureola, że jedna kobieta wykrzyknęła niespodziewanie:
„Ależ ten biedak się pali!"4. ,
3 Ibidem, s. 186-187.
4 Leon Aubineau, La vie admirable du saint mendiant et pślerin
Benoit-Joseph Labre, Paris, Victor Palmś, 1890, s. 427.
10
Prawdziwe światło pochodzi z wnętrza - od Ducha -
który przemienia nas krok po kroku, przemienia nasz
smutek w chwałę. Jesteśmy zbyt zajęci czynami ze-
wnętrznymi lub dążeniem, skądinąd dobrym, do kształto-
wania w sobie postaw etycznych. Nie zamierzam odbie-
rać wartości tym wysiłkom moralnym, które posiadają
swoje znaczenie - jako dobroć świadczona innym - jed-
nak nie to stanowi istotę i głębię życia duchowego. Jeśli
jesteśmy zadowoleni z własnych wysiłków i nie wsłuchu-
jemy się w najgłębszą sferę nas samych, to robimy za
mało i pod pewnymi względami narażamy się na niebez-
pieczeństwo. Niekiedy zdarza się nam uzyskać coś dzięki
takiemu postępowaniu. Wówczas kończymy sprawę cie-
sząc się z wyników. Tu jednak możemy wpaść w pułapkę
wewnętrznej iluzji i nie zauważyć, jaki wysiłek jest
naprawdę konieczny. Jan wyraźnie opisuje działanie
Ducha w nas: „Duch daje życie; ciało na nic się nie
przyda" (J 6, 63). To Duch obecny w nas jest źródłem
świętości. Działania zewnętrzne pojawią się później
i będą pobudzane przez to ukryte w nas źródło.
, MODLITWA w IMIĘ JEZUSA
•£".t
Ponieważ ••'©uch jest uwięziony w naszym sercu,
trzeba więc wezwać Go z zewnątrz, uwolnić Go i obudzić
nasze wnętrze. Zatem cała nasza aktywność duchowa
będzie polegała na wzywaniu Ducha z zewnątrz, aby
przeniknął nasze serce i wyzwolił w nas chwałę Zmar-
twychwstałego. Każdy dobry czyn wykonany w imię
Chrystusa dostarcza nam owoców Ducha Świętego i wy-
11
pełnia nas łaską, mówi Serafim z Sarowa, jednak uprzy-
wilejowanymi środkami przyjęcia Ducha są modlitwa
i ciągłe błaganie.
W tym miejscu docieramy do przedmiotu naszej pracy
zawartego w tytule: POTĘGA MODLITWY. Modlitwa, bardziej
niż cokolwiek innego, wydobywa z nas łaskę Ducha
Bożego i bardziej niż jakiekolwiek inne działania jest
zawsze dla nas dostępna, pobudza naszą czujność na
pełnię darów Ducha. W związku z poruszonym tutaj pro-
blemem chciałbym zacytować jeden z najpiękniejszych
tekstów Serafima z Sarowa, w którym starzec ukazuje
nam doskonałość modlitwy, przewyższającej wszystkie
inne ćwiczenia duchowe.
Na pewno każdy dobry czyn wykonany w imię Chry-
stusa jest przyjęciem łaski Ducha Świętego. Jednakże
modlitwa, będąc stale do naszej dyspozycji, bardziej
niż cokolwiek innego otwiera nas na tę łaskę. Zaprag-
niecie, na przykład, pójść do kościoła, ale kościół jest
daleko lub służba Boża została zakończona; zaprag-
niecie dać jałmużnę, ale nie widzicie ubogiego lub
nie macie pieniędzy; chcielibyście zachować celibat,
ale nie macie dość siły do tego, z powodu takiego
ukształtowania lub z powodu zasadzek stawianych
przez nieprzyjaciół, wobec których słabość ludzkiego
ciała nie pozwala na opór; chcielibyście - być może
- znaleźć jakiś inny dobry czyn do wykonania w imię
Chrystusa, ale nie macie dość siły lub odpowiedniej
okazji. Co do modlitwy, to żadna z wymienionych
przeszkód jej nie dotyczy: każdy może modlić się, tak
bogaty, jak i biedny, szlachetnie urodzony i zwykły
12
obywatel, tak silny, jak i słaby, zdrowy i chory, zaeho-
wujący przykazania i grzesznik5.
Tak więc modlitwa jest propozycją dla każdego czło-
wieka, a zwłaszcza dla chorych, dla ubogich i dla grzesz-
ników, podobnie jak wspólne dobro, z którego wszyscy
mogą zaczerpnąć w każdej chwili i w każdej potrzebie.
Nikt nie jest wyłączony z modlitwy, ponieważ każdy ma
zawsze możliwość wzniesienia rąk ku Bogu w gwałtow-
nym żądaniu i pokornej prośbie. Trzeba jedynie wierzyć
w moc modlitwy, a wiary tej nie dadzą nam ani racje
rozumowe, ani nawet najbardziej przekonujące argumen-
ty. Powinniśmy prosić Pana o łaskę, a On udzieli jej tym,
którzy proszą Go długo, z pełnym zaangażowaniem i bez
zniechęcania się.
Jeśli miałbym streścić trzy części tej książki, zrobiłbym
to w jednym zdaniu: „Wierzcie w potęgę swojej modli-
twy!" We wprowadzeniu chciałem ukazać, że celem życia
chrześcijańskiego jest przyjęcie Ducha Świętego. Trzeba
zatem modlić się do Ojca w imię Jezusa, aby zechciał
zesłać nam swojego Ducha. Ale w chwili, gdy Duch za-
płonie w nas, należy zaprzestać modlitwy i pozostać
w milczeniu. Kiedy skończycie wprowadzenie, przejdźcie
prosto do wniosków, a zrozumiecie, po jakich znakach
możecie poznać działanie Ducha Świętego w swoich
sercach.
Teraz możecie rozpocząć lekturę pierwszej części
książki, która wprowadzi was w modlitwę psalmiczną.
1 Seraphim de Sarov, s. 188 n.
ł3
W drugiej części przejdziecie szkołę wielkich mistrzów
modlitwy pierwotnej wspólnoty ewangelicznej, a w końcu
również samego Chrystusa. W trzeciej części zaś bę-
dziecie kontemplowali Maryję, Matkę Jezusa, przeby-
wającą na modlitwie z Kościołem w Wieczerniku. Ale
przed rozpoczęciem pozostało nam jeszcze coś do
przekazania:
KIEDY MODLITWA DAJE PIERWSZEŃSTWO
DUCHOWI ŚWIĘTEMU
Najlepiej będzie oddać tutaj głos wielkiemu mężowi
modlitwy, jakim był Serafim z Sarowa. Takim właśnie
imieniem: „mąż modlitwy", szaleniec Chrystusa, mający
opinię znającego przyszłość, przedstawił się swojej
matce w słowach: „Szczęśliwa jesteś, że masz syna, któ-
ry stanie się możnym orędownikiem przed Trójcą Świętą,
mężem modlitwy dla całego świata".
Przypomniawszy, że modlitwa jest uprzywilejowanym
środkiem przyjęcia Ducha, kontynuuje on:
Trzeba jednak modlić się tylko do momentu, w którym
Duch Święty zstąpi na nas i udzieli nam w jakiejś
mierze, znanej tylko Jemu samemu, swojej nadprzyro-
dzonej łaski. Nawiedzeni przez Ducha Świętego po-
winniśmy przestać się modlić.
Po cóż zatem mamy prosić Ducha: Przyjdź, za-
mieszkaj w nas, oczyść nas ze wszelkiej zmazy
i wybaw nasze dusze, Ty, który jesteś dobrocią (mo-
dlitwa Kościoła prawosławnego recytowana na po-
14
czątku służby Bożej), skoro już wcześniej przyszedł
w odpowiedzi na nasze pokorne nalegania do świą-
tyni naszych dusz spragnionych jego nadejścia? Wy-
tłumaczę wam to na przykładzie. Załóżmy, że zaprosi-
liście mnie do siebie, że przyszedłem z zamiarem
porozmawiania z wami, jednak, mimo mojej obecnoś-
ci, powtarzacie: Zapraszamy do odwiedzenia nas!
Z pewnością pomyślałbym wówczas: O co chodzi?
Chyba stracili rozum. Jestem u nich, a oni nadal mnie
zapraszają. Ta sama prawda odnosi się do Ducha
Świętego6.
Oto refleksja wypływająca ze zdrowego rozsądku,
powracająca często pod piórem Ojców Kościoła w odnie-
sieniu do Ducha Świętego: „Kiedy na dobre zaprzyjaźnisz
się z kimś - stwierdzają - po prostu mówisz do niego,
a nie czytasz mu swoich listów!" Podobnie dzieje się,
kiedy Duch nawiedza nas i przychodzi do nas w całej
swojej pełni; należy zatem „zrezygnować także z modli-
twy, usunąć modlitwę jako taką". W tej chwili trzeba
pozostać w ciszy, aby usłyszeć słowa Boga i pozwolić
Duchowi modlić się w nas w bezgłośnych westchnie-
niach. Chodzi więc o modlitwę tajemniczą, która nie ma
nic wspólnego z naszymi ludzkimi słowami. Serafim wy-
raża tę postawę w formie bardzo poetyckiej:
Modląca się dusza mówi i obwieszcza to donośnym
głosem. Jednak wraz z zstąpieniem Ducha Świętego
• Ibidem, s. 190.
15
zgadza się pozostać w zupełnej ciszy, aby mogła
usłyszeć jasno nowinę o życiu wiecznym, którą Duch
zechciał przynieść. Dusza i duch powinni znajdować
się w stanie pełnej trzeźwości, a ciało w stanie
dziewiczym i bezgrzesznym7.
Jedno pytanie pojawia się na naszych ustach. To
samo pytanie, które Motowiłow zadał starcowi: „Jakże
więc - zapytałem ojca Serafima - mogę rozpoznać
w sobie obecność łaski Ducha Świętego?". Jeśli chcecie
mieć odpowiedź, przejdźcie od razu do zakończenia, ale
nie zapomnijcie przeczytać później zasadniczej części
pracy; jeśli postąpicie inaczej, narażacie się na chęć
zebrania owoców Ducha przed posianiem w swom sercu
maleńkiego ziarnka miłości. Może ono zakiełkować jedy-
nie na dobrej ziemi, czyli w sercu głębokim, obudzonym
dynamizmem modlitwy.
l jeśli pozostało jeszcze jakieś życzenie, które chciał-
bym skierować do czytelnika, to wyrażę je w bardzo pro-
stej modlitwie, mogącej podsumować całą tę pracę:
Niech Duch Święty wprowadzi cię w misterium
modlitwy błagalnej, a poznasz POTĘGĘ MODLITWY!
7 Ibidem, s. 190.
Z GŁĘBOKOŚCI WOŁAM DO CIEBIE
Potęga modlitwy - 2
Spotkanie oblicza Bożego w Jezusie Chrystusie spra-
wia każdemu człowiekowi pewne trudności. A jednak to
ono jest obecne w życiu wszystkich ludzi, a zwłaszcza
w historii ludzi, którzy szukają Boga. Niech każdy przyj-
rzy się własnemu życiu duchowemu i zapyta siebie, kiedy
Bóg wkroczył w jego życie jako istota żyjąca. Pytanie to
pozwoli odkryć nam, podobnie jak Hiobowi, głęboką
prawdę:
Dotąd Cię znałem ze słyszenia,
obecnie ujrzałem Cię wzrokiem,
stąd odwołuję, co powiedziałem,
kajam się w prochu i w popiele.
(Hi 42, 5-6)
Aby poznać odpowiedź i dowiedzieć się, w jakim
punkcie poznawania jej się znajdujecie, powinienem zro-
bić „rentgenowskie zdjęcie" waszego duchowego wnę-
trza, co jest praktycznie niemożliwe. Opowiem wam
również o sobie, jest to dla mnie prostsze, o tym, co sam
odkryłem. Nie potrafię wam powiedzieć, czy spotkałem
19
Boga, nie wiem tego, ale wiem, że codziennie dotykam
dna własnej nędzy i, jak Claudel, mogę wyznać: „Przeży-
łem własne piekło!" Będąc w identycznej sytuacji, na-
uczyłem się wołać i błagać z dna owego piekła. Dopiero
wtedy - przyznaję to - zaczynam po trosze ukazywać
misterium pokornej prośby, a zarazem nadziei i zaufania.
Bóg potrzebował wiele czasu i cierpliwości, aby wnik-
nąć we mnie łagodnie w babilońskim ogniu oraz nauczyć
mnie głośno wołać ku Niemu. Nie jest to odpowiedni
moment, by mówić o latach dorastania, kiedy to Bóg
zaczął mnie fascynować. Pragnąłem wówczas, aby On
mnie zwyciężył i abym sam mógł zwyciężyć Go siłą pięś-
ci. Czytałem autorów piszących o duchowości nie dłużej
niż do czterdziestego piątego roku życia, do chwili, kiedy
doświadczyłem tego, o czym niektórzy z nich pisali. Inni
równie często proponowali mi filozoficzne schematy dos-
konałości.
Rozdział pierwszy
WZNOSIĆ SIĘ CZY ZSTĘPOWAĆ?
Ludzie często wyobrażają sobie doskonałość jako
stały postęp czy też bardziej lub mniej uciążliwe wspina-
nie się, jako owoc ludzkiego wysiłku i dlatego stosują
pewne praktyki ascetyczne lub techniki modlitwy hojnie
proponowane jako środki osiągania coraz wyższych stop-
ni doskonałości. Tak więc często, gdy uczeń mówi o nie-
możności osiągnięcia celu, powraca na usta kierownika
duchowego jedno stwierdzenie: „Trzeba się tylko posta-
rać", a w końcowym efekcie trud ten sam zaowocuje
wolnością.
Potrzebowałem wiele czasu, a przede wszystkim do-
świadczenia niepowodzeń, które niekiedy prowadzą do
poczucia beznadziei, aby pozbyć się złudzeń. Złudzenia
te polegają na wierze, iż dobra wola i wspaniałomyślność
są zdolne doprowadzić nas do świętości oraz że można
na tym poprzestać. Nie chcę tutaj odbierać wartości
wysiłkom i działaniu człowieka - istnieje dzisiaj moda na
krytykowanie ich -jednak w istocie chodzi o przyjęcie, że
to Bóg działa na głębinach serca, a także o wspólne
z Nim działanie.
Wszelkie trudy ascezy lub modlitwy, które podejmuje-
my, aby zjednać sobie Boga, są fałszywymi ruchami.
21
Ciągle przypominamy Prometeusza, który chce podkraść
ogień z nieba. Ważne jest, aby dobrze przyjrzeć się, jak
wyraźnie ten wzorzec doskonałości zmierza w przeciw-
nym kierunku niż doskonałość, do której zachęca Jezus
w Ewangelii. Zapominamy często, że Jezus nie przyszedł
do sprawiedliwych, lecz przede wszystkim do grzeszni-
ków, chorych, jednym słowem do maluczkich i tych,
którzy nie są bez grzechu.
1 - DWIE DROGI
Jezus nie zaproponował nam stopni doskonałości,
które osiągałoby się kolejno, aby na koniec zdobyć Boga,
ale drogę schodzenia w głębiny pokory. Sam przeciwsta-
wił te dwa sposoby kroczenia ku Bogu w krótkim zdaniu,
które ciągle powraca na Jego usta, zwłaszcza gdy
Apostołowie kłócą sią o pierwsze miejsce: Kto się
wywyższa, będzie poniżony, a kto się poniża, będzie
wywyższony (m 23, 12; Łk 14,11; 18, 14).
Należy zatem, znalazłszy się na rozdrożu, zastanowić
się, którą drogę wybrać, aby dojść do Boga? Czy tę pod
górę, czy też w dół? Odpowiem od razu, zgodnie z moim
doświadczeniem: jeśli chcecie dojść do Boga przez he-
roizm i cnotę, droga wolna, to wasze prawo. Ale ostrze-
gam was: szybko wyłożycie się. Jeśli natomiast chcecie
tam dojść szlakiem pokory, trzeba, aby tak właśnie się
stało i abyście nie obawiali się zejść w głąb swojej
nędzy. Humorystycznie powiedziałbym wam: „Trzeba
prawdziwej grzeszności i to bez usprawiedliwienia!"
22
Znaczna część chrześcijan, a zwłaszcza księża oraz
zakonnicy i zakonnice, unikają tego niezrozumiałego uni-
cestwienia, które jest warunkiem wstępnym przystąpienia
do współpracy z Trójcą Świętą (Lewis). Jedynie poprzez
pogłębianie i drążenie można uzyskać tam dostęp. Tak
więc, podobnie jak zaproszeni na przyjęcie, wykręcamy
się na różne sposoby: obowiązkami wobec innych, pracą
apostolską, samorealizacją - ponieważ nie jesteśmy
przynaglani do nawiązania tego rodzaju relacji z Trójcą
Świętą.
Jezus zobrazował te dwa rodzaje postępowania na
przykładzie faryzeusza i celnika, którzy przebywają obok
siebie w świątyni, czyli w chwili spotkania z Bogiem.
Pierwszy jest przedstawicielem drogi doskonałości natu-
ralnej i humanistycznej. Drugi wyraża postępowanie
właściwe dla chrześcijanina, które polega na nawróceniu.
Izaak Syryjczyk powiedział niegdyś:
Ten, kto zna swoje grzechy, jest większy od tego,
który swoją modlitwą wskrzesza zmarłego... Ten, któ-
ry przez godzinę boleje nad sobą, jest większy od
tego, który uczy cały świat. Ten, który zna swoją
słabość, jest większy od tego, który widzi aniołów...
Ten, który samotny i skruszony naśladuje Chrystusa,
jest większy niż ten, który cieszy się poważaniem
tłumów w kościołach8.
Zauważmy, że nawrócenie nie jest procesem realizo-
wanym przez człowieka, ale że człowiek przyjmuje je
8 Saint Isaac le Syrien, Discours 34.
23
jako darmową inicjatywę Boga. Możemy pragnąć nawró-
cenia, ale nie możemy go wypełnić. Z tego też powodu
człowiek nie jest w tym procesie bierny. To Bóg rozpo-
czyna proces nawrócenia, a człowiek ze wszystkich sił
współpracuje z Nim. Można również przygotować się do
przeżycia nawrócenia poprzez pragnienie go i modlitwę.
Otrzymamy łaskę nawrócenia w takiej mierze, w jakiej
coraz boleśniej będziemy odczuwali jego potrzebę.
Pomiędzy tymi dwoma drogami ciągle będzie istniało
niebezpieczeństwo wzajemnego skażenia, a człowiek
niezustannie będzie w zasięgu dwóch pokus: zaufania,
ponad Bogiem, sile własnych rąk oraz leniwej bierności,
która oczekuje wszystkiego od Stwórcy. Ta wzajemna
rozgrywka między wolnością i łaską dała początek wielu
herezjom w Kościele i życiu duchowym. Istnieje zatem
istotne napięcie, które zamieszkuje serce każdego czło-
wieka szukającego naprawdę oblicza Bożego, napięcie
między pragnieniem działania i pragnieniem dopuszcze-
nia działania. Nie jest łatwo jasno poznać, czy jest się na
jednej czy drugiej drodze. Czujemy dobrze, że dno
naszego serca pozostaje rozdwojone i nie do przeniknię-
cia, a także, iż oscylujemy między dwoma postawami:
raz próbujemy podejść Boga, kiedy indziej opuszczamy
ręce, dając się Bogu opanować.
2 - KOMPAS
Zadajemy sobie również pytanie, czy trzeba wiedzieć
jasno, według zrozumiałego planu, w którym miejscu
jesteśmy? Jeśli miałbym jeszcze wyrazić mój sąd, zgod-
24
ny z moim własnym doświadczeniem, to myślę, że nie,
gdyż życie duchowe jest w swej istocie ruchem i jeśli
zatrzymuje się, aby przyjrzeć się sobie, umiera. Napięcie
nie może być podporządkowane statycznemu planowi ro-
zumu, a jedynie może towarzyszyć aktywności związanej
ze stałym nawracaniem się. Trzeba zwyczajnie przyjąć,
że nie zawsze mamy jasny obraz tego, czy z własnej
winy czy też nie, ogarnia nas marazm? Jest to mało
ważne. Chodzi raczej o wejście w naszą aktualną sytua-
cję przy pomocy światła, które Bóg ofiaruje mi w tej
chwili. Coraz bardziej przekonuję się, że życie duchowe
bez napięć jest narażone na ryzyko iluzji.
Jednak o ile faktycznie niemożliwe jest rozróżnianie
i jasne widzenie drogi, gdy korzystamy z praktycznej
mądrości lub gwiazdy polarnej, to istnieją punkty orienta-
cyjne, przemieszczające się konstelacje. Należy liczyć na
ich wzajemny układ. Zauważmy, że problem kierownic-
twa duchowego jest rozwiązaniem w tej dziedzinie. Poza
tym, zastanawiając się nad sposobem postępowania
i używając przy tym pojęć, jak również światła pisarzy
duchowych, korzystajmy z własnego doświadczenia jak
z kompasu. Wydaje się, że punkty orientacyjne ukażą się
z jednej strony w tym, co powoduje wzrost naszego życia
ludzkiego i duchowego, a z drugiej strony w zrozumieniu
pedagogii Bożej wobec swego ludu, przedstawionej
w Piśmie Świętym. Innymi słowy, chodziłoby o odczyty-
wanie naszego doświadczenia duchowego jako słowa
usłyszanego w świetle Słowa Bożego przekazanego na
kartach Biblii.
Kiedy przyglądam się własnemu postępowaniu,
odkrywam, że na początku Bóg zachwyca nas, odsłania-
25
jąć w naszym wnętrzu swój trynitarny obraz. Bóg dodaje
nam sił do szukania Go tak na modlitwie, jak i w czasie
pokuty. Należałoby opisać tutaj wszystkie niuanse psy-
chologii związanej z planami walki przeciwko naturze
i budującej życie duchowe według naszych schematów
doskonałości. W dążeniu do działania ukrywa się prag-
nienie samorealizacji. Tędy wciska się wiele pychy. Liczy
się tylko na siebie i troszeczkę na Boga. Etap ten może
trwać dziesięć lub piętnaście lat, zależnie od osoby,
a zwłaszcza od autentyczności modlitwy.
Później, trochę przez zaskoczenie, nadchodzi szereg
kryzysów, które traktujemy jako porażki w dążeniach do
ideałów. Budowa domu zatrzymuje się na parterze i co
gorsze odkrywamy, że wszystko to, co dotychczas zbu-
dowaliśmy, popada w ruinę. Wszelkiego rodzaju namięt-
ności, które w naszym przekonaniu zostały już ujarzmio-
ne, odżywają nagle. Doświadcza się wówczas swojej
słabości i nędzy. Mamy wrażenie, jakbyśmy byli pogrąże-
ni w odmętach, zalewani ze wszystkich stron przez fale
i sztorm. Jak tonący, walczymy ze wszystkich sił, ale im
bardziej miotamy się, tym szybciej idziemy na dno. Nigdy
nie jesteśmy wystarczająco pogrążeni w nędzy, aby głoś-
no wzywać Boga. Modlitwa, który tryska z głębi, mawia
ojciec Molinie, zawsze jest wysłuchiwana. To dlatego, że
Bóg chce nas wysłuchać, zmusza nas do zejścia tam.
Nadchodzi również okres poruszenia, którego nie
można uniknąć. To dzięki niemu możemy zrozumieć, że
nasz dom nie został postawiony na skale Chrystusa oraz
że zamiast liczyć jedynie na Boga, liczymy przede
wszystkim na siebie. Dwa znaki pozwolą nam ocenić, czy
nie jest to lenistwo lub obojętność: wierne podporządko-
26
wanie się realiom naszej egzystencji, których nie może-
my pominąć, ponieważ są wpisane w nasze jestestwo;
i modlitwa, która coraz bardziej staje się ciągłą pokorną
prośbą, ogarniającą całe nasze życie. Jeśli chodzi
o pierwszy znak, to w Ewangelii znajdujemy słowa
Jezusa, które wydają się dobrze go charakteryzować:
Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni
jesteście (Mt 11,28).
Człowiek bardzo wyraźnie odczuwa własne zmęcze-
nie i brak zapału do robienia czegokolwiek. Ma się
ochotę powiedzieć wówczas: „Świętość, to nie dla mnie!"
Kiedy okaże się, że nie możemy wypełnić wszystkich
wymagań stawianych przez Boga, kusi nas, aby je odrzu-
cić i zapomnieć, że to Bóg przez nie przemawia. A prze-
cież jedno, co możemy wówczas zrobić, to uniżyć się
jeszcze bardziej i powiedzieć Panu: „Bardzo chciałbym,
ale nie potrafię. Pomóż mi!" Św. Teresa z Lisieux, myśląc
o swoim pragnieniu świętości, pisze, że trzeba być
wiernym takiemu życiu, jakie jest i wszelkimi sposobami
szukać wsparcia. Inaczej mówiąc, trzeba poślubić swoje
życie, gdyż to, co się w nim rodzi, jest z Ducha Świętego.
Jednak przyjęcie realiów życia jest na tyle autentyczne,
na ile ze wszystkich sił ufa się Bogu i na ile wzywa się
Go na pomoc. Ufna nadzieja rzeczywiście jest osią, która
naszą słabość czyni „niemocą przemienioną".
Wiesz, Mamo, że zawsze chciałam być świętą, ale
zaraz! zawsze dochodziłam do wniosku, kiedy porów-
nywałam się do świętych, że między nimi i mną istnie-
je taka sama różnica, jak między górą, której szczyt
kryje się w chmurach, i maleńkim ziarnkiem brudnego
27
piasku, które ginie pod nogami przechodniów. Jednak
zamiast się zniechęcić, powtarzałam sobie: Dobry
Bóg nie potrafiłby wzbudzać pragnień, które nie mogą
być zrealizowane, dlatego pomimo iż jestem jak
ziarnko piachu, mogę dążyć do świętości. Wywyższać
się, to niemożliwe. Powinnam przyjąć się taką, jaką
jestem, ze wszystkimi brakami. Chcę jednak szukać
środka, który pomógłby mi dojść do Nieba dróżką
zupełnie prostą, najkrótszą, zupełnie nową9.
Jest to odkrycie dźwigu, który daje nam Bóg.
Drugiego znaku można szukać w pokornej modlitwie
oraz w zaufaniu, gdyż nie wystarczy stwierdzić, że coś
się nam nie powiodło, i opuścić ręce. Powinniśmy posłu-
żyć się innymi gestami: zamiast zaciskać z wysiłkiem
pięści, aby pochwycić Boga, powinniśmy je wolno otwo-
rzyć w geście zaproszenia. Chcąc podporządkować so-
bie Boga, w rzeczywistości ponawiamy błąd naszych
pierwszych rodziców patrzących na owoc drzewa życia.
Mogli jeść wszystkie inne owoce, ale skupili się na
czymś, co nie zostało im jeszcze dane. Opanowało ich
nienasycone pragnienie obrazu Boga. Potrzebna im była
absolutna pokora, aby pragnąć tego owocu bez wyciąga-
nia po niego ręki. Wąż dobrze się bawił, podsuwając
myśl pójścia dalej i zerwania owocu.
Nie znam piękniejszego tekstu na ten temat niż
fragment książki Simone Weil Oczekiwanie Boga. Przy-
wołuje ona tam przyjaźń między dwoma osobami, ale
' Manuscrits autobiographiques, s. 144.
28
równocześnie podsuwa analogię: sytuację naszych
pierwszych rodziców wobec Boga.
Przyjaźń jest cudem, który sprawia, że jedna istota
ludzka godzi się patrzeć z daleka, nie zbliżając się, na
drugą istotę, która jest jej potrzebna jak pożywienie.
To jest ta siła ducha, której nie posiadała Ewa, choć
przecież nie potrzebowała owocu. Gdyby była głodna,
w chwili gdy patrzyła na owoc, i gdyby mimo to przy-
glądała mu się bez końca, nie czyniąc ani kroku ku
niemu, dokonałaby cudu podobnego do cudu dosko-
nałej przyjaźni10.
Człowiek, który odeprze pokusę wyciągnięcia ręki po
zakazany owoc, nie porzuca tym samym pragnienia
oglądania twarzy Boga. Dzięki temu staje się doskonale
pokorny, wyrzekając się przemocy, aby przeniknąć miste-
rium modlitwy. Bóg pragnie ofiarować nam ten owoc, jed-
nakże tylko jako odpowiedź na oczekiwanie i uniżoną
prośbę:
Otwórz szeroko usta, abym je napełnił.
(Ps8l, 11)
Trzeba otworzyć swoje usta i swoje serce na nieskoń-
czoność, gdyż to właśnie Nieskończony pragnie nawie-
10 Simone Weil, Oczekiwanie Boga, przekład K. Konarska-Łosiowa,
w: Zakorzenienie i inne fragmenty, Znak, Bibioteka .Więzi", Kraków
1961,8. 165-166.
29
dzić nas i wchłonąć, tak jak ogień z krzewu gorejącego
pochłania wszystko, czego dotknie.
Dlatego nasze ręce, nasze wargi i nasze serca powin-
ny coraz bardziej otwierać się na przyjęcie Bożego
oblicza. Oczekiwanie pobudza nasze głębokie pragnienie
i nagle nasze otwarte ręce próbują przemówić nowym
gestem: składają się jak ręce Proboszcza z Ars do modli-
twy, sami zaś zaczynamy szeptać, a niekiedy krzyczeć,
doświadczając strapienia:
Ustysz głos mego błagania,
gdy wołam do Ciebie,
gdy wznoszę ręce
do świętego przybytku Twego.
(Ps 28, 2)
Doświadczamy obecności Boga. Gdy jesteśmy
strapieni, nasze wołanie wyraża pragnienie zbawienia.
Kierujemy je do Boga, który jest przy nas, lub do Jezusa,
zdolnego wydobyć nas z bagnistej topieli. Psalmista
powtarza jedynie:
Pan jest blisko wszystkich, którzy Go wzywają,
wszystkich wzywających Go szczerze.
(Ps 145, 18)
Aby doświadczyć bliskości Boga, trzeba mieć złama-
ne, skruszone serce.
i Rozdział drugi
SLI,*
PRAWDZIWA MODLITWA TRYSKA
Z GŁĘBIN
Zastanówmy się teraz nad tym, co powoduje radykal-
ny zwrot w życiu modlitwy. Dość długo istniało przekona-
nie, że modlitwa polega na intelektualnym wysiłku lub
rozmyślaniu o Bogu. Myśląc o Bogu lub wzbudzając
w sobie pobożne uczucia, spodziewamy się, że będzie-
my mogli z Nim rozmawiać lub prosić Go o coś. To ra-
cjonalne postępowanie nie jest zupełnie bezużyteczne,
mimo to jednak pozostaje sztuczne, ponieważ nie dotyka
głębi serca, któremu grozi oddalenie od prawdziwej
modlitwy.
Chodzi tutaj również o to, jaka jest funkcja woli
w modlitwie. Być może przyjęliśmy założenie, że trzeba
stale się mobilizować, aby pokonać wszystkie rozprosze-
nia, i stale koncentrować się na Bogu. Jednak gdy sta-
wiamy pierwsze kroki na drodze modlitwy, wysiłek ten,
nawet intensywny i wydłużony, nie prowadzi zbyt daleko,
ponieważ pomija prawdziwą dynamikę pragnienia, które
podtrzymuje całe życie modlitwy i które ponadto wyraża
się wołaniem i powołaniem. Dodajmy również, że tego
rodzaju wysiłek powoduje swego rodzaju ograniczenie
bardzo szkodliwe dla modlitwy.
31
Aby zatem modlić się naprawdę całym sobą, nie
możemy wzbraniać się przed pójściem tam, gdzie ocze-
kuje na nas jedyne źródło modlitwy: ku świadomości, że
nasz staw biodrowy został wywichnięty11 lub że dany
nam został oścień dla ciała12. Kto dotarł do najtaj-
niejszej przyczyny własnych zmartwień i najgłębiej ukry-
wanej słabości jakby do bezcennej perły godnej wszel-
kich poszukiwań, ten odkrył równocześnie źródło praw-
dziwej modlitwy. Nawet najpiękniejsze książki o mo-
dlitwie, najwspanialsze metody i niezrównane techniki nie
powinny przeszkodzić nam wejść na prawdziwą ścieżkę,
gdzie tryska już i rozwija się modlitwa.
Ścieżka ta prowadzi w sposób nieunikniony do
naszego radykalnego ubóstwa, do miejsca, gdzie roz-
brzmiewa w nas „krzyk narodzin" (ks. Andre Louf). Gdy
w ten sposób popatrzymy na modlitwę, nie ma ona nic
wspólnego z rozważaniem lub odczuwaniem, ale dobywa
się z najgłębszych pokładów naszego jestestwa jako
krzyk. Niemowlę krzyczy, kiedy je coś boli lub gdy jest
głodne, a jego krzyk to nie tylko objaw strachu, ale to
również znak nadziei, ponieważ poza bezsilnością
dostrzega ono obecność matki, która spieszy, aby mu
odpowiedzieć.
W sposób głębszy i jeszcze zupełnie nieświadomy
dziecko wypowiada się przez krzyk. Jeden z mistyków
muzułmańskich stwierdził, że życie człowieka rozpoczyna
się krzykiem, który jest oznaką lęku dziecka opuszcza-
11 Por. sytuację Jakuba (Rdz 32, 26) - przyp. tłum.
12 Por. sytuację św. Pawła Apostoła (2 Kor 12, 7) - przyp. Bum.
32
jącego łono matki i rozpoczyna życie ocierając się
o śmierć. A kończy swoją egzystencję, swoje ziemskie
pielgrzymowanie ostatnim krzykiem, wraz z którym odda-
je ostatnie tchnienie życia. Pewna starsza kobieta powie-
działa mi kiedyś, że wołanie Jezusa na krzyżu ciągle
jeszcze rozbrzmiewa w jej sercu i jest dla niej źródłem
modlitwy. Tak więc życie człowieka zaczyna się i kończy
dobywającym się z wnętrzności krzykiem, którego nie
jesteśmy świadomi, ale który trwa wpisany w nieuświado-
mionej przez nas głębi. Kiedy dziecko nie potrafi jeszcze
mówić, próbuje nawiązać kontakt z otoczeniem przez
krzyk, i gdy jako starzec nie będzie już mogło mówić,
będzie wzywało pomocy, wzdychając łagodnie.
Prawdopodobnie dorosły nie wie więcej o swoim pier-
wotnym krzyku niż dziecko, ukrywając go starannie
w najbardziej nieuświadomionych kryjówkach swego je-
stestwa. W przełomowej chwili ciężkiego cierpienia lub
wielkiej radości, wśród najboleśniejszych kryzysów,
rezonans tego krzyku można odczuć w ciele i w sercu.
Któż z nas nie doświadczył psychicznego wyzwolenia,
gdy mógł się wykrzyczeć i wypłakać z całej duszy? Na
nasze nieszczęście żyjemy w cywilizacji, w której nauczo-
no nas powstrzymywać łzy i tłumić w sobie krzyk. Być
może dlatego właśnie mamy dzisiaj tyle przemocy
w świecie.
Błogosławiony człowiek, który ma odwagę krzyczeć
z bólu przy swoich braciach i który nie boi się zachować
tak jak Hiob przed Bogiem. Krzycząc, będzie długo żył,
a płacząc będzie się również modlił. Jednak trzeba
wiedzieć, że są ludzie, którzy nie chcą, nie potrafią
krzyczeć, chociaż dziedziczą ten krzyk w swoich genach
Potęga modlitwy - 3 33
i noszą w najgłębszych sferach swego jestestwa. Jak
przywrócić ten krzyk? l jak, raz przywrócony, wydobyć,
wyzwolić, aby go wyrazić przed Bogiem?
Aby wydobyć krzyk, wcale nie trzeba przechodzić
przez analizę - chociaż może ona być cenną pomocą
przy schodzeniu na głębie - wystarczy, jak mówi Andrś
Louf, choć trochę wsłuchać się w siebie, aby odkryć coś
z tego pierwotnego krzyku, którego pewne drgania odbiją
się w polu naszej świadomości. Krzyku tego nie trzeba
szukać daleko, gdyż pojawia się po trosze we wszystkich
najbardziej upokarzających sytuacjach naszego życia.
Ileż razy mamy ochotę krzyczeć, stojąc przed jakąś
przeszkodą lub, sięgając głębiej, kiedy wybuchamy
gniewem, mamy napad zazdrości, spotykamy kogoś, kto
nas irytuje? Przyjrzyjmy się temu od strony czysto
fizycznej, czyż nie wzdychamy, kiedy jesteśmy zatrwo-
żeni i gdy pojawi się ulga z powodu jakiejś napotkanej
i przezwyciężonej trudności, zwykły ścisk klatki piersio-
wej, która rozszerza się w oddechu. Kiedyś przyjaciel
opowiedział mi, że ucieszył się, słysząc oddech brata
w czasie modlitwy, gdyż miał wrażenie, że nie jest sam
w swoim trudzie. Krzyki i wzdychania są bardzo słabym
echem głębszego niepokoju. Kto przypuszczałby, że
wypływające na zewnątrz pokłady smutku zalegające
tajne kryjówki nieuświadomionego życia mogą wydobyć
z wnętrza najgłębsze pragnienia serca?
Trzeba zdawać sobie sprawę, że nie zostaliśmy
przygotowani do przyjęcia tych poruszeń. Nauczono nas
za to wypierać je i powstrzymywać, jak wszystko, co
powoduje zniechęcenie i niepokój. Czyż nie roztropniej
jest zaakceptować się łagodnie i z poczuciem humoru,
34
przyjąć wszystkie gwałtowne poruszenia wraz z ich
banalnością i małostkowością i pozwolić im przemówić
do siebie? Jeśli będziemy potrafili wyrazić je słowami,
wówczas pozbędziemy się wewnętrznego napięcia i za-
panuje w nas spokój. Możemy więc wyrzucić z siebie
nasz niepozorny ból bardzo łagodnie, przed Panem.
To samo dotyczy większego cierpienia, bolesnych
doświadczeń i ciężkich pokus, które ujawniają nam zra-
nienia bardziej podstawowe. Zranienia te dotykają nas
tak głęboko, że z naszych wnętrzności wydobywa się
krzyk, który przypomina niekiedy złorzeczenia Hioba.
W pewnych chwilach krzyk jest tak bolesny, że przesła-
nia obraz Boga, ku któremu jest skierowany.
Dobrze byłoby zatem wczuć się w cierpienie Hioba
lub Chrystusa na krzyżu, w chwili kiedy krzyczy: Boże
mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił? (Mk 15, 34) i kiedy
wydaje przed Ojcem przeraźliwy jęk cierpienia. W psal-
mach Bóg jakby wynajduje te wołania i stawia je do
naszej dyspozycji, abyśmy mogli krzyczeć do Niego
o skandalu naszego cierpienia. Trzeba jednak nieustan-
nie hartować krzyk naszych modlitw, modlitwy zaś
przesiewać przez sito Słowa Bożego, aby oczyszczało je
i oddzielało krzyk pochodzący z głębi duszy od powierz-
chownego hałasu, który towarzyszy modlitwie. Kiedyś
jedna z zakonnic, odpowiedzialna za formację młodych
sióstr, powiedziała mi żartując, że gdy przyszła do niej
raz dziewczyna, mówiąc, że ma już wszystkiego dosyć,
zaproponowała jej, by przyrównała do swojej sytuacji
pierwsze wersety psalmu 69:
Wybaw mnie, Boże,
bo woda mi sięga po szyję.
35
1 - KRZYK WYRWANY z NASZYCH WNĘTRZNOŚCI
W chwili strachu wywołanego krzykiem, który dźwię-
czy niczym wyzwanie, chciejmy powiedzieć jak sędziwy
mnich: Jestem po szyję zanurzony w błocie13 i płaczę
przed Bogiem, mówiąc: Zmiłuj się nade mną14 (Abba
Paweł Wielki). Na początku nasze wołanie nie osiąga
natychmiast takiej głębi, ale w miarę upływu czasu coraz
bardziej przenika glebę naszej duszy i toruje drogę wy-
zwalającą źródło prawdziwej modlitwy.
Jestem przekonany, że podstawową przyczyną, dla
której modlimy się tak mało i tak źle, jest właśnie brak
głębi. Modlimy się wargami lub rozumem, albo wolą, ale
nie głębią serca. Nie angażujemy naszego prawdziwego
jestestwa.
Bernanos, jak sam mawiał, był przekonany, że „wielu
ludzi nie angażuje nigdy swej istoty, swojej głębokiej
szczerości. Żyją oni na powierzchni samych siebie, a gle-
ba ludzka jest tak bogata, że ta cienka wierzchnia war-
stwa wystarczy dla lichego zbioru, który daje złudzenie
istotnego przeznaczenia..."15.
Jeśli modlitwa zna niewiele ostrych form, jeśli przyj-
muje dyskretny ton ugrzecznionych próśb, to nie łudźmy
się, że to świętość Boga nas uspokaja, to tylko my nie
13 Por. Ps 69, 3.
14 Cytat za: Księga starców, tłum. s. Małgorzata Borkowska, Znak,
Kraków 1983, s. 314.
15 Georges Bernanos, Pamiętnik wiejskiego proboszcza, przeł.
W. Rogowicz, PAX, Warszawa 1991, s. 88.
36
znamy naprawdę ani głębi ludzkiej nędzy, ani głębi serca
Boga. Jeśli zeszlibyśmy wystarczająco głęboko, odkryli-
byśmy, że nie potrafimy być stworzeniem. Rozpoznanie
tego dystansu już jest pokorną modlitwą: modlitwą zależ-
nego jestestwa, które pragnie przekazać siebie Innemu
i woła, aby bardziej być. Samo słowo modlitwa (fr. priśre)
doskonale to wszystko wyraża, gdyż łacińskie precor
znaczy pokornie prosić.
Nawet poza sferą wiary spotykamy się z pokornym
błaganiem, z prośbą, która żywi nadzieję, że będzie wy-
słuchana. Każdy bez ustanku kieruje modlitwę prośby do
siebie samego, do innych i do Boga, jeśli w Niego wie-
rzy. Ale człowiek nie jest zdolny prosić Boga, jeśli nie
potrafi prosić ludzi. Pomyślmy o prośbie, którą kierujemy
do naszego dobrego przyjaciela. Aby zechciał okazać
nam swoje przywiązanie i przyjaźń, mówimy do niego
spontanicznie: proszę cię. Żeby to powiedzieć, trzeba
koniecznie mieć świadomość, że jesteśmy biedni i że bez
tej przyjaźni nie możemy żyć.
Ci, którzy znają prawdziwe misterium miłości, są
jeszcze rzadkością pośród nas, ponieważ niewielu ludzi
zgadza się zejść na ten poziom głębi, gdzie odczuwa się
nienasycony głód i pragnienie nie do ugaszenia. Do-
świadczenie miłości na tym poziomie głębi zdarza się
rzadko, równie rzadko jak geniusz. Garaudy twierdzi:
„Pary autentycznie ze sobą związane zdarzają się
w ciągu tysiąclecia równie rzadko jak Szekspir czy
Beethoven"16. To samo można w przybliżeniu powie-
16 Roger Garaudy, Parole d'homme, Ed. France-Loisirs 175, s. 14.
37
dzieć o ludziach modlitwy. Jest ich bardzo... bardzo
niewielu. Św. Izaak Syryjczyk sądził, że pojawia się jeden
w całym pokoleniu.
Powróćmy na moment do modlitwy, którą kierujemy
do nas samych. Zrozumiałem ją jeszcze lepiej, czytając
Romain Rollanda. Jego bohater, Jan Krzysztof, po
wyczerpaniu wszystkich środków poszukiwania w sobie
sposobu rozumienia muzyki nie znalazł zadowolenia.
Odczuł jednak pragnienie pójścia dalej, pragnienie
modlitwy. Ale jak mógłby się modlić? - pyta Romain
Rolland, przecież nie wierzył w Boga. Powinien był
jednak modlić się, powinien był modlić się do siebie.
Modlić się do siebie to zatem wstawiać się do siebie za
siebie, w duchu wniknięcia aż do źródeł swojego jeste-
stwa. Tak więc modlitwa do siebie jest pragnieniem
siebie. Wielkością człowieka jest zdolność stawiania
pytań i zdolność modlenia się. Stawianie pytań jest
czynnością intelektualną, modlitwa zaś duchową.
Modlenie się do siebie jest zawsze pragnieniem do-
tarcia do źródła swojego bytu, to jest do trzonu własnej
wolności. Kirkegaard nie wahał się przyjąć, że celem
modlitwy nie jest naginanie zamiarów Boga, ale coraz
głębsze drążenie ludzkiego serca, aby otworzyć je na to,
co Bóg chce mu ofiarować. Izajasz mówi, że Bóg każde-
go rana pobudza jego ucho do słuchania17. Modlitwa,
podobnie jak miłość, jest przebudzeniem, otwarciem na
zaproszenie i na dar.
' Por. Iz 50, 4.
38
Jak przekazuje Ewangelia, ślepi i słabi nie bali się
krzyczeć w obecności Jezusa, ponieważ znali oni głębię
swojego cierpienia i za wszelką cenę chcieli zwrócić na
siebie Jego uwagę. Nie mogli więcej liczyć na nikogo
innego, jak tylko na Jezusa. W ten sam sposób należało-
by również modlić się psalmami. W trakcie takiej modli-
twy nie można ograniczyć się do spokojnego powtarzania
wezwań i przyrzeczeń. Trzeba wejść na głębię i wyrzucić
z siebie krzyk podobny do przerażenia tonącego w obli-
czu mocy zła pogrążającego świat, wyrzucić krzyk
smutku nieszczęśliwych wzywających pomocy, krzyk bólu
wobec spustoszeń dokonanych przez grzech w nas
i wokół nas. Tego rodzaju krzyk modlitwy nie chybia
nigdy celu, podobnie jak strzała, przeszywa serce Boga
i wyzwala miłosierdzie:
Dosyć napatrzyłem się na udrękę ludu mego w Egip-
cie i nasłuchałem się narzekań jego na ciemięzców
(...). Zstąpiłem, aby go wyrwać... (Wj 3, 7-8).
O ile ten krzyk nie wydobywa się z naszego serca,
nasza modlitwa jest tylko pobożnym zajęciem. Nie powin-
niśmy zatem dziwić się, że Bóg nie bierze jej poważnie.
Modlitwa taka pozostaje na powierzchni nas samych.
Aby przybliżyć ten krzyk, Paweł będzie mówił o jękach,
myśląc tutaj o krzyku nowo narodzonego lub umierające-
go, któremu lekko wymyka się skarga jak ostatnie wez-
wanie pomocy. Mistyk muzułmański stwierdza, że pierw-
szy i ostatni krzyk człowieka jest imieniem Boga.
39
2 - NIE DOCIERAMY NIGDY WYSTARCZAJĄCO DO SAMEJ
ISTOTY
Prawdziwa modlitwa wypływa z głębi serca, ale
uwaga, ta głębia nie jest tylko tajemniczą i bliską nasze-
mu wewnętrznemu ja przestrzenią, sferą, gdzie jeszcze
czujemy się u siebie. Bez wątpienia trzeba dojść do
samego dna cienistej doliny, aby dostrzec nikły blask
gwiazdy świecącej w otchłani, a jednak jest jeszcze coś
poza cierpieniem. Na skutek zagłębiania się w cierpienie
pojawia się moment, w którym gwałtownie nasila się ból
i wyzwala się radość. Nie widzę obrazu, który lepiej
wyjaśniałby to zjawisko niż ikona włodzimierska, przed-
stawiająca delikatną Dziewicę. Maryja na nas patrzy,
a można przeczuć, że w głębi jej serca współistnieją
obok siebie otchłań smutku i otchłań radości. To odbija
się na jej twarzy delikatną surowością i promiennością.
Wydaje się, że obraz fal, występujący w psalmach,
może nas dosięgnąć, podobnie jak każdy inny symbol
tego, co jest poza głębią psychiki człowieka. Głębia ta
jest dla nas obca i wroga, gdyż stawia nas przed budzą-
cym strach przeciwnikiem. Chodzi tutaj o obraz morza
pochłaniającego swoje ofiary, obraz otchłani nie tyle
otwartej przed nami, co już zamkniętej nad nami. Czło-
wiek ma wrażenie, że tonie i pogrąża się w otchłani. Nie
ma już nic, o co mógłby się zaczepić, niczego stałego
w swoim życiu. Świat wydaje się jedynie złowrogą i prze-
rażającą mocą. Wszelka jasność zaćmiewa się, a wszel-
ka przyjaźń zanika.
Jest to straszliwa próba, ale jednak konieczna i zba-
wienna dla tego, kto chce dać się odnaleźć Bogu. Tutaj
40
również zgodzimy się z wnioskiem z poprzedniego para-
grafu: Boga się nie zdobywa, ale pozwala mu się nas
znaleźć. Najlepszym sposobem naszego przyjęcia Boga
jest całkowite oddanie się Mu. Na początku życia ducho-
wego pragniemy przede wszystkim kochać Boga. Na me-
cie rozumiemy, że wystarczy pozwolić Bogu kochać nas.
Nie będziemy już więcej u steru naszej łodzi, ale
odkryjemy, że tak naprawdę jest tylko jeden przewodnik
- Duch Święty, że trzeba mu pozostawić zarząd i przeka-
zać dowództwo. Możemy stawiać sobie pytania: czym
będzie życie, w którym staniemy się całkowicie posłuszni
Duchowi Świętemu? Jest to o wiele głębsze niż podąża-
nie w kierunku Boga, jest to włączenie swojej woli
w Jego wolę, jednym słowem to jest to, co ludzie udu-
chowieni nazywają porzuceniem siebie.
Nie przypuszczamy nawet, do jakiego stopnia jesteś-
my pyszni i jak bardzo chcemy sami toczyć bój o własną
świętość. Trzeba wybierać: powierzyć się jedynie Bogu
czy też zamknąć się w sobie, swoich sprawach, swoich
przymiotach, swoim otoczeniu. Chcemy zawdzięczać
sobie samym wzrost w miłości. W tym punkcie Bóg nie
może iść na kompromis. Odczuwamy to doskonale
w Ewangelii, gdzie Chrystus sprzeciwia się gwałtownie
faryzeuszom, ponieważ ci nie chcieli mu zaufać. Ścierają
się tutaj dwie „religie". Jedynie grzesznicy, którym pozo-
staje wyłączne oczekiwanie miłosierdzia Bożego - albo
dzieci - mogą wejść do Królestwa.
Krok po kroku Bóg uświadamia nam, że trwamy zam-
knięci w otchłani. A obraz fal, które sięgają nam po szyję
i grożą zatopieniem, jest znakiem całkowitej nędzy,
czarnej rozpaczy, ponieważ grzech po prostu pogrążył
41
ludzkość. Nie lubimy zbyt wiele nad tym rozmyślać.
Jednak na świecie i wokół nas są ludzie nieszczęśliwi
zdruzgotani przez nędzę, bez nadziei wydostania się
z niej. Przede wszystkim w nas tkwi biedak, który rów-
nież tego nie potrafi i który woła do Boga. Jest to następ-
stwo grzechu. Jest to również obraz tego, co grzech
uczynił z ludzkości. Bóg prowadził nas coraz dalej,
w miarę rozwoju naszej historii, w doświadczaniu tej
otchłani, gdzie pycha i grzech zamknęły nas. Psalmy
z naciskiem, który często staje się dla nas nudny, przed-
kładają nam złowrogie i okrutne obrazy. Obyśmy potrafili
patrzeć na nie i przyjmować je, gdyż odbijają one naszą
osobistą sytuację.
3 - NA GRANICY ŚWIADOMEJ WIARY...
W psalmach mamy do czynienia z obrazem głębin
morskich, ale równie dobrze można by odwołać się do
niewoli babilońskiej lub pustyni. Istotne, iż doświadczamy
tego, że od tej chwili jedynie Bóg jest naszą opoką18, że
nic nie daje opieranie się na przymierzach z obcymi na-
rodami19 i zawodny jest koń, kiedy trzeba ratunku20.
Wchodzimy zatem na pustynię, docieramy do granic oso-
bistej wiary, do granic nas samych, tam gdzie poruszenia
duchowe zaczynają wprowadzać nas w zamieszanie. Oto
18 Por. Ps 62, 3 - przyp. tłum.
19 Por. Ps 83, 6 - przyp. tłum.
20 Por. Ps 33,17 - przyp. tłum.
42
dlaczego osoba, która wchodzi na te głębiny, powinna
móc iść z ufnością aż do granic swojej świadomej wiary,
podążać za Bogiem, który prowadzi ją poza dotychczaso-
we doświadczenie, od niewiary do głębokiego zawie-
rzenia.
Jest to przede wszystkim próba wiary, w trakcie której
nasze ludzkie podpórki kruszą się jedna po drugiej, ale
za każdym razem, gdy Bóg zwalnia cumy, pomnaża jed-
nocześnie nasze zaufanie, abyśmy mogli stawić czoła
sztormowi. Jedyną rzeczą, jakiej Bóg od nas oczekuje,
nie jest heroizm, ale gorące pragnienie Jego samego
wyrażone w modlitwie. To pragnienie i dążenie stanowią
inicjatywę Boga, pierwsze zaproszenie do wejścia
w nowe życie.
To właśnie modlitwa pragnienia podtrzymuje nas, gdy
doświadczamy naszych ograniczeń w umieraniu i zmar-
twychwstawaniu. Trzeba zatem, abyśmy potrafili zbadać
te regiony ciemności i żyć na granicy nas samych, tam
gdzie Bóg stale nas przywołuje do siebie, gdzie ciągle
nawracamy się. Granica ta jest również punktem stycz-
nym z rzeczywistością, w której zły duch kusi do wypa-
czenia dzieł Boga. W psalmach walkę ze złym duchem
symbolizują liczni wrogowie lub groźne zwierzęta czyha-
jące na życie człowieka. W Ćwiczeniach duchownych
święty Ignacy Loyola stwierdza, że w rzeczywistości tej
nieprzyjaciel chce zwyciężyć i zebrać łuff\
21 Przekład za: Ignacy Loyola, Ćwiczenia duchowne, przekład
J. Ożóg SJ, WAM, Kraków 1996, s. 139.
43
W autobiografii św. Ignacego spotykamy wydarzenie,
które może pomóc nam zrozumieć walkę na granicy
świadomej wiary. Nie chodzi tu wcale o pierwsze dni
nawrócenia, ale o sprawiający ogromne cierpienie kryzys
związany ze skrupułami. Pogrążony w ciemnościach,
jakże powinien był zareagować? Bardzo prosto, zaczął
pokornie modlić się. Trzeba jednak zauważyć, że jego
modlitwa w rzeczywistości była krzykiem rozpaczy skie-
rowanym do Boga z samego dna cierpienia. A oto inny
przykład takiej modlitwy: opanowany pokusami przeciwko
czystości, Ignacy rzuca się na kolana i prosi Boga o oca-
lenie. W czasie modlitwy ukazuje mu się Matka Boża
i Ignacy na całe życie zostaje wyzwolony od tego rodzaju
pokus. Powróćmy jednak do pierwszego wydarzenia
i przyglądnijmy się, jak zachowuje się św. Ignacy.
Oddajemy głos jego sekretarzowi, Luisowi Gonzalvesowi
de Camara:
23. W owym czasie mieszkał wzmiankowany Piel-
grzym [Ignacy Loyola] w pokoju, który mu dali domini-
kanie w swoim klasztorze (Manresa, Hiszpania).
Wytrwale oddawał się modlitwie po siedem godzin
dziennie, na kolanach, wstając co dzień o północy,
i wszystkim innym ćwiczeniom pobożnym wyżej wy-
mienionym. Ale w tym wszystkim nie znajdował żad-
nego lekarstwa na swe skrupuły, które go męczyły
przez kilka miesięcy. Pewnego razu, gdy był szcze-
gólnie udręczony, zaczął się modlić i w zapale głośno
wołać do Boga mówiąc: „Pomóż mi, Panie, bo nie
znajduję żadnego lekarstwa u ludzi, ani u żadnego
innego stworzenia. Gdybym sądził, że będę mógł je
44
znaleźć, żaden trud nie byłby dla mnie za wielki. Ukaż
mi, Panie, gdzie mógłbym znaleźć lekarstwo! Choć-
bym miał biegnąć za szczenięciem, żeby od niego
otrzymać pomoc, uczyniłbym to".
24. Gdy był zajęty tymi myślami, nachodziła go często
gwałtowna pokusa, żeby się rzucić w dół przez wielki
otwór, który był w jego pokoju blisko miejsca, gdzie
zwykle się modlił. Ale wiedząc, że byłoby to grzechem
zabić samego siebie, zaczynał wołać do Pana:
„Panie, nie uczynię tego, co ciebie obraża!" l powta-
rzał te słowa i tamte poprzednie wiele razy. Przyszła
mu też raz na myśl historia pewnego świętego, który
dla uzyskania od Boga bardzo upragnionej rzeczy
przez wiele dni nic nie jadł, dopóki nie uzyskał tego [o
co prosił]22. Myślał o tym przez dłuższy czas i w
końcu zdecydował się postąpić tak samo, mówiąc
sobie, że nie będzie nic jadł ani pił tak długo, aż Bóg
mu pomoże, albo gdy poczuje się bliski śmierci...
25. [...] Spowiednik nakazał mu przerwać ten post.
A on, choć czuł się jeszcze na siłach, posłuchał go
i tego dnia i następnego był wolny od skrupułów. Ale
trzeciego dnia, we wtorek, zaczął sobie podczas mo-
dlitwy przypominać swoje grzechy, l tak jakby po nitce
do kłębka przechodził jeden po drugim wszystkie
swoje przeszłe grzechy i sądził, że ma obowiązek
wyznać je na nowo. A pod koniec tych rozważań
ogarnął go niesmak do życia, które prowadził, oraz
22 Chodzi tu o św. Andrzeja Apostoła, który w ten sposób został
opisany w Złotej legendzie - przyp. ttum.
45
gwałtowna chęć, aby je porzucić, l wtedy spodobało
się Panu sprawić, że obudził się jakby ze snu. A po-
nieważ dzięki pouczeniom, jakie mu Bóg dawał, miał
już pewne doświadczenie w rozeznawaniu duchów,
zaczął zastanawiać się, w jaki sposób ten duch [zły]
go opanował. Z wielką jasnością [poznania] postano-
wił więc nigdy już nie spowiadać się z rzeczy przesz-
łych, l od tego dnia był wolny od swoich skrupułów,
mając równocześnie tę pewność, że to Pan nasz ze-
chciał go w swym miłosierdziu od nich wyzwolić23.
Przepraszam za długi cytat, ale trzeba przeczytać go
w całości, aby zrozumieć, którędy Bóg prowadził Ignace-
go za rękę, jak nauczyciel ucznia. Na pierwszy rzut oka
zejście w głębię beznadziei, która dotyka samobójstwa,
wydaje się nam przerażające. Jednak trzeba, aby „szło
nam bardzo źle, żeby później szło lepiej!" Podobnie jak
Piotr idący po jeziorze, w pewnym momencie zaczynamy
tonąć i próbujemy desperacko wydostać się na powierz-
chnię, łapiąc się koła ratunkowego, które nie pochodzi od
Boga. Tego właśnie nie należy robić. Trzeba tak jak
Ignacy dojść do samego dna i dopiero wówczas można
od czegoś się odbić:
Nigdy nie dotykamy dokładnie dna. Modlitwa, która
bierze się z głębokości (de profundis)24, jest zawsze
23 Przekład za: Ignacy Loyola, Opowieść pielgrzyma, w: Pisma
wybrane, 1.1, WAM. Kraków 1968; ss. 189 n.
24 Por. Ps 130,1 - przyp. tłum.
46
wysłuchiwana natychmiast: tryska z głębi naszego
strapienia. Bóg dlatego przypiera nas do muru, że
chce nas wysłuchać. Wszystkie nasze rany są we-
wnątrz nas, podobnie jak u Jakuba: rana jest opatrz-
nościowym środkiem, którym Bóg chce się posłużyć,
aby nas wysłuchać... sami jednak nie potrafimy się
nią posłużyć:
„O cokolwiek prosić będziecie w imię moje, to uczy-
nię..."25.
„Do tej pory o nic nie prosiliście w imię moje..."26.
Modlitwa wydobywa z nas prawdziwy krzyk, który nie
wybucha od razu, ale ma dopiero kiedyś zabrzmieć.
Tego dnia otrzymamy wszystko. Nie ma innego środ-
ka ani programu. Bóg chce, abyśmy przynieśli owoc:
aby zaowocować i aby owoc był trwały, nie ma nic
innego do zrobienia27.
"J 14,13-przyp. tłum.
"J 16, 24 - przyp. tłum.
17 M. D. Moliniś OP, Le courage <favolrpeur, Cerf 1975, s. 46.
Rozdział trzect
STRĄCIŁEŚ MNIE W DÓŁ GŁĘBOKI28
1 - MODLIĆ SIĘ PSALMAMI
To wszystko, co zostało już w tej książce napisane na
temat modlitwy, która rodzi się w głębi serca świadome-
go swojej nędzy, można jeszcze zaliczyć do twórczości
człowieka. W tym sensie modlitwa pozostaje działaniem
dość subiektywnym. Nadchodzi jednak moment, w któ-
rym człowiek odkrywa, że jego własna modlitwa współ-
brzmi z psalmami i dołącza do nich. W tym, co dotyczy
modlitwy, Bonhoeffer podkreśla, że Bóg nie przekazuje
nam jedynie swojego Słowa, ale również odpowiedź, któ-
rej od nas oczekuje. Nasza modlitwa osobista przybiera
zatem strukturę psalmów. Oto co pisze Bonhoeffer:
Niebezpiecznym błędem - bardzo rozpowszechnio-
nym dzisiaj wśród chrześcijan - jest przekonanie, że
do tego, aby się modlić, człowiekowi wystarczą natu-
ralne uzdolnienia. Oznaczałoby to pomylenie pragnie-
' PS 88, ?.
48
nią, nadziei, żalu, cierpienia - tego wszystkiego, do
czego jest zdolne nasze serce samo w sobie - z mo-
dlitwą. Oznaczałoby to pomylenie ziemi z niebem,
człowieka z Bogiem. Nie, modlitwa to nie tylko wytwór
serca, to - niezależnie, czy ma się serce wypełnione
czy puste - odnalezienie w sobie takiego głosu, który
prowadzi do Boga, i rozmawianie z Nim. Jeśli zatem
w Biblii znajduje się także księga modlitwy, to z tego
faktu wnioskujemy, że słowo Boże nie jest jedynie
tym, co Bóg ma nam do powiedzenia, ale także wyra-
ża Boża wolę rozniecenia w nas zapału do rozmowy
z Nim29.
Istnieje stała wzajemna gra między osobistą modlitwą,
improwizowaną i spontaniczną, wyrażającą naszą twór-
czość, a wyraźnie bardziej obiektywną i trzeźwą modlitwą
psalmów. Każdy powinien podjąć wysiłek przełożenia
własnej modlitwy na modlitwę, którą Bóg podarował nam
w psalmach. Często można usłyszeć: O co się modlić?
Czym się modlić? Nie oczekujmy cudów. Cała Biblia jest
nauczycielką modlitwy. Od stuleci Bóg - któż może uczy-
nić to lepiej? - pokazuje ludziom, czym jest modlitwa
i jak trzeba się modlić, wciągając ich w doświadczenie
modlitwy.
Wystarczy modlić się psalmami, zawartymi w nich
błogosławieństwami, wezwaniami, głośnymi naleganiami,
dziękczynieniami, prostymi gestami, nawet nie mówiąc
więcej ani słowa. Otwórzmy Pismo Święte, pozwólmy się
28 Dietrich Bonhoeffer, Bibie ma pridra, t& 51 i 59.
Potęga modlitwy - 4 49
prowadzić Temu, który pobudzał psalmistę i który zawsze
tam przebywa, aby pobudzać serca czuwających. Jezus
ukazał głęboką postawę modlitwy w Modlitwie Pańskiej.
Pozwólmy prowadzić się tym modlitwom i pamiętajmy,
że modlitwa zawsze wymaga pewnego wysiłku. Nie jest
to łatwe, jakby o tym nie mówić. Tak, modlitwa jest
ciężarem. Gdyby było inaczej, nawet Jezus nie mógłby
przywołać nas do porządku. Modlitwa nie jest poszukiwa-
niem łatwego bezpieczeństwa lub spokoju, jak również
nie jest sferą zapomnienia o tym świecie. Prawdziwa
modlitwa jest czymś zupełnie innym, prowadzi do upo-
rządkowania życia. Chyba dlatego tak łatwo rezygnujemy
z niej. Módlmy się zatem, gdyż bez modlitwy nigdzie nie
dojdziemy. Wszystkie ludzkie wysiłki, nawet najbardziej
przemyślane, nie są w stanie nic zdziałać bez modlitwy.
Modlitwa spontaniczna i bardziej obiektywna modlitwa
psalmiczna uzupełniają się i nie mogą być rozdzielane:
jedna odwołuje się do drugiej i na odwrót. Należałoby się
odwołać do sytuacji historycznej chrześcijaństwa w IV w.
Wcześniej wspólnoty chrześcijańskie układały własne
teksty modlitw: 2Tm 2, 11-13; Flp 3, 6-11; Ef 5, 14,
w tym natomiast okresie modlitwę wspólnotową zdomino-
wały psalmy. Pojawia się jeszcze jedno pytanie ważne
dla nas: jak autentycznie modlić się psalmami? Jak
wyrazić osobistą modlitwę w modlitwie ułożonej przez
kogoś innego?
Na pytanie to nie da się odpowiedzieć rozumowo.
Obydwie formy modlitwy uobecniają się jednocześnie
w nas na płaszczyźnie naszego doświadczenia duchowe-
go. Nadchodzi dzień, w którym nasze serce zostaje rze-
czywiście olśnione przemieniającym je Słowem Bożym.
50
Przeskok ma miejsce w chwili, gdy Słowo to dotyka i rani
serce oraz wzywa nas po imieniu. Powinniśmy być goto-
wi na to olśnienie serca Słowem Bożym, pragnąć go,
oczekiwać, nie porzucać modlitwy w chwili, gdy nie
potrafimy się modlić30. Posłuchajmy, co mówi na ten
temat Jan Klimak:
Czytaj psalmy i pozwól im popłynąć. Ale jeśli zdarzy
się, że jakieś zdanie przeszyje ci serce jak sztylet,
zatrzymaj się i zostań przy nim, przejmij ten werset,
tę ranę. Bóg cię zranił... Twoja miłość mnie zraniła,
a ja idę, wysławiając Cię.
O ile brakuje nam tego doświadczenia, pojawia się
ryzyko, że zniechęcimy się do psalmów, gdyż zwłaszcza
w ich treści pojawia się wiele niedomówień. Do jakiego
Boga modlimy się: Boga mściciela, Boga, który zadaje
cierpienia swoim przyjaciołom? Kim są ci modlący się
ludzie, którzy tyle złego mówią o swoich bliźnich? Nie
można zatrzymać się na słowach, które wyrażają jakąś
epokę historyczną, ale należy poddać się poruszeniom
przez nie pobudzanym.
30 Warto by przeczytać to, co pisze ojciec Andró Louf o sercu
i Słowie w swojej przepięknej książce: Ojcze, naucz nas modlić się,
s. 59 i n.
2 - „W DUCHU l W PRAWDZIE"
Należałoby przejść tragiczne doświadczenie Hioba,
aby zrozumieć krzyki wyraźnego buntu przeciwko Bogu,
nigdy nie naruszające zaufania. Z pewnością lepiej jest
sprzeciwić się miłości niż milczeć poddając się rezygna-
cji. Dlatego na nasz krzyk Bóg odpowiada jak Hiobowi:
Gdzieś był, gdy zakładałem ziemię?3^ A Hiob kaja się
w prochu, adorując mądrość stwórczą Boga. On zna
próby, które przechodzimy, czuwa nad nami w każdej
chwili życia i zna liczbę wszystkich włosów na naszej
głowie32. Nie pozostaje nam zatem nic innego, jak tylko
trwać w ufności przed Bogiem.
Dzięki modlitwie potrafimy również zrozumieć, że
wrogowie, którym psalmista życzy upadku i śmierci, nie
są kimś, kto jest na zewnątrz nas. Jest ktoś, kto krąży
wokół nas i kto zrobi wszystko, aby nie dopuścić do spot-
kania z Bogiem: to Szatan, ojciec kłamstwa. Jednym
z celów modlitwy psalmami jest pokonanie go. Walka ta,
powtórzmy to jeszcze raz, nie odbywa się na zewnątrz
nas, gdyż dwaj ludzie walczą ze sobą na głębinach
serca:
Me rozumiem bowiem tego, co czynię, bo nie czynię
tego, co chcę, ale to, czego nienawidzę - to właśnie
czynię.
Nieszczęsny ja człowiek! Któż mnie wyzwoli z ciała,
co wiedzie ku tej śmierci (Rz 7, 15. 24.).
31 Hi 38, 4.
32 Por. Łk 12, 7.
52
Istnieje powszechne przekonanie, że trudno jest
modlić się psalmami. Właściwsze jednak byłoby stwier-
dzenie, że po prostu trudno nam modlić się w duchu
i w prawdzie. A przecież właśnie w chwili, w której odkry-
wamy prawdę bycia stworzeniem podzielonym wewnętrz-
nie, powinno nam być łatwiej modlić się psalmami, gdyż
właśnie one wyrażają dokładnie to, czym żyjemy. Niekie-
dy balibyśmy się wzywać Boga w cierpieniu lub odsłonić
przed Nim wszystkie nasze pragnienia czy to ze względu
na pewien rodzaj źle pojętej grzeczności, czy też aby Go
nie obrazić, jednak gdy słyszymy psalmistę donośnie
wyrażającego swe strapienie, doświadczamy z nim pew-
nego rodzaju wspólnoty i włączamy naszą modlitwę
w jego.
Ciągle dążymy do tego, aby dostosować naszą modli-
twę do wcześniej przyjętych schematów, zasad lub do
określonej struktury miejsca i czasu. Izraelici nie mają
specjalnego słowa na określenie modlitwy. Wystarczy
otworzyć Psałterz nie po to, aby usłyszeć odmawianą
modlitwę, ale aby zobaczyć modlącego się Izraelitę. Dla
niego modlić się to tyle samo, co wołać do Boga. Zależ-
nie od okoliczności, wydaje on krzyki radości lub smutku,
śmieje się, płacze, przeklina lub pokornie prosi. Nie ma
ustalonych rytuałów, uprzywilejowanych miejsc ani prze-
pisanego czasu na modlitwę. Modlitwa autentycznie trys-
ka z wewnętrznego doświadczenia radości lub smutku
czy też konkretnej sytuacji człowieka.
W związkach ludu z Bogiem dominującym dążeniem
jest przyzwolenie na wszystko. Wszyscy zatem mogą się
modlić, wszystkie warstwy społeczne, w każdej sytuacji,
zarówno sprawiedliwi, jak i grzesznicy. Komuż więc na-
53
prawdę możemy wszystko powiedzieć, jeśli nie Bogu
Izraela, który jest przestrzenią i wolnością. Jakiegoź
wyzwolenia doświadczamy, gdy możemy być autentyczni
na modlitwie! Często dzięki cierpieniu i radości, tym
dwóm wielkim darom Boga, zrzucamy maski i możemy
modlić się w duchu i w prawdzie.
Tak dociera do nas to, co pisze Antoni Bloom o dialo-
gu z Bogiem33. Modlitwa staje się autentyczna od chwili,
gdy jesteśmy zdolni nadać Bogu Imię własne, a nie jakąś
abstrakcyjną nazwę czy też etykietę. Pomyślmy o Hiobie,
który został postawiony na granicy świadomej wiary
i który rozpaczliwie wzywa Boga. Znajdujemy ten sam
krzyk u psalmisty:
Nie milcz, o Boże, którego wychwalam,
Oskarżali mnie w zamian za miłość moją;
a ja się modliłem.
(Ps109, 1.4.)
Tak samo Bóg powinien mieć prawo dać nam imię,
gdy zapuka do naszych drzwi. Inaczej ryzykujemy, że nie
zostaniemy rozpoznani.
Aby zbliżyć się do doświadczenia wejścia na głębie,
należałoby sięgać po wszystkie psalmy. O ile jednak
psalmy wyrażają nieskończenie różnorodne idee - m. in.
dlatego nie możemy ich wszystkich analizować - to moż-
na zaklasyfikować je do kilku zasadniczych typów. Jeśli
przyjrzymy się im bliżej, to zauważymy, że psalmy sto-
33 Antoine Bloom, Uścole de la priśre, Seuil 1972, s. 135 i n.
54
sują się do relatywnie małej liczby reguł. Ma się wraże-
nie, że istnieje kilka wątków, lub kilka „szablonów",
którymi posłużono się do skrojenia wielu ubrań, podobnie
jak istniał „kanon" malowania ikon.
Analiza struktury wielu psalmów odsłania trzy postawy
człowieka wobec Boga. Pierwsza to postawa człowieka
na dnie przepaści, który wyraźnie odczuwa swoją nędzę
i frustrację jako pustkę, dlatego zwraca się do Boga, aby
wyrazić swoje cierpienie i prosić Go o wypełnienie tej
pustki. Postawa ta mogłaby się nazywać postawą lamen-
tu i pokornej prośby. Do niej właśnie usiłujemy zbliżyć
się, gdyż to ona właśnie wyraża nasze własne słowa.
W przypadku drugiej postawy jest przeciwnie, czło-
wiek opływa w dobra i wydaje się mieć wszystko, czego
mu potrzeba. Czuje się zaspokojony i wyraża przed Bo-
giem swoją radość. Ta postawa wysławiania wyraża się
w formie hymnów, psalmów dziękczynnych lub błogosła-
wieństw. Spotykamy także trzeci typ psalmów, w których
modlący się przechodzi z jednej postawy w drugą: naj-
pierw prosi Boga o przyjście z pomocą, następnie zaś
dziękuje z radością. Przykładem może tu być psalm 18,
nazywany królewskim Te Deum.
W punkcie wyjścia pojawia się fundamentalne przeko-
nanie: Miłuję Ciebie, Panie (Ps 18, 1), które odpowiada
innej postawie, jeszcze ważniejszej: Wybawił mnie, bo
upodobał sobie we mnie (Ps 18, 20). W ten sposób
rozwija się dążenie, dla którego punktem wyjścia jest
Otchłań (por. Ps 18, 6) i który z przeszkód czyni środki
wzrostu w miłości. Krzyk człowieka sprowadza miłość
Boga, która wydobywa go i uwalnia. Dalej jest to do-
świadczenie zmartwychwstania, które pobudza w czło-
55
wieku nie dające się zwyciężyć zaufanie w obliczu
wrogów. Powrócę do psalmu 18 na końcu tego rozdziału,
teraz natomiast podejmę analizę pierwszej z wymienio-
nych tu postaw.
3 - KRZYK STRAPIENIA
Nie trzeba mieć dużego doświadczenia, aby zoriento-
wać się, że początki w modlitwie są bardzo ważne.
W Dzienniku duchownym34 św. Ignacego Loyoli znajdu-
je się wyrażenie, które ciągle powraca i które pozwala
nam uświadomić sobie, jak wielką wagę przywiązywał
Ignacy do tego, co zwykle nazywamy wprowadzeniem:
wiedzieć, od czego zacząć. Dzisiaj powiedzielibyśmy
raczej o środowisku i zakorzenieniu modlitwy. Jeśli nasza
modlitwa istotnie zależy od Ducha, to od nas zależy
dobre jej rozpoczęcie i wejście w dialog z Bogiem. Nie-
kiedy podczas pierwszych dziesięciu minut możemy na-
wiązać najlepszy kontakt z Duchem Świętym.
Chciałbym przekazać wam po prostu doświadczenie,
które zdobyłem dzięki psalmom, które wprowadziły mnie
od razu na głębie zdolne obudzić modlitwę uśpioną
w sercu. Modlitwa ta nie przypomina schematów zaleca-
nych przez różne metody, ale ma nad nimi tę przewagę,
że wypływa z głębi i jest wolna od zafałszowań czy też
od powierzchownych wzruszeń. Zwykle radzi się nam
34 Ignacy Loyola, Dziennik duchowny, w: Pisma wybrane, 1.1, WAM,
Kraków 1968, ss. 273-389.
56
rozpoczynać modlitwę od adoracji lub dziękczynienia.
Trzeba jednak wiele czasu, aby uwielbienie stało się
spontanicznym poruszeniem przebudzonego serca, na
wzór zupełnie naturalnej postawy dziecka wołającego
mamę, kiedy tylko otworzy oczy.
Jeżeli Jezus radzi nam przyjąć postawę dziecka, to
dlatego, że chce nas widzieć podobnych do niemowląt
wołających bez przerwy swoich rodziców. Wołanie pły-
nące spontanicznie z naszych ust otwiera wszystkie go-
dziny brewiarzowe: Boże, wejrzyj ku wspomożeniu me-
mu. Panie, pospiesz ku ratunkowi memu. Jest ono bliskie
wezwaniu i pojawia się w formie rozkazującej w chwili
strapienia: Racz mnie wybawić, o Boże (Ps 70, 2); Zmiłuj
się nade mną, Boże (Ps 51, 3; 55, 2). Długo przed poja-
wieniem się modlitwy Jezusowej35, wezwania te stano-
wiły podstawę modlitwy pierwszych mnichów. Mnisi
powtarzali jaw ciągu całego dnia. Jeszcze dzisiaj często
można spotkać mnicha mruczącego ją półgłosem w chwi-
lach wolnych od zajęć.
Krzyk okazuje się zatem dziełem wyrażonych w modli-
twie początków wiary. Psalmista krzyczy do Boga, gdyż
w ten sposób Bóg jest dla niego obecny tu i teraz, nie
poza czasem, ale jako wkraczający ze swoją łaską.
Dziecko nie wzywałoby mamy, jeśli nie wiedziałoby, że
jest ona w pobliżu gotowa w każdej chwili pomóc. Nie
trzeba poświęcać zbyt wiele czasu na wołanie. Można
niekiedy przyjąć jedynie pewną postawę ciała, która
l
35 Powtarzany wiele razy werset: Jezu Chryste, Synu Boga żywego,
zmiłuj się nade mną, grzesznikiem lub inne jego odmiany.
57
wyraża je i wzmacnia, co w życiu św. Dominika przybie-
rało postać modlitwy błagalnej.
Okrzyk jest najprostszą formą wołania: Ach! Och!
Niestety! Nie służy on wprost porozumieniu się z kimś
drugim, ale uzewnętrzni ból. Podobnie jak szloch czy
westchnienie odbieramy jako wyraz emocjonalnego wyła-
dowania. W tym sensie nie jest to wezwanie do dialogu
ani prośba o odpowiedź. Jest to sposób ulżenia sercu.
W Piśmie Świętym tej formie modlitwy zawsze towa-
rzyszą zdania, które wyjaśniają przyczynę wydania okrzy-
ku. Spośród najbardziej charakterystycznych tekstów
wymieńmy lament Nehemiasza:
/ oto, gdy to usłyszałem [zapowiedź zburzenia Jero-
zolimy], usiadłem, płakałem i trapiłem się całymi
dniami, pościłem i modliłem się w obecności Boga
niebios, l powiedziałem: Ach, Panie, Boże niebios...
Ach, Panie... (Ne 1,4-5.11).
Rozpoczęcie brewiarza od wezwania, wydobywające-
go się z głębi, zwraca nas od razu w kierunku Bożego
oblicza, do którego mówimy. Po okrzyku wkraczamy
w drugą fazę modlitwy. Jej forma staje się coraz bardziej
wyraźna, dopasowana i pełniejsza. Oto mamy przed so-
bą dwie osoby: jedna skarży się drugiej. Później może
pojawić się również ktoś trzeci: skarżymy się bowiem na
kogoś lub na coś. Ja zwraca się do Ty w relacji dialogu.
Przyjrzyjmy się od razu różnicy, która istnieje między
łagodną i spokojną rozmową a dialogiem dotyczącym
skargi.
58
§^^v*
-"• Psalmista czuje, że musi krzyczeć do Boga:
Do Pana w swoim utrapieniu wołałem
i wysłuchał mnie.
(Ps 120, 1)
To ucisk lub strapienie zmusza psalmistę do wzywa-
nia imienia Bożego:
Kiedy Cię wzywam, odpowiedz mi,
Boże, co sprawiedliwość mi wymierzasz.
Tyś mnie wydźwignął z utrapienia -
zmiłuj się nade mną i wysłuchaj moją modlitwę.
(Ps 4, 2)
Aby wzywać w ten sposób Boga, trzeba odczuwać
wielki żar lub być w sytuacji bez wyjścia. Dlatego właśnie
krzyk jest tak dobitny i bolesny:
Wołam swym głosem do Pana,
On odpowiada ze świętej swojej góry.
(Ps 3, 5)
Zauważmy również intencję tej prośby: nie jest to
krzyk wydany w próżnię, ale jest on skierowany ku Bogu:
Niech wołanie moje dojdzie...
do Ciebie, o Panie...
(PS119,169 n.)
U źródeł tego wołania leży przekonanie, że Bóg
patrzy, widzi, słucha i słyszy. Jeśli dziecko woła swoją
59
mamę, to dlatego że wyczuwa jej bliskość i gotowość do
słuchania. Być może byłoby dobrze wymienić kilka
tekstów, które pozwolą nam wejść w modlitwę i wydobyć
krzyk, który przeniknie serce Boga:
Usłysz, Panie, moje słowa,
zwróć na mój jęk uwagę;
natęż słuch na głos mojej modlitwy...
(Ps 5, 2 n.)
Wysłuchaj, Panie...
zważ na me wołanie,
Nakłoń ku mnie Twe ucho
Niech przed Twoim obliczem zapadnie wyrok o mnie:
oczy Twoje widzą to, co prawe.
(Ps17, 1 n.)
Bóg jest również tym, który patrzy i widzi. On nie za-
trzymuje się na zewnątrz, ale dociera aż do samego dna
i odsłania ukryte zamysły serca:
Choćbyś badał me serce, nocą mnie nawiedzał
i doświadczał ogniem,
nie znajdziesz we mnie nieprawości.
Moje usta nie zgrzeszyły ludzkim obyczajem.
(Ps 17, 3)
Doświadcz mnie, Panie, wystaw mnie na próbę,
wybadaj moje nerki i serce:
Bo mam przed oczyma Twoją łaskawość
i postępuję w Twej prawdzie.
(Ps 26, 2 n.)
60
Zbliżamy się tutaj do objawienia Jezusa przekazanego
w Ewangelii, gdzie zaświadcza On, że Ojciec widzi i zna
najmniejsze nasze pragnienia:... wie Ojciec wasz, czego
wam potrzeba wpierw, zanim Go poprosicie (Mt 6, 8).
Jezus żył tym wymiarem miłości wrażliwej na Ojca
i chciał, aby Jego uczniowe w takim samym stopniu dzie-
lili Jego zaufanie.
Zazwyczaj biedak jest człowiekiem, którego się nie
słucha, gdyż nie posiada niczego, co dodawałoby mu
znaczenia. Jest pozbawiony wszystkiego, porzucony,
bezwartościowy. Nie może wykorzystać swoich znajo-
mości, gdyż ich nie ma. Bóg zatem jest jego jedynym
wsparciem i podporą.
Mój Boże,
Tobie ufam: niech nie doznam zawodu!
Niech moi wrogowie nie triumfują nade mną!
(Ps 25, 2)
Aby poruszyć serce Boga, człowiek dołącza do słów
gest. Składa ręce do modlitwy:
Do Ciebie, Panie, wołam, Skało moja,
nie bądź wobec mnie głuchy,
bym wobec Twego milczenia nie stał się
jak ci, którzy zstępują do grobu.
Usłysz głos mego błagania,
gdy wołam do Ciebie,
gdy wznoszę ręce
do świętości przybytku Twego.
(Ps 28. 1-2)
Biada temu, kto wznosi głos ku Bogu, a swoje
zaufanie pokłada we własnej sile lub w potędze obcych.
Nie liczy on już jedynie na Boga:
Pan patrzy z nieba,
widzi wszystkich synów ludzkich.
On, który ukształtował każdemu z nich serce,
On, który zważa na wszystkie ich czyny.
Nie uratuje króla liczne wojsko,
ani wojownika nie ocali wielka siła.
W końcu zwodniczy ratunek,
i mimo wielkiej swej siły nie umknie.
(Ps 33, 13. 15-17)
Ubogi bez przerwy ma oczy utkwione w rękach Boga
i wszystkiego oczekuje od Niego. Dlatego że całą swoją
ufność złożył w Panu, znajduje w Nim całą radość swego
serca. Wie, na czym polega autentyczne bezpieczeństwo
ubogiego:
Dusza nasza wyczekuje Pana,
On jest naszą pomocą i tarczą.
W Nim przeto raduje się nasze serce,
ufamy Jego świętemu imieniu.
Niech nas ogarnie łaska Twoja, Panie,
według ufności pokładanej Tobie!
(Ps 33, 20-22)
Rozdział czwarty
TONĘ W ODMĘTACH WÓD
Panie, mój Boże,
za dnia wołam,
nocą się żalę przed Tobą.
Niech dojdzie do Ciebie moja modlitwa,
nakłoń swego ucha na moje wołanie!
(Ps 88, 2-3)
Kim są ci modlący się ludzie, którzy lamentują i pła-
czą jak ktoś pozbawiony przyszłości. Są to ludzie, którzy
doświadczyli podobnie jak Chrystus i jak Hiob misterium
cierpienia. Nie wiadomo zbyt dobrze, czy chodzi o cier-
pienie fizyczne czy też moralne, gdyż całe ciało pozo-
staje jakby przeniknięte bólem.
Jestem zamknięty, bez wyjścia.
Moje oko słabnie od nieszczęścia.
(Ps 88, 9-10)
Jest to przedsmak doświadczenia śmierci.
Dni bowiem moje jak dym znikają,
a kości moje płoną jak w ogniu.
63
Moje serce wysycha spalone jak trawa,
zapominam nawet o spożyciu chleba.
Od głosu mojego jęku
moje kości przywarty do skóry.
(Ps 102, 4-6)
Również ciało uczestniczy w tym piekielnym cierpie-
niu.
Bo ogień trawi moje lędźwie,
i w moim ciele nie ma nic zdrowego.
(Ps 38, 8)
Tak więc jestem zdruzgotany, zmiażdżony, u kresu
wytrzymałości.
Jest to totalna ciemność otchłani, gdzie człowiek
uświadamia sobie, że jest otoczony ze wszystkich stron.
Ciąży nade mną Twoje oburzenie.
Sprawiłeś, że wszystkie twe fale mnie dosięgty.
(Ps 88, 8)
Psalmista gromadzi porównania, w których mieszają
się fale śmierci, przekleństwa Beliala i pułapki Szeolu.
Przypomina człowieka, którego uniosły i wyrzuciły fale
sztormowe, a on stacza się na dno otchłani. Jego dni są
jak znikający cień lub jak schnąca trawa, l aby lepiej
słyszano głębię jego cierpienia, wzmaga swoją skargę,
powtarzając imię Boga: Boże mój, Boże mój (Ps 22, 2),
Zmiłuj się nade mną, Boże, zmiłuj się nade mną (Ps 57,
2), innym razem nasilając intensywność modlitwy. Niekie-
dy nawet wydaje się, że Psalmista robi wymówki Bogu:
Dlaczego śpisz, Panie?
(Ps 44, 24)
1 • LĘK PRZED SAMOTNOŚCIĄ
Jednakże cierpienie moralne jest jeszcze bardziej
bolesne niż cierpienie fizyczne, które jest jedynie zna-
kiem tego pierwszego:
Cierpieli głód i pragnienie...
(Ps 107, 5)
Odczuwając fizyczny głód i pragnienie, człowiek
uświadamia sobie istnienie odmiennego głodu, głodu
Innego: oto dlaczego lęk i samotność odczuwa się jako
wrażenie umykające określeniu, które ogarnia ciało,
chwyta za gardło i zniechęca do życia. Dzieje się tak
zwłaszcza wówczas, gdy ktoś ociera się o bramy śmierci,
gdy dosięgają go doświadczenia samotności i strapienia.
A jeśli nawet jacyś przyjaciele przyjdą jeszcze go odwie-
dzić, to tylko po to, aby go dręczyć i wytykać mu grze-
chy, jak przyjaciele Hioba. W zasadzie wokół takiego
człowieka tworzy się pustka, gdyż Bóg oddalił przyjaciół
i bliskich (Ps 88, 19) z obawy, aby człowiek nie złożył
swej ufności w istocie cielesnej.
Wejrzyj na mnie ' zmHuj się nade mną,
bo jestem samotny i nieszczęśliwy.
(Ps25,16)
Niekiedy trzeba zrezygnować ze wszystkich swoich
zabezpieczeń i punktów odniesienia. Czyż nie tak właś-
nie będzie w dniu naszej śmierci, kiedy to naszym
ostatnim aktem będzie porzucenie wszystkiego i zaufanie
Potęga modlitwy - 5 65
miłosierdziu Bożemu? Dlatego też powinniśmy nauczyć
się przechodzić w trakcie naszego życia poprzez mate
agonie, aby umocnić się w ufności do samego Boga.
Taki sens ma również samotność pustyni:
Jestem podobny do kawki na pustyni,
stałem się jak sowa w ruinach.
Czuwam i jestem jak ptak
samotny na dachu.
(Ps 102,7-8)
A kiedy Bóg nie ma pod ręką wyschniętej ziemi, po-
sługuje się pustką, którą tworzy wokół nas:
Oddaliłeś ode mnie moich znajomych,
uczyniłeś mnie dla nich ohydnym,
jestem zamknięty, bez wyjścia.
(Ps 88, 9)
Należałoby opisać wszystkie niuanse tego cierpienia,
niemniej zawsze człowiek czuje się nieszczęśliwy, sfru-
strowany i doświadcza braku. Między Bogiem, który za-
siada na tronie ponad chwałą Izraela, a człowiekiem,
który jest pogrzebany w prochu śmierci, rozpościera się
przepaść sprawiająca wrażenie nieprzekraczalnej. A jed-
nak człowiek zwraca się do Boga z nadzieją, że On sam
wypełni tę przepaść nawet wówczas, gdy najrozmaitsi
wrogowie będą chcieli przeszkodzić w spotkaniu. Zanim
człowiek zostanie wysłuchany, składa w Bogu swą ni-
czym nie uzasadnioną ufność, wiedząc, że On zawsze
odpowiada i nigdy nie opuszcza swego ludu. Zazwyczaj
66
skarga pozostaje blisko odczuwanego wrażenia: bólu,
samotności i lęku.
Chociaż skarga nie jest krzykiem instynktownym,
ponieważ posługuje się językiem, służy porozumieniu
i nawiązaniu relacji z kimś drugim, to jednak jest świa-
dectwem tego, kto krzyczy. Niekiedy prowadzi do uspo-
kojenia nie dlatego, że ból ustępuje, ale dlatego że czło-
wiek oswaja się z cierpieniem i nie opiera się mu więcej,
pozwala mu przeniknąć siebie. W rzeczywistości stajemy
tutaj przed misterium cierpienia:
Mówię misterium cierpienia, a nie zwyczajnie cierpie-
nie. Do momentu, gdy ktoś potrafi wytrzymać cios,
stawić czoło cierpieniu, nie wszedł jeszcze do pustelni
bólu. Ona zaczyna się dokładnie w chwili, gdy ktoś
nie wytrzymuje już wstrząsu, gdy wstrząs nabiera
wymiarów agonii i śmierci36.
Nadchodzi chwila, w której cierpienie nabiera takich
wymiarów, że nie można stawić mu czoła i nie można go
znieść. Kiedyś człowiek, który powrócił z obozu koncen-
tracyjnego, powiedział coś w tym rodzaju: „Tam przesta-
łem być człowiekiem, pozostała ze mnie jedynie zwierzę-
cość!" Czyż nie to samo chciał powiedzieć Chrystus,
kiedy upodobnił się do człowieka pogrążonego w błotni-
stej topieli: Ja zaś jestem robak, a nie człowiek (Ps 22,
7). W rzeczy samej Chrystus nie próbował zostać jedynie
człowiekiem odrzuconym, On zgodził się na bycie roba-
1 M. D. Moliniś OP, Le courage d'avoirpeur, s. 209.
67
kiem. W tym sensie Chrystus nie znosił cierpienia, On
dał mu się wśliznąć. Chrystus nie miał się czego bać,
mógł zaryzykować wszystko, jak stwierdza ojciec Moliniś,
ponieważ miał namaszczenie Ducha Świętego.
Chrystus został wyłączony ze społeczności i wydany
na łup śmierci:
Nie miał On wdzięku ani też blasku,
aby na Niego popatrzeć (...)
Mąż boleści, oswojony z cierpieniem,
jak ktoś, przed kim się twarze zakrywa.
(Iz 53, 2-3)
Jego jestestwo jakby zupełnie się rozpadło i roztopiło
w ogniu próby. Chrystus nie walczył i właśnie dlatego
namaszczenie Ducha Świętego przeniknęło Go do sa-
mego dna.
Rozlany jestem jak woda
i rozłączają się wszystkie moje kości;
jak wosk się staje moje serce,
we wnętrzu moim topnieje.
Moje gardło suche jak skorupa,
język mój przywiera do podniebienia,
kładziesz mnie w prochu śmierci.
(Ps 22,15-16)
Psalmiście udaje się oddać to poruszenie. Oczywiście
nadal boi się cierpienia, ale ponieważ zaufał Bogu
i złożył ze swego życia ofiarę, nie ucieka już przed
68
cierpieniem. Zawsze po głośnej skardze pojawia się
zaufanie, które wyraża się w uwielbieniu, gdyż Bóg nie
gardzi nędzą biedaka i nie ukrywa przed nim swojej
twarzy.
/ wysłuchał go, kiedy ten zawołał do Niego.
Dzięki Tobie moja pieśń pochwalna płynie w wielkim
zgromadzeniu.
Śluby me wypełnię wobec bojących się Jego.
Ubodzy będą jedli i nasycą się,
chwalić będą Pana ci, którzy Go szukają.
„Niech serca ich żyją na wieki!"
(Ps 22, 25-27)
W obliczu cierpienia Chrystus nie walczył, nie pokazy-
wał na twarzy swojej mocy z tego względu, że był nie-
skończenie łagodny tą łagodnością, która nie ma nic
wspólnego z bierną postawą ludzi słabych, lecz wyraża
siłę tego, kto nie stawia oporu i pozwala sobą zawładnąć.
Chrystus bał się bardzo w Gethsemani, ale nie poddał
się, gdyż stale trwał w pragnieniu złożenia ofiary i zaś-
wiadczenia o miłości i faktycznie nie był zdolny do zam-
knięcia swego serca. Miał ciepłe serce. „Opierać się to
znaczy sztywnieć, zamykać się. Można tego uniknąć
dzięki łagodności" (o. Moliniś).
Chrystus uspokaja i ucisza swoją duszę jak niemowlę
przy matce (por. Ps 131, 2). W Dzienniku wiejskiego
proboszcza Bernanos zwraca się do swego bohatera:
Doświadczenie nauczyło mnie również, że mam po
matce i zapewne po wielu innych kobietach mojego
69
stanu jakąś wytrzymałość niepokonaną na dłuższą
metę, ponieważ ona nie próbuje mierzyć się z bólem,
wślizguje się weń, czyni z bólu stopniowo przyzwy-
czajenie - w tym jest nasza siła37.
2 - „GDZIE JESTEŚ, BOŻE MÓJ?"
Jak wspomnieliśmy, człowiek, który krzyczy, zawsze
przed kimś stoi, a niekiedy pojawia się trzecia osoba, aby
pośredniczyć między nimi. Tak więc jakiś człowiek skarży
się na kogoś lub na coś. Co więcej, często kieruje do
Boga zarzuty. Później użala się nad swoim losem lub
nad swoim grzechem. W końcu oskarża innych. Jednak
cierpienie, którego dotyka na samym dnie swego serca,
spowodowane jest milczeniem lub złudzeniem oddalenia
się Boga. l tak powraca co chwilę na jego usta krzyk:
Czemuż, Panie, tak się oddaliłeś?
Czemuż, Panie, odrzucasz na zawsze?
(JM4,19)
Zresztą krzyk ten natychmiast przechodzi w modlitwę.
Tak, kazałeś ludowi swemu zaznać twardego losu (Ps
60, 5), jednak:
Widziałeś, Panie, zatem nie milcz.
O Panie, nie bądź ode mnie daleko.
(Ps 35, 22)
37 G. Bemanos, Dziennik wiejskiego proboszcza, s. 209.
70
Bóg wydaje się niedostępny dla człowieka, który po-
zostaje oddzielony jakby niemożliwą do pokonania prze-
strzenią. Nie bądź ode mnie daleko powraca jako główny
motyw kolejnych psalmów: 22, 15-16; 31, 10-11; 102,
4-8; 109, 23-24. Zarzuca się Bogu, że tak samo odpo-
wiada za swoją nieobecność i milczenie:
Me odpowiadasz! (Ps 22, 3)
Nie kryj swego oblicza. (Ps 69,18)
Niekiedy nawet podejrzewa się Boga o przyłączenie
do wrogów:
Nade mną przeszły Twe gniewy
i zgubiły mnie groźby.
Otaczają mnie nieustannie jak woda.
(Ps 88, 17-18)
Jeden z często powtarzających się wersów podkreśla
modlitwę:
Czemu jesteś zgnębiona, moja duszo,
i czemu jęczysz we mnie?
Ufaj Bogu, bo jeszcze Go będę wysławiać:
Zbawienie mojego oblicza i mojego Boga.
(Ps 42, 6 i 12; 43, 5)
Dotyka się tutaj głębi cierpienia człowieka: stworzony
na obraz Boży i do wspólnoty z Nim, a najwyraźniej
opuszczony przez Boga. Człowiek zatem zaczyna wołać
do Niego dzień i noc: '*l
Ą, ~"
Boże, Ty Boże mój, Ciebie szukam,
Ciebie pragnie moja dusza,
71
za Tobą tęslmf moja ciało, h
jak zfem/a z&achta, tifiragniona, bez wody.
; .-v - (Ps63,2)
Gdy wspominam Cię na moim posłaniu,
i myślę o Tobie podczas moich czuwań.
<Ps 63, 7)
Dla psalmisty medytacja o Bogu nie oznacza rozwa-
żania wszystkich za i przeciw ani medytacji kartezjań-
skiej, ale powolne powtarzanie półgłosem imienia Boże-
go. Ten jest sprawiedliwym, kto rozważa prawo Boże
dniem i nocą. Słowem, którego używa się na oznaczenie
tej medytacji, jest „badanie":
Szczęśliwy (...), który ma upodobanie w Prawie Pana,
nad Jego Prawem rozmyśla dniem i nocą.
(Ps 1,1-2)
Opis tej samej medytacji można znaleźć w wersetach:
Usta sprawiedliwego głoszą [medytują] mądrość,
i język jego mówi to, co słuszne.
Prawo jego Boga jest w jego sercu,
a jego kroki się nie zachwieją.
(Ps 37, 30-31)
Człowiek w samej swej istocie „pragnie Boga" i to
pragnienie zakorzenia się w najgłębszej sferze jego
jestestwa, w tym ciemnym miejscu, gdzie spotykają się
jego braki, niepowodzenia i lęki, gdzie napływają jego
najbardziej podstawowe dążenia: głód, pragnienie, dąże-
72
nie do posiadania lub do dominowania, pragnienie in-
nego we wszystkich formach. Wszystkie te sfty mieszkają
w nas i warunkują nasze związki.
Kiedy Biblia próbuje określić człowieka i pyta się, kim
jest, to zaraz odpowiada: „Wpisałeś weń głód Boga", co
oznacza, że człowiek nie znajdzie swojej pełni poza
Bogiem. Właśnie w ten sposób przekłada o. Trublet wers
szósty psalmu 8: Cóż jest człowiek, że pamiętasz o nim?
Stworzyłeś go wraz z odrobiną-pragnienia-Boga. \ do-
daje: „Wydaje mi się, że tekst hebrajski z większą pre-
cyzją wyraża właśnie taki sens, niż ten, który wynika
z tradycyjnego przekładu tego fragmentu: Uczyniłeś go
niewiele mniejszym od istot niebieskich/'. Cały ten psalm
podkreśla szczególne miejsce człowieka wobec Boga.
Człowiek wychyla się „ku" Bogu, w którym znajduje
radość i wesele, ale zarazem ujawnia swoje ogranicze-
nia: człowiek nie jest Bogiem, a z tego wynika, że jest na
drugim miejscu i że jest zależny od Boga. W tej sytuacji
otwierają się przed człowiekiem dwie drogi: droga
sprawiedliwego i droga grzesznika.
Te dwie drogi otwierają Księgę Psalmów (por. Ps 1).
Sprawiedliwym jest biedak, który rozpoznaje swoją skoń-
czoność, swój głód Boga, a zatem i pragnienie Go. Czło-
wiek ten zawsze postępuje jak „pragnący-Boga". Jest to
postawa otwarcia i zależności, która po mistrzowsku
przekłada się na modlitwę w psalmie 139. Człowiek po-
winien zaprosić i przyjąć Boga. Grzesznik, przeciwnie,
nie uznaje faktu, że jest stworzeniem i postępuje, jak
gdyby Bóg nie istniał. Cała Biblia będzie historią tych
dwóch postaw człowieka wobec Boga. Za każdym ra-
zem, kiedy człowiek postępuje tak, jakby nie potrzebował
73
Boga, ściąga na siebie nieszczęście zarówno w wymia-
rze społecznym, jak i osobistym:
Opuścili Mnie, źródło żywej wody,
żeby wykopać sobie cysterny,
cysterny popękane,
które nie utrzymują wody.
(Jr2,13)
Kiedy Bóg oddali się i kiedy człowieka przygniecie
ciężar cierpienia, w sercu może zrodzić się również inna
pokusa, pokusa zastanawiania się i mnożenia pytań za-
czynających się od słowa „Dlaczego?". Tak więc szuka-
nie przyczyn często prowadzi do ucieczki w świat wy-
obraźni, podczas gdy powtarzana z uporem modlitwa
zawsze jest powrotem do rzeczywistości. Obyśmy po-
trafili po prostu jęczeć i wzywać Boga: „Boże mój, zmiłuj
się nade mną, jestem u kresu wytrzymałości i więcej już
nie mogę!". Odwołam się tutaj do porównania, które
w pierwszej chwili wydaje się niezwiązane z tematem,
ale które dobrze podsumowuje całą tradycję psalmicznej
modlitwy, będącej modlitwą ubogich (anawinr. potrzebują-
cy Go). Bóg nie przestaje telefonować do ludzi i wzywać
ich: „Halo! halo! Mówi Bóg!" Nasza odpowiedź jest mniej
więcej taka: „Tutaj słudzy, którzy kochają Cię, którzy
próbują wypełnić Twoje prawo i być dobrymi ludźmi".
Jednak Bóg nie reaguje na takie odpowiedzi i telefonuje
dalej do momentu, gdy zaczynamy mówić: „Tutaj nę-
dzarz, który niczego już nie ma i woła do Ciebie".
Wówczas Bóg odpowiada natychmiast, gdyż On jest tuż
obok serc, które Go wzywają.
74
Bóg potrafi odpowiadać jedynie sercu ubogiego, które
trawi pragnienie ujrzenia Jego oblicza. Jedno z pierw-
szych słów, które Bóg kieruje do Adama w Piśmie Świę-
tym, brzmi: Gdzie jesteś? (Rdz 3,9). Adam zaś odpowia-
da, że skrył się, ponieważ jest nagi. Bóg nie przestaje
wzywać nas i mówić do nas: Gdzie jesteś? Całe nasze
życie duchowe jest historią odpowiedzi na pytanie Boga.
My, ze swojej strony, pozwalamy, aby Boże pytanie
przenikało w nas aż do chwili, gdy wyrzucimy z siebie
prawdziwą odpowiedź: „Gdzie jesteś, Boże mój?" Należa-
łoby tutaj na nowo przeczytać wspaniałą lamentację
Adama, ułożoną przez starca Silwana, która wprost
nawiązuje do modlitwy psalmicznej38:
Jak miłe są przybytki Twoje,
Panie Zastępów!
Dusza moja pragnie i tęskni
do przedsieni Pańskich.
Moje serce i ciało radośnie wołają
do Boga żywego (...).
Panie Zastępów, ustysz moją modlitwę;
nakłoń ucha, Boże Jakuba (...)
Zaiste jeden dzień w przybytkach Twoich
lepszy jest niż innych tysiące;
wolę stać w progu domu mojego Boga,
niż mieszkać w namiotach grzeszników.
(Ps84, 2-3. 9. 11)
38 Silouane, ed. Bellefontaine, s. 72 nn.
75
3 - TOBIE SAMEMU ZGRZESZYŁEM
Inna przyczyna cierpienia, nie mniej zresztą ważna, to
ta, że człowiek jest grzesznikiem, a jego grzech oddala
go od Boga. Należałoby tutaj wykorzystać w trakcie
modlitwy, jeden po drugim, siedem psalmów pokutnych,
w których grzech jest realistycznie przedstawiony jako
zerwanie lub rozluźnienie więzi z Bogiem. To nie prze-
ciwko jakiemuś bezdusznemu prawu grzeszymy, lecz
przeciwko osobie. Grzech to stający przed obliczem
Boga człowiek świadomy swego buntu lub zerwania więzi
z Bogiem:
Tylko przeciw Tobie zgrzeszyłem
i uczyniłem, co złe jest przed Tobą.
(Ps51,6)
Przede wszystkim jednak poważnym grzechem jest
zapomnienie o Bogu, zaprzestanie wsłuchiwania się
w Jego słowo: Nie staraliśmy się przebłagać oblicza
Pana... (Ba 2, 8). Brak modlitwy w naszym życiu lub zbyt
mała gorliwość w błaganiu oblicza Pana sprawiają, że
stajemy na dnie otchłani.
Poza grzesznymi czynami, istnieje jeszcze bolesna
świadomość trwania w grzechu, kiedy człowiek nie czyni
tego dobra, które chce, ale czyni to zło, którego nie chce.
Psalmista będzie powtarzał we wszystkich tonacjach:
Oto zrodzony jestem w przewinieniu
i w grzechu poczęła mnie matka.
(Ps51,7)
76
Jest on rzeczywiście pogrążony w swoich grzechach:
Bo winy moje przerosty moją głowę,
gniotą mnie jak ciężkie brzemię.
(Ps 38, 5)
Doświadczając każdego dnia własnej słabości, psal-
mista odczuwa również pokusę, aby opuścić ręce
i oświadczyć, że nigdy nie upora się z nią:
Co [który] próśb wysłuchujesz.
Do Ciebie przychodzi wszelki śmiertelnik,
wyznając nieprawości,
Przygniatają nas nasze przewiny:
Tyje odpuszczasz.
(Ps 65, 3-4)
Tak więc z czasem psalmista przestaje nawet szukać
wyjaśnienia tego, co zrobił, że stał się grzesznikiem,
gdyż zaczyna rozumieć, iż zło ukrywa się w nim samym,
utajniony grzech pychy, i że musi upaść „na twarz" przed
Bogiem, zanim zrozumie, za co ma odpowiadać. W chwili
gdy człowiek uczyni ten gest radykalnego uniżenia się,
Bóg przebaczy mu jego grzech, a ponadto odsłoni go
przed nim. Rzeczywiście odkrywamy swój grzech i po-
znajemy go w chwili, kiedy zostaje odpuszczony:
Kto jednak dostrzega swoje błędy?
Oczyść mnie od tych, które są ukryte przede mną.
Także od pychy broń swojego sługę,
niech nie panuje nade mną!
Wtedy będę bez skazy i wolny.
(Ps 19,13-14)
77
Pozostaje mu zatem tylko jedno zadanie: pójść
wyznać Bogu swój grzech:
*~ 'i^K* V>4
Bo jestem bardzo bliski upadku
i ból mój jest zawsze przede mną.
Ja przecież wyznaję moją winę
i trwożę się moim grzechem.
(Ps 38, 18-19)
W momencie, kiedy psalmista uznaje swój grzech,
uznaje również miłosierdzie Boga, który przebacza nie
wcześniej czy też później, ale w tej samej chwili. Przeba-
czenie, które nie uprzedza ani nie następuje po uznaniu
grzechu, wydarza się w tej właśnie chwili, kiedy grzesznik
odczuje życzliwość Boga względem siebie:
ZmHuj się nade mną, Boże, w swojej łaskawości
w ogromie swego miłosierdzia wymaż moją niepra-
wość!
Obmyj mnie zupełnie z mojej winy
i oczyść mnie z grzechu mojego.
(Ps51,3-4)
Z takiego podejścia wynika konkretna postawa:
świadomość grzechu nie rodzi się z wyobrażenia, jakie
mamy o sobie samych, ale z aktu zaufania Bogu.
Na ziemiach tradycyjnie chrześcijańskich brakuje
doświadczenia Boga, a zatem i modlitwy. Na terenach
obcych zauważalny jest natomiast ruch nawróceń. Dlate-
go właśnie każdy rodzaj modlitwy chrześcijańskiej
powinien rozpoczynać się od zawierzenia miłosierdziu
78
Bożemu i wyznania grzechów. Wspomnieliśmy wyżej, że
dobrym sposobem wejścia w modlitwę jest wołanie ku
Bogu. Dodajmy teraz, że w Ewangelii wołanie to pocho-
dzi od celnika i niewidomego: „Panie Jezu Chryste, Synu
Boga żywego, zmiłuj się nade mną, grzesznikiem".
W końcu do przyczyn cierpienia należy zaliczyć rów-
nież rzeczywiste lub wyobrażone środowisko, tak we-
wnętrzne jak i zewnętrzne, w którym wróg kieruje do nas
swe strzały, a dzikie zwierzę czyha na nasze życie.
Środowisko to stanowi zagrożenie dla modlącego się:
Jak długo mój wróg nade mnie będzie się wynosił?
(Ps 13, 3)
Poganie przyszli (...), zbezcześcili (...),
Ciała sług twoich wydali (...), ich krew rozlali (...)
(Ps79,1-3)
Temat ten znajdujemy u Jeremiasza: Sprawiedliwy
prześladowany przez swoich wrogów. Pojawia się on
również w filozofii greckiej. Cztery stulecia przed naro-
dzeniem Chrystusa Platon stwierdza, że gdyby na ziemię
przyszedł człowiek pod każdym względem sprawiedliwy,
to jego sprawiedliwość byłaby do tego stopnia niewygod-
na dla jego wrogów, że ci uwięziliby sprawiedliwego,
wyłupiliby mu oczy i w końcu wbiliby go na pal. Równo-
cześnie jednak jest to właśnie cierpienie Sprawiedliwego,
które usprawiedliwia wielu (por. Iz 53).
Nawet zwierzęta stają się groźnymi wrogami, zdolny-
mi wzbudzić lęk:
Otacza mnie mnóstwo cielców,
osaczają mnie byki Baszanu.
79
Rozwierają przeciwko mnie swoje paszcze,
jak lew drapieżny i ryczący.
Bo [sfora] psów mnie opada,
osacza mnie zgraja złoczyńców.
Przebodli ręce i nogi moje.
(PS22, 13-14. 17)
Czyż nie jest to język symboliczny, którym posługuje-
my się, aby nazwać bestie zamieszkujące nasze wnę-
trze? Jeśli nawet pojawiają się tu elementy mityczne, to
jednak samą modlitwę zawsze możemy odnieść do sie-
bie, gdyż odzwierciedla ona doskonale wewnętrzną sy-
tuację podzielonego i udręczonego człowieka.
Tak więc, aby dodać strachowi grozy, cały pstrokaty
tłum defiluje przed modlącym się i zalewa jego pole świa-
domości: to właśnie „bestie o nieludzkich twarzach" jak
z obrazów Hieronima Boscha, lub cielce narodów(Ps 68,
31) napadają na człowieka zmagającego się już z Bo-
giem. Jedynym sposobem na wyrażenie swoich uczuć
przez człowieka przygniecionego własnym złem pozo-
staje krzyk bólu, powtarzanie, że źle mu się dzieje, że już
tak długo cierpi i że wypróbował już wszelkich metod.
Człowiek ten modli się nie tylko sercem i głosem, ale
nadto własnymi łzami. Jest to jęk skargi i wyrzutu:
Dokąd w mej duszy będę przeżywał wahania?
(Ps13, 3)
Zmęczyłem się krzykiem
i ochrypło mi gardło.
(Ps 69, 4)
80
4-PROŚBA '''' -"" -^
Istnieje także inny sposób wyrażania cierpienia i nie-
dostatku, jest to prośba. Proszący potrafi modlić się wraz
ze swoim cierpieniem, a dzięki temu potrafi również
nabrać dystansu do doświadczanego zła, w którym jed-
nak nie jest całkowicie pogrążony. W mniejszym stopniu
koncentruje się na złu niż na Tym, który potrafi go
wybawić. Jest to jakby przemieszczenie własnego cen-
trum uwagi, które może prowadzić do oddania się w ręce
Ojca. On widzi, zna i słyszy naszą skargę. Po cóż łamać
sobie głowę. Nawet włos z głowy nam nie spadnie bez
Jego wiedzy.
Wzorem takiej prośby jest modlitwa Jezusa w Ogrój-
cu. Jezus wkłada w nią całe swoje zaufanie do Ojca,
ponieważ wie, że dla Ojca nie ma nic niemożliwego,
a jednocześnie wyrzeka się swojej woli. Żar Jego modli-
twy odpowiada sytuacji, w której się znajduje. Upadł na
ziemię i modlił się, żeby-jeśli to możliwe - ominęła Go
ta godzina, l mówił: „Abba, Ojcze, dla Ciebie wszystko
jest możliwe, zabierz ten kielich ode Mnie! Lecz nie to,
co Ja chcę, ale to, co Ty [niech się stanie]!" (Mk 14,
35-36).
Po wyrzuceniu z siebie skargi, psalmista przedstawia
Bogu to, czego z nadzieją oczekuje: w czasie choroby -
zdrowia, w chwilach lęku - pokoju, w czasie wojny -
zwycięstwa, ale przede wszystkim prosi Boga, aby zech-
ciał mu ukazać swoje oblicze, aby był stale przy nim
obecny i udzielił mu daru swojej przyjaźni. Próbując
ułaskawić Boga, psalmista będzie odwoływał się przede
Potęga modlitwy - 6 81
wszystkim do związku, który istnieje między Bogiem i nim
samym lub też ludem, do którego należy:
O Panie, Boże Abrahama, Izaaka oraz Izraela! Niech
dziś będzie wiadomo, że Ty jesteś Bogiem w Izraelu,
a ja Twój sługa na Twój rozkaz to wszystko uczyniłem
(1 Krl 18, 36).
Często będzie myślał, że niemożliwe jest, aby wróg
triumfował:
by mój wróg nie mówił: „Zwyciężyłem go".
(Ps13, 5)v
Pomimo ogromnego cierpienia, nie traci humoru,
a według zwyczaju semickiego, znanego na Wschodzie,
liczy się na Boga, bo to On zbierze najwyższą wygraną,
wybawiając swego przyjaciela: o tyle właśnie wzrośnie
Jego prestiż i chwała:
Panie, działaj przez wzgląd na Twoje imię.
(Jr 14, 7)
Chcąc osiągnąć stan zaspokojenia, czyli zaprzestać
krzyku i błagania na modlitwie, proszący robi wszystko,
aby tylko wypełnić braki. Podejmie całą serię wszelkiego
rodzaju zabiegów nie tylko po to, aby zdławić zło, lecz by
znaleźć jego źródło lub skuteczny środek do ochrony
przed nim. Stajemy się w ten sposób bardzo podobni do
kupców, jakich spotykamy niekiedy na kartach Pisma
Świętego.
82
W kilku przypadkach jednostka lub też lud poszukuje
we własnej historii początków nieszczęść. Powracamy tu-
taj do przyjaciół Hioba, którzy chcieli wyjaśnić przyczyny
cierpienia przy pomocy swego rodzaju teologii odwetu.
Jeśli ma sobie coś do zarzucenia, podejrzewa się go
o popełnienie przestępstwa. Będzie usiłował poprzez
wyznanie swojej winy usunąć przeszkody na drodze do
uzdrowienia.
Przestępstwa nasze wzrosty powyżej głowy, a wina
nasza wzbiła się do nieba. a
(Ezd9, 6)
Głównie będzie ograniczał się do wyznania, że tajniki
ludzkiego serca są niezgłębione (por. Ps 64, 7), i tylko
Bóg może je zbadać.
Kiedy sądzi, iż jest bez zarzutu, może ogłaszać swoją
niewinność przed Bogiem. To obwieszczenie niewinności
daje pewną przewagę nad złem, wypierając je.
Lecz On zna drogę, którą kroczę,
z prób wyjdę czysty jak złoto,
Moja noga kroczy w ślad za Nim,
nie zbaczam, idę Jego ścieżką;
nie gardzę nakazem warg Jego
i w sercu słowa ust Jego chowam.
(Hi 23, 10-12)
W innych okolicznościach ucina każde pytanie doty-
czące przyczyn swoich niepowodzeń i sam odmawia szu-
kania czegokolwiek, co mogłoby go sprowokować, czy to
83
poprzez zastanawianie się nad przeszłością, czy też
poprzez wybieganie w przyszłość po to tylko, aby oprzeć
się jedynie na Bogu. Prawdopodobnie tylko taką postawę
można przyjąć w czasie próby: to czy znajdujemy się
w stanie odrętwienia z naszej winy czy nie, jest najmniej
ważne. Trzeba przede wszystkim modlić się i pogłębiać
swoje zaufanie, począwszy od miejsca, w którym znajdu-
jemy się obecnie. Podobnie kiedy popełnimy grzech, po
cóż zastanawiać się nad stopniem swojej odpowiedzial-
ności: o wiele lepiej zrobimy, zdając się jedynie na
Jezusa. Problem cierpienia nigdy nie leży w przeszłości,
ale w zaufaniu skierowanym ku przyszłości. Na tym
polega dynamika zaufania, które zbliża nas do świata
wiary, tam gdzie dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych.
W pewnym sensie wyobraźnia zazwyczaj potęguje
cierpienie, a wyobrażona próba często jest nie do znie-
sienia, podczas gdy próba realna, do której podchodzimy
jak dziecko, wprowadza nas w świat, w którym istnieje
możliwość przetrwania. Wystarczy oczekiwać chwilowej
łaski, aby przebrnąć przez chwilową próbę. Teresa
z Lisieux mówiła, że zajmowanie się przyszłością to
nieudolna próba stwarzania, postawa, która przynależy
jedynie Bogu.
Przez długi czas proszący będzie czerpał z przeszłoś-
ci powody do oczekiwania na wybawienie. Dla niego hi-
storia wspólnoty lub jego własna przyjmuje postać ciągu
wydarzeń, wywołanych ojcowską ręką Boga, który zaw-
sze wybawiał tych, którzy Mu zaufali. Takie zaufanie
uwalnia od strachu, nawet jeśli człowiek nadal boi się
zawsze obecnych nieszczęśliwych przypadków, to nie
obawia się Tego, który rządzi wydarzeniami, gdyż wie,
komu zawierzył.
84
Podnieś mnie, ilekroć mnie trwoga ogarnie,
W Tobie pokładam nadzieję.
W Bogu, uwielbiam Jego słowo,
Bogu ufam, nie będę się lękał:
cóż może mi uczynić człowiek?
(Ps 56, 4-5)
O dawnych nieszczęściach pamięta tylko tyle, że były
to sytuacje, w których Wszechmocny ukazywał swoją
chwałę, dlatego w chwilach desperacji chętniej przypo-
mina sobie działanie Boga w historii swojego narodu niż
zastanawia się nad własnym przypadkiem.
Tobie zaufali nasi przodkowie,
zaufali, a Tyś ich uwolnił;
Do Ciebie wołali i zostali zbawieni,
Tobie ufali i nie doznali wstydu.
(Ps 22, 5-6)
Jeśli działanie to nie sprawdza się, lub jeśli przygnie-
ciony cierpieniem człowiek jest do działania takiego nie-
zdolny, to wówczas zwraca się ku przyszłości i próbuje
przekonać Boga, że otrzyma zadośćuczynienie, o ile tyl-
ko zechce przyjść z pomocą. Składa ślub. Zobowiązuje
się do złożenia ofiary lub też do wykonania pieśni po-
chwalnej w zgromadzeniu świętych. Mówiąc prościej,
przyrzeka poświęcić się jeszcze bardziej modlitwie:
Zachowaj nas przy życiu, byśmy wzywali Twojego
imienia.
(Ps80,19)
85
Dzięki Tobie moja pieśń pochwalna płynie w wielkim
zgromadzeniu.
Śluby me wypełnię wobec bojących się Jego.
(Ps 22, 26)
Proszący milknie, kiedy już wyczerpie wszystkie
środki zdolne przekonać Boga. W czasie próby poznaje,
w milczeniu świętość Boga, który staje u drzwi najpokor-
niejszych wyznawców.
Ciebie należy wielbić,
Boże, na Syjonie.
(Ps 65, 2)
Później, czy po wzmiance o interwencji Boga: On (...)
wysłuchał go (Ps 22, 25), czy też bez takiej fazy przejś-
ciowej, przechodzi się do uwielbienia. Aby wyrazić pełne
uwielbienie, modlący się używa dwóch rodzajów argu-
mentów.
Będzie wychwalał Boga za wielkie rzeczy dokonane
w historii narodu, każdej osoby czy stworzenia. Będzie to
hymn dziękczynny wobec Boga, który głodnych nasycił
dobrami i wyzwolił ich spod jarzma prześladowców.
Jego łaska na wieki.
On w mądrości uczynił niebiosa,
l wywiódł spośród nich [z Egiptu] Izraela.
(Ps136, 5. 11)
Boga można również wielbić dla Niego samego, a nie
za to, co uczynił. Wielbi się Go za to, kim jest. Ten
rodzaj uwielbienia jest o wiele rzadziej spotykany i jest
86
bardzo bliski modlitwy błogosławieństw. Cieszymy się, że
Bóg jest Bogiem, i odnosimy do niego wszelkie dobro
(błogo: dobrze, sławić: ogłaszać, mówić). Izraelici nie
akcentują przymiotów Boga, ale za to mocno podkreślają
Jego obecność w wydarzeniach historycznych i w stwo-
rzeniu.
j Chwalcie Pana, bo dobry.
(Ps 136,1)
- PSALM 18
H
Wybraliśmy psalm 18, gdyż struktura, którą przedsta-
wiliśmy wyżej, jest w nim dobrze widoczna. Na początku
ważne jest, abyśmy dobrze uchwycili wymowę całości,
zanim przystąpimy do analizy poszczególnych części.
Chodzi tutaj przede wszystkim o afirmację, która po-
zwala psalmowi ogarnąć wszystko. Jest to akt wiary i za-
ufania Bogu, opoce i twierdzy naszej. Jako że Bóg obja-
wia się jako ten, na którego można liczyć, do Niego
kieruje się wiarę i miłość:
Miłuję Ciebie, Panie, Mocy moja!
Panie, ostojo moja i twierdzo, mój wybawicielu...
(Ps 18, 2-3)
Oto skała, na której wznosi się nasza modlitwa,
a także nasz stosunek do Boga.
Ale uwaga, możemy kochać Boga nie dzięki ułomnej
miłości, do jakiej jest zdolne nasze serce, ale dlatego że
doświadczyliśmy potężnej i działającej miłości Boga. Do-
87
świadczenia tego nie zdobyliśmy czytając książki, ani słu-
chając słownych zapewnień, ale uczestnicząc w dziele
zbawienia i wyzwolenia, ponieważ Bóg sam wkroczył,
aby wyrwać nas z ręki wroga. Dlatego właśnie od po-
czątkowego aktu zaufania przechodzimy do punktu kul-
minacyjnego psalmu:
wyprowadza mnie na miejsce przestronne;
ocala, bo mnie miłuje.
(Ps 18, 20)
Werset 20 faktycznie jest sercem psalmu, powiedzieli-
byśmy, że spełnia podobną rolę jak punkt kulminacyjny
w symfonii lub miejsce graniczne między wejściem do
otchłani a nowym porywem w kierunku Boga. Po przy-
glądnięciu się z tego szczytu dwóm nurtom psalmu,
możemy teraz łatwiej rozebrać go na części.
Psalm rozpoczyna się opisem doświadczenia rozpa-
czy na dnie otchłani. Natura próby nie jest bliżej sprecy-
zowana, ale człowiek tkwi jakby uwięziony i spętany
w więziach otchłani. Niegdyś śpiewano ten werset na
introit39 w dzień siedemdziesiątnicy [trzecia niedziela
Wielkiego Postu]: „Circumdederunt me...". Aby być zdol-
nym do autentycznej modlitwy tymi wersetami, trzeba
samemu znaleźć się w miejscu otoczonym ze wszystkich
stron murem, gdzie człowiek ociera się o śmierć:
Ogarnęły mnie fale śmierci,
i zatrwożyły mnie odmęty niosące zagładę;
38 Pieśń wykonywana przed rozpoczęciem Mszy św. w czasie
procesji celebransa i służby liturgicznej do ołtarza - przyp. tłum.
86
oplatały mnie pęta Szeolu, /,« «.rbO
zaskoczyły mnie sidła śmierci. IM ?
(Ps 18, 5-6)
Będąc w otchłani, mamy tylko jedno wyjście: wołać
do Boga. Krzyk zaś jest tym ostrzejszy, im sytuacja
jest bardziej tragiczna i powikłana. To właśnie naglą-
ca potrzeba popycha człowieka do wzywania na pomoc
Boga:
W moim utrapieniu wzywam Pana
i wołam do mojego Boga;
Usłyszał On mój głos ze swojej świątyni,
a krzyk mój dotarł do Jego uszu.
(Ps18,7)
Pozwólmy więc słowom psalmu przeniknąć nas. One
rozpalają w naszych sercach żar modlitwy, gdyż słowo to
jest żywe, skuteczne - mówi dalej list do Hebrajczyków
- nadto ostrzejsze niż wszelki miecz obosieczny, przeni-
kające aż do rozdzielenia duszy i ducha, stawów i szpi-
ku, zdolne osądzić pragnienia i myśli serca (4, 12).
Z taką myślą sięgamy po Słowo Boże, aby stało się ono
modlitwą w naszym sercu, ponieważ zawsze zanurza się
głębiej w nas aż do momentu, gdy obudzi, wydobędzie
i uwolni prawdziwą modlitwę Ducha ukrytą na dnie serca.
Taką odpowiedź daje nam Bóg na naszą modlitwę.
Tak naprawdę odpowiedź jest już wpisana w prośbę,
gdyż Bóg widzi, słucha i rozumie modlitwę ubogiego.
Zresztą to właśnie Jezus przekazał nam w Ewangelii:
Proście, a będzie wam dane.
89
Odpowiedź Boga jest niezawodna. Nie może On opie-
rać się temu, kto Go wzywa, ale jeśli zabraknie gwałtow-
nego wezwania, nie może być mowy także o odpowiedzi.
Pamiętam karmelitankę, która przeszła bolesny kryzys
oczyszczenia i która powiedziała mi kiedyś: „Zrozumia-
łam siłę zawartą w słowach Jezusa: Do tej pory o nic nie
prosiliście w imię moje: Proście, a otrzymacie, aby
radość wasza była pełna" (J 16, 24).
Modlitwa taka nie rodzi się sama z siebie, ponieważ
zakłada uświadomienie sobie istniejącego niebezpieczeń-
stwa, a skoro nie pojawia się strach, nie ma powodu, dla
którego mogłaby pojawić się modlitwa pokornej prośby.
Potrzebne jest zatem zupełnie odmienne objawienie
Boga, aby otworzyły się nasze uszy i rozwiązał język,
który nie potrafi już krzyczeć ku Niemu. Jest to często
wyrwanie się z beznadziei, które rodzi prawdziwą modli-
twę zaufania.
Tak więc odpowiedź Boga nie każe na siebie czekać.
Skoro tylko wiara zetknie się z wszechmocą Boga,
wspaniała harmonia Jego dobroci napełni serce człowie-
ka. Przeszkoda zatem staje się środkiem, który prowadzi
do ukazania potężnej chwały Boga. Powróćmy tutaj do
wersetów 8-20, w których stworzenie zostaje włączone
do zbawczego działania Boga. Krzyk wydany w utrapie-
niu i osamotnieniu sprowadza miłość Boga:
Zatrzęsła się i zadrżała ziemia (...)
Nagiął On niebiosa i zstąpił,
a czarna chmura była pod Jego stopami, (...)
On wyciąga [rękę] z wysoka i chwyta mnie,
wydobywa mnie z toni ogromnej;
90
Wyrywa mnie od przemożnegffitiieprzyjaciela
Napadają na mnie w dzień dla Mnie złowrogi,
lecz Pan jest moją obroną, { ~&
wyprowadza mnie na miejsce przestronne;
ocala, bo mnie miłuje.
Człowiek pogrążony w nędzy krzyczy, a krzyk ten
niezawodnie sprowadza Boga. Między człowiekiem
a Bogiem wydaje się rozciągać przepaść nie do przeby-
cia. Jednak po każdej stronie tej przepaści wznoszą się
betonowe słupy: po stronie Boga jest to wszechmocna
i miłosierna miłość, w którą człowiek wierzy ze wszyst-
kich swoich sił; po stronie człowieka jest to pokora
i nieustanna modlitwa. Tak więc obydwie strony łączy
most: jest to most zaufania, po którym człowiek może
kroczyć w kierunku Boga, lub raczej jest to sam Bóg,
który przychodzi wyrwać człowieka z jego nędzy przy
pomocy swojej siły zaufania. Przeszkoda zatem staje się
środkiem do wzrostu w miłości.
Przychodząc, Bóg osłania wiernego człowieka swoją
potęgą i świętością. Obraz przepaści, którą się pokonuje,
czy muru, który się przeskakuje, odnosi się do mocy
Bożej, która została nam dana w Jezusie Chrystusie dla
zburzenia oddzielających nas murów:
Ty jesteś miłościwy dla miłościwego
i względem nienagannego działasz nienagannie,
względem czystego okazujesz się czystym,
wobec przewrotnego jesteś przebiegły.
Albowiem Ty wybawiasz naród uniżony
a pognębiasz oczy wyniosłe. -*>\
91
Bo Ty, Panie, każesz świecić
Boże mój, oświecasz moje ciemności. ^ ,u>,
Bo z Tobą zdobywam wały, \~:^ -
mur przeskakuję dzięki mojemu Bogu.
(Ps 18, 26-30)
Od momentu, kiedy człowiek złoży swą ufność
w Bogu, zostaje opasany mocą (w. 33), jego nogi stają
się szybkie jak nogi łani i zostaje postawiony na wyży-
nach (w. 34), spogląda na wrogów z wysokości gór.
Poraża ich, a oni nie mogą już powstać (w. 39). Dzięki
swojej słabości przemienionej przez majestat staje się
świadkiem mocy Bożej:
Ty mnie ocalasz od buntów ludu,
ustanawiasz mnie głową narodów.
Służy mi lud, którego nie znałem.
Są mi posłuszni na pierwsze wezwanie.
(Ps 18, 44-45)
Modlitwa psalmiczna pozwala nam stanąć w prawdzie
i pozbyć się obłudy. Żadnej rzeczy nie wyłącza się z tej
modlitwy, ani grzechu, ani buntu, nawet najbardziej
gwałtowne reakcje nie podlegają nigdy cenzurze. Zbyt
często dzielimy się z Bogiem jedynie najlepszą częścią
nas samych, staramy się uspokoić swoje nerwy, kiedy
zwracamy się do Niego, spychając w podświadomość ton
mniej szlachetny. A przecież człowiekowi żyjącemu
pełnią swego życia znane są również rozczarowania,
porażki, niespełnione pragnienia, samotność, choroby
czy lęk. Wszystko to powinno stać się przedmiotem mo-
92
dlitwy i okazją do wzywania Boga. Psalmy są utkane
z lęków i smutków człowieka, ale są one również szkołą,
w której człowiek uczy się wspaniałej mądrości zaufania
Bogu.
Samo zakończenie psalmu (werset 32 i następne) jest
hymnem pochwalnym na cześć Boga, który daje zwycię-
stwo temu, kto Mu się powierza.
Niech żyje Pan! Moja Skała niech będzie błogosławio-
na!
Niech będzie wywyższony, Bóg mój Zbawca,
Bóg, który zapewnia mi pomstę
i poddaje mi narody.
(Ps 18, 47-48)
Św. Franciszek Ksawery mówił, że najważniejszą cno-
tą apostoła jest mądrość nadziei i zaufania Bogu: „W nie-
wielkich trudnościach przyzwyczajajcie się pokładać całą
waszą nadzieję w Bogu".
6 - DOŚWIADCZENIE SŁOWA...
Oto skrótowy opis struktury, którą możemy dostrzec
w większości psalmów i która może kształtować naszą
modlitwę spontaniczną, ale istnieje również i taka ewen-
tualność, że wiele wersetów okaże się dla nas zupełnie
niezrozumiałą plątaniną znaczeń i w czasie czytania
będzie wywoływać znudzenie, co utrudnia wejście w głę-
bię modlitwy psalmicznej. Dlatego ważne jest, aby
podkreślić jeszcze raz, że nie na tym polega modlitwa.
93
Modlitwa powinna być doświadczeniem spotkania z Bo-
giem. Ale spotkanie to powinno zostać koniecznie
ucieleśnione w naszej mowie ze wszystkimi tego konse-
kwencjami.
Kiedy jedzie się pociągiem wzdłuż sosnowego młod-
nika, widać splątany gąszcz gałęzi, ale istnieje również
punkt ogniskujący - i tylko jeden - gdzie młode drzewka
tworzą równoległe rzędy. Tak samo jest z psalmami.
Ten, kto odkrył ton właściwy dla swojego instrumentu,
czyli głębię własnej nędzy, może zagrać na nim wszyst-
kie melodie, a każde słowo modlitwy wydobędzie pełną
gamę dźwięków, jeśli tylko modlitwa będzie zgodna z tym
podstawowym tonem.
Jak każdy język, również język modlitwy psalmicznej
posiada swoje reguły i zasady gramatyczne. Modląc się,
mogę mówić cokolwiek, ale nie wiedziałbym, jak to zrobić
bez zwrócenia uwagi na formę modlitwy. Słowa zawsze
będą wydawały się nazbyt ograniczone, aby zawrzeć
w sobie nasze głębokie doświadczenie. Tak samo słowa
te nie powiedziałyby nic człowiekowi, który nie żyje peł-
nym żarem.
Wolno mi także przekroczyć normy języka, ale wów-
czas moja mowa stanie się niespójna, nawet jeśli po-
szczególne słowa da się znaleźć w słowniku. Chociaż
prawa modlitwy nie są wyraźnie zapisane w Biblii, to
jednak uważne powtarzanie psalmów sprawi, że staną
się nam bliskie. Być może, iż pod wpływem powtarzania
słów psalmów w czasie głośnej modlitwy zbudzi się
w naszym sercu ogień prawdziwej modlitwy, który dotyka
serca Boga.
94
Rosyjski pielgrzym przyznaje, że gorliwe i nieustanne
odmawianie Modlitwy Jezusa doprowadziło go do ducho-
wego poznania pism. W ten sposób zrozumiał głęboki
sens pewnych zwrotów zawartych w Ewangelii, jak:
Królestwo Boże pośród nas jest (por. Łk 17, 21) czy
Wytrwajcie w miłości mojej! (J 15, 9). Doświadczenie
nauczyło mnie również, że Modlitwa Jezusa stała się
moim kluczem otwierającym wejście do modlitwy psal-
micznej. W miarę jak ten sposób modlitwy staje się tak
naturalny jak oddech, Modlitwa Jezusa drąży nasze ka-
mienne serce i wydobywa z niego modlitwę psalmiczną.
Oryginalność tej metody polega jedynie na jej wyłącz-
ności, czyli jeśli raz spróbuję, nie chcę żadnej innej.
Jezus wspaniale zobrazował modlitwę psalmiczną,
będącą przede wszystkim wołaniem, w krótkiej przypo-
wieści o niesprawiedliwym sędzim i natrętnej wdowie
(zob. Łk 18, 1-8). Będziemy postępowali tak jak wdowa
wówczas, gdy osadzimy naszą wiarę i modlitwę w Ewan-
gelii. Dobrze jest przeczytać przypowieść o natrętnym
przyjacielu (zob. Łk 11, 5-8) i porównać ją z całym
nauczaniem Jezusa o skuteczności wytrwałej modlitwy
(zob. Łk 11, 9-13). Na pytanie, co to jest modlitwa, Jezus
odpowiada: wzywanie Boga dniem i nocą (por. Łk 18, 7)
i naprzykrzanie się niebu nieustannym wołaniem.
Jezus dobrze wiedział, co chciał powiedzieć w sło-
wach: wzywanie Boga. W Ogrodzie Oliwnym spędził noc
na modlitwie do Ojca, aby zechciał oddalić od Niego
kielich. Sam również wsłuchiwał się w krzyk ludzi niewi-
domych, sparaliżowanych, wdowy z Naim oraz Kananej-
ki, która niemalże nachalnie domagała się od Niego
pomocy (zob. Mt 15, 21-28).
95
Dzisiaj Mąż modlitwy wsłuchuje się nadto w krzyk
torturowanych, głodnych i zmarzniętych, ludzi starzeją-
cych się i samotnych, którzy nie mają już sił, aby wzywać
pomocy. Jest On faktycznie głosem ludzi „pozbawionych
głosu", wyrażającym skargę całego stworzenia, które ję-
czy i wzdycha w bólach rodzenia (por. Rz 8, 22). Spra-
wia również, że matka płacze z radości patrząc na nowo
narodzone dziecko, chłopak cieszy się odnajdując dziew-
czynę, przyjaciele krzyczą z radości wspólnego spotka-
nia, stworzenie śpiewa radosną pieśń wyzwolenia. Krzyk
bólu, krzyk radości zmieszane razem wznoszą się ku
Bogu.
Jednak ze szczególną wrażliwością Pan przyjmuje
i słucha cichej skargi, która sprawia, że wznosi sią do
Niego wołanie ludzi. W imieniu ludu Izraela psalmista
wzywał Pana, a Pan odnowił swoje przymierze. Wzywaj-
my z wiarą Boga, a On nas wysłucha. Odrzućmy własną
pychę i samowystarczalność, a stańmy się dziećmi, które
wołają do Ojca, dobrze wiedząc, że On nie poskąpi im
tego, co jest dla nich dobre.
Rozdział piąty
ZATRZYMAJ SWEGO DUCHA W PIEKIELNEJ
OTCHŁANI l NIE TRAĆ NADZIEI ^
su
:Vt
W ostatnim rozdziale tej części książki chcielibyśmy
odwołać się do doświadczenia Ojców i zapytać ich
o wskazanie drogi, którą moglibyśmy tak jak oni dojść do
ustawicznej modlitwy serca. Towarzysząc im, z zasko-
czeniem stwierdzamy, że ich doświadczenie odpowiada
dokładnie temu, co znajdujemy w psalmach, ale z jed-
nym wyjątkiem: tam gdzie psalmista posługuje się
obrazem wielkich wód, Ojcowie będą używali o wiele
mocniejszego obrazu piekieł40, zapożyczonego z Nowe-
m Krainę zmarłych, do której zstąpił Chrystus po śmierci, Pismo
Święte nazywa piekłem, Szeolem lub Hadesem (por. Flp 2, 10; Dz 2,
24; Ap 1, 18; Ef 4, 9), ponieważ ci, którzy tam się znajdują, są
pozbawieni oglądania Boga. Taki jest los wszystkich zmarłych, zarówno
złych, jak i sprawiedliwych, oczekujących na Odkupiciela, co nie
oznacza, że ich los miałby być identyczny, jak pokazuje Jezus w przy-
powieści o ubogim Łazarzu, który został przyjęty „na łono Abrahama".
Jezus Chrystus, zstępując do piekieł, wyzwolił dusze sprawiedliwych,
które oczekiwały swego Wyzwoliciela na łonie Abrahama. Jezus nie
zstąpił do piekieł, by wyzwolić potępionych ani żeby zniszczyć piekło
potępionych, ale by wyzwolić sprawiedliwych, którzy Go poprzedzili
Potęga modlitwy - 7 97
go Testamentu. Dzięki temu, kontemplując nieustannie
zstąpienie Chrystusa do piekieł, odczytują własne do-
świadczenie w odniesieniu do tego, co przeszedł Chry-
stus. Ojcowie są świadomi, że zostali wyzwoleni z piekieł.
Otchłanie piekieł są ostatnim miejscem działania
zbawczej mocy Chrystusa, jak śpiewamy o tym w li-
turgii paschalnej: odtąd wszystko zostało napełnione
światłem, niebo, ziemia, a nawet otchłanie piekielne.
Uznać się za wyzwolonego z piekieł, za wyzwolonego
w piekielnej otchłani, uznać, że mamy do wyboru albo
bycie łotrem po lewej stronie krzyża, albo łotrem po
prawej stronie, zawsze jednak łotrem, odkryć nie tylko
swoje liczne grzechy, ale pewien stan oddzielenia,
upadku, trwałego zatrucia - tego samego, które zep-
chnęło mnie w ten „obszar" - to podjąć radykalne
uniżenie, trwałą przemianę (metanoia), czyli odwrócić
się od ziemskich trosk, zerwać z przyznawaniem so-
bie, a także innym stworzeniom i rzeczom, czci
Boskiej... „Zachowaj twego ducha w piekielnej otchła-
ni, a nie trać nadziei". Bóg wcielony, Bóg, który
przeszedł na krzyżu nie tylko śmierć fizyczną, ale
również śmierć duchową, jest odtąd obecny nawet
tam, gdzie sami jesteśmy nieobecni. Wszystko zostało
napełnione światłem, nawet otchłanie piekielne41.
(Katechizm Kościoła Katolickiego, Poznań: Pallottinum, 1994; nr 633)
— przyp. tłum.
41 Olivier Clśment, Uautre soleil, autobiographie spirituelle, Stock,
1975, ss. 159-16%„,
98
Właśnie to mnie najbardziej uderzyło u Ojców; bardzo
mało mówią oni o radości, jaką daje im modlitwa, gdyż
obawiają się radosnego szału i gromadzenia darów
Bożych, które prowadzą do blokady. Za to ciągle przypo-
minają sobie własną nędzę i zabiegają o pokorną posta-
wę, która pobudza ich do wzywania Bożej pomocy. Po
dłuższym obcowaniu z ich pismami można stwierdzić, że
ten sposób działania charakteryzuje doświadczenie
duchowe każdego z nich, głębię ich modlitwy - można by
powiedzieć - to, co jest ich najbardziej wewnętrznym
przeżyciem - o ile bawimy się słowami, bo przecież
chodzi tu o zstąpienie do piekieł.
Starcom takim jak Antoni, Sisoes czy Pimen Wielki
dane było przeżyć opisane niżej męki piekielne:
Był to stan, którego intensywność pozostawiła w ich
sercach znamię tak głębokie, że mogli je odnowić
odpowiednim poruszeniem wewnętrznym, kiedy tylko
chcieli. Umartwiali się w ten sposób wówczas, gdy
w ich sercach pojawiała się jakakolwiek namiętność,
a zwłaszcza gdy była to żądza najbardziej subtelna
i najgłębiej zakorzeniona ze wszystkich, zwana py-
chą42.
Aby lepiej uchwycić naturę tego poruszenia wewnętrz-
nego, które powinno być stale obecne w naszym życiu
duchowym, przyjrzymy się najpierw doświadczeniu starca
42 Archimandryta Sophrony (Sofroniusz), Staretz Silouane (Starzec
Silwan), Ed. Prśsence, 1973, s. 203.
99
Silwana, mnicha z Góry Athos, tym bardziej nam bliskie-
go, że umarł w 1938 r. Obecnie mamy okazję poznać
świadectwo jednego z powierników starca, ojca Sofroniu-
sza, który był jego duchowym synem i odziedziczył jego
notatki. Później spróbujemy cofnąć się do pierwszych
Ojców Pustyni zamieszkujących pustynie Egiptu i Antio-
chii, a zwłaszcza do Antoniego Pustelnika, który pozosta-
wił nam swoje świadectwo doświadczenia piekła w zakre-
sie, w jakim przekazały je nam poprzednie pokolenia.
1 - SlLWAN43
Silwan był rosyjskim wieśniakiem, który znał jedynie
swoją wioskę, a później Górę Athos, gdzie przybył, aby
zostać mnichem w dwudziestym szóstym roku swojego
życia. Przybył tam, aby objąć swoją modlitwą wszystkich
ludzi i całą ludzkość, a zwłaszcza odrzuconych, zagubio-
nych i prześladowców Kościoła. Dla niego jedynym
dowodem podążania ku Chrystusowi jest ewangeliczna
miłość nieprzyjaciół. Wiedział, czym było piekło, które
miał przejść. Będąc jeszcze chłopcem zabił przypadkowo
człowieka podczas bijatyki. Jednak na tym nie skończył
43 Starzec Silwan (Szymon Iwanowicz Antonow, 1866-1938), rosyjski
chłop, mnich z klasztoru św. Pantelejmona na Górze Athos. Pozostawił
po sobie spisane przeżycia duchowe i własne modlitwy. Wiele jego
wypowiedzi zawiera książka archimandryty Sofroniusza, która ukazała
Się we Francji i do której kilkakrotnie odwołuje się autor - przyp. tłum.
100
się dla niego „czas piekła". Krótko po wstąpieniu do
monasteru'został ponownie wrzucony na samo dno
otchłani.
Wszystko wskazuje na to, że Silwan był dobrym
mnichem:
Nie potępiam nikogo. Nie dopuszczam do siebie złych
myśli. Świadomie wypełniam swoje obowiązki. Odma-
wiam sobie jedzenia i modlę się nieustannie. Dlacze-
go więc obsiadają mnie demony? Widzę, że błądzę
i nie potrafię zrozumieć, dlaczego? Kiedy się modlę,
rozpierzchają się na moment, ale zawsze wracają.
Moja dusza znosi tę walkę już tak długo44.
Znajdujemy tutaj owo nieuniknione przejście od pychy
do uniżenia, o którym wspominaliśmy wcześniej. Nie
można rozkoszować się i zatrzymywać dla siebie ducho-
wych pociech. Nie zdobędzie się Boga siłą własnych
pięści. Wszyscy powinniśmy raczej opuścić ramiona,
stojąc przed drzwiami, które jedynie Bóg może otworzyć,
aby wkroczyć w nasze życie. Jednak aby zdobyć się na
taką postawę, trzeba jak Silwan doświadczyć lęku
i beznadziei. Chcąc wywarzyć drzwi oddzielające nas od
Boga, uderzamy w nie z całych sił do momentu, kiedy
opadniemy na kolana. Bóg natomiast może je otworzyć
i w jednej chwili dokonać tego, czego my nie potrafiliśmy
zrobić w ciągu wielu lat.
44 Silouane (Silwan), Spiritualitś orientale, nr 5, trąd. P. Lassus,
£d. Bellefontalne, s. 64-65.
101
Posłuchajmy opowiadania Silwana o swoim nawróce-
niu. To nie on zdecydował, że się nawróci, ale, podobnie
jak Paweł w drodze do Damaszku, napotyka oblicze
Chrystusa i kierunek jego życia się zmienia. Nie chodzi
o to, by dążyć do jakiegoś celu, lecz raczej by odwrócić
kierunek naszego życia. Sami nie potrafimy spowodować
nawrócenia. Możemy po prostu przyjąć je i pragnąć go
w żarliwej modlitwie. Silwan pisze:
Pewnej nocy, siedząc w swojej celi, zauważyłem, że
nagle wypełniły ją demony. Zacząłem gwałtownie
modlić się. Pan przegnał je, ale po chwili wróciły.
Wstałem, aby pokłonić się ikonom. Jeden z demonów
stanął przede mną w taki sposób, że to jemu oddałem
ukłon. Usiadłem z powrotem i powiedziałem:
- Widzisz, Panie, że chcę modlić się sercem
czystym, a złe duchy nie znoszą tego. Powiedz, co
mam zrobić, aby mnie opuściły.
W duszy usłyszałem odpowiedź Boga:
- Pyszni zawsze cierpią z powodu demonów.
- Panie, Ty jesteś miłosierny - powiedziałem - daj
mi poznać, co powinienem uczynić, aby moja dusza
stała się pokorna!
A Pan odpowiedział w głębi mojej duszy:
- Swoimi myślami bądź w piekle i nie trać na-
dziei45.
46 Ibidem, s. 65.
102
Noc ta była wyjątkowo ważna dla Silwana. Pozosta-
wiła w nim znamię tak silne i tak głębokie, że zawsze
mógł powracać do tego doświadczenia, ilekroć atakowała
go pokusa pychy. Stawiwszy czoła niskim namiętnościom
ciała i zawiści, mnich podjął walkę z pychą, która była
przeszkodą dla działania łaski. Dlatego właśnie, kiedy
tylko zauważał w sobie jej oznaki, świadomie zstępował
do piekieł i w ten sposób paraliżował wszystkie pokusy.
Silwan mówi, że myśl ta oczyściła jego ducha i że
jego dusza znalazła odpoczynek. Co to znaczy: przeby-
wać duchem w otchłaniach piekielnych? Nie jest to
zapewne wysiłek wyobraźni, mający na celu przedstawie-
nie sobie takiego piekła, jakie widzi się na realistycznych
obrazach. Sięgając głębiej, chodzi tu raczej o uświado-
mienie sobie, że piekło nie jest tylko rzeczywistością
obiektywną, ale że każdy z nas przebywa w piekle
w takiej mierze, w jakiej oddzielony jest od Boga, od
innych ludzi i od samego siebie. Piekło to rozdarcie,
którego doświadczam w sobie, nie czyniąc tego dobra,
którego pragnę, ale czyniąc to zło, którego nie chcę. Jeśli
więc zmierzam do duchowej rzeczywistości piekła, to
znajduję je w sobie.
Ojciec Sofroniusz wyjaśnił mi łagodnie, że nie można
prowadzić obiektywnego rozważania na temat piekła,
że nie można opowiadać innym o piekle. Nikt nie jest
sam. Bóg nikogo nie opuszcza. Wspólnota świętych,
grzeszników, którym wybaczono, niszczy kraty osta-
tecznego więzienia, te osadzone we mnie i zamykają-
ce w sobie... Nie możemy mieć zagwarantowanego
powszechnego zbawienia. Życie duchowe traciłoby
103
w ten sposób swoją powagę, a ludzka wolność swoją
tragiczną wielkość. Powszechne zbawienie powinno
być raczej przedmiotem naszej modlitwy, naszej
czynnej miłości, naszej nadziei46.
Jezus zstąpił aż do piekieł, inaczej mówiąc, zstąpił
tam, gdzie człowiek jest rozdarty w sobie, nie rozumie
siebie, stroni od innych i nie żyje w harmonii. Zstąpił tam,
aby zburzyć mur oddzielający nas od Boga i od innych
ludzi, ofiarując swoją krew, stał się naszym pokojem.
Wszystko zaś to pochodzi od Boga, który pojednał
nas z sobą przez Chrystusa i zlecił nam posługę
jednania. Albowiem w Chrystusie Bóg jednał z sobą
świat, nie poczytując ludziom ich grzechów, nam zaś
przekazując słowo jednania. Tak więc w imieniu
Chrystusa spełniamy posłannictwo jakby Boga same-
go, który przez nas udziela napomnień. W imię
Chrystusa prosimy: pojednajcie się z Bogiem! On to
dla nas grzechem uczynił Tego, który nie znał grze-
chu, abyśmy się stali w Nim sprawiedliwością Bożą.
(2 Kor 5, 18-21)
2 - ŚWIADECTWO św. ANTONIEGO PUSTELNIKA
i Ojców PUSTYNI
Zstąpienie mnicha do piekieł jest bardzo cennym
doświadczeniem duchowym, powierzonym nam przez
1 Olivier Clśment, Uautre soleri, s. 160.
104
św. Antoniego Pustelnika, ojca monastycyzmu. Starzec
Silwan zauważył, że większość mnichów była przerażona
i brakowało im wytrwałości, kiedy doszli do tego etapu,
niewielu natomiast wychodziło z niego zwycięsko. Dla-
tego właśnie wielki Sisoes, który pod koniec swojego
życia wyznał, że nie zaczął jeszcze się nawracać, powie-
dział o tym doświadczeniu duchowym: „Któż potrafi
znieść myśli Antoniego?"
Pewien brat przybył do abba Sisoesa na górę abba
Antoniego, l kiedy rozmawiali, zapytał abba Sisoesa:
„Czy jeszcze nie doszedłeś do miary abba Antoniego,
ojcze?" Starzec mu rzekł: „Gdybym miał jedną z myśli
abba Antoniego, stałbym się cały jak ogień; ale znam
człowieka, który - chociaż z trudem - potrafi znosić
jego myśli"47.
Abba Sisoes, dodaje Silwan, robi aluzję do ascetycz-
nej myśli, którą abba Antoni przejął od pewnego szewca
z Aleksandrii. Przypomnimy ją tutaj, gdyż leży ona
u początków całej tej tradycji.
Święty Antoni prosił Pana, aby pokazał mu człowieka,
któremu dorównuje. Bóg dał mu do zrozumienia, że
nie osiągnął jeszcze miary pewnego szewca z Alek-
sandrii. Antoni opuścił swe miejsce na pustyni, udał
się do tego człowieka i zapytał go, w jaki sposób żyje.
47 Księga Starców, przekł. M. BorkowskaOSB, Znak, Kraków 1983,
s. 326, nr 9.
105
Człowiek ów odpowiedział, że dzieli swoje dochody
na trzy części, z czego jedną daje Kościołowi, drugą
ubogim, a trzecią zachowuje dla siebie. Antoniemu,
który opuścił wszystkie swoje dobra i wiódł żywot na
pustyni w ubóstwie daleko większym niż szewc, nie
wydało się to czymś nadzwyczajnym. Nie był to więc
punkt, w którym szewc by go przewyższał. Antoni
rzekł do niego: „Sam Pan Bóg przysłał mnie, abym
zobaczył, jak żyjesz". Pokorny rzemieślnik, który
wielce poważał Antoniego, zwierzył mu się z sekretu
swej duszy: „Nie czynię nic specjalnego; jedynie
podczas pracy patrzę na przechodzących ludzi i myś-
lę: oni wszyscy zostaną zbawieni, jedynie ja będę
potępiony"48.
Jeden z komentatorów, mający duże poczucie hu-
moru, wyciąga taki wniosek z powyższego opowiadania:
„Antoni wycofał się na palcach, gdyż dostrzegł swoje
braki". Tak więc Antoni, który zadziwił Egipt swoimi
aktami umartwienia i swoją nieustanną modlitwą, zrozu-
miał, że nie osiągnął jeszcze miary cichego szewca.
W istocie - będziemy jeszcze o tym mówili później -
nieustanna modlitwa, post i umartwienia nie są podejmo-
wane po to, by udowodnić Bogu naszą miłość, ale byśmy
jeszcze bardziej się uniżyli i dotknęli głębi naszej nędzy.
Po powrocie na pustynię Antoni zabrał się do tego
dzieła i uczył go swoich braci. Od nich przejęli je Ojcowie
48 Archimandryte Sophrony, Staretz Silouane, Ed. Prśsence 1973,
s. 203.
106
Kościoła i przekazali wszystkim jako nieocenione dzie-
dzictwo. Każdy wyraża je na własny sposób. Abba Poj-
men powiedział do swoich uczniów: „Wierzcie mi, moje
dzieci, tam, gdzie jest Szatan, tam i ja zostanę wrzuco-
ny". Sens tego doświadczenia pozostaje ten sam: „Za-
trzymaj swego ducha w piekielnej otchłani i nie trać
nadziei". Piekło nigdy nie jest dla innych. Jest to miejsce,
gdzie siedzę zamknięty ze wszystkimi braćmi. Jeśli
jednak swoją sytuację przyjmę z pokorą, odkryję, że
Chrystus jest tam razem ze mną. Właśnie tam przycho-
dzi nam z pomocą zaufanie i nadzieja.
3 - NIE TRAĆ NADZIEI
Nie wystarczy tylko znaleźć się w piekielnych otchła-
niach, trzeba nadto równocześnie zaufać ze wszystkich
swoich sił Chrystusowi. Przykładem człowieka, który po-
trafił zaufać, jest dobry łotr. Wiedział on dobrze, że
to jego własne czyny doprowadziły go do tego punktu,
z którego nie było już odwrotu. Równocześnie jednak nie
zamknął się w tym piekle: „Jezu, wspomnij na mnie, gdy
przyjdziesz do swego królestwa". Jezus mu odpowiedział:
Naprawdę, powiadam ci: dziś ze Mną będziesz w raju"
(Łk 23, 42-43). Kto zgodzi się uczestniczyć z Jezusem
w męce zejścia do otchłani, w tej samej chwili znajdzie
się z Nim w raju. Aby przyjąć to doświadczenie, grani-
czące w naszych oczach z beznadzieją, trzeba najpierw
pojąć szaloną miłość Boga, którego Syn zstąpił do
piekieł.
107
O ile wypowiedź Silwana tchnie prostotą, podobnie jak
słowa wypowiedziane przez szewca z Aleksandrii, to głę-
bia tego doświadczenia duchowego pozostanie niezro-
zumiała dla kogoś, kto nie przeżył mąk piekielnych, kto
nie cieszył się z przebywania przy Zmartwychwstałym.
Od tej chwili każda modlitwa starca była poświęcona
stałemu poszukiwaniu pokory. Z drugiej strony z serca
dobywała się nieustannie ulubiona pieśń, która zmuszała
go do wołania: „Gdzie jesteś, Boże mój?"
Wkrótce umrę i dostanę się do mrocznego więzienia
piekieł, i stanę w płomieniach sam jeden, i zwrócę
swój lament ku Panu i zapłaczę. Gdzie jesteś, Boże
mój, Ty, który znasz moją duszę? Myśli te były dla
mnie wielką pomocą, oczyszczały mego ducha, a du-
sza ma znajdowała odpocznienie. Cudowne są dzieła
Pana! Pan polecił mi trwać myślami w otchłaniach
piekielnych i ufać. On jest tam tak bliski: A oto Ja
jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia
świata (Mt 28, 20); wezwij mnie w dzień gniewu, a ja
cię wybawię, i ty będziesz mi błogosławił49.
Ojcowie zapewniają nas, że ci, którzy trwają w tym
dziele, przekonując się do niego z uporem, zdarzają się
niezwykle rzadko. Myśl ta powinna odtąd już stale w nas
trwać, tak aby można było przywołać ją świadomym po-
ruszeniem ducha, kiedy natrze na nas pokusa. Silwan
' Silouane, Bellefontaine, s. 203.
108
stwierdził, że kiedy tylko pozwolił swojemu duchowi wyjść
z ognia, pokusy odzyskiwały swoje siły.
Na zakończenie podkreślmy jeszcze raz, że jedynym
celem modlitwy i umartwienia jest doprowadzenie nas do
punktu zero, do takiej pokory, o jakiej Chrystus mówi
w Ewangelii. Wszyscy możemy tego doświadczyć, jeśli
oddamy się intensywniej i dłużej dziełu modlitwy. Kiedy
nasza modlitwa trwa jedną godzinę, nie czujemy się zbyt
znudzeni, gdyż zapełniamy czas lekturą, rozważaniami
i tym podobną aktywnością. Jednak gdy przekroczymy
ten rozsądny skądinąd czas, szybko odkrywamy naszą
nędzę, niezdolność do powtarzania jednego tylko słowa
lub modlitwy Jezusa. Myślę, że jeśli Chrystus tak wielką
wagę przykłada do powtarzania, gorliwości i trwania na
modlitwie, to czyni tak po prostu, abyśmy weszli wystar-
czająco głęboko w swoje serce i pozwolili mu wydać
krzyk celnika:
Panie, zmiłuj się nade mną, grzesznikiem!
Jest to modlitwa ubogiego, który znalazł się na dnie
otchłani i wzywa Boga na pomoc.
To samo dotyczy umartwienia, które nigdy nie jest
wynikiem ludzkiej wspaniałomyślności. Ujawnia ono ra-
czej słabość i ubóstwo. Dzięki umartwieniu nie tyle
wypróbowujemy swoje siły, co uczymy się, że są one na-
znaczone grzechem i bez przerwy nas zawodzą. Wszyst-
kie nasze umartwienia doprowadzą nas, wcześniej lub
później, do martwego punktu, gdzie stary człowiek w nas
odmawia dalszego działania i wycofuje się przed tym, co
109
boleśnie odczuwa jako niemożliwe i absolułnte;ponad
jego 8iy. -f * ar 33 s**?">.
Brat zapytał abba Mojżesza: „A posty i czuwania,
które człowiek praktykuje, czego dokonują?" Odrzekł
starzec: „One upokarzają duszę. (...) Jeśli więc dusza
przynosi te owoce, to Bóg z ich powodu lituje się nad
nią'
»50
Przekonanie to jest obecne u Ojców i sięga źródeł
monastycyzmu. Jest to również w pełni ewangeliczne
spojrzenie na ascezę. Jeśli na przykład post odpowiada
temu spojrzeniu, jeśli jest to prawdziwy post, to podejmu-
jąc go, będziemy wystawieni na pokusy, słabość, wątpli-
wości i irytację. Innymi słowy, będzie to rzeczywista
walka i prawdopodobnie wiele batalii przegramy. Istotą
bowiem postu jest odkrycie, że życie chrześcijańskie
polega na walce i wysiłku. W momencie, kiedy czujemy,
że nasze własne siły są ograniczone, zaczynamy liczyć
jedynie na łaskę Bożą.
W Małym liście, nazywanym Ad filios Dei (Do synów
Bożych)51, św. Makary rozwija pojęcie umartwienia,
które można by określić słowami: „przemieniona niemoc".
List ten jest niewielką rozprawą o przemianie dokonywa-
nej przez Ducha Świętego. Na początku - pisze św.
Makary - Bóg udziela nowicjuszom odczuwalnej łaski
żalu za grzechy i zapału w ascezie. Później jednak Bóg
50 Księga Starców, ss. 232-233.
51 Macaire (Makary), Homelie 19.
110
dopuszcza coraz bardziej subtelne pokusy. Umartwiający
się człowiek jest wówczas gotowy poddać się słabości
ciała i czasowi, który zaczyna się jakby wydłużać. Stawia
sobie również pytanie, jak długo jeszcze może znosić ten
trud. Wtedy dopiero można zrozumieć rolę walki. Nie jest
ona po to, aby dowieść naszych sił, ale po to, by na-
uczyć nas liczenia tylko na Boga.
Kiedy człowiek kuszony jest prawie całkowicie wy-
czerpany i - można by powiedzieć - bliski jest zgody
na każdą z pokus nieprzyjaciela, wówczas Bóg,
przyjaciel ludzi, który troszczy się o swe stworzenie,
udziela mu świętej siły i umacnia go, poddając jego
serce, ciało i wszystkie jego członki jarzmu Pocieszy-
ciela, gdyż sam powiedział: Weźcie moje jarzmo na
siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokor-
ny sercem (Mt 11, 29). Tak więc oczy człowieka
otwierają się, aby zrozumieć, że to Bóg i tylko On
umacnia. „To właśnie z trudu walki, dodaje Makary,
pochodzi pokora, uniżenie serca, wielkoduszność
i łagodność".
To samo można powiedzieć o samotności. Mówi się
często, że jest ona ojczyzną ludzi wytrzymałych. Nie jest
to do końca prawdą. Należałoby raczej powiedzieć, że
samotność jest miejscem, gdzie ujawnia sią nasza
słabość. Nie można tam już liczyć na nikogo, za wyjąt-
kiem Boga, a jest się przecież wystawionym na własną
nędzę i wszystkie wrogie moce natury. Ojcowie pustyni
przekazali nam opowiadanie o mnichu, wybranym na
111
biskupa, które dobrzy oddaje to niepowtarzalne towarzy-
szenie Boga: /*
J.S"-
Opowiadano o biskupie z Oksyrrhynchos imieniem
abba Apfy, że kiedy jeszcze był mnichem, prowadził
życie bardzo umartwione; a kiedy został biskupem,
chciał tak samo umartwiać się także i w świecie, ale
nie zdołał. Rzucił się więc na twarz przed Bogiem
i pytał: „Czy przez to, że zostałem biskupem, opuściła
mnie łaska?" l dostał odpowiedź: „Nie; ale tam była
pustynia, więc ponieważ nie było tam ludzi, Bóg cię
wspomagał; a tu jest świat, 4 wspomagają cię lu-
dzie"52.
W tym względzie Bóg nie może iść z nami na kom-
promis, gdyż wszystkie nasze braki duchowe mają tam
swe źródło. Oczywiście, że liczymy na Boga, ale przede
wszystkim liczymy na własne siły, na posiadane umiejęt-
ności i cnoty. Dlatego właśnie Bóg pozbawia nas po kolei
wszystkich naszych podpórek. Działanie Boże jest bardzo
ostrożne. Za każdym razem, kiedy się potykamy, On
pozwala nam odczuć swoje wsparcie, które sprawia, że
jesteśmy bezpieczni, będąc jednocześnie ubogimi. Taki
sam sens ma oczyszczenie, które zanuża nas w głębi
naszej nędzy. Jeśli jednak potrafimy dać się zrzucić aż
na samo dno, dotrzemy jednocześnie do głębi miłosier-
dzia Bożego.
1 Księga Starców, s. 97.
TRWAJĄC NA MODLITWIE
Potęga modlitwy - 8
Rozdział pierwszy
MODLĄCY SIĘ KOŚCIÓŁ
Zapytajmy się konkretnie, co najpierw zauważał
katechumen, kiedy zapisywał się na przygotowanie do
chrztu? Oczywiście był to modlący się Kościół:
Trwali oni w nauce Apostołów i we wspólnocie,
w łamaniu chleba i w modlitwach (Dz 2, 42).
Podobnie jak Apostołowie, do tego stopnia zachwy-
ceni modlitwą Jezusa, że prosili Go: Panie, naucz nas
modlić się (Łk 11,1), tak samo pierwsi chrześcijanie
uczyli się modlitwy w modlącym się Kościele.
Przypomnijmy sobie, co pisze się o pierwszych wspól-
notach chrześcijańskich w Dziejach Apostolskich. Znala-
zły się one przede wszystkim w nurcie długiej tradycji,
której Bóg nauczał swój lud i za pomocą której nadal go
poucza:
Wszyscy oni trwali jednomyślnie na modlitwie razem
z niewiastami, Marylą, Matką Jezusa, i braćmi Jego
115
Na każdej stronie Dziejów Apostolskich zastajemy
wspólnotę na modlitwie: Wielbili Boga, a cały lud odnosił
się do nich życzliwie (Dz 2, 47).
Strzeżono więc Piotra w więzieniu, a Kościół modlił
się za niego nieustannie do Boga (Dz 12, 5).
W chwili, kiedy wybuchają prześladowania, Apostoło-
wie zbierają się na modlitwie:
Po tej modlitwie zadrżało miejsce, na którym byli
zebrani, wszyscy zostali napełnieni Duchem Świętym
i głosili odważnie słowo Boże (Dz 4, 31).
Dlatego mówiło się, że wierzący nie ustawali w modli-
twie. Zwróćmy uwagę na użyte tu słowo: nie ustawać,
trwać. Nie jest to modlitwa chwilowa, akt ucieczki, kaprys
lub zachcianka, wyraz potrzeby przechodnia mającego
kłopoty lub będącego w dołku, o którym zapomina na-
tychmiast, kiedy tylko wydostanie się z niego. Z trwania
wynika obowiązek, stała i gorliwie wypełniana praca,
uporządkowanie czasu. Słowo „gorliwy" często powraca
w Dziejach Apostolskich w odniesieniu do modlitwy
Apostołów. Właśnie oni trwali na modlitwie.
Również dzisiaj można przytoczyć podobne przykłady.
Nie ma prawdziwych wspólnot chrześcijańskich czy wy-
znających inne religie bez modlitwy. Chociaż można
uczestniczyć we wspaniałych zgromadzeniach, to mimo
wszystko wspólnota wierzących, spotykająca się w imię
Tego, który obiecał być obecnym, gdy dwóch lub trzech
się zbierze w Jego imię, nie może istnieć bez modlitwy.
116
To w czasie nieustannej i'gorliwej modlitwy ożywiamy
w sobie słowa Chrystusa. "••
Dalej, zaprawdę, powiadam wam: Jeśli dwaj z was na
ziemi zgodnie o coś prosić będą, to wszystkiego uży-
czy im mój Ojciec, który jest w niebie. Bo gdzie są
dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem po-
śród nich (Mt 18, 19-20).
Żarliwa i nieustanna modlitwa wznosi się do Boga
zwłaszcza w czasie prześladowań i utrapień. Słowa
Chrystusa wypowiedziane przed śmiercią: Czuwajcie
i módlcie się, abyście nie ulegli pokusie (Mk 14, 38),
będą rozbrzmiewały zawsze w sercach chrześcijan,
a szczególnie w chwilach pokusy. W takich momentach
modlitwa staje się niezbędna i konieczna, a jednocześnie
trudna, ponieważ całym sobą doświadczamy wzburzenia
i niechęci do modlitwy.
Św. Alfons Liguori pisze, że w czasie spokoju trzeba
prosić o łaskę modlitwy na czas pokusy i doświadczenia.
Zawsze trzeba się modlić, ale zwłaszcza w czasie zamę-
tu, lęku, kryzysu. W tych właśnie chwilach należy wzmoc-
nić na przekór wszystkiemu modlitwę żarliwą, nieustan-
ną, pełną zapału, ciągle żywą i wiarę podejmowaną, oży-
wianą i wyrażaną we wszystkich czynach.
Przyjrzyjmy się teraz, jak pierwotny Kościół radził
sobie z problemami powstającymi w miarę jego rozwoju.
Kiedy trzeba było podjąć decyzję, wspólnota chrześcijań-
ska zaczynała się modlić, aby otrzymać światło Ducha
Świętego i w ten sposób poznać wolę Bożą. Posłuchajmy
tego, co przekazują nam Dzieje Apostolskie o wiernych,
117
którzy gorliwie modlili się. Wówczas gdy Apostołowie
odczuwają, że spoczywa na nich ogromna odpowiedzial-
ność, powstaje problem opieki nad wdowami, biednymi
i sierotami. Muszą stawić czoła tym potrzebom i podej-
mują wyzwanie. Powołują diakonów.
Kościół, który jest szafarzem sakramentów i posług,
jak również czuwa nad sposobem ich wyrażania i udzie-
lania, nie wymawia się od zachowywania ciągłości tych
posług i wprowadzania nowych. Jest w tym obecny Duch
Święty, gdyż to On prowadzi Kościół, On jest wynalazcą
i stworzycielem. Piotr stwierdza więc z całą powagą, że
Apostołowie nie mogą zaniedbać modlitwy i głoszenia
słowa Bożego ze względu na posługę stołów. Niektórzy
zostaną wybrani, aby tym się zajmować: My zaś oddamy
się wyłącznie modlitwie i posłudze słowa (Dz 6, 4).
W epoce, w której prasa zamieszcza obszerne arty-
kuły na temat kapłaństwa, w której cały świat zajmuje się
tą sprawą i w której robi się na ten temat badania, słowa
Piotra mogą dobrze rozjaśnić informacje dotyczące tego
problemu, gdyż zbyt często same pytania są źle posta-
wione lub niekiedy zupełnie rozmijają się z istotą sprawy.
Mówi się dużo o kapłaństwie księży i o ich statusie.
Stawia się również pytania pod adresem chrześcijan,
dotyczące zadań księdza lub kwestii celibatu, ale czy
myśli się wystarczająco o poszukiwaniu tego, do czego
pobudza nas obecnie Duch Święty? Nie do nas należy
odkrycie ideału kapłaństwa. Naszą sprawą jest przyjęcie
go od Ducha Świętego jako posługi wypełnianej pośród
ludu Bożego, którego cząstkę wszyscy stanowimy. Nie-
zbyt często ludzi wierzących pyta się o to, czy oczekują
118
od księdza, aby był człowiekiem modlitwy. W każdym
razie słowa Piotra mogą nam o wiele więcej wyjaśnić niż
rozprawy i sondaże. Ksiądz powinien być gorliwy na mo-
dlitwie i w posługiwaniu słowa. Jest to człowiek Boży,
człowiek, który modli się i który powinien się modlić
z zapałem, jest to również człowiek, który głosi słowo,
przygotowuje do wiary, a więc ostatecznie do żarliwej
i nieustannej modlitwy.
Pierwsi chrześcijanie naprawdę rozumieli istotę na-
uczania Jezusa dotyczącego modlitwy i dlatego stale
wzywali Jego imienia. Dzięki temu, że taki nacisk w mo-
dlitwie położyli na powtarzanie, mogli doświadczyć, że
wcale nie jest łatwo modlić się. Bez tego nawet Jezus nie
potrafiłby przywołać do porządku swoich uczniów. Czy
potrzeba nam jeszcze innego przykładu niż przykład Je-
zusa, który spędzał godziny, noce i najważniejsze mo-
menty swojego życia na modlitwie przed swoim Ojcem?
1 - ZAWSZE SIĘ MODLIĆ
Wczytując się w listy św. Pawła, odkrywamy, że naj-
istotniejszy rys jego modlitwy, stale obecny w jego życiu
i przypominany wszystkim ze szczególnym uporem, ma
swoje źródło w słowach Jezusa przekazanych nam przez
św. Łukasza w przypowieści o natrętnej wdowie i nie-
sprawiedliwym sędzim:
Powiedział im też przypowieść o tym, że zawsze
powinni się modlić i nie ustawać (Łk 18, 1).
119
Odnajdujemy tutaj to samo zjawisko, z którym mieliś-
my do czynienia w Dziejach Apostolskich. Postawa
Pawła poprzedza słowa Jezusa przekazane przez Łuka-
sza. Św. Paweł najpierw doświadcza nauczania Jezusa
odnoszącego się do trwania na modlitwie, a dopiero
później próbuje je wyrazić.
Przekład ekumeniczny Pisma Świętego będzie bardzo
mocno podkreślał podobieństwo i zależność Łukasza od
Pawła, stwierdzając, że pierwszy zapożyczył język od
drugiego: „Łukasz kształtuje sens przypowieści przy
pomocy wyrażeń charakterystycznych dla Pawła: zawsze
się modlić (2 Tes 1,11; Flp 1, 4; Rz 1, 10; Koi 1, 3; Flm
4), nie zniechęcać się (2 Tes 3, 13; 2 Koi 4, 11-16; Ga
6, 9; Ef 3, 13)"1. Skoro Łukasz nie unika podobieństw,
można powiedzieć, że Paweł miał na niego wpływ.
Od świadectwa Pawła przechodzimy do nauczania
Chrystusa, które można streścić w słowach: zawsze się
módlcie i nigdy nie ustawajcie2. Jezus nie napisał żadne-
go traktatu na ten temat, ale dzięki intensywnej i wytrwa-
łej modlitwie przekazał nam owoc swojego doświadcze-
nia: „Nie ustawajcie, trwajcie na modlitwie". Z pokolenia
na pokolenie Apostołowie będą przekazywali wiernym
czyny i słowa Chrystusa. Dlatego właśnie Łukasz będzie
pisał o pierwszych chrześcijanach, że nie ustawali
w modlitwie.
Paweł nie będzie robił nic innego, gdyż od chwJli
swego nawrócenia oddaje się modlitwie (por. Dz 9, 11)
i przyłącza się do modlącej się wspólnoty. On również
1 T.O.B. Nouveau Testament, uwaga 'z', s. 255.
1 Por. Łk 18, 1; 21, 36 - przyp. tłum.
120
nie pisze rozprawy o modlitwie, ale swoim życiem uczy
nas, że trzeba modlić się bez przerwy. Jego życie zo-
stało podporządkowane nieustannej modlitwie.
Zanim przejdę do nauki św. Pawła o modlitwie, chciał-
bym wtrącić jedną uwagę. Obecnie w różnych miejscach
powstają szkoły, organizuje się tygodnie modlitwy, które
są odpowiedzią na oczekiwania wiernych. Zbyt często
jednak mnoży się doświadczenia podobne do nielicznych
wysepek oderwanych od reszty życia. Przez osiem dni
modlimy się intensywnie, a później wracamy do codzien-
nego życia, wspominając czas modlitwy i czekając, aby
przy najbliższej okazji odnowić to doświadczenie. W cią-
gu tych kilku dni dzielimy doświadczenie pierwszych
chrześcijan opisane w Dziejach Apostolskich: Trwali na
modlitwie. Aby to doświadczenie modlitwy zaowocowało,
rekolekcje powinny być ożywione wielkim pragnieniem
Boga, zaś to pragnienie powinno być zakorzenione
w osobistym życiu i modlitwie. Jeśli zabraknie prawdzi-
wego głodu i pragnienia pochodzącego z wnętrza, do-
świadczenie nic nie da. Nie należy zatem szukać ludzi,
którzy chcieliby zdobyć doświadczenie modlitwy, ale tych,
w których płonie pragnienie zdobywania go. Jest to tak
ważne, że lepiej byłoby odesłać kogoś lub opóźnić
działanie tak, aby głód Boga lub wewnętrzne pragnienie
poznania Go lepiej się rozwinęły.
Nigdy nie dość lektury tych tekstów, w których św.
Paweł powtarza, że trzeba modlić się bez znużenia, bez
zniechęcenia. To nie gra słów, ale słowem, które nie-
ustannie powraca w jego listach, a jest to słowo zawsze:
Modlimy się zawsze za was (2 Tes 1, 11);
121
Ilekroć was wspominam - zawsze w każdej modlitwie
(Flp 1,3^4);
Dzięki czynimy Bogu zawsze, ilekroć modlimy się za
was (Koi 1, 3);
Nieustannie was wspominam, prosząc we wszystkich
modlitwach moich (Rz 1, 9-10).
Cechą charakterystyczną modlitwy chrześcijańskiej
jest dla Pawła to, że powinniśmy zawsze się modlić,
w każdym czasie, w dzień i w nocy i w każdej chwili.
2 - MODLITWA, KTÓRA JEST ŻYCIEM
Modlitwa Pawła nie ma końca, ponieważ wypływa
z porywu serca:
Bracia, z całego serca pragnę ich zbawienia i modlę
się za nimi do Boga... (Rz 10, 1)
Podobnie jak serce nie może przestać walczyć
i kochać, tak i modlitwa Pawła za tych, których kocha, nie
przestaje wznosić się do Boga. Niekiedy tradycja mona-
styczna, zwłaszcza wschodnia, łączy modlitwę nieustan-
ną z biciem serca. Kiedy odmawia się modlitwę w rytmie
oddechu, można spodziewać się, że pewnego dnia mo-
dlitwa ta stanie się tak naturalna jak sam oddech.
Pawłowi chodziło zwłaszcza o uczuciowy poryw modlące-
go się serca. Wielkim ideałem mnichów wschodnich
będzie wyzwolenie w nas stałej modlitwy, która jak
oddech nigdy nie ustaje. Dwa potężne rytmy życia to
122
oddech i bicie serca. Troska o sprawy duchowe zrówna
rytm wołania z rytmem oddechu tak, aby imię Jezusa
zstąpiło do serca i utożsamiło się z jego uderzeniami.
Modlitwa taka przypomina wodę nieustannie tryskają-
cą ze źródła, które swoje zasoby czerpie z tajemniczych
głębi serca, gdzie dotyka się obecności Boga. W tym
nieprzerwanym dążeniu wszystkie chwile ludzkiego prze-
znaczenia zostają przemienione przez modlitwę. W życiu
przepojonym obecnością i działaniem Boga trudno jest
odróżnić modlitwę od działania lub refleksji, gdyż serce
po brzegi wypełnione jest Bogiem. Człowiek znajduje
zadowolenie w modlitwie w każdej chwili, ponieważ cał-
kowicie pochłania go obecność Boga w sercu, a w jego
dialogu wewnętrznym nie przeszkadza mu to, czy jest
w domu czy poza nim, lub też czy przyjmuje gości czy
odwiedza ich.
Modlitwa taka przenika całe życie, podobnie jak rytm
oddechu lub uderzenia serca ożywiają ciało. Modlitwa
jest ciągle obecna, podobnie jak życie stale ożywia całe
ciało. Niekiedy ciało musi przywyknąć do znoszenia cię-
żaru modlitwy, ponieważ wcześniej nigdy się z nią nie
zetknęło. Jeśli nie modlimy się w każdej chwili, to dzieje
się tak z powodu ociężałości i zamroczenia naszego cia-
ła, które powinno poddać się przemieniającej mocy świa-
tłości Zmartwychwstania.
Czy istnieją jeszcze ludzie, którzy żyją nieustanną
modlitwą? Bez wątpienia jest ich o wiele więcej niż nam
się wydaje. Należą do nich przede wszystkim mali i bied-
ni, wszyscy ci ludzie zatopieni w kontemplacji, którzy nie
zdają sobie sprawy z głębi własnej modlitwy rodzącej się
zazwyczaj w ciszy. Bernanos tak opisuje twarz wiejskiego
123
proboszcza: „Księdza twarz (...) wydaje się zniszczona
przez modlitwę, przywodzi na myśl bardzo stary mszał
lub też zatarte twarze, ryte na płytach nagrobnych"3.
W książce Greckie lato, Jacques Lacarriere, przyzna-
jący się do agnostycyzmu, opowiada o spotkaniu z Niko-
nem, eremitą żyjącym na górze Athos. Pisarz stawia mu
pytanie:
Czy są jeszcze na górze Athos mnisi, którzy prakty-
kują modlitwę serca? Nikon nie odpowiedział natych-
miast. Stwierdził jedynie (i przypominam sobie, że gdy
odpowiadał, jego twarz zniknęła w mroku nocy i zda-
wało mi się, że mówi do mnie cień): Tak, modlitwa
taka nadal istnieje. Niektórzy mnisi praktykują ją
nawet codziennie, na Pańskich oczach, podczas każ-
dego z codziennych zajęć, trzeba jednak bacznie się
przyglądać, aby to dostrzec. Mnisi ci mogą rozmawiać
z Panem, być może śmiać się, jeść, cały czas modląc
się. Inni praktykują modlitwę serca w samotności. Ci
z kolei zaszywają się w lesie, w trudno dostępnych
miejscach i unikają wszelkich kontaktów. Tak, istnieje
modlitwa serca, są również mnisi, którzy ją praktykują,
ale pozostają oni niewidoczni4.
Obok wyrażenia „modlić sią nieustannie", pojawiające-
go się często w listach, św. Paweł używa również innego,
zapewne pochodzącego od samego Chrystusa: „nigdy
3 Georges Bemanos, Pamiętnik wiejskiego proboszcza, s. 194.
4 Jacgues Lacarri&re, Uśtśgrec, Plon 1975, ss. 114-115.
124
się nie zniechęcać". Kto chce poważnie oddać się modli-
twie, powinien być przygotowany na zniechęcenie i znu-
żenie. Ważne jest zatem, aby nie osłabnąć: Dlatego nie
poddajemy się zwątpieniu - pisze św. Paweł (2 Kor 4,
16). A zwłaszcza proszę, abyście się nie zniechęcali
prześladowaniami, jakie znoszę dla was, bo to jest
właśnie waszą chwałą (Ef 3, 13).
3 - NIE ZNIECHĘCAĆ SIĘ
Dotykamy tutaj bezpośrednio pewnej stałości życia
modlitwy. Nieustanna modlitwa jest łaską i darem Boga,
trzeba jednak wzbudzić w sobie wielkie pragnienie
przyjęcia jej. Wedle słów św. Jana Klimaka: „Bóg ofiaro-
wuje dar modlitwy temu, kto się modli". To nie od nas
zależy powodzenie modlitwy, niemniej powinniśmy przy-
gotować się do niej i poszukiwać jej.
W swoim Dzienniku duchowym św. Ignacy Loyola
celnie przedstawia własne doświadczenie modlitwy,
wskazując dokładnie miejsce aktywnego uczestnictwa
człowieka. Ignacy podkreśla osobistą inicjatywę, którą
trzeba najpierw podjąć: „pytając, komu mam się polecać",
„zastanawiając się, od czego zacząć". Jest on gotowy na
przyjęcie Boga i Jego działania, a jednocześnie nie
zapomina o środkach ludzkich. O ile jednak wyraźnie
podkreśla chęć rozpoczęcia, to mimo wszystko nigdy nie
przypisuje sobie możliwości osiągnięcia celu: samo dą-
żenie nie wystarczy, ale trzeba przede wszystkim udziału
Ducha Świętego, który prowadzi ku Jezusowi i ku Trójcy
Świętej.
125
„Szukać i znajdować". Człowiek korzysta w swoich
poszukiwaniach z wszelkich dostępnych mu środków.
Bóg pozwala znaleźć swą łaskę, ujawniając swoją obec-
ność w odpowiednim momencie. Bóg powinien być przyj-
mowany. „Stało się dla mnie oczywiste - pisze św.
Ignacy - że wolą Boga było, abym podjął wysiłek szuka-
nia i znajdowania, a mimo to nie znajdował. Dlatego
właśnie uświadomiłem sobie, że dobrze jest szukać, ale
nie w mojej mocy jest znajdować". Później człowieka
zalewa przypływ mądrości, a nieustanna modlitwa zako-
rzenia się w życiu.
Mówiąc o wytrwałości, o nieustannej modlitwie, Paweł
nie wymienia nigdy modlitwy uwielbienia. Dla niego mo-
dlitwa ta jest nieodłącznym elementem każdej innej mo-
dlitwy, jest to „modlitwa przeniknięta dziękczynieniem".
W Liście do Filipian zarysuje program stałej modlitwy
w życiu chrześcijanina:
W każdej sprawie wasze prośby przedstawiajcie Bogu
w modlitwie i błaganiu z dziękczynieniem! (Flp 4, 6)
Paweł nie poprzestaje na modlitwie prośby, ale
równocześnie dziękuje Bogu, podobnie jak trędowaty
z Ewangelii, który powraca do Jezusa, aby sławić Jego
imię i oddać chwałę Bogu. Jeśli w naszym życiu byłoby
miejsce jedynie na prośby, wówczas groziłoby nam, że
staniemy się zamknięci i skoncentrowani jedynie na so-
bie. U Pawła modlitwa uwielbienia zawiera w sobie
wszystkie inne formy modlitwy, zwłaszcza gdy wspomina
tych, za których chce się modlić. Wspominać kogoś to
uobecniać go w dążeniu do połączenia się z nim w mi-
łości:
126
Zawsze dziękujemy Bogu za was wszystkich, wspo-
minając o was nieustannie w naszych, modlitwach
(1 Tes 1, 2).
Tak więc modlitwa prośby przepojona jest uwielbie-
niem i radością.
Paweł kieruje do Boga wiele próśb zwłaszcza
o wzrost wspólnot w wierze i miłości, ale nie zapomina
również wspomnieć o pragnieniu zobaczenia tych, któ-
rych kocha.
Gorąco modlimy się we dnie i w nocy, abyśmy mogli
was osobiście zobaczyć i abyśmy mogli dopełnić
tego, czego brak waszej wierze (1 Tes 3, 10).
Jeśli Paweł prosi o wiele dla innych, to dla siebie
domaga się jeszcze więcej.
W Drugim liście do Koryntian znajdujemy modlitwę,
w której Paweł przedstawia Bogu własne sprawy. Nie
waha się prosić Boga o wyjęcie z jego ciała tajemniczego
ościenia:
Dlatego trzykrotnie prosiłem Pana, aby odszedł ode
mnie... (2 Kor 12, 8)
Podobnie jak rzesza chromych i chorych z Ewangelii,
Paweł prosi we własnej intencji. Jednak modlitwa ta nie
zostanie wysłuchana, gdyż Pan odpowiada:
Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się
doskonali (2 Kor 12, 9).
127
Oczywiste jest dla wszystkich, że modlitwa Pawła nie
została wysłuchana. Ileż to razy mamy wrażenie, że
nasza modlitwa uderza w pustkę i pozostaje bez odpo-
wiedzi... Zwłaszcza gdy prosimy Boga, aby uwolnił nas
od wszelkiej krzywdy. Dlatego słuszne jest rodzące się
w nas przeczucie, że to Bóg chce, abyśmy podjęli wysi-
łek modlitwy, szukali i znajdowali. Jednak nie w na-
szej mocy jest znaleźć. Wzmianka o potrójnej modlitwie
u Pawła unaocznia nam ciągłość i intensywność jego
prośby, l bez wątpienia takiej ciągłej modlitwy oczekuje
od nas Bóg. Ona sama jest ważniejsza niż zwykłe wysłu-
chanie prośby. Po wielu latach próśb zanoszonych do
Boga, aby wyjął z naszego ciała ów oścień, zaczynamy
rozumieć, że jeśli Bóg wysłuchałby nas natychmiast,
przestalibyśmy się modlić. Paweł najlepiej uzasadnia
konieczność modlitwy w sposób oczywisty nie wysłucha-
nej: Abym nie wynosił się zbytnio (2 Kor 12,7). Codzien-
ne doświadczanie własnej słabości zaszczepia w nas
pokorę, która zmusza nas do wzywania Boga na pomoc.
Aby wierzący zdobyli doświadczenie ciągłej modlitwy,
mając na uwadze zwłaszcza stale powracającą słabość.
Paweł zrozumiał, że to właśnie w największej nędzy
rozbłyska moc Boża i dlatego podskakuje z radości wiel-
biąc Pana. Oto jeszcze jedna modlitwa uwielbienia poja-
wiająca się na jego wargach:
Najchętniej więc będę się chlubił z moich słabości,
aby zamieszkała we mnie moc Chrystusa. Dlatego
mam upodobanie w moich słabościach... Albowiem
ilekroć niedomagam, tylekroć jestem mocny (2 Kor
12, 9-10).
128
Zauważmy, że potęga Boga wspiera naszą słabość.
Bez niej słabość przestaje być słabością, a ujawnia się
jako taka dopiero przy upadkach, co do których nigdy nie
mamy pewności, do jakiego stopnia ponosimy za nie
winę. Nawet ta niejasność powinna być przyjęta, gdyż
Jezus również mógłby powiedzieć upadając: „Powinie-
nem był lepiej postępować!", ale właściwie to nie miał na
to ochoty.
W modlitwie istotą nie jest jakiś cel, który należy
osiągnąć, ale dążenie do celu. Ważne jest jedynie, aby
modlitwa była podejmowana ciągle na nowo, w noc
i w dzień, abyśmy przestali myśleć jedynie o sobie,
a nauczyli się pokładać naszą nadzieję jedynie w Bogu.
Dla Pawła ciągłość w modlitwie jest walką, którą człowiek
prowadzi z Bogiem:
Abyście udzielili wsparcia modłami waszymi za mnie
do Boga (Rz 15, 30).
Epafras, zawsze walczący za was w modlitwach
(Koi 4, 12).
Trzeba na koniec podkreślić, że u Pawła poza samą
modlitwą prośby jest jeszcze coś, co wskazuje na działa-
jącą moc Boga, który jest w nas sprawcą i woli, i dzia-
łania. Na końcu trzeciego rozdziału Listu do Efezjan
(14-21) Paweł kieruje do Boga modlitwę, której struktura
jest w istocie trynitarna. Jeśli będziemy mieli to na
uwadze, wszystkie nasze modlitwy powinny być zgodne
z tym wzorem. Zgina kolana przed Ojcem i prosi, aby
według bogactwa swej chwały uzbroił nas w moc przez
swego Ducha (16) po to, by Chrystus zamieszkał w na-
Potęga modlitwy - 9 129
szych sercach przez wiarę i by umocnił się w nas
człowiek wewnętrzny (17). W jednym skondensowanym
zdaniu człowiek zostaje umieszczony w sercu Trójcy
Świętej, upodobniony do Chrystusa dzięki mocy Ducha
Świętego i uzdolniony do nazywania Boga „Ojcem".
Otrzyma zatem moc zrozumienia ze wszystkimi świę-
tymi (wymiar kościelny) głębi miłości Chrystusa, która
wymyka się wszelkiemu poznaniu (18-19). Co więcej,
wejdzie wraz ze wszystkimi tajnikami swego jestestwa
w tajniki Trójcy Świętej (19). Paweł będzie próbował
nauczyć nas owego więcej w modlitwie, gdyż Bóg może
usłyszeć to więcej, nieskończenie więcej, niż potrafili-
byśmy nawet sobie wyobrazić i prosić:
Temu zaś, który mocą działającą w nas może uczynić
nieskończenie więcej, niż prosimy czy rozumiemy,
Jemu chwała w Kościele i w Chrystusie Jezusie po
wszystkie pokolenia wieku wieków! Amen (Ef 3,
20-21).
Gdzie Paweł widzi korzenie owego więcej na modli-
twie? Przede wszystkim w fakcie, że poprzez swoje
zmartwychwstanie Jezus napełnił nas działającą mocą
swego Ducha. Celem modlitwy jest jedynie na tyle głę-
bokie przeniknięcie serca, aby wyzwolić z niego wspania-
łą moc zapału Ducha. Najpierw człowiek koncentruje się
przede wszystkim na prośbach. Później zaś z wolna jego
uwaga i pragnienia zmieniają swój kierunek, aby w końcu
dać się porwać Chrystusowi zmartwychwstałemu, dla
którego wszystko jest możliwe. W tym miejscu dochodzi-
my do szczytu Ewangelii, gdzie modlitwa proszących jest
130
zawsze uwarunkowana ich wiarą. Właśnie taka modlitwa
daje nam dostęp do mocy Chrystusa i sprawia, że dzieją
się cuda. Dlatego też wszyscy chorzy chcieli mieć
fizyczny kontakt z Chrystusem, aby wyrazić swą wiarę.
Zanim przystąpimy do rozważania nauki Jezusa o modli-
twie, powinniśmy najpierw przyjrzeć się wierze tych,
którzy przychodzą do Niego.
Rozdział drugi
MODLITWA BŁAGALNA
Kiedy wchodzimy do jakiegoś monasteru, niby mgła,
otacza nas modlitwa, i wystarczy otworzyć się na nią
już tam obecną, aby stała się ona również naszą modli-
twą. Niewątpliwie takie samo wrażenie mogli mieć
pierwsi chrześcijanie, gdy przyjmowano ich we wspólno-
tach braci „trwających na modlitwie", l jeśli wierzyć
przekazom ewangelicznym, to właśnie dlatego uczniowie,
widząc Go spędzającego długie noce na modlitwie, po-
prosili: Panie, naucz nas modlić się, jak i Jan nauczył
swoich uczniów (Łk 11, 1).
Panie, naucz nas modlić się!
W tym czasie Jezus wyszedł na górę, aby się modlić,
i całą noc spędził na modlitwie do Boga (Łk 6, 12).
Dzień, w którym uczniowie proszą Go, aby nauczył ich
modlitwy, Jezus spędza gdzieś na modlitwie. Ma się
wrażenie, że modlący się Jezus wywarł na uczniach tak
ogromne wrażenie, że nie odważyli się mu przeszkodzić:
kiedy skończył (Łk 11,1). Kimże jest ten człowiek, który
spędza długie noce na modlitwie w górskiej samotności
i co w tym czasie robi?
132
W dzień po Zmartwychwstaniu, kiedy trzej Apostoło-
wie będą opowiadali o chwilach konania w Ogrodzie
Oliwnym, dowiemy się, że Jezus modlił się przed obli-
czem swojego Ojca. Przypomną sobie wtedy owe długie
noce poświęcone modlitwie, kiedy byli z Nim, i swoje
prośby skierowane do Niego: naucz nas modlić się, tzn.
„powiedz nam, jak wejść w taki związek z Ojcem, w jakim
Ty sam trwasz". Nauka płynąca z Ojcze nasz nie jest
w tym przypadku wzorem modlitwy z katechizmu zawie-
rającej pytania, ale to sposób wejścia w intymny związek
Jezusa z Ojcem, uczestniczenia w Jego synostwie.
Ucząc uczniów modlitwy Ojcze nasz, Jezus nie za-
mierzał im dać pięknego tekstu do medytacji czy też
intelektualnej kontemplacji nad świętością Imienia lub
nadejściem Królestwa Bożego, ale chciał ich włączyć
w swój związek z Ojcem. To tak jakby im powiedział:
„Oto, co mówię i stale powtarzam Ojcu, kiedy zastajecie
mnie na modlitwie w nocy. Tak właśnie modliłem się
w noc konania!".
Cały fragment Ewangelii wg św. Marka (14, 32-42)
mówi o tym, że Jezus ciągle powracał do tej modlitwy,
z pewnością przez całą noc. W tym fragmencie mamy
tylko jeden werset opisujący tę długą i intensywną mo-
dlitwę, ale sposób, w jaki został sformułowany, określa ją
jasno:
Odszedł znowu i modlił się, powtarzając te same
słowa... Gdy wrócił... Gdy przyszedł po raz trzeci...
(Mk 14, 39-41)
To trwające całą noc powtarzanie unaocznia nam moc
modlitwy Jezusa w Ogrodzie Oliwnym. Zauważmy, że
133
sformułowania te o wiele lepiej charakteryzują modlitwę
Chrystusa tej nocy niż jej szczegółowy opis. Rozumiemy,
dlaczego Jezus zaprasza do modlitwy swoich uczniów.
Zaproszenie to wyjaśnia znaczenie słów Jezusa przeka-
zanych nam przez św. Łukasza (18, 1). Jezus mówi do
uczniów w Ogrodzie Oliwnym: Czuwajcie i módlcie się...
Nie możecie jednej godziny modlić się ze Mną? Wiemy,
co działo się potem, a jak pisze Pascal: „Jezus przeżywa
agonię aż do końca świata". Ta sama skarga rozbrzmie-
wa w naszym świecie: „Nie mogliście jednej godziny
modlić się ze mną?"
Kiedy więc Jezus przekazuje swoim uczniom modlitwę
Ojcze nasz, to zaprasza ich do uczestniczenia w swojej
modlitwie wstawienniczej. Naturalnie dążymy do lepsze-
go zrozumienia tych słów w trakcie ich wypowiadania.
Powinniśmy jednak zająć się tym wcześniej, nim przystą-
pimy do modlitwy i nie wolno zaniedbać niczego, co
służy zrozumieniu duchowego sensu słów Pater noster
(Ojcze nasz). Natomiast samą modlitwę trzeba wypowia-
dać w taki sposób, niezależnie czy to wargami, czy też
sercem, aby stała się wołaniem skierowanym do Ojca.
Każde słowo trzeba powtarzać godzinami, dzień po dniu,
aż do chwili, kiedy zjednoczymy się z jego treścią i kiedy
będziemy potrafili zrodzić je sami w naszym wnętrzu.
Można również każdy zwrot wypowiadać tak, jak się
odmawia modlitwę Jezusową: sto razy Ojcze nasz, który
jesteś w niebie, sto razy niech się święci Imię Twoje itd.
Modlitwa to nic innego, jak analizowanie tekstu, przyglą-
danie się mu ze wszystkich stron i wydobywanie z niego
wszystkich znaczeń tak, aby być na tyle blisko słów, być
przez nie przenikniętym na tyle głęboko, że nie można
134
już nic więcej z nimi zrobić. W czasie tego długiego mo-
dlitewnego napraszania się, nawet jeśli jesteśmy prze-
świadczeni, że niczego nowego nie odkryliśmy w dziedzi-
nie intelektu, zmieniliśmy się wewnętrznie. Prawdopodob-
nie któregoś dnia jakiś tajemniczy zmysł pozwoli nam od-
czuć modlitwę Chrystusa na samym dnie naszego serca.
Zanim przyjrzymy się temu, co powiedział Jezus na
temat modlitwy wstawienniczej, proponuję wam pięć
tekstów, które przedstawiają modlących się ludzi, przy-
chodzących prosić Jezusa, aby ich wysłuchał. Ostatni,
dotyczący niesprawiedliwego sędziego i natrętnej wdowy,
zostanie rozwinięty na końcu:
1. Uzdrowienie sługi setnika: Mt 8, 5-13.
2. Uzdrowienie dwóch niewidomych: Mt 9, 27-31.
3. Wypędzenie złego ducha z epileptyka: Mk 9,14-29.
4. Uzdrowienie córki Kananejki: Mt 15, 21-28.
5. Natrętna wdowa i niesprawiedliwy sędzia. Modlitwa
celnika (dwa teksty, które następują po sobie, dotyczące
modlitwy): Łk 18, 1-14.
Jest również wiele innych tekstów, ale zawsze trzeba
dokonać jakiegoś wyboru, ja zaś wybrałem te, gdyż
przedstawiają nam mężczyzn i kobiety podobne do nas,
szczęśliwych i nieszczęśliwych, chorych i zdrowych,
grzeszników i sprawiedliwych, których wspólnącechąjest
to, że PROSILI CHRYSTUSA WYTRWALE i z UPOREM. Poza
tym, i to jest drugie kryterium wyboru: modlitwa tych ludzi
jest ożywiona WIARĄ GOTOWĄ NA WSZYSTKO. Dlatego
właśnie, zanim zacznie się mówić o modlitwie wstawien-
niczej, trzeba powiedzieć o postawie, która ją warunkuje,
135
tzn. o wierze i zaufaniu. Całą drogę podzieliłem na trzy
etapy: »>;,
- Zaufanie, lub „Dla Boga wszystko jest możliwe".
- Wzywanie Boga dniem i nocą.
- Trwanie na takiej nieustannej modlitwie.
1 - ZAUFANIE LUB „DLA BOGA WSZYSTKO JEST
MOŻLIWE"
Na początek możemy zająć się uwolnieniem epilepty-
ka od złego ducha (Mk 9, 14-29). Jest to interesująca
scena, ponieważ przedstawia nie tylko Chrystusa i ojca
dziecka, ale również przebywających tam uczniów.
Trzeba uważnie prześledzić formę i budowę przekazu,
aby zrozumieć zawartą w nim naukę teologiczną. Prze-
kaz ten nie zmierza do podkreślenia mocy Chrystusa, ani
wiary ojca (chociaż jest ona bardzo ważna), ale do
wskazania na brak wiary uczniów. To właśnie oni zajmo-
wali się dzieckiem, zanim przyszedł Jezus. Na nich też
skupi uwagę czytelnika natchniony autor w zakończeniu
sceny, kiedy słuchają nagany Chrystusa: „Dlaczego my
nie mogliśmy go wyrzucić?" Rzekł im: „Ten rodzaj można
wyrzucić tylko modlitwą <i postem>" (Mk 9, 28-29).
Cały przekaz zmierza do podkreślenia tego poucze-
nia.
Chrystus po raz pierwszy gani uczniów, którzy nie byli
zdolni wyrzucić złego ducha. Ponadto jest to dość
bolesne stwierdzenie faktu: O, plemię niewierne - odpo-
136
wiada im - dopóki mam być z wami? Dopóki mam was
cierpieć? (Mk 9, 19)
Później Jezus nawiązuje dialog z ojcem dziecka (Mk
9, 21-22). Ten również zdradza brak wiary:
„Jeśli możesz co, zlituj się nad nami i pomóż nam!"
Jezus mu odrzekł: „Jeśli możesz? Wszystko możliwe
jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9, 23).
W opisie uzdrowienia dwóch niewidomych sam
Chrystus pyta o zaufanie:
Wierzycie, że mogę to uczynić? (Mt 9, 28)
Idźmy dalej, ojciec opętanego chłopca wypowiada
drugą modlitwę, w której wyraźnie widać postęp w wie-
rze: Wierzę, zaradź memu niedowiarstwu! (Mk 9, 24)
Dochodzimy dalej do opisu cudu (Mk 9, 25-27). l na
koniec pouczenie Jezusa skierowane do grupy uczniów
dotyczące mocy wiary i modlitwy (Mk 9, 28-29).
Uzdrawiając dwóch niewidomych, po upewnieniu się,
jaka jest ich wiara, Jezus powie im: Według wiary waszej
niech wam się stanie! (Mt 9, 29).
Przy bliższym spojrzeniu można wyróżnić trzy etapy
procesu wzrostu w wierze.
NAJPIERW MODLITWA MOCNO SKONCENTROWANA NA
MODLĄCYM SIĘ, zatem interesowna i mniej lub bardziej
egocentryczna, jako że proszący nie ma dystansu do
własnego cierpienia, jest w nim zamknięty: Ulituj się nad
nami, głośno wołają dwaj niewidomi (Mt 9, 27). Twoi
uczniowie nie mogli nic zrobić, zlituj się nad nami i po-
137
móż nam (por. Mk 9, 18, 22). Ten sam punkt wyjścia
odnajdujemy u rzymskiego setnika, który prosi za swoim
sługą: Panie, sługa mój leży w domu sparaliżowany
i bardzo cierpi (Mt 8, 6). Podobnie woła Kananejka: Ulituj
się nade mną, Panie, Synu Dawida! Moja córka jest
ciężko dręczona przez złego ducha (Mt 15, 22). Zazwy-
czaj wołanie jest modlitwą skierowaną do Jezusa. Jednak
sytuacja wyjściowa pozostaje taka sama: proszący na
cały głos krzyczy z bólu i przychodzi do Jezusa, aby go
uzdrowił. W osobie Jezusa dostrzega się wszechmoc, ale
bardziej w odniesieniu do tego, kto prosi, niż do misji
samego Chrystusa.
PÓŹNIEJ CHRYSTUS CHCE DOKONAĆ NAWRÓCENIA SERCA,
jest to moment doświadczenia, kryzysu i oczyszczenia
wiary. Modlitwa powinna zmienić swój punkt ciężkości,
oderwać się od oczekiwań proszącego i skoncentrować
się jedynie na osobie Chrystusa. Jezusa trzeba szukać
dla Niego samego, a nie dla znaków, które czyni. W isto-
cie Chrystus pyta: „Wierzycie we Mnie?". To nawrócenie
jest bardzo wyraźne, kiedy Jezus uzdrawia niewidomego
od urodzenia:
„Czy ty wierzysz w Syna Człowieczego?" On odpo-
wiedział: „A któż to jest, Panie, abym w Niego uwie-
rzył?" Rzekł do niego Jezus: „Jest nim Ten, którego
widzisz i który mówi do ciebie". On zaś odpowiedział:
„Wierzę, Panie!", i oddał Mu pokłon (J 9, 35-38).
Chodzi tu nie o uzdrowienie czy znak, ale o rzeczywi-
stość, czyli o osobę Chrystusa. Nie powinno przychodzić
się do Niego, aby jeść chleb do sytości, ale aby przyjąć
138
chleb, który daje życie. Trzeba w Nim odkryć źródło
wody żywej, tej, która sprawia, że uczestniczymy w życiu
Trójcy Świętej.
Kryzys jest wyraźnie opisany w przekazie o uzdrowie-
niu córki kobiety kananejskiej. Kananejka krzyczy naj-
pierw: Ulituj się nade mną. Uczniowie interweniują w jej
sprawie u Jezusa: Okaż jej łaskę, bo krzyczy za nami.
Jezus zamierza najpierw ją doświadczyć, mówiąc: Jes-
tem posłany tylko do owiec, które poginęty z domu
Izraela (Mt 15, 24). Kobieta nie daje za wygraną i pada-
jąc Mu do nóg ponownie prosi: Panie, dopomóż mi! (25).
Chrystus po raz drugi wystawia ją na próbę: Niedobrze
jest zabrać chleb dzieciom a rzucić psom (26), na co
kobieta przepięknie odpowiada: Tak, Panie, lecz i szcze-
nięta jedzą z okruszyn, które spadają ze stołu ich panów
(Mt 15, 24-27).
Jezus dostrzega i podziwia jej wiarę i pokorę.
l NA KONIEC, CUD WIARY. Jezus dokonuje cudu w od-
powiedzi na akt wiary. Ten, kto szuka samego Chry-
stusa, zauważa, że wszystkie pragnienia zostały spełnio-
ne. Nawet więcej, Chrystus chwali wiarę Kananejki.
O niewiasto, wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie,
jak chcesz! (Mt 15, 28). Tak samo będzie chwalił wiarę
setnika: Zaprawdę powiadam wam: U nikogo w Izraelu
nie znalazłem tak wielkiej wiary (Mt 8, 10). Do dwóch
niewidomych mówi: Według wiary waszej niech wam się
stanie! l otworzyły się ich oczy (Mt 9, 29-30). W scenie
uzdrowienia kobiety cierpiącej na krwotok Marek zauwa-
ża, iż Jezus natychmiast uświadomił sobie, że moc
wyszła od Niego (Mk 5, 30), kiedy tylko kobieta dotknęła
Jego płaszcza. Tak więc kontakt fizyczny z Chrystusem
139
jest znakiem głębszej rzeczywistości, rzeczywistości
wiary: Córko, twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju i bądź
uzdrowiona ze swej dolegliwości! (Mk 5, 34).
W scenach tych widzimy, jak Jezus prowadzi od wiary
niedoskonałej, zupełnie jeszcze nieoczyszczonej i intere-
sownej, do wiary o wiele bardziej żywej, skoncentrowanej
na Jego osobie. To właśnie ona warunkuje skuteczność
modlitwy. Możemy teraz lepiej zrozumieć, co znaczy
wiara ewangeliczna. Na początku sytuacja nie do rozwią-
zania: nieuleczalnie chore dziecko, długotrwała choroba
itd. Ileż sytuacji podobnych do naszego codziennego
życia: nie potrafię przeprosić, unikam jakiejś osoby, po-
siadam przyzwyczajenie, którego nie mogę się pozbyć,
nie zgadzam się ze swoimi ograniczeniami, brakuje mi
odwagi.
Wierzyć to być pewnym, że dla Boga wszystko jest
możliwe. W Ewangeliach często powracają zwroty: Dla
Boga bowiem nie ma nic niemożliwego (Łk 1, 37), U lu-
dzi to niemożliwe, lecz u Boga wszystko jest możliwe
(Mt 19, 26). Przypomnijmy sobie tutaj kilka krótkich,
ale znaczących przypowieści, obrazujących tę prawdę,
o morwie i o górze przeniesionych do morza: Mt 21,
18-22 i Mk 11,12-14; 20-24. Powrócimy jeszcze do nich,
gdyż doświadczana na różne sposoby wiara jest osią, na
której osadza się modlitwa błagalna.
Chciałbym wyraźnie podkreślić, że wiara nie jest inte-
lektualną zgodą na oczywistą prawdę, ale jest porusze-
niem serca, przylgnięciem, które ujawnia odwrócenie się
od własnego sądu i przyjęcie postawy zaufania Innemu.
W wierze nie jest ważna ta lub inna prawda (którą za-
zwyczaj możemy sobie podporządkować i stać się he-
140
retykami), ale bezgraniczna chłonność. Trzeba, aby takie
nastawienie do wiary było obecne w każdej chwili w na-
szym sercu. Tak więc odrzucimy zrozumienie oparte na
naszych własnych przekonaniach, aby przyjąć zrozu-
mienie oparte na wyższym świetle, które otrzymamy od
Boga. Wiara jest stałym dążeniem do dawania pierw-
szeństwa innemu światłu niż nasze własne. Jest to
bardzo trudne, a nawet można tu mówić o walce. Św.
Paweł mówi o posłuszeństwie w wierze (Rz 1,5), później
zaś doda: to zwycięstwo.
ŚWIADECTWA WIARY (Hbr 11). Wiara zaś jest poręką
tych dóbr, których się spodziewamy, dowodem tych
rzeczywistości, których nie widzimy (Hbr 11, 1). Trzeba
by przeczytać rozdziały 11 i 12 z Listu do Hebrajczyków,
w których autor wychwala świadków wiary, i powrócić do
fragmentu z rozdziału 4 Listu do Rzymian (18-25), mó-
wiącego o Abrahamie. Abraham zaufał w sytuacji zupeł-
nie beznadziejnej i nie załamał się, widząc swoje ciało
już obumarłe, a łono Sary niepłodne. Nie mamy wątpli-
wości, że po ludzku jest to sytuacja zupełnie beznadziej-
na. Abraham jednak uwierzył całym sobą, gdyż oparł się
na obietnicy.
Mamy tu do czynienia z takim samym punktem wyjś-
cia jak w Ewangelii: kraj, z którego trzeba wyruszyć, aby
udać się w zupełnie nieznane strony, mając oparcie
jedynie w słowie Bożym, które służy za kompas: Przez
wiarę ten, którego nazwano Abrahamem, usłuchał wez-
wania Bożego, by wyruszyć do ziemi, którą miał objąć
w posiadanie (Hbr 11,8).
Oni jednak, dodaje autor, nie doczekali się spełnienia
obietnicy, którą Bóg przewidział dla nas w zmartwych-
141
wstaniu Jezusa Chrystusa (por. Hbr 11,13). Prawdziwą
ziemią obiecaną jest osoba Jezusa, który przyrzekł pozo-
stać z nami aż do końca czasów.
Pierwszy akt wiary Abrahama domaga się drugiego,
gdyż Bóg nie przestaje uczyć nas zaufania, abyśmy
potrafili chlubić się jedynie z Niego. Po tym jak sprawił,
że Abraham opuścił swój kraj, Bóg żąda od niego, aby
ofiarował Mu swojego syna (por Hbr 11, 17-19). W tym
momencie Bóg sprzeciwia się samemu sobie, ponieważ
domaga się od Abrahama złożenia w ofierze tego, czego
spełnienie sam zagwarantował. Bóg nie oczekuje od
Abrahama ani heroizmu, ani rezygnacji, lecz wiary, wiary
na tyle czystej i niezgłębionej, że najmniejsze poruszenie
pychy w sytuacji takiej jak ta sprawia, iż akt bezgranicz-
nego zaufania staje się niemożliwy.
W tym sensie wiara jest wewnętrznie związana z po-
korą, gdyż zaufanie jest przywilejem pokornych. Zrozu-
miałym staje się teraz, dlaczego Jezus w samym sercu
Ewangelii umieszcza zobowiązanie do pokory i do przy-
jęcia postawy dziecka. Jest to po prostu warunek sine
qua non zaufania. My zaś dobrze wiemy, jakiego zaufa-
nia oczekuje Jezus od ludzi. Pokora jest zawsze na
miarę wiary i zaufania, ponieważ istotnie, aby zaufać, nie
można liczyć na siebie, a jedynie na Boga i Jego wolę.
Trudności w wierze są takie same jak w przypadku po-
kory, zawsze chodzi tu o danie pierwszeństwa myśleniu
o Chrystusie przed myśleniem o nas samych.
Przyjrzyjmy się innemu przykładowi z licznych świa*
dectw wiary, przykładowi murów Jerycha: Przez wiarę
upadły mury Jerycha, gdy je obchodzili dokoła w ciągu
siedmiu dni (Hbr 11, 30). Niekiedy wydaje się, że nie ma
142
żadnego środka, aby zachwiać murami niewiary, po-
wierzchowności lub materializmu obecnego w naszym
społeczeństwie. Być może nie będzie ich można roze-
brać cegła po cegle, ale runą w całości jak mury Jerycha.
Trzeba je jedynie obejść siedem razy dookoła, a każde
z tych okrążeń może trwać całe wieki. Wszystko to po to,
aby Bóg zechciał działać (tzn. aby zechciał przewrócić
mury). A do tego potrzebny jest najwyższy stopień zaufa-
nia i pokory, którego Bóg od nas oczekuje. Bóg chce
znaleźć ludzi, którzy również zechcieliby działać, aby
odpowiedzieć Mu takim samym zaufaniem.
Autor Listu do Hebrajczyków przedstawił wielkich
świadków wiary, od których uczymy się skupienia na
Chrystusie i odwrócenia się od nas samych:
i my zatem mając dokoła siebie takie mnóstwo świad-
ków, odłożywszy wszelki ciężar, [a przede wszystkim]
grzech, który nas łatwo zwodzi, winniśmy wytrwale
biec w wyznaczonych nam zawodach. Patrzmy na
Jezusa, który nam w wierze przewodzi i ją wydosko-
nala (Hbr 12, 1-2).
Dać pierwszeństwo Chrystusowi to przyjąć Jego spo-
sób myślenia i zawsze wysuwać go przed siebie w dąże-
niu do osiągnięcia czynnej bierności. Zapraszanie i przyj-
mowanie nie oznacza mniejszej aktywności niż sam akt
woli, ale jest to inna aktywność, która, w niecierpliwych
ludzkich oczach, boleśnie przypomina bierność.
Zaufanie pozwala nam kroczyć tam, gdzie po ludzku
nie ma przejścia i gdzie to, co w porządku ludzkim jest
oczywiste, nas paraliżuje. Podobnie jak Maryja, mamy
143
ochotę powiedzieć: jakże to się stanie, skoro po ludzku
nie można tego rozwiązać? Pan zaś odpowie nam: D/a
Boga bowiem nie ma nic niemożliwego (Łk 1, 37).
(W ostatniej części przyjrzymy się bliżej wierze i modli-
twie Maryi). To Pan pyta nas o zaufanie: „Wierzysz, że
mogę to uczynić?", tzn. przenieść góry egoizmu, pychy
i złości. Nie odpowiadajmy zbyt szybko, że wierzymy!
Prawdopodobnie nie oczekujemy jeszcze uzdrowienia
naszej małej wiary?
Zanim Chrystus postawił swoje pytanie, ojciec dziecka
opętanego przez złego ducha prosił o umocnienie swej
słabej wiary (por. Mk 9, 24), a dwaj niewidomi szli za
Jezusem aż do domu, w którym się zatrzymał, nie
przestając krzyczeć (por. Mt 9, 27). Jeśli jesteśmy
wystarczająco świadomi słabości swej wiary i ogromu
własnych grzechów, to zrozumiemy, że jedynie modlitwa
może przyczynić się do wzrostu naszej wiary i zapewnić
nam doświadczenie miłosierdzia Bożego. Zamiast przyz-
nawać, że mamy wiarę, może lepiej byłoby wyznać, że
nie wierzymy w Jezusa zmartwychwstałego i że nasza
miłość do Niego jest zbyt słaba. Wówczas gdy wyznanie
to zmieni się w modlitwę, pojawi się szansa, że uniknie-
my ostrego zaparcia się Piotra tuż przed męką. Jeśli nie
powiedziałby: Panie, z Tobą gotów jestem iść nawet do
więzienia i na śmierć (Łk 22, 33), lecz: „Panie, ty wiesz
dobrze, że nie mogę!", Pan pomógłby mu.
Posłuchajmy, co mówi Jezus o mocy modlitwy, która
może zdziałać wszystko:
Zaprawdę, powiadam wam: Jeśli będziecie mieć
wiarę, a nie zwątpicie, to nie tylko z figowym drzewem
144
to uczynicie, ale nawet jeśli powiecie tej górze:
„Podnieś się i rzuć się w morze!", stanie się. l otrzy-
macie wszystko, o co na modlitwie z wiarą prosić
będziecie (Mt 21, 21 -22).
2 - WOŁANIE DO BOGA DNIEM i NOCĄ
Jezus uważał, że bez wątpienia to właśnie wiara daje
modlitwie moc i skuteczność. Chrystus mówi nam, że
Bóg jest Ojcem pełnym czułości. On chce dać nam
wszystko, kiedy zaś prosimy Go o chleb, On nie poda
nam kamienia. Oznacza to, że Bóg nie zamierza nam
czegokolwiek odmawiać, trzeba jednak przyjść do Niego
z zaufaniem, nie domagając się żadnych gwarancji.
Modląc się, nie powinniśmy szukać żadnego oparcia,
nawet w obietnicach danych przez Jezusa, na przykład:
O cokolwiek prosić będziecie Ojca w Imię Moje, otrzyma-
cie. Jeśli Chrystus zostanie ograniczony jakąś obietnicą,
natychmiast przepadnie klimat zaufania, a jego miejsce
zajmie atmosfera, która towarzyszy kwestiom posiadania
i dochodzenia swoich praw. Aby do tego nie dopuścić,
Bóg niekiedy wydaje się zaprzeczać swoim obietnicom.
Chociaż dobrze jest mimo wszystko oprzeć się mocno
na obietnicy Chrystusa, który zachęca nas, abyśmy
prosili o wszystko Ojca w Jego Imię. Nawet jeśli w nie-
wielkim stopniu wierzymy posiadaczom, to możemy mieć
pewność, że obietnica ta nie była dana na próżno i że
Bóg dogoni nas na zakręcie, oczyszczając naszą wiarę.
Można to wyraźnie dostrzec w Ewangelii: na początku
modlitwa jest zawsze interesowna, ale powoli Jezus uczy
Potęga modlitwy -10 145
modlącą się osobę zwracać się ku Niemu i w Nim
samym pokładać nadzieję, bez względu na jakąkolwiek
obietnicę. Kiedy tylko Jezus zauważy w nas najmniejszy
odruch ufności, natychmiast przystępuje do wzbudzania
w nas prawdziwej wiary i przekonania, że tylko zaufanie
się liczy. Trzeba tylko pomóc Jezusowi, pozwalając Mu
przezwyciężyć w nas wszelkie poruszenia, które podsu-
wają nam wsparcie z innej strony.
a) Modlitwa dziecka
Jeśli modlitwa odwzorowuje i wyraża naszą wiarę, to
oczyszcza ją również i żywi, dlatego właśnie Jezus kładł
tak wielki nacisk na prośbę jako naturalny odruch modlą-
cej się osoby. Czy można rzeczywiście powiedzieć, że
postawa ta jest naturalna? Myślę, że nie, chyba że
staniemy się ponownie jak dzieci. Chcielibyśmy zaufać,
ale całym sobą opieramy się przed tym krokiem zatrace-
nia się. Dlaczego tak trudno nam o coś poprosić, a zwła-
szcza trwać na modlitwie błagalnej? l dlaczego mimo
wszystko ciągle od nowa zaczynamy prosić? Niektórzy
sądzą, że to brak czasu lub warunki zewnętrzne utrud-
niają modlitwę. Czy nie lepiej jednak przyznać się, że to
wewnątrz nas tkwi opór, który sprzeciwia się bezwarun-
kowemu zaufaniu?
W naszym dążeniu do osiągnięcia dóbr chcemy pole-
gać na sobie, jedynie na sobie, podczas gdy lepiej
byłoby wyznać pokornie, że nie potrafimy upaść na
kolana, że to dla nas zbyt wielki wysiłek tak fizyczny, jak
i moralny, oraz wyznać, że prosimy Boga o przychylność,
do której nie mamy żadnego prawa. Trzeba wiele czasu,
146
aby modlitwa błagalna trysnęła z serca człowieka - doty-
czy to w takim samym stopniu księży, jak i zakonników
i zakonnic - niekiedy długich lat, ponieważ jest to
modlitwa dziecka, o jakiej mówił Chrystus: Jeśli się nie
odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do
królestwa niebieskiego (Mt 18, 3).
Kiedy dziecko chce czegoś - pisze P. Molinie - rodzi-
ce uczą je mówić: proszę i dziękuję. Dziecku, które
uparcie odmawia ładnego i grzecznego proszenia, nie
wolno w żadnym wypadku dawać tego, czego chce:
rodzice, którzy o tym zapominają, są bardzo złymi
rodzicami. Jeśli jednak dziecko prosi o coś słodko,
dodając „proszę" nie tylko ustami, ale z całego serca,
wówczas rodzice nie potrafią mu odmówić. Bóg nie
słucha nas, ponieważ prowadzimy z Nim dyskusje.
W dniu, kiedy przestaniemy dyskutować, nie odmówi
nam niczego5.
b) Modlitwa wdowy
Jeśli chcemy znaleźć jakiś przykład modlitwy ubogie-
go, przeczytajmy przypowieść o niesprawiedliwym
sędzim i ubogiej wdowie (Łk 18, 1-8), ( przez chwilę
zostawmy na boku modlitwę celnika i faryzeusza, do
której jeszcze powrócimy). Mieliśmy już do czynienia
z tym tekstem, gdy mówiliśmy, że Łukasz używa języka
Pawła. Bez wątpienia lepiej jest powiedzieć, że obydwaj
czerpią z jednego źródła, którym jest język Chrystusa.
s Retraite aux Dominicaines de Montlignon, nr 2, ss. 6-7.
147
Centralną postacią tej przypowieści jest uboga wdo-
wa, czyli ktoś, kto jest sam i nie ma nikogo, kto wziąłby
ją w obronę. Należy ona do tej kategorii małych i ubo-
gich, którzy liczą jedynie na Boga (wcześniej Jezus
wzruszył się wdowim groszem). Dobrze byłoby zatem,
aby sędzia ulitował się nad nią. Jezus podkreśla bardzo
trudną sytuację wdowy, z drugiej zaś strony stawia nie-
sprawiedliwego sędziego, który nikogo się nie boi. Wdo-
wa nie odwołuje się do miłosierdzia sędziego, gdyż
dobrze wie, że nic nie da odwoływanie się do współczu-
cia. Podobnie jest w dialogu Abrahama z Bogiem doty-
czącym Sodomy. Wszystko obraca się wokół sprawiedli-
wości i prowadzi do wylania Bożego miłosierdzia.
Wdowa naprzykrzała się sędziemu, jeśli można to tak
nazwać, i z prawdziwie wschodnim uporem przychodziła
bez końca i przedstawiała mu swoją sprawę aż do chwili,
gdy nie mogąc tego dłużej tego znieść, sędzia zgodził się
spełnić jej prośbę, aby mieć z nią spokój:
Przez pewien czas nie chciał; lecz potem rzekł do
siebie: „Chociaż Boga się nie boję ani z ludźmi się nie
liczę, to jednak, ponieważ naprzykrza mi się ta
wdowa, wezmę ją w obronę, żeby nie przychodziła
bez końca i nie zadręczała mnie" (Łk 18, 4-5).
Wydaje mi się, że w ten właśnie sposób trzeba rozu-
mieć paradoks, którym posługuje się Jezus, aby wprowa-
dzić nas w swój sposób myślenia o Ojcu. Przedstawiając
niesprawiedliwego sędziego, Jezus chce nam powie-
dzieć: „Wasze serca są twarde. Wyobraźcie sobie moje-
go Ojca jako niesprawiedliwego sędziego i patrzcie, co
148
od Niego otrzymujecie!". W Ewangelii Jezus powtarza
bez końca: Ojciec widzi i wie, czego wam potrzeba.
Czeka jedynie, abyśmy Go poprosili, gdyż jest to jedyna
rzecz, którą możemy Mu ofiarować. Kiedy więc modlimy
się, sprawiamy mu przyjemność i radość.
/ Pan dodał: „Słuchajcie, co ten niesprawiedliwy sę-
dzia mówi. A Bóg, czyż nie weźmie w obronę swoich
wybranych, którzy dniem i nocą wołają do Niego, i czy
będzie zwlekał w ich sprawie? Powiadam wam, że
prędko weźmie ich w obronę. Czy jednak Syn Czło-
wieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?"
(Łk 18, 6-8)
Zatrzymajmy się nad wersem: wybrani, którzy dniem
i nocą wołają do Niego. Nie jest to ulotna modlitwa jednej
chwili, ale błaganie wydobyte z serca i równie trwałe, co
obecne w nim pragnienie.
Modlitwa celnika, która jest umieszczona zaraz za
przypowieścią o niesprawiedliwym sędzim i ubogiej wdo-
wie (Łk 18, 9-14), to przykład tego, jaka powinna być
modlitwa: płynie z pokornego i umartwionego serca,
świadomego swej nędzy. To prawda, że Bóg miałby wie-
le powodów, aby nie wysłuchiwać naszych modlitw, po-
nieważ nie jesteśmy tego godni. Jednak my prosimy Go,
aby usłyszał nasz głos ze względu na swoje Imię, które
jest Miłosierdziem.
Celnik stał z daleka i nie śmiał nawet oczu wznieść ku
niebu, lecz bił się w piersi i mówił: „Boże, miej litość
149
dla mnie, grzesznika!" Powiadam wam: Ten odszedł
do domu usprawiedliwiony, nie tamten. Każdy bo-
wiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się
uniża, będzie wywyższony (Łk 18, 13-14).
Bóg jest blisko serc zmiażdżonych cierpieniem, które
wzywają Go z ufnością, ale oddala się od przekonanych
o swej samowystarczalności. Tak więc odkrywamy przed-
miot naszego dialogu miłości z Bogiem. Ci, którzy nie
chcą prosić z lękiem i drżeniem, innymi słowy, którzy nie
chcą powiedzieć Bogu „proszę", nie są w stanie zaufać
bezwarunkowo. Ciągle jeszcze liczą po trosze na siebie,
nawet jeśli często liczą na Boga. l nie wystarczy tylko
modlić się wargami, ale trzeba modlić się z głębi serca.
c) Modlić się o to, abyśmy umieli się modlić
Modlić się to wyznać w taki sposób, aby nas to wiele
kosztowało i przyniosło odpowiedni skutek, że Bóg wcale
nie musi zgadzać się na wszystko, o co Go prosimy. On
pragnie zgodzić się na wszystko, ale pod warunkiem, że
zaufamy mu w sposób bezwarunkowy i wyrzekniemy się
ducha posiadania. Zauważmy przy okazji, że przypo-
wieść o natrętnej wdowie kończy się pytaniem, które
odtąd zawsze będzie wywierało wrażenie na chrześcija-
nach, gdyż każe im się zastanowić nad tym, jaka jest ich
wiara: Czy jednak Syn Człowieczy znajdzie wiarę na
ziemi, gdy przyjdzie? Czy znajdzie ludzi na tyle ufających
w moc własnej modlitwy, że będą potrafili przyjąć Syna
Człowieczego i utrzymać świat? Przypomnijmy sobie, co
150
powiedział Silwan: „Świat trwa dzięki modlitwie. Jeśli
zabrakłoby modlitwy, świat by przepadł"6.
W dziejach ludzkości Bóg nie przestawał wzbudzać
ludzi wiary takich jak: Abraham, Mojżesz i Maryja Dziewi-
ca. Jest to oczywiście darmowa inicjatywa Boga i Jego
wybór, ale obecna jest również odpowiedź człowieka.
Niezbędni byli ludzie sprawiedliwi, którzy swoją wiarą
otwierali bramy niebios, jak Abraham. Tak więc strumie-
nie życia wypływające z Trójcy Świętej mogą wypełnić
świat. Kiedy człowiek pokornie dokonuje takiego aktu
zaufania, „to w ciszy powoduje - pisze P. Molinie -
wybuch o wiele wspanialszy niż wszystkie bomby wodo-
rowe, ponieważ w ten sposób otwiera bramy niebios, tak
że wszystkie zasługi i skarby zebrane przez Chrystusa
i świętych mogą wylać się na ziemię. Bóg tak kieruje
światem, aby doprowadzić go do zdobycia się na taki
akt". On również pobudza w swoim Kościele wielkich
ludzi modlitwy, o których pisze św. Jakub:
Wielką moc posiada wytrwała modlitwa sprawiedliwe-
go. Eliasz był człowiekiem podobnym do nas i modlił
się usilnie, by deszcz nie padał, i nie padał deszcz na
ziemię przez trzy lata i sześć miesięcy, l znów błagał,
i niebiosa spuściły deszcz, a ziemia wydała swój plon
(Jk 5, 16-18).
Bóg niezawodnie odpowiada na pokorne i cierpliwe
błaganie człowieka modlitwy. Całe Pismo Święte przy-
Jt
1 Retraite aux Dominicaines de Montlignon, nr 2, ss. 6-7.
151
dla mnie, grzesznika!" Powiadam wam: Ten odszedł
do domu usprawiedliwiony, nie tamten. Każdy bo-
wiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się
uniża, będzie wywyższony (Łk 18, 13-14).
Bóg jest blisko serc zmiażdżonych cierpieniem, które
wzywają Go z ufnością, ale oddala się od przekonanych
o swej samowystarczalności. Tak więc odkrywamy przed-
miot naszego dialogu miłości z Bogiem. Ci, którzy nie
chcą prosić z lękiem i drżeniem, innymi słowy, którzy nie
chcą powiedzieć Bogu „proszę", nie są w stanie zaufać
bezwarunkowo. Ciągle jeszcze liczą po trosze na siebie,
nawet jeśli często liczą na Boga. l nie wystarczy tylko
modlić się wargami, ale trzeba modlić się z głębi serca.
c) Modlić się o to, abyśmy umieli się modlić
Modlić się to wyznać w taki sposób, aby nas to wiele
kosztowało i przyniosło odpowiedni skutek, że Bóg wcale
nie musi zgadzać się na wszystko, o co Go prosimy. On
pragnie zgodzić się na wszystko, ale pod warunkiem, że
zaufamy mu w sposób bezwarunkowy i wyrzekniemy się
ducha posiadania. Zauważmy przy okazji, że przypo-
wieść o natrętnej wdowie kończy się pytaniem, które
odtąd zawsze będzie wywierało wrażenie na chrześcija-
nach, gdyż każe im się zastanowić nad tym, jaka jest ich
wiara: Czy jednak Syn Człowieczy znajdzie wiarę na
ziemi, gdy przyjdzie? Czy znajdzie ludzi na tyle ufających
w moc własnej modlitwy, że będą potrafili przyjąć Syna
Człowieczego i utrzymać świat? Przypomnijmy sobie, co
150
powiedział Silwan: „Świat trwa dzięki modlitwie. Jeśli
zabrakłoby modlitwy, świat by przepadł"6.
W dziejach ludzkości Bóg nie przestawał wzbudzać
ludzi wiary takich jak: Abraham, Mojżesz i Maryja Dziewi-
ca. Jest to oczywiście darmowa inicjatywa Boga i Jego
wybór, ale obecna jest również odpowiedź człowieka.
Niezbędni byli ludzie sprawiedliwi, którzy swoją wiarą
otwierali bramy niebios, jak Abraham. Tak więc strumie-
nie życia wypływające z Trójcy Świętej mogą wypełnić
świat. Kiedy człowiek pokornie dokonuje takiego aktu
zaufania, „to w ciszy powoduje - pisze P. Molinie -
wybuch o wiele wspanialszy niż wszystkie bomby wodo-
rowe, ponieważ w ten sposób otwiera bramy niebios, tak
że wszystkie zasługi i skarby zebrane przez Chrystusa
i świętych mogą wylać się na ziemię. Bóg tak kieruje
światem, aby doprowadzić go do zdobycia się na taki
akt". On również pobudza w swoim Kościele wielkich
ludzi modlitwy, o których pisze św. Jakub:
Wielką moc posiada wytrwała modlitwa sprawiedliwe-
go. Eliasz był człowiekiem podobnym do nas i modlił
się usilnie, by deszcz nie padał, i nie padał deszcz na
ziemię przez trzy lata i sześć miesięcy, l znów błagał,
i niebiosa spuściły deszcz, a ziemia wydała swój plon
(Jk 5, 16-18).
Bóg niezawodnie odpowiada na pokorne i cierpliwe
błaganie człowieka modlitwy. Całe Pismo Święte przy-
' Retraite aux Dominicaines de Montlignon, nr 2, ss. 6-7.
151
znaje, że ta odpowiedź Boga jest zwykła i prawidłowa:
Wysłucham ich, jeśli będą mnie wzywali! Jeśli potrzebu-
jemy innego świadectwa niezawodnie wysłuchanej modli-
twy, wystarczy przeczytać słowa Chrystusa z Ewangelii
wg św. Jana. Przekazują one głębię Jego doświadczenia
osobistego związku z Ojcem, wyjawioną przed wskrze-
szeniem Łazarza:
„Ojcze, dziękuję Ci, żeś Mnie wysłuchał. Ja wiedzia-
łem, że Mnie zawsze wysłuchujesz (...)"(J 11,41-42).
Jezus uważał, że Bóg odpowiada normalnie i zwyczaj-
nie na modlitwę tego rodzaju: nie ma co do tego wąt-
pliwości. Kiedy jednak brak modlitwy, Bóg nie może
odpowiedzieć. Dlatego właśnie Jezus mówi do swoich
uczniów:
Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: O cokolwiek
byście prosili Ojca, da wam w imię moje. Do tej pory
o nic nie prosiliście w imię moje: Proście, a otrzyma-
cie, aby radość wasza była pełna (J 16, 23-24).
Kiedy wreszcie człowiek znajdzie odpowiednią posta-
wę ufnego błagania, wówczas zostaje wybawiony ze
wszystkich problemów, które komplikują jego życie
duchowe. Mimo to pozostaje jeszcze inna walka, walka
wiary i walka o ciągłe powracanie do modlitwy: zawsze
będą modlić się za niego, nieustannie mu błogosławić
(Ps 72, 15) - mówi psalmista.
Są jednak dni, kiedy nie potrafimy się modlić lub nie
mamy ochoty na modlitwę, kiedy zamykamy się w cier-
152
pieniu lub grzechu. Niektórzy zaś wprost nie chcą się
modlić. Przypominają oni wówczas głuchych albo niewi-
domych z Ewangelii. Nie widzą miłosierdzia Bożego na
twarzy Jezusa i nie słyszą Jego wezwania do nawróce-
nia. Trzeba więc specjalnego znaku miłości Bożej, aby
wyrwać ich z tego stanu i uczynić ich prawdziwie pokor-
nymi. Bóg odpowiada na wszelkie wezwania, kiedy jed-
nak nikt Go nie wzywa, konieczne jest nowe objawienie
się chwały Zmartwychwstałego w świecie utrapienia, aby
niemi, którzy nie potrafią już rozmawiać i modlić się,
odzyskali głos.
Co powinien zatem zrobić człowiek, który nie potrafi
już rozmawiać? Niektórzy powiedzą: „Niech stara się
modlić!" Wiemy, do czego prowadzą owe wyczerpujące
starania, które utrudniają nam życie i nie cieszą się
u Boga zbyt wielkim poparciem, gdyż nie odpowiadają
planom Bożym. Nie powinniśmy się zachowywać, jakbyś-
my osiągnęli wyższy stopień modlitwy, jest to owoc
dziecięcego ducha i pokory, ale pokornie przyznajmy się
do swojej sytuacji. Osiągnięcia, do których dochodzimy
dzięki wysiłkowi, zniechęcają nas, gdyż w niewielkim
stopniu rodzą się z miłości, a w znacznej mierze z woli
przezwyciężenia siebie w tym, co się kocha. Chcemy
w ten sposób dokonać dzieła miłości, zanim miłość Boża
zostanie rozlana w naszych sercach przez Ducha Świę-
tego (por. Rz 5, 5). Nie zachowujmy się tak, jakbyśmy
byli ludźmi modlitwy, podczas gdy nimi nie jesteśmy.
W modlitwie, podobnie jak w braterskiej miłości, nie
wystarczy chcieć, ale trzeba jeszcze otworzyć się i przyj-
mować. Obydwie te postawy są darem Boga. Naszym
zadaniem jest dążyć do nich, ale nie do nas należy ich
153
osiągnięcie. Cóż zatem mamy czynić? Po prostu przy-
znać się przed Ojcem, że nie potrafimy się modlić, nawet
jeśli tego bardzo pragniemy. Gdy człowiek pyszny lub
niemy zaczyna modlić się w prawdzie, a zwłaszcza jeśli
prosi o łaskę modlitwy, przestaje być niemową przed
Bogiem i swoimi braćmi. Znałem pewną osobę, która
przez dziesięć lat przepraszała za popełnioną przez
siebie poważną niesprawiedliwość. Na początku sama
chciała podjąć trud przepraszania, ale szybko zdała
sobie sprawę, że jej wysiłki na nic się nie przydadzą i że
nie mają żadnego znaczenia. Zmieniła zatem taktykę
i zamiast mówić: „Chcę przeprosić", mówiła i powtarzała
tysiące razy: „Panie, dobrze wiesz, że nie potrafię
przepraszać, pomóż mi, miej litość nade mną!". Po dzie-
sięciu latach Pan obdarował ją sercem pokornym i łagod-
nym, zdolnym do przebaczenia.
3 - TRWANIE NA MODLITWIE ^,t,
Przyjmując to, co napisaliśmy wcześniej, moglibyśmy
wzbudzić przekonanie, że pomniejszamy znaczenie
wysiłku w życiu duchowym. Nie sądzę, aby tak się stało,
trzeba jednak przyznać mu właściwe miejsce zaraz po
modlitwie. Dla nas wysiłek oznacza trwanie na modlitwie.
Aby niezawodnie uznać się za wygraną, wspomniana
osoba musiała zmagać się z trudami modlitwy przez
dziesięć lat. Nie była ona dość uboga i nie potrafiła
żebrać. Z pomocą przyszedł Duch Święty, który na głębi-
nach serca uczył prosić tą, która nie potrafiła prosić. Bóg
154
zawsze odpowiada darmowo i niezawodnie na tego ro-
dzaju modlitwę.
Nie wystarczy słuchać słów Jezusa o modlitwie usta-
wicznej (por Łk 18, 1). Trzeba je zamienić w czyn, czyli
wprowadzić do praktyki naszego życia, w nasze radości,
strapienia, do naszych przyjaźni. Będziemy je również
praktykowali w tej mierze, w jakiej odkryjemy w sobie
głębokie opory w stosunku do modlitwy. Ten, kto zado-
wala się słuchaniem tych słów bez ich praktykowania, nie
powinien również martwić się tym, że się nie spełniają.
Takiemu człowiekowi brakuje bardzo istotnych cech:
cierpliwości i trwałości własnych pragnień, jedynego
i chyba najbardziej niezawodnego owocu głębi swych
dążeń. Spróbujmy trwać godzinami przy jednej modlitwie,
a natychmiast dostrzeżemy całą masę pojawiających się
przeszkód, jak ta: po co dłużej się modlić? Tak długo już
proszę o łaskę i ciągle jej nie otrzymuję. Zmieniamy więc
przedmiot naszej modlitwy, idąc za powierzchownością
własnych pragnień.
a) Modlitwa jest przede wszystkim propozycją
dla grzeszników
Nie możemy poznać tego, na co zasługuje nasze
serce, ponieważ jest ono rozdarte i opiera się wszelkim
analizom, a nasze pragnienie przeproszenia czy modlitwy
pozostaje na jego powierzchni. Możemy jednak poznać
na tyle jasno, co oznacza trwanie, że możemy starać się
je praktykować i sprawdzać, czy rzeczywiście tak postę-
pujemy. Trzeba wiele czasu, aby zejść na dno serca
i osadzić w nim prawdziwe pragnienie. Modlitwa zmusza
Jl
155
nas do rzeczywistego krzyku, który z początku nie może
się przebić na zewnątrz, ale ostatecznie z pewnością
tego dokona. W owym dniu Bóg obdaruje nas wszelkimi
dobrami.
Wówczas pojawi się również wątpliwość, która będzie
często powracała w ciągu naszego życia, a którą można
by sformułować w ten sposób: czy postępuję uczciwie,
modląc się, podczas gdy codziennie doświadczam włas-
nej nędzy i słabości? Czy głos modlitwy jest zakazany
dla grzeszników lub dla tych, którzy nie potrafili dać
z siebie wszystkiego? Św. Teresa z Avila pisze, że do
modlitwy są zobowiązani przede wszystkim grzesznicy.
Stwierdza jednocześnie, że jeśli trwają oni na modlitwie,
to porzucą grzeszne życie, ale biada tym, którzy porzuci-
liby modlitwę.
Trzeba stale powtarzać: modlitwa jest propozycją
skierowaną przede wszystkim do wielkich grzeszników,
jako powszechne źródło zbawienia, z którego wszyscy
mogą zaczerpnąć wody życia. Nie można przyjmować
Komunii św. bez wiary i bez nadziei opartej na przyjaźni
z Bogiem. Ale aby się modlić, nawet wiara nie jest
konieczna, gdyż otrzymuje się ją od Boga w czasie mo-
dlitwy. Jedynie Bóg zna głębię naszego serca, która nam
często się wymyka, i jedynie On może je nawrócić.
W duchowości rosyjskiej znajdujemy świadectwo Se-
rafima z Sarowa na temat mocy modlitwy w życiu grzesz-
nika. W rozmowie z Motowiłowem starzec wyjaśnia, na
czym polega moc modlitwy dla wszystkich ludzi, bez wy-
jątku. Przytoczyliśmy ten fragment we Wprowadzeniu.
Inny ojciec duchowny, Makary Wielki, patriarcha Scytii
i uczeń św. Antoniego, przyznaje, że człowiek daremnie
156
toczy ostrą walkę z namiętnościami, gdyż sam nie może
w niej zwyciężyć:
Jedynie Boża moc jest zdolna do całkowitego wyple-
nienia grzechu i zła, które z niego wynika. Bowiem
człowiek w żadnym wypadku nie może sam uporać
się z grzechem. Możesz walczyć, stawiać opór, za-
dawać i otrzymywać ciosy: jedynie Bóg potrafi wyrwać
korzenie zła (Homilie, 3, 4).
W walce tej nie można tracić nadziei, nawet jeśli
boleśnie doświadcza się popełnionych błędów: trzeba
jedynie liczyć na łaskę Bożą. W naszej zaś mocy pozo-
staje jedynie błaganie, gdyż Bóg zawsze jest gotowy
przyjść nam z pomocą:
Jedno, co może zrobić (mnich), to powierzyć się
Bogu, czyli modlić się do Niego i wzywać Go, aby
ustrzegł go przed Szatanem i jego podstępami, i aby
zechciał dzięki swej łaskawości wejść do jego duszy
i królować w niej, aby sam wypełnił w niej swe przy-
kazania i swą wolę, aby powierzył mu wszystkie cnoty
sprawiedliwego (Homilie, 56, 5).
Św. Alfons Liguori, wielki teolog modlitwy, stwierdza,
że trwanie jest jedną z tych cech modlitwy, która zawsze
przynosi skutek. Jeśli chodzi o inne jej cechy, takie jak
zaufanie czy pokora, to pojawiają się one w odpowiedzi
na natarcie nieustanną modlitwą podjęte z głębi serca.
Na drodze trwania nie brakuje przeszkód, a zwłaszcza
upadków i bardziej lub mniej częstych powrotów pychy.
157
Właśnie wtedy nie wolno się zniechęcać, ale niezmordo-
wanie trzymać się wyznaczonego szlaku, jaki by on nie
był, niezależnie od chwil buntu czy obojętności. To
właśnie świadomi swej nędzy, błędów i lenistwa powin-
niśmy wołać do Boga. Nie ma tu miejsca na takie za-
chowanie, które wymazywałoby ten etap cofania się.
Przeciwnie, trzeba zejść jak najgłębiej, aby wzywać Boga
na pomoc.
b) Czym jest trwanie?
Na początku napotykamy okresy zniechęcenia i nie-
wierności, ale z czasem będą one miały coraz mniejsze
znaczenie, aż zupełnie opanuje nas modlitwa ustawicz-
na. Oddalamy się w ten sposób od okazyjnej modlitwy,
będącej kaprysem, aktem ulotnego entuzjazmu, wyrazem
chwilowych pragnień, o której natychmiast się zapomina.
O. Moliniś trwanie określa słowami:
Jest to cierpliwość pająka, który nieskończoną ilość
razy przystępuje do tkania od nowa swej pajęczyny,
kiedy tylko zostanie zniszczona. Jest to wewnętrzna,
ukryta i sprężysta wytrzymałość, przeciwna uporowi,
sztywności i słomianemu zapałowi. Jest to cnota na
wskroś pokorna i odwrotnie, pokora jest na wskroś
wytrwała, nigdy się nie zniechęca. Zazwyczaj to py-
cha się zniechęca i tylko ona7.
7 Lettre nr 1. Sur la Prtere, dócembre 1967, s. 7.
158
To samo można powiedzieć o wszystkich przeszko-
dach, o namiętnościach i zdradach, które stale przeszka-
dzają nam w modlitwie. W miarę jak niestrudzenie po-
wracamy do modlitwy, umacniamy się w zwycięstwie, ale
nie wolno nam nigdy poddać się znudzeniu ani zniechę-
ceniu. Czy trzeba powiedzieć coś jeszcze? Nie sądzę,
jako że przyznaliśmy wytrwałości naczelne miejsce
w modlitwie, pisząc o modlitwie błagalnej u św. Pawła.
Dla kogoś, kto chce nauczyć się modlić, trwanie stanowi
coś w rodzaju jedynej skały, na której może on budować
swoje życie modlitwy.
Nie ma zatem potrzeby dalszego mówienia o wytrwa-
łości, w tej dziedzinie bowiem możemy jedynie powtarzać
to samo aż do znudzenia. Być może jest to jedyna
niezbędna rada dla rozpoczynających życie modlitwy.
Zawsze będzie pojawiała się pokusa szukania nowych
metod lub nowych książek dotyczących modlitwy. Jednak
pomogą nam one jedynie w takiej mierze, w jakiej
będziemy mocno stali na fundamencie wytrwania. Po-
dejście takie okaże się szczególnie pożyteczne w chwili,
kiedy modląca się osoba odkryje, zgodnie ze słowami
św. Pawła, że nie potrafi się modlić: Bowiem nie umiemy
się modlić tak, jak trzeba (Rz 8, 26).
Dręczy nas zatem pokusa szukania nowych myśli
i technik. Trzeba jednak przekonać się, że o wiele waż-
niejsze niż nauczenie się samej modlitwy jest opanowa-
nie tego, jak „nigdy się nie znudzić", „nigdy się nie
zniechęcić". Im dalej postąpimy na drodze modlitwy, tym
wyraźniej będziemy odczuwali zniechęcenie z tego powo-
du, że nie potrafimy się modlić, wszystkie zaś rady
piszących na tematy duchowne staną się bezsilne wobec
159
tego bolesnego stanu. Co więcej, sytuacja zacznie się
pogarszać aż do momentu, kiedy nie będziemy już sta-
wiać pytań dotyczących modlitwy, bo nie będziemy
w ogóle świadomi, że się modlimy: „Modlitwa jest niedo-
skonała dopóty, pisze Jan Kasjan8, dopóki mnich jest jej
świadomy i wie, że się modli"9.
Po pewnym czasie nie będziemy już zastanawiali się,
czy modlimy się dobrze czy też źle, ale poddamy się
pragnieniu, aby modlitwa ogarnęła całe nasze życie. Nie
będzie nam już chodziło o naszą modlitwę, ale o tę rze-
czywistość, która pochodzi od Boga, a która jest Bożą
modlitwą w nas, bezgłośnym jękiem Ducha Świętego,
który Ojcowie Wschodu nazywają czystą modlitwą.
Św. Paweł wskazuje nam kierunek tej przedziwnej
modlitwy, której obecności nie może zdradzić żaden
nerw: Duch przyczynia się za nami w błaganiach, których
nie można wyrazić słowami. Ten zaś, który przenika
serca, zna zamiar Ducha, [wie], że przyczynia się za
świętymi zgodnie z wolą Bożą (Rz 8, 26-27).
W naszym wnętrzu obecna jest przedziwna modlitwa,
która umyka wszelkiemu doświadczeniu psychologiczne-
mu, ale zarazem jest bardzo realna. W przypadku kiedy
dążymy do nadania naszej modlitwie jakiegoś wyrazu lub
8 + ok. 430, kapłan marsylski, który całe lata spędził w Egipcie
i przekazał egipską doktrynę ascetyczną na Zachód. Wywarła ona
wielki wpływ na rozwój monastycyzmu zachodniego. Jej ślady spotyka-
my w większości reguł Zachodu - przyp. tłum.
8 Św. Antoni Pustelnik, cytowany przez Kasjana w Konferencjach,
9,31.
160
treści czy to jedynie wyobrażonej czy też słownej, mamy
do czynienia z modlitwą świadomą. Nasz rozum nato-
miast wyraża przede wszystkim zewnętrzną stronę
osobowości. Bardzo szybko gubi się w tym, co się dzieje,
a ponadto zderza się z barierą milczenia, która z począt-
ku może wydawać się nieobecnością Boga. My jednak
zamiast zatrzymywać się nad jałowością milczenia,
powinniśmy nauczyć się, że to właśnie ono otwiera nas
na modlitwę Ducha Świętego. W świecie wewnętrznym
człowieka, poza zasięgiem jego świadomości, Duch
Święty modli się w niewyobrażalny dla nas sposób. Gdy
porównamy naszą modlitwę zewnętrzną z ukrytą modli-
twą Ducha Świętego, ogranicza się ona zaledwie do kilku
gestów. To prawda, możemy to powtórzyć za Janem
Kasjanem, że istota modlitwy polega przede wszystkim
na milczeniu.
Jest to milczenie modlitwy kontemplatywnej. W każ-
dym z nas zalegają tajemnicze pokłady niewiedzy, wąt-
pliwości, przemocy, cielesnych pragnień i osobistych
urazów. Odczuwamy również zamęt wywołany poczu-
ciem winy, niewyrażonymi pragnieniami, niekontrolowa-
nymi odruchami, kiedy otwiera się niezmierzona pustka.
Pozwólmy Duchowi Świętemu wejść w tą głębię, przyj-
mując postawę zaufania dziecka, które woła: Abba!
Ojcze! (Rz 8, 15). Pewnego dnia we wszystkich zaka-
markach naszego jestestwa zamieszka Jezus zmartwych-
wstały, a nasze życie stanie się modlitwą aż do ostatniej
komórki.
KS
Potęga modlitwy -11
Rozdział trzeci
CAŁĄ NOC SPĘDZIŁ NA MODLITWIE
DO BOGA
Każdy Ewangelista inaczej opowiada o modlitwie
Jezusa. Żaden z nich jednak nie twierdzi, że całkowicie
odsłania owo misterium. Starają się jedynie zasygnalizo-
wać krótkimi, ale często powtarzającymi się sformułowa-
niami modlitwę Chrystusa, pragnąc w ten sposób pobu-
dzić także serca słuchaczy do modlitwy. Pamiętam nasze
wrażenie w trakcie rekolekcji w Afryce, kiedy jeden z nas
w czasie odmawiania Komplety przeczytał następujący
fragment z Ewangelii wg św. Łukasza: W tym czasie
Jezus wyszedł na górę, aby się modlić, i całą noc spędził
na modlitwie do Boga (6, 12). W trakcie słuchania tego
tekstu byliśmy obok modlącego się Jezusa, uobecnialiś-
my misterium Jego głębokiego związku z Ojcem, i w koń-
cu sami zapragnęliśmy modlić się całą noc.
Czy jesteśmy gotowi modlić się, kiedy słyszymy
słowa: Jezus oddalił się sam na górę, aby się modlić?
Nie potrafimy powiedzieć, co się z nami dzieje, nie potrafi
tego również żadna z gałęzi psychologii, przeczuwamy
jednak, że utraciliśmy życie Boże, jednym słowem
oddychamy obecnością Trójcy Świętej. Po części jest to
162
podobne do tego, co dzieje się z nami, kiedy spotykamy
Bożego człowieka, jest on „jakby tchnieniem Jezusa",
a zarazem rani nasze serce, dając nam poczuć smak
modlitwy. Dlatego właśnie ogień modlitwy rozpala się
w nas i trawi wszystkie nasze członki. Nie chodzi zatem
o to, aby ze wszystkich sił starać się modlić, ale by do
tego stopnia poddać swoje wnętrze wypalającemu żaro-
wi, żebyśmy mogli przyjąć to, co jest dla nas najlepsze:
modlitwę Jezusa, która wdziera się do naszych serc i za-
lewa je. Jedyne, co możemy zrobić, to łagodnie stawić
czoła huraganowi, który z jednej strony zachwyca nas,
a z drugiej - przeraża. Nie jest to modlitwa na miarę
człowieka, jest to raczej Boski wymiar miłości i modlitwy
w człowieku. , i -> -
1 - MODLITWA JAKO UPAIIIĘTNIANIE MODLĄCEGO SIĘ
CHRYSTUSA
?
Misterium modlitwy Jezusa wzbudza w nas odczucie
fascynacji i z tego względu podchodzimy do niego z sza-
cunkiem, zdając sobie sprawę z tego, że jakiekolwiek
zjednoczenie się z modlitwą nie jest możliwe. Ewangeliś-
ci nie opisują wszystkich szczegółów modlitwy Jezusa,
dokładność i wierność przekazu nie są ich główną troską,
ale chcą oddać misterium. Takie podejście do modlitwy
Chrystusa każe nam spodziewać się zetknięcia z miste-
rium, w którym nie możemy uczestniczyć, posługując się
jedynie światłem rozumu i egzegezą. Tylko wezwanie
Ojca (por. J 6, 44) może nas wprowadzić w tę modlitwę.
Jednak ze względu na pamięć o modlącym się Chrystu-
163
się i medytowanie nad tym w głębi naszego serca
przygotowujemy się po trosze do tej niepojmowalnej
modlitwy.
Na początku chcemy przede wszystkim odkryć, jak
Jezus się modlił, i poznać psychiczną świadomość mo-
dlącego się człowieka. Powoli jednak zaczynamy rozu-
mieć, że takie podejście prowadzi do impasu i że trzeba
otworzyć się na taka_ modlitwę Jezusa, do jakiej pobudza
nasze serca Duch Święty. Po pewnym czasie modlitwa
ta należy w równym stopniu do Jezusa jak i do nas, gdyż
włącza się w ramy naszego ludzkiego życia i wypełnia
głębie naszej osoby. Nie ma wątpliwości, że świadectwa
Ewangelistów o modlitwie Jezusa mają bardzo duże zna-
czenie dla naszego sposobu modlitwy, ale cenimy je
o wiele bardziej z tego względu, iż są jakby tajemni-
czym nerwem przewodnim, który podprowadza nas na
próg modlitwy. Każdego dnia odkrywamy nowe wymiary
modlitwy, nie mogąc ich zamknąć w jakimś określonym
ujęciu. Jak określa to celnie o. Jean Łapiące: „Wszystko
pozostaje jeszcze do opowiedzenia, gdy sądzimy, że
powiedzieliśmy już wszystko"10.
Niezależnie od tego, czy będziemy się posługiwali sło-
wem lub pismem, czy też - jeszcze lepiej - dając ciche
świadectwo naszej nieustannej modlitwy, to nasz wkład,
wart zachodu, polegałby jedynie na rzuceniu iskry, a ona
już rozpali ogień modlitwy Chrystusa w sercach ludzi,
którzy zetkną się z naszą modlitwą. Później najlepiej jest
10 Jean Łapiące, La priere, desir et rencontre, Centurion, Collection
Croire et comprendre, 1974, s. 64.
164
usunąć się, aby nie przeszkadzać działaniu Ducha
Świętego: Wierzymy już nie dzięki twemu opowiadaniu,
na własne bowiem uszy usłyszeliśmy i jesteśmy przeko-
nani, że On prawdziwie jest Zbawicielem świata (J 4,42).
Kiedy biskupi francuscy zastanawiali się w Lourdes
w 1973 r. nad zjawiskiem odrodzenia się modlitwy,
poświęcili wówczas wiele miejsca konieczności ewangeli-
zowania jej tak, aby stała się prawdziwie modlitwą
chrześcijańską. Bp Robert Coffy powiedział wtedy:
Specyfika modlitwy chrześcijańskiej polega przede
wszystkim i wyłącznie na tym, że jest to modlitwa
Chrystusa, którą przyjmujemy jako własną. Była ona
już przed nami i w jakiś sposób istnieje również bez
nas. Jest to modlitwa, którą Chrystus stale kierował
do Ojca przez Ducha Świętego. Nie musimy zatem
odkrywać modlitwy, ale jedynie otworzyć się na
Chrystusa, który zawsze żyje, aby się wstawiać za
nami (Hbr 7, 25), otworzyć się, tzn. przyjąć ją jako
swoją. Modlić się to uczestniczyć w modlitwie Chry-
stusa, jedynego, który został wysłuchany11.
W rozdziale tym cały czas trzymamy się wcześniej
wyznaczonej drogi. Nie zajęliśmy się od razu naucza-
niem Apostołów dotyczącym modlitwy, ponieważ wcześ-
niej woleliśmy przyjrzeć się pierwszym chrześcijanom
trwającym na modlitwie, później zaś posłuchać słów św.
Pawła. Również Jezus uczył modlitwy. Nauczanie to
11 Une Eglise qui celebrę etquiprie, Robert Coffy, Centurion 1974,
s. 42.
165
zostało nam przekazane w przypowieściach. Jako przy-
kłady wystarczy wymienić przypowieść o natrętnym przy-
jacielu (zob. Łk 11, 5-13) i o sędzim, który kazał się
długo prosić (zob. Łk 18, 1-8). Jednak zanim zaczął
nauczać, sam oddawał się modlitwie, i zanim wyraził ją
słowami, wprowadzał ją w czyn. Jezus nie tylko mówi
o modlitwie i wskazuje na kolejne jej etapy, On sam jest
człowiekiem modlitwy, który poświęca długie godziny
i całe noce na modlitwę.
Dlatego właśnie Jezus nie poprzestaje na przypomi-
naniu, że zawsze trzeba się modlić i nigdy nie ustawać,
On sam żyje nieustanną modlitwą i wydobywa ją ze
swego wnętrza. Jeśli Jezus tak bardzo nalega, abyśmy
prosili, szukali i dobijali się, to czyni tak dlatego, że sam
doświadczył na trwającej wiele nocy modlitwie, iż jej
istotą jest stałe zanoszenie próśb, które ma wzruszyć
Ojca. Jezus jest mistrzem modlitwy, który mówi do nas:
.Zobaczcie, jak Ja się modlę i ile czasu poświęcam na
modlitwę, l wy tak samo czyńcie!", i który zaprasza nas
do uczestniczenia w Jego własnym konaniu: „Czy nie
możecie jednej godziny modlić się ze Mną?".
Można by sądzić, że Jezus nie potrzebował się mo-
dlić. A jednak to właśnie modlitwa odsłania, kim napraw-
dę jest. On jest Synem, który w pełni przyjmuje plan
Ojca, a wraz z nim przyjmuje również nas. Dlatego
musiał się upodobnić pod każdym względem do braci,
aby stał się miłosiernym i wiernym arcykapłanem wobec
Boga dla przebłagania za grzechy ludu (Hbr 2,17). Jego
modlitwa jest wyrazem Jego jestestwa i tak samo nam je
odsłania. Mamy zatem od Niego nauczyć się modlitwy,
albo - lepiej - pozwolić Mu modlić się w nas.
1RR
Taką niewątpliwie miał intencję Jezus, kiedy zachęcał
uczniów, aby modlili się w Jego Imię. Trzeba dobrze zro-
zumieć właściwą wymowę tej zachęty, ponieważ Jezuso-
wi nie chodzi o to, aby On zastąpił nas na modlitwie lub
też, by został naszym rzecznikiem. Nie ma tu również
mowy o jakimkolwiek rozdwojeniu psychicznym. Naszym
zadaniem jest utożsamienie się z Chrystusem, który
uzdalnia nas do modlenia się z Nim i w Nim:
Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: O cokolwiek
byście prosili Ojca, da wam w imię moje. Do tej pory
o nic nie prosiliście w imię moje: Proście, a otrzyma-
cie, aby radość wasza była pełna (J 16, 23-24).
2 - „OJCZE, DLA CIEBIE WSZYSTKO JEST MOŻLIWE"
Naszym zamiarem nie będzie próba zbliżenia się do
misterium modlitwy Chrystusa, tak jak je przedstawiają
różni Ewangeliści, gdyż zadanie to zostało już zrealizo-
wane. Chcielibyśmy po prostu odkryć rytm, stanowiący
ramy dla modlitwy Jezusa w czasie konania. Coraz
wyraźniej uświadamiamy sobie, że noc modlitwy w Ogro-
dzie Oliwnym była zasadniczym wydarzeniem w życiu
Chrystusa. Zapraszając trzech uczniów do czuwania
i modlitwy, Jezus zobowiązuje nas tym samym do upa-
miętniania tego wydarzenia w naszej własnej modlitwie.
Kiedy to czynimy, doświadczamy w głębi tego same-
go, co odkryliśmy w modlitwie mężczyzn i kobiet z Ewan-
gelii, którzy przychodzili do Jezusa prosić o uzdrowienie
(por. modlitwa setnika, dwóch niewidomych, opętanego
167
i Kananejki). W każdym z tych opowiadań o cudownych
uzdrowieniach można było wyłowić strukturę, która
określała rytm modlitwy przedstawionych tam ludzi. Pa-
trząc szerzej, można powiedzieć, że struktura ta wydaje
się tak samo odzwierciedlać liczne modlitwy z Księgi
Wyjścia, z Księgi Liczb, a zwłaszcza z Księgi Psalmów.
Przestudiowaliśmy już różne etapy tej modlitwy w roz-
dziale 2, poświęconym modlitwie błagalnej. Odwołując
się do wspaniałego artykułu o. Jacquesa Trublet12,
przypomnijmy je krótko. Warto również zauważyć, że tę
samą strukturę odnajdujemy w opisie konania. Jest to
dowód na to, że Jezus swoją modlitwę zakotwiczył w mo-
dlitwie wielkich postaci z kart Pisma Świętego.
a) Rytm w opowiadaniach na temat cudów
Uczniowie Jezusa nie modlili się w jakiś szczególny
Sposób, kiedy zwracali się do Niego z prośbą o cud lub
Uzdrowienie. Odnajdujemy tu jednak pewną ciągłość
i wartą odnotowania zbieżność, jeśli idzie o sposób
modlitwy, którą odnajdziemy później u Maryi Dziewicy.
Czyż nie jest to właśnie ta postawa: pozwolić Jezusowi
modlić się w nas? .
Powróćmy do przekazów opisujących cudy, a zwłasz-
cza do modlitwy skargi i prośby, charakterystycznych dla
Pisma Świętego. Wszystkie one mają tę samą strukturę,
na którą ogólnie składają się:
12 Jacgues Trublet SJ, La priere des psaumes (3): La seule parole
possible, w: Vie Chrśtienne, nr 1974; ss. 13-16.
168
1. Opis zła lub sytuacji bez wyjścia, niezależnie czy
dotykają one konkretnych osób czy też ich otoczenia.
Dokładnie wylicza się przyczyny, czas trwania, przeraże-
nie, różne próby podjęte wcześniej dla zażegnania zła.
Wymienia się imiona nieszczęśników, np.: niewidomy
żebrak Bartymeusz (Mk 10, 46). Niekiedy są to rodzice
lub przyjaciele chorego, którzy przychodzą z prośbą.
Jezus natomiast podziwia ich wiarę.
2. Wzywanie Boga lub Chrystusa na pomoc. Wołanie
często poprzedzone jest gestem lub postawą wyrażającą
żar modlitwy. Człowiek zbliża się do Chrystusa, upada
przed Nim na kolana i prosi Go (por. Mk 1, 40). Ciało
wyraża zapał i moc modlitwy. Zazwyczaj wykonując gest
człowiek mówi do Chrystusa: „Ty". Jeśli chcesz, możesz
mnie oczyścić (Mk 1, 40).
Niekiedy wzywanie na pomoc przybiera formę rozka-
zującą: Synu Dawida, ulituj się nade mną! (M k 10, 48)
lub ucieka się do wybiegu, jak u ludzi, którzy odkryli dach
nad miejscem, gdzie Jezus się znajdował, i przez otwór
spuścili łoże, na którym leżał paralityk (Mk 2, 4). Wołanie
może być wyrażone również na wiele innych sposobów,
zresztą o niektórych z nich mówiliśmy już przy okazji
analizy modlitwy psalmicznej. Przypomnijmy tutaj jedynie
te, które występują najczęściej: wzywanie, jęczenie,
krzyk, skarga, wylewanie żalu, narzekanie, płacz.
3. Wysłuchujący Jezus. W psalmach do opisu wrażli-
wości Boga często używa się następujących słów: pa-
trzeć, nasłuchiwać, otwierać się, oglądać, współczuć,
litować się. Tak samo w Ewangelii, kiedy trędowaty przy-
chodzi do Jezusa, On lituje się nad nim. O tym, że Jezus
169
nas słucha, świadczą słowa wypowiedziane do niewido-
mego pod Jerychem: Co chcesz, abym ci uczynił? (Mk
10, 51). Wcześniejsze lub późniejsze milczenie powinno
umożliwić proszącemu zrozumienie pytania Chrystusa:
podobnie powtórzenie pierwszego wezwania pogłębia
samą prośbę.
4. Odpowiedź Chrystusa na prośbę, ograniczająca się
często do jednego gestu lub kontaktu fizycznego z cho-
rym: Wyciągnął rękę, dotknął go i rzekł do niego: „Chcę,
bądź oczyszczony!" (Mk 1, 41). Często jednak przed
samym uzdrowieniem Chrystus rozmawia z proszącym,
próbując doprowadzić do oczyszczenia jego wiary. Pod-
kreślaliśmy już dosyć mocno to, co wydaje się nam
istotne w zrozumieniu modlitwy Jezusa w ostatnich
chwilach Jego życia. Prosi, aby ominął Go kielich, który
miał wypić, ale jednocześnie pragnie jedynie spełnienia
woli Bożej. Tak samo postępował z przychodzącymi do
Niego ludźmi, znanymi nam z Ewangelii, których chciał
doprowadzić od poszukiwania uzdrowienia do poszukiwa-
nia obecności. Ludzie nie powinni przychodzić do Niego
tylko po to, aby otrzymać chleb lub zobaczyć cud, ale
aby Go odkryć, Jego i misterium Jego Osoby, która daje
wodę żywą.
5. W końcu reakcja człowieka lub otoczenia. Człowiek
dziękuje Bogu za uzdrowienie, daje wyraz swojej radości,
zachowuje milczenie lub pozostaje obojętny. Trędowaty,
który został oczyszczony, zaczął wiele opowiadać i roz-
głaszać to, co zaszło (Mk 1, 45). Po uzdrowieniu zaś
niewidomego cały lud, który to widział, oddał chwałę
Bogu (Łk 18, 43; Mt 9, 8).
170
* b) Rytm w opisie konania
W ten sam sposób można przeanalizować, jak rozwija
się opis męki i zmartwychwstania Chrystusa. Najbliższa
jednak przedstawionemu wyżej schematowi jest modli-
twa Jezusa w Ogrodzie Oliwnym. Odnajdujemy w niej
wszystkie elementy ewangelicznej modlitwy wraz z wy-
eksponowaniem wiary, która zdolna jest góry przenosić,
i dziecięcym poddaniem się Jezusa woli Ojca. Wyliczmy
je pokrótce:
1. Najpierw wymienia się cierpienia, jakie przeszedł
Chrystus: trwoga konania, przekleństwa, kpiny i razy. Św.
Marek podkreśla ogromny strach i lęk odczuwany przez
Chrystusa: / rzekł do nich: „Smutna jest moja dusza aż
do śmierci" (Mk 14, 34). O ile w czasie Ostatniej Wiecze-
rzy Jezus spokojnie przyjmuje konieczność swojej
śmierci, to w Ogrodzie Oliwnym pojawia się rzeczywi-
stość kielicha, który Jezus z drżeniem przyjmuje do
wypicia. Żadna ludzka pomoc nie jest już dłużej możliwa,
nawet uczniowie śpią. Trzeba często myśleć o ostatniej
chwili naszego życia, która niekiedy ciągnie się przez
wiele dni, i pamiętać, że w takiej sytuacji można zdać się
jedynie na Ojca. Do tego momentu możemy przygotować
się jedynie poprzez stałe uświadamianie sobie, że tylko
Bogu możemy w pełni zaufać, a nie sobie.
2. Wołanie Chrystusa skierowane do Ojca. Postawa
ciała podkreśla żar Jego modlitwy: / odszedłszy nieco
dalej, upadł na ziemię i modlił się, żeby -jeśli to możliwe
- ominęła Go ta godzina (Mk 14, 35). Właśnie w tym
miejscu słowo modlitwa najpełniej wyraża na zewnątrz to,
co dokonywało się w sercu Chrystusa. Czyż trzeba
171
próbować zrozumieć tę modlitwę? Sądzę, że nie! Lepiej
jest zatrzymać się i czuwać z Chrystusem. Jeśli Ojciec
postanowi pociągnąć nas do modlitwy Jezusa, nasze
kamienne serce rozpryśnie się pod naporem obezwład-
niającej łagodności Jezusa, a pocieszenie nagrodzi lata
oczekiwania i modlitwy.
Dalej, jest to modlitwa bezpośrednia: Abba, Ojcze, dla
Ciebie wszystko jest możliwe, zabierz ten kielich ode
Mnie! Lecz nie to, co Ja chcę, ale to, co Ty! (Mk 14, 36).
W języku ojczystym Chrystusa słowo Abba było niewąt-
pliwie stale powtarzaną modlitwą Jezusa. Dlatego właś-
nie Duch Święty w głębi nas je powtarza:
Wystarczy przejrzeć Ewangelie, aby przekonać się, że
wspomnienie Ojca było stale obecne w sercu i w myś-
lach Jezusa, podobnie jak słowo Abba było stale na
Jego ustach. Czy to kiedy się modlił pod osłoną nocy,
czy też kiedy dokonywał cudów na oczach tłumów
(por. J 11, 41-42), zawsze wzywał imienia Boga,
swojego Ojca. Abba, była to ostatnia modlitwa Jezusa
w Ogrodzie Oliwnym, Jego ostatnie wezwanie na
krzyżu (por. Mk 14, 36; Łk 23, 46)13.
W ostatnich chwilach życia Jezus niezmiennie wyrzu-
cał z siebie urywaną modlitwę: Abba! Ojcze! \ dorzucał
do niej natychmiast inne wezwanie, które było mu bardzo
bliskie, gdyż w pełni ufał Ojcu: Dla Ciebie wszystko jest
możliwe. Jezus często powtarzał tym, którzy przychodzili
13 H. le Saux, Eveil ś soi, et/e// ś Dieu, Centurion 1971,' s. 132.
172
do Niego, słowa: Wszystko jest możliwe dla tego, który
wierzy, a teraz sam powraca do nich na modlitwie. Przy-
chodzą mi na myśl słowa z Listu do Hebrajczyków odno-
szące się do Izaaka i Abrahama: Bóg mocen wskrzesić
także umarłych, i dlatego odzyskał syna, jako podo-
bieństwo [śmierci i zmartwychwstania Chrystusa] (Hbr 11,
19). Jezus wierzy we wszechmoc swojego Ojca, który Go
wskrzesi, i w tym sensie Jego modlitwa z Ogrodu Oliw-
nego została wysłuchana. W sytuacji, w jakiej znajduje
się Jezus, żadna rzecz nie jest określona z góry przez
jakąś niewzruszoną wolę. Jest w niej natomiast miejsce
na dialog dwóch wolnych osób, z których każda może
odmówić lub zgodzić się.
Dalej zobaczymy, jak Jezus wyraża swoją prośbę
i podporządkowuje ją woli Ojca. Chce oczywiście, aby
ominął Go ten kielich, ale jeszcze bardziej pragnie być
blisko Ojca i pełnić Jego wolę. W każdej modlitwie
chrześcijańskiej występuje napięcie, które polega na tym,
że prosimy Ojca, aby spełnił nasze pragnienia, ale
w końcu zgadzamy się na to, czego On chce. Dla Jezusa
wszystko osiąga swój szczyt w krzyku rozpaczy: Boże
mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił? (Mk 15, 34).
Jednak nie są to ostatnie słowa Jego modlitwy. Przed
śmiercią mówi jeszcze: Ojcze, w Twoje ręce powierzam
ducha mojego (Łk 23, 46). Św. Łukasz zauważa, że
Jezus wołał donośnym głosem, który nie wyrażał już
skargi, ale miłość.
3. W końcu wkracza Ojciec i wskrzesza Jezusa tą
samą mocą swej chwały, którą w Ewangeliach przemie-
niał cierpienie chorych. Jest to urzeczywistnienie się
wszechmocy Bożej, przekraczającej wszelkie nasze wy-
173
fei
obrażenia i prośby: Tego właśnie Jezusa wskrzesił Bóg
(Dz 2, 32). Kościół może więc głosić zmartwychwstanie
w modlitwie uwielbienia, podobnie jak uzdrowieni chorzy
rozpowiadają o mocy Bożej: jak to sami widzicie i sły-
szycie (Dz 2, 34).
3 - „NIE TO, CO JA CHCĘ, ALE TO, CO TY"
Jak widać, podobną strukturę modlitwy można odna-
leźć tak w psalmach, jak i w Ewangeliach. Czytając
Ewangelię wg św. Marka, zastanawiamy się, dlaczego
ewangelista nie pominął milczeniem powtarzanych bez
końca próśb Chrystusa skierowanych do Ojca, aby
zachował Go od śmierci. Pewnym sposobem budującej
relacji o modlitwie Jezusa mogłoby być podkreślanie
jedynie Jego poddania się woli Ojca, a pominięcie mo-
dlitwy. Jeśli jednak Marek wspomina wołanie Chrystusa
wśród kolejnych wydarzeń, to na pewno miał jakiś po-
wód, l jeśli ta modlitwa szokuje nas, to najprawdopo-
dobniej dlatego, że nasza własna modlitwa nie jest modli-
twą Chrystusa ani modlitwą postaci z Pisma Świętego.
Skargi zawarte w psalmach czy też w ewangelicznych
opisach cudów są jedynie echem krzyku ludzkości, która
cierpi: krzyku nieuleczalnie chorych w szpitalach, krzyku
torturowanych w obozach, krzyku samotnych. Jezus do
samego końca dzielił z nami tragiczny los człowieka. Nie
kierował się wolą narzuconą z zewnątrz. Do głębi związał
się z naszym lękiem i smutkiem. Doświadczył rozdarcia
i musiał wybierać między sobą i Ojcem. Podobnie jak
wszyscy cierpiący oczekiwał, że ominie Go ten kielich.
174
Dlatego właśnie wzywa Ojca donośnym głosem, pisze
autor Listu do Hebrajczyków. Kiedy zgadzamy się, aby
nasze spontaniczne dążenia wyszły na spotkanie z wolą
Ojca, wówczas naśladujemy modlitwę Jezusa.
Jezus zdaje sobie sprawę także z tego, że Jego wo-
łanie tak jak i nasze jest miejscem nowych narodzin.
Pismo Święte nie skupia się jedynie na Bogu, ale zwraca
również uwagę na związek, na nierozerwalne przymierze
zawarte między Bogiem i człowiekiem. Taka modlitwa
wskazuje w konkretny sposób - poprzez czyn - czym
jest Boże zbawienie, czyli wzajemna relacja między
wyzwalającym a wyzwolonym. Moc Boża przychodzi nam
na pomoc w największym utrapieniu: Choroba ta nie
zmierza ku śmierci, ale ku chwale Bożej, aby dzięki niej
Syn Boży został otoczony chwałą (J 11, 4).
Kiedy więc człowiek wzywa Boga z samego dna swe-
go utrapienia, wtedy rodzi się dla Słowa i doświadcza
mocy zmartwychwstania. Bóg, wypowiadając słowo, sku-
tecznie przemienia rzeczywistość. My natomiast w coraz
mniejszym stopniu polegamy na swoim słowie i swoim
wołaniu. Pismo Święte bardzo wyraźnie podkreśla ową
moc słowa. Człowiek, stworzony przez Boga, zostaje
wyposażony w moc nazywania rzeczy po imieniu (Rdz 2,
18-20), czyli otrzymuje władzę nad nimi. Wzywać Boga
po imieniu to w jakiś sposób uczestniczyć w mocy, która
od Niego pochodzi. Dlatego właśnie żaden Żyd nie
ośmieliłby się wymówić imienia Jahwe. Zastępowali je
opisowym Adonai. Tylko arcykapłan wypowiadał imię
Jahwe w dniu święta Jom Kipur14. W Dziejach Apostol-
14 Dzień Pojednania, zob. Kpł 23, 26-32 - przyp tłum.
175
skich moc imienia Jezusa dokonuje uzdrowienia chrome-
go, który żebrał przy bramie świątyni zwanej Piękną (por.
Dz 3,1-11). Jezus zapewnia nas, że każde słowo modli-
twy wypowiedziane w Jego imieniu jest skuteczne. Gdy
Bóg mówi, stwarza rzeczy. Gdy człowiek zwraca się do
Boga i wyrzuca z siebie swój ból, to uczestniczy w mocy
Bożej i wchodzi w stałą łączność z Bogiem. W tym sen-
sie modlitwa konania Jezusa jest skuteczna, a zmar-
twychwstanie jest dowodem wysłuchania jej.
Przyglądnijmy się uważniej, jak człowiek rodzi się dla
Słowa, kiedy zwraca się do Boga, aby Go o coś prosić.
W wielu psalmach modlący się prosi Boga, aby obdaro-
wał go dobrami, których mu brakuje: pożywieniem i pi-
ciem (102, 5-6), długim i szczęśliwym życiem (102, 25),
uwolnieniem od lęku (86, 7), uzdrowieniem z choroby
(102, 3), zwycięstwem nad nieprzyjaciółmi (86, 17),
wybawieniem od śmierci (102, 21). W modlitwie konania
Jezus prosi Ojca, aby oddalił od Niego kielich męki,
a ostatecznie, aby zachował Go od śmierci. W prośbie tej
mamy dwa charakterystyczne podejścia: z jednej strony
niczym nie można zastąpić tego, o co Jezus prosi,
a z drugiej strony Jezus prosi Ojca o to, czego własnymi
siłami nie może osiągnąć. Jedynie Ojciec może Go za-
chować od śmierci. Jest to modlitwa wstawiennicza w ca-
łej swojej czystości i intensywności. Powiedzieliśmy już
wyżej, że modlitwa ta trwała całą noc, a krwawy pot,
wspomniany przez św. Łukasza, świadczy o ogromnym
napięciu.
Nie wolno nam jednak pomylić się co do znaczenia
prośby Jezusa skierowanej do Ojca. Zabieganie o coś
ujawnia głębsze pragnienie, pragnienie obecności.
176
Wszyscy dobrze wiemy, że kiedy dziecko chce czegoś
od mamy, na przykład kiedy, po obudzeniu się, chce pić,
to w zasadzie chodzi mu o coś zupełnie innego. Płacz
dziecka jest przede wszystkim wołaniem o pomoc: chce,
aby po nocy, kiedy to było samo, przyszła do niego
mama i upewniła je, że jest blisko. Może tego dokonać
jedynie uciekając się do jakiegoś pretekstu (pragnienia,
picia). Ci, którzy choć raz czuwali przy umierającym
człowieku, dobrze wiedzą, że trzeba go trzymać za rękę,
aby miał pewność, że jesteśmy przy nim.
Kiedy środkiem porozumienia między Jezusem
a Ojcem staje się donośna modlitwa, wówczas skarga
przemienia się w prośbę. Wołanie o pomoc raz skrywało,
a innym razem odsłaniało inne pragnienie, pragnienie
obecności. Dlatego też Ojciec odpowiada na tę modlitwę,
wysyłając zwiastuna swojej obecności: Wtedy ukazał Mu
się anioł z nieba i umacniał Go (Łk 22, 43). Za każdym
razem, gdy Bóg posyła do kogoś anioła, czyni to, aby
zaznaczyć, że jest obecny, czuwa i że chce pomóc.
Jahwe posyła anioła do zniechęconego Eliasza, aby za-
niósł mu podpłomyk i dzban wody (por. 1 Krl 19, 1-8).
Kiedy Jezus zwraca się do Ojca, aby oddalił od Niego
kielich, w samo serce tej prośby wpisuje się pragnienie
bliskości Boga. Warto w tym miejscu wrócić do psalmów,
w których człowiek wyraża pragnienie Boga żywego
i chce Go spotkać twarzą w twarz (zob. Ps 42, 2).
O pragnieniu tym świadczy psalm 22, którego werset
Jezus wypowiada na krzyżu:
Me stój z dala ode mnie, bo klęska jest blisko,
a nie ma wspomożyciela.
(Ps 22,12)
Potęga modlitwy -12 177
można lekceważyć tego rodzaju modlitwy ani uważać jej
za dziecinną. Tak samo jeśli stawiamy siebie w centrum
tej modlitwy, Bóg stopniowo zmienia ośrodek naszego
zainteresowania. Ten, kto chce postąpić na drodze mo-
dlitwy, powinien przyjąć owo wyjście z siebie i wejście
w niczego nie wymagający związek z Bogiem. Jeżeli nie
potrafimy jeszcze zdobyć się na to, powinniśmy pokornie
przyznać się, że nasza prośba nie jest ostatnim słowem
miłości, ale pierwszym gaworzeniem. W modlitwie tej
chodzi mniej więcej o to, byśmy zrozumieli, że Bóg jest
zupełnie inny i że my zajmujemy drugie miejsce.
Bóg roztacza swoją opiekę nad człowiekiem, który
powierza się Mu, nawet jeśli jego zaufanie nie jest zu-
pełnie czyste i nie wypływa z głębi serca. On wie, z cze-
go zostaliśmy ulepieni, i potrafi zrozumieć, że zabieganie
o różne rzeczy czy też o ziemskie pożywienie skrywa
w sobie głębsze pragnienie, pragnienie oglądania Jego
twarzy. Pismo Święte określa człowieka jako „pragnące-
go Boga". Taki jest też bez wątpienia sens słów psalmu:
Uczyniłeś go niewiele mniejszym od istot niebieskich.
(Ps 8, 6)
Sprawiłeś, że „odczuwa brak Boga". A któż może
zaspokoić głębokie pragnienie człowieka, jeśli nie Bóg,
którego nie da się niczym zastąpić?
179
Jezus chce zobaczyć Ojca i być widzianym przez
Niego, chce Go słuchać i być przez Niego wysłuchanym:
Boże mój, wołam przez dzień, a nie odpowiadasz
[wołam] i nocą, a nie zaznaję pokoju.
Ty zaś, o Panie, nie słój z daleka;
Pomocy moja, spiesz mi na ratunek.
(Ps 22,3. 20)
Jezus prosi Boga, aby włączył się do Jego sprawy
i ma nadzieję, że Ojciec Go wybawi:
Ocal od miecza moje życie,
z psich pazurów wyrwij moje jedyne dobro..
(Ps 22, 21-22^
Jezus zabiega o wyzwolenie, jednak chodzi mu o coś
głębszego. Oczekuje Jahwe, w którym nigdy nadziei nie
pokłada się na próżno (por. Ps 22, 4-6).
Zauważmy, że Jezus, modląc się przed śmiercią, nig-
dy nie stawiał siebie w centrum swoich próśb. Zawsze
obecne jest Ty, a Jego modlitwa podporządkowana jest
woli Ojca.
t
Lecz nie to, co Ja chcę, ale to, co Ty.
(Mk 14, 36)
Nawet jeśli szukamy Boga i zwracamy się do Niego
z prośbą jedynie ze względu na dobra, których On nam
udziela, a nie ze względu na Niego samego, to za
każdym razem wygląda to zupełnie inaczej. Dlatego nie
178
Jezus potrzebował całego swojego ludzkiego życia,
aby dotrzeć do sedna tych słów. Teraz potrafi już się
modlić. Umierając, mógł wypowiedzieć długo dojrze-
wające „tak" z miłości do Ojca: wyraził całą jego
pełnię, w pokoju, bez cienia wątpliwości i wahania.
Jego modlitwa jest pocałunkiem miłości, wraz z któ-
rym przekazuje swoje ostatnie tchnienie: Ojcze,
w twoje ręce powierzam ducha mojego*5.
W ostatnich chwilach życia prośby Jezusa stały się
prawdziwą modlitwą, gdyż szukał w nich twarzy Ojca
jedynie dla niej samej. Zgodził się, że nie będzie natych-
miast wysłuchany tak, jakby tego pragnął. Skutki tego dla
Jezusa są podobne jak w relacjach międzyludzkich.
Czuje się opuszczony i ma wrażenie, że został zapom-
niany. A jednak pomimo tych doświadczeń, Jezus nadal
jest zdolny kochać Ojca. Słowa, które wówczas wypowia-
da, są prawdziwym aktem miłości: „Oddaję się Tobie...
dla Ciebie".
Na modlitwie powinniśmy zaprzeć się samych siebie
dla Boga i zgodzić się na utratę odczucia Jego obecnoś-
ci: Jak niemowlę u swej matki, jak niemowlę - tak we
mnie jest moja dusza (Ps 130, 2). Św. Jan od Krzyża
pisze, że Bóg narzuca nam rozłąkę, aby nauczyć nas
samodzielnego kroczenia w kierunku twardej rzeczywi-
stości wiary. Ideałem byłoby, gdybyśmy sami podjęli ten
trud, skoro jednak przekracza to nasze możliwości, sam
Bóg wkracza i burzy wszystkie nasze ludzkie zabezpie-
ISA. Louf, Seigneur, apprends-nousśprier, Ed. Foyer Notre-Dame,
Bruxelles 1973, s. 49.
181
4 - „OJCZE, w TWOJE RĘCE POWIERZAM DUCHA
MOJEGO"
Wracając do porównania z dzieckiem i matką, zapytaj-
my: w jaki sposób dziecku udaje się nawiązać z matką
prawdziwą relację miłości? Innymi słowy, jak doprowa-
dzić do tego, aby nie znajdować już upodobania w tym,
że się ją ma koło siebie, ale podzielać jej pragnienia,
pragnienia oddania się jej, kiedy tego chce i jak tylko
chce? Tak samo jest z modlitwą: jak przekonać się, że
szukając Boga, nie szukam jedynie własnej przyjemności
czy też zaspokojenia własnych pragnień, ale pragnę Go
odkrywać na tyle, na ile On chce mi się dawać?
Jezus udziela nam odpowiedzi na to pytanie w swojej
modlitwie w Ogrodzie Oliwnym. Zgadza się, aby Jego
pragnienie zachowania od śmierci nie zostało spełnione
i aby pragnienie Ojca stało się Jego własnym. Powierza-
jąc się Ojcu poprzez złożenie z siebie czynnej ofiary,
Chrystus liczy przede wszystkim na spełnienie się Jego
woli: Ojcze, w twoje ręce powierzam ducha mojego (Łk
23, 46).
Jezus nie wpada w sidła śmierci, ale miłości. Ojcu
powierza swojego ducha, czyli ruah, sferę najbardziej
wewnętrzną, którą człowiek otrzymał od Boga, tchnie-
nie życia. To, co człowiek daje do zrozumienia inne-
mu człowiekowi poprzez pocałunek miłości, Jezus
przekazał swojemu Ojcu umierając, w ostatnim
tchnieniu. Wcześniej, w odpowiedzi na wyznanie
miłości, Jezus słyszy od Ojca: Tyś jest mój Syn
umiłowany, w Tobie mam upodobanie (Mk 1, 11).
180
Tak więc modlitwa Jezusa konającego zostaje wysłu-
chana z największą uwagą. Jezus powierzył swojego
ducha w ręce Ojca i otrzymał od Niego pełnię miłości,
która stała się udziałem serc wszystkich wierzących.
Zmartwychwstanie, centralny moment zbawienia ludzkoś-
ci, jest odpowiedzią na modlitwę Boga-człowieka w Ogro-
dzie Oliwnym, który zawarł w niej wszystkie prośby
z ludzkiej historii zbawienia. Jego modlitwa jest we-
wnętrznie związana z misją. Jezus prosi, aby czczono
imię Ojca, aby przyszło Jego Królestwo, a Jego ostatnia
modlitwa włącza się w wypełnienie woli Ojca jako w nie-
bie tak i na ziemi.
5 - UCZYMY SIĘ MODLITWY OD JEZUSA
W Ogrodzie Oliwnym Jezus prosił Ojca, aby zachował
Go od śmierci. Ojciec zaś wywyższył Go i ustanowił
Panem nieba i ziemi. W ten sposób została pokazana
światu jedność Ojca i Syna. Ludzie natomiast otrzymali
dar Ducha Świętego, aby mogli wejść do tej komunii
miłości. Dzięki temu Jezus ukazał nam prawdziwy cel
naszej modlitwy, którym jest rozlanie Ducha Świętego
w sercu każdego człowieka. Mamy pewność, że otrzyma-
my wszystko, o co prosimy - niezawodnie i darmowo -
trzeba jednak prosić przede wszystkim o Dar, którym jest
wzajemna miłość Ojca i Syna. W szesnastym rozdziale
Ewangelii według św. Jana Jezus mówi o zesłaniu Ducha
Świętego, który najlepiej nauczy nas modlitwy błagalnej:
W owym dniu będziecie prosić y imię moje, i nie
mówię, że Ja będę musiał prosić Ojca za wami.
183
czenia. Na modlitwie trzeba chcieć Boga dla Niego
samego, a nie ze względu na pocieszenia, jakie powo-
duje Jego obecność.
W końcu modlitwa Jezusa nie była niczym innym jak
tylko wyrazem miłości do Ojca. W pewnym sensie miłość
i modlitwa są do siebie bardzo podobne: w obydwu przy-
padkach człowiek narażony jest na rozdarcie. Kochać
kogoś, to zgodzić się na jego oddalenie, jeśli tego
pragnie. Wcześniej czy później miłość powinna zaakcep-
tować chwile rozłąki, aby umożliwić drugiej osobie bycie
sobą. Zdają sobie z tego sprawę ci, którzy kochają się
miłością nieujawnioną, zabronioną czy też zrujnowaną
przez śmierć. We wszystkich przypadkach trzeba wylać
wiele łez, ale drugą osobę kocha się dla niej samej.
W chwili walki, która dokonała się w Ogrodzie Oliw-
nym, Chrystus ofiarował się Ojcu: nie jak Ja chcę, ale jak
Ty (Mt 26, 39). Są to ostatnie słowa miłości, które
sprawiają, że na modlitwie jesteśmy podobni do „pełnią-
cych wolę Boga", jak nazwał anioły J. Trublet (por. Ps
103,21). Jako że Jezus zdobył się na to, aby powiedzieć
Bogu: Gdy jestem z Tobą, nie cieszy mnie ziemia (Ps 73,
25), wszystkie Jego pragnienia zostały spełnione i spot-
kał Boga żywego. Umierając na krzyżu, Jezus modlił się
pierwszymi wersetami psalmu 22 (2): Boże mój, Boże
mój, czemuś mnie opuścił?. Psalm ten kończy się ogrom-
nym zachwytem ze spotkania z Bogiem twarzą w twarz:
Bo On nie wzgardził ani się nie brzydził nędzą
biedaka,
ani nie ukrył przed nim swojego oblicza,
i wysłuchał go, kiedy ten zawołał do Niego.
(Ps 22, 25)
182
Krzyża „z dostojeństwem" czy do obojętności wobec
cierpień. Jest w nim jakieś niezdrowe upodobanie w cier-
pieniu i brak równowagi w podkreślaniu wagi ukrzyżo-
wania Chrystusa w porównaniu ze zmartwychwstaniem.
Stoicyzm osłabia również znaczenie grzechu, który stale
oscyluje między poczuciem winy a zadowoleniem. Aby
wołać do Boga, trzeba naprawdę odczuwać konieczność
zbawienia. Kto dzisiaj zastanawia się nad tym, że Jezus
przyszedł do ubogich, grzeszników i chorych? Czy zda-
jemy sobie sprawę, że dotrzeć do najgłębszego i nieosią-
galnego wprost zrozumienia Boga jako Ojca miłosiernego
możemy jedynie poprzez ofiarowanie mu swojej nędzy,
aby mógł sam ją zastąpić?
Bez wątpienia dotykamy tutaj poważnej trudności
dotyczącej modlitwy błagalnej: wzajemnego odniesienia
między zbawieniem a wyzwoleniem. „Wyzwolenie to dą-
żenie człowieka do uwolnienia się od tego wszystkiego,
co go wyobcowuje lub sprawia mu cierpienie. Zbawienie
natomiast to poznanie swoich ograniczeń w dążeniu do
wyzwolenia, to ciągle wymykający się cel lub niemożliwe,
które staje się możliwym wraz z Bogiem przyjętym
w Jezusie Chrystusie (por. Flp 3).
Z głośnym wołaniem i płaczem za dni ciała swego
zanosił On gorące prośby i błagania do Tego, który
mógł Go wybawić od śmierci i został wysłuchany
dzięki swej uległości. A chociaż był Synem, nauczył
się posłuszeństwa przez to, co wycierpiał. A gdy
wszystko wykonał, stał się sprawcą zbawienia wiecz-
nego dla wszystkich, którzy Go słuchają, nazwany
przez Boga kapłanem na wzór Melchizedeka (Hbr 5,
7-10).
ujuieu sarn was rnituje, uo wyście Mnie
umiłowali i uwierzyli, że wyszedłem od Boga. Wysze-
dłem od Ojca i przyszedłem na świat; znowu opusz-
czam świat i idę do Ojca (J 16, 26-28).
Zasadniczo powinniśmy odmawiać tylko tę modlitwę:
„Ojcze, w imię Jezusa, udziel mi swojego Ducha", bo
tylko ona na pewno będzie wysłuchana.
Jak więc wytłumaczyć fakt, że ten sposób modlitwy
jakby wyszedł z użycia? Trzeba jednak zauważyć, że
pozostaje on nadal żywy u dzieci i ubogich, którzy w na-
turalny sposób znajdują właściwą postawę, składając
ręce do modlitwy. Wystarczy przeczytać zeszyty z inten-
cjami lub też wsłuchać się w prośby zanoszone w Lour-
des czy na rue du Bać16 (por. książka o. Serge Bonne-
ta, Les priśres secrśtes des Francais), aby przekonać
się, że każdy w swoim sercu nosi to dążenie.
Z drugiej strony u chrześcijan, określonych jako bar-
dziej postępowi, istnieje jakby uprzedzenie do tego
rodzaju modlitwy. Modlitwa błagalna nie ma dobrej opinii
u tych, którzy wolą „pogłębienie niż ceremonie!" Wiele
czynników złożyło się na obniżenie wartości modlitwy
błagalnej, a zwłaszcza krytyka mistrzów podejrzeń17,
którzy zarzucali nam, że wymyśliliśmy Boga, uwalniające-
go nas od konieczności tworzenia, działania czy walki.
Podlegaliśmy również wielu innym zgubnym wpływom,
szczególnie stoicyzmu, który zachęca do dźwigania
16 Na rue du Bać w Paryżu znajduje się kościół cudownego
medalika - przyp. tłum.
17 Tak wyraził się o F. Nietzschem, Z. Freudzie, K. Marksie Edmund
Hussert - przyp. tłum.
184
III
BŁOGOSŁAWIONA, KTÓRA UWIERZYŁA
„">
4 -
I.?
Rozdział pierwszy
PONOWNE ODKRYCIE MODLITWY MARYI
To właśnie dzięki modlitwie pierwotnej wspólnoty
możemy poznać „słowa" Jezusa dotyczące modlitwy,
a także dotrzeć do istoty modlitwy samego Chrystusa.
Trzeba było chwaty Paschy, aby uczniowie otrzymali
w obfitości dar Ducha Świętego i dzięki głosowi przeby-
wającego w nich Ducha uchwycili docierające do nich
echo modlitwy Jezusa:
A powiedział to o Duchu, którego mieli otrzymać
wierzący w Niego; Duch bowiem jeszcze nie był
<dany>, ponieważ Jezus nie został jeszcze uwielbiony
(J 7, 39).
Wydaje się, że mamy do przebycia podobną drogę,
jeśli chcemy się zbliżyć do misterium modlitwy Maryi
w czasie Jej ziemskiej pielgrzymki, i jeśli chcemy odna-
leźć Ją w Wieczerniku modlącą się z jedenastoma. Myślę
również, że powinniśmy pójść jeszcze dalej na tej dro-
dze, przyglądając się modlitwie Maryi w miejscach, gdzie
ludzie proszą Ją o wstawiennictwo.
Modlitwa Dziewicy wiąże się z tymi miejscami i cza-
sem, w których dawała znać o swojej obecności i w któ-
189
tropnymi, a objawione prostaczkom (por. Mt 11, 25).
Dzieje się zatem coś bardzo prostego, coś, czego nieraz
każdy z nas doświadczył w Lourdes. Porzucamy wszyst-
kie nasze subtelne dywagacje na temat modlitwy, aby
w końcu przyjąć naszą zupełną bezradność. Czujemy się
zmuszeni do zanoszenia pokornych próśb, które prze-
mieniają nas w żywą modlitwę.
Przyjeżdżamy tam z wszelkiego rodzaju problemami
i męczącymi nas pytaniami, zdecydowani rozwiązać je
przy pomocy całej swojej inteligencji i woli. Jednak to
modlitwa ogarnia nas aż po sam szpik, wdziera się
w nas, zmiata wszystkie pytania i wzbudza jedyne prag-
nienie: obumarcia sobie, aby połączyć się z Chrystusem.
Problemy oczywiście pozostają, ale źródło niepokoju -
brak wiary- które je dodatkowo pogłębiało, zniknęło, aby
ustąpić miejsca głębokiemu pokojowi: A pokój Boży,
który przewyższa wszelki umysł, będzie strzegł waszych
serc i myśli w Chrystusie Jezusie (Flp 4, 7).
1 - PRZYJDŹCIE DO MNIE „
Przyłapaliśmy zatem nasze serce na gorącym uczyn-
ku. Serce modli się i jeśli przyjrzymy się bliżej naturze tej
modlitwy, dostrzeżemy, że jest ona bardzo prosta. Można
ją streścić w krótkim wezwaniu powtarzanym bez końca
przez wiele godzin:
Święta Maryjo, Matko Boża, módl się za nami grzesz-
nymi teraz i w godzinie śmierci naszej.
191
rych Jej modlitwa pozostaje ciągle żywa. Trzeba zatem
pozwolić, aby ta modlitwa, która dociera do naszego
wnętrza niejako na zasadzie osmozy, otuliła nas i prze-
niknęła. A podobnie jak dla zrozumienia modlitwy Maryi
konieczne jest zagłębienie się w Dzieje Apostolskie
i Ewangelie, tak samo nieuniknione jest „skąpanie się
w modlitwie" rzeczywistej i skutecznej.
Zazwyczaj to właśnie tłum niczym nie odznaczających
się ludzi, zwłaszcza biednych, kieruje swe kroki instynkto-
wnie ku grocie w Lourdes, do kościoła na rue du Bać czy
do Fatimy. Natomiast ludzie wybitni skłonni są nie
doceniać tych prostych form pobożności, a niekiedy
nawet nimi gardzą. Ale tak wyglądała prosta modlitwa
pasterzy zgromadzonych wokół żłóbka, aby cieszyć się
z narodzin Jezusa. Podobnie rzecz się ma z modlitwą
magów, mędrców, którzy badali gwiazdy i Pisma, a któ-
rzy jednak w końcu musieli znowu stać się dziećmi, aby
modlić się w prostocie serca i z pełnym zaufaniem.
Warto na koniec wspomnieć także o modlitwie różańco-
wej, odmawianej bez końca przez staruszki, które dzięki
niej dochodzą do wielkiej świętości i bardziej autentycz-
nej kontemplacji, nie zdając sobie z tego sprawy.
W taki sposób zdobywa się pokorne doświadczenie
modlitwy, którą można odrzucić z pogardą lub nazwać
zabobonem, jak o tym pisze w przepięknej książce Jean
Guitton1, gdyż, zgodnie z tym, co powiedział Chrystus,
misterium modlitwy zostało zakryte przed mądrymi i roz-
1 Jean Guitton, Rue du Bać ou la surperstition dópassśe, Edition
s.o.s.
190
również w innych słowach, które zachęcają chrześcijan
do pełnego zaufania.
Nie potrafię tutaj wyrazić - pisze Katarzyna Labourś
- tego, czego doświadczyłam i doznałam. Piękno i za-
chwycający blask promieni... to symbol łask, których
udzielę tym, którzy o nie poproszą, dające poznać, jak
wspaniale jest modlić się do Świętej Dziewicy i jaka
Ona jest dobra dla osób, które Ją proszą o łaski, jak
wielką radość odczuwa, udzielając im tych łask... Te
klejnoty, które przestały rozsiewać blask, to łaski,
o które zapomniano poprosić... Postaraj się, aby wy-
bito medalik według tego wzoru, osoby, które będą go
nosiły, otrzymają wiele łask, nosząc go na szyi.
Obfitość łask otrzymają osoby, które będą go nosiły
z ufnością"3.
Odnajdujemy w tych słowach to, co Chrystus ciągle
powtarza jak Ewangelia długa i szeroka:
O cokolwiek byście prosili Ojca, da wam w imię moje.
(J 16,23)
Nie wystarczy jednak usłyszeć tych słów ani nawet je
zrozumieć przy pomocy naszego intelektu, czy też starać
miraculeuse. Documents authentiques 1830-1876, Lethielleux 1976,30
octobre 1876:637/638; deux recits authographes de Cathenne, s. 352-
354.
3 R. Laurentin, op. cit., Trois relations autographes de Cathenne
Labourś, 14 aoOt 1841: 455/457, s. 294-295.
Potęga modlitwy -13
193
Mniejsza o formułę. Chodzi raczej o to, aby była ona
nieustannie powtarzaną prośbą, wypowiadaną w rytmie
oddechu, aby stała się tak naturalna jak uderzenia
naszego serca. Niekiedy pojawia się jakaś intencja, ale
zazwyczaj wstawiennictwo jest ograniczone do minimum,
skoncentrowane jedynie na Ojcu Wszechmogącym, któ-
rego słowo jest skuteczne.
Jednak modlący się nie mógłby zanosić swych próśb
do Dziewicy, jeśli Ona sama nie trwałaby na modlitwie
już wcześniej. Nasza modlitwa jest jedynie odpowiedzią
na modlitwę Boga, który niejako klęka przed człowiekiem
i żebrze o modlitwę. Odkąd ukazało się krytyczne stu-
dium o. Renę Laurentina na temat Katarzyny Labourś
i cudownego medalika, lepiej rozumiemy istotę przesłania
Maryi: jest to zasadniczo wezwanie do ufności i do mo-
dlitwy błagalnej.
Najbardziej zastanawiają mnie te słowa, które nie
wiążą się z problemem modlitwy ani też nie wnoszą nic
nowego w tę dziedzinę. Według mnie, na specjalną uwa-
gę zasługuje fakt, że Maryja kładzie szczególny nacisk
na całe nauczanie Chrystusa zawarte w Ewangeliach,
a odnoszące się do potęgi modlitwy i zaufania, na które
Bóg zawsze odpowiada. Kiedy Maryja zaprasza wier-
nych, aby „przyszli do stóp ołtarza" (czyli Chrystusa),
wówczas powtarza jedynie słowa Jezusa: Przyjdźcie do
Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja
was pokrzepię (Mt 11, 28).
Dalej zaś dodaje: „Łaski zostaną udzielone wszystkim,
którzy będą o nie prosić z ufnością, zostaną udzielone
wielkim i maluczkim"2. Te same treści można znaleźć
R. Laurentin;>. RocH»'£ m.,
Labourś et la Medaite
192
w mocy, która ma swe źródło w Bogu, i sprawia, że
otrzymujemy to, o co prosimy.
2 - UFNOŚĆ, STRZAŁA PRZESZYWAJĄCA SERCE BOGA
Z naszego punktu widzenia zawsze możemy się
zastanawiać, czy nasza modlitwa będzie wysłuchana.
Wiele razy przecież zdarzało się, że pozornie modlitwa
pozostawała bez odpowiedzi i nie przynosiła żadnego
skutku. Jednak Chrystus nie pozostawia nas samych
z naszymi wahaniami. On sam ofiaruje nam absolutną
pewność nie z tego świata, ale opierającą się na sku-
teczności Jego słowa, jeśli tylko pozwolimy Mu działać,
pozwolimy Mu wprowadzić się w „Obłok niewiedzy",
gdzie wszystko jest możliwe.
Wówczas sam problem, czy będziemy wysłuchani,
przestanie nas interesować, gdyż ogarnie nas całkowita
pewność: nieskażona ufność w moc Zmartwychwstałego.
Na tym poziomie totalną pewność daje nam zamieszkują-
ca nasze serca nadzieja:
A nadzieja zawieść nie może, ponieważ miłość Boża
rozlana jest w sercach naszych przez Ducha Święte-
go, który został nam dany (Rz 5, 5).
W jednym momencie miłość ta nabiera żaru i rozpala
się do białości, tak że za pielgrzymami z Emaus powta-
rzamy: Czy serce nie pałało w nas, kiedy rozmawiał
z nami w drodze i Pisma nam wyjaśniał? (Łk 24, 32).
Nasza ufność w moc Zmartwychwstania powinna być
zatem na tyle głęboka, aby nie szukać innych zabezpie-
195
się je wykonywać. Trzeba je przyjąć w wewnętrznym
objawieniu. Ten, kto wcześniej nie przeszedł przez etap
błagania w Duchu o wejście w misterium modlitwy, nie
może niczego zrozumieć z lamentacji, które wyznaczają
bieg psalmów i Ewangelii, nie odczuwa wyraźnie potrze-
by wyzwolenia, jednym słowem, nie ma poczucia bezpie-
czeństwa ubogich, którzy całkowicie zdali się na Boga.
Jasne staje się zatem, dlaczego ubodzy i mali instynk-
townie kierują swe kroki ku tym miejscom modlitwy,
pragnąc przedstawić Jej swe prośby. Pamiętam dwudzie-
stoośmioletniego młodego mężczyznę, dobrze sytuowa-
nego absolwenta politechniki, który kiedyś słuchał mojej
konferencji na temat modlitwy. Bardzo dyskretnie zwrócił
mi wówczas uwagę, że mówiąc o modlitwie, słowem nie
wspomniałem o Maryi. Powiedział również: „Dopiero po
wielu ciężkich przeżyciach, błędach i porażkach zrozu-
miałem, co znaczą słowa Chrystusa: Dotąd o nic Mnie
nie prosiłeś! Teraz nauczyłem się rozpoznawać drogę
prowadzącą na rue du Bać!"
Kiedy Jezus wzywa nas: Proście, a będzie wam dane;
szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam (Mt
7,7), to równocześnie stwarza to, o co prosimy. Nato-
miast człowiek zwracając się do Jezusa i wyrzucając
z siebie ból, uczestniczy w mocy samego Chrystusa
i wchodzi z Nim w bezpośredni kontakt. Wierzymy, że
Bóg jest wszechmogący i że wszystko jest w Jego mocy.
Za to o wiele słabiej wierzymy w moc naszych własnych
słów i wezwań. Niemniej moc ta jest bardzo wyraźnie
podkreślana w Biblii: Pan mnie wysłuchuje, ilekroć do
Niego wołać będę (Ps 4, 4). Podobnie jak Słowo, które
wychodzi z ust Bożych, nie wraca bezowocnie (por. Iz
55, 11), tak i nasze słowa uczestniczą w jakiś sposób
194
Zaufanie cechuje życie bez szukania zabezpieczenia,
i to w każdej dziedzinie, z odrzuceniem nawet tego, co
może zapewnić choćby najmniejsze poczucie bezpie-
czeństwa. Taki właśnie jest sens ubóstwa, które otwiera
człowieka na przyjęcie królestwa niebieskiego.
W Ewangeliach wszystko jest ze sobą wewnętrznie
związane. Nie można modlić się do Ojca w imię Jezusa
bez zaufania Mu, zaś aby mieć ufność, trzeba być
ubogim i przestać liczyć na własne siły, a zatem trzeba
stać się pokornym. Od momentu gdy człowiek przyjmie
postawę absolutnego ubóstwa, może prosić Boga
o wszystko, z odwagą nie znającą granic.
Aby dojść do takiej ufności, która jest jedynym
zabezpieczeniem ubogich, trzeba wiele czasu i dogłębnej
pracy Ducha Świętego. Bóg powinien nas jako swój lud
oczyścić i odebrać nam jedno po drugim wszystkie nasze
zabezpieczenia. To Boże dzieło nie może dokonać się
bez cierpień, gdyż niezbyt lubimy przyjmować wybawie-
nie z czyichś rąk.
Całkowita zależność od Boga, który w cudowny
sposób żywi swój lud manną i przynosi zwycięstwo na
końcu bitwy, stawia nas w kłopotliwej sytuacji. Czas
próby spada na nas w chwili, gdy sprzeciwiamy się
Prawu Bożemu lub gdy trudno jest nam je wypełniać.
Jeśli nie potrafimy zdobyć się na takie zaufanie Bogu,
warto przynajmniej kontemplować wiarę w sercu Maryi.
Ten, kto długo i intensywnie wpatruje się w Maryję, staje
się jak Ona istotą ubogą, pozostawioną bez dowodów
i ludzkich zabezpieczeń. Za każdym razem, kiedy Maryja
prosi o coś Chrystusa, czyni jednocześnie zastrzeżenie,
197
czeń poza absolutną pewnością serca, która uwalnia nas
z pokus zdobywania dowodów rozumowych. Gdy w ser-
cu pojawi się jakaś wątpliwość co do skuteczności naszej
modlitwy, naszą pierwszą reakcją będzie opór i sprzeciw.
W ten sposób pewność serca działa także na wyobraź-
nię, a modlitwa zmienia rzeczywistość. Wzywać Boga
bez oczekiwania na potwierdzenie to tak jak wypuścić
z łuku strzałę wycelowaną w Jego serce. Kiedy tylko
nasz krzyk dotrze do Jego uszu, zstępuje, a pod Jego
stopy ścieli się czarna mgła (por. Ps 18, 10) i wlewa
w nas potęgę chwały, jakiej jeszcze nikt nie skosztował.
Aby podbić świat miłością miłosierną, Bóg oczekuje
aktów ufności, pokory i czystości tak nieskazitelnej, aby
najmniejsza chęć zwrócenia się ku sobie powodowała
takie skutki jak ziarno piasku w trybach maszyny. Jeśli
Bóg znajduje człowieka podobnego do Abrahama, który
zaufał Mu do tego stopnia, że chciał ofiarować to, co miał
najdroższego, mówi się, że wolność wówczas spełnia
wszystkie jego pragnienia. Człowiek musi jednak wyrzec
się szukania jakichkolwiek potwierdzeń.
Kiedy Święta Dziewica zjawiła się Katarzynie Labou-
re, pokazała jej łaski spływające z Jej rąk pod posta-
cią promieni, a także łaski, których nikt nie otrzymał,
te, o których ludzie nawet nie myśleli, aby o nie pro-
sić. Radzę więc, aby nachalnie prosić o łaski, o któ-
rych inni zapomnieli, i dzielnie trzymać się zasady, że
nie domagamy się jakiegokolwiek potwierdzenia sku-
teczności naszych próśb4.
art
4 P.lrtoliniś OP, Lś
irpeur, Cerf 1975, s. 222.
196
"Jk
Rozdział drugi
ZAANGAŻOWANI W MODLITWĘ
Z MARYJĄ
Podobnie jak my, Maryja żyła w ufności, poznała nie
tyle zwątpienie co noc wiary. Zdając się jedynie na Słowo
Boże, Maryja żyła w świetle pośród mroków, prowadzona
ognikiem rozbłyskującym w nocy. Nie przestawała wpa-
trywać się w niebo, a wartość Jej zaufania bierze się nie
tyle z dostrzegania gwiazd, co ciemnego błękitu nieba.
Ta ciemność jest chustą spowijającą głębię Jej życia,
wątkiem, na którym Maryja osnuła całą swą ufność
w Boga.
W tym znaczeniu Maryja jest wzorem naszego zaufa-
nia. A doświadczenie uczy nas, że we wszystkich na-
szych trudnościach, rodzących się z nocy wiary, powin-
niśmy się do Niej uciekać. Zresztą, o ile tylko zrozumie-
my, że jedynym „problemem naszego życia" jest oddanie
się Chrystusowi, to jednocześnie odkryjemy ponownie
doniosłość modlitwy błagalnej i różańca. Maryja jest
jedyną istotą stworzoną, która do końca zaufała Bogu,
opierając się jedynie na Jego Słowie i odrzucając wszyst-
kie ludzkie dowody, które próbowały skruszyć Jej wiarę.
199
tak jakby chciała powiedzieć: „Jeśli jest to zgodne z twoją
wolą", lub Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie (J 2,
5), ponieważ zostawia Panu troskę o decyzję, nam zaś
porzucenie swojej woli.
Nie zastanawiamy się tutaj nad chwilą, w której miało
miejsce zesłanie Ducha Świętego, gdyż w noc Zmar-
twychwstania Jezus zesłał Ducha Świętego na Apostołów
(por. J 20, 22). Bardziej interesuje nas wywyższenie
Chrystusa w czasie Jego Paschy i dar Ducha Świętego
wypływający z Jego przebitego boku, jak opisuje to do-
kładnie św. Jan. Konieczne było wywyższenie Chrystusa,
aby Duch Święty mógł przyjść i wtargnąć w nasze serca
jako źródło wody żywej (por. J 7,37-39). Pięćdziesiątnica
rzeczywiście stanie się w oczach ludzi widzialnym zna-
kiem mocy Ducha Świętego i chwały wypełniającej serce
Dziewicy i Apostołów trwających na modlitwie w Wieczer-
niku.
Wówczas to stali się prawdziwie uczestnikami obietni-
cy, którą złożył Jezus po spożyciu Ostatniej Wieczerzy
(por. J 16, 7):
A podczas wspólnego posiłku kazał im nie odchodzić
z Jerozolimy, ale oczekiwać obietnicy Ojca: „Słyszeliś-
cie o niej ode Mnie - mówił - Jan chrzcił wodą, ale
wy wkrótce zostaniecie ochrzczeni Duchem Świętym"
(Dz 1,4-5).
W ostatnich wersach jedenastego rozdziału Listu do
Hebrajczyków autor używa przepięknego wyrażenia,
które ma pokazać różnicę istniejącą między wiarą ludzi
podążających ku Chrystusowi i wiarą uczestników obiet-
nicy, to jest świadków zesłania Ducha Świętego po
Zmartwychwstaniu. Autor Listu przedstawia galerię wiel-
kich świadków wiary: Abla, Henocha, Noego, Abrahama,
201
1 - ŻAR MODLITWY
Nietrudno zrozumieć, dlaczego wierzący, wzywani do
odkrywania granic swej świadomej wiary, uciekają się na
modlitwie do Maryi. Kiedy zbliżamy się do granic naszych
możliwości, nie pozostaje nam nic innego, jak tylko przy-
jąć postawę pokornego błagania. Wtenczas odkryjemy
Maryję na modlitwie z jedenastoma w Wieczerniku. Aby
zbliżyć się do misterium Jej modlitwy przed Paschą,
trzeba kontemplować modlitwę Maryi po zmartwychwsta-
niu, czyli w momencie, kiedy została napełniona Duchem
Świętym:
Wszyscy oni trwali jednomyślnie na modlitwie razem
z niewiastami, Maryją, Matką Jezusa, i braćmi Jego
(DZ1.14).
Coraz bardziej skłaniam się ku twierdzeniu, że
modlitwy Maryi przed zesłaniem Ducha Świętego w dniu
Pięćdziesiątnicy nie można w żaden sposób porównać
z Jej modlitwą w Wieczerniku. Oczywiście, od chwili po-
częcia nosiła w sobie życie Boże, to co nazywamy łaską
lub życiem trynitarnym. Jednak zesłanie Ducha Świętego
nadało tej łasce takiego żaru, że przemieniło ją w chwa-
łę: to słup obłoku, który staje się słupem ognia (por-
Wj 13, 21 nn), lub też chwała, która wypełniła Świątynię
Jerozolimską, kiedy wprowadzono do niej Arkę Przymie-
rza (por. 2Krn 5,13). Modlitwa Maryi w Wieczerniku stała
się w tym momencie modlitwą ognia w pełnym sensie
tego słowa: płomienną modlitwą, o której piszą Ojcowie
Wschodu.
200
które skierowali do Chrystusa, czy wkrótce odbuduje
królestwo Izraela:
Odpowiedział im: „Nie wasza to rzecz znać czasy
i chwile, które Ojciec ustalił swoją władzą, ale gdy
Duch Święty zstąpi na was, otrzymacie Jego moc
i będziecie moimi świadkami w Jerozolimie i w całe/
Judei, i w Samarii, i aż po krańce ziemi" (Dz 1, 7-8).
2 - „DUCH ŚWIĘTY ZSTĄPI NA CIEBIE"
Obecność Ducha Świętego w tych trudnych chwilach
była potrzebna Apostołom, aby umocnić ich w modlitwie
i powstrzymać przed rozproszeniem z obawy przed Ży-
dami i z powodu dręczących ich wątpliwości:
Przybywszy tam weszli do sali na górze i przebywali
wniej(Dz 1, 13).
Maryja nauczyła się powracać do górnej sali swego
serca, gdzie rozważała wydarzenia z życia Jezusa
i gdzie oczekiwała również nawiedzenia Ducha Świętego.
Widząc Ją zagłębioną w modlitwie, Apostołowie zrozu-
mieli, że jedyną właściwą postawą, jaką powinni zająć,
jest nasłuchiwanie w ciszy i oczekiwanie spełnienia obiet-
nicy Jezusa. W naszej modlitwie Maryja również zajmuje
szczególne miejsce: wyraża całą wiarę ludu wybranego,
który oczekuje zesłania Ducha Świętego. Powinniśmy
chętnie powracać do modlitwy Dziewicy z Wieczernika:
Boże, Ty napełniłeś Duchem Świętym błogosławioną
Maryję Dziewicę, gdy trwała na modlitwie z Apostoła-
203
Mojżesza itd., wszyscy oni opuścili ziemię rodzinną
w poszukiwaniu nieznanej ojczyzny:
W wierze pomarli oni wszyscy, nie osiągnąwszy tego,
co im przyrzeczone, lecz patrzyli na to z daleka i po-
zdrawiali (Hbr 11, 13).
Kończy zaś porównując ich wyjście do naszego:
A ci wszyscy, choć ze względu na swą wiarę stali się
godni pochwały, nie otrzymali przyrzeczonej obietnicy,
gdyż Bóg, który nam lepszy los zgotował, nie chciał,
aby oni doszli do doskonałości bez nas (Hbr 11,
39-40).
Dla Maryi i dla Apostołów zesłanie Ducha Świętego
stało się wydarzeniem kładącym podwaliny pod ich
wiarę. Do czasu zmartwychwstania Maryja wyznawała
swą wiarę, błądząc w ciemnościach, ale odkąd otrzymała
Ducha Świętego, Jej wiara stała się światłem, ciepłem,
łagodnością i radością na głębinach serca. Maryja do-
znała wewnętrznego oświecenia, aby poznać moc chwały
Zmartwychwstania. Ewangeliści pomijają milczeniem
spotkania Zmartwychwstałego ze swą Matką, i w istocie
Maryja nie musiała widzieć swojego Syna, gdyż żył On
w Niej mocą swojego Ducha.
Czytając Dzieje Apostolskie wyraźnie można dostrzec,
że Maryja odgrywała bardzo ważną rolę w podtrzymywa-
niu wiary Apostołów i w przełamywaniu lęku przed
przyszłością. Ich niepewność ujawnia się już w pytaniu,
202
Dlatego właśnie Jej obecność w dniu Pięćdziesiątnicy
była niezbędna. Zapewne znacie produkowane obec-
nie piece słoneczne: są to paraboliczne lustra skupia-
jące promienie słoneczne w jednym punkcie, w któ-
rym można podnieść temperaturę do 3 tyś. stopni.
W czasie zesłania Ducha Świętego Maryja była takim
parabolicznym lustrem. Maryja nie jest słońcem, przy-
ciąga jednak promienie słoneczne swoją ufnością5.
Przez dziesięć dni Apostołowie pozostawali w Wie-
czerniku i tylko dzięki skupieniu promieni w parabolicz-
nym lustrze modlącej się Maryi mogli dostrzec blask
gorejącego krzewu. Ona to sprawiła, że ich serca napeł-
nił żar, którym rozpalili Kościół i świat:
Ukazały im się też języki jakby z ognia, które się
rozdzielHy, i na każdym z nich spoczął jeden, l wszys-
cy zostali napełnieni Duchem Świętym, i zaczęli mó-
wić obcymi językami, tak jak im Duch pozwalał mówić
(Dz 2, 3-4).
Zdajemy sobie sprawę z tego, że Maryja nie jest
słońcem, niemniej przyciąga promienie słoneczne przez
swą pokorę, ubóstwo, a zwłaszcza ufność tak naturalnie,
jak magnes przyciąga opiłki żelaza czy też jak pioruno-
chron przyciąga pioruny. Ogień gorejącego krzewu musi
mieć przyzwolenie na wtargnięcie do naszego wnętrza,
aby mógł nas strawić. My jednak boimy się poddać wła-
5 P. Mdiniś OP, Le cowrage d'avoirpeur, Le Cerf 1975, s. 222.
205
mi w Wieczerniku, spraw, prosimy, abyśmy z miłością
przyjęli milczenie serca, a modląc się lepiej w takim
skupieniu, mogli zasłużyć na przyjęcie darów Ducha
Świętego.
W przypadku Maryi Duch Święty nie przychodzi
z zewnątrz, gdyż zawładnął Nią już w chwili poczęcia,
a zwłaszcza w momencie Zwiastowania do tego stopnia,
że znalazła się niejako w sercu Trójcy Świętej. Maryja
prawdziwie zrodziła się z Boga, tzn. została wybrana
i uformowana przez „dwie ręce" Boga (Syna i Ducha
Świętego), jak to przepięknie określił św. Ireneusz. Duch
Święty żyje w Niej jak płomień, który skrywa się w popie-
le. Trzeba było jednak czekać aż do wywyższenia
Jezusa, aby nabrał pełnego żaru, podobny do płomieni
buchających z gorejącego krzaka. Ojcowie greccy zaw-
sze wykazywali duże zainteresowanie tym matczynym
działaniem Ducha Świętego w Maryi tak w chwili wciele-
nia, jak i zmartwychwstania Jezusa. To właśnie Duch
Święty kształtował Jezusa w łonie Maryi, On także
przywrócił Jezusa do życia, On przemienił chleb i wino
w ciało i krew Jezusa i On napełnia wierzących dynamiką
zmartwychwstania. Ostatnie wspomnienie Maryi pokazuje
Ją również na modlitwie, „błagającą (...) o dar Ducha,
który podczas zwiastowania już Ją był zacienił" (Lumen
gentium, 59).
Aby opisać działanie Ducha Świętego w Maryi w dniu
Pięćdziesiątnicy, o. Molinie posłużył się pięknym obra-
zem, który w swej wymowie bliski jest myśli Ojców grec-
kich dotyczącej „modlitwy ognia":
204
3 - WNIEBOWZIĘCIE, MISTERIUM CHWAŁY
Po modlitwie w Wieczerniku i zesłaniu Ducha Święte-
go Maryja coraz bardziej pogrążała się w milczeniu i mo-
dlitwie. Pismo Święte więcej o niej nie wspomina, można
jednak powiedzieć, że Jej misja utożsamia się z misją
pierwotnej wspólnoty. We wspólnocie wierzących Maryja
jest matką Pana, a także matką rodzącego się Kościoła,
przede wszystkim zaś jest wierzącą. Z tego właśnie
powodu możemy powiedzieć, że Maryja dała wyraz swej
wierze poprzez wytrwałą modlitwę, braterską wspólnotę
i łamanie chleba. W Dziejach Apostolskich możemy zna-
leźć szczegółowy opis tej modlitwy wpisanej w wielką
tradycję modlitwy żydowskiej:
Codziennie trwali jednomyślnie w świątyni, a łamiąc
chleb po domach, przyjmowali posiłek z radością
i prostotą serca. Wielbili Boga, a cały lud odnosił się
do nich życzliwie. Pan zaś przymnażał im codziennie
tych, którzy dostępowali zbawienia (Dz 2, 46-47).
Modlitwa Dziewicy i pierwszych chrześcijan jest zatem
modlitwą ustawiczną i całkowicie skoncentrowaną na
wielbieniu Boga. Jest to również modlitwa przeżywana
w prostocie serca, w klimacie radości i pocieszenia.
Również w Ewangelii wg św. Jana znajdujemy bardzo
cenną wskazówkę co do życia Dziewicy po chwalebnej
męce Jezusa. Jezus, umierając, zwrócił się do swej Matki
i dał Jej za syna ucznia, którego miłował. Przemówił
także do św. Jana, dając mu za matkę Maryję. Ewangeli-
207
dzy ognia i odkładamy na później tę trynitarną ofiarę
całopalną.
Nie lubimy opalać się w promieniach miłości, ponie-
waż boimy się udaru słonecznego. Nie możemy jednak
chronić się przed „opalenizną" spowodowaną przez żar
promieni, bowiem jest ona warunkiem naszego we-
wnętrznego piękna:
Śniada jestem, lecz piękna...
Nie patrzcie na mnie, żem śniada,
że mnie spaliło słońce.
(Pnp 1,5-6)
Ojcowie Kościoła często porównywali codzienną pracę
Maryi do oliwy, która wygładza i ujędrnia nasze wnętrze,
aby mogło opalić się w słońcu.
We wszystkich trudnościach wiary powinniśmy ucie-
kać się do Dziewicy, gdyż Ona pobudza nas do zaufania
i wydania się w ręce Boga z uległością i bez zniecierpli-
wienia. Ona nigdy nie opuszcza tych, którzy przychodzą
do Niej z ufnością i proszą o wstawiennictwo, gdyż jest
Matką miłosierdzia. Zresztą to nie Maryja okazuje miło-
sierdzie, ale sam Chrystus, który odsłania w Niej najgłęb-
szy i niepojęty obraz swego Ojca, Ojca bogatego w miło-
sierdzie. Mając to na uwadze, powinniśmy często powta-
rzać modlitwę św. Bernarda, Pomnij, o najdobrotliwsza
Panno Maryjo...
i pili wodę życia. Ich życie czerpało swój sens z wnętrza
Boga, gdzie modlitwa w naturalny sposób wypływa
z serca.
W jednym z kazań Bossuet powiedział, że wniebo-
wzięcie Maryi Dziewicy „nie było cudem, a jedynie za-
kończeniem cudu". Właściwie to od chwili zmartwych-
wstania Chrystusa Maryja została otoczona chwałą, i ra-
czej powinniśmy się zastanowić, jak mogła tak dłużej żyć,
bowiem synowie Izraela nie mogli spoglądać na oblicze
Mojżesza z powodu jasności jego oblicza, która miała
przeminąć (2Kor 3, 7). Chwała, którą Maryja została
otoczona, nie była przemijająca, ponieważ zmartwych-
wstanie Chrystusa nadało jej charakter trwały. Maryja
zatem za sprawą Ducha Pańskiego, coraz bardziej jaś-
niejąc, upodobniła się do Jego obrazu (2Kor 3, 18).
Misterium modlitwy Maryi jest ściśle związane z chwałą,
która w Niej zajaśniała.
Potęga modlitwy -14
sta kończy opis tego wydarzenia słowami: / od tej
godziny uczeń wziął Ją do siebie (J 19,27). Ze słów tych
wynika, że Maryja spędziła resztę swojego ziemskiego
życia u św. Jana, ucznia, którego Jezus nigdy nie prze-
stał w sposób szczególny kochać. Im więcej czyta się św.
Jana, tym lepiej rozumie się, że był on człowiekiem
oddanym kontemplacji, o czym może świadczyć to, iż
lubił przebywać, trwać godzinami przy Jezusie po to
tylko, aby na Niego patrzeć. Zresztą Kościół Wschodni
scharakteryzuje posługę św. Jana jako „tego, który
pozostaje" (por. J 21, 22-23).
Między sercem Maryi i sercem Jana istniało głębokie
zrozumienie, pewne podobieństwo. Obydwoje lubili
pozostawać długo, patrząc na twarz Tego, którego kon-
templowali z czystej miłości. Ewangelie nie wspominają,
aby kiedykolwiek zabierali głos w jakiejś dyskusji, gdyż
tak Maryja, jak i Jan dobrze wiedzieli, że będąc z Jezu-
sem, trzeba raczej na Niego patrzeć, słuchać i kochać
niż stawiać pytania i szukać odpowiedzi. Ich serca to
serca uczniów, którzy byli w stanie natychmiast zobaczyć
i uwierzyć. Dzięki temu między Jezusem i Janem zrodziła
się głęboka przyjaźń. Kiedy Jezus mówił, Jego słowa wy-
woływały w sercu Jana głębokie wrażenie, rezonans, któ-
ry poruszał całym jego jestestwem, jak pisze P. Guille-
rand6. Zrozumiałe jest zatem, że Jezus powierzył swoją
Matkę św. Janowi, ponieważ łączyło ich zrozumienie
i wspólna miłość. Obydwoje znali życie wewnętrzne
Jezusa, obydwoje oddychali w Jezusie Trójcą Świętą
6 P. Guillerand, Au seuil de l'abime de Dieu, s. 97.
208
światu poprzez narodzenie swojego Syna i narodzenie
Kościoła. Najpierw spróbujemy zastanowić się, jak
Maryja przeżywała to misterium radości.
Dla Łukasza radość Maryi znajduje swe źródło w Naj-
wyższym, który skierował na Nią swe miłosierne i czułe
spojrzenie. To On przyodział Ją w swą łaskę, aby mogła
stać się matką Jego Syna. Taki jest sens modlitwy Maryi,
nazywanej Magnificat: Maryja wielbi Boga, błogosławi Go
i dziękuje Mu za łaskę, że wejrzał na uniżenie służebnicy
swojej. Równocześnie doskonale zdajemy sobie sprawę
z tego, że Najwyższy zwrócił uwagę na Maryję nie ze
względu na Jej przymioty, ale ze względu na Jej pokorę.
Nie możemy oddzielić wielkich dzieł Bożych dokonanych
w Maryi od Jej wewnętrznej postawy ubóstwa, pokory
i zaufania. Później będziemy chcieli przybliżyć się do
tego misterium przepięknie wyrażonego w słowach li-
turgii: „Spodobałam się Najwyższemu, ponieważ naj-
mniejszą byłam".
Dalej zobaczymy, że pokora Maryi przeobraziła się
w zaufanie do Boga. Zresztą między pokorą i zaufaniem
istnieje głębokie pokrewieństwo, które zakłada, że od-
znaczamy się zarówno jednym, jak i drugim, kiedy zdaje-
my się na Boga i Jego moc, a nie ufamy własnym siłom.
Mówienie, że Maryja była pokorna lub że ufała Bogu to
praktycznie to samo, gdyż w ten sposób przyznajemy, iż
we wszystkich sytuacjach dawała pierwszeństwo Bożej
myśli przed swą własną. Zawsze chodzi o to, aby opuś-
cić krainę własnych przekonań, by wkroczyć w świat
Bożej utopii.
Pozostanie nam jeszcze sprawa (rozdział 4), wokół
której krążymy od początku tej trzeciej części, czyli
211
Rozdział trzeci
MARYJA, PIERWSZA POŚRÓD
WIERZĄCYCH
W świetle Paschy i Wniebowzięcia możemy już bez
oporów przystąpić do czytania Ewangelii wg św. Łuka-
sza, zatrzymując się nad opisem wydarzeń z życia Chry-
stusa oraz wiary i modlitwy Maryi. Łukasz zbadał dokład-
nie wszystko od pierwszych chwil (Łk 1,3). Zgodnie
z tym, co przekazali mu naoczni świadkowie i słudzy
Słowa, ułożył opowiadanie o zdarzeniach, aby można się
było przekonać o całkowitej pewności nauk, które głoszo-
no (por. Łk 1, 1-4). Niewątpliwie Łukasz wypytywał
o wiele spraw naocznych świadków, jak np. Maryję, św.
Jana i Apostołów, zaś w swojej Ewangelii poświęcił wiele
miejsca opisowi dzieciństwa Jezusa i roli Maryi w planie
zbawienia.
Zauważmy, że w relacjach dotyczących różnych
wydarzeń z życia Maryi, czy to będzie zwiastowanie,
nawiedzenie św. Elżbiety czy też narodzenie Jezusa
wyczuwa się klimat radości. U Łukasza Ewangelia rozpo-
czyna się i kończy wizją „wielkiej radości": radości
z narodzenia Jezusa (Boże Narodzenie) i radości z naro-
dzenia Kościoła, w darze Ducha Świętego (Pięćdziesiąt-
nica). Jest to radość z wyzwolenia, jakie Bóg przynosi
210
Maryja zaprasza nas do uczestnictwa w swej radości.
W miarę jak będziemy zbliżali się do Niej, będą się
w nas rodzHy nowe pragnienia: pragnienie wychwalania
Boga za wielkie dzieła dokonane w Maryi, pragnienie
proszenia Jej o wstawiennictwo za siebie i swoich braci.
Ważniejsze jest jednak, abyśmy zbliżyli się do Maryi
z sercem ucznia, aby Jej słuchać. A pierwsze słowa,
jakie wypowie, będą brzmiały: „Radujcie się ze mną!"
Zresztą cóż innego mogłaby powiedzieć, skoro pierwsze
słowa skierowane do Niej przez Boga za pośrednictwem
anioła Gabriela brzmiały: Bądź pozdrowiona, pełna łaski,
Pan z Tobą (Łk 1, 28).
Pierwszą zaś reakcją na te słowa, jak zaświadcza
Łukasz, było zmieszanie, ponieważ Maryja nie zrozumia-
ła, co anioł chciał Jej przez to powiedzieć: Ona zmie-
szała się na te słowa i rozważała, co miałoby znaczyć to
pozdrowienie (Łk 1, 29). Dla Maryi źródłem radości nie
był beztroski optymizm czy też naturalne dobro. Jej
radość miała swój początek wyżej i dalej niż sięga
porządek naturalny. Pozdrowienie to wstrząsnęło Nią
(słowo silniejsze niż użyte przez Ewangelistę do opisu
reakcji Zachariasza na widok Anioła Pańskiego w wersie
12 rozdziału 1), gdyż słowa anioła pozwoliły Maryi
przeczuć wyjątkowe powołanie przeznaczone Jej od
Boga.
a) „Aby radość moja w was była"
Maryja nie rozumie, ponieważ jest całkowicie oddana
Bogu, jest tak bardzo zafascynowana Najwyższym, że
nie ma ani czasu, ani chęci, aby zastanawiać się nad
213
modlitwa Maryi. Łukasz wprowadza nas wprost w tę
modlitwę, przedstawiając Magnificat, który utkany jest
z biblijnych obietnic. Maryja sięgnęła w swej modlitwie do
tradycji swojego ludu. Łukasz jednak chce umieścić
modlitwę Maryi w głębszej i bardziej osobistej perspekty-
wie. Dwukrotnie powtarza, że Maryja zachowywała wier-
nie wszystkie te sprawy, rozważając je w swoim sercu
(por. Łk 2,19 i 51), dając nam do zrozumienialfjż Maryja,
napełniona Duchem Świętym, wydobyła modlitwę w głębi
swego serca. W głębi tej przyjęła Słowo Boże, aby je
stale rozważać i z Jego, czyli Jezusa, perspektywy
patrzeć na wszystkie wydarzenia swojego życia.
1 - RADUJ SIĘ, PANNO MARYJO
W tekstach wspólnych o Najświętszej Maryi Pannie
znajduje się antyfona do pieśni Maryi, która doskonale
streszcza dokonane w Niej wielkie dzieła Boże, podkreś-
lając przyjętą przez Nią aktywną postawę w przypodoba-
niu się Najwyższemu, który uczynił Ją matką swojego
Syna. Wszystkie stwierdzenia zawarte w tym tekście
mają swoją wagę i wymagają głębokiego przemyślenia
na modlitwie, poza tym wyznaczą one dalszy kierunek
naszych rozważań.
Radujcie się ze mną wszyscy kochający Pana; moje
uniżenie spodobało się Bogu, a z mego łona zrodzi-
łam Boga człowiekiem7.
7 Priśre Ou tsnps prśsent, s. 1044.
212
ona nasze serca do głębi, zrozumiemy szaleństwo
zanoszenia takich modlitw, gdyż pewnego dnia opanuje
nas taka radość, że będziemy gotowi umrzeć z radości,
tak jak się umiera z miłości.
Ojciec Moliniś określa ten stan jako „ukrzyżowanie
przez radość".
Także agonia Chrystusa zakładała owładnięcie Jego
jestestwa przez radość niebieską: ponieważ w Jego
osobie została ukrzyżowana Miłość Boża, a miłość ta
w swej istocie jest nieskończoną Radością, Szczęś-
ciem, Łagodnością... Cierpienia z dopuszczenia nie-
bios nigdy nie docierają do najgłębszej sfery duszy,
gdzie króluje pokój Boży. Sfera ta nie tyle jest chro-
niona przed cierpieniem, co zostaje poza zasięgiem
cierpienia... jak sam Bóg.
Nie oznacza to, że Chrystus mniej cierpiał. Wręcz
odwrotnie, cierpiał o wiele bardziej, uczestnicząc
w walce między Bożą łagodnością i ciemnościami pie-
kieł: na tym polegał Jego krzyż. Cierpienie jest
duchowym misterium, narasta razem z wrażliwością:
im bardziej Chrystus poznawał dobroć Bożą, tym bar-
dziej cierpiał, doświadczając w swoim sercu zatwar-
działości ludzi, którzy odrzucali tak ogromną miłość8.
* M. D. Moliniś OP, Le courage d'avoirpeur, Cerf 1975, s. 211.
215
sobą. Przyglądanie się sobie w poszukiwaniu sposobów
na zrobienie jak najlepszego wrażenia jest Jej nieznane.
Ośrodkiem życia Maryi pozostaje sam Bóg, dlatego
towarzyszy Jej radość. Radość Maryi jest radością Boga,
jest to radość Boga w Niej.
Jezus, mówiąc o swojej radości, dał nam poznać,
czym jest radość Boża, gdyż w swym ludzkim sercu nosił
niejako jej pełnię i istotę. Serce Jezusa odzwierciedlało
radość Ojca: To wam powiedziałem, aby radość moja
w was była i aby radość wasza była pełna (J 15,11).
Wiemy również, że radość ta jest w swej istocie czu-
łością, miłością, szczęściem i nie mającą granic łagod-
nością. W chwilę później Jezus wyjawi uczniom przyczy-
nę ich radości: Znowu jednak was zobaczę, i rozraduje
się serce wasze, a radości waszej nikt wam nie zdoła
odebrać (J 16,22).
Serce Maryi jest zatem wypełnione radością Bożą. My
natomiast, jeśli chcemy poznać radość Bożą, powinniśmy
zwrócić się do Chrystusa i prosić Go, aby udzielił nam
swej radości.
Nigdy nie pragniemy wystarczająco radości i miłości.
Kiedy przeglądam pobożne książki i gdy słucham wypo-
wiedzi na temat radości, to przyznam, że ich mdły ton
wcale mnie nie pobudza do zabiegania o radość. W po-
dobny sposób przedstawiana jest miłość. Na różne
sposoby zachęca się chrześcijan do radowania się, do
podejmowania wysiłków, aby tylko stać się radosnym, tak
jakby można się było przekonać do stosowania metody
Coueta dla zapewnienia sobie radości. Radości się nie
zdobywa. O radość żebrze się każdego dnia od nowa,
prosi się o jej cząstkę Jezusa i dopiero gdy przeniknie
214
duje w Niej z otchłanią radości: obydwie osadzone są
w ogromnym poczuciu spokoju. Takie samo znaczenie
mają słowa wypowiedziane przez Symeona do Maryi
podczas ofiarowania Jezusa w Świątyni Jerozolimskiej:
Oto Ten przeznaczony jest na upadek i na powstanie
wielu w Izraelu, i na znak, któremu sprzeciwiać się
będą. A Twoją duszę miecz przeniknie, aby na jaw
wyszły zamysły serc wielu (Łk 2, 34-35).
U stóp krzyża Maryja cierpi i płacze, gdyż sama
poznała cenę grzechu. Ale jej serce wypełnia również
radość, ponieważ doświadcza w sobie potęgi zmartwych-
wstania. Dobrze wyraża to chwalebne cierpienie Maryi
starzec Sylwan:
Jak ogromne musiało być cierpienie Matki Bożej,
kiedy stała u stóp krzyża! A to dlatego, że Jej miłość
była nieskończenie wielka, a my dobrze wiemy, iż ten,
kto bardziej kocha, dotkliwiej odczuwa także cierpie-
nie. Podług swojej ludzkiej natury Matka Boża nie
była w stanie znieść tak potężnego bólu, jednak zdała
się całkowicie na wolę Bożą i, umocniona Duchem
Świętym, otrzymała sity do znoszenia swojego bólu.
Oto dlaczego Maryja stała się pocieszycielką strapio-
nych dla wszystkich ludzi10.
Źródłem radości dla Maryi jest obecność Boga. Nagle
odkrywa w swoim sercu obecność miłości trynitarnej,
10 Silouane, Edition Bellefontaine. s. 46.
217
b) Umrzeć z radości
Zatrzymaliśmy się nad tą tajemniczą radością która
towarzyszyła Chrystusowi i która jednocześnie jest ra-
dością Bożą. Z tego względu możemy powiedzieć, że
Bóg cierpi do tego stopnia, do jakiego sam jest Miłością,
i pragnie, aby ta miłość rozszerzyła się na wszystkich
ludzi. Możliwe jest cierpienie i śmierć z miłości. Kiedy
anioł zachęca Maryję do radowania się, to* ma na myśli
radość Chrystusa, którą Bóg chce zaszczepić w Jej ser-
cu. W ślad za Chrystusem i Maryją poszli święci, o któ-
rych wspomina również ojciec Moliniś:
Święci cierpią o tyle bardziej, o ile bardziej są szczęś-
liwi, można powiedzieć, że poddają się krzyżowi ra-
dości i umierają z radości... Święci cierpią z radości,
radość sprawia im ból, ponieważ czuje się uwięziona.
Tak wyglądają strumienie Miłości Trójcy Świętej,
chciałyby opasać całą ziemię, ale napotykają na za-
pory grzechu świata i pojedynczego człowieka9.
Wystarczy głębiej spojrzeć na delikatne rysy Dziewicy
z ikony włodzimierskiej, aby zdać sobie sprawę, jak
ciężkie było dla niej brzemię krzyża miłości - a zatem
i radości - oraz że mogła umrzeć z radości. Na twarzy
Maryi panuje powaga naznaczona smutkiem, a mimo to
promieniuje z Niej niczym nie zmącona, przejmująca
radość. Wyczuwa się, że radość została w Maryi ukrzy-
żowana przez mękę Jezusa, i że otchłań smutku sąsia-
1 Ibidem, a*. 212-213.
216
mam upodobanie w moich słabościach, w obelgach,
w niedostatkach, w prześladowaniach, w uciskach
z powodu Chrystusa. Albowiem ilekroć niedomagam,
tylekroć jestem mocny (2Kor 12, 9-10).
Kiedy indziej radość będzie aż kipiała w sercu Maryi.
Nie będzie w stanie dłużej jej ukrywać i wyrzuci ją
z siebie przed obliczem Boga w Magnificat: raduje się
duch mój w Bogu, moim Zbawcy (Łk 1,47). Podobnie jak
Maryję, radość pobudza do wielbienia i błogosławienia
także Jezusa:
W tej właśnie chwili Jezus rozradował się w Duchu
Świętym i rzekł: „Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba
i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztrop-
nymi, a objawiłeś je prostaczkom (Łk 10, 21).
Błogosławić Ojca to po prostu dobrze o Nim mówić
(bene - dobrze, dicere - mówić) lub inaczej, w pełni Go
przyjmować: „Cieszę się, że jesteś. Tyś całą mą radoś-
cią".
Maryja rozradowała się nie w sobie, ale w Bogu,
swoim Zbawcy, gdyż żyje w Nim i z Niego. Cała zwraca
się ku Bogu i dzięki temu uwalnia się od siebie, a przez
to również od wszystkich niepokojów i zawiłości życia.
Porzuciła zupełnie siebie, aby znaleźć swoją wiarę
w Bogu. To jest właśnie prawdziwa ekstaza oraz definicja
miłości: nie zatrzymywać się na sobie, ale całkowicie
zwrócić się ku Innemu i pozostać w Nim. Myślę, że
Maryja Panna doświadczyła uczucia zerwania, które ka-
zało Jej porzucić siebie, aby zamieszkać w Bogu. Na tym
219
dociera do Niej, że Bóg wejrzał na uniżenie Służebnicy
swojej i otoczył Ją swą opieką i miłosierdziem. Głębia Jej
serca została zatem owładnięta przez radość i pokój
Boży, jednak na powierzchni nadal podlegała troskom
i zmartwieniom.
Od chwili wybrania przez Boga Maryja cieszy się
radością w głębi swego serca, nawet jeśli nie widać
wpływu tej radości na Jej stan wewnętrzny^Można nawet
powiedzieć, że tym właśnie charakteryzuje się spotkanie
z Bogiem. Kiedy tylko człowiek zostanie bezpośrednio
dotknięty przez Boga, napełnia go pokój i radość, ale nie
ma to żadnej wartości dla doświadczenia zmysłowego.
Radość ta jest tak głęboka, że równa jest milczeniu, jest
to radość nieodczuwalna! W momencie, w którym czło-
wiek powziąłby decyzję przełożenia tej radości na słowa
lub widzialne przedmioty, mówiąc: „Oto, co sprawia mi
radość!", opuściłby świat transcendentalny i przeszedł do
świata zjawisk. Radość zatem może nam towarzyszyć na
poziomie wymykającym się odczuciom, a przemawiają-
cym jedynie w ciszy.
Jako chrześcijanie powinniśmy pójść jeszcze dalej
i przyjąć, że nasza radość znajduje swoje źródło w na-
szej słabości. Św. Paweł proponuje nam, abyśmy, uświa-
damiając sobie własną nędzę, doświadczali potęgi Boga.
Przedstawienie Bogu naszej nędzy i ubóstwa jest
jedynym sposobem spotkania się z Nim. Paweł zachęca
nas, abyśmy cieszyli się (słowo to ma charakter wyraźnie
aktywny) z tego, co nas zasmuca:
Najchętniej więc będę się chlubił z moich słabości,
aby zamieszkała we mnie moc Chrystusa. Dlatego
218
nie, że Bóg może doznawać cierpienia nie z powodu ja-
kiegoś braku czy poczucia niemocy, ale dlatego że nie
przyjęto Jego przeogromnej miłości. To właśnie skłoniło
św. Franciszka z Asyżu do bolesnego krzyku „Miłość nie
jest kochana".
a) Pełna łaski
Spotkanie z tą przeogromną miłością Boga pozwala
nam zrozumieć zmieszanie Maryi. Maryja uważa się za
dzieło miłości Trójcy Świętej, której wzrok przyciągnęła
swoją pokorą:
Bo wejrzał na uniżenie Służebnicy swojej. Oto bo-
wiem błogosławić mnie będą odtąd wszystkie pokole-
nia, gdyż wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmocny (Łk
1,48-49).
Bóg, wypowiadając słowo, skutecznie oddziałuje na
rzeczywistość. Znaczy to, że Jego słowo sprawia to,
o czym mówi. Tak samo Bóg napełnia Duchem Świętym
i otacza łaską stworzenie, na które spogląda z bezgra-
niczną czułością i miłosierdziem. Inaczej mówiąc, umie-
szcza je we wnętrzu swego miłosierdzia.
Patrząc z czysto ludzkiego punktu widzenia, dobrze
wiemy, że miłość zdolna jest wyrwać człowieka z banal-
ności jego egzystencji, aby go przemienić. Niekiedy zda-
rza nam się powiedzieć do zakochanej dziewczyny: „Do-
prawdy, nie poznaję cię!" Jeszcze wyraźniej widać to,
gdy mamy do czynienia z darmową miłością Boga. On
stwarza nas od wewnątrz na nowo i otacza swoją łaską.
221
polegała Jej modlitwa, Jej wymiana z Bogiem: jednym
słowem Maryja została przemieniona na podobieństwo
Boże.
l
2 - SPODOBAŁAM SIĘ NAJWYŻSZEMU, PONIEWAŻ
NAJMNIEJSZĄ BYŁAM
1
Powróćmy jeszcze do Pozdrowienia Anielskiego
skierowanego do Maryi: Raduj się, pełna łaski, Pan
2 Tobą (Łk 1, 28). Jeśli Maryja zmieszała się na te
słowa, to dlatego że w bardzo prosty sposób znalazła się
pośrodku miłości Bożej, co mogłaby wyrazić podobnie jak
bł. Aniela z Foligno:
Zostałam wprowadzona w miłość Bożą i stałam się
nie-miłością, gdyż utraciłam tę mizerną miłość, którą
dotychczas żyłam.
Nie wiem, czy zdarzyło się wam stanąć kiedyś przed
człowiekiem, który dla was poddał się niszczącemu dzia-
łaniu szaleńczych uczuć. Tak panicznie się tego boimy,
ponieważ miłość zagraża naszemu życiu. Jedynie Bóg,
ofiarując przerastającą nas miłość, szanuje jednocześnie
w pełni nasze jestestwo. Jego miłość pochłania wszystko,
co napotka, ale Bóg nie wchłania w siebie tego, kogo
kocha. To właśnie Jego samego wyniszcza miłość. Bóg
pozwala się unicestwić w innych. On jest tym, który
kocha, który staje się własnością innych, ale sam nie
rości sobie prawa do nikogo. Tutaj znajdujemy wyjaśnie-
220
lepiej zna cenę zbawienia niż my. Wyraz tego znajduje-
my w modlitwie liturgicznej:
Boże, Ty przez Niepokalane Poczęcie Najświętszej
Dziewicy przygotowałeś swojemu Synowi godne
mieszkanie i na mocy zasług przewidzianej śmierci
Chrystusa zachowałeś Ją od wszelkiej zmazy...11
Zatrzymajmy się na chwilę przy słowach: zachowałeś
Ją od wszelkiej zmazy. Św. Teresę z Lisieux, kiedy za-
stanawiała się nad tym, że nie poznała grzechu, zmartwi-
ły słowa Jezusa: komu mało się odpuszcza, mało miłuje
(Łk 7, 47). Co robić, kiedy nie jest się wielkim grzeszni-
kiem, a chce się bardzo kochać? l Mała Tereska znalazła
wspaniałą odpowiedź: „Bóg okazał mi jeszcze więcej łas-
ki niż grzesznikom... ponieważ zachował mnie od grze-
chu!" Oto człowiek, który dostąpił łaski i uzdrowienia.
Maryja dobrze wiedziała, że to właśnie dla Niej Bóg
uczynił najwięcej, że dla Jezusa jest najdroższą
osobą. Na Maryję łaska przebaczenia została wylana
obficiej niż na Marię Magdalenę: patrząc na siebie
widziały w sobie istoty, którym przebaczono, które
potrafią się zrozumieć, gdyż uważały się za wyrwane
z tej samej otchłani. Obydwie płakały nad grzechami
Marii Magdaleny, a to dlatego, że ta ostatnia, żałując
za swe grzechy, nie zatrzymywała się na swoich
" Zob. Kolekta z uroczystości Niepokalanego Poczęcia Najświętszej
Maryi Panny - przyp. tłum. v
223
Słuchając anioła, Maryja oddychała obecnością Trójcy
Świętej, która stanęła u początku Jej drogi i czekała na
Nią przy jej końcu. Pełna łaski Dziewica stała się, jak
wyraził to św. Piotr, uczestniczką Boskiej natury (por. 2P
1,4).
Łaska włączyła Maryję w taniec Trójcy Świętej, gdyż
przeszła kąpiel w wodzie głębokiej i przejrzystej, wodzie
prawdy Boga Miłości. Maryja została wybrana i ukształto-
wana przez dwie dłonie Ojca, a trynitarne oblicze Chry-
stusa stało się ciałem w Jej łonie:
Duch Święty zstąpi na Ciebie i moc Najwyższego
osłoni Cię. Dlatego też Święte, które się narodzi,
będzie nazwane Synem Bożym (Łk 1, 35).
Zgodnie z tym, co powiedział Chrystus, Maryja nosiła
w głębi swego serca ślad „Ojcowskiego łona". Jednym
słowem, jest Ona pierwszą osobą, do której skierowane
są słowa Chrystusa:
Jeśli Mnie kto miłuje, będzie zachowywał moją naukę,
a Ojciec mój umiłuje go, i przyjdziemy do niego, i bę-
dziemy u niego przebywać (J 14, 23).
Nie możemy zapominać, że Maryja także potrzebo-
wała podobnie jak wszyscy inni członkowie rodziny
ludzkiej zbawienia, które dokonało się przez wylanie krwi
Chrystusa. Jednak Jej zbawienie i obdarowanie łaską
dokonało się w sposób bardziej cudowny i doskonalszy.
Maryja została zachowana od grzechu, zanim mogła co-
kolwiek uczynić, aby na to zasłużyć. Dlatego też o wiele
222
z kolei nasze serca zostały przeszyte i rozdarte rozbra-
jającą łagodnością Boga. Zetknąwszy się z głębią tego
misterium w Maryi, człowiek zaraża się wirusem miłosier-
dzia, który wypełnia jego serce wrażliwością na Boga,
a w konsekwencji także na braci. Myślę, że to właśnie na
tym polega współodczuwanie Maryi, które zawsze fascy-
nowało świętych.
Kto tak uparcie podkreśla, że Bóg może cierpieć nie
z powodu jakiegoś braku czy poczucia niemocy, lecz
dlatego że bunt człowieka, który odmawia przyjęcia Bożej
miłości, rani do głębi Jego Ojcostwo? To Jezus, zgadza-
jąc się wyrazić cierpienie Boga, daje zarazem dowód
bezgranicznego otwarcia się na miłość Ojca:
Przeto przychodząc na świat, mówi: Ofiary ani daru
nie chciałeś, aleś Mi utworzył ciało; całopalenia
i ofiary za grzech nie podobały się Tobie. Wtedy
rzekłem: Oto idę - w zwoju księgi napisano o Mnie
- abym spełniał wolę Twoją, Boże (Hbr 10, 5-7).
Podobnie Maryja, mówiąc: Niech mi się stanie według
słowa twego, staje się stworzeniem, które otwiera się
całkowicie na miłość Ojca i cierpi z powodu buntu
człowieka.
b) Pokora Maryi
Francuskie tłumaczenie łacińskich tekstów Brewiarza
nie oddaje w pełni wymowy liturgii o Najświętszej Maryi
Pannie. Partykuła cum (ponieważ) w sposób istotny
wyjaśnia to, co sprawiło, że Maryja zwróciła na siebie
Potęga modlitwy -15
225
upadkach, ale chciała dotrzeć do serca Jezusa,
zranionego tymi upadkami. Maryja zaś, współczując
Marii Magdalenie, wpatrywała się w to samo serce
Jezusa i wylewała te same co Maria Magdalena łzy,
bo Miłość nie jest kochana12.
Widząc w sobie człowieka, któremu przebaczono,
Maryja wyraziła swoją solidarność z1 całą grzeszną
ludzkością. Dzięki temu może orędować za grzesznikami
i skutecznie wstawiać się za nami do Jezusa, kiedy
modlimy się: „Święta Maryjo, Matko Boża, módl się za
nami grzesznymi!" Maryja zrozumiała cenę grzechu, gdy
zobaczyła swego Syna na krzyżu. Równocześnie jednak
zaskoczyła Ją fala miłosierdzia Bożego, którą wywołało
przygnębienie człowieka. Maryja doświadczyła jej w swo-
im ciele. Zaś Jej serce, przeszyte mieczem, czyż nie jest
znakiem i odbiciem tego, co Bóg często powtarza na
kartach Pisma Świętego, kiedy wspomina o swoim
miłosierdziu: „Poruszyły się wnętrzności moje na widok
twej niedoli".
Jest to tajemniczy plan, ukryty przed wiekami, o któ-
rym pisze św. Paweł (zob. Ef 3, 9) i który został nam
teraz objawiony dzięki niezmierzonej hojności Chrystusa.
Plan ten to misterium spotkania łagodności Boga z har-
dością człowieka, to przyglądanie się naszej nędzy
w perspektywie miłosierdzia Boga. Wołanie Jezusa wi-
szącego na krzyżu cały czas rozbrzmiewało w sercu Ma-
ryi. Ona, zapraszając nas do modlitwy, pragnie, aby
12 P. Monte OP, Le courage <favoir peur, Cerf 1975, s. 201.
224
Me bój się, Maryjo, znalazłaś bowiem łaskę u Boga.
Oto poczniesz /porodzisz Syna, któremu nadasz imię
Jezus (Łk 1, 30-31).
Boże macierzyństwo i Niepokalane Poczęcie, które
przygotowały Ją, są owocami Bożej miłości, a nie Jej
wyjaśnieniem. Być może zbyt często podziwiamy dary
otrzymane przez Maryję od Boga, nie wiążąc ich ściśle
z Dawcą!
Wystarczy powiedzieć, że miłość Boga jest darmo-
wym darem, czyli takim, do którego nie mamy żadnego
prawa, ale którym także nie kieruje kaprys. Bóg ofiaro-
wuje swe dary, komu chce i kiedy chce, jednak jest coś,
co spodobało Mu się u Maryi Panny - podobnie jak
w każdym stworzeniu - i co pobudziło Jego miłość.
P. Moliniś tak o tym pisze:
Miłość ta od samego początku kieruje się rzeczywiś-
cie ku osobie spoza Trójcy Świętej, osobie umiłowa-
nej w jej odrębności, i w konsekwencji w jej ubóstwie,
gdyż jedynie ubóstwo odróżnia ją od Trójcy Świętej.
Maryja potrafiła obchodzić się z Bogiem, ponieważ
mogła Mu ofiarować jedyną rzecz, jakiej pragnął: swoje
uniżenie. Dlatego właśnie została napełniona miłością
Trójcy Świętej. Na tym polegała pokora i ubóstwo Maryi,
które ofiarowała Bogu i które pozwoliły Bogu zwrócić się
do Niej po imieniu i nawiązać z Nią dialog. Boga intere-
suje jedynie nasza słabość i nasze ubóstwo, a nie przy-
ziemna miłość, jaką moglibyśmy Mu ofiarować.
227
uwagę Boga. Przeczytajmy to zdanie po łacinie: Cum
essem parvula, ego placui Altissimo (Spodobałam się
Najwyższemu, ponieważ najmniejszą byłam). Oto dla-
czego Maryja przypadła Bogu do serca.
Dlaczego Bóg upodobał sobie Maryję? Bez chwili
zastanowienia możemy odpowiedzieć: ze względu na Jej
ubóstwo, pokorę, a także i zaufanie. Bóg upodobał sobie
Maryję nie dlatego, że była Ona matką Jego Syna, ani
nie z powodu Jej Niepokalanego Poczęcia, jak również
nie ze względu na Jej wniebowzięcie. Bóg obdarzył
Maryję swą miłością ze względu na Jej uniżenie. Trzeba
dobrze zrozumieć, na czym polega to uniżenie. Nie ma
ono nic wspólnego z ludzką słabością czy sentymental-
nością. Uniżenie to polega na przyznaniu się do tego, że
jest się stworzeniem, a zarazem że na pierwszym
miejscu stoi Bóg Stwórca. Kiedy więc mówimy o uniże-
niu, nie mamy na myśli ludzkiej słabości, lecz fakt, że
życie Maryi było naznaczone wyrzeczeniem się własnego
życia. Bóg mógł powołać Maryję do życia lub też nie,
jednak skoro dał Jej życie, to żyje Ona jako stworzenie
z całym ubóstwem tego stanu. Innymi słowy, Maryja musi
wyciągnąć ręce i przyjąć siebie samą od Boga. Dzięki
temu staje się kimś niepowtarzalnym i jednocześnie
może prowadzić dialog z Bogiem.
Bóg obdarował Maryję Pannę pełnią swoich darów -
wylicza je i czci liturgia - jednak żadnego z nich nie
otrzymała ze względu na osobiste zasługi, jakimi mogła
poruszyć serce Boga. Otrzymała wszystko dlatego, że
Bóg Ją umiłował, a nie na odwrót. Anioł wyraźnie podkre-
śla to przy Zwiastowaniu:
j i
226
należy przedstawić je i ofiarować Bogu, szukając głęb-
szego znaczenia tego, co przeżywamy. W tej właśnie
chwili Bóg słucha nas z uwagą i wychodzi nam na spot-
kanie. Wtedy również znajdziemy Jego miłosierdzie: ono
skrywa się w takich chwilach i nigdzie indziej.
Możemy jednak również na głos wyrzucić z siebie
przed Bogiem wszystkie wewnętrzne utrapienia. Ojcowie
pustyni, tacy jak Jan Klimak, zachęcają nas do modlitwy
z płaczem i ze łzami, gdyż tak opisuje modlitwę Jezusa
List do Hebrajczyków. Ewangelie nie wspominają, aby
Maryja modliła się w ten sposób. Wiemy jednak, że
modliła się tak jak inni Żydzi, czyli sięgając także do
psalmów błagalnych, tak licznych w Piśmie Świętym.
Wiemy również, że Maryja nie zawsze rozumiała czyny
i zachowanie Jezusa, że poznała strach (por. Łk 2, 48)
i że u stóp krzyża miecz boleści przeszył Jej serce.
Jakże nie pomyśleć, że zjednoczyła się w modlitwie
z Chrystusem: Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuś-
cił? (Mt 27, 46).
Przed Bogiem Maryja była uboga, potrzebowała Go
i modliła się do Niego. Możemy tutaj dostrzec całą
pedagogię Bożą przewijającą się przez Pismo Święte.
Ojciec wie, że potrzebujemy tego wszystkiego (por. Mt 6,
8), jednak pragnie, abyśmy się modlili, by umożliwić nam
cieszenie się „rozmową" z Nim. On bowiem może wypeł-
nić naszą pustkę i zaspokoić nasz głód (por. Łk 1, 53).
Bogacze o nic nie muszą prosić Boga, mogą jedynie
zastanawiać się, jak zdobyć to, czego chcą. Dlatego są
odprawiani z niczym. Kiedy zwracamy się do Boga,
zaświadczamy o naszej miłości do Niego, a jest to
229
Maryja podbiła Boże serce swą pokorą i ubóstwem:
Strąca władców z tronu, a wywyższa pokornych.
Głodnych nasyca dobrami, a bogatych z niczym
odprawia (Łk 1, 52-53).
Aby przyjąć wielkie wody miłości Trójcy Świętej,
trzeba się do tego dobrze przygotować. W istocie, z Bo-
giem zjednoczymy się jedynie wówczas, gdy otworzymy
się na Niego.
Wtedy odkryjemy również prawdziwe źródło modlitwy,
które tryska spod załamującej się fali. Aby wzywać na
pomoc Boga, trzeba doświadczyć nawałnicy fal i potrafić
zrozumieć, że jedynie Bóg jest mistrzem tego, co niemo-
żliwe. Dopóki będziemy mogli odwoływać się do swoich
umiejętności, woli czy przyjaciół, daremnie będziemy
próbowali się naprawdę modlić. Modlitwa nie popłynie
z głębi odczuwanych przez nas zagrożeń. Trzeba dojść
do punktu, z którego nie ma powrotu, aby autentycznie
wzywać pomocy Boga.
Aby modlić się tak, jak tego Bóg pragnie, trzeba wejść
w skórę Hioba, który przed Bogiem przeklina swoje
cierpienie. Ewangelie niewiele mówią o modlitwie Maryi.
Maryja należy do tej kategorii ubogich, którzy wstydzą się
głośno mówić o swej nędzy. Zadowala się tym, co
spotkała i odkryła na swej drodze i wyjawia to samemu
Bogu. W ten sposób zwraca się do Jezusa w Kanie
Galilejskiej. Maryja o nic nie prosi, a jedynie przedstawia
potrzeby tych ubogich ludzi: Nie mają już wina (J 2, 3).
Istnieją dni, kiedy jesteśmy tak przygnębieni, że nie
mamy już siły mówić o swoim utrapieniu. Wówczas
228
a) Ludzie małej wiary
Pogrążani pod załamującą się falą, pragniemy
zatrzymać dłużej swój wzrok na mężczyznach i kobietach
opisanych w Piśmie Świętym, na „przodkach", o których
mówi List do Hebrajczyków (11, 2), a którzy zakorzenili
swoje życie w wierze i w słowie Bożym. Należeli oni do
tej rzeszy świadków, którzy odrzucili ciężar swoich
grzechów, aby biec w wyznaczonych zawodach, mając
oczy utkwione w Jezusa, który nam w wierze przewodzi
(por. Hbr 12,1-2). Jesteśmy zatem świadomi, że nasza
wiara spoczywa, opiera się i zakorzenia we wierze
Abrahama, Mojżesza, Apostołów i Maryi Panny jako
w żywym i obfitym w pokarm środowisku.
Wszystkie opisane w Ewangeliach wydarzenia, które
odnoszą się do wiary setnika, Kananejki czy trędowatego
mają dla nas ogromne znaczenie. Doświadczamy tego,
że małość naszej wiary, nie dorównującej wielkością
nawet ziarnku gorczycy (por. Mt 17, 20), nie pozwala
Bogu, Panu rzeczy niemożliwych, dokonywać w nas cu-
dów. Kiedy ogarnia nas strach wynikający z naszej sła-
bości lub spowodowany nieprzewidzianym biegiem wy-
padków, wówczas oczekujemy, że Jezus zwróci się do
nas jak do Piotra: Czemu bojaźliwi jesteście, małej wia-
ry? (Mt 8,26), zwiodła was niewiara i daliście się zwycię-
żyć strachowi i troskom (por. Mt 14, 31; 16, 8; 17, 20).
Niektóre postaci opisane w Ewangeliach wywierają na
nas ogromne wrażenie, ponieważ nie dyskutują z Chry-
stusem i nie wystawiają Go na próby, nie oczekują od
Niego rozwiązania wydumanych problemów. Osoby te
chcą od razu dotrzeć do serca Jezusa oraz Jego zamia-
231
jedyna rzecz, jaką możemy Mu ofiarować: nasz głód,
smutek i prośbę. Tym sprawiamy Mu radość. Bóg zaw-
sze spogląda z zachwytem i upodobaniem na modlitwę
dziecka: Pan jest blisko wszystkich, którzy Go wzywają,
wszystkich wzywających Go szczerze (Ps 145, 18), ale
odwraca się od bogaczy, pyszniących się własną samo-
wystarczalnością. Jeśli nie jesteśmy do1 końca przekonani
do tego rodzaju modlitwy, oznacza to, że jeszcze nie
odkryliśmy istoty własnej nędzy ani ogromu miłosierdzia
Bożego.
3^BŁOGOSŁAWIONA, KTÓRA UWIERZYŁA
Człowiek osiąga usprawiedliwienie nie przez wypełnia-
nie Prawa za pomocą uczynków, lecz jedynie przez
wiarę w Jezusa Chrystusa (Ga 2, 16). Trzeba bez wąt-
pienia osiągnąć pewną dojrzałość duchową, aby zrozu-
mieć, że obecna w nas wiara w moc zmartwychwstania
jest największą tajemnicą naszego istnienia. Powiedział-
bym nawet, że wiara jest jedyną tajemnicą życia, chociaż
może nie tyle tajemnicą co doświadczeniem. Św. Paweł
pisał o zwycięstwie wiary, która musi przejść przez
uwikłanie, porażkę samouświęcenia. Trzeba zaznać nie-
powodzeń, aby dotknąć głębi naszego zupełnego ubó-
stwa i zwrócić się ku samemu Bogu z całkowitą ufnością.
Chrześcijańskie poddanie się polega na tym, że nie
można już niczego więcej zrobić, ponieważ doszliśmy do
ostatecznego wyczerpania i utrudzenia.
230
to posłuszeństwo wierze, o którym pisze św. Paweł
w Liście do Rzymian (1, 5). Posłuszeństwo to rzeczywiś-
cie włącza Maryję w wolną przestrzeń, stworzoną pod
Boży zasiew, czyniąc ją zdolną do wydania plonu. Fiat
(tak) Maryi jest najwyższym wyrazem Jej świadomej
wiary i wolności.
Z tego właśnie powodu Ewangeliści nie widzą potrze-
by opisu ukazania się zmartwychwstałego Chrystusa
Maryi. Apostołom i uczniom zmartwychwstały Jezus
ukazywał się zawsze w widzialnej postaci, aby natych-
miast otworzyli na Jego obecność głębię swych serc,
gdzie płonie ogień Ducha Świętego. Tak pałają serca
uczniów z Emaus. Uwielbiony Chrystus żyje w Maryi
dzięki potędze Ducha Świętego. Nie ma żadnego powo-
du, aby Jezus ukazał się swojej Matce w widzialnej
postaci, gdyż Maryja nosi Go już w swym sercu. Maryja
jest więc wzorem człowieka wierzącego, świadka wiary,
który nie licząc dłużej na siebie, zakorzenia się w samym
Słowie Bożym i doświadcza w nim obecności Zmartwych-
wstałego, dzięki ciepłu i radości wypełniających Jej serce
(por. Łk 24, 32).
Żywa wiara Maryi oscyluje między dwoma biegunami:
przylgnięciem do słów mistrza rzeczy niemożliwych
i obecnością Zmartwychwstałego w głębi Jej serca.
Maryja wzrastała zatem w wierze od chwili Zwiastowania
aż do momentu Wniebowzięcia. Jej życie wiary ujmują
w ramy dwa sądy wypowiedziane przez Jezusa, jeden
dotyczący Matki, gdy ktoś z tłumu wysławiał Ją: „Błogo-
sławione łono, które Cię nosiło, i piersi, które ssałeś".
Lecz On rzekł: „Owszem, ale przecież błogosławieni ci,
którzy słuchają słowa Bożego i zachowują je" (Łk 11,
233
rów i dlatego patrzą na Niego i słuchają Go jak ucznio-
wie. Są to ludzie „otwartych oczu", którzy w ciemnościach
nocy szukają oblicza ukochanego Pana. Chrystusa nie
wystawia się na próby, nie dyskutuje się z Nim, ale
próbuje się odgadnąć zamiary Jego serca. Jeżeli czuje-
my się zobowiązani mówić coś, aby utrzymać kontakt
z Jezusem, z dużym prawdopodobieństwem można przy-
puszczać, że nasz związek z Nim jest pozorny. Maryja
i św. Jan przedstawieni są jako uczniowie, którzy nie-
wiele mówią i nigdy nie sprzeciwiają się słowom Jezusa:
Wtedy wszedł do wnętrza także i ów drugi uczeń,
który przybył pierwszy do grobu. Ujrzał i uwierzył
(J 20, 8).
Dzięki wierze Jan potrafi odczytać znaki zmartwych-
wstania Jezusa.
b) Wiara Maryi
Proponuję, abyśmy w ten sam sposób przyjrzeli się
wierze Maryi. Elżbieta nazywa Ją błogosławioną, ponie-
waż uwierzyła (por. Łk 1, 45). Od momentu Zwiastowa-
nia, kiedy to nie stawiając żadnych warunków otworzyła
się na Słowo Boże, aby mogło się w Niej wypełnić, aż do
dnia, kiedy pod krzyżem włączyła się całym swoim
jestestwem w misterium „godziny", Maryja łączyła się
w głębi swego serca z Chrystusowym „tak". Mówiąc:
Niech mi się stanie według twego słowa (Łk 1, 38),
Maryja zrzeka się niezależności w podejmowaniu decyzji
i daje Bogu całkowite prawo do posługiwania się Nią: jest
232
Duchowi Świętemu przypisali wiarę, nadzieję i miłość,
które ożywiały serce Najświętszej Dziewicy; siłę
umacniającą Jej posłuszeństwo woli Bożej; męstwo,
które podtrzymywało Ją cierpiącą pod krzyżem13.
Przyjrzyjmy się bliżej misterium wiary Maryi z Naza-
retu i zobaczmy, jakie jest Jej miejsce w relacji z Bogiem,
oddając się dobrowolnie w ręce tej, która daje się poznać
jako wierna służebnica. Jest to zgodne z tym, co Maryja
odpowiedziała aniołowi: Niech mi się stanie według
twego słowa! (Łk 1, 38). Posługując się wyrażeniem
drogim Pawłowi, możemy powiedzieć, że jest to posłu-
szeństwo wierze (Rz 1,5). Jednak dla większej swobody
w dalszym rozważaniu chciałbym najpierw sprecyzować
w krótkiej uwadze, co oznacza słowo „zaufanie", aby nie
zawężać wiary Maryi do zwyczajnej zgody intelektualnej
czy moralnej na propozycje Boga.
Uwaga na temat zaufania
Rozróżniając wiarę, nadzieję i miłość, wolałbym mó-
wić o nadziei jako o syntezie całego życia teologicznego
Maryi. W Piśmie Świętym nie znajdziemy wyraźnego roz-
dzielenia tych trzech rzeczywistości, mówi się jednak
o wierze jako ogarniającej wszystko postawie człowieka,
który zawierza miłości i potędze Boga oraz wszystkiego
13 Jak czcić Matkę Bożą? Adhortacja apostolska papieża Pawła VI
Marialis cultuso należytym kształtowaniu i rozwijaniu kultu Najświętszej
Maryi Panny, Niepokalanów 1984, nr 26.
235
27-28), a drugi dotyczący Tomasza: Uwierzyłeś dlatego,
ponieważ Mnie ujrzałeś? Błogosławieni, którzy nie wi-
dzieli, a uwierzyli (J 20, 29).
W słowach tych Jezus wyraża uznanie dla wiary swej
Matki. Łukasz przedstawił Maryję jako tą, która uwierzyła
(por. t, 45) i rozważała wszystkie sprawy Jezusa
w swym sercu (por. 2, 19). Tomaszpwi Jezus przypo-
mniał, że wiara nie opiera się na tym, że zobaczyliśmy,
lecz na świadectwie tych, którzy wcześniej widzieli. Mając
taką wiarę, wierzący tworzą prawdziwą wspólnotę ze
zmartwychwstałym Chrystusem. Me tylko za nimi proszę,
ale i za tymi, którzy dzięki ich słowu będą wierzyć we
Mnie (J 17, 20). Wiara Maryi w chwili Zwiastowania
opiera się na świadectwie słowa i dołącza do wiary tych,
którzy, choć nie widzieli, uwierzyli.
W czasie całej swojej ziemskiej pielgrzymki wierzący
będzie mógł rozważać w sercu dynamikę wiary Maryi,
która powinna stać się wzorem i źródłem jego osobistej
wiary. Kontemplujący wiarę Maryi Panny zgadza się tak
jak Ona być ubogim, który nie liczy już na siebie, a je-
dynie na potęgę słowa czyli na moc Ducha Świętego,
ponieważ wie, że wszystko, czego dostąpiła Maryja, było
łaską. W Adhortacji apostolskiej Marialis cultus, papież
Paweł VI stwierdza, że Duch Święty przyczynił się nie
tylko do pierwotnej świętości Maryi i do Wcielenia, ale
również do umocnienia Jej wiary:
Gdy święci Ojcowie i pisarze kościelni badali naukę
o Pocieszycielu, poznali, iż z Niego jak ze źródła wy-
płynęła pełnia łaski (por. Łk 1, 28) i bogactwo darów,
przyczyniając się do Jej uszlachetnienia. Dlatego
234
podejmuje się ryzyko wiary i nadziei, a nie ma się
gwarancji14.
c) Posłuszeństwo wierze
Istotą zaufania jest wiara, zawierzenie albo lepiej
oddanie się komuś. Aby dać do zrozumienia, że komuś
ufamy, powiemy po prostu „wierzę ci". Mówi się również
o oddaniu, porzuceniu wszystkiego, o otwarciu się na
drugiego. Takie bogactwo zwrotów podkreślających dy-
namikę zaufania, a nie zabezpieczenie się przed stra-
chem. Jest to najwyższa forma wolnego działania, bliska
pragnieniu i skupionej uwadze (S. Weil), jednym słowem
jest to spojrzenie kierowane wyłącznie ku drugiemu.
Można zatem określić wierzącego jako istotę odwróconą
od siebie i skoncentrowaną na Bogu. Przypatrzmy się,
jak obydwa te ruchy uobecniały się w życiu Maryi Panny.
1. „WYWYŻSZA POKORNYCH"
Aby zrozumieć, jak bardzo Maryja Panna skoncentro-
wała się jedynie na Bogu i odwróciła się od siebie,
proponuję wam niewielkie zadanie: rozpiszcie w dwóch
kolumnach Magnificat, każdy werset według przedstawio-
nego wzorca: z jednej umieśćcie słowa wyrażające do-
broć, moc i miłość Boga w sercu Maryi i w historii
Izraela; z drugiej zaś słowa wyrażające świadomość
własnego ubóstwa, nicości i głodu Boga u Maryi, jednym
słowem własnej pokory.
1 Kart Rahner, Les chances de la łoi, Centurion 1974, s. 246.
237
oczekuje jedynie od Niego: Szczęśliwy mąż, który złożył
swą nadzieję w Panu - zdanie to ciągle powraca w psal-
mach (por. Ps 40, 5). Zaufanie i porzucenie wszystkiego
wślizgują się do „łóżka" nadziei, pisze Conrad De Mee-
ster. Jest to nastawienie na przejście z „jeszcze nie" do
,jtego, co ma nadejść". Zaufanie Maryi to nadzieja na
cnotę wiary w miłosierdzie Boże. Ma/yja opiera się na
miłości i potędze Boga tak mocno jak na skale. Wierzyć
czy ufać oznacza dla Niej powierzyć się Bogu, postawić
na Jego dobroć, budować na Jego miłości. Zaufanie jest
również podstawą życia wiary, a przez to dynamicznym
ukierunkowaniem na przyszłość. Karl Rahner tak opisuje
zaufanie:
Co oznacza słowo „zaufanie"? Nie chcę tu podawać
definicji z punktu widzenia etyki filozoficznej czy
teologii. Sądzę jednak, że ufać komuś to udzielić mu
kredytu na to, kim jest i co robi, to otworzyć się na
niego i oddać mu się do dyspozycji, nie mając pew-
ności, że jest on godny zaufania. Ufać to powierzyć
się komuś bez zachowywania czegokolwiek dla sie-
bie. Zaufanie nie miałoby sensu, jeśli bylibyśmy kogoś
całkowicie pewni, mając gwarancję, że nas nie
zawiedzie... że spełni oczekiwania, jakie w nim po-
kładamy. Zaufanie prowadzi nas do zmierzenia się
z kimś drugim... To tak jak w miłości. Zaufanie jest
formą miłości... Mamy nadzieję, że utopia miłości jest
autentyczną przyszłością, która ma nadejść. Oddaje-
my się miłości Boga, która dokonuje niewiarygodnego
wyczynu wyrwania człowieka z niego samego. Zaufa-
nie jest darem, który czyni się z samego siebie:
236
rozumie, gdyż nie współżyła z żadnym człowiekiem:
Jakże się to stanie, skoro nie znam męża? (Łk 1, 34).
Wiara Maryi zostaje poddana próbie. Trzeba było, aby
Jej zaufanie nie zostało zaspokojone przez obecną sy-
tuację, aby nie uległo pokusom strachu czy niezdecy-
dowania, które w każdej chwili mogły wzbudzić w Niej
przeświadczenie, że wszystko to jest utopią. Nie widząc,
jakby słowo Boże mogło wypełnić się w człowieku, Ma-
ryja musi oderwać się od swego sposobu myślenia, ina-
czej mówiąc, odwrócić się od siebie, aby oprzeć się
jedynie na Bogu. Okoliczności, w jakich się znajduje,
podobne są do sytuacji Sary, Anny, matki Samuela,
i Elżbiety, które, patrząc po ludzku, nie miały już nadziei
na macierzyństwo. Nie zapominajmy jednak, że dla Boga
nie ma nic niemożliwego i że może On uczynić bezpłod-
ne kobiety matkami swych wielkich proroków. Gdy
Maryja usłyszała słowa anioła: Dla Boga bowiem nie ma
nic niemożliwego (Łk 1, 37), zgodziła się natychmiast
i oddała się do dyspozycji Pana. Poszła nawet dalej,
prosząc, aby słowo to wypełniło się w Niej.
Maryja nie przeżywała zatem swojego zaufania jako
absolutnej pewności tego, co się potem stanie. Zaufanie
to daje niejaką pewność i chwalebną nadzieję (por. Hbr
3, 6), często jednak nad obietnicami jeszcze nie spełnio-
nymi przez Boga biorą górę wątpliwości. Jest to postawa
Sary, która zaczęła się śmiać (czyli powątpiewać), kiedy
powiedziano jej, że urodzi syna. Aby serce człowieka
było zdolne do ufności, musi ona zrodzić się z bezna-
dziei. Bóg posługuje się wszystkimi środkami ludzkimi,
aby człowiek zaufał wyłącznie Jemu. Jeśli człowiek nie
zrobi tego, stale będzie mu zagrażało przekonanie, że
239
Z jednej strony mamy do czynienia z Bożą miłością,
łagodnością, potęgą i miłosierdziem, z drugiej zaś z ludz-
ką pokorą, która nie pokłada nadziei w dumnych myś-
lach, obcych mocach i sile końskich kopyt. Biada człowie-
kowi, który szuka „pocieszenia" w bogactwach! Podobnie
jak w Magnificat, temat pokory możemy znaleźć również
w obrazie mostu nadziei. Maryja przyznaje, że między
Bogiem-Miłością a nią, uniżoną służebnicą, istnieje
otchłań.
Trzeba teraz przerzucić most nad przepaścią. Po obu
stronach, na solidnych fundamentach, wznoszą się
słupy pod przęsła. Na naszym brzegu to pokora,
dzięki której człowiek, stworzenie skończone, ulegle
przyjmuje swe niedoskonałości i bezsiłę. Na brzegu
Boga nieskończonego wznosi się Miłosierdzie, w które
człowiek wierzy. Jak pokora, tak i wiara w miłosierną
miłość Boga są to zasadnicze warunki nadziei. Nie
można pokładać nadziei w kimś, w czyją dobroć się
nie wierzy. Na tych przęsłach przerzucony jest tedy
most miłującej ufności, i człowiek może dojść do
Boga, a raczej Bóg sam wkracza na ten most, bierze
człowieka i przenosi na drugi brzeg15.
Przyjrzyjmy się, jak działa zaufanie w Maryi podczas
Zwiastowania. Anioł ogłasza Jej, że porodzi syna,
któremu na imię będzie Jezus. Maryja nic z tego nie
15 Conrad De Meester, Z pustymi rękami, tł. Z. Nosalewska, Kraków
1990, ss. 174-175.
238
porzuciła wszelkie zabezpieczenia i stało się dla Niej
jasne, że należy zwrócić wzrok ku Temu, który udzielił
obietnicy (por. Hbr 11, 8-11). Świadkowie przywołani
przez św. Pawła uznawali siebie
za gości i pielgrzymów na tej ziemi. Ci bowiem, co tak
mówią, okazują, że szukają ojczyzny. Gdyby zaś tę
wspominali, z której wyszli, znaleźliby sposobność
powrotu do niej. Teraz zaś do lepszej dążą, to jest do
niebieskiej. Dlatego Bóg nie wstydzi się nosić imienia
ich Boga, gdyż przysposobił im miasto (Hbr 11,
13-16).
Ludzie ci nie zatrzymują się nigdy na dłużej tam,
gdzie dotrą, gdyż przekraczają wszystko, czym dzisiaj
żyją, odchodzą bez przerwy od tego, co posiedli. Są
zupełnie wolni w takiej sytuacji, w jakiej się znaleźli, gdyż
spodziewają się osiągnąć coś lepszego. Jest to postawa
otwarcia, gościnności i stałego kroczenia naprzód. Abra-
ham jest wolny wobec swojego syna, chociaż otrzymał
go zgodnie z obietnicą:
Pomyślał bowiem, iż Bóg mocen wskrzesić także
umarłych, i dlatego odzyskał go, jako podobieństwo
śmierci i zmartwychwstania Chrystusa (Hbr 11, 19).
Wszyscy ci ludzie kontemplowali coś, co było dla nich
niewidzialne:
Przez wiarę Mojżesz opuścił Egipt, nie uląkłszy się
gniewu królewskiego; wytrwał, jakby na oczy widział
Niewidzialnego (Hbr 11, 27).
Potęga modlitwy -16
241
wszystkie swoje zwycięstwa zawdzięcza własnym siłom
lub układom z innymi. Zaufanie polega często na żywie-
niu nadziei wbrew nadziei (por. Rz 4,18). Dlatego właś-
nie zaufanie leży u podstaw życia i zwraca nas ku
przyszłości, w istocie ma strukturę dynamiczną.
Zaufanie wynosi nas również ponad nas samych,
kruszy granice teraźniejszości i t^nczasowości. Ono
pozwala przekroczyć siebie. Poryw i odprężenie. Aby
zaufać, trzeba oderwać się od teraźniejszości i od nas
samych, trzeba uwierzyć, że nie ma sytuacji bez wyjścia,
że żaden kompleks nie obciąża nas na zawsze. Jest to
walka nowego człowieka, jakim pragniemy się stać, ze
starym człowiekiem, jakim jeszcze jesteśmy, a którym nie
chcemy dalej być. Zaufać to tak naprawdę wytężyć swoje
sity w dążeniu do wyższej miłości, ku wyzywającej nas
miłości Bożej, której pełni jeszcze nie posiadamy.
Powierzyć się Bogu, to porzucić siebie z miłości do
Boga, to odwrócić się od siebie, aby skoncentrować się
na Nim. Oto co skłoniło Maryję do okrzyku:
Wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmocny.
2. „WIELKIE RZECZY UCZYNIŁ MI WSZECHMOCNY"
Trzeba by znowu przeczytać cały jedenasty rozdział
Listu do Hebrajczyków, o którym pisaliśmy już wcześniej
i który nabiera dla nas jeszcze większego znaczenia, aby
zrozumieć nadzwyczajny charakter wiary w sercu Maryi.
Z powodu wiary opuściła swą ziemię rodzinną, aby ze
wszystkich swoich sił zdążać ku miastu, które Bóg sam
dla Niej zbudował. Również z tej samej przyczyny
240
wiele przeszkód, gdyż jest to walka nowego człowieka ze
starym. Przyjrzyjmy się bliżej tej walce.
Chrzest uczynił nas oczywiście nowymi stworzeniami,
jednak odkąd nieskończoność Boga ujawniła się nam
i odkąd próbujemy przez ufność zatracić się w Nim,
nasze ciało zmysłowe buntuje się. Człowiekowi niełatwo
jest poddać się nieskończonej miłości. Każde zbliżenie
się do Boga wywołuje w nim nieopanowaną panikę,
sprzeciw, a niekiedy także bunt. Może przyjmować miłość
Bożą jedynie w małych dawkach, gdyż przeraźliwie boi
się niekontrolowanego wtargnięcia życia trynitarnego. To
tak jak z żołądkiem, który przez długi okres był pusty
i teraz trzeba go zapełniać powoli, lub też jak z oczami
przywykłymi do ciemności jaskiń, które nie mogą znieść
zbyt ostrych promieni słońca.
Bóg mógł napełnić Maryję łaską, dlatego że nie
stawiała oporu Jego wtargnięciu. W różnych sytuacjach,
jakimi Bóg Ją doświadczał, zawsze poddawała się Jego
woli. Natomiast w nas toczy się bolesna walka między
życiem Bożym i życiem grzesznika, co opisuje św.
Paweł. Stwierdzamy, że z powodu naszego stanu (św.
Paweł nazywa go śmiertelnym ciałem) jesteśmy niezdolni
do aktu zaufania, do którego przynagla nas miłość
w sposób coraz bardziej radykalny: miłość Boża przyna-
gla nas.
Tak więc możemy chcieć jak Maryja odpowiedzieć
Fiat (niech mi się stanie) zgodnie z wolą Bożą, będąc
jednocześnie niezdolni do wyrzucenia z siebie owego
„tak", gdyż nasze serce jest nieprzyjacielem Boga wbrew
nam samym?! dlatego w danej chwili nic nie możemy
zrobić. Życie w komunii z Trójcą Świętą czyni nas
243
Człowiek wiary „widzi", wiara daje mu oczy, by utkwił
je w Chrystusie i dlatego opuszcza wszystko, aby
wytrwale biec w wyznaczonych mu zawodach (por. Hbr
12, 1-2). A jednak wszyscy ci ludzie, o których pisze
autor Listu, chociaż mieli wiarę, nie otrzymali przyrzeczo-
nej obietnicy zmartwychwstania Jezusa (por. Hbr 11,
39-40). Maryja zatem jest niejak* klamrą spajającą
w wierze paschalnej ludzi oglądających z zewnątrz obiet-
nicę z tymi, którzy uwierzyli w nią dzięki świadectwu
Kościoła.
d) Maryja jako wzór jedności z Jezusem
W tym znaczeniu Maryja jest wzorem jedności
z Jezusem, jest nowym stworzeniem, w którym Chrystus
odnawia swoje misterium. Do Niej odnoszą się w pierw-
szym rzędzie słowa św. Pawła:
Teraz już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus.
Choć nadal prowadzę życie w ciele, jednak obecne
życie moje jest życiem wiary w Syna Bożego, który
umiłował mnie i samego siebie wydał za mnie (Ga 2,
20).
Nie jest to przyglądanie się z zewnątrz Chrystusowi,
lecz utożsamienie się z Nim w Jego chwalebnej śmierci
(por. Rz 6, 1-4). Św. Paweł pisze, że stary człowiek
w nas został ukrzyżowany z Chrystusem, aby nasze
grzeszne ciało uległo zniszczeniu. Maryja stała się od
razu nowym stworzeniem, ukształtowanym i przeniknię-
tym przez Ducha Świętego. W nas wiara stale napotyka
242
Rozdział czwarty
MARYJA ROZWAŻAŁA
W SWOIM SERCU
Wszyscy świadkowie wiary, którzy są opisani w 11
i 12 rozdziale Listu do Hebrajczyków, byli ludźmi modli-
twy. Jako oczekujący stali na przełomie dnia i nocy,
podnosząc ramiona ku niebu i próbując zdobyć u Boga
zbawienie dla ludzi. Widzimy więc Abrahama wstawiają-
cego się za Sodomą, odwołującego się jedynie do spra-
wiedliwości Bożej, która nie może traktować jednakowo
grzeszników i sprawiedliwych (por. Rdz 18, 16-33). Tak
samo postępuje Mojżesz w trakcie walki z Amalekitami,
stwierdzając, że zwycięstwo ludu zależy jedynie od wy-
trwałości w modlitwie:
Jak długo Mojżesz trzymał ręce podniesione do góry,
Izrael miał przewagę. Gdy zaś ręce opuszczał, miał
przewagę Amalekita. Gdy ręce Mojżesza zdrętwiały,
wzięli kamień i położyli pod niego, i usiadł na nim.
Aaron zaś i Chur podparli jego ręce, jeden z tej,
a drugi z tamtej strony. W ten sposób aż do zachodu
słońca byty ręce jego stale wzniesione wysoko (Wj
17,11-12).
245
godnymi oglądania Boga twarzą w twarz, a jednak nie
mamy na tyle sił, aby stawić czoła huraganowi Ducha
Świętego. Nie możemy znieść, że życie Trójcy Świętej
wdziera się w nas bez miary i nie czekając na nasze
oczyszczenie.
Nie jest to wina Boga, ani tym bardziej nasza: Nie
czynię bowiem dobra, którego chc$(Rz 7, 19). Nasze
pragnienia nie znają granic, ponieważ pochodzą od Boga
i rwą się ku Niemu, ale nasze ciało nie może za nimi
nadążyć z powodu swojej ociężałości. Jeśli nie potrafimy
się modlić, to dzieje się tak z powodu naszego śmiertel-
nego ciała, starego człowieka jeszcze żyjącego w nas.
Pomyślmy o Maryi Pannie. Ona powiedziała Bogu
„niech mi się stanie", gdyż Jej nadzieja szukała oparcia
jedynie w Bogu, dla którego nie ma rzeczy niemożliwych.
Powinno być nam łatwo zdobyć się na akt zaufania
i zjednoczenia z Jezusem, ponieważ cnotę tę nosimy już
w sobie. Jednak daleko jesteśmy od takiej decyzji i nie
podejrzewamy nawet, do jakiego stopnia nasze zaufanie
pozostaje zmącone i jak mało ma wspólnego z prawdzi-
wą nadzieją. Do czasu, gdy zdecydujemy się oprzeć
jedynie na Bogu, aby zasłużyć na niebo, upłynie jeszcze
wiele wody pod mostem nadziei... Opieramy się na...
własnych siłach, własnych cnotach, środowisku, które
nas otacza. Kiedyś to wszystko się zawali i za sprawą
najmniejszego zawirowania (tak jak Piotr idący po po-
wierzchni jeziora) przekonamy się, ile warte jest nasze
zaufanie. Maryja mogła nadal lękać się wydarzeń, któ-
rych nie rozumiała, jednak nie lękała się o Tego, który
kieruje wydarzeniami, ponieważ wiedziała, komu uwierzy-
ła (por. 2Tm 1, 12).
troskę o wewnętrzne odsłonięcie nam głębi modlitwy
Maryi. Powinniśmy pozwolić słowom przekazanym nam
przez Łukasza powoli przenikać w ciszy nasze serca,
aby mogły one stać się posiewem życia.
Ewangelista dwukrotnie przywołuje tę modlitwę, jed-
nak natychmiast osłania ją misterium ciszy, które skrywa
jej treść. Dwa wersety mówią praktycznie to samo.
Pierwszy związany jest z narodzeniem Jezusa: Lecz
Maryja zachowywała wszystkie te sprawy i rozważała je
w swoim sercu (Łk 2, 19). Drugi odnosi się do pierw-
szych słów wypowiedzianych przez Jezusa w Świątyni:
A Matka Jego chowała wiernie wszystkie te wspomnienia
w swym sercu (Łk 2, 51).
Zatrzymajmy się najpierw przy słowie „sprawy,
wspomnienia", które przez innych jest tłumaczone jako
„słowa", wydaje się jednak, że lepiej jest zachować
paralelę z wersetem 65 pierwszego rozdziału Ewangelii
wg św. Łukasza. Wyjaśnienie to jest ważne dla dalszych
naszych rozważań, ponieważ zobaczymy, że słowo Boże
w naturalny sposób skierowane jest do serca i że serce
w naturalny sposób otwiera się na słowo. Jeśli chodzi
o werset Łk 1, 65, TOB podaje taką uwagę: „W językach
semickich wyraz «słowo» może zostać użyty na oznacze-
nie «sprawy, wspomnienia, wydarzenia»: 2,15.19.51; Dz
5,32; 10, 37".
Słowo Boże nie pozwala się zamknąć w ustalonych
z góry schematach, może ono zarówno oznaczać słowo
przekazane przez Boga w księdze - które jest żywym
słowem wychodzącym z Jego ust - jak również może
jednocześnie odnosić się do słowa obecnego w życiu
konkretnego człowieka czy też całego ludu Bożego.
247
Nie inaczej dzieje się z murami Jerycha, które upadły
dopiero w siódmym dniu. Bóg oczekuje, że człowiek
przyjmie taką postawę, aby jego akt zaufania mógł być
wysłuchany zgodnie z miarą tego zaufania. Zakłada to,
że prorocy wykażą się najwyższym stopniem zaufania,
który mogą osiągnąć jedynie przez cierpliwą i wytrwałą
modlitwę. W pierwotnym Kościele św. Jakuba uważano
za wielkiego człowieka modlitwy, i bez wątpienia pisząc
o modlitwie Eliasza nieświadomie przedstawił własną
postawę:
Wielką moc posiada wytrwała modlitwa sprawiedliwe-
go. Eliasz był człowiekiem podobnym do nas i modlił
się usilnie, by deszcz nie padał, i nie padał deszcz na
ziemię przez trzy lata i sześć miesięcy, l znów błagał,
i niebiosa spuściły deszcz, a ziemia wydała swój plon
(Jk 5,16-18).
1 - SERCE MODLITWY , ' „v".,
•• 'tł-!*.ł
J '* !
Przedłużając pokolenia świadków wiary, Maryja
przedłużyła jednocześnie pokolenia wielkich ludzi modli-
twy należących do społeczności Bożej. Wyjąwszy Magni-
ficat, św. Łukasz bardzo dyskretnie wspomina o modli-
twie Maryi Panny, jednak wskazówki, jakie umieszcza
w swojej Ewangelii, warte są więcej niż długie opisy.
Podobnie jak w przypadku modlitwy Chrystusa, Łukasz
podkreśla delikatnie te momenty, które mogły być dialo-
giem Maryi z Bogiem, pozostawiając Duchowi Świętemu
246
i wspaniałomyślności serca w oczekiwaniu na nadejście
wcielonego Słowa. Jak należy rozumieć milczenie Maryi
w Ewangeliach? Jest to milczenie słuchania i czujności,
gotów jestem powiedzieć, że jest to milczenie z wyboru,
które wyraża nieskazitelność całego jestestwa przed
Bogiem i dla Boga. Ukazuje ona po prostu serce odarte
ze wszystkiego i samotne jedynie ze względu na słowo
Boże. Innymi słowy Maryja potrafi „odczytać" słowo i wy-
darzenia na „pustyni znaczeń", jak określił to Orygenes.
Na modlitwie nie można wprowadzać do głębi serca in-
nego pokarmu niż słowo samego Boga, niż głębię słowa.
Dlaczego milczenie i uważne słuchanie na pustyni
znaczeń? Po prostu dlatego, że Ktoś, Chrystus, jest
zawsze oczekiwany i zawsze słuchany. Trzeba wydrążyć
w naszych sercach ogromną przestrzeń wolności zdolną
przyjąć prawdę Bożą. A gdy prawda ta ogarnie już
wszystkie zakamarki naszych myśli, naszemu sercu
nigdy nie starczy głębi, aby pomieścić wodę życia
Bożego. Słowo Boże kierowane jest do nas codziennie
i dlatego trzeba wsłuchać się w jego brzmienie i nie
zatwardzać swego serca. Istnieje tylko jedna rzecz, która
jest nam niezbędna: spotkanie i wspólnota z wcielonym
słowem Bożym. Nie możemy postawić niczego wyżej od
spotkania z Chrystusem.
Jeśli macie zamiar czytać dalej tę książkę, to zatrzy-
majcie się na chwilę i sami złapcie się na gorącym
uczynku kręcenia się w kółko. Wasze myśli zataczają
koła i jak zegar po dwudziestu czterech godzinach po-
wracają do punktu wyjścia. Układacie plany, karmicie
pragnienia, a kino waszej wyobraźni wyświetla zjawy...
w różnych odmianach, jednak w końcu zawsze w tym sa-
249
Maryja zachowywała więc wspomnienia tych wyda-
rzeń w swoim sercu. W tym znaczeniu jest ona pierw-
szym teologiem, który rozważa i zastanawia się nad
słowem Bożym obecnym w wydarzeniach. Dwukrotnie
w Piśmie Świętym użyta jest analogiczna formuła w od-
niesieniu do Józefa i do Daniela: Podczas gdy bracia
zazdrościli Józefowi, ojciec jego zapamiętał sobie ów sen
(Rdz 37,11). W przypadku Daniela chodzi o interpretację
wizji czterech bestii i Syna człowieczego: Moje myśli
przeraziły bardzo mnie, Daniela; zmieniłem się na twarzy,
lecz zachowałem wydarzenie w sercu (Dn 7, 28). For-
muła użyta tutaj wskazuje, że otrzymujący objawienie
zachowuje je w swojej pamięci i w swoim sercu na
przyszłość.
Mówiąc o Maryi, św. Łukasz chciał bez wątpienia pod-
kreślić, że refleksja Maryi dotyczy spraw niezupełnie
zrozumiałych, • których sens ujawni się w pełni dopiero
w świetle Paschy. Wydaje się, że dla Maryi konieczne
było wylanie Ducha Świętego po dziesięciodniowym trwa-
niu w Wieczerniku, aby otrzymać duchowe zrozumienie
tych wydarzeń.
a) Słuchanie Słowa
Ewangelista Łukasz przekazuje, że Maryja gromadziła
i zachowywała wszystkie te wydarzenia w pamięci, zanim
„rozważyła je w swoim sercu". Maryja potrafi w szczegól-
ny sposób słuchać, milczeć i czuwać, dzięki czemu mobi-
lizuje wszystkie swoje siły na powitanie nadchodzącego
pana młodego (por. Mt 25, 1-13). Ta szczególna czuj-
ność może przybrać u Maryi formę delikatnej gotowości
248
„Nie wierzycie, nie widzicie mnie, ponieważ macie
kamienne serca!" Jezus czuje się odpowiedzialny za
otwarcie serc Apostołów na mądrość Pism. Można mówić
tak, żeby nic nie powiedzieć, ale można również milczeć
tak, by nikogo nie usłyszeć i zamknąć się w sobie. Pod-
czas Zwiastowania Maryja rozmawia z aniołem, gdy do-
wiaduje się od niego, że zostanie matką Zbawiciela,
jednak nie mówi tylko po to, aby coś powiedzieć, ale
stawia prawdziwe pytania: Jakże się to stanie, skoro nie
znam męża? (Łk 1, 34). Pytanie to jest otwarte na Boga
i nie zamyka serca Maryi. Nie mówi: „To niemożliwe!",
ale otwiera się na inną myśl, która jest większa i odmien-
na od Jej własnej.
b) Zgodzić się na życie Boże
W istocie Maryja zgadza się na pełną wolność Boga
w Niej, jednak by to wykonać, musi przerwać bieg
własnych myśli, aby móc zanurzyć się w oceanie Bożego
światła, w którym wszystko inne przestaje istnieć, zwłasz-
cza nasz zamknięty krąg. My niestety pozostajemy poza
tym oceanem, ponieważ szukamy bezpieczeństwa, i za
każdym razem, gdy Bóg zapala przed nami nowe świa-
tełko, powracamy do naszego zamkniętego kręgu, bogat-
szego i ulepszonego, ale zawsze pozostającego tym
samym więzieniem. Trzeba więc zacząć uczyć się od
Maryi, aby zrozumieć, jak przełamywać zamykające nas
kręgi i jak wyrwać się z nich pod nawałą huraganu
Ducha Świętego i światła Bożego. Wówczas dostaniemy
się tam, gdzie nie ma już nic, a wszystko otrzymujemy
w darze.
251
mym kole. W pewnym momencie trzeba jednak to przer-
wać: zatrzymajmy silnik i spróbujmy posłuchać. Basta!
jak mówią Włosi.
Być może od wielu lat Bóg próbuje przemówić do nas
tak, byśmy usłyszeli pieśń Oblubieńca o swej winnicy.
Pragnie, byśmy usłyszeli Jego pieśń, lecz dźwięki tej
pieśni modulowane i wygrywane na sto różnych sposo-
bów nie mogą się przebić przez mur innych głosów! Bóg
jednak ma nadzieję, że za którymś razem uda Mu się to.
Jest to sprawa rytmu i dróg, po których się obracamy:
Bóg przemierza swoje z prędkością przez „wielkie P", my
natomiast wybieramy własne orbity i punkty ciężkości.
Aby być zdolnym do przyjęcia szalonej miłości Bożej,
która jedynie przy pomocy perswazji wdziera się do
naszych serc z przerażającą siłą pokory i łagodności,
trzeba przełamać ten zaklęty krąg, zatrzymać się i za-
cząć słuchać.
Maryja jest wzorem dla tych, którzy wsłuchują się
w pieśń Oblubieńca o swej winnicy, gdy mówi do niej:
Raduj się, pełna łaski. Ona zaś, by Go ustyszeć, wycisza
swoje myśli, swe pragnienia i swój sposób pojmowania
świata. Nie zajmuje się wieloma sprawami jak Marta, ale
siada u stóp Pana, aby Go słuchać. Ale uwaga! Istnieją
różne sposoby słuchania, Maryja natomiast wybrała ten
najlepszy, tzn. nie próbuje interpretować planów Bożych
na swój własny sposób: „Jak niebiosa wysoko nad zie-
mią, tak myśli Boże ponad naszymi!"
Istnieje pewien typ milczenia, który nie ma nic wspól-
nego z wyciszeniem: w Ewangelii przykładem tego jest
niemowa opętany przez złego ducha (por. Mt 9, 32).
Zmartwychwstały Chrystus stale upomina Apostołów:
250
- Nie, Pan Bóg tego tak nie urządził.
- Bez wątpienia. Jakie jest więc rozwiązanie?
- Pozwól żyć Panu Bogu. On pozwala nam żyć.
- A my nie!
- Nie. Zamykamy Go w małych pudełkach.
- Dziwi mnie, że można robić podobne rzeczy.
- Cały czas. Ponieważ nie kochamy Go naprawdę.
Trzeba pozostawić Go wolnym. To jest miłość"16.
Wszyscy posiadamy swoje pudełeczka z pytaniami,
w których zamykamy Boga. Są one mniejsze lub więk-
sze, albo też pozłacane, zależnie od naszej pomysłowoś-
ci, niemniej są to nadal pudełka, które nie mogą pomieś-
cić prawdy Bożej. Jak rozstać się z nimi? Nie widzę
innego rozwiązania niż to, które wybrała Anna: „Proszę,
Panie Boże, naucz mnie stawiać prawdziwe pytania!"
Trzeba nauczyć się wołać bez końca do Boga: „Proszę",
aby mógł On rozerwać ciemności, w których jesteśmy
zamknięci. Musimy więc prosić Boga o światło, gdyż nie
potrafimy „rozważać na modlitwie" Jego dzieł bez światła
od Niego, by zaś otrzymać to światło, trzeba Go o nie
poprosić. Jeśli zaś modlitewne rozważanie zmieni się
w nieustanne błaganie, zostaniemy wprowadzeni w trzeci
wymiar. Modlitwa jest ważniejsza od rozważania pod
warunkiem, że nie stanie się ona nowym zabezpiecze-
niem, lecz otwartym oknem na nieskończoność Boga.
"Fynn, Anna etMistafOod, Seuil 1976, s. 162-163.
253
We wspaniałej książce, zatytułowanej „Anna i Pan
Bóg", bohaterka mówi:
Proszę, proszę, Panie Boże, naucz mnie stawiania
prawdziwych pytań. Proszę, pomóż mi stawiać
prawdziwe pytania. ^
- Dlaczego, jestem ciekaw, prosisz Boga o stawianie
prawdziwych pytań?
- Och! to trochę smutne, to wszystko.
- Co jest smutne?
- Ludzie.
- Ach! tak. Cóż w nich smutnego?
- Starzejąc się, powinni byli zmądrzeć... Ale dzieje się
odwrotnie.
- Nie wierzysz, że mają jeszcze szansę?
- Nie, ich pudełka są coraz mniejsze.
- Ich pudełka? Nie rozumiem.
- Pytania są w pudełkach - wyjaśnia - a odpowiedzi,
jakie otrzymują, odpowiadają rozmiarowi pudełek.
- Nie jest to proste, ale mów dalej.
- Trudno to wyjaśnić. Odpowiedzi wchodzą prosto do
pudełek. To tak jak z wymiarami. Jeśli postawisz
pytanie dwuwymiarowe, otrzymasz dwuwymiarową
odpowiedź. To tak jak pudełko. Nie można poza nie
wyjść.
- Chyba zaczynam rozumieć.
- Pytania wypełniają je po brzegi, a później zatrzy-
mują się. To jest więzienie.
- Być może wszyscy znajdujemy się w jakimś rodzaju
więzienia.
Potrząsnęła głową.
252
medytacja i modlitwa już są obecne w sposób tajemni-
czy, ale zupełnie realny. Inteligencja, wyobraźnia i wrażli-
wość jako takie są naturalnymi zdolnościami, które mo-
żemy lepiej lub gorzej wykorzystać na modlitwie, a które
pozostaną ostatecznie wielkimi niewiadomymi, o ile nie
odkryjemy serca.
Dlatego właśnie Ewangelie podkreślają fakt, że Maryja
rozważała wszystko w swoim sercu. Maryja odkryła w so-
bie owo tajemnicze miejsce, które w Piśmie Świętym
nazywane jest sercem i jest czymś o wiele więcej niż
samą tylko inteligencją, wyobraźnią czy uczuciami. Jest
to najgłębsze centrum człowieka, w którym Bóg nie
przestaje go wzywać do współodczuwania z Jego stwór-
czą miłością. W pewnym sensie jest to obszar wolności,
„głębia głębi", która bardzo często pozostaje ukryta,
otoczona kamiennym pancerzem. A przecież to właśnie
ta głębia, serce, jest istotą naszego jestestwa.
Odkrywamy zatem ponownie sposób korzystania
z naszych naturalnych, ale często niesłusznie niedoce-
nianych zdolności, jednak pod warunkiem, że zanurzymy
je na powrót w źródle, z którego wypływają. Źródło życia
Bożego raz odkryte może nasycić i napoić od wewnątrz
naszą inteligencję, wyobraźnię i uczucia. To tak jak źró-
dło światła, które rozjaśnia od wnętrza całą naszą osobę.
W ten sposób odkrywamy rolę serca i ciała podczas
modlitwy i medytacji. To bardzo ciekawe, że słowo „medi-
tari" (które jest tłumaczeniem hebrajskiego słowa „ha-
gah") nie oznacza ćwiczenia umysłowego, jak je dzisiaj
rozumiemy, lecz ustne powtarzanie, polegające na wy-
powiadaniu półgłosem znanych na pamięć słów.
255
2 - ROZWAŻAĆ w SWOIM SERCU
Zupełnie naturalnie doszliśmy w naszych rozważa-
niach do momentu, w którym powinniśmy zatrzymać się
nad medytacyjną postawą Maryi, o której pisze św.
Łukasz (2, 19). Chcielibyśmy dostrzec w niej przede
wszystkim wewnętrzne poruszenie serca przyjmującego
słowo, nie zapominając jednak, że medytacja jest rów-
nież pracą umysłu. Nie jest to medytacja w klasycznym
znaczeniu tego słowa, nie jest to „zastanawianie się" nad
czymś, rozważanie czegoś, przyglądanie się wszystkim
racjom za i przeciw przed podjęciem decyzji. To oczywiś-
cie też, ale chodzi również o coś głębszego niż medyta-
cja typu kartezjańskiego.
Być może ze względu na nasze wychowanie w kultu-
rze dualistycznej, która oddziela ciało od ducha, mamy
tyle trudności z takim rozumieniem medytacji, jak przed-
stawia ją Pismo Święte. Należymy do pokolenia, którego
myślenie zostało uformowane przez nowoczesną naukę,
ale któremu brak umiejętności działania nie odwołującego
się do naszej inteligencji czy logiki. Zabieramy się zatem
do Pisma Świętego, literatury patrystycznej czy duchowej
z orężem naszej logiki i zgłębiamy naukę o Bogu lub
o Chrystusie, ale zwracamy się do Nich bardzo rzadko.
Rozważamy jakąś rzecz, próbujemy wzbudzić w sobie
pobożne uczucia, podjąć dobre postanowienia na rozpo-
czynający się dzień bądź tydzień, ale ostatecznie nie
potrafimy skierować się do samego Boga. Oto powód
krótkiego żywota tego rodzaju medytacji.
Przyczyna naszych niepowodzeń leży w tym, że nie
znaleźliśmy w sobie tego sekretnego miejsca, w którym
254
mnicha, bardzo dobrze przekłada to przeniknięcie serca
człowieka przez słowo Boże na modlitwę:
Święta Dziewico, Matko nie znająca męża, Tyś
jedynym sercem, w którym bez wątpienia Imię Chwały
śpiewa w całej swej pełni życia i prawdy. To dla nas
wielki cud, o najczystsza, gdyż jedynie w Tobie, jak
nigdy wcześniej ani później, serce człowieka i serce
Boga zaczęły bić i biją bez końca jednogłośnie, a mo-
dlitwa jak ruch zegara odmierza zarówno bieg Twej
kontemplacji, jak i nieba, kształtując Twe serce
zgodnie z misterium Bożej miłości. O rydwanie światła
nie znający zmierzchu, podźwignij nas, również nas,
ku błogosławionej mądrości serca, byśmy, do śpiewa-
nia o Tobie przygotowani i uzdolnieni, mogli Cię uka-
zać jako żyjący Kościół powszechny: Alleluja!
Maryja roztrząsała słowo, kołysała je w swym sercu.
Takie postępowanie zaleca Kasjan mnichom, by nie
zasypiali, lecz odznaczali się czujnością serc. W ten
sposób rozpala się płomień modlitwy. Iskra słowa rozpala
serce, a serce oddaje swój żar słowu, ponieważ tak
słowo, jak i serce zamieszkuje ten sam Duch. My sta-
jemy się więc zdolni do odpowiedzenia na słowo Boże,
zaś słowo, które nas ożywia przez Ducha Świętego, staje
się w nas modlitwą.
Słowo to przyjmuje Duch Święty, aby je włączyć we
własną modlitwę i uczynić ją swoją w naszych sercach.
Widzimy, jak słowa naszych modlitw stają się skuteczne,
powoli odkrywamy to, co rozgrywa się między modlitwą
serca i modlitwą warg, między sercem i słowem. Słowo,
Potęga modlitwy -17
257
W psalmie 1 sprawiedliwy to ten, kto rozmyśla nad
prawem Pańskim dniem i nocą. Zaś psalm 37 precyzuje,
o jakie rozmyślanie chodzi:
Usta sprawiedliwego głoszą mądrość,
i język jego mówi, co słuszne. «
Prawo jego Boga jest w jego sercu.
(Ps 37, 30-31)
Rozmyślać zatem to przenosić słowo Boże z serca na
usta, aby powtarzać je głosem cichym i powolnym. Roz-
myśla się więc używając ust, jest to dla nas, korzy-
stających podczas medytacji jedynie z rozumu, coś zu-
pełnie nowego. Gdy słowo Boże dotrze tylko i przebudzi
nasze serca, przenosimy je od razu na usta, aby je po-
wtarzać cicho na modlitwie.
W ten sposób rozważała wszystko w swoim sercu
Maryja. W chwili Zwiastowania słowo Boże zamieszkało
w Niej. Maryja wykorzystała czujność swego serca odkry-
wając to słowo i czerpiąc za każdym razem i bez przerwy
z mocy w nim ukrytej. Serce Jej przebudziło się i zosta-
ło nasycone wcielonym słowem. Można z tego wywnios-
kować, że modlitwa Maryi była po prostu modlitwą
Chrystusa.
Kiedy serce Maryi zostało wyrwane z uśpienia i cał-
kowicie uwolnione, wówczas Maryja poznała głębię sa-
mej siebie. Innymi słowy zaczęła żyć w zgodzie ze swym
wnętrzem. Dlatego dzięki natchnieniu Ducha Świętego,
który wziął Ją pod swoją opiekę, w Jej sercu popłynęła
modlitwa Jezusa. Hymn akatyst o krzewie gorejącym lub
modlitwie ustawicznej, ułożony przez rumuńskiego
256
przywoływać jego obecność, a niekiedy również powoły-
wać go do istnienia. W Starym Testamencie mamy do
czynienia z pewnym odwróceniem porządku. Nie ma
w nim mowy o górowaniu nad obecnością Boga, co spot-
kać można we wszystkich religiach pogańskich. Objawie-
nie w krzewie gorejącym i wizja proroka Izajasza w Świą-
tyni pozwalają nam odczuć napawającą lękiem transcen-
dencję Boga, który jawi się jako ktoś wyraźnie inny,
a wypowiadanie Jego imienia staje się czymś przerażają-
cym i wyjątkowym. Jak wspomniałem przed chwilą, imię
Boga było tak naznaczone świętością, że wypowiadano
je w wyjątkowych przypadkach, a później w ogóle za-
pomniano, jak się je wymawia. Wypowiedzenie imienia
Jahwe, które znajduje się w Piśmie Świętym, uważane
było za bluźnierstwo. Tetragram odczytywano jedynie raz
w roku, gdy arcykapłan wchodził do miejsca Świętego
Świętych w Dniu Pojednania.
Tak więc przy Zwiastowaniu w Jezusie zostaje nam
objawione imię samego Boga: Nadasz Mu imię Jezus.
Jezus objawia nam imię Boga. Jak pisze Olivier Clement:
„Jest to imię własne, którego, można by powiedzieć,
wszyscy staliśmy się właścicielami". Posiedliśmy prawo
do tego imienia w takiej mierze, w jakiej Bóg zrezygno-
wał ze swej transcendencji i w jakiej objawił się nam
w uniżeniu krzyża, by wyjawić nam jednocześnie własne
imię: „Jezus, Bóg zbawia, Bóg wyzwala, Bóg wywyższa".
Bóg po trzykroć święty jest więc przeznaczeniem
człowieka, tak jak człowiek jest przeznaczeniem Boga:
To podwójne zrzeczenie się prawa własności - pisze
Olivier Clement - wiąże ze sobą wymiar osobisty
259
by zmusić nas do powtórzenia go wargami, wdziera się
do naszych wnętrz, przeszywa nasze serca i wyzwala
uwięzioną w nich modlitwę Ducha. Tak samo modlitwa
serca rozjaśnia modlitwę warg, gdy słowo, jak przedsta-
wia to Pismo Święte, „wybucha" (eructavif) na modlitwie
przed obliczem Boga. *
3 - NADASZ Mu IMIĘ JEZUS
Taka była modlitwa Maryi, rozważającej w swym
sercu słowo Boże i wydarzenia z życia Jezusa. Opis
mógłby być inny, gdybyśmy chcieli odnieść do modlitwy
Maryi słowa anioła skierowane do Niej przy Zwiastowa-
niu. Mówiąc, że znalazła łaskę u Boga, anioł oznajmia
Jej, że pocznie i porodzi syna oraz dodaje: nadasz Mu
imię Jezus (Łk 1, 31). Maryja zostaje tu wezwana do
nadania imienia Jezusowi, do wypowiedzenia Jego imie-
nia, a jak wiemy, imię to streszczało całą modlitwę
pierwotnego Kościoła, gdyż nikt nie może powiedzieć:
Jezus jest Panem, bez pomocy Ducha Świętego (por.
1Kor 12, 3). Wystarczy przeczytać Dzieje Apostolskie,
aby zobaczyć, że wszystkie cuda dokonywane są mocą
imienia Jezus. Modlić się to w rzeczywistości wzywać
imienia Pana Jezusa.
a) Wzywanie imienia Jezus
Wypowiedzenia imienia zawsze i wszędzie było
szczególnie ważne;; ponieważ imię odbierane jest jako
wyraz obecności. Zwracać się do kogoś po imieniu to
258
Raduj się, uległości, dzięki której Bóg pozwolił również nam
wprowadzić siebie do naszych wnętrz.
Raduj się, ciszy, w której pulsowanie Ducha Świętego jed-
noczy się z rytmem naszej krwi.
Raduj się, poślubiona, a bez męża, Matko nieustającej mo-
dlitwy.
b) Wezwanie skierowane do Trójcy Świętej
Bóg odsunięty od swego stworzenia przez grzech
pierwszego Adama ponownie zbliżył się do tego, co
utracił, od wewnątrz, a dzięki F/ar Maryi powraca do nas
jako pożywienie dla dusz naszych, by użyć wyrażenia
z Pisma Świętego, w przynoszonym na Eucharystię chle-
bie i winie. Gdy Maryja nadaje imię Jezusowi i wzywa
Boga, to nie czyni już tego z lękiem i drżeniem, ponieważ
zwraca się do Boga Miłości, który stał się Jej wewnętrz-
nie bliski. W zbawczym wcieleniu oraz w Eucharystii
nieosiągalna głębia stała się naszą własnością w takim
stopniu, w jakim posiadał ją Jezus cichy i pokorny
sercem. Jezus jest wcieleniem gorejącego krzewu i jed-
nocześnie objawieniem najwspanialszego oblicza Boga
miłosierdzia. Z tego względu dla człowieka, który po-
zwala się przeszyć rozdzierającej łagodności, Jezus jest
kimś fascynującym, ale równocześnie budzącym strach.
Kiedy wypowiadamy imię Jezus, to wspominamy Go
tak, jakbyśmy Go sobie przypominali, odtwarzali spotka-
nia z Nim, przywoływali Jego obecność. Jednocześnie
wyglądamy nadejścia czasów ostatecznych, czyli chwa-
lebnego powrotu Chrystusa, który przejmie i wypełni, alfa
i omega, początek i koniec ludzkości i całego kosmosu.
Jak powiedział Maksym Wyznawca: „Jezus jest począt-
261
i wspólnotowy tego samego imienia, o którym wszę-
dzie się mówi, a jednocześnie jest najbardziej tajemni-
cze: Miłość17.
Jeszcze bardziej poetycko wyrażają misterium odda-
nia się Boga w ręce Maryi nasi brania ze Wschodu. Na
Niej jakby skupił się ogień krzewu gorejącego nie pochła-
niając Jej, a to, co niewyrażalne, dało się ująć w słowa:
To z Matki zawsze Dziewicy zrodzony został ten,
który zachował nietkniętą cielesną naturę gorejącego
krzewu. Imię Pana chwały zostało wypowiedziane.
Bóg niewidzialny, Ten, co ukazał się pośród płomieni
jako nieznajomy, oblicze Piękna niebieskiego, nie
mieszczący się w naszych wyobrażeniach, dostoso-
wał się do Maryi, zgodził się być mierzonym naszą
miarą, wymykający się słowom rzeczywiście pojawił
się między nami jako pokorny zwycięzca jadący na
oślicy. Również wy zakosztujcie w mocy ukrytej
w imieniu Światłości, a przejdziecie ze śmierci do
życia, zupełnie przebóstwieni i wszyscy razem zaśpie-
wamy jasno i dobitnie jednym głosem:
Raduj się, gałązko jaśniejąca niespalającego się krzewu.
Raduj się, ogniste odbicie płomienia, który spoza niebios
przybywa.
Raduj się, rozżarzona pieczęci odciśnięta w głębi duszy.
17 Olivier Clśment, LUnitrinitś et 1'anthropologie trinitaire: Le Nom
ultime, Service orthodoxe de Presse et d'information S.O.P. Nr 15,
Fevrier 1973, s. 13.
260
Święta Dziewico, nosiłaś Go. My także, przypomnijmy
sobie, że Go nosimy, abyśmy mieli życie, cieszyli się
istnieniem i poruszali się w Bogu dawcy życia. W każ-
dym miejscu zachowujmy świadomość, że z Nim
jesteśmy i że dzięki Jego cnocie rośnie nasza cnota,
jeśli z każdym oddechem wzywamy imienia Pana.
Zawołajmy więc jak jeden mąż w czas uroczysty:
Alleluja!
...To ty wprowadzałaś nas, o Panno, w misterium
trwania na modlitwie oraz w pokorne i dyskretne wo-
łanie z mocą. Woda ze swej natury płynie, a kamień
odznacza się twardością, a jednak stały napór wody
kruszy niewzruszony kamień. Racz, o Panno, i Ty
nam pomóc w swym miłosierdziu, by kropla Twej łaski
mogła skruszyć naszą zatwardziałość, a My zaśpie-
wamy Ci tę pieśń chwały: Raduj się, Oblubienico nie
znająca męża, Matko nieustannej modlitwy.
,. (Hymn akatyst o krzewie gorejącym)
4 - RODZICE JEGO NIE ZROZUMIELI
Misterium dania Jezusa za syna przekracza możliwoś-
ci zrozumienia ludzkiej inteligencji, nawet najbardziej
otwartej na słowo Boże. Gdy czytamy przekaz o dzieciń-
stwie Jezusa, dobrze widać, że Maryja i Józef zrozumieli
coś z tego misterium, ale pełne objawienie otrzymali
dopiero po doświadczeniu Paschy, w momencie gdy
zmartwychwstały Jezus otworzył ich serca mocą Ducha
Świętego i włączył ich w swoje przeżywanie synostwa
263
kiem, środkiem i końcem wszystkich rzeczy", a zwłaszcza
naszego ludzkiego życia.
Wypowiadając imię Jezus, Maryja uznaje swojego
Syna za Pana i w ten sposób wyraża wiarę w Jego Bos-
ką naturę. Maryja nazywa Syna Chrystusem, czyli na-
maszczonym przez Ducha Świętego* który zstąpił na Nią:
Duch Święty zstąpi na Ciebie i moc Najwyższego
osłoni Cię. Dlatego też Święte, które się narodzi,
będzie nazwane Synem Bożym (Łk 1, 35).
Równocześnie Maryja nazywa Jezusa Synem Bożym,
przez co odwołuje się do Ojca. Formuła „Panie Jezu
Chryste" jest więc wezwaniem odnoszącym się do całej
Trójcy Świętej, gdyż nie można wzywać jednej osoby
Boskiej bez wzywania całej Trójcy Świętej.
Przytoczyłem wcześniej fragment, w którym nasi bra-
cia ze Wschodu nadają Maryi tytuł oblubienicy i matki
nieustającej modlitwy. Dzięki lekturze wersetu, w którym
anioł poleca Maryi, aby nazwała imieniem Jezus mające
się w Niej począć dziecko, wschodni bracia osiągnęli
własne doświadczenie modlitwy, która polega na ustnym
wypowiadaniu imienia Jezus. Taka modlitwa umożliwia
Chrystusowi zejście z poziomu intelektualnych rozważań
do wnętrza serca, a co za tym idzie, nasycenie go i prze-
niknięcie swą obecnością.
Pan jest wieczną miłością i Jego imię jest także
miłością. Przyjdźcie, pozwólcie przeniknąć się Bogu
do głębi wraz z pełnym żarem Jego miłości. Ty,
262
a) Wykraczając poza imię
W naszym życiu, podobnie jak w życiu Maryi, spoty-
kamy wydarzenia i rzeczy, których nie rozumiemy, praw-
dy, które wymykają się analizie naszej logiki i naszego
właściwego znaczenia. Innymi słowy spotykają nas zda-
rzenia, które przekraczają nas i których nie potrafimy
nazwać. Sołżenicyn w wykładzie wygłoszonym przy oka-
zji odbioru nagrody Nobla napisał: „Nie można wszyst-
kiego nazwać jednakowo, gdyż niektóre sprawy wznoszą
się ponad słowa... Jak w szklanej kuli z opowiadań
o wróżkach, w której nie widzi się siebie, lecz przez
krótką sekundę można dostrzec jakiś nieosiągalny szczyt,
gdzie żaden człowiek nie może dotrzeć ani na swych
nogach, ani na skrzydłach. Jedynie dusza wylewa swą
pełnię"18.
Dla Maryi tą „szklaną kulą", w której nie widziała już
samej siebie, lecz gdzie jasno zobaczyła nieosiągalny
szczyt, jest zwierciadło wiary. Wiara jest dla niej czymś
najbardziej konkretnym, co pozwala Jej przeczuć obec-
ność Boga, przychodzącego w ciszy, niezrozumieniu
i przy braku jakichkolwiek odczuć. Pozbawiona oparcia
z powodu wydarzeń, które zachwiały Jej planami, Maryja
musi zrezygnować z siebie o wiele większym stopniu, niż
potrafiła to przewidzieć. Każdy święty doświadczył tego
jakoś, można by nawet powiedzieć, że przeszli przez
wszystko, co mogło ich spotkać i co mogli sobie wyobra-
18 Soljenitsyne, Discours de Stockholm, w: Les Droits de l'6crivain,
Coli. Points, Ed. du Seuil, 1972.
265
Bożego. Odnalazłszy Jezusa w Świątyni, Maryja mówi do
Niego:
„Synu, czemuś nam to uczynił? Oto ojciec Twój i ja
z bólem serca szukaliśmy Ciebie". Lecz On im odpo-
wiedział: „Czemuście Mnie szukali? Czy nie wiedzie-
liście, że powinienem być w tym, co należy do mego
Ojca?" (Łk 2, 48-49).
Św. Łukasz dodaje jeszcze, że Jego rodzice nie zro-
zumieli tego, co im powiedział.
Dla Maryi nie rozumieć to znaczy uznać, że Jej plany
natrafiają na plany kogoś innego, kto otacza Ją ze
wszystkich stron. Nie może opowiedzieć tego wydarze-
nia, ułożyć go w historię, która rozwija się zgodnie
z logiką według z góry przewidzianego biegu. Maryja stoi
zdezorientowana czymś, co się wydarzyło i zaskoczyło
Ją z zewnątrz, burząc Jej zamiary, jak to miało miejsce
w przypadku odnalezienia Jezusa w Świątyni. To samo
spotkało ją w Kanie, gdzie Jezus mówi do Niej: Czyż to
moja lub Twoja sprawa, Niewiasto? Czyż jeszcze nie
nadeszła godzina moja? (J 2, 4). Istnieje pewna różnica
między planami Jezusa i Maryi. W komentarzu TOB do
tego fragmentu napisano: „W rzeczy samej, postępowa-
nie Jezusa zrozumiałe jest na płaszczyźnie, która
znacznie przekracza to, co Maryja zdolna jest w normal-
ny sposób pojąć".
264
Józef nie waha się dłużej. Bierze do siebie Maryję,
przyjmuje dziecko i nadaje mu imię Jezus.
Taką postawę powinniśmy przyjąć we własnym życiu:
Pan dopuszcza, aby wiele rzeczy pozostało ukrytych
przed nami na tym świecie, a to oznacza, że nie są
one nam konieczne. Jednak Stwórca nieba i ziemi
pozwala nam je poznać w Duchu Świętym, l to dzięki
Niemu możemy poznać anioły i przebywających
w niebie. Czyż więc nasze serce nie pała miłością do
Boga19.
W każdym z nas zalega otchłań tego, co nieznane,
wątpliwe, zniewalające i sprawiające wewnętrzny ból.
Nasze serca pełne są ciemnych zakamarków, win,
otchłani nie wyznanych tajemnic. Niekiedy napięcie
w nas rośnie i pojawiają się pragnienia, które nie wiado-
mo, skąd się biorą. W wyobraźni kryją się obrazy, które
nas paraliżują. A my nie jesteśmy w stanie uporządko-
wać tego chaotycznego i pogrążonego w ciemnościach
świata, który nas przeraża, l właśnie to wszystko trzeba
poddać mocy Ducha Świętego, aby oczyścił w ogniu
miłosiernej miłości wszystkie nasze nieuporządkowane
uczucia.
Pogrążeni w ciemnościach powinniśmy pozwolić Jezu-
sowi modlić się z głębi naszych serc. Pewnego dnia
blask chwały rozproszy wszelki mrok. Powinniśmy ofiaro-
wać Bogu również nasze wnętrze, wraz ze wszystkimi
' Silouane, Ed. Bellefontaine, ss. 22-23.
267
zić, chociaż wcale tego ani nie szukali, ani nie chcieli, ani
o tym nie myśleli. Ale trzeba przyznać, że kiedy tylko coś
się działo, natychmiast zwracali się ku Bogu gotowi po-
wiedzieć: „tak, oto jestem", nawet wówczas gdy doświad-
czali rozdarcia.
Odkrywamy więc inny sposób nazywania rzeczy
i osób. Jeśli Maryja nie potrafiła „nazwać" wszystkich
wydarzeń ze swej własnej historii czy też etapów życia
Chrystusa, to znaczy rozpoznać pełnego ich znaczenia,
dzięki swej wierze mogła to wszystko złożyć w rękach
Ojca. To jest właśnie ten inny sposób nazywania,
bardziej rzeczywisty i głębszy, gdyż polega na oblekaniu
osób i rzeczy Bożym imieniem. Maryja zatem nauczyła
się nazywać imieniem Jezusa nie tylko dziecko noszone
w swym łonie, ale także wszystkie wydarzenia ze swej
historii, wszystkie spotkane osoby i wszystkie sprawy.
W przekazie Mateusza, dotyczącym Maryi i Józefa,
znajdujemy żywą ilustrację tego sposobu nazywania
wydarzeń w związku z wyjaśnieniem Józefowi tajemnicy
poczęcia Jezusa. Józef był człowiekiem sprawiedliwym,
człowiekiem oddanym wierze, który dał się prowadzić
Bogu. Nie potrafił on „nazwać" dziecka, które Maryja
nosiła w sobie, nie był w stanie umieścić Go w perspe-
ktywie własnej historii ani przyjąć Go pomimo swej
głębokiej wolności. Gotów jednak jest podporządkować
się z pełną uległością sądowi Innego, przedłożyć Boże
myślenie nad własne:
Józefie, synu Dawida, nie bój się wziąć do siebie
Maryi, twej Małżonki: albowiem z Ducha Świętego jest
to, co się w Niej poczęło. Porodzi Syna, któremu
nadasz imię Jezus (Mt 1, 20-21).
266
b) Wzrastanie Maryi w wierze
Zaufanie jest spoiwem tego, co „już" się dokonało,
i tego, co „jeszcze" ma się dokonać. Inaczej mówiąc, jest
jednocześnie źródłem i ukierunkowaniem na przyszłość.
Pytamy się również, czy zaufanie ma swe korzenie w dy-
namice życia, która wynosi nas ponad samych siebie
i teraźniejszość, czy też jego siła tkwi w „tu i teraz".
Zaufanie angażuje nas po stronie zdecydowanego wyzu-
cia się ze wszystkiego i uczy nas przekraczać samych
siebie, byśmy mogli oprzeć się jedynie na Bogu. Aby
zrozumieć tę dynamikę obecną w życiu Maryi, trzeba by
przeczytać to, co napisane jest w Lumen gentium odnoś-
nie zjednoczenia Maryi ze swym Synem w dziele zbawie-
nia. Sobór zwrócił uwagę, że wiara Maryi rozwijała się
w pewnej dynamice i że będąc pod działaniem Ducha
Świętego wzrastała ona w ufności do Boga:
W ten sposób także Błogosławiona Dziewica szła
naprzód w pielgrzymce wiary i utrzymała wiernie swe
zjednoczenie z Synem aż do krzyża, przy którym nie
bez postanowienia Bożego stanęła20.
O posłuszeństwie wierze, które kontemplujemy
w Maryi podczas Zwiastowania, nie świadczy jedynie
„tak" wypowiedziane na modlitwie pod wpływem gorliwoś-
ci towarzyszącej spotkaniu z Bogiem, lecz każda chwila
Jej życia. Pierwotny akt wiary stał się w Maryi życiem
' Lumen gentium, nr 58/ ""
269
nieuświadomionymi siłami, które nami kierują, a nawet
grzesznością, aby mógł je przemienić. Jednym słowem,
musimy poślubić własne życie, gdyż wszystko, co w nim
się rodzi, ma swoje źródło w Duchu Świętym. Kiedy
będziemy mogli nazwać imieniem Jezusa wszystko, co
nosimy w sobie lub co przychodzi na nas z zewnątrz,
całe nasze człowieczeństwo stanie się obszarem do-
świadczania miłości Trójcy Świętej, a my poznamy, czym
jest nieustanna modlitwa.
Człowieka modlitwy cechuje czujność. Czuwa on
bacznie u bram swego serca i gdy tylko jakaś myśl
wyłoni się z głębi, bada, skąd się wzięła i obiektywizuje
ją. Jeśli pochodzi od Boga, obleka ją imieniem Jezusa
i w ten sposób czyni ją narzędziem ukrytego ofiarowania
Ojcu. Jeśli sugestia pochodzi od złych duchów, niszczy
ją mocą imienia Jezus i przemienia uwolnioną w ten spo-
sób energię, oblekając ją w to samo imię.
Jak wprowadzić pokój w myślach, Dziewico Matko,
Najświętsza Dziewico? Jak uniknąć napaści zbyt licz-
nych namiętności, które nas wkoło otaczają? Udziel
nam tajemniczej wiedzy tak upragnionej, mądrości
wydoskonalonej w sztuce uduchawiania, abyśmy
odnieśli tryumf nad naszą skażoną naturą i osiągnęli
radość ukojenia duszy. Ośmieleni więc modlitwą do
wznoszenia jaśniejących wezwań, także i my przyłą-
czamy się do śpiewu w szczerym i doskonałym uwiel-
bieniu prawdziwego psalmicznego: Alleluja!
(Hymn akatyst o krzewie gorejącym)
268
Kiedy Bóg prosi Maryję, aby odwiedziła swą kuzynkę
Elżbietę, ta wyrusza w góry. Tak samo zgadza się pójść
do Betlejem ze względu na spis ludności. Od chwili gdy
za kompas służy Jej słowo Boże, przestaje być dla Niej
ważna znajomość celu. Rusza w drogę i rodzi syna
w okolicznościach, jakich na pewno nigdy nie przewidzia-
ła. Idzie również ofiarować Jezusa w Świątyni, gdzie
Symeon ostrzega Ją, że bolesne wydarzenia zranią Jej
serce.
Gdy Jezus zgubił się, Maryja szuka Go z bólem serca
i zdaje się na wolę Ojca. Nie zrozumiała słów, które
powiedział do Niej, gdy znalazła Go w Świątyni, ale
chowała wiernie wszystkie te wspomnienia i rozważała
Je w swym sercu. Maryja jest wzorem dla mężczyzn
i kobiet oddanych modlitwie, którzy zmierzają ku Bogu,
pokonując wszystkie przeciwności życia, aby w Nim
odkryć swą wolę. Można by to samo odnieść do Kany,
gdzie Maryja podporządkowuje się słowom Jezusa. A co
powiedzieć o krzyżu, u którego stóp stoi podtrzymywana
jedynie przez wiarę.
Wiara Maryi nie była wcale łatwa, prowadziła w nie-
znane. Może to niekiedy budzić w nas przerażenie, po-
nieważ lubimy mówić coś w tym rodzaju: „Och! chciałbym
dojść do tego miejsca, ale nie dalej; chciałbym to ofia-
rować, ale nie tamto!" Czego więc Bóg oczekuje od nas
i jakie stawia nam wymagania? Jest to sprawa bardzo
delikatna, gdyż zawsze można odmówić. Prawdą jest
jednak, że powinniśmy nauczyć się od Maryi dać się
prowadzić za rękę samemu Bogu w posłuszeństwie wy-
pływającym z wiary.
271
wiary. Zatem „tak" Maryi pociąga za sobą całkowite od-
danie, które staje się głęboką postawą Jej serca, można
by powiedzieć, dążeniem Jej życia. W tym właśnie sensie
wiara jest zarazem miłością, czyli wolnym opowiedze-
niem się za wolą Bożą potwierdzanym we wszystkich sy-
tuacjach życiowych.
Z tego też powodu Maryja zawsze stawała przy Bogu,
gdy zdarzało się coś nieprzewidzianego, czego przykła-
dem może być Jej obecność u stóp krzyża. A cóż do-
piero powiedzieć o całej drodze, odbytej przez Nią od
chwili Zwiastowania aż po Kalwarię... Maryja na pewno
nie potrafiła przewidzieć, że Jej Fiat zaprowadzi Ją tak
daleko i że zawiera ono już w sobie słowa Jezusa: Oto
Matka twoja! Dlatego na początku, nie zabiegając o to,
mogła naprawdę oddać się całkowicie Bogu. Rozpozna-
jemy w tym postawę wiary, która charakteryzowała całe
Jej życie. Maryja mogła powiedzieć wraz z Jezusem:
Wykonało się czyli „Oddałem wszystko".
Przypatrzmy się dobrze, jaki przykład wiary daje nam
Maryja. Być może lubimy w naszym posłuszeństwie wie-
rze mierzyć, odkładać, liczyć, podczas gdy Bóg domaga
się wszystkiego. Lubimy prowadzić Boga swoimi ścieżka-
mi, pokazywać Mu, w jaki sposób powinien dawać, pod-
czas gdy On oczekuje od nas absolutnej gotowości. Gdy
Maryja mówi „tak" podczas Zwiastowania, nie wie
jeszcze, że w najtrudniejszej chwili Bóg poprosi Ją, aby
dała to, czego nie przewidziała, by dostosowała swe
życie do nieznanego Jej planu. Łącząc się całkowicie
z Bogiem, Maryja mogła naprawdę oddać wszystko,
czym była, po prostu ofiarować się.
270
Z wnętrza Maryi mogła trysnąć modlitwa uwielbienia,
ponieważ Maryja była naprawdę szczęśliwa. Jej szczęś-
cie zaś rodziło się z nadziei. Ten, kto jest całkowicie
ubogi, ale dzięki zaufaniu wie, że przyszłość stoi przed
nim otworem, ten jest najbogatszy ze wszystkich. Przy-
czyna Jej radości leży w duchu wyrzeczenia, którego
wyrazem jest osiem błogosławieństw. To bogactwa
przeszkadzają nam być szczęśliwymi: zamykają nas na
wspaniałomyślną dobroć Boga i bliźnich. Maryja realizuje
w swym życiu wszystkie błogosławieństwa. Będąc ubogą
w duchu, nie czuje się pozbawiona czegokolwiek, gdyż
pragnie jedynie Boga. Nieskończoność staje przed Nią
jako otwarta i osiągalna możliwość.
Jezus mówi: Błogosławieni ubodzy w duchu, albo-
wiem do nich należy królestwo niebieskie (Mt 5,3). Dzię-
ki swemu bezmiernemu zaufaniu, pozbawiona wszystkie-
go, Maryja zostaje napełniona obfitością Bożą. Wie, że
Bóg przychodzi do Niej zawsze w postaci łaski. Może
więc obwieszczać, że Bóg jest święty i adorować Go
w czystej modlitwie uwielbienia: Błogosławić mnie będą
odtąd wszystkie pokolenia, gdyż wielkie rzeczy uczynił mi
Wszechmocny. Święte jest Jego imię (Łk 1,48-49). Jedy-
nie serce czyste i ubogie może zwrócić się do Boga,
rozradować się z Jego świętości i wysławiać Go. Próbą
naszej miłości do Boga może być umiejętność radowania
się z radości Jego Syna. Czy jesteśmy szczęśliwi, że
Jezus zmartwychwstał i że powrócił do Ojca?
Maryjna modlitwa uwielbienia ma swój początek
w dwukierunkowej naturze zaufania, która domaga się
porzucenia siebie, by zwrócić się jedynie ku Bogu po
trzykroć świętemu i miłosiernemu. Wystarczy pomodlić
Potęga modlitwy-18 273
Maryja doświadczyła w swym życiu niemal wszystkie-
go, ale we wszystkim, co Ją spotykało, zawsze odpowia-
dała: „Oto jestem!" Posłuszeństwo wierze jest czymś
realnym i konkretnym w obecnej chwili. Każda minuta
życia Maryi była włączona i ukryta w wiecznej woli Boga.
Każda chwila miała zatem wartość nieskończoną, zawie-
rała całą wolę Bożą i uczestniczyła w Jej pełni.
Żyć w pełni każdą chwilą to uczestniczyć w życiu, to
nasze życie w Boskim życiu. Oto czego wymaga się
teraz od nas. Naszym całkowitym włączeniem się w tę
chwilę mówimy Bogu „tak" i nie możemy zdobyć się na
nic lepszego. Czerpanie z łaski chwili obecnej to czerpa-
nie ze źródła życia i ofiarowanie Bogu przestrzeni
wolności, aby mógł On „wcielić się" w nas. Od Maryi
uczymy się tego, by nie myśleć ani o przeszłości, ani
o przyszłości, lecz o teraźniejszości, to wystarczy.
c) Modlitwa uwielbienia
Maryja zaufała i jest przepełniona wdzięcznością
wyrażoną w modlitwie uwielbienia. Jej zapatrzenie
w Boga skłania Ją do śpiewania Magnificat Wielbi dusza
moja Pana, i raduje się duch mój w Bogu, moim Zbawcy
(Łk 1, 46-47). W drugiej części tego wersetu dotykamy
bezpośrednio korzeni Maryjnej modlitwy uwielbienia. Jej
duch podrywa się z radości „w Bogu swym Zbawcy".
Maryja porzuca siebie, by całkowicie pogrążyć się
w Bogu. Dziwi Ją i zastanawia fakt, że Bóg mógł zwrócić
na Nią swe przychylne spojrzenie. Maryja rzeczywiście
czuje się służebnicą Bożą.
272
na wszystko inne, tak że może wyśpiewywać Mu swą
wdzięczność. Wyczuwa się, że odtąd wszystko jest
konsekwencją zdania się na Boga. Do służby w Kanie
Galilejskiej mówi: Zróbcie wszystko, cokolwiek wam
powie (J 2, 5). Maryja żyje tu i teraz Boga. Odrzuca
wszelki strach i drżenie, gdyż z doświadczenia wie, że
wszystko jest łaską.
Maryjna modlitwa uwielbienia idzie jeszcze dalej.
Uwielbienie jest dopóty niedoskonałe, dopóki kierowane
jest ku Bogu jako odpłata za dobrodziejstwa, które od
Niego otrzymujemy. Nie wystarczy podziękować Bogu za
otrzymane dobrodziejstwa, byłaby to nadal postawa zbyt
interesowna, ale trzeba być Mu wdzięcznym, wielbić Go
i błogosławić tylko dlatego, że jest Bogiem, że jest samą
Miłością. Maryja natomiast głosi świętość Boga ze wzglę-
du na Niego samego. W tym sensie mówimy, że jest
wzorem osoby prawdziwie kontemplatywnej, dla której
życie jest pieśnią chwały na cześć Trójcy Świętej. Bóg
jest Bogiem, na wieki Bogiem, wykraczającym poza to,
kim my jesteśmy i kim możemy być. Trzeba zachwycić
się tą świętością, dziękować ze względu na Niego
samego i na Jego nieskażoną miłość.
Któż jest czystego serca? - pyta Bonhoeffer. Ten,
którego nie plami ani popełnione zło, ani wyświadczo-
ne dobro.
się godzinę słowami Magnificat, by przejąć głęboką
postawę serca Maryi. Przeczytać po prostu jeden werset,
powtórzyć go wiele razy i pozwolić mu śpiewać w rezo-
nującej ciszy naszych serc. Później zakończyć zwyczaj-
nie każdy werset modlitwą Zdrowaś Maryjo, by wraz
z aniołem głosić chwałę Dziewicy i prosić Ją, abyśmy
potrafili być ubodzy, pokorni i byli w stanie cierpieć głód.
Maryja jest osobą kontemplatywną w pełnym tego
słowa znaczeniu, gdyż odbierała swe życie, wszystkie
spotykające Ją wydarzenia, jako słowo Boże i rozważała
Je w swym sercu. W świetle przemodlonego słowa
z Pisma Świętego zrozumiała, że każde wydarzenie z Jej
osobistej historii i z historii własnego ludu jest żywym
słowem Bożym. Ojcowska ręka Boga podtrzymuje i ukie-
runkowuje całe Jej życie. Nawet w ciemnościach i do-
świadczeniach wiary Jej życie wypełnione jest atmosferą
pokoju, radości, szczęścia:
Ujął się za sługą swoim, Izraelem, pomny na miłosier-
dzie swoje - jak przyobiecał naszym ojcom - na
rzecz Abrahama i jego potomstwa na wieki (Łk 1,
54-55).
W Maryi modlitwa uwielbienia rodzi się więc z Jej
własnego życia, doświadczanego jako uwielbienie skła-
dane Bogu.
Tak w Kanie, jak i pod krzyżem cierpienie i niepokój
nigdy nie zawładnęły głębią Jej serca, gdzie panował
pokój Boży. Wszystko to nie zdołało wprowadzić zamętu
do Jej wnętrza, gdzie dzięki zaufaniu mocno przylgnę-
ła do Boga. Przy Bogu czuje się wolna i obojętna
274
PODSUMOWANIE
ZNAKI DUCHA ŚWIĘTEGO
Na zakończenie powrócimy do tego, o czym wspom-
niałem we Wprowadzeniu. Kiedy tylko odczujemy
w swych sercach łaskę Ducha Świętego, powinniśmy
bezwarunkowo przerwać modlitwy. Ale jak możemy
rozpoznać obecność łaski Ducha Świętego? Aby odpo-
wiedzieć na to pytanie, wystarczy przeczytać to, co
św. Paweł pisze o owocach Ducha Świętego w nas:
Owocem zaś ducha jest: miłość, radość, pokój, cierpli-
wość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, opa-
nowanie. Przeciw takim cnotom nie ma Prawa (Ga 5,
22-23).
Odpowiadając na wątpliwości Motowiłowa, Serafim
z Sarowa wskazuje wyłącznie na te właśnie owoce.
Zachęcam was do przeczytania tych stron21, gdyż w ży-
wy i obrazowy sposób przedstawiają głębokie działanie
Ducha Świętego w sercu człowieka.
Seraphim de Sarov, Ed. Bellefontaine nr 11, ss. 207-214.
279
zapachu Ducha Świętego. Cóż na ziemi może być do
Niego podobne? Powiedziałeś przed chwilą, że
odczuwałeś żar podobny do tego, jaki jest w saunie.
Popatrz jednak, śnieg wokół nas nie topnieje i nie
zmienia się w wodę pod naszymi nogami. Zatem to
nie powietrze jest rozgrzane, lecz nasze wnętrze.
Duch Święty zachęca nas, abyśmy prosili o ten
właśnie żar na modlitwie: „Niech Duch Święty rozpali
nas!" Żar ten pozwalał pustelnikom i pustelnicom nie
bać się chłodu zimy, ponieważ byli weń odziani jak
w futrzany płaszcz, ubranie szyte przez Ducha
Świętego22.
U Serafima z Sarowa wspaniałe jest to, że mówi on
o duchowej rzeczywistości prostym, obrazowym i pełnym
humoru językiem. Powinniśmy zrozumieć, że Królestwo
niebieskie w nas jest, że rozpala nas i oświeca od
wewnątrz, a nie z zewnątrz. Doświadczyli tego uczniowie
idący do Emaus, którzy nie widzieli Zmartwychwstałego,
ale odczuwali Jego obecność w głębi swych serc,
właśnie poprzez żar, jaki w nich rozpalił.
Można by przytoczyć również inne świadectwa odno-
szące się do pierwszego znaku obecności Ducha Świę-
tego. Teofan Pustelnik mówi mniej więcej to samo:
„Znakiem obecności Ducha Świętego jest żar w sercu.
Pierwszym owocem Bożego żaru jest zebranie wszyst-
kich myśli w jedną i skoncentrowanie ich na Bogu".
Chodzi tu oczywiście o całkowicie duchowy żar, który
22 Sśraphim de Sarov, ss. 212-213.
Potęga modlitwy -19 281
MIŁOŚĆ BOŻA ODCZUWANA JAKO OGIEŃ
Mówiąc o pierwszym znaku Ducha Świętego, Serafim
z Sarowa stwierdza, że miłość Boża jest odczuwana jako
ogień w sercu. Chcąc przybliżyć n^d do tej duchowej
rzeczywistości, która wymyka się powierzchownemu
doświadczeniu zmysłów, starzec Serafim posługuje się
subtelnym humorem i odwołuje się do obrazów oczysz-
czających konsekwentnie sferę psychiki człowieka
i łagodnie przygotowujących ją na pełne oglądanie miste-
rium przebóstwienia serca.
Co jeszcze odczuwasz, przyjacielu Boży?
- Niesamowity żar.
- Jak to, żar? Czyż nie jesteśmy w lesie w środku
zimy? Pod naszymi nogami i wszędzie wokół nas
widzisz śnieg, który nie przestaje padać... O jaki żar
ci chodzi?
- O taki, który podobny jest do tego, jaki czuje się
w saunie.
- A czy zapach jest również taki jak w saunie?
- Och nie! Tego zapachu nie można porównać do
czegokolwiek na ziemi. W czasach gdy żyła jeszcze
moja matka, lubiłem tańczyć i kiedy szedłem na bal,
zawsze skrapiała mnie perfumami kupowanymi w naj-
lepszych sklepach Kazania, płacąc za nie fortunę. Ale
nie był to ten zapach.
Ojciec Serafim uśmiecha się...
- Wiem o tym, mój drogi, równie dobrze jak ty,
i specjalnie cię o to wypytuję. To prawda, żadnych
perfum na ziemi nie można porównać do słodkiego
280
staną się dla ciebie bliscy. Na nich wszystkich roz-
ciągniesz w myślach swą życzliwość. Narodzi się
wówczas w twoim sercu taka dobroć i uprzejmość, że
nie będziesz już w stanie skierować do kogokolwiek
złego słowa ani źle o kimś pomyśleć. Nie, wszystkim
wyświadczasz dobro zarówno w myślach, jak
i w uczynkach.
Czwartym znakiem jest prawdziwa miłość, która
nie pozostawia w twym duchu niczego, co nie jest
wspomnieniem Boga: duchowy klucz pozwalający
otworzyć wewnętrzne bramy serca, gdzie skrywa się
Chrystus... Z miłości tej rodzi się wiara kontemplująca
rzeczy ukryte, których Duch Święty nie może wprost
wyjawić... Oczy ciała nie potrafią ich uchwycić, ale
w głębi serca stają się one jasne dla oczu ducha23.
ŚWIATŁOŚĆ PRZEDWIECZNA
Gdy serce zjednoczy się z Duchem Świętym i zmieni
się sposób myślenia, w naszym wnętrzu rozbłyśnie świa-
tłość. Św. Grzegorz Synaita mówi o modlitwie wypływają-
cej z serca jako o radosnym ogniu. Każde jestestwo jest
przeniknięte światłością Bożą. W nieco inny sposób
wyrażone jest tutaj to, co pisaliśmy wcześniej o miłości
Bożej jako ogniu. Mówi się o ogniu, o żarze, ale trzeba
23 Abdicho Sassaja, mnich syryjski żyjący w VII wieku, cytowany w:
Strotman, Pneumatologie et liturgie.
283
może być niekiedy odczuwany w ciele, ale jego podsta-
wowym celem jest odwrócenie nas od samych siebie
i zwrócenie nas ku samemu Bogu. „Od tej chwili, powie-
dział jeden z mnichów syryjskich, rodzi się w sercu
odraza do ciemnych mocy, wyrzeczenie się siebie, piel-
grzymia miłość i samozaparcie, matka wszystkich cnót".
Można by również powiedzieć, że ten żar jest równo-
cześnie niezwykłą łagodnością, gdyż zmiękcza kamienne
serce i pozwala dostrzec oblicze zmartwychwstałego
Jezusa. Dusza zaś wypełnia się niezrównaną ciszą
i pokojem, o których Jezus mówi w Ewangeliach (por.
J 14, 27). Warto jeszcze wspomnieć o przeogromnej
radości zalewającej serce, o czym wspominaliśmy już
w rozdziale poświęconym Maryi. Człowiek odczuwa spo-
kój, zadowolenie i jest w dobrym nastroju, co jest jakby
zapowiedzią radości w niebie.
Wszystkie te znaki sięgają szczytu w prawdziwej mi-
łości bliźniego. U Sylwana z góry Athos najbardziej
uderzyło mnie jego pełne miłosierdzia otwarcie się na
bliźniego, a zwłaszcza na grzeszników, za których modlił
się wytrwale dniami i nocami, przelewając za nich krew
własnego serca. Dla niego jedynym kryterium świadczą-
cym o tym, że ktoś całkowicie oddał się modlitwie, była
ewangeliczna miłość nieprzyjaciół.
Trzecim znakiem (pierwszym była miłość Boga odczu-
wana jako ogień, drugim zaś pokora) jest miłosier-
dzie, które stara się odtworzyć w tobie obraz Boga.
Kiedy więc twój duch obejmie myśli wszystkich ludzi,
a z twych oczu popłyną łzy, wtedy wszyscy ludzie
282
Te oczy upragnione,
Których piękność w mym wnętrzu jest już nakreślo-
na!24.
Zatem to jaśniejące oblicze nie zjawia się w jakiś
zewnętrzny sposób, lecz wyłania się z głębi naszych
serc, gdy rozbłyśnie w nas łaska Ducha Świętego. Jest
to bardzo tajemnicze doświadczenie, którego ślady
można znaleźć na każdej stronie pism Sylwana, gdy
wspomina o widzeniu oblicza Pana w chwale i jedno-
czesnym odczuwaniu łaski Ducha Świętego:
Któregoś dnia podczas nieszporów tak modliłem się
przed ikoną Zbawiciela, patrząc na obraz: Panie Jezu
Chryste, zmiłuj się nade mną, grzesznikiem. Kiedy
powtarzałem te słowa, zobaczyłem zamiast ikony
żywego Pana Jezusa, a łaska Ducha Świętego wy-
pełniła moją duszę i ciało, l poznałem w Duchu
Świętym, że Jezus Chrystus jest Bogiem, i owładnęło
mną pragnienie cierpienia dla Niego25.
Powróćmy jeszcze raz do Serafima z Sarowa i do
jego ucznia Motowiłowa. Motowiłow nie mógł patrzeć na
starca, gdyż z jego oczu biły błyskawice, a twarz jaśniała
24 Św. Jan od Krzyża, Pieśń duchowa, w: Dzieła, przekł. o. Bernard
Smyrak OCD, wyd. IV, Wydawnictwo OO. Karmelitów Bosych, Kraków
1986, s. 527.
25 Sylwan, op. cit., s. 77.
285
należycie wsłuchać się w słowa, gdyż równie dobrze
można mówić o światłości, blasku i pewności. Człowiek
związany jest ze źródłem światła, którym jest Chrystus
zmartwychwstały, Duch Święty i „dostrzega" on światłość.
Nie chodzi tu oczywiście o nadzwyczajne „wizje",
które dobre sadła początkujących. Człowiek wpatruje się
w oblicze swego Pana i do tego stopnia jest prześwietlo-
ny Jego obecnością, że cały świat staje się dla niego
epifanią gorejącego krzewu. Ojcowie Kościoła w swych
rozważaniach o Przemienieniu Chrystusa piszą, że
Chrystus zawsze był „przemieniony", ale Apostołowie nie
dostrzegali tego z powodu zamroczenia wzroku przysło-
niętego cielesną powłoką. Na górze Tabor zasłona ta
opada i tym razem uczniowie zostają przemienieni pod
wpływem chwały promieniującej z twarzy Jezusa. Jest to
doświadczenie zmartwychwstania pośród trudów życia
codziennego. Warto przypomnieć, że św. Jan Klimak
mówi o „małym zmartwychwstaniu".
Człowiek przemieniony mocą Ducha Świętego patrzy
na świat, a zwłaszcza na twarze swoich braci i sióstr jako
na ikony Chrystusa w chwale. Z takiego człowieka bije
wewnętrzne światło. Trzeba dobrze zrozumieć naturę
tego całkowicie wewnętrznego doświadczenia i nie racjo-
nalizować go zbytnio. W głębi serca nosimy „ślad Boga",
jak mówi Ruysbroeck. Św. Jan od Krzyża szkicuje twarz
Jezusa w swej pieśni:
O źródło kryształowe!
Gdyby mi teraz twa toń wysrebrzona
Odzwierciedliła nagle
284
Dochodzimy więc do tego, że prawdziwa pokora rodzi
się w sercu takiego człowieka, który uważa się za proch
i popiół przed Bogiem, niezależnie od wspaniałych dzieł
dokonanych w nim przez Ducha Świętego. W oczach
człowieka otoczonego przedwieczną światłością wszyscy
ludzie są wielcy i święci: nie ma dla niego złych i do-
brych, sprawiedliwych i grzeszników, gdyż wszyscy zo-
stali zbawieni przez miłosierdzie Boże. Z pokory rodzi się
w duszy pogodny spokój, uległość i wytrwałość w poko-
nywaniu przeciwności. Mojżesz, człowiek naprawdę po-
korny, zachwycony chwałą Bożą nie zajmuje się więcej
sobą ani swoimi brakami, które mogłyby go smucić, ani
swoimi zdolnościami, które mogłyby mu sprawiać radość.
Aby dostrzec blask zmartwychwstania, bijący z serca
kosmosu oraz z każdego człowieka, trzeba być samemu
otoczonym i przenikniętym światłością przedwieczną, jak
śpiewa Psalmista: W Twej światłości oglądamy światłość
(Ps 36, 10). Człowiek duchowy wie, jak Duch Święty
zaznacza obecność swej łaski w sercu i nie potrzebuje
pytać się nikogo więcej. Syryjski mnich Abdicho Sassaja
użył pięknego wyrażenia do opisania tej przemiany
całego jestestwa, a zwłaszcza myślenia, dokonanej przez
światłość przedwieczną:
Piątym znakiem działania Ducha Świętego w tobie
jest jasne spojrzenie twego ducha, który na firmamen-
cie serca przybiera postać szafiru chłonącego blask
Trójcy Świętej. Poznanie to prowadzi cię do umiejęt-
ności dostrzegania rzeczy uchwytnych zmysłami,
a stąd ku poznaniu rzeczywistości duchowych, skąd
dochodzisz z kolei aż do tajemnicy sądu i Opatrzności
287
bardziej niż słońce. Wówczas Serafim powiedział do
niego:
Więc ty także jaśniejesz jak ja? Również i ty otrzyma-
łeś teraz pełnię Ducha Świętego^ inaczej nie mógłbyś
mnie widzieć...
Dziękujcie Panu, że udzielił nam tej niewyrażalnej
łaski, mówi dalej Serafim. Widzieliście, że ja także nie
uczyniłem znaku krzyża. W swoim sercu, jedynie
w myślach modliłem się: Panie, uczyń go godnym
wyraźnego oglądania oczami ciała zesłania Ducha
Świętego, jako twoim wybranym sługom, od chwili gdy
raczyłeś ukazać się im w chwale, l Bóg natychmiast
wysłuchał pokornej prośby biednego Serafima. Jakże
nie dziękować za ten niesamowity dar, który ofiarował
nam obu?
Po tych słowach spojrzałem na jego oblicze
i ogarnął mnie jeszcze większy strach. Wyobraźcie
sobie w samym środku słońca, w pełnym blasku po-
łudnia, twarz mówiącego do was człowieka. Dostrze-
gacie ruch jego warg, słyszycie dźwięk jego głosu,
odczuwacie dotyk jego rąk na swych ramionach,
a jednocześnie nie jesteście w stanie uchwycić ani
jego rąk, ani jego ciała, ani nawet własnego, nic
oprócz iskrzącej się światłości, która rozchodzi się
daleko dokoła, wybielając śnieg pokrywający step
i padający na wielkiego starca i na mnie. Czy można
w jakiś sposób oddać sytuację, w jakiej się znala-
złem?26
26 Sśraphim de Sarov, ss. 208-209.
286
przestaliśmy odczuwać poruszenia Ducha Świętego, nie
powinniśmy szukać przyczyn - jest to raczej próba
usprawiedliwienia się - lecz zanim poznamy, czym zawi-
niliśmy, trzeba najpierw uniżyć się, szukać Go i prosić,
aby nawiedził nas na nowo.
Święci, którzy mieli zwyczaj godzinami wsłuchiwać się
w głos Ducha Świętego, szybko spostrzegli, że z powodu
Jego obecności nie stajemy się automatami czy robota-
mi. Duch Święty pozostaje z nami tak długo, jak długo
pragniemy Jego towarzystwa. Jeśli nasze myśli nie są
Jego myślami, wówczas usuwa się na jakiś czas. Może-
my również sprawić Mu przykrość, lekceważąc Jego
obecność. Nasz związek z Duchem Świętym podobny
jest do przyjaźni w tym, że trzeba go sobie cenić,
pielęgnować i umacniać, jeśli chcemy, aby był trwały
i rozwijał się.
PODJĘCIE DECYZJI
Ostatnie słowo, które chciałbym przekazać, sięga
najgłębiej ze wszystkich przekazanych wam dotychczas
w tej książce: „Nie lękajcie się! Wszystko jest możliwe dla
tego, który wierzy!" Skąd bierze się potęga modlitwy...
Myślę, że jedyną odpowiedzią jest modlić się i nigdy nie
ulec znużeniu. Św. Grignion de Montfort napisał: „Czło-
wiek uczyni wielki krok w życiu duchowym wówczas, gdy
potrafi przemienić wszystkie swoje odpowiedzi w py-
tania".
Zrozumiałem to lepiej, kiedy zapoznałem się z dzie-
dzictwem wschodnich Ojców Kościoła, którzy kładą
289
Bożej. Stopnie te prowadzacie i jednoczą ze świętym
blaskiem wizji Chrystusa, naszego Pana.
Człowiek nie powinien zatrzymać się na tym poziomie
doświadczenia Ducha Świętego, lecz pójść dalej i dać
pierwszeństwo sferze duchowej lub cielesnej. Działaniu
łaski można się przeciwstawić, a wówczas Duch Święty
opuszcza człowieka z powodu jego pychy, wrogości lub
sądów wypowiadanych przeciwko bliźnim.
Łaska opuszcza nas, a zaniepokojona i przygnębiona
dusza zwraca się ku Bogu i wzywa Go, podobnie jak
Adam wygnany z Raju. Dusza moja marnieje, a ja
szukam Cię we łzach. Wejrzyj na me strapienie, zapal
światło w moich ciemnościach, aby do duszy powró-
ciła radość! Panie, obdarz mnie Twą pokorą, aby
wstąpiła we mnie Twoja miłość i odżyła we mnie
bojaźń przed Tobą27.
Podobnie jak w wierze, posłuszeństwo jest również
bardzo ważne w zachowaniu stałej obecności Ducha
Świętego w nas. Postawmy sobie takie pytanie: który
dzień wybralibyśmy, aby go przeżyć w całkowitym
posłuszeństwie Duchowi Świętemu? Każdy - usłyszeli-
byśmy zapewne w odpowiedzi. Największymi wrogami
Ducha Świętego w nas są nie tyle grzechy popełniane
umyślnie czy ze słabości, co grzechy zaniedbania,
obojętności i opieszałości. Kiedy tylko odkryjemy, że
' Silouane, s. 25.
288
Dzięki niej możemy każdego dnia wzrastać w cno-
tach, prosząc o to Boga. Modlitwa doprowadza tych,
którzy są tego godni, do wspólnoty z dobrocią Bożą,
z działającym Duchem Świętym, do jedności ducho-
wych uczuć ku Panu w niewypowiedzianej miłości.
Ten, kto codziennie podejmuje wysiłek trwania na
modlitwie, owładnięty jest duchową miłością pragnie-
nia Boga i rozpalony żarliwą tęsknotą za Bogiem
i otrzymuje duchową łaskę uświęcającej doskonałości
(Homilia 40, 2).
ogromny nacisk na modlitwę Jezusową nadającą rytm
całemu życiu. Wyróżnili oni dwa rytmy życia ludzkiego:
rytm obiegu krwi i rytm oddychania, i radzą, abyśmy
odmawiali modlitwę zgodnie z rytmem oddychania. Nie
chodzi tu jedynie o jakąś technikę, ale przede wszystkim
o to, by wraz z oddechem wprowadzić modlitwę Jezuso-
wą do wnętrza naszych serc. Jeśli oprzemy naszą modli-
twę na rytmie oddychania, możemy mieć nadzieję, że
będzie nam stale towarzyszyła podobnie jak samo oddy-
chanie. Formuła nie jest istotna, najważniejsze, aby
modlitwa stała się nieprzerwanym wołaniem.
To jedyna decyzja, jaką musimy podjąć, decyzja doty-
cząca modlitwy. Stale powtarzając tę decyzję, nadajemy
jej trwały charakter. Jest to jedyne praktyczne rozwiąza-
nie dostępne dla wszystkich. Poza tym rozwiązanie to
jest zupełnie wyjątkowe, ale w tym znaczeniu, że nie
można przyjąć innego. Nasuwa się tu spostrzeżenie, że
człowiek powinien liczyć jedynie na łaskę Bożą i na
potęgę modlitwy. Św. Makary, jeden z pierwszych mni-
chów mówiących o doświadczeniu Ducha Świętego,
stwierdza, że Bóg nie potrzebuje naszych wysiłków, gdyż
zawsze gotów jest okazać nam swe miłosierdzie i obda-
rzyć światłością, zwracając jednak uwagę, czy tego
pragniemy. Słowami św. Makarego chciałbym również
zakończyć tę książkę:
Jedyną rzeczą, pozostającą w mocy człowieka, jest
wysiłek powierzenia się Bogu, jest modlitwa i prośba
o oczyszczenie (Homilia 56, 5).
Szczytem wszystkich dobrych uczynków, najwięk-
szym z naszych dzieł, jest trwanie na modlitwie.
290
SPIS TREŚCI
WPROWADZENIE .......................... s
„Ojcze, w imię Jezusa, udziel mi swojego Ducha" ... 7
„Duch czy postępowanie etyczne" ............... 8
Modlitwa w imię Jezusa ..................... t1
Kiedy modlitwa daje pierwszeństwo
Duchowi Świętemu ........................ 14
l. Z GŁĘBOKOŚCI WOŁAM DO CIEBIE ............ 17
Rozdział pierwszy
WZNOSIĆ SIĘ CZY ZSTĘPOWAĆ?
1 - Dwie drogi ............................ 22
2 - Kompas ............................. 24
Rozdział drugi
PRAWDZIWA MODLITWA TRYSKA z GŁĘBIN
1 - Krzyk wyrwany z naszych wnętrzności ....... 36
2 - Nie docieramy nigdy wystarczająco
do samej istoty ........................ 40
3 - Na granicy świadomej wiary... .............. 42
Rozdział trzeci
STRĄCIŁEŚ MNIE w DÓŁ GŁĘBOKI
1 - Modlić się psalmami ..................... 48
2 - „W duchu i w prawdzie" .................. 52
3 - Krzyk strapienia ........................ 56
293
Rozdział trzeci
CAŁĄ NOC SPĘDZIŁ NA MODLITWIE DO BOGA
1 - Modlitwa jako upamiętnianie modlącego się
Chrystusa ............................ 163
2 - „Ojcze, dla Ciebie wszystko jest możliwe" ..... 167
3 - „Nie to, co ja chcę, ale to, co Ty" ........... 174
4 - „Ojcze, w Twoje ręce powierzam Ducha mojego" 180
5 - Uczymy się modlitwy od Jezusa ............ 183
BŁOGOSŁAWIONA, KTÓRA UWIERZYŁA ......... 187
Rozdział pierwszy
PONOWNE ODKRYCIE MODLITWY MARYI
1 - Przyjdźcie do mnie ...................... 191
2 - Ufność, strzała przeszywająca serce Boga .... 195
Rozdział drugi
ZAANGAŻOWANI w MODLITWĘ z MARYJĄ
1 - Żar modlitwy .......................... 200
2 - „Duch Święty zstąpi na ciebie" ............. 203
3 - Wniebowzięcie, misterium chwały ........... 207
Rozdział trzeci
MARYJA, PIERWSZA POŚRÓD WIERZĄCYCH
1 - Raduj się, Panno Maryjo ................. 212
2 - Spodobałam się Najwyższemu, ponieważ
najmniejszą byłam ...................... 220
3 - Błogosławiona, która uwierzyła ............. 230
295
Rozdział czwarty
TONĘ W ODMĘTACH WÓD
1 - Lęk przed samotnością .................. 65
2 - „Gdzie jesteś, Boże mój?" ................ 70
3 - Tobie samemu zgrzeszyłem .. >...."........ 76
4 - Prośba .............................. 81
5 - Psalm 18 ............................. 87
6 - Doświadczenie słowa... .................. 93
Rozdział piąty
ZATRZYMAJ SWEGO DUCHA w PIEKIELNEJ
OTCHŁANI l NIE TRAĆ NADZIEI
1 - Silwan ............................... 100
2 - Świadectwo św. Antoniego Pustelnika i Ojców
Pustyni .............................. 104
*" 3 - Nie trać nadziei ........................ 107
II. TRWAJĄC NA MODLITWIE .................... 113
Rozdział pierwszy
MODLĄCY SIĘ KOŚCIÓŁ
1 - Zawsze się modlić ...................... 119
2 - Modlitwa, która jest życiem ................ 122
3 - Nie zniechęcać się ...................... 125
Rozdział drugi
MODLITWA BŁAGALNA
1 - Zaufanie lub „dla Boga wszystko jest możliwe" . 136
2 - Wołanie do Boga dniem i nocą ............. 145
3 - Trwanie na modlitwie .................... 154
294
Rozdział czwarty
MARYJA ROZWAŻAŁA w SWOIM SERCU
1 - Serce modlitwy ........................ 246
2 - Rozważać w swoim sercu ................ 254
3 - Nadasz Mu imię Jezus . . .*. ............... 258
4 - Rodzice Jego nie zrozumieli ............... 263
PODSUMOWANIE ............................ 277
ZNAKI DUCHA ŚWIĘTEGO
Miłość Boża odczuwana jako ogień ............. 280
Światłość przedwieczna ..................... 283
Podjęcie decyzji ........................... 289