reich 27n 27roll BDQO4FHVROCOOJY4V6EO2DSHXGKUBYX3ZYA25UY


Opowieści z krypty

0x01 graphic


III Reich'n'roll

Tym razem coś z zupełnie innej beczki.

Słuchając często nagrań niemieckiej grupy Rammstein zaobserwowałem u siebie

ciekawe zjawisko. Nogi mi sztywnieją, prawica unosi się ku górze i zaczynam

maszerować po mieszkaniu niczym John Cleese w Hotelu Zacisze, kiedy

zachwalał Niemcom śledzia a la Hermann Goering. Tymczasem w poczciwie

techno-rockowej muzyce chłopaków z Rammstein nie ma niczego stricte

faszystowskiego! To tylko jej niemieckość sprawia, że chciałoby się włożyć

czarny mundur Brunnera i lśniące oficerki. No cóż, nawet śp. Frank Zappa

zauważył, że Niemcy uwielbiają maszerować. Tę ich skłonność narodową czuje się w

produkowanej tam muzyce (może z wyjątkiem Modern Fucking i rocka

elektronicznego, ale wyjątki potwierdzają regułę).

Nie zamierzam jednak rozwodzić się nad

marszowością muzyki naszych zachodnich sąsiadów. Zastanowiło mnie coś innego:

dlaczego, maszerując, od razu pomyślałem o Adolfie i jego wesołej ferajnie.

Dlaczego na samą myśl o hitlerowcach poczułem radosny dreszczyk podniecenia?

Dlaczego widząc w Londynie koszulkę z "fjurerem" i napisem Hitler European

Tour 1939-45, natychmiast ją kupiłem i wkładam co rok we wrześniu? Faszystą

nie jestem. Nazistów tych prawdziwych nienawidzę ze szczerego serca.

Okropieństwa II wojny światowej są mi doskonale znane, w Oświęcimiu byłem i

wyszedłem wstrząśnięty. A jednak... gestapowcy kojarzą mi się z przezabawnym

kabaretem. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta: to kino doprowadziło do

zdewaluowania grozy hitleryzmu, ośmieszenia niemieckiej sztywności i wyrobienia

u młodszych pokoleń coraz większego dystansu do tego, co wciąż jeszcze przeraża

ich dziadków. Pod koniec lat sześćdziesiątych w szkole czytaliśmy

Medaliony a w TV oglądaliśmy przygody kapitana Klossa. Nie ukrywam, że

Mikulski był bardziej intrygujący od Nałkowskiej, a Karewicza traktowało się

wtedy bardzo serio i teksty parodystyczne w rodzaju Nie ze mną te Brunner

powstały znacznie później). W stawce większej niż życie Niemcy prezentowali się

o wiele ciekawiej niż w Czterech pancernych, gdzie byli sprowadzeni do

roli bezosobowego zła. Potem byt Stirlitz i 7 mgnień wiosny, a potem cała

masa polskich filmów "sensacyjnych" - jeśli można się tak wyrazić, w których

zbrodniarz zawsze okazywał się byłym hitlerowcem. Zastanawialiśmy się wówczas

nawet, czy w Polsce miałby szansę powstać film sensacyjny bez hitlerowców. Chyba

nie. Wyobraźmy sobie bowiem klasyczny początek: z więzienia wychodzi Jan Z. i

zna jakąś tajemnicę. Jaka to mogła być tajemnica w czasach socjalizmu? Ze jutro

o 11.30 do Megasamu rzucą pasztetową. Tak, dla takiej wiadomości można było

dokonać zbrodni. Ale filmu by z tego nie byto. Jan Z. musiał być byłym

Volksdeutschem, ukrywającym się Obersturmbahnfuhrerem lub jego krewnym, który

zamierza wywieźć z Polski torbę złotych zębów zrabowanych Żydom w Oświęcimiu, a

udaremnia to dzielny porucznik milicji (najlepiej Borewicz). Hitlerowiec był

gwarancją jakiejkolwiek sensacji! Wspomnijmy choćby Życie na gorąco,

gdzie "polski Bond" red. Maj - walczył z Herr-Degenem kierującym Organizacją W

zrzeszającą byłych oficerów III Rzeszy. Sam pod wptywem takich filmów napisałem

jeszcze w liceum kryminał, w którym były oświęcimski dentysta wiercił bohaterowi

w zdrowych zębach, żeby go zmusić do zeznań. Kilka lat potem stwierdziłem, że w

Hollywood ukradli mój pomysł, kręcąc Maratończyka. It wasn't safe! Na

Zachodzie powstawały coraz to smakowitsze filmy w których panowie w czarnych

mundurach wrzeszczeli bez sensu, salutowali, biegali i ginęli w efektownych

finałach. Z czasem stało się regułą, że szef gestapo byl psychopatyczną kukłą i

miał adiutanta-idiotę, zazwyczaj nazwiskiem Schultz (vide Soft Beds,

Hard Battles z Peterem Sellersem czy To Be Or Not To Be z

Charlesem Durningiem i Christopherem Lloydem w roli Schultza). Trudno nie dusić

się ze śmiechu, gdy Peter Sellers z głupkowatym uśmieszkiem i przesadnie

niemieckim akcentem cedzi przez zęby: Teraz wiemy, ale oni nie wiedzą, że wiemy,

a nawet jeśli wiedzą, że wiemy, nie wiedzą, co robić. Wyrażam się jasno? Trudno

poważnie traktować Malcolma McDowella w filmie The Pasage gdzie kreuje

gestapowca tak przesiąkniętego hitleryzmem, że nawet nosi gatki ze swastyką! W

tym kontekście, ilekroć na ekranie pojawi się "dze fjurer", pękamy ze śmiechu.

Ba, nawet słysząc przepyszną angielszczyznę ze szwabskim akcentem, mamy

gwarancję dobrej zabawy. Najnowszym przykładem może być Herr Doktor Kaufmann z

Tomorrow Never Dies, kiedy mówi do Bonda: Mogę pana zastrzelić nawet ze

Stuttgartu und wywołać wlaściwy efekt, ja?

A wszystko zaczęto się jeszcze

za czasów "fjurera", kiedy to Charlie Chaplin nakręcił Dyktatora. Film

miał ośmieszyć Hitlera i zrobił to nad wyraz dobrze; podobno wielki wódz III

Rzeszy wydat wyrok na artystę. Wbrew pozorom nie była to zabawna komedia, choć z

perspektywy lat ogląda się Dyktatora z uśmiechem (scena niszczenia

spaghetti jest kapitalna!). Ale tylko dlatego, że ponad 50 lat po zakończeniu

wojny kino oferuje nam karykaturę Szwaba w czarnym mundurze, który dla większego

ubawu można ochlapać wapnem na biało. A wracając na chwilę do muzyki: Ken

Russell nakręcil 23 lata temu znakomity film o Liszcie - Lisztomania.

Przedstawił w nim Wagnera jako wampira wysysającego z Liszta krew wraz z muzyką,

żeby później w swoim drakulastym zamczysku powołać do życia antyżydowskie

monstrum niczym Frankenstein). Unicestwiony przez Liszta-egzorcystę Wagner

wstaje z grobu z przedziałkiem i wąsikiem, swastyką na ramieniu i

gitarą-karabinem maszynowym, z którego strzela do Żydów. Pamiętam, jak podczas

pobytu w Warszawie Russell podkreślił, że muzyka Wagnera ma dla niego

zdecydowanie nazistowski charakter. Może dlatego kochat ją "fjurer". W filmie

jest też świetna scena, kiedy Wagner (w blond peruce) każe blondyniastym

maluchom maszerować z uniesioną prawicą w rytm Walkirii. Wątpię, czy

Russellowi chodziło o wywołanie stricte komicznego efektu, ale m.in. po

obejrzeniu Lisztomanii Beksiński wchodzi czasem do redakcji Tylko Rocka i

charakterystycznie salutuje, co Grzesiek Kszczotek zawsze z pobłażaniem

komentuje stowami: Bez ćwiczeń gimnastycznych, Puschke! Trudno jednak nie bawić

się czasem w hitlerowca, jeśli człowiek obejrzał choć raz Ministerstwo

Głupich Kroków. Tutaj wracamy do punktu wyjścia. Najpierw słuchamy kilku

utworów z płyty Herzeleid (Rammstein, 1997), a potem maszerujemy do

drugiego pokoju i wybieramy film na wieczór. Chłopak z Brazylii Nomy

portier, Poszukiwacze zaginionej arki czy Ostatnia krucjata Indiany

Jonesa? A może Ostatnia orgia gestapo? Najczęściej jednak sięgamy po

nieśmiertelnego Klossa. I tutaj, na zakończenie, propozycja do przemyślenia.

Jest teraz taki "trynd", żeby kręcić kinowe wersje seriali telewizyjnych:

Święty, Rewolwer i melonik, Z archiwum X. Może by tak

zrobić Stawkę większą niż życie? Tylko, błagam, bez Pazury lub Lindy w

roli głównej!

TOMASZ BEKSIŃSKI
2 pażdziernika 1998

PS. Najwyższy już czas, żeby pingwin stojący na

telewizorze eksplodował.


"Tylko Rock" nr 12 (88)

1998



© Faith Design inc.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
III Reich n' Roll
Defence of the Reich
Gorniak Ein Folk ein Reich ein Nieznany
III Reich n
2 SS Panzer Division?s Reich
Wilhelm Reich historia orgonu
Dickson, Gordon R Im galaktischen Reich
Jewish Emigration From The Third Reich Ingrid Weckert (Real History Truth Second World War Nazi Hit
Stollberg Rilinger, Barbara Das Heilige Roemische Reich Deutscher Nation
Reich Wilhelm Seksualno ekonomiczne podstawy rodziny mieszczańskiej
Reich, Steve New York Counterpoint
Wilhelm Reich Odkrywca Orgonu
Roe, Paula Unerhoert reich, verboten sexy
Christopher Reich Klub Patriotów
Vance, Jack Im Reich Der Dirdir
Filming Women in the Third Reich
Forest as Volk, Ewiger Wald and the Religion of Nature in the Third Reich
Vance, Jack 3 Im Reich Der Dirdir
Philip Glass Steve Reich Music 4 Hands

więcej podobnych podstron