Josif Brodski
Mowa na stadionie*
Życie to gra, która ma wiele reguł, lecz ani jednego sędziego. Człowiek uczy się jej bardziej przez
obserwację niż przez sięganie do książek, w tym i do Biblii. Nic więc dziwnego, że tak wielu fauluje.
tak niewielu wygrywa, tak wielu przegrywa.
W każdym razie, jeżeli to jest Uniwersytet Michigan, w Ann Arbor, w stanie Michigan, jaki
pamiętam, chyba mogę spokojnie założyć, że Państwo, jego absolwenci, są jeszcze mniej obeznani z
Pismem Świętym niż ci, którzy siedzieli na tych ławkach powiedzmy szesnaście lat temu, gdy po raz
pierwszy odważyłem się wyjść na to boisko.
Moje oko, echo i nos rozpoznają tę miejscowość jako Ann Arbor; zasnuwa ją melancholijny błękit -
lab melancholia - tak jak Ann Arbor; pachnie jak Ann Arbor (choć muszę przyznać, że mniej dziś czuć
marihuanę w powietrzu niż dawnymi laty, co na chwilę zbiło z tropu dawnego sługę Ann Arbor).
Zatem wydaje się, że jest to Ann Arbor, gdzie spędziłem część życia - jak dotąd, najlepszą - i gdzie
szesnaście lat temu Państwa poprzednicy nie wiedzieli prawie nic o Biblii.
Chociaż dobrze wspominam swoich dawnych kolegów, chociaż wiem, co się obecnie przydarza
programom studiów w uczelniach całego kraju, chociaż nie przymykam całkiem oczu na napór tak
zwanego współczesnego świata na młodzież, czuję pewną nostalgię wobec tych, którzy siedzieli tu
kilkanaście lat temu, bo niektórzy potrafili przynajmniej wyrecytować dziesięcioro przykazań, a inni
pamiętali nawet nazwy siedmiu grzechów głównych. Nie mam natomiast pojęcia, co uczynili z tą cenną
wiedzą później ani jak wypadli w tej grze. Mogę jedynie żywić nadzieję, że na dłuższą metę człowiek
wygrywa, jeżeli kieruje się regułami i zakazami stworzonymi przez byt zgoła nie do ogarnięcia, a nie
przez kodeks sędziów.
Ponieważ najprawdopodobniej czeka Państwa długi dystans i ponieważ marzy się Państwu zapewne
lepszy los oraz przyzwoity świat dokoła, nie zaszkodzi, jeżeli zaznajomią się Państwo z tymi
przykazaniami i z tą listą grzechów. W sumie to tylko siedemnaście pozycji, a niektóre z nich
częściowo się pokrywają. Ktoś mógłby, oczywiście, wysunąć argument, że należą do wyznania z
niebagatelnym rejestrem przemocy. Wszakże na tle innych to wyznanie wydaje się najbardziej
tolerancyjne; warte Państwa uwagi, choćby dlatego, że zrodziło społeczeństwo, w którym mają
Państwo prawo kwestionować bądź odrzucać jego wartość.
Nie pragnę jednak z tego miejsca wysławiać zalet jakiegokolwiek wyznania czy filozofii, ani też nie
mam zamiaru, na wzór wielu, korzystać z okazji, by urągać współczesnemu systemowi oświaty albo
Państwu, jego rzekomym ofiarom. Przede wszystkim wcale nie uważam Państwa za ofiary. Wręcz
przyznaję, że w pewnych dziedzinach Państwa wiedza nieskończenie przewyższa wiedzę moją lub
kogokolwiek z mojego pokolenia. Postrzegam Państwa jako grono młodych, umiarkowanie
egoistycznych dusz w przededniu bardzo długiej podróży. Wzdrygam się na myśl o jej długości i zadaję
sobie pytanie, jak mógłbym Państwa wesprzeć. Czy wiem coś o życiu, czym mógłbym się przysłużyć
lub pomóc, a jeżeli tak, to czy jest jakiś sposób, żeby to Państwu przekazać?
Odpowiedź na pierwsze pytanie chyba brzmi "tak" - nie tyle dlatego, że człowiek w moim wieku ma
prawo przechytrzyć każdego z Państwa w egzystencjalnych szachach, ile
dlatego, że wedle wszelkiego prawdopodobieństwa zdążył się znużyć większością rzeczy, do których
Państwo dążą. (Chociażby o tym zmęczeniu powinno się przypominać młodym, ponieważ stanowi
nieodłączny rys zarówno ich ewentualnego sukcesu, jak porażki; taka wiedza może pozwolić im się
lepiej delektować tryumfem oraz lepiej zwietrzyć przegraną.) Co do drugiego pytania, doprawdy się
zastanawiam. Przykład wspomnianych wyżej przykazań może stropić każdego, kto wygłasza mowę
absolutoryjną dla młodzieży rozpoczynającej samodzielne życie, gdyż dziesięcioro przykazań stanowiło
taką właśnie mowę skierowaną do wkraczającego w samodzielne życie Człowieka. Istnieje jednak
przezroczysty mur między pokoleniami lub, jak kto woli, żelazna kurtyna ironii, przejrzysty welon, który
nie przepuszcza niemal całkowicie doświadczenia. Co najwyżej okruchy podszeptów.
Proszę więc przyjąć moje dzisiejsze słowa wyłącznie jako okruchy - wierzchołki kilku, że się tak
wyrażę, gór lodowych, a nie góry Synaj. Nie jestem bowiem Mojżeszem ani Państwo nie są biblijnymi
Żydami; przede mną leży jedynie garść wyrywkowych zapisków nagryzmolonych w żółtym notatniku
gdzieś w Kalifornii - a nie kamienne tablice. Można je zignorować, jeśli się zechce, zakwestionować,
jeśli się musi, zapomnieć, jeśli nie da się temu zapobiec - nie ma w nich nic z imperatywu. Jeżeli część
z nich teraz lub w przyszłości się Państwu przyda, będę rad. Jeżeli nie, mój gniew Państwa nie
dosięgnie.
1. Teraz i w przyszłości chyba opłaci się Państwu skupić na precyzji języka. Proszę rozszerzać i
traktować swoje słownictwo tak jak traktują Państwo konto bankowe. Proszę zwracać na nie baczną
uwagę i starać się pomnażać wpływy. Rzecz nie w tym, by rozwinąć sypialnianą sztukę konwersacji
albo sukcesy zawodowe - chociaż skutki mogą i to przynieść - lub stać się salonowymi erudytami.
Rzecz w tym, by nauczyć się wysławiać w sposób możliwie pełny i precyzyjny; słowem, chodzi o
zachowanie równowagi wewnętrznej. Albowiem
nagromadzenie rzeczy nie wysłowionych, nie dość dobrze wyartykułowanych, prowadzi do nerwicy.
Dzień w dzień mnóstwo rzeczy bombarduje naszą psychikę; a środek wyrazu pozostaje ten sam.
Artykulacja nie nadąża za doświadczeniem. Cierpi na tym psychika. Uczucia, niuanse, myśli, spo-
strzeżenia, które pozostają nie nazwane, nie wyrażone bądź niezadowolone z przybliżonych określeń,
tkwią zdławione w człowieku i mogą doprowadzić do eksplozji psychicznej lub do implozji. Aby tego
uniknąć, nie trzeba zostawać molem książkowym. Wystarczy nabyć słownik i dzień w dzień go czytać
- a czasem sięgnąć po zbiór poezji. Słowniki jednak są najważniejsze. Mamy ich mnóstwo na
podorędziu; niektóre nawet z załączonym szkłem powiększającym. Są względnie tanie, lecz nawet to
najdroższe (wyposażone w szkło powiększające) kosztują znacznie mniej niż jedna wizyta a psychiatry.
A jeśli ktoś i tak do niego trafi, niech lepiej trafi z objawami nałogu słownikowego.
2. Teraz i w przyszłości proszę być dobrym dla swoich rodziców. Jeżeli Państwa zdaniem przypomina
to zanadto przykazanie "Czcij ojca swego i matkę swoją", mniejsza o to. Pragnę jedynie powiedzieć, że
nie warto się przeciwko nim buntować, gdyż wedle wszelkiego prawdopodobieństwa umrą przed
Państwem, mogą więc Państwo oszczędzić sobie przynajmniej tego źródła poczucia winy, a może
nawet żalu. Jeżeli już ktoś musi się buntować, proszę się buntować przeciwko tym, których nie tak
łatwo zranić. Rodzice stanowią zbyt bliski cel (podobnie zresztą jak siostry, bracia, żony lub mężowie);
zasięg jest taki, że nie sposób chybić. Bunt przeciwko rodzicom, pod hasłem "nie wezmę od ciebie ani
grosza", jest zasadniczo nader burżuazyjnym zjawiskiem, gdyż zapewnia buntownikowi pełen komfort,
w tym przypadku komfort psychiczny - komfort własnych przekonań. 1 m później człowiek przyjmie
ten wzorzec, tym później stanie się burżujem psychicznym; innym słowy, im dłużej zachowa
sceptycyzm, wątpliwości, dyskomfort intelektualny, tym lepiej dla niego. Z drugiej strony, postawa "ani
grosza" ma oczywiście swój wymiar praktyczny, gdyż rodzice, wedle wszelkiego prawdopodobieństwa,
zapiszą cały swój majątek Państwu, toteż zwycięskiemu buntownikowi dostanie się nienaruszona
fortuna - innymi słowy, bunt jest bardzo skuteczną formą oszczędzania. Odsetki jednak są dobijające;
rzekłbym, nie prowadzą do bankructwa.
3. Proszę nie pokładać zbytnich nadziei w politykach - nawet nie dlatego, że są głupi lub, co gorsza,
nieuczciwi, lecz dlatego, że to praca przerasta nawet najlepszych, niezależnie od partii politycznej,
doktryny, systemu czy planu. W najlepszym wypadku mogą nieco zmniejszyć zło społeczne, nigdy zaś
je wyplenić. Każda, nawet najbardziej istotna, poprawa zawsze będzie sporna pod względem
etycznym, bo zawsze znajdą się tacy - choćby jeden człowiek -- którzy na tej poprawie nie skorzystają.
Świat nie jest doskonały; "złotego wieku" nigdy nie było i nie będzie. Świat może tylko bardziej się
rozrosnąć, to znaczy bardziej się zaludnić, chociaż nie zmieni rozmiarów. Nawet gdyby wybrany przez
Państwa człowiek obiecał jak najsprawiedliwiej pokroić bochen, to i tak go nie przybędzie; porcje
wręcz muszą się zmniejszyć. W świetle - lub raczej w mroku - tej sytuacji warto polegać na kuchni
domowej, czyli na własnym kierowaniu światem - przynajmniej tą jego częścią, która leży w Państwa
zasięgu, w Państwa promieniu. Trzeba się jednak przygotować na bolesną świadomość, że nawet
własny bochen nie wystarczy; trzeba się przygotować na to, że będzie się go spożywać w nastroju
tyleż wdzięczności, co zawodu. Najtrudniej zachować w tej kuchni zimną krew, bo skoro raz się poda
bochen, stwarza się wiele oczekiwań. Proszę sobie zadać pytanie, czy stać Państwa na stałe dostawy
bochnów, czy wolą Państwo liczyć to na polityków? Jakikolwiek będzie wynik takich roztrząsań -
jakkolwiek świat może, waszym zdaniem, polegać na waszych wypiekach - od razu warto zacząć
nalegać, żeby korporacje, banki, szkoły, laboratoria i tym
podobne instytucje, w których będą Państwo pracować, ogrzewane i strzeżone przez okrągłą dobę,
wpuszczały na noc bezdomnych, gdy wokół zima.
4. Proszę się nie wyróżniać, proszę zachować skromność. I tak jest nas za dużo, a wkrótce będzie
jeszcze więcej. Jeśli więc ktoś pcha się w światła rampy, musi to robić kosztem innych, którzy się tam
nie dopchają. Nawet jeżeli trzeba deptać innym po palcach, to nie znaczy, że trzeba wchodzić im na
ramiona. Ponadto z tego dogodnego punktu obserwacyjnego widać jedynie morze ludzi oraz tych,
którzy tak jak Państwo, dochrapali się równie znakomitej - a zarazem nader ryzykownej - pozycji:
określanyeh0 mianem bogatych i sławnych. Na ogół biorąc, zawsze ludziom nieco trudno przełknąć to,
że komuś powodzi się lepiej niż bliźnim, a kiedy bliźni idą w miliardy, trudności rosną. Trzeba dodać, że
ostatnio sławnych i bogatych jest na pęczki, że tam, na szczycie, panuje okropny tłok. Jeśli więc
Państwo chcą być sławni lub bogaci, albo jedno i drugie, to droga wolna, ale nie warto się tym zbytnio
napawać. Jeśli pożąda się czegoś, co ma ktoś inny, traci się swoją wyjątkowość; z drugiej strony,
prowadzi to, oczywiście, do produkcji masowej. Ponieważ jednak pokonuje się dystans życia tylko raz,
warto unikać najbardziej oczywistych banałów, w tym również luksusowych, ograniczonych edycji.
Przypominam, że pojęcie ekskluzywności także przekreśla naszą wyjątkowość, nie mówiąc o tym, że
ogranicza nasze poczucie rzeczywistości do dotychczasowych osiągnięć. Zamiast należeć do jakiegoś
klubu, znacznie lepiej zmieszać się z tłumem tych, którzy, pod względem dochodów i powierz-
chowności, reprezentują - przynajmniej teoretycznie - nieograniczony potencjał. Proszę upodobnić się
bardziej do nich niż do ,innych; proszę spróbować wtopić się w szarzyznę. Mimikra to obrona
indywidualności, a nie jej pogwałcenie. Radziłbym także ściszyć głos, chociaż obawiam się zarzutu z
Państwa strony, że posuwam się za daleko. Warto jednak pamiętać, że zawsze jest ktoś obok, wasz
sąsiad. Nikt go państwu nie każe kochać, ale proszę starać się go nie krzywdzić ani zbytnio mu nie
dopiekać; proszę ostrożnie deptać mu po palcach; a gdyby zaczęli Państwo pożądać jego żony, proszę
przynajmniej pamiętać, że dowodzi to porażki Państwa wyobraźni, nieufności - bądź niewiedzy - wobec
nieograniczonego potencjału rzeczywistości. W najgorszym wypadku proszę pamiętać z jak daleka - z
gwiazd, z odmętów wszechświata, może z jego drugiego krańca - nadeszło żądanie, by tego nie czynić,
oraz koncepcja, by kochać bliźniego swego jak siebie samego. Może gwiazdy - choć same wyglądają
jak pożądliwe oczy - wiedzą więcej od nas o sile ciężkości, a także o tym, czym jest samotność.
5. Za wszelką cenę proszę unikać przyznawania sobie statusu ofiary. Ze wszystkich części ciała
najbardziej trzeba czuwać nad palcem wskazującym, ponieważ tak lubi wytykać winy. Dźgający palec
to znak firmowy ofiary - przeciwieństwo "V", znaku zwycięstwa, a zarazem synonim poddania się.
Niezależnie od nędzy swojego położenia proszę nie winić niczego ani nikogo - historii, państwa,
zwierzchników, rasy, rodziców, fazy księżyca, dzieciństwa, treningu czystości itp. Repertuar jest tyleż
obszerny, co nudny, już więc jego obszerność i nuda powinny dostatecznie odstręczyć rozumną istotę
od czerpania z niego. Z chwilą, gdy obarczamy coś lub kogoś winą, podważamy własną determinację
do zmian; można by nawet dowodzić, że ten wytykający palec waha się tak rozpaczliwie, bo nasza
determinacja od początku nie była dość duża. W końcu status ofiary ma swoje uroki. Zjednuje
współczucie, zaskarbia podziw, toteż całe narody i kontynenty pławią się w pomrokach rabatu
psychicznego reklamowanego jako poczucie bycia ofiarą. Istnieje cała kultura wiktymalna, od
specjalistów udzielających porad osobistych aż po pożyczki międzynarodowe. Pominąwszy rzekomy
cel tej całej sieci, powoduje ona już na wstępie zaniżenie własnych oczekiwań, które pozwala
dopatrywać się wielkich korzyści w mizernych darach. Ma to, oczywiście, swoje zalety terapeutyczne,
a zważywszy znikomość zasobów naturalnych świata, może nawet higieniczne, toteż z braku lepszej
tożsamości możemy się na to połasić - warto się jednak temu oprzeć. Choćby Państwo zebrali jak
najliczniejsze, jak najbardziej niepodważalne dowody, że znaleźli się wśród przegranych, proszę temu
przeczyć, dopóki rozum nie odmawia posłuszeństwa, dopóki usta mogą wyszeptać "nie". Proszę
szanować życie nie tylko za jego rozkosze, lecz również za jego niedole. Należą bowiem do tej gry;
ponadto niedola nigdy nie jest oszustwem. Jeżeli znajdą się Państwo w opałach, w tarapatach, na
krawędzi rozpaczy lub w jej głębi, proszę pamiętać - to życie przemawia do Państwa jedynym dobrze
mu znanym językiem. Innymi słowy, warto być po trosze masochistą - bez krztyny masochizmu nie
dopełni się sens życia. Jeżeli komuś to pomoże, proszę pamiętać, że godność ludzka to absolut, a nie
pojęcie cząstkowe; że nie idzie w parze z dopraszaniem się specjalnych względów, że czerpie moc z
zaprzeczania oczywistości. Gdyby komuś ten argument wydał się zbyt górnolotny, niech przynajmniej
pomyśli, że uważając się za ofiarę, powiększa tylko przestwór nieodpowiedzialności, którą demony i
demagodzy tak lubią wypełniać, albowiem sparaliżowana wola nie jest przysmakiem anioł<5w.
6. Świat, w który mają Państwo wkroczyć i w nim żyć, nie cieszy się dobrą opinią. Jest lepszy pod
względem geograficznym niż historycznym; nadal wydaje się znacznie bardziej pociągający wizualnie
niż społecznie. Nie jest miły, o czym wkrótce się Państwo przekonają, a nie przypuszczam, że okaże
się wiele milszy, gdy będą go Państwo opuszczali. Ale jest to jedyny świat nam dostępny - żadna
alternatywa nie istnieje, a gdyby nawet istniała, nie mamy gwarancji, że byłaby dużo lepsza od obecnej.
Jest w nim dżungla oraz pustynia, śliskie zbocze, bagno itd. - dosłownie - lecz, co gorsza, również w
przenośni. Mimo to, jak powiedział Robert Frost: "Najlepsze wyjście zawsze wiedzie na wskroś."
Powiedział również, już w innym wierszu, że "żyć z ludźmi to
znaczy wybaczać". Chciałbym zakończyć właśnie garścią uwag na temat tego wychodzenia na
wskroś.
Proszę nie zwracać uwagi na tych, którzy będą starali się uprzykrzyć Państwu życie. A będzie ich
wielu - zarówno z urzędu, jak i samozwańców. Proszę ich ścierpieć, jeśli nie sposób od nich uciec, lecz
kiedy już im się Państwo wymkną, proszę okazać im jak największe lekceważenie. Nade wszystko
trzeba unikać rozpowiadania o niesprawiedliwym traktowaniu z ich strony; unikać za wszelką cenę,
choćby publiczność garnęła się do słuchania. Takie bowiem opowieści przedłużają żywot naszych
wrogów; najprawdopodobniej liczą oni właśnie na nasze gadulstwo i na to, że przekażemy swoje
doświadczenia innym. Jeden człowiek nie jest wart wyrządzania niesprawiedliwości (podobnie zresztą
jak wymierzania sprawiedliwości). Stosunek jeden do jednego nie usprawiedliwia takiego wysiłku -
liczy się tylko echo. Oto główna zasada każdego ciemiężcy, czy to wspieranego przez państwo, czy
samouka. Trzeba więc zmóc lub zagłuszyć to echo, a tym samym nie dopuścić, by samo zdarzenie,
jakkolwiek przykre bądź przełomowe, zabrało nam więcej czasu niż ten, w którym się rozegrało.
Czyny naszych wrogów nabierają znaczenia lub wagi zależnie od naszych reakcji. Proszę więc
przemykać przez nie lub obok nich, jak gdyby to nie były czerwone światła, lecz żółte. Nie warto ich
roztrząsać w myślach ani w słowach; nie warto szczycić się tym, że się je wybaczyło lub zapomniało -
a w najgorszym wypadku lepiej najpierw zapomnieć. W ten sposób oszczędzą Państwo swoim
kom6rkom mózgowym wielu zbędnych wzburzeń; w ten sposób również mogą nawet Państwo
uchronić tamtych durniów przed skutkami własnej głupoty, bo perspektywa zapomnienia jest krótsza od
perspektywy wybaczenia. Radzę więc zmienić kanał: skoro nie można zamknąć tej stacji, można
przynajmniej zmniejszyć jej notowania. Wprawdzie takie rozwiązanie nie dogodzi zapewne aniołom,
lecz ~ całą pewnością ugodzi diabły, a w danej chwili tylko to się liczy.
I na tym chyba poprzestanę. Jak powiedziałem, będę rad, jeżeli moje słowa się Państwu przydadzą.
Jeżeli nie, to znaczy, że są Państwo znacznie lepiej przygotowani do przyszłości, niż można by się
spodziewać po ludziach w tym wieku. Co pewnie również stanowi powód do radości - nie do obaw.
Tak czy owak - niezależnie od stopnia przygotowania - życzę szczęścia, bo bynajmniej nie czeka
Państwa piknik, czy ktoś jest przygotowany, czy też nie, szczęście więc na pewno się przyda. Mam
jednak nadzieję, że dadzą sobie Państwo radę.
Nie jestem Cyganką; nie potrafię wróżyć, lecz nawet gołym okiem widać, że sporo przemawia na
Państwa korzyść. Chociażby to, że urodzili się Państwo, a zatem pół bitwy mają Państwo wygrane, i
mieszkają w demokracji - czyli w pół drogi między koszmarem a utopią - która rzuca jednostce mniej
kłód pod nogi niż jej alternatywy.
Ponadto zdobyli Państwo wykształcenie na Uniwersytecie Michigan, moim zdaniem najlepszej uczelni
w kraju, chociażby dlatego, że szesnaście lat temu dała nader pożądane wytchnienie najbardziej
leniwemu człowiekowi świata, który, na dobitkę, nie mówił właściwie po angielsku - Państwa
uniżonemu słudze. Wykładałem to blisko osiem lat; tutaj nauczyłem się języka, którym dziś się do
Państwa zwracam; część moich dawnych kolegów nadal pobiera to pensję, inni przeszli na emeryturę,
jeszcze inni śpią snem wiecznym w ziemi Ann Arbor, która teraz nosi Państwa. Niewątpliwie to
miejsce ma dla mnie szczególną wartość sentymentalną; której nabierze za kilkanaście lat dla Państwa.
W tym sensie m o g ę wywróżyć przysL1ość; pod tym względem wiem, że dadzą sobie Państwo radę,
a mówiąc dokładniej, odniosą sukces. Albowiem fala ciepła, jaka ogarnie Państwa za kilkanaście lat na
wspomnienie tego miasta będzie świadczyła o tym, że - szczęście, nie szczęście - odnieśli Państwo
sukces jako ludzie. Takiego właśnie sukcesu życzę Państwu nade wszystko w przyszłości. Reszta
zależy od szczęścia i znacznie mniej się liczy.
*Mowa pożegnalna dla absolwentów Uniwersytetu Michigan w Ann Arbor, w roku 1988.