Moliere Don Garciasz


Moliere

DON GARCYASZ

KSIĄŻE NAWARRY

albo

KSIĄŻE ZAZDROŚNY

Komedja heroiczna w aktach

O S O B Y.

DON GARCYASZ, książe Nawarry kochanek Elwiry.

DONA ELWIRA, księżniczka Leonu.

DON ALFONS, książe Leonu miany za księcia Kastylii pod Imieniem Don Sylwiusza.

DONA IGNEZ, hrabianka, kochanka Don Sylwiusza kochana od Mauregata, przywłaszczycieli tronu Leońskiego.

ELIZA, Powiernica Dony Elwiry.

DON ALWARES, Powiernik Don Garcyasza kochanek Elizy.

DON LOPEZ, drugi powiernik Don Garcyasza, kochanek Elizy.

DON PEDRO, koniuszy Dony Ignez.

PAŹ, Dony Elwiry.

Scena w Mieście Hiszpańskim Astorgu.

DON GARCYASZ KSIĄŻE NAWARRY

albo KSIĄŻE ZAZDROŚNY.

AKT PIERWSZY.

Scena I.

DONA ELWIRA, ELIZA.

D. ELWIRA.

Nie wybór mój, Elizo, względem tych dwóch kochanków ustalił tajemne serca mego uczucia: w niczem Don Garcyasza nad Don Sylwiusza przekładać nie mogę. Don Sylwiusz, równie bohaterskiemi błyszczy przymiotami. Jedne oba mają cnoty i zasługi; ale tajemna skłonność ku Don Garcyaszowi przyciągnęła moje serce.

ELIZA.

Jego miłość nad lwem sercem nie wiele ma władzy, pani; bo sama nie wiesz, na którego z tych dwóch kochanków milszem spoglądasz okiem.

D. ELWIRA.

Miłość tych szlachetnych rywalów przywodzi mnie Elizo do przykrej wewnętrznej walki. Widząc jedynego, w niczem tkliwości mojej ku niemu naganić nie mogę; ale czuję niesprawiedliwość, kiedy wspomnę że drugiego odrzucić muszę. Don Sylwiusz zawsze mi się zdawał godnym politowania i lepszego losu. Ojciec jego z moim w ścisłej żyli przyjaźni. Tak, im bardziej w sercu moim inny brał miejsce, tem więcej mnie bolała jego nieszczęśliwa miłość, litość moja powierzchownie głaskała jego płomienie, i tą powierzchownością nagradzała mu krzywdę jaką mu czyni serce moje.

ELIZA.

Lecz pierwsza Don Sylwiusza miłość, o której się dowiedziałaś, powinnaby cię uwolnić od tego przymusu. On kochał Donę Ignez, a ty z nią ścisłą masz przyjaźń. Zbadawszy więc jego tajemnicę, masz prawo wszystkie jego odrzucić wzdychania.

D. ELWIRA.

Z radością wprawdzie dowiedziałam się ze D. Sylwiusz był mi niewiernym, bo jego miłością serce moje udręczone, dziś przeciwko niej słusznie oburzać się może; ale jakąż mi to przynosi korzyść, kiedy innym przymusem jestem umęczona, kiedy zazdrośny Don Gareyasz, niegodnie przyjmuje dowody mego ku sobie przy

wiązania, i tak mnie swą zazdrością pobudza do gniewu, że mi nieraz na myśl przychodzi zerwać wszelkie z nim związki.

ELIZA.

Lecz jeśli z twoich ust nie słyszał wyznania wzajemności, czyż jego wina że wierzyć jej nie śmie?

D. ELWIRA.

Nie, nie, lej czarnej zazdrości nic nie uniewinni; z moich postępków przekonanym być może o mojej wzajemności. Skromność zabrania płci naszej oświadczeń czułości, lecz jedno spojrzenie, jeden uśmiech, jeden rumieniec, samo nawet niekiedy milczenie, zdolne wytłumaczyć skrytość naszego serca. Chciałam obu ich zalety jednem widzieć okiem; lecz jakże łatwo postrzedz można różnicę między grzecznością dla obojętnej a czułością dla kochanej osoby! tamtą zdaję się władać przymus; ta zaś łatwo się wylewa, jak czyste wody, co ze źródeł naturalnych płyną. Próźnom czułością moją Don Sylwiusza ujmowała, jeden rzut oka zwrócony ku Garcyaszowi, więcej do niego, niż chciałam przemawia?.

ELIZA.

Lecz jeśli jego podejrzenia, jak powiadasz, są bez zasady, przynajmniej dowodzą miłością zajętej duszy, zazdrość powinna oburzać, jeżeli z nienawiśnej nam pochodzi miłości; ale trwogi kochanka miłemi być nam powinny. Tym sposobem lepiej się wynurza jego miłość; i im więcej jest zazdrośny, tem bardziej kochania jest godny.

D. ELWIRA.

Ach, przestań! zazdrość wszędzie jest poczwarą dziką i nienawistną; im milszą nam jest miłość która ją rodzi, tem więcej obrażają nierozmyślne jej pociski. Widzieć uniesionego złością kochanka, który co chwila uchybia należnego dla mnie szacunku, i w czarnych swych podejrzeniach najsłodsze me nadzieje śmiertelną zatruwa goryczą, który każde me spójrzenie tłumaczy na korzyść swego rywala....! Nie, nie, nadto mnie obrażają te

uniesienia. Słuchaj, ja ci otwarcie wynurzę moje myśli. Don Garcyasz jest mi luby, on w najdumniejszem sercu zdolny jest podniecić westchnienia; wśród Leonu swą

odwagą wspaniały mi dowód miłości okazał, dla mnie się na największe narażał niebezpieczeństwa, wyrwał mnie zamiarom naszych podłych tyranów, i okropności niegodnych ślubów, jakie mnie związać miały, i nie taję, że mocnoby mnie to smuciło, gdyby chwała tych czynów innego, a nie jego wieńczyć miała skronie. Tak jest, miło mi że mnie niebezpieczeństwo w jego rzuciło ręce; i jeśli nie są płonne powszechne wieści, jeżeli nieba powrócą mi brata, najgorętszemby było serca mego życzeniem, aby ramie jego karząć tyranów pomogło mu odzyskać dostojeństwo, i aby pomyślnym swego męztwa skutkiem zasłużył na wszelką czułość mojej wdzięczności. Lecz z temwszystkiem, jeśli mnie przywiedzie do ostateczności, jeśli z jadu zazdrości nie oczyści swoich dla mnie płomieni, napróżno, nie otrzyma ręki Elwiry: małżeństwo nas nie połączy; brzydzę

się ślubami, któreby się potem dla nas obojga piekłem

stać mogły.

ELIZA.

Dziwno mi, że nieba tak odmienne i różne od siebie stworzyły umysły, i że co jedne lubią, tym się obrażają drugie. Jabym się miała za najszczęśliwszą, gdyby mój kochanek był zazdrośnym. Niespokojność jego pochlebiałaby mojej miłości własnej, i gdyby Don Alwares.....

D. ELWIRA.

Otoż on właśnie przybywa nad nasze spodziewanie.

Scena II.

D. ELWIRA, ELIZA, ALWARES.

D. ELWIRA

Dziwisz mnie nowym powrotem D. Alwaresie. Gzy się zbliża D. Alfons? czy się go spodziewać możemy?

D. ALWARES.

Tak jest Pani, czas przyszedł, aby ten książe brat twój w Kastylii wychowany, odzyskał swe prawa. D. Luis, któremu Król nieboszczyk poruczyt jego dzieciństwo, dla zastonienia go od prześladowań zdrajcy Mauregata aż dotąd przed światem ukrywał jego losy; i chociaż ten podły tyran domagał się o niego dla przywrócenia mu jego dostojeństwa, przychylny i gorliwy D. Luis nie ufał obłudnym przywłaszczyciela oświadczeniom. Lecz gdy niesprawiedliwa i żelazna władza, długo u

spiony obudziła naród, ten poważny starzec odważył się dwudziestoletnich doświadczyć nadziei. Na czele możnych, i ludu, wtargnął do Leonu, kiedy Kastylia na przywrócenie D. Alfonsa krajowi, dziesięć tysięcy rąk uzbrajała. On wprzód wieść tylko o nim rozsiewa, i nic myśli go ukazać, aż na czele mocnego wojska, z karzącym w ręku piorunem, pod którym paść ma dumny i niegodny najezdnik. Cały Leon już jest w poruszeniu, i Don Sylwiusz dowodzi osobiście posiłkom, jakich Pani ojciec jego użycza.

D. ELWIRA

Pochlebiają nadziejom naszym tak mocne posiłki; lecz ja się lękam, aby brat mój nadto nie był im winien.

D. ALWARES.

Ale, dziw się Pani, że wśród burz toczących się nad głową najezdnika, wieści w Leonie zapewniają, że Hrabiance ). Ignez, tyran ma dać rękę.

D. ELWIRA.

On połączeniem się z tą sławną dziewicą, chce być uczestnikiem wziętości jaką w kraju posiada jej rodzina. Niespokojna jestem, że od niej nie odbieram wiadomości; lecz wiem, że jej serce dla tyrana zawsze twardem było.

D. ALWARES.

Książe nadchodzi.

Scena III.

D. GARCYASZ, D. ELWIRA, ELIZA, D. ALWARES.

D. GARCYASZ.

Cieszy mnie Pani, ta słodka nadzieja, którą ci D. Alwares ogłasza. Twój brat, zagrażający tyranowi, pochlebia prawym mej miłości uniesieniom. Los jego otwiera mojemu ramieniowi pole chlubnych niebezpieczeństw, z których hołd, twoim oczom należeć będzie, i których pokonanie, szlachetnej krwi twojej całą dawną przywrócić ma godność. Ale co mnie największą przejmuje radością, że ci niebiosy brata, a jemu tron powracają; że usiłowań mojej miłości świat żadnym widokom przypisywać, i mnie, o szukanie w twej osobie praw do korony posądzać nie bedzie. Tak Pani, serce moje pokaże światu, że nic w tobie nie widzi, tylko ciebie samą; stokrotniem żałował, jeśli bez obrazy wyznać mogę, że ci niebiosy w tak świetnym stanie urodzić się dały, żałowałem że cię wyroki do wysokich powołały przeznaczeń, aby ci serca mego ofiara niesprawiedliwość losu nagrodzić mogła, i abyś miłości mojej winna była wszystko co z krwi swojej dziedziczysz. Lecz gdy się niebu inaczej, przeciw moim życzeniom, zrządzić podobało, pozwól mi Pani, dobijać się o ciebie, pozwól, za mną przemówić głosowi brata twego i narodu.

D. ELWIRA.

Wiem, że miłość twoja, książe, wiele pięknych czynów za sobą mieć będzie; lecz to jeszcze nie dosyć,

aby otrzymała nagrodę jakiej wymaga: głos brata mego i narodu nie jest jeszcze dostatecznym, i Elwira nie będzie twoją, jeśli nie pokonasz jednej, najmocniejszej do tego przeszkody.

D. GARCYASZ.

Tak jest, Pani, rozumiem co chcesz przez to dać mi do poznania. Wiem że na próżno wzdycham do ciebie, znam tę najmocniejszą dla mej miłości przeszkodę, chociażeś mi jej nie wymieniła.

D. ELWIRA.

Często źle się rozumie, to co się zdaje dobrze być rozumianem, i przez zbytek zapału, łatwo pomylić się można. Lecz jeśli muszę mówić, chcesz Książe wiedzieć, jakim sposobem możesz mi się podobać i pewną mieć nadzieję?

D. GARCYASZ.

Słucham Pani; wielką mi uczynisz łaskę.

D ELWIRA.

Jeżeli mnie będziesz kochał, jak się kochać powinno.

D. GARCYASZ.

Ach Pani, cóż w świecie miłość moję dla ciebie prze

wyższeć zdoła?

D. ELWIRA.

Jeżeli ta miłość niczem nie obrazi osoby która ją wznieca.

D. GARCYASZ.

Tego się wystrzegam, Pani.

D. ELWIRA.

Jeżeli nigdy złego sądu o mnie mieć nie będziesz.

D. GARCYASZ.

Ach! ja nadto cię szanuję i uwielbiam.

D. ELWIRA.

Jeżeli z swego serca wypędzisz tę straszną poczwarę co swym jadem zatruwa miłość; tę niegodną zazdrość, która jej szkodzi i przeciwko tobie ciągle gniew mój uzbraja.

D. GARCYASZ.

Ach! Pani; prawda, że w mem sercu mieszka cokolwiek zazdrości, i myśl o rywalu, ciągle zakłóca spokojność moję. Czy słusznie, czy niesłusznie, zawsze mi się zdaje, że cierpisz na jego nieobecności, i że nie zważając na me udręczenia, wzdycha do niego twoja dusza. Lecz jeżeli ci się niepodobają te podejrzenia ? od ciebie zależy więcej niż odemnie, abym je oddalił z mego serca. Jednem słówkiem, pełnem czułości, zazdrość z głębi mej duszy wypędzić możesz. Zechcij więc przytłumić wątpliwość, która mnie zabija, i niech te czarujące usta, na moje stokrotne prośby, wyrok potępienia lub szczęścia ogłosić mi raczą.

D. ELWIRA.

Serce, za najmniejszem słówkiem, chce być zrozuinianem, i nie lubi takich płomieni, co natrętnie oświadczeń żądają. Pierwsze poruszenie, które nas zdradza, powinno pochlebić miłości spokojnego kochanka. Nie mówię, jaki wybór, książe, między tobą i D. Syłwiuszem uczynićbym mogła; ale że cię błagam abyś nie był zazdrosnym, tę prośbę innyby jaśniej niż ty zrozumiał,

i ja sądziłam, że na tem poprzestać zechcesz. Jeżeli jednak twoja miłość żąda wyraźnego z ust moich wyznania, więc muszę ci jasnemi słowy powiedzieć, ze kocham, i może jeszcze dla większej wagi przysiądz mi na to każesz.

D. GARCYASZ.

Przebacz Pani, żądanie moje nadto jest nierozmyślne; ja przestaję na wszystkim co ci się podoba mi powiedzieć. —Nie żądani słów jaśniejszych: wierzę że masz dla mnie cokolwiek dobroci, że się litujesz moich płomieni, i mam się za szczęśliwego więcej niżelim zasłużył. Odtąd się wyrzekam wszelkich zazdrosnych podejrzeń, wyrok co je potępia jest dla mnie nadto słodkim.

D. ELWIRA.

Wiele mi książe przyrzekasz, i ja bardzo wątpię

abyś odniósł to nad sobą zwycięztwo.

D. GARCYASZ.

Pani, co się tobie przyrzeka, świętem być powinno; szczęście powodowania się lubej piękności rozkazom, dodaje łatwości w pokonaniu najtrudniejszych usiłowań. Niech niebiosy wszelką zawziętość wywrą na mą głowę, niech rażony piorunem padnę u nóg twoich, niech, co większa, ściągnę na siebie gniew twój wieczny i nieubłagany, jeżeli miłość moja uchybi przyrzeczeniom tej przysięgi; jeżeli kiedy zazdrośne duszy mojej uniesienie.....

Scena IV.

D. ELWIRA, D. GARCYASZ, U. ALWARES,

ELIZA, PAŹ.(oddając list D. Elwirze)

D. ELWIRA.

Spodziewałam się go. Dziękuję ci bardzo. Niech goniec zaczeka.

Scena V.

D. ELWIRA, D. GARCYASZ, U. ALWARES, ELIZA.

D. ELWIRA (na stronie).

Potym wzroku, widzę jak go ten lisi niespokojnym czyni. Co za nieszczęśliwa słabość!

(głośno)

Coż cię Książę wstrzymuje wpośród przysięgi ?...

D. GARCYASZ.

Sądziłem że macie z sobą jakąś tajemnicę, i nie chciałem wam przerywać.

D. ELWIRA.

Zdaje mi się żeś nieco zmieszany, i niespokojność na twojej się maluje twarzy. Dziwi mnie ta zmiana, coż jest jej powodem? możnaż wiedzieć?

D. GARCYASZ.

Jąkies mnie w tej chwili porwało osłabienie.

D. ELWIRA.

Najprędzej mu zapobiedz należy. Często go doświadczasz?

D. GARCYASZ.

Czasem.

D. ELWIRA.

Ach! słaby książe; ulecz się tem pismem..

D. GARCYASZ.

Tem pismem, Pani? Nie śmiem; znam. twą myśl i wiem o co mnie obwiniasz.

D. ELWIRA.

Przeczytaj, mówię, i bądź spokojnym.

D. GARCYASZ.

Byś mnie potem nazwała słabym, zazdrośnikiem? Nie, nie, powinienem cię przekonać Pani, że ten list żadnego w sercu mojem nie wzniecił podejrzenia, i chociaż dobroć twoja czytać mi go pozwala, dla mego usprawiedliwienia się, czytać go nie mogę.

D. ELWIRA.

Jeżeli nie chcesz, ja cię Książe przymuszać nie będę;

przynajmniej zobacz rękę.

D. GARCYASZ.

Powinienem być podległym twej woli, Pani: jeśli ci zrobię przyjemność, że ci go przeczytam, z ochotą spełnię to polecenie.

D. ELWIRA.

Tak jest, tak, przeczytaj go dla mnie.

D. GARCYASZ.

Jestem ci posłusznym, i mogę powiedzieć...

D. ELWIRA.

Jakkolwiekbądź, śpiesz się..

D. GARCYAZ.

To jest od Dony Ignez, jak poznaję rękę.

D. ELWIRA.

Od niej, to mnie cieszy, i ciebie zapewne.

D. GARCYASZ (czyta).

"Pomimo nieużytość i długą wzgardę moję, tyran kocha mnie zawsze, i od czasu jakeś się z rąk jego wyrwała, zdaje się używać w swoim względem mnie zamiarze całej potęgi, jakiej używał do połączenia ciebie ze swym synem. Ci którzy nademną mają władzę, bądź z uległości, bądź powodowani fałszywego honoru błyskotkami, pozwalają na ten niegodny związek. Nie wiem jak, i kiedy się skończą moje męczarnie, ale to wiem, że raczej umrę, niż się do niego skłonię. Obyś ty, piękna Elwiro, lepszego niż ja doznała losu!"

D. IGNEZ.

Wysokich cnót pełna ta dziewica.

D. ELWIRA.

Muszę odpisać tej zacnej przyjaciółce. Więc nadal, me poddawaj się książe płonnym trwogom. Uspokoiłam cię przecie tem pismem, i zupełnieśmy się porozumieli, lecz skoro mnie mocniej obrazisz....

D. GARCYASZ.

Jakże?... myslisz...

D. ELWIRA.

Wiem co myślę. Żegnam cię książe. Słuchaj mych

przestrog; i jeśli twoja dla mnie miłość lak jest wielką jak powiadasz, dawaj mi jej godne mnie dowody.

D. GARCYASZ.

Wierz, droga, że to jedynem jest mojem życzeniem, i że odtąd wolę stracić życie, niż cię obrazić.

Koniec Aktu pierwszego.

AKT DRUGI.

Scena I.

ELIZA D. LOPEZ.

ELIZA.

Nie dziwią mię mówiąc szczerze postępki księcia; bo, że miłość, aż do zazdrości swoje posuwa uniesienia, że ciągła wątpliwość zasmuca jej nadzieje, to bardzo naturalnie, ja się na to zgadzam: ale co mnie zastanawia, D. Lopezie, że ty mu sam, jak słyszałam, do ciągłych podejrzeń dostarczasz powodów, i że z twojej przyczyny jest niedowierzającym, złym, i zazdrosnym.

D. LOPEZ.

Niech świat jak chce sądzi o mem postępowaniu, każdy się prowadzi podług prawideł jaki mu cel jego wskazuje. Odrzucony od ciebie, staram się przypodobać mojemu książęciu.

ELIZA.

Strzeż się, abyś na tem źle nie wyszedł.

D. LOPEZ.

Ktoż widział, piękna Elizo, aby dworzanin przymilając się panom, własnych nie szukał korzyści, i smucił się, że jego mowy czynią ich niespokojnemi; jeżeli

przez to los mu złotym śmieje się uśmiechem? najkrótszą drogą staramy się pozyskać ich łaski, które pochlebiając, ich słabościom, najprędzej zaskarbić można, klaskać wszystkim ich czynnościom, nie obstawać zatem, co im się nie podoba, tak można od nich być lubionym. Rady pożyteczne czynią nas natrętami, i odbierają nam ich zaufanie, za które nam udaną płacą grzecznością. Słowem, w całym świecie sztuka dworzanina, dąży jedynie do tego, aby korzystać ze słabości panów, żywić ich błędy, i nie ganić nigdy lego co oni lubią i chwalą.

ELIZA.

Słuszne zdanie; ale są wypadki, że złych skutków obawiać się należy. Chociaż panów staracie się ułudzić, czasem jeden promyk światła otworzy im oczy, tak razem, za swe długie zaślepienie nad wami zemścić się mogą. Jednakże bardzo mi wolno odkrywasz swój sposób myślenia, o którym gdyby się książe dowiedział...

D. LOPEZ.

Chociażbym się z tych prawd które tu otwieram, wytłumaczyć zdołał, wiem że Eliza jest rostropną i tej rozmowy naszej rozgłaszać nie zechce. Czyliż ja jeden obrałem ten sposób życia? Czyliż nikt nie wie co są dworzanie? Można się słusznie lękać upadku, jeżeli się do swych zamiarów używa chytrości i zdrady, ale ja czego się mam obawiać? który tylko podsycam księcia podejrzliwość? dusza jego nią żyje, ja więc szukam tylko sposobów tłumaczenia jego niespokojności, i ze wszelkich stron uważam, czy nie znajdę powodu do tajemnej z nim rozmowy, i skoro nowiną jaką zadam śmier

telny cios jego odpoczynkowi, wtenczas on mnie kocha, z roskoszą połyka z ust moich trucizn?, i dzięki mi za nią składa jakoby za zwycięztwo, coby dni jego okryło szczęściem i sławą, ale widzę mego rywala, zostawiam was obojga, i chociaż nie mam nadziei twych względów, przykroby mi było, gdybyś go w mojej przytomności nademnie przekładać śmiała.

ELIZA.

Rozsądny kochanek tak postępować powinien.

Scena II.

ELIZA, D. ALWARES.

D. ALWARES.

Nakoniec doszła nas wiadomość, że Król Nawarry skłania się na żądania księcia, który nowemi wojsk posiłkami D. Elwirze przysługę uczynić zamyśla. Dziwno mi że z taką szybkością wojsko to nadciągnęło. ?. ale...

Scena III.

D. GARCYASZ, ELIZA, D. ALWARES.

D. GARCYASZ.

Czem księżniczka zajęta?

ELIZA.

Pisze listy; powiem jej że książe czekasz na nią.

D. GARCYASZ.

Dobrze. Czekam.

Scena IV.

D. GARCYASZ (sam).

Zdołamże znieść jej widok? ach! dreszcz mnie zimny przejmuje, a gniew połączony z bojaźnią wszystkie me członki śmiertelnem porywa drżeniem. Garcyaszu strzeż się jednak aby cię zbyteczne zaślepienie do jakiej nie zawiodło przepaści, słuchaj rad rozsądku, uważaj czy słuszne jest podejrzenie twoje! Odczytaj zwolna tę połowę listu, ach! czegożby serce moje, godne litości nie dało za drugą!

(czyta).

" Chociaż twój Rywal....

Powinieneś się go jednak mniej....

Przeszkodą największą twojej....

ty sam. Miło mi bardzo....

wyrwał mnie z rąk....

twoja miłość najsłodsze....

ale mi nienawiśna....

uwolnij więc zaklinam.

zasłuż na lube....

i nie chciej być nieszczę...

pragnie twego....

Tak jest; słowa te los mój wyjaśnieją. Serce jej jak ręka, pokazuje się tu widocznie. Znaczenie niedoskonałe tego pisma wszystkiego domyślać mi się każe.

Jednak muszę przed nią ukryć mój gniew, i zawstydzić ją własną jej sztuką.

Scena V.

D. ELWIRA, D. GARCYASZ.

D. ELWIRA.

Czekałeś na mnie książe?

GARCYASZ (na stronie).

Ach co to za obłuda... !

D. ELWIRA.

Donoszą nam, że twój ojciec potwierdza twe zamiary, książe, i tobie chce zostawić chwałę wrócenia nam dawnego stanu. Cieszy to mnie niezmiernie.

D. GARCYASZ.

I ja się równie cieszę; ale...

D. ELWIRA.

Najezdnik nie zdoła zapewne odeprzeć piorunów toczących się nad jego głową, i ja śmiem sobie pochlebiać, że to samo męztwo co mnie z jego barbarzyńskich wyrwało wściekłości, i w murach Astorgu bezpieczne dało mi schronienie, całego Leonu dokonywając podbicia, obali i zetrze tę hardą głowę.

D. GARGYASZ.

Za dni kilka ujrzemy skutek naszych usiłowań. Ale, dla Boga, przejdźmy do innej rozmowy. Mogęż cię pani prosić, abyś mi powiedziała, do kogo raczyłaś pisać od czasu kiedy cię losy tu sprowadziły?.

D. ELWIRA.

Do czegoż to pytanie? i co to ma znaczyć?

D. GARCYASZ.

Nie; to tylko czysta ciekawość.

D. ELWIRA.

Ciekawość rodzi się z zazdrości.

D. GARCYASZ.

Nie, wcale: twe pani rozkazy bronią mi tej choroby.

D. ELWIRA.

Nie wchodząc w powody tego pytania, pisałam dwa razy do Leona, do hrabianki, i dwa razy do Burgos do hrabiego Don Luiza?

D. GARCYASZ.

Nie pisałaś kiedy do jakiej innej osoby?

D. ELWIRA.

Nie; i ta mowa dziwić mnie zaczyna.

D. GARCYASZ.

Dla Boga! wyznaj mnie pani otwarcie, i przypomnij sobie, może nie pamiętasz...

D. ELWIRA.

Usta moje szczerą ci wyznają prawdę.

D. GARCYASZ.

W tej chwili, nie mówią mi prawdy.

D. ELWIRA.

Książe! coś wyrzekł?

D. GARCYASZ

Ha! com wyrzekł ?

D. ELWIRA. O nieba! zkąd len zapał? czyś rozum stracił?

D. GARGYASZ.

Straciłem go, straciłem, gdym w twoim widoku znalazł na me nieszczęście truciznę, co mnie zabija, i kiedym sądził, że znajdę cokolwiek szczerości w tych zdradzieckich powabach któremim został oczarowany.

D. ELWIRA.

O jaką zdradę chcesz mnie tu oskarżać?

D. GARCYASZ.

Ach, jak to podwójne serce posiada sztukę zmyślenia! lecz ja mu przetnę wszelkie do wykrętów drogi. Rzuć tu oczy, i poznaj własną rękę; nie widząc drugiej połowy, łatwo dochodzę, do kogo tak pochlebnych używasz wyrazów.

D. ELWIRA.

Toż ciebie droczy, książe?

D. GARCYASZ.

I nie rumieniszże się widząc to pismo?

D. ELWIRA.

Niewinność nie rumieni się nigdy.

D. GARCYASZ.

Prawda, że tu niewinność jest prześladowana. Chceszże się wyprzeć tego pisma, że bez twego podpisu?

D. ELWIRA.

Mogęż się go wyprzeć, kiedy w nim własną poznaję rękę ?

D. GARCYASZ.

Powiesz mi bez wątpienia, że to list do przyjaciółki

albo krewnej?

D. ELWIRA.

Nie; pisałam go do kochanka, więcej powiem do kochanka kochanego.

D. GARCYASZ.

I ja mogę wiarołomna.....?

D. ELWIRA.

Dość już, dość, niegodny, obraża mnie ten nierozmyślny zapęd. Chociaż serce moje, twoim się nie powoduje prawom, i od nikogo tylko od siebie zależy, na twe ukaranie muszę się oczyścić ze zbrodni, którą mi przypisuje płochy twój wymysł. Będziesz zaspokojony, spodziewaj się, niewinność moja całkiem się w twych oczach wyjaśni, i zostawszy potem sędzią swej sprawy, ty sam sobie własny ogłosisz wyrok.

D. GARCYASZ.

Tych słów ciemnych rozumieć nie mogę.

D. ELWIRA.

Zrozumiesz je wkrótce na swe nieszczęście. Elizo ! Elizo!

Scena VI.

D. ELWIRA, D. GARCYASZ, ELIZA.

D. ELWIRA (do Garcyasza).

Uważaj czy na oszukanie ciebie jakiej użyję sztuki, czy jednym rzutem oka albo skinieniem zadaną mi niegodziwość naprawiać będę.

(do Elizy).

Gdzieś podziała, mów prędko ten list, którym ci

powierzyła?

ELIZA.

Pani, ja jestem winną. Don Lopez, który często sobie pozwala odwiedzać mój pokój, pod moję niebytność wszedł przetrząsać różne rzeczy, i znalazł ten list. Skoro go zawinął, Eleonora nadeszła, i wyrwać mi go chciała. Tak się rozdarł na dwie połowy, i D. Lopez pomimo Eleonory usiłowań wziął tę którą miał w ręku, i uciekł.

D. ELWIRA.

Masz przy sobie drugą?

ELIZA.

Mam pani; oto jest.

D. ELWIRA.

Daj mi ją. (do Garcyasza) Teraz obaczemy czyja jest wina. Weź tę połowę i przyłóż do tamtej, czytaj ją głośno, niech ja usłyszę.

D. GARCYASZ (czyta)..

"Kochany książe D. Garcyaszu" Ach!... to...

D. ELWIRA.

Czytaj, czytaj. Niech cię nie miesza ten początek.

D. GARCYASZ (czyta). "Chociaż twój rywal nabawia cię trwogą, ' powinieneś się go jednak mniej niż siebie obawiać; przeszkodą "największą twojej miłości, jesteś ty sam. Miło mi bardzo żeś ty, a nie kto inny wyrwał mnie z rąk dum

najezdnika: twoja miłość najsłodsze ma dla mnie powaby, ale mi nienawisna twoja zazdrość. "Uwolnij więc zaklinam twoje serce od jej trucizny. Zasłuż na lube dla ciebie spojrzenie; i nie chciej być nieszczęśliwym, kiedy Elwira pragnie twego szczęścia...

D. ELWIRA.

Coż więc na to powiadasz?

D. GARCYASZ.

Ach! Pani, zdumiały i zawstydzony błagani twego przebaczenia. Obraziłem cie straszliwie, i tej obrazy żadna kara zgładzić nie zdoła.

D. ELWIRA.

Dość na tem! Wiedz, że odtąd książe zrywam z tobą wiecznie i że odwołuję wszystko, com wyraziła w tym do ciebie liście. Zegnam cię.

D. GARCYASZ.

Elwiro! dla Boga; gdzie, dokąd uciekasz?

ELWIRA.

Tam gdzie ciebie nie będzie, nienawisny zazdrośniku.

D. GARCYASZ.

Ach Pani, przebacz nieszczęśliwemu kochankowi, którego los nieprzyjazny względem ciebie występnym uczynił. Ale powiedz sama czy serca najczulej kochającego podobny nie zatrwoży wypadek ? czyby nie zadrżało widząc to nieszczęśliwe pismo, które na pierwszy rzut oka wszystkie jego niweczy nadzieje? powiedz, czyby każdy kochanek podobnemu błędowi w takim razie uwieść

się nie dał? Gdybym o Boże; nie wierzył tak jasnemu, jak mi się zdawało dowodowi....

D. ELWIRA.

Mogłeś nie wierzyć, a w ustach moich zupełne znalazłbyś przekonanie. Kochanek prawdziwy pokona całągo świata przeciw swej kochance dowody.

D. GARCYASZ.

Im mniej się zasługuje na szczęście, tym trudniej jest być spokojnym. Los chlubny ślizkim jest w naszych oczach, i do podejrzeń łatwą u nas rodzi skłonność. Ja zaś com na twą dobroć zasłużył tak mało, powątpiewałem o szczęściu moich nierozmyślności. Sądząc, że w tym kraju, mnie poddanym, dusza twa przymuszała się do jakich dla mnie grzeczności, i że ukrywając mi surowości swoje...

D. ELWIRA.

Co? jażbym być miała tak obłudną? jażbym się haniebnego chwytała zmyślania, zdradzała własne uczucia, i chcąc twoje książe, zaskarbić względy, pokrywą grzeczności zasłaniała moją dla ciebie wzgardę ? I mnie honor obchodziłby tak mało? Śmieszże otem pomyśleć, a tem bardziej to mi powiedzieć? książe, wiedz, że me serce upodlić się nie umie, że nic nie ma pod słońcem, coby je przymusić mogło, i że jeśli, mocno zbłądziwszy, okazało ci znaki dobroci, której nie byłeś godnym, pomimo twojej potęgi, nienawiść dla ciebie, na jakąś zasłużył, równie okazać zdoła, i gardząc twemi zapędy, dowiedzie, że spodlonem nigdy nie było i nie będzie.

GARCYASZ.

Wykroczyłem, wyznaję, i na swą obronę nic powiedzieć nie myślę; ale błagam cię o przebaczenie, zaklinam cię na te najżywsze płomienie, jakiemi kiedy duszę piękne oczy zapalić mogą. Jeśli mój występek żadnego nie godzien przebaczenia, jeżeli nie patrzysz na miłość, która jest jego przyczyną, ani na szczery żal serca mego, śmierć powinna wyrwać mnie męczarniom, których zmienić nie mogę. Ach! nie myśl, abym w gniewie twoim jedną mógł żyć godzinę. Długość już tej okropnej chwili serce me zabojczemi przywala zgryzoty, i tysiące żarłocznych sępów swemi szponami straszniejszychby mi bolów zadać nie mogły. Elwiro, wyrzecz słowo; jeżeli się przebaczenia spodziewać nie mam, miecz ten natychmiast pożądanym ciosem w oczach twoich przebije serce nieszczęsnego, to serce, to zdradzieckie serce, którego niegodziwość twe boskie powaby obrazić śmiała. Szczęśliwy, jeżeli śmierć moja zmaże w twym umyśle obraz mojej zbrodni, i ku pamiątce mojej żadnego w nim nie zostawi wstrętu! Tej tylko laski Elwiro, żądani od ciebie!

D. ELWIRA.

Ach okrutny!

D. GARCYASZ.

Mów, przemów jedno słowo.

D. ELWIRA.

Mamże jeszcze dla ciebie jakąś zachować dobroć kiedyś mię lak mocno obraził!

D. GARCYASZ.

Czyliż serce może obrazić, kiedy kocha? miłość uniewinnia postępki, których jest powodem.

D. ELWIRA.

Miłość nie nieuwinnia, podobnych zapędów.

D. GAKCYASZ.

Wniej się malują najczulsze jej płomienie; im jest

mocniejszą), tym.....

D. ELWIRA.

Nie, nie, przesłań: zasłużyłeś na mą nienawiść.

D. GARCYASZ.

Więc ty mnie nienawidzisz?

D. ELWIRA.

Chciałabym przynajmniej; ale boję się aby gniew mój na ciebie swej zemsty aż do nienawiści posunąć nie umiał.

D. GARCYASZ.

Nie przymuszaj się do lak okrutnej na mnie kary, ja śmierć moją ofiaruję dla pomszczenia ciebie. Daj wyrok... natychmiast będę mu posłusznym.

D. ELWIRA.

Kto nie zdoła kogo nienawidzieć, czyż może chcieć jego śmierci?\

D. GARCYASZ.

A ja żyć nie mogę, jeżeli twa dobroć nierozmyślnosci mojej wspaniałego nie oświadczy przebaczenia. Wybierz jedno z dwojga Elwiro, ukarać, albo przebaczyć.

D. ELWIRA.

Ach! nadtom ci dała do poznania co z tego dwojga

wybieram; skoro wyznaję że cię nie mogę nienawidzieć, czyliż ci temsamem nie przebaczam?

D. GARCYASZ.

O Boska Elwiro, pozwól niech twą rękę uajgorętszem.

D. ELWIRA.

Paść mnie, za tę słabość, gniewam się na ciebie?

D. GARCYASZ (sam).

Ach! jestem nakoniec......

Scena VII.

D. GARCYASZ, D. LOPEZ.

D. LOPEZ.

Książe, przynoszę ci tajemnicę, ktora twą miłość okrutnie zatrwożyć zdoła.

D. GARCYASZ.

W słodkiem uniesieniu co mnie zachwyca, nie mów mi o żadnej tajemnicy ani trwodze. Serce me i oczy tak mocne w tej chwili zwyciężyło przekonanie, że żadnych podejrzeń słuchać odtąd nie powinienem; anielska dobroć lubego przedmiotu zatyka me uszy na wszystkie czcze doniesienia. Nic mi nic mów.

D. LOPEZ

Jak ci się podoba panie. Dobro twoje zawsze starań moich jest celem. Sądziłem, że tajemnica, którąm ci chciał wyjawić zasługiwała abyś wiedział o niej, lecz

że mi każesz milczeć, donoszę ci tylko, że cały naród w Leonie, jest w poruszeniu na odgłos o wojskach Kastylijskich, i odgłos ten z trwogą już się obija o uszy tyrana.

D. GARCYASZ.

Nie sama Kastylia odniesie chwałę zwycięztwa, nasze wojska równie zdołają zatrwożyć zdrajcę Mauregata.

Ale jakążeś miał mi donieść tajemnicę?

D. LOPEZ.

Nic ci Panie powiedzieć nie mam.

D. GARCYASZ.

Mów, mów, pozwala ci serce moje.

D. LOPEZ.

Nie Panie; ponieważ ci się nie podobają me doniesienia, odląd będę umiał milczeć.

D. GARCYASZ.

Ale ja chcę wiedzieć koniecznie.

D. LOPEZ.

Na to nic odpowiedzieć nie mogę. Ale to miejsce zdradziłoby gorliwość moję. Wyjdźmy, gdzieindziej opowiem ci wszystko; sam Panie osądzisz, co o tej tajemnicy myśleć należy.

Koniec Aktu drugiego.

AKT TRZECI

Scena I.

D. ELWIRA, ELIZA.

D. ELWIRA

Co mówisz Elizo o słabości, jaką serce me okazało, co mówisz o moim gniewie, tak prędko zmiękczonym, i o tem przebaczeniu za tak okrutną obrazę?

ELIZA.

Przykro jest zapewne znosić obrazę od kochanego serca; lecz w tym razie przebacza się najprędzej, i kochany występnik, u nóg naszych tryumfuje ze wszystkich uniesień najmocniejszego gniewu, tem łatwiej, kiedy obraza pochodzi ze zbytku miłości. Nie dziwię się więc Pani, żeś tak prędko ochłonęła.

D. ELWIRA.

Ach! wiedz, że pomimo skłonność moję do niego, czoło me rumieniło się raz ostatni, i że jeśli odtąd jeszcze mnie pobudzi do gniewu, próżno będzie mnie błagał o przebaczenie. Dosyć jest mojej przysięgi; bo umysł cokolwiek mający dumy ze wstydem cofa swe postanowienie, i często z przykrą wewnętrzną walką czyni zamach przeciwko własnym ślubom, i wszystko po

świeca szlachetnej dumie dotrzymania słowa. Ja chociaż mu przebaczyłam, nie sądź że mu zawsze przebaczać będę, i jakikolwiek mi los gotują nieba, śluby nas wieczne nie połączą, jeśli swego umysłu zupełnie z tych czarnych nie uleczy podejrzeń i niemi serca mego znieważać nie będzie.

ELIZA.

Jakże nas znieważać może uniesienie zazdrośnika?

D. ELWIRA.

Ach! kiedy serce nasze samo siebie pokonywa, gdy mu przyjdzie wyznać że kocha, kiedy płci naszej skromność zawsze podobnym opiera się wyznaniom, kochanek, dla którego tę łamiemy zawadę, powinienże bezkarnie o naszej wątpić wyroczni? nie jestże występnym, kiedy nie wierzy temu, co mu wyznajemy z tak wielką trudnością.

ELIZA.

Zdaje się, że trochę wątpliwości w takiem zdarzeniu obrazić nas nie powinno, i że nie bezpiecznie jest aby kochanek nadto był upewnionym o naszej wzajemności.

D. ELWIRA.

Nie sprzeczajmy się oto. Każdy ma swe zdanie. Jakieś mam przeczucie że między nami znowu coś wybuchnie, i chociaż nie małe zdobią go cnoty... Leczcóż nieba! Don Sylwiusz książe Kaslylijski...

Scena II.

D. ELWIRA, D. ALFONS, (miany za D. Sylwiusza), ELIZA.

D. ELWIRA.

Książe, jaki cię los tu sprowadza?

D. ALFONS.

Zjawienie się tu moje, Pani, wiem że cię zadziwia. Nie spodziewałaś się, abym pokryjomu wszedł do tego miasta, do którego, z rozkazu rywala, przystęp lak jesl trudny. Lecz jeślim przełamał tę zawadę, to dla tego jedynie, abym cię mógł oglądać. Serce me czuło los okropny być oddalonym od ciebie, i udręczenia jego cudem mnie przywiodły do cieszenia się drogim dla niego widokiem. Składam dzięki niebu, że cię wyrwało z rąk nienawisnego tyrana; lecz to mi jest wiecznych męczarni powodem, że srogość losu wydarła mojemu ramieniowi chwałę tak świetnego czynu, i że mój rywal, cieszy się lak sławną dla ciebie przysługą. Wierz mi Pani, że do wyrwania cię z więzów, równie piękne jak on, miałem uczucia; i mogłem dla ciebie odnieść to zwycięztwo, gdyby mi niebo chwały nie pozazdrościło.

D. ELWIRY

Książe, wiem, że masz serce mężne, z którem największe niebezpieczeństwa pokonywać zdołasz, i nie wątpię, że ta wspaniała o mnie gorliwość twoja mogłaby dla mnie ten czyn wykonać; ale mimo to, Kastylji los mój jestem winna. Wiadomo co Król, twój ojciec u

czynił dla nas. Wspierając brata mego do ostatniej chwili życia, w swoim kraju dał mu schronienie. On tam, lat dwadzieścia przed wściekłością niecnego najezdnika ukrywa dni swoję; i ty, książe abyś mu wrócił koronę idziesz na czele wojska. Ta gorliwość, najczulszą przejmuje mnie wdzięcznością; ale chciałżebyś zupełnie podbić me losy? ach pozwól, niech w nieszczęściach moich winną także będę cokolwiek i drugiemu, i nie żal się że drugiego ramie nabyło sławy, której nieba pozazdrościły twojemu.

D. ALFONS.

Tak jest Pani, serce me żalić się nie powinno, bo nieszłusznie żalemy się na jedno nieszczęście, kiedy nas drugie większe udręcza. Ta rywala mojego dla ciebie przysługa, jest mi okrutną męczarnią, ale to mnie strasznym uderza ciosem, że tego rywala przekładasz nademnie. Tak, widzę, że jego pełne chwały płomienie, w twej duszy nad mojemi wielkie otrzymały zwycięztwo że ta zręczność usłużenia Pani wdziękom, i świetny czyn dla ciebie jego ramieniem spełniony, są skutkiem szczęścia, podobania się tobie; moje zatem usiłowania w twych oczach zostaną niczem. Przeciw dumnym tyranom prowadzę wojsko; drżąc tę świetną dla ciebie przysługę wykonywać idę, przekonany że twe śluby nie są i nie będą dla mnie, że najpomyśluiejsze działań moich wypadki, los Książęciu Nawarry przyśpieszą. Ach Pani! zacóż padam w przepaść, ze szczytu tak świetnych nadziei! mogęż wiedzieć, za jaką zbrodnię tak okropnym uderzasz mię ciosem?

D. ELWIRA.

Nie pytaj mnie książe; zważ wprzódy czego od moich uczuć domagać się możesz, i względem oziębłości która cię smuci, naucz mnie sam, com ci powinna odpowiedzieć. Sam osądź, czy niewierność sprawiedliwie może bye uwieńczoną. Czy możesz mi ofiararować serce innym poświęcone oczom, czy możesz się na mnie słusznie żalić, kiedy twe cnoty ud skazy występku ochronić pragnę. Tak jest, Panie! jest to występek; pierwsza miłość u dusz wysokich, tak święte ma prawa, że się raczej wielkości i życia samego wyrzec należy, niż ku innej chylić się skłonności. Ja mam dla ciebie Panie wszelki szacunek na jaki wielkie serce i umysł mężny zasłużyć mogą, ale nie wymagaj odemnie rzeczy przechodzących powinności moje, i utrzymaj zaszczyt pierwszego wyboru. Pomimo te nowe płomienie, patrz jakiej dla ciebie stałości dochowuje serce lubej hrabianki; jak dla niewdzięcznika (ponieważ nim jesteś) w swej miłości szlachetnie pogardziła blaskiem korony; patrz na ile dla ciebie narażała się niebezpieczeństw, i sercu jej oddaj coś winien.

D. ALFONS.

Ach! Pani, zalety hrabianki są nadto przytomne oczom niewdzięcznika; gdyby serce moje wynurzyło, co dla niej czuję, boję się, aby względem ciebie nie było niewinnem. Tak jest, serce moje śmie jej żałować, i nie idzie bez trudności za mocnym pociągiem płomieni, które je dziś pożerają, które mi żadnej nie dają swobody abym sobie pierwszą przypomniał miłość, abym

dla niej kilka poświęcił westchnień, i wyrzucał twym boskim ponętom przyczynę niewierności mojej dla hrabianki. Ach! usiłowałem zniszczyć twoje nad sobą panowanie i zwrócić to serce w lube jarzmo pierwszego zwyciężcy. Lecz próżne usiłowania; stałość moja nie miała sił dostatecznych, i choćby losy moje były wiecznie nieszczęśliwe, nie zdołam się Pani oderwać od ciebie, nie zdołam znieść okropnej myśli że cię kto inny posiędzie; i to słońce które mi dzisiaj twe boskie pokazuje wdzięki, przed twoim małżeństwem grób mój oświeca. Wiem że zdradzam lubą hrabiankę— ale czyliż winno moje serce, że twej piękności postrzały niezgojoną mu zadają ranę? Ach, mnie więcej niż jej, żałować należy: jej serce, tracąc mnie, traci niewiernego; ale ja nieszczęściem niewymównem, tracę drogą osobę, której nic w mem sercu zastąpić nie zdoła.

D. ELWIRA.

Serce jest w naszej mocy: które gdy jaką okaże słabość, rozum ją powściągnąć zdoła.

Scena III.

D ELWIRA, D. GARCYASZ, D. ALFONS (miany za D. Sylwiusza), ELIZA.

D. GARCYASZ.

Przybycie moje miesza jak sądzę, waszą rozmowę; nie spodziewałem się Pani, wyznaję, widzieć cię w tak pięknem towarzystwie

D. ELWIRA.

I jam się nigdy nie spodziewała, widzieć tu Księcia Kastylji.

D. GARCYASZ. (do D. Alfonsa).

Ale Książe przynajmniej powinieneś był nam zrobić zaszczyt i uprzedzić umysły naszę, o tak rzadkiem szczęściu , abyśmy byli w stanie twej osobie oddać, cośmy

winni.

D. ALFONS.

Zatrudnienia bohaterskie tyle cię zajmują Książe, żem ci ich tak marną rzeczą przerywać nie śmiał; a wysokie myśli wielkich zwycięzców , nie łatwo się zniżają do oświadczeń grzeczności.

D. GARCYASZ.

Ale wielcy zwycięzcy, nie tajemnice, ale świadków lubią; zrodzeni, wychowani dla sławy, w każdym kroku postępują z wyniesionem czołem, i na świetnych honoru wspierając się uczuciach, do skrytości zniżać się nie lubią. Nie wystawiaszże na złe wieści swych cnót bohaterskich tajemnem w te miejsca wnijściem? i nie lękasz się, aby ten postępek w oczach wszystkich niegodnym ciebie nie został?

D. ALFONS.

Nie wiem, czy kto znając powód mojego tu przybycia, zgani ten postępek; lecz wiem, że względem zamiarów głośnych, nie szukałem nigdy skrytości. Ale innemu czasowi zostawmy nasze zwady, i wstrzymując zapał krwi gorącej, pomnijmy Książe, przed kim mówiemy.

D. ELWIRA (do D Garcyasza).

Niesłusznie się Książe unosisz. Jego tu przybycie nic nie ma....

D. GARCYASZ.

Jeszcze za uim chcesz obstawać Pani ? umysł twój lepiej trochę zmyślać powinien. Ten do bronienia go zapał tak szybki, źle mię przekonywa, żeś o przybyciu jego nie była uprzedzoną.

D. ELWIRA.

O co chcesz mnie Książe posądzaj; to mnie obchodzi tak mało, że się przed tobą tłumaczyć nawet nie myślę.

D. GARCYASZ.

Posuwaj więc do ostatka tę bohaterską pychę, niech twe serce bez wahania całkiem się tu odkryje. Wyrzecz, wyrzecz słowo, pokonaj wszelki przymus, powiedz , że cię ujęły jego płomienie, że dla ciebie ,tak jest miłą jego obecność....

D. ELWIRA.

A gdybym go nawet kochała, czy mi Książe zabronić możesz? czy masz nad mojem sercem jaką władzę?' czy w jego uczuciach mam do twoich stosować się rozkazów ? Wiedz, że cię nadto zaślepiła duma, jeśliś sobie nademną jakieś uroił panowanie, i że dusza moja nie jest tak płaska, aby obłudnie swe uczucia ukrywać miała. Nie powiem ci, czy Książe ten jest kochany; ale dowiesz się, że go mocno poważam, że jego wysokie cnoty zasługują na moje uwielbienie, że gorliwość jego o moje losy, zapewnia mu całą z mej

strony wdzięczność, jaką tylko dusza przejętą być może, i że, jeśli przeciwna losów potęga nie pozwoli mi zostać jego nagrodą, przynajmniej odemnie zależy zapewnić go, że nie będę łupem twych dzikich płomieni. Dotrzymam słowa, serce moje odkryło ci prawdziwe swe uczucia jakeś żądał, czy jesteś zaspokojony? wyrzecz; może ci jeszcze co powiedzieć trzeba?

(do D. Alfonsa).

Książe, jeśli mnie ująć pragniesz, pomnij, że twe ramie jest mi potrzebnem, i że pomimo zapęd tego zapaleńca , na wytępienie tyranów naszych wszelkich dołożyć powinno usiłowań. Ja cię o to proszę.

Scena IV.

D. GARCYASZ, D. ALFONS (miany za Sylwiusza).

D. GARCYASZ.

Wszystko ci się śmieje, i dusza twoja cieszy się pysznie z mego zawstydzenia. Miło ci z ust lubych słyszeć twe zwycięztwo nad płomieniami rywala, i to cię niewymowną napawa radością , żeś miał za świadków szczęścia swego oczy tegoż rywala; moje więc nadzieje i śluby głośno tak skarcone, twemu tryumfowi nowej przydają chwały. Rozpływaj się w zdrojach tego szczęścia, ale wiedz, że go spokojnie używać nie będziesz, i że wściekłość moja i rozpacz, dalej niż myślisz, słusznie posunąć się mogą. Jeżeli wiarołomna, pochlebiając twej miłości, postanowiła nigdy nie być moją, ja

w mym słusznym gniewie znajdę sposoby przeszkodzenia, że twoją nie będzie.

D. ALFONS.

Twoje wszystkie sposoby mało mnie obchodzą, obaczymy czyje nakoniec próżne będą usiłowania. Obaśmy zdolni męztwem bronić chwały, albo zemścić się nieszczęścia. Lecz że między rywalami dusza najumiarkowańsza do słów przykrych łatwo jest skłonna , i ja nie życzę, aby podobna rozmowa zanadto umysły nasze zapalić mogła, uwolnij mnie Książe od tej przykrości, i wyjść mi pozwól z tych murów.

D. GARCYASZ.

Nie, Książe, nie lękaj się żadnego gwałtu, bo moja wściekłość, która mnie udręcza, a tobie pochlebia, wiem kiedy wybuchnąć może. Ale bramy są dla ciebie otworem, tak jest, wyjdź, chlubny grzecznościami, które ztąd unosisz; ale wiedz jeszcze, że głowa moja w twym ręku, może cię zupełnym uczynić zwycięzcą.

D. ALFONS.

Jeżeli przyjdziemy do tej ostateczności, los orężem rozstrzygnie nasze zwady.

Koniec Aktu trzeciego.

AKT CZWARTY.

Scena I.

D.ELWIRA, D. ALWARES.

D. ELWIRA.

Wróć D. Alwaresie, i nie miej nadziei abym zapomniała lej obrazy. W sercu mojem nie uleczy się tak okropna rana. Żal jego, który cię tu sprowadza, napróżno żąda przebaczenia.

D. ALWARES.

Pani, nigdy serce żywszemi udręczeniami nie zmazało swego występku; gdybyś widziała jego boleść, przebaczyłabyś mu zapewne. Żywość jego wieku chwyta się pierwszych poruszeń duszy, i wrząca krew odrzuca wszelkie uwagi. D. Lopez jest przyczyną błędu swego Pana, który dał się uwieść kłamliwym jego doniesieniom, i cały w trwodze o swoję miłość, lak cię Pani tem podejrzeniem zasmucił. Lecz już wyszedł z błędu, i o niewinności twojej zupełnie przekonany został. Na dowód, jak mu żal szczerze tej wrzawy jaką uczynił, D. Lopeza sprawiedliwie na wygnanie skazał.

D. ELWIRA.

Ach! za nadto prędko uznaje mą niewinność, nie

mając zupełnego o niej przekonania. Powiedz mu, powiedz niech ją lepiej wybada, niech się nie śpieszy w sądzeniu, aby się nie omylił.

D. ALWARES.

Lecz on jest przekonany Pani....

D. ELWIRA.

Skończmy tę rozmowę D. Alwaresie, ktora mnie morduje, 'i w mem sercu obudzą smutek powiększający srogie me udręczenia. Zabija mnie nieszczęście nowe, niespodziane; wieść o śmierci czcigodnej hrabianki przytłumia we mnie wszelkie inne smutki.

D. ALWARES.

Może to Pani mylna jest wiadomość, lecz mój powrót okrutną księciu zaniesie.....

D. ELWIRA.

Zawsze on mniejszych dozna smutków niżeli zasłużył.

Scena II.

D. ELWIRA, ELIZA.

ELIZA.

Czekałam aby wyszedł, mam ci Pani powiedzieć, że w tej chwili dowiesz się dokładniej o losie D. Ignezy. Pewny tu nieznajomy w tym względzie przez jednego ze swoich żąda widzenia ciebie.

D. ELWIRA.

Niech przyjdzie, niech przyjdzie Elizo.

ELIZA.

Lecz on Pani, chce być jedynie od ciebie widzianym, i lęka się świadków swojej z tobą rozmowy.

D. ELWIRA.

Dobrze, dobrze, będziemy sami, proś go tu czem prędzej. Jakżem niecierpliwa! O nieba, czy on radość, albo smutek przynosi?

Scena III

ELIZA, D. PEDRO.

D. PEDRO.

Pani, czekam na odpowiedź.

ELIZA.

Gdzież jest pan twój!

D.PEDRO.

Tu blizko. Mogęż go wprowadzić?

ELIZA.

Niech wnijdzie. Księżniczka czeka go niecierpliwie sama w swym pokoju. (sama) Nie pojmuję tej tajemnicy, ten gość tak jest ostrożnym... ale otoż i on.

Scena IV.

D. IGNEZ, (przebrana po męzku) ELIZA.

ELIZA.

Panie, księżniczka żąda cię sama.... Ale cóż widzę? czy się me oczy nie mylą... Pani w tem miejscu....?

D. IGNEZ.

Nie wydawaj mnie tu Elizo; śmierć moja udana zakryła mnie przed dumnemi tyranami, i wyrwała okropnym ślubom, któreby mi śmierci prawdziwej przyczyną się stały. Pod tym ubiorem tajemnica losu mego wszystkim ukrytą być powinna, w nim unikam niesłusznych prześladowań, któreby mnie aż tu ścigać mogły.

D. ELIZA.

Zadziwienie moje, przy świadkach, zdradziłoby twe chęci Pani. Ale wejdź do księżniczki, pociesz jej serce swym widokiem. Zastaniesz ją samą.

Scena V.

D. ALWARES. ELIZA.

ELIZA.

D. Alwares powraca?

D. ALWARES.

Książe mnie znowu tu przysyła, i każe mi cię prosić abyś się wstawiła za nim. Elizo, on żyć nie może, jeżeli przez ciebie nie otrzyma chwili posłuchania. Ale i on sam śpieszy za mną.

Scena VI.

D. GARCYASZ , D. ALWARES, ELIZA.

D. GARCYASZ.

Ach ! ulituj się Elizo , nad moą niedolą, nad sercem , które najokrutniejsze pożerają bole.

ELIZA.

Książe, umiem czuć twe udręczenia, i chociaż Pani moja twą zazdrość dziką nazywa poczwarą, ja, łagodniejsza, chciałabym ukryć przed jej okiem wszelkie do jej obrazy powody.

D. GARCYASZ.

Dzięki ci dobra Elizo; ale me nieludzkie losy, pomimo wszelką ostróżność moją, zawsze mi nastawiają sidła, od których serce me obronić się nie może. Dziś widziałem z nią rywala, widziałem, jak mu swej czułości dawała dowody, i mój zapęd tak mnie zaślepił, żem sądził jakoby ona sama sprowadziła go tu pokryjomu, w tej chwili, gdym się przekonał inaczej. Elizo, daj mi sposobność, abym otrzymał jej przebaczenie.

ELIZA.

Zatrzymaj się Książe chwilę, i pozwól jej trochę ochlonąć z gniewu.

D. GARCYASZ.

Ach ! jeśli się litujesz nademną , zrób abym ją obaczył: nie wyjdę, aź gniew jej rozbroję.

ELIZA.

Więc pójdę i uprzedzę ją, że Książe tu jesteś.

D. GARCYASZ.

Powiedz jej, żem na zawsze od siebie wypędził niegodziwca, którego doniesienia tyle razy przyczyną były moich nierozmyślnych względem niej podejrzeń: że Don Lopez....

Scena VII.

D. GARCYASZ, D. ALWARES.

D. GARCYASZ (patrząc przez drzwi, które Eliza zostawiła otwarte).

Cóż widzę! o sprawiedliwe Nieba! mogęż wierzyć mym oczom? zginąłem! to jest domiar mych śmiertelnych udręczeń, to jest cios okrutny, który mnie uderza! Kiedym się podejrzeniami czuł być miotanym, Nieba, Nieba głuchą groźbą przepowiadały sercu mojemu to okropne nieszczęście.

D. ALWARES.

Cożeś ujrzał, Panie? jakieś gwałtowne poruszenie...

D. GARCYASZ.

Widziałem, widziałem, o Nieba! czego dusza moja pojąć nie zdoła! wstrząśnienie całej natury tyleby zmysłów moich uderzyć nie mogło! Już po mnie! Los mój.... nie mogę mówić....

D. ALWARES.

Panie, uspokój się....

D. GARCYASZ.

Muszę umrzeć, D. Alwaresie, to rzecz niezawodna!

D. ALWARES.

Ale cóżby tak mogło....?

D. GARCYASZ.

Już po mnie, jestem zdradzony, zginiony, zamordowany! Mężczyzna, mężczyzna! w objęciu wiarołomnej Elwiry.

D. ALWARES.

Panie, księżniczka tak surowo w cnotach wychowana....

D. GARCYASZ.

Nie przekonasz mnie bom widział, napróżno ją bronisz, kiedy me oczy świadkami są tak czarnego postępku.

D. ALWARES.

Namiętności ułudzać nas mogą; sądzimy w nich zanurzeni, że....

D. GARCYASZ.

Daj pokój Alwaresie; w tem zdarzeniu natrętnem jest mi doradzca. Ale muszę z nią oko w oko.... Otoż i ona: gniew i zemsta wrą w żyłach moich.

Scena VIII.

D. ELWIRA, D. GARCYASZ, D. ALWARES.

D. ELWIRA.

No, czegoż jeszcze żądasz Książe? Śmieszże sądzić, że ci ten postępek przebaczę? Śmiesz mi się pokazywać? Cóż jeszcze z twoich ust usłyszę?

D. GARCYASZ.

Że nic nie ma równego twym niegodziwościom, że losy, szatany i Nieba zagniewane, nic nie wydały złośliwszego nad ciebie.

D. ELWIRA.

Prawdziwie nie spodziewałam się, abyś do mnie tak miłym przemawiał językiem.

D. GARCYASZ.

Tak jest, miłym, miłym: i nie spodziewałaś się, abym zdrajcę w twojem obaczył objęciu, zdrajcę, którego okropny przypadek pokazał mym oczom przez drzwi wpół otwarte. Czy to jest ów szczęśliwy kochanek, albo inny jakiś rywal nieznany mi jeszcze? O Nieba! dajcie mi sił dostatecznych do zniesienia tak okrutnych boleści! Teraz, teraz, wstydź się; zdarta maska obłudy twojej. Ach! to mi przepowiadały poruszenia mej duszy, nie próżno się moje trwożyły płomienie, ciągiem podejrzeń nienawisnych tobie, szukałem nieszczęścia, którem spotkał w tej okropnej chwili, i pomimo twe zabiegi i zręczności w udawaniu, coś mi szeptało o zdradzie. Ale nie sądź, Elwiro, abym bez pomsty zniósł tak wielką zniewagę. Wiem, że nad sercem nikt mocy nie ma, że miłość chce się rodzić wolną, i że gwałtem duszę zająć nie można; tak. nie miałbym do żalenia się powodu, gdyby mi się twe usta szczerze i otwarcie tłumaczyły, i serce me za ich wyrokiem wszelkich wyrzekłszy się nadziei, oskarżałoby tylko same losy. Ale udaną wzajemnością głaskać miłość moją, to zdrada ! to wiarołomność ! dla której kar odpowiednych znaleźć nie można. Nie, nie ! teraz się niczego nie spodziewaj, wściekłość mną włada sama, ze wszech stron zdradzony, do tak smutnego przywiedziony stanu, sprawiedliwą oddycham zemstą, wszystko, i siebie samego ostatniej poświęcam rozpaczy.

D. ELWIRA.

Czy dość spokojnie słuchałam cię Książe? wolnoż mi mówić nawzajem?

D. GARCYASZ.

I cóż mi tu jeszcze obłuda twoja....

D. ELWIRA.

Jeżeli jeszcze masz co powiedzieć, gotowam słuchać, albo mi łaskawego chwil kilku użycz posłuchania.

D. GARCYASZ.

Dobrze, dobrze, mów. O Nieba! jakaż cierpliwość!..

D. ELWIRA.

Dość już; ja bez żadnego gniewu odpowiem na twą mowę pełną wściekłości.

D. GARCYASZ.

Może sądzisz jeszcze.... ?

D. ELWIRA.

Słuchałam cię, ile ci się podobało, teraz mnie posłuchaj wzajemnie. Nie pojmuję swych losów co mi dały kochanka, który wszelkich przykłada starań, aby mnie prześladował, który w całej swej dla mnie miłości, żadnego mi nie okazuje szacunku, ani najmniejszego dla mej krwi poważania, który postępków moich niewinność krzywdzącemi czerni podejrzeniami, (D. Garcyasz okazuje niecierpliwą chęć mówienia) Ach! nie przerywajże mi, Książe. Losy me, powiadam, tak są nieszczęśliwe, że serce, które mówi że mnie kocha, które, gdyby świat cały wątpił, samoby go o mojem przekonało uszczęśliwieniu, to serce największym jest moim nieprzyjacielem. Zazdrość jego żadnej nie opuści do posądzania mnie sposobności; lecz to jeszcze mało; wpada w zapał szaleństwa, czego znieść nie może miłość. Kochanek, bardziej niż śmierci, lęka się obrazy

kochanej osoby, żali się spokojnie, i ze słodyczą chce swoje wyjaśnić powątpiewania, ten zaś w swych podejrzeniach do nierozmyślnych przechodzi ostateczności, i z ust jego same się odzywają wściekłości i pogróżki. Jednak dziś zamknę oczy na wszystko, coby mi go nienawisnym uczynić powinno, i dobrocią samą, chcę rozpędzić jego czarne myśli. Przypadek pokazał twym oczom osobę, która jest powodem twoich przeciwko mnie zapędów, ja się bronić nie myślę, bo ten widok mocno powinien cię był uderzyć.

D. GARCYASZ.

I nie jestże to....

D. ELWIRA.

Chwila cierpliwości, a dowiesz się o moich myślach. Książe, nad wielką w tej chwili stoisz przepaścią, a postanowienie serca twego albo cię ocali, albo w nią wtrąci. Jeżeli, chociażeś postrzegł tę osobę, oddasz mi Książe, coś mi oddać powinien; jeżeli dla wyjaśnienia twego błędu moim tylko zawierzysz ustom; jeżeli ochłonąwszy z gniewu, na me słowo uznasz niewinność moję, i odrzucając swe podejrzenia, polegniesz na szczerem serca mojego wyznaniu, to zaufanie, ten dowód szacunku, zmaże w tem sercu wszystko, co je słusznym ku tobie zapala gniewem; odwołam, com w jego zapędzie urażona, przeciw tobie wyrzekła, i jeśli kiedy bez poniżenia stanu mego, będę mogła wybierać, uspokojona twem upamiętaniem się, serce me i rękę twojej przyrzeknę miłości. Ale pomnij na te słowa Książe, jeśli cię tak mało obchodzę, że mi swych zazdro

śnych podejrzeń całkowitej odmówisz ofiary; jeżeli nie poprzestaniesz na szczerem serca mego i honoru zapewnieniu, jeżeli twój zapęd zmusi mą niewinność, do przekonania cię w uporze, i dania głośnego świadectwa o cnocie, którą znieważasz, gotowa jestem wytłumaczyć się przed tobą, ale będziesz musiał opuścić mnie na

zawsze, wyrzec się mnie zupełnie; i ja biorę za świadki Nieba, że jakikolwiek mnie los czeka, śmierć raczej obiorę niż ciebie. Wybieraj z tego dwojga.

D. GARCYASZ.

O, Nieba! widziałże kto wymysł tak chytry i niegodziwy? wszelka złość piekieł czyż wyrówna czarności lej zdrady; i czy okrutniejszym sposobem serce mordować zdoła? Ach! jakże ty niewdzięczna, przeciw mnie samemu umiesz mojej używać słabości! Kiedy napadnięta, i niczem się uniewinnić nie mogąc, uciekasz się do wybiegu, którym ofiarujesz mi przebaczenie; twój zgrabny pomysł, usiłuje wstrzymać wybuch mego gniewu i związać mi ręce, dowcipnem podaniem mi do wyboru dwóch ostateczności; pragnie zdrajcę uchylić przed ciosem, który mu zagraża, ale sama się złowisz w zastawione mi sidła; ciekawy jestem, jak się bronić będziesz, i jakim cudem, oskarżając mój zapęd, usprawiedliwisz okropnosć tego, com na własne oczy widział.

D. ELWIRA.

Lecz pomnij, że potem wszelkich praw do serca Elwiry wyrzec się musisz.

D. GARCYASZ.

Zgoda, przystaję na wszystko! jak i w tej chwili wyrzekam się serca twego.

D. ELWIRA.

Będziesz żałować Książe.

D. GARCYASZ.

Nie, nie, próżno mnie zabawiasz, ja raczej powinienem cię ostrzedz, że kto inny wkrótce żałować będzie. Zdrajca, czemkolwiek on jest, nie uniesie swego życia przed wściekłością mego ramienia.

D. ELWIRA.

Ach ! nadto już cierpię zniewagę; serce me rozgniewane płochej dobroci mieć już więcej nie powinno. Zostawmy niewdzięcznika jego dziwactwu, i kiedy chce ginąć, niech ginie. Elizo!... (do D. Garcyasza) Przymuszasz mię do lego kroku, ale ja ci pokażę, że mnie

zanadto obrażasz.

Scena IX.

D. ELWIRA, D. GARCYASZ, ELIZA, D. ALVARES.

D. ELWIRA (do Elizy).

Proś tu gościa mojego.

D. GARCYASZ.

I jaż mogę.... ?

D. ELWIRA.

Czekaj; będziesz wkrótce zaspokojony.

ELIZA (na stronie, odchodząc).

Zapewne ten zazdrośnik coś nowego spłatał.

D. ELWIRA.

Pamiętajże, aby gniew twój szlachetny, aż do końca tęż samą zachował dumę, i pomyśl odtąd, co ciebie wyświecenie tych podejrzeń kosztować będzie.

Scena X.

D. ELWIRA, D. GARCYASZ, D. IGNEZ (przebrana po męzku), ELIZA, D. ALWARES.

ELWIRA (do D. Garcyaszn pokazując mu Ignez).

Ta osoba zrodziła w tobie to o mnie podejrzenie; przypatrz się tej twarzy, czy w niej D. Ignezy nie poznajesz?

D. GARCYASZ

O Nieba!

D. ELWIRA.

Jeżeli ślepa zapamiętałość tak dalece przejęła twą duszę, że tej osoby nie poznasz, inne oczy niewątpliwie o niej cię przekonać mogą. Jej śmierć jest wymysłem, którego użyła, dla wyrwania się przemocy, i pod tą suknią ukrywszy swe losy, w tych murach schronienia szukać przyszła, (do D. Ignez) Przebacz przyjaciołko, jeżelim twą zdradziła tajemnicę; na jego prześladowania ciągle wystawioną jestem, wszystkie me czynności nie są wolne, i mój honor wyrzutami jego krzywdzony, w każdej chwili przed nim tłumaczyć sio musi. Nasze słodkie uściskania postrzegł ten zazdrośnik, i ztąd tysiące na mnie ciskał niegodziwości, i w szalonym zapędzie skromności mojej szanować nie chciał, (do D. Garcyasza) Wytłumaczyłam ci się Książe, poznałeś mą niewinność, jakeś żądał; ale wiedz, że wiecznie chować będę pamięć tej krwawej honoru mego zniewagi: i jeżeli kiedy zapomnę przysięgi, niech na mnie największe z Nieba spadną kary; niech mściwy piorun zetrze mą głowę, skoro się skłonię do przyjęcia twoich ślubów.

Wyjdźmy ztąd przyjaciółko, wyjdźmy, unikajmy wzroku tej wściekłej poczwary, unikajmy jej zatrutego jadu i szaleństwa, i błagajmy Nieba, aby nas czem prędzej z miejsc tych uwolnić raczyło.

Scena XL

D. GARCYASZ, D. ALWARES.

D. GARCYASZ.

Co za smutne prawdy! jakąż okropnością przejmują me zmysły, i tysiąc mi zabijających dają udręczeń! Ach! Alwaresie, widzę żeś mnie słusznie od lej niegodnej odwracał gwałtowności; ale piekła wlały w me serce tę truciznę zabójczą, i mnie samego moim uczyniły nieprzyjacielem. Nacóż mi się przyda najżywszą kochać miłością, jaką tylko uczuć może dusza, jeżeli taż miłość przez swe szalone uniesienia w każdej chwili godną jest nienawiści ? Muszę, muszę zasłużoną śmiercią pomścić się jej boskich powabów obrazy, muszę umrzeć! Alwaresie, daj mi radę, jeżelim stracił nadzieję, jeżelim stracił przedmiot, dla którego jedynie żyłem, nic mnie do tego życia przywiązywać nie może.

D. ALWARES.

Jakże Panie....

D. GARCYASZ.

Nie, Alwaresie, potrzebną tu jest śmierć moja; nic mnie od niej oderwać nie zdoła, ale umierając, tej lubej Księżniczce świetną uczynić muszę przysługę, szu

kać w tej sprawie chwalebnych do wyjścia z życia sposobów, dokazać, aby ostatnie me tchnienie ściągnęło litość jej anielskiej duszy, aby widząc się zemszczoną, powiedzieć mogła: "On mnie obraził przez zbytek miłości. " Muszę tem ramieniem przeszyć serce zdrajcy Mauregata, muszę piękną odwagą uprzedzić ten cios, którym mu powstająca grozi Kastylja, a będę miał przynajmniej roskosz, albo zginąć, albo wydrzeć tę chwałę nadziejom rywala.

D. ALWARES.

Przysługa Panie tak ważna, mogłaby zapewne zgładzić twą względem Księżniczki obrazę, ale się wystawiać....

D. GARCYASZ.

Spieszmy, spieszmy, obowiązkiem jest wszystkich, co mnie otaczają, służyć tej ostatniej mojej rozpaczy!

Koniec Aktu czwartego

AKT PIĄTY

Scena I.

D. ALWARES, ELIZA.

D. ALWARES.

Nigdy go podobne nie ogarnęło zadumanie. Skoro powziąwszy ten wysoki zamiar, i poprzysiągłszy śmierć Mauregata, do tego celu zwrócił pęd całej swej rozpaczy; i tym czynem szukając Księżniczki przebaczenia, przeszkodzić zamyślał, aby rywal jego nie dzielił z nim chwały, już wychodził z tych murów; gdy wieść nadto prawdziwa smutną mu przyniosła wiadomość, że tenże rywal, któremu chciał wyrwać zaszczyt, jakiego sam dostąpić pragnął, uprzedził go pokonaniem i zabiciem zdrajcy najezdnika; i że D. Alfons lak pomyślnym ucieszony wypadkiem, sam tu nadciąga i siostrę swą Księżniczkę, jak głoszą, w nagrodę ofiaruje wybawcy, którego ramie do należnego tronu otworzyło mu drogę.

ELIZA.

Tak jest, doszły te wieści do uszu Elwiry, sędziwy D. Luis przekonał ją o ich prawdzie, donosząc jej, że Leon czeka na jej szczęśliwe i D. Alfonsa przybycie, i że z rąk brała otrzyma godnego siebie małżonka. Po

tem doniesieniu sądzić można, że Księżniczka D. Sylwiusza ręki swojej zaszczyci ofiarą.

D. ALWARES.

Cios ten dla serca Księcia...

ELIZA.

Nadto jest zapewne okrutnym; żałuję go szczerze. Jednak jeśli umiem sądzić, los jego jeszcze obchodzi serce, które obraził; nie widziałam, aby Księżniczka z odebrania tak pomyślnych wieści, o zwycięztwie, o blizkiem przybyciu brata i otrzymaniu z rąk jego małżonka, nadto okazała radości. Ale..

Scena II.

D. ELWIRA, D. IGNEZ (w męzkim ubiorze), ELIZA, D. ALWARES.

D. ELWIRA.

Proś tu Księcia, D. Alwaresie.

(D. Alwares wychodzi).

Pozwól, abym w twej przytomności pomówiła z nim o tym wypadku, co mnie zdumiewa, i nie miej mi za złe, jeżeli gniew moj ku niemu tak prędko ustaje. Poruszyło mnie jego nieszczęście, które go dosyć ukarało za obrazę moję. Głośny honoru mojego wyrok oderwał mnie był od niego na zawsze; lecz gdy go uskuteczniły losy, i rywal otrzymał chwałę, do której on wzdycha, niszczę słuszny mój gniew, i czułość mu wracam. Tak jest, serce me dosyć zemszczone, nieszczęśliwego ko

chanka pocieszyć jest moim obowiązkiem, jego płomienie i zgryzoty, zasłużyły na mą litość.

D. IGNEZ.

Nie można ganić tkliwych uczuć, które miłość jego wlewa w serce twoję. Oto nadchodzi. Bladość jego lica dosyć powiada, jak mocne czuje boleści.

Scena III.

D. GARCYASZ, U. ELWIRA, D. IGNEZ (w męzkim ubiorze), ELIZA.

D. GARCYASZ.

Jakiemże czołem przed tobą śmiem się pokazać Pani? czyliż ci mój nienawistny widok....

D. ELWIRA.

Nie mówmy o tem Książe. Los twój mnie poruszył, i smutny stan twej duszy, rozbroił całą zapalczywość moję. Wierz mi, że chociażeś na nią zasłużył, chociażeś czarnemi podejrzeniami niegodnie mój obraził honor, żal mi twych cierpień tak dalece, że z niejakąś boleścią patrzę na pomyślność naszą, której zapłatą ma być ręka moja, i chciałabym, jeśli można, odkupić te chwile, w których los przeciw tobie same tylko moje uzbrajał przysięgi. Ale wiadomo ci Książe, jak losy nasze z losami narodu są spojone, i że wyroki Nieba w zbliżającym się tu bracie moim Króla mego pokazać mi mają. Ustąp Książe, jak ja, gwałtowi, któremu nas poddaje polityka, i przeciw niemu nie używaj po

tęgi, jaką ci w tych miejscacb nadała waleczność twoja. Niegodnemby było umysłu twego usiłowanie walczenia w tych nieszczęściach z przeciwnemi tobie losami; kiedy się oprzeć nie można ich pociskom, poddanie się im, wielkości odwagi jest cechą. Nie zwlekaj więc, i otwórz bramy Astorgu bratu mojemu, pozwól mu wejść w prawa, jakie nademną mieć powinien, a ten hołd smutny, który serce moje oddać mu przymuszone będzie, nie posunie się może tak daleko, jak sobie rozumiesz.

D. GARCYASZ.

Nadto mi Pani okazujesz dobroci, chcąc mi osłodzić nieszczęście, które mnie czeka; możesz mnie uderzyć strasznym gniewu swego piorunem, i koniecznością obowiązków swoich: zniosę cios ten bez szemrania, bom obrazą ciebie zasłużył na wszelką natarczywość losów. Czemże zuchwałość mych zapędów przed tobą usprawiedliwić zdołam? Miłość moja tysiąc razy siała ci się nienawisną, tysiąc razy znieważyła ciebie; i kiedy me ramie powinnem poświęceniem się, przysługę świetnej krwi twojej uczynić pragnie, losy przeciwne, dłoni rywala wydrzeć mi dają tę chwałę. Nic więc odtąd żądać nie śmiem, ani cię błagać o przyjazne dla mnie słowo: w sobie samym Pani, szukać będę uleczenia mych nieszczęść, a śmierć, ten środek jedyny, uwolni mię od wszelkich udręczeń. Już tu D. Alfons przybywa, z nim rywal mój przyleci, aby za zabicie tyrana zbyt chlubną odebrał nagrodę. Nie lękaj się, aby tu moja potęga przeszkadzała mu do jej otrzymania, i twoje wolne wy

wracała zamiary; gdybyś mi pozwoliła, nie byłoby sił ludzkich, którychbym nie pokonał dla otrzymania ciebie. Alem się siał niegodnym tak chlubnego z twoich ust wezwania. Nie, nie będę przymuszał twoich uczuć, otworzę bramy Astorgu szczęśliwemu zwycięzcy, i poddam się woli wyroków moich.

Scena IV.

D. ELWIRA, D. IGNEZ (w męzkim ubiorze), ELIZA.

D. ELWIRA.

Smutków moich, przyjaciółko, nie przypisuj jego rozpaczy; oddasz mi sprawiedliwość, wierząc, że me serce najmocniej nad twojem boleje nieszczęściem, i że na przyjaźń więcej jestem czułą, niż na miłość; lecz to mnie najokrutniej boli, żem twej nienawiści celem być powinna, gdyż nie chcąc podbiłam serce, które cię niegodnie zdradziło.

D. IGNEZ.

O to cię, Elwiro, obwiniać nie mogę; jeżeli słabe me ponęty w swych więzach zmiennika utrzymać nie zdołały, przynajmniej to mnie pociesza, że niebo na odebranie mi jego serca ciebie, a nie innej użyło.

D. ELWIRA.

Kochana Ignezo, obwiniaj swoje względem mnie długie milczenie, które mi taiło porozumienie się serc waszych. Gdybym wcześniej wiedziała o niem, nie doświadczałabyś w tej chwili podobnych smutków; ozię

błość moja śluby zmiennika w samych początkach odrzncićby mogła; a tak....

D. IGNEZ.

Właśnie widzę go.

D. ELWIRA.

Nie wychodź ztąd Ignezo; nie spotykając jego wzroku, bądź świadkiem naszej rozmowy.

D. IGNEZ.

Dobrze, zostanę, chociażby każda na miejscu mojem podobnego unikała spotkania.

D. ELWIRA.

Spotkanie to, jeżeli Niebo myśli moje dobrze rozwinąć pozwoli, żadnych ci nie sprawi boleści.

Scena V.

ALFONS (miany za D. Sylwiusza), D. IGNEZ (w męzkim ubiorze), D. ELWIRA, ELIZA.

D. ELWIRA.

Nim zaczniesz mówić Panie, racz mnie posłuchać chwilę. Już sława uszom naszym doniosła o świetnych i szybkich ramienia twego czynach, i to mnie zdumiewa, że w tak krótkim czasie głośną losów naszych zapewniła pomyślność. Wiem, że tak ważne z twej strony dla nas dobrodziejstwo nie małej wymaga wdzięczności, i żeśmy winni wszystko nieśmiertelnemu dziełu, które brata mojego ojczystemu wraca tronowi. Lecz jakkolwiek wielkie do serca jego masz prawa, użyj po bo

hatersku ich przewagi, nie chciej aby na mnie nakazujące włożyły jarzmo, aby miłość twoja, znając me śluby, nad mym oporem gwałtem tryumfować chciała, i nie dopuść, aby brat mój wprzód tyranem, niż Królem moim być zaczął. Leon inne ma nagrody, któremi świetną twą waleczność zaszczycić może; ofiarowanie twym cnotom serca, które się poddać nie chce, nizkim i nie chlubnym dla ciebie Panie jest darem. Możnaż kiedy czuć w sobie jaką radość, kiedy się gwałtem otrzymuje osobę kochaną ? smutne to szczęście! Kochanek Wspaniały pod tym warunkiem szczęśliwym być nie chce. Sądzisz Panie, że to serce inną, a nie twoją zasługę sobą nagrodzić pragnie ? nie, daję słowo; nikt odtąd nademną mieć nie będzie prawa, a święte schronienie, które ranie....

D. ALFONS.

Nie trwóż się Pani, dwoma słowy uspokoiłbym twą bojaźń, gdybyś mi przed sobą mówić pozwoliła. Wiem, że odgłos powszechny mnie przypisuje zabicia tyrana sławę; ale sam lud wykonał czyn ten bohaterski, którym zaszczyca nie ramie. To było wieści tej powodem, że D. Luis zręcznie rozgłosił, jakobym ja za pomocą przyjaznych mi ramion wziął miasto, laką wiadomością naród pobudzony, przyśpieszył zgon zuchwałego najezdnika. Lecz w tejże chwili o zdumiewającej dowiedziałem się tajemnicy, która i ciebie Pani równie zadziwi. Oczekujesz brata, a Leon swego prawego pana; widzisz. go przed sobą. Ja jestem D. Alfons, przyjaznym losem

pod imieniem Książęcia Kastylji ukryty i zachowany, wielkim jesieni dowodem świetnej D. Luiza z ojcem naszym przyjaźni. Dziś inne mnie troski zajmują, nie ty jesteś ich podnietą, ani brała z kochankiem w mem sercu walka; miłość którąm oddychał ku tobie, ku pierwszym wróciła się więzom. D. Ignez nad mem sercem dawną odzyskała władzę, ale jej losy niepewne czynią nieszczęśliwą dolę moją, i jeśli to prawda, co wieść powszechna głosi, próżno mnie wzywa Leon i tron czeka; smutków mych nie uspokoi korona, bom chciał ich blaskiem uświetnić skronie ukochanej, i nagrodzić krzywdę, którąm uczynił jej rzadkim cnotom. Siostro, od ciebie czekam wiadomości o jej losie, mów, i przyśpiesz mi albo rozpacz, albo szczęście dni moich.

D. ELWIRA.

Niech cię to nie dziwi, że się późnię z odpowiedzią, gdyż te mnie zachwycają nowiny, nie mogę ci powiedzieć, czy D. Ignez żyje, albo nie, lecz ten kawaler może ci o niej najpewniejszą dać wiadomość.

D. ALFONS (poznając D. Ignezę).

Ach Pani! tyż to jesteś ? jakże mi słodko w mych smutkach, twe niebiańskie ujrzeć powaby, lecz ty, jakiem okiem patrzeć możesz na zmiennika, którego występek wieczne twoje ściągnąć powinien gniewy.

(D. Ignez daje mu rękę).

D. ELWIRA.

Bracie! pozwól mi tak lubego do ciebie użyć wyrazu: jakąż radością napełniasz swą siostrę! jakże mi miły

twój wybór, i to zdarzenie, które wasze wzajemne uwieńczą zapały!

Scena VI.

D. GARCYASZ, U. ELWIRA, D. IGNEZ (w męzkim ubiorze), D. ALFONS (miany za D. Sylwiusza), ELIZA, D. ALWARES.

D. GARCYASZ.

Dla Boga! ukryj Pani przedemną swą radość, i pozwól mi umrzeć w rozumieniu, że ci powinność trochę gwałtu czyni. Wiem, że sercem swojem rozrządzać możesz, i ja go przymuszać nie zdołam; gdyż twe rozkazy w ślepem zamykają mnie posłuszeństwie i uległości losom; lecz ja ci wyznaję, że ta wesołość chwieje całą mą stałością i rodzi w mej duszy uniesienie, którego lękam się, abym nie był panem. Sambym się ukarał, gdybym wyszedł z granic winnego dla ciebie szacunku. Wola twoja nakazała mi, abym bez szemrania zniósł nieszczęścia mej miłości, słucham jej i umrę w tem posłuszeństwie, lecz twoja radość wystawia mnie na okropną wewnętrzną walkę, której najrozsądniejsza dusza utaić nie zdoła. Pani! oszczędź mi tak okrutnej boleści, i nie czyń mnie świadkiem szczęścia rywala mego. Ostatni cię raz widzę, i z wieści dowiem się o twem małżeństwie, na którego wspomnienie umieram.

D. IGNEZ.

Panie, pozwól mi żal twój stłumić, cierpienia twe

mocno dotknęły Księżniczkę, lecz jej radość, na którą narzekasz, pochodzi z niewiadomości o szczęściu, jakie gotuje dla ciebie. Ona w twym rywalu swego poznała brata, słowem jest to D. Alfons, o którym tyleśmy słyszeli, tajemnica la już jest wszystkim głośna....

D. ALFONS.

Serce moje, po tylu mękach, nie korzystając z niedoli twojej, dostąpiło już do czego wzdychało; dziś jest tem więcej szczęśliwsze, że będzie w stanie twojej usłużyć miłości.

D. GARCYASZ.

Co słyszę? o Panie! zawstydza mnie twa dobroć, która dziś odpowiada najsłodszym życzeniom moim. Niebo odwróciło odemnie cios, któregom się lękał, i inny na miejscu mojem, sądziłby się być szczęśliwym; ale odkrycie tej tajemnicy czyni mnie występnym w oczach ubóstwionego przedmiotu. Wpadłszy nanowo w te zdradzieckie podejrzenia, od których tyle nauk odwrócić mnie powinno, i dla których cała miłość moja, tyle razy nienawisna, powinna wiecznie stracić nadzieję zostania kiedykolwiek szczęśliwą.... Tak jest, zasłużyłem, na wieczną całego świata nienawiść, sam siebie uznaję być niegodnym przebaczenia, w tak smutnem położeniu śmierć tylko pocieszyć mnie może.

D. ELWIRA.

Nie, nie, Książe, twe żale i cierpienia dotknęły nią, duszę, one mnie uwalniają od wyrzeczonej przeciwko tobie przysięgi, w nich postrzegam najszczerszą dla mnie miłość. Uspokój się w rozpaczy; czyli będziesz zazdro

sny czy nie, Król mój może ci bez przymusu moję ofiarować rękę.

D. GARCYASZ.

O Nieba! w zbytku szczęścia, dajcie sercu mojemu sił do zniesienia tak wielkiej radości.

D. ALFONS.

Niech ten związek, zakończywszy nasze nieporozumienia się, połączy na zawsze serca i kraje nasze. Ale czas nagli i Leon nas wzywa. Spieszmy i naszą przytomnością i usiłowaniami, stronnikom tyrana zadajmy cios ostatni!

Koniec



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Molier, Molier, Don Juan czyli uczta z kamieniem
dramaty, 06 moliere - don juan, MOLIERE „DON JUAN”
Molière (Molier) Don Juan
moliere don juan(1)
06 moliere don juan
Molier Don Juan opracowanie
Lorca Garcia Federico MIŁOŚĆ DON PERLIMPINA
Garcia Lorca, Federico Amor de don Perlimplin
Sanczo Pansa.Don Kichote charakterystyka, filologia polska, Staropolska
Don Kichote, Streszczenia
Don Kichote Streszczenie
Morandi Don't look?ck
Don Kichot
molier suvamp39
MOLIER ŚWIĘTOSZEK, Język polski - opracowanie epok, pojęć i lektur
don kichote konspekt lecji 5, szkolne, Język polski metodyka, To lubię, To lubię - scenariusze

więcej podobnych podstron