8. Rewolucja i namiętność
Weźmy tak typowe dla Europy zjawisko rewolucji. Rewolucja znaczy to samo co nawrócenie: to tyle co obrócić się najgruntowniej. Można by powiedzieć, że dla jakiejś społeczności rewolucja jest dokładnym odpowiednikiem nawrócenia. Otóż nagłe, gwałtowne, odmieniające szystko nawrócenie — takie jak na drodze do Damaszku — jest charakterystyczne dla chrześcijaństwa. Pojęcie rewolucji występuje w granicach czasu i przestrzeni pokrywających się z granicami świata chrześcijańskiego. Tradycyjny mieszkaniec Azji, wyznawca braminizmu czy buddyzmu, nie może pojąć rewolucji. W jego oczach jest ona prawdopodobnie czymś niegodnym, raną zadaną porządkowi kosmicznemu, absurdalną zbrodnią. W Indiach przez długi czas ideologia komunistyczna miała dostęp tylko do ludzi, którzy zostali „zarażeni" Zachodem: byli to młodzi intelektualiści wykształceni w Anglii albo plemiona z wybrzeża malabarskiego, od bardzo dawna schrystianizowane. Żeby przyjąć ideę rewolucji i prawdopodobieństwo jej pozytywnych skutków, trzeba być kimś, kto z mlekiem matki (a przynajmniej jakiejś Alma Mater) wyssał, przynależące pierwotnie do chrystianizmu, wyobrażenia o możliwości gwałtownej zmiany i szerokiej odnowy. A także pojęcia wolności, sprawiedliwości, otrzymanego posłannictwa oraz wartości tych pojęć, która w stosunku do ustalonego ładu ma wymiar transcendentny. Wszystko to złożyło się na pojawienie się chrześcijańskiego pojęcia osoby. Typ rewolucjonisty może występować tylko w takim świecie, który wyżej stawia wolność i powołanie prorocze niż święte prawa i interesy państwa.
Zajmijmy się z kolei fenomenem miłości-namiętności w stosunkach między ludźmi. Namiętność to miłość wyniesiona nie tylko ponad wszelkie racje rozumowe, ale nawet ponad instynkt i rozkosz. To ona popycha Tristana i Izoldę ku śmierci, upragnionej jako najwyższe spełnienie. Miłosną namiętnością żywi się od wieków cała nasza literatura — poczynając od trubadurów i powieści bretońskiej — i dzięki literaturze namiętność ta zawładnęła obsesyjnie naszymi marzeniami, a w życie wprowadziła „rozkosze niepokoju". Ona też — w o wiele silniejszym stopniu niż sex-appeal — daje natchnienie filmowi, kobiecym pismom, i zamieszczanym w nich poufnym zwierzeniom, to prawda, że w formach coraz to uboższych, coraz bardziej nijakich i banalnych. Chciałbym tu stwierdzić, że tę miłość-namięt-I ność, która tak ważne miejsce zajmuje w naszym życiu, a przynajmniej w naszych najgłębszych tęsknotach, Azja — z pełną pogodą ducha — ignoruje, Ameryka nisko ceni, a Rosja próbowała po prostu zdławić. A to dlatego, że jest to uczucie, które w swojej pierwotnej czystości zakłada jakąś podświadomą wiarę w niepowtarzalną wartość ukochanej istoty, niezastąpionej i nieskończenie różnej od wszystkich pozostałych. Takiego zaś przekonania mieszkaniec Azji nigdy nie żywił. Religie tego kontynentu bynajmniej go ku temu nie skłaniały, ponieważ, wręcz odwrotnie, dążą one do przekroczenia siebie. Jeśli idzie o Amerykanów, to z pewnością dziedzictwo literatury, zwulgaryzowane przez Hollywood, mają z nami wspólne. Skłonni są jednak, i to na różne sposoby, nadawać sens dosłowny maksymie demokracji głoszącej, że każdy człowiek ma tę samą wartość, a zatem, że i dana kobieta tyleż samo jest warta co każda inna osoba. Takie nastawienie umysłu niezbyt sprzyja rozkwitowi wielkich namiętności. Obywatel świata sowieckiego czuje się natomiast w obowiązku odrzucać z urzędowym wstrętem nienaukowe, burżuazyjne i nacechowane indywidualizmem pojęcie miłości romantycznej. Uznaje, w pełni słusznie, że namiętność jest siłą antyspołeczną, która może tylko zmniejszać ludzką wydajność.
Tak więc miłość-namiętność, która nam wydaje się czymś tak naturalnym, w rzeczywistości stanowi wyjątek w skali świata. Można ją uznać za ekstrawagancką lub niemoralną, i Kościół może ją potępiać. Tym niemniej jej prawdziwym, choć odległym, źródłem jest rewolucja chrześcijańska i nie do pomyślenia byłaby jej obecność w innym świecie niż ten, i w którym Pascal włożył w usta Chrystusa swoje słynne słowa: „Myślałem o tobie w chwili konania; i za ciebie przelewałem moją krew". Za ciebie, a nie za rodzaj ludzki w ogólności ani też po to, żeby magiczną mocą ofiarniczego aktu utrzymać ciągłość kosmicznych rytmów i praw płodności—dziś powiedzielibyśmy: aby pomóc w wykonaniu planu produkcyjnego. Za ciebie, którego pośród mas ludzkich wszystkich stuleci moja niezmiennie osobowa j miłość w tym właśnie momencie wyróżniła.
Te dwa przykłady mają charakter ekstremalny. Nie wszyscy jesteśmy rewolucjonistami ani też protagonistami J wielkiej, niosącej śmierć miłości, ale rewolucja i namiętna miłość są dla nas wszystkich jakimiś rozstrzygającymi punktami odniesienia. Nasze życie jest ukierunkowane obecnością tych dwu biegunów.