— Bo nic takiego się nie powtórzyło.
Był trupioblady. Nie miałem serca, by kontynuować rozmowę.
— Przez pewien czas myślałem, że przeniósł się, aby zrobić to sam*
gdzie indziej. Jednak Dennis śledził międzynarodowe komunikaty i nic^°
takiego nie było. A teraz zostawmy te upiorne sprawy i weźmy się za ?
innego. . ^
12
P
rzez następne półtorej godziny beznamiętnie omawialiśmy przypadki medyczne oraz zastanawialiśmy się, w jaki sposób uporządkować dane. — Zbliża się czas posiłku Emmy i jej przyjaciół — powiedział Moreland, spoglądając na zegarek. — Dziękuję za to popołudnie. Nieczęsto zdarza mi się okazja do takich dysput.
Pomyślałem o jego córce lekarce.
Cała przyjemność po mojej stronie, Bili.
Wkrótce się ściemni, nie pracuj zbyt długo — powiedział Moreland. —
Nie sprowadziłem cię tu, abyś tyrał jak niewolnik — dodał wychodząc.
Zostałem sam. Usiadłem i spojrzałem przez okno na fontannę.
Przypomniałem sobie zdjęcia AnneMarie Yaldos na miejscu zbrodni.
Białe ciało na czarnych skałach; szczegóły zachowane w tajemnicy przez Morelanda i Laurenta.
Prawdopodobnie właśnie tego szukał Creedman, gdy przyłapał go Ben: as reporterów przybywa na wyspę, znajduje krwawy kąsek i dzwoni do swego agenta („Ależ afera, Mel!").
I wtedy natrafia na Morelanda, który nie dostarcza mu informacji, więc ^a do niego żal.
Moreland ukrywa prawdę przed swymi ukochanymi tubylcami, ale ujawnia ł mnie po trwającej zaledwie dwie doby znajomości.
Chce, żebym się wypowiedział... na temat kierujących ludźmi motywacji.
Czyżby się obawiał powtórki?
Wspólne dysputy dwóch facetów z doktoratami o dwunożnym pożywieniu.
Z* oknem przeleciał barwnie upierzony ptak. Niebo nadal miało tę mieniącą
tiebieskozieloną barwę, którą widywałem wyłącznie na ilustracjach.
Wstałem i poszedłem po Robin do jej pracowni. Cóż mogłem jej powiedzieć"?