~ Jest wąska szpara na dywan - - wyjaśnił. - - One potrafią _. rozpłaszczyć. Widziałem, jak kiedyś udało im się...
— Oszczędź nam szczegółów — przerwałem. — I tak kosztowało to b,
"3i
rok życia.
— Jest mi okropnie, okropnie przykro. -- Zwiesił głowę. Karaluch
zadudniły w skrzynce. A potem znów rozległy się syki. Głośniejsze J[
poprzednio...
- Postąpiliście właściwie — powiedział. — Zamykając je. Dziękuj^ j.
nie pozabijaliście ich.
Proszę bardzo — odburknąłem.
Robin znów ścisnęła mnie za rękę.
W porządku, Bili — powiedziała. — Nic nam się nie stało.
— Niewybaczalne zaniedbanie. Zawsze bardzo uważam — rzekł Morę-
land. — Założę nowe zamki w insektarium. I zasuwy w drzwiach. Zabierzemy
się do tego natychmiast. — Gladys, zadzwoń do Ramona i Carla Sleeta,
przeproś, że ich zbudziłaś, i powiedz, że mam dla nich robotę. Za trzykrotnym
wynagrodzeniem. Powiedz Carlowi, żeby zabrał ze sobą szwajcarską wiertarką,
którą ofiarowałem mu na Boże Narodzenie.
Gladys wybiegła z pokoju. Moreland spojrzał na skrzynkę.
— Lepiej będzie, jak odniosę to na miejsce. — Podszedł do drzwi i omal
nie zderzył się z Jo Picker, która weszła, trąc oczy. Miała na sobie szlafrok
i kapcie.
- Nic się... nie stało? — spytała zachrypniętym głosem.
Niegroźny wypadek — odparł Moreland.
Zmarszczyła czoło. Rozejrzała się nieprzytomnym wzrokiem.
Zażyłam... środek nasenny... Wydawało mi się... czy ktoś krzyczał?
Ja — powiedziała Robin. — W naszej łazience były karaluchy.
Karaluchy?
Karaluchy zasyczały i Jo wytrzeszczyła oczy ze zdumienia.
- Idź spać, moja droga — powiedział Moreland, wypychając jaw
korytarz. — Już po wszystkim. Sytuacja została opanowana.
Kiedy zostawili nas samych, wypuściliśmy Spike'a i kilkakrotnie obeszliśmy apartament. Obwąchał drzwi do łazienki i wszedł z pochyloną gło*ł
- Od jutra będziemy trzymać psie jedzenie na dole — powiedziała Rob^
A potem podbiegła do łóżka i zdjęła narzutę i pościel, zajrzała p*
sprężyny. Wyprostowała się z uśmiechem zażenowania.
— Po prostu jestem ostrożna — wyjaśniła.
- Będziesz w stanie zasnąć? — spytałem.
Mam nadzieję. A ty?
Serce wali mi w rytmie dwustu uderzeń na minutę.
Westchnęła i roześmiała się. Ja zdobyłem się tylko na wymuszony u
124
^, Namiastka Nowego Jorku — powiedziała wreszcie. — Manhattańska ^szówka na rajskiej wyspie. *** ^ Te potwory pochłonęłyby wszystkie nowojorskie karaluchy.
^, Oczywiście. — Przyłożyła sobie do piersi moją dłoń. — Ile uderzeń?
_. Hmmm — powiedziałem. — Trudne pytanie. Musiałbym długo liczyć.
Znowu się roześmiała.
^ O, Boże, ależ wrzeszczałam. Jak na jakimś horrorze.
Wilgotne włosy lepiły jej się do czoła. Odgarnąłem je i ucałowałem oczy i czubek nosa.
_— No więc, jak długo zostaniemy w krainie karaluchów?
__ Chcesz wyjechać?
__- Wypadek samolotowy, nie schwytany morderca, wymarła baza, kilka wrogo do siebie nastawionych osób. A teraz to.
_— Nie rezygnuj ze względu na mnie. Nie mogę ci obiecać, że nie stchórzę, jeśli powtórzy się coś podobnego, ale w tej chwili czuję się dobrze, potrafi? łatwo się przystosowywać.
Wiem — powiedziałem — ale czasami lepiej nie zmuszać się do niczego.
Masz rację... Jednak podoba mi się tutaj. Może dlatego, że nie dolega
mi nadgarstek. Albo dlatego, że to ostatnia okazja pobytu na Aruk, zanim
marynarka zamieni je w poligon doświadczalny czy coś w tym rodzaju.
Nawet Bili jest niepowtarzalny, tak jak Aruk. Ujęła moją twarz w dłonie
i zajrzała mi w oczy. — Mówię poważnie, Alex, nie chcę jeszcze wracać do
Los Angeles i użerać się z ekipą budowlaną, wspominając z tęsknotą Aruk.
Nie odpowiedziałem.
— Czy bardzo kapryszę, panie doktorze?
Zbliżyłem do niej twarz. Zwinąłem usta w trąbkę. Odsłoniłem zęby.
Zasyczałem.
Skoczyła na równe nogi. Uderzyła mnie w ramię.
— Och, chyba będę spała ze Spike'em, a ciebie zamknę w klatce.
Zgasiliśmy światło.
Kilka żarcików o pełzających paskudztwach i Robin zasnęła.
Ja nie.
Próbowałem sobie wyobrazić całą drogę, którą przebyły karaluchy. ''nsektarium do naszego apartamentu... I maszerowały tak zgodnie wszystkie razern? Pomysł był rodem z filmu rysunkowego.
I jeśli nawet psie jedzenie było dla nich tak atrakcyjne, dlaczego nie w salonie obok torby?
Karaluchy są podobno bardzo sprytne. Dlaczego nie poszukały czegoś at*iej dostępnego — na przykład owoców w sadzie?
Odbyły trudną wędrówkę, pokonując żwirowane ścieżki, trawniki, żeby końcu dostać się do domu. Omijając kuchnię Gladys. Wspinaczka po Mach. Przeciskanie się pod drzwiami.
125