1 Odejście Boromira


e-mail : pw007@wp.pl
strona www :
www.balrog.hg.pl
Copyright (c) by
Balrog. All rights reserved

Rozdział I Odejście Boromira

ARAGORN GNAŁ w GÓRĘ ZBOCZA., co jakiś czas nisko się pochylając nad ziemią. Hobbici stąpają lekko i nawet Czatownikowi nie było łatwo odczytać ślady ich stóp, niemniej pod samym szczytem drogę przecinał strumyk i na mokrym piasku u brzegu Łazik znalazł potwierdzenie swoich przypuszczeń.
— Miałem rację — mruknął do siebie.
— Frodo pobiegł na wierzchołek, coś tam zobaczył, a potem wrócił tą samą drogą. Stał przez chwilę niezdecydowany. Zapragnął sam zasiąść na zapomnianym siedzisku w nadziei, ze zobaczy coś, co rozwiałoby jego wątpliwości, wiedział jednak także, iż nie ma ani chwili do stracenia. Raptem rzucił się do przodu, pomknął na szczyt, przemierzył taflę wielkich płyt i wbiegł na stopnie. Zasiadłszy na kamiennym tronie, rozejrzał się dookoła, wszelako w pociemniałym słońcu świat wydawał się bury i odległy. Potoczył wzrokiem po widnokręgu, ale wszędzie widział tylko dalekie wzgórza, jeśli nie liczyć ogromnego ptaka, podobnego do orla, który wielkimi spiralami opadał ku ziemi. Chociaż wzrok wybiegał daleko, czujnym uszom nie umknęły dźwięki nadbiegające z zalesionych terenów na zachodnim brzegu Rzeki. Aragorn zesztywniał: pośród okrzyków wyraźnie słyszał chrapliwe głosy orków, aż nagle rozległ się basowy zew wielkiego rogu, którego odgłos zatrząsł wzgórzami i echem zadygotał w dolinach, wznosząc się nawet ponad ustawiczny ryk wodospadu. 
— Róg Boromira! — zakrzyknął. 
— Boromir w potrzebie! Dunadan zerwał się, zeskoczył na ziemię i pognał w dół ścieżką, którą przybył, a przez głowę przelatywały mu myśli: "Cóż za nieszczęsny dzień! Wszystko układa się na opak, jakby los sobie drwił ze mnie. Gdzie Sam?" Dźwięki przybliżały się, ale coraz bardziej rozpaczliwy był też głos rogu, aż nagle urwał się raptownie, jak gdyby zdusiły go dzikie i przeraźliwe wrzaski orków. Zanim Aragorn dotarł do podnóża zbocza, odgłosy wyraźnie przycichły, a kiedy pobiegł w lewo, w ich kierunku, zaczęły się oddalać i szybko do reszty umilkły. Ze wzniesionym świetlistym mieczem i okrzykiem "Elendil! Elendil!" na ustach biegł Aragorn między drzewami. O jakieś dziewięć staj od Part Galen, na niewielkiej polance nieopodal jeziorka znalazł Boromira, który siedział oparty o gruby pień drzewa, jak gdyby odpoczywał. Aragorn natychmiast jednak dostrzegł, że w ciele Gondorianina tkwiło wiele strzał o czarnych brzechwach, jego miecz ułamany był przy samej rękojeści, a u boku leżał róg rozdarty na dwoje. Wokół piętrzyły się trupy wielu orków. Kiedy Aragorn przyklęknął, Boromir otworzył oczy, kilka razy poruszył bezdźwięcznie wargami, aż w końcu wyrzucił z siebie :
— Wybacz, usiłowałem zabrać Frodowi Pierścień. Zapłaciłem za to. 
— Potoczył wzrokiem po padłych nieprzyjaciołach, których była co najmniej dwudziestka. 
— Orkowie ich porwali, hobbitów. Myślę, że żyją, bo inaczej, po co by ich wiązali? 
— Boromir przerwał, oczy same mu się przymknęły, ale po chwili ciągnął z wysiłkiem: 
— Żegnaj, Aragornie! Podążaj do Minas Tirit i ocal moich rodaków. Ja przegrałem.
— Nie! — wykrzyknął Aragorn, chwycił dłoń Gondorianina i ucałował go w czoło. 
— Zwyciężyłeś! Niewielu rycerzy odniosło taką Wiktorię. Bądź spokojny, nie padnie Minas Tirit! Boromir uśmiechnął się blado.
— W którą stronę poszli? Czy był z nimi Frodo? Boromir jednak już nie odpowiedział, Aragorn zaś posępnie pokiwał głową.
— Niestety, tak oto odchodzi potomek Denetora, pana Wieży Strażniczej! Jakiż gorzki kres życia, a na dodatek, całe Bractwo Pierścienia jest w rozsypce. To ja przegrałem; zawiodłem zaufanie Gandalfa. Cóż teraz mam począć? Boromir zaklinał mnie, abym szedł do Minas Tirit, dokąd rwie się moje serce, co jednak z Pierścieniem i jego Opiekunem? Jak ich odnaleźć i próbować misję uchronić od klęski? Na chwilę Aragorn zastygł z ręką Boromira w dłoni, a ciałem jego wstrząsnął szloch. Takim odnaleźli go Legolas i Gimli. Bezszelestnie nadeszli od zachodniego zbocza, kryjąc się za drzewami niczym myśliwi. Gimli zbrojny był w topór, Legolas trzymał w dłoni długi nóż: w kołczanie nie było już ani jednej strzały. Kiedy dotarli na skraj polany, zatrzymali się poruszeni i w smutku zwiesili głowy, gdyż nietrudno było zgadnąć, co się zdarzyło.
— Biada, biada! — powiedział Legolas, stając u boku Aragorna. 
— Dopadliśmy w lesie i uśmiercili wielu orków, ale widzę, że bez porównania większy z nas pożytek byłby tutaj. Zawróciliśmy, ledwie tylko posłyszeliśmy głos rogu, jak się jednak okazuje, i tak za późno. Obawiam się, że jesteś strasznie poraniony. Aragorn pokręcił głową.
— Boromir nie żyje, ale ja nie mam na sobie nawet jednego draśnięcia, albowiem nie było mnie przy nim. Padł, broniąc hobbitów podczas gdy ja marudziłem na szczycie wzgórza.
— Hobbici! — wykrzyknął Gimli. 
— Co się z nimi stało? Gdzie Frodo? 
— Nie wiem — odparł Aragorn znużonym głosem. 
— Przed śmiercią Boromir zdążył mi powiedzieć, że orkowie ich schwytali; przypuszczał, że nie zabili. Posłałem go, aby czuwał nad Radym i Pipinem, ale zanim zdążyłem się dowiedzieć, czy byli z nimi także Frodo i Sam, syn Denetora wyzionął ducha. I co czynić teraz, kiedy wszystkie moje dzisiejsze czyny okazały się chybione? 
— Najpierw musimy zająć się poległym — powiedział Legolas. 
— Nie możemy zostawić ciała Boromira, aby gniło pośród orkowego ścierwa.
— Ale, trzeba to zrobić szybko — dodał Gimli. 
— Boromir miałby nam za złe wszelką niepotrzebną zwłokę. Musimy podążyć za orkami, jeśli jest choćby najmniejsza nadzieja, że któryś z naszych towarzyszy żyw dostał się do ich niewoli.
— Nie wiemy jednak, czy jest z nimi Frodo, Opiekun Pierścienia — żachnął się Aragorn. 
— Mamy o nim zapomnieć? Czyż nie powinniśmy najpierw jego poszukać? Wybór ciężki, a o omyłkę łatwo.
— Więc najpierw zróbmy to, co zrobić musimy — rzekł Legolas. 
— Nie mamy czasu ani narzędzi, aby wykopać Boromirowi porządny grób, a nad nim usypać kurhan. Może więc przykryjemy go pryzmą kamieni?
Gimli skrzywił się.
— Praca będzie ciężka i długa. Odpowiednie kamienie są dopiero nad brzegiem rzeki.
— A zatem złóżmy go do łodzi wraz z całym orężem, jego i zabitych wrogów — powiedział Aragorn. 
— Skierujemy go ku grzmiącym urwiskom Rauros i powierzymy Anduinie. Rzeka Goudom zatroszczy się przynajmniej o to, aby kości Boromira nie rozwłóczyły ptaki ani bestie. Szybko przeszukali ciała orków, ich miecze, pogięte hełmy i tarcze zwalając na jeden stos.
— Spójrzcie! Mamy ślad! Z tymi słowami Aragorn ze złowieszczej sterty wydobył dwa sztylety, przyozdobione złotem i czerwienią, a po chwili wyszukał także dwie czarne pochwy skrzące się małymi czerwonymi klejnotami.
— To nie jest dzieło orków; nosili je przy sobie hobbici. Orkowie bez wątpienia ich obrabowali, bali się jednak zatrzymać sztylety, wiedząc, skąd pochodzą. Sporządzono je na Zachodnim Lądzie i spowito zaklęciami na zgubę Mordoru. W każdym razie, jeśli nasi przyjaciele żyją, są bezbronni. Jakkolwiek znikoma jest nadzieja na ich uratowanie, wezmę sztylety ze sobą.
— A ja pozbieram strzały, gdyż kołczan mam pusty:
— powiedział Legolas, a przeszukawszy stos, znalazł sporo nie uszkodzonych strzał, zaczął im się jednak uważnie przyglądać, gdyż ich drzewce było dłuższe, niż to się zazwyczaj u orków spotykało. Także i Aragorn przypatrzywszy się bacznie zabitym, oznajmił :
— Nie wszyscy byli z Mordoru Niektórzy pochodzili z Północy, z Gór Mglistych, albo nic już nie wiem na temat orków i ich odmian. Są tu również tacy, których rynsztunek w ogóle nie przypomina orków! Dunadan wskazał czterech goblinów większych od reszty, o ciemnych skórach, skośnych oczach, mocarnych nogach i wielkich dłoniach. Zbrojni byli w krótkie miecze o szerokich ostrzach, nie zaś zakrzywione jatagany, których zwykle imali się orkowie, oraz w cisowe łuki, które z kształtu i wielkości podobne były do ludzkich. W centrum tarczy widniała mała biała dłoń na czarnym tle, na przedzie zaś hełmów widniała inkrustowana jakimś białym metalem runa S. Aragorn wzruszył ramionami.
— Nigdy jeszcze nie widziałem takiego znaku? Co może on znaczyć?
— To proste — mruknął Gimli. 
— S od Saurona.
— Nie! — sprzeciwił się Legolas. 
— Sauron nigdy by nie użył elfowych runów.
— Nigdy też nie korzysta ze swego prawdziwego imienia i nie pozwala go wymawiać ani wypisywać 
— dodał Aragorn. 
— Nienawidzi również bieli. Orkowie na służbie Barad Dur używają znaku Czerwonego Oka. 
— Dunadan przez chwilę stał zamyślony, a następnie powiedział: - S oznacza, jak myślę, Sarumana. Zło usadowiło się na dobre w Isengardzie i Zachód jest już bezpośrednio zagrożony. Stało się to, czego obawiał się Gandalf: w jakiś sposób wiarołomny Saruman dowiedział się o naszej wyprawie, a być może nawet i o klęsce Gandalfa. Tym, którzy prześladowali nas w Morii, udało się zmylić straże Lorii albo może dotarli do Isengardu jakąś inną drogą. Orkowie potrafią przemieszczać się bardzo szybko. Ale Saruman zna też inne sposoby na pozyskiwanie wiadomości. Pamiętacie ptaki?
— Nie mamy teraz czasu na roztrząsanie zagadek — mruknął Gimli. 
— Zajmijmy się pogrzebem Boromira!
— Zgoda — powiedział Aragorn 
— ale zagadki i tak musimy rozwiązać, jeśli mamy dokonać właściwego wyboru. 
— Jeśli w ogóle jest taki — chmurnie zauważył Gimli. Za pomocą topora krzat w mig ściął kilka grubych konarów, które powiązali cięciwami z łuków, a na otrzymaną w ten sposób ramę narzucili swoje płaszcze. Na tych naprędce zrobionych marach ponieśli ku rzece ciało poległego towarzysza, wraz ze starannie dobranymi trofeami jego ostatniej walki. Droga nie była przesadnie daleka, lecz mocno się utrudzili, gdyż Boromir był mężczyzną rosłym i wysokim.
Na brzegu Aragorn pozostał przy zwłokach, podczas gdy Legolas i Gimli pospieszyli na Part Galen, skąd po niekrótkim czasie nadpłynęli dwiema łódkami
— To doprawdy dziwne — powiedział elf 
— ale na brzegu leżały tylko dwa czółna, a trzecie znikło.
— Dotarli tam orkowie? — spytał Aragorn.
— Ani śladu po nich. Zresztą albo zabraliby wszystkie łodzie, albo je zniszczyli wraz z całym naszym bagażem — odparł Gimli.
— Muszę obejrzeć to miejsce, gdy tam dopłyniemy — stwierdził Dunadan.
Ułożyli zwłoki Boromira w łódce, która miała go ponieść ku wodospadowi, a pod głową umieścili zwiniętą opończę elfów. Rozczesali jego długie, czarne włosy wokół ramion, a biodra starannie opięli złotym pasem z Lorii. Obok głowy Gondorianina ustawili hełm, na piersi umieścili resztki rogu i miecza, oręż wrogów zaś złożyli u jego stóp. Następnie przymocowali dziób łodzi żałobnej do drugiej łodzi i wypłynęli na Rzekę. Powiosłowali wzdłuż brzegu, a szybki nurt poniósł ich obok zielonej kępy Part Galen. Było dojrzałe popołudnie i strome zbocza Tol Brandir lśniły. Przed nimi coraz wyraźniej złociła się mgła nad obrywami Rauros. Potężny łoskot rozdzierał nieruchome powietrze. W żałobnym skupieniu odczepili łódkę, w której kołysany przez wodę cicho i spokojnie spoczywał Boromir. Rzeka poniosła go, oni zaś powstrzymali swoje czółno silnymi uderzeniami wioseł. Odkryte mary przepłynęły obok nich, stopniowo stając się ledwie czarną kropką na rozigranym złocistym tle, aż nagle zniknęły. Ryk Rauros nie zmienił się ani odrobinę. Anduina zabrała Boromira, syna Denetora, i nigdy już nie widziano go w Minas Tirit, stojącego, jak zwykł to czynić, rankiem na szczycie Białej Wieży. Niemniej w Gondorze długo jeszcze potem opowiadano, że elfowa łódka przeniosła Boromira nad czeluściami Rauros, a potem podążyła z jego ciałem przez Osgiliat, by jedną z licznych odnóg delty Wielkiej Rzeki wyprowadzić go na Wielkie Morze pod rozgwieżdżoną noc. Trzej towarzysze przez chwilę w milczeniu patrzyli za swym poległym druhem. Wreszcie przemówił Aragorn :
— Będą go wyglądali z Białej Wieży, nie nadejdzie jednak ani od gór, ani od morza. A potem Dunadan zaczął śpiewać:


Od pól Rohanu i od łąk, gdzie dywan traw dojrzewa, 
Łagodnie dmie Zachodni Wiatr i twierdzy mur owiewa. 
"Jakież to wieści niesiesz mi z Zachodu, lotny bracie? 
Czyś Boromira widział ślad, w słońcu lub w gwiazd poświacie?" 
" Widziałem, jak przez siedem rzek głębokich się przeprawił; 
Pustkowiem szedł, gdzie dotąd nikt stopy swej nie postawił. 
Z oczu mi znikł, od chwili gdy w Północy cienie wkroczył, 
Lecz może rogu jego zew usłyszał Wiatr Północny".
" O Boromirze! promom cię w zachodnich szukał stronach, 
Ty nie przybyłeś z martwych ziem, przez ludzi opuszczonych".

Tutaj pieśń podjął Legolas:

Od morza Południowy Wiatr gna po nadbrzeżnych błotach, 
Niesie morskiego ptactwa pisk pod same twierdzy wrota. 
"I cóż nowego słychać, mów, w twej południowej włości? 
Gdzie jest Boromir, może wiesz? Ja płaczę tu z żałości!" 
"Nie pytaj; lepiej kości zlicz przez fale zostawione 
Na piasku każdej z pustych plaż pod mrocznym nieboskłonem. 
Więcej ich Anduiny nurt unosi hen, w głębiny. 
Lecz prawdę zna Północny Wiatr, pros jego o nowiny". 
"O Boromirze! chociaż trakt spod bram ku Morzu bieży, 
Ty nie przybyłeś z krzykiem mew, płynącym od wybrzeży ". 

Aragorn zaś dodał:

Od Kolumn Królów, Argonat, Północny Wiatr zaświstał 
I pośród wieź brzmiał jego śpiew jak nuta rogu czysta. 
"Jakie nowiny dla mnie masz z Północy, mrozów sługo? 
Czyś z Boromirem spotkał się? Czekamy nań tak długo!" 
"Pod Amon Hen słyszałem krzyk, tam walczył rycerz mężny, 
Lecz pękła tarcza, prysnął miecz, porwał je prąd potężny, 
A dumną głowę, piękną twarz, mocarne jego ramię 
Wodospad Rauros do snu kładł w złocistej kryjąc pianie ". 
" O Boromirze! po kres dni sądzone naszym oczom 
Patrzeć na Północ, gdzie wśród pian Rauros się wody złocą".

Pieśń się skończyła.  Zawrócili łódź i najspieszniej, jak zdołali, podążyli pod prąd do Part Galen.
— Dla mnie zostawiłeś Wschodni Wiatr — odezwał się Gimli 
— ale ja nic o nim nie powiem. 
— I słusznie  — mruknął Aragorn.
— W Minas Tirit znają Wschodni Wiatr, ale nie oczekują odeń dobrych nowin. Tak czy owak, Boromir podążył już swoją drogą, a teraz my musimy się pospieszyć, aby odnaleźć swoją. Szybko, ale dokładnie rozejrzał się po zielonej łące.
— Orków tu nie było — oznajmił 
— inaczej bowiem wszystko doszczętnie by stratowali, tymczasem widzę jedynie nasze ślady, w różnych zdążające kierunkach. Trudno odgadnąć, czy zjawił się tutaj któryś z hobbitów po tym, jak wyruszyliśmy na poszukiwanie Froda. 
— Aragorn powrócił na brzeg w miejscu, gdzie strumyk uchodził do Rzeki. Po chwili wyprostował się i rzekł : — Jest parę wyraźnych śladów. Hobbit wszedł do wody i wrócił, ale nie potrafię stwierdzić, jak dawno to było.
— Skoroś mówił o rozwiązywaniu zagadek, co sądzisz o tej? — spytał Gimli. Aragorn nic z razu nie odpowiedział, poszedł natomiast na miejsce obozowiska i przyjrzał się bagażom
— Brakuje dwóch tobołków — obwieścił 
— a jeden. dość duży i ciężki, należał bez wątpienia do Sama 
— Oto więc i odpowiedź: trzecią łódkę wziął Frodo, a wraz z nim popłynął jego sługa. Frodo musiał wrócić tutaj, kiedy wszyscy rozbiegliśmy się po lesie. W drodze na szczyt napotkałem Sama i powiedziałem mu, żeby podążał za mną, ale on, jak widać, nie posłuchał. Odgadł zamiary swego pana i zawrócił nad rzekę, zanim tamten zdążył odpłynąć. Frodo zobaczył, że nie pozbędzie się tak łatwo Sama!
— Dlaczego jednak rozstał się ze wszystkimi pozostałymi, i to bez jednego słowa? — obruszył się Gimli. 
— Dziwny doprawdy postępek, Aragorn pokiwał tylko głową.
— Bardziej dzielny niż dziwny. Myślę, że Sam miał rację. Frodo nie chciał nikogo z nas ciągnąć w paszczę śmierci, a Mordor tym się właśnie wydaje. Postanowił, że pójdzie samotnie; po tym, jak nas opuścił, musiało się wydarzyć coś, co pomogło mu pokonać lęk i rozterki.
— Może uciekł przed nacierającymi orkami? — mruknął Legolas.
— Uciekł, to pewne, ale nie sądzę, żeby przed orkami — rzekł Aragorn. Nie powiedział jednak, co, jego zdaniem, przyspieszyło decyzję Froda i skłoniło go do ucieczki; ostatnie słowa Boromira zachował dla siebie. Legolas rozłożył dłonie w bezradnym geście.  Legolas rozłożył dłonie w bezradnym geście.
— Wiemy przynajmniej tyle: Frodo jest teraz po drugiej stronie Rzeki, gdyż tylko on mógł wziąć łódkę. Razem z nim jest Sam, gdyż tylko on mógł wziąć swój bagaż.
— Nam przeto pozostaje jedno z dwojga — zasępił się Gimli. 
— Możemy ostatnią łódką podążyć śladem Froda albo pieszo tropić orków. W każdym wypadku niewielką mamy szansę, bo straciliśmy wiele cennych godzin.
— Pozwólcie mi się zastanowić — powiedział Aragorn.
— Może nareszcie podejmę właściwą decyzję, która odwróci fatum tego okropnego dnia! 
— Dunadan przez chwilę trwał w milczeniu, a potem oznajmił : 
— Idę za orkami. Poprowadziłbym Froda w czeluście Mordom i pozostałbym przy nim aż do końca, jednak jeśli teraz zacznę go szukać na bezdrożach, pojmanych wydam na cierpienie i śmierć. Nareszcie moje serce przemawia jasno: los Opiekuna Pierścienia nie spoczywa już w moich rękach. Bractwo odegrało swoją rolę, ale teraz my, którzyśmy pozostali, nie możemy porzucić towarzyszy, skoro nie zbrakło nam jeszcze sil. Chodźcie! Ruszamy natychmiast! Zostawcie wszelkie zbędne obciążenie. Będziemy szli za dnia i po nocy! Wyciągnęli ostatnią łódkę i ponieśli ją między drzewa, a potem ułożyli pod nią wszystko to, bez czego mogli się obejść albo co przeszkadzałoby w marszu. Następnie opuścili Part Galen i o zachodzie dotarli na polanę, gdzie poległ Boromir. Tam bez trudu odnaleźli ślady orków.
— Żadne inne plemię nie zostawia za sobą tak stratowanej ziemi — westchnął Legolas. 
— Można by przypuścić, że z rozkoszą niszczą wszystko, co żyje, nawet jeśli nie staje im na drodze.
— Poruszają się jednak bardzo szybko i zmęczenie się ich nie ima — powiedział Aragorn. 
— Na odkrytej przestrzeni nie będzie już tak łatwo znaleźć ich tropy.
— No to ruszajmy! — zawołał Gimli. 
— Krzatowie także potrafią maszerować, a nie męczą się prędzej od orków. Tych łajdaków łatwo jednak nie dogonimy, sporo nas wyprzedzili.
— Tak, to prawda — przyznał Aragorn 
— trzeba nam będzie całej krzatowej wytrzymałości. Ruszajmy jednak! Z nadzieją czy bez nadziei, chodźmy tropem nieprzyjaciela. A biada mu, jeśli okażemy się szybsi! Dokonamy wtedy takich dzieł, o których w zachwycie długo będzie się opowiwadać pośród wszystkich trzech plemion: elfów, krzatów i ludzi. W drogę, trojko myśliwych! I ruszył przed siebie rączo niczym jeleń. Teraz, gdy podjął już decyzję, prowadził ich między drzewami niestrudzenie i pewnie. Zostawili za sobą lasy porastające brzegi jeziora. Wspinali się po stromych zboczach, ciemnych i wypiętrzających się na tle gasnącej purpury nieba. Ich szare cienie przemykały między skałami w gęstniejącym zmierzchu.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
blankiety Karta odejscia dla?solwentow
Noworoczne marzenia Polaków – internet, wizy i odejście Kaczyńskiego
opis techniczny odejscie
Zaproszenie na uroczystość z okazji odejścia pracownika na emeryturę
odejścia bez powrotów
7x02 (87) Odejscie, Książka pisana przez Asię (14 lat)
Odejście mężczyzny od natury
Podziękowanie za spotkanie z okazji odejścia z firmy
obrona przez odejście 5 up by Esi, BOKS, SZKOŁA BOKSU nauka boksu od podstaw
opaska do nawiercania Hawle z odejsciem gwintowanym do rur z żeliwa o DN 150
Elegia na odejście, Eutanazja, bioetyka itp
„Mocą Najświętszego Imienia Jezus rozkazuję odejść ode mnie
Odejść od świata, Wokół Teologii
Magia odejścia Ceremonie pogrzebowe

więcej podobnych podstron