Zostawcie coś dla siebie
Kolejna, z pozoru błaha sprzeczka, odsłoniła problem, który drąży jak kornik wasz związek. To indywidualny sposób spędzania czasu związany z waszymi znajomościami, pasjami, zainteresowaniami. Czasu, w którym nie ma miejsca dla partnera.
Lubisz spotkać się z koleżanką, taką ze szkolnej ławy. Połazić po sklepach, poplotkować o dawnych znajomych. Ale po powrocie do domu zauważasz w jego oczach wyrzut. Ba, ten wyrzut może być nawet wyartykułowany, gdy wychodzisz na spotkanie. Bo przecież wychodzisz BEZ NIEGO. A tak mało macie dla siebie czasu. Praca, praca, praca. Absorbujące domowo-rodzinne obowiązki. Tak naprawdę chwile tylko dla siebie są jak mrugnięcie powieką. Wszystko ucieka, gna. A Ty wychodzisz. To nic, że tylko na dwie godziny. Problem jednak istnieje. Oczywiście sytuację można odwrócić. On pędzi na spotkanie z kolegami, wspólne oglądanie meczu, czy po prostu na piwo. To Ty robisz mu wyrzuty, że czas, którego tak wam brakuje, marnuje na "takie rzeczy".
Można, rzecz jasna, zrezygnować z wyjść do miasta, kina, na plotki, na mecz, na piwo, na próby, treningi, spotkania, itd. Spędzać każdą wolną chwilę razem, ciesząc się tym wspólnym czasem. Ale może to skończyć się kłótnią, w której głównym argumentem będzie wzajemne nierozumienie potrzeb drugiej osoby, lekceważenie jej zainteresowań.
Czy jest na to jakiś sposób? Ustalcie w kalendarzu taki dzień (a pewnie to będzie sobota lub niedziela), w którym każde z was będzie miało "okienko dla siebie". Pozwoli wam to na oderwanie się od monotonii, a jednocześnie nie zabierze tych resztek czasu, który możecie spędzić razem. Ale zostawcie coś dla siebie. I uszanujcie to u partnera.