To ksi膮偶ka niezwyk艂a, bo powsta艂a z do艣wiadcze艅 niezwyk艂ych ludzi: nauczycieli i architekt贸w sukces贸w wielu firm, 艣wiatowych gigant贸w.
脕lex Rovira Celma i Fernando Tr铆as de Bes, ekonomi艣ci z dyplomami MBA, wyk艂adaj膮 w s艂ynnej szkole zarz膮dzania ESADE w Barcelonie, drugiej wed艂ug „The Wall Street Journal” w rankingu najbardziej presti偶owych uczelni w Europie. Prowadz膮 firm臋 konsultingow膮 Salvetti &聽Llombart. Do ich klient贸w nale偶膮 m.in. : Microsoft, Pepsico, Sony, Nestl茅, Dannon, Hewlett -Packard, Mercedes-Benz, Credit Suisse, Frito-Lay. W ci膮gu siedmiu lat dzia艂alno艣ci konsultingowej w r贸偶nych bran偶ach i regionach 艣wiata 脕lex i Fernando obserwowali firmy tworz膮ce sw贸j sukces i takie, kt贸re biernie pod膮偶a艂y za trendami rynku. Chcieli znale藕膰 odpowied藕 na pytanie, od czego zale偶y sukces i pora偶ka. Przez trzy 艂at膮 szukali wsp贸lnych cech 艂膮cz膮cych ludzi sukcesu: od Newtona, przez Einsteina, po Billa Gatesa. I odkryli zasady, kt贸re pozwoli艂y wybitnym jednostkom doj艣膰 na szczyt. Postanowili je opisa膰, ale nie w powa偶nym poradniku.
I tak powsta艂a kr贸tka opowie艣膰 dla ka偶dego, niezale偶nie od wieku, p艂ci i narodowo艣ci:聽
Szcz臋艣cie czy fart?
Cudowne! Ta ksi膮偶ka krzepi dusz臋! Niebawem stanie si臋 klasyk膮 literatury biznesowej! A zafascynuje wszystkich, jak Ma艂y Ksi膮偶臋.
Philip Kotler, ojciec nowoczesnego marketingu, autor bestsellerowych podr臋cznik贸w, m.in.:聽Marketing, Marketing narod贸w, Marketing od A. do Z
Ta ksi膮偶ka — jeszcze przed wydaniem — podbi艂a 艣wiat!
Do jesieni 2004 roku uka偶e si臋 w ponad 50 krajach. W Hiszpanii ju偶 w tydzie艅 po wydaniu zaj臋艂a 1.聽miejsca na listach bestseller贸w.
Szcz臋艣cie czy fart?聽— pi臋kna i m膮dra literacka przypowie艣膰 — m贸wi, co robi膰, 偶eby odnie艣膰 sukces w 偶yciu osobistym i zawodowym. Ujawnia tajemnic臋 szcz臋艣cia — nie fartu, nie przypadkowego u艣miechu losu — szcz臋艣cia, kt贸re mo偶na osi膮gn膮膰 samemu,
tworz膮c mu „odpowiednie warunki”.
Szcz臋艣cie czy fart?
FERNANDO TR脥AS DE BES 脕LEX ROVIRA CELMA
CZ臉艢膯 PIERWSZA
Spotkanie
Pewnego pi臋knego wiosennego popo艂udnia Max, zamo偶ny i dyskretny biznesmen, ubrany elegancko, lecz swobodnie, siedzia艂 na swojej ulubionej 艂awce w Central Parku i spogl膮da艂 na spaceruj膮ce pary, bawi膮ce si臋 dzieci i drzewa ko艂ysz膮ce si臋 w 艂agodnym wietrze. Rozmy艣la艂 o swoim 偶yciu. Bose stopy opar艂 na trawie, g臋sto przetykanej koniczyn膮; wszystko by艂o tak, jak powinno by膰 w te popo艂udnia, kt贸re sp臋dza艂 w Central Parku.
Max mia艂 sze艣膰dziesi膮t cztery lata i prze偶y艂 偶ycie pe艂ne sukces贸w.
Nagle zdarzy艂o si臋 co艣 nieoczekiwanego.
Obok Maksa usiad艂 inny m臋偶czyzna, r贸wnie偶 sze艣膰dziesi臋cioczteroletni: Jim. Jim wygl膮da艂 jak
cz艂owiek przegrany i zm臋czony, lecz taki, kt贸ry mimo wszystko zdo艂a艂 zachowa膰 godno艣膰. Prze偶ywa艂 trudny okres. W艂a艣ciwie przez ostatnie pi臋膰dziesi膮t lat mia艂 tylko k艂opoty. Ju偶 od dawna mu si臋 nie uk艂ada艂o.
Jim usiad艂 na 艂awce obok Maksa i obaj m臋偶czy藕ni wymienili spojrzenia. Ka偶dy z nich zobaczy艂 co艣 znajomego w oczach s膮siada... bardzo odleg艂ego, lecz znajomego.
— Max? — zagadn膮艂 Jim.
— Jim? — odpowiedzia艂 Max.
-Nie! — wykrzykn膮艂 Jim.
— Nie wierz臋! — zawo艂a艂 Max.
Wstali i u艣ciskali si臋 serdecznie.
Max i Jim byli najlepszymi przyjaci贸艂mi, odk膮d uko艅czyli dwa lata, a偶 do swoich dziesi膮tych urodzin. Mieszkali obok siebie w Brooklynie, bardzo skromnej dzielnicy Nowego Jorku, gdzie si臋 wychowali.
— Pozna艂em twoje niezwyk艂e niebieskie oczy — powiedzia艂 Max do Jima.
— A ja twoje szczere i otwarte spojrzenie... takie samo jak pi臋膰dziesi膮t lat temu... wcale si臋 si臋 zmieni艂o — zapewni艂 Jim.
Przez jaki艣 czas wspominali dzieci艅stwo, po czym Max powiedzia艂 do Jima:
— Stary przyjacielu, opowiedz mi, co u ciebie. Widz臋 cie艅 smutku w twoich oczach.
— Moje 偶ycie to pasmo kl臋sk — odpowiedzia艂 Jim.
— Dlaczego? — zapyta艂 Max.
— Jak pewnie pami臋tasz, wyprowadzili艣my si臋 z Brooklynu, kiedy mia艂em dziesi臋膰 lat, dlatego 偶e m贸j ojciec odziedziczy艂 ogromny maj膮tek w spadku po wuju, kt贸ry zmar艂 bezpotomnie. Wyjechali艣my bez s艂owa. Rodzice nie chcieli, 偶eby ludzie wiedzieli o tym niespodziewanym u艣miechu fortuny. Zmienili艣my dom, samoch贸d, dzielnic臋, przyjaci贸艂. Tamtego dnia straci艂em z tob膮 kontakt.
— Wi臋c to dlatego — mrukn膮艂 Max. — Zawsze si臋 zastanawiali艣my, co si臋 z wami sta艂o. M贸wisz wi臋c, 偶e dostali艣cie olbrzymi maj膮tek?
— Tak. Znaczn膮 cz臋艣膰 spadku stanowi艂a wielka, bardzo zyskowna fabryka tkanin, pracuj膮ca pe艂n膮 par膮. M贸j ojciec rozbudowa艂 j膮 i jeszcze zwi臋kszy艂 zyski. Po jego 艣mierci przej膮艂em kierownictwo. Ale mia艂em strasznego pecha. Wszystko si臋 zawali艂o — wyja艣ni艂 Jim.
— Co dok艂adnie si臋 sta艂o? — zapyta艂 Max.
— Przez d艂u偶szy czas nie wprowadza艂em 偶adnych zmian, skoro wszystko sz艂o dobrze. Ale potem wsz臋dzie zacz臋艂a wyrasta膰 konkurencja i sprzeda偶 spad艂a. Nasz produkt by艂 najlepszy na rynku, wi臋c mia艂em nadziej臋, 偶e klienci si臋 przekonaj膮, i偶 towary konkurencji, chocia偶 ta艅sze, s膮 gorszej jako艣ci. Ale klienci nie znali si臋 na tkaninach i materia艂ach. Gdyby cokolwiek o nich wiedzieli, zrozumieliby, 偶e nasz produkt by艂 lepszy. Ale oni ci膮gle wybierali produkty nowych, modniejszych firm.
Jim westchn膮艂 g艂臋boko. Wspominanie tego wszystkiego nie przychodzi艂o mu 艂atwo. Max milcza艂. Nie wiedzia艂, co powiedzie膰. Jim podj膮艂:
— Straci艂em du偶o pieni臋dzy, ale interes ci膮gle dzia艂a艂. Pr贸bowa艂em wszystko upro艣ci膰, zredukowa膰 wielko艣膰 produkcji, maksymalnie obci膮膰 koszty, ale im wi臋ksze ograniczenia wprowadza艂em, tym bardziej spada艂a sprzeda偶. Rozwa偶ali艣my stworzenie nowej ga艂臋zi produkcji, ale nie mogli艣my znale藕膰 inwestor贸w, 偶eby nas wsparli. Nie pozosta艂o mi wiele mo偶liwo艣ci. Wpad艂em na pomys艂, 偶eby otworzy膰 sie膰 w艂asnych sklep贸w, i prawie przez rok prowadzili艣my badania. Kiedy sko艅czyli艣my, nie mog艂em pokry膰 koszt贸w sklep贸w, bo mieli艣my za ma艂e obroty. Zacz膮艂em zalega膰 z ratami kredyt贸w. Musia艂em sprzeda膰 fabryk臋, ziemi臋, dom, ca艂y maj膮tek. Mia艂em wszystko, czego pragn膮艂em, i wszystko straci艂em. Szcz臋艣cie nigdy mi nie sprzyja艂o.
— I co zrobi艂e艣? — zapyta艂 Max.
— Nic. Nie wiedzia艂em, co robi膰. Wszyscy, kt贸rzy przedtem mnie popierali, teraz odwr贸cili si臋 ode mnie. Nawet 偶ona odesz艂a. Zrujnowa艂em tak偶e ten zwi膮zek. Zmienia艂em prac臋, ale nigdzie nie mog艂em si臋 przystosowa膰. Dosz艂o do tego, 偶e g艂贸d zajrza艂 mi w oczy. Od pi臋tnastu lat staram si臋 jako艣 przetrwa膰, 偶yj臋 z ja艂mu偶ny, kie-gam na posy艂ki i nawet korzystam z niewielkiej pomocy s膮siad贸w. Nie zazna艂em w 偶yciu wiele szcz臋艣cia.
Jim nie mia艂 ochoty m贸wi膰 dalej, wi臋c zapyta艂 przyjaciela z dzieci艅stwa:
— A co z tob膮? Co z twoim 偶yciem? Poszcz臋艣ci艂o ci si臋?
Max u艣miechn膮艂 si臋.
— jak pami臋tasz, moi rodzice byli biedni, nawet biedniejsi od twoich, kiedy mieszkali艣my po s膮siedzku, pochodz臋 z ubogiej, skromnej rodziny, sam wiesz; ledwo wi膮zali艣my koniec z ko艅cem. Cz臋sto nie mieli艣my co je艣膰. Pami臋tasz, 偶e nawet twoja matka czasami przynosi艂a nam jedzenie, bo wiedzia艂a, 偶e u nas si臋 nie przelewa. Pewnie pami臋tasz te偶, nie mog艂em chodzi膰 do szko艂y, studiowa艂em tylko na tak zwanym „uniwersytecie 偶ycia”. Zacz膮艂em pracowa膰, kiedy mia艂em dziesi臋膰 lat, zaraz po tajemniczym znikni臋ciu twojej rodziny.
Max ci膮gn膮艂:
— Zacz膮艂em my膰 samochody. Potem dosta艂em posad臋 boya w luksusowym hotelu. P贸藕niej awansowa艂em i pracowa艂em jako portier w kilku luksusowych hotelach. Kiedy mia艂em dwadzie艣cia dwa lata, podj膮艂em wielkie ryzyko.
— Co zrobi艂e艣? — zapyta艂 Jim z zaciekawieniem.
— Kupi艂em ma艂y warsztat, kt贸ry mieli zamkn膮膰. Kupi艂em go za po偶yczk臋 i wszystkie oszcz臋dno艣ci, kt贸re w贸wczas posiada艂em. Warsztat wyrabia艂 sk贸rzane torby. Naogl膮da艂em si臋 rozmaitych baga偶y w restauracjach i eleganckich hotelach, gdzie pracowa艂em, wiedzia艂em wi臋c, co lubi膮 bogaci. Musia艂em tylko odtworzy膰 to, co tyle razy nosi艂em jako boy.
Z pocz膮tku musia艂em wytwarza膰 torby i jednocze艣nie je sprzedawa膰. Pracowa艂em po nocach i w weekendy. Pierwszy rok by艂 bardzo dobry. Zainwestowa艂em wszystko, co zarobi艂em, w surowce, je藕dzi艂em po ca艂ym kraju, 偶eby zobaczy膰, co robi膮 inni. Musia艂em wiedzie膰 jak najwi臋cej o sk贸rzanych torbach. Pyta艂em ka偶dego, kogo widzia艂em ze sk贸rzan膮 torb膮, co mu si臋 w niej podoba, a co nie.
Max przerwa艂 na chwil臋, wspominaj膮c z przej臋ciem te pierwsze 艂ata. Po chwili ci膮gn膮艂:
— Sprzeda偶 zacz臋艂a wzrasta膰. Przez dziesi臋膰 lat reinwestowa艂em wszystko, co zarobi艂em. Bez przerwy szuka艂em nowych mo偶liwo艣ci. Co roku ulepsza艂em torby, kt贸re sprzedawa艂y si臋 najlepiej, ci膮gle poprawia艂em wzory. Nigdy nie odk艂ada艂em problem贸w na nast臋pny dzie艅. Stara艂em si臋 panowa膰 nad wszystkim. Kupi艂em drugi warsztat, potem trzeci i czwarty... Teraz zatrudniam ponad dwa tysi膮ce pracownik贸w w dwudziestu fabrykach na ca艂ym 艣wiecie. Warto by艂o, ale nie przysz艂o mi to 艂atwo, sporo si臋 napracowa艂em.
Jim przerwa艂 mu w tym miejscu, bo chcia艂 skomentowa膰 ostatnie zdanie:
— Widzisz, mia艂e艣 wi臋cej fartu ode mnie. To wszystko.
— Tak s膮dzisz? Naprawd臋 my艣lisz, 偶e po prostu mia艂em fart?! — wykrzykn膮艂 zdumiony Max.
— Nie chcia艂em ci臋 zdenerwowa膰 ani pomniejsza膰 twoich zas艂ug — zapewni艂 Jim pospiesznie. -Ale nie my艣l, 偶e tylko sobie zawdzi臋czasz sukces. Fortuna u艣miecha si臋 do tych, kt贸rzy s膮 wybra艅cami losu. U艣miechn臋艂a si臋 do ciebie, a nie do mnie. Ot i wszystko, stary przyjacielu.
Max zamy艣li艂 si臋 na chwil臋. Potem powiedzia艂:
— S艂uchaj, po moim dziadku nie odziedziczy艂em wielkiego maj膮tku, ale dosta艂em od niego co艣 znacznie lepszego. Znasz r贸偶nic臋 pomi臋dzy fartem a szcz臋艣ciem?
— Nie, nie znam — odpar艂 Jim bez wi臋kszego zainteresowania.
— Dowiedzia艂em si臋 o r贸偶nicy mi臋dzy fartem a szcz臋艣ciem z bajki, kt贸r膮 opowiada艂 mi dziadek, kiedy mieszka艂 z nami. Cz臋sto o tym my艣la艂em i nadal uwa偶am, 偶e ta legenda zmieni艂a moje 偶ycie. By艂a przy mnie w chwilach strachu, zw膮tpienia, niepewno艣ci, ale te偶 w chwilach zadowolenia i rado艣ci. Dzi臋ki tej bajce postanowi艂em kupi膰 stary warsztat za pieni膮dze, uciu艂ane przez sze艣膰 lat. Pomog艂a mi te偶 podj膮膰 wiele innych decyzji, kt贸re p贸藕niej okaza艂y si臋 kluczowe w moim 偶yciu.
Max m贸wi艂, a Jim wpatrywa艂 si臋 w przestrze艅.
— Wiem, 偶e w wieku sze艣膰dziesi臋ciu czterech lat cz艂owiek niech臋tnie s艂ucha bajek, ale zawsze warto pos艂ucha膰 czego艣 po偶ytecznego. Jak to m贸wi膮, „p贸ki 偶ycia, p贸ty nadziei”. Je艣li chcesz, opowiem ci t臋 histori臋.
Jim milcza艂.
— Ta bajka pomog艂a wielu ludziom. Nie tylko biznesmenom... przedsi臋biorcom, m臋偶czyznom i kobietom wszelkich zawod贸w. Ludzie, kt贸rzy poznali r贸偶nic臋 mi臋dzy fartem a szcz臋艣ciem, osi膮gn臋li sukcesy w swojej pracy i przysporzyli wielkich korzy艣ci firmom, w kt贸rych pracowali. Innym pomog艂a znale藕膰 偶yciowych partner贸w, pozna膰 osob臋, o kt贸rej zawsze marzyli, zdoby膰 mi艂o艣膰 i przywi膮zanie. Ta historia pomaga艂a artystom, sportowcom, nawet naukowcom i badaczom, ludziom w ka偶dym wieku. I m贸wi臋 ci o tym, bo widzia艂em to na w艂asne oczy: mam sze艣膰dziesi膮t cztery lata i widzia艂em, jak ta legenda wp艂yn臋艂a na wielu ludzi.
Jim ust膮pi艂.
- No dobrze, powiedz mi, jaka jest r贸偶nica mi臋dzy fartem a szcz臋艣ciem.
Max przez chwil臋 zastanawia艂 si臋 nad odpowiedzi膮.
— Kiedy twoja rodzina odziedziczy艂a spadek, szcz臋艣cie si臋 do was u艣miechn臋艂o. Ale ten rodzaj szcz臋艣cia nie zale偶y od nas, dlatego nie trwa d艂ugo. Po prostu mieli艣cie fart, dlatego teraz nie zosta艂o ci nic. Fart nie zale偶y od ciebie, ale prawdziwe szcz臋艣cie zale偶y tylko od ciebie. Fart po prostu nie istnieje.
Jim wprost nie chcia艂 uwierzy膰 w to, co s艂ysza艂.
— Chcesz mi wm贸wi膰, 偶e nie wierzysz w fart?
— No, skoro wolisz, mo偶na przyzna膰, 偶e fart istnieje, ale zdarza si臋 rzadko, a kiedy ju偶 si臋 zdarzy, nie trwa d艂ugo. Czy wiesz, 偶e prawie dziewi臋膰dziesi膮t procent ludzi, kt贸rzy wygrali na loterii, zbankrutowa艂o albo wr贸ci艂o do punktu wyj艣cia przed up艂ywem dziesi臋ciu lat? Natomiast szcz臋艣cie spotyka ci臋 zawsze, kiedy sobie postanowisz. Dlatego nazywa si臋 szcz臋艣ciem, bo jest prawdziwe.
— Dlaczego jest prawdziwe? Na czym polega ta
r贸偶nica? — zapyta艂 Jim.
— Chcesz us艂ysze膰 t臋 histori臋? — zaproponowa艂 Max.
Jim zawaha艂 si臋. Nawet je艣li nie m贸g艂 cofn膮膰 czasu, nic nie straci s艂uchaj膮c. Poza tym ubawi艂o go, 偶e przyjaciel z dzieci艅stwa chce mu opowiedzie膰 bajk臋, gdy obaj maj膮 ju偶 po sze艣膰dziesi膮t cztery lata. Od bardzo dawna nikt z nim nie rozmawia艂 jak z ma艂ym ch艂opcem.
— No dobrze, opowiedz mi bajk臋 — zgodzi艂 si臋.
Pierwszy sekret szcz臋艣cia
Fart nie trwa d艂ugo, poniewa偶 nie zale偶y od nas.
Szcz臋艣cie tworzymy sami, dlatego trwa wiecznie.
CZ臉艢膯 DRUGA
Legenda o Czarodziejskiej Koniczynie
Zadanie Merlina
Dawno temu, w bardzo dalekim kr贸lestwie, czarodziej Merlin zebra艂 wszystkich rycerzy z okolicy. Zaprowadzi艂 ich do zamkowego ogrodu i powiedzia艂:
— Od dawna wielu z was prosi艂o mnie o zadanie. Niekt贸rzy radzili, 偶ebym zorganizowa艂 turniej dla wszystkich rycerzy z kr贸lestwa. Inni 偶膮dali, bym og艂osi艂 zawody, kt贸re udowodni膮 wasz膮 bieg艂o艣膰 we w艂adaniu mieczem i kopi膮. Ja jednak znalaz艂em dla was inne zadanie.
Rycerze czekali w napi臋ciu. Merlin m贸wi艂 dalej:
— S艂ysza艂em, 偶e w naszym kr贸lestwie za siedem ksi臋偶yc贸w od dzisiejszej nocy wyro艣nie Czarodziejska Koniczyna. W艣r贸d zebranych rozleg艂y si臋 niespokojne g艂osy. Niekt贸rzy wiedzieli, o czym m贸wi czarodziej. Inni nie wiedzieli. Merlin uciszy艂 ich.
— Spok贸j! Spok贸j! Wyja艣ni臋 wam, czym jest Czarodziejska Koniczyna to jedyna czterolistna koniczyna, kt贸ra obdarza swego w艂a艣ciciela wyj膮tkow膮 moc膮: nieograniczonym szcz臋艣ciem. Bez ogranicze艅 w czasie i przestrzeni. Przynosi szcz臋艣cie w walce, w mi艂o艣ci, w interesach... i to szcz臋艣cie bez granic!
Rycerze znowu zacz臋li szepta膰 mi臋dzy sob膮 w wielkim podnieceniu. Wszyscy pragn臋li znale藕膰 czterolistn膮 Czarodziejsk膮 Koniczyn臋. Kilku nawet wsta艂o, wznosz膮c zwyci臋skie okrzyki i wzywaj膮c bog贸w.
Merlin raz jeszcze ich uciszy艂 i ci膮gn膮艂:
— Spok贸j! Spok贸j! Nie powiedzia艂em wam jeszcze wszystkiego. Czterolistna koniczyna wyro艣nie w Zakl臋tym Lesie, za dwunastoma wzg贸rzami, za Dolin膮 Zapomnienia. Nie wiem dok艂adnie gdzie, ale gdzie艣 w lesie pojawi si臋 koniczyna.
Podniecenie okazywane na pocz膮tku opad艂o. Rycerze najpierw milczeli, potem zacz臋li wzdycha膰 ze zniech臋ceniem. Zakl臋ty Las by艂 tak wielki jak ca艂y zamieszkany obszar kr贸lestwa. Sk艂ada艂 si臋 z tysi臋cy akr贸w g臋stej puszczy. Jak w nim odszuka膰 male艅k膮 czterolistn膮 koniczynk臋? 艁atwiej ju偶 znale藕膰 ig艂臋 w stogu siana! To drugie ma przynajmniej cie艅 szansy na powodzenie.
Postawieni przed tak niewykonalnym zadaniem, rycerze jeden po drugim opuszczali kr贸lewski zamek. Gdy mijali Merlina, mruczeli co艣 pod nosem i spogl膮dali na niego z wyrzutem.
— Daj mi zna膰, kiedy wymy艣lisz jakie艣 rozs膮dne zadanie — rzuci艂 jeden.
— Gdybym wiedzia艂, nie fatygowa艂bym si臋 tutaj — burkn膮艂 drugi.
— Co to za zadanie! R贸wnie dobrze mog艂e艣 wys艂a膰 nas na pustyni臋 po niebieskie ziarenko piasku ! To by by艂 o 艂atwiejsze — szydzi艂 inny.
W ko艅cu wszyscy rycerze wyszli z ogrodu i dosiedli koni. Zostali tylko dwaj.
— I c贸偶? — zagadn膮艂 Merlin. — Nie odje偶d偶acie?
Jeden z rycerzy, kt贸ry nazywa艂 si臋 Nott i nosi艂 czarn膮 opo艅cz臋, odpowiedzia艂:
— Wiem, 偶e nie b臋dzie 艂atwo. Zakl臋ty Las jest ogromny. Ale znam kogo艣, kto mi pomo偶e. My艣l臋, 偶e potrafi臋 znale藕膰 t臋 czterolistn膮 Czarodziejsk膮 Koniczyn臋. B臋dzie moja.
Drugi rycerz, kt贸ry nazywa艂 si臋 Sid i nosi艂 bia艂膮 opo艅cz臋, zachowa艂 milczenie, dop贸ki Merlin nie spojrza艂 na niego pytaj膮cym wzrokiem. Wtedy powiedzia艂:
— Skoro m贸wisz, 偶e czterolistna Czarodziejska Koniczyna, kt贸ra przynosi szcz臋艣cie, zostanie znaleziona w lesie, wierz臋 ci. Mam do ciebie zaufanie. Dlatego pojad臋 do lasu.
Tak wi臋c obaj rycerze wyruszyli do Zakl臋tego Lasu. Nott jecha艂 na czarnym koniu, a Sid na bia艂ym.
Drugi sekret szcz臋艣cia
Wielu ludzi pragnie szcz臋艣cia, ale niewielu jest takich, kt贸rzy chc膮 sami je tworzy膰.
Gnom, Ksi膮偶臋 Ziemi
Podr贸偶 przez ca艂e kr贸lestwo do Zakl臋tego Lasu by艂a niebezpieczna i wyczerpuj膮ca i zabra艂a rycerzom dwa ksi臋偶yce. Zosta艂o im tylko pi臋膰 ksi臋偶yc贸w na znalezienie Czarodziejskiej Koniczyny. Nie mieli czasu do stracenia. Jednak obaj postanowili odpocz膮膰 i zacz膮膰 poszukiwania dopiero nazajutrz rano.
Rycerze podr贸偶owali oddzielnie i nie spotykali si臋 na postojach, gdzie zatrzymywali si臋 dla odpoczynku albo by napoi膰 konie. 呕aden z nich nie wiedzia艂, gdzie znajduje si臋 ten drugi.
Las by艂 bardzo ciemny. Nawet w ci膮gu dnia panowa艂 tam mrok, poniewa偶 rozleg艂e i g臋ste korony drzew nie przepuszcza艂y s艂o艅ca. Zapad艂a cicha, ch艂odna noc. Mieszka艅cy Zakl臋tego Lasu wiedzieli o obecno艣ci dw贸ch przybysz贸w.
Nast臋pnego dnia, wcze艣nie rano, Nott ju偶 szuka艂 w lesie koniczyny. Jego pierwsza my艣l by艂a taka:
Czarodziejska Koniczyna wyro艣nie z ziemi. A kto najlepiej zna ka偶d膮 pi臋d藕 ziemi w Zakl臋tym Lesie? To proste: Ksi膮偶臋 Ziemi, Gnom. Gnom mieszka pod ziemi膮, zbudowa艂 tunele i korytarze pod ca艂ym Zakl臋tym Lasem. On mi powie, gdzie wyro艣nie Czarodziejska Koniczyna.
Tak wi臋c Nott, rycerz w czarnej opo艅czy i na czarnym koniu, wypytywa艂 wszystkie dziwaczne stworzenia, kt贸re spotyka艂聽po聽drodze, gdzie znajdzie Gnoma, a偶 wreszcie go spotka艂.
— Czego chcesz? — zapyta艂 Gnom. — Wszyscy m贸wi膮, 偶e szukasz mnie przez ca艂y dzie艅.
— To prawda — przyzna艂 Nott i zsiad艂 z konia.
— Powiedziano mi, 偶e za pi臋膰 ksi臋偶yc贸w od dzisiaj w lesie wyro艣nie czterolistna Czarodziejska Koniczyna. A koniczyna mo偶e wyrosn膮膰 tylko w ziemi, wi臋c ty, Ksi膮偶臋 Ziemi, musisz wiedzie膰, gdzie wyro艣nie. Tylko ty znasz ka偶d膮 grudk臋 w tym rozleg艂ym lesie. Ty znasz najlepiej korzenie wszystkich le艣nych ro艣lin, krzak贸w i drzew. Je艣li czterolistna Czarodziejska Koniczyna wyro艣nie za pi臋膰 ksi臋偶yc贸w od dzisiaj, na pewno ju偶 widzia艂e艣 jej korzenie. Powiedz mi, gdzie ona jest.
— Hmm — zamy艣li艂 si臋 Gnom.
— Wiesz r贸wnie dotrze jak ja — ci膮gn膮艂 Nott
— 偶e Czarodziejska Koniczyna przynosi nieograniczone szcz臋艣cie tylko rycerzom, nie ma wi臋c warto艣ci dla ciebie, skoro jeste艣 Gnomem, ani dla 偶adnego innego mieszka艅ca Zakl臋tego Lasu. Powiedz mi, gdzie wyro艣nie. Wiem, 偶e to wiesz.
— Znam moc czterolistnej Czarodziejskiej Koniczyny. I wiem, 偶e tylko rycerze mog膮 korzysta膰 ze szcz臋艣cia, kt贸re ona przynosi... ale nigdzie w lesie nie widzia艂em jej korzeni. Zreszt膮 koniczyna nigdy nie ros艂a w Zakl臋tym Lesie. To niemo偶liwe, 偶eby wyros艂a w艂a艣nie tutaj. Ten, kto ci o niej powiedzia艂, chyba ci臋 ok艂ama艂.
— A ty na pewno nie k艂amiesz? Mam nadziej臋, 偶e nie powiedzia艂e艣 Sidowi, rycerzowi na bia艂ym koniu i w bia艂ej opo艅czy, gdzie wyro艣nie koniczyna! — zawo艂a艂 gniewnie Nott.
— Nie wiem, o czym m贸wisz! Nie znam 偶adnego Sida i nie mam poj臋cia, kto ci naopowiada艂 tych bzdur. Nigdy ani jedna koniczynka nie wyros艂a w tym lesie, nawet zwyk艂a tr贸jlistna. Po prostu w tym lesie nie ro艣nie koniczyna. Daj mi Spok贸j. Mieszkam tu od stu pi臋膰dziesi臋ciu lat i nikt jeszcze mi nie zada艂 r贸wnie g艂upiego pytania. A teraz 偶egnam. Mi艂ego dnia.
Nott, rycerz w czarnej opo艅czy, zrozumia艂, 偶e nie ma sensu nalega膰. Dosiad艂 konia, zawr贸ci艂 i postanowi艂 zaczeka膰 do nast臋pnego dnia. W ko艅cu Gnom mo偶e mie膰 racj臋, mo偶e Merlin pomyli艂 si臋 co do miejsca i czasu.
W tamtej chwili Nott czu艂 to samo, co czuj膮 ludzie, kiedy si臋 dowiaduj膮, 偶e szcz臋艣cie im nie
sprzyja — strach. Naj艂atwiej jednak zast膮pi膰 贸w strach sceptycyzmem: „to po prostu niemo偶liwe”. Taka odpowied藕 pomaga tym, kt贸rzy ho j膮 si臋, 偶e nie maj膮 szcz臋艣cia. I w艂a艣nie tak pomy艣la艂 Nott. Dlatego postanowi艂 nie s艂ucha膰 Gnoma, ani nie wierzy膰 w jego s艂owa. To mu zajmie czas do nast臋pnego dnia.
Tymczasem o poranku trzeciego ksi臋偶yca r贸wnie偶 Sid, rycerz w bia艂ej opo艅czy, wpad艂 na ten sam pomys艂 co Nott. On te偶 wiedzia艂, 偶e nale偶y zapyta膰 Gnoma, gdzie wyro艣nie Czarodziejska Koniczyna. Przez ca艂y dzie艅 pr贸bowa艂 go znale藕膰. Wypytywa艂 o niego wiele dziwnych stwor贸w wreszcie znalaz艂 Gnoma kilka minut po odej艣ciu Notta. Zrz臋dliwy stw贸r sta艂 w wej艣ciu do jaskini z niesko艅czenie d艂ugimi korytarzami.
— Ty jeste艣 Gnomem Zakl臋tego Lasu, tym, kt贸rego zw膮 Ksi臋ciem Ziemi? — zapyta艂 Sid, kiedy zsiad艂 z konia.
— Tak, to ja. O rety, nast臋pny g艂upol! A ty czego chcesz?
— Widzisz, powiedziano mi, 偶e za pi臋膰 ksi臋偶yc贸w od dzisiaj w tym lesie wyro艣nie czterolistna Czarodziejska Koniczyna i...
Sid nie zdo艂a艂 doko艅czy膰 zdania. Gnom zrobi艂 si臋 czerwony jak pomidor i sapa艂 tak gwa艂townie, jakby mia艂 zaraz wybuchn膮膰.
— Co to za brednie z t膮 Czarodziejsk膮 Koniczyn膮? Przecie偶 ju偶 powiedzia艂em tamtemu drugiemu rycerzowi: Tu nie ma 偶adnej Czarodziejskiej Koniczyny, koniczyna w og贸le nie ro艣nie聽w聽lesie, jasne? Ktokolwiek ci to powiedzia艂, myli艂 si臋 i tyle. Albo ci臋 nabiera艂, albo po prostu za du偶o wypi艂. Lepiej wracaj do swojego zamku albo uratuj jak膮艣 dam臋 w opa艂ach. Tutaj tylko tracisz czas.
Sid zrozumia艂, 偶e co艣 tu nie gra: wed艂ug Merlina Czarodziejska Koniczyna wyro艣nie w tym lesie, a wed艂ug Gnoma to niemo偶liwe, 偶eby w tych warunkach jakakolwiek koniczyna wyros艂a w Zakl臋tym Lesie. Obaj pewnie m贸wi膮 prawd臋. Skoro tak, dalsze szukanie Czarodziejskiej Koniczyny to strata czasu.聽Je艣li do tej聽pory聽偶adna聽koniczyna nigdy tutaj nie wyros艂a, nale偶y sprawdzi膰, czego potrzeba, 偶eby mog艂a wyrosn膮膰. Wi臋c Sid zapyta艂 Gnoma, pr贸buj膮c go ug艂aska膰:
— Czekaj, czekaj. To znaczy, 偶e koniczyna nigdy i nigdzie nie ros艂a w Zakl臋tym Lesie?
— Nigdy! Nigdy przenigdy! — burkn膮艂 Gnom i ruszy艂 do domu.
— Nie odchod藕, prosz臋, nie odchod藕 jeszcze. Powiedz mi, dlaczego. Chc臋 wiedzie膰, dlaczego koniczyna nigdy nie ros艂a w tym lesie.
Gnom odwr贸ci艂 si臋 i odpowiedzia艂 ze znu偶eniem:
— Z powodu gleby. To jasne. Nikt nigdy jej nie uprawia艂. Nikomu si臋 nie chcia艂o popracowa膰 nad t膮 gleb膮, u偶y藕ni膰 j膮. Koniczyna potrzebuje nowej ziemi, 偶eby wyrosn膮膰, a w tym lesie gleba i nigdy nie by艂a odnawiana. Zawsze jest ta sama. Jak mo偶esz si臋 spodziewa膰, 偶e wyro艣nie tutaj koniczyna? 聽聽聽
— Zatem, Gnomie, Ksi臋ciu Ziemi, je艣li chc臋 j mie膰 szans臋, tylko jedn膮 szans臋, 偶eby zobaczy膰 koniczyn臋 rosn膮c膮 w tym lesie... czy powinienem odnowi膰 gleb臋, czy powinienem j膮 zmieni膰? 聽聽聽;
— Oczywi艣cie. Nie wiesz, 偶e osi膮gasz nowe rzeczy聽tylko wtedy, kiedy robisz nowe rzeczy? Je艣li 聽gleba si臋 nie zmieni, wszystko zostanie po staremu: 偶adna koniczyna tutaj nie wyro艣nie.
— A nie wiesz czasem, gdzie znajd臋 troch臋 nowej gleby?
Gnom ju偶 prawie znikn膮艂 w swojej jaskini, w艂a艣nie zamyka艂 drewniane drzwi prowadz膮ce do podziemnych korytarzy. Ale odpowiedzia艂 Sidowi:
— Nowa gleba le偶y niedaleko krainy krowc贸w, par臋 mil st膮d. To dziewicza ziemia, nigdy nieuprawiana. Krowce, kar艂owate krowy o dwunastu nogach, zostawiaj膮 na tej ziemi odchody, wi臋c jest dobrze nawieziona. To naprawd臋 dobra, 偶yzna gleba.
Rycerz wylewnie podzi臋kowa艂 Gnomowi. Z entuzjazmem dosiad艂 bia艂ego konia i pogalopowa艂 do krainy krowc贸w. Wiedzia艂, 偶e ma nik艂e szanse, ale przynajmniej zrobi艂 krok do przodu.
Dotar艂 do krainy krowc贸w przed zachodem s艂o艅ca. Bez trudu znalaz艂 ziemi臋, kt贸r膮 opisa艂 Gnom. To by艂a rzeczywi艣cie 偶yzna gleba, bez zanieczyszcze艅, od razu wida膰, ze bogata w sk艂adniki od偶ywcze. Rycerz zdo艂a艂 nape艂ni膰 tylko dwie sakwy przytroczone do siod艂a. Ale to wystarczy艂o, by pokry膰 niewielk膮 grz膮dk臋.
Wkr贸tce potem Sid z dwiema sakwami nowej gleby wyszuka艂 spokojne miejsce w lesie, daleko od ludzkich osiedli. Miejsce to wygl膮da艂o obiecuj膮co. Sid powyrywa艂 wszystkie chwasty. Potem rozkopa艂 star膮, ziemi臋, nigdy nie zmienian膮, pierwotn膮 ziemi臋, i usun膮艂 j膮. I wreszcie wysypa艂 偶yzn膮, now膮 ziemi臋.
Kiedy sko艅czy艂, po艂o偶y艂 si臋 spa膰. Przywi贸z艂 tylko tyle ziemi, 偶eby pokry膰 niewielki kawa艂ek gruntu. Czy to ty艂o wybrane miejsce, miejsce, gdzie wyro艣nie Czarodziejska Koniczyna? Patrz膮c realistycznie, wydawa艂o si臋 niemo偶liwe, 偶eby mia艂 a偶 takie szcz臋艣cie. Zaledwie par臋 st贸p z milion贸w akr贸w to jak jedna szansa na sto miliard贸w. Niemniej zrobi艂 wa偶n膮 rzecz: zrobi艂 co艣 innego, czego jeszcze nigdy nie robiono w lesie. Je艣li nigdy nie ros艂a tu koniczyna, je艣li nikt jej nie znalaz艂, to dlatego, 偶e wszyscy, kt贸rzy pr贸bowali, robili dok艂adnie to samo, co inni przed nimi. Jako prawdziwy rycerz Sid wiedzia艂, 偶e zrobienie czego艣 innego to pierwszy krok do sukcesu.
Wiedzia艂 jednak, 偶e jego szanse s膮 nik艂e: czy czterolistna Czarodziejska Koniczyna wyro艣nie akurat tutaj, w miejscu, kt贸re wybra艂 na rozsypanie 偶yznej gleby? Ale przynajmniej pozna艂 jeden pow贸d, kt贸ry wyja艣nia艂 brak koniczyny. A jutro dowie si臋 wi臋cej. Tego by艂 pewien.
Le偶膮c na ziemi, popatrzy艂 na gleb臋, kt贸r膮 w艂a艣nie rozsypa艂. Pomy艣la艂, 偶e Gnom m贸wi艂 swoj膮 prawd臋, a Merlin swoj膮. Te dwie prawdy pozornie sta艂y w sprzeczno艣ci ze sob膮, ale kiedy doda艂 nowej ziemi do starej, jego dzia艂anie sprawi艂o, 偶e sprzeczno艣膰 znikn臋艂a. To, 偶e dawniej nie ros艂a tutaj koniczyna, nie znaczy jeszcze, 偶e nie wyro艣nie w przysz艂o艣ci, odk膮d warunki glebowe si臋 zmieni艂y, pomy艣la艂.
Zasypiaj膮c, wyobra偶a艂 sobie koniczyn臋 kie艂kuj膮c膮 z nowej rozsypanej przez niego ziemi. Te marzenia pomog艂y mu zapomnie膰, jak ma艂o jest prawdopodobne, by przeznaczenie wybra艂o w艂a艣nie ten skrawek ziemi na miejsce dla Czarodziejskiej Koniczyny.
Zapad艂a noc. Pozosta艂y ju偶 tylko cztery ksi臋偶yce.
Trzeci sekret szcz臋艣cia
Je艣li teraz nie masz szcz臋艣cia, to mo偶e dlatego, 偶e dzia艂asz w istniej膮cych ju偶 warunkach. 呕eby mie膰 szcz臋艣cie, musisz stworzy膰 nowe warunki.
Pani Jeziora
Czwarty poranek by艂 ch艂odniejszy ni偶 zwykle. 艢piew szczyg艂贸w, kos贸w i drozd贸w wreszcie zag艂uszy艂 granie 艣wierszczy.
Nott dosiad艂 konia po 艣niadaniu z艂o偶onym z jag贸d i dzikich truskawek. Nie by艂 w optymistycznym nastroju. To, co us艂ysza艂, powa偶nie go zmartwi艂o. Gnom powiedzia艂 dos艂ownie: „w tym lesie
nie ro艣nie koniczyna”. Doda艂 te偶, 偶e jeszcze nigdy 偶adna koniczyna nie wyros艂a w ca艂ym Zakl臋tym Lesie. A Gnom wie, co m贸wi.
Rycerz jednak wci膮偶 podejrzewa艂, 偶e Gnom k艂ama艂. Powtarza艂 sobie, 偶e nie powiedziano mu prawdy. Nawet je艣li takie my艣lenie do niczego nie prowadzi艂o, przynajmniej go uspokaja艂o. Postanowi艂 po艣wi臋ci膰 dzie艅 na szukanie kogo艣, kto zaprzeczy s艂owom Gnoma. Wtedy szcz臋艣cie do niego powr贸ci.
Po pi臋ciu godzinach jazdy rycerz Nott us艂ysza艂 w pobli偶u szmer strumienia. By艂 spragniony i s膮dzi艂, 偶e jego ko艅 te偶 jest spragniony, pojecha艂 wi臋c za tym d藕wi臋kiem, a偶 dotar艂 na brzeg wielkiego jeziora.
Jezioro by艂o bardzo pi臋kne. Ros艂o tam mn贸stwo wodnych lilii o bia艂ych i czerwonych kwiatach. Rycerz napi艂 si臋 i usiad艂 na brzegu, ko艅 te偶 pi艂 艂apczywie. Nagle poderwa艂 si臋, s艂ysz膮c g艂os za plecami:
— Kim jeste艣?
By艂 to g艂os kobiecy, s艂odki, lecz g艂臋boki; mi臋kki, lecz mocny; uwodzicielski, lecz stanowczy. Nale偶a艂 do Pani Jeziora.
Pani Jeziora by艂a doskonale pi臋kn膮 kobiet膮, o ciele ukszta艂towanym przez wod臋. Jej posta膰 wy艂ania艂a si臋 z w贸d jeziora.
Nott s艂ysza艂 o niej. Szybko zrozumia艂, 偶e mo偶e dowiedzie膰 si臋 od niej czego艣 o swojej beznadziejnej misji.
— Jestem Nott, rycerz w czarnej opo艅czy.
— Co robisz nad moim jeziorem razem ze swoim czarnym koniem? Ju偶 si臋 napi艂e艣. Czego jeszcze chcesz? Budzisz moje wodne lilie. To pora ich snu. Moje wodne lilie 艣pi膮 w dzie艅 i 艣piewaj膮 w nocy. Je艣li je obudzisz, nie za艣piewaj膮 tej nocy. Noc膮 ich 艣piew wch艂ania wod臋 z jeziora. Je艣li wodne lilie nie 艣piewaj膮, woda w jeziorze nie paruje, a je艣li woda nie paruje, jezioro si臋 przeleje, a je艣li jezioro wywo艂a pow贸d藕, wiele ro艣lin, kwiat贸w i drzew zatonie i umrze. Wi臋c zamilcz i odejd藕 po cichu! Nie bud藕 moich lilii wodnych.
— Czekaj, czekaj — przerwa艂 jej rycerz. — Nie interesuj膮 mnie twoje k艂opoty. Zaraz odejd臋. Chc臋 tylko o co艣 zapyta膰. Ty, Pani Jeziora, ty, kt贸ra rozprowadzasz wod臋 w ca艂ym Zakl臋tym Lesie, ty, kt贸ra nawadniasz wszystkie zak膮tki lasu, powiedz mi: gdzie w tym lesie ro艣nie koniczyna?
Pani wybuchn臋艂a 艣miechem. 艢mia艂a si臋 drwi膮co, lecz tak偶e rado艣nie. G艂o艣no, lecz dyskretnie. Wysokim, lecz i g艂臋bokim g艂osem. Kiedy sko艅czy艂a si臋 艣mia膰, przybra艂a powa偶n膮 min臋 i powiedzia艂a:
— W tym lesie nie ro艣nie koniczyna. Nie widzisz, 偶e woda, kt贸r膮 rozprowadzam, dociera do ca艂ego lasu poprzez filtracj臋? Moja woda nie p艂ynie rzekami ani strumieniami, tylko przes膮cza si臋 przez brzegi jeziora do wszystkich zak膮tk贸w Zakl臋tego Lasu. Widzia艂e艣 gdzie艣 w lesie ka艂u偶e? Koniczyna potrzebuje du偶o wody. Potrzebuje strumienia, kt贸ry ci膮gle dostarcza jej wody. Nigdzie w tym lesie nie znajdziesz koniczyny.
Pani Jeziora znik艂a w wodzie. Zdumiewaj膮ce. Wodny opar, kt贸ry nadawa艂 jej ludzk膮 posta膰, rozp艂yn膮艂 si臋 i spad艂 na powierzchni臋 jako tysi膮ce kropel wody.
Nott prawie nie zwr贸ci艂 uwagi na cudowne zjawisko, kt贸rego by艂 艣wiadkiem. Zm臋czy艂o go ci膮g艂e wys艂uchiwanie tej samej historii. Co si臋 dzieje? Chyba szcz臋艣cie opu艣ci艂o go na dobre. Ogarn膮艂 go wielki strach, jeszcze wi臋kszy ni偶 po rozmowie z Gnomem.
— Musz臋 znale藕膰 kogo艣, kto mi powie co艣 innego. Musz臋 znale藕膰 kogo艣, kto mi powie, 偶e szcz臋艣cie, czyli Czarodziejska Koniczyna, mo偶e wyrosn膮膰 w Zakl臋tym Lesie — powtarza艂 sobie.
Zacz膮艂 nienawidzi膰 szcz臋艣cia. Okropno艣膰. Najbardziej po偶膮dana rzecz na 艣wiecie, a najbardziej niedost臋pna. Nie m贸g艂 ju偶 znie艣膰 tego uczucia. Czekanie na szcz臋艣cie doprowadza艂o go do rozpaczy, ale nie m贸g艂 zrobi膰 nic innego. No bo c贸偶 jeszcze m贸g艂 zrobi膰?
Tak wi臋c Nott dosiad艂 konia i przez reszt臋 dnia b艂膮ka艂 si臋 po Zakl臋tym Lesie w nadziei, 偶e mu si臋 poszcz臋艣ci i przypadkiem znajdzie czterolistn膮 Czarodziejsk膮 Koniczyn臋.
Tego dnia rycerz Sid zbudzi艂 si臋 nieco p贸藕niej ni偶 poprzedniego. D艂ugo w nocy przygotowywa艂
now膮, 偶yzn膮 gleb臋, wi臋c postanowi艂 pospa膰 jeszcze godzink臋.
Rozmy艣la艂 o zadaniach czekaj膮cych go w dzisiejszym dniu, dziel膮c si臋 jab艂kiem ze swoim bia艂ym koniem.
— Mam ju偶 ziemi臋 — powiedzia艂 sobie. - Teraz musz臋 wiedzie膰, ile wody potrzebuj臋. Szanse, 偶e trafnie wybra艂em miejsce, s膮 bardzo ma艂e. Wiem o tym. Ale je艣li mi si臋 poszcz臋艣ci艂o i to jest w艂a艣ciwe miejsce... to musz臋 dopilnowa膰, 偶eby gleba otrzyma艂a odpowiedni膮 ilo艣膰 wody.
Nie namy艣la艂 si臋 d艂ugo. Ka偶dy rycerz wiedzia艂, 偶e najlepsza woda w Zakl臋tym Lesie nale偶y niew膮tpliwie do Pani Jeziora.
Sporo czasu min臋艂o, zanim znalaz艂 jezioro. Musia艂 pyta膰 o drog臋 najpaskudniejsze, najbardziej nie偶yczliwe stworzenia, jakie spotka艂 g艂臋boko w lesie.
Dotar艂 do jeziora zaledwie par臋 minut po odej艣ciu Notta. Podszed艂 do brzegu bardzo, bardzo powoli. Stara艂 si臋 nie ha艂asowa膰, ale przypadkiem nadepn膮艂 na czerwono-偶贸艂tego 艣limaka, kt贸ry trzasn膮艂 pod stop膮. Pani Jeziora natychmiast wy艂oni艂a si臋 z wody. Znowu zacz臋艂a narzeka膰:
— Co robisz nad moi jeziorem razem ze swoim bia艂ym koniem? Czego chcesz? Budzisz moje wodne lilie. To pora ich snu. Moje wodne lilie 艣pi膮 w dzie艅 i 艣piewaj膮 w nocy. Je艣li je obudzisz, nie za艣piewaj膮 tej nocy. Noc膮 ich 艣piew wch艂ania wod臋 z jeziora. Je艣li wodne lilie nie 艣piewaj膮, woda w jeziorze nie paruje, a je艣li woda nie paruje, jezioro si臋 przeleje, a je艣li jezioro wywo艂a pow贸d藕, wiele ro艣lin, kwiat贸w i drzew zatonie i umrze. Wi臋c zamilcz i odejd藕 po cichu! Nie bud藕 moich lilii wodnych!
Sid by艂 g艂臋boko poruszony. Nie tylko cudownym pojawieniem si臋 tej istoty, ale r贸wnie偶 problemem, kt贸ry mu przedstawi艂a Pani Jeziora. Sid musi nabra膰 wody, 偶eby podla膰 wybrany kawa艂ek ziemi, ale obudzi wodne lilie, je艣li przez ca艂y dzie艅 b臋dzie nosi艂 wod臋 z jeziora.
Sprawy si臋 komplikowa艂y. Nigdzie indziej w Zakl臋tym Lesie nie by艂o wody. No dobrze, co mo偶na poradzi膰? W ka偶dym razie zrobi艂, co m贸g艂. Skoro nie mia艂 nic do roboty przez reszt臋 dnia, zainteresowa艂 si臋 problemem Pani Jeziora. Mo偶e zdo艂a jej pom贸c?
— Dlaczego woda nie wyp艂ywa z jeziora? Wszystkie jeziora maj膮 odp艂ywy.
— Poniewa偶... poniewa偶... — Po raz pierwszy g艂os Pani Jeziora nie wyra偶a艂 偶adnych pretensji, tylko smutek. W jej g艂osie brzmia艂 b贸l. — Poniewa偶 — ci膮gn臋艂a — moje jezioro nie ma ci膮g艂o艣ci. 呕adna rzeka ze mnie nie wyp艂ywa. Wody tylko do mnie wpadaj膮. Otrzymuj臋 wod臋, ale nie wypuszczam 偶adnych strumieni. Dlatego zawsze musz臋 pilnowa膰, 偶eby wodne lilie spa艂y w dzie艅 i 艣piewa艂y w nocy. Nie sypiam w dzie艅, 偶eby czuwa膰 nad ich snem, a w nocy ich 艣piew nie pozwala mi zasn膮膰. Jestem niewolnic膮 mojej wody. Prosz臋, odejd藕 i nie bud藕 moich lilii wodnych.
Sid zrozumia艂, 偶e w jeziorze brakuje w艂a艣nie tego, czego potrzebowa艂: strumienia.
— Mog臋 ci pom贸c — oznajmi艂. — Ale powiedz mi, czy wiesz, ile wody potrzebuje koniczyna?
Pani Jeziora odpowiedzia艂a:
— Potrzebuje mn贸stwo wody, sta艂ego dop艂ywu wody, najlepiej ze strumienia. Gleba, w kt贸rej ro艣nie koniczyna, musi by膰 przesi膮kni臋ta wod膮.
— W takim razie, tak, mog臋 ci pom贸c, a ty mo偶esz pom贸c mnie!
— Cicho! Nie wrzeszcz tak, ju偶 zbudzi艂e艣 jedn膮 wodn膮 lili臋. Powiedz mi, jak.
— Je艣li pozwolisz mi wykopa膰 r贸w prowadz膮cy z jeziora, powstanie strumie艅 i woda ju偶 nie b臋dzie si臋 w tobie zbiera膰. Nie narobi臋 ha艂asu. Po prostu wykopi臋 r贸w w ziemi i woda wyp艂ynie z jeziora. W ten spos贸b nie b臋dziesz si臋 wi臋cej musia艂a martwi膰 o swoje wodne lilie. B臋dziesz mog艂a spa膰, kiedy zechcesz.
Pani Jeziora namy艣la艂a si臋 przez chwil臋. W ko艅cu si臋 zgodzi艂a.
— Dobrze. Ale nie ha艂asuj.
I natychmiast znik艂a, ku zdumieniu Sida.
Sid nie traci艂 czasu. Pos艂u偶y艂 si臋 swoim mieczem jak motyk膮, przywi膮zawszy go do ko艅skiego grzbietu. Pojecha艂 z powrotem na wybrane miejsce. Podczas jazdy miecz 偶艂obi艂 w ziemi g艂臋bok膮 bruzd臋, a woda p艂yn臋艂a za nim, uwalniaj膮c jezioro od ci臋偶kiego 艂adunku. Woda dotar艂a do nowej, 偶yznej gleby. Sid osi膮gn膮艂 sukces: uda艂o mu si臋 nawodni膰 swoj膮 ma艂膮 grz膮dk臋 za pomoc膮 strumienia, kt贸ry przedtem nie istnia艂.
Zasn膮艂 obok nowego miejsca, kt贸re stworzy艂. My艣la艂 o tym, co si臋 w艂a艣nie sta艂o, i przypomnia艂 sobie, co mu zawsze powtarza艂 mentor: 偶ycie oddaje ci z powrotem to, co dajesz innym. Problemy innych ludzi cz臋sto przyczyniaj膮 si臋 do rozwi膮zania twoich w艂asnych. Je艣li si臋 dzielisz z innymi, zawsze dostajesz wi臋cej. I w艂a艣nie tak si臋 sta艂o: chcia艂 ju偶 zrezygnowa膰 z wody, 偶eby nie budzi膰 wodnych lilii, ale kiedy pr贸bkowa艂 zrozumie膰 problem Pani Jeziora, u艣wiadomi艂 sobie, 偶e oboje potrzebuj膮 tego samego.
Co dziwne, Sid jako艣 mniej si臋 martwi艂, czy wybrane przez niego miejsce jest tym, gdzie wyro艣nie Czarodziejska Koniczyna. Mo偶e troch臋 g艂upio wk艂ada膰 tyle wysi艂ku i troszczy膰 si臋 o potrzeby koniczyny, kt贸ra pewnie wcale nie wyro艣nie w tym miejscu. Ale nie o to chodzi艂o. 艢wiadomo艣膰, 偶e robi to, co powinien, sprawi艂a, 偶e ju偶 nie mia艂o takiego znaczenia, czy wybra艂 w艂a艣ciwe miejsce. Dlaczego? Nie wiedzia艂. Prawdopodobnie s艂usznie post膮pi艂, 偶e podla艂 now膮 ziemi臋. Robi艂 to, co powinien. I dzi臋ki temu czu艂 si臋 lepiej, nawet lepiej, ni偶 gdyby wiedzia艂, czy wybra艂 w艂a艣ciwe miejsce.
Owszem, zdawa艂 sobie spraw臋, jak ma艂o jest prawdopodobne, 偶e akurat w tym miejscu, gdzie rozsypa艂 now膮 ziemi臋 i podla艂 j膮 obficie, wyro艣nie czterolistna Czarodziejska Koniczyna. Ale
mia艂 ju偶 dwa powody, dlaczego koniczyna nigdy nie ros艂a w tym lesie. A nast臋pnego dnia dowie si臋 wi臋cej. By艂 tego pewien.
Z艂o偶ywszy g艂ow臋 na ziemi i pr贸buj膮c zasn膮膰, Sid patrzy艂 na swoj膮 now膮 gleb臋, nawodnion膮 przez strumie艅. Po raz kolejny wyobrazi艂 sobie Czarodziejsk膮 Koniczyn臋, jak kie艂kuje i ro艣nie. Poczu艂 si臋 szcz臋艣liwy.
Nadesz艂a noc. Pozosta艂y tylko trzy ksi臋偶yce.
Czwarty sekret szcz臋艣cia
Stwarzanie nowych warunk贸w dla szcz臋艣cia nie oznacza szukania tylko w艂asnej korzy艣ci.
艁atwiej stworzy膰 nowe warunki, pomagaj膮c innym.
Sekwoja, Kr贸lowa Drzew
Nast臋pnego ranka Nott, rycerz w czarnej opo艅czy, zbudzi艂 si臋 ca艂kiem zniech臋cony. Wed艂ug informacji dostarczonych przez Gnoma i Pani膮 Jeziora, po prostu traci艂 czas. Czy warto to ci膮gn膮膰? Zastanawia艂 si臋, czy nie zrezygnowa膰. Jednak podr贸偶 do Zakl臋tego Lasu trwa艂a d艂ugo i skoro ju偶 tu przyjecha艂, postanowi艂 zosta膰 do ko艅ca.
Nott nie wiedzia艂 jednak, co robi膰. Z kim jeszcze m贸g艂 porozmawia膰? Jecha艂 przez las na koniu, nie wiadomo dok膮d. Spotyka艂 rozmaite dziwaczne stwory, nawet takie, kt贸re nale偶a艂y do gatunk贸w rzadkich w Zakl臋tym Lesie. Ale nie znalaz艂 偶adnej koniczyny.
Jad膮c, nie odrywa艂 oczu od ziemi. Wypatrywa艂 艣lad贸w wskazuj膮cych miejsca, gdzie wyro艣nie czterolistna Czarodziejska Koniczyna. Nagle przypomnia艂 sobie, 偶e nie rozmawia艂 z Sekwoj膮, pierwsz膮 mieszkank膮 Zakl臋tego Lasu. Ona powinna co艣 wiedzie膰.
Dojecha艂 do samego 艣rodka lasu. Sekwoja, jako pierwsze drzewo narodzone w Zakl臋tym Lesie, sta艂a w samym jego 艣rodku. Nott zsiad艂 z konia i podszed艂 do niej. Wiedzia艂, 偶e w Zakl臋ty Lesie wszystkie 偶ywe stworzenia, i nawet wiele nieo偶ywionych przedmiot贸w, potrafi膮 m贸wi膰. Wi臋c 隆wr贸ci艂 si臋 do Sekwoi:
— Sekwojo, Kr贸lowo Drzew, czy umiesz m贸wi膰? Nie otrzyma艂 odpowiedzi. Spr贸bowa艂 raz jeszcze:
— Sekwojo, Kr贸lowo Drzew, m贸wi臋 do ciebie, prosz臋, odpowiedz. Nie wiesz, kim jestem? Jestem rycerz Nott.
Sekwoja poruszy艂a pniem i odpowiedzia艂a:
— Ju偶 wiem, kim jeste艣. Przecie偶 znam wszystkie drzewa w tym lesie. Poprzez li艣cie wszystkie, ale to wszystkie drzewa w tym lesie maj膮 ze sob膮 fizyczny kontakt. Informacje podr贸偶uj膮 szybko przez nasze ga艂臋zie. Zadaj mi pytanie, je艣li ju偶 musisz, ale potem odejd藕. Jestem zm臋czona. Mam ponad pi臋膰dziesi膮t tysi臋cy lat. Rozmowa mnie m臋czy.
— B臋d臋 si臋 streszcza艂 — zapewni艂 Nott. — Powiedziano mi, 偶e za trzy ksi臋偶yce od dzisiaj w Zakl臋tym Lesie wyro艣nie czterolistna Czarodziejska Koniczyna, przynosz膮ca nieograniczone szcz臋艣cie. Ale i Gnom, i Pani Jeziora powiedzieli, 偶e w Zakl臋tym Lesie nigdy nie ros艂a koniczyna. Ty mieszkasz w tym lesie od samego pocz膮tku. Wiesz o wszystkim, co tu si臋 dzieje, bo rozmawia艂a艣 i nadal rozmawiasz ze wszystkimi drzewami w lesie. Moje pytanie jest bardzo proste: czy to prawda, 偶e w tym lesie nigdy nie ros艂a koniczyna?
Sekwoja nie spieszy艂a si臋. Przegl膮da艂a swoje wspomnienia z pi臋膰dziesi臋ciu tysi臋cy 艂at, odtwarza艂a ka偶dy rok swojego 偶ycia, zapisanego w pi臋膰dziesi臋ciu
tysi膮cach s艂oj贸w szerokiego pnia. To wymaga艂o czasu. Minuty mija艂y i rycerz Nott si臋 zniecierpliwi艂.
— No, odpowiedz mi. Spiesz臋 si臋 — ponagli艂.
— My艣l臋. Pr贸buj臋 sobie przypomnie膰. Jeste艣 niecierpliwy jak wi臋kszo艣膰 ludzi. Powiniene艣 by膰 jak drzewa, pe艂en cierpliwo艣ci.
Up艂yn臋艂o pi臋膰 minut. Rycerz Nott straci艂 cierpliwo艣膰 i odwr贸ci艂 si臋 s膮dz膮c, 偶e Sekwoja nie chce odpowiedzie膰. Ale zacz臋艂a m贸wi膰 akurat wtedy, kiedy dosiada艂 konia. Niczym bibliotekarka, kt贸ra przejrza艂a pi臋膰dziesi膮t tysi臋cy fiszek w swojej bibliotece, szukaj膮c okre艣lonej ksi膮偶ki, Sekwoja odpowiedzia艂a, kiedy sko艅czy艂a przeszukiwanie:
— To prawda. Koniczyna ni gdy nie ros艂a w Zakl臋tym Lesie. Zw艂aszcza czterolistna Czarodziejska Koniczyna. Nigdy przez pi臋膰dziesi膮t tysi臋cy lat. Nigdy.
Rozpacz ogarn臋艂a Notta. Merlin pewnie mia艂 z艂e informacje. Albo jeszcze gorzej... do jego uszy zacz臋艂o si臋 wkrada膰 podejrzenie, 偶e Merlin go oszuka艂.
Nott czu艂 si臋 przygn臋biony. Ju偶 trzeci mieszaniec powiedzia艂, 偶e mu si臋 nie uda. Tak go przyt艂oczy艂a ta rzeczywisto艣膰, 偶e nie potrafi艂 si臋gn膮膰 wzrokiem dalej. Z pewno艣ci膮 wypytywanie innych o to, co ju偶 wiemy, nie daje niczego, jedynie potwierdzenie dowod贸w. Ka偶dy, kto jak Nott obsesyjnie pragnie wiedzie膰, czy w tym lesie ro艣nie, czy nie ro艣nie koniczyna, nie potrafi my艣le膰 o niczym innym. Nie zdaje sobie sprawy, 偶e powinien co艣 zrobi膰. Tak wi臋c Nott by艂 nieszcz臋艣liwy.
Rycerz Sid zbudzi艂 si臋 tego ranka bardziej zadowolony ni偶 wczoraj. Rozmy艣la艂 o wszystkim, co osi膮gn膮艂: nowa gleba i mn贸stwo wody. Je艣li to jest miejsce, gdzie wyro艣nie Czarodziejska Koniczyna, musia艂 teraz wiedzie膰, ile potrzebuje s艂o艅ca i cienia.
Sid by艂 rycerzem, nie ogrodnikiem, wi臋c powinien si臋 poradzi膰 m膮drej osoby, kt贸ra zna si臋 na ro艣linach i drzewach. Rycerz zacz膮艂 si臋 zastanawia膰, do kogo m贸g艂by zwr贸ci膰 si臋 w tej sprawie. Nagle ol艣ni艂o go:
— Oczywi艣cie! To jest to! Sekwoja. Najm膮drzejsze drzewo w lesie. Ona b臋dzie wiedzia艂a, ile s艂o艅ca potrzebuje koniczyna!
Pojecha艂 na koniu do 艣rodka Zakl臋tego Lasu. Zsiad艂 z konia i podszed艂 do drzewa, tak jak Nott przed chwil膮.
— Szacowna Sekwojo, Kr贸lowo Drzew, czy porozmawiasz ze mn膮?
I on nie us艂ysza艂 odpowiedzi. Rycerz Sid nalega艂:
— Czcigodna i s臋dziwa Sekwojo, Kr贸lowo Drzew, je艣li nie jeste艣 zbyt zm臋czona, chcia艂bym ci臋 o co艣 zapyta膰. Je艣li nie mo偶esz teraz rozmawia膰, wr贸c臋 p贸藕niej.
Sekwoja rzeczywi艣cie postanowi艂a nie odzywa膰 si臋 do nast臋pnego aroganckiego rycerza, kt贸ry przyjdzie zadawa膰 jej impertynenckie pytania, ale zobaczy艂a, 偶e Sid nie jest niecierpliwy ani arogancki, s膮dz膮c po jego uprzejmych s艂owach i pe艂nej szacunku postawie — kl臋cza艂 przed ni膮 z pochylon膮 g艂ow膮. Kiedy chcia艂 ju偶 odej艣膰, odezwa艂a si臋 do niego:
— Istotnie, jestem zm臋czona. Ale powiedz, o co chcesz zapyta膰?
— Dzi臋kuj臋, 偶e do mnie przem贸wi艂a艣, Kr贸lowo Drzew. Moje pytanie jest bardzo proste: ile s艂o艅ca potrzebuje koniczyna, 偶eby wyrosn膮膰, je艣li ma ju偶 dobr膮 偶yzn膮 gleb臋 i dostateczn膮 ilo艣膰 wody?
— Hmmm — zamy艣li艂a si臋 Sekwoja. Ale tym razem nie potrzebowa艂a du偶o czasu, bo doskonale zna艂a odpowied藕. - Potrzebuje i s艂o艅ca, i cienia. Ale nie znajdziesz takiego miejsca w lesie. Tutaj wsz臋dzie zalega cie艅, jak sam si臋 przekona艂e艣. Dlatego nigdy nie ros艂a tutaj koniczyna. Oto odpowied藕 na twoje pytanie. Teraz 偶egnaj i wszystkiego najlepszego.
Ale rycerz Sid nie da艂 si臋 艂atwo zniech臋ci膰.
— Czekaj, czekaj. Jeszcze jedno pytanie, b艂agam. Kr贸lowo Drzew, czy pozwolisz mi przyci膮膰 ga艂臋zie kilku twoich poddanych? Czy mam twoj膮 zgod臋?
Sekwoja odpowiedzia艂a:
— Nie potrzebujesz mojej zgody. Wystarczy, je艣li usuniesz martwe ga艂臋zie i suche li艣cie. Nikt ni nie zatroszczy艂 si臋, 偶eby utrzymywa膰 ten las w czysto艣ci i zdrowiu. Nikt nigdy nie przycina艂 naszych ga艂臋zi. Dlatego w tym lesie nie ma 艣wiat艂a. Mieszka艅cy tego lasu s膮 bardzo leniwi.
Zawsze odk艂adaj膮 wszystko „do jutra”. Je艣li troch臋 popracujesz, otrzymasz t臋 sam膮 ilo艣膰 s艂o艅ca i cienia pod ka偶dym drzewem. Musisz tylko pozby膰 si臋 zesch艂ych li艣ci i ga艂臋zi. Nie potrzebujesz mojego pozwolenia. Ka偶de drzewo si臋 ucieszy, je艣li zrobisz to dla niego.
— Dzi臋kuj臋 ci. Z ca艂ego serca — powiedzia艂 Sid.
Wsta艂, z szacunkiem wycofa艂 si臋 ty艂em i dosiad艂 konia.
Rycerz na bia艂ym koniu jecha艂 szybko, a偶 dotar艂 do miejsca, gdzie rozsypa艂 now膮 ziemi臋 i doprowadzi艂 wod臋. Robi艂o si臋 p贸藕no. A gdyby od艂o偶y艂 przycinanie ga艂臋zi na jutro? W艂a艣ciwie nic wi臋cej nie musia艂 robi膰: mia艂 ziemi臋, wod臋 i odpowiedni膮 ilo艣膰 艣wiat艂a.
M贸g艂 teraz odpocz膮膰 i po艣wi臋ci膰 nast臋pny dzie艅聽la聽przycinanie drzew. Ale przypomnia艂 sobie s艂owa Sekwoi. Ludzie zawsze odk艂adali robot臋 na nast臋pny dzie艅. I przypomnia艂 sobie r贸wnie偶 pewn膮 rad臋: „dzia艂aj teraz i nie odk艂adaj niczego na p贸藕niej”. Zdawa艂o si臋, 偶e nie mia艂 nic wi臋cej o roboty i m贸g艂 po艣wi臋ci膰 ostatni dzie艅 na przycinanie. Ale je艣li zrobi to od razu, zostanie mu dodatkowy dzie艅, a dodatkowy dzie艅 mo偶e si臋 przyda膰. Wykorzysta艂 wi臋c ostatnie godziny dziennego 艣wiat艂a, 偶eby oberwa膰 suche li艣cie i poprzycina膰 ga艂臋zie.
Wierny swoim zasadom, postanowi艂 dzia艂a膰 i nie odk艂ada膰 roboty na p贸藕niej.
Wspi膮艂 si臋 na wierzcho艂ek ka偶dego drzewa w wybranym miejscu. Nie wiedzia艂 dok艂adnie, gdzie padn膮 promienie s艂o艅ca, ale nie chcia艂 ryzykowa膰, wi臋c oczy艣ci艂 ponad tuzin ogromnych drzew, jedno po drugim.
Drzewa by艂y bardzo wysokie, a on musia艂 si臋 na nie wspina膰 tylko za pomoc膮 kawa艂ka liny. Musia艂 usun膮膰 martwe ga艂臋zie i li艣cie mieczem, poniewa偶 nie mia艂 odpowiednich narz臋dzi. Pracowa艂 przez ca艂膮 noc z takim po艣wi臋ceniem, jakby teraz liczy艂o si臋 tylko przycinanie drzew. Osi膮gn膮艂 doskona艂y rezultat.
Poczu艂 si臋 szcz臋艣liwy. Co dziwniejsze, wcale ju偶 si臋 nie martwi艂, czy w艂a艣nie w tym miejscu, gdzie rozsypa艂 偶yzn膮 ziemi臋, doprowadzi艂 wod臋 i oczy艣ci艂 ga艂臋zie drzew, wyro艣nie czterolistna Czarodziejska Koniczyna. Zna艂 teraz wszystkie wymagania koniczyny i wszystkie wype艂ni艂. Jak zamierza艂 sp臋dzi膰 ostatni dzie艅? Mo偶e co艣 jeszcze oka偶e si臋
niezb臋dne. Pracowa艂 przez ca艂膮. noc na wszelki wypadek.
Jeszcze raz Sid wyobrazi艂 sobie swoj膮 Czarodziejsk膮 Koniczyn臋. Tym razem zobaczy艂 j膮 mocno zakorzenion膮 w wilgotnej glebie ma艂ej grz膮dki, kt贸r膮 stworzy艂. Wyobrazi艂 sobie cztery listki w kszta艂cie serca, rozwarte, 偶eby przyj膮膰 promienie s艂o艅ca prze艣wiecaj膮ce przez ga艂臋zie ogromnych drzew rosn膮cych dooko艂a.
Nie umia艂 tego wyja艣ni膰, ale im wi臋cej wiedzia艂 o warunkach, kt贸rych wymaga艂a koniczyna, tym mniej si臋 martwi艂, czy wybra艂 w艂a艣ciwe miejsce, gdzie wyro艣nie czterolistna Czarodziejka Koniczyna.
Pozosta艂y tylko dwa ksi臋偶yce.
Pi膮ty sekret szcz臋艣cia
Je艣li stworzenie nowych warunk贸w od艂o偶ysz na p贸藕niej, szcz臋艣cie nie przyjdzie nigdy.
Tworzenie nowych warunk贸w to zazwyczaj ci臋偶ka praca, ale... zr贸b to od razu!
Kama,聽Matka Wszystkich Kamieni
Sz贸stego dnia smutny Nott w臋drowa艂 po Zakl臋tym Lesie. Oczywi艣cie nie spodziewa艂 si臋, 偶e znajdzie koniczyn臋, ale nie chcia艂 samotnie wraca膰 do zamku. Skoro mia艂 zrobi膰 z siebie g艂upca, wola艂 mie膰 Sida do towarzystwa.
Sz贸sty dzie艅 okaza艂 si臋 najnudniejszy z tych, kt贸re sp臋dzi艂 w lesie. Upolowa艂 sporo dziwnych
stworze艅 i napotka艂 kilka bardzo niezwyk艂ych ro艣lin, jakich nigdy przedtem nie widzia艂, ale poza tym nie zdarzy艂o si臋 nic godnego uwagi.
Najbardziej przygn臋bi艂o go to, czego si臋 dowiedzia艂, najgorsza mo偶liwa rzecz: przekona艂 si臋, 偶e nie mia艂 szcz臋艣cia w 偶yciu. W przeciwnym wypadku do tej pory ju偶 by znalaz艂 Czarodziejsk膮 Koniczyn臋. Oczywi艣cie je艣li Merlin go nie oszuka艂.
Ale je艣li Merlin go oszuka艂, dlaczego Nott nie wraca艂 do zamku? Na co jeszcze czeka艂?
Czeka艂, czyli zaufa艂 Merlinowi i nie traci艂 nadziei, 偶e szcz臋艣cie si臋 do niego u艣miechnie, ale w ko艅cu tylko udowodni艂, 偶e szcz臋艣cie mu nie sprzyja. Co zrobi艂 藕le? Dlaczego czu艂 si臋 taki nieszcz臋艣liwy?
— Zas艂uguj臋 na szcz臋艣cie. Dlaczego do mnie nie przysz艂o? — pyta艂 sam siebie.
W ten spos贸b rycerz na czarnym koniu i w czarnej opo艅czy sp臋dzi艂 reszt臋 dnia. Skoro nie mia艂 nic innego do roboty, postanowi艂 porozmawia膰 z Kam膮, Matk膮 Kamieni. Chcia艂 potwierdzi膰 jeszcze u jednej osoby to, co ju偶 wiedzia艂: 偶e koniczyna nie wyro艣nie w Zakl臋tym Lesie; 偶e nie mia艂 szcz臋艣cia.
Nic dziwnego, 偶e tak post膮pi艂, poniewa偶 to charakterystyczna cecha ludzi, kt贸rzy uwa偶aj膮, 偶e nie maj膮 szcz臋艣cia. Szukaj膮 innych, kt贸rzy potwierdz膮 ich punkt widzenia. Rola ofiary losu nie jest przyjemna, ale uwalnia cz艂owieka od odpowiedzialno艣ci za w艂asne niepowodzenia.
Kama sta艂a na szczycie G艂azu G艂az贸w. Niego艣cinna g贸ra sk艂ada艂a si臋 z samych kamieni, co utrudnia艂o wspinaczk臋. Ze szczytu Nott m贸g艂 zobaczy膰 prawie ca艂y Zakl臋ty Las. Mo偶e wypatrzy Sida i zapyta go, czy te偶 chcia艂by wraca膰 do domu?
Dotar艂 na szczyt i zobaczy艂 Kam臋, Matk臋 Kamieni, kt贸ra rozmawia艂a z ptakiem o dwunastu skrzyd艂ach. Jak tylko Nott si臋 pojawi艂, ptak odlecia艂, a Kama powiedzia艂a:
— Patrzcie tylko! Oto jeden z rycerzy, kt贸rzy w臋druj膮 po 艣wiecie w poszukiwaniu koniczyny. Przez ostatnie cztery ksi臋偶yce tylko o tobie m贸wiono w ca艂ym lesie. Czy znalaz艂e艣 Czarodziejsk膮 Koniczyn臋? — u艣miechn臋艂a si臋 szyderczo.
— Wiesz, 偶e nie — odpar艂 Nott, nie ukrywaj膮c gniewu. — Powiedz mi, Kamo, czy to prawda, 偶e w tym lesie nie ro艣nie i nigdy nie ros艂a czterolistna Czarodziejska Koniczyna? A mo偶e kryje si臋 tutaj, pomi臋dzy tymi kamieniami? Chocia偶 raczej w to w膮tpi臋.
Matka Kamieni nie mog艂a si臋 powstrzyma膰 od 艣miechu.
— Oczywi艣cie, 偶e nie! Jak koniczyna mo偶e rosn膮膰 na kamieniach? Widz臋, 偶e zaczynasz traci膰 zmys艂y po kilku dniach sp臋dzonych w Zakl臋tym Lesie. Musisz uwa偶a膰... je艣li zostaniesz tutaj zbyt d艂ugo, oszalejesz jak wi臋kszo艣膰 ludzi, kt贸rzy w臋drowali po tym lesie bez wytyczonego celu. Nie, tutaj nie ma koniczyny. Czterolistna Czarodziejska Koniczyna nie mo偶e rosn膮膰 na kamieniach.
Nott powoli zszed艂 z G艂azu G艂az贸w, 艣cigany grzmi膮cym 艣miechem Kamy.
Nie m贸g艂 nic zrobi膰. Wreszcie potwierdzi艂y si臋 jego obawy.
— Nie mam szcz臋艣cia — westchn膮艂. Potem przypomnia艂 sobie Sida i powesela艂. — Ten wariat te偶 nie znajdzie Czarodziejskiej Koniczyny, cho膰by 艂azi艂 po tym lesie do 艣mierci.
My艣l o pora偶ce Sida pocieszy艂a go i uspokoi艂a, a nawet podnios艂a na duchu.
— Je艣li ja nie dostan臋 Czarodziejskiej Koniczyny, on te偶 nie dostanie — powiedzia艂 z przekonaniem, g艂o艣no i wyra藕nie. Potem dosiad艂 konia i wyruszy艂 poszuka膰 miejsca na nocleg.
Sid za艣 zbudziwszy si臋 zobaczy艂, 偶e praca wykonana zesz艂ej nocy si臋 op艂aci艂a: widzia艂, jak promienie s艂o艅ca padaj膮 na 偶yzn膮 gleb臋, kt贸r膮 rozsypa艂 pierwszego dnia, i zauwa偶y艂 z wielk膮 satysfakcj膮, 偶e s艂o艅ce i cie艅 r贸wnomiernie pokrywaj膮 ka偶d膮 pi臋d藕 przygotowanej ziemi. By艂 dumny z siebie. Poczu艂 si臋 szcz臋艣liwy. Rozsypa艂 now膮 gleb臋, oczy艣ci艂 wierzcho艂ki drzew, 偶eby promienie s艂o艅ca dotar艂y do gruntu, nawodni艂 teren. Teraz pozostawa艂a tylko kwestia, czy wybra艂 w艂a艣ciwe miejsce, ale tym si臋 ju偶 nie martwi艂.
To by艂 ostatni dzie艅, wi臋c musia艂 m膮drze zdecydowa膰, jak go sp臋dzi. Skoro zrobi艂 wszystko, co uwa偶a艂 za potrzebne, powinien teraz sprawdzi膰, czy niczego nie pomin膮艂. Jak cz臋sto mawia艂, szklanka jest w po艂owie pe艂na. Teraz trzeba j膮 nape艂ni膰 do ko艅ca, na wypadek, gdyby wybra艂 w艂a艣ciwe miejsce, gdzie wyro艣nie Czarodziejska Koniczyna, zgodnie z przepowiedni膮 Merlina. Rozmy艣la艂 o tym zesz艂ej nocy: musia艂 si臋 dowiedzie膰, czy nie zabrak艂o czego艣 wa偶nego.
Gleba, woda, s艂o艅ce... czego jeszcze potrzeba?
Sz贸sty dzie艅 sp臋dzi艂 wi臋c, wypytuj膮c wszystkie stworzenia, jakie spotka艂 w lesie, czego jeszcze potrzebuje czterolistna koniczyna opr贸cz gleby, wody, s艂o艅ca i cienia. Ale nikt nie potrafi艂 mu powiedzie膰, czy potrzeba czego艣 jeszcze.
Dochodzi艂o po艂udnie i Sid nie wiedzia艂, kogo jeszcze ma zapyta膰. Potrzebowa艂 natchnienia, wi臋c postanowi艂 wdrapa膰 si臋 na najwy偶szy punkt w lesie, 偶eby stamt膮d zobaczy膰, czy co艣 jeszcze mo偶e si臋 przyda膰.
Wszyscy rycerze wiedzieli, 偶e najwy偶szy punkt w lesie to G艂az G艂az贸w, ale kiedy Sid stan膮艂 u st贸p g贸ry, zobaczy艂, 偶e jest bardzo wysoka. Zosta艂o tylko p贸艂 dnia, zanim up艂ynie termin
wyznaczony przez Merlina. Czy warto si臋 wspina膰 na t臋 g贸r臋? Nawet gdyby znalaz艂 tam natchnienie, zostanie mu niewiele czasu, 偶eby cokolwiek zrobi膰.
Postanowi艂 jednak podj膮膰 wspinaczk臋. Dlaczego? Po prostu pomy艣la艂 o wszystkim, co dot膮d zrobi艂. Przypomnia艂 sobie, ile wysi艂ku to wymaga艂o. Po tylu osi膮gni臋ciach nie mia艂o sensu zatrzymywa膰 si臋 przed ko艅cem drogi.
Wspina艂 si臋 na g贸r臋, oddychaj膮c 艣wie偶ym powietrzem. Na szczycie usiad艂 i zacz膮艂 si臋 rozgl膮da膰 w poszukiwaniu natchnienia. Ale nic nie znalaz艂.
Nagle zaskoczy艂 go jaki艣 g艂os. Dochodzi艂... spod niego! To by艂a Kama, Matka Kamieni.
— Przygniatasz mnie!
Sid poderwa艂 si臋 tak szybko, 偶e ma艂o si臋 nie przewr贸ci艂.
— Kamie艅, kt贸ry m贸wi? To nie do wiary!
— Nie jestem m贸wi膮cym kamieniem; jestem Kama, Matka Kamieni — poprawi艂a go wyra藕nie zirytowana Kama. — A ty pewnie jeste艣 tym drugim rycerzem, poszukuj膮cym... cha, cha, cha!... Czarodziejskiej Koniczyny.
— Naprawd臋 jeste艣 Matk膮 Kamieni? W takim razie... chyba niewiele wiesz o koniczynie, racja?
— Pewnie, 偶e niewiele wiem o koniczynie, ale troch臋 wiem — odpar艂a. — M贸wi艂am ju偶 tamtemu rycerzowi w czerni: czterolistna koniczyna nie wyro艣nie tam, gdzie s膮 kamienie.
— Powiedzia艂a艣: czterolistna koniczyna? — upewni艂 si臋 Sid.
— Tak, czterolistna.
— A koniczyna z trzema listkami?
— Tak, tr贸jlistna koniczyna mo偶e rosn膮膰 na kamienistej glebie. Ale czterolistna koniczyna ro艣nie s艂abiej w艣r贸d kamieni i dlatego wymaga gleby ca艂kowicie od nich wolnej, 偶eby nie hamowa艂y jej wzrostu.
Ta kwestia — por贸wnanie wymaga艅 koniczyny z trzema listkami i koniczyny z czterema listkami - nie mia艂aby znaczenia dla wielu os贸b, ale nie dla Sida. Zdawa艂 sobie spraw臋, 偶e naprawd臋 liczy si臋 znajomo艣膰 takich rzeczy, kt贸rych nie znaj膮 inni. Wiedzia艂, 偶e cz臋sto kluczowe elementy kryj膮 si臋 w drobnych szczeg贸艂ach. Na pytanie: „Co jest pozornie niezb臋dne, ale niezast膮pione?” nigdy nie ma oczywistej odpowiedzi.
— No jasne! Dlaczego wcze艣niej na to nie wpad艂em? Bardzo dzi臋kuj臋! Musz臋 ju偶 i艣膰, czas ucieka.
Sid pospiesznie zszed艂 z G艂azu G艂az贸w. P臋dem wr贸ci艂 na wybrane miejsce: nie usun膮艂 kamieni.
Kiedy tam dotar艂, zosta艂y mu jeszcze dwie godziny dziennego 艣wiat艂a. Powybiera艂 z ziemi wszystkie kamienie, jeden po drugim. Okaza艂o si臋, 偶e wybrane miejsce jest bardzo kamieniste.
Je艣li przypadkiem wybra艂 w艂a艣ciwe miejsce, Czarodziejska Koniczyna nie wyros艂aby tutaj z powodu kamieni.
Sid zrozumia艂, jakie to wa偶ne: wyobrazi膰 sobie szklank臋 pe艂n膮 w po艂owie, 偶eby si臋 skoncentrowa膰 na jej nape艂nieniu. To zawsze mu pomaga艂o uporz膮dkowa膰 my艣li. Zrozumia艂 te偶, 偶e cz臋sto wa偶ne informacje tkwi膮 w drobnych szczeg贸艂ach. Nawet kiedy wydaje si臋, 偶e wszystko zosta艂o zrobione, osoba wykazuj膮ca w艂a艣ciw膮 postaw臋 chce wiedzie膰, czy mo偶na zrobi膰 co艣 jeszcze, a wtedy zawsze znajdzie wskaz贸wk臋. I w艂a艣nie tak si臋 teraz sta艂o. Na szcz臋艣cie Sid nie odk艂ada艂 przycinania ga艂臋zi. Gdyby z tym zwleka艂, wcale by si臋 nie dowiedzia艂, 偶e trzeba usun膮膰 kamienie. 聽聽聽
Jeszcze raz po艂o偶y艂 si臋 spa膰 obok miejsca, kt贸re stworzy艂. I jeszcze raz wyobrazi艂 sobie pi臋kn膮 Czarodziejsk膮 Koniczyn臋 w ca艂ej swojej krasie, po艣rodku grz膮dki, kt贸r膮 dla niej stworzy艂, 偶yznej, nawodnionej, o艣wietlonej s艂o艅cem i wolnej od kamieni. Tej nocy wyobrazi艂 sobie r贸wnie偶, 偶e bierze j膮 do r臋ki. Poczu艂, jak g艂adka ro艣linka muska jego sk贸r臋, zobaczy艂 intensywnie zielony kolor pi臋knych, niedorozwini臋tych listk贸w. Poczu艂 nawet koj膮cy zapach chlorofilu, kt贸ry wydziela艂a Czarodziejska Koniczyna. Wizja by艂a tak realna, 偶e po raz pierwszy Sid nabra艂 pewno艣ci, 偶e w艂a艣nie w tym miejscu wyro艣nie. Widzia艂 j膮 tak wyra藕nie i szczeg贸艂owo. Poczu艂 si臋 bardzo szcz臋艣liwy.
W ka偶dym razie przekona si臋 o tym nast臋pnego dnia. Tego r贸wnie偶 by艂 pewien.
Zapad艂a noc. Pozosta艂 tylko jeden ksi臋偶yc. Nadchodzi艂 dzie艅, kiedy czterolistna Czarodziejska Koniczyna, przynosz膮ca nieograniczone szcz臋艣cie, narodzi si臋 w Zakl臋tym Lesie.
Sz贸sty sekret szcz臋艣cia
Zdarza聽si臋, 偶e szcz臋艣cie nie sprzyja, nawet w pozornie odpowiednich warunkach.
Szukaj w drobnych szczeg贸艂ach czynnik贸w聽pozornie niepotrzebnych,聽lecz聽niezb臋dnych do stworzenia naprawd臋 odpowiednich warunk贸w.
Nott znajduje sekretne miejsce Sida
Ostatnia noc powinna up艂yn膮膰 spokojnie, ale nie tak si臋 sta艂o z obu rycerzami. Kiedy Nott szuka艂 miejsca na nocleg, poczu艂, 偶e jego ko艅 st膮pa po mi臋kkiej, 艣wie偶o podlanej ziemi, niezas艂oni臋tej ga艂臋ziami drzew, oczyszczonej z kamieni. Troch臋 dalej zobaczy艂 le偶膮cego Sida, kt贸rego ko艅 sta艂 przywi膮zany do drzewa.
— Sid!
Sid wsta艂. Jeszcze nie zasn膮艂.
— Nott! Jak ci idzie? Znalaz艂e艣 koniczyn臋? — pyta艂.
— Nie. No, w艂a艣ciwie nawet jej nie szuka艂em zez ostatnie trzy dni. Ju偶 pierwszego dnia gnom mi powiedzia艂, 偶e w ca艂ym lesie nie ro艣nie koniczyna, wi臋c przesta艂em szuka膰.
— W takim razie — zapyta艂 Sid — co tu robisz, u licha? Czemu nie wracasz do swojego zamku? Zanim Nott zd膮偶y艂 odpowiedzie膰, spostrzeg艂, 偶e Sid ma ubranie poplamione mchem porastaj膮cym pnie drzew i buty brudne po trzech dniach ci臋偶kiej pracy w Zakl臋tym Lesie.
— Co ci si臋 sta艂o?
— Od dnia, kiedy Gnom mi powiedzia艂, 偶e koniczyna nie ro艣nie w Zakl臋tym Lesie, stara艂em si臋 stworzy膰 takie miejsce, gdzie mog艂aby wyrosn膮膰. Popatrz! Mam now膮, mi臋kk膮 ziemi臋, sp贸jrz, jaka 偶yzna. Chod藕 ze mn膮! Poka偶臋 ci strumyk, kt贸ry przekopa艂em a偶 z jeziora, gdzie mieszka Pani... i patrz, patrz! — ci膮gn膮艂 Sid bardzo przej臋ty, 偶e mo偶e komu艣 pokaza膰, czego dokona艂. — To s膮 ga艂臋zie i kamienie, kt贸re usun膮艂em ledwie w dwa dni, bo nie wiem, czy si臋 orientujesz, 偶e...
Nott przerwa艂 mu.
— Czy艣 ty zwariowa艂? Po co harujesz jak w贸艂, 偶eby urz膮dzi膰 ten... ten ogr贸dek jak dla lalek, je艣li nie masz zielonego poj臋cia, gdzie wyro艣nie Czarodziejska Koniczyna? Nie wiesz, 偶e ten las jest milion razy wi臋kszy od twojej grz膮dki? Zg艂upia艂e艣 czy co? Nie rozumiesz, 偶e nie ma sensu robi膰 tego wszystkiego, dop贸ki kto艣 ci nie powie, gdzie trzeba to zrobi膰? Chyba oszala艂e艣! Zobaczymy si臋 w mie艣cie. Poszukam spokojnego miejsca na nocleg.
Nott znikn膮艂 w lesie. Sid odprowadza艂 go wzrokiem. Wstrz膮sn臋艂y nim s艂owa Notta. I pomy艣la艂 sobie: Merlin m贸wi艂, 偶e mo偶emy znale藕膰 Czarodziejsk膮 Koniczyn臋, ale nie m贸wi艂, 偶e NIC nie trzeba robi膰, by j膮 znale藕膰.
Si贸dmy sekret szcz臋艣cia
Tym, kt贸rzy wierz膮 tylko w fart, stwarzanie warunk贸w wydaje si臋 absurdem.
Ci, kt贸rzy stwarzaj膮 warunki, nie licz膮 na fart.
Czarownica i sowa odwiedzaj膮 Notta
Ostatnia noc powinna up艂yn膮膰 spokojnie... ale nie dla obu rycerzy... jak ju偶 powiedziano.
Nott spa艂 w najlepsze, czekaj膮c 艣witu, by wr贸ci膰 do swojego zamku. Nagle zbudzi艂 go ha艂as tak gwa艂towny, 偶e rycerz zerwa艂 si臋 na r贸wne nogi i w jednej chwili doby艂 miecza.
— Huu, huuu — pohukiwa艂a sowa Morgany.
Czarownica sta艂a obok rycerza w blasku dogasaj膮cego ogniska, kt贸re wcze艣niej rozpali艂.
— Kim jeste艣? Czego chcesz? Strze偶 si臋, m贸j miecz jest ostry!
— Od艂贸偶 miecz. Przysz艂am tutaj, 偶eby ubi膰 z tob膮 interes, rycerzu na czarnym koniu i w czarnej opo艅czy.
— Interes? Jaki interes chcesz ubi膰? Nie zadaj臋 si臋 z czarownicami, zw艂aszcza z tob膮: masz okropn膮 reputacj臋.
— Na pewno? Chodzi o... czterolistn膮 koniczyn臋 - wyja艣ni艂a cicho czarownica Morgana.
Wyszczerzy艂a czarne z臋by, zatar艂a szponiaste d艂onie i zmarszczy艂a ostry haczykowaty nos, pr贸buj膮c si臋 mi艂o u艣miechn膮膰. Nott od艂o偶y艂 miecz i podszed艂 do niej.
— Porozmawiajmy. Co wiesz?
— Wiem, gdzie wyro艣nie czterolistna Czarodziejska Koniczyna.
— Dalej! Nie tra膰 czasu! Powiedz mi — za偶膮da艂 niecierpliwie Nott.
— Powiem ci, je艣li najpierw obiecasz, 偶e wype艂nisz swoj膮 cz臋艣膰 umowy.
— A na czym ma polega膰 moja cz臋艣膰 umowy? — zapyta艂 niecierpliwie Nott.
— Chc臋, 偶eby艣 zabi艂 Merlina swoim mieczem, kiedy go spotkasz!
— Co? Dlaczego mam zabi膰 Merlina?
— Bo on ci臋 oszuka艂. On wie, tak jak ja, gdzie wyro艣nie Czarodziejska Koniczyna. Umowa jest prosta: powiem ci, gdzie znale藕膰 Czarodziejsk膮 Koniczyn臋, a ty zabijesz Merlina. Dla ciebie nieograniczone szcz臋艣cie, a dla mnie koniec problem贸w z czarami. Po 艣mierci Merlina ty zdob臋dziesz Czarodziejsk膮 Koniczyn臋, a ja pozb臋d臋 si臋 g艂贸wnego przeciwnika.
Nott czu艂 si臋 tak oszukany i rozczarowany, tak bardzo chcia艂 si臋 zem艣ci膰 na Merlinie, 偶e si臋 zgodzi艂. Nic dziwnego: kiedy kto艣 traci wiar臋 w mo偶liwo艣膰 stworzenia szcz臋艣cia, kupuje je od pierwszej napotkanej osoby. Ci, kt贸rzy spodziewaj膮 si臋 znale藕膰 szcz臋艣cie, zawsze wierz膮, 偶e znajd膮 je 艂atwo i bez wysi艂ku. I tak si臋 sta艂o z Nottem.
— Umowa stoi! Powiedz mi, gdzie wyro艣nie Czarodziejska Koniczyna.
— Nie zapominaj, 偶e da艂e艣 mi s艂owo. Czarodziejska Koniczyna wykie艂kuje jutro... w ogrodach kr贸lewskiego zamku. Nigdy nie wyro艣nie w tym lesie.
— Co?! — zawo艂a艂 Nott, nie wierz膮c w艂asnym uszom.
— Oczywi艣cie! Nie rozumiesz? Merlin pr贸bowa艂 oszuka膰 wszystkich rycerzy za pomoc膮 swojej strategii: da艂 im zadanie, 偶eby szukali koniczyny w Zakl臋tym Lesie. Wszyscy rycerze mieli tu przyjecha膰 i traci膰 czas. Przyjecha艂o tylko was dw贸ch. Merlin liczy艂, 偶e przyjedzie wi臋cej. Ale i tak uda艂o mu si臋 odwr贸ci膰 uwag臋 wszystkich od kr贸lewskiego ogrodu. Nikt nie spodziewa si臋 tam znale藕膰 Czarodziejskiej Koniczyny. On przyjdzie tam jutro, 偶eby j膮 zerwa膰. Musisz si臋 spieszy膰. Podr贸偶 zabra艂a ci dwa ksi臋偶yce, ale teraz masz tylko t臋 noc, 偶eby wr贸ci膰. Siod艂aj konia i p臋d藕 przez ca艂膮 noc, nawet je艣li tw贸j wierzchowiec padnie!
Nott by艂 w艣ciek艂y. W ko艅cu wszystko do siebie pasowa艂o. To wyja艣nia艂o, dlaczego ka偶dy mieszkaniec Zakl臋tego Lasu uwa偶a艂 go za g艂upca, marnuj膮cego czas na szukanie Czarodziejskiej Koniczyny, kt贸ra nigdy tutaj nie wyro艣nie.
Nott dosiad艂 konia i odjecha艂 galopem, kieruj膮c si臋 do kr贸lewskiego zamku.
脫smy sekret szcz臋艣cia
Nikt nie mo偶e sprzeda膰 szcz臋艣cia.
Szcz臋艣cia nie da si臋 kupi膰.
Nic ufaj tym, kt贸rzy twierdz膮, 偶e sprzedaj膮 szcz臋艣cie.
Czarownica i sowa odwiedzaj膮 Sida
Czarownica za艣mia艂a si臋 z艂o艣liwie i ruszy艂a na p贸艂noc, gdzie, jak wiedzia艂a, nocowa艂 Sid.
Sid spa艂 spokojnie. Tak spokojnie, 偶e sowa musia艂a zahuka膰 trzy razy, 偶eby go obudzi膰.
— Huuu, huuu, huuuu.
— Kto tam?! — zawo艂a艂 Sid.
Zerwa艂 si臋 na nogi i po艂o偶y艂 d艂o艅 na g艂owni miecza, got贸w w ka偶dej chwili go wyci膮gn膮膰.
— Nie l臋kaj si臋. Jestem czarownica Morgana. Sid pozosta艂 czujny.
— Czego chcesz ode mnie?
Czarownica by艂a z艂a. Pragn臋艂a dw贸ch rzeczy: po pierwsze chcia艂a, 偶eby Nott zabi艂 Merlina, po drugie chcia艂a nam贸wi膰 Sida, 偶eby st膮d odjecha艂, zdoby膰 dla siebie Czarodziejsk膮 Koniczyn臋, gdyby nast臋pnego dnia wyros艂a gdzie艣 w lesie. Morgana wymy艣li艂a kolejne k艂amstwo dla Sida.
— Jutro wyro艣nie Czarodziejska Koniczyna. Ale Merlin ci臋 ok艂ama艂. Ta koniczyna nie przynosi nieograniczonego szcz臋艣cia... ona przynosi nieszcz臋艣cie! Osobi艣cie rzuci艂am kl膮tw臋: „Ktokolwiek zerwie t臋 koniczyn臋, umrze po trzech dniach”. Ale je艣li nikt jej nie zerwie jutro przed zachodem s艂o艅ca, Merlin umrze tej samej nocy. Dlatego oszuka艂 ciebie i innych rycerzy. 呕eby mie膰 pewno艣膰, 偶e jeden z was umrze zamiast jego. Merlin chce, 偶eby kto艣 zerwa艂 koniczyn臋 jutro przed zachodem s艂o艅ca. Wracaj do swojego zamku; Nott ju偶 wr贸ci艂.
Czarownica by艂a bardzo przebieg艂a: nie zostawi艂a wyboru Sidowi, rycerzowi na bia艂ym koniu i w bia艂ej opo艅czy. Gdyby nast臋pnego dnia znalaz艂 Czarodziejsk膮 Koniczyn臋, nie wiedzia艂by, co robi膰. Je艣li j膮 zerwie, czeka go 艣mier膰. Ale je艣li Merlin nie k艂ama艂? Je艣li to naprawd臋 by艂a koniczyna szcz臋艣cia? Naj艂atwiejsze wyj艣cie to p贸j艣膰 w 艣lady Notta: odjecha膰 z lasu, nie rozwi膮zuj膮c dylematu. Sid my艣la艂 przez chwil臋, a potem powiedzia艂:
— Dobrze. W takim razie wyrusz臋 dzisiaj w nocy.
Czarownica u艣miechn臋艂a si臋.
— Ale pojad臋 do Merlina. Poprosz臋 go, 偶eby sam zerwa艂 Czarodziejsk膮 Koniczyn臋. Twoje zakl臋cie m贸wi, 偶e kto zerwie koniczyn臋, umrze po trzech dniach, ale je艣li Merlin j膮 zerwie, nie umrze. W ten spos贸b zakl臋cie zostanie prze艂amane, poniewa偶 osoba, kt贸ra umrze, je艣li nikt nie znajdzie koniczyny, i osoba, kt贸ra j膮 zerwie i nie umrze, to ta sama osoba, czyli Merlin. Wi臋c Merlin ocaleje i odda mi koniczyn臋. Sid przechytrzy艂 czarownic臋 Morgan臋, kt贸ra ju偶 si臋 nie u艣miecha艂a. Widz膮c, 偶e Sid nie wpad艂 w jej pu艂apk臋, odwr贸ci艂a si臋 z sow膮 na ramieniu, z艂apa艂a miot艂臋 i umkn臋艂a jak pies z podkulonym ogonem, wyrzekaj膮c g艂o艣no. Sid przemy艣la艂 t臋 rozmow臋. Wiedzia艂, 偶e Merlin nigdy nikogo nie oszuka艂. Jak Nott m贸g艂 uwierzy膰 w co艣 takiego? Jak w og贸le m贸g艂 uwierzy膰 czarownicy? Czy jako rycerz nie wiedzia艂, 偶e najwa偶niejsze to nie traci膰 wiary, kiedy cel jest bliski? Sid widywa艂 tak wielu rycerzy, kt贸rzy tracili nadziej臋 i rezygnowali, kiedy szcz臋艣cie zwleka艂o, 偶e zrozumia艂, jak wa偶ne jest zachowa膰 wiar臋 w s艂uszno艣膰 tego, co si臋 robi. Zanim po艂o偶y艂 si臋 spa膰, pomy艣la艂, 偶e nie wolno zmienia膰 w艂asnych cel贸w na cudze, innymi s艂owy, jego celu na cel czarownicy. Szcz臋艣cie zawsze u艣miecha艂o si臋 do niego, kiedy pozostawa艂 wierny w艂asnym celom, w艂asnym zadaniom i w艂asnej misji. Wreszcie przypomnia艂 sobie, co mu zawsze postarza艂 nauczyciel: „Nie ufaj nikomu, kto chce ci sprzeda膰 szcz臋艣cie”.
Dziewi膮ty sekret szcz臋艣cia
Kiedy ju偶 stworzy艂e艣 odpowiednie warunki, b膮d藕 cierpliwy, nie rezygnuj.
呕eby szcz臋艣cie przysz艂o, musisz wierzy膰, 偶e przyjdzie.
Wiatr,聽Pan Losu i Szcz臋艣cia
Nast臋pnego ranka Sid zbudzi艂 si臋 nieco niespokojny. Usiad艂 obok miejsca, kt贸re przygotowa艂, i czeka艂. Godziny mija艂y, ale nic si臋 nie dzia艂o.
Dzie艅 dobiega艂 ko艅ca, ale wci膮偶 nic si臋 nie wydarzy艂o. Sid powiedzia艂 sobie:
- No, w ka偶dym razie prze偶y艂em ciekawie te dni w Zakl臋tym Lesie. Zrobi艂em to, co uwa偶a艂em za s艂uszne i potrzebne. Tak, to bardzo ma艂o prawdopodobne, 偶e wybra艂em akurat to miejsce, gdzie wyro艣nie czterolistna Czarodziejska Koniczyna przynosz膮ca nieograniczone szcz臋艣cie.
Nagle jednak sta艂o si臋 co艣, czego nawet nie potrafi艂 sobie wyobrazi膰.
Wiatr, Pan Losu i Szcz臋艣cia, ten, kt贸ry kieruje przeznaczeniem, poruszy艂 li艣膰mi na drzewach. I wkr贸tce zacz臋艂y spada膰 ma艂e nasionka, kt贸re wygl膮da艂y jak drobniutkie ziarenka zielonego z艂ota. To by艂y nasionka czterolistnej koniczyny, a ka偶de nasionko by艂o... przysz艂膮 koniczyn膮 szcz臋艣cia! Sypa艂y si臋 na ziemi臋... nie jedno nasionko czterolistnej koniczyny, ale niesko艅czona ilo艣膰 nasion.
Co jednak najbardziej niezwyk艂e, nasiona spada艂y nie tylko w miejscu, gdzie sta艂 Sid, ale w ca艂ym Zakl臋tym Lesie, w absolutnie ka偶dym zak膮tku lasu.
I nie tylko na Zakl臋ty Las, ale na ca艂e kr贸lestwo: nasiona czterolistnej koniczyny spada艂y na g艂owy tych rycerzy, kt贸rzy nie przyj臋li zadania Merlina. Nasiona sypa艂y si臋 na wszystkie dziwaczne le艣ne stwory, na Gnoma, Sekwoj臋, Kam臋,
Pani膮 Jeziora... Spada艂y na Notta i Morgan臋. Nasiona czterolistnej koniczyny spada艂y WSZ臉DZIE!
Mieszka艅cy Zakl臋tego Lasu i mieszka艅cy kr贸lestwa nie zwracali na nie uwagi. Wiedzieli, 偶e raz do roku o tej porze z nieba leci ta dziwna zielonoz艂ota woda, bezu偶yteczna i irytuj膮ca. W istocie co roku to wydarzenie okropnie im przeszkadza艂o, bo lepki deszcze wszystko brudzi艂.
Pi臋膰 minut p贸藕niej usta艂 deszcz nasion czterolistnej koniczyny. Male艅kie zielonoz艂ote nasionka rozpu艣ci艂y si臋 jak krople, kiedy spad艂y na ziemi臋. Po prostu obumar艂y, jak nasiona zasiane na pustyni.
Miliony nasion, kt贸re spad艂y na Zakl臋ty Las, r贸wnie偶 nie wyda艂y plonu.
Wszystkie opr贸cz kilkuset, kt贸re spad艂y na kilka st贸p kwadratowych 偶yznej ziemi, gdzie mia艂y troch臋 cienia i troch臋 s艂o艅ca, obfito艣膰 wody i 偶adnych kamieni.
Te i tylko te nasiona w bardzo kr贸tkim czasie zmieni艂y si臋 w czterolistne koniczyny, setki Czarodziejskich Koniczynek, dostatecznie du偶o, 偶eby zapewni膰 szcz臋艣cie na ca艂y rok... a偶 do nast臋pnego deszczu. Innymi s艂owy, nieograniczone szcz臋艣cie. Sid trwa艂 w bezruchu patrz膮c na szcz臋艣cie, kt贸re stworzy艂. Ukl膮k艂 na znak wdzi臋czno艣ci i 艂zy pop艂yn臋艂y mu z oczu.
Kiedy poczu艂, 偶e wiatr cichnie, zapragn膮艂 go po偶egna膰 i podzi臋kowa膰 za przyniesienie nasion. Wi臋c zawo艂a艂 go:
— O wietrze, Panie Losu i Szcz臋艣cia, gdzie jeste艣? Chc臋 ci podzi臋kowa膰!
Wiatr odpowiedzia艂:
— Nie musisz mi dzi臋kowa膰. Co roku w ten sam dzie艅 rozsiewam nasiona czterolistnej koniczyny po ca艂ym Zakl臋tym Lesie i po wszystkich zak膮tkach zamieszkanego kr贸lestwa. Jestem Panem Losu i Szcz臋艣cia. Wbrew temu, w co wielu wierzy, nie rozdaj臋 szcz臋艣cia, pilnuj臋 tylko, 偶eby je r贸wno rozdziela膰. Czarodziejska Koniczyna wykie艂kowa艂a, poniewa偶 stworzy艂e艣 odpowiednie warunki. Ka偶dy, kto zrobi艂by to samo, r贸wnie偶 stworzy艂by szcz臋艣cie. Zrobi艂em tylko to, co zawsze. Szcz臋艣cie, kt贸re przynosz臋, zawsze jest dost臋pne. Ale prawie wszyscy my艣l膮, 偶e nie musz膮 nic robi膰, w tym problem.
M贸wi艂 te偶 dalej:
— Tak naprawd臋 nie mia艂o znaczenia, kt贸re miejsce wybra艂e艣. Wa偶ne, 偶e je przygotowa艂e艣. Szcz臋艣cie to suma mo偶liwo艣ci i przygotowa艅. Ale mo偶liwo艣ci... istniej膮 zawsze.
I tak si臋 naprawd臋 sta艂o.
Istotnie, czterolistne koniczynki wyros艂y tylko obok Sida, bo tylko on jeden w ca艂ym kr贸lestwie stworzy艂 warunki, 偶eby nie obumar艂y.
Wbrew temu, w co wierzy wi臋kszo艣膰 ludzi, szcz臋艣cie nie spotyka tycb niewielu, kt贸rzy nic nie robi膮.
Szcz臋艣cie mo偶e spotka膰 nas wszystkich, je艣li co艣 zrobimy.
A to „co艣” polega tylko na stworzeniu warunk贸w, 偶eby mo偶liwo艣ci — kt贸re otwieraj膮 si臋 przed ka偶dym z nas — nie obumar艂y jak nasiona czterolistnej koniczyny spadaj膮ce na ja艂owy grunt.
Wiatr odp艂yn膮艂 i Sid opu艣ci艂 Zakl臋ty Las.
Dziesi膮ty sekret szcz臋艣cia
Tworzenie szcz臋艣cia to przygotowanie warunk贸w dla mo偶liwo艣ci.
Ale mo偶liwo艣ci nie maj膮 nic wsp贸lnego z fartem czy szcz臋艣liwym trafem: mo偶liwo艣ci istniej膮 zawsze.
Mora艂 opowie艣ci
Tworzenie szcz臋艣cia to tylko... stwarzanie odpowiednich warunk贸w.
Ponowne spotkanie z Merlinem
Nott jecha艂 przez ca艂膮 noc si贸dmego ksi臋偶yca. Kiedy dotar艂 do zamku, l臋d藕wie czarnego konia broczy艂y krwi膮 od licznych uderze艅 batem i ostrogami, kt贸rych nie szcz臋dzi艂 mu je藕dziec, 偶eby dotrze膰 na czas do kr贸lewskich ogrod贸w i zerwa膰 Czarodziejsk膮 Koniczyn臋. Kiedy dotar艂 na miejsce, czarny ko艅 pad艂.
Nott wpad艂 przez zamkow膮 bram臋 i przeszed艂 jak burza przez komnaty, obalaj膮c wszystko na swojej drodze ciosami i kopniakami. Wymachiwa艂 mieczem, twarz mia艂 wykrzywion膮 z w艣ciek艂o艣ci, oczy nabieg艂e krwi膮.
— Merlinie! Merlinie! Gdzie jeste艣? Nie chowaj si臋, i tak ci臋 znajd臋!
Nott ruszy艂 tam, gdzie na pewno m贸g艂 znale藕膰 Merlina: do zielonego i bujnego zamkowego ogrodu.
Kiedy otworzy艂 szklane drzwi prowadz膮ce na dw贸r, zobaczy艂 Merlina stoj膮cego po艣rodku ogrodu. Czarodziej z powa偶n膮 min膮 opiera艂 si臋 na d艂ugiej bia艂ej lasce. Lecz ogr贸d nie by艂 ju偶 ogrodem: zmieni艂 si臋 w brukowany dziedziniec. Przez ostatnie siedem ksi臋偶yc贸w zamkowi robotnicy wybrukowali ca艂y teren.
Miecz wypad艂 z d艂oni Notta.
— Dlaczego to zrobi艂e艣? Dlaczego wybrukowa艂e艣 ogr贸d? — zapyta艂 rycerz Merlina.
— Bo zabi艂by艣 mnie, gdybym tego nie zrobi艂. Nie wys艂ucha艂by艣 moich wyja艣nie艅. To by艂 jedyny spos贸b, 偶eby ci臋 przekona膰, 偶e czarownica ci臋 ok艂ama艂a. Ja, czarodziej Merlin, wiem wszystko. Wiedzia艂em, 偶e czarownica sprzeda ci swoje szcz臋艣cie: takie, kt贸re rzadko przychodzi. I wiedzia艂em, 偶e przyjedziesz mnie zabi膰 i dopiero po wielu godzinach poszukiwa艅 przekonasz si臋, 偶e Czarodziejskiej Koniczyny tutaj nie ma. Musia艂em ci臋 przed tym powstrzyma膰.
Nott zaczyna艂 pojmowa膰 sw贸j ogromny b艂膮d. Chcia艂, 偶eby wszystko przysz艂o mu 艂atwo. Zawsze uwa偶a艂, 偶e zas艂uguje na szcz臋艣cie. Dok艂adnie w tamtej chwili, w zamkowym ogrodzie, stoj膮c obok Merlina, zrozumia艂, 偶e si臋 myli艂. Merlin ci膮gn膮艂:
— Teraz wiesz: Czarodziejskiej Koniczyny tutaj nie ma. Wykie艂kowa艂a w Zakl臋tym Lesie przed paroma godzinami, tak jak obiecywa艂em. Wyros艂o mn贸stwo Czarodziejskiej Koniczyny, nawet dla ciebie. Ale ty zrezygnowa艂e艣: straci艂e艣 wiar臋 w siebie. I nie tylko: zawsze oczekiwa艂e艣, 偶e inni podadz膮 ci szcz臋艣cie na tacy.
Nott odwr贸ci艂 si臋 i bez konia ani miecza odszed艂 do swego zamku, gdzie mieszka艂 samotnie przez reszt臋 swych dni.
Nast臋pnego dnia Sid dotar艂 do miasta. Przede wszystkim skierowa艂 si臋 do zamku, 偶eby powiedzie膰 Merlinowi, 偶e znalaz艂 Czarodziejsk膮 Koniczyn臋, przynosz膮c膮 nieograniczone szcz臋艣cie. Chcia艂 mu podzi臋kowa膰.
— Merlinie! Merlinie! Patrz! — Pokaza艂 mu ca艂膮 gar艣膰 czterolistnej koniczyny, koniczyny szcz臋艣cia. — Przyszed艂em ci podzi臋kowa膰. Zawdzi臋czam ci szcz臋艣cie.
— Wcale nie! — zaprzeczy艂 Merlin. — Ja nic nie zrobi艂em. Absolutnie nic nie zrobi艂em. To TY — ci膮gn膮艂 — postanowi艂e艣 pojecha膰 do Zakl臋tego Lasu, TY spo艣r贸d setek rycerzy przyj膮艂e艣 zadanie, TY postara艂e艣 si臋 o now膮, 偶yzn膮 ziemi臋, chocia偶 ci powiedziano, 偶e koniczyna nigdy nie wyro艣nie w tym lesie. TY podzieli艂e艣 si臋 swoim szcz臋艣ciem z Pani膮 Jeziora i w ten spos贸b zmieli艂e艣 wi臋cej ni偶 jedn膮 rzecz. TY nie zwleka艂e艣 z przycinaniem ga艂臋zi. TY poszed艂e艣 jeszcze dalej, 偶eby sprawdzi膰 pozornie odpowiednie warunki, i zrozumia艂e艣, 偶e musisz usun膮膰 kamienie, chocia偶 wszystko wydawa艂o si臋 gotowe. TY mia艂e艣 niezb臋dn膮 wiar臋. TY zdecydowa艂e艣 si臋 dzia艂a膰 samodzielnie. TY nie zw膮tpi艂e艣 w sens swoich dzia艂a艅, nawet kiedy pr贸bowano sprzeda膰 ci szcz臋艣cie. I najwa偶niejsze, Sid — doda艂 Merlin —聽nie oczekiwa艂e艣, 偶e znajdziesz koniczyn臋 tylko przez聽przypadek. Stworzy艂e艣 warunki, 偶eby przysz艂a do ciebie.
I zako艅czy艂:
— Ty sam sprowadzi艂e艣 do siebie szcz臋艣cie.
Nowa geneza szcz臋艣cia
Skoro tworzenie szcz臋艣cia to stwarzanie odpowiednich warunk贸w... 聽szcz臋艣cie zale偶y tylko od CIEBIE.
TY te偶 mo偶esz mie膰 szcz臋艣cie!
Zacznij je tworzy膰 ju偶 jutro!
Sid po偶egna艂 Merlina mocnym przyjacielskim u艣ciskiem. Dosiad艂 swego bia艂ego konia i wyruszy艂 na poszukiwanie przyg贸d. Przez reszt臋 swych dni uczy艂 innych rycerzy i nierycerzy, nawet dzieci, sekret贸w szcz臋艣cia.
Teraz, kiedy wiedzia艂, jak przywo艂a膰 szcz臋艣cie, nie m贸g艂 zatrzyma膰 tego sekretu dla siebie: szcz臋艣ciem trzeba si臋 dzieli膰.
Je艣li bowiem zdo艂a艂 stworzy膰 tyle szcz臋艣cia sam jeden tylko przez siedem ksi臋偶yc贸w, co si臋 stanie, je艣li ca艂e kr贸lestwo, wszyscy jego mieszka艅cy, naucz膮 si臋 stwarza膰 szcz臋艣cie przez reszt臋 偶ycia?
CZ臉艢膯 TRZECIA
Ponownie znajdujemy szcz臋艣cie
Epilog
Wys艂uchawszy tej historii, Jim r贸wnie偶 zdj膮艂 buty i opar艂 stopy na 艣wie偶ej koniczynie, kt贸ra ros艂a pod 艂awk膮, gdzie siedzieli dwaj przyjaciele.
Obaj milczeli, rozmy艣laj膮c nad opowie艣ci膮. 呕aden z nich si臋 nie odzywa艂. Up艂yn臋艂y prawie dwie minuty. Potem po twarzy Jima sp艂yn臋艂a 艂za. Max przem贸wi艂 pierwszy:
— Wiem, o czym my艣lisz. Przepraszam, Jim, wprowadzi艂em ci臋 w zak艂opotanie...
— Dlaczego? — zapyta艂 Jim.
— Pewnie my艣lisz, 偶e to tylko bajka, g艂upia historyjka. Nie wiem. Nie my艣la艂em, 偶e ty... Chcia艂em tylko ci pom贸c odnale藕膰 szcz臋艣cie.
— W艂a艣nie o tym my艣la艂em, Max. My艣la艂em, jak ta historia do mnie trafi艂a: przez mojego przyjaciela z dzieci艅stwa, kt贸rego nie widzia艂em od pi臋膰dziesi臋ciu czterech lat i teraz nagle spotka艂em.
Max zastanowi艂 si臋 nad niespodziewanym spotkaniem: rzeczywi艣cie to niezwyk艂y zbieg okoliczno艣ci. To by艂 fart, nie szcz臋艣cie. Opowie艣膰 o szcz臋艣ciu dotar艂a do Jima przez czysty przypadek. Ironia losu! Powiedzia艂 do Jima:
— Tak, masz racj臋. Opowie艣膰 o szcz臋艣ciu trafi艂a do ciebie przypadkiem.
— Tak s膮dzisz? — zapyta艂 Jim. — My艣la艂em wr臋cz przeciwnie.
— Wr臋cz przeciwnie? — zdziwi艂 si臋 Max, nie rozumiej膮c, o czym m贸wi Jim.
— No tak. To ja stworzy艂em warunki, 偶eby ta opowie艣膰 do mnie dotar艂a. 呕eby szcz臋艣cie wpad艂o mi w r臋ce.
— Ty?
— Tak, Max. Ty i ja nie spotkali艣my si臋 przypadkiem. Przez ostatnie cztery lata, najgorsze lata w moim 偶yciu, 偶y艂em tylko nadziej膮, 偶e znajd臋 ciebie, mojego jedynego przyjaciela. W ci膮gu tych lat nie up艂yn膮艂 ani jeden dzie艅, 偶ebym nie zagl膮da艂 w twarze ludzi mijanych na ulicy, wypatruj膮c twojej twarzy. Ka偶da osoba, na kt贸r膮 wpad艂em, czekaj膮c na 艣wiat艂ach, na rogach ulic, w ulicznych kawiarniach... Bez przerwy sprawdza艂em ka偶d膮 twarz, szukaj膮c ciebie. Jeste艣 jedynym przyjacielem, jakiego mia艂em w 偶yciu. Wiele razy wyobra偶a艂em sobie, 偶e ci臋 znalaz艂em. Cz臋sto wyobra偶a艂em sobie, 偶e znowu si臋 spotykamy, tak jak Sid wyobra偶a艂 sobie swoj膮 koniczyn臋. Czasami czu艂em nawet u艣cisk, kt贸ry wymienili艣my przed godzin膮... Nigdy nie przesta艂em wierzy膰, 偶e tak si臋 stanie.
Jim doda艂:
— Znalaz艂em ci臋, bo chcia艂em ci臋 znale藕膰... opowie艣膰 o szcz臋艣ciu dotar艂a do mnie, poniewa偶 nie艣wiadomie jej szuka艂em.
Wyra藕nie wzruszony Max powiedzia艂:
— Wi臋c nie my艣la艂e艣, 偶e ta opowie艣膰 jest nieprawdziwa... ?
— Nie — potwierdzi艂 Jim. — Nie my艣la艂em, 偶e ta opowie艣膰 jest nieprawdziwa. Wr臋cz przeciwnie: nasze spotkanie udowodni艂o, 偶e ja te偶 mog臋 by膰 jak Sid. Dzisiaj to ja stworzy艂em szcz臋艣cie, kt贸re mnie spotka艂o. Ja te偶 potrafi臋 stworzy膰 szcz臋艣cie. Rozumiesz?
— Oczywi艣cie, 偶e rozumiem! — wykrzykn膮艂 Max.
A Jim powiedzia艂:
— Czy mog臋 doda膰 jeszcze jeden sekret do naszej opowie艣ci?
I wyrecytowa艂:
Opowie艣膰 o szcz臋艣ciu...
...nigdy nie trafia do ciebie przypadkiem.
Max u艣miechn膮艂 si臋 do niego. Nie trzeba by艂o m贸wi膰 nic wi臋cej. S艂owa cz臋sto s膮 niepotrzebne pomi臋dzy bliskimi przyjaci贸艂mi. Znowu si臋 u艣ciskali. Max odszed艂, ale Jim zosta艂. Siedzia艂 na 艂awce i opiera艂 bose stopy na 艣wie偶ej koniczynie, rosn膮cej w艣r贸d trawy w Central Parku.
Nagle poczu艂, 偶e co艣 艂askocze go w stop臋. Nachyli艂 si臋 i nie patrz膮c, wyci膮gn膮艂 z ziemi to co艣. Co艣, co delikatnie go musn臋艂o, jakby chcia艂o zwr贸ci膰 na siebie uwag臋.
To by艂a czterolistna koniczyna.
W wieku sze艣膰dziesi臋ciu czterech lat Jim postanowi艂 uwierzy膰, 偶e potrafi stworzy膰 szcz臋艣cie.
A Ty, jak d艂ugo jeszcze zamierzasz czeka膰?
CZ臉艢膯 CZWARTA
Ludzie, kt贸rzy zgadzaj膮 si臋 z nami
90% sukcesu to po prostu parcie z uporem do przodu.
Woody Allen
Warunki? Jakie warunki? Warunki to ja!聽
Napoleon Bonaparte
Ludzie zawsze obwiniaj膮 okoliczno艣ci za to, jacy s膮. Nie wierz臋 w okoliczno艣ci.
Ludzie, kt贸rzy dobrze sobie radz膮 na tym 艣wiecie, to ludzie, kt贸rzy szukaj膮 okoliczno艣ci, jakich potrzebuj膮, a je艣li ich nie znajduj膮, to je tworz膮.聽
George Bernard Shaw
Wielu ludzi uwa偶a, 偶e talent to wielkie szcz臋艣cie, niewielu jednak wierzy, 偶e szcz臋艣cie przychodzi wraz z wielkim talentem.聽
Jacinto Benavente聽laureat literackiej Nagrody Nobla
Szcz臋艣cie sprzyja tylko umys艂om gotowym je przyj膮膰.
Isaac Asimov
艢mia艂ym szcz臋艣cie sprzyja.聽
Wergiliusz
Brak szcz臋艣cia to wym贸wka tych, kt贸rzy przegrywaj膮.
Pablo Neruda
Owoc szcz臋艣cia spada, kiedy dojrzeje.聽
Fryderyk Schiller
Mocno wierz臋 w szcz臋艣cie i odkrywam, 偶e im wi臋cej pracuj臋, tym wi臋cej mam szcz臋艣cia.
Stephen Leacock聽kanadyjski pisarz i ekonomista
Im wi臋cej 膰wicz臋, tym wi臋cej mam szcz臋艣cia.
Gary Player聽s艂ynny golfista, wielokrotny zwyci臋zca presti偶owych turniej贸w
S膮 drzwi, przez kt贸re wchodzi szcz臋艣cie, ale to ty masz do nich klucz.聽
przys艂owie japo艅skie
Naszego szcz臋艣cia nie znajdziemy poza nami, tylko w nas i w naszej silnej woli.
Julius Grosse
Szcz臋艣cie wynika z odwagi.聽
Enniusz
Ze wszystkich rzeczy, kt贸re prowadz膮 do szcz臋艣cia, najbezpieczniejsze to wytrwa艂o艣膰 i praca.聽
Marie R. Reyhaud francuski pisarz i ekonomista
Nie ode mnie zale偶y, kiedy przyjdzie natchnienie.
Ja mog臋 tylko dopilnowa膰, 偶eby zasta艂o mnie przy pracy.
Pablo Picasso
Szcz臋艣cie to 10% natchnienia i 90% trudu.
Thomas Edison
Tajemnica 艣wietnych interes贸w polega na tym, 偶eby wiedzie膰 co艣, czego nie wie nikt inny.聽
Arystoteles Onassis
Ty jeste艣 przyczyn膮 wi臋kszo艣ci rzeczy, kt贸re ci si臋 zdarzaj膮.
Nikki Lauda
— A kiedy zamierzasz urzeczywistni膰 swoje marzenia?
— zapyta艂 mistrz ucznia.
— Kiedy znajd臋 okazj臋
—聽聽odpowiedzia艂 ucze艅.
Ale mistrz o艣wiadczy艂:
— Okazja nigdy si臋 nie pojawia, okazja ju偶 tu jest.
Anthony de Mello
B贸g nie gra ze wszech艣wiatem w ko艣ci.聽
Albert Einstein
CZ臉艢膯 PI膭TA
Dekalog, mora艂 opowie艣ci i nowa geneza szcz臋艣cia
PIERWSZY SEKRET SZCZ臉艢CIA
Fart nie trwa d艂ugo, poniewa偶 nie zale偶y od nas.
Szcz臋艣cie tworzymy sami, dlatego trwa wiecznie.
DRUGI SEKRET SZCZ臉艢CIA
Wielu ludzi pragnie szcz臋艣cia, ale niewielu jest takich, kt贸rzy chc膮 sami je tworzy膰.
TRZECI SEKRET SZCZ臉艢CIA
Je艣li teraz nie masz szcz臋艣cia, to mo偶e dlatego, 偶e dzia艂asz w istniej膮cych ju偶 warunkach.
呕eby mie膰 szcz臋艣cie, musisz stworzy膰 nowe warunki.
CZWARTY SEKRET SZCZ臉艢CIA
Stwarzanie nowych warunk贸w dla szcz臋艣cia nie oznacza szukania tylko w艂asnej korzy艣ci.
艁atwiej stworzy膰 nowe warunki, pomagaj膮c innym.
PI膭TY SEKRET SZCZ臉艢CIA
Je艣li stworzenie nowych warunk贸w od艂o偶ysz na p贸藕niej, szcz臋艣cie nie przyjdzie nigdy.
Tworzenie nowych warunk贸w to zazwyczaj ci臋偶ka praca, ale... zr贸b to od razu!
SZ脫STY SEKRET SZCZ臉艢CIA
Zdarza si臋, 偶e szcz臋艣cie nie sprzyja nawet w pozornie odpowiednich warunkach.
Szukaj w drobnych szczeg贸艂ach czynnik贸w pozornie niepotrzebnych, lecz niezb臋dnych do stworzenia naprawd臋 odpowiednich warunk贸w.
SI脫DMY SEKRET SZCZ臉艢CIA
Tym, kt贸rzy wierz膮 tylko w fart, stwarzanie warunk贸w wydaje si臋 absurdem.
Ci, kt贸rzy stwarzaj膮 warunki, nie licz膮 na fart.
脫SMY SEKRET SZCZ臉艢CIA
Nikt nie mo偶e sprzeda膰 szcz臋艣cia. Szcz臋艣cia nie da si臋 kupi膰.
Nie ufaj tym, kt贸rzy twierdz膮, 偶e sprzedaj膮 szcz臋艣cie.
DZIEWI膭TY SEKRET SZCZ臉艢CIA
Kiedy ju偶 stworzy艂e艣 odpowiednie warunki, b膮d藕 cierpliwy, nie rezygnuj.
呕eby szcz臋艣cie przysz艂o, musisz wierzy膰, 偶e przyjdzie.
DZIESI膭TY SEKRET SZCZ臉艢CIA
Tworzenie szcz臋艣cia to przygotowanie warunk贸w dla mo偶liwo艣ci.
Ale mo偶liwo艣ci nie maj膮 nic wsp贸lnego聽z fartem czy szcz臋艣liwym trafem:聽mo偶liwo艣ci聽istniej膮 zawsze.
MORA艁 OPOWIE艢CI
Tworzenie szcz臋艣cia to tylko...
stwarzanie odpowiednich warunk贸w.
NOWA GENEZA SZCZ臉艢CIA
Skoro tworzenie szcz臋艣cia聽to聽stwarzanie odpowiednich warunk贸w...
szcz臋艣cie, zale偶y tylko od CIEBIE.
TY聽te偶 mo偶esz mie膰 szcz臋艣cie! Zacznij je tworzy膰 ju偶 jutro!
OPOWIE艢膯 O SZCZ臉艢CIU...
...nigdy nie trafia do ciebie przypadkiem.
Napisali艣my t臋 ksi膮偶k臋 w osiem godzin.
Tworzyli艣my j膮 trzy lata.
Niekt贸rzy zapami臋taj膮 tylko te osiem godzin.
Inni b臋d膮 tylko pami臋ta膰 te trzy lata.
Pierwsi uwierz膮, 偶e po prostu mieli艣my fart.
Drudzy uwierz膮, 偶e stworzyli艣my warunki dla szcz臋艣cia.
5,3,4,2,9,7,8,6,13,11,12,10,17,15,16,14,21,19,20,18,24,22,23,21,28,26,27,25,31, 30,1