Twardowski Miłość miłości szuka


Jan Twardowski

Miłość miłości szuka

1939 - 1998

Całość w 3 tomach

PWZN

Print 6

Lublin 1999

Przedruku dokonano na podstawie pozycji wydanej przez

Państwowy Instytut Wydawniczy, Księgarnię Świętego Wojciecha

Warszawa 1999

Redakcja techniczna wersji brajlowskiej:

Marianna Żydek

Piotr Kaliński

Skład, druk i oprawa:

PWZN Print 6 sp. z o.o.

20_218 Lublin, Hutnicza 9

tel./fax: 0-81 746-12-80

e-mail: print6@lublin.top.pl

O zaczarowanych

po polach spadał śpiew a staw zielony wszedł

w tataraku zastawione sieci

nadmiar drzew nadmiar drzew

w zaczarowanym świecie

bramy ze srebra - o balkony uderza las

w oknach księżyc łopoczący żagiel

w starych drzwiach

nieobjętych jeszcze klamek brzask

szum szerokich kaktusów po ścianach

niosąc czarne gniazdo snu

to noc

aż ugięli się w mrok po kolana

nadmiar słońc nadmiar słońc

długie Wisły dni

rynek - konie z chłodem przy pyskach

ludzie mają wozy po pas

na bocianów lecących kołyskach

kilka skrzydeł czarnych to od gniazd

wróżki wyszły w zielone ulice

włosy smutnym poetom zaplatać

morskie świnki na katarynkach

bose nogi w zapachu kałuży

może kocha

może lubi

tak się z liści akacji wróży

już gotycki wachlarz kościoła

głowy studzi dzwonu chłodną różą

w abecadłach dzieci oczy mrużą

to dzień biały

to miasteczko

to szkoła

1937, 1998

Opowiadanie wieczorne

gdzieś rozdawali dziewczynkom lato

chłopcy w pękach zerwanych kwiatów

potem szli nad wodę wianki pleść

może dobrze może źle

może tak a może nie

tataraki zanurzone w zachodzie

nogi chłopcom pokrwawiły w wodzie

szły panny pełne cichych przeczuć

w pierwszych nocy przekochanych niepokój

a przed nimi konie biegły głęboko

coraz głębiej w granatowy wieczór

w zbóż złotej szeleszczącej strudze

kłosy puste kłosy pełne złudzeń

zamyślony nad ludźmi las

może z kimś a może bez

może nie ma może jest

za dnia z wody go śpiącego wyjęli

potem w suche odzienie ubrali

nad głowami na rękach rozpięli

niosąc w cmentarz zielony śpiewali

przyjacielu nie obawiaj się - po co

tak się dzieje w niejednej młodości

że spragnieni kochania nocą całują własny koniec swojej miłości

1937, 1998

O miłości dobrzyńskiej

w kolebce ramion

miłość

po drogach konie z nocy chłodną już krepą

podkowy cichsze od gwiazd

akacji wczesny trzepot

na zrzuconych płaszczach Wisły dalekiej blask

w wysokich trawach leżąc

odgarniali z twarzy czarne widma wiatraków

śpiew drzew to od jezior

szum piór to od ptaków

wiatr im zieleń na piersiach spiętrzał

coraz smutniej

coraz to śpiewniej

wsparty o Wisły chłodny głaz

daleki Dobrzyń stał w dzwonach jak w tęczach

w nocy opuszczonym hełmie

przez spuszczone warkocze drzew

ust czerwona płonęła smuga

1937, 1998

O gospodarzu który wiedział kiedy umrze

w szmerze westchnień wydobytych na jaw

myśleć mu wypadało -

na krawędzi pokoju i maja

okna w których księżyc jak jabłoń

kucharka chodziła po pokojach w pantoflach z gołymi piętami

kładła palec na ustach mówiąc - cicho chodzić - nogi wycierać -

idź na ganek - stajennemu powiedz żeby rano nie trzaskał drzwiami -

nie przeszkadzaj panu naszemu - pan jest strasznie zdziwiony że umiera

odblask lampy przewijał ręce

w jarzębinę czerwoną łkań -

czarnych kroków połamane gałęzie

na granicy świata i bram

las na wiatru chłodnej fali

głowy w księżyc pozanurzał jak w śnieg

a po polach przy ogniskach śpiewali

o żeglarzach żegnających brzeg

1937, 1998

* * *

las odgarnia jezioro drzewami po nim wiodąc

łodzi opuszczona rzewność

przy ustach kwietnia pełno

chłopcy w wierszach dopalają młodość

nagle wszystko ominąć

inny świat

Chrystus targa się w gwoździach jak przybity do krzyża wiatr

ojczenaszów dzikie pnące wino

pachnącymi od drzew ulicami

po nasturcji czerwonym zalewie

tłum napływa wolno z chorągwiami

panny w bieli przyklękają w śpiewie

1937, 1998

O braciach pytających się samych siebie

Wyszli bracia - wiatr we włosach - co za czas! -

w oczach gwiazdy i drzewa na spodzie -

pochyleni, zanurzeni po pas,

brodzą w nocy czerwcowej jak w wodzie.

Zatrzaśnięte na krzyż okiennice,

nie skoszony jeszcze zapach łąk -

- chodźmy prędzej, takie ciemne ulice

z tym księżycem, co dogasa u rąk.

- Czy to życie jeszcze, czy już sen? -

pomyśl pierwszy, potem ja pomyślę -

i dziwili się, to tamten, to ten -

las się chwieje, jakby stał na Wiśle.

Mamy umrzeć czy żyć dalej - może wiesz -

rozważ pierwszy, potem ja rozważę -

a już wschodził powoli jak świt

odgłos dzwonów porannych na twarze.

1937, 1959

Ludziom odlatującym

nie przeminie wszystko - nie przeminie

kwiaty nie pogasną

choćby przyszło oczy wam złożyć

choćby przyszło na zawsze zasnąć

odblask murów na rękach zostanie

smutna cisza świętojańskich ulic

po odlocie będziecie Warszawę

w snach dalekich do ust jeszcze tulić

oto dzień się zamyka powoli jak malwa

biały zapach przy paltach

dzwony biją od dawna

cień swój znacząc na ptakach

1937, 1998

Powrót Andersena

cienie nieśli na rękach

długie włosy umarłych

furgot płaszczów barwił ich z daleka

późny zachód maszty pozapalał

jak pochodnie w twarze uśpionym

zawsze Bałtyk odbiega na północ

okrętami głębiej wodę świecąc

ponad miastem gwiazd złociste rżysko

ptaki dzwonów rwą się w wieżach gniazdach snów -

pokój

stół

noc w oknach tak nisko

lamp gasnących w nocy jasny węzeł

ciężkie liście podniesionych powiek

taką porą przyszedł Andersen

w snach najdalszych spokojny człowiek

o uśmiechnięci

na okrętach kołyszącej się Danii

1937, 1998

Sen po czytaniu Biblii

Pod głową poduszka jak kwiaty -

a na oczach noc jak czarny puch -

i zaciągnął się kołdrą w zaświaty

zabłąkany mieszkaniec miast dwóch.

W nocy letniej, pełnej krużganków -

niemych Jerych, powalonych baszt -

kogo czekasz, zapomniany kochanku,

gdy już księżyc wyciągnięto na maszt.

Pod głową poduszka jak kwiaty -

a na oczach noc jak czarny puch -

czy to prawda, że istnieją dwa światy?

może jeden, a nas tylko dwóch.

Do widzenia, miasto snów, odjeżdżam stąd

cień się chłodny po rękach łamie -

i przejechał miasto, okno, ląd -

kołatanie klamki w pustej bramie.

1937, 1998

* * *

To wiersz tylko, więc księżyc świecił

ciągnąc szelest mieniącego się trenu -

taką porą zasypiają dzieci

do poduszek tuląc Andersenów.

Tak potrzeba, więc płyniemy znów

w powstający wolno zapach zboża

zanurzeni w białe muszle snów,

z których słychać niedorzeczność mora.

1937, 1946

* * *

Że właśnie taki dzień, że właśnie takie dnie

zmęczenia w oczach cień, spokoju trochę w śnie -

że wiśni pełen sad, że wolna droga w świat

maleńki, opuszczony, w powstaniu obtłuczony

Pan Jezus zamyślony powtarza - Rzucisz mnie -

[ok. 1944], 1998

Matka Boska Powstańcza

Bóg Ci słońca na dłonie Twoje nie żałował

ani ciszy na usta Twe zbyt mało dał -

broń bym zdobył dla Ciebie, o głodzie wędrował,

potajemnie orzechy na oparz Ci rwał

Najświętsza, utracona, z rozkazami spalona -

w barykady równoczarnym strumieniu

z Tobą twarz zapłakana, z Tobą bitwy do rana

i uśmiechy, i sen na kamieniu

[ok. 1944], 1948

Czerwcowe majaki

To tylko noc czerwcowa,

na chłopców taka zmowa

słodkam ci wśród owoców,

a te opadną nocą.

W czeremchy zaplątani o tak spóźnionej porze -

zdziwieni, zatroskani, mówili Matce Bożej:

O Matko snu pierwszego, o Matko sponad ptaków -

zali to miłość tylko - czy straszna moc majaków?

1946, 1959

Do poety piszącego zbyt dużo wierszy

W życiu nieprawdziwym prawdziwego poety

Wierszy jest chyba mało.

Są za to drzewa u okien,

ptaków chorały,

portrety, strychy w półmroku

pokutujących dusz -

żołnierskie buty wysokie

z kurzem przebytych dróg.

Wierność. - Koniecznie wierność.

Wodzowi do ostatniego wystrzału -

Bogu do końca mszału -

ojcu przez gorzkie łzy -

siostrom do grobowej deski -

niosąc jeszcze im kwiatki niebieskie.

Miłość. Koniecznie miłość.

Do Panny w srebrnej sukience

co na ołtarzach świeci -

do wszystkich małych dzieci -

i do kościelnej sieni,

gdzie płaczą w zamyśleniu

o łaskę, co odmienia.

Do choinki aż do sufitu -

gdy na stole przy lampie babcine nożyczki

kroją brody monarchom, pastuszkom trzewiczki.

Spokojnie lata witać -

a w upał dla ochłody

wciąż o podróżnych pytać

wynosząc w kubku wodę.

Cieszyć się każdym szczęściem -

modlić się z każdą różą -

i zginąć zapomnianym -

najlepiej... jakąś burzą.

1946, 1998

Wiersz banalny

Piszę, gdy lampy półwiszące,

gdy noc na czoła się przewija

i gdy mamusie płaczą śpiące -

o jakże miłość ziemska mija.

O czym piszę, o tym nie wiem -

ktoś mi do ucha cicho szepce

o poświęceniu, o zegarach,

o trumnie srebrnej i kolebce.

Komu piszę - pewnie tobie -

co po ulicach chodzisz rano

i na powstańca każdym grobie

gałązkę rzucasz odłamaną.

Jaki jestem - byś się śmiała,

śmiejąc się ze mnie - idź swą drogą -

są takie serca jak - nieszczęścia,

co nigdy inne być nie mogą.

1946, 1998

Piosenki

Śpiewaj, śpiewaj na katarynce

mnie, żołnierzom i morskiej śwince...

Dudni wojsko po mostach,

chwyta ptaki czerwcowy las,

a piosenka twoja tak prosta -

śpiewaj, śpiewaj ją jeszcze raz

...Jak szybko płyną chwile,

jak szybko płynie czas -

za rok, za dzień, za chwilę...

Chłopcy niosą łodzie do rzeki,

chwaląc kąpiel, bose nogi i wiosła -

furkot płaszczów barwi ich z daleka -

a tu taka piosenka prosta:

...razem nie będzie nas...

Wszystko minie - i święci, i wilcze posłania,

i kur, co się zapomniał z lampy piejąc blaskiem.

Smutku wiecznych pożegnań,

smutku przemijania...

Przystanąłem na kładce tęczy,

a tu panny wieńczą żołnierzy,

ćmy po hełmach jak grosze brzęczą -

piosenki grają... Klęczą mnisi.

1946, 1959

Wiersz do Najświętszej Panny

Słów nie lubisz; bo cóż znaczą słowa -

więc poświęcam Twojej świętej pieczy -

celę, książki, notatki z wykładów,

inferiorów, w klęczniku rzeczy -

I jeszcze mszał w szufladzie -

mój Boże - mój Boże -

tę stronę znam na pamięć,

a tutaj się mylę -

tu wstążeczkę odgarnę,

a tu grudkę włożę -

tej ziemi co i w mojej zadźwięczy mogile.

I jeszcze moje serce -

(o nim nic nie powiem

bo nie pękło mi z bólu w płonącej Warszawie -

więc jak dawną manierkę porzucę je w rowie -

krzyżem tylko opatrzę i tak je zostawię)

A to jest moja śmieszność

jak mi służy wiernie

we wszystkich moich wierszach, których nikt nie zliczy -

więc po mszale i sercu poświęcam Ci ciernie -

ogród pełen silentium i ziarnko goryczy.

Przebacz mi wiersze wszystkie łaskawie

zagaś we mnie sny czarnoleskie

i bez wierszy cichutko daj popatrzeć

w Twoje święte oczy niebieskie.

1947

* * *

Bywało - w łąki nas zabiorą

łudząc to wstążki to tańcami -

niżeś pomyślał taką porą

że Jezus płynie z chorągwiami.

A te wyprawy po owoce -

ze świecą z którą ćmy lipcowe -

niżeś pomyślał w takie noce

kapturem mnisim chłodzić głowę.

Raz - to w wakacje byłeś chory -

a ja u nóg twych z lampą dużą -

niżeś pomyślał w te wieczory

o celi tej pod dzwonu różą.

Niech cię okwitną tak czereśnie -

maków przy furcie krwawa straż -

a jeśli kiedy umrę we śnie -

o nie patrz w twarz, o nie patrz w twarz.

1947

* * *

Czyś stukał kiedy we wrota drżące

w wieczór lipcowy -

bo cię straszyły na oznak leżące

głowy umarłych?

Czyś szukał kiedy wody święconej

w klasztornej wnęce,

której nie ujdą na krzyż złożone

umarłych ręce?

A to mógł ślad być,

ścieżka niewielka, cichutka droga

by świat odrzucić i spojrzeć w oczy.

swojego Boga.

1947, 1959

O jednym z pacierzy

A ja już wierny Tobie zostanę

o Chryste, Chryste -

bo wiem, że oczy matce mej dałeś

jasne i czyste

Kolegom moim - wstręt do krętactwa

i komże srebrne

Mickiewiczowi wojnę powszechną

i sny podniebne

Na Długiej w sierpniu - w nocnym wypadzie

latarki w ręce

łączniczce małej iskrę w warkoczu -

groszek w sukience

Choćby wzbronili wierszy o Tobie

pięknych drukować -

na klęczkach będę szeptać Ci jeszcze

wzbronione słowa

1947

O spacerze po Cmentarzu Wojskowym

Że też wtedy beze mnie

przewracali się w hełmie

lecąc twarzą bledziutką na bruk

Jurku z Wojtkiem i Jankiem

klękam z lampką i wiankiem

z czarnym kloszem sutanny u nóg

Przeminęło, odeszło w milczeniu

jak pod kocem na wycieczce ziemia -

świecę lampkę rękoma obiema

gdzie pod hełmem dawnych oczu nie ma

Warszawa, sierpień 1947, 1980

* * *

Dobry Jezu z gwoździami ostrymi,

raz piszący na świętej ziemi,

że pisałeś, a potem starłeś,

krzyż podjąłeś, umarłeś za nas -

niech Cię wielbią, kochają i słyszą,

dużo milczą, najkrócej piszą.

Nad książkami wielkimi, mądrymi

spójrz jak w Piotra - niech płaczą w sieni.

1947, 1970

Prymicja

O wiersze smutne moje,

w tym stroju pełnym haftu przed krzyżem Pańskim stoję

Jurkowi na Powązkach wojskowa dźwięczy sława,

a mnie tasiemka alby zakwitła u rękawa

O Jezu potłuczony, z tą szramą i tą różą

na chłopców spójrz z Powiśla, co do mszy przy mnie służą

Niech jednym choć oddechem westchnienie mi powierzą

czupurnych rówieśników co pod gruzami leżą

1947, 1970

* * *

Własnego kapłaństwa się boję,

własnego kapłaństwa się lękam

i przed kapłaństwem w proch padam,

i przed kapłaństwem klękam

W lipcowy poranek mych święceń

dla innych szary zapewne -

jakaś moc przeogromna

z nagła poczęła się we mnie

Jadę z innymi tramwajem

biegnę z innymi ulicą -

nadziwić się nie mogę

swej duszy tajemnicą

[1948], 1959, 1986

Okruchy

Babiego lata kruchą nić

ze szkolnej mej jesieni -

z Łazienek starych jeden liść

i szept w klasztornej sieni

kolędy, siostry jasną twarz -

z rączkami na obrusie -

może po wojnach jeszcze dasz,

maleńki mój Chrystusie.

1948, 1959

Piosenka o rzeczach pięknych

Od wszystkich prac doktorskich, od mojej poezji,

od pierścienia na palcu - mój Boże, mój Boże -

piękniejszy jest różaniec, mszał i noc czerwcowa,

i żebrak błagający o buty na dworze.

Wiatr podnoszący z harcerzami łódki

cmentarz zmarłych dziewcząt; najwierniejszy książę,

tysiąc zwykłych rzeczy, choćby taki plecak,

co się w boju ramionom omdlałym odwiąże.

Buty w marszach wytarte, a jeszcze węzełki

chusteczek, gdzie dzieciństwa sekrety się złocą

woda w czapce podana wrogowi rannemu -

i bezdomność i gwiazdy spadające nocą.

1948, 1998

* * *

Już myślałem, że Ciebie wielkiego zobaczę,

a Tyś mignął mi w. polu jak najprostszy mak -

zakryj mi twarz rękawem, niech się nie rozpłaczę,

że nie do mnie masz mówić przez ognisty krzak.

Dzień był taki jak zawsze, codzienne sandały

i codzienna samotność, i codzienny trud,

i ręce, co mi komżę w zakrystii składały

cień ptaka sponad wieży rzucając na spód.

Jeszcze zadrżał w kielichach cichy tętent koni

i szum rzeki pobliskiej, i skrzypiące drzwi -

więc poznał Ciebie żebrak i święty Antoni

nad kluczykiem zgubionym natrząsając brwi.

1949, 1959

O powrocie po studiach do domu rodzinnego

Nagle dzwonek i w naszą rozmowę

wpadnie siostra jak jabłko z ogrodu,

w światło wnosząc kokardy brązowe.

- Choć się śmieją - dochowałeś wiary,

powracając, czy masz serce czyste?

a ja patrzę, jak wiatr z nieba strąca

z gwiazd na siostrę złociste zapałki.

- Co z nauką? O mych studiach mowa,

a ja widzę przez sen i akację -

wiewióreczkę, przed którą klękałem,

chcąc ją złapać w wakacje minione.

- Czy pamiętasz z balii okręt na stawie?

a ja chwytam nagle siostrę za ręce -

by przypomnieć jeszcze kwiaty z procesji,

co je niosła Jezusowi w sukience.

1949, 1959

(z cyklu: Nad starą Biblią)

Nad mapą Ziemi Świętej

Ziemio Święta, co w moim atlasie budzisz się i drżysz -

kiedy wieczór zakłada królestwo pająków,

długich cieni i zmierzchów wysnuwanych z kątów -

Płyną Twoje tęsknoty - wąwozem wspomnienia -

pierwszą pełnią księżyca -

pierwszym dniem stworzenia.

Uliczki ruin pełne i cedrowy las,

osły z flaszą na mirrę, posłuszne w rzemieniach -

upał pustyń, lęk psalmów i proroków wargi

śpiących z twarzą surową u wezgłowia Arki. -

Ziemio Święta, co w moim atlasie budzisz się i drżysz

zapachem Tyberiady, kaktusowych lądów -

z Górą Czarcią sterczącą nad kamienny głaz,

z Betlejem nie zdziwionym wielbłądów najazdem.

Płyną Twoje tęsknoty wąwozem wspomnienia -

Miłość, chleb, wino w stągwiach - to śmiesznie za mało.

Jest Bóg jeden na niebie, a wszystko się zmienia -

Z Sodomy i Gomory orszaków weselnych -

popiół i kość bogaczów przy uchu igielnym.

1949, 1959

* * *

We mszy świętej przed ołtarzem przyklęknąć

brać komunię ustami drżącymi -

lecz czy zawsze potem potrzeba

wóz ciernisty toczyć po ziemi -

drzwi przed samym nosem zatrzasną.

Jakże często w Betlejem ciemne -

za królami w węzełku niosę

apostolskie trudy daremne -

Betlejemski tak spokój i drzewa -

na osiołku - kruszyna nieba

i pastuszek mówiący po polsku

- proszę księdza - przecież tak trzeba.

[ok. 1950]

O uczynkach miłosiernych wobec ludzi szczęśliwych

Uśmiechu, jak szybko gaśniesz, radości, jakże uciekasz,

wciąż szatan z aniołem gra w kości o biedne serce człowieka.

Wakacje przelecą kłusem, migiem przeminą kasztany

i krwawy zachód na niebie jak adoracja rany.

Śniegu, czemu topniejesz z gwiazdozbiorami srebrnymi,

zawiedziesz nas, sen rozwiejesz o białym poczęciu ziemi.

Dziewczyno, jakże krótko, przed smutkiem jak niepogodą,

zasłaniasz chłopca drogiego swą duszą czystą i młodą.

I z miłosiernych uczynków najbardziej ten miłosierny,

co szczęśliwemu pomoże być szczęściu swojemu wiernym.

Podtrzymać uśmiech i radość. To, co tak kruche, łamliwe -

nad ludzkim przelotnym szczęściem wznieść dłonie miłościwe.

[ok. 1950]

O Nieuchronny!

Gorejącego krzewu ogrom

w rozzutych butach ognia brzask

Nieogarnięty - poznam, poznam

w kruchcie na klęczkach Twoją twarz.

Powiędną usta, ścichnie krew

chorągwie porwiesz w strzępy snu -

i powiesz - dosyć - minął czas

jak wypędzony w potop kruk.

Wołu umniejszysz kryjąc w mrok -

zapalisz w oczach strasznym źdźbłem -

O Nieuchronny - wiem, ja wiem,

że idziesz ku mnie nagląc krok.

1950

O wspomnieniach szkolnego mundurka

Co tam było, co się z tobą dzieje -

moja dawna poburzona szkoło -

w dawnych chłopców pogasłe nadzieje

klamką stukasz dawno uciszoną.

Popaliły się okna i mapy

z Ziemią Świętą gdzie się Saul błąkał -

rzuć mi na twarz jak garść chłodnej ziemi

z klasy ósmej dźwięk zmarłego dzwonka.

Jaka, myślisz, jest pamięć twych uczniów -

młodość krótka, głębokie groby -

założyłem po tobie w brewiarzu

w Completorium wstążeczkę żałoby.

1950

Suplikacje

Boże, po stokroć święty, mocny i uśmiechnięty -

Iżeś stworzył papugę, zaskrońca, zebrę pręgowaną -

kazałeś żyć wiewiórce i hipopotamom -

teologów łaskoczesz chrabąszcza wąsami -

dzisiaj, gdy mi tak smutno i duszno, i ciemno -

uśmiechnij się nade mną

1950, 1982

Kochanowskiego przekład psalmów

Powróć mi, Panie, z dawnych lat

herbaty gorzkiej łyk w manierce

i umarłego ojca list,

sweter od siostry, matki serce

Kochanowskiego przekład psalmów

spalony z Wilczą w czas powstania

i wszystko, czego życzę innym -

a sam niestety nie dostanę

I spowiedź świętą z dawnych burz,

gdy łzy ważyła ręka Zbawcy -

i jeszcze jeden jakiś dzień

z dzieciństwa mego na ślizgawce

Ten śnieg, co mi na oczy spadł,

i to, com szeptał bezrozumny -

a potem jak najcięższy mszał

postaw z kielichem mi na trumnie

1950, 1996

Do Jezusa z warszawskiej katedry

Jezu z warszawskiej katedry,

Jezu czarny i srebrny -

cierpiący - rzuć na ręce

niemego smutku więcej

Jeszcze jedno cierpienie,

jeszcze jedno rozstanie -

lampę jasną na stole,

jak najmniejsze mieszkanie

Bardziej gorzką niewdzięczność -

pożegnania, powroty -

okno takie, by księżyc

dowiązywał się złoty

Jeśli las - to szumiący,

jeśli rzeki - urwiste

a serce na złość ludziom

i naiwne, i czyste

1950, 1986

Mesjasz

Pokąd mnie gonisz, płoszysz sny -

wspomnieniem dręczysz, Niepojęty -

nie wzejdzie siew, więc nie patrz w twarz

jak wóz ognisty z nieba zdjęty.

Dalekie lato. Chłód we drzwiach

hizopem spływa. Nie patrz smutnie -

bo może łotra dobra łza -

ożyje na śmiertelnym płótnie.

1950, 1959

Do chorego w szpitalu

Piszę do ciebie list

w ten wieczór ciemniuteńki -

gdy schodzą się w mój kościół

postacie z Pańskiej Męki.

Cyrenejczyk - olbrzym pogodny

śpieszący ku pomocy -

Weronika unosząca z chustą

z łez otarte szafirowe oczy.

Cała w płaszczu, przez który słońce

zachodzące jak rana świeci -

Magdalena z wstążką w warkoczu

zapłakana o godzinie trzeciej.

Żołnierz z gąbką zanurzoną w occie

ku ochłodzie ust gorączką niemych -

i niewiasty z maleńkich uliczek

przynoszące mdlejącym śpiewy.

To co czyste, szlachetne i wzniosłe

ustrzeżone w najdroższym wspomnieniu -

to co wyszło i nam wszystkim naprzeciw

naszym smutkom, naszym cierpieniom.

1950

Do sentymentalnego młodzieńca

Trud ciężki, żmudna praca niedospaną nocą

nad książką gdzie się lampa jak owad trzepoce.

Cierpienie co po czole bruzdy rylcem znaczy -

cierpliwość co liść morwy w jedwab przeinacza.

Dokładność w mapach wodzów, by z dalekich bitew

wrócili wszyscy chłopcy pod namioty ciche.

Lecz to, co mija z uniesienia chwilką -

to, mój najdroższy - chyba... miłość tylko.

1950

* * *

W miasteczku, w którym ludzie wymieniają uśmiechy -

gdzie nie ma nic niezwykłego,

w pokoiku, o który kasztan się roztrąca,

gdzie żyjesz poza sobą

Mówiąc "Aniele Stróżu" - rozmyślasz co rano,

że święty drepce tam, gdzie fruwa anioł

Nikt twych trudów nie liczy, a jeśli ocenia -

to słusznie, że ci przyjdzie umrzeć z przemęczenia

Złóż swój żal do pamiątek -

i pomódl się ze mną -

o tę świętość -

najprostszą, jak wróbel powszednią

1950, 1986

Opuszczającym świat

Nie przeminie wszystko, nie przeminie -

kwiaty nie pogasną,

choćby przyszło ręce nam złożyć

i po prostu na zawsze zasnąć.

Pamięć czystej przyjaźni zostanie,

smutna cisza świętojańskich ulic -

po odlocie będziemy ziemię

z utęsknieniem do ust jeszcze tulić.

Nasze biedne, ludzkie zmęczenie,

serc otwartych mądrą życzliwość -

po odlocie będzie się jeszcze

coś ziemskiego po niebie śniło.

Żywy ogień w dymiącym kominku,

gdy herbatę w czajniku naparza -

i sukienki od pierwszej Komunii,

tak w nich było siostrom do twarzy.

Tramwajowe przystanki i deszcze,

i upały jak ogon pawi -

zwykła rzodkiew, którą koń gryzie,

telefony, budki z lodami.

1950, 1959

Z brewiarzem w ręku.

1.

Skąd jesteś? Z Ziemi Świętej, z tęsknoty gorącej

znam proroctwa mesjańskie i księgi Kabały -

a kasztany za oknem, storczyki tlejące -

to tylko garść jałmużny ojczyzny Przybranej

Figa cień mi przerzuca przez brewiarz jak potok,

budzi mnie płaci Kaina i oddech Cedronu -

a księżyc podwarszawski - tragiczny powstaniec,

przybłęda z moich pustyń - gość w przybranym domu

Skąd jesteś? Z Ziemi Świętej, gdzie jagody winne,

psalmy, jadło, napoje... i milczenie inne

A to gwiazdy siostrzyce znad jodeł Libanu

na postrach kurów nocnych. W mym przybranym kraju

ogromne jest nieszczęście. Służące ciekawie

spragnionemu pomiaru niezgłębionej sprawy

1951, 1986

Z brewiarzem w ręku.

2.

Obłoki z wełny tkane i córy Lotowe

zstępujące w mrok grzechu jak wargi pąsowe,

potop huczący falą i proroków żale -

padające jak widmo w uszy Jeruzalem.

Saulowy miecz w górach i Rut złote rżysko,

i Mojżesz pływający w trzcinowej kołysce -

Dawida pieśni, Rachab sprośnej burze -

wszystko to co mi Boga odsłania jak różę.

1951

Dolina Jozafata

Dolino Jozafata, ku przedmieściu Ofel

hizopem ciemnym spływasz i trwożysz bóżnice -

wraził się w ciebie księżyc niby srebrny oścień

i przebiera w umarłych - jak w ziarnach gorczycy.

Rozrzuca sykle lśniące i poświatą kusi

przyjaciel głodnych smoków i pustynnych strusi.

Na czaszki zasypane, na dzbany skruszone

spada wiatr, piasek Syrii, puszczyki pluszowe.

Pójdziemy tam po zgonie miłości i sławy -

słyszysz, jak drwią turkawki znad Morza Martwego

i skorpion z terebintu pochowany w trawie,

i oczy turkusowe konika polnego.

1951, 1997

(z cyklu: Nad starą Biblią)

Potop

Czy woda jeszcze rwie korabiem

jak burza ciemna i głęboka -

a On porywa w otchłań kruka -

nim łuk położy na obłokach?

To tylko siepie deszcz za oknem

i ślady walk jak kły na dworze...

A On czy jeszcze rozgniewany

na mnie i ciebie, Boże, Boże?

Niech nas wybawi, niech ocali -

topieli srebrnej arkę wydrze -

z Lwem, z wilkiem burym, z bydląt chmarą,

z gołąbkiem śpiącym gdzieś na cytrze.

1951, 1986

(z cyklu: Nad starą Biblią)

Morze Martwe

Spoza garbów wielbłądów surowych

wołam. Morze Martwe, straszliwe -

kłębią się w tobie larwy nieżywe,

tańce Sodomy, Gomory.

Na sromotną przyszły zabawę -

widma chłopców nocą nieśmiałe

w pożar, co sroży pióra krwawe.

Przestali grzeszyć. Przy łożu stoi

pogorzelec z piołunem słów -

co zwęglił swój dziób i skrzydła,

miasto, róże i sykomory -

ktoś z Sodomy jeden, z Gomory...

1951

(z cyklu: Nad starą Biblią)

Wieża Babel

Kędyż twoje ruiny, kolebki i trumny -

nieszczęsna wieżo Babel, coś rosła tak dumnie.

Gdzie leżą twe sklepienia, wniebowzięte krokwie,

balkon, co kosztował srebra tysiąc stągwi,

okno, przez które wpadał po wstędze wieczoru

miesiąc jak białe widmo z jaskini Endoru...

Skąd z wyższych pięter nikły oliwkowe lądy,

niewiasty senearskie, włochate wielbłądy,

gdzie mistrze z Babilonu nanieśli na ściany

sydońskie karmazyny pięknie farbowane.

Runęłaś wznak, gdy głazy twe rozchwiała trwoga

że bodąc Niebo szczytem napotkałaś Boga.

1951

(z cyklu: Nad starą Biblią)

Tren

Ziemio Święta z uczniowskiego atlasu,

z Biblii starej nagimi górami -

coś się stało od jakiegoś czasu

ze mną samym; z ludzkimi sercami

Zapomniano o Bogu jedynym

Gorejącym krzewie, Stróżu naszym

Patrzaj. Ludzie teraz nieszczęśliwi,

niepojęci jak kruk przy Eliaszu

Kwiat libański na skroni uwiędnie -

Źle nam wróżą judaszowe drzewa -

Przyjaciółko, co nas spotka, co będzie

na pustyni, kędy Boga nie ma?

Synogarlic przycicha wołanie,

syjońskie drogi świerszczami łkają -

Przyjaciółko, Co się z nami stanie

między ludźmi, którzy Boga nie znają?

1951, 1986

(z cyklu: Nad starą Biblią)

Ewa

Pną się cedry ku ptakom. O Liban

dźwięczy potok lepszy od pocieszeń -

po warkoczach czarnych wiatr przepływa

w jej bolesną, wygnańczą jesień.

Patrz, zwierzęta płoszą się przy skałach

zdumione twoim płaczem tu.

Nie płacz, burze śpiewają chorały

do pierwszego poza rajem snu.

Dzień przekwita jabłonią. O ręce

blask się potknął jak ułudy ślad.

Matko! Twoje oczy dziewczęce

wypatrują mnie z zamierzchu lat.

1951, 1959

(z cyklu: Nad starą Biblią)

Pieśni z domu niewoli

Deszcz ognisty nas wyrwał z wąwozów Jordanu,

z plantacji róż zbyt wonnych, z upojeń balsamu -

gdzie za lampą oliwną panny kryją w domach

krwawy odblask mandragor, kolendru aromat,

gdzie pasterzom na polach nocą chłodną śni się -

ogromne lwie łożysko, Bóg i góry rysie.

Gdzie tamaryszek rzewny, oliwka dojrzała

i dolina Refaim w ostrowów pościeli

unosząca na wieczność popioły Racheli.

Może teraz na Kanę spadły anemony,

a drużba niesie młodym w ręku liść palmowy.

Może wyschła na orzech - pusta i brązowa

z mgłą upiętą w kokardy - droga Tobiaszowa.

A pustelnik z szarańczą trwoży się co rano,

że święty musi dreptać tam, gdzie fruwa anioł.

1951, 1997

(z cyklu: Nad starą Biblią)

Jeremiada

Płacze prorok nad Tyrem, że czasu nie stanie

matkom do lat dorosłych wychować panien,

bowiem groza już we drzwiach. Na miejskie uśpienie

spadną kopyta koni jak twarde kamienie

i w popiół się rozsypie ulic wschodnich bajka,

cytry, lutnie, wiole, bęben i piszczałka,

jak ziarno szczerozłote na rozwianych szalach

Wyjdą śmiałe okręty, drżą grzbiety zjeżone,

uzdy pianą rozkwitłe, grzywy uskrzydlone,

wiatr rzuca ponad wojsko szaleńcze, uparte,

szczepy malogranatów z cyprysem i nardem,

a żołnierz konający do drugiego rzecze:

lepiej wpaść w ręce pańskie niż w szpony człowiecze

Błądzę po Starym Mieście, jakże mnie rozrzewniasz,

proroku mej Warszawy. Jeremiasz... Jeremiasz...

1951, 1986

(z cyklu: Nad starą Biblią)

Jahwe

Wszystko się zmienia -

i sława Goliatowa, i ściana kryształu,

obraz łani biegnącej wzdłuż nurtu strumienia,

źrenice, wiosny pełne, ponad szkolną ławą.

Nie dźwięczy pieśń sydońska

w szałasach z bukszpanu,

zmarły skalne kozice i chmurne sokoły,

i Abiszag Dawida uśmiechem kusząca

przeminęła jak dziewczę z wianuszkiem w krąg głowy.

Skruszały dawne kotły, cymbały, piszczałki

i słupce lichtarzowe, pióra, czasze, gałki,

drzewo Setim kwitnące rozpalonym latem,

oliwa uchowana na przyprawę świateł.

Jeszcze wonne olejki roztrwaniane rano,

spikanard, szafran, kasja i cynamon,

wojska uszykowane, jabłka granatowe,

łoża słane miłością, zakony surowe.

Dzień nam z ramion opada niby płaszcz pasterski,

by toń czarną odsłonić, co serca ukrywa -

Jeden Bóg trwa nad nami,

pod Nim wszystko mija -

jak noc w górskim schronisku

i młodość szczęśliwa.

1951, 1997

(z cyklu: Nad starą Biblią)

Posąg Dawida

Takim go w spiżu kuj

z odwianym skrzydłem czarnej brody -

z lutnią co łka

jak perła nad przepaścią wody.

Choć uschła trawa, opadł kwiat

na zegar Achazowy -

nic mu nie ujmuj z jego lat,

z płomienia jego głowy.

Ani piorunów jego brwi,

co srożą go jak duchy -

choć pod stopami srebro drży

zmienione w żużel głuchy.

Bo pieśniarz Boga trwa jak groza pustyń w lwach -

Spokojny, triumfalny,

ze zbroją skuty w psalmy.

1951

(z cyklu: Nad starą Biblią)

Rozmowy z Nikodemem

Wiele to nocy gorzkich jak dno Tyberiady,

woniejących sitowiem, sandałowym drzewem -

otulało was ciszą - przy tajnych rozmowach

ciszą przed burzą, smutny Nikodemie

Ileż iskier od słońca. Starcze ukochany,

zadumany nad sławą Starego Zakonu -

a przecież wiem na pewno, że zmieniło ciebie

już pierwsze usłyszane Chrystusowe słowo

To miasteczko wezbrane jak morze od trwogi,

plusk gałęzi co budzi spoza świata lecąc,

wie coś o tym. A ileż to liści opadło

tak jak jesień czerwonych w rozmowy nad świecą

1951, 1986

Do moich uczniów

Uczniowie moi, uczennice drogie

ze szkół dla umysłowo niedorozwiniętych,

Jurku z buzią otwartą, dorosły głuptasie -

gdzie się teraz podziewasz, w jakim obcym tłumie -

czy ci znów dokuczają, na pauzie i w klasie -

Janko Kąsiarska z rączkami sztywnymi,

z nosem, co się tak uparł, że pozostał krótki -

za oknem wiatr czerwcowy z pannami ładnymi

Pamiętasz tamtą lekcję, gdym o niebie mówił,

te łzy, co w okularach na religii stają -

właśnie o robotnikach myślałem z winnicy,

co wołali na dworze: Nikt nas nie chciał nająć

Janku bez nogi prawej, z duszą pod rzęsami -

garbusku i jąkało - osowiały, niemy -

Zosiu, coś wcześnie zmarła, aby nóżki krzywe

szybko okryć żałobnym cieniem chryzantemy

Wiecznie płaczący Wojtku i ty, coś po sznurze

drapał się, by mi ukraść parasol, łobuzie,

Pawełku z wodą w głowie, stary niewdzięczniku,

coś mi żabę położył na szkolnym dzienniku

Czekam na was, najdrożsi, z każdą pierwszą gwiazdką -

z niebem betlejemskim, co w pudełkach świeci -

z barankiem wielkanocnym - bez was świeczki gasną -

i nie ma żyć dla kogo.

Ten od głupich dzieci

1951, 1986

Prośba o dary

Proszę o dar łez i śmiechu,

Ciebie, co czarną mrówkę na czarnych kamieniach

widzisz z nieba nocą czarniejszą od grzechu.

A na ostatek - o dar zapomnienia -

o grób w wiejskiej parafii - mijany w pośpiechu.

1951, 1998

Do kaznodziei

Na rekolekcjach nie strasz śmiercią -

bo po co

Za oknami bór pachnie żywicą,

pszczoły z pasiek się złocą,

w abecadłach dzieci oczy mrużą

Nie dręcz babek, dziadków czcigodnych,

oblubienic w kapeluszach modnych

rozmodlonych przed poślubną podróżą

Mów o częstej komunii z Chrystusem -

złotych sercach bijących w ukryciu,

z katechizmu o cnotach najprościej,

i że grzechy przeciwko nadziei

są tak ciężkie jak przeciw miłości

Nie o śmierci mów z ambony - o życiu -

O żonie szukającej z lampą w ręku

igły zagubionej w ciemny wieczór,

żeby mąż nie miał skarpet podartych -

wczesnej wiosny na piętach nie czuł

Jak najwięcej o dobrych uczynkach,

o gościnnych domach, poświęceniu,

o Jezusie na naszych ołtarzach

tak samotnym w każdym Podniesieniu

I błogosław kaznodziejską dłonią

babciom, starcom, młodzieńcom i pannom -

wszystkim dzieciom, co się w berka gonią,

zimą tęskniąc za łyżwami i sanną

1951, 1986

Uświęcenie

Modrzew cienie przewleka igłami jasnymi,

jodła szyszki podnosi, radują się graby,

zimorodka przebudził śpiącego z ważkami

trzmiel, co niby niedźwiadek spadł między owady.

O rosy aksamitne, topolami drżące -

wietrzyku, co mi mówisz przez puch osinowy,

obok ciepłej żywicy, dwa jeże kłujące

ze szczęścia się zwierzają pod liściem bukowym.

Noc przyjdzie ze słowikiem i świt z cietrzewiami

nad zajączkiem zabawnym z oczami dobrymi...

Przestałem mówić brewiarz. I myślę ze łzami

o tych, co się uświęcą dotykając ziemi.

[ok. 1952], 1980

* * *

Przyszli szukać Serca Bożego,

Serca z wszystkich naszych pierwszych piątków,

jak w obrazach włócznią przebitego,

ze skrą bólu i cierni pamiątką.

Weszli w kościół, a tu nagle kolędy -

miękki żłóbek z siankową poduszką -

nie ma cierni ni blasku krwawego,

ale bije Jezusowe serduszko.

Nie ma cierpień. Żadnej nie ma rany,

zamiast burzy na morzu - kąpiółka -

kołysane w ciepłej koszulinie

śmiesznym uchem pstrokatego osiołka.

[ok. 1952], 1980

Modlitwa spowiednika

Aniele Boży, Stróżu mój,

spowiednik ze mnie lichy,

więc gdy spowiadam, wspomóż mnie,

jak na obrazkach cichy.

Jeśli przypadkiem która z dusz

przy stule mej uklęknie -

anielskie swoje ręce złóż,

modląc się przy nas pięknie.

I uproś, bym jej w końcu dał

to, co najbardziej drogie -

tak odszedł, aby mogła być

sam na sam z Panem Bogiem.

[ok. 1952], 1980

Pożegnanie wiejskiej parafii

Pożegnać wikariatkę na niewielkim piętrze

zabrać Biblię w tłumoczek kazania gorętsze

a sad sobie zostanie z gęsiami i płotem

strasząc konie proboszcza kasztanów bełkotem

Niechaj memu następcy kwiatem w brewiarz spada

wart bo lepszy ode mnie i mądrzej spowiada

Jeszcze skryję się w kościół. Nie chciej tu mnie widzieć

bo ksiądz płacząc sam siebie jak grzechu się wstydzi

Tylko spojrzeć. Ten święty z pospolitą głową

jakieś śmieszne serduszko z wstążeczką różową

spośród wotów świecące jak żuczek z ukrycia

w czas co na usługach i śmierci i życia

Pora odejść. Nie płoszyć myszy i pacierzy

patronów dobrej sławy złej sowy na wieży

Pora odejść żal tając jak iskry niezgasłe

że mnie ze wsi zabrali by pokrzywdzić miastem

Tak smutno psy porzucać. Tak zapomnieć trudno

wodę w stawie mierzoną złocistą sekundą

las z dzięciołem

kukułkę uczącą w gęstwinie

jak śmiesznie jest powtarzać tylko własne imię

przybłędę co na rzece wywrócił się z łódką

i spoczywa pod krzyżem krzywym z niezabudką

Żal szkoły dzieci w ławkach woźnej z pękiem kluczy

chociaż lepiej że przyjdzie tu ktoś inny po mnie

stopnie gorsze postawi lecz czegoś nauczy

Żal kulawych i głuchych chorego w szpitalu

bardzo dawnej paniusi w przedpowstańczym szalu

przygotowań do wilii smutnej oczywiście

gdy opłatek od matki drży na poczcie w liście

Jeszcze tu kiedyś wrócę. Nocą po kryjomu

wiersz o świętej Teresce dokończyć w tym domu

Po cmentarzu pobłądzę. Ty dłońmi dobrymi

przebacz wszystko. Pochowaj między najgorszymi

1952, 1986

Spowiedź

Wstyd mi, Boże, ogromnie, że jak grzesznik piszę,

że z czasem zapomniałem Tomasza z Akwinu,

że gdy w maju litania - słowika wciąż słyszę,

a jadąc do chorego - sławię dzikie wino,

obłoki, karpie w stawie, zimą - kiepskie sanie,

kominek, co mi do snu po łacinie gada -

I nagle myśl natrętna, straszna jak powstanie -

Z uczynków? To zbyt mało.

Z ran mnie wyspowiadaj

1952, 1986

Modlitwa do świętego Jana od Krzyża

Święty Janie od Krzyża, kiedy pełnia lata

i derkacz się odezwał, głuchy odgłos łąki,

owieczka z dzwonkiem beczy, przepiórka szeleści,

rzuć mi malwę i nazwij Janem od Biedronki

[ok. 1956], 1986

* * *

Pamięci Profesor Marii Dłuskiej

Święty Franciszku z Asyżu

nie umiem Cię naśladować -

nie mam za grosik świętości

nad Biblią boli mnie głowa

Ryby nie wyszły mnie słuchać -

nie umiem rozmawiać z ptakiem -

pokąsał mnie pies proboszcza

i serce mam byle jakie

Piękne są góry i lasy

i róże zawsze ciekawe

lecz z wszystkich cudów natury

jedynie poważam trawę

Bo ona deptana niziutka

bez żadnych owoców, bez kłosa

trawo - siostrzyczko moja

karmelitanko bosa

[ok. 1956], 1980, 1993

Komańcza

Kocham deszcz, który pada czasami w Komańczy,

nawet taki szorstki i chłodny,

gwiazdkę śniegu, co nieraz Mu w oknach zatańczy,

żeby był tak jak zawsze pogodny

Prostą lampę na stole. Wszystkie Jego książki,

brewiarz, zegar, wieczorną ciszę -

nawet taki najmniejszy z Matką Boską obrazek,

który komuś z wygnania podpisze

Krzyże żadne nie krwawią, gdy jest świętość i spokój,

gdy z wygnańcem po cichu drży Polska -

wszystko proste jak wiersze - brewiarz, lampa i pokój,

drzew warszawskich na niebie gałązka

[ok. 1956], 1986, 1993

O szukaniu Matki Bożej

Znam na pamięć jasnogórskie rysy,

ostrobramskie, wileńskie srebro -

wiem po ciemku, gdzie twarz Twoja i koral,

gdzie Twa rana, Dzieciątko i berło

ręką farby sukni odgadnę -

złote ramy, lipowe drewno -

lecz dopiero gdzieś za swym obrazem

żywa jesteś i milczysz ze mną

1957, 1990

* * *

Tylko mali grzesznicy spowiadają się długo

w niepokoju gorących warg -

potem niebo ich goni spadających gwiazd smugą,

jak pożary Joannę d'Arc

Ale wielcy grzesznicy na błysk mały przyklękną

i wypłaczą się jednym tchem -

potem noc mają cichą i jak dobry łotr świętą -

byłem z nimi, klękałem, wiem

1957, 1986

Naucz się dziwić

Naucz się dziwić w kościele,

że Hostia Najświętsza tak mała,

że w dłonie by ją schowała

najniższa dziewczynka w bieli,

a rzesza przed nią upada,

rozpłacze się, spowiada -

że chłopcy z językami czarnymi od jagód -

na złość babciom wlatują półnago -

w kościoła drzwiach uchylonych

milkną jak gawrony,

bo ich kościół zadziwia powagą

I pomyśl - jakie to dziwne,

że Bóg miał lata dziecinne,

matkę, osiołka, Betlejem

Tyle tajemnic, dogmatów,

Judaszów, męczennic, kwiatów

i nowe wciąż nawrócenia

Że można nie mówiąc pacierzy

po prostu w Niego uwierzyć

z tego wielkiego zdziwienia

1957, 1986

Do siostry zakonnej

Choć nie ma gwiazdy nad twoją głową

z Betlejem -

Niewidocznego w chlebie i cierniach

przyzywasz śpiewem

Choć własnej duszy nawet nie widzisz

oczyma -

w obrazach tylko Matka Najświętsza

Dzieciątko trzyma

Swój dawny uśmiech dziecięcej twarzy

ukaż nade mną -

choć tak się nagle z Bogiem ukryłaś

w ogromną ciemność

1957, 1986

Taca

Lubię chodzić w kościele z dużą tacą

słuchać jak dziwnie pieniądz o dno głucho stuka

gdy ktoś od nawy głównej przepychać się zacznie

babcia szpilą ukole penitent ofuka

Gdy ktoś pobożny cicho posądzi o chciwość

a pani z parasolem obmówi że żebrzę

nareszcie mogę widzieć swą twarz nieszczęśliwą

odbitą z kolorami na wesołym srebrze

A czasem marzę sobie: z tego wzrosną wieże

kaplica którą piękniej przebudować trzeba

a ludzie sądzą dalej że proboszcz z wikarym

za chodzenie z tacami nie pójdą do nieba

1957, 1980

O lasach

Poszedłem w lasy ogromne szukać

buków czerwieni

jeżyn dojrzałych dzięciołów małych

rogów jelenich

jagód prawdziwych wilg piskląt żywych

mrowiska

i w oczy sarny - brązowej panny

popatrzeć z bliska -

szyszek strąconych - tajemnic sowich

zająca

i strach mnie porwał

na myśl o Bogu - bez końca

1957, 1986

O ludzkim sercu pod wielkim baldachimem

Cóż że albą przy ołtarzach jaśnieję

drży ornatów grubo tkanych złoto

Msza się kończy w zakrystii na klęczkach

będę szary maleńki potem

Cóż że wielki mi niosą baldachim

w dzwony hucząc w procesjach nad głową

To dla Boga. Sam na sam zostanę

z swoim ludzkim sercem na nowo

1957, 1980

Modlitwa

Każda myśl jasna, która sfruwa z głowy,

czysta jak święty Józef w najbliższym kościele,

biegnie w świat jak najbielszy gołąbek pocztowy

jak anioł, co mi oddech położył na ciele.

O Jezu, daj mi we mszy głowę taką jasną,

bym ogarnął nią duszę grzesznika nieznaną,

niech mnie nigdy nie dojrzy, lecz idąc, zobaczy

małą świętą Agnieszkę płaczącą pod bramą.

1957

Świty

- Siostrze Katarzynie

Świt jak złota pszczoła

spadł mi w brewiarz i odkrył w Dawidowych jutrzniach

litery niby nóżki czarnego sokoła

Ile razy wstawałem o tej właśnie porze

i szedłem na Mszę świętą, niby w źródło wierne

Lampka wieczna jak listek krwawiący kościoła -

A nade mną na wieży, jak na siódmym piętrze,

stał szczygieł, co się ubrał w czerwień kardynała

i aniołom swój ogon na pióra rozdawał,

zostawiając na czubku dla siebie największe

Niżej ludzie godzinki poranne śpiewali -

dzień już błyskał jak okręt wojenny ze stali

I myślałem, co rano, do maryjnych pieśni

dorzucić kilka własnych, jak garstkę czereśni

Przecież Ona to sprawia, że po nocnej burzy

zobaczę nieraz Wenus niby globus z róży,

że mam czasem łzę wielką, jak Chopina, w oku.

Nos cały - choć koziołka fiknąłem z obłoków

1957, 1986

Zdjęcie z krzyża

Rozmaite zdjęcia z krzyża bywają,

na przykład:

zdjęcie z krzyża samotności

Ktoś cię nagle odnajdzie, ugości,

mówi na ty, jak w Kanie zatańczy,

doda miodu, ujmie szarańczy

Albo:

zdjęcie z krzyża choroby

Wstajesz z łoża jak Dawid młody -

I już jesteś do procy gotowy,

gotów guza nabić Goliatowi

Ale są takie krzyże ogromne,

gdy kochając - za innych się kona -

To z nich spada się, jak grona wyborne -

w Matki Bożej otwarte ramiona

1957, 1986

O łasce Bożej w brzydkim kościele

Kościół ten był tak brzydki, że nie powiem który,

brzydota wprost się lała z każdej większej dziury

Dobry święty Antoni miał twarz wykrzywioną,

inny święty był lepszy, lecz przed wojną spłonął

Została po nim broda na pace przy murze,

wota i dwie donice na fikusy duże

Barankowi z chorągwi popruły się żebra,

a za oknem drżał deszczyk z jaskółek i srebra,

o cały cmentarz dalej, gdzie już las wysoki

kolory czarnych jagód składał na obłoki

W samym rogu świątyni baldachim jak szczudło

łowił mole we frędzle, tuż - ambony pudło

I nagle cud się zdarzył,

że w to straszne wnętrze -

szły na mnie jakieś dłonie od winnic gorętsze -

i uniosły mą duszę nad rude aniołki

pod Matki Bożej oczu szafirowe pąki

wtedy sercem ukląkłem. I płakałem wiele

1957, 1996

O płaszczu Matki Boskiej

Płaszcz Matki Najświętszej gdzieś się przy nas kryje

nikt nie zna jego kroju ani jego barwy

święta Anna go jeszcze twardą igłą szyje -

z kołnierzykiem, którego tanki nie podarły.

Może jest na Syberii, może przy nas leży,

czeka nas jak wakacje, jak kąpiel czerwcowa.

I zawsze ten, co stale mówi, że nie wierzy,

po cichu go odnajdzie i swe łzy w nim schowa.

1957, 1995

Rekolekcje

Przynoszę, Matko, na Jasną Górę

kapłaństwo moje

Stanąłem w samym kącie kaplicy

boję się podejść

Nie w łożach ojców

z twarzą na wale klasztornym spałem

Księżyc jak czapla

wciąż chodził po mnie srebrnym hejnałem

Biję się w piersi jak tłukły kule za Kordeckiego

Weź me kapłaństwo na ręce teraz

jak Syna swego

Niechaj zaświeci święte i czyste w kaplicy

a mnie niech zdepcą butami w drodze pątnicy

1957, 1980

* * *

Żeby móc tak nareszcie uproście,

jedną miłość wybrać z wielu miłości,

jedną przyjaźń najbardziej prawdziwą,

z zim na łyżwach - tę jedną szczęśliwą,

z psów kudłatych - najwierniejsze psisko,

z prac doktorskich - jasną nade wszystko

To bliziutko już od tej prostoty

do jedynej za Bogiem tęsknoty

1957, 1986

O głupim sercu

Tylu aniołów odeszło,

tyle umarło gołębi,

lecz moje serce uparte...

Ni to ze złota, ni z brązu,

nie płonie krwawym językiem,

pragnęło lec na ołtarzu,

lecz ktoś je strącił patykiem.

Upokorzone, wstydliwe,

nie można spojrzeć mu w oczy

jak głupi Jasio szczęśliwe

pod Jasną Górę się toczy.

1957, 1959

Rozmowa z Karmelem

Oto jestem. Chciałbym z siostrą pomówić,

ja - ksiądz byle jaki

- Proszę czekać. Już idzie z ogrodu,

chociaż nie chcą jej puścić ptaki

Chyba ona. Nie widzę jej twarzy,

czy się modli, czy się uśmiecha

za zjeżoną Karmelu kratą,

jak za łupiną orzecha

- U nas wszystko tutaj dla Boga

Nawet fartuch ogrodniczki niebieski,

nawet trepki z jednym rzemykiem,

jakby zdjęte ze świętej Tereski

Czasem śnieg mamy mokry we włosach,

za oknami - zmarznięty sad

Karmelitanko bosa,

szedłem tu tyle lat

1957, 1986

Proszę ciebie o ufność

Nie pragnę twej miłości -

nie szukam przyjaźni -

to właśnie jest nie dla mnie

i wcale nie wzrusza

Po prostu proszę ciebie

o trochę ufności,

by oprzeć się na biednej

mej kapłańskiej duszy

Nic więcej. Jej zaufać,

nawet zamknąć oczy

i jak po Ziemi Świętej do Betlejem płynąć

I wszystko to, co boli, w Boga przeistoczyć

jak w Ofierze na co dzień - zwykły chleb i wino

1957, 1986

Zbawia przez...

Chrystus przez wierzących jeszcze nie poznany

zbawia znów

przez robotników dźwigających ciężkie kosze

przez odmrożone nogi

przez bóle głowy

przez okropne mieszkania

przez nowenny nie wysłuchane

przez korkiem wykładaną ścianę

co wariatom zdrowie ochrania

przez zająca nękanego ołowiem

który stanął ze strachu na głowie

przez śmieszne życie złamane

przez chorób niewyleczenie

choć tyle włożyłeś trudu

przez niespełnienie cudu

choć jak Matka prosiłeś w Kanie

przez heretyków bezradne szukanie

przez dziobatą twarz nieforemną

przez płacz dziecka zgubionego w pociągu

co upadło nosem w ciemną noc

przez twoje własne cierpienie

to ostatnie co tak bolało

przez twoją krew i ciało

przedłuża się ramię krzyża

wyszła msza -

Jezu przez pogan wyglądany

przez wierzących jeszcze nie znany

1958, 1986

Gorętsza od spojrzenia

Żeby nie być taką czcigodną osobą

której podają parasol

którą do Rzymu wysyłają

w telewizji jak srebrnym nieboszczykiem kręcą

wieszają przy gwiazdach filmowych

Ale być chlebem

który krają

żywicą którą z sosny na kadzidło skrobią

czymś z czego robią radio

żeby choremu przy termometrze śpiewało

zegarem który w samolocie jak obrazek ze świętym Krzysztofem leci

żółtym dla dzieci balonem -

a zawsze hostią małą

gorętszą od spojrzenia

co się zmienia w ofierze

1958, 1986

Na słomce

Przygasnę przy ołtarzu iskierka po iskierce

zostaną tylko buty jak przydeptane serce

Lampka wieczna jak lizak czerwony -

lub policzek żołnierza, który gra na trąbce

Msza się dzieje. Matka Boska mnie trzyma

jak niezdarną bańkę na słomce

1958, 1986

* * *

Wszyscy łakną rozmnożenia chleba,

paralityk cały w Lourdes się kąpie,

nawet biskup chce się dostać do nieba,

tak bez grzechu, wygodnie, porządnie.

A ja spadam stale z pieca na łeb,

jak słój z dżemem pękam na schodach.

1958, 1959

W labiryncie

Gdzie się teraz spotkają

na przystanku

w zielonych płomykach drzew

gdzie tramwaje patrzą w nocy jak sowy

na dworcu

gdzie pociągów deszcz

stuka o perony

w kościele

gdzie zbyt długie kazanie

oczy zakleja

przy skrzynkach pocztowych w sieni

przy karpiach w blaszanej wanience

przy nekrologu na murze

przy pikowanych kołdrach na wystawie

na odpuście przy szarlatanie

w każdym labiryncie

gdy Bernadetta

ze swoją świecą się zjawi

1958, 1986

Tam gdzie procesja

Tam gdzie procesja przeszła po kościele

szukałem przydeptanej śnieżnej rzeżuchy i żółtej ognichy

wywietrzałego wrotyczu i rumianku

mikołajka jak ametystu

omdlałego kadzidła

sutanny zamiatającej jak miotła

ceremoniarza kiwającego palcem w bucie

dotkliwości przedmiotów które stały się wspomnieniem

widzialnego świata przechodzącego już

w podczerwienie i pozafiolety

w ciepło i zimno

I odnalazłem

Tłumaczyłeś że nie chcesz złotego baldachimu

tylko bandaża z grubego płótna

1959, 1970

Bez przymiotników

Boga chyba nie należy nazywać po imieniu

układać litanii nazw -

Bóg jest właśnie nie nazwany

bez przymiotników

jest

w sercu co się rozstukało

w ciepłej jesieni

w zapomnieniu tego co bolało

w rozgrzeszeniu

w rozłamanej kromce chleba

na ołtarzu

wtedy gdy narzekałeś nad podrapanym w dzieciństwie kolanem

po kazaniu gdy wyszedłeś na łąkę

a pasikonik urządził ci cyrk na nosie

w barze mlecznym przy talerzu ze szparagami

lepszym obiedzie biedaka

w ogóle wszędzie

literą nie objęta, słowem daleka - Osoba

i święta Magdalena z włosami jak ogień

święta Marta z koszem pełnym aniołów

Tereska z różami jak z zapałkami w fartuchu

Sebastian z kolorową strzałą w krtani

w wierszach religijnych

mogą być nie wspomniani

nie nazwani nie złoceni -

a czasem po prostu garstka cierni

szept dłoni

buty matczyne zdarte aż do krwi

więcej powiedzą o Nim

1959, 1997

O wróblu

Nie umiem o kościele pisać

o namiotach modlitwy znad mszy i ołtarzy

o zegarze co nas toczy -

o świętym przystrzyżonym jak trawa

o oknach które rzucają do wnętrza

motyle jak małe kolorowe okręty

o ćmach co smolą świece jak czarne oddechy

o oku Opatrzności

które widzi orzechy trudne do zgryzienia

o włosach Matki Bożej całych z ciepłego wiatru

o tych co nawet żałują zanim zgrzeszą

lecz o kimś

skrytym w cieniu

co nagle od łez lekki gorący jak lipiec

odchodzi przemieniony w czułe serce skrzypiec

i o tobie niesforny wróblu

co łaską zdumiony -

wpadłeś na zbitą głowę

do święconej wody

1959, 1986

* * *

Siostry karmelitanki już wznoszą modlitwy,

chóry wsiąkają jak w krew -

nawet kapelusz na ławce

w śpiew okryty.

Klęcząc w konfesjonale

słyszę:

- Idź na świętym Józefie oparty jak na lasce,

opatrunek nałożony -

niech się goi,

resztę

Łasce

zostawić.

1959

Na obrazku miłosierdzia Bożego

Tak łatwo nad ołtarzem we Mszy się pochylić,

hostię lekką, drobną, niepozorną

zmienić w Ciało Chrystusa, unieść ponad głowy

w samotność Świętych Pańskich i w ciszę ogromną.

Jak trudno jednak siebie, własne szare życie

uświęcić, przeistoczyć. W duszy karmić spokój.

Wiem to, i mimo wszystko, Jezu, ufam Tobie,

bo masz taką zwyczajną, ludzką ranę w boku.

1959

Spotkanie piątkowe

W któryś piątek, gdy płakało serce,

wszedłeś nagle zamkniętymi drzwiami -

i złożyłeś mi ręce na głowie,

ręce swoje ranami pokryte.

To Ty, Jezu, co się z Tobą stało?...

krzyż rzuciłeś w pobliskich kasztanach -

cierpień ziemskich mi teraz zbyt mało,

ukrytemu nagle w ranach Twoich.

A co będzie; gdy odejdziesz nocą?

ból powróci, smutek, niepokoje...

słyszę jeszcze, choć brzozy trzepocą -

szept jak potok: - Rany moje kochaj.

1959

List

Jeśli świętą zostaniesz, wszystko będzie święte w twoim życiu

łoże twardo słane, niepokoje i oschłość,

wspomnienie spisane ukradkiem w pamiętniku,

szorstki strój brązowy i każde z twych przeziębień,

każdy twój ból głowy,

zwykły klęcznik skrzypiący, posypane mrokiem

pod niemodnym welonem twe oczy głębokie

Pacierz, posługi w kuchni, szorowane schody,

chorej siostrze podany łyk źródlanej wody,

w czasie burzy sierpniowej, gdy wicher uparty

wieje w celę jak w złoty śpiewniczek rozdarty

Droga długa, kłująca, ciernista, niełatwa,

i od lampki wieczystej krwawa zadra światła,

co spadnie po nieszporach na twą ciemną głowę -

gdy siostrze przełożonej drżą brwi jowiszowe

Będzie ci, dziecko, dobrze. Krzyż pójdzie za tobą -

i Jezus, co pod krami pochmurnego nieba -

miłość w ranach ukrywa i w kruszynach chleba

Rankiem, na mszę cię zbudzą te same kasztany,

co mnie zawsze budziły, bzu szerokie kiście

i szpaczek ci za furtą klasztorną zaśpiewa

w dni ferialne po cichu, w święta uroczyście

Lecz nagle list przerywam. Ktoś puka. Otwieram

To tylko anioł przyszedł. Przesyłam go w liście.

1959, 1986

Dom rekolekcyjny

- Siostrze Teresie

Wzruszyłeś mnie, Grzegorzu, że chcesz rekolekcje

po tylu długich latach nareszcie odprawić

Jest dom rekolekcyjny. Zaraz go opiszę -

Dom przed chwilą wspomniany w ciemnych lasach tonie,

daleko poza miastem kościółek nieduży

i figura Najświętszej Panny, i Jezusa dłonie

jak dwa światła, co spadły grzesznikom w podróży

Jest tam i rzewna nowość. Osiołki, co dzwonią

ciągnąc wóz, lecz się zaraz sosnami zasłonią

Nie komnaty, a cele. Każda ma swe imię

Cela Aniołów Stróżów, cela świętej Klary,

a inna z brzozą w oknie, któraś tam z choinką

W korytarzach stąpanie. W stojące zegary

skrył się czas - zwierz cierpliwy, mrukliwy i stary

W kaplicy czeka Jezus z bardzo jasną głową,

klęcząc, przypomnij sobie każde matki słowo,

katechizm, prawdy wiary, piękne lata młode -

(lekko płynąć, gdy trzymał ktoś mocno pod brodę)

Gdy w chmury skrzydeł pełne, wiatru letni taniec

z czarnych ptaków układa nad domem różaniec -

porzuć szybko swych grzechów niedorzeczne trudy,

swój zamek na księżycu, miłości i złudy

Wróć szybko do swej celi. Anioł pookrywa

skrupulatów bezsennych, jak nagich w pokrzywach

Szczęściem jest -własnym światłem więcej już nie świecić,

tylko Boga pokochać. Światłem Boga płonąć -

I na koniec z radości, nie mówiąc nikomu -

własną duszę odnaleźć właśnie w leśnym domu

Gdy wieczorem wyruszysz, krzyżyk weź na drogę

Psy tam wszystkie łaskawe. Wybiegną w pokłonach

1959, 1986

O wędrówkach po wieżach kościelnych

Znam was, schody wiodące na kościelne wieże,

strome, dziwnie uparte, tajemne o zmroku,

na sznurach cień od krzyża, węzły, pierze sowie,

duch całunem wabiący przez gotyckie okno.

Kiedyś z wielkim zachwytem wracałem z wyprawy

i niosłem w katechizmie z kościoła do domu

ku uciesze patrzącym uczennicom moim

ćmę maleńką spod serca największego dzwonu.

1959

O śwince

Niechby wróciły dawne chwile,

zagasłe niegdyś dnie -

te dawne świnki, te koklusze,

co tak krztusiły.

Mamusia przy poduszkach stała -

a doktor piersi opukiwał

i dalej leczył źle.

O jakże cicho było w domu,

siostry płakały po kryjomu -

w chusteczek białej mgle.

Wciąż dręczonemu tłokiem, wojną,

choć taką świnkę mieć spokojną -

1959

Laurka

- Księdzu Andrzejowi Luftowi

Czego Ci życzyć, Księże Andrzeju,

w piękny dzień Twoich imienin? -

Chyba tego, by świat się odmienił

choćby ten Twój w Karczewie.

Żeby chłopcy byli lepsi i prości,

dziewczęta nie schły z zazdrości,

żeby znali katechizm na pamięć -

nie dokuczali mamie,

a w tornistry swoje małe i duże -

kładli książki do religii jak róże,

by w Karczewie było więcej słonka,

babciom nogi nie marzły w ogonkach,

by biedakom wywróżyła wróżka

w ostrą zimę najcieplejsze łóżka,

by złym pieskom nie przeszkadzał kaganiec,

ministranci mówili po łacinie,

kominiarczyk szeptał pacierz w kominie,

a pijacy odmawiali różaniec.

By w kościele piękniej śpiewali

karczewskiemu Jezusowi biednemu.

By król Dawid ożył w starej Biblii,

złych Goliatów powystrzelał procą,

by w pobliskim Otwocku chorzy

nie kasłali po ulepku nocą -

by ulicą księżyc płynął

zakochany, jak w szkockiej piosence,

aby wszyscy ludzie w procesji

prowadzili księdza pod ręce.

Tyle życzyć chciałbym dzisiaj Tobie,

a tych życzeń miałbym jeszcze dużo -

by Cię święci z Twojego brewiarza

otoczyli jak ptaki przed burzą -

święty Marcin znad białego konia,

z częścią płaszcza, z połową guzików,

król Baltazar znad strasznego słonia,

wąchający kadzidło w koszyku,

i Twój patron - święty Andrzej surowy

z listopada, a taki grudniowy.

Abyś bardzo kochał Biblię,

ładnie mówił, pięknie sumy śpiewał -

i jak dogmat, czy młody, czy stary,

był wciąż dobry i już się nie zmieniał.

1959

* * *

Spać się kładę, a tu mi się śni -

idzie za mną poprzez ciemną noc.

Odblask winnic, galilejskich pól,

chleb i wino, niezwietrzała sól -

z przypowieści jedno proste słowo

z betlejemską kolorową gwiazdą,

tyberiadzkiej wody cichy gwar -

stągwie z drzewa, osłów smutnych czar,

pod księżycem, który w chmurze leży,

krwawe światło Ostatniej Wieczerzy,

Wieczernika tajemnicze drzwi -

Mszał z obrazkiem i ciernisty wieniec -

Oblubieniec zapatrzony w lampy.

Matko Boska - nakłoń twarz jasną,

zmęczonemu dozwól mocniej zasnąć.

1959

Do Patrona Dobrej Sławy

O niedzisiejszy święty mój

w litaniach nie wzywany -

przed złym rozgłosem stale broń -

Patronie Dobrej Sławy.

Bo czy niepamięć ludzkich serc

czy bramy triumfalne -

jednako czeka na nas kąt

gdzie wszystkie groby czarne.

Chroń mnie od wielkich hucznych bitw

męczeństwa - i więzienia -

śmierć dla Chrystusa ześlij mi

najprostszą, z przemęczenia.

O niedzisiejszy święty mój

wzgardzony, zapomniany -

podaj mi rękę w taką śmierć -

Patronie Dobrej Sławy.

1959, 1990

O kazaniach

O jakże już nie znoszę wszystkich świętych kazań,

mądrych, dobrych, podniosłych, pobożnych i słabych

Kiedy głoszę je, czasem urwałbym w pół zdania

i brewiarz mówił w sadzie, gdzie jabłek powaby.

Inna rzecz - dzieci uczyć, pacierz przypominać,

grzesznikom w twarz popatrzeć i nie mówić słowa

Wilgę skubiącą wiśnie chytrze wypatrywać,

pliszkę, co z rzęsy wodnej wydziobuje owad

1959, 1986

Litania polska

Kyrie elejson, Chryste elejson,

zmiłuj się, Boże, nad nami -

daj nam pozdrawiać Matkę Najświętszą

polskimi inwokacjami

Smętna Dobrodziejko

z krakowskich ołtarzy

z hejnałem jak srebrną trąbką

z pełnymi Polski oczami

módl się za nami

Madonno z Puszczy

z Ostrowów Tuszowskich

Tarnowa bliska

pachnąca świerkami

cała w wiewiórkach

módl się za nami

Matko Serdeczna

z sandomierskiej ziemi

Matko uczniaków - chroń przed wagarami

módl się za nami

Dzieweczko Lipska

w lipowej Lubawie

co łzę z żywicy chronisz pod rzęsami

módl się za nami

O Świętogórska

Panno z Gostynia

Panno nad pannami

módl się za nami

Smagła Góralko

z Rusinowej Polany

zimą zjeżdżają do Ciebie nartami

na Anioł Pański zadzwonią łyżwami

módl się za nami

Gwiazdo Jackowa z Przemyśla

z którą polski święty

chodził na misje

sławiąc różańcami

módl się za nami

Bolesna

w Staniątkach biednych

nad chlebem czarnym

mleka garnuszkami

módl się za nami

Nadmorska Pani

Rybaczko Swarzewa

z grzechów nas wyłów

swoimi sieciami

módl się za nami

Jazłowiecka Pani

Ty, co ułanów

znałaś po imieniu

gdy wrzesień pamiętny czerwienił ranami

módl się za nami

Gospodyni Śląska z Piekar

co opiekujesz się górnikami

módl się z pielgrzymami

Władczyni zamku

z Czerwińska Pani

tyle młodzieży już śpi pod gruzami

módl się za nami

Pocieszeń pełna

w Warszawie na Piwnej

Tyś na Starówce przekłuta mieczami

módl się za nami

Piastunko karmiąca

prawie w każdym domu

patronko kuchni, butelek z smoczkami

módl się za nami

Tęskniąca

za czym Ty tęsknisz w pociesznym Powsinie

uśmiech Jezusa był mi nabożeństwem

a wy straszycie smutnymi minami

módl się za nami

Mario na Piaskach

do której z pieśniami

szli karmelici skrzypiąc trzewikami

módl się za nami

Z Rzymu skradziona

w Kodniu schowana

przed makaroniarzami

módl się za nami

Zielarko Przydonicka

z paprocią, konwalią, jałowcem i borówkami

módl się za nami

Księżno Sieradzka

co swe jasne księstwo

zakładasz nawet pomiędzy cierniami

módl się za nami

Misjonarko Starowiejska

z tuzinem świętych

z apostołami

módl się za nami

Madonno Inwałdzka

któraś skruszyła

herszta ze zbójami

módl się za nami

Ciemna Cudzoziemko przy latarniach

z Dzieciątkiem na prawym ręku

chroniąca Warszawę nocami

módl się za nami

Zebrzydowska z Kalwarii

między męki Pańskiej stacjami

módl się za nami

W Studziannej na krześle siedząca

przy świecy, nad talerzami

módl się za nami

Śnieżno-Różańcowa

Dominikanko z Krakowa

sławiona cudami

módl się za nami

Zasypiająca

w drzewie rzeźbiona tysiącletnimi

Wita Stwosza dłutami

módl się za nami

Ostrobramska

w każdej biedzie z Polakami

módl się za nami

Katyńska

z zakneblowanymi ustami

módl się za nami

Co Jasnej bronisz Częstochowy

łącz zakochanych

szczęścia obrączkami

módl się za nami

Matko Łaskawa

nasza świętości

w czerwonej sukni płaszczu zielonym

pełna uroku

świadku ślubów Jana Kazimierza

z panoramą miasta wśród lwowskich obłoków

co w Lubaczowie przyjmujesz swych gości

módl się za nami

Matko z Latyczowa dalekiego Podola

z kościoła który wznieśli rycerze

z daniny od każdego końskiego kopyta

historią jak sztandarem okryta

Tułaczko Wygnanko

co z skromnej kaplicy w Lublinie z nami żyjesz

módl się za nami

Hetmańska Zwycięska Mariampolska

coś rozpoczęła exodus Polaków

ze wschodu na zachód

dziś we Wrocławiu z zaczesanymi do tyłu włosami

módl się za nami

Piękna Pątniczko -

bez biżuterii wędrująca

polskimi drogami

módl się za nami

Matko z Loreto spod Kamieńczyka

z dobrymi loretankami

módl się za nami

Matko Bogucicka

co czuwasz nad Katowicami

módl się za nami

Łaskawa ze Świętojańskiej w Warszawie

nad gniewu Bożego połamanymi strzałami

módl się za nami

Jak ziarno wyjęta z ziemi

wina obmyta kroplami

Gidelska wieśniaczko

módl się za nami

Matko Boska Sulisławska

co uciekłaś przed złodziejami

módl się za nami

Matko Tuchowska

z różą, jabłkiem i redemptorystami

módl się za nami

Flisaczko Dobrzyńska ze Skępego

Nastolatko królewno

ze świętymi rączkami

módl się za nami

Królowo Sierpecka

z wesołymi oczami

módl się za nami

Matko Karmelitańska z Warszawy

w kościele z herbem Radziwiłłów pod trzema trąbami

módl się z klerykami

Baranku Boży,

pokaleczony, pokłuty,

usłysz nas czasami,

ocal, co święte

zmiłuj się nad nami

1960, 1996

Prośba o utratę pamięci

Święta Magdaleno od utraconej cnoty -

proszę Cię o utratę pamięci -

żebym zapomniał o własnych urazach, jak o czajniczku wrzątku -

o wspomnieniach -

o dawnej podejrzliwości (jeszcze od lat szkolnych), kiedy

pisałem na bibule "kto bibułę buchnie, niech mu łapa spuchnie".

O umarłych, którzy odchylają zasuwy snów, żeby

powiedzieć, gdzie za życia poukrywali przed najbliższymi pieniądze

o szczęściu, co się urywa, jak kogutek z choinki

o tym, że zawsze jest coś takiego, czego nie można skleić, zgoić,

zajodynować -

o ambicji, co biegnie po nerwach jak nabój krwi -

I wiem, kiedy się nałykam tej niepamięci -

zatrąbią mi do ucha "no nareszcie"

Najprzystojniejsi Święci.

1960

Oda do głośnika, który zniekształca kazania

Cóżeś nawyrabiał z moimi kazaniami - głośniku.

Ryczałeś, piszczałeś jak młodziutki Mojżesz w koszyku,

bywało, że umilkłeś jak księżyc w uliczce -

zdziwione oko powietrza -

Wtedy tak wyglądało, jakbym ciągnął kazanie

na długiej i głupiej nitce.

Duszę kładłem w mikrofon,

dziesięć Bożych Przykazań, róże świętej Tereski -

A ty, hyclu, kwiliłeś, jakby wpadł w twoje ucho samczyk niebieski.

Kiedyś rzewnie mówiłem o sercu narzeczonego,

parskałeś, tłumaczyłeś - na Arkę Noego.

Gołąbek bywał w tobie, lekcja dla głuchoniemych, fiołek na bruku -

A na Wszystkich Świętych - cały w Biblii wieloryb z Jonaszem w brzuchu.

1960, 1996

O cierpieniu nagim

Żeby nie było o cierpieniu kazań

ani książek, ani teologii -

tylko po prostu cierpienie

zwykłe, tępe - bez credo, glorii.

Całkiem gołe, odarte z mistyki -

na złość chudym prorokom skrzywione -

właśnie takie Matka Boska opatrzy,

jak powietrze pszczołą zranione.

1960

O prostym pacierzu

Właśnie w Betlejem wjeżdżali

w groty niemalowane wrota -

osiołek zaczął się trząść jak w kokluszu -

zląkł się kapitalistycznego złota.

Święty Józef podniósł brwi -

Betlejem stało się pełne

mędrców

psychologów

astronomów

kontemplatyków porwanych aż tak do siódmego nieba -

że zapomnieli o imieninach mamusi

o języku w bucie

o kruszynie dla wróbli chleba

Wielbłądy biły kopytami i zamieniały

Ziemię Świętą w grzechotkę -

wół się chwiał - jakby stał na biegunach

a Matka Boska rzekła do świętego Józefa

- Nie wpuszczaj.

Niech im księżyc przypnie po srebrnej łacie -

niech czekają - póki najmniejszy z pasterzy

skończy mówić zwykły pacierz.

1961, 1990

Wielkanocny pacierz

Nie umiem być srebrnym aniołem -

ni gorejącym krzakiem -

Tyle Zmartwychwstań już przeszło -

a serce mam byle jakie.

Tyle procesji z dzwonami -

tyle już alleluja -

a moja świętość dziurawa

na ćwiartce włoska się buja.

Wiatr gra mi na kościach mych psalmy -

jak na koślawej fujarce -

żeby choć papież spojrzał

na mnie - przez białe swe palce.

Żeby choć Matka Boska

przez chmur zabite wciąż deski -

uśmiech mi Swój zesłała

jak ptaszka we mgle niebieskiej.

I wiem, gdy łzę swoją trzymam

jak złoty kamyk z procy -

zrozumie mnie mały Baranek

z najcichszej Wielkiej Nocy.

Pyszczek położy na ręku -

sumienia wywróci podszewkę -

Serca mojego ocali

czerwoną chorągiewkę.

1961

Malowani święci

Jak się czują malowani święci na wystawach

nie mogąc rozpoznać pod szminką świętości

swojej tajemnicy

milczącego dramatu

nie mogą się nadziwić

że złote palce wymalowano im żółcią

srebrne twarze - błyszczącą bielą

do lśniącej czerni dolewano kleju

tylko oczy mają naprawdę niebieskie jak gęś domowa

wstydzą się

tytułów biżuterii i innych podrobów

onieśmieleni robią karierę w sklepach z dewocjonaliami

Co w nich prawdziwego

ucho

każdy obraz święty słyszy

nawet taki mały który dostałem przed maturą od matki

z głodnego dzioba pamięci

trzymam go za nitkę o wiele za krótką

1961, 1996

Prośba

Panno Święta rysowana w zeszycie

dziecięcymi rączkami -

piękna jak jedna kreska

módl się za nami

żeby w kościołach nie było wyszywanych serwetek

katafalku z czarną kapą

aniołka z barokową łapką

z pędzelkami przy chorągwiach frędzli

stukających pieniędzy

ozdóbek z trupią główką

świętej Tereski jak rozpieszczonej gwiazdy

niepodobnych do siebie świętych

co nie mogą wyjść z nieswojej twarzy -

żeby nie było

sympatycznego gładko uczesanego Pana Jezusa tylko dla porządnych ludzi

1961, 1970

Piosenka

Tak mi bez Ciebie źle o Boże

że nie wiem

Czytałem o wesołym źrebaku

a myślałem o kościelnym śpiewie

Patrzyłem na niebo w czerwonej sukni

lecz bez Ciebie tak mi smutno

że nie wiem

Wyrzuć wiersze moje przez okno

a mnie zostaw jak pastuszka w Betlejem

1961, 1993

Preludium deszczowe

Daj rękę. Wejdźmy w kościół, jak w głąb tajemnicy

wiem o tym, że nie wierzysz...

Tu są główne drzwi

tam okno z drzewem deszczu szumiącym z ulicy

(teraz brzęczy jak beczka pełna strużyn wody

tak zawsze kiedy kwaśne jabłko niepogody).

Na ławce przy chorągwi naprzeciwko sieni

panie po pięćdziesiątce - królewny jesieni

bliżej panny we wdziankach z balonem urody

obok święty bez teki z srebrną szklanką brody

(może złoży nam na pierś order suchej nitki)

na razie wprost z potopu świecą mokre łydki.

W konfesjonał pod ścianą wrzucają zazdrości

kłamstwa, obierki grzechu, szkielety miłości.

Wiem o tym, że nie wierzysz...

Tu się choć nikt nie schlapie, skarpetek nie zmoczy -

Właśnie święta Tereska z róż wyjmuje oczy

a w głębi sam Pan Jezus szuka Twego wzroku

waży twoją niewiarę. Nareszcie masz spokój.

Nie od razu płaczemy w łaski bożej deszczu

Nawrócenie - nie zając. Znów ten dzięcioł deszczu.

1961, 1998

O nawróceniach

W jaki sposób Bóg nawraca grzeszników

rozmaicie

często jak wiatr co pędzi stado kapeluszy

chwyta duszę wprost z miejsca i targa za uszy

niekiedy z uśmiechem, prawie że wesoło

święci biorą za rękę i bawią się w koło

a czasem - nie do wiary

ni z tego ni z owego

łzę zdejmujesz z twarzy

jak pieszczotę śniegu

1961, 1986

Jest

Mówią, że modlimy się do głuchych obrazów

ślepnących świec

że dmuchamy jak dzieci w papierowe trąbki -

a On przecież jest

w małej hostii jak w iskierce ciepła

w mocnych ścianach nadziei.

Czeka z sercem jak z Wielkim Piątkiem

w tabernakulum umówionej alei -

w domkniętym milczeniu -

przychodzę tu nieraz jak pogryziony psiak

i ostrożnie, dokładnie, po kolei wyjmuję z łap

kolce lęku.

1962

* * *

Ile napisano pobożnych książek -

droga do siódmej twierdzy życia duchowego

komentarze do komentarzy

analizy ucha igielnego

matematyczny dowód na istnienie Boga z wykresami

o artylerii łaski -

a Jezus myśli o nas w liter ciemnym stuku

jak trudno w niebo wstąpić spod robactwa druku

1962

Wyjaśnienie

Nie przyszedłem pana nawracać

zresztą wyleciały mi z głowy wszystkie mądre kazania

jestem od dawna obdarty z błyszczenia

jak bohater w zwolnionym tempie

nie będę panu wiercić dziury w brzuchu

pytając co pan sądzi o Mertonie

nie będę podskakiwał w dyskusji jak indor

z czerwoną kapką na nosie

nie wypięknieję jak kaczor w październiku

nie podyktuję łez, które się do wszystkiego przyznają

nie zacznę panu wlewać do ucha świętej teologii łyżeczką

po prostu usiądę przy panu

i zwierzę swój sekret

że ja, ksiądz

wierzę Panu Bogu jak dziecko

1963, 1980

Do Jezusa umęczonego organami

Panie Jezu chyba nie lubisz jak Cię męczą organami w kościołach

dość masz muzyki Bacha -

może chciałbyś posłuchać

jak skrzypi w Biblii na czarnych nogach hebrajska litera

jak spowiadający mruczą w samo ucho sumienia

boli rosnąca aureola nad świętym

płaczą uciekające spojrzenia -

ciekną buty po deszczu na posadzce

ziewa babcia nad litanią

skacze szczygieł śniegu po tramwajowych przystankach

piszczy nad świecą w lichtarzu

jedna płonąca zapałka

Nawet w skrzypcach nie słyszymy strun tylko pudło

1963, 1986

Z Dzieciątkiem Jezus

Święty Józef święty Stanisław Kostka święty Antoni trzymają dziecko Jezus

na ręku

opiekunowie wzruszeń

przyzwyczaili do siebie

ale kiedyś nocą kiedy penitenci pookrywali już kołdrami uszy

w sierpniu kiedy owady schodzą do ziemi

a jesiony za oknem obejmują się jak skrzydła

ponownie kwitną łąki i cichną ptaki

ktoś mi powiedział przez sen -

niech ksiądz weźmie Dzieciątko Jezus

sam je potrzyma na ręku

ustawi się pod filarem

serce mi zadrżało jak owies

a potem lęk - jakby uciekały okulary -

- ładne rzeczy - ksiądz z dzieckiem na ręku w kościele -

jedni powiedzą - świeżo upieczony święty

buty lampkami obstawią

inni zaczną w maszynach do pisania ostrzyć litery

anonimem w kurii oparzą

krzyżem wskażą godzinę

skrupulaci rozpoczną cedzić w siteczku cień sumienia

a Dziecko miało ślipka niebieskie

jak w Betlejem podstrzyżone włoski

bezbronne i jeszcze bez ran

ze wzruszenia na klęczkach mówiłem

coś bez sensu do Matki Boskiej

1963, 1986

Zdumienia pełna

Matko Najświętsza któraś się zdumiewała

o której nie powiedziano w litanii

Zdumienia Pełna

któraś dziwiła się

dlaczego Bóg urodził się w stajni

dlaczego musi uciekać na kopytkach osiołka -

spraw - żebym ucząc religii

nie mówił: Już wiem. Rozumiem

Mam na wszystko odpowiedź gotową

Żebym umiał się z ludźmi dziwić

nie rozumieć właśnie

kiwać głową

mój Boże, ile tajemnic w jednej sekundzie

Chwaląc męczennika, żebym dodał

że skaleczony dmucham czule na krew żeby mniej szczypało

Nie głosić tylko, że jak się kocha to mniej boli

że przez dziurę łzy można zobaczyć więcej

lecz czasami nad tym wszystkim załamać ręce

mój Boże, jak pojąć serce śmierci

1963

* * *

Nic mnie nie załamało

ani pustka po życzliwym spojrzeniu

ani zbieranie na tacę

ani to że o mało nie zwichnąłem palca stukając w konfesjonał

ani pytania osiemnastoletnich

ani anonimy których koperty nawet syczą -

ani dowody w które trzeba najpierw uwierzyć

ani wierni którzy się nienawidzą w tramwajach

ani cnota płacząca jak nieszczęśliwe szczęście

ani kaznodzieje ze złotymi zębami

ani obawa że nie dam rady nie dojdę

wywrócę się jeszcze przed płotem Królestwa Niebieskiego

bogatsi zostaną coraz bogatsi a biedni coraz biedniejsi

nawet ptaki śpiewają ze strachu

nic mnie nie załamało

bo wciąż widzę Ciebie Matko Najświętsza

zamiast berła - trzymasz kłębek włóczki

cerujesz teologię

1964, 1986

* * *

Dogmatycy hałasują po łacinie

moraliści brzęczą nad korytkiem ludzkiego sumienia

apologeci skrzypią - porozpinani na krzyżu wiary

kaznodzieje reperują głośnik, żeby ich było lepiej słychać

filozofowie mruczą na świętego Tomasza ustawionego już

ze starymi rocznikami świętych - w archiwum raju

męczennicy liczą na głos uderzenia w twarz

skrupulatom spadła nareszcie na głowę dynia grzechu

organiści oblizują dźwięki -

wierni podzielili się na wojenne obozy

I tylko w szczerym polu

w oddechu zioła -

na klęczkach podziwiając zaspy nieba

można jeszcze znaleźć Ciszę

1964

* * *

Żebym nie zasłaniał sobą Ciebie

nie zawracał Ci głowy kiedy układasz pasjanse gwiazd

nie tłumaczył stale cierpienia - niech zostanie jak skała ciszy

nie spacerował po Biblii jak paw z zieloną szyją

nie liczył grzechów lżejszych od śniegu

nie kochał długo i niepewnie

nie załamywał rąk nad okiem Opatrzności

żeby serce moje nie toczyło się jak krzywe koło

żeby mi nie uderzyła do głowy święcona woda sodowa

żebym nie palił grzesznika dla jego dobra

żebym nie tupał na tych co stanęli w połowie drogi pomiędzy niewiarą a

ciepłem

nie szczekał przez sen

a zawsze wiedział

że nawet największego świętego niesie jak lichą słomkę mrówka wiary

1964, 1986

Papież

Papież wyfrunął z Rzymu

samolotem jak śnieg leci -

całuje prawosławnego błogosławi żydowskie dzieci

bez tronu

tylko łza trzęsie się jak taniec

w wielu książkach topnieje zamarznięte słońce

cieknie z gardła ususzonych liter -

heretycy grzeją w ewangelii pogryzione nogi

wydmuchują niebo na organach

nadciąga cały wydział personalny aniołów

tylko przedwojenny katolik

rozłożył papier -

skubie pióro jakby zaczepiał wronę

pisze skargę na Pana Boga

1964, 1986

Szept

Nie poparzcie pretensjami że źle

nie przemawiajcie z pozycji siły

nie wypłaszajcie ciszy w której układają się wszystkie liczby

nie przegadajcie mszy

nie dotykajcie za bardzo sumień - nie odczytacie ich paluchami

wyjmijcie z siana pazurek teologa -

żebym się nie zaziębił od złota

mały Jezus prosi cichutko jak świerszcz

1964, 1970

* * *

Aniele Boży Stróżu mój

kiedy zasypiam nachyl się nade mną

odmuchaj z księżyca

zasłaniaj rękami przed złem

opowiadaj

o mokrym ryjku gwiazdy

o tym że niebo jest jeszcze całe

o gorliwcach, którzy pchają się do Boga za szybko

o porażonych żądłem zegara którzy stale smarują coś w książkach zażaleń

o leszczynie przez całą zimę ukrytej w pąkach

o tym że nawet teolog piszczy oparzony sercem

o tym że wszystko musi spadać niespodzianie

o papieżu, który ukląkł boso na schodku łzy

o zgolonej aureoli

o bitwie co porosła mchem

o żabie co kochając staje się niebieska

o tych którym wypadły mleczne zęby wiary

o sprzeczności w każdej prawdzie

o sakramencie uśmiechu

daj mi na starość

nie głosić kazań

wygrzewać pusty konfesjonał bez penitentów

a jeśli powiedzą że jestem do niczego

skulić się jeszcze w kłębek

czuwać przy samych korzeniach kościoła

1964, 1986

* * *

Z wodą święconą na czubkach palców

z głową Jezusa na sumieniu

oddechem odgarniałem stronice brewiarza

szukałem tylko jednego

obrazka

z dawna wypisanym czterowierszem

Matko Najświętsza daj mi

serce czyste i proste

w kościele zimnym chuchać

tulić zmarzniętą hostię

1964, 1997

* * *

Nie mówią o Tobie

nie piszą

oddalają w ciemność

przechodzą mimo

chcą zasłonić jednym palcem

jakbyś już poszedł na prowincję

zakładają okulary przeciwniebieskie

obcinają oczy świętym

niezadowoleni

jakby wiara stała na jednej krzywej nodze

jakbyś miał usta z filmu niemego

Klękam w świeżych ranach mszy

1964, 1970

Przy Stole Pańskim

Przy Stole Pańskim chwieję się jak na moście z patyków

zabolał mnie język od pytania

głęboki i niski

dlaczego ścinają kwiaty wczesnym rankiem

cały w sekrecie najświętszej niepewności

Na szczęście mam jeszcze łzę

ukrytą

1964, 1980

W kropki zielone

Nie malujcie Matki Bożej w stajence betlejemskiej

stale tylko na niebiesko i różowo

z niebieskimi oczami

ni to ni owo

Tyle było wtedy w Betlejem złotego nieba

aniołów białych w oknie

pstrokatych pastuszków za progiem

Założę się, że ktoś świece zapalił

przed brązowym żłóbkiem

jak czerwoną lampkę przed Bogiem

Osiołek podskakiwał na czarnych kopytkach

wół seplenił w fioletowym cieniu

święty Józef rudych proroków kąpał

w srebrnym strumieniu

Nim Ci Mamusiu - myślał Jezus -

kupią koronę

lepiej Ci w zwykłej szarej bluzce

w kropki zielone

1965, 1987

O kościele

Kościele w którym wypadło mi po raz pierwszy w życiu

pić ustami mszę

chować się do konfesjonału któremu stale odrastają uszy

w którym Matka Najświętsza miała złotą koronę i bose nogi

w którym obraz świętej Tereski służył latem za plażę dla much

drewniany święty Antoni oblazł z habitu

ciemny i czysty

Kościele w którym zieleniała miedź

zasłaniano sumienie listkiem brzozowym

kolor nieba wyleniał jak szelest

smutny jakby jaskółki umiały tylko chodzić

Kościele z posadzką od pacierzy wytartą i krzywą

gdzie skrzypiały obcasy

pluskało korytko wody święconej

szczekał zegar jak emerytowany ludożerca

z amboną tak prostą że nie sposób było zakryć

na niej żadnym kazaniem swej własnej twarzy

Kościele przed którym klękał las

krzyżodzioby otwierały szyszki

łaskotał zajęczy szczaw

cieszyło babie lato jak grzech za lekki

fikały żaby a każda żaba ma zawsze czkawkę

jesienią czerniały coraz mocniej szpaki

zimą sikory sypiały na mrozie

parafianki rozbierały się ze śniegu

gdzie zamykałem Jezusa w tabernakulum zawsze z cząstką czyjegoś płaczu

gdzie modliłem się żeby nigdy nie być ważnym

1965, 1986

O maluchach

Tylko maluchom nie nudziło się w czasie kazania

stale mieli coś do roboty

oswajali sterczące z ławek zdechłe parasole z zawistnymi łapkami

klękali nad upuszczonym przez babcię futerałem jak szczypawką

pokazywali różowy język

grzeszników drapali po wąsach sznurowadeł

dziwili się że ksiądz nosi spodnie

że ktoś zdjął koronkową rękawiczkę i ubrał tłustą rękę w wodę święconą

liczyli pobożne nogi pań

urządzali konkurs kto podniesie szpilkę za łepek

niuchali co w mszale piszczy

pieniądze na tacę odkładali na lody

tupali na zegar z którego rozchodzą się osy minut

wspinali się jak czyżyki na sosnach aby zobaczyć

co się dzieje w górze pomiędzy rękawem

a kołnierzem

wymawiali jak fonetyk otwarte zdziwione "O"

kiedy ksiądz zacinał się na ambonie

- ale Jezus brał je z powagą na kolana

1965, 1986

Kaznodzieja

Ty co nie zbawiasz dusz porośniętych słowami

chroń mnie od pięknej gładkiej wymowy kościelnej

od homiletyki na piątkę

naoliwionych zdań

proroczych ryków

zgrabnego szeptu

czasem można przecież przez dziurę własnego kazania zobaczyć Ciebie

jąkać się -

chociaż powiedzą

znowu wyszedł stał jak rura

czerwienił się przez mikrofon

wszystkie palce sterczały - jak uszy na ambonie

1965, 1986

O uśmiechu w kościele

W kościele trzeba się od czasu do czasu uśmiechać

do Matki Najświętszej która stoi na wężu jak na wysokich obcasach

do świętego Antoniego przy którym wiszą blaszane wota jak meksykańskie

maski

do skrupulata który stale dmucha spowiednikowi w pompkę ucha

do mizernego kleryka którego karmią piersią teologii

do małżonków którzy wchodząc do kruchty pluszczą w kropielnicy obrączki

jak złote rybki

do kazania które się jeszcze nie rozpoczęło a już skończyło

do tych co świąt nie przeżywają ale przeżuwają

do moralisty który nawet w czasie adoracji chrupie kość morału

do dzieci które się pomyliły i zaczęły recytować:

Aniele Boży nie budź mnie niech ja najdłużej śpię

do pięciu pań chudych i do pięciu pań grubych

do zakochanych którzy porozkręcali swoje serca na części czułe

do egzystencjalisty który jak rudy lis przenosi samotność z jednego

miejsca na drugie

do podstarzałej łzy która się suszy na konfesjonale

do ideologa który wygląda jak strach na ludzi

1965, 1970

Na szarym końcu

Wreszcie na szarym końcu

zbaw teologów

żeby nie pozjadali wszystkich świec i nie siedzieli po ciemku

nie bili róży po łapach

nie krajali ewangelii na plasterki

nie szarpali świętych słów za nerwy

nie wycinali trzcin na wędki

nie kłócili się między sobą

nie zajeżdżali na hipopotamie łaciny

żeby się nie dziwili

że do nieba prowadzi

bezradny szczebiot wiary

1965, 1986

Wołanie

Bliższy od reguł życia wewnętrznego

przepisów na zbawienie

odwrotna strono rozpaczy

świecący nawet niewierzącym jak ogromne ciało dobroci

ile razy klękam przed Tobą bojaźliwy i spokojny

z wszystkimi dowodami na istnienie Boga w torbie mózgu

i spuszczonym pyskiem sumienia

prosząc

abyś mnie nauczył

cierpienia bez pytań

1965, 1970

Niewidoma dziewczynka

Matko mówiła niewidoma dziewczynka

tuląc się do Jej obrazu

poznam Cię światełkami palców

Korona Twoja zimna - ślizgam się po niej jak po gładkiej szybie

są kolory tak ciężkie że odstają od przedmiotu

to co złote chodzi swoimi drogami i żyje osobno

Słucham szelestu Twoich włosów

idę chropowatym brzegiem Twojej sukni

odkrywam gorące źródła rąk

pomarszczoną pończoszkę skóry

szorstkie szczeliny twarzy

żwir zmarszczek

tkliwość obnażenia

ciepłą ciemność

sprawdzam szramę jak bliznę po miłości

zatrzymuję tu oddech w palcach

uczę się bólu na pamięć

zdrapuję to co przywarło ze świata jak śmierć niegrzeczna

wydobywam puszystość rzęs odwracam łzę

zbieram nosem zapach nieba

odgaduję wreszcie małego Jezusa z potłuczonym spuchniętym kolanem na twym

ręku

Tyle tu wszędzie spokoju pomiędzy słowem a miłością

kiedy dotykam

obraz stuka jak krew

klejnoty niepotrzebnie jęczą

robaczek piszczy w trzewiku

sypie się szmerem czas

pachną korzonki farb

milknie ucho Opatrzności

Palce moje umieją się także uśmiechać

miętosząc Twój staroświecki szal

ciągnąc rękaw jak ugłaskanego smoka

odsłaniam z włosów kryjówkę słuchu -

żartuję że czuwając mrużysz lewe oko

stopy masz bose - od spodu pomarszczone jak podbiał

przecież nie chodzisz w szpilkach po niebie

myślę że Ty także nie widzisz

oddałaś wzrok w Wielki Piątek

stało się wtedy tak cicho

jakbyś prostowała na zegarku ostatnią sekundę

i już nie pasują do nas żadne poważne okulary

oparłaś się na świętym Janie jak na białej kwitnącej lasce

piszesz dalszy ciąg "Magnificat" alfabetem Braille'a

którego nie znają teologowie bo za bardzo widzą

tak Cię sumiennie zasuwają na noc w jasnogórskie blachy pancerne

To nic

wystarczy kochać słuchać i obejmować

1965, 1986

Jeszcze nie

Jeszcze nie umiesz być sam

jeszcze się trzymasz wspomnień jak pochyłej poręczy

jeszcze się czepiasz chudych moli pamiątek

jeszcze nie dajesz spokoju umarłemu

chcesz go przyciągnąć z drugiego świata za guzik

jeszcze się rzucasz kukłom na szyję

jeszcze szukasz serca żeby je doić jak kozę

ważny jak puzon

stukasz cierpliwym kopytkiem różańca

ostatecznie można ci postawić trójkę minus z religii

1966

Postanowienie

Postanawiam pracować nad tym

żeby się pozbyć

byka retoryki

wazeliny stylizacji

galanteryjnych pauz

wypucowanej składni

lirycznego śmietnika

żeby zimą przyklęknąć

i przynieść Ci niewykwalifikowaną ręką

baranka śniegu

1966, 1986

Antologia

Chodzą naokoło mnie na wysokich obcasach metafor

cieniutkimi łzami piszczą na moich obrazach

przynoszą na wyciągniętych dłoniach lirykę jak kurczaka

potem nawet na maszynie do pisania klękają oczami

Proszę o prozę

żebyście sami nie darli się za włosy

nie podawali miłości jak jeża

w cierpieniu mówili dobranoc

nie nakładali tłumika na serce

tak zastraszeni że niemoralni

żebym nie marzła w antologii wierszy o sobie

1966, 1986

Nie

Nie posypujcie cukrem religii

nie wycierajcie jej gumą

nie ubierajcie w różowe gałgany aniołów fruwających ponad wojną

nie odsyłajcie wiernych do fujarki komentarza

Nie przychodzę po pociechę jak po talerz zupy

chciałem nareszcie oprzeć swoją głowę

o kamień wiary

1966, 1986

Wizytacja

Dzieci usiadły w ławkach

ostrzono ołówki do religii

za oknami stukał trójwymiarowy choć ogładzony deszcz

jak piechota wyćwiczonych aniołów

ksiądz czarny jak kos tylko bez żółtego dzioba

rozwiązywał spadochron mózgu

podlizywał się swemu sumieniu

wszystko byłoby jak najlepiej

tylko nagle weszła Matka Boska

załamała ręce nad sucharkiem katechizmu

1966, 1970

Westchnienie

Broń mnie przed hasłem: "smutny święty to żaden święty"

przed nadzieją gwarantującą mój własny stan posiadania

przed modlitwą o aureolę jak o bezpieczny daszek nad głową

przed świętym kapitalizmem duszy

także

żebym nie szukał dziury zamiast mostu

nie kochał aż do znienawidzenia

nie zakładał ogródka podejrzeń

nie trąbił jak pogrzeb z orkiestrą

żebym się nie wzruszał tak sentymentalnym

i z emerytowanym osłem jakim jest księżyc

nie wyjadał ciepła z przedwojennych fotografii

nie ułatwiał sobie wszystkiego gładki jak sarnie uszy

nie spowiadał na gumowej poduszce

nie podlizywał się wiernym mówiąc że nawet grzech pierworodny jest

przytulny

1966, 1970

Nie sądź

Mój ty w gorącej święconej wodzie kąpany

proszę cię nade wszystko

nie sądź przedwcześnie nikogo

ani

ascety który prowadzi do nieba sam siebie na smyczy

ani

skrupulata który stale przepisuje swoje sumienie tam i z powrotem z

czystego na brudno

ani

szlachetnych a nadmuchanych

ani

ostrzących sztylet litości

ani

żmijki serca

ani

deklamujących: polna myszka siedzi sobie konfesjonał ząbkiem skrobie -

ani

stukających do nieba w kaloszach

ani

pesymizmu tak głębokiego że każe szukać

ani

tych dla których śmierć jest tylko ostatnią urzędową formalnością

ani

tych po których zostają portrety jak dostojne małpy

1966, 1970

Do spowiednika

Nie spowiadaj tylko w kościele

ale także pod miejskim zegarem co chrząka jak prosię

w zatłoczonym pociągu w którym podróżują grzechy cienkie i grube

na cmentarzu gdzie zasłaniają prymulanu w doniczkach śmierci

gdzie przez fotografie umarłych - podglądają życie pozagrobowe

na plaży

wszędzie

nie płacz że nie będą się do niczego przyznawać

to tylko pierwsze milczenie takie długie

1966, 1986

Modlitwa

Któryś się modlił bo było Ci za ciasno w pacierzu

któryś rozgrzeszył Magdalenę nie słuchając jej grzechów tylko łez

któryś nie tłumaczył do końca cierpienia

który wygadanym kaznodziejom kładziesz do ust gąbkę ciszy

odsłaniasz czas jak piękno

któryś widział na audiencji w Betlejem trzech monarchów na klepisku ziemi

jak trzy złote placki

który masz więcej niż pięć ran

który się nie gniewasz na ceremonie niewiary

Proszę Cię o kryjówkę

w cienkim kąciku Twych ludzkich rąk

przed zgrają formuł

1966, 1970

Rachunek sumienia

Czy nie przekrzykiwałem Ciebie

czy nie przychodziłem stale wczorajszy

czy nie uciekałem w ciemny płacz ze swoim sercem jak piątą klepką

czy nie kradłem Twojego czasu

czy nie lizałem zbyt czule łapy swego sumienia

czy rozróżniałem uczucia

czy gwiazd nie podnosiłem których dawno nie ma

czy nie prowadziłem eleganckiego dziennika swoich żalów

czy nie właziłem do ciepłego kąta swej wrażliwości jak gęsiej skórki

czy nie fałszowałem pięknym głosem

czy nie byłem miękkim despotą

czy nie przekształcałem ewangelii w łagodną opowieść

czy organy nie głuszyły mi zwykłego skowytu psiaka

czy nie udowadniałem słonia

czy modląc się do Anioła Stróża - nie chciałem być przypadkiem aniołem a

nie stróżem

czy klękałem kiedy malałeś do szeptu

1967, 1986

Do samego siebie

Żebym pisząc wiersze nie wzywał Imienia Pana Boga nadaremno

nie tłumaczył Biblii na nie-Biblię

nie przychodził w wilczej skórze wtajemniczonych

nie polował na piękne słowa jak na płochliwe zające wciągające w puste

pole

lub na karasie w tataraku

nie udowadniał - to znaczy nie zamęczał

nie był zbyt pewny

(przecież nawet biała kawa nie jest biała)

nie sadzał sumienia jak spoconej babci na miękkim fotelu

żebym nie patrzył w nie jak w okrucieństwo pamięci

nie odkładał milczenia na jutro

nie kochał miłością mniejszą od miłości

nie uprawiał zdenerwowanej teologii

nie pocieszał bólu

a nade wszystko żebym nie chował twarzy do rękawa

nie zamykał się w budce poezji -

kiedy trzeba mówić najprościej

o Matce Najświętszej

o cierpliwości sakramentów dłuższej niż życie

o ciepłym pomruku schodów po których niosą nadzieję chorym -

o śniegu który padając na ręce - uczy chyba rozdawania

o Jezusie który nieraz tak wygląda między nami

jakby chodził od nie swoich do obcych

1967, 1970

Mówił do duszy

- Niebo jest niepoprawnie czarne

nad powietrzem udającym błękit

gwiazdy z wierzchu najostrzejsze dmuchają na rozpacz

a jeszcze tyle milczenia głębokiego jak bazalt

ponad zbyt pewnymi odpowiedziami na pytania -

- mówił do duszy

skubanej jak ptasi rdest

nieruchomej jak żółty nocny kwiat zapylony przez ćmę

wahającej się jak ktoś co chciał wejść do kościoła

ale chodził w kapeluszu po klamce

to co ciasne - przestrasza

to co wąskie - kaleczy

to co małe - poderżnie

to co wielkie - osłoni

to co wielkie - zrozumie

to co wielkie - rozgrzeszy

1967

O nawróceniu

Więc tyle razy musiałem stawać na uszach w konfesjonale

biegać po ambonie rękami

na rekolekcjach błyszczeć jak koński ząb

bębnić w kociołek sumienia

żebyś po prostu zrozumiał

bez mojej dłoni wsuwającej się pod ramię -

przy lampie czerwonej jak marchew na stole

przy zegarze ogryzającym nas po trochu lecz systematycznie

nad własnym grzechem - jak dokładnie załataną dziurą

1967, 1970

Odejść

Daj odejść od rzeczy okrągłych zamieszanych uprzejmie kilka razy -

od tresury uśmiechu

od rękawiczek rozdających kwiaty

od ludzkiego rozumu który kopnął sam siebie

od oficjalnej mądrości która preparuje zestawia wiesza na tabelce i robi

każdego na szaro

od przesolonej prawdy

od wygodnej czystości

od luźnego sumienia

od tylko ludzkiej odpowiedzi na szczęście

i daj samego Siebie

co jesteś stały i nie uparty

1967, 1970

Cierpliwość

Modlę się do Ciebie o cierpliwość

ale nie o taką małą w której się mogą pomieścić ciężkie grzechy czekania

na list

na kogoś kto wyszedł i zostawił klucz pod słomianką

na oczy nieznajome lecz potrzebne

na wspomnienie szkoły które ugrzęzło w kredzie na tablicy

na Anioła Stróża jak na protezę -

ale o taką która czeka tylko na Ciebie

a Ty przychodzisz albo z kimś bliskim albo sam

jak ciemność co jaśniej oświetla

jak niewinność śmierci

wtedy staje pomiędzy nami cisza niby goły piesek

wpuszczony bez kagańca i medalu - do nieba

nawet dziurawy parasol wzrusza bo ma druty tak cienkie jak dla jaskółek

i nawet nie mamy pretensji

że wieczność niedokończona

że Biblia jest nadal uparta

jak nieostrożne serce

że łza wcale nie jest okrągła

że spada ku górze

tak prosta że się znowu wymknęła rozumowaniom

1967, 1970

Uciekam

Uciekam od obrazkowych ikon

mówiła Matka Boska

od papierowej o mnie abstrakcji

od pań jak modnych lalek pozujących do moich portretów

od kanonizowanej kosmetyki

niech malują moją piękność dzieci

nieświadomie z cudowną brzydotą

pośpiesznym kolorem

z nierównymi od wzruszenia brwiami

z ustami od ucha do ucha

z rudą myszą zmęczenia

w okrągłych łzach jak w drucianych okularach

ręką w której tyle pierwszego zdziwienia

1967, 1979

Nad pustą gazetą

Nad pustą gazetą

kiedy plany nasze wywracają się do góry nogami

kiedy nazywają Ciebie dobrym Ojcem a inni głuchym kamieniem

kiedy pozór wyskakuje jak filip z konopi

w podziwie o wiele starszym od rozumu

w zwątpieniu które także prowadzi w nieskończoność

kiedy tak mało barw a tak dużo kolorów

kiedy złoty środek staje się szary

nad próżnią bez dna wciągającą świat

kiedy niepokój ryczy jak ósma chuda krowa

kiedy możesz się rzucić na szyję Janowi XXIII na fotografii

biegnę do Ciebie jak po nitce do kłębka

1967, 1970

Między gołębiem a ornitologią

Ile jest jeszcze świętego luzu

niespodzianek z nastawionym uchem

ile tego co najprostsze a nie wyliczone

choćby różowego ślazu pospolitej bylicy białego krwawnika orzeszków grabu

i żołędzi dla dzików

ile jeszcze miejsca na modlitwę

ile miejsca na pokorę -

ile okazji na spowiedź świętą z cienkim milczeniem w gardle

ile dosłowności serca

ile komórek do wynajęcia -

pomiędzy gołębiem w słońcu - a ornitologią

pomiędzy kolorem czerwonym a pomidorowym

pomiędzy koniem jabłkowitym a jasnogniadym

pomiędzy rezedą dziewanną na żółtej nodze - a botaniką

pomiędzy świętą zasadą - a żywym sumieniem

pomiędzy tęgimi naukami o Bogu - a Bogiem

1967, 1970

Mędrcy

Odnajdziemy go - szeptali

pod niebem spadającym jak głębinowe żelazo

żadna gwiazda nie jest pewna przed świtem

Złoto które wieziemy w bagażniku nie krzyczy jak paw

mirra uklękła kadzidło protestuje że nie jest motylem

wszystkie karmiące liście nie stały się kolcami

Nie chwiejemy się już jak furtka na jednym zawiasie

byle tylko nie uczynić z niego grzecznej prawdy

tak ściśle udowodnionej że niepewnej

tak pocieszającej że tylko ludzkiej

1968, 1970

Niebo

Patrzał w niebo

bizantyjskie - z białej mozaiki

gotyckie - gołe i złote

renesansowe - błękitne

barokowe - brunatnowełniste

osiemnastowieczne - szafirowe

impresjonistyczne - pełne powietrza

secesyjne - ondulowane

kubistyczne - kanciaste

abstrakcyjne - nieprawdziwe

i chciał wierzyć w całkiem nowe

lekkie i niecałe - jeszcze nie używane

1968

Poza kolejką

Ilu umundurowanych świętych

kanonizowanych bez poprawek

moralistów na twardych podeszwach

aniołów kipiących jak mleko

chyba ciężko będzie czekać po śmierci na swój sąd szczegółowy

ze łzą - jak z ostatnim osłem

ale Ty Matko Najświętsza - spod ciężkiej betlejemskiej gwiazdy

co otwierasz na nas oczy jak weneckie okna

co nie przemiękłaś w cierpieniu

przyjmiesz poza kolejką

wszystkich niepewnych którym się zdawało

że znak zapytania jest dłuższy od znaku krzyża

tych którzy niczego nie mają chociaż niczego nie oddali

wyczekujących w ogonkach

narzekających na lata coraz szybsze

wydeptujących na krzywych obcasach swoje zbawienie

nawet tak zalatanych że nie mając czasu

modlili się na jednej nodze

1968, 1970

O stale obecnych

Mówiła że naprawdę można kochać umarłych

bo właśnie oni są uparcie obecni

nie zasypiają

mają okrągły czas więc się nie spieszą

spokojni ponieważ niczego nie wykończyli

nawet gdyby się paliło nie zrywają się na równe nogi

nie połykają tak jak my przerażonego sensu

nie udają ani lepszych ani gorszych

nie wydajemy o nich tysiąca sądów

zawsze ci sami jak olcha do końca zielona

znają nawet prywatny adres Pana Boga

nie deklamują o miłości

ale pomagają znaleźć zgubione przedmioty

nie starzeją się odmłodzeni przez śmierć

nie straszą pustką pełną erudycji

nie łączą świętości z apetytem

bliżsi niż wtedy kiedy odjeżdżali na chwilę

przechodzą obok z niepostrzeżonym ciałem

ocalili znacznie więcej niż duszę

1968, 1970

Słowa

Do ostatniej chwili nie przestawał mówić

jakby chciał język wyciągnąć poza śmierć

klęcząc przy jego łóżku tłumaczyłem mu

tam słowa już nic nie znaczą

nie zawracają ludziom głowy

nie można za nie otrzymać żadnego honorarium

niemodne jak wiarus dzwoniący nogami

nie kłamią dłużej niż żyją

nieporadne jak nie oblizane jeszcze cielę

tłumaczyłem mu że czeka go

tylko jedno słowo które jest milczeniem

1968, 1970

Nic więcej

Napisał "Mój Bóg" ale przekreślił, bo przecież pomyślał

o tyle mój, o ile jestem sobkiem

napisał "Bóg ludzkości" ale ugryzł się w język, bo przypomniał

sobie jeszcze aniołów i kamienie podobne w śniegu do królików

wreszcie napisał tylko "Bóg". Nic więcej

Jeszcze za dużo napisał

1968, 1986

Wierzę

Wierzę w Boga

z miłości do 15 milionów trędowatych

do silnych jak koń dźwigających paki od rana do nocy

do 30 milionów obłąkanych

do ciotek którym włosy wybielały od długiej dobroci

do wpatrujących się tak zawzięcie w krzywdę żeby nie widzieć sensu

do przemilczanych - śpiących z trąbą archanioła pod poduszką

do dziewczynki bez piątej klepki

do wymyślających krople na serce

do pomordowanych przez białego chrześcijanina

do wyczekującego spowiednika z uszami na obie strony

do oczu schizofrenika

do radujących się z tego powodu że stale otrzymują i stale muszą oddawać

bo gdybym nie wierzył

osunęliby się w nicość

1968, 1970

O jednych i drugich

- Ach ci pastuszkowie - mówił

- bardziej dziecięcy niż dziecinni

posłuszni jak len na koszule

bardziej prości niż kanonizowani

sypią się pod sam próg jak grzeczne króliki

bezbronni i nie zapomniani jeszcze

bez myśli rosnącej jak ogromny krzyż

bez bólu głowy

porozstawiani w czterech kątach serca

bez problemów inteligenckich

spokojni że nie potrzebują ani niczego ukryć ani dodać

gorzej z tymi trzema mędrcami

których wygoniło na pustynię zaglądanie do nieba

którzy wisieli na jednym włosku gwiazdy

sam na sam z długim nerwem rozumu

szukający po ciemku krzykiem sumienia

żeby to co proste - było głębokie

to co bliskie - najszersze

żeby to co jedyne - nie zamykało się w jednej formułce

dla których odnalezienie staje się początkiem

którzy wracają zawsze inną drogą

którzy dopiero po kropce stawiają i

jak niebo idą dalej

1968, 1970

Spojrzał

Spojrzał

na gotyk co stale stroi średniowieczne miny

na osiemnastowieczny ołtarz jak barokową trumnę na szczurzych łapkach

na włochate dywany które zmieniają nasze kroki w skradające się koty

na żyrandol jak dziedziczkę w krynolinie

na jaśnie oświecony sufit

na pyszno pokutne klęczniki

na anioła co stale o jeden numer za mały

na liście co w świetle lampki czerwonej wydają się czarne

stanął w kącie załamał odjęte z krzyża ręce

i pomyślał

chyba to wszystko nie dla mnie

1968, 1970

Wigilia

Już wzdychał na myśl o Bożym Narodzeniu

o tym jak naprawdę było

zaczął się modlić do świętej rewolucji w Betlejem

od której liczymy czas

kiedy znowu zaczął merdać puszysty ogon tradycji

wprosiła się choinka

elegancko ubrana

mlaskały kluski z makiem

kura po wigilii spieszyła na rosół

potem milczenie większe niż żal

i już na gwiazdkę szalik przytulny jak kotka

żeby się nie ubierać za cienko

i nie kasłać za grubo

zdrzemnął się na dwóch fotelach

wydawało mu się że słowo ciałem się stało - i mieszkało poza nami

nawet usłyszał że za oknem

przyszedł Pan Jezus

prosty jak kościół z jedną tylko malwą

obdarty ze śniegu i polskich kolęd

za wcześnie za późno nie w porę

nacisnął dzwonek, dzwonek był nieczynny

1968, 1970

Boję się Twojej miłości

Nie boję się dętej orkiestry przy końcu świata

biblijnego tupania

boję się Twojej miłości

że kochasz zupełnie inaczej

tak bliski i inny

jak mrówka przed niedźwiedziem

krzyże ustawiasz jak żołnierzy za wysokich

nie patrzysz moimi oczyma

może widzisz jak pszczoła

dla której białe lilie są zielononiebieskie

pytającego omijasz jak jeża na spacerze

głosisz że czystość jest oddaniem siebie

ludzi do ludzi zbliżasz

i stale uczysz odchodzić

mówisz zbyt często do żywych

umarli to wytłumaczą

boję się Twojej miłości

tej najprawdziwszej i innej

1969, 1970

Co zostało we mnie

Nie o grzechy mnie pytaj

co zostało we mnie

Ile szczerości tego co już było dawno

ile uśmiechów wcześniejszych od myśli

niewinności jak długowłosego jamnika

albumu z wierszem "kto bibułę buchnie niech mu łapa spuchnie"

snu od bólu głowy

liścia wiązu co drapie

serca widzącego bez okularów

barwy której się uczyłem jak muzyki

kamienia wystrzelonego z procy który nie doleciał jeszcze do ziemi

modlitwy szumiącej jak ogień

siostry przy rodzinnym stole jak niebieska ostróżka

pokazującej mi język po drugiej stronie lampy

słów wciąż czujnych by nie uśpić krzywdy

sumienia tak wiernego jak anioł i zwierzę

i tego niewiadomego - co dalej

1969, 1970

Do świętej Tereski

Ciemna pod powiekami święta Teresko

nie trzymaj stale róż

oklepanych arystokratek

sztywnych jak wiersze na imieniny

pokaż nam leśny śnieżny zawilec

najmniejszy i nieostatni

jaskółcze ziele co leczy kurzajki

żółty żarnowiec znad morza

czerwoną smółkę jak lep na owady

przylaszczkę która z różowej staje się niebieską

wrotycz z zapachem na kilka metrów

bławatek jak wianek

nieustanny i krótki

wiosenną firletkę

polodowcowy biały siódmaczek

mlecze dla nieogolonych królików

gotyckie rdzawe szczawie

storczyk jak przystojnego pająka

i wszystkie inne jeszcze boże zielska

na liściach których słońce staje się pokarmem

tyle tego że nie można się połapać

przy nich nawet każdy uczony - niedouczony

zwłaszcza w lipcu kiedy wyłażą maślaki i rydze

1969, 1970

Wyznanie

Zamykałem wiedzę w szufladkach

wymieniałem pajęczaki stawonogi i kręgowce

myliłem na niebie gwiazdę pierwszą z ostatnią

nie rozumiejąc kamieni - nazywałem

notowałem w zeszycie spostrzeżenia

wiedziałem że kiedy przylecą drozdy i żółte pliszki

można już spać przy otwartym oknie -

że po wilgach i derkaczach przychodzi pierwsza burza

że słonka wędruje tylko w nocy a wyżeł ma brwi nad oczami

poznawałem głuszca po zielonej piersi

zimorodka po czerwonych nogach

dostrzegłem że wiewiórka jest od spodu biała

że czajki kładą dzioby na ziemi

że kwiaty zapylane nocą nie są nigdy ciemne

że w maju kwitną rośliny niskie a w czerwcu wysokie

mówiono że można szukać prawdopodobieństwa i utracić prawdę

że prac doktorskich teraz się nie czyta tylko się je liczy

że króla najłatwiej uwieść ale trudno się do niego dopchać

że więcej jest dowodów na istnienie Pana Boga niż na istnienie człowieka

że piekło to po prostu życie bez sensu

czytałem na cmentarzu: "Tu leży Maria Dymek, ducha oddała Bogu,

ziemi - ciało, jezuitom - domek. Dobrze się stało"

Chwytałem się jeszcze teologii za rękę

pytałem czy anioł spowiadający byłby do zniesienia

dzieliłem grzechy na śmiertelne to znaczy ciche i lekkie - inaczej

hałaśliwe

podglądałem czystość po obu stronach śniegu

wreszcie wzruszyłem ramionami: przecież wszystkie słowa sprawiają

że się widzi tylko połowę

1969, 1970

Za szybko

Za szybko chcesz wiedzieć wszystko

już masz pretensję

do samego Boga że odłożył słuchawkę -

do własnego Anioła Stróża że nietypowy

nie biały ale serdecznie rudy -

podsłuchuje spojrzenia

podobno na dwóch etatach

ponieważ fruwa - omija pytania

(a wszędzie tyle pyskatego cierpienia)

za prędko chcesz żeby wszystko było tak proste

jak seter irlandzki

ze świętym Franciszkiem w brązowych oczach

gdy łeb zwężony położy na kolanach

ofiarując ogon -

wypróbowany przyrząd do powitań i pożegnań

Tymczasem spada ciemność jak pilśniowy kapelusz

obłazi nas chude milczenie

wiedza wydaje się lizaniem

choć zawsze większa od odpowiedzi

skomli chłód zrozumienia

wszystko żeby nie widzieć jeszcze a już wierzyć

1969, 1986

* * *

Dziękuję Ci po prostu za to, że jesteś

za to, że nie mieścisz się w naszej głowie, która jest za logiczna

za to, że nie sposób Cię ogarnąć sercem, które jest za nerwowe

za to, że jesteś tak bliski i daleki, że we wszystkim inny

za to, że jesteś już odnaleziony i nie odnaleziony jeszcze

że uciekamy od Ciebie do Ciebie

za to, że nie czynimy niczego dla Ciebie, ale wszystko dzięki Tobie

za to, że to czego pojąć nie mogę - nie jest nigdy złudzeniem

za to, że milczysz. Tylko my - oczytani analfabeci

chlapiemy językiem

1969, 1970

Ankieta

Czy nie dziwi cię

mądra niedoskonałość

przypadek starannie przygotowany

czy nie zastanawia cię

serce nieustanne

samotność która o nic nie prosi i niczego nie obiecuje

mrówka co może przenieść

wierzby gajowiec żółty i przebiśniegi

miłość co pojawia się bez naszej wiedzy

zielony malachit co barwi powietrze

spojrzenie z nieoczekiwanej strony

kropla mleka co na tle czarnym staje się niebieska

łzy podobno osobne a zawsze ogólne

wiara starsza od najstarszych pojęć o Bogu

niepokój dobroci

opieka drzew

przyjaźń zwierząt

zwątpienie podjęte z ufnością

radość głuchoniema

prawda nareszcie prawdziwa nie posiekana na kawałki

czy umiesz przestać pisać

żeby zacząć czytać?

1969, 1970

Jak długo

Jak długo wierzyć nie rozumieć

jak długo jeszcze wierzyć nie wiedzieć

ciemno jak pod bukiem o gładkiej korze

pokaż się choć na chwilę w kościele - rozebranym do naga ze świecidełek

jak święci co nie mają niczego do ukrywania

jak w promieniu miłości promień przyjaźni

podaj ręce którymi odwiedzałeś

ani za późno ani za daleko

nie daj nam tak długo wierzyć

1969, 1970

Tyle wieków

Pochwalono chrześcijaństwo że tak długo rosło

mój Boże tyle wieków

nawet święci Twoi co poczernieli ze starymi deszczami

jak turkusy umierając zielenieją

a ono pobiegło do Matki Najświętszej

grającej małemu Jezusowi na laskowym orzechu

ubogiej - jak w grottgerowskiej burce

tak prawdziwej - że już bez powrotu

i skarżyło się do ucha

że się jeszcze na dobre nie zaczęło

1969, 1970

Niekoniecznie na pewno

Jezu na krzyżu od nieba do ziemi

miałem mówić

ale pomyślałem że słowa umniejszają jak każda czułość

miałem iść z postępem

ale powstrzymał mnie artykuł "Moda i życie wewnętrzne"

miałem rozpaczać

ale sądziłem że czasem można przedostać się do nieba

pomiędzy niepewnością wiedzy a pewnością wiary

pokazując jak bilet ulgowy - zapłakany policzek

miałem udowadniać

przeszkodziła mi śmierć - jak inna ojczyzna

więc trzymałem się tylko Ciebie za palec

1969, 1970

O nieobecnych

Myślała że został już tylko na fotografii

z twarzą bez oddechu

Tymczasem w każdej chwili

kiedy zapalała światło

nakrywała do stołu w świecie tak małym w którym jest już wszystko

wiedząc że zmęczenie jest przynajmniej połową miłości

że kochać - to nie znaczy iść w swą własną drogę

nieefektowna jak zielona cyranka bez połysku

wytrwała jak chory z urojenia który ma w końcu rację

kiedy odkrywała że można się modlić mając tylko czyste sumienie

kiedy odchodziła żeby wrócić

z sercem nie skróconym przez oszczędność

tak znikoma że prawdziwa

sama na wspólnej drodze

po obu stronach wiary

Tłumaczył

że wieczność jest tylko jedna

że już są razem chociaż się nie widzą

że miałby ochotę nagadać jej serdecznie

choćby w przedpokoju ciepłym od ubrań

przecież tylko nieobecni są najbliżej

1969, 1970

Do świętego Piotra

Nie na początku kiedy zaczynamy wierzyć

wtedy chodzimy jeszcze jak borsuk na całej stopie

z nosem do góry

ale potem

kiedy milknie pobekiwanie świateł

ściemnia się jakby katechizm mrużył oko

więdnie ultrafiolet jak hiacynt

niebo wydaje się grzeczne i niewskazane

na samym szarym końcu wiary

gdzie przystaje spocona teologia

kaznodzieja nie gimnastykuje języka

wtedy przyjdź

wprost z dziedzińca Kajfaszowego

jeszcze bez kluczy

a już ze łzami które najdalej prowadzą

1969

Przez pamięć Nikodema

Przez pamięć tak długo nienawróconego

Nikodema wychodzącego jak rak wieczorem

ratuj

trzymających się oburącz trzeźwej rozpaczy

egoistów albo inaczej litujących się nad samym sobą

pytających - czy to prawda że piękne kobiety wymyślili tylko mężczyźni

umierających niedbale

dostrzegających łatwiej głupstwo niż nikczemność

skrupulatów którzy tak dokładnie sprawdzają czas że nie wiedzą która

godzina

odchodzących od pacierza na co dzień

1969, 1970

O firankach w stajni

Gdyby przyszli do Ciebie wtedy

w świętą noc

kiedy świeciła jedna czytelna gwiazda

ci co uważają że trzeba wszystko mieć żeby nie przestać być

ci co się boją bezradności Twoich narodzin

może chcieliby przykryć Cię wełnianą kołdrą

pozawieszać firanki w stajni

sprawić świętemu Józefowi rękawiczki te najcieplejsze z jednym palcem

założyć centralne ogrzewanie

bardziej wpływowi pisaliby do urzędu kwaterunkowego

o mieszkanie dla Ciebie z wygodami

żebyś nie mieszkał kątem

nieufni doszukiwaliby się w podskakującym ośle

kucyka trojańskiego z podejrzanym sumieniem

najodważniejsi zaczęliby protestować powołując się

na Deklarację praw człowieka i obywatela

i wszystkie dekrety o wolności wyznań

poeci ubieraliby Betlejem w liryczne wykrętasy

malarze smarowaliby złotym pędzlem

w najlepszym wypadku modliliby się do Ciebie jak do małego milionera

złożonego umyślnie na sianie

a Ty tłumaczyłbyś otwartymi oczami

ze zmarzniętą matką przy policzku

że naprawdę jesteś

więc oddajesz wszystko

1969

Więcej powiedzą

Święta Teresa w obrazie jak w gorsecie

Anioł Stróż jak niedyskretna religia

ksiądz Piotr Skarga z podręcznikiem sejmowych kazań w krtani

mogą iść poprzez wiersze o Bogu

nie pucowani do glansu jak samowar

a czasem po prostu rozpacz

wielkie nic chodzące pomiędzy nami na palcach

stary Tobiasz prowadzony przez anioła i psa

ból rozebrany z gałganów do naga

więcej powiedzą o Nim

1970

Do świętego Franciszka

Święty Franciszku patronie zoologów i ornitologów

dlaczego

żubr jęczy

jeleń beczy

lis skomli

wiewiórka pryska

kos gwiżdże

orzeł szczeka

przepiórka pili

drozd wykrzykuje

słonka chrapi

sikora dzwoni

gołąb bębni i grucha

kwiczoł piska

derkacz skrzypi

kawka plegoce

jaskółka piskocze

żuraw stroka

drop ksyka

człowiek mówi śpiewa i wyje

tylko motyle mają wielkie oczy

i wciąż jeszcze tyle przeraźliwego milczenia

które nie odpowiada na pytania

1970

Przed podróżą

Ty co nie chronisz od rozczarowań

nie strzeżesz od zawodu ludzkiej miłości

dajesz tak jakbyś żebrał

nie leczysz raka

karmisz głodem

nie wydajesz polisy ubezpieczającej na życie

nie układasz ran na jedwabnej poduszce

który poustawiałeś aniołów z mieczami za bramą raju

a nie dyplomatów w białych rękawiczkach

wciąż wierzę

że podnosisz nasze załamane paluchy

otwierasz nam oczy czerwone jak u królika

zapalasz światło

tłumaczysz

po drugiej stronie

każdy ma swoją daleką podróż

1970

Wiem

Teraz wiem

że musisz być

przeraźliwie doskonały

wieczny i nieśmiertelny

nierozpoczęty i nieskończony

zbawiający i umiejący słuchać

skoro nie lękałeś się umierać z miłości

skoro nie bałeś się być słabym

oddychać ciężko po każdym złudzeniu

być zbitym na kwaśne jabłko

1970

O wierze

Jak często trzeba tracić wiarę

urzędową

nadętą

zadzierającą nosa do góry

asekurującą

głoszoną stąd dotąd

żeby odnaleźć tę jedyną

wciąż jak węgiel jeszcze zielony

tę która jest po prostu

spotkaniem po ciemku

kiedy niepewność staje się pewnością

prawdziwą wiarę bo całkiem nie do wiary

1970

Podziękowanie

- Pamięci George'a Eliota

Dziękuję Ci że nie jest wszystko tylko białe albo czarne

za to że są krowy łaciate

bladożółta psia trawka

kijanki od spodu oliwkowozielone

dzięcioły pstre z czerwoną plamą pod ogonem

pstrągi szaroniebieskie

brunatnofioletowa wilcza jagoda

złoto co się godzi z każdym kolorem i nie przyjmuje cienia

policzki piegowate

dzioby nie tylko krótkie albo długie

przecież gile mają grube a dudki krzywe

za to

że niestałość spełnia swe zadanie

i ci co tak kochają że bronią błędów

tylko my chcemy być wciąż albo albo

i jesteśmy na złość stale w kratkę

1970, 1998

Który

Który stworzyłeś

pasikonika jak szmaragd z oczami na przednich nogach

czerwoną trajkotkę z wąsami na głowie

bociana gimnastykującego się na łące

kruka niosącego brodę z dłuższych piór

barana znającego tylko drugą literę łacińskiego alfabetu

kolibra lecącego tyłem

słonia wstydzącego się umierać może dlatego że taki duży

osła aż tak miłego że głupiego

kowalika chodzącego do góry ogonem

zresztą wszystkich co nie wiedzą dlaczego ale wiedzą jak

kanciaste orzeszki buku co pękają tylko na czworo

anioła po nieobecnej stronie - bez własnego pogrzebu z braku ciała

żabę grającą jak nakręcony budzik

nieśmiertelniki więdnące - więc prawidłowe i nieprawdziwe

dyskretną rozpacz jak pogodne krakanie

logiczną formułkę nad przepaścią

niezawinioną winę

psiaka z półopadniętym uchem

łzę jak skrócony rachunek

chyba jeszcze nie powstał na serio świat

jeszcze trwa Twój uśmiech niedokończony

1970

Którędy

Którędy do Ciebie

czy tylko przez oficjalną bramę

za świętymi bez przerwy

w sztywnych kołnierzykach

niosącymi przymusowy papier z pieczątką

może od innej strony

na przełaj

trochę naokoło

od tyłu

poprzez ciekawą wszystkiego rozpacz

poprzez poczekalnię II i III klasy

z biletem w inną stronę

bez wiary tylko z dobrocią jak na gapę

przez ratunkowe przejścia na wszelki wypadek

z zapasowym kluczem od samej Matki Boskiej

przez wszystkie małe furtki zielone otwierane z haczyka

przez drogę niewybraną

przez biedne pokraczne ścieżki

z każdego miejsca skąd wzywasz

nie umarłym nigdy sumieniem

1970

Anioł poważny i niepoważne pytania

Czy zostałeś aniołem dopiero po dłuższym namyśle

czy zamiast palca serdecznego masz tylko wskazujący

czy spowiadasz tylko z grzechów ciężkich bo lekkie trudno udźwignąć

czy klaszczesz w dłonie patrząc na konanie jak na sytuację przedbramkową

czy nigdy nie płaczesz żeby się nigdy nie uśmiechać

czy umiesz uważnie bez powodu słuchać

czy nie przytulasz się żeby odejść

czy nie tęsknisz za ciałem

za ludzkim uśmiechem

za dłońmi złożonymi w kominek

za ziębą co we wrześniu opuszcza ogrody

za źrebakiem zamykającym powieki

za chrząszczem o nogach żółtoczerwonych

za każdą sekundą zawsze ostatnią

za tym co nietrwałe i dlatego cenne

1970

Stare fotografie

Tylko fotografie nie liczą się z czasem

pokazują babcię jak chudą dziewczynkę

z wiosną na czerwonych gałęziach wikliny

jej piłkę sprzed pół wieku i wróble jak liście

jej warkoczyk tak wierny jak anioł prywatny

jej skakankę jak prawdę bez łez i pożegnań

biskupa w krótkich majtkach na wysokim płocie

fotografie najchętniej ocalają dziecko

wolą uśmiech niż ostre dogmatyczne niebo

również serce co się dyskretnie spóźniło

pokazują wakacje bezlitosne lato

z psem spotkanie pomiędzy pszenicą i owsem

zwłaszcza gdy życie ucieka jak balon

i ślimak chodzi z domem swym bezdomny

kamień z twarzą królewską który nie skamieniał

przed dworem co się spalił siostry cienkie w pasie

dowcipne choć zegarek im płakał na rękach

wspomnienie 6 klasy stygnące jak perła

z dyrektorem jak z ssakiem niewinnym pośrodku

umarł nie zmartwychwstał by odejść jak człowiek

staw pożółkły jak topaz i żabę z talentem

kiedy szczygieł z ogrodu przenosi się w pole

nawet trawę co zawsze wykręci się sianem

krajobraz co już przeszedł dawno w geografię

i oczy już za wielkie by stać je na rozpacz

1970

Trochę plotek o świętych

Święci - to także ludzie a nie żadne gąsienice dziwaczki

nie rosną krzywo jak ogórki

nie rodzą się ani za późno ani za wcześnie

święci bo nie udają świętych

na przystankach marznąc przestępują z nogi na nogę

śpią czasem na jedno oko

wierzą w miłość większą od przykazali

w to że są cierpienia ale nie ma nieszczęść

wolą klękać przed Bogiem niż płaszczyć się przed człowiekiem

nie lubią deklamowanej prawdy

ani klimatyzowanego sumienia

nie przypuszczają żeby z jednej strony było wszystko a z drugiej guzik z

pętelką

stale śpieszą się kochać

znajdują samotność oddalając się od siebie a nie od świata

są tak bardzo obecni że ich nie widać

nie lękają się nowych czasów które przewracają wszystko

do góry nogami

nie chcą być również umęczeni w słodki sposób jak na nabożnych obrazkach

niekiedy nie potrafią się modlić ale modlą się zawsze

chętnie wzięliby na indeks niejedną dobrą książkę żeby bronić jej przed

głupim czytelnikiem

nie noszą zegarków po to żeby wiedzieć ile się spóźnić

mają sympatyczne wady i niesympatyczne zalety

boją się grzechu jak fotela z fałszywą sprężyną

uważają że tylko pies jest dobry kiedy jest zły

nie mają i dlatego rozdają

tak słabi że przenoszą góry

potrafią żyć i nie dziwić się odchodzącym

potrafią umierać i nie odchodzić

Można o nich o wiele więcej pisać ale po co

trzymają się przyjaźni jak gawron gawrona

poznają późne lato po niebieskiej goryczce

słyszą na pamięć wilgi gwiżdżące przed deszczem

bawią ich jeszcze grzyby nieprawdziwe

1970, 1996

Odpowiedzi

Czy stworzyłeś serce przez grubszą pomyłkę

czy dajesz miłość żeby ją odebrać

czy kochających od nas oddalasz na zawsze

czy to co rozłącza nie łączy

czy to co dzieli nie każe się spotkać

czy nie odchodzimy by być już naprawdę

gdzie trwałość i kruchość mówią o wieczności

gdzie rzeki wracają z chmur

gdzie niebo niesie pompę

i morze nie wysycha

1970

Więc to Ciebie szukają

Więc to Ciebie szukają gdy kupują kwiaty

by na serio powtarzać romantyczne słowa

wierność innym ślubując gdy biegną po schodach

roznosząc swoje serce pod różne adresy

gdy patrzą sobie w oczy by siebie nie widzieć

więc to Ciebie szukają nic nie wiedząc o tym

pisząc o dziurze w niebie o bólu zdumienia

czy Bóg być musi jeśli Boga nie ma

czy może się sumienie zaciąć jak parasol

o tym że kto nie płacze przestaje być dzieckiem

o głuchym co wykończy wreszcie kaznodzieję

gdy nie pasują jak dwie nogi lewe

gdy mówią: Zaraz przyjdę. Czekajcie z herbatą

mam tylko pospisywać nazwiska z cmentarza

niewielka to robótka zaraz będę gotów

gdy chcą oddawać wszystko umierać dla kogoś

maciejkę czułą w nocy pieścić na pamiątkę

gdy trąbią z przekonania że nikogo nie ma

i chodzą wkoło Ciebie jak czapla po desce

1970, 1996

Sprawiedliwość

Profesor Annie Świderkównie

Gdyby wszyscy mieli po cztery jabłka

gdyby wszyscy byli silni jak konie

gdyby wszyscy byli jednakowo bezbronni w miłości

gdyby każdy miał to samo

nikt nikomu nie byłby potrzeby

Dziękuję Ci że sprawiedliwość Twoja jest nierównością

to co mam i to czego nie mam

nawet to czego nie mam komu dać

zawsze jest komuś potrzebne

jest noc żeby był dzień

ciemno żeby świeciła gwiazda

jest ostatnie spotkanie i rozłąka pierwsza

modlimy się bo inni się nie modlą

wierzymy bo inni nie wierzą

umieramy za tych co nie chcą umierać

kochamy bo innym serce wychłódło

list przybliża bo inny oddala

nierówni potrzebują siebie

im najłatwiej zrozumieć że każdy jest dla wszystkich

i odczytywać całość

1970, 1996

Samotność

Nie proszę o tę samotność najprostszą

pierwszą z brzegu

kiedy zostaję sam jeden jak palec

kiedy nie mam do kogo ust otworzyć

nawet strzyżyk cichnie choć mógłby mi ćwierkać przynajmniej jak pół

wróbla

kiedy żaden pociąg pośpieszny nie śpieszy się do mnie

zegar przystanął żeby przy mnie nie chodzić

od zachodu słońca cienie coraz dłuższe

nie proszę Cię o tę trudniejszą

kiedy przeciskam się przez tłum

i znowu jestem pojedynczy

pośród wszystkich najdalszych bliskich

proszę Ciebie o tę prawdziwą

kiedy Ty mówisz przeze mnie

a mnie nie ma

1970, 1996

Bóg się rodzi, moc truchleje

W tę noc, co nie wiedziała jeszcze, że jest święta

nie liżyłapy

nie pochlebcy

nie kandydaci na dygnitarzy

nie urzędnicy

nie spryciarze

nie chwalipięty że "tam byłem pierwszy"

nie reporterzy z telewizji ani dziennikarze

ale najbliżsi zawsze sobie krewni

analfabeci z bijącym sercem

i mędrcy - bo szukają

biegli niespokojni -

czy się nie przeziębił

czy gwiazda w ostatniej chwili Go nie przestraszyła

czy miał suche pieluszki

czy przy pięknie śpiewającym aniele nie dostał chrypki

czy Go siano nie podrapało

czy wierzgający osioł nie uraził swojego zwierzchnika - dostojnego wołu

kiedy rozsądni się gorszyli

Bóg wszechmogący stał się ludzkim dzieckiem

z wyciągniętymi bezradnie rękami

i świat się wcale nie zawalił

ale zgarbiony uśmiechnął się i zaczął się prostować

1970, 1995

Mrówko ważko biedronko

Mrówko co nie urosłaś w czasie wieków

ćmo od lampy do lampy

na przełaj i najprościej

świetliku mrugający nieznany i nieobcy

koniku polny

ważko nieważka

wesoło obojętna

biedronko nad którą zamyśliłby się

nawet papież z policzkiem na ręku

człapię po świecie jak ciężki słoń

tak duży że nic nie rozumiem

myślę jak uklęknąć

i nie zadrzeć nosa do góry

a życie nasze jednakowo

niespokojne i malutkie

1971, 1996

Bezdzietny anioł

Właśnie wtedy kiedy pomyślałeś

że papugi żyją dłużej

że jesteś okrutnie mały

niepotrzebny jak kominek na niby

w stołowym pokoju

jak bezdzietny anioł

lekki jak 20 groszy reszty

drugorzędnie genialny

kiedy obłożyłeś się książkami

jak człowiek chory

nie wierząc w to że z niewiary

powstaje nowa wiara

że ci co odeszli jeszcze raz cię

porzucą

święty i pełen pomyłek

właśnie wtedy wybrał ciebie ktoś

większy niż ty sam

który stworzył świat tak dobry

że niedoskonały

i ciebie tak niedoskonałego

że dobrego

1971, 1986

Śpieszmy się

- Annie Kamieńskiej

Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą

zostaną po nich buty i telefon głuchy

tylko to co nieważne jak krowa się wlecze

najważniejsze tak prędkie że nagle się staje

potem cisza normalna więc całkiem nieznośna

jak czystość urodzona najprościej z rozpaczy

kiedy myślimy o kimś zostając bez niego

Nie bądź pewny że czas masz bo pewność niepewna

zabiera nam wrażliwość tak jak każde szczęście

przychodzi jednocześnie jak patos i humor

jak dwie namiętności wciąż słabsze od jednej

tak szybko stąd odchodzą jak drozd milkną w lipcu

jak dźwięk trochę niezgrabny lub jak suchy ukłon

żeby widzieć naprawdę zamykają oczy

chociaż większym ryzykiem rodzić się niż umrzeć

kochamy wciąż za mało i stale za późno

Nie pisz o tym zbyt często lecz pisz raz na zawsze

a będziesz tak jak delfin łagodny i mocny

Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą

i ci co nie odchodzą nie zawsze powrócą

i nigdy nie wiadomo mówiąc o miłości

czy pierwsza jest ostatnią czy ostatnia pierwszą

1971, 1986

Matka Boska Staroświecka

Matko Boska Staroświecka

z dawnego kościoła podobnego do zakochanego co osiwiał

znowu spadają skrzydlaki jesionu

tak samo szczeka owczarek szorstkowłosy ze szczotką na ogonie

ziewa po adoracji niewyspany święty

znowu kiedy się nie kocha - przedmioty stoją bez pożytku

w sierpniu młode bociany stają się samodzielne

teza i antyteza kończą się pobiciem i protezą

kura się stale jąka

zimą trochę liści trzyma się na grabie

nawet łacina milczy żeby wrócić

znowu najważniejsi nieważni

stale kos dłuższy od szpaka

po dawnemu osioł zakochany uczy się fruwać

i nie mamy zielonego pojęcia

umierając po raz pierwszy

Tylko nam się w głowie poprzewracało

i chcemy wymyślić dzisiaj bez wczoraj

nowe bez starego

1971, 1980

Spotkania

Ktokolwiek nas spotyka od Niego przychodzi

tak dokładnie zwyczajny że nie wiemy o tym

jak osioł co chciał zawyć i nie miał języka

lub chrabąszcz co swej nazwy nie zna po łacinie

będziemy się mijali nie wiadomo po co

spoglądali na siebie i sięgali w ciemność

myśleli o swym sercu że trochę zawadza

jak wciąż ta sama małpa w secesyjnej klatce

Ktokolwiek nas spotyka od Niego przychodzi

jeśli mniej religijny - bardziej chrześcijański

wspomni coś od niechcenia podpowie adresy

jak śnieg antypaństwowy co wzniosłe pomniki

z wyrazem niewiniątka zamienia w bałwany

niekiedy łzę urodzi ważniejszą od twarzy

co pomiędzy uśmiechem a uśmieszkiem kapie

Ktokolwiek nas spotyka od Niego przychodzi

nagle zniknie - od razu przesadnie daleki

czy byliśmy prawdziwi - sprawdził mimochodem

1971, 1980

Gdybyśmy sami wymyślili

Gdybyśmy sami sobie Ciebie wymyślili

byłbyś bardziej zrozumiały i elastyczny

albo tak doskonały że obojętny

albo tak kochający że niedoskonały

jak wytworni geniusze bądź źli bądź za dobrzy

wolnomyślny i liberalny

mielibyśmy etykę z winą ale bez grzechu

życie bez śmierci

miłość bez rozpaczy

nie byłoby

kołatania z lękiem do bramy

samotnego sumienia

dyżurnego anioła stróża czasem jak niewiernego kota

dzikich pretensji: mam za dobrą opinię

o Bogu żeby w Niego uwierzyć

albo - nic nie wiem ale jestem tak smutny

jakbym wszystko już wiedział

musiałbyś się liczyć z nami i uważać na siebie

nie straszyć kiedy radość zaczyna być grzechem

spełniałbyś po kolei nasze życzenia

urodziłbyś się nie w Betlejem ale w Mądralinie

i dopiero byłbyś naprawdę niemożliwy

1971, 1980

Dlatego

Nie dlatego że wstałeś z grobu

nie dlatego że wstąpiłeś do nieba

ale dlatego że Ci podstawiono nogę

że dostałeś w twarz

że Cię rozebrano do naga

że skurczyłeś na krzyżu jak czapla szyję

za to że umarłeś jak Bóg niepodobny do Boga

bez lekarstw i ręcznika mokrego na głowie

za to że miałeś oczy większe od wojny

jak polegli w rowie z niezapominajką -

dlatego że brudny od łez podnoszę Ciebie

stale we mszy

jak baranka wytarganego za uszy

1971, 1980

Dawna wigilia

Przyszła mi na wigilię, zziębnięta, głuchociemna,

z gwiazdą jak z jasną twarzą - wigilia przedwojenna,

z domem, co został jeszcze na cienkiej fotografii,

z sercem, co nigdy umrzeć porządnie nie potrafi,

z niemądrym bardzo piórem skrobiącym w kałamarzu,

z przedpotopowym świętym - z Piłsudskim w kalendarzu,

z mamusią, co od nieszczęść zasłonić chciała łzami -

podając barszcz czerwony, co śmieszył nas uszkami,

z lampą, z czajnikiem starym wydartym chyba niebu,

z całą rodziną jeszcze, to znaczy sprzed pogrzebów.

Nad stołem mym samotnym zwiesiła czułą głowę -

nad wszystkie figi z makiem - dziś już posoborowe.

Przyszła, usiadła sobie. Jak żołnierz pomilczała,

Jezusa z klasy pierwszej z opłatkiem mi podała.

1971, 1973

Do ojca Pawła Dembińskiego

Tak mi się wszystko teraz przypomina

Twój głos, który na pamięć poznali klerycy

Twe oczy łaski pełne i Twój święty Paweł

Nawet Twój zwykły klęcznik pod ścianą w kaplicy

Tyle razy dzwoniły kościelne zegary

Prymicji tyle przeszło, biegły lata drogie

Uczyłeś nas po prostu świętego kapłaństwa

Bogu dziękować za to, że jest Bogiem

Choćbyś ukrył się głębiej w samej mysiej dziurze

Klęczał z różańcem w ręku, na samym dnie ciszy

Stale wszystko pamiętam, Twój uśmiech wciąż czysty

Twój cień na korytarzu, Twe serce co słyszy

Trędowaty - niewdzięczny, kameduła niemy

Nie odwiedzam, nie dzwonię, pisać nie potrafię

Tylko trzymam w brewiarzu między obrazkami

Tuż przy Magnificat Twoją fotografię -

1972

Kiedy

Boże ile spraw odfajkowano poza nami

kiedy mieliśmy się urodzić

w którym roku miesiącu i dniu

Od kogo uciekać żeby się z nim spotkać

i biec do kogo aby się z nim minąć

Jak nie wierzyć aby zyskać wiarę

Kogo kochać nareszcie by stać się samotnym

Kto ma nam umrzeć by zbliżyć do Ciebie

Kiedy kto postanowi żeśmy już umarli

1972

Ścieżka

Modlę się żeby go nie ogłoszono świętym

nie malowano

nie wytykano palcami

nie oświecano życiorysem koniecznym i niepotrzebnym

bez fotografii tak dokładnej że nieprawdziwej

bez reklamy śmierci

bez wiary wygładzonego szkiełka

żeby był ścieżką jak życie drobną

schyloną jak kłosy

przez którą przebiegł Jezus

nieśmiały i bosy

1972, 1986

Szukam

Szukam nie ogłoszonej jeszcze świętej

tak autentycznej że bez obrazka

patronki piękności nieprzydatnej

urody dla nikogo

przyjaźni zatrzymanej w listach na dnie szufladki

pantofli na sznurku

maskotki rozciągającej policzek w uśmiechu

futerka tak taniego że za drogo wyszło

spraw zawiązanych gdzieś tam poza nami

zdmuchniętego imienia

tuż przy Aniele Stróżu który się zamyślił

że strzeżonego Bóg właśnie nie strzeże

Wtedy

odnajduję dwunastoletnią Małgosię

co umarła w szpitalu

przy mojej stule

z jedną ściętą minutą przy sercu

1972, 1996

Dziękuję

Dziękuję Ci za miłość prędką bez namysłu

za to że nie jest całym człowiek pojedynczy

za oczy nagle bliskie i niebezimienne

za głos niedawno obcy a teraz znajomy

za to że nie ma czasu by pisać list krótki

więc dlatego się pisze same tylko długie

choć pisanie jest po to by szkodzić piszącym

a miłość wciąż niezręcznym mijaniem się ludzi

że nie można Cię zabić w obronie człowieka

Dziękuję Ci za tyle bólu żeby sprawdzać siebie

za wszystko co nieważne najważniejsze

za pytania tak wielkie że już nieruchome

1972, 1979

Tak ludzka

- Jadwidze Marlewskiej

Nie wierzą świętej Annie wszyscy ważni święci

że znała Matkę Bożą w sukience do kolan

z dowcipnym warkoczykiem i wesołą grzywką

w sandałach z rzemykami co były niepewne

czy może się poplątać to co nieśmiertelne

biegającą jak wróbel polski po podwórku

zerkającą do studni orzechowym okiem

jak spada całe niebo bez bliższych wyjaśnień

umiejącą odróżnić jak pszczołę najprościej

zwykłe dobro na co dzień od doskonałości

bo zawsze są prawdziwe rzeczy mniej ogólne

poznającą zapachy i uparte smaki

jak słodki kwaśny słony i najczęściej gorzki

zwłaszcza gdy pies wprost z budy nie archanioł dziwny

demonstrował ogonem liryzm prymitywny

O córko świętej Anny z najżywszych obrazów

tak ludzka że nie byłaś dorosłą od razu

1972, 1996

Żal

- Zofii Małynicz

Żal że się za mało kochało

że się myślało o sobie

że się już nie zdążyło

że było za późno

choćby się teraz pobiegło

w przedpokoju szurało

niosło serce osobne

w telefonie szukało

słuchem szerszym od słowa

choćby się spokorniało

głupią minę stroiło

jak lew na muszce

choćby się chciało ostrzec

że pogoda niestała

bo tęcza zbyt czerwona

a sól zwilgotniała

choćby się chciało pomóc

własną gębą podmuchać

w rosół za słony

wszystko już potem za mało

choćby się łzy wypłakało

nagie niepewne

1972, 1986

Rozmowa z Matką Bożą

Czy lubisz podbiał żółty

lipce z koźlakami

konwalie w kłączach stulone pod ziemią

lubczyk co miłość przywraca a częściej nadzieję

księżyc chodzący za nami jak cielę

ceremonialny lecz bez rękawiczek

poziomki te najniższe kminek najpodlejszy

i lato półniebieskie gdy kwitną ostróżki

co przyjdą jak leniwa mądrość od niechcenia

żołędzie co się dłużą w październiku

zwykły chleb co wie zawsze ile bólu w hostii

kota niewiernego ale z zasadami

bo najpierw myje prawą nogę przednią

Ale Ty Matko nie myślisz źle o nas

zawsze tych co się potkną gotowa obronić

między prawdą a szczęściem najłatwiej nos rozbić

pragniesz spraw ostatecznych wybierasz najbliższe

i szukasz pewnie jednej mrówki w lesie

tak bardzo spracowanej jakby miała umrzeć

najzabawniej jak człowiek

wśród wszystkich osobno

1972, 1980

Być nie zauważonym

Być nie zauważonym by spotkać się z Tobą

nie czytanym zbytecznym

właśnie byle jakim

przekreślonym do końca nonszalancją ręki

aromatem niemocnym jeszcze nie poznanym

tuż pomiędzy goździkiem pieprzem i migdałem

fotografią nieważną bo niedokąpaną

liryzmem co się siebie coraz więcej wstydzi

książką którą się kładzie wciąż jedną na drugiej

jabłkiem po gruszce zawsze trochę kwaśnym

rakiem trzymanym w koszu z pokrzywami

włosami co odchodzą jak myszy po cichu

szczygłem co chciał przyfrunąć lecz umarł wysoko

z ogonem tak leciutkim że ponad rozpaczą

biedronką zapomnianą gdy przechodzą żuki

świętym któremu w czas remontu utrącono głowę

niech będzie niewidzialnym skoro stał się dobrym

1972, 1980

Do miłości bez serca

Modlę się jeszcze do miłości bez serca

niezapominajki niby niebieskiej ale szorstkiej

jak często tylko do płaczu potrzebne jest serce

do pisania listów na miękko

okolicznościowych wzruszeń

malowania świętych

szukania drugiego chociaż nie do pary

po to aby wybierać środki łatwe i nie złote

żeby zazdrościć przez telefon

wynajdywać słabe strony kamienia

Serce to jeszcze za mało żeby kochać

1972, 1986

Dlaczego jest święto Bożego Narodzenia?

Dlaczego jest święto Bożego Narodzenia?

Dlaczego wpatrujemy się w gwiazdę na niebie?

Dlaczego śpiewamy kolędy?

Dlatego, żeby się uczyć miłości do Pana Jezusa.

Dlatego, żeby podawać sobie ręce.

Dlatego, żeby się uśmiechać do siebie.

Dlatego, żeby sobie przebaczać.

Żeby każda czarodziejka po trzydziestu latach

nie stawała się czarownicą.

1973, 1987

Wszystko inaczej

Bo Pan Bóg jest tak jasny że nic nie tłumaczy

bo wiedzieć wszystko to nic nie wyjaśniać

stąd cierpienie po prostu nie wiadomo po co

tak od razu bez sensu że całkiem prawdziwe

wszystkie łzy jak prosiaki chodzące po twarzy

bo miłości tak piękne że wciąż niemożliwe

choć listy po staremu i szept w białej kartce

spotkania po kolei wiodące w nieznane

szczęście co się nagle obliże jak cielę

i śmierć tak punktualna że zawsze nie w porę

choć wiadomo śmierć miłość od śmierci ocala

I jeszcze stare furtki donikąd i wszędzie

w których kiedyś czekałeś na to co nie przyszło

wyżeł co chciał ci łapę podawać na zawsze

biedronka co wróżyła że wojny nie będzie

Lecz Pan Bóg wie najlepiej - więc wszystko inaczej

czasem prośby nam spełnia żeby nas zawstydzić

1973, 1986

Jak się nazywa

Jak się nazywa to nienazwane

jak się nazywa to co uderzyło

ten smutek co nie łączy a rozdziela

przyjaźń lub inaczej miłość niemożliwa

to co biegnie naprzeciw a było rozstaniem

wciąż najważniejsze co przechodzi mimo

przykrość byle jaka jak chłodny skurcz w piersi

ta straszna pustka co graniczy z Bogiem

to że jeśli nie wiesz dokąd iść

sama cię droga poprowadzi

1973, 1986

Wieczność

- Mieczysławowi Milbrandtowi

Wciąż wieczność była z nami

a nam się zdawało

że wszystko jest nietrwałe więc trochę na niby

jak zając nie chroniony lub trzmiel na ostróżkach

że ciemność kapie z zegarka jak z rany

że czas zmarnowany stale i za krótki

każdą miłość zamienia na łzy bardzo drobne

że dawni zakochani już się nie całują

bo list najpierw przybliża a potem oddala

dopóki będzie poczta ze skrzynką czerwoną

i panny złe nieznośne a dobre za nudne

i słów wszystkich za wiele bo brakuje słowa

Wciąż wieczność była z nami

a nam się zdawało

że czas wszystko wymiecie mądry i niechętny

że tylko nie odleci sójka zbyt ostrożna

bo po to żeby cierpieć trzeba być bezbronnym

jak dzieciństwo na wsi z królikiem przy sercu

- Patrz - mówiłeś - tak wszystko na oczach się zmienia

jak pasikonik za szybko zielony

więc możemy nie poznać nawet swego domu

połóż chociaż nożyczki na tym samym miejscu

naparstka po mamusi nie oddaj nikomu

i trzymaj fotografie bo Pan Bóg je zdmuchnie

zwłaszcza kiedy podbiał zamyka się na noc

a pszczoła sprawy ważne powiadamia tańcem

i każda chwila już nie teraźniejsza

stale przeszła lub przyszła

ostatnia i pierwsza

Wciąż wieczność była z nami

a nam się zdawało

1973, 1996

Pewność niepewności

Dziękuję Ci za to

że niedomówionego nie domawiałeś

niedokończonego nie kończyłeś

nieudowodnionego nie udowadniałeś

dziękuję Ci za to

że byłeś pewny że niepewny

że wierzyłeś w możliwe niemożliwe

że nie wiedziałeś na religii co dalej

i łza Ci stanęła w gardle jak pestka

za to że będąc takim jakim jesteś

nie mówiąc

powiedziałeś mi tyle o Bogu

1973, 1980

Czas

Każda miłość byłaby trochę na niby

każda przyjaźń - stąd dotąd

każda wierność niewierna

każdy umarły niesłowny

umówił się i nie przyszedł

miał zadzwonić i cisza

nawet samotność przestałaby łączyć

zresztą zrobiłoby się ogólne zamieszanie

bo wszystko co się kończy jest za krótkie

ale zegarek stary racjonalista

nie ogląda się na wieczność

liczy dalej dokładnie tylko pojedyncze sekundy

których nie ma

1974

Nieobecny jest

Bóg jest tak wielki że jest i Go nie ma

tak wszechmogący że potrafi nie być

więc nieobecność Jego też się zdarza

stąd czasem ciemno i serce się tłucze

poskomli nawet jak pies niecierpliwy

nawet wierzący nie wierzą po cichu

i chcą się żartem wymknąć ze wzruszenia

choć tak niedawno wierzyli na pamięć

że całe życie czeka się na chwilę

lecz Bóg tak wielki że Go czasem nie ma

mózg jak tulipan chyli się zmęczony

i myśli biegną wspólną pustą drogą

tak jak biedronki co się razem schodzą

by przed rozpaczą ukryć się na zimę

tylko milczenie trwa i gwiazdy w górze

i księżyc sprawiedliwy bo zupełnie nagi

a ważki tak znikome że już wszystko wiedzą

i liść ostatni brzęczy wprost z topoli

że Nieobecny jest

bo więcej boli

1974, 1986

Kto winien

To tylko nagrzeszyła świętoszka maciejka

księżyc nieuleczalny co nocami bredzi

piorun co w kościół trafił by pszczołę ominąć

i rozum nierozumny słuszność wciąż bez sensu

i ból tak bardzo czysty że już uspokaja

pożółkła pora lata gdy trzeba się żegnać

popatrzeć sobie w oczy gdy dom pachnie jabłkiem

a w ulach dawna cisza wytapiania wosku

tak łagodna jak bożek którego psy liżą

zabawna parasolka i długie trzy po trzy

bo gdy jemy jeżyny kolor warg się zmienia

(w takiej chwili granica przyjaźni niepewna)

to tylko nagrzeszyła zwyczajna tęsknota

lub po prostu wzajemna nasza nieznajomość

źrebak światła co biegał niezgrabnie po ścianie

serce co milczy mądrze by mówić od rzeczy

piękno po którym często zjawia się nieprawda

jakimi to drogami miłość wciąż niewinna

sama do nas przychodzi i odchodzi sama

1974, 1986

Pan Jezus niewierzących

Pan Jezus niewierzących

chodzi między nami

trochę znany z Cepelii

trochę ze słyszenia

przemilczany solidnie

w porannej gazecie

bezpartyjny

bezbronny

przedyskutowany

omijany jak

stary cmentarz choleryczny

z konieczności szary

więc zupełnie czysty

Pan Jezus niewierzących

chodzi między nami

czasami się zatrzyma

stoi jak krzyż twardy

wierzących niewierzących

wszystkich nas połączy

ból niezasłużony

co zbliża do prawdy

1974, 1980

Co zginęło

Szukam co było zginęło

co Ci zginęło Panie

gwiazdy nie ruszyły z miejsca

nie zmieniły adresu

księżyc staroświecki został po dawnemu

choć już podeptany

tak jak przedtem

półtora miliona gatunków chrząszczy

w dalszym ciągu kaczka ma dwanaście tysięcy piór

wiatr kręci się w kółko tak stale potrzebny że bezradny

zgodnie z planem wędruje w marcu łosoś w górę rzeki

niebieski i szary

gryfon wystawia ptaki wodne unosząc przednią łapę

gęś tylko pod skrzydło chowa głowę

jeśli się mrówki zgubią to się same odnajdą

bo mrowisko zawsze przy drzewie od południowej strony

podobno małp przybywa - nie ubywa

tylko człowiek stale Ci się gubi

urodzony dezerter

1974

Wszystko co dawne

Dlaczego dom rodzinny widać choć go nie ma

i lampę co zgaszono trzydzieści lat temu

i psa co szczekał groźnie a chciał nas powitać

wciąż rzeczywiste to co niemożliwe

czemu to co nie jest chlebem ważniejsze od chleba

czemu ci co odeszli są bardziej obecni

i nawet dawna miłość co straszyła grzechem

stroi miny zabawne bo stała się duchem

miłość to samotność co łączy najbliższych

stąd czyste nawet co jest zbyt gorące

fotografie prawdziwe - bo już niepodobne

choćbyś nie chciał stać w miejscu tylko się śpieszył

jak nagietki co kwitną przed dziesiątą rano

czemu ból pisze wiersze

nie idiotka ręka

wszystko po to by pytać

co nas łączy z ciałem

1974, 1980

Bez nas

Odejdźmy już nie wróćmy

nareszcie samotność będzie sama

miłość bez chęci posiadania

Bóg bez pytań

rozpacz bez reklamacji

piękno bez estetyki

niebo białe po burzy po deszczu niebieskie

jeszcze trochę pomarudzi ostatnie słowo jak bezradny baran

jeszcze wiatr szarpnie oknem bo ciepło spotka zimno

poskacze zielony pasikonik który porzucił wielkość żeby wybrać szczęście

jeszcze zaboli długopis co mi został po matce

ale wszystko będzie już naprawdę

bo bez nas

1974, 1980

Skrupuły pustelnika

Tak zająłem się sobą że czekałem aby nikt nie przyszedł

stale prosiłem o jeden tylko bilet dla siebie

nawet nic mi się nie śniło

bo śpi się dla siebie ale sny ma się dla drugich

jeśli płakałem - to niefachowo

bo do płaczu potrzebne są dwa serca

broniłem tak gorliwie Boga że trzepnąłem w mordę człowieka

myślałem że kobieta nie ma duszy a jeśli ma to trzy czwarte

założyłem w sercu tajną radiostację i nadawałem tylko swój program

przygotowałem sobie kawalerkę na cmentarzu

i w ogóle zapomniałem że do nieba idzie się parami nie gęsiego

nawet dyskretny anioł nie stoi osobno

1974, 1980

Pytania

Gdzie się prawda zaczyna a gdzie rozum kończy

gdzie miłość między nami a gdzie już cierpienie

czy łza czy na nosie ciepło zimnej wody

dokąd razem idziemy by umrzeć osobno

czy słowo jeszcze słowem czy nagle milczeniem

czy ciało wciąż oddala czy tylko zasłania

w którym miejscu odchodzi Pan Bóg oficjalny

i nie patrzy w przepisy bo już jest prawdziwy

O święty krzyżu pytań jak niewiele ważysz

gdy małe głupie szczęście liże nas po twarzy

1974

Przeciw sobie

Pomódl się o to czego nie chcesz wcale

czego się boisz jak wiewiórka deszczu

przed czym uciekasz jak gęś coraz dalej

przed czym drżysz jak w jesionce bez podpinki zimą

przed czym się bronisz obiema szczękami

zacznij się wreszcie modlić przeciw sobie

o to największe co przychodzi samo

1974

W okularach

Narysowałem Cię Matko Najświętsza w okularach

w grubych i ciężkich

taka jesteś w nich ludzka

jak urzędniczka na poczcie zmęczona naszymi listami

jak babcia nad pasjansem który nie wychodzi

jak przyszywana ciocia tak bliska że samotna

jak nauczycielka nad klasówką z zielonym kleksem

jak pewna niewierząca która dużo czyta i mniej widzi

czasami bezdomna jak popielata kukułka bez rodziców

teraz wymazuję okulary gumą i kawałkiem białego chleba

żeby nie było śladu

tylko tych łez to ja nie rysowałem

jak to się stało

1974

Wobec bólu

Wobec bólu

krwi spływającej do rynsztoka

dziecka umierającego z głodu

Jezusa pędzonego do obozu batem

jak wulgarne jest piękno

jak niemoralny kościół z eleganckim bukietem na ołtarzu

jak okrutne

rymowane

czyli gładko oblizane

wiersze

1975

Może

Może to czystość

czyli serce na złość świntuchom niepodzielne

może to mądrość

bo stanęła na szarym końcu z trupem słowa

może to wiedza

tak ogromna że wciąż za mała jeszcze prawda

może to ból

bo mniej uszczypie jeżeli go zapytam o co

może to Pan Bóg

bo przychodzi tak jak nie Pan Bóg do nas stale

1975, 1980

Zagadka o Niej

Tak złota że niepozorna

tak niebieska że szara

tak pierwsza że ostatnia w kolejce

tak cudowna że zwyczajna

mój Boże o ile słów za dużo

dlatego że prawdziwa

1975, 1996

Wszystko jest proste

Zapewne Boga wymyślili

żeby biologię skomplikować

można by zgodzić się na duszę

lecz dla niej miejsca w ciele nie ma

ile upartej wiary w rozum

który nie chroni od nieszczęścia

a przecież wszystko takie proste

kiedy zbliżamy się do Boga

jak milion mrówek z których każda

ma śmierć tak ważną że osobną

jak trąba która nie zazdrości

że jest na świecie trąba większa

jak łza smarkata

co się uprze

i nie pozwala dojść do słowa

jak psiak co przejrzał nagle rano

1975

Modlitwa

Jezu Frasobliwy

na przekór wszystkim

bez parasola na deszczu

z gołymi kolanami

słaby bo bezstronny

nieśmiały jakbyś debiutował wierszem

z prośbą o prostotę

samotny bo spokrewniony ze światem

pewnie martwią Cię ludzie

którzy są jak katechizm

na każde pytanie

muszą mieć koniecznie odpowiedź

1975

Ratunku

- Eugeniuszowi Zielińskiemu

Dziki króliku chrząszczu mały

co świecisz jak czerwony brokat

wiosenne czajki czarno-białe

ślimaku lekko ozłocony

wierny granicie zielonkawy

dębie surowy i niewinny

droździe niezgodny i słowiku

co podpowiadasz całą miłość

od pocałunku do pobicia

polny kamieniu przemęczony

głosie oboju trochę suchy

i fletu - niski ale lekki

zapachu szałwii dobrodziejki

niby nieśmiały a gorliwy

i polski śniegu przedwojenny

tak podeptany że już czysty

wszystkie też wiązu liście krzywe

jak niegenialnych ludzi dramat

i po kolei pańscy święci

niepopularni więc prawdziwi

ratujcie mnie przed abstrakcjami

1975, 1986

Do pani Doktor

- Dr Blance Mamont

Pani Doktor

w białym fartuchu

w podkolankach co odmładzają

przynoszę Pani serce do naprawy

Bogu poświęcone

a takie serdecznie niezgrabne

jak nie wyczesany do końca wróbel

niezupełne bo pojedyncze

nie do pary

biedakom do wynajęcia

od zaraz i na zawsze

niemożliwe i konieczne

niewierzących irytujące

zdaniem kobiet zmarnowane

dla Anioła Stróża za ludzkie

dla świętych podejrzane

dla rządu niepewne

dla teologów nieprzepisowe

dla medyków nieznośnie normalne

dla pozostałych żadne

połóż je do szpitala

i nawymyślaj

żeby się choć trochę poprawiło

1975, 1997

Przyjdźcie

Przyjdźcie potrzaskane klony jasne i żółte

obszarpany z liści grabie dyskretny

żołnierze z dziurami w głowach

przyjdź dziewczynko spalona z łopatką do piasku

i chłopcze coś przed śmiercią grał na scenie słonia

przyjdź stara kwoko na urwanej łapie

przyjdźcie cierpienia niewinne

przyjdźcie Adamie i Ewo coście za szybko chcieli wiedzieć co dobre a co

złe

przyjdź cebulo co w swoich trzech sukienkach namawiasz do płaczu

przyjdźcie i powiedzcie

że to nie Jego wina

1975

Na wsi

Tu Pan Bóg jest na serio pewny i prawdziwy

bo tutaj wiedzą kiedy kury karmić

jak krowę doić żeby nie kopnęła

jak starannie ustawić drabinkę do siana

jak odróżnić liść klonu od liścia jaworu

tak podobne do siebie lecz różne od spodu

a liści nie zrozumiesz ani nie odmienisz

tu wiedzą że konie stają głowami do środka

że kos boi się bardziej w ogrodzie niż w lesie

że skowronek spłoszony raz jeszcze zaśpiewa

kukułka tutaj żywa a nie nakręcona

pszczoła wciąż się uwija raz w prawo raz w lewo

a mirt rozkwita tylko w zimnym oknie

ptaki też nie od razu wszystkie zasypiają

zresztą mogą się czasem serdecznie pomylić

jak ktoś kto bije żonę by zranić teściową

i wiadomo że sosny niebieskozielone

a dziurawiec to żółte świętojańskie ziele

tu Pan Bóg jest jak Pan Bóg pewny i prawdziwy

tylko dla filozofów garbaty i krzywy

1975, 1979

Daj nam ubóstwo

Daj nam ubóstwo lecz nie wyrzeczenie

radość że można mieć niewiele rzeczy

i że pieniądze mogą być jak świnie

i daj nam czystość co nie jest ascezą

tylko miłością - tak jak życie całe

i posłuszeństwo co nie jest przymusem

ale spokojem gwiazd co też nie wiedzą

czemu nad nami chodzą wciąż po ciemku

i daj nam sen zdrowy świąteczny apetyt

wiarę bez nerwów to jest bez pośpiechu

a zimą jeszcze matkę mi przypomnij

w ubogim czystym i posłusznym śniegu

1975, 1980

Szukałem

Szukałem Boga w książkach

przez cud niedomówienia o samym sobie

przez cnoty gorące i zimne

w ciemnym oknie gdzie księżyc udaje niewinnego

a tylu pożenił głuptasów

w znajomy sposób

w ogrodzie gdzie chodził gawron czyli gapa

w polu gdzie w lipcu zboże twardnieje i żółknie

przez protekcję ascety który nie jadł

więc się modlił tylko przed zmartwieniem i po zmartwieniu

w kościele kiedy nikogo nie było

i nagle przyszedł nieoczekiwany

jak żurawiny po pierwszym mrozie

z sercem pomiędzy jedną ręką a drugą

i powiedział

dlaczego mnie szukasz

na mnie trzeba czasem poczekać

1975, 1996

Czas niedokończony

Nie opowiadajcie razem i osobno

że nie ma ludzi niezastąpionych

bo przecież moja matka

łagodna i nieubłagana

cała w czasie teraźniejszym niedokończonym

wychyla się z nieba

żeby mi przyszyć oberwany guzik

kto to lepiej potrafi

w czyich palcach drży igła jak drucik ciepła

gdy tyle dzisiaj uczuć a mało miłości

i tyle cudzych kobiet a żadna nie moja

a śmierć tak bardzo ważna bo się nie powtórzy

i smutek jak sprzed wojny ostatnia choinka

a przecież ta babcia z przeciwka

przy stoliku na kółkach

z pasjansem co nie wychodzi

tak bardzo szybko żyła umarła pomału

a czasami tak skryta że płakała w wannie

lub ta co z sercem przyszła wojna ją zabiła

razem z jasną torebką do letniej sukienki

kto przywróci jej ciało kiedy nie ma ciała

jej nos na mnie skrzywiony

i kogutek włosów

1975, 1980

Przychodzą same

Spotkania co przychodzą same

tak poza nami że już się nie dziwisz

że będzie dalej jak miało być wszystko

bo Bóg był przedtem zanim szliśmy razem

i można wracać po nitce do kłębka

aż do rodziców co też się spotkali

najpewniej po raz pierwszy nic nie wiedząc o tym

że śmierć nie będzie ważna tak jak to spotkanie

choć mogli wtedy zabawnie wyglądać

bo wiatr zrywał matce kapelusz słomkowy

jakby chciał przed małżeństwem jak kogut uciekać

w wieczór co się zapomniał i stał się zielony

radością najbardziej można się przestraszyć

spotkania co przychodzą same

tak dokładnie konieczne że zupełnie czyste

wie o tym serce jak skrzydło niezgrabne

w życiu co bez śmierci byłoby banałem

żeby odejść od siebie też trzeba się spotkać

1975, 1991

Wniebowzięcie

Nikt nie biegł do Ciebie z lekarstwem po schodach

lampy nie przymrużono żeby nie raziła

nikt nie widział jak ręka Twa od łokcia blednie

pies nie płakał serdecznie że pani umiera

nawet anioł zaniechał nadymania trąby

to dobrze bo śmierć przecież za dużo upraszcza

a ponadto zbyt ludzka zła i niedyskretna

nikt nie przymknął Twych oczu nie zasłonił twarzy

ani w bramie nie szeptał rozebranym głosem

o tym co za głośno słyszy się w milczeniu

Pan uchronił do końca i zdrową zostawił

tylko kiedy pukano Ciebie już nie było

nie śmierć ale miłość całą Cię zabrała

jeśli miłość jest prawdą to ciała nie widać

dzień był taki jak zawsze powietrze dzwoniło

pszczołami co wychodzą rano na pogodę

tylko ta sama cisza to straszne milczenie

to puste miejsce przy kubku na stole

choćby się razem z ciałem opuszczało ziemię

1975, 1980

Nie wysłuchane

Modlitwy długie i nie wysłuchane

pod krzyżem nocy na nagiej podłodze,

w poczekalni szpitala gdy serce się lęka

że doktor śmierć odczyta na leciutkiej kliszy

na wszystkich drogach co się w końcu gubią

po których miłość odchodząc nie wróci

choć pójdzie prosto nie trafi do ciebie

tylko na Księżycu cień Ziemi okrągły

tutaj uczucia precyzyjnie ciemne

modlitwy długie i nie wysłuchane

o zdrowie dziecka o wierność i spokój

wtedy gdy lata ciurkiem uciekają

a jednej chwili wymodlić nie sposób

Bóg widzi więcej chociaż niewidzialny

i wieczór zawsze szybszy niż poranek

1975, 1986

Teorie

Podnoszę Cię we mszy świętej

niezgrabnie rękoma obiema

choć mówią

że usprawiedliwia Cię tylko to że Cię nie ma

nie pierwszy raz nie ostatni

patrzę w Twe oczy Panie

choć mówią

że zabili Cię żydzi a teraz chrześcijanie

lecz wszystkie nasze teorie

spisane niespisane

najpierw są niedorzeczne

potem niebezpieczne

a wreszcie dawno znane

więc tylko słyszę sercem Twe dłonie zawsze żywe

aż łzy w kolejce stają - niemądre i prawdziwe

1975

Deszcz

Deszczu co padałeś w ewangelii

zarówno na dobrych jak i na złych

co dzwoniłeś o dom na skale

nie zajmują się tobą egzegeci

bo deszcz - to tylko deszcz

co prawda w świętym tekście ale nie na temat

trochę bezmyślny chowa rozum jak przysmak

Święty deszczu nieświęty

bardziej samotny od anioła

uśmiechu niepogody

świadku nadliczbowy

przecież to ty

obmywałeś

nogi idącemu Jezusowi

jak mąż sprawiedliwy

o wiele ciszej

po męsku

nie tak jak Magdalena

1975, 1980

To nieprawdziwe

To nieprawdziwe trudne nieudane

ta radość półidiotka bólu nowy kretyn

żale jak byliny kwiaty zimnotrwałe

rozum co nie przeszkadza żadnemu odejściu

miłość której nigdy nie ma bez rozpaczy

serce ciemne do końca choć jasne wzruszenia

pociecha po to tylko że prawdę oddala

żuczek co nas nie złączył choć obleciał wkoło

śnieg tak bardzo wzruszony że niewiele wiedział

jedna mrówka co zbiegła nareszcie z mrowiska

uśmiech twój co za życia mi się nie należał

wszystko stało się drogą

co było cierpieniem

1975, 1980

W kolejce do nieba

Powoli nie tak prędko

proszę się nie pchać

najpierw trzeba wyglądać na świętego ale nim nie być

potem ani świętym nie być ani na świętego nie wyglądać

potem być świętym tak żeby tego wcale nie było widać

i dopiero na samym końcu

święty staje się podobny do świętego

1975, 1980

Żeby nagle zobaczyć

Więc tak długo trzeba było rozsądku się uczyć

na pytania logicznie odpowiadać

nie mówić bez sensu i od rzeczy

żeby nagle zobaczyć

że nadzieja może być obok rozpaczy

niewiara obok wiary

skakanka dziecięca na podłodze obok trumny

dostojnik obok prosiaka

prawda z palcem na ustach

podopieczny pod kołami karetki pogotowia

modlitwa obok smutnego kotleta na talerzu

i ten krzyk nie umieraj nie odchodź jeszcze okażę ci serce

z którym uciekałem - obok ciszy

1975, 1986

Owce między wilki

Krowo co dajesz się doić tyle razy dla mnie

wszystkie króliki umęczone abyśmy według przepisu chorowali

wróblu w mieście brudny byle być z nami przez zimę

szałwio co umierasz i do nieba idziesz byle nas zęby nie bolały

prawdziwi chrześcijanie nie wodą z kranu ale krwią ochrzczeni

co idziecie jak owce między wilki

wstydzę się was kiedy biegam od siebie do siebie

grymaszę na niewinne cierpienie

lekkomyślnie poważny

umawiam się aż z trzema lekarzami żeby nie umrzeć

kiedy nie chcę być chlebem zmielonym dla Boga

1975

Przeszłość

Kiedy nie umiałem jeszcze płakać i być poważnym

z panią od francuskiego nie można było wytrzymać

kiedy rysowałem kredką skośne oczy lisa

a wojna jeszcze nie spaliła szafy z żółtej czereśni

kiedy ławka bez oparcia w parku była najwygodniejsza

kiedy układaliśmy wiersz

pewien dziad na swoich zębach siadł - nagle krzyknął przerażony

ktoś mię ugryzł z tamtej strony -

kiedy psy na dworze szczekały ciszej rano a głośniej wieczorem

kiedy chciałoby się do serca przytulić owcę i wilka

kiedy nie mogliśmy się nadziwić że można po spowiedzi

zjeść całego Boga

na wszystko czas był jeszcze

dzisiaj już go nie ma

1976

Żeby się obudzić

Żeby się obudzić rano

doprowadzić włosy do opamiętania

umyć się i ubrać

postawić czajnik z gwizdkiem

odgarnąć z okna samotny deszcz

trzeba się oprzeć na tym co wymyka się jak mokry kamyk

na sekundzie której już nie ma

na myśli której nie sposób dotknąć

na sile ciążenia co oddala tego kogo się kocha

kochamy od razu dwie osoby niemożliwe do kochania

bo tę co za blisko i tę za daleko

i chyba nawet dlatego umieramy

żeby nas było widać i nie widać

1976, 1980

O bólu

W co się ból może zmienić

w gniew tupanie nogą

w otwartą książkę zamkniętą powoli

w modlitwę

płacz prywatny bo wprost do poduszki

list pisany pięć razy bez związku od rzeczy

milczenie przy stole

chodzenie tam i nazad dookoła prawdy

dotknięcie ust samotnych łyżeczką herbaty

w to co niemożliwe - jeszcze nie ostatnie

w tę samą znowu miłość

kończącą się długo

pozwól więc Matko

niech dalej boli

1976, 1980

Telefon

Przed chwilą nieznajoma nagle zadzwoniła

podała adres tego co właśnie umierał

więc poszedłem go szukać. Wieczór był zbyt szorstki

chociaż trochę powolny i ciemny jak wrona

szli przy mnie obojętni co się nie dziwili

że sen - ciała ludzi którzy śpią oddziela

choć leżą obok siebie we śnie są daleko

może dlatego bliscy i tacy samotni

tak jakby się bawili jeszcze w chowanego

miłość bierze nam ręce i na krzyżu składa

szli także niewierzący lub inaczej tacy

którzy właśnie w to wierzą w co wierzyć potrzeba

biegła jeszcze dziewczynka co długo krzyczała

na swojego tatusia żeby nie umierał

o wszyscy niewidzialni o nas zatroskani

- i ty telefonie cymbale brzęczący

co masz tylko z nami dostęp do wzruszenia

mówimy wszyscy razem bo wciąż kogoś nie ma

1976, 1979

Podobieństwa

Miłości podobna tylko do miłości

prawdo podobna tylko do prawdy

szczęście podobne do szczęścia

śmierci podobna do śmierci

serce podobne do serca

chłopaku z uśmiechem od ucha do ucha

podobny do takiego jakim byłem kiedyś

przestańcie się nareszcie tak wygłupiać

przecież nawet Bóg podobny do Boga nie istnieje

1976, 1980

Łza w kolejce

Łza czeka już w kolejce za innymi łzami

żal skręca się jak powój - to na niepogodę

ból może być miłością powrotem czekaniem

wspomnieniem jeśli jak gapa zatrzyma się w miejscu

czas od początku goni jak pies za zającem

smutek wciąż z liściem brzozy w dzieciństwo powraca

tylko Boże kochany co zrobić z rozpaczą

co stale chodzi tylko od siebie do siebie

1976

Przezroczystość

Modlę się Panie żebym nie zasłaniał

był byle jaki ale przezroczysty

żebyś widział przeze mnie kaczkę z płaskim nosem

żółtego wiesiołka co kwitnie wieczorem

wciąż od początku świata cztery płatki maku

serce co w liście wzruszenie rysuje

(chociaż serce chuligan bo bije po ciemku)

pióro co pisze krzywo kiedy ręka płacze

psa co rozpoczął już wyć do sputnika

mrówkę która widzi rzeczy tylko wielkie

więc nawet jej przyjemnie że jest taka mała

miłość jak odległość trudną do przebycia

zło z którym biegnie cierpienie niewinne

bliskich umarłych i nagle dalekich

jakby jechali bryczką w siwe konie

babcię co mówi do dziewczynki w parku

kiedy będziesz dorosła jeszcze mniej zrozumiesz

najkrótszą drogę co zawsze przy końcu

aby już Ciebie tylko było widać

1976, 1980

Przepiórka

Przepiórko co się najgłośniej odzywasz

zawsze o wschodzie i zachodzie słońca

prawda że tylko dwie są czyste chwile

ta wczesna jasna i tamta o zmierzchu

gdy Bóg dzień daje i gdy go zabiera

gdy ktoś mnie szukał i jestem mu zbędny

gdy ktoś mnie kochał i gdy sam zostaję

kiedy się rodzę kiedy umieram

te dwie sekundy co zawsze przyjdą

ta jedna biała ta druga ciemna

tak bardzo szczere że obie nagie

tak poza nami że nas już nie ma

1976

To samo

Młodzi: co biegną gromadą

dorośli co chodzą parami

starzy przy końcu osobno

tylko wciąż serce to samo

pracuje jak pszczoła po ciemku

szuka miłości w miłości

przed śmiercią czystą i wielką

1976, 1979

Drzewa niewierzące

Drzewa po kolei wszystkie niewierzące

ptaki się zupełnie nie uczą religii

pies bardzo rzadko chodzi do kościoła

naprawdę nic nie wiedzą

a takie posłuszne

nie znają ewangelii owady pod korą

nawet biały kminek najcichszy przy miedzy

zwykłe polne kamienie

krzywe łzy na twarzy

nie znają franciszkanów

a takie ubogie

nie chcą słuchać mych kazań gwiazdy sprawiedliwe

konwalie pierwsze z brzegu bliskie więc samotne

wszystkie góry spokojne jak wiara cierpliwe

miłości z wadą serca

a takie wciąż czyste

1976, 1980

Skąd przyszło

Zło jest romantyczne a dobro zwyczajne

dobro wciąż na ostatku bo zło jest ciekawe

a przecież białych kwiatów najwięcej na świecie

dopiero po nich żółte a potem czerwone

czemu się rozum karmi tajemnicą

a chwila niepewności wciąż sprzyja nauce

po tylu rewolucjach biedne ptaki bose

i ćma tak bardzo mała że żyje za krótko

czemu deszcz słyszysz z góry a śnieg trochę z boku

i skąd nagle przyszło to wielkie wzruszenie

jakby dzwonek z lat szkolnych przyłożył do ucha

dzieciństwo co minęło na zawsze zostało

tylko się z młodości zrobiła starucha

1976, 1986

Dzieciństwo wiary

Moja święta wiaro z klasy 3b

z coraz dalej i bliżej

kiedy w kościele było tak cicho że ciemno

a w domu wciąż to samo więc inaczej

kiedy święty Antoni ostrzyżony i zawsze z grzywką

odnajdywał zagubione klucze

a Matka Boska była lepsza bo przedwojenna

kiedy nie miała pretensji do nikogo nawet zmokła kawka

a miłość była tak czysta że karmiła Boga

wielka i dlatego możliwa

kiedy martwiłem się żeby Pan Jezus nie zachorował boby się komunia nie

udała

kiedy rysowałem diabła bez rogów - bo samiczka

proszę ciebie moja wiaro malutka

powiedz swojej starszej siostrze - wierze dorosłej

żeby nie tłumaczyła

- dopiero wtedy można naprawdę uwierzyć

kiedy się to wszystko zawali

1976, 1980

Nie mogę trafić

Wszystko się pozmieniało nie ma małych dworów

pachnących owocami i pastą do podłóg

z zazdrostkami w oknach z lawendą w szufladzie

kościół też nieco inny. Spokojny choć przecież

bez cichej i dyskretnej prababci łaciny

stara się by Boga było lepiej widać

lecz Bóg kocha naprawdę więc jest niewidzialny

dworce przebudowano już nie mogę trafić

na peron gdzie kogoś żegnałem na zawsze

długopis karierowicz nieboszczyk atrament

niebo morze i góry zostały te same

1976, 1979

Rachunek dla dorosłego

Jak daleko odszedłeś

od prostego kubka z jednym uchem

od starego stołu ze zwykłą ceratą

od wzruszenia nie na niby

od sensu

od podziwu nad światem

od tego co nagie a nie rozebrane

od tego co za wielkie nie tylko z daleka ale i z bliska

od tajemnicy nie wykładanej na talerz

od matki która patrzyła w oczy żebyś nie kłamał

od pacierza

od Polski z raną

ty stary koniu

1976, 1986

Lipiec sierpień

Przyszedł do miłości objął ją za szyję i mówił moja ty czarownico

ile razy musisz ze szczęścia płakać

nawet na starość podskakiwać

ile fiołków zrywać

ile razy całować najgłośniej bo w milczeniu

niewiele wiedzieć jak owad co żyje tylko przez lipiec

po siódmym niebie fruwać z biletem powrotnym do piekła

ile razy nie być hipopotamem który kocha tylko w sierpniu

przebijać się na drugą stronę

żeby się na ziemi nie udusić

nieść jedną chudą świecę na końcu rozpaczy

ile razy dojść do samej granicy

jak do gorączki w niewłaściwym miejscu

zatrzymać się i urosnąć

żeby się nie stać nienawiścią

1976, 1980

Pamiątka z tej ziemi

W miłości wciąż to samo radość i cierpienie

nawet sam Pan Bóg nie kochał inaczej

kocha gwizd kosa co rychło ustaje

liść klonu co opadnie bo już poczerwieniał

jelenia co zrzuca rogi po kolei ciemne

szczęście nieposłuszne to jest to go nie ma

kuropatwy co wszystkie dokładnie poginą

choć stale powracały na to samo miejsce

patrzy w kruchość - radosne świadectwo istnienia

między tym co przemija jest się wciąż na zawsze

szuka tych wszystkich co po śmierci swojej

już nie potrafią słać łóżek po sobie

na listy odpisywać powracać do domu

tak znajomych że mogli wyjść bez pożegnania

o tym że nie umarli nie mówiąc nikomu

to tutaj na ziemi jest jeszcze milczenie

bo się idzie do Niego odchodząc od siebie

wczoraj ciebie widziałem jutro nie zobaczę

tak jakbym już odnalazł i znów nie mógł trafić

bo serca są te same lecz niejednakowe

w niebie także krzyż niosą pamiątkę z tej ziemi

1976, 1986

Koło

Chciałem wiarę utracić lecz spokój był dalej

gwiazdę zagasić - nie drgnęła cała reszta świata

ptakom lato przedłużyć - została sikorka

jasnoniebieska zawsze na początku zimy

chciałem działać pozmieniać - napomniał mnie kamień

czyżeś zgłupiał do końca - aktywni czas tracą

chciałem zwątpić - w zwątpieniu znalazłem milczenie

to od czego się wiara z powrotem zaczyna

1976, 1980

Jakby Go nie było

Tak w Pana Boga naprawdę uwierzył

że mógł się modlić jakby Go nie było

i widzieć smutek ogromny na polu

pszenicę która nie zakwitła w czerwcu

i same tylko niewierzące dzieci

jakby Pan Jezus nie rodził się zimą

i nawet serce ludziom niepotrzebne

bo krew wariatka gdzie indziej pobiegła

wierzyć - to znaczy nawet się nie pytać

jak długo jeszcze mamy iść po ciemku

1976, 1980

Z Ziemią krążymy

Z Ziemią krążymy wokół Słońca

jak drzewo morze głaz

jak bazalt czarny i spokojny

co najmniej milion lat

z wodą niebieską i zieloną

z głową nad śmiercią zamyśloną

z nie rozpoznanym a koniecznym

w miłości małym smutkiem serca

ze ścieżką którą odchodzimy

z listem wrzuconym po rozstaniu

zamiast na poczcie w skrzynkę szpaka

z miłością która przeszła obok

samotni razem i osobno

tylko jak z tobą dotąd nie wiem

drżę że zostajesz z tym cierpieniem

co krąży tylko wokół siebie

1976, 1980

Nie ma czasu

Nie za bardzo wiadomo jakże się to dzieje

że czas wtedy przychodzi gdy go wcale nie ma

i w sam raz tyle tylko ile go potrzeba

nawet we śnie gdy ciało podobne do duszy

kto ma czasu za dużo wszystko czyni gorzej

jeżeli kochasz czas zawsze odnajdziesz

nie mając nawet ani jednej chwili

na spotkanie list spowiedź na obmycie rany

na smutku w telefonie długie pół minuty

na żal niespokojny i na rozeznanie

że dobrzy są mniej dobrzy a źli trochę lepsi

bo w życiu jest tylko morał niemoralny

1976, 1980

Ta droga

To jest przecież ta droga śniegiem zasypana

gdy śnieg to po prostu niewinność podziwu

to jest wybrać samotność albo najzwyczajniej

odejść od zakochanych żeby byli sami

to jest chyba ten uśmiech a może pytanie

nie wiem jaki mnie teraz znowu pies przygarnie

lęk także i zdziwienie jeszcze coś z maciejki

co kochając ma zawsze skromne wymagania

to jest właśnie ta czystość którą ludzie depczą

dystans pomiędzy sobą a tym co się kocha

1977

Bliscy i oddaleni

Bo widzisz tu są tacy którzy się kochają

i muszą się spotkać aby się ominąć

bliscy i oddaleni jakby stali w lustrze

piszą do siebie listy gorące i zimne

rozchodzą się jak w śmiechu porzucone kwiaty

by nie wiedzieć do końca czemu tak się stało

są inni co się nawet po ciemku odnajdą

lecz przejdą obok siebie bo nie śmią się spotkać

tak czyści i spokojni jakby śnieg się zaczął

byliby doskonali lecz wad im zabrakło

bliscy boją się być blisko żeby nie być dalej

niektórzy umierają - to znaczy już wiedzą

miłości się nie szuka jest albo jej nie ma

nikt z nas nie jest samotny tylko przez przypadek

są i tacy co się na zawsze kochają

i dopiero dlatego nie mogą być razem

jak bażanty co nigdy nie chodzą parami

można nawet zabłądzić lecz po drugiej stronie

nasze drogi pocięte schodzą się z powrotem

1977, 1979

To nieprawda że szczęście

Ile buków opadło

ile szpaków się zbiegło

zimą łączył nas śnieg

potem wrzos optymista

bo zakwita ostatni

gotów był dać nam ślub

to nieprawda że szczęście

najmocniejsze i pierwsze

jak król

Niewidzialny się zjawił

krzyż ogromny ustawił

między tobą a mną

1977, 1980

Biedna logiczna głowa

Przyjdź to co ni w pięć ni w dziewięć

i to co trzy po trzy

przyjdź dwa razy dwa wcale nie cztery

nie tak i tak dalej ale tak i nie tak dalej

przyjdź wszystko do góry nogami

całkiem inaczej

piąte przez dziesiąte

przyjdź godzino dwunasta szukana w południe

przyjdź serce razem z drugim i nagle osobno

pokaż naszej biednej logicznej głowie jak kotce przyuczonej do porządku

to co niemożliwe i konieczne

1977, 1980

Nie tak nie tak

Moja dusza mi nie wierzy

moje serce ma co do mnie wątpliwości

mój rozum mnie nie słucha

moje zdrowie ucieka

moja młodość umarła

moje fotografie rodzinne nie żyją

mój kraj jest już inny

nawet piekło zmyliło bo zimne

nakryłem się cały żeby mnie nie było widać

ale łza wybiegła

i rozebrała się do naga

1977, 1986

Żeby wrócić

Można mieć wszystko żeby odejść

czas młodość wiarę własne siły

świętej pamięci dom rodzinny

skrzynkę dla szpaków i sikorek

miłość wiadomość nieomylną

że nawet Pan Bóg niepotrzebny

potem już tylko sama ufność

trzeba nic nie mieć

żeby wrócić

1977

Bezdomna

Modlę się do swej świętej wciąż bezdomnej w niebie

co mówi do aniołów nie bardzo się czuję

wolę polne kamienie zwykły żółty jaskier

co kwitnie tak niedługo od kwietnia do maja

tęsknię za starą łyżką i herbatą z mlekiem

a kto w niebie jest smutny ten ziemię zrozumie

1977

Świat

Bóg się ukrył dlatego by świat było widać

gdyby się ukazał to sam byłby tylko

kto by śmiał przy nim zauważyć mrówkę

piękną złą osę zabieganą w kółko

zielonego kaczora z żółtymi nogami

czajkę składającą cztery jajka na krzyż

kuliste oczy ważki i fasolę w strąkach

matkę naszą przy stole która tak niedawno

za długie śmieszne ucho podnosiła kubek

jodłę co nie zrzuca szyszki tylko łuski

cierpienie i rozkosz oba źródła wiedzy

tajemnice nie mniejsze ale zawsze różne

kamienie co podróżnym wskazują kierunek

miłość której nie widać

nie zasłania sobą

1977, 1980

Westchnienie

Duchu stale pobożny twardy i uparty

jesteś - a przecież nigdy cię nie widać

bo przez grzeczność udajesz że cię wcale nie ma

chociaż chcemy oglądać ręce oczy uszy

robić miny na pokaz żeby się podobać

żenić się by po kwiatkach kupować jarzyny

bądź już taki jak jesteś

lecz nie odchodź od nas

bo czas coraz prędszy

znów wiara niestała

od samego siebie najdalej do nieba

a ciało wciąż nie może uspokoić ciała

1977, 1980

Ręce

Mówią że ręce Twoje błogosławią

wskazują drogę jak po ciemku światło

z karetki pogotowia chorego dźwigają

nigdy na maszynie wprost na ziemi piszą

mówią że słabną że są utrudzone

że przez lat dwa tysiące urlopu nie mają

jak deszcz stale zajęty

deszcz wciąż nie ma czasu

tyle kwiatów podlewać musi na cmentarzu

widzieli Twoje rany rysują Twe serce

żeby wierzyć naprawdę ktoś nie wierzyć zaczął

1977, 1980

Obrazek

Znalazłem swój obrazek całkiem przypadkowo

szedłem leżał przy drodze może jak liść grabu

co się trzyma przez zimę żeby spaść na wiosnę

z brewiarza wprost wyleciał a bliski jak człowiek

bez którego żyć trudno gdy się lata śpieszą

bo tylko umierając umiemy być sami

(choć samotność to niezła zabawa dla duszy

zwłaszcza gdy się przez grzechy dochodzi do zalet)

był wieczór i nie mogłem go sprawdzić po ciemku

dopiero przy lampie zobaczyłem wszystko

ukrytego Jezusa ksiądz we mszy podawał

a On swoje ciernie wkładał mu na głowę

dziś nie lubią pobożnych obrazków z morałem

nawet tak oswojonych że wracają same

dobrze uciec nie umiał

i już nic poza tym

1977

Pytam

Jak uprościć wszystko zapłakać

jak nie szukać innego siebie

jak nie wiedzieć w sam raz i za dużo

ani trochę już i zupełnie

jak biedronkę osłonić ręką

jak patykiem rysować wzruszenie

jak Jezusa przybliżyć tym wszystkim

którym dzisiaj zgłupiało sumienie

1977, 1980

Na Drodze Krzyżowej

Stacja trzynasta - nagle zamieszanie

skąd tu się wzięła znowu Weronika

niewiasty powróciły i jak przedtem płaczą

ludzi widać wciąż z bliska samotność z daleka

i rzewność tak jak w domu kiedy dobre ręce

cyfrują dziecku zabawny serdaczek

Jan się denerwuje - tyle kobiet naraz

tu Matka Boska - mówi -

ma być tylko sama

i przystanek bez ławki deszcz od czwartku chlapie

Nikodem źle wygląda ochrypł od wyjaśnień

wielu głowę straciło tylko śmierć zaradna

przyszłyśmy choć na chwilę po to by zapytać

czy można serce zdjąć naprawdę z krzyża

1977, 1980

Na biurku

Tu leży mapa co się zmienia

po każdej wojnie już nie taka sama

tam znaczki pocztowe znowu trochę inne

klej niby farba rozpuszczona w wodzie

teczka o którą pies potrącił nosem

pióro wieczne jak kłamstwo bo wcale nie wieczne

przyszły długopisy i już się nie przyda

książka pamiętnik damy chyba dawno temu

mówią że tylko trzy razy jej nie było w domu

w dniu ślubu w dniu chrztu dziecka i swego pogrzebu

kalendarz jak nieszczęście, potwór - liczy milcząc

tylko serce odmierza czas w odwrotną stronę

w szufladzie stary pieniądz co wyszedł z obiegu

z Piłsudskim ciekawostka maleńka liryka

tak czysta że się za nią już nic nie kupuje

a te fotografie to moi umarli

bez których przecież niepodobna istnieć

szlachetni dziś na pewno skoro ich nie widać

1977, 1980

Wielka mała

Szukają wielkiej wiary kiedy rozpacz wielka

szukają świętych co wiedzą na pewno

jak daleko odbiegać od swojego ciała

a ty góry przeniosłaś

chodziłaś po morzu

choć mówiłaś wierzącym

tyle jeszcze nie wiem

- wiaro malutka

1977, 1980

Słowa już nazbyt pewne

Słowa już nazbyt pewne

wzruszenia odważne

szczęście od razu czyste jak pamięć bez wstydu

wszystkich spotkań kolejne bramy triumfalne

jak oczy wyżła zabawne i ciemne

bliscy sobie co mogą powiedzieć nad ranem

jak długo jest nie patrzeć na siebie od wczoraj

nawet radość że przyszło nagle to ogromne

możliwe niemożliwe co przedtem nie było

bez jednej choćby rany to jeszcze nie miłość

1977

Niebieskie z czarnym

W miłości każdej zawsze cokolwiek z przekory

zakochani czasem brzęczą na siebie jak trzmiele

choć podobno do nieba wpuszczają parami

do piekła pojedynczo bo tam separatki

z świętością moją kłopot bo chyba przeze mnie

mój Stróż Anioł ma stale jedno pióro ciemne

zwierzęta także różne bo gorsze i lepsze

owcę solą uraczysz a indyczkę pieprzem

jeśli jest Kain musi być i Abel

w raju Adam solidny a niepewna Ewa

połącz niebieskie z czarnym będzie barwa szara

co czasem przypomina pobożność bez gustu

skrzywdzisz tego kogo za bardzo pokochasz

nie udaje się wiara bez diabła i Boga

1977

Wszystkiego

Indyczek którym głowy nagle czerwienieją

leszczynowej ścieżki

dzięcioła co nie śpiewa tylko woła

koguciego ogona w którym jest pięć kolorów

zielony granatowy czarny biały i żółty

bażanta którego wiek poznasz po pazurach

motyla co porusza skrzydłami pięć tysięcy razy na minutę

pstrych ptaków co przylatują najpóźniej

demonów duszy i ciała

psa co radości nie zna gdy nie ma ogona

tych co będąc dla siebie pozostają obok

i w ogóle wszystkiego

nie można zrozumieć do końca

1977, 1980

Gwiazdy

Gwiazdy by ciemniej było

smutek by stale dreptać

oczy po prostu by kochać

wiara by czasem nie wierzyć

rozpacz by więcej wiedzieć

i jeszcze ból by nie myśleć

ale z innymi przetrwać

koniec by nigdy nie kończyć

czas by bliskich utracić

łzy by chodziły parami

śmierć aby wszystko się stało

pomiędzy światem a nami

1977, 1992

Czekanie

Myślisz - znowu się spóźnia

zaraz się obrażasz

marudzisz jak sikorka ta brzydsza bez czubka

kto miłości nie znalazł już jej nie odnajdzie

a kto na nią wciąż czeka nikogo nie kocha

martwi się jak wdzięczność że pamięć za krótka

miłość dawno przybiegła i uklękła przy nas

spokojna bo szczęście porzuciła ciasne

spróbuj nie chcieć jej wcale

wtedy przyjdzie sama

1977, 1979

Wiersz do albumu

`tc

Dni są jasne, a czasem ciemne,

dużo ziemi, malutko nieba

i Pan Jezus, co mówi po polsku...

Nie wykrzywiaj się, przecież tak trzeba.

1978

W piątek

W piątek nie jeść mięsa

to grubo za mało

nie wystarczy spoważnieć

nie robić takich na przykład spostrzeżeń

siostra Konsoleta bo kąsa i lata

w piątek nie wypada udawać Ludwika XIV

rządzić

patrzeć z góry

prowadzić siebie pod rękę

być dygnitarzem

osobną osobą która w pierwszej osobie

mówi tylko o sobie

w piątek

w tym dniu w którym Bóg

opuścił Boga

1978, 1980

Po obu stronach

Nie wierzyć w śmierć popatrzeć w lustro

zobaczyć czas na własne oczy

każdy odchodzi w swoją stronę

by serce nieść jak niecierpliwość

czekać na jedną ważną chwilę

i kochać czego znieść nie sposób

Ty co po obu stronach jesteś

za blisko wszędzie za daleko

1978

Chytrość

Udaje że się wlecze noga za nogą

nie zapala zielonego światła

może być najwyżej morałem do kazania

myli jak talent który jest często wadą charakteru

mówi że przyjedzie ostatnim pociągiem

że nie wejdzie bez pukania

niby na niby

ta śmierć co twoją jeszcze nie jest

1978, 1986

Prawda

Jest prawda pozłacana

jest trochę nie w porę

jest jak zagadka w ciemność przechylona

jest w białych rękawiczkach

niekiedy jak rana

jak piękność co minęła a cnota została

jak kamień który mówi wiedzącym na pewno

przyjdź tu po trzystu latach wtedy pogadamy

jest także taka co się siebie wstydzi

smutna chuda jak szczapa

bo zbyt określona

1978

Dzieciństwo

Zabrałeś mi dzieciństwo a ono powraca

z chłopcem który biega po lesie za sójką

co mieszka raz wysoko albo całkiem nisko

po przeszłość trzeba wznieść się by się przed nią schylić

zabrałeś moją młodość a ona się zjawia

mówi jakie nad Polską było niebo czyste

a starczyło na zawsze by spojrzeć raz tylko

zabierz wszystko co boli

by wróciło do mnie

1978, 1982

Miłość

Jest miłość trudna

jak sól czy po prostu kamień do zjedzenia

jest przewidująca

taka co grób zamawia wciąż na dwie osoby

niedokładna jak uczeń co czyta po łebkach

jest cienka jak opłatek bo wewnątrz wzruszenie

jest miłość wariatka egoistka gapa

jak jesień lekko chora z księżycem kłamczuchem

jest miłość co była ciałem a stała się duchem

i ta co nie odejdzie - bo znów niemożliwa

1978, 1982

Nie wiadomo komu

Daj się modlić nie wiedząc za kogo i o co

bo Ty wiesz najlepiej czego nam potrzeba

kto ma dzisiaj wyzdrowieć

a kogo ma stuknąć śmierć

lub inaczej piorun sympatyczny

komu zabrać masz urząd by przywrócić rozum

droga nie zna swej drogi

kwiat o sobie nie wie

słowik nie narzeka że nie sypia nocą

gęś się nawet nie dziwi że ma oczy z boku

stara małpa nie zgadnie czemu nie siwieje

święty śnieg bo spada nie wiadomo komu

święte to co przychodzi wciąż wbrew naszej woli

1978, 1980

Wspomnienia

Stanął święty Jan Chrzciciel w kruchcie

przy wodzie święconej

Wspomina

Herodiadę, która kazała mu uciąć głowę

Salome, co wprost po tańcu

na zabawie poprosiła o jego śmierć

Ewę, która namówiła Adama,

żonę Putyfara

niewiasty co na dziedzińcu Kajfasza niedyskretnie wypytywały Piotra

matki co zamiast karmić dzieci zaczęły je całować

Stanął, patrzy

dziwi się i nie dziwi, że kobiety tak tłumnie chodzą do kościoła

1978

Wniebowzięcie

To przecież za wysoko

za daleko od ziemi

lepiej bezdomnej chyba

pozostać z bezdomnymi

po co po gwiazdach szukać

zagranicznego raju

lepiej ubogiej z nami

pozostać w biednym kraju

czy można wśród aniołów

o wole i ośle pamiętać

cieszę się i martwię

że jesteś wniebowzięta

1978

Który stwarzasz jagody

Ty który stwarzasz jagody

królika z marchewką

lato chrabąszczowe

cień wielki małych liści

zawilec półobecny bo uwiędnie zanim go się przyniesie do domu

czosnek niedźwiedzi dla trzmieli

smutek roślin

wydrę na krótkich nogach

ślimaka co zasypia na sześć miesięcy

niezgrabny śnieg co ma wdzięk większy zanim zacznie

tańczyć

serce choćby na chwilę

spraw

niech poeci piszą wiersze prostsze od wspaniałej poezji

1978, 1986

Głodny

Mój Bóg jest głodny

ma chude ciało i żebra

nie ma pieniędzy

wysokich katedr ze srebra

Nie pomagają mu

długie pieśni i świece

na pierś zapadłą

nie chce lekarstwa w aptece

Bezradni

rząd ministrowie żandarmi

tylko miłością

mój Bóg się daje nakarmić

1978, 1980

Jeszcze nie umiesz

Ręce na krzyżu za słabe

nogi dawno omdlałe

serce zwyczajne jak serce

chodzę dokoła nie wiem

śpiewu dotykam w śpiewie

uczy mnie niska stokrotka:

jeszcze nie umiesz tak kochać

by się bez siebie spotkać

uklęknę w krzyż Twój zastukam

otworzysz oczy by słuchać

przynoszę Ci moją ranę

jakże mieć miłość całą

jeśli tu życie nie całe

1978, 1989

List do Matki Boskiej

W pierwszych słowach donoszę nic się nie zmieniło

żółta pliszka się cieszy swoim czarnym dziobem

łosoś wraca do rzeki w której się urodził

mrówki się oblizują jak na nie przystało

sarna leczy się ślazem więc mniej pokasłuje

las tak rzeczywisty że staje się zjawą

pszczoła nie zna Szopena ale jest muzyką

śmierć jak zwykle niziutko układa na ziemi

świętym można tu zostać nawet na podwórku

rzucając kurom ziarno staroświecką modą

znów najpiękniejszy w Polsce jest lipiec nad wodą

a piękno jest najbliżej gdy czas się oddala

żadna ryba nie traci nawet jednej łuski

sroka z wąskim ogonem powtarza dowcipy

rzeczy mają własną po umarłych pamięć

więc pamięta mą matkę czajniczek rozbity

dla słowika w czerwcu każda noc za mała

ponieważ wierzy w miłość nie boi się ciała

śpiewa że serce żywe a już nieśmiertelne

bocian dalej podnosi tylko lewą nogę

piszę list bo Cię przecież zobaczyć nie mogę

myślę jednak że chyba czasem Ciebie słyszę

bo skąd się nagle bierze ten szept kiedy zasnę

1978, 1996

Różne samotności

Przyszedłem Ci podziękować

za samotności różne

za taką gdy nie ma nikogo

lub gdy się razem płacze

i taką że niby dobrze

ale zupełnie inaczej

za najbliższą kiedy nic nie wiadomo

i taką że wiem po cichu ale nie powiem nikomu

za taką kiedy się kocha i taką kiedy się wierzy

że szczęście się połamało bo mnie się nie należy

jest samotnością wiadomość

list dworzec pusty milczenie

pieniądz genialnie chory

minuty jak ciężkie kamienie

czas zawsze szczery bo każe iść dalej i prędzej

mogą być nawet nią włosy

których dotknęły ręce

są samotności różne

na ziemi w piekle i w niebie

tak rozmaite że jedna

ta co prowadzi do Ciebie

1978, 1980

Przeszłość

Nie dokończyć już przerwanej rozmowy

nie dorzucić jednego słowa

Matko Boża powiedz dlaczego

przeszłość nieruchoma

zatrzymało się tam i z powrotem

wszystko w jedną i w drugą stronę

nic nie może się z miejsca poruszyć

przeminęło więc osądzone

niepodobna miłości dawnej

już nie ranić rozsądniej zacząć

zatrzasnęła się przeszłość. Osiołek

podszedł. Wyje pod ścianą płaczu

1978, 1990

Nie mów

Jest list który przybiegł jak kwiczoł

towarzyski i hałaśliwy

wzruszenie

chleb na stole

struga od deszczu

orzech buka czerwonobrunatny

dziki królik megaloman co udaje zająca

szept w starym parku sprzed dwustu lat

- słowo honoru że zaraz wrócę

żuk który umarł z przyjemnością

smutek dozwolony do końca

ci co nie przestali się kochać a zaczęli się lubić

cietrzew co drugi raz wraca przed zachodem słońca

kasztany życzliwe

nadzieja jak święta krowa

bo żyły na rękach zielone

lecz linia życia różowa

nie mów miłość

bo to za dużo

nie mów rozpacz

bo to za mało

1978, 1979

Oda do rozpaczy

Biedna rozpaczy

uczciwy potworze

strasznie ci tu dokuczają

moraliści podstawiają ci nogę

asceci kopią

lekarze przepisują proszki żebyś sobie poszła

nazywają cię grzechem

a przecież bez ciebie

byłbym stale uśmiechnięty jak prosię w deszcz

wpadałbym w cielęcy zachwyt

nieludzki

okropny jak sztuka bez człowieka

niedorosły przed śmiercią

sam obok siebie

1978, 1996

Nareszcie

Nie poradził sobie z własnym ciałem

więc uciekł od niego do lasu

nareszcie

bez rąk co chciały pisać o miłości

bez nóg zabieganych w kółko

bez serca co robi głupstwa

bo myśli że jest na dwie osoby

bez nerwów co wariują

bez zmysłów co grzeszą

bez łzy

co zasłania jak listek figowy

odetchnął

jak słoń uczuciowy

ale drzewa zaczęły go obmawiać

ani człowiek ani anioł

cham. Bez ciała przy nas stanął

jak można być tak nieprzyzwoitym

żeby się nawet z ciała rozebrać

1978, 1979

Szczegół

Wciąż całość za wielka i maleńkie sprawy

czas jak druga przestrzeń i barwinek w cieniu

Księżyc nie doleczony i kminek przydrożny

rozpacz i dzieci co bawią się w klasy

przy cierpieniu sam Pan Bóg stanął jak milczenie

i serce jak szczegół stale niespokojne

boi się że małe więcej od wielkiego boli

1978, 1989

Narzekania

Stale narzekamy

na dziurę w moście

na piąte koło u wozu

na dwa grzyby w barszczu

na kropkę bez i

na piłkę co łamie kwiaty

na szczęście bez dalszego ciągu

na to że nas nie widać

na to że wszyscy umierają a nie tylko niektórzy

na to jak bardzo wystarczy kochać żeby siebie zniszczyć

ale stale potrzeba tego co niepotrzebne

1978

Jeśli miłość

Najpierw nie chcieli uwierzyć

więc mówili do siebie

że ich miłość za wielka

nieobjęta jak liście

za wysokie za bliskie

potem że to nieprawda

przecież tak jest ze wszystkim

lecz Ty co znasz ptaki po kolei

i buki złote

wiesz że jeśli miłość to tak jak wieczność

bez przed i potem

1978, 1980

Przez mikroskop

Co ty głuptasie wyrabiasz najlepszego

patrzysz przez mikroskop

na śmierć i miłość jednakowo ciemne

przykładasz ucho

szukasz ręką

chroboczesz klamką żeby otworzyć

choć serce wie co teraz a nie wie co potem

stajesz na głowie żeby udowodnić

zapalasz światło

wąchasz teologię

a trzeba

nie widzieć

nie słyszeć

nie dotykać

nie wiedzieć

i dopiero wtedy uwierzyć

1978, 1980

Po drugiej stronie obrazka

Święta Małgorzato wizytko

w ofierze cała i wszystka

zapomniana ukryta

jak krew bez nazwiska

mówią że wyszłaś z mody

twe życie za niewygodne

może się ciebie na dobre

razem z łaciną zgubiło

kto mi opowie w rozpaczy

o źródle co dla mnie biło

świętych co stoją w słońcu

znajdujemy w cieniu

1978

Może

Może wierzysz tak sobie

lepiej

gorzej

jak żółw pomaleńku

uwierz wreszcie naprawdę

po ciemku

1978, 1995

Nic się nie zmienił

Zestarzał się nam księżyc. Ludzie po nim chodzą

mówią o nim tak szczery że zaczyna nudzić

nikt go nie traktuje w poezji na serio

jak Hamlet uogólnia nie myśli praktycznie

poezję diabli wzięli prawie już jej nie ma

szary świerszcz ją zastąpi swą metodą zwykłą

a z wierszy napisanych chyba ten nie umrze

co nie bał się być prawdą lub stał się muzyką

tylko Jezus pozostał

choć ludzie nerwowi

nawet nie zauważą że przystanął w sieni

Ma tyle ran co przedtem a nic się nie zmienił

1978, 1980

Parami

Ptaków zwierząt jest wiele a chodzą parami

ile gwiazd w noc czerwcową nigdy nie wiadomo

liście nie policzone porzeczki jagody

co najmniej trzy biedronki prowadzą do domu

bólu też pod dostatkiem cierpień coraz więcej

ilu już papieży na tym świecie żyło

tylko Bóg jest wciąż jeden jakby go nie było

1978, 1980

Umarli

Najciszej drogą nieznaną

największe przychodzi samo

ten co rozdziela i łączy

zaczyna bez nas i kończy

badasz ważysz i śledzisz

swój brzeg bez odpowiedzi

słonie straszą bo wielkie

owady dlatego że małe

chodzą po ziemi po niebie

umarli dokoła ciebie

1978, 1980

Na szpilce

Chodzi Anioł Stróż po świecie

sprząta po miłościach co się rozleciały

zbiera jak ułomki chleba dla wróbli

żeby się nic nie zmarnowało

listy tam i z powrotem

telefony od ucha do ucha

małe śmieszne pamiątki co były wzruszeniem

notes z datą spotkania ukryty w czajniku

blizny po śmiechu

sprzeczki nie wiadomo po co

żale jak pojedyncze osy

flirtujące osły

wszystko na szpilce

to co na zawsze już się wydawało

mądrość przy końcu że nie o to chodzi

radość że się kocha to co niemożliwe

1979, 1980

Rymowanka

Miłość i rozpacz - miej mnie w opiece

dwa razy tonę w tej samej rzece

ból i milczenie tak jak dwie drogi

lub z krzyża zdjęte ręce i nogi

na ławce w parku nie trzeba więcej

dwie cięte rany - czas nasz i serce

1979, 1989

Jeszcze

Jeszcze się trzymasz własnego szczęścia za włosy

odkładasz sobie w byle garnuszku

piszesz pamiętnik to znaczy stawiasz sobie pomnik

dlatego powietrze karmi cię skąpo

nie prowadzą niewidzialne ręce

to co wielkie nie przychodzi mimo woli

ból daremny - bo nie umierasz

nie umiesz oddać siebie

jakże masz dostać wszystko

1979

Jest

Jest jeszcze taka miłość

ślepa bo widoczna

jak szczęśliwe nieszczęście

pół radość pół rozpacz

ile to trzeba wierzyć

milczeć cierpieć nie pytać

skakać jak osioł do skrzynki pocztowej

by dostać nic

za wszystko

miej serce i nie patrz w serce

odstraszy cię kochać

1979, 1980

Powiedzcie to dalej

Różo powiedz to róży

szpaku powiadom szpaka

ogary szczekajcie ogarom jak zwykle w wielu tonacjach

czaplo wypaplaj czapli na żółtych nogach stojąc

mrówko powtórz to mrówce

miniemy. Potoczy się dalej

ziemia niebo powietrze

tylko ten kamień na polu

ten sam wciąż księżyc przed deszczem

wiara co pije ze skały

bez nas zostanie jeszcze

1979

Koło domu

Koło domu rodzinnego

szła matka

święty kaczor niezgrabna pamiątka

o pół drogi od dzieciństwa

czajka

i kukułka co ostrzega do końca

z gwiazd jak zawsze tylko pierwsza bliska

przez omyłkę modli się do śniegu

gdy wracałem biegły do mnie drzewa

wszystko było tak naprawdę

że nie ma

1979

Telefon milczy

Telefon milczy

jedna tylko filiżanka na stole

róża niczyja

serce daleko bo obok

prawda tak jasna że nieludzka

kalendarz się nie śpieszy

nawet fiołek na odczepnego

jeszcze jest ale świata już nie ma

Aniele Boży Stróżu mój

zmówmy pacierz

bo miłość nie żyje

1979, 1986

Bliscy i obcy

Co to się dzieje

księżyc płaski jak dolar

dom bez domu

dwoje bliskich i obcych

jak po grzechu każdy bardziej samotny

lato ucieka z ostatnim motylem na ramieniu

nawet zachwyt nie zachwyca

zimno po każdym słowie

jedzenie smutne

wszystko jak nagie cielę

tak zawsze

kiedy się z miłości wymknie tajemnica

1979, 1980

A jednak

Wydawało się że nie zawsze

do samego końca

że nigdy już

bo przecież ważna sprawa

jeśli miłość - to nie stąd dotąd

a przyszła jedna chwila

taka sobie nijaka

wywróciło się wszystko

o nic

1979

Nie płacz

Nie płacz. To tylko krzyż

przecież tak trzeba

Nie drżyj. To tylko miłość

jak rana w przylepce chleba

i ty jak zabawny kos

co się korowej spodziewa

łatwiej kiedy się nie wie

Zamyślił się anioł

chciał zabrać głos

lecz poszedł do nieba

1979

Siedmiowiersz

Jak piękna jest brzydka pogoda

zabawny spóźniony generał

surowy wesoły śnieg

słońce rano podłużne w południe okrągłe

jak chuda goła pensja

jak dalekie bliskie serce

jak krótkie długie życie

1979

Wielkanoc

- Już każdy ból był ze mną

powiedział do ucha

wszystkie rzeczy paskudne

gęby nieżyczliwe

krew uparta co z rany potrafi biec ciurkiem

czas jak ogień

kiedy się głową chce potłuc o ścianę

rozpacz

i nagle wiara jak krzyżyk na stole

że śmierci wszystkie chude i nierozpaczliwe

1979

Z Tobą

Nie cierpienie dla cierpienia

nie krzyż dla krzyża

nie piątek dla piątku

nie po to aby pytać

skąd i co dalej

Wszystko to bez sensu. Za mało

lecz po to by być z Tobą

Pobiec. Bać się i zostać

skoro Ciebie bolało

1979

Poczekaj

Nie wierzysz - mówiła miłość

w to że nawet z dyplomem zgłupiejesz

że zanudzisz talentem

że z dwojga złego można wybrać trzecie

w życie bez pieniędzy

w to że przepiórka żyje pojedynczo

w zdartą korę czeremchy co pachnie migdałem

w zmarłą co żywa pojawia się we śnie

w modnej nowej spódnicy i rozciętej z boku

w najlepsze najgorsze

w każdego łosia co ma żonę klępę

w dziewczynkę z zapałkami

w niebo i piekło

w diabła i Pana Boga

w mieszkanie za rok

Poczekaj jak cię rąbnę

to we wszystko uwierzysz

1979, 1980

W szpitalu

Ni to staruszka ni dziewczynka

wyczesały się włosy

i został jeden chudy warkoczyk

może blizna po liściu

w szpitalu oczy tak smutne jak w haremie

w listopadzie kiedy chomik śmiesznie zasypia

już bez lekarza bo zląkł się prawdy

mówiłem o Bogu - nie mogła zrozumieć

pytałem o flirty - pozapominała

patrząc na mnie jak w nadmuchany kołnierz

prosiła tylko

abym umył jej ręce

usta twarz

bo chce umierać czysta

1979

Aniele Boży

Aniele Boży Stróżu mój

ty właśnie nie stój przy mnie

jak malowana lala

ale ruszaj w te pędy

niczym zając po zachodzie słońca

skoro wygania nas

dziesięć po dziesiątej

ostatni autobus

jamnik skaczący na smycz

smutek jak akwarium z jedną złotą rybką

hałas

cisza

trumna jak pałacyk

ładne rzeczy gdybyśmy stanęli

jak dwa świstaki

i zapomnieli

że trzeba stąd odejść

1979

Ręce

Twoje ręce - mamusiu

dobre jak szafirek po deszczu

jak czajki towarzyskie

przyniosły mnie na świat

kołysały

ustawiały na podłodze

sadzały na stołku

mówiły że motyl dzwoni

że młodych grzybów nie sposób rozeznać

uczyły trzymać łyżkę by nie trafiała do ucha

rozróżniać klon od jaworu

prowadziły przy oknie po ciemku

po ziemi co czernieje jak szpak

suche i ciepłe

za słabe

żeby wyprowadzić mnie z tego świata

1979

Serce

Cebulo za nerwowa

firletko wesoła

maślaku w deszczu lepki

opieńko miodowa

obupłciowa dżdżownico więc dwa razy smutna

biedronko kropka w kropkę

jak przed pierwszą wojną

czy lat dwadzieścia cztery

czy sześćdziesiąt dziewięć

tak samo serce łazi jak samotna pszczoła

1979

Wiersz przedpotopowy

Jak nazwać rozpacz wiarę

zwierzęta rośliny

ból nie najważniejszy

a przecież jedyny

zdjąć czapkę jak w kościele

klęknąć przy cierpieniu

do Nienazwanego

mówić po imieniu

1979, 1980

Ojcze Święty

Wita Cię każdy chłopiec zdumiony

każda dziewczynka zdziwiona

że sam Pan Jezus wprost do Warszawy

z Tobą przybywa do nas

lekcja religii się przypomina

święty Piotr z dwoma kluczami

i Matka Boska, która tak lubi

po polsku rozmawiać z nami

święta Jadwiga, święty Stanisław

i wszyscy polscy święci

pewnie się kręcą na tym lotnisku

Twoim przyjazdem przejęci

w ogromnym tłoku, gdzie serc miliony

na prawo i na lewo

polski Zacheusz, by Cię zobaczyć

zacznie się drapać na drzewo

wita Cię Polska, Ojczyzna nasza

ziemia nam wszystkim droga

i wszyscy ludzie, którzy wraz z Tobą

modlą się dzisiaj do Boga

[1979], 1991, 1996

powitanie Jana Pawła II przez dzieci 2 czerwca 1979 na lotnisku Okęcie w

Warszawie

Gwiazda

Gwiazda według rozkładu jak tam i z powrotem

nie tylko by trzem mędrcom przewróciła w głowie

chodzi z teologią po wysokim niebie

grzechem jest upaść - mówi - nie splamię się ziemią

patrzą astry jesienne zwane michałkami

trzy rodzaje skowronków dwie pary śmieciuszek

szczypawki królik z wąsem jak dreszczyk liryczny

na jedną kroplę deszczu z najwyższego liścia

tak niziutko upadła i taka wciąż czysta

1979

Zmieniły się czasy

Nazywamy go brzydko stróżem

każemy mu nas pilnować

używamy jak chłopca na posyłki

kto z nas mu rękę poda

pożałuje że ma skrzydła za duże

sumienie tak czyste że niewygodne

kolor biały raczej niepraktyczny

życie obce bo bez pomyłek

miłość niecałą - bo bez umierania

kto z nas obejmie go za szyję

słuchaj - powie - zmieniły się czasy

teraz ja cię przed światem ukryję

1979, 1989

Niewidzialne

Żółknie pora roku

węgorze wyruszają w ostatnią podróż

cisza stamtąd

wilga dawno już uciekła uczyć polskiego w Afryce

barwa niebieska oddala a zbliża różowa

starsi maleją

niewinni dźwigają ciężar

grób się zarumienił

opadają skrzydła po locie godowym

pamięć zmienia rzeczy

kamień usnął ze zmęczenia

liść osiki się trzęsie narzeka na za długi ogonek

krowa ryczy bo ma nieufność do języka

księżyc kawaler stale tylko jeden

i jeszcze tyle niewidzialnego

gdyby nie to - niczego nie byłoby widać

1979, 1980

Dlaczego

Nie wierzysz w siebie większego od siebie

w śmierć mniejszą od śmierci

w to że można zachorować na grzech

w to że samotność jest zła jeżeli się przed nią ucieka

w to że czas krzyczy na całe gardło ale go nie słyszysz albo udajesz

Greka

siedzisz smutny jak Stańczyk w "Hołdzie pruskim" oparty na flecie

nie wierzysz w nic

ale dlaczego się boisz

1979

Na dobranoc

Rozgadana wiedza

wymowna poezja

przez radio Szopen mówić do mnie będzie

całuję cię na dobranoc mój krzyżyku niemy

bo milczy tylko prawda i nieszczęście

1979

Pytasz

Pytasz czy kochają umarli

i biegniesz w stronę z której nikt nie wrócił

jak deszcz po pierwszym śniegu speszony i ciemny

i po kolei przypominasz sobie

że kiedyś nie zdążyłeś

żeś kogoś porzucił

miałeś się wyrzec niestety schowałeś

choć tylko żywi rozdają pieniądze

pytasz czy pamiętają umarli

sumienie ściga jak najstarszy ogień

zagradza drogę kamień małomówny

i chcesz jak Polska po Powstaniu płakać

choć biegniesz w stronę z której nikt nie wraca

1979

Odszukany w cieniu

Święty Kopciuszku odszukany w cieniu

święta Dziewczynko z zapałkami

święta Sierotko Marysiu

święty Andersenie

święta Mario Konopnicka

dzieciństwo przeminęło

stół rodzinny się spalił

czas jak zadyszana pszczoła

Anioł Stróż już na rencie

bo i świat się zawalił

1979, 1986

Razem

Nadzieja i rozpacz

radość i ból

niewiara i wiara

czas coraz szybszy

trwanie jak ciemność

to za daleko

i już niedługo

dom pełen bliskich

i bez nikogo

człowiek co szuka

anioł co nie wie

tak jak dwa jeże sobą zdziwione

szukają razem miejsca dla siebie

1979

Anonim

Mój ty nieśmiały święty

biedny anonimie

nie szeptałeś mój Boże

nie wołałeś Pan Bóg

tak chciałeś Jemu służyć

by o tym nie wiedział

czemu krzyż swój ukryłeś

zataiłeś rany

nie udźwigniesz w sekrecie

wiary bez niewiary

1980

Święty gapa

Kochał - ale nikt go nie chciał

śpieszył się - nikt na niego nie czekał

kołatał - kto inny otwierał

biegł z sercem - droga się urwała

jeszcze tęsknił za kimś przez furtkę ogrodu

- nie chce nie dba żartuje

wróżyli mu z liści

i było pusto wkoło

jakby świat powiedział

na wieki wieków amen

już tylko przez grzeczność

1980

Nie umiem

Przepraszam że jestem tak niedelikatny

że obecny

że gram Ci na nerwach

powtarzając ja, o mnie, ze mną

nie umiem jak minister przestać błyszczeć i mrugać

spaść na zbitą głowę

w noc ciemną

1980

Nie widać

Podpisujemy imieniem i nazwiskiem

wiersze książki obrazy

wdzięczni że nas dostrzegą

stawiamy sobie pomniki

zamawiamy grób z fotografią na wszelki wypadek

pokazujemy swój smutek jak wychudłą świnię

swoją miłość i rozpacz by grubiej śpiewały

Twoje dzieło największe bo Ciebie nie widać

1980

Uczy

Wiary uczy milczenie

nieświęta choinka

umarły we śnie żywy

w starych wierzbach szpaki

kwiat olchy co się jeszcze przed liściem rozwija

radość przecięta w pół

kłos cięższy od słomy co go z ziarnem dźwiga

Jagiełłą wystraszona królowa Jadwiga

modlitwa jak pogoda

bo jeśli ktoś się modli Pan Bóg w nim oddycha

1980, 1989

Noc

Noc - gwiazdę przyprowadza

smutek - białą brzozę

miłość niesie w ofierze czystego baranka

spokój - samotność mrówek gdy wszystkie są razem

Wiara stale chce pytać

lecz gardło wysycha

jeśli Bóg jest milczeniem

zamilczeć potrzeba

1980

Szukasz

Szukasz prawdy ale nie tajemnic

liścia bez drzewa

wiedzy a nie zdziwienia

boisz się oprzeć na tym czego nie można dotknąć

zaczynasz od sukcesu wielki i zbędny

nie milczysz ale pyskujesz o Bogu

chcesz być kochany ale sam nie umiesz kochać

myślisz że sobie zawdzięczasz wyrzuty sumienia

nie wiesz że dowodem na istnienie jest to że tego dowodu nie ma

inteligentny i taki niemądry

1980

Wiara zdziwienie

Boże broń wiary prostych ludzi

nie wyuczonej na lekcjach

nie przepytanej i sprawdzonej że w sam raz

rodzącej się jak lew na złość wszystkim innym kotom

od razu z otwartymi oczami

zdziwionej od początku do końca

jak psiak co nie wie dlaczego mówi ogonem

bez retoryki stukającej kopytkiem w piekle

takiej która nie sprawdza żeby rozumieć

ale wierzy żeby wiedzieć

ze świętym Antonim od zgubionego klucza

z gromnicą na wszelki wypadek

takiej która powtarza że jeden plus jeden to trzy

bo jak dwoje to musi być i Pan Jezus

1980, 1986

Jeśli

Jeśli mi zaczną wypominać

że jestem do niczego

że piszę trzy po trzy

ograniczony jak ryba

co daje się oglądać tylko z profilu

że to co wymyśliłem jest dobre - ale pięćdziesiąt lat temu

uśmiecham się - mój Boże

tylko tyle

ile można o mnie gorszego powiedzieć

1980

Trudno

No widzisz - mówiła matka

wyrzekłeś się domu rodzinnego

kobiety

dziecka co stale biega bo chciałoby fruwać

wzruszenia kiedy miłość podchodzi pod gardło

a teraz martwi ciebie

kubek z niebieską obwódką

puste miejsce po mnie przy stole

trzewiki o których mówiłeś że są

tak jak wszystkie - do sprzedania

a nie do noszenia

zegarek co chodzi po śmierci

stukasz w niewidzialną szybę

patrzysz jak czapla w jeden punkt

widzisz jak łatwo się wyrzec

jak trudno utracić

1980, 1986

Nie rozdzielaj

Miłość i samotność

wzięły się pod ręce jak siostry

idą noga w nogę

nie rozdzielaj ich

nie szarp. Łapy przy sobie

miłość bez samotności

byłaby nieprawdą

samotność bez miłości rozpaczą

stała Matka pod krzyżem

jak pod srebrnym obrazem

nie minęły trafiły

do niej też przyszły razem

Chodzi księżyc jak morał

albo osioł po niebie

jeśli były gdzie indziej

to i przyjdą do ciebie

1980

W niebie

Trzeba minąć świętego Piotra z ciężkim kluczem

Agnieszkę z barankiem przy twarzy

Teresę co jeszcze kaszle

bo marzła w klasztorze

trzeba przepychać się przez męczenników

co stanęli z krzyżami i utworzyli korek

obok skromnego bociana

obok Agaty co częstuje solą

obok świętego Franciszka z wilkiem

(zdejmuje mu kaganiec żeby mógł poziewać)

obok świętego Stanisława z zeszytem do polskiego

- i widzę wreszcie moją matkę

w niespalonym domu

przyszywa guzik co się gubił stale

Ile trzeba przejść nieba żeby ją odnaleźć

1980

Żyje

Listy sprzed lat budzą się jak szczygieł

fotografie przychodzą rozrzewnić

nic nie dodać nie ująć

nic nie zostało

jak to - pyta Matka Boska

nie wybrzydzaj, uparła się, żyje

dawna miłość - stara nieboszczka

1980

Posłuchaj

Mertonie święty

Boga nazwałeś Ciszą Milczenia

To śnieg nakłamał

tak długo padał za oknem

to chłopiec zmylił

pewnie zbyt cicho

liczył króliki na palcach

Posłuchaj krzyża

rozpaczy serca

wszystko inaczej

bo nie jest ciszą

głazem

pytaniem

lecz płaczem

1980

Ile razy

Milczenie podczas rozmowy

milczenie w liście

milczenie w książce telefonicznej

bo numer tylko został

milczenie w milczeniu

milczenie bo wielkie szczęście

milczenie bo miłość przyszła

a serce w klinice

milczenie bo dom rodzinny się przypomniał

a spadła tylko mordka śniegu

milczenie po milczeniu

milczenie przed cenzurą

milczenie bo pies zawył jak przed wojną

ile to razy

nawet nie wierząc

spotykamy się w innym świecie

1980, 1986

Ważne

To że wszystko dzieje się inaczej

to cierpienie tędy owędy

ten dzień bez kochanej ręki

ten ból i tak dalej

ten mróz że tylko jeden piec mnie zrozumiał

gdy kładłem serce do zimnego łóżka

ta jesień lekko chora po tej stronie świata

ta małpa bez małpy

powiedz że to właśnie ważne

1980

Jak zawsze

Rozpłakała się Matka Boska

Józefowi na ucho się zwierza

zamiast - Domie Złoty

mówią - do mnie złoty

zamiast Arko -

- miarko przymierza

Znowu teraz jak na początku

liże łapę złote cielątko

1980

Nagle

Chodzi za mną twoje ja

ubiera się na niebieskozielono w czerwoną kratkę

mówi że nie wierzy

udaje

robi miny

jest urywa się jak ścieżka

wraca znowu idziemy

i wszystkie głupie rozmowy

sprzed wojny i Króla Ćwieczka

nagle co to zdziwienie

światło

przyklęka droga

to twoje ja prawdziwe

przyszło tu od Boga

1980, 1996

Powązki

- Romce Lewandowskiej

Nie chodzę tam by usłyszeć śpiew wilgi

podpatrzeć jak mikołajek zakwita od dołu do góry

a cień depce po piętach

goniąc wiewiórkę ze śmiechem w ogonie

jak teściowe z zięciami porastają bluszczem

to nie duch ale pomnik straszy

jak czyjaś wielka sława zdechła zupełnie sama

choć przy nazwisku łazi robak

- smutno żywych kochać ponad miarę

jak na grób Rydza-Śmigłego opadają ciernie

chodzę dziwię się myślę przemilczam

ilu młodszych umarło ode mnie

1980, 1986

Powiedz

Kopciuszku tobie się udało

oddzielić mak od popiołu

przez jedną noc

powiedz jak oddzielić

kota od kotki

ból od miłości

łzę od doświadczeń

smutek od czasu

mądrość od starości

i nie mieć już słonia lat

1980

Więcej

Coraz więcej Ciebie

bo powietrze przejrzyste między ulewami

czarny las a im dalej tym bardziej niebieski

może w nim szuka grzybów stary smutny anioł

co zamiast poznać miłość wkuwał język grecki

a teraz moja prośba o Matko Najświętsza

być jak tęcza co sobą nie zajmuje miejsca

choć biegnie jak po schodach od ziemi do nieba

Tobie derkacz w zbożu Tobie zając w polu

mrówki co się kochają ale się nie lubią

pomidor z pępkiem koszyk z maślakami

i cierpienie tak wielkie że już nie ma grzechu

milczenie które myśli

radość co rozumie

Amen lub inaczej niech nie będzie mnie

1980

Wielkie i małe

Ten chrabąszcz przedwojenny co stanął na głowie

i nie miał swego domu skoro mieszkał wszędzie

pies co skakał do Narwi i pływał zielony

szpak co wplatał w swe gniazdo całe pół stokrotki

choć dziób najpierw otwierał zamykając oczy

niezapominajka co krótko pamięta

bo kwitnie tylko od maja do czerwca

ciemne orzechy buku choć się wydawały

tak drobne że nawet Bóg się nie pomieści

smutny wybryk natury dziadek zakochany

i łza jak samotna samiczka bez skrzydeł

Furtka którą patykiem olchy otwierałem

Szczegół nadaje wielkość wszystkiemu co małe

1981

Na cały głos

Święta Tresko pisząca o duszy na cały głos

podpowiedz co

święta Marto wprost z kuchni

jak leci

święta Kingo co w czasie bólu głowy zaplatałaś warkocze

ani mniej ani lepiej

święty Mikołaju z niespodzianką

jak z ogromną żyrafą z małymi różkami

asceci najeżeni jak dwa widelce

bez przerwy od do

Matka Boża znowu na nogach

dokąd

Jezu

dziennik telewizyjny

1981

Drzewa

Brzozo nazbyt wieśniacza aby rosnąć w mieście

dyskretny grabie w sam raz na szpalery

jarzębino dla drozdów dzwoniących i szpaków

akacjo z której nie złote tylko białe miody

olcho co jedna masz pyry liściach

głogu co chronisz gajówkę krewniaczkę słowika

jesionie co pierwszy tracisz liście zbliżając nam jesień

Poproście Matkę Bożą abyśmy po śmierci

w każdą wolną sobotę chodzili po lesie

bo niebo nie jest niebem jeśli wyjścia nie ma

1981, 1982

Gdyby

Nawet by nie wiedziano

ile razy się biegnie po schodach bez windy

ile czystego piekła może być w nieszczęściu

jak cicho po pierwszym wzruszeniu

nikt by nie wiedział

że najładniej w gnieździe czyżyka

że biały dziwaczek zakwita kiedy deszcz pada

że motyl odróżnia żółte od zielonego

że matkę może przypomnieć jeden krzyżyk włóczki

że rybitwa fruwa z jaskółczym ogonem

że wierzba w fujarce smutna przy krowach wesoła

że świecę się stawia tuż obok śmierci

gdyby był Bóg bez ludzi

1981, 1986

Proszę o wiarę

Stukam do nieba

Proszę o wiarę

ale nie o taką z płaczem na ramieniu

taką co liczy gwiazdy a nie widzi kury

taką jak motyl na jeden dzień

ale

zawsze świeżą bo nieskończoną

taką co biegnie jak owca za matką

nie pojmuje ale rozumie

ze słów wybiera najmniejsze

nie na wszystko ma odpowiedź

i nie przewraca się do góry nogami

jeżeli kogoś szlag trafi

1981, 1986

Pisanie

Jezu który nie brałeś pióra do ręki

nie pochylałeś się nad kartką papieru

nie pisałeś ewangelii

dlaczego nie pisze się tak jak się mówi

nie pisze się tak jak się kocha

nie pisze się tak jak się cierpi

nie pisze się tak jak się milczy

pisze się trochę tak jak nie jest

1981

Kłopoty zakochanych

Zakochani mówili

- przecież nie do wiary

czy to prawda może się nam zdaje

czy tak łatwo się spotkać cierpiącym na miłość

w świecie w którym kłopoty nasze nie ustaną

bo jak diabeł ucieknie odejdzie i anioł

Jesteś i nie ma Ciebie. Ten sam znowu inny

trochę na odczepnego i trochę na niby

jak len co kwitnie niebiesko biało i różowo

choć świt i zmierzch sprawia że inne kolory

Czy to Ty jesteś blisko jakbyś słuchał serca

i jak matka przechodzisz przez środek sumienia

jesienią deszcz zasłania zimą śnieg zabawny

Ten którego się kocha jest wciąż niewidzialny

1981, 1994

Zaufałem drodze

Zaufałem drodze

wąskiej

takiej na łeb na szyję

z dziurami po kolana

takiej nie w porę jak w listopadzie spóźnione buraki

i wyszedłem na łąkę stała święta Agnieszka

- nareszcie - powiedziała

- martwiłam się już

że poszedłeś inaczej

prościej

po asfalcie

autostradą do nieba - z nagrodą od ministra

i że cię diabli wzięli

1981, 1986

Baranku wielkanocny

Baranku wielkanocny coś wybiegł z rozpaczy

z paskudnego kąta

z tego co po ludzku się nie udało

prawda że trzeba stać się bezradnym

by nielogiczne się stało

Baranku wielkanocny coś wybiegł czysty

z popiołu

prawda że trzeba dostać pałą

by wierzyć znowu

1982, 1994

* * *

Na Powązkach warszawskich

zdziwić się uśmiechnąć

przy grobie pana Prusa

popatrzeć na wszystko

- wiewiórko przezabawna

co się tutaj dzieje

można odejść na zawsze

by stale być blisko

1982

Matka dla wszystkich

Nie tylko pod krzyżem

- mówiła Matka Boska -

ale i w niebie zmartwienie

święty Piotr pilnuje bramy, święty Mikołaj klei anioła na gwiazdkę

Agnieszka suszy baranka

Izydor orze, święty Roch zagląda chorym zwierzętom w pyski

przypomina jeżom że się budzą w marcu

liściom wiązu że mają nerwy nie do pary

męczennik wzdycha jak królik doświadczalny

każdy ma swoje własne zajęcia

tylko ja zwyczajnie jak mama

muszę mieć czas na wszystko

i dla wszystkich

1982, 1986

Teraz

Teraz się rodzi poezja religijna

co krok nawrócenia

lepiej nie mówić kogo nastraszył

buldog sumienia

ale Ty co świecisz w oczach jak w Ostrej Bramie

nie zapominaj

że pisząc wiersze byłem Ci wierny

w czasach Stalina

1982, 1983

Dobro i zło

Ze złem skrada się siła

władza

urzędowe twarze

z dobrem przychodzi serce

choćby najmniejsze

jamnik

z każdą nogą

skrzywioną jak szczęście

wiejskie na wsi Godzinki

gdy zmieniają słowa

"i niezwyciężonego

plask w mordę Samsona"

1982, 1983

Prośba

Matko łaskawa

zmiłuj się nade mną

spokój ma maskę ciemną

Miłość światło zapala

nadzieja uczy czekać pomaleńku

- Szturchnij czasem

po ciemku

1982, 1983

Trzeba

Trzeba być zakochanym

żeby uwierzyć w aniołów

w serce jak pieprz co się nie zmienia

w mamusię świętą

i w ojca świętego

w to że się z średnią pensją nie umiera

a nawet w najtrudniejsze

że Bóg to jedność

bez cierpienia

1982, 1994

Optymizm

Ach ten optymizm co chodzi w kółko

i mówi lepiej będzie

a ja chcę właśnie trochę rozpaczy

takiej jak zawsze więc bez tłumaczeń

tego wciąż szczęścia co jest nieszczęściem

choćby urosło o jeden procent

miłości która czeka tak samo

z pobitym sercem nocą dziurawą

jak mól co został znowu na zimę

a ja już nie chcę niczego zmieniać

kamień niech będzie zawsze kamieniem

łza - starą myszką

buty - wspomnieniem

1982, 1983

* * *

Piękno, ale tyle widać

tak jakby wszystko oprócz Niego

widzisz brzozę żółtą w jesieni

białe kwiaty kminku

przeszłość zawsze czystą

bo to co przeszło wzrusza jak ogonek w śniegu

i można potem znaleźć nawet czego nie ma

ufne pszczoły co swą matkę wypuszczają samą

nad ciepłym suchym ulem nie przegrzanym w słońcu

by powrócić pod wieczór jak złoto zmęczone

krzyż zachodu na niebie naga baba w wodzie

bo każdy ma dwie dusze a jedną na co dzień

i tyle innych cudów jak czaple szczęśliwe

a czaple są udane jeżeli są krzywe

Nie widzisz Go z żadną gwiazdą

ze świnką serdeczną

bo piękno - to po prostu Jego nieobecność

dzieło aż tak wielkie że anonimowe

1982, 1994

Pytałem

Pytałem jednej gałązki rozmarynu

jednego białego orła

jednego o Traugucie wspomnienia

Orzeszkowej piszącej "Gloria victis"

za co szło się wtedy do więzienia

1982

Liść

Liść porzeczki co zmienia barwę na deszczu

sowa co ma oczy żółte z białymi brwiami

jerzyk co nie siedzi tylko stale fruwa

a kto biegnie w nieskończoność od niej się oddala

las w którym przyłożono już nożyk do grzyba

bekasy stale czyste bo biegną po błocie

księżyc co się zabawia udaje że umarł

zresztą jest księżycem stanowczo za długo

anioł co już nie strzeże bo na grzech za późno

nie denerwują patrzą zwyczajnie

jak Niewidzialny chodzi koło mnie

1982, 1994

Tylko

To tylko oczy co chcą widzieć dalej

to tylko uszy co pochwycą ciszę

ręce tak smutne jak skrzydła za małe

serce jak kogut zatrzymany w klatce

zmysły co kryją sekret przed poznaniem

Trzeba mieć ciało by odnaleźć duszę

1982, 1983

Powitanie

Matka Boska się dziwi. Także Józef nie wie

Tereska uczy francuskiego w niebie

- żeby "u" dobrze mówić - wszystkim pokazuje

- ściągnij usta swe w dzióbek tak jak się całuje

Florian już się nie spieszy bo Pan Bóg ustalił -

nie polewaj nie dmuchaj gdy się miłość pali

Anioł przestaje fruwać bo nagle z wzruszenia

pragnie uczcić roztropność minutą siedzenia

Tomasz poznał że z prawdą jest tak i inaczej

jak ze szpakiem co chodzi i wróblem co skacze

Wszyscy kręcą głowami

Wszedł M. Kolbe - Gwarzą -

- Jak można wejść do raju z taką smutną twarzą

1983, 1994

Koniec

Co się spotkało a potem rozeszło

co było razem by biec w różne strony

szczęście co nagle rozdarło się w środku

chociaż żegnając kocha się najdłużej

bliscy co potem wydają się obcy

i mówią sobie wszystko się skończyło

Nie martw się o nic bo szpak zamyślony

i smutna ziemia w niewidzialnych rękach

orzeszek grabu z skrzydełkiem zielonym

żyrafa co szyją wypatrzy najdalej

koniec - to kłamczuch w świecie nieskończonym

1983, 1994

Kolczyki

Wieczorowe suknie

pachnidła kolczyki

długa wędka włosów

i nagle rozpacz szczęście

by wybrać miłość mądrą

kochać nieszczęśliwą

chodziła bez grzeszników po kątach płakała

większy wstyd nagiej duszy

niż nagiego ciała

1983

Dyskusja

Święty Tomasz orzekł - caritas

święty Oryl - amor

święty Alojzy - dilectio

wszyscy wiedli dyskusje jak niedźwiedzia

przyszedł święty Pastuszek

i najmocniej przepraszał

bo powiedział im -

guzik z tego

1983

Rozumiesz

Słowiku co śpiewając podskakujesz do góry

żeby spaść na tę samą gałązkę

ty rozumiesz zachwyt niecierpliwość

wiersze nasze wszystkie łzy na trąbce

zdradę świętego Piotra smutne oczy pijaka

czystość zmysłów duszy gorączkę

dzień o piątej rano i kwadrans po zmierzchu

wiary naszej pokój i wojnę

nawet takich których nie rozgrzeszą

1983

Mała litania

Święty Florianie od pożaru

święty Tadeuszu od burzy

święta Agnieszko od tego co najprościej

ocal jak szafirek

co się pojawia w kwietniu

przyjaźń w miłości

bo wierna i nie dostaje bzika

1983

Młyn

Przez najbliższych którzy pojawili się żeby odejść -

przy Bogu który się ukrył żeby być

między miłością a miłością - tam gdzie stoi krzyż

w śmierć poza śmiercią

przy dzieciach śmiejących się na cały głos

przy kamieniu co zgłupiał cokolwiek się stało

przy króliku co biegnie jakby but uciekał

szedł młyn moje życie

1983, 1994

Przyrost ludności

Szkoda

dla jednej tylko osoby

deszczu

buków bo najchłodniej przy nich wśród upału

ławki nad rzeką

szczęścia co zamyka usta

łamigłówki serca

miłości co ostrzy nóż

pływania żabką motylkiem i delfinem

kataru po którym jednym uchem

słyszy się później a drugim wcześniej

ciała co się nie dzieli tylko na ducha i popiół

jaskółki wzruszającej ramionami

wszystkiego po kolei

i dlatego pchają się na ten smutny świat

nowi ludzie drzwiami i oknami

1983, 1994

Uśmiech nieśmieszny

Bądź świętym co się śmieje nie tylko uśmiecha

bo uśmiech może być

czarusiem

liskiem

kłamstwem od ucha do ucha

ale nie można

śmiać się nie naprawdę

na niby

ledwo ledwo

śmiejemy się aż do łez

nie uśmiechamy się tak daleko

1983

Pokora

Spokorniała malwa łakoma

i bez niej kręci się ziemia

spokorniała miłość

i bez niej czuły bocian

spokorniał rozum

i bez niego jest prawda

spokorniało to co na pewno

bo wszystko inaczej

1983

Razem z Tobą

Krzyż Twój idzie razem z Tobą

nad ranem

w jasny dzień

w końcu lata kiedy dokarmia się pszczoły

przy oknie po ciemku

kiedy zimorodek czeka na zimę żeby się urodzić

kiedy smutek szuka przyjaźni

w lipcu kiedy wysiewają koper i kwitnie ogórek

od zaraz - do jeszcze nie wiem

zadzwonię do świętych

przez telefon poproszę

by krzyż nie przychodził bez Ciebie

1983, 1993

Boże Narodzenie

Podszedł na palcach niedowiarek

bo konstytucja nie zabrania

do Matki Bożej. Mówił do Niej

- tak nam się wszystko poplątało

partia przy końcu zbaraniała

niech Cię za rękę choć potrzymam

w Noc Szczęśliwego Rozwiązania

1983, 1990

W jarzębinach

Krew płynie z Twojego boku

wakacje a taki blady

i właśnie dlatego wierzę

żeś wszechmogący słaby

że w jarzębinach wisisz

dzwońce cię podziobały

właśnie dlatego kocham

że jesteś wielki mały

rozeszły się całkiem drogi

zgubiło się i odkryło

pozostał człowiek i Pan Bóg

mój grzech moja miłość

1983, 1989

Apostołowie niewiary

Niewiara ma swoich apostołów

męczenników

wyznawców

zadziera nos do góry

z każdym się dogada

niesie także swój krzyż

uczy się milczenia w milczeniu

ciemności przed świtem

załamuje ręce nad grobem matki

tu przychodzi

żeby uwierzyć

1983

Wszystko smutne

Smutna miłość

smutny Jezus z gołymi plecami

smutny księżyc co nie chce wyzdrowieć

smutna łąka w sierpniu od bodziszków niebieska

smutna krowa

smutny grzyb jak krasnoludek bez żony

śpiew w klatce

siwe wąsy kota

smutna szałwia inaczej czerwona

smutny dowcip dla wszystkich

smutny deszcz co jak Chińczyk pisze z góry na dół

smutny pan młody co się ożenił bo nie miał innego wyjścia

Nie odchodź nie opuszczaj nas

smutna strono piękna

1983

Odpusty

Poprzez wszystkie odpusty w Twoim niebie

poprzez wesołe miasteczka aniołów

świętych leżakowanie

miłość bez kantów

poprzez czytanki dla zbawionych dzieci

Ala ma cnotę

ale nie ma kota

spójrz w piekło wiary po tej stronie

1983

Ciało

Ciało tak święte że trzeba je ukryć

przed wzrokiem naszym otoczyć milczeniem

jak smukłe palce czapli nad strumieniem

ciche posłuszne daje istnieć Bogu

jak szczęście krótkie i jak smutek stworzeń

jeśli się wstydzi utraciło wiarę

że miłość nawet golasa zrozumie

1983, 1994

Staruszka

Tu będzie fotografia którą rozstrzelali Niemcy

tam lampa co się w dzieciństwie spadła

szpak powróci na miejsce za oknem przy skrzynce

tu listy z ciszą w środku miłość je zabiła

niby głogi za bardzo do siebie podobne

obok drobiazg na półce rozpaczy szkielecik

i kapelusz z lat szkolnych co młodość udaje

jak brodacz co swą brodą zasłania podbródek

i teraz wie, że wszystko jest razem

śmierć radość niebo i ziemia

bo ustawia rzeczy których nie ma

1983, 1994

Spójrz

- Nie powieś się

spójrz w okno

znowu ten biały śnieg z czarnego nieba

znowu uśmiech jak osioł z pretensją do osła

cenzor który sam wpadł pod nożyczki

święta Maria Goretti jak powietrze czyste

i szept co pozostał z całego Kościoła

- Chryste

1983

Niejedzenie

Mario siostro Łazarza

gdy Pan wszedł do domu

zapomniałaś o piecu

nie nakryłaś stołu

bo miłość zaczyna się od niejedzenia

nieważnym stał się czajnik inaczej naciągacz

kasza jak chuda wrona sądzona za rozpacz

czosnek jak zęby wiedźmy

z zasady nierówne

powiedz siostrze swej Marcie

gdy Pana zobaczę -

czemu latasz po kuchni i po rondle skaczesz

- nic nie zjem. Padnę na pysk

jak grzech się rozpłaczę

1983, 1986

Jest czas

U nas wakacje. Nic się nie dzieje

usiadły liście lnu

siedem tysięcy pszczół bez urlopu

pracuje za darmo

nikt z nas się teraz nie spieszy

jest czas

Rozmawiamy

- pani stale co rok młodsza

tylko się kapelusz jak Pałac Kultury starzeje

zresztą wszystko wiadomo bo nikt nie wie

czytamy o sympatycznej świętej która poszła z grzechem do nieba

opodal milczący po upadku kamień

jemu wierzę

1983, 1994

Stwarzał

Bóg stwarzał wszystko by poznawać siebie

stąd barwa biała zawsze lekka zielona spokojna

żółta pliszka bo taką i o zmroku widać

jeż na brzegu lasu dowcipne szparagi

ktoś kto umarł przed chwilą wyleciał wesoły

koniec wszystkich spraw naszych wspaniale niejasny

lwica co ogon chwali skoro nie ma grzywy

nietoperz co składa skrzydła i opada szybko

zając co się odbija tylnymi nogami

księżyc jak rencista co wyszedł się martwić

gwiazda polarna co wskazuje biegun

ogromna kula ziemska i świat nieokrągły

jaskinie latem zimne, widzenie pod wodą

i czas najważniejszy - choć nie wie co będzie

miłość lub inaczej wszystko i daleko

żuk jak anioł swobodny bo niepoliczony

kariera na początku a mięta przy końcu

Bóg stwarzał świat i poznawał że jest wszechwiedzący

1983, 1986

Pokochać

Jaka to radość

pokochać Ciebie

od pierwszego spojrzenia

bez dowodu na Twe istnienie

bez sprawdzania papierów

i dopiero wtedy wszystko jak nic dotąd

trojaczki krzyczą na całego

nie pyskuje pilnowana trawa

dyrygent oczy zamyka żeby słuchać

wyciszają gwiazdy

bawi ogon jelenia zawsze z jedną kreską

i nawet dym zamiast do diabła

idzie do nieba ze wzruszenia

1983, 1986

Miłość

Czystość ciała

czystość rąk pana przewodniczącego

czystość idei

czystość śniegu co płacze z zimna

wody co chodzi nago

czystość tego co najprościej

i to wszystko psu na budę

bez miłości

1983

Jakże

Jakże się teraz nie bać -

nie trwożyć -

z tylu ranami naraz

na krzyż Cię złożyć -

Matka Boska się śniła

płakała

jak we mszy świętej

krew liną oddzielić od ciała

z powrotem piątek

słońce umiera

nie widać

jeśli jest miłość przestań się martwić

i śmierć się przyda

1983

Nielogiczne

To co nielogiczne prowadzi do wiary

gwiazda co spadła z nieba dla nikogo

zając co ma tylko strach swój na obronę

miłość do połowy

szczęście nieszczęśliwe

kucyk nadziei

i brudas który przyszedł ażeby powiedzieć

tak zimno a Pan Jezus za lekko ubrany

róża pomarszczona

łabędź wiosłujący tylko jedną nogą

za wielki Pan Bóg żeby wszedł do głowy

1984, 1994

Boże

Darwin znikł z długą brodą posiwiały małpy

Wolter już jak nekrolog w kąciku humoru

nawet Kopernik zmalał choć obracał Ziemię

spaniel życzy przed sklepem krótkiego ogonka

wszystko na pysk zbity wali się bez Ciebie

1984, 1986

Osioł

Duch oklapnięty kiedy ciało obok

miłość niecała bo smutek daleko

jeśli śmierć nie przyjdzie

życie jak matołek

wiara niepewna gdy niewiary nie ma

nawet uśmiech jak baran gdy zabraknie płaczu

wszystko Bóg stworzył razem

dlaczego osioł wyje

zobaczył osobno

1984, 1994

Płacz

Marta zakrzątana obrus rozłożyła

w rosół za gorący chucha sercem studzi

mięsa nie dopiekła solić nie skończyła

nad wiarą co płacze znów się zamyśliła

a tu tyle roboty

Łazarz z grobu wrócił

właśnie talerz odsunął

- Marto - mówi - Marto

Jezus przy mnie płakał

1984, 1994

Dziękuję

Dziękuję za Twoje włosy

nie malowane na obrazach

za Twoje brwi podniesione na widok anioła

za piersi karmiące

za ramiona co przenosiły Jezusa przez zieloną granicę

za kolana

za plecy pochylone nad śmieciem w lampie

za czwarty palec serdeczny

za oddech na szybie

za ciepło dłoni na klamce

za stopy stukające po kamiennych schodach

za to że ciało może prowadzić do Boga

1984, 1986

Miłość

Świat zmaglowany

polityka pudło

dom już nie tamten

inna brama

niewierzący na roratach w kościele

tylko miłość

wariatka ta sama

1984, 1994

Lustro

- Nie ruszaj lustra

mówią najpierw - bo stłuczesz

- nie patrz w nie bo zobaczysz kacyka diabła

- nie gap się w nie jak wrona bo znajdziesz męża gawrona

albo schowaj je bo cię wyrzucą z klasztoru

lepiej widzieć indyczki maślaki wiatr

lustro grzeszne i próżne

sam Bóg potem powie

- spójrz w nie głuptaku

ile masz lat

starszy panie z odrąbaną młodością

1984

Zdziwienie

Dziwią się kuropatwy co chodzą parami

wszystkie na plotki schodzące się wrony

lipcowe gwiazdozbiory Rak i Lew na niebie

panny po ślubie co nie chcą być same

filozof z bzikiem bo odnalazł żonę

bekas co gwiżdże stale dwie sylaby

dziwi się księżyc sam na sam ze sobą

że Bóg jest jeden

i nigdy samotny

1984

Pociecha

Niech się pan nie martwi panie profesorze

buty niepotrzebne umiera się boso

w piekle już zelżało

nie palą

tylko wiedzę wieszają na haku

smutno i szybko

1984

Prośba

Martwię się o przeszłość dreptałem jak kaczor

straszy mnie teraźniejszość by wytrwać na drogach

została tylko przyszłość

by się chociaż raz cieszyć

jeszcze jej nie zbrudziłem

cała w rękach Boga

1984, 1998

Wiersz z dedykacją

- Zbigniewowi Herbertowi

Tu znowu jest tak samo i nic się nie zmienia

trójkątne liście brzozy i olchy okrągłe

akacja pachnie jak za czasów Prusa

obowiązkowo bo zawsze przed deszczem

altana niby bliska a woła z daleka

młodej kobiety bój się przed starą uciekaj

leszczyna rodzi swój orzech laskowy

tak sobie dla zagadki nazwany tureckim

ogórki jak wiadomo rosną tylko nocą

pszczoła staroświecka jak z carskiego złota

na trzeciej parze nóżek trzyma swój koszyczek

Poznasz tu łatwo jak się kto uśmiecha

koń rży pies merda wół w dobrym humorze

żeby było zabawnie ustawia się bokiem

cień drzewa w samo południe wskazuje na północ

święta cebula krewna zdechłej lilii

strip-tease przyzwoity zasłania swym płaczem

chamka czapla bezczelna coraz bliżej wody

denerwuje bociana bo ma palce żółte

znów Pan Bóg kocha żabę nie za to że skrzeczy

żaba skrzeczy dlatego że Pan Bóg ją kocha

a Pan Bóg jest tak prosty że musi być duchem

Pan Cogito zdumiony meandrami świata

niech wybaczy wiersze rwane prosto z krzaka

1984, 1994

Zbliżenie

Wszystkie mleczne drogi

jak miecz między nami

krzyż wciąż nieskończony

przestrzeń niepoznana

wąski pasek cnoty

zbliża mnie do Ciebie

to co Cię oddala

1984, 1994

Tak mało

Jest miłość

za nic

nie chce listów

spotkań

cielęciny bez kości

piernika

ani form wyklepanych

ani głosu w telefonie

- zapnij palto żeby nie zatkało

tak mało potrzeba tak mało

jest wielka miłość

uczyła święta babcia

pozostaję jej wierny

miłości za Bóg zapłać

1985, 1998

Chciałbym

Chciałem ją zatrzymać cała wieś się śmiała

- nie wiesz że w końcu maja odlatuje czajka

chciałem świerszcza posłuchać chichotały drzewa

chciałem niebo przygarnąć ale pomyślałem

tylko na wigilię pierwsza gwiazda w oczach

chciałem babcię mieć jeszcze przedwojenną po wojnie

do Jezusa poszła nie do mnie

1985

Wniebowzięta

Widziała jak walczący stawali się prochem

jak najmłodsi choć ostatni odchodzili pierwsi

smutne ręce praczek nie wzięte do nieba

więc współczuła chciała prędko zakryć

swoje ludzkie ciało bez śmierci

1985

Matka

Nieludzki urok gwiazd nad sputnikami

nieludzki pomysł śmierci

nieludzkie cierpienie

nieludzki czas co czeka z krótkim nożem renty

nieludzkie piękno mistrzów

a tu zwykła matka

jej nos okulary i pacierz na stole

moczopędna pietruszka

z selerem sałatka

i bardzo ludzka miłość

z początkiem romantycznym

z krzyżykiem na końcu

bez środka

1985

Czekanie

Kiedy na miłość niecierpliwie czekasz

pomiędzy dzwonkiem a otwarciem drzwi

czasem wepchnie się kurczak za chudy na rosół

opluje deszcz

nie kracz

jeszcze podziękujesz Bogu

gdy przyjdzie tylko pies

1985

Było

Wiersze staroświeckie co wzruszają teraz

z rymami jak należy z przecinkiem i kropką

z dworem co znikł nagle cicho i na zawsze

a wiadomo cisza większa niż milczenie

i pamięć już posłuszna gdy przeszłość przychodzi

z babcią co na werandzie cerowała dziurę

bez nożyczek zębami przegryzając nitkę

tuż przy koszu na grzyby by się nie sparzyły

z wujem co się gazetą niepotrzebnie zajął

więc pomagał mu diabeł ale kopnął anioł

ze smutkiem przemijania jagód jarzyn jeżyn

gdyby śmierci nie było nikt z nas już by nie żył

przemijamy jak wszystko by w ten sposób przetrwać

uczucia bez łapówek i rąbanka grzechów

wielka miłość co zawsze wydaje się łatwa

i wie już tak od razu że nie wie co będzie

choć za młodu drży serce a na starość noga

wszystko co najcenniejsze spaliło się w piekle

wiersze staroświeckie niemodne naiwne

ten sam baran co wtedy

ale szczęście inne

1985, 1986

Jest

Gil zgrzyta sroka sroczy

odchodzą szpaków pokolenia

jelonki liżą milczą grzyby

cielę z probówki szuka matki

kręci się Ziemia bez sumienia

słuchają służą i nie mówią

- a jeśli Jest a jeśli nie ma

1985, 1986

Ostrobramska

To nie to

to wrona

to nie koniec

to wróci

nie ma nigdy na zawsze

Ostrobramska w serdecznym mieście

odpukuje nieszczęście

1985, 1986

Powiedzą

Inny czas kiedy nie jesz lecz pożądasz wołu

inny kiedy płaczesz na swój własny rozum

inny żal kiedy zamiast przyznać się do grzechu

mówisz - zaliczyłem sobie kilka pań -

inny kwiat kiedy niosą go na wesele

wiedząc ile trzeba miłości by zbudować dom

inny ten który złożą pomilczą odejdą

i powiedzą z uśmiechem że to tylko śmierć

1985, 1986

Prośba

Żyrafo dryblasie z trójkątną główką

jamniczko z poczwórnym platfusem

wielbłądzie kulfonie

mrówko widoczna przez lupę

kaczko płaskonosa

dziobaku nietypowy co wyłazisz z jaja

czaplo pięknie krzywa

nas grzeszników na duchu podtrzymuj

ile pokrak bez winy

1985, 1994

Będzie

Koniku polny co żyjesz jedną tylko jesień

serce kochające niekochane

smutku w cztery oczy

bo mieszkanie za dwadzieścia lat

szczęście o tyle o ile

prawdo co obrażasz

ciotko której w dowodzie dzieciak dorysował brodę

dygnitarzu który zlecisz ze stołka -

wszystko tak będzie jak ma być

1985

Szczęście

Nie ma miłości bez odpowiedzi

serce zostaje dalej choć odeszło

byle nie dla siebie

wtedy krowa pociesza ogonem

dwumetrowy goryl obejmuje goryla

koza pójdzie do kozy

zimorodek czeka na zimę żeby się urodzić

jeż nie jeży się na jeżycę

komputer pyta koguta o godzinę

bocian powróży choćby jedną bezpartyjną nogą

całują wszystkich nawet nikogo

a szczęście tak jak skrzypce im starsze tym młodsze

1985, 1986

Nie Anioł Stróż

Mojego Anioła Stróża nie widać

choć nie zazdrości archaniołom

nie strzeże nikogo jak na obrazku

przewraca kładkę po której idę

rzuca w przepaść na zbitą głowę

wyciąga za nogawki

pyta - jak leci

mówię mu nieprzyzwoity po łacinie banał

- Aniele tobie łatwo bo nie masz ciała

ale mnie sempiterna zabolała

nie rozumie strzeżonego Pan Bóg nie strzeże

do Boga idzie się na całego

przez kładkę skopaną

przez miłość która wyszła bokiem

przez rozpacz ze szczegółami

przez korek uliczny w którym ugrzęzło pogotowie z syreną

czasem jak stonoga co pomyliła nogi i stanęła jak noga

tłumaczył i ja tłumaczę

ale na obrazkach inaczej

1985, 1986

Mówią

Rysuję Twoje ręce na krzyżu umyślnie za długie

niech ogarną ludzi najwięcej

rany grubsze stopy za ogromne

wciąż uciekam niech dobiegną do mnie

serce całe jak świętej wizytki

- Tak nie można - mówią

- za brzydki

1985, 1994

Spotkanie

- Barbarze Arsobie

To jedna chwila dziwnego olśnienia

kiedy ktoś nagle wydaje się piękny

bliski od razu jak dom kasztan w parku

łza w pocałunku

taki swój na co dzień

jakbyś mył włosy z nim w jednym rumianku

ta jedna chwila co spada jak ogień

nie chciej zatrzymać

rozejdą się drogi -

samotność łączy ciała a dusze cierpienie

ta jedna chwila

nie potrzeba więcej

to co raz tylko - zostaje najdłużej

1986, 1991

Oprowadzanie po piekle

Tu separatka

nic nie pomogło

miał już aureolę kwadratową

uparł się mieć okrągłą

a tam poniżej

ksiądz proboszcz piszczy

zbudował kościół

jak Pałac Kultury z krzyżem

1986

Do albumu

Pisać wiersz niczyj dla wszystkich

jak zabawny byczek co podchodzi z bliska

być biedronką co uklękła w słońcu

bez adresu imienia nazwiska

1986

Brzydal

Muzealne

oklaskiwane

piękne piękno jak oblizane sumienie

a tu chodzi boczkiem

byle jaki brzydal cierpienie

1986

Nie tylko

Trawa czuła łaskocze łydki

kasztany spadają i całują rączki

woda rozebrana siada na kolanach

chrabąszcz podrywa włosy

świerszcz jak stereofoniczna muzyka

uwodzi kalina

nie tylko

jeszcze wierna świnia

kocha nie zapomina

1986, 1989

Milcz

Chciałem powiedzieć - przecież to okropne -

ale przygryzłem język

chciałem zapukać

nie miałem do kogo

milcz

Bóg mówi dobrze o Bogu

1986

O Mojżeszu

Córka władcy - faraona

woła smutno i wesoło,

że w koszyku krytym smołą

płacze dzieciak z piętą gołą.

1986, 1998

Na rękach

Kiedyś owcę wziął Jezus na ręce,

więc dziś każda ze wzruszenia .beczy

i z radości daje wełnę na sweter,

rękawiczki, kożuch, ciepłe rzeczy.

Strzyc się daje, bo wciąż myśli sobie:

z mojej wełny skarpetki zrobi

Matka Boska leżącemu w żłobie.

1986

Mamusia

Święty Józef załamał ręce,

denerwują się w niebie święci,

teraz idą już nie Trzej Mędrcy,

lecz uczeni, doktorzy, docenci.

Teraz wszystko całkiem inaczej,

to, co stare, odeszło, minęło,

zamiast złota niosą dolary,

zamiast kadzidła - komputer,

zamiast mirry - video.

- Ach te czasy - myśli Pan Jezus -

nawet gwiazda trochę zwariowała,

ale nic się już nie zawali,

bo wciąż Mamusia ta sama.

1986

O Tomku

Jak wyglądał Tomasz, kiedy nie wierzył,

że Pan Jezus wstał z grobu?

Siedział smutny

z brodą pokręconą,

z wychudzonym brzuchem,

z nerwowym paluchem,

z nosem spuszczonym,

zrozpaczony.

Wszystko pozapominał:

że Jezus przemienił kiedyś wodę w wino,

że z trędowatego zrobił gładkiego,

z głuchego - muzykalnego,

z kulawego - sportowca na całego.

Marudził, mądrzył się, wściekał,

na jedenastu narzekał.

A jak wyglądał, gdy zobaczył Jezusa:

oczy otworzył szeroko,

odetchnął z ulgą głęboko

i wołał na wszystkie strony:

Niech będzie pochwalony!

Przedtem zły i zawzięty,

teraz radosny i święty.

Przedtem się stale jeżył,

teraz - we wszystko uwierzył.

1986, 1998

Arka

W Arce Noego była małpa

słoń i żyrafa

smutny kruk i gołąbek biały

kaczki które kwakały

mamut czyli słoń w futrze

ubrał się ciepło bo myślał że będzie zimno pojutrze

wrony czarne z każdej strony

gawron jak zwykle na gawrona obrażony

patrzy wujek na ciotkę

jak na wróbelka własnego

obmyśla jak ją wpakować

choć na rok do Arki Noego

1986

W klasie

Ryczą w klasie dokazują

najgrzeczniejszych kotem szczują

ryczą biją się po łapie

chcą położyć się na mapie

na przyrodzie lepsza draka

wypchanego szczypią ptaka

nogi skaczą skrzypią ławki

kogoś biorą za nogawki

piszczą wyją głośno chrapią

książkę do religii drapią.

Nagle sfrunął anioł biały

mówi - lubię te kawały.

1986

Najbliżsi

Nie proszę już o spokój

ani o to żeby było inaczej

nie mam żalu że nie mam malucha

ani o to że mi najbliżsi rozrąbali głowę

przyszedłem podziękować że jesteś Bogiem

1986

Stale

Staję się stale mniejszy

w mieście które jak inflacja rośnie

we wszechświecie co się rozszerza a kurczy

wśród tych co mnie znaleźli

i widzą że mnie nie ma

nic ze mnie nie zostanie bo i to za dużo

1986

Nie zląkł się

Tylko święty Jan umarł w domu na posłaniu

z poduszką pod głową owinięty w śpiwór

jeden nie zląkł się krzyża, jeden stał pod krzyżem

pozostali ze strachu w Wielki Piątek zbiegli

kto ucieka od Krzyża - krzyż cięższy dostanie

1986, 1993

Zbawiony

Ten którego kochają zostanie zbawiony

choć kocha się dlatego że się nie rozumie

niekiedy tylko ogarnia zdumienie

jakby księżyc świntuch rozebrał do naga

ten którego kochają zostanie zbawiony

ile razy błądziłeś ale ktoś cię kochał

czekał w oknie bo oddech pozostał na szybie

ile razy grzeszyłeś - łza cię uzdrowiła

a miłość jest już czysta gdy przy końcu płacze

i jak lew nieśmiało tyłem się odwraca

jeśli bliskich zabraknie sam Pan Bóg przygarnie

powie ci to na starość ślimak zamyślony

rozpacz stara kłamczucha co rozrabia na dnie

czas już poza czasem

słowo ponad słowem

gwiazda co przez okno chce cię stuknąć w głowę

łotr na trzech gwoździach za nas powieszony

ten którego kochają zostanie zbawiony

1986, 1994

Prośba

Dziobie z liściem szczawiu

kamieniu co nie pytasz

zgrzybiały grzybie w barszczu

piesku - Tomku nieufny co obwąchujesz

stole na którym bez kartek

za dolary kaczka

proście abym znalazł takie słowo

które Pan Bóg polubił i daje co łaska

1986, 1994

Westchnienie

Na uczelniach teologicznych operowany

przez docentów piłowany

wierzącym udowadniany

przez katechetki lukrowany

w ręce apologetów wydany

Boże mój kochany

1986

Do świętego Antoniego

Szukam ewangelii z przedsoborowych tłumaczeń

spod gęsiego pióra Jakuba Wujka

w której czytano "onego czasu"

fruwały ptaki niebieskie

rósł kąkol nie ogolony

pacholę podawało koszyk na pustyni

dzień się nachylił

na Taborze Jezus jaśniał jak śnieg

martwił się o rentę nie rządca lecz włodarz

jedno słowo "maluczko" krzyczało szeptem

biegły po ciemku panny głupie

a ciało jak ciało było mdłe

szukam ewangelii

kiedy dzieciństwo było jak zawsze raz tylko

Święty Antoni Padewski Ratowniku Pośpieszny

Niech utyje chwała Twoja - niech się znajdzie zguba moja

1986, 1988

Rana

Rany Twej lewej stopy nie widzę na krzyżu

przykryta stopą prawą - by nie oglądano

trudno sekretu dyskretnym dotrzymać

aniołowie na trąbkach zaraz wydmuchali

że tak się stało

do niej się modli przetrącone szczęście

kolaboranci nielegalna miłość

ten kto na starość przyszedł się wypłakać

że trudniej kochać bliźnich niż małego brata

pobitych rana - ta której nie widać

modli się święty Józef z mokrą lilią w ręku

i sikorka bez pary co idzie spać sama

1986, 1994

Dziadek

O wielką miłość nie proszę Ciebie

ale o taką jak M-1

jak kawalerka czyli pokój z kuchnią

pomiędzy piekłem i niebem

o zwykłą

co ciągnie szczęście za nogę

o miłość co się miłości uczy

o taką z innego świata

z fotografii lewicującego dziadka

co wczoraj nos opuścił

wykurza kurze

Boże małych miłości co żyją najdłużej

1986, 1994

Powrót

Odejść od świata - zanurzyć się w Bogu

a potem znowu być tutaj z powrotem

aby powiedzieć - Już widzę odwrotnie

to co nieważne takie ważne teraz

jak jedno pióro wilgi zgubione w Afryce

jak kasztan co spada i puka do grobu

chłopcu co chrząszcza odnalazł martwego

co miał na krótko dwa wąsy zuchwałe

szepnąć - Patrz dojrzał do dalszej podróży

świętą Agatę budzi na dobranoc

Wszystko umiera co jest nieśmiertelne

ludzie rośliny zwierzęta skazane

deszcz błazen co zlał się na zegar słoneczny

smutna wierność na zawsze ale nie na co dzień

Odejść od świata - zanurzyć się w Bogu

i znowu potem powrócić na ziemię

uścisnąć małpę i ostre kamienie

żółwie bo idą najwolniej do ślubu

Wszystko co przyszło z Niewidzialnej Ręki

widzieć kobietę co biega po dworcu

czeka na tego który nie przyjechał

płacze i nie wie że tak się stać miało

bo miłość starsza od nas i większa niż szczęście

Bocian w gnieździe otwartym obraca się w słońcu

by stale swym cieniem pisklęta zasłaniać

mądrość też starsza od nas - więc czemu się boisz

- nie dręcz nad uchem jak mąż wystudzony

- przecież mogliśmy się tutaj nie spotkać

Kto wrócił stamtąd - nie pyta dlaczego

1986, 1994

Beze mnie

Niosłem swoją wiarę niewierzącym

pułkownikowi który mnie wylał na zbitą głowę

profesorowi który żartował - zakonnicy

chodzą już w adidasach

ale gęsi boso

pani prezes która śpiewała przez telefon

dzień się złamał wieczór się zestarzał

wszyscy w dołku - głupieją uczelnie

- mój Boże po co się wtrącałem

w to co zrobisz lepiej beze mnie

`rp

1986, 1994

Uciekaj

Abstrakcjo bierna

co uciekasz od człowieka

od ludzkich przeżyć

od dowcipu

od nerwów

smutku co szuka przyjaźni

wiary na dobranoc

od Mickiewicza który chrzcił swoje dzieci

w Paryżu wodą z Niemna

od dziewczynki co w lipcu o centymetr urosła

od Boga któremu ludzką zapuszczono brodę

uciekaj

tam gdzie diabeł ma swoje młode

1986

Wiara

Biło serce w gardle

Już odszedł - beczałem

Ktoś nie wiedząc chwycił mnie za ucho

rzucił jak koc na ziemię -

- Ucz się wiary - krzyczał

Pokazałem mu język

bo wiara to nie nauka

- to doświadczenie

1986

Sześć listków

Wuj sznur przygotował

żeby się powiesić

jak żyć - kiedy czarne wszystko

ale to nieprawda

przybiegła przylaszczka

pod nos mu podetknęła

sześć niebieskich listków

1987

Róża

Lilie półnagie

chabry nieczesane

kaczeńce jak kaczuszki co stanęły boso

wszystkie pietruszki jawnie rozebrane

A jednak święty Józef

dąsa się wyraźnie

gdy Matce Bożej

różę wystrojoną niosą

1987

Wygnani

Biblia milczy czy się Adam z Ewą całowali

bardzo wielu współczesnych nic to nie obchodzi

chociaż najpierw się żyje a potem pomyśli

a jednak jak to było w sam raz poza bramą

może mówili patrząc w czarne gwiazdy złote

chyba tutaj także będziemy się kochać

miłość za nami biegnie choć nie ma doświadczeń

trudniej po raju niż po ziemi chodzić

nie wiedzieli nawet jak w oczy popatrzeć

czy od razu całować czy ukryć wzruszenie

a miłość tylko jedną można wszędzie spotkać

przed grzechem i po grzechu zostaje ta sama

1987, 1989

Do księdza Bronisława Bozowskiego

Można kochać i chodzić samemu po ciemku

z przyjaźnią jest inaczej - ta zawsze wzajemna

księże Bozowski patronie przyjaźni

z nosem swym i uśmiechem ukryłeś się w niebie

ktoś dzwoni długo stuka

znów pyta o ciebie

1987, 1989

Nie bój się

Nie bój się kochać jeśli tylko wierzysz

Matka Boska Królową więc Jej ziemia cała

przetrzyma ustrój przeżyje rozstanie

serce jak stary Werter zdolne do cierpienia

a miłość daje to czego nie daje

więcej niż myślisz bo jest cała Stamtąd

a śmierć to ciekawostka że trzeba iść dalej

1987, 1989

O cokolwiek zapytasz

Czemu serce jak żebrak

gdzie indziej istnienie

wierna miłość nietrwała

ślub co przeszedł obok

czemu święty i grzesznik w tym samym pewexie

niepewność świętych jaka łaska grozi

czemu łza opiekunka do gardła mi wpadła

bo szczęście się urwało nie wiadomo po co

o cokolwiek zapytasz

trzepnie cię milczenie

Bogu nie stawia się pytań dlaczego

1987, 1989

Śnieg

Świat stracił wiarę

spochmurniał

zagłady wiek

dziewczynce w zeszycie do religii

różowy pada śnieg

huknęło spochmurniało

już nawet Anioł Stróż

przyjezdny nietutejszy

a dla niej wciąż wesoły śnieg

bo wierzy po raz pierwszy

1987, 1989

Nocą

Nocą modlił się w Ogrodzie Oliwnym

sam na sam z Aniołem

jak z dziewczynką w bieli

trzej najbliżsi

wybrani zasnęli

kogut wrzasnął nad ranem

biegło serce nie wybrane

takie nie śpi

1987, 1989

Ryczał

Ryczał na cztery strony że miłość odeszła

miała być zawsze a była za krótko

miała być jak mercedes a była jak moskwicz

nawet wiatr co na nas gwiżdże

rozpłakał się w studni

głuptasie nie wybrzydzaj

wystarczy że przyszła

1987, 1989

Bóg

Kto Boga stworzył

uczeń zapytał

ksiądz dał się przyłapać

poczerwieniał nie wie

A Bóg

chodzi jak po Tatrach w niebie

tak wszechmogący że nie stworzył siebie

1987, 1989

* * *

Kiedy się rodzi

rodzina z radości skacze

mamusia dumna

tylko on płacze

Kiedy umiera

najbliżsi chlipią

siedzą jak na pomniku wrony

tylko on zadowolony

1987, 1990

Rozmowa z cudowną figurą

- Wcale nie jesteś cudowna

westchnął

masz nieforemną głowę

szorstko cię ociosali

przynajmniej o półtora centymetra za długi palec

- Mój ty cymbale - pomyślała

Cudowna - bo mnie ludzie pokochali

1987, 1990

Nowalijki

Wiara gdy jeszcze nie umiemy wierzyć

nadzieja gdy jeszcze nie umiemy ufać

miłość kiedy jeszcze nie umiemy kochać

śmieją się świeże pąki

nowalijki listki

że starość przychodzi po wszystkim

1987

List

Właśnie dostałem list

na cztery bite strony

z wymalowanym sercem

wyczytałem że będę szczęśliwy

więc przychodzę do Ciebie

Jezu frasobliwy

bo już tylko cierpienie może mi pomóc

1987

Płacz

Znajdzie Ciebie ten kto nie szuka

nie prosi nie kołacze

byle powiedział ale ze mnie... lufa

i ryknął płaczem

1987

Minister

Dzieciństwo - jeszcze dalej

młodość i jeszcze dalej

starość i tak dalej

więc bliżej

przyszedł minister

pozamieniać kacyków

i wyciągnął nogi pod krzyżem

1987

Czemu

Czemu się urwałem czemu mnie nie było

czemu jak strażak biegłem nieprzytomnie

stale w drodze jak Kolumb który szukał pieprzu

nim wróciłem był Jezus

i pytał się o mnie

1988, 1989

Niecierpliwa

Miłość niecierpliwa

nie na zawsze

za mała

pożal się Boże

w dawnych listach została

ślamazara

skończyć się nie może

rodzi się od razu

umiera za długo

1988, 1989

Bez kaplicy

Jest taka Matka Boska

co nie ma kaplicy

na jednym miejscu pozostać nie umie

przeszła przez Katyń

chodzi po rozpaczy

spotyka niewierzących

nie płacze

rozumie

1988, 1989

Korona

Tulić Jego głowę z pierwszymi włosami

w Betlejem pod gwiazdą uprzejmie schyloną

w Nazarecie głaskaną Maryi rękami

kto przytuli do siebie z koroną cierniową

1988, 1989

Rany

Mówią że Cię poznano przy łamaniu chleba

raczej po ranach rąk Twych które go łamały

chleb niewidoczny jak tajniak na co dzień

być albo nie być nie dla nas pytanie

tylko Ty jesteś

obraca się ziemia

miłość oddala bo za bardzo zbliża

chleb tak jak serce o wiele za małe

rany świadczą więcej niż ręce rozdały

1988, 1989

Akacjo

Akacjo z lat sztubackich

obdzierana z liści

kocha lubi szanuje - pytano

pokaż

oskubana jak Polak

uspokój nieprawdę

serce potrzebne nawet kiedy nikt nie kocha

mniej samotne wtedy kiedy jest samotne

1988, 1989

Cierpliwość

Cierpliwość - spokój że przecież się stanie

miłość - z Niewidzialnym milcząca rozmowa

radość - Jego ręce

pokora - to On właśnie przed ludźmi się schował

śnieg - wdzięczność do końca

bo całuje groby

Krzyż - kiedy miłość idzie za daleko

1988, 1989

Kiedy mówisz

- Aleksandrze Iwanowskiej

Nie płacz w liście

nie pisz że los ciebie kopnął

nie ma sytuacji na ziemi bez wyjścia

kiedy Bóg drzwi zamyka - to otwiera okno

odetchnij popatrz

spadają z obłoków

małe wielkie nieszczęścia potrzebne do szczęścia

a od zwykłych rzeczy naucz się spokoju

i zapomnij że jesteś gdy mówisz że kochasz

1988, 1989

Kukułka

Kukułka kuka tylko do Szkaplerznej

cichnie wieczorem szesnastego lipca

Bóg podpowiedział nigdy nie zapomni

kiedyś o dniu Twym wszyscy pamiętali

Karmelitańska Mamusiu Najświętsza

w miesiącu który pamięta o Annie

szkaplerzem strzegłaś

nawet zająca co burzę rozśmiesza

choć komputer zapomni

kukułka pamięta

1988, 1989

Odpowiedź

Ręce mi swoje podaj na dzień dobry

drogą krzyżową poprowadź w południe

gdy dzień jak młodość - pochyli się nisko

z katechizmu przepytaj wieczorem

potem do ucha powiedz na dobranoc

jaka mała odpowiedź na wszystko

1988, 1989

Anioł

Są chwile kiedy się odchodzi

od Aniołów Stróżów nawet Cherubinów

od tych co wysoko

od tych co w pobliżu -

do Jezusa człowieka

niziutko na ziemi

Anioł nie zrozumie nie wisiał na krzyżu

i miłość zna łatwą

skoro nie ma ciała

1988, 1989

Prostuje

Nie wiem co było nie wiem co się stało

wstyd mnie ogarnął

od łez w oczach ciemniej

i tyle grzechów razem zapłakało

jakby Bóg zstąpił

i ukrył się we mnie

potem już tylko pacierz

co prostuje wiarę

dziecko co tak kocha

że nic nie rozumie

1988, 1989

Ile

Ile stracisz spokoju na dobranoc

ile faux pas popełnisz

jak niedyskretny anioł

co nie mówi dobrze o każdym aniele

zapomnisz nawet że Bóg wie wszystko

jeśli wyskoczysz z pyskiem za szybko

1988, 1989

Tylko dla dorosłych

Ile się o Stalinie mówiło

na kocią łapę żyło

z żalu za grzechy nie wyło

zanim sumienie ruszyło

1989

Mój Boże

Sikorka co podrosła biskup co zmizerniał

pani co włosy suszyła ręcznikiem

a teraz mężowi w domu suszy głowę

wołała "mój ty piesku"

a teraz nie woła

bo miłość nieszczęśliwa ucieka od szczęścia

wytresowana oswojonych gryzie

oślica która bardziej dziwi

nie wtedy gdy mówi ale kiedy milczy

stryj co po śmierci wpadł nagle do domu

przy partyjnym zięciu usiadł niewidzialny

przyszedłem ukląkłem pytałem mój Boże

dlaczego jest niewiara gdy wszystko być może

1989

Wierzę

Wierzę w radość ni z tego ni z owego

w anioła co spadł z nieba by bawić się w śniegu

w serce co chce wszystkiego i jeszcze cokolwiek

w uśmiech

że ktoś wymyślił sobie koniec końców

i jeszcze mówi po co i co dalej

w matkę co zniknęła za furtką ogrodu

w Boga prawdziwego bo już bez dowodów

takiego co nie lubi teorii o sobie

1989

Czemu

Czemu w mordę dostałem

filozof zapytał

zgubiłem maskotkę od niej

drobiazg rozpacz mała

słonik

wyleciał gdy myślałem w pociągu podmiejskim:

nie ma grzechów średnich lekkich i powszednich

gdy miłość zdenerwujesz każdy grzech jest ciężki

1989

Jesteś

Jestem bo Jesteś

na tym stoi wiara

nadzieja miłość spisane pacierze

wielki Tomasz z Akwinu i Teresa Mała

wszyscy co na świętych rosną po kryjomu

lampka skrupulatka skoro Boga strzeże

łza po pierwszej miłości jak perła bez wieprza

życia ludzi i zwierząt za krótka choroba

śmierć co przeprowadza przez grób jak przez kamień

bo gdy sensu już nie ma to sens się zaczyna

jestem bo Jesteś. Wierzy się najprościej

wiary przemądrzałej szuka się u diabła

1989

Wiersz dla dzieci o mędrcach

Przybyli mędrcy

plackiem padli

złożyli dary

odjechali

wół miał pretensje:

powinni zaraz wziąć Jezusa

ukryć

ratować Go przed wrogiem

przed panem diabłem i Herodem

Kasprze Melchiorze Baltazarze

wół dyskutował tupał szurał

puknij się w głowę rzekł osiołek

bo przecież Matka Boska czuwa

1989

Poznaję

Poznaję Ciebie bo masz swe humory

niebo obok czyśćca a piekło od zaraz

i Ty mnie zauważasz

bo mam krzywe serce

to znaczy wiele uczuć które mnie prowadzą

błądzimy grzeszymy

i trzaskamy drzwiami

gdy wady nam uciekną

to się nie poznamy

1989

Kłopot

Przyszedł

mówił że się zmartwił

pytam: co takiego

- nie zawsze się szczęści -

trochę nie na temat odpowiedział na to

- przyśnił mi się nocą właśnie ksiądz po śmierci

milczał

nie wiedziałem z jakiej zacząć strony

a on skurczył się jeszcze jak lew przeziębiony

1989, 1994

Stopniowanie

Pięć kropli deszcz ulewa

coś niecoś kawałek kawał

kanonik prałat zawał

1989

Na Złote Gody

Drodzy państwo niech każdy z radości zaszlocha

ile sporów po których na lody chodzi się osobno

rumianków na dobranoc morałów nad ranem

bo żona wciąż za mało teściowa za dużo

ile min gdy się wstawało jak kogut do boju

to co niby na niby ale trochę dalej

to co zaraz a wtedy o wiele za bardzo

i to co nie do końca jak życie w ogóle

wszystko potem jak nogi krzywe ale swoje

małpa z małpą się kłóci jeśli małpę kocha

1989

Zmartwienie

Jezu - martwił się proboszcz -

głosisz tylko prawdę

nie wyjeżdżasz na zachód by kupić mieszkanie

w Rosji już zmiękło

a Ty wciąż w ukryciu

nie budujesz kościoła z pustaków

lecz z żywego serca

nie odkładasz na wszelki wypadek

jak Ty sobie dasz radę w życiu

1989, 1995

Nic nie wiedzieć

Być kochanym i jeszcze nic nie wiedzieć o tym

stale jedną herbatę ustawiać na stole

mieszać jedną łyżeczką

kupić jeden bilet

samemu odwiedzać w Zoo gruboskórne słonie

pocieszać się że zając biega pojedynczo

że czasem narzeczony całuje jak ryba

tymczasem Ten co kocha prosto z nieba idzie

białe kwiaty poziomek niesie z głębi lasu

drozda borówki koźlaki życzliwe

tymianek co podobny wciąż do macierzanki

ciszę która nawet każdy grzech poprawia

stworzył dookoła pięć miliardów ludzi

i stale jednego szuka aby z nim się spotkać

być kochanym i jeszcze nic nie wiedzieć o tym

żeby było do twarzy zasypuje śniegiem

stara się o choinkę niby od nikogo

mówi że trzeba odejść żeby nie przeminąć

zaprasza na spotkanie prawie po kryjomu

nad wodę w noc jesienną gdzie cieplej niż w polu

i opera żab swojskich niewielka lecz piękna

i księżyc przypadkowy co nie wie co będzie

prócz jednego że się nigdy nie powtarza szczęście

być kochanym i jeszcze nic nie wiedzieć o tym

lecz samotność to kuzynka najbliższa miłości

a miłość wciąż za duża by całą ją widzieć

i już nie wiesz do końca bo wszystko jest obok

a śmierci nigdy nie można uwierzyć

1989, 1990

Zaczekaj

Kiedy się modlisz - musisz zaczekać

wszystko ma czas swój

wiedzą prorocy

trzeba wciąż prosząc przestać się spodziewać

niewysłuchane w przyszłości dojrzewa

to niespełnione

dopiero się staje

Pan wie już wszystko nawet pośród nocy

dokąd się mrówki nadgorliwe spieszą

miłość uwierzy przyjaźń zrozumie

nie módl się skoro czekać nie umiesz

1989

Boże

Boże którego nie widzę

a kiedyś zobaczę

przychodzę bezrobotny

przystaję w ogonku

i proszę Cię o miłość jak o ciężką pracę

1989

Skępe

Panienko Najświętsza

Nastolatko ze Skępego

z rączkami na sercu

żal mi szkoły zeszytów

dawnej gumki w piórniku

nie Królowo jeszcze

Królewno

1989

Czekanie

Popatrz na psa uwiązanego przed sklepem

o swym panu myśli

i rwie się do niego

na dwóch łapach czeka

pan dla niego podwórzem łąką lasem domem

oczami za nim biegnie

i tęskni ogonem

pocałuj go w łapę

bo uczy jak na Boga czekać

1989

Święty

Wielcy grzesznicy płaczą na całego

niejednemu dali się we znaki

przyszedł święty

fukał jak kotek

bo miał grzech byle jaki

1989, 1993

Nie tylko my

Czytamy - Bóg tak umiłował świat...

a więc nie tylko ludzi

ale i pliszkę

odymioną pszczołę

jeża eleganta wprost spod igły

nawet muła ni to ni owo

bo ani to koń ani osioł

(żal że go człowiek stwarzał

żyje jak kawaler co się nie rozmnaża)

gruszę co kwitnie zaraz przed jabłonią

liście konwalii prawie bez ogonka

cielę co za matką się wlecze

a my tak czulimy się do Boga

jakby On miał nas tylko kochać na świecie

1989, 1990

Wybaczyć

Święty Tomaszu niewierny

ze mną było inaczej

On sam mnie dotknął

włożył dłonie w rany mego grzechu

bym uwierzył że grzeszę i jestem kochany

Bóg grzechu nie pomniejsza ale go wybaczy

za trudne

i po co tłumaczyć

1990

* * *

- Janinie Haubenstock

Jaka to radość

pomagać

dźwigać

biec do chorego z wywieszonym językiem

własne swe serce nieść jak gorączkę

rozdawać

i wciąż się czuć

bezradnym

być niczym

by Pan Bóg mógł działać

wszystko jest wtedy

kiedy nic dla siebie

1990, 1996

Piosenka ludowa

Głuchy kamieniu

ile gaduł plecie o milczeniu

modlitewniku pełen pacierzy

diabeł nie tańczy kiedy się wierzy

głogu czerwony jak krew głęboka

osa pogryzie kiedy cię kocha

1990

* * *

Jarzębiny przy drogach coraz rzadsze

młodości co mówisz: tyle jeszcze czasu

miłości co zapewniasz: nigdy cię nie kopnę

ile spodni już pękło co miały być zawsze

1990

We dwoje

Przeżyć samotność chociaż jest się razem

nie dziw się że bliski staje się daleki

milczą za gęsto rosnące topole

dwie obok siebie niespokojne rzeki

jest Pan do którego się bardziej należy

stąd to milczenie gdy się jest we dwoje

1990

Krótka i długa

Miłość krótka zaboli jak odcisk nie w porę

jak jęczmień co czerwienieje gdy na deszcz się zbiera

- zresztą dajcie mi spokój

tłumaczy się sama

najgorsza miłość długa ale nie do końca

1990

Nie do wiary

Ile tego dokoła

anioł co mnie krzyżykiem od diabła odgrodził

kamień najstarszy młodszy od milczenia

ten kto tego napotkał z kim musiał się spotkać

choć wyszedł boczną furtką trochę od niechcenia

barwinek co tak się zmarszczył że deszczu nie będzie

pani co dwa razy szaleje raz kiedy kocha raz kiedy siwieje

gwiazdy co zawsze razem bo całkiem z osobna

mól co cztery razy gryzie a potem ucieka

i wszystko wyznaczone nie dalej nie więcej

ciało włócznią przebite niewidoczne w chlebie

tyle nie do wiary by uwierzyć w Ciebie

1990

Problem

Prosiła dla siebie o świadectwo zgonu

- A po co to pani?

- Kiedy umrę, jak ja to załatwię?

1990, 1994

Więcej

Przyszła samotność

płaszcz

ręce trzymające owieczkę

otworzył katechizm i mówił

- za mało w tej książeczce

ściągawka do religii

tak pewna że za łatwa

nie pytać

nie odpowiadać

tylko zdumiewać się więcej

tym co rozumie i nie rozumie serce

1990

On

Zatrzymał się

cień pod oknem

nade mną chmury wędrowne

udam że mnie nie ma

zapomnę

puka

znów nie otwieram

myślę: - Późno ciemno.

- Kto? - pytam wreszcie

- Twój Bóg zakochany

z miłością niewzajemną

1991

Rozstania

Tak długo byli razem tak wiele łączyło

ciała nawet na odległość całowali w liście

lecz rozstania przychodzą nagle i tak sobie

jeżeli Bóg rozdzieli to potem pojedna

najdłuższe to rozstanie po którym się żyje

jakby serce pękło i nic się nie stało

rozstania co przychodzą gdy nic nie wiesz o tym

i w taki sposób że nikt nie rozumie

nawet żyrafa co się wydłuża aby coś widzieć

lecz zwierzę za dyskretne

nic ludziom nie powie

1991, 1995

Na chwilę

Miłość na zawsze

najdłuższa

co miała przetrwać lat tyle

śmierć

burze

z fiołkiem w kubeczku

świnia

przyszła na chwilę

1991, 1994

Wiersz z banałem w środku

Nie bój się chodzenia po morzu

nieudanego życia

wszystkiego najlepszego

dokładnej sumy niedokładnych danych

miłości nie dla ciebie

czekania na nikogo

przytul w ten czas nieludzki

swe ucho do poduszki

bo to co nas spotyka

przychodzi spoza nas

1991

Dziwią się

- Waldemarowi Smaszczowi

Dziwią się duchy ogromne

wielkie duże małe

może się Pan Bóg pomylił

gdy łączył miłość z ciałem

patrzą spod ciemnej gwiazdy

na jawnogrzesznicę ziemię

a miłość ciała poi

świętym wzruszeniem

gładzi ręce włosy

przez łzę zagląda do oka

- mój ty śmiertelny głuptasie

nie mogę cię przecież nie kochać

1991, 1992

Chroń

Ośle z aniołami

tęskniący Zacheuszu na zielonym drzewie

czwarty mędrcu coś poszedł na skróty i za późno stanąłeś w Betlejem

asceto z tylną częścią nagą

uśmiechu

chroń

przed absolutną powagą

1991

Wyznanie

Nie straszył mnie nietoperz

dziadek na orzechy jak zbój

ulice dłuższe nocą niż w dzień

kiełbasy co się wieszają

diabły prawidłowo kulawe

groźny łoś co z gałązek strąca tylko pąki

socrealizm katolicki

tego się bałem

1991

Wiersz staroświecki

Zbudziłem czas przeszły dokonany

gwizdkiem znalezionym w szufladzie

sygnetem z herbem Ogończyk

chodzę teraz nad rzeką

zieloną jasną czarną

umarli są przy mnie żywi

istnieją skoro ich nie ma

mówią o ostatnich nowościach

Prusie Orzeszkowej

miłości Tetmajera

siadamy wszyscy na ławce

jak gdyby nigdy nic

pytam

- kim pan jest

- niewierzącym sprzed stu pięciu lat

a śmierć na śmierć nie umiera

1991

Kiedy

Kiedy deszcz przyjdzie porozmawiać z ziemią

żuki nie wyjdą pocieszyć na drogę

na strachy nocne

na niepogodę

tym co są dla siebie lecz się nie zobaczą

tym co przegrali więc tym bardziej znaczą

daj Boże szczęście

1991, 1993

Spór

Wielki spór o Boga w licealnej klasie

pytania chłopców twarde

a dziewcząt piskliwe

uśmiech przekory

jeszcze przed rozpaczą

także święty Augustyn miał kłopoty z wiarą

nawet szczęście nie wierzy że jest już szczęśliwe

jest krzyż wiary

jest i krzyż niewiary

wie o tym

Jezus

proszący o ciszę

zrozumie obejmie

rękami obiema

już wierzysz - kiedy cierpisz że Go nie ma

1991, 1992

Takie proste

Matka moja tak święta że tylko przez skromność

w naszym domu rodzinnym nie czyniła cudów

odeszła - czuwa niewidzialna

to przecież takie proste wątpliwości nie ma

wiadomo miłość na śmierć nie umiera

zostać niewidocznym nie szkodzi nikomu

świat prawdziwy gdy mniej w nim widocznych pozorów

to co widzimy może być zmyślone

jak zęby sztuczne w ustach równo ustawione

w marcu szafirek niebieski kubeczek

podnosi w górę - potem z nim się schowa

i tyle niewidocznych kochanków na świecie

tych co za późno i innych - za wcześnie

wrzosów co mają zwyczaj kwitnąć jednocześnie

żeby się pokazać i odchodzić razem

gdy czas biegnie jak kuna od wiewiórki szybsza

tego co się kocha widzieć się przestaje

to tylko porzekadło - jak słuszne mniemanie

że wolą dwóch starszych panów niż dwie starsze panie

1991

Nie martw się

Nie martw się że chociaż kochasz

nie piszą do ciebie

nie dzwonią

termometr opadł a nikt ci palta nie zapiął pod szyją

w szafie mól lub inaczej nieudany motyl

tutaj nawet na zawsze

jest tylko stąd dotąd

serce które kocha

nie jest już niczyje

kobieta sama rzadko bywa sama

wiem - to banał

lecz w banale nie banał się kryje

mądra pszczoła powraca często z oślej łąki

nieraz mali poeci dobrej sprawie służą

1991, 1992

Długo

Wszędzie tylko słychać - kazanie się dłuży

gość siedział godzinę w dodatku nie w porę

list szedł jak żaba z żabą powoli ze smutkiem

za długie szczęście za długie rozstanie

piekielnie długi spacer pod rękę ze sobą

za długo Pan Bóg milczy za długo komunizm

nie spałem bo sąsiad uparty

święty cichy obrazek przybijał do ściany

o moje życie długie i stale za krótkie

a to co na krótko może być na zawsze

1991

Smutek

Od małpy gorsza małpa która się rozpłacze

od kruka - taki co na księdza kracze

od rozpaczy gorszy smutku cichy kotek

co nawet wszystkim świętym popsuje robotę

1991

Mało czasu

Święty Stanisławie Kostko

opisany w książkach

żyłeś krótko Jezusem przejęty

jak mało nieraz czasu żeby zostać świętym

1991

Zanim przyszła

Gdy mamut mruczał w raju

pięć słoni straszyło

wielkie oczy i cztery skrzydła ważki

wiatr nieśmiały a podrywał drzewa

kiedy jeszcze ziemskiej miłości nie było

nikt nie mówił kocham a potem - zabij mnie lecz nie nudź

jak spokojnie spał Adam zanim przyszła Ewa

1991

Prośba

Sam nic nie czyniłem dobrego

ani mniej ani więcej

to tylko anioł rozdawał

czasami przez moje ręce

kochać też nie umiałem

wiernie ani niewiernie

ktoś inny lepszy

kochał przeze mnie

dogmatów nie rozumiałem

rano w południe w nocy

ufam że wytłumaczysz

kiedy mi zamkniesz oczy

1991

O ukrytym

Nawet niebo z nocami czarnymi

uśpi dzieci z buldogami groźnymi

nawet burza nas oczyści umyje

matka poda garnuszek obszyje

tylko często Jezusa biednego

na ołtarzu zostawiamy samego

1991, 1993

Ubogi

Kocham kościół ubogi

zagrożony

jak bocian na cienkiej nodze

w głodującej Afiyce

z dziewczynką do pierwszej Komunii

w cerowanej sukience

- nie bój się

święty Józef trzyma go jak golasa za ręce

kocham kościół nieśmiały

Boży

z tacą na której ktoś guzik położył

gdzie śpiewają modlą się o księży

a banan przy rozbieraniu pokazuje język

różne są serca kraje

gałgany ścierki szkarłaty

zgubił się Jezus na dobre

w kościele bogatym

1991

Życie

Życie nie dokończone

gdy oczy ci zamkną i zapalą świecę

miłość spełnioną i nieudaną

płacz

między mądrością i zabawą

Bożej powierzam opiece

1992, 1995

* * *

Obłoki przyjaźnie rozstania

udane nieudane

to o czym jeszcze nie wiesz

wszystko darowane

1992

Ten sam

Ten sam księżyc chodzi po pokoju

późne komary więc łagodna zima

jęczmień poczerwieniał uzbierany w deszczu

kaczki ziewają

jeszcze jestem

wszystko to samo

tylko nie kocha się nigdy jak przedtem

1992

Kicz

"Wpisuję się pośrodku

bo cię kocham kotku"

tak dużo mało

z dwojga serc pozostało

1992, 1994

Bałem się

Bałem się oczy słabną - nie będę mógł czytać

pamięć tracę - pisać nie potrafię

drżałem jak obora którą wiatr kołysze

- Bóg zapłać Panie Boże bo podał mi łapę

pies co książek nie czyta i wierszy nie pisze

1992

Co potem

Co potem - to co zawsze

poznikało tylu

śmierć zajdzie starszym z przodu

a młodszym od tyłu

takie są początku prawidła niebieskie

nikogo nic nie dziwi. Poprzez życia bramę

przed chwilą przeszedł ktoś zbawiony z pieskiem

szli razem szukając Boga lepszego od ludzi

rozgląda się po kątach a taki wzruszony

jak chłopak co na choinkę poleciał do szkoły

lub ten co niesie serce wyciągnięte z piekła

kochamy nazbyt często gdy kochać nie można

a miłość im głupsza tym bardziej ostrożna

Wchodzą w Pana naszego królestwo ubogie

doktoraty na zimno chrupie mysz pod progiem

a to co zrozumiałeś to już nie jest Bogiem

1992, 1994

Nie tylko o czaplach

Piszę o czaplach co wstają jak poranne zorze

o jeżu co ma oczy wystające

o morelach co pochodzą od dziadka migdała

śmiejąc się że mają drzewa ginekologiczne

o słoniu co ma problem bo usiąść nie może

o kundlu bliskim sercu bo wyje po trochu

Boga najłatwiej znajdziesz nie pisząc o Bogu

1992

Dlaczego

Dlaczego

stworzyłeś

naszą radość niepokój

naszą rozpacz i dowcip

nasze szczęście nieszczęście

z niczego

1992

Jak jest

Jak jest z dzieckiem

co schodzi na ziemię

z pępkiem jak wzruszeniem

człowiek wie że umiera

nie wie gdy się rodzi

nieprawda że reszta

całość jest milczeniem

1992

Już

Już po ślubie. Odchodzą

ona cała na biało

on jak pompa w ogrodzie

byle ich nie dobił

pocałunek na co dzień

1992

Sen mara

Sen mara Bóg wiara

lecz nic się nie śniło

poprzeczka pnie się w górę

cynamon odmładza

księżyc lizus wschodzi

serce klęka przy sercu by człowiek się rodził

sójka się zbyt długo wybiera za morze

chcemy dobrze od zaraz

pożałuj nas Boże

1992, 1994

Odeszła

Czy miłość co odeszła raz jeszcze powróci

czy przejdzie przez pokój jak pies oswojony

na dzień dobry niedobry potrąci nas nosem

przypomni stare listy czy Boga przeprosi

że przyszła jak dama odeszła jak chamka

1992

Pisała

Nie sądź miłości nie oskarżaj żadnej

nie wybrzydzaj zbyt wielka więc się nie nadaje

tak czysta że ją tylko ocala rozstanie

miej litość dla niewzajemnej biednej

co wydała się tobie jak but niepotrzebny

uszanuj półidiotkę dokładnie od rzeczy

taką która umarła i jeszcze się leczy

sto lat temu pisała moja babka w listach

1992, 1993

Bóg czyta

Bóg czyta wiersze na śmierć zapomniane

od razu ważne nie prosząc nikogo

jak bocian co wpadł na pomysł by pozostać sobą

tak bliskie że nie drukowane

takie co nie chciały podobać się sobie

jak dziób co miał zapiać lecz schował się w rowie

nie miały szczęścia ni siły przebicia

umiały tylko kochać uciekając z życia

niemodne jak Kopciuszek z paluchem w popiele

to co nowe najszybciej się zawsze starzeje

nie wystrojone jak praszczur od święta

tak zapomniane że Pan Bóg pamięta

1992, 1994

Słowik skowronek

"Chcesz już odejść? Jeszcze ranek nie tak bliski

słowik to - nie skowronek się zrywa -

co noc nam śpiewa skacząc na gałązce"

mówiła Julia by miłość na dobre zatrzymać

Romeo westchnął - "Nie to już skowronek

poranek dzień się zaczyna"

tak Romeo i Julia nie patrząc na zegar

poznawali po ptakach która godzina

1993

Przetrzyma

Wzrusza mnie niebo

ciemne nie zawsze niebieskie

koper przydeptany

zwyczajna piosenka

znowu nie lekka

ale ciężka zima

baranek co ssąc matkę

pobożnie przyklęka

miłość tak poraniona

że i śmierć przetrzyma

1993

Mniej więcej

Ach te słowa - mniej więcej

powtarzają je od niechcenia

tak sobie

byle jak

przekazują jak niezdarne ręce

kto zrozumie

kto wytłumaczy

że mniej to znaczy więcej

1993

Nie martw się

Nie martw się

że się Kościół przewróci

że znów grzesznik

wierci dziurę w niebie

magistrze doktorze docencie

nie martw się o Boga

ale o siebie

1993, 1995

Rozmyślania wujka po świętach

Święta, święta i po świętach

nikt już o nich nie pamięta:

Zjadłem placki, zjadłem babki,

całowałem ciocię w łapki.

Zjadłem wilię, zjadłem barszczyk

i już jestem o rok starszy,

po śledziku i sardynce

w pustym miejscu po choince.

1993

Pomyśl

Pomyśl czy przyszło ci kiedy do głowy

że błękit jest czasem siny czasem granatowy

bywa jak lazur lub jak kraska modry

cieszą się święci w górze na dole pies z pieskiem

że nawet niebo nie bywa niebieskie

1993

Do albumu po raz drugi

Nie czekaj na wzajemność

telefon i róże

gdy ciebie nie chcą

nie piszcz, nie szlochaj

najważniejsze przecież że ty kogoś kochasz

czy wiesz

że łzy się śmieją kiedy są za duże

1993, 1994

Jeśli nie do końca

Jeżeli kochasz

tydzień

dwa miesiące

nawet przez pięć lat

pisząc

"Wisienko kochana

wyję prosto do ciebie

jak jamnik od rana"

cierpliwy jak baranek

co na klęczkach swoją matkę ssie

kto do końca nie kocha

ten odchodzi paskudny

i wszystko źle

1993

Modlitwa

Święta dziewczynko z zapałkami

chroń nas przed staruchami

co płaczą że wszędzie zło

martwią się że nas okłamują

nie mówiąc nam o tym

a nas cieszy pole różowe

kiedy wschodzi zboże

nagietek który przekwita w październiku

pszczoły dokładnie złote

leszczyna co wydaje jednocześnie kwiaty i orzechy

spotykamy się z Matką Boską w ogrodzie

żyjemy z kundlem na co dzień

czujemy niewidzialne ręce

widzimy dalej

i więcej

1993

Pokrzywa

Jan rzadko kiedy chorował

żył lat dziewięćdziesiąt szczęśliwie

mówiono na pogrzebie, że się kąpał w pokrzywie

1993

Dziurawiec

Dziurawiec - posłuszne ziele

w noc świętojańską zakwita

dar wprost z bożej apteki

leczy wątrobę jelita

o jakże dla nas łaskawe

są twoje listki dziurawe

1993

Kminek

Dziękuję ci kminku dziękuję

że chleb z tobą lepiej smakuje

rośniesz dyskretnie nieśmiało

nie chcesz by cię podziwiano

1993

Malina

Malina dzieciństwo przypomina

dom rodzinny z chorobą kłopoty

babcię co dawała na poty

1993

Mięta

Mięta lubi kocha szanuje

chłodzi odkaża ratuje

1993

Nagietek

Nagietek niewielki jak łokietek

z kwiatami pomarańczowymi

od czerwca da października

leczy więdnie usycha

myśli o innych chorobie

zapomina o sobie

1993, 1994

Róża dzika

Nie dzika - oswojona

jak stara dobra żona

kiedy jest bardzo źle

da witaminę Ce

1993, 1994

Szałwia

Szałwia czerwona szalona

ma dla nas jednak względy

nie całując gęby

leczy nam dziąsła i zęby

1993

Nie jak ale dlaczego

Dlaczego krzyż

uśmiech

rana głęboka

Widzisz

to takie proste

kiedy się kocha

1993, 1995

* * *

Zamyślił się szczygieł w słońcu

wrona na śniegu

Nie pytaj stale jak cierpieć

pytaj - dlaczego

1993, 1994

Byłaś

Byłaś taka zwyczajna

rozbawione włosy

w ogrodzie nad porzeczką

z jednym listkiem twarz

nic o tym nie wiedziałaś i ja nie wiedziałem

że można się tak widzieć już ostatni raz

leciutki wierszyk a pomieścił

rozstanie jak kosteczki śmierci

1993

Dziękuję

Dziękuję Ci że miałeś ręce nogi ciało

że przyjaźniłeś się z grzeszną Magdaleną

że wyrzuciłeś na zbitą głowę kupców ze świątyni

że nie byłeś obojętną liczbą doskonałą

1993, 1994

Odejść

Odejść by dłużej pamiętać

wiewiórki co kabaret przeniosły na cmentarz

pies co wył przez megafon tak na rząd się wściekał

łzy co płyną z nieba jak z kaczkami rzeka

ktoś kto tak umarł by inny uwierzył

spokój - gdy się na rozpacz popatrzy z daleka

1993, 1994

Żaden anioł nie pomógł

Gdy umierał na krzyżu

cud się nie zdarzył

żaden anioł nie pomógł

deszcz nie obmył głowy

piorun się zagapił gdzie indziej uderzył

zaradna Matka Boska

z cudem nie zdążyła

wierzyć to znaczy ufać kiedy cudów nie ma

cud chce jak najlepiej

a utrudnia wiarę

1993

Ten sam

Ten sam krzyż gdy zima i zając osiwiał

ten sam gdy jesień i brzozy zaledwie ubrane

ten sam gdy czapla nadobna od białej o połowę mniejsza

ten sam gdy wiosną spóźnione kukanie

ten sam gdy cię ze schodów zrzucą ręce ukochane

i rozpłacze się serce jak osioł bez osła

łatwiej upaść na głowę niż powstać z miłości

krzyż to takie szczęście

że wszystko inaczej

1993

Co prosi o miłość

Bóg wszechmogący co prosi o miłość

tak wszechmogący że nie wszystko może

skoro dał wolną wolę

miłość teraz sama

wybiera po swojemu

to czyni co zechce

więc czasem wzruszenie jak szczęście przylaszczek

co się od razu na wiosnę kochają

bywa obojętność to jest sprawy trudne

głogi tak bardzo bliskie że siebie nie znają

kocha lub nie kocha - to jęk nie pytanie

więc oczy zwierząt ogromne i smutne

śpi spokojnie w gnieździe

szpak szpakowa szpaczek

Bóg co prosi o miłość

rozgrzeszy zrozumie

Wszechmoc wszystko potrafi

więc także zapłacze

Wszechmogący gdy kocha najsłabszym być umie

1993

Wdzięczność

Jest taka wdzięczność kiedy chcesz dziękować

lecz przystajesz jak gapa bo nie widzisz komu

a przecież sam nie jesteś płacząc po kryjomu

Niewidzialny jest z tobą co jak kasztan spada

jest taka wdzięczność kiedy chcesz całować

oczy włosy niewidzialne ręce

powietrze deszcz co chlapie

zimę saneczki dziecięce

dom rodzinny co spłonął z portretem bez ucha

rozstania niby przypadkowe

kiedy żyć nie wypada a umrzeć nie wolno

jest taka wdzięczność kiedy chcesz dziękować

za to że niosą ciebie nieznane ramiona

a to czego nie chcesz najbardziej się przyda

szukasz w niebie tak tłoczno i tam też nie widać

1993

Jesteś

Jesteś - bo chociaż jesień

renta jak trumienka w kieszeni

jeszcze przyszłość jak cielę na razie mówi niewiele

trzy pióra na głowie czapli które wróżą szczęście

to co tak niemożliwe że na pewno będzie

parasol co się uśmiecha do deszczu

jędza całowana na dzień dobry

drozd z białym kuperkiem co nie zginął w zawiei

miłość zdjęta z krzyża

jesteś - bo skąd tyle jeszcze nadziei

1993

Krzyż

Mój krzyż co przyszedł z niewidzialnej strony

zna samotność w spotkaniu przy stole

niepokój i spokój bez serca bliskiego

wie że mąż wzdycha częściej niż kawaler

nie dziwi się już Hegel że w szkole dostawał po łapie

nie każdy go rozumiał

krzyż wszystko uprości

nie człowieka - o miłość trzeba prosić Boga

od tego zacząć żeby iść do ludzi

wie i nie mówi bo słowom przeszkadzają słowa

milczenie nawet rybkę w akwarium obudzi

dopiero żyć zaczniesz gdy umrzesz kochając

mój krzyż co przyszedł z niewidzialnej strony

wie że wszystko wydarzyć się może

choćbym nie chciał tego

na przykład wilia z barszczykiem czerwonym bez śniegu

choć przecież zima w sam raz o tej porze

czasami krzyż ofuka uderzy ubodzie

z krzyżem jest się na zawsze by sprzeczać się co dzień

jeśli go nie utrzymasz to sam cię podniesie

a szczęście tak jak zawsze o tyle o ile

bywa że się uśmiecha gdy myśli za pewne

chce mnie zrzucić

zobaczysz że ciężej beze mnie

1993

Straciłem wiarę

Straciłem wiarę

w ostatnią lekcję i dzwonek

nie wierzę w ogóle w koniec

nie wierzę, że Matki Boskiej nie zobaczę

nie wierzę, że komunista nie płacze

nie wierzę już w bociana

nie wierzę, że głód jest mniej potrzebny od chleba

nie wierzę, że krowa zaginięta nie idzie do nieba

żeby naprawdę uwierzyć

w ile trzeba nie wierzyć

1993

Smutek

Smutek co nie wiadomo

skąd jak i dokąd

czekanie z góry na dół

i z dołu do góry

niedokochany dziadek

z osą na łysinie

niewiara na całego

co przyjdzie co minie

1993

Sacrum

Jak to słowo urosło

dosięgło obłoków

stoi ze świętym Piotrem na niebieskim progu

Sacrum - tak nazywano tylną część zwierzęcia

zad i grzbiet

to co najdroższe poświęcano Bogu

1993

Królewno

Królewno ze Skępego

podaj rączkę

proszę

uratuj wiersze nieśmiałe i bose

takie co nie idą jak krytyk za modą

szanują księdza Bakę z klerykalną brodą

takie co nie świecą jak szyja ozdobna

za które nie płacą dolarami Nobla

1993, 1996

Nie zauważył

Tak się zajął sam sobą

tak się przy sobie zakręcił

tak oczy pozamykał

że nie zauważył śmierci

1994

Jasnota biała

Jasnota biała głucha pokrzywa

służy - więc zawsze szczęśliwa

pomóż zdechlakom oddychać

nie dławić się kaszleć i kichać

ma

Melisa

Melisa - znał ją Hipokrates

leczył nerwy żółć uspokajał

Meliso najdroższa kochana

śpi się po tobie do rana

1994

Ruta

Ruta szarozielona

z kwiatami żółtymi

gdy złość w nas kipi i grzmi

obniża ciśnienie krwi

1994

Serdecznik

Rośnie pod płotami

w zaniedbanych parkach

na najgorszej glebie

serdecznik z sercem dla ciebie

1994

Rumianek

Rumianek do mycia głowy

do płukania gardła

żeby cię grypa nie zjadła

i daleko i blisko

dobry zawsze na wszystko

1994

Ręce

Nie widziałem Twej twarzy

stóp sandałów włosów

ran zadanych

uśmiechów oczu

osła Twego co wybiegł jak najszybciej z Betlejem

już nocą

wiadomo: osioł wie najwięcej

czułem tylko że niosą mnie

Twe ręce

1994

Inny

Przewielebny czcigodny ważny

ktoś inny

przyjdzie tam skąd wyszedłeś

z czasem nikt nie spostrzeże

znów mrówka pójdzie do mrówki

prawdziwkom pokłonią się drzewa

szczygieł odpowie spytany

że cię nie było i nie ma

1994

* * *

Miłość przychodzi odchodzi

jest z nami nagle jej nie ma

może do lasu pobiegła

całować podlotki drzewa

czemu nie siądzie przy stole

pobędzie dłużej posłucha

- Ach ten lęk że się nie kochamy

skoro miłość miłości szuka

1994

Na pół

Niedokończone

przerwane

przedarte na pół

niekochane

nic już nie warte

Nie wybrzydzaj

tak jest

aby było naprawdę

1994

Przychodzę

Przychodzę Panie Boże

już przestarzały

z prośbą drobną

żebyśmy nie zgłupieli

ulecz nas

Lenartowiczem

Syrokomlą

Lechoniem

Kamieńską

Baczyńskim z powstańcami

przyjmij do siebie

w złą noc ciemną

tak jak dziewczynkę z zapałkami

1994, 1996

Skarżą się

Skarżą się na Boga że nie czuje nie wie

nawet kurczaki piszczą że wszystko Mu jedno

a On jako człowiek każdy ból udźwignął

na krzyżu z własną matką rozstawał się biedną

to czego nie chce jest na zawsze ważne

zanim sowy porzucą cholera zabierze

nie potęga

Twa słabość umocni mnie w wierze

1994

* * *

Przed krzyżem się klęczy

wyznaje najgorętsze słowa

tylko z krzyża

nikt nie śmie całować

1994

* * *

Za listy bez odpowiedzi

prymule z lekka wyśmiane

spotkania obszczekane

za nie dziękuję

za serce święte bo stare

Panie Boże wielki zapłać

1994

Bocian

Bocian nas przynosi

gęś szara zabierze

anioł jak grzeszną świnkę

ucałuje szczerze

1994, 1995

Pokorny

Bóg wszechmogący a taki pokorny

wszędzie jest a nigdzie nie widać

trzyma się krzyża rękami obiema

czysty bo wszystko mając nic dla siebie nie ma

słucha cierpliwie że już się nie przyda

tylko Wszechmogący może być tak mały

jeszcze mówią Mu na złość

że ma Syna Żyda

1994

Miło

Miło się spotkać z dawną swą rozpaczą

- słuchaj stara - powiedzieć

- co się z tobą stało

wyprzystojniałaś

nie pociągasz nosem

nie jesteś już jak diabeł smutny z urodzenia

wyleczyły się rany

wykąpały deszcze

można jędzę pokochać gdy żyje się jeszcze

1994

Litania do uśmiechu

Uśmiechu w bólu głowy

uśmiechu w cierpieniu

uśmiechu gdy pieniędzy do jutra nie starczy

uśmiechu gdy dudek rozkłada swój czubek

bliźni przyszedł do kościoła i na bliźnich warczy

uśmiechu kiedy koza stanęła z zachwytu

ksiądz duszpasterz nie straszy bo wyciągnął nogi

kiedy niewierzący modli się po cichu

prezesowi rosną za uszami rogi

kiedy Ewa Adama wyprowadza z raju

ciemno coraz drożej niebo z komarami

uśmiechu Baranku Boży zmiłuj się nad nami

1994

Zapomni

Zapomni o mnie ten kto wiersze czyta

zapomni księżyc tajniak

fiskus i kobieta

pies co mą głowę poświęconą lizał

i ten co dał mi liść jeden

oderwany z krzyża

zapomni lipiec sierpień

pamięć niezawodna

mewa śmieszka i kokoszka wodna

każdemu rośnie

nareszcie szczęśliwa

niezapominajka która zapomina

1994, 1995

Z pliszką siwą

Śmierć miłości potrzebna

jak sól ją utrwala

ukochani umarli są z nami już blisko

w śnie na palcach podchodzą

czytamy ich listy

dopiero po rozstaniu pamięta się wszystko

jak pachniał orzech suszona lawenda

jak wujek kochał ciotkę w pamiętniku

bawił dowcip o kuchni z widokiem na cmentarz

spotkanie we dwoje nad wodą zieloną

w milczeniu to jest wtedy gdy wstydzi się słowo

z pliszką siwą co podgląda na wysokich nóżkach

nad Narwią zwą ją starą panną młodą

Boga się nie udowadnia

Boga się poznaje

po tym że serce pęka i świat nie ustaje

choćby wieś na której można pokochać króliki

życie miłość umniejsza znieważa odbiera

śmierć ocala na zawsze i teraz

1994, 1995

W grudniu

W marcu przylatują zięby

każda nie większa od wróbla

w maju mignie wilga jak w niebieskim fartuszku dziewczynka

w październiku czernieją szpaki

w grudniu kocha

podaje nam ręce

na śmierć grzecznie ubrana choinka

1994

Piszę

Piszę to co widzę niczego nie zmyślam

żurawiom rosną nogi wciąż szybciej niż skrzydła

kruk buduje dwa gniazda by było na zmianę

olcha czarna liście porzuca zielone

stokrotka ma czasem płatków dziewięćdziesiąt osiem

jak Platon nas kocha każde zwykłe prosię

Niewidzialny mnie niesie jak kurczę niemrawe

psy nie wyją - to znaczy że dziwią się same

późno już czas na pacierz

zapomnij mnie amen

1994, 1995

Podrapana za nic

Odpychają ciebie

nie chcą być z tobą

mówią źle

obszczekana pani

podrapana za nic

samotności

przytul mnie

1994

Usłyszane zapisane

Drzwi zadrżały - kto to?

- śmierć

weszła drobna malutka z kosą jak zapałka

Zdziwienie. Oczy w słup

A ona

- przyszłam po kanarka

1994

Do Matki Bożej

Matką mi jesteś

bo matka bezbronna

każdego najpewniej obroni

choćby jednym palcem jak uśmiechem dłoni

zwykłym krzyżykiem zdjętym ze swojego ciała

Królową mi jesteś

gdy panujesz we mnie

gdy grzechy swe wyznam płacząc po kryjomu

uklęknę - zaproszę do siebie

byś tupała na diabła w całym moim domu

1994

Ostatnia

Wiara - to ufność na zawsze więc jedna

nadzieja - to czas bez pożegnań

miłość pierwsza - zupełnie jak cielę

bo patrzy w niebo

by zobaczyć ziemię

miłość ostatnia - to przeczucie piękna

1994

Śmietnik

Najgorsze starsze klasy

na lekcji religii

trochę zabawy

trochę Antychrysta

nie zabieraj pytań

pozostaw niepokój

na wiarę śmietnik spada

a taka wciąż czysta

1994

Sunt lacrimae rerum ut mentem mortalia tangent

Zostały same

naparstek

talerz płytki i głęboki

lusterko po wesołej babci

trzy srebrne widelce

kogut z czerwonej gliny

fotografie chore na serce

mgr dr hab.

jak pawie na grobie

Rzeczy ryczą po tobie

1994, 1996

Usłyszał od Jegomości:

- Nie żeń się chłopie z czystej miłości

zaraz się dowiesz w takowym stanie -

miłość odejdzie, baba zostanie.

1994

* * *

Wiersz przepisany z minionego okresu

Poezjo, czy jak ci tam na imię

podaj mi swe wymię

mlekiem rymów wezbrane

a ja cię wydoję w szkopek

dla partii i łowickich chłopek.

1994

Nagrobek

Pan Guzik pojął za żonę pannę Pętelkę

po jej śmierci wziął jej siostrę rodzoną

gdy wszyscy zmarli

na grobie pisali

tu leży pan Guzik między Pętelkami

Boże zmiłuj się nad nami

1994, 1995

Smutek niewiary

żal długi jak trzy wąsy suma

ktoś bardzo ważny dziś śmieszny

jak kot w butach

nieważny a ważny

odnajdzie się tutaj

1995

Na pogrzeb Jezusa

Baranek biegł na pogrzeb

najwcześniej przed świtaniem

płakała trawa niemrawa że nie mogła ruszyć się sama

lilie białe jak ręce matki omdlałe

róże czerwone jak uszy zawstydzone

nie zdążył już na pogrzeb

wpadł na zmartwychwstanie

grób murowany jak bomba się rozleciał

baranek choć nie zdążył z radości się rozbeczał

1995

* * *

Tu nie trzeba rozumieć

zresztą po co i na co

wczoraj jutro dziś

serce nie do pary

biegnie mocno trzaśnięte

jak czerwone jabłuszko

na krzyż

1995

Przez piekło

Modlę się do Jezusa w cierniach

w przeziębionej kaplicy

do Jezusa z ludzką migreną

przy krzywej świecy

od Zmartwychwstałego odchodzą

chyba nieskory w potrzebie

czy może taki zrozumieć

któremu dobrze jest w niebie

majestatyczny i chłodny

z marmuru wykuli mu ręce

czy może taki usłyszeć

płaczące nad sobą serce

przyjdą podróżni z Katynia

przed Zmartwychwstałym uklękną

jak ludzki jest ten nieludzki

co trafił do nieba przez piekło

1995

Sześć pór roku

Jest w Polsce sześć pór roku

chyba więcej nie ma

przedwiośnie

wiosna

lato

dwie jesienie

jedna ze złotem ucieka

w drugiej kalosz przecieka

i zima

1995

Za wiosnę

Za wiosnę lato jesień deszcze i zimę

za to co się nie udało

za rozpacz w kratkę

za dziwaczka co zakwita kiedy leje

za to że róże śmieją się kolcami

za to że się marszczy

najpierw ciało potem rozum a na końcu serce

za to że po Annie Jagiellonce

został tylko jeden kubek

za postęp i każdą nowość

co się starzeje jak babcia

za miłość niewzajemną za nic

Bóg zapłać

1995

W marcu

W marcu pojawia się

gawron

sroka

czajka

puszczyk

czapla

postkomunistka towarzyszka wrona

tylko Boga nie widać

nie chce niewierzących denerwować

1995

Choćbyś

Choćbyś oczy przymknął

w marcu się nie ukryją

sikory łączące się w pary

szpaki jeszcze z żółtym dziobem

makolągwy mniejsze od wróbli

zięby co spadają z południa

z niebieską głową i szyją

1995

Tylko

Tylko sześć pór roku

a tyle się zmieści

kukułka na wiosnę

czajka co w marcu się zjawia

a w lipcu odleci

buty mokre od deszczu

rak ciemnoniebieski

a potem czerwony

buk gładki obojętny

że się mrówka gniewa

dąb co się zawala

ważka co przetrwała

poziomka za mała żeby się ukłonić

dusza stale zdumiona

wielkim smutkiem ciała

i cisza taka

jak kropka po śmierci

1995

Chwila

Nie godzina - bo to za dużo

kwadransa nawet nie trzeba

jedna chwila prowadzi do nieba

wiosną, latem, jesienią, zimą

1995

Za wszystko

Za wszystko dziękuję

za spokój i trwogę

za to, że nie rozumiem

i odejść nie mogę

za to że nas łączą nie poznane ręce

za jedną jeszcze jesień by pokochać więcej

uratuje, otworzy parasol nade mną

posłuszeństwo, co prowadzi w ciemność

1995

We wrześniu

Cóż że dokuczył tamten czy ten

we wrześniu

przylatują kawki ze wschodu i północy

dojrzewają orzechy włoskie

zakwita różowy zimowit

świstak zapada w sen

1995

* * *

W październiku spadają owoce

grabów, jesionów, klonów

ostatnie kasztany

barwne liście gruszy

buczynowe orzeszki

przeloty wron na południe

młode zęby wilczków

świat rozdawany

1995

Druga jesień

Druga jesień - szósta pora roku

złoto płacze przy spadaniu z drzewa

smutek jest jak diabeł

ma swoje stąd dotąd

wszystko jak należy w wymierzonym czasie

łzy się nawet śmieją kiedy są za duże

nie wyj z żalu głuptasie

1995

Więcej

Więcej niż wiosna, bo zmarły chrabąszcze

więcej niż lato, bo wyrosły grzyby

więcej niż jesień, bo słońce na niby

więcej niż zima, bo śmierć się zaczyna

miłość większa i mała

wariatka ta sama

1995

Śnieg

Dlaczego chciałbyś rozpłakać się w śniegu

cieszyć się nagle

jak gąsior wśród gęsi

deszcz - to swojak rodak od nieba do ziemi

śnieg przychodzi do nas ze świata innego

leczy nerwy za darmo

lepi z ciotki anioła

nie pamięta złego

1995

Zimą

Zimą przylatują z północy

jemiołuszki, gile, czeczotki

podrzucone sierotki

do Polski ciepłej ciotki

sarny obgryzają kory drzew

w lutym dzięcioł zielony

bawi jak cudzy grzech

1995

Taki mały

Grudzień choinka

osioł zaszczycony

wół zarozumiały

tylko Bóg się nie wstydzi

że jest taki mały

1995

* * *

Zając bieleje

by nie zginąć w śniegu

żuk zielenieje wśród traw

by śmierć nie dosięgła

latem niebo błękitne dla samego piękna

ile uroku w tym co niepraktyczne

1995

Jest

Po wiośnie lato

po lecie jesień

po jesieni zima umiera

Co z Panem Bogiem?

Jest teraz

1995

* * *

Są wiersze krzykliwe siebie pewne

są przemilczane łaski pełne

1995

* * *

Nie krzyw się

więcej znoś

jesteś samotny

bo jest Ktoś

1995

Mały

Herod postraszył

stajnia uboga

ludzkie kłopoty

małego Boga

nawet trzech mędrców

na nic się przyda

bo Bóg tak mały

że go nie widać

śpiewają głosem grubym cienkim

Bóg Wszechmogący, bo tak maleńki

boją się

Kościół nietriumfalny

nie tak jak kiedyś

nieokazały

to Wszechmogący by się uśmiechać

staje się taki nieduży mały

1995

Boga przeproszą

Błogosławiona Kinga ogromnie się dziwi

i święty Jan Chrzciciel co się na jedną z bab złościł

że są tacy którzy Boga przeproszą

płaczą idą do nieba niosą

niezapominajkę rozgrzeszonej miłości

1995

Kawałek

Mijają lata

ze mnie już tylko kawałek

prawie że mnie nie ma

a tymczasem rośnie rumianek

krwawnik roztarty pachnie jak chryzantema

sowa brwi marszczy

kminek smak obiadu uświęca

prowadzi zakochanych

od kotleta do serca

1995

Wszystkiego

Nie boję się już kobiet

ascety najchudszego

boję się jeszcze

wszystkiego najlepszego

1995

Żaba

Wrona nie ma pretensji że jest tylko wroną

gawron zadowolony że został gawronem

może tak go przezwano bo wraca na zimę

zresztą nic gawron nie wie o gawronie

jaskółka się cieszy że fruwa we fraku

sam Bóg jej powycinał widełki w ogonie

zimorodek koślawy piękny niebieski nad wodą

samotny jak samotny co zajął się sobą

kukułka się nie skarży że ma dziób niemocny

że tylko samiec kuka że ma nogi słabe

lecz żaba najszczęśliwsza kiedy kocha żabę

1995

Siano

Bóg jak myszka zanurzył się w sianie

i do tej pory z bliska z daleka

każdy do siana z nas się uśmiecha

w kołdrach puchowych noc nie przespana

rzuć na bezsennych

garsteczkę siana

1995

Usta

Stopy Twe całowała święta Magdalena

ręce - z jednym groszem wdowa uboga

tylko usta samotne nietknięte

Boga dla Boga

1995

Jak źle

Jezu czemu przychodzisz

ciemno

czarny bocian rąbnął łapą białego

głowa tępa jak drewno

widzisz

jeśli jest noc musi być dzień

jeśli łza uśmiech

jak źle

to i Bóg jest na pewno

1995

Deszcz

Ulewa obmywa ręce twarze grzech

czy nie wiesz o tym czy wiesz

święty Augustyn powiedział

prawdę przynosi deszcz

co brudne staje się czyste

wzdłuż i wszerz

świat grzeszny staje się grzeczny

prawdę przynosi deszcz

1995

Wierna

Jest taka miłość która nie umiera

choć zakochani od siebie odejdą

zostanie w listach wspomnieniach pamiątkach

w miłych sprzeczkach - Co było dla Adama lepiej

czy Ewa na co dzień - czy jak przedtem żebro

zostanie nie na niby nawet w jednym listku

bzu gdy nie rozumiejąc rozumie się wszystko

choćby że zmartwychwstaną najpierw dni powszednie

wbrew krasce co przysiada na ziemi niechętnie

zostanie przy zabawie i kasztanach w parku

w szczęściu co się jak prawdziwek chowa

pomiędzy śmiercią sekund na zegarku

a przyszłość to przeszłość co znowu od nowa

jest taka miłość która nie umiera

choć zakochani uciekną od siebie

porzucona jak pies samotna

wierna nawet niewiernym na spacerze w niebie

1995

Powracamy

Z Matką Boską jest tak

najpierw bliska najbliższa

jak choinka opłatek gwiazdka

mama, mamusia, matka

potem teologia tłumaczy sercu

że Pan Jezus na pierwszym miejscu

lata biegną samotność wieczność

powracamy do Niej jak dziecko

1995

Co wiesz

Co wiesz o cierpieniu

miłości gniewie

o bólu koni pędzonych na wojnę

widzę niebo burzliwe spokojne

a dalej

nie wiem

1995

Pokochać

Pokochać człowieka by stać się samotnym

być przy najbliższym

by znaleźć się dalej

to nic

tak trzeba

bo taka jest droga

właśnie to szczęście

otworzą się oczy

miłości ludzkiej stacyjka uboga

kochać człowieka by zdążyć do Boga

1995

Zagapił się

Tłumaczył że. do Kościoła należy papież

kardynał lud boży teologów szkoła

i tak się zagapił że nie dostrzegł

że Pan Jezus wszedł do kościoła

1995

Jak kozioł

Nie skarż się że mrok ciebie jak kozioł zaskoczył

skoro rośnie świetlik co przemywa oczy

nie nudź - biedne płuca nasze

bo w pobliżu ślaz dziki co łagodzi kaszel

z pięcioma płatkami na krótkim ogonku

zawstydzony jak uczeń co przyszedł po dzwonku

nie męcz że świat szary. Rybitwa wieczorem

biegnie w czarnej czapeczce nad czerwonym dziobem

nie bój się że miłość nadciąga jak burza

skoro Bóg ci anioła wynajął za stróża

1995

Z wierszy dziewiętnastowiecznych

Zapiał kogut kukuryku

Wstawaj zaraz kanoniku

Ksiądz kanonik z snu się budzi

by rozgrzeszyć podłych ludzi

1995

Troski

W niebie

niepotrzebny zegarek długopis leki w nagłej potrzebie

parasol kapelusz na wieszaku

pieniądze stare i nowe

strach że kochana ciocia upadnie na głowę

ile tu troski o sprawy niepotrzebne w niebie

1995

Nieskończony

Niepoliczone pszczoły

wilgi drzewa wśród dróg

prosiaki i anioły

bo nieskończony Bóg

1995

* * *

Wiersze o nadziei, miłości i wierze

są jak lilie cięte

a tak długo świeże

1995

Zasłyszane

Miała na głowie wianek z bławatków,

welon, suknię jak z dziewiętnastowiecznej powieści.

Tylko się pomyliła i powiedziała:

"że cię nie dopuszczę aż do śmierci".

1995

Kraska

Tak wymalować kraskę

dać jej skrzydła niebieskie

ogon prawie czarny

grzbiet jak cynamon brązowy

tylko Bogu samemu przyszło to do głowy

1995

Pocieszy się

Skarżył się że czas ucieka

że się starzeje

pocieszył się że Tycjan żył sto lat

i umarł na cholerę

1995

* * *

Wiersze często przez krytyków wielkich przemilczane

znajduję jak poziomki

całuję jak ranę

1995

Posłowie

- ks. Tadeuszowi Bachowi

Proszę o mszę w mojej intencji

latem zimą jesienią wiosną

świętą to znaczy cichą

nie za głośną

taką w sam raz

po której łzy

jak boże krówki

po grzechach mych rosną

1995

Do albumu

Samotność - to droga do Boga

najkrócej prosta szczęśliwa

nareszcie nikt nie przeszkadza

sobą nie zakrywa

1995

* * *

Ty co uciekałeś do Egiptu

gdy Herod krzyczał wszędzie

rozumiesz nasze polskie

jakoś to będzie

1995

Prośba

Modlę się o miłość

prawdziwą co się nie zmieni

taką co przyjdzie od razu

bez nadziei

1995

Na okrągło

Samotność pośród ludzi

podrapana droga

telefon jak ryba śnięta

skrzynka na listy dla serca pułapka

może pies cię pocieszy siwym już ogonem

jarzębina do ust zbliży swe usta czerwone

inna

jęk na okrągło

samotność bez Boga

1996

Ochroniarz

Uśmiech to obowiązek chrześcijański

chyba inaczej

to anioł ochroniarz

co wyciąga za prawą i lewą nogawkę z rozpaczy

1996

Starzy ludzie

Nie lubią proszków

przy aspirynie się krzywią

czekają na miłość dobroć

powrót ojca i matki

tak jak w dzieciństwie

wszystkiemu się dziwią

cieszą się gwiazdką choinką

zimą tęsknią do wiosny

Starty - to dzieci które za szybko urosły

1996

* * *

O mój Jezu budzą mnie nad ranem

Twe oczy kochające niekochane

nie chcę bliskich najbliższych sam zostanę

gdy Twe serce kochające niekochane

weź me życie udane nieudane

w Twoje ręce kochające niekochane

1996

Pieśń o obrazie Matki Boskiej z Leszna

Rok 1861

Drogiemu Księdzu Waldemarowi Wojdeckiemu z podziękowaniem za wydanie "Nie

przyszedłem pana nawracać"

Matko z Leszna święta Matko Leśna

nasze stare lasy pamiętasz

rydze, gąski żółte, jagody

lepszy pasztet z zająca na święta

kuny, rysie, jelenie, wilki

barwną kraskę - szarego wróbla

przyjaciela parafian i puszczy

księdza Mikołaja Żubra

tu się modlił Twej oddał opiece

Kampinos, Zaborów, Borzęcin

Leszno, miejscowych ludzi

stare drzewa świętej pamięci

lud pokochał Twojego Jezusa

Twoje oczy jak sarny brązowe

tu przetrwałaś choć wkoło płakało

biedne wierne Powstanie Styczniowe

przeminęło, odeszło, uciekło

drży ze wzruszenia Leszno, niebo, ziemia

tylko sercem z nami zostałaś

chociaż żubra żadnego już nie ma

tylko obraz Twój wisi w kościele

nasza radość, nadzieja, rana

Matko z Leszna, Najświętsza Leśna

Parafianko nasza kochana

1996

Bądź z nami na co dzień

Bądź z nami na co dzień

jak las wróbel biedronka trawa

Matko Boska z parafii Leszno

nasza Pani Łaskawa.

Na Twym starym obrazie

dawna Polska się budzi

wyciągasz ręce do króla

do chłopa co się trudził.

Do księży rycerzy kupców

wszystkich mieszczan

Matko Boska tutejsza

Parafianko z Leszna.

Nie ma króla rycerzy

Świętych grubo za mało

lecz Twe serce z grzesznikiem każdym

w Lesznie pozostało.

1996

Święty Antoni z Leszna

Święty Antoni z Leszna

lepszy niż dobre sny

Dzieciątko Jezus i lilie

anioł trzyma nie Ty

Może Ci trochę przykro

lecz wolne ręce masz

ufny w Twoim Lesznie

ogarniaj wszystkich nas

1996

Przy ławce

Jezu przybity w kościele

przy ławce z której wstała grubsza pani

przy suchym renciście

co mógłby grać Ave Maria na swoich kościach

wpadł trzmiel

i nie wie

że grzech Ciebie boli jak główka gwoździa

1996

Jest

Jest miłość zawsze dla dwojga

znana jak szwagier stary

szukają się odnajdują

patrzą w oczu niebieskie migdały

przychodzę do Ciebie klękam

jak jeden but nie do pary

1996

Święta Anna uczy Matkę Bożą

Uczę Cię czytać litery

psalmy tłumaczę jak sny

chodzę jak mrówka po Biblii

nikt nie wie więcej niż Ty

1996

Święty Jan Chrzciciel

Nie malujcie go bez uśmiechu

chudego jakby zjadł szarańczy ostatki

przecież w dniu Nawiedzenia

podskoczył z radości w łonie matki

1996

O świętym Józefie

- Co z tej deski będzie?

- Może domek dla szpaka

półka

stolik w ogrodzie.

To nie wszystko -

zostanie

zwykły krzyżyk na co dzień

1996

Bolesna

Przychodzi

Bolesna

tak po cichu

jakby się nic nie stało

mówi do mnie- głuptasie

chcesz dać wszystko

- za mało

1996

Matka Boska Góralska

Matka Boska Góralska

nad kołyską Mu śpiewa

baran biegnie po górach

bo tęskni do Nieba

1996

Matka Boska Złotozielona

Matko Boska Złotozielona

proszę Cię z serca całego

żeby nie zabrakło w ogrodzie

koperku zielonego

1996

Od końca

Zacznij od Zmartwychwstania

od pustego grobu

od Matki Boskiej Radosnej

wtedy nawet krzyż ucieszy

jak perkoz dwuczuby na wiosnę

anioł sam wytłumaczy jak trzeba

choć doktoratu z teologii nie ma

grzech ciężki staje się lekki

gdy się jak świntuch rozpłacze

- nie róbcie beksy ze mnie

mówi Matka Boska

to kiedyś

teraz inaczej

zacznij od pustego grobu

od słońca

ewangelie czyta się jak hebrajskie litery

od końca

1996

Anioł grający na skrzypcach

Anioł na wszystkim zagra

nawet na szarotce, babiego lata nitkach

kiedy tęskni za Polską

gra na góralskich skrzypkach

1996

Anioł Stróż Góralski

Padają miasta, inny świat

mijają wieki całe

Aniele Stróżu strzeż nam gór

niech będą wciąż te same

1996

Matka Boska Błękitna

Matko Boska Błękitna

nie tylko o świcie

niebieski modry lazurowy

granatowy

Ile kolorów w błękicie

1996

Weronika

Msza Święta czwartek piątek

tłum ryczał groźne straże

Weronika przybiegła - dał jej

swój prymicyjny obrazek

1996

O świętej Dorocie

Święta Doroto ogrodniczko

z grabiami i konewką

nakarm serce co schudło z miłości

buraczkami, kalafiorem, rzodkiewką

1996

O świętym Walentym

Święty Walenty

co ustawiasz ludzi do pary

patronie zakochanych

młodych, średnich i starych

1996

Święty Kazimierz królewicz

Święty Kazimierzu królewiczu

pojednaj zwaśnione narody

proś o zgodę Najświętszą Maryję

po polsku

po litewsku

po łacinie

módl się za nami

i wszystkimi Jagiellonami

1996

O świętej Krystynie

Ze słynnych mozaik raweńskich

święta Krystyno, Krysieńko

najładniej Cię na wsi malują

zmęczoną ręką

1996

O świętej Bernadetcie

Święta Bernadetta

Matkę Boską spotkała

Na cudownych obrazach

takiej nie widziała

1996

O świętym Wojciechu

I

Święty Wojciech Polski pilnuje

nawet bocian biało-czerwony

w dniu imienin Jemu salutuje

II

Wiatr od morza

kroniki stare

wiedzą jak zginąłeś za wiarę

1996

Święty Jerzy

Święty Jerzy na koniu

z ciupagą

w góralskim kożuchu

podnieś chuderlaków na duchu

1996

Święty Florian

Święty Florianie

proszę wołam

ugaś serce co wybucha jak pożar

niech kocha wśród gór i dolin

równie szybko jak powoli

1996

Święta Zofia

Święta Zofio z trzema córkami

Wiarą Nadzieją Miłością

Módl się za nami

1996

Święty Antoni

Święty Antoni, święty Antoni

rentę zgubiłam pod-miedzą.

Oj, co to będzie, oj, co to będzie!

"Wstyd, że tak mało" - powiedzą.

1996

O świętym Pawle

Święty Pawle nie odchodź daleko

nie porzucaj nas

pozostań blisko

jeszcze raz w liście nam napisz

o miłości co przetrwa wszystko

1996

Święty Benedykt

Mówił - Módl się i pracuj

polecenie na wszystkie dni

powtórz i pomyśl sobie

jak ważne jest właśnie to "i"

1996

O świętej Marii Magdalenie

Rozgrzeszyłeś ze wszystkiego

pozwól że wesoło poskaczę

a to łkanie co pozostało w domu

to nie ja -

to radość płacze

1996

Święta Kinga

Święta Kinga królewna węgierska

w Starym Sączu jak róża zakwitła

trzy razy Tatarzy grozili

odeszli między straszydła

dzięki niej nie tylko w Wieliczce

mamy sól w każdej solniczce

1996

Święty Krzysztof

Nosili małego Jezusa na rękach

różni święci, Matka Boża wzruszona

Ty jeden - na ramionach

1996

Najświętsza Rodzina

Żeby mamusia budziła co rano

żeby ustawiała kubek mleka na stole

żeby tatuś nie wracał zmęczony

żadna pani nie straszyła w szkole

żeby w albumach niemodne ciotki ożyły

modlę się do Najświętszej Rodziny

1996

Archanioł Michał

Święty Michale Archaniele

z mieczem trąbą tarczą ciężką

prowadź duszę do Nieba

zwyczajną polną ścieżką

1996

Święty Marcin

Święty Marcinie co z biedakiem zmarzniętym

podzieliłeś się płaszczem

Ulewa wiatr femme fatale

kapało po brodzie

jak dobrze rozdać serce

przy paskudnej pogodzie

1996

Ostrobramska

II

Srebrna bliska rodzinna

jak tęsknił za Tobą Mickiewicz

kiedy pozostał bez Wilna

1996

O świętej Cecylii

Niewidoma święta Cecylio

nie ma rozpaczy

jest muzyka

co po ciemku

Boga zobaczy

1996

Święta Katarzyna

O Katarzyno święta

w dniu Twych imienin

dziewczęta

wosk leją, od wieków wróżą

dobrze się w niebie postaraj

by każda tęga cienka

duża średnia mała

miała męża górala

1996

O świętym Andrzeju

Święty Andrzeju rybaków patronie

nie myśl o karpiach płotkach szczupakach

lecz o grzeszniku co tonie

1996

Święta Barbara

Barbara po wodzie

Boże Narodzenie po lodzie

raz tak raz co innego

na święta biegną razem

jednakowo klękają

kropla deszczu

i gwiazdka śniegu

1996, 1998

Bez indyków

Homilie jak ciężkie indyki

jakby ktoś przyszedł

porozmawiać z nikim

Jezus na śmierć rozebrany

bosy

prosi o słowa świeże

wilgotne od rosy

1996

* * *

Dzień dobry krzyżu święty

bo dzień się zaczyna

dobrego popołudnia

bo sroka nad głową

dobry wieczór

bo serce zgłupiało na nowo

dobranoc

bo rozpacz ugryzła się w ogon

1996

Bez dziadka w niebie

Nie uwierzą że kiedyś chodziłem po płocie

liczyłem ropuchy

wierzgałem jak źrebię

kochałem dwa psy

jeża i samego siebie

w dni powszednie święta

świadkowie odeszli pogrzeb po pogrzebie

samotność - bo mnie dzieckiem tu nikt nie pamięta

dobrze że zamiast dziadka widzą dziecko w niebie

1996

Zgaduj zgadula

Pszczoły w samo południe

podkradają złoto

nie denerwuj nie mów

nie wiadomo co to

serca po dwa biegną

by spotkać się nocą

nie udawaj głuptasów

co nie wiedzą po co

Niewidzialny bliżej

pomniki na złom

nie bądź osłem co nie wie

kto na śmietnik kto

1996

Pani dla innego

Skąd ta tęsknota za najdalszą stroną

jeśli wron dwieście za następną wroną

za panią co przede mną ucieka

tak ludzką bogobojną że na innych czeka

za Bogiem który stale przez śnieg się uśmiecha

gdzie jest w nas miejsce na tę nieskończoność

1996

Chwała Bogu

Dokąd prowadzą nie poznane ręce

samotność na dzień dobry

deszcz kapuśniaczek nawet nie ulewa

grzech miłości i smutek że miłości nie ma

pani co wyszła za mąż i zaraz wróciła

doktorze zamyślony nad nerkami sercem

chwała Bogu że śmierć jest

by wiedzieć coś więcej

1996

Postukać

To dla was

kwitną wrzosy

śpią maślaki życzliwe

ku wam biegnie kokotka stokrotka

święte listy niewierne

już na zawsze

niepewne

ile lat żeby wiedzieć

w głowę stuknąć powiedzieć

miłości nieszczęśliwe

szczęśliwe

1996

Dwie brzydule

Figurę wyrzucono z kościoła bo brzydka

biedronka siedmiokropka przy niej

skarżypytka

narzeka

nikt wyrzuconej nie współczuje

nikt się nie rozczula

chociaż nawet wśród świętych w niebie

zdarza się brzydula

1996

Dziadek nie byczek

Jodły nie szumią nigdy na gór szczycie

jodła rośnie niżej nie myl jej ze świerkiem

leszczyno którą pioruny omijają wielkie

brzozo sadzona przy grobie od północnej strony

byś płakała nad zmarłym nie skrywając słońca

- wysechł dziadek jak miotła nasz byczek za młodu

grabie co deszcz jak z prysznica pijesz

jaworze zakochanym cierpliwy do końca

ktoś wyrył na twej korze me serce niczyje

Żabia Wólka, sierpień 1996

Ratunek

Niestały niezgrabny

jak mamut na balu

staromodny

grzeszny

tylko śmiech uratuje

żebym nie był śmieszny

1996

Nie kocha nie lubi nie szanuje

- Bluźnisz że Pan Jezus na śmietniku

nikt Go nie kocha lubi szanuje

- Świat sam świństwa wszystkie zwymiotuje

a On jak łza matki na starym klęczniku

1996

Z wizytą

Umarli w snach się jawią tylko o dwóch porach

nocą

- wtedy zawsze się obudzisz

i nad ranem aby świeżo zapamiętać

zmarli zawsze żywi przychodzą do ludzi

1996

Ucieczka

Uciec od miłości

na chwilę

na sto lat

na zawsze

nie tak łatwo

kiedy serce otworzy paszczę

1996

Niewinna

Jest miłość jak się patrzy

razem z czcigodną Klarą poświęcona

i jest bez piątej klepki

niewinna ogromna

tłumaczy nieprzytomnych

Święta Nieprzytomna

1996

Nieszczęście nie-nieszczęście

Jest taki uśmiech co mieszka w rozpaczy

bo gdy widzisz zbyt czarno to często inaczej

niekiedy w smutku jak drozd ci zaśpiewa

- twej miłości zranionej Bóg łaknie jak chleba

nieszczęście nie-nieszczęście jeśli szczęścia nie ma

jest uśmiech co się nawet na cmentarzu kryje

każdy świętej pamięci umiera więc żyje

cóż że go nie widzisz powraca do domu

siada przy stole czyta lampę świeci

czasem w bamboszach by nas nie obudzić

tylko śmierć umie ludzi przybliżyć do ludzi

nic dziwnego przecież tak to bywa

z nieba się tęskni zawsze po kryjomu

choćby królikom mlecze przed rosą pozrywać

ciotkę z gotówką przy sobie zatrzymać

uśmiech czasem się modli po prostu - mój Boże

tu gdzie miłość odchodzi lecz jej nie ubywa

ci co się kochają cierpią gdy są razem

uśmiech i z cytryną uśmiechnąć się może

narzekasz że świat surowy jak grzyb niejadalny

a w świecie stale uśmiech niewidzialny

1996

Morderca

Ubożuchna rzewna

mogiła bez pomnika

majestatu pełna

przyszedł pan

zdjął kapelusz

jak chory w aptece

i zarżnął święty nastrój

ustawiając świece

1996

Za palec

Lecą lata a ja jak wtedy

niemoralny bo morały prawię

błagam Ciebie przyjdź

stań jak zielarz

co przed zimą zasłania dziurawiec

gotów z piekła wyciągnąć

za serdeczny palec

1996

Nawrócenie

Kucyk pocieszy za krótkim ogonem

jarzębina do ust zbliży swe usta czerwone

rozum na głowie stanie i uklęknie krowa

wszystko bez Boga prowadzi do Boga

1996

Uratowani

Ratuje od rozpaczy woły składane w ofierze

cielaka co na ołtarz śmierć w ogonie wlecze

wróble co rozgłaszają dowcipy po świecie

kozę co odchodzi śmieszna byle jaka

choćby święty Roch w rzeźni się rozpłakał

odsuwa żabę gdy się bocian zbliża

cały w ranach Baranek przybity do krzyża

1996

Wiersz z chrzanem w środku

Wzruszenie - to czasu przemijanie

był dom ale już go nie ma

znikły świętej pamięci gęsi kaczki drzewa

fotel na ganku

strzelba co drażniła wyżła

pani co miała przyjść kwadrans po trzeciej lecz nie przyszła

liście brzozy co jesienią żółkną zawsze pierwsze

bardzo starych poetów nieczytane wiersze

portret nieznośnej babki milutki jak trzeba

liść chrzanu pamiątka u siebie pieczonego chleba

chłopiec co wyznał miłość i zginął na wojnie

tak kochał że z nosem urwanym umierał spokojnie

szczęście - to przemijanie nam też zniknąć trzeba

1996

N.N.

Dwa serca złączone

klucz wrzucony w morze

nikt nas nie rozłączy

tylko Ty o Boże -

kto ten wiersz ułożył

poeta nieznany

nie podpisał że pisał

w świętej niepamięci

mój niezapomniany

1996

Pan od seksu

Przyszedł pan od seksu

tłumaczył nim zacznę

są rzeczy bardziej łakome niż smaczne

1996

Weź

Tu gdzie ludzie i zwierzęta

odchodzą najprościej

cierpienie tak czyste że bliskie radości

tyle lat ucieka

i przyjaciół tylu

- weź mordkę mego serca

i do ran swych przyłóż

1996

Nie na całość

Tych co się kochają

rozdziera samotność

zawsze wielka kiedy wydaje się mała

samotność duszy

i nieśmiałość ciała

tak miłości strzegą

poza nami ręce

jeżeli kochasz

mniej to zawsze więcej

1996

Po koncercie

Bach Chopin Mozart

o Matko Najświętsza

jest jeszcze cisza

od muzyki większa

1996

Większa mniejsza

Niech się twój nos nie krzywi

otworzą się oczy

w lewym uchu zadzwoni bo to dobrze wróży

niech się twoje usta do nas roześmieją

większa niż hipopotam

najmniejsza nadziejo

1996

Pokropek

Deszcz jesienny co pada długo pomalutku

nie wyspowiadany grzech naszego smutku

1996

Wieprz

Miłość samego siebie

od czwartej rano

piątej szóstej siódmej dziesiątej

i jeszcze

jak piersi na wierzchu

żal po samym sobie

jak lament po wieprzu

Świnotopa, sierpień, piąta po południu

1996

Tylko

Wiara przy wierze

nadzieja przy nadziei

jak skowronek poważny i śmieszny

za mały w przestworzach

tylko miłość jak morze

od morza do morza

1996

Pomału

Tu leży pani co lat 97 miała

jak trudno się wygrzebać ze swojego ciała

1996

Wiem że nie wiem

Gdybym wiedział wszystko

wiara niepotrzebna

za drzwiami by stała

zostałby jak baran

tylko smutek ciała

1996

Spokój niepokój

Odpoczną listy

stale przerzucane

fotografie brane do rąk

jak kochane ciało

telefon się odszczeknie

- alem się namęczył

spokój po sercu

które bić przestało

1996

Powrót

Podaj mi rękę z gwoździami pośrodku

zanurz me usta

w pierwszej miłości

przywróć jak zęby mleczne

skrupuły czystości

1996

Z bliska

Milknie słowik

flet puzon głośne

jak bęben nazwiska

gdy przyjdzie cierpieniu

przyglądać się z bliska

1996

Reanimacja

Święty Bartłomieju

od modlitwy odchodzę

brak mi tchu

zdycham

naucz mnie modlić się

tak jak się oddycha

1996

Po zawale

Mam tylko dwie modlitwy

i już nie odmienię

psalm grzesznika

i Matki Bożej dziękczynienie

święty Jan się nie dziwi

Tomasz nie oniemiał

płacz - bo grzeszę

zachwyt - że Bóg dał mnie siebie

żebrak

już po zawale

na kredyt do nieba

mam dwie modlitwy

dwa kawałki chleba

1996

Teoretyk

Tu leżą starego kawalera kości

co za długo studiował traktat o miłości

1996

Jest

Bogu nie potrzeba

dowodów doktoratów tez

Bogu tak jak miłości wystarczy że jest

1996

Korepetycje

Koniku polny

od nieważnych wierszy

naucz mnie od małego być mniejszym

1996

Powieszony pomylony

Powiesił się bo myślał że już nic nie będzie

patrzy a tu święci tłoczą się w ogonku

znowu dudki wykrzywione czajki

mamusie lub inaczej niezapominajki

śmierć to nie dziura tylko życie dalej

chciał uciec od wszystkiego a wszystko zostało

stół talerz łyżki tuż przy barszczu rzepka

spokój jakby tego lata powiodły się pszczoły

pani co w późnym wieku nie straciła cnoty

(wciąż dwie samotności bronią się nawzajem)

świeci jak lichtarzyk solidnej roboty

jeszcze obłoki gołe podfruwajki

Anioł Stróż zaczął mówić w tej podniosłej chwili

- mój synku powieszony aleś się pomylił

1996

Ku wodzie

Byk zmęczony wieczorem chyli łeb ku wodzie

tak pisał Wiktor Hugo

powtarzam na co dzień

uczę swoich wiernych głęboko wzruszony

zanurzać choćby łapę do wody święconej

1996

Modlitwa o bezsenność

Nie zasługuję na noc spokojną

na kapelę świerszczy smutną pogodną

na fotografię z żabą przystojną

znów wojny przesuwa się cień

- Panie nie jestem godzien

by uśpił mnie sen

1996

Za nogę

Jowisz

nie dla mnie przecież za wysoko

zwiędnie urok mlecza gdy zerwiemy mlecz

chcemy zatrzymać za nogę przyłapać

piękno uczy że nie można mieć

1996

Mało wiele

Żył lat mało wiele

serce złotoszczere

cudownie uzdrowiony

umarł na cholerę

1996

Zakochani

Nie wiem kto to napisał

dokładnie nie powiem

nazwiska mądrych nikną

jak upał deszcz susza

pani zakochana w swej starości śmieszy

stary pan zakochany nawet świętych wzrusza

1996

Łza nie byle co

Te co na wigilię na nosie nam stają

te co nam na Wielkanoc z Barankiem merdają

nas paskudnych grzeszników

łzy świąteczne zbawią

blisko zupy grzybowej polędwicy jajka

moje łzy od choinki i te od Baranka

1996

Chudzielec

Ciesz się że ze szczęścia chudnie każde szczęście

jeśli chcesz większego

to kopnie cię mniejsze

1996

Obawa

- Kto ten głaz kolosalny na grobie położył?

- Żona, bo się boi, żeby mąż nie ożył.

1996

Przepisane

Tu leży trzydziestoletnia żona

Julia Justa

która 27 kwietnia

po raz pierwszy zamknęła usta

Mąż

1996

Ciało pedagogiczne

Słowik górniczek

co niesie dwa czubki zadarte do góry

i miłość swą spisuje na liściu czerwonym

zaspany ślepowron

z białym włosem z tyłu głowy

sikora z żółtą piersią

w niebieskim berecie

sowa uszata od puchacza o połowę mniejsza

wróbel co skacze jak na cudzej nodze

uczą mnie być nieważnym

nic ich nie obchodzę

1996

Macierzanka

Płakał las

pietruszka co pod śniegiem przetrwała zimę

perz jak młode żyto

pliszka co pod Twoją obronę schowała swój ogonek

źdźbło co chciałoby być niczym żeby być kimś

jeż kręcił jak zawsze chłodnym nosem

denerwowała się ziemia

że macierzankę ścinają w czasie kwitnienia

1996

Ku pamięci

Modlę się o to co wciąż niemożliwe

jakbym szukał jednej śliwki w zbożu

nawymyślał mi proboszcz

- kto dziś wiersze pisze

lecz pocieszył sam Jezus chodzący po morzu

1996

M-1

Sekundy lecą na łeb i na szyję

minuty wyruszają w podróż niebezpieczną

godziny przemijają jak lipiec i sierpień

a wszystko po to

by u Boga

choć kawalerkę wynająć na wieczność

1996

Litość

Wystawiają miłość

lekceważą litość

a ja mówię zlituj się nade mną

odpychana przez ludzi

przez mocnych wydrwiona

właśnie zbawić mnie może

nawet litość Twoja

1996

Lura

Listopad cmentarz pusty

deszczu zimna lura

- to straszne - ktoś mówi

przestać kochać zmarłego dlatego że umarł

1996

Szczęście po chorobie

Radości byle jakie

podwyżki ubogie

ciemność co nos do nosa drugiego przybliża

narzeczeni bez jutra

jak dwie ręce krzyża

nieszczęście jak szczęście po ciężkiej chorobie

- to nie - mówię do serca

- wyruszamy w drogę

1996

Nie łabędzi śpiew

W śpiewie łabędzim

patos udawanie

wolę prawdziwe śmieszne

spóźnione kukanie

Lipków, lipiec 1996

Jan Paweł II

Tyle jest w Tobie

nasze polskie oczy

wiara matki uśmiech cierpienia

i taki zwykły nie za modny dzwonek

tak zagłuszany że budzi sumienia

1996

Do nieba

Po wiersz tak prosty że każdy zrozumie

po krzyżyk zwykły wystrugany z drzewa

po wiarę już pewną bo dowodów nie ma

po szczęście bez rozgłosu pieniędzy chleba

biedroneczko leć do nieba

1997

Potem

Było po śmierci

świat stał się biały

jak na rozpacze lek

wszystkie me grzechy się rozpłakały

i ucałował śnieg

1997

Wszechmogący

Polubić życie takie sobie słabe

miało być wielkie a przebiegło małe

rozumie je jeszcze bliski kochany

Bóg wszechmogący zbity nieudany

1997

Do księdza Baki

Stuk puk do nieba.

- Kto to?

- To ja.

Noc.

Święci już śpią na błękitnej trawce.

Za humor i trumienkę mam chrapkę

pocałować księdza Bakę w łapkę.

1997

Na przekór

Pogodzić się z deszczem co kapie

z grypą co za nos cię przyłapie

z bykiem krową krówką

z przenajświętszą gotówką

z wierszem słabym z serca szczerego

z teologiem co nie wie dlaczego

1997

Ile ważnego

Ile ważnego w tym co nieważne

ile potrzebnego w tym co niepotrzebne

ile uśmiechu w tym co niewesołe

ile odwagi być na krzyżu nagim

Matka Boska samobójcy tłumaczy:

- Nie wyskakuj za prędko z rozpaczy

1997

Ratunek

Miłość i rozpacz

miłość i samotność

miłość jamnik co zdechł

chciałeś się wieszać

ale ratują

łzy nie za mądre i śmiech

1997

Dwa osiołki

- Dominice Smaszcz na dziewiąte urodziny

Przyszedł osiołek z Niedzieli Palmowej

trącił mnie nosem

pytał oczami

- Osiołku - mówię - podaj mi łapę

byśmy z radości razem płakali

Tłumaczył: - Jezus tłum dookoła

pod kopytkami przy palmie palma

- Osiołku - mówię - nie wiem co dalej

bo mi łza twoja do gardła spadła

Ksiądz i osiołek klękają razem

palmy jak oczy w słońcu się złocą

potem umilkną

uszy swe stulą

jak dwa osiołki przed Wielkanocą

1997

Jeszcze raz do albumu

Nareszcie się ożenił

i zrozumiał wszystko

miłość - to co głaszcze

i daje po pysku

1997

Spokój

Wciąż się denerwujemy

o nic tyle hałasu

rozdarty na przeszłość i przyszłość

święty spokój czasu

wieś Sianowo, 1997

Radość

Marudzą że samotność dziura nie ma nikogo

Komunia święta to miejsce

gdzie można spotkać się z Tobą

1997

Pytanie

Co to jest para wodna?

Tylko umysł dziecka

jak źrebak szybki

odpowiedział od razu:

- Dwie małe rybki

1997

W świecie

W świecie przemądrzałym

jak w obórce bez okna

chodzi tam i z powrotem

moja wiara samotna

czujna jak babcia

czasem trąbi do ucha

gdyby starczyło wiedzieć

byłaby tylko Nauka

choćbyś jak paw wrzeszczał

niemądry dumny ładny

kochać - to być po prostu

wszechmogącym bezradnym

1997

Z kozą

Słoniu kaczko żyrafo jałówko niewinna

mówią że śmierć po ludzi przyjdzie całkiem inna

lecz ja po miłości ostatniej chorobie

chciałbym mieć z aniołami

choć kozę przy sobie

1997

Ocalenie

Mówią że wiersz zbyt sentymentalny

że słowa się nie dziwią bo się głupio tulą

- Mój ty piesku mój kotku mój szczypiorku - mówią

lecz Bóg wynalazł humor by ocalić czułość

1997

Skarga na nazwisko

- Nie dostrzegałem wilgi bzu orzechów liści

obcy był mi wróbel wszędobylski

patrzyłem tylko w siebie jak w psałterz rozdarty

nazwisko mnie przygniotło - jęczał Sęp Szarzyński

Inaczej Kochanowski:

jak na barwnej łące

nosił w nazwisku miłość

pszczoły lipę słońce

1997

Łamigłówka

Dlaczego sójka uciekła i nie uciekła

dlaczego komar przylatuje z piekła

dlaczego wysoko księżyc niemowa

a poniżej brzęczy teściowa

dlaczego w czerwcu nietoperze

dlaczego łza jedynaczką być nie umie

wszystko żeby pokochać - nie rozumieć

1997

Malarz po śmierci

Malowałem niebo złote

ekologiczne zielone

jak leszczyna co ma dużo owoców - czerwone

wielobarwne jak koguty wiejskie

a tu niebo jak niebo niebieskie

1997

Ogień

Patrzę Jezus na brzegu

wydawał się łatwy

taki do serca na co dzień

Mówił: - Przyjdź

czekam

tylko nie licz na cuda

do mnie się idzie przez ogień

1997

Pocałunek Judasza

Ten pocałunek musiał się rozpłakać

nie mogło być inaczej

Święty Augustyn mówi

że grzech idzie do nieba gdy płacze

Matko Najświętsza co się nie gorszysz

gdy mówię od rzeczy

ten pocałunek do dziś niebo porusza

tak beczy

1997

Zdejmowanie z krzyża

Rozpoczynam od głowy

już nie pytam czy boli

śmierć nie znosi takich pytań bo po co

włosy teraz odgarniam spod za ciężkiej korony

co jak owce czarne się tłoczą

potem ciernie wyjmuję

po kolei całuję

liczę na głos pierwszy drugi trzeci

groźne zajadłe teraz smutne zabawne

jak czerwone kredki dla dzieci

teraz łzę zdejmuję Mu z twarzy

tę ostatnią co ostygła i parzy

wreszcie z gwoździ wyrywam nogi ręce

dalej nie wiem co dalej

choćby świat się zawalił modlę się do serca o serce

1997

Na ręce

Nazywają cię brzydulą

uciekają w te pędy po kolei

biorę ciebie na ręce

jak królika na szczęście

śmierci - chwilo największej nadziei

1997

Chrzest w Jordanie

Ilu ludzi przybiegło do rzeki,

ilu się razem kąpało!

Czy tylko chcieli umyć uszy,

ręce, dwie nogi, ciało?

Czy tylko chcieli umyć plecy,

włosy, szyje, zęby?

Czy wszyscy chórem wołali:

- Święty Janie, umyj nam gęby,

podbródki, chudszym wystające żebra

wodą błyszczącą w słońcu,

jakby była ze srebra!?

Tylu ludzi zbiegło się do rzeki,

podchodzili jak gęsi do wody.

Może chcieli bez szamponu,

bo taniej, na święta umyć brody?

Tym, co teraz powiem,

wszystkich wzruszę:

chcieli kąpać nie tylko ciało,

ale także zaniedbane dusze.

Nagle Jezus w rzece przystanął,

wśród brudasów, jasny jak anioł.

Kiedy przyjdzie kąpać się w rzece,

miednicy, łazience, jeziorze,

Ty, który mówisz wprost z nieba,

obmyj nam serca, Boże.

A serce pamiętać każde musi,

by nie dokuczać mamusi.

1998

Tak

Pierwsza Komunia z białą kokardą

jak w śniegu z ogonem ptak

ufaj jak chłopiec z buzią otwartą

Bogu się mówi - tak

Nie rycz jak osioł nie drżyj jak żaba

wytrwaj choć nie wiesz jak

choćby się cały Kościół zawalił

Bogu się mówi - tak

Miłość zerwaną znieś jak gorączkę

z chusteczką do nosa w łzach

święte cierpienie pocałuj w rączkę

Bogu się mówi - tak

1998

Porzucili wszystko i poszli za Nim

Ile trzeba rzeczy porzucić,

od ilu zajęć się oderwać,

odłożyć czytaną książkę,

zostawić w domu wierne psisko,

przerwać rozmowę z koleżanką -

gdy zegarek na Mszę woła,

trzeba porzucić dla niej wszystko.

1998

Kubek

Nie chcę z poduszką krzesełka

pieca łopatki wiaderka

zegarka pieniędzy kuferka

Szekspira szafy sweterka

skarbonki trąbki pudełka

domu co stał się już duchem

lecz przywróć mi święty Antoni

mój kubek z jednym uchem

1998

W albumie

Choćby się nosem kręciło, na babcię pyskowało,

szczęście zawsze ogromne, gdy lat jeszcze mało.

1998

Lamentacje starego kawalera

Jaka to łaska ogromna

żyć jak struś w Polsce nieznany,

nigdy nie zaznać szczęścia,

nigdy nie być lubianym.

Mieć twarz nieśmiałą, brzydką,

chodzić jak chodzą łamagi,

cieszyć się, że nawet garbate

nie zwrócą na mnie uwagi.

Popatrzeć jak kasztan pęka

wesołą bombą w ogródku,

radować się w dniu imienin,

że nikt nie przyleciał z laurką.

Pozostać osiołkiem w pracy,

usta mieć nie kochane

i zabrać ze sobą na urlop

serce kopnięte przez panie.

1998

O aniołach i zwierzakach

Czemu papuga nimfa kołysze się jak pelikan?

Czemu złota rybka ma wypukłe oczy?

Czemu bocian dwóch nóg razem nie zamoczy?

Czemu kura chodząc rysuje krzyżyki na ziemi?

Pośród wielu tajemnic na świecie dokoła

mniej wiemy o zwierzętach niźli o aniołach.

1998

Popielec

Od ciemnej grudki prochu, która smoli ręce,

z namaszczeniem rzucanej w Popielcową Środę -

radość rośnie jak balon. O, rzuć prochu więcej

na grzywkę panny Zuli, proboszczom na brody.

Nadzieja w ciemnej grudce - wiosna w drzwiach kościoła,

srebrne krewniaczki wierzby gawrony odsłonią,

ten, co nie chciał religii, jak Tomasz uwierzy

i zacznie beczeć ze szczęścia pod lampką czerwoną.

Będzie więcej spowiedzi i dobrych przyrzeczeń -

wiele rzeczy skradzionych podrzucą w czas krótki.

Rozpocznie się zwyczajnie i zawsze od Środy

Wielki Post, co krzyczy nawet na kotlet malutki.

1998

Pożegnanie szkody

Po dzwonku idźcie, chłopcy, w świat

i wy, dojrzałe damy,

choć mnie, waszemu księdzu, łzy

znów tłoczą się jak chamy.

Z dziewcząt swych będę zawsze rad,

chłopcami zachwycony -

choć czas podziobie wszystkich nas

jak indyk rozżalony.

Ulicą będę sobie szedł -

cichutko rozważając:

Jeszcze pięć lat, nie pozna mnie,

dorosła panna Zając.

Bdurska Basia, Kowalewska,

warczące na mnie jak na pieska,

Zawadzki pełen animuszu,

zawsze w wesołym kapeluszu.

W gorzką niepamięć wpadnie ksiądz

z dziennikiem, dzwonkiem, szkołą -

lecz może lepiej niźli ja

przypomni Bogu znowu

woźny, choć czasem widzi źle,

może odnajdzie pod zegarem

rekolekcyjną starą łzę,

miłość, co jak dwa żubry beczy -

wiele nieważnych ważnych rzeczy,

śmierć, co uciszy nam nazwisko,

o Bogu nam przypomni wszystko.

Żegnajcie. Pora już,

jak marchew najzwyklejsza

Bóg będzie dla was rósł,

a ja się będę zmniejszał.

I spadnę wreszcie w szary kąt,

tak jak parasol to umie

lub pies z rodzinnej fotografii,

co zaczął wyć w albumie.

1998

W ramionach Ojca

Choćby kopnęła kaczka

końcem świata straszyło

zawsze w ramionach Ojca

było nie było

1998

Po staremu

W niebie nie ma komputerów

postęp nie popędza -

wszystko po staremu

ta sama kapliczka serca

1998

Udało się

Nie bójcie się ponuracy

nie płaczcie w łóżkach mazgaje

tyko miłość udana

co się nie udaje

1998

Owieczka i baranek

Znów obgadują ciebie owieczko

od rana

że na swych czterech czarnych kopytkach

zbiegłaś od Pana

Lecz On cię kocha

nie widzi winy

Siostrzyczko nasza jak gąska biała

na imieniny

Na pewno anioł przystojny jak malowanka

lecz ty owieczko jesteś rozsądna

wolisz baranka

1998

O diabłach i aniołach

Była sobie pani bardzo postępowa.

Uważała, że jest mądrzejsza niż szkoła.

- Nie bądź naiwny - mówiła:

W diabła i anioła nigdy nie wierzyła.

Tymczasem w jej mieszkaniu, niemal co godzina,

chyba diabeł i anioł wciąż się przypominał.

Telewizor - jak dwóch ciężkich diabłów -

ryczał nieprzyzwoicie i na całe gardło.

Pokazywał wojny, ciotki poduszone,

migał jakby diabeł podpisał ogonem.

Zdarzała się awantura. A kłótnia zajadła

to dowód, że ktoś na urodziny pozapraszał diabła.

Była także mamusia jak najczystsza róża

(mamusia wciąż podobna do Anioła Stróża

tylko bez skrzydeł. Skrzydła przeszkadzają

mamusiom, które piorą, szyją, zamiatają).

Był także staruszek. W piątek nie zjadł szynki,

tylko owies - jak źrebak. I śpiewał Godzinki.

Była sobie pani bardzo postępowa.

- Nie bądź naiwny - każdemu mówiła.

W diabła i anioła nigdy nie wierzyła.

Tymczasem w jej mieszkaniu dokładnie z zachwytem

anioł bawił się skrzydłem, a diabeł kopytem.

1998

Dobranocka

Pan Jezus nagle jeszcze jaśniejszy,

pod gwiazdą królów trzech.

Mamusia czujna jak strażak,

kiedy usypia mnie śnieg.

1998

Do albumu

Podziękuj za cierpienie

czy umiesz czy nie umiesz

bez niego nigdy nie wiesz

ile miłość kosztuje

1998

Po ślubie

A a a serca dwa

Jęczą piszczą obydwa

1998

Matka Boska Ursynowska

Matka Boska Ursynowska

nie ma biżuterii,

drogich kamieni,

chodzi tu po nie zbudowanym jeszcze kościele

jak po zimnej stajence.

Wyciąga ludzkie ręce,

pozdrawia daleko stojące babcie

po mięso w kolejce.

Nie przybywa do niej orszak ze złotem,

ani na piechotę,

ani na wielbłądach,

ani autostopem.

Ale niesie jej dobre serce

chłopiec malutki

z Ursynowa, z ulicy Nutki,

dziewczynka, co była najlepsza

z ulicy Herbsta,

tatusiów paru z Końskiego Jaru.

Nie widać tu aniołów,

nie klęczą Trzej Królowie,

lecz Matka Boska mówi:

- Najlepiej na Ursynowie

1998

O synu marnotrawnym

Żale syna marnotrawnego

Moja wina, moje winy,

obskubały mnie dziewczyny.

Modlitwa syna marnotrawnego

Dziękuję, ci tatusiu, za pierścień, sandały,

za płaszcz, którym się jak żaglem owinę,

za niebo w oczach twoich

i cielęcinę.

Modlitwa jego brata

Przepraszam cię, tatusiu, że się tak wściekałem

na brata naiwniaka,

którego dziewczynki obskubały jak kurczaka.

Bez nowego płaszcza, sandałów, pierścionka,

cierpię jak pies bez ogonka.

1998

Szkoła

- Bronkowi Chodorowskiemu

Ławki tablica kreda

łza jak diabeł się kręci

Szukam nawet kawałka

mej szkoły świętej pamięci

1998

Matka Teresa z Kalkuty

Matko Tereso z Kalkuty

biało-niebieska

bliższa

bo w niebie już mieszkasz

z trądem

jędzą chorobą

nikt nie jest samotny z tobą

1998

W Wielki Piątek

Przybiegł w Wielki Piątek

jak wszyscy

i tak sobie

mówił: - Ścisnąłem nos rękami,

zaciąłem zęby zębami,

żeby nie płakać przy grobie.

1998

Nie smutek

Jeśli w wierszach moich znajdziesz smutek

to po prostu bolała mnie głowa,

korek wysiadł, wygłupiał się czajnik,

za wcześnie zbudziła krowa.

Czasem tylko nie wiem dlaczego,

bo samotność jak długie uszy,

żal, że serce nie poszło do serca,

żal, że dusza odeszła od duszy.

1998

Nie powiem

Ta filiżanka co pękła z hukiem

jakby ktoś strzelił w bramie

ci żołnierze co nie wrócili bo poszli na powstanie

kalendarz co miał być do stycznia

a umarł we wrześniu na ścianie

Udam że nie pamiętam

nie powiem nic a nic

chodzącej po niebie mamie

1998

Wiersz dydaktyczny

Niewinny bocian co połyka żabę

skowronek co po muchę jak po bułkę leci

niewinna sroka co morduje dzieci

nieświadomy nie grzeszy bo zła nie wybiera

a więc jest niewinność w dramacie istnienia

chcemy sami stworzyć moralniejszą srokę

lecz Ty co gwiazdy zapaliłeś wszystkie

pociesz nas psem z chorą łapą co ma serce czyste

1998

Nie lekceważ

Każda gęś jak przed ślubem najbielsza królewna

kaczor ze złotym piórem ku ozdobie

jak król Ludwik - ten z lepszych - we własnej osobie

nawet kury szlachcianki co niby ubogie

gburem był ten co nazwał te piękności drobiem

1998

Koniec nie-koniec

Zawsze jeszcze myśl jedna

pytanie

jak zielona wścibska gałązka

nawet serce gaduła

nie wie

kiedy kończy się książka

1998

+

Posłowie

"Prostota, zwięzłość i humor" - tak odpowiada Jan Twardowski zapytany o

istotę swoich wierszy. I dodaje: "Pamiętam, w czasach studenckich na pewnym

zebraniu zapytano: "Jeżeli są dwa dzieła jednakowo wspaniałe, które jest

lepsze?" Obecny na zebraniu Karol wstał i powiedział: "Krótsze.""

Może właśnie ta anegdota przyczyniła się do późniejszej wierności

zasadzie: "mniej to znaczy więcej". Mniej słów, ornamentów, erudycji,

więcej autentyzmu, prawdy, wyrażonych także między wierszami, gdzie mówi

cisza i milczenie.

Kiedy Jerzy Zawieyski spowodował w 1959 roku zbiorem "Wiersze" drugi - po

tomiku "Powrót Andersena", wydanym w nakładzie czterdziestu egzempalarzy w

1937 roku - poetycki debiut księdza Jana Twardowskiego, dostrzegł w

zebranych utworach wyróżniającą je inność. Autor bowiem nie podlegał owym

modom literackim i pisał w sposób bardzo osobisty, przyjmując ubogie środki

wyrazu. Opowiadał o wsi, lesie, dzieciach, które uczył, kościołach,

przyrodzie, jaka go otaczała. Swoje zapisy traktował trochę jak poetycki

pamiętnik, notujący spostrzeżenia, przeżycia, refleksje, wspomnienia,

trochę jak listy do najbliższych lub zwierzenia. Może dlatego miały one

charakter bezpośredniej rozmowy z sercem do serca. Charakter ten nie

zagubił się przez lata następne, mimo że podejmowanych tematów zaczęło

przybywać, a styl pisania coraz bardziej się indywidualizował i

wykształcał.

Pojawiła się i inna zasada: "w kościele trzeba się od czasu do czasu

uśmiechać", wiadomo bowiem, że humor ludzi zbliża, a patos, jaki pojawia

się w wierszach religijnych, wywołuje najczęściej skutek odwrotny. Stąd też

tyle w wierszach Księdza miejsca na uśmiech.

Ksiądz Twardowski należy do autorów wybranych najpierw przez czytelników,

potem przez wydawców. Dopiero po jedenastu latach od wydania "Wierszy"

ukazał się tom następny - "Znaki ufności" (1970), a kolejny, "Niebieskie

okulary", znów po dziesięciu. Po 1980 roku w księgarniach częściej zaczęły

się pojawiać następne tomy, a to, co nastąpiło w latach

dziewięćdziesiątych, zdumiewa samego autora, który sam niczego nie narzuca,

o nic nie zabiega. O sobie mówi, że nie jest poetą, ale księdzem, który

czasami pisuje wiersze. Ale do rąk coraz liczniejszych czytelników trafiają

nie tylko wiersze. Także komentarze ewangeliczne, opowiadania dla dzieci,

aforyzmy, anegdoty.

Krytyka literacka od lat towarzyszy kolejnym publikacjom. O wierszach

Księdza pisali: Józef Czechowicz, Zbigniew Dolecki, Anna Kamieńska, Marek

Skwarnicki, Zygmunt Lichniak, Ryszard Matuszewski, Jan Turnau, Zbigniew

Bieńkowski, Wojciech Żukrowski, Artur Sandauer, Krzysztof Dybciak, Maria

Jasińska Wojtkowska, Jacek Trznadel, Bronisław Maj, Konstanty Pieńkosz,

Iwona Smolka, Stanisław Cieślak, Aleksander Fiut, Jerzy Kwiatkowski,

Ryszard K. Przybylski, Jerzy Sulikowski, Waldemar Smaszcz, Piotr

Matywiecki, Tadeusz Żychiewicz, Krzysztof Myszkowski, Janusz Furtak, Janusz

Koryl, Marek Karwala, Ewa Nawrocka, Zofia Zarębianka, Kazimierz Nelski,

Helena Zaworska, Jan Tomkowski, Tadeusz Drewnowski i inni.

Poczytność wierszy księdza Twardowskiego świadczy o tym, że ich autor nie

pisze w pustce, jest świadectwem tęsknoty dzisiejszego człowieka za

mówieniem o Bogu, niekoniecznie w nurcie literatury religijnej. Dodać

trzeba, że skala i sposób poruszanych w nich spraw stały się bliskie

czytelnikom również poza granicami kraju. Coraz liczniej pojawiają się

tłumacze, którzy zainteresowani tą poezją, chcą przybliżyć ją czytelnikom

obcojęzycznym.

Wiersze księdza Twardowskiego stanowią próbę przebicia się przez skorupę

materializmu, egoizmu, grubiaństwa, postkomunistycznego relatywizmu;

przeciwstawiają się modzie dogadzania zachodnim gustom. Mimo to, a może

dzięki temu, wśród odbiorców zdobyty sobie więcej niż popularność, może

nawet stały się bliskie sercu. Są dla wszystkich - mały, nieco starszy i

dużo starszy czytelnik bez trudu odnajdzie w nich bliski sobie język. Nie

dzielą ludzi na wierzących i niewierzących. W ich świecie każdy może się

dobrze poczuć. Ktoś powiedział, że są "sympatyczne", swojskie, rodzime.

Pisane nie w Tokio, Paryżu, Nowym Jorku, Sztokholmie, ale na Mazowszu, w

Lipkowie, Świnotopie, Żabiej Wólce, Kamieńczyku, "między lipcem a

sierpniem, kiedy wiesiołek, żółty jak kanarek". (Niecodziennik wtóry,

1995). Czytelników, zjednanych przez ich autentyzm i pokazanie bardzo

osobistego przeżycia kapłaństwa, znajdują zaś w Marcyporębie, Kopytówce,

Rykowiskach, Bydlątkach.

Autor nie kreuje się na poetę. Pokazuje natomiast, że jest człowiekiem,

który w realnym, widzialnym świecie szuka sensów ukrytych. Ma świadomość

faktu, że jako ksiądz otrzymał łaskę widzenia tego, co zakryte. Obok

smutnego świata przemocy, gwałtu, wdzierającego się do domów za

pośrednictwem mediów, jest i drugi: świat spotkań, rozmów, także tych

osłoniętych Bożą tajemnicą, świat wypełniony miłością, poświęceniem,

nawróceniami, żalem za grzechy, tęsknotą za Bogiem, miłością, dobrocią.

O swoim widzeniu otaczającej rzeczywistości Ksiądz tak mówi: "W tym, co

nieważne - jest coś ważnego, w tym, co niepotrzebne - jest coś potrzebnego,

w tym, co nieświęte - jest coś świętego." Jego wzrok wewnętrzny, "trzecie

oko", dostrzega paradoksalną naturę świata. Intuicja i wrażliwość stale

wynajdują coś "na opak", wbrew przyjętym schematom.

Z takiego spojrzenia zrodziły się jasno określone intencje wydobyć i

odczytać sens niewidzialnego, by poprzez zaskoczenie pobudzić do refleksji,

podjąć próbę przerwania myślowego stereotypu, nakłonić do odejścia od

automatyzmu skojarzeń i zachowań. Dostrzeganie paradoksów jest według

Księdza jedyną możliwą drogą do pogodzenia się z wewnętrzną sprzecznością

otaczającej człowieka rzeczywistości: "Świat można zaakceptować, jeśli się

dostrzeże wartość czy nawet więcej - urok dramatu, jaki jest składnikiem

życia" (Poezje wybrane, 1980). Zaakceptować z pogodą i optymizmem,

eliminującym bezwolną, bierną konieczność, nawet wbrew sobie.

Ksiądz Twardowski uważa swoje wiersze za rodzaj rozmowy z kimś bliskim, w

której chce podzielić się własnymi przeżyciami, pytaniami, poszukiwaniami,

obserwacjami, płynącymi także z faktu, iż jest księdzem. Tematy rozmów?

Fundamentalne: Bóg, wiara, miłość, przemijanie, śmierć, przyroda. Nie

pretenduje przy tym do wykreowania nowego kierunku literackiego. Wypracował

wszakże przez lata swój własny język wypowiedzi: "Nie śledzę kierunków,

nurtów i tendencji przejawiających się w poezji. Piszę tak, jak mi dyktuje

myśl" ("Rzeczpospolita" 1990). Chociaż nie stara się nikogo naśladować, nie

ukrywa swoich silnych związków z rodzimą literaturą, także z tą dawną.

Deklaruje to w wywiadach, konkretne odniesienia zawiera w wierszach. A samą

poezję podnosi wręcz do rangi antidotum na przejawy bezsensu doczesnego

świata.

Dla Twardowskiego-czytelnika, ale i autora wierszy zarazem, poezja to

przejaw dobra, serdeczności, przekaz, który nie jest zatruty plotkami,

nienawiścią, złością, zawiścią, sporami i jako taki - nie głosząc morałów -

próbuje wnosić ład i harmonię do rzeczywistości, oczyścić ją, odtruć.

Do przywoływanych często takich pisarzy, jak: Kochanowski, Sęp

Szarzyński, Mickiewicz, Prus, Orzeszkowa, Lenartowicz, Syrokomla, Lechoń,

Baczyński czy Kamieńska, trzeba jeszcze dodać jedno nazwisko - Józef Baka:

Królewno ze Skępego

podaj rączkę

proszę

uratuj wiersze nieśmiałe i bose

takie co nie idą jak krytyk za modą

szanują księdza Bakę z klerykalną brodą

takie co nie świecą jak szyja ozdobna

za które nie płacą dolarami Nobla

(Królewno)

Twórczość tego jezuity, kaznodziei i poety późnego baroku, jego sposób

widzenia świata - żyjącemu kilka wieków później piszącemu księdzu jest

bliski od dawna: "Kiedy szukam inspiracji do pisania wierszy - wyznaje -

sięgam do baroku. Myślę, że w okresie baroku powstawała polska poezja

religijna intelektualna. W epoce konfliktów, przeciwieństw, upadku kultury

antycznej, w okresie sporów religijnych, kiedy nie uznawano obiektywnego

piękna w naturze, dostrzeżono brzydotę estetyczną jako sferę doznań

interesującą plastyków. Lubię czytać Sępa Szarzyńskiego, Grabowieckiego,

Morsztyna, a przede wszystkim księdza Józefa Bakę, niegdyś ośmieszonego,

dzisiaj cenionego. Myślę, że jego szkielety, o których pisał, nie tylko

straszyły, ale i bawiły. [...] moje wyliczanki też są trochę barokowe"

("Powściągliwość i Praca" 1991). W twórczości Baki ujmuje go dosadny,

zwięzły sposób wyrastania myśli, ale przy wszystkim wprowadzony do wiersza

religijnego humor; imponuje mu postawa autora, który miał odwagę przełamać

patos poezji religijnej.

Na twórczość Baki uwagę studenta Uniwersytetu Warszawskiego Jana

Twardowskiego skierował jego promotor pracy magisterskiej o "Godzinie

myśli" Słowackiego, Wacław Burawy. Odnalezionym przez Stanisława

Estreichera wierszom Baki poświęcił on rozdział swej książki o poezji XVIII

wieku, za co zresztą przypłacił oburzeniem znacznej części środowiska

naukowego, które oceniło tę twórczość jako grafomanię, objaw zepsucia smaku

czasów saskich. Borowy wykazał, że Baka dowiódł prawdziwego poczucia

humoru, mimo że pisał o śmierci i piekle. Humor księdza Baki do dziś

pozostaje bliski księdzu Twardowskiemu, który humor uczynił cechą

szczególną swego pisarstwa. Wyraźnym ukłonem w stronę osiemnastowiecznego

poety jest podniesiony przez Jana Twardowskiego do rangi motta niniejszego

zbioru wiersza "Do księdza Baki".

Bakę, ale także Sępa Szarzyńskiego, Wacława Potockiego ceni Ksiądz przede

wszystkim jako poetów paradoksu, których język oparty był na

sprzecznościach, na zasadzie concors discordia, "zgodnej niezgodności",

czyli na budowaniu kontrastów, mieszaniu humoru z tragizmem (jak na

przykład u Baki: "Śmierć babula, / Jak cybula / Łzy wyciska, / Gdy

przyciska"; Poezje, 1986). Taki sposób formułowania myśli o prawdach

wykraczających poza ludzką logikę autorowi "Znaków ufności" - tomu, który

wywołał prawdziwą rewolucję w poezji kapłańskiej - szczególnie odpowiada:

"Myślę, że o Bogu można mówić tylko językiem paradoksów. Bo i wiara jest

paradoksem: Trójca Święta, Bóg stał się człowiekiem, Eucharystia, widzenia

po śmierci Boga twarzą w twarz - to są wielkie paradoksy. Bóg mówi językiem

nielogicznym według naszej logiki, więc jak można mówić o Nim innym

językiem?" ("Słowo" 1994). W innym wywiadzie wyznaje: "Lubię piętrzyć

paradoksy: miłości, wiary, śmierci dotyczące wymiarów egzystencji. Uważam,

że ich rozwiązanie leży tylko w naturze Boga" ("Nowe Książki" 1981). Drogę

myślenia paradoksalnego proponuje człowiekowi końca XX wieku, by zbliżył

się i pokochał to, co go przerasta. Zbliżył się i został, a nie

przestraszył się i odszedł. Został i pokłonił się przed niezrozumiałym, bo

przecież gdyby pojął Boga, uczyniłby zeń wytwór własnego umysłu ("to co

zrozumiałeś to już nie jest Bogiem"). Zaznaczmy na marginesie, iż Artur

Sandauer, zastanawiając się nad motywami, które kazały Twardowskiemu

sięgnąć po paradoks, sformułował logiczną prawidłowość: "Świat jest

nieskończenie poznawalny? Dobrze. Znaczy to jednak, że będziemy go

poznawali bez końca, czyli - że jest nieskończenie niepoznawalny"

("Polityka" 1985).

Korzeni widzenia świata poprzez paradoksy należy w tych wierszach szukać

nie tylko w literaturze baroku, ale i - może przede wszystkim - w Piśmie

świętym, w Radosnej Nowinie, będącej podstawową pisarską inspiracją

księdza-autora: "W Ewangelii jest mowa o umarłych, o ślepcach, trędowatych

- a ostatecznie wszystko jest dobrą nowiną" ("Życie Warszawy" 1991).

Wyłuskuje więc zeń paradoksy jako jedyną drogę nie tyle do zrozumienia, ile

właśnie zbliżenia się do Tajemnicy: krzyż może nie być znakiem hańby i

cierpienia, ale znakiem miłości; cierpienie może nie być nieszczęściem, ale

próbą wierności Niewidzialnemu i doświadczeniem, które ma człowiekowi pomóc

w dojrzewaniu; słabość, przeżywana z Bogiem, jest siłą; Droga Krzyżowa może

budzić nadzieję, jeśli zrozumie się, iż nie jest ważne, jak Jezus cierpiał,

ale dlaczego cierpiał; śmierć niczego nie zamyka, przeciwnie - jest bramą

prowadzącą do dalszego życia, jest spotkaniem z miłosiernym Bogiem ("śmierć

na śmierć nie umiera"). Dramat w świetle wiary nabiera nowego znaczenia. W

cierpieniu, kalectwie, brzydocie piszący wiersze kapłan dostrzega i

odsłania ukrytą wartość, niewidoczne piękno, a nawet więcej: ukryty skarb,

znaczenie, które może dostrzec tylko subiektywny wzrok wewnętrzny.

Niestrudzenie pokazuje, że wcale nie mocne, walczące o siebie i świadome

siebie, dominujące "ja", kreowane przez psychoterapię schyłku XX wieku, ma

moc. Przeciwnie: siłę daje cisza, pokora. Prawdziwą wielkością staje się

umniejszanie, wtedy "nieważne" będzie najważniejsze. Własnej nieważności

bardzo trudno się nauczyć, ale tylko wtedy można dostrzec moc w wierze, tym

bogatszej i głębszej, im bardziej postawa pokory wypłynie z wewnętrznego

poczucia wyzwolenia i radości. W szkole pokory można mieć nieoczekiwanych

nauczycieli:

Słowik górniczek

co niesie dwa czubki zadarte do góry

i miłość swą spisuje na liściu czerwonym

zaspany ślepowron

z białym włosem z tyłu głowy

sikora z żółtą piersią

w niebieskim berecie

sowa uszata od puchacza o połowę mniejsza

wróbel co skacze jak na cudzej nodze

uczą mnie być nieważnym

nic ich nie obchodzę

(Ciało pedagogiczne)

Koniku polny

od nieważnych wierszy

naucz mnie od małego być mniejszym

(Korepetycje)

O ile poeci baroku, posługując się paradoksem, nastawiali się na

zadziwianie i olśniewanie, o tyle ksiądz Twardowski wyznaczył sobie rolę

swego rodzaju apostoła, świadomego, iż do Boga najczęściej prowadzi pozorny

nonsens:

Wszystkie Mleczne Drogi

jak miecz między nami

krzyż wciąż nieskończony

przestrzeń niepoznana

wąski pasek cnoty

zbliża mnie do Ciebie

to co Cię oddala

(Zbliżenie)

Zdziwienie czytelnika środkami wyrazu nigdy nie było celem pisarskim tego

autora. W jego wierszach natomiast zwraca uwagę postawa człowieka, który

świadom własnej małości wobec niepojętego ogromu spraw spoza ludzkiej

logiki, nie wykazuje postawy buntu. Przeciwnie: stale się dziwi. Jak sam

przyznaje, wynika to z przyjęcia z wiarą, podziwem i subordynacją tajemnic:

"Myślę, że autor, który umie szczerze zdumiewać się otaczającym go światem

- może odkrywać jego stałe tajemnice, niezależnie od garbu lat, które

dźwiga" (Poezje wybrane, 1980). Jako ksiądz głoszący kazania w kościele

Sióstr Wizytek W Warszawie i jako autor wierszy od wielu lat podejmuje

próbę zbliżenia się do tego, czego rozum ludzki pojąć nie jest w stanie,

ale w taki sposób, by - jak zaznacza - słowa same sobą nie były zmęczone i

nie zagłuszyły żaru i pokory, koniecznych do pochylenia się nad

niezrozumiałym.

Próba stworzenia poezji ewangelicznej, jaką podjął ksiądz Twardowski,

wywodzi się nie z tak dziś częstych frustracji, rozpaczy, szukania po

omacku, ale z dziecięcego zdziwienia wobec tajemnicy życia: "Zawsze

fascynował mnie niezwykły i dziwny cud życia. Zdumiewała mnie śmierć.

Urzekała modlitwa" ("Polityka" 1978). Autor nie boi się głosić wiary

dziecka, które znalazło oparcie w Bogu Ojcu. Cierpliwie próbuje czytelnika

"zarazić" swoim podziwem, chce go zachwycić niepojętym Bogiem, który "jest

jeden / i nigdy samotny", Jego zamysłem: "czy nie dziwi cię / mądra

niedoskonałość / przypadek starannie przygotowany", i niepojętą dla

człowieka Bożą logiką i ekonomią: "sprawiedliwość Twoja jest nierównością",

"gdyby każdy miał to samo / nikt nikomu nie byłby potrzebny".

Słuchać jak dziecko, wierzyć jak dziecko, z ufnością i spontanicznie - to

postawa najbliższa sercu Księdza, który przez całe swoje kapłańskie życie z

wielką wnikliwością obserwuje dzieci. Uczy się od nich wrażliwości,

szczerości, prostoty, zaciekawienia i podziwu dla świata. Szczególną

wrażliwość na znaczenie słowa, moc słowa, zdobył podczas kilkuletniego

nauczania religii dzieci specjalnej troski, którym poświęcił niezwykły w

swej wymowie wiersz "Do moich uczniów". Lubi bardzo stwierdzenie: "dziecko

jest ojcem człowieka". Jako kaznodzieja dla dzieci, traktujący je z

największą powagą i szacunkiem, podpatruje, nie bez fascynacji, ich

wyobraźnię, postawę zdziwienia i przede wszystkim moc dziecięcej wiary,

która prostszą drogą doprowadza do nieba niż postawa ukształtowana przez

traktaty teologiczne. Podkreśla, że bycie dzieckiem Boga wynika z

"dziecięctwa", czyli zaufania Bogu. Dziecko widzi "i dalej i więcej". W

takiej właśnie postawie odkrywa wciąż nowy sens i staje zadziwiony wobec

ogromu spraw przekraczających poznanie. Jeśli czytelnik również wobec tego,

co nieprzekazywalne i niewyrażalne, zatrzyma się zadziwiony, odkryje, że

istota Tajemnicy stanie mu się bliższa.

Siła przekazu prawd niepojętych leży, według Twardowskiego - powiedzmy to

jeszcze raz - jedynie w języku paradoksów. Ksiądz nie kryje swej fascynacji

zbudowaną z paradoksów kolędą Karpińskiego: "Bóg się rodzi - moc truchleje

Pan niebiosów - obnażony

ogień krzepnie - blask ciemnieje

ma granice - nieskończony", i - własnymi słowami - nakreśla, w

uzupełnieniu niejako, granice Boskiej wszechmocy: "Bóg wszechmogący co

prosi o miłość tak wszechmogący że nie wszystko może". Czego nie może? Nie

może kazać człowiekowi kochać siebie:

Zatrzymał się

cień pod oknem

nade mną chmury wędrowne

udam że mnie nie ma

zapomnę

puka

znów nie otwieram

myślę: Późno ciemno.

- Kto? - pytam wreszcie

- Twój Bóg zakochany

z miłością niewzajemną

(On)

Ale wszechmogącemu Bogu potrzebne jest odwzajemnione uczucie stworzenia,

stale na nie czeka, jest "głodny" i tylko miłością "się daje nakarmić"

(Głodny).

Bóg dał człowiekowi wolną wolę, która - w rozumieniu autora wierszy -

jest jednoznacznym pytaniem o miłość. Człowiek postawiony został przez

Stwórcę w sytuacji wyboru. W poszanowaniu wolności człowieka Chrystus stale

stawia pytania, właściwie jedno pytanie, wyjściowe: czy chcesz? Wiara więc

staje się drogą świadomego wyboru, dokonanego w imię wolnej woli, którą

człowiek otrzymał. Nie jest zniewoleniem, ale świadomą drogą ku wolności.

Wolna wola nie jest niczym innym, jak pytaniem o miłość. Kiedy mam wybrać -

zastanawia się ksiądz Twardowski - co wybiorę? Co kocham: światło czy

ciemność? Czy będę dalej trzymał się ręki Pana Boga, choć czasem boli

zranienie i przytłacza próba?

Patrzę Jezus na brzegu

wydawał się łatwy

taki do serca na co dzień

Mówił: - Przyjdź

czekam

tylko nie licz na cuda

do mnie się idzie przez ogień

(Ogień)

Niepokój łączy się z tęsknotą do pełnego zrozumienia tajemnicy

człowieczego istnienia na ziemi. Istnienia rozpiętego między dwoma

biegunami: radością i cierpieniem. Tworzą one całość, której znaczenia

człowiek może się tylko domyślać i nigdy do końca nie zrozumie.

Niejako w naszym imieniu autor wierszy prowadzi rozmowę z Bogiem, z samym

sobą i powtarza dramatyczne pytania, będące wyrazem tęsknoty i niepokoju:

jak długo wierzyć nie rozumieć

jak długo jeszcze wierzyć nie wiedzieć

ciemno jak pod bukiem o gładkiej korze

(Jak długo)

Szukając Boga, człowiek stawia sobie pytania: po co cierpienie,

samotność, smutek, śmierć? I dochodzi do refleksji: "za szybko chcesz

wiedzieć wszystko", "Bogu nie stawia się pytań dlaczego", "Wiara stale chce

pytać / lecz gardło wysycha / jeśli Bóg jest milczeniem / zamilczeć

potrzeba", "Bo Pan Bóg jest tak jasny że nic nie tłumaczy / bo wiedzieć

wszystko to nic nie wyjaśniać".

Pytający, niepewny, czasem zagubiony bohater liryczny omawianych wierszy

daleki jest jednakże od lirycznego bohatera choćby Sępa Szarzyńskiego,

miotanego wątpliwościami, postawionego wobec stałego dramatu wyboru,

prowadzącego do konfliktu wewnętrznego, graniczącego z walką. Wie, co

wybrać, ponieważ wybiera w duchu wiary i w imię prawdy:

Miłość zerwaną znieś jak gorączkę

z chusteczką do nosa w łzach

święte cierpienie pocałuj w rączkę

Bogu się mówi - tak

(Tak)

Wiara sama w sobie jest paradoksem, "skokiem w ciemność" wbrew ludzkiemu

rozumowi. Zakłada, że - jak mówi Ksiądz w jednym z wywiadów - "nawet to

niepraktyczne jest potrzebne i ma sens, choć mogę tego wcale nie rozumieć".

Myśl tę zawiera również wiersz "Jesteś": "bo gdy sensu już nie ma to sens

się zaczyna".

Paradoks wiary polega również na tym, że "człowiek wierzący walczy stale

o wiarę. Nie ma wiary gotowej już, oprawionej w ramki" ("Poezja" 1973),

"Wiara jest walką o wiarę, tak jak miłość walczy o miłość" (Wszędy pełno

Ciebie..., 1995). Ksiądz Twardowski świadomie podkreśla dynamikę,

niestabilność uczuć, przeżyć, stanów. Jak poeci baroku, ukazuje świata

problemy eschatologiczne w ruchu. Wyznaje: "Pochłania mnie wiara, ale

wiara, która nie jest statyką, zatrzymaniem się, lecz ciągłym odkrywaniem

na nowo tajemnicy" (Poezje wybrane, 1980). Wiara w omawianych wierszach

jest "świętą niepewnością", "pewnością niepewności", utrzymywaniem się na

chwiejnym moście z patyków, jest niemożliwością, bo "głowa za logiczna", a

"serce za nerwowe". Nie jest przy tym żadną asekuracją przed cierpieniem

czy złem. Aby mieć wiarę, trzeba ją nieustannie tracić, by znów odzyskać.

Wiara nie jest więc spoczynkiem, ale wytężoną aktywnością. Śmierć jest

także zmianą; daleka od ukojenia, snu, ciszy, kresu wszelkich nieszczęść -

jest ruchem: "śmierć to ciekawostka że trzeba iść dalej".

Jan Twardowski - liryk, ale i kapłan - stale zapewnia, że ufność,

zakładająca logikę nieznanego sensu, granicząca z dziecięcym zawierzeniem,

prowadzi do wewnętrznego pokoju, płynącego ze świadomości istnienia nad

istotą ludzką Kogoś mądrzejszego, kto - poza faktem, że jest - w dodatku

dobrze jej życzy, mimo że "rozdarty człowiek" gubi Mu się nieustannie -

"urodzony dezerter", będący "stale w kratkę", grzeszy, ale "przez grzechy

dochodzi do zalet".

Poetyka, która zestawia sprzeczności - zdaniem autora - sprawia, że

człowiek stale poznaje od nowa, ożywia przy tym może czasem nieco uśpioną

uczuciowość, wiarę, zaczyna stawiać pytania o cel życia, swój stosunek do

Boga, do siebie, do innych ludzi, dostrzega absurd schematów i doszukuje

się nowych znaczeń i treści: "W życiu jest nam dobrze i źle. Kiedy jest nam

tylko dobrze - to niedobrze" (Kasztan dla milionera, 1993); nieszczęście to

takie szczęście co mieszka w rozpaczy". Odkrywa radość w trudzie, miłość w

zmęczeniu, możliwe w niemożliwym, jak choćby znalezienie czasu, którego

nikt dziś nie ma ("jeśli kochasz czas zawsze odnajdziesz / nie mając nawet

ani jednej chwili"). Znajduje Boży sens w tym, co po ludzku odwróciła się

bezpowrotnie. W wierszach dochodzi do głosu ewangeliczna zachęta, by do

poszukiwań wybrać mniej wygodną drogę, która obok bogactwa ludzkich

doświadczeń, dzięki trudom wzbogaci nas o to jedno, najważniejsze -

doświadczenie Boga. Dla pełni człowieczeństwa warto więc nie uciekać od

tajemnic, nie bać się bólu, kochać to, czego znieść nie sposób, modlić się

o to, czego się nie chce.

Paradoksalne formuły słowne, które osiągają celność aforyzmu, brzmią "jak

zaklęcie mające usunąć ze świata jego fundamentalną sprzeczność" - napisał

jeden z krytyków ("Tygodnik Powszechny" 1981). Słowa, które wykluczają się

wzajemnie, "dziwią się sobie", jak często powtarza ksiądz Twardowski za

Boileau, stawiają obok siebie z pozoru nielogiczne znaczenia, oscylujące

między sensem a absurdem. Tak jest na przykład w wierszu o znamiennym

tytule "Razem", gdzie nadzieja i rozpacz, radość i ból, niewiara i wiara -

a więc ewidentne przeciwieństwa, dysonanse - pozostają w harmonii i dopiero

we współistnieniu nabierają pełnego wymiaru sensu. Rozdzielenie albo zuboży

ich wartość (mówi o tym wiersz "Nie rozdzielaj"), albo doprowadzi do

dramatu (Osioł).

Jan Twardowski, umieszczany przez krytyków literatury w nurcie poezji

religijnej, przez tych samych krytyków uznany został za "najdziwniejszego w

naszej literaturze poetę religijnego". Na takie miano zasłużył z całą

pewnością za obecny w jego wierszach humor, swoisty przejaw paradoksalnego

myślenia, i metaforyczne zaskoczenie, które ma obronić przed grożącym

wierszom religijnym patosem. Polska liryka religijna kojarzy się na ogół z

duchem męczeńskim, dolorystyczno-narodowościowym, mającym swe tradycje w

romantyzmie: "Ze wszystkich znanych mi antologii polskiej poezji religijnej

- powiedział w jednym z wywiadów Ksiądz - można się więcej dowiedzieć o

konfederatach barskich, powstaniach, o aniele, który wrócił do Boga z

pokrwawionym skrzydłem, bo w locie otarł się o Polskę, natomiast mniej jest

w nich o Bogu i o przeżyciu wiary w Boga ("W drodze" 1983). I na pewno

jeszcze mniej w nich humoru. Przez długie lata uważano, że nie wypada śmiać

się w kościele. Autor wiersza "O uśmiechu w kościele" uważa inaczej i stara

się udowodnić, że sam Pan Bóg ma poczucie humoru, które wyraża się na

przykład w paradoksach: wielki a mały leży w żłobie, wszechmogący a prosi,

dostrzega siłę w słabości, stworzył wiewiórkę i hipopotama, zaskrońca i

zebrę. Stąd też ów terapeutyczny niemal "humor dyskretnego uśmiechu", który

rodzi się z dostrzeżenia ponad warstwą powagi - komizmu, osiąganego także

poprzez nieoczekiwane zestawienia z pozoru wykluczających się pojęć.

Ośle z aniołami

tęskniący, Zacheuszu na zielonym drzewie

czwarty mędrcu coś poszedł na skróty

i za późno stanąłeś w Betlejem

asceto z tylną częścią nagą

uśmiechu

chroń

przed absolutną powagą

(Chroń)

Humor i tragizm, sacrum i profanum zarówno w warstwie treściowej, jak i

językowej stale mieszają się w tej poezji: "w piątek nie wypada udawać

Ludwika XIV", "bawił dowcip o kuchni z widokiem na cmentarz", "teza i

antyteza kończą się pobiciem i protezą". Praktyka kapłańska przynosi

sytuacje komiczne, zapisane przez życie, a przez autora wierszy chętnie

wplatane w teksty, jak choćby fragment przekręconych wiejskich "Godzinek",

w których wierni gorliwie - w miejsce "i niezwyciężonego plastr miodu

Samsona" - śpiewają "i niezwyciężonego plask w mordę Samsona".

Wyraźnie trzeba zaznaczyć, iż ironia, jowialność, satyryczność z humorem

Twardowskiego niewiele mają wspólnego. Jest on bowiem wypadkową postawy

aprobaty, akceptacji dla ułomności człowieka, śmieszności i autoironii, tak

znamiennej w spojrzeniu na siebie. Poza tym autor często zaznacza i inną

intencję: humorem stara się złagodzić, rozładować dramat, oswoić z

przemijaniem ("za młodu drży serce a na starość noga", "pani dwa razy

szaleje raz kiedy kocha raz kiedy siwieje") czy wszechobecną śmiercią:

Drzwi zadrżały - kto to?

- śmierć

weszła drobna malutka z kosą jak zapałka

Zdziwienie. Oczy w słup

A ona

- przyszłam po kanarka

(Usłyszane zapisane)

Epitafia wynalezione na Cmentarzach albo pastisze tego gatunku wplecione

w wiersze zyskują walory humorystyczne (Nagrobek, Przepisane, Teoretyk).

"Niecodziennik" - zbiór anegdot - przynosi zaś takie zapisy: "Szanuj

zdrowie, bo jak nie, to cię spotka to co mnie"; "Tu leży mąż, co dręczył

mnie wciąż. A teraz, drogi mężu, odpoczniemy sobie, ja w domu, a ty w

grobie"; "Jeden z dziedziców postawił nagrobek, na którym kazał wyryć

napis: "Dobry z ciebie był parobak, / więc ci stawiam ten nagrobek".

Zdarzyło się, że po pewnym czasie ktoś kredą dopisał: "Kiedyś stawiał mu

nagrobek, / to już nie był twój parobek / ani tyś mu nie był panem. /

Pocałuj go w piszczel. Amen.""

Wyrazistość, dosadność, zamierzoną prostotę i zwięzłość uwypuklają

kolokwializmy. Autor wyznaczył im szczególną rolę, stosuje je bowiem w

odniesieniu do spraw zarówno egzystencjalnych, jak i eschatologicznych. Z

tymi ostatnimi zwłaszcza chce także w ten sposób oswoić lękliwego

człowieka. Słownictwo potoczne wydobywa humor, ale i wytwarza dystans w

stosunku do ludzkich uczuć. Niedoskonałej - z różnych względów - ludzkiej

miłości nadane są na przykład takie określenia: półidiotka, ślamazara,

wariatka, egoistka ("Nie sądź miłości [...] / uszanuj półidiotkę dokładnie

od rzeczy / taką która umarła i jeszcze się leczy"; "Miłość niecierpliwa /

[...] ślamazara / skończyć się nie może"; "jest miłość wariatka egoistka

gapa"). Zwroty potoczne kontrastują świadomie z metafizyczną refleksją: "od

biednej rozpaczy święci uciekają jak od jasnej cholery"; "broniłem tak

gorliwie Boga że trzepnąłem w mordę człowieka"; "święci [...] / [...] nie

przypuszczają żeby z jednej strony było wszystko a z drugiej guzik z

pętelką"; "i nie mamy zielonego pojęcia / umierając po raz pierwszy".

Połączenie takie daje zamierzony efekt zaskoczenia oraz komizmu. Ale

wszelkie stylistyczne ornamenty nie są u Twardowskiego efektownymi,

wymyślnymi ozdobnikami, tylko nieodłączną częścią poetyckiej refleksji.

Krytycy literatury czasem zaliczają współczesnego poetę do grona

spadkobierców marinizmu, a w Janie Andrzeju Morsztynie i Danielu

Naborowskim widzą jego siedemnastowiecznych poprzedników. Inspiracji należy

poszukać także głębiej, u świętych doby baroku. Teresa z Avila, Jan od

Krzyża nie bali się spontaniczności przeżywania, Teresa - radości, Jan -

cierpienia. Uniesieniom mistycznym poświęcili niejedną kartę swych

dzienników. Postawmy obok nich późniejszą wielką mistyczkę Karmelu - świętą

Teresę z Lisieux, szukającą uświęcenia w cierpieniu i najbardziej szarej

codzienności. Księdzu Twardowskiemu bliska jest ich postawa, chce bowiem

wypowiedzieć tyle, ile wypowiedzieć można, niemal wszystko, nie bojąc się

otwartości w wyrażaniu uczuć. W pisaniu o miłości, cierpieniu, wierze szuka

prawdy, a nie piękna. Szuka i dziwi się. Prawdziwa wiara nie boi się

zdziwienia. Prawdziwa wiara nie boi się otwartości, spontaniczności. Także

w modlitewnym wyrażaniu uczuć stworzenia do Stwórcy. Dyskretnie ukryta

wśród innych wierszy liryka modlitewna bardzo bliska jest poezji

metafizycznej mistrzów Karmelu. Wynika bowiem z przekonania, iż modlitwa

jest osobistym spotkaniem każdego człowieka z Bogiem. Może ona być

dialogiem, zasłuchaniem, uwielbieniem. Może być także zauroczeniem pięknem

obecności Boga. Bóg daje się poznać w milczeniu, które prowadzi do

wewnętrznego poznania siebie i oderwania się od wszystkiego, co Bogiem nie

jest.

Liryka księdza Twardowskiego nakreśla drogę do Boga. Na pewno nie

najłatwiejszą. Wpisane jest w nią biblijne wezwanie: "Bądźcie świętymi,

ponieważ Ja jestem święty!" (Kpt 11, 44). Poprzez bardzo konkretne,

zindywidualizowane widzenie świata i ludzi autor "Znaków ufności" pokazuje,

że Pan Bóg wzywa każdego, by Go poznał i pokochał; każdemu wyznaczył jego

własną, niepowtarzalną drogę; każdemu dał tyle miłości, by mógł nią iść. A

jeśli jest to droga przez ogień doświadczeń, jeśli jest to miłość

naznaczona bólem? Jej dar jest tym cenniejszy. "Twej miłości zranionej Bóg

łaknie jak chleba" - czytamy w jednym z wierszy, i zaraz potem:

"Nieszczęście nie-nieszczęście kiedy szczęścia nie ma". To, co wydawało się

klęską, trudem, może stać się ratunkiem ("spadają z obłoków małe wielkie

nieszczęścia potrzebne do szczęścia"); Bóg nigdy nie zostawia człowieka bez

innego rozwiązania ("kiedy Bóg drzwi zamyka to otwiera okno"). Byle tylko

wytrwać w wierze - zachęca stale ksiądz Twardowski - nie ustawać w

modlitwie, by ból doświadczenia przemienił się w dobro, które wyda owoce i

zakwitnie pełnią łaski radości z wiarą przekazywanej innym. Radość wiary,

moc miłości ukaże się wtedy, kiedy człowiek w swoim zranionym sercu

przebaczy Bogu, że go doświadcza. Więcej jeszcze: przebaczy i podziękuje za

cierpienie. Wtedy wszystko to, co było cierpieniem - stanie się drogą ku

świętości ("wszystko stało się drogą / co było cierpieniem").

Autor wierszy, choć tak otwarcie dzieli się swoją postawą, nie narzuca

jej nikomu, jednak można powiedzieć, że nie pouczając - uczy, nie

nawracając - nawraca. Na drodze poszukiwań nie opuszcza małego, wątpiącego

i pukającego człowieka, ale go podprowadza, pyta i dziwi się razem z nim.

Prowadzony człowiek idzie chętnie, jak za dobrym przewodnikiem, gdyż

wyczuwa jego wielką dlań życzliwość i zrozumienie.

Ksiądz Jan Twardowski stał się dla niejednego duchowym przewodnikiem po

Bożych tajemnicach, także po tej największej, zawartej w pytaniu: czym jest

miłość?

Miłość jest dowodem na istnienie Stwórcy. Była przed naszym urodzeniem.

"Z miłością jest tak, jakby padał drobniutki deszcz. Idziesz w tym deszczu

i nie wiesz, że pada, ale czujesz nagle, że serce ci przemokło aż do głębi.

Bóg daje czasem radość miłości w naszym sercu" - powiedział w jednej z

homilii ksiądz Twardowski.

Człowiek zna jej naturę, wie, że kryje w sobie całe bogactwo innych

uczuć: radość, szczęście, spokój, a obok nich cierpienie, smutek, nawet

rozpacz. Czytelnik tych wierszy bardzo szybko odnajdzie słowa mówiące o

tym, że miłość jest stałą walką z egoizmem, wyjściem poza siebie,

zapomnieniem o sobie ("zapomnij że jesteś gdy mówisz że kochasz"), nauką,

jak kochać nie dla samego siebie ("kochać - to nie znaczy iść w swą własną

drogę"), jest mimo wszystko i ponad wszystko - nawet ponad brak

wdzięczności, niezrozumienie, odrzucenie - ciągłym pragnieniem oddania

samego siebie innym, a przede wszystkim Bogu:

być niczym

by Pan Bóg mógł działać

wszystko jest wtedy

kiedy nic dla siebie

(*** /Jaka to radość.../)

Czytający wiersze Księdza zrozumie przy tym, że miłość jest pracą, i to

ciężką pracą", bo "kochać - to nie tylko dawać, ale i przyjmować",

przyjmować z miłością także to, co bywa trudne do zniesienia: ból,

cierpienie, smutek, niemiłego człowieka.

Kiedy czekamy, tęsknimy, kochamy - ludzka miłość może nas czasem zawieść,

a "serce odstraszy kochać". Jednak tęsknota, potrzeba miłości towarzyszy

nam przez całe życie. W tęsknotę i w miłość wpisana jest samotność.

Doświadczenia te - będące zawsze próbą wiary - pozwalają odkryć wartość

"miłości za Bóg zapłać", bo wcale nie trzeba czekać, aż odpłaci nam

człowiek. Płaci Bóg i On potrafi dawać to, czego ludzie dać nie są w

stanie. "|Oko za oko, ząb za ząb - można się z tym sprzeczać - w innej

homilii stwierdził ksiądz Twardowski - ale: serce za serce, tego już nikt

nie zmieni. Za serce jest drugie serce." "Miłość za Bóg zapłać" nie

oczekuje ludzkiej wzajemności - oddaje wszystko i liczy na Pana Boga. On

widzi i wynagradza to, czego ludzie nie potrafią wynagrodzić. Ludzkie

nadzieje i tęsknoty, sens życia i pracy Ksiądz ujmuje krótko: można trudzić

się za Bóg zapłać, cierpieć za Bóg zapłać i można kochać za Bóg zapłać.

Wiersze oddają i inną prawdę: zakochany w człowieku Bóg dał mu w miłości

do Niego wszystkie uczucia, jakie znamy w miłości do człowieka: tęsknotę,

opuszczenie, rozpacz osamotnienia, radość z obecności, ale człowiek sam, w

imię wolnej woli, zdobywa się na miłość. Przez całe więc życie pragnie

kochać, odczuwa tęsknotę za czymś wielkim, czystym, pięknym. Stale szuka

Boga, niespokojne serce spocznie dopiero w Panu. Ludzie tak do końca sobie

nie wystarczają. Zawsze w ich uczuciach jest luka i ona właśnie jest

miejscem dla Pana Boga, który stale prosi o miłość, prosi, by wybrać Jego

drogę, a nie samego siebie. W tym leży potęga uczucia, które jest tak

wielkie, że sam Bóg o nie prosi i stale pyta, jak Piotra: "Czy kochasz

Mnie?" (J 21, 17).

Ksiądz Twardowski podejmuje w wierszach owo ewangeliczne pytanie i

mobilizuje czytelnika do odpowiedzi, do nazwania swojego stosunku do Boga.

Pokazuje przy tym dynamikę tego uczucia: "Miłość ludzka nigdy nie jest

gotowa, zawsze tworzy się na nowo, rozwija się, pogłębia. Człowiek

kochający musi stale walczyć o miłość. Podobnie dzieje się z wiarą w Boga"

("Poezja" 1973).

Przez tytuł "Miłość miłości szuka" autor pragnie zwrócić uwagę na kilka

relacji, zawartych w tych słowach, pochodzących z wiersza *** (Miłość

przychodzi odchodzi...). Człowiek szuka człowieka, człowiek szuka Boga, ale

zawarty jest tu i trzeci sens, najważniejszy: Bóg, Miłość, szuka człowieka,

by ten odpowiedział Mu na ewangeliczne pytanie postawione niegdyś Piotrowi,

bo człowiek Bogu jest potrzebny.

O wierszach księdza Twardowskiego ktoś powiedział, że są charyzmatyczne.

Kto inny dodał: mają Bożą energię, są inne od innych, sam ich autor pragnie

zaś, by torowały drogę łasce. Kiedy niezapomniany aktor Andrzej

Szczepkowski spotkał się - jak się później okazało - po raz ostatni w swym

życiu z publicznością (było to w Sopocie, w sierpniu 1996 roku, w czasie

jednego z Wakacyjnych Wieczorów Muzyki i Poezji Religijnej w kościele

Świętego Andrzeja Boboli) i miał okazję podzielić się własną interpretacją

wierszy Księdza, powiedział: "Było to coś więcej niż ludzki przekaz."

Istotnie. To "coś więcej", płynące z tekstów, a także ze sposobu ich

odtworzenia, udzieliło się wszystkim słuchaczom.

Czyż nie dzieje się tak, że po lekturze czy wysłuchaniu wierszy ich

odbiorca staje się lepszy? Wchłania dobro i nadzieję, zaraża się optymizmem

i zaczyna - za księdzem Twardowskim - przekazywać innym głęboką mądrość

życiową: wszystko, co przyjęte z ręki Boga, staje się miłością i ocala.

Aleksandra Iwanowska

Nota edytorska

Pierwsza tak obszerna edycja wierszy księdza Jana Twardowskiego zbiera

utwory dla dorosłych i dla dzieci powstałe w latach 1937-1998.

Wszystkie wiersze publikuje się według redakcji przyjętej w najnowszych

tomach źródłowych, z uwzględnieniem poprawek autorskich wprowadzonych przy

pracy nad niniejszym tomem (polegających także na przywróceniu pierwotnej

wersji rękopisu bądź wersji przyjętej w jednym z wcześniejszych tomów).

Poprawione zostały również błędy korektorskie, zaistniałe we wcześniejszych

tomach - np. w wierszach: Kiedy (Kiedy deszcz przyjdzie porozmawiać z

ziemią...), *** (Miłość przychodzi odchodzi...), Na Drodze Krzyżowej,

Ostrobramska (To nie to...), Tak mało, Zaczekaj. Tym samym edycja niniejsza

staje się jedynie obowiązującą podstawą źródłową dla dalszej recepcji

wierszy autora.

Pod każdym wierszem widnieje rok pierwodruku. Umieszczone pod wierszem

dwie daty oznaczają kolejno: pierwsza - rok pierwodruku tekstu w pierwszej

redakcji, druga - rok druku ostatecznej redakcji tekstu. W nielicznych

wypadkach, obok dat pierwodruku i ewentualnej najnowszej redakcji, w

nawiasach kwadratowych podaje się - ze względu na szczególny kontekst

historyczny - lata powstania wierszy.

Alfabetyczny spis tytułów i incipitów uwzględnia wszystkie wcześniejsze

tytuły, jakie czytelnik może znaleźć w czasopismach, gdzie zamieszczane

były pierwodruki, a także we wcześniejszych tomach autora. Pierwotne tytuły

i incipity - wyróżnione kursywą - odsyłają do ostatecznej wersji.

W zbiorze zamieszcza się wiersze, które nigdy dotąd nie znalazły się w

tomach autora i publikowane były jedynie w czasopismach, antologiach poezji

polskiej, kalendarzach: "A jednak", "* * *" (Bywało w łąki nas zabiorą...),

"Czas", :Do chorego w szpitalu" "Do sentymentalnego młodzieńca", "Jasnota

biała", "Łza w kolejce", "Melisa", "Na cały głos", "Nie lekceważ", "Oda do

głośnika, który zniekształca kazania", "O Nieuchronny!", "O wspomnieniach

szkolnego mundurka", "Po drugiej stronie obrazka", "Preludium deszczowe",

"Prośba o utratę pamięci", Rumianek", "Ruta", "Serdecznik" "Wiersz

banalny", "Wiersz dydaktyczny", "Wobec bólu", "Wspomnienia".

Następujące wiersze nie były dotąd nigdzie publikowane: "Na okrągło",

"Nie zauważy" "Ochroniarz" "O uczynkach miłosiernych wobec ludzi

szczęśliwych", * * * (Smutek niewiary...), * * * (We mszy świętej przed

ołtarzem przyklęknąć...), "Więcej" (Przyszła samotność...).

Pragnę w tym miejscu skierować słowa serdecznego podziękowania Panu

Redaktorowi Bożysławowi Walczakowi, inicjatorowi niniejszej edycji, za ideę

uczczenia w ten sposób stulecia Drukarni i Księgarni Świętego Wojciecha w

Poznaniu.

Aleksandra Iwanowska

Kalendarium

1915 - 1 czerwca w Warszawie, w rodzinie Jana, radcy Ministerstwa

Komunikacji, i Anieli z Konderskich, przychodzi na świat Jan Twardowski.

1933-1935 - współredaktor międzyszkolnego pisma młodzieży gimnazjalnej

"Kuźnia Młodych"; redaktor działu literackiego; tu debiut poetycki i

prozatorski.

1936 - matura w gimnazjum matematyczno-przyrodniczym im. Tadeusza

Czackiego w Warszawie.

1937 - początek studiów polonistycznych w Uniwersytecie Warszawskim im.

Józefa Piłsudskiego; pierwszy tomik wierszy - "Powrót Andersena" (Warszawa:

F. Hoesick).

1943 - podjęcie nauki na pierwszym tajnym kursie Seminarium Duchownego w

Warszawie.

1944 - udział w Powstaniu Warszawskim w szeregach AK.

1946-1952; 1957 do chwili obecnej - coroczny druk w "Tygodniku

Powszechnym" nowych wierszy (sporadycznie w innych czasopismach, m.in.

"Akcent", "Kultura", "List", "Literatura", "Nowe Książki", "Pismo",

"Poezja", "Polonistyka", "Przegląd Katolicki", "Przewodnik Katolicki",

"Rzeczpospolita", "Twórczość", "W drodze", "Więź", "Za i przeciw").

1947 - zakończenie przerwanych wojną studiów polonistycznych pracą

magisterską "Godzina myśli" Juliusza Słowackiego, pisaną pod kierunkiem

prof. Wacława Borowego.

1948 - ukończenie Seminarium Duchownego i 4 lipca przyjęcie święceń

kapłańskich.

1948-1952 -wikary w Żbikowie koło Proszkowa; prefekt w tamtejszej

Państwowej Szkole Specjalnej.

1953-1959 - wikary w Warszawie, kolejno w kościołach: Św. Stanisława

Kostki na Żoliborzu; Matki Boskiej Nieustającej Pomocy na Saskiej Kępie;

Wszystkich Świętych przy pl. Grzybowskim; prefekt w liceum Adolfa

Sowińskiego na Woli; w szkole specjalnej w Pruszkowie.

1959 - od 1 sierpnia tego roku do chwili obecnej - rektor kościoła Sióstr

Wizytek w Warszawie.

1959 - tom Wiersze (Poznań: Pallottinum), wydany staraniem Jerzego

Zawieyskiego.

1970 - "Znaki ufności" (Kraków: Znak; wyd. 2: 1971; wyd. 3: 1995); od

tego roku ukazują się tłumaczenia wierszy m.in. na albański, angielski,

białoruski, czeski, fiński, flamandzki, francuski, hebrajski, niemiecki,

rosyjski, słowacki, szwedzki, ukraiński, węgierski, włoski.

1973 - proza dla dzieci "Zeszyt w kratkę. Rozmowy z dziećmi i nie tylko z

dziećmi" (Kraków: Znak; wyd. 2 poszerz.: 1978); "Ich bitte um Prosa.

Langzeilen" [przekł. tomu "Znaki ufności"]. Tłum. A. Loepfe (Einsiedeln:

Johannes Verlag).

1978 - Nagroda im. Brata Alberta za wybitne osiągnięcia w dziedzinie

sztuki sakralnej, przyznana przez Chrześcijańskie Stowarzyszenie Społeczne

i Ars Christiana.

1979 - Poezje wybrane (Warszawa: Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza) w serii

Biblioteka Poetów.

1980 - Niebieskie okulary (Kraków: Znak; wyd. 2: 1996); Lang weilig ist

es in der Kirche nie... Geschichten zur Erstkommunion [Zeszyt w kratkę].

Tłum: T. Mechtenberg (Leipzig: St. Benno-Verlag; wyd. 2: 1981); Fröhlich

auf Weg zu Gott. Geschichten nicht nur fur Kinder. Tłum. T. Mechtenberg

(Graz, Wien, Köln: Styria-Verlag); Nagroda Literacka Polskiego PEN-Clubu

im. Roberta Gravesa za tom "Poezje wybrane"; Medal im. Janusza Korczaka,

przyznawany przez Międzynarodowe Stowarzyszenie im. J. Korczaka i Polski

Komitet Korczakowski.

1981 - Geheimnis des Lächeins [wybór wierszy]. Tłum. K. Wolff (Leipzig:

St. Benno Verlag).

1982 - Rachunek dla dorosłego (Warszawa: Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza;

wyd. 2: 1998); Geheimnis des Lachelns [wybór wierszy]. Tłum. K. Wolff

(Grat, Wien, Köln: Styria-Verlag).

1983 - Który stwarzasz jagody. Wybór wierszy. Oprac. A. Kaliszewski

(Kraków: Wydawnictwo Literackie); Nagroda Literacka im. Mikołaja Sępa

Szarzyńskiego za tom "Rachunek dla dorosłego", przyznana przez miesięcznik

"W drodze" i Krąg Literacki "Wiązania" przy Dominikańskim Ośrodku

Duszpasterstwa Akademickiego w Gdańsku.

1984 - Nagroda Funduszu Literatury za tom "Który stwarzasz jagody",

przyznana przez Ministerstwo Kultury i Sztuki (nie przyjęta).

1985 - Rwane prosto z krzaka (Warszawa: "Wiedza" Biblioteka Literacka.

Uniwersytet Warszawski; maszynopis powielony); Nagroda Fundacji Alfreda

Jurzykowskiego, New York.

1986 - Nie przyszedłem pana nawracać. Wiersze 1937-1985. Oprac. J.

Giebułtowicz (Warszawa: Wydawnictwo Archidiecezji Warszawskiej [WAW]); Na

osiołku (Lublin: KUL); proza dla dzieci Nowy zeszyt w kratkę (Poznań:

Pallottinum); komentarze ewangeliczne "Zapisane w brulionie" [Rok B].

1987 - proza dla dzieci "Patyki i patyczki" (Warszawa: WAW; wyd.10:

1998); "Na osiołku" (Kraków: Literacka Oficynka Sitowa; technika

powielaczowa).

1988 - Który stwarzasz jagody. Wiersze wybrane. Oprac. A. Kaliszewski,

wyd. 2 poszerz. (Kraków: Wydawnictwo Literackie; wyd. 3: 1990); Polska

litania (Kraków: Znak); komentarze ewangeliczne "Zapisane w brulionie". Rok

C (Warszawa: WAW); dwie kasety magnetofonowe: Utwory wybrane w wykonaniu

autora. Poezja i proza. Edycja Paulińska (Rzym); Nagroda prywatna im. Anny

Świerszczyńskiej za tom "Który stwarzasz jagody" wyd. 2.

1989 - Wiaro malutka. Wybór wierszy i wiersze najnowsze. Oprac. J. Baran

(Kraków: Miniatura); Sumienie ruszyło (Warszawa: WAW); komentarze

ewangeliczne "Zapisane w brulionie". Rok A (Warszawa: WAW); "Nie

przyszedłem pana nawracać" Wiersze 1945-1985 (Warszawa: WAW; wyd. 11 zm.:

1998); Nagroda Prezesa Rady Ministrów za twórczość dla dzieci i młodzieży

(nie przyjęta).

1990 - Sumienie ruszyło i nowe wiersze (Warszawa: WAW; wyd. 5: 1995);

"Stukam do nieba" [wybór wierszy-modlitw] (Warszawa: Dom Księgarski i

Wydawniczy Fundacji Polonia); "Tak ludzka" [wybór wierszy maryjnych].

Oprac. A. Iwanowska. Posłowie J. Kotarska (Poznań: Księgarnia Św. Wojciecha

oraz Poznań: Wydawnictwo literackie Parnas).

1991 - Nie bój się kochać. Oprac. B. Arsoba (Szczecin: Książnica

Szczecińska; wyd. 2 zm.: 1997); zbiór anegdot "Niecodziennik" (Kraków:

Maszachaba); "Uśmiech Pana Boga". Wiersze księdza Jana Twardowskiego

ilustrowane przez dzieci Podhala (Warszawa: Nasza Księgarnia); komentarze

ewangeliczne "Wszędy pełno Ciebie..." Oprac. A. Iwanowska (Warszawa: WAW;

wyd. 5: 1997, [rzut 2] 1998).

1992 - Nie martw się. Oprac. B. Arsoba (Szczecin: Książnica Szczecińska).

1993 - Wiersze. Oprac. W Smaszcz (Białystok: Łuk; wyd. 5: 1996); w

styczniu Jury Warszawskiej Premiery Literackiej ogłosiło ten tom "Książką

miesiąca"; "Słowik skowronek" Mini-antologia ornitologiczna (Toruń:

Wojewódzka Biblioteka Publiczna i Książnica Miejska im. M. Kopernika);

"Wielkie i małe" (Poznań: Parnas); "Krzyżyk na drogę". Zdjęcia E Cieśla

(Kraków: Znak); "Tyle jeszcze nadziei". Oprac. W Smaszcz (Białystok: Łuk);

proza dla dzieci "Kasztan dla milionera" (Szczecin: Barbara); "99

wierszy..." (Warszawa: S.L) - wydanie pirackie. Nagroda im. Juliusza

Słowackiego za wiersze trafiające do czytelników wszystkich pokoleń,

przyznana przez Związek Literatów Polskich.

1994 - Trzeba iść dalej, czyli spacer biedronki. Wiersze wszystkie

1981-1993: Oprac. A. Iwanowska (Warszawa: WAW; wyd. 4 popr.: 1998);

"Śpieszmy się kochać ludzi". Wybór, posłowie Cz: M. Szczepaniak (Sejny:

Dziecięca Oficyna Wydawnicza); Srdce vytiahnute z pekla: Tłum. V Kovalćik

(Bratislava: Slovensky spisovatel'); "Wiersze wybrane" (Warszawa: WSiP;

wyd. 2: 1995); "Miłość za Bóg zapłać". Wybór Autor, A. Iwanowska. Wstęp A.

Iwanowska (Warszawa: Anagram; Veda; wyd. 3 rozsz.: 1997); "Litania polska".

Zdjęcia E. Cieśla (Kraków: Znak); "Kalendarz ziołowy" OO. Bonifratrów 1994,

Warszawa: Kuria Prowincjonalna Ojców Bonifratrów; Nagroda Literacka im.

Włodzimierza Pietrzaka za poezję, przyznana przez Stowarzyszenie "Civitas

Christiana".

1995 - Miłość zdjęta z krzyża. Wybór; oprac., wstęp A. Iwanowska (Poznań:

Parnas); Hoe ver ben je weggegaan? Przedm. A. van Wilderode [Tłum. na

flamandzki] (Wyd. Averbode); "Sześć pór roku". Zdjęcia E Cieśla (Kraków:

Znak); wybory aforyzmów: "Pewność niepewności czyli paradoksy, aforyzmy,

pytania, złote myśli etc". z wierszy i prozy. Wybór A. Iwanowska. Posłowie

K. Orzechowski (Warszawa: WAW; wyd. 3 popr.: 1998); "Zapomnij że jesteś gdy

mówisz że kochasz". Wybór, wstęp A. Iwanowska (Warszawa: VEDA; wyd. 2:

1997); "Blisko Jezusa". Wybór W. Smaszcz (Warszawa: PAX; wyd. 2: 1996; wyd.

3 rozsz.: 1998); "Niecodziennik wtóry" (Kraków: Znak); "Noc Szczęśliwego

Rozwiązania". Wybór, oprac., wstęp A. Iwanowska (Poznań: Parnas);

kalendarium z sentencjami "Dzień po dniu". Wybór, oprac., zdjęcia A.

Iwanowska (Warszawa: Elipsa); Homilie na niedziele i święta. Oprac. A.

Iwanowska, Rok A. Cz. I Adwent i Boże Narodzenie "Miesięcznik Archidiecezji

Gdańskiej" [MAG] nr 10-12. Nagrody: im. Franciszka Karpińskiego; Fundacji

im. Władysława i Nelli Turzańskich w dziedzinie kultury za lata 1993-1994

(Toronto).

1996 - Przed kapłaństwem klękam... Wybór W Wojdecki, A. Iwanowska.

Posłowie A. Iwanowska (Warszawa: Wydawnictwo Lumen; Wydawnictwo Sióstr

Loretanek; wyd. 2: 1997); "Kazanie gorętsze". [Wybór B. Drozdowski],

(Warszawa: Interart; seria: Biblioteka Poezji; wyd. 3: 1997); "Milczysz ze

mną". Wybór i oprac: A. Iwanowska. Posłowie J. Kotarska (Poznań: Parnas);

"Trochę plotek o świętych". Wybór i oprac. J. Kurella. Ilustr. podhalańskie

malarstwo na szkle. (Warszawa: Czytelnik; wyd. 2: 1997); "Znów

najpiękniejszy w Polsce jest lipiec nad wodą". Wiersze i prozę wybrał i

ułożył J. Skwara (Katowice: Wydawnictwo Unia; seria: Biblioteka Polska);

"Spóźnione kukanie". Zdjęcia A. Iwanowska (Kraków: Znak); "Rwane prosto z

krzaka" (Warszawa: PIW; seria: Kolekcja Poezji Polskiej XX Wieku; dodruk:

1997; wyd. 2: 1998); J. Twardowski, W. Wojdecki, "Na plebanii w Lesznie"

(Warszawa: WAW; Wydawnictwo Lumen); J. Twardowski, W. Wojdecki, "Trzy

wiersze i trzy krótkie opowieści" (Leszno koło Błonia: Lumen); Wenn du

betest atmet Gott in dir. Religiöse Lyrik mit biblischer Lesehilfe. Tum. R.

Bohren (Zollikon: G2W Verlag); Homilie na niedziele i święta. Oprac. A.

Iwanowska, Rok A. Cz. II: Wielki Post i Wielkanoc, MAG nr 1-3; Cz. III

Okres zwykły od II do XII niedzieli zwykłej, MAG, nr 4-6; Cz. IV Okres

zwykły: od XXIII do XXXV niedzieli zwyklej, MAG nr 7-9; Homilie na

niedziele i święta. Rok B. Cz. I Adwent i Boże Narodzenie, MAG nr 10-12.

Nagrody: Literacka im. Władysława Reymonta za twórczość całego życia,

przyznana przez Związek Rzemiosła Polskiego; im. ks. Janusza St. Pasierba,

przyznana przez Klub Inteligencji Katolickiej w Grudziądzu; Order Uśmiechu.

1997 - Najnowszy zeszyt w kratkę. Przygotowała do druku A. Iwanowska

(Kraków: Znak); "Krzyżu Chrystusa, bądźże pochwalony". "Spotkania na Drodze

Krzyżowej". Wybór, opracowanie, wstęp A. Iwanowska. Zdjęcia A. Iwanowska,

ks. S. Jankowski (Poznań: Księgarnia Świętego Wojciecha); kaseta

magnetofonowa "Spotkania na Drodze Krzyżowej. Misterium". Czytają: O.

Łukaszewicz, A. Ferenc, W. Wysocki, E. Bryll, J. Ziółkowski, F.

Wojciechowski. (Poznań: Księgarnia Świętego Wojciecha); "Po wszystkie dni"

[wiersze i proza o tematyce eucharystycznej]: Wybór, oprac., posłowie A.

Iwanowska (Poznań: Parnas), książka ta wydana zostaje również alfabetem

Braille'a (Laski); "Biedroneczko leć do nieba". Wybór Autor, A. Iwanowska.

Wstęp H. Zaworska (Kraków: Wydawnictwo Literackie; seria: Lekcja

Literatury); "Spacer po Biblii". Wybór, oprac., zdjęcia A. Iwanowska

(Warszawa: Oficyna Wydawniczo-Poligraficzna Adam); "Dom pod Dobrą Nowiną".

Wybór, wstęp W Smaszcz. Zdjęcia W. Wyrzykowski, U. Zawadzka-Wyrzykowska

(Białystok: Łuk); "Jak tęcza co sobą nie zajmuje miejsca". Wybór wierszy.

Wybór, oprac., wstęp, kalendarium A. Iwanowska (Warszawa: PIW; seria:

Biblioteka Poetów); Homilie na niedziele i święta. Oprac. A. Iwanowska, Rok

B. Cz. II Wielki Post i Wielkanoc, MAG nr 1-3; Cz. III Okres zwykły od II

do XXII niedzieli zwykłej, MAG nr 4-6; Cz. IV Okres zwykły: od XXIII do

XXXIV niedzieli zwykłej, MAG nr 7-9; Homilie na niedziele i święta. Rok C.

Cz. I Adwent i Boże Narodzenie, MAG nr 10-12. Nagroda Ministra Kultury i

Sztuki za twórczość literacką.

1998 - Bóg prosi o miłość. Gott fleht um Liebe. Wybór i oprac. A.

Iwanowska. Posłowie Autora. Przekład K. Dedecius, K. Wolff i in. (Kraków:

Wydawnictwo Literackie; Seria Dwujęzyczna); "Dwa osiołki". Wybór i oprac.

W. Smaszcz. Zdjęcia W. Wyrzykowski, U. Zawadzka Wyrzykowska (Warszawa:

PAX); "Koty świętej Gertrudy". Wybór i oprac. J. Płaza. Zdjęcia A.T.

Godlewska, Warszawa: LTW; "Najmłodsi poeci i malarze" [nagrodzone w

konkursie "Płomyczka" wiersze i rysunki dzieci, powstałe z inspiracji

twórczością ks. J. Twardowskiego; w tomie także proza i wiersze ks. J.

Twardowskiego]. Oprac. A. Iwanowska (Warszawa: WAW); proza i wiersze dla

dzieci: "Kubek z jednym uchem". Wybór i oprac. A. Iwanowska. Ilustracje

wykonane przez dzieci pod kierunkiem sopockiego pedagoga J. Golca

(Warszawa: WAW); jako seria Bliskie-Ważne-Najważniejsze tomiki wierszy: Bóg

Cierpienie, Milczenie, Miłość, Modlitwa, Nadzieja, Nawrócenie, Pejzaż

polski, Pokora, Prośba, Przemijanie, Pytania, Radość, Samotność, Smutek

nie-smutek, Spotkania, Tęsknota, Wdzięczność, Wiara, Życie. Wybór tekstów

A. Iwanowska. Zdjęcia ks. T. Bach, A. Iwanowska (Poznań: Parnas); Homilie

na niedziele i święta. Oprac. A. Iwanowska, Rok C. Cz. II: Wielki Post i

Wielkanoc, MAG nr 1-3; Cz. III Okres zwykły od II do XXII niedzieli

zwykłej, MAG nr 4-6; Cz IV Okres zwykły: od XXIII do XXXIV niedzieli

zwykłej, MAG nr 7-9; Kalendarz 1999. Wybór wierszy A. Iwanowska. Zdjęcia

ks. T. Bach, A. Iwanowska (Warszawa: PIW); "Niebo w dobrym humorze".

Redakcja i zdjęcia A. Iwanowska (Warszawa: PIW).

Aleksandra Iwanowska



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Staropolska, miłość w Nadobnej Paskwalinie Samuela Twardowskiego
Kasper Twardowski Pochodnia miłości bożej z piącią strzał ognistych
Kasper Twardowski Pochodnia miłości bożej z piącią strzał ognistych
Miłość Jan Twardowski
Twardowski Jan ks Miłości wystarczy że jest
milosc jest jak bezmiar wod www prezentacje org
De Sade D A F Zbrodnie miłości
Jest na swiecie milosc solo viol
30 JAK BYĆ ŚWIADKIEM BOŻEJ MIŁOŚCI
Miłość matki
boza milosc w sercu
99 SPOSOBÓW OKAZYWANIA DZIECIOM MIŁOŚCI, Różne Spr(1)(4)
MILOSC, Wypracowania
Czekam na twą miłość mała, Teksty

więcej podobnych podstron