"Mon Dieu"
autor: Dziecko Bogów
Nad miastem przechodziła burza. Lało całą noc i nie zamierzało przestać. Poranne słońce nie miało szans przedrzeć się przez zasłonę z gęstych, ciemnych chmur. W odrestaurowanej kamienicy w bogatej części miasta rozdzwonił się budzik. Rozdzierający dźwięk wdzierał się do głowy i świdrującym, przenikliwym, niemalże do granicy bólu, skrzekiem obudził mężczyzn leżących na dużym, drewnianym łożu z baldachimem. Jeden z nich, brunet leżący bliżej szafki, uderzał na oślep próbując uciszyć urządzenie. Kiedy w końcu w pokoju nastała cisza, w uszach i tak im dzwoniło. Brunet usiadł przecierając ręką twarz i mierzwiąc sobie włosy. Zsunął nogi na ziemię i dotknął stopami ciepłego dywanu. Nago przeszedł do łazienki i wszedł pod prysznic. Kiedy tylko zniknął za drzwiami oczy otworzył jego towarzysz. Włosy rozsypały mu się delikatnie wokół opalonej twarzy nadając miękkości jej rysom. Chłopak ściągnął ze swojego nadgarstka gumkę i związał niesforne, kosmyki w małą kitkę. Tak jak przewidywał połowa włosów i tak wróciła "na swoje miejsce". Przez chwilę spokojnie wsłuchiwał się w szum wody, ale czuł jak robi mu się niedobrze. Walczył z przychodzącymi raz po raz falami nudności i próbował oddychać głęboko. Jego wzrok spoczął na dużym, balkonowym oknie. Wstał i ruszył w jego kierunku, ale od razu dał o sobie znać posiniaczony bok i uniemożliwiające w pełni sprawne poruszanie się - poobijane plecy. Przezwyciężając ból stanął przy parapecie i wdychał odświeżone przez burzę powietrze. Niestety nie na dużo to się zdało, torsje wróciły ze zdwojoną siłą i mężczyzna nie mógł dłużej czekać. Nie zważając na obecność drugiego w łazience, jak najszybciej potrafił wbiegł tam i prawie w ostatniej chwili upadł na kolana przed muszlą. Po chwili było już po wszystkim. Zmęczony podniósł głowę i papierem otarł nadal drżące wargi. Dopiero po kilkunastu sekundach zdał sobie sprawę, że przestał słyszeć wodę. Obrócił gwałtownie głowę i natrafił na pełne litości, a może raczej politowania stalowo-błękitne tęczówki bruneta.
- Nie rób scen Paweł.
Brunet wyszedł z łazienki z nieodpartą chęcią wypicia drinka. Nie obchodziła go wczesna pora ani inne tego typu "bzdurne" argumenty. Alkohol był dla niego rozrusznikiem. Dopiero po pierwszej szklaneczce budził się na tyle, żeby, w jego mniemaniu, normalnie funkcjonować. Jego zapał ostudziło wdepnięcie w gigantyczną kałużę, a właściwie basen, który utworzył się na kuchennej podłodze. Jego wzrok spoczął na otwartym na oścież oknie, przez które całą noc padał deszcz. Zaklął siarczyście i z impetem wypadł na korytarz otwierając drzwi całą siłą swojego ciała. Stał nie wiedząc czego się złapać. Miał ochotę trzasnąć drzwiami i iść w cholerę, ale wziął do ręki mopa i wszedł do sypialni.
- Czy to ty, kurwa, zostawiłeś otwarte okno w kuchni?
Przygwoździł Pawła do ściany jednym ruchem, na chwilę odbierając mu dech i nabijając kolejnego siniaka na plecach.
- Nie. Nie wiem
- No to tak czy nie!?
- Nie pamiętam
Paweł opuścił głowę między ramiona i wzruszył nimi.
- Skoro nie pamiętasz to będziesz to sprzątał.
- Nie mogę. Mam próbę. Zadzwoń po Karolinę, zwolniłeś ją, ale przyjedzie jak ją poprosisz.
- Chyba oszalałeś! Nie będę wpuszczał do domu jakiejś obcej baby, nie życzę sobie, żeby łaziła po sypialniach i wszystko sobie oglądała.
Paweł uśmiechnął się słabo i wydostał spod mocnej ręki. Podszedł do łóżka i zerwał z niego kołdrę odsłaniając zakrwawione prześcieradło i poduszkę.
- Na przykład tego, tak?
- Tak. Na przykład.
- Nie odpowiadaj na pytania retoryczne.
Obrócił się i bez słowa podniósł mopa, który w między czasie upadł na podłogę, i wszedł do kuchni. To co tam zobaczył przekraczało jego wyobrażenie o tej "powodzi". Pływało dosłownie wszystko. Panele już zdążyły nasiąknąć i odchodziły od siebie, wykładzina wyglądała jak gigantyczna gąbka, a z dolnych półek wymyło drobne przedmioty i, z tego co się zorientował po kolorze wody, mąkę. Dopiero wtedy w pełni zrozumiał znaczenie słowa "Gehenna" , żeby posprzątać ten bajzel potrzebne było jakieś kilka godzin, a na tyle nie mógł sobie pozwolić. O dziesiątej czekało go spotkanie z zespołem i sztabem ludzi. Mieli omówić szczegóły nagrania teledysku i promocji nowej płyty. Kiedy tylko usłyszał ostentacyjne trzaśnięcie drzwiami i pisk opon na podjeździe chwycił za telefon i wybrał numer. Szybko i bez problemu umówił się z ich 'ex gosposią' na wysprzątanie kuchni i odłożył słuchawkę. Nie warząc na przemoczone nogi i dół spodni i podszedł do stojącego w pobliżu krzesła i z głuchym jękiem opadł na nie. Zerknął na swój brzuch i bok. Skrzywił się na to co zobaczył. Od miesięcy nie było tak źle. Już od dawna nie był wściekły. Paweł zdał sobie sprawę, że nawet nie wie, co było powodem jego złości. Wstał i wyjął z zamrażarki lód. Jeden woreczek trzymał przy żebrach, a drugi położył na odchylonej twarzy. Usłyszał dźwięk przychodzącego sms'a. "Wiadomość od Skarb". Migający napis wywołał u niego dziwny grymas. "Przepraszam, wiesz, że nie chciałem. To wszystko przez pracę. Miłego dnia". Zmrużył oczy i zmarszczył czoło, przestawał już rozumieć jego intencje. Niby wiedział, że Patryk go kocha, nie należał do tych, którzy trzymają niepotrzebne rzeczy, ale nie mógł pojąć co takiego może sprowokować go do takich reakcji, co on (!) robi źle i czym zasługuje na takie traktowanie. Maja, przyjaciółka z zespołu, katowała go lekturami o toksycznych związkach i ludziach - modliszkach, ale do niego nie docierały argumenty. Nie, w sumie docierały, rozumiał wszystko to co dzieje się dookoła niego, cały ból był żywy i prawdziwy, każde cierpienie i łza i każde cierpkie słowo, które uderzało nawet mocniej niż pięści. Ale nie mógł odejść. Nie potrafił zrezygnować z tych pięknych chwil, które też były. Z uśmiechów, cudownych nocy i odrobiny czułości okazywanej niby mimochodem. A przede wszystkim, nie potrafił zrezygnować z miłości do niego. Tak źle i tak niedobrze. Rzucił telefonem o ziemię i roztrzaskał go na części pierwsze. Zszedł do samochodu i wyjechał na ulice.
Na spotkanie wszedł spóźniony. Musiał jeszcze pojechać do biura Patryka, upewnić się, że ten nie wróci do domu przed wyjściem Karoliny. Nie żałował, że tam trafił. Jego "Skarb" był w świetnym nastroju, był taki jakim Paweł go pamiętał z początku ich znajomości i związku. Kochany, uśmiechnięty, wesoły. Kiedy tylko sekretarka zdołała powiedzieć, że siedział w pokoju dla gości Patryk wpadł tam i od progu zaczął go przepraszać. Delikatnie głaskał jego policzek i całując raz po razie w przerwie na oddech pytał czy mu wybaczy. Wybaczył. Wybaczył zanim on zdążył o to poprosić. Zasiedział się z nim i potem pędził przez miasto na złamanie karku. Prawie spowodował wypadek wjeżdżając na czerwonym na skrzyżowaniu. Duży, szklany budynek w centrum - siedziba wytwórni - okazale prezentował się już z daleka. Z każdą minutą rósł w oczach, aż w końcu Paweł zaparkował z piskiem przed wejściem. Portier rzucił w niego przepustką, którą mężczyzna złapał w biegu i zaraz zniknął w windzie. Po chwili był już na miejscu.
- Czekają na Ciebie
Ala, sympatyczna asystentka prezesa (zawsze skora do usprawiedliwiania wszystkich i świetna w wymyślaniu wymówek na poczekaniu) skinęła głową na gabinet szefa.
- Długo już tam siedzą?
- Jakieś 15 minut.
Paweł przeszedł przez cały pokój kierując się do sali zebrań. Nacisnął na klamkę i nieśmiało wetknął głowę do środka.
- Przepraszam! Błagam nie bijcie!
Padł na kolana od progu i uniósł ręce w poddańczym geście rozbrajając wszystkich zebranych. Atmosfera się rozluźniła i w końcu mogli przystąpić do pracy. Nowy album ich grupy miał się ukazać na początku nowego miesiąca, a promować go miał klip do ich wersji "Blondie". Nie mogli się już doczekać momentu kiedy wszystko się zacznie. Znowu wywiady, nagrania no i przede wszystkim koncerty. Mieli szczęście, że dwa lata wcześniej trafili na duży zastój na rynku muzycznym i wbili się na szczyty lisy przebojów w rekordowo szybkim czasie. Oczywiście nie umniejszali zasługi nieustannej atmosfery skandali dookoła nich (i oczywiście niewątpliwego talentu), a ich nazwa - Skazani Na Sukces, była nieustannie wykpiwana przez krytyków. Za cel wzięli sobie główną zasadę show biznesu "Nie ważne jak mówią, ważne, że w ogóle mówią". Wszystko to złożyło się na ich niepodważalną wygraną. Na koncertach szalały tłumy, zarówno kobiet, przychodzących dla Pawła, jak i mężczyzn zebranych dla pozostałej części zespołu - trzech kobiet (no i dla Pawła), a płyty sprzedawały się jak świeże bułeczki. Kampania promująca nową płytę była zbliżona do poprzedniej - narobić jak najwięcej szumu. Na przykład dlatego też w klipie wszyscy mieli być poprzebierani za przedstawicieli, przeciwnej niż swoja, płci. Po dwugodzinnych ustaleniach z ulgą wyszli na zewnątrz i wsiedli do firmowych mercedesów, które miały zawieźć ich do studia w którym częściowo będzie kręcony materiał i na przymiarkę kostiumów. Do pierwszego samochodu wsiadł ich manager i producent, do drugiego Tamara i Lidia, a w trzecim zasiedli Maja i Paweł. Na miejscu miał na nich czekać kolejny sztab ludzi odpowiedzialnych za ich wygląd i całą resztę "tego medialnego bajzlu" - jak to określał Patryk. Kiedy tylko kierowca zatrzasnął drzwi się za mężczyzną, przyjaciółka przyszpiliła go wzrokiem. Wymownie uniosła brwi i wydęła usta, nie musiała nic mówić, żeby można się było zorientować, że jest poirytowana. Długimi paznokciami ostentacyjnie pukała w torebkę, trzymaną na kolanach. Paweł udając, że nic nie widzi uciekał wzrokiem za okno.
- No i?
Maja postanowiła w końcu przerwać tę idiotyczną ciszę i udać, że nie widzi tego, że przyjaciel ewidentnie ją ignoruje.
- Co "no i?"
Paweł nawet nie obrócił głowy, ale oczami wyobraźni widział jak kobieta przewraca oczami , usłyszał za to zniecierpliwione prychnięcie i po chwili zrezygnowane westchnienie.
- Pawełku, powiedz mi, tak szczerze, czy Ty udajesz głupka, czy ja tego dawniej nie zauważyłam?
- Nie musisz być taka miła, naprawdę to dla mnie za wiele
Z cynicznym uśmiechem raczył w końcu spojrzeć na Maję. Ku jego zdziwieniu wyglądała na naprawdę zmartwioną i przejętą. Opuściła wzrok i zacisnęła usta w wąską linię. Próbując udać, że już nic ją nie obchodzi wpatrywała się w swoje tipsy z każdej strony, jakby nigdy nic.
- Przepraszam Maju, nie powinienem. Co chcesz wiedzieć?
Wziął dłoń kobiety i delikatnie pocałował jej wnętrze przywołując na jej twarzy blady uśmiech, który jednak natychmiast stężał i znowu zobaczył jej poważne oblicze. Usiadła bokiem podkurczając nogi i chwyciła w ręce jego policzki. Kciukami głaskała opaloną skórę, na chwilę zatrzymując wzrok na lekko zaczerwienionym miejscu.
- Dlaczego się spóźniłeś, nigdy tego nie robisz. Nie znosisz się spóźniać.
- Mieliśmy w domu małą powódź.
Na wspomnienie tego "małego" kataklizmu który nawiedził ich mieszkanie skrzywił się nieznacznie.
- I co? Nie powiesz mi, że sprzątałeś.Za dobrze cię znam, wiem, że zadzwoniłbyś po pomoc. Więc czemu?
- Jesteś przerażająca... skąd tak dobrze mnie znasz?
- Ma się swoje metody, no, i myślę, że te cztery lata przesiedziane z tobą w liceum też mają w tym swój udział.
Mrugnęła do niego zalotnie i skinęła głową na znak, że nadal czeka na odpowiedź na zadane wcześniej pytanie.
- Byłem u Patryka. Mieliśmy małe spięcie i chciał mnie przeprosić.
- Ojej, jakież to wzruszające. On chce cię przeprosić, ale to ty musisz do niego jechać?
- Nie bądź niesprawiedliwa. On ma pracę, nie może się ot tak urwać.
Kobieta nie mogła uwierzyć w to co usłyszała. Otworzyła usta ze zdziwienia i zmarszczyła czoło, dokładnie tak, jak robił to Paweł.
- Chłopcze! Posłuchaj co ty mówisz. On ma pracę i nie może, a ty co, całymi dniami opalasz się na balkonie!? Nie, nie mogę uwierzyć, że ty naprawdę tak myślisz.
Z dezaprobatą pokręciła głową śmiejąc się z niedowierzaniem. Mężczyzna wzruszył ramionami i oparł głowę o zagłówek. Włosy łaskotały go w kark więc zdjął gumkę z nadgarstka i próbował je związać. Maja przez chwilę obserwowała jego walkę z kosmykami, ale przesuwając wzrokiem po jego sylwetce ze zgrozą zauważyła sine plecy, które pokazały się, kiedy Paweł związując włosy pociągnął ją do góry. Zdecydowanym ruchem zadarła ją wyżej i z przerażeniem wciągnęła powietrze. Paweł natychmiast poprawił materiał, obracając się od kobiety.
- Znowu to zrobił!?
Siłą obróciła go w swoim kierunku, i niemal wykrzyczała mu pytanie w twarz. Odpowiedziała jej cisza.
- Pytam cię o coś! Czy ten sukinsyn znowu to zrobił?!
Kiedy po raz kolejny nie otrzymała odpowiedzi załamała ręce.
- Paweł do cholery czy ty nie widzisz co się z tobą dzieje? Proszę cię, błagam cię, zostaw go, bo to cię zniszczy. Pawełku...
Pogłaskała jego włosy przygarniając go do siebie. Bez oporu wtulił się w jej ciepłe ramiona. Kiedy kierowca zjechał na parking i zaparkował samochód Paweł pierwszy raz docenił dźwiękoszczelną szybę, którą szefostwo kazało zamontować w każdym wozie, oddzielającą szofera od pasażerów. Przed budynkiem w którym znajdowało się studio czekały już dziewczyny, a po chwili dojechali pozostali. Mieli czterdzieści minut spóźnienia, więc musieli się sprężać. Poznali ekipę z którą mieli pracować w przyszłym tygodniu i szybkimi krokami zmierzali do garderoby, zwanej "szafą" i co jakiś czas popiskiwali z zachwytu jak małe dziewczynki.
- Chyba będę was musiał zmartwić drogie panie, ale wasze kostiumy już są wstępnie wybrane.
Jęk zawodu rozszedł się w pomieszczeniu wywołując tylko chichot u Pawła.
- Chwała Bogu, że przyszedłeś im to powiedzieć, bo siedziałyby tu do jutra.
Wyciągnął rękę do młodego stylisty, który przyniósł dziewczynom tę tragiczną wiadomość.
- Cieszę się, że się przydałem. Hm... trochę mi ulżyło.
- W związku z?
- Z tobą. Zastanawiałem się jak ja zrobię z ciebie kobietę, ale w rzeczywistości jesteś bardziej hm... delikatny niż na zdjęciach które oglądałem.
- Czy mam traktować to jako komplement?
- Hej, cioty, nie flirtować, tylko pracować! Nie przyjechaliśmy tu na randkę w ciemno.
Lidia jak zawsze była bezpośrednia. Mężczyźni spojrzeli na nią z udawanym politowaniem, a Paweł pokazał jej nawet język.
- Poza tym, pomarańczowy ma już księcia
Dziewczyna nie dawała za wygraną uśmiechając się perfidnie. Maja usłyszawszy to podeszła do niej, objąwszy w pasie, popatrzyła na Pawła i zwróciła się do stylisty
- Chyba złą macochę.
Paweł, mimo, że spotkania skończył o siedemnastej, miał jeszcze kilka spraw do załatwienia. Jadąc wieczorem do domu, miał nadzieję zastać chociażby pościelone łóżko. Po całym dniu, i poprzedniej nocy, był wyczerpany jak rzadko. Na domiar złego cały czas przypominał o sobie ból pleców. Kiedy, przez dużą bramę, wjechał na podwórze kamienicy zauważył, że Patryka jeszcze nie ma. Jego miejsce stało puste. Zdziwiony zaparkował audi w cieniu i wszedł na klatkę schodową. Wdrapywanie się na ostatnie piętro było dość męczące, ale to była cena najpiękniejszego mieszkania w okolicy. Przed drzwiami wyciągnął klucze i już miał otwierać, kiedy usłyszał dobiegające ze środka hałasy. Zaniepokoił się, i nastawił uszu - być może mu się przesłyszało. Niestety, wyraźnie słyszał jak ktoś chodzi w środku. Najciszej jak umiał nacisnął klamkę i wszedł do przedpokoju. Chwycił stojącą za szafą rakietę tenisową i skradając się podszedł do kuchennych drzwi. Uniósł "broń" nad głowę i z zamiarem unieszkodliwienia złodzieja stanął w progu, mało nie nokautując...Patryka. Oboje wrzasnęli odskakując od siebie na kilka metrów. Młodszy wystraszony usiadł na krześle i trzymając się za serce ciężko oddychał. Paweł uspokoiwszy się szybciej podszedł do niego i klęknął przed nim.
- Już dobrze, uspokój się.
Potarł jego dłoń swoimi rękami i uśmiechnął się przepraszająco.
- Kurwa! Ale mnie wystraszyłeś.
Po chwili wydusił z siebie Patryk, zrywając się z krzesła.
- Co ty robiłeś z tą rakietą? Chciałeś mnie zabić człowieku!?
- Nie było twojego samochodu na podwórzu i kiedy na klatce usłyszałem hałasy z mieszkania to pomyślałem, że to złodziej.
- Idiota. Naprawdę mogłeś mnie zabić.
Mężczyzna zniknął w sypialni zostawiając Pawła samego z poczuciem winy. Skruszony odczekawszy kilka minut poszedł za nim. Stanął na progu rozglądając się dookoła, jakby badając teren. Patryk spał już w łóżku, leżąc na plecach. Paweł podszedł cichutko do swojej strony i w samych bokserkach chciał wślizgnąć się pod kołdrę.
- Nie śpisz tutaj.
Zaskoczony piosenkarz spojrzał na Patryka, który nadal leżał z zamkniętymi oczami.
- Myślałem że zasnąłeś, nie chciałem cię obudzić.
Położył rękę na jego zimnym brzuchu i zaczął go lekko masować.
- Jutro mam bardzo ważne spotkanie, muszę się wyspać.
Zupełnie nie wykazywał zainteresowania pieszczotą. Jedyną reakcją było zdjęcia jego dłoni.
- A w czym ja ci przeszkadzam?
- Po prostu, nie mam ochoty dzisiaj koło ciebie leżeć.
Paweł obrócił głowę, żeby nie pokazywać jak bardzo zabolało go to co usłyszał. Po raz kolejny naiwnie uwierzył, że będzie inaczej, że będzie dla niego ważniejszy niż on sam. Niespodziewanie, w jego głowie echem odbiła się popołudniowa wypowiedź Mai. "Czy ty nie widzisz co się z tobą dzieje?" brzmiało w jego wnętrzu coraz głośniej. Postanowił zrobić coś, czego nie robił już dawno - postawił się Patrykowi
- Jeśli TY nie masz ochoty koło mnie leżeć, to TY idź sobie spać gdzie indziej. To jest też moja sypialnia i dla TWOJEGO widzimisię nie pójdę spać do drugiego pokoju.
Mężczyzna z wrażenia, aż usiadł. Najpierw z niedowierzaniem patrzył w twarz Pawła, która z każdą sekundą traciła na pewności siebie, a potem roześmiał się, tym swoim cynicznym, zimnym śmiechem, który brzmiał bardziej jak tłuczone szkło.
- Czy ty właśnie, próbowałeś mi powiedzieć, że stąd nie wyjdziesz?
- I co cię w tym tak dziwi.
- Nic, po prostu myślałem, że dawno o tym zapomniałeś.
- O czym?
- O wyrażaniu własnego zdania. Chodź się przytul bo zmarzniesz przy tym otwartym oknie.
Odchylił kołdrę i poklepał zachęcająco miejsce obok siebie. Paweł nie wierząc własnym uszom jeszcze chwilę wahał się, czy to nie jest aby jakiś żart, ale widząc, że w oczach Patryka powoli rodzi się zniecierpliwienie, postanowił nie przeginać struny i położył się obok mężczyzny. Patryk obrócił się na bok i patrzył na niego rozbawiony. Przełożył przez niego ramię i przysunął go bliżej siebie. Uniósł się wyżej, tak, że twarz Pawła leżała spokojnie, na jego podnoszącym się miarowo torsie. Odruchowo zaczął głaskać jego pomarańczową głowę. Paweł nauczony doświadczeniem chłonął tą chwilę z całych sił. Wiedział, że szybko się nie powtórzy. Przypomniało mu się jednak, że nadal nie wie. Czemu samochodu nie było na parkingu. Uniósł się na łokciach i spojrzał na zamknięte powieki kochanka.
- Czemu twoje auto nie stoi na podwórzu?
- Miałem wypadek, nic wielkiego, ale auto jest w serwisie.
- Nic ci nie jest?
- Tylko kilka siniaków. Nie martw się.
- Nie wiem co bym zrobił gdyby coś ci się stało
Oboje zasnęli w mgnienia oku. Wyczerpujący dzień dał im się we znaki, tak jak nawet nie przypuszczali, a dla Pawła to był dopiero początek drogi. Dźwięk budzika jak co rano torturował ich zaspane uszy zmuszając w końcu do zwleczenia się z łóżka. Tym razem zadzwonił jednak dwie godziny wcześniej niż zazwyczaj. Szósta godzina bezlitośnie nie dawała o sobie zapomnieć wywołując raz po raz przeciągłe ziewnięcia to u jednego, to drugiego mężczyzny. Tym razem pierwszy wstał Paweł, który na wpół do ósmą musiał dojechać na drugi koniec miasta. Na boso wszedł do kuchni modląc się o to, żeby znowu nie zastać niespodzianki. Wcale nie był pewien, czy tym razem zamknęli okno na noc. Na szczęście zastał suchą podłogę i dopiero teraz miał chwilę czasu, żeby przyjrzeć się temu co zrobiła Karolina. Z ulgą stwierdził, że wszystko wygląda dobrze, ale nie tak idealnie, żeby było podejrzane. Kiedy wyciągnął z szafy dwa kubki i zalał kawę usłyszał przy swoim uchu słodkie mruknięcie. Sekundę później ciepłe ramiona otoczyły go w pasie i obróciły. Paweł stał oko w oko z ledwo przebudzonym, ale uśmiechniętym Patrykiem. Na policzku miał jeszcze odciśniętą poduszkę, a włosy w zupełnym nieładzie.
- Jak ty to robisz, że nawet po wstaniu z łóżka wyglądasz tak rewelacyjnie
Wyciągnął z ręki starszego kubek i patrzył na niego spod półprzymkniętych powiek, uśmiechając się kącikiem ust.
- Wstaję godzinę wcześniej, robię się na bóstwo, po czym wracam i kiedy wstajesz udaję, że zawsze tak wyglądam.
Mrugnął do niego i poczłapał otworzyć balkon. Świeże powietrze wpadło do mieszkania orzeźwiając ich. Powietrze po burzy pięknie pachnie, oboje je uwielbiali. Paweł stał na zimnych kafelkach popijając kawę. Na balkonie naprzeciwko pojawiła się ich młoda sąsiadka. Nie speszył jej fakt, że jest w samej bieliźnie. Pomachała mu wesoło i po chwili zniknęła w środku. Mężczyzna zorientował się, że właściwie to nie jest ich sąsiadka, że właściwie to widzi ją pierwszy raz. Roześmiał się sam do siebie i oparł się plecami o balustradę patrząc na wnętrze swojego mieszkania. Patryk chodził po kuchni co chwila otwierając lodówkę, wyciągając z niej jedną rzecz, żeby zaraz wrócić do niej i znowu coś z niej wyciągnąć.
- Nie możesz wziąć wszystkiego na raz? Po co tak wentylujesz tę lodówkę?
Wszedł do pomieszczenia i z szafy z przedpokoju wyciągnął luźne, lniane spodnie. W komodzie wygrzebał biały, dopasowany podkoszulek. Po przegranej walce ze skompletowaniem jednej pary skarpetek poddał się i wrócił do Patryka, który na jego złośliwe pytanie zareagował wystawieniem środkowego palca. Paweł usiadł na blacie za nim i wodził wzrokiem za półnagim mężczyzną.
- Wiesz, świetnie się spisałeś z tą kuchnią. Nie myślałem, że dasz sobie radę.
- Eee... dzięki. Starałem się.
Zastanawiał się czy gorąco które czuje na twarzy objawiło się również w rumieńcach...
- Wiesz jest coś, czego nie potrafię zrozumieć. Jak w jednej chwili człowiek może się tak zmienić? Wczoraj wieczorem albo teraz, jesteś taki... taki jakim cię pamiętam z naszych początków, a kiedy indziej jesteś...
- Jaki jestem?
Patryk obrócił się do Pawła i stanął między jego nogami rozsuwając je nieznacznie. Mężczyzna wystraszył się, że znowu go zdenerwował, że popsuł to co miał szansę utrzymać na dłużej. Z ulgą stwierdził, że jego oczy nadal są łagodne. Nic nie zwiastowało awantury więc kontynuował.
- Jesteś okrutny, bezlitosny. Czasem myślę, że nie robisz tego specjalnie, że przecież to nie możesz być ty, ale potem robisz coś tak perfidnego, że nie mam siły nawet się bronić. Czasem zdaje mi się, że jestem tylko twoją zabawką, którą wyciągasz z szafy kiedy się stęsknisz. Czasem
- Czasem myślisz, że cię nie kocham
Dokończył za niego Patryk patrząc mu prosto w twarz i ściskając dłoń. Odwrócił wzrok kiedy Paweł nieśmiało kiwnął głową przytakując. Przytulił go z całej siły nie mówiąc ani słowa. Piosenkarz zeskoczył w blatu i objął ramionami jego szyję. Znowu było dobrze. Było jak kiedyś. Maja nie miała racji, miłość nie niszczy. Ona buduje, a żaden związek nie jest gładki jak tafla lodu. W życiu nic nie jest proste, a już na pewno nie bycie z drugą osobą. Paweł odetchnął spokojnie. Nagle zawiesił wzrok na zegarku na piekarniku. Dochodziła siódma, znowu był spóźniony. Wyleciał z domu jak strzała. Pruł po schodach jak opatrzony potrącając sąsiadów wracających z psami. Wsiadł do samochodu i ruszył z piskiem. Pomyślał, że dokładnie tak samo wczoraj zrobił Patryk. Światła układały mu się nieźle. Stał tylko kilka razy. Miał jeszcze dziesięć minut zapasu, a właściwie był na miejscu. Bez zbędnego pośpiechu dotarł do holu. Ku jego zdziwieniu okazało się, że nie ma jeszcze Mai. Tamara i Lidia jak zwykle rzuciły mu się na szyję odciskając na jego ustach soczyste buziaki. Zeszła po nich jakaś młodziutka asystentka i po zapewnieniu z jej strony, że Maja wie gdzie trafić, dali się zaciągnąć do garderoby. Po pełnym entuzjazmu i wylewności spotkaniu ze starymi znajomymi dotarli również do charakteryzatorki. Mimo iż minęło pół godziny od ich przyjazdu, Mai nadal nie było. Cała trójka zaczęła się niepokoić, a kiedy usłyszeli, że zjawił się także ich producent i wydawca pisma dla którego będzie sesja, zaczęli wpadać w panikę. Wizje wypadków, kolizji, nagłych kataklizmów nawiedzały ich głowy i były bezmyślnie wypowiadane na głos podkręcając atmosferę. Kiedy Bianka już miała na nich nawrzeszczeć, że mają się nie ruszać, bo ich makijaż będzie się nadawał na sesję na Halloween, na chwilę się uspokoili. Do środka wszedł Norbert z naręczem butów, które miały być użyte do zdjęć.
- A może po prostu miała tak zajebisty seks w nocy, że zaspała?
- Nie...zapewniam cię, że to odpada.
Tamara po chwili zastanowienia gwałtownie zaprzeczyła tym spekulacjom i mrugnęła porozumiewawczo do Lidii..
- To bardziej w jej stylu jest wpadnięcie pod tramwaj, który odciął jej ręce i nie może zadzwonić, że się spóźni?
Z rozbawieniem rozdzielał buty na tymczasowych właścicieli.
- Zdecydowanie
Cała trójka energicznie pokiwała głowami, przy czym Lidia dostała kuksańca za kręcenie się. Po pięciu minutach byli już gotowi, a jej nadal nie było. Sytuacja przestała być śmieszna, bo może inni mieli czas na gwiazdorzenie, ale ich producent nie miał ani zbędnego czasu ani pieniędzy i zwykle to szanowali. Maja wręcz najbardziej dbała o to, żeby wszystko było dopięte na ostatni guzik i nie było żadnej obsuwy. W końcu głos zabrał wydawca.
- Trudno, jeśli pani Maja nie zjawi się w ciągu pięciu minut i nie będzie gotowa w następne piętnaście, obejdziemy się bez niej.
- Ej! Co my jesteśmy? Jakiś Tercet Egzotyczny? Nasz zespół to cztery osoby i jeśli chce pan sesję Skazanych, to albo cała czwórka albo nikt.
- Nie kłóćcie się. Przepraszam za spóźnienie. Naprawdę przepraszam, ale zaspałam.
Maja stała w progu przebrana w pierwszy kostium i gotowa do charakteryzacji. Wszyscy odetchnęli z ulgą, ale producent nie oszczędził jej kilku gorzkich słów. Reszta sesji przebiegła w miarę bez zakłóceń. Kilka spięć z fotografem o jego wizję skończyło się kompromisem, ale propozycja rozbieranych zdjęć prawie krzykiem. Zbliżało się południe i wszyscy głodni jak wilki zmierzali do miasta w celu napełnienia żołądków. Paweł złapał Maję w wyjściu i nie zważając na protesty zaciągnął ją do samochodu.
- A moje auto? Ma tu stać, a ja co?
- Spokojnie przywiozę cię tu z powrotem.
- Hm... No dobrze. A dokąd jedziemy?
- Mam ochotę na coś bardzo niezdrowego, bardzo kalorycznego, bardzo pysznego i grzesznego.
Maja zapiszczała klaszcząc radośnie w dłonie, rozśmieszając tym samym Pawła
- Czyli pizza, lody i zakupy.
Paweł kiwnął głową w potwierdzeniu i zwiększył prędkość. Niestety teraz nie mieli takiego szczęścia jak rano i miasto było zapchane. Utknęli w korku na dłuższy czas. Otworzyli okna i zapalili papierosy. Poruszali się w tak ślimaczym tempie, że zaczynali wątpić, czy przypadkiem w ogóle się poruszają. Maja wyciągnęła telefon i wybrała numer. Po chwili oboje usłyszeli głos Lidii. Kobieta wyjaśniła jej, że się spóźni, nie precyzując czemu. Wolała, żeby druga nie wiedziała jak zajmuje sobie czas w którym mogłyby wybierać zasłonki czy obrazki do mieszkania które urządzały. W końcu się rozłączyła, a Paweł skrzętnie wykorzystał sytuację.
- To może biorąc pod uwagę okoliczności teraz ty mi się wytłumaczysz?
- Wiedziałam! Wiedziałam, że te lody nie mogą być bezinteresowne.
Maja zaśmiała się i wystawiła głowę za okno, sprawdzając ile samochodów stoi przed nimi.
- Z czego mam ci się tłumaczyć? Zaspałam i tyle.
- Ach
Mężczyzna kiwnął głową ze zrozumieniem
- Co "ach"?
- Nie nic
Zapalił następnego papierosa i włączył radio. Leciała ich pierwsza piosenka.
- No co? Nie wierzysz mi?
- A mam powód? Skoro mówisz, że zaspałaś to znaczy, że tak jest
- Nie wierzysz mi! Nie patrzysz na mnie nawet.
Paweł obrócił głowę w jej kierunku i z politowaniem popukał się w czoło. Dziewczyna wyglądała jednocześnie na złą i zmieszaną. Piosenkarz doskonale wiedział, że ona kłamie, ale wolał nie wypowiadać swoich spostrzeżeń na głos. Znał ją zbyt dobrze, żeby nie zadawać sobie sprawy, że ona i tak zaraz się przyzna.
- Jak masz być taki to ci powiem. Albo nie! Nie. Mogę mieć chyba swoje sekrety.
- Oczywiście, że możesz. Przecież ja nie drążę.
- Och! Nienawidzę cię. Byłam u ciebie.
Paweł otworzył oczy szeroko i zanim zdążył wydać z siebie dźwięk, Maja go uprzedziła.
- Nie pytaj! Chciałeś wiedzieć, gdzie byłam, to wiesz. Niczego więcej się nie dowiesz.
- Nie pytam. Powiem ci tylko, że wczoraj nie miałaś racji.
Droga się odkorkowała i w końcu ruszyli.
- Już jestem!
Patryk wszedł do mieszkania rzucając płaszcz na fotel stojący w salonie. Na bujanym fotelu pod oknem spał Paweł skulony pod wielkim kocem. (Przez uchylone okno wiało chłodem, mimo dość wczesnej pory.) Patryk wziął z mikrofalówki herbatę, której nie wypił rano i usiadł na sofie. Sięgnął po książkę leżącą na podłodze i zaczął czytać. W końcu na dworze zrobiło się tak szaro, że musiał zapalić lampkę. Nie chciał budzić Pawła, ale nie mógł patrzeć na tę jego pozę na fotelu. Powoli wziął go na ręce i położył w sypialni na łóżku. Kiedy wrócił do salonu i nastawił wieżę wrócił do lektury. Niestety nie przewidział tego, że przeciąg zatrzaśnie drzwi. Huk obudził Pawła, który wraz z kocem poczłapał na kanapę obok Patryka. Położył głowę na jego ramieniu i zerknął na okładkę książki.
- Od kiedy czytasz takie pierdoły?
- Od kiedy zasypiasz o dwudziestej?
- Nie odpowiadaj pytaniem na pytanie. W centrum handlowym mnie i Maję napadły dwie kolonie. Byłem wykończony.
Patryk odsunął się i jakby szukając odpowiednich słów zamyślił się na chwilę. Krępująca cisza wprawiła Pawła w nerwowy stan.
- Musisz zadawać się z tą babą?
Pytanie które w końcu padło z ust Patryka nie zdziwiło mężczyzny. Młodszy często miał pretensje o jego wypady z Mają. Brunet nie lubił jego przyjaciółki od pierwszego wejrzenia. Zresztą z wzajemnością. Oboje dogryzali sobie na każdym kroku. Zachowywali się jak dwa psy walczące o terytorium którym był Paweł. Nie jeden raz ludzie musieli odciągać ich od siebie, bo jeszcze chwila a pobiliby się. W rozmowach z Pawłem zaklinali się, że robią to tylko dla jego dobra. Według Patryka, Maja ma na niego zły wpływ. Wtrąca się w nie swoje sprawy, poznaje go z podejrzanym towarzystwem jej przypadkowych znajomych. Majka natomiast nie mogła znieść tego jak bezkrytycznie przyjaciel podchodzi do wszystkich decyzji i poczynań Patryka.
- Musimy to znowu zaczynać? Ona jest moją przyjaciółką od zawsze. Tak jak i Lidia i Tamara. Nikt ci nie każe się z nimi widywać, ani tym bardziej ich lubić.
- Ktoś by spróbował
Prychnął ze zirytowaniem Patryk nalewając sobie drinka.
- Musisz pić?
- Musze, a bo co?
- Wolę kiedy jesteś trzeźwy.
- Czy ty myślisz, że upiję się jedną szklanką?
- A poprzestaniesz na jednej?
Paweł zsunął się z oparcia fotela na którym chwile wcześniej się ulokował i wylądował w objęciach miękkiego materiału. Wracając z miasta miał nadzieję na miły wieczór. Nie jakiś wyjątkowy. Po prostu zwykły, ciepły - domowy. Chciał przytulić się do swojego "szczęścia" i jak przeciętny człowiek pooglądać z nim telewizję. Przez głowę przeszła mu myśl, żeby wypowiedzieć na głos to co myśli o "popijaniu" Patryka. Żeby ze stoickim spokojem postawić mu ultimatum "albo odwyk albo koniec z nami". Za każdym razem był już tego bardzo bliski. Czasem powstrzymywał się w ostatniej chwili. Hamowała go bowiem tylko jedna rzecz - strach, że mężczyzna nie wybierze jego. Patryk, który nie zareagował na jego zaczepne pytanie posłał mu pogardliwe spojrzenie i chwyciwszy butelkę i szklankę w jedną rękę przeszedł przez korytarz i wszedł do gabinetu. Paweł usłyszał dźwięk włączanego komputera i migoczący monitor. Zrezygnowany poszedł pod prysznic i po krótkiej kąpieli owinął się kołdrą na łóżku w sypialni. Zasnął tak szybko, jak nagle przyszło mu się obudzić. Otworzył oczy dokładnie kiedy fluorescencyjna wskazówka budzika przeskoczyła z trzeciej na czwartą. Za oknem było ciemno i cicho; za wcześnie na ranne ptaszki, za późno na imprezowiczów. Dopiero po chwili dotarło do niego to co wyrwało go ze snu. Patryk nie odrywając od niego rąk, całował jego uda kawałek po kawałeczku. Paweł ocknął się natychmiast. Usiadł wyciągając przed siebie ręce, żeby złapać bruneta niepewnie kołyszącego się nad nim.
- Jesteś pijany w sztok.
- Nie jestem pijany, tylko trochęhehehe
Wybuchnął śmiechem i oparł głowę o jego tors.
- Będziemy się kochać
Oświadczył pewnie, jakby na chwilę odzyskując trzeźwość. Próbował wyswobodzić się ze spodni w które był ubrany, ale nie szło mu to najlepiej.
- Jesteś pijany. Nie będę robił z tobą nic kiedy jesteś w takim stanie.
- Ale ja nie pytam cię o zdanie
- Patryk, weź na wstrzymanie. Nawet jakbyś chciał to po tylu kolejkach być nie mógł.
Mężczyzna doskonale wiedział, że to nie prawda. Patryk był "zwarty i gotowy" o każdej porze dnia i nocy, bez względu na to ile promili miał we krwi. Kiedyś, po oszałamiającej jeździe, zastanawiali się czy to przypadkiem nie jest genetycznie uwarunkowane. W tej jednak chwili Paweł miał nadzieję, że drugi o tym zapomni i nie będzie nalegał, bo piosenkarz wybitnie nie miał ochoty na tego typu zabawy.
- Zamknij się
Patryk usiadł na nim okrakiem i przycisnął jego ręce do materaca. Próbował zrzucić z siebie kochanka, ale ten jak na pijanego wykazywał olbrzymią zawziętość. Szarpiący się mężczyzna po raz kolejny przekonał się, że Patryk jest od niego silniejszy, nie tylko fizycznie, ale też psychicznie. Na nic nie zdały się jego prośby i, przymilne tym razem, słówka. Właściwie Patryk nie był nawet nieczuły, po prostu sadystyczną przyjemność czerpał z tego, że ma nad nim władzę. Uprzednio rozpiąwszy spodnie zsunął je sobie do kostek razem ze slipami i rozsunął uda drugiego. Przycisnął swoje usta do jego i pocałował go namiętnie. Ku jego zdziwieniu Paweł odpowiedział mu tym samym. Taniec języków trwał jeszcze chwilę, po czym młodszy oderwał się od Pawła i popatrzył na niego z obrzydzeniem.
- Niech cię szlag Paweł. Niech cię szlag.
Zszedł z niego nie podciągając spodni i niezaspokojony zapadł w pijacki sen pochrapując od czasu do czasu. Paweł usiadł na łóżku i po chwili wahania wyciągnął z szafy walizkę.
Ranek nadszedł za szybko. Mężczyzna siedział skulony na kanapie pozwalając, żeby pomarańczowe włosy opadały mu swobodnie na twarz i szyję. Kiedy Słońce zawitało na niebie, a ludzie zaczęli wychodzić do pracy ubrał się w to co zostawił nie spakowane na walizce i wszedł do kuchni. Nastawił sobie ekspres i patrzył jak krople czarnej polewki spadają do dzbanka. Do kubeczka wlał mleko i zrobił pianę. Otworzył balkon i do środka wdarło się wyjątkowo ciepłe powietrze. Paweł rozkoszował się nim i kawą do czasu, kiedy usłyszał szum wody z łazienki. Usiadł wyprostowany, splótł dłonie na stole i uważnie wpatrywał się w nie, jakby szukając natchnienia. Przeciągły jęk który usłyszał zwiastował nadejście oczekiwanego. Patryk wtoczył się do kuchni trzymając się za skronie. Z lodówki wyjął worek lodu i piwo. Usiadł naprzeciwko Pawła bez słowa i położył sobie lód na czole.
- Musimy porozmawiać.
- Paweł, do cholery, cicho.
- Nie obchodzi mnie jak się ma twoja głowa. Zasłużyłeś sobie swoją bezmyślnością i głupotą.
Odwaga i otwartość Pawła, zaintrygowała bruneta. Uniósł się na krześle, nadal chłodząc sobie głowę.
- Wczoraj w nocy podjąłem decyzję. Nieodwołalną decyzję.
- Nie wiesz że w nocy się śpi, a nie myśli.
- Zadecydowałem, za nas oboje, że czas dać sobie luz. Spakowałem walizki, kiedy będziesz w pracy przyjadę po resztę rzeczy. Nie powiem ci żebyśmy zostali przyjaciółmi, bo i ty i ja wiemy, że to nie możliwe.
Patryk patrzył na niego, jakby nie rozumiał sensu wypowiadanych do niego słów. Mrugał zaskoczony i nie wiedział co powiedzieć. Zawsze myślał, że jeśli w ogóle, to on będzie autorem tego typu słów, a nie... Zdziwienie zaczęło ustępować złości. Krew się w nim zagotowała i zapomniał o bólu głowy. Zerwał się na nogi i stanął nad spokojnym Pawłem.
- To ta głupia suka cię do tego namówiła? To na pewno ona! Głupia dziwka. Zabraniam ci się z nią widywać rozumiesz? Nie spotkasz się z nią więcej! Ona chce zniszczyć to co mamy!
Pawłowi zaczęły trząść się z nerwów ręce. Próbował ukryć to wkładając je do kieszeni, ale miał wrażenie, że drugi to zauważył. Udając, że nie słyszy tego go wykrzykuje Patryk chwycił walizki stojące w przedpokoju i wyszedł na klatkę schodową. Poczuł jeszcze kilka szarpnięć za koszulę, ale zdołał się wyswobodzić i zatrzasnąć drzwi. Patryk był jeszcze w samych slipkach więc miał nad nim przewagę czasową. Wsadził bagaż do samochodu, wsiadł i odjechał nie oglądając się za siebie. Dopiero po przejechaniu kilku przecznic zatrzymał się w zatoce dla autobusów i pozwolił, żeby łzy spływały po jego twarzy. Nerwowe konwulsje targały jego ciałem. Krztusił się własnymi łzami i nie mógł uspokoić oddechu. Zaczęła boleć go głowa, a gardło piekło od nieustającego szlochania. Spojrzał w lusterko i zobaczył żałosny widok. Przekrwione oczy, spuchnięty nos i mokra twarz sprawiały, że wyglądał jak obraz nędzy i rozpaczy, jednak niewiele sobie z tego robił. Pozwolił sobie na jeszcze chwilę postoju na uspokojenie i odpalił silnik. Włączył się do ruchu i powoli sunął zapchanymi ulicami miasta. Zatrzymał się dopiero przed szlabanem odgradzającym od zamkniętego, chronionego osiedla. Wsadził kartę do czytnika i wjechał na parking. Portier przy wejściu do jednego z budynków skinął mu na powitanie głową i zapytał czy powiadomić panią o jego przyjściu. Pokiwał przecząco i nacisnął guzik sprowadzający windę. Trzymając w rękach walizki podszedł pod odpowiednie drzwi i zapukał. Odpowiedziała mu cisza, ale skoro portier nie mówił, że jej nie ma... Zapukał jeszcze raz, tym razem mocniej. Usłyszał kroki i otwieranie zamka. W drzwiach stanęła Lidia. Już miała powiedzieć coś niemiłego, ale na jego widok zakryła dłonią usta ze zdziwienia. Z głębi mieszkania wyłoniła się Maja. Podbiegła do nich i bez słowa przytuliła Pawła. Czuł jak oczy znowu zachodzą mu łzami. Kobieta uspakajająco głaskała go po plecach i wprowadziła do salonu. Usiedli na sofie, a Lidia przyniosła herbatę. Podała mu kubek z zachęcającym uśmiechem. Cierpliwie czekały na wyjaśnienie, wcale go nie popędzając. Po kilku łykach Paweł wziął głęboki oddech i nadal histerycznie wciągając powietrze wyjaśnił im o co poszło.
- Naprawdę dobrze zrobiłeś Pawełku. To była mądra decyzja.
Lidia objęła go ramieniem i przygarnęła do siebie. Zmęczony płakaniem i mówieniem położył głowę na jej piersi i przytaknął.
- Nie martw się kochanie, będzie dobrze, zobaczysz, że tak będzie ci lepiej. Na początku będzie boleć, ale potem docenisz to, że się od niego uwolniłeś.
Majka przykryła go kocem i poszła po walizki, które nadal stały w progu. Paweł zamknął oczy i z lekko otwartymi ustami leżał przez chwilę bez ruchu. Kiedy Maja wróciła na sofę i usiadła po stronie Lidii podniósł powieki.
- Przepraszam, że przyszedłem tak bez słowa, ale nie wiedziałem co ze sobą zrobić.
- Cii, nie wygłupiaj się.
Lidia pocałowała go w policzek i położywszy jego głowę na swoich kolanach czekała, aż zaśnie i dwie godziny głaskała jego włosy, tak, żeby czuł, że nie jest sam. Kiedy Maja była pewna, że już ich nie słyszy, przysiadła na ławie, naprzeciwko Lidii.
- Di, jak myślisz, że to się tak skończy?
- Nie rozumiem.
- Myślisz, że Patryk tak łatwo da mu spokój? Chyba go zabiję jeśli jeszcze raz go skrzywdzi.
- Nie myśl o tym teraz, ważne, że Paweł w ogóle się na to zdecydował. Bardziej niż Patrykiem, przejmowałabym się tym, czy on, tak szybko przyzwyczai się do myśli, że jest sam.
- Może trzeba mu znaleźć kogoś?
- Nie teraz. Jeszcze nie, poza tym, on jest dużym chłopcem, kiedy uzna, że tego potrzebuje, sam sobie znajdzie.
- Masz rację.
Maja uśmiechnęła się do Lidii i przytuliła się do jej boku. W trójkę leżeli na sofie, aż domofon kazał im się obudzić. Tamara z która się umówiły już wchodziła na górę. Usłyszeli jej kroki i zobaczyli postać w drzwiach. Zdziwienie na jej twarzy pozostało niewypowiedzianym pytaniem, bo zaraz przerodziło się w zrozumienie. Usiadła na ławie, tak jak uprzednio Maja i wyciągnęła do Pawła rękę, którą ten bez zastanowienia chwycił.
- Dobrze zrobiłeś kochanie.
Uśmiechnęła się przymilnie, ale zaraz kazała się wszystkim zebrać i wyszykować. Ogłosiła wielkie antydepresyjne zakupy. Cała trójka zaaprobowała jej pomysł i mimo, że wczorajszy wypad Mai i Pawła zakończył się pozostawieniem sporej sumy w kasie, nie przeszkodziło to im w kolejnym szaleństwie. Tamara, zanim wyszli, rozejrzała się jeszcze raz po mieszkaniu i zobaczyła kartony w gościnnym.
- Nie wiedziałam, że już razem mieszkacie.
- Di wczoraj przywiozła wszystko. Podobno jeśli nie mam bata nad sobą to nigdy nie wybiorę się do sklepu po farbę.
Paweł przeciągnął się na fotelu i obrzucił wzrokiem dziewczyny.
- Nie rozumiem po co robicie remont tuż przez trasą koncertową.
Maja wzruszyła ramionami i wygoniła wszystkich na klatkę. Zeszli na parking i wsiedli w samochody. Za półtorej godziny mieli się spotkać na lotnisku.
- Boże, uwierzycie, że to już pięć miesięcy od tych zakupów w Londynie?
- Powinnaś raczej powiedzieć, że to już cztery miesiące w trasie.
- Mhm... jeszcze tylko dwa koncerty i do domu.
- I co, do domu i koniec? Znowu macie wolne?
W pokoju wybuchnął gromki śmiech. Łóżko zaskrzypiało, a jakaś butelka potoczyła się po podłodze dotykając dłoni Pawła.
- To dopiero początek. A nawet jak już skończymy z tą płytą to niedługo zaczniemy pracować nad materiałem na nową.
- A ja będę czekał jak ta kobieta w jaskini podtrzymując ogień.
Norbert pomiędzy czknięciem i ziewnięciem ucałował w policzek Pawła. Byli ze sobą od dwóch miesięcy. Po sesji zdjęciowej wokalista dostał od niego numer telefonu "jakby co". Kiedy wrócili ze spontanicznego Londynu Paweł pod naciskiem dziewczyn, którym wygadał o telefonie, zadzwonił do niego i umówił się na spotkanie. Prawie wycofał się w ostatniej chwili, ale wziął się w garść i... spędził cudowny wieczór. Norbert słuchał tej samej muzyki co on, lubił te same miejsca. Nawet to, że nie zgadzali się w różnych kwestiach nie przeszkadzało, tylko dodawało smaczku. Postanowili o następnym wyjściu. Potem o następnym i następnym. Paweł chciał być wobec niego szczery, uprzedził, że na razie nie szuka związku, bo wyszedł z jednego trudnego. Norbert zrozumiał i czekał. Godził się na bycie pocieszycielem, bo świetnie się ze sobą czuli, nawet jeśli to nie była miłość. W końcu Paweł zadzwonił do niego po jednym z koncertów i powiedział, że jeśli on zaraz nie przyjedzie to zwariuje. Po dwóch godzinach Norbert stanął w hotelowych drzwiach i Paweł nie chciał go nigdzie puścić. Kiedy przyszli razem na jedną z imprez dziewczyny dały im oficjalne błogosławieństwo. Wszyscy odetchnęli z ulgą. Zaczynało się układać. Życie nabierało sensu, kolorów i tempa. Byli szczęśliwi i dumni z siebie. Płyta świetnie się sprzedawała, i nawet krytycy nie byli tak surowi jak poprzednim razem. Po ostatnim dużym występie nadeszła pora, żeby wracać do domu. Naprawdę nie było mowy o urlopie, ale cały zespół cieszył się na noc spędzoną we własnych łóżkach. Paweł wszedł do mieszkania Norberta i usiadł w fotelu. Jego mężczyzna siedział naprzeciwko uśmiechając się serdecznie.
- Znowu masz miejsce, które możesz nazywać domem.
- Mam
W kamienicznym mieszkaniu rozdzwonił się budzik. Patryk już nie spał. Od miesięcy odliczał dni to tej chwili. Już za kilka godzin miał się spotkać z Pawłem. Doskonale wiedział, że ten po przyjeździe do miasta zechce zjeść śniadanie w swojej ulubionej restauracji. Wstał z łóżka i podszedł do szafy w przedpokoju. Wybrał z niej garnitur i koszulę. W salonie rozłożył deskę i dokładnie wyprasował drogi materiał. Kiedy ekspres zaparzał kawę, otworzył balkon i nalał kotu mleka. W dniu kiedy Paweł wyszedł z walizkami kupił sobie rudego kota. Teraz był już dorosłym zwierzęciem i rzadko nocował w domu, zwykle wracał jednak kiedy tylko mężczyzna otwierał okno. Tym razem nie było inaczej. Kocur wskoczył na stół i wyprężył się tuż przed nosem Patryka. Brunet głaskał go wierzchem dłoni i kończył czytać gazetę. Ekspres się wyłączył i lampka na nim zaczęła mrugać, aby to zakomunikować. Mężczyzna podszedł do niego z kubkiem. Nalał sobie kawy i sączył ją stojąc przy blacie. Rudy szybko pobiegł i znowu nadstawił kark do pieszczot.
- Widzisz Rudy, tak to jest na tym świecie. Ty zawsze wracasz. On też wróci. Nie długo go poznasz, tyle ci o nim opowiadałem, a teraz będziesz mógł go zobaczyć. Jesteś do niego podobny, wiesz. Oczywiście, że wiesz, przecież już ci mówiłem. Tak Rudy, on wróci. Już niedługo znowu będziemy razem. Niedługo...
Kafeteria "Montmartre" już z daleka kusiła zapachem espresso. Przy stylowych stolikach już od samego rana siedzieli ludzie jedząc szarlotkę i pijąc ulubiony napój. Zachodzące tam gwiazdy nie wzbudzały już sensacji, a same sławy czuły się tam swobodnie i dobrze w otoczeniu stałej klienteli. Przy stoliku stojącym pod kolorową ścianą ozdobioną zdjęciami Paryża siedział Paweł i Norbert. Rozmawiali śmiejąc się od czasu do czasu. Wracali wspomnieniami do początku, kiedy poznali się w tej garderobie i do wspólnych wieczorów. Oboje wiedzieli, że nigdy nie rozmawiali o tym co działo się z nimi przed ich poznaniem. Norbert postanowił to przerwać.
- Jaki on był?
- Co?
Zaskoczony Paweł oderwał się od filiżanki i spojrzał mężczyźnie w oczy.
- Jaki był Patryk?
Paweł wykrzywił usta w niby uśmiechu i bezwiednie zaczął stukać łyżeczką w stół.
- Odpuść sobie. Nie chcę o nim mówić
- Proszę. Odkąd się poznaliśmy nie powiedziałeś o nim ani słowa. Gdyby nie Maja, nie wiedziałbym nawet jak ma na imię.
- Po co ci to? On jest przeszłością, nie istnieje.
- Jestem ciekaw kim był człowiek z którym spędziłeś trochę czasu.
Piosenkarz odłożył łyżeczkę i zrezygnowany spojrzał na towarzysza. Pokręcił z niedowierzaniem głową i w końcu się poddał.
- Poznałem go na pierwszym roku studiów. Jest ode mnie młodszy dwa lata. Ja poszedłem na uniwerek rok później niż mój rocznik, a on rok wcześniej. Na początku strasznie mnie irytował. Zawsze był przygotowany, obkuty. Nawet na imprezy z nami nie chodził. Aż pewnego dnia, kiedy od tygodnia nie pojawiłem się na zajęciach, zapukał do moich drzwi i nieśmiało powiedział, że nie wie czy załatwiłem sobie notatki, ale skoro nie było mnie tyle czasu przyniósł mi swoje. I wręczył mi pięknie przepisane, posegregowane i opatrzone jego komentarzami kartki. I potem tak jakoś poszło.
Paweł speszył się na samym końcu i wrócił do pukania w blat. Norbert był nie usatysfakcjonowany. Kiedy mężczyzna spojrzał na niego, skinął głową, że chciałby usłyszeć więcej.
- Nie wystarczy ci co? Hm... Patryk był bardzo uparty. Kochał swoje studia i zawsze był najlepszy. Teraz jest świetnym, rozchwytywanym prawnikiem. Był bardzo praktyczny i cenił swoją prywatność. Między innymi dlatego nigdy nie pokazywaliśmy się razem. On był, był... przypuszczam, że nadal jest alkoholikiem.
Norbert zadrżał na ton wypowiedzianych słów. Nigdy nie widział takiej zawziętości i złości na twarzy Pawła. Nie chciał dalej wypytywać, bo widział, że niepotrzebnie rozdrapuje ranę, która jak myślał jest już dobrze zabliźniona. Paweł jednak kontynuował.
- Wszyscy mówili, że jesteśmy do siebie podobni, nie z charakteru, bo ja jestem roztrzepany i spontaniczny, a on tak cholernie zaplanowany, ale z wyglądu. Mamy identyczny kolor oczu, taki sam wzrost. Długi czas nawet taką samą wagę. Przez to, że na studiach ludzie cały czas myśleli, że jesteśmy braćmi, popadłem w taką paranoję, że wypytywałem rodziców, czy aby nie mam brata. Szalone, nie? No, w każdym razie, mnie i Patryka na pierwszy rzut oka różnił tylko właściwie
- Kolor włosów.
Norbert skończył za niego, wywołując zdziwienie na jego twarzy. Paweł zobaczył, że oczy mężczyzny są nienaturalnie rozszerzone, jakby w przerażeniu. Drżały mu dłonie, a usta rozchyliły się. Piosenkarz dopiero po momencie zorientował się, że patrzy on w jakiś punkt znajdujący się za nim; za oknem. Obrócił się.
- Witaj
Patryk stał od niego w odległości kilku kroków. Wyciągnął rękę, żeby dotknąć jego policzka, ale Paweł odsunął się gwałtownie zrzucając nie ziemię cukierniczkę. Kelnerka szybko posprzątała cukier i przyniosła nową miseczkę. Brunet wziął krzesło i przysiadł się do ich stolika.
- Nie widzi pan, że rozmawialiśmy?
Norbert uprzedził go przed położeniem dłoni na ręce Pawła.
- Widzę, ale mam ważną sprawę
- Jeśli zaraz nie odejdziesz, poproszę kierownika o wyprowadzenie cię.
- Nie groź mi. Chcę z nim TYLKO porozmawiać.
Wymownie przeniósł wzrok na ich splecione dłonie. Milczący dotąd Paweł podniósł się z miejsca i położył na stole pieniądze.
- Nie Patryk. Nie będziesz się znowu wcinał w moje życie. Odejdź, albo my wyjdziemy.
Patryk patrzył na niego z niedowierzaniem, ale nie ruszył się z miejsca. Zobaczył jak Paweł podnosi się z krzesła i zmierza w kierunku drzwi. Wyszli nie oglądając się za siebie.
Kilka osób zebranych w kawiarni podniosło głowy, ale po chwili wróciło do przerwanej lektury czy rozmowy. Patryk nie widząc sensu w siedzeniu tam też zbierał się do wyjścia. Odsunął się od stołu i na ziemi, tuż koło nogi stołu, w miejscu w którym przed chwilą siedział Paweł leżał portfel. Patryk podniósł go i schował do kieszeni.
Mężczyźni wsiedli do zaparkowanego przed wejściem samochodu. Paweł oparł ręce o schowek i głośno oddychał. Czuł jak schodzi z niego ten paraliżujący strach, którego nie pamiętał od tak dawna. Nagle, w jednej chwili wszystko wróciło. Ból, żal i wspomnienie nieprzespanych nocy w oczekiwaniu na jego powrót. Norbert otoczył go ramieniem i łagodnie szeptał do ucha. Nie wiedział co takiego kiedyś zrobił mu Patryk, ale już go za to nienawidził. Przez całą drogę nie odzywali się do siebie. Każdy zatopiony we własnych myślach zamknął się w sobie i w milczeniu rozważał to co się stało. W końcu dojechali na miejsce gdzie Paweł był umówiony z dziennikarzem na wywiad. Norbert wjechał na parking i zatrzymał samochód.
- Przepraszam, nie powinienem był wypytywać o niego.
- Myślisz, że go wywołałeś?
Z uśmiechem spojrzał na niego piosenkarz i pogładził go po policzku.
- Nie przejmuj się takimi głupotami. Patryka nie można lekceważyć, ale nie można się go bać. Jedź już po się spóźnisz.
- Pocałował go w usta i wytarł z kącika ust odrobinę czekolady, która została tam jako wspomnienie po ciastku do kawy. Wyszedł na chodnik i zatrzasnął drzwi. Pomachał odjeżdżającemu Norbertowi i usiadł na krawężniku. Nie wierzył w to co powiedział. W to, że nie można się go bać. Można, nawet trzeba. Nawet Maja się go bała.
Dzwonek do drzwi przerwał Mai mycie naczyń. Z mokrymi rękami, starając się nie chlapać za bardzo doszła do korytarza. Łokciem nacisnęła klamkę i wpuściła gościa do środka. Doszczętnie przemoczony Norbert stał na progu kapiąc zdecydowanie bardziej niż jej ręce. Na dworze rozszalała się burza, i chłopak musiał przejść dosłownie kawałek do jej wejścia, ale i tak wyglądał jak zmokła kura. Szczękał zębami i łykał deszcz spływający mu z włosów na usta. Kobieta szybko poszła po ręcznik i zdjęła z niego mokrą koszulkę i spodnie. Norbert z wdzięcznością przyjął kubek herbaty. Maja biadoliła nad jego stanem tak długo, aż w końcu niemal zapomniał po co przyszedł. Kiedy kobieta krzątała się po domu postanowił poruszyć temat w związku z którym tam przyszedł.
- Maju, mam do ciebie prośbę. Musisz mi coś opowiedzieć o Patryku.
- O TYM Patryku?!
- Tak.
- Nie ma mowy. Paweł o nim zapomniał, więc dla mnie też nie istnieje.
- Problem w tym, że on istnieje. Dzisiaj kiedy siedzieliśmy w Montmartre spotkaliśmy go. A raczej, on spotkał nas. Paweł był naprawdę poważnie wystraszony, nawet jeśli udaje, że tak nie jest. MUSZĘ wiedzieć o co między nimi chodzi.
Maja przystanęła przed nim i zwiesiwszy ręce po bokach zrezygnowana westchnęła.
- Nie ma co opowiadać. Taki sam skurwiel jak cała jego parszywa rodzina.
- Nie rozumiem?
- Nie wiesz kim była jego siostra? Olga Rabacka.
- Ta zamordowana dziennikarka?
- Taa... z dwojga złego i tak wolałam ją niż tego...
Aż jej się zagotowało ze złości. Zacisnęła ręce w pięści i przygryzła wargi. Jakby złe wspomnienia wyczerpały ją z sił opadła na sofę naprzeciwko chłopaka.
- Patryk był po prostu z gruntu zły. Wykorzystał naiwność i dobroć Pawła i potem wyżymał go jak cytrynę. Był jak wampir, a Paweł był do niego tak przywiązany, że nie potrafił się uwolnić. Patryk jest alkoholikiem i dam sobie głowę uciąć, ma coś nie tak pod sufitem.
- Czy on kiedyś... uderzył Pawła?
- Uderzył!? Człowieku, zdarzało się, że on wyglądał jak po zderzeniu z ciężarówką a słowem się nie odzywał i jeszcze go bronił!
- Nie powiesz mi, że nikt niczego nie zauważył, że żaden fotograf nie uwiecznił podbitego oka.
- Nie znasz zasad domowych bokserów? Biją tak, żeby nie było za bardzo widać. W tym wypadku łączyło się to z omijaniem twarzy. Proste jak drut.
Była już wzburzona do granic. Czerwone plamy wyszły jej na policzki, a na skroniach pulsowały żyły. Kręciła młynki palcami i Norbertowi zdawało się, że słyszał zgrzytanie jej zębów.
- Dzień przed tym jak od niego odszedł rozmawiałam z Patrykiem, poszłam do nich wyjaśnić sprawę ostatecznie. Groził mi, że jeśli Paweł od niego odejdzie to mnie zabije, bo to będzie moja wina. Nawet nie wiesz jak się bałam. Teraz już się go nie boje, ale ty... jeśli widział was RAZEM, to uważałabym na siebie, na twoim miejscu.
- Dzięki Maju. O to mi chodziło.
- Co chcesz zrobić?
Mężczyzna wszedł do łazienki i ubrał się w mokre jeszcze rzeczy i nie zwracał uwagi na pytanie Mai. Szczerze mówiąc nie wiedział co z tym pocznie, po prostu chciał znać swojego przeciwnika. Ubrany przeszedł przez salon, cmoknął Maję w policzek i w progu natknął się na Lidię z zakupami.
- Pa Di
Rzucił wybiegając. Wszedł do windy i zanim któraś z nich ruszyła się z miejsca był już na dole.
- Co on taki rozentuzjazmowany?
- Nie wiem co kombinuje, ale chyba niepotrzebnie opowiadałam mu o Patryku.
Wyjątkowo ciepłe i słoneczne, w porównaniu do poprzednich dni, południe wkradało się na zegar nieubłaganie przypominając Pawłowi o zbliżającym się spotkaniu. Jego konieczność była niepodważalna, ale gdyby tylko zjawił się cień "ratunku" nie wahałby się ani chwili, żeby je odwołać. Mężczyzna wyszedł z mieszkania, zamknął drzwi na klucz i powoli, bez pośpiechu zszedł po schodach i wyszedł na chodnik. W parku naprzeciwko siedziała grupka młodzieży, która na jego widok zaczęła konspiracyjnie szeptać, uśmiechnął się do nich szeroko i poszedł we własnym kierunku. Z torby przewieszonej niedbale przez ramię wyciągnął okulary, bo jesienne słońce raziło go w oczy. Szedł przez miasto oglądając się w wystawach i szybach biurowców, starając się nie myśleć o Patryku. Niestety całą drogę przyłapywał się na tym nieustannie. Już rano postanowił, że nie ma ochoty jechać samochodem, więc teraz zszedł schodami w przejście podziemne i doszedł do metra. Kiedy wszedł na stację z rozbawieniem usłyszał jak jakieś dwie kobiety komentują jego przejazd "publicznym środkiem komunikacji" z ironią, ale nie skomentował tego - niech sobie myślą co chcą, przynajmniej czas im się nie dłuży. Po kilku minutach wsiadł do wagonu i stojąc tuż przy samych drzwiach przetrwał tak całą jazdę. Wysiadł na odpowiednim przystanku i z odrobiną nostalgii przypomniał sobie czasy kiedy jako student jeździł tą trasą do domu z uczelni niemal codziennie. Wyszedł na powierzchnię i rozejrzał się - bardzo dawno tu nie był. Zerknął w okna mieszkania Patryka, umówili się u niego, bo mężczyzna się rozchorował i wolał nie wychodzić, Paweł oczywiście potrzebował dokumentów i kart kredytowych - musiał się zgodzić. Poza tym, był pewien, że padł ofiarą kieszonkowca, albo swojego roztargnienia i zguby już nigdy nie odzyska, więc, trzeba przyznać, trochę się ucieszył. Ze zdziwieniem złapał się na tym, że kiedy stanął pod samą bramą szukał w kieszeni klucza. Pokiwał z niedowierzaniem głową i przycisnął guziczek na domofonie. Usłyszał bzyczenie, pociągnął za klamkę i wszedł do góry. Klatka schodowa się nie zmieniła, jak zawsze pachniała płynem do mycia (pani z drugiego piętra bardzo dbała o porządek), a w oknie wisiały firanki. Kiedy dotarł na poddasze, zauważył, że drzwi są uchylone. Chwilę nasłuchiwał przed nimi, ale nie wiedząc właściwie co spodziewa się usłyszeć, zapukał. Po chwili zobaczył Patryka. Stał ze szklanką wypełnioną jakimś płynem i pociągając nosem. Miał na sobie luźne spodnie i za duży t-shirt co dawało wrażenie, że choroba wyciąga z niego kilogramy w zastraszającym tempie.
- Cześć. Wejdź dalej, zrobiłem herbaty.
- Cześć. Ja tylko biorę portfel i idę.
- Zostań, przedwczoraj tak głupio wyszło. Porozmawiaj ze mną teraz, a obiecuję, że dam ci spokój.
- Jedna rozmowa?
Patryk skinął głową i gestem zaprosił go do środka. Paweł zatrzasnął za sobą drzwi, ale brunet natychmiast je otworzył i zostawił szparę.
- Zostaw otwarte, Rudy może niedługo wrócić.
- Rudy?
Paweł bezwiednie przeczesał palcami swoje pomarańczowe włosy.
- Tak, mój kot. Spodobałby ci się
Piosenkarz zdjął buty i kurtkę i wszedł do salonu. Zdziwiony zatrzymał się w progu i zmarszczył brwi.
- Zmieniłeś kolor ścian!
Patryk wszedł do pokoju z tacą, na której stały dwa parujące kubki i szklanka, którą uprzednio trzymał w ręce.
- Całe mieszkanie jest wyremontowane. Podoba ci się kolor?
- Rewelacyjny! W ogóle jakoś tu inaczej.
- Poprzestawiałem meble, powiesiłem kilka obrazów.
Paweł wstał z sofy i stanął przed wejściem do sypialni, zawahał się i zrezygnował z wejścia tam, udając, że nie to było jego celem przeszedł do okna i oparł się o parapet. Pociągnął łyk herbaty rozkoszując się jej aromatem. Patryk pamiętał o odrobinie zimnej wody, żeby nie była aż tak gorąca. Spojrzał na bruneta i odstawił kubek obok siebie
- O czym chciałeś ze mną mówić?
- Chciałem cię przeprosić.
Piosenkarz prychnął zirytowany i założył ręce na piersi. Popatrzył na drugiego z politowaniem i ściągnął usta w pogardliwym uśmiechu.
- Za dużo twoich przeprosin już słyszałem. Zmieniłem się Patryk, nie jestem już taki naiwny jak kiedyś.
- Nawet nie wiesz, co chcę ci powiedzieć. Wysłuchasz mnie do końca?
- Słucham.
- Ja też się zmieniłem.
- Czyżby?
Ironia była aż nazbyt wyczuwalna, ale kiedy Paweł zobaczył w oczach bruneta smutek na chwilę pożałował swoich słów.
- Kiedy odszedłeś, byłem wściekły. Miałem ochotę zabić ciebie, Maję, każdego kto się nawinął. Nienawiść prawie mnie oślepiła. Pałałem żądzą zemsty i jak boga kocham, nie wiem co mnie powstrzymało przed wcieleniem myśli w życie. Dopiero po trzech tygodniach złość ze mnie uszła. W kancelarii dali mi "urlop", żebym poukładał swoje sprawy - prawie rzuciłem się w sądzie na świadka, cudem się wywinąłem od kary.
- Słuchaj, jeśli chcesz we mnie wzbudzić litość opowiadając takie rzeczy to daj spokój.
- Już dochodzę do sedna, wytrzymasz jeszcze chwilę? Więc, tak jak mówiłem, złość mi przeszła kiedy prawie mnie wyrzucili. Kiedy siedziałem sam w tym domu, gdzie wszystko mi cię przypominało zrozumiałem, że to nie wina Mai czy kogokolwiek innego, że odszedłeś, ale moja. Dotarło do mnie, że tylko ja odpowiadam za to co się stało i między innymi za to chcę cię przeprosić. Zanim mi znowu przerwiesz muszę ci powiedzieć, że nie próbowałem się z tobą wcześniej kontaktować, bo byłem na odwyku. Nadal chodzę na terapię, ale już od dwóch miesięcy nie miałem alkoholu w ustach. Kupiłem kota, tak jak zawsze chciałeś, pomalowałem mieszkanie tak jak ci się zawsze podobało - tak jakby to mogło naprawić to co zrobiłem. Ale wiem, że tak naprawdę wszystko się zmieni kiedy mi po prostu wybaczysz. Zrozumiem kiedy powiesz "nie", bo ja na to zasługuję, ale jeśli tylko dasz mi szansę, żeby udowodnić, że się zmieniłem.
Paweł był zdumiony tym co usłyszał. Próbował na gorąco poukładać sobie wszystko w głowie i myśleć racjonalnie. Nie mógł zapomnieć o tym co było, ale fakt, że on chodził na terapię i zrozumiał swój błąd przemawiało na jego korzyść. Ściągnął usta w wąską linię, jak zawsze kiedy się nad czymś zastanawiał i odwrócił głowę w stronę okna. Usłyszeli miauknięcie i wielki, rudy kocur wskoczył na parapet prężąc się tuż obok dłoni Pawła, czekając na pieszczoty. Piosenkarz wziął zwierzaka na ręce i głaskał po puszystej sierści. Cały czas myślał, co powiedzieć Patrykowi. Ciszę, panującą w pokoju, przerywało tylko mruczenie Rudego. "Doceniam to co zrobiłeś, ale zrozum, że nie mogę wybaczyć ci po to, żeby ulżyć twojemu sumieniu. Przez tyle lat cierpiałem, wybaczałem, ustępowałem. Wznosiłeś mnie na wyżyny szczęścia, żeby zaraz zepchnąć mnie na dół szybciej niż znalazłem się na górze. Za dużo pamiętam, żeby wybaczyć. Cieszę się, że zrobiłeś to, co zrobiłeś, ale ja potrzebuje czasu." - Szybko ułożył sobie w głowie wszystko, co w tej chwili podpowiadał mu rozum. Tak było lepiej, a brzmiało na tyle nieźle, że nie powinien się obrazić. Wziął wdech i spojrzał Patrykowi w oczy.
- Przeprosiny przyjęte.
Na tarasowym oknie wiatr porwał firany do obłąkańczego tańca. Wyjący pies, zamknięty za ogrodzeniem uparcie przypominał wszystkim tym, którym nie dawał spać, o pełni. Księżyc świecił wysoko i przyćmiewał gwiazdy, którym zdarzyło się być za blisko. Księżyc tylko odbija jasność, bez Słońca jest tylko samotnym satelitą jak jeden z wielu, bezużyteczny i pozostawiony na pastwę losu. A wystarczy mu odrobina pomocy, a swoim pięknem oczarowuje miliony. Jest natchnieniem, ukojeniem, pocieszycielem, spowiednikiem. Zupełnie tak jak ludzie...
Rudy kot zeskoczył z barierki na balkon piętro niżej. Brzęk tłuczonej na kaflach chodnika donicy zbudził Patryka. Mężczyzna podniósł głowę ze stołu i przeciągnął się. Zegar na ścianie wskazywał prawie drugą w nocy. Patryk zasnął nad książką, chciał dokończyć jeszcze jeden rozdział kiedy nagle... nawet nie pamiętał jak to się stało. Zamknął na chwilę oczy i ramiona Morfeusza porwały go w słodki letarg. Jak na ironię, dawno nie spało mu się tak dobrze. Na sercu nie ciążył mu już strach. Wiedział, że teraz wszystko będzie mogło być jak kiedyś. Znowu będą jak na początku, oni, i nikomu nie pozwoli wtrącać się w ich życie, tym razem, nie pozwoli na to, żeby coś to zniszczyło, a na pewno nie coś tak idiotycznego jak choroba. Patryk zrobiłby to za wszelką cenę, nawet za cenę czyjegoś życia. Gdzieś tam, była osoba dla której Patryk był gotów zniszczyć wiele istnień.
Gdzieś tam, na drugim końcu miasta owa osoba płakała w poduszkę. Paweł nie miał powodu do kłótni już od wielu miesięcy. Czuł jak pulsuje mu głowa, czy to ze złości, czy z powodu szlochu. Za drzwiami sypialni Norbert oglądał telewizję. Skakał jak szalony po kanałach, nie zatrzymując się dłużej niż sekundę. Denerwował go odgłos nerwowego łapania powietrza i wzbierających co jakiś czas fal ryku, dochodzący z pokoju obok. Wcale nie chciał tego, żeby Paweł płakał, nie był taki. Nawet nie chciał się kłócić. To samo jakoś tak wyszło. Kiedy piosenkarz wszedł do mieszkania taki zamyślony i nieobecny niczego nie podejrzewał. Dopiero kiedy usiadł na podłodze i zaczął z szafy wyciągać kartony ze starymi zdjęciami, dyplomami, zaczął pytać czego szuka. Przecież by mu pomógł, prawda. Przysiadł koło niego i patrzył na fotografie, które ten wyciągnął. Niektóre były podpisane: Barcelona 1999, Ibiza 2000, Oslo 1998 i kilka innych.
- Co to za zdjęcia?
Podniósł je z ziemi i zamarł. Cofnął ręce i odwrócił wzrok. Na każdym z nich był on. Koszmar od, którego razem uciekali od tylu miesięcy. Dla niego nienazwany przeciwnik, a dla Pawła realna postać, uczłowieczony strach. Norbert nie chciał już nic więcej wiedzieć. Wolał nie pytać, nie drażnić. Wyszedł do łazienki i napuścił wody do wanny. Gorąca para wypełniła całe pomieszczenie. Lustro, po którym spływały krople zniekształcało twarz, nadając jej wygląd komicznej maski. Mężczyzna oderwał wzrok od tej karykatury siebie i zanurzył się w wodzie. Klamka skrzypnęła, a w drzwiach stanął Paweł. Skraje zdziwienie na jego twarzy przybierało momentami opętańczy wyraz.
- Dlaczego dalej nie pytasz? Nie obchodzi cię czemu to oglądam?
- Nie. To twoja sprawa; najwyraźniej tego potrzebujesz.
- Słucham? Nic nie rozumiesz. Od samego początku nie rozumiałeś.
Norbert usiadł, opierając się ramionami na brzegach wanny. Włosy, które zamoczył, przykleiły mu się do twarzy i drażniły oczy.
- Nie wiem o czym mówisz.
- Patryk się zmienił, przestał pić, chodzi na terapię. Prosił mnie o wybaczenie.
- Zamierzasz do niego wrócić Pawle?
Piosenkarz osunął się po ścianie na ziemię i podkurczył nogi do klatki piersiowej.
- Czy chcesz ode mnie odejść?!
- Nie
- Więc po co ta rozmowa?
- Nic nie rozumiesz, nic nie rozumiesz...
Paweł wstał powoli i podszedł do lustra. Oparł się o półkę i patrzył na swoje odbicie
- Nic nie rozumiesz! N-i-c n-i-e r-o-z-u-m-i-e-s-z, NIE ROZUMIESZ!!!
Zamachnął się i uderzył pięścią w szybkę w szklanej szafce. Odpryski poharatały mu dłoń. Norbert nie zareagował. Spokojnie wyszedł skończył kąpiel, wytarł się i ubrał. Założył czapkę na głowę i wyszedł. Nie zamierzał wracać do rana, ale postanowił, że nie da się wypłoszyć z własnego mieszkania. Wrócił i usiadł w salonie. Z łazienki wypadł Paweł z zabandażowaną ręką.
- Jak to wytłumaczysz?
- Może powiem, że pociąłem się z rozpaczy.
- Nie ironizuj. Pytam poważnie, co powiesz innym?
- Przecież zrobiłem to w akcie rozpaczy. To, że nie potrafisz tego zauważyć to co innego.
- A kiedy ty zobaczyłeś, że jestem taki 'nieczuły'?
- Przed chwilą.
- Myślałem, że jesteś inny niż te rozhisteryzowane gwiazdy, ale jesteś taki sam. Kiedy nie jesteś w centrum uwagi popadasz w głęboką depresję i co? Co wtedy robią gwiazdy?
Nawet nie poczuł kiedy podnosi głos. Ostatnie zdanie niemal wykrzyczał. Paweł nie czekał na ani jedno słowo więcej. Zamknął się w sypialni i płakał. Płakał już od dwóch godzin, Słońce zaczynało wschodzić i na ulicy słychać było pierwsze kroki. Norbert zasnął na kanapie, przy zapalonym telewizorze. Zbudził go znajomy głos. Na nastawionym kanale muzycznym leciał właśnie teledysk dziewczyn i Pawła. Zirytowany wyłączył to i poszedł się umyć. Szkło z szafki nadal leżało na podłodze, nie sprzątnięte. Uważając, żeby się nie pokaleczyć, stanął nad umywalką i wyszczotkował zęby. Z sypialni już nie słychać było płaczu, więc Norbert uznał, że Paweł nie uzyskawszy upragnionej uwagi zmęczył się tym przedstawieniem i tak jak on wcześniej - zasnął. Mężczyzna musiał jednak przyznać, że poprzedniego dnia był naprawdę zdziwiony. Nigdy przedtem nic podobnego nie miało miejsca, a wczoraj, Paweł dał prawdziwy popis. Nie miał pojęcia o co mu chodzi i między innymi dlatego nie reagował na jego "zaczepki". Wolał nie ryzykować prawdziwej awantury, bo po tej akcji z tłuczeniem szkła przestraszył się nie na żarty. Postanowił, że po pracy pojedzie do Tamary i tym razem porozmawia z nią. Maja była jednak przede wszystkim przyjaciółką Pawła, więc tym samym nie była odpowiednim powiernikiem dla niego. Jak pomyślał tak zrobił. Telefonicznie umówił się z dziewczyną w Montmartre. Kiedy podjechał pod wejście Tamara siedziała już przy stoliku. Podszedł i przywitali się serdecznie. Piosenkarka była zjawiskową kobietą. Wysoka, bardzo szczupła, z nieodłącznym papierosem i z kaskadą długich, do pasa, czarnych jak smoła włosów. Przy ich pierwszym spotkaniu, jeszcze służbowym, Norbert niemal wyobrażał sobie jaką rozkosz muszą dawać jej paznokcie wbijane w plecy i te ogromne usta, cały czas wydęte - jakby w wyrazie wiecznej irytacji. Teraz patrzył na nią zupełnie inaczej. Widział w niej kobietę, jaką była naprawdę. Zmęczoną życiem, nieustanną pogonią - samotną w tłumie ludzi. Pewnie dlatego rozumieli się tak dobrze, bo Norbert był świetnym słuchaczem. Właśnie z Tamarą zaprzyjaźnił się najbardziej.
- Chciałeś się ze mną spotkać ze względów towarzyskich, czy masz jakąś sprawę kochanie?
- Hmm... powinienem powiedzieć, że jak najbardziej towarzysko, ale niestety mam też interes.
Dziewczyna uśmiechnęła się znad filiżanki i tymi obłędnie długimi paznokciami poprawiła sobie apaszkę zawiązaną na włosach. Duże kolczyki zadzwoniły kiedy poruszyła głową.
- O co chodzi? Tak bardzo zależało ci na tym spotkaniu, że na początku się wystraszyłam.
- W sumie nie było czego, ale dla mnie to ważne. Wczoraj miałem idiotyczne spięcie z Pawłem.
Tamara zrobiła duże oczy i spojrzała na niego zaintrygowana. Było powszechnie wiadomo, że oni nie kłócą się nigdy, nawet o pierdoły.
- Najpierw był u Patryka, a potem
- U PATRYKA?!
Przerwała mu niemal krzycząc i unosząc się lekko na krześle. Jak zwykle kiedy była zadziwiona wokół ust zrobiły jej się malutkie zmarszczki. Norbert kontynuował:
- Tak, długa historia, w każdym razie Paweł pojechał do niego odebrać swój portfel. Po powrocie był nieobecny duchem i oglądał jakieś zdjęcia. Kiedy zajrzałem mu przez ramię okazało się, że to ich zdjęcia z różnych wyjazdów. Uznałem, że skoro ma ochotę je oglądać to nie będę się wtrącać, i nie zareagowałem.
- I dotknąłeś tym księcia do żywego.
Tamara dokończyła za niego, przewidując zakończenie.
- Dokładnie. Zaczął mówić jakieś dziwne rzeczy, że nie rozumiem co on czuje, że w ogóle nic nie rozumiem. Szczerze mówiąc miał rację - nie miałem pojęcia o czym mówi.
- I o tym chciałeś porozmawiać?
- Wydawało mi się, że jeśli ty znasz go dłużej będziesz wiedziała o co mu chodzi.
- Może stało się coś u Patryka. Czasem zachowywał się podobnie po scysji z nim.
- Wydaje mi się, że wręcz przeciwnie. Opowiadał, że Patryk przestał pić, że się zmienił, że poszedł na terapię.
- Terapię? Ciekawe do kogo...
Zdziwiony Norbert spojrzał na nią i zmrużył oczy. Dziewczyna bez problemu odczytała jego nieme pytanie. Oblizała górną wargę i zaczęła się bawić koralikami, które nosiła na szyi.
- Jest taki psychiatra, który coś mu zawdzięcza, zastanawiam się czy spłacił dług.
- Co mu zawdzięcza?
- Patryk bronił go, ZA DARMO, bo to był jakiś znajomy znajomych, a że nie miał pieniędzy. Siedział po uszy w długach.
- Wiesz jak się nazywa? Może bym z nim porozmawiał.
- Stephenson... z tego co pamiętam. Ma prywatny gabinet.
Norbert czuł się totalnie rozbity. Kłótnia z Pawłem wybiła go z równowagi przede wszystkim, dlatego, że nie wiedział o co właściwie poszło. Podświadomie obwiniał się za to. W końcu sam dwa dni wcześniej wypytywał o Patryka, ciągnął go za język. Wiedział, a przynajmniej powinien się domyślić, że to wywoła w Pawle złe wspomnienia. Próbował sobie wyobrazić, jak może czuć się człowiek, który tyle lat cierpiał i to właściwie z miłości. Bał się o niego jak nigdy. Spotkanie z tym mężczyzną było błędem, nie powinien pozwolić Pawłowi samemu do niego iść, a teraz znowu znalazł karteczkę przyklejoną na lodówkę, że nie będzie go na kolacji bo ma coś do załatwienia. Coś...
Patryk oderwał wzrok od komputera i oparł głowę o fotel. Dawno nie czuł się tak niezręcznie. Obrócił się i wyjrzał zza drzwi gabinetu. Było stąd doskonale widać salon, a dokładniej wypoczynek na środku. Na największej kanapie siedział Paweł z brodą podpartą na podciągniętych kolanach. Jego twarz oświetlała poświata telewizora. Niebieskawe światło wpadało na korytarz "barwiąc" ściany i podłogę na granatowo. Oboje usłyszeli wyłączającą się w kuchni mikrofalę. Paweł zorientował się, że jest obserwowany, zerknął z ukosa na Patryka i uśmiechnął się odsłaniając zęby. Spuścił nogi z kanapy i na boso poczłapał do kuchni. Wyciągnął z urządzenia pizzę i wszedł do gabinetu. Pamiętał, jak Patryk zwykł się w nim zamykać na całe długie godziny i uczyć, albo później - pracować nad sprawą. Usiadł na podłodze i patrzył jak brunet uderza w klawiaturę, co chwila zerkając w jakieś książki leżące porozwalane na biurku. Patryk zdjął okulary i potarł nos, zaparł twarz na zaciśniętej pięści i spojrzał na Pawła. Dawno tak nie było. Wiedział, że tak nie powinno być. Nie powinien się cieszyć, przypominać sobie, a przede wszystkim nie powinien się przyzwyczajać do jego towarzystwa. Poradził sobie ze swoimi kłopotami, poradziłby sobie z nim, ale jak sam się z siebie nabijał, kiedy zobaczył tamtą dwójkę w barze - odezwały się w nim ludzkie uczucia. Nie chciał rozbijać szczęścia innych ludzi. Oboje ułożyli sobie życie, a z tego co słyszał kiedyś od swojej siostry i jej znajomych to Norbert jest w porządku. Pawłowi było u niego lepiej.
- Nad czym pracujesz?
- Dostałem propozycję z kancelarii, mogę wrócić na próbę, ale muszę wziąć się ostro do pracy.
- Cudownie. Cieszę się.
- Mhm, ja też.
Piosenkarz skrzyżował nogi i zaczął się delikatnie kiwać. Patryk prychnął rozbawiony.
- Masz chorobę sierocą?
- Troszeczkę mi się nudzi.
- Przepraszam, że nie zabawiam cię, ale sam widzisz, nie mogę.
Zauważył jak Paweł ściąga brwi i szybko się zreflektował.
- Ale jutro bardzo chętnie umówię się na kawę.... albo coś..
Zakłopotany udał, że szuka czegoś w kodeksie. Odchrząknął i obrócił fotel w stronę monitora.
- Norbert na pewno czeka na ciebie z kolacją.
- Napisałem mu kartkę.
- Ale jest już po jedenastej. Nie będzie się denerwował?
- Boże jeśli nie chcesz, żebym tu był to wystarczy powiedzieć wprost!
- Nie... to nie o to ch
- Oczywiście, że o to! Głupi myślałem, że chcesz się ze mną pogodzić naprawdę, ale tobie chodziło o spokój własnego sumienia, tak!? Nic się nie zmieniłeś! Myślisz tylko o sobie!
Poderwał się na nogi i szarpał się z kurtką powieszoną na oparciu fotela, na którym siedział Patryk. Mężczyzna obrócił się i chwycił za drugi koniec bluzy próbując powstrzymać Pawła od wyjścia. Oboje nie dawali za wygraną i żaden nie zwracał uwagi na krzyki drugiego. W pewnej chwili Patryk puścił materiał; nie przewidział, że Paweł straci równowagę. Nie zdążył go złapać, kiedy starszy wyrżnął w regał stojący na ścianie. W jednej sekundzie wszystkie książki wypadły prosto na jego głowę a półki przygniotły go do podłogi. Złowroga cisza która zaległa na chwilę w mieszkaniu została przerwana przez natrętne klikanie. Patryk rzucił się na ziemię podnosząc mebel i zrzucając książki z mężczyzny. Nieznośny dźwięk nie ustawał, brunet nie zawracał sobie jednak nim głowy. Paweł leżał nieprzytomny na wykładzinie kiedy Patryk trzęsącymi się dłońmi wybierał numer pogotowia.
- Pogotowie słucham.
- Mój przyjaciel jest nieprzytomny. Spadł na niego regał z książkami.
- Niech się pan uspokoi. Proszę nie ruszać przyjaciela.
- Przecież go nie ruszam! Niech pani tu kogoś przyśle!
- Proszę pana! Odrobinę kultury, myśli pan, że jest jedynym który czeka na karetkę, mamy dziesiątki wezwań a ja nie mam czasu użerać się z... halo? HALO!?
Patryk rzucił słuchawką ze złością i klęknął przy Pawle, który zaczął się budzić. Świat wirował mu w głowie, a pod czaszką szalał huragan. Po chwili zaczął odzyskiwać ostrość widzenia. Chwycił się ramienia Patryka i próbował usiąść.
- Nie wstawaj. Dobrze się czujesz?
- Co się stało?
- Zleciało ci na głowę trochę kilo.
- Dlatego mi tak huczy?
- Pojedziemy do szpitala, może masz wstrząśnienie mózgu.
- Nic mi nie jest.
Na potwierdzenie tych słów wstał na nogi i założył kurtkę. Brunet przytrzymał go i nie dał odtrącić swojej ręki. Stali na środku pokoju, nieświadomie myśląc o tym samym: "Co tak kilka!?". Obrócili głowy w stronę okna i otworzyli usta ze zdziwienia. Na balkonie naprzeciwko stała kobieta z aparatem w dłoni. Oboje wbiegli do kuchni i na taras. Kobieta nie przestawała fotografować.
- Przestań! Nie masz prawa i pozwiemy cię do sądu!
- Ze swojego balkonu i swoim aparatem mogę robić co mi się podoba!
- Jestem prawnikiem! Jeśli sprzedasz te zdjęcia to nie ujdzie ci to na sucho!
- Daj spokój. Nic nie wskórasz. Wszyscy wiemy, że dziennikarze to hieny.
- Pamiętaj, że moja siostra była dziennikarką.
- Między innymi dlatego to mówię.
Patryk spiorunował go wzrokiem. Był bardzo drażliwy na punkcie Olgi. Od najmłodszych lat była dla niego wzorem. Nauczyła go wytrwałości, zakorzeniła w nim ambicje i zawsze była po jego stronie. Jej śmierć byłą dla niego czymś takim, jakby niebo zwaliło mu się na głowę. Nie lubił żartów na jej temat, nawet jeśli miały w sobie sporo racji.
- Po prostu będzie lepiej jak już pójdę, a zdjęciami zajmie się nasz agent.
- Idź. Tak będzie dobrze.
Paweł podszedł do drzwi i przesunął zasuwę. Jeszcze raz obrócił się w stronę sprzątającego Patryka.
- Na pewno nic ci nie jest?
Pokiwał przecząco głową i wyszedł. Jak zwykle o tej porze w kamienicy było już cicho. Wszyscy mieszkańcy spali, albo dla porządku udawali, że śpią. Zawsze tylko z poddasza dochodziła muzyka, albo głośne głosy. Do swojego mieszkania dotarł po północy. Po cichu otworzył drzwi i zdjął w przedpokoju buty.
- Już jestem.
Wszedł do salonu i rozejrzał się i zauważył karteczkę na szklanej ławie. Wziął ją do ręki i wszedł do kuchni. Zapalił lampę i usiadł na barowym stołku. "Jutro idę do pracy i nie będę siedział do rana czekając na Ciebie. Kolacja jest w lodówce. Dobranoc/Dzień dobry N." Skrzywił się i położył wiadomość na blacie. Zdziwiony zobaczył, że poniżej było coś jeszcze napisane, ale Norbert najwyraźniej to zmazał. Wziął ołówek z przybornika stojącego w pokoju obok i delikatnie porysował kartkę. "Mam nadzieję, że On był tego wart". Paweł zmarszczył brwi i wsadził dłonie we włosy. Głowa nadal go bolała i miał ochotę zapomnieć o tym, że poszedł do Patryka i o tej wiadomości. Rozebrał się po drodze do sypialni. W samych wślizgnął się do łóżka i chwycił Norberta za ciepłą rękę.
- Cieszę się, że już jesteś.
- Przepraszam, nie chciałem cię obudzić.
- Naprawdę myślałeś, że pójdę spać, wiedząc, że nie ma cię w domu?
- Po tym co wczoraj zrobiłem - tak.
- Zapomnij i śpij, bo ja naprawdę jutro idę do pracy.
Norbert ściskał pomiętoloną wizytówkę, którą zdobył w jakiś cudowny sposób. Szedł uliczką pełną domków jednorodzinnych i rozglądał się dookoła. Zerwał się z sesji wcześniej, i miał nadzieję, że go za to nie zabiją, bo lekarz przyjmował tylko do szesnastej, było już za dziesięć. W końcu odnalazł odpowiedni numer na furtce ostatniego domu w alei. Biegł wzdłuż równo posadzonych drzew i stanął przez nowo otynkowaną, parterową willą. Otworzył bramkę i brukowaną ścieżką podszedł do drzwi. Tabliczka na nich głosiła, że dotarł we właściwe miejsce. Nie zobaczył żadnego dzwonka więc wszedł. Na końcu korytarza stało biurko, a za nim recepcjonistka.
- Dzień dobry, chciałem porozmawiać z doktorem Stephensonem
- Czy był pan umówiony?
Urocza blondynka zapytała go z promiennym, ale jak myślał - wystudiowanym, uśmiechem.
- Nie, ale to dość ważne.
- Musi się pan umówić, poza tym pan doktor już wychodzi.
- Ale ja muszę z nim porozmawiać!
- Proszę się nie unosić. Zapiszę pana na pierwszy wolny termin
Zaczęła sprawdzać coś w komputerze i kalendarzu, jeszcze raz upewniła się czy dobrze przeczytała i znowu spojrzała na Norberta.
- Mogę pana wpisać na przyszły tydzień, ale niestety tylko na pół godziny.
- Niech się pani zlituje i chociaż zapyta pana doktora!
- O co ma mnie zapytać?
Elegancki mężczyzna w garniturze stał tuż obok nich. Siwizna, która przyprószyła jego skronie dodawała mu powagi. Norbert pomyślał, że ten facet musi bardzo szybko zjednywać sobie zaufanie, chociażby samym wyglądem. Blondynka zerwała się na nogi i gestykulując żywo wytłumaczyła Stephensonowi sytuację. Lekarz popatrzył na niego chwilę i otworzył drzwi do gabinetu.
- Zapraszam.
W środku było dokładnie tak, jak sobie to Norbert wyobrażał. Antyczne biurko, krzesło, Przeszklone szafki z książkami, duży, stary zegar na ścianie i oczywiście kozetka. Wzdrygnął się na jej widok, zawsze miał jakieś złe skojarzenia z takimi gabinetami. Doktor wskazał mu krzesło i sam usiadł w swoim fotelu.
- Zatem o czym chciał pan ze mną rozmawiać panie....
- Norbert, proszę mi mówić Norbert jak wszyscy.
- W takim razie Norbercie, w czym tkwi twój problem.
- Tkwi w jednej osobie. Patryk Rabacki, mówi panu coś nazwisko?
- O..oczywiście, świetny adwokat.
- I..?
Lekarz splótł dłonie na wysokości twarzy i wyprostował się.
- I co?
- Jest też chyba pana pacjentem?
- Nie mogę udzielać takich informacji.
- Panie doktorze, ja wiem, że tak jest i pan też. Muszę po prostu wiedzieć, czy on naprawdę się leczy. Widzi pan, Patryk był partnerem pewnej osoby, która teraz jest ze mną. Teraz ja boję się o tę osobę, bo nie wiem czy Patryk jest naprawdę wolny od alkoholu i agresji.
Stephenson, wziął głęboki wdech i wyłamał sobie stawy w dłoniach. Nigdy nie zdarzyła mu się taka sytuacja. Spojrzał na tego mężczyznę, który wiedziony nadzieją na bezpieczeństwo osoby, o którą się troszczy, przyszedł do niego i złamał się.
- Pan Rabacki nie ma problemów z agresją. Faktycznie, musiał leczyć się z alkoholizmu, ale sytuacja zdaje się być opanowana. Ale ty też dałeś się nabrać na tę bajkę o agresji.
Norbert oparł ramiona o biurko. Wydawało mu się, że słyszał jak jego własna szczęka uderza o blat.
- Co pan ma na myśli!?
Narastające na sile walenie w drzwi przerwało Mai czytanie. Na początku chciała nie otwierać, ale po kilkunastu uderzeniach zaczęła się niepokoić i podeszła do drzwi. Przekręciła zamek i wpuściła intruza do środka. Paweł roztrzęsiony i zdenerwowany nie mógł znaleźć sobie miejsca. Maja usadowiła go na fotelu i kazała na siebie czekać. Poszła do sypialni i narzuciła na siebie bluzę z kapturem, wcześniej siedziała w samej bieliźnie pod kocem więc teraz zrobiło jej się zimno. Wskoczyła jeszcze do kuchni i z kredensu wyciągnęła dwa kieliszki i whisky. Wcisnęła jeden w rękę chłopaka i nalała mu podwójną.
- Co się stało?
- To wróciło
Oczy Pawła zaszły łzami, a ręce zaczęły się jeszcze bardziej trząść. Siłą powstrzymywał się od płaczu.
- Co wróciło? Jeśli Patryk coś ci zrobił to...
- Nie! Wróciło... Maju, ja nie chcę tam wracać! Nie pozwól im mnie zabrać.
Mężczyzna nie wytrzymał i potok łez popłynął po jego policzkach. Wstał z fotela i usiadł przy nogach przyjaciółki. Objął je ramionami i łkał. Maja nachyliła się i głaskała jego ramiona. Chciała poczekać, aż trochę się uspokoi, żeby w ogóle się z nim dogadać. W tym czasie chwyciła za telefon i zadzwoniła po Lidię. Paweł po kilku minutach przestał tak histerycznie oddychać i próbował zebrać się do mówienia. Mocniej objął nogi Mai i przycisnął głowę do jej kolan.
- Nie pozwól zabrać mnie do szpitala. Ja nie chcę tam wracać.
- Ale kochanie, czemu mieliby cię tam chcieć?
- Bo to wróciło!
- Ale co!?
Powoli traciła cierpliwość, która od rana była nadszarpnięta scysją z Lidią, ale w obliczu takiej postawy przyjaciela postanowiła jeszcze trochę wytrzymać.
- Znowu mam te ataki. Złości, smutku, żalu, furii... nie wiem jak to nazwać. Wszystkiego na raz.
- Słońce, to przez ten stres. Tyle się dzieje. Nie przejmuj się to na pewno minie. Poza tym, to nie może być to. Przecież wyzdrowiałeś tyle lat temu. Cały czas było dobrze, założę się, że nawet nie pamiętasz objawów.
- Wcale nie.
Paweł znowu zaczął płakać i cały proces trzeba było powtarzać. Maja głaskała go jak małe dziecko, dając mu czas jakiego potrzebował.
- Wcale nie wyzdrowiałem.
- Przecież nie miałeś napadów. Było dobrze, mogłeś odstawić tabletki.
- Nie wiesz wszystkiego.
Za oparciem sofy stała Lidia, nadal opatulona w płaszcz i szal.
- Tak więc mówi pan, że choroba tamtego chłopaka objawia się napadami furii, tak?
- Tak. Pacjent wpada w szał, czasem jednak następuje jakby implozja emocji i wszystko jest duszone w sobie, po czym występuje element autodestrukcji.
- Yy...a tak po ludzku?
- Pacjent dąży do tego, żeby zrobić sobie krzywdę. To nie jest takie klasyczne cięcie się żyletką z żalu. Oni tego jakby nie kontrolują.
- Czy można to leczyć?
- Oczywiście. Niestety badania nad skutecznym lekiem, który nie dawałby skutkiem ubocznych nadal trwają. Należy je zażywać pod ścisłą, powtarzam, ścisłą kontrolą lekarza.
- Czyli najlepiej na czas kuracji przebywać w szpitalu?
- Dokładnie. Z tego co mówił pan Rabacki, jego partner nie chciał iść do szpitala, leki odstawił, bo zapewne przestraszył się ich działania, więc i te ataki zdarzały się często.
- A Patryk nie mógł powstrzymać Pawła w żaden ludzki sposób, nie robiąc mu większej krzywdy, więc brał potem winę na siebie, żeby go nie zamknęli.
Maja siedziała nieruchomo z wyrazem największego przerażenia na twarzy. Spodziewała się wszystkiego, ale nie takiej historii. Trudno było jej też uwierzyć, że Paweł jej tego nie powiedział, przecież zawsze mówili sobie wszystko...
- Przez pół roku było w miarę dobrze, ale teraz wszystko wróciło.
Paweł nadal siedział na ziemi, tym razem łapczywie wypijał zawartość kieliszka.
- Czy Norbert wie?
Lidia pokiwała przecząco głową, nie czekając na reakcję Pawła.
- A nie uważacie, że ma prawo się dowiedzieć?
- Nie! Już raz jedna osoba mnie kryła i zobacz jak to się dla niej skończyło.
- Norbert jest zupełnie inny niż Patryk! A ty powinieneś się leczyć!
- Maja! Nie krzycz na niego!
Kobieta objęła Pawła przytulając go do piersi i kołysząc lekko. Całowała jego włosy i szeptała coś do ucha. Maja nie mogła znieść tej bezczynności. Nie wiedziała jak mu pomóc, ale nie chciała pozwolić na to, żeby w końcu się zabił. Doskonale zdawała sobie sprawę, że najlepszym wyjściem jest pobyt w szpitalu. Nie obchodziła jej opinia ludzi, publiczności, z tym by sobie poradzili. Problemem był sam Paweł. Pamiętała, jak będąc na pierwszym roku studiów odwiedzała go w klinice dwa razy na tydzień. Potem raz na dwa tygodnie, po pół roku przestała przychodzić w ogóle, bo nie mogła znieść jego przeraźliwego błagania o to, żeby go zabrała. Paweł ożywiał się tylko wtedy kiedy ona wychodziła i wtedy zaczynał mówić tak straszne rzeczy, błagać ją, prosić. Posuwał się nawet do gróźb. Tym razem nie chciała tego znowu przechodzić i skazywać na to Pawła. Wiedziała, że długo po wyjściu ze szpitala budził się w nocy z krzykiem i zlany zimnym potem.
- Denerwujecie mnie. Nie możemy tak siedzieć i czekać. Na co? Na koniec świata?
- Maja, uspokój się. Skoro przeszkadza ci to, że nic nie robimy to wymyśl coś? Przecież to nie jest takie proste kochanie.
- To jest proste. Paweł powinien wziąć się w garść i chociaż chodzić do lekarza.
- Jeśli zacznę się leczyć u psychiatry, to będzie większy skandal niż jakbym dał się zamknąć w szpitalu.
- A propos skandali - te zdjęcia, które zrobiła wam ta paparazzi od siedmiu boleści.
Paweł kiwnął zainteresowany głową. Lidia łyknąwszy z butelki kontynuowała.
- Żadne nie wyszło.
- Nasz niezastąpiony agent ma wtyki wszędzie i dostał dzisiaj telefon tajne łamane na poufne, że wszyscy babeczkę w redakcji wyśmiali.
- Chociaż jedna dobra wiadomość.
- Słuchajcie. Róbcie co chcecie, ale ja muszę jechać porozmawiać z Patrykiem, chociażby po to, żeby go przeprosić.
W tym samym czasie co volvo Mai do mieszkania Patryka jechał inny samochód. Norbert palił już czwartego papierosa, a przecież właściwie nie palił w ogóle. To co usłyszał od tego psychiatry przerosło jego oczekiwania. Przez cały czas modlił się, żeby to wszystko miało jakieś logiczne wytłumaczenie, że lekarz mówił o jakimś innym chłopaku. Przez myśl przeszło mu nawet to, ze Stephenson zmyśla na poczekaniu, tylko po to, żeby nie mówić mu prawdy. Z chwilą kiedy zaparkował na ulicy żałował, że tu przyjechał. Nie wiedział co chce powiedzieć Patrykowi, o co go zapytać. Takie samo uczucie ogarnęło Maję, która w tym czasie była na schodach. Stała przed drzwiami kilka minut i nawet jakoś się nie zdziwiła kiedy dołączył do niej Norbert. Spojrzała na niego i chwyciła za ręce.
- Jeśli oboje mamy z nim porozmawiać to muszę ci coś powiedzieć i nie dbam o to co pomyśli albo powie Paweł i Lidia.
- Ja wiem.
- Skąd?
- Długa historia.
Patryk przyjął ich z pewnym niepokojem. Kiedy tylko Maja zaczęła od przeprosin wiedział co się stało. Nie wiedział co jej powiedzieć, a raczej nie chciał nic mówić. To co było, to była tylko i wyłącznie jego decyzja i godził się z jej konsekwencjami. Norbert cały czas siedział cicho. Wyglądał jakby bił się z myślami, a prawda była taka, że w jego głowie była pustka. Przeraźliwa nicość, która zaczęła ogarniać go jakiś czas temu. Cała ich trójka wiedziała, że aby pomóc Pawłowi, należałoby zamknąć go w szpitalu, ale również zdawali sobie sprawę, że nikt nie wziąłby na siebie takiej odpowiedzialności. Po pół godziny przebąkiwania jakichś bezsensownych zdań rozmowa się rozkręciła. Burzliwie dyskutowali o tym, jak przekonać mężczyznę, że tym razem w szpitalu może być inaczej i co zrobić, żeby się zgodził na leczenie. Kiedy Maja sięgnęła po dzwoniący telefon, zobaczyła, że byli tu razem już od trzech godzin. Kto by pomyślał, że oni, trzech wrogów zasiądzie razem przy jednym stole i będą rozmawiać, bez wyzwisk i obelg. Odebrała komórkę i gestem dłoni uciszyła mężczyzn, aby lepiej słyszeć.
- Tak słucham?
Sąsiadka z trzeciego piętra zeszła razem ze swoim spanielem do kiosku, w którym jak co rano kupowała gazety i los. Uprzejmie przywitała się z kioskarką i postanowiła, że dzisiaj trochę z nią poplotkuje, dawno nie rozmawiały. Usadziła spaniela przy swojej nodze i nachyliła się nad okienkiem.
- Dzień dobry pani.
- Witam!
- Jak zwykle moje gazetki poproszę i kupon.
- Pani droga, słyszała pani o tej tragedii?
- Jakiej tragedii, bożesz ty?
- Pamięta pani tego miłego chłopca co mieszkał na poddaszu w pani kamienicy?
- Tego rudego?
- Tak, tak, właśnie tego.
Kioskarka konspiracyjnie przechyliła się w stronę kobiety, a ta zrobiła to samo, mając wrażenie, że zaraz usłyszy tajemnicę najwyżej rangi.
- Wylądował w psychiatryku.
- Nie!
- Tak! Podobno był jakiś, teges. Został z przyjaciółką sam, dostał jakiegoś ataku i bach! Zabił dziewczynę! No mówię pani koszmar.
- Patrz pani, jakie te artyści zepsute wszystkie.
- Myślą, że są bezkarni, ale nie ma tego złego. Zamknęli go i będzie spokój.
- Ale niech pani pomyśli jaka ta dziewczyna młoda była. Taka tragedia, taka tragedia.
- Święta racja, no, ale dosyć pogaduszek, do tych gazetek kuponik jak zwykle?