William Barclay
LIST DO RZYMIAN
Poznań 2002
Tłumaczył: Konstanty Wiazowski
Wydanie poprzednie ukazało się nakładem
Wydawnictwa „Słowo Prawdy” w 1978 r.
Redakcja: Adam Ciorga
WPROWADZENIE
Wielu twierdzi, że List do Rzymian jest największą księgą Nowego Testamentu. I na pewno tak jest, ponieważ żadna inna księga nie miała tak wielkiego wpływu na teologię protestanckiego Kościoła i żadna inna księga Nowego testamentu nie zawiera tak istotnych sformułowań apostoła Pawła. Nie jest to księga łatwa, gdyż Paweł wprowadza nas w wielkie zagadnienia wiary chrześcijańskiej, a wypowiada się z wielką gorliwością, stosuje słowa, których treści są trudne do rozwikłania. Jednak mimo tych trudności jej studiowanie jest trudem sowicie opłacalnym. I dlatego mam nadzieję, że wielu chętnie podejmie ten wysiłek.
List do Rzymian ma wzięcie u komentatorów. Tom odnoszący się do tego Listu w Międzynarodowym Komentarzu Krytycznym (International Critical Commentary), opracowany przez W. Sanday'a i A. C. Headlama, jest jednym z wielu dobrych komentarzy. Również tom w Komentarzach Moffata, opracowany przez C. H. Dodda, jest jednym z dwóch najlepszych tomów tej serii. Każda linia zawiera bogate myśli. Pomocny również jest komentarz E. H. Gifforda w serii komentarzy kaznodziejskich (Speaker's Commentary). Mały tomik K. E. Kirka w Clarendon Bible jest wspaniały pod każdym względem. Praca Jamesa Denny w Expositor's Greek Testament jest najlepszym z jego dzieł. Komentarz Karola Bartha zapoczątkował nową epokę. A komentarz Andersa Nygrena, ostatnio przetłumaczony na język angielski, jest jednym z najlepszych współczesnych komentarzy. Wszystkie te książki stale były przy mnie i dlatego takim ludziom jak Dodd, Sanday czy Headlam zawdzięczam bardzo wiele.
Tłumaczenie tekstu Listu do Rzymian jest zadaniem szczególnie trudnym. Stale korzystałem z przekładu Moffatta, American Revised Standard Version i J. B. Philipsa; nieraz jednak, by wyraźniej przekazać zawartą w tekście treść, byłem zmuszony posłużyć się raczej parafrazą niż tłumaczeniem.
Pisząc tę książkę, bardzo wiele przeżyłem z apostołem Pawłem i dlatego moją modlitwą jest, by czytelnik dzisiejszy, poszukując istoty ewangelii Pawła, mógł na jej stronach zauważyć wielkość umysłu i serca tego człowieka.
William Barclay
OGÓLNE WPROWADZENIE
DO LISTÓW PAWŁA
Listy Pawła
Listy Pawła są najciekawszym zbiorem dokumentów w Nowym Testamencie. Jest tak dlatego, ponieważ list jest najbardziej osobistą formą literacką. Demetriusz, jeden ze starogreckich krytyków literatury, pisał kiedyś: „Każdy wyraża swoją duszę w listach. W każdej formie literackiej ujawnia się charakter pisarza, ale najwyraźniej uzewnętrznia się on w listach” (Demetriusz, O stylu, 227). To prawda i dlatego tak dobrze znamy Pawła właśnie poprzez jego listy. W tych listach otwierał swój umysł i serce tym, których tak bardzo miłował; przez nie poznajemy wielki umysł, borykający się z problemami Pierwszego Kościoła, czujemy wielkie serce pełne miłości nawet do tych, którzy popełniali błędy i odchodzili od prawdy.
Trudności listów
Jednocześnie prawdą jest, że list często jest bardzo trudny do zrozumienia. Demetriusz (O stylu, 233) cytuje powiedzenie Artemona, który redagował listy Arystotelesa. Artemon powiada, że list powinien być pisany w formie dialogu, ponieważ list uważał on za jedną ze stron dialogu. Mówiąc współczesnym językiem, czytanie listu jest podobne do słuchania jednej strony rozmowy telefonicznej. Dlatego czytając listy Pawła nieraz mamy trudności z ich zrozumieniem. Nie posiadamy listu, na który on odpowiadał; nie znamy dokładnie sytuacji, z jaką miał on do czynienia; jedynie z listu możemy domyślać się, co spowodowało jego napisanie. Czytając te listy, stajemy przed podwójnym problemem. Jest to problem zrozumienia samego listu i problem, który spowodował jego napisanie, czyli specyficzna sytuacja, dla której został on przeznaczony. Stale powinniśmy rekonstruować sytuację, w której należy czytać dany list.
Starożytne listy
Wielka szkoda, że listy Pawła nieraz nazywa się poselstwem. Są to raczej listy w dosłownym znaczeniu. Wielką pomocą w interpretacji Nowego Testamentu stało się odkrycie i opublikowanie papirusów. W starożytności papirus był materiałem, na którym spisywano większość dokumentów. Wytwarzano go z włókien łodygi pewnego rodzaju sitowia, rosnącego na brzegach Nilu. Włókna te kładziono jedno na drugim i w ten sposób powstawał materiał bardzo podobny do brązowego papieru. Piaski egipskie były idealnym miejscem do przechowywania papirusów, których materiał, choć bardzo kruchy, będąc niezagrożony wilgocią, mógł leżeć bardzo długo. Na egipskich śmietnikach archeologowie znaleźli dosłownie setki dokumentów, zaświadczeń o wstąpieniu w związek małżeński, postanowień prawnych, formularzy państwowych, i co najciekawsze, setki prywatnych listów. Czytając te listy, przekonujemy się, że prawie wszystkie są pisane w ustalony sposób. Listy Pawła również są pisane w ten sam sposób, są one łudząco podobne do tych listów, jakie ludzie tamtych czasów pisali do siebie codziennie. Oto jeden z tych starożytnych listów. Pisał go żołnierz, zwany Apionem, do swego ojca Epimachusa. Donosił w nim swemu ojcu, że po sztormowej pogodzie bezpiecznie przybył na miejsce przeznaczenia.
Apion przesyła najserdeczniejsze życzenia swemu ojcu i panu Epimachusowi. Modlę się o twoje zdrowie i dobre samopoczucie; tego samego życzę również mojej siostrze i jej córce oraz mojemu bratu. Dziękuję mojemu bogu Serapisowi, że uratował mnie od nieszczęścia na morzu. Gdy tylko przybyłem do Mizji, otrzymałem od cesarza koszta podróży - trzy sztuki złota. Obecnie czuję się dobrze. Dlatego proszę cię, drogi ojcze, napisz mi kilka słów, przede wszystkim powiedz, jak się sam czujesz, jak żyją moi bracia i w końcu pragnąłbym ucałować twoją rękę, ponieważ dobrze mnie wychowałeś, dlatego mam nadzieję, że za wolą boga, wkrótce będę promowany. Moje serdeczne pozdrowienie przekaż Kapitowi, moim braciom, Serenilli i moim kolegom. Przesyłam ci moją podobiznę, namalowaną przez Euktemona. Moje wojskowe imię brzmi Antoniusz Maksimus. Życzę ci dobrego zdrowia. Najlepsze życzenia przesyłają ci chłopiec Agatosa Dajmona i Turbo, syn Galloniusza (G. Milligan, Selections from Greek Papyri, 36).
Apion na pewno nie przypuszczał, że my będziemy czytać jego list skierowany do ojca i to w 1800 lat po jego napisaniu. Mimo tak wielkiej odległości w czasie, człowiek ten jest bardzo podobny do dzisiejszych ludzi. Jako żołnierz spodziewa się szybkiej promocji. A kim jest Serenilla? Może to jego dziewczyna, którą pozostawił w rodzinnej miejscowości? Swoim domownikom przesyła ekwiwalent dzisiejszej fotografii. Cały list wyraźnie dzieli się na kilka części: 1. Pozdrowienie. 2. Modlitwa o zdrowie adresata. 3. Podziękowanie bogom. 4. Szczegółowa treść. 5. Na końcu specjalne pozdrowienia i osobiste życzenia. Każdy z listów Pawła również dzieli się na takie same części. Zastosujemy podział na takie części wszystkich listów Pawła.
1. Pozdrowienie: Rzymian 1,1; 1 Koryntian 1,1; 2 Koryntian 1,1; Galacjan 1,1; Efezjan 1,1; Filipian 1,1; Kolosan 1,1-2; 1 Tesaloniczan 1,1; 2 Tesaloniczan 1,1.
2. Modlitwa: Paweł zawsze prosi o łaskę Bożą dla ludzi do których pisze: Rzymian 1,7; 1 Koryntian 1,3; 2 Koryntian 1,2; Galacjan 1,3; Efezjan 1,2; Filipian 1,3; Kolosan 1,2; 1 Tesaloniczan 1,1; 2 Tesaloniczan 1,2.
3. Podziękowanie: Rzymian 1,8; 1 Koryntian 1,4; 2 Koryntian 1,3; Efezjan 1,3; Filipian 1,3; 1 Tesaloniczan 1,3; 2 Tesaloniczan 1,3.
4. Szczegółowa treść: środkowa część Listu dotycząca szczegółowych problemów czy zagadnień odnoszących się do nauki chrześcijańskiej.
5. Specjalne pozdrowienia i osobiste życzenia: Rzymian 16; 1 Koryntian 16,19; 2 Koryntian 13,13; Filipian 4,21-22; Kolosan 4,12-15; 1 Tesaloniczan 5,26.
Pisząc swoje listy, Paweł stosował ogólnie przyjęte formy. Deissmann, wielki uczony, tak powiada o Listach Pawła: „Wyróżniają się one poselstwem od papirusów egipskich nie dlatego po prostu, że są listami, ale wyłącznie dlatego, że są Listami Pawła”. Czytając Listy Pawła, nie mamy do czynienia z akademickimi wywodami czy teologicznymi rozprawami, lecz ludzkimi dokumentami, napisanymi przez przyjaciela do swoich przyjaciół.
Aktualna sytuacja
Z kilku małymi wyjątkami wszystkie Listy Pawła zostały napisane pod wpływem zaistniałej sytuacji. Nie są to rozprawy naukowe, które Paweł pisał w zaciszu swego gabinetu. Oto został zagrożony zbór w Koryncie, Galacji, w Filipach, czy Tesalonice i dlatego Paweł kieruje tam swój List, by zapobiec niebezpieczeństwu. Pisząc ten List, najmniej myślał wtedy o nas; jego myśl kierowała się wyłącznie ku ludziom, do których pisał. Deissmann pisze: „Paweł nie zamierzał dodawać kilku nowych pozycji do istniejących już listów żydowskich; jeszcze nie myślał o wzbogaceniu religijnej literatury swego narodu... Nie przeczuwał nawet miejsca, jakie jego słowa zajmą w powszechnej historii; nie tylko, że będą one znane następnemu pokoleniu, a tym bardziej, że pewnego dnia ludzie będą je czytali jako Pismo Święte”. Zawsze powinniśmy pamiętać, że pewne sprawy nie muszą mieć charakteru przejściowego, chociaż ich opisanie zostało spowodowane aktualną sytuacją. Wszystkie wielkie hymny miłosne zostały napisane dla jednej osoby, ale cały świat kocha je i podziwia. Ponieważ Listy Pawła zostały napisane celem zapobieżenia niebezpieczeństwu czy zaspokojenia palącej potrzeby, wciąż kipią one życiem. A ponieważ ludzkie potrzeby i ludzkie sytuacje są niezmienne, Bóg i w czasach obecnych przemawia do nas przez te Listy.
Słowo mówione
Przy Listach Pawła musimy zwrócić uwagę na jeszcze jedną rzecz. Jak większość ludzi w tamtych czasach, Paweł własnoręcznie nie pisał swoich Listów, lecz dyktował je swojemu sekretarzowi; na końcu Listu umieszczał swój podpis, który świadczył o autentyczności napisanego tekstu. Właściwie znamy jednego z tych ludzi, którzy pisali dla Pawła. W Liście do Rzymian 16,22 Tercjusz, sekretarz, zanim List dobiegnie końca, wtrąca swoje osobiste pozdrowienia. W Pierwszym Liście do Koryntian 16,21 Paweł powiada: „To jest mój własny podpis, abyście byli pewni, że list ten pochodzi ode mnie” (por. Kolosan 4,18; 2 Tesaloniczan 3,17). To wiele nam mówi. Czasem trudno zrozumieć Pawła, ponieważ jego zdania zaczynają się i nie mają końca; jego gramatyka narusza ogólnie przyjęte zasady i stąd ma ona wpływ na układ zdań. Paweł nie siedział przy biurku, dokładnie wygładzając każde pisane przez siebie zdanie. Może szybkim krokiem przemierzał mały pokoik, wylewając potok słów, które jego sekretarz skwapliwie starał się zanotować. Pisząc swoje Listy, Paweł miał na uwadze ludzi, do których je kierował. Przed nimi wylewał swoje serce w słowach, każdemu z osobna starał się dopomóc. Listy Pawła nie są starannie opracowane, gdyż nie były pisane w zacisznym gabinecie naukowca; są to żywe potoki słów wylewanych z serca do serc bliskich przyjaciół.
WPROWADZENIE DO LISTU DO RZYMIAN
Odmienny list
List Apostoła Pawła do Rzymian wyraźnie różni się od innych jego Listów. Każdy czytający na przykład Listy do Koryntian natychmiast zauważy tę różnicę. Odmienna jest tu zarówno atmosfera jak i metoda. Różnica ta wynika przede wszystkim z jednego zasadniczego faktu - pisząc do zboru w Rzymie, Paweł zwraca się do tych, których osobiście nie znał i nie brał żadnego udziału w założeniu tego zboru. Dlatego w Liście do Rzymian jest tak mało szczegółów, odnoszących się do praktycznych zagadnień, którym tak wiele miejsca poświęca się w innych Listach. Stąd List do Rzymian na pierwszy rzut oka wydaje się tak bezosobowy. Jak powiada Dibelius, „jest to jedyny z Listów Pawła najmniej uwarunkowany aktualną sytuacją”.
Możemy powiedzieć to inaczej. Ze wszystkich Listów Pawła List do Rzymian jest najbardziej podobny do rozprawy teologicznej. W prawie wszystkich swoich Listach porusza on aktualne trudności, omawiając wyjątkowe sytuacje, zwalcza konkretne błędy czy ostrzega przed wyłaniającym się niebezpieczeństwem, które nagle staje przed zborem, do którego kieruje dany List. Zaś w Liście do Rzymian Paweł dokonuje systematycznego wykładu swojej pozycji teologicznej, niezależnej od jakichkolwiek okoliczności.
Testamentowy i profilaktyczny
Dwaj wielcy naukowcy w stosunku do Listu do Rzymian zastosowali dwa wymowne przymiotniki. Sanday określa List do Rzymian jako „testamentowy”. Oznacza to, że Paweł jak gdyby wyraził w nim swoją teologiczną ostatnią wolę, napisał testament, w którym powiedział ostatnie słowo odnośnie swojej wiary i przekonań. Rzym był największym miastem w świecie, stolicą największego imperium, jakie kiedykolwiek świat widział. Paweł nigdy tam nie był i nie wiedział, czy kiedykolwiek je zobaczy. Jednak pisząc do zboru w takim mieście, należałoby wyłożyć istotne treści swojej wiary, które po wszystkie czasy byłyby miarą nauki chrześcijańskiej. Burton określa List do Rzymian jako „profilaktyczny”. Profilaktyka jest czymś zabezpieczającym przed infekcją. Paweł dosyć często spotykał się z trudnościami spowodowanymi niewłaściwymi pojęciami, dwuznacznymi znaczeniami, zwichniętymi zasadami chrześcijańskiej wiary. Dlatego zapragnął posłać do zboru w tym mieście, położonym w centrum świata, list który tak ukształtowałby wiarę tamtejszych odbiorców, że byliby oni w stanie skutecznie bronić chrześcijańskiej nauki i odważnie stawić czoła wszelkiego rodzaju niezdrowym odchyleniom. Był przekonany, że najlepszym zabezpieczeniem przed zakażeniem ze strony fałszywych nauk jest pielęgnowanie prawdy.
Powody napisania do Rzymian
Przez całe życie prześladowała Pawła myśl o Rzymie. Zawsze marzył o odwiedzeniu tego miasta i głoszeniu tam ewangelii. Będąc w Efezie, znowu zamierzał wyruszyć do Achai i Macedonii i wtedy właśnie spotykamy zdanie, które nagle wyrwało mu się z serca: „Potem, gdy tam będę, muszę i Rzym zobaczyć” (Dz 19,21). Gdy w Jerozolimie wszystko sprzysięgło się przeciw niemu, gdy sytuacja była niebezpieczna, a koniec był bliski, miał widzenie, które zawsze podnosiło go na duchu. W widzeniu tym Pan stanął przy nim, mówiąc: „Bądź dobrej myśli; bo jak świadczyłeś o mnie w Jerozolimie, tak musisz świadczyć i w Rzymie” (Dz 23,11). Już w pierwszym rozdziale swego Listu Paweł wyraża pragnienie zobaczenia Rzymu. „Pragnę bowiem ujrzeć was, abym mógł wam udzielić nieco z duchowego daru łaski dla umocnienia was” (Rz 1,11). „Tak więc, jeśli o mnie idzie, gotów jestem zwiastować ewangelię i wam w Rzymie” (Rz 1,15). Można byłoby powiedzieć, że słowo Rzym było wypisane na sercu Pawła.
Swój List do Rzymian napisał Paweł gdzieś koło roku 58 w czasie pobytu w Koryncie. Wtedy właśnie w jego sercu dojrzewał bardzo szlachetny zamiar. Zbór w Jerozolimie był macierzystym, lecz bardzo ubogim materialnie zborem. Dlatego Paweł zorganizował wśród młodszych zborów zbiórkę środków materialnych dla zboru jerozolimskiego (1 Kor 16, 1-4; 2 Kor 9;1-5). Pomoc ta miała dwa znaczenia. Przede wszystkim nowo nawróceni mieli okazję praktycznie wyrazić swoje chrześcijańskie miłosierdzie, a przez to powiedzieć wszystkim wierzącym o jedności chrześcijańskiego Kościoła, o tym, że nie są oni członkami oddzielnych, niezależnych zgromadzeń, ale jednego wielkiego Kościoła i dlatego są odpowiedzialni za siebie wzajemnie. Po napisaniu Listu do Rzymian Paweł wybierał się w drogę do Jerozolimy, niosąc tamtejszemu zborowi zebraną ofiarę. „A teraz idę do Jerozolimy z posługą dla świętych” (Dz 15,25).
Cel listu
Dlaczego akurat w tym czasie Paweł napisał ten List? Wiedział o niebezpieczeństwach podróży do Jerozolimy. Wiedział, że miał tam wielu nieprzyjaciół i stąd pójście do Jerozolimy było narażeniem na niebezpieczeństwo życia i wolności. Dlatego przed wyruszeniem w drogę prosi wierzących w Rzymie o modlitwy przyczynne: „Proszę was tedy, bracia, przez Pana naszego, Jezusa Chrystusa, i przez miłość Ducha, abyście wespół ze mną walczyli w modlitwach, zanoszonych za mnie do Boga, bym został wyrwany z rąk nie wierzących w Judei i by posługa moja dla Jerozolimy została dobrze przyjęta przez świętych” (Rz 15,30-31). Paweł mobilizuje wierzących do modlitwy, zanim wyruszy w tę niebezpieczną podróż.
W umyśle Pawła drzemią wielkie zamiary. Zawsze mówi się o nim jako tym, którego pociągały tereny niezewangelizowane. Kiedykolwiek spoglądał na zakotwiczony w porcie statek, pragnął popłynąć nim na drugą stronę morza, by tamtejszym ludziom zwiastować dobrą nowinę. Kiedykolwiek spoglądał na szczyty gór, pragnął przekroczyć je, aby poselstwo o krzyżu zanieść tym, którzy nigdy o nim nie słyszeli. A teraz prześladowała Pawła myśl o Hiszpanii. „Mam nadzieję, że po drodze, kiedy pójdę do Hiszpanii, ujrzę was. Gdy więc załatwię tę sprawę i doręczę im (tzn. zborowi w Jerozolimie) ten plon, wybiorę się do Hiszpanii, wstępując po drodze do was” (Rz 15,24-28). Skąd to pragnienie pójścia do Hiszpanii? Rzym otworzył drogę do Hiszpanii. Niektóre rzymskie drogi i budynki na terenie Hiszpanii zachowały się do dziś. Tak się złożyło, że akurat w tym czasie dotarł do Hiszpanii przypływ wielkości. Wielcy ludzie tych czasów, którzy na trwale wpisali się do rzymskiej historii i literatury, byli Hiszpanami. Żył wtedy Martial, mistrz epigramatów; Lucan, wybitny poeta epicki. Columella i Pomponiusz to wielkie postacie w rzymskiej literaturze. Kwintylion był mistrzem wymowy rzymskiej. A ponad wszystkimi górował Seneka, największy z rzymskich filozofów stoickich, wychowawca imperatora Nerona i premier Imperium Rzymskiego. Było rzeczą naturalną, że myśl Pawła kierowała się w stronę kraju, który wydał tak świetlaną galaktykę wielkości. Co by się stało, gdyby tego rodzaju ludzie zostali pozyskani dla Chrystusa? Hiszpania była nieuniknionym celem chrześcijańskiej ekspansji. O ile wiemy, Paweł nigdy tam nie dotarł. W czasie odwiedzin Jerozolimy został tam aresztowany i do końca życia przetrzymywany w areszcie. Gdy jednak pisał List do Rzymian, marzył o podróży do tego kraju.
Ponadto Paweł był dobrym strategiem. Jak wielki wódz fachowym okiem spoglądał na wielki teren działań. Uważał, że po pewnym czasie przejdzie Azję Mniejszą, a nawet pozostawi za sobą Grecję. Widział przed sobą tereny zachodnie, na których imię Chrystusa nie było jeszcze znane. Gdyby jednak wyruszył na Zachód, potrzebowałby jednej rzeczy - bazy operacyjnej. Potrzebował kwatery głównej. Potrzebował miejsca, z którego mógłby dowodzić tym przedsięwzięciem. Istniało wtedy tylko jedno takie miejsce - był nim Rzym. I dlatego Paweł napisał List do Rzymu. W jego sercu narastało wielkie pragnienie, a w umyśle rysował się wielki plan. Potrzebował Rzymu jako bazy tego nowego przedsięwzięcia. Wiedział, że zbór w Rzymie wie o nim ze słyszenia. Wiedział też i to, gdyż był realistą, że docierające do Rzymu wieści mogą mieć różny charakter. Jego przeciwnicy nie ustawali w rozsiewaniu oszczerstw i fałszywych oskarżeń. Dlatego pisze do zboru w Rzymie coś w rodzaju podsumowania treści swojej wiary, aby w odpowiednim czasie spotkać się w tym mieście z przychylnością i poparciem odnośnie planów względem Hiszpanii i Zachodu. Mając na uwadze taki plan i takie zamiary, Paweł przystępuje w Koryncie w 58 roku do napisania listu do zboru w Rzymie.
Układ listu
Jest to bardzo skomplikowany i starannie sformułowany List. Bardzo pomocnym w jego zrozumieniu będzie zapoznanie się z głównym tematem, wokół którego skupia się cała treść. Cały List dzieli się na cztery części:
1. Rozdziały 1-8 omawiające problem sprawiedliwości.
2. Rozdziały 9-11, w których mówi się o problemie Żydów jako narodu wybranego.
3. Rozdziały 12-15 dotyczą praktycznych zagadnień życia.
4. Rozdział 16 zawiera przedstawienie Feby i osobiste pozdrowienia.
1. Mówiąc o sprawiedliwości, Paweł ma na uwadze właściwą postawę wobec Boga. Człowiek sprawiedliwy to ten, który posiada właściwy stosunek do Boga i potwierdza ten fakt swoim życiem. Paweł rozpoczyna to zagadnienie od świata pogańskiego. Widząc zepsucie moralne i ogólny upadek, przekonujemy się, że świat pogański nie rozwiązał problemu sprawiedliwości. Następnie spogląda na świat Żydów, którzy problem sprawiedliwości usiłowali rozwiązać przez skrupulatne wypełnienie nakazów prawa. Sam Paweł szedł tą drogą prowadzącą nieuchronnie do rozczarowań i porażek, ponieważ żaden człowiek nie jest w stanie wypełnić nakazów Bożych i dlatego wszyscy ciągle mają świadomość zadłużenia wobec Boga i są w zasięgu Jego potępienia. Dlatego drogę ku sprawiedliwości Paweł znajduje w całkowitym zaufaniu i bezwzględnej zależności. Jedynym sposobem do ułożenia właściwych stosunków z Bogiem jest zaufanie Jego słowu, całkowite powierzenie się Jego miłosierdziu i miłości. Jest do droga wiary. Ważną rzeczą jest tu uświadomienie sobie, że liczy się nie to, co my możemy uczynić dla Boga, lecz co Bóg uczynił dla nas. Według Pawła ośrodkiem chrześcijańskiej wiary jest przekonanie, że swoim wysiłkiem nigdy nie zdobędziemy przychylności Bożej i dlatego nawet nie powinniśmy żywić takich zamiarów. Cała sprawa opiera się na łasce i dlatego jedynie z wdzięcznością i wiarą przyjąć mamy to, czego Bóg dokonał dla nas. To jednak nie uwalnia nas od odpowiedzialności ani nie upoważnia do swawolnego postępowania; odwrotnie, łaska Boża skłania nas do życia godnego tej miłości, która tak wiele dla nas uczyniła. Są to jednak wysiłki zupełnie innego rodzaju. Już nie staramy się wypełnić surowych nakazów, skazującego na śmierć prawa, ponieważ nie jesteśmy już przestępcami, stojącymi przed tronem sędziowskim; jesteśmy tymi, którzy w miłości oddali całe swoje życie temu, który pierwszy umiłował nas.
2. Problem Żydów był bardzo bolesny. W prawdziwym tego słowa znaczeniu byli ludem wybranym, a mimo to odrzucili posłanego do nich Syna Bożego. Jak wyjaśnić ten tragiczny fakt? Jedynym wytłumaczeniem, na jakie Paweł może się zdobyć jest to, że tego rodzaju wydarzenie jest Bożym dopustem. W jakiś sposób serca Żydów zostały zatwardzone, chociaż i to nie było całkowitym upadkiem, gdyż jak zawsze pozostaje jeszcze wierna reszta. A prócz tego fakt odrzucenia Chrystusa przez Żydów otworzył drzwi zbawienia dla pogan. I na tym koniec, ponieważ później poganie spowodują nawrócenie Żydów i w ten sposób jedni i drudzy będą zbawieni. Paweł idzie jeszcze dalej. Żyd zawsze twierdził, że jest członkiem ludu wybranego tylko ze względu na swoje pochodzenie. Swoje przekonanie opierał wyłącznie na rodowodzie potwierdzającym jego pokrewieństwo z Abrahamem. Jednak prawdziwym Żydem jest ten, kto tak samo jak Abraham w wierze i miłości postanawia być posłuszny Bogu. Dlatego Paweł przekonuje, że wielu Żydów czystej krwi nie są Żydami w prawdziwym tego słowa znaczeniu, a z drugiej strony wiele ludzi pochodzących z różnych narodowości są Żydami w pełnym tego słowa znaczeniu. Nowy Izrael nie ma nic wspólnego z rasą; składa się on z tych, którzy mają taką samą wiarę i taki sam stosunek do Boga, jaki miał Abraham. Być członkiem ludu wybranego to niekoniecznie należy być rasowo czystym Żydem, lecz mieć taką samą wiarę w Boga, jaką miał Abraham.
3. Dwunasty rozdział Listu do Rzymian zawiera tak wielkie stwierdzenia etyczne, że musi być postawiony obok Kazania na Górze. Paweł określa w nim etyczny charakter chrześcijańskiej wiary. Czternasty i piętnasty rozdziały mają do czynienia z ciągle powtarzającym się problemem. W Kościele zawsze istniała wąska grupa, która twierdziła, że należy powstrzymywać się od pewnych pokarmów i napojów, a niektórym dniom i ceremoniom przydawała wielkiego znaczenia. Paweł uważa takich za słabych braci, ponieważ ich wiara jest uzależniona od rzeczy zewnętrznych. Druga, szersza grupa, była niezależna od tego rodzaju zewnętrznych nakazów i obrzędów. Jej członków Paweł uważa za braci silniejszych w wierze i nie ukrywa ku nim swojej sympatii. Formułuje jednak wielką zasadę, by nikt nie ranił sumienia słabszego brata i aby nie był dla niego zgorszeniem. Chodzi mu o to, abyśmy nie czynili nic, co przeszkadzałoby innym zbliżyć się do Chrystusa, a to również oznacza zrezygnowanie na korzyść słabszego brata z czegoś, co nam już nie szkodzi i prawnie przysługuje.
4. Czwarta część, znajdująca się na końcu Listu, to przedstawienie wierzącej niewiasty Feby, członkini zboru w Kenchreach, która przybywa do Rzymu. List kończy się osobistymi pozdrowieniami i końcowym błogosławieństwem.
Dwa problemy
Szesnasty rozdział Listu do Rzymian zawsze stwarzał uczonym pewien problem. Wielu z nich uważa nawet, że w ogóle nie jest to część tego Listu, lecz oddzielny list do jakiegoś zboru; później, gdy kompletowano Listy Pawła został on dołączony do Listu do Rzymian. Na jakiej podstawie uczeni ci dochodzą do takich wniosków? Pierwsza i najważniejszą to dwadzieścia sześć różnych postaci, z których dwadzieścia cztery są wymienione imiennie i które wydają się być bardzo dobrze znane autorowi. Tak dobrze znane, że na przykład matkę Rufusa nazywa on i swoją matką. Ale, czy Paweł mógł osobiście znać dwadzieścia sześć osób w zborze, w którym nigdy nie był i którego sam nie zakładał? Właściwie w rozdziale tym jest o wiele więcej pozdrowień aniżeli w jakimkolwiek innym Liście, chociaż jego autor nigdy w Rzymie nie był. Zachodziłaby tu potrzeba dalszych wyjaśnień.
Jeżeli rozdział ten nie był kierowany do Rzymian, to do kogo został on napisany? Tutaj spotykamy Pryskę i Akwilę. Jak wiemy, na mocy dekretu Klaudiusza w 52 roku, wyjechali oni z Rzymu (Dz 18,2). Później razem z Pawłem udali się do Efezu (Dz 18,18). Byli tam, gdy Paweł pisał Listy do Koryntian; działo się prawie dwa lata przed napisaniem Listu do Rzymian (1 Kor 16,19). Byli jeszcze w Efezie, gdy powstawały Listy Pastoralne (2 Tm 4,19). Kierując się pozdrowieniem do Pryski i Akwili, moglibyśmy przypuszczać, że list ten był skierowany do Efezu. Czy istnieją jakieś inne dowody na to, że szesnasty rozdział początkowo był wysłany do Efezu? W Efezie Paweł mieszkał dłużej aniżeli w jakimkolwiek innym mieście i dlatego rzeczą naturalną byłyby jego liczne pozdrowienia. Paweł mówi o Epenecie jako „pierwszym wierzącym w Chrystusa w Azji”. Efez leży w Azji, stąd taka wzmianka byłaby rzeczą bardzo naturalną w liście do Efezjan, zaś nienaturalną w Liście do Rzymian. W siedemnastym wierszu tego rozdziału mówi się o tych, „którzy wzniecają spory i zgorszenia wbrew nauce, którą przyjęliście”, co wskazywałoby na nieposłuszeństwo względem nauki Pawła, a przecież w Rzymie nigdy nie nauczał.
Chociaż niektórzy uważają, że szesnasty rozdział zasadniczo został skierowany do Efezu, argumenty na potwierdzenie tego przypuszczenia nie są tak mocne, na jakie wyglądają. Przede wszystkim nie ma dowodów na to, że rozdział ten kiedykolwiek należał do innego listu. Innym dosyć dziwnym faktem jest to, że Paweł nie przesyła osobistych pozdrowień tym zborom, które dobrze znał. Nie ma tego rodzaju pozdrowień do Tesaloniczan, Koryntian, Galacjan czy Filipian - były to zbory, które znał bardzo dobrze; chociaż przesyła osobiste pozdrowienie do Kolosan, zboru, w którym nigdy nie był. Przyczyna jest bardzo prosta. Gdyby przesyłał osobiste pozdrowienia zborom dobrze sobie znanym, mógłby wywołać falę zazdrości; pisząc do zboru, w którym nigdy nie był, starał się jak najwięcej nawiązać kontaktów osobistych. Sam fakt, że Paweł nigdy nie był w Rzymie, przemawia właśnie za nawiązaniem możliwie jak najwięcej kontaktów osobistych. Trzeba również pamiętać, że Pryska i Akwila na mocy dekretu państwowego zostali wygnani z Rzymu. Możliwie sześć lub siedem lat później, gdy sytuacja unormowała się, wrócili do Rzymu i znowu podjęli się tej samej pracy zawodowej. Może imiona wymienione w tym rozdziale również odnoszą się do ludzi, którzy stali się ofiarami tego wygnania, wędrowali od miasta do miasta, spotykali tam Pawła, a gdy wszystko uspokoiło się, powrócili do swoich domów w Rzymie. Paweł pragnął podtrzymać dawne znajomości szczególnie na terenie Rzymu. Jak później zobaczymy, dokładnie omawiając szesnasty rozdział, wiele z tych imion to domownicy Arystobula, Narcyza, Ampliata, Nereusza i innych - pasujących do Rzymu. Mimo argumentów za Efezem, nie widzimy koniecznych powodów oddzielenia szesnastego rozdziału od całości Listu do Rzymian.
Istnieje jednak ciekawszy i ważniejszy od tego problem. Wczesne manuskrypty wskazują na pewne niezwykłe zjawisko względem rozdziałów 14, 15 i 16. Jedynym naturalnym miejscem dla doksologii jest sam koniec tekstu. Taka doksologia w Liście tym występuje też na samym końcu (16,25-27), co potwierdza większość manuskryptów. Jednak w wielu manuskryptach doksologia występuje przy końcu rozdziału 14; w dwóch manuskryptach występuje ona w obu miejscach; w jednym starożytnym manuskrypcie doksologia występuje przy końcu rozdziału 15; w dwóch manuskryptach w ogóle nie ma jej. W jednym starożytnym łacińskim manuskrypcie znajdują się tytułowe teksty poszczególnych części. Oto dwa ostatnie z nich:
50: O ryzykownym postępowaniu tego, który posiłkiem gorszy swego brata. Tytuł ten oczywiście odnosi się do Rz 14,15-23.
51: O tajemnicy Pana zachowanej przed Jego cierpieniem, lecz objawionej po śmierci. Jest to tytuł, odnoszący się do tekstu Rz 16,25-27 czyli doksologii.
Oczywiście te podsumowania tytułowe zostały sformułowane na podstawie manuskryptu, który nie był jeszcze podzielony na rozdziały. Istnieje jednak pewien fakt, który w pewnym stopniu wyjaśnia to zagadnienie. W jednym manuskrypcie wzmianka o Rzymie w 1,7 i 1,15 jest całkowicie pominięta. Nie ma tu mowy o miejscu przeznaczenia Listu. Wszystko więc wskazywałoby na to, że List do Rzymian jako list obiegowy istniał w dwóch formach - w takiej, jakiej jest obecnie włącznie z tekstem szesnastego rozdziału oraz w formie tekstu zamkniętego obecnymi czternastoma rozdziałami, a może też i w piętnastu rozdziałach. Sprawę tę należałoby tłumaczyć następująco. Paweł napisał List do Rzymian, składający się z obecnych szesnastu rozdziałów, ale rozdziały 15 i 16 dotyczyły wyłącznie rzeczy aktualnych dla Rzymu. Mówią one o sprawach prywatnych i osobistych. Nie ma jednak innego Listu, który zawierałby tak skondensowaną naukę Pawła i tak wyraźnie sformułowane poselstwo ewangeliczne. List kierowany wyłącznie do Rzymian później stał się obiegowym listem wśród wszystkich zborów chrześcijańskich, po opuszczeniu ostatnich dwóch rozdziałów z wyjątkiem doksologii. Widocznie uważano, że list ten jest dosyć ważny i nie może odnosić się tylko do Rzymu, stąd po opuszczeniu czysto lokalnych uwag musi on być czytany we wszystkich zborach. Odkrywając to ciekawe zagadnienie, przekonujemy się, jak wysoko oceniano wyrażone myśli Pawła w Liście do Rzymian i jak postanowiono, by nie był on własnością jednego zboru, lecz całego Kościoła. Zawsze musimy pamiętać, że ludzie na przestrzeni długiego okresu czasu uważali List do Rzymian za kwintesencję umysłu i serca Pawła.
LIST DO RZYMIAN
Powołanie, ewangelia i zadanie (1,1-7)
Swój List do Rzymian Paweł kierował do zboru, którego osobiście nie znał i w którym nigdy nie był. Pisał do zboru znajdującego się w największym mieście najpotężniejszego imperium świata. Z tego powodu starannie układał myśli i dobierał słowa.
List ten Paweł rozpoczyna przytoczeniem dowodów swego apostolstwa.
1. Nazywa siebie dosłownie niewolnikiem (dulos) Jezusa Chrystusa. Określenie to zawiera w sobie dwa pojęcia.
a) Zwykle Paweł nazywa Jezusa PANEM (kirios). Greckie słowo kirios oznacza tego, do którego w bezsporny sposób należy dana osoba lub rzecz. W dosłownym znaczeniu oznacza ona pana lub właściciela. Przeciwieństwem słowa PAN (kirios) jest niewolnik (dulos). Paweł uważał siebie za niewolnika Jezusa Chrystusa, który był jego zwierzchnikiem i Panem. Jezus umiłował go i oddał za niego swoje życie, dlatego Paweł był pewny, że nie należy do siebie samego, lecz wyłącznie do Jezusa. Z tej strony słowo niewolnik mówi o bezwględnym długu miłości.
b) Jednak słowo to posiada jeszcze inne znaczenie. W Starym Testamencie zwykle określano nim wielkich mężów Bożych. Mojżesz był sługą, niewolnikiem (dulos) Pana (Joz 1,2). Również Jozue był takim niewolnikiem Bożym (Joz 24,9). Najzaszczytniejszym tytułem proroków, który wyróżniał ich spośród innych ludzi, był tytuł sługi i niewolnika Bożego (Am 3,7; Jr 7,25). Nazywając siebie niewolnikiem Jezusa Chrystusa Paweł stawia siebie w rzędzie proroków. Ich wielkość i chwała tkwiły w fakcie posłuszeństwa Bogu. Podobnie było i z Pawłem. Dlatego wyrażenie niewolnik Jezusa Chrystusa mówi o długu wielkiej miłości a jednocześnie zaszczycie wielkiego urzędu.
2. Paweł określa siebie jako powołanego na apostoła. W Starym Testamencie wielkimi byli ci ludzie, którzy usłyszeli i pozytywnie odpowiedzieli na powołanie Boże. Abraham usłyszał powołanie Boże (1 Mjż 12,1-3). Mojżesz usłuchał głosu Bożego (2 Mjż 3,10). Jeremiasz i Izajasz stali się prorokami tylko dlatego, że byli niemal zmuszeni do słuchania i odpowiedzenia na głos Boży (Jr 1,4-5; Iz 6,8-9). Paweł nigdy nie myślał o możliwości dostąpienia tego zaszczytu; zawsze uważał siebie za człowieka, któremu zostało powierzone pewne zadanie. Jezus powiedział do swoich uczniów: „Nie wy mnie wybraliście, ale Ja was wybrałem” (J 15,16). Paweł nie zamierzał dokonywać czegoś sam, lecz zawsze oczekiwał na Boże polecenia.
3. Następnie Paweł określa siebie jako wyznaczonego do zwiastowania ewangelii Bożej. Zawsze był świadomy dwojakiego oddzielenia w swoim życiu. Mówiąc o swoim życiu, dwa razy używa tego samego słowa (aforosein).
a) Został on oddzielony przez Boga. Jeszcze przed narodzeniem Bóg przeznaczył go do wykonania określonego zadania (Gal 1,15). Dla każdego człowieka Bóg posiada plan. Każdy człowiek jest wyrażeniem myśli Bożej. Żadna istota ludzka nie istnieje bezcelowo. Bóg posyła ją na świat do wykonania szczegółowego zadania.
b) Paweł został wyznaczony, oddzielony przez ludzi. Używa tutaj tego samego słowa co w Dz 13,2, gdy Duch Święty nakazał przełożonym zboru w Antiochii, by oddzielili Pawła i Barnabę do specjalnej misji wśród pogan. Paweł zawsze był świadomy zadania, jakie miał wykonać dla Boga i Jego Kościoła.
4. Będąc wyznaczony do specjalnej misji, Paweł otrzymał dwie rzeczy. Mówi o nich w wierszu 5.
a) Otrzymał łaskę. Łaska zawsze określała pewien dar, który otrzymuje się zupełnie niezasłużenie. Przed swoim nawróceniem Paweł starał się zapracować na uznanie w oczach ludzi i zasłużyć na nie u Boga przez skrupulatne przestrzeganie przepisów zakonu. Jednak na tej drodze nie znalazł spokoju. Teraz wiedział, że liczy się tylko to, czego Bóg dokonał. Zasadę tę można sformułować następująco: „Zakon podaje co człowiek musi czynić, zaś ewangelia mówi o tym, co uczynił Bóg”. Teraz Paweł wiedział, że zbawienie nie zależy od wysiłków ludzkich, lecz od tego, czego dokonała miłość Boża. Wszystko jest z łaski - wolne i niezasłużone.
b) Otrzymał zadanie. Został wydzielony, aby stać się apostołem wśród pogan. Wiedział o swoim wybraniu, ale nie do specjalnych zaszczytów, lecz do szczególnej odpowiedzialności. Bóg wybrał go nie do zbierania honorów, lecz do ciężkiej pracy. Występuje tu gra słów. Kiedyś Paweł był faryzeuszem (Flp 3,5). Słowo faryzeusz oznacza oddzielony. Tak właśnie nazwano faryzeuszy, którzy świadomie oddzielali się od przeciętnych ludzi. Starali się nawet, by swoją odzieżą nie dotykać zwykłych ludzi. Faryzeusze wzdrygali się na samą myśl, że Bóg ma coś do zaoferowania dla pogan. W ich mniemaniu poganie byli przeznaczeni na opał do piekła. Kiedyś sam Paweł podzielał takie zdanie. Był w taki sposób oddzielony, że w stosunku do przeciętnych ludzi nie czuł nic innego prócz pogardy. Teraz wiedział, że został oddzielony, by całe swoje życie poświęcić niesieniu dobrej nowiny ludziom wszystkich ras i narodowości. Chrześcijaństwo zawsze oddziela nas, lecz oddziela nie do przywilejów, samozadowolenia i dumy własnej, ale do służby, pokory i miłości ku wszystkim ludziom.
Poza wyliczeniem dowodów swego apostolstwa, w tekście tym Paweł podaje zasadnicze treści zwiastowanej przez siebie ewangelii. Jej centralną postacią jest osoba Jezusa Chrystusa (wiersze 3 i 4). Na jej treść zasadniczo składają się dwie rzeczy.
a) Jest to ewangelia o Wcieleniu. Mówi się w niej o Jezusie, który był prawdziwym człowiekiem. Jeden z wielkich myślicieli pierwotnego Kościoła tak powiedział o Jezusie: „Stał się takim jak my, aby nas uczynić takimi jak On”. Paweł zwiastował o kimś, kto nie był postacią legendarną w zmyślonym opowiadaniu, nie był na pół bogiem i na pół człowiekiem. Zwiastował tego, który był w prawdziwej jedności z ludźmi potrzebującymi zbawienia.
b) Jest to ewangelia Zmartwychwstania. Gdyby Jezus jedynie żył wspaniałym życiem i umarł bohaterską śmiercią, i na tym wszystko by się skończyło, z pewnością zostałby zaliczony do grona wielkich postaci, ale byłby jednym z wielu bohaterów. Jednak fakt jego zmartwychwstania wyróżnia Go spośród innych. Ci inni umarli i odeszli, pozostawiając po sobie jedynie pamięć. Natomiast Jezus żyje i stale daje nam przekonywujące dowody swojej obecności.
Kurtuazja wielkości (1,8-15)
Po niemal dziewiętnastu stuleciach w słowach tego tekstu wciąż pulsuje wielkie uczucie, widzimy tu wielkie serce Pawła pełne miłości do zboru, którego nigdy nie widział. I na tym polegała trudność przy pisaniu tego Listu. Paweł nigdy nie był w Rzymie, dlatego stara się wykazać, że w tym wypadku nie przekracza swoich uprawnień i nie należy do tych, którzy wtrącają się do cudzych spraw. Zanim więc przystąpi do istoty sprawy stara się rozwiać wszelkiego rodzaju podejrzenia i uczucie obcości.
1. Jak zawsze, pełen mądrości i miłości, Paweł rozpoczyna komplementem. Mówi o swojej wdzięczności Bogu za to, że wieść o ich wierze rozchodzi się po całym świecie. Niektórzy ludzie zawsze potrafią znaleźć powody do wdzięczności, inni zaś są skłonni wyłącznie do krytykowania. Niektórzy ciągle kierują swój wzrok na błędy i niedociągnięcia innych, drudzy zaś potrafią odkryć w nich również zalety. O Tomaszu Hardy mówi się, że kiedykolwiek wyszedł w pole, nigdy nie dostrzegał pięknych kwiatów, ale wyłącznie sterty śmieci i nieczystości. Prawdą jest fakt, że ludzie mogą więcej z siebie dać, gdy są chwaleni, a nie ciągle krytykowani. Największe zaufanie ze strony swoich bliźnich zdobywamy wtedy, gdy staramy się zwracać uwagę na ich zalety. Grecka cywilizacja wyróżniała się jedną wspaniałą cechą, a mianowicie, jak powiada T. R. Glover „ślepą wiarę w przeciętnego człowieka”. Jedną z wielkich postaci pierwszej wojny światowej był Donald Hankey, autor książki pt. „Student in Arms”. Ukazywał on ludzi z najlepszej i najgorszej strony. W liście skierowanym do domu, pisał: „Jeżeli przeżyję tę wojnę, pragnę napisać książkę pt. „Żywa dobroć”, w której przeanalizuję dobroć i szlachetność prostych ludzi, i wskażę jak tego rodzaju cechy powinny wyrazić się w życiu kościelnym”. Później Donald Hankey napisał wielki esej, zatytułowany „Ukochany kapitan”. Opisuje w nim jak ten kochany kapitan wybierał najgorszych ludzi i sam ich uczył. „On spoglądał na nich, a oni na niego, potem przylgnęli do siebie i postanowili dać z siebie wszystko”. Nikt nie może dopomóc ludziom, zanim najpierw ich nie umiłuje. Człowiek jest grzesznikiem zasługującym na potępienie, a jednak w duszy jego drzemie bohater. Czasem jedno przyjazne słowo może rozbudzić w nim drzemiące bohaterstwo, podczas gdy krytycyzm i potępienie jedynie wzmagają złość i rozczarowanie. Aidan był apostołem wśród Anglosasów. Około 630 król Anglosasów zaprosił do swego państwa misjonarza chrześcijańskiego. Wysłany misjonarz nie wytrzymał tam jednak długo, a po powrocie stale opowiadał o „upartości i barbarzyńskich skłonnościach Anglików”. „Anglicy nie mają żadnych dobrych obyczajów - powiadał - postępują oni jak zwierzęta”. Mówił o niemożliwości prowadzenia pracy misyjnej wśród tych ludzi. Po chwili odezwał się Aidan: „Uważam, bracie, że byłeś zbyt wymagający w stosunku do tak niewychowanych słuchaczy, należałoby prowadzić ich bardzo łagodnie, najpierw podając mleko naszej wiary, a potem dopiero stały pokarm”. Następnym misjonarzem był Aidan, którego łagodność zdobyła dla Chrystusa tych samych ludzi, tak bardzo krytykowanych przez poprzedniego mnicha.
2. Chociaż Paweł osobiście nie znał odbiorców swego Listu w Rzymie, to jednak mimo to stale modlił się o nich. Chrześcijańskim przywilejem i obowiązkiem jest przynoszenie swoich bliźnich i krewnych w wierze do tronu łaski Bożej. W jednym ze swoich kazań na temat Modlitwy Pańskiej Grzegorz z Nysy powiada:
Skutkiem modlitwy jest społeczność z Bogiem i jeżeli ktoś przebywa z Bogiem, jest odgrodzony od nieprzyjaciela. Przez modlitwę strzeżemy swojej czystości, jesteśmy w stanie panować nad sobą, pozbywamy się próżności. Dopomaga to nam zapomnieć o krzywdach własnych, przezwyciężyć zazdrość, pokonać niesprawiedliwość i naprawić krzywdy wyrządzone przez grzech. Dzięki modlitwie uzyskujemy dobre samopoczucie fizyczne, szczęśliwy dom i silne, dobrze ułożone społeczeństwo... Modlitwa jest pieczęcią dziedzictwa i gwarancją wierności małżeńskiej. Ona strzeże podróżnego, troszczy się o śpiącego i dodaje odwagi czuwającemu... Ona pokrzepia znużonych i pociesza smutnych. Modlitwa jest rozkoszą dla radujących się i pocieszeniem dla strapionych... Modlitwa świadczy o zażyłych stosunkach z Bogiem i kontemplacji nad rzeczami niewidzialnymi... Modlitwa jest radowaniem się z rzeczy obecnych i pewnością rzeczy przyszłych.
Jeżeli przebywamy z dala od swoich bliskich i niczym nie możemy sprawić im radości, to przynajmniej możemy otoczyć ich bezpiecznym murem swoich modlitw.
3. Paweł w swojej pokorze zawsze był gotowy zarówno do otrzymywania jak i dawania. Na samym początku przyznaje, że pragnął odwiedzić Rzym, aby swoim darem utwierdzić tamtejszy zbór chrześcijański w wierze. Następnie uzupełnił tę myśl, dodając, że przez swoje przybycie do Rzymu pragnie wzajemnego pocieszenia i zbudowania, obie strony mają odkryć w sobie coś nowego. Istnieją dwa rodzaje nauczycieli. Jedni patrzą na swoich podopiecznych z góry, nakazując im jedynie, co muszą przyjąć i z czym powinni się zgodzić. Zaś drudzy nauczyciele po prostu powiadają do uczących się: „Zbliżmy się do siebie i razem zechciejmy zastanowić się nad tą sprawą”. Paweł był największym myślicielem pierwotnego Kościoła, a jednak myślał o ludziach, którym miał zwiastować, stawiał siebie w pozycji nie tyle dającego, ale też i otrzymującego. Pokora jest potrzebna nie tylko uczącym się, ale też i nauczającym.
4. Wiersz 14 w języku greckim ma podwójne znaczenie, a jego treść jest prawie nieprzetłumaczalna. Starszy przekład oddaje to następująco: „Jestem dłużnikiem Greków i barbarzyńców”. Pisząc te słowa Paweł miał na myśli dwie rzeczy. Był dłużnikiem, ponieważ tak wiele sam otrzymał, i był dłużnikiem, ponieważ miał obowiązek zwiastowania dla wszystkich. To bardzo skondensowane zdanie znaczy: „Ze względu na wielkie wartości, które sam otrzymałem i ze względu na obowiązek służenia innym, jestem zobowiązany wobec wszystkich ludzi”. Może wydawać się to dziwnym, że pisząc List do Rzymian Paweł wspomina Greków. W tamtych czasach słowo Grek straciło już swoje narodowe znaczenie. W każdym bądź razie nie oznaczało już mieszkańca Grecji. Podboje Aleksandra Macedońskiego pozwoliły językowi i kulturze greckiej opanować cały świat. Grekiem nie nazywano już tylko człowieka greckiej narodowości. Teraz Grekiem był każdy, kto znał kulturę i myśl grecką. Barbarzyńca to dosłownie człowiek mówiący bar-bar, czyli językiem brzydkim i wysoce nieharmonijnym w porównaniu z pięknym i bogatym językiem greckim. Grekiem był więc człowiek określonej konstrukcji myślowej, duchowej i kulturalnej. Jeden z Greków tak powiadał o swoich rodakach: „barbarzyńcy potykają się o prawdę, którą tylko Grek może zrozumieć”. Paweł uważał więc, że jego poselstwo, dług i obowiązek są kierowane do mądrych i niemądrych, do kulturalnych i niekulturalnych, do wykształconych i niewykształconych. Posiadał poselstwo przeznaczone dla całego świata i dlatego bardzo pragnął, aby pewnego dnia dotrzeć z nim również do Rzymu.
Dobra Nowina, którą należy się chlubić (1,16-17)
Czytając te dwa wiersze dochodzimy do wniosku, że po krótkim wprowadzeniu Paweł przeszedł już do zasadniczego tematu. Wiele klasycznych utworów muzycznych rozpoczyna się wysokimi tonami wszystkich instrumentów, a następnie wyłania się temat, który ma być szczegółowo opracowany i rozwijany. Powodem tego było ich początkowe wykonywanie na prywatnych spotkaniach w większych domach. Gdy artysta siadał już przy pianinie, od strony zebranych dochodził jeszcze szmer ściszonych rozmów. Aby zwrócić ich uwagę, wykonywał bardzo głośną przygrywkę, a następnie przechodził do właściwego tematu. Dotąd Paweł nawiązywał bliższy kontakt z ludźmi, do których pisał, starał się zaabsorbować ich uwagę. Teraz, po słowach wstępnych, przeszedł do właściwego tematu.
Są tu tylko dwa wiersze, ale tak bardzo bogate, zawierające tak istotne elementy ewangelii Pawła, że musimy poświęcić im trochę więcej czasu.
Paweł szczyci się ewangelią, którą ma przywilej zwiastować. Można byłoby się dziwić takiej postawie, znając życie tego człowieka. Oto został uwięziony w Filippi, był ścigany w Tesalonice, uciekał po kryjomu z Berei, został wyśmiany w Atenach. Głosił tę ewangelię w Koryncie, gdzie jego poselstwo było głupstwem dla Greków i zgorszeniem dla Żydów, a jednak Paweł był dumny z tego poselstwa. Ewangelia zawierała w sobie coś, co pozwalało mu przezwyciężyć wszelkie krzywdy ze strony ludzi.
W tekście tym znajdujemy trzy wielkie słowa. Są one głównymi filarami myśli i wiary Pawła.
1. Spotykamy się tu z pojęciem zbawienia (soteria). W tamtym okresie historii było ono obiektem ogólnego zainteresowania. Kiedyś filozofia grecka miała charakter spekulatywny. Pięćset lat przed Chrystusem Grecy szczególnie żywo dyskutowali nad jednym problemem - z jakiego zasadniczego elementu składa się świat? Istniała filozofia spekulatywna i naturalna. Stopniowo jednak, z biegiem stuleci, przenikało do niej życie. Tyrani, pogromcy i niebezpieczeństwa zaczęły coraz bardziej zagrażać ludziom. Gdy coraz bardziej ujawniało się zepsucie i słabość człowieka, filozofia zmieniła swoje akcenty. Przestała być filozofia naturalną, stając się filozofią moralną. Jej zadaniem było zbudowanie „muru obronnego, który byłby w stanie powstrzymać rozwój chaosu w świecie”. Epiklet nazywał swoją salę wykładową „szpitalem chorej duszy”. Epikur swoją naukę uważał za „lek ku zbawieniu”. Seneka, współczesny Pawłowi, powiadał, że wszyscy ludzie rozglądają się ad salutem, za zbawieniem. Potrzebujemy, powiadał „opuszczonej ręki, która podniosłaby nas do góry”. Jego zdaniem ludzie są świadomi „swojej słabości i niewystarczalności w rzeczach podstawowych”. On sam, jak powiadał, był homo nontolerabilis, człowiekiem nie zasługującym na tolerancję. Z goryczą przyznawał, że ludzie kochają swoje wady, a jednocześnie nienawidzą ich. W tym beznadziejnym świecie, jak powiada Epiklet, ludzie szukają pokoju „nie pochodzącego od cesarza, lecz od Boga”. Chyba nigdy przedtem w historii ludzie tak bardzo i tak powszechnie nie poszukiwali zbawienia. I właśnie to zbawienie, tę poszukiwaną moc, ten pokój przyniosło na świat chrześcijaństwo.
A teraz zobaczmy czym jest ta chrześcijańska soteria, to chrześcijańskie zbawienie.
a) Było to zbawienie od fizycznego niedomagania (Mt 9,21; Łk 8,36). Nie było to więc coś nierzeczywistego, zupełnie obcego. Celem zbawienia jest uzdrowienie człowieka na ciele i duszy.
b) Było to zbawienie od niebezpieczeństwa (Mt 8,25; 14,30). Nie znaczy to, że zbawienie to uwalniało człowieka od niebezpieczeństw, lecz dawało mu bezpieczeństwo duszy bez względu na sytuację. W czasie pierwszej wojny światowej Rupert Brook pisał w swoim wierszu pt. Bezpieczeństwo:
Bezpieczna będzie moja droga
Tajemna broń uchroni mnie od wszelkich zakus śmierci;
Bezpieczny choć wszystko stracone, bezpieczny gdzie wszyscy giną;
I choć wszystkie biedne członki umrą, wciąż jestem bezpieczny.
W swoim Paracelsusie Browning powiada:
Jeżeli się pochylę
w ciemne i straszne morze chmury,
to tylko na krótką chwilę; przycisnę Bożą lampę
mocno do swojej piersi; jej światło wcześniej czy później
przeszyje mrok, wtedy i ja powstanę.
Chrześcijańskie zbawienie czyni człowieka bezpiecznym i niezależnym od jakiejkolwiek sytuacji zewnętrznej.
c) Było to zbawienie od skażenia życia. Człowiek zostaje uratowany od grzesznego życia i przewrotnego pokolenia (Dz 2,40). Będąc chrześcijaninem człowiek posiada w sobie pewnego rodzaju boski antybiotyk, który chroni go przed zakażeniem ze strony złego świata.
d) Było to zbawienie od zguby (Mt 18,11; Łk 19,10). Jezus przyszedł, aby szukać i zbawić to, co zginęło. Człowiek zgubiony to ten, który znajduje się na niewłaściwej drodze, na drodze prowadzącej do śmierci. Zbawionymi są ci, którzy zostali postawieni na właściwej drodze życia.
e) Było to zbawienie od grzechu (Mt 1,21). Człowiek jest podobny do niewolnika, który nie może uciec od swego pana. Jest on podobny do pacjenta, który zna swoje niedomagania, wie co jest tego powodem, ale nie może znaleźć właściwego leku na tę słabość. Chrześcijańskie zbawienie wyzwala go od tyranii grzechu.
f) Było to zbawienie od gniewu Bożego (Rz 5,9). Omawiając następne wiersze więcej uwagi poświęcimy temu zagadnieniu. W tym miejscu trzeba powiedzieć jedno: w świecie istnieje nieubłagane prawo moralne, które według chrześcijańskiej wiary jest przyczyną nieuniknionego sądu. Bez zbawienia, udostępnionego przez Jezusa Chrystusa, człowiek zasługuje wyłącznie na sąd.
g) Było to zbawienie eschatologiczne. Inaczej mówiąc jest to zbawienie, którego wypełnienie sięga poza okres czasu. Jego pełne znaczenie i błogosławieństwo objawi się w ostatecznym triumfie Jezusa Chrystusa (Rz 13,11; 1 Kor 5,5; 2 Tm 4,18; 1 P 1,5).
Pojawiając się na beznadziejnym świecie, chrześcijańska wiara zaoferowała mu zbawienie, soterię, która zapewniła człowiekowi bezpieczeństwo w doczesności i wieczności.
2. Spotykamy się tu z pojęciem wiary. W myśli pawłowej wiara jest bardzo bogatym słowem.
a) W jej najprostszym znaczeniu jest to wierność, zaufanie. Pisząc do Tesaloniczan, Paweł pragnął dowiedzieć się o ich wierze. To znaczy chciał wiedzieć, z jakim wysiłkiem zdaje egzamin ich wierność. W 2 Ts 1,4 wiara i cierpliwość łączą się ze sobą. Wiara jest cierpliwą wiernością i ufnością, które cechują prawdziwego żołnierza Jezusa Chrystusa.
b) Wiara znaczy zaufanie. Jest to przekonanie, że coś jest prawdą. W 1 Kor 15,17 Paweł powiada Koryntianom, że jeżeli Chrystus nie powstał z martwych, to ich wiara jest daremna. Wszystko, w co wierzyli, staje się ruiną. Wiara jest przyjmowaniem, że chrześcijańskie poselstwo jest prawdą.
c) Czasem wiara oznacza religię chrześcijańską. W 2 Kor 13,5 Paweł radzi swoim przeciwnikom, aby sprawdzili siebie czy są jeszcze w wierze, to znaczy czy są jeszcze w obrębie chrześcijańskiej wiary.
d) Wiara czasem jest ekwiwalentem niezniszczalnej nadziei, „gdyż w wierze - pisze Paweł - a nie w oglądaniu pielgrzymujemy” (2 Kor 5,7).
e) Najczęściej jednak słowa „wiara” używa Paweł w znaczeniu całkowitej akceptacji i absolutnego zaufania. Chodzi tu o przyjęcie założenia, że istnieje Bóg. Znaczy to również, że wszystko, co Jezus powiedział, jest prawdą, na której należy oprzeć swoją doczesność i wieczność. „Wierzę w Boga - powiedział Stevenson - i gdybym nawet przebudził się w piekle, nadal bym w Niego wierzył.”
Wiara zaczyna się od wrażliwości, a przynajmniej od chęci słuchania poselstwa prawdy. Następnie dotyczy ona zgody umysłu. Człowiek najpierw słucha, a następnie zgadza się, że usłyszane stwierdzenia są prawdą. Jednak zgoda umysłu nie zawsze wyraża się w działaniu. Wielu ludzi dobrze wie, co jest prawdą, jednak nie zmieniają oni swego postępowania, nie starają się żyć zgodnie ze swoimi przekonaniami. Ostatni stopień następuje wtedy, gdy zgoda umysłu zamienia się na całkowite poddanie. Pełna wiara chrześcijańska składa się więc z trzech etapów: człowiek słucha chrześcijańskiego poselstwa, przyjmuje je za prawdę, a następnie całkowicie poddaje się prądowi tego poselstwa.
3. Spotykamy tu pojęcie usprawiedliwienia. Nie ma chyba dla nas w Nowym Testamencie trudniejszego słowa niż usprawiedliwienie, usprawiedliwić, sprawiedliwość, sprawiedliwy. W Liście tym wiele razy będziemy spotykać się z tym słowem. W tym miejscu podamy tylko zarys ogólnej myśli Pawła odnośnie tego tematu.
Na określenie usprawiedliwienia Paweł używa tu greckiego czasownika dikaiun, od którego pierwsza osoba liczby pojedynczej w czasie teraźniejszym brzmi dikaioo - usprawiedliwiam. Powinniśmy wyraźnie to sobie powiedzieć, że słowo usprawiedliwiam użyte w tym znaczeniu, ma zupełnie inny sens od ogólnie przyjętego. Jeżeli bowiem usprawiedliwiamy się, to przytaczamy dowody na to, że mamy rację. Jeżeli ktoś nas usprawiedliwia, to przytacza pewne fakty, które dowodzą, że postępowaliśmy w sposób właściwy. Jednak wszystkie czasowniki w języku greckim kończące się na oo wcale nie oznaczają udowadniania komuś czegoś ani nie czynią danej osoby lub rzeczy czymś; zawsze mówią raczej o traktowaniu, uważaniu, przyjmowaniu danej osoby za coś. Jeżeli więc Bóg usprawiedliwia grzesznika, to nie znaczy, że znajduje On podstawy, aby dowieść mu jego prawości - wcale nie. Nie znaczy to także, że czyni On grzesznika dobrym człowiekiem. Oznacza to natomiast, że Bóg traktuje grzesznika tak, jak gdyby wcale nie był on grzesznikiem. Zamiast traktowania grzesznika jako przestępcy, Bóg uważa go za dziecko, godne swojej miłości. To właśnie określa się słowem usprawiedliwienie. Bóg nie uważa już nas za swoich wrogów, lecz przyjaciół, traktuje nas nie jako złych, zasługujących jedynie na karę, lecz jako dobrych. Znaczy to, że patrzy na nas nie jako na gwałcicieli prawa czekających na ukaranie, lecz jako na godnych miłości. W tym tkwi istotna treść ewangelii.
Być usprawiedliwionym to wejść do nowej społeczności z Bogiem. Dystans, wrogość i strach zostają zamienione miłością, zaufaniem i przyjaźnią. Nie zbliżamy się już do Boga pałającego wyłącznie gniewem. Idziemy do Boga promieniującego przebaczeniem i odkupieńczą miłością. Usprawiedliwienie (dikaiosine) jest naprawieniem wzajemnych stosunków między Bogiem i człowiekiem. Człowiekiem sprawiedliwym jest ten, który pozostaje we właściwych stosunkach z Bogiem - i tu jest niezmiernie ważna rzecz - stosunki te nie są wynikiem jego własnych dokonań, lecz skutkiem tego, czego dokonał Bóg. To pojednanie z Bogiem nie dokonało się przez drobiazgowe wypełnienie nakazów zakonu. W pełnym zaufaniu człowiek rzucił się w objęcia cudownej łaski i miłości Bożej i w ten sposób wszedł do społeczności z Nim.
W starszych przekładach spotykamy bardzo skondensowany zwrot: Sprawiedliwy z wiary żyć będzie. Mówiąc o sprawiedliwości Paweł miał na uwadze człowieka, który znajduje się we właściwych stosunkach z Bogiem i to nie z powodu swoich zasług, lecz na skutek wiary w to, czego dokonała miłość Boża, i który wie czym jest życie w doczesności i wieczności. I według Pawła dzieło Jezusa Chrystusa polega na udostępnieniu człowiekowi wejścia do nowej i niezwykle kosztownej społeczności z Bogiem. Bezpowrotnie znikł strach, a pojawiła się miłość. Bóg, którego ludzie dotąd uważali za swego wroga, stał się ich przyjacielem.
Gniew Boży (1,18-23)
W poprzednim tekście Paweł miał na uwadze społeczność z Bogiem, do której człowiek mógł wejść przez wiarę, całkowite zaufanie i oddanie. Tutaj mówi o gniewie Bożym, na który naraża się każdy człowiek świadomie odrzucający Bożą rzeczywistość i oddający cześć swoim własnym myślom i bożkom zamiast prawdziwemu Bogu.
Spotykamy tu trudniejsze zagadnienie dotyczące gniewu Bożego i dlatego musimy poświęcić mu nieco więcej uwagi. Na pewno jest to wyrażenie wzbudzające trwogę. Co ono oznacza? Co miał na uwadze Paweł używając tego zwrotu?
Z gniewem Bożym spotykamy się w Starym Testamencie. W pierwszych księgach Starego Testamentu gniew Boży przeważnie łączy się z pojęciem ludu przymierza. Lud izraelski pozostawał w szczególnych stosunkach z Bogiem. Bóg wybrał ten lud, a następnie zaproponował mu specjalne warunki, których dotrzymanie gwarantowało pozostanie w społeczności z Bogiem (2 Mjż 24,3-8). Dotyczyło to dwóch spraw.
a) Jakiekolwiek naruszenie prawa zrywało wzajemne więzi między Bogiem i ludem, przekreślało przymierze między Bogiem i Izraelem. W 4 Mjż 16 mówi się o rebelii Koracha, Datana i Abirama. Mojżesz nakłonił Aarona, by dokonał zadośćuczynienia za grzech ludu, „gdyż Pan rozgniewał się” (4 Mjż 17,11). Również gdy Izraelici zostali zwiedzeni i oddawali cześć Baalowi „Pan rozgniewał się na Izraela” (4 Mjż 25,3). Ponieważ Izrael znajdował się w szczególnych stosunkach z Bogiem, najmniejsze naruszenie prawa Bożego prowokowało Boga do gniewu.
b) Gniew Boży kierował się na jakikolwiek kraj, który uciskał, okropnie i niesprawiedliwie traktował Izraela. Ponieważ Babilonia zbyt okrutnie traktowała Izraela, „z powodu gniewu Pana będzie nie zamieszkała i cała stanie się pustynią” (Jr 50,13). Ze względu na szczególne stosunki z Bogiem, grzech Izraela czy grzech innych przeciwko niemu wywoływały gniew Boży.
Również u proroków znajdujemy pojęcie gniewu Bożego, chociaż zmienia się nieco jego akcent. W żydowskiej myśli religijnej poczynając od proroków dominuje pojęcie dwóch wieków. Jest to ten wiek, pełen zła i przewrotności, i złoty wiek, całkowicie dobry. Jest to wiek obecny i przyszły. Te dwa wieki rozdzielał Dzień Pana. Miał to być dzień straszliwej zemsty i sądu, gdy cały świat zostanie poruszony, grzesznicy zniszczeni, a wszechświat należycie przygotowany na przyjście Królestwa Bożego. Wtedy właśnie gniew Pana ujawni się ze szczególną mocą. „Oto nadchodzi dzień Pana, okrutny, pełen srogości i płonącego gniewu, aby obrócić ziemię w pustynię” (Iz 13,9). „Z powodu gniewu Pana Zastępów wypalona jest ziemia” (Iz 9,19). Ezechiel (7,19) mówi o „dniu gniewu Pana”. Bóg wyleje na narody „swoją popędliwość, cały żar swojego gniewu” (Sof 3,8).
Prorocy nie uważają jednak, że gniew Boży będzie powstrzymany aż do tego dnia straszliwego sądu. Widzieli oni gniew Boży w ciągłej akcji. Gdy Izrael odszedł od Boga, gdy buntował się przeciwko Niemu i był niewierny, wtedy rozpalał się gniew Boży, który powodował nieszczęścia, klęski i niewolę narodu wybranego.
Według proroków gniew Boży był stale w działaniu, którego największe nasilenie nastąpi w Dniu Pana.
Współczesny uczony powiedział o tym w ten sposób: Ponieważ Bóg jest Bogiem i to Bogiem świętym, nie może On tolerować grzechu i dlatego gniew Boży jest Jego „unicestwiającą reakcją” wobec grzechu.
Trudne jest to dla nas do zrozumienia i przyjęcia. Tego rodzaju religię łączymy raczej ze Starym niż Nowym Testamentem. Nawet Luter miał z tym trudności. O Bożej miłości mówił jako o Jego własnym dziele, zaś gniew Boży nazywał Jego dziwnym, obcym dziełem. Dla chrześcijańskiego umysłu jest to rzecz trudna do rozwiązania.
Postarajmy się zauważyć jak Paweł rozumiał tę sprawę. Dr C. H. Dodd bardzo umiejętnie i głęboko omawia to zagadnienie. Paweł często nawiązuje do pojęcia gniewu. Dziwną rzeczą jest jednak to, że mówiąc o gniewie Bożym, Paweł nigdy nie mówi o zagniewanym Bogu. Często mówi o Bożej miłości i miłującym Bogu. Mówi o łasce Bożej i łaskawym Bogu. Mówi o Bożej wierności i Bogu, który jest wierny swemu ludowi. Kiedy mówi jednak o gniewie Bożym, nigdy nie wspomina o rozgniewanym Bogu. A więc pod tym względem zachodzi tu pewna różnica zachodząca między Bogiem miłości i gniewu. Tylko trzy razy Paweł wspomina o gniewie Bożym. Czyni to w omawianym przez nas tekście oraz w Liście do Efezjan 5,6 i Liście do Kolosan 3,6. W obydwu wymienionych tekstach mówi o gniewie Bożym spadającym na dzieci nieposłuszeństwa. Zupełnie jednak inaczej Paweł mówi o gniewie bez wzmianki, że jest to gniew Boży, mówi o nim w sposób nieosobowy, jak gdyby słowo to miało być napisane dużą literą - Gniew - i oznaczało pewną nieosobową moc działającą w świecie. W Rz 3,5 mówi on o Bogu, który „wywiera gniew”. W Rz 5,9 mówi o zachowaniu od Gniewu. W Rz 12,19 radzi nie wywierać zemsty, lecz zostawić ją Gniewowi. W Rz 13,5 mówi o Gniewie, który utrzymuje ludzi w posłuszeństwie. W Rz 4,5 mówi, że zakon sprowadza Gniew. A w 1 Ts 1,10 czytamy, że Jezus wyzwolił nas od nadchodzącego Gniewu. I tu spotykamy coś nowego. Paweł mówi o Gniewie, od którego Jezus nas wybawił.
A teraz wróćmy do proroków. Prorocy mówili o gniewie Bożym i bardzo często ich poselstwo twierdziło, że jeżeli ludzie nie staną się posłuszni, gniew ten spadnie na nich. W jaki sposób zostanie to uwidocznione? Gniew Boży wyrazi się w postaci klęski, niewoli i nieszczęść narodowych. Inaczej mówiąc poselstwo prorockie powiadało: „Jeżeli nie usłuchacie Boga, Jego gniew sprowadzi na was nieszczęście i ruinę”. Ezechiel wypowiada tę prawdę nieco inaczej: „Każdy, kto grzeszy, umrze” (18,4). Gdybyśmy musieli wyrazić to językiem współczesnym, użylibyśmy innej terminologii. Powiedzielibyśmy: „W tym świecie istnieje moralny porządek, i człowiek, który ten porządek narusza, wcześniej czy później zostanie narażony na cierpienie”. Tak właśnie powiedział wielki historyk J. A. Froude: „Jedną i tylko jedną lekcję historia powtarza szczególnie wyraźnie, że na dłuższą metę pomyślność czeka dobrych, a ostatecznie zło czeka na przewrotnych”. Poselstwo proroków izraelskich wyraźnie twierdziło, że w tym świecie istnieje pewien moralny porządek. Wniosek jest prosty - tym moralnym porządkiem jest gniew Boży w działaniu. Bóg uczynił ten świat w taki sposób, że każde naruszenie Jego prawa mści się na nas. Gdybyśmy jednak byli pozostawieni na łasce tego niezmiennego i nieubłaganego prawa moralnego, równałoby się to skazaniu na śmierć i zniszczeniu. To prawda, świat jest tak urządzony, że każdy, kto grzeszy, musi umrzeć - jeżeli ten moralny porządek miałby o wszystkim decydować. Jednak do sytuacji tej wchodzi miłość Boża, która w akcie niewiarygodnej łaski podnosi człowieka i ratuje go przed zagrażającym mu gniewem.
Gniew Boży jest nieuniknioną karą za grzech. Gniew ten jest częścią struktury wszechświata. Miłość Boża w oparciu o dokonane przez Jezusa dzieło ratuje nas od konsekwencji naszego buntu przeciw temu moralnemu porządkowi.
Paweł idzie dalej, twierdząc, że człowiek nie może zasłaniać się nieznajomością Boga i Jego prawa. Boga można poznać na podstawie Jego dzieł w otaczającym nas świecie. Zawsze można coś powiedzieć o człowieku na podstawie jego twórczości. Tak samo można coś powiedzieć o Bogu obserwując stworzony przez Niego świat. Wiedzieli o tym autorzy ksiąg Starego Testamentu. W księdze Hioba rozdziały od 38 do 41 oparte są na tej zasadzie. Dobrze wiedział o tym również Paweł. Przemawiając do pogan w Listrze zaczął od faktów zaobserwowanych w świecie (Dz 14,17). Tertulian, wielki ojciec wczesnego chrześcijaństwa, też był przekonany, że Boga da się zauważyć w Jego świecie. „To nie pióro Mojżesza pozwala nam poznać Stworzyciela... Ogromna większość ludzkości, nigdy nie słyszała o Mojżeszu - ani o jego księgach - mimo to zna Boga Mojżesza”. „Przyroda - powiada on - jest nauczycielem, a dusza uczniem”. „Jeden kwiat żywopłotu - nie mówiąc o kwiatku na łące, jedna muszelka przy jakimkolwiek morzu - nie mówiąc o perle z Czerwonego Morza, jedno pióro zwykłego ptaka - nie mówiąc już o pawiu - czyż nie świadczą o wielkości Stworzyciela?” „Jeśli ofiaruję ci różę, na pewno nie będziesz lekceważyć jej Stworzyciela”. W świecie możemy widzieć Boga. Argument Pawła jest dobrze uzasadniony: w świecie cierpienie zawsze następuje po grzechu. Kto naruszy zasadę uprawy roli, ten poniesie straty przy żniwach. Kto niedopatrzy praw architektury, tego budynek wkrótce runie. Kto naruszy zasady zdrowotności, ten naraża się na cierpienia fizyczne. Paweł powiada: „Patrzcie na świat! Zauważcie jak jest on skonstruowany! Obserwując świat, dowiecie się, jaki jest Bóg”. Grzesznik nie ma dowodów na swoje usprawiedliwienie.
Paweł idzie o krok dalej. Co czynił grzesznik? Zamiast spoglądać ku Bogu, przyglądał się samemu sobie. Angażował się do bezsensownych spekulacji, uważając, że jest mądry, choć cały czas był głupcem. Dlaczego? Ponieważ zamiast woli Bożej zasadą i prawem życia czynił swoje własne pojęcia, swoje spekulacje. Błąd grzesznika polegał na tym, że człowieka czynił panem wszystkich rzeczy. Zasady te wynajdował w swoich poglądach, a nie w prawie Bożym, ponieważ patrzył na siebie, a nie na Boga. Żył w świecie egocentrycznym, a nie Bogocentrycznym. Szedł nie patrząc na Boga, lecz na siebie samego i dlatego upadł jak ci, którzy nie patrzą dokąd idą.
Jaki był tego skutek? Skutkiem tego było bałwochwalstwo. Chwała Boża została zamieniona na podobieństwo postaci ludzkich i zwierzęcych. Gdzie tkwią korzenie grzechu bałwochwalstwa? Tkwią one w egoizmie. Sam człowiek tworzy bożka. Składa mu ofiary i kieruje do niego swoje modlitwy. Dlaczego? Aby realizować własne plany i marzenia. Wszystkie jego zabiegi w tej dziedzinie mają na uwadze wyłącznie jego samego, a nie Boga.
W całym fragmencie mamy do czynienia z faktem mówiącym o tym, że treścią i podstawą grzechu jest umieszczenie siebie na miejscu Bożym. Człowiek wtedy grzeszy, gdy zamiast Boga czci siebie samego.
Ludzie, z którymi Bóg jest bezradny (1,24-25)
Słowo przetłumaczone tu jako pożądliwość (epitimia) ma wielkie znaczenie w tym tekście. Arystoteles określał epitimia jako szukanie przyjemności. Stoicy określali to jako dążenie do przyjemności, które zaciemnia wszelki rozsądek. Klemens Aleksandryjski nazywał to pragnienie bezpodstawnym dążeniem do tego, co daje zadowolenie tylko jednej stronie. Epitimia jest więc silnym pragnieniem zakazanej przyjemności. Jest to pragnienie, które popycha ludzi do bezwstydnych rzeczy. Jest to rodzaj oszołomienia pozwalający człowiekowi na rzeczy, których nigdy by on nie uczynił, gdyby nie to ślepe pragnienie nie odebrało mu poczucia godności własnej, roztropności i przyzwoitości. Taka postawa charakteryzuje człowieka, który całkowicie oddał się przyjemnościom tego świata i zupełnie zapomniał o swoim Stworzycielu. Takie życie prowadzi człowiek, który całkowicie zanurzył się w ten świat i nawet nie uświadamia sobie istnienia Boga.
Straszną rzeczą jest mówić o kimś, kogo Bóg opuścił. W tym wypadku istnieją dwa powody tego faktu.
1. Bóg dał człowiekowi wolną wolę i teraz ją respektuje. Ostatecznie sam Bóg nie ingeruje w postanowienia wolnej woli. W Ef 4,19 Paweł mówi o ludziach, którzy „oddali się rozpuście dopuszczając się wszelkiej nieczystości z chciwością”. W postępowanie to zaangażowali całą swoją wolę. W Księdze Ozeasza (4,17) znajdujemy straszną wypowiedź: „Efraim przyłączył się do bałwanów, niech pozostanie sam”. Przed człowiekiem stoi możliwość wyboru. Tak musi być. Bez możliwości wyboru nie może być dobroci ani miłości. Wymuszona dobroć nie jest dobrocią, a wymuszona miłość w ogóle nie jest miłością. Jeżeli ludzie świadomie odwracają się od Boga, choć posłał On na ten świat swego syna Jezusa Chrystusa, nawet sam Bóg nie jest w stanie cokolwiek dla nich uczynić. Gdy Paweł mówi, że Bóg opuścił ludzi, zezwalając im nurzać się w nieczystości, w słowie „opuścił” nie ma nuty gniewu. W stwierdzeniu tym nie mówi się też o potępieniu czy sądzie. Jest to jedynie smutne stwierdzenie, ubolewanie osoby kochającej, która zrobiła wszystko, co było w jej mocy. Dokładnie określa ono uczucie ojca, na którego oczach jego rodzony syn wychodzi z domu udając się do obcego kraju. Patrząc na to wydarzenie, ojciec bardziej smuci się z tego powodu niż gniewa.
2. Jednak w słowie opuścić (wydać) jest jeszcze więcej treści - mówi ono o sądzie. Jednym ze smutnych faktów życia jest to, że grzech rodzi grzech. Im więcej człowiek grzeszy, tym łatwiej mu to przychodzi. Przy pierwszym grzechu może jeszcze wzdrygać się przed swoim postępowaniem, zaś dalsze grzechy nie wywołują już zażenowania. To nie Bóg jednak karze człowieka. To sam człowiek ściąga na siebie karę. Stopniowo staje się niewolnikiem grzechu. Żydzi dobrze o tym wiedzieli i dlatego na temat ten mieli wiele powiedzeń. „Każde wypełnienie obowiązków jest nagradzane innymi obowiązkami, a każde przestępstwo jest karane innym przestępstwem”. „Ktokolwiek stara się zachować siebie czystym, otrzyma do tego niezbędną moc, a kto jest nieczysty, temu drzwi do występku stoją otworem”. „Kto buduje ogrodzenie, ten jest naokoło ogrodzony, a kto traci nadzieję - ginie”. Najstraszniejszą cechą grzechu jest jego siła rozrodcza. Wielka odpowiedzialność wolnej woli polega na tym, że w końcu może ona być osłabiona i człowiek staje się niewolnikiem grzechu, zostaje wydany na łup własnych pożądliwości. Grzech zawsze jest kłamstwem, gdyż grzesznik uważa, że przez grzeszne postępowanie stanie się szczęśliwym, a tymczasem jego życie staje się tragedią zarówno dla niego osobiście jak i innych, i to zarówno w świecie doczesnym jak i przyszłym.
Wiek bezwstydu (1,26-27)
Czytając tekst Rz 1,26-32 ma się wrażenie, że został on napisany przez współczesnego autora, który opisuje dzisiejszą sytuację przesadnie używa ciemnych kolorów. Jest to opis degradacji moralnej, która chyba nie ma sobie równej w historii ludzkości. Właściwie Paweł nie mówi tu nic nowego, o tym samym pisali również współcześni mu pisarze greccy i rzymscy.
1. Był to wiek, gdy wydawało się, że wszystko wymknęło się spod kontroli. Wirgiliusz pisał: „Dobro i zło są zmieszane ze sobą; wiele wojen przetoczyło się przez ten świat, a z nimi wiele form zła; pług nie jest już otoczony szacunkiem, rolnicy odeszli i pola porosły chwastami; sierpy zostały zamienione na miecze. Na Wschodzie Eufrat podburza do wojny, na Zachodzie - Niemcy; ba, sąsiadujące miasta zrywają wzajemne przymierza dobywając miecza i nadzwyczajny gniew boga wojny płonie na całym świecie; nawet powozy cyrkowe wypadają z bram, dziko włączają się do gonitwy, a oszalałe konie naciągają do ostateczności lejce wcale nie reagują na wędzidła”. Był to świat, w którym szalał gwałt. Opisujący ten okres historii, Tacyt powiada: „Jest to okres bogaty w nieszczęścia, zaciemniony wojnami, szarpany buntami, dziki w czasie każdej spokojnej godziny... To wielki obłęd nienawiści i terroru; niewolnicy są przekupywani, by zdradzili swoich panów, a wolni - protektorów. Kto nie miał wroga, był niszczony przez przyjaciela”. Swetoniusz tak pisze o panowaniu Tyberiusza: „Żaden dzień nie mijał bez egzekucji”. Był to wiek jawnego terroru. „Rzym - powiada historyk Liwiusz - nie może wytrzymać z powodu swoich niedomagań, ani nie zna środka, które by je uleczyły”. Poeta Propertius pisał: „Widzę jak dumny Rzym ginie, stając się ofiarą swego dobrobytu.” Był to również wiek moralnego samobójstwa. Satyryk Juwenaliusz pisze: „Ziemia nie rodzi już nic innego jak ludzi złych i tchórzliwych. Gdy Bóg, jeżeli On istnieje, spogląda z góry, śmieje się z nich i nienawidzi ich”. Dla człowieka myślącego był to wiek, gdy wszystko wydawało się wymykać spod kontroli, gdy człowiek mógł słyszeć szyderczy śmiech bogów. Jak powiedział Seneka, był to wiek „dotknięty niepokojem duszy, która nie mogła już panować nad sobą”.
2. Był to wiek niespotykanego dostatku. W publicznych łaźniach Rzymu gorąca i zimna woda płynęła ze srebrnych zaworów. Kaligula na podłogę areny cyrkowej zamiast trocin rozsypywał złoty proszek. Juwenaliusz z goryczą powiada: „Zbytek bardziej okrutnie niż wojna szaleje w Rzymie... Od czasu zniknięcia ubóstwa nie brakuje w nim przestępstw i uczynków pożądliwości”. „Pieniądze, matka rozpusty... pozbawiające sił bogactwa podcięły żyły tego wieku przy pomocy odrażającego zbytku”. Seneka mówił o pieniądzach, które poniżają honor wielu rzeczy. „Nie pytamy już czym jest dana rzecz, lecz ile ona kosztuje.” Był to wiek znużony przeciętnością i dlatego tak bardzo poszukiwał nowych sensacji. Lukrecjusz mówi o „gorzkości, która sama wypływa z samego źródła przyjemności”. Zbrodnia była jedynie odtrutką na nudę, aż w końcu Tacyt powiedział: „Im większa podłość, tym większa przyjemność”.
3. Był to wiek wyjątkowej niemoralności. W pierwszych 520 latach republiki rzymskiej był tylko jeden przypadek rozwodu. Ten pierwszy zanotowany przez kroniki rzymskie rozwód miał miejsce w 234 roku przed Chrystusem, niejaki Spurius Carvilius Ruga rozwiódł się ze swoją żoną. A teraz, jak powiada Seneka, „niewiasty wychodzą za mąż, aby się rozwieść, i rozwodzą, aby ponownie wyjść za mąż”. Szlachetnie urodzone matrony rzymskie liczyły lata według imion swoich mężów, a nie rządzących konsulów. Juwenaliusz nie wierzył, by komukolwiek udało się znaleźć jedną czystą moralnie niewiastę. Klemens Aleksandryjski mówi o typowej niewieście społeczeństwa rzymskiego, która „jak Wenus nosi na sobie złoty pierścień rozpusty”. Juwenaliusz pisze: „Czy Iberinie wystarczy jeden mąż? Szybciej można byłoby ją przekonać, aby zadowoliła się jednym okiem”. Wspomina on o pewnej kobiecie, która w ciągu pięciu lat miała ośmiu mężów. Przytacza również niewiarygodny postępek samej imperatorki Agrypiny, żony Klaudiusza, która zwykła nocami opuszczać pałac królewski, udając się do domu publicznego w celu zaspokojenia swojej nienasyconej pożądliwości. „Okazują oni nieposkromionego ducha w tych sprawach, które są wyjątkowo niegodziwe”. Paweł nie powiedział więc o pogańskim świecie nic ponadto, co powiedzieli już o nim pogańscy moraliści. Rozpusta nie kwitła tylko wśród ludzi wysoko postawionych. Społeczeństwo od szczytu do dołu przerażała hańbiąca wada. Spośród pierwszych piętnastu imperatorów rzymskich czternastu było homoseksualistami.
Będąc dość dalekim od przesady Paweł dość powściągliwie opisuje obraz społeczeństwa, któremu gotów był głosić ewangelię i przed którym nie wstydził się ewangelii Chrystusowej. Świat potrzebował mocy, która działałaby ku zbawieniu. Paweł wiedział, że moc ta znajduje się jedynie w Chrystusie.
Życie pozbawione Boga (1,28-32)
Trudno chyba byłoby znaleźć inny tekst, który tak wyraźnie mówiłby, co stanie się z człowiekiem, tak bardzo nie liczącym się z Bogiem. Chodzi tu przede wszystkim o to, że sam człowiek, usuwając Boga ze swego życia ściąga na siebie Jego sąd. Odwracając się od Boga, człowiek staje się szczególną istotą; tekst ten jest niezwykłym opisem tej istoty. Spójrzmy na listę strasznych rzeczy, które pojawiają się w bezbożnym życiu.
Ludzie tacy nie postępują w sposób, który odpowiadałby przeciętnemu człowiekowi. Stoicy mieli pewne wyrażenie. Mówili o ta katekonta, którym określali rzeczy nie licujące z postępowaniem człowieka. Są pewne sprawy, które zasadniczo, naturalnie, instynktownie, dziedzicznie są częścią człowieczeństwa, a pewne są mu przeciwne. Szekspir powiada w Makbecie:
Czynię wszystko, co może stać się człowiekiem;
Kto czyni więcej, jest niczym.
Człowiek usuwający Boga ze swego życia traci nie tylko podobieństwo Boże, traci on również człowieczeństwo.
A teraz przychodzi długa lista strasznych rzeczy. Zwróćmy uwagę na każdą z nich.
Nieprawość (adikia). Adikia jest przeciwieństwem dikaiusine, co dosłownie znaczy sprawiedliwość; a Grecy określali sprawiedliwość jako oddanie Bogu i ludziom należnego im szacunku. Człowiek nieprawy i zdeprawowany odziera człowieka i Boga z ich praw. W ten sposób w centrum swego światka buduje ołtarz, na którym kosztem Boga i człowieka oddaje cześć samemu sobie.
Nikczemność (poneria). W języku greckim słowo to oznacza coś więcej aniżeli samo zło czy złość. Istnieje pewien rodzaj zła, który zasadniczo rani tylko pojedynczych ludzi. Nie jest to zło rozszerzające swoje wpływy. Jeżeli kaleczy ono innych, jak zresztą każde zło czyni, to jednak nie jest to działanie umyślne. Może ono być bardzo okrutne, ale pozbawione premedytacji. Słowem poneria Grecy określali pragnienie wyrządzenia komuś zła. Jest to aktywne, rozmyślne dążenie do zepsucia i okaleczenia kogoś. Gdy Grecy określali niewiastę jako ponera, mieli na uwadze taką, która świadomie uwiodła niewinnego człowieka. W języku greckim najbardziej powszechnym określeniem szatana jest ho poneros, zły, który świadomie napada, atakuje i dąży do zniszczenia niewinności i dobroci ludzkiej. Poneros to człowiek nie tylko zły, lecz dążący do tego, aby wszyscy byli tacy jak on, aby wszyscy znaleźli się na jego poziomie. Jest to zło destrukcyjne.
Chciwość (pleonexia). To greckie słowo składa się z dwóch części, które oznaczają mieć więcej. Sami Grecy określali pleonexię jako brzydką skłonność do posiadania. Jest to agresywna wada. To dążenie do osiągnięcia własnych interesów przy zupełnym nieliczeniu się z innymi ludźmi czy wspólnym dobrem całej ludzkości. Zasadniczą treścią tego wyrażenia jest zachłanność. Teodoret, pisarz chrześcijański, określa ją jako pragnienie do posiadania więcej, pragnienie rzeczy, których nie ma się prawa posiąść. Ta zachłanność operuje w każdej dziedzinie życia. Jeżeli działa w zakresie materialnym, to oznacza gromadzenie pieniędzy i dóbr nie zważając na honor i uczciwość. Gdy odnosi się do spraw etyki - to ambicja pozwalająca na traktowanie innych, by zdobyć coś, czego prawnie się nie należy. Działając w sferze moralnej oznacza ona nieokiełznane pożądanie przyjemności, na które nie ma uprawnień. Pleonexia jest pragnieniem nie uznającym żadnych praw.
Nikczemność (kakia). Kakia to najogólniejsze określenie zła. Mówi ono o człowieku pozbawionym wszelkich wartości, które mogłyby uczynić go dobrym. Na przykład, kakos krites to sędzia pozbawiony znajomości prawa, poczucia moralnego i właściwych cech charakteru niezbędnych dla dobrego sędziego. Teodoret określa ją jako „pogorszenia się stanu duszy”. Używa tu słowa rope, co oznacza zwrot na gorsze, zachwianie równowagi. Człowiek określany jako kakos to ten, którego życie przechyla się ku gorszemu. Kakia to również przewrotność, złośliwość człowieka, w której zawarte są wszystkie jego wady. Tego rodzaju postawa warunkuje wszystkie inne grzechy. Na podłożu takiego zepsucia wyrasta i szerzy się każdy grzech.
Zazdrość (ftonos). Istnieje dobra i zła zazdrość. Ta pierwsza ujawnia człowiekowi jego własną słabość i niewystarczalność i dlatego skłania do naśladowania przykładu innych. Jest też zazdrość zasadniczo wynikająca z niechęci. Człowiek zazdrosny spogląda na dobrego i zamiast pójść w jego ślady, czuje się tym dotknięty, zagniewany z powodu tej dobroci. Jest to najbardziej wypaczone uczucie ludzkie.
Morderstwo (fonos). Zawsze trzeba mieć na uwadze, że Jezus bardzo rozszerzył znaczenie tego słowa. Powiadał On mianowicie, że muszą być wyeliminowane nie tylko czyny przemocy, lecz również duch gniewu i nienawiści. Twierdził On, że nie wystarczy powstrzymywać się od nieludzkiego postępowania. Samo pragnienie zła i gniewu musi być usunięte z serca. Może w swoim życiu nigdy nie uderzyliśmy nikogo, ale kto może zapewnić, że nigdy tego nie pragnęliśmy? Dawno temu Tomasz z Akwinu powiedział: „Człowiek zważa na czyn, ale Bóg widzi jego intencję”.
Zwady (eris). Chodzi tu o spory i sprzeczki wynikające z zazdrości , ambicji, pragnień prestiżu, odpowiedniego miejsca, urzędu, rozgłosu. Skłonność ta pochodzi z serca, w którym gnieździ się zawiść. Człowiek pozbawiony zawiści jest na dobrej drodze do uniknięcia wszelkich zwad i sporów. Możliwość radowania się powodzeniem innych ludzi jest darem Bożym.
Podstęp (dolos). Najlepiej znaczenie tego słowa pojmiemy z jego czasownikowej formy (dolun). Dolun posiada dwa charakterystyczne zastosowania. Oznacza ono fałszowanie szlachetnych metali i rozcieńczanie wina. Dolos to przebiegłe oszustwo; określa ono człowieka posiadającego, kręty, fałszywy umysł, człowieka, który nie potrafi być prostolinijny, lecz chwyta się różnych, przewrotnych metod, by osiągnąć swoje własne cele; człowieka, który czyni wszystko z jakiś ukrytych, niejasnych pobudek. Jest to przebiegły intrygant; typa tego spotykamy w każdym społeczeństwie.
Podłość (kakoeteia). Kakoeteia dosłownie znaczy zła natura. W najogólniejszym znaczeniu jest to złośliwość. Arystoteles określa tę cechę nieco dokładniej, powiadając, że jest to „duch, który zawsze zakłada najgorsze przypuszczenia o innych ludziach”. Pliniusz nazywa to „złośliwą interpretacją”. Jeremy Taylor określa to „niegodziwą naturą, która sprawia, że patrzymy na rzeczy z niewłaściwej strony i zawsze podajemy ich najgorsze cechy”. Możliwie jest to najbardziej rozpowszechniony ze wszystkich grzechów. Jeżeli jest możliwość wypowiedzenia dwóch opinii o postępowaniu danego człowieka, ludzka natura zawsze wybiera tę gorszą. Strach pomyśleć o tym, jak wiele ludzi miesza się z błotem w niewinnych plotkach przy filiżance kawy tylko dlatego, że przewrotność ludzka niewłaściwie interpretuje zupełnie poprawne postępowanie. Będąc kuszeni do wypowiedzenia takiej opinii, powinniśmy pamiętać o tym, że Bóg usłyszy i zapamięta każde nasze słowo.
Potwarcy i oszczercy (psitiristes i katalalos). Te dwa słowa określają ludzi pałających oszczerstwem. Istnieje jednak między nimi pewna różnica. Katalalos, oszczerca, określa człowieka, który rozgłasza swoje oszczerstwa. Zupełnie otwarcie oskarża innych i opowiada swoje „rewelacyjne” wiadomości; zaś psitiristes to człowiek, który szeptem przekazuje swoje zmyślone opowiadania do ucha swego słuchacza, który odprowadza kogoś do kąta i tam po cichu „wykańcza” innych. Obydwaj są ludźmi złymi, ale ten drugi jest gorszy. Człowiek może bronić się przed otwartymi zarzutami, jest jednak bezbronny wobec plotkarza, który lubuje się w oczernianiu innych ludzi.
Nienawidzący Boga (teostugeis). Słowem tym określa się człowieka, który nienawidzi Boga, ponieważ wie, że żyje z Nim w niezgodzie. Jeżeli istnieje Bóg, to człowiek ten wie, że jego sytuacja jest jeszcze gorsza. Bóg przeszkadza mu w korzystaniu z przyjemności. Bóg jest łańcuchem, który krępuje jego ruchy i nie pozwala na czynienie tego, czego on pragnie. Gdyby mógł, chętnie wyeliminowałby Boga z otaczającej rzeczywistości, gdyż bezbożny świat nie tylko dałby mu wolność, ale i przyzwolenie.
Zuchwali (hibristes). W pojęciu Greków hibris była wadą ludzkiego charakteru, która w szczególny sposób ściągała na siebie gniew bogów. Słowem tym określa się dwa pojęcia.
a) Określa ono postawę człowieka, który jest tak dumny, że sprzeciwia się Bogu. Jest to zbyt zuchwała duma, która poprzedza upadek. Jest to zapominanie o tym, że człowiek jest tylko stworzeniem. Człowiek o takich skłonnościach rzuca wyzwanie losowi i śmierci. Posiada on tak wielkie zaufanie do swego bogactwa i siły, jest tak pewny powodzenia, że decyduje się na nieprzyjmowanie żadnej pomocy z zewnątrz.
b) Określa ono człowieka swawolnego, okrutnego, zadającego cierpienia. Arystoteles mówi, o człowieku, który rani, obraża, zadaje ból nie dokonując zemsty ani mając z tego jakiś korzyści, ale po prostu dla zwykłej przyjemności. Są ludzie, którzy cieszą się widząc, jak ich bolesne słowa rażą innych. Zadawanie fizycznych i psychicznych cierpień sprawia im wprost szatańską radość. Jest to hibris. To sadyzm, który wyłącznie dla własnej przyjemności zadaje cierpienia innym.
Pyszni (hiperefanos). Słowo to trzy razy występuje w Piśmie Świętym i zawsze powiada, że Bóg sprzeciwia się pysznym (Jk 4,6; 1 P 5,5; Prz 3,24). Teofylacyt taką postawę nazywał „szczytem wszystkich grzechów”. Teofrastus, pisarz grecki, autor wielu znanych szkiców, określił hiperefanię jako „pewne lekceważenie wszystkich z wyjątkiem siebie”. Wymienia on pewne szczegóły życia, które świadczą o tego rodzaju arogancji. Człowiek zarozumiały odmawia przyjęcia pewnej funkcji, ponieważ jest zbyt zaangażowany w swoje własne sprawy. Przygląda się innym tylko wtedy, gdy sprawia mu to przyjemność. Zaprasza kogoś na posiłek, ale sam nie zjawia się przy stole, do towarzystwa gościowi posyła jedynie swego sługę. Jego całe życie przebiega w atmosferze pogardy wobec innych i niezmiernie się cieszy, gdy czują się oni małymi.
Chełpliwi (alazon). Greckie słowo alazon ma bardzo ciekawą historię. Dosłownie oznacza ono włóczenie się bez celu. Później określano nim wędrownych znachorów, którzy przechwalali się swoimi umiejętnościami, lub domokrążców zachwalających swoje towary. Słowem alazoneia Grecy określali postawę pretendującą do czegoś, czego w rzeczywistości nie było. Ksenofont powiada, że tak nazywa się tych, którzy udają bogatszych i odważniejszych aniżeli naprawdę są, którzy obiecują uczynić coś, czego nie są w stanie uczynić, a czyniąc coś mają na uwadze wyłącznie swój własny zysk. Teofrastus w swoich szkicach podaje obraz takiego człowieka - pretensjonalnego snoba. Człowiek taki chełpi się dochodami z handlu, które są jedynie w jego wyobraźni, znajomości z ludźmi wysoko postawionymi, którzy w ogóle nie istnieją, swoją dobroczynnością czy udziałem w służbie publicznej, choć nie oferują na to nawet złamanego grosza. Człowiek taki powiada, że dom, w którym mieszka jest dla niego za mały i dlatego musi kupić nieco większy. Chełpliwiec robi wszystko, aby wywrzeć wrażenie na innych - i dzisiejszy świat jest pełen takich ludzi.
Wynalazcy złego (efeuretes kakon). Wyrażenie to określa człowieka, który nie zadowala się zwykłym powszechnym sposobem grzeszenia i dlatego szuka coraz to nowych, wyszukanych metod, które byłyby w stanie zaspokoić jego coraz większą pożądliwość.
Nieposłuszni rodzicom. Zarówno Żydzi jak i Rzymianie posłuszeństwo rodzicom uważali za jedną z bardzo ważnych cnót. Jedno z Dziesięciu Przykazań nakazywało oddawanie czci rodzicom. We wczesnym okresie Rzymskiej Republiki patria potestas, uprawnienia ojca, były tak wielkie, że mógł on decydować o życiu i śmierci całej swojej rodziny. Włączenie tego grzechu do naszego tekstu zostało spowodowane tym, że zerwanie więzi rodzinnej prowadziło do ogólnej degeneracji.
Nierozumni (asinetos). Słowem tym określa się człowieka głupiego, który niczego nie potrafi nauczyć się ze swoich przeżyć, człowieka winnego nieprawdopobnego szaleństwa, człowieka w ogóle nie korzystającego z umysłu, szczególnego daru Bożego.
Niestali (asintetos). Słowo to szczególnego znaczenia nabierało wśród Rzymian. W początkowym okresie uczciwość rzymska była wspaniałą rzeczą. Słowo człowieka obowiązywało go. Na tym właściwie polegała wielka różnica między Rzymianinem a Grekiem. Grek z urodzenia był oszustem. Grecy powiadali, że gdy ich urzędnikowi powierzy się jeden talent złota, to nawet dziesięciu kontrolerów nie upilnuje go od sprzeniewierzenia tych pieniędzy; natomiast Rzymianin, urzędnik miejski czy dowódca wojskowy, mając do czynienia z tysiącami talentów, przekazanych mu tylko na słowo, nie przywłaszczy sobie ani grosza. Stosując to słowo Paweł nie tylko przypomina Rzymianom wymagania etyki chrześcijańskiej, ale również szanowane zasady ich przodków.
Bez serca (astorgos). Storge to specjalne słowo greckie na określenie miłości rodzinnej. To prawda, w tamtych czasach zamierała miłość rodzinna. Nigdy życie dziecka nie było tak lekceważone jak wtedy. Dzieci uważano za pech, nieszczęście, tragedię. Zaraz po narodzeniu niemowlęta kładziono u stóp ojca. Jeżeli je podnosił, oznaczało to, że je uznaje. Jeżeli zaś odwracał się i wychodził, dziecko stawało się wyrzutkiem. Każdej nocy na Forum Romanum znajdowano ponad trzydzieścioro porzuconych niemowląt. Nawet Seneka, chociaż był wielkim człowiekiem, mógł napisać: „Zabijamy wściekłego psa; dobijamy rozjuszonego wołu; chore zwierzęta przeznaczamy na ubój, aby nie były źródłem zakażenia dla stada; jeżeli niemowlęta są słabe czy okaleczone, topimy je”. Znikły naturalne więzi ludzkich uczuć.
Bez litości (aneleemon). Nigdy dotąd życie ludzkie nie było tak tanie. Niewolnik mógł być zabity czy zamęczony na śmierć przez swego pana, ponieważ był on tylko rzeczą, przedmiotem, i stąd prawo dawało panu możliwość decydowania o jego życiu i śmierci. Istnieje opowiadanie o tym, jak to w pewnym bogatym domu niewolnik potknął się i rozbił kilka kryształowych szklanek. Właściciel rzucił go żywcem do stawu, znajdującego się na środku podwórza, gdzie dzikie minogi morskie powoli pożerały jego żywe ciało. Był to wiek pozbawiony litości, ponieważ były to czasy walk gladiatorów. Oglądając wzajemne zabijanie się ludzie mieli w tym szczególną przyjemność.
I w końcu Paweł jeszcze jedno powiada o ludziach, którzy usunęli Boga ze swego życia. Zwykle tak się dzieje, że przyzwalając na coś sobie człowiek grzeszny potępia to samo w życiu innych ludzi. Jednak w tamtych czasach było inaczej: ludzie sami grzeszyli i pochwalali lub zachęcali do tego samego innych. George Bernard Shaw kiedyś powiedział: „Żaden naród nie przeżył swoich bogów”. Paweł daje tu nam obraz tego, co dzieje się, gdy ludzie świadomie usuwają Boga ze swego życia i dlatego w odpowiednim czasie Rzym też zginął. Nieszczęścia i upadek moralny splotły się ze sobą doprowadzając społeczeństwo do całkowitej ruiny.
Odpowiedzialność przywileju (2,1-11)
W tekście tym Paweł bezpośrednio zwraca się do Żydów. Jego myśl jest następująca: w poprzednim tekście przedstawi smutny i straszny obraz pogańskiego świata, świata oczekującego na potępienie Boże. Z każdym słowem tego potępienia Żyd całkowicie zgadza się. Żyd wierzył również, że Bóg całkowicie zgładzi pogan za ich grzechy. Jednak Żyd ani przez chwilę nie wyobrażał sobie, że on też znajduje się pod takim samym potępieniem. Był przekonany, że w oczach Bożych zajmuje uprzywilejowaną pozycję. Bóg jest sędzią pogan, a jednocześnie szczególnym obrońcą Żydów. Tutaj Paweł dowodzi, że Żyd jest tak samo grzeszny jak i poganin, a potępiając poganina Żyd potępia samego siebie. Sama przynależność do szczególnej rasy nie zbawi go, ponieważ Bóg nie będzie brał pod uwagę dziedzictwa rasowego, lecz rodzaj życia poszczególnego człowieka.
Żydzi zawsze uważali się za szczególnie uprzywilejowanych przed Bogiem. „Bóg - powiadali - ze wszystkich narodów ziemi miłuje wyłącznie Izraela”. „Bóg będzie sądzić pogan według jednej zasady, a Żydów - według drugiej”. „Wszyscy Izraelici wejdą do przyszłego świata”. „Abraham siedzi u wrót piekieł i nie pozwala, aby nawet zły Żyd przez nie przeszedł”. W Dialogu z Tryfonem Justyna Męczennika Żyd tak powiada o swojej uprzywilejowanej sytuacji: „Ci, którzy są nasieniem Abrahama według ciała, jeżeli są nawet grzesznikami, niewierzącymi wobec Boga, będą mieć udział w wieczystym królestwie”. Autor Księgi Mądrości porównując stanowisko Boga wobec Żydów i pogan, tak powiada: „Do jednych jak ojciec, napominając ich, do drugich jak król nieubłagany, potępiając ich” (11,9). „Gdy nas doświadczyłeś, naszych wrogów doświadczyłeś stokrotnie więcej” (12,12). Żyd uważał, że każdy jest przeznaczony na sąd z wyjątkiem jego. Nie chodziło tu o jakąś szczególną dobroć, która ratowała go od gniewu Bożego, po prostu chodziło o sam fakt, że jest on Żydem.
Poruszając tę sprawę Paweł przypomina Żydom o czterech rzeczach.
1. Po prostu oświadcza im, że handlują miłosierdziem Bożym. W wierszu czwartym używa on trzech wielkich słów. „Czy lekceważąco traktujesz bogactwo Jego uprzejmości, wyrozumiałości i cierpliwości?” Zechciejmy przyjrzeć się tym trzem wielkim słowom.
a) Uprzejmość (chrestotes). O słowie tym w Trenach Jeremiasz powiada: „Jest to piękne słowo wyrażające piękne pojęcie”. W języku greckim istnieją dwa słowa na określenie dobra: agatos i chrestos. Dobroć człowieka, który jest agatos, może wyrazić się w naganie, ćwiczeniu i karze; zaś dobroć człowieka, który jest chrestos, zawsze wyraża się bardzo uprzejmie. Jezus był agatos, gdy wypędzał ze świątyni sprzedawców gołębi i wymieniających pieniądze. Ale był chrestos, gdy bardzo łagodnie traktował grzesznicę, która namaściła Jego stopy, i niewiastę przyłapaną na cudzołóstwie. Paweł powiada więc Żydom: „Chcecie po prostu wykorzystywać wielką uprzejmość Boga”.
b) Wyrozumiałość (anoche). W języku greckim słowo anoche oznacza rozejm, zawieszenie broni. Jest to zaprzestanie wrogości, zakończenie walki, choć ma ono swoje ograniczenie. Jest to szansa, która ma być wykorzystana w określonym czasie. Paweł powiada więc Żydom: „Uważacie, że jesteście bezpieczni, ponieważ sąd Boży jeszcze na was nie przyszedł; jednak przez to Bóg nie daje wam możliwości do grzechu, umożliwia On wam natomiast pokutę i naprawienie swego postępowania”. Człowiek nie może stale grzeszyć bezkarnie.
c) Cierpliwość (makrotimia). Greckie słowo makrotimia oznacza cierpliwość w kontaktach z ludźmi. Chryzostom przypisuje ją człowiekowi, który jest w stanie wywrzeć zemstę, jednak świadomie nie czyni tego. Jest to taka postawa człowieka, która powstrzymuje go przed wymierzeniem zasłużonej kary ludziom przewrotnym. Dlatego to Paweł powiada Żydom: „Skoro Bóg was jeszcze nie ukarał, myślicie sobie, że może On was ukarać. Sam fakt, że sąd Boży nie następuje natychmiast po grzechu, nie świadczy o słabości Bożej, lecz o Jego cierpliwości. Swoje życie zawdzięczamy wyłącznie cierpliwości Bożej”.
Jeden wielki komentator powiedział, że prawie każdy posiada „nieokreśloną nadzieję na bezkarność”, poczucie tego, że „to nie może stać się ze mną”. Żydzi szli nawet dalej, otwarcie twierdzili, że sąd Boży nie dotyczy ich. Żydzi nadużywali miłosierdzia Bożego, to samo wielu czyni i w naszych czasach.
2. Miłosierdzie Boże Żydzi uważali za przyzwolenie na grzech niż za możliwość pokuty. To Heine sformułował znane, cyniczne stwierdzenie. Oczywiście, nie brał on pod uwagę przyszłej rzeczywistości. Będąc zapytany, dlaczego jest tak pewny swego zdania, odpowiedział: „Bóg przebaczy”. A gdy znowu zapytano dlaczego, powiedział: „To jego sprawa”. Pomyślmy o tym po ludzku. Przypuśćmy, młoda osoba swoim postępowaniem sprawia wstyd, smutek i cierpienie swoim rodzicom, jednak ostatecznie zostaje jej to przebaczone. W takiej sytuacji człowiek może ten wybrać jedną z dwóch możliwości: może pójść tą samą drogą, zakładając, że stale on będzie przebaczany; albo będąc wzruszony tym przebaczeniem postanowi żyć tak, aby spłacić dług wdzięczności wobec swoich rodziców. Najbardziej brzydką rzeczą w tym świecie jest wykorzystywanie miłosierdzia i przebaczenia na usprawiedliwienie swego grzechu. Tak właśnie postępowali Żydzi. Wielu i dzisiaj postępuje tak samo. Miłosierdzie Boże i miłość Boża nie powinny ośmielać nas do grzechu, mają one raczej napełnić nasze serca miłością, abyśmy już nigdy nie szukali grzechu.
3. Paweł przekonuje, że Bóg nie ma ulubieńców. W Bożym planie zbawienia nie ma już najbardziej umiłowanego narodu. Może być wiele narodów przeznaczonych do wykonania specjalnego zadania w świecie, nie ma jednak narodu wybranego do szczególnych przywilejów i szczególnych łask. „Gdy Bóg ma wielkie zadanie do wykonania, powierza je swemu Anglikowi” - na pierwszym planie jest tu wielkie zadanie, a nie wielki przywilej. Podstawowa zasada religii żydowskiej opierała się na przekonaniu, że Żydzi zajmują szczególnie uprzywilejowaną pozycję wobec Boga. Możemy nawet przypuszczać, że takie postawy już bezpowrotnie przeminęły. Naprawdę? Czy nie aktualne są do dzisiaj problemy rasowe? Czy nie ma dzisiaj takiej rzeczy jak świadome poczucie wyższości wobec „gatunków niższych”, jak powiada Kipling? Nie znaczy to, że wszystkie narody mają te same umiejętności, są tak samo pracowite i uzdolnione. Jednak narody, które w swoim rozwoju zaszły dalej od innych, nie mają prawa patrzeć na nich z góry, ale są odpowiedzialne za udzielenie im niezbędnej pomocy.
4. Tekst ten zasługuje na szczególną uwagę, ponieważ pozwala nam właściwie odczytać pozycję samego Pawła. Często mówi się, że Paweł interesował się jedynie sprawami dotyczącymi wiary. Postawa domagająca się spełnienia dobrych uczynków nieraz jest odsuwana na bok, jako nie mająca nic wspólnego z Nowym Testamentem. Opinia taka jest daleka od prawdy. „Bóg - powiada Paweł - odda każdemu według uczynków jego”. Wiara według Pawła, która nie wyraża się w uczynkach, jest parodią. Właściwie nie jest ona w ogóle wiarą. Paweł powiedziałby nawet, że jedynym sposobem zauważenia wiary danego człowieka, są jego uczynki. Jedną z najbardziej niebezpiecznych tendencji religijnych jest oddzielenie wiary od uczynków, jak gdyby były to dwie zupełnie różne rzeczy. Nie ma takiej rzeczy jak wiara, która nie wyraża się w uczynkach, i nie może być takiej rzeczy jak dobre uczynki, które nie wynikają z wiary. Uczynki i wiara są ze sobą nierozerwalnie związane. Ostatecznie w jaki sposób może Bóg sądzić człowieka niż na podstawie jego uczynków? Nie możemy spokojnie powiedzieć, „jestem wierzący” i wcale nie troszczyć się o resztę. Nasza wiara musi być wyrażona w sposobie naszego postępowania, ponieważ to nasze uczynki będą świadczyć na naszą korzyść lub niekorzyść.
Niepisane prawo (2,12-16)
W tekście tym wiersz 16 powinien być czytany po wierszu 13, a wiersze 14 i 15 mają być w nawiasach. Trzeba pamiętać o tym, że Paweł nie pisał tego Listu siedząc za biurkiem, starannie dobierając słowa do każdego zdania. Raczej spacerował po pokoju dyktując treść Listu swojemu sekretarzowi Tercjuszowi (Rz 16,22), który pośpiesznie przelewał je na papier. Wyjaśnia to dlaczego tak długi tekst należy wziąć w nawiasy; można też opuścić nawiasy; ale wiersz 16 przesunąć do 13-go, zaś 14 i 15 uważać za wyjaśnienie.
W tekście tym Paweł zwraca się do pogan. Poprzednio mówił do Żydów, podważając ich szczególne przywileje. Jednak mimo wszystko Żydzi mieli jeden wielki przywilej - posiadali zakon. Poganin mógł więc powiedzieć: „Byłoby rzeczą słuszną, gdyby Bóg ukarał Żydów, którym powierzył zakon; my poganie, na pewno unikniemy tego sądu, ponieważ nie mieliśmy możliwości poznania zakonu Bożego”. Odpowiadając na tego rodzaju obronę Paweł zwraca uwagę na dwie wielkie zasady.
1. Człowiek będzie sądzony według tego, ile był w stanie poznać. Jeżeli posiadał zakon, będzie sądzony według zakonu. Jeżeli nie posiadał zakonu, będzie sądzony jako nie znający zakonu. Bóg jest sprawiedliwy. I tu znajdujemy odpowiedź na pytanie tych, którzy zapytują, co stanie się z ludźmi żyjącymi przed Chrystusem lub nie mającymi możliwości usłyszenia chrześcijańskiego poselstwa. Chrześcijańska odpowiedź jest następująca: człowiek ten będzie sądzony według jego wierności najwyższym, znanym przez niego zasadom. Jeżeli uczciwie je przestrzegał, Bóg nie może wymagać od niego więcej.
2. Jednak Paweł powiada, że nawet ci, którzy nie mieli pisanego zakonu, jego treść mieli wypisaną na własnych sercach. Nazwalibyśmy to instrukcją poznania dobra i zła. Stoicy powiadali, że we wszechświecie działają pewne prawa, które człowiek narusza na swoją niekorzyść - prawa zdrowia, prawo moralne i prawa rządzące życiem. Nazywali te prawa fizis, co znaczy natura i zachęcali ludzi do życia kata fizis - zgodnego z naturą. Paweł dowodzi, że w naturze każdego człowieka istnieje wrodzone, dziedziczne, instynktowne poznanie tego, co powinien on czynić. Grecy zgadzaliby się z tym argumentem. Arystoteles powiedział: „Wychowany i niczym nie skrępowany człowiek będzie postępować jako ten, który jest prawem dla siebie”. Plutarch zapytuje: „A kto będzie rządził zarządcą?” I odpowiada: „Prawo, które nie jest wypisane na zwoju papirusu ani na drewnianych tablicach, ale na jego własnym rozsądku wewnątrz duszy, i stale w nim mieszka i strzeże go, nigdy nie pozbawiając jego duszy swego przewodnictwa”.
Paweł widział świat podzielony na dwie grupy ludzi. Jedną stanowili Żydzi, którzy otrzymali bezpośrednio od Boga zakon napisany na tablicach kamiennych. Widział też inne narody, nie posiadające napisanego zakonu, choć kierujące się wrodzonym, instynktownym poznaniem co jest dobre, a co złe. A zatem obie grupy nie mogą czuć się wolne od sądu Bożego. Żyd nie może tego czynić kierując się swoim szczególnym miejscem w planie Bożym. Poganin nie może zasłaniać się brakiem napisanego zakonu. Żyd będzie sądzony według znajomości swego zakonu; poganin będzie sądzony jako ten, który chociaż nie posiada pisanego zakonu, to jednak ma otrzymane od Boga sumienie. Bóg będzie sądził człowieka według tego, co on wie i co miał możliwość poznać.
Prawdziwy Żyd (2,17-29)
Tego rodzaju tekst musiał być wstrząsem dla Żyda. Był on bowiem przekonany o swojej szczególnej pozycji wobec Boga, który miał traktować go ze szczególną przychylnością jedynie ze względu na jego pochodzenie od Abrahama i znak cielesnego obrzezania. Paweł przedstawia tu jednak myśl, do której stale będzie powracał. Żydostwo, twierdzi on, wcale nie jest sprawą rasy. Żydostwo nie ma nic wspólnego z obrzezaniem. Żydostwo dotyczy postępowania. Jeżeli tak, to wielu czystych potomków Abrahama, noszących znak obrzezania na swoim ciele, wcale nie są Żydami; podobnie też jak wielu pogan, którzy nigdy nie słyszeli o Abrahamie i nie marzyli nawet o obrzezaniu, a jednak w prawdziwym tego słowa znaczeniu są oni Żydami. Takie podejście do tej sprawy Żyd uważał za najgorszą herezję. Za jednym uderzeniem Paweł obalał główną zasadę myśli żydowskiej. Wielu Żydom odmawiał prawdziwego żydostwa, przedstawiając założenie, według którego żydostwo może być dostępne dla każdego narodu, gdyż jest ono pojęciem obejmującym cały świat. Takie twierdzenie wywołało w Żydach złość i gniew.
Ostatni wiersz tego tekstu zawiera zwrot całkowicie nieprzetłumaczalny. „Taki ma chwałę nie u ludzi, lecz u Boga”. Greckie słowo oznaczające chwałę to epainos. A teraz zwróćmy się do Starego Testamentu (1 Mjż 29,35; 49,8), by przekonać się, że oryginalne i tradycyjne znaczenie słowa Juda znaczy chwała (epainos). Zwrot ten ma na uwadze dwie rzeczy.
a) Oznacza on, że chwała takiego człowieka nie pochodzi od ludzi, lecz od Boga.
b) Oznacza on też, że żydostwo takiego człowieka pochodzi nie od ludzi, lecz od Boga. Cały ten tekst mówi o tym, że obietnice Boże nie są dane ludziom pewnej rasy, ludziom, którzy noszą na swoim ciele określony znak. Obietnice Boże raczej należą do ludzi, którzy prowadzą określony rodzaj życia bez względu na rasę czy narodowość. Być prawdziwym Żydem to nie sprawa rodowodu, lecz charakteru; nieraz człowiek nie będący rasowym Żydem jest lepszym Żydem od cielesnego potomka Abrahama.
W tekście tym Paweł mówi o Żydach, których postępowanie sprawia, że poganie źle wyrażają się o Bogu. Prawdą historyczną jest fakt, że Żydzi byli, a często jeszcze są, najbardziej znienawidzonymi i nielubianymi ludźmi na świecie. Zwróćmy uwagę na to jak poganie odnosili się do Żydów w czasach Nowego Testamentu.
Poganie uważali judaizm za „barbarzyński przesąd”. Żydów traktowali jako „najbardziej obrzydliwą rasę” i jako „najbardziej niegodziwe towarzystwo niewolników”. O pochodzeniu religii żydowskiej opowiadano złośliwe historie. Mówiono więc, że na początku Żydzi stanowili gromadę trędowatych, których król egipski zatrudniał w kopalniach na pustyni; że Mojżesz zebrał tę bandę trędowatych niewolników i poprowadził ich przez pustynię do Palestyny. Mieli rzekomo oddawać cześć głowie osła, ponieważ na pustyni, gdy umierali z pragnienia, stado dzikich osłów zaprowadziło ich do źródła wody. Mówiono też, że Żydzi nie spożywają wieprzowiny, ponieważ skóra świni jest podatna na chorobę zwaną świerzbem, a na tą właśnie chorobę cierpieli Żydzi w Egipcie.
Na pewno zwyczaje żydowskie były wyśmiewane przez pogan. Ich powstrzymywanie się od spożywania wieprzowiny dawało poganom powód do wielu żartów. Plutarch uważał nawet, że tego rodzaju wstrzemięźliwość może wynikać z boskiej czci, jaką oddają oni temu zwierzęciu. Juwenaliusz zaś twierdził, że Żydzi pozwalają temu zwierzęciu na długie życie, ponieważ później wieprzowina smakuje im lepiej aniżeli ciało ludzkie. Zwyczaj świętowania sabatu poganie uważali za czyste lenistwo i próżniactwo.
Niektóre zwyczaje żydowskie rozwścieczały pogan. Dziwnym był na przykład fakt, że chociaż byli oni tak niepopularni, to jednak mimo to Żydzi otrzymywali nadzwyczajne przywileje ze strony państwa rzymskiego.
a) Zezwolono im na coroczne przekazywanie do Jerozolimy podatku świątynnego. To przekazywanie podatku do Jerozolimy ok. 60 roku przed Chr. stało się w Azji tak ważną sprawą, że zakazywano wysyłania pieniędzy za granicę, i jak powiadają historycy, pewnego razu zatrzymano na granicy grupę Żydów, która starała się przemycić do Jerozolimy dwadzieścia ton złota.
b) Zezwolono im, przynajmniej w pewnym zakresie, do posiadania własnych sądów i przestrzegania swoich praw. Około 50 r. przed Chr. Lucius Antoniusz, zarządca Azji, wydał następujący dekret: „Nasi obywatele żydowskiego pochodzenia poinformowali mnie o swoich prywatnych zgromadzeniach, które odbywają się według ich starożytnych praw na terenie ich domów; w czasie tych spotkań załatwiają oni swoje własne sprawy. Gdy prosili mnie, aby zwyczaj ten został zachowany, pozwoliłem im na zatrzymanie tego przywileju”. Poganie nie znosili tej szczególnej rasy ludzi prowadzących oddzielne życie i cieszących się specjalnymi względami panujących.
c) Państwo rzymskie respektowało przestrzeganie sabatu przez Żydów. I tak Żyd miał prawo nie stawić się w sądzie w dniu sabatu. Jeżeli rozdawano ludziom pewne zasiłki, a przypadło to na dzień sabatu, Żydzi mieli prawo wziąć swoją część na następny dzień. I - co było szczególnie nieznośne dla pogan - Żydzi byli zwolnieni od służby wojskowej w armii rzymskiej. Powodem tego było ścisłe przestrzeganie sabatu, co w warunkach wojskowych było rzeczą niemożliwą. Żydzi nie podlegali więc tej służbie; można sobie wyobrazić z jakim oburzeniem reszta świata patrzyła na ten wyjątek, bowiem służba wojskowa była ciężkim brzemieniem wszystkich obywateli.
Żydów szczególnie oskarżano o dwie rzeczy.
a) Oskarżano ich o ateizm (ateotes). Starożytny świat nie mógł wyobrazić sobie, by jakakolwiek religia nie miała widzialnych obiektów czci. Pliniusz nazywał Żydów „narodem wyróżniającym się pogardą wobec wszystkich bóstw”. Tacyt powiedział: „Żydzi wyłącznie umysłem przyjmują swoje bóstwo w jednej postaci... Dlatego w swoich miastach, a nawet świątyniach nie stawiają posągów. Tego rodzaju czcią nie otacza się królów cesarzy”. Juwenaliusz oświadcza: „Czczą oni wyłącznie chmury i bóstwa niebios”. Jednak nie bezosobowe nabożeństwo Żydów, lecz ich chłodna postawa wobec innych religii, doprowadzała pogan do złości. Nikt, kto pogardliwie odnosi się do swoich bliźnich, nie może być misjonarzem. Taką właśnie postawę miał Paweł na myśli, powiadając, że postępowanie Żydów doprowadziło do pohańbienia imienia Bożego.
b) Oskarżano ich o nienawiść wobec bliźnich (mizantrofia) i aspołeczną postawę (amixia). Tacyt powiada o nich: „Między sobą są bardzo uczciwi, szybko okazują współczucie, zaś ku wszystkim innym są pełni nienawiści”. W Aleksandrii mówiło się, że Żydzi złożyli przysięgę, aby nigdy nie okazywać uprzejmości poganinowi, i że co roku jednego Greka składają na ofiarę swemu Bogu. Tacyt twierdzi, że po nawróceniu poganina na judaizm, przede wszystkim uczy się go „lekceważyć bogów, wypierać się swojej narodowości, ubliżać swoim rodzicom, dzieciom i braciom”. Juwenaliusz oświadcza, że Żyd udzielał właściwej informacji tylko innemu Żydowi, a gdyby ktoś umierał z pragnienia zapytał go o źródło, mógłby tam być zaprowadzony tylko po obrzezaniu. Mamy tu do czynienia z tym samym. Żydzi w różny sposób starali się wyrażać pogardę wobec innych, a tamci z kolei nienawidzili ich za to.
Żydzi naprawdę poniżali imię Boże odgradzając się od innych ludzi, gardząc ich nabożeństwem i zupełnie nie interesując się ich potrzebami. A przecież prawdziwa religia to otwarte serce i otwarte drzwi; judaizm zaś był religią zamkniętego serca i zamkniętych drzwi.
Boża wierność i ludzka niewierność (3,1-8)
Tekst ten zawiera dosyć szczegółowy i trudny sposób dowodzenia Pawła. Łatwiej go zrozumiemy, pamiętając, że Paweł dyskutuje tu ze swoim przeciwnikiem. Ich rozmowa przebiegałaby w następujący sposób.
Przeciwnik: Z tego wszystkiego, co tu powiedziałeś wynika, że między poganinem i Żydem nie ma żadnej różnicy, a więc są oni dokładnie w takiej samej sytuacji. Czy naprawdę tak jest?
Paweł: W żadnym wypadku.
Przeciwnik: W takim razie jaka jest różnica?
Paweł: Przede wszystkim Żyd posiada to, czego poganin nigdy bezpośrednio nie posiadał - Przykazania Boże.
Przeciwnik: Wspaniale! Co więc się dzieje, jeżeli niektórzy Żydzi stali się nieposłuszni tym Przykazaniom, niewierni Bogu i przez to ściągali na siebie potępienie? Właśnie przed chwilą powiedziałeś, że Bóg dał Żydom szczególne miejsce i obdarzył ich szczególną obietnicą. A teraz powiedz, że przynajmniej niektórzy Żydzi znajdują się pod potępieniem Bożym. Czy oznaczałoby to, że Bóg nie dotrzymał obietnicy i przez to okazał swoją niesprawiedliwość?
Paweł: Wcale nie! Wskazuje to tylko na to, że Bóg nie ma ulubieńców i karze grzech wszędzie tam, gdzie go znajduje. Sam fakt potępienia niewiernych Żydów jest najlepszym dowodem sprawiedliwości Bożej. Może ktoś mógł spodziewać się pobłażliwości wobec tego rodzaju szczególnych ludzi, a jednak tak się nie stało. I to właśnie jest dowodem Jego bezstronności i uprawnienia do sądzenia całego świata.
Przeciwnik: Bardzo dobrze! A więc moje nieposłuszeństwo daje Bogu możliwość okazania swojej sprawiedliwości. Powiadasz, że moja niewierność daje Bogu wspaniałą możliwość okazania swojej wierności. Dlaczego z tego powodu nazywasz mnie grzesznikiem? Przecież mój grzech jest wspaniałą rzeczą! Umożliwia on Bogu okazanie swojej dobroci! Może i źle postąpiłem, ale z tego wynika tylko dobro! Przecież nie można potępić człowieka tylko za to, że daje Bogu możliwość okazania swojej sprawiedliwości!
Paweł: Taki argument jest poniżej krytyki! Twoje rozumowanie jest zupełnie bezsensowne!
Po rozwikłaniu w ten sposób powyższego tekstu, zauważymy w nim określoną postawę Pawła wobec Żydów.
1. Do końca życia Paweł wierzył w szczególną pozycję Żydów wobec Boga. Właściwie tak samo wierzyli w to sami Żydzi. Różnica polegała jednak na tym, że według Pawła była to szczególna pozycja w dziedzinie odpowiedzialności; Żydzi byli przekonani o szczegółowej pozycji w dziedzinie przywileju. Co szczególnego zostało powierzone Żydowi? Wyrocznie Boże. Co to znaczy? Użyte tutaj słowo logia zwykle w greckim Starym Testamencie oznacza szczególne stwierdzenie lub wypowiedź Boga. Tutaj oznacza to Dziesięć Przykazań. A więc Bóg przekazał Żydom przykazania, a nie przywileje. Powiedział im: „Jesteście ludem szczególnym i dlatego musicie żyć w szczególny sposób”. Nie powiedział: „Jesteście ludem szczególnym i dlatego możecie żyć jak chcecie”. Powiedział natomiast: „Jesteście ludem szczególnym, dlatego musicie robić to, co mnie się podoba”. Ten specjalny wybór Boży nakłada specjalny obowiązek, a nie daje specjalne zwolnienie od obowiązku. Po powrocie z pierwszej wojny światowej Lord Dunsany powiedział sobie: „W jakiś dziwny sposób jeszcze żyję. Zastanawiam się czego Bóg oczekuje ode mnie, skoro w tak niezwykły sposób zachował moje życie?” Jednak tego rodzaju myśl nigdy nie nawiedzała Żydów. Nigdy nie uświadamiali sobie faktu, że Boży szczególny wybór był wyborem do szczególnego obowiązku.
2. We wszystkich pismach Pawła występują trzy główne myśli odnośnie Żydów. W tym wypadku występują one w stanie embrionalnym, chociaż są rozwijane i wyjaśniane w dalszym ciągu całego Listu do Rzymian. Musimy zwrócić uwagę na fakt, że Paweł nie umieszcza wszystkich Żydów pod potępieniem Bożym. Powiada bowiem w ten sposób: „Bo co z tego, że niektórzy nie uwierzyli?”
a) Paweł był pewny, że Bóg miał prawo potępić Żydów. Mieli oni szczególne miejsce w Jego planach, otrzymali szczególne obietnice; skoro mimo wszystko okazali się niewiernymi wobec Boga, ich potępienie jest jeszcze większe. Odpowiedzialność zawsze jest odwrotnością przywileju. Im więcej dany człowiek ma możliwości do czynienia dobra, tym większe jest jego potępienie, jeżeli mimo to czyni źle.
b) Jednak nie wszyscy stali się niewierni. Paweł nigdy nie zapominał o wiernej reszcie; zawsze był pewien, że ta wierna reszta - bez względu na to jak mała była liczebnie stanowiła grono prawdziwego ludu wybranego. Inni stracili swoje przywileje i znaleźli się wśród potępionych. Nie byli już Żydami. Prawdziwym narodem była ta reszta.
c) Paweł zawsze był pewien tego, że odrzucenie Izraela przez Boga nie było ostatecznym. Na skutek tego odrzucenia otworzyły się drzwi dla pogan; w końcu poganie przyprowadzą Żydów do owczarni, a wtedy poganin i Żyd staną się jednym w Chrystusie. Tragedią Żydów było odwrócenie się od ewangelizacji świata, wielkiego zadania, do którego został w szczególny sposób powołany. Dlatego zadanie to zostało teraz powierzone poganom, by zgodnie z planem Bożym stało się odwrotnie i nie Żyd ewangelizował poganina, lecz poganin ewangelizował Żyda - proces ten nadal trwa.
Ponadto tekst ten zawiera dwie wielkie prawdy.
1. Nieposłuszeństwo jest korzeniem wszystkich grzechów. Korzeniem grzechu Żyda było jego nieposłuszeństwo wobec zakonu Bożego. Jak powiada Milton „pierwsze nieposłuszeństwo człowieka” jest odpowiedzialne za utratę przez niego raju. Gdy duma przeciwstawia wolę ludzką woli Bożej, wtedy powstaje grzech. Gdyby nie było nieposłuszeństwa, nie byłoby też grzechu.
2. Po upadku w grzech człowiek w zadziwiający sposób broni swojej pozycji. Spotykamy się tu z argumentem, który stale przewija się w myśli religijnej. Chodzi mianowicie o to, jakoby grzech dawał Bogu możliwość okazania swojej sprawiedliwości i miłosierdzia, a więc grzech jest dobrą rzeczą, ponieważ wywołuje dobre skutki. Jest to bardzo wykrętny argument. Ktoś mógłby nawet dowodzić - właściwie wychodziłoby to na to samo - że dobrą rzeczą jest zadawanie swojemu przyjacielowi bólu, ponieważ przez to daje mu się możliwość do okazania miłości wobec nas. Tak dowodzić może tylko człowiek ślepy, gruboskórny i zupełnie przewrotny. Gdy człowiek zgrzeszył, nie potrzebuje obłudnie usprawiedliwiać swego grzechu, lecz w pokorze i ze wstydem winien przyznać się do tego.
Świat bez Chrystusa (3,9-18)
W poprzednim tekście Paweł dowodził, że mimo wszystko Żyd ma szczególne miejsce w planie Bożym. Dlatego to jego przeciwnik zapytał, czy oznacza to, że Żydzi są na czele wszystkich narodów. Paweł odpowiada: bez Chrystusa zarówno Żyd jak i poganin są równi sobie i znajdują się pod panowaniem grzechu. Zwrot użyty przez Pawła na określenie pod grzechem jest bardzo sugestywny. W języku greckim brzmi on hypo hamartion. W tym znaczeniu hypo dosłownie oznacza w mocy, pod władzą. W Ew. Mateusza 8,9 setnik powiada: „I ja mam żołnierzy hypo emauton, pod sobą”. To znaczy mam żołnierzy do swojej dyspozycji. Uczeń jest hypo paidagogo, pod kierownictwem niewolnika odpowiedzialnego za jego naukę. Niewolnik jest hypo zugon, pod jarzmem, w mocy swego pana. Żyjąc bez Chrystusa człowiek jest pod władzą, do dyspozycji, w mocy grzechu, i nie jest w stanie zmienić tej sytuacji.
W tekście tym znajdujemy inne ciekawe słowo. Znajduje się ono w wierszu 12 i zostało przetłumaczone jako „stali się bezużytecznymi”. Brzmi ono achreioo, co dosłownie znaczy stać się nieużytecznym. Gdy mleko skwaśniało, mówiło się o nim jako bezwartościowym. Ludzka natura bez Chrystusa jest czymś kwaśnym i bezwartościowym.
Paweł robi tutaj to samo, co zwykle czynili rabini żydowscy. W wierszach 10-18 gromadzi wiele tekstów ze Starego Testamentu. Cytaty nie są dokładne, gdyż przytaczane są z pamięci; pochodzą one z Psalmów 14,1-3; 5,9; 140,3; 10,7; 36,1 i Księgi Izajasza 59,7-8. W swoim kaznodziejstwie rabini często posługiwali się taką metodą. Nazywała się ona charaz, co dosłownie znaczyło wiązanie pereł.
Jest to naprawdę straszliwy opis ludzkiej natury znajdującej się bez Chrystusa. Vaughan zauważył, że te starotestamentowe cytaty mówią o trzech rzeczach:
a) charakterze, którego cechą jest niewiedza, obojętność, nieuczciwość i jałowość;
b) języku, którego wpływ jest destrukcyjny, zwodniczy, złośliwy;
c) postępowaniu wyróżniającym się uciskaniem, kaleczeniem, nieprzejednaniem.
Nikt tak wyraźnie jak Paweł nie widział zepsucia natury ludzkiej; jednak zepsucie to nie było powodem do beznadziejności, lecz wyzwaniem do nadziei. Mówiąc o wierze Pawła w grzech pierworodny czy jego przekonaniu o zepsuciu natury ludzkiej, nigdy nie powinniśmy uważać, że Paweł rozpaczał nad tym stanem czy patrzył na to z cyniczną pogardą. Będąc starym człowiekiem William Jay z Bath, kiedyś powiedział: „Zawodzi mnie już pamięć, ale są dwie rzeczy, których nigdy nie zapomnę - że jestem wielkim grzesznikiem i że Jezus Chrystus jest wielkim Zbawicielem”. Paweł nigdy nie lekceważył grzechu człowieka i zawsze doceniał odkupieńczą moc Jezusa Chrystusa. Będąc młodym człowiekiem William Roby przemawiał w Malverin. Brak powodzenia doprowadził go do rozpaczy i dlatego zamierzał zrezygnować z pracy. Aż nagle pewien człowiek zganił go zapytując: „Ci ludzie chyba są bardzo źli i nie nadają się do zbawienia, co?” Wyzwanie to znowu sprowadziło Williama Roby do pracy. Paweł wierzył, że ludzie bez Chrystusa są źli, ale nie byli tak złymi, aby nie móc dostąpić zbawienia. Był przekonany, że to, czego Chrystus dokonał dla niego, może również dokonać dla każdego człowieka.
Jedyna droga do pojednania się z Bogiem (3,19-26)
Tu znowu tekst nie jest łatwy do zrozumienia. Gdy odkrywamy jego pełne znaczenie, znajdujemy wiele bogactw. Spróbujmy przyjrzeć się głównej prawdzie, którą on zawiera.
Największym problemem człowieka jest ułożenie właściwych stosunków z Bogiem. W jaki sposób człowiek może czuć się spokojnie, swobodnie, być w zażyłych stosunkach z Bogiem? W jaki sposób może pozbyć się uczucia obcości i strachu w obecności Boga? Stara religia, religia Żydów powiadała: „Człowiek może wejść do społeczności z Bogiem poprzez dokładne przestrzeganie wszystkiego, co nakazuje zakon. Jeżeli wypełni wszystkie przykazania zakonu - będzie żyć w jedności z Bogiem”. Jest to równoznaczne z powiedzeniem, że żaden człowiek nie jest w stanie wejść do społeczności z Bogiem. Żaden bowiem człowiek nie jest w stanie wypełnić wszystkich nakazów zakonu. Ponieważ człowiek jest stworzeniem niedoskonałym, nigdy nie jest on w stanie przejawić doskonałego posłuszeństwa. Żaden człowiek nie może w sposób doskonały służyć nieskończenie doskonałemu Bogu.
„Żadna moja ciężka praca
Nie wypełni twego prawa”.
Jaki więc jest użytek z zakonu? Zakon ostrzega człowieka przed grzechem. Jedynie wtedy, gdy człowiek wie co powinien robić, może uświadomić sobie, czego jeszcze nie zrobił. Gdy człowiek zna zakon i stara się sprostać jego wymaganiom, jedynie wtedy przekonuje się, że jest to rzeczą niemożliwą. Zadaniem zakonu jest wskazanie człowiekowi na jego własną słabość i grzeszność. Czy przez to człowiek stracił możliwość zbliżenia się do Boga? Wcale nie, ponieważ do Boga zbliżamy się nie przez zakon, lecz przez łaskę. Nie przez uczynki, lecz przez wiarę.
Pragnąc wyjaśnić swoją myśl Paweł używa trzech przenośni.
1. Pierwsza z nich pochodzi z praktyki sądowej i nazywa się usprawiedliwieniem. Przypomnijmy sobie, że problem polega na tym, w jaki sposób człowiek może wejść do społeczności z Bogiem. Przenośnia ta mówi o człowieku znajdującym się przed sądem Bożym. Greckie słowo przetłumaczone jako usprawiedliwić brzmi diakiun. Wszystkie czasowniki greckie kończące się na un nie oznaczają, że ktoś czymś się staje, lecz zostaje potraktowany, uznany za takiego. Jeżeli zupełnie niewinny człowiek staje przed sądem, to potraktowanie go jako niewinnego nie jest niczym nadzwyczajnym. Między Bogiem a człowiekiem jest zupełnie inaczej - człowiek zbliżający się przed oblicze Boże jest do ostateczności zepsuty, a jednak Bóg w swojej cudownej łasce traktuje go, uważa i poczytuje za człowieka zupełnie niewinnego. I to właśnie jest usprawiedliwienie. Mówiąc „Bóg usprawiedliwia bezbożnego” Paweł ma na myśli Boga, który okazuje niewiarygodne wprost miłosierdzie, traktuje bezbożnego, jak gdyby był on człowiekiem zupełnie poprawnym. Żydzi nie mogli znieść takiego postępowania. Ich zdaniem, gdyby ktoś potraktował złego człowieka na równi z dobrym, przez to samo okazałby się przewrotnym sędzią. „Kto usprawiedliwia przewrotnego jest ohydą dla Pana” (Prz 17,15). „Ja nie uniewinnię winowajcy” (2 Mjż 23,7). Paweł twierdzi jednak, że akurat tego właśnie Bóg dokonuje. A skąd mogę o tym wiedzieć? Wiem jaki jest Bóg, ponieważ Jezus powiedział o Nim. Jezus przyszedł, aby nam powiedzieć, że Bóg nas kocha takimi, jakimi jesteśmy. Przyszedł, aby powiedzieć nam, że bez względu na swój grzech wciąż jesteśmy drogimi w oczach Boga. A teraz pomyślmy chwilę: gdy o tym dowiadujemy się i zaczynamy wierzyć, całkowicie zmienia się nas stosunek wobec Boga. Jesteśmy świadomi swego grzechu, a jednak nie rozpaczamy; nie czujemy się wyobcowani; w pokucie i pokorze przychodzimy do Boga jak smutne dziecko zbliża się do swojej matki, wiedząc, że Bóg, do którego przybliżamy się, jest miłością. Jest to usprawiedliwienie przez wiarę w Jezusa Chrystusa. Z całego serca wierzymy we wszystko, co Jezus powiedział o Bogu i dlatego wchodzimy do społeczności z Bogiem. Nie jesteśmy już przechodniami panicznie lękającymi się zagniewanego Boga. Jesteśmy dziećmi i to dziećmi niegrzecznymi, ale ufającymi w przebaczenie Ojcowskiej miłości. Nigdy nie dowiedzielibyśmy się o możliwości pojednania się z Bogiem, gdyby Jezus tego nam nie powiedział przez swoje życie i śmierć. Wiemy o tym jedynie wtedy, gdy z całego serca wierzymy, że prawdą jest wszystko, co Jezus powiedział o Bogu.
2. Paweł używa obrazu ofiary. Bóg ustanowił Jezusa tym, który może uzyskać przebaczenie naszych grzechów. Paweł określa tu Jezusa greckim słowem hilasterion. Słowo to pochodzi od czasownika, który oznacza przejednać, przebłagać. Słowo to ma do czynienia z ofiarą. W okresie systemu ofiarniczego, gdy człowiek naruszył zakon, składał Bogu ofiarę. Jej celem było przebłaganie Boga, odwrócenie Jego gniewu, jego ofiara miała zapobiec nieuniknionej karze za grzech. Mówiąc inaczej, człowiek zgrzeszył. Grzech ten naruszył jego społeczność z Bogiem; by wrócić do tej społeczności, grzesznik składał ofiarę. Jednak doświadczenie ludzkie wskazywało, że ofiary zwierząt nie spełniały tego zadania. „Albowiem ofiar żądasz, a całopalenia, choćbym ci je dał, nie zechcesz przyjąć” (Ps 51,18). „Z czym mam wystąpić przed Panem, pokłonić się Bogu Najwyższemu? Czy mam wystąpić przed nim z całopaleniami, z rocznymi cielętami? Czy Pan ma upodobanie w tysiącach baranów, w dziesiątkach tysięcy strumieni oliwy? Czy mam dać swojego pierworodnego za swoje przestępstwo, własne dziecko na oczyszczenie mojego grzechu?” (Mich 6,6-7). Ludzie instynktownie odczuwali, że rytuał ziemskich ofiar nie jest w stanie naprawić wyrządzonego grzechem zła. Dlatego Paweł powiada: „Jezus Chrystus przez swoje posłuszeństwo aż do śmierci, złożył Bogu jedyną ofiarę, którą rzeczywiście usuwa grzech”. Paweł twierdzi, że to co stało się na krzyżu Golgoty, otwiera możliwość powrotu do społeczności z Bogiem, czego nie była w stanie dokonać żadna inna ofiara.
3. Paweł korzysta z przenośni zaczerpniętej z zakresu niewolnictwa. Mówi o wyzwoleniu dokonanym przez Jezusa Chrystusa. Słowo to brzmi apolitrozis. Jest to wykupienie, odkupienie, uwolnienie. Człowiek był zniewolony, skrępowany, znajdował się pod panowaniem grzechu i jedynie Jezus Chrystus mógł go wyzwolić.
W końcu Paweł powiada, że Bóg przyjmuje za sprawiedliwych wszystkich, którzy wierzą w Jezusa. Nigdy w życiu Paweł nie powiedział nic tak zaskakującego. Bengel nazywa to „największym paradoksem ewangelii”. Pomyślmy, co to znaczy. To znaczy, że Bóg jest sprawiedliwy i przyjmuje grzesznika jako człowieka sprawiedliwego. W naturalny sposób nasuwałoby się nam następujące stwierdzenie: „Bóg jest sprawiedliwy i dlatego potępia grzesznika jako przestępcę”. Jednak spotykamy się tu z wielkim i kosztownym paradoksem - Bóg jest sprawiedliwy i w jakiś sposób, w swojej wprost niewiarygodnej i cudownej łasce, o której mówi mi Jezus, przyjmuje On grzesznika nie jako przestępcę, lecz wciąż miłowanego syna.
Jakie znaczenie ma to nowe podejście do Boga? Czym różni się od dawnego zakonu? Zasadnicza różnica jest następująca: posłuszeństwo zakonowi miało na uwadze to, czego człowiek może dokonać dla siebie; łaska dotyczy zaś tego, co Bóg może uczynić i co już uczynił dla człowieka. Paweł twierdzi, że człowiek nie jest w stanie w jakikolwiek sposób uzyskać przebaczenia Bożego; może je uzyskać jedynie za pomocą tego, co Bóg dla nas uczynił; dlatego droga do społeczności z Bogiem nie prowadzi przez rozpaczliwe usiłowania ze strony człowieka, lecz przez pokorne przyjęcie miłości i łaski, którą Bóg oferuje nam w Jezusie Chrystusie.
Koniec ludzkich wysiłków (3,27-31)
W tekście tym Paweł porusza trzy sprawy.
1. Jeżeli droga do Boga prowadzi przez wiarę i akceptację, to człowiek nie ma się czym chlubić. Kiedyś w judaizmie istniało pewnego rodzaju rozliczenie się z Bogiem. Oto pewien Żyd, ściśle przestrzegający wszystkich szczegółów ceremonialnego zakonu, po każdym wypełnieniu jakiegoś wymagania, stawiał po stronie Bożej kreskę, co oznaczało: winien. W końcu ukształtowało się w nim pojęcie, że to raczej Bóg jest u niego zadłużony. Paweł stał na pozycji, że każdy człowiek jest grzesznikiem, który przy pomocy własnych wysiłków nie jest w stanie wrócić do społeczności z Bogiem, i że każdy człowiek jest Bożym dłużnikiem i dlatego nie posiada żadnych podstaw do chwalenia się swoimi osiągnięciami w tej dziedzinie.
2. Takie postawienie sprawy może być dobre dla poganina, który nie ma zakonu, ale co z Żydem znającym zakon? W odpowiedzi na to pytanie Paweł przytacza zdanie, będące treścią żydowskiego wyznania wiary, zdanie zawsze wypowiadane przed rozpoczęciem każdego nabożeństwa w synagodze: „Słuchaj Izraelu! Pan jest Bogiem naszym, Pan jedynie!” (5 Mjż 6,4). Nie ma jedynego Boga dla pogan, a drugiego dla Żydów. Bóg jest jeden. Prowadzi do Niego jedna droga zarówno dla poganina jak i dla Żyda. Nie jest to droga ludzkich osiągnięć, lecz droga ufności i wiary.
3. Ale, powiada Żyd, czy to jest przekreśleniem zakonu? Spodziewalibyśmy się twierdzącej odpowiedzi Pawła. A jednak powiedział NIE. Właściwie, powiada, to potwierdza zakon. Co miał na uwadze wypowiadając te słowa? Chodzi mu właściwie o rzecz następującą: do tego czasu Żyd starał się być dobrym człowiekiem, usiłował zachować przykazania, próbował służyć Bogu, ponieważ bał się Boga, lękał się kary będącej następstwem nieprzestrzegania nakazów zakonu. Czasy te bezpowrotnie minęły. A jak jest teraz? Teraz jest miłość Boża. Teraz człowiek musi starać się być dobrym, musi zachowywać prawo Boże, nie z powodu strachu przed karą Bożą, lecz starając się, by w jakiś sposób być godnym Jego miłości. Teraz dąży do dobroci nie ze strachu przed Bogiem, lecz będąc powodowany miłością ku Bogu. Teraz grzech nie tyle łamie prawo Boże, ale raczej kaleczy jego serce i dlatego jest tym bardziej straszny. Dla przykładu weźmy ludzką sytuację. Wiele razy człowiek jest kuszony do złego, jednak nie czyni tego. Dlaczego? Nie chodzi tu jedynie o strach przed prawem. Może wcale nie obawia się pociągnięcia do odpowiedzialności, a nawet uwięzienia. Jedyną rzeczą, która nie pozwala mu na zrujnowanie czyjegoś życia, jest smutek w oczach tej osoby, która go kocha. To nie prawo strachu, lecz prawo miłości powstrzymuje go od zła. Tak samo jest między nami i Bogiem. Nie boimy się panicznie Boga, ale to nie powód, by żyć swawolnie. Teraz nie możemy już postępować według własnych zachcianek, ponieważ przez prawo miłości jesteśmy skazani na dobroć. A prawo miłości jest o wiele silniejsze i bardziej zobowiązujące niż prawo strachu.
Wiara, która bierze Boga za słowo (4,1-8)
Paweł mówi o Abrahamie w związku z trzema sprawami.
1. Żydzi uważali Abrahama za wielkiego praojca narodu i wzór pobożnego człowieka. W bardzo naturalny sposób Żyd mógł zapytać: „Jeżeli wszystko co powiadasz jest prawdą, to co szczególnego zostało dane Abrahamowi, gdy Bóg ustanowił go praojcem narodu?” Na czym polegała szczególna pozycja Abrahama? Co wyróżnia go spośród innych ludzi? Paweł stara się odpowiedzieć na tego rodzaju pytania.
2. Przed chwilą Paweł udowadniał, że pojednanie człowieka z Bogiem nie odbywa się w oparciu o wykonanie uczynków zakonu, lecz dzięki ufnemu oparciu się na Słowie Bożym, mówiącym o Bożej miłości ku nam, miłości, której w żaden sposób nie potrafimy zasłużyć. Żyd natychmiast zareagował: „To jest zupełnie coś nowego. To sprzeczne z tym, czego nas uczono. Ta nauka jest zupełnie niewiarygodna, pierwszy raz słyszę o czymś takim”. Paweł odpowiada: „Ta nauka wcale nie jest nowa, jest ona tak stara jak wiara żydowska. Nie jest ona heretyckim wymysłem, lecz treścią i podstawą żydowskiej religii”. A teraz Paweł udowadnia swoją tezę.
3. Paweł był mądrym nauczycielem, znał drogi ludzkiego rozumowania i dlatego zaczyna od postaci Abrahama. Dotąd mówił o wierze, która jest przecież pojęciem abstrakcyjnym. Przeciętny umysł ludzki ma wielkie trudności z uchwyceniem i zrozumieniem pojęć abstrakcyjnych. Mądry nauczyciel wie, że każde słowo musi stać się ciałem, każde pojęcie musi stać się osobą, ponieważ tylko w ten sposób przeciętny człowiek może uchwycić treść danego pojęcia i jego rolę w życiu ludzkim. Dlatego Paweł powiada: „Przed chwilą mówiłem o wierze. Jeżeli chcecie dowiedzieć się czym jest wiara, spójrzcie na Abrahama”. Pragnie on, by jego czytelnicy abstrakcyjne pojęcie wiary zauważyli w działaniu i przez to właściwie zrozumieli, czym jest wiara.
Mówiąc o Abrahamie Paweł poruszał się na terenie dobrze znanym i rozumianym przez każdego Żyda. W myśli żydowskiej Abraham zajmuje szczególne miejsce. Był on założycielem narodu. Był człowiekiem, do którego pierwszy przemówił Bóg. W szczególny sposób został on wybrany przez Boga, usłyszał i poszedł za Jego głosem. Rabini szeroko rozprawiali o Abrahamie. A na czym według Pawła polegała wielkość Abrahama? Gdy Bóg zbliżył się do Abrahama nakazując mu opuścić dom, przyjaciół, krewnych i miejsce swojej pracy, powiedział do niego: „Jeżeli zdecydujesz się na tę wielką przygodę wiary, staniesz się ojcem wielkiego narodu”. I Abraham wziął Boga za słowo. Nie dyskutował, nie wahał się, wyszedł, nie wiedząc dokąd idzie (Hbr 11,8). Całkowicie, nie stawiając żadnych pytań, zaufał Bogu, oparł się na Jego słowie. To nie szczegółowe wypełnienie nakazów zakonu doprowadziło go do tej szczególnej społeczności z Bogiem, lecz całkowicie zaufanie Bogu, zupełne zgodzenie się z Bogiem, chęć zatracenia swojego życia dla sprawy Bożej. To była wiara i ze względu na tę wiarę Bóg uważał Abrahama za dobrego człowieka.
Oczywiście, niektórzy bardziej oświeceni rabini wierzyli w to. Pewien komentarz rabinacki powiada: „Abraham, nasz ojciec, odziedziczył ten świat i świat przyszły wyłącznie przez wiarę w Boga, ponieważ jest powiedziane: I uwierzył Panu, a ten poczytał mu to za sprawiedliwość”. Większość jednak rabinów opowiadanie o Abrahamie dostosowywała do swoich poglądów. Twierdzili oni, że Abraham był jedynym sprawiedliwym człowiekiem w tamtych czasach i dlatego został wybrany przez Boga na protoplastę szczególnego narodu. Ktoś mógłby zapytać: „A jakże Abraham mógł przestrzegać wymagań zakonu, skoro setki lat przed nadaniem tego zakonu?” Nie dając się zbić z tropu rabini twierdzili: czynił to intuicyjnie, był przewidujący. „W tym czasie - powiada Apokalipsa Barucha” (57,2) - niepisany zakon był im znany i nakazane uczynki wykonywane”. „On zachował prawo Najwyższego - powiada Eklezjastyk (44,20-21) - wszedł z Nim w przymierze, dlatego Bóg przysięgą zapewnił go, że będą błogosławione narody w jego potomstwie”. Rabini tak lubowali się w swoich teoriach odnośnie dobrych uczynków, iż twierdzili, że Abraham został wybrany właśnie ze względu na te uczynki, które jakoby spełniał naprzód, na zapas, przewidując nadejście zakonu.
Spotykamy tu zasadniczą różnicę zachodzącą między żydowskim legalizmem a chrześcijańską wiarą. Podstawą myśli żydowskiej było twierdzenie, że człowiek musi zapracować na przychylność Boga. Chrześcijaństwo zaś twierdzi, że człowiek nigdy nie może zapracować na Bożą przychylność, że jedyną drogą do pojednania z Bogiem jest wiara - zaufanie słowu Bożemu i prawdziwości Jego obietnic. Paweł dowodzi - i ma rację - że Abraham wszedł do społeczności z Bogiem nie na podstawie dokonanych uczynków zakonu, lecz ze względu na całkowite zaufanie Bogu, pełne oddanie się do Jego dyspozycji, oparcie się na Jego obietnicy.
Najwyższą radością chrześcijańskiego życia jest fakt, że nie potrzebujemy zamęczać się, by zdobyć Bożą miłość, ale jedynie przyjąć tę miłość jako wspaniały dar Boży. Po przyjęciu tego daru życie ludzkie jest za krótkie, aby mógł być spłacony Bogu nasz dług wdzięczności. Człowiek znajdujący się w obrębie łaski Bożej nie jest już przestępcą usiłującym spełniać niewykonalne postanowienia zakonu; jest on zakochany w tym, który tak niespodziewanie obdarzył go niezasłużoną miłością.
James Barrie kiedyś opowiadał o Robercie Lousie Stevensonie: „Po przybyciu na Samoa Stevenson zbudował małą chatkę, a później przeniósł się do większego domu. W czasie pierwszego odpoczynku w tym domu czuł się bardzo zmęczony i bardzo żałował, że nie powiedział słudze, aby przyniósł mu wieczorem kawę i papierosy. Gdy tylko o tym pomyślał, otworzyły się drzwi, w których stał młody tubylec trzymający na tacy papierosy i kawę. Stevenson powiedział mu w jego języku: „Wielka jest twoja domyślność”, a chłopiec natychmiast poprawił go, mówiąc: „Wielka jest miłość”. Uczynek ten został dokonany nie pod presją obowiązku, lecz z pobudek miłości. Jest ona głównym motywem chrześcijańskiej dobroci.
Ojciec wierzących (4,9-12)
Aby należycie zrozumieć ten tekst, musimy zwrócić uwagę na ważność obrzezania w praktyce żydowskiej. Zdaniem Żyda, człowiek nieobrzezany, bez względu na swoje pochodzenie, nie miał nic wspólnego z żydostwem. W czasie żydowskiego obrzezania odmawiano następującą modlitwę: „Błogosławiony niech będzie ten, który w łonie poświęcił umiłowanego swego i umieścił na ciele jego znak jako pieczęć swego świętego przymierza”. Rabinacki porządek nakazywał: „Nie będziesz spożywał posiłku paschalnego zanim ciało twoje nie otrzyma pieczęci Abrahama”. Jeżeli poganin przyjmuje wiarę izraelską, musi on dokonać trzech podstawowych rzeczy - przyjąć chrzest, złożyć ofiarę i poddać się obrzezaniu. Według pojęć żydowskich tylko człowiek obrzezany jest Żydem.
Przeciwnik żydowskiego pochodzenia, na którego zarzuty Paweł stale odpowiada, mógłby jednak powiedzieć: „Zgadzam się z tym, że to wyłącznie dzięki wierze Abraham wszedł do społeczności z Bogiem, ale nie zaprzeczysz chyba faktu jego obrzezania”. Na to Paweł posiada argument nie do podważenia. Jest nim opowiadanie o powołaniu Abrahama, o Bożej obietnicy błogosławieństwa, a następnie o jego obrzezaniu. Abraham był właściwie obrzezany dopiero czternaście lat po swoim powołaniu i wejściu do wyjątkowej społeczności z Bogiem. Obrzezanie nie było środkiem prowadzącym do społeczności z Bogiem, była to tylko pieczęć, znak tego, że człowiek ten już wszedł do tej społeczności. Jeszcze przed obrzezaniem Abraham został nazwany sprawiedliwym. Sprawiedliwość ta nie miała nic wspólnego z obrzezaniem, lecz wyłącznie z aktem wiary. Z tego niepodważalnego faktu historycznego Paweł wyciąga dwa wielkie wnioski.
1. Abraham nie jest ojcem obrzezanych; jest on ojcem tych, którzy podobnie do niego, uczynili krok wiary. Jest on ojcem każdego człowieka, który w różnym okresie czasu tak samo trzyma Boga za słowo. Oznacza to, że prawdziwym Żydem nie jest ten, kto jest nim z urodzenia czy fizycznego obrzezania. Prawdziwym Żydem jest człowiek, który bez względu na swoją narodowość tak samo ufa Bogu jak Abraham. Wszystkie wielkie obietnice Boga należą więc nie do narodu żydowskiego, lecz do tych wszystkich, którzy ufając Bogu stali się potomkami Abrahama. Teraz Żydem określa się już nie narodowość; lecz sposób życia i stosunek do Boga. Potomkowie Abrahama nie są już członkami jakiegoś szczególnego narodu, są oni tymi, którzy pochodzą z różnych narodów, lecz należą do jednej rodziny Bożej.
2. Odwrotność tego też jest prawdziwa. Człowiek może być Żydem z urodzenia. Może być obrzezany, a jednak naprawdę nie być potomkiem Abrahama. Nie ma on prawa nazywać Abrahama swoim ojcem, nie ma prawa do obietnic Bożych, ponieważ nie przejawia zaufania i wiary Abrahama.
Jednym krótkim tekstem Paweł zachwiał całą myśl żydowską. Żyd zawsze uważał, że ze względu na swoje pochodzenie automatycznie korzystał z przywileju Bożego błogosławieństwa i niepodlegania Jego karze. Dowodem jego pochodzenia było obrzezanie. Rabini dosłownie tak powiadali: jeżeli Żyd był tak zły, że musiał być potępiony przez Boga, specjalny anioł zacierał jego obrzezanie i w ten sposób znowu stawał się nieobrzezanym.
Paweł sformułował wielką zasadę, według której droga do Boga nie prowadzi przez członkostwo jakiegokolwiek narodu ani jakiegokolwiek obrzędu znakowania ciała człowieka; jedyną drogą do Boga jest wiara, która trzyma Boga za słowo i wszystko uzależnia nie od ludzkich osiągnięć, lecz wyłącznie od łaski Bożej.
Wszystko z łaski (4,13-17)
Bóg dał Abrahamowi bardzo wielką i wspaniałą obietnicę. Jego potomkowie mieli stać się wielkim narodem, przez którego zostanie błogosławiony cały świat (1 Mjż 12,2-3). Tereny, po których patriarcha wędrował, zostały mu dane w dziedzictwo. Obietnica ta została dana Abrahamowi ze względu na jego wiarę, jego ufność i poddanie Bogu. Nie była ona zapłatą za nagromadzone przez niego dobre uczynki. Według Pawła obietnica ta zależała wyłącznie od dwóch rzeczy - wolnej łaski Bożej i doskonałej wiary Abrahama. Żydzi wciąż zapytywali: „W jaki sposób człowiek może wejść do społeczności z Bogiem, aby odziedziczyć tę wielką obietnicę?” Na to pytanie zwykle odpowiadali: „Musi czynić to przez zdobywanie, zapracowywanie przychylności Bożej, a staje się to przez wykonywanie nakazów zakonu”. Inaczej mówiąc, musi on tego dokonywać własnym wysiłkiem. Teraz Paweł wyraźnie widział, że taka postawa Żydów całkowicie przekreśliła obietnicę. Stało się to z tej przyczyny, że żaden człowiek nie był w stanie zachować zakonu, nikt w swojej doskonałości nie mógł zaspokoić doskonałości Bożej; jeżeli więc obietnica zależała od zachowania zakonu, to nigdy nie mogła się ona urzeczywistnić.
Paweł widział te sprawy w kontrastowych kolorach. Widział dwa wzajemnie wykluczające się sposoby zbliżania się do Boga. Jeden z nich był uzależniony od wysiłków ludzkich, a drugi - od łaski Bożej. Z jednej strony była ciągle przegrywana walka o wypełnienie zakonu, a z drugiej - wiara trzymająca Boga za słowo.
Po każdej stronie zauważamy trzy następujące rzeczy:
1. Po jednej stronie była Boża obietnica. W języku greckim dwa słowa określały obietnicę. Słowo hyposchesis oznacza obietnicę uwarunkowaną. „Obiecuję ci to lub tamto, jeżeli przyrzekniesz...” Inne słowo, epaggelia, oznacza obietnicę wynikającą z dobroci czyjegoś serca i nie domagającą się spełnienia określonych warunków. Tego drugiego słowa określa Paweł na określenie obietnicy Bożej. Inaczej powiada on: „Bóg jest podobny do ziemskiego ojca, Bóg obiecuje miłość ku swoim dzieciom bez względu na sposób ich zachowania się”. Niektóre z nich kocha z radością, inne ze smutkiem, zawsze jednak bezinteresownie. Miłość ta nie zależy od naszych dobrych uczynków, lecz jedynie od wspaniałomyślności serca Bożego.
2. Drugą rzeczą jest wiara. Wiara jest pewnością tego, że Bóg naprawdę taki jest. Jest to całkowite zaufanie miłości Bożej. Oparcie się na tej miłości całkowicie i na zawsze usuwa strach.
3. Bardzo istotną rzeczą jest łaska. Dar łaski zawsze jest czymś niezasłużonym. Człowiek nigdy nie może zapracować na miłość Bożą. Chwała i wielkość człowieka zawiera się nie w tym, czego on dokonuje dla Boga, lecz tym, czego Bóg dokonał dla niego.
1. Z drugiej strony jest zakon. Kłopot z zakonem polega na tym, że może on postawić dobrą diagnozę, ale nie jest w stanie uleczyć. Zakon pokazuje człowiekowi, w którym miejscu postąpił on źle, ale nie dopomaga mu uniknąć zła. Istnieje pewien paradoks odnośnie zakonu, jak później powie Paweł. Ludzka natura posiada skłonność do pożądania rzeczy zabronionych. „Skradzione owoce są najsmaczniejsze”. Stąd zakon właściwie skłania człowieka do pragnienia tych rzeczy, których sam zabrania. Istotnym dopełnieniem zakonu jest sąd, i jak długo człowiek żyje w sferze religii zakonnej, tak długo widzi siebie wyłącznie jako potępionego przestępcę, stojącego przed sędziowskim tronem Boga.
2. Drugą rzeczą jest wykroczenie. Wykroczenie idzie w ślad za zakonem. Nikt nie może naruszyć nieistniejącego prawa; nikt nie może też być sądzonym za przekroczenie prawa, o którym nic nie wiedział. Gdy zaś poznamy prawo, zakon, i na tym się zatrzymujemy, i jeżeli naszą religią jest jedynie wypełnienie żądań tego zakonu, nasze życie składa się z długiej listy wykroczeń oczekujących na ukaranie.
3. Konsekwencją wykroczenia jest gniew. Pomyślmy o zakonie, potem o wykroczeniu, a przekonamy się, że następnym krokiem jest gniew. Gdy myślimy o Bogu jako dawcy zakonu, wyobrażamy Go jako Boga wyjątkowej sprawiedliwości. Gdy danego człowieka określamy terminami zakonu, widzimy go jako istotę przeznaczoną na potępienie Boże.
Tak więc Paweł stawia przed Rzymianami dwie drogi. Jedną z nich są własne wysiłki człowieka, które rzekomo mają umożliwić mu społeczność z Bogiem. Droga ta prowadzi do nikąd, jest ona skazana na niepowodzenie. Inną drogą to ufna wiara, całkowite poleganie na łasce Bożej; droga ta jest pewna, prowadzi ona do ścisłej społeczności człowieka z Bogiem.
Wiara we wszechmocnego Boga (4,18-25)
Ostatni tekst kończył się stwierdzeniem, że Abraham wierzył w Boga, który martwych powołuje do życia, a nawet rzeczy nieistniejące powołuje do istnienia. Teraz Paweł kieruje swoje myśli na inną cechę Abrahama; na jego chęć zaufania Bogu, na jego wytrwałe trzymanie się Słowa Bożego. Obietnica błogosławieństwa wszystkich narodów ziemi za pośrednictwem jego potomstwa została dana Abrahamowi już w podeszłym wieku. Jego żona Sara dotąd była bezdzietna, i właściwie teraz, gdy Abraham miał sto lat, a Sara dziewięćdziesiąt lat (1 Mjż 17,17), została dana im obietnica narodzenia syna. Zewnętrzne warunki nie dawały jej wiarygodności, gdyż Abraham jak i Sara przeżyli już wiek gwarantujący spłodzenie dziecka. A jednak mimo to Abraham uchwycił się słowa Bożego; uwierzył Bożej obietnicy; uwierzył, że Bóg tak uczyni, jak powiedział. I właśnie tego rodzaju wiara została mu policzona za sprawiedliwość. Było nią to chętne oparcie się na słowie Bożym, które doprowadziło go do ścisłej społeczności z Bogiem. Paweł przytacza tu powiedzenie sformułowane przez rabinów żydowskich. Powiadali oni: „Co zostało napisane o Abrahamie, to również jest napisane o jego potomstwie”. Chodzi o to, że obietnica dana Abrahamowi, odnosi się również do jego dzieci. Skoro więc wsparcie się na słowie Bożym doprowadziło Abrahama do społeczności z Bogiem, to samo może stać się z nami. To nie uczynki zakonu, lecz ufna wiara ustanawia właściwe stosunki między Bogiem a człowiekiem.
W tym wypadku istotą wiary Abrahama było jego przekonanie, że Bóg jest w stanie uczynić coś niemożliwego. Jak długo jesteśmy przekonani, że wszystko zależy od naszych wysiłków, jesteśmy skazani na pesymizm, gdyż doświadczenie uczy nas smutnej lekcji odnośnie ich małej skuteczności. Gdy uświadamiamy jednak, że to nie nasze wysiłki, lecz wyłącznie decyduje o tym łaska i moc Boża, wtedy stajemy się optymistami. Wierzymy, że u Boga nie ma rzeczy niemożliwych.
Istnieje opowiadanie o świętej Teresie, która posiadając kilka drobnych monet przystąpiła do budowy klasztoru. Ktoś powiedział jej: „Z taką sumą pieniędzy nawet święta Teresa nie jest w stanie czegoś dokonać”. „To prawda - odpowiedziała - jednak święta Teresa, tych kilka miedziaków i Bóg, mogą dokonać wszystkiego”. Człowiek może wahać się sam przystępując do wielkiego dzieła; nie potrzebuje jednak obawiać się, jeżeli przystępuje do tego dzieła z Bogiem. Anna Hinter Small, wielka misjonarka, opowiadała o swoim ojcu, który zwykle powiadał: „O przewrotności i głupoto panikarzy!” Ona sama często mówiła: „Żywy Kościół podejmuje każde zadanie”. Tego rodzaju odwaga jest cechą człowieka i Kościoła, który całkowicie ufa słowu Boga.
W przyjaźni z Bogiem (5,1-5)
Jest to jeden z wielkich tekstów Pawła, w którym niemal śpiewa on o swojej radosnej ufności ku Bogu. Ufna wiara, uchwycenie się słowa Boga dokonała tego, czego nie były w stanie dokonać uczynki zakonu; taka ufna wiara umożliwiała człowiekowi zawarcie pokoju z Bogiem. Przed przyjściem Jezusa i przyjęciem tego wszystkiego, co mówi On o Bogu, żaden człowiek nie był i nie jest w stanie pojednać się z Bogiem. Są i tacy, którzy widzą Boga nie jako najwyższe dobro, lecz najwyższe Zło. Swinburne pisał:
Czyż Jego ukryta twarz i stopy
Nie były człowiekowi znane i odczuwane inaczej niż
Jako grożące i depczące wszystko co dzień?
Czyż to nie On zesłał nam głód? Kto przeklął
Ducha i ciało, by stale tęskniły?
Kto napełnił pragnieniem
Usta tych, którzy do Niego wołają?
Inni znowu wyobrażali Boga jako całkowicie obcego, dalekiego, nieosiągalnego. W jednej z książek H. G. Wellsa znajdujemy opowiadanie o człowieku, którego umysł był tak zmęczony i wyczerpany, że groziła mu choroba umysłowa. Lekarz powiedział mu, że jedynym wyjściem z jego sytuacji, jedynym lekiem na jego niedomagania jest pokój, który daje społeczność z Bogiem. „Co! - wykrzyknął pacjent - czy to jest do pomyślenia, aby ten, hen tam w górze, mógł mieć społeczność ze mną! Jest to równe z robieniem zimnych okładów drogą mleczną czy podaniem ręki gwiazdom!” Bóg, według tego człowieka, był postacią zupełnie niemożliwą do znalezienia. Rosita Forbes, wielka podróżniczka, opowiadała, jak to pewnego razu z braku miejsca nocowała w wiejskiej świątyni chińskiej. Obudziła się w środku nocy i w świetle księżyca zaczęła przyglądać się postaciom znajdującym się tam bogów, których kamienne twarze wyrażały jedynie nienawiść ku ludziom. Dopiero gdy uświadamiamy sobie, że Bóg jest ojcem Jezusa Chrystusa, stopniowo zmieniamy o Nim swoje zdanie, wchodzimy z Nim w nowe zażyłe stosunki; Paweł nazywa to usprawiedliwieniem.
Przez Jezusa Chrystusa, powiada Paweł, mamy dostęp do tej łaski, w której stoimy. Słowo przetłumaczone jako „dostęp” brzmi prosagoge. Wyrażenie to ma dwa znaczenia.
a) Zasadniczo oznacza ono przedstawienie kogoś osobie królewskiej; jest to podstawowe słowo na określenie podejścia wyznawcy do Boga. Inaczej mówiąc Paweł powiada: „Jezus uroczyście wprowadza nas przed oblicze Boga. On otwiera nam drzwi prowadzące do tronu Króla królów; gdy drzwi te są otwarte - istnieje stan łaski, nie potępienia, nie sądu, nie zemsty, lecz niezasłużonej, nie zapracowanej miłości, wprost niewiarygodnej dobroci Bożej”.
b) Słowo prosagoge ma jeszcze inne znaczenie. W późniejszej greczyźnie oznaczało ono miejsce, gdzie zawijały statki. Jest to przystań lub port. Stosując to znaczenie, swoje dotychczasowe wysiłki podobania się Bogu możemy porównać do bezradnych marynarzy walczących z dzikim żywiołem na środku morza. Teraz jednak, po usłyszeniu głosu Chrystusa, zawinęliśmy do przystani Bożej łaski, poznaliśmy pokój i ciszę, zależną nie od nas samych, lecz od dzieła Bożego. Ze względu na Chrystusa mamy możliwość zbliżenia się do Króla królów, możemy zawinąć do portu łaski Bożej.
Jednocześnie Paweł zwraca uwagę na inny aspekt tej sprawy. Wszystko to jest prawdą, wszystko jest tak chwalebne, a jednak nie wszyscy chrześcijanie zdecydowanie do tego dążą. Trudne było życie chrześcijanina w Rzymie. Pamiętając o tym, Paweł powiada: „Ucisk wywołuje cierpliwość”. Słowo „ucisk” (tlipsis) dosłownie oznacza nacisk, napór, presję. Różne rzeczy mogą wywierać presję na chrześcijanina - presja jego życzeń i potrzeb, presja ze strony otoczenia, presja smutku i prześladowania, presja niepopularności i samotności. Wszystkie tego rodzaju naciski, powiada Paweł, wywołują cierpliwość. Słowo określające cierpliwość brzmi hypomene. Jest to właściwie coś więcej niż cierpliwość; jest to taka postawa, która przezwycięża świat. Nie chodzi tu o bierne poddanie się naciskom, lecz aktywne przezwyciężanie kłopotów i smutków życia. Będąc zagrożony głuchotą, najstraszniejszą chorobą dla muzyka, Beethoven powiedział: „Wezmę życie za gardło”. To jest hypomene. Gdy Scott był zagrożony ruiną z powodu bankructwa swego wydawcy, powiedział: „Nikt mi nie powie: biedny facet; moja prawa ręka pokryje wszystkie długi”. To jest hypomene. Ktoś powiedział pewnej cierpiącej duszy: „Cierpienie nadaje życiu kolorów, nieprawda?” W odpowiedzi otrzymał słowa: „Tak, i dlatego wolę kolory!” Taka jest cierpliwość, hypomene. Leżąc w szpitalu edynburskim z amputowaną nogą i możliwością amputowania drugiej, Henley pisał w swoim Invictus:
Z odmętów nocy, która mnie okrywa
Czarnej jak przepaść między biegunami,
Dzięki wznoszę za wszystko, co może być dobre
Dla niepokonanej duszy mojej.
To też jest hypomene. Nie jest to pochylenie się i przyzwolenie, by wody trosk i kłopotów przewalały się przez nas; jest to raczej wyjście im na przeciw i przezwyciężenie ich. „A cierpliwość - powiada Paweł - wywołuje doświadczenie”. Doświadczenie to jest tu określone słowem dokime. Dokime określa metal, który został oczyszczony ogniem. Tak nazywano pełnowartościową monetę. Jest to również coś, z czego usunięto wszelkiego rodzaju zanieczyszczenie. Gdy ucisk spotyka się z hartem ducha, z walki tej człowiek wychodzi silniejszy, czysty, lepszy i bliższy Boga. „Doświadczenie zaś - powiada Paweł - wywołuje nadzieję”. Dwóch ludzi może znaleźć się w takiej samej sytuacji. Jednego może ona doprowadzić do rozpaczy, a drugiego do nadzwyczajnego działania. Jednego może ona stać się końcem nadziei, a drugiemu - wyzwaniem do wielkości. „Nie lubię kryzysów - powiedział Lord Reith - ale lubię pojawiające się za nimi możliwości”. Różnica polega tu wyłącznie na wewnętrznej postawie człowieka. Jeżeli człowiek pozwala sobie na słabość, chwiejność i niezdecydowanie, jeżeli pozwala, by sytuacje odnosiły nad nim zwycięstwa, jeżeli w okresie ucisku pozwala sobie na płacz i narzekanie, to w okresie kryzysu pozostanie mu tylko rozpacz. Z drugiej zaś strony, jeżeli człowiek potrafi stanąć przed danym problemem z podniesioną głową, jeżeli odważy się spojrzeć prawdzie w oczy, to w okresie kryzysu w jego sercu zawsze będzie płonąć nadzieja. A teraz Paweł formułuje ostatnie wielkie stwierdzenie: „Chrześcijańska nadzieja nigdy nie jest pustą iluzją, ponieważ opiera się ona na miłości Bożej”. Omar Kayjam ze smutkiem pisze o ludzkiej nadziei:
Świecka nadzieja, z którą ludzie łączą swoje serca,
Staje się popiołem, lub żyje dłużej, ale
Jak śnieg na piaszczystym obliczu pustyni
Błyska chwilę lub dwie - i już jej nie ma.
Jeżeli nadzieja ludzka ma swoje źródło w Bogu, nie stanie się ona prochem i popiołem, a człowiek nie dozna rozczarowania. Nadzieja człowieka, oparta o miłość Bożą, nigdy nie będzie iluzją, ponieważ Bóg kocha nas miłością wieczną, popartą również Jego wieczną mocą.
Największy dowód miłości (5,6-11)
Fakt śmierci Jezusa za nas jest ostatecznym dowodem miłości Bożej. Trudno byłoby nakłonić kogoś, by umarł za sprawiedliwego. Człowiek może umrzeć w obronie swoich wielkich i dobrych zasad. Ktoś z powodu wielkiej miłości mógłby umrzeć za swego przyjaciela. Jednak niezwykłość Jezusa Chrystusa polega na tym, że umarł On za nas, gdy byliśmy jeszcze grzesznikami, ludźmi złymi, gdy znajdowaliśmy się w stanie wrogości wobec Boga. Tak daleko sięga miłość.
Rita Snowden opisuje pewne wydarzenie z życia pułkownika T. E. Lawrence. W 1915 roku z kilkoma Arabami podróżował po pustyni. Sytuacja była bardzo trudna. Zapasy żywności skończyły się, dzielono się ostatnią kroplą wody. Turbany na głowach chroniły ich przed gorącymi podmuchami wiatru i bolesnym kłuciem ziarenek piasku w czasie burzy. Nagle ktoś powiedział: „A gdzie jest Jasmin?” Drugi odpowiedział pytaniem: „A kto to Jasmin?”. Trzeci wyjaśnił: „To ten chuderlawy z miejscowości Maan. Zabił tureckiego poborcę podatkowego i uciekł na pustynię”. Pierwszy dodał: „Patrzcie, wielbłąd Jasmina nie ma już jeźdźca. Jego strzelba wisi przy siodle, ale Jasmina nie ma”. Długi długo rozmyślał głośno: „Chyba ktoś zastrzelił go w drodze”. Trzeci wyjaśnił: „On nie miał zbyt tęgiej głowy, na pewno się udał uwieść fata morganie; a może będąc słabym fizycznie po prostu zemdlał i spadł z wielbłąda”. Wtedy pierwszy oświadczył: „No i co z tego, przecież Jasmin nie był wart nawet miedziaka”. Arabowie pochylili głowy, przynaglając wielbłądy do szybszego marszu. Lawrence jednak zawrócił. W ogromnym upale, ryzykując własnym życiem, samotnie wrócił na poszukiwanie zaginionego. Po półtorej godzinie jazdy zauważył na piasku jakiś strzęp odzieży. To był Jasmin, niemal oślepiony i pozbawiony zmysłów z powodu gorąca i pragnienia, Jasmin jako ofiara pustyni. Lawrence posadził go na swego wielbłąda, oddał mu ostatnie krople drogocennej wody i dołączył do karawany. Gdy Arabowie zobaczyli go, ze zdziwieniem wykrzyknęli: „Oto Jasmin, człowiek nie wart miedziaka, a jednak uratowany za cenę życia Lawrence, naszego pana”. Jest to prawdziwa przypowieść. Chrystus nie umarł, by zbawić dobrych ludzi, lecz grzeszników. Chrystus nie ratował przyjaciół Bożych, ludzie ci znajdowali się w stanie wrogości z Bogiem.
Paweł idzie o krok dalej. Dzięki Jezusowi nasza pozycja wobec Boga uległa zmianie. Choć byliśmy grzesznikami, zostaliśmy włączeni do społeczności z Bogiem. Ale to nie wszystko. Zmianie uległa nie tylko nasza pozycja, ale również nasz stan, nasza sytuacja. Zbawiony grzesznik nie może pozostawać grzesznikiem, musi on stawać się dobrym człowiekiem. Śmierć Chrystusa zmieniła naszą pozycję, a zmartwychwstałe życie Chrystusa zmienia nasz stan. Chrystus nie jest martwy, On żyje. On stale dopomaga nam i prowadzi nas, napełnia nas swoją siłą do przezwyciężenia pokus, a gdy żyjemy w Jego obecności, nasze życie promieniuje Jego chwałą. On, który zmienił naszą pozycję wobec Boga, może również zmienić nasz wewnętrzny stan. Włącza On grzeszników do społeczności z Bogiem, chociaż wciąż pozostają oni grzesznikami, a następnie udziela tym grzesznikom łaski umożliwiającej im zrezygnowanie z grzechu i stanie się dobrymi ludźmi. Proces ten posiada pewne określenia techniczne. Zmiana naszej pozycji wobec Boga jest usprawiedliwieniem, od tego zaczyna się cały proces zbawienia. Zmiana naszego wewnętrznego stanu jest uświęceniem, jest to przedłużenie procesu zbawienia, który właściwie nigdy się nie kończy, aż zobaczymy naszego Pana twarzą w twarz i staniemy się podobni do Niego
Należy tu zwrócić uwagę na jeszcze jedną rzecz. Jest ona niezwykle ważna. Paweł bardzo wyraźnie powiada, że cały proces zbawienia, włącznie z przyjściem Chrystusa i Jego śmiercią, jest dowodem miłości Bożej. Wszystko to stało się dlatego, by wykazać, jak bardzo Bóg nas kocha. Czasem wygląda na to, że z jednej strony mamy łagodnego miłującego Chrystusa, a z drugiej - zagniewanego, mściwego Boga. Niektórzy formułują to w ten sposób, jakoby Chrystus dokonał czegoś, co zmieniło stosunek Boga do ludzi, zamieniło Jego gniew na wielkoduszność. Taka interpretacja jest błędna. Wszystko wynika tu z miłości Bożej. Jezus nie przyszedł po to, by zmienić stosunek, postawę Boga wobec człowieka. Raczej przyszedł, aby powiedzieć jaki jest i zawsze był stosunek Boga do ludzi. Przyszedł, aby dostarczyć ludziom niezbitego dowodu, że Bóg jest miłością.
Upadek i wybawienie (5,12-21)
Żaden z innych tekstów Nowego Testamentu nie wywiera tak wielkiego wpływu na teologię jak właśnie ten; żaden inny tekst nie jest również tak trudny do zrozumienia dla współczesnego umysłu. Paweł pisze tu w bardzo trudny sposób. I tak na przykład pierwsze zdanie nie kończy się, jest przerwane w kilku miejscach, gdzie Paweł wprowadza nowe pojęcia. Ponadto trudność polega również na posługiwaniu się zwrotami dobrze rozumianymi przez Żydów, lecz bardzo odległymi od nas.
Gdybyśmy myśl tego tekstu zechcieli wyrazić jednym zdaniem, co zresztą i Paweł zamierzał uczynić, brzmiałoby ono następująco: „Przez grzech Adama wszyscy ludzie stali się grzesznikami i obcymi Bogu; przez sprawiedliwość Jezusa Chrystusa wszyscy ludzie stali się sprawiedliwymi i zostali przywróceni do społeczności z Bogiem”. O wiele wyraźniej mówi o tym Paweł w Pierwszym Liście do Koryntian 15,21: „Skoro bowiem przyszła przez człowieka śmierć, przez człowieka też przyszło zmartwychwstanie. Albowiem jak w Adamie wszyscy umierają, tak też w Chrystusie wszyscy zostają ożywieni”.
Jakie są zasadnicze pojęcia żydowskie, w których świetle należałoby czytać ten tekst. Zwróćmy uwagę na takie dwa bardzo ważne pojęcia.
1. Pierwszym z nich jest pojęcie solidarności. Żyd właściwie nigdy nie myślał o sobie jako o jednostce, zawsze uważał się za część plemienia, rodziny, narodu; nie mógł żyć w oderwaniu od społeczności. Jeszcze dziś tubylec australijski zapytany o imię, nie podaje swego imienia, lecz nazwę plemienia czy klanu. Nie myśli o sobie jako jednostce, lecz jako członku klanu. Jednym z najwyraźniejszych dowodów tego powiązania jest prawo zezwalające na pomszczenie śmierci członka swego klanu wśród prymitywnych ludów. Przypuśćmy, człowiek z jednego plemienia morduje człowieka należącego do drugiego plemienia. Wtedy obowiązkiem plemienia, którego członek został zamordowany jest wywarcie zemsty na innym plemieniu; nieporozumienie między osobami staje się nieporozumieniem między całymi plemionami. Zemstę wywiera plemię, które doznało poniżenia lub straty. W Starym Testamencie znajdujemy bardzo wyraźny przykład tego rodzaju postępowania. Jest to przypadek Achana w siódmym rozdziale księgi Jozuego. W czasie plądrowania Jerycha Achan przywłaszczył sobie kilka wartościowych rzeczy, które zgodnie z nakazem Bożym miały być zniszczone. Następnym etapem podboju miało być miasto Ai, które niechybnie miało upaść. Stało się zupełnie inaczej, wojska izraelskie poniosły dotkliwą klęskę. Dlaczego? Ponieważ Achan zgrzeszył, a skoro Achan zgrzeszył, cały naród musiał być napiętnowany jako grzesznik i dlatego został ukarany przez Boga. Grzech Achana nie był grzechem tylko jednego człowieka, był to grzech całego narodu. Naród to nie zbiorowisko jednostek, lecz jeden wielki monolit. Cokolwiek uczyniła jednostka, to uczynił cały naród. Gdy grzech Achana został wykryty, ukarany został nie tylko sam Achan. Cała jego rodzina została zgładzona. Achan więc nie był samotnikiem, jednostką, która sama odpowiadała za swoje postępowanie; był on częścią większej, nierozerwalnej całości. W takim kontekście widzi Paweł Adama. Adam nie był jednostką. Był cząstką rodzaju ludzkiego i dlatego w nim zgrzeszyła cała ludzkość. Jego grzech był grzechem wszystkich ludzi.
Paweł powiada, że wszyscy ludzie zgrzeszyli w Adamie. Aby dobrze zrozumieć myśl Pawła, powinniśmy być pewni, że ma on na uwadze właśnie to, o czym pisze. Chrześcijanie w ciągu wieków starali się bardzo różnie interpretować związek grzechu Adama z całą ludzkością.
a) Jedni uważali, że „Każdy człowiek jest oddzielnym Adamem”. Tak jak Adam zgrzeszył, wszyscy ludzie zgrzeszyli, choć nie ma rzeczywistego związku między grzechem Adama a grzechem ludzkości jak tylko ten, że grzech Adama jest typowym grzechem wszystkich ludzi.
b) Drudzy interpretowali ten tekst legalistycznie. Według nich Adam reprezentował cały rodzaj ludzki i dlatego cała ludzkość bierze udział w postępowaniu swego reprezentanta. Jednak reprezentant musi być wybrany przez samych ludzi, czego w żadnym wypadku nie można powiedzieć o Adamie.
c) Według innych wszyscy dziedziczymy po Adamie tendencję do grzechu. To prawda, ale Paweł nie miał tego na myśli. Takie sformułowanie w ogóle nie pasuje do jego argumentacji.
d) Jedyną właściwą interpretacją tego tekstu jest tak zwana interpretacja realistyczna, która twierdzi, że ze względu na solidarność rodzaju ludzkiego cała ludzkość dosłownie i rzeczywiście zgrzeszyła w Adamie. Pojęcie to nie było obce dla Żyda. Takie było rzeczywiste pojęcie myślicieli żydowskich. Bardzo wyraźnie mówi się o tym w drugiej księdze Ezdrasza. „Od samego początku do serca Adama zostało zasiane ziarno zła i jakże wiele przewrotności zrodziło ono do tego czasu i o ileż więcej zrodzi do czasu nadejścia żniwa” (4,30). „Najpierw Adam, mający złe serce, został zwiedziony i przezwyciężony; a nie tylko on, ale też wszyscy ci, którzy z niego się narodzili” (3,21).
2. Drugie występujące tu pojęcie jest ściśle związane z argumentem Pawła. Śmierć jest bezpośrednią konsekwencją grzechu. Wiara żydowska twierdziła, że gdyby Adam nie zgrzeszył, człowiek byłby nieśmiertelny. Śmierć weszła na ten świat jako konsekwencja grzechu. W księdze Syracha mówi się; „Niewiasta była początkiem grzechu i przez nią wszyscy umierają” (2,23). Księga Mądrości formułuje tę myśl następująco: „Bóg stworzył człowieka do nieśmiertelności i uczynił go podobnym do swojej własnej natury, lecz z powodu zazdrosnego zła śmierć weszła na świat”. W myśli żydowskiej śmierć i grzech stanowią jedną całość. Do tego samego również zmierza Paweł w wierszach 12-14. Śledząc tę myśl we wskazanych wierszach spotykamy wiele uzupełniających ją pojęć.
a) Adam zgrzeszył ponieważ naruszył bezpośrednie przykazanie Boże - przykazanie dotyczące zakazu jedzenia owocu z jednego szczególnego drzewa. A ponieważ zgrzeszył, choć miał być nieśmiertelny zmarł.
b) Zakon był dany dopiero przez Mojżesza, a skoro nie ma zakonu, to nie ma i przestępstwa. Znaczy to: gdzie nie ma zakonu i przykazania, tam nie ma grzechu. Dlatego ludzie żyjący między Adamem i Mojżeszem choć grzeszyli, nie naruszali zakonu, którego jeszcze nie było i dlatego nie mogą być z tego powodu potępieni.
c) Choć prawnie nie można im dowieść grzechu, to jednak umarli. Śmierć panowała nad nimi choć nie można było im zarzucić naruszenia nieistniejącego jeszcze zakonu.
d) Dlaczego więc umierali? Ponieważ zgrzeszyli w Adamie. Choć nie było jeszcze zakonu, to jednak ich uczestnictwo w grzechu Adama sprowadziło na nich śmierć. W ten sposób Paweł dowodzi, że wszyscy ludzie zgrzeszyli w Adamie.
Dotąd mówiliśmy o jednej stronie myśli Pawła. Ze względu na zupełną solidarność rodzaju ludzkiego, wszyscy ludzie rzeczywiście zgrzeszyli w Adamie; ponieważ śmierć jest konsekwencją grzechu, zapanowała ona nad wszystkimi ludźmi.
Ta sama zasada, która tak bardzo skomplikowała sytuację człowieka, może być użyta w odwrotnym kierunku i zamienić tę sytuację w stan chwały i nadziei. Do tej sytuacji przyszedł Jezus. Względem Boga okazał doskonałe posłuszeństwo, doskonałą sprawiedliwość i doskonałą dobroć. I tak jak wszyscy ludzie byli pogrążeni w grzech Adama, tak teraz wszyscy są wciągnięci w doskonałą dobroć Chrystusa. Jak grzech Adama był przyczyną śmierci, tak doskonała dobroć Jezusa przezwyciężyła śmierć i udziela ludziom życia wiecznego. Paweł udowadnia więc, że tak jak cała ludzkość była jednością w Adamie i przez to została skazana na śmierć, tak również cała ludzkość jest jednością z Chrystusem i dlatego otrzymuje życie. Nawet gdy przyszedł zakon i powiększył ciężar grzechu, łaska Chrystusa przezwycięża potępienie, którego zawsze domaga się zakon.
Tego rodzaju argument Pawła na gruncie żydowskim jest nie do zbicia. Posiada on jednak jeden słaby punkt i jedną wielką prawdę.
1. Słabym punktem jest następujące dowodzenie. Przyjmując dosłownie prawdę o Adamie, zakładamy, że nasz związek z Adamem ma charakter fizyczny. Nie jesteśmy w stanie zmienić tej sytuacji, nie mamy wyboru, jak dziecko nie może wybrać sobie ojca. Jesteśmy połączeni z Adamem fizycznym pokrewieństwem, którego nie wybieraliśmy i nie jesteśmy w stanie wyprzeć się. Z drugiej zaś strony nasz związek z Chrystusem jest dobrowolny. Jedność z Chrystusem jest czymś, na co człowiek może się zgodzić lub nie. Może on połączyć się z Chrystusem, lub odmówić tego połączenia. W rzeczywistości związki te są zupełnie różne. Jest to słaby punkt w dowodzeniu Pawła.
2. A oto jaka jest jego zaleta. Paweł wskazuje na wielką prawdę odnośnie beznadziejnej sytuacji wszystkich ludzi. Człowiek znalazł się pod panowaniem grzechu. Nie było nadziei wyjścia z tej niewoli. Gdy Jezus wszedł do tej sytuacji, wniósł do niej ze sobą coś, co całkowicie ją odmieniło. Przez to, czego dokonał, kim sam jest i co daje, pozwala człowiekowi wyjść z tej beznadziejnej, opanowanej przez grzech sytuacji. Cokolwiek możemy powiedzieć o tym dowodzeniu Pawła, prawdą jest, że człowiek uległ całkowitemu zepsuciu przez grzech i został uratowany przez Chrystusa.
Umieranie do życia (6,1-11)
Podobnie jak w poprzedzającym tekście tego Listu Paweł dyskutuje tu ze swoim domniemanym przeciwnikiem. Jego argument wynika ze słów kończących poprzedni rozdział: „Gdzie grzech się rozmnożył, tam łaska bardziej obfitowała”. Dyskusja ta brzmiała następująco:
Przeciwnik: Przed chwilą powiedziałeś, że łaska Boża jest w stanie przebaczyć każdy grzech.
Paweł: Tak jest, tak właśnie powiedziałem.
Przeciwnik: Twierdzisz więc, że łaska Boża jest największą i najcudowniejszą rzeczą w całym świecie.
Paweł: Tak twierdzę.
Przeciwnik: Jeżeli tak naprawdę jest, to grzeszmy. Im więcej grzeszymy, tym bardziej obfituje łaska. Grzech nie ma znaczenia, Bóg na pewno przebaczy. Możemy właściwie pójść jeszcze dalej i powiedzieć, że grzech jest wspaniałą rzeczą, ponieważ daje łasce Bożej możliwość działania. Z tego przekonania wypływa wniosek, że grzech wytwarza łaskę, a więc grzech jest czymś dobrym, skoro wytwarza najcenniejszą w świecie rzecz.
Pierwszą reakcją Pawła na tego rodzaju rozumowanie jest po prostu przerażenie. „Czy uważasz - powiada - że powinniśmy grzeszyć, aby umożliwić łasce Bożej większą operatywność?” „Niech Bóg broni - powiada - abyśmy w ten sposób popierali takie absurdy”.
Odparowawszy zarzut swego przeciwnika, Paweł przechodzi do innego zagadnienia. „Czy nigdy nie zastanawialiście się nad tym, co stało się z wami w czasie chrztu?” Starając się zrozumieć myśl Pawła, musimy przypomnieć sobie, że w tamtych czasach chrzest był inny od dzisiejszego.
a) Był to chrzest dorosłych. W Nowym Testamencie nie ma wyraźnej wzmianki o chrzcie niemowląt może między innymi, że chrzest ten może odbywać się tylko w obrębie chrześcijańskiej rodziny, a w czasach Pawła rodziny chrześcijańskie były rzadkością. Człowiek przychodzi do Chrystusa jako jednostka, często będąc za to usunięty ze swojej rodziny.
b) Chrzest w pierwszym Kościele był nierozerwalnie związany z wyznaniem wiary. Człowiek był chrzczony po wstąpieniu do Kościoła. A do Kościoła wchodził bezpośrednio z pogaństwa. Chrzest był linią rozdzielającą jego życie. W chrzcie człowiek podejmował decyzję podzielenia swego życia na dwie części, decyzję, która często oznaczała rozpoczęcie życia od nowa.
c) Zwykle chrztu dokonywano przez całkowite zanurzenie, co miało wielkie znaczenie symboliczne, a którego pozbawiona jest praktyka chrztu przez pokropienie. Gdy człowiek wchodził do wody, symbolizowało to jego zstępowanie do grobu. Gdy wynurzał się z wody, było to podobne do wychodzenia z grobu. Człowiek umierał dla jednego rodzaju życia, a ożywał dla innego. Umierał dla starego życia grzechu, a powstawał do nowego życia łaski. Wchodził do wody jako człowiek tego świata, a wychodził jako człowiek w Chrystusie.
I znowu Paweł używa języka i obrazów, które prawie każdy człowiek w tamtych czasach rozumiał. Nam może wydawać się to dziwne, jednak nie było to niczym dziwnym dla współczesnych Pawła. Stosował wyrażenia i zwroty zrozumiałe dla ówczesnych ludzi.
Żydzi rozumieli ten język. Gdy poganin nawracał się na judaizm, musiał dokonać trzech rzeczy - złożyć ofiarę, poddać się obrzezaniu i przyjąć chrzest. Rytuał był następujący. Człowiek przygotowujący się do chrztu obcinał paznokcie i włosy, rozbierał się do naga; baptysterium musiało zawierać przynajmniej czterdzieści miar wody, to znaczy dwie beczki po 240 litrów każda. Każda część ciała musiała być umoczona w wodzie. Stojąc w wodzie wyznawał swoją wiarę przed trzema ojcami chrzestnymi, którzy udzielali mu napomnień i błogosławieństwa. Skutkiem tego chrztu miało być całkowite odrodzenie, człowiek stawał się zupełnie nowy, na nowo narodzony. Nazywano go dopiero co narodzonym dzieckiem. Wszystkie jego grzechy miały być przebaczone, ponieważ Bóg nie mógł domagać się ukarania go za grzechy popełnione przed narodzeniem. Całkowitą zmianę w życiu chrzczonego podkreśla fakt, że pewni rabini nawet utrzymywali, iż dziecko urodzone danemu człowiekowi po chrzcie jest jego pierworodnym, chociaż przed chrztem miał już dzieci. Teoretycznie utrzymywano również - choć praktycznie nigdy tego nie stosowano - że człowiek po chrzcie jest tak zupełnie innym, iż może poślubić swoją siostrę lub matkę. Nie był to inny człowiek, lecz nowy człowiek. Każdy więc Żyd dobrze rozumiał słowa Pawła mówiące o całkowitej odmienności człowieka ochrzczonego.
Grecy też rozumieli tę myśl. W tym czasie prawdziwa religia grecka istniała w postaci tajemniczej religii. Tajemne religie były wspaniałą rzeczą. Oferowały one człowiekowi uwolnienie od trosk, smutków i obaw na ziemi; uwolnienie to dokonywało się przez zjednoczenie z jakimś bogiem. Wszystkie misteria miały charakter widowiskowy. Opierały się one na opowiadaniu o pewnym bogu, który cierpiał, umarł i zmartwychwstał. Opowiadanie o tym bogu było grane jako przedstawienie. Przed obejrzeniem tego przedstawienia należało przejść proces wtajemniczenia. Trzeba było wysłuchać pewnych wyjaśnień dotyczących wewnętrznej części tego dramatu. Następnie człowiek ten przechodził kurs ascezy. Przygotowania szły wolno, ale systematycznie. Przedstawienie rozgrywano z towarzyszeniem muzyki, gry świateł, przy paleniu kadzidła, w atmosferze tajemnicy. Gdy przedstawienie rozwijało się, człowiek czuł się jedno z bogiem; przechodził uczuciowy proces identyfikacji z bóstwem. Wszystko to było poprzedzone inicjacją, po której następowało nowe narodzenie, teraz człowiek był renatus in aeternum - odrodzony do wieczności. Poddający się temu uważał się za idącego na „dobrowolną śmierć”. W jednym z tych misteriów człowieka poddającego się procesowi inicjacji nazywano moritarus czyli skazany na śmierć, a następnie pogrzebany w ziemi. Po inicjacji zwracano się do niego jako małego dziecka i karmiono mlekiem jak niemowlę. W innym misterium osoba wtajemniczona modliła się: „Wejdź do mego ducha, do mojej myśli, do całego mego życia, gdyż ty jesteś mną, a ja jestem tobą”. Każdy Grek, który kiedykolwiek miał z tym do czynienia dobrze wiedział, co Paweł miał na myśli, mówiąc o umieraniu i powstawaniu do życia w chrzcie, i przez to łączeniu się z Chrystusem. Wcale nie mówimy przez to, że Paweł zapożyczył te pojęcia lub słowa z żydowskich lub pogańskich praktyk; zwracamy tu jedynie uwagę na używanie zrozumiałych słów i obrazów zarówno dla Żyda jak i poganina.
W tekście tym znajdziemy trzy wielkie, niewzruszone prawdy.
1. Straszną rzeczą jest handlowanie miłosierdziem Bożym. Straszną rzeczą jest przyzwalanie sobie na grzech ze względu na miłosierdzie Boże. Spójrzmy na to po ludzku. Jak nikczemne byłoby ze strony syna lub córki pozwalanie sobie na grzech tylko dlatego, że jego lub jej ojciec czy matka im przebaczą. Byłoby to nadużywanie miłości, przemyślne wykorzystanie jej dla swoich własnych celów.
2. Człowiek wchodzący na chrześcijańską drogę życia jest zobowiązany do prowadzenia zupełnie innego życia. Umarł on dla starego życia, a powstał do życia całkowicie nowego. Zasadniczo jest on już innym człowiekiem. Dzisiaj przyzwyczailiśmy się już do podkreślania faktu, że stanie się chrześcijaninem nie wymaga tak wielkiej zmiany w życiu danego człowieka. Paweł miał zupełnie inne podejście do tej sprawy.
3. W życiu danego człowieka, który przyjmuje Chrystusa, zachodzi coś więcej aniżeli tylko pewna zmiana postawy. Następuje bowiem rzeczywiste zjednoczenie i utożsamienie z Chrystusem. Właściwie zmiana postępowania danego człowieka jest rzeczą niemożliwą bez zjednoczenia z Chrystusem. Człowiek ten jest w Chrystusie. Wyrażenie to można wyjaśnić przez następującą analogię. Nie możemy fizycznie żyć, zanim nie znajdziemy się w powietrzu, a powietrze nie będzie w nas. Tak samo jest z Chrystusem. Zanim nie znajdziemy się w Chrystusie, a Chrystus w nas, nie będziemy w stanie prowadzić życia podobającego się Bogu. Ograniczenie chrześcijaństwa tylko do etycznych wymagań i zaniedbywanie zjednoczenia z Chrystusem, to mniej niż połowa prawdy o chrześcijaństwie.
Praktykowanie wiary (6,12-14)
Przejście od tekstu poprzedniego do wyżej przytoczonego jest bardzo typowe dla Pawła. Poprzedni tekst należy bowiem do zakresu mistyki. Mówił o duchowym zjednoczeniu człowieka z Chrystusem w czasie chrztu, o takiej bliskości człowieka wierzącego wobec Chrystusa, aby całe jego życie było przeżywane w Chrystusie. A teraz, po omówieniu mistycznego przeżycia, przechodzi do praktycznego zastosowania. Chrześcijaństwo nie jest przeżyciem emocjonalnym, jest to raczej sposób życia. Chrześcijanin nie może rozkoszować się jedynie wspaniałymi przeżyciami, raczej w świecie nieprzyjaznym i pełnym problemów ma on prowadzić określony rodzaj życia. Dosyć często życie religijne jest identyfikowane z przebywaniem w kościele i przeżywaniem przyjemnego rozkołysania uczuć. Rzadko jednak siedząc w samotności przeżywamy bliskość Chrystusa. Jednak chrześcijaństwo ograniczające się tylko do tego przeżycia jest chrześcijaństwem połowicznym. Uczucia muszą być wyrażone w działaniu. Religijne uczucia nigdy nie zastąpią religijnego działania. Chrześcijaństwo nie może być przeżyciem w ukrytym miejscu, musi ono być życiem na rynku, życiem w codziennych kontaktach z ludźmi.
Wychodząc w świat człowiek spotyka się z nieprzychylną wobec siebie sytuacją. Jak Paweł uważa, zarówno Bóg jak i grzech poszukują środków, przy pomocy których mogliby wyrazić swoją istotę w świecie. Bóg nie może działać bez ludzi. Jeżeli chce wypowiedzieć słowo, musi zdobyć w tym celu człowieka. Jeżeli Bóg chce dokonać jakiegoś czynu, musi zdobyć człowieka, który byłby w stanie przyczynić się ku zbudowaniu innych. Bóg wszędzie szuka rąk do pracy. To samo jest z grzechem. Każdy człowiek jest popychany do grzechu, każdy jest zapraszany do grzeszenia. Grzech szuka ludzi, którzy by przy pomocy słów i własnego przykładu zwodzili i zapraszali innych do grzechu. Inaczej mówiąc Paweł powiada: „W tym świecie istnieje odwieczna walka między grzechem a Bogiem; po której stronie tego frontu znajduje się twoje życie?” Przed nami stoi wielka alternatywa; albo staniemy się narzędziem w ręku Bożym lub narzędziem w ręku grzechu.
Ktoś może powiedzieć: „Dokonanie tego wyboru jest dla mnie rzeczą zbyt trudną. Nie jestem w stanie tego dokonać”. Paweł powiada: „Nie zniechęcaj się i nie trać nadziei, grzech nad tobą już nie panuje”. Dlaczego? „Ponieważ nie jesteśmy już pod zakonem, lecz pod łaską”. Dlaczego powstała tak zasadnicza różnica? Ponieważ nie usiłujemy już zaspokoić wymagań zakonu, raczej staramy się być godnymi otrzymanych darów miłości. Bóg nie jest już surowym sędzią, jest On przedmiotem ukochania naszych dusz. Żadna inna rzecz w świecie nie daje takiej inspiracji jak miłość. Czy kiedykolwiek ktoś odchodził od ukochanej osoby bez gorącego pragnienia poprawy własnej? Chrześcijańskie życie nie jest już ciężkim brzemieniem, jest to raczej przywilej. Denney powiada: „Od grzechu uwalnia nie ograniczenie, lecz inspiracja: nie Synaj, lecz Golgota czyni nas świętymi”. Wielu otrzymało zbawienie od grzechu nie dzięki nakazom zakonu, lecz dlatego, że obawiali się sprawić smutek czy zawieść tego, którego kochali i o którym wiedzieli, że ich kocha. Zakon w najlepszym wypadku przyhamowuje ludzkie postępowanie za pomocą strachu, zaś miłość inspiruje go ku rzeczom najlepszym. Inspiracja ta nie pochodzi ze strachu przed tym, co Bóg może z nim uczynić, lecz z tego, co Bóg już dla niego uczynił.
Jedyna własność (6,15-23)
Dla niektórych umysłów nauka o wolnej łasce zawsze jest pewnego rodzaju pokusą. Zawsze można być kuszonym do powiedzenia: „Jeżeli przebaczenie jest tak łatwe i wprost nieuniknione, jeżeli Bóg pragnie ludziom przebaczyć i jeżeli Boża łaska jest tak wielka, by pokryć wszystkie braki i odchylenia, to po co tak bardzo przejmować się grzechem? Dlaczego nie postępować tak jak nam się podoba? W końcu i tak na jedno wyjdzie”. Gdy tylko Paweł powiedział, że chrześcijanin nie jest już pod zakonem, lecz pod łaską, natychmiast posypały się tego rodzaju zarzuty.
W odpowiedzi Paweł przytacza bardzo przejrzysty obraz. Powiada: „Kiedyś oddawaliście się grzechowi jako jego niewolnicy; czyniąc to byliście dalecy od sprawiedliwości. Ale teraz oddaliście się Bogu jako niewolnicy sprawiedliwości; czyniąc to pozbawiacie grzech jego mocy”. Tekst ten stanie się dla nas bardziej zrozumiały, gdy lepiej poznamy sytuację niewolnika. Mówiąc o słudze w naszym rozumieniu tego słowa mamy na myśli tego, który określoną część swego czasu poświęca komuś innemu i otrzymuje za to ustaloną przedtem zapłatę. W ramach tego czasu jest on do dyspozycji swego pana. Gdy jednak ten określony czas minie, może on robić to, na co ma ochotę. A więc w czasie pracy sługa całkowicie należy do swego pana, zaś w czasie wolnym należy wyłącznie do siebie samego. W ten sposób ktoś może być urzędnikiem bankowym w czasie dnia, zaś wieczorami grywać na skrzypcach w orkiestrze. Jednak sytuacja niewolnika w czasach Pawła była zupełnie inna. Nie miał on najmniejszej chwili dla siebie samego. Ani przez chwilę nie był wolny. Każda minuta jego życia należała do pana. Był absolutną własnością swego pana i dlatego nie miał ani chwili, aby czynić to, co mu się podobało. W czasach Pawła niewolnik nie był w stanie realizować swoich marzeń i zamiarów; nie mógł służyć dwom panom, ponieważ należał wyłącznie do jednego. Tego rodzaju człowieka ma Paweł na myśli, gdy mówi: „Poprzednio byliście niewolnikami grzechu, który całkowicie nad wami panował. Nie mogliście wtedy o niczym innym rozmawiać, jak tylko o grzechu. A teraz Bóg jest waszym panem. Należycie wyłącznie do Boga. Teraz nie możecie nawet mówić o grzechu, lecz wyłącznie o świętości”.
Paweł wyjaśnia, dlaczego użył tego obrazu. „Po ludzku mówię przez wzgląd na słabość waszego ciała”. Przeprasza za użycie tego zwrotu, ponieważ nie chciał porównywać życia chrześcijańskiego do jakiegokolwiek rodzaju niewoli. Jednak porównanie to szczególnie wyraźnie podkreśla jedną rzecz: chrześcijanin nie może mieć innego pana oprócz Boga. Nie może on poświęcać Bogu tylko części swego czasu i życia. Wszystko lub nic - oto Boży warunek. Jak długo człowiek nie dopuszcza Boga do pewnych dziedzin swego życia, tak długo nie jest prawdziwym chrześcijaninem. Chrześcijaninem jest ten człowiek, który oddał Chrystusowi całe swoje życie niczego nie zachowując sobie. Ktokolwiek tego dokonał, ten nigdy nie będzie uważał łaski za przyzwolenie do grzechu.
Paweł ma jeszcze coś więcej do powiedzenia. „Przyjęliście ze szczerego serca zarys tej nauki, której zostaliście przekazani”. Inaczej mówiąc Paweł powiada: „Wiedzieliście, co robicie i dobrowolnie podjęliście tę decyzję”. To ciekawe. Pamiętajmy, że tekst nasz wiąże się z dyskusją na temat chrztu, o którym mówi się na samym początku tego rozdziału. Z tego wynika, że chrzest był poprzedzony nauczaniem. Jak powiedzieliśmy, chrzest w pierwotnym Kościele był dokonywany nad ludźmi dorosłymi i zasadniczo był wyznaniem wiary. Do Kościoła chrześcijańskiego nikogo nie przyjmowano na podstawie przeżyć emocjonalnych. Najpierw człowiek taki był nauczany. Musiał wiedzieć, co robi. Świadomie stawiano go przed decyzją. Wyraźnie mówiono, co Chrystus mu oferuje i czego wymaga. Tylko wtedy mógł on podjąć decyzję o wstąpieniu do Kościoła. Gdy ktoś pragnie wstąpić do Zakonu Benedyktynów, najpierw przyjmuje się go na roczną próbę. W tym czasie jego cywilne ubranie stale wisi w jego celi. W każdej chwili może on zdjąć mnisi habit, włożyć swoje cywilne ubranie i wyjść z klasztoru. Tylko pod koniec roku próbnego jego cywilne ubranie zostaje zabrane z celi. Musi on wiedzieć, co robi, musi całkowicie zgodzić się z życiem, do którego wstępuje. Tak samo jest z chrześcijaństwem. Jezus nie chce takich naśladowców, którzy na trzeźwo nie przemyśleliby całej sprawy. Nie zadowala się On decyzją podjętą w przypływie fali uczuciowej. Zadaniem Kościoła jest prezentowanie wiary w całym jej bogactwie od strony przywilejów i obowiązków dla tych, którzy pragną stać się członkami tego Kościoła.
Paweł kreśli wyraźną granicę między starym a nowym życiem. Stare życie wyróżniało się nieczystością i nieprawością. Świat pogański był światem nieczystym. Pogański świat nie miał pojęcia o czystości moralnej. Justyn Męczennik wspomina o strasznym zwyczaju pozbywania się niemowląt. Niechciane dzieci, szczególnie niemowlęta rodzaju żeńskiego, w Rzymie dosłownie wyrzucano na Forum. Z rana zbierali je właściciele domów publicznych, wychowując je na przyszłe prostytutki. Zwracając się do oponentów Justyn powiada, że w swojej niemoralności idą oni do miejskiego domu publicznego i sami o tym nie wiedząc cudzołożą ze swoim własnym dzieckiem. Takie życie prowadzili poganie. Pogański świat był pełen nieprawości. Ludzkie pożądliwości stanowiły w nim jedyne prawo. Nieprawość ta rodziła jeszcze większą nieprawość. Takie jest prawo grzechu. Grzech rodzi grzech. Pierwszy zły postępek czyni się z pewnym wahaniem, ociąganiem się i zawstydzeniem. Drugi raz idzie już o wiele łatwiej, a w końcu wcale nie wymaga wysiłku; grzech przestaje być czymś strasznym. Za pierwszym razem mały grzech sprawia wiele przyjemności, potem to samo przeżycie będzie wymagało coraz więcej nieprawości. Grzech prowadzi do grzechu. Bezprawie prowadzi do bezprawia. Wejście na drogę grzechu kończy się nurzaniem się w grzechu. Ale nowe życie jest inne. Jest to życie sprawiedliwe. W pojęciu greckim sprawiedliwość jest oddawaniem człowiekowi i Bogu należnego im szacunku. Życie chrześcijańskie to pozwolenie Bogu na zajęcie należnego Mu miejsca i respektowanie praw osobowości ludzkiej. Chrześcijanin nie może być nieposłuszny wobec Boga i nie ma prawa wykorzystywać człowieka dla zaspokojenia swoich własnych pragnień czy pożądliwości. Takie życie prowadzi do uświęcenia. Słowo to w języku greckim brzmi hagiazmos. Wszystkie rzeczowniki greckie kończące się na -azmos określają nie ostateczny stan, lecz proces. Uświęcenie nie jest stanem stałym, jest to droga prowadząca do świętości. Oddając swoje życie Chrystusowi człowiek nie zatrzymuje się na tym i automatycznie nie staje się doskonałym, choć główna walka została wygrana. Kierunek poruszania się człowieka chrześcijaństwo zawsze uważało za coś ważniejszego niż osiągany przez niego poziom. Skoro należy do Chrystusa, zaczął się w nim proces uświęcenia, człowiek ten wszedł na drogę prowadzącą do świętości.
Idąc przez każdy dzień
Mijam różne przeszkody
Krok mój jest coraz pewniejszy
Bo staję się czystszy i lepszy.
Robert Louis Stevenson powiedział: „Podróżowanie z najlepszymi nadziejami jest lepsze od przybywania do celu”. Naprawdę wielką rzeczą jest posiadanie określonego celu, gdybyśmy nawet nigdy do niego nie doszli.
Fragment ten Paweł kończy wielkim powiedzeniem zawierającym podwójną przenośnię. „Zapłatą za grzech jest śmierć - powiada on - ale wolnym darem Bożym jest życie wieczne”. W zdaniu tym Paweł użył dwóch wyrazów z życia wojskowego. Na określenie zapłaty używa słowa opsonia. Opsonia to żołd, zapłata żołnierzowi za jego narażenie się na śmierć, za trud jego codziennego życia, jest to coś, co mu się prawnie należy. Na określenie daru użyte zostało tu słowo charizma. Charizma czy w języku łacińskim donativum to zupełnie wolny i niezasłużony dar, jaki czasem był udziałem żołnierza. Przy specjalnych okazjach, jak na przykład w dniu swoich urodzin czy rocznicy wstąpienia na tron, cesarz rozdawał żołnierzom pewną sumę pieniędzy. Tego nie trzeba było zapracować, był to prezent, dar cesarskiej uprzejmości i łaski. Dlatego Paweł powiada: „Grzech zapracował na śmierć. Jeżeli otrzymamy tę zapłatę, będzie to śmierć. Jest ona należną dla nas zapłatą”. A potem dodaje: „Ale otrzymaliśmy też prezent; nie zapracowaliśmy go, ponieważ nawet nie zasługujemy na to. Zapracowaliśmy na śmierć, lecz z łaski swojej Bóg dał nam życie”.
Nowe poddaństwo (7,1-6)
Rzadko który tekst Pawła jest tak skomplikowany i trudny do zrozumienia. C. H. Dodd powiedział, że studiując ten tekst musimy zapomnieć o tym, co Paweł mówi, a zwrócić uwagę na to, co ma on na myśli. Główna myśl tego tekstu zawiera się tu w stwierdzeniu, że śmierć unieważnia wszystkie umowy czy związki. Na początku stara się zilustrować tę prawdę, a następnie ilustrację tę jako symbol zastosować do życia chrześcijanina. Jak długo żyje mąż danej niewiasty, tak długo nie może ona wyjść za mąż za drugiego mężczyznę. Jeżeli to uczyni, będzie cudzołożnicą. Jeżeli jednak mąż umrze, jej związek z nim zostanie rozwiązany i będzie w stanie wyjść za mąż za kogokolwiek zechce. Paweł chce przez to powiedzieć, że zostaliśmy połączeni związkiem małżeńskim z grzechem, który przez Chrystusa został pozbawiony życia i dlatego teraz możemy połączyć się z Bogiem. To na pewno Paweł miał na myśli pisząc ten tekst. Jednak do obrazu tego wchodzi zakon. W takim razie mógłby powiedzieć, że zostaliśmy połączeni związkiem małżeńskim z zakonem, który został unieszkodliwiony przez dzieło Jezusa Chrystusa i dlatego jesteśmy wolni, by połączyć się z Bogiem. Jednak Paweł zmienia obraz i powiada, że to my umarliśmy zakonowi. W jaki sposób? Przez chrzest uczestniczyliśmy w śmierci Chrystusa. Przez śmierć zostaliśmy uwolnieni od wszystkich zobowiązań wobec zakonu i możemy swobodnie połączyć się innym związkiem. Tym razem łączymy się więzami małżeńskimi nie z zakonem, lecz z Chrystusem. Gdy to się stanie, chrześcijanin nie kieruje się już wymuszonym posłuszeństwem wobec zapisanych dekretów zakonu, lecz wewnętrznym poddaniem swego ducha Jezusowi Chrystusowi.
Paweł zwraca uwagę na dwie kontrastowe postawy człowieka - stan bez Chrystusa i stan z Chrystusem. Zanim poznaliśmy Chrystusa, staraliśmy się kierować posłuszeństwem wobec spisanego kodeksu zakonu. Działo się to wtedy, gdy byliśmy w ciele. Przez ciało Paweł nie ma tu na uwadze cielesnej powłoki człowieka, którą zachowuje on do końca życia. W człowieku istnieje coś, co reaguje na pokusy ze strony grzechu; gdy tego nie było, grzech nie miałby dostępu do człowieka. Istnieje jednak w człowieku coś, co staje się przyczółkiem dla grzechu. Tę część człowieka Paweł nazywa ciałem. To ciało jest ludzką naturą, pozbawioną pomocy i opieki Bożej. Paweł powiada, że gdy nasza ludzka natura znajduje się poza zasięgiem działania Bożego, wtedy zakon popycha nasze namiętności do grzechu. Co ma przez to na myśli? Kilka razy Paweł poruszał już tę sprawę, wyrażając pogląd, że zakon prowadzi do grzechu, ponieważ rzecz zakazana przez zakon staje się atrakcyjną. Owoc zakazany fascynuje i dlatego same zakazy zakonu wzbudzają pragnienie grzechu. Jeżeli prócz zakonu nie posiadamy niczego innego, jesteśmy skazani na grzech. Później Paweł zwraca uwagę na stan człowieka pojednanego z Chrystusem. Człowiek pojednany z Chrystusem nie kieruje się posłuszeństwem wobec pisanych kodeksów zakonu, które właściwie wzbudzają pragnienie grzechu; zasadniczo w duchu i sercu kieruje się on poddaniem Jezusowi Chrystusowi. Nie zakon, lecz miłość jest głównym motywem jego życia; inspiracja miłości pozwala mu na dokonanie tego, w czym zakon przez swoje ograniczenia nie był w stanie mu pomóc.
Nadzwyczajna przewrotność grzechu (7,7-13)
Słowa te są wprowadzeniem do jednego z największych i najbardziej wzruszających tekstów Nowego Testamentu; Paweł pisze tu swoją duchową biografię, otwiera przed nami swoje serce i duszę.
Chodzi o pewien paradoks w odniesieniu do zakonu. Sam w sobie zakon jest rzeczą wspaniałą. Jest on święty, czyli jest to autentyczny głos Boży. Słowo określające święty (hagios) oznacza inny, odmienny. Jest to coś pochodzącego z innej sfery, z innego świata, coś, co pochodzi spoza zakresu istoty i życia ludzkiego. Zakon ma boskie pochodzenie, jest głosem Bożym. Zakon jest sprawiedliwy. Jak już mówiliśmy, na greckie pojęcie sprawiedliwości składa się oddawanie człowiekowi i Bogu należnych im praw. Zakon więc ustala wszystkie kompetencje, ludzkie i boskie. Gdyby człowiek doskonale przestrzegał zakonu, znalazłby się w doskonałych stosunkach zarówno z Bogiem, jak i ze swoim bliźnim. Zakon jest dobry. Oznacza to, że zakon jest przeznaczony wyłącznie dla najwyższego dobra człowieka. Jego celem jest uczynienie człowieka dobrym. Wszystko jest prawdą. A jednak mimo to ten sam zakon otwiera drogę i staje się przyczółkiem grzechu w człowieku. Jak to się dzieje? O zakonie w dwojaki sposób można powiedzieć, że jest źródłem i początkiem grzechu.
a) Zakon określa grzech. Grzech bez zakonu, jak powiada Paweł, traci swoje życie, egzystencję. Zanim dana rzecz nie zostaje przez zakon zdefiniowana jako grzech, nie może ona być uważana za grzech. Przez daleką analogię możemy porównać to do jakiejkolwiek gry. Weźmy na przykład tenis. Nie znając zasad tej gry, człowiek może pozwolić piłce tenisowej na kilkakrotne odbicie o ziemię, zanim uderzeniem rakiety przerzuci ją na drugą stronę siatki. Jak długo nie ma ustalonych przepisów, tak długo nie można takiego gracza posądzić o naruszenie tych przepisów. Gdy jednak zostały już ułożone przepisy, które zezwalają piłce tenisowej po przejściu nad siatką odbić się od ziemi tylko raz, wtedy jej podwójne odbicie stanie się błędem. Przepisy określają na czym polega błąd, i to, co przed sformułowaniem tych przepisów błędem nie było, po ich sformułowaniu i przyjęciu stało się błędem. W ten sposób zakon definiuje grzech. Można przeprowadzić jeszcze lepszą analogię. To, co jest przebaczalne dla dziecka lub niecywilizowanego człowieka, jest niedopuszczalne dla osoby dojrzałej pochodzącej z kraju cywilizowanego. Człowiek dojrzały, cywilizowany jest świadomy obowiązujących praw, na których nie znają się dzieci, ani ludzie niecywilizowani. Dlatego wybaczalne jest im to, co dla niego jest niedopuszczalne. Zakon tworzy grzech w znaczeniu tym, że go definiuje. I tak na przykład przez długi okres czasu po pewnej ulicy samochody mogły jeździć w obydwu kierunkach, a później ulicę te uczyniono jednokierunkową; po wprowadzeniu tego ograniczenia powstały większe możliwości do przestępstwa, dodatkowo będzie nim jazda w zakazanym kierunku. Zakon, przez podanie ludziom definicji grzechu, właściwie stworzył ten grzech.
b) Zakon w jeszcze poważniejszym sensie prowadzi do grzechu. Jedną z dziwnych faktów życia jest fascynacja rzeczą zakazaną. Rabini i myśliciele żydowscy widzieli tę ludzką tendencję w działaniu już w ogrodzie Eden. Adam na początku żył w stanie niewinności. Później otrzymał nakaz nie korzystania z owocu pewnego drzewa, nakaz ten miał na uwadze wyłącznie jego dobro, był stróżem jego niewinności. Jednak wąż w subtelny sposób zmienił ten zakaz w pokusę. Sam fakt, że owoce tego drzewa były zakazane do spożywania, wzbudził w człowieku ich pragnienie. Adam został zwiedziony do grzechu przez zabroniony owoc, a skutkiem tego była śmierć. Opowiadanie to Filon interpretował alegorycznie. Wąż to przyjemność, Ewa oznacza zmysły. Przyjemność, jak zwykle to bywa, pragnęła zakazanej rzeczy; zaatakowała człowieka przy pomocy zmysłów, zszedł na manowce i dlatego przyszła śmierć. W Wyznaniach Augustyna znajdujemy ciekawy fragment dotyczący fascynacji rzeczą zakazaną.
„Obok naszej winnicy rosła grusza bogato obwieszona owocami. Pewnej dżdżystej nocy wraz z kilkoma kolegami postanowiliśmy zakraść się do tamtego ogrodu. Obładowaliśmy się zielonymi gruszkami, by tylko spróbować, jak smakuje zakazany owoc, a następnie wyrzuciliśmy je do rowu, gdyż zupełnie nie nadawały się do jedzenia. Były to ładne gruszki, ale nie te, których pożądała moja przewrotna dusza, ponieważ w domu miałem o wiele lepsze. Zrywałem je tylko po to, by stać się złodziejem. Jedyną moją radością była radość z przestępstwa, i tą cieszyłem się w pełni. Co najbardziej podobało mi się w tym przestępstwie? Czy była to przyjemność wynikająca z naruszenia prawa, aby ja, jako więzień na chwilę poczuł się rzekomo wolny w przyswojeniu rzeczy zabronionej?... Pragnienie kradzieży zostało we mnie wzbudzone po prostu samym zakazem kradzenia”.
Zakwalifikujemy coś do rzeczy zabronionych, a natychmiast wzbudzi ono nasze zainteresowanie. W takim znaczeniu zakon powoduje grzech.
Na określenie działania grzechu Paweł używa bardzo ciekawego słowa. „Grzech - powiada on - zwiódł mnie”. Grzech zawsze używa podstępu. Vaughan powiada, że podstęp i oszustwo grzechu rozwija się w trzech kierunkach.
a) Jesteśmy wprowadzeni w błąd odnośnie satysfakcji z dokonanego grzechu. Nikt nie sięgnie po rzecz zakazaną bez świadomości tego, że sprawi ona mu wielkie zadowolenie, co nigdy by się nie sprawdziło.
b) Oszukujemy samych siebie szukając wymówek usprawiedliwiających swój grzech. Każdy uważa, że znajdzie właściwe usprawiedliwienie dla popełnienia złego czynu; jednak w obliczu Bożym każda wymówka jest pustym dźwiękiem.
c) Łudzimy się uważając, że unikniemy konsekwencji grzechu. Grzesząc człowiek ma nadzieję, a nawet pewność, że nie będzie odpowiadał za skutki swego postępowania. Jednak wcześniej czy później nasz grzech znajdzie nas.
Czy więc zakon jest rzeczą złą, skoro prowadzi do grzechu? W takim porządku rzeczy Paweł widział raczej mądrość Bożą.
a) Po pierwsze, jakiekolwiek mają być konsekwencje zakonu, grzech musi być wyraźnie określony. Bez względu na konsekwencje grzech musi być przedstawiony jako grzech.
b) Cały proces wskazuje na straszliwą naturę grzechu, który taką rzecz jak zakon - świętą, sprawiedliwą i dobrą - zamienił w narzędzie zła. Na przewrotność grzechu wskazuje fakt, że rzecz piękną i pożyteczną wykorzystuje do złych celów. Tego dokonuje grzech. Grzech miłość potrafi zamienić w pożądliwość. Szlachetne pragnienie niezależności zamienia się w pożądliwość pieniędzy i władzy. Piękno przyjaźni grzech potrafi użyć do zwodzenia na niewłaściwą drogę. To właśnie Carlyle nazwał „bezgraniczną niegodziwością grzechu”. Sam fakt, że grzech wykorzystał zakon i uczynił go swoim przyczółkiem, wskazuje na wyjątkową przewrotność grzechu. Cały ten proces nie jest przypadkowy, jego zadaniem jest wykazaniem okropności grzechu, który przez swoje dotknięcie zanieczyszcza najpiękniejsze rzeczy.
Sytuacja człowieka (7,14-25)
W tekście tym Paweł otwiera przed nami swoje serce i mówi o przeżyciu, które jest treścią ludzkiej sytuacji. Wiedział, co jest dobre, chciał to czynić, a jednak w jakiś sposób nigdy nie mógł tego uczynić. Wiedział, co jest złem, nie chciał tego czynić, a jednak jakby bezwiednie czynił to. Czuł się osobowością rozdwojoną wewnętrznie. Jak gdyby w jego ciele mieszkało dwóch ludzi. Ciągnęli oni go w dwóch przeciwnych kierunkach. Wiedział, że uczestniczy w wojnie domowej. Prześladowało go uczucie zawiedzenia, gdyż wiedział, co jest dobre, ale nie był w stanie tego czynić; wiedział, co jest złe, ale nie miał siły się jemu oprzeć.
O odczuciach tych dobrze wiedzieli współcześni Pawła jak również i my sami. Seneka mówił o „naszej bezradności w rzeczach podstawowych”. Mówił o tym, jak ludzie nienawidzą swoich grzechów, a jednocześnie jak bardzo ich kochają. Owidiusz, poeta rzymski, wypowiedział znamienne zdanie: „Widzę rzeczy lepsze i popieram je, ale idę za gorszymi”.
Nikt lepiej nie znał tego problemu od Żydów. Powiadali oni, że w każdym człowieku istnieją dwie natury, dwie tendencje, dwa rodzaje impulsów. Nazywali je jester hatow i jester hara. W przekonaniu żydowskim Bóg uczynił już ludzi takimi, posiadającymi impulsy dobre i złe. Niektórzy rabini wierzyli, że złe skłonności znajdują się już w embrionalnym stadium rozwoju człowieka. Była to „druga, wroga osobowość”. Był to „nieprzejednany wróg człowieka”. Nieraz przez całe życie wróg ten w zaczajeniu oczekiwał na okazję, by w końcu zniszczyć człowieka. Żydzi jednak, przynajmniej w teorii, uważali, że nikt nie powinien ulegać tej złej skłonności. Ich zdaniem wszystko zależało od wyboru. W Księdze Mądrości Syracha mówi się:
Bóg na początku stworzył człowieka
i zostawił go własnej mocy rozstrzygania.
Jeżeli zechcesz, zachowasz przykazania,
być wiernym zależy od twej dobrej woli.
Położył przed tobą ogień i wodę,
co zechcesz, po to wyciągniesz swą rękę.
Przed ludźmi życie i śmierć,
co ci się podoba, to będzie ci dane...
Nikomu nie przykazał być bezbożnym
i nikomu nie dał wolności grzeszenia
(15,14-20)
Pewne rzeczy powstrzymywały człowieka od poddania się złym skłonnościom. Jednym z nich był zakon. Bóg miał powiedzieć: „Włożyłem do waszych serc skłonność do zła, na którą lekarstwem jest mój zakon. Jeżeli zajmiesz się zakonem, będziesz w stanie przeciwstawić się złym skłonnościom. Następnie decydowała o tym wola i umysł. Gdy Bóg stworzył człowieka, umieścił w nim uczucia i dyspozycje, a potem, ponad wszystkim tym posadził na tronie święty, zarządzający wszystkim rozum”. Żydzi utrzymywali, że mądrość i rozsądek były w stanie oprzeć się złym skłonnościom; bezpiecznym schronieniem było zajęcie się studiowaniem słowa Pana. Zakon miał charakter profilaktyczny, gdyż w czasie jego studiowania na odsiecz przychodziła skłonność do dobra.
Paweł wiedział o tym wszystkim i niewątpliwie teoretycznie wszystko to było prawdą. To powinno być prawdą a jednocześnie nieprawdą. Walka ta rozgrywa się na terenie człowieka. W ludzkiej naturze człowieka - którą Paweł nazywa ciałem - istnieją elementy podatne na podstęp i pokusę grzechu. Częścią ludzkiej sytuacji człowieka jest rozpoznanie tego, co słuszne, a jednak nie wykonywanie tego; nigdy nie jesteśmy takimi, jakimi powinniśmy być. Jesteśmy w tym samym czasie prześladowani przez dobroć i grzech.
Tekst ten może być uważany za demonstracyjne ogłoszenie niewystarczalności człowieka.
1. Mówi on o niewystarczalności poznania ludzkiego. Gdyby poznanie rzeczy właściwie było jednoznaczne z jej czynieniem, nasze życie byłoby o wiele łatwiejsze. Jednak samo poznanie nie czyni człowieka dobrym. To samo odnosi się do każdej dziedziny życia. Możemy dobrze wiedzieć jak gra się w piłkę nożną, a jednocześnie nie umieć w nią grać. Możemy wiedzieć jak pisać wiersze, ale nie ma to nic wspólnego z samym pisaniem wierszy. Możemy wiedzieć, jak należy się zachować w danej sytuacji, ale nie znaczy to, że już umiemy się tak zachować. Taka jest różnica między religią a moralnością. Moralność jest znajomością tego, co należy czynić, religia jest poznaniem Jezusa Chrystusa. Moralność jest poznaniem kodeksu, a religia jest poznaniem osoby. Jedynie poznanie Chrystusa umożliwia nam czynienie tego, co powinniśmy czynić.
2. Mówi się o niewystarczalności ludzkich uchwał i rezolucji. Postanowienie uczynienia czegoś jest dalekie od samego uczynku. Ludzka natura odznacza się wyjątkową słabością woli. Wola przeciwstawia się faktom, problemom, trudnościom, ograniczeniom - i rezygnuje. Pewnego razu Piotr podjął wielkie postanowienie: „Choćbym miał z tobą umrzeć, nie zaprę się ciebie” (Mt 26,35). Ludzka wola nie wsparta przez Chrystusa jest skazana na niepowodzenie.
3. Mówi on o ograniczonej diagnozie. Paweł dobrze wiedział, co jest złem, jednak nie był w stanie tego naprawić. Był podobny do lekarza, który dokładnie określił chorobę, ale nie był w stanie znaleźć odpowiedniego leku. Jezus jest jedyną osobą, która nie tylko wie, co jest złem, ale może również to zło naprawić. Oferuje On nie krytykę, lecz pomoc.
Wyzwolenie naszej ludzkiej natury (8,1-4)
Tekst ten jest dosyć trudny ze względu na skondensowanie wielu pojęć i nawiązaniu do tego, co było już powiedziane. W całym tym rozdziale stale powtarzają się dwa słowa: ciało (sarks) i duch (pneuma). Możemy w ogóle nie zrozumieć tego tekstu, jeżeli nie pojmiemy znaczenia tych słów.
1. Najpierw zwróćmy uwagę na słowo sarks. Dosłownie oznacza to ciało; słowa tego Paweł dosyć często używa w swoich Listach i to używa w różnych znaczeniach. Zasadniczo słowo to ma trzy różne znaczenia.
a) Przede wszystkim jest ono użyte dosłownie, gdy Paweł mówi o obrzezaniu ciała (Rz 2,28). Oznacza to po prostu cielesne obrzezanie.
b) Stale używa zwrotu kata sarka, co znaczy dosłownie według ciała. Dosyć często wyrażenie to oznacza spojrzenie na pewne rzeczy z ludzkiego punktu widzenia. I tak na przykład Paweł powiada, że Abraham jest naszym praojcem kata sarka, według ciała, to znaczy z ludzkiego punktu widzenia. Również Jezus jest synem Dawida kata sarka, według ciała (Rz 1,3). Inaczej mówiąc z ludzkiej strony Jezus jest synem Dawida. Paweł mówi również o Żydach jako swoich krewnych kata sarka (Rz 9,3). Oznacza to, że mówiąc po ludzku Żydzi są rodakami Pawła. Używając zwrotu kata sarka Paweł patrzy na pewne rzeczy z ludzkiego punktu widzenia.
c) Ponadto słowu sarks Paweł nadaje zupełnie nowe znaczenie. Mówiąc do chrześcijan przypomina im czasy, gdy byli oni jeszcze en sarki, w ciele (Rz 7,5). Mówi o tych, którzy w przeciwieństwie do życia chrześcijańskiego chodzą według ciała (Rz 8,4-5). Ci, którzy są w ciele, nie mogą podobać się Bogu (Rz 8,8). Zamysł ciała to śmierć i dlatego jest wrogi Bogu (Rz 8,6-7). Mówi też o życiu według ciała (Rz 8,12). Do ludzi wierzących powiada: „Ale wy nie jesteście w ciele” (Rz 8,9). Jesteśmy przekonani, jak zresztą wynika to szczególnie z ostatniego tekstu, że słowem ciało nie określa Paweł naszej fizycznej powłoki, ponieważ jesteśmy ciałem i krwią. Co więc oznacza ten zwrot? Mówiąc o ciele Paweł ma na uwadze naturę ze wszystkimi jej słabościami, niemocą i bezradnością. Jest to ludzka natura podatna na grzech i pokusy. Jest to ta cześć ciała, która stanowi bramę i przyczółek grzechu. Ma na uwadze grzeszną naturę ludzką znajdującą się poza wpływem Chrystusa i Boga. Jest to wszystko, co wiąże człowieka ze światem zamiast z Bogiem. Żyć według ciała to prowadzić świeckie życie, życie opanowane przez skłonności i pragnienia grzesznej natury ludzkiej. Ciało jest niższą stroną natury ludzkiej. Należy zwrócić uwagę na to, że mówiąc o życiu człowieka znajdującego się pod supremacją ciała, sarks, Paweł nie ma na uwadze wyłącznie seksualnych czy innych cielesnych grzechów. Na liście uczynków ciała w Gal 5,19-21 znajdują się grzechy zarówno cielesne jak i seksualne, a także bałwochwalstwo, nienawiść, gniew, spory, błędnowierstwo, zawiść, morderstwo. Według Pawła ciało nie jest rzeczą fizyczną, lecz duchową. Ciało jest ludzką naturą z całym jej grzechem i słabościami, niedomaganiami i bezradnością; ciało to człowiek bez Boga i bez Chrystusa.
2. Drugim słowem jest Duch. W tym krótkim rozdziale słowo Duch pojawia się nie mniej niż dwadzieścia razy. Słowo to ma bardzo wyraźne tło Starego Testamentu. W języku hebrajskim brzmi ono ruach i ma dwa zasadnicze znaczenia.
a) Ruach oznacza nie tylko Duch, ale i wiatr. Pojęcie to ma na uwadze moc podobną do gwałtownego wiatru.
b) Ruach w Starym Testamencie zawsze oznaczał coś nadnaturalnego, coś większego niż człowiek i jego możliwości. Duch, według Pawła, to boska moc.
W tekście tym Paweł powiada, że zanim dany człowiek stał się chrześcijaninem, był on zadany na łaskę swojej grzesznej natury ludzkiej. W tej sytuacji zakon stał się czymś, co popchnęło go do grzechu i ze złego wpadł w gorsze, stając się pokonanym i rozbitym człowiekiem. Ale gdy stał się człowiekiem wierzącym, do sytuacji tej weszła fala mocy Ducha Bożego. Skoro moc ta nie pochodziła od niego samego, zamiast nędznego egzystowania mógł on prowadzić zwycięskie życie.
W drugiej części tego tekstu Paweł mówi o wpływie dzieła Jezusa na nas. Jest to bardzo skomplikowany i trudny tekst. Jest to przedłużenie tego, co Paweł powiedział już o grzechu wszystkich ludzi w Adamie. Mówiliśmy już, jak żydowskie pojęcie solidarności pozwoliło Pawłowi na dowodzenie, zupełnie dosłownie, że wszyscy ludzie zgrzeszyli w Adamie i wszyscy uczestniczyli w tym grzechu i jego konsekwencji - śmierci. Istnieje jednak inna strona tego obrazu. Do tego świata wstąpił Jezus. Przyszedł jako człowiek, posiadał On całkowicie i prawdziwie ludzką naturę. Żyjąc jako człowiek był bezgrzeszny. On zwyciężył i potępił grzech. W Nim grzech został przezwyciężony i pokonany. Przedstawił on Bogu życie doskonałego posłuszeństwa, doskonałego wypełnienia zakonu Bożego. Ponieważ Jezus jest pełnym człowiekiem, jesteśmy jedno z Nim tak jak byliśmy jedno z Adamem; jak uczestniczyliśmy w grzechu Adama, tak teraz uczestniczymy w doskonałości Jezusa. W Nim ludzkość wypełniła zakon Boży tak jak w Adamie naruszyła ten zakon. W Nim rodzaj ludzki okazał wobec Boga doskonałe posłuszeństwo, jak w Adamie popełnił fatalne nieposłuszeństwo. Ludzie są zbawieni, ponieważ najpierw uczestniczyli w grzechu Adama, a teraz uczestniczą w dobroci Jezusa. Tych, którzy słyszeli Pawła, argument ten był w pełni przekonywujący, chociaż nam wydaje się trudny do zrozumienia. Ze względu na dokonane dzieło Jezusa życie chrześcijanina nie znajduje się teraz pod dominacją ciała, grzesznej natury ludzkiej; teraz dominuje w nim Duch mocy, Duch Boży, który napełnia człowieka nadnaturalną mocą. Kara za przeszłość została anulowana, a siła na przyszłość zapewniona.
Dwie zasady życia (8,5-11)
W tekście tym Paweł zwraca uwagę na dwa rodzaje życia.
1. Istnieje życie znajdujące się pod dominacją grzesznej natury ludzkiej; ogniskuje się ono wyłącznie na samym sobie i angażuje się w rzeczy fascynujące grzeszną naturę ludzką. Jedynym prawem tego życia są jego własne pragnienia; idzie ono za tym, co mu się podoba. W życiu poszczególnych ludzi zasada ta wyraża się w różny sposób. U jednych przeważa namiętność czy pożądliwość, u drugich duma czy ambicja własna. Cechą tego rodzaju życia jest absorbowanie się w rzeczy, do których skłania się natura ludzka znajdująca się bez Chrystusa.
2. Istnieje też życie znajdujące się pod dominacją Ducha Bożego. Duch ten znajduje się w sercu człowieka. Tak jak człowiek otoczony jest powietrzem, tak również żyje w Chrystusie, nigdy nie jest od Niego oddzielony. Tak jak powietrze napełnia go przy oddychaniu, tak samo przenika go Chrystus. Nie posiada on swojego rozsądku, jego rozsądkiem jest Chrystus. Nie ma on własnych pragnień, wola Chrystusa jest jego jedynym prawem. Znajduje się on pod kontrolą Ducha, pod kontrolą Chrystusa, skoncentrowany na Bogu.
Te dwa rodzaje życia idą w zupełnie innych kierunkach. Życie kierowane pragnieniami grzesznej natury ludzkiej zmierza ku śmierci. W dosłownym znaczeniu nie posiada ono przyszłości, ponieważ coraz bardziej oddala się od Boga. Przyzwalanie rzeczom świeckim na całkowite opanowanie życia jest samozagładą, jest to duchowe samobójstwo, albo dosłownie zagłada duszy. Prowadząc takie życie człowiek taki nie może stanąć przed obliczem Bożym. Jest on wrogo usposobiony do Boga, sprzeciwia się on Bożemu prawu i Bożej kontroli. Bóg nie jest jego przyjacielem, lecz wrogiem, a jak wiadomo z Bogiem nikt jeszcze nie wygrał wojny.
Życie znajdujące się pod kontrolą Ducha, skoncentrowane na Chrystusie, zapatrzone na Boga, zmierza do żywota wiecznego. Chociaż znajduje się na ziemi, codziennie przybliża się do nieba. Codziennie staje się bardziej podobne do Chrystusa i bardziej z Nim pojednane. Jest to życie, którego stałe przybliżenie do Boga sprawia, że przejście przez śmierć jest naturalnym i nieuniknionym krokiem na tej drodze. Jest ono podobne do życia Enocha, który chodził z Bogiem i Bóg go zabrał. Jak powiedziało to pewne dziecko: „Enoch wyszedł z Bogiem na przechadzkę i któregoś dnia nie wrócił już do domu”.
Gdy tylko Paweł wypowiedział to zdanie, natychmiast stanął przed nieuniknionym pytaniem: „Powiadasz, że człowiek prowadzony przez Ducha zmierza do życia. Co przez to rozumiesz, bo przecież wszyscy umierają?” Paweł odpowiada następująco. Wszyscy umierają, ponieważ wszyscy uczestniczą w ogólnej sytuacji ludzkiej. Grzech wszedł na świat, a z grzechem przyszła i śmierć. Śmierć jest konsekwencją grzechu i dlatego wszyscy ludzie muszą umierać. Jednak człowiek prowadzony przez Ducha i połączony z Chrystusem umiera tylko po to, by znowu powstać do życia. Zasadnicza myśl Pawła dotyczy tego, że chrześcijanin jest nierozerwalnie związany z Chrystusem. Chrystus umarł i powstał do życia, pokonał śmierć. Człowiek stanowiący jedno z Chrystusem uczestniczy również w Jego zwycięstwie nad grzechem. Człowiek prowadzony przez ducha i stanowiący własność Chrystusa mimo wszystko jest na drodze do życia; śmierć jest koniecznym okresem przejściowym na tej drodze.
Wejście do rodziny Bożej (8,12-17)
W tekście tym Paweł stawia przed nami inną wielką przenośnię, przy pomocy której wyjaśnia związek chrześcijanina z Bogiem. Mianowicie chrześcijanin jest zaadoptowany do rodziny Bożej. Głębokie znaczenie tego tekstu zrozumiemy tylko wtedy, gdy dowiemy się jak poważną i skomplikowaną sprawą w czasach rzymskich była adopcja. Adopcja zawsze była rzeczą poważniejszą i trudniejszą ze względu na rzymską patria potestas. Patria potestas to absolutne prawo ojca nad swoją rodziną. Ojciec rodziny był panem i władcą życia i śmierci jej członków. W stosunku do ojca syn nigdy nie był pełnoletni. Bez względu na swój wiek znajdował się pod patrią potestas, był całkowitą własnością i znajdował się pod zupełną kontrolą swego ojca. Dlatego adoptowanie kogoś do innej rodziny było rzeczą bardzo trudną i poważną. Przy adopcji człowiek przechodził spod jednej patrii potestas pod drugą. Przechodził spod posiadania i całkowitej kontroli jednego ojca w posiadanie i pod całkowitą kontrolę drugiego ojca. Cały ten proces składał się z dwóch części. Pierwszą nazywano mancipatio, była to symboliczna sprzedaż, przy której symbolicznie stosowano monety i tablice. Symboliczną sprzedaż powtarzano trzy razy. Dwa razy ojciec symbolicznie sprzedawał swego syna i dwa razy kupował go z powrotem. Za trzecim razem nie odkupywał go i przez to patria potestas ulegała załamaniu. Po sprzedaży następowała ceremonia zwana vindicatio. Adoptujący ojciec szedł do pretora, przełożonego jednego z rzymskich magistratów, przedstawiając sprawę przekazania danej osoby pod swoją patrię potestas. Gdy wszystko to zostało załatwione, adopcja stała się faktem. A więc był to poważny i bardzo znamienny akt.
Jednak Paweł kieruje naszą myśl na skutek adopcji. Chodzi tu przede wszystkim o cztery wielkie sprawy.
a) Osoba adoptowana traciła wszelkie prawa w starej rodzinie, jednocześnie zdobywając pełne prawa synowskie w swojej nowej rodzinie. W najbardziej dosłownym i obowiązującym prawnie znaczeniu człowiek ten otrzymywał nowego ojca.
b) Stawał się dziedzicem majątku swego nowego ojca. Jeżeli nawet ojciec ten później miał własnych synów, nie miało to żadnego wpływu na uprawnienia osoby adoptowanej. Na równi z nimi współdziedziczyła ona wspólny majątek.
c) Zgodnie z prawem dotychczasowe życie adoptowanego człowieka zupełnie się nie liczyło. I tak na przykład, zostały unieważnione wszystkie jego długi, traktowano je za niebyłe. Adoptowanego człowieka uważano za nową osobę, wchodzącą do nowego życia i niemającą już nic wspólnego z przeszłością.
d) W oczach prawa człowiek adoptowany był dosłownie synem nowego ojca. Historia rzymska dostarcza dowodów świadczących o tym, jak dokładnie stosowano to prawo. Cesarz Klaudiusz zaadoptował Nerona, który mógłby dziedziczyć po nim tron. Nie było między nimi żadnego pokrewieństwa. Klaudiusz miał już córkę Oktawię. Aby umocnić swoją pozycję Neron pragnął poślubić Oktawię. Neron i Oktawia nie byli w żadnym stosunku pokrewieństwa, lecz w oczach prawa byli rodzeństwem, bratem i siostrą. Przed zawarciem małżeństwa senat rzymski musiał wydać specjalne zezwolenie, na mocy którego Neron mógł ożenić się z dziewczyną, która prawnie była jego siostrą. Jest to dowodem jak poważnie traktowano w Rzymie adopcję.
To samo Paweł miał na myśli. Zwraca on uwagę na inny obraz rzymskiej adopcji. Powiada on, że Duch Boży wraz z duchem naszym potwierdzają przynależność do rodziny Bożej. Ceremonia adopcji przebiegała w obecności siedmiu świadków. Jeżeli ojciec adoptujący zmarł i pojawiły się pewne wątpliwości odnośnie praw do dziedziczenia, występowało kilku świadków z tej ceremonii przysięgając, że adopcja była przeprowadzona zgodnie z przepisami. W ten sposób prawa osoby adoptowanej zostały zagwarantowane i potwierdzone. Dlatego Paweł powiada, że sam Duch Święty poświadcza o naszej adopcji do rodziny Bożej.
Każdy etap rzymskiej adopcji Paweł miał na myśli mówiąc o włączeniu do rodziny Bożej. Poprzednio całkowicie należeliśmy do grzechu, znajdowaliśmy się pod całkowitą kontrolą swojej grzesznej natury. Bóg jednak, w swojej łasce, uczynił nas swoją całkowitą własnością. Stare życie nie może już rościć do nas żadnych praw, natomiast wszelkie prawa do nas ma Bóg. Przeszłość została przekreślona, długi z tamtego okresu są anulowane; zaczęliśmy nowe życie, życie z Bogiem. Staliśmy się dziedzicami wszystkich bogactw Bożych. Jeżeli tak, to staliśmy się współdziedzicami z Jezusem Chrystusem, Synem Bożym. To co Chrystus odziedziczył i dziedziczy, my też dziedziczymy. Jeżeli Chrystus musiał cierpieć, my też dziedziczymy to cierpienie, a jeżeli Chrystus powstał do życia i chwały - my też dziedziczymy to życie i chwałę.
Paweł obrazowo dowodzi, że gdy człowiek staje się chrześcijaninem, wchodzi on do rodziny Bożej. Nie dzieje się to w oparciu o jego zasługi czy szczególne cechy charakteru; to Bóg, wielki Ojciec, w swojej cudownej miłości przygarniał zgubionego, bezradnego, dotkniętego ubóstwem i zadłużonego grzesznika i zaadoptował go do swojej własnej rodziny. Przez to anulowane zostały jego zadłużenia i niezasłużenie odziedziczył on miłość i chwałę.
Chwalebna nadzieja (8,18-25)
Przed chwilą Paweł mówił o chwalebnej adopcji do rodziny Bożej, a następnie znowu przechodzi do opisu trudnej sytuacji współczesnego świata. I tu znowu maluje wielki obraz, przemawia z wizją poety. Widzi jak samo stworzenie, stworzony świat i cała przyroda oczekuje na objawienie przyszłej chwały. W obecnej chwili stworzenie znajduje się w niewoli zepsucia. W dzisiejszym świecie więdnie piękno i szybko przemija wdzięk, jest to umierający świat, świat oczekujący na wyzwolenie ze wszelkiego rodzaju zepsucia i nadejście wolności i chwały.
Kreśląc ten obraz Paweł posługuje się pojęciami zrozumiałymi dla każdego Żyda. Mówi o doczesnym wieku i chwale wieku przyszłego. Żydzi dzielili czas na dwie części - wiek obecny i wiek przyszły. Ten obecny wiek był całkowicie zły, poddany grzechowi, śmierci i zepsuciu. W pewnej chwili nadejdzie jednak Dzień Pana. Będzie to dzień sądu, dzień, w którym świat do głębi zostanie poruszony i wstrząśnięty; z tego ogólnego zamieszania wyłoni się nowy świat. Odnowienie świata zajmowało bardzo dużo miejsca w myśli żydowskiej. Stary Testament mówi o tym bardzo ogólnie. „Oto ja stworzę nowe niebo i nową ziemię” (Iz 65,17). W okresie między Starym i Nowym Testamentem, gdy Żydzi znajdowali się pod okupacją i byli prześladowani, marzenia ich kierowały się ku nowej ziemi i odnowionemu światu.
Owoc winnej latorośli będzie dziesięć tysięcy razy większy, a na każdej latorośli będzie tysiąc gałęzi, a na każdej gałęzi będzie tysiąc kiści, w każdej kiści tysiąc owoców, a każdy owoc da litr wina. A ci, którzy cierpieli głód, będą się cieszyć; każdego dnia będą oni świadkami cudów. Gdyż wiatr będzie wychodził przede mną, by każdego poranku rodzić aromatyczne owoce, a każdego wieczoru chmury będą spuszczać rosę zdrowia (Apokalipsa Barucha 29,5).
A ziemia i wszystkie drzewa oraz niezliczona ilość trzód wydadzą ludzkości swój prawdziwy owoc w postaci wina, słodkiego miodu, białego mleka i zboża, co jest dla ludzi najlepszym ze wszystkich darów (Wyrocznie Sybillińskie 3,620-633).
Ziemia, powszechna matka, wyda śmiertelnikom swój najlepszy owoc w niezliczonych ilościach ziarna, wina i oliwy. Ba, z nieba opuści się naczynie z ciekłym miodem. Drzewa będą rodzić odpowiednie owoce, a zwierzęta dorodne potomstwo. On sprawi, że wytrysną fontanny słodkiego mleka. A miasta będą pełne dobrych rzeczy, pola bogate; w całym kraju nie będzie żadnego miecza, nie będzie zgiełku wojny; na całej ziemi nie będzie smutku ani narzekania. Nie będzie już więcej wojen ani posucha nie nawiedzi kraju, nie będzie głodu ani gradu niszczącego zasiewy (Wyrocznie Sybillińskie 3,744-756).
Marzenie o odnowionym świecie było Żydom bardzo drogie. Paweł dobrze o tym wiedział i dlatego tutaj obdarza stworzenie świadomością. Uważa, że przyroda tęskni za dniem, gdy panowanie grzechu zostanie obalone, gdy zniknie śmierć i zepsucie, i pojawi się chwała Boża. Mając wielkie rozeznanie Paweł powiada, że sytuacja przyrody jest nawet gorsza od sytuacji ludzi. Człowiek świadomie zgrzeszył, zaś przyroda została siłą pociągnięta do upadku. Przyroda nieświadomie, mimo woli ponosi konsekwencje grzechu człowieka. „Przeklęta będzie ziemia z powodu ciebie” - powiedział Bóg do Adama po jego upadku w grzech (1 Mjż 3,17). Tak więc okiem poety Paweł widzi przyrodę oczekującą na wyzwolenie od śmierci i zepsucia, które weszły na świat za pośrednictwem grzechu człowieka.
Jeżeli jest to prawdą wobec przyrody, to jeszcze większą prawdą jest to wobec człowieka. Teraz Paweł zaczyna myśleć o tęsknocie ludzkiej. W przeżyciu Ducha Świętego człowiek posiada już przedsmak przyszłej chwały, teraz tęskni on za pełną realizacją swoich uprawnień, które gwarantuje mu adopcja do rodziny Bożej. Stanie się to w chwili odkupienia jego ciała. Mówiąc o stanie chwały Paweł uważa człowieka za bezcielesnego ducha. Człowiek w tym świecie jest ciałem i duchem. W świecie chwały cały człowiek będzie zbawiony. Jego ciało nie będzie już ofiarą zepsucia i instrumentem grzechu; będzie to ciało duchowe, odpowiadające życiu duchowego człowieka.
A teraz przychodzi wielkie powiedzenie: „Jesteśmy zbawieni w nadziei”. Sytuacja ludzka nie jest sytuacją beznadziejną. Paweł nie był pesymistą. H. G. Wells kiedyś powiedział: „Człowiek, który rozpoczął życie w pieczarze, zakończył je w przeżartych chorobami slumsach”. Paweł tak nie powiedziałby. Widział on grzech człowieka, widział stan świata i ludzką sytuację. Widział jednak odkupiającą moc Boga i dlatego końcem tego wszystkiego była nadzieja. Dlatego w przekonaniu Pawła życie człowieka nie było beznadziejnym oczekiwaniem na nieunikniony koniec w świecie otoczonym przez śmierć, grzech i zepsucie; życie człowieka jest oczekiwaniem na wyzwolenie, odnowienie, reakcję dokonaną przez chwałę i moc Boga.
W 19 wierszu znajdujemy ciekawe słowo na określenie tęsknego oczekiwania. Brzmi ono apokaradokia i określa postawę człowieka, który ze wzrokiem utkwionym na dalekim horyzoncie pilnie poszukuje pierwszych oznak nadchodzącego świtu chwały. Zdaniem Pawła życie nie było znużeniem, upokorzeniem i oczekiwaniem, lecz pełną życia nadzieją. Chrześcijanin jest zaangażowany w ludzką sytuację. Na tej płaszczyźnie musi on prowadzić walkę ze swoją grzeszną naturą. Jednak mimo to chrześcijanin żyje nie tylko w świecie, żyje on także w Chrystusie. Nie tylko widzi świat, lecz poza światem spogląda ku Bogu. Chrześcijanin widzi nie tylko konsekwencje ludzkiego grzechu, widzi on także moc Bożego miłosierdzia i Bożej miłości. I dlatego zasadniczą nicią przewodnią chrześcijańskiego życia zawsze jest nadzieja, a nigdy rozpacz. Chrześcijanin oczekuje nie na śmierć, lecz na życie.
Wszystko z Boga (8,26-30)
Pierwsze dwa wiersze tego tekstu stanowią największy w Piśmie Świętym fragment dotyczący modlitwy. Paweł powiada, że ze względu na naszą słabość nie wiemy jak się modlić, że właściwymi modlitwami są te, które są zanoszone za nas przez Świętego Ducha Bożego. C. H. Dodd tak określa modlitwę: „Modlitwa to bóstwo w nas unoszące się do bóstwa nad nami”. Z dwóch powodów nie możemy modlić się tak jak powinniśmy. Po pierwsze, nie możemy należycie modlić się, ponieważ nie jesteśmy w stanie przewidzieć przyszłości. Nie możemy wiedzieć co stanie się za rok lub za godzinę; możemy jedynie modlić się o to, co służy naszemu dobru, a także i o to, co ku temu nie posłuży, ponieważ nie wiemy, co stanie się w najbliższej przyszłości. Po drugie, nie możemy należycie modlić się, ponieważ nie wiemy, co dla nas jest najlepsze w danej sytuacji. Jesteśmy w pozycji dziecka, wyciągającego ręce do rzeczy, którą może się skaleczyć; Bóg często musi występować z pozycji ojca, który nieraz odmawia prośbie swego dziecka lub zmusza je do wykonania czegoś niechcianego, ponieważ wie lepiej niż dziecko, co służy dla jego dobra. Nawet Grecy wiedzieli o tym. Pitagoras zabronił swoim uczniom modlić się o siebie, ponieważ jak powiadał, nigdy nie mogą oni wiedzieć, co jest ich udziałem. Ksenofont powiada, że Sokrates uczył swoich uczniów modlić się po prostu o dobre rzeczy, nie starając się ich precyzować, lecz zostawiając tę decyzję Bogu. C. H. Dodd pisze o tym następująco: „Nie wiemy o swojej prawdziwie potrzebie, swoim ograniczonym umysłem nie jesteśmy w stanie pojąć planu Bożego; ostatecznie możemy przedłożyć Bogu swoje nieartykułowane westchnienie, które Duch Mu przetłumaczy. Według Pawła, modlitwa, jak zresztą i wszystko, pochodzi od Boga. Paweł wiedział, że człowiek w żaden sposób nie potrafi usprawiedliwić siebie; żadne wysiłki umysłu ludzkiego nie są w stanie powiedzieć mu o co ma się modlić. Ostatecznie doskonała modlitwa może brzmieć tak: „Ojcze, w Twoje ręce polecam ducha mego. Nie moja, lecz Twoja wola niech się stanie”.
Paweł idzie dalej. Ci, którzy miłują Boga i według jego postanowienia są powołani, wiedzą, że wszystkie rzeczy Bóg używa dla ich dobra. Doświadczenie życia uczy chrześcijanina, że wszystko współdziała dla jego dobra. Nie musimy być ludźmi starszymi, by spoglądając wstecz widzieć, że to, co uważaliśmy za nieszczęście, wyszło nam na dobre; rzeczy uważane przez nas za rozczarowania, przyczyniły się do większych błogosławieństw. Patrząc wstecz widzimy kierującą i prowadzącą nas przez życie niezawodną rękę Bożą.
Zwróćmy jednak uwagę na to, że przeżycie to jest udziałem tylko tych, którzy Boga miłują. Stoicy też znali to pojęcie i może właśnie ono było na uwadze Pawła, gdy pisał te słowa. Mianowicie stoicy mówili o tak zwanym logosie Boga. Logos to umysł lub rozum Boga. Wierzyli oni, że świat ten jest przeniknięty logosem. To logos nadaje światu porządek i sens. Logos utrzymuje gwiazdy w ruchu, a planety na ich orbitach. On kieruje zmianami dni i nocy, lata i zimy, wiosny i jesieni. Logos jest rozumem i myślą Bożą we wszechświecie, porządkiem, który z chaosu powołał do istnienia kosmos. Stoicy nawet szli dalej. Logos Boży nie tylko stanowił porządek wszechświata, lecz miał on plan i cel życia dla każdego indywidualnego człowieka. Innymi słowy, stoicy wierzyli, że nic nie dzieje się w życiu człowieka bez udziału Bożego, że wszystko jest częścią planu Bożego. Epiktet pisze: „Miej odwagę spojrzeć ku Bogu i powiedzieć: Rób ze mną, co chcesz, jestem jedno z Tobą, jestem Twój; nie uchylam się od niczego, co Twoim zdaniem jest dla mnie dobre. Prowadź mnie dokąd chcesz; wkładaj na mnie szaty, jakie Tobie się podobają. Czy chciałbyś mi dać jakiś urząd, czy mam też z niego zrezygnować, być bogatym czy biednym? Zawsze będę bronił Ciebie przed ludźmi”. A więc stoicy uważali, że obowiązkiem każdego człowieka jest akceptacja. Zgadzali się z rzeczami zesłanymi przez Boga, posiada on pokój. Jeżeli je zwalczał, rozbijał sobie głowę o nieunikniony cel Boży.
Paweł miał to samo na myśli. Powiada on, że wszystko sprzyja ku dobremu, ale tylko tym, którzy Boga miłują. Jeżeli człowiek miłuje Boga, ufa Mu i akceptuje Go, jeżeli czuje, wie i jest przekonany, że Bóg jest mądrym i kochającym Ojcem, wtedy z pokorą przyjmie od Boga wszystko. Ktoś może pójść do lekarza, który przypisze mu pewien nieprzyjemny, a nawet bolesny rodzaj leczenia; jednak człowiek ten ufa mądrości i umiejętności lekarza i spełnia postawione przez niego wymagania. To samo dzieje się z nami, jeżeli miłujemy Boga. Jeżeli jednak człowiek nie kocha i nie ufa Bogu, może sprzeciwiać się wszystkiemu, co dzieje się w jego życiu. Przez to może walczyć przeciwko woli Bożej i wkrótce przekonuje się, że cierpienie, smutki i doświadczenia życia wzbudzają w nim gniew i bunt. Tylko temu, kto miłuje i ufa, wszystko sprzyja ku dobremu, gdyż wszystko to pochodzi od Ojca, który w doskonałej mądrości, miłości i mocy realizuje rzeczy najlepsze.
Paweł idzie jeszcze dalej, mówi o duchowym doświadczeniu każdego chrześcijanina. Następny tekst w przekładzie Biblii Tysiąclecia brzmi tak: „Albowiem tych, których od wieków poznał, tych też przeznaczył na to, by się stali na wzór obrazu Jego Syna, aby On był pierworodny między wielu braćmi. Tych zaś, których przeznaczył, tych też powołał - tych też usprawiedliwił, a których usprawiedliwił - tych też obdarzył chwałą”. Tekst ten często jest nadużywany. Jeżeli chcemy go właściwie rozumieć, przede wszystkim musimy wiedzieć, że Paweł nie formułuje tu swojej teologii czy filozofii; miało to raczej być liryczne wyrażenie chrześcijańskiego przeżycia. Jeżeli wzięlibyśmy to za filozofię czy teologię i z chłodną logiką staralibyśmy się zastosować tę zasadę, to musiałoby znaczyć, że Bóg jednych wybrał a drugich nie, że miłość Boża jest dziwnie selektywna. Nie o to jednak chodzi w tym tekście. Zwróćmy uwagę na chrześcijańskie przeżycie. Im dłużej chrześcijanin zastanawia się nad swoim doświadczeniem, tym bardziej przekonuje się, że wszystko to pochodzi od Boga. Jezus Chrystus przyszedł na świat, żył tu na ziemi, poszedł na krzyż i powstał z martwych. Niczego do tego nie dołożyliśmy, wszystko to było wyłącznie Bożym dziełem. Następnie usłyszeliśmy wieść o cudownej miłości. Nie wymyśliliśmy tej wieści, jedynie przyjęliśmy ją. W naszych sercach wzbudziła się miłość, przyszło przekonanie o grzechu, a wraz z nim przeżycie przebaczenia i zbawienia. Sami tego nie dokonaliśmy, wszystko to pochodzi od Boga. To właśnie miał teraz Paweł na myśli. Stary Testament w szczególny sposób używał słowa poznać. „Ja cię poznałem na pustyni” - powiada Bóg przez Ozeasza do ludu izraelskiego (Oz 13,5). „Tylko was poznałem spośród wszystkich pokoleń ziemi” - powiada Bóg do Amosa (Am 3,2). Mówiąc o poznaniu człowieka przez Boga, Biblia ma na uwadze cel, plan, zamiar i zadanie Boże dla tego człowieka. Przyglądając się swoim chrześcijańskim przeżyciom możemy jedynie powiedzieć: „To nie ja tego dokonałem, sam nie byłbym w stanie tego zrobić, wszystko to pochodzi od Boga”. A przy tym wiemy, że nie dzieje się to bez udziału wolnej woli człowieka. Bóg poznał Izraela, ale pewnego dnia Izrael odwrócił się od celu, jaki Bóg mu przeznaczył. Boże niewidzialne przewodnictwo prowadzi nas, chociaż pewnego dnia możemy zawrócić na swoją własną drogę. Człowiek szczerze wierzący jest głęboko przekonany, że wszystko pochodzi od Boga, a człowiek jako człowiek niczego nie jest w stanie dokonać. To właśnie miał tu Paweł na myśli. Od samego początku Bóg przeznaczył nas do zbawienia, w odpowiednim czasie spotkaliśmy się z Jego powołaniem. Paweł wiedział też, że pycha ludzkiego serca może zniweczyć zamiary Boże, a nieposłuszeństwo woli ludzkiej może przekreślić jego powołanie.
Miłość, od której nic nie jest w stanie nas oddzielić
(8,31-39)
Jest to najbardziej liryczny fragment w pismach Pawła. W wierszu 32 znajduje się wspaniała wzmianka i przypomnienie każdemu Żydowi, który dobrze znał Stary Testament. Ściśle mówiąc Paweł powiada: „Bóg nie oszczędził w naszej sprawie własnego Syna, co jest gwarancją Jego miłości wobec nas i troski o zaspokojenie wszystkich naszych potrzeb”. Mówiąc o Bogu Paweł używa tych samych słów, jakich Bóg użył o Abrahamie, który przez gotowość ofiarowania własnego syna wykazał się szczególną wiernością wobec Boga. Bóg powiedział wtedy do Abrahama: „Nie wzbraniałeś się ofiarować mi jedynego syna swego” (1 Mjż 22,16). Paweł chce powiedzieć: „Pomyślcie o największym w świecie przykładzie ludzkiej wierności Bogu; taka sama jest wierność Boga wobec was”. Tak jak Abraham przez ofiarowanie swego najdroższego syna wykazał się wiernością wobec Boga, tak Bóg będąc wierny wobec ludzi, ofiarował za nich swego jedynego Syna. Takiej wierności możemy w pełni zaufać.
Trudno wybrać właściwe podejście do wierszy 33-35. Można je potraktować w dwojaki sposób, gdyż obydwa mają głęboki sens i wskazują na wspaniałą prawdę.
1. Wiersze te możemy potraktować jako dwa stwierdzenia, po których w formie wniosków następują dwa pytania.
a) To Bóg uniewinnia ludzi - jako pierwsze stwierdzenie. Jeżeli tak, to kto może ich potępiać? Jeżeli człowiek jest uniewinniony przez Boga, wtedy jest on wolny od jakiegokolwiek potępienia.
b) Nasza wiara koncentruje się na Chrystusie, który umarł, powstał z martwych i żyje na wieki - to drugie stwierdzenie. Jeżeli tak, to czy istnieje coś w tym czy jakimkolwiek innym świecie, co byłoby w stanie odłączyć nas od Zmartwychwstałego Pana? Jeżeli wybierzemy takie podejście, spotykamy się z dwiema prawdami.
a) Bóg uniewinnił nas, dlatego nikt nie może nas potępiać.
b) Chrystus powstał z martwych i dlatego nic nie jest w stanie nas od Niego odłączyć.
2. Można do tego podejść inaczej. Bóg zapłacił nasz dług, kto więc może wystąpić przeciwko nam na drogę sądową i potępiać? Odpowiedź brzmi: Sędzią nad wszystkimi ludźmi jest Jezus Chrystus. Jedynie On ma prawo potępić, ale On wcale nie ma zamiaru tego czynić, gdyż siedząc po prawicy Bożej raczej wstawia się za nami i dlatego czujemy się bezpieczni. W wierszu 34 Paweł dokonuje wspaniałej rzeczy. Mianowicie wspomina o czterech faktach z życia Jezusa, który
a) umarł,
b) powstał z martwych,
c) siedzi po prawicy Bożej,
d) wstawia się za nami.
Najwcześniejsze credo Kościoła, które później stało się treścią wszystkich chrześcijańskich wyznań wiary, brzmi następująco: „Był ukrzyżowany , umarł i został pogrzebany; trzeciego dnia powstał z martwych i siedzi po prawicy Bożej, skąd przyjdzie sądzić żywych i umarłych”. Trzy punkty naszego tekstu znajdują się w wyznaniu wiary pierwotnego Kościoła. Mówią one o śmierci, zmartwychwstaniu i zajęciu miejsca po prawicy Bożej. Czwarty punkt jest inny. W credo czwarty punkt mówi, że Jezus przyjdzie sądzić żywych i umarłych. Zaś u Pawła czwartą rzeczą jest to, że Jezus wstawia się za nami. Paweł jak gdyby chciał powiedzieć: „Uważacie Jezusa za sędziego, gotowego do potępienia; On może to zrobić, ponieważ ma do tego upoważnienia; nie macie racji, ponieważ nie prowadzi on śledztwa, lecz wstawia się za nami, broni nas. Jest On naszym przyjacielem, a nie sędzią”.
Uważam, że drugie podejście jest właściwe. Jeden mały zwrot myśli i Paweł zobaczył Chrystusa nie jako groźnego sędziego z credo, lecz jako tego, który nadal miłuje dusze ludzkie.
I tak z ferworem poety i uniesieniem osoby zakochanej Paweł zaczyna śpiewać hymn na cześć naszej nierozerwalnej jedności ze Zmartwychwstałym Panem.
1. Żadne utrapienie, żadna trudność, żadne niebezpieczeństwo nie może nas od Niego odłączyć (wiersz 35). W zgiełku tego świata potrafimy przeżyć wspaniałe chwile z Chrystusem. Nieszczęścia i tragedie tego świata nie są w stanie odłączyć nas od Chrystusa, one raczej przybliżają nas do Niego.
2. W wierszach 38 i 39 Paweł wymienia straszne rzeczy. Ani życie, ani śmierć nie mogą odłączyć nas od Chrystusa. W czasie życia przebywamy z Chrystusem, a w chwili śmierci umieramy z Nim. Ponieważ z Nim umieramy, z Nim też powstaniemy do życia. Śmierć zamiast przegrody jest raczej zbliżeniem ku Niemu. Śmierć nie jest końcem, jest to jedynie „brama na horyzoncie” prowadząca do społeczności z Jezusem Chrystusem. Żadne moce anielskie nie mogą nas od Niego odłączyć. W tamtych czasach Żydzi mieli rozwinięty system wiary w aniołów. Wszystko miało swego anioła. Był anioł wiatrów i anioł chmur, anioł śniegu, gradu, szronu, grzmotu, błyskawicy, zimna, ciepła, pór roku. Rabini powiadali, że wszystko, nawet mały listek trawy, ma swego anioła. Aniołowie byli podzieleni na klasy, rodziny i stopnie. Według rabinów istniały trzy stopnie aniołów. Do pierwszego stopnia należały trony, cherubini i serafini. Do drugiego należały moce, panowania i siły. Do trzeciego stopnia należeli aniołowie, archaniołowie i księstwa. Kilka razy Paweł wspomina o tych aniołach (Ef 1,21; 3,10; 6,12; Kol 2,10.15; 1 Kor 15,24). Rabini też - a Paweł był kiedyś rabinem - wierzyli, że aniołowie ci są wrogo usposobieni wobec ludzi. Aniołowie, ich zdaniem, rozgniewali się, gdy Bóg stworzył człowieka. Po prostu nie chcieli z nikim innym dzielić swojej społeczności z Bogiem i po prostu zazdrośnie odsuwali człowieka od tej społeczności. Istniała nawet legenda o tym, jak to Bóg ukazał się Mojżeszowi na szczycie góry Synaj w otoczeniu zastępów aniołów, którzy zazdroszcząc Izraelowi zakonu, napadły i poturbowały Mojżesza, a następnie chciały go zatrzymać w drodze powrotnej, aż sam Bóg musiał interweniować. Mając na uwadze tego rodzaju pojęcia, Paweł powiada: „Nawet pełni zawiści i wrogo usposobieni aniołowie nie są w stanie odłączyć nas od miłości Bożej”. Paweł mówi też o teraźniejszości i przyszłości. Wiemy, że Żydzi dzielili czas na wiek obecny i wiek przyszły. Paweł powiada więc: „W doczesnym teraźniejszym świecie nie ma takiej rzeczy, która odłączyłaby nas od Boga w Chrystusie; jednak pewnego dnia ten świat przeżyje katastrofę i pojawi się jutrzenka nowego wieku. Nie odegra to żadnej roli, nowa radykalna zmiana światów nie naruszy naszych związków z Chrystusem”. Żadne szkodliwe wpływy nie odłączą nas od Chrystusa. Dalej Paweł mówi o wysokości i głębokości. Są to wyrażenia astrologiczne. Starożytny świat był tyranizowany przez gwiazdy. Jeżeli człowiek urodził się pod pewną gwiazdą, ogólnie wierzono, że przez to samo jego los został wyraźnie określony. I dzisiaj takie poglądy jeszcze pokutują, ale starożytny świat był dosłownie terroryzowany tym rzekomym wpływem gwiazd na życie ludzkie. Wysokość (hipsoma) to czas, gdy dana gwiazda znajdowała się w zenicie i miała wtedy największy wpływ; głębokość (batos) to czas, gdy gwiazda znajdowała się w najniższym położeniu. Oczekiwała chwili wzniesienia i oddziaływania na określonych ludzi. Do przestraszonych ludzi tamtych czasów Paweł powiada: „Gwiazdy nie mogą uczynić wam nic złego. Ich wznoszenie i opadanie nie jest w stanie oddzielić nas od miłości Bożej”. Żaden inny świat nie może nas odłączyć od Boga. Słowo użyte na określenie inny (heteros), w znaczeniu inne stworzenie, znaczy po prostu różny, odmienny. Paweł powiada więc: „Przypuśćmy, że w jakiejś dziwnej wyobraźni pojawi się zupełnie inny świat, ale wy wciąż będziecie bezpieczni, gdyż wciąż będziecie otuleni miłością Bożą”.
Słowa te usuwają wszelkie przejawy samotności i strachu. Paweł powiada: „Możecie sobie myśleć o każdej rzeczy, która jest na tym świecie lub nadejdzie ze światem przyszłym. Żadna jednak z tych rzeczy nie jest w stanie oddzielić chrześcijanina od miłości Bożej, która jest w Jezusie Chrystusie, Panu wszelkich zjawisk i wszystkich światów”. Czegoż mamy się więc bać?
PROBLEM ŻYDÓW
W rozdziałach od 9 do 11 Paweł porusza jeden z najbardziej kłopotliwych problemów Kościoła - problem Żydów. Żydzi byli narodem wybranym, w Bożym planie zbawienia zajmowali szczególne miejsce, a mimo to odrzucili i ukrzyżowali Jego Syna. W jaki sposób wyjaśnić ten tragiczny paradoks? Jak mamy wyjaśnić fakt, że lud Boży ukrzyżował Syna Bożego? Właśnie w tych rozdziałach Paweł stara się rozwikłać ten problem. Są to skomplikowane i trudne rozdziały i dlatego zanim przystąpimy do wyjaśniania szczegółów, zwróćmy uwagę na niektóre ogólne pojęcia i szersze spojrzenie, jakie Paweł tu reprezentuje.
Przede wszystkim zwróćmy uwagę na jedną rzecz - rozdziały te nie były pisane w gniewie, lecz z bólem serca. Paweł nigdy nie zapominał, że sam jest Żydem i dlatego chętnie sam oddałby swoje życie, by przez to przyprowadzić swoich rodaków do Jezusa Chrystusa.
Paweł nigdy nie zaprzecza, że Żydzi są narodem wybranym. Bóg przyjął ich sobie na własność, zawarł z nimi przymierze, pozwolił służyć w świątyni, nadał prawo (zakon); zaszczycił ich chwałą swojej obecności, dał im patriarchów, a ponad wszystko Jezus od strony ludzkiej z pochodzenia był Żydem. Szczególne miejsce Żydów w Bożym planie zbawienia Paweł uważa za aksjomat i punkt wyjściowy całej sprawy.
Pierwsze twierdzenie Pawła jest następujące: Żydzi jako naród odrzucili i ukrzyżowali Jezusa, ale prawdą też jest i to, że nie wszyscy Żydzi odrzucili Go; niektórzy przyjęli i uwierzyli w Niego, ponieważ pierwsi naśladowcy Jezusa składali się przede wszystkim z Żydów. Następnie przyglądając się historii, Paweł twierdzi, że samo pochodzenie od Abrahama nikogo nie czyni Żydem. W historii żydowskiej stale zachodził proces Bożej selekcji - Paweł nazywa to elekcją, czyli wyborem - w czasie którego jedni potomkowie Abrahama zostali wybrani, a inni odrzuceni. Co się tyczy samego Abrahama, to jego syn Izaak, narodzony według obietnicy Bożej, został wybrany, a Izmael, narodzony wyłącznie z pobudek naturalnych, został odrzucony. To samo było z Izaakiem: jego syn Jakub został wybrany, a Ezaw, bliźniaczy brat Jakuba - odrzucony. Wybór ten nie ma nic wspólnego z zasługami; nie zależał on od jakichś zalet ludzi wybranych; wybór ten zależał wyłącznie od mądrości i mocy Bożej.
Dalej, prawdziwym narodem izraelskim, prawdziwym ludem wybranym, nigdy nie był cały naród, zawsze była to sprawiedliwa reszta, małe grono, które mimo ogólnego odstępstwa pozostało wierne Bogu. Tak było w czasach Eliasza, kiedy to siedem tysięcy ludzi pozostało wiernymi Bogu, podczas gdy cały naród szedł za Baalem. Było to również zasadniczą treścią nauki Izajasza, który powiedział: „Bo choćby lud twój, Izraelu, był tak liczny jak piasek morski, tylko resztka z niego się nawróci” (Iz 10,22; Rz 9,27). A więc najpierw Paweł zmierza do tego, że nigdy cały naród nie był ludem wybranym. Zawsze była selekcja, Boży dobór.
Ale czy to jest uczciwe? Czy Bóg postępuje słusznie jednych wybierając, a innych odrzucając? Czy wybór jest rzeczą sprawiedliwą, uzasadnioną, godziwą i słuszną? Jeżeli jedni są wybrani, a drudzy odrzuceni, i to bez względu na ich zalety i wady, to jak możemy winić tych, którzy odrzucają Chrystusa, i jak możemy chwalić tych, którzy Go przyjmują? I tu Paweł używa argumentu, przy którym nasz umysł czuje się niepewnie i z którego jakoś naturalnie wycofujemy się. Mianowicie bez ogródek powiada, że Bóg może czynić co Mu się podoba, a człowiek nie ma prawa kwestionować Jego decyzji, jakkolwiek wydawałyby się one dla nas zagadkowe. Glina nie może spierać się z garncarzem; przedmiot nie może kłócić się z rzemieślnikiem, który go sporządził. Rzemieślnik może wykonać dwa przedmioty: jeden przeznaczony do celów wyższych, a drugi - niższych, podrzędnych; sam przedmiot nie decyduje o swoim przeznaczeniu. W ten sam sposób, powiada Paweł, Bóg postępuje z ludźmi. Przytacza przykład faraona (Rz 9,17) i powiada, że pojawił się na scenie historii tylko po to, by stać się narzędziem, przy pomocy którego Bóg okazał swoją moc. W każdym okresie historii Izrael był ostrzegany przed odrzuceniem i wyborem pogan, bo czyż nie pisał prorok Ozeasz: „Nie mój lud nazwę moim ludem i tę, która nie była umiłowaną, nazwę umiłowaną” (Oz 2,23; Rz 9,25).
W każdym bądź razie odrzucenie Izraela nie było wydarzeniem bezbolesnym, bezsensownym i przypadkowym. Dokonało się ono po to, by poganie zakosztowali łaski. Drzwi zamknęły się dla Żydów, aby otworzyć się dla pogan. Żydzi zostali odrzuceni, aby poganie mogli być przyjęci. Jeżeli Bóg zatwardził serca Żydów i zaślepił ich oczy, to uczynił to jedynie po to, by poganom otworzyć drogę do wiary. Jest to dziwny i dość niezwykły argument. Pomijając wszelkie drugorzędne sprawy, Paweł dowodzi, że zarówno z człowiekiem, jak i narodem Bóg postępuje według własnego uznania i dlatego zasłonił umysły i serca Żydom, by poganom umożliwić dostęp do siebie.
Jaki zasadniczy błąd popełnili Żydzi? W świetle tego, co już powiedzieliśmy, pytanie to może wydawać się bardzo dziwnym. I rzecz dosyć paradoksalna: choć Paweł utrzymuje, że odrzucenie Żydów jest dziełem Bożym, to jednak nie było ono koniecznością. Paweł nie może pozbyć się oczywistego paradoksu - nawet nie zamierza tego czynić - że wszystko pochodzi od Boga, a jednocześnie człowiek posiada wolną wolę. Głównym błędem Żydów było ich usiłowanie wejścia do społeczności z Bogiem poprzez swoje własne wysiłki, przez posłuszne wypełnienie nakazów zakonu. Starali się oni niezależnie od wszystkiego zapracować sobie na zbawienie, podczas gdy poganie jedynie z ufnością zaakceptowali przedłożony im przez Boga dar. Żydzi powinni byli wiedzieć, że jedyną drogą do Boga jest wiara, zaś ludzkie wysiłki prowadzą do nikąd. Czyż Izajasz nie powiedział: „Kto w niego uwierzy, nie będzie zawstydzony?” (Iz 28,16; Rz 10,11). A Joel: „Wszakże każdy, kto będzie wzywał imienia Pana, będzie zbawiony” (Jl 3,5; Rz 10,13). To prawda, nikt nie może uwierzyć, zanim nie usłyszy głosu Bożego; jednak Żydzi słyszeli ten głos. Uchwycili się jednak ludzkich uczynków wynikających z posłuszeństwa zakonowi, wszystko uzależniali od uczynków, a przecież powinni wiedzieć, że jedyna droga do Boga prowadzi przez wiarę, gdyż tak powiadali prorocy.
Jeszcze raz trzeba powiedzieć i zaakcentować, że wszystko to zostało przewidziane przez Boga i tak przeprowadzone, by poganie otrzymali wolny dostęp. Teraz Paweł zwraca się do pogan. Nakazuje im nie wbijać się w pychę. Są oni gałązkami dziczki, która zostaje wszczepiona do szlachetnego pnia drzewa oliwkowego. Podobnie jak Żydzi nie osiągnęli oni zbawienia własnym wysiłkiem. Właściwie są oni uzależnieni od Żydów, gdyż są jedynie wszczepioną gałązką; korzeniem i pniem wciąż pozostaje naród wybrany. Fakt ich wybrania i fakt odrzucenia Żydów nie mogą być powodem pychy w sercu chrześcijanina pogańskiego pochodzenia. Jeżeli to się stanie, odrzucenie może i na pewno stanie się jego udziałem.
Czy na tym koniec? Wcale nie. Bóg zamierzył, by przez udostępnienie zbawienia poganom upokorzyć swój lud i przez to zmusił go do przyjęcia Jego warunków. Czyż Mojżesz nie powiedział: „Ja pobudzę ich do zazdrości tymi, którzy nie są ludem, podniecę ich narodem nikczemnym” (5 Mjż 32,21; Rz 10,19). W końcu poganie staną się środkiem przy pomocy, którego Żydzi zostaną zbawieni. „W ten sposób zbawiony będzie cały Izrael” (Rz 11,26).
I tak Paweł zbliża się do końca tego dowodzenie. Pomijając dalsze myśli, dyskusję tę możemy podsumować następująco:
1. Izrael jest narodem wybranym.
2. Być członkiem narodu izraelskiego to coś więcej aniżeli tylko pochodzenie narodowościowe. W obrębie narodu zawsze dokonywał się wybór, i najlepsza jego część narodu zawsze była wierną resztą.
3. Wybór dokonywany przez Boga nie jest rzeczą niesprawiedliwą, ponieważ Bóg ma prawo postąpić tak, jak uważa za słuszne.
4. Bóg zatwardził serca Żydów, ale uczynił to tylko dlatego, by otworzyć drzwi poganom.
5. Błędem Żydów było uzależnienie zbawienia od własnych zasług przez wypełnienie zakonu; jedyną drogą do Boga jest pełna ufność serca.
6. Chrześcijanie pogańskiego pochodzenia nie mogą z góry patrzeć na innych, ponieważ są oni dziką oliwką wszczepioną do szlachetnego pnia. Muszą zawsze o tym pamiętać.
7. Nie koniec na tym. Widząc wielkie przywileje pogan Żydzi zostaną pobudzeni do zazdrości i w końcu z pomocą pogan wrócą do Boga.
8. Tak więc ostatecznie Żyd i poganin będzie zbawiony.
W ostatnich słowach tego rozważania zawarta jest chwalebna prawda. Na początku Paweł powiedział, że jedni zostaną wybrani do przyjęcia, a drudzy do odrzucenia. A w końcu przychodzi do wniosku, że zgodnie z wolą Bożą wszyscy zostaną zbawieni.
Tragiczne niepowodzenie (9,1-5)
Tym tekstem Paweł zaczyna dłuższą rozprawę na temat odrzucenia Jezusa Chrystusa przez Żydów. Zaczyna nie ze złością, lecz ze smutkiem. Nie wybucha gniewem ani nie wygłasza potępiających wyroków; jest to wzruszający smutek złamanego serca. Podobnie jak Bóg, którego kochał i któremu służył - Paweł nienawidzi grzechu, ale miłuje grzesznika. Nikt nie będzie wstanie pomóc człowiekowi, zanim najpierw go nie pokocha. Paweł patrzył na Żydów nie jako na tych, którzy zasługiwali na surową chłostę, lecz jako na ludzi, których należy otoczyć współczującą miłością.
Paweł chętnie oddałby swoje życie, byleby tylko swoich rodaków zdobyć dla Chrystusa. Pisząc to może miał na uwadze jeden z największych epizodów w historii żydowskiej. Gdy Mojżesz wszedł na szczyt góry, by z rąk Bożych otrzymać zakon, pozostający u jej podnóża lud zgrzeszył oddając się bałwochwalstwu. Gdy Bóg rozgniewał się, Mojżesz wypowiedział wielką modlitwę: „Teraz racz odpuścić ich grzech, lecz jeżeli nie, to wymaż mnie ze swojej księgi, którą napisałeś” (2 Mjż 32,32). Gdyby miało to posłużyć ku dobremu, Paweł gotów był wziąć na siebie przekleństwo swoich braci. Użyte tutaj słowo brzmi anatema i w swojej treści jest ono straszne. Rzecz obłożona anatemą była wyjęta spod prawa i przeznaczona na całkowite zniszczenie. Gdy pogańskie miasto stawało się łupem wojennym, zostawało skazane na całkowite zniszczenie, ponieważ wszystko w nim było nieczyste (5 Mjż 3,6; 2,34; Joz 6,17; 7,1-26). Jeżeli ktoś starał się odwieść Izraela od wyznawania prawdziwego Boga, stawał się skazany na bezwględną śmierć (5 Mjż 13,8-11). Najdroższą rzeczą w życiu Pawła była jego nierozerwalna jedność z Bogiem przez Jezusa Chrystusa, ale gdyby to było konieczne dla zbawienia rodaków, gotów byłby zgodzić się na potępienie Boże. I tu znowu spotykamy tę wielką prawdę: kto chce zbawić grzesznika, najpierw musi go pokochać. Jeżeli syn lub córka postępując niewłaściwie zasługują na karę, ich rodzice, gdyby tylko mogli, chętnie przyjęliby ją na siebie. W wierszu Święty Paweł Myers wkłada w usta Pawła następujące słowa:
Z przejęciem i nieugaszonym ogniem pragnień,
Dreszcze wstrząsają mną jak sygnał trąby;
Zbawić ich, zginąć dla ich dobra -
Umrzeć, by oni żyli, dać swe życie za nich.
Takie same odczucia miał Bóg, tak czuł się Paweł i tak musimy i my odczuwać.
Paweł ani na chwilę nie odmawiał Żydom szczególnego miejsca w Bożym planie zbawienia. Wylicza ich przywileje.
1. W szczególnym znaczeniu byli dziećmi Bożymi, w szczególny sposób wybranymi i przyjętymi do rodziny Bożej. „Jesteście synami Pana, waszego Boga” (5 Mjż 14,1). „Czyż nie jest On ojcem twoim, stwórcą twoim?” (5 Mjż 32,6). „Moim synem pierworodnym jest Izrael” (2 Mjż 4,22). „Gdy Izrael był młody, pokochałem go i z Egiptu powołałem mojego syna” (Oz 11,1). Wiele tekstów biblijnych potwierdza szczególne synostwo Izarela i jego odwrócenie się od tego przywileju. Boreham opowiada, jak to będąc chłopcem pewnego razu odwiedził dom swego przyjaciela. Był tam jeden pokój, do którego nie wolno było wchodzić. Kiedyś drzwi tego pokoju otworzyły się i Boreham zobaczył chłopca w swoim wieku, ale cierpiącego na poważny niedorozwój umysłowy. Przy zidiociałym chłopcu stała jego matka. Musiała zobaczyć młodego Borehama i w mgnieniu oka porównała go ze swoim synem, co na pewno boleśnie przeszyło jej serce. Widział, jak uklęknęła przy swoim chłopcu, w rozpaczy wołając: „Ja cię karmię, ubieram i kocham - ty nawet mnie nie znasz”. To samo mógł powiedzieć Bóg o Izraelu - choć wypadek ten był jeszcze gorszy, ponieważ odwrócenie się Izraela było świadome i dobrowolne.
2. Izrael posiadał chwałę. W historii Izraela stale mówi się o szekina lub kawod. Był to blask chwały Bożej, która zawsze towarzyszyła Bogu w czasie Jego nawiedzenia swego ludu (2 Mjż 16,10; 24,16-17; 29,43; 33,18-22). Izrael widział chwałę Bożą i odrzucił Boga. Nam został dany przywilej oglądania chwały Bożej miłości i miłosierdzia w obliczu Jezusa Chrystusa. Straszną rzeczą jest oglądanie chwały Bożej, a następnie pójście własną drogą.
3. Izrael posiadał przymierza. Przymierze jest ugodą między dwoma stronami, jest to targowanie się o własny zysk, angażowanie się do wzajemnej przyjaźni. Bóg stale przybliżał się do ludu izraelskiego i wchodził z nim w specjalne przymierza. Tak było z Abrahamem, z Izaakiem, z Jakubem oraz na Górze Synaj, gdzie dał ludowi swój zakon. Ireneusz wymienia cztery wielkie przymierza, przez które Bóg łączył się z ludźmi. Pierwsze przymierze Bóg zawarł z Noem po potopie, znakiem tego przymierza i gwarancją, że potop nigdy nie powtórzy się, była tęcza. Drugie przymierze zostało zawarte z Abrahamem, a jego znakiem było obrzezanie. Trzecie przymierze Bóg zawarł z narodem izraelskim na Górze Synaj, a jego gwarancją był zakon. Czwartym przymierzem jest nowe przymierze w Jezusie Chrystusie. Rzeczą niezmiernie ciekawą jest to, że Bóg zbliża się do ludzi i wchodzi z nimi w bliższe związki. Bóg nigdy nie zostawił ludzi samym sobie. Nie czynił tak, by przystępując do nich, następnie miał ich opuścić. Stale wychodził im na spotkanie i czyni to nadal w czasach dzisiejszych. On stoi u drzwi serca i puka, a wtedy wola ludzka ponosi wielką odpowiedzialność za podejmowaną decyzję człowieka.
4. Posiadali oni zakon. Izrael nie mógł wymawiać się nieznajomością woli Bożej, ponieważ Bóg powiedział im, co mają czynić. Jeżeli grzeszyli, to czynili to rozmyślnie, a świadomy grzech jest największym ze wszystkich grzechów.
5. Uczestniczyli oni w nabożeństwach świątynnych. Nabożeństwo zasadniczo jest przybliżeniem się duszy do Boga; w nabożeństwie odbywającym się w świątyni Bóg dał Żydom szczególny sposób zbliżania się do Niego. Jeżeli drzwi do Boga zostały zamknięte, to zamknęli je sami ludzie.
6. Mieli oni obietnice. Izrael nigdy nie mógł powiedzieć, że nie znał swego przeznaczenia. Bóg powiedział ludowi izraelskiemu o jego zadaniu i przywileju, jaki oczekiwał go w przyszłości. Izrael wiedział, że w planie Bożym jest on przeznaczony do wielkich rzeczy.
7. Posiadali ojców, mieli tradycję i historię. Biedny jest człowiek, który nie jest godny swoich wielkich tradycji i przynosi wstyd dziedzictwu, które przypadło mu w udziale.
8. A teraz zbliża się punkt kulminacyjny. Z Żydów pochodzi również Pomazaniec Boży. Wszystko inne było jedynie przygotowaniem, wszystko jedynie prowadziło do tego. A mimo to, gdy Pomazaniec przyszedł, Żydzi odrzucili Go. Największym smutkiem człowieka jest nieposłuszeństwo lub bunt jego własnego dziecka, któremu zapewnił wszelkie warunki materialne i kosztem własnego wyrzeczenia się umożliwił powodzenie w życiu. Tragedia polega na przekreśleniu pracy miłości i bezceremonialnym odwróceniu się od osoby kochającej. Tragedia Izraela polegała na tym, że Bóg przygotował go na dzień przyjścia swego syna - i wszystkie te przygotowania legły w gruzach. Nie znaczy to, że prawo Boże zostało naruszone, nie, to miłość Boża została odtrącona. I dlatego Paweł nie mówi tu o gniewie Bożym, lecz złamanym sercu Boga.
Wybór Boży (9,6-13)
Jeżeli Żydzi odrzucili i ukrzyżowali Jezusa, to czy przez to samo załamał się plan Boży? Paweł przytacza dziwny argument, aby udowodnić, że tak nie jest. Właściwie to nie wszyscy Żydzi odrzucili Jezusa, niektórzy z nich przyjęli Go, ponieważ na terenie Palestyny wszyscy Jego naśladowcy byli Żydami, zresztą i sam Paweł był Żydem. Przyglądając się historii Izraela zauważamy ciągły proces selekcji. Stale widzimy, że nie wszyscy Żydzi znajdowali się w obrębie celów Bożych. Niektórzy od samego początku byli z nich wykluczeni. Linia rodowa tych, przez których Bóg realizował swój plan w historii ludzkiej, nie zawsze wyraźnie łączyła się z Abrahamem. Tłem tego planu wcale nie jest pochodzenie rodowe; stale odbywała się selekcja, wybór Boży. Na dowód tego Paweł przytacza dwa wydarzenia z historii żydowskiej, które potwierdza tekstami biblijnymi. Abraham miał dwóch synów. Izmael był synem niewolnicy Hagar, a Izaak - synem jego żony Sary. Zarówno Izmael jak i Izaak byli rzeczywistymi potomkami cielesnymi Abrahama. Obydwaj byli jego synami. Sara urodziła swego syna w bardzo późnych latach swego życia, tak późnych, że po ludzku mówiąc było to rzeczą niemożliwą. Gdy Izaak dorastał, pewnego dnia Izmael zaczął z niego szydzić. Sara ujęła się za nim i nakazała, by Hagar ze swoim synem Izmaelem została odsunięta od dziedzictwa, jedynym dziedzicem miał zostać Izaak. Abraham ociągał się z odprawieniem Hagar i Izmaela, lecz Bóg zachęcił go do tego, gdyż tylko w potomkach Izaaka zostanie zachowane jego imię (1 Mjż 21,12). Izmael narodził się na skutek naturalnych, ludzkich procesów i pragnień, lecz Izaak był synem według obietnicy Bożej, urodzony w warunkach nic nie rokujących (1 Mjż 18,10-14). To dziecko obietnicy przedłużyło linię rodową. I tu znajdujemy pierwszy dowód na to, że nie wszyscy potomkowie Abrahama są uważani za Żydów jako naród wybrany. W obrębie narodu dokonywała się selekcja Boża. Następnie Paweł przytacza inny przykład. Gdy Rebeka, żona Izaaka, spodziewała się dziecka, powiedziano jej, że bliźnięta w jej łonie dadzą początek dwom narodom; w przyszłości starszy brat będzie służył młodszemu (1 Mjż 25,23). Po narodzeniu się bliźniaczych braci Ezawa i Jakuba, mimo że Ezaw był nieco starszy, Boży wybór padł na Jakuba i przez niego realizuje się wola Boża. Rozstrzygającym argumentem Pawła jest oświadczenie Boże wypowiedziane przez proroka Malachiasza: „Umiłowałem Jakuba, Ezawa zaś znienawidziłem” (Mal 1,2-3). Element Żydostwa nie wywodzi się od Abrahama, powiada Paweł, dlatego nie wszyscy potomkowie są ludem wybranym. Żyd rozumiał i mógł zgodzić się z tym rozumowaniem. Arabowie są potomkami Izmaela, z ciała i krwi synami Abrahama, a jednak Żydzi nigdy nie odważyli się powiedzieć, że Arabowie należą do narodu wybranego. Edomici wywodzili się od Ezawa, który był prawdziwym synem Izaaka, nawet bliźniaczym bratem Jakuba, a jednak Żyd nie odważył się nawet pomyśleć, by Edomici mieli coś wspólnego z narodem wybranym. Z żydowskiego punktu widzenia Paweł rozumował poprawnie, w obrębie rodziny Abrahama dokonywał się Boży wybór. Selekcja ta nie miała nic wspólnego z dobrymi uczynkami czy szczególnymi zaletami wybranych. Dowodem tego jest wybór Jakuba i odrzucenie Ezawa jeszcze przed ich narodzeniem. Wybór dokonał się, gdy byli jeszcze w łonie matki.
W tym wypadku nasz umysł zaczyna się wahać. Staje przed nami obraz Boga, który całkiem bezceremonialnie jednego wybiera, a drugiego odrzuca. Argument ten nie jest dla nas ważny, ponieważ sam Bóg jest odpowiedzialny za działanie, które nie wydaje się nam etycznie usprawiedliwione. Chociaż trudno jest nam z tym się pogodzić, fakt ten przemawiał do Żydów. Nawet i dla nas jedna prawda jest bardzo wyraźna. Wszystko pochodzi z Boga, za wszystkim należy widzieć rękę Bożą, nawet rzeczy niezwykłe i zdawałoby się przypadkowe mają swoje źródło w Bogu. Wszystko w tym świecie ma swój cel.
Suwerenna wola Boża (9,14-18)
Teraz Paweł stara się rozproszyć nasze wątpliwości i obiekcje. Na początku powiedział już, że w całej historii Izraela dokonywał się proces selekcji i wyboru; wybór ten nie miał nic wspólnego z zasługą czy uczynkami ludzkimi, lecz zależał wyłącznie od woli Bożej. Człowiek sprzeciwiający się temu natychmiast zapytuje: „Czy to jest uczciwe? Czy to jest sprawiedliwe? Czy samowolne dokonywanie wyboru bez udziału ludzi da się pogodzić ze sprawiedliwością Bożą?” Paweł bez ogródek odpowiada, że Bóg może czynić, co Mu się podoba. W strasznych dniach Imperium Rzymskiego, gdy życie ludzkie było bardzo tanie i każdy był narażony na śmierć z powodu kaprysu swego pana, jeden z cesarzy po wstąpieniu na tron powiedział, że teraz „z każdym może czynić, co mu się tylko podoba”. To samo mówi Paweł o Bogu w naszym tekście.
Przytacza dwa teksty, by cytatami ze Starego Testamentu podbudować swoje twierdzenia. Pierwszy pochodzi z 2 Mjż 33,19. Mojżesz prosi o dowód rzeczywistej obecności Boga wśród ludu izraelskiego. Bóg odpowiada, że okaże swoje miłosierdzie nad tymi, których wybrał do miłosierdzia. Wybór danego narodu i Boża przychylność wobec niego zależy wyłącznie od samego Boga. Drugi przykład dotyczy zmagania się Izraela, by wyjść z Egiptu i uwolnić się spod władzy faraona. Stojąc przed faraonem Mojżesz ostrzegał go przed niebezpieczeństwem sprzeciwiania się Wszechmocnemu Bogu, który powołał go na tron tylko po to, by okazać na nim swoją moc. Faraon wszedł do historii, by posłużyć za przykład tego, co stanie się z człowiekiem, który sprzeciwia się Bogu (2 Mjż 9-16).
I znowu nasz umysł zaczyna się niepokoić. Nie jesteśmy w stanie powiedzieć, że Bóg może uczynić wszystko. Bóg nie może uczynić czegokolwiek, co sprzeciwiałoby się Jego naturze. Bóg nie może odpowiadać za jakikolwiek akt, który jest niesprawiedliwy i narusza Jego własne prawa. Trudną i wprost niemożliwą rzeczą jest wyobrażenie sobie Boga, który jednemu udziela łaski, a drugiemu jej nie udziela, który powołuje na tron króla, aby był po prostu kukłą, środkiem, przy pomocy którego Bóg w gniewie wyraża swoją moc. I znowu jest to ważny i przekonywujący dla Żyda argument, ponieważ Bóg kieruje wszystkimi wydarzeniami.
U podstaw tej zasady tkwi jedna wielka prawda. Określenie stosunku Boga do człowieka terminami sprawiedliwości jest rzeczą niemożliwą. Człowiek nie może niczego domagać się od Boga. Stworzenie nie może rościć pretensji do Stworzyciela. Gdy do głosu dochodzi sprawiedliwość, człowiekowi nic nie należy się od Boga i dlatego niczego nie może od Boga żądać. W stosunkach Boga z ludźmi, żądania człowieka wobec Boga nie są brane pod uwagę, liczy się wyłącznie wola Boża i Jego miłosierdzie.
Garncarz i glina (9,19-29)
Skoro w ciągu całej historii Izraela zachodził proces selekcji i doboru, to powstaje bardzo oczywiste pytanie: Jeżeli sam Bóg niektórych ludzi odrzuca, to w jaki sposób może ich potępiać? Wina wcale nie leży po ich stronie, właściwie to wina leży raczej po stronie Boga. Nie oni sami, lecz Bóg odpowiada za ich stan. Odpowiedź Pawła graniczy niemal z brutalnością. Jego zdaniem nikt nie ma prawa spierać się z Bogiem. Garncarz nie rozmawia z kształtowanym przez siebie naczyniem, naczynie to nie może stawiać mu żadnych warunków. Z jednej bryły gliny lepi on naczynie dla celów zaszczytnych, a drugie na powszedni użytek; glina nie ma na to wpływu, nie może wyrazić swego protestu. Obraz ten Paweł zapożyczył od Jeremiasza (Jr 18, 1-6). Należałoby powiedzieć o tym dwie rzeczy.
a) Jest to licha analogia. Jeden wielki komentator Nowego Testamentu powiedział, że jest to jeden z nielicznych tekstów, których nie życzylibyśmy, aby Paweł je napisał. Istnieje jednak wielka różnica między istotą ludzką a grudą gliny. Istota ludzka jest osobą, a glina rzeczą. Można czynić, co się chce z rzeczą, ale nie można tak samo postąpić z osobą. Glina nie pragnie zadawać pytań ani odpowiadać. Glina nie myśli i nie czuje; gliny nie da się dręczyć, wprowadzać w zakłopotanie czy torturować. Komuś, kto przeżywał niewysłowione, rozdzierające serce i duszę cierpienia, nie wystarczy powiedzieć, że nie ma prawa do narzekania, ponieważ Bóg czyni to, co Jemu się podoba. Jest to cecha tyrana, a nie miłującego Ojca. Podstawową treścią ewangelii jest to, że Bóg nie traktuje ludzi tak jak garncarz glinę.
b) Mówiąc o tym, powinniśmy pamiętać o jednej rzeczy - Paweł z bólem serca pisał te słowa. Sam stał przed oszałamiającym faktem: lud Boży odrzucił i ukrzyżował Syna Bożego. Paweł nie chciał tego powiedzieć, ale był zmuszony do powiedzenia. Jedynym możliwym wyjaśnieniem tej sytuacji był dość trudny do sformułowania wniosek: dla swoich celów Bóg w jakiś sposób zaślepił swój lud.
W każdym bądź razie Paweł nie zatrzymuje się na tym fakcie. Odrzucenie przez Żydów, powiada on, otworzyło drzwi dla pogan. I znowu argument Pawła nie jest najlepszy. Można bowiem powiedzieć, że Bóg używa złej sytuacji w dobrym celu, trudniej jednak byłoby powiedzieć, że Bóg stworzył złą sytuację dla dobrego celu. Właściwie byłoby to dowodzeniem, że Bóg uczynił zło, by wynikło z tego dobro. Paweł powiada tu, że Bóg świadomie zaciemnił umysły, zasłonił oczy i zatwardził serca ludu żydowskiego, aby w ten sposób otworzyć poganom drzwi wejściowe. Powinniśmy jednak uświadomić sobie, że nie jest to oświadczenie teologa spokojnie rozmyślającego przy biurku; jest to raczej argumentowanie człowieka, którego serce w depresji szuka rozumowych uzasadnień wprost niepojętej sytuacji. W końcu Paweł godzi się z tym, że jest to Boże dzieło.
Paweł dyskutuje tutaj z Żydami i dlatego swoje wywody popiera cytatami z Pisma Świętego. Przytacza więc teksty dowodzące, że odrzucenie Żydów i przyjęcie pogan już dawno temu zostało przepowiedziane przez proroków. Przez proroka Ozeasza Bóg powiada, że swoim ludem uczyni nie swój lud (Oz 2,23). Ci, którzy nie byli Jego ludem, zostaną nazwani synami Bożymi. (Oz 1,10). Przytacza również proroctwo Izajasza odnoszące się do upadku Izraela z wyjątkiem małej reszty (Iz 10,22-23; 13,10). Gdyby tylko Izrael zrozumiał te słowa, na pewno przewidziałby swoje przeznaczenie.
Łatwo jest krytykować Pawła; o jednym trzeba jednak pamiętać: przeżywając wielkie cierpienie z powodu swego ludu, dochodzi on do wniosku, że w jakiś sposób wszystko to jest dziełem Bożym. Nic więcej nie miał do powiedzenia.
Błąd Żydów (9,30-33)
Paweł wskazuje tutaj na dwa różne podejścia względem Boga. Istniało podejście żydowskie. Jego celem było pojednanie się z Bogiem. W przekonaniu Żyda pojednanie z Bogiem było uwarunkowane ścisłym przestrzeganiem zakonu. Właściwe ułożenie stosunków z Bogiem Żyd zawsze uważał za coś, co da się osiągnąć samemu. Można sformułować to inaczej. Zasadniczo według pojęć żydowskich, przez ścisłe przestrzeganie zakonu człowiek gromadził pewne zasługi. Gdy zaczynały one przeważać, Bóg popadał w zadłużenie, po prostu dłużny był człowiekowi zbawienie. Przyjaźń z Bogiem Żyd uważał za coś, co może być osiągnięte ludzkim wysiłkiem. Właściwie była to przegrana bitwa, ponieważ niedoskonałość człowieka nigdy nie jest w stanie zadowolić doskonałości Bożej: grzech człowieka nigdy nie zasłuży na prawo spotkania się z Bożą świętością; żadne uczynki człowieka nie potrafią odpłacić Bogu za to, czego dokonał On dla niego. Paweł był przekonany o tym. Żyd całe życie badał zakon, starał się wypełniać wszystkie jego nakazy, by przez to pojednać się z Bogiem; było to jednak rzeczą niemożliwą, ponieważ żaden zakon tego nie gwarantował. Poganin nigdy nie zajmował się tą sprawą, ale gdy nagle i niespodziewanie został skonfrontowany z niewiarygodną miłością Bożą w Jezusie Chrystusie, po prostu całkowicie zaufał tej miłości. Widząc Krzyż poganin mógł powiedzieć: „Skoro Bóg mnie tak bardzo kocha, mogę powierzyć Mu swoje życie i swoją duszę”. Żyd starał się wciągnąć Boga w zadłużenie, zaś poganin zadowalał się być Bożym dłużnikiem. Żyd był przekonany, że może zdobyć zbawienie przez dokonanie czegoś dla Boga; poganin nie mógł się nadziwić temu, czego Bóg dla niego dokonał. Żyd starał się przybliżyć do Boga przez dobre uczynki, a poganin przez ufną wiarę. W przekonaniu Pawła żaden człowiek nie jest w stanie zdobyć przychylności Boga.
Przy końcu tego fragmentu jest wzmianka o kamieniu. Jest to charakterystyczna cecha pisarzy wczesnochrześcijańskich. W Starym Testamencie znajdujemy kilka raczej tajemniczych wzmianek o kamieniu. W 1 Mjż 49,24 Bóg określony jest jako pasterz i kamień Izraela. W Iz 8,14 mówi się że Bóg stanie się kamieniem obrazy i skałą potknięcia dla domu Izraela. W Iz 28,16 Bóg obiecuje położyć na Syjonie kamień wypróbowany, kosztowny kamień węgielny, bezpieczny fundament. W Dn 2,34-35; 44-45 mówi się o tajemniczym kamieniu. A psalmista powiada: „Kamień, który odrzucili budowniczowie, stał się kamieniem węgielnym” (118,22). Szukając przepowiedni o Chrystusie w Starym Testamencie chrześcijanie natknęli się na pojęcie tego cudownego kamienia. Z kamieniem tym identyfikowali Jezusa. Dowodem na to była wypowiedź Jezusa, który słowa Psalmu 118,22 zastosował do siebie. Cytatem z Psalmu zakończył On przypowieść o nieuczciwych dzierżawcach (Mt 21,42). Chrześcijanie zastanawiali się nad tym cudownym kamieniem, który stał się kamieniem węgielnym całego budynku; jego odrzucenie przez budowniczych wyraźnie wskazywało na Chrystusa. Właściwie Paweł cytuje tutaj fragmenty Iz 8,14 i 28,16. Chrześcijanie wraz z Pawłem byli przekonani, że Bóg ustanowił swego Syna fundamentem życia każdego człowieka. Ponieważ Żydzi Go odrzucili, ten dar Boży, przeznaczony dla ich zbawienia, stał się powodem ich potępienia. Obraz kamienia fascynował chrześcijan. Na stronicach Nowego Testamentu pojawia się on dosyć często (Dz 4,11; Ef 2,20; 1 P 2,4-6).
Kryje się za tym wielka prawda: Jezus Chrystus został posłany na świat jako Zbawiciel ludzi. Ale Jezus Chrystus jest też kamieniem probierczym, poddającym sądowi wszystkich ludzi. Jeżeli serce człowieka reaguje miłością i poddaniem Jezusowi, staje się On zbawicielem. Gdy zaś serce ludzkie pozostaje obojętne lub reaguje ze złością, Jezus staje się jego potępieniem. Jezus przyszedł na świat dla naszego zbawienia, jednak przez swój stosunek do Niego człowiek dostępuje zbawienia lub jest skazany na potępienie.
Błędny zapał (10,1-13)
Paweł już powiedział Żydom o wielu przykrych sprawach, o których z trudnością mogli słuchać. Cały fragment Listu do Rzymian zawarty w rozdziałach od 9 do 11 jest potępieniem żydowskiego sposobu myślenia i żydowskiego podejścia do religii. A jednak musimy przyznać, że w słowach tych od początku do końca nie ma domieszki gniewu. Jest tu jedynie płacz serca i pobożne życzenia. Paweł pragnął, aby Żydzi zostali zbawieni. Jeżeli kogokolwiek zechcemy doprowadzić do chrześcijańskiej wiary, musimy wykazać się taką samą postawą. Wielcy kaznodzieje wiedzieli o tym. „Nie besztaj” powiedział jeden z nich. „Zawsze pamiętaj, abyś nie podnosił głosu” - dodał drugi. Wielki kaznodzieja naszych czasów służbę kaznodziejską nazwał „wstawianiem się za ludźmi”. Jezus płakał nad Jerozolimą. Jest kaznodziejstwo, które boleśnie rani ludzi; znowu inne kaznodziejstwo chłoszcze grzesznika słowami pełnymi gniewu; Paweł zawsze mówił prawdę, ale zawsze czynił to w miłości.
Paweł przyznaje, że Żydzi są naprawdę gorliwymi wobec Boga, chociaż ich gorliwość jest nieprawidłowa, nierozsądna. Cała religijność żydowska opierała się na skrupulatnym przestrzeganiu nakazów zakonu. Posłuszeństwo zakonowi wymagało więc od człowieka nieprzeciętnej gorliwości. Nie było rzeczą łatwą ani wygodną, a często nawet dosyć kłopotliwą. Weźmy pod uwagę sprawę sabatu. Człowiek wiedział, jaki odcinek drogi mógł przejść w dniu sabatu. Ciężar noszony przez niego w tym dniu nie mógł przekroczyć wagi dwóch suszonych fig. W sabat nie można było przygotować posiłku. Jeżeli chodzi o zdrowie człowieka, to w sabat można było jedynie starać się o jego nie pogarszanie się, a nie o polepszenie. Jeszcze w dzisiejszych czasach ortodoksyjni Żydzi w dniu sabatu nie zapalają ognia ani nie włączają światła elektrycznego. Jeżeli ogień ma być podtrzymywany na palenisku, do zadania tego wynajmuje się poganina. Jeżeli Żyd jest dosyć bogaty, może sobie zainstalować automat, który w dniu sabatu sam będzie włączał światło. Nie jest to powód do śmiechu, lecz do podziwu. Przestrzeganie praw zakonu nie jest rzeczą łatwą. Nikt nie zechciałby się na to zdecydować, gdyby nie był gorliwym wyznawcą swojej religii. Żydzi byli i są gorliwymi. Paweł przyznaje im to, choć dodaje, że gorliwość ta jest niewłaściwie ukierunkowana. W Czwartej Księdze Machabejskiej spotykamy dziwne wydarzenie dotyczące kapłana Eleazara. Postawiono go przed Antiochem Epifanesem, który postanowił zbeszcześcić religię żydowską. Antioch nakazał mu spożycie wieprzowiny. Kapłan odmówił. „My, Epifanesie - powiedział - żaden inny przymus nie uważamy za tak wielki, jak przymus posłuszeństwa zakonowi”. Odmówił nawet dotknięcia wieprzowiny. „Nie, nie uczynię tego, gdybyś nawet miał wyłupić moje oczy i spalić moje ciało”. Gdyby musiał umrzeć, jego poprzednicy przyjęliby go jako „świętego i czystego”. Antioch nakazał chłostę. „Jego ciało było pocięte batogami, z ran obficie sączyła się krew”. Kapłan upadł kopnięty przez żołnierza. W końcu podano mu do zjedzenia kawałek zapakowanej wołowiny, by później oskarżać go o spożywanie wieprzowiny. Odmówił. W końcu został zamordowany. Umierając powiedział: „Umieram w straszliwych cierpieniach dla sprawy Twego zakonu”. „Odmówił - powiada autor - nawet narażając się na śmierć z powodu zakonu”. O co tu zasadniczo chodziło? O jedzenie wieprzowiny. To niewiarygodne, jak człowiek może umierać z powodu takiego jak ten zakaz. A jednak Żydzi umierali. Oni naprawdę byli gorliwymi wyznawcami zakonu. Nikt temu nie zaprzeczy. Byli przekonani, że czyniąc to okazują wierność wobec Boga. Nikt nie odmówi im rozpaczliwej gorliwości w służbie Bogu.
Przez tego rodzaju posłuszeństwo zakonowi, jak Żydzi uważali, człowiek wchodzi do społeczności z Bogiem. Nic tak dobrze nie określa ich postawy jak trzy klasy, na które dzielili oni całą ludzkość. Jedną grupę stanowili ludzie dobrzy, którzy chylili się na właściwą stronę; w drugiej byli źli, którzy posiadali saldo ujemne; trzecią stanowili połowiczni, których jeden dobry uczynek mógł uczynić dobrymi. Wszystko polegało tu na osiągnięciu i zapracowaniu. Do tych wszystkich Paweł powiada: „Chrystus jest końcem zakonu”, co znaczy: Chrystus jest końcem legalizmu. Stosunki między Bogiem i człowiekiem nie układają się tak jak między lichwiarzem i dłużnikiem, między pracownikiem i właścicielem dóbr, między sędzią i osobą sądzoną. Ponieważ Jezus Chrystus żył i przyniósł ludziom dobrą nowinę, człowiek nie stoi już przed zadaniem zadośćuczynienia sprawiedliwości Bożej; może jedynie przyjąć miłość Bożą. Nie stara się już zdobyć przychylności Boga, może jedynie przyjąć łaskę, miłość i miłosierdzie, które Bóg swobodnie mu oferuje.
By wyjaśnić tę sprawę Paweł przytacza dwa teksty ze Starego Testamentu. Pierwszy pochodzi z 3 Mjż 18,5, gdzie mówi się, że przez drobiazgowe wypełnienie zakonu człowiek znajduje życie. To prawda - ale nikt tego jeszcze nie dokonał z prostej przyczyny, że ludzka niedoskonałość nie jest w stanie zadowolić boskiej doskonałości. Następnie Paweł przytacza tekst z 5 Mjż 30,12-13. Mojżesz mówi tam o tym, że zakon Boży nie jest rzeczą odległą, nieosiągalną i niemożliwą, jest on w ustach, w życiu i w sercu człowieka. Paweł alegoryzuje ten tekst. To nie nasz wysiłek sprowadził Chrystusa na świat czy wzbudził Go z martwych. Swojej dobroci nie zdobywamy własnym wysiłkiem. Wszystko to zostało za nas dokonane, a my mamy jedynie to przyjąć.
Wiersze 9 i 10 są bardzo ważne, ponieważ zawierają podstawowe prawdy wczesnochrześcijańskiego credo.
1. Człowiek musi powiedzieć: Jezus Chrystus jest Panem. Słowo Pan znaczy kirios. Jest to kluczowe słowo we wczesnym chrześcijaństwie. Jego znaczenie jest następujące.
a) Jest to normalne określenie na wyrażenie szacunku jak polskie „pan”, francuskie „monsieur”, czy niemieckie „herr”.
b) Był to tytuł rzymskiego cesarza.
c) Tak określano również greckich bogów. Przed słowem tym zwykle stało imię własnego boga. Kirios Serapis znaczyło Pan Serapis.
d) W greckim przekładzie hebrajskiego Pisma Świętego słowo kirios zwykle oznaczało imię Boga Jahwe. A więc jeżeli ktoś nazywał Jezusa kirios, przez to samo stawiał Go na równi z cesarzem i Bogiem, udzielał Mu szczególnego miejsca w swoim życiu, okazywał posłuszeństwo i oddawał boską cześć. Określenie Jezusa terminem kirios, to stawianie Go ponad przeciętność. Człowiek stający się chrześcijaninem musiał wiedzieć o szczególnej wyjątkowości Jezusa Chrystusa.
2. Człowiek musi wierzyć, że Jezus Chrystus powstał z martwych. Zmartwychwstanie było zasadniczą treścią chrześcijańskiej wiary. Chrześcijanin musiał wierzyć nie tylko w to, że Jezus Chrystus żył, ale że Jezus Chrystus żyje. Trzeba było wiedzieć nie tylko o Chrystusie, lecz znać Chrystusa. Człowiek poznający Chrystusa nie studiuje postaci historycznej, lecz żyje w jej obecności. Musi on poznać nie tylko ofiarę Chrystusa, lecz i Jego zwycięstwo. Musi poznać nie tylko Chrystusa męczennika, ale i Chrystusa zwycięzcę.
3. Człowiek musi nie tylko wierzyć w sercu, ale i wyznawać swoimi ustami. Chrześcijaństwo to wiara plus jej wyznawanie. Wymaga to wydawania świadectwa przed ludźmi. Nie tylko Bóg, ale i nasi bliźni powinni wiedzieć, że jesteśmy chrześcijanami. Człowiek publicznie musi zadeklarować się po której stronie się znajduje.
Żyd nie potrafiłby uwierzyć, że droga do Boga nie prowadzi przez zakon; przybliżenie się do Boga przez wiarę było czymś zupełnie nowym i niepojętym. Trudno mu było też uwierzyć, że Bóg otworzył drzwi zbawienia dla wszystkich. Przecież poganie znajdowali się w zupełnie innej sytuacji niż Żydzi. Na poparcie swego punktu widzenia Paweł przytacza teksty ze Starego Testamentu. Pierwszy z nich pochodzi z Iz 28,16: „Kto wierzy, ten się nie zachwieje”. Nic nie mówi się tutaj o zakonie, podstawową zasadą jest wiara. Drugi tekst pochodzi z proroctwa Joela 3,5: „Każdy, kto będzie wzywał imienia Pana, będzie wybawiony”. Nie ma tu ograniczeń, obietnica należy do wszystkich i dlatego nie ma różnicy między Grekiem a Żydem.
Tak więc tekst ten jest apelem do Żydów, by odwrócili się od legalizmu i weszli na drogę łaski, by uświadomili sobie, że ich gorliwość jest próżna i niewłaściwie ukierunkowana. Jest to apel do przysłuchania się prorokom, którzy już dawno temu wiarę uważali za jedyną drogę do Boga, dostępną dla każdego człowieka.
Zgubne działanie wymówek (10,14-21)
Wszyscy komentatorzy są zgodni co do tego, że jest to jeden z najtrudniejszych i najbardziej niejasnych fragmentów Listu do Rzymian. Nawet wydaje się nam, że nie jest to tekst dokończony. Jego treść jest sformułowana w postaci telegraficznych skrótów. A może jest to skrót kazania, jakie Paweł zwykle wygłaszał do Żydów, przekonując ich o niewłaściwej postawie?
Zasadniczo schemat tego fragmentu jest następujący: w poprzednim tekście Paweł dowodził, że droga do Boga prowadzi nie przez uczynki i legalizm, lecz wiarę i ufność. Powstaje jednak pytanie: A jeżeli Żydzi nie wiedzieli o tym? Paweł odpowiada na to pytanie, różnie formułując swoje myśli i za każdym razem przytaczając dowody z Pisma Świętego.
Przyjrzyjmy się bliżej tym wątpliwościom i tekstom biblijnym, które na nie odpowiadają.
1. Pierwsza wątpliwość czy zarzut brzmi następująco: „Nie można wierzyć w Niego, jeżeli się o Nim nie słyszało. Nie można o Nim usłyszeć, jeżeli ktoś nie będzie głosił dobrej nowiny. Nie może być zwiastunów dobrej nowiny, jeżeli Bóg nie wyśle ich do tego zadania”. Paweł odpowiada na ten zarzut cytując Iz 52,7. Prorok wyraża radość z powodu tych, którzy przynoszą dobre wieści. Paweł odpowiada więc: „Nie możecie powiedzieć, że nie ma posłańca; Izajasz, który żył już dawno temu, podaje charakterystykę i opis tych posłańców”.
2. Drugi zarzut to: „Ale właściwie to Izrael nie słyszał dobrej nowiny, i co ty na to?” Paweł odpowiada: „Niewiarę Izraela można byłoby już przewidzieć, ponieważ Izrael ze smutkiem powiada: Panie, kto uwierzył wieści naszej? (53,1)”. To prawda, Izrael nie przyjął i nie usłuchał dobrej wieści od Boga, trzymając się raczej pustej formy; historia lubi powtarzać się.
3. Trzeci zarzut jest odwróceniem pierwszego: „A co jeżeli nie przyjmę za fakt oczywisty, że oni usłyszeli? Co, jeżeli będę twierdził, że nie mieli oni okazji do usłyszenia?” Tym razem Paweł cytuje Ps 19,5: „A jednak po całej ziemi rozbrzmiewa ich dźwięk i do krańców świata dochodzą ich słowa”. Inaczej mówiąc powiada on: „Nie możecie powiedzieć, że Izrael nigdy nie miał możliwości usłyszenia dobrej nowiny; Pismo Święte wyraźnie powiada, że poselstwo Boże rozeszło się po całym świecie. W obliczu tego oświadczenia nikt nie może powiedzieć, że nie miał możliwości usłyszenia”.
4. Czwarty zarzut: „A jeżeli Izrael nie zrozumiał?” Chodzi tu o to, że poselstwo to mogło być trudne do zrozumienia, po prostu niepojęte dla umysłu ludzkiego. Jeżeli nawet Izrael słyszał je, nie mógł w pełni zrozumieć jego treści i znaczenia”. I tu właśnie omawiany przez nas fragment Pisma staje się naprawdę trudny. Paweł odpowiada: „Izrael mógł nie zrozumieć, ale poganie zrozumieli. Gdy poselstwo to niespodziewanie dotarło do nich, w mig zrozumieli, o co chodzi”. Na dowód tego Paweł przytacza dwa teksty ze Starego Testamentu. Pierwszy pochodzi z 5 Mjż 32,21, gdzie Bóg powiada, że ze względu na nieposłuszeństwo i bunt Izraela, swoją przychylność okaże innemu ludowi i w ten sposób naród wybrany będzie zazdrościć narodowi, który nie był narodem, i będzie gniewać się na tych, którzy nie mieli takiej jak on możliwości zrozumienia. Drugi tekst pochodzi z Iz 65,1. Bóg powiada tam, że w jakiś dziwny sposób został On znaleziony przez tych, którzy Go nie szukali.
W końcu Paweł zauważa, że w ciągu całej historii Bóg wyciągał ręce do Izraela, który stale okazywał swoje nieposłuszeństwo, sprzeciw i przekorę.
Fragment ten może wydawać się nam dziwny i nie przekonywujący, a niektóre teksty starotestamentowe po prostu wyrwane z kontekstu i mówiące o czymś zupełnie innym. Mimo to fragment ten zawiera pewne stałe i nieprzemijające wartości. Mówi się tu mianowicie o tym, że pewne rodzaje ignorancji są niewybaczalne.
1. Istnieje ignorancja wynikająca z lekceważącego stosunku do poznania. Ogólnie przyjęta zasada powiada: uczciwa nieznajomość pewnych spraw jest obroną, ale zaniedbywanie poznania jest niewybaczalne. Człowiek nie może być sądzony za to, czego nie miał możliwości poznać; może jednak być sądzony za zaniedbywanie poznania tego, co stale było mu dostępne. I tu na przykład, jeżeli ktoś podpisuje umowę bez zapoznania się z jej warunkami, to nie może później narzekać, że warunki te nie są takie, jakie się spodziewał. Jeżeli mamy możliwość, ale odpowiednio nie przygotujemy się do danego zadania, musimy być pociągnięci do odpowiedzialności. Człowiek odpowiada za lekceważenie poznania tego, o czym musiał wiedzieć.
2. Inna ignorancja pochodzi z rozmyślnej ślepoty. Człowiek ma możliwość odgrodzenia się od wszystkiego tego, czego nie chce wiedzieć i odwrócić uszy od tego, czego nie chce słyszeć. Może być świadomym tego, że niektóre zwyczaje, niektóre wymówki, pewien rodzaj życia, określone towarzystwo doprowadzi do tragedii. Ktoś może mu wyraźnie o tym powiedzieć, skutki takiego zachowania się może on widzieć w życiu innych ludzi, ale mimo tego nie zechce potraktować tego poważnie. Przymykanie oczu na niektóre sprawy czasem może być zaletą, w większości jednak wypadków jest to poważna wada.
3. Jeszcze inna ignorancja w istocie jest samym kłamstwem. Rzeczy niewątpliwych jest o wiele mniej aniżeli przypuszczamy. Właściwie to bardzo rzadko uczciwie powiadamy: „Nigdy nie spodziewałem się, aby wszystko to mogło tak się skończyć”. Bóg dał nam sumienie i przewodnictwo swego Ducha Świętego, ale często uważamy się za niedoinformowanych, chociaż w szczerości serca moglibyśmy przyznać, że od początku znaliśmy prawdę.
Jeszcze jedno trzeba powiedzieć w związku z tym tekstem. Jeżeli pamiętamy cały tok prowadzonej tu dyskusji, musi zastanowić nas jeszcze jedna sprawa. Jest sprzeczność i paradoks. Przez cały czas Paweł obciąża Żydów osobistą odpowiedzialnością. Powinni byli lepiej poznać, mieli ku temu okazję. Fragment ten kończy się obrazem Boga wyciągającego ręce ku ludowi żydowskiemu, który odrzuca ten gest miłości. A na początku mówił, że wszystko zależy od Boga, że człowiek jak glina w ręku garncarza nic w tej sprawie nie ma do powiedzenia. Dwie sprawy Paweł postawił obok siebie: wszystko zależy od wyboru człowieka. Dylematu tego nawet nie usiłuje rozwiązać, ponieważ takowego nie ma. Jest to dylemat ludzkiego przeżycia. Wiemy, że człowiek kieruje wszystkim, a jednocześnie wiemy, że posiadamy wolną wolę i dlatego możemy przyjąć lub odrzucić dar Boży. Właśnie fakt ten pozostaje bez odpowiedzi. Jest to paradoks ludzkiej sytuacji, którą kieruje Bóg, a mimo to człowiek posiada wolną wolę. Nie znaczy to, że Paweł zaprzeczał samemu sobie, po prostu najpierw podszedł do tego problemu ze strony boskiej, a potem z ludzkiej.
Zatwardzenie serca (11,1-12)
Nasuwa się przy tym jedno pytanie, które szczególnie Żyd musiał postawić. Czy znaczy to, że Bóg odrzucił swój lud? Pytania tego serce Pawła nie mogło znieść. Ostatecznie sam był członkiem tego ludu. Dlatego wraca do pojęcia, które złotą nicią snuje się przez cały Stary Testament. Eliasz przeżywał kiedyś bardzo ciężkie chwile (1 Krl 19; 10-14). Doszedł do wniosku, że tylko on sam jeden pozostał wierny Bogu. Bóg jednak powiedział mu, że jeszcze siedem tysięcy Izraelitów nie skłoniło swoich kolan przed Baalem. Tak więc w myśli żydowskiej istniało pojęcie Reszty. Prorocy nawet zauważyli, że nie było takiego czasu w przeszłości i nie będzie takiego w przyszłości, by cały naród był wierny Bogu; w obrębie narodu zawsze była reszta, która zawsze była wierna i nigdy nie poszła na kompromis wiary. Jeden za drugim prorocy potwierdzali tę prawdę. Amos (9,8-10) porównuje Boga do rolnika, który przy pomocy sita oczyszcza swoje ziarno. Micheasz (2,12; 5,3) widzi Boga zgromadzającego resztę Izraela. Sofoniasz (3,12-13) mówi o tym samym. Jeremiasz mówi o zgromadzeniu tej reszty ze wszystkich krajów świata (23,3). Ezechiel, indywidualista, był przekonany, że człowiek nie może być zbawiony na podstawie narodowej czy odziedziczonej sprawiedliwości; sprawiedliwy zachowuje swoją duszę na podstawie własnej sprawiedliwości (14,14.20.22). Pojęcie to najczęściej występuje u Izajasza. Swego syna nazywa on Szear-Jaszuw, co znaczy Reszta ocaleje. Stale powraca on do pojęcia wiernej reszty, która zostanie zbawiona przez Boga (Iz 7,3; 8,2.18; 9,12; 20,21; 6,9-13).
Pojawia się tu niezwykła prawda. Jak powiada jeden komentator, „żaden Kościół ani naród nie dostępuje zbawienia masowo”. Pojęcie ludu wybranego nie powinno przysłaniać nam tej prawdy. Społeczność z Bogiem zależy od indywidualnej postawy. Człowiek musi oddać swoje serce, podporządkować Bogu całe swoje życie. Bóg nie powołuje ludzi tłumnie, ma On „swoje własne podejście do każdego serca”. Człowiek nie jest zbawiony ze względu na swoją przynależność do rodziny, odziedziczoną sprawiedliwość; jego zbawienie zależy od osobistej decyzji wobec Boga. Cały naród w swojej zbiorowości nie stanowi ludu wybranego. Do reszty należą poszczególni ludzie, którzy oddali swoje serca Bogu i są Mu posłuszni. Resztę stanowi grupa poświęconych i oddanych Bogu ludzi w obrębie narodu.
I tu Paweł dowodzi, że naród żydowski nie został odrzucony; to nie naród jako całość, lecz jego reszta, wyodrębniająca się swoją wiernością, stanowi prawdziwych Żydów.
A co z innymi? I tu nawiedza Pawła dziwna myśl. Jego zdaniem, Bóg posyła na nich pewnego rodzaju odrętwienie, apatię, senność, która nie pozwala im usłyszeć poselstwa. Na dowód tego przytacza niektóre myśli ze Starego Testamentu (5 Mjż 29,4; Iz 6,9-10; 29,10). Cytuje Psalm 69,22-23: „Niechaj stół ich stanie się dla nich pułapką”. Oto ludzie siedzą przy bogato zastawionym stole; ich beztroska, ich pewność siebie i poczucie bezpieczeństwa staje się tragedią. Czują się tak swobodnie, tak wygodnie siedzą, są tak pewni swego bezpieczeństwa, że bez trudu stają się łupem nieprzyjaciela. Tacy właśnie byli Żydzi. Byli tak pewni siebie, tak bardzo zadowoleni z siebie, tak wiele łączyli z pojęciem narodu wybranego, że właśnie na tym punkcie potknęli się i upadli. Nadejdzie dzień, gdy zupełnie oślepną i jako niewidomi będą chodzić po omacku. W wierszu 7 słowo „zatwardzić” pochodzi od greckiego porun. Rzeczownik porozis lepiej odda nam znaczenie tego słowa. Jest to zwrot medyczny, oznaczający zgrubienie skóry, twardziznę. Szczególnie określano tym słowem zgrubienie w miejscu zrostu złamanej kości. Takie samo zgrubienie narosło wokół serca ludzi. Jakakolwiek cześć ciała pokryta tego rodzaju naroślą traci czucie, staje się nieczuła. Tak samo nieczułe stały się umysły całej masy ludzi; nie mogą one słyszeć ani czuć apelu Bożego. To samo staje się z pojedynczym człowiekiem. Jeżeli dosyć długo idzie on swoją własną drogą, stopniowo traci odczucie rzeczy pięknych. Jeżeli trwa w grzechu, z czasem zatraci odczucie odrazy wobec grzechu i fascynacji dobrem. Jeżeli dosyć długo żyje w nieznośnych warunkach, z czasem przestaje zwracać na nie uwagę, Zgrubienie więc może pojawić się zarówno na ręku, jak i na sercu. Nieszczęściem tym zostały dotknięte masy ludu izraelskiego. Niech Bóg nas od tego broni!
Paweł ma tu coś więcej do powiedzenia. Tragedię tę Bóg wykorzystał w dobrym celu, ponieważ nieczułość Izraela umożliwiła wejście poganom. Ponieważ Izrael nie zechciał przyjąć dobrej nowiny, została ona skierowana do ludzi, którzy powitali ją z wielką radością. Jeżeli przez to Izrael wzbogacił świat, to jakże wielkim bogactwem będzie jego powrót do Boga?
A więc w końcu po tragedii przychodzi nadzieja. Izrael stał się nieczuły, cały naród zachorował na ociężałość serca; poganie przez wiarę i ufność stają się odbiorcami miłości Bożej; przyjdzie jednak dzień, gdy miłość Boża odmiękczy zatwardziałe serca i poganin poda rękę Żydowi. Paweł jest przekonany, że ostatecznie nic nie jest w stanie pokonać miłości Bożej.
Dzika oliwka - przywilej i ostrzeżenie (11,13-24)
Do tego czasu Paweł rozmawiał z Żydami, a teraz zwraca się do pogan. Jest on apostołem pogan, ale mimo to nie może zapomnieć o swoim narodzie. Właściwie powiada tu, że jego głównym zadaniem, przez opowiadanie ewangelii poganom, jest pobudzenie Żydów do zawiści. Najlepszym sposobem zainteresowania kogoś chrześcijaństwem jest pokazanie, czego chrześcijaństwo to może dokonać. Pewien żołnierz został ranny w czasie bitwy. Kapelan przypełzał do niego, udzielając mu niezbędnej pomocy. Czekał przy nim aż do chwili odwrotu swoich wojsk. W upale południa omdlewając z pragnienia poił go swoim zapasem wody. W czasie zimnej nocy okrywał go swoim płaszczem. W końcu ranny podniósł swój wzrok na kapelana. „Człowieku - powiedział - czy ty jesteś chrześcijaninem?” „Staram się nim być” - odpowiedział kapelan. „Jeżeli tak - ciągnął dalej ranny - jeżeli chrześcijaństwo uczy postępować tak jak ty to robisz wobec mnie, to powiedz mi o tym chrześcijaństwie coś więcej”. To chrześcijaństwo w działaniu skłoniło go do zainteresowania się wiarą, która czyniła ludzi tak ofiarnymi. Paweł oczekiwał nadejścia tego dnia, gdy Żydzi zobaczą, co chrześcijaństwo uczyniło dla pogan i wtedy sami zapragną tej samej wiary.
Nawrócenie Żydów niezmiernie ucieszyłoby Pawła. Skoro przez ich odrzucenie pogański świat pojednał się z Bogiem, to jakże wielką chwałą byłoby ich przyjęcie. Jeżeli tragedia odrzucenia miała tak cudowne skutki, to jakże wielkie będzie ich chwalebne przyjęcie? Paweł stwierdza jedynie, że byłoby to po prostu zmartwychwstanie.
Przytaczając dwa obrazy Paweł dowodzi, że Żydzi nie zostali całkowicie i ostatecznie odrzuceni. Całe pożywienie musiało być święte przed Bogiem. Przed spożyciem należało ofiarować je Bogu. Zakon nakazywał (4 Mjż 15,19-20), by pierwszy wypiek z przygotowanego ciasta został ofiarowany Bogu; po dokonaniu tego całe ciasto stawało się święte. Ofiarowanie pierwszego bochenka uświęcało całość. Powszechną praktyką było sadzenie świętych drzew na miejscach poświęconych bogom. Gdy młode drzewko zostało zasadzone, było ono poświęcone Bogu; każdy gałązka pochodząca z tego drzewa była przez to święta. Nie trzeba było poświęcać każdej gałązki oddzielnie, poświęcenie drzewa uświęcało wszystkie jego gałęzie. Z tego Paweł wyprowadza następujący wniosek: patriarchowie byli świętymi wobec Boga, w szczególny sposób usłyszeli oni głos Boży i podporządkowali się słowu Boga; w jakiś szczególny sposób zostali oni wybrani i poświęceni przez Boga. Od nich wywodzi się cały naród, i tak jak poświęcenie pierwszego bochenka uświęca cały zaczyn i jak poświęcenie sadzonki uświęca całe drzewo, tak szczególne poświęcenie protoplastów narodu uświęca cały naród. Tkwi tu jedna prawda. Reszta Izraela nie była w stanie uczynić siebie świętą, uświęcającą wiarę przejmowała od swoich poprzedników, przodków. Każdy z nas żyje w jakiejś mierze na duchowym kapitale przeszłości. Nikt z nas nie jest człowiekiem zupełnie niezależnym. Jesteśmy ukształtowani przez pobożność swoich rodziców i dziadków; jeżeli nawet odeszliśmy od poglądów naszych przodków i przez to poniżyliśmy ich dobre imię, to mimo wszystko nie możemy twierdzić, że przeszłość nie ma żadnego wpływu na nasze życie.
Następnie Paweł przytacza dosyć długą alegorię. Prorocy przedstawiali Izraela jako drzewo oliwne w ogrodzie Bożym. Było to rzeczą naturalną, ponieważ drzewo oliwne jest najbardziej rozpowszechnionym i bardzo użytecznym drzewem w basenie Morza Śródziemnego. „Zielonym drzewem oliwnym zdobnym w piękne owoce nazwał ciebie Pan” (Jr 11,16). „Pędy jego rozrosną się i będzie okazały jak drzewo oliwne” (Oz 14,6). Paweł myśli o poganach jako o gałązkach dzikiego drzewa oliwnego, którym jest Izrael. Z punktu praktyki ogrodniczej obraz Pawła jest nierealny. To gałązkę szlachetnej oliwki wszczepia się w pień oliwki dzikiej i w ten sposób otrzymuje się dorodne owoce. Procesu wszczepiania podanego przez Pawła nigdy się nie praktykuje, ponieważ nigdy nie daje on oczekiwanych rezultatów. Jednak zasadniczo nie chodzi o to. Paweł wykazuje raczej, że poganie byli pustym, dzikim krzewem, a teraz, przez akt łaski Bożej zostali wszczepieni do bogatego i dobrze owocującego drzewa oliwnego.
Przytaczając ten obraz Paweł ma nam do powiedzenia dwie rzeczy.
1. Jest to słowo ostrzeżenia. Poganie łatwo mogliby przyjąć postawę lekceważącą wobec Żydów. Czyż nie po to Żydzi zostali odrzuceni, aby oni mogli wejść? Ponieważ Żydzi w całym świecie byli powszechnie nienawidzeni, zajęcie takiej postawy było rzeczą bardzo łatwą. Ostrzeżenie Pawła jest wciąż aktualne. Właściwie powiada on: nie byłoby chrześcijaństwa, gdyby najpierw nie było judaizmu. Judaizm jest korzeniem, z którego wyrasta chrześcijaństwo. Byłoby źle, gdyby Kościół chrześcijański zapomniał o długu wdzięczności wobec korzenia, z którego sam wyrasta. Kościół chrześcijański nie może inaczej spłacić swego długu wobec judaizmu jak tylko przez zbliżenie chrześcijaństwa do Żydów. Tak więc Paweł ostrzega pogan przed pogardliwym stosunkiem wobec Żydów. Skoro prawdziwe gałęzie zostały odłamane z powodu niewiary, to jeszcze łatwiej to samo może stać się z gałęziami zaszczepionymi.
2. Jest to słowo nadziei. Poganie doświadczyli na sobie łaski Bożej, a Żydzi surowości Bożej. Jeżeli poganie pozostaną w wierze, to również pozostaną i w łasce. Jeżeli Żydzi znowu staną się wierzącymi, to też zostaną wszczepieni, gdyż, jak powiada Paweł, skoro wszczepienie obcej dzikiej gałązki było rzeczą możliwą, to o ileż bardziej możliwą rzeczą będzie wszczepienie szlachetnych gałązek do swego pnia. Paweł wciąż marzy o powrocie Żydów do Boga.
W tekście tym wiele rzeczy jest zawiłych i trudnych do zrozumienia. Zawiera on obrazy, które nie występują w świecie współczesnym, chociaż jedna rzecz jest bardzo wyraźna: związek między judaizmem i chrześcijaństwem, związek między starym a nowym. Jest to odpowiedź dla tych, którzy odrzucają Stary Testament, uważając go za pisma żydowskie, nie mające nic wspólnego z chrześcijaństwem. Głupcem jest ten, który odrzuca drabinę, dzięki której wspiął się tak wysoko. Niemądra byłaby to gałąź, która odcinałaby się od swego pnia. Nowa wiara wyrasta ze starej. Wiara żydowska jest korzeniem, z którego wyrosło chrześcijaństwo. Koniec nadejdzie wtedy, gdy dzika oliwka i oliwka szlachetna staną się jednym, gdy wszystkie gałązki zostaną wszczepione w jeden pień.
Aby wszystko było z miłosierdzia (11,25-32)
Teraz Paweł zbliża się ku końcowi swego rozważania. Zastanawiał się nad niezmiernie smutną dla Żyda sytuacją. Szukał jakichś wyjaśnień faktu, że Syn Boży po przyjściu na świat został odrzucony przez lud Boży. Paweł nigdy nie przymykał oczu na ten tragiczny fakt, i stopniowo przekonuje się, że wszystko to znajdowało się w planach Bożych. To prawa, Żydzi odrzucili Chrystusa, ale stało się to tylko po to, by Chrystus został poznany przez pogan. Stawiając cele Boże na pierwszym miejscu, Paweł twierdzi i udowadnia, że to sam Bóg zatwardził serca Żydów, aby przez to umożliwić wejście poganom; mimo to, choć może wydawać się to sprzecznością, Paweł obciąża Żydów osobistą odpowiedzialnością za odrzucenie daru Bożego. Zwraca uwagę na suwerenność Boga i jednocześnie ludzką odpowiedzialność. Przy końcu tego dłuższego fragmentu zauważamy nutę nadziei. Jego dowodzenie jest trochę skomplikowane, dlatego zechciejmy kolejno omówić poszczególne myśli.
1. Paweł był przekonany, że zatwardzenie serc Żydów nie było czymś całkowitym i ostatecznym. Miało to posłużyć określonemu celowi, a po jego spełnieniu zatwardziałość zostanie usunięta. Miało to otworzyć drzwi poganom, zaś po ich wejściu wszystko wróci do poprzedniego stanu.
2. Paweł omawia paradoksalną sytuację Żydów w Bożym planie zbawienia. Aby dać możliwość poganom i przez to wypełnić uniwersalne przeznaczenie ewangelii, Żydzi stali się nieprzyjaciółmi Boga. Paweł używa tutaj słowa echtroi. Jest to trudne do przetłumaczenia słowo, ponieważ występuje ono w stronie czynnej i biernej. Może oznaczać zarówno wrogi jak i nienawidzony, nienawidzieć lub znienawidzony. Możliwe, że w tym wypadku słowu temu należałoby nadać obydwa znaczenia. Żydzi byli wrogo usposobieni do Boga i odrzucili Jego dar, dlatego znaleźli się pod Jego gniewem. W takiej sytuacji znajdują się teraz. Istnieje jednak inny fakt odnoszący się do Żydów. Byli oni ludem wybranym i zajmowali szczególne miejsce w planach Bożych. Bez względu na ich zachowanie się Bóg nie może zmienić swego słowa i nie wycofuje swoich obietnic. Boża obietnica została dana ojcom i musi ona być wypełniona. Dlatego Paweł jest przekonany, i na dowód tego przytacza tekst z Iz 59,20-21 mówiący o tym, że odrzucenie Żydów nie jest ostateczne. W końcu i oni będą mogli przyłączyć się do rzeszy zbawionych. W tej chwili przez ich nieposłuszeństwo poganie przez Chrystusa korzystają z miłosierdzia Bożego, ale w końcu miłosierdzie to obejmie i Żydów.
3. A teraz Paweł wypowiada niezwykłą myśl. „Bóg poddał wszystkich - powiada on - w niewolę nieposłuszeństwa, aby się nad wszystkimi zmiłować”. Paweł jest przekonany, że żaden człowiek jakiejkolwiek narodowości nie jest w stanie zdobyć, zapracować czy zasłużyć na swoje zbawienie. Gdyby Żydzi byli całkowicie posłuszni woli Bożej, mogliby domagać się od Boga zasłużonego przez siebie zbawienia. Bóg sprowadził na Żydów nieposłuszeństwo, aby Jego zbawienie stało się dla nich niepodważalnym aktem miłosierdzia i było zupełnie niezależne od uczynków. Cały ten proces został z góry zaplanowany, aby ani Żyd czy poganin nie mogli uzyskać zbawienia poza obrębem miłosierdzia Bożego.
Mimo wszystko w dowodzeniu Pawła tkwi jedna niezwykła rzecz. Może ona wydawać się nam dziwna. W wielu wypadkach jego „dowody” mogą wydawać się nam nieprzekonywujące. Czasem nasze umysły i serca po prostu wzdrygają się na dźwięk jego słów. Jednak argument ten nie jest oderwany od tematu, ponieważ opiera się on na filozofii historii. Według Pawła, Bóg sprawuje kontrolę nad biegiem historii. Wszystkie wydarzenia zmierzają do jednego celu. Nawet najsmutniejsze fakty nie są poza obrębem woli i celu Bożego. Wszystkie wydarzenia zawsze mają określony sens. Cel Boży nie podlega zachwianiu czy zmianom. Pewne dziecko stojąc przy oknie i przyglądając się szalejącej na zewnątrz burzy, powiedziało: „Chyba dzisiaj Bóg stracił panowanie nad wiatrem”. Według Pawła coś podobnego nigdy się nie dzieje. Rzeczy i ludzie, pewne procesy i narody nigdy nie są poza zakresem kontroli Bożej. Wszystko służy celowi Bożemu. W tym miejscu Paweł dodałby jeszcze inne swoje przekonanie, a mianowicie, że celem Bożym jest zbawienie, a nie potępienie. Paweł chyba powiedziałby, że Bóg tak wszystko ułożył, by zbawić ludzi nawet pomimo ich woli. Ostatecznie to nie gniew Boży prześladuje ludzi, lecz Jego miłość.
Sytuacja Izraela była podobna do tej, którą tak obrazowo przedstawia Francis Thompson w swoim utworze pt. The Hound of Heaven.
Uciekałem od Niego dniami i nocami
Uciekałem przez całe lata;
Kluczyłem labiryntami krętych dróg
Swego umysłu, a w końcu łzami
Zasłaniałem się przed Nim i śmiechem.
..........................................
Nagle powoli, krokiem miarowym,
Z określoną szybkością,
Wszyscy zaczęli mnie bić,
A najbardziej mnie bił Jego Głos:
„Wszystko cię zdradzi skoro Mnie zdradziłeś”.
Nadszedł czas, gdy biedny uciekinier został powalony na ziemię i zbity.
Nagi oczekiwałem na uderzenie Twojej miłości
Obciosywałeś mnie z chłodnego uporu,
A powalony na kolana,
Stałem się zupełnie bezradny.
Zakończenie jest następujące:
Nie zatrzymuj swoich uderzeń,
Bo czyż mój smutek nie jest cieniem Jego wyciągniętej ręki?
„O biedny, ślepy i słaby,
Jestem tym, którego poszukiwałeś
Przez smutek i ból pociągałem cię do siebie!”
W takiej samej sytuacji znalazł się Izrael. Prowadził, i wciąż jeszcze prowadzi z Bogiem długą wojnę. Jednak Boża miłość stale idzie za nim. Czymkolwiek wydawać by się nam mogły rozdziały od 9 do 11 Listu do Rzymian, ostatecznie jest to opowiadanie o wciąż niezaspokojonej miłości.
Płacz wielbiącego serca (11,33-36)
W żadnym innym Liście Pawła nie spotykamy tego rodzaju tekstu. Jego teologia nagle zamienia się w poezję. Poszukiwania umysłu nagle zamieniają się tu w adorację serca. Ostatecznie wszystko jest okryte tajemnicą, której człowiek nie może zrozumieć, chociaż jej ośrodkiem jest miłość. Jeżeli mówimy, że wszystko pochodzi od Boga, to również wynika z Boga i do Boga wraca. W ludzkiej sytuacji tkwi pewien paradoks. Bóg dał człowiekowi rozum i obowiązkiem człowieka jest pełne wykorzystanie tego daru. Czasem jednak rozum sięga granic swoich możliwości i wtedy nie pozostaje nam nic innego, jak przyjąć rzeczy niepojęte i za wszystko wielbić Boga.
Mając do czynienia z bolesnym problemem, Paweł użył wszelkich, dostępnych wielkiemu umysłowi, środków. Nie twierdzi jednak, że problem ten został rozwiązany, lecz dokonując wszystkiego, co było w jego mocy, resztę spokojnie powierza miłości i mocy Bożej. W życiu bywają takie chwile, gdy będąc zupełnie bezradni możemy jedynie powiedzieć: „Zastanawiam się nad tym i nie widzę przyczyny ani wyjścia z tej sytuacji. Nie mogę pojąć Twego zamiaru, ale z całego serca ufam Twojej miłości. Niech się dzieje wola Twoja!”
Prawdziwa cześć i zasadnicza zmiana (12,1-2)
Paweł stosuje tu wzorzec, którego zawsze przestrzegał w swoich pismach do przyjaciół. Swoje listy zawsze kończy praktyczną radą. Jego myśli nieraz mogą sięgać bardzo daleko, ale nigdy nie pozwala sobie w nich się zgubić, jego nogi zawsze mocno stoją na ziemi. Choć rozważa nad największymi problemami teologii, to jednak nie rozpływa się w teorii - zawsze kończy swój list etycznymi żądaniami, które decydują o sytuacji w życiu każdego człowieka.
„Przedstawcie ciała swoje Bogu” - powiada. Jest to najbardziej charakterystyczne wymaganie chrześcijańskie. Grek nigdy nie powiedziałby w ten sposób. U Greka liczył się tylko duch, ciało było jedynie powłoką, więzieniem ducha; ciało było czymś godnym pogardy, a nawet wstydu. Żaden prawdziwy chrześcijanin nie wyznaje takiego poglądu. Ciało chrześcijanina należy do Boga tak samo jak jego dusza, ponieważ służy ona Bogu zarówno umysłem i duchem, jak i ciałem. Ciało jest świątynią Ducha Świętego, miejscem przebywania i instrumentem działania Ducha Świętego. Ostatecznie wielki fakt wcielenia przekonuje nas, że Bóg wziął na siebie ludzkie ciało, w którym żył i działał. Weźmy pod uwagę budynek kościelny. Duch ludzki w czasie nabożeństwa oddaje w nim cześć Bogu. Jednak najpierw musiał być on zaplanowany przez architekta, a następnie budowany rękami specjalistów i robotników niewykwalifikowanych; tylko wtedy stawał się on miejscem, gdzie ludzie zbierają się na nabożeństwa. Budynek ten w dosłownym znaczeniu jest produktem umysłu, ciała i ducha ludzkiego. „Przedstawcie swoje ciała - powiada Paweł - wszystkie codzienne zadania, pracę w sklepie, w fabryce, w stoczni, w kopalni, przedstawcie Bogu jako akt waszej najwyższej czci”. Słowo występujące przy końcu wiersza 1 i przetłumaczone jako służba ma ciekawą historię. W języku greckim brzmi ono latreia, a odpowiedni czasownik - latreuein. Zasadniczo słowo latreuein oznaczało pracę za wynagrodzeniem. Słowem tym określano pracującego człowieka, który oddawał swoje siły panu czy właścicielowi majątku, który dawał mu za to określoną sumę pieniędzy. Nie odnosi się to do niewolnictwa, lecz do wolnego wynajmu do pracy. Powszechnie określało ono pojęcie służyć, a później oznaczało też zajęcie, któremu człowiek poświęca całe swoje życie. I tak na przykład kogoś określano mianem latreuein kallei, co oznaczało, że poświęcił on swoje życie służbie piękności. W tym znaczeniu było to poświęcenie życia czemuś. Później słowem tym określano służbę bogom. W Biblii nigdy nie oznacza ona służby ludzkiej, lecz zawsze jest to służba i cześć oddawana Bogu.
Spotykamy tu bardzo ciekawą rzecz. Prawdziwym nabożeństwem jest ofiarowanie swego ciała i wszystkiego, co z nim się dzieje w ciągu dnia, Bogu. Prawdziwym nabożeństwem nie jest ofiarowanie Bogu kwiecistych modlitw czy dostojnej i uświęconej tradycją liturgii. Prawdziwym nabożeństwem jest ofiarowanie Bogu codziennego życia. Cześć oddawana Bogu nie jest transakcją handlową załatwianą w kościele; w prawdziwym nabożeństwie cały świat jest świątynią żyjącego Boga, a każde działanie ludzkie jako składowa część nabożeństwa. Ktoś może powiedzieć: „Idę do kościoła na nabożeństwo”. Powinien on również mówić: „Idę do fabryki, do sklepu, biura, szkoły, do kopalni, do stoczni, na pole, do ogrodu, by oddać Bogu cześć”.
Wszystko to, powiada Paweł, wymaga radykalnej zmiany. Nie możemy upodabniać się do tego świata, lecz całkowicie przemienić się. Do określenia tego pojęcia używa dwóch prawie nieprzetłumaczalnych greckich słów, których sens trzeba wyrazić całymi zdaniami. Upodobnianie się do świata wyraża słowem suschematizestai, którego rdzeniem jest schema, co znaczy zewnętrzna forma, zmieniająca się każdego dnia i każdego roku. Schema człowieka jest inna w wieku lat siedemnastu, a inna po siedemdziesiątce. Schema jest inna, gdy człowiek idzie do pracy, aniżeli gdy zasiada do stołu. Schema człowieka stale się zmienia, dostosowuje się do sytuacji. Dlatego Paweł powiada: „Nie starajcie się dostosowywać swego życia do form obowiązujących w tym świecie; nie bądźcie kameleonem, dostosowującym się do otoczenia; nie idźcie razem ze światem, niech świat nie decyduje jakimi macie być”. Słowo określające to odróżnienie się od świata brzmi metamorfustai, którego rdzeniem jest morfe, co znaczy zasadniczy, niezmienny kształt lub element czegoś. W różnym wieku człowiek ma inne schema, ale posiada to samo morfe; człowiek w kombinezonie roboczym ma inne schema aniżeli ten kto zasiada do stołu w luksusowej restauracji, chociaż obydwaj mają to samo morfe; zewnętrznie człowiek zmienia się, ale wewnętrznie pozostaje tą samą osobą. Tak więc Paweł powiada, że przystępując do służby i oddawania czci Bogu, musimy przeżyć odmianę, i to nie zewnętrzną, lecz odmianę wewnętrznej osobowości, naszej najgłębszej istoty. Czym jest ta zmiana? Posługując się słownictwem Pawła, możemy powiedzieć, że będąc pozostawieni samym sobie żyjemy kata sarka, znajdujemy się pod kontrolą najniższych odruchów ludzkiej natury; przebywając w Chrystusie prowadzimy życie kata Christon lub kata pneuma, nasze życie znajduje się pod kontrolą Chrystusa i Ducha Świętego. Dokonała się wewnętrzna odmiana, istota naszego człowieczeństwa została zmieniona i teraz żyjemy już nie egocentrycznie lecz Chrystocentrycznie.
Wszystko to musi dokonać się, powiada Paweł, przez odnowienie umysłu. Słowo użyte na określenie odnowienia brzmi anakainozis, a na określenie pojęcia nowy używa się dwóch słów neos i kainos. Neos znaczy nowy w określonym czasie, zaś kainos to nowy w swojej istocie i naturze. Nowo wyprodukowany ołówek to neos, zaś człowiek, który kiedyś był grzesznikiem, a teraz zmierza ku świętości, jest kainos. Gdy Chrystus wstępuje do życia człowieka staje się on nowym stworzeniem, zmienia się jego wewnętrzna istota, zupełnie inne są jego pobudki, inny sposób myślenia, posiada on umysł Chrystusowy.
Gdy Chrystus staje się ośrodkiem naszego życia, wtedy przez oddanie Bogu każdej chwili i każdego działania, mamy przywilej uczestniczyć w prawdziwym nabożeństwie.
Jeden za wszystkich i wszyscy za jednego (12,3-8)
Najczęściej Paweł porównuje chrześcijański Kościół do ciała (1 Kor 12,12-27). Członki ciała nie kłócą się ze sobą, nie zazdroszczą sobie ani dyskutują na temat swojej ważniejszej pozycji względem innych. Każda część ciała ma do spełnienia w organizmie określone zadanie. W przekonaniu Pawła tak powinien funkcjonować chrześcijański Kościół. Każdy członek Kościoła ma do wykonania pewne zadanie, i jeżeli to się dzieje, jeżeli wszystkie członki pomagają sobie nawzajem, to ciało chrześcijańskiego Kościoła funkcjonuje normalnie.
W tekście tym znajdujemy bardzo ważne zasady życia.
1. Przede wszystkim tekst ten zachęca nas do wzajemnego poznawania się. Najważniejszą zasadą greckiego mędrca było: „Człowieku, poznaj samego siebie”. Nie zajdziemy w tym świecie daleko, zanim nie dowiemy się, co możemy uczynić, a czego nie jesteśmy w stanie uczynić. Uczciwe rozpoznanie swoich możliwości, bez fałszywej skromności czy zarozumialstwa, to podstawowy warunek użytecznego życia.
2. Po drugie, tekst ten zachęca nas do wzajemnej akceptacji, do wykorzystania danych nam przez Boga darów. Nie powinniśmy zazdrościć komuś jego daru, nie powinniśmy narzekać i żałować, że ten dar nam nie został dany. Powinniśmy akceptować siebie takimi jakimi jesteśmy i korzystać z tego daru, jaki został nam dany. Często może to oznaczać, że nasza służba nie jest zauważona, gdyż dotyczy dziedzin mniej atrakcyjnych. Nawet stoicy twierdzili, że w każdym żywym stworzeniu tkwi iskra Boża. Cokolwiek na tym świecie posiada życie, w pewnym stopniu posiada ono również Boga - powiadali. Samo życie było cząstką Boga. Sceptycy śmiali się z tych przekonań. „Bóg w robakach, w muchach unoszących się nad stertą śmieci?” - pytali ze zdziwieniem sceptycy. Na co stoicy odpowiadali: „Dlaczego nie? Czy robaczek ziemny nie może służyć Bogu? Czy uważacie, że tylko generałowie są dobrymi żołnierzami? Czyż człowiek pochodzący z najniższego stanu nie może oddać swego życia dla dobrej sprawy? Szczęśliwi jesteście, jeżeli służycie Bogu z wiernością małego robaczka realizując Jego wielki cel”. Właściwe funkcjonowanie całego wszechświata zależy od najmniejszego stworzonka. Paweł powiada, by człowiek akceptował samego siebie; gdyby jego wkład do wspólnego działania był niewidoczny i nierozpoznany, pozbawiony należnej uwagi i czci, jest on rzeczą bardzo istotną, warunkującą właściwe funkcjonowanie życia i Kościoła w tym świecie.
3. Po trzecie, Paweł powiada, że każdy posiadany przez człowieka dar pochodzi od Boga. Dary te nazywa charizmata. W Nowym Testamencie charizma jest czymś, co zostało człowiekowi dane przez Boga i czego człowiek nie jest w stanie osiągnąć czy zapracować. Jest to jego osobisty, indywidualny dar Boży. Właściwie takim darem jest życie. Człowiek całe życie może się uczyć i nigdy nie będzie mógł zagrać tak jak Kentner czy Pouishnoff. Ci ludzie mieli w sobie coś więcej niż tylko praktykę, mieli w sobie coś dodatkowego, charizmę, dar Boży. Inny mógłby bez końca uczyć się rzeźbić w drewnie czy metalu; artyści w tej dziedzinie z łatwością wykonują wspaniałe rzeczy z tych materiałów, mają oni w sobie coś dodatkowego, szczególny dar Boży. Ktoś może dniami i nocami uczyć się przemawiać, a jednak nie będzie w stanie poruszyć wielkiego zgromadzenia; inny zaś, gdy tylko otworzy usta, wśród tłumów zalega grobowa cisza; ludzie ci mają w sobie coś więcej niż tylko ludzkie umiejętności, mają charizma, szczególny dar Boży. Ktoś może całe życie uczyć się i wciąż nie potrafić w zrozumiały sposób przelać swoich myśli na papier; inny z wielką łatwością w bardzo obrazowy i żywy sposób przekazuje swoje myśli w formie pisanej; ten drugi ma w sobie coś więcej, charizma, szczególny dar Boży. Każdy człowiek ma swój dar, swoją charizma. U jednego może przejawiać się w pisaniu kazań, u innego w budowaniu domów, rzeźbieniu, graniu na instrumentach muzycznych, śpiewaniu, nauczaniu dzieci czy sporcie. Czymkolwiek ten dar jest, każdy człowiek go posiada; jest to charizma, szczególny dar Boży. Jest to nie tyle wrodzona czy wypracowana przez człowieka umiejętność, co osobisty dar Boży.
4. Po czwarte, czymkolwiek ten dar jest, musi on być wykorzystywany, i to nie z pobudek egoistycznych, lecz z przekonania obowiązku względem Boga i przywileju uczestniczenia w dorobku służącym dla wspólnego dobra.
A teraz zwróćmy uwagę na poszczególne dary jakie Paweł tu wymienia.
1. Pierwszym z nich jest dar prorokowania. Bardzo rzadko w Nowym Testamencie proroctwo odnosi się do przepowiadania przyszłości, zwykle jest to po prostu przekazywanie Słowa Bożego. Prorokiem jest ten, kto zwiastuje chrześcijańskie poselstwo z autorytetem, w oparciu o swoje osobiste poznanie. Aby zwiastować innym człowiek ten najpierw sam musi poznać Chrystusa. „Parafia ta potrzebuje człowieka - powiedział ojciec Carlyle - który osobiście, a nie z drugiej ręki, zna Chrystusa”.
2. Drugim jest dar praktycznej służby (diakonia). A więc służba praktyczna na liście darów zajmuje bardzo wysoką pozycję. Ktoś może nie dostąpić przywileju, by publicznie zwiastować Chrystusa; każdy jednak może codziennie okazywać miłość Chrystusa w uczynkach służby wobec swoich bliźnich.
3. Następnie nauczanie. Poselstwo o Chrystusie musi być nie tylko zwiastowane, należy je również wyjaśniać. Może Kościół naszych czasów za dużo nawołuje ludzi, by stali się oni chrześcijanami, nie wyjaśniając, czym w swojej istocie chrześcijaństwo jest. Zachęcanie i zapraszanie bez gruntownego nauczania są nieuzasadnione i bezowocne.
4. Potem napominanie. Napominanie musi wyróżniać się jedną rzeczą, jest nią zachęta. W regulaminie marynarskim mówi się, by żaden oficer nie mówił z dezaprobatą o innym oficerze odnośnie jakichkolwiek wspólnych przedsięwzięć. Pewien rodzaj napominania zniechęca i pozbawia wiary w powodzenie. Prawdziwe napominanie nie rozczarowuje, lecz prowadzi do radości życia w Chrystusie.
5. Kolejnym darem jest obdarowywanie. Działaniu temu musi towarzyszyć szczerość. Paweł używa tu słowa haplotes, jest ono trudne do przetłumaczenia, ponieważ oznacza zarówno prostotę jak i szczodrość. W jednym z komentarzy zacytowany jest fragment z Testamentu Issachara, który dobrze ilustruje znaczenie słowa haplotes. „Ojciec błogosławił mi widząc, w jakiej prostocie (haplotes) żyję. W swoim postępowaniu nie byłem natarczywy, przewrotny czy zazdrosny wobec swojego bliźniego. Nie mówiłem o kimkolwiek źle, nie nacierałem na życie człowieka, żyłem w szczerości oka (dosłownie: z haplotes w swoich oczach). Każdemu biednemu i smutnemu dawałem dobre rzeczy tej ziemi ze szczerości (haplotes) serca. Szczery (haplous) człowiek nie pragnie złota, nie zazdrości swemu sąsiadowi, nie zabiega o smakołyki ani wykwintne stroje, nie obiecuje sobie długich dni, lecz zawsze polega wyłącznie na woli Bożej. Prowadzi życie prostolinijne i wszystko traktuje z nieudawaną prostotą (haplotes)”. Ktoś może dawać, zerkając ciekawie na innych, jego darze towarzyszy krytycyzm; tego rodzaju dawanie nie ma na uwadze przede wszystkim potrzeby bliźniego, lecz zaspokojenie własnej próżności i samozadowolenia; zamiast promieniującej radości nieraz dawaniu towarzyszy smutne poczucie obowiązku. Chrześcijańskie dawanie i udzielanie ma odbywać się w atmosferze haplotes, w szczerej uprzejmości i radości z powodu samego dawania.
6. Następnie powołanie do przewodzenia innym. Jeżeli jesteśmy do tego powołani, powinniśmy czynić to z gorliwością. Jednym z najtrudniejszych problemów dzisiejszego Kościoła jest obsadzanie przewodniczących wszystkich dziedzin pracy. Coraz mniej ludzi ma poczucie służby i odpowiedzialności. Coraz mniej jest tych, którzy zechcieliby poświęcić swój wolny czas, by poświęcić się przewodniczeniu w jakieś dziedzinie. Swoją niechęć i lenistwo ludzie ci nieraz zasłaniają brakiem przygotowania czy poczuciem niegodności osobistej. Jeżeli jednak przewodnictwo takie zostało przyjęte, należy wypełniać je z gorliwością. W dwojaki sposób nauczyciel może przygotować się do lekcji. Może przygotować się do niej z pełnym zaangażowaniem serca i umysłu, lub bardzo pobieżnie, powierzchownie, formalnie. Pewne zadania w kościele ktoś może wykonywać w ponurym nastroju i niedbale, inny z radością i pełnym zaangażowaniem. Dzisiejszy Kościół potrzebuje przełożonych i to przełożonych pełnych zapału i gorliwości.
7. Istnieje również czas na okazywanie miłosierdzia. Należy je okazywać z uprzejmością, powiada Paweł. Można nieraz tak przebaczyć człowiekowi, że samo to przebaczenie będzie zniewagą. Można przebaczyć, ale nadal okazywać krytycyzm i pogardę. Przebaczając grzesznikowi zawsze musimy pamiętać, że jesteśmy takimi samymi grzesznikami. „Tylko dzięki łasce Bożej nie jestem nim ja” - powiedział George Whitefield patrząc na przestępcę idącego na szubienicę. Niewłaściwe przebaczenie jedynie popycha winnego ku złu, zaś przebaczenie szczere i prawidłowe podnosi go z bagna grzechu. Prawdziwe przebaczenie zawsze wynika z miłości, a nie z poczucia wyższości.
Życie chrześcijańskie w codziennym działaniu (12,9-13)
W telegraficznym skrócie Paweł podaje dwanaście zasad codziennego życia. Przypatrzmy się dokładnie każdej z nich.
1. Miłość musi być zupełnie szczera. Nie może być obłudy, działania na pokaz czy innych niskich motywów chrześcijańskiej miłości. Czasem miłość jednym okiem może patrzeć na zysk. Jeżeli miłość oczekuje więcej aniżeli sama daje, wtedy jest zupełnie samolubna. Chrześcijańska miłość jest miłością czystą, pozbawioną osobistych domieszek. Jest to po prostu wyjście serca na spotkanie innym.
2. Musimy nienawidzieć zła, jednocześnie trzymając się dobrego. Naszym zabezpieczeniem przed grzechem jest poczucie odrazy wobec niego. To Carlyle powiedział, że powinniśmy widzieć nieograniczone piękno świętości i nieograniczoną niegodziwość grzechu. Paweł używa tutaj silnych słów. Mówi się tu, że żadna zaleta nie jest pewna, jeżeli nie praktykuje się jej z pasją. Nie może bezpiecznie czuć się ten, którego życie składa się z ostrożnego unikania zła i korzystnego obstawania przy dobrym. Trzeba nienawidzieć zła i kochać dobro. Na jedną rzecz należy zwrócić uwagę - wielu nie nienawidzi zła, lecz jego konsekwencje. Człowiek naprawdę nie może być dobry, jeżeli jedynie boi się konsekwencji zła. Nie strach przed konsekwencjami, lecz ukochanie godności ludzkiej prowadzi do prawdziwego dobra.
3. Musimy być czułymi względem siebie w braterskiej miłości. Tę czułość Paweł określa słowem filastorgos, a storge to miłość rodzinna. Musimy się kochać wzajemnie, ponieważ jesteśmy jedną rodziną. W obrębie chrześcijańskiego Kościoła nie jesteśmy wobec siebie obcymi, nie jesteśmy jednostkami wyizolowanymi, jesteśmy braćmi i siostrami, ponieważ mamy jednego Ojca, Boga. Chrześcijański Kościół nie jest zbiorowiskiem znajomych, nie jest to również zgromadzenie przyjaciół; jest to rodzina Boża.
4. Musimy się nawzajem szanować. Większość kłopotów kościelnych wynika z nieporozumień odnośnie uprawnień, przywilejów, funkcji i prestiżu. Ktoś nie ustąpił jemu czy jej miejsca; kogoś zlekceważono, a komuś nie podziękowano; komuś udzielono zaszczytniejszego miejsca za stołem prezydialnym niż innemu - i już nowy problem. Oznaką prawdziwego chrześcijanina zawsze jest pokora. Jednym z najskromniejszych ludzi był wielki święty i uczony Cairns. Ktoś przypomina sobie wydarzenie świadczące o tym, jakim naprawdę on był. Na pewnym spotkaniu wraz z innymi miał zasiąść za stołem prezydialnym. Gdy zaczął się do niego zbliżać, na sali zerwała się burza oklasków. Cairns zatrzymał się, przepuścił idącego za nim dostojnika i sam zaczął klaskać w dłonie. Nawet nie pomyślał, by oklaski te były na jego cześć; przypuszczał, że są one przeznaczona dla kogoś innego. Nie łatwo jest okazywać względem kogoś większy szacunek. W każdym z nas jest wiele z naturalnego człowieka, który domaga się swoich własnych praw. Chrześcijanin wie, że nie ma żadnych praw - ma jedynie obowiązki.
5. Nie powinniśmy przygasać w gorliwości. Chrześcijańskie życie ma być intensywne, nie ma w nim miejsca na obojętność. Chrześcijanin nie powinien iść drogą najmniejszego oporu, ponieważ zawsze wybiera on między życiem i śmiercią; świat zawsze jest polem bitwy między dobrem a złem; czas jest krótki, a życie jest przygotowaniem do wieczności. Chrześcijanin może się spalić, ale nie może zardzewieć.
6. Nasz duch zawsze musi znajdować się w punkcie wrzenia. Największą dezaprobatę Zmartwychwstały Chrystus wyraził wobec człowieka, który był ani gorący ani zimny (Obj 3,15-16). Dzisiaj ludzie krzywo patrzą na entuzjazm. Chrześcijanin jednak ma być człowiekiem o wyjątkowej gorliwości; w jego kościach płonie ogień i dlatego spala się on dla Chrystusa.
7. Siódme zalecenie Pawła może zawierać dwie rzeczy. Starożytne manuskrypty różnią się nieco w treści. Jedne mają: „Służcie Panu”, a inne „Służcie chwili” co znaczy „wykorzystujcie możliwości”. Rozbieżności te wynikają z następujących powodów. Wszyscy starożytni przepisywacze używali skrótów. Szczególnie słowa powszechnie znane zwykle były skracane. Najbardziej rozpowszechnionym sposobem skracania było opuszczanie samogłosek i umieszczanie kreski nad pozostałymi spółgłoskami. Tak więc Pan to kirios, a czas to kairos, a skrót obu tych słów to krs. W tekście pełnym tak bardzo praktycznych rad, Paweł mógł powiedzieć: „Wykorzystujcie swoje możliwości”. Życie daje nam różnego rodzaju możliwości - możliwość powiedzenia komuś słowa zachęty lub ostrzeżenia; możliwość udzielenia pomocy lub pociechy. Jedną z tragedii naszego życia jest niewykorzystywanie nadarzających się możliwości. „Są trzy rzeczy, które mijają bezpowrotnie - wystrzelona strzała, wypowiedziane słowo i stracona okazja”.
8. Mamy cieszyć się w nadziei. Wybierając się na jedną ze swoich wschodnich kampanii Aleksander Wielki rozdawał swoim przyjaciołom różnego rodzaju dary. W swojej szczodrobliwości rozdał prawie cały swój majątek. „Panie - powiedział jeden z jego przyjaciół - nie będziesz miał nic dla siebie”. „Ależ mam - odpowiedział Aleksander - ja wciąż mam nadzieję”. Chrześcijanin zawsze musi być optymistą. Ponieważ Bóg jest Bogiem, chrześcijanin zawsze jest pewien, że lepsze jest ciągle przed nim. Poznał łaskę wystarczającą na wszelkie sytuacje i moc doskonale działającą w słabości, chrześcijanin wie, że żadne zadanie nie jest ponad jego siły. „W życiu nie ma beznadziejnej sytuacji, są jedynie ludzie pozbawieni nadziei”. Chrześcijanin nie może być człowiekiem pozbawionym nadziei.
9. Każdy ucisk powinniśmy znosić z wielką cierpliwością. Ktoś zapytał wielkiego cierpiętnika: „Czy to prawda, że cierpienie zabarwiają życie?” „Tak - odpowiedział cierpiący - i dlatego proponuję ci skorzystać z tego koloru”. Gdy widmo całkowitej głuchoty zaczęło zbliżać się do Beethovena, gdy jego życie miało stać się twardym nieszczęściem, powiedział on: „Wezmę życie za gardło”. William Cowper pisał:
Uwolnieni od smutku z radością mówimy:
Niech nieznane jutro przyniesie nam co zechce
Nie może ono nas zastraszyć, bo On nas przeprowadzi.
Nabuchodonozor bardzo się zdziwił, gdy zauważył, że rzuceni przez niego Sedrach, Mesach i Abednego do rozpalonego pieca, nie ponieśli żadnej szkody. Następnie zapytał, czy do płomieni rzucono trzech ludzi. Otrzymał twierdzącą odpowiedź. „Oto - powiedział - ja widzę czterech mężów chodzących wolno w środku ognia i nie ma na nich żadnego uszkodzenia, a wygląd czwartej osoby podobny jest do anioła” (Dn 3,24-25). Razem z Chrystusem człowiek może pokonać wszelkie przeciwności.
10. Musimy być wytrwali w modlitwie. Czy są w naszym życiu takie okresy, gdy przez całe dnie i tygodnie nie otwieramy swoich ust do Boga? Zaprzestając modlitwy człowiek pozbawia siebie mocy i społeczności ze Wszechmogącym Bogiem. Nikt nie powinien dziwić się z tego, że samotne życie stopniowo zacznie podupadać.
11. Powinniśmy dzielić się z ludźmi potrzebującymi. W świecie opanowanym pragnieniem zdobywania chrześcijanin powinien dawać, ponieważ wie, że to, co zatrzymujemy w sobie - tracimy, a co dajemy - to posiadamy.
12. Chrześcijanin powinien praktykować gościnność. Nowy Testament stale wskazuje na obowiązek otwartych drzwi (Hbr 13,2; 1 Tm 3,2; Tt 1,8; 1 P 4,9). Tyndale w swoim przekładzie użył tu ciekawego słowa. Chrześcijanin, powiada on, winien charakteryzować się przychylną postawą wobec innych. Dom nigdy nie będzie szczęśliwy, jeżeli jest domem samolubnym. Chrześcijaństwo jest religią otwartej ręki, otwartego serca i otwartych drzwi.
Chrześcijanin i jego przyjaciele (12,14-21)
Paweł wskazuje tu nam na kilka zasad, którymi powinniśmy się kierować w kontaktach z bliźnimi.
1. Chrześcijanin powinien modlić się za tych, którzy go prześladują. Dawno temu Platon powiedział, że człowiek dobry raczej wybierze cierpienie niż zło, które nienawidzi. Będąc krzywdzony, poniżany i niewłaściwie traktowany, chrześcijanin zawsze ma przed sobą Mistrza, który na krzyżu modlił się za swoich oprawców. Największą siłą pociągającą ludzi do chrześcijaństwa było właśnie to pogodne przebaczenie, wypowiadane przez męczenników wszystkich wieków. Szczepan umierając przebaczył tym, którzy go kamienowali (Dz 7,60). Wśród morderców był młody człowiek zwany Saulem, który później stał się Pawłem, apostołem pogan i sługą Chrystusa. Bez wątpienia śmierć Szczepana w jakimś stopniu przyczyniła się do nawrócenia Pawła do Chrystusa. Augustyn powiedział: „Kościół zawdzięcza Pawła modlitwie Szczepana”. Wielu prześladowców stało się później wyznawcami wiary, którą tępili, ponieważ widzieli przebaczających chrześcijan.
2. Powinniśmy cieszyć się z cieszącymi i płakać z płaczącymi. Więzy smutku należą do najsilniejszych. Pewien pisarz powiada o zwierzeniu amerykańskiej Murzynki. Niewiasta z miejscowości Charleston spotkała czarnoskórą służącą swojej sąsiadki. „Było mi przykro usłyszeć o śmierci twojej ciotki Lucy - powiedziała. - Na pewno bardzo ci jej brakuje, byłyście tak bliskie sobie”. „Tak - odpowiedziała służąca - smutno mi z tego powodu, ale my nie byłyśmy przyjaciółkami”. „Dlaczego? - dopytywała się biała pani - przecież widziałam jak często śmiałyście się i rozmawiałyście ze sobą”. „Tak, to prawda - usłyszała odpowiedź - śmiałyśmy się razem i rozmawiałyśmy razem, ale byłyśmy po prostu znajomymi. Widzi pani, my nigdy razem nie uroniłyśmy ani jednej łzy. Dopiero wspólny płacz czyni ludźmi przyjaciółmi”. Więzy łez są najsilniejszymi ze wszystkich więzów. Łatwiej jednak płakać z płaczącymi aniżeli cieszyć się z cieszącymi. Chryzostom pisał kiedyś na ten temat: „Większego chrześcijańskiego opanowania wymaga radowanie się z radującymi niż płacz z płaczącymi. Natura doskonale wypełnia tu swoje zadanie, nawet zatwardziałe serca potrafią płakać nad nieszczęściem innych; druga strona wymaga jednak bardzo szlachetnej duszy, która nie tylko powstrzymywałaby się od zazdrości, ale czułaby się naprawdę zadowolona z radości innej osoby”. To prawda, trudniej jest pogratulować komuś sukcesu, szczególnie jeżeli jest on dla nas rozczarowaniem, niż współczuć pogrążonym w smutku i żałobie. Dopiero po śmierci własnego JA będziemy cieszyć się z powodzenia innych jak ze swego własnego.
3. Powinniśmy żyć w zgodzie ze sobą. Po jednym ze swoich największych zwycięstw Nelson wysłał depeszę następującej treści: „Miałem przyjemność dowodzić towarzystwem braci”. Chrześcijański Kościół powinien być społecznością braci. Leighton pisał: „Sposób zarządzania Kościołem ma być swobodny; pokój i zgoda, uprzejmość i dobra wola są tam niezastąpione”. Gdy do jakiejkolwiek społeczności chrześcijańskiej przenika gniew i niezgoda, znikają wszelkie możliwości i nadzieje na dobrą pracę.
4. Należy unikać wszelkiego rodzaju zarozumialstwa i snobizmu. Powinniśmy zawsze pamiętać, że zasady, jakimi kieruje się świat, są różne od zasad Bożych. Świętość nie ma nic wspólnego z pochodzeniem społecznym, bogactwem czy pozycją kościelną. Dr James Black przedstawia żywy obraz nabożeństwa chrześcijańskiego w pierwotnym Kościele. Nowo nawrócony ze szlachetnej rodziny po raz pierwszy idzie na nabożeństwo chrześcijańskie. Wchodzi do pokoju, w którym odbywa się nabożeństwo. Przełożony wskazuje mu miejsce. „Ależ ja nie mogę tu usiąść - powiada przybyły - ponieważ obok siedzi mój niewolnik”. „Proszę usiąść na wskazanym miejscu - powtarza przełożony. „Tak - bronił się przybyły - ale na pewno nie przy niewolniku”. „Proszę usiąść tutaj” - powtarza po raz trzeci przełożony. Przybyły przechodzi na drugą stronę sali, siada przy swoim niewolniku i dzieli się z nim pocałunkiem pokoju. Tego dokonywało chrześcijaństwo w imperium rzymskim, czyniło to wyłącznie chrześcijaństwo. Chrześcijański zbór był jedynym miejscem, gdzie pan siadał obok swego niewolnika. Kościół wciąż pozostaje miejscem, gdzie znikają wszystkie ziemskie różnice, gdyż Bóg nie ma względu na osoby.
5. Nasze zachowanie się powinno być poprawne względem wszystkich ludzi. Paweł uważał, że chrześcijańskie zachowanie się powinno być nie tylko dobre, ma ono również przyjemnie wyglądać. Chrześcijaństwo można przedstawić w bardzo smutny i odpychający sposób, a przecież jest ono czymś tak bardzo pociągającym.
6. Mamy żyć w pokoju ze wszystkimi ludźmi. Paweł wymienia tu jednak dwa warunki:
a) Jeśli można. Czasem wymagania grzeczności trzeba podporządkować wymaganiom zasady. Chrześcijaństwo nie jest wygodnym tolerowaniem wszystkiego i przymykaniem oczu na wszystko. Czasem może trzeba będzie stoczyć walkę i wtedy chrześcijanin nie powinien się od tego uchylać.
b) O ile to od was zależy. Jednym ludziom łatwiej jest żyć w pokoju aniżeli innym. Jeden lepiej potrafi panować nad sobą niż drugi. Powinniśmy też pamiętać, że jedni szybciej przyswajają dobroć od innych. Jeżeli będziemy o tym pamiętać, uchroni to nas zarówno od krytycyzmu jak i od rozczarowań.
7. Powinniśmy wystrzegać się wszelkiej myśli o zemście. Czyńmy to z trzech powodów.
a) Zemsta nie należy do nas, lecz do Boga. Ostatecznie żaden człowiek nie ma prawa sądzić innego człowieka; tylko Bóg ma do tego prawo.
b) Uprzejmy stosunek do człowieka może poruszyć jego serce. Zemsta może złamać jego ducha, a uprzejmość - serce. „Jeżeli jesteśmy uprzejmi wobec swoich nieprzyjaciół - powiada Paweł - to przez to węgle rozżarzone zgarniemy na ich głowę”. Nie chodzi tu o powiększenie ich kary, lecz o rozpalenie w nich uczucia wstydu.
c) Przez uciekanie się do zemsty sami zostajemy pokonani przez zło. Zła nigdy nie można pokonać złem. Zderzenie nienawiści jedynie powiększa nienawiść, jeżeli zaś nienawiść spotyka się z miłością, to jak trucizna jest ona neutralizowana właściwym antybiotykiem. Bookre Washington powiedział: „Nie pozwolę nikomu, by ktokolwiek, wzbudzając we mnie nienawiść, mógł mnie w ten sposób poniżyć”. Jedynym sposobem zniszczenia nieprzyjaciela jest uczynienie go swoim przyjacielem.
Chrześcijanin i władza cywilna (13,1-7)
Przy pierwszym czytaniu fragment ten wydaje się dosyć niezwykły, ponieważ domaga się od chrześcijanina absolutnego posłuszeństwa wobec władzy cywilnej. Jednak przykazanie to występuje i w innych tekstach Nowego Testamentu. W Pierwszym Liście do Tymoteusza czytamy: „Przede wszystkim więc napominam, aby zanosić błagania, modlitwy, prośby, dziękczynienia za wszystkich ludzi, za królów i za wszystkich przełożonych, abyśmy ciche i spokojne życie wiedli we wszelkiej pobożności i uczciwości” (2,1-2). W Liście do Tytusa Paweł radzi młodemu kaznodziei: „Przypominaj im, aby zwierzchnościom i władzy poddani i posłuszni byli, gotowi do wszelkiego dobrego uczynku” (3,1). Podobnie i w Pierwszym Liście Piotra: „Bądźcie poddani wszelkiemu ludzkiemu porządkowi ze względu na Pana, czy to królowi jako najwyższemu władcy, czy to namiestnikom, jako przezeń wysłanym do karania złoczyńców, a udzielania pochwały tym, którzy dobrze czynią. Albowiem taka jest wola Boża, abyście dobrze czyniąc, zamykali usta niewiedzy ludzi głupich (...) Wszystkich szanujcie, braci miłujcie, Boga się bójcie, króla czcijcie” (2,13-17). Moglibyśmy dowodzić, że słowa te zostały napisane wtedy, gdy władza rzymska jeszcze nie prześladowała chrześcijan. I tak z Dziejów Apostolskich wiemy, że często władze pogańskie, jak i zresztą Gibbon o tym wspomina, chroniły chrześcijan przed rozwścieczonym tłumem Żydów. Ze sprawiedliwości rzymskiej korzystał również sam Paweł. Ciekawą rzeczą jest to, że nawet kilka stuleci później, gdy w całym imperium szalało prześladowanie i chrześcijanie byli wyjęci spod prawa, ich przełożeni nie zmienili swojej postawy wobec władzy świeckiej. Justyn Męczennik (Apologia 1,17) pisze: „Tym bardziej, chętniej od innych ludzi płacimy waszym posłańcom podatki, te zwykłe i nadobowiązkowe, ponieważ tak zostaliśmy nauczeni przez Jezusa. Czcimy tylko Boga, ale we wszystkich innych sprawach będziemy chętnie wam służyć, uznając was za królów i władców ludzkich, i modląc się o to, abyście byli stróżami sprawiedliwości”. Atenagoras, domagając się pokoju dla chrześcijan, pisze (rozdział 37): „Zasługujemy na przychylność, ponieważ modlimy się za wasze panowanie, abyście w przykładny sposób otrzymali królestwo, syn od ojca, aby wasze cesarstwo wzrastało i wszyscy ludzie byli wam poddani”. Tertulian (Apologia 30) pisze: „Modlimy się za bezpieczeństwo naszych książąt, aby i sami oni prócz innych rzeczy zapragnęli łaski prawdziwego, żywego Boga... Bez przestanku modlimy się za wszystkich naszych cesarzy. Modlimy się o przedłużenie ich życia, o bezpieczeństwo dla cesarstwa, o ochronę domu cesarskiego, o odważną armię i wierny senat, za cnotliwych ludzi i pokój świata - cokolwiek prosty człowiek czy cesarz mógłby osiągnąć”. Dalej mówi o tym, że chrześcijanin darzy cesarza szacunkiem, ponieważ „jest on powołany przez naszego Pana na ten urząd”. Swoją wypowiedź kończy słowami: „Cesarz bardziej należy do nas niż do was, ponieważ nasz Bóg ustanowił go władcą”. Arnobiusz (4,36) oświadcza, że w społeczności chrześcijańskiej „prosi się o pokój i przebaczenie dla wszystkich pozostających u władzy”. Kościół chrześcijański stale nauczał o potrzebie posłuszeństwa wobec władzy i modlitwy za władców cywilnych, jeżeli byli oni nawet wcieleniem Nerona.
Jaka jest główna myśl tego tekstu?
1. W wypadku Pawła jedna sprawa wymagała zwrócenia uwagi na posłuszeństwo wobec władzy cywilnej. Żydzi stale buntowali się. Palestyna, a szczególnie Galilea, była ciągle zarzewiem buntów i powstań. Ponadto istniała partia zelotów, którzy uważali, że prócz Boga Żydzi nie mogą mieć żadnego króla i dlatego nikomu prócz Boga nie muszą płacić podatków. Nie zadowalali się oni biernym oporem. Byli przekonani, że Bóg nie pomoże im, jeżeli sami nie podejmą walki zbrojnej. Zaprzysięgali się na morderców i skrytobójców. Nazywano ich nożownikami. Byli to fanatyczni nacjonaliści, stosujący metody terroru. Terroryzm stosowali nie tylko wobec władzy rzymskiej, ale burzyli domy, podpalali zasiewy i skrytobójczo mordowali tych Żydów, którzy okazywali lojalność wobec okupanta. W takim postępowaniu Paweł nie widział żadnego sensu. Było to właściwie zaprzeczeniem chrześcijańskiego postępowania, choć wśród Żydów stanowiło normalny bieg życia. Może tak dobitnie formułując swoje zdanie Paweł chciał oddzielić chrześcijaństwo od buntowniczego judaizmu i wyraźnie powiedzieć, że chrześcijaństwo i dobre obywatelstwo zasadniczo są jednym.
2. Stosunek między chrześcijaninem i państwem nie jest czymś przejściowym, nie ma charakteru czasowego. Prócz zaistniałej sytuacji wywołanej niepokojem po stronie Żydów, chrześcijanin żył w społeczeństwie, był jego częścią; człowiek nie może całkowicie oddzielić się od społeczeństwa. Jako część całego narodu korzysta on z pewnego dorobku, którego sam nie był w stanie osiągnąć. Nie może również korzystać z wszystkich przywilejów, jednocześnie odwracając się od wszystkich obowiązków. Jest on związany z innymi ludźmi; tak jak jest członkiem ciała Kościoła, tak również jest członkiem ciała narodu. W tym świecie nie ma czegoś takiego jak zupełnie samotna jednostka. Człowiek ma swoje zobowiązania wobec władzy i musi zobowiązania te wypełnić nawet gdyby władzy tej przewodził Neron.
3. Państwo roztacza opiekę nad człowiekiem. Według idei platońskiej chroni ono człowieka przed dzikimi zwierzętami i dzikimi ludźmi. Ludzie skupili się za ścianą, za którą czują się bezpieczni. Zasadniczo państwo to grupa ludzi, która przestrzegając określonych praw postanowili utrzymywać między sobą poprawne stosunki. Bez państwa, bez tych praw i wspólnego postanowienia przestrzegania ich, źli i samolubni ludzie mogli wszystkiemu przewodzić. Słabszego wysłanoby pod ścianę. Wzajemne stosunki regulowałoby prawo dżungli. Każdy przeciętny człowiek zawdzięcza państwu swoje bezpieczeństwo i dlatego ma zobowiązanie wobec państwa.
4. Przeciętni ludzie również zawdzięczają państwu udostępnienie im szerokiego zakresu służby. W pojedynkę człowiek nie jest w stanie zapewnić sobie wody, światła, systemu kanalizacji czy transportu. Sam człowiek nie byłby w stanie zorganizować służb komunalnych czy zapewnić ubezpieczenia socjalnego. Jest to osiągalne tylko wtedy, gdy ludzie postanowią żyć razem. Człowiek postępowałby niewłaściwie jedynie korzystając z przywilejów, a odmawiając wszelkiej odpowiedzialności wobec państwa. Nikt nie może brać wszystkiego, nic w zamian za to nie dając. Jest to jedna z przyczyn, dla której chrześcijanin ma być dobrym obywatelem, biorącym udział we wszystkich swoich obowiązkach wobec społeczeństwa i państwa.
5. W przekonaniu Pawła Imperium Rzymskie było instrumentem Bożym, służącym do zachowania świata przed chaosem. Gdyby nie było tego Imperium, cały świat rozpadłby się na drobne kawałki. Właściwie to pax romana, rzymski pokój, umożliwiał chrześcijanom pracę misyjną. Wszyscy ludzie powinni być połączeni ze sobą więzami chrześcijańskiej miłości, a ponieważ tak idealnie nie jest, elementem wiążącym jest państwo.
Państwo Paweł uważa za instrument w ręku Bożym; państwo chroniło świat przed chaosem, a ludzie stojący na czele państwa brali udział w tym wielkim zadaniu. Może nawet nie wiedząc o tym uczestniczyli w dziele Bożym i dlatego udzielanie im pomocy było obowiązkiem każdego chrześcijanina.
Dług do spłacenia i dług nie do spłacenia (13,8-10)
Poprzedni tekst omawiał nasze tak zwane publiczne obowiązki. Dwa z nich zawarte są w wierszu 7. Chodzi o podatek i cło. Podatek to danina płacona przez obywateli podbitego państwa. Państwo rzymskie od narodów poddanych wymagało trzech rodzajów danin. Pierwsza była podatkiem podstawowym i obowiązywała każdego poddanego; ściągano ją w gotówce lub w naturze w postaci dziesiątej części całego zboża i piątej części wina i owoców. Następnie był podatek dochodowy, stanowiący jeden procent dochodu każdego obywatela. W końcu obowiązywał jeszcze podatek od głowy, ściągany od wszystkich w wieku od 14 do 65 lat. Mówiąc o cle, Paweł ma na uwadze lokalne zobowiązania. Były to opłaty za import i eksport towarów, za korzystanie z dróg publicznych mostów, za wejście na rynek i do portu, za prawo do posiadania zwierzęcia czy prowadzenie pojazdu. Paweł nalega, by chrześcijanin płacił zarówno podatek państwu jak również uiszczał opłaty władzom lokalnym.
A teraz kieruje naszą uwagę na osobiste zadłużenia. Powiada: „Nikomu nic winni nie bądźcie”. Wzmianka ta nie wydaje się być konieczna; byli jednak tacy, którzy przekręcali nawet prośbę z Modlitwy Pańskiej: „Przebacz nam winy nasze jak i my odpuszczamy dłużnikom naszym”, biorąc to za podstawę od odżegnania się od wszelkich długów czy zobowiązań pieniężnych. Paweł przypomina tego rodzaju ludziom, że chrześcijaństwo nie może być uzasadnieniem ich niewypłacalności wobec bliźnich, raczej ma ono być czynnikiem przyspieszającym wypłacalność.
Następnie Paweł mówi o długu, jaki człowiek musi spłacić, a jednocześnie zaciągać, każdego dnia. Jest to dług wzajemnej miłości. Orygenes powiedział: „Dług miłości stale pozostaje z nami i nigdy nas nie opuszcza; jest to dług, który stale spłacamy i stale zaciągamy”. Paweł uważa, że o ile człowiek szczerze stara się spłacić ten dług miłości, przez to samo będzie zachowywał wszystkie przykazania. Spłacając dług miłości, nie popełnił on cudzołóstwa. Przyczyną, z powodu której dwoje ludzi ulega fizycznym namiętnościom, nie jest ich wzajemna miłość, lecz brak tej miłości. W prawdziwej miłości przejawia się szacunek i opanowanie, które chroni człowieka przed grzechem. Spłacając dług miłości człowiek nie będzie zabijał, ponieważ nie stara się burzyć, lecz zawsze budować. Miłość nie może nienawidzieć, ponieważ miłość zawsze jest uprzejma. Miłość nie likwiduje wroga przez pozbawienie go życia, lecz uczynienie go swoim przyjacielem. Człowiek spłacający dług miłości nigdy nie będzie kradł, ponieważ miłość jest bardziej skłonna do dawania aniżeli brania. Spłacając dług miłości nie będzie on również pożądał. Pożądliwość (epitimia) jest nieopanowanym pragnieniem rzeczy zabronionej, a właśnie miłość oczyszcza serce od takich skłonności.
Istnieje słynne powiedzenie: „Kochaj Boga - i czyń co chcesz”. Jeżeli miłość zawładnie twoim sercem ludzkim, jeżeli całe życie jest poddane miłości Bożej i miłości bliźniego, to nie trzeba żadnych innych praw, ponieważ prawo miłości przewyższa wszystkie inne.
Zagrożenie czasu (13,11-14)
Tak jak wszystkich wielkich ludzi Pawła prześladuje krótkość czasu. To Andrew Marvell zawsze słyszał „szybki powóz zbliżającego się czasu”. Zaś Keats zawsze obawiał się, by jego pióro nie stało się zbyt ociężałe, zanim umysł odmówi posłuszeństwa. Paweł miał coś więcej na uwadze aniżeli tylko krótkość czasu. Spodziewał się końca dziejów historii ludzkiej i powtórnego przyjścia Jezusa Chrystusa. Pierwotny Kościół oczekiwał na to w każdej chwili i dlatego przygotowywał się na to wydarzenie. Nadzieje na Jego rychłe podejście wzrastały i opadały, mimo to jeden fakt pozostał pewny: żaden z ludzi nie zna chwili swego odejścia. Czasu jest coraz mniej, z każdym dniem zbliżamy się do swego przeznaczenia. Stale spodziewamy się nadejścia krytycznego momentu. Zawsze musimy być na to przygotowani.
Ostatnie wiersze tego tekstu stały się dosyć popularne, ponieważ to one doprowadziły Augustyna do nawrócenia. Opowiada o tym w swoich Wyznaniach. Kiedyś spacerował po ogrodzie. Czuł się rozczarowany i załamany, ponieważ nie był w stanie prowadzić dobrego życia. Pełen smutku zawsze powtarzał: „Kiedy? Kiedy? Jutro i jutro, a dlaczego nie dziś? Dlaczego nie w tej chwili skończyć ze złem?” Gdy tak się spierał ze sobą i płakał, nagle usłyszał głos mówiący: „Weź i czytaj, weź i czytaj”. Wydawało mu się że słyszy głos dziecka; zaczął przypominać sobie gry z okresu dzieciństwa, w których mógłby występować te słowa. Szybko wrócił do swego przyjaciela Alipiusa, przy którym pozostawił pisma Pawła. „Wziąłem je do ręki i przeczytałem tekst, na który padły moje oczy: „Postępuj przystojnie jak za dnia, nie w biesiadach i pijaństwach, nie w rozpustach i rozwiązłości, nie w swarach i zazdrości. Ale jak człowiek wkłada na siebie szatę tak przyodziewajmy się Panem Jezusem Chrystusem i nie żyjmy tylko po to, by zaspokoić pragnienie niechrześcijańskiej natury ludzkiej”. Nie chciałem ani potrzebowałem czytać dalej. Przy końcu tego zdania moje serce rozjaśniła pewność, znikły wszystkie cienie wątpliwości. Położyłem palec na tej stronie i zamknąłem książkę. Z szacunkiem zwróciłem się do Alipiusza powiadając mu o tym, co zaszło”. Bóg przemówił do Augustyna przez swoje słowo. Coleridge był przekonany, że Biblia jest natchniona, ponieważ, jak sam powiadał, „ona mnie znalazła”. Słowo Boże zawsze może znaleźć drogę do ludzkiego serca.
Należałoby zwrócić uwagę na sześć grzechów typowych dla niechrześcijańskiego życia.
1. Pierwszym z nich było biesiadowanie (koms). Jest to ciekawe słowo. Zasadniczo komos to grupa przyjaciół, która towarzyszy zwycięzcy w drodze powrotnej z zawodów, śpiewając na jego cześć pieśni i uroczyście fetując sobie jego zwycięstwo. Później słowem tym określano grupę głośnych wyrostków, która w nocy przewalała się ulicami miasta. Jest to swego rodzaju samoponiżenie człowieka przy jednoczesnym niepokojeniu innych.
2. Następne to pijaństwo (mete). Szczególnie dla Greków pijaństwo było rzeczą poniżającą. Grecy lubili wino. Nawet dzieci piły wino. Śniadanie zwane akratisma składało się z kromki chleba umoczonego w winie. Używane wino było zwykle rozcieńczane wodą, której braki z powodu niedostatecznego zaopatrzenia prowadziły do pijaństwa. Skłonność do pijaństw potępiał nie tylko chrześcijanin, ale też każdy szanujący się poganin.
3. Trzecią rzeczą jest rozpusta (koite). Słowo koite oznacza łóżko. Określano nim również pragnienie zabronionego łóżka. W tamtejszych czasach czystość moralna była rzeczą nieznaną, nikt nie uważał tego za cnotę. Słowo to charakteryzowało człowieka, któremu wierność małżeńska nie ma żadnej wartości i który korzysta z przyjemności przy każdej nadarzającej się okazji.
4. Następnym grzechem jest bezwstyd (aselgeia). Jest to jedno z najbrzydszych słów w języku greckim. Nie określa ono tylko niemoralności, lecz człowieka, który nie potrafi się wstydzić. Większość ludzi stara się ukryć swoje złe postępki lub usiłuje grzeszyć w tajemnicy; człowiek zaś, w którego sercu panuje aselgeia, już minął ten etap. Nie troszczy się już o to, czy jest przez kogoś widziany; nie zwraca uwagi na opinie ludzi; nie zależy mu na reputacji, dobrym imieniu czy godności ludzkiej. Aselgeia to cecha człowieka, który tak bardzo jest rozwiązły, że publicznie czyni rzeczy, na które nie każdy by się odważył.
5. Piątym grzechem jest sprzeczka (eris). Eris to duch zrodzony z nieokiełzanej i niezdrowej rywalizacji. Jego źródłem jest pragnienie wyższej pozycji, silniejszej władzy, większego poważania, niezadowolenie i niechęć do zajmowania drugorzędnego miejsca. Jest to zupełna odwrotność agape, chrześcijańskiej miłości.
6. I w końcu zazdrość (zelos). Słowo to nie koniecznie oznacza coś złego. Może ono określać szlachetne współzawodnictwo człowieka, który pragnie naśladować kogoś wielkiego. Oznacza to również patrzenie złym okiem na czyjąś szlachetność i wyższość; jest to duch niezadowolenia i zazdroszczenia innym tego, czego sam nie posiada.
Poszanowanie dla słabych w wierze (14,1)
W rozdziale tym Paweł porusza problem, który wydaje się być przejściowym i lokalnym problemem rzymskiego zboru, choć stale występuje w Kościele i ciągle wymaga rozwiązania. W stołecznym zborze rzymskim istniały dwa poglądy. Jedni uważali, że chrześcijańska wolność anuluje wszelkie dawne tabu; nie ma różnicy co człowiek je czy pije, dotychczasowe przepisy pokarmowe straciły na ważności, a mojżeszowy podział zwierząt na czyste i nieczyste nie ma nic wspólnego z chrześcijaństwem. Wierzyli oni, że do chrześcijaństwa nie należy święcenie określonych dni, że drobiazgowe przestrzeganie żydowskiego sabatu bezpowrotnie minęło. Paweł niewątpliwie wyraźnie przyznaje, że takie stanowisko jest istotą rzeczywistej i pełnej wiary chrześcijańskiej. Z drugiej jednak strony są ludzie mający pewne skrupuły. Niektórzy w ogóle wstrzymywali się od spożywania mięsa i innym zalecali wegetarianizm; zalecali również surowe przestrzeganie określonego dnia, zanim nie stał się on ich panem. Takiego skrupulanta Paweł nazywa słabym w wierze. Co miał przez to na myśli? Dlaczego nazywa takiego człowieka słabym w wierze?
Człowiek taki jest słaby w wierze z dwóch powodów.
1. Nie odkrył on jeszcze znaczenia chrześcijańskiej wolności, w sercu wciąż jest on legalistą, a chrześcijaństwo traktuje jako zbiór zasad i przepisów. Jego celem jest zarządzanie życiem przy pomocy praw i ceremonii; właściwie to on boi się chrześcijańskiej wolności.
2. Jeszcze nie uwolnił się on od wiary w skuteczność dobrych uczynków. Wewnętrznie jest on przekonany, że przez wykonywanie pewnych uczynków i zaniechanie innych zdobędzie przychylność Boga. Zasadniczo to wciąż stara się on zapracować na pojednanie się z Bogiem i dotąd jeszcze nie wstąpił na drogę Jego łaski. Wciąż myśli o tym, co ma uczynić dla Boga niż o tym, co Bóg uczynił dla niego. Paweł nakazuje silniejszym braciom, by przyjęli takiego człowieka i przestali go ciągle krytykować.
Problem ten nie odnosi się tylko do tamtych czasów. I dzisiaj w Kościele istnieją dwa poglądy. Szerszy i bardziej liberalny pogląd nie dostrzega zła w wielu rzeczach i akceptuje pewne niewinne przyjemności w obrębie Kościoła. Zwolennicy węższego i bardziej surowego poglądu gorszą się i potępiają wiele rzeczy, których liberałowie wcale nie uważają za złe.
Sympatie Pawła są po stronie szerszego poglądu, ale jednocześnie nakazuje, by słabszy, o bardziej ograniczonym poglądzie, brat, był serdecznie przyjmowany w gronie zborowym. Mając do czynienia ze zwolennikami surowszych poglądów, powinniśmy unikać trzech postaw.
1. Powinniśmy unikać irytacji, rozdrażnienia. Niecierpliwe dokuczanie takiej osobie niczego nam nie da. Chociaż nie zgadzamy się i pod wieloma względami różnimy się, przede wszystkim powinniśmy przyjrzeć się poglądom danej osoby, darzyć ją uczuciem i wyrozumiałością.
2. Powinniśmy unikać wystawiania jej na pośmiewisko, ośmieszać. Każdy czuje się dotknięty, gdy jego przekonania są ośmieszane. Wyśmiewanie się z wiary innego człowieka jest poważnym grzechem. Dla nas czyjeś przekonania mogą wydawać się bardziej przesądami niż wiarą, mimo to nie należy kpić z tego, co inny uważa za święte. W każdym bądź razie śmiech nie przybliży danego człowieka do szerszego poglądu, raczej jeszcze bardziej utwierdzi go w swoim przekonaniu.
3. Powinniśmy unikać lekceważenia czy pogardy. Niewłaściwą rzeczą jest uważanie człowieka o konserwatywnych poglądach za staroświeckiego dziwaka, którego przekonania można sobie lekceważyć. Poglądy człowieka są częścią jego osoby i dlatego powinny być otoczone szacunkiem. Zanim nie uszanujemy przekonań innego człowieka, nie będziemy w stanie zrozumieć jego uznania dla naszej postawy. Lekceważenie jest najbardziej niechrześcijańską postawą wobec naszego bliźniego.
Zanim przejdziemy do następnego wiersza, zwróćmy uwagę na inne możliwe przetłumaczenie jego treści: „Serdecznie witajcie człowieka słabego w wierze, ale od razu nie wciągajcie go do dyskusji nad sprawami, które jedynie mogą wzbudzić wątpliwości”. Wiara niektórych ludzi jest tak silna, że debaty nad jakimikolwiek sprawami nie są w stanie jej zachwiać. Inni znowu podchodzą do spraw religijnych w sposób wybitnie intelektualny i dlatego rozmowa na trudne tematy jest dla nich po prostu rozkoszą. Są jednak i tacy, których prosta wiara nie znosi ryzykownej czy zbyt mądrej dyskusji. Może w naszych czasach za dużo jest dyskusji dla samej dyskusji. Czasem mamy wrażenie, że treścią chrześcijaństwa są mądre debaty. G. K. Chesterton powiada: „Znaleźliśmy wszystkie możliwe do znalezienia pytania. Teraz należałoby zatrzymać się i zacząć szukać na nie odpowiedzi”. „Powiedz no coś o swojej pewności - powiedział Goethe - bo wątpliwości to ja mam dosyć swoich”. Istnieje jedna dobra zasada, którą należy kierować się przy każdej dyskusji - zawsze należy ją kończyć pewnym stwierdzeniem. W społeczności zborowej czy pozazborowej nie powinniśmy kończyć rozmowy rzuceniem kilku niepokojących pytań. Można mieć wiele pytań bez odpowiedzi, ale jednocześnie opierać się na niewzruszonych pewnościach.
Tolerancja dla inaczej myślących (14,2-4)
Pojawia się tu temat nieporozumień w rzymskim zborze. Jedni nie przestrzegali żadnych przepisów pokarmowych i spożywali wszystko; drudzy natomiast świadomie unikali spożywania mięsa i korzystali tylko z jarzyn. W starożytnym świecie istniało wiele religii i sekt, które ściśle przestrzegały przepisów pokarmowych. Sami Żydzi mieli bardzo ściśle opracowane zasady w tej dziedzinie. W 3 Mojżeszowej 11 znajdujemy listę zwierząt czystych i nieczystych. Jedną z najsurowszych sekt żydowskich byli eseńczycy. W zorganizowanych przez siebie komunach mieli oni wspólne posiłki, do których wkładano specjalne szaty. Posiłki były przygotowywane przez kapłanów, inaczej nie nadawały się do spożycia. W świecie pogańskim Pitagorejczycy posiadali specjalne przepisy pokarmowe. Pitagoras nauczał, że dusza człowieka jest upadłym bóstwem zamkniętym w ciele jako swoim grobie. Wierzył on w reinkarnację, wcielenie tej samej duszy w innego człowieka, w zwierzę lub planetę w niekończącym się łańcuchu istnień. Uwolnienie się z tego łańcucha istnień dokonywało się przez absolutną czystość i zdyscyplinowanie, do którego należało milczenie, studiowanie, doświadczanie samego siebie i powstrzymywanie się od spożywania mięsa. To prawda, że niemal w każdym zborze chrześcijańskim są ludzie, którzy przestrzegają określonych przepisów pokarmowych.
Tu znowu mamy ten sam problem. W obrębie zboru zawsze istniały dwie grupy: surowsza, bardziej rygorystyczna i otwarta, bardziej liberalna. Paweł wskazuje na możliwość powstania konfliktu w tej sprawie. Grupa bardziej liberalna może lekceważyć czy pogardzać skrupulantami, którzy ze swojej strony zaczną potępiać tamtych. Tak jak w czasach Pawła sytuacja ta jest również niebezpieczna i w dzisiejszym Kościele.
By zapobiec powstawaniu konfliktów na tym tle, Paweł formułuje wielką zasadę. Żaden człowiek nie ma prawa krytykować sługi innego człowieka. Sługa jest odpowiedzialny tylko wobec swojego pana. Skoro wszyscy ludzie są sługami Bożymi, żaden z nas nie ma prawa krytykować innych, szukać w nich winy czy potępiać. Prawo to należy wyłącznie do Boga. Nie nam wydawać opinię czy ktoś stoi czy upada; ocena należy do Boga. Paweł uważa nawet, że jeżeli człowiek szczerze praktykuje swoje zasady, to Pan może go podtrzymać.
Nieraz zbór dzieli się na kilka części, ponieważ jego członkowie o szerszym spojrzeniu nie potrafią ścierpieć ograniczonych konserwatystów i purytanów; surowsi zaś krytykują i bezwzględnie potępiają tych, którzy odważają się czynić rzeczy ich zdaniem zabronione. Nie jest nam dane krytykować się i potępiać wzajemnie. „Błagam was w imieniu Chrystusa - powiedział Cromwell do nieustępliwych Szkotów - zastanówcie się, czy sami nie jesteście w błędzie”. Społeczność zborowa musi wystrzegać się zarówno potępienia jak i lekceważenia. Wydawanie sądów zostawmy Bogu i szukajmy jedynie wzajemnego zrozumienia.
Odmienna droga do tego samego celu (14,5-6)
Tutaj Paweł przedstawia inną sprawę, która różniła ludzi o odmiennych stylach życia. Ludzie o węższych horyzontach bardzo wiele uwagi przywiązują do święcenia szczególnego dnia. W tej dziedzinie Żydzi wyróżniali się spośród wszystkich innych narodów. Paweł kilka razy ostrzega przed niemal zabobonnym święceniem dni. W Liście do Galacjan pisze: „Zachowujecie dni i miesiące, i pory roku i lata! Boję się że może nadaremnie mozoliłem się nad wami” (4,10-11). Zaś do Kolosan powiada: „Niechże was tedy nikt nie sądzi z powodu pokarmu i napoju albo święta czy nowiu księżyca bądź sabatu. Wszystko to są tylko cienie rzeczy przyszłych; rzeczywistością natomiast jest Chrystus” (2,16-17). U Żydów sabat, otoczony niezliczoną ilością zakazów i nakazów, stał się tyranem. Paweł wcale nie zamierzał przekreślać Dnia Pańskiego, bał się jednak tego, by chrześcijaństwa nie uważano tylko za świętowanie określonego dnia. Chrześcijaństwo jest czymś więcej niż tylko świętowaniem Dnia Pańskiego. Znana misjonarka Mary Slessor w czasie trzyletniego przebywania w dżungli afrykańskiej, często, z powodu braku kalendarza, nie była w stanie nazwać poszczególnych dni. „Kiedyś prowadziła nabożeństwo w poniedziałek, innym razem pracowała w niedzielę, będąc przekonana, że był to poniedziałek”. Nikt chyba nie będzie dowodził, że nabożeństwa poniedziałkowe były nieważne i że pracując w niedzielę naruszała ona przykazanie. Paweł nie zaprzecza, że Dzień Pański jest dniem wyjątkowym i ma być poświęconym Bogu, nie może on jednak stać się tyranem ani fetyszem; nie dzień jest obiektem naszej czci, lecz ten, który jest Panem wszystkich dni.
Mimo wszystko Paweł spodziewa się wzajemnego zrozumienia między obydwiema stronami. Uważa on, że mimo różnego podejścia ludzie ci zmierzają do tego samego celu. Ich odmienny stosunek do dni opiera się na przekonaniu, że przez to służą Bogu; gdy siadają do stołu, jeden spożywa mięso, a drugi posiłek bezmięsny, ale obydwaj dziękują Bogu. Dobrze byłoby, abyśmy zawsze o tym pamiętali. Z Glasgow do Londynu mogę dostać się różnymi drogami. Nie jestem zobowiązany do wyboru którejś z nich. Nie zatrzymuję się w pół drogi i nie wracam, by pojechać inną drogą. Zdaniem Pawła wspólny cel powinien nas jednoczyć, a wtedy różne stanowiska nie będą w stanie nas rozdzielić.
Paweł zwraca uwagę na jedną rzecz. Jakąkolwiek drogę człowiek obrał, niech będzie przekonany o jej prawości. U podstaw jego postępowania nie może być zwyczaj lub przesąd, lecz przekonanie. Nie powinien czegoś robić tylko dlatego, że wszyscy to robią i dlatego tak „trzeba” robić. Postępując w ten sposób człowiek ten dowodzi, że jego sercem wciąż kierują pewne przesądy. Raczej każdy swój krok powinien przemyśleć, dojść do określonych wniosków i czynić to, co jest zgodne z jego osobistym przekonaniem.
Paweł dodałby tutaj jeszcze coś więcej - żaden człowiek swoich osobistych praktyk nie ma prawa uważać za powszechną zasadę, obowiązującą wszystkich ludzi. Jest to jedna ze słabych stron Kościoła. Pewni ludzie uważają bowiem, że ich sposób prowadzenie nabożeństwa, ich szczególne praktyki kościelne są jedynym sposobem oddawania Bogu czci. T. R. Glover cytuje gdzieś powiedzenia z Cambridge: „Czyń to, co wpadło ci pod rękę, pamiętając, że ktoś myśli o tym inaczej”. Powinniśmy wiedzieć, że w wielu sprawach trzeba mieć własne przekonania, a jednocześnie szanować przekonania innych ludzi nie wyzywając ich od grzeszników i wyrzutków.
Niemożliwość izolacji (14,7-9)
Paweł wskazuje tu na niemożliwość izolacji życia od otoczenia. W świecie nie ma jednostki ludzkiej zupełnie oderwanej od otoczenia. Zawiera się tu podwójna prawda. „Człowiek - powiada M'Neile Dixon - ma do czynienia z bogami i śmiertelnikami”. Nie jest w stanie zerwać wszystkich więzów z ludźmi ani z Bogiem.
W trzech dziedzinach życia człowiek nie może oderwać się od swoich bliźnich.
1. Nie może przekreślić swojej przeszłości. Nikt nie powołał siebie do życia. „Jestem częścią - powiada Ulises - wszystkich, których spotkałem”. Człowiek przyjmuje tradycję, dziedzictwo, cechy wrodzone. Jest on ukształtowany przez to wszystko, co wytworzyli jego przodkowie. W doli i niedoli jest on takim, jakim uformowała go przeszłość. Niewidzialny obłok świadków nie tylko towarzyszy mu w życiu, lecz również żyje w nim. Człowiek nie może oderwać się od pnia, z którego wyrasta, ani od skały, z której został wyciosany.
2. Nie może odizolować się od teraźniejszości. Żyjemy w cywilizacji, która z każdym dniem coraz ciaśniej wiąże nas z sobą. Wszystko, cokolwiek człowiek czyni, ma wpływ na innych ludzi. Przez swoje zachowanie się potrafi on uszczęśliwiać i unieszczęśliwiać ludzi, ma niezwykłą moc czynienia ich dobrymi lub złymi. Każdy człowiek wywiera pewien wpływ, który decyduje o drodze życia jego bliźnich. Z postępowania każdego człowieka wynikają pewne konsekwencje, które w mniejszym czy większym stopniu mają wpływ na innych ludzi. Człowiek jest częścią wiązki życia i od wiązki tej nie potrafi się oddzielić.
3. Nie można uciec od swojej przyszłości. Człowiek przyjmuje i przekazuje życie. Przekazuje swoim dzieciom w dziedzictwo swoje życie fizyczne i duchowe. Człowiek nie jest jednostką samowystarczalną, jest on ogniwem większego łańcucha. Ktoś opowiadał o młodym człowieku, który po pewnym okresie beztroskiego życia zaczął studiować biologię. Pod mikroskopem obserwował pewne formy życia, które powstawały i znikały w krótkim okresie czasu. Młodzieniec wstał od mikroskopu. „Teraz widzę - powiedział - że jestem ogniwem łańcucha i dlatego nie będę już tym najsłabszym ogniwem”. Ciąży na nas wielka odpowiedzialność, ponieważ coś z siebie zostawiamy w tym świecie. Grzech nie byłby tak straszną rzeczą, gdyby wyniszczał tylko jednego człowieka. Nieszczęście każdego grzechu polega na tym, że coraz nowymi sposobami szerzymy zło w świecie.
Jeszcze trudniej jest człowiekowi uciec od Jezusa Chrystusa.
1. W życiu doczesnym Chrystus stale jest obecny. Nie potrzebujemy mówić o obecności Chrystusa w swoim życiu, fakt ten jest rzeczywistością. Całe nasze życie jest życiem przed Jego obliczem. Człowiek nie może uciec od zmartwychwstałego, zawsze obecnego Chrystusa, jak nie może uciec przed własnym cieniem. Nie ma takiego miejsca, gdzie można byłoby zostawić Chrystusa poza sobą i niczego nie da się uczynić w ukryciu.
2. Nawet śmierć nie może zachwiać naszej jedności z Chrystusem. W tym świecie żyjemy w niewidzialnej obecności Chrystusa, a w następnym zobaczymy Go takim, jakim On jest. Śmierć nie jest przepaścią nie do przebycia, jest to brama prowadząca do Chrystusa.
Żaden człowiek w tym świecie nie jest sam. Jest on z ludźmi i Chrystusem związany więzami, których czas ani wieczność nie są w stanie zerwać. Nie żyje więc on dla siebie, ani dla siebie nie umiera.
Groźba sądu (14,10-12)
Istnieje bardzo istotna przyczyna, z powodu której nie mamy prawa sądzić innych; przyczyną tą jest fakt, że każdy z nas jest człowiekiem podsądnym. Jako ludzie w swej istocie nie jesteśmy sędziami, lecz podsądnymi. Na dowód tego Paweł przytacza tekst z Iz 45,23. Każdy Żyd mógł zgodzić się z tym twierdzeniem. Powiedzenie rabiniczne mówiło: „Nie wyobrażaj sobie, że grób jest azylem; z konieczności bowiem zostałeś poczęty, z konieczności narodziłeś się, z konieczności żyjesz, z konieczności umierasz i z konieczności będziesz musiał rozliczyć się przed Królem królów, Świętym, niech będzie błogosławione Jego imię”. Jedyną osobą, która ma prawo do wydawania sądów o innych, jest Bóg. Najmniejsze prawo do tego ma człowiek, który wkrótce sam ma stanąć przed sędziowskim tronem Bożym.
Przed chwilą Paweł zastanawiał się nad niemożliwością izolacji życia. W jednej jedynej sytuacji człowiek jest naprawdę samotny; dzieje się to wtedy, gdy staje on przed sędziowskim tronem Boga. W dawnych czasach Republiki Rzymskiej, w rogu Forum, z dala od Kapitolu, stał trybunał, tron sędziowski, z którego Pretor Urbanus wymierzał sprawiedliwość. W czasach Pawła sprawiedliwość rzymska wymagała kilku tronów sędziowskich. Tak więc w wielkich bazylikach, wielkich portykach wokół Forum, urzędnicy miejscy wymierzali sprawiedliwość. Rzymianin dobrze wiedział, co to znaczy stanąć przed tronem sędziowskim. Dzieje się to z każdym człowiekiem; w takiej sytuacji musi on być zupełnie sam. W tym świecie czasem może on przypisywać sobie czyjeś zasługi. Młody człowiek mógł uniknąć kary i potępienia ze względu na swoich rodziców; mężowi okazywano miłosierdzie ze względu na jego żonę lub dziecko; na sądzie Bożym każdy musi stanąć sam. Czasem w czasie uroczystości pogrzebowych wielkiego człowieka jego trumna jest wystawiona na widok publiczny, na jej wieku kładzie się oznaczenia państwowe zmarłego, których jednak nie może on zabrać ze sobą. Nadzy przyszliśmy na ten świat i nadzy odchodzimy. Stajemy przed Bogiem w strasznej samotności naszych dusz; Bogu możemy przedstawić jedynie siebie i swój charakter, który jednak w ciągu całego życia kształtowaliśmy.
A jednak nie jest to cała prawda. Przed sądem Bożym nie stajemy samotnie, lecz razem z Jezusem Chrystusem. Nie potrzebujemy stawać przed Nim nago, gdyż zostaliśmy przyodziani zasługami Chrystusa. Colin Brooks, słynny pisarz i dziennikarz, napisał w jednej ze swoich książek: „Bóg może być bardziej uprzejmy, aniżeli sobie wyobrażamy. Jeżeli nie będzie mógł powiedzieć: Dobrze, sługo dobry i wierny, to przynajmniej w końcu powie: Nie przejmuj się, mój zły i niewierny sługo, tak ogólnie mówiąc to ja cię lubię”. Taki to dziwaczny pogląd może człowiek mieć na temat swojej wiary; chodzi tu jednak o coś jeszcze więcej. Nie chodzi tu bowiem o niechęć Boga wobec nas; chociaż jesteśmy grzesznikami. On kocha nas ze względu na Jezusa Chrystusa, naszego Pana. To prawda, musimy stanąć przed sędziowskim tronem Boga w nagiej samotności naszych dusz. Jeżeli jednak w doczesnym życiu przebywamy z Chrystusie, to razem z Nim będziemy umierali, a w chwili sądu On stanie przed Bogiem w obronie naszej sprawy.
Człowiek i sumienie jego bliźniego (14,13-16)
Wiele rzeczy stoicy uważali za adiafora, czyli obojętne. Same w sobie były one zupełnie neutralne, czyli ani dobre, ani złe. Stoicy powiadali, że wszystko zależy od tego, z której strony do danej sprawy podchodzimy. I tak rzeczywiście jest naprawdę. Człowiekowi studiującemu sztukę jakiś obraz może być dziełem sztuki; dla kogoś innego może on być zwykłym kiczem. Dla jednej grupy ludzi dyskusja może być rzeczą ciekawą, inspirującą do działania; komuś ta sama dyskusja może wydawać się herezją czy nawet bluźnierstwem. Jakieś działanie, rozrywka czy zabawa dla jednego są czymś niewinnym, a dla drugiego - rzeczą surowo zakazaną. Więcej, dla jednego pewne rozrywki są nieszkodliwe, a drugiego przyprawiają o upadek. Sama rzecz nie jest ani czysta ani nieczysta; jej wartość zależy od osoby, która ma z nią do czynienia.
Do tej sprawy Paweł zmierza. Pewne rzeczy człowiekowi o silnej wierze nie wyrządzają szkody, jeżeli jednak zobaczy go przy tym człowiek o węższym i bardziej ograniczonym poglądzie, jego sumienie może doznać szkody. A gdyby jeszcze namawiano go do tego samego rodzaju postępowania, mógłby się on poczuć znieważony i obrażony. Weźmy bardzo prosty przykład. Uczestnicząc w pewnej grze podwórkowej w niedzielę, ktoś może nie widzieć nic w tym złego, i może mieć rację; drugiemu zaś byłoby to wielkim wstrząsem, a gdyby jeszcze był zachęcany do wzięcia udziału w tej grze, mógłby być ciągle prześladowany poczuciem winy. Są pewne gry i rozrywki, które według zasad i przekonań jednego człowieka są dopuszczalne, gdy znowu inny bez zastanowienia zaliczy je do grzechów. Uczestnicząc w tego rodzaju rozrywkach człowiek ten stale miałby wyrzuty sumienia.
Rada Pawła jest bardzo prosta. Obowiązkiem chrześcijanina jest patrzeć na wszystko nie tylko od strony skutków na siebie samego, ale też i na innych ludzi. Paweł wcale nie mówi, by nasze postępowanie zawsze było regulowane poglądami, przekonaniami czy nawet przesądami innych ludzi; istnieją pewne zasady, od których nie możemy odstąpić. Jest jednak bardzo wiele rzeczy neutralnych, obojętnych, które same w sobie są ani złe ani dobre; pewne przyjemności i rozrywki, zwyczaje i przyzwyczajenia nie są obowiązujące, korzystamy z nich lub je praktykujemy według własnego uznania. Nie są one istotną częścią naszego życia i postępowania, są to po prostu pewne dodatki do życia. W przekonaniu Pawła nie mamy prawa, by tego rodzaju sprawami obrażać słabszego w wierze brata. Nie mamy prawa niepokoić i obrażać jego sumienia. Życie musi być kierowane zasadą miłości i jeżeli tak naprawdę jest, to więcej należy myśleć o swojej odpowiedzialności wobec innych aniżeli o swoich prawach do swawolnego postępowania. Nie mamy prawa niepokoić sumienia innego człowieka rzeczami nieistotnymi, Nigdy nie należy wykorzystywać chrześcijańskiej wolności, by przejechać się po uczuciach innego człowieka. Żadna przyjemność nie jest tak ważna, by mogła usprawiedliwić zgorszenie, smutek, a nawet upadek brata w wierze. Augustyn zwykle mawiał, że cała etyka chrześcijańska może być zsumowana w następującym powiedzeniu: „Kochaj Boga i czyń co chcesz”. W pewnym sensie jest to prawda, choć chrześcijaństwo nie składa się tylko z miłości ku Bogu, lecz też z miłowania bliźniego jak siebie samego.
Niebezpieczeństwo chrześcijańskiej wolności (14,17-20)
W zasadzie Paweł mówi tu o niebezpieczeństwie wynikającym z nadużycia chrześcijańskiej wolności i swobody. Szczególnie dla Żyda chrześcijańska wolność była rzeczą niebezpieczną. Jego całe dotychczasowe życie składało się z mnóstwa zakazów i nakazów. Jedne rzeczy były czyste, a drugie nieczyste. Mięso wielu zwierząt nie było zdatne do spożycia, musiał zachować wiele przepisów dotyczących czystości. Stając się chrześcijaninem Żyd ten mógł ze zdziwieniem zauważyć, że wszystkie jego dotychczasowe zwyczaje za jednym zamachem zostały obalone, chrześcijaństwo mógł uważać za nowo zdobytą wolność, przyzwalającą na postępowanie według własnego uznania. Trzeba jednak pamiętać, że chrześcijańska wolność musi dotrzymywać kroku chrześcijańskiemu miłosierdziu, że chrześcijańska wolność jest nierozerwalnie związana z miłością braterską.
Paweł przypomina swoim ludziom, że chrześcijaństwo, Królestwo Niebios, nie jest ani jedzeniem, ani piciem według własnego uznania. Składa się ono raczej z trzech wielkich rzeczy, które zasadniczo są pozbawione egoizmu. Pierwszą z nich jest sprawiedliwość, a sprawiedliwość to oddawanie ludziom i Bogu tego, co im się należy. Pierwszą rzeczą, jaka należy się od nas naszemu bliźniemu jest wyrozumiałość i szacunek; z chwilą, gdy staję się chrześcijaninem, uczucia innego człowieka stają się ważniejsze od moich własnych; chrześcijaństwo jest stawianiem innych na pierwszym miejscu, a siebie na ostatnim. Nie można oddawać człowiekowi tego, co mu się należy, a jednocześnie postępować według swoich upodobań. Drugą rzeczą jest pokój. W Nowym Testamencie pokój nie oznacza po prostu pozbycia się kłopotów, pokój nie jest czymś negatywnym, lecz wybitnie pozytywnym. Jest to wszystko, co służy najwyższemu dobru człowieka. Sami Żydzi myśleli o pokoju jako właściwych stosunkach międzyludzkich. Jeżeli będziemy twierdzić, że chrześcijańska wolność jest czynieniem tego, co nam się podoba, to przez to nigdy nie osiągniemy pokoju. Chrześcijaństwo dotyczy osobistej społeczności z człowiekiem i Bogiem. Nieskrępowana niczym swoboda chrześcijańska jest uwarunkowana zobowiązaniem zachowania poprawnych stosunków z naszymi bliźnimi. Trzecim elementem chrześcijaństwa jest radość. Chrześcijańska radość nigdy nie jest czymś samolubnym. Radujący się chrześcijanin nie dąży do uszczęśliwienia samego siebie, raczej stara się on uszczęśliwiać innych. Tak zwane szczęście, które przyprawia o smutek i zmartwienie innych, nie jest chrześcijańskim szczęściem. Jeżeli człowiek, w poszukiwaniu własnego szczęścia, rani serce i sumienie innego człowieka, to ostatecznym skutkiem tych poszukiwań będzie nie radość, lecz smutek. Chrześcijańska radość nie jest rzeczą indywidualną, lecz współzależną. Chrześcijańska wolność nigdy nie jest wolnością do lekceważenia czy wykorzystywania innych ludzi. Radość staje się udziałem chrześcijanina tylko wtedy, gdy kosztem własnych ograniczeń wnosi on radość do życia innych ludzi.
Stosując tę zasadę chrześcijanin staje się niewolnikiem Chrystusa. Na tym właśnie polega cała sprawa. Chrześcijańska wolność to postępowanie, które przede wszystkim podoba się Chrystusowi. Jesteśmy wolni nie od wykonania czegoś, lecz do powstrzymania się czegoś. Bez Chrystusa człowiek jest niewolnikiem swoich nałogów, przyzwyczajeń, pobłażania sobie. Właściwie nie czyni on tego, co mu się podoba. Raczej wykonuje on wolę tych skłonności i pożądliwości, które opanowały jego serce. Gdy do jego życia wstępuje moc Chrystusa, staje się on panem samego siebie i tylko wtedy jest naprawdę wolnym człowiekiem. Wtedy jesteśmy wolni, nie musimy już źle traktować innych i żyć według egoistycznych pobudek naszej ludzkiej natury, swobodnie możemy okazywać wobec wszystkich ludzi tę samą miłość, jaką okazał wobec nas Jezus.
Tak więc Paweł stawia chrześcijańskiej społeczności określony cel.
a) Jej celem jest pokój. Wszyscy członkowie tej społeczności powinni znajdować się we właściwych stosunkach ze sobą. Zbór, w którym szerzy się gniew i niezadowolenie, w którym dochodzi do kłótni i zadawania sobie krzywd, w którym następuje podział i rozerwanie, stracił wszelkie prawa do nazywania się zborem Chrystusowym. Nie jest on już częścią Królestwa Niebios, jest to raczej grupa zupełnie ziemska.
b) Celem tej społeczności jest wzajemne zbudowanie. Obraz Kościoła jako budynku występuje już w wielu tekstach Nowego Testamentu. Członkowie są kamieniami tej budowli. Wszystko, co rozluźnia materiały budowlane Kościoła jest przeciwne Bogu; wszystko co spaja i łączy ze sobą te materiały, pochodzi z Boga. Nieszczęściem jest to, że w wielu wypadkach rzeczy bardzo małe, drugorzędne naruszają pokój wśród braci; są to nieraz sprawy proceduralne lub dotyczące osobistych ambicji poszczególnych ludzi. Nowe czasy nastałyby w Kościele, gdybyśmy wszyscy uświadomili sobie, że nasze uprawnienia są mniej ważne od naszych obowiązków. W dziedzinie chrześcijańskiej wolności trzeba pamiętać o tym, by nie korzystać z niej samowolnie i przez to nie kaleczyć serc i sumień naszych bliźnich. Kościół jest społecznością ludzi, która w miłości okazuje względem siebie szacunek, inaczej nie jest to Kościół.
Szacunek względem słabszego brata (14,21-23)
Znowu Paweł mówi o tym, że jedna i ta sama rzecz może być dobra dla jednego człowieka, a jednocześnie doprowadzić do upadku drugiego. Rada Pawła jest bardzo praktyczna.
1. Najpierw udziela rady człowiekowi silnemu w wierze. Człowiek silny w wierze nie zwraca uwagi na rodzaj posiłku i napoju. Właściwie pojmuje on zasadę chrześcijańskiej wolności. Niech więc tę wolność zachowa między sobą a Bogiem. Skoro osiągnął taki poziom wiary, to Bóg zna jego sytuację. Ale to jeszcze nie powód do popisywania się swoją wolnością przed człowiekiem, który jeszcze nie osiągnął tego poziomu. Nieraz człowiek domaga się swoich uprawnień wynikających z tej wolności, a następnie, widząc konsekwencje swego postępowania, żałuje tego kroku. I tak ktoś może dojść do wniosku, że jego wolność chrześcijańska przyzwala mu na korzystanie z alkoholu, wybiegając naprzód wyobraźnią nie widzi w tym dla siebie żadnego niebezpieczeństwa. Ale załóżmy, że człowieka tego obserwuje młodzieniec, który następnie stara się go naśladować. Młodzieniec może być jednym z tych, dla których alkohol jest nieszczęściem, a jego najmniejsza dawka natychmiast wywołuje ujemne skutki. Czy człowiek starszy powinien korzystać ze swojej wolności, by przez swój własny przykład doprowadzić do ruiny młodszego przyjaciela? Czy raczej należałoby ograniczyć siebie wyłącznie ze względu na tego, który pragnie go naśladować? Świadome ograniczenie siebie ze względu na dobro innych na pewno jest rzeczą chrześcijańską. Jeżeli ktoś nie stosuje się do tej zasady, to w końcu przekona się, że to, co wydawało mu się tak niewinne i moralnie obojętne, doprowadzi do bankructwa kogoś innego. W każdej dziedzinie życia chrześcijanin stale musi na nowo oceniać pewne rzeczy biorąc pod uwagę ich wpływ nie tylko na siebie, lecz i na innych ludzi. Człowiek zawsze w jakimś sensie jest stróżem swego brata. Jest on odpowiedzialny nie tylko za siebie samego, ale i za wszystkich tych, z którymi ma do czynienia. „Jego przyjaźń wyrządziła mi szkodę” - powiedział Bruns o starszym człowieku, którego spotkał w Irvine w czasie, gdy uczył się sztuki czesania lnu. Niech Bóg broni, by ktoś powiedział to samo o nas; nie nadużywajmy więc swojej chrześcijańskiej wolności.
2. Następnie udziela rady człowiekowi słabemu w wierze, o niespokojnym sumieniu. Człowiek ten może nie usłuchać swego sumienia lub je uciszyć. Czasem może zrobić to, co wszyscy robią. Może tak postąpić, ponieważ nie chce stać po stronie mniejszości, nie chce wyróżniać się spośród innych. Może pójść za większością, aby się nie ośmieszyć i nie utracić popularności. Zdaniem Pawła, jeżeli ktokolwiek z tych powodów gwałci swoje sumienie, jest winny grzechu. Jeżeli ktoś w głębi duszy jest przekonany, że coś jest grzechem, jeżeli nie może wyzbyć się uczucia, że jest to zabronione, to rzecz ta jest dla niego grzechem. Neutralna rzecz staje się właściwą tylko wtedy, gdy wynika z wiary, z uzasadnionego przekonania, że jest rzeczą dobrą i godną naśladowania. Jedynym motywem jakiegokolwiek działania jest przekonanie, że jest to działanie słuszne. Gdy czynimy coś tylko formalnie, z obawy przed niepopularnością, by przypodobać się ludziom - działanie to jest niewłaściwe. Nikt nie jest stróżem sumienia innego człowieka; sumienie każdego z nas w sprawach drugorzędnych powinno decydować, co dla nas jest dobre, a co złe.
Cechy społeczności (15,1-6)
Paweł wciąż mówi o wzajemnej odpowiedzialności członków społeczności chrześcijańskiej, a szczególnie o odpowiedzialności za słabszego brata w wierze. Tekst ten jest wspaniałym podsumowaniem cech, które powinny charakteryzować chrześcijańską społeczność.
1. Chrześcijańska społeczność powinna wyróżniać się wzajemnym szacunkiem jej członków. Każdy z nich powinien myśleć nie o sobie, lecz o innym. Troska o innych nie może przerodzić się w łatwiznę, sentymentalizm, uleganie obcym wpływom. Zawsze musi ona mieć na uwadze dobro innej osoby, podbudowanie jej osobistej wiary. Troska ta nie jest tolerowaniem wynikającym z niedbalstwa czy lenistwa. Jest to raczej tolerancja zmierzająca do wytworzenia atmosfery miłości, która łatwiej pociąga człowieka do pełniejszej wiary niż ciągłe krytykowanie.
2. Społeczność chrześcijańska powinna studiować Pismo, z którego czerpie swoje natchnienie. Z tego punktu widzenia Pismo daje nam dwie rzeczy.
a) Pozwala nam przyjrzeć się kontaktom Boga z narodem. Są one świadectwem tego, że zawsze lepiej jest cierpieć i być w zgodzie z Bogiem niż być skłóconym z ludźmi i unikać cierpienia. Historia Izraela przy pomocy różnych wydarzeń przekonuje, że dobrzy są nagradzani, a źli odpowiednio karani. Pismo wyraźnie mówi, że Boża droga nie jest łatwa, ale jest to jedyna droga, której warto poświęcić doczesność i wieczność.
b) Udostępnia nam poznawanie wielkich obietnic Bożych. Aleksander Whyte w czasie swoich duszpasterskich odwiedzin, w każdym domu zwykle zostawiał tekst biblijny. Po zacytowaniu dodawał: „Włóżcie go sobie pod język i wchłaniajcie jak cukierek”. Obietnice te są obietnicami Boga, który zawsze dotrzymuje swego słowa. W ten sposób człowiek studiujący Pismo otrzymuje pociechę w smutku i posilenie w trudach codziennego życia.
3. Chrześcijańska społeczność powinna wyróżniać się hartem ducha. Jest to postawa serca względem życia. W Nowym Testamencie stale spotykamy słowo hypomene. Jest to coś więcej niż cierpliwość; to optymistyczne zaangażowanie w sprawy życia, to nie tylko akceptowanie pewnych rzeczy, lecz jednocześnie przemiana ich w środki prowadzące do chwały.
4. Cechą społeczności chrześcijańskiej powinna być nadzieja. Chrześcijanin zawsze jest realistą, nigdy pesymistą. Chrześcijańska nadzieja nie jest tanią nadzieją. Nie jest to nadzieja niedojrzała, nie widząca trudności i nie doświadczona przez życie. Ktoś może uważać, że nadzieja jest przywilejem ludzi młodych; wielcy artyści nie byli tego zdania. Na swoim obrazie „Nadzieja” Watt przedstawił ją w postaci zgarbionej i sponiewieranej życiem osoby, której pozostała jeszcze na lirze jedna struna. Chrześcijańska nadzieja jest nadzieją, która wszystko widziała i wszystko przeżyła, ale wciąż nie rozpacza, ponieważ wierzy w Boga. Nie jest to nadzieja na ducha ludzkiego, na ludzką dobroć, na ludzką wytrwałość, na ludzkie osiągnięcia. Chrześcijańska nadzieja jest nadzieją na moc Bożą.
5. Chrześcijańską społeczność powinna cechować zgoda. Jeżeli nie ma w niej zgody, to na nic będzie wystrój budynku kościelnego, wspaniale odprawione nabożeństwo i wysoka ofiarność zborowników. Zgodne współżycie jest istotą chrześcijańskiej społeczności. Nie chodzi tu o odmienność zdań na pewien temat czy istnienie podstaw do dyskusji, debaty; zasadniczo chodzi tu o to, by członkowie społeczności chrześcijańskiej uporali się z problemem wzajemnego współżycia. Muszą oni być głęboko przekonani o tym, że jednoczący ich Chrystus jest o wiele większy niż dzielące ich różnice.
6. Chrześcijańska społeczność powinna wielbić Boga. Czasem należałoby zapytać siebie, czy w mojej wypowiedzi akcent pada na narzekanie i niezadowolenie, czy też na pogodną wdzięczność. „Cóż mogę uczynić ja, stary kaleka - powiedział Epiktet - z wyjątkiem uwielbienia Boga?” Chrześcijanin powinien cieszyć się życiem, ponieważ cieszy się on Bogiem. Swoją tajemnicę poniesie ze sobą, ponieważ pewny jest tego, że Bóg we wszystkim współdziała ku dobremu.
7. W końcu wszystko polega na tym, że chrześcijańska społeczność czerpie swoje wzory, przykłady, natchnienie i moc od samego Jezusa Chrystusa. On nie starał się podobać samemu sobie. Przytoczony tekst pochodzi z Ps 69,10. Mówiąc o wzięciu na siebie słabości innych ludzi, Paweł używa tego samego słowa, które określa niesienie krzyża przez Chrystusa (bastazein). Gdy Pan chwały postanowił służyć innym zamiast dogadzać sobie, stał się On wzorem dla każdego, kto pragnie Go naśladować.
Przychylny zbór (15,7-13)
Po raz ostatni Paweł apeluje tu do wszystkich członków zboru, aby byli oni jednością, aby zarówno słabi jak i silni w wierze stali się jednym ciałem, aby Żyd i poganin żyli w jednej społeczności rodziny kościelnej. Może być wiele różnic, ale jest jeden Chrystus i jedno, obowiązujące nas wszystkich, posłuszeństwo Jego woli. Dzieło Chrystusa dotyczy zarówno Żyda, jak i poganina. Urodził się On jako Żyd, był poddany żydowskiemu zakonowi, przyszedł na świat jako członek tego narodu. Uczynił to po to, aby utrzymać w mocy wielkie obietnice dane praojcom tego narodu, i aby zbawienie najpierw zostało zaoferowane Żydom. Nie przyszedł jednak tylko do Żydów, ale i do pogan. Na dowód tego, że nie jest to jego heretycki pomysł, Paweł przytacza świadectwa Starego Testamentu; przykład nieco różniący się od naszego. I tak Paweł cytuje Ps 18,50; 5 Mjż 32,43; Ps 117,1; Iz 11,10. Teksty te są starożytną przepowiednią przyjęcia pogan do grona zbawionych przez wiarę. Skoro Chrystus przyszedł na świat, aby zbawić wszystkich ludzi, to zdaniem Pawła, Kościół i zbór musi przyjmować wszystkich ludzi bez względu na ich różnice. Chrystus przychylnie ustosunkowuje się do wszystkich i tak samo ma postępować Jego zbór.
Paweł znowu przechodzi tu do tematu chrześcijańskiej wiary. Zwróćmy uwagę na wielkie słowa jedno za drugim pojawiające się w tym tekście.
1. Pierwszym z nich jest nadzieja. W świetle własnych doświadczeń łatwo jest poddać się rozpaczy, stracić nadzieję. W biegu różnych wydarzeń łatwo jest utracić nadzieję co do polepszenia sytuacji czy ulec postawie rezygnacji, ponieważ ludzie ani świat nie zdążają ku poprawie. Ktoś opowiadał o nadzwyczajnym zebraniu członkowskim w pewnym zborze. Na początku była modlitwa przewodniczącego. Zwracał się on do Boga jako „Wszechmocnego, wiecznego Boga, którego łaska zaspokaja wszystkie nasze potrzeby”. Używał zwrotów, które często powtarzają się w modlitwie wszystkich ludzi. Po zakończeniu modlitwy przystąpiono do obrad, które tenże przewodniczący otworzył następującymi słowami: „Bracia, sytuacja w naszym zborze jest całkowicie beznadziejna i niczego już się nie da zrobić”. Albo jego modlitwa składała się z pustych i bezsensownych stwierdzeń, albo późniejsze stwierdzenie nie było prawdziwe. Ktoś już bardzo dawno temu powiedział, że nie ma beznadziejnej sytuacji; są jedynie ludzie, którzy stracili nadzieję na wyjście z tej sytuacji. W najtrudniejszym okresie wojny, zaraz po kapitulacji Francji, odbyło się posiedzenie gabinetu rządowego w Anglii. Winston Churchill, jako przewodniczący, w najciemniejszych kolorach scharakteryzował zaistniałą sytuację. Wielka Brytania dosłownie została sama. Gdy skończył swoje przemówienie, na sali zaległa cisza, na wielu twarzach rysowała się rozpacz, niektórzy decydowali się na rezygnację z walki. Churchill chwilę milczał, a następnie spojrzał na przygnębionych członków gabinetu. „Panowie - powiedział - sytuacja ta nie wydaje mi się beznadziejna”. W nadziei chrześcijańskiej jest coś, czego nikt nie potrafi zabić i żadne cienie nie są w stanie przysłonić - jest to przekonanie, że Bóg wciąż żyje. Żaden człowiek nie może znaleźć się w beznadziejnej sytuacji jak długo istnieje łaska Jezusa Chrystusa i żadna sytuacja nie jest beznadziejna jak długo istnieje moc Boża.
2. Drugim jest radość. Między przyjemnością i radością istnieje wielka różnica. Starożytni filozofowie wręcz twierdzili, że przyjemność jest w pełnym tego słowa znaczeniu złem. Antystenes nawet powiedział, że wolałby „raczej stracić rozum niż gonić za przyjemnościami”. Ich zdaniem przyjemność „jest krótką przerwą między dwoma okresami cierpienia”. Tęsknisz za czymś - jest to ból. Zdobywasz upragnioną rzecz, zaspokajasz swoją tęsknotę - jest to znieczulenie bólu. Za chwilę wszystko tracisz i ból wraca. W taki sposób działa przyjemność. Lecz chrześcijańska radość nie zależy od rzeczy zewnętrznych, jej źródło tkwi w samym człowieku, a nie w sytuacji, okolicznościach. Wynika ona ze świadomego stałego przebywania w obecności żywego Pana i pewności tego, że nic na świecie nie jest w stanie odłączyć nas od miłości Bożej w Nim.
3. Następnym jest pokój. Starożytni filozofowie dążyli do tak zwanej ataraxia, życia pozbawionego kłopotów. Nade wszystko pragnęli pogody ducha, która byłaby w stanie zabezpieczyć ich przed dokuczliwymi trudnościami doczesnego życia. Można byłoby powiedzieć, że dzisiaj ta pogoda ducha, łagodne usposobienie, jest wartością nieznaną. Sytuacę tę spowodowały dwie rzeczy.
a) Istnieje wewnętrzne napięcie. Ludzie są roztargnieni, ich życie jest rozrywane na części. Jak długo człowiek będzie prowadził wojnę domową, jak długo będzie znajdował się na polu bitwy, jak długo będzie osobistością rozdartą wewnętrznie, tak długo nie osiągnie spokoju wewnętrznego, pogody ducha, łagodnego usposobienia. Jedynym wyjściem z tej sytuacji jest oddanie się Chrystusowi. Gdy On obejmie nad nami władanie, napięcie wewnętrzne zniknie.
b) Drugą przeszkodą jest przejmowanie się zewnętrznymi rzeczami. Wielu z nas cierpi z powodu zmiennych sytuacji życia. H. G. Wells opowiada, jak to pewnego razu znalazł się na statku w porcie Nowy Jork. Nagle z mgły wynurzył się inny statek, zbliżający się na bardzo niebezpieczną odległość. Widząc to na własne oczy Wells przeżył potencjalną katastrofę. Trudno jest nie przejmować się, ponieważ człowiek jest takim stworzeniem, które stale przewiduje i obawia się. Jedynym rozwiązaniem tej sprawy jest przekonanie, że cokolwiek stanie się, Bóg nie dopuści, by Jego dziecko niepotrzebnie roniło łzy. Pewnych spraw możemy nie rozumieć, jeżeli jednak jesteśmy pewni miłości, to pogodnie przyjmujemy i te rzeczy, które ranią serce i niepokoją umysł.
4. I w końcu jest słowo moc. Tego ludzie najczęściej potrzebują. Nie chodzi o to, jak gdybyśmy nie wiedzieli, co jest słuszne, co jest dobre. Trudność polega na przyjęciu i zastosowaniu tej dobrej zasady. Nieraz trudno jest nam zastosować w praktycznym życiu „tajemniczego uroku naszych dobrych intencji”, jak powiada Wells. Sami nigdy nie potrafimy tego dokonać. Dopiero, gdy moc Chrystusa zrównoważy i opanuje słabość ludzką, będziemy w stanie właściwie pokierować własnym życiem. Sami nie jesteśmy w stanie niczego dokonać, ale z Bogiem wszystko jest możliwe do wykonania.
Słowa ujawniają człowieka (15,14-21)
Jest to jedno z najbardziej osobistych wynurzeń Pawła. Zbliżając się do końca Listu pragnie przygotować zbór rzymski na swoje odwiedziny. Czytając ten tekst zwróćmy uwagę na niektóre zasady ewangelizacyjne Pawła.
1. Paweł jest człowiekiem taktu. Nie robi wyrzutów ani nie dokucza braciom ze zboru w Rzymie, nie mówi do nich tonem nauczyciela, znawcy tematu. Właściwie, jak powiada, przypomina im tylko to, o czym już wiedzą; jest przekonany, że kwitnie wśród nich wzajemne usługiwanie i służba Panu. Pawła bardziej interesowało, czym człowiek może być, aniżeli czym on jest w tej chwili. Wyraźnie widział niedociągnięcia, umiejętnie korygował je, stale myśląc nie o przewrotności człowieka, lecz o jego chwalebnym powołaniu. Michał Anioł, przystępując do pracy nad ogromnym, bezkształtnym obeliskiem skalnym powiedział, że jego zamiarem jest uwolnienie uwięzionego w tym kamieniu anioła. Z bezkształtnego głazu wyciosywał anioła, którego widział oczami swojej wyobraźni. Podobnie postępował Paweł. Nie zamierzał obalać człowieka, nie krytykował, by sprawić mu ból. Przemawiał uczciwie i szczerze, zawsze starając się pomóc człowiekowi być takim, jakim powinien być.
2. Jedynym zaszczytem na jaki Paweł powoływał się, była służba Chrystusowi. Występuje tutaj wielkie słowo leitourgos. W starożytnej Grecji niektóre obowiązki państwowe nazywano liturgią (leitourgiai), które czasem były dobrowolną służbą społeczną na rzecz umiłowanego kraju. Istniało pięć rodzajów służby, podejmowanej przez patriotycznie nastawionych obywateli.
a) Pierwszą była choregia, czyli obowiązek wspierania chórów miejskich. Przedstawiając swoje do dziś znane sztuki teatralne, Euschylos, Sofokles i Eurypides potrzebowali chóru przeplatającego akcję sceniczną. W czasie wielkich uroczystości nieraz wystawiano do osiemnastu sztuk jednocześnie. Miłośnicy swego miasta organizowali i na własny koszt utrzymywali te chóry.
b) Drugi rodzaj służby to gimnasiarchia. Ateńczycy dzielili się na dziesięć szczepów. Wszyscy byli dobrymi sportowcami. W czasie wielkich uroczystości organizowano słynne biegi z pochodnią, w której uczestniczyli przedstawiciele każdego szczepu. Wygranie biegu z pochodnią było wielkim zaszczytem, dlatego bogaci mieszczanie na swój koszt dobierali i ćwiczyli zawodników swego szczepu.
c) Następnie bestiasis. Przy pewnych okazjach szczepy zgromadzały się na wspólny posiłek i wspólnie dzieliły się radością. Ludzie szczodrzy brali na siebie odpowiedzialność finansową za tego rodzaju spotkania.
d) Inną służbą była archeteoria. Czasem miasto Ateny wysyłało swego ambasadora do innego miasta lub pragnęło zasięgnąć wyroczni w Delfach. W takiej sytuacji należało wszystkiego skrupulatnie dopatrzyć, by miasto nie poniosło uszczerbku na honorze. Ludzie dbający o honor swego miasta dobrowolnie zaciągali się do tej służby.
e) Inną służbą była trierarchia. Ateńczycy posiadali w swoim czasie wielką flotę. Jedną z największych oznak patriotycznej postawy Ateńczyka było dobrowolne utrzymanie statku trójrzędowego czy wojennego w ciągu całego roku. Stąd właściwie wywodzi się słowo leitougos. Później, gdy uczucie patriotyzmu zaczęło przygasać, tego rodzaju służba przerodziła się w obowiązek. Potem słowem tym określano każdy rodzaj służby, a następnie odnosiło się ono wyłącznie do nabożeństwa i służby bogom w świątyni. Zawsze jednak oznaczało ono szczerą, dobrowolną służbę. Tak jak w dawnych czasach człowiek kładł cały swój dorobek na ołtarz służby miłosierdzia swemu umiłowanemu miastu, tak Paweł wszystko położył na ołtarz służby Chrystusowi i był dumny, że jest sługą swego Mistrza.
3. Paweł uważał siebie za instrument w rękach Chrystusa. Nie mówi o swoich osiągnięciach, lecz o tym, czego Chrystus dokonał przez niego. Nigdy nie powiedział: „Ja to zrobiłem”. Zawsze mówił: „Chrystus mnie do tego użył”. D. L. Moody przeżył zmianę w swoim życiu, gdy będąc na nabożeństwie usłyszał następujące słowa kaznodziei: „Gdyby tylko jeden człowiek całkowicie, zupełnie oddał się do dyspozycji Ducha Świętego, cały świat z podziwem oglądałby dzieło Boże”. Moody powiedział sobie: „Dlaczego ja nie mogę być takim człowiekiem?” I cały świat wie, czego Duch Boży dokonał w życiu i przez życie Moody'ego. Gdy człowiek przestaje myśleć o tym, czego sam może dokonać, a zaczyna myśleć czego Bóg może dokonać przez niego, wtedy dopiero zaczyna się coś dziać.
4. Paweł zawsze pragnął być pionierem. Gdy Livingstone dobrowolnie zaciągnął się do pracy misyjnej, został zapytany, dokąd zamierza udać się. „Gdziekolwiek - powiedział - byle naprzód”. Po przybyciu do Afryki niepokoiły go dymy, unoszące się nad tysiącami nieznanych nikomu wiosek. Pragnieniem Pawła było niesienie Dobrej Nowiny do tych, którzy nigdy o niej nie słyszeli. Wspominając o tym celu cytuje tekst Iz 52,15: „Tak wprawi w zdumienie liczne narody, królowie zamkną przed nim swoje usta, bo zobaczą to, czego im nie opowiadano, i zrozumieją to, czego nie słyszeli”.
Plany na dziś i na jutro (15,22-29)
Paweł ujawnia tu swoje plany dotyczące bliższej i dalszej przyszłości.
1. Jego dalszym zamiarem było odwiedzenie Hiszpanii. Dwie przyczyny skłaniały go do tego przedsięwzięcia. Po pierwsze, Hiszpania leży na zachodnim krańcu Europy. Właściwie był to kraniec cywilizowanego świata i dlatego Paweł pragnął głosić tam ewangelię. Pragnął głosić dobrą nowinę tam, gdzie nie była ona jeszcze znana.
2. W tym czasie Hiszpania przeżywała niezwykły rozwój. Niektórzy najwięksi Europejczycy byli Hiszpanami. Lukan, poeta epicki, Martial, mistrz epigramów, Kwintylian, największy nauczyciel retoryki tamtych czasów - byli Hiszpanami. A nade wszystko, Seneka, wielki filozof stoików, a potem stróż i premier Imperium Rzymskiego za Nerona, również był Hiszpanem. Możliwie Paweł powiadał sobie, że gdy tylko w imieniu Chrystusa postawi stopę na ziemi hiszpańskiej, zaczną się dziać wspaniałe rzeczy.
3. W tej chwili Paweł wyruszał do Jerozolimy. Realizował bardzo drogi swemu sercu zamiar. Wśród młodych zborów chrześcijańskich zorganizował zbiórkę darów materialnych na rzecz biednego zboru w Jerozolimie. Oczywiście, pomoc ta była bardzo na czasie. W takim mieście jak Jerozolima wielu ludzi zatrudniała świątynia i jej potrzeby bieżące. Wszyscy kapłani i administracja świątyni należała do saduceuszy, którzy byli śmiertelnymi wrogami Jezusa. Dlatego po nawróceniu na chrześcijaństwo wielu ludzi w Jerozolimie utraciło pracę i niezbędne do życia zarobki. Istniały przynajmniej trzy inne przyczyny, dla których Paweł tak chętnie podjął się dostarczenia tego daru do Jerozolimy.
a) Osobiście spłacał swój dług wobec braci. Gdy wysłano go na misję wśród pogan, przełożeni zboru prosili go, aby nie zapominał o biednych (Gal 2,10). Paweł chętnie przystał na to, a ponieważ był człowiekiem słownym, z radością realizował swoją obietnicę.
b) Nie było lepszego sposobu wykazania jedności Kościoła. Przez to samo młode zbory mogły przekonać się, że są one członkami wielkiego Kościoła na całym świecie. Wielka wartość udzielania innym polega na uświadomieniu sobie, że nie jesteśmy członkami małego zboru, lecz członkami wielkiego Kościoła.
c) Nie było lepszego sposobu zaangażowania chrześcijan do praktycznego działania. Łatwo jest mówić o chrześcijańskiej szczodrości, a oto nadarzyła się okazja, by słowa zamienić w czyn.
Tak więc Paweł jest na drodze do Jerozolimy i już planuje dalszą wyprawę do Hiszpanii. O ile wiemy nigdy tam nie dotarł, ponieważ w Jerozolimie został aresztowany, co ostatecznie doprowadziło do długoletniego uwięzienia i śmierci. Były to więc plany wielkiego pioniera, które nigdy nie zostały zrealizowane.
W obliczu niebezpieczeństwa (15,30-33)
W poprzednim tekście czytaliśmy o niezrealizowanych zamiarach Pawła odnośnie udania się do Hiszpanii. Jednak po przybyciu do Jerozolimy został tam aresztowany i cztery lata spędził w więzieniu, dwa w Cezarei i dwa w Rzymie. Tu znowu ukazuje się nam wielka osobowość Pawła.
1. Udając się do Jerozolimy Paweł wiedział, co robi. Wiedział o czekających go niebezpieczeństwach. Wiedział, że idzie do jaskini lwa i oddaje się w ręce ludzi, którzy go nienawidzili. Tak jak jego Mistrz (Łk 9,51) Paweł odważnie zmierzał w kierunku Jerozolimy. Największą odwagą jest iść tam, gdzie czekają nas niebezpieczeństwa. Taką odwagą wykazał się Jezus, a teraz znowu okazuje ją Paweł. Taką samą odwagę powinni przejawiać wszyscy naśladowcy Chrystusa.
2. Znajdując się w takiej sytuacji Paweł prosi chrześcijański zbór w Rzymie o modlitwy. Sama świadomość, że towarzyszą nam modlitwy naszych ukochanych, dodaje nam odwagi i wspiera w trudnościach. Bez względu na dzielące nas odległości i rodzaj oczekujących niebezpieczeństw, wszyscy możemy spotykać się u tronu łaski Bożej.
3. Odchodząc Paweł udziela im swego błogosławieństwa. Nic lepszego dać im nie mógł. Nie mając nic innego zawsze możemy naszych bliskich i drogich swojemu sercu przynosić do Boga w modlitwie.
4. Było to błogosławieństwo Boga pokoju. W obecności tego Boga wyruszał do Jerozolimy. Człowiek posiadający w swoim sercu pokój Boży może odważnie stawić czoła wszelkim trudnościom codziennego życia.
List polecający (16,1-2)
Gdy ktoś stara się o nową pracę, zwykle przedstawia swoje referencje lub świadectwo kogoś, kto dobrze zna jego osobę i umiejętności. Jeżeli ktoś przenosi się do całkiem nieznanego sobie miasta, zabiera ze sobą list od osoby, która zna ludzi w tym mieście. W starożytności tego rodzaju listy były powszechnie stosowane. Znano je jako sustatikai epistolai czyli listy polecające. Posiadamy wiele tego rodzaju listów pisanych na papirusie, odkrytych w piaskach pustyni egipskiej. Oto pewien człowiek imieniem Mystarion, egipski hodowca oliwek, wysyła swego sługę do Stotoetisa, arcykapłana, z takim oto listem polecającym.
Mystarion do Stotoetisa przesyła pozdrowienia. Przesyłam mego sługę Blastusa za rozwidlonymi podpórkami do swego ogrodu oliwnego. Mam nadzieję, że nie zatrzymasz go na długo, ponieważ stale go potrzebuję. Do Stotoetisa, arcykapłana na wyspie.
Jest to list polecający, który przedstawia Blastusa wysłanego do załatwienia określonej sprawy. Tak samo Paweł przedstawia zborowi rzymskiemu Febę.
Feba pochodziła z Kenchrei stanowiącej port Koryntu. Nazywa się ją diakonisą, choć kiedyś nie oznaczało to oficjalnego stanowiska w zborze. W chrześcijańskim Kościele praca niewiast zawsze była wysoko ceniona. Szczególnie wyraźnie widzimy to na przykładzie pierwotnego Kościoła. Pomoc przy chrzcie przez całkowite zanurzenie, jaki wtedy praktykowano, odwiedzanie chorych, rozdzielanie posiłków wśród biednych i inne prace w zborze wykonywały kobiety, które mimo to nie sprawowały oficjalnych urzędów.
Paweł prosi zbór rzymski o serdeczne przyjęcie Feby. Należy ją powitać tak, jak oddany Bogu lud zwykle wita się ze sobą. W rodzinie Chrystusowej nie ma ludzi obcych, chrześcijanie nie potrzebują formalnego przedstawienia się, ponieważ są oni synami i córkami jedynego Ojca i dlatego względem siebie są braćmi i siostrami. A jednak Kościół nie zawsze jest tak gościnną instytucją, jaką powinien być. Nieraz zbory, a czasem i organizacje kościelne przeradzają się w kliki, małe zamknięte społeczności, nie przejawiające żadnego zainteresowania nowymi ludźmi. Gdyby ktoś do nas przybywa - powiada Paweł - przywitajcie go tak, jak zwykle wita się ze sobą lud Boży. Rada ta jest wciąż aktualna.
Zbór w domu (16,3-4)
Nie ma chyba w Nowym Testamencie tak ciekawej pary ludzi jak Pryska i Akwila. Czasem Pryska nazywa się Pryscyllą, co jest zdrobniałą formą jej imienia. Zwróćmy uwagę na niektóre fakty ich życia.
Najpierw pojawiają się oni w Dz 18,2. Z tekstu tego dowiadujemy się, że najpierw mieszkali oni w Rzymie. W 52 roku cesarz Klaudiusz wydał edykt nakazujący Żydom opuszczenie Rzymu. Antysemityzm nie jest czymś nowym, w starożytności Żydzi również byli nienawidzeni przez wszystkich. Po opuszczeniu Rzymu Pryska i Akwila osiedlili się w Koryncie. Trudnili się szyciem namiotów i dlatego Paweł zatrzymał się w ich domu, ponieważ zajmował się tym samym rzemiosłem. Gdy Paweł z Koryntu przeniósł się do Efezu, Pryska i Akwila uczynili to samo (Dz 18,18). Tam wydarzyło się coś bardzo dla nich charakterystycznego. Do Efezu przybył wybitny kaznodzieja Apollos, który jednak nie był należycie utwierdzony w chrześcijańskiej wierze. Akwila i Pryska zapraszają więc go do swego domu, otaczają przyjaźnią i wyjaśniają podstawowe zasady wiary chrześcijańskiej (Dz 18,24-26). Od samego początku Pryska i Akwila byli ludźmi o otwartym sercu i gościnnym domu.
Gdy byli jeszcze w Efezie słyszymy o nich drugi raz. Pisząc z Efezu swój pierwszy list do Koryntian Paweł przekazuje pozdrowienia od Pryski i Akwili i zboru, który jest w ich domu (1 Kor 16,19). W tamtych czasach nie było jeszcze budynków kościelnych, dlatego dom Pryski i Akwili był miejscem spotykania grupy chrześcijan. Następnie znowu spotykamy ich w Rzymie. Edykt Klaudiusza przestał być obowiązujący i na pewno wielu Żydów, a wśród nich Pryska i Akwila, powróciło do swoich starych domów i starych zajęć. I znowu są oni tacy sami - znowu w ich domu odbywają się chrześcijańskie nabożeństwa. Po raz ostatni wspomina się o nich w Drugim Liście do Tymoteusza 4,19 - są oni znowu w Efezie. Pozdrowienia przesłane do tej pary chrześcijan są ostatnimi pozdrowieniami Pawła.
Pryska i Akwila prowadzili niemal koczowniczy tryb życia. Sam Akwila urodził się w Poncie, w Azji Mniejszej (Dz 18,2). Najpierw mieszkają w Rzymie, potem w Efezie, następnie w Koryncie, a potem znowu w Rzymie, a w końcu w Efezie. Gdziekolwiek jednak byli, ich dom stawał się ośrodkiem chrześcijańskiej społeczności. Każdy dom powinien być zborem, ponieważ zbór jest tam, gdzie mieszka Jezus. Z domu Pryski i Akwili promieniowała przyjaźń, społeczność i miłość. Znajdując się w obcym mieście czy kraju najcenniejszą rzeczą na świecie jest znalezienie domu, w którym można byłoby się zatrzymać. Tego rodzaju dom rozprasza samotność i chroni przed pokusą. Czasem wyobrażamy sobie, że dom powinien być miejscem zamkniętym, miejscem do którego można wejść, zamknąć za sobą drzwi i zupełnie odciąć się od świata. Domem jednak może też być pomieszczenie o otwartych drzwiach. Otwarte drzwi, otwarta ręka i otwarte serce są charakterystyczną cechą chrześcijańskiego życia.
Tyle wiemy o Prysce i Akwili, choć może ich życie było jeszcze bogatsze. Do dzisiejszego dnia w Rzymie stoi Kościół św. Pryski na Awentynie. Istnieje również cmentarz Pryscylli. Grzebano na nim członków starożytnej rodziny rzymskiej zwanej acylijską. Leżą tam szczątki Acyliusza Glabrio. Acyliusz Glabrio był konsulem rzymskim w 91 roku, co w ówczesnych czasach było najzaszczytniejszym tytułem. Najprawdopodobniej Acyliusz Glabrio umarł śmiercią męczeńską jako chrześcijanin. Był jednym z pierwszych wielkich Rzymian, którzy stali się chrześcijanami i cierpieli za swoją wiarę. W Imperium Rzymskim każdy wyzwoleniec stawał się członkiem wielkiej rodziny i jej nazwisko przyjmował jako swoje. W rodzinie Acyliusza najczęstszym imieniem żeńskim było Pryska. Imię Acyliusz często pisano jako Akwiliusz, co jest bardzo zbliżone do Akwila. Stajemy tu przed dwiema bardzo ciekawymi możliwościami.
1. Możliwie Pryska i Akwila poprzednio byli niewolnikami, a następnie po uzyskaniu wolności stali się członkami rodziny acylijskiej. Czy nie mogło być tak, że ci dwoje przynieśli chrześcijaństwo do tej rodziny, aż pewnego dnia jeden z jej dostojnych członków - sam konsul rzymski, Acyliusz Glabrio - stał się chrześcijaninem? Czy nie mogło chrześcijaństwo dotrzeć do najwyżej postawionej w Imperium Rzymskim osoby przez Pryskę i Akwilę, którzy pierwsi przynieśli nową wiarę do tej rodziny?
2. Istnieje jeszcze jedna możliwość. Na sześć nowotestamentowych tekstów wspominających o tym małżeństwie, w czterech Pryska występuje przed swoim mężem. Zwykle imię męża wymienia się na pierwszym miejscu. W tym jednak wypadku imię Pryski poprzedza imię jej męża. Możliwie sama Pryska nie była wyzwoleńcem, lecz wielką panią, z urodzenia członkiem rodziny acylijskiej. Może na nabożeństwie chrześcijańskim ta wielka pani, pochodząca z wysokich sfer Rzymianka, spotkała skromnego Żyda Akwilę, trudniącego się sporządzaniem namiotów; oboje zakochali się, a chrześcijaństwo usunęło wszelkie rasowe, społeczne i ekonomiczne przeszkody, ci dwoje, rzymska arystokratka i żydowski rzemieślnik na zawsze połączyli się w chrześcijańskiej miłości i chrześcijańskiej służbie.
Nie jesteśmy pewni, czy nasze domysły pokrywają się z prawdą, jesteśmy jednak przekonani, że w Koryncie, Efezie i Rzymie wielu ludzi zawdzięczało zbawienie swoich dusz Prysce i Akwili oraz ich domowi, w których odbywały się nabożeństwa chrześcijańskie.
Pochwała dla każdej osoby (16,5-11)
Każde z wymienionych wyżej imion ma swoją historię. Żadne z nich nie jest nam znane, choć wiele możemy się domyślać. W rozdziale tym występuje dwadzieścia cztery oddzielnych imion. Zwróćmy uwagę na dwie interesujące sprawy.
1. Z dwudziestu czterech wymienionych osób sześć są niewiastami. Dobrze o tym pamiętać, ponieważ wielu posądza Pawła o pomniejszanie roli niewiasty w Kościele. Jeżeli naprawdę chcemy poznać stosunek Pawła do niewiast w Kościele, powinniśmy czytać właśnie taki tekst jak ten, z którego słów przebija wielki szacunek do ich chrześcijańskiej służby.
2. Z dwudziestu czterech imion, trzynaście pojawia się w napisach czy dokumentach mających do czynienia z rodziną czy pałacem cesarskim w Rzymie. Wiele z tych imion było dosyć powszechne. W Liście do Filipian 4,22 Paweł wspomina o świętych z domu cesarskiego. Możliwie w większości byli to niewolnicy, jednak świadczy to o dosyć wczesnym przenikaniu chrześcijaństwa do pałacu i rodziny cesarskiej.
Andronikus i Junias stanowią ciekawą parę imion, ponieważ najprawdopodobniej Junias jest imieniem żeńskim. Oznaczałoby to, że w pierwotnym Kościele niewiasta była traktowana na równi z apostołem. Apostołami w szerszym znaczeniu byli ludzie, których Kościół wysyłał do zwiastowania ewangelii Jezusa. Andronik i Junia wcześniej stali się chrześcijanami od Pawła. Możliwie pochodzili z czasów Szczepana, byli bezpośrednim łącznikiem z prazborem w Jerozolimie.
Z imieniem Ampliatusa może być związana ciekawa historia. Jest to bardzo powszechne imię niewolnika. Obecnie na cmentarzu Domatilla, w najwcześniejszych katakumbach chrześcijańskich, znajduje się pięknie dekorowany grób z jednym imieniem Ampliatus. Zwykle obywatele rzymscy posiadali trzy imiona; jedno imię wskazywałoby więc na to, że Ampliatus był niewolnikiem; dekoracja jego grobu i artystycznie wykonane litery napisu wskazywałyby na wysoką funkcję tego człowieka w Kościele. Wynika z tego wyraźnie, że w pierwszych latach chrześcijaństwa pochodzenie społeczne nie odgrywało żadnej roli, ktoś mógł być niewolnikiem, a jednocześnie wielką osobistością w Kościele. Różnice społeczne przestały odgrywać rolę. Nie jesteśmy pewni czy Ampliatus Pawła jest tym Ampliatusem z cmentarza Domatilla, ale wszystko jest możliwe.
Dom Arystobula też mógłby mieć ciekawe dzieje. W Rzymie słowo dom nie oznaczało jedynie rodziny danego człowieka i jego krewnych, lecz również jego sług i niewolników. Przez długi czas mieszkał w Rzymie wnuk Heroda Wielkiego zwany Arystobulem. Arystobul zawsze występował jako osoba prywatna, gdyż nie odziedziczył żadnego majątku po Herodzie. Był bliskim przyjacielem cesarza Klaudiusza. Gdy umarł, jego słudzy i niewolnicy stali się własnością cesarza, chociaż nadal stanowili grupę zwaną jako domownicy Arystobula. Wyrażenie to mogło więc oznaczać żydowskich sług i niewolników, najpierw należących do Arystobula, wnuka Heroda, a następnie będących własnością cesarza. Wskazują na to imiona występujące przed i po tym wyrażeniu. Apelles może być zgrecyzowanym imieniem żydowskim Abel, zaś Herodion to imię dobrze pasujące do rodziny Heroda.
Dom Narcyza też może mieć ciekawą historię. Narcyz było imieniem powszechnym, ale najsłynniejszym Narcyzem był wyzwoleniec, a jednocześnie sekretarz Klaudiusza, który miał wielki wpływ na samego cesarza. Jego osobiste zasoby finansowe sięgały 10 milionów dolarów. Cała korespondencja kierowana do cesarza przechodziła przez jego ręce i on decydował, czy ma być przedłożona cesarzowi. Za przekazanie niektórych podań cesarzowi otrzymywał wielkie łapówki i stąd gromadziło się jego bogactwo. Gdy Klaudiusz został zamordowany, a na tron wstąpił Neron, Narcyz musiał popełnić samobójstwo, a cały jego majątek wraz z niewolnikami przeszedł na własność Nerona. Możliwie wspomniane tu imię należało właśnie do tego wyzwoleńca. Jeżeli Arystobulem był wnuk Heroda, a Narcyzem sekretarz Klaudiusza, to znaczy, że wielu niewolników na dworze cesarskim było już chrześcijanami. Drożdze chrześcijaństwa przenikły do najwyższych sfer Imperium.
Ukryte dzieje (16,12-16)
Niewątpliwie każde z tych imion posiadało swoją historię, chociaż tylko niektóre z nich możemy połączyć z określonymi faktami.
1. Przesyłając swoje pozdrowienia do Tryfeny i Tryfozy - które najprawdopodobniej były bliźniaczymi siostrami - Paweł mógł uśmiechać się, gdyż samo brzmienie tych imion jest zupełnym przeciwieństwem ich zajęcia. Trzy razy w rozdziale tym Paweł używa greckiego wyrazu na określenie pracy i trudu. Raz odnosi się to do Marii (wiersz 6), drugi do Tryfeny i Tryfozy, a trzeci do Persydy w naszym tekście. Użyty tutaj czasownik kopian oznacza trudzić się aż do całkowitego wyczerpania, wszystko poświęcić swojej pracy, pracować do kresu możliwości. Tak właśnie zwykle pracowały Tryfena i Tryfoza, chociaż ich imiona dosłownie znaczyły delikatna i wątła! Paweł powiadał więc: „Obydwie możecie nazywać się delikatna i wątła, a jednak swoją pracą dla Kościoła i Chrystusa przekreślacie znaczenie swoich imion”. Wyobraźmy sobie błysk w oczach Pawła i uśmiech na jego ustach, gdy dyktował to pozdrowienie.
2. Jedna z wielkich historii Nowego Testamentu kryje się również za imieniem Rufusa i jego matki, która była też matką Pawła. Rufus na pewno był osobą dobrze znaną zborowi rzymskiemu, do tego Paweł wiele zawdzięczał uprzejmości matki Rufusa. Kim był Rufus? Wróćmy do Mk 15,21. Czytamy tu o Szymonie Cyrenejczyku, którego zmuszono, by niósł krzyż Jezusa na Golgotę. Szymon ten jest nazwany ojcem Aleksandra i Rufusa. Jeżeli dany człowiek jest określany imionami swoich synów, to znaczy, że synowie są postaciami lepiej znanymi od swego ojca. Do którego zboru adresował Marek swoją Ewangelię? Na pewno do zboru w Rzymie gdzie Aleksander i Rufus byli dobrze znani. I znowu spotykamy się tu z Rufusem. Był on synem Szymona, który niósł krzyż Jezusa. Był to naprawdę ciężki dzień w życiu Szymona. Był on Żydem mieszkającym w Cyrenie, na północy Afryki. Przez dłuższy czas składał grosz do grosza, by móc uczestniczyć w Święcie Paschy w Jerozolimie. Gdy z sercem pełnym nadziei na wielkie przeżycia wkraczał do bramy miasta, nagle poczuł na ramieniu dotknięcie rzymskiej włóczni; zmuszono go do służby Rzymianom, pomagał nieść krzyż przestępcy. Jakże wielkim rozczarowaniem musiało napełnić się jego serce! Jakże wielkiego poniżenia doznał po tak dalekiej podróży z Cyreny! Przyszedł, by wziąć udział w chwalebnej uroczystości Paschy i oto wydarzyła się ta straszna rzecz! Może po zaniesieniu krzyża zamierzał szybko uciec z Góry Golgoty. Ale coś musiało się z nim stać. W drodze na Golgotę, idąca przy nim zmaltretowana postać musiała wzruszyć jego serce. Może stał i obserwował jak postać na krzyżu coraz bardziej pociągała go ku sobie. Spotkanie w drodze na Golgotę na zawsze zmieniło życie Szymona. Przyszedł na żydowską Paschę, a odszedł jako sługa Chrystusa. Wrócił do domu i do tej samej wiary przyprowadził swoją żonę i dwóch synów. Możemy snuć dalsze domysły w tej sprawie. To ludzie z Cypru i Cyreny po przybyciu do Antiochii pierwsi zaczęli zwiastować ewangelię poganom (Dz 11,20). Czy Szymon z Cyreny był jednym z nich? Czy towarzyszył mu Rufus? Czy to oni zrobili pierwszy krok w kierunku zaprezentowania wiary chrześcijańskiej całemu światu? Czy to oni pomogli Kościołowi zerwać więzy judaizmu? Czy my sami w pewnym sensie nie zawdzięczamy swojej chrześcijańskiej wiary niespodziewanemu wydarzeniu w życiu człowieka z Cyreny, którego zmuszono do niesienia krzyża na Golgotę? Gdy w Efezie powstał bunt, wzniecony przez czcicieli Diany Efeskiej, i gdy wzburzony tłum usiłował pochwycić i zlinczować Pawła, kto wtedy stanął odważnie w jego obronie? Człowiek zwany Aleksandrem (Dz 19,33). Czy był to drugi syn Szymona? Jeżeli chodzi o matkę obu braci, to na pewno okazała ona Pawłowi dużo pomocy, pociechy i miłości, czego po nawróceniu na chrześcijaństwo nie doznawał od własnej rodziny. Może jest to tylko nasz domysł, ponieważ imiona Aleksander i Rufus były dosyć powszechne; może jednak wszystko to było prawdą, a spotkanie w drodze na Golgotę spowodowało łańcuch wspaniałych wydarzeń.
3. Pozostaje jeszcze jedno ciekawe imię, które może mieć jeszcze ciekawszą historię - jest nim Nereusz. W 95 roku pewne wydarzenie wstrząsnęło całym Rzymem. Oto dwaj najwybitniejsi obywatele rzymscy zostali skazani za przynależność do chrześcijaństwa. Byli to mąż i jego żona. Mąż nazywał się Flawiusz Klemens, konsul rzymski. Jego żona, pochodząca z rodu królewskiego, nazywała się Domatilla. Była ona wnuczką Wespazjana, poprzedniego cesarza i bratanicą Domicjana, panującego cesarza. Dwaj synowie Flawiusza Klemensa i Domatilli zostali wyznaczeni następcami Domicjana na tronie cesarskim. Flawiusza skazano na śmierć, a Domatillę na wygnanie. Przebywała ona na wyspie Pontia, gdzie później Paula oglądała pieczarę, w której znosiła długoletnie męczarnie z powodu Chrystusa. Szambelanem Flawiusza i Domatilli był Nereusz. Może Nereusz jako niewolnik miał coś wspólnego z nawróceniem na chrześcijaństwo Flawiusza Klemensa, ekskonsula, i księżny Domatilli? Znowu może to być tylko nasz domysł, ponieważ imię to jest dosyć powszechne, chociaż nasze przypuszczenia mogą też być słuszne. Do historii tej należy dodać jeszcze inny ciekawy fakt. Flawiusz Klemens był synem Flawiusza Sabinusa, prefekta miasta za czasów Nerona, który oskarżając chrześcijan o podpalenie Rzymu w 64 roku sadystycznie znęcał się nad nimi. Jako prefekt miasta Flawiusz Sabinus musiał przewodzić temu prześladowaniu. Neron nakazywał, by chrześcijan oblewano smołą i jako żywe pochodnie zapalano w jego ogrodzie, by zaszywano ich w skóry dzikich zwierząt i rzucano na pożarcie myśliwskim psom, by na statkach zatapiano ich w rzece Tybr. Może trzydzieści lat przed swoją śmiercią za Chrystusa młody Flawiusz Klemens przyglądał się bohaterstwu męczenników i dziwił się, co dopomaga im umierać w ten sposób?
Pięć wierszy imion i pozdrowień, które poruszają nasze serca i otwierają przed nami tragedię i piękno tamtych czasów!
Ostatni apel miłości (16,17-20)
Paweł miał trudności z zakończeniem tego Listu. Przekazał już swoje pozdrowienia, a teraz jeszcze raz apeluje do chrześcijan w Rzymie, by unikali złych wpływów. Paweł zwraca uwagę na dwie cechy ludzi, którzy szkodzą Kościołowi i chrześcijańskiej społeczności.
1. Są to ludzie wzbudzający niezgodę wśród braci. Należy do nich każdy, kto narusza chrześcijańską atmosferę w zborze. Pewien kaznodzieja po zakończonym nabożeństwie zbliżył się do człowieka, który niedawno przybył z innego miasta. Nowo przybyły nie wykazywał wiele miłości ku Chrystusowi. Zwracając się do kaznodziei zapytał, czy zna wymieniony po imieniu zbór. „Ależ tak - odpowiedział kaznodzieja - dobrze znam ten zbór”. „Ba - powiedział z pewną ulgą przybyły - ja go rozsadziłem od wewnątrz!” Niektórzy po prostu są dumni z tego, że udało im się zasiać nasienie nieporozumienia, sporu i rozerwania. Człowiek zakłócający spokój i siejący nieporozumienia wśród braci pewnego dnia odpowie za to przed tym, który jest Królem i Głową Kościoła.
2. Ludzie ci są przeszkodą na drodze życia innych, sama ich obecność utrudnia praktykowanie wiary chrześcijańskiej. Człowiek, który własnym postępowaniem daje zły przykład, którego wpływ staje się raczej pułapką i który świadomie zniekształca chrześcijańską naukę, we właściwym czasie zostanie ukarany. Będzie to surowy wyrok, ponieważ Jezus bardzo nieprzychylnie ustosunkowuje się do wszystkich tych, którzy gorszą jedno z Jego maluczkich.
W tekście tym występują dwa ciekawe słowa. Pierwsze z nich zostało przetłumaczone jako piękne słowa (chrestologia), obłudne przymilanie się. Słowem chrestologos Gracy nazywali człowieka, który dobrze mówi, ale źle czyni. Człowiek ten pod płaszczykiem pobożności i religijnego słownictwa wywiera zły wpływ na otoczenie, prowadzi na bezdroża. Czyni to nie przez bezpośredni atak, lecz subtelne podkopywanie wiary. Pretendując do służby Chrystusowi w rzeczywistości niszczy on wiarę chrześcijańską. Drugie słowo zostało przetłumaczone jako czyści, nieskazitelni wobec zła. Słowo akeraios odnosi się do metalu, który nie wykazuje cech stopu oraz do wina i mleka, które nie są rozcieńczone wodą. Określa ono coś absolutnie czystego, pozbawionego jakichkolwiek domieszek czy zepsucia. Chrześcijanin powinien być człowiekiem, wobec którego nie ma żadnych zastrzeżeń i wątpliwości.
Jeszcze na jedną rzecz zwróćmy uwagę w naszym tekście - wewnętrzne kłopoty zboru rzymskiego nie wyszły jeszcze na powierzchnię życia. Paweł jest przekonany, iż zbór ten da sobie z nimi radę. Był jednak mądrym duszpasterzem, który uważa, że zapobieganie jest ważniejsze od leczenia. Czasem w zborze czy w Kościele rozwija się niewłaściwa sytuacja tylko dlatego, że nie ma odważnych, którzy by się jej przeciwstawili. We właściwym czasie łatwiej jest ugasić iskrę, niż nieco później pożar lasu. Paweł umiał wcześniej zapobiegać pewnym sytuacjom.
Tekst kończy się bardzo dwuznaczną uwagą. Mianowicie Paweł powiada, że Bóg pokoju wkrótce obali i zetrze szatana, moc zła. Pokój Boży jest pokojem działania, podboju i zwycięstwa. Istnieje i taki pokój, który wynika z rezygnacji, unikania jednoznacznych decyzji, przymykania oczu na pewne sprawy, pokój będący skutkiem letargicznej bezczynności i unikania wszelkiego działania. Chrześcijanin powinien pamiętać, że pokój Boży nie jest skutkiem poddania się światu, lecz zwycięstwa nad światem.
Pozdrowienia (16,21-24)
Chciałoby się dokładniej zidentyfikować grupę przyjaciół, którzy wraz z Pawłem przekazują swoje pozdrowienia. Tymoteusz jest prawą ręką Pawła, uważany przez niego za następcę, gdyż nikt inny tak dobrze nie znał intencji apostoła pogan (Flp 2,19-20). Lucjusz może być Lucjuszem z Cyreny, jeden z proroków i nauczycieli w Antiochii, którzy jako pierwsi wysłali Pawła i Barnabę w podróż misyjną (Dz 13,1). Jazon może być tym z Tesaloniki, który udzielił dla Pawła gościny, a następnie z tego powodu ucierpiał ze strony tłumu miejskiego (Dz 17,5-9). Sozypater może był tym Sopaterem z Berei, który wraz z Pawłem dostarczył zborowi w Jerozolimie zebraną kolektę (Dz 20,4). A Gajus może być tym, którego Paweł osobiście ochrzcił w Koryncie (1 Kor 1,14).
Pierwszy i jedyny raz spotykamy imię sekretarza, który pod dyktando Pawła pisał ten List i między wierszami wstawił pozdrowienie od siebie. Żaden wielki człowiek niczego nie może dokonać bez skromnych pomocników. Inni sekretarze Pawła pozostają nieznani i dlatego Tercjusz reprezentuje tu wszystkich, którzy pisali dla Pawła.
I znowu ciekawą rzeczą są tu krótkie, jednozdaniowe charakterystyki ludzi. Może nie było więcej miejsca, więc dosłownie kilkoma wyrazami Paweł charakteryzuje swoich współpracowników. Znajdujemy tu dwa wielkie podsumowania. Gajus jest człowiekiem gościnnym, a Kwartus po prostu bratem. Na pewno ciekawą historię miał za sobą człowiek prowadzący otwarty dom i człowiek posiadający braterskie serce. Kiedyś i nas ludzie podsumują w jednym zdaniu. Jakie będzie to zdanie?
Na końcu chwała (16,25-27)
List do Rzymian kończy się doksologią, która jest streszczeniem ewangelii. Brzmią tutaj tony ewangelii, którą Paweł głosił i kochał.
1. Jest to ewangelia utwierdzająca ludzi. „Synu człowieczy - powiada Bóg do Ezechiela - stań na nogi, a będę z tobą rozmawiał” (Ez 2,1). Ewangelia jest mocą, która pozwala człowiekowi odważnie przeciwstawiać się uderzeniom ze strony świata i podstępom pokusy. Pewien dziennikarz wspomina o wielkim incydencie w czasie wojny domowej w Hiszpanii. Mała grupka ludzi otoczona przez przeważające siły wroga, oczekiwała na swój koniec. Niektórzy byli za poddaniem się i ocaleniem swego życia, inni natomiast pragnęli walczyć do końca. Aż w końcu pewna dzielna dusza oświadczyła: „Lepiej umrzeć na stojąco niż żyć na kolanach”. Życie może być trudne, czasem codzienne kłopoty mogą powalić człowieka na kolana. Życie może być niebezpieczne, czasem człowiek może upaść na śliskiej ścieżce pokusy. Ewangelia jest mocą Bożą ku zbawieniu, jest to moc ochraniająca człowieka, pozwalająca mu na spotkanie trudności z podniesionym czołem wtedy, gdy wszystko wydaje się najbardziej beznadziejne.
2. Była to ewangelia głoszona przez Pawła, a oferowana przez Jezusa Chrystusa. To znaczy źródłem ewangelii jest Chrystus, ale jest ona przekazywana przez ludzi. Bez Chrystusa nie byłoby ewangelii, ale bez przekazujących ją ludzi nikt o niej nie usłyszałby. Zadaniem chrześcijanina jest mocne oparcie się na Chrystusie i przyprowadzenie do Niego innych ludzi. Gdy Jezus spotkał się z Andrzejem, ewangelista Jan powiada o nim: „Znalazł on najpierw swego brata Szymona i rzekł do niego: Znaleźliśmy Mesjasza” (J 1,40-41). Jest to chrześcijański przywilej i obowiązek. Chrześcijańskim przywilejem jest przyjęcie dobrej nowiny dla siebie, zaś chrześcijańskim obowiązkiem jest przekazywanie jej innym. Istnieje piękne opowiadanie o tym, jak Jezus po zmartwychwstaniu wrócił do chwały, zachowując na swoim ciele znaki swoich cierpień. Jeden z aniołów zapytał Go: „Musiałeś tam na dole przejść przez wielkie cierpienia”. „Tak - odpowiedział Jezus - przeszedłem przez nie”. „Czy wszyscy ludzie wiedzą już, czego dla nich dokonałeś?” - pyta anioł. „Nie - powiedział Jezus - jeszcze nie. Wie o tym tylko kilku Palestyńczyków”. „A co zrobiłeś, aby wszyscy się o tym dowiedzieli?” - dopytywał się anioł. „Prosiłem Piotra, Jakuba i Jana - mówił Jezus - aby całkowicie poświęcili się opowiadaniu o tym, a następni innym i tak dalej, aż w końcu usłyszy o tym cały świat”. Anioł spojrzał z powątpiewaniem, ponieważ wiedział, jak niedoskonałymi stworzeniami są ludzie. „Tak - powiedział - a co, jeżeli Piotr, Jakub i Jan zapomną o tym? Jeżeli zmęczą się opowiadaniem o tym? A co, jeżeli gdzieś hen w dwudziestym wieku ludzie przestaną opowiadać o Twojej miłości ku nim? Co wtedy? Czy jakoś zabezpieczyłeś się przed tym?” Po chwili Jezus powiedział: „Nie mam innych planów. Ja liczę na swoich ludzi”. Jezus umarł, by dać nam ewangelię, a teraz liczy, że przekażemy ją wszystkim ludziom.
3. Ewangelia jest podsumowaniem historii. Była ona od samego początku, ale z przyjściem Chrystusa została objawiona światu. Przyjście Jezusa było czymś wyjątkowym. Z Jego przyjściem do ograniczonego czasu wkroczyła wieczność. Z Jego przyjściem na ziemi pojawił się Bóg. Do wydarzenia tego zmierzała cała historia ludzka; jest to wydarzenie, z którego wynikają wszystkie inne fakty. Po przyjściu Chrystusa świat nigdy nie może być taki sam. Zdarzyło się coś, czego nie można lekceważyć. Przyjście Chrystusa było centralnym wydarzeniem historii i dlatego ludzie liczą czas do Chrystusa i po Chrystusie. Z jego przyjściem życie i świat uzyskały nowy początek.
4. Ewangelia jest skierowana do wszystkich ludzi i zawsze za taką była uważana. Nie była ona przeznaczona dla Żydów, jej wyjście do pogan nie było czymś przypadkowym, drugorzędnym. Prorocy, może nie wiedząc dokładnie o czym mówią, przepowiadali nadejście czasów, gdy wszystkie narody poznają Boga. Czasy te jeszcze nie nadeszły, ale mimo to pewnego dnia znajomość woli Bożej napełni ziemię jak wody napełniają morza, a przywilejem człowieka jest uczestniczenie w realizacji tego zamiaru Bożego.
5. Celem tej ewangelii jest takie ukształtowanie świata, by Bóg był w nim Królem. Posłuszeństwo świata nie opiera się jednak na poddaniu żelaznym zasadom i złamaniu opozycji; jest to posłuszeństwo oparte na wierze, na pełnej ufności, całkowitym zaufaniu. Tego rodzaju poddanie jest skutkiem miłości. Posłuszeństwo to pochodzi z serca, które nie może postąpić inaczej wobec tak wielkiej miłości. Według Pawła chrześcijanin nie jest człowiekiem, który poddaje się wobec nieuchronnej mocy. Jest to raczej człowiek, który zakochał się w Bogu kochającym ludzi i którego pełnia miłości została wyrażona w Jezusie Chrystusie.
I tak długa dyskusja w Liście do Rzymian kończy się pieśnią chwały.
SPIS TREŚCI
WPROWADZENIE
123
176